Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-03-2017, 11:04   #91
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Są czyny mądre, są czyny głupie, są czyny tragiczne w skutkach. Do tej ostatniej grupy należał wyczyn Bazylii - nałożenie korony zabranej siedzącemu na tronie truposzowi.
Być może pojawienie się zjawy nic nie miało z samokoronowaniem diablicy, jednak zbieżność zdarzeń była zastanawiająca.
Co gorsza na zjawę, która raczyła zaatakować Bazylię, nic nie działało. Przynajmniej nie działały strzały, jakimi częstował ją Shade. A to bardzo źle wróżyło dalszej części starcia.
W końcu atakująca Bazylię zjawa zniknęła i Shade nie do końca wiedział, czy to zasługa ciosów Tazoka, czy też może przyczynił się do tego w jakiś sposób Roland. Najważniejsze było pozytywne zakończenie całej sprawy... jeśli tak można było nazwać to, że Bazylia zaczęła się zachowywać jakby nagle straciła umiejętność nie tylko mówienia, ale i myślenia.
Gorzej niż małe dziecko. I co z nią można było zrobić? Zostawić?
Już targał taki kawał cielsko Tazoka. Może z Bazylią będzie prościej?

* * *

Jedzenie.
Człowiek niby nie żył. Dlaczego zatem, na demony, musiał jeść? To było zdecydowanie niesprawiedliwe. No ale życie nie jest sprawiedliwe, dlaczego więc życie po śmierci miałoby być inne?

Jeśli nie zamierzali zostać kanibalami, to najbliższym źródłem mięsa były utrupione jakiś czas temu bazyliszki. Bądź na surowo, bądź - przy odrobinie szczęścia - pieczone.
Jako że nikt nie wpadł na genialny pomysł, by wykroić z pokonanych bestii kawałka szynki, trzeba się było po nią wybrać. Czy z bazyliszków da się wykroić coś jadalnego? Trudno było to ocenić bez sprawdzenia. Dlatego też Shade sprawdził, czy ma wszystko, co jest potrzebne do wykrojenia paru kawałków mięsa z bestii, które nie tak znowu dawno pokonali wspólnymi siłami, a potem ruszył w stronę miejsca potyczki.
Nóż nadawał się idealnie, choć nie należał do tych najostrzejszych, wciąż dało się coś wyciąć z jego pomocą. Shade postanowił się pomęczyć, bo nawet i nie miał nic lepszego do roboty, jednak gdy skierował się w stronę, gdzie leżały truchła Bazyliszków, został zaskoczony. Przejście zostało zablokowane przez żywe ściany, które przemieściły się i odgrodziły drogę do innych korytarzy.
Kto nie idzie naprzód ten się cofa. Podobno. Labirynt zapewne również o tym wiedział i nie pozwolił, by łucznik zrobił zbyt wiele kroków wstecz, bo tym przecież byłby powrót po kawałki bazyliszków.
Pozostawało zrobić w tył zwrot i wrócić do pozostałych, zanim labirynt ponownie zmieni zdanie i kolejna ściana znów wyrośnie nie tam, gdzie Shade by sobie tego życzył.

Powrót nie sprawił żadnych kłopotów.
Problem na tym jednak polegał, że w sali nie było nikogo, prócz Bazylii.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 21-03-2017 o 20:45.
Kerm jest offline  
Stary 21-03-2017, 14:16   #92
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Abyś nie błądził w obcej ciemności

