Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-06-2017, 13:11   #61
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Jarvis usiadł i zaczął grzebać w torbie. Wyciągnięte z niej księgi, przypominające te rachunkowe, odrzucił na bok i pierwsze co wyjął to przedmiot, który nie wymagał identyfikacji. Tawaif wiedziała co to jest i do czego służy. Wykonany z piaskowca skarabeusz był magicznym przedmiotem, znajdowanym wśród ruin piramid i starych świątyń. Owszem… niektórzy magowie zdołali odtworzyć sposób ich kreacji, ale większość z nich, pochodziła z grobowców ograbianych przez hieny cmentarne.
- Ooo… khunfasat! - Chaaya poderwała się na widok znajomego magicznego robaczka. - Nie widziałam ich od bardzo dawna i nie sądziłam, że są popularne poza granicami pustyni. - Kobieta sięgnęła po kamienną rzeźbę, delikatnie kładąc ją na otwartej dłoni.
Piaskowy żuczek, niezauważalnie drgał, jakby nie mógł się doczekać swojego użycia.
- Rzucasz go na ziemię, a on się zaraz w niej zakopuje tworząc rejon z magicznymi, ruchomymi piaskami… Bardzo niebezpieczna zabawka, w dziewięćdziesięciu procentach… śmiertelna dla wielu istot.
- Mniej użyteczna w miejscu… gdzie większość podłoża to woda… no chyba, że bagnisty teren. - Zamyślił się czarownik, bardziej przyglądając się bardce niż trzymanemu przez nią przedmiotowi. - Chcesz zatrzymać dla siebie?
- Mogę? Bo może… warto go sprzedać, by kupić coś co bardziej nam się przyda w przyszłości? - Tancerka pogłaskała po skrzydełkach skarabeusza, zupełnie jakby był żywym stworzonkiem.
- Kim… był ten twój znajomy? - spytała nagle, przyglądając się zachowawczo czarownikowi.
- Stary przyjaciel… cóż... bardziej kumpel - stwierdził w odpowiedzi Jarvis. - Wspólnik paru wypraw. Potem nasze drogi się rozeszły i to... bardzo, jak się okazało.
Uśmiechnął się dodając. - Jak chcesz to go zatrzymaj. Jeśli będzie potrzeba zdobycia dodatkowych funduszy, to pomyślimy nad sprzedażą skarbów. Na razie jednak sobie radzimy, jeśli chodzi o pieniądze.

Tajemnice.
O co się nie spytała, zawsze dostawała mętną odpowiedź. Powinna się już przyzwyczaić i nie przymuszać towarzysza to wyznań, a jednak przyzwyczajona do dialogu z drugą osobą, ciągle ciągnęła go za język. Pewnie, może i nieświadomie, go tym męczyła.
- No dobrze. To go wezmę - odparła miękko, całując robaczka w łebek. - Dziękuję.
Rozłożyła się wygodniej, kładąc swój prezent przed sobą i wyczekując kolejnych znalezisk.
- Nazywał się Belcraire Le Grande i w dawnych czasach… tak się tytułował. Był królem złodziei dopóki… inni nie okazali się lepsi. Był awanturnikiem i razem zdobywaliśmy skarby… także w dzielnicy gnomów. A potem… każdy poszedł w swoją stronę. Wbrew dumnemu nazwisku Le Grande nigdy wielkości nie osiągnął, choć zawsze miał grono popleczników. - Mag mówił cicho i powoli, wyciągając z sakwy duży, ciężki płaszcz z płatów szarej i grubej skóry, który między łopatkami miał płetwę grzbietową. Materiał tawaif rozpoznawała, była to skóra bullety zwanej lądowym rekinem. Bardzo groźnego drapieżnika żyjącego na obrzeżach pustyń i czasem się w nie zagłębiającego.
Jakiś niesprecyzowany lęk zagnieździł się w sercu bardki, gdy rozpoznała kolejną rzecz tak bliską jej odległemu domowi, wprawdzie sam krój płaszcza był odległy tym noszonym na pustyni, ale ktoś mocno się postarał by zdobyć materiały na jego zrobienie.
Być może była to jej tylko wyobraźnia i cały ten Belcraire po prostu lubił podróżować i okradać każdego na swojej drodze, a nie na przykład współpracował z kimś, kto aktualnie poszukiwał zaginionej duszy czerwonego smoka.
Westchnęła, starając się odegnać zmartwienie, po czym wskazała palcem na płetwę.
- To może być całkiem ciekawy przedmiot, tak jak istota do której skóra kiedyś należała. - Brązowowłosa obstawiała, że płaszcz mógł magicznie zwiększać siłę nosiciela, lub uodpornić go na ataki przeciwnika. Niestety… Nveryiotha nie było na podorędziu, toteż nie miała się z kim zakładać o łakocie lub zwykłe przekonanie.
- Z pewnością mógłby pokrywać się skórą bestii jak pancerzem. Belcraire lubił nietypowe magiczne przedmioty, podkreślające jego niezwykłość. Jakby zwykły magiczny miecz był niepraktyczny. - Zaśmiał się z ironią Jarvis. - Chcesz czynić honory?
Kobieta chwile wpatrywała się w ubiór, po czym pokręciła przecząco głową.
- Bez różnicy kto to sprawdzi… a ja aktualnie leżę - odparła psotliwie, uśmiechając się wesoło.
Jeździec sięgnął po różdżkę i po wypowiedzeniu magicznego słowa, sprawił, że ta zaświeciła…
- Działa… to trzeba przyznać. Płaszcz pozwala na krótko się zakopywać i przemierzać obszary pod ziemią, oraz… raz dziennie na specyficzny atak spod ziemi. Znów bardzo przydatny przedmiot, wszędzie poza miastem i okolicami. - Uśmiechnął się sarkastycznie czarownik. - Coś dla pozera.
Tawaif pokręciła nosem, wyraźnie niezadowolona. Liczyła na coś bardziej przydatnego, co można byłoby sprezentować, któremuś ze smoków. Tymczasem ani peleryna nie pasowała do Godivy… ani do Nverego, który choć lubił zakopywać się w ziemi… to walczył tylko z muchami latającymi nad gnijącymi zwłokami jego ulubieńców.
- Nie powiem… trochę się zawiodłam, choć sama nie wiem na co dokładnie liczyłam… - Wzruszyła ramionami, cmokając głośno.
- Myślę, że fajnie by się prezentowała na mnie. - Zadumał się przywoływacz, unosząc ciężki płaszcz, by go ocenić. - Ale możemy go wymienić później na coś innego.
Sięgnął znów do swojego worka z łupami, wyjmując srebrną broszę przedstawiającą herbowego lwa, stojącego na tylnych łapach i opierającego się o tarczę, jakby czegoś pilnował lub bronił.
- Zupełnie nie rozumiem fascynacji lwami… jeszcze lwice jak cię mogę… ale lew? Na herb? - wypaliła nagle dziewczyna, przekręcając się na brzuch i podpierając brodę na dłoniach. - Leniwe to to… walczyć nie umie, polować nie umie… nawet ryczenie słabo mu wychodzi, a co trzeci szlachcic wciska go sobie na flagi i godła, jakby srał co najmniej złotem. Nie wiem… może to kwestia kultury, jakiś smaczek, którego nie znam… umiesz mi to wytłumaczyć? - spytała spoglądając ciekawsko na czarownika.
- To grzywa… to ona robi wrażenie. Liczy się prezencja - wyjaśnił Jarvis z uśmiechem. - Grzywa kojarzy się z męskością i bujnymi brodami władców.
Mężczyzna spojrzał zaciekawiony na dziewczynę. - Chcesz powiedzieć, że w twej kulturze nie ceni się tak bardzo lwów?
- U nas bardziej ceni się tygrysy… ale chyba tylko dlatego, że co i rusz zjadają swoich właścicieli. “Zwierzę które zjada królów”... tłustych i głupich, by nie rozumieć, że taka bestia to nie kotek do głaskania - odparła, kiwając głową ze zrozumieniem. - Istnieje też wiele legend jakoby tygrysy były bliskie bogom. Jeden sułtan był wychowany przez tygrysicę… inny po tyranicznych rządach przez niego pokonany. Można powiedzieć, że to ucieleśnienie boskiej interwencji, siły czy inteligencji?
- Z tygrysów cenionych w tym mieście, można znaleźć tylko godła szablozębnych bestii z północy. Na bagnach też się trafiają żywe osobniki, ale częściej błotne pantery - wytłumaczył czarownik, przyglądając się broszce, a potem… bardce.
Różdżka służąca do identyfikacji bezczelnie musnęła intymny zakątek tawaif przez bieliznę. W delikatnej pieszczocie, gdy kochanek z łobuzerskim uśmiechem w taki sposób użył owego pręciku.
- I co tam ze mnie wyczytałeś? - spytała rozbawiona jego poczynaniami, przekręcając się leniwie na bok, co by jej partner miał lepszy dostęp do jej “magicznego” inwentarza.
- Żeś rozkoszna… żeś posłuszna, ale figlarna - wymruczał, już śmielej wodząc przedmiotem i wykorzystując jego kształt do pieszczot jej łona powolnymi i leniwymi ruchami.
Delikatnie muskając uda z wprawą świadczącą, że używanie w ten sposób różdżek nie jest dla niego nowością.
- Straciłeś zainteresowanie resztą zabawek? - Nie, że jej się podobało, ale wolała skończyć to co zaczęła, zanim weźmie się za następne… a tak… była ciekawa broszki jak i pragnąca więcej igraszek.
- Łatwo stracić przy tobie… - Uśmiechnął się i przez chwilę zaprzestał zabawy, by zidentyfikować broszkę mówiąc - to... ciekawe.

Ciekawe? Ciekawe co?!
- No wyduś to z siebie! - Kobieta uderzyła dłonią w poduszki zniecierpliwiona, tajemniczością swojego partnera. - Nie dziwie się, że Godiva wszystko musi od ciebie wyszarpywać siłą. - Zawarczała gniewnie, wpatrując się w broszkę z ciekawością sroczki, choć była to też część gry, jaką zawsze go obdarzyła.
- Cóóóż… zwierzę na tej broszy może się zmienić na takie jakie pasuje do ciebie. - Uśmiechnął się łobuzersko mężczyzna. - W razie stracenia przytomności przez właściciela, zwierzę z broszy zostaje przyzwane, by strzec i bronić ciała swego pana lub pani do czasu, aż się obudzi lub przybędą towarzysze na pomoc.
- Podoba mi się - przyznała wyraźnie ukontentowana, wyciągając dłoń po przedmiot. - Samemu wybierasz zwierzę, czy to się dzieje… jakoś tam magicznie?
- W zasadzie to samo pojawia się w zależności od tego, czy masz jakiś jakiś herb, a jeśli nie... to zależy wyłącznie od twej natury - stwierdził w odpowiedzi czarownik, przyglądając się przedmiotowi. - Strach się bać. Mi pewnie wyskoczyłby lew… albo drugi Gozreh.
- Zaraz się przekonamy - odparła bardka, biorąc do ręki broszkę, by ją dokładniej obejrzeć. - Zakładaj płaszcz! - zawołała wesoło, siadając z wyraźną ekscytacją w oczach.
Jarvis wstał i założył płaszcz na siebie, przypinając ostrożnie ową broszę. Lew na niej szybko zmętniał i zamiast niego pojawił się puchacz z rozłożonymi skrzydłami trzymający w szponach tarczę.
- Łe… mogłam się z tobą zakładać - sarknęła dziewczyna, przyglądając się srebrnej sowie z wyraźną fascynacją. - Ale nie powiem… czy pasuje ona do ciebie, jak na mój gust nie jesteś tak cierpliwy jak ci nocni skrytobójcy.
- Możemy założyć się o ciebie i twój znaczek - przypomniał jej z łotrzykowskim uśmiechem. - Jeszcze tylko kwestia… - zamarł na moment w bezruchu i spoglądał na drzwi. - Godiva wróciła.
- Ja pewnie dostanę coś nudnego… pewnie też ptaka… pawia. Dużo ich było u mnie w domu - odparła smętnie, wzdychając ciężko. - To chyba dobrze, że wróciła… ma jakąś sprawę?
- Nieee… natomiast ja jej przekazuję nasze ustalenia z Dartunem - wyjaśnił mag, wpatrzony w drzwi. - I gapi się w to co robiliśmy… tutaj i wcześniej. W me wspomnienia.
- A co mnie to… - mruknęła pod nosem, wstając z łóżka, by podnieść mokry materiał, którym wycierała Jarvisa, i rozwiesić go na krześle. Najwyraźniej opinią “bliskich” nie przejmowała się tak jak tych nieznajomych i obcych.
- Dobrze… no to Godiva już wie. A więc… o co się zakładamy? - ponowił temat, wędrując spojrzeniem po nagim ciele gibkiej tancerki.
- Mnie wystarczy samo przekonanie, ale jeśli masz lepszy pomysł, to zamieniam się w słuch - odparła odwracając się do mężczyzny z lisim uśmiechem, przy czym dość szybko zmniejszyła między nimi dystans, odpinając ostrożnie broszkę, ważąc ją w dłoni.
- Jeśli ty będziesz bliżej odpowiedzi… spełnimy twoją fantazję na tym łóżku. Jeśli ja… - Różdżka identyfikacji przesunęła się między udami dziewczyny, muskając czubkiem jej delikatną kobiecość. - …mój pomysł.
- Każdą… fantazję? - spytała Chaaya, ukrywając uśmiech za dłonią. - Myślę, że to będzie ptak. A ty?
- Każdą możliwą do spełnienia - stwierdził Jarvis, przyglądając się podejrzliwie dziewczynie. - Bardzo ogólna odpowiedź z twej strony. Chyba chcesz wygrać.
- Paw - uściśliła, klepiąc przywoływacza w ramię i odchodząc na bok, by przypiąć broszkę do swojej bielizny, ale tak by nie mógł dostrzec w co się zamieniła.
- Lis - podał swój typ.
Tawaif zaśmiała się cicho, dotykając srebra. Gdy się odwróciła broszka przedstawiała… skorpiona, łamiącego w szczypcach tarczę.
- Cóż… mieliśmy pecha.
- Strasznego… - Smoczy Jeździec potarł podbródek przyglądając się broszce… z trudem, bo majteczki do których była przypięta bardziej przyciągała jego spojrzenie.
- Dlaczego akurat lis? - spytała z rozbawieniem, obserwując reakcję kochanka.
- Boś sprytna i umiesz wodzić mnie za nos - stwierdził z łobuzerskim uśmieszkiem Jarvis, spoglądając w oczy bardki.
Kobieta momentalnie odwróciła się do niego plecami, zajmując się odpięciem biżuterii.
- T-tooo… chyba nie takie trudne. - Zaśmiała się lekko zażenowana. - Wszystkie kobiety to potrafią.
- Możliwe… ale ty jesteś od nich znacznie lepsza i śliczniejsza i... słodsza. - Poczuła usta pieszczące pocałunkami jej skórę na swym ramieniu, jak i dłoń czarownika na drugim, oraz.. różdżkę, przesuwającą się po jej brzuchu i wsuwającą się pod majteczki, by wodzić po jej kielichu, delikatnie… acz wyraźnie.

Tawaif nie była pewna czy jest gotowa na tego typu zabawy. Jej rekonwalescencja po niewoli, wciąż była w toku, ale niekoniecznie chciała się tą wiedzą dzielić z czarownikiem.
Milczała więc, przymykając oczy i rozluźniając się pod jego dotykiem, powtarzając sobie w myślach, że niczego nie musi się obawiać. Nie przy tym kochanku.
- I… jak widać jadowita - dodała cicho, trzymając w garści magiczny przedmiot z wizerunkiem pustynnego zabójcy.
- Piękna - mruknął cicho Jarvis, cmokając delikatnie płatek uszny dziewczyny. - I rzeczywiście niebezpieczna.
~ A on zaś ma dziwaczną potrzebę sprawiania ci przyjemności. Jeśli nie odpowiada ci jego pieszczota, to z pewnością możesz uzyskać od niego inny rodzaj doznań ~ wtrącił smok, który najwyraźniej nie przepadał za tą mantrą, którą powtarzała sobie w myślach.
~ Czemu ty musisz się zawsze pojawiać wtedy, kiedy się boję i chcę być SAMA ~ fuknęła bardziej udręczona niż rozgniewana tancerka. ~ Tawaif nigdy nie odmawia swemu… ~ I tu się zacięła, bo wszak kochanek nie był jej klientem.
Jej oddech przyśpieszył nieznacznie we frustracji, gdy nie wiedziała co więcej powiedzieć.
~ Tu nie chodzi o odmowę, tylko o nakierowanie głupca na właściwą drogę. On chce sprawić ci przyjemność… A ty winnaś mu powiedzieć jak ma to zrobić ~ stwierdził niezrażony jej słowami Starzec. ~ Poza tym… choć strach jest mi obcym uczuciem, przynależnym maluczkim, to zauważyłem, że kiedy oni się boją to starają się zebrać w grupę. Samotność tylko napędza strach.
“A ciebie co nagle wzięło na wynurzenia?” Laboni sarknęła nad uchem Czerwonego, niczym stara wrona, kracząca nad kościotrupem.
~ Przyjemność mi sprawia, gdy jemu jest przyjemnie… ~ odparła płaczliwie Chaaya, bo nawet Umrao nie była dość silna, by konkurować w traumatycznymi wspomnieniami. ~ Skoro chce TO robić, to może TO… lubi, a jak TO lubi, przyzwalając mu na TO… sprawię mu przyjemność.
“Nie do końca się z tobą zgodzę, ale… pochwalam twoją determinację.” Stara kurtyzana, najwyraźniej zagnieździła się w ich rozmowie na dobre, stając pomiędzy dwójką dyskutujących.
~ Dotyka twe ciało twardym przedmiotem sam będąc w gotowości do seksu. Z pewnością czyni to tylko dlatego, że uważa, iż odbierasz to jako przyjemny dotyk ~ sarknął Czerwony, wyraźnie niezadowolony z ciągłego poddawania się przez bardkę sytuacji. ~ Sama wiesz, co do ciebie czuje… ta jego smoczyca wypaplała. Nie musisz przecież mu mówić, że ci źle z tym co robi, po prostu zaproponuj mu coś innego… masz na niego wpływ, więc go wykorzystaj. Z pewnością wolałby użyć własnej różdżki.
“Tamtym się podobało…. nawet bardzo” wtrąciła jedna z masek, pojawiając się nagle na placu “boju” a zaraz za nią wnet cały zastęp.
“To prawda… i nie byli impotentami… też mogli sami się... zabawić” dodała druga, a zaraz za nią zaczęły szczebiotać inne, przedstawiając swoje opinie i spostrzeżenia.
“Mnie ciekawi od kiedy ta stara łuska jest takim znawcą ludzkich pragnień.” Laboni była tu chyba ze wszystkich najmocniej stąpająca po ziemi i nie dająca się zdmuchnąć co silniejszym porywom emocji jakie wzbudzały reszty Czaaj. “I jakie to zabawne jak “perfekcyjnie” odgaduje zapotrzebowania pana czarującego, nie dostrzegając jakie spustoszenie sieje w twoim umyśle, swoimi kwestiami.”
Słowa były trafne, bo sama tancerka, zaczęła lekko drżeć, zdjęta coraz większym strachem, przywoływanym i jątrzonym przez Pradawnego. Nie wiedząc co począć i po której stronie barykady się postawić.
~ Ja potrzebuję silnego ciała i silnego ducha ~ burknął smok, wyraźnie poirytowany otaczającymi go dziewczętami. ~ Tym bardziej, że nie jestem w stanie panować nad nim często i długo.
Spojrzał na Chaayę swymi złotymi oczami, dodając. ~ I nie rozumiem czego się boisz. Wszyscy oni… i Godiva i Jarvis i… nawet ten twój Nveryioth ci nadskakują… choć co prawda zielony najrzadziej. Ale tamta dwójka ciągle się o ciebie troszczy. Czemu niby nie miałby spełnić twojej prośby?
“Stary a głupi… CISZA MNIE TAM! WYNOCHA!” Laboni pogoniła świergoczące dziewczęta, które w mig się ulotniły, zostawiając rozhisteryzowaną Umrao, babkę i smoka w samotności.
“Widzisz… gdybyś nie był tak zadufany w sobie, to byś dostrzegł, że i ciało i duch jest w jak najlepszym porządku… Przetrwała wiele i przetrwa jeszcze więcej i to nie dzięki twojej sile, a swojej własnej” ciągnęła kobieta, dając czas głównodowodzącej na zebranie się w sobie. “Zważ, że każde jej załamanie pojawia się wtedy, gdy ty postanowisz wtrącić swoje trzy grosze, zaczynając “pouczać”… może czas dojrzeć do świadomości, że nauczyciel z ciebie jak z koziej dupy trąba? Może to nie problem tkwi we wspomnieniach, czy sposobie myślenia Chaai… a w twoim, zapchlonym zadzie, wciskającym się nie tam gdzie powinien i nie w czasie mu odpowiednim.”
~ Przetrwanie to sukces maluczkich. Silni i potężni nie zadowalają się przetrwaniem, tylko podbojem! ~ warknął w odpowiedzi gad.
“Ehehehe…” Wiekowa tawaif zaskrzeczała w ironicznym śmiechu, przypominającym rechot tłustej, deszczowej żaby. “Ehehehe…” zachrypnięty głos odbijał się echem, gdy dłonie tancerki spoczęły na nadgarstku czarownika, zatrzymując jego poczynania.
“Podbojów się starej jaszczurce zachciało…” sarknęła już ciszej, odchodząca w podświadomość iluminacja opiekunki i nauczycielki dziewczyny, która, wyjęła z dłoni Jarvisa różdżkę i z głuchym brzękiem opuściła ją na podłogę, odwracając się w jego ramionach.
- Nie myśl sobie, że dam się spławić jaką metalową zabaweczką… - odparła z przekąsem, popychając delikatnie mężczyznę w kierunku łóżka. - Czyżby zabrakło ci sił? To ja miałam cię błagać o litość, nie na odwrót. - Uśmiechała się szeroko z czułością, nie pasującą do uszczypliwego i łobuzerskiego tonu głosu. - Lepiej się przyszykuj…
- Planowałem... rozpalić w tobie tak duży żar, byś rzuciła się na mnie jak ów polujący skorpion, tyle, że żądło miałbym ja - mruknął czarownik z wesołym uśmieszkiem, pozwalając się popychać i zrzucając z siebie płaszcz. - Wszak teraz była moja kolej, by wielbić cię, aż do dzikiej rozkoszy.
~ Widzisz staruszko… a jednak wielki smok miał rację ~ stwierdził dumnie Starzec, zerkając na Laboni. ~ Niech go podbije, bym mógł być z niej dumny.
„O pierunie… jak ty się do mnie odezwałeś? Trzymajcie mnie bo zaraz zrobię sobie buty z tego niewychanego gbura!” Wiekowa tawaif, momentalnie zmaterializowała się przed paszczą czerwonoskrzydłego, zamachując się na wystawiony nochal smoka otwartą dłonią, jednocześnie wytrącając bardkę z rytmu… Ta popchnęła czarownika już mniej pewnie, nie do końca wiedząc co mu odpowiedzieć. Zmarszczyła lekko brwi w gorączkowym zbieraniu się do porządku, gdy na scenę wkroczyła Nimfetka.
„Babciu… teraz to ty… stwarzasz nam…”
„Prędzej ochajtam się z tym tutaj gadem, niźli przyznam się do pokrewieństwa z taką lubieżną dziwką!” fuknęła dosadnie Laboni, a najstarsza z Chaai zarumieniła się ze złości, tupiąc butnie stópką. Miarka się przebrała...
„PRZESZKADZACIE NAM! OBOJE!” krzyknęła donośnym i dźwięcznym niczym dzwon głosem, nie tylko nieznoszącym sprzeciwu, ale zginającym także karki największym dostojnikom w królestwach.
„Zachciało wam się romansów kiedy my akurat pracujemy?! WYNOCHA!”
„Zwracaj się z szacunkiem do starszych od siebie!” zganiła ją babka, niebezpiecznie przysuwając się do wątłej dwunastolatki. „Pamiętaj dzięki komu istniejesz…”
„Pamiętaj dzięki komu żyjesz w dostatku… za moje dziewictwo mogłaś spokojnie wykupić pół zamku sułtana… Oby żył wiecznie…” syknęła dziewuszka, która pomimo eterycznej i zwiewnej aparycji, okazała się nie tak bezbronną, na jaką się kreowała.
„ŻYŁABYM gdybyście nie postanowiły uciekać za jakimś pierwszym lepszym pucybutem!”
„GENERAŁEM! I nie uciekłybyśmy, gdybyś lepiej nas pilnowała.”
„Ja… nie chcę się uskarżać, ale zaczyna mi się trochę odechciewać…” Umrao westchnęła cierpiętnico i teatralnie, wchodząc między obie panie.
Tymczasem sama tancerka skoczyła z wizgiem na czarownika, unieruchamiając go w uścisku, z zadowolonym pomrukiem wpijając się ustami w szyję mężczyzny, zostawiając na jego skórze nie tylko czerwone ślady ust, ale i zębów.
- To pozwolisz, że z niego skorzystam… - wymruczała między drapieżnymi pocałunkami na jego barkach. - …za chwileczkę, gdy już skończę zaznaczać, że należysz do mnie.
- Auuu… - wymruczał Jarvis, poddając się ukąszeniom i głaszcząc kobietę po włosach delikatnie. - To nie było widać, że jestem cały twój?
- Gdy mnie nie ma przy tobie, nie wiem gdzie i z kim się zadajesz… muszę się postarać, by nie było niedomówień co do kwestii twojego statusu… - Bardka nie przerywała swojego rytuału, coraz lubieżniej poddając się swym czynnościom.
- A ja muszę… postarać… bym ci się nie znudził. - Drżał coraz bardziej, oddając się całkowicie woli i czynom kochanki.
~ Phi… uciekanie… zamiast podboju. Trzeba było tego generała nakłonić do zdobycia całego królestwa i zasiąść przy nim na tronie ~ wypowiedziała się “fachowo” dusza smoka, siedząca w głowie tawaif.
Obie z tancerek popatrzyły z przestrachem na gada, ale nie zdążyły nic powiedzieć, gdyż obróciły się w piach zostawiając Umrao samotnie stojącą i powoli blednącą, jakby rozwiewał ją wiatr.
“Nie… powinieneś tego mówić” szepnęła cicho, po chwili znikając całkowicie.
W umyśle zapanowała niepokojąca cisza… i ciemność.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 13-06-2017, 21:44   #62
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Starzec miał wrażenie, że był całkowicie sam w ciele, które zamarło w połowie ruchu. Spojrzenie Chaai było mgliste i pozbawione życia, a twarz nie zdradzała żadnych emocji.
Czerwonołuski wyłapał w odmętach umysłu, nikły ślad jaźni, który skupił się trochę gniewnie na jego osobie, ale nie za bardzo chciał się ujawnić. Po prostu patrzył na niego w całkowitej ciszy.
Niemniej Starzec był potężnym duchem, który nie pierwszy raz znajdował się w takiej sytuacji… Głośny ryk przeszył całą jaźń, rozrywając piorunem ciemność. Niczym hart, czerwony jaszczur ruszył w kierunku celu, tropiąc ową słabą świadomość.
Przemierzając mroczne obszary umysłu swojej nosicielki, przechodził przez coraz liczniejsze mury i wrota, ale nie ważne jak długo dążył w kierunku swojego przeczucia. Nie mógł dotrzeć do milczącego spojrzenia orzechowych oczu, które świdrowały jego kolosane cielsko, rozbijające się w ciasnych komnatach utkanych ze wspomnień tawaif.
To oczywiście budziło w nim furię, a im większa to była furia… tym bardziej jego ciało rosło, aż wybuchł niczym feniks stając w płomieniach i tworząc ogniste macki, którymi próbował ściągnąć cały świat umysłu bardki do siebie.
Wola dziewczyny poddawała się pod potęgą Pradawnego, naginając się w jego kierunku i płynąc rozświetlonymi obrazami. Niestety… im jaśniej płonęło jego cielsko, które za wszelką cenę chciało zgromadzić przy sobie światłość, wypierając w ten sposób… ciemność, tym bardziej przez to czuł jak spojrzenie się oddala.
A może to on odgradzał się od niego?
Smok porzucił więc swą ognistą postać, by przyciągać uwagę… a sam stał się wężem i wślizgnął się w mrok, zirytowany, że musi się tak poniżać.
Cień ponownie napłynął, a wraz z nim i “jej” obecność. Nie była już tak beznamiętna i rozgniewana, choć nie potrafił określić, co dokładnie zmieniło się w ściganym spojrzeniu. Błądząc po omacku, miał wrażenie, jak zatacza kółka, gubiąc się w labiryncie uczuć, gdzie nie ważne gdzie spojrzał tam czuł… na sobie wzrok dholianki.

- Pokaż się… - Starzec burknął gniewnie. - Chyba się mnie nie boisz, co?
Byłby pewnie szczęśliwy gdyby się bała, w innym przypadku, ale ta sytuacja działała mu na nerwy.
- Po co? - odezwała się tuż obok. Głos miała dziewczęcy, jak u Nimfetki, tylko emocji brakowało… jakichkolwiek. - Możemy rozmawiać i bez tego…
- Rozmawiać? O czym? - zdziwił się smok. - Poznaję ciebie. To ty… ty wtedy składałaś mi propozycję. Po co się chowasz? Po co ukrywasz?
- A po co mam się pojawiać? - odparła sucho. - Chcesz na mnie popatrzeć? Zdominować? Zawłaszczyć? Pouczyć?
- Zacznijmy od popatrzenia. Miej odwagę się pokazać rozmówcy. Nie cierpię słabości - mruknął dumnie.
- To nie jest kwestia odwagi… po prostu mi się nie chce - stwierdziła z cichym westchnieniem, zdradzającym zmęczenie. - Aż tak trudno ci rozmawiać z kimś kogo nie mogą dostrzec twoje oczy? - I tu nie było żadnych emocji, ot zwykłe stwierdzenie kogoś… kogo chyba bardzo nudzi zaistniała dyskusja, jak nie cała egzystencja.
Kamalasundari jednak spełniła “prośbę” gada, pojawiając się obok. Wyglądała jak Nimfetka, jota w jotę. Delikatna, eteryczna, dziewczęca. Ubrana była jednak w czerwone sari, które okrywało również jej włosy, przez co wyglądała jak panna młoda. Nie uśmiechała się, jakby każdy z mięśni twarzy był sparaliżowany.
- O tak… nic ci się nie chce. Zastraszona i schowana za innymi - mruknął gniewnie skrzydlaty. - Ukryta za wspomnieniami przeszłości. Nie takiej chcę… musisz być silna, bo ja jestem zbyt potężny na twoje ciało.

