Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-08-2009, 22:56   #521
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Wrócili przed karczmę. To w jaki sposób, Stwórca osiągnął swój cel było już historią. Było już tylko kolejnym ruchem piona na szachownicy. Czymś nad czym można się było zastanawiać, dużo lepiej jednak było myśleć o kolejnych posunięciach w tej arcy ciekawej partii szachów.

Barbak nie skomentował w żaden sposób słów Samaela, nie przywiązywał również wielkiej wagi do postawy Uzjela. Wszyscy mieli teraz delikatnie mówiąc niesmak w ustach... i w zasadzie orka wcale to nie dziwiło.

Ku zdumieniu Barbaka, Samael zaproponował wycieczkę do świątyni Platynowego Smoka (lub Wielkiego Dupka, jak zwykł go nazywać, a czego ork nie był w stanie z Synka wyplenić). Powód był prosty- klątwa. Zielono skóry szedł o zakład, że gdyby nie klątwa, świątynia była by ostatnim miejscem jakie chciał by odwiedzić Samael..
- Jak trwoga, to do Boga... nie?

Barbak poszedł za Synkiem. Początkowo planował zebrać ze sobą Is'a, jednak ten gdzieś się zmył (jak on to zrobił??). Ork skierował swe kroki do świątyni... a widok tej, jak zawsze napełnił jego serce radością.
Barbak wszedł do głównej nawy i czem prędzej powędrował w kierunku ołtarza. Zignorował Samaela i jego debaty z kapłanami. On miał rozmowę do przeprowadzenia.... musiał się komuś wyżalić, musiał się wyspowiadać... musiał uzyskać rozgrzeszenie.

Stanąwszy kilka kroków przed ołtarzem dobył topora. Uniósł jego stylisko na wysokość własnej twarzy a następnie ułożył broń na ołtarzu (ofiarowując w ten sposób, symbolicznie swe serce i swe umiejętności).

- Palladine, mój najlepszy Przyjacielu. Przychodzę do Twego domu w czarną godzinę. Przychodzę w dniu, którym siły chaosu zdobywają coraz to większą przewagę, zdobywają coraz to więcej wyznawców... przychodzę jak zawsze poszukując Twej mądrości, Twej rady. Me poczynania do tej pory pozbawione były sensu, a cel mimo iż został jawnie określony... nie przystoi prawdziwemu słudze Światła. Tak więc błagam Cię przyjacielu wskaż mi drogę! Daj cel memu życiu! Światło, mimo iż tak miłe memu sercu, wyznaczyło mi zawiłą drogę... Dopomóż!

Ork pozostał w głębokiej modlitwie, na klęczkach nie pomny tego co działo się wokoło. W stanie w jakim się znalazł świątynia mogła by się zawalić, czas mógłby się zatrzymać, wieki mogły by minąć zaledwie w ułamku sekundy... nie miało to najmniejszego znaczenia. On teraz rozmawiał ze swym Przyjacielem!!!
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 23-08-2009, 23:11   #522
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Choć organizm Uzjela, czy może raczej to co go teraz zastąpiło chwilę wcześniej zdawałoby się wyczerpanie, to po chwili znów było w pełni sił. Tempo regeneracji rycerza zaskakiwało nawet jego. Czuł, jakby siła napływała do niego z zewnątrz, z jakiegoś potężnego, ale jednocześnie przyjaznego mu źródła. Zdawał sobie sprawę, skąd pochodzi ta siła, jednak akceptował ją. Nie mógł w końcu odrzucać czegoś, co dawało mu możliwość przeżycia w tym wrogim dla niego otoczeniu. Zdawał sobie przecież sprawę, że skoro nie może liczyć na innych to musi się zdać na siebie. Jeśli demon miał kaprys dać mu siłę, to Uzjel zamierzał wziąć jej jak najwięcej. Myliłby się jednak ten, kto sądził że razem z mocą akceptuje także zwierzchnictwo Pana Zbroi. Rycerz miał po prostu zamiar wykorzystać dar demona do własnych celów, jednocześnie nie poddając się pod jego władzę. W końcu był wystarczająco silny, by tego dokonać...

A przynajmniej tak mu się wydawało

Coś się jednak zmieniło w otaczającym go świecie. Nie potrafił wychwycić, co jest nie tak do momentu, w którym usłyszał szepty. Znajdowały się one jednak na granicy realności i nie miał pojęcia, czy słyszy coś naprawdę czy to złudzenie wywołane zmęczeniem. Zignorował to i czerpał moc dalej, jednak zjawisko nasiliło się. Początkowo przypominało to bardziej szelest, jakby przesuwania tkaniny po podłodze, jednak narastało w miarę jak uzupełniał swoją moc. Po chwili dało się już wyłowić pojedyncze słowa

... of us ... much more ... we once were. ... you .. feel ... your soul .. as long as ... one of us ... we are…

Zanim jednak szepty zdołały przybrać bardziej zrozumiałą formę wszystko ucichło. Rycerz ruszył na poszukiwanie areny, jednak nie mógł pozbyć się dręczącego go przeczucia, że coś jest nie tak. Miał wrażenie, że wystarczyłoby jedno słowo, a stałoby się coś dobrego. Wrażenie było nieuchwytne, nie potrafił dokładnie zidentyfikować o co może chodzić, jednak to przeczucie krążyło na granicach jego podświadomości niczym drażniący owad.

Nagle zrozumiał, jakie to było słowo.

I wtedy zapadła ciemność

***

Radość ze zwycięstwa może być tylko wtedy, gdy pokonany przeciwnik żyje. Nie można stanąć ponad stygnącym już trupem i oznajmić ,,oto zwyciężyłem!". By naprawdę mieć świadomość zwycięstwa, ktoś musi mieć świadomość porażki. Pokonany przeciwnik musi wiedzieć, że przegrał, poznać to całą istotą swojego jestestwa, by naprawdę można było nazwać się zwycięzcą. Ostatni żywy na polu bitwy tak naprawdę jest przegranym

A on po prostu nie przepadał za przegrywaniem

Tak to już bywa, że każdy czegoś nie lubi. Jedni nie przepadają za jedzeniem mięsa, inni za piątkami trzynastego a jeszcze inni za myciem się (ci ostatni byli najgorsi). Można było nie lubić duchownych, polityków lub własnej rodziny. On natomiast po prostu nie lubił przegrywać. Choć w ostatecznym rozrachunku zawsze wychodził zwycięsko, to jednak świadomość że nie wszystko poszło po jego myśli potrafiła być deprymująca. Najpierw, jedynymi którzy mogli oglądać jego triumf były ciała dawnych towarzyszy i opętana przez tchórzliwego demona chimera. Później, jeden z tych których sobie wybrał zdecydował się odejść w ognistym fajerwerku prosto pod skrzydła białego światła. Dlatego tym razem postanowił dokładniej dopilnować swoich interesów. Tak dokładnie, jak tylko się dało... A okoliczności zdawały się mu sprzyjać bardziej niż zwykle. Zabawnie się złożyło, że kolejny obiekt który wybrał podróżował razem z początkowo dwójką, teraz już tylko jedynym z tych, którzy dawniej towarzyszyli jemu. Tym ciekawsze wydawało mu się teraz jak ta cała sytuacja się rozwinie. Jednak zwykłe, bezczynne oczekiwanie było nużące, dlatego postanowił że drobna interwencja będzie jak najbardziej na miejscu

***

Zamiast areny Uzjel odnalazł uliczny klub walki. To się jeszcze lepiej składało, gdyż na arenie obowiązywały jednak pewne zasady. Tutaj mógł sobie pozwolić na... więcej. Miał zamiar nieco się rozerwać i odstresować przed następnym miejscem. Ciemne zaułki każdego miasta oferowały podobne rozrywki, jednak Uzjel korzystał z nich po raz pierwszy. Prawdę mówiąc dawniej niewiele przebywał w miastach, a jeśli już to zwykle trzymał się lepszych dzielnic. Teraz... teraz sytuacja się zmieniła. W końcu już nie był tą samą osobą, co kiedyś

Zbliżył się do grupki walczących osób, gdy ktoś zwrócił się do niego informując że walka odbywa się bez bestii. Uzjel zwrócił stalową maskę w jego stronę, gdy wykidajło kontynuował prosząc o zdjęcie zbroi. Tego rycerz nie przewidział... Nie mógł się pozbyć przecież własnego ciała! Rozważał już czy nie udać korzystając z iluzji, że zdjął zbroję, gdy strażnik wyciągnął w jego stronę ręce prosząc o broń. Uzjel zmierzył ponowie jego sylwetkę od stóp do głów i odpowiedział

- Z łapami to pod świątynię, datki zbierać. Dajcie tego dużego, zabawimy się.

