Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-07-2019, 16:41   #251
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Minęła godzina. Tygrys spał, a z zewnątrz nie dobiegały żadne odgłosy życia. W pokoju zrobiło się jakby trochę cieplej, co oznaczało, że na zewnątrz było jeszcze goręcej. Strach nawet uchylać drzwi, bo się jeszcze okaże, że żywiołaki ognia tańcują w ogrodzie.
Przywoływacz zmienił pozycję, czując jak jego powieki stają się powoli ociężałe. Chwilę walczył ze snem, a przynajmniej tak mu się wydawało, bowiem kiedy otworzył oczy, pierwszym co zobaczył był pysk ogromnego kota ze szramami i dwoma ślepymi, błękitnymi oczyma. Wydawało się, jakby “patrzył” wprost w oczy Jarvisa. Jednakże to nie jego obraz go przestraszył, a kobiety za nim.
Nieznajoma rozsiadła się na poduszkach i piła ze złotego kielicha jakiś napój, obserwując śpiocha z mieszaniną rozbawienia i wysublimowanej władczości. Tawaif - bo z pewnością nią była - miała trudny do określenia wiek. Jej szykowny strój zawracał w głowie, gdy próbowało się przyjrzeć detalom. Pachniała ciężkimi, nieco dymnymi, perfumami o kwiecistej nucie i… jej piękno było tak ogromne, że aż przytłaczające i wpędzające w popłoch.
Magik poczuł się mocno nie na miejscu, miał wrażenie, że był brudny i w obdartych łachmanach, niczym żebrak przyłapany przez króla. Choć dama nie odezwała się ani słowem, ni nawet nie wysiliła się na kąśliwą minę, to psychicznie i tak czuł się zrugany i umniejszony i miał ochotę płaszczyć się i przepraszać za to, że istniał.
Dziwne uczucie.

Jarvis wcisnął się mocniej w ciemny kącik, starając się być tym co wywoływała ta niezwykle silna prezencja kobiety. Pyłkiem u jej stóp. Tyle, że z tych pyłków co pozostają niezauważone.
- Po twoim opisie… spodziewałam się kogoś z godniejszą postawą. - Kurtyzana przełamała milczenie dźwięcznym lecz kojącym tonem głosu. Głosu wysoko urodzonej i znającej swoją wartość silnej kobiety, która doświadczyła w życiu wiele. Przy niej Kamala wydawała się zagubioną i łatwowierną dziewuszką, bawiącą się w dorosłego.
- Tam skąd pochodzę bezpieczniej jest nie przyciągać uwagi - odparł czarownik uprzejmie i lekko się jej skłonił. - Poza tym, mam parę ukrytych talentów.
- To, że nie przyciągasz uwagi nie oznacza, że nie wywołujesz na kimś wrażenia - zripostowała Dholianka. - Zanim zdążysz się pochwalić swoimi “talentami” jesteś już przez kogoś skreślony.
Chyba nie zabrał się do rozmowy od dobrej strony, ale nic już na to nie poradzi.
- Na swoją obronę mogę tylko rzec, że nie planowałem dziś wywoływać na nikim wrażenia. - Mężczyzna pogodził się już dawno z faktem, że nie do końca rozumiał kulturę ludu Sundari. Byli z innych światów.
- Słaba to obrona, kiedy nie mówimy o wyglądzie. - Usta jego rozmówczyni rozciągnęły się w szerokim i zaskakująco czarującym uśmiechu, był on jednak dowodem jego kolejnej porażki podczas dysputy. - Masz jeszcze czas by odpuścić. To nie miejsce dla ciebie, a ty jesteś dla niej za słaby.
Nieznajoma wstała z gracją przy szeleście ubrań i dzwonieniu dzwoneczków na jej kostkach i spódnicy.
- Nie mogę i nie zamierzam odpuścić. Złożyłem obietnicę i zamierzam jej dotrzymać - odparł stanowczo Jarvis i wzruszył ramionami. - Może i wedle waszych wyobrażeń jestem słaby, ale… są różne rodzaje siły. Poza tym… ona i tak tu nie może zostać.
- Oczywiście, tylko na co sarnie taki szczur? rzed nikim jej nie obroni, tylko pociągnie na dno. Jeśli faktycznie ją kochasz, pozwolisz jej odejść. Hani essa.
Kot zastrzygł uszami i powoli się odwrócił, stąpając ostrożnie w kierunku głosu właścicielki. Ta przygarnęła go do siebie, kładąc mu dłoń na głowie, po czym uchyliła drzwi za którymi stał Farhad i uczepiona jego ramienia bardka. Wyglądała jak miś koala próbujący złamać drzewo.
- Jeśli pozwolę jej odejść… skażę ją na patrzenie jak wszystko co kocha: Ten pałac, jej rodzinę, miasto… jak wszystko to ulega demonicznej hordzie. Nie chcę by musiała coś takiego przeżyć - odparł chłodno czarownik. - Dopóki ona jest ukryta ze mną, w mieście którego nie można znaleźć… dopóty nos tej hordy węszy nadaremno. Tu… to tylko kwestia dni, tygodni może nim złapie węch.
- Brzmisz jak jej ostatni kochanek. - Tawaif odwróciła się do niego, by uraczyć go ostatnim chłodnym spojrzeniem. - Czy moja Chaaya nie opowiadała ci co się z nim stało? Co się z nią stało? Arogancja nie jest siłą, ale sam musisz do tego dojść.
Przywiodła gestem tancerkę i objęła ją coś mówiąc do jej ucha. Nie zrozumiał słów i nie wyczytał z twarzy ukochanej żadnej odpowiedzi.
- A opowiadała ci może jak wykradła duszę smoka, który dowodził inwazją na wasze krainy?
Jak pozbawiła tymczasowo łba bestii, która chce was pożreć. I, że ta bestia chce swój łeb odzyskać? - zapytał mag w odpowiedzi uśmiechając się ironicznie. - Nazwałaś mnie szczurem. Winnaś wiedzieć więc, że ukrywanie i przeżywanie katastrof to to co szczur...
- Jarvisie dość! - Zdenerwowała się Kamala ze łzami w oczach. Podeszła do niego gniewnie, po czym przytuliła jakby chciała uspokoić lub go ochronić. - Przestań już i chodźmy… prosze cię.
~ Też jestem za tym ~ mruknął smok powoli wyłaniając się z czeluści jej świadomości. ~ Czas nam wracać do domu.

Bardka na moment zniknęła - zgasła, a jej głowa, o czerwonych ślepiach, spojrzała złowrogo na Laboni. Oj nie polubił Starzec oryginału, ale krzywdzić nie zamierzał. Jego nosicielka mogłaby osłabnąć wiedząc o tym. Ludzie i ich sentyment do rodzicieli. Dziwactwo.
Wypowiedział słowa magii i znikli w blasku przywołanej teleportacji. Zmodyfikowanej o pragnienie dziewczyny… by zamiast od razu do La Rasquelle, przenieśli się w uliczki miasta, które znała.
Sundari rozejrzała się w popłochu, bo i nie zdążyła się przebrać, więc nieco rzucała się w oczy. Na szczęście, gdy ukryli się w cieniu zaułka, oplotła swe ciało pieśnią, która zmodyfikowała jej strój na nieco skromniejszy.
Dopiero teraz przywoływacz dostrzegł wyraźnie jej zmęczoną, od nadmiaru emocji, twarz. Zapewne kiedy on “walczył” z sennością, ona staczała swój własny bój z okropną przeszłością.
- Wszystko w porządku? - spytała się czule, zdobywając się na pocieszający uśmiech.
- Wykradłem cię z pałacu. Czyż może być lepiej? - zapytał czule ukochany, uśmiechając się do niej. - A jak wam poszło?
~ Nie chcę o tym gadać. Powiedz mu ~ mruknął naburmuszony Starzec jeżąc łuski jak przestraszony pangolin.
- Pff… kto tu kogo wykradł - obruszyła się na pokaz dziewczyna, po czym spoważniała. - Nie rozmawiajmy o tym. Przynajmniej teraz… Powiedz, masz nadal ochotę pozwiedzać miasto, czy już nie?
- Tak jakby mnie tu ścigają. Musiałbym mieć jakieś nowe przebranie. Może jako kobieta, albo cały czas z pierścieniem niewidzialności. - Zadumał się Jarvis.
~ Albo spolimorfuję go w szczurka i twoja babka będzie zadowolona. Stara raszpla. ~ Urażona duma smoka nie mogła tak łatwo przełknąć doznanych zniewag.
~ Po pierwsze to ty jesteś tu starą raszplą… po drugie szanuj wychowawczynię swojego, wspaniałego naczynia. ~ Chaaya upomniała gada w myślach.
- Po drugie - odparła na głos, zapominając, że partner o pierwszym nie słyszał - tylko idiota wyszedłby na miasto, wiedząc, że jest ścigany. Nikt się ciebie nie spodziewa w bibliotece lub na al bazaarze, więc przestań się tak stresować. A w ogóle to za co cie ścigają? Co zrobiłeś?
- Do wieży w której siedziałem wpadli strażnicy miejscy i… zaczęli wszystkich z niej wyciągać, więc… uciekłem przed nimi. - Wzruszył ramionami czarownik. - A i przywołałem pteranodona do ucieczki, ale ustrzelili go od razu.
Zaśmiał się cicho i wstydliwie. - To z pewnością nie będzie historia, którą będę się chwalił w przyszłości.
Złotoskóra pokręciła bezradnie głową, ale na jej pełnych ustach widniał cień rozbawionego uśmiechu.
- Och… Jarvisie… niewinni nie uciekają, po co to zrobiłeś… - stwierdziła łagodnie i zmieniła temat. - To gdzie chcesz iść? Biblioteka? Kopalnia? O... nie ona odpada bo trzeba przejść przez bramę starego miasta, a tam jest pełno straży. No więc… biblioteka, latająca świątynia, wieże magów widziałeś, bazaar, hmmm… coś jeszcze? Tawerna? Łaźnia?
- Łaźnię to będziemy mieli w La Rasquelle. Wspólną - odparł figlarnym tonem magik i uśmiechając się dodał. - Nadal nie kupiliśmy tych pierścieni, więc to jest nasz cel.
- Dalej… chcesz je kupić? - Kurtyzana zarumieniła się nieśmiało. - Nie obrażę się… jeśli się rozmyśliłeś po… tym wszystkim co dzisiaj się wydarzyło.
- Nie. Ani trochę - odparł wprost Jarvis, wzruszając ramionami. - Obiecałem ci. Poza tym… w moich stronach nie dbamy o zgodę rodziców na ślub. Zresztą… szczur porywający sarenkę. Świat musi kiedyś tego doświadczyć, prawda?
- To ja ciebie porwałam… szczurku ty, nie zapominaj o moim wspaniałym udziale w tej wyprawie. - Zafundowanej przez Starca, ale tego Dholianka nie powiedziała na głos.
- Chodź… jesteśmy nie daleko.

Ruszyli plątaniną alejek, co i rusz omijając dom, który rósł w poprzek drogi, albo gdy rząd palm zarósł ścieżkę, albo wielbłąd postanowił się przespać w cieniu, lub krowa stała i muczała, lub wóz… (SKĄD U LICHA ZNALAZŁ SIĘ TU WÓZ?) stał, niczym pomnik “natury”, że ani go z lewa, ani z prawa.
Szybciej by było przeskakiwać po dachach, ale dzięki temu spacerowi, czarownik poczuł rytm tutejszego życia. Było ono leniwe, niespieszne, spokojne, bardzo przyjazne i rodzinne, choć widział wiele nagich dzieci żebrzących pod drzwiami, albo schorowanych starców, śpiących gdzie tylko się dało. Pomimo tego nikt na nikogo krzywo nie patrzył, nikt się z nikim nie kłócił, nikt się nie pieklił z powodu zatorów pomiędzy trasami, bo jacyś sąsiedzi postanowili uciąć sobie pogawędkę.
Później teren się trochę zmienił i stał się tylko odrobinę bardziej przestronny, aż w końcu przed parą otworzyło się coś na kształt zadaszonego traktu.
- Ładnie to wygląda, choć przywykłem do wodnych dróg - odparł żartobliwie mężczyzna, podziwiając rodzinne strony Chaai. Dodał po chwili czule. - Wiem już czemu kochasz to miejsce.
- Prawda? To miasto jest jak mrowisko - emocjonowała się dziewczyna, coraz żywiej rozglądając się na boki, a teraz gdy faktycznie było na czym oko zawiesić, prawie całkowicie zapomniała o troskach.
Niektórzy kupcy siedzieli schowani w altanach i siedząc na dywanie rozmawiali z klientami jak z dobrymi znajomymi , inni rozstawili się na ulicy przy przenośnych straganikach, które mogłyby i robić za mini domy. Jarvis bardzo szybko został przytłoczony nadmiarem kolorów i wyrobów. Pomimo wojny za murem, interesy kręciły się świetnie, przynajmniej na jego oko.

Tancerka od razu stanęła przy kramiku z magicznymi precjozjami i zaczęła przyglądać się potworowi w butelce. Mag uczynił podobnie, rozkoszując się bliskością kochanki i jej dobrym humorem. Martwił się o nią. Z pewnością spotkanie z rodziną nie należało do łatwych przeżyć.
~ Uroczy… dopóki się go nie wypuści ~ mruknął telepatycznie do niej. Dla niego widoczne były podobieństwa między rodzinnym domem, a tym miejscem. La Rasquelle również pełne było sklepów i straganów… tyle, że sklepy często znajdowały się w środku domu. To miasto miało się gdzie rozrastać. La Rasquelle musiało korzystać z wydartej przeszłości i bagnu przestrzeni. Ale kupcy… wszędzie są tacy sami.
- Witam, witam szanownych gości - przywitał się uroczyście sprzedawca, prezentując stwora, który groźnie łypał na otoczenie swoim wielkim oczkiem. - Zapraszam, chodźcie, chodźcie bliżej. Nie bójcie się, on nie jest groźny… przynajmniej kiedy siedzi w butelce.
- Co to? Co to? Nigdy takiego cudaka nie widziałam! - Tawaif ufnie zbliżyła się do handlarza, podziwiając jego zebrane okazy.
- To jest siostro, młode… - zaczął mężczyzna i Jarvis miał niemiłe wrażenie, że ich gospodarz sam do końca nie wiedział co trzymał - młode Podniebnego Śpiocha, tylko, że w wyniku eksperymentów na tychże potworach, nieco zmodyfikowane. Otóż jak widzisz… ten nie śpi jak jego dziwaczni pobratymcy. Nie dlatego, że nie jest śpiący… ale dlatego, że nie może… choć bardzo by chciał. Jeśli go wypuścisz zaatakuje najbliższą osobę, opętując ją i zmuszając do snu… dzięki czemu i on będzie mógł się w końcu wyspać.

Taaak… z pewnością nie wiedział co trzymał, choć nie mylił się w temacie jego umiejętności.
- Oooo - Kamali było w to mi graj i nawet nie zauważyła (lub może udawała, że nie zauważyła?) jak pobratymiec się zająknął. - A… co jeszcze ciekawego macie na sprzedaż, babu?
Chłop pogładził się po brodzie i zaczerpnął głęboko tchu.
- Karawany dawno przestały wędrować, ale mam ja kilka świecidełek z południa i zachodu, którem zachował li na czarną godzinę. Medalion wyostrzający zmysł wzroku w słabym świetle takim jak na przykład gwiazd. Mało zgrabną, ale za to jak użyteczną broszę, zapewniającą swobodę ruchów zawsze i wszędzie. Wisiorek roztropności, by zawsze móc podejmować słuszną decyzję i nie dać się nikomu omamić oraz… dwa prawdziwe artefakty. - Chwalił swoje przedmioty, wyraźnie kontent z dwójki słuchaczy.
- Oto kołnierz dla ujarzmiaczy podniebnych bestii!
~ Już widzę jak mnie Godiva morduje widząc w tym kołnierzu ~ wtrącił żartobliwie czarownik.
- I zapinka do płaszcza godna samych nawabów!
Bardka zaklaskała w dłonie, uśmiechając się przymilnie jak durna sroczka.
- Wah, wah! A co robi ta zapinka babu?
- Zapinka? Zapinka rob… - Kupiec przerwał zaskoczony, bo i nie miał już do kogo mówić. Parę straganów dalej jakieś lustereczko błysnęło w powoli zachodzącym słońcu, przykuwając uwagę kurtyzany, która popędziła w jego kierunku, zapominając o całym świecie.
Przywoływacz popędził za nią, by jej nie zgubić i wpadł po same uszy w biżuterię. Bogowie… nie miał pojęcia kto te wszystkie wzory wymyślał, nie miał pojęcia kto je wszystkie robił… ani kto do czorta nosił, ale z pewnością nie jeden smok miałby tu prawdziwy plac zabaw. Było tu tanie jak piach srebro połączone z turkusem i koralowcem. Wszystko jednak wykonane z taką dbałością o detale, że w La Rasquelle zapewne kosztowałoby fortunę!
Było także złoto. Dużo, duuużo złota, które również było tańsze, niż w miastach które znał. Na pierwszy ogień przyszło mu podziwiać łańcuszki, które okazały się bransoletkami na kostki u nóg.

“O bogowie… czy oni wszędzie wciskają bransoletki?“ zamyślił się przytłoczony taką ilością biżuterii.

Później dołączył do pokaźnej liczby bransoletek na nadgarstki lub przedramiona. Każdy, ze sprzedawców złotem, miał tylko po kilka sztuk dzieł, prawdopodobnie swojej roboty. Nic dziwnego, tak skomplikowane twory nie powstają szybko, a każdy z artystów zamiast sprzedawać swoje „dzieci” jednemu handlarzowi, który sprzeda je jako bezimienne, woli samodzielnie przypilnować swoich spraw, nawet jeśli sprzeda coś za o wiele mniej, niż powinien dostać.
Ta zaciętość i duma ze swoich czynów, była w pewien sposób urzekająca i godna podziwu. I zdawało się, że nikt nie próbował tu nikogo oszukać, jakby to miało miejsce na przykład w La Rasquelle.

Kiedy tylko wydostali się z bransoletkowego piekła, wpadli do tego z kolczykami. Jak się okazuje, kolczyk kolczykowi nie równy. Były takie z łańcuszkami, które wpinało się we włosy. Były też i do nosa, te co zwano nathem - małe i łukowate lub duże okrągłe, a nawet takie z łańcuszkami dooo… eee… tego Jarvis nie wiedział, ale za to mógł podziwiać ich różnorakie wzory, które można było do kolczyka dopiąć.
Oglądał też kolczyki z nausznicami, które z pewnością musiały być bardzo ciężkie, aż wreszcie dotarli do tych w miarę normalnych kolczyków jakie znał, chyba.
Magik spostrzegł, że ludzie z pustyni ze szczególnością upodobali sobie motyw kwiatowy, ptasi lub solinarny. Nie bardzo wiedział dlaczego, ale na sztuce się nie znał, a już z pewnością nie na tej pustynnej.


Chaaya długo przebierała w ślicznościach, niczego sobie nie wybierając, choć może potajemnie liczyła, że kochanek coś jej wybierze? Tylko co? Która kropla w morzu specjalnie przypadła dziewczynie do gustu? Nie było czasu na zastanowienie, bo ta wnet popędziła do „łańcuszków” na szyję. Jedne pół wiszące, pół kolie, drugie pół obrożowate, pół kolie, trzecie w pełni obrożowate, albo dusikowate, ale połączone ze sznurami pereł. Do wyboru, do koloru: cienkie, grube, ciężkie i w zestawie. A jeśli już o zestawach mowa to te były w skrócie rzecz ujmując - przytłaczająco ogromne.
Ale to nie koniec…

~ To są mangalsutry, wisiorki symbolizujące małżeństwo. Pan młody w dniu ślubu zawiązuje go swojej żonie na szyi i ta nosi go, aż do jego lub swojej śmierci. To bardzo ważny symbol naszej kultury, na równi z pierścieniami do palców u stóp i sindurem czyli czerwonym przedziałkiem ~ wyjaśniła Kamala, przebierając w różnych, kolorowych, koralach... wisiorkach?
~ To chcesz bym kupił? To będzie pasowało? ~ spytał ostrożnie jej wybranek.
~ Ja… no… ~ speszyła się złotoskóra, nienawykła do rozmawiania o takich sprawach. ~ Nie chciałabym się wyrzekać swojej kultury i nie chciałabym, żebyś i ty to robił…
~ Tyle, że nie wiem czy to nie byłoby podejrzane, gdybym ja je kupował. Bo skoro twój lud taki zazdrosny, to mogą pomyśleć, że im jakąś kradnę. ~ Akurat inne kwestie tego zakupu zaintrygowały przywoływacza.
Kobieta posmutniała nieco, ale chyba zrozumiała jego powody i nie zamierzała naciskać.
~ Może ty kupisz? Co? ~ zaproponował ostrożnie.
~ Ja? Dla samej siebie? Tak nie może być… ~ odparła mu na to zawstydzona. ~ Nie ważne… zapomnij o tym.
- Zapytaj tego kupca co to za śmieszne wisiorki i ile za nie chce - rzekł Chaai w znanej jej mowie, która kupcowi musiała wydać się obca, odgrywając ignoranta, który nie rozumiał znaczenia tych przedmiotów dla ich ludu i pewnie uznał je za ciekawe pamiątki.
Zaskoczona bardka popatrzyła na kochanka, rumieniąc się nieznacznie, po czym spuściła posłusznie wzrok na klepisko.
- Mój pan, pyta się o mangalsutry, chciałby kupić jedną dla siebie.
Sprzedawca zachował się profesjonalnie, całkowicie ignorując postać “niewolnicy”, zwrócił się do maga, tak jakby odpowiadał na zadane przez niego pytanie.
- Zależy które szanowny przybysz sobie życzy. Najtańsze kosztują dwadzieścia pięć sztuk złota i sukcesywnie rosną w górę w miarę jak przybywa droższych surowców lub ornamentów.
- Hmmm… nie kupuję taniochy. Pokaż te za dwieście sztuk złota. Zobaczymy czy są warte ceny - stwierdził pańskim tonem Jarvis.
~ Tak nisko mnie cenisz? ~ mruknęła z przekąsem przez telepatię posłuszna służka, kiedy handlarz podrapał się pod linią turbanu i wyciągnął dwa droższe świecidełka.
~ Nie musisz tyle wydawać, to tylko symbol… będę szczęśliwa, móc z tobą być.
~ Ty mi lepiej powiedz, czy któryś ci się podoba. Jak nie… to zażądam droższych ~ odparł przywoływacz, przyglądając się tym świecidełkom bacznie, by odciągnąć uwagę od spojrzenia niewolnicy.
~ Okrągły! ~ wypaliła przestraszona tancerka, nie chcąc, by ich skromny budżet szedł na zmarnowanie.
- Tym tutaj mnie obrażasz… dwieście sztuk złota?! Przecież od razu widać, że wart jest o pięćdziesiąt mniej - rzekł mag tonem oburzonego obcokrajowca, wskazując wybraną przez kurtyzanę mangalsutrę.
- Panie przecież to czysty kruszec, na pierwszy rzut oka widać jak się błyszczy! - obruszył się sprzedawca. - W dodatku kamienie górskie nie są u nas tak popularne, no i ten szmaragd, prosze tylko spojrzeć, o mlecznym zabarwieniu…
~ Bo to malachit… ~ wtrąciła grzecznie Kamala.
- No i korale są z prawdziwego onyksu! Dwa lata go robiłem! DWA! Ale skoro jest on tak szacownego pana na pamiątkę to żem normalnie odpuszczę ze dziesięć złociszy, ni więcej! Bas! - Machał rękoma mężczyzna.
- Na pewno onyks? - przyjrzał się badawczo Jarvis. - Zważ, że to iż jam obcy, nie oznacza, że dam się oskubać. Stoo… siedemdziesiąt i kupię go.
- Onyks! Onyks! Klnę się na swoją rodzinę, że prawdziwy onyks. - Spurpurowiał na twarzy kupiec. - Proszę się spytać innych handlarzy! Jeśli to nie onyks to jam nie Ybrahim! Ot co!
- Niech ci będzie, że onyks… sto osiemdziesiąt? - Smoczy Jeździec się nie poddawał się w swoich negocjacjach.
Ybrahim (albo i nie) uspokoił się nieco.
- Sto osiemdziesiąt? No niech wam będzie przyjacielu, za tyle mogę go sprzedać… - Sprzedawczyk pomimo tego, że był sprzedawcą, nie czuł się zbyt silnie w całych tych kupieckich negocjacjach i bojąc się, że swoim protestem uzyska tylko niższą cenę, wykorzystał moment i przystał na propozycję.
Pieniądze przeszły z rąk do rąk. Towar spakowany trafił do czarownika. Ten podał zawiniątko uśmiechniętej tajemniczo Chaai mówiąc złowieszczo.
- Pilnuj jak oka w głowie.
A telepatycznie dodał. ~ Założę ci go w La Rasquelle.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 30-07-2019, 17:06   #252
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

To nadal nie był koniec al bazaaru i jego wspaniałości. Pomijając oczywiście różne rzeźby, czy przedmioty powszechnego użytku, można było także znaleźć broń w postaci noży, kozików, sztyletów, mieczy, albo łuków. Po paski i ozdoby o których istnieniu nie miał pojęcia, jak choćby biżuteria do turbanów!
Kamala widząc, że przywoływacz zaraz jej zemdleje od nadmiaru ornamentów, poprowadziła go do straganów z pierścieniami. W końcu. To znaczy… prawie. Bogowie… oni mieli tu pierścienie z łańcuszkami i bransoletkami i to nie tylko na jeden palec, ale i na wszystkie pięć! No i mieli te nieszczęsne pierścienie na palce u stóp. Były pierścienie ekstrawagandzkie jak choćby z sokołem, papugą, lub kurą… czemu nie? Kto bogatemu zabroni?! No kto? A jeśli by chcieli pierścień, który jest jeden ale na dwa palce to też się znajdzie, a co! Sygnety też były, oczywiście wytworne, ale i nieco tradycyjne(?), lub w kwiatki, a nawet z lusterkiem. Znalazły się też „obrączki” choć nie takie jakie znał z rodzinnych stron. Te były kunsztowne i starannie wykończone.
Na szczęście można było znaleźć także orientalną sztukę, która była bliższa sercu Jarvisa. Drobne złote lub srebrne obrączki w różnorakie motywy słońca, czasem księżyca, lub gwiazd.


~ Powinniśmy wybrać dwie jednolite obrączki bez kamieni z ładnym i identycznym motywem wygrawerowanym na nich ~ rzekł magik, gdy kobieta się przyglądała. ~ Powiedz mi które ci się podobają, to je kupię.
Tancerka jednak zbyt pochłonięta była wybieraniem sobie pierścionków (i owszem) ale na palce ustóp.
~ Ja nie znam się na obrączkach… może ty powinieneś coś wybrać?
~ Może te? ~ spytał telepatycznie przekazując jej wyobrażenie.
~ Dlaczego księżyc? ~ Kurtyzana była ciekawa powodu tym wyborem. ~ Są bardzo… delikatne i subtelne.
~ Jak ty? Jesteś co prawda groźna i drapieżna, ale też i delikatna i subtelna i wyjątkowa. Jak księżyc. Poza tym to srebrny przewodnik miłości i namiętności. Tak przynajmniej wierzymy w La Rasquelle ~ wyjaśnił jej kochanek.
~ W porządku, możemy je wziąć ~ oparła bardzo szczęśliwa bardka. ~ Czy mógłbyś mi kupić jeszcze pierścionki do stóp? Te w kwiatki… takie małe, bym mogła nosić przy nich buty.
~ Tak, co tylko chcesz ~ odparł czule czarownik i dodał “złowieszczo”. ~ Tylko pamiętaj, że jak założymy te obrączki razem, w środku nocy… to będziemy należeli do siebie ciałem, duszą i umysłem. Całkowicie i na zawsze.

~ Ale brednie ~ podsumował sarkastycznie smok, ale bardzo bardzo bardzo cicho.
~ No nie? ~ Ziewnęła Deewani, ale nie brzmiała zbyt przekonująco. Te pierścionki w kwiatuszki bardzo jej się podobały, a teraz były tylko jej, tak samo jak i bardzo, bardzo groźny pas. Gad poczuł jak Kamala rozbija się znowu na fragmenty, tym liczniejsze im dłużej i dalej przebywała poza domem.

~ W takim razie lepiej się bój ~ zripostowała figlarna kokietka, choć rumieniec zdradzał, że wcale taka pewna siebie to ona nie była.
- Ile za te świecidełka. Co?! - Jarvis od razu zaczął sarkać i narzekać słysząc wygórowaną cenę. Łapiąc się za turban, zaczął litanię zarzutów: a to że kamień chyba ma skazę, a że grawerunek nie równy, a że stop za czysty nie jest, a że precyzja wykonania nie dość precyzyjna.
Kupiec odpierał te zarzuty z kamienną miną i stanowczymi argumentami, acz spuszczał z ceny co jakiś czas, aż w końcu doszli do trzydziestu złotych monet i czarownik stwierdził, że niżej nie zdoła ściągnąć ceny. Przybito targu.
~ To gdzie teraz? Co mi chcesz pokazać? ~ zapytał, trzymając mały pakunek w dłoniach.
~ Nie musisz się zmuszać, możemy wrócić kochany. ~ Sundari nie była w stanie prosić o więcej, najchętniej zwinęłaby się w kłębek i poszła spać na długi, długi czas.
~ Możemy zrobić co zechcesz. Chcesz wrócić? ~ odparł czule mężczyzna.
~ A mógłbyś choć raz powiedzieć czego ty chcesz? Tak dla odmiany? Jest mi wystarczająco ciężko i nie musisz mi w tej chwili dokładać zmartwień. Nie wiem czego chce i nie wiem co lubię, przestań ciągle na mnie naciskać ~ burknęła chmurnie Chaaya, mając dość ciągłego przyciskania jej do ściany.
~ Dobrze. Czego ja chcę? ~ Jarvis zamyślił się i spytał. ~ Trochę głodny jestem, a ty? Zjemy coś w twoim ulubionym miejscu, a potem wracamy do domu. Co ty na to?
Złotoskóra kiwnęła głową i bez słowa ruszyła przed siebie. Skręciła raz w lewo raz w prawo, znowu w lewo i lewo i lewo i w prawo… a później to już magik stracił rachubę i nie wiedział czy robili kółeczka, czy może szli prosto przed siebie, czy może czas zwolnił i tak na prawdę stali ciągle i ustawicznie w jednej i tej samej alejce, aż w końcu... tancerka zatrzymała się na środku drogi, wśród jednakowych, takich samych domów z gliny.
Była to stara, i zdawałoby się że licha, robota, która nie miała prawa wytrzymać więcej niż kilka lat, ale z jakiegoś powodu przywoływacz czuł w tym miejscu pierwotnego ducha tutejszych ludów i podejrzewał, że znaleźli się w najstarszej części miasta z pierwszymi “prawdziwymi” domkami, które nie były namiotem.

