Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-10-2022, 08:46   #1
 
Bugzy Malone's Avatar
 
Reputacja: 0 Bugzy Malone ma wyłączoną reputację
[Powrót Czarnoksiężnika I] Kłopoty z goblinami




28 Mirtul, rok 1492 Rachuby Dolin,
gdzieś w Lesie Neverwinter, na szlaku między Longsaddle a Neverwinter,
Wybrzeże Mieczy.


Wybrzeże Mieczy było obszarem rozciągającym się na całej szerokości Morza Mieczy, od Doliny Lodowego Wichru, aż po Candlekeep i granice Amn. Ten nadmorski region usiany był kilkoma miastami-państwami, z których najpopularniejszymi były Luskan, Neverwinter, Waterdeep i Wrota Baldura. Rzeczą, którą łączyły owe skupiska miejskie był szlak handlowy biegnący przez całe Wybrzeże Mieczy.

Nasza przygoda zaczyna się właśnie na Wybrzeżu Mieczy, jak tysiące innych, gdy chodzi o śmiałków, którzy awanturniczym trybem życia chcieli zmienić swoje życie, lub zginąć, próbując. Jak to zwykle bywa, najdziwniejsze znajomości zwykle zawiera się w karczmach i tak było tym razem. Poznaliście się w uroczej, małej karczmie o nazwie "Pozłacana Podkowa" w niewielkim miasteczku Longsaddle kilka dni temu i szybko doszliście do wniosku, że dalsza, wspólna podróż będzie dużo bezpieczniejsza. Droga do Waterdeep, którą wspólnie obraliście, była daleka i wiodła przez gęsty, legendarny Las Neverwinter.

Obecnie jednak - przynajmniej z tego, co dowiedzieliście się od mijanego wczoraj po drodze kupca - zdążaliście do sporej wioski zwanej Stara Dąbrowa, gdzie mieliście nadzieję odpocząć i uzupełnić zapasy. Wiosenne popołudnie było przyjemne, niebo pogodne, ale nawet pomimo dobrej aury czuliście już znój dnia i ciężar w nogach, marząc o ciepłej strawie, czy kuflu zimnego piwa.

Kolejny dzień wędrowaliście przez prastary bór, z utęsknieniem wyczekując miękkich łóżek i towarzystwa. Potężne drzewa nachylały nad ścieżką swe grube konary, jakby chciały sprawdzić, cóż to za śmiałkowie ośmielają się wkroczyć na ten teren. Na gałęziach przysiadały kolorowe ptaki, których wesołe trele goniły się z wiatrem w listowiu. Od samego rana nie minęliście żadnych wozów kupieckich czy innych wędrowców, a podróż przebiegała w spokoju i bez żadnych niespodzianek.

Do czasu!

Nagle waszych uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk rogu, co oznaczało tylko jedno: ktoś wzywał pomocy! Las momentalnie zamilkł i w tej właśnie chwili wyraźnie usłyszeliście odgłosy toczącej się gdzieś w pobliżu walki: niski, umęczony męski głos i kilka wysokich, zajadłych, nieprzyjemnych. Oprócz tego szczęk stali i świst strzał. Szybko doszliście do wniosku, że wszystko musiało dziać się za kolejnym zakrętem!

 
Bugzy Malone jest offline  
Stary 06-10-2022, 10:18   #2
 
Vertis's Avatar
 
Reputacja: 1 Vertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputację
Las był miejscem, w którym Dornan czuł się najswobodniej. Wychowując się i dorastając w jego otoczeniu, traktował go jak swój drugi dom. I choć wielu ludzi, zwłaszcza mieszczuchów, obawiało się tego, co może kryć się w zielonej gęstwinie, to tropiciela ogarniała niewypowiedziana radość, gdy wkraczał między drzewa. Tak też czuł się i teraz, podróżując do Waterdeep z ludźmi, których poznał zaledwie kilka dni wcześniej.

Nigdy nie był skory do przesadnego opowiadania o sobie, więc i tym razem też nie zdradzał zbyt dużo na swój temat. Nowi towarzysze wiedzieli tylko, że szuka pracy, bo ma na utrzymaniu małą córeczkę, którą obecnie zajmowała się babcia. Musiał zarabiać, żeby mała Maya nie doświadczyła ubóstwa, jakiego w pewnym momencie życia doświadczył on sam. Skoro został ojcem, musiał wziąć życie na bary i zapewnić tej małej istocie najlepsze warunki, jakie mógł.