Mężczyzna następnie skierował się do pomieszczenia na prawo. Nie spodziewał się znaleźć tam skarbów, jedzenia lub przydatnych rzeczy, ale postanowił wykorzystać czas, w którym Tazok i Johanna zajęci byli pułapkami. Kiedy stanął u progu pomieszczenia, zauważył że w pokoju podłoga była niższa o pół centymetra. Przy ścianie po jego lewej stronie stał fotel z podziurawioną tapicerką i zniszczonym oparciem. Jego nóżki były połamane i przyciśnięte do podłoża, zaś materiał siedzenia niby czerwony z natury, ale nosił ślady zniszczenia i poplamienia ciemniejszą barwą. Na wprost jego wzroku stał przy kamiennej ścianie zamknięty sarkofag, zaś po prawej stronie był zmiażdzony i podziurawiony, roztrzaskany w drobny mak stół wyciosany z solidnego dębu. Kiedy jego spojrzenie szukało interesujących szczegółów pokoju, Roland poczuł jak mnóstwo, obślizgłych rąk ściska go w pasie i przyciska do pionowego zlepku z wielu śmierdzących ciał. Jego ciało, ubrania i twarz zostały ubabrane posoką oraz resztkami śmierdzącego i starego mięsa. Zlepek śmierdzących zwłok ścisnął mężczyznę w pasie na tyle mocno, że zabrakło mu tchu. Wiedźmiarz jednak nie poddawał się. Wykorzystując obślizgłe martwe łapy, wyślizgnął się dołem i odskoczył szybko na bezpieczną odległość. Truchła z jakiś ściana została skonstruowana, zdawała się być bardzo mozolna a jej ruchu na tyle ślimacze, że Roland bez problemu im umykał. Spanikowany podbiegł do sarkofagu i szarpnął ich drzwi. Te jednak nie ustąpiły wątłej sile Wiedźmiarza, zaś zbitek rozkładających się zwłok był coraz bliżej. Roland spanikował, ciągnąc za sarkofag, który jakby się zatrzasnął. W pewnym momencie zdenerwowany szarpnął na tyle mocno, że drzwiczki ustąpiły. Uderzyły w ścianę przy której stały, zaś sam mężczyzna odskoczył na bok. Z wnętrza pionowej trumny wypadła młoda dziewczyna. Zdawało się, że jest nieprzytomna. Roland mimo prób pomocy przy udziale leczniczych zdolności, nie zdołał postawić dziewczyny na nogi. Zostawił więc ją póki nie zagrażało większe niebezpieczeństwo, gdyż ruchome ściany ociekających posoką ciał zdążyły się wycofać, odgradzając wciąż drogę powrotną. Wiedźmiarz skupił swoją moc i szybko wyczuł magiczną aurę za sarkofagiem. Z trudem zdołał go przesunąć na bok, co pozwoliło mu odkryć tajne przejście ukryte pod płaszczem iluzji.
“Interesujące”, pomyślał Roland. Dyszał ciężko, a serce wciąż łomotało mu w piersi, jednak wydawał się ponownie nad wyraz spokojny. Zdrowe zmysły w końcu wróciły do niego, dzięki czemu mógł sprawnie działać w trudnych sytuacjach. Mimo to miał tym razem wiele szczęścia. Gdyby ściany okazały się mniej leniwe, mógłby mieć teraz spory problem. Tym razem jednak udowodnił, że nawet bez magii potrafi sobie radzić.
Nie mógł jednak pozwolić sobie teraz na triumfowanie. Wciąż znajdował się w złej sytuacji.
W pierwszej kolejności podszedł do nieprzytomnej dziewczyny. W pierwszej kolejności przyjrzał się jej uważnie. Wzrokiem poszukiwał wytatuowanego na jej ciele symbolu, który mógłby powiedzieć za co dziewczyna trafiła do piekła. Nie mógł jednak go znaleźć w odsłoniętych i dostępnych dla wzroku miejscach. Delikatnie potrząsnął jej ramieniem i beznamiętnym głosem zaczął mówić:
- Hej, ocknij się...
Na te słowa jednak nie uzyskał żadnej reakcji. Ciężko mu było stwierdzić, w jakim jest stanie, gdyż rany nie rysowały się na powierzchni jej skóry. Jedynie usta zdawały się być sine. Nie umiał też stwierdzić, z jakiego powodu dziewczyna znajdowała się w sarkofagu, jednak po kilku próbach ocucenia jej i zmarnowania tym samym czasu, poczuł możliwy ku temu powód. Niestety, Wiedźmiarz okazał się być zbyt mało spostrzegawczy, gdyż zaskoczył go nagły rumor przy suficie. Być może inaczej by się zachował wiedząc, że sklepienie nad jego głową, wysadzane jest w gęsto umieszczone, ostre kolce. Nie zdążył zareagować odpowiednio. Ozdobiony kłującą pułapką sufit runął z impetem na wszystko, co znajdowało się w pokoju. Ostrza przeszyły materiał fotela po raz enty, tak samo jak stołu. Trzy kolce wbiły się w tors nieznajomej, jeden zaś ugodził Rolanda, jednak trafił w takie miejsce, że nie wyrządził mu większej krzywdy. Teraz mężczyzna zrozumiał, dlaczego pomieszczenie to miało podłogę niżej położoną, niż pozostałe miejsca na piętrze. Leżał nieruchomo jeszcze jakiś czas, zaciskając zęby z bólu. Nim sufit wycofał się z powrotem na swoją pierwotną pozycję, krew spływająca z ciała dziewczyny zdążyła dotrzeć do jego twarzy.
- Kurwa… - syknął Roland chwytając się za ramię. W porównaniu z tym co przeszedł chociażby w pomieszczeniu z tronem, te obrażenie nie były zbyt poważne, jednak fakt, że dał się w tak łatwy sposób załatwić, nieco go irytował. Szybko jednak odzyskał zimną krew. Wiedział, że w ogóle nie powinien okazywać emocji, a zwłaszcza w takich sytuacjach.
Kiedy nieco się otrząsnął, podniósł dziewczynę, która okazała się nadzwyczaj lekka i ruszył przez odkryte przed chwilą przejście. Nie wiedział czego ma się tam spodziewać, jednak z pewnością nie mógł zostać tutaj... Nożyk u boku oświetlał mu drogę, jednak mężczyzna musiał stąpać ostrożnie. Przeszedł korytarzem, który zdawał się znajdować pod podłożem piętra i wydostał się do jakieś innego, ukrytego pomieszczenia. Wykrycie magii wskazało mu nie tylko ukryte drzwi, ale i parę magicznych przedmiotów, o słabej aurze. Prócz tego nie dało się nie zauważyć kilku głębokich dziur w podłodze, na które trzeba by było uważać.
Nauczony na własnych błędach Roland w pierwszej kolejności zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, tym razem nie zapominając także o suficie. Przyjrzał się również ścianom, chcąc wiedzieć, do których z nich lepiej byłoby się nie zbliżać. Zaś na sam koniec rekonesansu ostrożnie wychylił się by spojrzeć w głąb owych dziur. Wytężał również słuch, mając nadzieję, że nie dotrą do niego z głębi żadne niepokojące odgłosy.
Po tym nader ostrożnym badaniu, miał oczywiście zamiar zająć się identyfikacją przedmiotów, które znajdowały się w pomieszczeniu. Okazały się one różdżkami. Wiedźmiarz z coraz większym zainteresowaniem zaczął badać każdą z nich. “Mogą się przydać”, pomyślał z zadowoleniem, po czym ponownie wrócił do dziewczyny. Wziął jedną z różdżek, która jego zdaniem powinna odpowiadać za leczenie ran i jednym słowem i ruchem wyzwolił z niej moc, mając nadzieję, że tym razem dziewczyna pozostanie zdrowa na trochę dłużej.
Z różdżki wyleciały trzy magiczne ładunki, które trafiły w ciało dziewczyny, zaś jej rany zaczęły się goić. Zadowolony z efektu swoich działań, Roland ponownie spróbował obudzić dziewczynę.
Kiedy ta zaczęła się budzić, ciężko było określić, czego mężczyzna się spodziewał. Jej powieki zadrżały nim oczy się otworzyły, a ich jasne tęczówki zasugerowały Wiedźmiarzowi, że kobieta raczej nie jest ludzkiej rasy, jak podejrzewał na początku. Dziewczyna półprzytomna patrzyła na wyostrzający się przed oczami obraz, nie rozumiejąc z początku co znajduje się przed nią. Dopiero po dłuższej chwili i zrozumieniu tego, zerwała się na równe nogi odskakując w bok. Szybko pożałowała decyzji, gdy omal nie wpadła w jakąś przepaść. Jedynie dobry refleks, jakim się wykazała, zdołał ją uratować.
- Ktoś ty jest? - wydukała wyraźnie przestraszona sytuacją. Była sama z obcym facetem w jakiejś piwnicy, czy to mogło wróżyć dobrze?
- Lepiej się odsuń!
Wiedźmiarz westchnął i cofnął się o krok, uważając równocześnie by nie wpaść w przepaść. Odsłonił rękaw swojej “koszuli” i ujawnił przed dziewczyną wytatuowany symbol na ramieniu.
- Jestem przebudzonym - odparł spokojnie. - I chwilę temu znalazłem cię w jakimś sarkofagu.
Kobieta ściągnęła brwi i popatrzyła na niego podejrzliwie. Nie sprawiała wrażenia jakby wierzyła, a na znamię zerknęła z obojętnością.
- Wypalona literka nic mi nie gwarantuje. Po co mnie tutaj przywlokłeś? Sama bym ożyła prędzej czy później, wiesz o tym - jej ton głosu mimo spokoju, wprowadzał do atmosfery nutkę zaostrzenia.
Mężczyzna przewrócił oczami i wskazał tym razem na drugie ramię, z którego sączyła się wciąż krew.
- W tamtym pomieszczeniu na suficie znajdowała się dosyć uciążliwa pułapka. Gdybym cię tam zostawił, to szybko zmieniłabyś się w sitko… Jak mi nie wierzysz, to idź sama sprawdź. Ale na dobrą sprawę, nie mam cię po co okłamywać. Gdybym cokolwiek chciał ci zrobić, zrobiłbym to kiedy byłaś nieprzytomna. Nie brzmi logicznie?
- Niektórzy lubią, gdy ofiara wierzga i protestuje. Nie brzmi to logicznie, ale są różne persony. Doskonale wiem, co tam była za pułapka, przecież nie weszłam do sarkofagu dla zabawy. - powiedziała stanowczo, sprawiając wrażenie zagniewanej. Jej mięśnie jednak przestały być tak napięte, jak poprzednio, a sama dziewczyna odetchnęła cichutko.
- Więc czego ode mnie oczekujesz? Nie posiadam żadnych przedmiotów, nie zapłacę ci za pomoc. Mogę jedynie wyleczyć tę ranę, ale skoro ty uleczyłeś mnie, to pewnie sam potrafisz. Więc powtórzę; co chcesz?
- Potrafisz leczyć? Hm, to bywa przydatne - zaczął Roland z początku ignorując pytanie dziewczyny. Zaraz jednak westchnął. - No tak, to jest piekło, tu nikt nie uwierzy w bezinteresowność. Ale tak czy siak, nie masz nic, czym mogłabyś się obecnie odwdzięczyć. Ale możesz dołączyć do mnie i reszty mojej drużyny w dalszej wędrówce na szczyt góry. Wtedy na pewno trafi ci się okazja, by się zrewanżować. Co ty na to?
Nieznajoma uniosła brew patrząc na Rolanda. Chciała się przesunąć wzdłuż ściany, jednak instynktownie sprawdziła najpierw, czy to jedna z tych żywych ścian. Obróciła się nerwowo za siebie, a potem jej głowa z powrotem odwróciła się w stronę rozmówcy. Brązowe włosy zafalowały wraz z tym ruchem, a dziewczyna zaczęła sunąć przy ścianie, macając ją dłońmi, jakby była niewidoma.
- I co, twoi koledzy też mają jakieś znamiona powypalane na skórze? Nie brzmi to przekonująco - odpowiedziała nieufnie.
- Myślę, że mogłabym dalej próbować sama. Wyzwania pięter do tej pory nie były takie trudne, a to piętro wyjątkowo emanuje silną energią. Myślę... - spauzowała na chwilę, kiedy jej stopa napotkała kolejną przepaść i koniec dalszej części podłogi. Wzięła głęboki wdech.
- Gdzie my teraz jesteśmy?
Jakkolwiek wiedźmiarz chciał by dziewczyna w końcu się do niego przekonała, musiał przyznać, że przynajmniej nie brakowało jej zdrowego rozsądku i rozwagi. Z pewnością byłaby przydatnym członkiem drużyny.
- Za sarkofagiem znajdowało się tajne przejście, które prowadziło tutaj - powiedział w końcu. Następnie sięgnął po emanujące światłem ostrze i położył je na ziemi, po czym cofnął się o krok (ponownie uważając, by nie spaść w dół). - To wystarczy, byś w końcu uwierzyła, że nie mam złych intencji? Nie jestem gwałcicielem ani mordercą, tylko przebudzonym, który chce się stąd wydostać. Sama możesz próbować, nie będę ci bronił, jednak następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia.
- Mogę wierzyć lub nie, nie ma to większego znaczenia. Postawiłeś mnie pod ścianą, więc... Po prostu prowadź do wyjścia. - odparła zrezygnowana, spoglądając na świecący nóż, który jakoś jej nie pocieszał. W końcu to oznaczało, że jest uzbrojony, nawet jeśli odłożył go tylko na chwilę.
- Tylko ostrzegam, byś mnie nie dotykał. To nigdy nie jest dobrym pomysłem - dodała poważnie, czekając na jego ruch. Potem była zdecydowana ruszyć za nim.
- Nie miałem nawet takiego zamiaru - odparł Roland. Odwrócił się i ruszył w głąb pomieszczenia. - Nazywam się Roland.
- Aurora - odparła, idąc za nim w bezpiecznej odległości.
- Też jesteś przebudzoną?
- Póki nie dowiem się, że ci twoi koledzy to niegroźni ludzie, a nie jakieś demony, którym mógłbyś służyć, to wolałabym nie wdawać się w takie szczegóły
- Nigdy nie powiedziałem, że to są ludzie… A przynajmniej nie wszyscy - zaznaczył od razu Roland. - Ah, i zasadniczo obecnie jeden demon nam towarzyszy, chociaż sam nie do końca wiem dlaczego… Pewnie będziesz go kojarzyć, to… - Wiedźmiarz przerwał jednak nagle, dostrzegając w oddali Tazoka i Johanne. Pomyślał, że jest to dosyć dobre zrządzenie losu. Lepiej było przedstawiać ich po kolei.
Roland zdziwił się widząc tą dwójkę trzymającą się za ręce. Było to dla niego zaskakujące, jednak żadne głębsze odczucia nie obudziły się w nim. Zasadniczo w ostatnim czasie nie myślał wcale o Johannie. Nie wierzył już, że cokolwiek może odwieść ją od planu pozostanie z Azmodianem. Sam był już zbyt zmęczony walką z piekłem, by walczyć jeszcze o nią. Jednak być może znalazła się osoba, która ma jeszcze na to siłę… Szkoda tylko, że tą osobą był nieprzewidywalny hobgoblin.
Wiedźmiarz przestał mieć już do Tazoka jakiekolwiek uprzedzenia. Za życia z pewnością ich spotkanie skończyłoby się śmiercią jednego, jednak w piekle było inaczej. Tu liczyło się jedynie przetrwanie.
- Mam nadzieję, że zajęliście się pułapkami, a Shade już przygotowuje kolację - powiedział Roland, pomijając wszystkie grzeczności. Nie chciało się mu nawet streszczać tego co mu się przytrafiło. W końcu kogo to obchodzi? - To jest Aurora. Aurora poznaj Johanne i Tazoka.
Czarny Szpon spojrzał na dwójkę spode łba, co musiało mocno kontrastować z tym, że wciąż trzymał Johannę za dłoń. Nie wadziło mu to, nie postrzegał tak wstydu, jak “zwykli ludzie”. Skoro już trzymał, to mógł tak wytrwać do usranej śmierci. Nic nie cofnie faktu, że pozwolił złapać się za rękę, a krycie tego przed innymi byłoby większą oznaką słabości, niż wylewanie uczuć przy Johannie.
Tamtego też już nie cofnie i nie zacznie udawać, że się nie wydarzyło. Przelał cząstkę siebie do drugiego naczynia i podczas gdy dla innych było to normalne - wszak inne rasy lubiły plotkować i dzielić się smutkami - dla hobgoblina stanowiła niemałe wyzwanie.
- Co tutaj robisz? - zwrócił się do Rolanda. - Wyczułeś ją magicznymi zmysłami i pognałeś poszukać mam nadzieję?
- Chciałem rozejrzeć się po okolicy - odparł krótko Roland. - Na nią natrafiłem przypadkiem.
Johanna milczała. Czuła się nie tyle głupio czy źle, ale po prostu było jej przykro. Obojętność Rolanda mocno nadszarpnęła jej poczucie wartości, czego nie dało się nie zauważyć. Co innego zaś Aurora, która stała pewna siebie. Mimo braku uśmiechu i widocznej powagi, nie wyglądała jak okaz nędzy i rozpaczy.
- Świetnie, podróżujesz z Hobgoblinem. - zaczęła Aurora bez ogródek - Nie chcę być nieuprzejma, ale mam złe doświadczenia z twoimi pobratymcami, Tazoku. - ukłoniła się na powitanie, które nie należało do najgrzeczniejszych ani standardowych. Z większym uczuciem spojrzała na Johanne. “Boże, przecież to jeszcze dziecko”, przeszło jej przez myśl.
- Witaj Johanno. - uśmiechnęła się lekko. Johanna jednak zmrużyła gniewnie oczy patrząc na nową dziewczynę i nie odpowiedziała. Aurora więc nie przejęła się i zwróciła szybko do Rolanda
- Świetnie, to mówiłeś że z kim jeszcze się bujasz po piętrach? Z demonem? Cudownie - westchnęła.
- Gdy obchodziliśmy jedzenia jeszcze nie było - wymamrotała cicho Johanna, która również zwróciła się do Rolanda, jakby chciała zdobyć jego uwagę.
- Ja z Twoimi też - odpowiedział Aurorze Tazok. - Chodźmy tędy - wskazał na korytarz idący na południe. - dojdziemy do komnaty przy sali z pułapkami.
- Demon jest z nami tylko tymczasowo. Ma nam towarzyszyć tylko na tym piętrze… Sam dłużej bym z nim pewnie nie wytrzymał - zwrócił się do Aurory Roland. - Poza nim jest z nami jeszcze jeden człowiek, tiefling oraz półork, chociaż ta ostatnia dwójka jest teraz… w dosyć kiepskim stanie. Zresztą sama zobaczysz. Chodźmy.
 