Nic nie odpowiedziała, nie rozumiejąc czego właściwie chciał od niej czerwonołuski, oraz zupełnie się tym nie przejmując. Patrzyła się na niego tak, jak wtedy, gdy skryta była w ciemnościach.
- Opowiadaj… - warknął rozzłoszczony. - Opowiadaj czego się chowasz, czego nic ci się nie chce… czemu panikujecie wy wszystkie z powodu dawnego romansu.
- Czyli jednak chciałeś rozmawiać… - kolejne stwierdzenie faktu, gdyby nie to, że poruszała ustami, można by mieć wrażenie, że patrzyło się na obraz lub zastygłą iluzję.
- W tej chwili twoje ciało wzbudza panikę twojego kochanka - przypomniał oczywisty fakt smok. - Gardzę strachem i słabością, jakbyś jeszcze nie zauważyła.
- Gardź sobie… nikt ci tu nie broni - odparła beznamiętnie Kamala, nie spuszczając wzroku z gada. Słowa jednak spływały po niej jak woda po kaczce, nie wynikało to jednak ze świadomej ignorancji, czy głupoty bardki. To był swoisty brak elitarnej empatii do otoczenia jak i siebie samej.
Starzec ryknął gniewnie, wypuszczając strużki płomieni, przyglądając się tawaif, na której jego pokaz siły nie zrobił żadnego wrażenia. - I zamierzasz tak się kryć? Siedzieć w cieniu i udawać, że nic cię nie obchodzi?
- A powinno? - spytała, ale nie była ciekawa odpowiedzi. - Powiedz co mam zmienić w swoich kreacjach, a zrobię to… Mają być bardziej odważne? Czy… nieuważne?
- Powinno… - Starzec popatrzył na siebie. - Utraciłem ciało i przeszedłem piekło… dosłownie. Ale nie zamykam się w sobie. Winnaś brać ze mnie przykład. Ty… nie tylko one.
- Możesz porozmawiać na ten temat z Chandramukhi… na pewno cię zrozumie. - Westchnęła nieznacznie, poruszając ramionami. Była zmęczona. Choć twarz wykutą miała z kamienia, ton stawał się coraz bardziej umęczony… jak gdyby nawet oddychanie i patrzenie sprawiało jej wysiłek, a co dopiero rozmowa.
- Nie potrzebuję zrozumienia! Nie potrzebuję się żalić! - ryknął gniewnie olbrzym. - Nie myśl sobie, że schowasz przed przeszłością i wspomnieniami. Będą cię dręczyć jeśli im na to pozwolisz.
Starzec przyglądał się dziewczynie z góry. - Zupełnie nie rozumiem tego… zachowania.
- Kiedy ja się przed nimi nie chowam… a ty się właśnie żalisz. - Wzruszyła ramionami, ponownie wzdychając.
- Toniesz w swoim żalu, taplasz się… to nawet gorsze - burknął obruszony.
- A co innego mi pozostało? Nie mam ciała, nie mam domu, nie mam ukochanego, nie mam syna, straciłam również życie… bo chyba nie chcesz mi powiedzieć, że cały ten Jarvis zakochał się we mnie, bo w to to nawet taki ktoś jak ty nie uwierzy. Przyjęłam jednak twoje zarzuty… i jestem skłonna zmienić swoje kreacje, tak byś dał mi święty spokój… - ostatkiem sił trzymała powieki otwarte, by ich nie zamknąć i nie udać się w letarg.
- Masz ciało… trochę słabe i delikatne, ale drzemie w nim siła. Masz dom, bo masz rodzinę… nawet jeśli są to dwa smoki i jeden mężczyzna. Nie masz syna… ale możesz mieć dzieci. Kolejny miot i nie marudź, że to ciało już rodzić nie może… jeśli zyskam nowe naczynie, mogę twoje naprawić swoją magią - mruknął tubalnie i nieco smętnie skrzydlaty. - A co do Jarvisa… czy te twoje kreacje nie są częścią ciebie? Czy on nie kocha ich? A więc i ciebie… czy ty nie czujesz czegoś do niego? Nie rozumiem cię… ale może dlatego, że jestem smokiem i NAPRAWDĘ straciłem wszystko.
Kamali coraz bardziej ciążyła głowa, słuchała Starca prawie do samego końca, gdy wtem rozpłynęła się w ciemności, zapewne zasypiając. Smok jednak nie pozostał sam, bo za jego plecami zaraz pojawiła się Laboni. Lekko sponiewierana, ale to zapewne dlatego, iż większość sił witalnych zostało przeznaczone na podtrzymywanie prawdziwego wizerunku tancerki.
- Nie ma ciała. W wieku dwunastu lat straciła do niego prawo, stając się kobietą oraz Chaayą. Domu też nie ma… dawny sprzedała na rzecz miłości, a nowy… cóż, faktem jest, że Nveryioth zna o nas prawdę i nas akceptuje… można więc przyjąć, że jest naszym bliskim, ale co do tamtej dwójki to się nie zgadzamy. Nic o nas nie wiedzą i nie chcą wiedzieć. Znajomość jest jednostronna. - Babka przemaszerowała wzdłuż cielska smoka, by stanąć mu przed pyskiem. - Z dzieci rezygnujemy dobrowolnie. Po pierwsze nie mamy komu ich urodzić, gdyż Ranveer przepadł. Po drugie… co z nas za matka, która nie potrafi obronić własnego dziecka w łonie. - Kobieta usiadła w siadzie skrzyżnym z grymasem na twarzy. - Gdybyś stracił wszystko to byś rozumiał stan w jakim znajduje się Kamala… może nawet w nim jesteś, nie przeczę… choć nie zdajesz sobie z tego sprawy?
- Jest między nami różnica… - prychnął złotooki, poirytowany jej słowami i rzek, traktując maski Kamali jak jej przedłużenie. - Ja nie użalam się nad sobą. Może i straciłaś prawo do swego ciała w rodzinnej krainie, ale już w niej nie jesteś i od dawna cię jej prawa nie obowiązują. Jest między nami różnica… którą widzisz nie tylko w mej dostojnej postaci. Gdybym był tobą… gdybym był jak Kamala, to tkwiłbym w tej chwili w opętanym ciele, a wy… spłonęłybyście w ogniu tego demonicznego smoka jakim jest me skradzione ciało. To samo dotyczy… tych dwojga. Godivy i tego samca. Troszczą się o nią, o ciebie. Nie wiem, czy chcą poznać, czy nie… ale ratowali was, gdy ja straciłem kontrolę nad twym ciałem, a ty nie chciałaś się jej podjąć.
Obrażony na cały świat i poirytowany gad postąpił jak jego rozmówczyni, rozmywając się i znikając w mrocznym zakątku jej umysłu.
Stara kobieta siedziała przez pewien czas sama, okryta tylko mroczną próżnią dookoła. Jako pierwsza pojawiła się najstarsza z masek. Nimfetka.
Broda jej drżała ze strachu, a w oczach miała łzy. Podeszła do milczącej tancerki, kucając za jej plecami i przytulając się.
“Co z niej zostanie gdy pozbędzie się i tego? Swojej tożsamości?” spytała smutno, pociągając nosem.
“Nie wiem… i nie chce chyba wiedzieć. Idź. Idź już na powierzchnię.” Laboni poklepała eteryczną dziewczynę po dłoni, po czym ponownie została sama.

Bardka mrugnęła lekko załzawionymi oczami, rozglądając dookoła w milczeniu. Leżała obecnie na plecach, w łóżku.
Wyraźnie przerażony czarownik, machał nad nią magiczną różdżką, próbując ją uleczyć. Widać ten jej cały stupor trwał zbyt długo, by być niezauważonym.
- Przepraszam… wystraszyłam cię? Nie chciałam… już mi lepiej - odezwała się z łagodnym i zmieszanym uśmiechem w kierunku Jarvisa, wyciągając do niego dłoń.
- Co się stało? - odetchnął z wyraźną ulgą mężczyzna, tuląc tawaif do siebie.
- Naprawdę bardzo cię przepraszam… - Chaaya przytuliła go do siebie, gładząc po plecach. - Trochę się pokłóciłam ze Starcem i chyba odleciałam…
- No… to ja powinienem być zazdrosny - mruknął cicho mag, cmokając czubek nosa dziewczyny. - Nie wiem… czy powinienem próbować wbijać się telepatycznie. Nawoływałem cię, ale chyba nie docierało to do ciebie. Może powinienem… innym imieniem próbować? Wiesz… ja do swego starego imienia nigdy nie przywiązywałem wagi. Nie nadał mi go nikt ważny. Tak jakoś się przylepiło do mnie, ale może ty… może dla ciebie jest ważne. I łatwiej dotrę nim do ciebie, gdy znów… coś takiego się stanie - mruczał cicho, głaszcząc tancerkę po policzku.
W między czasie kobieta zaczęła obdarzać swojego towarzysza pocałunkami. Nienachalnie i łagodnie muskając go po całej twarzy, jakby chciała scałować jego zmartwioną minę. Odegnać wszelkie troski i wynagrodzić chwile trwogi w jakiej go pozostawiła.
- Wybacz mi… - wyszeptała, powstrzymując szczypiące łzy, które podstępnie napływały jej do oczu, roziskrzając spojrzenie. - Staram się jak mogę, by siedział cicho… by był choć w najmniejszym stopniu ze mnie zadowolony, byś się nie denerwował, bym nie była wam ciężarem... czasem jednak nie mam siły.
Głos miała zmęczony, jak po ciężkiej i nieprzespanej nocy. Tuliła się do jego torsu niepewna i onieśmielona dojmującym poczuciem winy, które tylko u niej potęgował swoją dobrocią i delikatnością. Czym ona sobie zasłużyła na takie traktowanie?
Wsłuchując się w cichy rytm bicia serca przywoływacza, starała się ukoić skołatane nerwy i uczucia w niej buzujące. Tak bardzo pragnęła spojrzeć mu w oczy, utopić się w ich cichej melancholii, jednocześnie czując, że wszystko jest we właściwym miejscu i czasie. Że jest w porządku.
- Nie przejmuj się tym tak. - Jarvis powoli i pieszczotliwie głaskał ją po włosach. - Bałem się, że stało ci się coś złego, więc... cieszę się, że wszystko jest w porządku. Nie gniewam się, właściwie mi ulżyło... bardzo, że to tylko ten kapryśny Staruch, a nic bardziej poważnego. No… a teraz… co zrobimy by poprawić nastrój? Może położysz się na brzuszku, a ja wymasuję ci plecy? Co ty na to?
- Nie możemy poprostu… poleżeć? - spytała po chwili namysłu, stwierdzając, że nie chce wypuszczać czarownika z objęć.
- Co tylko chcesz - stwierdził tuląc ją zaborczo do siebie i głaszcząc dłońmi po głowie i plecach. - Ale jak zaśniemy… to nie moja wina, jeśli będę chrapał prosto w twoje ucho.
- Dostaniesz w twarz i przestaniesz… - wymruczała rozbawiona bardka, całując kochanka po wystających kościach obojczyków.
- Mam na ciebie ochotę, wiesz? - wymruczał cicho i “groźnie” Jarvis. - Ale jesteś teraz tak uroczo delikatna, że nie wykorzystam sytuacji. Niemniej jakbym oberwał w twarz… to skrupuły by mi się skończyły.

Bardka wtuliła się mocniej w ramiona mężczyzny, składając usta na czerwonych śladach, które pozostawiła przed swoją małą niedyspozycją.
Nimfetka, jak sam mag zauważył, była delikatna i subtelna… ale powstała po to, by spełniać żądze swych klientów.
Była jednak bardziej finezyjna w tej dziedzinie od Umrao i nie rzucała się jak wygłodzona tygrysica na kawałek mięsa. To na nią mieli się rzucać...
Poczekała niczym przyczajona żmijka, aż mag zapadnie w drzemkę, nie za głęboką, ale też nie za lekką, by nie zorientował się z jej poczynań.
Ten zachrapał… może żartobliwie, może rzeczywiście naprawdę usypiając, otulając zaborczo dziewczynę ramionami.
Tancerka zadrżała ze śmiechu, odginając swe ramiona z głową do tyłu, by móc lepiej przyjrzeć się twarzy śpiącego. Przez kilka uderzeń serca kontemplowała nad widokami, przygryzając charakterystycznie usta, jak dziecko, które planuje zrobić coś bardzo niedobrego.
Ostrożnie wyciągnęła z objęć rękę, unosząc ją w powietrze, by przymierzyć się do jarvisowego policzka.
Ten nadal spał… ale usta miał wygięte w uśmiechu.
Chaaya nie byłaby sobą, gdyby powstrzymała się przed niecną psotą. Zamachnęła się uderzając śpiącego królewicza w sam środek policzka. Dłoń jednak miała luźno osadzoną na nadgarstku i “atak” nie był zbyt bolesny, choć wciąż wybudzający i szczypiący na skórze.
- Oooo ty! - oburzył się żartobliwie czarownik, spoglądając “wybudzony” na partnerkę. - Doigrałaś się.
Obrócił się, przyciskając dziewczynę do łóżka. - Teraz jesteś moja i bezlitośnie cię posiądę. -
Mimo tych gróźb… nie był specjalnie brutalny, gdy całował jej usta i szyję, a dłońmi delikatnie rozchylał uda, by wpasować się między nie. I w ostateczności połączyć się z nią w namiętnym splocie ciał.
Tawaif chichotała, broniąc się i zakrywając rękoma przed ustami kochanka. Robiła to nieporadnie, jak gdyby chciała, by ten i tak ją pocałował. Gdy ich usta połączyły się ze sobą, na chwilę zamarła onieśmielona, z dziecięcą wstydliwością zamykając oczy.
Wyciągnęła dłonie, by móc opuszkami placów, gładzić Jarvisa po twarzy, aż ich usta połączyły się ponownie.
Wtedy zaczęła smakować go z dziewiczą niepewnością, jakby była z nim pierwszy raz, jakby dopiero co się poznali. Szeroki uśmiech zdradzał, że to co robili bardzo jej się podobało i szybko wypierało z niej namiastkę lęku, przekuwając w czułość.
Rozchyliła szerzej uda w zapraszającym geście, obejmując czarownika za plecami, jednocześnie rozluźniając się i relaksując w jego objęciach.
Jarvis zdobył jej bramę rozkoszy powolnym ruchem, ale gdy poczuł się już pewniej w tym gniazdku miłości, to zaczął silniej poruszać biodrami, by nadać ich wijącym się sylwetkom gorączkowy rytm. A choć poniżej pasa był dość gwałtowny, to pocałunki jakie składał na jej ustach, twarzy i szyi… pomimo żarliwości, były czułe i delikatne.
Oddechy przyspieszyły, zdradzając narastające pożądanie. Chaaya coraz mocniej zaciskała dłonie na ciele towrzysza, a jej wargi wraz z gorącym językiem coraz śmielej tańczyły na nagiej skórze ramion i szyi mężczyzny.
Czarownik znał upodobania kobiety i z łatwością dostosował prędkość oraz natężenie pieszczot, by rozpalić w niej ogień, który powoli ogarniał i jego ciało.

Nagle… dwa spojrzenia skrzyżowały się na chwilę, choć mag przegapił moment, w którym to tancerka otworzyła oczy. Światła ciemnych tęczówek odbijały się w sobie nawzajem, gdy bardka otworzyła swoje szerzej w panicznym strachu, jakby stała twarzą w twarz z największym koszmarem sennym. Nie odwróciła się jednak, nabierając ze świstem powietrze do płuc, przytulając się mocniej do zobywającego ją kochanka. Źrenice rozszerzyły się jak w narkotycznym uniesieniu, gdy doszła z drżeniem i cichym jękiem, wpatrzona i zahipnotyzowana w swojego umiłowanego.
Jarvis nadal przyciskał ją swym ciałem do łóżka, rozgrzany niedawnymi chwilami namiętności. W milczeniu odgarnął kosmyki z czoła partnerki powolnym ruchem palców.
- Coś… czy coś cię przeraziło we mnie? - zapytał cicho i cmoknął ją w czubek nosa.
- Zobaczyłam siebie - odpowiedziała speszona, odwracając głowę w bok, ale nie wypuszczając go z objęć. - Przepraszam, jeśli… źle się przez to poczułeś.
- Zmartwiłem się odrobinę. Co cię w tobie przeraża? - ostrożnie drążył sprawę, tuląc ją delikatnie do siebie.
Chaaya otworzyła usta, ale nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Potrząsnęła głową, jakby chciała odegnać jakieś myśli, zapadając się w sobie.
W głowie jednak panowała cisza, gdy zebrane ze sobą wszystkie tancerki, drżały w bojaźni, oglądając się dookoła za tą, która na nie patrzyła w milczeniu.
- To minie. Poradzę sobie. Obiecuję - wyszeptała w nadziei, że przekona samą siebie.
Nimfetka jako równolatka tej, która ją stworzyła, jako jedyna mogła podjąć wewnętrzną walkę z ukrytym w ciemnościach skorpionem.
- Chaayu… - pocałował ją delikatnie Jarvis, rozkoszując się smakiem ust. Smakował ją dość długo, nim się odezwał. - …ja tu jestem cały czas. Nie musisz się męczyć sama. Jeśli mogę pomóc, to pomogę.
Kobieta mruknęła, kręcąc się niecierpliwie, jakby było jej bardzo niewygodnie. Skórę pokrywał pot, a oddech był gorętszy niż normalnie.
Ściągnięte brwi, w wyrazie zatroskania i jakiegoś wewnętrznego napięcia, nie chciały się rozluźnić i naprostować.
Odsunęła się dysząc cicho, gdy zaczęły łapać ją duszności.
- To skomplikowane. Dość masz własnych problemów, nie chcę być ci kolejnym.
- Ale ja chcę byś była - szepnął cicho, spoglądając w jej oczy. - Nie zamierzam cię zmuszać, ale pamiętaj, że jestem przy tobie, Godiva również i zawsze możesz liczyć na to, że ci pomożemy, wysłuchamy… że nie musisz sama radzić sobie z kłopotami.
- Uwierz mi, że nie chcesz - odparła uśmiechając się słabo. - Sama ze sobą nie wytrzymuje czasami… jakbym zaczęła mówić… uciekłbyś i tylko bym ci zazdrościła, bo ja nie mogę tego zrobić. - Zaśmiała się gorzko, lekko napinając. - Muszę podejść do okna, gorąco mi strasznie…
- Nie… Nie uciekłbym. Sam mam paskudną przeszłość i to po części na własne życzenie. Robiłem rzeczy i byłem… kimś z kogo dumny nie jestem. - Czarownik uśmiechnął się kwaśno, wypuszczając z wyraźną niechęcią kochankę ze swych ramion.
Bardka wstała z łóżka i podeszła do okna, otwierając je na oścież. Chłodne powietrze owiało nagą sylwetkę, pozwalając odsapnąć.
Wyjrzawszy na zewnątrz, kobieta oparła się łokciami o parapet, obserwując kolorowe światła okolicznych budynków.

- Zastanawiałeś się kiedyś co myśli o tobie twoje odbicie z lustra? - spytała po pewnym czasie, gładząc się po ramieniu z gęsią skórką.
- Cóż… pamiętając kto rządzi domeną luster wolałbym nie pytać - zażartował czarownik przyglądając się dziewczynie, po czym położył się na plecach wpatrując w sufit. - Przypuszczam, że by mnie zwyzywało za dawne czyny i błędy. Ale to przeszłość… co się stało to się nie odstanie. Nie można się w niej ciągle zanurzać, bo za którymś razem cię pochłonie i pożre.
- A… no tak - odparła gorzko. - Ale ja pytając się ciebie... myślałam trochę bardziej abstrakcyjnie. Lustro ma odbijać światło. Rzeczywistość. Moje odbicie wygląda jak ja… rusza się jak ja… ale czy jest mną? Czy myśli tak samo? Czy czuje tak samo? Czy żyje tym samym życiem? Gdy się odzywam, widzę jak rusza ustami, ale nie słysze odpowiedzi na moje pytania. Czy to dlatego, że stoi po drugiej stronie? Czym jest ta druga strona… i najważniejsze... Która z nas była pierwsza? - Kobieta umilkła w zakłopotaniu, bawiąc się kosmykiem włosów. - Czasem mam wrażenie, że to nie ona jest moim odbiciem, tylko ja jej… Zdejmuje mnie wtedy straszny lęk. Nie dlatego, że nie jestem prawdziwa… ale, że nie mam kontroli nad tym co zwie się życiem. Jeśli wszystko co robię jest tylko czyimś bezwolnym refleksem w szkle… to czy mam prawo cokolwiek czuć lub czegokolwiek pragnąć?
Gęsta mgła powoli napływała do miasta, otulając je grubą, mleczno-białą kotarą. Chaaya dostrzegała rozbłyski kolorowych świateł, odbijających się łunami w usypiających oparach. Zaczynało robić się późno. Nveryioth jeszcze nie wrócił do siebie do pokoju. Czy powinna się martwić?
Nimfetka poczuła jak Kamala stoi obok niej i również wygląda przez okno. Tancerka nie widziała swojej twórczyni, ale wyraźnie odczuwała jej obecność przy sobie.
Beznamiętną. Cichą. Stagnatyczną.
I smutną.
- Nie ma znaczenia która jest prawdziwa. A ważne… jesteście. - Czarownik nie bardzo rozumiał o czym dokładnie mówi tawaif, ale starał się wyłożyć swój punkt widzenia. - Nie jesteś tą, którą byłaś w przeszłości… - Wstał i podszedł powoli do niej, by opleść ją dłońmi w pasie i przytulić. - Zmiana leży w naszej naturze. Każde doświadczenie, każdy skrawek wiedzy, każdy widok odrobinę nas zmienia, to naturalne i nie należy się tego bać. Nie jesteś gorsza od tego kim byłaś i nie będziesz gorsza od tego kim jesteś. Nie bój się… Nie jesteś sama i nie czuj wstydu wobec swojej przeszłości. Patrz w przyszłość i tam szukaj celów dla siebie. Choćby wygonienia tego upierdliwego Starca.

Bardka długo milczała analizując słowa kochanka. Oboje krążyli po omacku, nie potrafiąc dotrzeć do siebie nawzajem. Bo dziewczyna nie wstydziła się siebie, tym kim była, gdzie się urodziła, co robiła. Nie żałowała swoich decyzji i starała się nie obwiniać za los jaki zesłała swoim bliskim. Bała się jednak tej… którą się stała i którą mogła w przyszłości się stać. Była świadoma zmian jakie wywołały w niej bolesne przeżycia. Umarła za życia. Zobojętniała. Wyblakła.
Nie potrafiła wrócić do Chaai ze wspomnień. Nawet teraz, kryjąc się za kolejną ze swoich kreacji, wiedziała, że nie jest to stuprocentowe odzwierciedlenie tego, jaką była kiedyś.
Smutek i zrezygnowanie krążył w jej żyłach jak jad. Myśli z nocy na noc stawały się głośniejsze. Umiała z tym żyć i ignorować, do czasu pojawienia się Pradawnego.
Wywrócił ją od środka. Zburzył dawny ład. Wkroczył na tereny zabronione nawet dla niej samej, drążąc i węsząc. Rozdrapując.
- Nie chcę go wyganiać - odparła, prostując się i opierając w ramionach Jarvisa. - Dzięki niemu żyjesz. Uratował cie na pustyni i uratował we wraku statku. Z samego tego powodu należy mu się szacunek. Może jest upierdliwym, starym, rozpieszczonym, z manią wielkości zgredem, któremu nie zamyka się ta cholerna, ognista jadaczka… - Tancerka potarła skroń, zgrzytając cicho zębami, starając się odegnać irytację na samą myśl o Starcu i jego męczy duszeniu. - ...ale chcę by dostał to co mu się należy. Potężne naczynie i wszelkie możliwości z tym związane. Nie będę go wyganiać… zaprosiłam go. Jest moim gościem i jak gość będzie traktowany.
Kończąc te nader podniosłą wypowiedź, zadarła głowę by ucałować przywoływacza w linię szczęki.
- Wiem… wiem… po prostu chcę żebyś się na tym skupiła. Na tym odległym celu, gdy ów smok się wyniesie z twej głowy burząc twój spokój. To ułatwia wiele… posiadanie takiego celu. Punktu odniesienia. Pozwala uporządkować myśli i zebrać siły. Tak ja żyłem przez całe swoje życie. Zawsze z jakimś celem, choćby nie wiem jak nieosiągalnym - wyjaśnił mężczyzna, tuląc czule bardkę do siebie. Cmoknął ją delikatnie w ucho.- To i drobne szalone przyjemności… takie jak teraz… pozwolisz popieścić swoją zgrabną pupę? Pobawić się nią?
- Cóż za zawrotna zmiana tematu - mruknęła rozbawiona, ponownie składając delikatny pocałunek na brodzie partnera. - Niech stracę… jest twoja na jakiś czas.
- Stracisz… - prychnął. - Oferuję się zająć twoim krągłym tyłeczkiem… a ty twierdzisz, że robisz mi łaskę - “obruszył” się czarownik, choć uśmiechając łobuzersko. Osunął w dół przy okazji zahaczając dłońmi o biodra dziewczyny i zsuwając z nich majtki. - Ty się niczym nie przejmuj. Rozmyślaj.
Nie zamierzał jej tego ułatwiać, masując pupę dłońmi, zostawiając na skórze delikatne pocałunki i liżąc ją lubieżnie powolnymi pociągnięciami języka. Bawił się jej ciałem jak mały chłopiec, choć z wyraźnym celem sprawienia jej przyjemności.
- Pff… rozmyślaj - sarknęła kobieta, wzruszając ramionami i ponownie opierając się łokciami o parapet, celowo wypinając się w kierunku pieszczącego. Westchnęła ciężko, ponownie zapatrując się kolorowe łuny odległych przybytków rozrywki, zastanawiając się gdzie posiało jej chudą i zieloną jaszczurkę.
- Cóż… możesz rozmyślać o mnie… na przykład. - Język mężczyzny sugestywnie przesunął się pomiędzy pośladkami dziewczyny, a dłonie delikatnie wodziły po wewnętrznych stronach ud.
- W myślach… czy może na głos? - spytała kąśliwie, wychylając się nieznacznie, by sprawdzić okna bo swoich bokach.
U Godivy drgało nikłe światełko, może ogarek? Okiennice Nveryiotha były zamknięte i ciemne.
- Możesz na głos… żeby się ze mną droczyć lub mi słodzić. - Jarvis nie przestając wodzić po tyłeczku dziewczyny językiem, niczym wytrawny złodziej sięgnął między jej uda, by dotykiem palców dodawać ognia pieszczotom.
- Jestem pewna, że osłody to ty masz pod dostatkiem - stwierdziła uśmiechając się jak lisiczka, po czym westchnęła teatralnie, gdy smukłe palce maga dołączyły do repertuaru.
- Taki lichy… posępny, mrukliwy, małomówny… - Żaliła się na głos, stając na paluszkach, by się powoli opuścić na pięty. - ...władczy, zwierzęcy, bestialski, niezaspokojony… - Ciężko było jej się skupić, gdy tak bujała się na stopach, nadając jego pieszczotom dodatkowego odczucia. - Bezczelny… bawiący się mną jak zabawką, tylko czekać, aż znajdzie sobie nową.
Wyprostowała się nagle, masując sobie kark i stając pewniej na szerzej rozstawionych nogach.
- Jesteś nie do zastąpienia. - Palce Jarvisa sięgnęły w głąb jej kobiecości. - ...jesteś urokliwą pokusą. - Ostrożnie ukąsił lewy pośladek jakby również chciał ją naznaczyć jako swą własność, choć o wiele delikatniej w porównaniu z nią.
- Myślisz… że ci uwierzę? - spytała rozciągając kark i masując okrężnymi ruchami swoje piersi. - Ukryty… za plecami… możesz mówić wszystko, a ja nie mogę się nawet obronić przed twoimi łotrzykowskimi paluszkami… - Chaaya zgięła palce u stóp, gdy mag zdobywał ją powolnymi ruchami. Widać było, że starała się ze wszystkich sił stać sztywno i niewzruszenie, choć coraz bardziej jej ciało ulegało rytmowi, wijąc się w rytm dotyku kochanka.
- To prawda… może niepotrzebnie mi tak uległaś oddając swą pupę w moje ręce. - Słyszała jak wstaje, poczuła jak jego oręż muska jej pośladki, a potem powoli między nimi. Twardy i gotowy. Poczuła jak zdobywa ją od tyłu, ostrożnie i delikatnie… co nie zmieniało faktu, że czuła kochanka całym ciałem. Osładzał jej to pieszcząc dłonią punkcik rozkoszy kciukiem i kwiatek kobiecości ruchami palców. Oddychał powoli i poruszał się powoli, wiedząc, że ta musi przywyknąć do intruza.
- Podstępny… - wyszeptała cicho w chłodne, nocne powietrze, wyginając się nieznacznie w łuk. - Tak bardzo nie można ci ufać… - zapłakała cicho, sięgając ręką ku włosom Jarvisa, by je zmierzwić i zatopić w nich palce. - Miały być tylko dłonie… - oddychała coraz ciężej, poruszając się nieznacznie. - Miało mi być przyjemnie… dlaczego więc zadajesz mi tak wielkie cierpienie… Umieram przez ciebie. - Dziewczyna złapała mocniej za włosy kochanka, zmuszając go do ugięcia przed nią karku i ucałowania jej naprężonej szyi.
- Chyba… - jęknął, mocniej napierając biodrami na jej naprężone pośladki i przyspieszając powoli ruchy.
- Chyba… - Całował zachłannie jej szyję wodząc po niej językiem i namiętnie poruszając palcami między jej nogami.
- Chyba… nie jest ci… tak źle… - Dyszał coraz bardziej, zatracając się w rytmie ich ocierających się o siebie ciał.
- Umieram - odparła, hipnotycznie falując pod jego dotykiem. - Zrób to powoli… proszę… chcę by ta chwila trwała jak najdłużej - szepnęła, wyginając się mocniej i stając na palcach, by powoli kołysać się w objęciach czarownika.
- Dobrze… - zgodził się Jarvis, choć wymagało to od niego nieco samokontroli. Zwolnił tempo i delektował się miękkim ciałem tawaif poddającym się jego ruchom. I doznaniom jakie mu sprawiała.
Wahadło… powolne, ale poruszające się po szerokim łuku. Silne. Tym się stał biorąc bardkę w posiadanie.
Chaaya powoli spalała się w ogniu przywoływacza, niczym ćma tańcząca wokół płomienia świecy. Ich wzajemne ruchy, choć powolne, niosły w sobie siłę, której po pewnym czasie nie dało się już ignorować czy zwalczać.
Kobieta doszła z cichym westchnieniem, gdy dłoń między jej udami uderzyła w jej strunę o jeden raz za dużo. Tak długo powstrzymywana fala uniesienia, była niczym iskra zapłonowa, która uwolniła drzemiącą w ciele tancerki moc, napierając na biodra maga ze zdwojoną siłą. Nie hamowała się, choć rytm wciąż nie był zawrotny, to ruchy pewne i dosadne. Odbijające się echem od nagich ciał, by wydostać się przez otwarte okno na zewnątrz.
Czuła jak jej działania wpływają na kochanka, czuła jak drży z powodu zbliżającej się fali ekstazy. Ta fala odbijała się echem i w jej umyśle, mieszając z doznaniami dostarczanymi przez każdy szturm, aż do wybuchowego finału. Pochwycił ją wtedy w pasie, przyciskając do siebie i doszedł tak przytulony, z przymkniętymi oczami.