Wszedł do kręgu, przygotowując się do walki. Uzjel miał natomiast zamiar pobawić się, dlatego oddał swoją halabardę Flafie. W końcu od czegoś miał ostro zakończone palce w pancernych rękawicach, a nie miał okazji potrenować zapasów już od dłuższego czasu. Flafie miała go tylko uleczyć jeśli oberwie poważniejsze obrażenia, zdolne zagrozić jego materialnej formie
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 25-08-2009, 19:00   #523
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Każdego, i to często, spotyka taki dzień, w którym to sytuacja zmuszają do odwrotu. Jakaś plaga, może wataha wilków, goblińscy łucznicy, czy może Tauren chcący się siłować.Kall'eh nawet w najśmielszych decyzjach nie postąpił tak nierozważnie jak przed chwilą. Otworzył gębę i zawołał do wszystkich. A gdyby był tu jakiś troll? Czy troll był gorszym od Taurena? Tego miał się może nigdy nie dowiedzieć, natomiast szybko zrozumiał swój błąd. Gadatliwa niewyparzona gęba spowodowała, że karzeł prawie runął w stronę drzwi.

Ile wiecie o bohaterstwie krasnoludzkiego ludu? Ile byście nie wiedzieli to i takża mało. Dla obserwatora z boku mogłoby się wydawać, że Kall'eh nie ruszył się z miejsca, że Kall'eh nawet nie rozważył sytuacji co by było gdyby... Otóż nie! Wszystko się odbyło tak szybko, że zaważyło na całym ogólnym wizerunku.

Gdy padły słowa Kall'eha zrobiła się krótka cisza. Cisza, która umożliwiała usłyszenie wbijanego noża w blat stołu. Krasnolud nie zdążył nawet usiąś gdy słyszał zbliżającego się przeciwnika. Oczywiście zdał sobie sprawę, że to był jego przeciwnik dużo później.
- Borax zgnieść! – przywitał go przeciwnik. I to były słowa, po których kulą się elfie uszy. Karzeł się obejrzał właśnie w tym momencie jak jakiś ludek przelatywał nad stołami. Borax nie wyglądał strasznie. On wyglądał jakby był urodzony do zgniatania, ot co. Szybki rzut oka na biceps Boraxa. - Kupa mięcha porośnięta sierścią. Kall'eh nie zdawał se sprawy, że dostał tiku nerwowego. Nie wiedział nawet, że taki ma.

Spraw wydawał się prosta. Mógł usiąść i zostać wgnieciony w stół albo udać się sprytnym i spokojnym.... BIEGIEM!!! do drzwi. I właśnie w tej chwili włączyła się odwaga [Odwaga mode on]. Kall'eh widział już siebie wybiegającego przez drzwi karczmy. Biegnącego ile sił w nogach gdzieś przez przedmieście. Gdy już skończył biec rozejrzał się i zobaczył swoich towarzyszy. Śmiali się. Szamil nawet tarzał się a Nizzre leżała i tupała ze śmiechu nogami. Ba! Był nawet kruk i krakał. W jego krakaniu było słychać śmiech. Wszyscy się śmieli z niego. Z tego, że uciekł. Krasnolud zerwał się do ponownego śmiechu. Biegł i biegł, aż dotarł do jaskini. Tunele wyprowadziły go na drugi koniec pasma górskiego. Rozejrzał się. Nikogo nie było. W oddali widać było dym.

Gdy tam dotarł zobaczywszy małą wioskę, w której został, bojąc się, że jak pójdzie gdzieś indziej spotka znajomych. Znajomych wiedzących, że uciekł z karczmy. Założył więc rodzinę i jego dni mijały w sielance i swawolach. Pierworodnego syna wyprawił właśnie do szkoły. Kil miał właśnie 20 lat. Gdy syn wrócił przyprowadził ze sobą kolegę z klasy, żeby się pobawić. Gdy ów kolega pojawił się w drzwiach Kall'eh zobaczył ze zgrozą, że to mały Tauren. Mały człekokształtny byczek. Taureniontko, gdy tylko zobaczyło Kall'eha, zaczęło się zanosić śmiechem.

Coś łupnęło.
- Drobne...
Karzeł otrząsnął się i zobaczył mieszek leżący na stole. W uszach brzęczał mu jeszcze śmiech.
Krasnolud wykrzywił usta w uśmiechu do dwa razy większego Taurena.
- Dawaj... - Splunął na prawą dłoń i grzmotnął nią o blat.
- Dawaj...! - Powtórzył siadając.

Tauron siadł. Wystawił prawicę czekając na Karła, który spojrzał tylko ukradkiem na drzwi po czym podał swoją Boraxowi. To właśnie była odwaga. Co nastąpiło później nie rozumiał chyba nikt obserwujący to zajście. Kall'eha mięśnie napinały się jak stal. Można by usłyszeć zgrzyty poszczególnych ścięgien, włókien i wiązadeł. Mięśnie przeciwnika natomiast były stalą. Napięły się raz i już nie drgnęły, no może nieznacznie. Natomiast biceps krasnoluda drżał. Waga utworzona z ramion chwiała się to na jedną to na drugą stronę. Mimo wszystko Tauron zdawał się być tysiąckroć silniejszy. A runął na stół jak połamany.

Kall'eh wstał unosząc zwycięską dłoń. Złapał za nóż oraz za sakwę. Miał nadzieję, że bydle nie rzuci się na niego. Czy miał ochotę na dalszą walkę? Ależ oczywiście. W takiej formie, kto by nie chciał. Lecz wiedział, że opatrzność może się odwrócić. A miał jeszcze kilka spraw do załatwienia. Zajrzał do sakwy w celu policzenia "drobnych". I udał się na poszukiwanie Alchemika. Czas coś zrobić z tą lewą ręką.
 