Hazard jest offline  
Stary 24-03-2017, 18:54   #93
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Inside the Mountain - Fourth Floor


Podczas gdy Shade, Azmo oraz nieprzytomna Bazylia zostali w z pozoru bezpiecznej sali, reszta zwiedzała poznane już korytarze czwartego piętra. Było ono przepełnione pułapkami, zagadkami oraz magicznymi bestiami, które najwyraźniej również miały problem z poruszaniem się z powodu żywych ścian. Uśpieni nie trafiali na nie zbyt często, chociaż i bez tego napotkali się na wiele problemów. Kiedy czwórka z nich udała się do pomieszczenia z ciałami martwych Bazyliszków, Roland i Aurora nie dostrzegli w zwłokach nic nadnaturalnego. Sprawne oko łotrzycy oraz pięściarza było bardziej czujne. Truchła nosiły na sobie ślady po ugryzieniach, dając do zrozumienia, że jakieś zwierzę wyszarpało zębami kawały mięsa. Tazok i Johanna szybko odkroili kawałki mięsa, aby czym prędzej zmyć się z pomieszczenia. Musieli jednak wrócić na około, ponieważ zachodni korytarz prowadzący bezpośrednio do pokoju z pułapkami, był zamknięty.
Po drodze Roland próbował podpytywać Aurorę, jednak ta nie była zbyt chętna do zwierzeń. Mógłby spróbować ją zastraszyć, ale nie chciał zrażać dziewczyny do grupy zbyt wcześnie. Tym bardziej, że jako osoba posługująca się magią wydała mu się przydatna.
- Bazylia to dobra kobieta. Trafiła do piekła tylko dlatego, że urodziła się inna. Nie było to z jej winy, krew przodków krążąca w jej żyłach to nie było coś, na co mogła mieć wpływ. - wtrąciła się Johanna, ze swoim smutnym i cichym głosem. Aurora uśmiechnęła się lekko i westchnęła.
- Chyba mam jeszcze trochę mocy. Powiedzmy, że jestem winna Rolandowi przysługę - przytaknęła w końcu, a tuż po dotarciu do obozu, pomogła zgodnie z obietnicą. Jej reakcją na ujrzenie Azmodana było wyłącznie ciche prychnięcie i pokręcenie głową z dezaprobatą.

Pożywienia było niewiele, toteż nie każdy mógł się najeść. Co więcej, nikt nie rozpalił ogniska, mimo iż dało się zrobić choć mały ogień z zaproponowanych przez Rolanda rzeczy. Owszem, ogień nie byłby duży, ani nie trwałby długo, ale na podpieczenie surowego mięsa z magicznych bestii by wystarczyło. Nikt nie chciał jeść nieprzygotowanego przez ogień posiłku, ale i nie mieli innego wyboru. W brzuchach silnie burczało, co powodowało dodatkowo skurcze w żołądku i jelitach. Nie byli pewni, czy bardziej ich boli przed jedzeniem, czy zaboli po nim. Nie widząc lepszego rozwiązania, zjedli co mieli. Ukradkiem Aurora rzuciła zaklęcie na kawałek mięsa Rolanda oraz swój. Wiedźmiarz chciał dowiedzieć się o kobiecie coś więcej, ta jednak nadal nie miała zamiaru mówić ani opowiadać. Jedyne, co zdradziła, to to, że szuka kogoś w piekle - konkretnie demona. Dla blondyna brzmiało to podobnie, on bowiem sam miał problem z jednym takim, któremu zaprzedał duszę. Tego samego wieczoru próbował opatrzyć powierzchowne rany towarzyszy, jednak jedynie Aurorze udało mu się pomóc. Nie wiedział, czy to dzięki jej urokowi, czy tylko przypadkowi.

W ostateczności wszyscy poszli spać. Nie każdy obudził się o dobrym zdrowiu bądź humorze. Rolandowi wyraźnie czegoś brakowało i odczuwał to dogłębnie. Jego potrzeba zaspokajania własnych pragnień była silna i nawet sny mu o tym przypominały, pozostawiając niedosyt na ciele i duszy. Nie mógł oderwać myśli od swoich hedonistycznych pobudek. Reszta czuła, że jedzenie mięsa było średnim pomysłem, jednak najbardziej ucierpiał na tym Shade, któremu owe mięso wyraźnie zaszkodziło. Nie czuł się najlepiej, mimo to nie narzekał głośno. Przynajmniej na razie.


Kiedy wszyscy pojawili się w pomieszczeniu na południu, jego ogrom powalał na łopatki. Fakt, że wszędzie wokół była przepaść, przerażał i fascynował równocześnie, choć w większej mierze wywoływał uczucia negatywne. Roland od razu zabrał się do pracy, skupiając swoje magiczne moce i mamrocząc pod nosem inkantacje. Zamknął oczy przechadzając się niespiesznie po pomieszczeniu. Najsilniejszą aurę wyczuwał tuż przy wyrytym w kamiennej podłodze kręgu, jednak nie potrafił jej zidentyfikować. Mocne ukłucie bólu w głowie, jak wbijanie się ogromnej igły, przerwało dalszą analizę, ale mężczyzna i tak wiedział, że niczego więcej nie zdoła się dowiedzieć. Zaklęcie rzucone na miejsce na pewno było silne, tylko czym było? Salą przywołań? Lepiej, żeby nie okazało się to prawdą, bo to by oznaczało, że bazyliszki przyszły stąd i równie dobrze w każdym momencie może wyjść stamtąd więcej potworów. Z zamyśleń i oględzin okolicy, otoczonej półmrokiem, wyrwały ich odgłosy powarkiwania i syczenia, podsycane mlaśnięciami bestii o wielkich paszczach, a prócz tego głos kobiety, która wyłoniła się z mroku naprzeciwko, wraz z mniej urodziwymi niż ona istotami.


