Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-04-2017, 16:28   #41
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Chaaya była w gorącej wodzie, siedząc plecami do wyjścia z chaty, toteż nie widziała nadchodzącego czarownika. Lewą ręką opierała się o brzeg stawiku, gdzie stała klatka ze skrzydlatą jaszczurką. Wyglądało na to, że obie panie miały chwilę relaksu i przyjemnej rozmowy, choć… ciche westchnienie przyjemności oraz leniwe oparcie głowy tawaif o ramię świadczyło raczej o jednostronnej przyjemności w owej sytuacji.
Czarownik cofnął się do chatki, by chwycić ździebełko z piórkiem i tak uzbrojony kucnął w pobliżu wyjścia z szałasiku. Musnął tą bronią ramię bardki, wodząc po nim i łaskocząc podstawę jej szyi.
Gekonica odwróciła się do mężczyzny patrząc na niego z nieodgadnionym wyrazem gadziego pyszczka, za to tancerka ruszyła barkiem, chcąc strzepać zawieruszone piórko. Prawa jej ręka uparcie tkwiła pod wodą, wyraźnie coś nią robiąc, bo bark z łopatką poruszał się leniwie od czasu do czasu, gdy ta wzdychała ze słodyczą i niejakim relaksem.
- Egoistka… - mruknął żartobliwym tonem Jarvis, wychodząc całkiem z chatki i wchodząc do wody, by stanąć przed nią i zerknąć przez taflę na niecne działania tancerkii, których zresztą się domyślał.
Kobieta podskoczyła nerwowo, oglądając się zaskoczona i z początku przestraszona na mężczyznę. Dopiero po kilku uderzeniach serca, zwęziła oczy, wyraźnie niezadowolona z jego widoku.
- Czy powiedziałam, że jesteś wolny? - Palce prawej dłoni, wyślizgnęły się z zakątka jej kobiecości, krzyżując się na piersiach ze swoją lewą stroną.
- Nie… nie powiedziałaś też, żebym został. - Mężczyzna kucnął przed nią i przesunął palcami lewej dłoni po jej brzuchu, nie sięgając jednak pod powierzchnię wody. Uśmiechnął się drapieżnie dodając. - Wyszłaś bez słowa, więc nic dziwnego, że zatęskniłem…
- Nędzny łgarz - syknęła groźnie, zakładając nogę na nogę. - Właśnie po to cię związałam byś mi nie przeszkadzał… a ty jak zwykle swoje. - Jego wybryk wyraźnie ją rozgniewał. Najwyraźniej Chaaya miała względem niego nieco szersze plany, które skutecznie pokrzyżował.

Gekonica ponownie odwróciła się w kierunku czarownika, patrząc na niego zawzięcie jednym ślepkiem, bo drugim obserwowała bardkę.
Mężczyzna przez chwilę z ciekawością przyglądał się twarzy dziewczyny, lekko uśmiechnięty. Westchnął głośno. - No dobrze… zwiąż mnie jeszcze raz. Tylko mocniej… czy to złagodzi twój gniew?
- Nie… i nie - odparła dobitnie tawaif, która odwróciła wzrok od kochanka, uparcie wpatrując się w jaszczurkę, która po pewnym momencie również zignorowała mężczyznę, w całości skupiając się na kobiecie.
- Nie? - Dłonie mężczyzny wylądowały na piersiach dziewczyny leniwie po nich krążąc i ugniatając je. - Więc… zamknij oczy… i odpręż się.
- Łapy precz od mojego drogiego ciała! - fuknęła tym razem już wściekła, zasłaniając się ciaśniej rękoma i odsuwając na bok.
Czarownik usiadł koło tawaif zanurzając się w wodzie i przymykając oczy. ~ No już, już… Przepraszam. Naprawdę nie chciałem ci zepsuć zabawy…
Chaaya odsunęła się gorliwie od rozmówcy, odwracając do niego plecami. Wczepione w przedramiona palce, boleśnie wbijały się paznokciami w skórę, gniotąc w uścisku biust, który począł ratować się wszelkimi drogami ucieczki.
Tawaif nie odezwała się do Jarvisa ni słowem, nie dlatego, że nie miała mu nic do powiedzenia… po prostu bała się, że głos ją zawiedzie, a wraz z nim cała reszta, tworząca jej fasadę “spokojności”.
Tancerce było przykro… bardzo. Nie dlatego, że ktoś popsuł jej zabawę, bo w zasadzie to ona z całej tej szopki miała akurat najmniej przyjemności, ale dlatego, że jej duma jako kurtyzany została mocno nadszarpnięta.
Czarownik wydostał się z więzów, bo pragnął więcej… najwyraźniej ta drobna gra wstępna mu nie wystarczała i nie miał zamiaru czekać na ciąg dalszy, woląc wziąć sprawy w swoje ręce. A więc… nie zadowoliła go, nie popisała się. Miała być najlepsza, a okazała się nijaka… Czyżby wyszła z wprawy? Zapewne… tyle lat poza domem, na pewno nie rozwinęło jej umiejętności w sztuce kochania… ba! w jakiejkolwiek sztuce.

„Nie przejmuj się opinią jakiegoś obdartusa…” Laboni wkroczyła twardo do akcji, ale wzbudziła tylko krzyki młodszych tancereczek, które kazały jej się zamknąć i nie obrażać “ich” przywoływacza.
Bardka zwiesiła głowę, cicho wzdychając, opierając policzek o brzeg basenu.
~ Coś się stało? ~ zapytał telepatycznie czarownik i z wyraźną troską troską w swych myślach.
“Są głośne… te inne głosy w twojej głowie” mruknął Starzec, na chwilę wynurzając się ze swej pieczary w jej świadomości.
“I pewnie się mylą. On jest po prostu innym klientem… niż ci, których znałaś. Jest jak dziecko, które trzeba nauczyć się delektowania tobą. Nie powinnaś się biczować wątpliwościami. Czynią cię słabą, a nam… i mnie i jemu i smokowi… jesteś potrzebna silna.”
~ Są dla mnie wszystkim co mi zostało z dawnego życia… one i mój smok. Nie zrezygnuję z nich ani dla ciebie, ani dla niego, ani dla nikogo innego. ~ Bardka odpowiedziała chłodno czerwonemu intruderowi w swoich myślach. ~ W ogóle to przypomnij mi od kiedy jesteś takim wielkim znawcą ludzkich emocji oraz obserwatorem, że tak wartko wysnuwasz swoje tezy ~ sarknęła z oziębłością niejednego lodowca.
~ Nie dbam o nie… Ich obecność ani mnie ziębi, ani grzeje. Nie wymagam byś zrezygnowała, acz… ~ Starzec odzywał się z rozbawieniem. ~ Nie widzę też powodu, by patrzeć jak sama się zasmucasz. Byłoby to zabawne, gdyby nie to… że może być kłopotliwe później. A co do mego znawstwa, gdy jesteś pasażerem we własnym ciele z nudów przeglądasz wspomnienia nowego władcy… a demony… wiedzą bardzo wiele o śmiertelnikach i słabościach ich ducha. Od wieków je wykorzystują przeciw wam. Dumę, tak samo jak skromność, pożądanie jak i cnotliwość… wszystko można wykorzystać, wystarczy tylko pchnąć śmiertelnika w odpowiednim kierunku.
Chaaya milczała, tak samo jak jej wszystkie wcielenia… Laboni jednak nie wytrzymała i otwarcie się spytała.
“O czym on pierdoli? Przysięgam, że jak go słucham to mam wrażenie, że żyje w oderwaniu od rzeczywistości!”
Kilka Chaaj zachichotało, najwyraźniej myśląc podobnie. Większość jednak starała się zachować dyplomatycznie. Tak samo jak ich głównodowodząca, która wstała wychodząc z wody, by udajać się do chatki w celu ubrania się.
Po pojawieniu się Starca, kobiecie odechciało się jakiejkolwiek egzystencji, kłótni, seksu czy zwiedzania.
Kamalasundari nie podjęła dyskusji, ignorując obecność czerwonołuskiego. Aktualna rozmowa, nie była warta poświęcenia jej dalszej uwagi.
Zresztą sam Starzec, jak to miał w zwyczaju, po wypowiedzeniu paru mądrości znów znikł z jej świadomości ignorując zaczepki.

- Chcę wrócić do Nveryiotha… mam kilka spraw z nim do załatwienia - oznajmiła sucho, wychodząc na chwilę na zewnątrz w połowie ubrana.
- Dobrze… - westchnął Jarvis wynurzając się z wody i ruszając by się ubrać.


Tancerka poprosiła gondoliera o podrzucenie jej pod ruiny, gdzie miała nadzieję spotkać się z Nveryiothem. Jarvis nie odezwał się do niej ani słowem, a sam właściciel łódki, ze wszystkich sił starał się wyglądać, jakby go nie obchodziło, dlaczego kobieta wysiada samotnie w szuwarach na jakimś odludziu. Nie miał jednak odwagi by się spytać i tylko odpłynął z czarownikiem, pozostawiając bardkę samą sobie.

Chaaya nie znalazła smoka na miejscu, widocznie był jeszcze za wcześnie by ten skończył prace… lub gad nie zamierzał już w ogóle odwiedzać tego miejsca.
Katedra była cicha i powoli zatapiająca się w mroku zmierzchu. Dziewczyna przysiadła na pękniętym i przewalonym filarze, chowając twarz w dłoniach, masując skronie opuszkami palców. Czuła w sobie smutek i gniew podsycany wstydem, sama nie wiedząc dlaczego. Tyle sprzecznych emocji na raz. Od dawien dawna nie czuła ich w sobie tak wyraźnie jak dzisiaj, jak wczoraj, jak…

- Długo tu tak siedzisz? - usłyszała znajomy głos za sobą. Nvery stał przy wejściu, opierając się plecami o wyrwane z zawiasów kamienne drzwi. Dookoła była już noc… ile czasu minęło od jej przybycia?
- Nie wiem… chyba trochę - odpowiedziała dziewczyna, odwracając się do mężczyzny, który bielą swych włosów i skóry, odcinał się na tle niknącego w mroku miasta. Był taki piękny… niczym wykuty z marmuru.
- Aha… - stwierdził zblazowany, odwracając zamyślone spojrzenie w kierunku La Rasquelle. Całą swoją postawą przekazując, że nie miał ochoty na rozmowę… ani na spotkanie z tawaif, jednakże nie odchodził i z jakiegoś powodu ogłosił swoje przybycie.
Chaaya wyprostowała się, ponownie spoglądając przed siebie, bezgłośnie wzdychając. Nie zamierzała naciskać. Trwała w milczeniu, zatopiona we własnych myślach, aż gad nie oswoił się z jej obecnością jak i emocjami jakie w nim wzbudzała.

- Nie mogę tylko pojąć dlaczego to tak boli… - odezwał się w końcu zrezygnowany, z nieukrywanym bólem w głosie, jakby był bliski płaczu.
- Miłość… boli - odpowiedziała Chaaya, po czym trafiła się z plaskiem w twarz, załamana własną elokwencją.
„Uwaga, uwaga… klękajcie narody, wychowałam prawdziwego, złotoustego słowika!” sarknęła babka, wznosząc pomstę do nieba, a kilka tancereczek nerwowo zachichotało.
- Nie mogę się z nią nie zgodzić… - żachnął się gad, podchodząc powoli do bardki. - Chciałbym ją kiedyś poznać…
Pierwsze lody, choć z trudem, zostały przełamane… Kamalasundari odrzuciła maskę Chaai, by móc szczerze porozmawiać ze swoim partnerem.



W cichej dotychczas karczmie rozległo się echo kroków wspinających się po skrzypiących schodach.
Odgłosy należały do dwóch istot. Jednej o ciężkich, zmęczonych tupnięciach, i drugiej cichej i lekkiej o wyraźnym stukocie obcasików.
- Zjadłbym rybę… - męski głos młodzieńca, jakim jawił się Nvery, odezwał się w połowie drogi, między pokojem Godivy, a czarownika.
- To sobie ją kup… albo złów… - Bardka odezwała się cicho, przy drzwiach prowadzących do jej dawnego pokoju.
- Nie taką rybę… - Chłopak „szedł” swym głosem, tuż za Chaayą, krzątając się po pomieszczeniu.
Zapiszczały drzwi od szafy, zaszurały nogi od krzesła, furkotnęła szuflada…
- A jaką… wędzoną? - Tawaif była lekko zamyślona, ale nie zła, czy smutna.
- Cukrową… to znaczy figurkę taką… z cukru - wytłumaczył gad, maszerując za kobietą, która nakazała mu być cicho, po czym zapukała do drzwi numer dziewięć.
Drzwi otworzyły się pod dłuższej chwili odchylając się lekko. Czarownik spojrzał na oboje i uśmiechnął się lekko. - Ładną mamy noc… prawda?
- Ta… taką bezgwiezdną i zamgloną - odpowiedział ironicznie białowłosy, spoglądając zdziwiony na czarownika. - W twoje ręce - wypalił, zanim ten mógłby się zreflektować i Jarvis dostał pakunek z tabunem rzeczy bardki.
Tancerka uśmiechnęła się blado do przywoływacza, pytając nieco niepewnym tonem. - Czy twoja propozycja dalej aktualna?
- A jakże… inaczej śpisz pod schodami - odezwał się smok, wyciągając rękę po klucz.
- Oczywiście, że aktualna… - Czarownik otworzył szerzej drzwi by bardka mogła wejść. Po czym zwrócił się do smoka. - A ta noc jest ostatnią przed pełnią. Podczas pełni… wiele tutejszych kultów lubi odprawiać swoje rytuały.
- O pełnia! - Nero wyraźnie się rozpromienił, odbierając klucz od kobiety. - Może odprawisz nam puje? - zapytał, ale nie czekając na odpowiedź ruszył do siebie bez słowa pożegnania.
- Może… - mruknęła pod nosem Chaaya, nawet nie oglądając się za odchodzącym i wchodząc do pokoju czarownika.
- Hmm… powinienem zapytać o tą puje? Czy dyplomatycznie to przemilczeć? - Czarownik plecami oparł się o drzwi zamykając je za sobą.
- Puja… “pudzia”... tooo… rodzaj modlitwy podczas której pali się kadzidła, a następnie zbiera ich popioły i znakuje się czoła w celu… ochrony lub powodzenia próśb wznoszonych do bogów? - wzruszyła ramionami zmieszana nieco. - Nic wartego większej uwagi.
Kobieta wyraźnie nie wiedziała co dalej ze sobą począć. Rozejrzała się bezradnie po pokoju, po czym popatrzyła na rozmówcę.
Czarownik najwyraźniej spał, bowiem jedyne co miał na sobie to pospiesznie wciągnięte spodnie. A łóżko miało zmiętą pościel. Położył w pobliżu szafy pakunek z rzeczami tawaif.
- Rozpakujemy to rano i będziesz mogła się tu urządzić.
Podszedł do bardki uśmiechając się lekko. - Jesteś zmęczona, chcesz położyć się spać, czy… - uniósł dłoń i pogłaskał ją delikatnie po policzku, jakby się bał, że gwałtowniejszy gest ją spłoszy. - …może chcesz coś zjeść?
- Jadłam… już… - odparła cicho, rumieniąc się w zawstydzeniu. W pewien pokrętny sposób, tancerka czuła się jak podczas nocy poślubnej, kiedy to rodzina odprowadza dziewczynę do domu małżonka, zostawiając ją i jej wiano za drzwiami nowego życia.
- Nveryiothowi zabrałam… - sprostowała z uśmieszkiem, świadczącym, że wcale nie jest jej przykro, iż ten pewnie musi głodować.
- Usiądź na łóżku… dobrze? - zapytał uśmiechając radośnie czarownik, delikatnie głaszcząc ją po policzku. - Jesteś zmęczona?
Dziewczyna pokiwała głową potakująco, siadając na brzegu łóżka i trafiona nagłą myślą, że w sumie gest jej można było źle odebrać, potrząsnęła zaraz energicznie w zaprzeczeniu, wzburzając rozpuszczone włosy.
- Usiądę… troszeczkę - mruknęła, ganiąc samą siebie, bo w zasadzie nie powinna się tak denerwować.
- A co dalej? - Jarvis kucnął i zaczął zdejmować buty z jej stóp. - Jeśli nie jesteś śpiąca, to… możemy się położyć i poprzytulać. Mam co prawda zakupiony dziś tomik poezji, ale… jest trochę za ciemno by czytać, a żadnego ci nie zdołam zadeklamować.

- Nie jestem na ciebie zła - odezwała się cicho, przerywając dłuższe milczenie jakie zapadło w pokoju i wyciągając dłoń ku twarzy czarownika by dotknąć opuszkami palców jego kości policzkowej. - To ja powinnam być teraz na kolanach, prosząc cię o wybaczenie - szeptała skruszona i nieco speszona zachowaniem czarownika.
- Czemu? - zapytał Jarvis spoglądając na dziewczynę i wodząc palcami po jej stopie.
- Nie zadowoliłam cię, a wstyd swój przekułam w gniew przeciw tobie… zepsułam pobyt w tak przyjemnym miejscu. - Chaaya wzięła w dwa palce kosmyk włosów mężczyzny, odgarniając go za czoło.
- Chaayu… powinnaś zrozumieć coś… - Jarvis uśmiechnął się delikatnie. - Jesteś bardzo utalentowaną kusicielką i potrafisz mnie popchnąć wprost w objęcia… - stopa bardki wylądowała pomiędzy udami czarownika, trzymana jego dłońmi. Tak więc tawaif wyczuła doskonale jak bardzo jest pobudzony mężczyzna Z każdą chwilą coraz mocniej. - ...tej strony mego charakteru, którą staram się trzymać na wodzy. I… wtedy jestem zachłanny, żarłoczny niemal… dziki i… niezbyt cierpliwy. Niewątpliwie zbyt niecierpliwy niestety.
Kobieta nie odrywała spojrzenia od oczu mężczyzny, naciskając palcami na jego podbrzusze.
- Chodź do mnie - poprosiła go łagodnie, wyciągając ręce.
Czarownik nachylił się ku Chaai wsuwając w jej ramiona i przybliżywszy twarz ku jej twarzy, pocałował delikatnie i czule. Rozkoszując się miękkością jej ust, przedłużał leniwy pocałunek, a tancerka zagarnęła go mocniej do siebie, przejeżdżając dłońmi po jego nagich plecach, wzdłuż kręgosłupa.

- AŁ TY MAŁA…!!! - rozległ się krzyk z sąsiedniego pokoju oraz łupnięcie czymś ciężkim o podłogę.
Bardka zaśmiała się cicho, szepcząc wprost w usta czarownika. - Ugryzła go…
- To brzmi jak początek pięknej przyjaźni - odparł cicho Jarvis muskając ustami płatek uszny tawaif. - Mam propozycję… dla ciebie. Jeśli pozbędziesz się wszelkiego odzienia, to ja… obiecuję oddać się w twe zwinne rączki i nie dotykać ciebie dopóki mi nie pozwolisz. Co ty na to?
- Aż tyle siły to ja dzisiaj już nie mam… - przeprosiła cicho, odsuwając się od niego, by sięgnąć po zapięcia swojej koszuli.
- A na co masz siłę, albo ochotę… chcę byś zasnęła z uśmiechem na ustach - rzekł czarownik tuląc do siebie dziewczynę. - To nasza pierwsza noc tutaj, a jako gospodarz winienem zadbać o wygody tak ważnego gościa jak ty.
- Przytulanie brzmi fajnie - odpowiedziała z nutą konspiracji w głosie, odsuwając od siebie Jarvisa, by wstać z łóżka i zacząć się rozbierać po drugiej jego stronie.
- Postaram się… panować nad sobą - rzekł Jarvis wstając i zsuwając spodnie. Nagi przysiadł na łóżku i przyglądał się Chaai. Każdemu jej ruchowi.
- Prosiłam cię byś był sobą… a nie panował… - zażartowała choć ze smutkiem, wchodząc golutka na materac, by ułożyć poduszki i kołdrę.
- I jestem sobą… rozdartym między dwoma pragnieniami. Chronienia ciebie i pożądaniem - wyjaśnił Jarvis przyglądając się działaniom dziewczyny.
- A czy coś mi grozi przy tobie, że tak bardzo starasz się mnie “chronić”? - Bardka ułożyła się na prawej połowie leża, poklepując miejsce obok siebie.
- To chyba oczywiste… bezsenność - odparł z łobuzerskim uśmiechem czarownik, zajmując wyznaczone mu miejsce. Jego dłoń delikatnie objęła dziewczynę, gdy przytulił się do niej i musnął jej bark pocałunkiem. - Jestem zachłanny, niecierpliwy... a ty jesteś wyjątkowym skarbem.

Tancerka mościła się wygodnie w rezultacie odwracając się do Jarvisa plecami, nakrywając się jego ręką, której dłoń przyłożyła sobie do ust.
- Pamiętasz nasze małe spotkanko w dżungli nad stawikiem? - zapytała, przymykając oczy.
- Tak - mruknął Jarvis tuląc się do dziewczyny i odczuwając z tego powodu coraz wyraźniejszą reakcję. Nie czynił jednak nic poza leżeniem w bezruchu.
- Przytul mnie… - zamruczała sennie, a jej starannie ułożone nogi, rozsunnęły się lekko. - Tylko spokojnie - dodała, skubiąc ustami dłoń czarownika.
- Mmm… momencik. - Czarownik poruszył biodrami ocierając się swą męskością miękkie uda bardki, a gdy był gotów do boju… jego dłoń osunęła się na jej brzuch i posiadł ją szybkim silnym pchnięciem między uda. Z cichym jękiem satysfakcji, wypełnił jej wrota kobiecości swą twardą obecnością. A potem chwyciwszy ją za pierś i dociskając gwałtownie do siebie dokonywał szybkich i bezlitosnych szturmów. Jakby swoimi działaniami, chciał pokazać, że należy do niego.
- Miało być spokooojnie… - zakwiliła w jego objęciach, pochwycona brutalnie i dość znienacka. Jej oddech stał się cięższy i gorętszy, gdy ból władczego zawładnięcia nią zaczynał być zbyt dominujący.
Jednak erotyczna atmosfera coraz bardziej wypierała u niej senność, zastępując ją pragnieniem spełnienia, pomimo wyraźnego dyskomfortu.
- Przepraszam… mam… zwolnić? - zapytał Jarvis, szepcząc słowa wprost do ucha bardki. I wolną dłonią sięgając niżej. Zwolnił na razie tempo ruchów bioder, więc łatwiej mu było skupić pieszczotę palcami na jej wrażliwym punkcie podbrzusza. - Czy może jednak… zachować… tempo?
Czarownik czuł jak kobieta napina się walcząc sama ze sobą. Jego doznania były wyraźniejsze i ostrzejsze, co nie do końca mogło przekładać się na przyjemność kochanki. Czy więc popełnił kolejny błąd? Podobny temu jaki zrobił w gorących źródłach?
- Nie przestawaj… - dosłyszał jej cichy głos, a drżąca dłoń docisnęła jego do swego łona, dając jasny znak, że wszystko jest w porządku… i że pragnie więcej.
Wszak Chaaya chciała by mężczyzna był sobą, by nie walczył ze swoimi pragnieniami i uczuciami w obawie, że ta mogłaby go opuścić. Nie zdusi w nim dzikiego ognia namiętności, bo jej rolą było go w nim pielęgnować. Jak żona była strażniczką ogniska domowego, tak tawaif - zmysłowego i choć czarownik nie był jej klientem o którego płomień miała dbać, to jej pragnieniem było by ten płonął… płonął prawdziwą pożogą, a ona wraz z nim.
- Ból ten jest słodki… bo i kochanek… umiłowany - wyszeptała w poduszkę co zabrzmiało trochę jak cytat, przygryzając dolną wargę w wyrazie cierpienia pomieszanego z przyjemnością.
- Dobrze… - wyszeptał do jej ucha Jarvis, przyspieszając tempo ruchów i intesywniej muskając jej punkcik przyjemności.
Mocniej przytulił dziewczynę biorąc ją w posiadanie… dosłownie i w przenośni. A ona czuła jego gorący oddech na swej szyi, a przeszywająca obecność stała się dojmującym doznaniem. Zawładnął nią poruszając się wraz z jej ciałem do gwałtownego spełnienia ich obojga.

Tancerka leżała dłuższą chwilę nieruchomo, oddychając głęboko z nieukrywaną ulgą, ale i uśmiechem satysfakcji na ustach. Roziskrzone spojrzenie starało się wyłapać z odmętów mroku, znajome rysy kochanka wciąż zespolonego z nią w miłosnym uścisku.
Pomimo rozbudzenia, nie miała siły się nawet odezwać, a jedyny ruch na jaki się zdobyła, było wyjęcie spomiędzy jej ud ręki Jarvisa, by przyłożyć ją sobie do ust, którymi zaczęła całować jego mokre palce.
- Widzisz? Nie daję ci spać - usłyszała przy swym uchu, po czym poczuła język mężczyzny muskający płatek uszny, a potem szyję, powoli i leniwie. Delektował się smakiem kropelek potu z jej ciała.
- Jakże cierpię z tego powodu - mruknęła cicho, z przekąsem. Następnie chrząknęła, gdy głos ją zawiódł i obróciła się nieznacznie w kierunku czarownika, co by nie być do niego całkowicie plecami.
- Jestem samolubny… strasznie - wymruczał czarownik, muskając czubkiem języka kącik ust dziewczyny. - Obawiam się, że polubię pozbawianie cię przyodziewku.
Westchnął głośno. - Nie ma co oszukiwać. Potrafiłbym spędzić całą dobę z tobą nie wychodząc z łóżka.
- Nie jesteś… - zaprzeczyła czule, wyciągając rękę by poszukać jego twarzy, a gdy tylko ją wyczuła, pogładziła go z troską po policzku wierzchem dłoni. - Dbasz o mnie jak mało kto… jeśli tak właśnie według ciebie zachowuje się samolub… to bądź nim zawsze - poprosiła z cieniem żartu w głosie, składając na jego wargach delikatny pocałunek.
- Ale wiedz… że nie musimy zawsze… figlować. Czasami możemy pójść na ruchome obrazki… na przykład - przypomniał czarownik, nachylając się i cmokając czubek nosa dziewczyny. - Acz przyznaję… ciężko mi trzymać dłonie z dala od ciebie Chaayu. Im więcej mi dajesz siebie, tym więcej… pragnę.
- Obrazkiii… uważaj bo mogą mi się za bardzo spodobać - pogroziła zaczepnie, przypominając sobie jak wielkie emocje wzbudził w niej ten nietypowy pokaz sztuki. Jej palce zaczesywały mu miarowo włosy do tyłu, przyjemnie masując za uchem.
- Nigdzie się nie wybieram… nie bój się więc, że zniknę… nie odbieraj sobie przyjemności z delektowania się bliskością ze mną - poprosiła łagodnie, przymykając oczy i rozluźniając się na poduszkach.

Starzec przyrównał Jarvisa do dziecka… ona jednak widziała w nim spragnionego. Niczym zagubiony wędrowiec z rozbitej karawany, dopadłszy źródełka z wodą, pragnie wypić wszystką wodę, nie tylko by ugasić pragnienie, ale także w obawie, że później może jej zabraknąć. Pije więc, aż po kres swych sił, odbierając sobie radość z delektowania się ożywczym smakiem, doprowadzając swój organizm do wyczerpania i w efekcie… do własnej śmierci. I tak oaza, która miała być wybawieniem i ukojeniem, staje się morderczą pułapką.
Bardka nie chciała, by czarownik przesycił się nie tylko jej ciałem, ale istotą samą w sobie. Nie zdawała sobie sprawy jak bardzo była samotna, dopóki nie wylądowali we dwójkę na amazońskiej wyspie.
“Samolubna dziwka to opłacalna dziwka.” Laboni jak widać nie potępiała motywów jakimi kierowała się jej wnuczka, choć sama Kamala wstydziła się przed samą sobą zachowaniem Chaai.
- Trzymam cię za słowo - wymruczał Jarvis, a sama Chaaya czuła jego usta na swej szyi, wargach policzkach, piersiach… brzuchu. Tym razem pocałunki były delikatne i pieszczotliwe. I omijały intymny zakątek bardki. Były… romantyczne. Nie pobudzały zbyt mocno ciała dziewczyny, a były dowodem jego uwielbienia i zachwytu.
- Najlepiej oburącz… lub zębami - dodała mimochodem, choć wyraźnie rozkojarzona zmęczeniem po intensywnym dniu, który po raz drugi ją dzisiaj dopadł. Nie minęła długa chwila, kiedy dłoń gładząca czarownika po głowie, opadła bezwładnie na materac, gdy bardka zasnęła w jego ramionach.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 13-04-2017, 19:41   #42
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Przeciągnęła się rankiem rozkoszując pobudką. Nowe łóżko i dobrze znany kochanek.
Wtulona w niego czuła się jak dłoń w dobrze dopasowanej rękawiczce.


Przyciskał ją do siebie zaborczo podczas snu, jakby odruchowo bał się, że mu umknie. Tulił do siebie, czasami muskając jej ciało ustami przez sen. Wczoraj Jarvis nie powiedział wyraźnie kim dla niego jest.
Nie powiedział… ale czyż czyny nie są ważniejsze od słów? Czyż nie był jej towarzyszem ostatnich nocy, przewodnikiem po tym mieście, obrońcą (choć czasem przesadnie nachalnym) i opiekunem ?
Czyż nie pożądał jej żarliwie i pragnął mocno ? I sprawiał tym pożądaniem przyjemność i satysfakcję. Po co miałaby więc wydostawać się z jego objęć, skoro w nich było jej tak przyjemnie. Skoro nie czuła się samotna i nie musiała martwić o nic?
Po co więc miała skracać te chwile, które upajały jak słodkie wino?


Rozdzielili się acz Jarvis wspomniał bardce, gdzie jest miłe miejsce do zjedzenia obiadu i że tam będzie na nich czekał. No i że Godiva proponuje wyskoczenie wspólnie na kolację we trójkę lub czwórkę. Tawaif znała już nieco rytm miasta na tyle by poruszać się w nim sama, acz Jarvis nalegał by trzymała się raczej tych bardziej zatłoczonych jego części.
- Z dala od cywilizowanego centrum La Rasquelle staje się coraz bardziej dzikie i niebezpieczne. Na tyle, że nawet on wahałby się samemu zapuszczać w labirynty niektórych zapomnianych dzielnic.


