Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-02-2017, 20:02   #21
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Czarownik grzecznie leżał w łóżku tak jak mu przykazała. Wpatrywał się w sufit w milczeniu i uśmiechnął się na widok wchodzącej bardki. Nie rzekł. Może to i lepiej… zawsze było przyjemniej i milej, gdy przemawiał gestami i czynami. Wtedy łatwiej wprowadzał ją w dobry nastrój.
- Z tym to już sobie sam poradzisz… - Tancerka wręczyła mu nie jeden, a dwa kubki, po czym przeszła nad nim i usiadła obok na łóżku, odbierając jeden dla siebie. Spojrzała w sufit, tak jak robił to on wcześniej. - Można umrzeć z nudy… - zawyrokowała po chwili wpatrywania się.
- Z pewnością. Są jednak gorsze rodzaje śmierci niż zgon z powodu nudy. Są też i lepsze… przyznaję - rzekł półżartem Jarvis, sięgając po kubek i po wypiciu kilku łyków chwaląc bardkę. - Bardzo dobry.
- Zaczynam się zastanawiać, czy nie masz gorączki… ciągle mnie chwalisz - zamruczała znad parującego naparu.
- Mogłaś się ubrać bardziej… milej dla męskiego oka. - Zaśmiał się cicho czarownik i dodał wesoło.- Mam nadzieję, że kiedyś.. na mój pogrzeb nie przyjdziesz wystrojona żałobnie. Chciałbym mieć miłe widoki z góry… lub z dołu.
Spojrzała na niego spłoszona. To co powiedział wyraźnie ją zasmuciło, choć zrozumiała, że miał być to żart.
- Wolałabym w ogóle nie przychodzić na twój pogrzeb… wolałabym, by się obyło bez niego… - odłożyła kubek, przytrzymując go nogami, po czym powoli ściągnęła tunikę i odrzuciła ją na ziemię. - Takie widoki lepsze?
- Tak. Ładniejsze… - odparł przyglądając się Chaai i nieco smutno się uśmiechając. Najwyraźniej nie chciał psuć jej humoru. - A mój pogrzeb… jeszcze do niego daleko. Bardzo daleko.
Bardka piła herbatę w milczeniu. Gdy ją skończyła oparła głowę na ramieniu Jarvisa. - Bardzo chcę już dopłynąć na miejsce, poszlibyśmy do teatru, a później do jakiejś wesołej karczmy… - mówiła cicho, przymykając oczy. - Masz całkiem sporą wiedzę na temat istot pozaplanarnych… lubisz ten temat? - spytała, zmieniając nagle tok rozmowy.
- I tak i nie… powinnaś wiedzieć, że miasto do którego zmierzamy jest popękane. Są w nim szczeliny do innych światów, a nawet ich fragmenty zawieszone w międzyplananych bąblach. Dobrze więc wtedy znać nieco naturę tych kreatur - wyjaśnił czarownik, pijąc chai i jedną dłonią wodząc po skórze… jej barku, szyi, włosach. Pieszczotliwie i zmysłowo, ale przede wszystkim czule. Głaskał ją delikatnie. - Zważywszy jaki to majątek dała nam na pożegnanie Suli to starczy i na karczmę i na teatr i na operę.
- Zupełnie się na tym nie znam. Wiem, że są anioły i demony i że nie warto ani z jednymi, ani z drugimi zadzierać… ale reszta do dla mnie czarna magia. Spotkałeś kiedyś jakiegoś takiego… mieszkańca innego wymiaru? - Starała się za mocno na niego nie napierać, by go nie urazić, wszak był obolały. Wolała dalej nie ciągnąć wspólnego planowania. Nie była w tym dobra… inaczej, nie miała po tym dobrych wspomnień.
- Poniekąd… rzadko kiedy przyjaznego. Kilka stworzeń z planów niższych mieszka w bardziej dzikich rejonach La Rasquelle i poluje na łowców skarbów, którzy się zapuszczają w te rejony. Nie miałem za wiele okazji do rozmów z takimi przybyszami, ale jest kilku niebian… którzy prowadzą mocno przeludniony sierociniec - wyjaśnił czarownik.
- Czym jest sierociniec? - zaciekawiła się bardka.
- Miejscem gdzie władze nakazują trzymać i wychowywać wszelkie dzieci nie mające rodziców. Większość z nich jest pomniejszymi… manufakturami, w których dzieci są zmuszane do niewolniczej pracy. Sierociniec niebian był od tej reguły wyjątkiem. Skrzydlaci próbowali i próbują pewnie dać swym podopiecznym dom, nauczyć życia w cnocie i później przydatnego zawodu. Ale mają tylko jeden mały budynek, który może pomieścić tylko określoną ilość wychowanków na raz - wyjaśnił Jarvis.
Chaaya słuchała uważnie, starając się sobie wyobrazić opisywane miejsca. Zagadnienie sierocińca (jako miejsca nadanego przez władzę, jako manufakturę, czy zastępstwo prawdziwego domu) wydawało jej się ciekawym tematem do dyskusji. Obawiała się jednak, że mogłaby urazić czarownika, zbyt chłodnym podejściem do cierpienia dzieci… bo to jej właśnie chciał przekazać w swej wypowiedzi. Sierociniec nie był niczym fajnym.
- Mieszkałeś tam… u nich, to znaczy u niebian? - zapytała podnosząc głowę i spoglądając na mężczyznę.
- Nie… nie miałem tyle szczęścia. I gdy przestałem być małym smarkiem, nie miałem ochoty. Byłem dumnym poszukiwaczem skarbów, oszukującym frajerów cwaniaczkiem i uciekającym przed strażą łobuzem. Byłem kilka lat w zwyczajnym sierocińcu, po czym uciekliśmy z tego miejsca i nigdy nie daliśmy się złapać - odpowiedział z pewną dumą w głosie. - Jak każdy ulicznik… myślałem, że jestem twardy i dorosły.
- Typ łobuziaka… - Zachichotała pod nosem, ponownie opierając się o jego ramię. - Ciekawe ile z tego chłopca pozostało w twoim dorosłym wydaniu. - Zadumała się, nadymając policzki jakby właśnie męczyła się podczas ważnego rachowania.
- Też podglądałem ładne panienki rozbierające się do kąpieli, lub używające przedmiotów by rozładować napięcie… - zerknął na piersi Chaai z łobuzerskim uśmiechem. - Gdy nastał czas dorastania, byłem bezczelny w poznawaniu tajemnic… płci przeciwnej. A poza tym… też wydawało mi się za młodu, że jestem nieśmiertelny.
- Co robiły? - zaintrygowała się, oczami wyobraźni widząc małego Jarvisa podglądającego panny w kąpieli. - Czy chłopcy też “rozładowują napięcie” waląc sobie ordynarnie konia w poduszkę? - zironizowała uszczypliwie, gładząc się delikatnie po udzie.
- Dziewczęta mają…. jeśli są córkami bogatych kupców i nie są przesadnymi cnotkami, to stać je na potajemny zakup… bereł wibrującej rozkoszy - wyjaśnił Jarvis cicho. - A chłopcy… jeśli mają odwagę wspiąć kilka metrów nad kipiel wodną i zaglądać do ich sypialni. To mają dość odwagi i tupetu by zerkać mając rozpięte spodnie.
I zaśmiał się głośno. - To brzmi głupio… ale jak się przekonasz, u mnie… tam w mieście brawurę się ceni.
- Bereł?! - Chaaya nie wytrzymała i zaczęła się śmiać. - Co to za słownictwo? Bogowie trzymajcie mnie. - Bardka nie wiedziała czy faktycznie owe przedmioty tak się nazywają, czy może Jarvis się krępował mówić otwarcie jak sprawy się mają. Kobieta otarła łezki z kącików oczu, zastanawiając się chwile… tak na poważnie.
- Czyli… że… takie dziewczyny nie są już dziewicami, ktoś je w ogóle chce za żony?
- Dziewictwo mało kogo obchodzi w La Rasqualle. Owszem… jest cenione w teorii, ale jeśli go brak to… taki detal nie jest powodem by zrywać transakcję jaką jest ślub - wyjaśnił Jarvis i dodał po chwili. - Bereł. Bo tym są. Magiczne berła, które rozkaz wprawia w drżenie. Zapewne biedniejsze kobiety używają podobnych przedmiotów, ale akurat nie miałem okazji sprawdzić, a berła są modne wśród… kobiet na poziomie. Zwłaszcza pięknych wdów, które swoją samotność zabijają uwodząc wszelkich młodzików jakie wpadną im w oko.
- Wiem o czym mówisz, po prostu pierwszy raz spotkałam się z tak infantylną nazwą… - odgarnęła włosy za ucho, trawiąc informacje. W jej głowie szumiało od chichotów Chaaj. Słyszała nawet zachrypniętą, od nadmiernego palenia, babkę. Gdyby tu była… na pewno skwitowała by to dość dosadnie…
“Ta nazwa jest chujowa” albo “do dupy”, a Jarvisa już do końca przezywałaby Panem berełkiem.
Nagle poczuła jak przez jej umysł przelatuje myśl, która nie należała do niej. Nveryioth znów zawitał, choć jeszcze nie zdobył się na oficjalne przywitanie, czy przeprosiny. Skupiła myśli, odgradzając się od intruza.
- W mieście określono by ją poetycką… Niemniej tak naprawdę to jest opisowa. Bo w mieście takie przedmioty wyglądają jak berła, często ładnie zdobione… więc… stąd nazwa. - Wzruszył ramionami czarownik. - W końcu nie są dla każdego… każdej.
- Może po tym wszystkim… też sobie takie kupie. Na pamiątkę. Postawie na szafce nocnej, albo na toaletce. - Pomysł wydawał jej się nie tyle co trafny, co wielce zabawny, zwłaszcza gdy wyobrażała sobie konsternację malującą się na twarzach odwiedzających ją ludzi… o ile ktokolwiek będzie ją odwiedzać, nie wspominając, że jeszcze nie wiedziała GDZIE miałaby się podziać po znalezieniu nowego naczynia dla Starca. - Jakie masz plany po naszej misji? Wracasz do Jaskini?
- Hmm… to nie takie proste. Mimo wszystko nie jestem już sam. Mam Godivę, a ta… ma dość zmienny charakterek i dość oryginalne pomysły. - Zamyślił się czarownik. I uśmiechnął się dodając. - Pewnie będę tuż za tobą po misji… starając się przekonać cię do powrotu do Jaskini… lub udawania, że to robię. Godiva cię nie zostawi samej. Ja też nie mam ochoty cię opuścić.
- Nie jestem sama - mruknęła kładąc się na brzuchu i podpierając głowę na dłoniach, przyglądała się czarownikowi z tajemniczym uśmieszkiem. - Nvery chce wracać na pustynię… tęskni za swoim szkieletem, nie wybije mu tego pomysłu z łebka… musi dostać od mumii w tyłek… taaak ze trzy razy, może trochę więcej. - Przebierała wesoło nogami w powietrzu. - Wtedy wpadnie na kolejny pomysł, a ja się na niego zgodzę i tak pewnie do końca mojego życia.
- Cóż… pustynia, gdy ją opuszczaliśmy, płonęła żywym ogniem. - Zamyślił się czarownik. - Wątpię by mumia mogła łatwo przetrwać w takim miejscu.
Przesunął dłonią po jej plecach wodząc opuszkami po skórze. - Raczej polecimy za tobą, Godiva i ja. Wiesz, że potrafi być bardzo uparta. A ja jakoś nie mam ochoty się z tobą żegnać.
Oczy bardki niebezpiecznie się zwęziły, a uśmieszek zaraz stał się gorzki. - A to ciekawe… śmiem twierdzić, że jeszcze parę dni temu nie byłeś tak rzeczowo nakierowany na tę kwestię. - Nie strzepnęła jego ręki, ale mógł wyczuć jak jej mięśnie napinają się pod jego dotykiem. - Odpuść sobie te gierki i nie zniżaj się do poziomu kukiełki w rękach napalonej smoczycy.
- Rozczaruję cię moja droga. Godiva nie może mi tak rozkazywać. - Pogłaskał po głowie bardkę dodając. - Jeśli cię całuję to dlatego, że chcę cię pocałować. Jeśli cię pieszczę to dlatego, że sprawia mi przyjemność sprawianie rozkoszy tobie. Godiva nie może mi rozkazywać dokładnie co mam robić. A ty jesteś piękna, kusząca, zmysłowa i… - Uśmiechnął się lekko. - … urocza. I czasami mam ochotę cię przytulić, pocałowac i dotykać… tylko po to byś poczuła, że miło mi jest w twym towarzystwie. Że lubię z tobą być… tak po prostu.
Znów pogłaskał ją po plecach opuszkami palców. - Tak jak teraz. Bolą mnie jeszcze żebra, więc moje intencje muszą być czyste i ograniczyć się do sprawienia ci odrobiny przyjemności.
Kobieta zacmokała rozczarowana, kręcąc w zrezygnowaniu głową. - Masz ogromne szczęście, że jestem dziwką nawykłą do przedmiotowego traktowania… normalna kobieta po twych słowach przyczepiła by ci kotwicę do szyi. - Wzdrygneła się, strząchując jego dłoń ze swych pleców, po czym przesunęła się na drugi brzeg łóżka. - Obudź mnie jeśli będziesz potrzebował pomocy przy załatwianiu swoich potrzeb w nocy. - Nakryła się pledem, zwijając w kłębek. - Śpij dobrze.
- Chaaya… - westchnął głośno Jarvis i dodał. - Zdecydowanie nadajesz mym słowom zbyt dużo wagi. I wybacz… po prostu, naprawdę za moimi intencjami nie stoi Godiva. Nawet jeśli jej zamysły pokrywają się z moimi działaniami. I wcale… nie chcę byś myślała, że traktuję cię jak przedmiot. Jesteś naprawdę… ważna dla mnie. I dla Godivy też. - Odetchnął głęboko i też położył się do snu.
Chaaya tak łatwo nie mogła zasnąć. Jej myśli były niespokojne, a sprzeczne uczucia kłębiły się skotłowane głęboko w jej wnętrzu. Bardka nie chciała ich teraz analizować, pragnęła jedynie zasnąć. Przestać myśleć…
Nakryta po same uszy kocem, obgryzała skórkę na ustach, drażniąc rankę językiem, która przyjemnie szczypała.
W końcu, nie wiedząc kiedy, zapadła w lekką i niespokojną drzemkę o dziwnym zabarwionym maniakalnym odczuciem śnie. Było jej zimno, mokro i ślisko… była w wodzie. Dookoła otaczał ją nieprzenikniony mrok. Skupiała się na utrzymywaniu na powierzchni, chyba wody. Próbowała złapać się czegoś w porośniętej glonem ścianie, by choć na chwilę odpocząć i zaczerpnąć powietrza…
Powietrze było słowem kluczem, zważywszy iż cuchnęło rybą, wodnymi porostami i wszechogarniającą zgnilizną. Było jednak jej priorytetem. Jeśli nie zaczerpnie powietrza… utopi się… Na chwile jej drobna dłoń wczepiła się w porowate drewno, a ona sama mogła unieść głowę, wciskając nos między kraty.
Jej serce biło jak oszalałe, a każdy mięsień palił bólem z przepracowania. Nie mogła się jednak poddać. Nie mogła tak po prostu dać się utopić.
Była skupiona na przeżyciu, na chęci poznania swych dalszych losów, na towarzyszeniu samej sobie, bo przysięgła nigdy siebie nie opuszczać… Pragnęła spędzać ze sobą więcej czasu, bawić się i cieszyć…

Tancerka ocknęła się w ciemnym pokoju, nie wiedząc gdzie jest. Jej ciało było zroszone potem, a ona sama oddychała ciężko, jak po przebiegnięciu dużego odcinka drogi.
Jej zmysły powoli powracały. Słyszała równomierny oddech za sobą. Ciche skrzypienie statku i szum opływającej kadłub wody.
Kobieta odwróciła się do śpiącego Jarvisa. Wydawał się być spokojny i choć leżał na plecach jego twarz zwrócona była ku niej. Chaaya przysunęła się do czarownika, gładząc go delikatnie opuszkami palców po skroni. Uczucie niepokoju nie chciało jednak zniknąć. Czuła jak część siebie walczyła dla niej, właśnie teraz, w tej chwili w której pocałowała w usta mężczyznę.
Jej ciało przeszedł lodowaty dreszcz, gdy nagle kurtyna zsunęła się z jej umysłu, sprawiając, że jej myśli stały się klarowne.

Nveryioth.
To on pragnął być teraz przy niej, a co za tym idzie… był teraz w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Bardka wyskoczyła z łóżka niczym pantera, rozglądając się i błądząc rękoma po ziemi w poszukiwaniu wachlarza.
~ Gdzie jesteś? ~ zawołała, otwierając umysł na obecność smoka. ~ Gdzie jesteś? ~ jej głos powoli ogarniało przerażenie. Wybiegła z kajuty, stąpając bosymi stopami po drewnianym pokładzie. Była lekka, zwinna i cicha.
~ Pod pokładem. ~ Nveryioth przełamał przedłużającą się w napięciu ciszę. Jego głos był zmęczony ale i zdeterminowany.
~ Ale gdzie dokładnie? ~ Nocny mrok został rozświetlony, przez płomień broni. Chaaya zamarła na chwilę obserwując gęstą mgłę opływającą kadłub statku, który kroił ją niczym rozgrzany nóż.
~ Pod pokładem… pod podkładem podkładu… ~ Zielony starał się wytłumaczyć najlepiej jak umiał, choć sam do końca nie wiedział gdzie się znajdował… rył w deskach, przegryzał ściany… wciskał się w szpary rozszczelniając burty, aż nagle wpadł i już nie mógł się wydostać. Był w pułapce.

Tancerka przebiegła przez statek zeskakując w mroczną toń pokładu. Rozejrzała się po załadunku, szukając śladów, które mogyłby naprowadzić ją na miejsce pobytu jej smoczego towarzysza. Wszędzie walało się pogryzione olinowanie, w niektórych miejscach szczury i myszy‚ przebyłe przez te wszystkie lata, powygryzały dziury, tworząc sieć tuneli między ścianami.
~ Tu nie ma podpokładu pokładu! ~ zawołała w panice, miotając się to w lewo o w prawo.

~ Słysze cie… jesteś nade mną ~ usłyszała nagle, pełen nadziei komunikat, a ona przyjrzała się swoim stopom dostrzegając nikły wrąb w deskach. Dwie podłużne linie wcięć ciągnęły się prawie przez całą długość ładowni, idealnie wkomponowując się w podłogę, ukryte pod wieloletnim brudem.
Wkładając rękojeść wachlarza w usta, poczęła przesuwać pakunki, by w końcu otworzyć wieko do zęzy statku. Smród zgniłych glonów uderzył ją w nozdrza, równie mocno co szok spowodowany widokiem ilości wody. Czy to było normalne? Chaaya nie wiedziała i… aktualnie nie chciała się w to zagłębiać.
Kumulując całą swoją determinację i siłę, zdołała podważyć kratę, wyciągając mokre ciałko szczura na powierzchnię, które automatycznie przytuliła do nagich piersi, czując jak Nveryioth drży z zimna i wysiłku.

- Ty chory pojebie coś ty tam robił?! - wybuchła po dobrych kilkunastu minutach wtulania zaglonowanego gryzonia, który niemal do samego rana musiał się tłumaczyć i przepraszać za swoje zachowanie.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 05-02-2017, 16:55   #22
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Podróż powoli dobiegała końca, coraz więcej widzieli ruin po obu brzegach, coraz więcej kamiennych budynków, pustych i zapomnianych. Porośniętych roślinami, niemych świadków dawnej chwały. Grobowców przeszłości. Wedle czarownika dopłynęli już do La Rasquelle, tyle że jedynie serce miasta było zamieszkane. Poza nim, na wiele mil ciągnęły się ruiny, po części zmienione przez astralne pęknięcia i bąble obcych rzeczywistości.
- Spójrz w górę.- rzekł Jarvis od Chaai.- Widzisz tę kołderkę chmur które przesłaniając słońce. Są one tam zawsze chroniąc mieszkańców przed jego blaskiem, ale też uniemożliwiając inwazję z powietrza. Cokolwiek wleci w nie, nigdy nie dotrze do centrum miasta. Teraz dorzuć do tego setki kanałów i mielizn sprawiających, że każda flota inwazyjna rozproszy się pomiędzy nimi i będzie narażona na ataki różnych niespodziewanych zagrożeń. Wokół La Rasquelle kryje się bowiem wiele pułapek, co nie zmienia faktu, że samo miasto jest niebezpieczne dla mieszkańców.- spojrzał na bardkę pytając.- Pamiętasz jak wspomniałem o największym problemie trapiącym La Rasquelle?


Powoli zagłębiali się labirynt ruin i tu wiedza czarownika okazywała się kluczowa. To on potrafił rozpoznać po detalach architektonicznych które kanały są bezpieczne, a które prowadzą w planarne anomalie, do kryjówek bestii czy nieumarłych. To on wiedział którymi ścieżkami należy podążać, a co nie jest zagrożeniem.


A jak się okazywało peryferia La Rasquelle kryły wiele tajemnic, do których świeciły się oczy Godivy. Smoczyca spędzała godziny oglądając widoki, bo i było co oglądać. Potężne mury katedr i twierdz, oraz olbrzymie akwedukty je łączące… co było dziwne zważywszy w tym bagiennym klimacie wody akurat było pod dostatkiem. Owszem… nie najlepszej jakości ale od czego była magia?
Tajemnicze płaskorzeźby pokrywające mury przedstawiły pełne gracji wysokie istoty ze szpiczastymi uszami, które Jarvis nazywał elfami i wspomniał iż ich potomkowie półkrwi żyją w samym La Rasquelle. Oprócz nich można na płaskorzeźbach, zobaczyć małe istotki nieco do dziwacznej karłowatej odmiany elfów podobne. Te czarownik określał nazwą gnomy. O nich jednak wiele powiedzieć nie mógł, poza tym że La Rasquelle kryje wiele ich mechanizmów i pułapek… humanitarnych, bowiem te gnomie pułapki zwykle testują intelekt złapanych przez siebie stworzeń i wypuszczają tych, którzy przejdą próbę.
A propo stworzeń...
Około południa pojawił się potwór. Nie zauważyli go dopiero, gdy podpłynęli bliżej. I gdy poruszył swoim łbem, gdy spostrzegł płynący pod nim parostatek.
- Czy to smok?! Jarvisie?! - krzyknęła podekscytowana Godiva, ale Jarvis zaprzeczył.- Nie ma w okolicy La Rasquelle. Ale to nie znaczy że nie ma w okolicy skrzydlatych gadów. Ten tutaj zwie się basarios i jest rodzajem roślinnożernego wywerna o grubych łuskach podobnych do kamieni. Jeśli nie poczuje się zagrożony, to nie musimy o nic martwić.


Do samego centrum miasta dopłynęli pod wieczór. Te w przeciwieństwie do pustych kanałów przez które przepływali, było głośne i żywotne. Pełne ludzi, pełne towarów, pełne krzyków… niezwykły widok.
Jakby te martwe miasto, przez które dotąd przepływali dosłownie ożyło na oczach Chaai, jakby z każdym przepłyniętym metrem cofali się w czasie. No i te stroje, zwłaszcza u bogatych mieszczan, pełne falbanek i ekstrawaganckie. Miało się wrażenie że La Rasquelle desperacko chce się wyróżnić spośród całego świata. Odciąć od niego na wszelkie sposoby. Być wyjątkowym klejnotem ukrytym w centrum moczarów. Było też i mroczniejsze, gdy już wysiedli z parostatku i ruszyli wąski uliczkami zbudowanymi na obrzeżach kanałów w poszukiwaniu schronienia. Na noc… Wtedy to bowiem dostrzegli przepływającą łódź w której siedział blady mężczyzna , jego twarz zasłaniała maska… on sam wydawał się niemal żywą rzeźbą. I wzbudzał ciarki samym widokiem, gdy w milczeniu przemierzał kanał.
- Wampir… To mógł być wampir wyruszający na łowy. Lepiej jednak nie sprawdzać czy mam rację czy nie. Po zmroku stają się one bardziej aktywne. A poza tym… w nocy ciekawość bywa zabójcza.- rzekł czarownik odpowiadając na nie zadane przez nikogo pytanie. - Zresztą nie ma co ruszać na krwiopijców bez odpowiedniego przygotowania. Wampira ciężko ubić.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 16-02-2017, 14:10   #23
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Statek zdawał się płynąć i być w całkiem dobrej kondycji, niemniej wspomnienia z poprzedniej nocy nie pozwalały tak szybko o sobie zapomnieć i bardka głowiła się, czy by nie spytać kogoś, czy woda pod pokładem pokładu jest aby normalnym zjawiskiem… wszak nigdy nie miała bezpośredniej styczności z zęzą… w dodatku zapyziałą i zapomnianą przez wszystkich na dobre kilka (jak nie kilkanaście) lat.
Nveryioth po ciepłej kąpieli w garze z wodą z solą i cytryną, nie opuszczał ciepłych pieleszy, uwitych ze starej tuniki i szalu piaskowego koloru.
Czarownik wiedział, że smok ponownie zamieszkał w kajucie, gdyż przyłapał gryzoni nochal na wysuwaniu się spod sterty ubrań i czujnemu niuchaniu wokoło.

Wszyscy chłonęli nowe widoki, robiła to też Chaaya. Stała nieruchomo przy balustradzie, obserwując w ciszy przepływające ruiny.
Przestała chodzić po statku, najdalej zapuszczając się tylko do mesy. Niczym pies warowny, czuwała pod drzwiami do kajuty, nie pozwalając futrzastemu więźniowi opuszczać swojej celi.
~ Mogę popatrzeć? Daj mi popatrzeć… nigdzie nie odejdę, będę na twoim ramieniu… proszę, prosz…
~ Nie. ~ Tancerka przerwała wywód szczurka.
~ Nic nie zr…
~ Nie. ~ Tawaif była nieustępliwa, wobec swojego niesfornego partnera.
~ Ale…
~ NIE! Siedzisz w tunice i nigdzie nie wychodzisz. Ile razy mam ci powtarzać? Zraniłeś mnie i to dotkliwie, później opuściłeś na kilka dni, mało nie umarłeś, a teraz nie wiem, czy nasz statek nie pójdzie przez ciebie na dno! ~ Ciągnęła tonem nie tylko starszej siostry, ale i matki… i babki. ~ W dodatku jesteś chory. Możesz patrzeć przeze mnie, ale jak tylko wyściubisz nochal spod ubrania będę o tym wiedzieć. Skoro tak trudno liczyć ci się z moimi słabymi, ludzkimi i kobiecymi uczuciami… będziesz się liczyć ze Starcem.
~ Chaaya ale ja…
~ Siedź gdzie siedzisz i schowaj ten ogon.
~ Za gorąco mi… ~ poskarżył się, choć nieco potulnie, gad, dobrze wiedząc, że przegrał i to z kretesem. Teraz się będzie musiał wkupywać w łaski partnerki oraz rywalizować z czerwonołuskim Ślepcem, którego jeszcze bardziej znienawidził… może nawet bardziej od Godivy i Jarvisa razem wziętych.

