Chaaya była tak szczęśliwa i zakochana w nowym wyglądzie swojego skrzydlatego, że nie przewidziała, iż inni niekoniecznie muszą podzielać jej zachwyt. I choć Jarvis zachował nieco taktu i nie dał po sobie poznać, co myśli o białowłosym Nveryiocie, o tyle Godiva swoim śmiechem i przycinkami ugodziła tancerkę w sam środek „matczynego” serca. Pesząc, smucąc i co gorsza… raniąc.
Dotkliwe rozgoryczenie sytuacją, na chwilę przyćmiło umysł bardki, która zignorowała zaczepki Starca. Dziewczyna już się nie uśmiechała, podobnie jak Zielony, który stał w milczeniu za jej plecami, patrząc się zimnym i beznamiętnym spojrzeniem na smoczycę przed sobą. Przycinki z jej strony nie robiły na nim żadnego wrażenia. Niebieska reprezentowała sobą najniższy z możliwych poziomów do których nie miał zamiaru się zniżać. Było mu tylko żal swojej jeźdźczyni, która chciała przywalić samicy w sam środek jej głupiego wyrazu pyska, jak i po prostu się rozpłakać.
~ Pamiętasz naszą rozmowę z wczoraj? Powiedz tylko słowo, a tyle będą nas widzieć, jej skrzydła nie są tak szybkie jak moje, plus widziałem jak napina mięśnie podczas lotu… nawet z pomocą czarów Jarvisa nie miałaby ze mną szansy. ~ Długowłosy mężczyzna położył dłoń na głowie partnerki, głaszcząc ją jak małe dziecko.
Oboje zdawali sobie sprawę z tego, iż pomysł ten, nie ważne jak kuszący, był raczej nie do wykonania w najbliższej przyszłości. Nie mieli gdzie się udać, nie wspominając o tym, że nie wiedzieli też gdzie szukać pomocy w sprawie z Czerwonym. Ale przyjemnie było sobie wyobrazić, że miało się jakiś wybór.
~ Nawet nie wiesz jak bardzo… ~ odparła Chaaya zmęczonym głosem nie dokańczając ponurych myśli, jednakże oba smoki w jej głowie dobrze wiedziały o czym właśnie myślała.
Pragnęła śmierci. Krwawej i bolesnej dla ofiary oraz spektakularnej od strony widza.
~ Chodź… weźmiemy kąpiel, muszę się zrelaksować. ~ Chwyciwszy Nverego za dłoń, poprowadziła go bez słowa wytłumaczenia do swojego pokoju. Zatrzaskując i zamykając na klucz drzwi za sobą.
- Ledwo co się przyzwyczaiłem, a już muszę się rozbierać? - Chudy jak szczypiorek oraz biały jak pierwszy śnieg mężczyzna, usiadł na łóżku z wywieszonym językiem rozpinając, powolutku i z uwagą, guziki na swojej koszuli. Bardka w końcu skorzystała z okazji i przyjrzała się pokojowi w którym przyjdzie im przez pewien czas mieszkać.
- Zawsze możesz się kąpać w ubraniu… - dodała nieco zamyślona Chaaya.
- E-e nie nabiorę się na takie zaczepki - mruknął rozbawiony jej stwierdzeniem gad.
- Szkoda - odparła słodko, sprawdzając wnętrze szafy w której dawno nikt nic nie chował, być może dlatego, iż pachniała wilgotnym drewnem i kurzem lub po prostu dawno nie było kogoś, kto mógł w niej cokolwiek schować. Tancerka zostawiła drzwiczki otwarte, co by mebel się trochę przewietrzył i przeniosła się w okolice biurka.
- To… Paro - zaczął smok bardziej rzeczowym tonem, choć dalej skupiony był na walce z guzikami. - Jesteś może od Parvati czy Pariyat?
- Może od Pari? - Dziewczyna obróciła się na taborecie, przyglądając się rozmówcy. Nvery był przy trzecim guziku. - Jeśli chcesz możesz mnie inaczej nazwać, skoro mamy być kochającym się rodzeństwem, moooże coś na N? Nishka?
- Pfff szczera? Nie rozśmieszaj mnie - mruknął „Nero” na chwilę spoglądając na swoją partnerkę.
- Nirali? Nisha? Nitya? - ciągnęła niewzruszona brązowowłosa.
- Nie. Mmm nie? I na pewno nie
- Nivriti? Niyati? Nupoor?
- Rozkoszna? Raczej nie dla mnie. Przeznaczona, może bardziej. - Gad w końcu pozbył się koszuli z triumfalnym uśmieszkiem na twarzy. - Zostańmy przy Paro… po prostu.
Balia okazała się balijką i to kształtem przypominającą wannę, o tyle dobrze, że oboje mogli siedzieć naprzeciwko siebie z podciągniętymi pod brodę nogami. Gorąca woda powoli zamieniała się w ciepłą. Umyci i wybawieni, odpoczywali w ciszy, każdy zatopiony we własnych myślach.
Smok podziwiał ludzkie ciało oraz jego zakres zmysłów. Na przykład, piersi bardki w jego dłoniach zdawały się takie inne, niż wtedy, gdy był smokiem, czy szczurem. Były bardziej miękkie i chłodniejsze, ale za to pośladki umięśnione i gorące. No i smak… i zapach kobiety, był praktycznie nie do wyłapania. Nie ważne jak długo i namiętnie ją lizał, czuł tylko mydło, pianę i wodę. Podobnie było z wonią. Mógł się przewentylować, a nie wyczuć jej prawdziwego korzennopylnego zapachu pustyni.
Chaaya zaś skupiła się i zaczepiła Starca, przypominając sobie, że ten coś do niej wcześniej mówił… tylko co to było?