Ale po co miała się tam udawać skoro to ludzie są ciekawsi od martwych murów? Czarownik udał się do Dartuna, by pogadać z nim na temat wspólnych interesów i załatwienia misji dla Godivy ( i może dla Nveryiotha).
Sama bardka zaś wyruszyła na zakupy. Potrzebowała wszak paru przedmiotów dla siebie i dla swego smoka. Wyruszyła więc do sklepiku zbrojmistrzowskiego, który to czarownik polecał wielce. Zwłaszcza że tam właśnie sprezentował Godivie nową włócznię. I trzeba było przyznać, że rzeczywiście mały chudy zbrojmistrz z brodą zaplecioną za pomocą trójkolorowe jwstążki zasypał biedną tawaif propozycjami. Zbroję ze skóry dzika, krokodyla, skałołazuna… czarną, czerwoną, innego koloru? Ze schowkami lub nie, nabijaną ćwiekami czy nie?
Wybór był jeszcze większy przy łukach. Biedna Chaaya musiała przetestować małe łuki łowieckie, łuki relfeksyjne przypominające te z jej rodzinnych stron (których nie używała z braku wprawy i siły), wreszcie bojowy łuk sprężynowy i jego kilka ustawień. Cudeńko za cenę, która zwalała z nóg, podobnie jak strzały które przeszywały tarczę. Kilka rodzajów bełtów o różnych działaniach, kilkanaście rodzajów strzał. Jakby zwykłe proste strzały w tym mieście nie były wystarczające. Nie… tu wszystko musiało być niezwykłe i pełne zdobień.


Podczas przerw w pracy Nveryioth miał okazję dorwać księgę o tytule: Encyklopedyja vampirica, zapisana w kupieckim języku i zawierającym sporo wiedzy


Wedle niej jest wiele różnych “rodzajów” wampirów. Niektóre z nich to kusiciele inne to potworne, mordercze bestie a jeszcze inne trudno odróżnić gołym okiem od zwykłego śmiertelnika. Może wydawać się, że po śmierci wampir wydaje się prawie taki sam jak za życia, jednak posiada on bardzo wiele nowych cech, zarówno pozytywnych jak i negatywnych, których nie miał, gdy wędrował po świecie pośród żyjących.
Przywiązane są do swych grobów, zmuszone do żywienia się krwią niewinnych. Egzystencja wampira, jest ciężka i mroczna. Pomimo nie zwracającego uwagi wyglądu, mogą zostać szybko dostrzeżeni nawet przez niewprawne oko. Wampir, jest jednym z najpopularniejszych rodzajów nieumarłych. Jego sposoby działania i słabości są powszechnie znane. Łowcy wampirów krążą po świecie, od wioski do wioski w poszukiwaniu zaprzysiężonego wroga. Ponad to, wampir musi ciągle żywić się krwią, jeżeli tego nie robią ich nieśmiertelność zwiędnie i zniknie razem z “życiem” krwiopijcy. Wampiry w odróżnieniu od innych nieumarłych muszą jeść. W większości przypadków, zamiana w nieumarłęgo zatrzymuje wszelkie procesy biologiczne, w tym potrzebę jedzenia. Niestety, wampiry nie są tak szczęśliwe, a za to nieszczęście płacą inni, ponieważ wampir musi gasić swój głód piciem krwi żywych istot
Każdej nocy wampir musi karmić się krwią. Za każdy dzień, w którym to wymaganie nie zostaje spełnione, wampir ulega osłabieniu, a i jego moce mogą zaniknąć. W drastycznych przypadkach wygłodzony wampir traci na pewien czas swe “człowieczeństwo”. Jeżeli coś takiego nastąpi, wampir zmienia się w dzikie zwierzę, które nie może myśleć o niczym innym niż krwi, jeżeli w ciągu dnia nie zaspokoi tego głodu, umiera.
Wampiry wolą żywić się na inteligentnych humanoidach, jednak gdy muszą, mogą także pożywić się krwią dowolnej bestii lub zwierzęcia. Co prawda krew z tych źródeł nie zaspokaja głodu tak dobrze i liczy się jako połowa normalnej dawki.
Kolejną wampirzą cechą niespotykaną u innych nieumarłych, jest wymaganie snu. Gdy słońce wschodzi, wampir wpada w coś w rodzaju transu i nie może zostać obudzony aż do zachodu. Hałasy, szturchania ani nawet agresywne ataki, nie mogą obudzić tej istoty. Naturalnie, jest to najwygodniejszy stan dla łowców chcących napaść wampira. Jednak gdy tylko słońce zajdzie, wampir momentalnie odzyskuje pełną świadomość i czujność.
Z tych powodów, wampir wybiera miejsce spoczynku bardzo ostrożnie, szukając miejsca, które da mu maksymalną ochronę.Wampiry stają się tym potężniejsze, im są starsze. Oczywiście nie chodzi tu o biologiczne starzenie się. Wampir zawsze wygląda na ten sam wiek, w którym umarł. Im dłużej ta istota trwa w stanie nie-życia tym silniejsze jest jego połączenie z planem negatywnej energii. To często wielki problem dla łowców wampirów, ponieważ często nie zdają sobie sprawy jak stary naprawdę jest wampir a co za tym idzie jak silny z niego przeciwnik.
Potem książka opisywała cały arsenał wampirzych mocy. Od zauroczenia spojrzeniem, przez latanie i czytanie w myślach, tworzenie wampirzych sług (choć proces tworzenia takiego sługi akurat został mętnie wytłumaczony) oraz zamianę w mgłę (o zamianie w zwierzęta w ogóle tu nie wspomniano).
Po tych opisach nastąpiła część dotycząca słabości tych nieumarłych oraz sposobów ich zabijania.
Wampiry ponoć nie wejdą do budynku jeśli nie zostaną zaproszone do środka, lub jeśli nie jest to gmach publiczny. Unikają luster, poświęconej ziemi, płynącej wody i bardzo jasnego światła (np słonecznego). Ponadto dotyk srebra, wody święconej, błogosławionych przedmiotów, i świętych symboli sprawia im ból. Do dwóch ostatnich nie zbliżą się dobrowolnie na około półtora metra. Alergicznie reagują na zapach czosnku.
Poza tym wampiry mogą przez pewien czas ukrywać swoją naturę przed śmiertelnikami, jednak wiele szczególnych cech może zdradzić ich prawdziwą naturę. Ich skóra jest nienaturalnie blada i zimna. Nie jedzą ani nie śpią, najchętniej prowadzą nocną egzystencję unikając światła słonecznego i innych zagrażających im, wymienionych wcześniej czynników. Nie da się ich zabić tak po prostu. Wampir którego ciało zostanie poważnie uszkodzone traci przytomność, ale nie ulega zniszczeniu. Można go jednak unicestwić za pomocą słońca, ognia, wbicia w serce osinowego kołka i odcięcia głowy. Zniszczony wampir rozpada się w proch, który powinien być rozsypany jeśli chce się uniemożliwić mu powrót.


Koniec świata… temat delikatny. I nie tak często poruszany przez niskie warstwy społeczeństwa. No bo kto by się tam martwił przepowiedniami, gdy trzeba czynsz opłacić i miejscową ochronę lokalnego gangu.
Pytanie o koniec świata najczęściej wywoły śmiech, zdziwienie i.. ostatecznie czasami sugestię, by spytać Oko Wieczności.
Czymże było owo Oko? Ot, miejscowe stowarzyszenie różnej maści proroków i badaczy przyszłości. Nobliwe wiekiem, lecz niezbyt poważne. Ot, taki lokalny klub dla starych stetryczałych magów, których reumatyzm i skleroza pozbawiły możliwości aktywnego działania. Więc siedzieli w swojej siedzibie i radzili między sobą.
Z czasem jednak tawaif dowiadywała się ciekawszych informacji. Plotek o karczmach takich jak Pijany Węgorz, gdzie zbierali się miejscowi by słuchać opowieściach o upadku starego świata i nadejściu nowego porządku. O aresztowanym niedawno bardzie Galorainie, który to głosił nadejście nowego świata i przewodził “Świetlistym”... grupie uliczników szukających sposobów przygotowania się na niego lub ucieczki na inny plan egzystencji.
Plotkach o armii barbarzyńców, która w tej chwili pustoszyła granice cywilizowanych imperiów zmieniając zdobyte ziemie w piekielnie pustkowia i to dosłownie. To nieprzyjemnie kojarzyło się jej z Synami Plagi. Więc pocieszały ją wieści, że po porażce swojego smoczego wodza na pustyni Zerrikanu, owi barbarzyńcy się cofnęli.
No i jeszcze tajemnicze kulty końca świata i Vantu. Nikt na ich temat nie wiedział… choć wszyscy się bali. Zwłaszcza wspomnienia Vantu. Sam dźwięk tego słowa wywoływał paniczne spojrzenia i niemal rytualną wypowiedź.- Ja tam nic nie wiem. Nic a nic.-
A podpytywanie o miejsce awanturnicze gildie, wywołało lawinę opowieści o bohaterach La Rasquelle. Takich grup najemników i awanturników było w mieście od groma. Wszak La Rasquelle żyło ze skarbów ukrytych wśród niebezpiecznych ruin. Było ich więc wiele, od małych grupek uliczników, po małe prywatne armie dla najbogatszych.
I właśnie stała przed siedzibą Purpurowych Strzał jednej z najsłynniejszych grup awanturniczych, które obecnie mniej zajmowała się eksploracją ruin miasta, a bardziej usługami ochroniarskimi.


O wiele gorzej szło Nveryiothowi przepytywanie antykwariusza na temat polityki miasta, znaczących rodów i innych ciekawostek. Po pierwsze dlatego, że nie był Chaayą i nie miał jej talentów dyplomatycznych. A poza tym stary antykwariusz był opryskliwym gburem, który niechętnie się wypowiadał. A już na temat polityki… w ogóle. Nie chciał gadać o wampirzych rodach, polityce… ani słuchać o powrocie Vantu. Dał jednak jedną radę swemu pracownikowi.
- Chcesz żyć to zamykaj się w pokoju w nocy, pamiętaj o czosnku i unikaj ciemnych zaułków. A jeśli usłyszysz wołanie o pomoc, to przyspiesz kroku i oddal się jak najszybciej. Ciekawość to pierwszy stopień do Piekła i wierz mi… nigdzie to powiedzenie nie jest tak prawdziwe jak właśnie w La Rasquelle.-
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 01-05-2017, 09:49   #43
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Chaaya obudziła się następnego dnia wyspana, wypoczęta i wyjątkowo rozleniwiona. Leżąc w pieleszach obserwowała świat za oknem, który powoli wyłaniał się spomiędzy mlecznobiałych oparów.
A więc było jeszcze dość wcześnie, skoro mgła unosiła się tak nisko między budynkami.
Jarvis leżał tuż obok, wtulony w jej nagie plecy. Tancerka nie była pewna czy ten śpi, czy drzemie, czekając na jej wybudzenie. Odgłosy z pokoju obok świadczyły o tym, że Nveryioth był już na nogach i szykował się do pracy. Starał się zachowywać cicho, by nie zbudzić sąsiadów po obu stronach swojego mieszkanka.
Bardka przymknęła oczy, ziewając przeciągle i wsłuchując się w odgłosy kroków w pokoju obok, skrzypnięcie drzwi… kolejne kroki i ciche stęknięcia schodów, gdy smok kierował się do wyjścia.
~ Miłego dnia ~ zawołała sennie za swoim partnerem, a ten tylko prychnął kwaśno, najpewniej zazdroszcząc kobiecie nadmiaru wolnego czasu.

W budynku znowu zapadła cisza, przerywana tylko oddechem czarownika obok, oraz pokrzykiwaniami gondolieroów za oknem, którzy niemal po omacku lawirowali między kanałami, starając się zawieźć swoich klientów jak najszybciej i jak najbezpieczniej do wyznaczonego im miejsca.
Kobieta pogładziła palcami po oplatającym ją przedramieniu mężczyzny, okrywając ich szczelniej kołdrą, bo powietrze w pokoju było nader rześkie, po czym przełączyła się w tryb czuwania, rozmyślając nad swoimi planami i dalszymi poczynaniami.
~ Śpisz Starcze? ~ zaczepiła czerwoną obecność, na dnie swojej duszy, bez większego powodu, ot z ciekawości i chęci nawiązania z Pradawnym być może jakiejś głębszej relacji niż tymczasowe naczynie bez uczuć i emocji.
~ Nigdy nie śpię… po prostu skupiam się na planowaniu ~ odparł dumnie.
~ I co takiego wymyśliłeś? Chcesz bym coś dziś zrobiła? ~ spytała niezobowiązująco.
~ Posunięcie się do przodu w sprawie Vantu byłoby miłe ~ mruknął gad spokojnym tonem głosu.
~ Prawdziwy z ciebie myśliciel… nie powiem ~ odpowiedziała rozbawiona błyskotliwością wypowiedzi smoka.
~ I podglądacz… was… choć z przymusu. ~ Westchnął smętnie i dodał poważniej. ~ Muszę oszczędzać się, by dłużej móc panować nad twym ciałem, gdy sytuacja będzie tego wymagać.
~ Wolałabym byś tego nie robił… albo przynajmniej był delikatniejszy niż ostatnim razem… ~ szepnęła nieco posępnie tawaif, moszcząc się wygodniej w uścisku czarownika, największą uwagę poświęcając na własnych pośladkach, wpasowanych w biodra kochanka.
~ Właściwie… to czy mogłabym cię o coś poprosić? ~ spytała nagle, a jej myśli powędrowały ku amazońskiemu mieczu.
~ Twoje ciało nie jest idealnym dla mnie celem do kontrolowania, więc nie martw się o to. Nie zamierzam przejmować nad nim kontroli, dopóki nie będzie ku temu ważnej przyczyny. Na przykład zagrożenie naszego życia ~ odparł Starzec, a Chaaya poczuła muśnięcie ust na swoim barku i ożywienie czarownika poniżej pasa. ~ Jaka to prośba?
~ Mój miecz potrzebuje… rozpoznania… identyfikacji ~ sprostowała, gładząc Jarvisa po dłoni obejmującej jej talię. ~ Wydaje mi się, że nie wykorzystuje w pełni jego potencjału, a co za tym idzie… w walce jestem narażona na większe niebezpieczeństwo.
~ To da się uczynić. Coś jeszcze? ~ zapytał obojętnym tonem.
~ Opowiesz mi o tych, którzy nas ścigają? ~ spróbowała swego szczęścia, martwiąc się o kraj i jego mieszkańców z którego, pochodziła.
~ Są tylko marionetkami prowadzonymi przez głupców. Za nimi zaś stoją demoniczni władcy. Aldinach pewnie jest ci znana? Pani Jadowitej Śmierci… czyż nie tak ją zwie twój lud. Ta która włada skorpionami i której imienia nie należy wymawiać pośród morza piasku? ~ stwierdził spokojnie czerwonołuski. ~ Zostałem jej... sprzedany.
~ Jako… niewolnik? Jak to się stało? ~ spytała wyraźnie wstrząśnięta tym co usłyszała.
~ Niewolnicy… Tym są Synowie Plagi, tym są opętane istoty, tym są dusze w Piekielnych wymiarach i Otchłani. Tymi będą wszyscy śmiertelnicy, jeśli władcy Synów Plagi zatriumfują ~ odparł cierpko Pradawny i dodał po chwili ciszej. ~ Ja nie chcę o tym mówić. To zbyt osobiste.
Chaai było wyraźnie żal smoka. Chciała się z tym kryć, ale Starzec był za silny, by taka słaba istotka jak ona, mogła się przed nim obronić. W pewien sposób, poczuła dziwną więź łączącą ją ze skrzydlatym. Wszak im obojgu odebrano wolność i ciała. Ją wykupił Janus… on… postanowił zrobić to własnoręcznie.
Jej nastawienie względem niego, nieco się zmieniło… już nie chciała się go pozbyć, bo był jej niewygodny, a zapragnęła mu po prostu pomóc. Mógł być złym, zadufanym w sobie, krótkowzrocznym i narzekającym gburem i sadystą o manii wielkości, ale zasługiwał na to by, jeśli nie samemu decydować o sobie, to przynajmniej żyć lub odejść godnie.

~ Przepraszam, nie chciałam cię zmuszać do osobistych wynurzeń. Nie podejrzewałam, że byłeś w takiej sytuacji… ~ To była szczera prawda. Bardka o wiele gada podejrzewała, o głupotę, o pyszałkowatość, o przeliczenie własnych sił na zamiary, nawet o to, że wsadził nos nie tam gdzie powinien i został za to ukarany, a teraz chciał zaleczyć swoją urażoną dumę.
~ Ale… jesteś pewien, że ten Belfegor nie okaże się podobnym Aldinachii?
~ Jakie to ma znaczenie? Zamierzam zawładnąć jego cielskiem i zdusić jego wolę. Zrobić to co inny czart zrobił mnie ~ odparł butnie Starzec. ~ I… pod względem charakteru, diabły są bardziej subtelne i wyrafinowane od demonów, reszta jednak jest identyczna. Tyle, że Belfegor jest od niej słabszy, ale za to silniejszy od demona, który me ciało pochwycił.
~ Nnno… tak… ~ odpowiedziała po chwili ciszy, dusząc w sobie chichot podlotka. Urażona męska duma, była niczym wobec urażonej dumy smoka. ~ Zadałam głupie pytanie… tak czy siak, postaram się trochę wywiedzieć w sprawie Vantu… ale nie złość się jeśli mi nie wyjdzie i więcej informacji uzyskam w sprawie na przykład “końca świata”.
~ Nie jestem niecierpliwym młodzikiem. Zdaję sobie sprawę, że zyskanie ciała godnego mej istoty nie będzie łatwe, tym bardziej, że i ty i twój… kochanek nie dysponujecie olbrzymią potęgą. Poczekam ~ łaskawie zgodził się smok. ~ Teraz ważną sprawą jest zachować cię w dobrej formie fizycznej i psychicznej. Nocne sesje z Jarvisem dobrze na to wpływają.
A sam obiekt rozważań Starca leniwie błądził opuszkami palców po brzuchu bardki, muskając skórę pieszczotliwie i czule.
~ Polemizowałbym… ~ odpowiedziały jednocześnie Chaaya jak i wyobrażenie jej babki. I choć sama tancerka była raczej stwierdzeniem smoka rozbawiona, tak stara kobieta wyraźnie zniesmaczona.
~ Mam nadzieję, że nie zanudzisz się na śmierć w mym bezsilnym ciele… ~ mruknęła, powoli skupiając swoje myśli na czarowniku obok, w zawoalowany sposób przekazując Starcowi, że ich czas dobiega końca.
~ Tak samo jak ty… odczuwam twoje doznania. Bądź co bądź nie mogę całkiem oddzielić się od świata twoich zmysłów ~ odparł krótko, po czym spytał. ~ Kiedy chcesz badać swój miecz?
~ Chciałabym jak najszybciej… ~ odparła, niczym zniecierpliwione dziecko czekające na niespodziankę, na chwilę napinając wszystkie mięśnie, jakby gotowa była wstać teraz z łóżka i podejść do broni, gdy jej rączka spoczęła na biodrze kochanka. ~ Ale oczywiście dostosuję się do twojej decyzji… ~ dodała pokornie, zastygając w chwili oczekiwania, drapiąc pazurkami pośladki Jarvisa.
~ Kiedy tylko chcesz… to zajmie chwilę. Albo rozpoznam broń, albo nie… ~ stwierdził krótko Czerwony.

Bardka przygryzła usta w skupieniu, rozważając wszelkie za i przeciw, by to właśnie w tej chwili załatwić próbę identyfikacji. I wychodząc z założenia, że: “co masz zrobić jutro, lepiej zrób dzisiaj”, z przykrością wyplątała się z uścisku czarownika, wyskakując spod kołdry niczym struna.
~ Teraz… później mogę nie być… możemy oboje nie być w nastroju… jeśli nie kondycji ~ odparła spolegliwie, dopadając do amazońskiego ostrza leżącego na sekretarzyku.
~ Obejrzyj je dokładnie ~ polecił smok, podczas gdy Jarvis leżał w łóżku i też dokładnie oglądał, pupę nagiej bardki.
- Ktoś tu… ma w sobie sporo energii od rana - zagaił wesoło. - Dobrze ci się spało?
Chaaya usiadła na krześle, wyciągając broń z pochwy i kładąc miecz na stole, przyjrzała się najpierw rękojeści wraz ze smoczymi zdobieniami, a następnie ostrzu, gładząc metal opuszkami palców. Gdy skończyła badać jedną stronę, odwróciła go na drugą i powtórzyła czynność, tym razem zaczynając od czubka klingi na uchwycie kończąc.
~ Skarb starego łysego… zimnodupa. Kto by pomyślał, że przetrwa dłużej niż jego twórca. To Furia Wyrma Mrozu. Miecz, który należał do skarbu jednego z potężniejszych i jednego z niewielu bystrych białych smoków. Widzisz te runy… kiedy je wykrzyczysz to uwolnisz ukrytą w nich moc i porazisz serca wrogów smoczym rykiem. A... i rani zimnem, jak wszystkie bronie jego służby ~ wyjaśnił Starzec z rozbawieniem.
~ Tak… wiem, walczyłam już nim… ~ odparła podekscytowana, wpatrując się w runy. ~ Ten smoczy ryk… to ma jakąś… szczególną… moc… czy po prostu brzmi fajnie? ~ spytała lekko zblazowana na tę nowinę.
~ To smoczy ryk… budzi strach w śmiertelnikach ~ stwierdził Pradawny, wyraźnie urażony jej słowami. ~ Ja wiem, że wasze smoki rykami nie robią na nikim wrażenia. Ale ryk PRAWDZIWEGO smoka, to siła, która zgina kolana w pokłonie.
~ Musi brzmieć wspaniale… ~ rozmarzyła się dziewczyna, ignorując urażę w głosie rozmówcy i odbijając światło w gładkiej tafli metalu. ~ Nvery jak się zakrztusi to brzmi dostojnie… wtedy ma taką chrypkę… ~ napomknęła z rozbawieniem, wstając od blatu by pomachać swoją nową zabawką. ~ Twojego prawdziwego głosu pewnie nigdy nie usłyszę… ale gdy będę inkantować rozkaz, zawsze będę cię mieć w pamięci ~ odparła ciepło, uśmiechając się szeroko, pląsając po pokoju jakby wyobrażała sobie walkę z tysiącem wrogów.
~ Macie nową smoczą panią. Pewnie też umie ryczeć, choć jest młodziutka ~ przypomniał jej Starzec.
~ Nie wiem, czy chcę tam wracać… Nvery nie tęskni, a mnie tam nic nie trzyma… spłaciłam dług Janusowi. ~ Wzruszyła ramionami, zatrzymując się po chwili przed oknem, by wyjrzeć przez nie. ~ Więc pewnie nie będę mieć okazji poznać jej atutów.
~ Ja zaś sądziłem, że rozszerzę moje ziemie kosztem Zgniłozęba, zielonej gnidy będącej też smokiem. A zamiast tego jestem tu… Nigdy nie wiesz jak skończy się droga, na której stopę postawiłaś ~ stwierdził ironicznie.
~ Zobaczymy jak to będzie… Dziękuję ~ odparła szczerze, wracając do biurka, by ponownie zasiąść na krześle i schować miecz do pochwy ze skóry dinozaura. Zanim schowała ostrze, popatrzyła na runy w celu odgadnięcia do jakiego języka należały.
~ Nie masz powodu… Jestem w tobie. W moim interesie jest uczynić cię silną i potężną smoczycą ~ odparł Starzec jakby nieco speszony jej podziękowaniami.
Słowa wyryte na klindze należały do starego języka. Oczywiście smoczego, choć w wersji mocno archaicznej, przynajmniej dla tancerki. Wypowiedzenie ich, może przysporzyć dziewczynie nie lada kłopotów, ale nie zaprzątała sobie na razie tym głowy…
Popracuje nad tym później, a zielonołuski na pewno jej pomoże w akcencie, miał smykałkę do wszystkiego co stare w Kryształowej Jaskini, a więc na pewno spotkał się i ze starszą wersją rodzimego języka.
Chaaya dumała chwilę, ważąc broń w dłoniach, gdy nagle się wyprostowała i odwróciła do czarownika.
- Co mówiłeś? - była pewna, że słyszała jego głos, ale go nie słuchała… nie pierwszy raz zresztą.
- Cały miłosny poemat wypowiedziałem natchnionym głosem… a ty nie słuchałaś - stwierdził z wyrzutem czarownik siląc się na dramatyczną minę, by nadać jeszcze więcej absurdu wypowiadanym słowom. Uśmiechał się leżąc w łóżku. - A poza tym podziwiałem twoją osóbkę. Nic dziwnego, że cię tak często rozbieram… Jesteś prześliczna.
- Zamilcz… moje uszy więdną… - skwitowała kwaśno, przewracając teatralnie oczami i odchylając się do tyłu, jakby miała zaraz zemdleć od słodkich słówek czarownika.
- Jak ci się spało? - spytała po chwili, wstając dziarsko z siedziska by podejść do nóg łóżka.
- Przyjemnie… a tobie? Dość długo wpatrywałaś się w swój miecz. Odkryłaś coś ciekawego? - Czarownik nadal leżał przyglądając się dziewczynie. Uśmiechał się przy tym ciepło i życzliwe.
Powoli usiadł na łóżku. - Możliwe, że trzeba będzie się niedługo wplątywać w miejscową śmietankę, ale tym… zanudzę cię najwcześniej wieczorem.
- Źle… zawodziłeś przez sen jak banshee - odparła trzpiotnie na jego pytanie, wchodząc kolanami na materac. - Iii... nie mogę pochwalić się żadnym odkryciem… wszystkie zagarnął Starzec, za co jestem mu wdzięczna - odpowiedziała ciepło, przechodząc na czworaka i powoli podchodząc do Jarvisa. - Nie mogę się doczekać, kiedy wypróbuje go na swoich przeciwnikach… - zachichotała psotliwie, siedając przed mężczyzną na kolanach.
- Cóż… bardziej na szkodnikach. Gobliny są plagą, która odpowiednia jest dla nowicjuszy… dla Nverego i Godivy… ale i my możemy trochę poćwiczyć wraz z nimi. - Dłonie mężczyzny ujęły krągłości jej piersi, a jego usta zaczęły wodzić po ich skórze, językiem zataczając kółeczka wokół szczytów biustu. Wielbił te kręgłości jej ciala z entuzjazmem podrostka, ale i też umiejętnie trącał struny jej zmysłów.
- Owww… dziecinka zgłodniała, tak? - zapytała słodko, gładząc Jarvisa po głowie, niczym małego chłopca. - Nie będę im psuć zabawy, poczekam na nieco wytwarlszego wroga - sprostowała, przeciągając się leniwie, by z czułością przyglądać się kochankowi… niestety nie odwdzięczając się żadną pieszczotą.
- Musisz przyznać… że kusisz… do tego by zakosztować twej słodyczy - wymruczał czarownik nie przerywając pieszczot jej piersi, czasem nawet delikatnie kąsając skórę. - Miasto zawiera wiele miejsc, w których mogą kryć się zagrożenia większe niż gobliny… i równie duże nagrody.
- Połączmy przyjemne z pożytecznym… zarabiajmy i dajmy pole do popisu dwóm jaszczurkom - mruknęła kocio, powoli kładąc się na plecach, ciągnąc za sobą czarownika. Ugięte nogi dalej miała pod sobą, ale najwyraźniej jej to nie przeszkadzało.
- Powolutku, pomalutku… od goblinów przejdziemy do czegoś ciekawszego dla nas. Co się tyczy śmietanki… nigdy jej jakoś nie lubiłam, chyba że w ubitej formie… wieczory wolałabym spędzać z Nveryiothem, toteż ograniczmy się do minimum w kontaktach z “błękitną krwią” tego miasta.
- Taki mam zamiar… - odparł Jarvis, podążając głową za bardką, a potem schodząc niżej i czubkiem języka wodząc po napiętych mięśniach brzucha. - Im mniej będziemy się zadawać z tutejszymi elitami przeżartymi wampirzymi koneksjami tym… lepiej. Niemniej one mają informacje, a i czasem zasoby, które mogą być przydatne, więc… niekiedy nie będziemy mieli wyboru. - Spojrzał w jej oczy dodając. - A ty jesteś lepszą dyplomatką ode mnie.
Tancerka milczała wpatrując się w sufit, gładząc się palcami po obojczyku.
- Jakoś to będzie… - W końcu się odezwała, podnosząc głowę by spojrzeć na kochanka. - Pójdę dzisiaj w miasto zasięgnąć języka… czy macie tu jakieś tematy tabu o których powinnam wiedzieć?
- Nie… ale za to są tematy drażliwe. Nie mówi się o polityce i przestępczości i tajemniczych kultach z nieznajomymi. Zanim poruszysz taki temat, twój rozmówca winien cię dobrze znać i ci ufać. A i wtedy… ściany mają uszy, pamiętaj o tym. - Przywoływacz leniwie muskał ustami i językiem podbrzusze bardki. - Czy aby ta pozycja nie jest dla ciebie niewygodna?
Dziwne miasto… z równie dziwnymi ludźmi, obyczajami, czy tematami do rozmów…
Chaaya nie do końca wiedziała, o czym więc mieszkańcy mówili między sobą, skoro podstawowe, niemal esencjonalne tematy, które były nieodłącznymi elementami ich codziennego życia, były zakazane.
“Może dyskutują z podróżnymi o pogodzie…” zagaiła sarkastycznie jedna z tancereczek, na co zaraz wtrąciła ostro babka “... o cyckach chyba.” Po czym prychnęły obie panie rozbawione własnymi wizjami.
“Kraj boidudków” zawyrokowała dumnie jedna z dziewcząt, na co zaraz zawtórowała kolejna “Kraj kompleksów”, “Kraj ułudy!”. Wszystkie alter ega tawaif poczęły przerzucać się epitetami na temat La Rasquelle.
Gdy tymczasem głównodowodząca milczała, słuchając uważnie wszystkich spostrzeżeń, samej zastanawiając się co czynić dalej.

- Całkiem wygodna… - odpowiedziała na głos czarownikowi, głaszcząc go machinalnie po włosach. - Ale jak już podjąłeś temat… - Kobieta wygięła plecy w łuk odpychając nieco mężczyznę od siebie i wyciągając spod siebie najpierw jedną, a później drugą nogę. Oparła je na torsie mężczyzny, bawiąc się stopami o jego płatki uszne.