W międzyczasie do dyskusji, choć nieświadomie, dołączył sam czarownik, stając koło harpiej gorgony pilnującej wrót do wolności Zielonego.
- Spójrz w górę - powiedział, a ona mimochodem rzuciła kose spojrzenie na szare, zasnute mgłą albo innymi oparami niebo, które już na wstępie zdążyła znienawidzić.
~ To mogę chociaż na kolację ziemniaka? ~ Nvery zakwilił niczym pisklę, wcinając się między monolog mężczyzny, przez co Chaaya usłyszała i zrozumiała tylko: Pamiętasz La Rasquelle?
Kobieta mruknęła coś niezrozumiale, nawijając kosmyk włosów na palec.
~ Jeszcze chwila, a dostaniesz zakaz na odzywanie się. Dostaniesz marchewkę. ~ Fuknęła w myślach, odpowiadając na głos.
- Coś jak przez mgłę… - Wzruszyła ramionami, uśmiechając się przepraszająco oraz na pewien sposób rozbrajająco do Jarvisa.
~ Znoooowuuuuu??!! ~ zajęczał uciśniony, po czym z pomrukiem niezadowolenia przeszedł w smętny tryb obserwowania przez oczy tancerki.
- Wampiry. Niełatwo je odróżnić od żywych. Co prawda są zwykle blade, ale pod pochmurnym niebem… mało kto ma opaleniznę. Najłatwiej rozpoznać przez dotyk. Ciepło oznacza życie. Chłód śmierć. Dotyk jest ważny w moim mieście. Pozwala upewnić się, że twój przyjaciel nadal jest wśród żywych, pozwala przekazać ciepło, pozwala dodać otuchy, pozwala okazać uczucie. Mówi więcej niż słowa. Tak to jest skąd… ja pochodzę. Zapominam, że gdzieś indziej może być inaczej. - Czarownik dość długo mówił patrząc w dal przed siebie.
- Czyli mam każdemu podawać rękę? - spytała nieco sceptycznie bardka, która choć przyzwyczajona do białych obyczajów, nie mogła polubić bliskości z obcymi jej ludźmi.
- Niekoniecznie… po prostu nie zdziwić się z oznakami wylewności. Nadal jak ktoś będzie chciał wymusić pocałunek, możesz mu gębę obić. - Zaśmiał się w odpowiedzi Jarvis.
- Och… to dobrze - wyraźnie ucieszyła się Chaaya, spoglądając na swojego rozmówcę z uśmiechem. Po chwili wzięła mężczyznę za dłoń, splatając ich palce ze sobą.
- Masz już pomysł gdzie będziemy mieszkać?
- Jest wiele różnych budynków wynajmujących komnaty, a nawet całe piętra zamożnym gościom. Nigdy nie mieszkałem w Srebrzystej Róży… bo drogo i wykwintnie, więc tam się zatrzymamy - wyjaśnił Jarvis.
- Wiem, że suli dała nam dużo złota, ale ono w końcu się skończy… nie lepiej zatrzymać się gdzieś w tańszym miejscu? Będziemy mieli więcej czasu na rozrywki, zanim będziemy musieli zacząć się martwić o spłatę… - Kobieta w końcu odwróciła wzrok, zapatrując się przed siebie.
- Ale… no dobrze. Poszukamy czegoś mniejszego - zgodził z pewnym rozczarowaniem Jarvis. - Są i mniejsze i skromniejsze przybytki. Pełno takich karczm jest w La Rasquelle. Dla kupców, którzy przybyli do miasta po artefakty dawnej potęgi.
Tancerka zganiła się w duchu za swoja głupotę. Myślała zbyt samolubnie i pragmatycznie. Dopiero ton głosu czarownika, sprowadził ją na ziemię.
- Przepraszam… nie chciałam… - “Psuć ci zabawy”, brzmiałoby zbyt obcesowo. Jako tawaif nawykła do luksusów , więc zamieszkanie w bogatej karczmie nie było dla niej żadną rozrywką. Dla niej… a wszak nie była tutaj sama.
- Nie chciałam psuć ci planów, wiesz lepiej… to znaczy znasz miasto i ludzi w nim mieszkających, więc wiesz lepiej gdzie się zatrzymać i z kim przystawać, naszym problemem nie są pieniądze a pradawny w mojej głowie…
- Nie przejmuj się tym. Może i masz rację, nie wziąłem pod uwagę, że cała sprawa może nam zająć dłużej niż sądzę. I udawanie bogactwa… może się obrócić przeciw nam, zamiast pomóc w zadaniu - odparł z delikatnym uśmiechem Jarvis i przypomniał. - Jesteśmy jeźdźcami, ty i ja. Nie ma już dowódcy, więc wszystko powinniśmy wspólnie ustalać.
- Mhm… - przytaknęła, ciągle gryząc się z myślami. - Może… może jak już Starca nie będzie z nami to wtedy wybierzemy się na wakacje i roztrwonimy to co nam zostało w całej tej Róży? Co ty na to? - zapytała wesoło, mocniej ściskając jego dłoń.
- Zgoda, ale… co byś chciała robić na takich wakacjach. Co ci sprawia przyjemność? - zapytał zaciekawiony czarownik oddając uścisk dziewczyny.
- Hmmm niech pomyślę. - Chaaya udała, że nad czym się mocno głowi. - Bawilibyśmy się do rana, kupowali śmieszne pamiątki, pili i jedli dziwne potrawy, kochali do południa, zwiedzali i nie martwili o jutro tylko jak wielkiego będziemy mieć kaca. A gdy już zabraknie nam pieniędzy… wrócimy do roboty.
- Jak dla mnie… plan idealny - odparł wesoło Jarvis splatając dłonie razem. - W La Rasquelle jest co oglądać i co kupować.
- Zobaczymy, zooobaczymy… - Dziewczyna zmrużyła złowróżebnie oczy, ale na ustach widniał szeroki uśmiech. - O! Właśnie… Janus mi kiedyś kupił takie… takie coś… słodkiego, wyglądała jak kulka z pajęczyny na patyku, ale to było z cukru… Macie coś takiego? - zapytała z wyraźną ekscytacją i nadzieją w głosie.
- Mówią na to… pajęcze kokony. I niezupełnie robią tylko z cukru. Dodaje się różne składniki, które zmieniają barwę i smak. Bogacze umieszczają w ich środku pieczone pajęcze jaja oblane lukrem - wyjaśnił Jarvis. - Wiem, że nazywa się to też anielskimi włosami w innych stronach.
- Janus mówił coś o Babim Lecie… że to niby przypomina im pajęczyny co latają w powietrzu pod koniec pory suchej, choć u nich tam często pada… - Wzruszyła ramionami, marszcząc nosek. - No i nie jest to takie powszechne… tylko na specjalne okazje je robią. Chciałabym jeszcze raz spróbować… Nveremu na pewno by się to spodobało…
- Są takie pojedyńcze pasemka, lekkie i delikatne… ale sprzedają to w kształcie takich kokonów. W La Rasquelle jest to powszechne, bo łatwo w mieście o wodę i cukier - wyjaśnił czarownik wspominając. - I dość tanie o ile nie żądasz wersji z dodatkami, a tych jest sporo do wyboru.
Tancerka wpatrywała się w powybijane witraże katedr, czując po raz pierwszy pozytywną ekscytację z powodu przybycia do miasta. Nie mogła się doczekać, kiedy razem z Nveryiothem, będzie mogła zwiedzać miasto i poznawać jego orientalną kulturę, smaki i zapachy. Chciała nadrobić stracony czas na pustyni, kiedy to uwikłani w karawanę Suli, musieli żyć z dala od siebie jak i samych wdzięków jej rodzimej krainy. Smok nie poznał ani smaku czekolady, ani mango, oraz nie mogła mu kupić cukrowej figurki o anyżowym smaku, przez co oboje niezmiernie cierpieli bo nie tak wyobrażali sobie wspólny powrót do jej domu.

Z zamyśleń została wyrwana rozemocjonowanym głosem Godivy, która to dostrzegła smoka, który okazał się nim nie być. Zaciekawiona bardka, wychyliła się za burtę, by mieć lepszy widok na przyczajonego przy wodzie roślinożercę.
Zielonołuski, aż zadrżał z podniecenia i frustracji, iż nie może oglądać przybysza własnymi oczami.
- Okolice pełne są podobnych stworzeń - stwierdził Jarvis widząc zainteresowanie bardki. - To bogate w życie bagna.
- Aha… - Chaaya wróciła do spokojnego stania pod drzwiami, tupnąwszy ostrzegawczo nogą, co by więzień zza ściany nie myślał o ucieczce.
- Chyba zaraz pójdę i zrobię nasz ostatni, wspólny posiłek w tym gronie…
- Pomóc ci? Albo Godivę podesłać do pomocy? Może… by to było nawet lepsze… Bo zdaje się, że ma ochotę na spróbowanie ujeżdżenia tej bestii - rzekł z ironicznym uśmiechem Jarvis, patrząc na podekscytowaną skrzydlatą. - Zapomina chyba, jak mnie takie ujeżdżanie jej wychodziło.
- O wypraszam sobie… mam być tą złą i zagnać ją do kuchni? - Tancerka ruszyła w stronę mesy, ciągnąc za sobą czarownika.
- Nie dziw jej się… wynudziłeś nas tą podróżą… nawet Nveremu zaczęły rodzić się dziwne pomysły w głowie, a u niego to rzadkość.
- Następnym razem wybiorę szlak leżący nieco na południe stąd. Tak przez środek terytorium plemiona krasnoludzkich kanibali - rzekł Jarvis posłusznie dając się zaciągnąć bardce i rzucając ostatnie ponure spojrzenie Godivie… zapewne po to by utemperować jej niedorzeczne pomysły.
- O to to… brzmi już ciekawiej - odparła wesoło, stawiając mężczyznę przed garnkami. - Obierz cebulę i pokrój w kostkę tylko drobniutko… a później zajmij się ziemniakami.
Sama stanęła obok niego, odcinając z warkocza główkę czosnku, po czym zabrała się do łuskania go.
Jarvis radził sobie z nożem całkiem dobrze… w każdym razie widać, że krojenie cebuli, jak i obieranie ziemniaków w miarę opanował.
- Nie tak ciekawie jak męcząco, bo zwykli napadać znienacka na podróżnych i męczyć ich do czasu, aż ci stracą czujność i wtedy… poderżnięcie gardła i kociołek.
- W takim razie nie są kanibalami a zwykłymi ludożercami… - Tancerka wzruszyła ramionami, zajmując się krojeniem pomidorów do jednego gara oraz pilnowaniem gotującej się wody w drugim.
- Z tego co wiem… równie chętnie podjadają i siebie i mają bogatą kulturę. Chyba - rzekł żartobliwie czarownik.
- Lubię poznawać obce kultury - mruknęła pod nosem, skupiona na wrzucaniu jajek do wody. - Tak samo jak lubię poznawać nowe języki… a ty co lubisz robić w wolnym czasie? Tak dla siebie, nie dla innych, czy na pokaz.
- Co ja lubię? - zdziwił się czarownik zaskoczony jej pytaniem. Zamyślił się. - Ja nie lubię mieć wolnego czasu. Kiedyś miałem… okazję testować na sobie różne rodzaje narkotycznych ziół. Już się z tego wyleczyłem. Ale głód powraca w takich chwilach spokoju. Może… lubię słuchać muzyki. Czyjejś, bo jako całkowite beztalencie wolę nie śpiewać, czy grać. No i lubię być zajęty czymś lub kimś.
Chaaya nie mogła pochwalić się zbyt wieloma rzeczami, które lubiła. Nie dlatego, że lubiła mało rzeczy… a po prostu nie wiedziała co to znaczy, lubić coś… tak od siebie i dla siebie.
Nie wiedziała jakiej odpowiedzi się spodziewać, toteż nie wiedziała, czy jest bardziej zawiedziona, czy by po prostu zobojętniała na to co powiedział Jarvis.
Wyciągnęła ugotowane jajka do ostygnięcia, po czym zajęła się duszeniem sosu z przygotowanych przez nią i czarownika warzyw.
- Niby zostałam wychowana w takiej kulturze, gdzie nie ma miejsca na prywatność i samotność… ale uważam, że to niezdrowe dla ducha… takie ciągłe zajęcie czymś. To tak jakbyś uciekał od siebie, jakbyś nie lubił spędzania czasu ze sobą samym.
- Może dlatego, że… nie tyle uciekam, co pilnuję - stwierdził czarownik z nieco cierpkim uśmiechem. - Pilnuję, by to co zostało zepchnięte… nie wylazło na wierzch.
Tancerka popatrzyła zdziwiona na towarzysza. Nie spodziewała się takiej osobistej odpowiedzi przy można by pomyśleć zwykłym teoretyzowaniu i wymienianiu się poglądami.
Uśmiechnęła się ciepło, przytulając sie do niego.
- Jeśli chcesz się pozbyć chwastu ze swojej grządki, to go wyrywasz, a nie zakopujesz - odparła rozbawiona, ale ciepłym przyjacielskim tonem.
- Tego chwasta wyrwałbym wraz z sercem. - Wzruszył ramionami czarownik, odpowiadając uśmiechem. - Nawarzyłem kiedyś piwa, to muszę je pić do dzisiaj. Odciąć się od tego nie mogę, więc jakoś trwam.
- Nie licytuj się o wygraną nie znając kart przeciwnika… - odparła uszczypliwie, grożąc mu paluszkiem. Wróciła do zajęć w mesie, obierając ugotowane jajka. - Powiedz mi… jakie masz wyobrażenie na temat ludów pustyni? - spytała mimochodem.
- Szczerze? Hmm… Lepiej powiedzieć jakie miałem. Byli kupcami, którzy przybywali do mojego miasta. Barwni, hałaśliwi i dość gadatliwi. Z kobietami owiniętymi tak szczelnie, że sądziliśmy w moim… gangu, że muszą być wyjątkowo szpetne. A potem dochodziły różne opowieści o zamkniętych częściach zamków zwanych haremami w których te ładne są trzymane przez najbogatszych. Trochę jak w La Rasquelle, w ukrytych komnatach. - Zamyślił się Jarvis wspominając przeszłość. - To wszystko jednak była tajemnicza egzotyka. A teraz… - uśmiechnął wesoło. - Teraz widzę, że są gościnni i sympatyczni. Mają swoje zwyczaje, trochę dziwne jak dla mnie i podejście do wielu spraw zgoła odmienne. Ale każdy lud ma swoje tradycje i poglądy.
Chaaya szczerze się zaśmiała, wrzucając jajka do garnka z potrawką.
Odlała wodę, w których je ugotowała zostawiając trochę na dnie. Wsypała mąkę i dolała oleju, urabiając dłonią ciasto z którego zaczęła lepić kulki wielkości małych śliweczek.
- Chciałam ci opowiedzieć anegdotkę… ale nie spodziewałam się, że mamy tak mizerny image w twoim kraju… no cóż, może innym razem. - Pokręciła głową w ten charakterystyczny sposób, gdzie nie można było określić czy przytakuje, czy zaprzecza.
- Mój kraj to jedne wielkie miasto pełne przybyszy z każdych stron. - Wzruszył ramionami czarownik. - Niektórzy zostają na całe życie. Natomiast ja… nie wiem jak postrzegają ludy pustyni ci z elity. Byłem smarkiem wśród innych smarków… oglądaliśmy egzotyczne okręty i wymyślaliśmy odpowiedzi na pytania jakie nas dręczyły.
Bardka rozwałkowała, pustą butelką po rumie, ciastkowe kulki na placuszki, po czym piekła je na rozgrzanej blasze.
- Wymyślanie odpowiedzi… - Westchnęła zamyślona. - Czy teraz też tak robisz, czy dałeś sobie spokój, a może… nie masz pytań?
- Dorosłem… znajduję odpowiedzi - wyjaśnił Jarvis i uśmiechnął się dodając. - Próbuję je znaleźć czasami może za bardzo.
- Rozumiem… - odparła skwapliwie, choć nikły uśmieszek nie schodził z jej lica. - Gotowe…
- Co to za potrawa? - zapytał czarownik zerkając przez ramię bardki.
- Anda curry… Anda to jajka a curry… to tak zaczęliśmy nazywać swoje potrawy z sosem, co by biali rozpoznawali o co chodzi… a placuszki to parathy - wyjaśniła, prezentując danie pod pokrywką i stosik podpłomyków.
- Jesteś głodny teraz czy zjemy później?
- Hmmm… lepiej zjeść świeże. Lepiej… u mnie w La Rasquelle mawia się co by jeść, gdy jest okazja. Bo okazja może przeminąć - wyjaśnił czarownik, ostrożnie obejmując ją w pasie, jakby chciał przytulić, ale tak bardziej… czule i delikatnie. I był bardzo ostrożny w tym, jakby bał się, że ją spłoszy lub obrazi takim gestem.
- Czaisz się jak czarna puma na śniegu - wymruczała rozbawiona, nie tylko dając się przytulić, ale i zarzucając mu ręce na ramiona. - Zjeść możemy nawet w biegu, ale to nasza ostatnia okazja na “morskie” igraszki, wybieraj więc rozsądnie.
- Dylematy, dylematy... - wymruczał czarownik, delikatnie muskając ustami szyję Chaai i wodząc pieszczotliwie po jej brzuchu. - Myślę, że ty powinnaś wybrać czas, w końcu chciałbym byś tą wycieczkę na parostatku zapamiętała jako przyjemną.
- O nie mój drogi… - Tancerka przymknęła oczy, uśmiechając się kocio. Jej dłonie wędrowały mu po karku i głowie niczym łaskotliwe pajączki.
- Podobno nie wymyślasz odpowiedzi… a je znajdujesz. Więc powiedz mi czego teraz właśnie pragnę? - zdobyła się na tę małą uszczypliwość, chichocząc psotliwie.
- Ostatniej dzikiej zabawy… z odrobiną dreszczyku? - wymruczał Jarvis przypominając sobie figle na dziobie statku. - Tu i teraz… ryzykując przyłapanie na figlach?

Palce bardki zaprzestały pieszczot, a ona sama opuściła ręce, nakrywając swymi dłońmi dłonie Jarvisa, przyciskając je do swego brzucha.
- To może być ostatnia taka nasza... wspólna chwila - odparła czule, czując się nad wyraz komfortowo w objęciu mężczyzny. - Nvery jako smok bywa upierdliwy… jako szczur całkiem zabawny, ale jako człowiek… zażąda oddzielnego pokoju, wspólnego łoża, wspólnych kąpieli, wspólnego zwiedzania… - Tancerka wyliczała cicho swoje przyszłe obowiązki.
- Nie chcę by się buntował i utrudniał nam zadanie… owszem Starzec może go zdominować, ale to ja przy tym najwięcej cierpię… wiedzą to obaj, choć nie wiem, czy w ogóle zaprzątają sobie mną głowę.
Chaai było dobrze tak jak jest w tej chwili. Mogła spędzić te ostatnie godziny na rozmowie, przytulaniu się, jedzeniu czy dzikiemu kochaniu... jak zwykle w całej tej sytuacji bardziej martwiąc się potrzebami czarownika niż swoimi.
Kobieta odwróciła głowę, zadzierając ją lekko do tyłu, by móc przyjrzeć się swemu rozmówcy. Na ustach widniał szeroki i szczęśliwy uśmiech.
- Skoro to nasze ostatnie chwile to… niech będą najprzyjemniejsze - mruknął czarownik cmokając czubek nosa dziewczyny, potem podbródek, potem szyję. - Boję się że z Godivą będzie równie trudno w mieście. Trochę się od Yasavi walczyć nauczyła.
- Chyba nie będzie chciała testować nowych technik na tobie? - zapytała rozbawiona tym faktem, obracając się w objęciach Jarvisa, by móc stać do niego twarzą.
Podniosła się na palcach, by złożyć na jego ustach delikatny pocałunek.
- Ja jestem za silny na to, przypuszczam, że ty też. Godiva jako smok może być potężna, ale w ludzkim ciele... jest przez nie ograniczana w sile. Nveryioth… także będzie i nie ma za sobą żadnego przeszkolenia bitewnego. A wiesz… - objął dłońmi w pasie bardkę i przyciągnął ku sobie zaborczo. - …że będzie chciała zagarnąć ciebie co jakiś czas.
Spojrzał w oczy z łobuzerskim uśmieszkiem dodając. - I zdajesz sobie sprawę, że będę zazdrosny o ciebie?
- Umówmy się, że ja biore zachowanie Nverego na siebie, a ty Godivy… lepiej by nie wpadła na pomysł tresowania mojego jaszczurka… zajął się nim już Starzec. Dość cierpi z tego powodu. - Chaaya ostrożnie skubała materiał opinający ramiona mężczyzny, uśmiechając się pogodnie. - Możesz być o każdego mężczyznę zazdrosny… ale prosze cie nie o takie dziecko, które marzy by puszczać bańki z piany podczas kąpieli oraz zajadać się słodyczami.
- W każdym mężczyźnie tkwi jakieś dziecko… - zamruczał cicho czarownik, podciągając sukienkę bardki, by sięgnąć po pupę opiętą bielizną, a gdy poczuła jego dłonie na swych pośladkach, dodał. - Wiesz dobrze, że nie zrobię mu krzywdy, tym się nie martw. Poza tym… nie lubisz być czyimś pragnieniem? Snem poza zasięgiem dłoni?
Kobieta uśmiechnęła się kocio, napinając się pod jego ciepłym dotykiem. Jej dłonie już jakąś chwile temu porzuciły stoicką neutralność, przechodząc do mocnego splotu za szyją.
- Mój drogi… całe życie nim byłam, mogę sobie chyba wziąć kilka dni wolnego? - spytała filuternie, przekręcając lekko głowę.
- Chodźmy pod pokład do kotłowni, jeszcze tam nie byłam. - Ponownie wzniosła się na palcach by podgryźć go delikatnie w brodę.
- Przyznaję… masz rację. Więc postaram się być twoim odpoczynkiem od rozbierających cię wzrokiem zazdrośników. Mam nadzieję, że docenisz w swym sercu poświęcenie. - Uśmiechnął się czarownik, wypuszczając dziewczynę i dając się prowadzić tam gdzie chciała.
- Jestem rozczarowująca prawda? Wszystko ze mną na opak… - zażartowała, schodząc pod pokład do ładowni. Niedawno tu była. W świetle dnia pomieszczenie nie wydawało się tak wielkie i straszne jak nocą. Pociągnęła Jarvisa do kotłowni, ciekawa tego co zobaczy.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 16-02-2017, 14:13   #24
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Było tu dość ciemno i całkiem duszno. Jak w piekle… blask rzucał rozgrzany do czerwoności kocioł parowy w którym płonął ogień podsycany kolejnymi ładunkami węgla. Obecnie nikogo w kotłowni nie było, a ogień płonął słabiej. Niemniej i tak rzucał czerwony blask na całe pomieszczenie.
- Całkiem przytulnie - zażartował czarownik.
Zamyślona bardka, kucnęła przed kotłem wpatrując się w pomarańczowe języki ognia, starając sie rozgryźć jak działa owa maszyna, ale dość słabo jej to wychodziło.
- Hmmm… - podrapała sie w zamyśleniu w policzek, wstając i odwracając się do Jarvisa. - Może i przytulnie… mnie dręczy jednak inne pytanie. - Chwyciła go w pasie przysuwając się i przez chwilę chowając twarz w jego koszuli.
- Co by pan chciał ze mna zrobić? - zapytała w końcu opierając brodę na klatce piersiowej czarownika.
- Toooo podstępne pytanie… - szepnął cicho Jarvis, czując krągłości przytulonej do niego tawaif. - Chyba... wszystko… ale czy na pewno w takim miejscu? Chyba nie...
- Znowu mamy sie przenosiiić? - zaprotestowała niczym mała dziewczynka, tupiąc przy tym nogą. - Gdzie znowu… nie ma tutaj ciekawych lokacji. - Wydęłą policzki, odsuwając się od mężczyzny, choć jej dłonie dalej spoczywały na jego biodrach.
- No dobrze... myślę, że potrafisz mnie przekonać do pozostania tutaj… jakoś… rozpieść mnie trochę, a potem… ja będę rozpieszczał ciebie - zaproponował czarownik z łobuzerskim uśmiechem.
- Pfi. - Prychnęła nonszalancko Chaaya, odrzucając pukle włosów za siebie. - Arystokrata od siedmiu boleści… - mruknęła pod nosem, klękając przed Jarvisem i rozpinając mu spodnie. - Popieść mnie trochę to może ci się odwdzięczę… - przedrzeźniała, spuszczając mu portki z tyłka, dając mu przy tym klapsa.
- To jeszcze niech mi szanowny pan powie czy mam pieścić ustami, rękoma, czy może… biustem? - spytała lubieżnie, chwytając się za piersi i unosząc je lekko.
- Za takie złośliwości będziesz musiała się wykazać więc… biust - zawyrokował pan szlachcic, uśmiechając się lubieżnie i dumnie prezentując już wyraźnie sztywny dowód efektywności jej urody.
- Wykazać to ty się będziesz musiał, bo za takie fanaberie policzę sobie ekstra - mruknęła figlarnie, rozpinając guziki w koszuli i szybko się jej pozbywając. Pogładziła się po piersiach, delikatnie drażniąc sutki paznokciami, sama zaś przez chwilę zajęta całowaniem powodu do dumy mężczyzny.
W końcu uniosła się lekko na kolanach, biorąc swe krągłości w ciasny uścisk, a wraz z nimi i jego.
Pozwalała się podziwiać, trzymając głowę wysoko, od czasu do czasu jednak, schylała się by połaskotać koniuszkiem języka sam czubek jego rozgrzanego berła.
Widziała podniecenie w jego oczach, tym bardziej że lepiące się do jej skóry ubranie tylko podkreślało idealność jej krągłości. Było tu gorąco także z powodu rozgrzanego kotła. Niemniej Chaaya mogła smakować już twardej dumy kochanka i czuć jego dłoń głaszczącą ją po włosach czule i delikatnie.
Chaaya przysunęła się bliżej ciała kochanka, pieszcząc go zmysłowo swymi piersiami. Jej twarz była blisko jego brzucha, toteż połaskotała go noskiem, a następnie ucałowała czule w okolice pępka, przysysając się na chwilę.
Jej twarde z podniecenia sutki, ocierały się o jego podbrzusze, nadając całemu zabiegowi przyjemnych i dość nietypowych wrażeń. Zwłaszcza, iż wydawało się mężczyźnie, jakby dotykały go dwie kostki lodu.
Cmoknęła głośno, zostawiając na jego brzuchu soczystą malinkę.
- Jak twoje żebra? - Pytanie to mogłoby by nie na miejscu w tejże sytuacji, gdyby nie fakt, iż mogło zwiastować chęć niepoprzestania na takich delikatnych pieszczotach jak ta teraz.
Z każdą chwilą tancerka chciała więcej i więcej… czarownik doskonale to widział.
Miękka otulina z jej krągłości nagle opadła, a on poczuł jak jej usta dobierają się do jego klejnotów rodowych, prawą dłonią gładząc go, na razie jeszcze czule i spokojnie, po całej długości męskości, a lewą ugniatając leniwie pośladek.
Chyba miał szczęście, bo dostał pełnowymiarowy pakiet rozkoszy, a może… może po prostu Chaaya miała go ochotę pożreć w całości…
Ciężko było określić, gdyż nie dało się dłużej ignorować gorących ust i figlarnego języka na sobie, który coraz pewniej i nieustępliwiej domagał się atencji.
Bardka przeciągnęła się niczym kotka, spoglądając na niego z dołu. Wbiła pazurki w jego klatkę piersiową, przejeżdżając paznokciami po skórze by w końcu chwycić jego biodra w uścisku. Usadowiła się wygodniej między jego nogami, biorąc twardego kochana ostrożnie i głęboko, poruszając leniwie głową to w przód to w tył.
- Moje… żebra... dobrze… nie bolą… - jęknął czarownik całkowicie obezwładniony jej pieszczotami. Niewiele miał ochoty czynić coś więcej poza głaskaniem jej po włosach, rozpalony każdym muśnięciem jej just, drżący pod każdym ruchem jej języka… i coraz bliższy spełnienia z każdą chwilą tej pieszczoty. Całkowicie pod jej władzą, mimo, że to ona klęczała.
- Mmm - zamruczała gniewnie, opierając sobie jego przyrodzenie o policzek. - No, no… nie próbuj mi tu tak szybko kończyć… ja się dopiero co rozkręcam. - Ściągnęła usta w dzióbek, nadymając policzki z chmurną miną.
Po chwili jednak czulej pogłaskała mężczyznę po biodrze i wróciła do pieszczoty.
~ Skoro cie nie bolą, to trochę poszalejemy. ~ Przesłała łobuzerski przekaz, wzmagając rytm swej głowy.
- Postaram się - potwierdził czarownik, rzeczywiście starając się przedłużyć ich przyjemność.
~ Możemy zaszaleć, twoja pieśń pomogła uporać mi się z moimi obrażeniami ~ odparł mentalnie, drżąc pod jej pieszczotami, ale nadal kontrolując swe reakcje… choć rozpalony jej dotykiem.
~ To powiadasz… że będziesz o mnie zazdrosny? ~ zapytała niewinnie, zwalniając tempo, a w zasadzie uskuteczniając małą przerwę. Ważąc go na swym wyciągniętym języku. ~ Czyli jesteś zaborczy… czy tylko w uczuciach, czy w czynach także?
~ Tak… zachłanny, drapieżny… dziki… ~ odparł telepatycznie czarownik i w tej chwili Chaaya mu wierzyła. W tej chwili nie był stonowanym i spokojnym Jarvisem jakiego zazwyczaj widywała.
Bardka uśmiechnęła się, przebierając palcami po jego pośladkach. Wznowiła pieszczotę, zamykając się na nim swoimi ustami.
~ Czyli nie jestem ci tak bliska sercu, skoro jeszcze nie pokazałeś mi się z tej strony… ~ dodała smętnym głosikiem, ni to się skarżąc, ni drażniąc. ~ Może faktycznie powinnam rozważyć małe igraszki jak nie z Nverym to z kimś innym…
~ Ja byłem… niebezpieczny... kiedyś… samolubny… zachłanny… ~ odpowiadał jakby dziwnym tonem. Jakby zahipnotyzowany. ~ Bardzo samolubny… nie jest.. to coś… co chętnie… pokazuję… ~
Chwycił mocniej za jej głowę i władczo nadał szybsze tempo jej ruchom. ~ Boję... się… że nie polubiłabyś… tej strony… mej natury. ~
~ A czy ty ją lubisz? ~ spytała po chwili, skupiona na tym co robiła. Szybkie tempo jakie narzucił czarownik kosztowało ją więcej energii i uwagi, by robić to dobrze, nie zranić go zębami i… nie zachłysnąć się.
~ Nie wiem… przede wszystkim… trzymam na uwięzi… źle się skończyły czasy, gdy… ~ był coraz bliżej rozkoszy, coraz mniej nad sobą panował i coraz bardziej utrudniał bardce zadanie. Był blisko, czuła to. ~ Pozwalałem sobie na… wszystko… wolałbym nie skrzywdzić… cię… przypadkiem. ~
Chaaya zastanawiała się skąd ta pewność u czarownika, skoro sam nie potrafił sprecyzować uczuć co do samego siebie. Głęboko zakorzenione poczucie wstydu oraz karanie samego siebie, niemal epatowało z jego sylwetki. Co w pewien sposób intrygowało tancerkę, chcąc wyciągnąć więcej informacji z czarownika lub… jego smoczycy.