- Widzę, że już się zakręciliście gdzie potrzeba - stukot jej obuwia rozniósł się echem po pustym otoczeniu. Kobieta zmrużyła gniewnie oczy i zatrzymała się w odległości sześćdziesięciu stóp od przybyłych. Brew uniosła się jej ku górze, kiedy spojrzenie spoczęło na Azmodanie. Ten szybko dał krok w przód i ukłonił się jak arystokrata. Chwilę po tym podeszła do niego Johanna, która stanęła za plecami demona, mimo iż jej wzrok ciągle wędrował w kierunku Tazoka.
- Przelotem się pojawiłem, odwiedzić dawną przyjaciółkę - uśmiechnął się uroczo Azmo. Kobieta jednak stała niewzruszona, z rękami założonymi krzyżem na klatce piersiowej. Sprawiała wrażenie obrażonej i zagniewanej, szczególnie gdy jej wzrok zlustrował Johannę od góry do dołu i to kilkakrotnie.
- Ty wszystko przelotnie zwiedzasz, choć w tym przypadku przegiąłeś. - przewróciła oczami i fuknęła. Dłonią machnęła by się odsunął, na co ten skinął uprzejmie głową i odciągnął Johannę trzymając ją za rękę. Gdy tylko odeszli kawałek, odsłonili otępiałą lekko Bazylię, która stała tępo z Rognirem na barkach i gapiła się przed siebie. Na ten widok twarz Zawiści nabrała większej dawki mimiki.
- No proszę, kogo moje oczy widzą! Bazylia, mała, podstępna Diablica, kradnąca innym mężczyzn. Widzę, że wciąż jesteś w formie i podpierdalasz co ci pod nogi wskoczy - z początku uśmiechnięta kobieta, nabrała miny niezadowolonego i zdegustowanego rodzica, któremu nie podoba się zachowanie swojej pociechy. Wojowniczka z początku nie wiedziała o co chodzi i to nie za sprawą utraconego rozumu, który zresztą dzięki Aurorze zaczął powracać.
- Mogę mieć dla was ciekawą propozycję, ale najpierw… Musisz zapomnieć o mężczyźnie, którego mi ukradłaś. O tym, który zlazł tu za tobą i którego mi odebrałaś. Zapomnij o Razielu i zostaw go, opuść. Porzuć jak śmiecia. Cierp z miłości. Raz na zawsze! - z pleców kobiety wystrzeliły potężne, metalowe skrzydła, które zatrzepotały wysoko nad jej głową. Na ten dźwięk dziwne stworki zaczęły krążyć w miejscu i ponownie warczeć. Nie były to psy, a ich zachowanie było podobne, jak zachowanie wściekłej, zwierzęcej bestii. Te jednak wyglądały znacznie gorzej.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 08-04-2017, 00:27   #94
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- Ale ja kocham Rognira - odparła tępo Bazylia. - I cierpię, bo umarł w moich ramionach. Raziel odleci. Nie może tutaj być. Jak o nim zapomnę to rozpadnie się, bo pochłonie go piekło. Nie mogę.
Choć spostrzegawczość kobiety była wciąż przytępiona, nie mogła ona zapomnieć wizji jaka jej się przytrafiła. Wizji która wstrząsnęła umysłem i duszą. Nie mogła pozostać obojętna. Kochała półorka, ale nie oznaczało to, że nie zależy jej na dobru anioła. A może dopiero zaczęło? Nie mogła zrozumieć jeszcze czemu. Jakby brakowało jej jakiegoś kawałka układanki.

- Że co? Jakiego, kurwa, Rognira? - oburzyła się Zawiść, nie rozumiejąc o czym Bazylia w ogóle do niej mówi.

Bazylia ściągnęła z pleców truchło ukochanego i pokazała je Zawiści. Położyła je na ziemi z czułością.
- Kocham go. On twierdzi, że to czary - wskazała na Azmodana.
Zazdrość zmierzyła wskazanego niezadowolonym spojrzeniem.

- Ktoś ją zauroczył, na mnie nie patrz - rzucił obronnie wywołany, umywając ręce od tej roboty. W końcu to nie była jego sprawka i wcale nie kłamał.
- To nie ma sensu! Jak masz cierpieć, skoro kochasz tego śmierdziela? - Zawiść fuknęła wyraźnie niepocieszona. Wzniosła niedbale ręce przed siebie, szybkim ruchem dłoni rysując w powietrzu nieznane większości znaki. Każdy z zebranych poczuł na sobie orzeźwiający, delikatny podmuch, a Bazylia została wyrwana z silnego zaklęcia oczarowań. Miłość do półorka rozpłynęła się, jakby nigdy nie istniała.

Dla kobiety był to szok. Zazdrość mogła dokładnie dostrzec jak na twarzy diabelstwa malowały się kolejne emocje. Pierwszym było niezrozumienie skierowane na truchło, które nagle straciło absolutnie cały swój bagaż emocjonalny. Kolejna była niema rozpacz kiedy Bazylia starała się odszukać tę emocję, która sprawiała, że niestrudzenie targała za sobą zwłoki półorka. Rezygnacja i zrozumienie sytuacji złączyły się w bezradność osadzając kobietę na podłodze. Ta rewelacja fizycznie bolała. Bazylia położyła dłoń na swojej piersi czując ciężar i ból. Nie kochała Rognira. Ba uczucie zostało rozwiane jakby go nigdy nie było, mimo że dla niej było najprawdziwsze jakie mogło być. Było na pewno żywsze od tych jakiekolwiek pamiętała.
- Chciałaś żebym cierpiała. Proszę bardzo, cierpię - powiedziała kobieta siedząc okrakiem przed ciałem Rognira. - Nie pamiętam abym kiedykolwiek żywiła do kogokolwiek tak silne uczucie jak to, które właśnie rozwiałaś. Wierzyłam w prawdziwość tego uczucia, a ty mi je zabrałaś.
Po policzkach diabelstwa spływały kolejne łzy.

- Eh... kurwa mać... - Tazok wyszeptał do siebie samego, przewracając oczami.
“Nie maż się. Jesteś wojownikiem, czy nie?” - pomyślał, ale wolał nie wspominać tego głośno. Nie chciał spłoszyć teraz Johanny, niedawno się z nią jakby dogadał, niedaleko miał być ten cały portal. Tylko czy ona się namyśliła i będzie chciała pójść? Może gdyby... Nie... a może jednak...
Hobgoblin westchnął w duchu. Pochylił się nad diablicą i... pogłaskał ją, bardzo niezręcznie, strojąc przy tym minę, jakby trochę się z początku brzydził.
- Już, już... znajdziesz sobie innego...
Spojrzał na tą, która prawdopodobnie mianowała się Zazdrością.
- Głupia jesteś. Jeżeli żywiła jakieś uczucie do tego drugiego, było zaślepiona miłością do pół-orka i z tego co widziałem, taszczyła te zwłoki wszędzie. Zapomniała o tym, którego tak zazdrościsz. Teraz? Nie zostało jej nic innego, jak wrócić do starego uczucia, które TY ponownie wznieciłaś.
Wprawdzie na romansach Tazok się nie znał, ale była to standardowa taktyka odwrócenia uwagi, którą stosowało się nawet na wojnie czy polu bitwy. Hobgobliny szczególnie upodobały sobie różnego rodzaju podstępy, toteż nie były obce Tazokowi.

- No i cudownie! - uradowała się Zawiść, będąc przekonaną, że Bazylia doskonale wie, z kim dokładnie rozmawia - Widzicie ten wyryty okrąg na środku, na którym ta niezdara stanęła przeklętym kopytem? To portal. Sama go stworzyłam i jestem w stanie uruchomić. Wystarczy tylko, że ta czerwonoskóra beksa porzuci Raziela na zawsze. A niech gnije na tym cholernym szczycie, zasłużył. To bardzo proste, a wy nie będziecie musieli męczyć kolejnych pięter - uśmiechnęła się triumfalnie, zadzierając nos.

Oferta była z gatunku 'bardzo interesująca' i gdyby Shade mógł decydować za Bazylię, zgodziłby się natychmiast. Niestety, nie do niego należał wybór. No i nie sądził, by jakiekolwiek słowa zdołałyby przekonać diabelstwo do podjęcia decyzji, która spodobałaby się wszystkim słuchaczom.

