Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-05-2008, 21:16   #671
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
- Hurra, hurra, hurra! – Kejsi z wesołym piskiem wyskoczyła kilka metrów w górę, wywijając powietrzne piruety. – Jestem sobą, koniec z drzewem, koniec, koniec! Mogę chodzić, mogę mówić, mogę tańczyć, biegać, biegać, biegać!
Biegała wokół Waldorffa, chichocząc głośno.
- Barbak! – wesoło wskoczyła orkowi na barana. – Twoje symbole, twoje tatuaże, świecą, świeca, świecą! Widziałeś Lavendera?
Zeskoczyła i kilka razy okrążyła Raygiego.
- Jesteś, cieszę się, że jesteś!
Nie chciała wspominać o jego dziwnej ręce.

Kejsi cieszyła się, że są znowu wszyscy razem. Stanowili udaną drużynę. Mieli różne poglądy i różne plany wyznawali różne żywioły i różne siły wyższe, ale przecież tyle razem osiągnęli, tyle, tyle! Może poza Zakalcem. Kejsi mina zrzedła na widok Zakalca, ale nie wchodziła jej w drogę. Zjawia się na gotowe. Pewnie uwodziła biednego Thomasa. Biedny Thomas, wpadł w sidła demonów! Między młotem a kowadłem, między Astarothem a Zakalcem!

Kiedy niebo zrobiło się fioletowe Kejsi nastroszyła się i przykucnęła między Barbakiem a Waldorffem.
- Znowu!? - jęknęła. - Przecież przed chwilą Rith zginął, miał zginąć! Mówiłam, mówiłam!

Oczywiście, wszystko było winą tych fioletowych kulfonów, zakalców, kleksów po soku z czereśni, bakłażanów! Astaroth wcale nie zabił Ritha, zrobił z niego cień! To wszystko było jego grą, grą demonów, te wizje, obietnice, uśmieszki Veriona obiecanki cacanki. Zrobili to aby tamten świat uległ zagładzie! Zaś Rith nadal tu jest!

Kejsi nie zamierzała się poddawać.
- Almankh nie jest opętana w tym świecie, i przyjdzie nam z pomocą, czekajcie wy, fioletowe farfocle, przyjdzie, przyjdzie, przyjdzie! - ogłosiła bojowo fioletowemu niebu. - Nie boimy się was! Możecie nas ścigać, tępić, ale Biel nigdy nie wygasa, Światło nigdy nie gaśnie! Nie poddamy się!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 05-05-2008, 23:56   #672
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Tev wisiał sobie spokojnie, patrząc na przebieg walki. Kiedy Ravist zamierzał wkroczyć? Tego Tygrys nie wiedział, jednakże miał nadzieję, że nie długo, bo inaczej on będzie musiał zająć się uporczywym Demonem.
Niebo stało się idealnie czarne. Ładny kolor. Ravist i Tev zawsze tak uważali. W końcu byli jednym, więc musieli być do siebie bardzo podobni.

Tymczasem Astaroth wytworzył, jak Tev się domyślił, iluzję jakiejś Demonicy, ale to nie powstrzymało Lidraela, a przynajmniej nie zdążyło go powstrzymać. Na miejscu Astarotha, jeżeli by już miał użyć iluzji, to postawiłby ją przed sobą. Wtedy na pewno Lidrael by się zatrzymał.
Pazury Demona rozorały tors jego towarzysza. Zdecydowanie nie było dobrze, więc Tev postanowił wejść do akcji. Niewidzialny ruszył w stronę Demona, który był całkowicie zaabsorbowany przez iluzję.

~Zaczekaj-mruknął Ravist, patrząc na sporą rozmiarem, białą kilkę, widzącą tuż nad biurkiem. Kula powiększała się w znacznym tempie.
~Na co mam czekać? Astaroth leży i krwawi, a ty mi mówisz zaczekaj?!
~Chcę być pewny, że Lidrael od razu padnie martwy albo raczej ulotni się fioletową mgiełką-rzekł spokojnie Półelf.
~To się pospiesz, bo zaraz spadnie czyjaś głowa-warknął Tev, czekając.

Tymczasem Tygrys zatrzymał się w pół drogi, czekając.
~Teraz patrz-uśmiechnął się Ravist, który wysłał całą Biel do wnętrza Demona.
Nagle Lidrael zaczął zwijać się z bólu, co było bardzo przyjemnym widokiem. Niestety ten skończył się szybko, ponieważ Demon wyparował fioletową mgiełką.
Tev z powrotem stał się widzialny i materialny, po czym podszedł do Astarotha.
-Chyba czasami przydaje się pomoc Rakszasy-rzekł, widząc Demona leżącego na piaskach, po czym wyszczerzył się do Barbaka, który właśnie przyszedł.

Nagle pojawił się na piaskach pustyni. Jednak wrócili, czyli imiona zostały zniszczone. Wrócili i to w pełnym składzie. Był Thomas, Kejsi, Ray'gi, Charlotte oraz ci, których widział przed chwilą. W tym Barbak, co było dosyć dziwne, ale nie uskarżał się. Zdążył polubić tego Orka.
Za chwilę pojawił się również Astaroth z Żywym Ogniem i Wiatrem Lodu, a także chimerką, która wylądowała mu na ramieniu.
Nagle niebo zrobiło się fioletowe, zaś Kejsi zaczęła szaleć, wygłaszając teorie o zdradzie Astarotha. Co jak co, ale tego by się u niego spodziewał na ostatnim miejscu.
Teraz Ravist podszedł do Kejsi.
-Jesteś żywiołową, młodą chimerą i do tego bardzo skoczną oraz trochę gadatliwą. Jak byłaś drzewem, nie byłaś sobą, bo nie mogłaś skakać cieszyć się tak jak teraz. Nie mogłaś nawet mówić. Tak samo jest z Rithem. On istnieje, ale ma teraz o wiele gorzej niż ty, kiedy byłaś drzewem.
Zaś to, czy Almanakh jest opętana, nic mnie nie obchodzi. Może być jaka sobie tylko podoba, a mnie to nie rusza
-rzekł do niej, po czym popatrzył mieszanym wzrokiem na Waldorffa i podszedł do niego.
-Zabij więc swojego Demona i wracaj do poprzedniej postaci. Do postaci Kapłana, którego zacząłem szanować jako jednego z nielicznych. Zacząłem cię szanować ja i Tev. Nie zmarnuj tego.
Teraz jednak musisz zadać sobie pytanie kim jesteś. Krasnoludem czy Kapłanem. Kapłan nie może być Zabójcą, chyba że chodzi o kapłanów czerni. Tak, wiem coś o nich. Wydaje mi się, że twoi Bogowie są Bogami dobra i Bieli. Zastanów się czy ważniejsze jest dla ciebie, jako wierzącego, życie doczesne, czy życie po śmierci? Dla mnie ważniejsze jest doczesne, gdyż po śmierci nie ma niczego, zaś dla ciebie jako kapłana powinno być priorytetem dostanie się do Moradine'a. Wydaje mi się również, że twoi Bogowie są Bogami łaskawymi i przebaczającymi szczególnie swoim wiernym sługom, jakimi są Kapłani. Czy nie wystarczy ci wybaczenie twojego Boga?
Czy to życie ma dla ciebie aż takie znaczenie, że wolisz narazić się Bogom? Zastanów się nad tym
-rzekł Ravist. Stwierdził, że musi porozmawiać z Krasnoludem jak najszybciej, zanim całkowicie straci do niego szacunek.
Tymczasem podążał razem z Kapłanem.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 06-05-2008, 11:26   #673
 