“Którą z nas wybierzesz do roli Paro?” młode bardki znudzone przekomarzaniem się między sobą, zaczęły domagać się atencji ze strony swojej stworzycielki, która kryła się aktualnie pod maską Chaai - Smoczej jeźdźczyni.
“Dawno mnie nie wybierałaś…” poskarżyła się słodka niczym miód kochanka o gołębim sercu, ubierająca się w muślinowe kaftany zdobione lapisowymi nićmi, delikatna i ezoteryczna, niezdolna skrzywdzić nawet faraonki we własnej kuchni.
“Cicho ty szara myszo, to mnie dawno nie było!” zakrzyknęła bojowo dziewuszka co to siostry ciągnęła za warkocze i zawsze chodziła w spodniach, a nocami lubiła wykradać się wraz z przełożonym ochrony zamtuza do miejskich slumsów, by obserwować, jak i uczestniczyć w prostym życiu ludów “pierwotnych”, w których zachowana była tradycja czasów minionych lub porzuconych.
“Tak się składa, że nie było mnie na scenie, aż dwa tysiące trzysta siedemdziesiąt dwa dni i cztery godziny…. “ wtrąciła intelektualistka ze złotymi okularami na nosie, spędzająca pół życia w bibliotece, a drugie pół na uniwersytecie, gnębiąca swą niedostępnością nie tylko klientów, ale i rodzinę.
“To co ja mam powiedzieć… wzgardzona, samotna, spragniona prrrawdziwego mężczyzny… który mnie zdominuje, zwiąże, poddusi, przypiecze płom…”
“Znowu się ta wariatka ocknęła… Nic tylko by ją lać i posuwać na zmianę…”
“I ciągle jej mało.”
“Nie jesteście wcale lepsze… to nie ja się ubieram skórę i depcze po twarzy nawabów.”
“Wypraszam sobie… gustuje tylko w dziecięcych koronkach.”
“Obie jesteście szalone!”
“CIIISZAAA! Na bogów Kamalo pilnuj te idiotki, bo jeśli nie TY, to JA oszaleję!” Laboni w końcu przebiła się przez zgiełk myśli, skrupulatnie uciszając większość pannic, choć nadal kilka butniejszych fukało i dogadywało starej tancerce, nie rozbiąc sobie nic z pustynnego savoir-vivre.

- To miasto kontemplowania sztuki, poezji i kłamstwa… Każdy ci powie jak wspaniale rządzone jest La Rasquelle, jak sprawiedliwa jest straż miejska, jak niskie są podatki. Ale woli rozmawiać o jedzeniu, o rzeźbach, o poezji, o… twoich gustach. Gdy zostaniesz poznana, gdy rozpoznają cię jako swoją… wtedy powiedzą ci prawdę. - Dłonie mężczyzny wodziły po łydkach bardki, a spojrzeniem po jej piersiach i łonie… czego wynikiem było wyraźne pobudzenie Jarvisa. Ale on się na razie nie spieszył, delektując się urodą bardki niczym koneser zachwycający się obrazem.
- Trochę tu nudnie… przynajmniej sądząc z twoich opisów - odpowiedziała cicho, skupiając wzrok na rozmówcy. - Jakie są twoje gusta Jarvisie? - spytała zaciekawiona i nieco skonfundowana, rolując sobie kołdrę pod głową by leżeć wygodniej. - Jakie powinny być moje?
- Jakie gusta… w jakim znaczeniu? - zapytał zdziwiony czarownik, sięgając palcem ku punkcikowi rozkoszy bardki i z łobuzerskim uśmieszkiem dotykając ją delikatnie, co by nie pobudzać jej zmysłów za szybko. - Gust może dotyczyć różnych rzeczy.
- No… o tych wszystkich o których mogą pytać miejscowi… - Kobieta ściągnęła brwi w zakłopotaniu, kładąc stopę na policzku mężczyzny, odchylając jego głowę w bok.
- To… w sumie nie ma znaczenia. Jeśli twoje gusta będą podobne rozmówcy to szybciej cię polubią, jeśli odmienne to… z pasją podyskutują o nich. Im dłużej i bardziej się włączysz w rozmowę, tym chętniej poruszą i te tematy, które cię interesują. Tak jak Dartun, który wszak z mego powodu nie wahał się mówić o wszystkim - odparł Jarvis z lekkim uśmiechem.
- Aha… - mruknęła pod nosem tawaif, zjeżdżając stopą z policzka na klatkę piersiową. Westchnęła cicho i z niejakim ciężarem na piersi, wyraźnie nad czymś myśląc, choć zabiegi czarownika jej temu nie sprzyjały.
- A co ze szczerością? Czy ludzie ją sobie cenią, czy wolą usłyszeć kłamstwo?
- Raczej spodziewają się kłamstwa jeśli chodzi o politykę… od obcej osoby. Spodziewają się ukrytych intencji za takimi słowami. W La Rasquelle pełno jest agentów… wampirzych sług, szpiegów różnych zakonów, informatorów kupieckich familii. Jeśli będziesz wyglądała na ciekawską osóbkę, będziesz też brana za takiego szpiega. - Palce obu dłoni mężczyzny pieściły delikatnie jej intymny zakątek. Rozpraszały myśli i służyły zaostrzaniu apetytu. Czarownik lubił wszak budzić głód u bardki na swą kiełbaskę.

Chaaya stukała paluszkami o swoją brodę, układając swoje myśli. Rodzinne miasto jej kompana było wyjątkowo pokręcone i tancerka nie miała chyba na podorędziu odpowiedniej maski, którą mogłaby przywdziać na dzisiejsze potrzeby. Pozostawało jej więc stworzyć nową… ale Jarvis jak na złość, próbował ją od tego odwieść. Tawaif mogłaby pomyśleć, że trafiła na cholernego, niezaspokojonego samoluba… gdyby przywoływacz się faktycznie nie starał by i ona czerpała z ich igraszek przyjemności.
Tak czy siak… Smocza Jeźdźczyni nie miała na niego teraz ochoty, ale zbywać go z niczym… nie miała jakoś serca, a poza tym… Starzec by oponował… na sto procent. Miał jakąś słabość do czarownika. Bronił go i ciągle podkreślał jego ważną rolę przy niej…
“Która to tak najwięcej jęczała, że jest osamotniona?” Chaaya spytała zastęp dziewcząt, które zgodnie wskazały na roznegliżowaną tawaif bawiącą się samą sobą. “Dawaj no tu… muszę trochę pomyśleć…”
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 01-05-2017, 09:50   #44
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Kobieta zamknęła na chwilę oczy, a mięśnie jej twarzy rozluźniły się jak podczas snu. Odepchnięcie stóp na piersi czarownika było jednak silne i co najważniejsze brało z zaskoczenia, toteż biedak mógł tylko polecieć do tyłu na poduszki.
Po chwili na horyzoncie pojawiła się twarz bardki, która usiadła okrakiem na kochanku, uśmiechając się łobuzersko. Figlarny języczek oblizywał rozchylone ustka, a w oczach tliły się iskierki namiętności o które tak brdzo zabiegał.
Tawaif ścisnęła dłonią policzki Jarvisa, całując go z pasją i agresywnością godną niejednego drapieżnika.
- Tęskniłam - szepnęła mu w usta, gdy ich wargi rozłączyły się na chwilę, by ponownie połączyć w pocałunku. - Mogę gryźć? Mocno? - spytała słodko, wbijając pazurki pod jego obojczyki, podskakując mu na brzuchu, jakby nie mogła się doczekać ich wspólnej zabawy.
- Oczy… wiście - odparł zaskoczony czarownik leżąc i dłońmi wędrując po jej ciele na oślep. - Wszystko co nam doprawi tą przyjemność, dodatkową iskrą.
- Odpłać mi się tym samym - poprosiła lubieżnie, podgryzając go delikatnie w nos, policzek i brodę. Swoje dłonie trzymała na szyi czarownika, jakby miała zamiar go dusić. Uścisk był jednak lekki, a po chwili całkowicie znikł, gdy opuszkami palców zaczęła zjeżdżać po klatce piersiowej mężczyzny w celu zbadania newralgicznych rejonów kochanka. - Zastanów się dokładnie co chcesz zrobić, bo zrobimy to tylko dwa razy… raz po mojemu - warknęła mu do ucha gryząc go w płatek. - I raz po twojemu… a później koniec… aż do wieczorrra.
- Więęęęc… ty pierwsza? - wymruczał czarownik, kąsając jej bark i znacząc pośladki dziewczyny zadrapaniami.
- Głupie pytanie! - obruszyła się, uderzając go pod brodę na ostrzeżenie. - Nie złość mnie, bo będzie cię boleć - pogroziła mu żartobliwie, wyskakując z jego objęć, niczym górski pstrąg w wodospadzie. Po dwóch susach była z powrotem, ze starannie ułożoną liną w rękach.

- Nie bój się jamun… rączki będziesz mieć wolne - odparła z przekąsem, tworząc pętelkę przez którą przeciągnęła linę tworząc samozaciskającą się… smycz z obrożą.
Uśmiechając się z triumfem, założyła mu ją na szyję, zaciskając sznur, a resztę przerzucając przez wezgłowie łóżka.
- A teraz słuchaj, bo nie będę się powtarzać… jeśli twoje usta choć na chwilę zejdą z moich piersi, dowiesz się co to znaczy wściekła kurwa. - Jej głos był zimny i lekko syczący, niczym u węża, gdy napięła linę tak… że żeby czarownik mógł przybliżyć swą twarz do dekoltu tawaif… musiał sam siebie podduszać. - Zrozumiano? - zapytała słodko, cmokając czarownika z czułością w oba policzki, by po chwili dziabnąć go bez ostrzeżenia w ucho.
~ Zrozumiano… i oczekuj podobnych atrakcji ~ odpowiedział telepatycznie czarownik, starając się dotknąć ustami jej biustu i nie stracić powietrza w płucach.
- Nie bój się złociutki… to nie boli - sarknęła, dociskając jego głowę do swojej lewej piersi, wolną ręką, pozbywając się kołdry pod swoimi biodrami, która podczas tych wszystkich perturbacji, jak na złość okrywała gotowe do podboju jarvisowe oręże.
Gdy niecna pierzyna została ostatecznie strząśnięta, dziewczyna naprowadziła kochanka na właściwe miejsce, powoli się na niego otwierając.

Chaaya zamruczała w zadowoleniu gdy ich ciała zespoliły się, uwalniając głowę Jarvisa z uścisku. Ruszyła na razie miarowym i spokojnym tempem swych bioder, gładząc go pieszczotliwie po barkach. Zdawać by się mogło, że była niecierpliwa...
Usta czarownika łapczywie zacisnęły się na jednej z piersi, całując i kąsając ją drapieżnie i łakomie. Jego dłonie błądziły po ciele bardki, gdy ona prowadziła ich oboje truchtem do spełnienia za pomocą swych kołyszących się bioder.
- Taki grzeczny… - zadumała się bardka, przyspieszając powoli swe ruchy, tak, że schwytanie podskakujących piersi było nie lada wyczynem zręcznościowym, a lina na szyi nieustępliwie wpijała się w delikatną skórę.
- Skup się - warknęła ostrzegawczo, zjeżdżając dłońmi nisko na plecy mężczyzny, by powolnymi drapnięciami, wspiąć się ponownie na barki.
Na razie tylko piekło i to całkiem przyjemnie, Jarvis jednak wiedział, że następnym razem skończy się krwawo… i to bardzo. Czuł to w uścisku na swoich ramionach, jak i w uderzeniach bioder tancerki, która łapczywie doprowadzała go na granicę nie tylko spełnienia, ale i świadomości przy tak utrudnionym oddychaniu.
Na szczęście dla niego… taka zabawa nie trwała długo, efektownie doprowadzając go do wyjątkowo sensualnej kulminacji. Chaaya tylko fukała na wpół gniewnie, drżąc na całym ciele, które powoli zaczęło napierać na jego, dzięki czemu mężczyzna mógł się położyć i spokojniej odetchnąć.
Jarvis przyglądał się zamyślony leżącej na nim dziewczynie, zbierając zapewne siły jak i entuzjazm do jego zabawy. Bardka nie musiała się wysilać, by domyśleć, że… najwyraźniej miał problemy z rozgryzieniem natury Chaai. I jej nagłych zmian charakteru.
Kobieta muskała ustami szyję kochanka, bawiąc się liną w zębach. Jej oddech przestał być chrapliwy, choć ciągle słyszalne były ciche pomruki głodnego zwierza, wtulającego się w jego tors, jakby nie mogąc się zdecydować w jakiej pozycji zastygnąć. Ciągle się przemieszczała i wiła, całując, czasem podgryzając i ustawicznie mrucząc.

- O czym myślisz? Takiś cichy… zazwyczaj paplasz jak najęty gdy się kochamy - zaśmiała się zgryźliwie, po czym zaczęła łaskotać oddechem jego prawe ucho.
- Zastanawiam się… czy kiedykolwiek zdołam cię zrozumieć. Odkryć klucz do twej natury. Zawsze mi to umyka - odparł i delikatnie ugniatając jej pośladek dodał. - Bo mam wrażenie, że mi go nie zdradzisz.
- Podobno jesteś dobry w odkrywaniu - mruknęła, zataczając językiem kręgi na jego policzku, zaczepiając go od czasu do czasu w ucho. - I podałam ci go… nawet niedawno - dodała enigmatycznie, wzdychając. - Zawsze też możesz się spytać, choć nie gwarantuję, że otrzymasz satysfakcjonującą cię odpowiedź.
- Później… - Jarvis łapczywie przycisnął wargi do jej ust. Całował ją długo i namiętnie. - …może spytam. Teraz myślę tylko… o pokusie… o tobie.
- Zamiast myśleć, mógłbyś wreszcie przejść do czynów… - poskarżyła się z ironią, kładąc z boku kochanka, co by mieć lepszy dostęp do jego ciała.
Jej usta wciąż gładziły policzek Jarvisa, a miękkie piersi wtulały w jego przedramię. Wolną ręką głaskała go okrężnymi ruchami po podbrzuszu, od czasu do czasu delikatnie drapiąc delikatną skórę.
Czarownik popchnął bardkę na plecy, jego usta przylgnęły do jej obojczyka, a dłoń wślizgnęła się między uda tancerki by pieścić ją władczo i drapieżnie w intymnym zakątku.
Jak drapieżnik i władca zarazem.
Ta zaśmiała się filuternie z cichym pomrukiem zadowolenia. Jej dłonie gładziły łopatki mężczyzny, masując opuszkami mięśnie i delikatnie drapiąc skórę, jak kot ugniatający swojego ukochanego właściciela.
- To rozumiem… czy zdecydowałeś już, jak wykorzystasz swoją jedyną, dzisiejszego poranka, szansę? - zapytała z uśmiechem, rozluźniając się pod dotykiem jego smukłym palców.
Jarvis mógł być i drapieżnikiem i władcą, gdyż ona perfekcyjnie odnajdywała się w roli jego małej zdobyczy.
- Tak… wezmę cię na stoliku… siedzącą wygodnie… otwartą na przyjęcie swego kochanka… - Usta mężczyzny odnalazły jej pierś całując ją namiętnie. - Tak szybko, jak szybko twa rączka doprowadzi mnie do stanu… gotowości.
Jego wszak dłoń, sięgając w głąb kwiatu robiła wszystko, by tawaif nabierała apetytu na kolejne chwile w ramionach Jarvisa.
- A co jeśli nie doprowadzi? - przekomarzała się półszeptem, a czarownik poczuł jak dziewczyna wygina się w jego stronę, by sięgnąć palcami męskości. Na początku badała teren delikatnie i trochę na oślep. Łaskocząc, lub czasem zadrapując jakiś fragment skóry… by w końcu objąć grot jego włóczni w ciepłą piąstkę, ściskając ją lekko.
Oddech kobiety był umiarkowanie ciężki, a więc była prawie gotowa do intensywniejszej zabawy, choć po ciepłocie jej łona, można było stwierdzić, że jej ciało nie zdążyło ostygnąć i płonęło równomiernym ogniem od pewnego czasu.
- Nie wątpię ani w twój talent, ani w twą urodę… więc… nie mam wątpliwości - mruczał czarownik, ustami wędrując po jej biuście i gwałtownymi ruchami palców w jej kwiecie podsycając ów ogień. Tak jak i ona pobudzała jego… nie było to wszak trudne zadanie. Jarvis miał na nią ochotę, więc nawet bez dotyku jej palców stanąłby na wysokości zadania. Tyle, że nieco później.

- Czy wytrzymam? - spytała nagle, falując pod dotykiem mężczyzny, niczym pobudzona przez wiatr zasłona, wzmacniając pieszczotę na jego berle. - Dzień będzie długi… czy doczekam nocy? Nie doczekam, na pewno nie… - szeptała coraz ciszej, by coraz mocniej ściskać go w swojej dłoni.
- Obiecaj mi, że gdy tylko się spotkamy… weźmiesz mnie niezależnie gdzie się znajdziemy… - Chaaya zaczęła kołysać rytmicznie biodrami, wprawiając jej ciało w hipnotyczne wicie się.
- Tak… obiecuję… a teraz… na stolik… już… - odparł bez namysłu, czując jak jej dotyk doprowadził go do gotowości.
Tancerka z trudem dostosowała się do rozkazu, odrywając się od kochanka i powoli przesuwając się na krawędź łóżka.

Szła jakby miała zaraz się przewrócić, jakby ziemia pod jej stopami była pokładem targanego sztormem statku.
Oparłszy się dłońmi o brzeg stolika, przez chwilę oddychała miarowo, by w końcu się odwrócić i z podskokiem usiąść na blacie, rozchylając nogi w szpagat.
- Tak dobrze mój słodki?
- Idealnie… - mówił czarownik wpatrując się rozpalonym spojrzeniem w ciało bardki. Podchodził powoli, ale nie musiał długo. Od łóżka do stolika nie było daleko.
Dłońmi otoczył twarz tawaif całując czule jej usta. Jedna ręka wylądowała potem na biodrze, gdy powolnym ruchem bioder zagłębiał się w swej kochance. Kolejne sztychy nie były już delikatne, a silne. Jarvis wsunął drugą dłoń we włosy Chaai ciągnąc za nie i zmuszając kobietę do odchylenia głowy do tyłu. Dzięki temu, mocniej wyeksponował jej szyję i piersi, po których to wodził ustami całując i kąsając skórę.
Bardka zaparła się mocno jedną ręką za plecami, odchylając na biodrach do tyłu, by czarownik mógł w pełni korzystać z dobrodziejstw jej ciała. Nie tylko łona, ale i naprężonej szyi oraz leniwie bujających się piersi, które nieśmiało aplauzowały co silniejsze pchnięcia jego bioder wesołym poklaskiem.
Wolną ręką gładziła mężczyznę po mięśniach przykręgosłupowych. Czasem wbijając pazurki w mokrą od potu skórę i mrucząc w zadowoleniu, gdy udawało mu się trafić w czulszą ze strun jej organizmu.
Była cicha, wyjątkowo, ale Jarvis wiedział, że były to tylko pozory. Gdy całował jej dekolt czuł pod ustami łomoczące, niczym dziki ptak w klatce, serce. Kobiece wargi, czerwieniły się i puchły od ukradkowych ugryzień, gdy tancerka powstrzymywała się przed wydobywaniem co głośniejszych dźwięków. A dłoń, teraz spoczywająca na jego lędźwiach, coraz mocniej drżała, błądząc po mapie jego pleców.
Znał u niej te odznaki, rozpoznawał stan w który powoli się osuwała i jeśli dobrze to rozegra, może pożreć ją nie raz a wiele razy, gdyż budził się w niej głód, który pojedynczym spełnieniem nie da się ugasić.
I też… taki był jego plan, bo gdy tylko kolejne ruchy bioder doprowadziły oboje do spełnienia, Jarvis wylądował na klęczkach przed dziewczyną i ustami rozpoczął kolejne pieszczoty jej intymnego zakątka nie dając odpocząć po niedawnej chwili ekstazy.
Kobieta warknęła opadając w tył, dotkliwie obijając się w łokieć, choć w tej chwili nie czuła bólu, a jedynie pragnienie, które pozbawiało ją ludzkich zmysłów.
Kilka Chaaj w jej głowie zaczęło świergotać, by któraś w końcu przejęła panowanie nad ciałem, ale ich protesty szybko przykryła kolejna fala przyjemności.
Tancerka zarzuciła jedną nogę na ramię czarownika, przyciągając go do siebie jakby w obawie, że ten mógłby jej uciec. Wolna dłoń, wbiła się w pierś, masując i ściskając ją brutalnie, w rytm akompaniamentu narastających jęków, których nie była już w stanie tak łatwo tłumić w sobie.
Jarvis sięgał językiem łapczywie, rozkoszując się słodkim wnętrzem kwiatu niczym koliber, kwiatu pulsującego od żądzy. A żeby jeszcze bardziej podgrzać atmosferę, przesunął palcami pomiędzy pośladkami, aż dotarł do obszaru, który chciał otworzyć wytrychami swych palców. Tawaif została zaatakowana w dwóch miejscach i z obu uderzały w jej zmysły kolejne fale doznań.
Druga z kobiecych nóg oplotła go po przeciwnej stronie, przyciskając do siebie, w żelaznym uścisku, z którego już na pewno nie będzie ucieczki.
Bardka uniosła biodra do góry, oddychając ciężko i spazmatycznie wprawiając jej ciało w falowanie, niczym spienione morskie tonie.
Zachrypnięty głosik, śpiewał już na całe gardło, całkowicie zatracając się w samolubnym czerpaniu rozkoszy z ust i dłoni kochanka.
Jarvis zaś był w tej pieszczocie bezlitośnie konsekwentny i precyzyjny. Pobudzał jej ciało pieszczotami coraz silniej i coraz mocniej, aż do gwałtownego finału, a potem kolejnego i kolejnego… nie dając tawaif chwili wytchnienia na tym stoliku.
Tym bardziej, że owy mebelek miał wszechstronne zastosowanie, podobnie jak łóżko. Toteż Chaaya szybko zapragnęła, by czarownik brał ją na przeróżne sposoby, kombinacje i pozycje. Bez przerwy, bez słowa, czy choćby jednej wolnej myśli, aż w końcu oboje pozostali bez jakichkolwiek sił. Tylko jak to wyprosić u kochanka klęczącego między jej udami i testującego dłońmi i językiem różne techniki na jej kobiecości?
Był na to jeden sposób. W jej wypadku działał, gdy Ranveer go wykonywał, toteż bardka mogła sprawdzić, czy podziała i w drugą stronę.

Chaaya leżała oddychając spokojnie i ze zmęczeniem. Oczy miała zamknięte i wydawać by się mogło, że drzemie.
Gdy język kochanka zagłębił się w jej kwiecie, zespalając ich usta ze sobą, chwyciła go udami za głowę, splatając nogi na karku w ciasnym uścisku.
- Zastanawiałeś się kiedyś jak wygląda śmierć przez uduszenie? - spytała sennie, napierając biodrami na kraniec stolika, powoli zsuwając się na klęczącego czarownika, przewalając go i siadając mu na twarzy.
Uśmiechała się przy tym wrednie, choć uśmiech ten nie należał do zwycięzcy, a przegranego.
- Bolą przy tym strasznie płuca… ale dość szybko traci się przytomność… - wytłumaczyła grzecznie, wzmacniając uścisk nóg, odcinając mężczyznę od wszelkich dróg oddechowych. - Jeśli mnie ugryziesz to cię zabiję… przyrzekam.
~ Myślałem… że lubisz ostre zabawy… chyba nie boisz się drobnej malinki? ~ Czarownik starał się zachowywać buńczucznie, choć sytuacja ku temu nie sprzyjała. Nadal palcami pobudzał jamkę rozkoszy pomiędzy pośladkami kobiety, wywołując u niej drżenie.
- Nie jestem już na stoliku, a więc twój czas się już skończył… i tak pozwoliłam ci na wiele - dodała rozbawiona, przewalając się na bok, a Jarvis rozpoznał uchwyt jakim go trzymała. Gdyby chciała mogłaby mu z łatwością złamać kark.
- Na początku przestajesz słyszeć… następnie tracisz czucie w członkach… wizja zostaje do samego końca - dodała ciepło, odliczając czas jaki pozostał mężczyźnie, zanim jego organizm skapituluje.
Czarownik odsunął dłonie od jej pupy dodając rozbawiony. ~ Pozwoliłaś niewątpliwie ofiarnie i cierpliwie znosząc moje działania. Ale… masz rację, trochę się zapomnieliśmy.
~ Ma przegrana była słodka i przyjemna… ale mam dziś coś ważnego do załatwienia… także śpij już kochanie ~ przekazała swe myśli, nie wierząc w “bezbronność” mężczyzny pod sobą.
Gdy brak powietrza zaczynał być dotkliwy, organizm kochanka zaczął walczyć, wijąc się niespokojnie w nadziei, że przebije mur mięśni tancerki. Niestety pozycja w jakiej się ułożyła, dobrze ją zabezpieczyła, toteż po chwili Jarvis faktycznie poczuł jak nagle głuchnie oszołomiony szumem własnej krwi w tętnicach, następnie traci władanie w rękach i nogach, a po chwili wizja… zamazała się i zgasła, niczym płomień świecy.
Byłoby to nawet w pokrętny sposób romantycznie, gdyby nie ból w płucach i jakiś podskórny lęk przed nieuchronną śmiercią towarzyszący mu do ostatniej chwili.

Gdy Chaaya poczuła, że mężczyzna się rozluźnił i stracił przytomność, od razu puściła uchwyt, układając kochanka ostrożnie na ziemi. Przez chwilę trwała przy nim, gładząc go po głowie i całując w wilgotne usta, upewniając się, że ten oddycha. Wtedy też poszła do wanny, opłukać się z pozostałości ich igraszek, a gdy wyszła i ubrała się. Czarownik z powrotem był wśród “żywych”.

- Wychodzę… - odezwała się, stojąc nad mężczyzną, ale nie będąc pewną, czy ten ją słyszy. - Pójdę poplotkować na temat końca świata… - dodała po chwili, udając się do drzwi pokoju.
~ Pamiętaj o obietnicy ~ dodała na odchodnym, zamykając za sobą drzwi.


Dawna Chaaya lubiła kupować i zbierać nowe rzeczy. Dawna Chaaya za czasów swej świetności i bogactwa, nie musiała martwić się, czy będzie stać ją na jedzenie, czy będzie miała gdzie mieszkać, w co się ubrać lub czym bronić przed napastnikami.
Miała własnych krawców, prywatnych jubilerów, zastępy niewolników, poczynając od kucharzy, przechodząc do sprzątaczek, masażystów, pieśniarzy, poetów, komików, a na wojownikach kończąc.
To nie Chaaya wybierała się do sklepu, a sklep przychodził do niej, prosząc by ta łaskawie zechciała coś z niego wybrać i jeśli kupcom sprzyjało szczęście, i wybredne oko oraz serduszko próżnej dziewuszki przykuło uwagę jakieś precjozum, wskazywała palcem i… dostawała to czego chciała, bez mrugnięcia okiem.
W większości jednak czasu… nie musiała nawet pokazywać… nie musiała nawet myśleć, że czegoś chciała, czy pragnęła.
Jej liczni kochankowie przynosili, niczym stado służek, wszelkie klejnoty, zdobione szaty, bronie, magiczne księgi, arcydzieła sztukmistrzów, zastępy istot, owoce i kwiaty. Zabierali ją na wycieczki… do oazy obok, do sąsiedniego kraju… do miejsc tak odległych, że nie starczyłoby zwykłemu człowiekowi życia, by dotrzeć tam o własnych nogach.

- Czy jest jakieś miejsce Chaaya Begam, które chciałabyś ze mną zobaczyć? - pytali czasem mężczyźni, trzymający ją w ramionach.
- Góry… chcę zobaczyć ośnieżone szczyty w świetle wschodzącego słońca… - odpowiadała. - Las podczas deszczu, morze podczas sztormu, burzę z piorunami na stepie, wielkie i stare dęby znające czasy tak odległe, że nawet księgi o nich nie piszą bo nie znano wtedy pisma… sławny amfiteatr, wiśniową herbaciarnie, dżunglę z małpami, oblodzone klify…
Zabierali ją wszędzie, gdzie ich władza, pieniądze i magia zdołały wyprowadzić. Tawaif mogła wtedy podziwiać uroki obcego, całkiem zgoła innego od jej, życia. Przez krótką chwilę, mogła poczuć się wolna, podziwiając monumentalizm matki natury, oraz dowody świetności ludów pierwotnych. Przez te kilka minut chłonęła widoki, dźwięki i zapachy… by następnie oddać się w ramiona tego, który ją tu przywiódł… dziękując mu godzinami za jego łaskawość, zapewniając o swym uczuciu i szacunku do jego wspaniałomyślnej osoby. Płacząc w duchu, że los nie zesłał jej tu samej. Samiuteńkiej…


Wizyta w poleconym przez Jarvisa składzie, przebiegła spokojnie i nostalgicznie, gdy tancerka w milczeniu podziwiała prezentowane bronie. Wysłuchując zachwalań, miłego i uczynnego sprzedawcy, który starał się by ta choć na chwilę się do niego uśmiechnęła, czy okazała przynajmniej minimalne zainteresowanie otoczeniem. Smutek jednak nie opuszczał jej śniadego lica, a prawie pusta sakiewka obijała się pod pasem kobiety, przypominając kim Chaaya się stała i jaki los wybrała.
Zakupiwszy niezbędne i (niestety) najtańsze przedmioty dla Nveryiotha, przyjrzała się łukom, wybierając najprostszy i najzwyklejszy… zupełnie nie pasujący do jej szlachetnie wyglądającej osoby. Kupiec choć zapewne mocno zdziwiony, nie komentował wyboru klientki, pakując wszystko do worka, który bardka zarzuciła sobie na ramię w formie plecaka.
Z darowanych jej pieniędzy, została tylko garstka, które przeznaczy na przeżycie i może słodkie umilenie sobie i Zielonemu czasu jakimiś smakołykami.
Nowa Chaaya.
Chaaya - Smocza Jeźdźczyni, myślała tylko o swoim wierzchowcu i jego pragnieniach. Chciała by ten smutny gad, poznał trochę świata, tak jak ona kiedyś gdy była tawaif. Chciała obdarować go prezentami, by widzieć szczęśliwe iskierki w jego złotych ślepiach. Chciała stworzyć mu wspomnienia, które pozostaną z nim długo po tym jak ona zniknie… rezygnując ze wszystkiego, nawet za tym nie tęskniąc.