Tymczasem, kochanek postanowił nieco zaszaleć, bardka o dziwo nie panikowała w tejże chwili “znikomego” panowania nad sytuacją i po prostu rozluźniła się. Potrzeba było o wiele więcej, by poczuła dyskomfort, o zranieniu czy skrzywdzeniu nie wspominając. Swoje najsłabsze chwile miała dawno za sobą. Tak jak i pierwsze razy.
~ Zawsze możesz mnie sprawdzić i jeśli coś się stanie… na pewno się o tym dowiesz.
Na razie był zbyt blisko żeby odpowiedzieć czy to w myślach, czy słowami. Dyszał z pożądania, drżał będąc na skraju wyzwolenia. Wreszcie poddał się przyjemności oddając do ust Chaai to co swymi pieszczotami wypracowała.
Dziewczyna przytuliła się policzkiem o podbrzusze mężczyzny, gładząc go niby uspokajająco po udach. W końcu miała chwilę na głębsze zaczerpnięcie powietrza. Co było miłą odmianą, bo bądź, co bądź odzwyczaiła się od takich ekstremów na wzór jej niewoli i lekko się zmęczyła.
- Teraz… usiądę, a ty… usiądź na mnie tyłem i odpręż się - rzekł Jarvis wybierając sobie siedzisko na stertach węgla… Blask ognia z kotła dodawał mu piekielnego kolorytu i podkreślał budowę jego ciała.
Uśmiechnęła się pod nosem, podnosząc się z ziemi.
Usiadła posłusznie, owijając się jego ramionami i moszcząc wygodnie w jego ramionach. Na ziemi było jej równie wygodnie, a wstawanie kosztowało ją trochę wysiłku, ale spierać jej się nie chciało.
- Czy wystarczającą cie wypieściłam jak na rozgrzewkę? - zdobyła się na uszczypliwy żarcik, podnosząc do ust jego dłoń, całując delikatnie w opuszki.
- Wystarczająco… - Uśmiechnął się Jarvis i rzekł cicho. - Teraz moja kolej, więc zamknij oczy i odpręż się.
Jego dłonie przesunęły się na jej piersi, zaczęły je muskać, delikatnie trącać kciukami szczyty. Nieśpiesznie. Przypominało to… strojenie instrumentu przed występem.
Bardka parsknęła śmiechem, kręcąc pupa na jego kolanach. Zamknęła oczy, rozluźniając się na tyle na ile pozwalała jej sytuacja.
Palce czarownika badały biust dziewczyny delikatnie, ale potem lewa dłoń zaczęła zaciskać się na raz jednej raz drugiej piersi, masując ugniatając je z wprawą i doświadczeniem. Prawa dłoń zsunęła się niżej i zanurkowała pod sukienkę pieszcząc podbrzusze tawaif i sięgając pod jej bieliznę na razie badawczo muskając jej intymny obszar.
Tancerka rozsiadła się wygodnie, rozsuwając nieco nogi, by ułatwić Jarvisowi dostęp. Sama zaś opierając się o niego plecami, jakby zapadając w jego objęciu. Jej głowa spoczywała na jego ramieniu, zwrócona była do niego twarzą… no prawie. Czuł jej gorący oddech na swojej szyi.
- Jesteś strasznie pewny siebie skoro sięgasz tak zuchwale po biust kobiety… orgazm sutkowy osiąga tylko nikły procent nas… niektóre, w ogóle nie doceniają pieszczot tych rejonów - mruknęła wrednie, przesuwając dłońmi po zewnętrznych stronach ud czarownika.
- Studiowaliśmy budowę ciała ludzkiego, kobiecego i męskiego… ich unerwienie, ukrwienie i miejsca wrażliwe na dotyk. Punkty nacisku - wymruczał Jarvis pokazując ową naukę w praktyce, gdy mocnymi dotknięciami palców wywoływał rozkoszne dreszcze. - Po to by spotęgować ekstazę, sprawić by sięgnęła ona, aż do granic szaleństwa i dalej… oświecenie osiąga się przez ekstremalne przeżycia. Tak sądziliśmy.
- Jeśli faktycznie byś studiował… to byś wiedział, że najczęstszego orgazmu sutkowego dostaje kobieta karmiąca - odparła uszczypliwie, trącając go w dłoń bawiącą się jej prawą półkulą. - Kobiety po okresie laktacyjnym… tracą te zdolność prawie bezpowrotnie.
- To chcesz pokierować moją lewą dłonią za mnie? - odparł żartobliwie Jarvis sięgając prawą głębiej i stanowczo pobudzając jej zmysły swymi pieszczotami.
- Znowu to robisz… nie wymigasz się tak łatwo, ja się napracowałam, to teraz ty kombinuj - odparła ukontentowana, uśmiechając się szeroko. Z zamkniętymi oczami wyglądała nawet na niewinną, choć Jarvis wiedział, że na pewno nie takie były jej intencje.
Lewa dłoń przestała na razie pieścić krągłości biustu Chaai, zaczęła wodzić po obojczykach, a potem po jednej ze stron szyi dziewczyny. Drugą stronę bowiem muskały usta i język czarownika, którego palce prawej dłoni stanowczo i mocno poruszały się pod bielizną tawaif, dotykając jej najbardziej intymnego obszaru. A pupa bardki poczuła ruch… nieznaczny dowód, że oręż czarownika powoli budził się do zabawy.
Chaaya trwała we względnej ciszy, tylko od czasu do czasu niepewnie wzdychając, gdy usta kochanka mocniej wpiły się w jej szyję lub zuchwalej szarpnął za jej najdelikatniejszą ze strun.
- Zagraj na mnie jak na sitarze… - wyrmuczała stęsknionym głosem, którego jeszcze ani razu nie słyszał w jej wydaniu. Poczuł też jak na chwilę jej mięśnie spinają się ostrzegawczo, niczym w czkawce. Tancerka otworzyła oczy, speszona tym co powiedziała. Czuła jak zaczynają piec ją policzki ze wstydu… pierwszy raz zapomniała się przy kimś innym niż Ranveer.
- To bardzo... słodkie… słowa… - wymruczał jej do ucha Jarvis kąsając jej płatek i drapieżniej masując wrażliwe obszary jej ciała. Czasem znaczył jej skórę zadrapaniami, choć… nie miał aż tak długich paznokci by ślady były głębokie. Palce między jej udami zaczęły mocniej trącać struny jej zmysłów i Chaaya rzeczywiście czuła się jak sitar w rękach sprawnego muzyka, wydobywającego melodię jej jęków, pomruków i westchnień.
Jej dłonie nie były tak łaskawe jak czarownika, znacząc skórę bardki czerwonymi piekącymi śladami na szyi i piersi, jakby chciała z siebie coś wydrapać… lub zdrapać. Wstyd nie chciał ustąpić, ale nie było już drogi ucieczki. Pozostało jej wić się w rozkoszy i błagać o więcej.
- Wiesz… że niedługo… przestanie mi to wystarczać? - odparła tęsknie, jakby skruszona swym zachowaniem.
- Co dokładnie… czego będziesz chciała więcej? - wymruczał jej do ucha kąsając płatek uszny i kciukiem masując punkcik rozkoszy ukryty nad jej kobiecością. Nie przestając masować i drapać od czasu do czasu jej ciała. - Wolisz przyjemność, czy przyjemność przez ból?
Kobieta syknęła z rozkoszy, bolesne przygryzając sobie dolną wargę. Jej oddech był ciężki, a serce łomotało niczym krasnoludzki młot kowalski.
- Coś za coś… daj mi siebie zaborczego, a ja powiem ci co lubię…
- Nie lubię... twoich… majtek… przeszkadzają mi. - To mówiąc poczuła jak Jarvis szarpie za jej bieliznę. A potem było słychać dźwięk rozdzieranego materiału. I rozerwane majtki wylądowały na podłodze. Czuła jak podwija jej dół sukienki, by odsłonić jej pupę od dołu. By jego twarda męskość… a więc do tego zmierzał.
- Odkupisz… w ładniejszym kolorze i dwa razy droższe. - Jej ton był karcący, ale lekki, tak samo jak jej bioderka unoszące się zachęcająco i bujające się na boki.
Jego dłoń była nadal na jej łonie, toteż nakierował jej pupę na cel i powoli, acz metodycznie zanurzał swą włócznię między jej pośladkami. Nie przestawał przy tym pieścić jej podbrzusza, jak i kąsać jej szyi. Rozkoszował się zdobywaniem jej ciała… tak jak ona… jego nieustępliwością w działaniach.
- Lubię gdy… - zaczęła, ale jej wywód przerwał jęk rozkoszy, witający jej kochanka w sobie. To było ciężkie… mówić w tej chwili, ale wszak musiała… obiecała. - ...gdy przypominasz mi kto tu rządzi… kiedy twoje słowa i czyny mówią, że tylko do ciebie należę… że posuniesz się do wszystkiego, nie tylko do czułości ale i zwierzęcej brutalności, tak bym nigdy nie zwątpiła za kim mam podążać i kogo wielbić. - Jej dłonie pokryły się z jego, naciskając mocniej na jej ciało.
- Chyba nie masz prawa mieć wątpliwości co do tego jak dużą przyjemność… sprawia mi twe ciało - wymruczał jej do ucha, jednocześnie napierając w dół dłonią, by docisnąć jej pupę do swego podbrzusza. - Jak bardzo mi się… podobasz… jak bardzo… jesteś moja… - było coś drapieżnego w jego głosie. Coś zimnego i władczego, także w dotyku jego dłoni samolubnie bawiącego się sprężystością jej piersi.
- Czyżby? - spytała retorycznie, skupiając się na przystosowaniu się do jego twardej obecności. Czarownik był delikatny lecz nieustępliwy, nie dawał jej wiele czasu, ale też ona nie potrzebowała go zbyt wiele… Ból podsycał ogień w jej trzewiach, wywołując drżenie i pulsacyjne skurcze mięśni ud i pośladków.
- Czyżby..? - Tym razem pytała samą siebie, przymykając oczy w rozkoszy obcowania z nim tak blisko. Oddech miała ciężki i świszczący, zupełnie jakby kobieta cierpiała, choć było zgoła odmiennie. - Bywasz czasami taki niezrozumiały, taki sprzeczny… raz zazdrosny o spojrzenie, by następnie puścić w objęcia innego - skarżyła się cichutko, podnosząc dłoń do jego twarzy i gładząc go pieszczotliwie po policzku.
- Wyciągasz ręce z zamiarem pochwycenia mnie, i nagle rezygnujesz dystansując się…Mówisz jedno, robisz drugie i zapewne myślisz trzecie.
- Dylemat między tym co chcę zrobić… a tym co powinienem… - wymamrotał czarownik, zaciskając dłoń na krągłości jej piersi, zaborczo i gwałtownie poruszając między udami i dociskając do siebie, przez co tawaif czuła jego przeszywającą obecność w sobie. - Chcę cię tylko dla siebie… zawsze i w każdej chwili… chcę całą na wyłączność. To samolubne… złe… to ograniczanie… twej wolności, ignorowanie… twej woli. To… - szeptał chrapliwym głosem. - … złe… bo tego chcę ja… ignorując sytuację. Ale tego chcę... zacisnąć dłonie… na twych… biodrach… przycisnąć do siebie… nie puszczać nigdy. Chcę tego… a nie powinienem. Chcę… rozumiesz teraz?
Chciała zrozumieć i to bardzo. Rzecz w tym, iż tam skąd pochodziła, takie zachowanie… takie myśli były nie do pomyślenia. Ludzie pustyni byli jak skorpiony… Trujący, samolubni, kanibalistyczni.
Naginali rzeczywistość wobec swojej woli. Brali siłą, zaspokajając swoje najskrytsze żądze. Kobiety i mężczyźni, starzy i młodzi. Wolni i zniewoleni. Każdy działał na swojej indywidualnej płaszczyźnie, orbitując wokół swoich pragnień, ścierając się z innymi, walcząc o przodownictwo.
Dlatego każda kłótnia przeradzała się w wojnę, a każda wojna kończyła się u nich krwawo i niszczycielsko dla obu stron, niczym erupcja wulkanu, barwiąc piaski brunatnym kolorem śmierci na wiele stuleci.
Nawet seks był niebezpieczny, ponoszący ofiary, rozrywający ciało, niszczący świadomość… spalający obu kochanków do cna.
Nauczyli się z tym żyć. Jej lud jak i ona sama.
Żyli pełnią życia, w ciągłej gotowości, nie spuszczając gardy i wykorzystywali każdą chwilę by zdominować swoje otoczenie.
- Dość… - odparła łagodnie, nie przestając gładzić go po policzku. - Dość… - mruczała czule, zatapiając palce w jego włosy, coraz intensywniej naciskając opuszkami, coraz żarliwiej pieszcząc. - Weź mnie mocniej… teraz… tu… nie całuj mnie… gryź mnie. - Zadrżała, wyginając się w łuk w jego ramionach. - Nie głaszcz… nie gładź - głos zawiódł ją gdy naparła mocniej biodrami na czarownika. Jej ruchy stawały się gwałtowniejsze, niczym spazmy. Hamowanie swojego popędu kosztowało ją wiele energii, gdyż nie nawykła do krygowania się, do wstydliwego chowania swej zwierzęcej popędliwości, gdy była głodna wyruszała na łowy pożerając każdego na swej drodze.
Janus starał się ją nauczyć… “naprawić”, ona nie chciała go słuchać do czasu, aż sama się nie przekonała jak biali niewolą samych siebie, nazywając to wolnością.
Poczuła jak usta czarownika kąsają jej szyję i bark, czasami do krwi, jak jego dłoń ściska i boleśnie miętosi jej piersi. Jak zachłanny potrafi być Jarvis, jak jego palce niczym sztylety wbijały się w jej kwiat kobiecości, tak jak i brutalnie czuła jego obecność między pośladkami, gdy ogarnęła ich ta szaleńcza gorączka pożądania. A w jej myślach rezonowało jak echo jedno słowo - jedna myśl pogrążonego w erotycznym amoku mężczyzny. ~ Moja... moja... moja… moja… moja…
Była jego.
Potwierdziło to jej ciało, prężące się pod jego drapieżnym dotykiem. Wygięte i pulsujące w miłosnym uniesieniu.
Potwierdzały to jej usta z których wydobywał się przeciągły jęk rozkoszy, niczym samotne wycie wilka do księżyca, tyle, że o wiele bardziej słodkie i nostalgiczne.
Na końcu potwierdzały to jej biodra, szybko i bez lęku napierające na kochanka, przyjmującą każdy ból i każdą pieszczotę ze sobą niosące.
Chaaya nie panowała nad swoimi reakcjami, całkowicie zatopiona w miłosnym uścisku z Jarvisem.
Ich ciała były rozgrzane nie tylko wspólnym pulsowaniem w rytm ich pożądania, także temperatura w kotłowni sprawiała, że mokre od potu sylwetki lepiły się do ubrań i do siebie. Oczy błyszczały im gorączkowo, gdy dotarli do szczytu… gdy wulkan doznań wybuchł i Chaaya opadła na ciało, leżącego pod nią, kochanka.
- Moja… i nikogo innego… - wymruczał jej do ucha zmęczonym głosem czarownik.

Bardka leżała, drżąc na całym ciele z wysiłku i w szoku po zaserwowanych doznaniach. Z jakiegoś powodu milczała, choć wyciągnęła chybotliwą dłoń ku dłoni Jarvisa, którą dalej trzymał między jej udami. Splotła ich palce ze sobą, przyciągając je do ust, całując delikatnie i zlizując posłusznie słodkie poigraszkowe soki.
- “Uważam, że ta scena i te deklaracje Nveryioth niekoniecznie musi zobaczyć. Może robić kłopoty z tego powodu. Na szczęście… mogę sprawdzić, że do nich dotrze, póki jestem w tobie” - cichy szept przypomniał o ukrytym świadku tych wydarzeniem.
- To miejsce wysysa ze mnie siły. Ale w moim mieście… będę mógł dłużej skorzystać z twojej osóbki w moich ramionach - zagroził żartobliwie czarownik, delikatnie kąsając płatek uszny tancerki.
Tawaif uśmiechnęła się pod nosem, bawiąc się językiem między palcami czarownika.
~ Niekoniecznie… ale rób co uważasz za stosowne, ty tu rządzisz…~ odparła spolegliwie, choć smok dobrze wiedział i “pamiętał”, że Zielonołuski jest zdolny do zaborczości… ale platonicznej. Ciało nie kusiło go tak bardzo jak umysł Chaai, a ten z łatwością mogła mu “sprzedać” w ramach dyspensy na nocne igraszki z Jarvisem.
- Trzymam cie za słowo… - mruknęła zachrypniętym głosem, przewracając się leniwie na brzuch, całując delikatnie obojczyki mężczyzny.
- Oczywiście… chcę także pokazać ci miasto. Więc od czasu do czasu… znajdziemy sobie egzotyczne kąciki... do zabaw - wymruczał czarownik, zaborczo chwytając za pośladki i ugniatając je mocno. - Powinienem cię wypuścić z objęć… ale nie mam ochoty.
- “Mam ochotę podrażnić się z jego apetytem. A i… ty chyba zapomniałaś powiedzieć Nveryiothowi, że ma być rycerski dla Godivy jak już stanie się człowiekiem. Chyba że uznałaś, że ten zakład wygrałem?” - odpowiedział Starzec kpiąco.
~ Oczywiście, że mu powiedziałam… myślisz, że dlaczego mało się nie utopił próbując wygryźć dziurę w pokładzie? Wizja dogadzania smoczycy do kupra oraz kara zamienienia w ślimaka dostatecznie nim zdruzgotała… wątpię by znalazł siły na stawanie w szranki o moje względy. ~ Prychnęła obruszona Chaaya, całkowicie pewna co do platonicznych zamiarów swojego skrzydlatego.
- Nie wypuszczaj… bo ja nie mam zamiaru wstawać - odparła ukontentowana, bawiąc się jego sutkiem. - Starzec cię pozdrawia… myślę, że zyskałeś wielbiciela - mruknęła wrednie, uśmiechając się do czerwonej mgiełki, wydobywającej się z ciemności jej umysłu. Choć pradawny lubił się chować, tawaif nie miała żadnego problemu z odgadnięciem, gdzie dokładnie zabunkrował się stary Czerwony.
- Kto by pomyślał, że w tym stanie ma się jeszcze ochotę na podglądanie kochanków zza krzaka. - Zaśmiał się nieco chrapliwie czarownik i tawaif poczuła słodki dreszcz bólu i rozkoszy, gdy jej pośladek zadrżał od mocnego klapsa Jarvisa.
- Całkiem rozrywkowy z niego… dziadek. - Kobieta złożyła głowę na piersi czarownika, przykładając ucho w miejsce gdzie było jego serce. Przymknęła oczy, wsłuchując się w rytm jego bicia. Nadal mocnego, głośnego i szybkiego… nadal gwałtownego. Dzikiego jak myśli, które słyszała unosząc się podczas miłosnych igraszek.
- Żeby tylko nie spalił nas po uwolnieniu z twego ciała. Smoki bywają przewrażliwione na swym punkcie. Nawet te dobre z natury jak Godiva - wymruczał leniwie Jarvis masując pośladki bardki, zaborczo i zachłannie.
- W takim razie trochę go popieszczę by był bardziej przychylny… a jak nie podziała to cóż… skończymy na rożnie. - Wzruszyła ramionami, wtulając się mocniej w partnera. - Wyszalejmy się do tego czasu, wtedy nie będzie mi tak żal.
- Skoro mamy szaleć to… mam ochotę… na więcej - wymruczał czarownik wplatając dłoń pukle włosów dziewczyny i odciągając jej głowę do tyłu, by niby jak jakiś krwiopijca wgryźć się w jej szyję, delikatnie kąsając skórę i całując ją. Nabierał ochoty do kolejnych zabaw.
~ Mamy cały czas dla siebie… Godiva postarała się by nam nie przeszkadzano.
Komu jak komu, ale Chaai nie trzeba było dwa razy powtarzać, ba! Wyglądało na to, że tylko czekała, aż Jarvis nabierze sił na kolejne figle.
Gdy ten wpijał się w jej szyję, tancerka poczęła wdrapywać się na swego kochanka, oplatając go biodrami.
Prawdziwa zabawa była dopiero przed nimi.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 16-02-2017, 14:14   #25
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Pożegnanie z ekipą statku nie było w jej wykonaniu wylewne. Bardka podziękowała za w miarę bezpieczny kurs, życzyła każdemu powodzenia w dalszym życiu i… tyle ją było widać.

W mieście Chaaya zamieniła się w małą dziewczynkę, która zaaferowana widokiem głośnej i tętniącej egzotycznym życiem metropolii, odłączyła się od rodziców i nawet nie spostrzegła kiedy zgubiła.
Szary szczur na jej ramieniu, nie mógł się zdecydować, czy siedzieć po lewej stronie, po prawej… z przodu na piersiach, czy wejść na głowę swojej pani, piszcząc i niuchając równie mocno podniecony widokiem co tancerka.
~ Zamknij… zamknij usta! ~ Nvery przedreptał z prawego barku na lewy.
~ Sam zamknij… ~ poprawiła go tawaif, posłusznie przymykając otwarte w zdziwieniu i fascynacji ustka, by… po chwili znowu je rozdziawić, kiedy Jarvis pokazał jej “wampira”.
Smok przeskoczył na ramię czarownika, kręcąc się niespokojnie na jego karku, jakby chciał, ale się bał, albo chciał i obliczał możliwości przeskoczenia dalej, by więcej i lepiej widzieć owego zamaskowanego delikwenta.
Jarvis zwrócił uwagę na nerwowe ruchy szczurka i spytał się bardki. - Co się dzieje?
Dziewczyna uniosła palec za odpływającym nieumarłym. - Chodźmy za nim! - Chwyciła za dłoń mężczyznę, ciągnąc go za sobą. Szczur przeskoczył między nimi, ale tłusty zadek nie poleciał za daleko i gryzoń musiał wspinać się po plecach tancerki by nie zlecieć na pysk.
- Za wampirem? - zdziwił się czarownik i pokiwał głową. - No dobrze…
Godiva spojrzała w drugą stronę i dodała. - Widzę! Jest…
Wypatrzyła gondolę. Samotnie przywiązaną mocno do brzegu kanału. Czarownik wyciągnął dłoń ubraną w rękawicę na której zamigotał widmowy jastrząb. I ptak pofrunął do celu, by szponami rozerwać i uwolnić gondolę, bez zwracania uwagi właściciela biesiadującego w gospodzie.
- Gdybym był młodszy i niższy sam bym spróbował się podkraść i… pewnie dostał w skórę za takie żarty - odparł czarownik czekając, aż uwolniona gondola zbliży się do nich.
- Szybkooo bo go zgubimy! - Kobieta niemal wisiała czarownikowi na ramieniu, jej wzrok był błędny i roziskrzony, w roztargnieniu przetaczający się po mijanych twarzach i budynkach majaczących gdzieś w tyle. Nveryioth ponownie skoczył na ramię Jarvisa, drepcząc w miejscu i zaciekle piszcząc… zapewne wzywając ciemne moce do popędzenia ślamazarnego człowiekcza, jakim mu się jawił.
Chaaya na chwilę odwróciła się od czarownika gdy jej uwagę przykuł głośniejszy wybuch śmiechu dobiegający z jednej z przybrzeżnych tawern. Przygryzła usta, wyżywając się na suchej skórce.
- Spokojnie. Gondole nie są zbyt szybkie, a my mamy smoczycę, która potrafi pływać szybko nawet jeśli nie lubi. I popchnie naszą gondolę, prawda? - odparł z uśmiechem czarownik, a Godiva westchnęła. - Będziecie mi coś winni… cała trójka.
I wskoczyła do wody. Po kilku minutach, gondola z dużą prędkością pruła w ich kierunku.
Tawaif, aż zapiszczała z radości gdy gondola podpłynęła a ona jak gdyby nigdy nic puściła dłoń czarownika i wskoczyła na wąski pokładzik, chybocząc łupinką na boki. Gad również przepuścił radosny abordaż spadając z plaskiem na drewniane siedzisko.
- To jest… to jest to prawda? Gondolaaa? - Upewniła samą siebie bardka, po czym usiadła na ławeczce, gładząc burtę czułym gestem. Dotykała delikatnie rzeźbionego drewna, chłonąc każdy szczegół konstrukcji jak i całej tej ważnej dla niej chwili.
- Tak… długi wąski okręcik. Ulubiony środek transportu w mieście - rzekł Jarvi wskakując z gracją i bez problemu łapiąc równowagę. Chwycił za drąg i zaczął symulować odbijanie się nim od dna. W końcu to ukryta w ciemnej wodzie smoczyca popychała ich stateczek, tak, że pruł do przodu w kierunku jaki obrał “wampir”. - Dość szybki w sprawnych rękach, ale za dnia i podczas wyścigów. Zwykle płynie się nim dość wolno.
Kobieta oderwała na chwilę spojrzenie od kolejnego kolorowego szyldu, spoglądając z ciekawością na czarownika, jej zamyślona mina szybko przemieniła się w radosny, szeroki uśmiech. Nie trwało to długo, ponieważ miasto skutecznie dystraktowało, wabiąc barwami i dźwiękami.
Chaaya przesuwała się raz ku lewej burdzie, a raz ku prawej. Oglądając fasady domów, podziwiając mnogość świateł i różnorodność samej ludności.
Nagle do uszu bardki dotarły dźwięki melodii smutnej i zarazem nieujarzmionej, przeskakującej z jednej skrajności w drugą. Dochodziła ona z jednej karczm. Jedynej cichej… jakby bano się zagłuszyć choć jedną wydobywającą się z niej nutę.
Chaaya wskazała palcem nowy kierunek, wychylając się za burtę gondoli, że aż szczurek pochwycił ją łapkami za spódnicę, jakby się bał, że ta zaraz wypadnie.
- Wolniej…. chcę posłuchać - poprosiła Jarvisa, wracając na swoje miejsce, przez co Nvery mógł odetchnąć w spokoju i puścić jej falbankę. Kobieta słuchała melodii, opierając głowę na ramieniu. Oczy miała przymknięte, a przez gładkie czoło przechodziła drobna zmarszczka zamyślenia.
Tawaif starała się, wyobrazić sobie emocje towarzyszące autorowi podczas tworzenia tego dzieła. Przez jej umysł przepływały obrazy, niczym witraże, opowiadające smutną historię o szlachetnym uczuciu, być może miłości, przywiązania lub szacunku, która przeradzała się w przygodę o wspaniałych wyczynach, przyjaźni i zabawie. Z jakiegoś powodu jej skojarzeniom towarzyszył kolor czerwony. Głęboki i soczysty, jak pręciki szafranu. Aksamitny niczym świeżo rozwinięty pąk róży, obracający się w koło, gubiąc płatki. Orzeźwiający jak dobre karminowe wino o cierpkim posmaku, przyprawiającym o dreszcze, odpędzającym smutki i nadającym pijącym radości.
Dźwięki powoli cichły, gdy wpływali do kolejnego kanału. Tancerka szybko wypatrzyła nowy kierunek. Budynek w wielkim balkonem o kwiecistym baldachimie.
Gryzoń od pewnego czasu obskakiwał nogawkę „sterującego” łupiną czarownika.
- Tam! Teraz tam! - bardka po raz kolejny zmieniła azymut ich podróży. - Jeszcze tam! O i tam! Proszę, proszę, Jarvisie!
Mężczyzna widział fascynację walczącą ze szczęściem na twarzy dziewczyny, która zachwycała się widokami. Żaden z budynków nie był dyskryminowany przez tancerkę, nawet te najobskurniejsze czy opuszczone. Burdele czy katedry, domostwa, czy karczmy, magazyny czy mosty, wieże, wieżyczki, okiennice, dzwony, witraże, balkony, schodki, drzwi, doniczki, rzeźby, kwiaty, ludzie…
Do wszystkiego się uśmiechała, wszystko oglądała, jej zachwyt nie gasł nawet wtedy, gdy przez okno wylał ktoś zawartość nocnika, nie zalewając o mało gondoli ze starszą parą, przepływającą obok. Pomachała przyjaźnie pijanej dziwce wyglądającej przez okno burdelu, która tak zdębiała na to zachowanie, że aż mało nie wypadła przez okno, wyglądając za Chaayą, jakby się chcąc upewnić czy aby dobrze widziała. Śmiała się głośno gdy rozwścieczony karczmarz wyrzucił do wody jakiegoś zalanego w trupa delikwenta, najwyraźniej posiadając podobne wspomnienia ze swoich rodzinnych stron. Życzyła smacznego parze kochanków jedzących późną kolację na tarasie, przez co mężczyzna się mało nie zachłysnął winem.
Szczur skończył tańcować wokół Jarvisa, stojąc na tylnych łapkach, wyglądał za płynącą pod wodą Godivą i można by rzec, że planował jakiś mściwy atak na smoczycę, gdyż wydawał się wielce skupiony na zmarszczkach na wodzie wytworzonych przez ogon Niebieskiej.
A Jarvis “sterował” od czasu do czasu pocieszając smoczycę, która z całej ich gadziej rodzinki najmniej lubiła wodę. Przy kolejnym skręcie w kolejną wodną alejkę czarownik w końcu spytał. - Może tak poszukamy jakiegoś miejsca ciekawego do zwiedzania, co? Godiva ma już dość moczenia się w kanałach.
- O...och… no dobrze - przytaknęła troszkę zmieszana tancerka, siadając potulnie na ławeczce. Jej entuzjazm trochę przygasł, a może po prostu zaczęła się bardziej pilnować. - Może… może chcecie już do tawerny w której będziemy mieszkać?
- A może wybierzemy jakieś konkretne miejsce do zwiedzania. Teatrzyk, karczmę, ruiny? - zaproponował czarownik ugodowo.
- Mówiłeś, że ruiny nocą są bardzo niebezpieczne… - przypomniała, drapiąc się po policzku w zamyśleniu. - Chodźmy do karczmy, zjemy i odpoczniemy.
Szczurek skończył wpatrywać się w taflę wody i przysiadł na bucie mężczyzny, czszysząc ryjek.
- Wszystko może być niebezpieczne po zmroku w tym mieście. Taki jego urok - rzekł Jarvis, po czym skierował gondolę w kierunku jasno oświetlonego kanału. - Tu gdzieś jednak była karczma, w której to poeci często urządzali pojedynki na rymy… walcząc w imieniu swoich wybranek.
~ Prędzej zdechnę niż do takiej wejdę… ~ zawyrokował Zielony, przerywając na chwilę higienę osobistą. ~ Wolałbym ruiny… chce się już przemienić.
~ Nie chce spędzać pierwszej nocy w mieście w jakiejś ruinie… Poczekasz sobie.
~ Chaaya…
~ Milcz. Będziesz robić co ci każemy. Lepiej zacznij przygotowywać wiersze dla Godivy, bo z chęcią oboje ze Starcem, posłuchamy cię podczas jednego z takich pojedynków. ~ Bardka dalej była oschła i nieco wyniosła wobec swojego partnera. Co nie tylko odczuwał to sam gad, ale też mogli zauważyć to inni. Między nimi było mniej głaskania, mniej uścisków i prawie zerowy kontakt wzrokowy.
- Brzmi ciekawie, oby jeszcze istniała. - Dziewczyna odparła z wyraźną nadzieją w głosie.
- Oby… no i jest miejscowy zwyczaj obrzucania sałatą wyjątkowo miernych wierszokletów przez publiczność - przypomniał sobie czarownik gdy się zbliżali do oświetlonego magicznymi światełkami, przybytku gastronomii i poezji, który został naznaczony szyldem z nazwą “Usteczka Błazna”. Tyle, że rysunek ozdabiający szyld, sugerował inny obiekt kobiecej anatomii o podobnym kształcie.