Tawaif naciągnęła iluzoryczną chustę, przykrywając włosy i osłaniając twarz, po czym weszła na ścieżkę, która miała niecałe pół metra szerokości i chwilę przeciskała się pomiędzy ścianami, aż oboje nie znaleźli się w kłębach mlecznego i smacznie pachnącego dymu. Po kolejnych kilku krokach wyszli na coś na kształt brudnego i zakurzonego podwórka, gdzie biegały kurczęta i tłuste koty wylegiwały się na kamieniach, a jakiś mężczyzna pichcił coś nad topornym paleniskiem.
Oprócz Smoczych Jeźdźców i nieznajomego, w cieniu stało jeszcze trzech starców szepczących coś do siebie.
~ To tu ~ stwierdziła dziewczyna. ~ Tu sprzedają najlepsze dosa w mieście.
~ Co to są dosa? ~ zapytał Jarvis, zaciekawiony przyglądając się temu co wrzucał do garów gospodarz. Właściwie to tylko w nich mieszał, pilnując by nic się nie spaliło. Za to w okrągłych i głębokich patelniach smażyły się białe i lekko przeźroczyste naleśniki.
~ Dosa to naleśnik ~ potwierdziła kurtyzana, jego przypuszczenia. ~ Są chrupiące z wierzchu, ale miękkie w środku, można je jeść z różnymi chatni, ale także z mięsnymi sosami. Tutaj sprzedają tylko jeden rodzaj “specjalność dnia”, czyli to co akurat udało się rano zdobyć na targu.
~ Dobrze. To ja mam zamówić? Dla siebie czy dla ciebie też? ~ zapytał przywoływacz.
~ Ja zamówię za siebie. Tu nie możemy być postrzegani jako osoby, które przyszły… “razem” ~ odparła ~ powiedz ‘Salam babu’ i pokaż na palcach ile chcesz zjeść. Myślę, że jeden lub dwa ci wystarczą. Aha… i machnij tą ręką jakbyś czegoś od niego żądał.
~ Dobrze. ~ Chłopak odsunął się od bardki całkowicie ją ignorując. Podszedł i powiedział. - Salam babu.
Tak jak mu kazała. I pokazał dwa palce. Mężczyzna kiwnął głową, ale odmachnął na niego jakby odpędzał coś z przed siebie, po czym pokazał coś jakby na kształt prośby, by się zatrzymał i nie zbliżał. Na szczęście Chaaya ruszyła mu z tłumaczeniem.
~ Masz poczekać, ktoś jest przed tobą, zawoła cię gdy będą gotowe.
Następnie zbliżyła się nieśmiało i gdy tylko uzyskała ponure spojrzenie kucharza, wytknęła mu jednym palcem, a on fuknął i przepędził ją coś tam cicho utyskująć, aleeee zamówienie przyjął.
Jarvis zgodnie z zaleceniem usiadł gdzieś na uboczu i skomentował.
~ Ciekawe podejście do klientów.
~ Jestem obcą i niezamężną kobietą, jeśli byłby dla mnie miły, mogli by rozswiewać o nim plotki i moi rodzice mieliby prawo żądać od niego ożenku, by zachować honor rodu, a poza tym… to on nie zna wspólnego, więc i tak by się z tobą nie dogadał, a żyje z tego ile ugotuje naleśników, więc czas… jest dla niego ważny ~ wyjaśniła.
~ Rozumiem… więc poczekam cierpliwie. A dzisiejszej nocy urządzę ci pobudkę Kamalo ~ zagroził czule.
~ Co zrobisz? ~ zdziwiła się rozbawiona Sundari. ~ W nocy będę spać na bardzo wygodnym i bladoskórym materacu i biada temu, kto spróbuje mi ten sen zakłócić ~ zagroziła dumnie.
Stary mężczyzna zdjął placki z patelni i ułożywszy je na kamieniu okrytym szarym materiałem, zaczął z garnków nakładać różne sosy, po czym zawijał naleśniki w coś na kształt bukiecików.
Był szybki i sprawny, jakby od półwiecza parał się ich zwijaniem. Zamówienie dla trzech osób, zrobił w ciągu kilku minut i zaraz zabrał się za smażenie nowych porcji. Plotkujący dziadkowie odeszli do jednego z domków, by zjeść posiłek w spokoju.
~ Będę cię pieścić na wszelkie sposoby, aż w końcu raczysz otworzyć oczy. Mam obrączkę do założenia na twój palec Kamalo ~ przypomniał jej czarownik, zabierając się za posiłek i nie zwracając na dziewczynę uwagi.
Faktura placka była interesująca, z wierzchu chrupka niczym wafel, w środku jednak miękka i nieco gumiasta, jakby zrobiony był z dziwnej mąki. Farsz składał się z kilku dodatków. Były gotowane korzenie, które smakowały podobnie do ziemniaków, choć w sumie to nie wiadomo bo były mocno przyprawione. Do tego był sos ze śmietany i ogórka, piklowana cebula i jakieś okrągłe fasolo-ziarna w pomidorach, a całość została posypana natką pietruszki… tylko, że nie smakowało pietruszką, a trochę jakby… mydłem?
Chaaya zakrywała usta szalem, więc nie było wiadomo jaką ma minę. Po pewnym czasie odebrała swoją porcję.
~ Niegrzecznie jest jeść na stojąco… ~ odezwała się jak wredny chochlik, płacąc staruszkowi, więcej niż sobie zażyczył. Na chwilę skupili się na ostrej wymianie zdań, aż mężczyzna w końcu ustąpił… a może to tancerka ustąpiła? Tak czy siak, kobieta wróciła wąską alejką na główną uliczkę i weszła do pierwszego, otwartego domu.
Jarvis zaś skupił się na posiłku pamiętając gdzie poszła i posyłając jej lubieżne wizje przyciśnięcia jej ciała do ściany któregoś z budynków tego miasta w ciemnej uliczce.

Bardka weszła po schodach na górę, witając się z gospodarzami krótkim “Ja na dach”. Przeskoczyła z budynku na budynek i usiadła na gzymsie z dobrą panoramą Dholstanu, po czym sama zabrała się za jedzenie.
Zachodzące słońce odbijało się czerwienią na złotej kopule dachu pałacu sułtana, barwiąc domy dookoła na pomarańczo-różowy odcień. Jakże kojący był to widok dla jej udręczonego serca, szkoda, że nie mogła go utrwalić na stałę i zabrać go do ponurego La Rasquelle.
~ Zjadłem już. ~ Poczuła telepatyczny komunikat od maga, który zatrzymał się pod budynkiem na którym to siedziała i czekał na nią.
~ No to… chodź do mnie ~ odparła mu na to ukochana, przedłużając swoją konsumpcję do maksimum.
Jeździec ruszył więc jej tropem, wchodząc do otwartego domu i po schodach kierując się na górę. Trochę czasu zajęła mu zabawa w gesty i tłumaczenie mieszkańcom o co mu chodzi. Za pierwszym razem gospodarz chaty, chciał go zaciągnąć do wychodka, nim w końcu puścił biednego obcego na górę.
Wredna lisiczka przeskoczyła w między czasie na sąsiedni budynek, a później jeszcze następny. Z pewnością nie miała ochoty paść ofiarą lubieżnego wilka.
Czarownik starał się nadążyć za nią, co nie szło mu tak sprawnie. To nie było jego miasto. Nie znał tutejszych budynków i dachów. Chaaya bez problemu wodziła go za nos. Był jednak uparty i podążał za nią, bez chwili wahania. Zziajany i dosłownie zagotowany, od wciąż przypiekającego słońca, musiał zrobić chwilę przerwy, bo choć jego rusałka pląsała po okolicznych tarasach, to on miał wrażenie, że zaraz utopi się we własnym pocie.
~ Chcesz już wracać? ~ spytała zwycięsko, przypatrując się swojej ofierze… z bezpiecznej odległości.
~ Ja… chyba tak ~ odpowiadał zmęczony towarzysz, który nie przywykły do tego klimatu, męczył się szybciej.

Kurtyzana wykonała kilka susów i stanęła przed nim. Była uśmiechnięta i również zmachana, choć nie biadoliła tak jak mężczyzna. Uśmiechnęła się pokrzepiająco, odgarniając pukle przylepione do jej wilgotnego czoła.
- To wracamy do domu - stwierdziła nie bez smutku w głosie, ale bez chwili wahania przytuliła się kochanka. Wiedziała, że ta chwila musiała w końcu nadejść i niejako pogodziła się z nią. Wyszeptała czar i wyobraziła sobie miejsce do którego chciała trafić. Zamknęła oczy i… gdy je ponownie otworzyła stała w ciasnym pokoiku, na niewygodnym i skołtunionym łóżku. Za oknem trwał środek nocy, a cienkie nitki mgły próbowały wślizgnąć się przez uchylone okno.
- To czy zostaniesz w przyszłości moją żoną Kamalo? - zapytał Jarvis tak po prostu, a potem pocałował jej usta, zanim zdążyła je otworzyć. Żarliwy pocałunek mógł być w tej chwili odpowiedzią, gdyby nie to, że przywoływacz został ugryziony w język.
- Nie wracałabym z tobą, gdybym nie chciała nią zostać - stwierdziła triumfująco, pusząc się jak kwoczka.
- Wiem, ale to część rytuału… sama rozumiesz. Wypadało zapytać - wyjaśnił poważnym tonem sięgając do torby w której to znalazły się ich zakupy.
- Aha… - Dziewczyna usiadła z westchnieniem, rozkładając się na poduszkach. - To co… idziemy spać? - spytała się podczas zdejmowania butów i zawijania się w pościel.
- Oczekiwałem od ciebie więcej entuzjazmu. - Mag wyjął z sakiewki dwie obrączki, które zakupili. Usiadł przed Sundari. - Zwykle jest to ważna chwila dla kobiety w tym mieście.
Tawaif spłonęła rumieńcem i w mig usiadła wyprostowana.
- Ojej… myślałam, że to już koniec… przepraszam.
- No… podaj mi dłoń - rzekł Jarvis trzymając obrączkę.
Złotoskóra wyciągnęła rękę, ale ta mocno jej drżała, więc jeszcze tylko bardziej się zestresowała i speszyła.
- Serce, ciało, umysł, dusza… wszystko to co twoje teraz i moje jest. Wielbić będę ten dar do śmierci i po śmierci. Moją jesteś, moją zostaniesz… przysięgam - szeptał wsuwając pierścionek na jej palec. Następnie drugą dał jej do dłoni.
- Załóż mi na palec. Mówieniem zajmę się ja - powiedział.
Kurtyzana głośno przełknęła ślinę. Spojrzała na pierścionek na swoim palcu i kilka razy zamrugała, jakby chciała ogdonić łzy. Uniosła dłoń i musnęła wargami cienki metal, po czym wzięła obrączkę i zrobiła ruch jakby chciała ją nałożyć ukochanemu, ale zawahała się.
- N-na który palec i u której ręki ja mam ci to założyć? Czy to nie ważne?
- Na który chcesz, zazwyczaj wybiera się ten. - Pomachał serdecznym palcem lewej dłoni. - Ponoć to palec serca i łączy się z nim.
- Skoro tak… - Chaaya wsunęła mu na niego obrączkę i uśmiechnęła się do siebie.
- Moje serce, moje ciało, moja dusza, moje myśli… wszystko twoje do śmierci i po śmierci - mruczał cicho czarownik, gdy umieszczała ten obiekt na jego palcu. - Twój jestem i twój będę, przysięgam.
Ich usta złączyły się w delikatnym pocałunku, niemal muśnięciu. Tak ważna chwila nie potrzebowała innego, prócz tego, komentarza. Tancerka uśmiechnęła się ponownie, przyglądając się ich splecionym dłoniom, po czym zaśmiała się cicho chlipiąc.
- Jutro rano zrobimy ceremonię twojego ludu związaną z tym co zakupiłaś - odparł jej kochanek, głaszcząc ją po policzku. - Bo dziś jesteś już chyba zmęczona?
- To był szalony dzień… - przyznała melancholijnie dziewczyna, wpatrując się w obrączkę. - Nigdy nie sądziłam, że taki przeżyję. Mam ci tyle do opowiedzenia…
- Chcesz opowiedzieć teraz? - zapytał Jarvis tuląc ją do siebie i muskajac nosem policzek. Jak jakiś mały szczeniaczek, ale bardka nie miała na to siły. Zaciągnęła się znajomym zapachem kochanka i powoli zasypiała w jego objęciach.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 30-07-2019, 19:41   #253
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Nowy dzień. Nowe nauki. Szkolenie Gamniry straciło może nieco na uroku nowości, choć nadal było ciekawe. Kolejne opowieści o tropach, o drzewach, o roślinach. O tym gdzie wolno, a gdzie nie wypada iść. Łowienie ryb i opiekanie ich na ognisku. Poranek upłynął więc w miarę przyjemnie, acz nie zapowiadał niczego wyjątkowego w tym dniu. I tak początkowo było.
Trochę ćwiczeń łuczniczych, trochę gadania o okolicy. Potem nastąpiła zmiana.
- Nauczyłeś się jak stawiać pułapki, czas nauczyć się je znajdować i omijać. Pójdziemy na Jaszczurzych Powierników. To koboldzi klan… mniej krwiożerczy niż pozostałe. Bardziej cywilizowany. Czasem można się z nimi dogadać. Bywa że nie zabijają od razu.- wyjaśniła łowczyni.
Wspomniała też, że w środku ich terytorium jest smocza świątynia z czasów elfiej świetności. Niemniej kobieta nie znała nikogo, komu się udało zajrzał do środka. Za to mieli ów budynek zobaczyć z daleka.
I rzeczywiście tak było...


Smocza świątynia, naruszona nieco zębem czasu ale nadal imponująca. Na Nvery mogło to robić wrażenie, na Gamnirze już nie. Łowczyni wyszukiwała kolejne pułapki ukryte w poszyciu leśny i pokazywała jak je wykrywać, jak ich unikać, jak je neutralizować.
- Na bagnach jest pełno ich plemion. Potrafią być groźne, jeśli nie jest się uważnym.- wyjaśniała odsłaniając kolejny wilczy dół. Niespodzianki koboldów nie były wyrafinowane, za to skuteczne. I było ich bardzo dużo.
Poznawanie kolejnych pułapek przerwane zostało, przez miauknięcia Wizuna. Koci wspólnik Gamniry był wyraźnie poddenerwowany. I miał powód. Na ziemiach koboldów coś niezwykłego się działo. Na bagna zawędrowała wojna.


Mikre dżunglowe koboldy stawiały zaciekły opór najeźdźcom. Dużym i wściekłym barbarzyńcom z północy. Naznaczonym chaosem i złem... sługom demonicznej armii. Było to naprawdę zaciekłe starcie.
Barbarzyńcy mieli po swojej stronie siłę i wytrzymałość.

I doświadczenie w boju oraz szaleńczą odwagę i krwiożerczość. Koboldy przewagę liczebną i znajomość terenu. Po obu stronach byli magowie i trupy. Wielu barbarzyńców wykrwawiało się pułapkach koboldów i umierało w męczarniach od ich zatrutych strzał. Ale tam gdzie wojownik dotarł do koboldów… tam małe dzidy niewiele pomagały i koboldy były masakrowane.
Obie strony miały swoich magów, ale na szczęście dla jaszczurków broniących dostępu do swojej świątyni, barbarzyńcom pozostał już tylko jeden i chyba nie miał już zbyt wiele czarów na podorędziu, bo rzucał je bardzo oszczędnie. Póki co ciężko było określić, która strona wygrywa. Bogini zwycięstwa balansowała nad obiema stronami niczym linoskoczek na linie.


Pobudka we własnych pieleszach. We własnym “domu”. W ramionach ukochanego. W mieście może nie rodzinnym, ale już nie obcym. Pobudka była pełna niespodzianek.
Najpierw był wąż, który wpełzł do łóżka gdy spali szukając ciepła w tym dość wilgotnym klimacie. Zwierzak musiał się dostać do torby Jarvisa w Dholstanie. I uznawszy że powietrze jest tu za wilgotne… udał się tam gdzie bardziej sucho, ciepło i ciemno.
Pobudka więc była dość gwałtowna…
A potem, było jeszcze gorzej. Bo Chaaya zorientowała się, że coś czerwonego wyskoczyło jej na twarzy. Nowa “ozdoba” była mała, ale zwracała na siebie uwagę wywołując kolejne zamieszanie.
Któremu to Gozreh przyglądał się z satysfakcją i ironicznym uśmieszkiem na pyszczku. Kocur spoglądał na swojego pana i jego oblubienicę rozkoszując się tym całym chaosem toczącym wokół niego, gdy wylegiwał się na parapecie.




Poranek pełen niespodzianek jednak nie zamierzał się jeszcze skończyć. Na Chaayę i Jarvisa bowiem ktoś czekał w karczmie. Ktoś zamówił posiłek na swój koszt.
Angelo… z umytymi włosami i ufryzowaną czupryną. W stroju godnym potomka bogatego mieszczanina. Z dużym sztyletem przypominającym mały mieczyk przy pasie. Zupełnie inne dziecko… z wyglądu przynajmniej, bo z charakteru taki sam. Niewątpliwie też przybrał nieco na wadze i zmężniał. Powodziło mu się na służbie u Miedzianego.
Poderwał się na nogi i ukłonił się gdy wchodzili i z dumą rzekł, że on ich zaprasza na śniadanie i tym razem wszystko jest na jego rachunek. I dodał cichaczem, że przybył tu z tajną misją od archiwisty.
Niestety to wyznanie wypowiedziane z poważną miną i poprzedzone niemal teatralnym rozglądaniem się dookoła, co było przeciwieństwem dyskretności. Z czego jednak Angelo nie zdawał sobie sprawy przejęty wagą zadania jakie mu zlecono. Spojrzenie bardki przyciągnął jednak duży pakunek obwiązany wstążką, którą Angelo przyniósł ze sobą i schował pod stolikiem.


Był na miejscu. Siedział cierpliwie. Axamander oczekiwał na Chaayę, na balkonie przybytku. Dzięki temu tawaif i czarownik dostrzegli go zanim ich gondola dopłynęła do brzegu. Diablik był sam i raczył się jakąś misterną lodową konstrukcją. Topił tęsknotę za Chaayą w bitej śmietanie, i to olbrzymich jej ilościach.
- Jak to planujesz rozegrać?- zapytał bardkę czarownik przyglądając się wraz z nią diablęciu. - Chcesz sama prowadzić rozmowy, czy razem mamy negocjować? Mam być milczącym towarzyszem twoim, czy może… być mam się ukryć w tłumie i być jeno w pobliżu?
Uśmiechnął się dodając na koniec.- Zrobimy jak sobie zażyczysz. W końcu to tobie zaproponował ów kontrakt najemniczy.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 01-08-2019, 18:12   #254
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Przez noc kolejne maski oddzielały się od stwórczyni, ponownie pogrążając jej duszę w chaosie i zagubieniu. Klucz do prawdziwej Kamalisundari pozostał w domu, przed pomnikiem ogromnego Pawia, zapewne wciąż tańcząc w korowodzie życia i śmierci.

Tawaif miała niespokojne sny w których rozbrzmiewały echa wspomnień prawie jej obcych. Kobieta przyglądała się obrazom, wiedząc, że należą do niej lecz nie potrafiąc ich w żaden sposób skatalogować. Nad ranem donośna raga obudziła ją znokautowaną przeżyciami dnia poprzedniego. Tancerka skorzystała z ciszy i spokoju oraz ciepła jakie biło z ciała obok. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy wyczuła coś twardawego a zarazem delikatnego, leżącego jej na udzie. Sięgnęła po to palcami i pogłaskała uwielbianą przez Umrao część Jarvisa z zaskoczeniem odkrywając, że… jej skryte marzenie o łuskowatym penisie właśnie się ziściło. Zaskoczona zaczęła badać palcem ów dziwny organ, zastanawiając się jak i kiedy czarownik się przemienił, gdy wtem wężowe przyrodzenie faktycznie okazało się być wężowym, a w zasadzie BYŁO wężem, który niezadowolony z przeszkadzania mu w drzemce, postanowił prześlizgnąć się między jej udami i ułożyć się przy biodrach kochanka.
Bardka zesztywniała skonsternowana, przypominając sobie wszelkie istotne informacje jakie mężczyzna przekazał jej o tutejszych jadowitych zwierzętach.
“Im mniejsze tym groźniejsze, im bardziej jaskrawo zabarwione tym jadowitsze…”
Chaaya wstrzymała oddech i obróciła się za siebie, by zajrzeć ostrożnie pod kołdrę.
Wyłupiaste oczka pustnnego dusiciela spojrzały głupkowato w kierunku złotoskórej, która odetchnęła z ulgą, ale i zawodem. No cóż… zawsze pozostawał jej do wyboru Axamander czyż nie?
Wyaraskawszy się spod kołdry, podeszła do wanny, by uruchomić wodę. Chciała być świeża i pachnąca, kiedy magik się obudzi, więc dopiero zanurzona po nos w pianie, zaczęła się zastanawiać, jakim prawem pustynny boa znalazł się na… bagnach?

Przywoływacz spał ciężkim snem, podobnie jak jego eidolon… podobno nie potrzebujący snu, ni jedzenia. Co chyba nie przeszkadzało wygrzewać grzbiet na parapecie mając zamknięte ślepia.
Tymczasem wąż uwolniony od napaści dziewczyny zaczął szukać norki w “piasku”... jak najbardziej ciepłej. Zanurzył się pod kołderkę i wędrował… wędrował…
Z rozmyślań, Dholiankę najpierw wyrwały wrzaski narzeczonego połączone ze słowami. - Co do li…! Wąż!
A potem głośne “łup!” i cofanie się połączone z jękami. Jarvis zapewne spadł z łóżka.
Zaskoczona kurtyzana wpierw zrobiła wielkie jak monety oczy, a później parsknęła cicho pod wodą. Oj tak. Deewani była iście uradowana z całej tej sytuacji i gratulowała sobie planu, którego jeszcze dwie chwile temu w ogóle nie miała, ale to szczegół.
- Nie jest groźny, to dusiciel, dość mały w dodatku - odparła z przekąsem, wychylając się za burtę by dostrzec coś co się działo po drugiej stronie łóżka.
- Nie wyglądał niegroźnie oplatając mi udo - odparł z przekąsem mężczyzna, podnosząc wężyka. - Zaskoczył mnie. Nie jest to tutejszy gad.
Dusiciel zasyczał bezgłośnie pokazując perfekcyjnie różowy języczek o przeźroczystych koniuszkach, po czym spojrzał jednym ślepkiem na czarownika a drugim gdzieś… w bok… daleko w bok.
Stworzenie wyglądało jakby ktoś ożywił niezgrabne rysunki dziecka. Był gruby, nieforemny, nieproporcjonalny i miał rozbieżnego zeza.

- To dusiciel z pustyni. Zazwyczaj siedzi zakopany w piasku i wychodzi tylko na żer lub podczas godów… - wyjaśniła mocząca się kurka w postaci Chaai, uśmiechając od ucha do ucha. - Trochę szkoda… myślałam, że to ciebie dotykam - dodała ciszej, rozmarzonym tonem głosu.
- Co to znaczy… myślałaś, że mnie dotykasz? - zapytał podejrzliwie Jarvis podnosząc gada do którego się zwrócił, pytając retorycznie. - I co my z tobą zrobimy?
Speszone dziewczę ściągnęło usta w dzióbek i już się nie odezwało, podziwiając belki stropowe, jakby była na szalenie ciekawej wystawie sztuki.
- Do domu już cię nie zwrócimy - mruczał mag, przyglądając się wężowi.
- Zatrzymajmy go. Zawsze chciałem mieć chowańca - odezwał się śpiący dotąd Gozreh.
- No nie bądź niedorzeczny - stwierdził sarkastycznie jego pan i zwrócił się do kochanki. - A ty coś przede mną ukrywasz.
- Niczego nie ukrywam - wymamrotała wymijająco bardka. - No może… zwlekam tylko z opowiedzeniem ci paru mało pilnych kwestii… A boa możemy zatrzymać, trzeba mu kupić akwarium, które wysypiemy piaskiem, by mógł się swobodnie zakopać. Skoro Gozreh chce mieć chowańca, to będzie polował dla niego na myszy, które będzie mu dawać.
- No cóż… nalegał nie będę. Chętnie jednak wysłucham wszystkiego co chcesz mi powiedzieć - odparł przywoływacz, siadając na brzegu wanny i dodając czule. - No i widzę, że ozdobiłaś sobie twarz czymś czerwonym.
Złotoskóra uniosła spojrzenie na mężczyznę, nie do końca rozumiejąc co do niej mówiono.
- Hm? Gdzie? Musiałam się czymś ubrudzić - przebąknęła pod nosem, po czym obmyła twarz wodą. - Już?
- Nie… nadal jest. - Jarvis potarł kciukiem środek czoła tawaif komentując. - To nie jest zabrudzenie. To jest łuska. Wyrasta ci ze skóry.

Kamala pobladła natychmiastowo, a uśmiech ustąpił grymasowi konsternacji pomieszanej z przerażeniem.
- N-nie żartuj sobie ze mnie… - bąknęła pod nosem i zaczęła masować czoło w nadziei, że niczego nie wymaca, aż w końcu wybuchnęła gniewem.
- STARCZE COŚ TY MI ZNOWU ZROBIIIIŁ??!! WIESZ ILE MOJA TWARZ KOSZTUJE?! JAK MOGŁEŚ MNIE OSZPECIIIIĆ! WYNOŚ SIĘ TY NIEROBIE Z MOJEGO CIAŁA! MAM CIEBIE DOOOOŚĆ! LABONI MIAŁA RACJĘ! PRZYJMIJ SŁOWA KRYTYKI NA KLATĘ A NIE SIĘ MŚCISZ NA MNIEEE!!!
Młoda i zgrabna sarna, wyskoczyła z wanny trzymajac się za czoło jakby nabiła sobie guza, po czym podbiegła do lustra, by z lękiem szacować straty swojego nieskazitelnego (dotąd) wizerunku.
~ Podziękuj za to Laboni, niepotrzebnie mnie irytowała. I nie jest to żadna moja zemsta… mówiłem ci przecież, że moja dusza wywiera presję na twoje ciało. Zwłaszcza, gdy ktoś taki jak ona wywołuje mnie na wierzch i mi ubliża. Nie mam jednak wpływu na to jak na mój wpływ zareaguje twe ciało i gdzie to uczyni. A poza tym… jaką znów wartość? Teraz masz narzeczonego… najważniejsze chyba żebyś jemu się podobała. Po co ci inne samce? ~ Ferragus oczywiście wykazywał kompletny brak zrozumienia kobiecej natury.
Magik podążył za swoja kochanką i pochwycił ją od tyłu, gdy przeglądała się w lustrze i przytulił ją do siebie.
- ZAMKNIJ SIĘ TY… TY… TY DZIURAWA PURCHAWKO! - załkała (na pewno była) piękność. - Poczekaj no… już ja ci wystawię rachunek za moje usługi, zachciało ci się tawaif na własność, takiego wała, a nie zobaczysz jeszcze złoto w swoim życiu! Od teraz będziesz spać na gruzie, zrozumiałeś ty zakurzony jaszczurku?! Oskubie cię co do rubina! - odgrażała się gniewnie, cicho pochlipując i nie bardzo wiedząc, co ze sobą począć.

Tylko Deewani była zadowolona z kolejnej łuski. W końcu miała być wspaniałym smokiem. Takim jak widziała w szczelinie jakiegoś dziwnego miejsca, które nie było głową jej stworzycielki.
~ Jak się wydostanę z tego ciała, to moją mocą odwrócę ten proces ~ powiedział smok nic sobie nie robiąc z jej gróźb.
“Ani mi się waż!” zapiała bojowo chłopczyca, broniąc swojego smoczego pochodzenia. “Jak urosnę, będę większa od ciebie i cię pokonam i zagarne caaałe twoje złoto! I wszyscy będą mówić, że dałeś się zbić własnej córce! HA HA HA!”

- Wyglądasz uroczo… egzotycznie - szeptał tymczasem ukochany wprost do ucha Sundari, które całował. Jego słowa mogły być nieszczerym pocieszeniem, ale jego ciało kłamać nie potrafiło. I tancerka czuła, że Jarvis jest coraz bardziej pobudzony.
- Nie prawda… wyglądam jak mieszaniec, nie człowiek… zwierzę jakieś… dzikus taki, och… co ja teraz pocznę, co ja zrobię… jak dobrze, że babcia nie widziała mnie w takim stanie - biadoliła Chaaya, kryjąc twarz w dłoniach. Zadziwiające jak jedna cętka na czole, może zburzyć pewność siebie.
- Co zrobisz? Wyjdziesz za mnie w przyszłości. A teraz pozwolisz się tulić i rozpieszczać - mruczał czule czarownik nie puszczając zrozpaczonej dziewczyny. Pieścił za to jej nagie ciało, sięgając do piersi i podbrzusza. Powoli i niespiesznie delektował się ich miękkością. - Jesteś wyjątkowa Kamalo… nie ma drugiej takiej i nigdy nie będzie.
- Nie ma? - dopytywała się Dholianka, coraz bardziej urzeczona tym co słyszała. - I nie będzie? - Westchnęła z ulgą i niejakim spokojem, powoli kołysząc się w lewo i w prawo, jakby w rytm wolnej muzyki.
Tak. Tego właśnie było jej trzeba. Chciała wiedzieć, że jest jedyna i najpiękniejsza. Tu… z dala od swojej rywalki mogła poczuć się w końcu jak królowa, którą zawsze chciała zostać. Kurtyzana obejrzała się na partnera i dotknęła palcami linii jego szczęki, jakby dotykała płatków delikatnej rośliny. Następnie odłożyła na bok swoje rozterki i powiodła oboje do łóżka.

- Jeśli chcesz się ze mną kochać, to odwołaj tego starego zboczeńca - rozkazała dumnie, pamiętając, by umilić Gozrehowi jego egzystencję, odrobiną swojej wredności.
- Och… nie kłopoczcie się. Sam wyjdę poza zasięg mocy Jarvisa. - Kocur wstał i naprężył się. - Te wasze wygibasy są mało estetyczne. Powinnyście poznać finezję kociej miłości… zamiast się wywyższać nad czworonogami. - Po czym wyskoczył przez okno, opuszczając pomieszczenie.
Czarownik uklęknął przed swoją “królową” i zaczął całować. Usta, czubek nosa i plamkę na czole. Przyglądał się jej przez chwilę, komentując.
- Wygląda jak klejnocik zdobiący twoją twarzyczkę, dodaje ci uroku i niezwykłości.
- Wygląda jakby mnie komar ugryzł - burknęła chmurnie złotoskóra, ale z małym przekonaniem. W tej chwili były rzeczy ważne i ważniejsze, na przykład taki Jarvis Malutki, dumnie wyprostowany i gotowy do zabawy. Na nim się właśnie skupiły kobiece paluszki. To przez jego dotyk zaczęła się uśmiechać coraz pewniej i radośniej.
- Mam ochotę cię posiąść jak dzikus i wielbić jak niewolnik błagając o twoją łaskę. Tak mocno działa na mnie twoja uroda. - Pochlebiał jej dalej Jarvis Większy, zadowalając przy okazji Starca tymi słowami. Bowiem wcześniejszy wybuch gniewu i strachu nadwyrężył ducha jego naczynia. Co akurat nie było po myśli smoka.
Niemniej branek tawaif potrafił poprawiać jej nastrój i dodawać jej wiary w siebie. Był użytecznym sługą… Ferragusa. Nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Na jedno i na drugie mamy czas - odparła łaskawie Chaaya, rozpoczynając wędrówkę warg po bladym barku maga. - A w przerwach muszę koniecznie opowiedzieć ci czego się dowiedziałam w Pawim… i och… muszę cię komuś przedstawić. To mój stary przyjaciel, rozmawialiśmy o nim na plaży… tej tu. Pamiętasz?
- Tak… - odparł czule przywoływacz i poczekał, aż w swojej wędrówce bardka dojdzie do jego ust, by je zachłannie i namiętnie pocałować. Wszak jej palce powodowały, iż płonął ogniem pożądania.