Bardka pogładziła dłońmi po przytulających ją przedramionach, pochylając się nieznacznie do przodu, by Jarvis mógł znaleźć w niej oparcie.
Długo milczała, oddychając ciężko, ale z wyraźną ulgą i rozluźnieniem.
- Chciałabym… - ozwała się nieśmiało i cicho. - ...umierać z tobą tak co noc, by rano narodzić się znowu. W twoich ramionach. - Zwiesiła głowę zawstydzona i jednocześnie szczęśliwa. Muskając ustami ramię kochanka.
- Cóż… postaram się, by za każdym razem było tak dobrze. - Mag szeptał do jej ucha, obejmując ją w pasie. - Nie zamierzam cię opuścić, a i puścić nie mam ochoty.
- Pozwolisz… że i ja tego nie zrobię. - Odwróciła się, by złożyć czuły pocałunek na jego policzku.
- Nie pozwalam… żądam wręcz władczo - rozkazał, całując ją w usta, a potem uniósł tawaif w ramionach. - Chodź… położymy się do łóżka i przytulimy. I może zaśniemy, a może… zobaczymy na co przyjdzie nam ochota.
Kobieta zaśmiała się, przytulając do czarownika, po czym czule musnęła go w wargi, nie odrywając się od nich, aż nie podeszli do łóżka i było to po prostu konieczne.
- Zobaczymy… - mruknęła spolegliwie.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 17-06-2017, 19:59   #63
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Pobudka pachniała olejkami kwiatowymi i szumem wody. Dźwięczała tysiącami kropelek i cichymi skrzypnięciami podłogi. Jarvis szykował kąpiel dla nich. Nie widziała tego z powodu parawanu, ale czuła i słyszała.
Łóżko wydawało się wyjątkowo chłodne i niewygodne, gdy czarownika nie było przy niej. Z początku usilnie walczyła, by podrzemać jeszcze chwilę, wtulając twarz w poduszkę i zwijając się przy tym w kłębek.
Pierzyna jednak nie mogła zastąpić ciepłego ciała kochanka, tak samo jak materac, który teraz bez litości wpijał się w jej żebra sprężynami.
Chaaya mruknęła niezadowolona, przecierając oczy. Jeszcze przez chwilę zmieniała pozycje, ale w końcu skapitulowała, skopując kołdrę na podłogę.
Nie mając większego wyboru, usiadła i przeciągnęła się z cichym i długim ziewnięciem, po czym wstała i podeszła do przepierzenia, oglądając jego podstawy w celu złożenia go i odstawienia pod ścianę.
Odsłonięty czarownik nadal był goły… nie zauważył działań bardki, zajęty pilnowaniem kąpieli. Tym bardziej, że parawan dawało się szybko, wygodnie… i co najważniejsze, cicho złożyć. Także, właściwie nie zdając sobie z tego sprawy, wypinał goły zadek prosto w kierunku tawaif.
Kobieta uśmiechnęła się pod nosem podchodząc do mężczyzny, łapiąc go dwuznacznie za biodra.
- Pochyl się bardziej… bym mogła mocniej… - wycedziła przez ząbki, naigrywając się z biedaczka, który został pochwycony tak… jak sam to robił w jej przypadku.
- Byś mogła mocniej… co? - spytał zaskoczony Jarvis, spinając się pod jej dotykiem.
- Jesteś pewien, że chcesz wiedzieć? - mruknęła złowróżebnie, oplatając go w pasie i przytulając się do jego pleców.
- No cóż… mam mieszane uczucia. Po części wiem, że pożałuję jeśli zapytam. Po części jakaś chora część mnie… chciałaby wiedzieć. - Zamiast się bardziej pochylić, wyprostował się i sięgnął za siebie, głaszcząc powoli po pośladku dziewczyny. - Jak się spało?
Ta zaśmiała się jak psotliwy chochlik, po czym ucałowała maga w zagłębienie pleców. - Dobrze, wyspałam się, a to najważniejsze przed misją. A ty? - Maskowała mu brzuch, okrężnymi i delikatnymi ruchami, ciesząc się z tego, że mogą się poprzytulać.
- Też się wyspałem i… - Złapał ją za dłoń, prowadząc w dół, by mogła dotknąć jego miłosnego organu i poczuć jego reakcję. - ...zgłodniałem. Ale to może poczekać, jak skończymy misję. Nie chcę cię wymęczyć za bardzo. Godiva nie może się jej doczekać.
- Mmm… - Cichy pomruk, został przerwany kolejnym pocałunkiem pod jego łopatką. Dłoń delikatnie spoczęła na jarvisowej klindze, masując ją posuwistymi ruchami. - Nie miałam kontaktu z Nverym… będę musiała iść do niego do sklepu…
- Powinniśmy się wykąpać… jak już… odlepimy się od siebie. Zostawię cię wtedy samą… żeby nie kusić losu - zamruczał przywoływacz, zaciskając drapieżnie dłonie na jej pośladkach i masując je energicznie. - A wieczorem świętujemy zwycięstwo.
- Samą? Samituteńką? Czy wytrzymam? - Jej palce mocniej i pewniej zacisnęły się na męskości czarownika. - I co ja wtedy pocznę? Może mam się umyć? - Prychnęła pocierając noskiem po wystającym kręgosłupie. - Możemy pójść do pewnej tawerny… zjemy uroczystą kolację z tej okazji. Godiva się ucieszy… a i może ośmieli się zagadać do takiej jednej co tam przesiaduje.
- Jeśli ja tu zostanę… dobrze wiesz, że nie dam ci się umyć… ani ubrać. No chyba tylko po to, by rozebrać cię w jakimś ekscytującym miejscu. - Zaśmiał się chrapliwie mag, drżąc pod jej dotykiem, tym bardziej, że tawaif czuła pod palcami efekty swych działań. - Jeśli uważasz, że to dobry pomysł, a… Nveryioth? On chyba takich kolacji nie lubi.
- Jeśli nie będzie chciał to nie pójdzie… ostatnio jednak zapalił się na wampiry, więc może nie przepuści takiej okazji jak wspólne wyjście… - odparła bardka, zjeżdżając drugą dłonią z brzucha na pachwinę czarownika, jednocześnie powoli klękając by móc muskać ustami jego pośladek. Ta drobna zabawa zaczynała jej się podobać i satysfakcjonować, toteż nie zwolniła swej pieszczoty tylko ją intensyfikując.
- Chaayu… - mruknął cicho mężczyzna, poddając się jej działaniom. - Wampiry mogą łatwo owinąć sobie naiwnego smoka wokół palca. To podstępne bestie… Nver… powinien… uważaaać. - Pieszczoty kobiety niewątpliwie utrudniały Jarvisowi skupienie się na wypowiadanych słowach.
- Dobrze wiesz, że ty swoje… a oni swoje. Ubzdurał sobie coś w głupiutkim łebku i tylko sparzenie ogona może go czegoś nauczyć… Lepiej go mieć przy sobie, pod okiem… niźli go puścić samego w miasto. - Ukąsiła go delikatnie w pośladek, łaskocząc czubkiem języka. Sprawne dłonie, oplotły się wokół jego ciała niczym lubieżny bluszczyk, nie wypuszczając go ze swoich objęć. Pozostawiając w zawieszeniu, na granicy przyjemności i spełnienia.
Jarvis pochylił się, wypinając lekko biodra w kierunku kochanki. Pochwycił wannę dłońmi, by utrzymać się na nogach, poddając rozkosznej torturze języka i dłoni.
Chaaya delektowała się tym drobnym zwycięstwem, uradowana, że ponownie udało jej się sprawić przyjemność kochankowi. Musiała być ostrożniejsza, by móc przedłużać tę chwilę, jednocześnie się nią rozkoszując.
Usta błądziły od pośladka do pośladka, a ciepły język coraz częściej i zuchwalej prosperował sobie w newralgicznych rejonach maga.
~ Powiedz, jeśli poczujesz się… skrępowany sytuacją. ~ Usłyszał w swojej głowie łagodny głos tancerki, gdy jej język musnął go niebezpiecznie blisko, przyprawiając o gęsią skórkę na plecach. Palce na jego męskości zwolniły nieco, ostudzając jego wzburzone emocje. Ale tylko na chwilę, by znów przyjemnie przyśpieszyć.
~ Poradzę… sobie. ~ Smoczy Jeździec przymknął oczy, poddając się i skupiając na pieszczocie. Drżał coraz bardziej, coraz bliżej eksplozji. Z pewnością nie była to dla niego sytuacja… typowa, ale był gotów podążyć tam, gdzie Chaaya go prowadziła swymi zabiegami.
~ W to nie wątpię ~ odparła czule. ~ Chcesz się odwrócić? To dla mnie nie problem.
~ Jeszcze… nie… ~ szepnął telepatycznie. ~ Wytrzymam… choć… wkrótce zabrudzę wodę.
~ To straszne… ~ zawyrokowała, choć wcale sie tym nie przejmowała, przysysając się delikatnie do wrażliwej skóry między pośladkami kochanka. Dłoń poruszała się coraz szybciej w akompaniamencie drugiej, błądzącej między pachwinami mężczyzny. Systematycznie zbliżając go do pozytywnego końca tego nietypowego i niezapowiedzianego spotkania.
~ Straszne… straszne… straszne… ~ powtarzał telepatycznie Jarvis, zaciskając dłonie na wannie, po czym nastąpiło to czego tawaif się spodziewała. I do czego dążyła pieszczotą palców i języka.

Na sam koniec Chaaya pocałowała towarzysza w pośladek, splatając ręce na jego biodrach, by się do niego przytulić i dać mu czas na ochłonięcie. Gdy wyczuła jak jego oddech się uspokaja, powoli zsunęła się na dół siadając na piętach.
- Taki kruchy i delikatny, aż dziw bierze, że potrafisz być całkowitym tego przeciwieństwem.
- Cóż... ciężko ci się oprzeć - przypomniał jej, obracając się i opierając o wannę. Dłoń jego wsunęła się we włosy dziewczyny i przyciągnęła twarz ku swej męskości. - Przygotujesz mnie do podboju twego ciała?
- Co zrobisz jeśli się nie zgodzę? - spytała, wstając do klęczek, by przesunąć się bliżej rozchylonym udom czarownika.
Wpasowała się między jego nogi, siadając bokiem i delikatnie zlizując pozostałości po igraszkach z czubka jego włóczni.
- Dam parę klapsów na ten kształtny tyłeczek - “zagroził”, przyglądając się, swej klęczącej przed nim, kochance. - Nie powinnaś przypadkiem zaproponować co mam uczynić jeśli się zgodzisz?
- Ta… wstążka… fioletowa… nie daje mi spokoju - odparła, coraz śmielej prosperując sobie z żołnierzykiem w spoczynku. Ciągle dotykała go jedynie językiem, ale mag był pewny, że jak się tylko trochę rozochoci, to nie będzie w stanie jej od siebie oderwać.
- I co mam… z nią zrobić? - Masował ją dłońmi po głowie, delikatnie i z rozmysłem przeczesując włosy, coraz bardziej pobudzony zarówno jej dotykiem jak i samym widokiem.
Chaaya zadarła głowę z lekko rozchylonymi wargami i językiem na wierzchu. Popatrzyła na czarownika przymykając usta, po czym zamrugała kilka razy, jakby wpadło jej coś do oka.
- Ja nie wiem jak się jej używa… - mruknęła zawstydzona. - Znam jedynie… kinbaku… ale to tylko z niewoli, więc nie umiałabym powtórzyć, bo robiono to na mnie… - Jarvis przyłapał ją na tym, że chciała się czegoś nowego nauczyć, ale za bardzo się wstydziła do tego przyznać. Zarumieniona, spuściła wzrok na męskość przed sobą.
- No cóż… myśmy tego używali inaczej. Chodzi o skoncentrowanie zmysłów. Zawiązywało się ją na oczach i dłoniach, by… jedyne czym mogłabyś czuć otoczenie były słuch i dotyk… przede wszystkim dotyk - wyjaśnił spokojnie, uśmiechając się delikatnie. - O ile nie przeraża cię zdanie się tylko na mnie.
Tancerka popatrzyła na niego spod rzęs, ściągając usta w dzióbek. Zażenował ją tym pytaniem, a może… to wypowiedzenie na głos odpowiedzi tak ją strofowało. Wzięła w dłoń kochanka, pochylając się nad nim.
- Możemy spróbować - burknęła jak obrażona dziewczynka, po czym wzięła go do ust.
- Jeśli masz ochotę… - jęknął cichutko czując pieszczotę miękkich warg Chaai na swojej dumie.
Kobieta prychnęła mu w przyrodzenie, tracąc zainteresowanie dalszą rozmową. Wolała w całości poświęcić się pieszczotom, rozsmakowując się w Jarvisowych zaletach.
Zamruczała w zadowoleniu, gdy mag zaczął reagować na jej starania.
Czarownik nie mógł się wszak opierać jej talentowi, tym bardziej, że ona sama działała na niego jak silny afrodyzjak. Głaszcząc ją po włosach poddawał się podniecającej pieszczocie warg.
Opierał się o wannę, starając się nad sobą panować, a bardka z satysfakcją mogła podziwiać rosnący efekt jej wysiłków.

Tawaif oderwała się nagle od mężczyzny, zadzierając głowę do góry.
- A jakbym nie miała? Oraz nie wiedziała na co mam ochotę? - spytała z lekką chrypką, oplatając dłonią jego członek, delikatnie stymulując.
- To dokończyłabyś to co robisz... a potem ja… pobawiłbym się… tobą… tak... jak wczoraj… - wydyszał z jękiem Jarvis i rozejrzał się. - Przy drzwiach może… przy otwartym oknie… na stole… łóżku… w wannie… nie wiem, gdzie jeszcze?
Poddawał się działaniu dziewczyny coraz bardziej gotów do jej zaspokojenia.
- Nie powiem… sam się męcz z tym pytaniem - odparła trzpiotnie, wystawiając język by dotknąć nim czubka jego męskości. Po chwili zaczęła zataczać fikuśne zygzaczki, używając tylko swego koniuszka i przechodząc w czysto perwersyjne znęcanie się nad partnerem.
- Nie męczę… planuję... - jęknął cicho, wyraźnie udręczony, rozglądając się dookoła. - Hmm… stolik? Usiądź na nim.
- Nie usiądę… mam tu spotkanie, bardzo ważne, nie widzisz? - Objęła go delikatnie wargami, przesuwając głowę w górę i dół, delikatnie gładząc ustami i językiem.
- Chaayu… ja chcę… byś poczuła się bardzo… przyjemnie… - Wodził dłońmi po jej głowie, mając pewnie w planach siłą ją odciągnąć od już gotowego do użytku oręża. Tyle, że najpierw musiał pokonać samego siebie, a rozkosz jaką mu dawała pieszczota ust Chaai bynajmniej tego nie ułatwiała.
- Nie przeszkadzaj… zaraz podadzą danie główne - Z każdym jej słowem, jej wargi ocierały się o tętniącą pożądaniem męskość. Mag poczuł jak ciało bardki zaczyna się poruszać i przemieszczać. Zaczynała go oplatać, chcąc ponownie unieruchomić.
Tawaif nie zamierzała mu ułatwiać tego pojedynku.
To zresztą nie była nawet równa walka, Jarvis przegrywał na każdym polu całkowicie poddając się działaniom dziewczyny i tracąc wszelkie szanse na podjęcie nawet szczątkowego oporu. Był całkowicie jej… i była to dla niej przyjemna świadomość.
Tancerka wzięła go ponownie do ust, rozkoszując się tymi prywatnymi chwilami z dumnym kochankiem pod sobą. Nie tylko czarownik zgłodniał przez noc. Chaaya również miała ochotę na śniadanie, które w dodatku sama sobie przyrządziła. Poruszała systematycznie głową, wbijając pazurki w trzymane biodra i pośladki, aż nie poczuła w ustach znajomego smaku.
Mag był blisko, bardzo… a ona ciągle czuła palące pragnienie. Uniosła głowę z cichym westchnieniem.
- Oprzyj się rękoma na drugiej ścianie wanny i trochę pochyl do tyłu. - Poprosiła? Czy rozkazała? Podniosła się na jedną nogę, prawdopodobnie zamierzając przejść ze śniadaniem nieco wyżej, może nawet podzieli się z nim z Jarvisem?
Dla mężczyzny nie miało to znaczenia. Rozgorączkowany pożądaniem postąpił, tak jak go o to prosiła. Zacisnął dłonie na krawędziach, tak jak prosiła. Spoglądał na kochankę dzikim wręcz spojrzeniem, która weszła do wanny, stając nad nim rozkrokiem. Przysiadła delikatnie na kolanach, na razie trzymając wyprężonego kochanka opartego o swój brzuch.
- Nie musisz mi się za wszystko odwdzięczać… to nie zawody, kto komu sprawi więcej przyjeności - wymruczała czule i łagodnie, gładząc go po policzku niczym cna dzieweczka rycerza. - Jest mi z tobą dobrze gdy jesteś delikatny, jest mi dobrze gdy jesteś brutalny i dziki… jest mi dobrze gdy przed tobą klęczę, gdy cię ujeżdżam, czy po prostu wtulam jak wczoraj przed snem. - Musnęła jego wargi, unosząc się nieznacznie i naprowadzając wybranka na właściwe miejsce. - Sprawiasz mi przyjemność samym swoim widokiem i głosem, nie musisz mnie nawet dotykać, bym się tobą upoiła - wyszeptała mu w usta, powoli bujając się w jego siodle.
- Ale… lubię… - wymruczał potulnie Jarvis, poddając się pieszczocie dziewczęcych bioder. Zaciskał lekko zęby rozkoszując się szaloną jazdą kochanki. Prężył się pod nią i także w niej, dostarczając przyjemnych doznań.
- Powiedz mi jeśli zmęczą ci się ręce… zmienimy pozycję - dodała, przyspieszając nieco rytm, wciąż mając jednak na względzie karkołomną pozycję i wysiłek jaki musiał czarownik włożyć, by oboje nie upadli. - Zawsze mi mów… naucz mnie siebie, a ja odpłacę ci się tym samym - odparła polubownie, nie tylko się bujając, ale zataczając biodrami okręgi, unosząc się coraz wyżej na samą granicę jego ostrza, by się nadziać silnym i zdecydowanym, acz łagodnym i spokojnym ruchem.
Jej piersi błądziły od czasu do czasu po torsie maga, rozcinając jego rozgrzaną skórę, twardymi jak lód sutkami.

~ Pragnę cię… tak mocno… ~ Jego oczy mówiły to samo. Rozpalone pożądaniem, aż do szaleństwa, nie odrywały od niej spojrzenia. Czarownik wytrzymał dość długo… ale widać było, że zaczyna słabnąć i on sam... ~ Pozycja... inna ~ wkrótce się poddał.
Chaaya skwapliwie pokiwała głową, ochoczo rozglądając się po pomieszczeniu? Nie wyglądała na zrażoną ani zawiedzioną, a na otwartą i ciekawą dalszego ciągu wydarzeń.
- Gdzie? - Uniosła się, wychodząc ostrożnie z wanny, by się nie poślizgnąć, wyciągając ręce do mężczyzny.
- Najbliżej… stolik. - Jarvis rozejrzał się pospiesznie i wypowiedział nazwę pierwszego przedmiotu jaki dostrzegł.
- Na brzuchu, plecach… na siedząco, pół stojąco? - spytała, ciągnąc za sobą ukochanego z uśmiechem na ustach.
- Jak masz ochotę… - wymruczał wodząc łakomym spojrzeniem po jej ciele. - Najchętniej wszystko po kolei.
- Dobrze… ale teraz chcę cię móc całować… - Usiadła zgrabnym podskokiem na blacie, przyciągając do siebie przywoływacza, by połączyć ich w spragnionym pocałunku. Po czym oplotła go nogami w pasie, powoli opadając na plecy.
Patrzyła mu w oczy z cieniem uśmiechu na ustach. Nie widział u niej przerażania jak wczoraj, choć lęk wyraźnie czaił się pod rozszerzonymi źrenicami.
- Chodź… chodź do mnie. - Rozpostarła ramiona gotowa przyjąć go całym swoim ciałem.
Jarvis najwyraźniej postanowił zdusić w niej ten lęk, przyciskając zachłannie usta do jej ust. Całował bez ustanku jakby bał się, że oboje umrą jeśli przerwie pocałunki. Niżej nie było strachu. Chwycił ją władczo za biodra i posiadł… poczuła szybkie pchnięcie przeszywające ciało dreszczem przyjemności i kolejne uderzenia bioder, mocne i głębokie.
Zaciskając dłonie na jej nogach kochał się z nią dziko i namiętnie, przyspieszając oddech dziewczyny, aż jej klatka piersiowa wyglądem przypominała wzburzone sztormem morze. Głośne jęki tłumiły wargi mężczyzny, od których i ona nie chciała się oderwać. Jej sylwetka wiła się w rytm uderzeń, poruszając się na całym stole. Paznokcie zdobiły barki powolnymi i zmysłowymi zadrapaniami, nie raniąc, a jedynie przyjemnie masując.
Mocniej, szybciej, gwałtowniej. Rytm bioder kochanka przenosił się na wijące pod nim ciało, na jego żarliwie pocałunki, na głośno skrzypiący mebel, aż w końcu Chaaya poczuła jak on zbliża się do kolejnego finału porywając ją ze sobą.
Starannie przygotowana i zaserwowana rozkosz, rozniosła się elektryzującą plątaniną ładunków, wprawiając tancerkę w obezwładniające drżenie, nadając jej drobnemu ciału spotęgowane uczucie bezbronności i delikatności.
Tancerka zacisnęła mocniej oczy, wtulając się z niejaką wdzięcznością w bark przywoływacza, muskając jego ucho świszczącym oddechem na granicy cichego jęku. Opadła w oszołomieniu, rozkoszując się kolejnym spełnieniem w ramionach Jarvisa, niczym koneser lampką dobrego wina.
Czarownik zaczął powoli głaskać bardkę po jej włosach, długo przy tym milcząc. Wydawał się rozmyślać nad czymś.
- Jak tak dalej pójdzie do południa nie wyjdziemy z łóżka. I misji nie wykonamy - rzekł w końcu żartobliwie.
- Misja… zapomniałam. Ech muszę iść po Nveryiotha… - wyjęczała wyraźnie niezadowolona, kręcąc głową na boki, mrucząc cicho.
- Musze iść… nie możemy… Godiva czeka. - Uniosła się nieznacznie, ale opadła w zrezygnowaniu.
- Mmmm… - zaburczała gniewnie, zbierając się w sobie. - Idęęęę… idę do wanny!


Ponownie płynęła gondolą. Tym razem sama i z normalną bielizną na pupie. Przewoźnik za jej plecami mruczał coś pod nosem, najwyraźniej rozmyślając na głos. Bardka nie skupiała się na jego słowach, chłonąc widoki, które ciągle budziły w niej niemy zachwyt i motyle w brzuchu. La Rasquelle było pięknym miastem. Trochę mrocznym i nieprzystępnym, ale to tylko dodawało mu więcej uroku.
Dotarłszy pod antykwariat, przeszła pod szyldem, niknąc w półciemnym pomieszczeniu, składającym się tylko i wyłącznie z półek i książek.
- Witamy w antykwariacie w czym mogę pomóc?! - zawołał od progu, pojawiający się znienacka Nveryioth, czkając głośno, gdy zorientował się, że nie ma do czynienia z klientem.
- Dzień dobry, chciałabym porozmawiać z właścicielem. - Chaaya uśmiechnęła się do smoka, a ten czknął jeszcze głośniej, uciekając spojrzeniem na pobliskie encyklopedie.
- Na samym końcu po prawej… - Wskazał drogę pierzastą zmiotką do ścierania kurzu, po czym dał nura między tomiszcza.
~ Unikasz mnie? Jesteś na mnie zły? ~ spytała zaniepokojona, gdyż bardzo słabo wyczuwała obecność gada, jakby ten specjalnie się przed nią maskował.
Białowłosy nie odpowiedział, więc tancerka ruszyła do Gaulgrama, by z nim porozmawiać o zwolnieniu skrzydlatego na jeden dzień.
Staruch jak zwykle siedział gdzieś pomiędzy swymi ulubionymi tomami, zajęty czytaniem i z miną mówiącą “nie interesujesz mnie” zwrócił się do tawaif. - Jeśli chcesz kupić to zwrócić się do białasa. Jeśli masz coś do sprzedania, to pokaż… nie mam całego dnia.
Pasowali do siebie, Nveryioth i on, obaj nie lubili ludzi i jak się im przeszkadzało. Gaulgram nie był zainteresowany pogaduszkami, więc smok mu podpasował, tym bardziej, że odciążał go od problemu zajmowania się klientami chcącymi coś zabrać z jego “skarbca”.
- Właściwie to chciałam poprosić o wolne dla Nerona. Mam ważną sprawę do załatwienia i chciałabym, by brat mnie wspomógł swoją osobą - odparła tancerka niezrażona zachowaniem obojga mężczyzn i... przyłapując smoka na podsłuchiwaniu. - Dzisiaj. Teraz.
- Nie zapłacę. Nie pracuje, nie płacę - burknął antykwariusz. - Nie obchodzą mnie żadne łzawe historyjki o chorych dzieciach i inne takie.
- Nie musi pan płacić… zależy mi tylko na jego czasie wolnym - wytłumaczyła cierpliwie staremu dziadyce. A Nvery już przestał się kryć i wyszedł ze zmiotką, przysłuchując się rozmowie.
- To może iść - łaskawie stwierdził staruch, przerzucając stronę.
- Dziękuję. - Tawaif uśmiechnęła się z wdzięcznością, po czym odwróciła się do białaska i skinęła głową, by za nią ruszył.
- Tto… idę - Neron mruknął na pożegnanie pracodawcy, odkładając czyścik na regale, po czym ruszył jak na ścięcie za swoją towarzyszką…

~ Zamierzasz się do mnie nie odzywać? ~ spytała, gdy wchodzili do łódki, która miała ich zabrać do tawerny.
~ Może… bo co? ~ burknął chłopak najeżając się od razu i szykując do ataku.
~ Jesteś zły? O co? Chodzi ci o wczoraj… że cie zostawiłam?
Białowłosy wzruszył butnie ramionami, krzyżując ręce na piersi. Starał się wyglądać pewnie w tej dziwnej sytuacji. Chaaya obserwowała smoka z wyraźnym zatroskaniem i smutkiem.
~ Hej, jesteśmy partnerami… ~ zaczęła ciepło i czule, wyciągając do niego rękę, ale gad się od niej odpędził.
~ Wielkie mi co… taki z ciebie partner jak ze mnie nekromanta ~ fuknął, odwracając się do bardki plecami. Kobieta przewróciła oczami, dając za wygraną. Najwyraźniej skrzydlaty nie mógł przeboleć wczorajszego „porzucenia”, choć tancerka miała dziwne wrażenie, że była to tylko przykrywka do jakiejś większej urazy. Dholianka jednak nie mogła sobie przypomnieć, czym mogłaby się jeszcze narazić. Cała sytuacja zaczęła ją intrygować…


Ta część miasta była wyjątkowa pod każdym względem, chyba najbardziej “nieludzka”. Tu można było się przekonać, że La Rasquelle stworzyła obca rasa. Tyle, że do elfów też to miejsce nie pasowało. Elfy wedle opowieści były szczupłe i wysokie.
- Jak wam się podoba? - zapytał kurtuazyjnie Jarvis, spoglądając na towarzyszącą mu trójkę. Godiva rozglądała się zaciekawiona, ale bez podziwu. Zapewne już ją widziała, choć oczami czarownika.
- Trochę… ciasno i… nisko. - Nvery nie wyglądał na zadowolonego, zważywszy, że sięgał prawie dwóch metrów i czuł się w tym miejscu, jak w jakimś chorym teatrzyku dla lalek.
Chaaya tylko wzruszyła zachowawczo ramionami, co i rusz się rozglądając i chłonąc niespotykane widoki w typowym dla siebie milczeniu.
- Myślałem, że… zrobi na was większe wrażenie. Co do planu… Poślę Gozreha na przeszpiegi, a my podążymy za nim. Gozreh znajdzie w końcu plemię, a wtedy… poradzicie sobie w walce na pierwszej linii? A my będziemy was wspierać - zadecydował czarownik, spoglądając na pozostałych w oczekiwaniu na ich wypowiedzi.
- Na pustyni są takie małe miasteczka wykute w piaskowcu… - odparł zielonołuski. - Takie tycie… może mniejsze od tego. Prawda? - spytał się bardki, która ponownie wzruszyła ramionami.
Może i udawała nieprzystępną, ale jej oczka się świeciły i czujnie przeczesywały okolice.
Smok westchnął cierpiętniczo i kopnął kawałek gruzu.
- To nie jest… Nie wykuto tu nic. Wyrzeźbiono, ale bez użycia narzędzi, jakby w glinie - wyjaśnił Jarvis, przyglądając się okolicy. Gdzieś w cieniu rozbłysły kocie oczy i wyłonił się półmaterialny Gozreh, drapiąc się macką za uchem. - Więęęc… znów jestem wykorzystywany?
Neron burczał coś pod nosem, pewnie złorzecząc na czarownika, ale szybko się ożywił, gdy ten przywołał cienistego kota. Wyciągnął rękę, jak dziecko chcące pogłaskać domowego pupila, ale nie ośmielił się go dotknąć. Nie był w formie smoka i nie chciał zostać udziabany w delikatną dłoń.
- Użyto magii? - Tancerka zadała dość głupiutkie pytanie, kłaniając się chowańcowi maga, po czym zaraz szybko go ignorując.
- Może… tak naprawdę to nie wiadomo czego. Aury magiczne tutaj nie pochodzą od samych budynków, a od ukrytych w nich pułapek - wyjaśnił mag, tymczasem kocur wydawał się być… obojętny na widok dłoni Nveryiotha w pobliżu swej głowy. Ani mu ona wadziła, ani kusiła.
Zielony pacnął chowańca po głowie, po czym pogłaskał między uszami, wyraźnie ukontentowany, patrząc na maga jakby sprawdzając, czy ten widzi, że Gozreh dał mu się pogłaskać. Jarvis to widział i uśmiechnął się ciepło, acz z lekkim odcieniem ironii.
- Ugh… pułapki. - Tancerka skrzywiła się na samą myśl natrafienia na jakąś, podświadomie przybliżając się do Jarvisa, jakby ten miał ją przed tym uchronić. - Ruszajmy może… - dodała bez zapału, oglądając się na fikuśne ściany okolicznego domostwa.
- I tak pułapkami zajmę się ja pewnie… wpadając w nie - zażartował sarkastycznie czworonóg, ruszając przodem i wchodząc w jedną z uliczek podczas, gdy mag rzucał na niego zaklęcie.
- Milutki, co? - zażartowała ze złośliwym uśmieszkiem Godiva, odzywając się do Chaai bardzo cicho, co by czarownik nie słyszał.
Tawaif uśmiechnęła się wymownie do smoczycy, nie chcąc mówić na głos, jak bardzo nie znosiła tego kociego gaduły.
- Tooo… tak dla przypomnienia. Szukamy wisiorka z jednorożcem. Nosi go najbardziej wyróżniający się goblin - odparła zblazowana słodkim głosikiem. - Powodzenia.