Ponury wyraz twarzy i pełne dezaprobaty spojrzenie, skierowane w stronę Bazylii, dosyć jasno przedstawiało stanowisko Rolanda w tej sprawie. W piekle rzadko zdarzają się takie okazje, które znacznie mogły ułatwić im wędrówkę. A ta zdawała się zaprzepaszczona, przez czyjeś prywatne uczucia. Taka strata…
Wiedźmiarz westchnął i cofnął się powoli w stronę Aurory. W jego głowie już zaczął rysować się plan działania na wypadek walki.
- Czy ty naprawdę dajesz jej wybór? - mężczyzna zwrócił się do Zazdrości. - Bo chyba nie powiesz mi, że od tak pozwolisz nam iść dalej, jeżeli Bazylia nie zgodzi się na twoje warunki…
Bazylia słuchając wszystkich dookoła złapała się za swoje rogi. Jak kilkukrotnie wcześniej zaczęła się za nie ciągnąć. Te kilka łez popłynęło i wyschło. Targając się za głowę kobieta przywracała sobie jasność myśli. Spojrzała na Rognira zatrzymując się. Dłonie puściły rogi i powoli dotknęły piersi mężczyzny.
- Nie zostawię cię - szepnęła Bazylia wstając na swoje kopyta. Spojrzała wyprostowana na Zazdrość.
- Tak. To dobre pytanie.
- Na tym właśnie polega wybór. Albo zostawia Raziela i spieprza z tej części piekła raz na zawsze, albo nie. Możecie dalej się wspinać na szczyt niczym małe kózki, ale czy po drodze nie połamiecie sobie nóg?
- Zawiść wzruszyła niedbale ramionami - Tego nie mogę już obiecać. Nie po to skopałam cię z niebiańskich wyżyn byś i tutaj go nęciła - zwróciła się bezpośrednio do Bazylii.

Słowa, słowa, słowa.
Jaką Zawiść miała gwarancję, że Bazylia naprawdę wyrzeknie się swego anioła? Jaką gwarancję mieli, że portal, którym kusi ich Zawiść, prowadzi tam, gdzie powinna? Shade nie miał pojęcia, w co i komu wierzyć.
- Jeżeli nie uda nam się wspiąć na szczyt tej góry, to z pewnością też nie udałoby nam się przeżyć na kolejnych poziomach piekła - stwierdził Roland, który jednak spojrzał zaraz wyczekująco na Bazylię, pragnąc usłyszeć jej ostateczną decyzję.
Diablica ściągnęła brwi kiedy informacje powoli do niej docierały. Spojrzała jeszcze raz na Zawiść. Po krótkiej chwili jej oczy rozszerzyły się.
- Och - szepnęła kiedy rewelacja z kim rozmawia dotarła nareszcie do jej umysłu. - Ty. Ty podszywałaś się? Czy znęciłaś tamtą anielicę? Pal sześć, że mi zrobiłaś krzywdę. Przez ciebie Raziel jest teraz w niebezpieczeństwie - z każdym słowem głos Bazylii nabierał mocy. Zgniewała się. Nim jednak zaatakowała lub zrobiła jakikolwiek agresywny ruch chciała usłyszeć odpowiedź Zawiści.
- Ale ty jesteś durna - Zawiść przewróciła oczami - Nie wiem co Raziel w tobie widział, prócz inności wynikającej z rasy. Jesteś głupia jak but, a oręż jaki wytwarzalaś był lichy i gówno warty. Żal mi cię. Wciąż nie wiesz kim jestem? Poważnie? Zaskocz mnie choć raz - Anielica nie znała litości, rozkręcając się.
 
Asderuki jest offline  
Stary 08-04-2017, 01:16   #95
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Bazylio! — Imię diablicy padło z ust wiedźmiarza i rozniosło się ponurym echem po komnacie. W tym jednym słowie zdawały zawierać się zarówno ostrzeżenie, jak i groźba, zaś jego twarz przyjęła ponownie beznamiętne oblicze. Przez tą jedną chwilę Roland zdawał się emanować równie wielkim złem co Azmodan i Zawiść. Atmosfera wokół niego zagęściła się.

Jeżeli nie chcesz zgodzić się na jej ofertę, to po prostu chodźmy dalej. Nie pozwolę, by sytuacja z poprzedniego piętra się powtórzyła… Którędy na następne piętro? — Ostatnie słowa skierował do Zawiści.

Nie jestem twoim przewodnikiem, szczeniaku! — warknela rozgniewana w odpowiedzi.

Diabelstwo było niezadowolone ani z odpowiedzi Zawiści ani z tonu w jakim Roland wypowiedział jego imię. Bazylia sapnęła poirytowana.

Nie chce mi się. Amalia? Amelia? Nie pamiętam — wzruszyła ramionami mając dość olewczy ton głosu. Zamiast patrzeć na Zawiść szukała dokąd mogliby pójść aby ruszyć do przodu olewając demonicę.

Zarazila was wszystkich głupotą, czy jak? — spytała Zawiść udając rozbawienie. Widać jednak było, że nie umie się bawić tak jak Azmodan, swoimi porażkami.

Jeżeli tego nie widać, nie mamy ochoty z tobą rozmawiać. Zejdź nam z drogi.
Tazok wtrącił się do rozmowy, nie szczędząc gniewnego tonu. Wiedźmiarz? Azmodan? Zawiść czy tam Zazdrość? Amatorzy. Jeżeli ktoś miał tutaj być zły, to właśnie Szpon. Przesiąknięty do szpiku kości. Mógł niedawno być miły dla Johanny, ale nie należało zapominać, kim naprawdę był. Skurwielem, który nie zawaha się, gdy już postanowi urwać łapy torującej im drogę kobiecie.

Świetnie! Bo ja również — Amelia założyła ręce krzyżem na piersiach i rzuciła niezadowolone spojrzenie Azmodanowi i stojącej za nim Johannie. — Jeśli nie chcesz by twojej siostrzyczce stała się krzywda, lepiej stąd spieprzaj — rozkazała, gotując się w środku ze wściekłości. Raczej dla wszystkich zebranych oznaczało to jedno. Robiło się niebezpiecznie.

“Nie… Nie… Nie. Nie. Nie!” przeszło przez myśl Rolandowi. Wszyscy wiedzieli jak wyglądało ostatnie starcie ze strażnikiem piętra, jednak mimo to powtórzyli swój błąd. Tylko w tym wypadku,próba uśpienia Bazylii raczej nie pomoże. Chciał czy też nie chciał, musieli szykować się na najgorsze.
Wyciągnął zza pasa dwie różdżki i podał je ukradkiem Aurorze.

Na wszelki wypadek. Potrafisz się tym posługiwać? — szepnął. — Pierwsza na Bazylię, a drugą użyjesz na mój znak.

Ech, Amelio słuchaj — diabelstwo rozmasowało czoło palcami — Ja w sumie to nie widzę potrzeby się bić. Tak zrzuciłaś mnie z nieba. No dobra, chuj z tym. To pamiętam, było straszne, wolę nie powtarzać. Nie wiem dlaczego tak bardzo mi zazdrościsz Raziela. Mam to nieco w dupie. Jego zapewne też miałam, ale cholera nawet tego nie pamiętam. Idę na górę, bo w sumie nie widze powodu aby go zostawiać samego. Pomagał mi, to ja pomogę jemu. Po co się denerwować?

Czyli, że co?! Teraz to niby moja wina?!

Ale, że z czym?

Jesteście irytujący. Pseudo przyjaciele, wspierający się nawzajem i rezygnujący z celu tylko dla jakiegoś podstarzałego Aniołka. Nawet go nie znacie, ale w sumie, to wasza sprawa. Powodzenia — machnęła ręka i odwróciła się na pięcie. Towarzyszące jej stwory
nie wyglądały jednak jakby miały za nią podążać.
I tak nie wejdziecie wyżej. Rozwaliłam to przejście — zakończyła nie patrząc na nich. Najwidoczniej zrezygnowała ze swojej propozycji.

Cholera — mruknął Roland. Być może Amelia nie miała ochoty się z nimi więcej bawić, jednak jej pupile wręcz przeciwnie. Jeżeli chciał ograniczyć straty w tym starciu, musiał działać szybko.

Chciałam powiedzieć dziękuję, ale tak to nie zapyziała kutwo! — zakrzyknęła Bazylia dodając do tego ordynarny gest. Nie zdawała się jednak specjalnie przejęta.

Shade tylko westchnął. Cofnął się o parę kroków, by znaleźć się jak najdalej od chętnych do zabawy przyjaciół Zawiści, po czym przygotował się do kolejnej walki.
 
kinkubus jest offline  
Stary 11-04-2017, 15:00   #96
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Nadeszła walka, której nikt nie chciał, ale wszyscy się spodziewali. Roland zmyślnie splótł magię obklejając nikczemne potwory pajęczą siecią. Część z nich zwinnie wyswobodziła się z tego ataku gnając w kierunku uśpionych. Jeden tylko zdołał zaatakować Bazylię nim reszta drużyny rzuciła się w wir walki. Wiotka Johanna siekła nieumarłego swoimi sztyletami mimo krzyków Asmodana chcącego ją powstrzymać. Demon pożądania obiecał chronić dziewczynę i o dziwo wciąż dotrzymywał słowa samemu atakując kwasowym czarem tego samego nieumarłego. W tym czasie osowiała Bazylia odpowiedziała na zadane jej rany miażdżąc zombie na mokrą plamę swoim młotem bojowym. Nowo poznana Aurora zamierzała wypełnić plan wiedźmiarza, lecz magia płynąca w różdżce odmówiła jej posłuszeństwa wybuchając prosto w twarz. Szczęściem sam przedmiot ostał się i Roland czując wciąż zawartą w nim magię sam go użył. Wybuch i ogień trawiący spalającą się pospiesznie pajęczynę przypiekł wszystkie zombie sprawiając, że każdy z nich wył z pośmiertnego bólu. Walka była jednak daleka do skończenia. Tazok zamierzał wyprowadzić kilka ciosów lecz jego uwaga bardziej spoczęła na tłumaczeniu Johannie co ma robić niż na własnym ataku. Ostatni zaatakował Shade ewidentnie nie mając niajmniejszej chęci na prowadzenie potyczki.

