Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-06-2009, 18:22   #1
 
Only The Shadow's Avatar
 
Reputacja: 1 Only The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodze
[Autorska, średniowiecze, realizm] Księżniczka Thirmulu (18+)

Komentarze do sesji:
http://lastinn.info/komentarze-do-se...tml#post209141


Wstęp

Mieszkacie w wiosce Nysde, położonej w odległości dwóch dni marszu na zachód od morza i o tydzień na wschód od najbliższej większej osady ludzi, o nazwie Curhan. Wiedliście dotąd raczej spokojne i względnie dostatnie życie, które zapewniała wam urodzajna ziemia łagodnego klimatu oraz przyjazne sąsiedztwo. Od czasu do czasu podróżowaliście do Curhan i dalej na wchód, dowiadując się nowych informacji o zmieniającym się świecie, wojnach z goblinami i podstępnych walkach o tron Thirmulu, waszego królestwa.
Pewnego razu, a dokładnie 13 grudnia roku 523, byliście świadkami krwawej walki rozegranej na jednym z mostów w okolicach waszej wioski, pomiędzy dwoma grupami zbrojnych w barwach obecnego króla. Zwycięscy, prawdopodobnie rebelianci, przed odjazdem na wschód dokonali rzezi na wziętych do niewoli jeńcach, nabijając ich głowy na pale wzdłuż głównej drogi w Nysde. Udało wam się jednak uratować z masakry dwóch rycerzy, obaj leżą obecnie w domu tutejszego druida, walcząc o życie.
Ze zdumieniem odkryliście, że pod hełmem jednego z nich skryta była blada i delikatna twarz kobiety, o ściętych i uczesanych po męsku, złotych włosach.
Wkrótce zbierze się Rada Starszych, do której należycie, ze względu na wasze dotychczasowe zasługi. Podczas obrad ma zapaść decyzja, co wioska uczyni z uratowanymi.



1. Dom Rodericka - Lamberta
12. Dom Alesany
15. Dom Mifora
23. Dom Gantego
24. Gospoda Razela
25. Dom Dumara
26. Dom Ardavala
31. Dom Rady Starszych
36. Dom Zorana
37. Dom Karbula
46. Dom Altaira
48. Dom Worenna


Wczesnym porankiem nad Nysde zaczęły zbierać się ciemnogranatowe chmury burzowe, a między domostwami coraz silniej szalał zimny, nieprzyjemny wiatr.
Przed chatą należącą do Rady Starszych zebrała się pokaźna grupka podekscytowanych i nie zwracających uwagi na pogodę mieszkańców, wykrzykujących jednocześnie, jeden głośniej od drugiego. Zdawało się, że nikt nie byłby w stanie usłyszeć choćby własnych myśli w tym wytworzonym przez ludzkie gardła i spotęgowanym burzą hałasie.

W takiej właśnie atmosferze miały rozpocząć się obrady Rady Starszych. Radę zwoływano zazwyczaj raz, lub dwa razy do roku, w zależności od potrzeb. Żaden z jej uczestników nie pamiętał jednak narady, która wzbudziłaby dotąd takie zainteresowanie, i to zarówno wśród Starszych, jak i u gawiedzi.
Przedstawiciele starszyzny, do której prawdę mówiąc należało też parę niezwykle młodych osób, próbowali niepostrzeżenie dostać się do budynku. Tylko oni mieli dziś do niego wstęp, jednak dotarcie na posiedzenie kosztowało niejednego z nich całą serię nieostrożnych kuksańców i okrzyków kierowanych prosto do uszu, które powodowały czasowe głuchnięcie i potęgowały chęć osiągnięcia ciepłej i cichej sali obrad.
Pomimo, że formalnie zebranie miało rozpocząć się dopiero za godzinę, w chałupie siedziała już ponad połowa uprawnionych. Większość z nich masowała obolałe od szturchnięć kości i uszy, gwarząc przy tym po cichu, w niewielkich grupkach.
Budynek obrany na zebranie składał się właściwie jedynie z dwóch, symetrycznych i połączonych pod pewnym kątem, drewnianych izb. Było to jednak pomieszczenie wielkie, szerokie na kilka i głębokie na kilkanaście metrów. Wysoko zawieszony, szpiczasty i pokryty strzechą dach oraz solidne ściany skutecznie odgradzały zebranych od szalejących na zewnątrz ludzi i burzy. Pod oboma ścianami bocznymi rozstawione było razem dwanaście drewnianych krzeseł z oparciami. Przy przeciwległej do drzwi ścianie stało jedno, większe i solidniej wykonane krzesło, zasłaniające rozpalony niedawno i dający sporo ciepła kominek. Było ono już zajęte przez Ardavala, przewodniczącego obrad, który w ponurym milczeniu czekał na wszystkich uczestników debaty.
Wasze miejsca, cztery pierwsze od lewej i jedno po prawo, należące do Dumara, pozostają wolne.