Tropiciel był wysokim mężczyzną o brązowych włosach przyprószonych w niektórych miejscach siwizną i zadbanej brodzie. Mógłby pewnie uchodzić za całkiem przystojnego, gdyby nie dwie spore blizny biegnące od czoła aż na lewy policzek - pamiątka po pewnej nieprzyjemnej sytuacji, gdy wybrał się lata temu z ojcem na polowanie.

Ubrany był w dopasowaną, zadbaną skórznię, luźne, materiałowe spodnie i buty pod kolano. W zimniejsze dni nosił płaszcz z kapturem obszytym futrem, ale w tę przyjemną, ciepłą pogodę ten spoczywał przytroczony do wypchanego plecaka, który Belthorne niósł na grzbiecie. Tam też znajdował się kołczan pełen strzał.

Uzbrojony był w długi miecz i sztylet, ale to długi łuk, który dzierżył w lewej dłoni był bronią, z której umiał robić najlepszy użytek. Podobno talent strzelecki przejawiał już od berbecia, tak przynajmniej twierdził ojciec, który wszystkiego Dornana nauczył. Pewny siebie, sprężysty krok sugerował, że mężczyzna jest gibki i zwinny a idąc na czele pochodu lustrował otoczenie niebieskim oczyma, przeskakując wzrokiem co chwila z jednej strony gaju na drugi.

I to właśnie niedługo później usłyszał wraz z kompanami dźwięk rogu i odgłosy sugerujące, że za najbliższym zakrętem dzieje się coś niedobrego.

- Wygląda na to, że ktoś potrzebuje pomocy - powiedział do pozostałych. - Chodźmy to sprawdzić.

Po tych słowach wyciągnął z kołczanu strzałę i ułożył ją luźno na cięciwie, by w razie czego mógł natychmiast skorzystać z łuku. Idąc przodem, starał się jak najciszej podejść do miejsca, w którym toczyła się walka i rozeznać się w sytuacji.

Stealth: 1d20 + 5 ⇒ (13) + 5 = 18

 
Vertis jest offline  
Stary 06-10-2022, 14:09   #3
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
S’ula była gadatliwą i głośną dziewczyną. W tym wszystkim była bardzo urodziwa i nie sprawiało jej trudności namawianie innych na to, by stawiali jej piwo, czy też by dołożyli się do kaszy ze skwarkami. Lubiła opowiadać historie. Wystarczyło spędzić z nią kilka chwil, żeby mieć pewność, że jest to urodzony kłamca i szarlatan.

Dziewczyna pytana o pochodzenie opowiadała o wielopokoleniowej rodzinie pochodzącej od istot spoza planu materialnego. Dziedzictwo jej matki, która wedle tej historii była jedną ósmej krwi boginią. Do tego dochodziła historia zakochanego elfiego księcia. Oczywiście szlachetne elfy nie akceptowały jego związku ze śmiertelniczką. Nie wierzyły, że to ćwierć bogini. Zresztą zawartość boskiej krwi w rodzinie S’uli zmieniała się w ciągu historii kilkanaście razy. Tak czy inaczej rodzina elfiego baron, księcia czy innego margrabiego nie zgadzała się na ich związek. Ale urodziła się ona. Pół elf, pół anioł. Na dowód miała oczy. Jedno zielone - elfie, drugie fioletowe, anielskie. Przy tym fragmencie mniej więcej połowa słuchaczy parsknęła śmiechem, a druga połowa słuchała chętnie czekając na więcej. Wszak w karczmie na co dzień nie pojawiali się ćwierć bogowie, pół elfy. Zazwyczaj byli to w całości kłamcy.