Wymiana ciosów pomiędzy zombie a uśpionymi trwała dalej. Tazok, Roland i Bazylia zostali obskoczeni przez zombie i musieli się bronić. Hopgoblin wymachiwał rękoma czyniąc nieco mniejszą szkodę niż zamierzał. Wiedźmiarz starał się uśpić potworzy lecz jego wysiłki również spełzły na niczym. Diabelstwo zaś położyło kolejnych dwóch przeciwników. Johanna również dobiła zombie, a Aurora uleczyła rany Rolanda. Asmodan nie zamierzał tym razem atakować skupiając się na czarach ochronnych dla Johanny. Przez Shade'a przemawiało coraz mniej chęci gdy jego strzał spudłował.

Dwa zombie rzuciły się na Tazoka. Gdy jeden z nich trafił Hopgoblina, ten poczuł jak w jego trzewiach budzi się dziwne uczucie, chorobliwe i obezwładniające. Zazdrość zawładnęła jego emocjami, co sprawiło, iż ledwo trafi przeciwnika. Szczęściem przy okazji go powalił. Mniej szczęścia miał Shade. Nieumarły dotkliwie go poszarpał i mimo, że Johanna z Bazylią dobiły ostatnich przeciwników, ze sklepienia odpadł przedziwny stwórz przypominający stalaktyt pozbawiając łucznika przytomności. Roland rzucił się na ratunek mężczyźnie lecząc go czarami lecz samemu wystawiając się na atak. Szczęściem dla wiedźmiarza, Aurora strzegła go dodając sił swoją własną magią. Shadeowi nie pozostało nic więcej jak odsunąć się od bestii nie mając siły go atakować.

W obliczu nowego przeciwnika wszyscy wzmogli swoje starania aby przeżyć. Jakiekolwiek by one nie były. Nawet Asmodan zranił dotkliwie potwora swoją magiczną błyskawicą. Wszystko zdawało się jednak mało skuteczne gdyż przeciwnik wciąż stał, a uśpieni byli coraz bardziej okaleczeni i zmęczeni. Asmodan ponownie wykazał się sprytem i uśpił bestię. Niestety otępiała Bazylia zamiast dać czas wytchnienia dla reszty uderzyła uśpionego przeciwnika z nadzieją wykończenia go. Niestety tylko go obudziła i sprowadziła jego gniew na siebie. Gdy już zdawało się, że nadzieja jest stracona Tazok z podwójną furią zaatakował bestię ostatecznie powalając ją na ziemię.

Mieli chwilę czasu. Chwilę aby odpocząć, aby zrozumieć że wygrali. Aurora była dziwnie posiniaczona, jakby atak potwora miał na nią jakiś dodatkowe działanie. Shade ledwo stał słaniając się przy każdym kroku. Johanna tak samo. Reszta nie była w specjalnie lepszym stanie pomijając Asmodana, który nie został ani razu zaatakowany przez potwory zazdrości. Co nie było dziwne, ale na pewno irytujące.

Musieli gdzieś się schować, albo zobaczyć gdzie udała się Zazdrość. Było to o tyle problematyczne, że zapewne spotkanie z nią oznaczałoby kolejną walkę, a na to nikt nie miał sił. Wypadało się jednak nie cofać. Jakby się cofnęli wpadliby ponownie w objęcia ruchomego labiryntu, który nie wiadomo kiedy ponownie otworzyłby dla nich swoją drogę. Więc poszli. Ostrożnie spoglądając na sklepienie, zaglądając w przepaść, robili co mogli aby nie dać się zaskoczyć. Szli tam gdzie zniknęła Zazdrość patrząc czy gdzieś po drodze nie przyjdzie im znaleźć odnogi dobrej do ukrycia się i odpoczynku. Bazyli dzielnie niosła Rognira, choć już nie z powodu miłości jaką do niego żywiła. Półork mimo wszystko był dodatkową osobą, która w przyszłości mogła ich wspomóc swoją siłą. Jednak umysł Bazylii nie był jeszcze w stanie do tak złożonych przemyśleń. Skoro niosła go już tak długo, to mogła i nieść go do momentu jego przebudzenia.
 
Asderuki jest offline  
Stary 11-04-2017, 21:12   #97
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dziwnym jakimś trafem skończyło się tak, jak zawsze...

Czy z Zawiścia można było się jakoś dogadać? Shad wątpił. Miał wrażenie, że bez względu na to, co by powiedzieli lub zrobili, ostateczny efekt byłby taki sam - Zawiść byłaby stale zazdrosna o uczucie anioła do Bazylii. Czy to, że demonica wyrzekłaby się swego skrzydlatego przyjaciela, zmieniłoby cokolwiek? Wszak nie było nic gorszego, niż zazdrosna kobieta, a Zawiść miała jeszcze gorszy charakter niż ludzkie niewiasty i z pewnością dopilnowałaby nie tylko tego, by informacja o 'wyrzeczeniu się' Bazylii dotarła do zainteresowanego, ale i upewniłaby się, by Bazylia nie zmieniła zdania.

Przez dłuższy czas walka była dość jednostronna, a Shade, ze swym mizernym łukiem, był bardziej obserwatorem niż aktywnym uczestnikiem starcia. Fakt - strzelił parę razy, nawet udało mu się trafić raz czy dwa razy, lecz nie miało to większego wpływu na przebieg walki.
A potem nagle zrobiło się mniej ciekawie, gdy w komnacie zaczęło szaleć kamienne 'coś'.
Tym razem Shade nie zdołał się uchylić - oberwal i znalazł się na ziemi, a gdy otworzył oczy było już po walce.
Niestety, z tej 'zdobyczy' nie dało się wykroić żadnej strawy. Shade spróbował jeszcze odzyskać wystrzelone podczas walki strzały, a potem ruszył za Bazylią. Zdecydowanie lepiej było spróbować iść, na ślepo chociażby, niż tkwić w tej komnacie i czekać na cud.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-04-2017, 21:02   #98
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Po walce Aurora niemal bez pytania zaleczyła powstałe na ciele rany. Nie należała jednak do osób egoistycznych, więc pomogła też pozostałym, którzy walczyli ramię w ramię. Jej magiczne zdolności nie były zbytnio pomocne podczas potyczki, jednakże kojące ciepło, światłem wydobywające się z wnętrza dłoni, potrafiło działać cuda i zasklepić nawet poważne cięcia i rany otwarte, do których normalni ludzie wołali by znamienitego chirurga.
- Zadziwiające jak ze sobą współpracujecie - powiedziała cicho Aurora, skupiając się na zaleczeniu obrażeń Tazoka.
- Zazwyczaj dobrzy ludzie nie błądzą po piekle - skomentowała odchodząc od hobgoblina i znajdując się przy Bazylii. Najpierw skrupulatnie obejrzała krwawe szramy, a następnie przyłożyła do nich dłonie.
- Ta Anielica musi cię szczerze nienawidzić, Bazylio. Nie wyglądała na kogoś, kto miałby na tym przestać, mimo wszystko powinnaś uważać. - westchnęła uśmiechając się lekko pod nosem.
- Popatrz jaka przewrotność. Diabeł jest dobry, a Anioł zły. Nie ma sensu oceniać innych po przynależności rasowej - zakończyła leczenie wojowników, po czym podeszła do Johanny. Ta nie była jednak zadowolona z obecności Aurory i gdyby nie przekonywanie Azmodana, szarpałaby się jak dziecko i nadymała policzki, nie pozwalając się dotknąć. Tazok patrzył na Demona stojącego blisko Johanny; zbyt blisko! Narastała w nim zazdrość i wściekłość, które były dla niego nie do opisania. Nie znał powodu uczucia, ale sytuacja, w której Azmo niemal leżał już na łotrzycy, sprawiała, że miał coraz większą ochotę przyjebać mu ze łba i zepchnąć w przepaść. Możliwe, że by się nawet nie powstrzymywał, gdyby nie obietnica, jaką złożył. Może i był bydlakiem, ale honorowym, ot co. Dziwne emocje jednak minęły po niespełna kilkunastu minutach, nim wszyscy się poskładali do kupy, a Aurora niemal przelała całą nagromadzoną po odpoczynku moc na nowo poznanych towarzyszy. Na sam koniec podeszła do Rolanda, którego zaszczyciła ciepłym uśmiechem. Resztę drogi maszerowała u jego boku, idąc przed Johanną i Azmodanem, którzy to zamykali pochód.