Tancerka wróciła do przybytku w którym mieszkali, włamując się do pokoju Nverego za pomocą czarów. Zostawiła mu na łóżku, skórzaną zbroję, paczkę bełtów, plecak oraz zestaw narzędzi dla łotrzyka.
Na szafcee nocnej, stała klatka z gekonicą. Drobna jaszczurka zwinięta w kłębek, obserwowała kobietę ciekawskim spojrzeniem paciorkowatych ślepi, najwyraźniej zbudzona jej wtargnięciem z leniwej drzemki.
- Hej malutka… - Dziewczyna przywitała się czule, uśmiechając do stworzonka, które wyprostowało się podchodząc do prętów klatki, oblizując z uśmiechem jedno ze swych oczu. - Poznajesz mnie? Jak ci się podoba nowy pan? To dobry gad… nie bądź dla niego zbyt oschła - poprosiła jaszczurkę, prostując się i dostrzegając otwartą księgę na sekretarzyku.
Nveryioth zdążył wczoraj w nocy przeczytać dziesięć stron. Dobrze, że w pokoju ciężko było o nocne światło, bo inaczej pewnie nie poszedłby w ogóle spać, pochłonięty lekturą.
- To ja zmykam… nie mów mu od kogo te prezenty - pomachała gekonicy, która wisiała pod sufitem, machając wesoło skrzydełkami, po czym udała się do pokoju obok, zostawić swój łuk i strzały.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 01-05-2017, 09:51   #45
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Ludzie w La Rasquelle nie byli zbytnio wyleni. Dowiedzenie się czegokolwiek graniczyło z cudem i choć tancerka była całkiem dobra w wyłuskiwaniu i zbieraniu informacji, to nawet ona po pewnym czasie stwierdziła, że ma dość… i jest praktycznie z niczym.
Nawet na pustyni, nie było tak trudno o zebranie choćby kilku poszlak, a przecież wiadomym było, że nigdzie indziej nie ma tylu szpiegów i sadystycznych tyranów ilu w krainach wschodu.
Na szczęście… cierpliwość i łagodność charakteru zaowocowała i bardka ubrana w swój jeździecki strój, który był zrazem jej jedyną zbroją, przeszła przez próg siedziby Purpurowych Strzał, stukając wesoło elfimi bucikami o kamienną posadzkę.
Była gotowa i zdeterminowana do uzyskania palących ją odpowiedzi, choćby i miała się zaciągnąć u tej bandy w szeregi… albo puścić z każdym, jak miło stwierdziła Laboni.

Wnętrze tej siedziby przypominało karczmę, tym bardziej, że właśnie trwała uczta, której przewodził osobnik w czerwonym płaszczu o niewątpliwie planarnym rodowodzie. Czarcim chyba.

[media]http://archive.wizards.com/dnd/images/pgte_gallery/95033.jpg[/media]
Oprócz niego była aasimarka i “półelf”. Całkiem mieszane towarzystwo zarówno pod względem płci jak i rasy. Jedyne co ich łączyło to uszy… szpiczaste, choć w różnym stopniu.
Diablę było pierwszą osobą, które zobaczyło Chaayę. Wstał i podszedł do bardki kłaniając się zamaszyście.
- Witamy wśród Purpurowych Strzał. Ja nazywam się Axamander, a teraz jak możemy panience służyć? - rzekł wesoło. - I za jaką kwotę?
- To zależy jak bardzo jesteś tchórzliwy… - odparła wartko Chaaya na temat domniemanej kwoty zapłaty. Przyjrzała się zdawkowo mężczyźnie, ale po chwili wypogodniała na twarzy. - Ale gdzie moje maniery… - dygnęła grzecznie, siląc się na uśmiech. - Szukam dobrze poinformowanych osób, które nie boją się mówić na kłopotliwe temu miastu tematy.
- Tu jest bardziej gildia poszukiwaczy przygód niż informatorów. - Zaśmiał się w odpowiedzi Axamander nieco urażony słowami o tchórzliwości, ale… wskazał dłonią pobliski kontuar i stołki przy nim. - Nie jesteś stąd prawda? Osadniczka z dalekich stron? Kobieta interesu szukająca zysku wśród możnych?
- Skrytobójczyni… - sprostowała z przekąsem, ale jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, więc ciężko było określić czy żartuje. Podchodząc do lady, obejrzała się na biesiadujących, po czym usiadła na stołeczku. - Słyszałam, że całkiem często zajmujecie się “ochroną”, a co za tym idzie… nie bronicie Alibaby spod budki z liquorem… nie wiem jak się to u was nazywa… to też i słyszycie o sprawach i rzeczach, nie często dostępnych dla uszu zwykłych mieszczan.
- Jeśli chodzi o szczegóły dotyczące naszych klientów to obawiam się, że niewiele mogę pomóc. Tym bardziej osobie parającej się zawodem skrytobójcy. - Żadnego zaskoczenia, czy zdziwienia. Zupełnie jakby takie spotkania nie były niczym niezwykłym w jego życiu. Wszedł za kontuar, wziął butelkę z alkoholem i dwie szklanice. Nalał trunku do obu stawiając wszystko na blacie, po czym obszedł kontuar dookoła i usiadł obok Chaai dodając. - Tajemnice klientów są naszymi tajemnicami.
- Wasi klienci mnie nie interesują, ale ci przed kim ich bronicie już tak… ostatnio często wpadam na demony. U was to tak zawsze? - Bardka popatrzyła na trunek bez większego zainteresowania. Wiedziała, że poczęstunek “gościa” był rozpowszechnioną tradycją na całym świecie. Niestety… nie potrafiła ufać swoim, a co dopiero obcym.
- Skrytobójcy też się zdarzają. Częściej niż demony nawet - wyjaśnił z uśmiechem Axamander i upił ze swego kieliszka, wskazał głową jej. Przyglądał się przez chwilę Chaai i dodał. - Czarty raczej nie atakują kupieckich rodów i ich siedzib. Większość egzystuje w zapomnianej części miasta oraz na obrzeżach. Jeśli są potężne to wysyłają swe sługi, a jeśli są słabe... zwykle nie docierają do żyjącego centrum miasta i dzielnicy apartamentów. Noooo… chyba, że mówimy o sukkubach i podobnych im istotach, ale i te rzadko osobiście zajmują się zabijaniem. Jeśli nie będziesz szukała skarbów to spotkanie z demonem ci nie grozi. Chyba, że zakontraktowanym jako ochroniarz.
A więc wysłano ją do kupieckich ochroniarzy. Gdyby nie to, że kobieta była pełna rezygnacji, pewnie trafiłaby się w twarz.
Tancerka wychwyciła, z grzecznym uśmieszkiem na ustach, napomnienie do wypicia, kręcąc przy tym głową i odsuwając szkło od siebie. - W pracy nie piję, za często mam później ochotę siadać mężczyznom na twarzy - mruknęła śmiertelnie poważnie, jakby to był jej nagminny problem i faktycznie musiała być wstrzemięźliwa. - Jeśli nie wy… to kto, będzie mieć większe zasoby informacyjne na tematy mnie palące? - Tawaif odwróciła się przodem do rozmówcy, skupiając spojrzenie swoich orzechowych oczu, na spojrzeniu Axamandera.
- Znaczy na temat… demonów ? Szukasz jakichś? Chcesz zapolować na nie? Chyba nie powinnaś. Łowy na demony to nie to samo co skrytobójstwo. - Pogroził jej palcem jak ojczulek i upił nieco trunku. - Ktoś ci zapłacił za zdobycie męskości incuba? Ponoć leczy impotencję.
Chaaya prychnęła rozbawiona protekcjonalnością mężczyzny, ale w jej zachowaniu nie było nic rażącego. - Jeden wyraźnie zalazł mi za skórę, a przy okazji ogłoszono, że niedługo świat się kończy więc postanowiłam dziada znaleźć, póki jeszcze mam na to czas.
- Zawsze są jacyś prorocy wieszczący koniec świata. - Uśmiechnął się ironicznie Axamander pocierając podbródek. - To nic nowego dla mnie. A co do demona… ma on jakieś imię?
- Każdy ma jakieś imię - odpowiedziała nieco zamyślona Chaaya, przyglądając się samotnej szklaneczce na kontuarze. - Imienia jego jeszcze nie poznałam, ale miałam przyjemność poznać sługusów… byli bardziej wygadani od ciebie, nie powiem. Choć to może kwestia… - Tancerka zawiesiła głos i wyciagnęła dłoń ku mężczyźnie, jakby zapraszała go do tańca.
- Ciężko będzie znaleźć bezimiennego czarta w tym mieście. Osobiście nie wiem, gdzie się ukrywają w samym centrum miasta, bo i wszelkie znane siedliska są niszczone po ich odkryciu. Natomiast tam… poza zamieszkałymi obszarami, moja gildia zna kilka miejsc gdzie łatwo je napotkać. A także gdzie są potencjalne portale do demonicznych wymiarów - odparł z uśmiechem Axamander, przyglądając się dłoni i chyba nie bardzo rozumiejąc co ten gest ma oznaczać.
- A ty co… dziewica, że się rączki kobiety boisz dotknąć? - spytała rozbawiona unosząc jedną brew. - Twoje myśli wybiegają za daleko w przód, nie potrzeba ci wiele byś się znalazł w swoim świecie co? - dodała półżartem, odkładając rękę na kontuar.
- Mój demon nie jest taki bezimienny, zwłaszcza, że o jego kochasiu mówi całe miasto. Akurat miałam randkę, gdy Vantu wraz z ferajną stwierdził, że się wprosi… Wystarczy, że znajdę tego krwiopijcę, a mój “bezimienny” jak go słodko nazwałeś, nie będzie już tak odległy jak ci się może wydawać.
- Vantu… słyszałem, że wrócił. Choć nie bardzo w to wierzę. Cóż… gdzie jest Vantu, nie wie nikt. - Uśmiechnął się ironicznie Axamander przyglądając się dłoni Chaai. - A zapewniam, że wielu szuka. Wszystkie zakony, każdy paladyn, kilka kręgów magicznych i z pewnością większość wampirzych klanów. Nie ty jedna masz ochotę go dopaść.
- Dopaść… to słowo źle mi się kojarzy - odparła z westchnieniem zrezygnowania, podpierając głowę na dłoni. Przez chwilę wpatrywała się z leniwym pół uśmieszkiem w mieszańca, nic nie mówiąc.
- Jakie macie kryteria w przyjmowaniu w swe szeregi… czy może rekrutacja zamknięta? - spytała, zmieniając nagle temat, bawiąc się kosmykiem włosów.
- Musi się sprawdzić w akcji… wyrusza na wyprawę wraz z innymi członkami. Wyprawę w głąb La Rasquelle zleconą przez klienta. Właściwie pierwsza kwalifikuje do przyjęcia w poczet giermków. Kolejne budują renomę i pozwalają osiągnąć wyższe stopnie w hierarchii - wyjaśniło diablę, przyglądając się zabawie tawaif. - Oczywiście, choć robimy wiele różnego rodzaju misji, to akurat skrytobójczych zadań się nie podejmujemy.
“Czyli śpiewaniem, tańczeniem i chędożeniem…” burknęła Laboni, oceniając przydatność axamanderowych umiejętności. Chaaya tylko cmoknęła, jakby troszeczkę rozczarowana. - To powiedz mi jeszcze, który z zakonów ma największą miętkę do mojej pijaweczki… i możesz powoli wypierać to nudne spotkanie ze swej pamięci. - Mrugnęła do niego okiem, zastanawiając się jaki “napiwek” zostawić poszukiwaczowi, czy może sam się wyceni.
- To trudne pytanie. - Zamyślił się, przyglądając się tancerce, pocierając podbródek. - W zasadzie każdy z nich. Możesz pójść do siedziby każdego z nich, jeśli masz jakieś informacje na temat niego… Natomiast do rozmownych, żaden z tych zakonów nie należy. - Nachylił się ku niej szepcząc cicho. - Myślę, że to przez ich maski. Lub hełmy, w zależności o których mówimy.
“Tchóóórz!” zaskandowały Chaaye, słysząc i widząc, jak mężczyzna ostrożnie dobiera słowa i w zasadzie to niczego przydatnego nie mówi.
“Prędzej na niewolnika się nadaje, niż na ochroniarzaaaa!” fukały gniewnie co bujniejsze, a ich właścicielka tylko uśmiechnęła się słodko.
- Cóż… może to ja źle szukam i miast wypytywać winnam śledzić… - mruknęła równie cicho, kiwając nieznacznie głową w podzięce. - A z niezrzeszonymi to wy czasem współpracujecie? - spytała głośniej, klepiąc się w kolano.
- Albo kogoś wynająć. Jedna osoba nie upilnuje wszystkich członków jednego zakonu - odparł cicho Axamander i zamyśliwszy się dodał. - Tak… czasem współpracujemy.
- To może się jeszcze spotkamy - odpowiedziała wesoło, wyjmując kilka sztuk złota z sakiewki. - Za to, że nie uciekłeś… i może następnym razem, pozwolisz mi usiąść sobie na twarzy - dodała rozbrajająco, zeskakując ze stołeczka.
- Może... kto wie… - odparł zadziornie mężczyzna zerkając za oddalającą się bardką.
Tawaif machnęła mu na pożegnanie, nawet się nie odwracając. Może i nie dowiedziała się za wiele, oraz być może zwróciła uwagę kilku ciekawskich par oczu, ale być może zyskała kompana na jakieś ciekawsze wymarsze poza miasto.
Na zewnątrz Chaaya złapała gondoliera zastanawiając się, czy płynąć do Dartuna, czy na miejsce spotkania z Jarvisem. Stwierdzając jednak, że w sumie jest głodna… i spragniona, zwłaszcza, że nie jadła śniadania… oprócz samego czarownika w sypialni. Toteż skierowała łódeczkę ku miejscu ich wspólnego spotkania.


“Królowa Dżungli”... była statkiem zacumowanym… a dokładniej zakleszczonym na amen w kanale i przerobionym na tawernę. Nazwa brała się od od bluszczu porastającego cały statek i pokrywającego go zielenią. Zarówno ściany, jak i podłogi.
Baaaa… pokrywał on nawet same służki, które na swych sukniach nosiły uplecione z niego fartuszki. Dodatkowo, piwo tutaj doprawiano miodem z kwiatów owego bluszczu. Pomiędzy stolikami wznosiły się zasłony z opadających pędów rośliny, dające minimum prywatności… I Jarvis już tam na nią czekał.
Tancerka podeszła do kompana cała uśmiechnięta i wesoła.
- Ty żyyyjesz! - zawołała trzpiotnie, mrugając do niego oczkiem. - Jakże to się stało…
- Nie wiem… ale zamierzam się zemścić - odparł czarownik, ujmując jej dłoń i prowadząc do ich stolika. Szepnął jej do ucha “groźnym” tonem. - No i pamiętam o obietnicy… i aż mnie korci by od niej zacząć.
Tawaif zachichotała, wzmacniając uścisk ich dłoni.
- Tęskniłam - odparła czule, chłonąc widoki małej tawerny. Liściaste motywy, wyjątkowo ją urzekły.
- I zgłodniałam… bardzo. Co tam u Dartuna?
- Był zdegustowany moimi pomysłami, ale zna człowieka, który zna człowieka, który mógłby zatrudnić nas… do łatwej misji. Chodzi o artefakt skradziony mu przez gobliny… zadanie ponoć proste i niezbyt dobrze płatne - wyjaśnił, gdy siadali przy stoliku.
- Przynajmniej coś załatwiłeś… - odparła siadając na krześle naprzeciwko czarownika. - Ja pół dnia spędziłam na bezużytecznych rozmowach, które doprowadziły mnie do niemal równie bezużytecznego cechu “poszukiwaczy przygód”... - dodała enigmatycznie, uciekając spojrzeniem na rosnący bluszcz. Uśmiechała się przy tym lekko.

W duchu, wbrew pozorom, nie uważała, iż jej zabiegi dzisiejszego dnia, były bezużyteczne i bezowocne.
Po pierwsze poznała już podszytych tchórzostwem mieszczan, którzy dobrowolnie oślepiali się z pokolenia na pokolenie, by móc żyć wygodnie.
Chaaya nie była głupia, wiedziała, że większość problemów z komunikacją wynikało z powodu jej osoby. Była obca, a co za tym idzie, mogła być niebezpieczna… ale tylko próżni głupcy mogliby twierdzić, że oto całkowicie przypadkowa kobieta, będzie chciała zaszkodzić lub dybać na życie jakiemuś nic nieznaczącemu mieszczuchowi. Cóż… najwyraźniej Belfegor dobrze trafił z wyborem miejsca na swój kult. La Rasquelle pełne było idiotów… na każdym szczeblu politycznym.
Po drugie, być może zwróciła na siebie uwagę. Tych złych i tych dobrych, a to tylko przybliżało ją do Vantu i lustrzanego demona.
No i po trzecie… “Purpurowe strzały”. Za odpowiednią opłatą, będą całkiem przydatnym sojusznikiem, tylko porozumienie z nimi, trzeba będzie rozłożyć na kilka spotkań, by utwardzić podwaliny wspólnej znajomości.

- Gobliny… trudny cel do strzelania z kuszy, czy trafienia włócznią… ale dobrze, niech mają jakieś wyzwanie. Jaki to artefakt? - spytała wracając spojrzeniem na Jarvisa. - Czy może… “tajemnica”?
- Ponoć pamiątka rodzinna po tatusiu. Kryje się za nim wartość sentymentalna na tyle duża, że gotów za jego odzyskanie zapłacić więcej niż są warte materiały z których został zrobiony ten posążek. Na razie tyle wiem. Że to posążek - wyjaśnił czarownik, gdy usiedli już przy słoiku. - Oprócz tego gobliny ukradły mu kilka magicznych przedmiotów, ale o nie nie dba. Więc jeśli je odzyskamy, to możemy zatrzymać. Przypuszczam, że owa sentymentalna pamiątka służy owemu klientowi do celów rytualnych, lub jako… klucz do większego skarbu.
- Hmmm… - bardka zamyśliła się na chwilę, marszcząc czoło. - Trochę to dziwne… magiczne przedmioty to dość wysoka zapłata… ale może faktycznie, nie ma w tym haczyka. Cel uświęca środki, gdy w zamyśleniu owy przedmiot ma przynieść o wiele większe zyski - odparła pogodniejąc i charakterystycznie ruszając szyją. - Załatwiłeś wszystkie formalności? Kiedy widzimy się ze zleceniodawcą?
- Zapłata nie jest wysoka. W końcu to tylko gobliny. Ale godziwa. Zaś zleceniodawcy nie zobaczymy nigdy. Skontaktuje się przez pośrednika z Dartunem. I przez pośrednika zapłaci. Nie brałbym tego całego określenia “artefakt” zbyt poważnie. - Uśmiechnął się Jarvis, przyglądając rozpromienionej dziewczynie. - Jak ci się podobała ta pierwsza samotna wycieczka po mieście?
- Całkiem przyjemnie i bez większych kłopotów, ale może po prostu po spokojnych kanałach pływałam… Niestety za wiele się nie dowiedziałam, ale... może poznałam kogoś z kim będzie można nawiązać przyszłą współpracę… ewentualnie, gdy już Nvery się podszkoli to może przyjmą go pod swoje skrzydła by poznał trochę “awanturniczego” życia. - Podczas swojej wypowiedzi, kobieta gładziła blat stolika, jakby chciała naprostować zmarszczki i pęknięcia w spracowanym drewnie.
- Usiądź więc wygodnie i rozsuń szeroko nogi. Pamiętam co ci obiecałem i dostaniesz tego przedsmak przed posiłkiem - stwierdził z łobuzerskim uśmieszkiem czarownik.
Chaaya oblała się rumieńcem, nerwowo się rozglądając. Nie była pewna czego się spodziewać, oraz czy nie zostaną nakryci. Ciekawość jednak przezwyciężyła nad rozsądkiem, i dziewczyna tylko kiwnęła nieznacznie głową, z jakiegoś powodu jeszcze bardziej się zawstydzając. Speszona przykryła uśmiech za dłonią, spuszczając wzrok na stół.
Jarvis zaś zanurkował pod stolik starając się ukryć za ścianą bluszczu okrywającą mebel niczym zielony obrus. Poczuła dotyk mężczyzny na swych kostkach i zauważyła, że podwija jej suknię, próbując zanurkować głową pod nią. Muśnięcie języka i ust na swoich łydkach było kolejnym doznaniem jakie odczuła.
- Ta długa suknia nie ułatwia mi zadania, ale zawsze mogło być gorzej. A… i jakby przyszła służka, to złóż zamówienie dla nas obojga. - Usłyszała spod stołu.
- Ciesz się, że nie założyłam spodni… - dodała gdy uspokoiła nerwowy chichot jaki wyrwał jej się z piersi. - Masz na coś ochotę, czy mam strzelać w ciemno? - spytała poprawiając fałdki na spódnicy, które mogłyby wyglądać na dość podejrzane, po czym rozchyliła jeszcze bardziej nogi, opierając wygodnie plecami o oparcie krzesła.
Czuła jak rośnie w jej wnętrzu napięcie i oczekiwanie… oraz o dziwo - trema. Zupełnie jakby miała przed sobą swój pierwszy występ, po którym stanie się prawdziwą tawaif.
- Mmmm… zaskocz mnie czymś słodkim… poza oczywistą słodyczą jaką ty… jesteś. - Usłyszała w odpowiedzi, gdy mężczyzna wędrując językiem po skórze tancerki, muskał już okolice kolan i sięgał do ud. Powoli i z rozmysłem rozkoszując się chwilą. Jeszcze nikt nie zwracał na nich uwagi, ale zbliżała się ku ich stolikowi służka w fartuszku z bluszczu na spódnicy i służbowym uśmiechem na twarzy.
~ Ciii… ktoś idzie! ~ Kobiece serce zabiło mocniej, gdy spojrzenia obu pań skrzyżowały się i nie było pomyłki, iż kelnereczka obrała sobie stolik tawaif za cel.
Bardka uśmiechnęła się pogodnie, odgarniając kosmyk włosów za ucho, czekając, aż obsługa podejdzie i się przywita.
I wtedy… poczuła… choć język czarownika nadal eksplorował skórę jej ud wywołując przyjemne, ale subtelne doznania, to… palce jego sięgnęły ku bieliźnie i zaczęły pieścić wrażliwi punkcik jej łona budząc znacznie mocniejsze odczucia.

Dziewczyna, która miała ich obsłużyć podeszła i nie zauważywszy Jarvisa, rozejrzała się wokół zdziwiona. Zapewne spodziewała się pary na romantycznym obiedzie… wszak to miejsce do takich właśnie schadzek pasowało. Spojrzała na Chaayę z pocieszającym uśmiechem i rzekła. - Witamy w “Królowej Dżungli”, gdzie można posmakować raju. Jak mogę pani usłużyć dzisiaj?
Chaaya kiwnęła służce na powitanie, po czym powstrzymując drżenie w podbrzuszu odezwała się ciekawskim tonem.
- Co byś mogła mi dzisiaj polecić na obiad, oprócz waszego piwa, które jak mniemam jest waszym speciałem?
- Więęęc… jak w sumie nazwa sugeruje, specjalizujemy się w owocach, różnego rodzaju sałatki z owoców otaczającej nas dżungli. Na przykład owoce passiflory duszone wraz z wężowcem. Macki ośmiornicy marynowane w dzikich ogórkach rzecznych… - zaczęła wyliczać dziewczyna, podczas gdy palce czarownika niecierpliwie masowały intymny zakątek bardki przez bieliznę, a usta całowały skórę jej ud. Jarvis oddawał się tym pieszczotom z wyraźnym entuzjazmem.
- Hmmm… - Tancerka udała zamyślenie, przymykając oczy i chowając uśmiech za dłonią, która delikatnie przebierała paluszkami po jej policzku.
- Trudny wybór… wszystko brzmi tak orientalnie - westchnęła cicho, gdy usta czarownika przyssały się do jej uda w drapieżnym pocałunku. Zaczynało jej się robić sucho w gardle.
- Może na początek… sałatkę z owoców i kwiatów tutejszego lasu… oraz piwo z bluszczowym sokiem… dla dwóch osób. Muszę jeszcze zastanowić się nad daniem głównym… a z tym poczekałabym na mojego towarzysza - odparła lekko zachrypniętym głosem, chrząkając niepewnie.
- Oczywiście… wkrótce wrócę - odparła z uśmiechem dziewczyna i zerkając na około zapytała. - A gdzie… on… poszedł jeśli można wiedzieć?
Tymczasem Jarvis nie ułatwiał bardce koncentracji. Wędrując ustami po jej udzie dotarł wreszcie do rąbka bielizny, by władczo odchylić tkaninę i ustami pieścić to, co dotąd muskał opuszkami palców. Druga dłoń sięgnęła zaś w głąb kwiatu rozkoszy, by jeszcze mocniej pobudzać bardkę. I nie przejmował się tym, że nie skończyła rozmowy… a może właśnie dlatego tak śmiało sobie poczynał?

Mięśnie nóg i brzucha napięły się u tawaif do granic możliwości. Jej ciało leciutko drżało z wysiłku jaki włożyła by nie dać ponieść się emocjom.
- Szkoda gadać… - odparła cierpko, krzywiąc się z niesmakim, by ukryć drganie kącików ust, które mimowolnie chciały ułożyć się do westchnienia z rozkoszy. Chaaya przełknęła ślinę, machając ręką jakby odganiała się od muchy. - Cholerny botanik zobaczył jakiegoś robala i gdzieś pobiegł… jak widać ja mu nie wystarczam. - Bardka wysiliła się na wyraz smutku, choć mięśnie mimiki nie do końca chciały współpracować z mózgiem i kobieta wyglądała raczej na strutą niźli zatroskaną.
- Mężczyźni… uganiają się za jakimś motylkiem zamiast zająć się dobrze tym co mają pod ręką. - Jak na złość w służce obudziła się solidarność jajników i postanowiła pocieszyć biedną koleżankę. - Ale jak nie ten to inny… z taką urodą to z pewnością znajdzie panienka wielu adoratorów… - Tyle, że czarownik wcale nie zwalniał tempa, jego język krążył wokół jej punkciku rozkoszy i ocierał czubkiem. Usta starały się go ująć… a palce szturmujące jej bramę rozkoszy nadal atakowały szybko i intensywnie.
Sama służka zaś na szczęście do bystrych nie należała, choć… - No i lepiej żeby nie polazł na piętro wyżej, bo rodzina Marcello zamówiła całą salę i nie lubi nieproszonych gości.
Bardka wstrzymała oddech, słuchając, w prowizorycznym spokoju, tego co miała do powiedzenia kelnerka. W końcu skapitulowała i odetchnęła głębiej, gdy przed oczami zaczęły fruwać białe iskierki.
Od napięcia zaczynał boleć ją brzuch, ale nie śmiała się rozluźnić.
- Oczywiście… gdyby to było takie proste - dodała cierpiętniczo, co z jej głosem oscylującym na granicy przeciągłego jęczenia, robiło piorunujący efekt. - Ale straciłam przy łachudrze czujność… i teraz raczej nikt ciężarnej nie zechce. Ale ja już przeszkole chłoptasia… jak tylko tu wróci - odparła butnie, ponownie nabierając powietrza do płuc by powstrzymać nadciągającą falę, która poprzedzała tą największą i kulminacyjną.
- Trzeba chłopa trzymać krótko - zgodziła się z nią służka i w końcu zaczęła się oddalać, przekraczając kotarę pędów bluszczu. Jarvis zaś rozkoszował się drżącym ciałem kochanki, zmysłowo smakując jej podbrzusze językiem i ustami i śmiało poruszając palcami w jej kobiecości. Wesoły chichot spod stołu świadczył, że był świadom tego co się działo nad nim.
Gdy kelnerka oddaliła się, bardka rozluźniła się zapadając w krześle, jakby miała zaraz z niego spłynąć. Oddychała cicho, lecz ciężko i szybko, jakby biegła od bardzo dawna. Jarvis wiedział, że gdyby służąca postanowiła jeszcze zostać, Chaaya nie byłaby w stanie się powstrzymywać bo była już u kresu.
Prawie, gdyż on trzymał ją na granicy uwolnienia.
Kobieta odchyliła głowę do tyłu przymykając oczy, prosząc w duchu czarownika, by się zlitował.
Kolejne muśnięcia ust i kolejne ruchy palców, doprowadzały Chaayę na skraj szaleństwa, aż w końcu… czara się przelała przechodząc drżeniem przez jej ciało.
- Unieś pupę… majtki mogą nam przeszkadzać później - usłyszała spod stołu, gdy rozkosz przetoczyła się przez jej ciało, grożąc głośnym jękiem mogącym wydobyć się z jej ust.