Później było jeszcze lepiej. Otóż ojciec z racji swego urodzenia znalazł jej miejsce w pozaplanarnej szkole magów, gdzie uczono jej najbardziej zabójczych czarów. Szkoła była tak ogromna, że Neverwinter mogłoby zająć ledwie piątą część posiadłości na której kształciły się setki studentów. Szkoła była założona i prowadzona a jakże - przez Smoki. Gdzieś na tym etapie część słuchających topniała, ale pojawili się inni. Wszak kto tu widział smoka? A zobaczyć kogoś, kto widział smoka, to było coś.

Okazało się, że S’ula była zbyt zdolna już w czasie pierwszego roku nauki. Gdy część wykładowców kłania jej się na korytarzach stwierdziła, że to nie dla niej. Przespacerowała więc ostatni raz po gmachu, gdzie zamiast pokonywać tysiące stopni wystarczyło stanąć przy schodach, żeby zostać przeteleportowany na dół, lub na górę. A potem ruszyła w świat szukając przygód. Została więc piratem. Szybko znalazła posłuch u załogi i po przewrocie obaliła kapitana. Mając więc swój okręt pływała po takich częściach świata, o jakich nikt z zebranych nie słyszał. Zwłaszcza z tych zebranych, którzy mieli tego pecha i odebrali wykształcenie z zakresu geografii.

W każdym razie S’ula Mentak była piratem i po latach pływania na Srebrnej Jaskółce jej załoga się zbuntowała. W walce zabiła dwudziestu przeciwników, zanim pozostałych czterdziestu się poddało. Koniec końców zawinęła do najbliższego portu i przyznała, że nie chce już pływać z nielojalną załogą. Postanowiła szukać przygód w głębi lądu. I tak znalazła się w miejscu w którym się znalazła. A to wszystko w wieku ledwie dziewiętnastu wiosen.

Miała burzę gęstych włosów zaplecionych w różnej długości warkocze. Na egzotyczną kolczastą zbroję miała zarzucone futro. Wyglądała nieco jak barbarzynka z północy. Ciemny makijaż pod oczami był nawet podobny do barw wojennych malowanych przez rzecznych piratów. Tylko te oczy do niczego nie pasowały. Ze sobą miała szeroki topór i okrągłą drewnianą tarczę, a w jej dobytku trudno było szukać ksiąg, kałamarzy, czy innych przedmiotów nawiązujących do szkoły czarownic. Jednak co wypiła piwo postawione przez chętnych posłuchania jej historii, to wypiła. Z karczmy przyszło ruszyć dalej, toteż zabrała się z grupą podróżnych. Jako pirat nie przywykła przecież do podróży pieszo i lepiej szło się jej z kimś niż samemu. Zawsze można było z kimś pogadać. A S’ula lubiła brzmienie swojego głosu.

***


Słysząc hałasy natychmiast dobyła tarczy i sprawdziła jej mocowanie.
- Idź, zakradnij się lasem. Ja policzę do dziesięciu i ruszę drogą. Od frontu. Krzyknę i odciągnę ich uwagę. Reszta się dzieli. Kto lepszy w chowaniu się, to do lasu. Kto zbrojny, to za mną. Niech piszą o nas pieśni - mówiła ściszonym głosem, ale dało się słyszeć ekscytację. I najpewniej to upewniło ostatecznie kompanów S’uli, że to nie ostry jak żyleta umysł był jej największym orężem.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 06-10-2022, 14:59   #4
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Percival de Sartre, dla przyjaciół jakich nie posiadał Percy, nie był ani urodziwy, ani silny, ani charyzmatyczny, ani w żaden sposób zasługujący na szlachetne nazwisko noszone przez magnatów cieszących się praktycznie monopolem na poławianie pereł w Neverwinter. Pospolita do bólu twarz, w górnych partiach obramowana niedbałą grzywą czarnych włosów, przechodził w nieco zbyt długą szyję i jeszcze bardziej nienaturalnie wydłużoną sylwetkę, przywodzącą na myśl stracha na wróble. Od stóp do głowy proporcje były po prostu dziwne, jakby zgrabność rys wszelakich naszkicowana była pijacką dłonią. Tu dodaj, tam ujmij, genetyka spłatała Percivalowi nie lada figla. Aparycją przypominał pustelnika skręconego klątwą czasu czy skrybę który całe dnie spędzał między księgami, a to, że posturą zazwyczaj sprawiał wrażenie, jakby chciał się wtopić w tło niczym patyczak, tylko potęgowało tą całą myszowatość czy inną niepozorność, niejako narzuconą mu przez los.