Przez chwilę przemierzali ową dzielnicę w milczeniu. Jarvis pierwszy… za nimi Godiva, trzymająca się blisko Chaai, Nveryioth zamykał pochód. Byli czujni i cisi. Dlatego też dostrzegali kryjące się tu życie. Małe ptaki śpiewające, małe gady wygrzewające się na kamieniach, gryzonie buszujące w poszukiwaniu opadłych orzechów i młode aligatory wygrzewające się na brzegach kanałów. Ta część miasta należała do natury. Minęło jakieś półgodziny nim Gozreh się pojawił przed nimi wychodząc zza zaułka.
- Chodźcie… tędy i unikajcie budynku po lewej. Nie podoba mi się - wytłumaczył i zawrócił kierując się z powrotem skąd przyszedł.
- Jasssne… - burknął białowłosy młodzieniec. - ...pewnie znalazł tam coś ciekawego i nie chce się podzielić. - Widać było od razu, że Zielony lubił łamać zakazy i chadzać własnymi ścieżkami, a co za tym idzie… wpychać nos nie tam gdzie powinien. Szedł jednak posłusznie w sznureczku, na samym końcu… co by nikt nie musiał widzieć jego sępiej twarzy.
- Znalazł gobliny? - Bardka przybliżyła się nieznacznie do Jarvisa, zagadując go cicho. - Co z koboldami?
- Lubi być tajemniczy… jak to koty. Gdyby to było coś pilnego lub ważnego, co wymagałoby nas poinformowania… to by powiedział - wyjaśnił cicho przywoływacz, podążając z kuszą w dłoniach za kocurem.
Cała grupka dotarła do kamiennego słupa stojącego pośrodku małego okrągłego placyku. Był on rzeźbiony tak jak budynki dookoła co nie czyniło go ciekawym. Wyjątkowość nadawały mu ślady pigmentów wcieranych w szczeliny i sznurki na których rozwieszono, suszone jaszczurki, ptasie pióra, kły… w tym jeden smoczy. Czaszki małych ssaków i gadów zdobiły szczyt, na którym to postawiono olbrzymią czaszkę nietoperza.
- Chyba dotarliśmy do terenów goblinów, co oznacza, że koboldy urzędują z drugiej strony - ocenił sprawę Gozreh.
- Oooo… - Chaaya z Nverym zatrzymali się oglądając totem z wyraźną fascynacją. Bardce spodobały się kolory i aranżacja ozdób. Smok… miał ochotę spróbować jaszczurki, ale szybko został złapany przez swoją partnerkę. Nabzdyczył się więc jeszcze bardziej, mało nie rzucając kuszą o ziemię.
- Czy to totem taki prawdziwy? Nigdy nie widziałam takiego… ale czytałam o tym - spytała rozentuzjowana.
- Jest prawdziwy… - stwierdził czarownik, przybliżając się do ozdób i wąchając je. - Tylko prawdziwe tak śmierdzą.
Po czym mamrocząc wykonał kilka gestów i dalej przyglądając się słupowi rzekł. - Jest trochę magii w niektórych fetyszach, ale ogólnie to on potężny nie jest.
- Wspaniale - bardka cieszyła się na te słowa, z podziwem oglądając pal, obchodząc go ostrożnie dookoła.
- Chce jaszczurke… - Skrzydlaty burknął, krzyżując ręce na piersi.
- Nie dostaniesz. Nie będziemy psuć ich pracy… - Tawaif była nieustępliwa. - Ruszajmy dalej…
- W zasadzie to wolałbym byście tutaj lub w okolicy zrobili sobie chwilę przerwy - stwierdził nagle Gozreh. - Potrzebuję odrobiny swobody działania, a wasza obecność tuż za ogonem trochę mi to utrudnia.
- No chyba cie przegrzało! - Nveryioth wybuchł nagle rozłoszczony. - Zabierasz nam całą frajdę.
Dholianka przewróciła oczami i wzruszyła ramionami, jej było obojętne czy tu zostaną, czy nie.
- Będzie jeszcze wiele frajdy, jak zlokalizuję wioskę goblinów - wyjaśnił cierpliwie kocur. - To nie jest wycieczka… a misja.
- Tfo nje jest wyciecka a mfisja… - przedrzeźnił czworonoga gad, oddalając się pod jedną z chałupek, by pozaglądać przez okno. Żeby to jednak zrobić… musiał kucnąć i się zgarbić.
- Dobrze. To w takim razie, zostajemy tutaj w okolicy i postaramy się nie rzucać w oczy. - Chaaya zwróciła się spolegliwie do chowańca, a później Jarvisa.
Podczas gdy Nvery oglądał kupkę słomy i resztki jakiegoś leża ukrytego w mroku chałupki badanej przez niego, a Godiva po prostu usiadła z boku przyglądając się swej włóczni. Jarvis uśmiechnął się do dziewczyny mówiąc. - To dobra okazja, by coś zjeść przed walką.
Chowaniec zaś oddalał się z nonszalancko uniesionym ogonem.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł… - Bardka nie była pewna, czy chce jeść w takim miejscu. - Poza tym ja nic nie wzięłam. - Wzruszyła ramionami, obserwując kolorowy pal.
- Ja wzięłam… - wtrąciła Godiva i spojrzała na czarownika. - Jarvis poprosił telepatycznie, bym kupiła coś do jedzenia rano.
Tancerka odwróciła się do smoczycy, uśmiechając się. W końcu skinęła głową i podeszła do wojowniczki, siadając obok.
Białowłosy jak zwykle ignorował nieprzychylne mu otoczenie.
- Potowarzyszę wam i może coś ci podbiorę. - Szturchnęła Niebieską łokciem, uśmiechając się jak lisiczka.
- Nie musimy nic jeść jeśli nie chcesz… Możemy poczekać z posiłkiem na później, mogę też popilnować waszego spokoju, jeśli chciałabyś zostać sama z Jarvisem… albo zmusić go, by on popilnował naszego spokoju - dodała z dwuznacznym uśmiechem smoczyca i nieco poważniejszym tonem. - Prawda jest taka, że Gozrehowi to szukanie może trochę zająć i trzeba jakoś zabić czas.
Zanim tawaif zdążyła odpowiedzieć, Nvery podniósł się z głośnym westchnieniem. - To ja idę polować na ważki. - Machnął dłonią, jakby zbywał natrętny tłum wielbicieli, po czym ruszył na zwiady latających robaczków.
Dziewczyna popatrzyła za odchodzącym lekko zmartwionym wzrokiem, również wzdychając. - To, że ja nie chcę nic jeść, nie oznacza, że i wy musicie pościć… nooo i skoro tak się sprawy mają… - Wstała trochę ociężale. - To pójdę zbadać okoliczną florę, może znajdę jakieś znajome zioła. Będę na odległość telepatii.
- No dobrze… - jęknęła nieco rozczarowana Godiva, ale Jarvis dodał pocieszająco. - Odrobina czasu dla siebie nikomu nie zaszkodzi. W razie czego, nadal jesteś potężnym smokiem, zdążysz ją uratować. Tak jak ostatnio.
Tancerka pomachała parze po czym ruszyła między budynki, w przeciwnym co do Zielonego kierunku, rozglądając się uważnie pod nogami… i wkrótce zniknęła.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 18-06-2017, 18:23   #64
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Pierwsza miłość zielonołuskiego

Skrzydlaty młodzieniec szedł dziarskim krokiem pomiędzy budyneczkami, czując się jak w jakimś surrealistycznym śnie. Choć ciekawość, co do zagospodarowania przestrzennego mijanych domków, go zżerała… nie miał szansy wejść do środka, choćby i próbował na czworaka. Był za duży i… o dziwo za gruby. Istotki tu mieszkające były wielkości szcześciolatków lub dziesięciolatków, a i myśl wpadnięcia w pułapkę ostudzała nieco smocze zapały do wciskania nosa nie tam gdzie powinien w tak beznadziejnej formie jakim było ludzkie ciałko. Skupił się więc na polowaniu.
Ślicznotka… jego gekonica. Po ćmach, najbardziej lubiła zjadać właśnie ważki, więc postanowił zaopatrzyć się w kilka okazów, które przetrzyma w sakiewce.
W tym celu zbliżył się do rzeki i rosnących przy nich szuwarów. Bo tam można było spotkać owe latawice. Leżące na brzegu aligatory z początku przyglądały się bacznie chudemu człowiekowi, a potem zaczęły zanurzać się w rzece. Były od niego mniejsze i bezpieczniej czuły się w wodzie. Przez pewien czas po prostu tkwiły nieruchomo w wodzie, a potem zaczęły uciekać z prądem.
Coś je spłoszyło.
Białasek stanął ukontentowany nad brzegiem kanału, podpierając się ręką na biodrze, a drugą z kuszą, wysoko uniesioną w górę.
- HA! Bójcie się mnie! - rzek w dumnym smoczym. - Tak, tak. Znajcie swoje miejsce wy małe… pseudodrakoniczne… … .... - Pseudodrakoniczne co?
Gad zasępił się, tracąc na chwilę rezon, po czym wzruszył ramionami i rozejrzał za owadami. Dwa były niemal na wyciągnięcie ręki, wystarczyło odrobiny cierpliwości i zwinności i… CIABAS! Jeden właśnie został złapany w klatkę smukłych paluszków, co mocno ucieszyło i mile połechtało jaszczurcze i próżne ego.

Nagle… z bagna tuż przed łapiącymi ważki Nveryiothem kłapnęła biała paszcza, wypełniona równie białymi zębami. Potworna istota… wyłoniła się z błotnistego dna.

[media]http://orig13.deviantart.net/4ae3/f/2009/083/6/6/6613b383bbc4a695eebf751e7374a8e7.jpg[/media]

Prześliczna. I… chyba głodna.

Młodzik był w trakcie zapakowywania swojej wierzgającej i butnie bzyczącej zdobyczy do sakiewki, gdy wtem, niespodziewanie trafiła go strzała… amora.
Nvery zagapił się na pięknie oczyszczoną z mięsa, choć aktualnie trochę zaglonioną i pokrytą żęsą, czaszkę, trudnego do określenia gada. Albo ssaka. Albo jednego i drugiego.
W sumie rodowód i status społeczny ulubienicy, a nawet płeć, nie miało tutaj większego znaczenia. Smok kochał istotę i zapragnął ją mieć na własność… ewentualnie, wystarczą mu same szczątki pyska do smyrania przed snem.
Zaciągając troczek nad łebkiem ważki, odskoczył w tył i postanowił przemówić do miłości swojego życia.
- Daj spokój… jesteśmy po tej samej stronie… chodź, pomogę ci znaleźć coś smacznego do jedzenia… no już. Możemy się chyba dogadać?
Odpowiedzią było głośne “hsss…” Bo to w końcu było zwierzę. Nieumarły drapieżnik, kierujący się resztkami instynktu, który kazał mu polować na ofiary. Zbyt głupi, by mieć instynkt samozachowawczy. Ruszył więc na Nverego, by go zjeść.
Ale bladolicy starał się trzymać na dystans od pięknie wyrzeźbionych, kościstych szczęk z ostrymi kłami. Nie za bardzo wiedział jak zinterpretować odpowiedź. Czy oznaczała ona “Tak”, czy może “Nie”?
Widząc jednak jak się sprawy miały, dochodził do wniosku, że owe zauroczenie było tylko jednostronne.
I zrobiło mu się przykro.
- No weź… głupia. Jestem smokiem. SMOKIEM mówię ci… nie masz ze mną szans… - spróbował ostatni raz przemówić do rozsądku rozszalałemu szkieletowi, a gdy i to nie pomogło… strzelił do niego z kuszy.
Trafił… z takiej odległości nie mógł chybić. Niewątpliwie… nie uszkodził bestii. Kościotrupy niezbyt przejmowały się strzałami. Potwór zaszarżował na chłopaka i chybił… uderzając paszczą tuż obok niego, bo Nvery instynktownie uskoczył tuż przed jego ciosem.

Nie chcąc marnować kolejnych bełtów, oraz… walczyć sztyletem, bo tylko w niego był jeszcze uzbrojony, białasek postanowił sięgnąć po broń ostateczną w postaci przemiany w swoją prawdziwą postawę. By nastraszyć i prawdopodobnie zmieść przeciwnika swoim ogonem.
Nieumarły drapieżnik nie posiadał jednak instynktu zachowawczego i zaatakował przemienionego smoka dążąc do upolowania go.
Zielony machnął łapą wychodząc atakiem na spotkanie szkieletowi. To jednak nieumarłego “gada” nie powstrzymało. Ponownie bezmyślnie rzucił się na skrzydlatego, jak każdy bezmyślny nieumarły by zrobił.
- ARGHHH… irytujesz mnie! Jesteś ładna, ale tępa! - Przemieniony, ponownie zamachnął się na swoją już “byłą” miłość. Atakując jedną, a później drugą łapą.
Nieumarłe coś… nie miało szans z rozwścieczonym smokiem, nawet tak małym… Zdołał zacisnąć paszczę na ogonie Nvery’ego nim zginął pod jego ciosami.
Skrzydlaty zawarczał wściekle, by po chwili się zgarbić i zamyślić nad, tym razem na pewno, umarłym. Po kilku minutach odmienił się w ludzką formę, rozglądając za ważkami… stracił zainteresowanie otoczeniem, ale nie chciał zawieść gekonicy… wrócił więc do łapania, od czasu do czasu spoglądając smętnie na szczątki, które po zakończeniu polowania, rozczłonkował, by zapakować łeb do plecaka.


Wspomnienia z poprzedniego wcielenia?

Tawaif spacerowała alejkami, przyglądając się popękanym chodnikom, spod których przedzierała się znajoma, a czasem nie, zieleń. Nie miała większego, z góry określonego, celu. Błądziła jak motylek od kwiatka do kwiatka, nie tylko podziwiając jego urodę, ale i oceniając na ile przydatne byłoby jego zerwanie.
Egzotyczne robaczki i jaszczurki, uciekały na jej widok, siejąc popłoch wśród opadłego i nadgniłego listowia, aż małe aligatorki zażywające kąpieli słonecznych, zaczynały nawoływać swoje mamy, błędnie interpretując zagrożenie.
Chaaya nie interesowała się zwierzętami, choć była uważna, starając się nie zakłócić swą osobą niczyjej prywatności. Wszak była tu tylko intruzem…
Kojarząc fakty, postanowiła posprawdzać okoliczne placyki, które niegdyś mogły być czyimiś ogródkami, parkami, czy grządkami, w nadziei, że znajdzie coś, co będzie znała i nada się w dalszej przygodzie czwórki “awanturników”. Bo tym właściwie się stali…
Nagle coś przyciągnęło jej uwagę… głosy… śpiewny akcent i język przypominający ptasi trell.
Dwa głosy… męski i kobiecy. Towarzyszyła im jakby… mgiełka, która pojawiła się znikąd, migotliwa... jakby światło załamywało się na niematerialnych drobinkach niewidzialnego szkła.
Świat dookoła bardki rozmazywał się lekko migocząc barwami tęczy.

Kobieta zamiast chłonąć piękne widoki dookoła, popatrzyła zachowawczo pod nogi, chcąc się upewnić, że nie nadepnęła na żadną pułapkę. Następnie rozejrzała się na boki, szukając jakichkolwiek oznak tego, że takową uruchomiła.
Nie widziała dookoła siebie żadnych podejrzanych wzorów… na ścianach pobliskich budowli ich nie było, a pod stopami miała podmokłą glebę pokrytą roślinnością, która… na jej oczach zaczęła zmieniać się śliczną ścieżkę z białego kamienia?!
Tancerka podskoczyła przestraszona, jakby stanęła w ognisku, a nie na zadbanym chodniku. Ponownie rozejrzała się dookoła, tym razem skupiając uwagę na zmieniającym się krajobrazie. Czy zmieniał on całą miejską strukturę, czy tylko ją… odnawiał?
Właściwie… to wydawało się, że raczej oszukuje zmysły, nie czuła bowiem pod stopami kamieni, tylko nadal trawę. Wydawało się jakby okolica cofała się do czasów swej świetności ulegając “odnowieniu” na jej oczach.
To trochę uspokoiło przestraszoną tawaif. Wprawdzie nie rozumiała przyczyny zjawiska, ale przestała się w nim doszukiwać śmiertelnego zagrożenia… choć nadal była czujna.
Ruszyła powoli kamienistą drogą, przyglądając się budynkom i ich okolicznym terenom.
Im bardziej szła wzdłuż drogi tym głośniejsze były ludzkie trele, które… ludzkim się nie okazały.
Zdumiona bardka stanęła nagle, bowiem wprost na nią szły… elfy. I to nie te dzikie, spiczastouche prymitywy, które czasem można było kupić na rynku niewolników.

Wysoki mężczyzna ubrany w szaty godne sułtana… ba… żaden sułtan nie nosił tak pięknych strojów i ozdób.
Żaden człowiek nie miał tak delikatnej, olśniewającej i nieludzkiej zarazem urody. Szczupły i wysoki jak Jarvis, harmonijnie zbudowany.
Rozmawiał z kimś niższym do niego, o słodkim kobiecym głosie. Postać ta, ukryta była pod dużym szerokim płaszczem w kolorze amarantu. Ciężko więc było stwierdzić kim ona była. Ale tawaif zgadywała, że również elfem.
Chaaya otworzyła w zdumieniu usta, schodząc ze ścieżki, by zrobić miejsce przechodzącym istotom. Nie musiała tego robić, wszak składali się z iluzji, a jednak czuła… że taki topinambur jak ona, powinna znać swoje miejsce nawet dla wspomnienia tak wspaniałych stworzeń.
Niestety nie rozumiała o czym rozmawiali, wszak ich język już dawno został zapomniany, a większość ksiąg z zapiskami… spalone lub zamknięte głęboko w skarbcach możnowładców.
Nagle ją olśniło… była ciekawa, czy Starzec również widział to co ona… czy może czary nie oszukały jego zmysłów. Spróbowała wywołać smoka, który obrażony po ostatniej nieudanej dyskusji, siedział cicho, na dnie jej umysłu.
~ Co? ~ burknął z mroku gad, wyraźnie nadal “obrażony”.
Dziewczyna wyciągnęła palec, pokazując na elfiego dostojnika.
~ Widzisz? Popatrz… widzisz to? ~ spytała niezrażona, nadymanym jak ropucha pod liściem, gadem. ~ Słyszysz? Patrz… Chodź!
~ Szpicaki świergocą… wielkie mi co… byłem małym smokiem, gdy panowały nad światem. Banda magicznych snobów… jeździli na smokach! Prawdziwych smokach… co za upokarzające czasy. ~ Oczywiście Starzec zwrócił uwagę nie na to co bardkę interesowało.
Tymczasem elfka zsunęła kaptur i… okazała się nieco niższą, jasnowłosą pięknością o eterycznej, bardzo dziewczęcej urodzie. I było coś w tej parze.. dziwnie znajomego, ale ciężko było określić co.
~ No ruszże się tu… OOOoooo! ~ Dholianka nawet nie wiedząc kiedy, ruszyła za parą, podziwiając ich majestatyczność. ~ Są piękni… to, aż… niemożliwe, by było prawdziwe… Oni wszyscy tacy... byli? ~ Podążała tuż za nimi, obserwując ich gesty i mimikę, gdy spoglądali na siebie. Wsłuchiwała się w melodyjne głosy, które brzmiały jak szelest najdelikatniejszego papieru lub… lub jak błysk najdroższych kamieni szlachetnych.
~ Tylko eldari tak wyglądali, szlachetne elfy. Są tak niemożliwie piękni, bo są przesiąknięci magią… to ona czyni ich ciała idealnymi ~ wyjaśnił smok i westchnął. ~ To kochankowie. Z dwóch kast. Ona jest alchemiczką, on czarodziejem. Tooo… nieodpowiednie, choć nie wiem czemu. Wy humanoidzi stawiacie sobie dziwne ograniczenia.
~ Każdy żyje według jakiś zasad. Ty też je masz… ~ Wzruszyła ramionami, uśmiechając się ciepło, ale zaraz sposępniała, gdy zrozumiała, że nigdy nie będzie jej dane spotkać ich żywych i poznać ich historię… imiona, kulturę.
Byli tylko wspomnieniem… pięknym i zapomnianym przez wszystkich.
~ Rozumiesz o czym rozmawiają? ~ spytała cicho, przystawając.
~ Tylko jedną. Głosi ona, że robię co chcę. ~ Zaśmiał się Pradawny i dopiero po dłuższej chwili dodał. ~ Coś o polityce… nie bardzo rozumiem szczegóły, jedna partia chce otwarcia bramy do Ystergardu, pozostałe się temu sprzeciwiają, jakiś spisek czuć w powietrzu. Boją się o swe życie i chcą uciec z Yll’wysalla’rch. Medalion który nosi czarodziej ma im to ułatwić. Zawarł w nim swoją potęgę i zawierzył swe nadzieje.
Błyszczący medalion z jednorożcem na jednej stronie, a na drugiej z literami wpisanymi w motywy roślinne. ~ Ona się o niego boi. Zabroniono jego kaście robić tak potężnych artefaktów na własny użytek. Takie należą się wojsku i kaście królewskiej. On złamał ich ważne prawo.

Tawaif wkrótce ruszyła gdy smok, tłumaczył jej przebieg rozmowy. Ośmieliła się nawet przybliżyć do kochanków, na tyle, by znajdować się prawie, że obok, nich. Zapragnęła poznać ów dziwny język, którego nie potrafiła nawet dobrze zdefiniować. Czy był to śpiew, czy szept, czy szelest, czy błysk?
~ Dobrze znasz elfi… nauczyłbyś mnie? Opowiedziałbyś o czasach minionych? ~ Choć nie mogła poznać pary przed sobą, postanowiła, że ze wszystkich sił postara się jak najwięcej dowiedzieć na temat ich rasy oraz historii. By móc o nich pamiętać, jak rodzina pamięta o zmarłych bliskich.
Zabawnym też był fakt, iż wyruszając po medalion z jednorożcem, natrafiła na drugi. Nic jednak nie było jej w stanie zdziwić, gdyż tak jak Jarvis obiecał, La Rasquelle było pełne zbieżności, niedorzeczności i dziwów, które w każdym innym miejscu na świecie brane by były pod długotrwałą analizę.

~ To były straszne czasy i okrutne… przerażające i pełne upokorzeń. Byłem wtedy mały i słaby ~ zaczął narzekać Czerwony, a Chaaya nagle zatrzymała się w miejscu ponownie zaskoczona. Bowiem elfy spojrzały w jej stronę… nie… spojrzały na nią. Była tego pewna. Jakby ją widziały. Ale przecież to niemożliwe.
~ Wszyscy byliśmy kiedyś… ~ urwała przestraszona. Nie mogli jej widzieć, nie było jej wtedy na świecie, a teraz ich…
Przełknęła ostrożnie ślinę, robiąc zachowawczy krok w tył. Ktoś… ktoś lub coś, musiał być za nią. Na pewno. Nie było innej opcji. Obejrzała się przez ramię zdjęta strachem, że nikogo tam nie dostrzeże. I rzeczywiście… nie dostrzegła nikogo. Elfy uśmiechnęły się do niej, po czym nagle odwrócili od niej wzrok. Mężczyzna stanął przed swoją kochanką i przy okazji przed Chaayą, osłaniając obie przed nowym zagrożeniem, które wyszło z uliczki.
Mężczyzna… nieludzki i zwinny.
Nie tak piękny, bardziej… przerażający. Blady na twarzy i o ciemnych włosach.
~ Oooo… masz okazję zobaczyć prawdziwego drowa, zanim ich ciała skaziła demoniczna krew ~ wtrącił w ramach “nauki” Starzec.
Bardka pisnęła cichutko jak przestraszona myszka, nie wiedząc do końca co począć… jeśli para ją widziała, to czy oznaczało to, iż jakimś sposobem przeniosła się do ich świata? A więc… czy zagrożenie bezpośrednio ich dotyczące… dotyczyło też jej?
A co z Jarvisem, Nveryiothem i Godivą? Byli “tu”, czy byli “tam”? Niewiele myśląc, popatrzyła po swoich biodrach, łapiąc za rękojeść miecza, a później przypominając sobie o łuku i w ostateczności decydując się na uzbrojenie się w niego.
Drow… jak go nazwał skrzydlaty, bo elf w niczym nie przypominał ciemnoskórego, białowłosego koszmaru jakim ją straszono w dzieciństwie, dobył miecz i z nieludzką szybkością rzucił się na parę kochanków. Czarodziej zaświergotał gniewnie wypowiadając zaklęcie i... wszystko znikło. Chaaya została sama. Powietrze przestało migotać, a deptak znów był trawą… świat ponownie stał się normalny.
Tancerka stała pośrodku niczego z przygotowaną bronią w ręku i minęło dobrych kilka chwil, zanim dotarło do niej, że to co robi jest bez sensu. Opuściła łuk, wpatrując się w miejsce, którym jeszcze chwilę temu widziała “drowa”, a teraz dostrzegała roślinę… którą znała i rozpoznawała. Jak na ironię przystało… było to lecznicze ziółko, zapobiegające zakażeniom i rozprzestrzenianiu się trucizny.
Postanowiła, że je zerwie.

~ Myślałam, że drowy nie żyły na powierzchni… a bardziej w jaskiniach i podziemiach. ~ Odezwała się już w drodze powrotnej, kiedy adrenalina opadła z jej krwi, a obrazy utrwaliły w pamięci, specjalnie posegregowane i zabezpieczone przed intruzami.
~ Po tym jak posunęły się w swych rytuałach o jeden krok za daleko… zeszły do jaskiń. Ale przedtem były kastą zabójców i wyspecjalizowanych żołnierzy. One piły krew demonów i czartów przed akcjami ~ wyjaśnił fachowo Czerwony. ~ Odpowiednio spreparowany demoniczny ichor.
~ Acha… ~ skwitowała lekko skołowana, przyglądając się trochę bezmyślnie okolicznej roślinności.
~ Nie pamiętam czy mi odpowiedziałeś… to nauczyłbyś mnie elfiego?
~ To nudny język ~ zamarudził Starzec. ~ I martwy… obecnie elfy i tak mówią leśnym.
~ I tak nie masz co robić… ~ Wzruszyła ramionami, więcej nie naciskając i wracając do “obozu”.
~ Mogę skupić się na medytowaniu i planowaniu zemsty na demonach ~ przypomniał jej Pradawny.
Geniusz strategii, tkwiący w delikatnym, kobiecym ciele.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 25-06-2017 o 21:28.
sunellica jest offline  
Stary 19-06-2017, 13:12   #65
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Do obozu pierwszy wrócił zielonołuski, taszcząc ciężki i klekoczący plecak, oraz dziwnie podrygującą i bzyczącą sakiewkę. Widząc, że Chaai nie było, przysiadł pod słupem czekając na nią w milczeniu.
Po niecałym kwadransie, zjawiła się i bardka z dwoma pęczkami kwiatków u pasa. Uśmiechnęła się do zebranych, pytając beztrosko - długo mnie nie było? Jak tam Gozreh?
- Gozreh jeszcze nie wrócił… ale i nie zginął więc, pewnie się wkrótce pojawi - wyjaśnił z uśmiechem Jarvis i rzekł - wydajesz się być nadspodziewanie radosna… coś miłego ci się przytrafiło. Jakiś skarb znalazłaś?
- Dostałam całkiem porządną lekcję historii, oraz znalazłam ziółka, które mogą się przydać - odparła wesoło, podchodząc do maga, by pokazać mu bukieciki.
~ Opowiem ci więcej, jak skończymy misję, by nie rozpraszać reszty… Nvery i tak wygląda na takiego, co skupia się na zadaniu resztkami sił.
- Od kogo? Tego w głowie? - zapytała Godiva, po czym dodała - on wrócił jakiś ponury, ale z workiem pełnym czegoś. Chyba łupów.
- I tak i nie… - odpowiedziała dość enigmatycznie bardka. - Opowiem wam, gdy skończymy misję.
Następnie popatrzyła na nabzdyczonego Zielonego.
Kolejna ropucha w jej życiu.
- Sądząc po… odgłosach. Polowanie na ważki się udało… - mruknęła tawaif cicho, by nie prowokować gada do kłótni.
- Chciałabym to zobaczyć. To polowanie. - Zaśmiała się pod nosem Godiva, a czarownik dodał - Nveryioth zmienił postać. Słychać było ryk smoka.
Chaaya go nie słyszała. Z drugiej jednak strony przez pewien czas była… gdzieś indziej.
- O...och. - Zdziwiona tancerka popatrzyła na swojego podopiecznego. - Hej… opowiesz nam co robiłeś?
- NIE! - Burknął wściekle, odwracając się do nich plecami. Dholianka westchnęła spoglądając z powrotem na smoczyce i cicho wzdychając. O ile Starzec faktycznie mógł być ropuchą… o tyle zielonołuski był po prostu… sama nie wiedziała jak to nazwać. Nveryioth to był STAN… umysłu.

Za to Starzec miałby pewnie kilka dosadnych określeń na jego temat, ale był obecnie obrażony za nazwanie go ropuchą.
Tymczasem zjawił się Gozreh. Rozejrzał po zgromadzonych członkach drużyny i rzekł - znalazłem całkiem wygodne dojście do osady. Chodźmy.
~ Proszę cie… choć ty przestań się na nas dąsać… ~ Chaaya odezwała się polubownie do wielkiego smoka w swojej głowie. ~ Ropuchy nie są takie złe… są wielkie, silne i… wyglądają groźnie… ~ Tawaif próbowała załagodzić jakoś sytuacje, znajdując się między gadzim młotem, a kowadłem, jednocześnie zagadując kocura.
- Jeszcze chwila i pomyślałabym, że dałeś nogę… - zażartowała, uśmiechając się ciepło. - Cieszę się, że znalazłeś dla nas drogę… Dziękuję.
- Przeszło to mi przez głowę, ale jakbyście sobie poradzili beze mnie, gdy ja zajęty byłbym czarowaniem swą urokliwą osobą kotek w mieście - stwierdził ironicznie Gozreh z ludzkim niemal uśmiechem na pysku.
~ Ropuchy nie są wielkie… nie są silne… są łatwe do rozdeptywania ~ burknął obrażony Starzec, a kocur ruszył przodem mówiąc - Starajcie się być cicho i nie rzucać się w oczy. Czujki na obrzeżach osady nie są zbyt gorliwe w wykonywaniu swych obowiązków, niemniej mogą nas dostrzec, jeśli nie będziemy ostrożni.
Chaaya ustawiła się zaraz za Jarvisem, idąc w ciszy z uśmiechem na ustach. Nvery… szedł na samym końcu. Trochę grzechocząc, ale nie aż tak głośno, by przebijać się przez ogólne życie na bagnach. Gniewnie bzycząca sakiewka u pasa, trochę przycichła… najwyraźniej, ważki się zmęczyły… lub pozdychały.