Dzień zapowiadał się wyjątkowo ciężko. Na całe szczęście dla Worenna, nie pełnił on tego dnia obowiązków milicyjnych i nie musiał pilnować tłumu, który zebrał się za oknem. Jego jedynym obowiązkiem było uczestnictwo w Radzie Starszych.

Gdy Alesana obudziła się i wyjrzała przez okno swej chaty, zauważyła ludzi idących tłumnie w stronę domu Rady Starszych. Była już w pełni rozbudzona, mimo że nie przespał połowy poprzedniej nocy. Dręczyły ją nie tyle myśli o dzisiejszej naradzie, co nie do końca jasne, ale silne, złe przeczucie. Powoli jednak, wraz z zapominaniem szczegółów nocnego koszmaru, dziewczyna odzyskała spokój i już po paru minutach była gotowa rozpocząć kolejny, prawdopodobnie ciężki dzień.

Ostatniej nocy Zoran spostrzegł Karbula, jednego z członków Rady Starszych, który zdawał się przygotowywać do jakiejś dalszej podróży. Wiązał on dwa tobołki, do swego niezwykle już obciążonego muła. W chwili gdy zbliżył się do niego Zoran, człowiek przerwał jednak swą czynność i z zakłopotaniem wrócił do chaty, unikając rozmowy. Zachowanie to wydawać by się stosunkowo dziwne, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że nikt dotąd nie słyszał, aby człowiek ten, z natury domator, planował jakąś podróż.
Rano jednak głowę poszukiwacza zaprzątały już przede wszystkim zbliżające się obrady.

Roderickowi - Lambertowi w nocy wydawało się, iż ma silną gorączkę. Dokuczała mu do tego stopnia, że w ogóle był w stanie zmrużyć oka. Z ulgą przyjął wreszcie pierwsze promienie słońca wpadające przez okno swej chałupy. Wraz z nadejściem świtu, ustąpiły dolegliwości, które być może należały jedynie do przestrzeni sennych koszmarów.

Dumara obudził cię gwar chłopów przechodzących obok domu i zatrzymujących się tuż obok, pod oknami domu Rady Starszych. Pogoda za oknem i rozwrzeszczany tłum nie napawają optymizmem odnośnie nadchodzącego dnia.

Gante śnił o czymś niezwykle przyjemnym. Nie zdołał zapamiętać dokładnie, czego dotyczył sen, ale wiedział na pewno, że przebudziło cię liźnięcie lisa. Zwierzę wydało się zaniepokojone wzmagającą się nawałnicą i zaaferowaniem ludzi na ulicy.

Altair przebudził się dość późno, jak na swe zwyczaje. Ze swojego domu obserwował przez pewien czas, ludzi zbierających się na obrady.

Wybaczcie, że akapity do graczy nie wyszły w planowany przeze mnie sposób. Były napisane w drugiej osobie, jednak zgodnie z sugestiami w temacie 'komentarze', przerzuciłem się na trzecią osobę, a nie wszędzie do końca pasowały zmiany.
 