~ Podobno cierpliwość i rozwaga przychodzi z wiekiem, ciebie to chyba jednak nie dotyczy, skoro tak łatwo rzucasz słowa na wiatr… pod wpływem chwili i uczuć, które tak tępisz. ~ Nie była niemiła, ni uszczypliwa, tym bardziej daleka od ironii. Smok jednak wiedział, że załączył jej się tryb tawaif… a to oznaczało, że nie będzie w stanie jej tak łatwo przegadać, gdyż każdego jego słowa użyje jako broni przeciw niemu samemu.
~ Skoro już u mnie jesteś… mógłbyś się trochę rozejrzeć. Nie tylko w moich wspomnieniach, a z łatwością byś dostrzegł, że Nveryioth nie uważa, iż uczucia mogą przysporzyć mu potęgi… a wiedza. Gniew lub miłość… mają być tylko siłą napędową, która popchnie maszynę, jakim jest ciało, w ruch. ~ Kobieta zmieniła pozycję, wystawiając nogi z jednej strony wanny, a opierając ramiona i głowę z drugiej.
~ A gdy już przy maszynach jesteśmy… Uzurpator. Jest nudny. Jego historia i ludzie z nim powiązani są nudni i nijacy. Spójrz na Jarvisa i zastanów się dwa razy, czy aby na pewno chcesz słuchać mdłych do urzygu historyjek o paleniu jakiegoś zielska, napadaniu i grabieniu oraz chędożeniu się jak zwierzęta, nie panując nad swoimi zmysłami. Ja o tym nie chce słuchać… jestem koneserką smaku i nie boję się zmierzyć z uczuciami… na trzeźwo. Wiem jednak, że wy mężczyźni jesteście prości i nie wymagacie od życia zbyt wiele, więc zapewne byłbyś dla czarownika wiernym słuchaczem, jeśli zapłacisz mi za te chwile mordęgi, kiedy będę zmuszona wysłuchiwać o „potędze” która wszak upadła, to jestem skłonna się nad tym… zastanowić.
~ Nie obchodzi mnie jak nudny jest Uzurpator, tylko czym był, gdzie jest i jakie korzyści mogę z niego odnieść obecnie ~ odparł Starzec dumnie. ~ Nie interesują mnie opowiastki, tylko fakty… zwłaszcza te, które mogą mi przynieść zysk. Tak właśnie zyskuje się potęgę.
Kobieta szczerze się zaśmiała słysząc wypowiedź pradawnego, który jawił jej się niczym naburmuszone dziecko, bawiące się na kupce mokrego piachu.
~ A niby jak myślisz uzyskuje się fakty? Poprzez wyłuskiwanie ich z plew setek bzdur… Nie jesteś w tym chyba zbyt dobry… ~ stwierdziła krótko, bawiąc się mokrymi włosami. ~ Poproś Nverego… on lubi takie żmudne robótki, ja w swoim życiu już dość się nasłuchałam…
~ Co ja? Co jaaa? ~ wtrącił się Zielonołuski. ~ Eee? ~ zapiał w zdziwieniu, przefiltorwując umysł bardki. ~ Nie, nie pisze się na to… Mowy nie ma. ~ Wprawdzie robota nie była taka straszna, a temat nawet interesujący, ale smok nie miał zamiaru robić zakusów do Godivy i Jarvisa. A przynajmniej nie więcej, niż jest to niezbędnie potrzebne.
~ On jest równie subtelny jak dwuręczny młot, a i ty masz swoje wady… zachowujesz się jak przewrażliwiona kwoka, tylko z tego powodu, że dzieciaczki się poprztykały ~ ocenił Starzec. ~ Więc co chcesz pozwiedzać w tym mieście. Masz dwa dni… tyle sobie postawiliście swobody. Radzę je wykorzystać.
~ Przemawia przez ciebie zazdrość ~ skwitowała Chaaya, ściągając usta w dzióbek i wychodząc bez problemu z wanny.
~ Sam jesteś młot… młocie. ~ Prychnął obruszony gad, wyciągając się w letniej wodzie.
~ Bez sprzeczek mi tu… ~ Bardka popatrzyła koso na białaska, aż ten skulił się i zanurzył pod wodę, a kobieta udała się za parawan, by przebrać się w przygotowanie ubranie.
~ Nie mam pomysłu na zwiedzanie… więc dziś pewnie po prostu popatrzę na miasto. Chce zobaczyć jakim rytmem żyje. Kiedy je, kiedy odpoczywa, kiedy się bawi, kiedy się kładzie… Przy okazji sprawdzę główne aorty metropolii, muszą mieć tu jakąś dzielnicę rozrywki, czy handlową ~ odparła zamyślona, dodając po chwili ~ Chyba, że chcesz mi coś zaproponować? ~ Przy całym wywodzie, nieśpiesznie się ubierała z figlarnym uśmieszkiem na ustach.
~ Wolałbym byś unikała lokalnych świątyń ~ stwierdził krótko Starzec, nie podając jednak przyczyny swej sugestii.
~ Jak sobie życzysz ~ odparła jak to miała w zwyczaju, a jej myśli zbyt długo nie krążyły wokół tego tematu, najwyraźniej po prostu akceptując zaistniały stan rzeczy taki jaki jest. ~ Czy coś jeszcze?
~ Nie… chyba nic ~ stwierdził Starzec. ~ Obwieść swe kaprysy swemu… przewodnikowi.
- Nero wyłaź z wody, dobrze wiesz, że ubieranie się zajmuje ci trochę czasu… - rzuciła protekcjonalnym tonem, wyglądając zza parawanu na aktualnie rozkraczonego mężczyznę, próbującego na czworaka wyjść z wanny.
Dziewczyna szybko schowała się za przepierzenie, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Tymbardziej, że czuła całkiem mocno poddenerwowaną i żażenowaną własną osobą, obecność Zielonołuskiego w swoich myślach. Chaaya skupiła się na Jarvisie nawiązując z nim dość nieśmiałą więź.
~ Wspólne wyjście do miasta dalej aktualne?
~ Oczywiście, w końcu jeszcze go nie znasz za dobrze... gdzie byś chciała iść? ~ odpowiedział czarownik.