Ale tam, gdzie Natura czy bogowie poskąpili, tak wyrównali - by nie powiedzieć pobłogosławili - w sferze intelektualnej. De Sartre, absolwent Akademii Magii w Neverwinter (summa cum laude, warto nadmienić) i mystriański wychowanek, nadrabiał fizyczne braki swoim intelektem, ostrym niczym najlepsza stal. Talent magiczny płynął mocnym strumieniem w żyłach Percivala - liczni mentorzy już na pierwszym roku studiów wróżyli mu świetlaną przyszłość w czarodziejskich szeregach, a pracę licencjacką na temat mechaniki astralnej obwołali przełomową. Jakże wielkie było więc rozczarowanie, gdy młody de Sartre, już z dyplomem Akademii pod pachą, zaczął ubiegać się o członkostwo w mało prestiżowym Zakonie Skrybów.

I to w ramach tejże aplikacji właśnie, Percival de Sartre zmuszony był wyruszyć na szlak.




Wędrówkę przez las Percival spędził, zupełnie przewidywalnie, z nosem w książce, co i rusz tylko zerkając znad wertowanych stronic naprzód, by przypadkiem nie wyłożyć się na ścieżce. Szare oczy pożerały słowa zawierzone papierowi, a długie i kościste palce miejscami zaciskały się na okładce tak, że knykcie aż bielały. Któż by się spodziewał, że "Życie i dzieje Elminstera Aumara: Nieautoryzowana Biografia (Wersja Skrócona)" była aż tak porywającą lekturą?

Krzyki gdzieś z oddali i poruszenie wśród towarzyszy podróży wymusiły na Percivalu powrót do rzeczywistości. W końcu oderwawszy spojrzenie od książki na dłużej niż parę sekund, czarodziej rozejrzał się nerwowo wte i wewte. Biografia została naprędce wciśnięta z powrotem w torbę, a palce splotły się ze sobą i wygięły w nerwowym geście. De Sartre przełknął głośno ślinę.

- A-a-a jak ktoś a-a-ani skradajny, ani z-zbrojny - wydukał niepewnie cichaczem, skacząc spojrzeniem z jednego na drugie.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 06-10-2022 o 15:08.
Aro jest offline  
Stary 06-10-2022, 15:09   #5
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
- Trzy, cztery... co? - S'ula zmierzyła wzrokiem mężczyznę. Najdłużej zatrzymała się na grubej książce. Po chwili sięgnęła za pas i podała długi sztylet, jakim zwyczajowo dobijało się rannych na polu bitwy. Podała go rękojeścią w stronę Percivala.
- Teraz żeś zbrojny. Trzymaj się blisko mnie. Nie wychylaj się najlepiej. Jakbym padła, biegnij co sił tam skąd przyszliśmy. A jakby kto szarżował na ciebie, to wystaw sztylet przed siebie. Na czym to ja? A racja... Jeden dwa...

Niestrudzona S'ula ponownie poprawiła tarczę.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 06-10-2022, 17:38   #6
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jedni studiują opasłe księgi i latami nie opuszczają bibliotek czy swych pracowni, inni mają we krwi nie tylko magię, ale i żądzę przygód/ I zawsze chcieliby wiedzieć co znajduje się za górami i lasami.
Ahearn należał do tych ostatnich i nie wyobrażał sobie, jak można spędzić całe życie w jednym miejscu, skoro świat jest taki wielki i taki ciekawy.

Podobnie jak Dornan, Ahearn nie opowiadał zbyt wiele o sobie, a towarzysze wędrówki wiedzieli o nim tylko tyle, że mając dosyć życia w rodzinnej posiadłości ruszył w świat.
Dzieci nie miał, o kochankach nie opowiadał, ale trudno było nie zauważyć, iż nie miał nic przeciwko kontaktom damsko-męskim. Bliższym kontaktom...
I że przedkłada dobre wino nad najlepsze piwo.