~ Oczywiście, że są… nie dla ciebie, ale dla innych stworzeń. Tak jak ja dla ciebie jestem słabym robaczkiem, tak samo mrówka dla ropuchy. Zresztą… żeby tylko mrówka. Nawet mysz, czy szczur muszą uważać na głodnego płaza. Wszystko zależy od punktu widzenia… ~ bardka wytłumaczyła Pradawnemu dość oczywistą rację, niezrażona jego gburowatością.
~ Nie obchodzi mnie punkt widzenia myszy! ~ nasrożył się mentalnie Starzec, podczas gdy cała drużyna meandrowała wąskimi ścieżkami pomiędzy małymi domkami.
- Tam siedzi jeden. - Chowaniec wskazał macką na jedno z drzew, na którym siedział goblin uzbrojony w łuk, celujący w trzciny porastające przeciwległy brzeg.
- Musimy cię podkraść do tego budynku… i przejść przez niego. Ściana tej budowli ma szerokie pęknięcie. Można się przez nie prześlizgnąć - wyjaśnił dalej Gozreh, wskazując brodą nieduży budynek. - I przedrzemy przez ich straże.
~ A myszy nie obchodzi twój… jeśli oboje nie stwierdzicie, że warto zapoznać się z tym co druga strona myśli na dany temat, nigdy się nie dogadacie. Mógłbyś przynajmniej udawać… ~ Westchnęła dziewczyna, kręcąc w zrezygnowaniu głową.
- Zdejmujemy go, czy próbujemy się skradać w ukryciu? - szepnęła na głos do czarownika, czając się w krzaczkach.
- Nie powinniśmy się dać zauważyć, ale jeśli moglibyśmy go usunąć bez wzbudzania alarmu, to przyda nam się bezpieczna droga do odwrotu - zadecydował mag.
- Mogę spróbować go uśpić? Tylko… śpiewem? Grą? - Chwyciła za torbę, szukając w niej czegoś.
- Możesz, a w razie czego… - Jarvis spojrzał na Gozreha. - Zdołasz do niego dotrzeć i go strącić?
- Hmm… postaram się. - Ocenił kocur.

Chaaya wyciągnęła magiczny instrument, który zdecydowanie nie należał do jej rodzimych stron. Mała fletnia pana, zrobiona z dziwnego rodzaju drzewa, była misternie wykonaną pamiątką po dawnym rycerzu i Smoczym Jeźdźcu.
Bardka kucnęła w zaroślach, przykładając pachnące drewno do ust.
- Nvery może spróbować strzelać… w razie co mam łuk, możesz go użyć zamiast pistoletów. - Popatrzyła na przywoływacza, uśmiechając się, po czym zaczęła cicho grać.
- Mam kuszę… choć nie czuję się pewnie bez pistoletów. - Ten odwzajemnił uśmiech, sięgając po broń.
Bardka skupiła się na tkaniu zaklęcia, spoglądając na goblina siedzącego na gałęzi. Stopniowo zwiększała natężenie muzyki, by ta powoli zaczęła docierać do uszu stworzenia.
Strażnik zaniepokoił się owymi dźwiękami, ale było już dla niego za późno… dźwięk, niczym słodka żywica, oblepiała nieszczęsnika zamykając go w kokonie melodii. Ślepka już się zamykały i nie zdołał wypowiedzieć żadnego warknięcia. By po chwili zwalić się na ziemię, nieszczęśliwie skręcając kark.
- Ups… - Białowłosy skrzydlaty popatrzył na nieszczęśnika z wyraźnym współczuciem. Tawaif przerwała grę, również się zasępiając… chciała wyczarować zielonoskóremu sen z paroma siniakami, nie śmierć.
- Nooo… to nam powinno ułatwić przedostanie się niezauważonym - stwierdziła po chwili, chowając fletnię do torby.
- Chodźmy - szepnął niezrażony Jarvis cicho i posłał Gozreha przodem w kierunku budynku. - Nie ma się co tym przejmować, pewnie jeszcze parę trupów będzie po drodze.

Drużyna ruszyła gęsiego za przewodnikiem. Tancerka oglądała się co chwila za swoim podopiecznym, sprawdzając jak sobie radzi. Gad szedł zgięty w pół co by choć trochę zmniejszyć swoją wysoką postawę, wyglądało to dość komicznie, ale biada temu, kto by spróbował się z tego zaśmiać.
Na szczęście dla smoka, Godiva była skupiona na misji i równie podekscytowana. Mag i Gozreh skoncentrowali się na otoczeniu, a Starzec odstawiał focha… więc nie było komu się z tego śmiać. Przeciśnięcie się przez wejściowe wrota, potem przejście ciemnym pomieszczeniem, a na końcu prześlizgnięcie się przez wąską szczelinę… taki był plan i taka była realizacja, choć… przez chwilę bardka miała wrażenie, że ktoś ich obserwuje, gdy przemierzali wnętrza owego małego domku.
Chaaya rozejrzała się ukradkiem, instynktownie przybliżając się do czarownika. Nie do końca wiedziała, czy jej zmysły nie płatały jej figla tak jak wtedy z iluzją/wspomnieniem dwóch elfów. Na wszelki wypadek, ostrzegła telepatycznie obu towarzyszy, by mieli się na baczności. Białowłosy jak na zawołanie, niczym piesek preriowy, rozejrzał się dookoła, węsząc z przyzwyczajenia w powietrzu.
Jednak ani ona, ani bladolicy nie mogli dostrzec niczego i nikogo. Niemniej to uczucie nie opuszczało tawaif dopóki nie przeszli przez budynek i nie znaleźli się w bardziej zrujnowanej części dzielnicy gnomów.
Znów ruszyli przez ruiny, przemierzając je w dość chaotyczny sposób, zamiast iść wprost do celu, który było słychać w postaci bębnów, w które to gobliny uderzały w dość rytmiczny sposób. Niewątpliwie coś się u nich działo, może jakaś uroczystość. Wywoływało to dziwne uczucia zarówno u Chaai jak i Nveryiotha... świadomość, że czwórka awanturników plus kot, nie była sama. Godiva wydawała się również to odczuwać, rozglądając się niepewnie od czasu do czasu. Jedynie Jarvis i Gozreh zachowywali spokój.


~ Jarvisie, czy to aby dobry pomysł, by tam teraz iść? ~ Dholianka nie wytrzymała i musiała skonfrontować swoje wątpliwości. ~ Brzmi jakby wszyscy byli zebrani w jednym miejscu… nie chce nic mówić, ale tylko ja i ty potrafimy w tej drużynie walczyć…
~ Nie musimy walczyć dziś. Ale dobrze by było poznać otoczenie, by później zaplanować potyczkę ~ stwierdził w odpowiedzi czarownik i zerknął, za siebie, na tawaif. ~ My zdecydujemy kiedy atakować, nie jakiś tam… zleceniodawca.
Dziewczyna pokiwała głową, nieco pocieszona stwierdzeniem towarzysza. ~ Musimy być teraz bardzo ostrożni… ~ mruknęła, łapiąc go za rąbek marynarki i tak za nim idąc.
~ Czujesz ich obecność, prawda? ~ zapytał nagle przywoływacz, wpatrzony przed siebie.
~ Nie wiem o czym mówisz… ~ odparła nieco zaskoczona.
~ To nie są duchy… czas i przestrzeń jest zaburzona w tym mieście. I niekiedy to co się zdarzyło i to co się dzieje… istnieją jakby w sąsiadujących pokojach. Stąd te dziwne wrażenia ~ wyjaśnił Jarvis, uśmiechając się lekko, gdy zbliżali się do osady większej niż mieli się spodziewać.
Kilkanaście chat z trzciny zbudowane wokół samotnego budynku świadczyło o tym, że tych goblinów było z pięćdziesięciu. Niemniej walczących było niecałe dwadzieścia. Może mniej…
Sam lider błotnych stworzeń, urzędował na szczycie owej samotnej budowli, otoczony trzema akolitami walącymi w bębny i odprawiał swoje czary mary nad ogniskiem. Ów szefu pokazywał co jakiś czas ich cel. Medalion na srebrnym łańcuszku, a gobliny poniżej piły i wrzeszczały oraz skakały jak pijane zające.
Bardka przyglądała się rozwrzeszczanej gawiedzi. Było ich prawie dwa razy więcej, niźli było zapowiedziane, plsuem było jednak to, że większość, aktualnie była pijana… a więc idealnie nadawała się do mizernego poziomu dwóch skrzydlatych.
Na widok medalionu, serce Chaai zabiło mocniej.
~ Bogowie… jak dobrze, że wiemy kto go nosi… poszukiwań najbardziej się obawiałam… ~ odparła z wyraźna ulgą, na chwilę zapominając o czym do niej prawił przywoływacz. W końcu jednak dodała ~ nie jestem pewna, czy dobrze cie rozumiem, ale… mogłeś mnie ostrzec zanim na nich wpadłam, później zostałam prawie zaatakowana… ~ mruknęła z wyraźnym wyrzutem, choć nie gniewała się na czarownika. Nikt nie mógł wiedzieć, że bardka przejawiała skłonności do nawiązywania z kontaktu z… czasami minionymi, czy trwającymi równolegle..?
Z jakimiś napewno.
~ Cóż… po prawdzie nie spodziewałem się, że coś takiego zdarzy się tutaj ~ odparł telepatycznie. ~ Zwykle jest tu spokój pod tym względem. W dzielnicy gnomów… wizje się nie zdarzają.
~ Jak widać… jest odwrotnie, ale teraz to nie ważne… skupmy się na zadaniu. ~ Dziewczyna skoncentrowała się na obserwowaniu goblinów, starając się połapać co właściwie robiły.
~ Atakujemy? Próbujemy podkraść… miało to być zadanie głównie dla naszych smoków w ludzkiej skórze. ~ rozważał telepatycznie Jarvis.
~ Teraz? Tutaj? Jest ich za dużo… nawet jak większość pijana, co jeśli nasi zaczną panikować i dostaną łupnia? Nvery może jakoś przeboleje… ale Godiva się pewnie załamie… Lepiej ich porozdzielać jakoś i wtedy zaatakować wodza i jego ochroniarzy…
Mag spojrzał na smoczycę wręcz nie mogącą wytrzymać w jednym miejscu. Już jej się oczy świeciły w oczekiwaniu rychłego boju.
~ Jak zacznie przegrywać to zmieni się w smoka i dalej będzie walczyć. Ona się nie załamuje ~ wyjaśnił i spojrzał na bardkę. ~ Mogę dostarczyć coś do odwrócenia uwagi.
Kobieta klepnęła zdawkowo czarownika w ramię, uśmiechając się kwaśno. Postanowiła nie kontynuować tematu smoczycy, przechodząc do razu do planowania.
~ Najlepiej by było podzielić ich na trzy grupy i rozdzielić w dwóch przeciwległych kierunkach… Nie wiem czy powinniśmy atakować w wiosce. Kobiety mogą spróbować pomóc w walce… no i są jeszcze dzieci, tych nie chciałabym zabijać bo są nadzieją plemienia, którego zasoby mocno nadszarpniemy.
~ Dwa przeciwległe kierunki są możliwe. Jeśli zacznę nasyłać na nich potwory, to ściągnę ich wojowników do walki z nimi ~ ocenił mężczyzna, pocierając podbródek. ~ Wtedy wy moglibyście się podkraść z drugiej strony.
~ Jarvisie trzy grupy. ~ Przypomniała mu bardka. ~ Jedna grupa idzie na lewo bronić, druga na prawo… trzecia prawdopodobnie z wodzem, zostanie w wiosce… i my się nią zajmiemy.
~ Hmmm… racja ~ zgodził się z bardką i uśmiechnął. ~ Poradzę sobie sam w odciąganiu uwagi. Sam z Gozrehem… Poprowadzisz nowicjuszy do boju?
~ Jesteś… jesteś pewien? ~ Tawaif nie kwestionowała jego siły i umiejętności… martwiła się. ~ Powinnam dać radę… jeśli coś pójdzie nie tak, użyje swojego miecza. Na pewno go usłyszysz. ~ Popatrzyła na Nveryiotha, który kiwał głową na boki słuchając bębniarzy. Rytm zaczynał mu się udzielać i nawet podobać. Nie wyglądał jak ktoś, kto chciałby przerywać “imprezkę” na dole, a raczej do niej dołączyć.
~ Schowam się w jakiś ruinach i będę wysyłał na nich przyzwane potwory. W razie czego ukryję się za niewidzialnością i ucieknę. Nie widzę potrzeby by otwarcie walczyć z goblinami. Czy nawet je zabijać. Wystarczy, że dam im zajęcie mymi bestiami. ~ Uśmiechnął się ciepło Jarvis.
~ Dobrze więc… tylko uważaj na siebie… nie udawaj bohatera, Godiva będzie to za ciebie robić ~ odparła z przekąsem, starając się pogodnie uśmiechnąć.
~ Wy też uważajcie na siebie. W razie kłopotów… niech nie wahają się zmienić postaci na smocze ~ odparł uśmiechając się ciepło i zwrócił do Gozreha - ruszamy na obrzeża wioski, by odwrócić uwagę tutejszych.
Po czym popatrzył i rzekł do trójki towarzyszy. - A wy czekajcie, aż zrobi się poruszenie wśród goblinów.
Chaaya przytaknęła, wracając spojrzeniem na szalejący tłum zielonoskórych. Białowłosy szybko się otrząsnął, poważniejąc i… wzruszając ramionami.

- Nudzę się… - zamarudziła Godiva po kilkunastu minutach czekania. Coś się Jarvis spóźniał z robieniem tego zamieszania. Z drugiej strony, może po prostu przedkładał ostrożność nad pośpiech.
- Cicho… - zganiła ją bardka, spoglądając surowo na skrzydlatą. - To nie wyścigi, ani specjalne przyjęcie z okazji twoich urodzin. Skup się na obserwowaniu wroga. Poznawaniu jego ruchów, zwyczajów, zachowań… nie myśl sobie, że jak jesteś wielką smoczycą to nie musisz się niczego obawiać z ich strony. Wielu pyszałków zostało obalonych przez maluczkich. - Tancerka pojechała gadzinie po ambicji. - Zobaczymy jak długo wytrzymasz w ludzkiej formie kiedy ci się przyjdzie zmierzyć z tymi szkrabami. - Uśmiechnęła się lisio, licząc, że wojowniczka podejmie wyzwanie.
Nvery tylko prychnął, ponownie gibiąc się w rytm “muzyki”.
- Zrobię z nich szaszłyki. Miałam dobrą nauczycielkę - odparła zawadiacko smoczyca, zapominając jak krótko ją miała.
Tymczasem do gibających się goblinów przybiegł zielonoskóry wojak wrzeszcząc coś i wskazując kierunek z którego przybiegł.
- Jarvis mówi, że już ściągnął uwagę gobosów. Jeden z nich pobiegł po posiłki - stwierdziła Godiva, która była w zasięgu ich więzi… w przeciwieństwie do Chaai.
- Oj dziękujemy ci o wielka, że nam powiedziałaś… nie mamy oczu i nie widzimy co się dzieje - sarknął Zielony, a dholianka tylko westchnęła, nie odrywając spojrzenia od placu.
To było jak pożar, skrzek jednego goblina odbijał się echem wśród kolejnych. Samice porywały swe dzieci i chowały w chatach, a samce… część poczęła się zbroić, a paru pognało na górę by powiadomić szefu o sytuacji. I dostać po pysku, bo przywódca wioski okazał się niezbyt wyrozumiały dla tych, którzy mu przeszkadzali. Niemniej posłał większość wojaków, zostawiając przy sobie dwóch strażników i swoich akolitów.
- To teraz… czekamy na drugą stronę? - zadała retoryczne pytanie bardka, szykując łuk i strzały. - Wspomogę was swoją pieśnią. Ja z Nverym będziemy cie osłaniać… ty Godivo idziesz na pierwszy ogień, nie śpiesz się. Pamiętaj by być w zasięgu mojego głosu i skupiaj się na jednym przeciwniku. Dopiero jak go pokonasz idziesz do następnego. W razie kłopotów, dobędę miecza i ci pomogę.
- To ruszamy wprost na nich? - spytała Godiva z wesołym uśmiechem.
- Nie… próbujemy się podkraść najbliżej jak się da i spróbujemy zaatakować z zaskoczenia. Jeśli się nie uda trudno… ale przynajmniej będą mieli mniej czasu na zawiadomienie ewentualnych posiłków. - Odpowiedziała Chaaya, a białowłosy przeładował swoją broń, powoli szykując do walki.
- Nie jestem dobra w skradaniu. Ktoś inny powinien prowadzić, a ja wkroczę jak nas przyłapią - speszyła się Niebieska.
- Daj spokój, jak się nie uda to trudno… próbujemy wszyscy, myślisz, że ja potrafie się skradać, albo ta albinoska tyczka? - Tawaif prychnęła, a jej smok fuknął gniewnie, nadymając policzki jak żaba.
- No… tak. Jest w tym jakiś sens - stierdziła Godiva, zerkając na Nveryiotha, od którego czuła się lepsza we wszystkim.
I ruszyła przodem, starając się wybierać ścieżkę przez bardziej opustoszałe z uliczek i unikając wraz z podążającą za nią dwójką wszelkich goblinów. Szło to nawet nieźle, aż do czasu dotarcia do strażników pilnujących wejścia na dach na którym to przywódca odprawiał rytuały.
Bardka dała znak swojemu podopiecznemu, by przycelował w jednego z nich, a sama wybrała tego drugiego. Oboje wystrzelili w tym samym momencie, kiedy bardka zaczęła swoją bojową pieśń, przygotowując się do kolejnego ataku.
Dwa pociski poleciały w stronę goblinów… celne. Bełt wbił się w obojczyk tego po prawej, a strzała w brzuch drugiego. Oba pociski raniły poważnie strażników, ale nie zabiły. Za to rozpędzona smoczyca z rykiem pognała na obu. Ludzki ryk nie był tak groźny jak smoczy… nie był także tak głośny. Niemniej wystarczyło, by osłupieni i krwawiący strażnicy, nie zdołali zareagować. A włócznia Godivy wbiła się w korpus jednego ze śmiertelną skutecznością.
Nveryioth przeładował szybko kusze i wycelował jeszcze raz.
~ I na wała było nam się skradać… ~ stwierdził kwaśno, strzelając w drugiego przeciwnika. Chaaya nie odpowiedziała skupiona na śpiewaniu i przymierzaniu się do ataku, jeśli jej smok chybi.
Na szczęście trafił zabijając zielonoskórego… a same bębny zagłuszyły krzyk bojowy Godivy. A może i nie, niemniej najwyraźniej pogrążone w rytuale gobliny nie zauważyły śmierci strażników.
Tancerka kiwnęła na białowłosego, a ten odezwał się do smoczycy, by szła na górę, tylko ostrożnie. Tancerka była tuż za nią, z napiętą na cięciwie strzałą, a chłopak ruszył na samym końcu.
Po chwili dotarli po schodkach na tyłach budynku w pobliże jego szczytu… niezauważeni. Pogrążeni w transie akolici walili dłońmi w bębny, a i szef mamrotał coś, machając medalionem nad wijącą się, niczym kłębowisko macek, zieloną mgiełką.
Medalionem przypominającym bardzo ten, który bardka widziała u elfa.
Zielony gad wystrzelił w pobliskiego bębniarza, gdy tymczasem tancerka od razu w samego wodza.
Akolita z przeszytą szyją padł martwy, pozostali przestali grać. Zaś ich lider okazał się twardszy…. mimo trafienia między łopatki przeżył i skrzecząc gniewnie zabrał się za rzucanie czaru na pędzącą na niego Godivę. Chaaya rozpoznała ów czar. Goblin chciał ją unieruchomić. Powstrzymałby tym człowieka, ale Niebieska człowiekiem nie była.
Pozostali dwaj oderwali się od bębnów też mamrocząc jakieś czary, mające wzmocnić swego szefa.
Nvery obrał sobie za cel jednego z pomagierów, tak samo jak tawaif, która nie przerywała swej pieśni.
- Rozpraszaj dziada! - Chłopak zawołał do towarzyszki z włócznią, gotowy jej pomóc, gdy tylko pozbędzie się reszty.
Skrzydlata z dzikim okrzykiem rzuciła się na szamana próbując go zadźgać, ale ten był zwinniejszy i jedynie raniła go w bok. Był też bardziej doświadczony od swych pobratymców, bo zdołał mimo narażenia się na kolejną ranę, przywołać uderzenie skumulowane fali wodnej, która pojawiła się przed nim i odepchnęła smoczycę do tyłu. Nveryioth chybił, ale strzała Chaai zakończyła życie kolejnego z pomagierów.
Dholianka odrzuciła łuk i dobyła miecza, ruszając na dowódcę z boku, by pomóc partnerce Jarvisa.
Jej smok zaś przeładował i strzelił ponownie do ostatniego z przydupasów.
Przy starciu z dwoma ostrzami, goblin nie miał szans, raniony w bok przez bardkę, zginął od włóczni przebijającej mu szyję. A Nvery zabił ostatniego z akolitów kończąc całą rzeź…

Chaaya umilkła, tylko po to by rozpocząć nową pieśń. Schowawszy miecz do pochwy, rozejrzała się po trupach w poszukiwaniu magicznych przedmiotów, przy okazji schylając się po medalion po który tu przybyli.
To było jak uderzenie obuchem. Blask artefaktu oślepiał tak mocno, że nie mogła wykryć innych aur w okolicy. Ten drobiazg, który mieli zdobyć z pewnością miał wartość większą niż tylko sentymentalną.
Tknięta jakimś dziwnym przeczuciem, kobieta przekręciła jednorożca na drugą stronę, gdy tymczasem jej smok przeszedł do przeszukiwania i łupienia.
- Musimy się zbierać… zbierzcie wszystko co wydaje wam się wartościowe… tu na górze i z tych na dole. Niestety nie mogę określić co jest magiczne, a co nie… ten wisior mi na to nie pozwala…
- I to szybko… Jarvisowi kończą się przynęty - stwierdziła Godiva, przeszukując zwłoki szefa.
Tawaif jej nie słyszała, wpatrując się w osłupieniu w medalion, na którego drugiej stronie znalazła wyryte, nieznajome słowa.
To był ten sam… ten sam którego nosił… i którego stworzył złotowłosy elf.
Dziewczyna chciała zrozumieć… pojąć jakoś niedorzeczność i nieprawdopodobność sytuacji w jakiej się znalazła, ale im bardziej starała się skupić, tym bardziej głupiała.
- Dobra… macie wszystko? Idziemy - zaordynował białowłosy, wbiegając po schodach, gdy skończył ograbiać strażników na dole.
- Chaaya..? - zagaił niepewnie widząc, jak jego spetryfikowana Jeźdźczyni, stoi na środku dachu i wpatruje się ślepo w jednorożca w dłoni. - Chaaya… ej… Chaaya! - syknął, łapiąc partnerkę za nadgarstek i pociągając za sobą.
~ Starcze… Starcze, chodź tu. ~ Podczas gdy nie do końca świadome ciało bardki, dawało się prowadzić przez Zielonego, jej świadomość zwróciła się po pomoc do wiekowego smoka. ~ Nie rozumiem. Nic nie rozumiem. Chodź tu… Proszę. Powiedz, że nie zwariowałam.
~ Nie byłbym taki pewien, od niektórych twoich trajkotek można tu zwariować ~ burknął gad.
~ Co? ~ Kobieta z pierwszej chwili nie zrozumiała, ale szybko potrząsnęła głową. ~ To ich nie słuchaj… myślisz, że ona nas słucha? Powiedź czy tobie też się zdaje, że to ten… wisior z tamtego… no wiesz “wydarzenia”?
~ Wygląda podobnie… Możliwe, że to ten. W końcu chyba nie wierzysz, że ma wartość “sentymentalną” co? ~ odparł ironicznie stary smok. Tymczasem Godiva osłaniała ich odwrót.
~ Różni są ludzie i ich zboczenia… podobnie jak u smoków i ich chęci gromadzenia. To czerwone lubią siedzieć na złocie?
~ Wszystkie lubią leżeć. Wszystkie bez wyjątku… nawet te szlachetne metaliczne… Złote i srebrne też. I to nie jest zboczenie! Po prostu nasze wysoko rozwinięte zmysły potrafią w pełni docenić blask złota i klejnotów ~ stwierdziła dumnie antyczna bestia.
~ Tjaaa… ~ tancerka nie dała się przekonać, ale też nie ciągnęła tego wątku dalej. ~ To jest elfi? To pismo? Umiesz je przeczytać?
~ Oczywiście, że umiem ~ odparł urażony takimi powątpiewaniami w jego wiedzę.
~ To dobrze… będziesz mi potrzebny, ale później… ~ Skupiła się na ucieczce, wyszarpując ręke z uścisku skrzydlatego, gotowa dalej sama siebie prowadzić.
- Godivo gdzie jest Jarvis? - spytała się, rozglądając, by ocenić w jakim byli położeniu i sytuacji.
- Tam… - wskazała kierunek dość blisko wody. - Mówi żeby tam się udać... znalazł tratwę. Małą i prymitywną… ale pływa.
- Dobrze, prowadź… za tobą Nvery, ja na końcu. Szybko, szybko, zanim się zorientują, że nie mają już wodza. - Przepuściła smoczyce przed siebie, oglądając się na osadę.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 19-06-2017 o 14:05.
sunellica jest offline  
Stary 19-06-2017, 14:05   #66
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Ruszyli w pośpiechu po drodze natykając się na gobliny, ale te pojedyncze osobniki uciekały przed nimi z wrzaskiem zapewne uznając, że bohaterstwo jest przereklamowane.
Gdy dotarli do kanału obecnie przypominającego bardziej dziką rzekę, dostrzegli małą tratwę zbudowaną z luźno powiązanych bali i Jarvisa próbującego nią sterować. Zatrzymał się przy nich i rzucił pospiesznie - wsiadajcie!
Chaaya zgrabnie wskoczyła na pokład tratewki, pokazując czarownikowi trzymany w garści medalion. Białowłosy również wskoczył… ale do wody, która wezbrała i spieniła się gdy ten przemienił swoją formę.
- No to ruszajmy. - Mag zaczął odbijać się kijem od dna kanału, gdy Godiva wskoczyła na tratwę. - I jak było?
- Za krótko! Ledwie ich zaatakowałam, a już byli martwi. Za silna jestem - stwierdziła dumnie i przesadnie entuzjastycznie smoczyca.
- Oboje spisali się całkiem nieźle - odparła dyplomatycznie bardka, spoglądając na towarzysza z troską i czułością. - Nic ci nie jest? Co z Gozrehem?
- Odesłałem go do jego wymiaru na czas walki. Nie mogę przyzywać legionu bestii i podtrzymywać jego istnienia - wyjaśnił czarownik i uśmiechnął się dodając - siedziałem cicho w norze i tylko przyzywałem kolejne potwory… Byłem bezpieczny cały czas. Za to zamartwiałem się o was.
- Udało nam się wziąć ich z zaskoczenia, więc poszło całkiem łatwo… Nvery ma niezłego cela, no i Godiva jak przywali to nie ma co zbierać. Czułam się im niepotrzebna - zażartowała, puszczając mężczyźnie oczko, po czym nagle spochmurniała i popatrzyła na wisiorek.
~ Ale sprawy nieco się komplikują z tym… artefaktem, ale porozmawiamy na spokojnie, gdy już będziemy bezpieczni ~ dodała w myślach, zaciskając mocniej palce na chłodnym metalu.
~ Dobrze… ~ Mag posłał pokrzepiający uśmiech, przyglądając dziewczynom. - A teraz siadajcie i rozkoszujcie się podróżą. Zaśpiewałbym serenadę, ale nie jestem, aż tak okrutny… by was torturować moim głosem.
Tawaif przysiadła w nogach Jarvisa, obserwując trasę przed sobą, od czasu do czasu jednak spoglądała w górę, by się uśmiechnąć.
Po pewnym czasie założyła łańcuszek na szyję i schowała medalik pod kołnierz, rozmasowując odciśniętą dłoń w zamyśleniu.

Przez pewien czas płynęli spokojnie przez kanały, aż dostrzegli krokodyle czaszki na brzegach. A potem… pojawiły się one. Miejscowe koboldy... jednak zamiast atakować, zbierały się po obu stronach kanału głośno jazgocząc i gestykulując i oddając pokłony płynącemu za tratwą Nveryiothowi.
~ Tępe lizusy. Nie potrafią odróżnić PRAWDZIWEGO smoka, od pomniejszych kuzynów ~ skomentował to złośliwie Starzec.
Za to dryfujący gad obserwował dziwne stworzonka o których tylko czytał w Jaskiniowej bibliotece matrony. Zamachał skrzydłami, które oklapły balonami na powierzchni wody, przez co wyglądał jak nienaturalnie nadmuchany, obskubany i zielony… kurak.
Tancerka przyglądała się koboldom z cieniem strachu, pomieszanym z fascynacją, gdy już dotarło do niej, że niczego nie musi się od nich obawiać.
~ Są tylko maluczkimi pod twoimi łapami, przejmujesz się ich opinią? ~ Nie chciała urazić Pradawnego, zważywszy, że lubił się czepiać każdego jej słówka i myśli, ale jego obruszone słowa mimowolnie wywoływały w niej pobłażliwy uśmiech.
- Cześć. - Nvery wzbił się na wyżyny swojej elokwencji i przywitał się z samiczką w pięknym, nienagannym i staroświeckim drakonicznym.
- O szczęśliwy dniu w którym to wielki smok przemówił do swych mniejszych braci. O obdarz nas wielki smoku swymi słowami mądrości. Obdarz nas łaską swej uwagi - odezwał się przywódca koboldów, perfekcyjnie posługując się smoczym dialektem.
- Obdarz, obdarz… - powtórzył jaszczurzy ludek.
~ I tak każdego dnia i nocy. Banda upierdliwców. Jako młody smok zniewoliłem takie jedno plemię, ale gdy stać mnie było na lepsze sługi, przepędziłem ich na cztery wiatry ~ wspominał Starzec, a Godiva nie była specjalnie zainteresowana koboldami, rozkoszując się wspomnieniami niedawnej walki.
- To… w sumie, lider tych goblinów co się z wami tłuką, nie żyje… jeśli chcecie, możecie ich teraz napaść i przegonić - odparł zielonołuski, na chwilę zatrzymując się przy koboldzie. - No to cześć… - pożegnał się i popłynął dalej, wyraźnie zblazowany. Chaaya zachichotała w rękę, oglądając się na czarownika.
~ Słodkie są… nawet ~ wtrąciła telepatycznie.
~ Nie dla swych ofiar. To mistrzowie pułapek i zasadzek. Za to w bezpośredniej walce… ~ zanim mężczyzna zdołał wyjaśnić, przywódca koboldów wrzasnął. - Słyszeliście słowa mądrości starszego brata, zabijmy naszych wrogów, spadnijmy na nich jak stado wywern… - tu wtrącił się poirytowany Starzec. ~ Protestuję przeciwko zrównywaniu wywern i koboldów ze smokami. Te podrzędne kreatury nie mają ze mną nic wspólnego.
- Jak znam koboldy, to walka będzie krótka i obie strony się szybko rozejdą w swoją stronę. Koboldy to tchórzliwa rasa… nie pokonają goblinów - odparł z uśmiechem Jarvis patrząc jak jaszczurzy ludek znika wśród ruin.
- Ekhm… - Dholianka chrząknęła, by zwrócić na siebie uwagę. - Chciałabym wam powiedzieć, że Starzec nie ma nic wspólnego z koboldami. Macie to sobie zapamiętać - odparła śmiertelnie poważna. - I z wywernami chyba też nie ma…
- Z kimś jeszcze nie ma? Może niech napisze całą listę istot z którymi nie jest spokrewniony. - Zaśmiała się sarkastycznie Godiva.
~ I dlatego my smoki mamy okres godowy. Zupełnie nie wiem co niebieskie lubią w życiu rodzinnym. Dla mnie te kilka miesięcy podlizywania się do czerwonej Arrkahayty były wystarczająco męczące, by nie mieć ochoty na spotykanie jej przez kolejne kilka lat ~ burknął sublokator tawaif, urażony ironią Godivy.
- Zzz… całą podrasą niebieskoskrzydłych - odparła posłusznie bardka, uśmiechając się do smoczycy. - Zielonymi też gardzi… i białymi w sumie… inaczej. Nie gardzi tylko sobą, reszta to śmiecie. Zapamiętajcie.
Nvery prychnął w wodę, w końcu dając sobie radę ze skrzydłami, które schował pod taflą.
~ Nie czułeś się samotny? Wszystkich od razu odrzucasz i traktujesz jak gorszych od siebie… nie tęskniłeś nigdy za towarzystwem? ~ spytała Pradawnego, nie do końca rozumiejąc dlaczego tak bardzo wszystkich nienawidził.
~ Miałem swych niewolników. No i może ty potrzebujesz towarzystwa, ale ja cenię samotność i możliwość spoglądania na me królestwo, bez drugiego pyska trzaskającego mi nad uchem ~ wyjaśnił łaskawie.
~ Wiesz… czasem warto trzymać przy sobie przyjaciela, który powie ci na przykład… kiedy czynisz jakiś błąd. Niewolnicy nie zastąpią ci istoty… równej sobie. Z którą mógłbyś dzielić poglądy, lub sprzeczać się dla sportu własnego umysłu i poszerzania horyzontów.
~ Równej sobie? Takie się pokonuje i zabija… Nikt nie może być równy lub wyżej ode mnie. Jestem smokiem Chaayu, nie możesz mnie oceniać za pomocą swych zwykłych ludzkich kategorii ~ syknął pogardliwie gad.
~ Chciałam być miła… ~ odparła nieco zmieszana, przytulając policzek do nogi czarownika. ~ Jakoś pomóc lub doradzić… myślałam, że skoro jesteście istotami rozumnymi i to bardziej od nas… to sama nie wiem. Nie ważne.
~ Jesteśmy istotami rozwiniętymi bardziej od was ludzi. Stoimy na wyższym poziomie intelektualnym ~ wyjaśnił spokojnie Pradawny. ~ Doceniam… łaskawie doceniam twoją troskę, aczkolwiek ona jest niepotrzebna. Nie czuję się samotny i opuszczony. Jestem zadowolony z siebie.
Speszona dziewczyna już nic nie odpowiedziała, wracając spojrzeniem na mijane krajobrazy.