~ Chciałabym poznać jego dzielnice oraz życie codzienne, ale głównie na targu oraz nie wiem jak to się u was nazywa… miejsca rozrywki, ale nie tawerny, czy teatry… a coś na kształt parków gdzie można spotkać artystów? Porozmawiać o sztuce? ~ Chaaya starała się skupić, by przekazać swoje pragnienia jak najlepiej. Aktualnie jednak znowu trzymała Nveryiothowi spodnie, gdy ten bawił się swoim przyrodzeniem, nie potrafiąc ułożyć go sobie w nogawce.
- Zapomniałem jak to szło! - wyjęczał, całkowicie załamany i pokonany, a kobieta mogła jedynie posłać mu współczujący uśmieszek.
~ Chciałabym się wczuć w rytm bicia serca La Rasquelle… będzie mi się łatwiej później wtopić w tłum…
~ Może zaczniemy od parku bardów i ich pojedynków? Chciałabyś się zmierzyć w jakimś? ~ zapytał czarownik.
~ Mmm nie… ~ odparła speszona, gdy tymczasem gad, aż podskoczył, krzycząc.
- Tak!
Skonsternowana bardka popatrzyła na swojego skrzydlatego i widząc jak jego klejnoty leżą wywalone na wierzch spodni, przez chwilę, nie rozumiała o co jemu mogło chodzić.
- N-nie? - spytała podejrzliwie, pakując mu fifraka do środka.
- Ej… - strzepnął jej rękę. - Tak. - Mężczyzna poruszył sugestywnie brwiami, a Chaaya wiedziała już czego chciał smok.
- Nie - odparła twardo, zapinając mu portki i rzucając w niego koszulą.
- Ta-ak! To “rozkaz” - zaakcentował wyraźnie ostatnie słowo, nakładając resztę ubrania.
Tancerka popatrzyła złowrogo na Nveryiotha, zaciskając mocniej zęby.
~ W sumie… czemu nie. Mogę spróbować, choć do barda mi daleko… ale mam do ciebie prośbę, jak ja będę się wygłupiać…
- NIEEE! - Tym razem to białowłosy krzyknął, łapiąc dziewczynę w pasie. - Nie, nie, nie… prosze, nie.
~ To porozmawiasz z Nverym na męskie tematy ~ odparła triumfalnie, że czarownik mógł poczuć dziwny dreszcz niepokoju na plecach.
~ To nie są prawdziwe pojedynki na broń, tylko na poezję, muzykę i nie chcę, byś czuła się zmuszona. A poza tym… o czym niby mam z Nverym rozmawiać. Wie jak się… wyczytał wszystko z twych wspomnień. Godiva jakoś nie potrzebuje wiedzieć jak… no… się to robi. ~ Jarvis palił się do tego równie dużym entuzjazmem jak Nveryioth.
Chaaya uśmiechnęła się ciepło, wyswobadzając się z objęcia białowłosego.
~ Spokojnie… to nie będzie tego typu rozmowa, nie przejmuj się tym, aż tak bardzo… ~ odparła łagodnie, ale nie miała zamiaru zdradzać czarownikowi tajemnicy, na jakie tematy będą musieli mężczyźni porozmawiać.
- Głowa do góry… skoro atakujesz to bądź przygotowany na to, że ktoś zechce ci oddać. - Kobieta cmoknęła białaska w policzek, sięgając po broń leżącą na łóżku. - To dla ciebie… do obrony. Później nauczę cię jak się nim posługiwać. - Tancerka wręczyła Zielonoskrzydłemu magiczny kunai. Pierwszą broń i prezent od Janusa, którą podarował jej tego samego dnia kiedy ją wyzwolił.
- Za taniec też będę musiał oberwać? - spytał nieco zrezygnowanym tonem, przyjmując podarek ze skinięciem głową.
- Wystarczającą zapłatą będzie patrzeć jak tańczysz… - mruknęła rozbawiona, wychodząc na zewnątrz pokoju.
~ Jesteśmy gotowi, będziemy czekać na pomoście ~ poinformowała wesoło Jarvisa.
Miejsce pojedynków można było określić tylko jednym mianem. Urocze.
Kamienne alejki ciągnęły się wśród starych, poskręcanych wiekiem, ale wciąż zielonych drzew, które porastały kwitnące na różne kolory odmiany bluszczu. Tu i tam można było dostrzec rozległe krzewy, lecz czarownik prowadził trójkę swoich towarzyszy w kierunku dużego budynku pośrodku całego tego pięknego parku. Do “areny”.
Nie tylko oni tam szli, zarówno kawalerowie jak i damy, ubrani w piękne szaty i z perukami na głowach (gdy chcieli ukryć łysienie lub siwiznę).
Tam w dużej sali i na podwyższeniu miał się odbyć koncert. Który miał być pojedynkiem zarazem. Chaaya nie wiedziała czego się spodziewać zasiadając na widowni. Ale z pewnością… nie spodziewała się tego.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=uT3SBzmDxGk[/MEDIA]
Z początku wydawało się, że wszystko będzie przebiegać normalnie, jak podczas każdego innego koncertu jaki słyszała w swoim życiu. Pojedynek odbywał się nie na skrzypce, tylko… na większe instrumenty jakimi były wiolonczele. Dwaj młodzianie zaczęli się swoją popisywać wirtuozerią, zmieniając tempo na szybsze i dorzucając… kolejne dziwne zachowania i sztuczki z instrumentami. Muzyka stawała się coraz mniej tym co znała bardka i sądząc po otwartych ustach Jarvisa… on też tego się nie spodziewał. Cóż… czas nie stoi w miejscu i La Rasquelle nie było tym samym miastem z którego czarownik wyjechał. A moda wszak zmieniała się najszybciej.
Kobieta była pod wielkim wrażeniem występu. Obaj muzycy przypadli tawaif do gustu. Mieli w sobie nie tylko charyzmę, ale i ogień, który wspaniale przelewali na swe instrumenty, ożywiając i niemal animując muzykę. I choć wprawdzie nie nadawaliby się jako podkład pod występ tancerek, zbyt mocno pragnąc zdominować swymi osobami przedstawienie, to Chaaya przeczuwała, że i tak dwójkę wirtuozów czekała świetlana przyszłość, jeśli nie tu… to w innych krajach.