Tancerka chciała zakryć twarz, ale zamiast podnieść rękę, wyrwała nogę, przywalając kolanem w blat stolika. Syknęła bardziej przestraszona niż z bólu, zakrywając wargi i rozglądając niepewnie w kierunku kotarki z bluszczu.
Nie wiadomo czy ktokolwiek zareagował na głośny huk, toteż niewiele myśląc uniosła biodra, zapierając się o stół i uderzając dłońmi w policzki, by doprowadzić się do ładu.
Czuła palce czarownika macające jej bieliznę i zsuwające ją powoli z pośladków, a potem po udach.
- Zaprawdę rozkoszne… trofeum - zażartował cicho.
- Tylko jej nie podrzyj bo nie mam innej na zmianę - fuknęła, zmieszana swoją słabością wobec ust kochanka.
- Dobrze… - znów poczuła język zbierający z jej kwiatu dowody niedawno przeżytej rozkoszy. - Czuję, że dobrze się bawisz.
- Nie znęcaj się tak… - zakwiliła, a jej uda spięły się mimowolnie. - Miej litość dla ciężarnej… - dodała już bardziej łobuzersko, kładąc dłoń w miejscu gdzie powinna być głowa Jarvisa.
- Nie brzmisz… przekonująco… nie brzmisz cierpiętniczo. - Język wił się nadal po jej podbrzuszu, choć pieszczoty nie były intensywne. - Robimy przerwę na posiłek?
Bardka mruknęła niezrozumiale pod nosem co w zasadzie mogło być zgodą jak i zaprzeczeniem. Gładziła czule mężczyznę po głowie, a jej dłoń była ciężka i jakby ospała, najwyraźniej kobieta nie doszła jeszcze do siebie po pierwszym razie.
A przywoływacz powoli i z wyraźnym pietyzmem, oczyszczał językiem i ustami łono Chaai. Bardka zaś czuła pod dłonią ową głowę kochanka wiedząc dobrze jak zachłanny potrafi być. Nagle… kątem oka zauważyła jak służka, z którą się niedawno przekomarzała, wraca z posiłkiem.
Zdjęta nagłym strachem, wyprostowała się niczym struna na krzesełku i splatając obie dłonie ze sobą, położyła je na stole, kręcąc kciukami młynki.
~ Uważaj… wraca ~ zakomunikowała szybko, uśmiechając się miło i udając zamyślenie.
~ Więc zostanę na razie tutaj. ~ Padła mentalna odpowiedź, a za nią czyny. Jarvis leniwymi ruchami robił kółeczka językiem, a to po udzie, a to po niej samej. Nie pobudzając co prawda mocno, ale nie dając o sobie zapomnieć. ~ A jak się domyśla co się dzieje pod twą suknią?
~ To spalę się ze wstydu… a ty razem ze mną ~ fuknęła groźnie, ściskając mocniej nogi. ~ Uważaj bo jesteś na straconej pozycji ~ dodała złowrogo, choć wyraźnie rozbawiona.
~ Aż kusi, by się przekonać… ciekawe jaką miałaby minę… albo ty ~ filozofował z sadystyczną nutką czarownik, ustami pieszcząc łono tawaif, a dłońmi głaszcząc jej uda.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 01-05-2017, 09:51   #46
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
- Jeszcze nie wrócił? - zapytała służka stawiając dania na stoliku.
~ Wrócił, właśnie błaga mnie o przebaczenie między mymi udami ~ odparł ironicznie Jarvis.
- Oby zaplątał się w blusz i udusił - zawyrokowała gniewnie Chaaya, podnosząc kufel z piwem do ust by upić nieco pianki. - Ale niech zna moją łaskę i nacieszy się tym robaczkiem… bo gdy wróci, jego portfel mocno odczuje niewierność swego właściciela. - Bardka potrząsnęła głową, otrząsając twarz z pukli włosów.
- Macie jakieś zupy? - spytała mimochodem, zmieniając nagle ton z gniewnego na miły i ciekawski.
- Warzywne i rybne głównie. Najdroższa jest ta z kawiorem - zasugerowała kelnerka z usłużnym uśmieszkiem. - To go na pewno ubodzie w portfel.
A propo ubodzenia… palce czarownika zaczęły muskać bardkę między pośladkami, na tyle na ile były w stanie.
- Nie tylko portfel, ale i dumę - dodała konspiracyjne tancerka, uśmiechając się lisio. - Poproszę tą kawiorową dla mnie… a dla niego cienki bulion - zawyrokowała wyniośle, trącając kolanem mężczyznę pod stołem.
- Dobrze… coś jeszcze sobie panienka zamawia? Poszukać tego łapserdaka i miłośnika robaczków? - zapytała wesoło służka.
- Na razie to wszystko - odparła również rozweselona bardka. - I dajmy mu jeszcze pięć minut… jak sam się nie znajdzie, to ja już mu urządze polowanie na insekty… - dodała groźnie, wypinając dumnie pierś i chwytając za widelczyk by zabrać się do zjedzenia przystawki.
- Zgodnie z twym życzeniem panienko… i niech popamięta - odparła z chichotem służąca i oddaliła się, by przekazać kucharzowi kaprys klientki. Tymczasem czarownik odstąpił od tancerki i wygramolił się spod stolika, zostawiając jednak jej nogi odsłonięte i zabierając trofeum w postaci jej bielizny. Usiadł naprzeciw niej z powrotem. - Bulion? Zasłużyłem na więcej.
Kobieta nawinęła na sztuciec kolorowy kwiatek, nadziewając sobie owoc i z nieukrywanym zadowoleniem włożyła go sobie do ust.
- Mmmm… mhm - zamruczała zadowolona ze smaku dania. - Będę tak wielkoduszna, że opiszę ci smak mojej zupy… - prychnęła rozbawiona, gdy już przełknęła.
Z przyjemnością oddała się jedzeniu, dyskretnie nasuwając na nogi materiał swojej sukni, co by na pewno nikt nie mógł dostrzec jej nagiego ciała.
- Jedz bo ci zabiorę… - ponagliła mężczyznę, popijając potrawę piwem i obserwując kompana przed sobą.
- Żeby to zrobić… musiałabyś usiąść mi na kolanach - odparł zadziornie czarownik, przyglądając się jedzącej dziewczynie. I sam też jedząc powoli przystawkę. - Więc… jakie masz plany na wieczór?
- Strzeż się… bo jeszcze usiądę - dodała z przekąsem, selekcjonując co smaczniejsze kąski, które chciała zachować sobie na koniec. - Mówiłeś, że Godiva chciałaby gdzieś wyjść wspólnie… Urwę się więc z treningu z Nverym i możemy gdzieś wyskoczyć… biedna ciągle sama spędza czas. Ona chyba tak nie lubi.
- Nie… a poza tym, choć radzi sobie z nową kobiecą postacią, to… brak jej delikatności. Jest bardzo męska w zachowaniu. Więc mogłabyś pokazać jej jak być bardziej… dziewczęca w sukni - wyjaśnił czarownik i dodał uśmiechając się wesoło. - A może liczę na to, że usiądziesz?
- Jeśli takie będzie jej życzenie… - dodała w zamyśleniu, skupiając się na delektowaniu smakiem świeżej wanilii. - Masz już pomysł gdzie pójdziemy? Dzisiaj pełnia, macie jakieś festiwale lub święta z nim związane? Aćća… - syknęła nagle, milknąc na chwilę zmartwiona. - Zapomniałam kupić mirrę na puję… Nero uparł się bym mu ją odprawiła… - wzruszyła ramionami, popijając trunku z kufla. - Długo działają u was sklepy z magicznymi suplementami?
- Są jakieś kulty związane z księżycem. Na przykład te od bogini Astry. Ale szczegółów nie znam, ich świątynię możemy odwiedzić po drodze. A co do sklepów, te zwykle działają kilka godzin po zmierzchu także - wyjaśnił zamyślony Jarvis, opierając brodę na dłoniach. - Niestety świątynia Taunusa i jego kapłanów wybił jakiś klan wampirów. A szkoda… mieli ciekawe rytuały, choć bardziej kolorowe niż tajemnicze.
- Ach… szkoda - odparła nieco speszona faktem, iż mało kto obchodził w La Rasquelle święto cyklu, czy odnowienia. Były to raczej tradycje ludowe niż religijne i miały łączyć społeczeństwo, które zapominało o podziałach go dzielących i bawiło się jak jedna wielka rodzina.
- Odpuśćmy sobie świątynie, nie wolno mi do nich wchodzić na pustyni i tego zakazu będę się trzymać i tutaj… z szacunku do bogów. Ale jeśli Godiva by chciała to poczekam na was na zewnątrz, kto wie, może Neron się też skusi na wycieczkę. Lubi takie miejsca.
- Tego typu… rytuały nie odbywały się w świątyniach. Ci od Taunusa wychodzili przed świątynię i o północy przyzywali masę fajerwerków na nocnym niebie. Takie tam imprezy mających skusić nowych wyznawców - wyjaśnił mężczyzna z wesołym uśmiechem. - Ale myślę, że Godiva wolałaby połazić po nocnych jarmarkach i karczmach.
- Nocne jarmarki to… takie zwykłe jarmarki tylko działające w nocy, czy sprzedają coś specjalnego? - zaciekawiła się Chaaya, dopijając kufel do końca.
- Czosnkowe ozdoby…. to je wyróżnia. Na szczęście nie tylko je sprzedają - odparł ze śmiechem Jarvis i upiwszy nieco trunku dodał. - Poza tym więcej słodyczy i tanich błyskotek niż za dnia. Zakochani chodzą na takie jarmarki właśnie wieczorem.
- Słodycze mnie kupiły… idziemy tam! - Zaordynowała wesoło, klaszcząc w zadowoleniu w dłonie. - Może w końcu zjem sobie tej… cukrowej pajęczyny - rozmarzyła się na temat łakoci, aż jej się oczy roziskrzyły.
- Z pewnością - uśmiechnął się wesoło czarownik, przyglądając bardce. - A co teraz… ty już zjadłaś swoją przystawkę.
- Zjadłam… - potwierdziła z łobuzerskim uśmieszkiem, przypatrując się z czułością Jarvisowi. - I dalej jestem głodna… a ty chyba masz już dość na dzisiaj - mruknęła, odsuwając głośno krzesło od stołu.
- To zależy od tego o jakim posiłku… mówimy - odparł z uśmiechem, przyglądając się dziewczynie.
- O sałatce głuptasie - mruknęła rozbawiona, wstając dumnie z siedziska i podchodząc powoli do mężczyzny. - Ostrzegałam, że zabiorę - szepnęła mu do ucha, pochylając się nad nim. - Odsuń się troszeczkę i zrób mi miejsce - jej oddech połaskotał go po policzku, gdy mruknęła, prostując się i spoglądając na niego z góry.
Jarvis powoli odsunął się od stolika robiąc jej miejsce.
- Nie boję się - stwierdził zadziornie.
- Już to gdzieś słyszałam… - stwierdziła rozbawiona, siadając mu z gracją na kolanach, jak przykładna córeczka tatusia. Wzięła miseczkę do ręki i zaczęła jeść sałatkę, od czasu do czasu uśmiechając się w kierunku swego kompana, trącając go ramieniem w pierś.
Jedną dłonią Jarvis otoczył tawaif w talii, przyciągając ją lekko do siebie, przez co poczuła jak czarownik ją pragnie. Ocierała się o sterczący dowód tego zainteresowania.
- Gdzie słyszałaś? - zapytał, całując ustami jej ucho i schodząc czasem na szyję.
- Za górami… za lasami… - Chaaya jak na złość, starannie nawijała każdą porcję kwietnych płatków na widelczyk, oglądając go ze wszystkich stron zanim włożyła go do swoich ust. Z początku dawała się całować, ale gdy pieszczoty kochanka zaczynały się wzmacniać, butnie odwróciła od niego twarz, a zaraz później całe swoje ciało. Była jednak na tyle miła, że odsłoniła kark, zaczesując włosy na bok.
Ciepłe i miękkie pośladki tancerki, rozlały się po udach mężczyzny, nieustępliwie napierając na ukrytą pod materiałem męskość.
- Zaczyna się interesująco… - usta mężczyzny powoli wędrowały po karku dziewczyny, obdarzając jej skórę zmysłowymi pieszczotami. Jak zwykle Jarvis był dokładny w rozkoszowaniu się jej ciałem i rozpalaniu zmysłów.
- Za siedmioma dolinami… - kontynuowała, kołysząc biodrami wyraźnie rozkoszując się jego dotykiem, aaale sałatka była ważniejsza, bo znowu umilkła zajadając się owocami. Przez chwilę nie mówiła nic, tylko posłusznie nadstawiała kark i szyję pod pocałunki. Wkrótce jednak czarownik usłyszał, jak miseczka stawiana jest na stole, a sama tancerka powoli wpasowała się w jego ramiona, opierając plecami o niego.
Nacisk na podbrzusze był niemal bolesny i nie do zniesienia.
- Czy mam ci te spodnie rozedrzeć? - spytała słodko, ale z nieukrywaną niecierpliwością, całując go łagodnie w brodę.
- Nie… ale miło by było, gdybyś wstała i podwinęła suknię - odparł cicho, cmokając ją w policzek.
- Mój ty biedaczku… - mruknęła ironicznie, przez chwilę gnieżdżąc się w jego objęciach, doprowadzając go do dyskomfortu fizycznego jak i psychicznego. W końcu jednak wstała, bo ileż można było drwić z biednego botanika, co to poleciał za pierwszą lepszą stonką.
Upewniwszy się, że nikogo nie ma w pobliżu, a odgłosy krzątania się były dalekie, bez ceregieli podwinęła poły spódnicy, odsłaniając swoje umięśnione nogi i jędrną pupę, którą zawadiacko wypięła w jego kierunku, chichocząc zadziornie.
Nie poczuła jednak dłoni i pieszczot na sobie, bo czarownik zamiast uwielbiać odkrywane przez bardkę skarby, zajął się uwalnianiem swojego mieczyka. I dobrze, iż to czynił, bo owa zupa z kawiorem wraz bulionem podążały w ich kierunku niesione przez służkę.
~ O bogowie idzie tu! ~ zapiszczała przestraszona, opuszczając sukienkę i siadając mu bokiem na kolanach, łapiąc w porywach za miseczkę z resztkami sałatki, udając, że ją konsumuje.
Czarownik pochwycił za jej biodra i starał się szybko skierować swój oręż na wybrany cel, przez chwilę jego męskość ocierała się między jej udami, by… w końcu trafić do jaskini rozkoszy, akurat gdy służka wkroczyła z uśmiechem pod kotarę bluszczu okrywającą ich stolik.
- Zamówiona zupa… - rzekła radośnie i postawiła oba talerze przed nimi.

- Co to jest… czemu ja mam jakiś… co to właściwie jest? - zamarudził Jarvis, poruszając lekko biodrami, by poczuła wyraźniej jego obecność w sobie… choć był to oręż obosieczny w tej sytuacji.
Chaaya nie spodziewała się, że mężczyzna, aż tak się pośpieszy. Nie do końca przygotowana, zadrżała delikatnie gdy poczuła jego żądzę w sobie, powoli torującą drogę w jej wnętrzu.
Przyjęła go… z dziwną, eteryczną kruchością, zaciskając palce na szklanej miseczce, oblewając się rumieńcem wstydu, gdy znalazła się twarzą w twarz ze służką. Nie miała gdzie uciec, zresztą… nie miała nawet jak. Ścisnęła swoje uda, czując wybranka jeszcze wyraźniej.
Drżącą dłonią z widelczykiem nałożyła ostatnie owoce na sztuciec, wkładając go sobie do ust z zamaszystością i butą.
- Znowu coś ci nie pasuje? - fuknęła rozgniewana, odkładając naczynie ze stukotem na blat stołu. Dla kelnerki musiała wyglądać na mocno zdenerwowaną, bliską furiastycznego płaczu, wobec oschłości swojego lubego.
Tancerka podskoczyła na kolanach przywoływacza, odwracając się do niego, by chwycić jego twarz i ścisnąć za policzki.
- Nieznośny. Kto tu kogo na randkę zaprosił i kazał czekać bo jakaś ćma okazała się ważniejsza? Komu sałatka nie smakowała i musiałam za niego dojadać? Komu musiałam usiąść na kolanach, w obawie, że znowu mnie porzuci dla jakiegoś ladaco?! Teraz ci się zupa nie podoba? I co jeszcze… powiedz, że ja ci się nie podobam, że wolisz od dziś spółkować sobie z biedronkami i ważkami… - Czarownik widział rozpalone spojrzenie kobiety, targane palącą potrzebą oddania mu się w tej właśnie chwili. Rumieńce dodawały drapieżnej dziewczęcości, zdradzając jej skrywane pod spódnicą pożądanie, które tak mocno ściskała nogami.
Uczucia Chaai powoli przesączały się do umysłu smoczego jeźdźca, mamiąc mu zmysły. Miał wrażenie, że całowała go, by po chwili gładzić jeno czule po policzku, wiła się na nim zmysłowo, by przejść w galop szybkiego ujeżdżania, a przecież ani drgnęła, przeszywając go spojrzeniem swoich orzechowych oczu, a potem uciekła całą twarzą w bok.
Teraz to służka poczuła na sobie spojrzenie dziewczyny, podświadomie czując, że powinna już odejść, gdyż dalszy przebieg tej rozmowy, niekoniecznie mógł być przeznaczony dla jej uszu.
- Na panicza miejscu…. radziłabym nie narażać się bardziej - zasugerowała służka wskazując na talerze. - Dość się biedaczka naczekała.
- Zgadzam się - dodał potulnie Jarvis, udając wcielenie skruchy. To jednak co tawaif czuła między udami… na szczęście ze skruchą nie miało nic wspólnego.
Służka zaś szybko się oddaliła.
Wraz z odejściem kelnerki, uścisk na policzkach mężczyzny rozluźnił się już ostatecznie, by drobna dłoń opierała się opuszkami na brodzie kochanka. Chaaya ciągle była odwrócona profilem do czarownika, wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze chwile temu stała służąca. Jej biodra zakołysały się delikatnie, jak gdyby siedziała w siodle wielbłąda, po czym objęła oburącz twarz mężczyzny, składając mu na ustach szybki i łagodny pocałunek, niczym muśnięcie skrzydełek motyla. Po chwili pieszczota zrobiła się bardziej śmiała, przechodząc w płomienny pocałunek...

Pozycja w jakiej byli nie tylko ograniczała mu dostęp do kochanki, ale i ona nie mogła poczynić gwałtowniejszych ruchów, gdyż musiała by rozsunąć swe nogi szeroko, tak, by znajdowały się po obu stronach nóg czarownika. Tancerka jednak nie puszczała uścisku swych ud, sprawiając, że jego pieszczota, choć nie za głęboka, była o wiele wyraźniejsza… niemal jaskrawo odbijająca się na tle jej powolnego bujania biodrami z deszczem pocałunków na jego twarzy.
Czarownik łapczywie oddawał muśnięcia ustami, nie nalegając na szybkie tempo, choć bardka czuła nieco jego emocje i pożądanie. Nie tak silnie jednak, jakie ona mu przesyłała. Z drugiej strony, czyny mówiły sporo o pragnieniach Jarvisa. Lewa dłoń, bezczelnie i zachłannie, zaciskała się na jej piersi i brutalnie miętosiła kuszącą krągłość, dzięki czemu, czuła jego dotyk, bo ciężka suknia trochę tłumiła doznania. Co innego druga dłoń, ta wsunęła się bowiem pod suknie i masowała prawy pośladek kobiety od czasu do czasu wciskając się głębiej, między obie krągłości.
Bardka kołysała się w jego ramionach, wędrując palcami po skroniach i policzkach, nie przestając go całować. Była słodka i łagodna, niczym plaster miodu z polnych kwiatów. Takiej jej jeszcze nie znał, choć widział, że kryła sobie łagodność łani, to jeszcze nigdy nie przyszło mu się z nią taką kochać...
Kochać się z uczuciem i pietyzmem, opisywanym tylko w rycerskich romansach, gdzie uczucia były proste i szczere, wyzbyte zwierzęcej pragmatyczności. Gdzie kochankowie nie tylko dzielili swe ciała, ale i serca, tworząc harmonijną i utopijną dla czytelnika jedność…
- Powiedz, jeśli chcesz przyśpieszyć - wymruczała wprost w jego usta, muskając je na chwilę oddechem, po czym wróciła do znakowania jego policzków drobnymi pocałunkami.
- Jeszcze nie… ale mam ochotę… na coraz więcej… - szeptał, oddając pieszczoty i wodząc czule dłonią po udzie oraz pośladku dziewczyny. Ta na piersi… delikatna nie była, ale tylko w ten sposób mógł sprawić, że Chaaya czuła jego dotyk.
- Mhhhm… - mruknęła przeciągle, zmieniając bujanie biodrami na powolne zataczanie okręgów. Odchyliła czarownikowi lekko głowę do tyłu, delikatnie kąsając jego szczękę i brodę by następnie smakować jego szyi. - Przypomnij się… bo ja mogę się troszkę zapomnieć - dodała podskakując nagle na jego kolanach, by mocniej na niego wejść.
- Nie ograniczaj się… chcę byś się oddała chwili… jak ja - jęknął cicho czarownik, bo ruchy bioder dziewczyny wpływały i na jego odczucia. Doznania czyniły ton głosu Jarvisa bardziej… dzikim, a i pocałunki jakimi ją obdarzał były bardziej zachłanne.
- Jeśli to zrobię, mój wybranek będzie cierpieć z niespełnienia jeszcze długo… a wiem, że jest niecierpliwy i ma problemy z samokontrolą - odparła łobuzersko z cieniem uśmiechu, przejeżdżając językiem od jabłka adama na czubek brody kochanka. - I jeszcze, zupa nam stygnie - wydawało się, że ten argument przechylił szalę, utwierdzając tawaif w decyzji, że czas było zmienić leniwego dromadera na rączego araba.
Jej usta pożegnały się z ustami Jarvisa w ostatnim pocałunku, po czym kobieta zaczęła odwracać się plecami do siedzącego, wypinając biodra pod kątem nakierowanym wprost na jego męskość, rozsuwając swoje nogi szeroko po obu stronach krzesła na którym siedzieli. Wygięła się lekko w łuk, opierając od stolik.
- Prowadź… - poprosiła ruszając powolnym rytmem, raz w górę, raz w dół. Coraz mocniej i głębiej… coraz szybciej, cały czas przyspieszając.
- To już wygląda… podejrzanie - rzekł cicho wprost do jej ucha, bardziej by podgrzać atmosferę niż żeby przestraszyć dziewczynę. Jego dłoń zsunęła się z piersi na okolice pasa i obejmując Chaayę, Jarvis zaczął nadawać coraz szybsze tempo, coraz pewniejszymi i silniejszymi ruchami bioder.
~ Pragnę cię… bardzo ~ słyszała jego głos w swoich myślach, jakże rozkoszny w tejże chwili.
- Mogę zacząć… jeść… zup...ę - wydyszała w przerwach w coraz mocniejszych szturmów na jej kobiecość.
I wtedy jeździec poczuł jak bardka się cieszy, jego przekaz wyraźnie ją rozpogodził i rozpromienił, dodając odwagi w tym co robiła. Przestała obawiać się, że ktoś ich nakryje, przestała również się wstydzić, iż tak zuchwale spółkowała z mężczyzną poza osłoną domowej alkowy.
~ Ja ciebie bardziej… ~ odpowiedziała szczerze, wyginając się jeszcze mocniej, drżąc z coraz większej rozkoszy.
- Przeszkadzałaby… mogłabyś... się ubrudzić… - wydyszał zaskakująco czule czarownik, coraz mocniej napierając swymi biodrami na ciało kochanki, bo i tawaif czuła, że Jarvis był bliski kulminacji. Jego dłoń masująca dotąd jej biodro ześlizgnęła się bardziej pod suknię by oprócz podboju jej kwiatu rozkoszy, masować drapieżnie wrażliwy punkcik. Nie było to nic nowego… wszak jeździec miał ambicję rozpalać jej zmysły do białości.
~ Tak, tak, tak ~ skandowała coraz głośniej, odbijając się echem w umyśle partnera. Jego pieszczota doprowadzała ją do wrzenia, przez co nie hamowała się w jego siodle, szybko doprowadzając go do spełnienia i jeszcze przez chwilę kołysząc się, zataczała powolnymi ruchami kółeczka by i samej doznać spełnienia pod jego dotykiem.

Chaaya oddychała przez chwilę, dochodząc do siebie w ramionach ukochanego, by w końcu powoli usadowić się z powrotem profilem do niego, opierając głowę o jego barku, gładząc dłonią po drugim.
- To było bardzo przyjemne przeżycie. Ale może teraz zjesz zupę? Taka droga… szkoda by się zmarnowała - odparł z uśmiechem czarownik, głaszcząc bardkę po włosach. - A potem… poszukamy miejsca na deser.
Dziewczyna pokiwała głową, prostując się i wziąwszy miseczkę do ręki, nabrała na łyżkę zupy kawiorowej, po czym... spojrzała na czarownika. - Powiedz aaa.
- Aaaaa… - Jarvis szeroko otworzył usta, pozwalając się karmić, jego prawa dłoń wciąż tkwiła pod jej suknią, co wprawne oko mogło zauważyć. I nadal leniwie muskał jej uda i podbrzusze starając się jedynie wywołać przyjemny dreszczyk bez nadmiernego pobudzania zmysłów.
Tawaif obserwowała z lubością jak mężczyzna jadł z jej ręki. Uśmiechała się uradowana, czerpiąc przyjemność z dzielenia się z nim posiłkiem. Sama nie wzięła nawet łyżeczki do ust, w całości oddając zupę kochankowi.
Gdy w talerzu pojawiło się dno, odstawiła go na stół, całując delikatnie słone od kawioru usta mężczyzny.
- Boje się, że pobrudziłam ci spodnie… - odparła nieco skruszona, uparcie siedząc mu ciasno na kolanach, jakby w obawie, że gdy tylko spróbuje wstać, to tylko pogorszy sytuację. Jej dłonie gładziły czarownika po ramionach, jakby chciały wyprostować wszelkie zmarszczki na materiale.
- Więc jak rozwiążemy ten problem? - zapytał całując czule usta kochanki, a potem szyję delikatnie muskając wargami.
Tancerka zmarszczyła lekko brwi, zamyślając się. Nie mogli przecież siedzieć tak w nieskończoność.
- Mam czary… ale… - Nie wiedziała czy nagły śpiew i taniec, nie wzbudziłby większych podejrzeń, niż jawne jęki rozkoszy podczas stosunku.
- Dobra… jakoś to będzie - stwierdziła w końcu, wzruszając ramionami. - Wytre cię spódnicą, bo jeśli się nad tobą pochylę to wątpię byśmy stąd wyszli przez następne kilka kwadransów - mruknęła trzpiotnie, huśtając się na jego kolanach. - W razie co zasłonię cię, jak dumna pawęż rycerza - puściła do niego oczko, śmiejąc się wesoło.
- Chaaaayuuu… a co potem? Jeśli nie wytrzymam i porwę cię w zaułek? Albo od razu zaciągnę do naszej karczmy, do naszego pokoju i zedrę z ciebie tę przeklętą kieckę? - “straszył” ją żartobliwie czarownik szepcząc do ucha.
Tawaif zachichotała, wstając z jego nóg i biorąc połę swej spódnicy, poczęła delikatnie ścierać “ślady zbrodni” z nóg i berła mężczyzny. Nie śpieszyła się, była staranna i czuła w tym co robiła.
- Daj mi chociaż kupić te cholerne zielsko na puję, a później możesz mnie brać w zaułku tak długo, aż zabraknie ci sił lub nas nie przyłapią i wtrącą do lochu…
- Nie dawaj takich obietnic. Bo dobrze wiesz, że sprawdzę czy gotowaś je spełnić - odparł żartobliwie Jarvis i spytał ciepłym tonem głosu. - A jak twoje zakupy? Czy trafiłaś na wymarzony oręż, czy sklepik spełnił pokładane w nim nadzieje?
- Dobrze wiesz, że na harce z tobą jestem zawsze gotowa, niezależnie od mojego nastroju - napomkneła, a w tej wypowiedzi było jakieś upomnienie, jakby przywoływacz nie zawsze wykorzystywał potenciał jej ciała.
Cmoknęła go w usta dopinając mu spodnie, po czym ponownie usiadła na kolanach czarownika i wzięła miseczkę z chłodnawym bulionem warzywnym. Nie bawiąc się w łyżeczki, przyłożyła naczynie do ust, pijąc powoli.
- Obawiam się, że to ja nie spełniam oczekiwań sprzedawcy… bo wybrałam chyba najbardziej z nudnych i tanich przedmiotów jakie miał… ale muszę przyznać, że kunszt i wyobraźnię to wy macie… - dodała, kręcąc cieczą w misce.
- I inspirację też. Nie tylko magiczne skarby i cuda można znaleźć w La Rasquelle. Także i notatki starych mistrzów. Trudne do rozszyfrowania, ale dające nowe rozwiązania - wyjaśnił Jarvis przyglądając się pożywiającej bardce. - A na broni lepiej nie oszczędzać. Tu bywa niebezpiecznie.
- Żadna broń nie uratuje mi życia, jeśli nie umiem się nią posługiwać… żadna też mnie nie nakarmi i nie zapewni bezpiecznego wypoczynku - wzruszyła ramionami, odkładając miskę z w połowie wypitym wywarem warzywnym. Jego smak… zwłaszcza na zimno, nie powalał. Żeby nie dostać mdłości, kobieta dossała się do swojego drugiego kufla z piwem, które dzięki swej słodkości, wyraźnie jej zasmakowało.
- Na bagnach broń akurat żywi, łatwiej tu coś upolować niż zasiać. Ale rozumiem… - Uśmiechnął się ciepło Jarvis. - I… nauczycieli fechtunku łatwiej wynająć niż nauczycieli magii.
Chaaya zupełnie się w tym temacie nie odnajdywała, po ucieczce z zamtuza… wszystko, nawet zdobycie szklanki wody, wydawało się niewyobrażalnym problemem logicznościowo-finansowym.
- W-wierze ci na słowo… - odparła spolegliwie, ale wiedział, że chyba nie dała się przekonać.
- Jesteś jeszcze głodna? - zapytał cmokając czule w policzek bardkę.
- To zależy… o jakim głodzie mówimy - odpowiedziała mu tak, jak on jej wcześniej.
- Więc… jaki głód już zaspokojony. A jaki nie? - zapytał żartobliwie.
- Jestem tym, który poszukuje i odnajduje odpowiedzi! - zacytowała, dumnie wypinając pierś do przodu, po czym wstała, kładąc mu rękę na ramieniu. - Domyśl się - rzuciła słodko, podchodząc do swojego krzesła, by zdjąć z niego torbę.
- Wymacam odpowiedź - zagroził żartobliwie czarownik, wstając i chwytając za dłoń bardki, by razem wyjść z nią zza kotary bluszczów. O dziwo, spojrzenia niektórych gości jak i obsługi, wydawały się sugerować, że domyślili się co się działo za kotarą. Ale La Rasquelle wyraźnie było bardziej swobodne pod względem obyczajów.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 01-05-2017, 09:52   #47
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Rumieniec wstydu zaraz okrasił lico tancerki, która piskliwym głosikiem swych myśli, nakazała czarownikowi płacić i wiać jak najszybciej. Co intrygujące, choć policzki ją piekły, wydawała się stać odważnie i z miną świadczącą o tym, że zdepcze każdego, kto wypowie choćby słowo.
Nie padł jednak żaden komentarz, co najwyżej porozumiewawcze uśmiechy ze strony młodszych służek. Jarvis zapłacił szybko i wyszli bez jakichkolwiek krępujących pytań, czy sugestii.
- Teraz udamy się do alchemika na zakupy - zaproponował i gestem przywołał gondolę. Po czym dodał. - Rumieniec dodaje ci uroku.
- Bas… bas Jarvisie… - zakwiliła, zwieszając głowę zawstydzona do granic możliwości. - One wiedziały… wallahi one wszystkie wiedziały… - bardka wydawała jakieś ciche jęki, kręcąc w zrezygnowaniu głową.
“A w Pawim Tarasie to może nikt nie wiedział, co?” babka gdaknęła butnie, strofując wnuczkę.
“To co innego…” jakaś Chaaya stanęła w obronie, ale Laboni zaraz ją zagłuszyła.
“A gdzie tam… tych ludzi już pewnie nigdy nie spotkasz… natomiast z nami musiała żyć pod jednym dachem… każda wiedziała co druga robiła, jeśli nie słysząc, to widząc podczas podglądania. Weź się w garść, dziewictwo straciłaś dawno temu.”
Tawaif wygięła usta w podkówkę, ale powoli przestała się użalać nad sobą, jedynie od czasu do czasu ciężko wzdychając.
- Nie przejmuj się tym, figlujący kochankowie to dość powszechny widok. Zwłaszcza podczas festynów miejskich, bali, czy weselisk kupieckich. - Czarownik pomógł bardce wsiąść do gondoli i obejmując ją ramieniem, przytulił szepcząc do ucha. - Nikt cię tam nie potępiał, może poza zasuszonymi staruchami co same nie mogą… a innym by nie dały. Takie zachowania… na to patrzy się przez palce w La Rasquelle.