Tawaif sceptycznie przyglądała sie oddrzwiom, by w końcu lekko westchnąć w rezygnowaniu.
~ Ja tam nie chce… ~ Nvery dalej ciągnął swoje, dostrzegając szansę, by bardka zrezygnowała z pomysłu do zaglądania do karczmy. ~ Teatrzyk… brzmi świeeeetnie, może będzie kukiełkowy. Lubisz kukiełki, chodź na kukiełki. Kukiełki wydają się fajne…
~ Przymknij dziób ~ burknęła kobieta, wstając z siedziska, nic nie robiąc sobie z bujania gondoli.
- Powiedz mi co mam robić przy cumowaniu… - zwróciła się do czarownika.
- Bierzesz linę z dziobu i zawiązujesz ją wokół tego palika, ja tak robię… z tyłu, z drugą liną - wyjaśnił Jarvis, zarzucając swoją linę na palik przy drodze zbudowanej na palach przy krawędzi kanału.
Chaaya wzięła linę do ręki, zarzucając ją za palik, by dziób nigdzie nie odpłynął. Przez chwilę, przyglądała się poczynaniom mężczyzny, próbując je naśladować, ale w rezultacie, owinęła słupek jeszcze kilka razy i zawiązała kokardkę z jednym uszkiem.
Działało? Działało. To najważniejsze.
- Chodźmy… Godiva musi się wysuszyć - wyjaśnił czarownik i biorąc bardkę pod rękę, wprowadził ją do środka. Na miejscu okazało się, że nie jest to, aż tak wulgarne miejsce jakby sugerował szyld. Była tam całkiem spora sala porośnięta jakimś rodzajem bluszczu o niebieskich płatkach w które ktoś wplótł wiązanki czosnku. Było podium z resztkami sałaty walającymi się po nim. Były też podwójne stoliki, każdy z niewielkim miedzianym świecznikiem, na dwie świece. Było też sporo klientów wyglądających Chaai na żaków, bardów lub młodych kupców, którzy przybyli tam głównie w towarzystwie młodych kobiet. Pili wino i jedli okrągłe placuszki z zapiekanymi w nich warzywami. Panowała dość luźna i wesoła atmosfera, podgrzewana przez wchodzącego na podium pijanego młodzika, który zaczął mamrotać głośno jakieś kiepskie rymy.
Zielonołuski zignorowany przez Chaayę i zapomniany przez Jarvisa, siedział na dnie gondoli, gapiąc się w niebo, jakby w obawie, że zaraz upoluje go jakaś złowroga ptaszyna.
Bardka nie czuła się z tego powodu jakoś za bardzo winna, wszak smok, jasno wyraził, że nie miał zamiaru wchodzić do środka… niech więc waletuje na zewnątrz i walczy o przetrwanie.
- Czy to… quweesh? - spytała zaciekawiona, pokazując dyskretnie na potrawy na stole, które w pewien sposób przypominały jej wariację jej rodzimej kuchni. Tancerka rozglądała się w zainteresowaniu po pomieszczeniu, choć starała się panować nad swoimi dość “dziecięcymi” napadami zachwytu.
- Nie potrafię powiedzieć... zamówimy i sama się przekonasz - stwierdził zamyślony Jarvis. - Tu nazywa się pizzarhe. Te placuszki są najtańszą potrawą w mieście i podaje się je praktycznie ze wszystkim w różnych proporcjach. Co trafi do kuchni jest zapiekane w tym cieście i sosie.
- Pizz… pizzahre… pizahrhe? Pizza… - Bardka skapitulowała, nie potrafiąc odpowiednio zaakcentować nazwy, tak jak to zrobił czarownik. Usiadła przy wolnym stole i zapatrzyła się na chwilę na pijanego recytatora. Szybko jednak straciła nim zainteresowanie, wzdrygając się na zasłyszane słowa.
Jego rymy były dość… były całkiem kiepskie, podobnie jak jego wymowa słów. Był duży i ciężki i pijany… i najwyraźniej nie spodobał się publiczności, bo ta co chwila gestami dłoni przywoływała służki. Nic więc dziwnego, że jedna z nich dopiero po dłuższej chwili zjawiła się przy stoliku Jarvisa i tawaif.
- Co podać? I czy sałatę też? - zaszczebiotała wesoło.
- Najlepiej całą główkę… - odparła w zadumie bardka. - Poproszę pi… zapiekankę i wino… lekkie. - Chaaya uśmiechnęła sie do dziewczyny przyjaźnie.
- Pizzarhe dla mnie i kieliszek wina… oraz drugą główkę - zadecydował Jarvis i gdy dziewczyna się oddaliła spytał. - Dobrze się bawisz?
- Okropnie… - przyznała tancerka, zakrywając szeroki uśmiech dłonią. - Jest straszny… - Kiwnęła głową w kierunku podium, po czym nachyliła się bliżej stołu.
- Skoro już dopłynęliśmy… może zaplanujmy co będziemy robić przez najbliższe dni? - zaproponowała, zmieniając temat.
- Dałabym nam kilka dni na aklimatyzację i poznanie nowego miejsca… chciałabym poznać jego rytm - wytłumaczyła, skupiając spojrzenie orzechowych oczu na czarowniku. - Tak ze dwa… może trzy. Nvery będzie chciał pobiegać bez celu, wyszaleć się w ludzkiej formie, Godiva pewnie też… Później zrobilibyśmy podliczenie na ile starczy nam pieniędzy i zaczniemy robić szum dookoła siebie.
- To dobry plan. Rozejrzę się przy okazji po mieście. Zobaczę ile się w nim zmieniło podczas mej nieobecności. Upewnimy sie przy okazji, czy nikt nas nie ściga. - Uśmiechnął się czarownik, obserwując poetę na podium. - Twardy jest... wytrzymał już trzy uderzenia sałatą.
- Można by też wysłać nasze smoki do jakiejś dorywczej roboty… co by mieli trochę złota na swoje zachcianki oraz… zyskali większą wprawę w byciu w ludzkiej formie… - Chaaya powędrowała wzrokiem na “poetę”.
- Myślę… że jest w takim stanie, że nawet tego nie rejestruje… - dodała w zamyśleniu.
- Nie wiem jak Nveryioth, ale Godiva jest temperamenta, niezbyt cierpliwa i mało zdyscyplinowana. Ciężko ją będzie zagonić do roboty i jeszcze ciężej będzie jej się w niej utrzymać - ocenił ze śmiechem Jarvis, podczas gdy bardka obserwowała jak poeta gada trzy po trzy obrywając kolejnymi główkami sałaty.
- Wasze zamówienie. - Szczebiot służki wyrwał ją z tej obserwacji, podobnie jak smakowite zapachy dochodzące z talerzy.
- Sami chcieli być ludźmi… - odezwała gdy już kelnereczka odeszła od ich stolika. - Nie przemieniło ich w dzieci, tak więc niech nauczą się trochę odpowiedzialności… - Chaaya zabrała się za krojenie zapiekanki i oglądanie jej wnętrza. - Zresztą… gdy my będziemy zajęci oni pozabijają się z nudy… robota ich trochę odciągnie od destruktywnych myśli.
Ciepły placuszek miał w sobie wiele warzyw. Paprykę, pomidory, cebulę czy ziemniaki. Z zapachu bardka wyniuchała czosnek, tymianek i oregano.
- Smacznego! - wzniosła kieliszek do toastu, po czym zabrała się za jedzenie.
- To prawda… zajęcie jakieś im się przyda - zgodził się z nią czarownik i dodał. - Jeśli chcesz możemy się zamienić. Na posiłki.
- Nie trzeba. - Uśmiechnęła się do niego ciepło. - Dziękuję, możesz mi zostawić kawałeczek na spróbowanie.
Jarvis skinął głową w odpowiedzi i zabrał się za jedzenie, przy wtórze głośnego jęku. Celny rzut sałatą w klejnoty koronne poety powalił go na deski podium. Z którego został zniesiony. Zaś kolejny uczestnik…

- Jeśli to nie jest miłość - cóż ja czuję?
A jeśli miłość - co to jest takiego?
Jeśli rzecz dobra - skąd gorycz, co truje?
Gdy zła - skąd słodycz cierpienia każdego?

Jeśli z mej woli płonę - czemu płaczę ?
Jeśli wbrew woli - cóż pomoże lament ?
O śmierci żywa, radosna…

Kolejny uczestnik ku rozczarowaniu słuchaczy był całkiem dobry. I z tego powodu nie wypadało go obrzucać sałatą.
Tawaif jadła swoją potrawę w skupieniu, popijając ją słodkim winem. Nie za wiele się odzywała, bardziej słuchając i obserwując nowego poetę. Parę razy mruknęła w aprobacie, przy wyjątkowo trafnym rymie w wersie.
Wraz z poetyckim rymami cała sala się uspokoiła i zrobiło się bardziej “romantycznie” i ciszej. Poeta na podium coraz głośniej wypowiadał kolejne wersy, a Jarvis nie zakłócał sytuacji swoimi słowami. Dopiero po kilkunastu minutach odezwał się mówiąc. - Godiva się pyta czy wolisz by się dołączyła do nas, czy chciałabyś by nam nie przeszkadzała i zajęła inny stolik. I czy ma wziąć szczurka ze sobą.
- Co to za pomysł??! - obruszyła się Chaaya. - Oczywiście, że ma się przyłączyć… - Bardka zdjęła ze stołu obie główki sałaty co by zrobić miejsce na talerz trzeciej osoby.
Smoczyca wkroczyła z dumnie uniesionym podbródkiem, otwierając głośno drzwi, przyciągając uwagę każdego w sali łącznie z poetą, który zaciął się na jej widok, dukając w nieskończoność ostatnie słowo jakie wypowiedział.
Godiva instynktownie umiała robić wrażenie i teraz przykuwała spojrzenia, kierując się ku stolikowi bardki i czarownika.
~ Głodny jestem… ~ Zielonołuski smok odezwał się męczeńskim głosem w umyśle Chaai, która piła wino, przyglądając się warkoczom z czosnku, wiszącym nad jej stolikiem.
~ Trzeba było wejść do karczmy… Teraz nie próbuj mnie wpędzać w poczucie winy. ~ Tancerka była nieugięta i całkowicie obojętna wobec jęczącego szczurka, jak i robiącej swą osobą niepotrzebne zamieszanie, Godivy.
Gdy Niebieska zbliżyła się do stolika, bardka uśmiechnęła się zapraszając ją gestem.
- Cieszę się, że już jesteś… chciałam podziękować za twą cierpliwość. Mam nadzieję, że przy okazji kolejnej wycieczki to Jarvis będzie wiosłować, a my obie podziwiać.
~ No chyba się porzygam ~ stwierdził ironicznie Nveryioth, ponownie przełączając się w tryb naczelnego narzekacza.
- To będzie zabawny widok… przez kilka pierwszych minut - oceniła z wesołym uśmieszkiem smoczyca i dodała zerkając na czarownika. - Ale potem będzie nudno i powolnie. Jarvis raczej nam szybko nie powiosłuje.
- Sceptyczna z ciebie kobieta. - Chaaya uśmiechnęła się krzywo, wracając do zapiekanki.
~ Głooodnyyy ~ zawył znudzony zielonołuski. ~ Jeeeśśść… ~ Bardka jednak skutecznie go ignorowała.
- Noo… może jest silniejszy… gdy ma cię w swych ramionach. Lub przyciska do ściany - wymruczała zmysłowym tonem Godiva i dodała z uśmiechem. - Więc Jarvisie… to co mówiłeś do Chaai w kotłowni statku, było szczere?
“Oho… zaczyna się” pomyślała kwaśno tancerka, odkrawając brzeg zapiekanki na którą nałożyła troszkę sera i ziemniaków.
~ Uuumieraaam to kooonieeec! ~ Nvery przeszedł w tryb tokowania głuszców, przypierając wraz ze smoczycą, biedną tancerkę do ściany.
- Przepraszam… dziecko mi płacze w kolebce - mruknęła pod nosem, wstając i biorąc na dłoń kawałek, który przygotowała. - Zaraz wracam. - Uśmiechnęła się, wychodząc z karczmy z dość chmurną miną.

~ Cip, cip szczurze… ~ odparła chłodno, drobiąc ciasto na drobne okruszki. ~ Taś, taś… ~ zanuciła ironicznie, zasypując pokład gondoli drobinkami.
~ Suka ~ burknął gryzoń, wyglądający spod zwiniętej, zapasowej liny pod siedziskiem.
~ Jak skończymy biesiadować, ma tu być wylizane do czysta. ~ Rzuciła w niego kawałkiem sera z ziemniakiem, po czym wróciła do środka, wyraźnie pogodniejsza.
- Nakarmiony i przewinięty… powinien dać mi chwilę spokoju - odparła wesoło, siadając by dobić resztkę wina.
~ Zostawiłaś mnie z nią sam na sam ~ pożalił się żartobliwie czarownik, a Godiva pałaszałowa potrawę z jego talerza.
- Zamówiłem jej coś do jedzenia - rzekł zaś na głos Jarvis i spytał. - Więc… jak wam się drogie panie podoba miasto?
~ Nie słyszałeś tej syreny alarmowej w mojej głowie… ~ Chaai nie zbierało się na żarty, ewidentnie miała dość ciągłych podchodów ze swoim smokiem.
- Smakuje? - spytała miło, przyglądając się jak smoczyca zjada kawałek, który miał być jej, wszak prosiła o niego czarownika.
~ Piiić mi się chceee
~ Och odpierdol się ~ fuknęła rozgniewana, powstrzymując się by nie przydzwonić pięścią w stół, ignorując pytanie Jarvisa, by zająć się hipnotyzowaniem samotnych mężczyzn.
- Nooo… tak… ale mogę się podzielić tym, albo tymi potrawami, które doniosą - spolegliwie zaproponowała Godiva.
- Dwunastoma… nawet w tej postaci jest żarłoczna. - Uśmiechnął się kwaśno Jarvis.
- Popychałam gondolę i to szybko… należy mi się coś za to - odparła dumnie smoczyca.
- Mmm… dziękuję, najadłam się - odparła zamyślona tawaif, przyglądając się pracy mężczyzny za kontuarem baru.
~ Zdecydowanie musi sobie prace znaleźć inaczej dość szybko spuści nas z prądem… ~ Jej myśli były lekkie i jakby wyrwane trochę z kontekstu. Czarownik mógł się tylko domyślać, że Chaaya próbuje wygłuszyć wyjącego smoka.
Który faktycznie wył… i mścił się za to, że musiał wylizywać brudny pokład.
~ Rozmówiłem się z nią na ten temat. Chce być wojowniczką. I bić się z potworami ~ odparł telepatycznie czarownik. ~ Poza tym może zapolować w okolicy na swój obiad. Owszem pełno dookoła miasta potworów, ale nie są tak niebezpieczne dla smoka jak dla nas. ~
- Co zrobimy jak już zjemy? - dopytywała się Godiva.
- Hmmm dobre pytanie, może znajdziemy lokum, zostawimy w nim rzeczy i wyruszymy na podryw? - zaproponowała rozbawiona Chaaya, która poprzysięgła znaleźć smoczycy jakąś babę, co by ta jej ciągle nie suszyła głowy podtekstami. - Och byłabym zapomniała… - jej spojrzenie orzechowych oczu zatrzymało się na chwilę na twarzy mężczyzny siedzącym przed nią. - Nie usłyszałam odpowiedzi… - uśmiechnęła się czupurnie. - To jak tam z tą twoją prawdomównością?
- Powinienem dotrzymać słowa, prawda? - zapytał retorycznie czarownik obojętnym tonem. A Godiva dodała.
- Nieee… nie dzisiaj w każdym razie. Dopiero co tu przybyliśmy. Nawet nie mam gdzie się przebrać w to co mi kupiłaś.
Bardka zaśmiała się pod nosem, wracając spojrzeniem na Godivę.
- Znowu mnie nie słuchasz… wpierw kwatera, później miasto… ale twoja wola, możemy po prostu iść i odpocząć.
- Nooo… nie chcę dziś iść na podryw - westchnęła speszona smoczyca. - Widziałaś te wszystkie wystrojone damulki? Wyglądam przy nich jak nieopierzony kurczak. Jestem brzydka. Nie chcę z nimi konkurować, ani się przy nich… ośmieszać.
- Oooch… - zacmokała zatroskana tancerka, rozczulając się nad rozmówczynią. Po chwili jednak spojrzała koso na Jarvisa.
~ Weź sprawdź czy cię nie ma… gdzie indziej ~ poleciła telepatycznie, przysuwając krzesło ku kobiecie. ~ Jakbyś mógł przynieść trochę picia Nveryiothowi… może przestałby mi tak jojczyć…
~ A weźmie ode mnie? ~ zapytał Jarvis, biorąc kielich z winem i wstając. - Muszę się przewietrzyć. -
Po czym zapytał telepatycznie. ~ Czy lubi wino? ~
~ Darowanemu wielbłądowi nie zagląda się w zęby… spij go i niech pójdzie spać, bo go obedrę ze skóry jeszcze przed północą. ~ Bardka zdawała się nie zwracać na czarownika, najmniejszej uwagi, klepiąc pocieszająco Godivę po dłoni.
- Nie bądź głupiutka… gdzie mi się podziała moja pewna siebie niebieskoskrzydła? Nawet nie wiesz, w czym gustują tutejsze kobiety… - odezwała się ciepło do kompanki.
Czarownik wyruszył w kierunku drzwi, a Godiva mruknęła. - Ale one są inne od Yasavi.
- Aććha, ćha… jesteśmy w mieście i to dużym… tu kobiety są inne, ale jeśli miałabym wybierać, które w tym wypadku są gorsze… to wybrałabym je właśnie. Nudne i mdłe, siedzące w swoim małym świecie, które uważają za centrum wszystkiego… A ty jesteś wojowniczką, dzielną i nieustraszoną. Widziałam jak rzuciłaś się na tego węża, te wyperfumowane cizie jako pierwsze lały by w majtki i gubiły pantofle podczas ucieczki. - Chaaya pokazała na zebranych ludzi w karczmie, krzywiąc się z niesmakiem. - Oczywiście, że nie będziemy polować na takie nudziary, tylko popatrz na tych tutaj… nie wyglądają by się świetnie bawili. Jarvis mówił, że jest tu dużo obcych ludów, nie tylko z dalekich ziem, ale i różnych sfer. Jestem pewna, że znajdziemy ci nie jedną Yasavi i niejedną mnie. - Uśmiechnęła się pogodnie.
- Ty jesteś tylko jedna - rzekła z pewnością siebie Godiva i zamyśliła się. - Ale Yasavi, może znaleźć się inna.
Tymczasem Nverioth oczekując posłańca z winem, przyczaił się w ciemnościach pod ławeczką, gotowy do morderczego ataku z zaskoczenia, niczym mroczna sprężyna sił chaosu.
- Chcesz się napić? - czarownik podszedł do gondoli szukając pupilka Chaai, wkrótce go dostrzegł dzięki okularkom, które rozpraszały ciemności. - Chcesz?
Gad wyskoczył głośno piszcząc, ale nie wkładał w to zbyt wiele uczucia. Kichnął zadziornie, wpatrując się czarnymi ślepkami w mężczyznę i życząc mu rychłej śmierci poprzez utopienie się w kanale.
Bardka zaskoczona wyznaniem smoczycy, pogładziła ją nieznacznie po policzku, nachylając się ku niej.
- Tylko nie mój Jarvisowi, bo się zrobi zazdrosny… - Chaaya cmoknęła smoczycę w usta, łaskocząc ją kosmykami włosów w policzki. - Głowa do góry… nie jesteśmy tu nawet jednego dnia, a ty już się załamujesz.
- Wiesz… że poruszyłaś mroczną stronę jego natury? - zapytała cicho i poważnym tonem Godiva.
- Coś co więził w sobie? On rzeczywiście może się zrobić zazdrosny o ciebie. Zaborczy.
- Więc chcesz… czy nie? - kucnął i przysunął kielich w kierunku szczura.
Gad czaił się przez chwilę, nie wiedząc czy podejść, ale w końcu się przełamał i łapiąc łapkami za ściankę kieliszka, począł chłeptać ze szczurzą zachłannością. Spojrzenie oczek nie odrywało się od Jarvisa, a wąsiki drgały badając ruchy powietrza.
- Przywykłam… - Chaaya zapatrzyła się przed siebie po czym spuściła wzrok na stół, wyraźnie coś wspominając.
- Przywykłam… nie brzmi jak polubiłam lub polubię. - Zamyśliła się smoczyca, czując poprzez więź, że czarownik poi szczurka przypominając mu słowami, że powinien uważać z winem. Że łatwo może się upić. Potem zaś zmieniła temat. - A Nveryiotha też zagnacie do pracy? Przy czym? Ja bym go widziała jako… no… podającego potrawy do stolików.
- Lubiłam gdy Ranveer zabijał z zadrości o mnie… jak masakrował każdego na kogo spojrzałam “nieodpowiednio” według jego mniemania… Czasami przynosił mi całe worki obciętych głów, nabijał na paliki i stawiał dookoła łóżka by się na mnie patrzyły… muszę przyznać, że seks był wtedy najlepszy. - Chaaya podzieliła się drobiną wspomnień, uśmiechając blado i smutno. Była wtedy młoda i głupia… ale za to jaka szczęśliwa.
- Zobaczymy jak się odnajdzie w nowym ciele… do szczura dostosował się dość szybko - zmieniła temat, rozglądając się żywiej. - A tak w ogóle… to gdzie twoje zamówienia?
- Z atakowaniem… amantów zaczepiających ciebie może być trudnej. Jarvis bywa jednak perfidny i potrafi używać magii. - Zachichotała smoczyca też coś wspominając. - Ale raczej nie umili ci sypialni odciętymi głowami.
Po czym dodała. - Dwanaście różnych potraw tak szybko nie zrobią.
Ale pierwsze cztery zaczęli donosić, natomiast smoczyca dodała. - Ja też dobrze czuję się w tym ciele, ale jakoś nie stałam się w nim wielką wojowniczką. Nadal popełniam mnóstwo błędów i nadal winnam w walce polegać na swej prawdziwej postaci… nadal mam braki. Doświadczenia niestety nie można nabyć szybko.
- Wyrobicie się oboje - odparła dziarsko, dając więcej miejsca Godivie, by mogła w spokoju się najeść.
Zielonołuski tymczasem pił i pił, coraz głośniej mlaskając z coraz bardziej rozeszklonym spojrzeniem. W końcu wyjął pyszczek z kielicha i… spróbował skoczyć na Jarvisa w celu unicestwienia go. Trafił jednak w pustkę i z plaskiem opadł na dno gondoli. Pipnął złowrogo, uciekając do swojego sznurzego legowiska.
Jarvis tylko się uśmiechnął i wrócił do obu kobiet, w tym jednej zajadającej się posiłkiem.
- Taka ilość wina jaką wypił, winna go uśpić na godzinkę lub dwie - rzekł przysiadając się do Godivy i Chaai. - To o czym rozmawialiśmy?
- Że powinieneś wyjść na podium trochę porymować. Mamy ochotę z Godivą porzucać do celu, a Nvery właśnie spasował… - odpowiedziała całkiem poważnie bardka, skubiąc kawałek pizzarhe od smoczycy.
- Nie… wybaczcie drogie panie, ale ja… nie rymuję. Mam swoją dumę - odrzekł czarownik stanowczo, po czym splótł ramiona razem w proteście, niczym naburmuszone dziecko. - Wystarczy poczekać, a zjawi się jakiś kandydat do rzucania. W końcu ile można porządnie improwizować.
- Nhie mha s tobhom sapahwy - wydusiła z siebie Godiva, mając policzki wypchane jedzeniem jak chomik.
- Nie mówi się z pełnymi ustami. I masz rację… nie ma ze mnie zabawy - stwierdził obojętnym tonem Jarvis.
- Nie martw się, wrócimy tu z Nveryiothem - pocieszyła ją bardka, wyraźnie pogodniejąc.
- Myślisz, że sobie poradzi z rymami? - przełknęła porcję smoczyca i dodała. - Bo ja mam nadzieję, że nie… - napiła się łapczywie wina. - To jakie zabawne miejsce odwiedzimy następnie?
- Myślę, że powinniśmy znaleźć karczmę… i przespać się - zaproponował czarownik. - To był długi dzień.
- Jestem za… - przytaknęła Jarvisowi bardka, zwracając się do Godivy. - Myślę, że po pewnym czasie skończą mu się pomysły… bądź cierpliwa, bo zabawa będzie tego warta. Tak myślę.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 16-02-2017, 14:18   #26
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację


To miała być podrzędna karczma i wedle czarownika… była. Jarvis twierdził, że “ Księżycowy Dom”, był typową karczmą w La Rasquelle.
Wszak wszystkie one były ozdobne i zdobione płaskorzeźbami.
“Księżycowy Dom” był taki także.

Wysoka na dwa piętra budowla, wydawała się Chaai małym pałacykiem, co zresztą czarownik wyjaśnił także. - Bo to był pałacyk kiedyś… w antycznych czasach. Większość budynków w mieście nie zostało zbudowanych od podstaw. Zostały odnowione i przystosowane do nowych zadań, przez nowych właścicieli. Którzy po prostu przybyli i zajęli pustostany.
Bardka przytaknęła, choć była nieco skonfundowana. Pijany szczurek, leżał jej na ramieniu powoli wracając do stanu używalności. Ciężki zadek ściągał go co chwila w dół, przez co ustawicznie drałował łapkami, poprawiając się na swoim legowisku, zmuszając go do pozostania w stanie niejakiej świadomości.
- Chodźmy więc - zaproponowała, zbierając spakowane rzeczy. - Będziecie spać w jednym pokoju? Tak jak ja z Nverym? - spytała bardziej Godivy niż czarownika.
- Nie - odpowiedzieli zgodnie Jarvis i Godiva. Po czym czarownik dodał. - My będziemy mieć oddzielne pokoje.
- No dobrze… - mruknęła Chaaya, wychodząc na pomost, podtrzymując gada, który zagalopował się w poprawianiu tyłka i mało nie zleciał pyskiem w dół z drugiej strony.
~ Nienawidze świata, nienawidze Jarvisa… Godivo umrzyj.
~ Nie musiałeś tyle chlać, zaraz się położę do łóżka, weź się trzymaj jakoś… ~ Tancerce było nawet żal stanu szczurka, dobrze wiedząc, że sama miała podobne myśli gdy dopadał ją kac.
Weszli do środka widząc, że za kontuarem stał mężczyzna w kamizelce i żabocie. Tuż obok niego na kontuarze stała dość duża zdobiona fiolka z wodą, a nad drzwiami przez które przechodzili wisiały girlandy czosnku. Mężczyzna przy kontuarze przyglądał się jak podchodzili. Był młodym mężczyzną z mizernym wąsikiem pod nosem i ulizanymi włosami.
- Witam w Księżycowym Domu, jak mogę wam służyć drodzy goście - rzekł z profesjonalnym uśmieszkiem.
Chaaya rozglądała się ciekawsko po wnętrzu. Faktycznie, czosnek w mieście był na każdym kroku. Kobietę zastanawiało czy działał, czy był to tylko miejski zabobon.
~ Chcesz to sam załatwić, czy każdy osobno? ~ spytała telepatycznie czarownika, uśmiechając się pogodnie do boya.
~ Sam się tym zajmę. Jako… mężczyzna w tym mieście, o ile nie jestem pracownikiem jednej z was, to winienem być opiekunem obu ~ wyjaśnił telepatycznie czarownik i podszedł do kontuaru zaczynając wyjaśniać wymagania co do wynajmu pokoju i negocjować cenę za nie.
A Godiva rozglądała się dookoła z zainteresowaniem… bardziej udawanym, niż prawdziwym.
~ Ostrzeż, że jutro przybędzie do mnie mężczyzna… by się nie zdziwili jak się nagle pojawi… ~ przypomniała bardka, stojąc grzecznie w jednym miejscu, nieco zagubiona w tymże wnętrzu.
~ Tutejsi nie wtrącają się w sprawy swych gości. To niepoprawne. Nie musi być ostrzegany. ~ odparł czarownik, podczas gdy do obu kobiet podeszła niziutka służka.

- Proszę za mną sinioritas - rzekła kłaniając się obu kobietom.
Tancerka zdobyła się na nikły uśmiech. Popatrzyła pytająco w kierunku Jarvisa, ale ten był odwrócony do niej plecami, spojrzała więc na Godivę i… wzruszyła ramionami, gotowa iść za służącą.
Weszły po starych, dębowych schodach, nadjedzonych tu i tam przez korniki, ale wyraźnie zadbanych. Potem był wąski korytarz z rzędami drzwi oznaczonymi różnymi cyframi przybitymi do nich.
- Te trzy są… wasze - rzekła wskazując na sąsiadujące pokoje numer 8, 9 i 10.
- Który z nich jest dwuosobowy? - spytała grzecznie bardka, przyglądając się wskazanym drzwiom z cieniem fascynacji.
- Wszystkie.. nawet trzyosobowe, jeśli… osoby są dość szczupłe - rzekła ze śmiechem służka. - Duże łóżka, duże szafy, są nawet małe balie za parawanem do kąpieli.
- Achaaa… - Chaai ponownie włączyło się małe dziecko. Zatupała w miejscu, nie wiedząc, który numerek wybrać. Najchętniej wybrałaby dziewiąty, by mieć Jarvisa i Godivę po obu stronach w tej samej odległości. Czuła jednak, że takie “rozdzielanie” może nie wyglądałoby zbyt… ładnie?
- Idę do dziesiątki w takim razie - wytypowała swój wybór, wskazując go paluszkiem i uśmiechając się szeroko do smoczycy.
O dziwo Godiva namyślała się długo, podczas gdy służka wcisnęła w dłoń Chaai ciężki klucz pokryty srebrem i jakimiś dziwnymi znakami.
- Ósemka… - zdecydowała w końcu.


Chaaya przyjęła klucz, pożegnała się z Jarvisem (telepatycznie) i Godivą stojącą obok, życząc im spokojnej nocy, po czym znikła za drzwiami swojego pokoju.
W końcu była sama… nie licząc oczywiście szczura na rękach i Starca w swojej głowie.
Długo wyczekiwana chwila prywatności, nagle przytłoczyła drobną kobietę, która usiadła na dużym dwuosobowym łóżku, nie wiedząc co dalej ze sobą począć.
Gryzoń wyskoczył z jej objęć na miękki materac, zakryty puchatą kołdrą. Jego tłuste ciałko, zapadało się w miękkościach. Bardka słyszała ostrożne stąpanie jego drobnych łapek oraz szuranie podbrzusza o poszewkę. Cisza w pomieszczeniu oraz półmrok w nim panujący tylko potęgował odgłosy, które odbijały się echem w głowach całej trójki tutaj zgromadzonych.
„To co dalej?”
Cichutki głosik, młodej tawaif brzmiał niewyobrażalnie głośno, niczym wrzask kruczego posłańca.
„Chyba… chyba pójdziemy spać..?”
Kolejna z kobiet podchwyciła wątek i Chaaya zaczęła rozpinać guziki w swojej koszuli.