__________________
gg: 3947533


Ostatnio edytowane przez Fabiano : 25-08-2009 o 23:19.
Fabiano jest offline  
Stary 25-08-2009, 21:17   #524
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
-W sumie bardziej od cukru interesuje mnie co innego. Melisa Almeny the elven. A w zamian mam coś interesującego... Jako alchemik na pewno poszukujesz nowych mikstur, mam miksturę zrobioną przez pewną szamankę z bagien, eliminuje efekty zmęczenia a co ważniejsze drowią klątwę. A na tą ostatnio dużo osób cierpi. Może być?
Alchemik popatrzył na Samaela nieufnie.
-Żywa Klątwa, co...?
Półdemon nie odpowiedział jego ramiona mówiły same za siebie.
-Wybaczy pan szanowny, melisa Almena the elven to jeden z najdroższych towarów na rynku. Biorę tylko grubą gotówkę i cenne materiały, ewentualnie artefakty. Zresztą zdobycie tego eliksiru byłoby bardzo kłopotliwe... - marudził.
-Cene materiały? Proponuje najprawdopodobniej jedyny taki eliksir w mieście. Musiałem chodzić po cholernych bagnach gdzie żarły mnie komary i żywe klątwy by ja zdobyć! To chyba uczciwie lek na żywą klątwę za lek na drowią klątwę, jak znajdziesz nieszczęśnika, która na nią zapadł to możesz zarobić fortunę. Nie sprzedawałbym jej gdyby po drodze żywa klątwa mnie nie dopadła.
-Można obejrzeć...?
-Ależ proszę. Tylko musi pan mi pomóc. Są tam trzy butelki, dwie takie same i jedna inna. To ta inna. Mi pomogła, mam coś pecha do tych klątw. Najpierw drowia, potem żywa następna pewnie będzie chlebusia...
Alchemik spojrzał na Szamila nieufnie, wygrzebał własnoręcznie buteleczki i oglądał, wąchał, zamieszał jakimś patyczkiem.
-Może coś za to kupisz, ale na pewno nie melisę Almena the elven.
-A jak dołożę pozostałe dwie mikstury?
-Wybaczy pan. To jakbyś chciał pan kupić zamek za karetę.
-To może to?

Samael pokazał wzrokiem swój miecz.
-Wiem, że to zabrzmi niezręcznie ale czy mógłby pan wyciągnąć mój miecz z pochwy?
Alchemik niechętnie spełnił tą niecodzienną prośbę. Klinga powoli się ukazała:

Alchemik z błyskiem w oku zaczął ją oglądać.

Samael zaczął mówić.
-Miecz należący do samego diuka demonów, Berithiego, Czerwonego Żółnierza, Pana Alchemików, tego, który zna tajemnicę kamienia filozoficznego. Ostrze silnie powiązane z żywiołem ognia, nie rozhartują jej nawet demoniczne czy magiczne płomienia. Niebywała lekka i ostra w rękach sprawnego szermierza potrafi zdziałać cuda. Dobre wyważenie doceni każdy szermierz. Można za jej pomocą trwale unieszkodliwić demoniczny byt. Z pewnością to tylko cząstka jego mocy, tylko te które ktoś nieznający na magi zdołał odkryć. Ktoś Taki Jak Ty z pewnością będzie wstanie wyciągnąć z niej o wiele więcej. Gdyby nie fakt, że mam niesprawne ręce zachowałbym go sobie a tak... Wolę mieć ręce niż demoniczny miecz.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 26-08-2009, 18:37   #525
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Jak na ironię Dirith mroczny elf był bardziej zrównoważony niż elfy i pół elfy jakie poznała wcześniej. Już po krótkim dialogu z mrocznym elfem doszła do wniosku, że nie zostaną raczej wrogami. Może nawet zostaną przyjaciółmi. Drow musiał pilnie poradzić coś na swoją klątwę. Znaleźli zielarza, ale trwało to wieki, kolejki były makabryczne. Czekali chyba z pół godziny a kolejka niemal się nie przesuwała.

A ona musiała iść. Musiała sprawdzić co z...

Nerwowo przestąpywała z nogi na nogę. Reszta się tu gdzieś szlaja! Ciekawe, czy coś się zmieniło... Nie mogła znieść tej niepewności. Ku jej zdumieniu, miała wreszcie szczęście. Zauważyła Gatenowhere, kupującego coś kilka straganów obok.
- Dirith, wybacz, że cię na chwilę opuszczę – powiedziała. – To naprawdę bardzo pilne i ważne, muszę na moment gdzieś zajrzeć! Nie mogę zostawić cię samego w takim stanie, poproszę Gata, żeby miał na ciebie oko gdyby ktoś próbował niecnie wykorzystać twoją klątwę – obiecała. – Głupio mi, ale sam widzisz, stoimy tu cale wieki w tej kolejce, a ja naprawdę... muszę! Zaraz wracam!!!
Opuściła kolejkę, przechodząc do tej gdzie stał Gate.
- Przepraszam, czy pan stoi w tej kolejce, czy w tej obok? – zagadnęła go. – Taki tu tłum! Orientuje się pan, czy kupię tu melisę?
Gate obejrzał się na nią z uśmiechem, odpowiadając na jej pytania jakby nigdy nic.
- Popilnuj Diritha, muszę na moment zniknąć! – szepnęła. – Naprawdę!? – jęknęła. – Tak tu drogo!? Dziękuję panu, idę poszukać gdzie indziej!

* * *
- Szlag jasny, nie będę spał na korytarzu!
- Taka z ciebie arystokracja?! – Warknął ktoś przy podłodze.
- Zamknij się – ziewnął ktoś. – Ludzie tu próbują spać...!
- A co z tym pokojem?! Karczmarz coś kręcił na jego temat! Nie widziałem żeby ktoś tam wchodził czy wychodził! Te drzwi jakieś podejrzane... Czy to magiczna bariera?
- Nie dotykaj!
- Dlaczego?
- Te dziw zabijają!
- Pfffh co?
- Mówię serio. Widziałem, jak jakiś chłystek złapał za klamkę. Zwęglonego wynieśli, jakby go fioletowy piorun strzelił!
- Czemu fioletowy?
- Palił się na fioletowo!
- Palił się?
- I był płaski. Jakby kowadło go zmiażdżyło.
- Bujdy... – mruknął, cofając rękę.

* * *
Zatrzymałam się przed kolejnymi drzwiami, słyszałam za nimi bicie jego serca i jego spokojny oddech. Mogłabym tu stać godzinami, czuwać. Chwyciłam za klamkę. Była ciepła. Szeptała. Otworzyłam drzwi i znalazłam się w pokoju.
Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Spał na lewym boku, okryty kołdrą. W pokoju unosiły się falujące pasma fioletowych mgieł, a nad mrocznym elfem lewitowały trzy święcące białym blaskiem kule.
Odkryłam, że mimowolnie wręcz się uśmiecham. Był piękny. Cichy, ciepły, niewinny, delikatny. Podeszłam do jej łóżka i przykucnąłem przy nim. Chciałabym trwać tak całą noc. Przyglądałam się mrocznemu elfowi dłuższą chwilę, aż pokusa wzięła górę i wyciągnęłam ku niemu rękę. Delikatnie musnęłam opuszkami palców jego odkryte, gołe ramię; było cudownie cieplutkie i miękkie. Cofnęłam dłoń, jednak nie opanowałam się i za chwilę znów musiałam go dotknąć. Srebrne, długie włosy były dla moich zimnych palców niczym ulotne pajęcze niteczki. Pochyliłam się nad nim i patrzyłam, oparta ramionami o łóżko.
Nigdy się nie dowie, że tu byłam. Pochyliłam się tuż nad nią. Chciałam... chciałam...
Ścisnęłam czule jego dłoń, podniosłam jego rękę, zaczęłam gładzić swój policzek zewnętrzną stroną jego bezwładnej dłoni. Ciepło zalało moją twarz, a obraz przed oczami nieco mi się zamazał, nabierając czerwonawej barwy. Całą sobą odczuwałam coraz większy swoisty głód i dezorientację. Klęczałam na podłodze, tułów położyłam obok niego na łóżku i dychając głośno z gorąca przytuliłam się do niego, zamykając oczy.
„Dziwnie się czuję. Nie wolno mi... Na pewno nie...”
Skóra mnie swędziała. Powietrze w pokoju zaczęło falować. Zbyt intensywnie doznawałam bliskości tego drowa, jego jestestwa, zapachu, ciepła, dotyku jego dłoni. Podniosłam się nieznacznie i otarłam policzkiem o jego policzek. Nasze usta... przypadkowo... jego usta... Chciałam... Nigdy dotąd nie byłam tak zdezorientowana. Poczułam, jak zalewa mnie fala tęsknoty i rozpaczy, zaciskając powieki wydałam z siebie niemy, nieistniejący wrzask gniewu, a skrzydła rozpostarły się, prawe z wściekłością uderzyło w okno. Drgnęłam, otwierając szeroko oczy, kiedy okno z hukiem otworzyło się na oścież i dał się słyszeć trzask, jakby powietrze wdarło się nagle do próżni. Szybko dopadłam do okna i zatrzasnęłam je, zasłoniłam kotary.
„Tak nie powinno być!” – powtarzałam z rozpaczą w myślach, ale nie słyszałam rozsądku poprzez szalone dudnienie własnego serca i huczenie gorącej krwi w uszach; tymi myślami chciałam się tylko usprawiedliwić.