Panda's Avatar
 
Reputacja: 1 Panda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cały plan Anioła powiódł się... Rith nie spodziewał się tego, że na raz zaatakują go cztery osoby, że jedna poświęci swe, jak pewnie mu się wydawało, życie by go zgładzić, że poświęci coś, czego i on bał by się poświęcić...
Archer ze skoku wbił mu dwa norze w okolice obojczyków. Krew siknęła zalewając twarz chłopaka, który uśmiechał się wrednie do zszokowanego demona. W tym samym momencie za Rith'em pojawił się Thomas, który wystrzelił w niego ciekawy pocisk. Pochwa, a raczej cześć laski, która pełniła tą role, przebiła cielesną powłokę Demona przebijając też Archer'a, który z uśmiechem na twarzy przez moment jeszcze trzymał zdziwionego Demona w ryzach. W tym momencie po prawej stronie Samozwańczego Pana Mgieł pojawił się Kerom zadając pchnięcie w brzuch demona. Wielkie ostrze dwuręcznego miecza weszło do połowy w jestestwo przeciwnika a ten aż jęknął z bólu. W tym momencie Archer wyparował a Jacob wykonał cięcie swym mieczem wzdłuż lewej ręki oponenta sprawiając, że wszystko dookoła było zachlapane posoką Rith'a.
Archanioły odskoczyły lecz Thomas nie miał tego szczęścia. Rith, pewnie dzięki mocy amuletu, był o wiele szybszy i już po chwili pojawił się obok Anioła z bronią Tev'a. Demon wykonał dwa cięcia tak szybkie, że zmysły Anioła ledwo je zarejestrowały lecz zbyt wolno. W ułamku sekundy Rith odciął jego skrzydła... Skrzydła, o które walczył tak długo, o które starał się przez całe swe życie...
Wściekły ryk Anioła rozdarł powietrze. Thomas wstał z klęczek, chwycił pewniej Żywy Ogień i ruszył na Rith'a z gniewem w oczach. Gniew i żądza zemsty nie jest odpowiednim doradcą. Anioł odsłonił się biorąc potężny zamach co wykorzystał Demon tnąc swymi pazurami przez klatkę Upadłego.
Thomas zobaczył czerń... Nie czół bólu w klatce, nie czół bólu w kikutach po skrzydłach. Nie czół nawet upadku... Umarł.
Gdy jego dusza miała odejść do krainy wiecznego spokoju Astaroth zrobi coś, czego Anioł by się nie spodziewał. Ocalił go... Zamknął dusze Thomas'a w sobie, obiecując mu życie. Anioł przez cały czas oglądał walkę z Rith'em modląc się by pokonali go szybko i już bez większych strat. Razem z nim poległa Kejsi, poległ Waldorff i Drow, którego chyba nie zdążył poznać... Nie chciał by patrzeć jak giną inni zwłaszcza, że w tym momencie jest bezradny...
Całe szczęście walka skończyła się szybciej niż się spodziewał i nikt już nie zginął. Rith został pokonany a Astaroth... Zamknął Thomas'a w ciele jakiegoś syntety. Anioł był w szoku... Lecz szok minął gdy razem z innymi przenieśli się do prawdziwej rzeczywistości. Thomas odzyskał swe ciało a wszyscy, którzy zginęli w walce z Rith'em przeżyli.
Anioł podszedł do Astaroth'a, który trzymał Żywy Ogień.
- Czy mógł byś mi oddać moją własność przyjacielu?
Astaroth uśmiechnął się i przyjrzał uważnie ostrzu. Teraz, gdy już dokonało się to, co miało się dokonać nie potrzebował dłużej mocy miecza
- Proszę przyjacielu - odpowiedział podając upadłemu miecz - W końcu należy on do Ciebie.
Anioł uśmiechnał się delikatnie.
- W takim bądź razie idę na spotkanie z Verion'em... - zacisnął rękę na rękojeści - Do zobaczenia.
Thomas zamknął oczy i zniknął w jasnym snobie światła. Pojawił się w niebie gdzie przez moment napawał się bielą i błękitem tego miejsca. Napawał się spokojem jaki tu panował. Z góry wybierał lokacje w której chciał się spotkać z Dzieckiem Rion'a... Wybrał małą polankę z daleka od ludzi, chimer, elfów... Z dala od żywych istot. Delikatnie stanął na zielonej trawie i spojrzał w niebo.
- Hapsssen, hapssssen... - Thomas pamiętał, że te słowa przywołały Verion'a gdy wypowiadała je Sukkuba - Nominem essssert, etrotssss!
 
Panda jest offline  
Stary 06-05-2008, 12:55   #674
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Wszystko zniknęła szybciej niż się pojawiło. Charlotte chciała pomóc, a jednak zjawiła się za późno. Jednak dlaczego chciała im pomagać? Przecież tak bardzo ich nie lubiła!
Głupia Kejsi biegająca wciąż w kółko jak jakaś ślepa kiszka, Sathem, irytujący wilk, broniący swojej slepej kiszki, Astaroth, nudziarz i impotent, kto wie czy nie weneryk...no, a do reszty nic nie miała. Waldorff był porządnym krasnoludem, rozsądnym i kompromisowym. Barbak okazał się być bardzo miły jak na zielonego kasztana, a Thomas...Thomas to było zupełnie co innego.

- Faya, możesz już wyjść. - powiedziała Charlotte i nagle zza niej wyszła dziewczyna o motylich skrzydłach. Miała ok 170cm wzrostu. Była lekkiej budowy ciała. Rude włosy były podobne do włosów Sukuby jednak proste. Gdy dziewczyna stanęła obok niej dało się wyczuć małe podobieństwo. Delikatne rysy twarzy, figura i uśmiech. Jednak wiele ich również różniło. Uszy, kolor oczu...skrzydła? Skąd ona się urwała, z jakiejś bajki dla dorosłych?!

Faya-gdyby kogoś interesował wygląd _^_

Młoda dziewczyna rozejrzała się uważnie po wszystkich jakby kogoś szukała. Uśmiechała się do was lekko zarumieniona i zawstydzona gdy nagle jej wzrok utkwił na Thomasie. Usmiech na jej twarzy rozpromieniał do granic mozliwości. Faya spojrzała na Charlotte, której mina jak zawsze ukazywała pewność siebie i złośliwość, jednak tym razem uśmiechnęła się szczerze. Wierzyła w to, o czym się dowiedziała, wierzyła.

Faya podbiegła do Thomasa i rzuciła mu się na szyję.
- Jak dobrze znów Cię widzieć! - powiedziała przytulając się do niego.
- Znów? - zdziwił się - Znamy się? - spojrzał na dziewczynę robiąc wielkie oczy.
Faya spojrzała na niego ze zdziwieniem
- Nie zachowuj się jak mama, proszę. Co się z wami dzieje? Mam się przedstawiać własnemu ojcu? - powiedziała dziewczyna i odwróciła się na chwilę by zerknąć na Charlotte. Sukuba uśmiechnęła się po raz pierwszy tak, że było widać jej wszystkie zęby i pomachała do Thomasa. Czuła się jakby z niego żartowała a przecież to nawet nie był dowcip. Tym bardziej nie śmieszny.
- O... o-jcu? - spytał zszokowany
Motylica puściła uścisk i usmiechnęła się. Odchrząknęła i zaśmiała się lekko.
- Pewnego dnia z moją mamą, Charlotte, bardzo się kochaliście...było to 66lat temu. Zniknęliście stąd ładnych parę lat temu, a ja was szukałam...Nie pamiętasz?!
Hallo pobudka!! Wpadliście w jakąś czasoprzestrzeń czy jak?!

Thomas zrobił minę jak by sobie tego nie przypominał...
- Ale ja Ciebie nie znam... - o.O
Dziewczyna ze zdenerwowania zaczęła tupać nogami.
- Tato spójrz na mnie proszę Cię! Tato...spójrz... - powiedziała już rozpaczliwym głosem a jej oczy zaszkliły się lekko. Dało się w nich dostrzec znajomy blask i ten kolor...zupełnie jak oczy pewnego Anioła...jak oczy Thomasa.
Thomas spojrzał na dziewczynę... Przez moment patrzył na nią by po chwili przenieść wzrok na Charlotte.
- Czemu nic nie powiedziałaś? - spytał.
Charlotte spojrzała na niego niepewnie.
- Ale Thomas, ja nie wiedziałam. Szukałam jakiś informacji o swojej rodzinie i znalazłam akt urodzenia. Ludzie z wioski mówili mi, że moja matka umarła 600lat temu...a wiesz co to znaczy? Przeniesliśmy się w czasie. Nikt z nas o tym nie wiedział. Ale teraz wiemy. - powiedziała poważnie podchodząc do Anioła i objęła jedną ręką Faye usmiechając się do niej lekko.
- Znalazłam dokumenty. Ani ona nie kłamie, ani ja.
- Aha... No to spotkanie rodzinne przełożymy na kiedy indziej... Idę po Verion'a... - mruknął.
- Tylko nie rozpraszaj się przez to. - powiedziała Charlotte i ucałowała go w policzek - I uważaj na siebie. - dodała
- Martw się raczej o niego... - odpowiedział uśmiechając się od ucha do ucha.
Charlotte mrugnęła do niego
- Kocham Cię ;3
Thomas zrobił jeszcze większe oczy niż przed tem.
- Ee...e...e... To Sukkub umie kochać? o.O
Podeszła bliżej i szepnęła mu do ucha
- Nie, ale nie mów o tym nikomu
Thomas Uspokoił się.
- Tak też sądziłem. - odpowiedział. Charlotte uśmiechnęła się i spojrzała na Faye. Jej oczy mówiły same za siebie. Były takie piękne i niewinne...w międzyczasie Thomas zniknął.

- Almankh nie jest opętana w tym świecie, i przyjdzie nam z pomocą, czekajcie wy, fioletowe farfocle, przyjdzie, przyjdzie, przyjdzie! - ogłosiła bojowo Kejsi, na co Charlotte znowu zaczął trafiać szlag - Nie boimy się was! Możecie nas ścigać, tępić, ale Biel nigdy nie wygasa, Światło nigdy nie gaśnie! Nie poddamy się! - krzyczała dalej.