Nveryioth rozsiadł się na środku leża, opierając przednie łapki na wylewających się boczkach. Wyglądał jak stary nawab siedzący na swoim podwyższeniu i czekający, aż kurtyzany zaczną dla niego przedstawienie.
~ Jutro rano tak? ~ spytał zamyślony, węsząc w powietrzu, choć spojrzenie czarnych ślepek, skupione było na nagich ramionach partnerki.
~ Cieszysz się? ~ Tancerka odwróciła się do gryzonia, uśmiechając się pokrzepiająco. ~ Denerwujesz?
~ Trochę… ~ przyznał szczerze smok, na chwilę zanosząc się salwą kichnięć i prychnięć. ~ Nie do końca wiem… czego się spodziewać…
Bardka zdjęła stanik, po czym rozwiązała gorset spódnicy, wstając z łóżka. Delikatny materiał zsunął się z jej krągłych bioder na podłogę. Nie miała na sobie majtek, tylko lekko zwichrowany pas od pończoch jak i same rajtuzy, które również miały dość bycia noszonym na jakiś czas.
Naga sylwetka Chaai naznaczona była śladami zadrapań, pocałunków jak i zębów czarownika.
~ Jak ty wyglądasz. ~ Zielonołuski zasyczał gniewnie z całkiem sporą dawką obrzydzenia w głosie. Speszona dziewczyna odwróciła się przodem do „rozmówcy”, prezentując jeszcze większe szkody na swym gładkim niegdyś ciele, po ostatnim tornadzie namiętności z Jarvisem.
~ Też myślisz, że jestem troszeczkę za chuda?
~ Pfff… chuda, gruba… uleczże się bo, aż mnie żałość zalewa jak na ciebie patrzę. ~ Gad nie ukrywał nagany czy ironii w głosie, pesząc na pewien sposób dumną ze swych „obrażeń” tancerkę, która pokornie wykonała rozkaz skrzydlatego.

W pokoju rozległo się ciche nucenie, które po chwili zamieniło się w śpiew, słodki niczym miód, upojny niczym wino i tęskny… bardzo.
Nie była to ta sama pieśń, którą leczyła zazwyczaj towarzyszy. Ta była specjalna, wiedział o tym skrzydlaty, który zwęził paciorkowate oczka w grymasie niezadowolenia. Wiedziała o tym Chaaya, która mogła wydawać się krucha, uciśniona i bezbronna… że ktoś, kto nie wiedział jaka była na prawdę, nie wpadłby na to z bardzo mściwą osobą ma do czynienia.
Dłonie kobiety rozświetlały ciepłym blaskiem jej nagie ramiona, piersi i brzuch, zaleczając najdrobniejsze ranki na jej ciele. Jadowity uśmieszek nie schodził z ust dziewczyny, gdy patrzyła z pogardą i wyższością na małe stworzonko w pieleszach.
~ Jesteś wyrachowaną i zimną suką ~ odezwał się w końcu gad, nie kryjąc bólu jaki mu sprawiła tą balladą, balladą na którą nigdy nie zasłużył, bo nigdy nie był dostatecznie dobry… balladą, którą obdarzyła tylko nielicznych, bliskich jej sercu. Lecząc swe rany tą pieśnią, zdegradowała go i zredukowała do poziomu… szczura. Nic niewartego, wynosząc Jarvisa ponad niego… a nawet jeszcze wyżej.
Wielcy filozofowie od wieków się sprzeczali na temat wyższości czynów nad słowami i na odwrót. Bardka jednak wiedziała, że jeśli miała już kogoś zranić… zranić by cierpiał, by czuł paraliżujący ból ciała i ducha… to tylko słowem.
Język był potężną bronią, a ona jeśli chciała, potrafiła nim śmiercionośnie władać.
~ Zastanawiam się kiedy sobie odpuścisz te przytyki i nieustające podchody ~ Chaaya oparła się dłońmi o brzeg łóżka, nachylając się nad Nveryiothem.
~ Może wtedy, kiedy dotrze do ciebie jak głupią pizdą jesteś? Może wtedy, kiedy zobaczysz, że się tu marnujesz… przy nim i przy niej? Może wtedy, kiedy w końcu przejrzysz na oczy i postanowisz być Kamaląsundari, silną, niezależną, wszczynającą wojny, łamiącą serca, zdobywającą fortunę, wiedzę i władzę. Mam wrażenie, że się cofnęłaś w rozwoju przez tego Janusa a teraz… ~ syczał wściekle Zielony, zmieniając w końcu pozycję z posiedzieć na poleżeć. Był rozeźlony, agresywny, bezpośredni ale i… zawstydzony. To ostatnie uczucie napawało Zielonego obrzydzeniem, dławiąc go i zaślepiając.
~ Nvery proszę cię… co on ci zrobił, że tak go nienawidzisz? Cierpliwie znosił wszystkie twoje zaczepki i ugryzienia… dziś nawet dał ci trochę swojego win…
~ BO KURWICA MNIE STRZELA jak widzę jak nisko upadłaś by zadawać się z takim słabeuszem… z mięczakiem, miękką, kurwa, pałą, którego pokonało żyyYyyYyycie, ojeju jejuuuu, buuuhuuuu jestem taki kurwa biedny i tak się strasznie bojam siebie dawnego, ale nie mogę nic na to poradzić bo miałem ciężkie dzieciiiiństwo… ~ Tancerka nie rozumiała, co się właściwie dzieje. To nie był typowy atak zazdrości smoka, nie był to też szczery akt nienawiści.
~ Przestań! Dość! Nie oceniaj jeśli nie znasz całej prawd…
~ Ach taaak? Chcesz się licytować? Proszę bardzo, jak myślisz kto miał gorzej w życiu, ty czy on? No proszę… Mam ci przypomnieć co się stało z twoim Ranveerem, z całym pieprzonym oddziałem, z tobą samą… albo twoim syn… ~ Smok nie dokończył, uderzony nagłym i silnym ciosem przelatując przez łóżko i niemal lądując na przeciwległej ścianie.

Chaaya usiadła na łóżku drżąc ze zdenerwowania. Fala nagłego lęku i słabości zalała jej organizm, dławiąc spazmami nadchodzącego szlochu. Ukryła twarz w poduszce, zwijając się w kłębek i skupiając się na oddechu.
Czuła swą złość… oraz wstyd, który na pewno nie należał do niej.
~ Nigdy więcej… nie waż się o nim wspominać… zrozumiałeś? ~ załkała, przygryzając usta. ~ Nigdy!
~ Widzisz? O tym właśnie mówię… jest w tobie żar, który może przerodzić się w prawdziwą, niszczycielską pożogę palącą wszystkie przeszkody na swojej drodze. Wystarczy, że się odetniesz od niego… zanim, zanim nie będzie za późno. Zanim się przyzwyczaisz, zanim poczujesz, zanim stanie się twoim najsłabszym ogniwem, które cię pogrąży. Pozbądźmy się Starca i wyruszamy na wojnę przeciwko reszcie świata…
- “Byłby to zabawny widok. Jeden mały smok i jedna mała bardka przeciw światu, który miażdżył tytanów” - wtrącił Starzec, ale tak by tylko bardka go słyszała w swej głowie… widać uznał, że smok nie jest wart jego mądrości.Chaaya zajęczała tylko przeciągle jakby nie miała siły zmagać się z dwiema jaszczurkami na raz, tymczasem Zielony ciągnął dalej:
~ Masz tyle możliwości… jeśli nie wypuszczenie Erthu, to powrót do domu… wyobraź sobie tawaif ze smokiem… ~ Bardka w końcu zrozumiała, zupełnie jakby wszystkie fragmenty układanki trafiły na swoje miejsce.
~ Dość… proszę cie, mam już dość słuchania o zemście. Nie urodziłam się po to by niszczyć, a tworzyć. Nie jestem Ranveerem, nie noszę w sobie demona. Nienawidziłam go… nienawidziliśmy go oboje. Chcieliśmy się go pozbyć, dlatego po mnie nie wrócił. Dobrze wiem, że chcesz go odnaleźć. Nie mojego ukochanego, lecz tą pieprzona bestię którą mu wszczepili. Myślisz, że cie nie znam? Że nie znam twoich obsesji i pragnień? ~ Kobieta była bardziej zmęczona niż zła. ~ Twoje ulubione wspomnienia, które wałkujesz dniami i nocami, to te w których cierpię, nie fizycznie, a psychicznie… Czerpiesz z tego siłę i radość, kiedy mój świat rozpada się na miliony kawałków, kiedy jestem samotna i bezbronna, pragnąca śmierci. Wtedy jesteś szczęśliwy, ponieważ nie czujesz, że jesteś jedyny, który nie potrafi czerpać przyjemności z życia. Nie czujesz się przegranym. Otoczyłeś się murem, wmawiając sobie, że nie musisz odczuwać pozytywnych emocji, wmawiając sobie, że są one dla słabeuszy. Zapragnąłeś posiąść wiedzę, a co za tym idzie i potęgę, lecz nie z powodu pragnień, a chęci niszczenia szczęścia innym…
Łaskotliwe wąsiki przejechały jej po kręgosłupie, przerywając wywód. Odwróciła się ostrożnie do szczurka, powoli siadając i wyciągając dłonie przed siebie. Smok usiadł posłusznie na palcach i dał się unieść do twarzy.
~ Bycie słabym nie oznacza słabości… przyjaźń, miłość, zaufanie nie czynią cie podatniejszym na ataki, nie sprawią, że staniesz się miękki. ~ Tancerka patrzyła smutno na gryzonia. ~ Wiem, że z perspektywy moich wspomnień i moich własnych myśli, możesz w to nie wierzyć i tego nie dostrzegać. Ale nie stoczyłam się pomimo tych wszystkich przeciwności… byłam blisko upadku to fakt… ale żyję, myślisz, że Jarvis jest w stanie… że ma dostateczną moc by mnie zniszczyć? ~ Uśmiechnęła się ciepło, całując delikatnie Zielonego w nos i czując od niego zapach alkoholu.
~ Nie wstydź się… teraz oboje go lubimy.

Ranek przywitał parę… mgłą. Gęstą i ciężką. Otaczała całe miasto ciężkim całunem, skrywając budynki nawet po przeciwległej stronie kanału. Wszyscy w karczmie jeszcze spali, a przynajmniej jej rezydenci. Skrzeki mew świadczyły jednak o tym, że dzień powoli się zaczynał, a co za tym idzie, poszukiwacze musieli się pośpieszyć, by wymknąć się niepostrzeżenie z przybytku.
Co nie okazało się jakoś specjalnie trudne. Po kilku uderzeniach serca, bardka stała na pomoście, starając się rozeznać w terenie.
Opary jednak były nieprzeniknione.
- Jak tu się poruszać do cholery? Widzisz coś? - Dziewczyna zmarszczyła czoło, machając rękoma jakby chciała rozwiać ścianę dymu. - No i co teraz? Ledwo widzę na czym stoję… - skarżyła się do szczura na ramieniu, który siedział skołowany, rozglądając się na boki.
- Ha! Pierwszy raz w La Rasquelle? - rubaszny, męski głos, dochodzący nie wiadomo skąd, spłoszył oboje swoim nagłym brzmieniem. Na szczęście po chwili, Chaaya mogła dostrzec zarysy małej gondoli, prowadzonej przez brzuchatego mężczyznę z sumiastymi wąsami, podchodzącego pod pięćdziesiątkę. - Moje uszanowanie panienko - przywitał się, lekko kłaniając. - Na targ?
- Słucham? - spytała lekko spłoszona tawaif, nie wiedząc jak ma się odnieść do nieznajomego.
- O takiej porze to chyba tylko na targ można się wybierać… - wytłumaczył, zanosząc się gromkim śmiechem. Nieprzycumowana łódeczka, powoli obracała się w miejscu.
~ Pobudzi wszystkich… ~ stwierdził smętnie gad, a dziewczyna uśmiechnęła się i odpowiedziała:
- Nie do końca na targ… ale w tym samym kierunku - zaryzykowała, dygając grzecznie. - Nazywam się Paro i tak… to mój pierwszy raz w La Rasquelle.
- Haaa piękne imię… Paro, czy to imię z pustyni? Podobnie brzmiące. - Machnął ręką podpływając blisko pomostu. - Juan - przywitał się wyciągając rękę by pomóc zejść tancerce.
Chaaya przyjęła dłoń wskakując na pokład.
- To gdzie cie podrzucić jak nie na targ?
- Do ruin… bezpiecznych…

Chaaya stała we wnętrzu olbrzymiej katedry, w której podobno od wieków nie było żadnych wampirów, ani złych istot. Według Juana miało to związek z religijnymi symbolami, które wyryte były na ścianach. Nie do ograbienia i nie do zniszczenia ani przez istoty żywe, ani przez magię, czy upływ czasu.
Bardka podziwiała monumentalne wnętrze z zapartym tchem. Szczurek biegał wokoło obwąchując co ciekawsze kąty, od czasu do czasu przynosząc partnerce kolorowe szkiełko z wybitego witraża.
W końcu tawaif pogrążyła się w myślach, bez problemu odnajdując schowanego głęboko w jej wnętrzu czerwonołuskiego intruza.
~ Jesteś pewna, że chcesz go uwolnić z tej formy już teraz? Po tym co wczoraj uskutecznił, pozostawiłbym go na kolejny tydzień w niezmienionej formie… Pomachał bym mu nagrodą przed nosem i zabrał w ramach nauki. Lub z czystej złośliwości. ~ Starzec wyraził swoją dezaprobatę, całym sobą prezentując pogardę do młodego skrzydlatego.
~ On się boi ~ odparła niezrażona zachowaniem pradawnego. ~ Nie miał w swym życiu zbyt wielu możliwości do pozytywnych wspomnień… Odbierając mu je teraz nie pomożemy ani sobie, ani jemu…
~ Nie interesuje mnie pomaganie jemu. Zadurzona w tobie smoczyca też ma skrzydła. Ale niech ci będzie… i pamiętaj o zakładzie, choć wiem, że i tak wygrałem. ~ Z tymi słowami, Czerwony przejął kontrolę nad ciałem tancerki. Ta instynktownie poczuła lęk, podobny temu, który poczuła za pierwszym razem w mieście przemytników. Gad jednak był „delikatny”. Choć Chaaya nie mogła sama się poruszyć, nie czuła się w pełni bezwolna, raczej… jakby dawała się komuś prowadzić.
Drobne ciałko szczurka rozrosło się przed kobietą, wraz z ostatnimi słowami potężnej magii. Nverioth stał przed tawaif cały i „zdrowy”, swój, prawdziwy… naturalny.
Starzec znikł bez słowa, oddalając się w odmęty jej umysłu, a tancerka rzuciła się w objęcia swojego podopiecznego powstrzymując łzy radości.
- Moja maleńka… - zasyczał z czułością Zielony, mrużąc złote ślepia pod dotykiem delikatnych dłoni bardki. Jego długi rozwidlony język, owijał się wokół łabędziej szyi, łaskocząc szarymi końcóweczkami w policzek. - Moja maleńka… wredna, zimna suka. - Jego ton szybko zmienił się na chłodny, a ogon uderzył w nogi dziewczyny powalając ją na ziemię. - To za wczoraj - odparł z dziecięcym triumfem, podając jej łapę, by mogła się podnieść.
- Powiedzmy… - mruknęła, rozmasowując dotkliwie obite udo. - Nachyl się… chce moje rzeczy.
- Przyznaj, że to za nimi najbardziej tęskniłaś - odparł kwaśno, posłusznie chyląc się ku ziemi.
- No przecież, że nie za tobą… - Kobieta wyciągała pakunki z juków. Robiła to chaotycznie, drżąc na całym ciele z podniecenia i strachu, że może nie zdążyć wypakować wszystkiego… że pójdzie coś nie tak i ponownie zostanie odcięta od przeszłości i swoich wspomnień… od nowych fundamentów, które razem z Janusem zbudowała.
- Zostaw lusterko i odwróć się proszę… - Chaaya posłusznie wykonała polecenie, czując narastający balonik podniecenia w jej podbrzuszu…

Nveryioth stał w ciszy podziwiając swoje ludzkie ciało w odbiciu małego, magicznego lusterka. Z początku pomyślał, że jego amulet był wadliwy lub źle zadziałał… gdyż wyglądał bardzo… dziwnie.
Oczy miał koloru jasnego błękitu, wpadające w odcień jasnej szarości. Skórę miał bladą niczym wapień, a włosy… i to w dodatku do pasa…
- Obiecaj mi, że się mnie nie wystraszysz… - mruknął pod nosem, podchodząc ostrożnie do kobiety przed sobą.
Było w jego głosie coś bardzo niepokojącego, przez co bardka zaczęła sobie wyobrażać najgorsze scenariusze tego świata.
- Aż tak źle nie jest… chyba. - Uspokoił ją, widząc jak ta powoli snuje abstrakcyjne horrory.
Nagle poczuła jego dłoń. Ciepłą i w pełni ludzką, która dotknęła jej ramienia, lekko obracając Chaayą w miejscu.
Ich spojrzenia się spotkały… niepewne i trwożliwe. Serca łomotały niczym ptaki w klatkach, przyprawiając ich o wypieki na policzkach.
Twarz bardki powoli się wygładziła. Zatroskanie ustąpiło wyrazowi ulgi, fascynacji i czułemu uśmiechowi.
- Jak mogłabym się ciebie wystraszyć… - wymruczała, czule gładząc mężczyznę po gładkich policzkach. Był śliczny… idealny i pokochała go od pierwszego wejrzenia. - Mój mały jaszczurek… jest człowiekiem - wyszeptała radośnie, składając delikatny pocałunek na bladych wargach Nverego, który spłoszony wtulił się w dziewczynę, chowając w jej włosach zaczerwienioną twarz.
Dziewczyna szczerze się zaśmiała, obejmując naguśkiego chłopaka, niczym swoje małe dzieciątko.
- No już, już… chodź ubierzemy cię, byś nie zmarzł…

Smok nie przewidział takiego doboru koloru skóry, toteż zażyczył sobie ubrania w… czerni. Czarna koszula, czarne spodnie, czarne buty, czarna kamizelka… i czarny płaszcz, tylko uwydatniały biel jego włosów i cery, nie wspominając, iż dodatkowo go wyszczuplały i nadawały kilku centymetrów więcej, a i tak zaliczał się do tych co to będą musieli pochylać się do każdego przy każdej konwersacji.
Na prośbę Nveryiotha, tancerka zaplotła jego długie, jedwabiste włosy w warkocz, związując je różową wstążką „podarowaną” przez smoczycę Jarvisa. Pomogła mu też zapiąć guziki, które z jakiegoś powodu, sprawiały jego smukłym palcom pianisty, nie lada problemy. Kolejnym kłopotem okazały się też spodnie… a raczej przyrodzenie w nich schowane. Ciągle go uwierało, ciągle swędziało. Lewa nogawka była be, prawa również. Znalezienie odpowiedniej pozycji dla klejnotów rodowych skrzydlatego, zajęło im dobre kilkanaście minut, w tym połowę tancerka spędziła na niepohamowanym śmiechu z powodu absurdalności sytuacji. Gad nie radził sobie z trzymaniem spodni i układaniem swoich interesów równocześnie. Albo jedno mu nie wychodziło, albo drugie, toteż kobieta musiała przyjść z pomocą i trzymając mu spodnie na tyłku, płakała ze śmiechu, gdy ten bawił się swoim sprzętem, psiocząc i jojcząc na niepraktyczność budowy anatomicznej ludzkiego ciała. A był to dopiero początek… bo gdy przyszło do chodzenia.
Ten mało nie wydrapał sobie dziury na zadku, klnąc na czym świat stoi.
Na ratunek… a raczej na przejazd powrotny do karczmy, przybył nie kto inny, jak sam Juan, z którym umówiła się Chaaya. Mężczyzna płynął na targ i w drodze powrotnej obiecał, że przypłynie po swoją nową znajomą jak skończy kupować zapasy dla swojego zleceniodawcy.
Na widok nieznajomego, mężczyzna mało nie dostał zawału. Uspokoił się dopiero, gdy uścisnął Nveremu rękę i ta okazała się ciepła.
- O bogowie… skąd tyś go wytrzasnęła dziewczyno!? Rany jak siem zlękł. - Kichot lawirował sprawnie po kanałach. Mgła powoli się rozstąpiła, ukazując budzące się do życia miasto.
- Pamiętasz szczura? - zapytała figlarnie bardka, klepiąc zawstydzonego przyjaciela w ramię.
- Pamięta… cooo? Nie chcesz mi powiedzieć. - Chłop wybałuszył oczy, wprowadzając białaska w jeszcze większy stan zakłopotania. - Co to za magia? - spytał zlękniony, choć chyba tylko dla kozery.
- Mały wypadek z wiedźmą na bagnach… na szczęście udało mi się dostać zwój, który bez problemu go odczarował… - skłamała tawaif, uśmiechając się pogodnie.
- Nie mogłaś go w karczmie odmienić tylko, aż wygnało was w ruiny?
- Nie wiadomo czy zwój by zadziałał i czy by nie było jakiś niebezpiecznych efektów ubocznych… - Po raz pierwszy włączył się do rozmowy smok.
- Ach… no tak… w sumie mądrze zrobiliście panie…
- Neron.
- Nero! Ha! Miałem kiedyś kamrata o tym imieniu… - mężczyźni rozgadali się na temat męskiej przyjaźni i podróży, pozwalając Chaai chłonąc widoki po drodze.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 17-02-2017 o 11:25.
sunellica jest offline  
Stary 19-02-2017, 18:28   #27
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Jarvis na widok Nero zachował powściągliwość. Ale nie Godiva… ta wybuchła głośnym i niepowstrzymanym śmiechem na widok “białej miotły” jak nazwała Nveryiotha.
- Przyznaję, że jego widok może mu narobić kłopotów… za bardzo wygląda jak niedożywiony wampir.- podrapał się po karku.- Na szczęście będzie łatwo udowodnić jego śmiertelność.
Odetchnął głęboko i rzekł.- Tak więc… co dziś robimy w ramach włóczenia się po mieście?
- Teatr, żonglerzy, pojedynki bardów, karczmy, polowanie na skarby w ruinach, upijanie się do nieprzytomności, budzenie w nie swoich łóżkach, bohaterskie czyny, ruchome obrazki, operę…- Godiva miała w planach całkiem długą i chaotyczną listę życzeń i zamierzeń.
“- Oboje to bardzo młode smoki, ale ty wydajesz starsza, więc winnaś wiedzieć, że potęga nie wynika z czegoś tak trywialnego jak uczucia. Jeśli więc chce twój smoczek jakąś potęgę zdobyć, to winien się od tych wszelkich uczuć odciąć. Nienawiść? Gniew? Żal ? Ból? Nie dają żadnej siły… tylu niewolników w kopalni je odczuwa, a żaden z nich jakoś potęgi nie zyskał.-” zaśmiał się Starzec w głowie bardki podczas tego monologu.- “Co innego twój samiec… Ten kryje w sobie więcej niż mówi. Uzurpator… wielki statek o którym wspominała czasem jego smoczyca. Tam może się kryć potęga. Jeśli odpowiednio zmiękczysz jego czujność, to może powiedzieć ci coś więcej. Poza tym mam wrażenie, że twe ciało uznaje proces zmiękczania woli Jarvisa za bardzo przyjemne działanie.”
Oczywiście to było do przewidzenia, że stary smok będzie chciał wykorzystać obecną sytuację do realizacji własnych celów… kosztem tawaif. Co prawda była to tylko sugestia, bo Starzec sobie zdawał sprawę, że nawet opanowawszy ciało Chaai tak jak to zrobił ostatnio, brak mu było finezji wydobycia informacji z czarownika. Inną ciekawą sugestią, był fakt, że choć stwierdził że negatywne uczucia nie wspomagają zdobycia potęgi, to… jakoś nie wspomniał o przyjaźni, miłości, zaufaniu. Może uważał że nie czynią one słabym. A może, co było bardziej prawdopodobne, nigdy żadnego z nich nie odczuł, więc nie wiedział nic na ich temat.


Ostatecznie opuścili “Księżycowy Dom” przy przyjrzeć się La Rasquelle...


Kolorowemu i gwarnemu miastu ludzi żyjących wśród budynków pamiętających czasy, gdy byli dzikusami przemierzającymi lasy. Dziś centrum olbrzymiego miasta, pełne było ludzi… bogatych i biednych, ale żądnych sukcesu. Wszyscy tutaj ubierali się pstrokato. Wszędzie w modzie były hafty i wszelkie kolory. I maski zakrywające twarze. Te również i nosili je głównie bogaci mieszkańcy.
Jarvis nie wspomniał dlaczego… ale najwyraźniej starał się prowadzić całą trójkę z dala od takich zamaskowanych osobników.


Natrafili w końcu na duży kamienny placyk, przed kamienną świątynią… kiedyś poświęconą jakiemuś bóstwu, teraz… poświęcony sztuce. Sztuce magicznej. Sztuce która miała bawić i zachwycać.
Na środku placu, bowiem mag używał swej mocy ku rozkoszy oczu zgromadzonej gawiedzi i ku nauce swych uczniów. Zaklęcia i iluzje które tworzył, zachwycały kunsztownością detali i niemal namacalnością. Prezentując swoje dziełka mag, jednocześnie mówił o precyzji, skupieniu i nie pozwoleniu by fantazja górowała na wyobraźnią.
- Realność wymaga przyłożeniu się do detali, to co wytworzy potęga iluzji, najpierw musi powstać szczegółowo w waszych głowach.- wyjaśniał, podczas gdy najmłodsi z jego uczniów zbierali datki od zgromadzonych widzów. Ten pokaz przerwał nagle stuk laski, ktoś przemierzał plac.


Zamaskowany mężczyzna w dość monotonnym kolorystycznie płaszczy powoli przemierzał placyk, aż zatrzymał się na środku niego. Mimo że wydawał się burym ptakiem otoczonym ferią kolorów i nieistotnym przez ten fakt. To jednak jego pojawienie wywołało ciszę, coraz bardziej grobową, gdy osobnik ów rozglądał się w milczeniu po zgromadzonym tłumie. I każdy na którym spoczęło, choć na chwilę, wydawał się śmiertelnie przerażony. I oddychał z ulgą, zamaskowane oblicze spojrzało na kolejną osobę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 08-03-2017, 18:30   #28
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Chaaya była tak szczęśliwa i zakochana w nowym wyglądzie swojego skrzydlatego, że nie przewidziała, iż inni niekoniecznie muszą podzielać jej zachwyt. I choć Jarvis zachował nieco taktu i nie dał po sobie poznać, co myśli o białowłosym Nveryiocie, o tyle Godiva swoim śmiechem i przycinkami ugodziła tancerkę w sam środek „matczynego” serca. Pesząc, smucąc i co gorsza… raniąc.
Dotkliwe rozgoryczenie sytuacją, na chwilę przyćmiło umysł bardki, która zignorowała zaczepki Starca. Dziewczyna już się nie uśmiechała, podobnie jak Zielony, który stał w milczeniu za jej plecami, patrząc się zimnym i beznamiętnym spojrzeniem na smoczycę przed sobą. Przycinki z jej strony nie robiły na nim żadnego wrażenia. Niebieska reprezentowała sobą najniższy z możliwych poziomów do których nie miał zamiaru się zniżać. Było mu tylko żal swojej jeźdźczyni, która chciała przywalić samicy w sam środek jej głupiego wyrazu pyska, jak i po prostu się rozpłakać.
~ Pamiętasz naszą rozmowę z wczoraj? Powiedz tylko słowo, a tyle będą nas widzieć, jej skrzydła nie są tak szybkie jak moje, plus widziałem jak napina mięśnie podczas lotu… nawet z pomocą czarów Jarvisa nie miałaby ze mną szansy. ~ Długowłosy mężczyzna położył dłoń na głowie partnerki, głaszcząc ją jak małe dziecko.
Oboje zdawali sobie sprawę z tego, iż pomysł ten, nie ważne jak kuszący, był raczej nie do wykonania w najbliższej przyszłości. Nie mieli gdzie się udać, nie wspominając o tym, że nie wiedzieli też gdzie szukać pomocy w sprawie z Czerwonym. Ale przyjemnie było sobie wyobrazić, że miało się jakiś wybór.
~ Nawet nie wiesz jak bardzo… ~ odparła Chaaya zmęczonym głosem nie dokańczając ponurych myśli, jednakże oba smoki w jej głowie dobrze wiedziały o czym właśnie myślała.
Pragnęła śmierci. Krwawej i bolesnej dla ofiary oraz spektakularnej od strony widza.
~ Chodź… weźmiemy kąpiel, muszę się zrelaksować. ~ Chwyciwszy Nverego za dłoń, poprowadziła go bez słowa wytłumaczenia do swojego pokoju. Zatrzaskując i zamykając na klucz drzwi za sobą.

- Ledwo co się przyzwyczaiłem, a już muszę się rozbierać? - Chudy jak szczypiorek oraz biały jak pierwszy śnieg mężczyzna, usiadł na łóżku z wywieszonym językiem rozpinając, powolutku i z uwagą, guziki na swojej koszuli. Bardka w końcu skorzystała z okazji i przyjrzała się pokojowi w którym przyjdzie im przez pewien czas mieszkać.
- Zawsze możesz się kąpać w ubraniu… - dodała nieco zamyślona Chaaya.
- E-e nie nabiorę się na takie zaczepki - mruknął rozbawiony jej stwierdzeniem gad.
- Szkoda - odparła słodko, sprawdzając wnętrze szafy w której dawno nikt nic nie chował, być może dlatego, iż pachniała wilgotnym drewnem i kurzem lub po prostu dawno nie było kogoś, kto mógł w niej cokolwiek schować. Tancerka zostawiła drzwiczki otwarte, co by mebel się trochę przewietrzył i przeniosła się w okolice biurka.
- To… Paro - zaczął smok bardziej rzeczowym tonem, choć dalej skupiony był na walce z guzikami. - Jesteś może od Parvati czy Pariyat?
- Może od Pari? - Dziewczyna obróciła się na taborecie, przyglądając się rozmówcy. Nvery był przy trzecim guziku. - Jeśli chcesz możesz mnie inaczej nazwać, skoro mamy być kochającym się rodzeństwem, moooże coś na N? Nishka?
- Pfff szczera? Nie rozśmieszaj mnie - mruknął „Nero” na chwilę spoglądając na swoją partnerkę.
- Nirali? Nisha? Nitya? - ciągnęła niewzruszona brązowowłosa.
- Nie. Mmm nie? I na pewno nie
- Nivriti? Niyati? Nupoor?
- Rozkoszna? Raczej nie dla mnie. Przeznaczona, może bardziej. - Gad w końcu pozbył się koszuli z triumfalnym uśmieszkiem na twarzy. - Zostańmy przy Paro… po prostu.