Czarownik zatrzymał tratwę, gdy dopłynęli do bezpiecznych i ludnych obszarów miasta. Zanim jednak do nich dopłynęli, Nvery musiał wleźć na pokład tratwy i siedzieć niczym zmokła kura. Bowiem zmiana postaci bynajmniej nie wysuszyła smoka.
Jarvis z ulgą skończył przewożenie całej grupki, bądź co bądź, był to jakiś wysiłek. I z wyraźnym zadowoleniem, jako ostatni, opuścił pokład.
- Jak chcecie świętować zwycięstwo? - zapytał z uśmiechem.
Białowłosy nałapał się pijawek, które z czułością pielęgnował na swojej skórze, nie było ich dużo… bo większość zeżarł gdy był jeszcze smokiem. Te które ocalały, miały możliwość spokojnego upasienia się na przedramionach chłopaka… zanim trafią do sakiewki, a później pyszczka Ślicznotki.
Biedne ważki dawno wyzdychały, ale i je czekał marny los w brzuszku gekonicy.
- Przebierzmy się najpierw bo wyglądamy jakbyśmy szli na wojnę… lub z niej wracali, a później możemy iść do tawerny coś zjeść i wypić… co wy na to? - Chaaya popatrzyła na skrzydlatych z wyraźnym oczekiwaniem.
- Ja nie chcę… - Zielony burknął, ale bardka szybko mu przerwała.
- Może trafimy na wampira?
- To chcę… - zreflektowała się gadzina z miną butnego chłopca, który właśnie został przekupiony.
- Wspaniale. - Kobieta uśmiechnęła się lisio i spojrzała na Niebieską.
- No to chodźmy - odparła z uśmiechem Godiva, nie wiedząc o wcześniejszych planach tawaif i nagle zdecydowała. - I musimy się wszyscy upić… żadnych wyjątków.
Jej jeździec tylko skinął głową, będąc de facto przegłosowanym. Cała ekipa, ruszyła więc do ich obecnego domu jakim były trzy hotelowe kwatery. Gondolą, którą kierował ktoś inny, ku uldze samego czarownika. Gdy jednak dotarli na miejsce i wkroczyli do swych pokoi, mag okazał się nie tak zmęczony jak twierdził, skoro objął kochankę od tyłu w pasie i przyciskając zaborczo do siebie, wodził ustami po jej szyi, a dłonią po tkaninie okrywającej piersi.
Tancerka wpasowała się w ramiona przywoływacza, mrucząc cicho w zadowoleniu, jakby tylko czekała na tę chwilę. Przez pewien czas dawała się pieścić, nieustawicznie jednak prowadząc ich oboje do łóżka. W końcu odezwała się, obracając przodem do kompana i zarzucając mu ręce za szyję opadła wraz z nim na materac.
- Musimy porozmawiać… albo raczej musisz mnie wysłuchać… - Pogładziła mężczyznę delikatnie po policzku, muskając wargami kącik jego ust w oznacze nieśmiałej czułości. - Proszę.
- Wiesz dobrze, że masz całą moją uwagę tylko dla siebie. - Uwagę tę okazywał delikatną wędrówkę ustami po jej szyi, ale nie posuwał się dalej z pieszczotami, tuląc się do leżącej na łóżku Chaai.
- To trochę zajmie… ułóż się wygodnie… - Skinęła na miejsce obok, obkręcając się delikatnie, by móc podeprzeć głowę na ręce i patrzeć na rozmówcę.
- Jak poszłam szukać ziół to… przytrafiło mi się coś. Z początku myślałam, że wpadłam w pułapkę, która miała mnie zamknąć w jakiejś iluzji, ale to wyglądało jak wspomnienie miasta i czasów minionych. Na drodze którą szłam spotkałam parę elfów. Rozmawiali ze sobą na tematy polityczne… Starzec mi tłumaczył to co udało mu się zrozumieć. Niby nic ważnego, ale… gdy oswoiłam się z ich obecnością, podeszłam do nich bliżej, by móc się napatrzeć… - Zawstydziła się, rumieniąc na twarzy i na chwilę umilkła, odgarniając kosmyki włosów z twarzy czarownika.
- Rozmowa zeszła na temat pewnego artefaktu, którego stworzył mężczyzna… był to medalion z głową jednorożca na jednej stronie… na drugiej zaś było coś wypisane w nieznanym mi języku. Pomyślałam, że to dziwny zbieg okoliczności. Przybyliśmy odbić amulet, który również był wizerunkiem jednorogiego… Przyjrzałam mu się… tak jak im obojgu zresztą. - Znowu się zawstydziła, chrząkając niezręcznie. - Ładni byli… - dodała na swoje usprawiedliwienie.
- Wtedy… wtedy oni mnie zauważyli i się do mnie odwrócili, nie powiem trochę się przestraszyłam, że nagle mnie wessało w inną czasoprzestrzeń, ale wtedy tamci zostali zaatakowani przez drowa i cała wizja się rozpłynęła, a ja do was wróciłam. Ulżyło mi kiedy przed atakiem, wytłumaczyłeś mi, że w tym mieście takie… zdarzenia mogą być “normalne” i nie zaprzątałam sobie tym głowy, aż… nie zabiliśmy przywódcy goblinów i nie podniosłam artefaktu.
Chaaya rozwiązała kołnierzyk i wyciągnęła medalion, ściągając go przez głowę i podając go Jarvisowi, by mógł go obejrzeć.
- Są różne teorie… na temat miasta. Te przenikanie się przeszłości z teraźniejszą w La Rasquelle jest chaotyczne i tylko niektóre z tych wydarzeń powtarzają się regularnie… zawsze w tym samym miejscu i czasie. Miasto było puste, gdy pierwsi ludzie je odkryli. Opuszczone od wieków, pomijając demony. - Uśmiechnął się do niej dodając - nie musisz się martwić swoim bezpieczeństwem. Elfy z przeszłości wydają się być odrobinę świadome obecności świadków. Nie wiem czy nas widzą, ale na pewno nie słyszą i nie mogą zrobić krzywdy, a nawet dotknąć - zaczął wyjaśniać Jarvis. - Poza tym niektórzy sądzą… a bardziej wierzą, bo tu jest kult Unisono… żyjącego miasta. W każdym razie wierzą oni, że La Rasquelle jest w pewnym stopniu żywe i że jest organizmem zbudowanym z nas, jak wędrujące po bagnach stada mrówek… i, że miasto pokazuje wybranym jednostkom to co chce przekazać.
Trącił palcem medalion. - To co chcesz z nim zrobić?
- Elfka mówiła, że jest zakazane tworzenie tak potężnych magicznych przedmiotów… nie wiem co on potrafi robić, ale gdy rzuciłam wykrycie magii, by ocenić co mogą smoki zabrać ze zwłok goblinów… to prawie oślepłam. Przez niego. - Przekręciła wisior na drugą stronę, pokazując zapisaną ściankę. - Starzec umie to odczytać. Może wartoby się dowiedzieć… skoro nawet elfy… - zacięła się. - Nie chcę, by przeze mnie, ten przedmiot wpadł w niepowołane ręce. To nie może być czysty przypadek, że spotkałam na swojej drodze samego twórcę medalionu, który może nawet wtedy zginął zamordowany przez swojego pobratymca… dalekiego, akurat wtedy, kiedy jakiś nieznajomy zlecił nam odzyskanie przedmiotu.
- Więc kilku kapłanów wielkiego Unisono ucieszyłoby się z twoich słów - zażartował czarownik i nachylił się, by musnąć swymi wargami usta tancerki. - Nie mam złudzeń, że nasz zleceniodawca wcale nie szukał sentymentalnej pamiątki i domyślam się, że ten medalion ma w sobie potężną magię. I jeśli nasz klient będzie podejrzewał, że my go mamy to wyśle po nas kolejnych awanturników, by go “odzyskać”.
- Nie drwij sobie ze mnie… - burknęła speszona bardka, odwzajemniając drobny pocałunek. - Może po prostu za dużo myślę, może nie powinnam tego analizować i po prostu oddać go zabierając należne mi 900 sztuk złota. - Wzruszyła ramionami, pochylając się i kładąc głowę na piersi mężczyzny, wsłuchując się w bicie jego serca.
- Nie drwię… może trochę żartuję, by poprawić ci humor. Ale nie drwię. - Znów cmoknął tym razem czubek jej głowy. - Możemy mu oddać. Z artefaktami… zwłaszcza starożytnymi, jest ten problem, że ciężko je zidentyfikować, a co za tym idzie… samo posiadanie artefaktu nie daje umiejętności posługiwania się nim. Możemy nie oddawać, ale nie wiem czy… powinniśmy zatrzymać. Może sprowadzić na nas kłopoty.
- Martwie się. A co jeśli to któryś z wampirów zlecił to zadanie? Co jeśli jest na tyle stary, by móc zidentyfikować artefakt? Nie mówie już o samych demonach, które posiadają większą wiedzę od zwykłego śmiertelnika… no i smoki. Pradawne. Jak Starzec. - Usiadła, oglądając jednorożca z markotną miną.
~ A co ty o tym myślisz? Przesadzam? ~ Nimfetka zwróciła się wprost do czerwonołuskiego.
~ Głupie zabawki śmiertelnych elfów są niczym wobec potęgi antycznego smoka ~ odparł dumnie Starzec.
- W tej chwili wampiry miasta mają jednego wspólnego wroga… Vantu. Jeśli któryś z nich potrzebuje artefaktu, to właśnie po to, by go osłabić bądź zniszczyć - wyjaśnił Jarvis, siadając obok dziewczyny i dodał. - Wyrzucimy medalion do rzeki, w ołowianym pudełku. Nie dostaniemy pieniędzy, ale… i tak nie robiliśmy tego dla pieniędzy.
~ Skoro tak, to nie będziesz mieć problemu z identyfikacją go ~ odparła rezolutnie, biorąc pod łuski pradawnego.
- Nie wiem… z jednej strony możemy dobrze przyczynić się twojemu rodzinnemu miastu… a z drugiej strony, poważnie mu zaszkodzić - mruknęła w zamysleniu bardka.
- Na razie schowajmy go dobrze. Mamy trochę czasu do namysłu - odparł ciepło mag, uśmiechając się, a Starzec… coś tam chrząknął i zamilkł.
~ Ja tu czekam… ~ Chaaya nie dała się tak łatwo zbyć. ~ Nie chowaj się, tylko czytaj co tu jest napisane.
~ To pokaż mi tak bym mógł przeczytać. ~ burknął Pradawny.
Dziewczyna uśmiechnęła się z wyższością, odwracając medalik na drugą stronę.
~ Czytaj na głos, a później przetłumacz ~ ponagliła z dziecięcą niecierpliwością.
~ El tha’ea suthilana, ass…. szlag… assair’thea? Nie… their. Głupie eldari z tych ich głupią gramatyką i głupimi zasadami składniowymi. Assair’their tevarln’aivi. Egheler ~ odparł poirytowany Czerwony.
Bardka już dłużej nie mogła powstrzymywać gadziego uśmieszku, który wykwitł jej na delikatnej twarzyczce. ~ Jak mniemam… to nie było prawidłowe tłumaczenie tej sentencji.
~ Grrrr… Tej sentencji nie warto tłumaczyć. To poetycki bełkot ~ burknął urażony Starzec.
~ Chce posłuchać ~ nalegała nieustępliwie, ściskając mocniej medalion. ~ Proszę… ~ Była szczera, może trochę się naigrywała ze starego smoka, ale zdecydowanie podziwiała za wiedzę oraz starania w odczytaniu napisu.
~ Me serce… Nie… Au, em, ag...el… Aaaa… Nasze serca związane jednym oddechem, prowadzą mnie do gwiazd twego spojrzenia. Tak to brzmi. Typowe elfie bzdury ~ rzekł w końcu Pradawny. ~ I to nie najlepsze.
~ Ach… to słodkie. Myślisz, że to o tej dziewczynie w płaszczu? ~ spytała z rozrzewnieniem, przyciskając łańcuszek do piersi. ~ Dziękuję ci. To wiele dla mnie znaczy… daruje ci identyfikację… na razie ~ odparła łobuzersko, spoglądając na Jarvisa.
- Możemy go schować, choć wolałabym nosić przy sobie - odezwała się w końcu do lubego, uśmiechając ciepło.
- Z czasem to może stać się niebezpieczne. Ale na razie go zatrzymaj. - Uśmiechnął się w odpowiedzi czarownik, delikatnie głaszcząc Chaayę po włosach.
- Tooo ile mamy jeszcze czasu dla siebie? - spytała rozkosznie, przysuwając się do mężczyzny z psotliwymi iskierkami w oczach. - I… najważniejsze, czy nie jest pan zmęczony dzisiejszymi wydarzeniami. - Zarzuciła mu nogi na kolana, a ręce na szyję. Składając szybkiego całusa na policzku.
- Na pewno starczy na odrobinę zabawy. Przynajmniej na jeden szalony raz. - odparł Jarvis, cmokając czubek nosa tawaif, potem usta, a później szyję. Pochwycił dłoń kobiety i położył na kroku swych spodni, by wyczuła jak zmęczony jest… Nie był chyba za bardzo, skoro Chaaya czuła rosnącą reakcję na swój dotyk.
- Tylko… tylko raz? To nie wiem czy opłaca mi się rozbierać - mruknęła zadziornie, oglądając się na stolik, na którym to rano się kochali. - Ciągle nie przetestowaliśmy na nim innych pozycji, o ile pamiętam zostały jeszcze trzy z naszej listy…
- To prawda… może odsuniemy ten posiłek na nieco później - wymruczał Jarvis, sięgając ustami do jej szyi i wodząc po skórze językiem. - Godiva się zgodzi, a Nvery… po zmroku łatwiej o wampiry.
- Nim się nie przejmuj… i tak ostatnio jest jakiś taki… inny. Dodatkowa chwila samotności, zawsze zabrzmi dla niego jak nagroda. - Bardka wsunęła się pupą na kolana czarownika, podgryzając go zaczepnie w brodę.
- Cóż… ale żeby nam nie umknął… Miało być wspólne wyjście. - Palce Jarvisa zabrały się za rozbieranie dziewczyny ze stroju, który na sobie miała, poczynając od uwolnienia jej piersi. Kręcąc zaś pupą bardka dobrze wyczuwała jak dużego apetytu nabiera jej kochanek…. coraz wyraźniej wyczuwała.
- To grzeczny i ułożony chłopiec… nie chadza samemu na panienki, jak nie dostanie na to pozwolenia. Zresztą… ma teraz swoją Ślicznotkę, pewnie próbuje jej zaimponować zdobyczami z mokradeł - odpowiadała cicho, skupiona na odpinaniu kolejnych guzików w kamizelce i koszuli maga. W końcu pozbyła kochanka górnej warstwy odzienia, dotykając z pietyzmem lekko sinawych śladów po swoich ugryzieniach.
W jakiś dziwny sposób widok ten ją ukontentował, a nawet napawał dumą. Wstając, kołyszącym ruchem zrzuciła z bioder suknię i będąc w samej bieliźnie, przyjrzała się jeszcze raz postawie Jarvisa.
- Jesteś prześliczna… - uśmiechnął się czarownik zsuwając się z łóżka i klękając przed dziewczyną. Jego dłonie spoczęły na jej pośladkach, a usta wodziły po udach. - ...rozkoszna. Nie wiem, czy bardziej chcę cię wielbić, czy posiąść… taki duży dylemat.
Tawaif uśmiechnęła się czule do przywoływacza i sięgając do kokardek swoich majtek, rozwiązała je, by materiał mógł opaść na ziemię. - Jedno nie wyklucza drugiego - szepnęła, wierzchem dłoni gładząc maga po policzku. Najdelikatniej jak potrafiła, jakby się bała, że jej dotyk, może go stłuc.
- Rób na co masz ochotę… oddam ci się zawsze i wszędzie.
- Wiesz… że to tak nie działa - wymruczał cicho Jarvis, przesuwając delikatnie językiem po jej udzie. - Nie chcę tylko robić na co mam ochotę. Chcę to na co oboje mamy. Usiądziesz na stoliku i rozchylisz nogi?
- Usiądę… - odparła polubownie, miło zaskoczona słowami kochanka. Podchodząc powoli do mebla, kręciła pupą na boki, jak miękkie i hipnotyczne wahadło, po czym wskoczyła na blat trzymając nogi złączone, a dłonie spoczywające na kolanach. - A jak szeroko mam je rozsunąć? - spytała niczym grzeczna dziewczynka.
- To zależy od tego jak szerokie chcesz dać mi pole do popisu - odparł czarownik nadal klęcząc i chłonąc wzrokiem każdy jej ruch i gest. - Będę wredny i będę samolubnie rozkoszował się tobą pieszcząc cię.
To był absurd. Gdzie w tym wszystkim był egoizm, skoro to ją będzie obdarzał pieszczotą?
- Nie mogę się wprost doczekać… - Jej dłonie rozchyliły ściągnięte ze sobą uda, powoli otwierając się zapraszająco przez przywoływaczem. Niczym kurtyna przed sztuką w teatrze. - Jestem ciekawa twego samolubstwa, tak często o nim prawisz, że zaczynam wierzyć, że gdzieś i kiedyś może faktycznie taki byłeś - mruknęła z lekko pobłażliwym uśmieszkiem.
- Dziś… po zabawie, co ty na to? - język mężczyzny leniwie muskał skórę jej ud i łona, wodząc powoli po dobrze znanych sobie szlakach, od czasu do czasu muskając wrażliwy na pieszczoty obszar powyżej jej kobiecości. - Wystrój się tak, by być kusząca, a uczynię cię potem moją… całkowicie moją i samolubnie wykorzystam twoje ciało.
- Jak się wystroję… kto wie, z kim skończę w łóżku… - odparła z zimną i perfekcyjnie wykalibrowaną wyższością, nie dając Jarvisowi złudzeń, co do tego, że bez jej zgody nawet nie mógłby na nią popatrzeć. - Jesteś pewien, że chcesz zagrać w tę grę?
- Nie… trochę się boję. Że mógłbym się w niej zatracić… i skrzywdzić cię przez przypadek - odpowiedź padła po dość długiej ciszy, w której to ciało tawaif koncentrowało się na doznaniach wywoływanych delikatnych dotykiem języka kochanka.
Kobieta nic nie odpowiedziała, przyglądając się czule czarownikowi i odgarniając mu kosmyki z czoła. Przyjemne ciepło, rozlewało się drżącą falą po podbrzuszu, przyprawiając ją o rumieńce i roziskrzone spojrzenie.
Było jej z nim dobrze i czuła się całkowicie bezpiecznie w jego objęciach, nawet wtedy kiedy nie była pewna, czy pragnęła pieszczot jakie jej sprawiał. Tym bardziej więc, martwiło ją jego stwierdzenie.
Jarvis tymczasem zaczął wędrówkę ustami wyżej, przechodząc na brzuch i pisząc czubkiem języka na jej skórze spirale i znaki, które nie miały znaczenia. Czuła jego pocałunki na brzuchu i słyszała jak uwalnia dolne partie swego ciała, od ciężaru spodni.
- Zresztą… kiedy ty nie jesteś kusząca, co? Chyba nigdy - zapytał żartobliwie.
- O zdziwiłbyś się… - odparła ze śmiechem, wprawiając swój biust w lekkie drżenie. - Myślę, że Nveryioth miałby tu szerokie pole do popisu… - stwierdziła z niejaką grozą, nagle milknąc niepewnie.
- Co się stało? Czymś się zmartwiłaś? - czarownik przerwał pieszczoty i spojrzał w górę na twarz kochanki.
Chaaya uśmiechnęła się przepraszająco, biorąc w dłonie twarz kochanka, gładząc go kciukami po policzkach. Brwi miała ściągnięte w zmartwieniu, ale w oczach nie dostrzegł żadnych negatywnych emocji.
- Nie zdradziłabym cię Jarvisie… i nie zdradzę. - Wypowiedziała słowa bardzo cicho, że mag nie był pewien, czy nie usłyszał ich we własnych myślach. - Nie dlatego, że nie mogłabym… ja… po prostu nie chcę. - Kąciki ust drgnęły lekko w dół, a bardka pochyliła się, by pocałować go w usta.
Jarvis czule odpowiedział na ów pocałunek, delikatną pieszczotą języka muskając wargi kochanki. Wsunął palce we włosy dziewczyny, głaszcząc ją po głowie i rozkoszując się tą chwilą delikatności między nimi. - Tooo… mam kontynuować zabawę, czy może przejdziemy do bardziej intenystywnych doznań?
- Dobrze znasz odpowiedź na to pytanie… ale skoro się tak łaskawie ofiarujesz to poklęcz jeszcze troszeczkę. - Zachichotała psotliwie, opierając się z tułu rękoma i przebierając wesoło nogami.
- Stanowczo za dobrze się bawisz w tej sytuacji - teatralnie “pomarudził” Jarvis, pochwyciwszy jedną nogę tawaif ręką i zaczął wodzić ustami wzdłuż niej tak daleko jak sięgał w tej pozycji, jednocześnie pieszcząc podbrzusze partnerki zwinnymi ruchami palców, niczym złodziej dobierający się do dobrze znanego mu zamka.
- No już, już… pozwól mi się tobą nacieszyć, zanim zamienisz się w tego mitycznego samoluba. - Zacmokała, przeczesując palcami włosy czarownika. Oddech tancerki z każdą chwilą przyspieszał, przyprawiając ją o szeroki i koci uśmiech zadowolenia. Jeszcze chwilę, a dziewczyna straci ochotę na samego maga, na rzecz jego czarodziejskich paluszków i języka.
Trudno było stwierdzić, czy to go martwiło. Chaaya miała okazję nieraz się przekonać, że zabawę, Jarvis przedkładał od gry wstępnej, którą rozgrzewał jej ciało do czerwoności, sprawiając, że niemal sama się na niego rzucała. Teraz też, jego palce poruszały się w jej intymnym zakątku, trącając struny pożądania, a język przyjemnie pieścił skórę.
Tawaif jednak zdawała się być opanowana, głaszcząc jedynie kochanka po głowie, jak ulubionego pupila. Nie broniła się przed spełnieniem, ale również nie dążyła do niego jak zuchwała dzikuska. Przyjmowała pieszczotę jak dama, z cieniem uśmiechu na licu, aż do samego końca, które obwieściła z rozleniwionym westchnieniem.
Jarvis uniósł się z kolan z wesołym uśmiechem i łobuzerskim błyskiem w oku. Pocałował delikatnie bardkę, po czym wędrując powoli ustami po jej szyi, przystąpił do zdobywania jej powolnym ruchem, by czuła jak się z nią łączy. Bez pośpiechu i nadal głaszcząc opuszkami palców jej uda.
Ta zarzuciła mu ręce za szyję, skubiąc go pieszczotliwie wargami po policzku i uchu. Nogi mimowolnie szerzej się rozsunęły, jedną łydką oplatając w kolanie czarownika.
W końcu dłonie zaczęły zjeżdżać po barkach, delikatnie napinając paznokciami skórę pod sobą. Wkrótce mag poczuł pożądliwe palce na swoich pośladkach, przyciskające jego biodra do łona kochanki. Jarvis nie spieszył się jednak, poruszając biodrami powoli i delikatnie, rozkoszując się miękkością Chaai, wodząc ustami po jej obojczykach i piersiach. Z premedytacją przedłużał zabawę, lecz tawaif wiedziała że długo tak nie wytrzyma.
Taki powolny rytm miał swoje plusy. Mężczyzna mógł delektować się bliskością z kochanką. Jej ustami błądzącymi na delikatnej skórze ucha i szyi. Jej dłoniom pewnie poczynającym na jego pupie, poddającym jego pośladki miarowym i zsynchronizowanym z jego ruchem uciskom opuszków. Jej piersiom rozlanym na rozgrzanym torsie, swobodnie ocierającym się po coraz bardziej mokrej powierzchni.
Nie tylko Jarvis długo tak nie wytrzyma. Oddech kobiety zaczynał przyśpieszać i urywać się, gdy jej ciało przeszywały coraz silniejsze dreszcze.
W końcu, bardka odchyliła się do tyłu, opierając rękoma o blat stołu, zapierając się i przygotowując na ostrzejszą część dzisiejszego występu.
Jarvis... nachylił się bardziej, by ustami rozkoszować biustem dziewczyny dumnie wyprężonym w jego kierunku, by pochwycić za jej biodra władczo i trzymając mocno, rozpocząć kolejne silne szturmy, wprawiające cały stolik w skrzypienie.
Jego gorący oddech owiewał dekolt Chaai, ale prawdziwy żar promieniał z podbrzusza, zalewając jej umysł kolejnymi doznaniami, gdy czuła w sobie twardą obecność kochanka przeszywającą jej ciało.
Mag miał okazję być świadkiem wewnętrznej walki u tancerki, która starała się zachować… z godnością? Tłumione wstydem jęki, wyrywały się ust, burząc spokój na śniadej twarzy tawaif, która po pewnym czasie odchyliła głowę do tyłu, poddając się rytmowi ich ciał.
Czarownik nie był pewien z kim się właśnie kochał. Wyglądała jak Chaaya, smakowała jak Chaaya i przynosiła mu taką samą rozkosz jak ona, a jednak była inna. Była delikatna, dumna, trochę wstydliwa i zdecydowanie mniej zachłanna. Była zmienna… nie rozumiał u niej tej ciągłej zmiany charakteru. Ale i nie dopytywał się, nauczony, by szanować czyjeś sekrety. Zmienność jej natury wszak była częścią samej bardki i w każdej postaci jaką mu się przedstawiała, czarownik zauważał coś, co sprawiało, że była mu taka droga. Tą niewinną delikatność, która budziła w nim czułe struny, nawet jeśli zamaskowana była drapieżnością. Coś co sprawiało, że chciał ją objąć, przytulić i nigdy już nie puścić.
Niemniej w tej chwili ogień, który w nim płonął przekroczył już barierę woli. Ruchy bioder, które nabrały siły i impetu nie mogły już spowolnić. Dlatego trzymając mocno Chaayę i żarliwie całując jej nagie ciało, Jarvis ciągnął oboje do gwałtownego i namiętnego spełnienia… które dziewczyna przyjęła z niespotykaną kruchością, kryjąc się w ramionach kochanka, jakby ten miał uchronić ją, w tej chwili słabości, przed otaczającym ich światem. Drżące opuszki palców, wczepiła jak małe zwierzątko pod wystające obojczyki czarownika, wtulając twarz w zagłębienie jego klatki piersiowej, od której odbijał się gorący i rozdygotany oddech. Nogi splotła pod biodrami, przytrzymując mężczyznę jak najbliżej siebie, odsuwając na chwilę, nieustępliwie zbliżającą się rozłąkę z nim.
Potarłszy noskiem mostek Jarvisa, cmoknęła go delikatnie, uspokajając się.
- Mógłbym cię tak w ogóle nie wypuszczać. Moglibyśmy w ogóle nie wychodzić z łóżka, z tego pokoju - wymruczał mag, wodząc dłońmi po plecach i głowie dziewczyny.
- Nie chce zrobić Godivie przykrości… - mruknęła mu z mokry tors, przytulając się policzkiem.
- Wiem, wiem… - tulił nadal tawaif w zamyśleniu. - Jak chcesz możemy tak poleżeć, aż do wyjścia… co ty na to?
Odpowiedzią na jego pytanie było zarzucenie rąk za szyję, gdy Chaaya wczepiła sie w niego jak gotowe do przeniesienia zwierzątko.
- Wykorzystujesz sytuację… - Ten wyrzut zabrzmiał jednak ciepło i czule. A sama bardka została uniesiona w górę i powoli przeniesiona na łóżko. Po chwili oboje w nim leżeli, delektując się ciepłem swych ciał i odgłosami własnych oddechów.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 21-06-2017, 19:29   #67
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
~ Zupełnie nie wiem, co wy ludzie widzicie w tych całych czułostkach, my smoki chwytamy za kark i robimy swoje. Szybko i przyjemnie. Bez całego tego… migdalenia się. No i… pfff... a już samo migdalenie bez prokreacji jest całkiem bezcelowe ~ wtrącił się nagle znudzony Starzec.
~ Skończyłeś identyfikować dla mnie medalion? ~ spytała Nimfetka, jakby od niechcenia, tupiąc bosą stópką i oglądając swoje pazurki. ~ Nie? To wracaj do roboty, nikt ci nie każe się ze mną teraz “nudzić”. ~ Zbyła Pradawnego niedbałym machnięciem rączki, a Chaaya zachichotała w pierś leżącego obok kochanka, podgryzając go delikatnie w sutek.
- Tylko troszeczkę… bo tak ładnie się dajesz - odparła psotliwie.
- Wiem… wiem… - wymruczał czarownik, głaszcząc po głowie dziewczynę, podczas gdy skrzydlaty postanowił się postawić.
~ Nie jestem jedną z twoich rozgadanych osobowości. Jestem potężnym smokiem. BÓJ SIĘ ALBOWIEM JESTEM STRASZNY I OKRUTNY… I ZŁY. ~ Zakończył to wszystko rykiem, który byłby przerażający, gdyby nie istniał tylko w umyśle tawaif.
~ Ach… ach taaak ~ zaszczebiotała bez przekonania eteryczna zjawa, spoglądając znad paznokietków na wielką, czerwoną ropuchę przed sobą. ~ Musisz trochę popracować nad imagiem, bo coś ciężko nam w to teraz uwierzyć. Po pierwsze… nie masz ciała, po drugie nasze ciało pozostawione bez naszej opieki długo nie wyżyje będąc zdane tylko na twoją łaskę. Dobrze to wiemy my… i dobrze wiesz to ty. Więc nie strasz mnie tu. Jestem najstarsza, choć może nie wyglądam ~ odparła słodko, wdzięcząc się do gada, jak do własnego odbicia w lustrze. ~ I lepiej zacznij nas doceniać… każdą z osobna. ~ Na zakończenie, jak na dziecko przystało, pokazała jaszczurce język.
~ Ooooo ty… może i nie mogę was zniszczyć ze względu na to kim jesteście… ~ warknął zdenerwowany Starzec, malejąc i robiąc się bardziej mięciutki.
I ludzki.