- Nie wiem czy się odpowiednio przygotowałam na tego typu występ… - mruknęła pod nosem, wyraźnie stremowana wysokim poziomem artyzmu. - Nie mam odpowiedniego stroju, ani biżuterii, nawet się nie umalowałam… a co z muzyką? Z innymi tancerkami? - Bardka przygryzła dolną wargę. Nero siedzący po jej prawej, ujął ją delikatnie za dłoń, która od pewnego czasu nerwowo skubała falbankę spódnicy.
- Przygotowałaś się bardzo dobrze… - Smok nie wątpił w umiejętności swojej partnerki, wszak doskonale wiedział co i jak przygotowała. Nawet ślepego zahipnotyzuje ruchami bioder, tylko musi wyjść na scenę i przestać się mazgaić. - Nie potrzebujesz, ani fakirów, ani niewolnic za swoimi plecami by powalić wszystkich swoim występem…
- Ale… ale co jeśli… - Dziewczyna nie dawała za wygraną, patrząc wielkimi, od strachu, oczami na rozmówcę.
~ Na pewno mi się spodobasz… ~ Zielony choć pełen szczerych chęci tego na głos nie mógł powiedzieć, co by smoczyca nie piłowała mu później nad uchem, bo na pewno by się nie powstrzymała od kąśliwych uwag. Jego słowa dodały otuchy tancerce, które zdobyła się na delikatny uśmiech.
- Chcesz się zmierzyć z jakąś tancerką, czy jedynie rzucić wyzwanie? - zapytał Jarvis uprzejmie, uśmiechając się lekko. - Popytać któregoś z nich, czy by nie zechciał zagrać dla ciebie? Myślę, że zdołam przekonać któregoś z nich.
- Oj tam… jesteś wspaniałą tancerką i śliczną. Przydałaby się jakaś konkurencja byś mogła zabłyszczeć. - Zamyśliła się Godiva.
- Może ty? - zapytał czarownik.
- Co ja? - zdziwiła się smoczyca.
- Może ty się z Chaayą zmierzysz? - zasugerował czarownik.
- Ale ja nie znam kroków - zaprzeczyła się smoczyca.
- I nie musisz... taki taniec jest tu bardziej oparty na improwizacji i poczuciu rytmu i melodii - wyjaśnił Jarvis.
Słowa Jarvisa zamiast podnieść na duchu tylko dodatkowo speszyły tancerkę, a Nvery uśmiechnął się kwaśno.
- To nie miłe posyłać swoją partnerkę na pożarcie lwu… - stwierdził ironicznie , przyglądając się czarownikowi ze sceptyzmem.
~ Chciał dobrze… ~ napomknęła telepatycznie bardka, uśmiechając się triumfująco, gdy Zielonołuski uderzył do jej bramki, stając w obronie smoczycy.
- Potrafię mówić… jestem pewna, że lepiej bym sobie poradziła z namawianiem kogokolwiek do czegokolwiek… ale dziękuję za propozycje, może innym razem - odparła uprzejmie, poprawiając się na krześle.
~ Ej no… to był rozkaz… mój rozkaz nie tak się umawialiśmy ~ smok rozeźlił się, ściskając mocniej dłoń kobiety.
~ Spokojnie… zatańcze, skoro tego chcesz, ale nie teraz i nie rywalizując z Godivą. ~ Przekaz był jasny i stanowczy.
- Przejdę się. Oglądajcie dalej - Chaaya puściła dłoń białaska, po czym wstała ze swojego miejsca obchodząc smoka i poprawiając torbę ze strojem na ramieniu.
- Jasne… idź polować na jakiegoś wielbłąda - fuknął niby to obrażony gad, krzyżując ręce na piersi.
- Nie sądzę bym kiedykolwiek mógł zmusić Godivę, by zrobiła coś na co nie ma ochoty - stwierdził zrezygnowany czarownik odprowadzając Chaayę wzrokiem. ~ Chcesz od nas odpocząć? Ja to rozumiem. Chciałbym byś mnie wzięła ze sobą, bo z tymi dwoma smokami… to może być mi ciężko samemu. ~ Przesłał telepatycznie wiadomość.
- No… - zgodziła się smoczyca z czarownikiem podejrzliwie przyglądając się Nveryiothowi, którego nagły przypływ szarmanckości traktowała z podejrzliwością.
~ Odpocząć? Chciałabym… ~ odparła Chaaya w przelocie. ~ Wyruszam na łowy, skoro mam zatańczyć dla mojego rozkapryszonego dziecka. ~ Jej myśli były wesołe i lekkie. ~ Nvery będzie grzeczny, ale jeśli bardzo nie chcesz z nimi siedzieć, możesz mnie poszpiegować ~ odparła zawadiacko, niknąc w tłumie gapiów.
~ Zrobię to. I będę cię jeszcze rozbierał wzrokiem.~ zagroził czarownik. Czy rzeczywiście zamierzał to zrobić, cóż… z pewnością przyjdzie się jej przekonać.
- A ty dokąd idziesz? - zaciekawił się nagle białowłosy, widząc jak Jarvis kombinuje ewakuację. - Mieliśmy porozmawiać, nie wykpisz się… - Czerwone rumieńce na policzkach, świadczyły jednak o czym innym. Chyba bardzo, nie chciał zostawać sam na sam ze smoczycą.
- Przy niej? - zapytał retorycznie Jarvis wskazując na Godivę. - Przy niej chcesz rozmawiać?
- Nooo… co to za męskie problemy cię dręczą. Opowiedz nam - stwierdziła z uśmiechem smoczyca trzepocząc wymownie rzęsami.