Tancerka naprawdę chciała zrozumieć podejście mieszczan, naprawdę chciała pojąć i jakoś przyjąć do wiadomości, iż dotyk w miejscu publicznym między obiema płciami nie był karalny, a okazywanie uczuć między kochankami nie kończyło się publicznym kamieniowaniem.
Jednakże nie przychodziło jej to z łatwością, a im bardziej nad tym myślała, im bardziej rozkładała na czynniki pierwsze oraz wspominała przyjemne chwile w bluszczowym zaułku, tym bardziej palił ją wstyd i nie wiedząc gdzie się skryć, chowała się wprost w ramiona Jarvisa, mocno wtulając twarz w jego tors, tak by nikt nie mógł jej dostrzec w tej chwili słabości.
Była czule głaskana przez niego po włosach, bo też czarownik lubił sprawiać jej przyjemność takimi delikatnymi pieszczotami. Wkrótce też dopłynęli do wyznaczonego miejsca i wyszli na pomost. Nim jednak ruszyli ku sklepikowi do ich uszu dotarły jęki… bólu, rozkoszy, rozpaczy, śmierci? Trudno było jednoznacznie zdefiniować ich znaczenie.
Im dalej od “Królowej Dżungli” tym Chaaya lepiej się czuła. Przy wychodzeniu z gondoli jej twarz powróciła do pierwotnego złotawego koloru, a mina nie przypominała już gotowej do płaczu dziewczynki.
Na odgłosy bardka drgnęła, wczepiając się palcami w rękaw czarownika, rozglądając podejrzanie i powoli chowając się za plecy przywoływacza.
- Nie podoba mi się to… czymkolwiek to jest - burknęła pod nosem, wyglądając mu zza ramienia.
- I nie powinno podobać… chyba… - Jarvis sięgnął pod połę swego płaszcza, by wyciągnąć swój dubeltowy pistolet. - ...wiem co to jest.
- Idziesz pierwszy… - mruknęła łapiąc za miecz, przyczepiony do torby.

Jarvis ruszył powoli w kierunku skąd dobywały się niepokojące odgłosy. Krok za krokiem rozglądając się dookoła. Jakby się spodziewał napaści z każdej strony. Dotarli do niedużego placyku. Kiedyś warzywnego ogródka z którego korzystali mieszkańcy okolicznych kamienic. Teraz jednak owe budynki były puste i straszyły wybitymi oknami. A na środku były one… kobiety w pozie, która w innej sytuacji byłaby uznana za lubieżną… ale one nie były kochankami. Jedna była katem, druga ofiarą.
Chaaya wciągnęła mocno powietrze do płuc, patrząc wielkimi oczami na zaistniałą scenę. Pierwszy raz miała do czynienia z wampirem i to tak blisko własnej osoby. Na pustyni też były istoty żywiące się ludzką krwią, bardka nigdy ich jednak nie spotkała, choć słyszała opowieści, czytała w księgach legendy i podziwiała obrazy przedstawiające postaci o wężowych kłach jadowych.
Drobna dłoń puściła rękojeść miecza, pamiętając co Vantu zrobił z pierwszym nietoperzem próbującym uciec z opery. Ogień mógł przeważyć szalę zwycięstwa w tej walce, bo wszak… zostawiać tej biednej kobiety na pastwę śmierci, nawet przez chwilę nie przeszło przez głowę smocej jeźdźczyni.
Podwinąwszy z łopotem suknię, wyciągnęła bojowy wachlarz z podwiązki.

- Puszczaj ją ty… ty… pijawo - dziewczyna podskakiwała za plecami czarownika, by w końcu przepchnąć się obok i stanąć w bojowej pozie.
Zaskoczona przerwaniem posiłku wampirzyca spojrzała gniewnie, czerwonymi oczami, na dwójkę awanturników i wyszczerzyła kły. Zamierzała coś powiedzieć, ale pomiędzy bronią Jarvisa, a czołem bestii, pojawił się promień rubinowego koloru. Tatuaż na plecach przywoływacza zaświecił się blaskiem przebijającym przez materiał ubrania. I mężczyzna strzelił. Prosto w twarz nieumarłej, nie tylko raniąc jej czoło, ale i sprawiając, że na skórze oblicza pojawiły się złociste rysy jak na pękniętym garnku, a sama wampirzyca zawyła z bólu i niedowierzania, odpychając ofiarę, by chwycić się za twarz. Ten postrzał jednak nie wystarczył by ją zabić.
Tancerka otworzyła zamaszystym ruchem wachlarz i wykorzystując okazję, iż krwiopijczyni puściła ofiarę, Podskoczyła do niej, wypowiadając inkantację, która rozgorzała płomieniem w jej dłoniach. Starając się odgrodzić obie kobiety, własną osobą, zamachnęła się tworząc ognisty podmuch, który miał ochronić i ją i pogryzioną przed kolejnym atakiem.
Nie trafiła ranionej napastniczki, ale zmusiła ją do cofnięcia się. A czarownik strzelił ponownie, tym razem trafiając w brzuch. Bestia poraniona i obolała… oraz przede wszystkim zaskoczona, straciła zainteresowanie dalszą walką, szybko przemieniając się w mgiełkę i dając drapaka.

- Pomiot wampirzy… mieliśmy trochę szczęścia - skomentował ten widok czarownik i spojrzał na Chaayę dodając. - Możesz wyleczyć jej ranę? Więcej tu nie możemy pomóc, ale alchemik ma mikstury, które pomogą jej dojść do siebie.
Zdębiała bardka rozdziawiła usta w zdziwieniu, gdy wampirzyca zamieniła się we mgłę. Najwyraźniej jej pustynny umysł, nie tego się spodziewał i nie potrafił przyswoić nowych informacji, walcząc z ich prawdziwością.
Na głos Jarvisa jednak szybko się otrząsnęła, gasząc płomień i kucając przy rannej. - Musimy ją stąd zabrać… - odezwała się do kompana, oglądając ugryzienie, które napawało ją podskórnym strachem i… obrzydzeniem.
- Pomogę ci - odparła z troską nieznajomej, zaczynając nucić uspokajającą kołysankę, która wpływała w rany na ciele, kojąc ból przyjemnym ciepłem i zaleczając skórę.
- W takich przypadkach najlepiej udać się do alchemika lub świątyni. Pomogą i w jednym i w drugim miejscu… za opłatą, ale pomogą. A co do wampirów i ich pomiotów, to najlepsze są kusze, osikowe bełty i celne oko. Jeden cios prosto w serce i przyszpilony wampir problemem nie jest. Acz niełatwa to sztuka - wyjaśniał Jarvis gdy ona leczyła, pogrążoną w majakach dziewczynę. - Ponoć ich ukąszenie to nieziemska rozkosz i ból zarazem. Są szaleńcy, którzy sami ich szukają by stać się ich dobrowolnym posiłkiem.
- Taaa… ludzką formę można postrzelić, ba… nawet nietoperzą… ALE MGŁĘ??!! - zawołała nagle, kręcąc głową, wyraźnie przytłoczona tym co zobaczyła. Chwyciła pod ramię na wpół przytomną, po czym spojrzała na czarownika. - Nie stój tak, pomóż mi.
- Jeśli we mgłę się zmieni to po ptakach… wtedy ucapić niełatwo. Czasem śledzić można i do kryjówki tak dotrzeć. A wtedy świtu czekać… jeno nawet w niej… wampir bezbronny nie jest i walczyć może. - Jarvis spojrzał w górę na zasnute chmurami niebo. - To przez nie… to co chroni miasto przed atakami z nieba, pozwala też krwiopijcom tak tu swawolić. - Wziął majaczącą kobietę w ramiona i uniósł. - Słońce nie dociera tu nigdy, więc czasem i za dnia pijawy chodzą po świecie.
Ruszył przodem dodając. - Na szczęście pilnują swej liczebności i walczą między sobą o terytoria.
- Wielkie mi szczęście… - burknęła pod nosem Chaaya, ruszając za towarzyszem. - TRUP POWINIEN BYĆ W ZIEMI! - fuknęła gniewnie, gestykulując zamaszycie rękoma. - Trup to trup… nie ma dla niego miejsca wśród żywych - syczała pod nosem, tupiąc głośno nogami.
- Poczekaj na mnie w gondoli… kupię co mam kupić i odstawimy ją… do najbliższego miejsca pomocy… - dodała łagodniej, ale zaraz znowu się zapiekliła. - Dlaczego trzeba płacić za te mikstury? To niedorzeczne. Władza powinna dbać o mieszkańców miasta a nie ciułać na… - umilkła gdy dotarło do niej, że władzą są wampiry, a więc przeklęci zarabiają sami na sobie.
Warknęła, zgrzytając zębami.
- Władza powinna dbać o poddanych. Masz rację… ale nie spotkałem krainy w której by to rzeczywiście robiła - westchnął smutno czarownik. - A co do wąpierzy… to zakony z nimi walczą. Ale same są podzielone i… część z nich kontrolowana jest potajemnie przez wampirze rody.
Chaaya w prawdzie się w jednym z takich krajów wychowała, ale wiedziała, że pustynia, rządziła się własnymi prawami i tradycjami. Ludzie inaczej podchodzili do podziałów i swoich obowiązków. Nie twierdziła też… że jej kraj, czy taki Zerrikan był lepszy od La Rasquelle… wszak tu niewolnictwo było zabronione, a u nich… byłaby to prawdziwa zagłada dla społeczeństwa, nie potrafiła jednak zrozumieć… dlaczego ktoś dobrowolnie godził się na podtruwanie własnego organizmu, przez które całe ciało, działało po prostu gorzej...
- Zaraz wracam… - dodała już spokojniej, wskakując po stopniach pod drzwi do sklepu, za którymi szybko się schowała.
Nie poświęcając zbytniej uwagi ani sprzedającemu, ani jego otoczeniu, wybrała korzonki, kory i listki, które były jej potrzebne, po czym zapakowała wszystko do jednej sakiewki, rzuciła monetami i wybiegła z cichym pożegnaniem, udając się do gondoli.

Czarownik dyskutował w niej z przewoźnikiem na temat miejsca, do którego mieli zabrać przypadkową, lub nie, ofiarę wampira. Na widok wracającej bardki spytał. - Wszystko załatwione?
- Tak - odparła wskakując do łódeczki. - Gdzie płyniemy?
- Do pobliskiej świątyni… tam się nią zajmą. A potem… gdzie zechcesz - stwierdził Jarvis, przyglądając się bacznie dziewczynie. - Czy ostatnie wydarzenia zraziły cię do takich zapomnianych zakątków miasta?
- Choćby mi obiecywali góry złota to nie wejdę do nich dobrowolnie… samej. - Uśmiechnęła się na pozór łobuzersko i dumnie. - Ale przy tobie, nie boję się niczego… - odparła, siadając na ławeczce, składając dłonie na podołku. ~ Poczekam na ciebie przed świątynią, albo w gondoli, dobrze?
- To dobrze… miasto ma też jasne strony. Własne duchy… choć to nie jest właściwe określenie. Pamiętasz kolorowe ruchome obrazki? One były zainspirowane żywymi, które czasem pojawiają się w La Rasquelle. Duchy przeszłości miasta. Niegroźne i niezwykłe zarazem - odparł z uśmiechem czarownik, potakując głową i tak zgadzając się na jej telepatyczną prośbę.
- Brzmi… fajnie, ale na razie trudno mi w to uwierzyć. - Uśmiechnęła się słabiej i bardziej przepraszająco. - Ale architekturę macie piękną… - dodała szybko, na wspomnienie ich pierwszej nocy w mieście, kiedy Godiva pchała gondolę, by Chaaya mogła podziwiać wspaniałe widoki.
- Piękno jest tu w cenie - odparł z uśmiechem czarownik, gdy przemierzali kanały kierując się ku monumentalnej katedrze… w przebudowie. Bowiem otaczały ją rusztowania. Tu łódka się zatrzymała i Jarvis wziął nieznajomą w ramiona, by zanieść do środka.
Tawaif odprowadziła mężczyznę wzrokiem, bawiąc się kosmykiem włosów i rozmyślając nad różnymi sprawami. Zastanawiała się, czy kobieta którą uratowali, aby na pewno była w opresji… może sama chciała zostać ugryziona? Nie wyglądała na biedną, więc… co robiła w takim odludnym zaułku? Była też ciekawa do którego boga należała owa świątynia… oraz jak wyglądała z zewnątrz, niestety przez rusztowania trudno było ocenić poza tym, że była wielka.
~ Starcze dlaczego właściwie mam unikać świątyń? ~ spytała nagle smoka, odrzucając pukle za ramię, oglądając się badawczo na gondoliera.
~ Bo świątynie są zabezpieczane boską magią, a ty… jesteś opętana przeze mnie ~ wyjaśnił Pradawny. ~ Magia chroniąca święte przybytki będzie cię odrzucać. Pomijając obiekty kultu złych bóstw. Tam wejdziesz bez problemu.
~ Acha… ~ Dziewczyna oparła brodę na dłoni, na powrót wpatrując się w wejście za którym zniknął czarownik. ~ Ciekawa jestem jakie to uczucie… to… odrzucenie. ~ To pytanie mogło być retoryczne, zważywszy, że myśli tancerki zaraz popłynęły w kierunku kolejnych “palących” ją w tej chwili zagadnień, jak na przykład na czym spali kadzidło do puji. Nie miała przy sobie odpowiedniej tacy rytualnej, nie wspominając, że nie miała nawet…
“Na talerzu…” Laboni łaskawie podzieliła się swoją wiedzą. “Nie musisz dziękować.”

Czarownik powrócił po kilkunastu minutach i wsiadł do gondoli pytając. - Masz jakieś kaprysy co do kolejnego miejsca pobytu?
- Zdaje się na ciebie… - Chaaya rozweseliła się na jego przybycie, przerywając natłok myśli. - Co z nią?
- Przeżyje. Straciła sporo krwi, ale mnisi radzili sobie z poważniejszymi przypadkami. - Jarvis nakazał płynąć gondolierowi w jakimś sobie znanym kierunku, aż dopłynęli do bardziej zrujnowanej części miasta i… co za tym idzie bardziej pustej.
Tu zatrzymali się. Przywoływacz zapłacił mężczyźnie za czekanie, po czym ujął dłoń dziewczyny mówiąc. - Chodźmy… się przejść.
“Jeeesteś na sto procent pewna, że nic ci przy nim nie grozi?” spytała podejrzliwie babka, gdy bardka chwyciła dłoń towarzysza, wychodząc na ląd.
“To nie Ranveer… zresztą co ja mówię.” Laboni zaśmiała się sarkastycznie, a kilka bardek zasyczało niczym wściekłe kobry.
- Dokąd mnie prowadzisz? - spytała zaciekawiona, przyglądając się sypiącym budynkom.
- Złożę cię na ołtarzu… bogini rozkoszy… jest tu stara świątynia zapomnianej bogini rozpusty. Bardzo ładna. I nie ma już swoich kapłanów i czcicieli. Nie ma nawet większości murów - wyjaśnił z łobuzerskim uśmiechem. - Pamiętasz chyba o swej obietnicy?
Chaaya prychnęła rozbawiona, wyraźnie się rozluźniając.
- Ładna… świątynia, czy bogini? - spytała kąśliwie, trącając go biodrem. - Pamiętam… dotąd aż zabraknie ci sił - przytoczyła własne słowa, przysuwając się bliżej czarownika, by oprzeć mu głowę o ramię.
- Sama ocenisz. - Dotarli na miejsce.
Ruiny świątyni wznosiły się w górę strzelistymi wieżami, a ściany pokrywały płaskorzeźby, zmysłowych kobiet i przystojnych mężczyn, często splecionych w miłosnym uścisku. Wręcz wyuzdane w pokazywanej tematyce… i były to same elfy i elfice. Długie szpiczaste uszy, długie włosy… brak zarostu.
W środku zaś było dużo roślinności przebijającej się przez spękaną posadzkę. Duża figura elfki ze skrzydłami leżącej w dość lubieżnej pozie i otoczonej rzeźbami elfów pieszczących jej nagie i znacznie większe od nich ciało.
I był też ołtarz… z lekkimi zagłębieniem i rączkami zamocowanymi dookoła niego. Składano na nim ofiary… ale tawaif domyślała się, że były to głównie ofiary składane z własnego dziewictwa.

- Waaaah! - Tancerka rozejrzała się po ruinach z wyraźną fascynacją. Jej głowa, gdyby mogła, obracała by się wokół szyi. Puszczając rękę Jarvisa, ruszyła w samotną wędrówkę dookoła rzeźb, przyglądając się bez cienia zażenowania pozycjom w jakich uchwycono kochanków. Kilka razy nawet pochylała się by zajrzeć im między nogi, jakby usilnie czegoś tam szukając.
Owe widoki, wyraźnie ją w czymś utwierdziły i ukontentowały, bowiem zaraz popląsała do głównej figury, dotykając dłońmi zimnego i starego kamienia na… biuście bogini.
- Podobno elfom nie rosły włosy na ciele prócz tych na twarzy i głowie i to też w nielicznych wyjątkach. Gdy przybyli ludzie na pustynie i odkryli tam ludy czarnoskórych długouchych istot, które żyły tam od… ooo... długo, aż trudno ogarnąć tak wysokie liczby, to postanowili przejąć kilka tradycji oraz wziąć sobie do serca niektóre ich rady odnośnie żywienia, czy higieny. I tak na przykład… do dziś kobiety i mężczyźni golą się na łonie i pod pachami. - Chaaya odwróciła się do czarownika, całkiem wesolutka. - Podobno ma to uchronić przed chorobami, ale gdybyś się kogokolwiek spytał, to nie umiałby ci podać przed jakimi, ani skąd ten pomysł.
- Podoba ci się miejsce… bardzo... nastrojowe? - Jarvis podszedł i objął bardkę w pasie. Dłonie jego szybko ześlizgnęły się na jej pośladki, powoli podciągając suknię do góry. Całował jej czubek nosa i usta, wpierw zaczepnie, a potem zachłannie przyciskając wargi do jej warg.
- Tak… bardzo, bardzo - potwierdziła cichym pomrukiem zadowolenia, stając na palcach by dosięgać jego twarzy. Prawa dłoń pochwyciła go z nagła w kroku, ściskając i masując przez materiał czułe miejsca. - Wykorzystajmy kilka ich pozycji… oraz ołtarz. Hai. Zdecydowanie…
- Widzę, że masz... ochotę… na przejęcie inicjatywy… co? - spytał żartobliwie czarownik w końcu odsłaniając nagie pośladki dziewczyny. - I tyle twarzy na nas patrzy... wykutych w kamieniu.
- Tylko mi nie mów, że moja rączka cię zawstydza! - Zaśmiała się, bawiąc językiem na jego brodzie, coraz mocniej naciskając na jego krocze. - Niech patrzą, oni mogą... wszak sami są z kochankami.
- Ani trochę... zawstydza… - wymruczał przywoływacz zgodnie z prawdą. Wszak pobudzała go tym dotykiem. Jego dłonie zresztą, masowały jej nagie krągłości leniwymi, acz drapieżnymi ruchami, również podsycając apetyt. - Zdejmij tę suknię… jesteś w niej zbyt… niedostępna dla mnie.
Zachichotała na te słowa, składając głośnego całusa na jego policzku, po czym odsunęła się, by zabrać się za sznurowania i haftki po obu bokach torsu. Gdy materiał się rozluźnił, rozwiązała ostatnią wstążkę pod szyją i chwytając za spódnicę, zrolowała ją i ściągnęła ubranie przez głowę.
Nie bawiła się w żadne pląsy, ani kusicielskie pozy. Pozbyła się odzienia najszybciej jak potrafiła, tylko po to, by rzucić nim w twarz czarownikowi.
- Proszę bardzo - odparła kpiąco, przechodząc kilka kroków w bok, ku ołtarzykowi.
Jeździec rozścielił swój płaszcz i zaczął ściągać z siebie nadmiar broni jakie nosił pod nim. Oddzielnie położył suknię bardki, oddzielnie swą kamizelkę. Pozostawił buty obok płaszcza. A potem ruszył jeszcze w ubraniu w kierunku dziewczyny. Wędrując roziskrzonym spojrzeniem po jej wypukłościach, oświetlonych przez blask księżyca.
Bo księżyc tu było widać i gwiazdy też. Choć miasto otulone było chmurami, to nad tą świątynią wydawało się, że chmur nie ma.

- Oszukujesz! - zawołała zadziornie widząc wciąż ubranego kochanka i zachowując dystans między nimi. - Zdejmij przynajmniej koszulę! - protestowała z niekrytym rozbawieniem, chowając się po drugiej stronie kamiennego blatu.
- Dobrze… - zgodził się z nią Jarvis, rzeczywiście zdejmując koszulę i wpatrując się na stojącą za ołtarzem tawaif. Materiał opadł w dół i czarownik z nagim torsem ruszył złowić swą wybrankę...
Tancerka oblizała usta, przygryzając dolną wargę z sugestywnym poruszeniem brwiami. Oparła się rękoma o kamienny blat, po czym wskoczyła na niego kucając, by przejść w klęczki i wyciągnąć ręce do mężczyzny.
- Chodź i mnie ogrzej - poprosiła z rosnącym uczuciem w głosie, nie odrywając od niego spragnionego spojrzenia.
Po drodze do Chaai, czarownik zgubił spodnie, które osunęły się na podłogę, a potem samą bieliznę. Nagi i z wyraźnym dowodem zainteresowania bardką, Jarvis podszedł do klęczącej dziewczyny na ołtarzu.
Która wzięła jego twarz w dłonie, przysuwając się do niego z lubością. Nie pocałowała go jednak, zatrzymując swoje usta kilka milimetrów przed jego. Głaszcząc go ciepłym oddechem, a jej piersi, łaskotały jego nagi tors, z każdym nabranym i wypuszczanym powietrzem. Trwając tak w czułym zawieszeniu i tworząc napięcie między nimi, które uwolnić się może tylko poprzez burzę.
- Chaaya… - wyszeptał cichutko magik, spoglądając w jej oczy. - Jeszcze trochę… a popchnę cię w to zagłębienie ołtarza i posiądę jak dzikus.
Kobieta pogładziła go kciukami po policzkach, dotykając czubkiem nosa jego nos, ale nie powiedziała ani słowa, tak samo jak i nie pocałowała. Jej oddech stał się cięższy i gorętszy, a łaskoczące go szczyty jej piersi, twarde i chłodne niczym lód.
- Chaaya… - wymruczał ostrzegawczo Jarvis z delikatnym uśmiechem na twarzy. Posłusznie trwał na posterunku, choć z coraz większym trudem.
Ta poruszyła nieznacznie głową i przez krótką chwilę miał wrażenie, jakby ich wargi zetknęły się, ale gdy chciał odwzajemnić pocałunek, okazało się, że była za daleko.

Śmiejąc się cicho, kobieta usiadła na piętach, rozsuwając na boki kolana i odginając się w tył, pociągnęła na siebie kochanka, łapczywie wpijając się w jego usta, nie puszczając jego twarzy.
Smoczy jeździec całował namiętnie usta partnerki, a dłonie pochwyciły za jej piersi masując je delikatnie acz niecierpliwie. Przyciągany jej dłońmi, przylgnął do niej ciałem, ocierając męskością o podbrzusze swej kochanki.

Ich pocałunek nie miał końca, gdyż zaraz gdy kończył się jeden, od razu rozpoczynał się drugi. Uzależniając ich od tej rywalizacji między sobą.
Jedna dłoń Chaai powędrowała ku Jarvisowi, naprowadzając na właściwe miejsce, mokre i spragnione doznań… tylko, że był za daleko. Cholerny blat skutecznie ich rozdzielał, nie pozwalając zespolić ich ciał ostatecznie. Bardka była w takiej pozycji, że nie mogła nic zrobić by przybliżyć się do kochanka, cierpiąc razem z nim w tej nieznośnej rozłące podsycanej ich ustami.
Czarownik całował ją raz po raz, nie mogąc oderwać ust od jej warg. Pieścił jej piersi dłońmi coraz żarliwiej i desperacko próbował zmniejszyć dzielący ich dystans.
~ Przyciągnij mnie… ~ usłyszał jej udręczony głos w swoich myślach. ~ Błagam cie, chwyć mnie za biodra i przyciągnij do siebie… na siebie. ~ Prosiła go drżąc z wysiłku i pragnienia. Nie zważając na to w jakiej pozycji była oraz jaki ból może sprawić jej przesunięcie jej ciała opartego na kolanach, goleniach i stopach po kamieniu.
Był dla niej w tej chwili całym światem. Był pokarmem, powietrzem, słodkim nektarem. Był dniem i nocą. Słyszał to i czuł w przekazie jaki między nimi nawiązała, zaklinając go, prosząc, błagając by wziął ją tu i teraz, inaczej… inaczej po prostu umrze.
Umrze z tęsknoty za nim choć przecież był tak blisko.

Jarvis… jednak nie był w stanie zmuszać jej do tak niewygodnej pozycji. Jego dłonie zsunęły się ku jej nogom, by pomóc przyjąć wygodną pozycję i wylądować pośladkami tancerki w zagłębieniu ołtarza przeznaczonej dla tej części ciała, oraz wyeksponować intymne obszary kochanki, tak by stojący przy ołtarzu czarownik mógł ją wygodnie posiąść. I to zrobił… szybkim mocnym pchnięciem przeszywając jej wrota rozkoszy, przytrzymując za szeroko rozsunięte uda.
Czarownik zdobywał jej bramę kobiecości mocno i gwałtownie, by wynagrodzić im obojgu udręki czekania.
Głośne jęki zadowolenia pomieszanego niemalże z zachwytem, potoczyły się po zrujnowanej świątyni, gdy Chaaya połączyła się z kochankiem w miłosnym uścisku. Jarvis jak zwykle był władczy, dziki i niesamowicie rozkoszny, boleśnie odciskając swą obecność w jej łonie, perfekcyjnie uderzając w najczulsze struny, doprowadzając ją do obezwładniającej i rozpustnej przyjemności.
Kobieta wiła się pod jego ciałem, oświetlana jedynie światłem księżyca w pełni. Jedną ręką obejmując tors umiłowanego, by drugą opleść go w karku. Drżące usta wędrowały tylko sobie znanym szlakiem, po jego twarzy i szyi, nie potrafiąc skupić się na jednym miejscu, gdy ten coraz mocniej dociskał jej ciało do kamiennego ołtarza.
Lekko zachrypnięty, kobiecy głos, wznosił się w powietrze, niosąc ze sobą pieśń miłości i składając ją w hołdzie zapomnianej przez wszystkich bogini.
Ołtarz nie był chropowaty… wyślizgany setkami kobiecych pośladków, stał się gładki, dzięki czemu ciało tawaif bez problemów poruszało się na nim gwałtownie i szybko, a piersi posiadanej dziewczyny falowały energicznie, przy każdym pchnięciu czarownika.
Bardka czuła twardą i przeszywającą obecność wyraźnie i dojmująco, uskrzydaljąc ją z każdą chwilą. Błądzące leniwie spojrzenie tawaif, po ruinach budynku, spoczęło nagle niej… na bogini. Posąg znajdował się po przeciwnej stronie ołtarza i gdy przypadkowo odchyliła głowę, Chaaya natrafiła na nią wzrokiem. Na jej łobuzerski uśmiech, lekko przymknięte oczy, na dłoń uniesioną w przyzwalającym geście. Z perspektywy tancerki, zapomniana elfia bogini łaskawie i życzliwie przyglądała się ich harcom na swym ołtarzu. Była to oczywiście iluzja wywołana pozycją wyrzeźbionej elfki, ale iluzja zamierzona.
Tancerka niemal poczuła te dawne rytuały… zgromadzony dookoła nich tłumek szpiczastouchych istot, śpiewających jakieś erotyczne hymny ku czci rozkoszy. Kadzidła rozpylane w powietrzu.
Łatwo było dać się ponieść wyobraźni w tym miejscu i w tej chwili.
Kobieta przez chwilę przyglądała się bogini, przygryzając delikatnie płatek uszny lubego. Nawet w takim momencie jej myśli nie dawały za wygraną, porywając ją do przeróżnych miejsc i krain, że w pewnym momencie nie pozostało jej nic innego, jak tylko zacząć się śmiać nad niedorzecznością własnej osoby.
Odpadłszy na kamień, gładziła dłońmi ramiona i obojczyki czarownika, odnajdując swym spojrzeniem jego.
Głosy w głowie, jak i obrazy przed oczami momentalnie zredukowały się do ciemnych oczu kochanka, a ona ponownie była z nim nie tylko ciałem, ale i duchem.

Wraz z nadchodzącą falą orgazmu, Jarvis widział jak kobieta zmaga się sama ze sobą, jak próbuje mu coś powiedzieć, choć rozkosz wydzierała jej głos z piersi coraz głośniejszymi westchnieniami. Jeszcze przez chwilę walczyła tak, otwierając i zamykając usta, lecz jedynym co słyszał był jęk. Potem i to umilkło, gdy sam czarownik zbliżał się do upragnionej chwili w jej objęciach i szum krwi w jego ciele zagłuszył i oślepił go na dobre, by w końcu uwolnić go z cielesnej klatki, rozbłyskiem ekstazy i spełnienia.
Chaaya jeszcze długo kwiliła w jego objęciach, nie mogąc uspokoić oddechu, ale… mogła już mówić… choć nie fizycznie.
~ Tumhari adao main vari vari… ~ posłyszał szept w swej głowie, zanucony w rytm dziwnie znajomej mu pieśni. Pieśni z amazońskiej plaży.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 01-05-2017, 09:52   #48
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Czarownik nie odpowiedział nic. Wolał od razu przejść do czynów i ustami wielbić unoszące się w rwącym jeszcze oddechu piersi bardki, która leżała na ołtarzu jak ofiara składana pradawnej bogini. Jednakże to nie nóż czuła na swych piersiach i obojczykach, tylko język kochanka, rysujący na jej skórze tajemnicze wzory, i usta obejmujące delikatnie twarde szczyty kobiecych piersi. Jarvis dawał jej chwilę oddechu nim… ruszą w dalsze miłosne zapasy.
- Powinniśmy częściej tu przychodzić… tęsknię za nocnym niebem - odezwała się w końcu, gładząc towarzysza leniwym ruchem po głowie. - No i… do twarzy ci w tym otoczeniu.
- Czy… zabrzmi tooo niestosownie, jeśli powiem… że ty wyglądasz… teraz… apetycznie? - spytał żartobliwie czarownik, wodząc ustami po brzuchu, a potem podbrzuszu dziewczyny. - Rozumiem twoją tęsknotę, natomiast… szczerze powiedziawszy nie wiem, czy to niebo nad nami... jest faktycznym niebem nad świątynią. Czy resztka magii zawarta w tych murach rozprasza tu chmury, czy też otwiera widok innego nieba nad innym światem.
Chaaya wpatrywała się w gwiazdy, wyraźnie zaintrygowana tym co powiedział. Niestety nie umiała znaleźć na to pytanie odpowiedzi, ale w sumie, czy potrzeba było jej szukać?
- Niebo… to niebo… chyba w każdym świecie jest podobne - odezwała się po chwili, podpierając się na łokciach, delikatnie się unosząc. W oczach tliły się psotliwe iskierki, świadczące o tym, że była gotowa na kolejne igraszki.
- Jak teraz? Może to ja ciebie złożę w ofierze?
- Jeśli masz taki kaprys… - Jarvis wstał i wstydliwie dodał splatając dłonie w niezgrabnej próbie zakrycia swej męskości. - Tylko bądź delikatna. To mój pierwszy raz.
Po czym spojrzał na księżyc i dodał. - Zaskakujące.. ale nie. Na innych planach niebo może wyglądać całkiem inaczej.
- No to chodź, zamiana! - Zaśmiała się wesoło, robiąc miejsce na kamieniu. - Postaram się być jak najdelikatniejsza… tak jak ty byłeś dla mnie - dodała z przekąsem, również spoglądając na nieboskłon.
- Nie wątpię… że będziesz. - Uśmiechnął się ironicznie czarownik, siadając na ołtarzu i przyglądając się czule kochance. Jego atrybut męskości dumnie prezentował się przed dziewczyną jak rumak na targu.