* * *
Idąc ulicą szukała też roboty, której mogłaby się chwycić i coś zarobić. I stanowczo odrzucała opcję stanie pod latarnią... Swoją drogą pod jedną z latarń widziała nawet.... bardzo zapuszczoną babę. No i futro z wilka dawno wyszło z mody!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 26-08-2009, 19:57   #526
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Uzjel; Ostatnią rzeczą jaką pamiętasz było brzęczenie opadających łańcuchów bestii. Mroczne siły coś ci dziś nie sprzyjały [czy to ma co wspólnego ze spóźnioną ofiarą...?] Bestia zaszarżowała, prezentując ci swoją pięść wielkości dwóch arbuzów.
Troszkę urwał ci się film, skojarzyłeś, kiedy z mroku wyłonił się obraz nieba i ściany budynków widziane z perspektywy wytrzaśniętego na plecach. Dostałeś taką fangę, że podczas niekontrolowanego lotu przez uliczkę omal nie zabiłeś kilku osób, taranując ich swoją stalową masą. Odzyskałeś powoli przytomność, a do reszty otrzeźwił cię widok uśmiechniętej radośnie buźki Flafie. Twoja Bestia cieszyła się, że się ocknąłeś. Wolałeś nie myśleć o tym, jak to zrobiła, ale byłeś cały i zdrowy, tyle że wytrzaśnięty pod ścianą budynku, w której widniało spore wgniecenie.
- Czy to jest jadowite?! – wrzasnął do ciebie któryś z zawodników, wskazując Flafie. – Użarło mnie!!! – odwrócił się, pokazując swój skasowany tyłek ze śladami po zębach.
- Tego też użarło! – wskazali na bestię, znów zakutą w kajany, masującą się po tyłku.
- I dobrze! – huknął ktoś. – Coś mu tu śmierdzi!!! Dziesiąta walka z kolei kończy się tak samo!
- O co ci chodzi, mięczaku?
- Czym karmisz swojego pupila, he?!
- Zamknij dziób cieniasie.
- Sypiesz mu coś do karmy!
- Odbiło ci.
- Dziesiąty chłop z kolei pada jak mucha, przypadek?!
- Mój bestia jest dobra, lepsza od was, i tyle!
- Kantujesz!
- Morda w kubeł.
- Chcę rewanżu!
- Bujaj się!
Gwałtownie w ciemnym zaułku wybuchła sprzeczka, rychło doszło do przepychanek, a po chwili już większość naparzała się zajadle.

Fight Club 2 by ~JonnyMetal on deviantART

W chaosie jaki wybuchł ktoś wyrwał naraz z łapek Flafie twoją halabardę i wraz z grupką uciekających przed żądnymi krwi kolegami zwiał w główną ulicę, w tłum! Flafie wskazała w tamtym kierunku lizaczkiem, jakby nakręcając do pogoni.

Barbak;
Modlisz się przed figurą Lavendera Paladine`a, Smoka.



Ku zdumieniu i poruszeniu wszystkich w świątyni, a zwłaszcza kapłanów, figura zaczyna jaśnieć delikatnym blaskiem, a wnętrze świątyni rozbrzmiewa echem cichego męskiego głosu:

- Światło, któraś wśród wielu cudów swojej mądrości udzieliło swym Wojownikom, ofiarowało łaskę dojrzałej świętości, spraw, prosimy, aby - w przyjaźni z Tobą wzrastając - za wstawiennictwem moim - przezwyciężali nieprawości swoje i dobrze w życiu czyniąc coraz bardziej upodabniali się do Ciebie. Niepokonane Światło, wybrałaś Syna Zerat`hula i uzdolniłaś go do wierności i wytrwałości, wejrzyj, na jego słabość i niestałość. Spraw łaskawie, abyśmy - dzięki Twemu wstawiennictwu i opiece - do końca życia w czarnych chwilach wierności Tobie wytrwali i nie poddawali się nigdy. Wysłuchaj, Światło prośby mojej: użycz odwagi i naucz odbierać cudzą śmierć za życie własne, łaski szczęśliwego przejścia do wieczności i radosnego spotkania z Tobą. Bieli, któraś swych Wojowników w cnocie nieskalanej czystości zachowała i serca ich serdeczną miłością ku wszystkiemu co żywe i dobre zapalić raczyła, udziel nam łaskawie, abyśmy przez swój miecz i niszczenie złych dusz Tobie służąc, mogli zmyć swoje skazy i wątpliwości, którym każdy z nas ulegał wobec otaczającego nas Chaosu.

~[Dzieci Światła w ‘bezpośrednich’ zwrotach często zwracają się do Światła jakby było ono rodzaju żeńskiego! ‘Ta’ Światło [Biel, matka], nie ‘to’ Światło!]

Kall`eh;
Na cześć twojego zwycięstwa obserwatorzy konkursu wznieśli pochwalne krzyki. No, niektórzy klęki jak diabli, pozbywszy się właśnie kasy w zakładach. Wylądował przed tobą darmowy kufel piwa, ale nie miałeś pojęcia kim jest dobrodziej darczyńca.
Przepchałeś się do drzwi karczmy i ruszasz na poszukiwania alchemika. Zauważasz jednak, że ktoś idący ulicą w pewnej odległości za tobą próbuje cię dogonić. Gość wyróżnia się z tłumu, rozpycha ludzi na prawo i lewo swoim mięśniem piwno-bojowym.



- Ej! – zakrzyknął do ciebie. – Czego tak gnasz? Poczekaj ino!
Nie byłeś pewien o co gościowi lata, czy to aby nie znajomy taurena, który chce porozmawiać z tobą o swoim toporze i jego sile rażenia. Dwarf nie sięgnął jednak po broń, a stwierdziłeś, że o ile uciekać przed taurenem jeszcze się godzi, o tyle krasnolud uciekający przed krasnoludem średnio ładnie wygląda.
- Nom wreszcie cię dogonił! – sapnął. – Tharkûn jestem, poskramiaczu taurenów! – podał ci prawicę. – Byłem świadkiem twojego udanego występu w karczmie. Czy mogę liczyć na bisy? Bo stado krów samemu pędzić z miasta mi się nie widzi – wyznał. – Widzisz, trzech byków takich skorzystało z okazji, byłem trochę wiesz no, znaczy przerwali mi posiłek, o! Świsnęli mi sakwę! Nie wiem, czy nie przepuścili już wszystkiego co w niej było, ale na Moradine`a, dziada i pradziada, nie będzie krowa z moją sakwą latać! – splunął. – Tyle, ze ich trzech, a ja sam. Moja drużyna wybyła do jakiegoś wie licho Miejsca, kiedy ja byłem... no wiesz, trochę zajęty w karczmie. A ty pomyślałem i zabawić się chcesz i zarobić, co?