Korytarz był długi, wąski i otoczony z każdej strony ciemnością. Nie pomagał fakt, że po obydwu stronach znajdowała się głęboka, czarna otchłań i nikt nie miał pojęcia jak głęboka jest przepaść, ale i nikt nie chciał tego sprawdzać. Z mroku dało się słyszeć przeróżne szmery, szurania i odgłosy. Coś syczało, za chwilę zawyło, a potem ten niespokojny dźwięk szurania odnóży po ścianach. Gdzieś osunął się kawałek skały, innym razem jakiś stwór przefrunął głośna nad głowami, aż spanikowany Shade wystrzelił z łuku. Stłumiony jęk dał o sobie znać, że trafił, choć nawet nie wiedział w co. Ewidentnie nieznane monstra czaiły się na ich życie, a głośne mlaśnięcia i skomlenia jedynie potwierdzały, że w okolicy nie było bezpiecznie. Szli więc ostrożnie, szczególnie przedstawiciele rasy ludzkiej, którzy nie zostali obdarzeni doskonałym widzeniem w ciemnościach. Bazylia jak i Tazok szli przodem, prowadząc ślepe stadko w kierunku, w którym zniknęła Amelia. Za nimi szedł Shade, milczący całą drogę i pogrążony we własnym smutku, który to lubił trawić w samotności. Kilka kroków dalej obok siebie włóczyli nogami Roland i Aurora. Mężczyzna w końcu odgadł z jakiej rasy się wywodzi, tym bardziej, że ta podrzuciła mu małą podpowiedź. Wiedźmiarz, choć znał kilka sztuczek oświetlających drogę, zrezygnował z ich użycia w chwili, gdy blondynka zaoferowała mu swoją dłoń i zagwarantowała, że będzie go prowadzić, gdyż dla niej mrok niestraszny i świetnie wszystko widzi. Było to dla niego idealną okazją do zbliżenia, a o Johannie już dawno zapomniał. Tym bardziej było mu przyjemnie, gdy niewiasta zaszczyciła go odrobiną rozmowy.
- Poszukuję portalu, aby dostać się do następnego kręgu, a jeśli będzie trzeba to pójdę dalej. Jestem zdeterminowana by dopiąć swego. Nie mam znamienia jak wy, bo nie jestem stąd, nie umarłam. Trafiłam tutaj z własnej woli, początkowo nie byłam sama, ale się rozdzieliliśmy przez te ściany. Nie wiem co się z nimi stało, ale zostałam sama, tak mi się wydaje... Widzisz, jestem tutaj, z powodu klątwy. Chcę się jej pozbyć. Te wszystkie dodatkowe sińce i krwiaki to przez to, że żerują na mnie byty z planu piekielnego, demony. Ilekroć coś mi się dzieje, one pożerają kawałek mojej witalności. Im mocniej oberwę, tym więcej ze mnie czerpią. Chcę się tego pozbyć, muszę odnaleźć osobę za to odpowiedzialną lub kogoś, kto się na tym zna. Szukam u źródła, bo na naszym planie nie ma rozwiązania - wyjawiła mu Aurora i choć nie mówiła głośno, wszyscy mogli to usłyszeć.

Korytarz, którym szli był naprawdę długi, a im dalej tym robił się węższy. Podróż po kruchym, kamiennym podłożu graniczyła z ryzykiem spadnięcia w przepaść, jednak wszyscy byli gotowi to ryzyko ponieść. Bazylia i Tazok szybko dostrzegli na zachodzie gruzy zawalonego pomieszczenia i niemal natychmiast skojarzyli je z klatką schodową o której wspomniała Amelia. Idąc gęsiego skręcili więc w tamtym kierunku i poczęli rozglądać się po gruzowisku. Ściany gdzieniegdzie były na tyle kruche, że powstała w nich dziura, przez którą dało się dostrzec ogrom i przestrzeń pustej części tego piętra. Zapewne gdyby komuś osunęła się noga i podczas wspinaczki rozsypała się część ściany, biedak spadłby w otchłań mroku. Pomieszczenie z wyglądu przypominało studnie, gdzieś patrząc w górę dało się dostrzec słabą iskierkę światła. Ściany tunelu prowadzącego do wyższego piętra nie były gładkie. Pozostałości po zniszczonych schodach w postaci skalnych półek były idealną wspomogą do wspinaczki. Nie każdy jednak potrafił się wspinać, a tunel miał około dziesięć, jak nie więcej, metrów i bez asekuracji byłby to niebezpieczny wyczyn. Bazylia była jednak gotowa podjąć to ryzyko, chwyciła zrobiła więc krok ku chwyceniu kawałka wystającej skały.
- Ty mała, podła, żmijo! - zawyła wściekle Zawiść, która pojawiła się tuż za grupą. Wzniesiona ponad ziemią na swych anielskich, zapaskudzonych zaschniętą posoką skrzydłach, łypała nienawistnym spojrzeniem na bogu ducha winną Diablicę. Jej mina wykrzywiała się coraz bardziej w złowrogim grymasie, a drżące ręce sięgnęły po ogromny, lśniący jasnym blaskiem miecz. Zaraz potem dało się słyszeć krzyk wściekłości, kiedy pędem nadanym przed skrzydła przefrunęła z niezwykłą prędkością nad zebranymi i uderzyła w stojącą najbliżej zawalonych schodów Bazylię, odrzucając ją na kruchą, rozsypującą się ścianę. Czerwonoskóra kobieta z dławiącym jękiem uderzyła plecami o kamień, którego resztki skruszyły się obsypując skołowaną głowę.
- Zapomnij, że pozwolę ci pójść dalej, że znowu mi go zabierzesz! Nie jesteś ode mnie lepsza, nie jesteś i nigdy nie byłaś! To ja powinnam mieć wszystko, miłość, przyjaciół, szacunek... - zaczęła wymieniać Amelia, sycząc na cały głos i zbliżając się do wstającej z ziemi Diablicy.
- To wszystko...należy się… MNIE! - wykrzyczała unosząc do góry miecz z zamiarem zadania ciosu swojemu największemu wrogowi, nie zważając na to ile osób chcących jej śmierci ma za swoimi plecami.

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 18-04-2017, 21:48   #99
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Iść, iść, iść... W nadziei, że w końcu uda się dotrzeć do celu - do przejścia do kolejnego kręgu piekieł.
Oczywiście można było przerwać tę wędrówkę - wystarczyło skoczyć w przepaść, jednak trudno było określić, gdzie i w jaki sposób skończyłby się ten lot. Czy warto było sprawdzać? Shsde doszedł do wniosku, że jego ciekawość nie sięga tak daleko (lub głęboko - zależy jak patrzeć).
W końcu okazało się, że Zawiść była nie tylko zawustna, ale i prawdomówna - przejście prowadzące wyżej było zniszczone. A wnet pojawiła się sprawczyni tego zniszczenia, pełna pretensji (może nie do całego świata) i w dobitny sposób tę pełnię demonstrująca.
Shade co prawda wolał inne formy okazywania uczuć, ale, jak powiadano, każdemu jego przyjemność.

- O piękna pani, jestem pełen zachwytu dla siły i potęgi twych uczuć - powiedział, po czym strzelił do Zawiści.
 
Kerm jest offline  
Stary 29-04-2017, 18:17   #100
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
W trakcie drogi