~ Za to nadal mogę złoić ci tyłek, ty bezczelna dziewczyno. Od tego nie umrzesz, ale zapamiętasz, by nie traktować wielkiego smoka protekcjonalnie ~ ryknął wściekle nadal gadzim głosem.
~ Złoisz mnie tak jak swoje smoczyce? ~ spytała z drwiącym uśmieszkiem, spoglądając na ponętne, męskie ciało przed sobą. Jej wulgarny ton, zupełnie nie pasował do tak drobnej iluminacji dziewiczego dziewczęcia, że, aż ogłuszał, niczym niezapowiedziany obuch w skroń.
“Dość tego! Co tu się wyprawia.” Laboni pojawiła się za mężczyzną, skrzecząc jak wrona. “Co ty, szczenie jesteś, że dajesz się tak prowokować? Wstydu nie masz? Gdzie twój honor!”
~ Honor? To ludzki wymysł. I głupia wymówka ~ burknął smok, zerkając na Laboni przez ramię.
“Nie wycieraj się ludźmi kiedy ci wygodnie” odparła tawaif, kręcąc w zrezygnowaniu głową. “Wstydzisz się swoich słabości. Nie raz nam o tym mówiłeś… to się nazywa honor mój złociutki. Chcesz wyglądać na silnego, więc nie powiesz, jak cię zniewolono przez twoją głupotę. Chcesz straszyć swym ogromem i potęgą, więc nie opowiesz jak byłeś pisklęciem. To duma… ludzka, tak jak i honor, nieodłączny element, którym bijesz po oczach na każdym kroku.”
~ Dopisujecie sobie to czego nie ma. Wy ludzie nie potraficie zrozumieć smoków. ~ Parsknął teatralnie Starzec, zapominając, że rozmawia z jeźdźczynią. Tymczasem czarownik tulił Chaayę, nucąc cicho jakąś pieśń. Kołysankę, chyba uznając, że zasnęła w jego ramionach.
Nimfetka zaśmiała się wyniośle, tracąc zainteresowanie dyskusją i po prostu się rozwiewając. Stara tancerka westchnęła głośno i potarła skronie.
“Kreujesz się na bestie. Chciałbyś taką być… ale bestie nie myślą i nie czują.” Popatrzyła wymownie na dragona aktualnie w ludzkiej postaci. “Popatrz ty na siebie… na bogów, taki stary, a jaki głupi… JAKI PRÓŻNY! Jak człowiek… jak stary, zdziadziały chłop.” Wzniosła ręce ku górze, przewracając teatralnie oczami. Najwyraźniej nie raz, miała podobne dyskusje w swoim życiu.
~ Silny… ~ Napiął muskuły i dodał ~ przecież cherlak nie złapie tej pyskatej smarkuli i nie spierze jej tyłka na kwaśne jabłko. Zupełnie nie rozumiem czego ty się spodziewasz? Że pozwolę wam się dyrygować jak któraś z twoich osobowości, lub Nveryioth? Ja jestem Starzec… zabijałem demony, smoki i rycerzy!
“Weź ty się walnij raz a dobrze…” odparła kobieta, biorąc się pod boki. “Zapomniałeś już jak wczoraj sromotnie przegrałeś z Kamalą? Myślisz, że jej podskoczysz bo masz więcej lat na karku? Jesteś tu gościem!” przypomniała mu z dosadną wylewnością, godną niejednego kupca z pustyni. “To nie siły ci potrzeba, a sprytu… i to wyborowego, bo jeszcze żaden mężczyzna jej się nie oparł… i to nie tylko ludzki, więc nie bredź mi tu o swojej smoczej krwi.”
~ Pfff…. ludzkie kobiety… nadajecie się tylko na śliczne ptaszki śpiewające w klatkach ~ odparł gniewnie czerwonołuski. ~ I nie przegrałem, bo nie walczyłem. Gdybym walczył, to byście wszystkie to odczuły.
Gdy skrzydlaty przemawiał, poczuł znajome spojrzenie świdrujące go między łopatkami. Choć nie widział, ani nie słyszał nigdzie prawdziwej właścicielki ciała to dałby sobie ogon uciąć, że właśnie się z niego śmiała… tak samo jak Laboni, która zaświergotała… jak ptaszek.
“Na razie to ty nim jesteś…” pokazała na zamglony ciemnością umysł kobiety. “Wszystkie jesteśmy. Pogódź się z tym” burknęła i odwinęła się, najwyraźniej też tracąc zainteresowanie rozmową.
~ Ale tylko ja próbuję zmienić ten stan. Poza tym wy jesteście tylko na własne życzenie ~ mruknął Starzec gniewnie, splatając dumnie ręce na twardym torsie. ~ Ale te ludzkie ciała są mięciutkie… jak można żyć będąc takim delikatnym stworzonkiem?
~ Ej Chaaya to co z tym wyj… ~ Zielonołuski pojawił się nagle, przeczesując umysł towarzyszki, zbyt znudzony wyczekiwaniem na wyjście do miasta. ~ Kim ty jesteś? ~ zapytał zdębiały Nverioth, rozglądając niepewnie dookoła, by w końcu uczepić się Laboni, niczym wielka, bladolica pijawka, owijając się wokół jej karku.
~ Ja jestem władcą i panem. Ja jestem najpotężniejszą istotą… ~ Z każdym tym słowem barbarzyńca rósł i rósł, powiększając swój rozmiar. A za nim wyrósł nawet kamienny tron. ~ Ja jestem Starzec, więc okaż szacunek.
Po czym powoli wracał do smoczej postaci.
Laboni parsknęła śmiechem nie odwracając się do gada, za to młody skrzydlaty… otworzył pysk… i zachrumkał. Chyba chciał wziąć wdech i jednocześnie się zaśmiać… i wyszło jak wyszło.
“Damy ci znać, jak będziemy gotowe. Idź stąd ptaszyno…” stara tawaif, odczepiła od siebie Zielonego, po czym odeszła w cień.
Nie mając nic więcej do powiedzenia, jaszczur wzruszył skrzydełkami i również się ulotnił.
~ Ja wam jeszcze pokażę… kiedyś. ~ Pradawny pogroził mrocznej pustce, która go teraz otaczała, po czym udał się z powrotem do tego zakątka umysłu tancerki w którym urządził swoje mentalne leże.

Chaaya zamruczała cichutko, składając ciepłe wargi na zagłębieniu szyi Jarvisa. Nie spała jak mogło się jemu zdawać, a po prostu trwała w przyjemnym zawieszeniu… a że jakiś gburowaty i zazdrosny staruch musiał przyjść i popsuć klimat to już inna sprawa. Przez chwilę ocierała się twarzą o obojczyki czarownika, muskając je od czasu do czasu oddechem i językiem. Sprawdzająco i zaczepnie. Bo i mag przestał się ruszać i wyglądało na to, że to teraz on usnął.
- Przyjemnie ci? Bo mi tak - wymruczał mężczyzna leniwie, obudzony drobnymi pieszczotami bardki. Przytulił ją mocniej do siebie. - Jesteś urocza nawet gdy śpisz.
- Ciii… nie mów tak. Nie mów jakbym była idealna bo nie jestem i mam wyrzuty sumienia… bo zgłodniałam. Bardzo. Nic dziś nie jadłam, a nie chce wyganiać cię z łóżka, jeśli ci tak dobrze… należy ci się odpoczynek. - Przeszła z cichego szeptu w delikatny pomruk, gdy wspinała sie po jego ciele, układając się na nim jak na wygodnych poduszkach, by dmuchać mu w ucho i bawić się kosmykami na jego czole.
- La Rasquelle też trudno nazwać idealnym, a jest piękne nieprawdaż? Ideały są zwykle… nudne. Skaza nadaje nam barw i wyjątkowości, bo wszak nikt nie jest idealny - mruczał cicho Jarvis, poddając się jej pieszczocie. - A żeby zjeść musimy się ubrać i wyjść. Dobre jedzenie dają w tej karczmie, do której mamy się udać?
- Mmm… - Dziewczyna liznęła kochanka długim pociągnięciem języka od jabłka adama po czubek brody. - Nie mam bladego pojęcia. Poszłyśmy tam tańczyć, bo grają fajną muzykę i jest “dobre” towarzystwo… Złapałyśmy taką jedną na dwie idiotki, przy czym to ja byłam tą większą i bardziej pijaną. - Zaśmiała się, unosząc na rękach, by móc muskać ustami obojczyki czarownika.
Palce mężczyzny zaczęły muskać skórę wiszących prowokacyjnie piersi kochanki, które czubkami ocierały się o jego tors.
- Teraz będziesz mogła się upić, jak masz ochotę. Ja mogę pozostać trzeźwy - zaproponował z uśmiechem. - A Godiva niespecjalnie lubi alkohol.
- Nie chce się upijać, ale jeśli Godiva chce to nie mam wyboru… choć nie powiem, wolałabym ciebie ululać, a później haniebnie wykorzystać, nie raz i nie dwa… - odparła z lisim uśmieszkiem, prezentując swe dwie mieciutkie półkule, jakby była na witrynie sklepowej i chciała, by ten ją kupił.
- Dobrze… pozwolę ci mnie upić - wymruczał Jarvis, osuwając się na pościeli w dół, by zrównać się twarzą z prezentowanymi skarbami. Jego usta przylgnęły do jednej, a dłoń do drugiej piersi w namiętnej pieszczocie.
- Ale nie będziesz oszukiwał? - upewniła się, nadstawiając się do jego ust, z psotliwym uśmieszkiem na licu. Najwyraźniej już zaczęła planować co zrobi z magiem dzisiejszego wieczoru, kiedy ten nie będzie w pełni władz.
- Nie. Będę cały twój… pijany i rozochocony - rzekł potulnie czarownik, pieszcząc krągłości jej ciała. - Ufam ci.
- W takim razie nie mogę się doczekać...
Chaaya wyprostowała się, siadając na kochanku, oglądając się za siebie czy jej kochaś ma ochotę na więcej pieszczot, czy może mogą się już zbierać. Uśmiechnęła się zadowolona, odchylając się, by pogłaskać małego Jarviska po łebku. - Za kwadrans mamy być ubrani i czekający na gondolę, która zawiezie nas na zabawę… - Poklepała czarownika w policzek, składając na jego ustach łagodny pocałunek.
- Kwadrans to dużo czasu - mruknął przywoływacz i obracając się na bok, zrzucił dziewczynę z siebie, by po chwili ją przyciągnąć i zabrać się za udowadnianie tej tezy.


Gondola była powolna tym razem. Ale cóż poradzić. Czwórka pasażerów swoje ważyła. Godiva grzeczniutko siedziała po jednej stronie wraz z Nveryiothem, a Chaaya zgodnie z odgrywaną rolą, wtulała się w swego narzeczonego. Wszak taką historyjkę wmówiły pewnej wojowniczce.
Celem ich była karczma… tylko w której z dwóch mogły natrafić na tą egzotyczną mniszkę?
Bardka chciała zabrać oba smoki do tawerny w której grała muzyka. Oglądanie walk lub co gorsza uczestniczenie w nich, było ostatnim, czego pragnęła w świętowaniu ich małego zwycięstwa. Liczyła też, że spotkają tam, jej i Niebieskiej, wspólną znajomą i smoczyca ośmieli się pogadać z kobietą lub może nawet popląsać gdzieś pod ścianą?
Dźwięki orkiesty posłyszała zanim dopłynęli do karczmy. Odgłosy, widoki jak i towarzystwo, były bardziej miłe tawaif niż pijana bijatyka, która ekscytowała Godivę.
Dopłynęli wkrótce po zauważeniu fasady przybytku. Gdzie na miejscu Jarvis szarmancko pomógł tancerce wysiąść z godnoli, wywołując u niej miły uśmiech oraz ciche zamarudzenie jej skrzydlatego, który chyba zaczynał wątpić w swój sens istnienia.
A potem weszli do środka. Muzycy, choć może nie wybitni, dawali radę zagrać skoczne kawałki. Kaidiri Chaaya nie dostrzegła, ale może zjawi się później?


Kobieta wybrała dla nich stolik i zachęciła do rozsiądnięcia się.
Białowłosy wyglądał jak nadymana i ususzona rybka, która nienawidziła świata.
Usiadł na krześle po prawej stronie tawaif, zupełnie nie zwracając uwagi na to, czy to miejsce nie było przeznaczone dla kogoś innego. Ciskał złowrogie spojrzenia na każdego, kto na niego krzywo popatrzył i… czekał rzecz jasna na pojawienie się wampira.
- Tooo ja zbieram zamówienia - zaszczebiotała wesoło dholianka, klaszcząc w dłonie, by rozwiać gęstniejącą atmosferę.
- Coś do jedzenia i picia - burknął jej gad, zakładając nogę na nogę i krzyżując ręce na piersi.
- Co ty… nie powiesz… - wycedziła przez zęby Chaaya, powstrzymując się od zdzielenia go przez łeb.
- Specjalność knajpki bym zamówił. Zwykle są to najsmaczniejsze i najświeższe dania w przybytku - zadecydował po chwili namysłu Jarvis. - No i butelkę wina. Jak szaleć to szaleć.
- To samo tylko dwa razy. Jestem głodna - wyjaśniła z uśmiechem Godiva.
Tawaif kiwnęła głową i udała się do szynku, zamówić dla wszystkich firmowe danie oraz butelki win dla czarownika i smoczycy, zaś dla siebie i Nverego słodką nalewkę z tutejszych owoców.
Zielony siedział nabzdyczony przy stole i bezceremonialnie gapił się bardce na tyłek, ale trudno było określić, czy był to “widzący” wzrok, czy po prostu zagapił się, bo się nudził.
Niebieska zaś rozgadała się o tym co tu widziały ostatnim razem i co robiły. Opowiadała nie zwracając na to, czy jej historie były interesujące dla obu mężczyzn. A być nie musiały, wszak mogli się dowiedzieć wszystkiego z głów partnerek. Jarvis jednak z uśmiechem potakiwał.
A szczupły szynkarz z radośnie przyjął zamówienie mówiąc - błotne kraby w bagienno-żurawinowym sosie razy cztery. Nie ma z tego rodzaju posiłkiem problemu?
- Nie cztery a pięć… jedna osoba, zamawia podwójnie - sprostowała tancerka, opierając się o blat. - I… nie sądze, by był problem, choć w sumie nie do końca wiem o jaki jego rodzaj ma chodzić. Danie jest ostre? - spytała zaintrygowana, bo w jej krainach, jak się zamawiało to się dostawało bez pytania oraz zdradzania szczegółów kulinarnych.
- To zależy… bagienny dodatek, czyli korzenie… zależą od tego co się udało wrzucić do garnka rano. Czasami jest ostrzej, czasami łagodniej… zawsze jednak aromatycznie - wyjaśnił z uśmiechem szynkarz, zezując czasem w dół.
- Ah… myślę, że sobie poradzę. Tylko ja tu jestem nietutejsza. - Mrugnęła do niego z lisim uśmieszkiem, po czym kiwnęła głową na pożegnanie.
- Zaraz potrawy zostaną dostarczone. Proszę cierpliwie czekać - rzekł na pożegnanie właściciel przybytku i wydał odpowiednie polecenie służkom.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 21-06-2017 o 19:31.
sunellica jest offline  
Stary 24-06-2017, 11:43   #68
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
- Zamówione! - obwieściła radosną nowinę bardka, dopadając swojego krzesła. - O czym rozmawiacie? - zapytała ciekawsko oglądając się na Godivę.
- O dupie maryni… - sarknął Zielony, zapadając się w swoim miejscu.
- Na pewno ciekawsza niż twoja… - odgryzła się sucho do partnera, a ten pokazał jej... język.
- Głównie o ostatniej tu waszej wizycie i tej mniszce. Gdy się zjawi… to kto ma odgrywać twojego ukochanego? - zapytał zaciekawiony jej odpowiedzią Jarvis.
- Hmpf… - prychnęła dumnie tancerka, krzyżując ręce na piersiach. - Już się o to nie martw… dogadałam się z karczmarzem - mruknęła dumnie, wywołując parsknięcie śmiechu u swojego skrzydlatego.
- To on… będzie twoim ukochanym? - zażartował Jarvis, a Godiva uderzyła go pięścią w ramię. - Bądź bardziej czarujący od teraz. Wiemy, że potrafisz.
- R-Różo! Dama nie bije mężczyzny… przy ludziach - Chaaya, aż podskoczyła w krześle, gdy smoczyca trzasnęła jej kochanka. - Więcej taktu…
- Uważaj bo potrafi… - mruknął białowłosy, patrząc współczująco na czarownika. Jak dobrze, że jego partnerka nie lała go… przy ludziach.
- Naturalność też ma swój urok… temperament potrafi docenić właściwy mężczyzna, bądź kobieta - wyjaśnił czarownik, nie rozmasowując sobie ramienia, bo i cios był delikatny.
- Poza tym on też powinien właściwie zachowywać. Ktoś musi się opiekować sierotą i przypominać mu, kiedy ma być uroczy - wyjaśniła smoczyca z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Może i doceni… ale co sobie pomyślą inni? - pokręciła głową w rezygnacji. - Przesadzasz trochę - odparła jej z przekąsem, zaczesując sobie włosy do tyłu. - Z niego taki aktor jak z Nverego barbarzyńca… lepiej niech zachowuje się normalnie.
- Dobrze, dobrze… choć… potrafi być… - odparła kąśliwie Godiva.
Tymczasem obsługa lokalu przyniosła zapieczone w gęstym, czerwonym sosie skorupiaki i rubinowe wino.
- Wiem, że potrafi, nie musisz mi tego udowadniać. Smacznego! - zawołała radośnie, biorąc w dłoń widelec i dobierając się do pierwszego kraba.
- Bardziej pokręconego dania nie było? Jak ja mam to jeść? Wysysać? - Białasek burczał i burczał, jak gniewny obłoczek na bezchmurnym niebie.
- Dzieciak. - Smoczyca od razu wiedziała co robić, sprawnie chwytając w palce skorupiaka i rozłamując go, tak samo jak to czynił Jarvis… pewnie czerpała wiedzę z jego pamięci.
- A żebyś się tak… - zaciął się nagle gad, przełykając nerwowo ślinę i spoglądając na bardkę. - A, żeby się tak panienka ufajdała w sukienkę - zawyrokował dumnie i rozczłonkował kraba tak, jak to zrobiła Chaaya, która zaśmiała się pod nosem, jedząc w milczeniu.

~ Jeden zero! ~ zawołała Nimfetka, pojawiająca się siedząc na ogonie Czerwonego.
~ Czego… nie przypominam sobie bym pozwolił wam tu wkraczać. I kto pilnuje ciała, skoro ty tu siedzisz? ~ burknął smok, podczas gdy cała czwórka zabrała się zajadaniem posiłku, który rzeczywiście był nieco pikantny i mocno aromatyczny. Wzrorować się przy tym musieli na Jarvisie, który wiedział jak jada się takie potrawy.
~ Jesteśmy u siebie ~ odparła rezolutnie dziewczynka, przebierając wesoło nogami. ~ Możemy zaglądać gdzie tylko chcemy. A! No i mamy podzielną uwagę, jeśli jeszcze nie zauważyłeś. ~ Uniosła paluszek do góry, jakby ją natchnęło na odpowiedź. ~ Nadal jesteś zły, że się ciebie nie boimy?
Tymczasem sama bardka, rozkoszowała się miękkim mięskiem i przyjemnym smakiem tutejszych owoców i warzyw. Nawet Nveriothowi pojawiły się wypieki na bladych policzkach, gdy pochłaniał z łakomstwem kolejne skorupiaki.
~ Tylko dlatego, że nie biorę tego umysłu w posiadanie jak prawdziwy demon. Widzisz moja droga… opętanie to obosieczny miecz. Im bardziej przejmujesz kontrolę nad ciałem, tym większą masz nad nim władzę i tym bardziej spychasz umysł gospodarza do kąta, ale też tym bardziej jesteś z tym ciałem związany i tym trudniej i boleśniej jest ci to ciało opuścić... ~ odparł stanowczym tonem Starzec i burknął ~ poza tym ja nie zajmuję się tak trywialnymi sprawami jak dąsanie się na wytwory czyjejś wyobraźni. Mam królestwo do podbicia… eeem… po zyskaniu odpowiedniego ciała oczywiście.
~ Śmieszny jesteś… ~ odparła z dziecięcą prostotą, na powrót będąc tą eteryczną dzieweczką, którą można było zdmuchnąć, niczym płomień świecy. Tancerka pogłaskała cielsko pod sobą, po czym cmoknęła łuski i zeskoczyła na “twardy” grunt. ~ Za to cię lubimy.
Zdecydowanie Nimfetka udowadniała swoim dwulicowym i nieprzewidywalnym zachowaniem, że skorpion pasował do Chaai jak ulał.
~ Bez łaski. Nie jestem tu po to byście mnie lubiły, tylko po to byście znalazły mi nowe naczynie ~ przypomniał z wyższością w tonie głosu i ziewnął szeroko, dodając ~ a co z nim? Jego też… lubicie?
Spojrzał na Nimfetkę. ~ Wy ludzie macie dziwne podejście do siebie. Ukrywacie przed sobą uczucia… Nie rozumiem tego. Z drugiej strony my w naturze mamy sezon godowy, który nie trwa cały rok. Ale my smoki jesteśmy istotami bardziej rozwiniętymi.
Dziewczę szurało bosą stópką, milcząc bardzo długo, aż w końcu popatrzyło wprost w złote ślepia rozmówcy.
~ Nie powiemy. Bo to uczyni nas słabymi… a ty tego nie lubisz. ~ Następnie wyciagnęła ręce do góry, jakby chciała sięgnąć do smoczego pyska. ~ Ale ciebie możemy lubić i mówić o tym otwarcie… bo ty nas nie skrzywdzisz i nie pozwolisz skrzywdzić.
~ Więc to, że on… że ta smoczyca twierdzi, że on ciebie, choć w sumie was, kocha. Ten fakt czyni go słabym? ~ Zamyślił się Pradawny, przekrzywiając pysk. ~ Heeej! Przecież ta smoczyca ratowała nasze ciało wraz czarownikiem, gdy mi nie starczyło sił, by je kontrolować. Gdy byliśmy bezbronni, chronili nas.
~ To nie tak… trochę. Miłość jest jak tarcza. Ochrania cię i dodaje ci siły… ale jednocześnie jest twoją słabością. Jeśli będziesz chciał skrzywdzić Jarvisa… nie atakuj go, a nas. Wtedy zaboli… ~ pokiwała główką, uśmiechając się smutno i opuszczając rączki.
~ A po co miałbym to robić? On chce tego co ja. Uwolnić mnie z tego miejsca. Przypuszczam, że ty chcesz tego samego ~ mruknął Starzec ziewając. ~ Jeśli zaatakuje ciebie, to on może przestać martwić się o swoje życie. Może stać się niebezpieczniejszy dla mnie… jesteście dziwni.
~ Ja ci tylko tłumaczę jak to działa… ~ Wzruszyła ramionami. ~ Miłość uskrzydla, ale i usidla. Jest darem i trucizną. Wzmacnia i osłabia. Tyle… a skąd to, jak to… tak jest od wieków i nie mnie, ani tobie to oceniać. Chociaż… ty w sumie możesz próbować. Jesteś dość stary… choć czasem głupi. ~ Znowu wzruszyła ramionami, siadając między przednimi łapami skrzydlatego.
~ Miłość wystarczy raz na rok lub dwa i przez trzy miesiące. Ale ty i on… wy nie możecie się sobą nasycić ~ ocenił fachowo zamyślony. ~ Musi was mocno uskrzydlać. Ale to i dobrze. Musicie latać dla mnie.
~ Tak, tak… ~ mruknęła znudzona dziewczyna, po chwili zapadając się i znikając, jak to miała w zwyczaju.
Tymczasem Chaaya grzecznie oddała swój niedopity kieliszek z nalewką Nveremu, któremu wyjątkowo podejrzanie ów trunek zasmakował… zupełnie, jakby ktoś go specjalnie dla niego wybrał.
Jarvis zaś mocno popijał swoje wino, zgodnie z obietnicą i bardka zauważyła łobuzerskie błyski w jego spojrzeniu i czuły, choć niestosowny, dotyk jego dłoni na swym udzie. Grzeczny… co prawda.
- Zatańczymy? - Zapytała tawaif najedzona już smoczyca.
Dholianka ukryła błędny uśmieszek za dłonią, przygryzając kokieteryjnie wargę, gdy palce czarownika wspinały się po jej nodze.
Z początku nie usłyszała, co Niebieska do niej mówiła, zbyt pochłonięta wpatrywaniem się w kochanka. Na szczęście Zielony był czujny i tak kopnął tancerkę pod stołem, że ta mało pod niego nie zleciała.
- Co? Co… tak, możemy. Oczywiście. To co wczoraj? Em… przedwczoraj? - spytała, masując się po bolącej kostce.
- No tak… ten... taniec - przypomniała Godiva i dodała speszona - nadal nie czuję się w nim mocna.
- Poprowadze cie - zaoferowała się z ciepłym uśmiechem, zdejmując męską dłoń i wstając od stołu. Na to tylko czekał białowłosy, który gdy tylko panny oddaliły się na parkiet, podkradł smoczycy jej kielich z winem.
- Ugh… jaki kwas… - skrzywił się, jakby ktoś kazał mu zjeść niedojrzałą cytrynę, ale… to nie przeszkodziło mu w dalszym jego siorbaniu.
- Uważaj… jest dość… mocne. Uderza w czub - stwierdził Jarvis, przyglądając się szykującym do tańca dziewczynom. Uśmiechał się przy tym nieco lisio. Jakby coś planował. Coś bezczelnego, a może i bezczelnie głupiego. Oczywiście skupił swój wzrok na Chaai, a nie Godivie, której brakowało gracji i doświadczenia w tańcu. Smoczyca przywykła do czterech łap i skrzydeł, kiepsko sobie radząc z używaniem tylko dwóch kończyn do tańca.
- Tym się akurat nie martwię… - Zielony wyburczał w kieliszek, również patrząc na swoją partnerkę, która z postawą i miną dostojnika, prowadziła zagubioną wojowniczkę, zupełnie niezrażona, gdy ta się potknęła lub pomyliła kroki.
Gdy jego Jeźdzczyni była od niego daleko, podświadomie się rozluźniał i nie przypominał wiecznie niezadowolonego i rozpieszczonego bachora, gotowego do kłótni i przepychanek.
- A powinieneś. Nie masz doświadczenia z tym ciałem… nie znasz jego ograniczeń. A wino potrafi być zwodnicze - wyjaśnił czarownik, jednocześnie samemu się nie ograniczając w piciu.
Nie wiadomo, czy Nvery usłuchał rady, czy może kierowała nim wrodzona wredota, ale odstawił prawie, że dokończony kieliszek z powrotem na miejsce.
Tymczasem tawaif, prezentowała wszystkim zebranym swoją piękną księżniczkę, mówiąc do niej cicho i z podziwem
- Byłaś naprawdę niesamowita podczas walki i nie straciłaś zimnej krwi… jeszcze trochę, a będziesz lepsza od całej naszej trójki.
- Pewnie tak… - Jak wszystkie smoki Godiva była próżna i zaśmiała się cicho. - Ale ty też byłaś wspaniała podczas naszego boju z tym goblinim królem. I Nvery też… się wykazał. Ale ja się wyprę, że to powiedziałam.
- Nic mu nie powiem, ale prawda, że ma niezłego cela? Aż się trochę zdziwiłam, bo ja jak byłam początkująca to trafiałam we wszystko tylko nie w tarczę. - Zaśmiała się na wspomnienie i smutniej westchnęła. - Coś się między nami popsuło… unika mnie, jest jakiś taki skryty. Nie wiem czy to nie przez Starca…
~ Smocze podróby nie są warte mojej uwagi. Nic mu nie zrobiłem ~ burknął Czerwony w głowie Chaai, a Godiva spytała - może wiesz… dorasta i znalazł sobie jakąś… miłość?
Uśmiechnęła się zadziornie. - Mam go śledzić podczas służby? Jego antykwariat jest w dzielnicy, którą patroluję.
- Nie, nie… - Zaśmiała się zawstydzona tawaif. - Poradzę sobie… w końcu się wypapla, nie dziś to jutro. Wbrew pozorom, bardzo lubi rozmawiać. Przynajmniej ze mną… kiedyś.
Tancerka trochę zmarkotniała, ale przy kolejnym obrocie smoczycy na parkiecie, w końcu odegnała zmartwienie i na powrót się uśmiechała. Lekko, dziewczęco, beztrosko.
Zupełnie jakby ta krótka wymiana zdań, nie miała w ogóle miejsca.

- Ile można drałować w te i wewte… - obruszył się Nveryioth w samą porę, gdy obie kobiety pokłoniły się sobie, kończąc taniec.
- Z tego co pamiętam bardzo długo - odparł z ironicznym uśmiechem czarownik.
- Pójdę zamówić sobie jeszcze jeden kieliszek… przynieść ci coś? - Chaaya wskazała na bar i popatrzyła pytająco na Godivę.
- Tak, może jeden kieliszeczek też - stwierdziła uśmiechnięta smoczyca.
Bardka podeszła do baru, zamawiając dwa razy likier. Przysiadła na stołku, czekając na zamówienie i rozglądając się nienachalnie bo zebranych dookoła niej.
Nie dopatrzyła się szczególnie interesujących osób, było kilkoro ślicznych półelfów i jedna półelfka, ale poza urodą… nie było w nich nic co mogło przykuć uwagę tawaif. Brakowało im charyzmy… Ta zjawiła się wraz z kieliszkami przy szynkwasie, bo wtedy też do karczmy wszedł bard Infirion… miejscowa gwiazda muzyki. A kilka sekund po nim… Kaidiri.
Chaaya zapatrzyła się na przybyłego, wypijając jeden kieliszek, nawet nie zauważając kiedy, a gdy dostrzegła mniszkę… z radości, wychyliła i drugi.
- Eee… jeszcze raz to samo poproszę - mruknęła i wpatrując się nachalnie w kobietę, podskakiwała machając w tłumie, by ta ją dostrzegła.
Kaidiri była wgapiona w Infiriona niczym w obrazek i nie zauważała, ani obradujących przy stoliku Nverego, Jarvisa i Godivy, ani machającej do niej bardki. Przysiadła się bliżej sceny na której to Infirion szykował się do występu.
Tancerka wygięła smutno usta w podkówkę, obracając się do baru, by odebrać swoje zamówienie, po czym ruszyła do stołu.
Najwyraźniej Niebieska faktycznie miała pecha w miłości, bo wydawało się, że sama pięściarka już od dawna miała kogoś na oku.