Szamil; Alchemik oglądał miecz i oglądał. Widać było, że mu się spodobał.
- Wygląda na autentyczny... – mruknął do siebie. – Zgoda. Miecz i trzy mikstury za jedna porcję melisy Almena the elven – spasował.
Spojrzał na Isendira.
- Pan wybaczy, zamykam na moment – spojrzał na ciebie. – Proszę wrócić za dziesięć minut, szanowny panie...
Cóż było czynić? Isowi nie spieszyło się do wyjścia więc został wytaszczony. Kiedy i ty wyszedłeś, alchemik zamknął się na klucz za drzwiami swojego sklepu. Cóż, czekałeś. Te golemy nie wyglądały fajnie. Po chwili usłyszałeś odgłos przekręcanego klucz i drzwi otworzyły się.
- Zapraszam.
Alchemik stal za ladą jakby nic. Wziął miecz i 3 mikstury. Sięgnął pod ladę, wydobył malutki, mikroskopijny wręcz flakonik z jakąś miksturą.
- Proszę.
Wyglądało jak owocowy drink.



Ale kiedy odkorkowałeś i patrzyłeś z góry wyglądało całkiem inaczej!



Starczy tego chyba tylko na łyk!
- Tyle wystarczy dla jednej osoby – zapewnił alchemik.

Nizzre; Kiedy dotarłaś pod stoisko zielarza, nie mogłaś nigdzie znaleźć Diritha.
- Zmiana planów, udał się z Deenem i Vari coś załatwić – powiadomił Gate. – Nie martw się o niego, nic mu nie będzie. Poszukamy leku, zdejmiemy z niego klątwę. Masz pieniądze? Szczerze powiedziawszy, Nizzre, muszę oszczędzać fundusze na rzeczy ważniejsze dla naszej misji. Plan wydatków nie przewidywał zakupu lekarstw dla drowa z klątwą, także będziesz musiała zatroszczyć się o fundusze na ten cel, niestety.
Krążyłaś ulicami, poszukując okazji. Miałaś kilka ciekawych pomysłów i nadzieję, że się uda. Znów kusiło cię i ciągnęło w okolice karczmy. Nagle zauważyłaś w uliczce znajomego dwarfa, Kall`eha! Był z nim jeszcze jeden dwarf... O szlag, Kall`eh także ma oczy, nawet więcej niż ty, i zauważył ciebie!

Kall`eh; Rozmawiałeś z dwarfem kiedy nagle zauważyłeś jasnowłosą elfkę z czerwonymi pasemkami na grzywce, z czarną opaską na oku. To Nizzrrrrrr o kurka, ona też ciebie zauważyła!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 28-08-2009, 22:30   #527
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Wszystko potoczyło się nie tak, jak to sobie zaplanował. Miał zamiar powalczyć, rozerwać się nieco i zarobić trochę kasy. Zamiast tego bestia przeciw której miała odbyć się walka wyeliminowała go jednym, celnym ciosem. Gdy otwarł oczy okazało się, ze cios przeciwnika miotnął nim spory kawałek. Czymkolwiek było to monstrum było niewiarygodnie silne. Lekceważenie słów mężczyzny, który mówił mu dopalaczu w karmie bestii było błędem, na który miał nadzieję że następnym razem sobie nie pozwoli. Zauważył także ślady po ugryzieniach na tyłkach bestii z którą walczył oraz jednego z zawodników. Najwyraźniej Flafie broniła go, gdy był nieprzytomny. Na myśl o tym Uzjel odczuł wyraźną wdzięczność. Jeśli miał na kogoś liczyć, to tylko na Flafie. Było to trochę smutne, jednak wszelki smutek zniknął gdy zobaczył jak ktoś korzystając z zamieszania wyrwał Flafie jego broń z rąk. Wtedy to coś jakby się w nim wypaliło. Resztki spokoju zniknęły,a we wnętrzu Uzjela zapłonął płomień słusznego gniewu

I wtedy stało się coś dziwnego. Zamiast czerpać siłę do pełnego zregenerowania z tego samego miejsca, skąd czerpał po zakończeniu próby Szamila odkrył, że tym razem siła płynie z jego własnej złości. Tak jakby jego złość i frustracja zmieniały się na czystą energię, napędzającą jego ciało. Złość, płonąca wysokim czerwonym płomieniem dodawała mu sił i prowokowała do działania. Bezruch oznaczał śmierć, a działanie życie, dlatego nie mógł już dłużej przyjmować spokojnej i wycofanej postawy. Musiał działać, choćby oznaczało to konflikt ze wszystkimi otaczającymi go istotami. Musiał dążyć do swojego celu, nawet jeśli oznaczało to deptanie po trupach zarówno wrogów jak i przyjaciół. Spokój i opanowanie, które wcześniej udawało mu się zachować w każdej sytuacji były tylko maską, skuteczniejszą niż ta stalowa zakrywająca dawniej jego twarz. Jednak tak długo nosił tą maskę, że zapomniał jak tak naprawdę wyglądał pod nią. Teraz rozumiał, że pragnął siły, czystej i niczym nie skrępowanej mocy. Nie było to jednak takie proste

Wciąż przeszkadzały mu ludzkie uczucia. Musiał się nauczyć narzucać im kontrolę, opanowywać je siłą własnego umysłu. Zdawał sobie sprawę, że emocje mają moc. Jeśli nie są ograniczone oddziałują zgubnie na człowieka, odbierając mu wolę walki i pewność siebie, krępując go sztucznymi łańcuchami praw moralnych i etycznych. Musiał przerwać te więzy i uwolnić siłę drzemiącą w nim tak samo, jak w każdej innej żywej istocie. Jeśli uda mu się objąć kontrolę nad własnym sercem i umysłem, wtedy to będzie mógł o sobie powiedzieć, że jest wolny. Kontrola demona tak naprawdę wydawała mu się o wiele mniej dotkliwa niż kontrola własnego, słabego ciała i umysłu. Rozumiał, że Pan Zbroi tak naprawdę nie chce mu wolności odebrać, tylko ją podarować, a on w swoim głupim uporze odrzucał ten cenny podarunek.

Teraz postanowił to zmienić. Miał zamiar oddać się we władanie nowemu panu, Gniewowi. Od tej chwili pozwolił, by gniew prowadził jego myśl i ramię, by w jego imię mógł zwyciężać. Gardził dawnym sobą i tym, co trzymało go we własnej słabości. Od tej chwili miał zamiar nie pozwolić sobie nigdy więcej na litość lub zaufanie