Roland z uwagą przysłuchiwał się słowom Aurory. Co prawda nieszczególnie obchodziły go historie i prywatne cele jego towarzyszy, jednak w tej opowieści wiedźmiarz mógł odnaleźć pewne powiązania. Stwierdził, że może warto będzie zainteresować się tematem.
- Możesz mi opowiedzieć więcej o tej klątwie? Skąd się wzięła, co to za demon, kto jest za nią odpowiedzialny? Być może mógłbym ci w pewien sposób pomóc.
Dało się słyszeć, że Aurora mlasnęła. Mimika jej twarzy pozostała jednak dla Rolanda zagadką. Nie wiedział, czy odgłos ten wydała z jakiegoś konkretnego powodu, coś na co wpłynęło jego zachowanie bądź słowa, czy po prostu było to zwyczajnym, “ludzkim” odruchem.
- Wiele osób próbowało mi wmówić, że się z tym urodziłam, ale ja wiem, że to nieprawda. Wychowywała mnie grupa osób, którym do bycia prawym obywatelem było bardzo daleko. Mieli w planach najazd na wiele wiosek i miast, przejąć duży obszar i zarządzać po swojemu. Potrzebowali jednak do tego narzędzia, którym stałam się ja. Przewodzili grupie nieumarłych, różnych plugactw, diabełków, impów i , tak właściwie, wielu stworzeń tego i sąsiedniego planu. Po pierwszej klątwie zyskałam moce, które nie spełniły ich oczekiwań. Potrafię leczyć, przywracać, ożywiać; nie niszczyć. Myśleli, że jeśli poświęcą mnie drugi raz, dostanę więcej mocy… Zamiast tego zrobili mnie bardziej bezużyteczną. Z czasem niby zrozumieli, że takie zdolności też są na wagę złota… Cóż, kiedy otworzyli portal, aby przywołać więcej złych istot, przeszłam przez niego. Wiem jedynie, że to, co we mnie siedzi, pochodzi z tego planu. Żeruje na mnie, karmi się mną i rośnie w siłę za każdym razem, gdy obrywam. Obawiam się, że nim to coś znajdę, może być już wystarczająco nażarte, by wyleźć przez portal i rozpieprzyć znaczną część naszego świata - odparła kobieta, zakańczając wszystko bezradnym westchnięciem.
- W dodatku na tym planie nie jestem zbyt lubiana i nie ufają mi, ponieważ nie mam znamienia. Spotkałam się już z ludźmi, którzy chcieli mnie zabić bo stwierdzili, że jestem niewolnicą demonów. Ja się leczę, a one leczą się gdy zostaję ranna. Błędne koło - wzruszyła ramionami, nie wiedząc co więcej może mu przekazać.
Z każdym kolejnym słowem Aurory Roland bladł coraz bardziej. Grupa ludzi najeżdżająca na wioski i miasta. Przewodzili grupie nieumarłych i innych dziwactw. Przez ułamek sekundy wiedźmiarz ponownie poczuł odór krwi i spalenizny. Usłyszał jęki rannych i umierających. Oraz ten ostatni moment, kiedy oddał życie by uratować swój dom... Czy to było możliwe? Czy naprawdę przypadek połączył go z osobą, która była w pewnym sensie częścią tej tragedii? A może to nie przypadek…
Roland jednak szybko ponownie pohamował swoje emocje, nie chcąc niczego zdradzać swojej towarzyszce. Przynajmniej nie teraz.
- Nas nie musisz się obawiać. W końcu fakt, że nie posiadasz znamienia dobrze o tobie świadczy - zaczął Roland. - Kiedy znajdziemy chwilę wolnego czasu, pomyślę jeszcze nad tą klątwą i postaram się znaleźć jakieś rozwiązanie. Niczego nie obiecuję, ale lepsze to niż nic. Ale z pewnością razem z nami łatwiej będzie ci znaleźć lekarstwo.
Aurora uśmiechnęła się pod nosem, nic jednak nie odpowiedziała. Usłyszał jedynie pomruk niedowierzania. Bazylia w milczeniu przysłuchiwałą się opowiadaniu Aurory. Nie widziała powodu komentować tego co mówiła. Kiedy jednak ta skończyła mówić, wojowniczka odezwałą się.
- Roland? Możemy pogadać?
Twarz wiedźmiarza zwróciła się w kierunku, z którego nadszedł głos diablicy. Egipskie ciemności panujące w tunelu pozwoliły mu dostrzec jedynie zarysy czerwonoskórej. Niemniej Bazylia dzięki swym wrodzonym zdolnościom mogła dostrzec dokładnie trwające przez jedynie kilka sekund zdziwienie na jego twarzy. Chwilę później jednak powróciła nań obojętność.
Kiwnął głową.
- Niech będzie - powiedział, wyswobadzając się delikatnie z uścisku Aurory. - Za chwilę was dogonimy.
Bazylia poprawiła przewieszonego przez ramię Rognira i położyłą drugą dłoń na ramieniu człowieka.
- Żebyś się nie zgubił - wytłumaczyła zaraz zmieniając temat. - Wszystko w porządku?
Roland uniósł brwi, całkowicie zbity z tropu jej pytaniem.
- Skąd to pytanie?
- Mam wrażenie, że jesteś jakiś taki inny. Znaczy… pochmurny. - odpowiedziała Bazylia.
Wiedźmiarz parsknął, ledwo powstrzymując śmiech.
- Jesteśmy w piekle. Wybacz, że nie tryskam entuzjazmem na prawo i lewo, ale okoliczności raczej nie sprzyjają temu.
- Hmm… no ale chcemy się stąd wydostać nie? Jak będziemy tu pasować to pewnie tu wrócimy nie?
- Robię tylko wszystko, by wyciągnąć nas z tego przeklętego miejsca. Robię wszystko byśmy mogli jakoś przetrwać. - Roland mówił to wszystko w całkowicie neutralny, pozbawiony wyrazu sposób - A poza tym… Nie widzisz tego? Ta cała góra i jej strażnicy. Chciwość, Zawiść, Pożądanie i cała reszta, która jeszcze stoi nam na drodze. Nie możemy im ulec, tak samo jak nie możemy ulegać emocjom, które reprezentują. W piekle wszelkie uczucia i emocje tylko szkodzą i powodują większe cierpienie. Aż w końcu czara cierpienia zostaje przelana. To stało się z Johanną. A to dopiero początek drogi. Skąd mam wiedziedzieć, że Shade albo ty też w pewnym momencie się nie złamiecie. Już teraz ograniczają Cię uczucia do tego anioła.
- Nie czuję się ograniczona. Nie czułam się ograniczona jak nieprawdziwie kochałam Rognira - Bazylia pokręciłą głową po czym zamilkła wyraźnie starając się coś sobie poukładać w głowie. - Raczej miałam więcej powodów aby działać. Hm… to fajne i niefajne jak tak się ma dużo emocji. Ciekawe, trudne i skomplikowane, ale chyba to lubię wiesz?
Kobieta uśmiechnęła się choć w ciemnościach można było tego nie dostrzec. Przyciągnęła wiedźmiarza do siebie misiowym uścisku.
- W sumie nie podziękowałam ci jeszcze. Dzięki.
Mało powiedziane, że Roland nie spodziewał się takiej reakcji Diablicy. Ciężko mu było określić, czy jej działania i słowa są prawdziwe, czy jedyne spowodowane są nadszarpnięciem jej rozumu przez pożeracza dusz.
Tak czy siak mężczyzna nie próbował się wyrwać, choć również nie odwzajemnił uścisku. Stał jedynie uwięziony tak przez diablicę do czasu aż ona sama nie uwolniła go.
- Nie mam pojęcia za co mi dziękujesz, ale nawet gdyby był powód, to nie musisz tego robić. Wspólnie idziemy przez to piekło i musimy działać razem by przetrwać tu. Każdy z nas tak naprawdę robi to tylko i wyłącznie dla siebie. Nie ma potrzeby dziękować za takie coś...
- Hmm - mruknęła diablica uruchamiając swoje zwoje mózgowe. - W sumie. Możemy to zmienić nie? Bo w zasadzie to jakoś tak nie wiem co zrobię jak Raziel odleci. No bo w końcu nie może zostać i nie chce aby został. To go skrzywdzi… Czekaj, a ty nie mówiłeś, że dla ratowania innych sprzedałeś swoją duszę? Znaczy zrobiłeś coś dla kogoś. Także w zasadzie teraz też robisz dla nas, nawet jak robisz też dla siebie. Ani wtedy nie musiałeś i teraz nie musisz. Chyba nie? No, to w zasadzie tak jakby więcej niż tylko dla siebie. Ci pod górą robili tylko dla siebie. Nie mieli racji. Ale ty masz, bo pomagasz, chociaż wcale nie musisz. Mądry jesteś i gadać umiesz, pewnie byś przegadał te wszystkie demony tutaj i bez naszej pomocy. Dlatego dzięki, że mimo wszystko pomagasz. No. Chyba. Chyba tak to chciałam ująć - diabelstwo poklepało mężczyznę po ramieniu w przyjaznym geście.
Wiedźmiarz starał się jak mógł, ale nie był w stanie pojąć w pełni sensu wypowiedzi Bazylii. Zrozumiał jednak najważniejsze i uśmiechnął się smutno.
- Nie jestem tak dobrą osobą, za jaką mnie uważasz, Bazylio - powiedział. - Powinniśmy dogonić resztę. Porozmawiamy na ten temat innym razem…
- Dobra. Tylko nie zgub się w tych piekłach do tamtej pory, proszę - Bazylia przyspieszyła kroku prowadząc mężczyznę aby o nic się nie potknął. Wracając do reszty diabelstwo było nieco zamyślone. Miała jednak wrażenie, że jak zacznie mówić, to nikt jej nie zrozumie. Dlatego też dołączyła do Tazoka na początku pochodu i dalej prowadziła grupkę.

***

Diabelstwo spojrzało złowrogo na anielicę, która to odrzuciła je na gruzy. Wstając zamierzało rzucić się na białowłosą, lecz Tazok okazał się szybszy młócąc pięściami. Amelia była jednak kompletnie zapatrzona w Bazylię i nie zamierzała dać czerwonoskórej chwili wytchnienia. Zaczęła się potyczka na wąskim przejściu. Bazylia z Tazokiem związali się walką z anielicą, a reszta albo strzelała, albo im pomagała czarami. Wyjątkiem była Johanna, która była powstrzymywana przez Azmodana, mimo swoich wysiłków.

Anielica szybko pokazała swoją wyższość doprowadzając diabelstwo do utraty przytomności. Żadne czary Rolanda nie chciały zadziałać i tylko Tazok dotrzymywał anielicy kroku. Nie byłoby to jednak możliwe gdyby nie leczenie Aurory bezpiecznie trzymającej się z tyłu. Wszystko zmieniło się kiedy Johanna postanowiła w końcu wyrwać się spod wpływu demona i użyła nieznanych innym sztuczki znikania. W tym momencie jednak Roland uznał, że czas i na jego asa w rękawie. Wykrzyczał inkantacje a z koniuszków jego palców wystrzeliły łuki elektryczności w kierunku Amelii. Choć samej anielicy nic nie zrobiły ujawniły pozycję Johanny. Pomiędzy kobietami nastąpiła szybka wymiana ciosów. Widząc swoją kochankę w niebezpieczeństwie Azmodan w końcu dołączył do walki. Z jego ust spłynęło zaklęcie wiążące wolę anielicy z jego własną.

- Odleć stąd i zostaw nas w spokoju raz na zawsze! - rozkazał Azmodan zwracając się do Zawiści. Ta spojrzała na niego z nienawiścią i syknęła pod nosem ze złości. Wydawało się, jakby miała zamiar rzucić się do lotu i powalić mężczyznę z zamiarem rozszarpania go na kawałki jednak zamiast tego, zwyczajnie w świecie posłuchała rozkazu. Anielica wzniosła się na swoich wielkich, czerniejących skrzydłach i odleciała, pozostawiając po sobie liczne rany, krew i złe wspomnienia.
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 30-04-2017 o 00:01.
Asderuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172