Złotoskóra zamruczała w zadowoleniu, czując znaczną ociężałość w udach, przy jednoczesnej lekkości swojej kobiecości, jakby ktoś położył jej na łonie rozgrzany kamień. W mig zajęła dogodną pozycję nad biodrami kochanka i pomagając sobie dłonią, wygodnie zasiadła w jego siodle, cicho przy tym wzdychając.
Uf… oby nigdy nie przyzwyczaiła się do tego wspaniałego uczucia wypełnienia, który zapiera jej dech w piersiach. Pocałowawszy czarownika w usta, zabujała się delikatnie, może tylko troszeczkę drocząc się z jego apetytem. No dobrze… nie takie troszeczkę, ale chwila była dogodna by trochę pocelebrować ich leniwe ocieranie się ciał. Kiedy mężczyzna trzymał ją w pasie, wpijając palce w jej pulchne pośladki, ona trzymała jego skronie w dłoniach, kciukami przytrzymując powieki ukochanego, tak by miał oczy zamknięte. Pomimo zapewnień, że była najpiękniejsza, jakoś nie chciała, by patrzył na ten smoczy wyprysk, który wyskoczył jej na czole.
“Widziała” myśli w jego głowie, gdy unosiła się i opadała na swoim “wężowym tronie”. Myśli lubieżne i dzikie wizje, a w nich wszystkich była ich królową. Zresztą, zachłannie zaciskające się dłonie na jej pośladkach potwierdzały te myśli. Jarvis był jej… ciałem i umysłem.
Kurtyzana przyspieszyła tempa, zadowolona z siebie. Jej kurwia duma została bowiem mocno nadszarpnięta, najpierw przez matronę, a później przez niekontrolowaną pokazówę smoka. W końcu ta twarz, jej twarz, była bardzo ważna, bowiem zarabiała nią na życie. Tyłkiem też, no ale to lico więcej osób widziało…
Na szczęście, jej towarzyszowi nie przeszkadzał ten drobny mankament, który później i tak ukryje pod makijażem, a i nie był świadomy, że jego kochanka dostała kapciem kilka razy po łbie, więc byleby się nie wygadać i wszystko powinno się jakoś ułożyć.

Tancerce zaczynało być niewygodnie z rękoma w powietrzu. Cofnęła więc dłonie i wyginając się w tył, wsparła się nimi, by zachować równowagę przy jeszcze dodatkowym przyśpieszeniu. Pokazując w ten sposób, że nie zadowoli się tylko dominacją w myślach. Jego ciało również musiało zostać przez nią podbite.
Chłopak dzielnie stawiał opór, dysząc ciężko i czując osuwającą się na jego męskość “miękką rosiczkę” partnerki, przyjemnie otulającą i śmiertelnie niebezpieczną. Walczył dzielnie, ale… w końcu uległ. Jego duma oddała trybut wprost w ciało dziewczyny.
~ To nie koniec ~ odgroził się, chwytając za jej bioderka, by zapewne władczo cisnąć bezbronne dziewczę na łóżko i rzucić się na nią jak wygłodniała bestia.
Bo ten “głód” odbijał się w jego umyśle i tylko Kamalą mógł być zaspokojony. Ta wzięta z zaskoczenia, pisnęła urywanie i teraz to ona stawiała opór, niczym trzcinka porywistemu wiatrowi. Objęła magika za szyją i wtuliła jego twarz w biust, starając się nie zostać strzepniętą jak jakiś pyłek. Jeśli ma już ktokolwiek paść w tej bitwie to najlepiej… oboje.
~ Miękkie… przyjemne…
Nie wiedziała o czym myśli jej Jamun, bo ten mając twarz wtuloną w jej piersi, muskał go ustami, a z bioder przesunął ręce na pośladki, i tak runął na łoże… plecami. Przez co jego kochanka była górą, dosłownie i w przenośni.
~ Kocham cię… i mam ochotę spełnić twój dziki kaprys. Ale jestem przygnieciony. ~ Ścisnął mocniej krągłości jej pupy, ugniatając jej niczym ciasto w dzieży.
Sundari zachichotała psotliwie, bo ten wyczyn jej się nawet spodobał. Wypięła bezwstydnie tyłek w górę i kręciła nim na boki, jakby kogoś przedrzeźniała.
- A uduś się tam - mruknęła ocierając się o szorstkie policzki, popiskując przy tym od łaskotek, a potem rzuciła krótko i jakby nie zobowiązująco…
- Moja babcia jest sułtanem.
- Nie wiedziałem, że kobiety mogą u was zajmować to stanowisko - mruknął jej towarzysz i cmoknął pierś grożąc. - Nie poddam się bez walki.
Na dowód tego mocno i siarczyście uderzył w pośladek bardki, który zafalował od tego ciosu.
Złotoskóra drgnęła niczym struna, po czym zaczęła Jarvisa okładać własnym biustem.
- Bo nie mogą… sułtan jest podstawiony… ten sylph. On tylko udaje. Cały ten przewrót zrobiła Laboni i jeszcze mnie wykorzystała do poprawienia swojej sytuacji.
- To chyba dobrze… w krainach Zachodu co prawda… królowe nie muszą… się ukrywać za pionkami - mruknął czarownik znów całując przyduszające go krągłości i okładając mocnym klapsem te które obejmował. Mocno i głośno i nieco boleśnie. Nie na tyle jednak, by zostawić ślad na ciele. Znał umiar. Dholianka zawarczała ni to rozeźlona, ni zniecierliwiona. Wyprostowała się dumnie i już zaczęła syczeć i odganiać się od rąk, gotowa drapać i kąsać.
- Jesteś śliczna. - Mając uwolnioną twarz od ciężaru piersi, przywoływacz skorzystał z sytuacji by chwycić za słodkie owoce Piękności by leniwie je ugniatać. Wodził przy tym spojrzeniem po nagim, dziewczęcym ciele, spojrzeniem pełnym uwielbienia i pożądania - wiernego wyznawcy swojej boginki.
- Pfff. - Ta zbyła go znudzonym pomrukiem, lecz wyjątkowo łagodnie musnęła jego wargi swoimi. Zsunęła się niżej i przytuliła do chudego “materaca” o bladej skórze. - Skontaktowała się ze mną elfka.
- I co powiedziała? - zapytał mag, obejmując tawaif ramieniem i całując czule w usta.
- Że żyje. Ona i on… i że mamy ich znaleźć. Medalion ma wskazać ich miejsce ukrycia. Siedzą w jakiejś bańce? Kieszeni? Norze? W czymś takim bez czasu, albo o spowolnionym czasie? Głupia cipa - oznajmiła mu butnie, najwyraźniej Chaaya nie była zbyt przychylnie nastawiona tajemniczej parze.
- Magia temporalna… trzeba mieć olbrzymią wiedzę i potęgę żeby manipulować czasem. - Zamyślił się kompan i wzruszył ramionami. - Pewnie nie wspomniała gdzie jej szukać, co? Bo jeśli nie to… pomyślimy jeśli natkniemy się na nią i jej bańkę czasową. To nie jest tak, że jej gdzieś się spieszy.
Kobieta nachmurzyła się jeszcze bardziej, pusząc się jak gniewna kurka.
- Nie wiem gdzie jej szukać. Medalion zaświeci jak będę blisko ich lokacji… Wątpię byśmy ich znaleźli. Elfie miasto było wielkie, a teraz jest w dodatku zarośnięte i pogrążone w bagnie… To jak przesiewanie piasku na pustyni. Strata czasu. Ci tchórze powinni dalej się kisić gdziekolwiek teraz są, ale… ładnie mówili o naszej miłości. Podobno kochamy się czysto i bezgranicznie i dzięki temu odnaleźliśmy wisiorek, więc w sumie… wypadałoby się rozejrzeć.
Rumieniąc się na twarzyczce, tancerka zaczęła muskać skroń ukochanego, słodko przy tym cmokając.
- Skoro utknęli tak długo, to pewnie parę tygodni nie sprawi im różnicy. A my… będziemy czujni podczas naszych wypraw na bagna. Możliwe, że ten wisiorek skieruje jakoś nasze kroki w tamtym kierunku. - Zadumał się Jarvis głaszcząc kurtyzanę po włosach.
- I prawdziwie mówili… jesteś moim cennym skarbem Kamalo.
W odpowiedzi dziewczyna pogładziła go po policzku, po czym przesunęła jego twarz w swoimj kierunku, by mogli się swobodnie pocałować w usta. Pieszczota ta wydawała się być niemal niewinna jak dziewica, ale gdy wargi były zajęte sobą, podstępna rączka zaczęła pełznąć w mniej niewinne rejony, aż palce złapały to czego chciały.
- Mów dalej… - zachęciła go miło Sundari, opierając głowę na ramieniu, głaszcząc delikatnie męskie przyrodzenie.
- Czasami mam ochotę cię porwać i zabrać do takiej wieży… jak tamto obserwatorium i zamknąć się z tobą na kilka dni i mieć cię calutką tylko dla siebie - mruczał jej wybranek niczym duży, leniwy kocur. - A czasem porwać cię gdzieś na inne plany i pokazywać ci cuda wieloświata. I widzieć uśmiech na twojej twarzy, zachwyt w twoich oczach i radość. A czasem… - jęknął czując coraz większe pragnienie jakie w nim wzbudzał taniec palców kochanki. - ...czasem mam ochotę… porwać cię na ulicy, przycisnąć do ściany budynku i kochać się tobą do utraty sił.
- Mmm trudny wybór - odparła rozmarzona złotoskóra, bawięc się językiem na swoich zębach. - Jej spojrzenie się nieco rozmazało i przymgliło od natłoku myśli. - Może na sam początek, pokażesz mi jak t o robią barbarzyńcy z twoich stron, a później zastanowimy się…
I chops, mała kokietka czmychnęła z łóżka, niczym pstrąg z wygłodniałych łap niedźwiedzia.
- Upolowałeś mnie z klanu obok - wyjaśniła rezolutnie, jakby wprowadzała ich w tajniki misternego spektaklu.

- Barbarzyńca tak…? - Czarownik spytał z lubieżnym uśmiechem. Siadł na łóżku po czym wstał obserwując bardkę niczym łowca na polowaniu. Wyraźnie planował jak zwinną tawaif pochwycić i przyszpilić. Posiąść choćby wbrew jej woli.
- Głuptasie… już mnie upolowałeś! - Zaśmiała się Chaaya, ale instynktownie już się napinała i kiwała, by oszukać przeciwnika.
Jarvis podszedł do niej. Chwycił w biodrach. Uniósł i przerzucił przez ramię. Dłonie zaciskał na pośladkach, niosąc ku dywanikowi położonemu bliżej okna. Miękkiemu i puchatemu. Zapewne miał zastąpić futra w barbarzyńskim legowisku.
~ Moja. ~ Znów ta myśl maga odbijała się echem w umyśle dziewczyny. Stanowcza zaborczość wybranka. ~ Moja.
To było całkiem przyjemne i… zabawne. Chaai w żaden sposób nie kojarzyło się to z prawdziwym porwaniem w niewolę. Zapewne ważnym czynnikiem w tej kwestii odegrało zaufanie do partnera, bo Dholianka tylko zgrywała panikę i próby ucieczki. Piszczała płaczliwie wymachując piąstkami, uderzając nimi w chudy, blady tyłek swojego zdobywcy. Nogi miała spokojne i może to i dobrze, bo nie wiadomo, czy przywoływacz nie musiałby się pożegnać z połową szczęki.
Po chwili wylądował pupą na dywanie. Smoczy Jeździec zadbał żeby upadek był bezbolesny, ale potem chwycił władczo za włosy ślicznotki, przyciągając jej twarz do swojej, całując zachłannie usta. Wargi dociskał mocno nie dając jej złapać oddechu, a dłonią zanurkował między uda, ku jej intymnemu obszarowi. Była jego i miał zamiar zrobić z nią wszystko co zechce. To mówił bardce jego pocałunek i jego dotyk i jego działania. Acz… wszystko było naznaczone odrobiną delikatności. Jakby była wyjątkowo cenną, porcelanową figurką.
Kamala dopiero teraz zdała sobie sprawę, że to dobry moment na wprowadzenie jakiejś linii obrony. Wpierw zaczęła obijać piąstkami barki magika, a kiedy to nie podziałało, próbowała pociągnąć go za włosy by przerwać pocałunek, ale i to nie przyniosło rezultatu. Po pierwsze nie chciała mu robić krzywdy, a po drugie… i tak była za słaba, więc wprowadziła w życie plan C. Zaczęła się odpychać rękoma i nogami od ciała dzikusa, lecz ten dość szybko ją spacyfikował. Ze złości ugryzła go więc w wargę i nie chciała puścić.
- Raaarrra… - wrzasnął wściekle czarownik czując ząbki wbite w swoją wargę. Nie mógł szarpnąć za włosy w takiej sytuacji, więc Kamala poczuła silne, i nieprzyzwoicie liczne, palce wsuwające się w jej delikatny obszar, poruszające się nieco gwałtownie. Pewnie i boleśnie… gdyby nie fakt, że figlowali już od dłuższego czasu i jej ciało było gotowe na “intruza”. Wypadało jednak zakwilić i odsunąć się byle jak najdalej od tej strasznej nieprzyjemności jaka ją spotkała. Sundari wymusiła łezki w oczach i spojrzała z wyrzutem i strachem na przeciwnika. By dodać temu spojrzeniu dodatkowej wagi, spróbowała spoliczkować zwyrodnialca, który czyhał na jej niewinność.
- Uważaj kobieto… bo oddam… - odparł “gniewnie” mężczyzna i nie zaprzestał mocnych ruchów dłoni przeszywających łono bardki. Szarpnięciem włosów odchylił jej głowę do tyłu, kąsając delikatnie jej szyję, potem znów w okolicy połączenia z barkiem, potem niżej… pierś, którą dumnie wypięła, zmuszona brutalnością barbarzyńcy. Dzikus Jarvis nie miał dla niej litości, co wielce ją radowało. Niemniej wpierw pozory.
- A ty eunucha zgrywasz, że rozdziewiczacz mnie palcami? Czy może wolisz chłopców, ale próbujesz udowodnić kolegom, że jest inaczej? - syknęła przebiegle i wyczekała moment, by trzasnąć natręta twarz. Niby uderzenie i tak było sfingowane, ale niespodziewanie zapiekło, niczym uderzenie śnieżką.
“Rozwścieczony” barbarzyńca oddał jej za te działania… również uderzając w twarz. Tak by odrobinkę zabolało. Puścił potem kochankę, by chwycić ją obiema rękami za nogi. Następnie rozchylił je łamiąc wszelki opór ofiary i odsłaniając swoją nagrodę, posiadł ją szybko i gwałtownie, ciężarem dociskając swoją dumę do jej kobiecości, by poczuła go w pełni i mocno. I w całości.
Głuchy jęk wydobył się z piersi podbitej niewiasty, a przywoływacz usłyszał jak resztkami sił walczy ona o każdy oddech. Dość niepewne ale czułe objęcia, dały jasny znak, że wszystko jest w porządku, po czym dłonie się jakby zreflektowały i wbiły paznokcie w ramiona kochanka.
- Bijesz się jak baba - fuknęła, rzucając wyzywające spojrzenie.
Sprowokowany tymi słowami Smoczy Jeździec, tym razem porządnie i boleśnie spoliczkował partnerkę, nie zaprzestając kolejnych szturmów biodrami. Był bestią opętaną pożądaniem. Był jej bestią… całującą jej ciało, przeszywającą kobiecość, wystawiającą wytrzymałość dziewczyny na próbę, wypełniając ją swoją żądzą, która paraliżowała jej ciało i odbierała zmysły. Obolały policzek nie przestawał szczypać, płuca zalewała lawa, a w łonie huczała istna pożoga, doprowadzając ją i jego, niemal do zwierzęcego amoku.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 20-08-2019, 18:17   #255
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Gdy odpoczywali razem po całej tej zabawie, wtuleni w siebie nawzajem i rozkoszujący się milczącą bliskością, ktoś zakłócił im tą sielankę. Drzwi wejściowe wydobyły siebie ciche ‘puk puk’ i odezwał się zza nich młody, dziewczęcy głos.
- Jakiś młodzik czeka na was w jadalni. Przybył przed chwilą i zaprasza na śniadanie. Przedstawił się jako Angelo.
Po tych słowach było słychać kroki oddalającej się służki.
Kurtyzana popatrzyła pytająco na ukochanego, nie bardzo chcąc się zbierać z legowiska. Wtuliła się ciaśniej w męskie ramiona i cichutko powiedziała.
- Nie pokazałam ci księgi, a Starzec mi powiedział, że najlepiej jakbyśmy oddali ją Miedzianemu.
- Jeszcze zdążysz mi pokazać. Angelo w końcu zamówił nam śniadanie - mruknął jej czarownik cmokając ją w czółko. - Jeśli jednak chcesz pokazać mi teraz, to możemy trochę kazać mu czekać.
- Nie jamun… on może poczekać - rzekła posłusznie, acz niechętnie, bardka, po czym się zreflektowała. - Księga, ona może poczekać… choć ma płeć mężczyzny, ale to później.
Poklepawszy czule policzek magika, kobieta przeniosła się do pozycji pół siedzącej i popatrzyła na drzwi. - Czyli musimy zejść? - westchnęła ciężko, mamrocząc pod nosem retoryczne pytania. - No to chodźmy… im szybciej zjemy, tym szybciej tu wrócimy.
- W końcu tak - odparł Jarvis czymś zafrapowany. Usiadł i westchnął cicho. - Księga mająca płeć, to brzmi… jak kłopoty.
- Nie, nie… jest bardzo miły… jeśli znasz jego imię. Ucieszył się na mój powrót wiesz? Naprawdę, czułam jak się raduje gdy dotykałam jego okładki. Na pewno i ciebie polubi.
Chaaya nie brzmiała zbyt przekonująco. Mówiła bardziej jak człowiek, który przeszedł pranie mózgu, niźli ktoś przekonany o dobroci tematu rozmowy.
- Jeśli… na dziewięć kręgów... - westchnął wyraźnie zmartwiony chłopak. - Nic dziwnego, że Starzec to doradza.
Po czym uśmiechnął się wesoło do tancerki. - Ale chyba nie znam jego imienia, więc może nie powinienem. Możemy poradzić poradzić później Miedzianego w tej kwestii.
Dholianka w tym czasie zabrała się za zakładanie wczorajszych ubrań.
- Poznasz je… nie pozwolę, by ktoś zrobił ci krzywdę, a Starzec jest zazdrosny i zły. Bo spytałam się o coś księgi i ona odpowiedziała co innego co mówił Starzec, przez co ten wyszedł na głupka.
~ Bo ta księga nie mówi prawdy. Tylko to co chcesz usłyszeć. Paskudny lizus ~ odparł gniewnie smok.
Jarvis również zabrał się za ubieranie, zerkając, od czasu do czasu, na kochankę.
- Dobrze moja śliczna. Przyjrzymy się księdze.
Starał się brzmieć na przekonanego, ale wyszło to mu kiepsko. Tym razem to dziewczyna uśmiechnęła się wesoło, nie słysząc lub nie chcąc słyszeć w jego głosie niepewności.
Gula był miły i uczynny (choć czasem ponury i gburowaty no ale nikt nie jest ideałem) kiedy znało się jego imię, więc nie trzeba się było zbyt przejmować.
~ On się nigdy nie myli ~ zripostowała gadowi w myślach, zacinając się w sobie. O n a wiedziała lepiej i udowodni wszystkim, że ma rację.
~ On ma swoje plany, a ty jesteś częścią nich ~ odburknął Starzec obrażony i dodał. ~ Na swoje szczęście masz mnie. A i ten twój kochanek też zna się nieco na naturze planów i ich mieszkańców, skoro rozpoznał prawdę.
Jego naczynie się obruszyło i aż pacnęło dłonią powietrze obok siebie.
~ Bzdury pleciesz! Zobaczysz, że Jarvis się z nim dogada i pozwoli mi go zachować! Zobaczysz!
~ Bo jest ludzkim samcem. Omamisz go gołym biustem i sarnimi oczkami i zgodzi się na wszystko. JA natomiast tak łatwo nie dam się oplątać. Ale my smoki jesteśmy doskonali. Nie to co wy… ludzie. ~ rozsierdzony Ferragus odbił w kierunku wyższości swojej rasy nad inne.
“Srutu-tutu” odpysknęła wielce elokwentnie Deewani. “Ja też jestem smokiem! To znaczy… będę… kiedyś.”

Kamala ściągnęła usta i wstała, gotowa do wyjścia. Była nieco pochmurna, bo czerwonołuski napsuł jej trochę krwi, że nawet przyjemna obolałość w miejsach intymnych, nie poprawiała jej nastroju.
Przywoływacz również skończył się ubierać i uśmiechnął się do niej podchodząc i pytając, oraz podając dłoń.
- Możemy iść?
- Tak, tak moż… - zaczęła obojętnie Sundari, po czym przypomniała sobie o swojej skazie. Podbiegła więc do lustra i spróbowała zatuszować łuskę na czole, lecz puder nie chciał jej się trzymać.
Zdenerwowana Dholianka tupnęła nogą i kategorycznie odparła.
- N i g d z i e n i e i d ę.
- Co? - zapytał zaskoczony mężczyzna, przyglądając się czujnie ukochanej i jej obliczu. - Czemu?
Złotoskóra nie odpowiedziała, tylko naburmuszona skrzyżowała ręce na piersi i ostentacyjnie odwróciła się od drzwi. Mag westchnął i podszedł do niej.
- Wyglądasz ślicznie Kamalo - zapewnił ciepło, kładąc dłonie na ramionach kurtyzany i cmoknął czule jej szyję. - Zachwycisz wszystkich. Nie masz powodu by ukrywać swoje piękno.
Dziewczyna nadepnęła mu na stopę. Cóż się dziwić, stąpał po cienkim lodzie, więc prędzej czy później musiał się się przemoczyć.
- Nie z a k r y w a m swojego piękna, nie jestem głupia, ale ten smoczy pypeć mnie irytuje! Nawet nie moge go przypudrować! A jak ktoś pomyśli, że nie jestem czystej krwi człowiekiem? JA! Tawaif?! Nie idę! Już zdecydowałam. Zostanę tu na zawsze, trudno, ale nie przyniosę wstydu rodzinie.
~ Smoki są znacznie szlachetniejszymi istotami niż ludzie! Domieszka smoczej krwi czyniłaby kimś więcej… i jest powodem do dumy, a nie wstydu ~ odparł rozsierdzony Starzec, gdy Jarvis rozmyślał nad różnymi możliwościami.
~ Nie jestem żadną kozą co ma nosić rogi, tak samo nie jestem padalcem by mieć na sobie łuski! ~ zripostowała bojowa Chaaya, która podejście do innych ras miała podobne co prawdziwa Laboni. Nieludzie nadają się świetnie na sługi i niewolników, lecz bogowie brońcie by się z nimi krzyżować… i tyle.
- Możemy zamaskować iluzją. Na razie założę ci mój kapelusz i zmienisz go w jakąś tiarę, lub opaskę która ukryje to znamię. A potem… w La Rasquelle magia kosmetyczna nie jest aż tak znowu droga - zaproponował czarownik.
- Bzdura! Z pewnością nie założe twojego śmierdzącego kapelusza. Chcesz go nosić w porządku, taka u was panuje moda, ale ja ci powiem, że ten rondel nadaje się jedynie na doniczkę. - Bardka ruszyła w kółeczko dookoła kochanka, wydeptując rytm swojego gniewu.
- I że co mam robić? Bo nie dosłyszałam? Mam się ukrywać pod jakąś magią?! Jestem na to za piękna i za droga by iść do jakiegoś białolicego szarlatana. Mam swój honor! I… i dumę! I… i… co ja jestem jakiś tchórz czy co?
- Kapelusz jest tym czym zechcesz… służy do zmiany wyglądu stroju - przypomniał jej jeździec Godivy i spojrzał na nią zamyślony. - Jesteś za dumna by iść ukryć pod magią swój mały klejnocik, ale nie dość by się do końca życia ukrywać w komnacie?
Złośnica otworzyła i zamknęła usta jak rybka wyrzucona na brzeg, zaraz jednak spurpurowaiła na twarzy, a oczy roziskrzyły się gniewem.
- Ja to robię w trosce o honor mojej rodziny - burknęła, przyspieszając kroku swoich korowodów.
- No to obronisz swój honor ukrywając łuskę pod kolorową chustą, a potem magią, aż znajdziemy sposób na zamaskowanie. Tyle, że ja nie znam się na makijażu i byś musiała mi pomóc znaleźć specyfik, który mógłby rozwiązać nasz mały problem - zasugerował przywoływacz wzdychając ciężko.
Kamalasundari zatoczyła kolejne kółeczko wokół rozmówcy, po czym odsunęła sobie krzesło i zasiadła przed lustrem, zadzierając dumnie nosa.
- Nie-e - stwierdziła butnie.

“Ihihi patrz Staruszku, kłócą się, kłócą” zagadnęła smoka Deewani wyraźnie zadowolona. Na chwilę odłączyła się od oryginału i zleciała do kontemplującego gada, lądując mu na pysku, tak, że przytulała swoją buźkę w miejsce między jego ślepiami.
~ O głupoty. Ona tu utknie i już nigdy nie opuścisz tego pokoju ~ przypomniał jej Ferragus.
“Jak to na zawsze?” zdziwiła się chłopczyca. “A ty mnie nigdzie nie zabierzesz?”
~ Wpadnę w czarną rozpacz i nie będę miał siły woli, by wpuścić kogokolwiek we wspomnienia ~ załamał się biedny antyczny smok, łgając nieprzeciętnie.
“C-co?” Maskę zamurowało. Łyknęła wszystko bez mrugnięcia okiem. Po chwili dziewczynka zniknęła wracając do sióstr, by zawalczyć o dobre samopoczucie swojego pupilka.

- Dlaczego nie? - zapytał czarownik opierając dłonie na jej ramionach i nachylając się ku niej, cmoknął jej ucho. - To tylko rubinowy punkcik na twoim czole. Dałoby się go jakoś zamaskować. Z daleka nawet nie wygląda jak łuska, tylko jak klejnocik.
Kurtyzana dotknęła łuski na czole, pocierając ją palcem. Zafrapowała się mocno, iskając delikatną skórę, aż się zaczerwieniła.
- Axamander zobaczy…
No tak, a więc chodziło o innego mężczyznę?
- Powiedział, że na nasze spotkanie mam się ubrać ryzykownie… co to w ogóle znaczy? Mam przyjść nago czy jak? Nie ważne… wiem na pewno, że chusta nie wchodzi w rachubę, bez chusty też… Będzie zadawać pytania, albo robić aluzje, że mamy ze sobą coś wspólnego. Nic nie mamy i nic nigdy nie będziemy mieć wspólnego. - Napuszyła się z pewnością bardzo groźnie, ale w odbiciu lustra przypominała raczej kuropatwę.
Niemniej bystre oczka Chaai dostrzegły w lustrze coś więcej. Zimne spojrzenie drapieżnika, gniewne zerkanie zza okularów. Zazdrość. Jarvis nosem wyczuwał konkurencję i czuł zagrożenie.
Nie potrafił tego dobrze zamaskować, ale był o swoją narzeczoną zazdrosny.
- Wyzywająco… oznacza dekolt odsłaniający piersi, gorset podkreślający talię, rozcięcie sukni odsłaniające udo. Koronkowe pończoszki i rękawiczki. Strój który wabi ku ciału i rozpala myśli. - Niemniej wyjaśnił swojej kochance czego diablik od niej oczekuje.

Słuchając odpowiedzi w kobiecie zaszła nagła zmiana. Uspokoiła się nieco, a wzrok jej się wyostrzył, tak jak wtedy, gdy intensywnie nad czymś myślała - był to wzrok wirtuoza, który zaczyna dostrzegać sploty i twórcze obrazy.
- Ach… tylko tyle, no tak. To… nie takie trudne - mruknęła spolegliwie, nawijając kosmyk włosów na palec. - Mogę założyć zieloną sukienkę… i gorset, o… i pas z podwiązkami, koniecznie czerwone pończochy by pasowały do podszycia… wtedy ta łuska mogłaby być swoistym… makijażem… nie bardziej biżuterią. W porządku… chyba mam pomysł. To co… idziemy?
- Obym zdołał potem utrzymać dłonie przy tobie wystarczająco długo - mruknął jej do ucha magik cmokając je.


Para zeszła na dół. On nieco zazdrosny, a ona cała w skowronkach, jak zwykle leciutka jak obłoczek i rozszczebiotana jak skowronek. Problem cętki na czole jakby całkowicie wyparował.
Co od razu poprawiało humor przywoływaczowi, nawet jeśli powodem radości był rywal. Nie potrafił być ponury, przy jej uśmiechu.
Złotoskóra usiadła przy stole witając się z chłopcem. Była wielce rada z jego dobrego wyglądu, widać było, że mu się powodzi, a i z pewnością jak dorośnie, stanie się wielce przystojnym kawalerem. Sundari zapytała co u Beatrycze, po czym wypatrzyła tajemniczy pakuneczek, zastanawiając się co się w nim kryje.

“Na pewno prezent dla mnie” stwierdziła podekscytowana Deewani.
“Durna!” obruszyła się Seesha. “To na pewno prezent dla mnie!”
“Obie jesteście głupie, to na pewno smoczek dla mnie” skrytykowała siostry Ada.

- Wpierw chciałbym rzec, że śniadanie jest na mnie - odparł z dumą młodzik. - Dostaję tyle kieszonkowego, że mnie na to stać. A jestem wszak winien wam za tamten raz. Siostra się pilnie uczy u niejakiej Cienistej Burzy, terminuje też u gnoma i dużo czyta. Bo zarówno wynalazca podrzuca jej tomy, jak i Dziadziunio.
~ Dziadziunio… a to się dostało Miedzianemu. Boki zrywać. ~ Zarechotał szyderczo Starzec. ~ Ale tak to jest, gdy się pobłaża pisklakom.
“Staruszek jest zazdrosny? Czy mam do Staruszka mówić baba?” spytała Odważna maska, czując potrzebę wspierania kruchego i biednego jaszczurka na dnie duszy.
~ Oczywiście, że nie! Jestem Starzec! Najpotężniejszy czerwony smok, jaki istniał ~ odparł butnie Ferragus. ~ Nie potrzebuje poklepywania po łebku, jak jakiś metaliczny.
“Nie prawda. Gula obalił twoją tezę” odparła Deewani bez cienia drwiny w głosie. Skrzydlaty był jej i tylko jej i była z niego baaardzo dumna, pomimo, iż trafił jej się nieco głupawy i pierdołowaty staruszek.