Balia okazała się balijką i to kształtem przypominającą wannę, o tyle dobrze, że oboje mogli siedzieć naprzeciwko siebie z podciągniętymi pod brodę nogami. Gorąca woda powoli zamieniała się w ciepłą. Umyci i wybawieni, odpoczywali w ciszy, każdy zatopiony we własnych myślach.
Smok podziwiał ludzkie ciało oraz jego zakres zmysłów. Na przykład, piersi bardki w jego dłoniach zdawały się takie inne, niż wtedy, gdy był smokiem, czy szczurem. Były bardziej miękkie i chłodniejsze, ale za to pośladki umięśnione i gorące. No i smak… i zapach kobiety, był praktycznie nie do wyłapania. Nie ważne jak długo i namiętnie ją lizał, czuł tylko mydło, pianę i wodę. Podobnie było z wonią. Mógł się przewentylować, a nie wyczuć jej prawdziwego korzennopylnego zapachu pustyni.
Chaaya zaś skupiła się i zaczepiła Starca, przypominając sobie, że ten coś do niej wcześniej mówił… tylko co to było?
~ Podobno cierpliwość i rozwaga przychodzi z wiekiem, ciebie to chyba jednak nie dotyczy, skoro tak łatwo rzucasz słowa na wiatr… pod wpływem chwili i uczuć, które tak tępisz. ~ Nie była niemiła, ni uszczypliwa, tym bardziej daleka od ironii. Smok jednak wiedział, że załączył jej się tryb tawaif… a to oznaczało, że nie będzie w stanie jej tak łatwo przegadać, gdyż każdego jego słowa użyje jako broni przeciw niemu samemu.
~ Skoro już u mnie jesteś… mógłbyś się trochę rozejrzeć. Nie tylko w moich wspomnieniach, a z łatwością byś dostrzegł, że Nveryioth nie uważa, iż uczucia mogą przysporzyć mu potęgi… a wiedza. Gniew lub miłość… mają być tylko siłą napędową, która popchnie maszynę, jakim jest ciało, w ruch. ~ Kobieta zmieniła pozycję, wystawiając nogi z jednej strony wanny, a opierając ramiona i głowę z drugiej.
~ A gdy już przy maszynach jesteśmy… Uzurpator. Jest nudny. Jego historia i ludzie z nim powiązani są nudni i nijacy. Spójrz na Jarvisa i zastanów się dwa razy, czy aby na pewno chcesz słuchać mdłych do urzygu historyjek o paleniu jakiegoś zielska, napadaniu i grabieniu oraz chędożeniu się jak zwierzęta, nie panując nad swoimi zmysłami. Ja o tym nie chce słuchać… jestem koneserką smaku i nie boję się zmierzyć z uczuciami… na trzeźwo. Wiem jednak, że wy mężczyźni jesteście prości i nie wymagacie od życia zbyt wiele, więc zapewne byłbyś dla czarownika wiernym słuchaczem, jeśli zapłacisz mi za te chwile mordęgi, kiedy będę zmuszona wysłuchiwać o „potędze” która wszak upadła, to jestem skłonna się nad tym… zastanowić.
~ Nie obchodzi mnie jak nudny jest Uzurpator, tylko czym był, gdzie jest i jakie korzyści mogę z niego odnieść obecnie ~ odparł Starzec dumnie. ~ Nie interesują mnie opowiastki, tylko fakty… zwłaszcza te, które mogą mi przynieść zysk. Tak właśnie zyskuje się potęgę.
Kobieta szczerze się zaśmiała słysząc wypowiedź pradawnego, który jawił jej się niczym naburmuszone dziecko, bawiące się na kupce mokrego piachu.
~ A niby jak myślisz uzyskuje się fakty? Poprzez wyłuskiwanie ich z plew setek bzdur… Nie jesteś w tym chyba zbyt dobry… ~ stwierdziła krótko, bawiąc się mokrymi włosami. ~ Poproś Nverego… on lubi takie żmudne robótki, ja w swoim życiu już dość się nasłuchałam…
~ Co ja? Co jaaa? ~ wtrącił się Zielonołuski. ~ Eee? ~ zapiał w zdziwieniu, przefiltorwując umysł bardki. ~ Nie, nie pisze się na to… Mowy nie ma. ~ Wprawdzie robota nie była taka straszna, a temat nawet interesujący, ale smok nie miał zamiaru robić zakusów do Godivy i Jarvisa. A przynajmniej nie więcej, niż jest to niezbędnie potrzebne.
~ On jest równie subtelny jak dwuręczny młot, a i ty masz swoje wady… zachowujesz się jak przewrażliwiona kwoka, tylko z tego powodu, że dzieciaczki się poprztykały ~ ocenił Starzec. ~ Więc co chcesz pozwiedzać w tym mieście. Masz dwa dni… tyle sobie postawiliście swobody. Radzę je wykorzystać.
~ Przemawia przez ciebie zazdrość ~ skwitowała Chaaya, ściągając usta w dzióbek i wychodząc bez problemu z wanny.
~ Sam jesteś młot… młocie. ~ Prychnął obruszony gad, wyciągając się w letniej wodzie.
~ Bez sprzeczek mi tu… ~ Bardka popatrzyła koso na białaska, aż ten skulił się i zanurzył pod wodę, a kobieta udała się za parawan, by przebrać się w przygotowanie ubranie.
~ Nie mam pomysłu na zwiedzanie… więc dziś pewnie po prostu popatrzę na miasto. Chce zobaczyć jakim rytmem żyje. Kiedy je, kiedy odpoczywa, kiedy się bawi, kiedy się kładzie… Przy okazji sprawdzę główne aorty metropolii, muszą mieć tu jakąś dzielnicę rozrywki, czy handlową ~ odparła zamyślona, dodając po chwili ~ Chyba, że chcesz mi coś zaproponować? ~ Przy całym wywodzie, nieśpiesznie się ubierała z figlarnym uśmieszkiem na ustach.
~ Wolałbym byś unikała lokalnych świątyń ~ stwierdził krótko Starzec, nie podając jednak przyczyny swej sugestii.
~ Jak sobie życzysz ~ odparła jak to miała w zwyczaju, a jej myśli zbyt długo nie krążyły wokół tego tematu, najwyraźniej po prostu akceptując zaistniały stan rzeczy taki jaki jest. ~ Czy coś jeszcze?
~ Nie… chyba nic ~ stwierdził Starzec. ~ Obwieść swe kaprysy swemu… przewodnikowi.
- Nero wyłaź z wody, dobrze wiesz, że ubieranie się zajmuje ci trochę czasu… - rzuciła protekcjonalnym tonem, wyglądając zza parawanu na aktualnie rozkraczonego mężczyznę, próbującego na czworaka wyjść z wanny.
Dziewczyna szybko schowała się za przepierzenie, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Tymbardziej, że czuła całkiem mocno poddenerwowaną i żażenowaną własną osobą, obecność Zielonołuskiego w swoich myślach. Chaaya skupiła się na Jarvisie nawiązując z nim dość nieśmiałą więź.
~ Wspólne wyjście do miasta dalej aktualne?
~ Oczywiście, w końcu jeszcze go nie znasz za dobrze... gdzie byś chciała iść? ~ odpowiedział czarownik.
~ Chciałabym poznać jego dzielnice oraz życie codzienne, ale głównie na targu oraz nie wiem jak to się u was nazywa… miejsca rozrywki, ale nie tawerny, czy teatry… a coś na kształt parków gdzie można spotkać artystów? Porozmawiać o sztuce? ~ Chaaya starała się skupić, by przekazać swoje pragnienia jak najlepiej. Aktualnie jednak znowu trzymała Nveryiothowi spodnie, gdy ten bawił się swoim przyrodzeniem, nie potrafiąc ułożyć go sobie w nogawce.
- Zapomniałem jak to szło! - wyjęczał, całkowicie załamany i pokonany, a kobieta mogła jedynie posłać mu współczujący uśmieszek.
~ Chciałabym się wczuć w rytm bicia serca La Rasquelle… będzie mi się łatwiej później wtopić w tłum…
~ Może zaczniemy od parku bardów i ich pojedynków? Chciałabyś się zmierzyć w jakimś? ~ zapytał czarownik.
~ Mmm nie… ~ odparła speszona, gdy tymczasem gad, aż podskoczył, krzycząc.
- Tak!
Skonsternowana bardka popatrzyła na swojego skrzydlatego i widząc jak jego klejnoty leżą wywalone na wierzch spodni, przez chwilę, nie rozumiała o co jemu mogło chodzić.
- N-nie? - spytała podejrzliwie, pakując mu fifraka do środka.
- Ej… - strzepnął jej rękę. - Tak. - Mężczyzna poruszył sugestywnie brwiami, a Chaaya wiedziała już czego chciał smok.
- Nie - odparła twardo, zapinając mu portki i rzucając w niego koszulą.
- Ta-ak! To “rozkaz” - zaakcentował wyraźnie ostatnie słowo, nakładając resztę ubrania.
Tancerka popatrzyła złowrogo na Nveryiotha, zaciskając mocniej zęby.
~ W sumie… czemu nie. Mogę spróbować, choć do barda mi daleko… ale mam do ciebie prośbę, jak ja będę się wygłupiać…
- NIEEE! - Tym razem to białowłosy krzyknął, łapiąc dziewczynę w pasie. - Nie, nie, nie… prosze, nie.
~ To porozmawiasz z Nverym na męskie tematy ~ odparła triumfalnie, że czarownik mógł poczuć dziwny dreszcz niepokoju na plecach.
~ To nie są prawdziwe pojedynki na broń, tylko na poezję, muzykę i nie chcę, byś czuła się zmuszona. A poza tym… o czym niby mam z Nverym rozmawiać. Wie jak się… wyczytał wszystko z twych wspomnień. Godiva jakoś nie potrzebuje wiedzieć jak… no… się to robi. ~ Jarvis palił się do tego równie dużym entuzjazmem jak Nveryioth.
Chaaya uśmiechnęła się ciepło, wyswobadzając się z objęcia białowłosego.
~ Spokojnie… to nie będzie tego typu rozmowa, nie przejmuj się tym, aż tak bardzo… ~ odparła łagodnie, ale nie miała zamiaru zdradzać czarownikowi tajemnicy, na jakie tematy będą musieli mężczyźni porozmawiać.
- Głowa do góry… skoro atakujesz to bądź przygotowany na to, że ktoś zechce ci oddać. - Kobieta cmoknęła białaska w policzek, sięgając po broń leżącą na łóżku. - To dla ciebie… do obrony. Później nauczę cię jak się nim posługiwać. - Tancerka wręczyła Zielonoskrzydłemu magiczny kunai. Pierwszą broń i prezent od Janusa, którą podarował jej tego samego dnia kiedy ją wyzwolił.
- Za taniec też będę musiał oberwać? - spytał nieco zrezygnowanym tonem, przyjmując podarek ze skinięciem głową.
- Wystarczającą zapłatą będzie patrzeć jak tańczysz… - mruknęła rozbawiona, wychodząc na zewnątrz pokoju.
~ Jesteśmy gotowi, będziemy czekać na pomoście ~ poinformowała wesoło Jarvisa.


Miejsce pojedynków można było określić tylko jednym mianem. Urocze.
Kamienne alejki ciągnęły się wśród starych, poskręcanych wiekiem, ale wciąż zielonych drzew, które porastały kwitnące na różne kolory odmiany bluszczu. Tu i tam można było dostrzec rozległe krzewy, lecz czarownik prowadził trójkę swoich towarzyszy w kierunku dużego budynku pośrodku całego tego pięknego parku. Do “areny”.
Nie tylko oni tam szli, zarówno kawalerowie jak i damy, ubrani w piękne szaty i z perukami na głowach (gdy chcieli ukryć łysienie lub siwiznę).
Tam w dużej sali i na podwyższeniu miał się odbyć koncert. Który miał być pojedynkiem zarazem. Chaaya nie wiedziała czego się spodziewać zasiadając na widowni. Ale z pewnością… nie spodziewała się tego.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=uT3SBzmDxGk[/MEDIA]

Z początku wydawało się, że wszystko będzie przebiegać normalnie, jak podczas każdego innego koncertu jaki słyszała w swoim życiu. Pojedynek odbywał się nie na skrzypce, tylko… na większe instrumenty jakimi były wiolonczele. Dwaj młodzianie zaczęli się swoją popisywać wirtuozerią, zmieniając tempo na szybsze i dorzucając… kolejne dziwne zachowania i sztuczki z instrumentami. Muzyka stawała się coraz mniej tym co znała bardka i sądząc po otwartych ustach Jarvisa… on też tego się nie spodziewał. Cóż… czas nie stoi w miejscu i La Rasquelle nie było tym samym miastem z którego czarownik wyjechał. A moda wszak zmieniała się najszybciej.
Kobieta była pod wielkim wrażeniem występu. Obaj muzycy przypadli tawaif do gustu. Mieli w sobie nie tylko charyzmę, ale i ogień, który wspaniale przelewali na swe instrumenty, ożywiając i niemal animując muzykę. I choć wprawdzie nie nadawaliby się jako podkład pod występ tancerek, zbyt mocno pragnąc zdominować swymi osobami przedstawienie, to Chaaya przeczuwała, że i tak dwójkę wirtuozów czekała świetlana przyszłość, jeśli nie tu… to w innych krajach.
- Nie wiem czy się odpowiednio przygotowałam na tego typu występ… - mruknęła pod nosem, wyraźnie stremowana wysokim poziomem artyzmu. - Nie mam odpowiedniego stroju, ani biżuterii, nawet się nie umalowałam… a co z muzyką? Z innymi tancerkami? - Bardka przygryzła dolną wargę. Nero siedzący po jej prawej, ujął ją delikatnie za dłoń, która od pewnego czasu nerwowo skubała falbankę spódnicy.
- Przygotowałaś się bardzo dobrze… - Smok nie wątpił w umiejętności swojej partnerki, wszak doskonale wiedział co i jak przygotowała. Nawet ślepego zahipnotyzuje ruchami bioder, tylko musi wyjść na scenę i przestać się mazgaić. - Nie potrzebujesz, ani fakirów, ani niewolnic za swoimi plecami by powalić wszystkich swoim występem…
- Ale… ale co jeśli… - Dziewczyna nie dawała za wygraną, patrząc wielkimi, od strachu, oczami na rozmówcę.
~ Na pewno mi się spodobasz… ~ Zielony choć pełen szczerych chęci tego na głos nie mógł powiedzieć, co by smoczyca nie piłowała mu później nad uchem, bo na pewno by się nie powstrzymała od kąśliwych uwag. Jego słowa dodały otuchy tancerce, które zdobyła się na delikatny uśmiech.
- Chcesz się zmierzyć z jakąś tancerką, czy jedynie rzucić wyzwanie? - zapytał Jarvis uprzejmie, uśmiechając się lekko. - Popytać któregoś z nich, czy by nie zechciał zagrać dla ciebie? Myślę, że zdołam przekonać któregoś z nich.
- Oj tam… jesteś wspaniałą tancerką i śliczną. Przydałaby się jakaś konkurencja byś mogła zabłyszczeć. - Zamyśliła się Godiva.
- Może ty? - zapytał czarownik.
- Co ja? - zdziwiła się smoczyca.
- Może ty się z Chaayą zmierzysz? - zasugerował czarownik.
- Ale ja nie znam kroków - zaprzeczyła się smoczyca.
- I nie musisz... taki taniec jest tu bardziej oparty na improwizacji i poczuciu rytmu i melodii - wyjaśnił Jarvis.
Słowa Jarvisa zamiast podnieść na duchu tylko dodatkowo speszyły tancerkę, a Nvery uśmiechnął się kwaśno.
- To nie miłe posyłać swoją partnerkę na pożarcie lwu… - stwierdził ironicznie , przyglądając się czarownikowi ze sceptyzmem.
~ Chciał dobrze… ~ napomknęła telepatycznie bardka, uśmiechając się triumfująco, gdy Zielonołuski uderzył do jej bramki, stając w obronie smoczycy.
- Potrafię mówić… jestem pewna, że lepiej bym sobie poradziła z namawianiem kogokolwiek do czegokolwiek… ale dziękuję za propozycje, może innym razem - odparła uprzejmie, poprawiając się na krześle.
~ Ej no… to był rozkaz… mój rozkaz nie tak się umawialiśmy ~ smok rozeźlił się, ściskając mocniej dłoń kobiety.
~ Spokojnie… zatańcze, skoro tego chcesz, ale nie teraz i nie rywalizując z Godivą. ~ Przekaz był jasny i stanowczy.
- Przejdę się. Oglądajcie dalej - Chaaya puściła dłoń białaska, po czym wstała ze swojego miejsca obchodząc smoka i poprawiając torbę ze strojem na ramieniu.
- Jasne… idź polować na jakiegoś wielbłąda - fuknął niby to obrażony gad, krzyżując ręce na piersi.
- Nie sądzę bym kiedykolwiek mógł zmusić Godivę, by zrobiła coś na co nie ma ochoty - stwierdził zrezygnowany czarownik odprowadzając Chaayę wzrokiem. ~ Chcesz od nas odpocząć? Ja to rozumiem. Chciałbym byś mnie wzięła ze sobą, bo z tymi dwoma smokami… to może być mi ciężko samemu. ~ Przesłał telepatycznie wiadomość.
- No… - zgodziła się smoczyca z czarownikiem podejrzliwie przyglądając się Nveryiothowi, którego nagły przypływ szarmanckości traktowała z podejrzliwością.
~ Odpocząć? Chciałabym… ~ odparła Chaaya w przelocie. ~ Wyruszam na łowy, skoro mam zatańczyć dla mojego rozkapryszonego dziecka. ~ Jej myśli były wesołe i lekkie. ~ Nvery będzie grzeczny, ale jeśli bardzo nie chcesz z nimi siedzieć, możesz mnie poszpiegować ~ odparła zawadiacko, niknąc w tłumie gapiów.
~ Zrobię to. I będę cię jeszcze rozbierał wzrokiem.~ zagroził czarownik. Czy rzeczywiście zamierzał to zrobić, cóż… z pewnością przyjdzie się jej przekonać.
- A ty dokąd idziesz? - zaciekawił się nagle białowłosy, widząc jak Jarvis kombinuje ewakuację. - Mieliśmy porozmawiać, nie wykpisz się… - Czerwone rumieńce na policzkach, świadczyły jednak o czym innym. Chyba bardzo, nie chciał zostawać sam na sam ze smoczycą.
- Przy niej? - zapytał retorycznie Jarvis wskazując na Godivę. - Przy niej chcesz rozmawiać?
- Nooo… co to za męskie problemy cię dręczą. Opowiedz nam - stwierdziła z uśmiechem smoczyca trzepocząc wymownie rzęsami.
- Proszę bardzo… naucz mnie… jak się golić - odparł butnie smok, zakładając nogę na nogę i tarasując przejście czarownikowi. - Najlepiej jakbyś mi pokazał. Jestem też ciekaw jak zakładasz spodnie, w której nogawce “go” trzymasz… i jak to robisz, że gdy sikasz, nie spadają ci gacie z tyłka... - odparł głośniej co by i inni usłyszeli o czym rozmawiają. - Wybacz jeśli cię rozczarowałem doborem tematów, ale przynajmniej wiem, że trzeba nosić bieliznę i regularnie się myć. - Smok uniósł dumnie głowę, przebierając nerwowo palcami na przedramieniu.
- Wiesz… takich rzeczy się nie uczy - stwierdził nieco zdziwiony Jarvis. - Spodnie zakładasz tak, by w tamtych obszarach było ci wygodnie… Jeśli nie jest w żaden sposób, to spodnie są niedopasowane.
Smok spojrzał nieco wymownie w sufit, ale w końcu kiwajął głową po chwili namysłu.
- To dalej nie rozwiązuje moich problemów, zbywasz mnie bo jestem ci teraz niewygodny. - Nvery swoją godność miał, choć mocno zaniżoną, ale jednak. Skoro czarownik nie wykazał się choćby odrobiną odrobiny zrozumienia, zrzuci wszystko na Chaayę.
~ Masz znaleźć kogoś… dla siebie… bo ja potrzebuje informacji ~ odparł sucho, wstając z miejsca i bez słowa oddalając się w kierunku wyjścia z budynku.
~ Nie możesz porozmawiać z Jarvisem? ~ Bardka była zajęta przyglądaniem się dwóm mężczyznom, którzy jeszcze nie tak dawno grali na scenie. Obaj byli przystojni i na swój “delikatny” sposób pociągający.
~ Nie i... Na litość, czemu gapisz mu się na tyłek?! ~ Neron nie wytrzymał i mało nie wykoleił w przejściu grubej, niczym beczka śledzi, kobiety w świńsko różowej sukni.
~ Bo ma ładny… i akurat się pochylił? ~ spytała rozbawiona tancerka.
~ Jesteś tak samo beznadziejna jak ten chuderlawy czaruś! Okazałabyś chociaż trochę współczucia!
~ No przecie trzymam ci spodnie gdy ty się bawisz w wyliczanki w której nogawce będziesz trzym…
~ Oj przymknij się ~ ofukał ją wściekle zielonoskrzydły. ~ Wyjdź do mnie… Proszę?
~ Jeszcze nie załatwiłam sobie muzyków… ~ przypomniała kobieta, powoli się wycofując zza kulis. Nvery nie musiał nic mówić, tawaif od razu zrozumiała urażoną dumę dziecka. Dzisiaj będą nici z pokazu, gdyż gad nie chciał sprawić przyjemności Jarvisowi. ~ Eh… gdzie jesteś…? ~ spytała zrezygnowana.
~ Na zewnątrz… ~ burknął Zielony, stojąc niedaleko wejścia z miną kogoś, kto z chęcią zdepałby dziecku zamek z piasku.

- Miałeś nie stwarzać problemów - odezwała się ciepłym głosem, gdy już odnalazła swoją białą chorągiewkę, górującą nad głowami przechodniów.
- To nie ja… - zaczął smętnie gad.
- Tak, to on i ona… ty jesteś niewinny, biedny i pokrzywdzony - dokończyła za niego Chaaya, kręcąc w zrezygnowaniu głową. - W życiu nie zawsze dostajemy to czego byśmy chcieli…
- Ja dostaję! - wtrącił się rozjuszony, tupiąc nogą.
Bardka cmoknęła, spoglądając w niebo.
- Czy ci się to podoba, czy nie… masz rolę, którą musisz odegrać. Nie jesteś jedyny, który musi się dostosowywać, ja też się męczę jakbyś nie zauważył… twoje zrzędzenie mi nie pomaga… tylko mnie wkurwia - Odrzekła dosadnie kobieta.
- A mnie wkurwia Godiva.
- A niech cie wkurwia nawet i… i… i nie wiem co… własny cień. Nie obchodzi mnie to. Skoro ja mogę uśmiechać się do złej gry to i ty również. Także wykrzyw ten swój blady ryj w grymasie szczęścia, weź głęboki wdech i wróć ze mną do środka… Zatańczę specjalnie dla cieb...
- Gówno! - zapiał Nero. - Nie będziesz tańczyć. Nie tu i nie teraz. Skoro to był mój rozkaz, znaczy, że mogę go cofnąć lub unieważnić. A więc gówno. Nie będzie tańca i nie będzie podglądania. Mam to zadzie. Nie dam sobie na łeb wchodzić, ani sobą pomiatać. Nie będzie zabawy, ani udawania w integrowanie się, ani nawet nikłej chęci zrozumienia. Robisz swoje… ja robię swoje. Ograniczamy kontakty do minimum, a później koniec. Nie chce z nimi podróżować. ~ Mam serdecznie dość tej kretynki i jej zachowania. Ja muszę się dostosowywać, ja ciągle uśmiechać i milczeć, a ta odpierdala jakieś skośnookie cyrki. Rzygać mi się chce, rozumiesz? Rzygać. Będę dla niej miły i szarmancki, ale nie będę spędzać z nią wolnego czasu, nie będę się wysilać by między nami się układało. OGRANICZENIE DO MINIMUM. ~ Zielony z rozmowy przeszedł do wymiany myśli. ~ Chcesz się z nią męczyć? Twoja wola, ale mnie nie zmuszaj bym wąchał gówno i mówił, że ładnie pachnie. Iii nie patrz tak na mnie, ooo nie moja droga, nie zarzucisz mi, że nie próbowałem, bo próbowałem i dobrze o tym wiesz… różnica między nami jest taka, że ty jesteś dziwką, a ja nie. Ciebie wychowano. Nie! Wytresowano cię byś, byś mogła robić różne, dziwne, rzeczy, jak, nie wiem… dobrze wiesz o co mi chodzi! Ja tak nie potrafię. I nie chcę już próbować

Chaaya oparła się plecami o ścianę budynku. Milczała, przytłoczona ciężarem słów swojego partnera. Oczywiście wiedziała, że przemawiała przez niego zazdrość i zgryzota, ale nie mogła mu jednak nie przyznać racji w pewnych względach.
Starał się, naprawdę, nawet zaczął tolerować obecność Jarvisa, stronił od kłótni z Godivą i próbował wywiązywać się z umowy, jakim był zakład między bardką, a Pradawnym. Znosił niedogodności, upokorzenia i osamotnienie w wielu kwestiach. Najpierw na pustyni, później w mieście, następnie na statku.
Oczywiście dla niej, jako tawaif to nie wystarczało. Dostrzegała tylko jego błędy i mankamenty, nie chwaląc żadnych jego postępów. Nawet gdy się kłócili, to tak jakby… przez ścianę. Każdy oddzielnie wykrzykiwał swoje racje, później się godzili, ale nie wyciągali z tego żadnych wniosków.
Kobieta postanowiła nie popełniać ponownie tego samego błędu.
~ To… co teraz? ~ spytała po dłuższej chwili ciszy między nimi.
~ Dokończmy tę cholerną wycieczkę krajoznawczą i wracajmy do pokoju… ~ odparł zmęczonym głosem gad.
~ Mięczak ~ ocenił krótko Starzec mówiąc do Chaai, ale pozwalając Nveryiothowi podsłuchać jego myśli. ~ Ledwo coś mu nie pójdzie, a już dramatyzuje. I czego niby się spodziewał? Że jedno zdanie wystarczy, by wywrócić stosunek tej smoczycy co do niego na drugą stronę. Że potęga nie wymaga wyrzeczeń i zaciskania zębów?
~ Udław się ~ burknął Zielony. ~ Najlepiej swoim wygórowanym jestestwem! Nigdy nie przeczyłem, że jestem słaby czy niedoskonały…
Chaaya westchnęła przeciągle, biorąc białowłosego pod rękę i prowadząc go w głąb parku.
~ Nvery dość. Przyjęłam do wiadomości twoje stanowisko. Starcze, twoje też. Dziękuję wam obu a teraz się zamknąć, bo jak ja zacznę narzekać to gwarantuję, że wam się odechce egzystencji na tym świecie ~ pogroziła bardka, choć przemawiało przez nią zmęczenie całą sytuacją.
~ Chciałbym tylko przypomnieć, że Godiva nie marnowała czasu na pułapki podczas rejsu. Tylko znalazła sobie zajęcie i nauczyła się podstaw walki włócznią. Tak się… rozwija… pokonując trudności, a nie uciekając od nich. ~ Zaśmiał się no koniec starzec.
~ Już… załatwiliście sprawy między sobą? Podjęliście jakieś decyzje, co dalej robić? ~ wtrącił się ostrożnie Jarvis. On i Godiva stali z boku i przyglądali się rozmawiającej parce. ~ Bo jak nie macie planów, to Godiva potrzebuje broni. Nie może ćwiczyć moim kosturem.
~ Ja ci kurwa dam! ~ zawył wściekle smok, łapiąc bardkę za ramiona i trząchając nią na lewo i prawo. ~ Nie umiem nawet szczać na stojąco a ten kutas nie chce mi pomóc! Jak mam więc znaleźć sobie zajęcie?!
~ Nvery… widzą nas… ~ odpowiedziała łagodnie kobieta, kładąc mu dłonie na piersiach w uspokajającym geście.
Smok zatrzymał się w połowie ruchu, rozglądając się, a gdy dostrzegł znienawidzoną parę, puścił tancerkę i odszedł w zarośniętą alejkę.
~ To twoja smoczyca, zajmij się nią i jej potrzebami, my tu zostajemy ~ odparła czarownikowi kobieta, podążając za swoim skrzydlatym.
~ To jaki mamy plan? Zamierzasz się tu pokręcić po parku? ~ nie ustępował czarownik nie dając dziewczynie spokoju.
~ My? ~ spytała lekko i łagodnie, ale nuta irytacji zaczęła pobrzmiewać w jej myślach. ~ My? ~ zacięła się, wpadając na gada w krzakach i odciągając go od bluszczu, w którym planował się zakopać.
~ Nvery jesteś teraz człowiekiem, zachowuj się jak człowiek!
~ Ale ja nie chceee… ~ Białowłosy szarpnął się, ale dostał przez głowę od rozjuszonej bardki, która by go dosięgnąć musiała, aż podskoczyć… i to wysoko.
~ Zwiedzimy resztę miasta sami. A gdy wybuchnie gdzieś jakiś pożar lub burda to wiedz, że to my to wszczęliśmy i prawdopodobnie nie ma co zbierać. ~ Chaaya miała już dość tego miasta, a nawet nie zdążyła przebyć w nim jednej doby. Natomiast Jarvisa spotkało chłodne spotkanie z mentalną ścianą, jaką tancerka obwarowała się po przekazaniu informacji.
~ Jak sobie chcesz ~ odparł enigmatycznie czarownik i ruszył z Godivą w przeciwną stronę. ~ Poszukamy was jak zrobimy zakupy.
Bardka miała głęboko w poważaniu to, co miał jej do przekazania Jarvis. W zasadzie, to nie dość, że go nie słuchała… to nawet jakby chciała, to i tak nie usłyszałaby jego smętnego tonu pośród wszechobecnego wodospadu uskarżań się zielonoskrzydłego.
Chaai nie pozostało nic innego jak uzbroić się w cierpliwość i przytakiwać. Udawać, że go słucha nie mogła, bo gad doskonale wiedział, kiedy kobieta uskutecznia na nim tawaifowe sztuczki. Tak więc poklepując go uspokajająco po dłoni, słuchała… i słuchała i słuchała…

W końcu po godzinie, może dwóch. Oboje zmęczeni egzystencją, siedzieli na ławeczce, gapiąc się tępo w krzak przed sobą.
- Zjadłbym rybe - Neron przestał skubać końcówkę warkocza, oznajmiając światu swoją nową zachciankę.
- To chodź… idziemy na rybę - Chaaya nie wysilała się na ochoczość, w momencie, kiedy nawet oddychanie było jej wrogiem publicznym numer jeden.
- Tylko gdzie… - zasępił się gad.
- Najprędzej tam gdzie serwują ryby… chodź, nie marudź już, będziemy się martwić po drodze. - Klepnąwszy się w uda, kobieta wstała i ruszyła w kierunku bliżej nieokreślonym, ot… szukała szczęścia w polu… choć w tym wypadku w parku.
Na szczęście ktoś pomyślał o tym, żeby w parku przyciągającym tak dużo ludzi postawić… właściwie nie tyle postawić, a zaparkować na brzegach kanału nieduże barki serwujące posiłki. Niewyszukana kuchnia, ale były tam ryby z przyprawami także. Poszczególni właściciele barek głośno zachwalali swe dziełka i ciszej szkalowali konkurencję. Od czasu do czasu odganiali dzieciaki próbujące im podkraść jedzenie.
~ Jak zjemy skoro nikt nie wpadł wziąć pieniędzy od Jarvisa na drobne wydatki? Nie planowaliśmy się rozdzielać ~ przypomniał rozbawionym głosem Starzec.
~ On i tak chciałby surową rybę… ~ odparła bardka, cierpliwie podążająca za kręcącym się bez pomysłu białowłosym. ~ Zresztą w najgorszym wypadku oddam im magiczną biżuterię… ~ Tego jednak nie będzie musiała robić, gdyż Nvery nie dał się namówić do wejścia na żadną z barek.
- Nie chcę tu być… wracajmy już do pokoju… - mruknął zawzięcie, przyglądając się dzieciakom biegającym między statkami.
- Co z rybą? - Chaaya nie przestawała śledzić swojego skrzydlatego.
- Sam ją sobie złowię, wracajmy…
- Jest środek dnia, co chcesz robić w pokoju… oprócz trenowania, które zajmie nam góra trzy godziny - ciągnęła niestrudzenie, przyglądając się wodzie w kanałach.
- A tu co robimy? Nic… - zaczął, ale kobieta nie pozwoliła mu się dokończyć zdania.
- Więc co za różnica, czy będziemy w pokoju, czy tu?
Na te słowa smok nie miał odpowiedzi, wzruszył tylko ramionami, siadając nad brzegiem wody.
- Popływaj jeśli chcesz… ja sobie poradze. Może poznam kogoś ciekawego - zaproponowała ciepło, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Nie zostawię cie tu samej…
- Nie będę sama… idź upoluj dla nas ryby, też z chęcią zjem jakąś - odparła weselej, ale gad się uparł, więc ponownie przenieśli się na ławki, gdzie siedzieli obserwując mijających ich od czasu do czasu ludzi. Chaai nawet zaczynało to odpowiadać i z niejaką przyjemnością przyglądała się przechodniom, zastanawiając się kim byli, dokąd zmierzali i o czym właśnie myśleli.
~ Muszę szybko znaleźć sobie pracę, wtedy nie będziesz tak uzależniona od Jarvisa ~ wtrącił się w jej myśli po pewnym czasie.
~ Aż tak ci to przeszkadza? Ja nawet nie zwracam na to uwagi. ~ Wzruszyła ramionami, opierając się barkiem o ramię rozmówcy.
~ I tak debil nie wie co robić z tymi pieniędzmi, a ja na przykład kupiłbym ci mango…
~ To wielkoduszne z twojej strony ~ zironizowała bardka, a Zielony się tylko mocniej zapeszył.