Ostatnio edytowane przez Only The Shadow : 13-06-2009 o 01:59.
Only The Shadow jest offline  
Stary 12-06-2009, 03:03   #2
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Roderick- Lambert, znany w Nysde z niezbyt przychylnych, acz często i łatwo przylegających doń przezwisk, wstał z łoża w paskudnym nastroju. Choć, nieszczęsne „ łoże” było tu po prawdzie eufemizmem godnym konkurowania z pięknymi słowami poety opisującego niekoniecznie smaczną czynność. Sranie, dajmy na to i ujmując rzecz dosadnie.
Zatem, podniósłszy się z barłogu, jął, zaraz po wygrzebaniu z włosów słomy, rzecz jasna, kląć niby pijany szewc. Znaczy, równie kwieciście, nie głośno. Klął raczej po cichu, pod nosem, jak zwykle wplatając do typowych, znanych każdemu chłopowi w okolicy wulgaryzmów, wyrażenia uczone i mniej uczone, acz dźwięczne.
- … taka mać- zakończył, obmywając spocone po gorączce oblicze wodą z wiadra. Woda pachniała stęchlizną. Powinien był ją wymienić co najmniej trzy dni temu. Zapiłby wyrzuty sumienia, gdyby pił. I gdyby je miał. Ponieważ nie miał, zaczął się odziewać bez specjalnych refleksji.
Szorstka tkanina spodniej tuniki obtarła mu skórę podczas nakładania. Kolejny powód, by się skrzywić. Założył wierzchnią, granatową i dość sfatygowaną szatę, przez którą ( między innymi, choć nie tylko) w wiosce nazywali go ( między innymi, choć nie tylko) Charakternikiem.
Roderick rozważył, czy nie wypić czegoś na wzmocnienie. Ostatecznie pora roku nie sprzyjała podobnym mu arystokratom ducha. Po zastanowieniu doszedł jednak do wniosku, że będzie to zmarnowanie dobrych ziół na dziką fanaberię. Skarcił się bezsłownie tym, ze przejmuje się podobnymi głupotami, miast ślęczeć nad mapą gwiazd bądź czymś równie zajmującym i rozwijającym.
Tuż przed wyjściem z domu poczochrał niesforne, półdługie włosy, pozbywając się w ten sposób resztek słomy.
Wyszedł na zewnątrz, opatulił niby pielgrzym zmierzający na drugi koniec świata przez ośnieżone szczyty i począł w duchu narzekać na grudniowy ziąb.
Skulony, nie zauważył, gdy drogę zabiegły mu jakieś dzieciaki, imion których nawet nie znał i znać nie chciał. Wiatr zagłuszył część jego słów, lecz niektóre się przedarły do uszu młodych latorośli.
- Zaraza z wami…
Dzieci, rzecz jasna, nie skomentowały słów młodzieńca. Pobiegły gdzieś hen, tylko trochę zaniepokojone.
Charakternik demonstracyjnie okrył się szatą, pociągnął nosem, wchłaniając własną, charakterystyczną, a nawet charakternikową woń nauki ( a była to woń nad wyraz bogata, w skład której wchodził tak zapach atramentu, jak i zgnilizny, kurzu, korzonek i niezidentyfikowanego ziela, lecz również mokrej trawy i podmuchu polnego powietrza zaraz po burzy ).
Westchnął, widząc całą masę tego tałatajstwa przed „ budynkiem” obrad.
Chciał czy nie, był członkiem Rady Starszych i jego również czekała konieczność przedarcia się do środka.
I fakt, że umiał cytować traktaty przednich retorów królestwa raczej nie mógł być w tym przypadku zbyt pomocny. Chyba, że wziąłby księgi ze sobą. Te o obitych żelazem rogach i ważące więcej niż sporo. Wtedy, to co innego. Mógłby nimi miotać w tłum, a ten by się rozbiegł.
Niecny pomysł, jakkolwiek niezbyt błyskotliwy, wywołał pierwszy tego dnia uśmiech na obliczu Charakternika. Bardzo złośliwy uśmiech, dodajmy.
 