- O samej Cienistej Burzy za wiele nie wiem. Nosi maskę, jak w wielu w kryjówce. I jest tajemnicza. I… - Angelo westchnął. - ...Beatrycze niemal ją małpuje w zachowaniu.
- A ty? - zapytał czarownik.
- A ja studiuję u notariusza. Czyli jestem jego chłopcem na posyłki. Przynoszę i odnoszę dokumenty. Poznaję prawo od praktycznej strony. A poza tym mam wielu nauczycieli. Szermierki, etykiety, fechtunku, akrobatyki… - Kolejne słowa wypowiedział ciszej lekko zawstydzony. - ...otwierania zamków i fałszowania dokumentów.

“Jaki on sssłodki” ozwała się Umrao i z jakiegoś powodu brzmiała bardzo… baaardzo niepokojąco. Groźnie… Drapieżnie. “Już ja bym uczyniła z niego dumnego mężczyznę… och haaaiii…” Westchnęła w lubieżnym uniesieniu i jak na złość… zainteresowała się swoją koleżanką gadającą ze smokiem.
“Co tam robicie kochani? Rączki macie na kocyku?”
~ Co ty sobie wyobrażasz. Zapominasz, że ja jestem smokiem, a ona młodziutką dziewczynką. Jeśli miałbym szukać samicy, to statecznej, potężnej i z dużym legowiskiem. Bo zapewniłbym jej sporo jaj ~ zraniona niedawno duma sprawiała, że Ferragus przesadzał z podkreślaniem swojej męskości.

Chaaya pokiwała głową, nie za wiele się odzywając. Jej ręka zawędrowała pod stołem na strategiczne miejsce wybranka i ścisnęła je z tajemniczym uśmiechem na twarzy. Ta to była zmienna… gorzej niż pogoda w górach. Jarvis spojrzał na nią uśmiechając się drapieżnie, po czym przybrał bardzo obojętną minę… rzucając swojej kochance wyzwanie, pomimo tego, że był na wielce straconej pozycji.
- Czyli… nieźle wam się tam wiedzie? - zapytał uprzejmie.
- Tak. Mamy nawet kilka godzin dla siebie. Co trzeci dzień - odparł z uśmiechem Angelo i dodał. - Tyle, że Beatrycze majstruje wtedy przy mechanicznych zagadkach swojego mistrza lub opracowuje pułapki… takie, jak to ona je nazywała? Humanitarne.

To… nie było zbyt mądre posunięcie ze strony antycznego. Wzbudził w namiętnej masce zainteresowanie, które zaczynało przeradzać się w niezdrowe podniecenie.
“Już nie bądź taki pruderyjny… nie jeden chciałby przelecieć tą… młodziutką dziewicę i to jeszcze na takie sposoby, że wy smoki sobie tego nawet nie potraficie wyobrazić.”
Zbliżała się… Umrao była coraz bliżej. Była rozgrzana i ciekawska.
“Ale masz rację kochaniutki… potrzeba ci dorodnej samiczki z dużym, pełnym biustem i szerokim tyłkiem. Jestem na twoje rozkazy, jestem doświadczona i wiem, że spełnie twoje zwierzęce zapędy mości, wielki i wspaniały sssmoku.”
“Umri… weź się zmyj co? Ble… niedobrze mi od tych twoich prątków czy co tam rozsiewasz. Staruszek jest mój. Nie złapie się w twoją sieć! Prawda? Prawda?” Chłopczyca schowała się przed siostrą, za swojego ulubieńca. Cóż. Nawet Odwaga musiała ustąpić przed Pasją.
~ Ja jestem smokiem biuściasta dziewuszko. SMOKIEM. Potężną czerwoną bestią. W której piersiach płonie ogień! Żar smoczej pasji to coś, przy czym ludzkie umizgi są tylko cieniem pożądania. Gdy jesteśmy w rui skały podskakują. Ba nawet w ludzkiej postaci, smoki są straszliwymi kochankami. ~ Starzec w swojej tyradzie nie zauważył, że ostatnie zdanie można zrozumieć na dwa przeciwstawne sposoby. ~ Nie wytrzymałabyś długo takiej fali pożądania.
Puszył się dalej pokazując maskom ponownie, że na kobietach nie zna się w ogóle. I łatwo go podpuścić.

Tymczasem Dholianka ścisnęła parę razy swój słodki skarb, po czym nie odrywając spojrzenia od paplającego chłopca rozpięła powoli, guzik za guzkikiem, spodnie przywoływacza, po czym wsunęła paluszki, by dalej drażnić lwa w kryjówce.
- Mhmm… - Potakiwał czarownik czując dłoń obejmującą jego męskość, która była coraz mniej elastyczna.
- A ja jestem już zaufanym Dziadziunia. I właściwie zlecił mi pierwszą tajną misję. - Angelo poklepał czule pakunek. - Ale o tym po posiłku. Czas jeść! Zamawiajcie co chcecie. Mam przygotowaną kieskę na ten cel.
Po czym przywołał służkę, by ta odebrała zamówienia.
Tawaif się nie cofnęła, wyznając zasadę, że “niewinny nie ucieka”. Jakiekolwiek zabieranie ręki z “kolan” lubego, można było opacznie odebrać, więc przyozdabiając twarz w nieco wyzywający, wilczy uśmieszek. Zamówiła nieco smażonych kiełbasek i jajek na twardo, po czym zwróciła się do młodzika.
- Ach misje! Uwielbiam misje, zawsze są takie ekscytujące i pełne niespodzianek. Pamiętam jak dziś swoje pierrwsze zadanie jakie zleciła mi moja nauczycielka. To były czasy… A powiedz odwiedziłeś ty Sroki? Czy nie zapuszczałeś się na tereny doków?

“Podssskakują kamienie… Chodź Ssstarcze, pójdziemy gdzieś w odosobnione miejsssce. Tylko ty i ja…”
Dłonie maski były rozpalone i niewygodnie ciepłe. Kiedy muskały w dwuznaczny sposób róg smoka, czuł dziwną wilgoć… tak jakby w powietrzu? Mała Deewani skitrała się jeszcze głębiej pod jego łapami, jakby sie bała odkryci,a bądź poparzenia. Jej instynkt podpowiadał, że trzeba wiać.
~ Niby po co. Ja jestem wielkim smokiem, ty mięciutkim dziewczęciem. Czym ty mogłabyś skusić tak potężną bestię? ~ Napuszył gad czując się niepewnie pod dotykiem Umrao. ~ Smoki kąsają podczas rui, czasem do krwi. Jesteśmy dzikie bestie nawet w miłości… nie miękkie jak ludzie. Trzymaj się swoich ludzkich kochanków.
“Och mój czerrrwoniutki… żyjemy w świecie fantazji. Mogę być ci smokiem lub smoczycą, ty mi mężczyzną lub kobietą… psem jeśli chcesz, koniem… nie brzydzę się brudnej roboty. Zaopiekuje się tobą…” przekonywała rozpalona namiętność, liżąc lubieżnie poroże skrzydlatego. “Będziemy mogli poszaleć… tylko ty… i ja… i nieograniczone możliwości sensualne.”
Łobuzica zaczynała kopać pod sobą dołek, jakby chciała się przekopać na drugą stronę jaźni i uciec jak najdalej.

Szczęściem dla Jarvisa, Chaaya przejęła rozmowę, bo i ciężko mu było myśleć, gdy palce kochanki tańcowały po wrażliwym fragmencie jego ciała. Angelo zaś uśmiechnął się nieco i rzekł.
- Byłem u Tili i powiedziałem im tyle ile mogłem. Przyjęli to… - Młodzik zamilkł, by dodać dyplomatycznie. - ...dobrze. Zaoferowałem się, że nadal będę ich uczył. Nie tak często co prawda, ale zawsze to coś. Szkoda. że nie mogłem ich wziąć ze sobą, ale znajdę sposób by im pomóc w przyszłości. Dziadziunio nie powinien mieć nic przeciw.

Inny smok miał za to dużo przeciw. Bardzo dużo i zapewne zapragnąłby wykopać podobną dziurę w umyśle bardki, ale ego nie pozwalało mu skapitulować.
~ Ale wiesz… smoki jedynie w okresie rui kopulują. A teraz tego okresu nie mamy. Musimy poczekać ~ próbował się wymigać.
“To znaczy… że w reszcie roku jesteś… imp...impotentem?” ostatnie słowa, Umrao szepnęła jakby wypowiadała nazwę jakiejś wyjątkowo przykrej i krępującej choroby.
“Jakiś ty musisz być biedny i wyposzczony… mój ty biedaczku…” Westchnęła współczująco wtulając swój biust w pysk gada, polerując nim jego łuski. Lubość z jaką to robiła, przekładała się wprost proporcjonalnie na przyrodzenie maga. Tawaif nie hamowała się w niczym. Drażniła swoją bestyjkę do kresu sił i nie pozwalała tak łatwo się poddać.

- Natomiast co do mojej misji, to dotyczy was. Dziadziunio ma dla was propozycję i prośbę zarazem. - dodał Angelo cicho i “tajemniczo” i rozejrzał się dookoła starając się dostrzec potencjalnych ciekawskich. Wyglądał przy tym bardzo podejrzanie.
Smoczy Jeździec jednak tego nie zauważył, skupiony na jedzeniu i kontroli oddechu, by głosem nie zdradzić efektów polerowania przez kurtyzanę jego “rogu”.
- Aćha… chłopcze, jeśli to ma być tajemnica to nie strzelaj wzrokiem na boki, bo od razu widać, że coś knujesz - skarciła ucznika Kamala, nabijając kiełbaskę na widelec i z szerokim uśmiechem odgryzła jej kęs. Jej ząbki stuknęły głośno o siebie, a sama panna z demonicznym wyrazem popatrzyła na kochanka. Zdając sobie sprawę za co teraz go trzymała… można się było przerazić.
Jarvis jednak nie wydawał się przerażony, tylko spoglądał na bardkę wzrokiem pełnym żaru, pełnym obietnic i gróźb zawsze lubieżnych.
- No tak. Jeszcze wiele muszę się nauczyć - odparł speszony młodzian. - Opowiem wam po posiłku.
Sundari skupiła się więc na jedzeniu, co na szczęście dla mężczyzny skutkowało spowolnieniem zabawy dłonią. Najwyraźniej chciała finał zachować dla siebie, gdy będą sami w alkowie. Odczekała chwilę, aż jego zapał nieco opadnie i ponownie zabierała się do zabawy. Tylko ostrożnie, byleby nie przesadzić.

W głowie złotoskórej pojawiły się lubieżne wizje i jęki. Jarvis pokazywał ukochanej jak i w jakich pozycjach zamierza ją ukarać. Co tylko dorzucało drwa do ognia.
~ Imp... Impo… Impotent?! Dobre sobie ~ burknął oburzony gad, którego kruche ego zostało nakłute. ~ Wiedz moja droga, że smoki nie bywają impotentami. Jesteśmy bardzo sprawne cały rok… czego dowodem są te wszystkie mieszańce półkrwi. Miedziany najwyraźniej nie zaniechał cielesnych rozrywek. Po prostu my nie bawimy się w te całe romanse tylko podczas rui przechodzimy od razu do rzeczy. I nie kochamy… znaczy emocjonalnie…. samica jest po to aby mi ulec i poddać się mojej maczudze. A potem… niech leci złożyć jaja.
Ferragus wyjaśniał wielce dotknięty tajemnice smoczych relacji.
“No to co mnie straszysz?! Myslałam, że ci w ogóle nie staje… tak jak Nveryiothowi. W takim razie jak u ciebie wszystko działa, no to na co jeszcze czekamy? Romansować to ty se możesz z Jodhą, mnie te sprawy nie interesują. Liczy się tylko twój kutas i to co możesz z nim zrobić. Chodź. Nie marnujmy czasu!” zaordynowała gotowa do akcji maska, której nikt nie chciał się sprzeciwić. Nawet wspomnienie Laboni.
A co się zaś jej tyczy to… ta biadoliła gdzieś w bezpiecznej sferze myśli innych emanacji.
“Ta kobieta od zawsze będzie moim koszmarem. Piętnem. Jedną, wielką pomyłką wychowawczą…”
~ Nie jestem w nastroju. Mam plany do opracowania. Intrygę do przygotowania. Nie mam czasu na błahe rozrywki ~ burknął smok, którego wizje wysyłane przez czarownika nagle zaczęły niepokoić.
“A co ty, do wszystkich diabłów, baba jesteś?!” obruszyła się rozeźlona panna, która miała dość proszenia się o laskę. “Nie teraz kochanie, bo mnie głowa boli?! A do czorta z tobą stary zgredzie! Nawet się zabawić nie można!” fuknęła Umrao, a jej agresja spowodowana niewyżyciem, zaczęła wrzeć i kipieć w całej tancerce.
~ Dobraa… mogę poświęcić ci chwilkę swojego czasu, byś mogła poznać czym jest smoczy kochanek. Ale krótko ~ syknął poirytowany smok. ~ Mój czas jest cenny.
Poza tym… i tak potrzebował ją połknąć, by związać ze sobą, otworzył więc paszczę.
~ Wskakuj ~ zażądał, ale spotkał się z mało przychylnym odzewem.
“Łaski bez łachmaniarzu, znajdę sobie lepszego od ciebie, co nie będzie mi kręcił nosem jak Laboni podczas cioty!”
Maska jak się szybko pojawiła to i tak szybko zniknęła. Tylko Deewani została w swoim małym schronie, cicho się śmiejąc ze Starca.
“Ale ci pocisnęęęła… o jaaaa… nie była tak zła od… od kiedy się dowiedziała, że Ranveer nas zdradza. Ho ho…”
~ Zdecydowanie ma o sobie za duże mniemanie ~ mruknął Antyczny, lecząc słowami swoje ego. ~ To ja łaskawie poświęcam jej uwagę i zgadzam się na jej kaprys. Myśli, że może pomachać mi biustem przed nosem i padnę na cztery łapy jak piesek? Jestem czerwonym smokiem, a nie jednym z ludzkich gachów, których mogłaby sobie od tak okręcić wokół palca.
“Tak, tak Starrruszku.” Chłopczyca słuchała go tylko jednym uchem. “Wydaje ci się, że wiesz jak wygląda piekło… ale właśnie uniknąłeś zaruchania na śmierć. Biedny Jarvis… albo Axamander… coś czuje, że jeden z nich dzisiaj definitywnie i ostatecznie polegnie.”
~ Myślałem, że oni to lubią. Ludzie czerpią z tej fizycznej aktywności strasznie dużo przyjemności. Nie wiem czemu ~ odparł filozoficznie Ferragus mimowolnie zdradzając niewielkie doświadczenie w tych sprawach.

Tymczasem posiłek się zakończył i Angelo mógł przejść do sedna sprawy.
- Dziadziunio dowiedział się, że zostałaś wybrana przez niejakiego Axamandera do pomocy przy jego wyprawie. Bardzo mu zależy na tym, by ktoś tam reprezentował jego interesy. A to oznacza, że chce stamtąd wydobyć “Księgę zagadek Hed”. Wszystkie trzy egzemplarze. A jak się nie da to zniszczyć je. Żeby nie wpadły w nieodpowiednie ręce - wyjaśnił cicho.
Dholianka na zmianę, raz rozpalała czarownika, raz pozwalała mu ochłonąć w nieustającej bolączce niespełnienia, wyraźnie będąc przy tym nieobecną. Jej spojrzenie było ciężkie, nieco rozmyte, wilgotne jak nasiąknięty deszczem mech. Oddech zaś dobitny i pełny, unosił jej piersi raz w górę raz w dół, niczym wzburzone, morskie fale.
- A czy ten twój Dziadziunio wspominał coś o zapłacie? Nie chcę być niemiła… ale sam mółgby się pofatygować po te książki. Nie ma daleko…
- Wiedza, skarby, pieniądze lub przysługa. Wybór zapłaty należy do was - odparł chłopiec i podrapał się po czole. - Hojnie zostaniecie wynagrodzeni bez względu na to którą wybierzecie.
- Raczej JA wybiorę - sprostowała bardka. - To mnie zwerbowano, to moja misja… Jarvisowi nic do tego.
- Tak - zgodził się potulnie mag. Nic dziwnego zresztą, w jej palcach była jego buława.
- Dziadziunio obiecał, że da wam coś przydatnego i cennego… jedną z tych nagród. I… - Pogłaskał delikatnie klatkę z której wydobył się cichy pisk. - Dał mi do przekazania wam posłańca, którego wyślecie z raportem na temat wykonanego zadania, jak już je zrealizujecie.
- Och, och, och! Daj mi go, daj! - Rozemocjonowała się tawaif wyciągając obie ręce w kierunku pakunku. Przywoływacz nie miał złudzeń, że kobieta właśnie straciła nim zainteresowanie.
Nie wiedział czy się tym martwić, czy cieszyć. Niemniej radosna mina kochanki i jej entuzjazm rozgrzewał jego serce.
Pomógł więc Angelo postawić na stole klatkę z pyraustą. Kamala przyciągnęła smoczka do siebie i ostrożnie uniosła klatkę, tuląc ją do piersi.
- Czy to wszystko? - Nawet jeśli nie, to Sundari już i tak wstała. - Dam znać twojemu Panu jak poszła wyprawa, dziękuję za śniadanie, było pyszne… ale sprawy wzywają - odparła na odchodnym, słodko cmokając w kierunku gadzinki o robaczkowych skrzydełkach.
Ta przyglądała się paciorkowatymi oczkami, podlatując czasem do prętów. Przywoływacz tymczasem pośpiesznie porządkował garderobę, żegnając się z młodzikiem.
A następnie pospiesznie ruszył za narzeczoną.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 21-08-2019, 11:04   #256
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Panie i Panowie! W końcu! Oto, właśnie, nastał przed wami ten wielki dzień. Dzień długo przez was oczekiwany! Zwycięstwo władz jasności nad ciemnościami!
Marzenie się spełniło, bo oto właśnie, tu… w tej chwili, trzymamy w rękach słodki owoc waszych odwiecznych pragnień! Święty Grall! Oko Pireony! Ambrozja wiecznej młodości! KAMIEŃ FILOZOFICZNY!
Panie i Panowie! My! Bogowie! Składamy wam najszczersze gratulacje! Możecie wstać z klęczek i przyjąć swoją nagrodę…
Chaaya niosła ostrożnie klatkę, wpatrując się w swój skarb. Modliszkowy smok. Pyraustę. W końcu… po tylu latach walk, głodu, chorób, niesprawiedliwości i biedoty, dostała swojego własnego chowańca! Czuła się prawdziwym zwycięzcą - w pół, w pół zwycięzcą, bowiem jedno niemożliwe się ziściło, ale czekało na nią drugie jeszcze bardziej niemożliwe.
Miała jeńca, niewolnika i musiała go teraz wytresować. O tak… nie odda swojego ssskarbu za żadne rzeczy. Był jej. Wyśniony! SPEŁNIONY!
- Hr akra, hr awiz, hr pero… - szeptała czule w smoczym języku, naciskając klamkę zadkiem i cicho wchodząc do sypialni.
„Mój słodki, mój wyśniony, mój wspaniały…”
Tylko jak do cholery tresuje się smoki? Kurtyzana nie miała pojęcia jak wytresować wielbłąda, a co dopiero zwierze, które nie tylko należy do lądu, ale i powietrza.
Nie ważne. Odepchnęła nogą drzwi, by te z trzaskiem się zamknęły, po czym ułożyła drakona na łóżku i sięgnęła po swoją torbę.
Już ona się dowie jak tresować smoki. O tak!

Wyciągnąwszy wielki tom okryty czarnym jedwabiem, cały wymalowanym w ochronne runy, glify, pentagramy i heksagramy i inne magiczne symbole, które miały powstrzymać to co otulały przed wydostaniem się do tego świata, bardka ułożyła się brzuchem na poduszkach. Zadarła nóżki do góry, bawiąc się stopami w powietrzu. Rozwinęła materiał i dotknęła obrzydliwie miękkiej i ciepłej okładki.
Udręczone, mileniami okropnego więzienia, oczy, spojrzały nienawistnie w kierunku dziewczyny z taką mocą, że ta mogłaby się krystalizować w powietrzu.
Dholianka uśmiechnęła się czule i otworzyła księgę na pustych stronach z daemoniej skóry.
- Hithrik ne gala, o bahut bala, gul Gula, me apke se tumhero, jai ka lao… - wyszeptała przepraszająco, bawiąc się zębatym obramowaniem artefaktu. - No już… nie złość się tyle… musiałam uciec z kochankiem i nie mogłam cię zabrać, byłeś bardzo pilnie strzeżony… ale zobacz, znowu jesteśmy razem. Będę ciebie czytać codziennie… tak jak kiedyś, pamiętasz? Oj nie chmurz się tak, takie jest życie, ja urodziłam się kurwą, a ciebie zredukowali do księgi. Nie ma co rozpaczać… poopowiadamy sobie historie, choć ty pewnie i tak już wszystkie znasz. - Tancerka zaśmiała się dziecinnie i nawinęła kosmyk włosów na palec. Zastanowiła się nad sformułowaniem pytania. Popatrzyła na małego smoczka, rozczulając się nad jego kruchością.
- Powiedz mi… czy ktoś kiedykolwiek wytresował pyraustę? A jeśli tak, to czy napisał jak to zrobić?

Powietrze wokół leżącej nieco zgęstniało… bardziej od napięcia Kamali w oczekiwaniu na odpowiedź, niźli z powodu zaklętej mocy w księdze. Po chwili oczy Sundari rozbłysły błękitną poświatą, gdy pierwsze litery tekstu zaczęły systematycznie zapisywać karty.
Ferragus rozpoznał język, a w zasadzie nie rozpoznał, bo go nie znał, co nie zmieniało to faktu, że perfekcyjnie rozumiał co czyta. Miał przed sobą bardzo starą encyklopedię na temat smoków i ich spowinowaconych odłamów. Dość dokładna i nieco sucha w swojej akademiczności. Zapewne dzieło to było spisane przez jakiegoś arcymaga, który poświęcił całe swoje życie na badaniu smoczej rasy. Niezbyt dobrze się z tego wywiązał, bo czerwone smoki nie były krótkowzroczne i łatwo ulegające czyimś wpływom. Sam był tego dobrym przykładem.

Niestety…”odpowiedź” księgi nie podobała się Chaai. Kolejne wersje rozwiewały jej nadzieję, bowiem by uczynić pyraustę swoim chowańcem musiała być magiem. I to nie prostym uczniem sztuki magicznej, ale czarownikiem stosownej potęgi. Co więcej, pyrausty były nieco inteligentniejsze niż zwykłe zwierzęta, dumniejsze i bardziej lojalne. Zazwyczaj pokładały swą lojalność w prawdziwych smokach.
Przymuszony do posługi osobnik nie mógłby zostać w ogóle chowańcem, bowiem potrafił się zagłodzić na śmierć… lub też uciec przy pierwszej okazji.
~ Och… czyżby genialna księga nie miała rozwiązania twojego problemu? Nic dziwnego skoro cała jego mądrość, jest pożyczona z zapisanych tomów ~ szydził Starzec zadowolony. ~ Na szczęście JA mam rozwiązanie. MIedziany może dać ci jedną pyraustę jako sojusznika w ramach nagrody za lojalność. I wtedy dostaniesz swojego zwierzaka… ~ Zadumał się po chwili drapiąc pazurem po pysku. ~ ...choć drażni mnie myśl, że Miedziany doskonale wiedział jak zareagujesz na taką klatkę.
~ Zaczynam rozumieć dlaczego tak wiele ludzi podąża za przewodnictwem tego dziada. W przeciwieństwie do ciebie, spełnia on pragnienia swoich sojuszników ~ fuknęła gniewnie, mocno rozczarowana kurtyzana.
Pstryknęła palcem grzbiet księgi.
- Postaraj się bardziej, chce wiedzieć jakie lubią smakołyki, wszystkie - mruknęła do zaklętego niewolnika, przyglądając się jak niewidzialna dłoń zaciera pismo i zaczyna pisać od nowa, kolejne teksty.
~ Ponieważ jest miedzianym smokiem. One są słabe i potrzebują sojuszników. Ja nie ~ odparł z dumą Ferragus, podczas gdy księga pokazywała kolejne teksty. Tym razem demonologiczne. Bo jej rozwiązaniem było opętanie ciała pyrausty za pomocą jakoś małego demona.

Kobieta warknęła gniewnie na starcze utyskiwanie antycznego gada.
~ Ach tak? Przypomnieć kto potrzebował pomocy, by uciec ze swojego opętanego ciała? Nie pyskuj mi tu, lepiej powiedz jak te małą france przekupić na swoją stronę, bez proszenia się u chlapoustego ~ burknęła wyniośle, zamykając tom i grożąc palcem przed oczkami Guli.
- Nie chcę nikogo opętywać, mówiłam o przekąskach! Prze-ką-ski! Chce go przekupić jedzeniem… i nie, nie chce propozycji piekielnego jedzenia, a jedynie ich naturalnego, ze środowiska w którym żyją. Na prawdę… z wami facetami to czasem trudno się dogadać - westchnęła na koniec otwierając księgę jeszcze raz.
Niestety kolejne odpowiedzi nie przynosiły pomocy. Karmienie krwią wampira, nekromancja… zarówno opętanie duchem, jak i uczynienie z pyrausty zombie. Księga nie miała odpowiedzi, która mogłaby tancerkę ułagodzić. Jedynie informacje o nawykach żywieniowych zwierzaka.
Tymczasem Jarvis podszedł do swojej kochanki i przysiadł się przy niej. Skupiony na złotorkórej głaskał ją czule po puklach włosów. Chaaya szykowała się do kolejnego ataku na opornego bibliotekarza, kiedy drgnęła zaskoczona czyjąś obecnością. Zamknęła wolumin i nakryła go ochronnym jedwabiem.
- A-Angelo już sobie poszedł? - spytała zdziwiona i nieco rozkojarzona. - Mówił coś jeszcze?
- Nie, pożegnał się tylko. A ty łobuzowałaś podczas posiłku. A gdyby cię tak przyłapał na zabawie? Zobaczyłby w tobie… kobietę. A ja obiecałem ci zemstę - mruczał czarownik już całując i liżąc ucho tawaif.
- Tylko się z tobą droczyłam - usprawiedliwiła się “niewinna” psotka, siadając w pieleszach. Przyciągnęła do siebie zawiniątko i poklepała je. - Później się pobawimy, chcę byś kogoś poznał - odparła całkiem poważnie. Była przy tym skupiona, jakby rozgrywała teraz bardzo ważną potyczkę w szachy.
- Liczę na to, że się oboje polubicie, a przynajmniej ty polubisz jego, bo on… cóż, czasem bywa kapryśny i raz jest miły i uczynny, a raz tylko łypie na ciebie okiem jakby cię chciał zjeść. - Kobieta zerknęła na smoczka w klatce i odwróciła się do niego plecami.
~ Nazywa się Gula. To jego prawdziwe imię. Jeśli chcesz z niego korzystać, musisz je wypowiedzieć na głos przed użyciem, w innym wypadku połknie cię jak całą spisaną wiedzę tego świata ~ wyjaśniła poprzez telepatię, by przypadkiem mały, skrzydlaty podsłuchiwacz nie przekazał tej wieści dalej. Następnie położyła księgę na kolanach mężczyzny, dając mu wybór, czy chce ją odwinąć z jedwabiu, czy nie.
~ Czyli nie teraz chyba? ~ Mag zerknął na pyraustę, a potem na narzeczoną. ~ A jakie magiczne słowo pozbawia moją żo… przyszłą żonkę całego stroju? Chciałbym się go nauczyć.
~ Jarvisie… ~ Kamala mentalnie skarciła ukochanego, ale na jej buzi nie było złości. Uśmiechnęła się czule i pocałowała jego usta, raz i drugi, bardzo delikatnie.
~ Laboni nakazała mi go ukryć przed bratem i siostrą, którzy pojawili się w naszym wymiarze. Starzec chce go oddać Miedzianogłowemu, zupełnie nie wiem dlaczego. Może nam się przecież przydać, prawda? ~ ostatnie zdanie, było niemal błagalne.
~ Myślę, że księga powiedziałyby ci czemu. ~ Westchnął przywoływacz, a potem pogłaskał policzek złotoskórej. ~ Ukryjemy u Miedzianego niego pierścionek z natha. Księgę możesz zostawić sobie.
Sundari uniosła wysoko brwi. Chwilę myślała, wpatrując się w ciemne oczy rozmówcy, po czym pokręciła charakterystycznie głową i zaśmiała się radośnie.
- Widzisz? Mówiłam ci, że teraz będziemy już razem - zwróciła się do księgi, klepiąc ją okładkę jak w bębenek. - Nie drocz się już tak, bo i tak wiem, że się cieszysz.
- To jak z tym magicznym słowem na rozbieranie? Dręczyłaś mnie cały posiłek… czas na zapłatę za swoje figle - pogroził ukochany, mogąc tymi słowami radować Umrao. Przynajmniej pod tym względem kochanek tawaif sprawdzał się idealnie. Rozzłoszczona maska nieco się rozweseliła, już prawie czuła, że oto nadszedł jej moment, ale inne siostry były zbyt uradowane zwycięstwem nad zrzędliwym Starcem.
“Gula zostaje!” wiwatowały gromko. “W końcu rzecz, która jest nasza i tylko nasza i możemy jej używać kiedy chcemy!”
Najwyraźniej nie wszystkie przełknęły fakt, że wybranek zainkasował dla siebie oba magiczne pierścienie.
“Gula srula” burczała Deewani, nadal martwiąca się domniemanym smoczym zasłabnięciem w niedalekiej przyszłości.
~ Bo go wodzicie za ogon. Tak to jest z ludzkimi samcami. Godne pożałowania istotki, myślące swoim przyrodzeniem ~ mruknął pogardliwie czerwonołuski. ~ My smoki mamy lepiej. Nie znamy miłości tylko ruję.

Tymczasem Dholianka zestawiła księgę na podłogę i położyła na niej klatkę ze smoczkiem.
- Wypuściłabym go… ale czy nie ucieknie? - martwiła się na zapas, gładząc pręty małego karcerka. - Nie chcę by się nudził, albo czuł się w potrzasku…
- Nie ucieknie dopóki jest na misji - przypomniał jej Jarvis zerkając na klatkę. - Dopóki misja będzie trwała, musi zostać z nami.
- Tak myślisz? - Chaaya nie wyglądała na przekonaną, lub może bała się, że jej wspaniały skarb, da nogę przy pierwszej okazji.
- Będziesz grzeczny malutki? Chcesz polatać? - spytała w smoczym języku, przyglądając się zieloniutkim łuskom na ciałku gada.
- Grzeczny… tak. Polatać… może? Nie wiem - odparł drakon po chwili namysłu, najwyraźniej nie traktując tej klatki jak więzienia, a tymczasowe gniazdo.

“IIIIIIIAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!” zapiszczało nagle jakieś dziewczę, ku zaskoczeniu Starca. Pisk był tak donośny i pełen ekstazy, że zaczynał się martwić, iż Umrao zaraz znowu się do niego przypałęta… a może… ona już tu była?
Okazało się jednak, że to Nimfetka piszczała, nie mogąc wytrzymać ilości słodkości jakie mieściło w sobie małe zwierzątko.
“Jaki on wspaniałyyy, chcę go przytulić!!” piała w zachwycie, lub w rosomaczym amoku (jak kto woli).

Tawaif oblała się rumieńcem i drżącą rączką otworzyła drzwiczki klatki.
- Dziś nigdzie nie idziemy, możesz polatać jeśli chcesz - odparła miło, po czym spytała. - Czy sam upolujesz sobie jeść, czy mam ci coś przynieść?
Pyrausta wyleciała z transportera i zaczęła nerwowo piszczeć po smoczemu. - Ale misja… misja… misja! Ale co z misją?!
- Wie o tym, że mamy dziś spotkać się ze zleceniodawcą - westchnął czarownik.
- Ojej… - Dziewczyna była tak urzeczona stworkiem, że nawet nie przejeła się, iż przypadkiem go zdenerwowała. Zaczęła chaotycznie tłumaczyć. - Chodziło mi o to, że… dziś nie idziemy na bagna, zostajemy w mieście, ale tak… pójdziemy spotkać się z Axamanderem. Misja dalej trwa… to znaczy plany misji… dalej trwają.
Następnie spojrzała ukradkiem na Jarvisa, wydawał jej się słodki i uroczy, zupełnie jak smoczek. Zapragnęła go przytulić i obcałować policzki.
To stwierdzenie nieco uspokoiło stworka, bo po krótkim trzepotaniu, usiadł na chyba ulubionych chyba tych stworzeń - rondzie cylindra leżącego na stole.
- Jagody… drobne rybki… mięsko… skorupiaki… z posiłków. Nie trzeba polować na misji - wyjaśniła pyrausta. - Jeść to co wy.
- Mhm… dobrze, damy ci co… tylko… chcesz - mruczała Chaaya w przerwach między buziakami z kochankiem. Zaraz jej wróciła ochota do zabaw, bo zanurkowała dłonią do męskich spodni. - Dlaczego je zapiąłeś? - poskarżyła się cierpiętniczo i zabrała się do ponownego rozpakowywania swojego ulubieńca.
- Nie wypadało ganiać z rozpiętymi spodniami - wymruczał jej magik, zajmując się pieszczeniem ucha pochylonej figlarki, która szybko odnalazła berło kontroli nad jego ciałem.
I jak się okazało, nie potrzeba było wiele wysiłku, by doprowadzić je do pełnej używalności. Bardka popchnęła więc mężczyznę na łóżko i pochyliła się nad jego sprzętem, by ustami i językiem go trochę pognębić.
Będąc na klęczkach walczyła z wiązaniem choli, które w końcu rozsłupłała i z siebie zrzuciła, by zaraz zając się zsunięciem z pupy spódnicy. Nie było to proste w takiej pozycji, ale i z tym sobie poradziła.

- Muszę cię pochwalić, byłeś bardzo przekonujący dziś na śniadaniu. - Zaśmiała się zawadiacko Dholianka, wsuwając jedną dłoń pod swoją bieliznę i na powrót przywarła wargami do przyrodzenia przywoływacza.
- Lata praktyki… no i ostatnio… dużo… ćwiczymy. - Jarvis starał się żartować, ale rozkosz płynąca z ust tawaif przez całe jego ciało, rwała nieco mu głos. Leżąc w tej pozycji, kochanek był niewolnikiem swojej pani. Nie mógł się “bronić” przed jej atakami, nie mógł kontratakować, by pieszczotami odwdzięczyć się wybrance, której czujne i ostre spojrzenie spod długich rzęs, przypomniało czarownikowi, że nie on jeden boryka się z problemem zazdrości. Może nie powinien drażnić piranii, która robiła mu teraz przysługę.

Kamala wyciągnęła z między swoich ud dłoń o wilgotnych palach i zaczęła pieścić nimi męskość.
- Jakieś życzenia do spełnienia? - spytała słodko, drażniąc czubek jego włóczni swoim językiem.
- Chcę cię zobaczyć całą… golutką… jak zrzucasz resztę stroju... chcę potem dotykać cię, jak ty mnie… i posiąść gwałtownie. Przyciśniętą do ściany. I chcę by nas posłyszano. Żadnego tłumienia swojego głosu - wydyszał rozpalony pożądaniem i dzikością mag. Najwyraźniej bardzo ciężko było mu znieść “tortury” przy porannym posiłku.
- Jak sobie życzysz - odparła zmysłowo dziewczyna, ściskając mocniej wygłodniałego partnera. Przywarła wargami do jego podbrzusza, delikatnie je kąsając i łaskocząc oddechem, aż ten nie skończył w jej nagich piersiach, zdobiąc perłami jej szyję i dekolt. Wtedy kurtyzana przesunęła się w górę i stojąc na kolanach nad klatką piersiową magika, wzięła jego ręce w swoje i za ich pomocą zsunęła z siebie majtki.
- Wyglądasz prześlicznie - mruknął narzeczony podnosząc się na rękach, by ustami sięgnąć do zdroju lubieżności, by zacząć go chłeptać niczym spragnione zwierzę. Doznanie tym przyjemniejsze, że Kamala wiedziała, co będzie dalej. Nie tylko języka zazna w tym miejscu.
W takich okolicznościach, tłumienie czegokolwiek w ogóle nie wchodziło w rachubę. Do licha z mieszkańcami i całą tą pajęczyną konwenansów, jej tu było dobrze. Bardzo dobrze. Może nawet ZA dobrze.
Sundari przysunęła się bliżej ustom kochanka, wzdychając i jęcząc w obcej dla niego mowie, która tylko dodawała całej scenie orientalnej pikanterii. Jarvis nie mógł dostrzec wyrazu jej twarzy, lecz kobieta postarała się by bardzo wyraźnie ją słyszał i czuł… w postaci przyjemnego drapania za uchem. Och tak, z pewnością spisywał się doskonale.
A kiedy poczuł pod językiem jak drobna struna kobiecości napina się i twardnieje, a całym ciałem Dholianki wstrząsa dreszcz. Bardka zaczęła śpiewać, czysty hymn miłości i swoistą adorację w kierunku mężczyzny.

Wybranek Chaai był zachwycony jej śpiewem jak i uradowany jej spełnieniem. Rozkoszował się sytuacją i władzą nad złotoskórym ciałem. Co jej nie dziwiło, bowiem dobrze znała jego ambicję, by przynosić jej radość i spełnienie.
- Kocham cię i pragnę… bardzo - wymruczał po wszystkim, zerkając na kochankę. - Pragnę cię bardzo… nagutką posiąść przy ścianie. I już nabrałem apetytu.
No... może nie całkiem, ale był blisko. Dostrzegł jednak uśmiechniętą twarz, która z bezgraniczną miłością przyglądała się jego.
- Zaniesiesz mnie? - spytała czule, przeczesując ciemne włosy przywoływacza.
Zachęcony Jeździec usiadł na łożu i zabrał się za rozbieranie do naga. Co przychodziło mu z problemami, bo ciągle gapił się na gołe pośladki tawaif, które kusiły go swoimi kształtami.
- Chcesz się pobawić? - Zaśmiała się beztrosko na ten widok i poklepała się po pupie, jakby zapraszała małego kotka do nowej zabawki.
- Dobrze wiesz, że tak - mruknął czarownik i nachylił się, by delikatnie pocałować, a potem ukąsić lewy pośladek dziewczyny. - …Twoja pupa hipnotyzuje.
Czyż mogła być większa pochwała jej dumy?
- Taki jest jej cel jamun - odparła podniośle tancerka, mile połechtana po ego. - Ma hipnotyzować, kusić i bałamucić. - Zakołysała biodrami, ocierając skórą o policzek mężczyzny. - Ma zniewalać, choć teraz jest już tylko twoja na własność.
- I co ja za takim skarbem zrobię… pochwycę, uwięlbię… - wyszeptał magik, obejmując dłońmi pośladki, ugniatając je, masująć i dając nawet donośne klapsy, by patrzeć z zachwytem jak drżą. W końcu jego usta powędrowały między ich dolinę. Język trącał czubkiem otchłań do perwersyjnych zabaw. Rzadko z niej korzystali, choć zdarzały im się chwile takiej żądzy.
Oj… pyraustra będzie miała co opowiadać smokowi. Choć ona akurat zajęta była wierceniem się na cylindrze. Coś w nim wzbudzało jej ciekawość.
- Chodź… pokażę ci co możesz zrobić - zaproponowała bardka, skronią wzkazując ścianę.
Jarvis przerwał zabawę i goły złapał Kamalę w ramiona i uniósł cmokając czule w czoło.
- Wyglądasz zachwycająco - mruknął, co brzmiało szczerze zważywszy na jego czyny. Tulona zaborczo tawaif mogła czuć się bezpiecznie. Tu była królową, jak słusznie zauważył Starzec. Przywoływacz często ulegał jej kaprysom, a choć pewnie jej jamun mógł wiele wymusić na niej swoim autorytetem, to rzadko miał dość siły woli. A jeśli już był gotów coś wymusić, to najczęściej figle, których Sundari i tak w danej chwili pragnęła.
Powoli zbliżyli się do ściany, która miała być ich łożem. Na szczęście dla Nveryiotha, smok akurat był zbyt daleko by móc usłyszeć to co miało się zaraz wydarzyć.
Kurtyzana stanęła na ziemi i odwróciła się na palcach, by dłońmi oprzeć się na ścianie i dogodnie wypiąć biodra. Następnie przysunęła się bliżej bioder kochanka, masując swoimi wypukłościami jego dzielny oręż.
- Nie masz co sobie odbierać przyjemności, konsumuj mnie tak jak najbardziej lubisz - zachęciła cicho, oglądając się przez ramię z dużą dozą frywolności.
- Nawet bardziej drapieżnie? - zapytał niepewnie Jarvis, obejmując pośladki i lekko napierając włócznią na wrota, których nie powinien otwierać. Choć mógł robić wszystko, to jednak zawsze wolał się upewnić. Chciał dzielić się z narzeczoną swoją rozkoszą i nie sprawiać jej bólu. Można powiedzieć, że troszczył się na swój dziwny sposób.
- Po prostu będę głośniej krzyczeć - odparła czule tancerka i sprzedała mężczyźnie buziaczka. - Nie martw się, będę krzyczeć z przyjemności.
- Dobrze moja śliczna…
Mag nachylił się ku niej. Cmoknął w ucho. Posiadł. Powolny ruch wyrma wczołgującego się do ciasnej jaskini wypełnił zmysły bardki. Czarownik był ostrożny, delikatny, cierpliwy… ale tam był też wyraźny. Jego ruchy bioder były powolne, póki co, ale z każdym pchnięciem Dholianka czuła siłę, tę hamowaną żądzę, która wyrwie się spod kontroli, gdy tylko złotoskóra przywyknie. Jej piersi już lekko zafalowały szykując się do hipnotycznego kołysania.
Tempo rosło, obecność była większa… i wyrywała głośniejsze okrzyki z ust Chaai. Było w tym coraz mniej delikatności Jarvisa, a coraz więcej dzikości poprzedniego kochanka. Bo przecież to ona była źródłem ich pożądania. To jej ciało ich obu rozpalało do szaleństwa. Więc z czasem nic dziwnego, że przywoływacz również tracił kontrolę nad sobą. Nic więc dziwnego, że ciało Kamali drżało pod kolejnymi brutalnymi sztychami, nic dziwnego, że jej piersi kołyszące sie na tych falach, były źródłem gorących oddechów i głośnych krzyków. Wystarczyło zamknąć oczy i pozwolić ciału skupić się na doznaniach. Wystarczyło by Ranveer i Jarvis stawali się jednym kochankiem… stapiali się razem w jej wyobraźni… w tego który ją pragnie i tego którego ona pragnie. Umrao mogła być zadowolona. Oddech kochanka robił się równie ciężki od żądzy i wzbierającego w nim napięcia, które w końcu musiało być uwolnione i dokonało się to w postaci mocnej eksplozji… Sundari mogła być dumna ze swoich talentów kusicielki i z kunsztu miłosnego partnera.
Chwile zwlekała z odwróceniem się do niego twarzą. Dyszała ciężko na deski ściany, prosząc w duchu wszystkich bogów, by za nią stał nie kto inny a Jarvis. W końcu zebrała się w sobie i obejrzała za siebie. Wpierw ukradkiem. Badawczo. Jakby testowała grząski teren.
Był tam. Stał. Wysoki, szczupły i blady mężczyzna o zlepionych od potu, ciemnymi włosami. Uśmiechnęła się z ulgą, ale i bezgraniczną miłością, po czym rzuciła mu się na szyję. Ostrożnie, nie za mocno, bo ich ciała były osłabione i mogły runąć niespodziewanie na podłogę.
~ Wszystko w porządku Ranveerze. Jestem bezpieczna i kochana ~ odparła ciepło, przez omyłkę przesyłając sens tych słów także narzeczonemu. ~ Możesz odejść w pokoju ~ pożegnała się z pierwszą miłością swojego życia, całując aktualną i (wedle jej postanowienia) ostatnią.
Magik nie wtrącał się rozumiejąc znaczenie przekazu. Objął mocno tancerkę i tuląc ją, całował, wodząc po ciele.
~ Co powiesz na taki plan. Ty się zajmiesz pyraustrą i odpoczniesz oraz przygotujesz na spotkanie z Axamanderem, a ja odniosę pierścionek z natha Miedzianemu i wrócę do ciebie? ~ zaproponował. ~ Albo możemy się kochać dalej.
~ Och… zostawiasz mnie? No… może wytrzymam… ~ Dziewczyna przebąknęła niepewnie. ~ Wróć do mnie szybko.
~ Mogę też zostać i pieścić twoja pupę, ale… wtedy nie dam ci się nacieszyć smoczkiem. ~ Czarownik stawiał przed nią nie lada dylemat. Nie to jednak frapowało Dholiankę.
~ Dlaczego chcesz go odnieść? Przecież nie jest magiczny, sprawdzałam… ~ spytała skonsternowana, tuląc się do bladego ciała, jakby była zmarznięta. ~ Fakt, to dziwne, że składał pierścień z fragmentów innej biżuterii, ale nath też nie był zaczarowany… Może po prostu miał… jakąś wizję, którą chciał spełnić, lecz nie miał umiejętności jubilerskiej oraz pieniędzy by komuś zapłacić?
~ Jakoś to wszystko mi cuchnie Chaayu. Za bardzo mu zależało na zdobyciu tego konkretnego fragmentu i z pewnością nie był natchnionym artystą. Pachnie mi to mroczną magią i… uznałem, że lepiej iżby się tym Archiwista zaopiekował ~ odparł wprost czarownik.
~ Nie mów do mnie Chaayu… proszę… ~ zganiła go w myślach. ~ W porządku… odnieś go, jeśli dzięki temu będziesz spać spokojniej.
~ Dobrze Kamalo… ~ Mężczyzna przycisnął mocno kochankę do siebie szepcząc w myślach. ~ Obiecuję, że nie dam ci długo spać dziś w nocy.
~ Nie strasz, bo jeszcze ucieknę.

Tawaif wyswobodziła się z objęć i podeszła do łóżka, po chwili na nie padając. W mig zakopała się pod kołdrę.
- Przypilnuj Gozreha by upolował mysz. Ma być żywa, jeśli chce nakarmić nią chowańca - przypomniała drobną kwestię, dotyczącą ich nowego współlokatora. Jak się nad tym zastanowić, to ciekawe, gdzie się boa ukrył.
- Dobrze… dobrze - odparł Smoczy Jeździec i zaczął się ubierać. Co szło mu gładko, aż do kapelusza. Pyruasta odleciała od razu, gdy chciał go wziąć, więc z ulubieńcem bardki nie było problemu. Gorzej, gdy założył…
- Co jest ?! - Od razu strącił cylinder z głowy, ale nie węża, który wpierw ukrywał się w podszewce jego nakrycia głowy, a obecnie wylądował na głowie, a potem w dłoni… pochwycony przez lekko zdziwionego sytuacją chłopaka.
- Też sobie znalazłeś miejsce - mruknął prosto w ślepia gada. Kobieta zaśmiała się cicho.
- Trzeba mu kupić akwarium… biedaczkowi jest tutaj zimno… może warto zaopatrzyć się w kamień wulkaniczny, co by go grzał w dzień i w nocy? - Tancerka wysunęła dłoń spod kołdry i poklepała materac. - Daj mi go.
- Może… - zamyślił się Jarvis podając jej zwierze. - Wrócę szybko moja śliczna.
Nałożył cylinder na głowę i wyszedł.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 21-08-2019, 11:06   #257
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację


Z każdym oddalającym się krokiem Jarvisa, Kamala powoli rozluźniała się na materacu, pozwalając by jej myśli swobodnie wędrowały po głowie, niczym nie zmącone. Pustynny wąż wyślizgnął się z jej drobnej dłoni i ukrył się w ciemnościach kołdry, posykując przy tym ostrzegawczo. Gady z Rozgrzanych Piasków należały do spokojnych, lecz niesamowicie jadowitych, i z reguły same nie atakowały, jeśli nie potrzebowały pożywienia. Każde zwierze miało jednak swoje granice cierpliwości, tym bardziej, że zaliczały się do grupy samotników. Sundari było trochę żal stworzenia, które przypadkiem zostało wyrwane z ojczystej ziemi i znalazło się w miejscu, którego nie znało i nie rozumiało. W pewien sposób przypominało jej ono ją samą. Tawaif również trafiła do La Rasquelle z przypadku i nie potrafiła znaleźć dla siebie miejsca.
Pozwoliła więc by boa swobodnie prześlizgiwał się po jej ciele, aż w końcu nie nagrzał się dostatecznie, by móc zapaść w leniwą drzemkę. Do tego czasu bardka obserwowała, z fascynacją pięciolatka, małego smoczka, który zwiedzał pomieszczenie.

Pyrausta zakręciła się pod sufitem, sprawdzając wszystkie cztery górne kąty pokoju. Następnie wylądowała na dachu szafy i zwinnie niczym gekon, przeszła się po drzwiach w dół, wsadzając długi ryjek do dziurki od klucza. Czyżby niuchał co było w środku? A może i on szukał dla siebie jakiejś zacisznej kryjówki?
Chaaya była na tyle oczarowana stworkiem, że zaczynała żałować, iż Nveryioth nie przypomina jednego z nich. Ile by dała, by jej smok zamiast rogów, miał puchate czułka, niczym dorodna ciemka, albo te wąsy nad oczami, niczym brwi, które nadawały ich pyszczkom wyrazu ciągłego poirytowania.
Inną sprawą było, że być może to wielkość sprawiała, że tancerka była nimi tak zachwycona i gdyby zobaczyła osobnika wielkości swojego wierzchowca, mogłaby szybko stracić nim zainteresowanie.
Pomarzyć jednak można było, tym bardziej, że jej serce było ukojone po wczorajszym spotkaniu z rodziną. Po raz pierwszy od bardzo dawna, kurtyzana poczuła się wreszcie… spokojna. Tęsknota nadal tkwiła w jej sercu, ale poczucie winy zelżało na tyle, by wreszcie przestać gnębić się pytaniami, co by było gdyby.

Podczas kąpieli z białą pianą o dusznym, liliowym zapachu, kobieta niemal usnęła, rozleniwiona ciepłą wodą i zaspokojeniem seksualnym. Smoczek przeszperał cały stoliczek oraz lustro, z obydwu stron tafli szkła. Wsadził łapkę w puder, zostawiając swoje ślady na blacie. Ogonem strącił na ziemię kilka kartek, a chudym tyłkiem przewrócił flakonik z perfumami, które wyraźnie kręciły go w nosie bo będąc blisko nich, ciągle kichał. Dholianka rozpływała się nad (zamierzoną, lub nie) niezdarnością gada, co chwila cicho wzdychając i wydając tęskne: ayyaaa.
Gdyby choćby w 1/3 była tak zapatrzona w Starca jak jest zapatrzona w tego robaka, to Antyczny mógłby się łaskawie zastanowić, czy nie nagrodzić swojego naczynia jakąś drobnostką, ale, że nie była, to on nie czuł się nawet w najmniejszym stopniu zobligowany, by jej dogadzać tak jak to robił Miedzianogłowy - swoją drogą podróba a nie prawdziwy, potężny smok.

Kiedy chowaniec (który jeszcze nie wiedział, że owym chowańcem jest od niecałej godziny) spróbował zajrzeć pod kołdrę w poszukiwaniu dalekiego krewnego. Boa wyskoczył z ukrycia, niczym dorodna sprężynka, wzbudzając tymczasową panikę u skrzydlatego, który z bzyczeniem skrzydełek odleciał na krzesło. Wąż zasyczał gniewnie i spróbował capnąć ofiarę za ogon, ale był zbyt wolny i ostatecznie musiał obejść się smakiem.
Złotoskóra całe zdarzenie widziała w odbiciu lustra, w którym upinała fryzurę.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła… czasem lepiej ominąć tajemnice, które do cie kuszą - przestrzegła rozbawiona, odwracając się na chwilę do smoczka, by sprawdzić, czy aby na pewno nic mu nie było. Pyrausta jednak już zajęta była kolejnymi wojażami i nie bardzo przejmowała się łóżkowym fiaskiem.
Ferragus sarknął pod nosem, zastanawiając się gdzie były w kobiecej głowie te wszystkie złote rady, kiedy sięgała po przeklęty hełm generała. Był jednak wielkoduszny i nie puścił pary z pyska, bo dobrze wiedział, że tak słaba istota jak człowiek, mogłaby tego nie przetrzymać.

Po umalowaniu się, uczesaniu i starannym ubraniu, bardka wykorzystała chwilę, by móc poczytać o magicznych istotach, w nadziei, że znajdzie jakiś interesujący fragment o modliszko-smokach. Gula chował w sobie wszelkie zapisane teksty, jakie kiedykolwiek istniały w tym wymiarze, a jednak nie potrafił w pełni zaspokoić potrzeb Ady, która co i rusz miała palące pytanie o szczegół, którego trzeba było szukać w tysiącach słów, setek języków, milionów lat.
Ludzkie życie było zbyt krótkie, by mogło przyswoić wiedzę wszystkich, minionych istnień - nawet bogowie mieli z tym problemy, a byli przecież bogami!


Czarownik wrócił po około dwóch godzinach. Za to… wrócił z prezentami - masą smakołyków z ciasta, pokrytych słonym karmelem i lukrem. Wszystkie w kształcie kwiatów lub zwierzątek. Coś nad wyraz nietypowego z jego strony, lecz nie tak zaskakującego jak dwa zapakowane prezenty specjalnie dla Guli.
Pierwszym była mahoniowa skrzyneczka, zaopatrzona w kłódkę ze srebra, z zewnątrz nie wyróżniająca się niczym, w środku… ściany pokrywało pismo smocze, elfie i … nieznane Chaai, które widziała po raz pierwszy. Do tego jeszcze były srebrne i ozdobione klejnotami okucia na księgę, oraz srebrny kluczyk przyczepiony do srebrnej bransoletki.
“Patrz Staruszku! Słodycze! Słodyczeee!” ucieszyła się Deewani, rada ze słodkich ofiar jakie jej złożono. “Na co mamy ochotę? Na co, na co?” pytała kapryśna boginka, nie mogąc się doczekać posiłku.
~ Na rozwinięcie się tej sytuacji ~ ocenił Starzec, przyglądając się pozostałym prezentom.
- Co to jest? - spytała chłodno tawaif , przyglądając się nieprzychylnie skrzynce i okuciom. Podświadomie zakryła ciałem, księgę, która leżała… pod poduszką w łóżku. Zapewne nie raz czytana pod nieobecność magika.
Opór jaki stawiała przyniesionym nowościom, nie pasował do jej zmysłowego wizerunku. Miała starannie upiętą fryzurę, kobiecy makijaż o karminowych ustach, seksowną sukienkę oraz cały multum dodatków w kolorze czerwieni, od rękawiczek, po pończochy, pas i zapewne bieliznę, na butach kończąc.
- Sama mówiłaś, że księga była chroniona w skarbcu. To jest taki skarbczyk. Prywatny. Możesz w nim chować księgę przed złodziejami. Jest zamykany na kłódkę, którą można otworzyć tylko jednym kluczykiem… tym - wyjaśnił przywoływacz.
- Nie zgadzam się - przerwała mu oschle Dholianka. - Wyrzuć to.
- Dlaczego się nie zgadzasz? - zapytał jej ukochany zupełnie nie zdziwiony oporem bardki. - Przecież dzięki temu będzie bezpieczna. A dzięki okuciom chroniona przed uszkodzeniami.
- Bo nie i już! - zripostowała rozgniewana. - On jest mój i będę z nim robić to na co mam ochotę. Wywal to cholerstwo.
- Na pewno na to co ty masz ochotę? - zapytał podejrzliwie Jarvis, ale westchnął i dodał. - I będzie twój, tylko ty będziesz miała do skrzynki kluczyk i do księgi. Ja ci jej nie zamierzam zabierać.
- Wywal to! Wywal to cholerstwo za okno! - Chaaya była głucha na wszelkie argumenty. Z pewnością nie zamierzała Guli w taki sposób “chronić”.

Magikowi nie spodobało się zachowanie dziewczyny. Widać było, że tym razem mógłby spróbować postąpić wbrew jej woli i zmusić do zamknięcia księgi w skrzyni. Ostatecznie jednak… uległ jej.
- Spakuję i odniosę przy okazji. Wyrzucić tak po prostu nie zamierzam. Zbyt kosztowne to przedmioty. Zwrócę je później - zadecydował po chwili.
~ Mięczak ~ ocenił Starzec. ~ Ale większość samców ludzkich jest taka. Za miękcy dla swoich samic.
Tancerka odetchnęła z ulgą i aż przysiadła z tego wszystkiego na łóżku. Udało jej się… naprawdę jej się udało… ale czy na pewno? Czy czarownik czegoś nie próbował zrobić potajemnie? A jeśli zabierze jej księgę, gdy będzie spała?
Wystraszona wzięła wolumin w ręce i przytuliła do piersi. Popatrzyła błagalnie na mężczyznę, nie wiedząc jak go prosić, by nie zabierał jej Guli, tak jak zabrał jej magiczne pierścienie.
- On nie jest niebezpieczny, przysięgam. Jeśli znasz jego imię, nic ci nie zrobi… nie może też wpływać na otoczenie, to tylko pamięć… jego pamięć. - Nie rozumiała dlaczego to mówi, bo w zasadzie, gdy sięgnąć WŁASNĄ pamięcią… nigdy nie uczyła się na temat przeklętego woluminu. Czuła jednak, że się nie myli.
- Trzymałyśmy go w skarbcu, nie dlatego, że jest zły, a dlatego, by nie wpadł w ręce swojego brata. Jarvisie… błagam musisz mi uwierzyć.
- Je ci wierzę. - Westchnął ciężko przywoływacz i usiadł na krześle. - Nie jestem pewien czy ty wierzysz mnie.
Spojrzał posępnie na skrzynkę. - Skoro nie chcesz… to ją zwrócę. Jutro. - I uśmiechnął się czule do bardki. - Wyglądasz zachwycająco, wiesz? Prawdziwa pokusa w ludzkim ciele.
Speszył ją tymi słowy. Złotoskóra zwiesiła głowę rumieniąc się nad wyraz okazale, lecz jej oczy wyrażały smutek a nie zadowolenie. Kochanek nieświadomie wzbudził w niej poczucie winy i zmieszanie swoim nagłym atakiem gniewu. Musiał to zauważyć, bo pogłaskał ją po głowie.
- Muszę się do tej księgi przyzwyczaić Kamalo i dobrze wiesz, że pożądanie nie jest jedynym uczuciem jakie do ciebie żywię. Jest przecież miłość, czułość… zazdrość czasami i troska. Chcę być twoja opoką, chcę być pewien, że jesteś bezpieczna. Bez tej pewności, czuję się źle - wyjaśniał mag wodząc palcami po jej włosach. Sundari oparła policzek o jego biodro. Przez chwilę dawała się pocieszać, po czym odparła bardzo cichutko.
- A ja czuje się źle, gdy ty czujesz się źle… - Uniósłszy spojrzenie do góry, spytała. - Na pewno nie chcesz mi go zabrać? To tylko ochrona, jak ten czarny jedwab?
- Nie. Nie zabiorę. I trochę lepsza ochrona. Bo branosoletka, może znaleźć kłódkę jeśli… ktoś ci księgę ukradnie. A kłódki nikt nie zdejmie, ani nie otworzy. Poza tobą, bo ty masz kluczyk - wyjaśnił mężczyzna. - I tak, myślę, że to jednak lepsza ochrona niż jedwab, choć możesz trzymać księgę owiniętą nim.
- Jeśli ktoś jest na tyle głupi, by dotknąć tej księgi pomimo jedwabiu… to mi tego kogoś wcale nie żal i zasługuje na pożarcie - stwierdziła obojętnie kurtyzana, lecz w jej głosie narzeczony i tak wyczuł mieszankę ulgi i rezygnacji. - Pokaż mi te skrzynkę - burknęła.
- Jeśli ktoś zdecyduje się ukraść ci księgę Kamalo, to będzie wiedział o tej kwestii. I znał sposób na jej obejście - odparł czarownik podając mahoniową skrzynię tancerce. - Tu jest wielu… specjalistów od magii.
- Och tak… wielu wierzyło, że mogą użyć księgi… wierzyli w to do samego końca - Chaaya zaśmiała się złośliwie, ukazując przed Jarvisem swoją mroczniejszą stronę w której nie było współczucia dla, np. idiotów. - Ale on już im dał lekcję z magii. Da ją każdemu… - mruknęła dumnie, tuląc księgę jak ukochanego pupila. Następnie westchnęła i włożyła Gulę do skrzynki i zatrzasnęła wieczko, bez zbędnej refleksji.