Płynnym ruchem, nie pasującym zbytnio do rozmiarów i ciężaru jego zbroi wstał z ziemi i rzucił się w pogoń za złodziejem. Jeśli tylko uda mu się go złapać miał zamiar odebrać nie tylko swoją broń, ale i rekompensatę za kradzież. Coś równie cennego jak broń dana mu kiedyś przez ojca. W biegu uznał, że życie złodzieja będzie wystarczającą ceną
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 01-09-2009, 18:28   #528
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Melisa Almeny the elven była... dziwna. Mhroczna, chociaż Szamil miał problemy by określić ten "mrok".
-Tyle wystarczy dla jednej osoby.
Nizzre pewnie wahałaby się czy ona ma wypić czy poratować kogoś z drużyny. Szamil jakoś nie miał takich myśli głownie za sprawą swojej rozciągliwej moralności.
-A słomkę dostanę?
Wbrew słowom nie czekał na słomkę ani małą parasolkę, schylił się złapał zębami krawędź szklanki i odchylił głowę do góry wlewając do gardła całą porcję napoju.
Czuł jak krew w rękach zaczyna znowu krążyć, coraz żywiej i żywiej. Czuł jak odzyskuje panowanie nad rękoma a lewa ręka znów zaczęła go świerzbić. Domagała się walki, wybicia zębów alchemikowi i zabrania mu demonicznej broni. Samael tylko się uśmiechnął.
-Dzięki.
Półdemon odwrócił się i podszedł w kierunku Isa. Przystanął przy nim i poklepał go po ramieniu.
-Nie martw się, jakoś zarobisz tą kasę. Stań pod latarnią tam może zarobisz.
Mimo cierpkich słów postanowił pomóc elfowi w końcu ten może być przydatny w następnych miejscach.
-Jako, że jesteśmy z tej samej ferajny to zdradzę Ci przepis na melisę.
Odwrócił się do alchemika.
-Mógłbym dostać coś do pisania.
Alchemik z ociąganiem przyniósł mu kartkę, pióro i atrament. Samael szybko zapisał kartkę.

Cytat:
1/2 litra wywaru z melisy
11 płatków Phalaenopsis "Moth Orchid"
3 pręciki Lilium candidum
łyżeczka cynamonu
200 ml miodu spadziowego
500 ml czystej wódki
1 kryształ fioletowego cukru

Melisę parzyć 3 godz. Ostudzić, dodać płatki i pręciki, zmiksować z alkoholem. Dodać rozpuszczony w małej ilości miodu kryształ fioletowego cukru. Wymieszać. Na końcu dodać cynamon.
Zrobił odstęp a pod spodem napisał to samo jeszcze raz, kartkę przerwał na pół tak by zyskać dwa przepisy. Jeden z nich wręczył Isendirowi.
-Trzymaj. U tego miłego pana znajdziesz większość komponentów.
Is spojrzał na niego nieufnie.
-Czego żądasz w zamian? Zresztą... nie interesuje mnie to. I tak nic nie dostaniesz. Jesteś... strasznie naiwny.
Samael się dźwięcznie zaśmiał w sposób wybitnie nie demoniczny.
-Niczego. Jedynie byś poskładał się i był sprawny w następnym miejscu. Nic innego od Ciebie nie potrzebuje.
Is uśmiechnął się tylko z politowaniem.
-I tak przegrałeś...
-Zdaję sobie z tego sprawę.
-Dlaczego chcesz zgładzić Berethiego? Jesteś zbyt słaby by tego dokonać... Zostaw go lepiej w spokoju, a może... jeszcze wygrasz.

-Następny sługa ojczulka. Ja go nie chce zgładzić. Ja chce go pokonać a przegram i tak. Podobnie jak Ty, Barbak czy ten drow...
Samael patrzył chwilę na elfa.
-Chcesz znać powody? I tak ich nie zrozumiesz, są zbyt ludzkie.
- Sługą "ojczulka" nie jestem. Nie zniżam się do takiego poziomu... Powiedziałem ci kiedyś, że w tym celu ci pomogę. Choć z góry wiem, że zakończy się niepowodzeniem...
-Nie pomożesz mi. Miłego targowania.
Samael minął Isa zatrzymał się jednak jeszcze w drzwiach. Nie odwrócił się.
-Radzę się nacieszyć mieczem. Berithi może chcieć zwrotu swojej własności.
Zaraz po tym półdemon wyszedł z budynku a w ciszy zatrzasnęły się drzwi.
Potrzebował broni a żeby ją zdobyć potrzebował Kalleha. A jak mówi stare przysłowie "krasnoluda znajdziesz tam gdzie jest piffo".

Czemu Szamil osoba interesowna i amoralna zapatrzona tylko w jedna rzecz, zemstę na ojcu pomógł komuś kto notorycznie próbował go zabić? Odpowiedzi mogło być wiele. Przede wszystkim mógł poczuć więź z drugim elfem? Mało prawdopodobne zważywszy na brak poczucia przynależności do żadnej rasy i lekką manię wielkości. Bardziej prawdopodobne, że Isendir był mu potrzebny do pokrętnych intryg i przydatny do mamienia innych. Jednak czy tak było naprawdę? Może jednak w Samaelu obudziła się elfia krew? Krew jego przodków ze strony matki a on sam bał się do tego przyznać i wymyślał wyrafinowane kłamstwa by oszukać samego siebie?

Kalleh był niedaleko karczmy, ba zdążył się chyba w jakiś pokrętny, krasnoludzi sposób rozmnożyć bo obok stał Kalleh mark. 2 w wersji mocno bojowej. Szamil zamachał do niego.
-Hej! Kalleh! Sprawa jest...
Kall'eh szedł z krewniakiem w zbroi i gaworzył. Spojrzał na Szamila zaskoczony:
-Witojcie! - uśmiechnął się - Długich dni i przyjemnych nocy. Co trza?
Samael wyszczerzył zęby na uwagę o przyjemnych nocach.
-Prośbę mam... O pożyczkę. Przehandlowałem mój miecz za lekarstwo na klątwę, mógłbyś mi jakiś nóż pożyczyć.
-A gdzież żesz Ty był po te cudo? Jam tysz we potrzebie. - spojrzł na lewą rękę. -Doradzisz? Cło do nóża to sprawy ni ma.
Sięgnął ręką za plecy i wycigąnął nóż. Zwykły myśliwski w skurzanej pochwie.
-Tylko ni zgub...
-Nie zgubie, dzięki.

Samael przypasał sobie szybko nóż.
-U Alchemika byłem ale strasznie się ceni. Za lekarstwo zarządał trzech mikstur i magicznego miecza. Ale zdobyłem też przepis, co prawda wymaga wielu składników ale może tak zdobędziesz je taniej. Musisz zdobyć pewne składniki. Tak czy siak potrzebuje jakiegoś tysiąca na lek.
Mówiąc to półdemon podał Kallehowi spisany wcześniej przepis
-Wiesz coś może o jakiejś robocie??
-Ino alchemik łodpada.
- Kalleh spojrzał na przepis. Spojrzał na krewniaka. I spojrzał na Samael'a. - Cło to est do, łysego warchlaka, płatki Phalaenopsis "Moth Orchid"?
Samael wzruszył ramionami. Niezbyt go obchodziły płatki był w tej chwili zajęty obserwowaniem elfki, posiadaczki całkiem zgrabnych nóg i tyłka. Skórzane spodnie łowczyni opinały się dość interesująco.
-Jakiś demoniczny szajs. Na rynku to chyba mają.
Głos półdemona wyraźnie dawał do zrozumienia ile go obchodzą płatki a ile elfka.
-Trza poszukać tłych bzdetów. Cło do roboty, tło jakoi mój krewniak pozwoli, to móże sie pobawimy we ściąganie haracza. Na rynku, rzeczsz?
-Na rynku mi to próbowali wcisnąć. Haraczy mówisz... Ale to niemoralne... Na całe szczęście moralność mam bardzo rozciągliwą. Ile płatne?
-Tło nie do kuńca haracz. Ale trza kłokgoś nastraszyć by hajs łoddał. - Kall'eh się uśmiechnął.
-A w tym jestem dobry. Podpale kolesiowi tyłek to odda jeszcze z odsetkami.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 01-09-2009 o 18:34.
Szarlej jest offline  
Stary 02-09-2009, 12:40   #529
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Miasto było zaprawdę wielkie. Wielkie i pełne różnej maści ludzi, drowów, Tauernów. Chińczyki też pewnie mają swój stadion handlowy. Wszystko wskazywało, że jest to metropolia z jak, Kall'eh, nie miał jeszcze do czynienia. Zaułki, uliczki, targi, domy kupieckie, gildie. Wszystko co dusza zapragnie, z jednym wyjątkiem. W całym mieście była jedna karczma! Czy to nie przerażająca perspektywa jak dla krasnoluda?