Mivnova jest offline  
Stary 12-06-2009, 14:15   #3
 
Ijon Tichy's Avatar
 
Reputacja: 1 Ijon Tichy nie jest za bardzo znany
Dumar przetarł nieśpiesznie zalepione ropą oczy. Odrzucił na bok ciężką, puchową pierzynę i pozwolił by chłodne powietrze w chałupie owionęło jego potężną osobę. Napełnił swoje wydatne nozdrza, zapachem świeżej jajecznicy, od którego zakręciło mu się nieco w rzywocie. Bogumiła, która krzątała się już przy palenisku, odwróciła się do męża i podeszła do łoża z garncem kwaśnego mleka. Na jej twarzy, zmęczenie mieszało się ze złośliwym rozbawieniem.
-Ech, stary chłop a z sagana ciągniesz, niby osesek mleko przez cumelek... do zrzygania. - mówiąc to, postawiła gar na płaskiej skrzyni obok cierpiącego męża.
-Cichaj babo. Co za rejwach, psia jucha! Zara mje krew zaleje. A ty okno zawrzyj, bo ziąb leci. - zakończył swoją wypowiedź głośnym siorbnięciem. Mleko pozostawiło biały osad na jego sumiastych wąsiskach.
-Otworzyłam, bo dzieci spać nie mogły, tak żeś samogonem woniał.
-Do kaduka z nimi i z tobą, babo! - Krzyknął rozeźlony Dumar, jednak szybko opuścił wzrok pod srogim spojrzeniem małżonki. - Eee... koszule mi lepij podaj, kongredacyjia dziś, radzić będziem co z tą wojką czynić mamy.
Korpulentna kobieta, wyjęła ze sporego kufra pod ścianą białą tunikę i podeszła do wdziewającego skórzane portki męża. Podała mu ją bez słowa, po czym wróciła do paleniska. Nim Dumar skończył się mocować ze sznurkami koszuli, śniadanie było gotowe. Dziewczynki przybiegły po chwili. Ela, umorusana po zabawie z Burym - ich wielkim psiskiem, porwała tylko kromkę chleba i wybiegła z powrotem na podwórze, zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować. Tara która właśnie skończyła rozwieszać pranie w pokoju dziewczynek, spojrzała tylko z niechęcią na plecy znikającej siostry i usiadła przy stole, obok matki. Bogumiła uniosła wzrok znad talerza, był to wzrok który nasz kowal dobrze znał: "To przez ciebie jest taka, pobłażałeś jej, ręki na nią nigdy nie podniosłeś. I teraz proszę, żadnego pożytku dla matki. To twoja wina." Miał dość. Przegryzł tylko kilka kęsów jajecznicy, burknął coś co przy sporej dawce dobrych chęci, mogło być uznane za podziękowanie, wziął swój fartuch i wyszedł.
Pogoda sprawiła, że jego nastrój tylko się pogorszył. Nie odpowiadał na pozdrowienia, które posyłali mu mijani mieszkańcy Nysde. Gdy doszedł do zgromadzenia, zaczął przeciskać się gwałtownie między ludźmi w kierunku Domu Starszych.
Tylko jedna myśl świtała mu w głowie: "Ten cholerny dzień dopiero się zaczynał..."
 
Ijon Tichy jest offline  
Stary 12-06-2009, 15:18   #4
 
Gante's Avatar
 
Reputacja: 1 Gante nie jest za bardzo znany
- Cóż się tak denerwujesz rudy potworze? – Gante pogłaskał młodego lisa w odpowiedzi na jego niespokojne popiskiwania. Spędzał z tym zwierzakiem tak dużo czasu, że potrafił już z tych popiskiwań i żwawych ruchów wyczytać wiele informacji. Lis ten na polowaniach był dodatkowym nosem, uszami i oczami. Dla myśliwego był także nieocenionym przyjacielem, najlepszym kompanem w lesie. Często był jedyną istotą do której mógł się odezwać i co najlepsze - zostać zrozumianym. Oczy lisa bowiem sprawiały wrażenie niezwykle rozumnych.

Tego dnia lis także spełnił funkcję koguta budząc swego pana wczesnym rankiem. Gante założył na siebie ubranie używane jedynie w czasie świąt i uroczystości. Od zwykłego odzienia różniło go niewiele poza czystością, brakiem łat i kilkoma ozdobnymi haftami. Siedząc w progu chaty kończył gryźć pajdę chleba ze smalcem . Z ciekawością spoglądał na sinoszare chmury szybko przemykające po niebie.

- Matka nie wróciła na noc ... – usłyszał za plecami zaspany głos swej przyrodniej siostry Inetty.
- Pewnie wolała zostać przy rannych i czuwać z druidem - odparł żując swój posiłek. Ona i matka były najważniejszymi osobami w jego życiu. To do nich najczęściej wracał myślami kiedy marzył o domu polując wiele tygodni w puszczy. Matka, wdowa po drwalu zmarłym w nigdy niewyjaśnionym wypadku przy wycince drzew, przygarnęła ledwo raczkującego Gantego kiedy stracił swych rodziców w barbarzyńskim napadzie na karawanę kupiecką. Trudniąca się zielarstwem, niemłoda już kobieta wykazała się wtedy zapobiegliwością. Wiedziała że chłopak dorośnie i będzie nieocenioną pomocą w domostwie dla niej i młodziutkiej córki. I tym razem zielarka się nie pomyliła. Gante z wiekiem stał się głową rodziny, bratem i ojcem dla Inetty. – Lepiej żebyś i ty tam była skoro chcesz się uczyć zielarstwa - dodał żwawo wstając na nogi.