- Ej, skacząca parówo! Może byś w końcu przestała irytować ludzi normalnych?! Idź się lecz, bo z Toba jest cos nieteges! Drzesz ten pysk i drzesz, może byś zaczęła w końcu coś robić, a nie tylko się prujesz o to jaka to Almankh jest ach i och. Ja rozumiem, może i faktycznie jest, ale nie rób z tego wielkiej afery! Zachowujesz się jakbyś była na promocji kiełbasek, zacznij się zachowywać jak na sługę Światła przystało, a nie przynosisz nam ciągły wstyd!!! - krzyknęła Charlotte, aż Faye dała krok w tył. Sukuba była zła, i to nie pierwszy raz. Jak widać taka jej natura.
Motylica podeszła kolejno do wszystkich przedstawiając się.

- Miło mi jestem Faya. Jak widzę znacie moich rodziców, więc głupio mi jest się nie przedstawić. Witam. - witała się z każdym po kolei podając rękę na przywitanie jednak gdy podeszła do Kejsi zatrzymała się na chwilę pochylając się nad kotką i szepnęła.

- Nie martw się, ona ma tak zawsze. - powiedziała i mrugnęła oczkiem po czym dodała normalnym już tonem - Mam na imię Faya - rzekła usmiechając się.

A potem zrobiło się tak strasznie cicho. Wiatr ustał i nie poruszał już niczym. Było cicho, zupełnie cicho...Tak nienaturalnie. Fioletowe niebo wizualnie wyglądało bardzo atrakcyjnie i kusząco, jednak znaczeniowość tego koloru w tym świecie była jednoznacznie niepokojąca...
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 06-05-2008 o 16:50.
Nami jest offline  
Stary 06-05-2008, 21:04   #675
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Lidrael był o wiele starszym od niego demonem, a Astaroth uwięziony w śmiertelnej powłoce nie mógł sobie pozwolić na przypadkową śmierć. Pierwszą myślą było chwilowe zatrzymanie demona wykorzystując słabość jego umysłu, jednak ten plan miał pewną słabość, a mianowicie nie uwzględnił w swoich kalkulacjach wściekłości przeciwnika, przez którą w pierwszym momencie zignorował widziany przez siebie obraz i zranił go. Całe szczęście, że zatrzymał się zdumiony faktem jego śmiertelności, ponieważ w przeciwnym razie mogło być nieprzyjemnie. Na dodatek wreszcie zauważył wizję swojej ukochanej i dał mu chwilowo spokój. W tej sytuacji najlepsze byłoby wykończenie do na odległość i spokojny posiłek z jego energii, jednak... no właśnie, najwyraźniej ktoś starał się mu pomóc. I co dziwniejsze, tym kimś był Tev. Skinął mu głową w podziękowaniu, bo choć pozbawił go posiłku to miał dobre intencje, a on sam nie przywykł do tego, by to ktoś pomagał jemu.

I w momencie gdy ostatnie cząstki demona rozpłynęły się w nicość stało się coś nieprzewidzianego - wrócili do swojej czasoprzestrzeni. Zagadką jednak pozostawało, kto lub co zniszczyło ich imiona. O ile tak naprawdę ich imiona zostały zniszczone a to jest właściwy czas i właściwe miejsce. Z drugiej strony, nawet jeżeli nie to nie sprawiało mu to zbyt wielkiej różnicy. W końcu posiadał moc amuletu, który w razie potrzeby może stworzyć całkiem nową czasoprzestrzeń, zgodną z jego wolą.

Jego rozmyślania przerwał głos Valgaava, przypominając mu w jakiej był sytuacji. Jeżeli pamięć go nie myliła (a jak wiadomo demony nie zapominają), to chwilę potem został zdmuchnięty potężnym atakiem smoka. Zwalczając narastającą w nim panikę zebrał wszystkie swoje siły i jak najprędzej wyniósł się z zagrożonego obszaru. Na całe szczęście zdążył przenieść się do świątyni przybycia zanim smok zaatakował. Oddał Thomasowi jego miecz - teraz nie potrzebował połączonej mocy trzech artefaktów więc nie widział potrzeby przywłaszczania sobie przedmiotów należących do swojego sojusznika. Na ramieniu wylądowała mu chimera, jeszcze przed przemianą w kruka. Niebo było zasnute fioletem - czyżby to oznaczało, że nadchodzi walka Veriona i Valgaava o której mówił mu Rith? A może coś całkiem innego?

Gdy Kejsi skończyła mówić Astaroth odwrócił się i podszedł do niej energicznym krokiem. Fioletowe oczy zabłysły mu wściekłością gdy odpowiedział

- Rith powinien umrzeć... Obawiasz się, że się z nim zbratam? Że wezmę za sojusznika kogoś takiego jak on? Chyba pora coś wyjaśnić. To Rith mnie stworzył, on mnie opętał, lecz popełnił błąd nie zabijając mojej wolnej woli. A co do zabicia go, to skazałem go na o wiele gorszą karę. Czy wiesz, czym jest cień? To istota bez ciała i siły, mogąca jedynie egzystować. Skazałem Ritha na wieczność w takiej formie, zamkniętego we własnym wymiarze bez szans na odzyskanie sił mogącego tylko żyć. To o wiele gorsze od śmierci. A co do konfliktu bieli i chaosu to nie chaos ściga biel i niszczy ją bez powodu, lecz to biel czyni tak z chaosem. To ona jest agresorem, nie my. jednak uważaj... My również nigdy się nie poddamy

W międzyczasie okazało się również, że Thomas ma córkę o której nawet nie wiedział. Kto jak kto, ale anioł? Cóż, nie było to jego sprawą, więc tylko odpowiedział na powitanie motylopodobnej dziewczyny

Nie miał nic więcej do dodania, natomiast czekało go wiele pracy więc wrócił w wymiar mgieł. Najpierw zwrócił się do Wiatru, czy nie pomógłby mu w walce z Valgaavem, jednak w odpowiedzi pojawiła się wizja jednoznacznie pokazująca odmowę. Cóż, trudno jeżeli nie zrobi tego teraz dokona się to później. Tymczasem chaos był już gotowy na ekspansję, a jezioro miało rozszerzyć się w ocean. Pierwszą i najważniejszą rzeczą był stały dopływ energii, który mógł zostać zapewniony przez skażenie żywiołów. Verion poinformował go, że skażenie żywiołów w tym świecie nie będzie takie łatwe, jednak i na to miał sposób. Wezwał do siebie Azmaera.

Ci, którzy twierdzą że demony nie odczuwają radości są głupcami - dawno nie ucieszył się tak, jak w momencie gdy zobaczył całego i zdrowego Azmaera. Uśmiechnął się do niego i powiedział

- Jesteś pierwszym, który zrodził się z mojego chaosu. Nie jesteś jednak zwykłym tworem, ale moim przyjacielem, wręcz synem. Dlatego tobie, jako pierwszemu wyznaczam zadanie, od którego zależą losy fioletu - daję ci zadanie skażenia żywiołu ziemi. Od tej chwili korzystaj z mojej mocy, za pomocą tego

Astaroth uformował chaos w miecz, który następnie wręczył Azmaerowi mówiąc

- Z jego pomocą możesz wykorzystywać moje umiejętności tak, jak może to czynić Thomas



Tuż po tym stworzył jeszcze dwa pomniejsze demony, na wzór psów widzianych w Rasganie i wysłał je na poszukiwania. Tymczasem postanowił więcej nie tworzyć, by zbytnio się nie osłabić i udał się w okolice Thomasa, by obserwować jak jego drugio twór spełnia swoje ambicje lub ginie, usiłując to zrobić
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 06-05-2008, 21:32   #676
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Ray`gi; Bratanie się z demonami ma jeden poważny mankament. Demony są nieprzewidywalne. Chaotyczne. Nigdy nie wiesz na jakiego trafisz. Zdarzają się opiekuńcze, jak Gaav wobec Valgaava, zdarzają się kochające, jak Verion wobec Słonka. Ale demony żyją w innym planie astralnym, w planie mgieł. I świata poza nim nie widza. Wszystko co egzystuje na innych planach jest dla nich równie obce, co nic nie znaczące. A że czasem nadarza się okazja, by zabawić się czyimś kosztem - bywa, że demony przyjmują propozycje sojuszów od przedstawicieli innych ras. Co z reguły kończy się w jedyny możliwy sposób. Znudzony demon wyrzuca zabawkę, poszukując nowej. Dziwne więc, że od niepamiętnych czasów trafiają się odważni, którzy próbują swego szczęścia szukając łask u demonów.
Uważasz, że Astaroth nie jest dobrym kandydatem na Nowego Shabranifo. Zdajesz sobie sprawę, że demony bardzo, BARDZO nie lubią, kiedy śmiertelnicy wtrącają się w ich sprawy prywatne, ale zamierzasz być pierwszym, który zadrze z Władcą Mgieł i przeżyje!