Ahearn był wysokim i szczupłym, ciemnowłosym półelfem, o twarzy świadczącej o tym, iż jej właściciel niejeden tydzień spędził pod gołym niebem. Prawa dłoń ozdobiona była sygnetem sugerującym szlacheckie pochodzenie posiadacza.
Zaklinacz ubrany był w ciemny, dobrej jakości podróżny strój. Nie nosił broni, bo wiszący u pasa sztylet zapewne porodziłby sobie ze zbyt twarda pieczenią, ale średnio nadawał się do szlachtowania przeciwników.
Brak oręża nie oznaczał bynajmniej, że Ahearn jest pacyfistą.
Sam jestem bronią, mawiał.

* * *

Gdy do ich uszu dobiegły odgłosy walki, Ahearn nie miał wątpliwości - trzeba było sprawdzić, kto znalazł się w tarapatach i, w razie konieczności, wspomóc potencjalną ofiarę. A chociaż nie należał ani do 'skradajnych', ani do zbrojnych,wiedział, co należy zrobić - bez słowa zagłębił się w las i, parę metrów od skraju drogi, ruszył w kierunku toczącej się walki.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-10-2022, 19:27   #7
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
"Kapłan Bane'a musi wzbudzać szacunek!" "Kapłan Bane'a musi być bezlitosny!" "Kapłan Bane'a musi być twardy jak stal!" Kapłan Bane'a to, Kapłan Bane'a tamto... A Galvin właśnie taki nie był. Współczuł, litował się, potrafił nawet zapłakać nad czyimś losem. Jednak był kapłanem Bane'a...

Aż w końcu pewnego pięknego dnia zrozumiał, że nie czuje żadnej więzi ze swoim bogiem. Nie podziela jego wartości. Nawet go nie lubi... To wszystko czego go uczono było sprzeczne z jego prawdziwą naturą. Dłużej tak się nie dało żyć...

Właśnie wtedy Galvin wyrzekł się Bane'a! Zakończył tą farsę. Wiedział, że jego były bóg nie wybacza i, że za jakiś czas zapewne spotka go kara, jednak lepsze to niż życie w kłamstwie.

Gdy podjął ostateczną decyzję poczuł się wolny i... pusty. Na moment stracił sens życia. W głowie pojawiły się dziesiątki, setki, tysiące pytań. Pytań, na które nie umiał znaleźć odpowiedzi. Zwrócił się więc do Oghmy, bóstwa wiedzy i mądrości. Bóstwa, które jak wierzył, jest jedynym przewodnikiem, który będzie w stanie pomóc mu odnaleźć siebie.

Galvin chłonął wiedzę jak gąbka. Czytał wszystkie księgi i słuchał każdej opowieści. Zazwyczaj milczał. Nie uśmiechał się. Z jego twarzy emanowała powaga i zaduma. Obecnie, jego celem było zdobycie jakiejś księgi o niemałej wartości i udanie się do skarbnicy wiedzy - ogromnej biblioteki w Candlekeep. Na razie jednak przystał do powstałej z przypadku drużyny, która potrzebowała kapłana. Początkowo miała z nimi iść inna kapłanka, jednak z jakichś powodów tak się nie stało. Miejsce po niedoszłej drużynowej uzdrowicielce zaproponowano Galvinowi. Zgodził się bez słowa. W grupie zawsze raźniej...

Galvin był rosłym, dobrze zbudowanym mężczyzną. Człowiekiem. Miał jedynie 22 lata, choć wyglądał znacznie poważniej. Jego blada cera i bardzo jasne, niemal siwe włosy, były powodem, dla którego otrzymał przydomek "Płowy". Kapłan nosił kolczugę, młot bojowy i lekką kuszę. Całości dopełniała tarcza, niegdyś nosząca symbol Bane'a..., a obecnie Oghmy. Może i było to pewne świętokradztwo jednak taka tarcza była zbyt wiele warta, by tak łatwo się z nią rozstać. Może kiedyś uda się ją wymienić...

Galvin szedł na końcu grupy i w zadumie przyglądał się otaczającemu go światu. Światu, którego uczył się na nowo. Światu, którego nie przesłaniało mu już okrucieństwo jego dawnego boga.