Spoglądał z oddali na gromadzących się ludzi pod domem rady starszych. Ciekaw był przebiegu rozmów. Nie często przychodzi radzie dyskutować o sprawach poważniejszych niż obrządki święta wiosny czy choćby o wilkach zagryzających owce. Nakazał lisowi pozostanie przy domu i wyruszył w kierunku źródła rozgardiaszu. Przemoczony, torując sobie drogę na przemian pobłażliwymi bądź srogimi spojrzeniami, dotarł do drzwi największego budynku we wsi. Przywitawszy Ardavala i resztę zgromadzonych zajął swoje miejsce. Czekał w milczeniu aż rada zgromadzi się w komplecie.
 
Gante jest offline  
Stary 12-06-2009, 16:00   #5
 
Only The Shadow's Avatar
 
Reputacja: 1 Only The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodze
Wiatr niósł ze sobą tyle różnych słów, krzyków i nawoływań, że nikt nie trudził się już nawet, by cokolwiek zrozumieć. Jedynym odgłosem przebijającym się czasem przez tę symfonię dźwięków, był krótki, lecz donośny grzmot pioruna, uderzającego gdzieś nad domostwami i rozświetlającego ciemne niebo.
Burza rozszalała się na dobre. Mniej wytrwali (bądź spostrzegawczy) z mieszkańców wioski zaczęli rozbiegać się sprzed budynku do swych domów. Jednak, inaczej niż nakazywał podczas takiej pogody rozsądek, którego pewnie i oni za wiele nie posiadali, gdy tylko dotarli do swych domostw, otwierali wszystkie okiennice i wystawiali przez nie swe zaaferowane głowy. Nie ważny był fakt, że w ten sposób nie za wiele mogliby dowiedzieć się o tym, co dzieje się wewnątrz domu Rady Starszych. Ba, niektórym z nich nie przeszkadzało nawet to, że ich okna wychodziły na zupełnie inną stronę. Ważne było jednak przede wszystkim to, by uczestniczyć w tym niecodziennym wydarzeniu, stojąc na deszczu, czy też spoglądając przez okno na drugim krańcu wioski, nawet z widokiem na las.

Oczywiście proces rozbiegania się do domostw przebiegał nad wyraz chaotycznie. Roderick - Lambert i Dumar zaliczyli przy tej okazji liczne obicia i szturchnięcia, szczególnie od biegających wszędzie dzieci, którym w większości podobała się atmosfera ogólnego bałaganu. Lambertowi zdawało się nawet, że część z tych bachorów celowo, parokrotnie przebiegała mu drogę, biegnąc od domu Rady do siebie, i z powrotem.

W pewnej chwili do Lamberta doszedł, szczelnie owinięty w szary płaszcz Karbul, bogaty i dość pojętny chłop, który często prosił miejscowego uczonego i zielarza o rady. Korzystał z nich jednak tylko wtedy, gdy nie wymagało to od niego zbytniego wysiłku.
-Wi... ..mbe....! - prosto do ucha zielarza przedarł się przez burzę zbyt radosny, jak na okoliczności okrzyk - ..ę ... świa.... przys...!
Po czym człowiek pomógł mu przedostać się na miejsce obrad. Przed wejściem jednak zatrzymał się na moment, odczekując gdy hałas nieco zelży.
-Proszę cię o przysługę, Charakterniku. Oddasz za mnie głos na naradzie? Chciałbym ucze.... - grzmot, a chwilę potem wrzaski nim spowodowane wymusiły krótką przerwę w wypowiedzi Karbula - Chciałbym uczestniczyć w obradach, acz nieszczęście, muszę załatwić ważną sprawę.
Wyjął z kieszeni wymiętoszony i lekko zawilgotniały kawałek papieru:
-Tutaj sporządziłem ci opis mojego stanowiska potwierdzony podpisem. Przedstawisz to Radzie, w razie jakiegoś głosowania. Niech .... ...ię pro....!
Kolejny grzmot prawie idealnie zagłuszył słowa pożegnania, a nim wszystko ucichło, chłop pędził już w stronę swego domu.

Przechodzącego obok karczmy Dumara zaczepił jakiś opatulony w łachmany mieszkaniec. W potwornym hałasie, jedynym dowodem na to, iż mówił cokolwiek, była ślina spadająca czasem na twarz kowala. Po niezbyt długim monologu, człowiek pobiegł wreszcie dalej, prawdopodobnie do swej chałupy.