Kolejne minuty mijały, a oni siedzieli jak te ciołki na ławeczce. Bez planu, bez pomysłu, bez środków do realizacji czegokolwiek. Na szczęście Chaai było daleko do nudy. Okolica w której byli, może nie powalała urodą, ale pojedynczy ludzie przechodzący w okolicy rekompensowali całkowicie monotonię porośniętego bluszczem parku. Miejska moda zupełnie nie przypadła bardce do gustu, choć może nie była to kwestia samych ubrań, co tendencji ich nosicieli.
Kobiety przy kości za wszelką cenę postanowiły skrywać swoje pełne wdzięki za falbankami, przez co przypominały lewitujące nad alejkami grube beki oleju. Te chude zaś podkreślały swój brak talii, piersi i tyłka, oblekając się w najbardziej z obcisłych fatałaszków. Mężczyźni zaś… ci, o bogowie, bili wszelkie rekordy w daltoniźmie. Bladoróżowy młodzieniec o marchewkowych włosach, przedefiladował przed tawaif w musztardowym fraku. Łamana żółć materiału uwydatniała różowość jego skóry, przez co przez ułamek sekundy, tancerka zastanawiała się, czy ten przypadkiem nie pomalował się na świński kolor lub nie jest chory na suchotną gorączkę.
- Zjadłbym rybę… - Nvery odezwał się w końcu, odprowadzając wzrokiem wypomadowaną damulkę w peruce, która kręcąc pupą, zmierzała w kierunku sali pojedynków. Gad w przeciwieństwie do swojej partnerki, zaczynał odczuwać pierwsze oznaki nudy.
- To idź i sobie kup… - Kobieta odparła wartko, wzruszając ramionami. Jakiś gołąb w krzakach zagruchał głośno.
- Nie takiej ryby… zresztą jak Starzec powiedział… nie mamy pieniędzy.
- Pieniądze to akurat nasz najmniejszy problem… - stwierdziła kwaśno Chaaya, bawiąc się złotym pierścionkiem z opalem. - Dam ci moją biżuterię… jak się dobrze potargujesz to dostaniesz surową rybę.
- Ale ja nie chcę - zawyrokował cierpiętniczo gad. - Surowej. Już.
Bardka parsknęła śmiechem, chowając twarz w dłoniach. Westchnęła cicho, oddychając głęboko.
- A jaką teraz chcesz rybę? - spytała gdy już głos nie drżał z rozbawienia sytuacją.
- Wędzoną.
- Jesteś gorszy od baby w ciąży.
Dziewczyna była zmęczona. Już od pewnego czasu, odczuwała ustawiczne pognębienie sytuacją w jakiej się znalazła. Lata praktyki w domu uciech, może i zahartowały jej ciało i ducha, lecz poziom absurdu jaki bombardował ją od początku przybycia do La Rasquelle zaczynał sięgać zenitu. To było zbyt wiele. Użerać się z napaloną smoczycą, zaspokajać skrywane żądze i kompleksy czarownika, służyć zaślepionemu, aroganckiemu Pradawnemu i… niańczyć niezdecydowanego dzieciucha jakim był Nveryioth.
Zaczęła się śmiać, a raczej chichotać niczym znerwicowane zwierzątko, rozcierając palcami skronie. Niestety im bardziej starała się powstrzymywać, tym ataki były coraz silniejsze, przyprawiając ją o łzy i czkawkę.
- Nie wiem co cie tak bawi - stwierdził sucho białowłosy, krzyżując ręce na piersi i nadymając policzki. Nie brnął dalej w dyskusje, skutecznie ignorując głupkowatą wesołość partnerki.

Po dłuższej chwili, do samotnego gołębia dołączyły kolejne. Z początku rezydowały w bluszczu, szamocząc się między gałązkami i gruchając od czasu do czasu do siebie nawzajem. Chaaya dawno przestała się śmiać i… właściwie to ruszać jako tako, ucinając sobie leniwą drzemkę, siedząc na ławce. Zielonołuski krążył po okolicy, od czasu do czasu sprawdzając, czy nikt nie niepokoi jego partnerki. Nuda zaczynała być nie do zniesienia. Tak samo jak krążące po jego głowie myśli i rozterki.
Szarobure ptaki węsząc okazję, wyleciały z krzewów i poczęły śledzić bladolicego, w nadziei, że ten rzuci im kawałek chleba lub ewentualnie przepuszczą na niego frontalny atak i okradną z dobrodziejstw pieczonej skórki. Nie mogły jednak przewidzieć, że ich ofiara wpadnie na podobny pomysł i zacznie czaić się na nie, robiąc coraz śmielsze zakusy na opierzone kuperki.
Na ratunek, jednej i drugiej ze stron, przybyła starsza para małżeństwa, która idąc dumnie alejką, przystanęła zdziwiona by przyjrzeć się śpiącej tancerce.
Gad automatycznie zmaterializował się koło nich, odstraszając swoją sępowatością, skrzyżowaną z mopsim grymasem niezadowolenia, po czym gdy ci tylko czym prędzej odeszli od wampirowatego nieznajomego, usiadł na ławce trącając kolanem o kolano Chaai, wybudzając ją.
- Co? - wyrwana z płytkiego snu kobieta, nie do końca orientowała się co się dzieje. - Mówiłeś coś?
- Że mi przeszło. Chyba. Tak jakby. Masz rację. - Nvery odpowiedział przez zaciśnięte zęby, wpatrując się złowrogo w szajkę gołębi, które siedziały w kupie przed nimi.
- A-ha… - Tawaif była lekko zdziwiona, sama nie wiedząc czym bardziej. Czy słowami kompana, czy ptactwem przed sobą.
- Zrobimy tak jak mówisz… codziennie rano i wieczorem będą treningi. Dziś, jutro i pojutrze spędzimy czas na poznawaniu miasta oraz szukaniu dla mnie roboty. Obojętnie co to będzie, nie jestem wybredny. Mogę podawać do stołu, mogę sprzątać i mogę stróżować po nocy. Chciałbym jednak, żebyś mi pomogła. Trochę. W wolnym czasie. Nauczyłabyś mnie pisać i czytać… i mówić w twoim języku… oraz… chciałbym umieć czarować. - Mężczyzna popatrzył na lekko skołowaną tancerkę dodając - I nie chce takich tanich sztuczek jak ty potrafisz… To nie moja bajka. Ja wolę… no wiesz… nieumarłych. Gdybyśmy wrócili do Jaskini… chciałbym umieć ożywić mojego przyjaciela.
Tym przyjacielem oczywiście był nie kto inny, a bezimienny szkielet nieboraka, którego gad zepchnął w przepaść, kiedy ten niechcący zabłądził do jego szczeliny. Przez lata samotności, smok przebywał w obecności powoli rozkładających się zwłok, obserwując je, rozmawiając z nimi, karmiąc i „pielęgnując” do czasu, aż nie zabłądziła tam Chaaya.
- Nie patrz tak na mnie… - zawstydzony Neron odwrócił wzrok. - Uśmiechać się też ci zabraniam.
- W końcu jakieś konkrety - odparła ciepło bardka, ukontentowana, że jaszczur podczas jej drzemki postanowił wziąć w końcu byka za rogi i spojrzeć mu prosto w oczy. - Chodź, póki nie ma jeszcze Jarvisa i jego ptaszyny… zatańczę dla ciebie na scenie. - Tawaif wstała z ławki, ciągnąc za sobą czerwonego jak piwonia białaska.

~ Jak chcesz bym dla ciebie zatańczyła? ~ Bardka wmieszała się w tłum artystów za sceną, rozglądając się jakimś bębniarzem, który mógłby wybić jej rytm. Nie poskąpiłaby też głosem, najlepiej kobiecym.
~ Improwizacja z mieszaniną stylów. Lubię dholiański kathak ale i malhariański taniec brzucha… ~ Smok siedział na widowni, obserwując jakiś występ, bez większego zainteresowania. Granie na cymbałkach nie należało do jego ulubionej dziedziny ekspresji.
~ Zobaczymy co mi się uda wykombinować… ~ odparła ciepło tancerka.
~ Wróciliśmy. Godiva ma nową włócznię. ~ Telepatyczny przekaz świadczył o tym, że czarownik był już w okolicy.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 08-03-2017, 18:33   #29
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Rozglądająca się bardka dostrzegła grupkę, może nie aż tak utalentowanych muzyków, ale na potrzeby Chaai idealnych . W przeciwieństwie do tamtych wirtuozów ich muzyka nie była, aż tak dzika i nieprzewidywalna. Bębny, piszczałki. Wszystko to bardka znała. Nie byli może tak popularni wśród bogatych kupców, ale ich skoczne dźwięki przyciągały mniej wymagającą gawiedź, ku głazowi przy którym grali solowy popis. Póki co najwyraźniej nikt nie podjął się ich wyzwania, a i im bardziej zależało na monetach wrzucanych do leżącego przed nimi kapelusza, niż na pojedynku z jakimiś wykonawcami.
Tancerka przyglądała się grajkom, zupełnie nie kryjąc się ze swoimi intencjami. Odczekała jednak grzecznie, aż nastąpi przerwa między utworami i wtedy podeszła do kapeli, uśmiechając się szeroko i przyjaźnie.
- Ślę pozdrowienia z cieplejszej strony świata - kiwnęła głową, do przyglądających się jej mężczyzn i kobiet. - Widzę, że muza wam sprzyja, choć nikt jeszcze nie podjął waszego wyzwania.
- Witaj panienko - rzekł najstarszy z grajków i wokalista zarazem uchylając przed nią swój słomiany kapelusz. - Na szczęście dla nas, bo jeszcze my nie gotowi by się mierzyć z kimkolwiek. Mamy... jeszcze dużo pracy przed sobą.
Kose spojrzenia jakie posłała zarówno jemu jak i Chaai żeńska część grajków, świadczyła o tym że głębszy flirt nie będzie tolerowany. Być może jedna z kobiet była żoną muzyka.
Tawaif nawykła do tego typu spojrzeń, nie speszyła się ani na moment, wszak nawet jeszcze nie zaczęła z chłopiną flirtować, a jeno się przywitała. Jednakże, jak było widać na załączonym obrazku, większość kobiet, zwłaszcza zamężnych łączyła wspólna nić. Nić braku pewności co do swego statusu. Przykry widok, dla kogoś, kto owego statusu nigdy nie posiądzie.
- Nie bądźcie tacy skromni, słuchałam was i obserwowałam… macie dryg i talenta, choć opory przed puszczeniem wodzy wyobraźni… Wszystko jednak przed wami. Nazywam się Paro. - Tancerka ukłoniła się grzecznie, z gracją należną komuś, kto był za pan brat z własnym ciałem. - I szukam kogoś, kto podjąłby moje małe wyzwanie… na wyobraźnię, a więc i improwizację. Nie chcielibyście może spróbować swoich sił na scenie?
- Cóż... - zamyślił się mężczyzna i dostał kuksańca od blondynki, która przejęła rolę negocjatora. - Mam wrażenie, że masz jakąś konkretną propozycję Paro, nieprawdaż?
- Bogowie raczą wiedzieć… - odparła łagodnie bardka, wzruszając nieznacznie ramionami, kręcąc głową na boki, ni to potakując, ni przecząc. - Bardziej poszukuję. Serca. A raczej jego bicia. - Wskazała dłonią na bęben. - Oraz głosu, który wprawi moje ciało w ruch. Jestem tancerką, która przegrała zakład. I… właśnie próbuje się z niego wywiązać. - Uśmiechnęła się na pozór łobuzersko, lecz bardziej szczerze rozbrajająco.
- Nie ma z tego dla nas jakichś pieniędzy - zmarkotniała blondynka, a jej miedzianowłosa koleżanka zapytała. - Cóż… kto w tym układzie improwizuje? Ty do naszej pieśni, czy my do twoich ruchów?
- Fortuna kołem się toczy, kto wie co was spotka po zejściu ze sceny. Zatańczę tak jak mi zagracie, warunkiem jest jednak pewna konwencja, której musielibyście się trzymać. A mianowicie motyw. Wyobraźcie sobie amazońską dżunglę oraz jej mieszkańców, tam… spotkacie mnie. - Tancerka ponownie dygnęła. Zwracając się bezpośrednio do kobiet niż mężczyzn.
- Ostatnio nasza Fortuna podskakiwała często na wybojach - stwierdził młody bębniarz, dostając kuksańca do blondynki i zabójcze spojrzenie.
- Myślę, że możemy spróbować… co mamy do stracenia - mruknął głośno i znacząco mężczyzna, na co blondynka rzuciła mu gniewne spojrzenie, ale ruda oparła dłoń o jej ramię mówiąc cicho. - Silfa daj spokój. Co nam szkodzi. Najwyżej tancerka się zbłaźni.
- Jestem Raufe, to moja żona Silfa, moja szwagierka Erlani i Ulf mój… adoptowany syn - przedstawił po kolei wszystkich. Siebie, zadziorną blondynkę, rozsądnego rudzielca i młodzika.
- Oj więcej entuzjazmu… nie macie nic do stracenia, a możecie jedynie zyskać, jeśli nie sławę, to przynajmniej chwilę uciechy ze mnie. - Chaaya zachichotała wesoło, wskazując na budynek. - Muszę się jedynie przebrać i jestem gotowa. Potrzebujecie trochę czasu na zaznajomienie się amazońską puszczą i jej dzikimi mieszkankami?
- Nie… chyba nie. - Zamyślił się Raufe i rzekł. - Erlani załatwisz formalności?
- Tylko jeśli obieca ona, że jeśli ktoś po tym występie rzuci nam wyzwanie, to ona go podejmie wraz z nami. Nie chcę byśmy zostali po wszystkim z opuszczonymi gaciami - stwierdziła stanowczo szwagierka.
- Oczywiście, czemu nie… - Chaai było wszystko jedno, wprawdzie szczerze wątpiła, by ktoś rzucił im wyzwanie po sprezentowanym pokazie ich wspólnych umiejętności i bynajmniej nie dlatego, iż uważała, że swym tańcem onieśmieli każdego potentata na przeciwnika, ale jeśli miało to uspokoić kobiety, to pal licho i tak nie miała co robić w tym cholernym mieście, a tak przynajmniej się trochę zabawi.
Erlani oddaliła się w kierunku centrum parku, do budynku w którym odbywały się owe publiczne pojedynki i wyzwania zostawiając swoich towarzyszy grajków zajętych planowaniem pieśni. Nooo prawie…
- Skoro jesteś tancerką, to gdzie są twoi grajkowie? A może występujesz w jakimś teatrze? - zaciekawił się Raufe, ku wyraźnej dezaprobacie swej żony.
- Hmmm… - zamysliła się brązowowłosa, przekrzywiając lekko głowę na bok. - Nie mamy teatrów tam skąd pochodzę… ale, myślę, że miejscu w którym pracowałam najbliżej mu właśnie do niego. Niestety, wyruszając w podróż, zostawiłam wszystkich za sobą. - Wzruszyła ramionami, spoglądając to na Raufa, to na Silfę. - W La Rasquelle jestem od wczoraj, jeszcze nie zdążyłam poznać miasta i tutejszych artystów, z którymi mogłabym współpracować. Jesteście pierwsi!
- No… i masz szczęście, że trafiłaś na nas, mamy ambicję grać w przyszłości dla moźnych tego miasta. Oczywiście przed nami sporo wyrzeczeń i ćwiczeń, ale kto wie. A jeśli twój występ okaże się udany, to naszej grupce przyda się tancerka - rzekł z ciepłym uśmiechem Raufe, jego żona nie podzielała jednak jego entuzjazmu.
- Kto wie co przyniesie jutro - odparła enigmatycznie, starając się nie podzielać zbytnio entuzjazmu mężczyzny, co by nie popaść w jeszcze większą niełaskę u jego żony. - Jeszcze się okaże, że nie będę was godna i co wtedy? - Zaśmiała się wesoło, kryjąc uśmiech za dłonią.
- Nie należy się wtedy poddawać, tylko ciągle dążyć do perfekcji - rzekł ze śmiechem Raufe próbując poprawić samopoczucie Chaai. Niepotrzebnie zupełnie.
Tymczasem w okolicy pojawił się Jarvis wraz z Godivą dumnie prezentującą swoją nową broń.
Bardka dostrzegła parę, którą nawet ślepy by zauważył… a na pewno smoczycę ze swoją… dzidą. Kobieta przygryzła wargę by nie wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem.
- Chodźmy może już do środka… muszę się przygotować - odparła spolegliwie, zachęcając kompanów do ruszenia w jej ślady.
~ Postarajcie się przez chwilę udawać, że nas nie znacie… ~ Poprosiła zachowawczo czarownika, unikając patrzenia w jego kierunku.
Nie padła odpowiedź od Jarvisa, ale czarownik zaczął rozmawiać przez chwilę z Godivą i obojetnie skręcili w inną alejkę odprowadzani spojrzeniem młodego Ulfa skupionym na krągłościach smoczycy.
- Też bym chciał mieć takiego ochroniarza - mruknął młody bębniarz.
“Nie chciałbyś…” pomyślała tancerka, ruszając w swoim kierunku. Milczący zielonołuski od pewnego czasu bombardował umysł Chaai zniecierpliwionymi myślami, pomieszanymi z oczekiwaniem i ekscytacją. Na szczęście nie za bardzo skupiając się na otoczeniu, przez co nie dotarło do niego jeszcze, że czarownik powrócił i być może zobaczy jego partnerkę w akcji.
Grupa grajków ruszyła posłusznie za bardką. Temat pięknych ochroniarzy, szybko umarł śmiercią naturalną, pod lodowatym spojrzeniem Silfe. Panowie najwyraźniej znajdowali się mocno pod butem kobiety, a może, czuli się onieśmieleni w obecności nieznajomej tancerki, poruszać tego typu kwestie.

Gdy grupa weszła do środka tawaif wskazała na siedzącego na środku, górującego wzrostem i wyróżniającego się stonowanym wyglądem smoka.
- Mój brat Neron… przyczyna naszego spotkania - widząc zdziwione spojrzenia nowych towarzyszy, Chaaya szybko sprostowała. - Mamy jedynie wspólnego ojca, który cóż… miał słabość do wyróżniających się wyglądem kobiet. Moja pochodziła z kraju, gdzie prawie nigdy nie zachodziło słońce, a jego… stamtąd skąd prawie nigdy nie wschodzi. Chodźmy za scenę
- Jeśli można spytać.. to o co właściwie się założyliście? - Raufe bąknął niepewnie pod nosem, unikając lodowatego spojrzenia żony.
- Ach… to głupota, wstyd mi się przyznawać. Większość życia spędziłam na pustyni. Nie znałam chmur, deszczu czy śniegu. Mgła i wilgoć również była mi obca… Nero stwierdził, że nie wytrzymam nawet dnia w La Rasquelle bez narzekania na… pogodę. Miał rację, niestety. - Chaaya odwróciła się do mężczyzny, kryjąc szeroki uśmiech za dłonią.
- O Erlani wraca! - Ulf odezwał się podekscytowany, machając do dziewczyny ręką, by wskazać gdzie się znajdują. Blondynka podeszła do reszty, trzymając się pod bokami.
- No to załatwione… jesteśmy trzeci w kolejce. Teraz są skrzypaczki, po nich wchodzą sopranistki operowe i potem my - oznajmiła wartko.
- Świetnie, to jak mamy trochę czasu to… ja pójdę się przygotować. - Bardka oddaliła się od grupy, ściskając mocniej torbę na ramieniu. Dawno nie występowała przed tak dużą publicznością i zaczynała się trochę tremować…

Strój jaki zabrała ze sobą, kupiła razem z Godivą podczas ich pobytu w przystani. Kolor ani wykonanie zupełnie nie przypadł jej do gustu, ale wybrała go z powodów czysto rozrywkowych. Otóż… ubiór ten, był wyraźnie wzorowany na pustynnych klimatach z tym, że był całkowicie niepraktyczny i wprost uwłaczający kobiecej godności… nawet tawaif, czy niewolnicy. Chaayę do tego stopnia rozbawił owy wytwór ludzkiej wyobraźni, że postanowiła zachować stój na pamiątkę, by… jeśli kiedykolwiek wróci do domu, pokazać go swoim siostrom i pośmiać się z naiwnych, białoskórych ignorantów, ślepo podążający za sztuczną orientalnością.
Owe miasto było pełne tego typu ludzi. Przyglądając sie swemu odbiciu w lusterku, tancerka zanuciła cichą melodię, wydobywając z siebie wewnętrzne piękno. Jej śniada i gładka jak muślin skóra, zaczęła połyskiwać złotomiedzianym poblaskiem, perfekcyjnie konturując krągłości jej piersi, sprężystość mięśni nóg i brzucha. Była gotowa by zatańczyć przed publicznością, co do której intencji miała wielkie obawy. Czy przyjmą ją z aplauzem, czy może wyśmieją? Czy nie obrazi nikogo swą odmiennością, oraz… najważniejsze. Czy była dostatecznie dobra? Dobra dla samej siebie… nie dla innych. Gdyby była tu jej babka, na pewno dostałaby szczerą odpowiedź na temat swojego występu… Chaaya schowała lusterko do torby i wyszła do czekającego na nią zespołu. Sądząc po odgłosach ze sceny… zaraz będzie ich kolej.

Na widok tawaif, adoptowany Ulf, aż cały pokraśniał na twarzy jakby trafiła go wysoka gorączka. Otwierał usta niczym wyrzucona na brzeg ryba, a głos z jego krtani przypominał pisk zgniecionego w garści pisklaka. To zaalarmowało Raufe, który gdy tylko spojrzał na tancerke… zaczął się uśmiechać zawadiacko, co rozjuszyło Silfe a i szwagierkę przyprawiło o kwaśną minę. Tancerka była pewna, że to jej ostatni występ z tym zespołem. Na pewno Silfe tego dopilnuje, co jej samej w sumie odpowiadało. Już Chaaya widziała jak Silfe robi zamach w kierunku męża, gdy nagle rozległ się trzask, aż okoliczni zebrani podskoczyli w przestrachu, oglądając się na boki w przestrachu.
Na szczęście i nieszczęście… Erlani nie wytrzymała i kopniakami tak pogoniła obu mężczyzn, że jeden mało nie wyzionął ducha, a drugi w popłochu, zbierał z podłogi strzępki słomianego kapelusza.
- Mamy występ. Ślinić się będziecie później.- warknęła gniewnie.- Nie róbcie nam wstydu.-
~ Jaki potwór… ~ Nvery odezwał się zlękniony, pokazem siły drobnej blondyneczki, a bardka cofnęła się o krok w obawie, że i jej się oberwie. Wtedy właśnie zostali zapowiedzeni, a w sali przygasły nieco światła nadając tajemniczego klimatu.
- Pamiętajcie… puszcza, amazonki, bicie serca… - szepnęła do kompanów, którzy ruszyli na scenę.
~ Bogowie na co ja się porwałam… ~ pisnęła przestraszona do skrzydlatego, obserwując zza kulis, jak przerażony chłopak starał ustawić bębenek do góry nogami, a rozeźlone kobiety, namawiały się nieco zlęknione, między sobą.
~ Będzie dobrze… Poprowadź ich… Niech grają tak jak im zatańczysz… nawet się nie spostrzegną… no to chaloo!

No i się zaczęło. Powoli i po cichu. Niepewnie. Chaaya zwlekała z wyjściem do ostatniej chwili, lecz nie było dla niej szansy na odwrót.
Gdy poczuła dziesiątki par oczu wpatrzonych w jej półnagią sylwetkę, poczuła jak znajoma fala gorąca uderza w jej ciało, a jej jaźń powoli się rozmywa stając się niezidentyfikowaną falą energii, która poruszała jej członkami w tylko sobie znanym rytmie. Strach powoli odchodził na dalszy plan. Wpatrzeni w nią, niczym zahipnotyzowani, członkowie zespołu zaczynali czuć się pewniej. Poczuli, że znaleźli się we właściwym miejscu i o właściwej porze… że mogą stworzyć coś niesamowitego. Ulf puścił wodze wyobraźni, wybijając mocniejszy rytm do ruchu bioder tancerki. Obie z pań, zaczęły bujać sie w rytm melodii, wnosząc głośny i dziki śpiew, niezrozumiały dla nikogo z zebranych.
Bardka wiedziała, że nie jest idealnie i, że musi zrezygnować z wielu technik, okiełznując przy tym dziką chęć zaszalenia tu i teraz. Skupiwszy spojrzenie na Nveryiocie, obracała się niczym vorteks krystalicznej energii, czerpiąc przyjemność z uwielbienia jakie czuła ze strony swojego partnera, aż w sali nastała cisza.
Z sali padły brawa, głośne i częste. Nie wszystkim się co prawda podobało, ale cóż… Chaaya wiedziała, że z tym zespołem nie mogła zaprezentować w pełni swego kunsztu, a i tutejsza publika miała gusta inne niż ludy pustyni. Parę nosów uniosło się wysoko nie doceniając widowiska, ale zdecydowanie większość biła brawo. W tym dwie znane Chaai osoby: Godiva i Jarvis.
Bardka uśmiechnęła się szeroko, kłaniając się publiczności, po czym dygnęła w stronę zespołu i zeszła ze sceny. Jeśli ktoś liczył na bis to się srogo pomylił.
~ TE GŁUPIE KURWIE TU SĄ! ~ Nvery w końcu dostrzegł wielgachną włócznię smoczycy, dostając niemalże piany na ustach. Dobrze, że teraz, a nie podczas jej występu, bo mogłoby być nieciekawie.
Jak na zawołanie, białowłosy zaraz zmaterializował się koło dziewczyny, garbiąc się nad nią niczym wygłodniały sęp nad konającym zwierzęciem.
- Podobało się kochaniutki? - spytała słodko, przechodząc do pomieszczenia, gdzie się w spokoju przebrała w dawne ubranie.
~ Nie. Po stokroć nie. Udław się. ~ Smok, nie mógł przeboleć, że Jarvis widział jak Chaaya tańczyła, do tego stopnia, że zaczął wyżywać się na niej samej.
~ Cieszę się… w takim razie oboje możemy zapomnieć o tym co tu miało miejsce. ~ Tawaif wyszła do swojego partnera, biorąc go pod rękę.
- Jakiś gość obok mnie mało nie spuścił sobie gaci z tyłka na twój widok… myślałem, że rzygnę… - mężczyzna poskarżył się zbolałym głosem, prowadząc ich oboje do wspólnej sali.
Jarvis i Godiva już czekali tam na nich. Smoczyca opierała o swe ramię nową włócznię niczym ulubioną zabawkę.