W pewnej chwili do uszu kapłana dotarły odgłosy walki i polecenia wydawane przez wygadaną dziewczynę, która opowiadała niestworzone historie. Galvin choć chłonął niemal wszystkie opowieści z niezachwianą atencją, nie był jednak w stanie słuchać S'Uli. To co zmyślała to był po prostu bełkot. Więc to co mówiła teraz Galvin również zignorował.

Kapłan wrócił do rzeczywistości. Zacisnął dłonie na młocie i tarczy powoli ruszając wraz z kompanami ku miejscu skąd doszedł ich wytrąbiony na rogu sygnał.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?

Ostatnio edytowane przez Pliman : 07-10-2022 o 19:48.
Pliman jest teraz online  
Stary 08-10-2022, 10:11   #8
 
Bugzy Malone's Avatar
 
Reputacja: 0 Bugzy Malone ma wyłączoną reputację
Podjęte decyzje szybko wprowadziliście w życie. Dornan niczym duch zniknął po chwili w lesie po prawej stronie traktu, a za nim nieco mniej zręcznie, ale też całkiem cicho, podążył Ahearn. S’ula poczekała parę sekund i wraz z Percy’m oraz Galvinem ruszyła szybko ścieżką do miejsca, skąd dochodziły odgłosy walki. Czarodziej trzymał się blisko kobiety i wyglądał na zdenerwowanego, podczas gdy sama S’Ula i Galvin nie wykazywali większych emocji. Wychodząc zza zakrętu, czarownica wykorzystała prostą sztuczkę, widząc, co się wyprawia na polanie. Skryci w gęstwinie tropiciel z zaklinaczem również to widzieli.
- Co tu się dzieje?! - Krzyknęła nienaturalnie głośno, aż ptaki z okolicznych drzew poderwały się do lotu. Ale o to jej chodziło. O całkowite skupienie na sobie uwagi.

Na środku polany, oparty plecami o pień drzewa, stał brodaty mężczyzna z siekierą w obu dłoniach. Jeszcze przed chwilą wokół niego skakało kilka niskich, szaro-zielonych stworów – nie mieliście wątpliwości, że są to gobliny. Dwie martwe pokraki leżały już w kałużach czarnej krwi na szmaragdowozielonej trawie przy jego stopach. Mężczyzna przyparty do drzewa ledwo się bronił – z jego lewego boku sterczał drzewiec strzały a ranę otulała plama krwi. Na widok krzyczącej S’Uli nadzieja wstąpiła na jego twarz.

- Pomocy! - Krzyknął niemrawo.


Zachowanie czarownicy skutecznie odwróciło uwagę wszystkich goblinów od rannego nieznajomego. Skrzecząc coś w swoim języku, trzy uzbrojone w krótkie miecze pokraki ruszyły w stronę ścieżki, natomiast dwóch goblinich łuczników już kierowało swe łuki w stronę S’Uli i Galvina. Czający się w listowiu Dornan i Ahearn zauważyli, że mężczyzna przy drzewie przyklęknął na jedno kolano i złapał się za bok. Mogło to oznaczać, że nie jest z nim za dobrze i trzeba było szybko poradzić sobie z zielonymi.

 
Bugzy Malone jest offline  
Stary 09-10-2022, 10:51   #9
 
Vertis's Avatar
 
Reputacja: 1 Vertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputację
Półelf biegiem pokonał ścieżkę i zniknął w leśnej gęstwinie, gdzie na lekko ugiętych nogach i bezszelestnie kierował się w stronę odgłosów dochodzących z polany. Wybierał najłatwiejszą możliwie trasę, by idący za nim Ahearn mógł podążać równie cicho. Nie minęło dużo czasu, jak znalazł się w idealnym punkcie widokowym na to, co rozgrywało się przed nim.

Oparty o pień rozłożystego dębu przyglądał się chwilę całej sytuacji - jakiś brodaty mężczyzna walczył zaciekle z grupką goblinów, choć wystająca z jego brzucha strzała nie dawała mu większych szans na zwycięstwo w tym nierównym boju.