Gantemu, dzięki licznym manewrom i szybkim reakcjom udało się dojść do budynku praktycznie bez szwanku. Powitawszy Ardavala zajął swe miejsce w oczekiwaniu na resztę. Niedługo potem dosiadł się koło niego Mifor, siwawy i zgarbiony starzec należący do Rady. Przybył tutaj w swych pewnie białych, gdyby nie dokładnie pokrytych błotem szatach. Wydawać by się mogło, że wiek i reumatyzm powinny uniemożliwić mu aktywne uczestnictwo w życiu wsi, jednak osąd taki mógł wydać jedynie człowiek, który nigdy wcześniej nie miał z owym starcem styczności. Mifor od zawsze brał udział we wszelakich świętach, wiecach i zebraniach, a wiek, uniemożliwiając mu realizację innych zainteresowań, tylko wzmocnił jego apetyt na pozostawanie na świeżo ze sprawami Nysde.
-Witam pana Gantego. - powiedział przewlekle i na tyle głośno, na ile pozwało mu schorowane gardło - narada zapowiada się ciekawie, cieszę się że dożyłem...
Po przerwie przeznaczonej na złapanie oddechu, starzec mówił dalej, próbując wzbudzić w słuchaczu zainteresowanie i uważnie przyglądając się, czy ten aby na pewno go słucha:
-Nie pamięta pan pewnie, jak to w 492... a może 493? To mógł być 493...
 

Ostatnio edytowane przez Only The Shadow : 12-06-2009 o 16:02.
Only The Shadow jest offline  
Stary 12-06-2009, 19:03   #6
 
Tarja's Avatar
 
Reputacja: 1 Tarja nie jest za bardzo znany
Alesana otworzyła zapuchnięte oczy i prawie podskoczyła, gdy rozległ się przeraźliwy krzyk grzmotu. Rozejrzała się po prostym pokoju. Jej spojrzenie padło na rozłożone na stole odświętne ubranie - długa białą suknię i błękitnym haftem. Kolejny grzmot zlał się z atakiem paniki. Przecież dzisiaj jest Rada! Jednym skokiem znalazła się przy sukni, która pospiesznie zaczęła ubierać. Przeczesała szybko włosy i nie skubnąwszy nawet okruszynka wczorajszego, lecz wciąż kusząco pachnącego chleba, wybiegła na zewnątrz. Jej starania o nienaganny wygląd skończyły się fiaskiem - wiatr szarpał jej szatą, jak stado psów walczące o ochłap, włosy pod wpływem deszczu zaczynały się kręcić, a jeszcze przed chwilą śnieżnobiała suknia naznaczona została przez błoto, tak że z szykownej damy spieszącej na zebranie Rady Starszych, Alesana zmieniła się w jakiegoś parobka.

Idąc zastanawiała się, dlaczego ci wszyscy ludzie tak podniecają się Radą, skoro będą mogli co najwyżej posłuchać na jej temat plotek, sianych przez Starszych o dłuższych językach i większej skłonności do kufla. Jak za każdym razem, gdy znalazła się w tłumie, nieświadomie zaczęła wypatrywać byłego męża. Upominała sama siebie, ale przyzwyczajenie było zbyt duże, tak więc po chwili zaniechała prób i poczęła jawnie rozglądać się na boki.

Obecność ogromnego, rozentuzjazmowanego tłumu obwieściła jej, że znalazła się przed budynkiem Rady Starszych. Zastanowiła się, jak ma się przepchać przez ten oszalały motłoch?
 
__________________
Nie bacz, czy uderzasz człowieka, czy szczura,
Czy to słabe dziecko, czy kobieta stara;
Ważne, by nie dręczyła cię żadna mara,
Ważne, by w Twym sercu nie powstała dziura,
Tarja jest offline  
Stary 12-06-2009, 20:30   #7
 