Przeciskał się w tłumie idąc gdzieś gdzie uważał, że może znaleźć alchemika, gdy nagle spostrzegł, że ktoś się do niego przedziera. Ten ktoś szedł właśnie przepychając się do Karła. I ten ktoś też był właśnie Karłem. Kall'eh zatrzymał się.

- Nom wreszcie cię dogonił! – sapnął. – Tharkûn jestem, poskramiaczu taurenów! – podał ci prawicę. – Byłem świadkiem twojego udanego występu w karczmie. Czy mogę liczyć na bisy? Bo stado krów samemu pędzić z miasta mi się nie widzi – wyznał. – Widzisz, trzech byków takich skorzystało z okazji, byłem trochę wiesz no, znaczy przerwali mi posiłek, o! Świsnęli mi sakwę! Nie wiem, czy nie przepuścili już wszystkiego co w niej było, ale na Moradine`a, dziada i pradziada, nie będzie krowa z moją sakwą latać! – splunął. – Tyle, ze ich trzech, a ja sam. Moja drużyna wybyła do jakiegoś wie licho Miejsca, kiedy ja byłem... no wiesz, trochę zajęty w karczmie. A ty pomyślałem i zabawić się chcesz i zarobić, co?

- Jam Kall'eh. Zabawić, zarobić? Oczwiście. Dwarf we potrzebie tło ni łodmówie. Cło konkretnie?

- Nalać i zabrać co moje!

- A mus łodrazu? Bo widzisz, jam w poważnej klontwie się tarzał. I teraz muszem wyleczyć. - złapał się za lewę ramie i pomachał nią bezwiednie.

- Hmmm ciężka sprawa. a kiedy to zamierzasz wyleczyć? mi się spieszy na tyle żeby nie wydali wszystkiego choć prawdę mówiąc nie wiem czy już nie wydali... ale topór mnie swędzi...

- Móżemy pierwiej do siakiegoś alchemika czy zielaża? A móże siakiś Mag Runów jest we mieście?

- Mag runów? ha! A czego ci trzeba? Masz jednego przed sobą! Ano prowadź do alchemika zatem.

Mag runów. Stał przed nim mag runów. Tylko słyszał o nich opowieści. Nie widział nigdy. Całe życie spędził na powierzchni w odkrywkowej kopalni wuja Wio. A potem w lasach jako nietypowy ale skuteczny myśliwy. Ale Jest mag, mag runów. Wujo opowiadał wiele rzeczy o nich.
Długo jednak nie wspominał Wuja i jego opowieści gdyż w niedalekiej odległości pojawiła się znajoma twarz z jednym okiem. Zielonym okiem. Nizzre wydawała się tak samo zaszokowana jak on sam. Tak, zaskoczenie i zdziwienie malowało się niewyraźnie na jej twarzy.
http://www.cooperativegallery.com/im.../Green_Eye.jpg

- yuhhhuu..! Nizzre, hejka, cło tam łu Ciebia? - Zawołał Kall'eh.

Uśmiechnęła się, drapieżnie jakoś, ale po chwili już przyjaźnie. brodacz nie był jej wrogiem. Przynajmniej jak dotąd.
- A dobrze, dobrze - odparła, powoli i ostrożnie podchodząc bliżej. Nie lubiła rozmawiać na odległość w tłumie.

- Gdzie sie podziadywałaś, he?

- A tu i tam... Wiesz jak to mówią, raz na drowie, raz pod drowem... Ciekawe miasto, nieprawdaż? A gdzie reszta...?Uzjel, Satem...? - wymienila tylko tę dwójkę.

Krasnolud rozejrzał się bezradnie z rozłożonymi rękoma.
- Każduśki polazł we swoiom droge. Sathem, chyba przycapnął gdziaś na chwile. Uzjel... - wzruszył ramionami. Spojrzał na swojego krewnego. Uśmiechnął się.
- Tera krewniakowi pomagam. A gdzie ten.. no ..tego... Tygrysiciel? - Pomyślał chwilę - A gdzie wyśta byli?

- Tygrys szuka leku na klątwę - powiedziała. - Czy to ma takie wielkie znaczenie, gdzie byliśmy? - spytała, lekko zniecierpliwiona. - Wcześniej jakoś mało co was obchodziłam, podobnie jak to, gdzie chadzam...

Kall'eh ponownie wzruszył tylko ramionami.
- Ze cikawości. Znaczynia ni ma, chyba. Tylko chadzałaś nie we porę. Wtydy kiedym my bitke mieli albo cóś.

- neverwinter-nevermind - rzuciła po elficku. - Z ciekawości: odstawiłam do gniazda te dwa pisklęta wywerny, które taszczyłam ze sobą kiedy ostatni raz mnie widzieliście - szczerze wątpiła,a że pamiętał, ale nie była złośliwa.

Machnął ręką. Prawą ręką.
- Klątwa prawie każdygo dopadła.

Uśmiechnęła się krzywo i z pewną satysfakcją.
- Wiem - powiedziała z przekąsem.

- No ale, komuj we kopalnie tymu czas. Potrzebujesz czegoś to wal...

Zachichotała na ten pomysł.
- Nie, niczego nie potrzebuję, Kall`ehu. Zakładam, że wy też nie - dała twardo do zrozumienia, że nie ma zamiaru dużej bawić się w kobiecinę-która-udaje-herosa i jest wiecznie odrzucana przez tych, których usiłowała wspierać ze szczerością. - Mimo wszystko dobrze cie było zobaczyć, Kall`eh. Mam nadzieję, że szybko z tego wyjdziesz - skinęła na jego lewą rękę. - Powodzenia i bywaj.

Krasnolud machnął do krewniaka i ruszył z wolna. Zastanawiał się o co chodzi dokładnie Nizzre. Przecież pomagali im jak tylko była okazja. Pamiętał jeszcze jak biegł mostem w towarzystwie Isendira. Elfa, którego uważał za stwórce. Którego chciał związać, ale i tego, z którym walczył ramię w ramie. Tam, na moście ona zatrzymała się walczyć z drowem. Który zapewne niechybnie się odrodził i zaprzysiągł zemstę - bo drowy tak mają, prawda? - Tam też stawiła czołą agresorowi. Czemu odmienny stosunek ma do reszty? Dlaczego ona mogła zabić drowa, a oni robiąc to w jaskini robiąc to zostali za to potępieni? Niezbadane są ścieszki Elfów. Złaszcza jedno okich.
Kall'eh wiedział, że kiedyś poruszy to z nią. Wiedział też, że może to być niebezpieczna rozmowa. Ale i koniwczna.

Szli z wolna, chwilowo nie rozmawiając. Najwyraźniej Tharkûn był w stanie zrozumieć sytuację, bo nie odezwał się pierwszy. Rozkmina była krótka ale intensywna i Kall'eh mało nie wpadł na kogoś idącego w przeciwnym kierunku. Wtedy dopiero się rozchmurzył.

- to cło robi mag runóf we takim miejscu? - rozejrzał się dookoła i zobaczył machającego Szamila.
- Hej! Kall'eh! Sprawa jest...
Kall'eh spojrzał na Szamila zaskoczony:
- Witojcie! - uśmiechnął się - Długich dni i przyjemnych nocy. Co trza?[...]