Moment później usłyszał gromki, dochodzący ze ścieżki głos towarzyszki, przez co wszystkie gobasy odwróciły swoją uwagę od rannego i część z nich podążyła w stronę traktu. "Sprytne to było, S'Ulo", pomyślał tylko Dornan, po czym szybko naciągnął cięciwę, inicjując ruch mięśniami pleców, nie ramion, jak uczył go z dawna ojciec. Gdy cięciwa znalazła się przy ustach, Belthorne miał już na celowniku goblińskiego łucznika i bez drżenia rąk wypuścił strzałę. Ta przecięła powietrze i wbiła się idealnie w szyję zielonego, ścinając go, niczym drzewo.

Dornan na bieżąco analizował sytuację na polu walki, w razie, gdyby należało wesprzeć którego z towarzyszy w zwarciu, jednak ci radzili sobie bardzo dobrze. Widział Galvina unikającego ciosu jednego z zielonych i przedzierającego się do mężczyzny przy drzewie. Wiedział, że kapłan na pewno pomoże nieszczęśnikowi, żeby ten nie zszedł im tutaj, na co wskazywała bladość jego skóry i ogólne osłabienie.

Chwilę później tropicie posłał kolejną strzałę, tym razem w zielonego z mieczem, zabijając go na miejscu. Dziś precyzyjne oko i pewna ręka go nie myliły. Walka zakończyła się niedługo później, gdy S'Ula pozbawiła ostatniego z goblinów marnego jestestwa.

Po wszystkim wyskoczył zza drzew na polanę i rozejrzał się po niej, jednocześnie podchodząc po kolei do zabitych przez siebie pokurczy. Wydobywał z ich trzewi strzały, wycierając je o trawę z ich krwi i pakując z powrotem do kołczanu na plecach.

- Dobra robota - powiedział do wszystkich, podchodząc do drużyny, która zebrała się przy rannym mężczyźnie. Dzięki boskim mocom przekazanym mu przez Galvina, ten wyglądał na zdatnego do rozmowy. - Kim jesteś, dobry człowieku? I co robisz sam w tym wielkim lesie?

Resztę rozmowy i pytań zostawił kompanom. Sam przeszukał najpierw truchła goblinów, ale nie liczył, że znajdzie przy nich cokolwiek ciekawego. Jednocześnie przysłuchiwał się słowom nieznajomego, choć z boku mogło wyglądać, jakby nie zwracał na niego większej uwagi.

- Przejdę się po okolicy i sprawdzę, skąd mogły przyjść te pokraki. I czy gdzieś niedaleko nie siedzi ich więcej. Wrócę za jakiś czas - powiedział do pozostałych, po czym z łukiem w dłoni skierował się w stronę lasu znajdującego się za wielkim drzewem pośrodku polany.

Miał zamiar zrobić krótki zwiad, rozglądając się za jakimiś śladami a potem wrócić z wieściami do kompanów.
 
Vertis jest offline  
Stary 09-10-2022, 12:13   #10
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ahearn poszedł w ślady Dornana - zszedł ze ścieżki i zagłębił się w leśną gęstwinę. Nie musiał nawet zbytnio zwracać uwagi na zachowanie maksymalnej ciszy, bowiem gobliny były bardzo zajęte czymś innym. A chwilę później zabrzmiał głos S'Uli i nawet gdyby zaklinacz poruszał się z gracją niedźwiedzia, to i tak zielonoskóre kurduple by tego nie zauważyły. Dziewczyna skutecznie odwróciła ich uwagę od mężczyzny, który do tej pory był celem ich ataku.

Starcie z goblinami było krótkie, krwawe i gwałtowne, a Ahearn nie mógł ukrywać przed sobą, że jego zasługi w pokonaniu przeciwników były - delikatnie mówiąc - niewielkie, bowiem jego magia nie tyle zawiodła, co okazała się nad wyraz słaba.
Na szczęście inni spisali się należycie, co zaklinacz potrafił docenić.
- Świetna robota - powiedział, podchodząc do kompanów.
I zastanawiając się, jakich barw nabierze ta potyczka w ustach S'Uli.

Do uratowanego mężczyzny pytań nie miał, przynajmniej chwilowo. Wszystko zależało od tego, co tamten odpowie na pytania Dornana. A nuż za wędrówką mężczyzny kryło się coś ciekawego, co mogłoby zaowocować udziałem w jakiejś przygodzie?
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-10-2022 o 12:21.
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172