Nie wierzysz, jakoby Astaroth sam stworzył plan mgieł w Wymiarze Bieli. Nie przyjmujesz tego do wiadomości i nazywasz go raczej nieprawowitym dziedzicem, niż władcą tego, co jego. Kradziej! Spadkobierca Ritha, też coś. Wszystkiemu winna jest Mistress. Jakim prawem wybrała jego?! I ciebie?! Pf.

W sumie postronnemu obserwatorowi ciężko byłoby określić o co właściwie ci chodzi. Nie chcesz władzy ani potęgi, wściekasz się na Mistress, zabraniasz Astarothowi władania Mgłami, jednocześnie nie myśląc nawet o przyjęciu jego propozycji zostania skazicielem któregoś żywiołu. Twoje postępowanie jest istną zagadką!

Barbak; Znalazłeś się... tutaj. W Wymiarze Bieli, 600 lat wstecz. W czasoprzestrzeni, która nigdy nie istniała. A może... to ta, z której pochodzisz nie miała racji bytu?
Bzdura. Tam się urodziłeś, wychowałeś, tam walczyłeś, wygrywałeś, przegrywałeś, miałeś przyjaciół i wrogów. To wszystko... zabrał ci... SAM sobie to odebrałeś!
Cierpieli? Chyba nie. Powrócą? Za 600 lat? Chyba. Warto było?

Fioletowe niebo nie zwiastuje niczego Dobrego.

Kejsi; Wróciliście. Kissi żyje, Satchem żyje. Ilu zginęło? Zginęli...? Wiedzieli co... KTO ich zabił...?
Czy Alamanakh wie, że... przypieczętowaliście los Tamtych? Czy tego właśnie się spodziewała, takiej decyzji z waszej strony? Czy to była wasza misja? A może wykonaliście to, co... chcieliście wykonać?

Bo Kissi będzie żył. Bo Satchem będzie żył. Bo Kejsi ‘nigdy już nie wypchnęła’ zielarki z balkonu? Bo nie ocaliliście duszy Ilundila? Bo nikt się o tym nie dowie? Hm?

Światło pozwala wam wybrać. Lecz może... może widzieliście to, co łatwiej było dostrzec? Oczywiste, wygodne wyjście, wskazane przez Veriona?
Wszystko wam przygotował. Zapiął wszystko na ostatni guzik. Hm?

Fiolet nieba nie jest raczej wyrazem waszego tryumfu.

Rasberry Forest by *GeneAut on deviantART

Tev; Dla ciebie Rith nie stanowi problemu. Nie wiesz właściwie o co tyle halasu. Rith zginął, zabiliście go jak innych, wielu innych. No i co z tego?
Waldorff stanowczo drażni cię ostatnimi czasy. Zniosłeś opętanie Thomasa, znosisz gadatliwośc Kejsi, znosisz nawet Ray`giego. Ale przemiany kaplana w jakiegos Funghrimma czy jak mu tam, nie. Nie i tyle. Waldorff reprezentował sobą coś ... innego, oryginalnego, coś fajnego. Co właściwie się zmieni? Jako kapłan był... był skory do bitek. To akurat lubisz. Może nie był najlepszym kapłanem, to prawda, ale był... fajny.

Thomas;
Odzyskałeś ciało. Odzyskałeś Żywy Ogień. O dziwo, Astaroth oddał ci ostrze do ręki, nie sztychem w serce.
Uzbrojony, ruszasz na spotkanie z Verionem.
- Hapsssen, hapssssen...
Oj... Czy aby...? Wiesz... co robisz...?
- Hatsh-enth… - cichutki szum liści.
- Oh my, bardzo zły moment, skrzydlaty przyjacielu, verry, VERRY bad!;3 – słyszysz głos Veriona.
- ...hatshien ovhna... hatshien ovhna... – zaszumiała trawa.
- Go back – odparł surowo Verion. – Go back, dammit, you fool! – warknął.
Pokaż się. Pokaż swoją gębę i fioletowe oczka, choć na moment. Najwyraźniej Kihara Riona nie ma ochoty się z tobą widzieć w danej chwili. Czekasz jeszcze chwilę, ale zrezygnowany wracasz do reszty drużyny.

Charlotte; Rozwrzeszczana parówa znowu biega wokół i morduje wasze uszy tekstami o Świetle i Almanakh. Litości. Spotkanie rodzinne przebiega całkiem uroczo. Tatuś-Thomas próbuje wymigać się od ojcostwa, ale po chwili ulega. Upadły Anioł i alimenty? Byłoby słodko.

Astaroth; No. Najwyższa pora zabrać się do dzieła...
Azmaer zjawia się na wezwanie.
- Jesteś pierwszym, który zrodził się z mojego chaosu. Nie jesteś jednak zwykłym tworem, ale moim przyjacielem, wręcz synem. Dlatego tobie, jako pierwszemu wyznaczam zadanie, od którego zależą losy fioletu.
- Co tylko rozkażesz, Pa... Ast i Aroth.
- Daję ci zadanie skażenia żywiołu ziemi.
Oczy Azmaera robią się wielkie jak talerze. Demon mruga ze zdumieniem, wpatrując się w ciebie w osłupieniu. Chyba nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego z twoich ust.
- Zgodnie z twoją wolą, uczynię co w mej mocy – obiecał, z wahaniem, jakby zgadzał się na samobójczą misję.
- Od tej chwili korzystaj z mojej mocy, za pomocą tego – wręczasz mu miecz.
- Nie jestem godzien – kłania się tobie, odbierając ostrz.

Wysyłasz psy na poszukiwania. Z ujadaniem odbiegają.
Teraz pora sprawdzić jak radzi sobie Tho...
O. W ogóle sobie nie radzi, jak się okazuje – albowiem powraca, z kwaśną miną. Wygląda na to, że Verion olał go, jak to mówią gęstym i ciepłym strumieniem moczu [problem w tym, że Verion nie potrafiłby nawet gdyby chciał...]

Funghrimm;
- Wygląda na to że tamta cześć koszmaru jest za nami.
‘Oh my’, wręcz przeciwnie. Nieboskłon puszy się od fioletowych chmur, przez które przebijają się walecznie przebłyski białego światła.
Śmierć? O tak, wieczny spokój. Jak przyjemnie będzie zginąć w heroicznej walce i zaznać odkupienia win. Jakie to proste.
Poświęcenie? Ucieczka od kłopotów?
Fioletowe kłopoty mają to do siebie, że nie chodzą parami, za to śledzą uparcie swój cel. Zadrżeć z demonami oznacza brak spokoju. Wiecznego. Świętego. Każdego. Fioletowe chmury kłębią się w ciszy ponad wami.
Pora zając się swoimi niedokończonymi sprawami. One jednak czują najwyraźniej większa potrzebę zajęcia się wami...

Wszyscy;
Wrzuta.pl - Nightwish - Sleeping Sun

- Nie boimy się was! – pogroziła niebu Kejsi. - Możecie nas ścigać, tępić, ale Biel nigdy nie wygasa, Światło nigdy nie gaśnie! Nie poddamy się!
- My również nigdy się nie poddamy – obiecuje Astaroth.
- Czy nie staliśmy się Tacy jak Oni? – spytał retorycznie Barbak.
- Morradine, Reorxie oraz ty Grungi – mruknął Funghrimm. - Wzywam was na świadków mojej przysięgi. Zgodnie z odwiecznym obyczajem i świętymi prawami oddaje swoje życie w wasze ręce.
- Almankh nie jest opętana w tym świecie – wydzierała się Kejsi. - I przyjdzie nam z pomocą, czekajcie wy, fioletowe farfocle, przyjdzie, przyjdzie, przyj...!!!

Transcend the Mundane by *GeneAut on deviantART

Z nieba spłynęła pętla wijących się, mglistych, białych smug. Wpatrujecie się w nią niczym zahipnotyzowani, jest coraz bliżej, jest...! Spada na ziemię i mknie zygzakowato, zostawiając za sobą ślady białych strug mgieł, które formują się w szczyty pasm górskich, a na końcu w...!

Lord of the Earth by ~krazykrista on deviantART

- Barbaku synu Zerat`hul`a – odezwał się gromkim pomrukiem smok. – Zwątpiłeś.
Olbrzymia paszcza rozwarła się, jakby smok chciał pożreć Gwiazdę – a z pewnością zmieściłaby się w jego szczękach!...
Zionął w waszą stronę kulą białego ognia, po czym rozwiał się znów na kometę z mgieł.
Kula ognia malała w oczach, zamiast rosnąć, zbliżając się, sycząc. Barbaka zamurowało, mieliście wrażenie, że wrósł w ziemię, i kiedy wszyscy umknęli, on stał nadal, niemal ze łzami w oczach zapatrzony na ogień. Białe płomienie z sykiem rozbiły się o orka, otaczając go aurą białej mgły. Barbak nie krzyczał z bólu, nie szalał, nie turlał się po ziemi. Stał, w fascynacji patrząc na swe wielkie, zielone dłonie. Białe płomyki skupiły się wokół jego szyi, na której pojawił się...

http://www.phoenixdesignjewellery.co...es/N2-HOME.jpg

- Zwątpiłeś, Tak Jak Ja, jak my wszyscy – usłyszeliście jeszcze głos Lavendera z wnętrza białej komety. – Mimo to jesteś tutaj.
Trzy smoki. Symbol Bieli. Symbol Lavendera.