- Proszę bardzo… naucz mnie… jak się golić - odparł butnie smok, zakładając nogę na nogę i tarasując przejście czarownikowi. - Najlepiej jakbyś mi pokazał. Jestem też ciekaw jak zakładasz spodnie, w której nogawce “go” trzymasz… i jak to robisz, że gdy sikasz, nie spadają ci gacie z tyłka... - odparł głośniej co by i inni usłyszeli o czym rozmawiają. - Wybacz jeśli cię rozczarowałem doborem tematów, ale przynajmniej wiem, że trzeba nosić bieliznę i regularnie się myć. - Smok uniósł dumnie głowę, przebierając nerwowo palcami na przedramieniu.
- Wiesz… takich rzeczy się nie uczy - stwierdził nieco zdziwiony Jarvis. - Spodnie zakładasz tak, by w tamtych obszarach było ci wygodnie… Jeśli nie jest w żaden sposób, to spodnie są niedopasowane.
Smok spojrzał nieco wymownie w sufit, ale w końcu kiwajął głową po chwili namysłu.
- To dalej nie rozwiązuje moich problemów, zbywasz mnie bo jestem ci teraz niewygodny. - Nvery swoją godność miał, choć mocno zaniżoną, ale jednak. Skoro czarownik nie wykazał się choćby odrobiną odrobiny zrozumienia, zrzuci wszystko na Chaayę.
~ Masz znaleźć kogoś… dla siebie… bo ja potrzebuje informacji ~ odparł sucho, wstając z miejsca i bez słowa oddalając się w kierunku wyjścia z budynku.
~ Nie możesz porozmawiać z Jarvisem? ~ Bardka była zajęta przyglądaniem się dwóm mężczyznom, którzy jeszcze nie tak dawno grali na scenie. Obaj byli przystojni i na swój “delikatny” sposób pociągający.
~ Nie i... Na litość, czemu gapisz mu się na tyłek?! ~ Neron nie wytrzymał i mało nie wykoleił w przejściu grubej, niczym beczka śledzi, kobiety w świńsko różowej sukni.
~ Bo ma ładny… i akurat się pochylił? ~ spytała rozbawiona tancerka.
~ Jesteś tak samo beznadziejna jak ten chuderlawy czaruś! Okazałabyś chociaż trochę współczucia!
~ No przecie trzymam ci spodnie gdy ty się bawisz w wyliczanki w której nogawce będziesz trzym…
~ Oj przymknij się ~ ofukał ją wściekle zielonoskrzydły. ~ Wyjdź do mnie… Proszę?
~ Jeszcze nie załatwiłam sobie muzyków… ~ przypomniała kobieta, powoli się wycofując zza kulis. Nvery nie musiał nic mówić, tawaif od razu zrozumiała urażoną dumę dziecka. Dzisiaj będą nici z pokazu, gdyż gad nie chciał sprawić przyjemności Jarvisowi. ~ Eh… gdzie jesteś…? ~ spytała zrezygnowana.
~ Na zewnątrz… ~ burknął Zielony, stojąc niedaleko wejścia z miną kogoś, kto z chęcią zdepałby dziecku zamek z piasku.
- Miałeś nie stwarzać problemów - odezwała się ciepłym głosem, gdy już odnalazła swoją białą chorągiewkę, górującą nad głowami przechodniów.
- To nie ja… - zaczął smętnie gad.
- Tak, to on i ona… ty jesteś niewinny, biedny i pokrzywdzony - dokończyła za niego Chaaya, kręcąc w zrezygnowaniu głową. - W życiu nie zawsze dostajemy to czego byśmy chcieli…
- Ja dostaję! - wtrącił się rozjuszony, tupiąc nogą.
Bardka cmoknęła, spoglądając w niebo.
- Czy ci się to podoba, czy nie… masz rolę, którą musisz odegrać. Nie jesteś jedyny, który musi się dostosowywać, ja też się męczę jakbyś nie zauważył… twoje zrzędzenie mi nie pomaga… tylko mnie wkurwia - Odrzekła dosadnie kobieta.
- A mnie wkurwia Godiva.
- A niech cie wkurwia nawet i… i… i nie wiem co… własny cień. Nie obchodzi mnie to. Skoro ja mogę uśmiechać się do złej gry to i ty również. Także wykrzyw ten swój blady ryj w grymasie szczęścia, weź głęboki wdech i wróć ze mną do środka… Zatańczę specjalnie dla cieb...
- Gówno! - zapiał Nero. - Nie będziesz tańczyć. Nie tu i nie teraz. Skoro to był mój rozkaz, znaczy, że mogę go cofnąć lub unieważnić. A więc gówno. Nie będzie tańca i nie będzie podglądania. Mam to zadzie. Nie dam sobie na łeb wchodzić, ani sobą pomiatać. Nie będzie zabawy, ani udawania w integrowanie się, ani nawet nikłej chęci zrozumienia. Robisz swoje… ja robię swoje. Ograniczamy kontakty do minimum, a później koniec. Nie chce z nimi podróżować. ~ Mam serdecznie dość tej kretynki i jej zachowania. Ja muszę się dostosowywać, ja ciągle uśmiechać i milczeć, a ta odpierdala jakieś skośnookie cyrki. Rzygać mi się chce, rozumiesz? Rzygać. Będę dla niej miły i szarmancki, ale nie będę spędzać z nią wolnego czasu, nie będę się wysilać by między nami się układało. OGRANICZENIE DO MINIMUM. ~ Zielony z rozmowy przeszedł do wymiany myśli. ~ Chcesz się z nią męczyć? Twoja wola, ale mnie nie zmuszaj bym wąchał gówno i mówił, że ładnie pachnie. Iii nie patrz tak na mnie, ooo nie moja droga, nie zarzucisz mi, że nie próbowałem, bo próbowałem i dobrze o tym wiesz… różnica między nami jest taka, że ty jesteś dziwką, a ja nie. Ciebie wychowano. Nie! Wytresowano cię byś, byś mogła robić różne, dziwne, rzeczy, jak, nie wiem… dobrze wiesz o co mi chodzi! Ja tak nie potrafię. I nie chcę już próbować
Chaaya oparła się plecami o ścianę budynku. Milczała, przytłoczona ciężarem słów swojego partnera. Oczywiście wiedziała, że przemawiała przez niego zazdrość i zgryzota, ale nie mogła mu jednak nie przyznać racji w pewnych względach.