Tancerka zeskoczyła z ołtarza, stając w nogach mężczyzny i kładąc mu ręce na ramionach. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, w całkowitej ciszy otoczenia i myśli. W końcu zwinne palce nacisnęły mocniej na kości ramion, popychając Jarvisa delikatnie do tyłu, dając mu znak by się położył.
One same zaś zjechały opuszkami po napiętym torsie, perfekcyjnie odnajdując drogę do jego podbrzusza i bioder, gdzie spoczęły w pewnym uchwycie, a sama Chaaya pochyliła się przed dumą kochanka, składając delikatny pocałunek na jego męskości.
Przez chwilę nie działo się zupełnie nic, gdy tawaif tkwiła ustami na czubku jego włóczni, jakby jakby jego dotyk zamienił ją w kamień. Po chwili wargi się jednak rozchyliły, a ciepły język ruszył slalomem po trzonie męskości, zachęcając go do wzmożenia swej aktywności.
Była cierpliwa i nienachalna, w skupieniu i upartości dążąc by sprawiać mu jak najwięcej przyjemności, jednocześnie wzmagając w nim apetyt na więcej. Do języka dołączyły, wargi, a do nich same dłonie, które masażem oraz uciskaniem doprowadziły czarownika do pionu.
- Zauważyłam, że bardzo lubisz moje pośladki… nie tylko je trzymać i ściskać w swoich rękach… - odparła znad niego, prostując się powoli, by wejść na czworaka na ołtarz i stanąć na kolanach przed czarownikiem. Oczywiście była idealnie nad nim, wystarczyło by ją mocniej popchnąć, by nadziać ją na smoczego jeźdźca pod sobą. - A więc… skoro to twój pierwszy raz, pozwolę ci się nimi trochę pobawić. Podsuń się wyżej.

Gdy mężczyzna wsuwał się głębiej na kamienny blat, bardka odwróciła się ostrożnie do niego plecami i usiadła na jego biodrach tak, by objąć pośladkami. Jej dłonie spoczęły mu po wewnętrznej stronie ud, gładząc łagodnie delikatną skórę oraz bawiąc się ukrytymi pod jej kobiecością, klejnotami rodowymi czarownika.
- Masz z nimi trochę czasu sam na sam, zanim was nie dogonię - odpowiedziała łobuzersko, poruszając sugestywnie tyłeczkiem w górę i w dół. Wystarczyło by złapał jej pupę, ściskając nią swoje berło, by poczuć znajomą już rozkosz płynącą z tej pieszczoty.
- Podobają mi się… wszystkie twoje krągłości… - przypomniał jej Jarvis. Co jednak nie powstrzymało go od ocierania się swym twardym palem rozkoszy między wzgórzami jej pośladków. Powoli i z wyraźną przyjemnością kierował jej tyłeczkiem rozkoszując się doznaniami.
Czując jego uścisk, ruszyła w ten powolny taniec dwóch ciał, odchylając głowę do tyłu by móc podziwiać magiczne niebo. Jej paluszki pobudzały najczulsze miejsca czarownika, dociskając je do coraz gorętszego i spragnionego kwiatu kobiety.
Jarvis mógł wpatrywać się w jędrne pośladki, obejmujące coraz bardziej głodnego niego samego.
Mógłby ją zmusić, mógłby siłą nakierować, zważywszy, że coraz mocniej odzywała się w nim chęć brutalnej dominacji nad filigranowym ciałem kochanki.
Mógłby to zrobić… ale wtedy przerwałby jej taniec, który coraz bardziej gibkimi ruchami, wyginał jej ciało, wprawiając w hipnotyczne wicie się jak przy oswajaniu dzikiej kobry. Do płynnych ruchów zaraz dołączył i jej śpiewny głos, niczym samotny, nocny słowik, unoszący się ponad mury świątyni.


Wiedziała jednak, że tego nie zrobi. Nie on. Był wszak koneserem i kusicielem. Nie raz i nie dwa doprowadzał ją samą do granicy wytrzymałości swymi pieszczotami. Oczywiście Jarvis pragnął jej coraz bardziej i mocniej. Czuła jak zaciska drapieżnie dłonie na pośladkach. Czuła jego rozpalone spojrzenie na swych plecach. A nawet gdyby nie czuła, to wszak ocierała się o jego dowód pożądania.
Wraz z kolejnymi słowami pieśni, Jarvis mógł dostrzec jak na sylwetce kobiety pojawiają ciemne, niemal czarne linie, tworząc bajeczne wzory na jej nogach i rękach. Zupełnie, jakby niewidzialny malarz, kreślił na tawaif swoje kolejne arcydzieło.
Nie zajęło mu dużo czasu by domyślić się, iż za sprawą magii jej głosu i ciała, pokrywała się malunkami z henny, mającej swą tradycję, jak i niewyobrażalną popularność, w krainach, z których nie tak dawno uciekli.
Dwa pawie na jej łopatkach wzbijały się do lotu, rozpościerając swe długie ogony po całych plecach dziewczyny, okrywając końcówkami swych piór pośladki ściskane męskimi dłońmi. Chaaya siedziała w bezruchu, drżąc delikatnie i oglądając się przez ramię.
Sprawdzała nie tylko reakcję kochanka, ale i jego gotowość do bardziej złożonej kontynuacji ich zabaw.

Ten oddychał ciężko, wodząc spojrzeniem po jej malunkach. Uśmiechał się doceniając kunszt i talent towarzyszki. Wszak sama magia nie mogła stworzyć takiego piękna, była tylko narzędziem. To wyobraźnia i fantazja bardki nadawały ostateczny szlif i kreowały te obrazy.
A sama Chaaya, nucąc, czuła jakby... cała sala rezonowała jej śpiewem. Jakby z każdym dźwiękiem budziła wibracje przechodzące przez ciało ich obojga. Jakby posągi dołączały do jej śpiewu cichymi zmysłowymi jękami kochanków. A może to tylko jej wyobraźnia? Trzeba przyznać, że to miejsce było wręcz stworzone do budzenia takich skojarzeń.
Unosząc się, odwróciła się cała w stronę Jarvisa.
Przód jej ciała również zdobiły malunki, choć te były mniej misterne i mniej przytłaczające swym finezyjnym kształtem, za to mocno odbiegały od orientalnego stylu w jakim wychowywała się tawaif, a bardziej przypominała ten w którym wyrastał on sam. Może nie były one jakoś powalająco autentyczne i trafne, ale czarownik rozpoznawał ważne elementy nieodłączne w kulturze La Rasquelle.
Jędrne piersi były teraz bujnymi i rozkwitłymi różami o swych środkach specjalnie wycentrowanych na sutkach kobiety.
Brzuch i łono przyozdobione zaś były koronkową robótką, podkreślającą najskrytsze miejsce kochanki, w które zagłębił się rozkoszą.

Bardka poruszała rytmicznie biodrami, niczym zahipnotyzowana kobra, bujając się na boki. Była szybka i zmysłowa, biorąc jego ręce w swoje i kierując po swych jędrnych kształtach. Prowadziła go po udach, biodrach, brzuchu, by zacisnąć na krągłościach swych piersi.
Ujeżdżała go coraz szybciej, w ciszy, przerywanej jedynie ich szybkimi oddechami. Chaaya wpatrywała się w Jarvisa jak w zwierciadło, rozpoznając każde drgnięcie mięśnia na jego twarzy, które były niczym wskazówki do doprowadzenia kochanka do fali spełnienia, po której uniosła się wprost w jego objęcia, składając na jego wargach pocałunek…

- Kiedyś… mój towarzysz broni opowiadał mi o takich rusałkach jak ty. Zjawiskowo pięknych… wodzących na pokuszenie. Pozwalających osiągnąć rozkosz… nieziemską wręcz i ujeżdżających kochanków, aż do śmierci - mruknął Jarvis całując czule i delikatnie wargi tawaif, a potem czubek jej nosa.
- Piękna śmierć… - skwitowała figlarnie, muskając ustami lekko sinej, ale zasklepionej już rany po swoich zębach na szyi mężczyzny. - Czy taką właśnie śmiercią chciałbyś odejść z tego świata?
- To przyjemna śmierć - odparł czarownik, zgadzając się z dziewczyną i pogłaskał ją po głowie dodając. - Ale na drugą stronę jeszcze mi się nie spieszy, zwłaszcza mając pod ręką tak kuszący i apetyczny kąsek.
Tancerka mruczała pod jego dotykiem, powoli się prostując do pozycji siedzącej. Obserwowała we względnej ciszy mężczyznę pod sobą, a na jej ustach widniał błędny i delikatny cień uśmiechu.
- O której Godiva kończy swoją zmianę?
- Dość późno… - odparł błądząc palcami po wzorach na jej ciele.
- Podobają ci się? - spytała, wyciągając przed sobą dłonie, by pokazać na tatuaże, jakie na sobie namalowała.
- Masz talent - potwierdził czarownik przyglądając się z uśmiechem dziełom bardki.
Kobieta pochwyciła twarz kochanka w swoje dłonie, składając na jego wargach pocałunek.
- Pytałam się czy ci się podobają, a nie czy mam talent - odpowiedziała, opierając się czołem o jego czoło. Jej biodra zaczęły ponownie naciskać na jego, powolnymi ruchami pocierając się swą kobiecością o jego przyrodzenie.
- Podobają. - Jarvis pochwycił jej dłoń swoją i przyciągnął do ust, muskając po kolei każdy z opuszków jej palców czubkiem swego języka.
Dziewczynie wyraźnie spodobała się ta pieszczota, bo jej spojrzenie od razu się roziskrzyło, a bioderka zaczęły zataczać powolne koliste ruchy na podbrzuszu mężczyzny. Wpatrywała się usta, które skubały jej palce, przygryzając przy tym dolną wargę w narastającym podnieceniu.
A czarownik przymknął oczy, pochłaniając ustami wskazujący palec Chaai i wodząc po nim językiem z pietyzmem i delikatnością. Przez chwilę pieścił go, by potem uwolnić i pochwycić kolejny w pułapkę swych ust.
Tym razem wybrał serdeczny.
Bardka była jak zahipnotyzowana. Bujając się lekko w przód i tył, obserwowała poczynania czarownika, nabierając coraz większej chęci na dalsze harce.
Wolną dłoń, opierała na piersi kochanka, delikatnie zagłębiając paznokcie w jego skórze, synchronizując to ze swymi naciskami bioder.
Jarvis mógł być tego świadomy… sądząc po uśmieszku na jego obliczu i równie spragniony, co czuła po prężącym się orężu, ale… jak zwykle zajmował się nią, powoli smakując każdy jej palec leniwymi muśnięciami języka. Jeden po drugim, bez pośpiechu… jakby chciał ją samą doprowadzić do wrzenia. I wszak często mu się to udawało.

- Usiądź - poprosiła go cicho, gdy jego usta zajęły się ostatnim i najmniejszym z jej paluszków, samej podnosząc się do klęczek.
Czarownik usiadł przyglądając się dziewczynie łakomym wzrokiem pożądania. Uśmiechał się przy tym czule.
“Podziwiam, pragnę, pożądam” to mówiło jej jego spojrzenie.
Bardka gładziła delikatnie opuszkami palców usta kochanka, drugą ręką naprowadzając go na siebie, by mógł powoli się w niej ponownie zagłębić.
Poruszając się delikatnie w górę w i dół, objęła jedną ręką w pasie Jarvisa, przytulając się do niego i opierając policzek o jego ramię, oddając jego czułą pieszczotę z nawiązką. Mężczyzna czuł jak kobieta maleje i rośnie jednocześnie w jego ramionach. Jakby jego obecność dodawała jej siły, a jednocześnie nadawała niesamowitej kruchości.
Czarownik rozkoszował się powolnym ruchem dziewczyny, czując ową przyjemność z ich chwili intymności. Może i nie gwałtownej, ale rozkosznej na swój sposób. Głaskał w milczeniu bardkę po włosach, równie czule i delikatne.
Gdzieś głęboko w sobie, Chaaya czuła, że to miejsce nie powstało dla takich figli, ale też i nie musiała się tym martwić. Lubieżne spojrzenia kamiennych elfów, uśmiechały się do niej, a i bogini której kiedyś poświęcono to miejsce, z pewnością była zadowolona.
Nie przejmując się ani trochę miejscem w którym była, poprowadziła Jarvisa spokojnym rytmem ku kolejnemu spełnieniu, powoli zamierając w jego objęciu na pewien czas.

- Myślisz, że na nas czeka? - spytała cicho, zapewne myśląc o gondolierze.
- Jeśli liczy na dodatkowy zarobek to… tak. - Zaśmiał się cicho Jarvis, muskając czubkiem języka obojczyki dziewczyny. - Jeśli nie… znajdziemy innego. Chcesz już wracać?
- Obiecałam, że będę twoja, aż zabraknie ci sił… - przypomniała rozbawiona i wyraźnie rozleniwiona po ostatnim razie. - Tak się tylko pytam…
- Jak na razie… to mi sił nie brakuje. - Dłoń maga przesunęła się pośladku dziewczyny sięgając palcem wskazującym do wrót zakazanej rozkoszy pomiędzy krągłościami jej pupy. Co prawda ich nie przekroczył, ale wyraźnie pukał do drzwi. - Proponuję zabawę. Zamknij oczka i pokaż dłonią na ślepo… przyjmiemy pozycję identyczną z rzeźbą jaką wskażesz.
- Dasz radę? - wyrwało jej się z piersi z wyraźną kpiną. - Jesteś dość słaby w te przepychanki - dodała na wspomnienie, jak łatwo go unieruchomiła udami. Ale może… dawał jej fory?
Zamknąwszy oczy, “rozejrzała się” dookoła, po czym wskazała palcem na figurę po prawej stronie, lekko za plecami czarownika.
- Szczęściara… wygląda na to, że mnie przypadnie całe dźwiganie. - Zaśmiał się czarownik, spoglądając na dwójkę elfów splecionych ze sobą w miłosnym pocałunku. Miał jednak szczęście, nieco bardziej na lewo spleceni razem byli dwaj kochankowie.
Dziewczyna otworzyła oczy i wybuchła śmiechem na widok pozycji jaką wytypowała.
- No, no, no… zapowiada się ciekawie, wprawdzie to nie to samo co stanie na rękach, aleee… - Chaaya stłumiła chichot, całując Jarvisa w policzek i unosząc się na kolana by zejść ze stołu.
- Proponuje zrobić to na ziemi… bo jak się gibniesz to nie chcę spadać z wyższej odległości - zawyrokowała, krzyżując ręce na piersiach i czarownik wiedział, że nie pokładała w nim zbyt wielu nadziei.
- Zgadzam się z tobą. - Jarvis zsunął się z ołtarza i pochwycił dłonie bardki, by przyciągnąć ją do siebie i obsypać pocałunkami. I by pobudzić swe ciało do kolejnych figli.

Przez chwilę, tancerka broniła się przed nagłym przypływem uczuć ze strony partnera, jakby ciągle jeszcze znajdowała się myślami podczas ich ostatniej zabawy. W końcu jednak dała za wygraną i zaczęła odwzajemniać muśnięcia ustami, wesoło się podśmiewając.
Zwinne ręce powędrowały na biodra kochanka, chwytając go za pośladki i przyciagając mocniej do siebie. W końcu jedna dłoń spoczęła między ich ciałami, pobudzając swymi ruchami męskość czarownika.
- Przyrzekam… że będą mnie słyszeć w całym mieście, jeśli ci się nie uda… - oznajmiła groźnie, powstrzymując kolejny atak chochliczego chichotu.
- Jeśli mi się nie uda… to będziemy musieli potrenować przez następne kilka nocy i dni. Może zamkniemy się w pokoju i popracujesz nad... moją formą - odparł żartobliwe Jarvis, spoglądając na kochankę coraz bardziej rozpalonym spojrzeniem i coraz bardziej prężąc się pod jej dotykiem.
- Dobrze… - przytaknęła skwapliwie, obejmując ustami sutek mężczyzny, przez chwile bawiąc się nim w ustach. - Nvery się ucieszy z kompana do treningów… - mruknęła żartobliwie, dając mężczyźnie klapsa.
- To co ty z nim trenujesz? - zdziwił się czarownik przyjmując właściwą postawę, tak, że pal miłości rzeczywiście sterczał w górę, a sam Jarvis przypominał stołek na czterech nóżkach.
- Niecne sztuczki - odpowiedziała z podziwem w głosie. Stała z boku, przyglądając się pozycji czarownika, jakby nie będąc pewnej czy podejść… a nuż, gdy go dotknie to się przewróci?
Wesoło sterczące berło jednak kusiło swym widokiem i bardka najpierw dotknęła sam czubek opuszkami palców, by w końcu stanąć nad mężczyzną okrakiem. - Nie bierz tego do siebie, ale ja się boje… - zaśmiała się patrząc na niego z góry.
- Po prostu się oprzyj o mnie rękoma - zachęcił Jarvis z uśmiechem. - W razie czego… opadnę w dół.
Nie padła żadna odpowiedź, ale przywoływacz poczuł dłoń, która naprowadziła go na jej kobiecość, opadając na niego delikatnie. O dziwo… nie czuł żadnego ciężaru na sobie, prócz tego wywołanego jej pośladkami. Najwyraźniej tancerka postanowiła zaufać własnym możliwościom, a być może po prostu wiedziała jak się w takiej pozycji winno kochać.
Zakołysała biodrami, opierając drżące dłonie o jego rozpostarty i napięty tors, powoli, acz systematycznie ujeżdżając czarownika.
Jarvis poddawał się jej ruchom starając się wpierw wyczuć jej rytm, a potem poruszając biodrami lekko w górę i w dół, w kontrapunkcie do jej własnego tempa, tak by ich ciała odsuwały się i przybliżały do siebie jak drapieżne ptaki w tańcu godowym. I by oboje czuli mocniej ich połączenie.
- Daj znać, gdy nie będziesz mieć już siły lub dostaniesz mroczków przed oczami - odezwała się czule i z troską w głosie, coraz pewniej przejeżdżając paznokciami po skórze kochanka. Do ruchów bioder dołączyło coś jeszcze… odciskając się doznaniem w umyśle mężczyzny, jakby wewnętrzna dłoń, zaciskała się na klindze jego męskości, by wzmocnić jego doznania.
Tawaif była jednak subtelna, by misterna konstrukcja z ich ciał nie zawaliła się, gdy zmysły zaczną zbyt mocno odczuwać przyjemność.
Powoli więc budowała między nimi klimat, by w końcu ich sylwetki starły się ze sobą ostatni raz, zabierając ich do świata spełnienia.
Choć ujeżdżała go leniwym tempem, to spełnienie uderzyło w nich jak rozkoszna błyskawica. A po nim wymęczony Jarvis osunął się na ziemię. - Następnym razem… będę wytrwalszy w swych działaniach.
Chaaya zaśmiała się pod nosem, siadając na piętach obok czarownika i wziąwszy jego rękę, oparła dłoń na swojej wytatuowanej piersi po czym zabrała się do rozmasowywania obolałych mięśni mężczyzny.
- Wytrzymałeś dłużej, niż zakładałam… - odpowiedziała z podziwem i… zadowoleniem. - Jeszcze spodobają mi się taki wygibasy z tobą - dodała żartobliwie, zabierając się za masowanie drugiej jego ręki.
- Czy to wyzwanie? - zapytał Jarvis siląc się na łobuzerski uśmiech, wodząc dłonią po jej piersi i masując ją delikatnie i powoli.
Dziewczyna tylko uśmiechnęła się wesoło, pochylając się nad mężczyzną by go ucałować w kącik ust. Następnie ułożyła się ostrożnie wzdłuż jego boku, przytulając się.
Jarvis przymknął oczy i drugą ręką przytulił ją do siebie ostrożnie.
- Dobrze, że się rozgrzaliśmy, bo podłoga zimna - zażartował.
- Tylko trochę - dodała zrelaksowanym tonem, ciaśniej się przytulając do jego ciała. Jedną ręką tuliła się do jego barku, a drugą maszerowała paluszkami po jego brzuchu, jak mały żołnierzyk na warcie. Przód, tył, przód, tył.
- Zmęczyłeś się? - zaciekawiła się nieznacznie, zsuwając dłoń spod pępka na nieco niższe rejony, spoczywając ostrożnie na biodrze by opuszkami palców, gładzić po wystającej kości miednicy.
- Trochę… ale jak wypocznę… a ty będziesz naga… albo nawet i ubraną ciebie będę napastował. - Zaśmiał się cicho Jarvis, zerkając na twarz bardki. - Podobała ci się karczma… i nasze figle w niej?
- Odpoczywaj… - poprosiła czarownika, całując w wystający obojczyk i ponownie składając głowę na jego ramieniu. - Nie powinniśmy tego robić w takich miejscach… to nieodpowiednie, powinieneś mnie przypilnować… - odparła nieco speszona, na wspomnienie i doprawionego erotyzmem posiłku.
- Ale przecież sama chciałaś… - odparł ciepło czarownik całując jej czoło delikatnie. I mocniej przytulił ją do siebie. - Czasami warto pozwolić sobie na chwilę szaleństwa. Powędrować na linie nad przepaścią.
- Może ty tak lubisz… ja wolę rzucać się w przepaść - odparła kąśliwie, uśmiechając się do swoich myśli. Jej mała przejażdżka na kolanach Jarvisa nie miała nic wspólnego z balansowaniem nad przepaścią. Pokręciła w zrezygnowaniu głową, muskając jego skórę wargami. - W sumie to… nie ważne. Nie słuchaj mnie.
- To rzucaj się… a ja cię złapię tuż przed upadkiem - odparł spokojnym tonem czarownik. Spoglądał w niebo dodając. - To będzie miłe… być twoim rycerzem.

To było bardzo miłe z jego strony… Miłe do tego stopnia, że zawstydziło bardkę, która wtuliła twarz w kochanka i nic więcej już nie powiedziała.
Trwała w bezruchu przy jego boku i tylko dłoń na jego biodrze od czasu do czasu bawiła się na skórze Jarvisa.
- Więc… mogę ci nie dać zasnąć tej nocy. Do czasu powrotu do naszego pokoju, apetyt na ciebie mi wróci… tak tylko ostrzegam - rzekł żartobliwie czarownik, by przerwać panującą ciszę.
Chaaya zaśmiała się cicho po czym dodała butnie.
- Nie boję się! - Dowcip ten rozweselił ją i rozluźnił, choć cisza panująca między nimi, wcale jej nie przeszkadzała. Ziewnęła mężczyźnie w ramię, przymykając oczy. - Zmęczę cię na jarmarku… - miała to być groźba, ale wyszła trochę słabo.
- Cóż… nie mogę się więc doczekać. Gdyby nie to, że przyjemnie cię tulić do siebie… już bym się zerwał - odparł zadziornie czarownik tuląc mocniej tawaif.
- Nie wątpię - mruknęła i znowu umilkła, oddychając spokojnie i miarowo jakby spała. Tancerka jednak leżała i rozmyślała… na różne tematy. Podsumowywała dzień, który minął. Planowała następny. Wybiegała myślami do Nveryiotha i kobiety dzisiaj uratowanej. Trafiło się nawet kilka chwil na kontemplowanie osoby Starca, aż w końcu przeszło na Jarvisa.
Kobieta przyzwyczaiła się do tajemniczości czarownika i starała się być cierpliwa i nie natrętna. Co by jednak nie mówić, miasto potrafiło dać osobie samotnej i niezorientowanej w temacie w kość. Ciężko było “zwiedzać” miejsce o którym nie miała żadnego pojęcia.
- Pokazałbyś mi jakieś… miejsca w mieście? - spytała po chwili.
- Jakie tylko chcesz - odparł z uśmiechem czarownik i zamyślił się. - Chciałem pokazać ci galerię, ale… już jej nie ma. Ani artysty, który w niej swe malunki na sprzedaż wystawiał.
- Och… szkoda, ale… bo ja… - Bardka zaczęła ostrożnie, podnosząc głowę, by spojrzeć na Jarvisa. - Bo wiesz… pomyślałam sobie… że skoro to twoje rodzinne miasto… że skoro się tu wychowałeś, może chciałbyś… - Zawiesiła na chwilę głos, podnosząc rękę ku jego twarzy by zgarnąć mu z czoła kosmyk włosów. - Że może chciałbyś pokazać mi miejsca ze swojego dzieciństwa… nawet jeśli to ruiny… nawet jeśli uważasz, że to nic wartego oglądania… ja chciałabym… jeśli ty zechcesz… to ja z chęcią… - Chaaya umilkła rozeźlona na samą siebie, że nie umiała ubrać w słowa tego co chciała przekazać. Bała się też, że swoimi zuchwałymi roszczeniami sprawi przykrość lub krzywdę czarownikowi, zważywszy, iż to czego najbardziej pragnęła zobaczyć w La Rasquelle było miejscem ze złotymi kwiatami, które stało się cmentarzem jego dzieciństwa i wszelkich dobrych wspomnień mężczyzny. Oto jednak prosić nie miała odwagi… nawet Nveryioth ją od tego odwodził, a to znaczyło, że jej pragnienie było wyjątkowo głupie i samolubne, że nawet dziecinny smok uznał to za przekroczenie pewnej granicy dobrego smaku.
- To wyprawa zajmująca cały dzień… i wymagająca trochę bardziej obcisłych strojów. Nawet teraz nie jest tam bezpiecznie, ale… jeśli chcesz - zgodził się Jarvis głaszcząc ją po policzku. - Możemy… tyle, że się wpierw przygotować.
Dziewczynie wyraźnie ulżyło, uśmiechając się ciepło do kochanka.
- Cieszę się, choć… nie jestem pewna czy te obcisłe stroje to przypadkiem nie twój prywatny fetysz. - Zaśmiała się pod nosem, całując mężczyznę w kącik ust.
- W każdym stroju jesteś kusząca… bez ubioru zresztą też - przypomniał czarownik, uśmiechając się lekko.
- A propo strojów… zaczyna mi być trochę zimno - dodała po chwili, siadając do pionu, by rozejrzeć się za swoimi ubraniami.
- Tak… Powinniśmy wracać - potwierdził Jarvis, siadając i rozglądając się za swymi ubraniami.
- Porozrzucałeś je po całej świątyni - mruknęła pod nosem, klaszcząc w dłonie i zaczynając śpiewać w tradycyjnie, obcym mu języku. Suknia bardki podniosła się z podłogi i zaczęła powoli płynąc w powietrzu w kierunku tancerki.
- Cóóż poradzić… - mruknął Jarvis, samemu zabierając się do ubierania w sposób tradycyjny. Z kieszeni wyjął zaś znajomy ciuszek bardki. - To ci nie potrzebne?
Zapytał machając owym skrawkiem bielizny.
Chaaya pochwyciła swoją szatę, kończąc skoczną pioseneczkę z prychnięciem i odwróceniem się do czarownika nagimi plecami. - Możesz je sobie zatrzymać - odparła nonszalancko, nakładając ubranie i powoli wstając by zabrać się za sznurowania i zapięcia.
- Jesteś pewna? To niemal zaproszenie do kolejnego sięgania pod suknię - zażartował Jarvis przyglądając się bardce, samemu się ubierając.
Kobieta machnęła dłonią, zbywając rozmówcę. - Kotek się najadł… więc nie rzuci się na byle kąsek - odparła dumnie, uśmiechając się pod nosem, choć Jarvis tego nie mógł widzieć.
- Uważam, że zdołam pobudzić twój apetyt - odparł zaczepnie czarownik kończąc ubieranie. - Zacznę od stóp i powędruję w górę.
Tawaif podeszła do swojej torby, schylając się po nią w dość sugestywny sposób w kierunku rozmówcy. - Plan godny generała - dodała sarkastycznie przez ramię. - Wracamy?
- Wracamy… - wyciągnął dłoń ku niej, by ją pochwyciła.
- Podrzucisz mnie do ruin? Tych co wczoraj… - spytała biorąc go za rękę i splatając ich palce ze sobą.
Javis przyciągnął ją nagle do siebie, pochwycił w pasie zaborczo, docisnął i zaczął żarliwie całować. Usta, policzki, szyję… przez chwilę nie robił nic poza gorączkowym obsypywaniem ją pocałunkami. A potem uśmiechnął się dodając. - Podrzucę… oczywiście, że podrzucę.
Chaaya dostała swoją słodką karę za niecne przekomarzanki… ale nie broniła się, ni nawet nie zaprotestowała, dzielnie przyjmując każdy z pocałunków.
- Dziękuję. - Wróciła do dalszej rozmowy, gdy nieco ochłonęła, wtulając policzek w ramię towarzysza. - Będziecie chcieli dołączyć? Do puji?
- Nveryioth chciałby byśmy dołączyli? W końcu urządzasz to dla niego. Jeśli całkiem cię zagarnę, to tylko czekać, aż zacznie wbijać szpile w moją drewnianą podobiznę - ocenił z ironicznym uśmiechem czarownik.
- Pełnia to święto odnowienia… od jutra wszystko zaczyna się od nowa, wszyscy zaczynają z pustymi kartami. W takie noce jak te podziały znikają, teraźniejszość przestaje być ważna… liczy się przyszłość. Wspólna i niewiadoma. - Tancerka nie odpowiedziała wprost, zostawiając podjęcie decyzji czarownikowi, wszak Nvery sam zaproponował Jarvisowi puję, ale ten najwyraźniej zbyt mocno trzymał się przeszłości jak i ulotnej teraźniejszości, by dostrzec to co przed nim.
- Jeśli możemy to… tak. Chętnie - stwierdził w końcu jeździec, uśmiechając się do dziewczyny.
- W takim razie przynieście ze sobą talerz… metalowy - odpowiedziała z czułym uśmiechem, puszczając mu zadziornie oczko.
- Dobrze… - rzekł czarownik tuląc do siebie bardkę i wyprowadzając ją z ruin świątyni.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 01-05-2017, 09:53   #49
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Łódka czekała, a gondolier na powitanie zażądał zapłaty za czekanie nim wpuścił oboje do swej łodzi.
~ Przecież już mu zapłaciłeś… ~ zdziwiła się kobieta, przyglądając przewoźnikowi z rezerwą.
~ Za przypłynięcie tu i za zostanie. Domaga się opłaty za czekanie oraz za przewiezienie dalej ~ wyjaśnił telepatycznie czarownik, targując się z gondolierem.
~ Acha… ~ Chaaya stała lekko na uboczu, przysłuchując się targom z udawanym brakiem zainteresowania. W końcu zaczęła nucić pod nosem, biorąc poły swej szaty i delikatnie je podciągając by ukazać odkryte nogi.
- Czyje kroki słyszę? I czyj cień tu pada? - zapytała śpiewnie, prezentując mężczyźnie gładkie i wytatuowane łydki. - Kto puka do mego serca? Kto stoi u jego bram?... Dla kogo się przystrajam? - Tawaif podsuwała coraz wyżej materiał prezentując kolana i zaczątek jednego z ud. - Oh… kto wypełnia szczęściem mnie? - Jej dłoń, spoczęła na udzie, przesuwając paluszkami w górę by odsłonić biodro i pokazać, że nie miała na sobie bielizny, po czym uśmiechnęła się promiennie do obu mężczyzn.
Na początku jej pieśni gondolier udawał, że targuje się ostro, ale coraz częściej gubił wątek. Magiczna pieśń wabiła go swym urokiem, tak jak i pokusa samej bardki. W końcu… biedaczek był całkiem pod jej urokiem. A Jarvis choć nie był celem jej czaru nie mógł oderwać od niej oczu.
- Kto? - zapytał miejscowy przewodnik, przełykając nerwowo ślinę.
“Na pewno nie ty kaprawy ryju” żachnęła się Laboni, a sama bardka podeszła do gondoliera i położyła mu dłoń na piersi. - Wiem, że długo nas nie było. Na pewno się martwiłeś, na pewno marzłeś… ale nie złość się na mnie - poprosiła go przesyconym słodyczą głosikiem, bawiąc się materiałem jego koszuli. - Pozwól, że ci to jakoś wynagrodzę… zawieź nas do domu, a ja odpowiem ci na twoje pytanie.
- Gdzieżbym mógł się na ciebie gniewać panienko…. wsiadajcie i ruszajmy - odparł z szerokim uśmiechem przewoźnik i równie szerokim gestem ręki zapraszając ich do swej gondoli.
- Dziękuję - odparła z uśmiechem dziewczyna, wchodząc na pokład i siadając na ławeczce. Chrząknęła by oczyścić gardło i wyraźnie szykując się do dalszego śpiewu.
~ Tylko zapłać mu godną kwotę, gdy już cie odstawi… zasłużył przynajmniej na tyle ~ poleciła telepatycznie czarownikowi, wznawiając swoją pieśń.
Usiedli w łodzi i ruszyli kanałami, a bardka… wkrótce musiała zamilknąć, bo z jakiegoś powodu gondolier zaczął głośno śpiewać popisując się siłą swego głosu. Szkoda, że melodyjność i barwa nie szły z nią w parze.
Chaaya obejrzała się na Jarvisa z wielkimi jak spodki oczami, nie wiedziała czy się śmiać, czy udawać, że… niczego nie słyszy.
Ten tylko przyłożył palec do ust i sam wsparł śpiewem gondoliera, znając ową pieśń. Wychodziło to im… pociesznie, delikatnie rzecz ujmując.
Przywoływacz miał może nieco lepszy głos, ale zupełny brak doświadczenia i umiejętności.
~ Pośmiejesz się w naszym pokoju ~ rzekł telepatycznie.
Kobieta kiwnęła tylko głową i oddała się przyjemności… słuchania obu mężczyzn, jak i podziwiania mijanych widoków, od czasu do czasu tylko wskazując w którym kierunku było miejsce jej wysiadki.