Smoczy Jeździec pogłaskał kochankę po włosach. Po czym podał jej bransoletkę z kluczykiem.
- Lepiej być ostrożnym. Nadmierna pewność może zgubić. - Uśmiechnął się czule. - Księga jest twoja, tak jak bransoletka. I tylko twoja. Ty będziesz decydowała, kiedy jej użyjemy.
Tawaif zgodziła się na takie warunki i wsunęła artefakt pod łóżko. Nałożyła bransoletkę na przegub i uśmiechnęła się blado.
- Kupiłeś… akwarium dla Nadira? - spytała zmieniając temat i… wyciągając rękę po słodkie łakocie. Jej uśmiech natychmiast się powiększył.
- Zleciłem Godivie zakup. Nie weźmiemy akwarium na bagna. Ona się nim zaopiekuje. - Zadumał się przywoływacz głośno rozważając. - Godiva zostaje tutaj. Nadal ma nadzieję na listowną odpowiedź od kaligrafki. I jeszcze trochę czasu zanim jej kolejna “tragiczna miłość opuści “miasto. Zaczynam mieć wrażenie, że smoczyca lubi być nieszczęśliwie zakochana.
- Mhmpf… - mruknęła z wypchanymi policzkami bardka, spoglądając szelmowsko na rozmówcę. Zajadała się ciastkami, aż jej się uszy trzęsły. - Jefst f fofuszce… - wyjaśniła, wskazując skronią na jarvisowy jasiek. - Ufoczy ma fefyfek.
- Tak. I trochę kłopotliwy. - Wzruszył ramionami Jarvis przyglądając się ukochanej z uśmiechem. - Wyglądasz jak bardzo kuszący chomiczek.
W odpowiedzi dostał salwę perlistego śmiechu i lepkiego od lukru buziaka.
- Kocham cie. Bardzo - wyznała z przejęciem, nadal objadając się wypiekanymi kwiatkami. - Podobam ci się? Myślisz, że Axa się ucieszy?
- Tak. I będzie się ślinił jak pies do kości - odparł czarownik zerkając w jej dekolt, sięgnął dłonią niżej. Dotknął uda Chaai przez materiał sukni i cofnął pospiesznie palce wzdychając. - A ja… Kamalo… jeśli bym zrobił chociaż drobny kroczek dalej, to… zniszczyłbym ci fryzurę i rozrzucił całą twoją garderobę po pokoju.
- Po spotkaniu dobrze? Wiele czasu zajęło mi dobranie dodatków - poprosiła, podstawiając mu pod nos kawałek ciastka. - Powiedz aaa.
- Aaaa… - odparł jej wybranek dając się częstować ciastkiem. ~ Po spotkaniu, na pewno ulegnę pokusie Kamalo.
Sundari karmiła go bez słowa, całą uwagę skupiając na wąskich ustach Jarvisa. Była szczodra w tym co robiła. Poczęstowała mężczyznę kawałeczkiem każdego ciasta, tak, że wypróbował wszystkie ich smaki.
- Smakuje ci? - spytała czule, czując jak ognista kula piecze ją w mostku. Pożądanie chciało się wyrwać na wolność, no ale przecież… nie mogła na to pozwolić. Nie teraz.
- Bardzo. Ale przyniosłem by tobie smakowały - odparł mag nieświadom targających nią emocji.
- Jeśli tobie smakują to i mnie smakują - stwierdziła oględnie kurtyzana i wstała z łóżka, by nabrać nieco dystansu między ich ciałami. Podeszła do okna i przyglądała się miastu za szybą.
- Co powiedział Archiwista?
- Że ta ozdóbka podejrzana jest i że zajmie się nią. Cokolwiek by to miało znaczyć - wyjaśnił oględnie czarownik wodząc wzrokiem, który rozkosznie “palił niczym ogień” ciało narzeczonej. Widziała, że jest zachwycony jej strojem i makijażem, że jest piękna i godna pożądania. Jakże mogła nie być, tyle trudu wszak włożyła w przygotowania. Niemniej jej serce nie radowało się w tej chwili, bowiem z jakiegoś powodu zdenerwowała ją świadomość… a w zasadzie brak świadomości co się działo z pierścionkiem. Dziwne w sumie, dlaczego…
...choć Starzec dobrze wiedział dlaczego. To nie bardka się złościła, a Ranveer nie człowiek, najwyraźniej coś poszło nie po jego myśli. Niemniej daemon sam sobie nasrał do talerza i teraz niech sam się zastanawia jak to gówno przełknąć.
- Rozumiem… - rzekła sucho Dholianka, gdy nie było groźby iż jej głos zawiedzie. Mimowolnie jednak spojrzała w kierunku czarnej dziury pod łóżkiem, gdzie w ciemnościach ukrywała się szkatułka z księgą, na razie… bezpieczna.
- Chodźmy się spotkać z diablęciem - zaproponował czarownik uśmiechając się czule.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 22-08-2019 o 19:53.
sunellica jest offline  
Stary 23-08-2019, 10:51   #258
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Podróż gondolą odbyła się we względnej ciszy oraz w znacznej odległości między sobą. Tancerka udawała, że pochłaniają ją widoki kwiecistych balkonów i wcale nie zauważa namiętności w spojrzeniu narzeczonego, czy coraz większej wilgotności między swoimi udami. Kiedy dopłynęli i dziewczyna dostrzegła profil rogacza, rozpromieniła się i rozluźniła, bowiem nie musiała się już tak pilnować. Zdziwiły ją jednak pytania magika. Że co… że jak… że on z nimi? Nieee, nie ma mowy. Wszystkie desery lodowe są jej.
- Nie powiedziałam Axamanderowi, że z tobą przyjdę. Zresztą… to ja ciebie zatrudniam, a nie on ciebie. Nie musisz tam być. Możesz poszukać nam karczmy na obiad, tylko w odległości naszej więzi, dobrze? - odparła skwapliwie wstając z ławeczki pomimo protestów przewoźnika, wszak jeszcze nie dobili do brzegu. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie, by tykarz umilkł.
- Wolałbym bliżej. Tak w odległości wzroku i może słuchu - mruknął Jarvis starając się nie brzmieć jak zaborczy zazdrośnik. W przeciwieństwie do Ranveera, dawał jej margines swobody, dawał jej wybór… ale mimo to bardka czuła, że robi to niechętnie. Jakby dwie przeciwstawne siły walczyły w jego sercu o dominację. Świadomość ta sprawiła, że kolejna fala gorąca zalała jej trzewia. To było przyjemne… ale i niezręczne… nie po drodze.
- Zacumujesz pan czy mamy płynąć wpław?! - Huknęła na gondoliera, szykując się do szybkiego abordażu.
Nie mogła sobie pozwolić na chwilę słabości. Jej słodki, zabroczy i przeuroczo zazdrosny kochanek z pewnością tylko na to czekał. Tak jak on ulegał jej, tak ona ulegała jemu. Trzeba było więc uciekać czym prędzej i dalej.
- Tak pani. - Gondolier pospiesznie dobił do brzegu.
- Więc… ukryję się blisko i będę miał was na oku. Z pewnością może próbować czegoś… niewłaściwego - odparł dyplomatycznie czarownik, ale znaczenie jego słów było dosadnie proste.
“Może się dobierać do mojej kobiety”.
Czego z pewnością nie zamierzał spokojnie znosić. Mężczyzna chętnie dawał swobodę Chaai, ale jak się okazywało… nie gdy czuł zapach rywala do jej wdzięków w okolicy.

Dholianka wyskoczyła na kładkę podkasając tren sukni, by go nie pobrudzić, wynikiem czego jej uda z czerwonymi podwiązkami i pończochami, przedarły się przez przecięcia spódnicy. Tawaif zdawała się tego nie widzieć, tak samo jak nie odczuwać spojrzeń wszystkich mężczyzn w okolicy.
- Znajdź coś fajnego z rybami - poleciła przywoływaczowi, po czym potruchtała szybciutko do lodziarni.
~ Zaczynasz wrastać w miasto Kamalo. Zaczynasz być jego częścią. ~ Usłyszała w odpowiedzi, gdy wchodziła schodkami na górę. Co to dokładnie miało znaczyć, nie wiedziała, ale i nie zaprzątała sobie tym głowy. Umrao rwała się na wolność...
Gdy weszła na taras, wszystkie oczy skupiły się na niej. Włącznie z wybałuszonymi ślepiami Axamandera. Jego ogon zaczął nerwowo drżeć swoją końcówką, gdy szła w jego kierunku czując zazdrość emanującą z mijanych kobiet i zaintrygowanie, zachwyt i nutki pożądania widoczne w oczach ich partnerów.
- Wyglądasz zaprawdę… - Język ugrzęzł diablikowi w gardle, gdy łakomie wodził po niej wzrokiem. Ubrany był elegancko i szarmancko. Wedle tutejszej mody… chyba.
- ...zapierasz dech w piersiach.
Wstał pospiesznie i odsunął krzesło by mogła wstać, wyraźnie speszony faktem, że spodnie ubrał zbyt obcisłe, a jego entuzjazm do urody kurtyzany rósł z każdą chwilą. Kobieta usiadła i przysunęła się do stolika.
- Oczywiście, że zapieram. Kiedy już dostaję na kogoś zlecenie, muszę być pewna, że ryba wpadnie w moje sieci - mruknęła figlarnie z tajemniczym błyskiem w oczach. Jeśli rogacz miał być w tej chwili ową rybą, to zapewne wcale tego nie żałował.

Bardka wyciągnęła rączki w koronkowych rękawiczkach i zagarnęła napoczęty deser, który w mig zaczęła jeść, cicho przy tym mmm-mając.
- Zamówić ci coś… co nie jest moim deserem? - zażartował przyjaciel szepcząc do jej ucha, tak, że czuła ciepło jego oddechu i miała świadomość, że czai się tam, niczym wąż, jego rozdwojony na końcu język. Po tych słowach usiadł naprzeciwko niej i uśmiechnął się szeroko. - Jesteś w dobrym nastroju, więc mam przewagę w negocjacjach.
- Zamów mi coś… a nawet dwa cosie… sobie też możesz coś zamówić, bo tego tu już ci nie oddam - stwierdziła filuternie egzotyczna tancerka, oblizując łyżeczkę w mało przyzwoity sposób. - Nie wiedziałam, że dziś mamy coś negocjować, myślałam, że chciałeś się ze mną spotkać, bo za mną szalejesz - odgryzła się wrednie, ale zaraz zaśmiała się wesoło.
- To też - odparł diablik z uśmiechem. - Negocjacje to pozór. Tak naprawdę chciałem cię zobaczyć w szałowej sukience i skusić do zgubienia całej garderoby.
Ogon diablęcia śmiało, pogłaskał kostkę Sundari pod stołem.
- No i chcę cię zaciągnąć na wyprawę na gorące i wilgotne bagna… by między nami zrobiło się gorąco i wilgotno… na tych bagnach.
- Musisz jeszcze popracować nad tym bałamuceniem. Dużo… dużo popracować - stwierdziła niczym surowa mentorka do mało inteligentnego ucznia. - To po lodach idziemy… gdzie? Masz gdzie spać, czy dalej kusisz durne owieczki do lochu?
- Mam już gdzie mieszkać. Ostatnio zakupiłem wygodny pokoik w milutkiej kamienicy - odparł “obrażony” mieszaniec, wystawiając długi rozwidlony język. - Przydaje się na cele reprezentacyjne.

“HO HO HOOO” usłyszał Starzec nawet kiedy był ukryty na samym dnie jaźni. Umrao niczym gladiator, szykowała się do pokazowej walki. Jak dobrze, że tym razem dała mu spokój.

- To skoro kwestię przyjemności mamy omówioną, porozmawiajmy o interesach. - Dziewczyna uśmiechnęła się złowieszczo, prowadząc “głupiego byczka” tam gdzie tego chciała.
- Czy wszystkie sprawy są dopięte na ostatni guzik?
- Nawet bardziej niż bym chciał. - Westchnął Axamander nieco markotniejąc. - Sponsorzy mej wyprawy chcą bym zabrał ich przedstawiciela. Czarodzieja jakiegoś. Niespecjalnie mi się to uśmiecha, ale… cóż.
- Czarodzieja… - powtórzyła po nim mało zachwycona Chaaya. - A wiadomo… dlaczego? Ma nas pilnować, czy może… ma coś znaleźć przed nami?
Kurtyzana zmrużyła lekko oczy, przyglądając się rozmówcy. Przez chwile wyglądała jak ktoś, kto z wyrachowaniem, na zimno kalkuluje wszystkie posunięcia, niczym prawdziwy strateg dyplomacji. Zaraz jednak błysnęła uśmiechem i na powrót wyglądała jak lubieżna kotka, chłepcząca śmietankę.
- Na pewno patrzeć nam na ręce. Pytałem czy jako mag pomoże nam przy ocenie ksiąg, ale spotkałem się z zakłopotanymi spojrzeniami i odpowiedzią, że nie. - Zamyślił się rogaty, głaszcząc towarzyszkę po kostce. - Co może świadczyć, że mamy do czynienia z bardzo… kiepskim magiem.
- Po kiego ci na wyprawie kiepski mag? No chyba nie wierzysz w to co mówisz? - Prychnęła pogardliwie, zdegustowana tawaif. - Sprawdziłeś go?
- Ani trochę nie wierzę… z tego co wiem, to jakiś kupiecki arystokrata szkolący się na maga. Coś tam rzucić potrafi, ale byle bard by go zdeklasował pod względem potęgi. - Wzruszył ramionami Axamander. - To z pewnością szpicel inwestorów, ale… musiałem go wziąć. Opłacają tą wyprawę, więc… niewiele mogłem zrobić, gdy zgodzili się na wszystkie moje warunki w kwestii wynagrodzeń. Pod tym względem moja oferta dla ciebie pozostaje taka jaka była.
- Jesteś beznadziejny - oceniła kwaśno złotoskóra. - Od razu mówię, że jeśli położy łapska na moich księgach, to go zabiję.
- Wspomniałem o tym inwestorom. Nie byli zadowoleni, ale… ostatecznie się zgodzili - odparł mężczyzna i podrapał się za rogiem. - Musisz wiedzieć moja droga Paro, że o ile biblioteczka jakiegoś maga byłaby cennym znaleziskiem i łatwo byłoby ściągnąć fundusze na wyprawę, to niemagiczne tomy… nie budzą już takiego entuzjazmu.
- Co ty możesz wiedzieć? - spytała ironicznie. - Wodę grabisz, wiatr przesiewasz. Na wyprawach to ty się chyba w ogóle nie znasz. Lepiej dobrze się przygotuj, bo ja ci tyłka nie będę ratować. Idę z tobą by się obłowić i dobrze zabawić.

Kamala przemilczała fakt, że sama do niedawna była równie nieżyciowa co jej mieszany kompan, bo o ile intrygi wyssała z mlekiem matki, o tyle zabawę w poszukiwacza przygód odkryła dość nie dawno, góra przed rokiem.
- Gdzie są moje lody? - burknęła nieco łagodniej.
- Przekonasz się na bagnach na czym się znam, a na czym nie - odparł żartobliwie jej rozmówca i po przywołaniu sługi gestem, wystawił do Dholianki język “strasząc”. - A ty uważaj na bagnach na rogate węże, lubią wślizgiwać się niepostrzeżenie do namiotów.
Sundari prychnęła dumnie.
- Kochany… pochodzę z pustyni. Ja na wężach spałam, nie wspominając o tym co jeszcze z nimi robiłam. - Popisywała się zadziornie, zadzierając nosa i tylko nieopatrznie, dociskając biust do stolika, tak, że niemal wypłynął ze stanika.
- Nie wątpię… ale wyraźnie lekceważysz zagrożenie płynące z tego wężyka. - Ogon z kostki przesunął się głębiej pod suknię. Na łydkę… nie przestał muskania, nawet gdy przyszedł kelner by dziewczyna mogła złożyć zamówienie.
Te jego nieudolne umizgi musiały się spotkać z ciętą ripostą, a kiedy do tego doszła widownia, kurtyzana nie mogła się przed tym wprost powstrzymać.
- Zważ kotku, że lekceważenie… a olewanie nieudolnego adoratora, który jest nie dość pewny w swoich działaniach, to dwie różne sprawy. - Tu urwała dobitnie i popatrzyła z wyższością na kolejnego (zapewne nieudolnego) samca. - Raz Czekoladowy Szał, oraz specjał dnia. A… poproszę też jakiś kwiatowy likier. Mam nadzieję, że posiadacie coś na stanie?
- Oczywiście - odparł dumnie sługa i ruszył z powrotem.

- Wiesz jak to jest... - odparł diablik, gdy ów mężczyzna się oddalił. Splótł dłonie razem, wędrując ogonkiem po łydce na udo i wodząc nim powoli po całej odległości. - …jesteś jak dziki gryf, śliczna ale też i niebezpieczna i nieprzewidywalna. Wolę być ostrożny. Poza tym… potrzebuję cię nie tylko dla twej urody i rozkoszy z nią związanej. Więc nie chcę błędnymi decyzjami stracić twojej przychylności.
Chaaya westchnęła ciężko, z trudem powstrzymując się przed przewróceniem oczami. Umrao zaczynała się niecierpliwić, tym bardziej, że Deewani postanowiła wykorzystać sytuację i objeść się na zapas słodyczami.
“Staruszku, Staruszku lubisz czekoladę? Na pewno lubisz. Dam ci trochę spróbować, ale nie myśl sobie, że cię lubię” gaworzyła wesoło ignorując teatralne jęki i posapywania jednej z masek. “Ja cię wcale, a wcale nie lubię, nawet ociupinkę. Ja po prostu troszczę się o twoje zdrowie, bo chce byś zabrał mnie na wycieczkę. O! Tylko dlatego dam ci czekoladę. No… i może po to byś miał siłę się ze mną bawić.”
~ Jasne, że nie lubisz ~ zgodził się smok i postanowił nie wyjaśniać młodej masce, że on nie czuje smaku potraw jakie bardka je, ani innych jej doznań. I to z własnego wyboru. Wcale nie miał ochoty się dowiadywać, czemu tancerka lubiła posapywać przyciśnięta do muru przez Jarvisa.

Tymczasem ogonek diablęcia… wreszcie trafił w odpowiednie miejsce, wodząc leniwie po przemoczonej bieliźnie kobiety… i to odkrycie zachęciło go do bardziej śmiałych ruchów.
- Czuję duży apetyt - odparł łobuzersko Axamander uśmiechając się drapieżnie. - Acz… muszę z tobą uważać. Jesteś zmienna w nastrojach jak wiatr.
~ I to nie twoja zasługa… ~ pomyślała zgryźliwie złotoskóra, uśmiechając się przymilnie.

“Czuję się dosyć niezręcznie…” skomentowała całą sytuację Ada. “To tak jakbyśmy podrywały naszego młodszego brata… zupełnie nie mogę wczuć się w klimat…”
“Chuj z klimatem!” zakrzyknęła Pasja. “Ja chcę się tylko dorwać do jego spodni… cała reszta mało mnie interesuje.”
“Nooo… jeśliby patrzeć z tej strony tooo… w sumie racja. Olać całą resztę” zgodziła się Jodha, choć nie była do końca przekonana. Nimfetka od razu się zdegustowała i obruszyła.
“Ale jak to tak… bez miłości? A jeśli on ma miłe wnętrze? Delikatną duszę?”
“Kochanieńka…” Umrao zaczęła groźnie powarkiwać. “Może on mieć i duszę ze złota. Ja chce wiedzieć czy jego fiut ma łuski i co może nim wyczyniać! A teraz bądź tak miła i ZEJDŹ mi z drogi.”
“Ha, ha! Kłócą się, kłócą! Starruszku dam ci posypkę. Posypka jest fajna, spodoba ci się.” Chłopczycą kierowało bardziej skąpstwo i troska o zachowanie najlepszych kąsków dla siebie, lecz była na tyle wspaniałomyślna, że nie dała po sobie tego poznać, choć smok… i tak o tym wiedział.
~ Łuski… też wi wielka sensacja. ~ Ziewnął Ferragus. ~ Ja też mam łuski i jakoś się tym nie ekscytuję.

- Ustaliłeś już kiedy wyruszamy? - spytała bardka, dopijając resztki rozpuszczonych lodów.
- Najwcześniej jutro po południu, jeśli ci to pasuje. Masz jeszcze jakieś, życzenia i uwagi? - zapytał diablik wpatrując się w oczy tawaif.
~ Miałaś mu ponoć Jarvisa wcisnąć do tej wyprawy ~ przypomniał smok, z całkiem samolubnych pobudek. Wolał mieć pod ręką ochroniarza swojego naczynia.
“Ssss”
Namiętna emanacja cicho się piekliła. Jej plany i klimat i w ogóle wszystko jakoś się posypało! Co małej rozrabiace było w to mi graj. Dawno nie robiła psikusów. Czarownik był beznadziejnym obiektem do drwin. Staruszek był bardzo słabego zdrowia, więc wolała go oszczędzać. Nvery był na wyprawie… zostały więc siostry.
~ Z tego co się orientuję. Jamun wyrusza z mojego ramienia. Nie będzie brał opłaty, nie będzie zajmował niczyjego miejsca i nie ma w tej wyprawie żadnego interesu, więc nie trzeba o nim wspominać… prawda? ~ Kamala najwyraźniej miała swoje plany, które starannie przemyślała i całą sytuację trzymała w ryzach. ~ A ty się nudzisz, że przerywasz mi zabawę? ~ spytała, z jadowitą satysfakcją pochylając się nad stolikiem w kierunku rogatego kompana. Wszak przyjemnie było patrzeć na durną myszkę, która sama włazi do pułapki. W tym zachowaniu było coś sadystycznego i okrutnego.
- Czy mogłabym dotknąć cię w ucho? Nigdy nie dotykałam takiej szpiczastej końcówki… - odparła ciekawsko.
~ Nie znam się na ludzkich interakcjach. Ale gdyby mi jakaś samica przyleciała z drugim niezapowiedzianym samcem… to miałbym wiele podejrzeń ~ odparł sarkastycznie gad i wzruszył skrzydłami dodając. ~ Te wasze rytuały godowe rzeczywiście mnie nudzą. My smoki od razu przechodzimy do rzeczy.
Deewani nieco zmarkotniała. Zapewne to właśnie jej był ów plan, by wpuścić diablę w maliny i zobaczyć jego zdziwioną minę na widok kochanka. Od razu straciła zapał do dalszych psot i nawet wizja lodowego pucharku, nie poprawiała jej gorzkiego stanu.
Nimfetka od razu się nad nią zlitowała i zaczęła ją pocieszać, co tylko skończyło się awanturą i płaczem.

- Skoro chcesz - odparł przyjaźnie i nieco naiwnie Axamander nachylając głowę, ku kurtyzanie, która z błyskiem w oczach dotknęła delikatnej skóry na płatku jego ucha. Wpierw opuszką przesunęła wzdłuż małżowiny, aż dotknęła szpiczastego zakończenia, wzdychając przy tym troszkę z podziwu, a troszkę z zaskoczenia.
- Masz bardzo ciekawe ciało… ogon, uszy… rogi - mruknęła w zamyśleniu, dotykając nasady rogu na czole mężczyzny, po czym cofnęła rękę wielce zawstydzona. - Przepraszam. Nie chciałam być niegrzeczna…
- Zważywszy co ja robię pod stołem, masz pełne prawo mnie dotknąć. Poza tym to było przyjemne. Masz śliczne i delikatne paluszki - odparł z uśmiechem mieszaniec, a do stolika przyszedł sługa z zamówionym obfitym lodowym posiłkiem. Uprzejmie wszystko postawił przed klientką wraz zamówionym likierem.

“Wiecie co? Ja już nie chcę lodów” bąknęła chłopczyca, wprawiając maski w popłoch.
Ale jak to? Ale dlaczego? Co się stało? Jesteś chora? Daj spokój! No weź nawet tak nie żartuj.
Łobuzica jednak była uparta i odmawiała cieszenia się ze słodyczy.
“To wszystko wina Starca! Za dużo memła ozorem!” poskarżyła się babci Nimfetka. “Zrobił jej przykrość!”
- Ile płacę? - dopytała się tancerka, sięgając po monety, ukryte w mieszku pod sukienką.
Zanim sługa zdołał się odezwać, Axamander szybko rzekł. - Ja mogę zapłacić jeśli nie masz nic przeciwko.
- Dwanaście sztuk srebra za deser i pięć za likier - ozwał się w końcu pracownik przybytku.
~ Tylko wskazałem fakty ~ obruszył się Starzec jeżąc łuski na grzbiecie.
“Zły Starzec! Zły!” skarżyła się Nimfetka, ale umilkła dość szybko bo nie znalazła u nikogo poparcia. Poza… samym smokiem.
~ Oczywiście, że jestem ZŁY. Jestem antycznym, czerwonym smokiem. Postrachem śmiertelników i zgubą paladynów. Moje imię wzbudza trwogę, a mój płomień spopiela każdego kto mi się narazi ~ sarknął napuszony jak łuskowata żaba Ferragus. ~ Jestem bardzo zły… ale myślałem, że to już ustaliliśmy dawno temu.
Łagodna maska spochmurniała. Może i była malutka, słabiutka i bardzo delikatna, ale nie pozwoli, by ktoś w jej obecności robił przykrość którejś z sióstr, a już zwłaszcza Deewani.
“Niedobry. Nieczuły i brzydki w środku.” Burknęła dobitnie, jakby to były największe obrazy tego świata. “Fuj! Nic dziwnego, że nikt cię nie lubi i zawsze jesteś sam! Jeszcze raz usłyszę jak psujesz komuś zabawę, to naślę na ciebie babcię!”
~ Potężni zawsze są sami, gdy siedzą na szczycie świata ~ odgryzł się jaszczur metaforycznie “spoglądając z góry na Nimfetkę”. ~ A poza tym nie wiem o co wam chodzi. Przecie nie powiedziałem ani temu rogaczowi, ani waszemu kochankowi o intrydze. Możecie sobie ją do woli realizować.
Maska coś tam popiszczała, po czym umilkła, bo i bała się ukarania w postaci zamknięcia w klatce.

- Jeśli chcesz… to proszę - odparła miło zaskoczona kobieta. Uśmiechnęła się cieplej, wyrzucając spod spódnicy nieproszonego gościa. Dość już się tam nabawił, teraz trzeba było jeść, a nie się dystraktować.
- Zjedz do połowy specjał dnia, a ja zjem połowę czekolady, później się wymienimy - zaproponowała.
- Jak dla mnie może być. - Diablę zabrało się za jedzenie, zerkając co chwila na przyjaciółkę.
- Przybyłaś tu cała w skowronkach. Mniemam, że wczorajszy dzień lub dzisiejszy poranek był wielce udany?
Jego długi, rozwidlony język zmiatał lody z zaskakującą szybkością. Bardce nie przyjdzie długo czekać na jej kolej, nie żeby jej się spieszyło. Czekoladowy deser był wielce absorbujący.
Kamala ostrożnie nakładała porcję na łyżeczkę, starając się zgarniać, i posypkę, i polewę, i śmietankę, i lody, po czym wyraźnie rozkoszowała się smakiem, mrużąc w uniesieniu oczy.
- Wczoraj byłam na wycieczce. Fajnie było. Dawno nie tańczyłam dla dużej widowni wiesz? - Rozpromieniła się na samo wspomnienie wczorajszego pokazu. - Wspaniale było poczuć się w ruchu i czuć muzykę całym swoim ciałem.
- No cóż… to może poszukamy potem tawerny i zatańczymy razem? - zapytał żartobliwie Axamander. - Jeśli nie boisz się, że mi się ogon zaplącze tam gdzie nie powinien?
- Umiesz tańczyć?! - Podekscytowała się Sundari, na chwilę zapominając o jedzeniu. Intensywnie wpatrywała się z diablika z wyraźną nadzieją, że ten faktycznie zabierze ją na tańce, po czym zaraz się zreflektowała.
- Jarvis mi nie pozwoli - stwierdziła z rezygnacją. - Zresztą ja nie znam tych waszych wygibasów i bujania się na boki w objęciach… to głupi pomysł.
- Jeśli ty mu nie powiesz, to ja też nie. Dlaczego miałby zresztą ci nie pozwolić? Poza tym… nie przejmuj się. Ja cię nauczę. Zresztą to nie jest trudna sztuka - odparł z uśmiechem mieszaniec.

“Nie jest trudna sztuka… a jebnął ci ktoś kowadłem?!”
Tym razem zdenerwowało się wspomnienie babki, które nie bardzo faworyzowało adoratorów “wnuczki”.

- Nie wiem… Jarvis taki jest. Niby na wszystko mi pozwala, ale najlepiej jakbym nic nie robiła. Trudno ocenić, bo niewiele mi mówi i muszę się sama domyślać. Czasem odgaduję co mu w głowie siedzi… ale to tylko czasem. Tooo co potrafisz tańczyć?
- Jestem całkiem niezłym tancerzem. Błyskawicą przemierzającą salę balową z partnerką w ramionach. Dosłownie porywam do tańca - chwalił się mężczyzna.
I to był jego błąd.
- Acha… czyli nie umiesz tańczyć - stwierdziła kwaśno, zawiedziona kurtyzana, wracając do dzióbania lodów.
- Oczywiście, że umiem - zaperzył się diablik słysząc tą “obrazę”.
- Chyba w swojej głowie - ironizowała bardka, choć z każdym kęsem stawała się na powrót wesoła. - I jeśli się okaże, że będę w łóżku twoją pierwszą to chyba skisnę ze śmiechu.
- Nie będziesz pierwszą. Wczoraj przed południem gruba pokojówka zasnęła mi w łóżku zamiast je zaścielić. Leniwa baba - sarknął Axamander przyglądając się dziewczynie, która chichotała jak chochlik. - Umiem tańczyć i figlować w łóżku też. Przekonać się możesz… jeśli starczy ci odwagi.
- Z naszej dwójki to ty tu jesteś tym co ma problemy z odwagą - wytknęła mu ten mały szczegół, pokazując język.
- Po prostu byłem onieśmielony twoim urokiem… ale coraz mniej z tego onieśmielenia mi zostaje. - Teraz to rogacz nachylił się ku dziewczynie wysuwając język. - Odważysz się z nim zatańczyć?
- Dobrze wiesz, że nie przy ludziach - mruknęła Dholianka zmęczonym tonem. Ile razy będzie musiała to jeszcze powtarzać?

“Może faktycznie ktoś przyjebał mu kowadłem i dlatego jest taki tępy?” dywagowała Laboni.

Chaaya wymieniła pucharki i zabrała się za konsumpcję drugiego deseru.
- Ale odwagi mi nie brakuje… może się przy tobie zapominam... ale odwagi starczy - dodał z uśmiechem Axamander i dodał po chwili. - W każdym razie możemy pójść na tańce do najbliższej tawerny jeśli masz ochotę spróbować.
- W porządku, możemy iść. Jedź bo ci się rozpuszczą - poleciła złotoskóra, a kompan skinął głową i jego język pospiesznie zaczął zamiatać zawartość pucharka.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 23-08-2019, 18:17   #259
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Gdy wychodzili Chaai było nieco ciepło i wesoło, choć nie wypiła tyle trunku, by stracić nad sobą kontrolę. Zalotnik pociągnął ją za sobą na uliczkę i zaprowadził do wybranej karczmy... miał rację. Taniec nie był trudną sztuką, ten taniec przynajmniej.
Obserwując przytulonych do siebie tancerzy, bardka przekonywała się o jego prostocie. Jej fachowe spojrzenie wychwyciło kolejne pozycje i kroki osób na środku sali, którzy obracali się wokół siebie i pozostałych par. By go zatańczyć, tawaif nie potrzebowała nauk Axamandera. Samo przyglądanie się, pozwoliło jej wychwycić wszystkie jego reguły.
Karczma była nieduża i nie miała dużo stolików. Na małym podeście dla artystów, trójka z nich brzdąkała na instrumentach: lutni, skrzypcach i kastanietach.
Przy barze i stolikach siedziało parę osób, ale większość była na parkiecie. Żadnych potraw tu nie serwowano… jedynie drinki.
- Wygląda na dość… - Złotoskóra szukała jakiegoś mało ofensywnego słowa na określenie tutejszej sztuki tanecznej, ale jedyne co cisnęło się na usta to: ubogi, nudny, niewyszukany, prostacki. - No to… eee… no. Co teraz?
- Zatańczysz ze mną? - zaproponował rogacz z uśmiechem. - Czy wolisz popatrzeć?