Altair Ahmed ibn Alahad's Avatar
 
Reputacja: 1 Altair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputacjęAltair Ahmed ibn Alahad ma wspaniałą reputację
Altair otworzył oczy przez chwilę myśląc gdzie się znajduje. W dalszym ciągu był chyba jeszcze pod wpływem tego wywaru a raczej jego oparów. Miał w planie przygotowanie wywaru który miał działanie uśmierzające ból, a w wypadku użycia zewnętrznego odkażające. W wiosce takie jak Nysde podobne wywary były bardzo por zadane. Zapomniał chyba tylko o jego działaniu halucynogennym. Po prostu nie mógł dojść do siebie. Podniósł się, usiadł na łóżku po omacku wymacał krzesiwo wykrzesał ogień i zapalił świecę. Pokój skąpany został w miękkim świetle bijącym od świecy. Wstał okrył się szatą, po czym podszedł do okna. Otworzył okiennice i zmrużył oczy. Zastanowiło go dokąd Ci wszyscy ludzie idą. Zamieszanie takie jak w sobotę na Jarmarku. Odwrócił się w stronę komody na której przewieszona była jego szata. Ubrał się w nią, po czym przeszedł do 2 pomieszczenia. Leżało tam dwoje rannych. Wczoraj byli w dość kiepskim stanie, ale dziś wyglądali już lepiej. Altair zaaplikował im miksturę której celem było złagodzenie i uśmierzenie bólu. Mikstura jak widać chyba podziałała bo oboje spali spokojny snem. Na ile oczywiście sen może być spokojny gdy ma się flaki na wierzchu. Szczególnie kiepsko było z tym rycerzem. Dziewczyna otrzymała mniej obrażeń. Sprawdził ich opatrunki. Krwotoki z ran u dziewczyny zostały zatamowane. U rycerza krwotok trwał. Mniejszy, ale trwał. To nie wróżyło za dobrze. Altair założył buty torbę przewiesił przez ramię i otworzył drzwi i wyszedł.
Trzeba o tym wszystkim powiedzieć radzie, coś trzeba z tymi nieszczęśnikami zrobićpomyślał po czym dziarskim krokiem ruszył w kierunku w którym szli ludzie.
 
__________________
عـربي - إنجليزيعـربي - إنجليزي
Bądźcie zdrowi
Altair Ahmed ibn Alahad jest offline  
Stary 12-06-2009, 21:32   #8
 
MadWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 MadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znany
Tej nocy Worenn spał krótko i niespokojnie, widok potyczki i trupów przywołał to uczucie niepokoju które zawsze towarzyszyło mu przed bitwą. Westchnął i wyszedł w deszcz nie trudząc się naciąganiem kaptura długiego płaszcza, przy takim wietrze to byłaby strata czasu.
Jak zawsze na tak oficjalne okazje przypasał miecz dodawał powagi i pewności siebie. Jako jeden z najmłodszych członków rady nigdy nie czuł się zbyt pewnie w otoczeniu ludzi zbyt starych lub wykształconych. Ruszył przez podwórze kopniakiem rozganiając kury. Pogoda była tak paskudna jak tylko mogła o tej porze roku, ale niewiele się tym przejmował. Co innego psuło mu nastrój.
Szedł przez wieś rozchlapując kałuże ciężkimi buciorami i myślał cóż znowu przyszło do głów wielkim panom? Pasowani tłuką się z tego powodu po gościńcach jak zwykli zbóje. No i ile potrwa zanim ich odcięta od świata wioska zostanie wciągnięta w walkę która ich nie obchodzi. Pewnie do czasu aż któryś z rycerzyków się nie obudzi... albo ktoś przyjedzie ich szukać... albo... westchnął. Na szczęście nie będzie musiał się nad tym zastanawiać sam, ot zaleta rady.
Kiedy wszedł do środka prawie wszyscy byli już na miejscu, nawet ten stary grzyb Mifor. Przywitał się niezręcznie, mrucząc powitanie pod nosem i skinąwszy Ardavalowi zajął swoje miejsce.
 
MadWolf jest offline  
Stary 12-06-2009, 22:39   #9
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Zoran jadł niespiesznie jajecznicę usmażoną przez ciotkę Hildę. W chałupie został już tylko on i ona, wuj, kuzyni i kuzynki już od dłuższego czasu byli poza domem, najprawdopodobniej przy domu starszyzny.

-Idź już, bo się spóźnisz - ponagliła go ciotka.
-Było pyszne - rzekł Zoran wstając od stołu. Zoran przypasał miecz, sięgnął po zawieszony na gwoździu kapelusz i ruszył do drzwi. Wiatr i deszcz wtargnął do ciepłej izby gdy Hado opuszczał chałupę.