Biała kometa zawraca! Jest... jest szybka, o diabli, cholernie szybka, jest...!!! Omiata was wirem białych mgieł, po czym kurczy się, coraz bardziej się kurczy, aż jest już tylko niewielkim wirem krążącym wokół Kejsi. W końcu skupia się w białą chmurę, formującą się w realne kształty.

Resurrection by ~muhoho-seijin on deviantART

Trójskrzydła kobieta zerka na Kejsi, uśmiechając się przyjaźnie. Dolne prawe skrzydło protekcyjnie obejmuje osłupiałą chimerkę, cofa się, upuszczając jedno skrzące się prześlicznie, białe pióro, lądujące na nadstawionych łapkach Kejsi.

- W ciemnościach jasne światło... – wyszeptała Almanakh, spoglądając w niebo, z którym dzieje się coś naprawdę złego!

Final Sunset by *zeiva on deviantART

* * *
I wtedy... Wtedy, kiedy wściekłość uderzała mi już do głowy, gniew palił na skórze a żal zbierał wilgoć łez na oczach, wtedy... powiedział...
- Stęskniłem się za tobą.
Wściekłość, gniew, żal, słowa. Uwięzły w gardle dławiącym klinem. Otworzyłam szeroko oczy, ale nie widziałam nic poza... jego... uśmiechem.
Jak mogłeś?!
Jak mogłeś to powiedzieć tak... po prostu...?! Przecież my... już więcej... już nigdy... się nie spotkamy! Moje uczucia cię bawią, nic dla ciebie nie znaczą, nie interesują cię, ty tylko... ty... powiedziałeś to tak... powiedziałeś to... tylko... mnie! Nikomu... innemu!...
Zaprosiłam cię...
To był... głupi pomysł. Nie powinnam. Już nigdy więcej się nie spotkamy, tylko ta jedna noc, tylko... Byłam... samotna. Po odejściu Lavendera czułam się tak... Szukałam pomocy, pomocy kogoś kto... Kim.. ty... jesteś...? Wiem, że nie powinnam. Wiem, że tylko na to czekasz, żeby zabawić się, moimi uczuciami, moją naiwną radością, ukojeniem, po którym przyjdą jeszcze większy żal, głębsza pustka, wstyd, obrzydzenie do samej siebie. Nie zależy ci! Wiem o tym! Uwielbiam to.
Ja tylko... zaprosiłam cię. Chciałam to zrobić, gdyż... gdyż twoje oczy... nie umiem... ich zapomnieć... nigdy nie umiałam...!
Wszystko było dobrze. Uśmiech, zimna krew, składne zdania, bez drżącego głosu. Było przyzwoicie i przyjacielsko. A ty niespodziewanie ująłeś moją dłoń i pocałowałeś ją. Dotyk twoich ust pali na skórze. Głos się łamie, serce dudni, odwracam wzrok, nie umiem znaleźć słów, myśli, nie umiem nazwać uczuć. Jeden, głupi gest. Obudzone setki dawnych marzeń.
Tylko jedna noc. Tylko jeden taniec. Zatańczysz ze mną, tak jak cię prosiłam. Nie z Nią. Ze mną. A potem wrócisz do niej. Tak jak zawsze wracałeś. A ja będę czekać. Jak dawniej. Pewnego dnia ulegniesz. Wiem o tym. Zostaniesz ze mną dłużej niż na noc.

* * *

- ...Zabłysło promykiem nadziei
Pełna wiary i odwagi
Pełna blasku promieni
Ruszyłaś samotnie
Na śmierć...

Za co walczyłaś
Jest niepokonane
A w co wierzyłaś
Oto dziś nastało
Imię twoje będzie wychwalane
Śmierć o nim nie zapomni...

- Ti-ja;3



Wszyscy; Zjawia się Verion. U boku Almanakh.

Poczuliście to. Fala. Jakby niebo wybuchło.
Gravity Well Alpha by *GeneAut on deviantART

Wszystkie chmury zassał naraz jeden, niewielki punkt, jakby na nieboskłon rzucono czar implozja. Pulsujący punkt, otoczony wirem wijących się szaleńczo fioletowych oparów, zaczął opadać równomiernie ku ziemi.

Verion!...
Verion zamknął oczy. Przyklęknął na jedno kolano i schylił nisko głowę w hołdowniczym pokłonie! O__O

Almanakh westchnęła nerwowo, nie spuszczając wzroku z fioletowego punktu i mgieł. Z zabraniająco wyciągniętymi na boki ramionami i rozłożonymi skrzydłami wbiegła pomiędzy was a Punkt mieniący się odcieniami fioletu tuż nad ziemią.
- Sło...!!! –nko...! – wyszeptał raptownie przez zaciśnięte zęby Verion.
Jakby ją upominał. Jakby się o nią bał.

Wirujące mgły szepcząc cicho muskały wciąż lewitującą fioletową kulę. Szeptały... ivji...thia...

- I am the darkness beyond the blackest pitch, deeper than the deepest night – z wnętrza kuli dobiegł spokojny, łagodny kobiecy głos!

Ogromne fioletowe skrzydła uformowane z mgieł rozłożyły się i gwałtownie złożyły, zasłaniając kokonem rosnącą z kuli sylwetkę.

Demon: Lucifer by *Wen-M on deviantART

Skrzydła rozwiały się i zniknęły.

- I am the violet that shines above the Sea of Chaos.
I am Almena. Sister of Almanakh.

wantu vol6 by ~EugeneCh on deviantART

* * *
- Słonko, muszę ci... coś... – odwróciła się twarzą do niego. - ...powiedzieć.
- Tak? – jej wyraz twarzy przeraził go.
- Eeer.... olśniewająco wyglądasz, kochanie ^_^’’’
Zaśmiała się z zagubieniem.
- Słonko... pamiętasz dzień swoich narodzin?
Ucichła, zdumiona.
- Ktokolwiek pamięta...?
- Wiesz, że narodziłaś się w tym samym wymiarze, w którym ja?
- Tak.
- Nie zastanawiało cię to nigdy? ^_^’’’
- Cóż... Mam skrzydła, więc...
- Masz trzy skrzydła. Nie dwa, jak anioły. Nie zastanawiało cię to nigdy? ^_^’’’
- Trzy to symbol Bieli – wyjaśniła wesoło.
- Tak, Słonko, ale... dlaczego akurat ty, hm?;3 KTO mógł cię stworzyć? W tamtym wymiarze nie ma białej gwiazdy. Nie zastanawiało cię to nigdy?!?! ^_^’’’
- Tuż po narodzinach znalazłam się tutaj. Brama musiała być wtedy otwarta.
- Była – potwierdził.
- Światło z tego wymiaru mogło...
- Nie mogło ^_^’’’ – jęknął rozpaczliwie.
- A ty skąd wiesz? – zachichotała na widok jego zbolałej miny.
- Ponieważ dowiedziałem się dziś, kto cię stworzył, Słonko ^_^’’
- Co? – spytała z fascynacją.
* * *
- To byłaś ty.
Słowa Almanakh były pełne zdumiewającego spokoju.
- Więc to prawda. Biel i Fiolet powstały jako Jedno! Jako Jedna Istota! Oddzieliłaś Biel od swego Chaosu! Stworzyłaś mnie i siebie! Jesteś stwórcą Chaosu! Jesteś Mgłami, Słowem, z którego narodził się Shabranido! Ale... nie zgładziłaś mnie! Wysłałaś mnie do Wymiaru Bieli, abym... żyła...? – ostatnie słowa wypowiedziała niepewnie.

Almena przysłuchiwała się jej w ciszy. Uśmiechnęła się tylko. Odwróciła się twarzą ku wam.

+Black Angel+ by ~raptorzysko on deviantART

- Jestem Czarną Zorzą. Szeptem Mroku. Słowem poruszającym mgłami chaosu. My children call me Mistress. Ale Tacy Jak Ty znają mnie... jako Emgie.

Emgie?! Mityczne bóstwo, najpotężniejsze ze wszystkich, stwórca bytu i niebytu, doli i niedoli?! [bardziej niedoli niż doli...]

- Verion.
- Yes, Mistress? – odparł natychmiast Kihara Riona, wciąż klęcząc.
- Co byś uczynił, gdybym rozkazała ci zgładzić Almanakh?
- ...
- Verry well – uśmiechnęła się Almena.