Starał się, naprawdę, nawet zaczął tolerować obecność Jarvisa, stronił od kłótni z Godivą i próbował wywiązywać się z umowy, jakim był zakład między bardką, a Pradawnym. Znosił niedogodności, upokorzenia i osamotnienie w wielu kwestiach. Najpierw na pustyni, później w mieście, następnie na statku.
Oczywiście dla niej, jako tawaif to nie wystarczało. Dostrzegała tylko jego błędy i mankamenty, nie chwaląc żadnych jego postępów. Nawet gdy się kłócili, to tak jakby… przez ścianę. Każdy oddzielnie wykrzykiwał swoje racje, później się godzili, ale nie wyciągali z tego żadnych wniosków.
Kobieta postanowiła nie popełniać ponownie tego samego błędu.
~ To… co teraz? ~ spytała po dłuższej chwili ciszy między nimi.
~ Dokończmy tę cholerną wycieczkę krajoznawczą i wracajmy do pokoju… ~ odparł zmęczonym głosem gad.
~ Mięczak ~ ocenił krótko Starzec mówiąc do Chaai, ale pozwalając Nveryiothowi podsłuchać jego myśli. ~ Ledwo coś mu nie pójdzie, a już dramatyzuje. I czego niby się spodziewał? Że jedno zdanie wystarczy, by wywrócić stosunek tej smoczycy co do niego na drugą stronę. Że potęga nie wymaga wyrzeczeń i zaciskania zębów?
~ Udław się ~ burknął Zielony. ~ Najlepiej swoim wygórowanym jestestwem! Nigdy nie przeczyłem, że jestem słaby czy niedoskonały…
Chaaya westchnęła przeciągle, biorąc białowłosego pod rękę i prowadząc go w głąb parku.
~ Nvery dość. Przyjęłam do wiadomości twoje stanowisko. Starcze, twoje też. Dziękuję wam obu a teraz się zamknąć, bo jak ja zacznę narzekać to gwarantuję, że wam się odechce egzystencji na tym świecie ~ pogroziła bardka, choć przemawiało przez nią zmęczenie całą sytuacją.
~ Chciałbym tylko przypomnieć, że Godiva nie marnowała czasu na pułapki podczas rejsu. Tylko znalazła sobie zajęcie i nauczyła się podstaw walki włócznią. Tak się… rozwija… pokonując trudności, a nie uciekając od nich. ~ Zaśmiał się no koniec starzec.
~ Już… załatwiliście sprawy między sobą? Podjęliście jakieś decyzje, co dalej robić? ~ wtrącił się ostrożnie Jarvis. On i Godiva stali z boku i przyglądali się rozmawiającej parce. ~ Bo jak nie macie planów, to Godiva potrzebuje broni. Nie może ćwiczyć moim kosturem.
~ Ja ci kurwa dam! ~ zawył wściekle smok, łapiąc bardkę za ramiona i trząchając nią na lewo i prawo. ~ Nie umiem nawet szczać na stojąco a ten kutas nie chce mi pomóc! Jak mam więc znaleźć sobie zajęcie?!
~ Nvery… widzą nas… ~ odpowiedziała łagodnie kobieta, kładąc mu dłonie na piersiach w uspokajającym geście.
Smok zatrzymał się w połowie ruchu, rozglądając się, a gdy dostrzegł znienawidzoną parę, puścił tancerkę i odszedł w zarośniętą alejkę.
~ To twoja smoczyca, zajmij się nią i jej potrzebami, my tu zostajemy ~ odparła czarownikowi kobieta, podążając za swoim skrzydlatym.
~ To jaki mamy plan? Zamierzasz się tu pokręcić po parku? ~ nie ustępował czarownik nie dając dziewczynie spokoju.
~ My? ~ spytała lekko i łagodnie, ale nuta irytacji zaczęła pobrzmiewać w jej myślach. ~ My? ~ zacięła się, wpadając na gada w krzakach i odciągając go od bluszczu, w którym planował się zakopać.
~ Nvery jesteś teraz człowiekiem, zachowuj się jak człowiek!
~ Ale ja nie chceee… ~ Białowłosy szarpnął się, ale dostał przez głowę od rozjuszonej bardki, która by go dosięgnąć musiała, aż podskoczyć… i to wysoko.
~ Zwiedzimy resztę miasta sami. A gdy wybuchnie gdzieś jakiś pożar lub burda to wiedz, że to my to wszczęliśmy i prawdopodobnie nie ma co zbierać. ~ Chaaya miała już dość tego miasta, a nawet nie zdążyła przebyć w nim jednej doby. Natomiast Jarvisa spotkało chłodne spotkanie z mentalną ścianą, jaką tancerka obwarowała się po przekazaniu informacji.
~ Jak sobie chcesz ~ odparł enigmatycznie czarownik i ruszył z Godivą w przeciwną stronę. ~ Poszukamy was jak zrobimy zakupy.
Bardka miała głęboko w poważaniu to, co miał jej do przekazania Jarvis. W zasadzie, to nie dość, że go nie słuchała… to nawet jakby chciała, to i tak nie usłyszałaby jego smętnego tonu pośród wszechobecnego wodospadu uskarżań się zielonoskrzydłego.
Chaai nie pozostało nic innego jak uzbroić się w cierpliwość i przytakiwać. Udawać, że go słucha nie mogła, bo gad doskonale wiedział, kiedy kobieta uskutecznia na nim tawaifowe sztuczki. Tak więc poklepując go uspokajająco po dłoni, słuchała… i słuchała i słuchała…
W końcu po godzinie, może dwóch. Oboje zmęczeni egzystencją, siedzieli na ławeczce, gapiąc się tępo w krzak przed sobą.