Paskudny dzień wybrali na naradę

Zoran założył kapelusz i trzymając go jedną ręką ruszył na umówione spotkanie. Grzmoty i deszcz rozgoniło zebrane przy domu rady starszych towarzystwo. Co chwila jakiś chłop wpadał na Zorana, więc dopiero po dłuższej chwili dotarł do środka budynku.
 

Ostatnio edytowane przez Komtur : 12-06-2009 o 22:41.
Komtur jest offline  
Stary 13-06-2009, 01:50   #10
 
Only The Shadow's Avatar
 
Reputacja: 1 Only The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodzeOnly The Shadow jest na bardzo dobrej drodze
Wraz ze zbieraniem się coraz większej liczby osób wewnątrz domu Rady Starszych, zmniejszała się liczba zatwardziałej gawiedzi marznącej na deszczu przed budynkiem. Jednak brak kilkunastu wrzeszczących gardeł skutecznie zastępowały coraz silniejsze grzmoty, huczące już z wielką częstotliwością nad Nysde. Niektórzy chłopi zrezygnowali nawet z oglądania widowiska przez okna swych chałup, dając za wygraną w walce z pogodą i wpadającym do mieszkań deszczem. Wiatr co pewien czas zmieniał swój kierunek, przez co wiatr zacinał z różnych stron, potęgując odczuwalny ziąb. Trzeba było przyznać, że takiej burzy nie było w wiosce od przynajmniej paru lat.

Zoran i Altair dotarli wreszcie do budynku. Wewnątrz czekała już większość członków Rady. Z każdą kolejną osobą wzmagała się wrzawa i zaaferowanie w sali obrad. Nie panował tu jednak oczywiście nawet w piątej części taki hałas, jak na zewnątrz. Kilku chłopów przekonywało do czegoś resztę, dwóch starców grało w jakąś grę. Ardaval niestrudzenie witał wszystkich nowo przybyłych i wskazywał im ich miejsca.

Zdawało się, że Worenn pozostawał poza tym, co działo się wokół niego. Przeszedł przez ulicę nie naciągając nawet kaptura. Nie miał też problemów z ludźmi, którzy z reguły ustępowali mu drogi. Być może deszcz ostudził nieco ich emocje. Na pewno też swoje robiła postawa rosłego wojownika oraz jego spojrzenie.
Gdy usiadł już na swoim miejscu, doszedł do niego Razel, właściciel gospody, a od niedawna uczestnik obrad. Był to człowiek pulchny w pełnym słowa tego znaczeniu. Kędzierzawe, średniej długości i trochę przetłuszczone włosy oraz wesołe spojrzenie wyraźnie kontrastowały z postacią Worenna. Przywdział tego dnia elegancką, brązową szatę, z paroma pozłacanymi zdobieniami. Niektórzy mawiali, że Razel wkupił się do rady za parę beczek wina ze swej piwnicy, jednak większość ludzi puszczała tę uwagę mimo uszu, zrzucając ją na barki zazdrości względem, jak go oceniano, majętnego, prostolinijnego człowieka. Tak czy inaczej, zagadał on do Worrena:
-Widać, że traktują te obrady z niezdrową ciekawością. - karczmarz wpatrywał się w słuchacza w oczekiwaniu na potwierdzenie. - Moim zdaniem nic dobrego nam z tego nie przyjdzie.

Altair ruszył za tłumem ludzi. Po chwili jednak zorientował się, że to tłum zaczyna podążać za nim. Ludzie pytali o coś, i najwyraźniej wskazywali na jego dom, gdzie leżeli ranni. Co bardziej natrętni próbowali nawet zawrócić druida w marszu i razem udać się do jego domu, a jeden człowiek wcisnął mu miedzianą monetę wskazując wyraźnie na kierunek, z którego przyszedł. Tak więc oczywiście, mimo prób, nie było możliwości przecisnąć się między nimi w całkowicie elegancki sposób. Po krótkiej przepychance, druid dotarł wreszcie do celu podróży, odległego przecież zaledwie o paręnaście metrów.

Alesanie zdawało się parokrotnie, że widzi w oddali swego byłego męża, jednak szybko okazywało się, że były to zupełnie inne osoby, w większości podążające we wspólnym również dla niej kierunku. Przed budynkiem kobieta spostrzegła, że podczas gdy się zastanawiała, tłum uszczuplił się dość znacznie, wraz z rosnącą ilością błyskawic rozświetlających ciemne niebo.
 

Ostatnio edytowane przez Only The Shadow : 14-06-2009 o 00:53.
Only The Shadow jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172