Powoli przyjrzała się badawczo każdemu z was, w tajemniczym oczekiwaniu. Wreszcie wzrok jej niesamowitych oczu pada na Astarotha. W milczeniu, powolnym ruchem pełnym gracji, zapraszająco wyciąga ku wam prawą rękę.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.

Ostatnio edytowane przez Almena : 06-05-2008 o 21:35.
Almena jest offline  
Stary 06-05-2008, 23:15   #677
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Mistress...?!

W absolutnej szpetocie demonów jest jednak proste piękno. Nie ma żadnych dwuznaczności, żadnego wahania, żadnych błędnych przekonań co do tego, jak należy postępować z takimi stworzeniami.
Nie pertraktuj z demonami. Nie słuchaj ich bezwstydnych kłamstw. Wypędzaj je, niszcz je, oczyszczaj z nich świat - nawet jeśli istnieje pewna, złudna pokusa, aby wykorzystać ich moce. Wielu nie może pojąć tej idei i dlatego stała się ona przyczyną upadku licznych czarodziejów i kapłanów, którzy przyzwali demony i pozwolili tym stworom wykroczyć poza ich pierwotne cele - na przykład, odpowiedź na pytanie - skusiła ich moc oferowana przez stworzenia. Wielu z tych nędznych, ludzkich czarnoksiężników uważało, że czyniło rozsądnie przeciągając pomiot Fioletu na swoją stronę, wzmacniając sprawę, swą armię demonicznymi żołnierzami. Czy władcy powinno się doradzać, by wspomógł się "kontrolowanymi" demonami, skoro jego ziemiom zagraża niebezpieczeństwo ? Nie sądzę, ponieważ gardzę tymi, którzy posuwają się do przywoływania ich. Wykorzystujemy Fiolet, by pozbyć się wroga, ale nie zdajemy sobie sprawy, że rzecz pod pretekstem ochrony, której go używamy jest najprawdopodobniej nie warta ocalenia i wzywania pozaplanarnych sojuszników.
Należy więc sprowadzać demony jedynie wtedy, gdy muszą zdradzić swą sprawę i jedynie przez tych, którzy gotowi są je powstrzymać w przypadku wymknięcia się ich z pod kontroli. Tak robię ja, podobnie jak, o czym jestem przekonany, niezliczeni kapłani, czarodzieje i psionikowie spośród mojego ludu.
Zawsze istnieje jednak pokusa. W pokusie tej zawsze leży świadomość nieuleczalnego zła. Nieuleczalnego. Jednak ja rodzielam ideologię zła, zła rozsądnego, zawsze przynoszącego korzyści, zła, prawie szaleńczego, w którym jest jednak metoda( i zaznaczam tu, że właśnie tej ideologii hołduje ) od zła beznadziejnego, pełnego bezpodstawnej arogancji, przesiąkniętego pustką, którym są demony. Potężne. Więcej niż potężne. Prawie wszechmogące. Dlatego my wszyscy, wszyscy, którzy patrzymy w przyszłość powinniśmy się demonów wystrzegać i zawsze im przeciwdziałać. Nigdy nie łagodź swej klingi. Po co dawać im szansę...? Demony są naszym rasowym przeciwnikiem i pragnę wam to uświadomić. Demony nie mają szans na odkupienie. Z resztą, nie wierzę w taką bzdurę jak odkupienie. I wy, moi bracia też nie wierzcie. Zabijajcie demony, jednego po drugim. Używajcie stosownych mocy, by pod koniec swych żałosnych egzystencji kwiczały jak zażynane świnie. Palcie i niszcie wszystko co po nich pozostanie. Ale ponad wszystko - czyńcie to z przyjemnością.

Ray'gi z domu Tarayatechi
" Kto narzędziem, a kto panem "


- Uklęknij.

Ray'gi uklęknął. Niechętnie, lecz bez oporów. Hierarchia u mrocznych elfów mu nie odpowiadała, ale wystąpienie przeciwko niej, byłoby odrzuceniem dogmatów własnej religii, więc jednak uklęknął. Przed kobietą. Najwyższą Kapłanką. Ich spojrzenia spotkały się. Z jednej strony, wyższość, duma i pycha, z drugiej chłód, nienawiść i wyważenie. Zawachała się. Ray'gi pozwolił sobie na uśmieszek, który mogła zobaczyć tylko ona - klęczał plecami do tłumów. Wiedział, że doprowadzał ją do szału, ale teraz rezygnacja równała by się z publicznym ośmieszeniem, a na to kapłanka nie mogła sobie pozwolić. Nie mogła. Więc wypluła tylko słowa, w sposób, który Ray'giemu sprawił najwięcej radości:

- Powstań i idź z błogosławieństwem Lolth, niech ona pozwoli Ci dopiąć celu.

Wstał. Teraz to on górował nieznacznie nad kapłanką i jeszcze raz nawiązał kontakt wzrokowy z kapłanką przed odwróceniem się do tłumu. Dał jej do zrozumienia - " Twój czas się skończył". Popatrzył ponad grupami mrocznych elfów, niektórych wpatrujących się weń zazdrośnie, innych z niechcianym podziwem, ale wiedział, że oni wszyscy byli dumni. Nie konkretnie z niego. Z przynależności. Z przynależności do narodu drowów. Z kolejnego kroku zrobionego przez ten naród ku ekspansji powierzchnii i nie tylko.

- Panie, Panowie - zaczął, a w miarę słów na jego twarzy pojawiał się uśmiech - Gdy tutaj wrócę, po naszych wielkich adwersarzach, demonach, zostanie jedynie kupka popiołu, którą najchętniej spuszczę w rynsztoku.

- Pamiętaj, że póki nie spełnisz swej misji, nie wrócisz, ale gdziekolwiek będziesz, pamiętaj również, że Pajęcza Matka czuwa nad tobą i kiedy nadejdzie ta chwila wezwij od niej pomoc, a dołożymy wszelkich starań, by Ci dopomóc. Działasz w nasze imie, więc nie schańbij go porażką synu domu Tarayathechi. - dokończyła ceremonię kapłanka.

Zeskoczył z podestu i zwinnie pszeszedł przez rozstępujący się tłum. Cisza. Jego płaszcz żył własnym życiem, runy przelewały się z góry na dół, a ciemny jak nieprzenikniona noc materiał wydymał się i pochłaniał ubranego, otaczając go majestatyczną aurą. Cisza. Podziwiali go.

W asyście kilku mrocznych elfów wyszedł na powierzchnię. Nie po raz pierwszy. Na skraju lasu u wylotu tunelu stało pięciu drowów. Ray'gi i jeden przyboczny weszli na wzniesienie. Trygies...! Miasto rządzone niepodzielnie przez skorumpowanych lordów półświatka - Morcruchus'a i Rassiter'a. Czas był już najwyższy się z nimi skontaktować i rozpocząć szeroko zakrojone działania, o których demony nie miały jeszcze pojęcia.

- *** -

Popatrzył w twarz Mistress. Bez wahania. Wiedział, że jest od niej lepszy. To jej słuchały się te wszystkie demony przeciwko, którym, całkiem niedawno został wysłany. Nie zionął nienawiścią, chociaż w głębi duszy cały organizm został postawiony przez wewnętrzną manifestację mocy w stan najwyższej gotowości bojowej. Czy przedstawienie byłoby pełne bez wielkiego finału ? - uśmiechnął się sarkastycznie do samego siebie. Mistress, już niedługo będziesz kwiczeć jak zarzynana świnia.
 
Mijikai jest offline  
Stary 07-05-2008, 14:51   #678
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Barbak miał doła. To nie ulegało wątpliwości. Jednak nie wiedzieć czemu, nie potrafił oprzeć się nastrojowi i wręcz promieniującej wesołości Kejsi. Mała chimera wskoczyła mu na plecy. Ork złapał ją delikatnie i zakręcił nią młynka, robiąc roller coaster. Zrobił to dokładnie w taki sposób w jaki ojciec bierze swoje dziecko w ręce i okręca się wokoło własnej osi. Dla wszystkich postronnych może wydawać się to niebezpieczne, może nawet głupie... ojciec jednak wie zawsze na ile może sobie pozwolić. Tak też uczynił Ork. Przez chwil kilka Kejsi była to raz głową w górze, to znowu w dole. Ork czerpał pewną satysfakcje ze sprawiania przyjemności Chimerce.

Drużyna była w komplecie. Po raz pierwszy od naprawdę dłuższego czasu naprawdę byli wszyscy. Ba! Nawet pojawiły się dodatkowe persony. Wraz z Charlotte pojawiła się pewna młódka. Jak się po chwili okazało córeczka Thomasa i Sukkuby. Spotkanie było wzruszające w swym wymiarze, tym bardziej że Thomas dowiedział się że jest ojcem. Zabawne jak to życie kieruje naszymi losami.