- Zjadłbym rybe - Neron przestał skubać końcówkę warkocza, oznajmiając światu swoją nową zachciankę.
- To chodź… idziemy na rybę - Chaaya nie wysilała się na ochoczość, w momencie, kiedy nawet oddychanie było jej wrogiem publicznym numer jeden.
- Tylko gdzie… - zasępił się gad.
- Najprędzej tam gdzie serwują ryby… chodź, nie marudź już, będziemy się martwić po drodze. - Klepnąwszy się w uda, kobieta wstała i ruszyła w kierunku bliżej nieokreślonym, ot… szukała szczęścia w polu… choć w tym wypadku w parku.
Na szczęście ktoś pomyślał o tym, żeby w parku przyciągającym tak dużo ludzi postawić… właściwie nie tyle postawić, a zaparkować na brzegach kanału nieduże barki serwujące posiłki. Niewyszukana kuchnia, ale były tam ryby z przyprawami także. Poszczególni właściciele barek głośno zachwalali swe dziełka i ciszej szkalowali konkurencję. Od czasu do czasu odganiali dzieciaki próbujące im podkraść jedzenie.
~ Jak zjemy skoro nikt nie wpadł wziąć pieniędzy od Jarvisa na drobne wydatki? Nie planowaliśmy się rozdzielać ~ przypomniał rozbawionym głosem Starzec.
~ On i tak chciałby surową rybę… ~ odparła bardka, cierpliwie podążająca za kręcącym się bez pomysłu białowłosym. ~ Zresztą w najgorszym wypadku oddam im magiczną biżuterię… ~ Tego jednak nie będzie musiała robić, gdyż Nvery nie dał się namówić do wejścia na żadną z barek.
- Nie chcę tu być… wracajmy już do pokoju… - mruknął zawzięcie, przyglądając się dzieciakom biegającym między statkami.
- Co z rybą? - Chaaya nie przestawała śledzić swojego skrzydlatego.
- Sam ją sobie złowię, wracajmy…
- Jest środek dnia, co chcesz robić w pokoju… oprócz trenowania, które zajmie nam góra trzy godziny - ciągnęła niestrudzenie, przyglądając się wodzie w kanałach.
- A tu co robimy? Nic… - zaczął, ale kobieta nie pozwoliła mu się dokończyć zdania.
- Więc co za różnica, czy będziemy w pokoju, czy tu?
Na te słowa smok nie miał odpowiedzi, wzruszył tylko ramionami, siadając nad brzegiem wody.
- Popływaj jeśli chcesz… ja sobie poradze. Może poznam kogoś ciekawego - zaproponowała ciepło, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Nie zostawię cie tu samej…
- Nie będę sama… idź upoluj dla nas ryby, też z chęcią zjem jakąś - odparła weselej, ale gad się uparł, więc ponownie przenieśli się na ławki, gdzie siedzieli obserwując mijających ich od czasu do czasu ludzi. Chaai nawet zaczynało to odpowiadać i z niejaką przyjemnością przyglądała się przechodniom, zastanawiając się kim byli, dokąd zmierzali i o czym właśnie myśleli.
~ Muszę szybko znaleźć sobie pracę, wtedy nie będziesz tak uzależniona od Jarvisa ~ wtrącił się w jej myśli po pewnym czasie.
~ Aż tak ci to przeszkadza? Ja nawet nie zwracam na to uwagi. ~ Wzruszyła ramionami, opierając się barkiem o ramię rozmówcy.
~ I tak debil nie wie co robić z tymi pieniędzmi, a ja na przykład kupiłbym ci mango…
~ To wielkoduszne z twojej strony ~ zironizowała bardka, a Zielony się tylko mocniej zapeszył.
Kolejne minuty mijały, a oni siedzieli jak te ciołki na ławeczce. Bez planu, bez pomysłu, bez środków do realizacji czegokolwiek. Na szczęście Chaai było daleko do nudy. Okolica w której byli, może nie powalała urodą, ale pojedynczy ludzie przechodzący w okolicy rekompensowali całkowicie monotonię porośniętego bluszczem parku. Miejska moda zupełnie nie przypadła bardce do gustu, choć może nie była to kwestia samych ubrań, co tendencji ich nosicieli.
Kobiety przy kości za wszelką cenę postanowiły skrywać swoje pełne wdzięki za falbankami, przez co przypominały lewitujące nad alejkami grube beki oleju. Te chude zaś podkreślały swój brak talii, piersi i tyłka, oblekając się w najbardziej z obcisłych fatałaszków. Mężczyźni zaś… ci, o bogowie, bili wszelkie rekordy w daltoniźmie. Bladoróżowy młodzieniec o marchewkowych włosach, przedefiladował przed tawaif w musztardowym fraku. Łamana żółć materiału uwydatniała różowość jego skóry, przez co przez ułamek sekundy, tancerka zastanawiała się, czy ten przypadkiem nie pomalował się na świński kolor lub nie jest chory na suchotną gorączkę.
- Zjadłbym rybę… - Nvery odezwał się w końcu, odprowadzając wzrokiem wypomadowaną damulkę w peruce, która kręcąc pupą, zmierzała w kierunku sali pojedynków. Gad w przeciwieństwie do swojej partnerki, zaczynał odczuwać pierwsze oznaki nudy.
- To idź i sobie kup… - Kobieta odparła wartko, wzruszając ramionami. Jakiś gołąb w krzakach zagruchał głośno.
- Nie takiej ryby… zresztą jak Starzec powiedział… nie mamy pieniędzy.
- Pieniądze to akurat nasz najmniejszy problem… - stwierdziła kwaśno Chaaya, bawiąc się złotym pierścionkiem z opalem. - Dam ci moją biżuterię… jak się dobrze potargujesz to dostaniesz surową rybę.
- Ale ja nie chcę - zawyrokował cierpiętniczo gad. - Surowej. Już.
Bardka parsknęła śmiechem, chowając twarz w dłoniach. Westchnęła cicho, oddychając głęboko.