I potoczyła się rozmowa traktująca o sprawach bardziej i mniej ważny. Konsekwencją jej był nóż w rękach Szamila i karta z przepisami w dłoniach Kall'eha. Do tego jeszcze wieści na temat alchemika i całego tego przepisu nie były obiektywne. Może pierw warto było zajrzeć do tych od sakiewki Thakûna? Z Szamile mogą se dać radę. A jak nie? Wiedział, że klątwa dopadła go za nierozważny atak na coś co było bękartem ducha z modliszką.

- Mości krewniaku a móże Ty wisz cło mam poczonć ze tym łapskiem? Tsza mienia na to lekarstwo zanim łudamy się na tych zbujów. Móże znasz jakieś runowe sztuczki na tło? A móże wisz kto by miał te o składniki, tanio. Bo tyn chemik tło ze nas zedrze ile tyko sie da. Idźmy się tam jednakowoż rozejrzmy. Aaa... Czy Szamil móże iść ze nami?

Kall'eh szuka składników na lek. W pierwszej kolejności Alchemik.
[-Szamilu zostań na zywnątrz - powie do elfa jak tam dojdą - zobaczmy cło mienia rzeknie.] Jak powie to samo co Szamilowi, to udadzą się do zielarza. No chyba, że Thakûna będzie wiedział lepiej co na to poradzić.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 02-09-2009, 17:50   #530
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Kall`eh odszedł nie w humorze. Pewnie myślał, że ma im za złe śmierć Diritha. Zupełnie nie o to chodziło. Gdyby była tam z nimi pewnie to ona by go zabiła. Różnie mogło być, ale nie o to przecież chodziło. Pożegnała dwarfa i ruszyła ulicą.

- AAAAAAAAAaaaaaaaaaaaaRGH!!! – wydarła się, chwytając się za głowę i zatykając długie uszy. – WTF?!
Znowu to samo, znowu, znowu!!! Ten ogłuszający, metaliczny huk znikąd w uszach! Jakby ktoś rąbnął w dzwon w środku jej głowy!!! Dudniące gromko echo ogłuszyło ją na kilka sekund biegała w kółko, drąc się z bólu, wściekłości i zdumienia.
- Co to kurna jest!? – wycedziła, błagając po ulicy jak szalona, trzymając się za głowę.
Ucichło, poszło sobie! Nizzre odjęła ręce od uszu, słuch jej wracał. Zaczynała się poważnie martwić. Skąd to się bierze!? Co to ma być!? Jakaś nowa klątwa!?

Po rozstaniu z Kall`ehem poszukiwała nadal zielarza. Właściwie chodziła po mieście, szukając kogoś, kto mógłby jej powiedzieć jak obudzić mrocznego elfa ze śpiączki. Medyka, maga, zielarza, alchemika, innego mrocznego elfa, kogokolwiek. Tłumy ludzi zaczynały ją drażnić, bo utrudniały jej to zadanie. Nikt nie chciał udzielać informacji za darmo skoro zamiast tego mógł poświęcić czas na obsługiwanie klientów, którzy płacili.

Nagle zauważyła coś dziwnego. Półnagiego spoconego mężczyznę przedzierającego się nerwowo przez tłum. Taszczył zawadzająca mu w tłumie włócznię. Włócznię Uzjela. Otworzyła szerzej zielone oko ze zdumienia. Mężczyzna zachowywał się nerwowo, spieszył się i co chwilę oglądał.
- Auć!!!
- GAH!!!
Elfka specjalnie stanęła mu na drodze, czy wręcz wlazła mu pod nogi „przypadkiem”. Facet wpadł na nią, omal się nie przewracając się.
- Jak leziesz?! – ofuknął ją, odpychając ją ze swojej drogi brutalnym pchnięciem ręki.
- Przepraszam...! – wydukała głosikiem przestraszonej panienki i skuliła się pod ścianą budynku, podczas gdy mężczyzna próbował zniknąć w tłumie.
Dotknął jej. To wystarczy.
- ŁOSZ!!! – kilka kroków i facet padł z hukiem jak długi, potknąwszy się na czymś.
Nizzre uśmiechnęła się złośliwie.
„Powodzenia...”
- Jak leziesz?! – wydarł się ktoś na mężczyznę, który upadł i potrącił osoby wokół siebie przy okazji.
Uszedł kawałek, kiedy ktoś z okna kamienicy wylał wiadro pomyjów prosto na niego. Oczywiście, kolejne dwa kroki i znów wytrzasnął się jak ługi, pośliznąwszy się na pomyjach.

Nizzre ruszyła spokojnie dalej, ciągnąc na różowej smyczy Fufiego. Rozglądała się za dorywcza robotą i kasą. Zauważyła jakieś kłopoty w ulicy. Jakby zator. Ludzie kłócili się o coś. Kiedy podeszła bliżej okazało się, że jeden z zaprzęgów konnych utknął w uliczce, blokując przejazd dla kolejnego wozu. U pierwszego wozu złamały się dwa koła i wóz leżał niemal na boku, pakunki i kufry spały na ulicę. Woźnica drugiego wozu darł się, żeby uporządkować przejazd.


Elfka postanowiła wkroczyć do akcji.
- Witam. Widzę, że przydałaby się pomoc? – zagadnęła uprzejmie tych przy pierwszym wozie, co zbierali ciężkie kufry i próbowali opanować konie.
- Nie wiem, za co się zabrać – klął jeden z mężczyzn. – Ten wóz chyba trzeba rozładować! A już jestem spóźniony!!! Czekają na ten towar na drugim końcu miasta, przez ten tłum nie da się przejechać, to paranoja! Jeszcze te cholerne koła! Potrzebny drugi wóz, skąd ja teraz wezmę wóz?!
- Fufi może pomóc przetransportować wasze pakunki! – zaproponowała Nizzre. – Prawda, Fufi?
- Łik! – poparł pająk.
- Oczywiście, za drobną opłatą! – mrugnęła Nizzre.
- No nie wiem – spojrzeli na pająka.
- Panie, przed tym pająkiem wszyscy uciekają z drogi! Nikt mu nie będzie zawadzał, dotrze na miejsce szybciej niż jakiś wóz! No i ma tyle nóg co dwa konie! A do tego nie potrzebny mu wóz ani woźnica! Jest bardzo zwrotny na zakrętach! I sam się zapakuje!
- Łik! – pająk chwycił jedną skrzynię i ostrożnie wsadził ją sobie na grzbiet dwoma odnóżami.
- Ooooo to dobre jest!!! – ucieszyli się zmachani mężczyźni.
- Dobra, pakujemy na pająka! – padła błyskawiczna decyzja. – Ile chcesz za ten transport?
- Z 300 sztuk złota?
- Ile?! – jęknęli. – 150!
- 200.
- 170!
- 200! – wysunęła metalowe szpony z bransolet. – Transport i ochrona!
- Płaciłem za transport 100 monet!
- Tym? – skinęła na rozwalony wóz. – No to jedź pan tym dalej...
- Czekaj, czekaj! – spasował, załamany. – Dobra, utknęliśmy tu na wystarczająco długo! 200 sztuk złota, pakować na pająka!
Fufi szybko się załadował. Ciężar towary trochę go sprasował ale pająk bez problemu się poruszał i pewnie wziąłby drugie tyle gdyby dostał laczkiem. Ruszyli uliczką. Pająk nie miał problemu z poruszaniem się w tłumie, ludzie sami ustępowali mu pierwszeństwa. Nagle Nizzre zauważyła podejrzany cień przesuwający się po ścianach domów...
- Uwaga! – krzyknęła.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172