Ork odstawił Kejsi na ziemię, a ta wyrażając swą radość szalała pociesznie. Zielono skóry przypatrywał się reakcją drużyny i tym co działo się wokoło. A działo się niestety sporo.

Niespodziewanie Barbak znalazł upust swej złości i goryczy. Upuścić ciśnienia mógł w najlepszy możliwy do wyobrażania sposób.

- Ej, skacząca parówo!.... Do uszu orka dobiegły oskarżające słowa z ust Sukuby. Kejsi na całe szczęście stanęła między nim, a Fungrimm’em. I całe szczęście. Barbak zacisnął mocno pięści. Knykcie strzeliły, a skóra na dłoniach zbielała. Oczy orka przez moment zapłonęło żądzą mordu. Najlepiej jakiegoś mrocznego i rytualnego mordu. Powstrzymał się jednak szybko. I szeroko uśmiechnął. Uśmiech był wredny. Następnie odwrócił się twarzą do małej chimerki, przykląkł i ucałował jej dłoń.

- Pani! Nie zwracaj uwagi na te prostackie wyzwiska. Ona jest tak brzydka, że grzyby w przydrożnym rowie na jej widok same się marynują. Jak ktoś o takiej aparycji może powiedzieć coś mądrego na temat wyglądu innych? Ork wypowiedział te słowa głośno. Mając szczerą nadzieje że dotrą one do uszu, dla których były przeznaczone...

Następnie odwrócił się do sukuby.

- Zanim wypowiesz cokolwiek na temat mojej własnej aparycji posłuchaj. Barbak mówił wolno i cicho, jednak ze stanowczością, która zadziwiła go samego.[i] Zanim następnym razem wypowiesz coś równie mądrego zastanów się dobrze i najlepiej ugryź w język. W przeciwnym razem z dziką rozkoszą Ci go obetnę. Jeśli mienisz się być Taka jak Oni, to może wypadało by zachować odrobinę szacunku do kogoś kto na nią zasługuje. Szacunku dla kogoś, kto walczył i sporo wycierpiał wraz ze swymi przyjaciółmi... dla kogoś kto inaczej niż co poniektórzy nie uciekał od swoich obowiązków wobec przyjaciół.

Żeby było jasne. Nie lubię Cię! Ale i nie muszę. Jesteś tu tak samo jak i ja, a przewrotni Bogowie powiązali najwyraźniej nasze losy w jakiś sposób. Dodatkowo jak mi się zdaje Thomas darzy Cię pewnym uczuciem, szanuję to. I głównie właśnie ze względu na szacunek jakim darzę ojca twojego dziecka poprzestaje tylko i wyłącznie na tych słowach.

Atmosfera w drużynie stała się wyraźnie napięta

- Rith powinien umrzeć... Zaczął Astaroth i po krótce przedstawił Kejsi to w jaki sposób wieczność spędzi Rith. Barbakowi odpowiadało takie rozwiązanie sytuacje. Następnie demon zaczął wskazywać różnice i podziały jakie jego zdaniem panowały w drużynie.

- Przyjacielu. Ork zwrócił się do Demona. Czymże w chwili obecnej jest biel, a czymże jest fiolet? Czym jeśli nie tylko i wyłącznie nazwą. Każde z nas czerpie w mniejszy lub większy sposób z obu mocy. W każdej istocie zakorzenione jest tak jedno jak i drugie. Każdy z nas wykorzystuje tak potęgę bieli jak i chaosu. Każde z nas również złamało pewne zasady sprzymierzając się w tej drużynie. Różnimy się tylko tym, że jedni z nas wykorzystują bardziej biel, inni bardziej fiolet. Czy nasza ostatnia walka nie pokazała, że biel i fiolet może ze sobą kooperować? Jestem jedynie prostym orkiem, ale powiadam tak Tobie jak i Wam wszystkim, dla nas nie powinno być podziałów. Wydarzenia ostatnich dni pokazują nam jak wiele możemy uczynić współpracując ze sobą. I to właśnie chyba powinno być dla nas priorytetem. Może więc przestańmy wypominać sobie wszystko, przestańmy podejrzewać się o wszystko co najgorsze, a skupmy się na wspólnym celu? Charlotte przepraszam za swój wybuch. Ork delikatnie skłonił głowę i uderzył się w pierś.

Potem... potem wydarzyło się coś niezwykłego.

Spotkał się ze swym bóstwem. Palladine zaszczycił go! Odezwał się do niego! I obdarzył go swą łaską. Uczynił coś na co Ork czekał przez całe życie. Coś co było jego celem i jego marzeniem. Oblało go białe światło, jego tatuaże oraz medalion rozbłysły bielą jakiej Ork jeszcze nigdy nie widział.

Bądź drogowskazem na mej drodze,

Mą latarnią gdy po morzu nienawiści i chaosu

Powracam do domu.

Bądź mym natchnieniem, mą radością, mym smutkiem.

Bądź mą tarczą i mieczem żelaznym

Gdy przyjdzie mi o życie walczyć.

A z orężem swym gotów na każde wezwanie,

Z czystym sercem, sumieniem

Wierny Ork stanie!


Następnie pojawiło się jeszcze więcej istot o boskim pochodzeniu. Barbak poczuł się wśród nich jak mała mrówka. Jak robak, który jest na łasce i nie łasce. Jak ktoś kogo można zgnieść zaledwie jednym palcem, zaledwie myślą. Nie bardzo podobało mu się to, ale nie specjalnie też mógł cokolwiek zrobić. Ufał Palladine, i miał nadzieje że wyjdzie z tego cało.

Zabawne jak często ostatnio zastanawiał się czy przeżyje.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 07-05-2008, 18:35   #679
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Widok, skaczącej Kejsi oraz radosnego Barbaka podbudował go. Okazywało się że nie wszystko jest stracone. Że ten cały chaos, mrok oraz wszystko co złe nie zdołało Ich pokonać. Śmiech i radość nadal były wśród nich i pokazywały innym że są pewne prawdy uniwersalne. Są rzeczy, które zawsze będą i sobą, swym przekazem pobudzać będą innych do pozytywnych myśli.
Gdy tylko skończyli się bawić Fungrihmm podszedł do Kejsi.
-Dziękuje za to że tu jesteś i jesteś sobą. Tobie też dziękuje Barbaku że pokazujecie że można być normalnym w tym pokręconym świecie. Wiecie już wiem o co się wścieka Tev. Do tej pory byłem... – Wstrzymał się z dalszym monologiem i wysłuchał co chciał mu powiedzieć Rakasza. Przyjął jego zdania z niewypowiedzianą ulgą oraz z pewną dozą radości.
-Nigdy nie spotkałem na swej drodze choleryka, który tak dobrze potrafi wyczuć uczucia innych. Mówisz że jesteś neutralny.
-Może i tak jest w odniesieniu do wielkich idei. Ale jeżeli chodzi o ludzi (umownie tak nazywam cały ogół) to w sercu masz więcej dobra niż mroku. Właśnie to powoduje że zjednałeś sobie tak szybko wszystkich. Tylko pozazdrościć!

W tle Sukkuba prezentowała nowego członka rodziny. Robiła to dość głośno jednocześnie przypominając karłowi o swej mrocznej duszy. Barbak natomiast wybuchł ze swym gniewem a potem go zadziwił chyba tak jak nikt do tej pory. Kooperacja, jednoczenie hasła, które dotąd on sam używał i w nie wierzył bez granicznie. Gdyby nie jego cynizm oraz stoicyzm czasami aż za duży może i mógłby je w jakiś sposób urzeczywistnić. Nie stało się tak i teraz stali tu wszyscy razem znów obserwując siebie nawzajem oraz myśląc co dalej.
-Korzystając z okazji nim sytuacja się rozwinie dalej chciałem coś jeszcze dodać. –Krasnolud odchrząknął w pięść a potem kontynuował.
-Nadal nie jestem pewien dlaczego musieliśmy zabić cały tamten świat pomimo tego że Rith był już pokonany. Tak samo jak wy(a mówił to do Teva, Kejsi oraz Barbaka) nie mam demonicznych mocy i moja wiedza nie sięga w tę stronę. Co więcej jestem pewien że to co teraz widzimy to nic innego jak tylko walka starych demonów z nowymi. Zastępowanie jednego zła innym. Ale dla mnie jest to nadal zło. Legion mówi że możemy zniszczyć demony. Zabić je i osłabić. Ja natomiast powiadam że zawsze zostanie choć jeden.
Jestem starej daty krasnoludem, wyznawcą pradawnych bogów, kapłanem oraz kowalem run. Od naprawdę długiego czasu podróżuje razem z Nimi i pomagam im w różnych sytuacjach jakich znajdowali. Tak Barbak masz rację. Jedność buduje ale co z tym że nie budujemy tego wspólnie. To nie jest tak że usiedliśmy sobie w trójkącie. Tam siły dobra czyli Kejsi, Ty i ja. Po prawej neutralność w osobie Teva a po lewej mroczny Violet jako Ast, Thom i Charlotte. A potem padło hasło. Słuchajcie to co się dzieje teraz jest złe. Zmieńmy to! Przebudujmy chaos, uporządkujmy biel i nagródźmy neutral za to że jest buforem czy też katalizatorem.
-Chodzi mi o to że w tym momencie jesteśmy niczym więcej niż dobrem na usługach mroku. Jeżeli chcemy spojrzeć naszym bogom w twarz musimy to zmienić. Uważam że powinniśmy przedyskutować w swym gronie. Najlepiej by było gdyby uczestniczyli w tym wszyscy. Tylko tak możemy zjednoczyć nas na powrót po śmierci Ritha.