- A jaką teraz chcesz rybę? - spytała gdy już głos nie drżał z rozbawienia sytuacją.
- Wędzoną.
- Jesteś gorszy od baby w ciąży.
Dziewczyna była zmęczona. Już od pewnego czasu, odczuwała ustawiczne pognębienie sytuacją w jakiej się znalazła. Lata praktyki w domu uciech, może i zahartowały jej ciało i ducha, lecz poziom absurdu jaki bombardował ją od początku przybycia do La Rasquelle zaczynał sięgać zenitu. To było zbyt wiele. Użerać się z napaloną smoczycą, zaspokajać skrywane żądze i kompleksy czarownika, służyć zaślepionemu, aroganckiemu Pradawnemu i… niańczyć niezdecydowanego dzieciucha jakim był Nveryioth.
Zaczęła się śmiać, a raczej chichotać niczym znerwicowane zwierzątko, rozcierając palcami skronie. Niestety im bardziej starała się powstrzymywać, tym ataki były coraz silniejsze, przyprawiając ją o łzy i czkawkę.
- Nie wiem co cie tak bawi - stwierdził sucho białowłosy, krzyżując ręce na piersi i nadymając policzki. Nie brnął dalej w dyskusje, skutecznie ignorując głupkowatą wesołość partnerki.
Po dłuższej chwili, do samotnego gołębia dołączyły kolejne. Z początku rezydowały w bluszczu, szamocząc się między gałązkami i gruchając od czasu do czasu do siebie nawzajem. Chaaya dawno przestała się śmiać i… właściwie to ruszać jako tako, ucinając sobie leniwą drzemkę, siedząc na ławce. Zielonołuski krążył po okolicy, od czasu do czasu sprawdzając, czy nikt nie niepokoi jego partnerki. Nuda zaczynała być nie do zniesienia. Tak samo jak krążące po jego głowie myśli i rozterki.
Szarobure ptaki węsząc okazję, wyleciały z krzewów i poczęły śledzić bladolicego, w nadziei, że ten rzuci im kawałek chleba lub ewentualnie przepuszczą na niego frontalny atak i okradną z dobrodziejstw pieczonej skórki. Nie mogły jednak przewidzieć, że ich ofiara wpadnie na podobny pomysł i zacznie czaić się na nie, robiąc coraz śmielsze zakusy na opierzone kuperki.
Na ratunek, jednej i drugiej ze stron, przybyła starsza para małżeństwa, która idąc dumnie alejką, przystanęła zdziwiona by przyjrzeć się śpiącej tancerce.
Gad automatycznie zmaterializował się koło nich, odstraszając swoją sępowatością, skrzyżowaną z mopsim grymasem niezadowolenia, po czym gdy ci tylko czym prędzej odeszli od wampirowatego nieznajomego, usiadł na ławce trącając kolanem o kolano Chaai, wybudzając ją.
- Co? - wyrwana z płytkiego snu kobieta, nie do końca orientowała się co się dzieje. - Mówiłeś coś?
- Że mi przeszło. Chyba. Tak jakby. Masz rację. - Nvery odpowiedział przez zaciśnięte zęby, wpatrując się złowrogo w szajkę gołębi, które siedziały w kupie przed nimi.
- A-ha… - Tawaif była lekko zdziwiona, sama nie wiedząc czym bardziej. Czy słowami kompana, czy ptactwem przed sobą.
- Zrobimy tak jak mówisz… codziennie rano i wieczorem będą treningi. Dziś, jutro i pojutrze spędzimy czas na poznawaniu miasta oraz szukaniu dla mnie roboty. Obojętnie co to będzie, nie jestem wybredny. Mogę podawać do stołu, mogę sprzątać i mogę stróżować po nocy. Chciałbym jednak, żebyś mi pomogła. Trochę. W wolnym czasie. Nauczyłabyś mnie pisać i czytać… i mówić w twoim języku… oraz… chciałbym umieć czarować. - Mężczyzna popatrzył na lekko skołowaną tancerkę dodając - I nie chce takich tanich sztuczek jak ty potrafisz… To nie moja bajka. Ja wolę… no wiesz… nieumarłych. Gdybyśmy wrócili do Jaskini… chciałbym umieć ożywić mojego przyjaciela.
Tym przyjacielem oczywiście był nie kto inny, a bezimienny szkielet nieboraka, którego gad zepchnął w przepaść, kiedy ten niechcący zabłądził do jego szczeliny. Przez lata samotności, smok przebywał w obecności powoli rozkładających się zwłok, obserwując je, rozmawiając z nimi, karmiąc i „pielęgnując” do czasu, aż nie zabłądziła tam Chaaya.
- Nie patrz tak na mnie… - zawstydzony Neron odwrócił wzrok. - Uśmiechać się też ci zabraniam.
- W końcu jakieś konkrety - odparła ciepło bardka, ukontentowana, że jaszczur podczas jej drzemki postanowił wziąć w końcu byka za rogi i spojrzeć mu prosto w oczy. - Chodź, póki nie ma jeszcze Jarvisa i jego ptaszyny… zatańczę dla ciebie na scenie. - Tawaif wstała z ławki, ciągnąc za sobą czerwonego jak piwonia białaska.
~ Jak chcesz bym dla ciebie zatańczyła? ~ Bardka wmieszała się w tłum artystów za sceną, rozglądając się jakimś bębniarzem, który mógłby wybić jej rytm. Nie poskąpiłaby też głosem, najlepiej kobiecym.
~ Improwizacja z mieszaniną stylów. Lubię dholiański kathak ale i malhariański taniec brzucha… ~ Smok siedział na widowni, obserwując jakiś występ, bez większego zainteresowania. Granie na cymbałkach nie należało do jego ulubionej dziedziny ekspresji.
~ Zobaczymy co mi się uda wykombinować… ~ odparła ciepło tancerka.
~ Wróciliśmy. Godiva ma nową włócznię. ~ Telepatyczny przekaz świadczył o tym, że czarownik był już w okolicy.