“Idź z nim…” wtrąciła niepotrzebnie babka. “Idź bo zaraz tu pośniemy.”

- Już myślałam, że nie spytasz. - Kurtyzana uśmiechnęła się słodko, jak kobieta, która pół zabawy spędziła na oczekiwaniu, aż jej sympatia zbierze się na odwagę i do niej nie podejdzie.
Diablę pochwyciło dziewczynę i rzeczywiście porwało ją do tańca. Oplótł ją ramionami i ogonem, po czym zawirowali razem wśród par. Axamander dobrze tańczył, energicznie… robił drobne błędy w krokach, ale to były detale. To był wszak plebejski taniec. Liczył się entuzjazm i zabawa, a nie dokładność. Dholianka się rozluźniła i rozpromieniła. Nawet tak prosty układ sprawiał jej przyjemność i z pewnością gdyby mogła, poszła by na całego i dała niezłego czadu. Jej partner jednak zawodowcem nie był, choć to nie umniejszało radości z zabawy.
- Często tak tańczysz z dziewczynami? - spytała ciekawsko, przyglądając się sobie w ramionach kogoś innego niż Jarvis. Podglądała także sąsiadów, analizując ich gesty i ilość stykającego się nawzajem ciała. To było takie… dziwne i zadziwiające, by bez krępacji, tulić się do siebie jakby się było w łóżku.
- Dość często… - przyznał się mieszaniec całkowicie skupiony na tuleniu tawaif do siebie. Co akurat tutaj nie było niczym nieprzyzwoitym. Miejscowi ocierali się o siebie w tańcu, niektóre gesty były nawet prowokacyjne. Niemniej stanowiły część “przedstawienia” i nikogo nie gorszyły.
Niektórzy tancerze pozwalali sobie na piruety i diablik poczynił podobnie… choć mógłby wpierw ostrzec o swoich planach.
- Bo taniec zbliża do siebie dwie pokrewne dusze - mruknął, a na pewno zbliżał ich ciała do siebie.
Ciężka sukienka załopotała niczym skrzydła spłoszonego ptaka. Chaaya poczuła jak oblewa się rumieńcem, ale bynajmniej nie z zażenowania.
- Takie banały zachowaj dla swoich mieszczanek. - Zaśmiała się cicho, w duchu myśląc o czarowniku. Czy dałby się wyciągnąć do takiej tawerny? Czy zatańczyłby z nią tak jak tańczyli w elfich ruinach?
- Nie mówiąc, że oba ogonki się radują z twojej obecności - odparł z lubieżnym uśmiechem Axamander. Dziewczyna tym razem parsknęła śmiechem, bowiem im bardziej się rogacz starał, tym bardziej przypominał jej nieudolnych braci.
- Musisz podrywać same desperatki skoro uważasz, że mnie złapiesz na takie teksty… - Po tych słowach przejęła prowadzenie i sprawnymi piruetami uciekła kompanowi z objęć. Dygnęła grzecznie, wygładzając spódnicę, która podczas tych manewrów mogła pokazać obserwatorom odrobinę za dużo niźli tego chciała jej nosicielka, po czym bez słowa udała się do baru.
- Nie lubisz poezji, ni dosadności… aż kusi mnie by pobierać nauki u twojego… “przyjaciela”. Musi być mistrzem uwodzenia - odgryzł się mężczyzna podążając za swoją nimfą, która akurat miała okazję się przekonać, że serwowano tu wszystko… co miało jakichś alkohol w składzie.
- Wydaje mi się, że lubię i jedno i drugie, sęk w tym, że ty jesteś w tym beznadziejny. Co mi polecisz do picia?
Kurtyzana usiadła na stołeczku, bokiem do lady i pozwoliła by jej kształtne udo wypełzło z czeluści stroju. Poprawiła pasek przytrzymujący pończochę i chwilę przyjrzała się dłoni, po czym bezceremonialnie podsunęła ją diablęciu pod nos, jak do pocałowania. Jednakże skoro nie lubiła być dotykana w miejscach publicznych, zapewne chodziło jej o pokazanie pierścionka, od “przyjaciela”, na serdecznym palcu.
- To aż tak daleko zaszło? Wiedz moja śliczna, że to bynajmniej mnie nie odstrasza - mruknął kompan zerkając na palce. Spojrzał na kobietę pytając się. - I co będzie po nocy poślubnej? Zamierzacie się ustatkować, zapuścić korzenie i żyć spokojnie? Czy też nadal będziecie ryzykować życie i fortunę dla przygody?
Kamala potrząsnęła charakterystycznie głową, ni to potakując, ni zaprzeczając. Uśmiechnęła się czulej i delikatnie cmoknęła zimny metal obrączki, po czym zamówiła u barmana owocowy likier.
- Będzie co ma być - wyjaśniła niczego nie wyjaśniając - nie ma co na zaś planować. - Bo kochanek może zginąć, ona wpaść w niewolę i tak dalej i dalej…

Zamyślona Sundari usiadła przodem do szynku i wspierając się na łokietkach, przyjrzała się wystawie butelek z “egzotycznymi” trunkami. La Rasquelle samo w sobie nie słynęło z jakiegoś alkoholu, owszem… mieli winnice, ale nawet na pustyni hodowano winogrona.
Wino nie było niczym oryginalnym. Było jak woda - ogólnodostępne. Tymczasem, proszę, wino z ryżu, któremu bliżej do likieru. Wino z daktyli smakujące jak rum. Absynt z maku. Wszelkiego rodzaju destylaty z kaktusów, trzcin cukrowych, soków drzewnych, nawet z ziemniaków.
Świat był różnorodny i zachwycający, to miasto jednak… nie, lub bardzo dobrze skrywało swoją duszę.
- Niby nie. Ale warto mieć jakieś marzenia dla których przemierza się wilgotne bagna. - Zaśmiał się rogacz i dodał po chwili w zamyśleniu. - My zaś wyruszymy ze wschodniego portu. Mam tam wynajętą płaskodenną łódź, która podwiezie nas kawałeczek. Potem zaś na piechotę. Będziemy mieli tragarzy, ale żadnych lektyk.
- Biedaczku… jak ty sobie poradzisz w takiej głuszy? Bez lektyki? A niani też nie weźmiesz? - Zakpiła tancerka, spoglądając ukradkiem na rozmówcę. - Mogłeś mi wcześniej powiedzieć o tych tragarzach. Zdążyłam już sobie jednego opłacić.
- To cóż… zwrócę ci przy rozliczeniu wyprawy za niego. O ile nie przepłaciłaś. - Axa pogroził jej żartobliwie palcem, zerkając na koronkę jej pończoszki, która wystawała z rozcięcia sukni.
- Och… nie wypłacisz mi się do końca życia. - Złotoskóra szepnęła pod nosem, odbierając kieliszek z napojem. Umoczyła usta, ostrożnie go próbując, a kiedy smak jej podpasował napiła się.
- Musi to być mocarny tragarz… olbrzymia bestia mogąca unieść dziesiątki torebek, skoro tak drogi jest - odparł żartem mężczyzna zamawiając przy okazji trunek, podczas gdy Chaaya przekonywała się o mocy swojego drinka.
- Och taaak. - Rozpromieniła się dziewczyna, świetnie się bawiąc kosztem towarzysza. - Jest nie do zdarcia, prawdziwy gladiator… aż sama się sobie dziwię, że go znalazłam w tym mieście pełnym miernot.
- Doprawdy? Peros Halkur? Myślałem, że on służy u tych… no… A poza tym nie jest tragarzem. A może Vanhaim? On już wrócił z tej wyprawy w poszukiwaniu złotej świątyni? - Zaczął ni to na głos rozmyślać, ni to dopytywać Axamander. - Już wiem… To musi być Xalamar Półgigant, ale musiałaś mu nieźle zawrócić w głowie, by niósł twoje bagaże.
Dholianka śmiała się jak syty impek, lecz jej uśmiech był nieco tajemniczy.
- No zobacz, zobacz… tyle możliwości, tyle ludzi do wyboru, a odpowiedź dostaniesz dopiero jutro. A powiedz mi, wygodnicki kotku, kim jest owa łotrzyczka którą bierzemy? Hmm dobra jest w tym co robi?
- Nazywa się Sharima i jest piratką z Wybrzeża Kości. A w zasadzie była nią, zanim jej statek nie został zniszczony przez konkurencję, smoka, węża morskiego, czy któreś z imperium. Wiesz… ma wersję na każdą okazję. - Zaśmiał się rogacz i podrapał po podbródku. - Niemniej zna się na pułapkach: zwykłych i magicznych, oraz na portalach.
- I tylko ona z nami idzie? I ten mag? A jakiś wojownik lub myśliwy? Jak nas zaatakują elfy to wątpię by pirat w dżungli nam się przydał. Tak samo uczeń maga. - Kręciła nosem kurtyzana.
- Co do dżungli to liczę na pomoc druida o imieniu Fealsenor. Półelfa znającego język swojego ojca i nieco obyczajów dzikich elfów. Nasz uczeń maga zaś zabiera ze sobą obstawę. Jako, że biedny nie jest, to zakładam, że jego świta będzie składała się z profesjonalnych rębajłów. A jeśli… ty masz kogoś znajomego, kogo da się tanio zwerbować to… jestem skłonny nachylić uszka - odparł mieszaniec otrzymując kielich pełen aromatycznego wina. - Bo… sponsorzy nie są, aż tak hojni niestety.
- Hmmm… nie podoba mi się ten mag. - Skrzywiła się bardka, dopijając likier. - Jarvis dobrze walczy… to znaczy, czaruje. No i mój brat jest silny, nawet bardzo.
- Mi też nie… ale cóż, sponsorzy nalegali. A, że zgodzili się na resztę moich warunków, to nie mogłem im odmówić. A drogi jest ten Jarvis? Albo twój brat? Bo wziąłbym obu - odparł z uśmiechem ogoniasty, na co złotoskóra zwięziła oczy i niemal zasyczała.
- Brzmisz jak desperat… - oceniła krótko i dość chłodno. - Zaczynam wątpić w twoje umiejętności planowania. Ostrzegam cię, jeśli ten mag mnie zirytuje to nawet obstawa wojska go nie uratuje. Zrozumiałeś?

Kurtyzana dała Axa czas na przemyślenia, a sama zamówiła sobie kolejną kolejkę, tym razem wybierając inny smak, nalewki. Następnie nieco uspokojona, odparła cicho.
- Jarvisowi to ja codziennie płacę w nocy… w łóżku, ale jeśli chcesz być uczciwy to sam z nim porozmawiaj. Mój brat ucieszy się z książki, on lubi przygody i jest samowystarczalny.
- Jestem diablęciem okazji. Myślę, że poradzimy sobie i bez Jarvisa i bez twojego brata… bo ta część bagien jest spokojna i pozbawiona zagrożeń. Ale wsparciem nie pogardzę, jak jest okazja - odparł z uśmiechem organizator wyprawy i podrapał się po karku. - A co tamtego maga, to… słyszałem różne plotki na jego temat. I raczej nie przewiduję zaczepiania przez niego kogokolwiek.
- Zobaczymy - burknęła kobieta znad kieliszka. - Najwyżej wrócę do miasta sama.
- Wypadki chodzą po ludziach, a bagna bywają zdradliwe - odparł z łobuzerskim uśmiechem diablik. - A ja w razie czego… odwrócę oczy.
- To jak… mam wołać Jarvisa byście sobie pogadali o interesach, czy może masz ochotę pokazać mi swoje włości? - spytała wyzywająco Chaaya.
- Pokażę ci moje włości - zadecyował szybko rogacz. A może to trunek który wypił, podjął decyzję za niego?
- W końcu jakieś konkrety - mruknęła zadowolona Dholianka, dopijając likieru. Następnie opłaciła rachunek i zeskoczyła ze stołka, pogrążając się w myślach w których szukała swojego narzeczonego.
~ Tęsknię i objadłem się rybami. Ponoć dobrze robią na sprawność łóżkową. ~ W końcu pochwyciła ciepłą myśl maga, gdy przemierzyła z kompanem kilka uliczek.
~ Jadłeś beze mnie? No wiesz co? ~ Obruszyła się na pokaz, wybuchając cichym śmiechem od którego zakręciło jej się w głowie, więc wsparła się na ramieniu mieszańca.
Zdziwiona, przyglądała się chwilę szpiczastemu uchu, koziej bródce i krótkim rogom. Dziwne… tak podróżować z kimś innym niż przywoływacz. Dziwne… zachowywać się jak gdyby nigdy nic.
Owa dziwność sprawiła, że sama siebie się przestraszyła.
~ Axamander zabiera mnie do siebie…
~ Co? Czemu cię zabiera do siebie? I po co? ~ myśli Jarvisa kipiały od tłumionego gniewu i zazdrości, a starał się by przekaz był przynajmniej… neutralny.
Bardka jeszcze raz spojrzała na Axamandera. Znowu to dziwne uczucie. Jakby… puste w środku. A może to ona czuła pustkę patrząc na niego. Ciekawość, pożądanie i fascynacja czymś nowym i innym, została jakby wessana w próżnię. Zniknęła, albo zatarła się do tego stopnia, że tawaif nie potrafiła sobie przypomnieć jak właściwie owe uczucia smakowały w jej wnętrzu.
Za to serce coraz mocniej rwało się w drugą stronę, w kierunku czarownika.
~ Chyba przesadziłam w kokietowaniu ~ przyznała się ze wstydem do gorzkiej porażki, gdyż sama wpadła we własne sidła. CO ONA sobie myślała?
Z pewnością coś na pewno… ale z jakiegoś powodu teraz nie miało to żadnego znaczenia.
~ Cóż.. to akurat mnie nie dziwi. Ja sam ledwo trzymałem dłonie przy sobie jak wychodziliśmy ~ odparł czule i żartobliwie jej kochanek. ~ Sama mu się wymskniesz, czy ja mam was szukać?
~ Nie wiem gdzie jestem… chyba ~ stwierdziła Kamala, przystając i rozglądając się niepewnie po alejce i kanale. Ze stresu nie bardzo wiedziała, czy kiedykolwiek widziała to miejsce, lub jego odległe punkty.
To było dziwne…Znowu DZIWNE uczucie. Wszak była dziwką, chodzenie do łóżka z obcymi mężczyznami było dla niej codziennością. Teraz jednak zaczęła panikować. Jak ona ma się wymsknąć z tego impasu? Jeśli pójdzie do pokoju, to już z niego nie wyjdzie… była tego pewna. Musiała więc działać tu i teraz, ale jak? Wepchnąć rogacza do wody? Zdjąć buty i dać w długą? Powiedzieć prawdę, że się rozmyśliła? Czy może łgać w żywe oczy?
~ Axamander to twój dobry znajomy. Chyba nie będzie miał za złe jak powiesz, że zmieniłaś zdanie ~ odparł Jarvis czule i… tłumiąc zazdrość dodał. ~ Będę cię musiał przy nim pilnować podczas tej wyprawy.

Tancerka zamknęła dłonie w piąstki i postanowiła działać, nim będzie za późno, lub co gorsza… podda się jak to miała w zwyczaju.
- Axa w sumie masz rację, myślę, że powinniśmy z tym zaczekać. Łączenie seksu i interesów, może źle się skończyć…
- Nie sądziłem, że coś takiego mamy w planach. - Zastanowił się diablik spoglądając na Chaayę. - To znaczy, ja miałem w planach cię oczarować i uwieść, ale nie zdawałem sobie sprawy z twoich.
Podrapał się po rogu.
- Stawiasz mnie w ciężkiej sytuacji, bo… spójrz na siebie. Pewnie sama byś się porwała do najbliższego pokoiku w karczmie i… no dobra… to po interesach? Zobaczymy co wtedy wyjdzie? Mamy w planach wizytę w zamtuzie.
- Po wyprawie - zgodziła się złotoskóra, zachowując jakieś pozory naturalności, które wpoiła jej nauka Laboni. - Nie wiadomo co by z tego wyszło… lub nie… więc gdybyśmy byli skazani na siebie w dżungli to mogłoby wyjść… dziwnie. Jeszcze dziwniej niż teraz.
- No tak. Masz rację - odparł niemrawo Axamander stojąc koło brzegu kanału. Tak kusząco blisko brzegu wody. Wystarczyło go utopić i już nigdy nie będzie mieć z nim problemu…
Zaraz! O czym ona znowu myśli? Jakie topić?!

“Ihihihi!” Deewani zapiała energicznie. “Utopmy go, utopmy! Ja chcę go utopić! Chcę, chcę, chcę!!”

- Przepraszam… ale tak będzie lepiej… - mruknęła cicho Dholianka i pokazała przeciwną stronę do kierunku w którym zmierzali. - Pójdę już… do zobaczenia jutro.
- Do jutra więc - odparł z nieco sztucznym uśmiechem rogacz maskując nim swój zawód. Bardka oblała się rumieńcem zażenowania samą sobą, po czym podreptała niepewnie tam gdzie pokazała, rozglądając się przy tym jakby szukała w fasadach budynków czegokolwiek znajomego.

Okolica nie robiła się bardziej znajoma, ale obecność Jarvisa wyraźniejsza. Jej ukochany się zbliżał, co prawda przy okazji klucząc. Sama dziewczyna znalazła się pod karczmą “Pod czarcim rogiem”, bo świat chyba stroił sobie z niej żarty.
O bogowie… po takim numerze, musiała się napić. Weszła do środka, nie bacząc na to czy przypadkiem nie pakuje się w jeszcze większe bagno, resztkami sił przesyłając szyld magikowi. Następnie udała się prosto do baru, niczym pies myśliwski, który podjął trop i zamówiła szklankę rumu.
- Rum raz sukkubie - mruknął tajemniczo barman, ubrany w szaty tajemniczego maga… przez co wyglądał jak przerośnięty wieszak na płaszcze. Cały wystrój przybytku, był mroczny i złowieszczy, a ściany pokrywały świecące ogniem runy, które… każdy szanujący się znawca magii uznałby za bazgroły, ale na miejscowych pijusach robiły wrażenie. Podobnie jak iluzyjny ogień unoszący się nad szklanicą podanego przez barmana trunku.
Kamala dorwała się do alkoholu i wmusiła w siebie jeden duży łyk, który rozpalił ją od środka, aż poczuła, że się dusi. Paradoksalnie poczuła przy tym ulgę, więc odetchnęła ze spokojem. Niemniej nie miała nastroju do poznawania tutejszych widoków czy bywalców. Wlepiła beznamiętne spojrzenie w neutralną przestrzeń ściany i siorbała rum za każdym razem gdy jakaś myśl próbowała wykralować się w jej umyśle.
- Chłopak rzucił, czy ty rzuciłaś jego? - zapytał mimochodem opiekun baru szykując kolejną szklanicę rumu dla spragnionej. O tej porze niewielu było bywalców w tym przybytku i żadnego chętnego by zaczepiać Sundari. Jej postawa przy barze była wyraźnym ostrzeżeniem dla śmiałków.
- Szkoda gadać, niezły cyrk odwaliłam… aż sama się sobie dziwię - odparła smętnie amatorka pijaństwa z wdzięcznością przyjmując kolejną szklankę. - Najgorsze jest to… że trochę mi go żal, ale jeszcze bardziej mi żal mojego narzeczonego.
- Jak kocha to wybaczy. - Pocieszał ją barman starymi jak świat maksymami.
- Ja bym mu nie wybaczyła, więc nie chcę by mi wybaczał… a może chcę? Sama nie wiem… - Tawaif przyjrzała się rozmówcy, jakby dopiero teraz do niej dotarło, że ów głos miał też ciało. Zaraz jednak znowu wpatrzyła się w ścianę. Dostrzegła przez tę chwilę, że jak na “maga”, mężczyzna miał zbyt zakazaną gębę, pociętą bliznami od noża i szpetną źle ogolonym zarostem. Nieco łysawy, bardziej przypominał draba z bocznej alejki niż uczonego akademika sztuk magicznych, co dawało zabawny kontrast z przykusymi szatami czarodzieja, które nosił.
- Najlepiej się z tym zmierzyć od razu. Nie ma co uciekać przed tym, czego się nie uniknie - odparł karczmarz i wskazał palcem dekolt bardki. - A i warto podczas konfrontacji z narzeczonym stosować brudne sztuczki. W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone.
“Nie ucz kurwy dupy dawać” pomyślała smętnie Chaaya, która zastanowiła się nad słowami obcego. Chyba nie chciała wystosowywać żadnych trików wobec Jarvisa, nie chciała oszukiwać go tak jak innych mężczyzn i nie chciałaby by on traktował ją jak inne swoje kobiety. Dziwne… ale był dla niej wyjątkowy i chciała dla niego jak najlepiej. Dlaczego więc omal go nie zdradziła… w sumie jeśliby zsumować wszystkie spotkania z diablęciem, można spokojnie rzec, że zdradziła go i to nie raz.
Dlaczego? Dlaczego robiła to sobie i jemu.

- Co taka piękna kobieta robi w takim miejscu jak to? - znajomy głos, znajoma sylwetka. Czarownik przysiadł się do złotoskórej, zajmując taborecik obok niej i zamawiając to samo co ona.
Uśmiechnął się do niej pytając telepatycznie. ~ Jak się czujesz?
Kobieta skrzywiła się nad szklanką rumu i popatrzyła niepewnie na maga. Znajome ciepło rozlało się po jej podbrzuszu i nie była to zasługa alkoholu. Uśmiechnęła się pod nosem i lekko zwiesiła głowę.
- Miejsce jak każde inne. Sprzedają tymczasowe zapomnienie, a to najważniejsze - odparła, odwracając w zawstydzeniu twarz, bowiem czuła się paskudnie.
- Acha… czyli po całym procesie zapominania mam odholować cię do domu? - zapytał czule ukochany głaszcząc ją po włosach. Tawaif zesztywniała nieco, być może oczekując ciosu niźli pieszczoty, a może nawet po pijaku wstydziła się tak bezpośredniej bliskości w miejscu publicznym.
- Wolałabym już teraz wracać… piłam na czczo, więc zaraz zwalę się pod bar - stwierdziła przepraszająco, chybcikiem dopijając to co miała na dnie.
- Dobrze… to chodźmy - zgodził się mężczyzna z delikatnym uśmiechem.
~ Acz nadal wyglądasz prześlicznie i nie gwarantuję, że nie wykorzystam okazji już w pokoju ~ dodał telepatycznie.
Kamala skuliła się w sobie. Zapłaciła barmanowi, zostawiając mu niewielki napiwek, za to, że przynajmniej udawał zainteresowanego jej nastrojem, po czym ruszyła lekkim zygzaczkiem do wyjścia. Nawet w takim stanie, jej biodra kołysały się kusząco, zapewne dlatego, by wywalczyć równowagę.
~ Wiesz gdzie jesteśmy? ~ spytała mentalnie, nawet nie próbując stłumić swojego smutku i niechęci do własnej osoby. Przywoływacz wyczuł także silny konflikt wewnętrzny, choć nie umiał sprecyzować z jakiego powodu. Zapewne dziewczyna sama nie do końca wiedziała co właśnie przeżywała.
~ Tak. Znam okolicę ~ odparł jej wybranek asekurując ją, gdy kusiła swoimi ruchami… choć nieświadomie. ~ Będziemy musieli wynająć gondolę, jeśli chcemy szybko dotrzeć do domu.
~ Nieee bo wrzucisz mnie do wody ~ zaprotestowała szybko, odwracając się z powrotem do karczmy jakby planowała uciekać.
~ Dlaczego miałbym to robić? W tej chwili mój dylemat przebiega pomiędzy zaciągnięciem cię w boczną uliczkę, a położeniem cię do łóżeczka byś się zdrzemnęła nie niepokojona ~ odparł Jarvis blokując jej drogę ucieczki.
Sundari wygięła usta w smutną podkówkę i nieco skulona cofnęła się przed narzeczonym, jakby się obawiała skarcenia.
Nie odpowiedziała, rozglądając się niepewnie na boki, po czym zaczęła dreptać wzdłuż uliczki, zanim sobie nie przypomniała, że właściwie to się zgubiła i warto by było trzymać się kochanka. Przystanęła i odwróciła się do niego z pytającym wyrazem na twarzy.
- Chodźmy. - Magik podszedł i zazdrośnie i zaborczo przytulił bardkę do siebie, jakby bał się, że ta mu ucieknie, lub ktoś ją zechce porwać.
~ Wyżal mi się. Co cię gnębi. Dlaczego miałbym wrzucić cię do wody? ~ zapytał.

Dholianka przylgnęła do mężczyzny jak wystraszone sarnię do matki. Wczepiła się dłonią w poły jego marynarki i wsunęła palec w dziurkę na guzik, by upewnić się, że nawet jeśli puści materiał to się nie rozdzielą.
~ Bo jestem zdradziecką dziwką, która nie zasługuje na ciebie i ze mną zrywasz? ~ odpowiedziała pytaniem, czerwieniąc się na twarzy tak jak to tylko przyłapani winowajcy mają w zwyczaju.
~ Ale przecież mnie nie zdradziłaś. Inaczej musiałbym cię porywać wprost z sypialni twojego kochanka, przy okazji demolując mu dom ~ odparł żartobliwie Jarvis, tuląc ją mocniej do siebie. ~ A zamiast tego wyciągam cię z baru zalewającą smutki rumem.
~ Zdradziłam cie, jestem tego pewna. Kurwie się nie ufa, sama się wrzucę do wody ~ postanowiła zdeterminowana Chaaya, próbując odbić w kierunku wody, ale tak, by nie puścić czarownika.
Zaskoczyła tym Jarvisa, więc oboje niebezpiecznie zbliżyli się do brzegu kanału. Tam jednak przywoływacz stawił opór wstrzymując jej bieg.
~ Dość tego. Rzeczywiście muszę cię ukarać ~ stwierdził próbując przerzucić tawaif przez ramię i rzeczywiście ją porwać. Dziewczyna trwożliwie stanęła, kwiląc tylko ze strachu.
~ Proszę tylko mnie nie bij! ~ Najwyraźniej opacznie zrozumiała jego słowa, bo była bliska płaczu.
~ Nie zamierzam bić. Mam inne pomysły ~ odparł mag biorąc tancerkę ostrożnie w ramiona i tak niosąc, ruszył do najbliższej karczmy w której dało się wynajmować pokoje. Mocno i władczo przyciskał jej ciało do swojego. - Nie wypuszczę cię, skoro łączą nas obrączki.
Dholianka się nieco wierciła pod spojrzeniami przechodniów. Ostatecznie oparła głowę o ramię kochanka i zakryła twarz jego marynarką. Tak… z pewnością była teraz jeśli nie niewidzialna, to przynajmniej pół.
- Nie chcę być twoim przykrym obowiązkiem… - mruczała sennie, bo kołysanie chodu magika, działało na nią kojąco i rozluźniająco… może aż nazbyt.
- Nie jesteś przykrym obowiązkiem. Jesteś pokusą… - wymruczał czarownik pozwalając swoim palcami sugestywnie macać jej pośladek.
To i tak nie powstrzymało snu skradającego się niczym złodziej.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 22-09-2019, 09:41   #260
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Obce łóżko, obca komnata. Suknia przewieszona przez krzesło. Bardka obudziła się w bieliźnie, przykryta kocem na małym jednoosobowym łóżku. Zerwała się więc przerażona, spodziewając się najgorszego… przespała się z Axamanderem i nawet tego nie pamiętała!
A nie zaraz… zaraz… tylko chwileczkę, tylko bez paniki. Może nie jest tak źle… ma na sobie majtki. Może nie doszło do…
O nie, nie, nie, ona nawet nie chce myśleć do czego mogło dojść. Machnięciem ręki odrzuciła koc na podłogę i spuściła nogi na ziemię po drugiej stronie łóżka.
Palcami u stóp trafiła na coś… dziwnego. Ni to miękkie, ni włochate, trochę może oślizgłe? A nie…zaraz… nie, w sumie to nie wiadomo. Skonsternowana spojrzała na tajemniczy dywan, który okazał się Gozrehem drzemiącym na brzuchu, śpiącego na ziemi, czarownika.
Kobieta nie mogła się powstrzymać i kopnęła czworonoga w tyłek.
- Hej! Nie tak się traktuje strażnika waszego snu - warknął kocur, który jakimś cudem uskoczył na okno zanim trafiła go w cieniste dupko.
- Żadnego szacunku dla zwierząt dla was pracujących, aż dziw, że jeszcze nie nastąpiła kocia rewolucja - dodał melancholijnie patologiczny kłamca i bajarz.
- Taki z ciebie strażnik jak ze mnie barbarzyńca - fuknęła Dholianka dotykając obolałej skroni. Od zbyt gwałtownych ruchów zaczynało jej pulsować w głowie. - Bądź tak łaskaw i weź wyskocz z tego okna.
- Nie tym razem… - odparł eidolon szczerząc kiełki w ludzkim uśmiechu. - Ktoś musi was pilnować, żebyście kłopotów nie narobili.
- Kamala? - zapytał Jarvis budząc się i siadając na podłodze. - Lepiej ci? Humorek wrócił?
- Ja bym powiedział, że czuje się lepiej i wygląda lepiej bez sukienki i wyrzutów sumienia na twarzy. - Ziewnął leniwie Gozreh.
O nie…
Tego było za wiele! Sundari dorwie tego sierściucha i wsadzi mu tę brodomackę w odbyt, aż mu nosem wyjdzie!
- Wypad mi z pokoju darmozjadzieee-e… ała moja głowa… - Zaskomlała, zwijając się w kłębek.
- Zero wdzięczności. Ostrzegam, czeka was zwierzęca rewolucja - stwierdził flegmatycznie chowaniec przeciskając się przez uchylone okno. Magik przysiadł przy obolałej tancerce, sięgając do kieszeni po fiolkę i podsuwając ją kochance.
- Coś na kaca…
- Nie chcę - burknęła gniewnie, ale zaraz spokorniała i wyciągnęła posłusznie dłoń, odbierając specyfik. - Dziękuję.
- Nie ma za co - odparł czule przywoływacz i nachylił się, by cmoknąć pośladek zwiniętej w kłębek Chaai, która wmusiła w siebie słonawy płyn.
- Przepraszam - wyszeptała cicho i obejrzała się przez ramię na mężczyznę.
- Przeprosiny przyjęte - odpał jej z wesołym uśmiechem. Nie zaprzestał wykorzystywania okazji do kolejnych pocałunków na jej wypiętych pośladkach. - Nie uważasz, że jesteś dla siebie za surowa? Wiele mężatek flirtuje, choćby po to, by czuć się nadal kuszącymi. Flirt to jeszcze nie zdrada.
- Pocałowałam go. - Tawaif wyznała gorzką prawdę, przymykając oczy, by dodać sobie odwagi. - Nie dziś… ale wcześniej. I dałam mu się dotykać podczas jedzenia lodów, podczas tańca, podczas… no wiele razy. Przepraszam cię.
Narzeczony zastygł w bezruchu i spojrzał poważnie na dziewczynę. Przyglądał się jej w milczeniu.
- Czyli mam poważną konkurencję, tak?
Wyraźnie to go zaskoczyło i… właściwie wydawał się nie wiedzieć co z tym zrobić. Niemal czuła, że chce jej zabronić zbliżania się do rogacza, ale te słowa nie wyrwały się z jego ust.
- Pokonam go Kamalo. Pokonam go w tobie… sprawię, że przestanie być ważny. Nie dam ci czasu myśleć o nim - odparł w końcu żarliwym tonem głosu, całując znów jej pośladek. - Wymęczę cię tak, że nie przyjdzie ci nawet myśl o innym kochanku. Mam rywala do twojego serduszka, ale nie dam się pokonać bez walki.
Spojrzał na kurtyzanę z nieco zimnym, sadystycznym uśmieszkiem. - A co do kary to… taka jak kiedyś na pustyni? Czy może do łoża cię przywiązać i męczyć rozkoszą tak długo, aż zaczniesz błagać o ulgę? Aż sama zerwiesz więzy i rzucisz się na mnie jak dzika bestyjka? Jak winienem cię ukarać za twoje łobuzerskie wybryki moja śliczna?
- Nie prawda… - odparła Sundari, która nie mogła znieść tak oszczerczych wniosków - Nie prawda, nie prawda, nie prawda! Nic do niego nie czuję. Moje serce jest tylko twoje.
Otworzyła oczy spoglądając tępo w sufit, zadając sobie podstawowe pytanie (już po raz któryś tego dnia): dlaczego? Dlaczego tak się pchała w objęcia innego, skoro tego nie chciała. Czy faktycznie chodziło o jego penisa? O zwykłą ciekawość? Czy może nie potrafiła inaczej? Wszak Ranveera zdradzała regularnie. Nie żeby miała jakiś wybór i nie żeby on jakiś miał.
Idylliczne marzenie, senna jawa czy fantazja o rozwidlonym języku, wszystko to brzmiało ładnie, ale wcale nie przekonywało jej, by faktycznie o to chodziło. A więc… dlaczego?
- Nie wiem… może nie nadaje się na bycie narzeczoną i żoną… może babcia ma rację. Urodziłam się tawaif i jako tawaif umrę…
Jarvis przewrócił wybrankę na plecy i nachylił się, całując jej brzuch.
- Urodziłaś się i wychowałaś na tawaif… ale teraz jesteś Smoczym Jeźdźcem i moją narzeczoną - mruczał przyjemnie drażniąc jej zmysły delikatnymi pieszczotami. - Ja też kiedyś byłem inny. Kilka razy musiałem nauczyć się żyć na nowo. Zapomnieć stare nawyki, wyuczyć się nowych. Jesteś tawaif Kamalo? A z kim spałaś poza mną od czasu, gdy uciekliśmy do La Rasquelle? Mam wrażenie, że z nikim oprócz mnie, a poza tym… - Spojrzał poważnie w jej oczy. - …wiem kim jesteś Kamalo. Wiem jaka jesteś i wiedziałem, gdy obiecałem ci w przyszłości małżeństwo. Bycia żoną też z czasem się nauczysz. Nie pozwól by upadki przycisnęły cię do ziemi, bo nawet jeśli sama się nie podniesiesz, to ja cię podniosę moje kochanie.