Nieboskłon nieustannie się zmieniał. Przybierał wprost fantastyczne formy fioletu i bieli. Przykuwał uwagę, fascynował. Fungrihmm wiedział już dlaczego ludzi tak łatwo opętać. Mrok pokazywał tę najładniejszą stronę życia. Pokazywał perspektywy bez konsekwencji. Same modyfikacji krajobrazu oraz natury jakich byli świadkami wskazywało na to że odwiedzi ich ktoś nie przeciętny. I to gdzie! Przecież nadal byli w planie niebieskim. Stolicy aniołów i innych istot dobra. A wszystko wskazywało na to że gościem jest ... Mistress?!

To w jaki sposób zaczęły zachowywać się demony utwierdziło Zabójcę w jego przekonaniach. To tylko robaki starające się zawładnąć jak największą częścią drzewa i drżące o siebie gdy tylko przyleci jakaś sikorka lub drozd. Należało je wszystkie bez litości zabić i nie pozwolić by się odrodziły. Pozostawało tylko jedno pytanie jak?

Nowo przybyła mieniła się jako Almena. Po tym jak usłyszał jej rozmowę z Almanach był już pewien. Nikt z tej dwójki nie powinien dłużej żyć niż jest to konieczne. Czyli już. Odkąd wskrzesił go Rith miał dług do spłacenia. Potem umierał kilka razy. Na koniec nie wypełnił swego słowa i przysięgi. To musiało owocować jego przystąpieniem do Kultu. Cześć jego umysłu powoli zaczynała pracować na nowych falach. Pogładził głownię młota i przecedził przez zęby:
-To byłaby piękna śmierć, nie potrzebna ale piękna! – Jeszcze nie tu i jeszcze nie teraz. Co innego bohaterstwo a co innego debilizm. Poza tym muszę mieć swego opisywacza. – Palnął się w czoło i spojrzał na Orka. Nie patrząc na to co się dzieje wokół podszedł do nie go
-Znasz karłowski język, podejrzewam że również i nasze zwyczaje nie są Ci obce?
- Owszem. Spędziłem trochę czasu w towarzystwie krasnoludzkim. Ork uśmiechną się słabo do wspomnień.

Ciężką ręką przypominającą bochen chleba przejechał po łysej głowie.
-Pragnę się Cię zapytać.... Czy nie chciałbyś zostać moim spamiętywaczem! Wypalił bez namysłu. Widać było że po wypowiedzeniu co miał na sercu doznał ulgi.
- Zastanów się czy tego na pewno chcesz. Uczynię to z prawdziwą przyjemności i będzie to dla mnie prawdziwy honor. Pamiętaj jednak, że dla znacznej części Twojego ludu jestem dalej wrogiem... powiedzmy że rasowym. Zastanów się, czy karty twej chwalebnej zagłady nie zostaną splamione mą orkowską krwią?
Jeśli się jednak zdecydujesz będę tak jak powiedziałem zaszczycony.
-Widzę że dobrze wybrałem. Potrafisz mówić i to całkiem rozsądnie. Od tego momentu stajesz się przyjacielem krasnoludów i każdy kto by chciał skrzywdzić przyjaciela krasnoludów naraziłby się utratę honoru. A sam wiesz najlepiej jakie to ważne dla nas.
-To poszukajmy jakiejś księgi, najlepiej obszernej!
-Popatrz na nią wygląda jakby nas przyzywała. Nie wiem czy myślisz o tym co ja. Nie, nie jeszcze nie teraz. Najpierw chciałbym wiedzieć co się dzieje. Chodźmy zatem...
 
Vireless jest offline  
Stary 07-05-2008, 19:12   #680
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Pojawił się olbrzymi smok! Był przeolbrzymi, przeogromny! Kejsi chciała schować się przed nim, skuliła się na ziemi i miała tylko nadzieję, ze smok jak większość smoków jest praworządny! Kiedy zionął ogniem w Barbaka, Kejsi pisnęła NIEEEEEeeeeee!!! Ale była tak zszokowana i przestraszona że nie wiedziała zupełnie co robić! Na szczęście ogień okazał się dobry, to był prezent, prezent, prezent, symbol Lavendera!
- Nastraszyłeś nas! – zawołała do smoka ośmielona chimerka.

- Dziękuję za to że tu jesteś i jesteś sobą – powiedział nagle Waldorff.
Zdumiona Kejsi spojrzała na niego pytająco.
- Ja tobie też! – skoczyła go przytulić. – Bałam się, ze na zawsze zostaniesz złotym posągiem! To byłoby okropne!

Nagle stało się coś najdziwniejszego w ciągu ostatnich dni! Barbak przykucnął i pocałował Kejsi w łapkę!
Kejsi zrobiła się czerwona na twarzy i zupełnie nie wiedziała jak się zachować! Speszona spuściła wzrok, zarumieniła się i zaczęła kręcić małe kółka stopą po piasku.
- Pani! Nie zwracaj uwagi na te prostackie wyzwiska. Ona jest tak brzydka, że grzyby w przydrożnym rowie na jej widok same się marynują.
- Hihi! – Kejsi buchnęła śmiechem. – Barbak, jesteś taki zabawny, taki odważny, taki waleczny! Jesteś dobrym przyjacielem!

Mew Ichigo- rainbow background by =Mew-Sumomo on deviantART

- Bardzo cię lubię – Kejsi bez ostrzeżenie skoczyła na orka i przytuliła go czule. - Bardzo, bardzo, miau! MIAU!? – speszona zatkała sobie usta i zrobiła się fioletowa jak burak. – O nie, miau, o nie o nie, kiedy się speszę albo miau! OCH!!! Czasem się jąkam i MIAU! I wy-wybacz Barbak MIAU!!! Oooooh, ale głupio się zachowałam miau, o nie! – Kejsi czuła się jakby dostała uporczywej czkawki w najmniej odpowiednim momencie!
Po chwili jednak rozbawiła ją ta sytuacja i sama z siebie zaczęła się śmiać.

Tymczasem mgły przemieniły się w Almanakh! Najprawdziwszą trójskrzydłą Almanakh!!! Kejsi z wrażenia usiadła na piasku pustyni bo łapki jej drżały, otworzyła buzię i wielkimi jak talerze złotymi oczami gapiła się na Wojowniczkę Światła!
- ALMAMIAUNAKH...!!! - wyrwało się jej w podekscytowaniu. – Almanakh, ALMANAKH!!!
Wreszcie ją zobaczyła! Wreszcie ja spotkała! Ona istnieje, ona jest tutaj, tutaj, tutaj!!! Nagle podeszła i objęła chimerkę jednym ze swoich skrzydeł! Kejsi była wniebowzięta!
- Jest takie piękne!!! – szepnęła. – Takie ciepłe!
Piórko opadło na jej łapki.
- Dziękuję, dziękuję! – nie mogła się napatrzeć, ale szybko schowała piórko do swojej torebki żeby wiatr go przypadkiem nie porwał.

Kejsi strasznie chciała porozmawiać z Almanakh, chociaż kilka słów, ale pojawił się kulfon Verion! Oraz inna, czarna, fioletowa, kobieta o imieniu Mistress Almena! Verion klęknął przed nią, ale Almanakh stanęła przed drużyną, jakby ją broniła! Almanakh nie klęknęła! Kejsi w związku z tym też nie zamierzała, nie!
- Zostaw nas! – zawołała bojowo do Almeny, która wyciągnęła do niej dłoń. – O nie, widziałam to! Miałam sen, widziałam to, Światło powiedziało mi wszystko!!! Nie zgadzam się! Nie zgadzam, nie zgadzam! – podskoczyła obok Almanakh i stanęła bojowo przy niej. – Nie, nie pójdę z tobą, zła kobieto!!! Jesteś zła, zła, zła! Stworzyłaś Shabranido, i Ritha, i wiele kulfonów! Nie, nie poddam się, idę ze Światłem, drogą jaką mi oświetla, drogą jaką mi wskaże, zostaję na swojej ścieżce, nie zawrócę, nie skręcę, nie wołaj mnie, nie dam się skusić! Nie, Tacy Jak Ja zostają tutaj, u boku Światła!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172