- Słuchaj się mnie! - zawołał dumnie zielony smok, po czym przedefiladował się przed klatką z gekonicą. - Słuchaj! Słuuuchaj! - zaklinał małe stworzonko, strosząc dumnie łuski i łypiąc złotymi ślepiami przez pręciki. - Płynie w nas drakońska kreeeew! Jesteśmy jak… jak… rodziiina! - uderzył w pompatyczny ton kapłana z ambony, roztaczając skórzaste skrzydła.
- Daleka, ale zawsze… - odparła z rozbawieniem bardka przechodząc przez zrujnowaną ścianę kaplicy, a Nvery czknął przestraszony i szybko odmienił się w człowieka.
- Co ty tu robisz? - spytał, zwijając klatkę ze swoim przyszłym chowańcem za plecy.
- Zgubiłam się. - Dziewczyna zachichotała, podchodząc do kompana z uśmiechem na ustach. - Trenowałeś?

Zbity z pantałyku gad, mruczał coś niezrozumiale pod nosem, gdy nagle jaszczurka ugryzła go w palec.
- AŁAAA!!! - zawył z pretensją miotając klatką o podłogę. - TY MAŁA…
- Ostrożnie! Zrobisz jej krzywdę! - Chaaya rzuciła się na pomoc, zwiniętej w kłębek miniaturce smoka, podnosząc klatkę i odwracając ją dnem do dołu, postawiła na przewalonym filarze.
- Ugryzła mnie! - poskarżył się płaczliwie Zielony, pokazując palec.
- Co najwyżej uszczypnęła. - Tancerka stanęła przy ognisku grzejąc przy nim dłonie, a skrzydlaty masując obolałą część ciała, zaczął przeglądać wspomnienia partnerki.
Szybko jednak zrezygnował, napotykając na wszelkiego rodzaju erotyczne ekscesy.
- Nie szkoda ci czasu na to ciągłe ishkbazi? - odezwał się, kucając obok ognia i również wyciągając do niego dłonie.
- Szkoda, czy nie, taki jest urok przebywania w jego towarzystwie. - Wzruszyła ramionami, odwracając się do rozmówcy z uśmiechem na twarzy. - Byłam dziś w mieście, szukałam trochę informacji…
- Dowiedziałaś się czegoś ciekawego? - spytał z uprzejmym zainteresowaniem białowłosy.
- Raczej nie… ale spotkałam wampira.
Nveryioth spojrzał przez ogień na Chaayę z dziwnym błyskiem w błękitnych oczach. Momentalnie znalazł się tuż przy niej, przefiltrowując wspomnienia raz jeszcze, tym razem przechodząc przez nużące go kawałki bez cienia skrzywienia.

- Ooo… świecą jej się oczy! Ooo… te zęby jak u węża! Ooo… - Smok wyraźnie był zafascynowany tym co widział. Trzymał oburącz twarz partnerki, gładząc ją machinalnie kciukami po policzkach i patrzył bez mrugnięcia okiem w jej oczy.
Tawaif czuła narastające podniecenie w mężczyźnie, ale wiedziała, że nie było skierowane ani na jej osobę… ani nawet nim spowodowane.
- Odleciała… - odezwał się po chwili z wyraźnym smutkiem, ale i podziwem w głosie. Usiadł ciężko na ziemi, puszczając owalną twarz dziewczyny i zapatrzył się w płomienie, wzdychając cierpiętniczo, jak gdyby usychał od nieodwzajemnionej miłości.
Chaaya również spojrzała w płomienie, zamyślając się. Po chwili gad odezwał się ponownie, dzieląc się nowinami ze swojego przebytego dnia. Tancerka również dołączyła do opowieści, czerpiąc nie lada przyjemność z tej prostej rozmowy, oboje wiedli wyjątkowo nudne życie w La Rasquelle, ale nie przeszkadzało im to, dopóki mogli pielęgnować siebie nawzajem oraz uczucia jakimi się darzyli.

- Muszę się obmyć… czuje jak się lepię, no i wypadałoby, skoro mam odprawić puję… - wtrąciła leniwie bardka, gdy zjadła ze smokiem placek z warzywami. Gekonica również jadła… długą, jak ona sama, ważkę, którą złapał podczas przerwy w pracy Nveryioth.
- Mam trochę wody w bukłaku, na TE miejsca powinno starczyć. - Białowłosy oblizywał palce, leżąc na boku na przewalonym filarze, podziwiając jak mała jaszczurka w klatce ciamka owada. - Smakuje ci maleńka? - spytał z czułością, gdy tymczasem Chaaya odeszła na bok z bukłakiem wody. - Oczywiście, że smakuje… - odpowiedział jak do maleńkiego dziecka w kolebce, nagle sobie coś przypominając. - Widziałem rzeczy…
- Jakie rzeczy? - spytała tawaif, udając, że nie wie o co chodzi.
- Daj spokój Chandramukhi… czy ty w ogóle coś sobie kupiłaś za te pieniądze? One były dla ciebie… - odparł z lekkim wyrzutem, spoglądając w kierunku obmywającej się i stwierdzając, że ta nie radzi sobie z trzymaniem spódnicy i bukłaka, oraz polewaniem się wodą. Wstał więc i podszedł do kobiety, łapiąc za poły sukni i podciągając…
- Nvery… - burknęła z worka jakiego utworzył nad nią smok. - …jak ja mam się…
- A och… - Mężczyzna zreflektował się, opuszczając tkaninę, po czym rolując ją, trzymał z boku na wysokości jej pasa, a tancerka zajęła się myciem. - No więc… kupiłaś coś sobie? Jakiś owoc, albo słodycz? Pamiątkę jaką? - kontynuował, przyglądając się kształtnej pupie kobiety, bez cienia pożądania jakie obdarzało ją większość mężczyzn.
- Nooo… - zaczęła niepewnie.
- Nooo?
- W zasadzie to dziś łuk… i strzały. - Chciała wybronić się tancerka, ale tylko wpadła jeszcze bardziej.
- Och! Łuk! Wspaniale, lubisz łuki. Ładny jest? Z rzeźbieniami? Z pachnącego drewna? Magiczny? - dopytywał wyraźnie ucieszony smok.
- Em… no… taki wiesz… zwykły, całkiem.
- Zwykły… tutaj jeszcze… na pośladku, nie nie tym… tym drugim. Wyżej… daj mi to. - Nveryioth zwilżył dłoń, w ściekających z jej łona strugach po czym starł pozostałości po Jarvisie i opuścił suknię. - Daj mi ten bukłak… obrzydlistwo. FU! Mam nadzieje, że nie zajdę od tego w ciąże… - fukał wściekle myjąc dłonie pod ostatnimi kroplami wody. Chaaya tylko chichotała pod nosem, aż gad na nią nie huknął.
- JAK TO ZWYKŁY?! Ty i zwykły? Chcesz mi powiedzieć, że kupiłaś jakiś tani bubel z kawałka drewna i cięciwy? Nie po to się płaszczyłem przed tym ciulem byś ty kupiła sobie tani łuk!
- Daj spokój… nie potrzebna mi nowa broń. Kupiłam ją na zaś skoro mamy z wami… z tobą i Godivą chodzić na jakieś wypady, byście się wprawili w walce… - Kobieta położyła uspokajająco dłonie na ramionach towarzysza. - Dokupiłam ci bełty do kuszy… i zbroję, by nic ci się nie stało. To mi wystarcza…

Białowłosy stał pochylony nad swoją drobniutką jeźdźczynią, patrząc na nią ze smutkiem i skrywaną czułością. Dobrze znał powody, jakimi kierowała się tancerka podczas wszelkiego gospodarowania pieniędzmi. Nie wiedział jednak jak z tym „walczyć”, jak obudzić dawną Kamalę, którą znał ze wspomnień. Nie twierdził, że „nowa” jest zła, ale nie wiedząc czemu, czuł podskórnie niepokój patrząc na Chaayę - Smoczą Jeźdźczynię. Zupełnie jakby patrzył na plecy człowieka, stojącego nad przepaścią.
- Oddam ci te pieniądze… oddam co do miedzi - obiecał, przytulając dziewczynę do siebie i całując ją w czubek głowy.
Stali w milczeniu, wtulając się w siebie nawzajem, jak dawno niewidziani przyjaciele.
Stykali się ciałami, ciasno oplatając ramionami i wsłuchując w oddech drugiej ze stron.
W tym drobnym geście nie było, żadnego nacechowania erotyzmem, czy pożądaniem.
Stali… w zawieszeniu, ciesząc się sobą nawzajem, zapamiętując każdy szczegół, ładując energią… przed kolejnym rozstaniem.
Gekonica skończyła swój posiłek, przyglądając się dwóm dwunogom, od czasu do czasu oblizując jedno z paciorkowatych ślepek.


Jarvis z Godivą wkroczyli do zrujnowanej katedry, w której ktoś ewidentnie rozpalił ognisko. Przechodząc przez w połowie zawaloną ścianę, dostrzegli ogromne pomieszczenie o dziurawym suficie. Resztki budynków trzymały się we względnym pionie na słowo honoru, aż strach było tu zaglądać.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/71/2f/25/712f257b50777a4e177d4c236ce77a1f.jpg[/media]
Tymczasem Chaaya i Nveryioth… stali przed pokaźnej wielkości ogniskiem i wyglądało, że medytowali w dość karkołomnych pozycjach.

- Przyłóż się! - fuknęła nagle bardka, prostując się i zdzielając młodzieńca w głowę.
- Ale to boli… bardziej się nie wygnę! - zaprotestował białesek, kuląc pod naganą nauczycielski.
- WYGNIESZ! Jeszcze raz! - zaordynowała twardym tonem, a chłopak miauknął coś zbolale pod nosem i próbował ponownie przyjąć niewygodna pozycję.
Czarownik i Godiva zjawili się razem. Smoczyca ubrana była dość… męsko. Spodnie i tunika były męskiego kroju, choć w jej przypadku pokreślały przyjemną dla oka zgrabną sylwetkę ludzkiej postaci smoczycy. Widać też było ślad treningów jakie odbywała używając swej włóczni. Niemniej nadal była urodziwa na twarzy, a włosy miała spleciony w dziewczęcy warkocz. Oboje nieśli ze sobą metalowe talerze. Miedziane.
Gdy tancerka ich dostrzegła, zaprosiła energicznym gestem dłoni.
- Chodźcie, chodźcie… MOCNIEJ! - ryknęła nagle na Zielonego, a ten tak machnął nogą, że stracił równowagę i poleciał na ziemię. Chaaya wyglądała na zdegustowaną, a Nvery tylko syczał jak wściekły kot, dmuchając na zranioną dłoń.
- A po co dwa talerze? - spytała zdziwiona tancerka, biorąc od czarownika naczynie. - Jeden wystarczy. Zachowaj Godivo swój w czystości… Jarvis może zjeść z nadpalonego - mruknęła z przekąsem, omijając gramolącego się z posadzki białowłosego.
Ciekawska gekonica, obserwowała poczynania człekokształtnych ze swojego miejsca na filarze, wyglądała jakby się uśmiechała.
- To co mamy robić? - zapytała zaciekawiona Godiva, podczas gdy Jarvis rozglądał się po pomieszczeniu szukając śladów dawnego splendoru tego miejsca.
- Nvery mam wytłumaczy… jak już się zbierze z podłogi - dodała oschlej, patrząc na gramolącego się na czworaka młodzika. Ten zezłoszczony, pokazał bardce język, a ona odeszła przygotować mirrę na talerzu.
- Dużo nie ma do tłumaczenia… Chandra… Chaaya zrobi cztery rundki dookoła pomieszczenia, następnie podejdzie do każdego z osobna… okadzi go dymem, zakręci cztery razy talerzem i w tym czasie osoba się modli. Po tym namaści wasze czoło popiołem i… tyle. Jeśli będziecie chcieli da wam trochę popiołu do pojemniczka albo sakiewki by was broniły. - Wzruszył ramionami gad, podnosząc się z klęczek i otrzepując pobrudzone kurzem kolana.
- Do kogoś konkretnego się mamy pomodlić wtedy? - zapytał ostrożnie Jarvis.
- Emm… nie - odparł zakłopotany skrzydlaty, drapiąc się po głowie.
Chaaya rozpaliła kadzidło i udała się w mrok pomieszczenia. Ciężki, korzenny zapach uniósł się w powietrzu a smużki dymu nie chciały się tak łatwo rozwiać, unosząc się białymi wstęgami.
- Możesz… modlić się nawet do swoich nienarodzonych dzieci… tu bardziej chodzi o... w sumie nie wiem -zastanowił się chwile smok. - Prosisz o szczęście na przykład. Prosisz duchy, które są reprezentowane przez dym. Duchy są wszędzie… i niekoniecznie są duszami… są pozytywną energią, która wspiera nas na każdym kroku, choć tego nie dostrzegamy. - Chłopak uśmiechnął się rozbrajająco, wzruszając ramionami. - Chaaya zawsze modliła się do swoich przodków, ale jej niewolnik Saad… do niej samej. Podobno w ten sposób łatwiej wyobrazić sobie to… tę moc… co ma nas chronić.
- Ja osobiście chyba zostanę przy jakiejś konkretnej idei. U tych do których się modliłem mam niespłacone długi. - Uśmiechnął się ironicznie czarownik. - I wolałbym nie przypominać im o swoim istnieniu.
- Jakie znasz bóstwa smocze Jarvisie? - zapytała Godiva.
- Bahamut Twórca i jego małżonka Takhisis Niszczycielka… ich świątynie są w tym mieście, ale opuszczone i niebezpieczne dla zwiedzających. Elfy je też czciły, bo wierzyły, że elfy i smoki są tworami tych samych bogów… Tak przynajmniej twierdzą badacze starożytnych zwojów - wyjaśnił czarownik, przypominając sobie to co słyszał. - Oba bóstwa mają swoje demoniczne sługi.

Nveryioth odgarnął swoje długie włosy za ramiona i spojrzał w mrok gdzie znikneła tancerka. Zapach kadzidła był już o wiele bardziej intensywny, a obłoczki dymu, niczym macki jakiegoś stwora przepływały między ruinami, odnajdując sobie drogę do nieba.
Chaaya wyszła po chwili z mroku, podchodząc do swojego wierzchowca. Uniosła talerzyk na wysokość jego obojczyków i cztery razy naprowadziła dłonią dym na twarz mężczyzny.
Chłopak zamknął oczy i złożył dłonie jakby trzymał w nich księgę, a kadzidło powoli zatoczyło okrąg w przeciwnym kierunku co do wskazówek zegara. Raz, drugi, trzeci i czwarty, zatrzymując się w tym samym miejscu w którym zaczęło swoją wędrówkę.
Bardka nałożyła na kciuk odrobinę popiołu i przyłożyła palec do czoła białowłosego pozostawiając na nim okrągły, lekko rozmazany w górę ślad. Wtedy odwróciła do Godivy i Jarvisa z pytającym spojrzeniem, kto następny.
Jarvis się cofnął, dając tancerce znak, że Godiva winna być kolejna. A sama smoczyca patrzyła z błyszczącymi od niecierpliwości oczami czekając na swoją kolej.
Tawaif podeszła z uśmiechem do kobiety, zatrzymując naczynie na wysokości jej piersi, po czym okadziła jej twarz powolnymi machnięciami. Kiwnęła głową, że teraz może zacząć się modlić, a sama powoli zataczała talerzykiem kręgi w powietrzu.
Niebieskoskrzydła naśladowała zachowanie Nveryiotha prężąc się dumnie i wędrując spojrzeniem za bardką. Czarownik przyglądał się temu z boku w milczeniu. Bądź co bądź tawaif grała w tym wszystkim główną rolę.
Chaaya uśmiechała się szczęśliwie, że smoczyca chciała wziąć udział w tej drobnej ceremonii, zapomnianej coraz częściej przez młodsze pokolenia. Gdy kadzidło zatoczyło ostatni okręg, namaściła czoło wojowniczki podobnym znakiem co Nverego, po czym obejrzała się niepewnie na czarownika.
Jarvis skinął głową i uśmiechnął się ciepło, dając tym samym przyzwolenie bardce.
Ta podeszła do niego i naprowadziła pierwszą smużkę dymu na jego oblicze, gdy Nveryioth nagle odezwał się spanikowany.
- Zaraz kichnę… - Po czym pognał w ciemność, trzymając się za nos.
Tancerka prychnęła rozbawiona, ale nie odrywała spojrzenia od swojego kochanka, powoli kończąc rytuał okadzania i kiwając na znak, że może zacząć się modlić.

Przywoływacz nie spuszczał z niej spojrzenia, gdy go okadzała. Cały czas wodził za nią wzrokiem, rozpalonym i dzikim. Wzrokiem drapieżnika… wzrokiem tęsknoty. Modlił się milczeniem, tak jak czyniła do smoczyca.
Dziewczyna powstrzymywała trzpiotny uśmiech, który ze wszystkich sił starał się wypłynąć jej na lico. W końcu talerz powrócił czwarty raz na swoje miejsce, a Chaaya umoczyła palec w popiele i zostawiła znak na czole czarownika.
Nveryioth wrócił z załzawionymi oczami… nie słychać było, by kichnął, a więc biedaczek musiał się męczyć z kręcącym go nosem.
- Za kilka minut ostatnie listki się wypalą i możemy iść do miasta… zdmuchiwać ognia nie wypada… taki przesąd - przerwała milczenie tancerka, opuszczając naczynie i rozglądając się za miejscem, gdzie mogłaby je postawić.
- To gdzie idziemy? Na ów jarmark? A może do karczmy co? - zaproponowała Godiva. - Do jednej z tych dla wyższych sfer, czy może tam gdzie biją się? Ganvar opowiadał o takich przy dokach dla statków, co każdą noc kończą bójką.
- A gdzie chcesz? - spytała rozbawiona bardka, stawiając talerz na przewalonej figurze.
~ Ja chce na jarmark… ja chce cukrowe nitki ~ ozwał się błagalnym tonem Zielony, ale… najwyraźniej wolał by ta informacja była zatajona, gdyż skorzystał z ich wspólnej więzi.
- Na co masz ochotę? Możemy iść jeść… albo prać się po pyskach. Jestem w tym całkiem dobra - przechwalała się brązowooka, a Nvery wyraźnie się zasępił pochylając się nad gekonicą.
- Ja bym pooo-udawała z tobą wielkie damy i byśmy odrzucały wzgardliwie awanse tutejszych amantów, a Jarvis i Nveryioth robili by za naszych ochroo… nie… nie bardzo się nadają. Może jako osobiści sekretarze? - Zamyśliła się smoczyca.
- Och, świetny pomysł, Chaaya jest w tym dobra... - odparł kwaśno smok, biorąc w ręce klatkę z gekonicą, która już przymierzała się do białych paluszków mężczyzny.
- Coś mówiłeś? - spytała chłodno tawaif, unosząc lekko brwi i krzyżując ręce na piersi. Gad od razu stracił rezon i uciekł wzrokiem w bok.
- Tak myślałam - skwitowała ironicznie, odwracając sie do Godivy. - My nie musimy udawać… jesteśmy wielkimi damami - dodała trzpiotnie, zgadzając się na pomysł smoczycy, bez mrugnięcia okiem. - Niestety moja jaszczurka nie nadaje się nawet do karmienia gekona… - Przerwał jej krzyk, gdy smok został ugryziony przez skrzydlatą wredotkę. - ...ale jako niedorozwinięty braciszek z drugiej matki pasuje idealnie. Prawda Neronie?
- Udław się… Paro… - syknął gniewnie, przyczepiając klatkę z kłapiącą pyszczkiem jaszczurką do pasa.
- Może jednak jarmark, co? - zaproponował Jarvis. - Udawanie wielkich dam wymaga jednak trochę przygotowań i planowania. Mógłbym to zrobić jutro, a dziś po prostu…
- Oj… przyznaj wprost, że byłbyś o nią zazdrosny. - Godiva poufale objęła Chaayę, tuląc ją do siebie. - I ciężko by ci było wytrzymać w swej roli.
- To… też - odparł w końcu czarownik.
Tawaif bez namysłu odwzajemniła uścisk, jak to miała w zwyczaju. Uśmiechnęła się do skrzydlatej słodko, a białowłosy tylko prychnął, na więcej jakby nie mając odwagi.
- To może wy idźcie na jarmark, a my pójdziemy się zabawić - stwierdziła “polubownie”, oglądając się na Jarvisa i zgnębionego Nerona.
- Zjadłbym rybę… - stwierdził nagle wyginając usta w smutną podkówkę Zielony.
Jarvis i Godiva wymienili się spojrzeniami i zapewne myślami, aż w końcu czarownik rzekł. - Zgoda… bawcie się dobrze i… nie idźcie szukać bójki. To się źle może skończyć w tym mieście. To mi musicie obiecać.
~ Dziwka… ~ fuknął bladolicy, zbierając talerzyk z wypalonym kadzidłem.
- Zgoda - odparła tancerka, ignorując wysoką postać skrzydlatego.
- No to chodźmy na te ryby… Neron - stwierdził ugodowym tonem Jarvis zerkając na Nveryiotha i jego gekonicę.
~ Bawcie się dobrze. ~ dodał telepatycznie.
- Na-naprawdę? - spytał wyraźnie zaskoczony smok, a Chaaya uśmiechnęła się, pomachała Jarvisowi i odwórciła.
- No to chodźmy… tylko od razu mówię, że zupełnie nie wiem gdzie iść. - Zachichotała, wzruszając przepraszająco ramionami.
~ On nie chce ryby… tylko cukrowe nitki… ~ odpowiedziała na odchodnym czarownikowi, co by biedak nie musiał się bujać przez pół nocy i zgadywać o co chodzi gadowi, gdy ten zmieni po raz dziesiąty swoje zdanie.
- Ja też nie… ale poszukam w pamięci Jarvisa i podeślę mu wspomnienia zaostrzające apetyt. O takie… - I po tych słowach Godiva pieszczotliwie pomacała pośladek bardki, choć wyraźnie stanowczo… po męsku, acz delikatnymi kobiecymi palcami. Uśmiechnęła się łobuzersko dodając. - Najpierw pewnie winnyśmy wrócić do karczmy, by się właściwie ubrać, choć… ty akurat nie musisz.
- Nie mam majtek… - obwieściła rewelacje z niejakim zblazowaniem, czując się przy wojowniczce… jak przy nieokrzesanym kliencie. - Powinnyśmy się przebrać… pożyczysz mi parę? - Bardka nie zareagowała w żaden sposób na dotyk kobiety, najwyraźniej będąc przyzwyczajona do tego typu “czułości”. Brak reakcji mógł nieco peszyć… ale przynajmniej smoczyca nie spotkała się z oburzeniem i odrzuceniem.
- Więc do karczmy… wpierw. - Uśmiechnęła się lisio Godiva, która nie potrafiła się wstydzić. I miała dość bezpośrednie podejście do życia.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 01-05-2017, 18:58   #50
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozpoczęła się noc. A wraz z nią nocne życie miasta. La Rasquelle bowiem nie żyło całą dobę. La Rasquelle odpoczywało za dnia, a nocą ożywało. Zgodnie z wolą swych nieumarłych Panów.


Przemykających uliczkami, rozglądających się po wybrzeżu. Polujących.
To miasto było bowiem pochwycone w kleszcze krwiopijców walczących o wpływy. Dla Chaai było to dość szokujące odkrycie. Co prawda czarownik wspominał o tym, ale co innego słyszeć, a co innego być tego naocznym świadkiem. Dla Jarvisa ten fakt był jednak normalnością. Wychował się w tym miejscu, a choć wcale nie był ukontentowany tym faktem, to… nie szokował go. Z wampirzym problemem wszak walczyły tu różne zakony i różne organizacje. I tylko z nim, ale też z różnymi demonicznymi atakami. Choć namorzynowy labirynt i chmury wiecznie unoszące się nad miastem chroniły La Rasquelle


Dłoń Godivy nie schodziła z pośladka Chaai nawet na moment. Błądziła po nim, masowała go.
I smoczyca z pewnością rozkoszowała się tym dotykiem. W dodatku pod koniec ich podróży, suknia Chaai została podwinięta tak wysoko, że dłoń Godivy masowała nagi pośladek tancerki.


Na szczęście dopiero na pustym korytarzu karczmy, tuż przed drzwiami do jej pokoju. Tawaif nie musiała się więc martwić o przypadkowych widzów. A potem… mogła się przekonać że smoczyca już się urządziła. I to dość po męsku. W jednym kącie stała jej ulubiona włócznia, w drugim duża deska z narysowaną ludzką sylwetką i czerwonymi punktami… i ze śladami po włóczni. Skórznia z tuniką straży wisiała na krześle. I całe pomieszczenie wydawało się należeć do mężczyzny, poza jednym… bardziej kobiecym drobiazgiem.


Figurką przedstawiającą upierzonego węża z wielobarwnymi skrzydłami. Bo tylko one zbierały takie bibeloty.
- Nie mam zbyt wiele sukni.- tymczasem sama Godiva porzuciła masowanie pupy tawaif i zaczęła przeszukiwać swoją szafę.- A tobie wygodniej chyba bez bielizny co?


Dużo ludzi, kupujących… sprzedających, targujących się. Do tego pokazy magików.


Czarownik zabrał Nveryiotha na ów jarmark, akurat zorganizowany w pobliżu olbrzymiej starej świątyni poświęconej jakiemuś bóstwu związanemu z sowami sądząc po świeżych reliefach na fasadzie.
- Kulty się zmieniają, budowle pozostają… - wyjaśnił czarownik, gdy szli pomiędzy tłumkiem zajadającym się przekąskami, grającym o drobiazgi w różne gry hazardowe i zręcznościowe. Kupującymi i sprzedającymi mieszkańcami miasta bawiącymi się pod zadaszonymi stanowiskami handlowymi. Tworzyło to również osłonę od ewentualnego deszczu pośrodku ulicy, utworzone z pojedynczych daszków poszczególnych budek.
-... miasto bowiem nie ma miejsca. Tylko jego niewielki fragment jest całkowicie ucywilizowany, więc każdy budynek wykorzystywany ponownie. Starych bogów się skuwa, świątynię się święci i nowe rzeźby przyczepia. - Jarvis po zakupieniu dla smoka przysmaków, zgodnie z zaleceniem z Chaai, nie bardzo wiedział co czynić dalej. Nie miał pojęcia o czym gadać z Nveryiothem, więc opowiadał o mieście.
A gdy przechodzili obok świątyni, z jej wnętrza posłyszeli głośną muzykę, od której to wydawał się wibrować cały budynek. Organy niczym ryk smoka rozbrzmiewały tęskną pieśnią pod palcami prawdziwego wirtuoza.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 01-05-2017 o 19:12.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172