“Uwaga syrena alarmowa będzie za trzy… dwa…” Wybudzona Kismis zdobyła się na odrobinę uszczypliwości, z racji tego iż Deewani ciągle była nie w sosie. Tymczasem maska nie zdążyła doliczyć, kiedy Nimfetka zaczęła beczeć jakby co najmniej wypłacono jej sto sztuk złota za niepohamowany szloch na czyimś pogrzebie.
“Kto się nią zajmie?” spytała Ada, samej nie paląc się do pomocy.
“Może Umrao… to przez nią wszystko” stwierdziła Seesha.
“Po moim nagim trupie!” zaprotestowała obgadywana.

Złotoskóra uśmiechnęła się słabo i usiadła, by znaleźć się bliżej czarownika. Wzięła jego twarz w dłonie i pocałowała go delikatnie, choć żarliwie.
~ Nie zrezygnuję z ciebie Kamalo. Masz taką samą obrączkę jak ja. Nie ma odwrotu ~ “straszył” ją kochanek, zachłannie odpowiadając na pocałunek. Choć oczywiście przesadzał, bo narzeczeństwo to jeszcze nie małżeńskie więzy.
- Przestań, bo się rozpłaczę. - Chaaya zagroziła całkiem serio, ostatkiem sił powstrzymując się przed totalną rozsypką. Nie wiedziała już kim była, czego chciała i jak stworzyć nową siebie. Wzrok smętnie przesuwał się po zmarszczkach prześcieradła, kiedy tancerka pocierała palcami linię męskiego zarostu.
- Nadal chcesz iść ze mną na wyprawę? - spytała, jakby nie była pewna, czy mag chce się z nią pokazywać wśród ludzi. - Bo nie mam namiotu… i posłania…
- I tak zamierzałem zaciągnąć cię do swojego namiotu. Teraz gdy wiem, że mam rogatą konkurencję, tym bardziej muszę podjąć to wyzwanie i zdobyć cię calutką dla siebie - mruknął Jarvis ze słabo ukrywaną zazdrością i ambicją w głosie. Mocniej przytulił do siebie bardkę. - Acz… nie dam ci spokoju w nocy, gdy będziesz dzieliła ze mną namiot i posłanie.
Dholianka prychnęła cicho, z mieszaniną ulgi i rozbawienia, jakby nie do końca wierzyła tym zapewnieniom, lub po prostu się ich nie bała.
- Ty nigdy nie dajesz mi spokoju… pewnie jak zasnęłam to skorzystałeś z okazji, by mnie trochę pomacać… zdradziło cię zdjęcie mi ubrania.
- Cóż… musiałem cię rozebrać. I ciężko było się nie pokusić - odparł jej wybranek, kiepsko kłamiąc. Tawaif to nie umknęło. Jej spojrzenie było wyuczone do wykrywania niuansów. A i jego słowa nie dziwiły. Oczywiście, że nie poczynił niczego nieprzyzwoitego… troska go wtedy motywowała, a nie lubieżność. Czyżby więc jej ciało straciło dla niego swój czar? Nie. Palce wodzące po jej pośladku mówiły co innego. Tak jak wyczuwalna erekcja mężczyzny.
Po prostu był tak… staromodnie rycerski. Jak poprzedni opiekun kurtyzany, wywodzący się ze Smoczych Jeźdźców. Znowu poczuła się przez to ohydnie. Niczym robaczywa figa. Bo czemu oglądała się za innym skoro miała taki skarb na wyciągnięcie ręki?
- Chcesz wracać do pokoju, czy tutaj ci odpowiada? - spytała czule, robiąc więcej miejsca na wąskim materacu.
- Chcę być przy tobie. - Przywoływacz ułożył się przy kobiecie, nachylając się i delikatnie cmokając jej szyję. - Tu czy tam… dla mnie nie ma różnicy.

~ Nie wiem czemu robicie z tego wielki dramat. Samiec jest owinięty wokół waszego paluszka, więc wybaczy wam wasze błędy ~ mruknął filozoficznie i cicho “śpiący” smok.
“Udław się własną rzycią” zripostowała oschle Umrao, przejmując schedę po Deewani, która nadal się dąsała z powodu niedocenienia przez Ferragusa. “Żebyś był w połowie tak dobry w pieprzeniu jak w zrzędzeniu, to może i byśmy cię posłuchały.”
“Nie ładnie tak się zwracać do starszych” skarciła ją Nimfetka.
“SAMA powiedziałaś, że jest brzydki w środku, więc co się mnie czepiasz?!” zapiała rozzłoszczona maska, w mig wpędzając tą drugą w dygot i szloch.
~ Jestem lepszy. Smoki w rui są dzikimi i nienasyconymi kochankami ~ wtrącił dumnie Starzec.
“Z ciebie taki lepszy kochanek jak z koziej dupy trąbka” odparła Pasja, która jak się okazało, jeśli już coś robiła lub mówiła… to z sercem.
~ Po prost łaskawie oszczędziłem ci twojej kompromitacji. Bądź wdzięczna, bo żar smoczej żądzy to coś ponad ludzkie siły. ~ Puszył się Ferragus nie potrafiąc odpuścić, mimo że wcale nie chciał narzucającej mu się Umrao.
“Jedyny żar na jaki cię stać to ten narzekania” syknęła emanacja.
~ Po prostu brak ci zdolności by taki smoczy żar rozbudzić ~ odparł obrażony gad, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że mógł przesadzić.

Kamala przekręciła się na bok i ostrożnie zarzuciła kochankowi nogę na biodro. Następnie rozpięła kilka guzików u jego koszuli, by ich skóra mogła się ze sobą stykać.
- A ja… ja chcę być na tobie lub pod tobą, ale ważne, że z tobą - stwierdziła cicho, całując narzeczonego w chude kości obojczyków.
- No… wiesz Kamalo, już za późno na to byś mogła zmienić zdanie. - Jarvis pokazał jej swoją dłoń z błyszczącą obrączką - znakiem ich więzi. - Teraz już jesteś moja, a ja twój.
- Może kiedyś do mnie dotrze owa groza przyrzeczenia, ale teraz… chcę się nią podelektować - stwierdziła kokieteryjnie Sundari, systematycznie pobudzając przywoływacza kolejnymi pieszczotami.
- Postaram się ci na to pozwolić, acz… wyglądasz bardzo kusząco w tej bieliźnie - mruczał czarownik głaszcząc ją po głowie. - Pamiętaj… miałem wielką ochotę zaciągnąć cię w boczną uliczkę Kamalo.
- Mhhhm…
Złotoskóra nie bardzo słuchała, lub udawała, że nie słucha, całkowicie skupiona wędrówką ust po bladym ciele mężczyzny. Do pocałunków, luźnięc, delikatnych gryzów i uszczypnięć, dochodziły malinki i ssanie opuszków palców, lub ocieranie się udem o namiot w spodniach magika, z jakiegoś powodu… zaniedbany i opuszczony. Zupełnie jakby ta część się w ogóle dla niej nie liczyła i świetnie się bez niej bawiła.
- Smaczne były rybki? - spytała w przerwach, spoglądając swojej “ofierze” w oczy, choć Jarvis coraz więcej miał z predatora niźli schwytanej zwierzyny.
- Całkiem smaczne… - odparł wesoło mag nie odrywając spojrzenia od swojej wybranki. - Nie myśl, że nie wiem co planujesz. Stosujesz moje sztuczki przeciw mnie.
Jego ciało napinało się odruchowo pod jej dotykiem, jakby powstrzymywał się przed rzuceniem na nią.
- Przejrzałeś mnie. - Chaaya zrobiła smutną minkę, po czym rozpięła sobie stanik i uwolniła biust. - W nagrodę możesz mnie gdzieś dotknąć, ale tylko raz.
- Tyle miejsc Kamalo… tyle pokus - szepnął jej towarzysz, ale pochwycił dłonią za lewą pierś, powoli ją pieszcząc i masując… rozkoszował się tym miękkim owocem pożądania i reakcją kobiecego ciała na jego dotyk.
- Twój czas się skończył - oznajmiła kurtyzana po kilku chwilach, strzepując z siebie palce, jak natrętne owady. - Muszę się spieszyć, bo mój jamun nie należy do cierpliwych - “poskarżyła” się cierpiętniczo, odpinając zapięcia w spodniach leżącego. Czyżby czarownik w końcu doczekał się słodkiej chwili spełn… nie.
Kobieta przywarła ustami do nasady jego męskości, jedynie go łaskotać. Najwyraźniej ta zabawa jej się mocno spodobała, bo gdy skończyła lizać jego prawą pachwinę, zabrała się za lewą.
- To… zemsta za rozebranie, prawda? - spytał żartobliwie przywoływacz, desperacko zaciskając dłonie na pościeli i starając się nie rzucić na drażniącą się z jego apetytem kochankę.
- No już, już… - Zaśmiała się tancerka, podważając kciukami pasek swoich majtek. - Czyń honory kochanie - mruknęła nastawiając się na rozerwanie materiału.
- Na pewno? To śliczne majteczki. Na cudownym ciele. - Chłopak na moment się zawahał, na moment… widział bowiem spojrzenie bardki, odbijające te same pragnienia co jego. Zerwał więc je z niej odsłaniając największy skarb. Uśmiechnięta dziewczyna zasiadła na swoim tronie, cicho wzdychając. Pochyliła się nad Jarvisem i pocałowała go w usta, szepcząc żartobliwie.
- Jakiś taki twardszy się wydajesz… czy to na pewno ty, mój jamun?
- To twoja zasługa Kamalo. Mówiłem ci zresztą. Zdobędę cię całą… Nie pozwolę jakiemuś rogaczowi zagarnąć twoje spojrzenie - wymruczał przywoływacz chwytając tawaif za kark i przedłużając pocałunek… i zmieniając jego naturę na bardzo lubieżną i zaborczą. Sundari wstrząsnął dreszcz. Czy wywołały go jego słowa, czy może drapieżność, tego magik nie wiedział.
Ważne jednak, że ich mała przejażdżka zaczynała przynosić mu upojenie, bowiem kurtyzana nie zważając na niewygodę, opadała w górę i w dół, z zapałem obcałowując męskie wargi, aż oboje nie dosięgli szczytu.
- Pragnę więcej i więcej i więcej… - szeptał jej do ucha wybranek, choć… ona czuła, że przynajmniej jego berło potrzebowało chwili na regenerację sił. Przechwałki, ale przyjemne gdy tulił ją do siebie zapewniając w ten sposób o istnieniu pragnienia, które tylko Dholianka potrafiła ugasić z czasem i wysiłkiem.
- Nienasycony głodomór. - Pochwaliła się lub poskarżyła Chaaya, czerpiąc wyraźną przyjemność z tej chwili lenistwa i bliskości. - Powinniśmy się przygotować do wyprawy… jutro rano mamy niby wypłynąć.
- Wkrótce. Na razie zamierzam zobaczyć radosny uśmiech na twojej twarzyczce. Lub usłyszeć głośne jęki z twoich usteczek - stwierdził z dwuznacznym uśmiechem jej wybranek, wodząc palcami po jej pupie. - Powiedz mi moja śliczna, co sprawi, że się będziesz uśmiechała? Jakie miejsce, jaka poprawa, jakie działanie?
Chaaya uniosła wzrok na maga, po czym zaraz uciekła na ścianę i znowu się obejrzała i znowu uciekła.
- Ja… no… nie wiem - wymamrotała wymijająco, uznając, że proszenie w tej chwili kochanka o wspólną naukę tańca, jest… nieodpowiednie. Nie mogła jednak nic na to poradzić i choć bardzo chciała znaleźć jakąś pozycję to przetestowania, to jednak ciągle wracała do tańca z Axamanderem, kiedy to chciała móc tak tulić się z Jarvisem.
- Coś masz na myśli. Nie wstydź się powiedzieć. Nie obrażę się, nie pogniewam - rzekł cicho mężczyzna i pogłaskał, czule i delikatnie, kobietę po policzku.
Bardka przyglądała się zachowawczo wyrazowi jego twarzy, wyraźnie rozważając, czy ten jej nie podpuszcza. Ściągnęła usta w dzióbek i skuliła się, jakby postanowiła nie podejmować ryzyka, ale zaraz zmarszczyła nosek i wtuliła się mocniej w czarownikowe ramiona.
- Tylko nie bądź zły… i nie śmiej się ze mnie… ani nic - burknęła, otaczając się ochronnym murkiem, niczym dziecko, które ze wstydem musi przyznać starszemu, że nadal jest dzieckiem. - Booo… booo… Axa mnie wziął na tańce… - mruknęła cicho, spoglądając czujnie na partnera, gotowa zaprzestać opowieści, jeśli ten choćby mrugnie.
- Nie będę się śmiać i nie dziwię się mu. W końcu jesteś cudowną tancerką… zobaczyć cię w tańcu, to jak ulec całkowitemu zauroczeniu - odparł cicho mag tuląc do siebie czule tawaif.
- Oj przestań… - Złotoskóra speszyła zadowolona z komplementu. - Na prawdę? Ale zaraz… no bo… my tańczyliśmy i ja sobie wspominałam, jak zatańczyłeś ze mną na elfim balu… no i… no… bo ja sobie tak pomyślałam… ja wiem, że nie umiesz tańczyć i pewnie nawet nie lubisz tego robić, ale… fajnie by było jakbyśmy poszli razem na jakieś nauki i… czasami sobie potańczyli… gdzieś… z innymi ludźmi…
- Nie czuję się pewnie na parkiecie - zgodził się z nią Jarvis, po czym się uśmiechnął. - Acz jedno mnie ciekawi. U ciebie… tam w rodzinnym mieście, tańczycie jak my? Przytuleni? Bo tu taniec zawsze jest parami.
- My? - Kurtyzana zdziwiła się tym pytaniem i chwilę rozmyślała. - Nie… nawet w tańcu musimy zachowywać stosowną odległość, a czasem… mężczyźni tańczą tylko z mężczyznami, a kobiety z kobietami…
- Tu jest inaczej. Jest wiele tańców, ale każdy dla mieszanych par. Chcesz się ich uczyć ze mną i przekonywać się jak daleko mi w nich do ciebie? Lub uważać na moje dłonie wędrujące nie tam gdzie powinny? - “straszył” przywoływacz zamyślając się, po czym dodał, wspominając. - Wiem gdzie jest szkoła tańca dla… kupieckich córek i synów. Wiem, bo podglądałem ich tańce.
- Ja wiem! Ja to wszystko wiem, ale to takie fascynujące! - ożywiła się Chaaya, wspominając niedawne doświadczenia. - Fassscynujące i ekscytujące, móc tańczyć razem i przytulać się… czuć całe swoje ciała, wirować wśród innych par… a gdy się patrzy nawzajem w oczy ma się wrażenie, jakby się było w łóżku… poza światem albo… nie… jakby się było oddzielnym światem dryfującym pośród innych światów w tej… no… takiej przestrzeni między światowej. - Próbowała wyjaśnić swoje spostrzeżenia i doznania. - To takie straszne i gorszące i szalenie podniecające!
- Powinno być takie… Tańce tutaj to jakby tutejsze rytuały godowe. Randki pod okiem rodziców. Zwłaszcza w wyższych sferach, gdzie matrony mają na oku swoje “księżniczki” podczas balów i przyjęć - wyjaśnił jej narzeczony wyraźnie zadowolony z tej sytuacji.
- No więc… - dopytywała się niepewnie złotoskóra. - P-pójdziesz ze mną na nauki?
- Jeśli chcesz… i jeśli będziesz znosiła moją nieporadność? Bądźmy szczerzy, nie mam twojej gracji i płynności ruchów - stwierdził wprost czarownik i pogłaskał ją po włosach. - Ale jak mógłbym odmówić sobie przyjemności tulenia ciebie i chwytania cię publicznie za pupę, udając, że ręka mi się omsknęła. Uroczo się wtedy rumienisz.
- Jarrrvisie…
Kamala zaczerwieniła się na samą myśl tych wszystkich, barbarzyńskich obłapień jakie ją czekały. Niemniej była zdeterminowana spróbować czegoś nowego i może się czegoś… nauczyć?
- Byłoby mi niezmiernie miło… gdybyś się zgodził… chodźby na jedną próbę, tak. Tak… Ale nie chcę cię do niczego zmuszać, jeśli nie chcesz to zrozumiem.
- Nie zmuszasz… kusisz raczej… pomyśl Kamalo co się stanie po lekcji - mruczał chłopak coraz bardziej namiętnym tonem, snując lubieżne wizje. - Gdy po całej godzinie trzymania cię w ramionach porwę gdzieś, przycisnę, całować będę… posiądę. Bądź co bądź będąc w ślicznej sukni będziesz i zapewne w takiej też bieliźnie.
Serce Sundari zabiło mocniej, kiedy wizje zaczęły zalewać jej umysł. Miałknęła cicho, wyraźnie zawstydzona, przerażona, ale i pobudzona obrazami, chowając buzię w dłoniach.
- Och czemuś musisz mnie tak katować, co ja ci zrobiłam, że nie dajesz mi chwili wytchnienia - zakwiliła w proteście, choć przywoływacz dobrze wiedział, że było w tym więcej zadowolenia niż skargi.
- Jestem lubieżnym potworem spragnionym ciebie… nie dam ci już spokoju - odparł magik całując szyję kochanki i sięgając między jej uda, by zagrać na najbardziej zmysłowych strunach jej ciała.
- Więc… ubierzemy się i poszukamy szkoły tańca dla ciebie i mnie? Mamy trochę czasu przed wieczorem. Po tej szkole… i po… po tym co będzie, zakupimy brakujące rzeczy na jutro. Taki plan… odpowiada ci? - zapytał, zdecydowanie planujący wpierw pobudzić apetyt tawaif na coś jeszcze. Ona z początku wydawała stawiać się mu opór, bowiem spięła się i jakoś zamknęła w sobie, lecz po chwili to przykre uczucie minęło, a kobieta rozluźniła się, odchylając głowę do tyłu.
Westchnęła przez lekko uchylone wargi i spojrzała roziskrzonym spojrzeniem wprost w oczy mężczyzny. Jej źrenice rozszerzyły się jak podczas narkotykowego upojenia, a drobna dłoń spoczęła na policzku Jarvisa. Była gorąca, niemal rozpalona.
- Nie musimy dzisiaj… nie musimy się spieszyć - wyszeptała złotoskóra, rozkładając się na materacu jakby rozpływała się pod czułym dotykiem narzeczonego.
- Nie mam ochoty się spieszyć. Nie kiedy cię pochwyciłem moja śliczna - mruczał kochanek, wodząc ustami po szyi i palcami między damskimi udami. Powoli i z namysłem przyjemnie drażnił zmysły bardki, sprawiając, że jej ciało prężyło się lubieżnie. To było zawsze mocną stroną wybranka Chaai. Umiał sprawić przyjemność jej ciału, ale i on sam drżał z podniecenia… i nie zamierzał skończyć tylko na czułościach. Kiedy Dholianka dojść już nasyciła się słodką chwilą, jej palce pomogły palcom ukochanego, by zaznała spełnienia. Mimowolnie uśmiechnęła się przy tym zwycięsko, jakby chciała pokazać kto tu wygrywał w miłosnych zapasach. Jakby nie patrzeć Kamala prowadziła dwa do jednego, choć wszystko mogło się jeszcze zmienić.
- Muszę kupić kilka mikstur i jedzenie i zwoje i zapasy strzał… och i pamiętnik i pióro… ale takie ze stalową końcówką - wymieniła w zamyśleniu, pozornie obojętna na stan partnera.
- To mamy kłopot, bo ja muszę cię posiąść, a potem wypieścić, a potem znów posiąść, a potem posmakować, a potem… znów usłyszeć twój drżący głosik jęczący pochwałę mojego języka - droczył się przywoływacz, obdarzając pocałunkami jej szyję i sięgając czubkiem języka ku piersiom. - Będziesz musiała mi uciec Kamalo.
Jakoby to nie było miłe dla jej ucha, miało się wrażenie, że owe oświadczenie było nieco wymuszone sytuacją. Sundari uśmiechnęła się smutno i popatrzyła z troską na towarzysza.
- Nie musisz mi niczego udowadniać… i nie musisz sobie niczego udowadniać. Wiem, że się nie popisałam w sprawie… sam wiesz kogo, ale chcę żebyś wiedział, że jestem świadoma na co cię stać i jestem w stu procentach pewna, że każda twoja przechwałka się spełni.
- To tylko część prawdy. Zapominasz Kamalo, że jesteś zachwycająca i godna pożądania - dodał czule czarownik całując wpierw jej czoło ozdobione łuską, potem nos, a potem usta. - I że przyjemność mi sprawia wielbienie cię i to jak wijesz się dziko pod moim dotykiem, przynosi mi satysfakcję.
Uśmiechnął się dodając. - Niech ci będzie. Wypuszczę cię z moich objęć, pod jednym wszakże warunkiem. Kaprysu żądam. Chcę byś powiedziała, gdzie miała byś ochotę spędzić ze mną wieczór. I na czym. Na jakiej igraszce.
Chaaya nadęła policzki i się pokazowo nachmurzyła.
- Nie powiem ci, póki kłujesz mnie swoim sprzętem - zaperzyła się dumnie, rozrzucając włosy po poduszce.
- Hej… to twoja wina - mruknął Jarvis spoglądając na biust kochanki. Cmoknął szczyt jednej z piersi. - Kusisz swoim pięknem Kamalo, oczarowujesz… zmieniasz w lubieżną bestią skarbami swojej urody.
Odsunął się w końcu powoli od leżącej na łóżku tawaif. Usiadł i westchnął przyglądając się jej.
- Wierz mi, wiele mnie to kosztuje. Trzymanie dłoni z dala od ciebie.
- Jak śmiesz się ode mnie odsuwać! - Fuknęła dziewczyna w mig siadając za jego plecami. - Nie powiedziałam ci tego, żebyś przestał, tylko mnie wziął! Yarrr… mam ci mówić wprost lub jak portowa dziwka? Rżnij mnie? Na bogów… - Załamała się tancerka opierając czoło o wytatuowaną łopatkę mężczyzny.
- Jak zacznę to nie skończy się na jednym razie… - “pogroził” kochanek, bardziej obiecując i rozejrzał się po małym pokoiku. - Oprzesz się tam? Chcę byś nas widziała.
Wskazał na toaletkę wyposażoną w lustro.
- Jak zacznę to nie skończy się na jednym razie… - przedrzeźniała go kobieta, podskakując pupą na piętach. - Zawsze możesz sobie tu siedzieć, aż ci oklapnie, a ja pójdę coś zjeść, skoro i tak czy siak cię nie zadowole - burknęła pod nosem, schodząc z łóżka by podejść we wskazane miejsce.
Co to w ogóle miało znaczyć?! Jeszcze zaczął wydziwiać i wpadać na jakieś pomysły, wiecznie niezdecydowany i coś kombinujący. A może tak, a może siak, a może zostać, a może idź, a może jestem zazdrosny, a może nie, a może chce, a może nie. Oszaleć można!
- Oj… bo się doigrasz - mruknął Jarvis złowieszczo zdając sobie sprawę, że jest prowokowany. Może i nie był Ferragusem i łatwiej mu było przejrzeć tawaif, to jednak ulegał jej tak samo łatwo. Choć z innych niż smok powodów.
Mężczyzna podszedł do bardki, pochwycił ją za pośladki i wypełnił jej kwiat twardą obecnością. Uczynił to władczo i samolubnie, tak samo zresztą pochwycił dłońmi za nadgarstki Chaai i zmusił się ją do zgięcia ciała. Od razu narzucił szybkie i mocne tempo wprawiające jej piersi w gwałtowne kołysanie. Był samolubny w tej igraszce i rozpalony pożądaniem. Był drapieżnikiem.
Kiedy doszedł, Dholianka wyszarpnęła ręce i wciąż nieco dysząc, oparła się o blat by chwilę odpocząć. Potem bez słowa odeszła by się ubrać. Z jakiegoś powodu wydawała się być zagniewana.
- Dlaczego ty mnie zawsze musisz… - Kamala ugryzła się w język strzelając ramiączkami stanika. - Czasem nie mam pojęcia jak z tobą rozmawiać. Mam wrażenie jakby ciebie nie było obok mnie…
Przez chwilę magik zamilkł zdziwiony, a potem podszedł do dziewczyny i oparł dłonie na jej ramionach, spoglądając w oczy.
- Po prostu… choć może wydawać ci się inaczej, bardzo mi na tobie zależy. I próbuję zgadywać co sprawiłoby ci największą radość… zamiast rozmawiać… chyba za bardzo próbuję przewidzieć co powinienem zrobić i powiedzieć. I się mylę po prostu. Może za bardzo się staram. Może… niepotrzebnie. Może… - Nachylił się i cmoknął czubek nosa kutyzany. - Ale mimo, że wychodzi mi to niezdarnie, zawsze pamiętaj, że jesteś dla mnie bardzo ważna i że cię kocham Kamalo.
Kobieta złagodniała nieco i uśmiechnęła się pokrzepiająco do zatroskanego narzeczonego.
- Jarvisie… jesteś moim księciem z bajki. Fakt troszkę ubogim, bo bez smaku, własnej armii i kawałkiem państwa, ale to nie ma znaczenia. Na prawdę. Pozwól swojej głowie odpocząć od myśli… przynajmniej kiedy się kochamy, dobrze? Bo przysięgam… - Tu jej ton nieco ochłodniał i stał się nieco złowrogi, tym bardziej, że wypowiadany był z wielkim uśmiechem na ustach. - ...szlag mnie jasny trafi jeśli kolejnym razem znowu będę zmuszona kazać ci mnie rżnąć, bo jak zwykle nie zrozumiesz najprostszej aluzji.
- Dobrze moja śliczna. - Westchnął cicho Jarvis i cmoknął czule usta Chaai. - Postaram się być… mniej rycerski w alkowie.
- Bądź kim chcesz! Ale przy mnie… a nie gdzieś daleko - burknęła tancerka, przewracając oczami.
- Dobrze moja śliczna - odparł ugodowo przywoływacz.
Kurtyzana wytężyła wzrok, przez co wyglądała jak mała żmijka.
- Znowu mnie nie słuchasz prawda? - syknęła na powrót wściekła. - Co jest takiego w twojej głowie, że nie pozwala ci być przy mnie?!
Jarvis pochwycił kochankę za biodra i usadził na toaletce, przysunął się bliżej niej i spojrzał w jej oczy. Pogłaskał po policzku dodając cicho. - Jestem tu, naprawdę… przy tobie. - Wodził palcami po jej gładkiej skórze. - Ot, dylemat mam czy… wypuścić się z pokoju, czy zatrzymać w nim wiedząc, że jeśli to zrobię, to długo stąd nie wyjdziemy Kamalo. A przecież powinienem ci pozwolić na zakupy i przygotowania do wyprawy.
Chaaya milczała długą chwilę, intensywnie wpatrując się w mężczyznę. Jej rysy twarzy powoli łagodniały i w końcu kobieta kiwnęła lekko głową. Zarzuciła kochankowi ręce za szyję i mocno go pocałowała, odpowiadając - Zróbmy szybko te zakupy i wracajmy do domu, dobrze?
- To dobry plan - ocenił Jarvis po namiętnym pocałunku, wodząc palcami po umięśnionych, kobiecych udach. - Jak najszybciej załatwmy te zakupy.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172