Oręż o dość długim i szerokim ostrzu. Broń zdobiona i dość ciężka.
- Wypadłaś znakomicie na scenie - rzekła z entuzjazmem smoczyca.
- To prawda. Co więc teraz? - zapytał czarownik. - Czego szukamy?
~ Nie wypadłaś znakomicie… pomyliłaś się w jednym kroku i raz ci noga zadrżała. Ślepe bubki… ~ mruknął cierpiętniczo gad, a Chaaya uraczyła go ciepłym uśmiechem. Nie spodziewała się, że smok wypatrzy jakiekolwiek mankamenty w jej przedstawieniu. Jednakże bezwzględne wałkowanie przez niego jej wspomnień w końcu na coś się przydało.
- Mam ochotę na rybę - odparła na głos. - I chciałabym przejść się po rynku… lub targu.
- Targ jest w porcie głównym i w pozostałych mniejszych portach. Większość stałego lądu w mieście jest zajęta przez budynki, tak więc targ rybny jest w budynkach portowych. Można tam zakupić dowolną rybę, a potem znaleźć karczmę w której się ją przyrządzi. Oczywiście za odpowiednią opłatą - wyjaśnił sytuację czarownik.
Znudzenie wymalowane na twarzy Chaai oraz zblazowanie u Nerona mogły podpowiedzieć, że cały jego wywód był niepotrzebny.
- Rybę chcę surową iii... nie chcemy iść do karczmy, prawda? - Kobieta zwróciła się do białowłosego, który ściągnął brwi w zamyśleniu po czym zaprzeczył, potrząsając głową. - W zasadzie nie musicie z nami iść jeśli nie chcecie… zostaw nam tylko tym razem trochę pieniędzy.
- Nie radzę mu jej jeść w ludzkiej formie. My ludzie, wszak źle znosimy surową rybę, zwłaszcza zjedzoną szybko - przypomniał czarownik i dodał. - A poza tym chodźmy razem. Nie ma wszak żadnego powodu by się rozdzielać, prawda?
To pytanie Jarvis zadał patrząc Chaai prosto w oczy.
Bardka uniosła jedną brew, odwzajemniając spojrzenie czarownika.
- Wydaje mi się, czy już podobną rozmowę odbyliśmy na statku? Czyżbyś zapomniał, czy po prostu nie słuchał?
Do rozmowy dołączył Neron, walczący od pewnego czasu z uśmiechem.
- Skąd przeświadczenie, że tę rybę chcę zjeść ja i to na surowo?
- Więc chodźmy, a właściwie popłyńmy - rzekł w odpowiedzi czarownik ruszając przodem. - Nie wydaje mi się by port rybny zmienił położenie od mego ostatniego pobytu w mieście.
~ Nie słuchał… ~ zawyrokował zajadle smok, wymieniając spojrzenie z bardką.
~ Idzie w zaparte… ~ mruknęła Chaaya. ~ A ty starcze co obstawiasz?
Para ruszyła za swoim przewodnikiem w milczeniu.
~ Ciekawe czy gołębie dalej tam są… ~ zamyślił się na chwile Zielony, gdy przechodzili koło alejki w której spędzili ładnych kilka chwil.
~ Za duże tłumy, za dużo osób dookoła ~ ocenił Starzec. ~ Wy ludzie lubicie sobie komplikować sytuację. Ja bym po prostu porwał bez pytania.
~ Wybacz, ale nie rozumiem o czym teraz mówisz… o gołębiach, czy o Jarvisie? ~ Tancerka uśmiechnęła się pod nosem, gładząc Nverego po ramieniu.
~ Zupełnie nie wiem dlaczego ważne jest dla niego twoje zdanie. Dlaczego się o ciebie troszczy. Przecież wie, że ty musisz być podporządkowana komuś. A ty wiesz, że cię pożąda ~ stwierdził krótko Starzec. ~ Ludzie to głupie stworzenia, dlatego nigdy nie zapanują nad światem.
Tymczasem czarownik z Godivą dotarli do sojących przy brzegu gondol i czarownik zaczął się targować na temat opłaty za przewóz czterech osób.
Chaaya szczerze nie rozumiała o co tym razem chodziło Pradawnemu. Nie drążyła więc tematu, nieco tym wszystkim zafrasowana. Zastanawiając się nad sensem słów, obserwowała w zatroskaniu czarownika, gdy tymczasem Nvery po prostu stał i śledził wzrokiem mewy na pobliskim budynku.
Po chwili sprawa była załatwiona i czarownik gestem dłoni przywołał pozostałą dwójkę. - Dopłyniemy w ciągu piętnastu minut, około… chyba że niektóre kanały będą zapchane.
- Nigdzie nam się nie śpieszy - oznajmiła ciepło, wchodząc ostrożnie do gondoli i zasiadając na ławeczce.
Zielony puścił rękę bardki i przeniósł się na dziób, skąd miał lepsze widoki na mijane kanały. Siedząc z kolanami pod brodą, obserwował świat wielkimi jak spodeczki oczami.
Z początku płynęli dość szybko, Nveryioth na dziobie, Godiva tuż za nim. Jarvis przysiadł obok Chaai. Mijali widoki jakie tylko to La Rasquelle mogło zaoferować. Do czasu... gdy skręcili w kolejną uliczkę. Wtedy dostrzegli kilka czarnych gondol o zabudowanych żelaznymi płytami rufach, na których to wznosiły się czarne przybudówki pokryte symbolami ognia i słońca. Z jednej z kamienic wydobywał się dym, a wokół niej kręciło się sporo zamaskowanych mężczyzn w czarnych płaszczach.
- Niech nas blask Naethasa strzeże - jęknął gondolier i wykonał kilka nerwowych gestów. Po czym starał się w miarę szybko zawrócić gondolę.
Tancerka podziwiała mijane kamienice w milczeniu, od czasu do czasu spoglądając w niebo z niejakim grymasem niezadowolenia. Ożywienie z poprzedniego wieczora, kiedy to dopiero co przybyli do miasta, zniknęło bezpowrotnie, ustępując psychicznemu zmęczeniu.
Gdy ich przewoźnik żywo zareagował na napotkane gondole, Chaaya nieco się ożywiła, przyglądając się z zaciekawieniem symbolom na metalowych rufach.
- A co to takiego? - spytała zaintrygowana, oglądając się na mężczyznę u steru. - Co oni robią?
- Oczyszczają… to może być gniazdo drapieżników, legowisko wampirów albo kryjówka demonów lub innych pokrak z zaświatów - wyjaśnił czarownik ponuro.
- Lub heretycy panienko. Ostatnio plugawe kulty się plenią. Ponoć cały świat zmierza ku zagładzie.- doprecyzował gondolier.
- To chyba dobrze, że to robią, prawda? - Kobieta obejrzała się ostatni raz na zacumowane łodzie. Jej stosunek był zachowawczy, co nie można było powiedzieć o Nverym, który prawie nie wypadł przez burtę, najwyraźniej niepocieszony, że omija go “ciekawa zabawa”.
- Gdyby rzeczywiście tak robili, ale łatwo kogoś nazwać demonem w tych czasach i spalić. Martwi nie zgłaszają skarg, że ich źle osądzono - odparł nerwowo gondolier. - Jakieś dwa trzy lata temu się zaczęło źle dziać. Wzrosła ilość tajemniczych mordów, wzrosła panika i zaczęło się polowanie na winnych. Prawdziwy karnawał ognia i krwi.
Chaaya popatrzyła nieco zdziwiona na Jarvisa, ale słowem się już nie odezwała, podpierając głowę na dłoni i odwracając wzrok gdzieś na bardziej neutralne tereny.
Nagle nastąpiła eksplozja niemal rozsadzając od wewnątrz górne piętro budynku. Z płomieni wynurzył się skrzydlaty potwór, smagając kolczastym łańcuchem na prawo i lewo.


Odpowiedzią na ten widok były błyskawice przeszywające powietrze i huk broni palnej. Zgromadzeni na brzegu oraz na gondolach ludzie zareagowali atakiem na pojawienie się demona, tylko go bardziej rozwścieczając.
A gondolier panicznie wbijał drąg w dno kanału, by jak najszybciej opuścić to miejsce. Każdy huk, strzał, ryk komentował głośnym, mało męskim piskiem.
Godiva wpatrywała się z zachwytem w demona traktując go jako potencjalny cel dla swej włóczni. Również Jarvis uzbroił się w swoje dwa pistolety i… czekał. On jednak nie wydawał się tak chętny do walki. Chaaya miała też wrażenie, że on wie co to za potwór.
Nveryioth zawył niczym podniecone szczenie, wstając na równe nogi i mało nie wywalając się do wody. Widok demona oraz “heroicznej” walki ludzi na brzegu, najwyraźniej bardzo przypadła mu do gustu.
O dziwo sama bardka, nawet nie drgnęła, może tylko trochę przestraszona niespodziewanym wybuchem, ale na pewno nie samym stworzeniem.
- Ach te wspomnienia… - odparła trochę rozckliwiona, cicho wzdychając, choć gest ten przesycony był manieryzmem.
- Ja go chcęęę! - Białowłosy zafalował rękami w powietrzu, jakby chciał nawigować skrzydlatą bestię by wylądowała obok niego.
- Cornugorny lepiej zostawiać w spokoju… zwykle nie są same. To oficerowie, zawsze mają kogoś pod sobą. Gorzej że zazwyczaj mają także kogoś nad sobą - stwierdził czarownik przyglądając się bestii i spytał gondoliera. - O co chodzi z tym całym końcem świata?
- Ponoć odkryto w starych ruinach na północ stąd kalendarium… i kończy się ono niedługo. Epoka ludzi zachodzi, tak jak wcześniej zaszła epoka krasnoludów, a przed nią elfów i gnomów - wyjaśnił zabobonnym tonem gondolier.
- Erthu! - zaskandował radośnie Nvery, walując niczym witka na wierzbie.
- Na pustyni koniec świata mamy dwa razy do roku… w okresie pory suchej - mruknęła Chaaya, nawijając sobie kosmyk włosów na palec, ponownie spoglądając na demona w powietrzu.
- Tym razem to coś więcej pani. Nie jakiś tam kataklizm czy upadek królestwa. Powiadają, że nadchodzi koniec ludzkiej cywilizacji i samej ludzkości. Że skończymy jak krasnoludy osuwając się w barbarzyństwo… czy wytępieni jak elfy. Mówią, że następny jest czas demonów. - Gondolierowi drżał głos. - Wielu chce wkupić się w łaski następnych panów świata.
- Skup się prowadzeniu… bo ten twój koniec świata może nastąpić już dzisiaj poprzez nieuwagę… - upomniała gondoleira tancerka, nadając swojemu głosowi nieco wystraszony ton, po czym przepuściła atak na niesfornego smoka. - Nero usiądź i przestań bujać łodzią! Na bogów dorosły już jesteś…
Gad usiadł na zydlu, obracając się obrażony do partnerki.
- Niech się panienka nie martwi… nie zamierzam tu umierać - odparł gondolier. Skręcili w kolejny kanał i stracili możliwość oglądania tej jatki. Dochodziły do nich jedynie odgłosy.
~ Łącząc to co widzieliśmy na pustyni, z tym co widzieliśmy tu… zbieżność ta jest niepokojąca. ~ Rzekł telepatycznie czarownik.
~ Nawet jeśli… to i tak nie mamy na to wpływu ~ odparła Chaaya uspokajającym głosem, po czym zwróciła się do Pradawnego ~ Wiesz pewnie więcej od nas… zechcesz się podzielić spostrzeżeniami?
~ Po co masz mieć nocne koszmary? ~ odparł enigmatycznie Starzec. ~ Tak czy siak, wiedz że przepowiednie nie muszą się sprawdzić. Jaki sens bowiem znać przyszłość, jeśli nie można na nią wpłynąć?
~ Trudniej obronić się przed niebezpieczeństwem, jeśli jest się go nieświadomym… ~ Tawaif nie spodobała się odpowiedź Czerwonego.
~ Możemy sprawdzić później o co dokładnie chodzi z tym końcem świata, kiedy odbębnię już niańczenie Nverego ~ zwróciła się do Jarvisa, uśmiechając się do niego po raz pierwszy tego dnia.
~ Osobiście uważam to za dobry pomysł. Mimo wszystko lubię ten świat ~ potwierdził Jarvis, a Starzec przez chwilę milczał. A potem odmruknął krótkie. ~ Później… może.
Bardka nie podzielała zainteresowania tematem. Świat i życie doczesne nie było zbyt wiele warte dla jej ludu, który skupiał większą uwagę na duchowości. Bez świata duchy i tak dalej będa istnieć, choć koło reinkarnacji zostanie mocno zachwiane, chyba… bo scholarką nigdy nie była. Dotknąwszy, palcami prawej ręki, ucha, najpierw jednego, a później drugiego, wypowiedziała bezgłośne mantry, mające uchronić przed złem ją i jej towarzyszy.
Więcej i tak nie zdziała.
Nvery siedział nabzdyczony na przedzie, splatając ręce na piersi i bębniąc długimi palcami o ramiona. Oboje jakby stracili zainteresowanie mijanymi widokami, wpatrując się ślepo przed siebie, choć skrzydlaty od czasu do czasu spoglądał tęsknie w kierunku, skąd odpływali.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 08-03-2017, 18:36   #30
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Targ rybny był olbrzymi… gondole oblegały oba brzegi. Do tego jeszcze znajdowały się łodzie wypełnione rybami. Było głośno. Zapachy ryb mieszały się w jeden charakterystyczny odorek, a kupcy i klienci przekrzykiwali się nawzajem. Panował więc zgiełk, tłok i charakterystyczna atmosfera targu podsycana przez miejscowy wilgotny i tropikalny klimat. Gondola, którą płynęli nie mogła wpłynąć na targ, ze względu na wypełniające go szczelnie gondole i łodzie, więc przybiła do brzegu. I wysiedli z niej.
Białowłosy mężczyzna jakim była aktualnie Nvery, nie odstępował swojej partnerki ani o krok, wczepiswyszy się w jej ramię smukłymi palcami, co by mu nie uciekła w tłum. Niczym czujny piesek preriowy, rozglądał sie nad głowami zebranych, marszcząc od czasu do czasu brwi w zamyśleniu.
~ Nic nie czuję przez ten nos… ~ poskarżył się, ciągnąc Chaayę za sobą. ~ Jak mam wybrać rybę, która będzie mi smakować jak nic nie czuję… nic a nic… zero smaku, a zapach też nie jest jakiś obiecujący.
~ Weź pierwszą lepszą i tak ją upieczesz nad ogniem z jakimiś chwastami… ~ Bardka cierpliwie znosiła szarpanie i przestawianie jej niczym przedmiotu to w lewo to w prawo, w zależności jak aktualnie było wygodnie zielonołuskiemu. ~ Nawet nie musisz mnie ze sobą… przenosić. ~ Stwierdziła rozbawiona, gdy gad ponownie ją przestawił, niemal podnosząc i przenosząc.
~ Cicho… nie marudź mi tu. Chce rybę a więc i ty chcesz, więc zacznij na taką wyglądać. ~ upomniał ją Neron, a tawaif tylko wywróciła oczami wspominając
~ Nie lubię ości… weź jakąś flądrowatą…
~ A ja je lubię więc wezme taką jaką ja chcę…
~ Jako człowiek nie lubisz ości, weź tą z mniejszą ilość…
~ CICHO! Dobra idziemy tam, za mną… ~ zawyrokował dumnie, ciagnąc Chaayę za rękę.
Zrezygnowana kobieta, odwróciła się tylko z Jarvisem, i gdyby jej spojrzenie nie było aktualnie puste jak u porcelanowej lalki, to można by przypuszczać, że wołałaby o pomoc.
Godiva i czarownik ruszyli za nimi, Jarvis rzekł wtrącając się. - Jeśli nie możecie się zdecydować, to ja akurat znam miejscowe gatunki i potrafię znaleźć świeży rarytas.
~ O jakiś ty litościwy, UDŁAW SIĘ! ~ zironizował gad, pochylając się nad straganem, przymuszając i bardkę by zrobiła to samo.
~ Zrób coś dla mnie i powiedz mu to na głos ~ fukneła tancerka, na co smok tylko odpowiedział rezolutnie
~ Nie kupi mi ryby, taki głupi to nie jestem. Ta z czerwonymi łuskami jest fajna. O a ta jest jak tęcza na niebie… a to co to? To na pewno ryba?
- Tak… wybierz coś dla mnie jeśli byś mógł - odparła proszącym tonem do czarownika, przez co zarobiła strzał w tył głowy. Rozwścieczona oddała mężczyźnie pięknym za nadobne, nadeptując mu z kopa na stopę.
Jarvis podszedł do jednego ze stanowisk i rozejrzał się, po czym wskazał jedną z ryb. - Tę proszę zapakować. W całości.
I za chwilę zaczął się targować z kupcem, który żądał całkiem wysokiej ceny za nią.
- Arapaima rzeczna… duża i smaczna... białe mięsko, tłuste… mało ości. Tak ją pamięta - rzekła Godiva stając za Chaayą i przyglądając się czarownikowi.
- Wspaniale, nie lubię ości - odparła grzecznie tawaif, a jej partner się tylko… miło uśmiechnął.
Była to duża ryba i teraz cała znalazła się w rękach czarownika. - Skoro zakupiłem to ja wybiorę knajpkę w której nam ją przyrządzą. Wolicie łagodnie, na słodko, czy na ostro?
- Jarvisie… - zaczęła Chaaya, czując jak dłoń białaska zacisnęła się na jej nadgarstku w bolesny sposób. - Chciałam tę rybę zjeść wieczorem i nie w tawernie… - wytłumaczyła dyplomatycznie.
- Dobrze… ale przynajmniej będzie trzeba do niej kupić przyprawy. Taki rarytas możesz zjeść tylko raz w życiu.- wyjaśnił Jarvis ustępując.
Kobieta nie wyglądała na przekonaną, ani na uradowaną tym pomysłem. Miała zjeść po treningu z Nverym. W samotności opuszczonej ruiny, a teraz wychodziło na to, że Jarvis świadomie lub nie, postanowił zawłaszczyć sobie tę chwilę.
Smok oczywiście był rozeźlony do granic możliwości, ale tancerce było żal czarownika, uznając, jego zachowanie za wyjątkowo słodkie.
- Dobrze… tylko jakie? - spytała w końcu, uśmiechając się pokrzepiająco i ignorując szarpnięcie ze strony skrzydlatego.
- Te… - wskazał na wiązankę bagiennych roślin i korzonków sprzedawanych przez małego brudnego dzieciaka w dość zniszczonym ubraniu skrzedającego swój towar w bocznej odnodze uliczki. Podszedł do niego i zapłacił więcej chyba niż były warte. Po czym wrócił z nimi do Chaai. - Tylko lokalne dodatki wydobędą z niej smak.
Bardka zrobiła krok w kierunku mężczyzny, ale zatrzymała się niczym pies na za krótkim łańcuchu, gdy Nvery ponownie ją szarpnął.
~ Szkoda, że dla mnie taki miły nie był… tępy ciul ~ syczał wściekle smok, choć spojrzenie utkwione miał z zawiniętej rybie, oblizując się przy tym automatycznie.
- Tooo co? Możemy przenieść się gdzie indziej? - Chaaya spojrzała na swojego partnera, po czym na Jarvisa. - Chodźmy zwiedzić miasto, póki jest jeszcze widno… no i może natchnie cię gdzie chcesz pracować? - ostatnie słowa skierowane były do najwyższego z całej czwórki, który tylko burknął na zgodę.
- Łatwiej by było, gdyby miał chociaż pojęcie kim chce być. Ja będę strażniczką miejską - rzekła z entuzjazmem Godiva.
- Obawiam się, że długo nią nie pozostaniesz, jak będziesz tak ochoczo kłapać co ci ślina na język przyniesie. - Tancerka popatrzyła na smoczycę znaczącym spojrzeniem. Na uśmiechniętej twarzy malowało się zatroskanie. Jej spojrzenie jednak rzucało cień na łagodną aparycję, niepokojąc obserwatora.
Nvery popatrzył w zdziwieniu na kobietę z włócznią, zastanawiając się skąd ta pewność co do jej twierdzenia na jego temat. Smoczyca mogła stawać w szranki ze Starcem, by walczyć o miano najbardziej ślepego na świecie jaszczura i jeśli gad miałby obstawiać kto wygra, długo by się nie zastanawiał nad jej kandydaturą.
- To chodźmy… im szybciej to załatwimy, tym więcej czasu dla nas… - Białowłosy położył dłoń na głowie bardki, naciskając na nią, przez co kobieta musiała unieść ją do góry, spoglądając na rozmówcę. Gad uśmiechnął wesoło, po czym zwrócił się do czarownika. - Chciałbym trochę pieniędzy, na wydatki i potrzeby własne… oddam gdy zarobię.
- Oczywiście… jak wrócimy do karczmy, wydzielimy wam odpowiednią ilość gotówki by starczyła na drobne wydatki - zgodził się z nim czarownik, a Godiva tylko wzruszyła ramionami niezrażona. - Poradzę sobie. Jestem pewna tego - odparła dumnie Godiva wpatrując się we włócznię. - Straż zresztą nie ma dużych wymagań.
Chaaya nie słuchała smoczycy, zajęta rozprostowywaniem, boleśnie zaciśniętych na jej ramieniu, palcy Zielonego, który wpatrywał się chwilę za plecy czarownika, po czym zgarbił się nad bardką, uśmiechając do niej.
- Chodźmy dalej… jakiś rynek lub dzielnica rozrywkowa? - Odezwała się w końcu, unikając kolejnego pochwycenia i przestawienia przez skrzydlatego, wyciągając do niego dłoń.
- Niezupełnie… dzielnica jest… ale składa się z różnych domów rozrywki w zależności od tego jakich doznań się szuka - wyjaśnił czarownik pocierając podbródek. - Jest rynek “cyrkowy” dla kuglarzy. Ale to mały placyk raczej niż rynek i wbrew nazwie… nie jest to, aż taka rozrywka, jakby się mogło wydawać. Świat tutejszych artystów, to miejsce ponure i mroczne.
- Moje małe dziecko chyba nie chce sprawdzać mrocznych miejsc… - odparła zrezygnowana, czując jak smok zrezygnowawszy z dłoni znowu wpija się w jej ramię.
- Mroczne? Brzmi fajnie… czy kogoś torturują, albo uskuteczniają walki na śmierć i życie? Jak nie… to nuda… więc chodźmy zjeść te te nitki cukrowe… a później wrócimy do swoich zajęć… prywatnych. Weź rybę - odparł skwapliwie gad, a Chaaya wyciągnęła ręce do Jarvisa, chcąc przyjąć od niego pakunek.
Godiva wymieniła znaczące spojrzenie ze swym partnerem, a Jarvis tylko wzruszył ramionami i oddając rybę rzekł. - Lepiej udać się do konkretnego miejsca w poszukiwaniu rozrywek. Takiego jak dom opery, teatry i podobne. Są tu galerie sztuki i galerie osobliwości.
- Nuda, nuda, nuda… już większą rozrywką będzie pokazanie gdzie są antykwariaty z książkami… i ogólnie sklepy z fajnymi rzeczami. Tak. - Zamyślił się smok, spoglądając w zamglone niebo. - Kilka tawern, oraz domy możnowładców… i świątynie. Nie wszystkie… te największe lub najciekawsze… najtańsze? - Białowłosy mówił tak, jakby połowę dialogu przeprowadzał w myślach. Ciężko było go zrozumieć, nawet dla samej bardki, która zmarszczyła czoło przysłuchując się swojemu kompanowi.
- Oraz… jak tu się łapie gondolierów… albo ich szuka? A może… warto kupić własną łódkę? - zaciekawił się, ściagając do siebie ramionami tancerkę, spoglądając z góry, zupełnie jakby to ona miała mu odpowiedzieć na te wszystkie roszczenio-pytania.
- Domy możnowładców nie są do zwiedzania - stwierdził krótko Jarvis. - Także i świątynie nie są do zwiedzania.
Po czym ruszył przodem. - Gondole do wynajęcia są zawsze przy większych kanałach i tam je trzeba szukać. A co do samego pływania nimi… to też trzeba się nauczyć. A teraz chodźmy do antykwariatu.
- Nie chce ich zwiedzać - odparł rozbawiony smok. - Masz mi je pokazać palcem i powiedzieć, że to i to, to to i to… i tyle.
- Jak w takim razie mamy wydostać się z naszego miejsca zamieszkania? Stać na pomoście i czekać, aż ktoś będzie przepływać? - spytała po chwili Chaaya, wyraźnie zaniepokojona taką możliwością. Najwyraźniej planowała dużo pływać.
- Przy karczmach takich jak nasza zawsze czatują jest gondolierzy liczący na klientów, którzy zechcą wyłożyć gotówkę na ułatwienie sobie podróży. To akurat nie problem. - rzekł czarownik nie przerywając marszu do gondoli, w ten sposób wymuszając podążanie za nim reszty członków drużyny. Gdy dotarli do gondoli Jarvis rozmówił się z gondolierem i rzekł. - Dobrze… możemy wsiadać. Popłyniemy do najbliższego antykwariatu.
Zielonołuski ponownie zasiadł na samym przedzie zostawiając tawaif z tyłu. Ta minę miała nietęgą, wyraźnie coś kalkulując w swojej głowie.
~ Chce się nauczyć czarować… masz może pomysł, czy da się znaleźć mu pracę w zawodzie, czy muszę mu szukać i tego i tego oddzielnie? ~ spytała się telepatycznie Jarvisa, wpatrując się w zawiniętą rybę.
~ To będzie problem. Żeby się nauczyć czarować trzeba mieć wrodzony talent. Albo trzeba znaleźć maga, który zgodzi się go nauczyć. No i trzeba dużo dużo cierpliwości. Sama władasz magią pieśni i wiesz ile czasu zajęło ci opanowanie tej sztuki ~ stwierdził czarownik cicho. ~ Owszem, jest co prawda droga na skróty… ale przez takie drogi Starzec pewnie stracił swoje ciało.
~ Nic o mnie nie wie twój kochaś… Ale ma rację, twój smok łatwo może wpaść w tarapaty przez swoją naiwność. ~ Zaśmiał się chrapliwie Starzec. ~ Czy w jego wspomnieniach nie była jakaś uwięziona mumia?
~ Czyli na razie poszukam mu pracy. Nie wiem tylko gdzie… bo o preferencje się nie martwie, weźmie wszystko byleby nie przebywać za dużo z innymi ludźmi. ~ Odpowiedziała czarownikowi, by zwrócić się do pradawnego.
~ Tak… ma fioła na punkcie nieumarłych, a już zwłaszcza… gdy ci lubią sobie pogadać…
~ A więc zginie od ich ręki. Większość nieumarłych nie ma sentymentów wobec naiwnych stworzeń. Zostanie przez nich wykorzystany i zabity. Wdzięczność też bowiem nie jest cechą nieumarłych. Ani moją… ale ja przynajmniej mam honor i dotrzymuję danego słowa. ~ Wydawało się, że Starzec bawi się, wyobrażając sobie tą wizję.
~ Mogę znaleźć kuglarza, o ile jeszcze żyje… który mógłby nauczyć Nveryiotha podstaw iluzji. To w miarę bezpieczna szkoła magii. Bezpieczniejsza z pewnością niż… tradycyjne dla La Rasquelle tajniki magii ~ wyjaśnił gdy płynęli przez kanały. A od niechcenia, jakby co jakiś czas, wskazywał na dachy budynków informując jakiego to rodu owe budynki są siedzibą lub jak nazywa się dany kult rezydujący w owej świątyni.
~ Jest wolny… ~ zniecierpliwiła się Chaaya, słuchając wywyższania ponad wszystko i wszystkich smoka… który wszak niby taki potężny, a skończył bez własnego ciała… “pomieszkując” u dziwki. ~ Nie założę mu kagańca, ni obroży… Jeśli chce wskrzeszać nieumarłych i z nimi obcować, jego wola, jego życie i jego śmierć. Może na takiego nie wygląda, ale jest dobrym obserwatorem, umie analizować sytuację i kalkulować. Fakt, łatwo go rozproszyć, przez co wpada z deszczu pod rynnę, ale jest to zwykły efekt zachłyśnięcia się, wszak całe życie spędził na dnie jaskini i w odosobnieniu. Więc nie dziwi mnie jego dziecinne podejście do świata. Wyrobi się… jak nie samoistnie, to ja mu w tym pomogę. Zamiast ciągle patrzeć na czyjeś ręce i rozliczać innych ze swych uczynków, chodź raz spojrzałbyś na siebie i się zastanowił…
Tancerka korzystała z uwag czarownika, przyglądając się fasadom budynków, zwłaszcza tych należących do religijnych kultów, co by zapamiętać podobieństwa architektury i w przyszłości… przez przypadek nie wejść na ich teren, tak jak “przestrzegał” ją przed tym Starzec.
Nvery również przyglądał się zabudowaniom. W pełni skupiony i zamyślony nad swoimi własnymi planami, szczerze zadowolony z tego, że przynajmniej na część informacji dostanie odpowiedź.
~ Iluzja go nie interesuje. Nie ważne zresztą… poradzę sobie. ~ Bardka była oszczędna w słowach i emocjach przekazywanych Jarvisowi myśli. Żeby przetrwać… i nie zwariować przez ciągłe napady złości Zielonego, musiała szybko się dostosowywać do jego roszczeń, dając mu złudne poczucie panowania nad sytuacją… albo chociaż jej cząstką, do czasu, aż nie wymyśli jakiegoś rozwiązania.
~ Domyślam się, że sobie poradzisz. I to mnie trochę martwi. Tu bardzo łatwo w coś się uwikłać, a trudniej wydostać potem z owego bagna ~ odparł enigmatycznie czarownik.
~ To nadal nie będzie twój problem, więc nie musisz się martwić ~ odparła pseudofilozoficznie, zanurzając się w swoich rozmyślaniach.
~ Jedziemy na tym wozie razem, całą czwórką ~ przypomniał jej Jarvis z zatroskaną miną.
Chaaya miała na ten temat całkiem odmienne zdanie z którym nie chciała się teraz dzielić bo i nie widziała ku temu dobrych powodów. Resztę wyprawy spędziła w posępnym milczeniu, przygotowując się na wieczorną mordęgę w ruinach, która będzie się toczyć przez następne dwa dni… jeśli nie dłużej. Nveryioth chciał nauczyć się tańczyć, walczyć, bronić i unikać… musiała więc przygotować mu specjalny zestaw ćwiczeń rozciągających, które przygotują go do treningów, przy okazji przyswajając go do nowej, ludzkiej formy. Było to nie lada wyzwanie dla tawaif, gdyż jeszcze nie wiedziała, na co było stać jej partnera.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172