- Przepraszam, że tak długo… - Wręczyła skrzydlatej kieliszek, a podekscytowany białowłosy wyciągną ręce po drugi. Dholianka nie miała wyboru i musiała oddać swój partnerowi.
Usiadła z westchnieniem na swoim miejscu i uśmiechnęła się do Jarvisa.
- Jak ci się podobała twoja partnerka w akcji? Prawda, że jest niezła?
- Znaczy w tańcu? Lepsza ode mnie. - Uśmiechnął się czarownik, a Godiva zmieniła temat. - Jarvis opowiedział, że chcesz zatrzymać medalion dla siebie. I jakie wiąże się z tym niebezpieczeństwo.
- Tylko na pewien czas… nie chciałabym, by wpadł w niepowołane ręce… - usprawiedliwiła się dziewczyna, rumieniąc lekko. - Jeśli oczywiście, nie macie nic przeciwko… zrozumiem, jeśli chcecie dostać swoją wypłatę. Należy wam się.
- Nie walczyłam dla wypłaty - rzekła z uśmiechem smoczyca. - A te całe zagrożenie o którym wspomniał Jarvis brzmi ekscytująco.
- Niemniej coś trzeba będzie powiedzieć Dartunowi. - Zamyślił się jej jeździec, gdy jego dłoń znów spoczęła na udzie Chaai, leniwie je pieszcząc i nieco podciągając kobiecą suknię.
- Jeśli naślą na nas wampiry to się zgadzam… - odparł podpierający się na brodzie zielonołuski.
- Mogę wziąć zwodzenie tej niespełnionej, męskiej wróżki na siebie… - zaoferowała się bardka, trącając swojego podopiecznego w ramię, by się wyprostował.
- Z czego ta nalewka? - mruknął, prostując się w krześle i pokazując, że zdążył osuszyć swój kieliszek.
- Ze smoczego owocu. - Uśmiechnęła się lisio, dodając słodko - pójść po więcej?
- Właściwie to bym coś jeszcze zjadł… ale coś słodkiego… - burknął albinos, przymykając oczy.
- Tu nie chodzi o Dartuna, a bardziej o zleceniodawcę. On tylko przekaże odpowiedź za nas - wyjaśnił zaraz mag, a Niebieska wbiła szpilę w logikę Nveryiotha - wiesz, że będziemy musieli zabić tych, których na nas poślą… wampiry też?
Chaaya odwróciła się do czarownika z uśmieszkiem świadczącym, że zaraz mu przyleje, jeśli się nie zamknie.
- Co… ty… nie powiesz… - wycedziła przez zęby, a jej smok podniósł leniwie jedną powiekę i spytał… dość obcesowo - no i..?
- No i nic… zabiję każdego wampira. Nabiję na kołki… - Uśmiechnęła się zadziornie, podczas gdy czarownik tak jakoś… spokorniał popijając kolejny kielich wina i zapominając o jej gniewie.
Nvery wzruszył ramionami, nie do końca wiedząc, czego właściwie się smoczyca uczepiła. Popatrzył pytająco na swoją towarzyszkę, ale przypomniał sobie, że się do niej nie odzywa, więc skupił wzrok na grajkach.
Za to bardka, przestała mordować wzrokiem swojego kochanka i uśmiechając się do Godivy, spytała - jak ci smakuje nalewka?
- Dobra, dobra… - Uśmiechnęła się wojowniczka, popijając trochę. - To co teraz? Nvery z Jarvisem zatańczą?
To nieco otrzeźwiło przywoływacza, który wcale nie miał ochoty robić z siebie pośmiewiska.
- Mogę zatańczyć - odparł niewzruszony białasek, ale widząc reakcje kompana, wzruszył ramionami. - Albo i nie… - mruknął, na co Chaaya się odwróciła. - Możemy razem zatańczyć…
- Że co? Niby ja z tobą? - obruszył się, czerwieniejąc na policzkach i uszach.
- Nie… - zgrzytnęła zębami, nabierając powoli powietrza i zaraz rozluźniając się teatralnie. - Tak… ze mną.
Gad milczał przez chwilę coś kalkulując, po czym kiwnął nieznacznie głową i mruknął - ale nie te drałowanie co uskuteczniałaś z Godivą.
- Ja raczej… nie… - stwierdziła skrzydlata, zerkając na Jarvisa bez przekonania w spojrzeniu. Sam mężczyzna, na razie nie powiedział nic.
Tancerka popatrzyła na swojego kochanka, przyglądając mu się czule i z pewną dozą wesołości.
~ Pozwolisz mi z nim zatańczyć? ~ spytała telepatycznie, powstrzymując się, przed pogłaskaniem pochmurnego maga po policzku.
~ Oczywiście… ale potem zamawiam prywatny taniec na łóżku ~ odparł czarownik z roziskrzonym od nadmiaru alkoholu spojrzeniem.
~ A zatańczysz wtedy ze mną, czy będziesz tylko patrzeć? ~ Dziewczyna wstała od stołu, łapiąc białaska za rękę, by poprowadzić go pod orkiestrę, do której nieśmiało zagadała, gdy mieli przerwę w graniu.
- Znacie może jakieś… cygańskie melodie?
~ Jeśli poprowadzisz w tym tańcu to tak. ~ Usłyszała telepatycznie, a sam Infirion uśmiechając się rzekł. - Znam wszystkie melodie wodnych cyganów.
- Hej Paro… to twój chłopak? - zapytała głośno i przyjaźnie Kaidiri, która oczywiście siedziała blisko podestu dla orkiestry i grającego z nią barda.
- A zagracie dla nas coś pół skocznego? - spytała słodko, odwracając zaraz do koleżanki. - Nie, nie to mój brat. Młodszy. Nie widać? - Popatrzyła na albinosa. - Jasne, że nie widać… to Neron. No… przywitaj się ładnie.
Smok nadął policzki, ale w końcu skinął głową i mruknął - pokój z tobą.
- Młodszy… a w ogóle niepodobny. Ale to urocze jak tak udaje już dorosłego - rzekła z ciepłym uśmiechem mniszka, a półelf zaczął podawać szybką linię melodyczną pozostałym grajkom.
Gadem, aż zatrzęsło ze wściekłości, ale powstrzymał się od przytyków, burcząc tylko - matki inne to i nie podobni…
Chaaya pogłaskała chłopaka po ramieniu, a ten się tylko odwrócił dumnie i udawał, że obu kobiet nie widzi.
- Siedzimy przy tamtym stoliku… Róża zabawia… - Zachichotała jak podlotek. - Mojego narzeczonego… - odparła pełna ekscytacji i głupiutkiego zadurzenia, pokazując paluszkiem na pozostałą dwójkę. - Jak chcesz to możesz się do nas przysiąść, zawsze będzie ci raźniej.
- Kusząca propozycja, ale to Infirion, a ja uwielbiam jego wirtuozerię. Może jak zrobi sobie przerwę? - zaproponowała miło pięściarka.
- To zapraszamy, a teraz przepraszam… porywam brata do tańca - zaszczebiotała radośnie bardka, ponownie łapiąc nieboraka za rękę i prowadząc go na środek parkietu, dając mu szybkie wytyczne co do układu.

Stali naprzeciw siebie w odległości metra. Chaaya szeroko się uśmiechała, dodając otuchy płonącemu na całej twarzy i szyi chłopakowi. Wyglądało na to, że ten nie do końca wiedział, jak się tutaj znalazł… ale było to tylko tymczasowe uczucie, bowiem gdy tylko dźwięki zaczęły płynąć… on, o dziwo popłynął razem z nią. No… prawie.
Widać było, że podstawy i ruchy znał, ale brakowało mu ogłady i cierpliwości, by odpowiednio powoli wyciągać ręce, czy obracać się, lub podskakiwać.
Jego partnerka zaś nie miała z tym problemu, zupełnie jakby to ona swoimi ruchami wytwarzała muzykę. Nie było zbytecznych ruchów, nie było niecierpliwości. Każdy gest był niczym pociągnięcie z gracją pędzla na płótnie, który tworzył spójny i ruchomy obraz na oczach widzów.
Para tańczyła po kole, patrząc sobie w oczy. Widać było, iż taniec ten był towarzyski… choć partnerzy, ani razu nie dotkneli się podczas wirowań wokół siebie, aż do samego końca.

[media]http://4.bp.blogspot.com/-8xL4qHY8V94/U-SnGGOgOLI/AAAAAAAAEUY/wnMmYSNtfcw/s1600/srl38.gif[/media]

Zziajany Nvery dopadł swojego krzesła i po prostu na nim skonał, podczas gdy Chaaya niewiele zmęczona, usiadła obok Jarvisa i… pocałowała go delikatnie w policzek.
- Wyglądaliście uroczo…. i dobrze, że to nie ja tam byłem. - Zaśmiał się Jarvis. - To nie jest taniec dla mnie.
- Nooo… bo ty leniu nie chcesz ćwiczyć - stwierdziła Godiva, wystawiając język. - I kryjesz się za “starymi ranami”.
- Wodyyyy - zawył cierpiętniczo Zielony, który pierwszy raz miał do czynienia z tańcem w realnym czasie.
- Oj już bez przesady… przecież to było wolne. - Dholianka przewróciła oczami, zbywając albinosa rączką, po czym zwróciła się do smoczycy - och… jesteś dziś wyjątkowo nieprzychylna Jarvisowi… daj biedakowi odetchnąć. Widzisz, że się słabo czuje - odparła z przekąsem, przyglądając się poziomowi wina w butelce.
~ Co tak słabo? ~ zganiła kompana w myślach.
~ Jestem pijany… i spragniony zarazem… ale już nie trunków. ~ Spojrzał wprost w jej oczy z łobuzerskim uśmiechem i pożądaniem w spojrzeniu. Pochwycił delikatnie dłoń bardki masując ją. ~ Zastanawiam się czy cię stąd nie porwać.
- Odrobina złośliwości dobrze mu zrobi. Ostatnio ma za przyjemne życie - mruknęła wesolutko smoczyca.
Nvery chyba umarł, bo już się nie odzywał na swoim krzesełku, za to Chaaya uśmiechała dość tajemniczo, nie odrywając wzroku od kochanka.
- Na prawdę? - szła w zaparte, oblizując szybko wargi. - To chyba dobrze? Zawsze taki markotny i mrukliwy… Powinnaś się cieszyć. - Chwyciła dłonią dłoń czarownika, jakby chciała go gdzieś zabrać, ale niestety nigdzie się nie ruszyła.
- Ale to miało swój urok. Był taki bardziej mroczny… i posępny. Poważny. Tak wyobrażam sobie swego ojca… - Zamyśliła się Godiva. - To trochę irytujące, że nie wiem kim są nasi rodzice.
- Obiecałem Chaai, że coś jej pokażę, tu niedaleko… możecie poczekać na nas? - zapytał nagle Jarvis i szykował się do wstania. A skrzydlata zmrużyła oczy dodając. - Trochę mogę poczekać.
Tancerka wstała skwapliwie za swoim partnerem, potakując, ale nic nie odpowiedziała, tylko pociągnęła maga za sobą do wyjścia, jakby jej się bardzo spieszyło.
Białowłosy wyprostował się nieznacznie, odprowadzając oboje wzrokiem.
- Takiego wała, a nie tu wrócą… - burknął, ponownie więdnąc.
- To ich przyłapiemy gołych i wesołych… - odparła ironicznie smoczyca, zerkając za siebie na wychodzącą parkę. - Jakby się tak nie upijał to by nie wymyślił tak głupiej wymówki.
- Chaaya by się zmieszała, choć mnie się w sumie nie wstydzi, ale przed tobą ma opory paradować nago… - stwierdził gad, wpatrując się smętnie w kieliszek.
Ci się wymiksowali, a on teraz został sam na sam z Godivą z którą nie miał żadnego wspólnego tematu, nie wspominając o jakichkolwiek przychylnych uczuciach do jej osoby.
- Dlaczego niby? Obie jesteśmy kobietami. A ja wielokrotnie widziałam ją nago - burknęła Godiva nie dodając, że głównie we wspomnieniach czarownika.
Zielonołuski zwęził oczka w szparki, przyglądając się sępio smoczycy.
Za jakie grzechy został z tą durną pticą?!?
- Bo na tobie to wywrze wrażenie? Nie chce budzić w tobie frustracji z powodu tego, że nie możesz jej zdobyć. To jak torturowanie głodnego jedzeniem… wiesz na czym polega? - Wzruszył ramionami, zakładając nogę na nogę.
- Cóóóóż… to nie jest taka prosta relacja. - Zadumała się Niebieska. - Czy ją chcę… i tak i nie. Bardziej chcę, by ona chciała mnie. A poza tym… ma być szczęśliwa. Ostatnie czego chcę to litowania się nade mną i uleganie mi z lito… - przerwała nagle speszona, bo do ich stolika podchodziła mniszka.
- Dziwki nie znają litości, nie zastanawiają się tylko rozkładają nogi i do boju… - prychnął skrzydlaty, przyglądając się towarzyszce, po czym wędrując za jej wzrokiem spojrzał na kobietę, którą poznał pod sceną.
W głębi duszy modlił się, by okazała się wampirem… inaczej się chyba pochlasta.
Kaidiri wydawała się zbyt rumiana jak na nieumarłego. Uśmiechnęła się wesoło do obojga i rzekła z entuzjastycznie - Róża i młodszy braciszek Paro. Bawicie się dobrze? - Rozejrzała się dookoła i nagle ją olśniło. - To była podwójna randka? Czyżbym wam przeszkadzała?
- Nie, nie, nie… to nie jest randka! Nie z nim! - odparła szybko Godiva.
- Tooo gdzie jest pozostała dwójka? - spytała pięściarka radośnie, przysiadając się do obojga i spoglądając na scenę. - Czyż on nie jest cudowny. Ma głos jak czysty aksamit.
Smok popatrzył na kompankę zastanawiając się czego się tak przejmuje co sobie o nich pomyśli jakaś obca baba. Po tylu jednak kieliszkach likieru, było mu wszystko obojętne… no prawie. Zamiast kisić się z dwiema przekupami, mógł czytać Ślicznotce o demonach.
- Zgadnij gdzie i w jakim celu mogła pójść para podpitych zakochanych? - spytał retorycznie, wysilając się na przyjazny grymas.
- Och… szczęściarze z nich, prawda? - Kaidiri przyglądała się Nveremu wyglądającemu jak nabzdyczone dziecko i… pociągnęła go za oba policzki jak małemu dziecku właśnie. - On jest taki uroczy… jak szmacianka którą tuliłam, gdy byłam dzieckiem.
A skrzydlata zaśmiała się głośno. - Noooo tak… ale tylko gdy się nie odzywa.
- C-co to… mi tu… wypraszam sobie, jestem już dorosły! - obruszył się dumnie białasek… czerwieniejąc na twarzy. - Znajdźcie sobie inny obiekt do drwin! - Wstał i odszedł w kierunku baru, ale po chwili wrócił z pytającą miną.
- Zamówić wam coś?
- Wino… czy co tam mają mocnego - odparła entuzjastycznie Godiva.
Gad poszedł do kontuaru zamówić dla siebie nalewkę, a dla wojowniczki najmocniejszy zajzajer jaki mieli. Otrzymał je od razu i wracał do wyraźnie rozgadanej pary kobiet. Nie zabawił przy stole zbyt długo, czując, że jest piątym kołem u wozu.
Dorzuciwszy się do rachunku, pożegnał się i wyszedł z zamiarem powrócenia do pokoju.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 25-06-2017, 21:06   #69
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Czarownik rzeczywiście był nieco wstawiony, podążając za bardką lekko chwiejnym krokiem i wpatrując się w nią cały czas. Gdy już znaleźli się na zewnątrz, rozejrzał się za najbliższym ukrytym w mroku zakątkiem i tam ruszył, nie wypuszczając dłoni kochanki z własnej.
Chaaya poczuła jego myśli… które nie potrafiły się sformułować w słowa. Mieszanina pożądania, lęku i czułości, otulająca delikatnym, purpurowym kokonem jej własne odczucia.
Dziewczyna ledwo nadążała za długimi krokami towarzysza, ale dawała się ciągnąć bez słowa sprzeciwu, wpatrując się w plecy kochanka… aż nagle coś w niej pękło i zatrzymała się.
- Jarvisie… - szepnęła cicho, zapierając się o chodnik i ciągnąc za dłoń maga, by się do niej odwrócił.
- Tak? - Ten stanął i spojrzał na bardkę nieco… skonfundowanym spojrzeniem. - Co… coś się stało?
Tancerka ścisnęła mocniej dłoń wybranka, kręcąc przecząco głową i rozsypując swoje włosy na ramionach, po czym… się po prostu na niego rzuciła, zarzucając mu ręce za szyję, całując raz po raz, bez opamiętania.
Przywoływacz przez chwilę był zaskoczony, ale potem pochłonęła go ta chwila czułości. Odwzajemniając pocałunki tawaif, tulił ją drugą dłonią do siebie, w zasadzie zapominając o wszystkim. Nawet o swoich bardziej nieprzyzwoitych, choć pewnie nieco szalonych, podlanych winem, planach.
Długo nie odrywali się od siebie, bo kobieta nie potrafiąc ubrać w słowa tego co chciała czarownikowi przekazać, postanowiła pokazać całą swoją osobą. I pal licho świadków, czy kurtuazję. Liczyło się to, że była tu z NIM… i dla NIEGO.

- Chodźmy pod most… a później gdzie bliżej, świątynia czy nasz pokój? - szepnęła cicho z lekkim drżeniem w głosie.
- Pokój… choć pewnie w świątyni byłoby ciekawiej. Następnym razem się tam wybierzemy, a za dwa dni… będzie bal elfów. Spodoba ci się - wyszeptał cicho Jarvis, prowadząc kochankę po schodkach w dół.
- Bal? Czy to ten maskowy o którym opowiadałeś? - zaciekawiła się.
- Tak… widziałaś jak to tu wygląda w małej skali. Wyobraź sobie salę balową na pięćset osób - wyjaśnił przywoływacz. - To coroczne widowisko, o którym wie niewielu.
Za dwa dni…
Dwa całe, długie dni. Tancerka nie miała wiele do roboty w mieście. Nie miała znajomych, nie znała historii ani rytmu La Rasquelle, oraz nie dysponowała środkami, które mogłyby pootwierać jej drzwi, ułatwiając drogę jaką miała do przebycia.
Musiała dotrzeć jakoś do Vantu. Nie wiedziała jednak, która z obranych ścieżek byłaby krótsza, bezpieczniejsza i efektywniejsza.
Czy winna jako Paro trzymać się strony dobra i zrzeszać się z ludźmi pragnącymi pokonania demonicznego wampira, czy może wybrać świeżo co stworzoną skrytobójczynię Kismis i łamiąc swe zasady, wkroczyć w mrok miasta, starając zwrócić na siebie uwagę tych, którzy z prawem nigdy nie mieli dobrego stosunku.
Zawsze była też trzecia opcja… mogła pozostać sobą. Chaayą o stu twarzach, która poddawała się zmienności losu, dostosowując się i skupiając na przetrwaniu.
Kobieta wpatrywała się w męskie ramiona maga, który prowadził ją pod most z... teraz aktualnie z czarnego kamienia, pod którym zbierały się pierwsze macki mlecznobiałej mgły.
Czy było tam bezpiecznie? Czy kochanie się tam było stosowne?
Tawaif ze wstydem musiała przyznać, że mało ją to obchodziło, póki Jarvis trzymał ją w objęciach, póki czuła jego oddech na swojej skórze, pożądliwe i dzikie spojrzenie oraz bezlitosną twardość w swoim łonie.
Wtedy… żadne prawa i przykazania się nie liczyły. Byli ponad nimi, tworząc swoje własne, które ślepo chciała wyznawać, aż do końca swych dni.

Pod mostem przywoływacz przycisnął dziewczynę do muru, a swe usta do jej ust, całując zachłannie i namiętnie. Tulił ją do siebie zaborczo, wodząc wargami po jej szyi, jakby bał się, że zniknie jeśli ją wypuści. Przyciśnięta do niego, czuła jego nabrzmiałe pożądanie... i smak wina na ustach, choć póki co mag skupił się na okazywaniu czułości swej wybrance, która rozkoszowała się chwilą, opierając jedną nogę o mur i podejmując nieme wyzwanie na pocałunki. Zrzuciwszy mężczyźnie kapelusz z głowy, zaczesała palce w jego gęstych, ciemnych włosach, przyjemnie masując skalp magika.
Wargi błądziły zachłannie i drapieżnie po męskiej linii szczęki, szyi, brodzie, czy ustach, by czasem zabłądzić językiem w okolice ucha, ssąc je i mrucząc przy tym z satysfakcji, jak i przyjemności.
Odsłonięte udo w kremowej pończoszce, ocierało się o biodro kochanka, czasem trącając go zaczepnie, by wprawić w chwianie się jego całej, wstawionej, osoby.
Druga z rąk, objęła Jarvisa w pasie, a dłoń wcisnęła się pod pas spodni i bieliznę, by zacisnąć się paznokciami na napiętym pośladku.
Jeździec jedną dłonią wędrował po odkrytej nodze bardki, wślizgując się pod jej sukienkę, by sunąc palcami wzdłuż uda i w końcu docierając tak do pupy, na której połowie zacisnął drapieżnie palce.
Nie przestawał obdarzać kochanki zachłannymi pocałunkami, wpijając się ustami w jej szyję i powoli schodząc wargami na dekolt.
Dociskał mocno, uwięzioną w swych objęciach, przez co czuła dojmujące pożądanie magika i dyskomfort jakim były ubrania między nimi.

Chaaya z trudem oderwała się od przywoływacza, czując, że jeśli nie przerwie tego błędnego koła pieszczot, to nie poczuje jego satysfakcjonującej i twardej obecności w swoim łonie. Starała się zaprzeć rękoma o ramiona przywoływacza, próbując go od siebie odsunąć.
Na próżno jednak. Jego żądza była zbyt silna, a jej wola zbyt krucha.
Drżącymi dłońmi dopadła więc zapięcia w jego spodniach, jednoczenie walcząc z samą sobą, by ostatecznie nie poddać się gorącym ustom przyciskanym do jej skóry, które niczym niewolnicze piętna odciskały się w niej rozpalonymi śladami o winnym posmaku.
Wkrótce jej pan i władca. Jej ukochany, był wolny od zawadzającego odzienia, gdy drobne paluszki tawaif zacisnęły się na jego męskości.
Ten dotyk nieco… uspokoił rozpalonego pragnieniem i alkoholem kochanka. Jarvis zaprzestał gorączkowych pieszczot i spojrzał z wesołym uśmiechem w oczy partnerki.
- Masz mnie chyba w garści. Co zamierzasz zrobić z taką władzą? - wymruczał żartobliwie, muskając ustami czubek nosa dziewczyny.
- Przywitam się… może? - spytała zawadiacko, opuszczając powoli nogę na ziemię z zamiarem uklęknięcia.
- Miło by było… - zamruczał ponownie, spoglądając na nią spojrzeniem zamglonym od pożądania… był niemal kobrą, którą ona zaklinała swoimi gestami.

Chaaya zsunęła się powoli po murze, kucając i ostatecznie klękając przed przywoływaczem, jednocześnie nie zdejmując rąk, ze swojej małej zdobyczy, którą połaskotała opuszkami, jakby głaskała kocura pod bródką.
Podniosła wzrok na kochanka, by z uśmiechem polizać go na przywitanie, długim pociągnięciem gorącego języka.
- Jesteś taka… wyjątkowa. - Pogłaskał drżącą dłonią włosy tawaif, a jego rozpalony wzrok nie pasował do delikatnego i czułego uśmiechu jakim ją obdarzył.
Ta nie odpowiedziała, zajęta aktualnie systematycznym pogłębianiem pieszczoty, by w końcu zrezygnować z pomocy dłoni na rzecz swych ust. Jedna z rąk zajęła sie więc stymulacją niższych partii mężczyzny, gdy druga owinęła się wokół uda, by zacisnąć się na pośladku.
Bardka nie przerwała kontaktu wzrokowego, choć wymagało to od niej zdwojonego wysiłku, ale w tej chwili nie liczyło się to, aż tak bardzo.

Jarvis poczuł jak dziewczyna nawiązuje z nim więź, choć była ona cicha, bez żadnego słowa. Mężczyzna czuł jednak jedną emocję, mocną i silną, która wypierała wszystko inne. Ciężko określić co to było, choć podświadomie na usta cisnęło mu się słowo: miłość.
Męski oddech uspokoił się, pożądanie nadal tliło… ale było teraz oswojoną bestią pod kontrolą pieszczoty bardki. Mag nie przerywał swojego głaskania, uśmiechając się ciepło i niewątpliwie ten gest miał jedno znaczenie… pokazać jak bardzo była ważna dla niego Chaaya.
Skupiony na tej drobnej czułostce, a może to przez alkohol buzujący we krwi, z początku nie wyczuł… że ktoś go obserwował i spojrzenie to, na pewno nie należało do klęczącej przed nim kobiety, ani nie kryło się w mroku nocy otaczającym miasto.
To coś, było ukryte wewnątrz jego umysłu, a może czaiło się ono w głowie tancerki… która notabene przestała być już taką grzeczną dziewczynką i przeszła w bardziej lubieżną zabawę, gdy obijała o swoje policzki dumę czarownika, czasem ją liżąc, czasem ważąc tylko na wyciągniętym języku, lub intensywnie ssąc z głośnym pomrukiem sam jego czubek, gdy chwytliwa dłoń, zaczęła bawić się na nim jak na instrumencie muzycznym.
Przywoływacz oparł się dłonią o mur, nachylając bardziej i poddając pieszczocie kochanki. Nie potrafił tak jak Godiva sięgnąć telepatycznie w głąb kogoś innego. Nie byli też oboje połączeni takimi więzami jakimi byli ze swymi smokami, ale… opierając się dłonią o ścianę, wplótł palce drugiej we włosy Chaai klęczącej przed nim. I nadal uśmiechał się do niej czule… choć żądza, którą w nim budziła z każdą kolejną pieszczotą rosła.
Tawaif stała się bardziej zachłanna i jasnym się stało, że na “przywitaniu” owe spotkanie się nie skończy. Zszarpując spodnie z bioder mężczyzny, odsłoniła jego pośladki, które drapieżnie ugniatała, drapiąc i niemal rozdzierając swoim dotykiem.
Nagle ugryzła go w wystającą kość miednicy, gdy jego męskość zatopiła się wśród roztrzęsionych włosów, zahaczając o drobne ucho i przy okazji trochę brudząc kobiecie ramię. Małe ukąszenie, nie było jednak bolesne i szybko przeszło w głośny i mokry pocałunek, na chwile otrzeżwiając magika, tylko po to… by porwać go ponownie w stan upojenia, kiedy to tancerka brała go do siebie na całą jego długość, aż jej nos nie łaskotał go w brzuch.
Dobrze, że czarownik postanowił się czegoś przytrzymać, bo poleciałby do tyłu, złapany z zaskoczenia, nie tylko z zawrotną prędkością, ale i siłą, aż w końcu eksplodował w ustach kochanki i... na oczach tej drugiej… którą znał, nie wiedział skąd, ale miał z nią już styczność, a teraz stała mu niemal przed oczami i wpatrywała się w niego, jakby go testując lub starając się rozszyfrować.
Chaaya mruknęła coś z chrypką, uśmiechając się zadziornie i ocierając kącik ust z miłosnych soków Jarvisa.

- Ciężko mi będzie… odwdzięczyć się… - rzekł ciepło, uśmiechając się do swojej partnerki. Z jednej strony, dopiero co łapał powietrze po nagłym wybuchu ekstazy. Z drugiej… - Czy i ty masz wrażenie, że nie jesteśmy tu sami?
Nie wiedział kim ona znajoma/nieznajoma była, ale… miał wrażenie, że była dla niego ważna. Jak ta, która klęczała teraz przed nim.
- I dobrze… - mruknęła dumnie bardka, zakładając mu bieliznę, a później naciągając spodnie. Tajemniczy świadek ich spotkania, znikł wraz z wypowiadanymi przez dziewczynę słowami. - ...dzisiaj to ja ciebie wykorzystuję i właściwie to dopiero się rozkręcam. - Zapięła mu pas i wygładziła zmarszczki na koszuli, po czym się rozejrzała. - W jakim sensie? Ktoś nas podgląda?
- Ja… nie wiem... wydawało mi się, że tak jakby… - Kucnął nagle i przyciągnął jej twarz do swojej całując zachłannie. - Nieważne... tylko ty sie liczysz. I jak wspomniałaś… ty wykorzystujesz mnie.
Chaaya się nieco zmieszała i tak jakby pobladła… ale po chwili skinęła głową, kryjąc się za uśmiechem. - Musimy tylko zaopatrzyć cię w butelkę wina, byś mi nie wytrzeźwiał w połowie nocy, mam parę szalonych pozycji i dobrze wiem, że tylko po pijaku się na nie zgodzisz. - Cmoknęła go w policzek, biorąc do ręki kapelusz, a później wstając i wyciągając do niego ręce.
- Możemy po drodze do naszego pokoju… wpaść do którejś z karczm i zakupić. - Jarvis delikatnie pogłaskał ją po policzku. - No i… nie martw się. Po pijaku mogę coś głupiego powiedzieć, ale nie bierz tego do serca. Dobrze?
- A co takiego byś mi chciał powiedzieć, czego już nie słyszałam? - zażartowała, biorąc pod rękę przywoływacza, wtulając się w jego ramię i prowadząc na górę.
- Wiele rzeczy… ale nie chcę dorzucać ci tematów do kłopotliwych rozmyślań. I tak masz już Starca dosłownie na głowie - wymruczał czarownik, tuląc zaborczo tawaif do siebie.
- Gondolierzy będą wiedzieli, gdzie tu jest następna karczma - dodał z zadziornym uśmiechem.
- Oj kusisz mnie, kusisz… uważaj bo cię tak urobię, że mi wszystko wyśpiewasz - odparła dumnie i pewna swojego “zwycięstwa”. Jak mała dziewczynka, która piskiem i tupaniem zmusza swego ojca do kupienia jej łakoci.
- Mam wrażenie… że rzeczywiście by ci się udało...

Usiedli w gondoli tuląc się do siebie. Ten zwyczaj jakoś łatwo było sobie przyswoić. Płynęli dość krótko, bo kolejna karczma z zapasem trunków była dosłownie za rogiem.
- Ja mam kupić? Czy ty chcesz? - szepnął jej do ucha Jarvis.
- Poczekaj tu na mnie… - mruknęła czule po czym dodała ostrzej - i bądź grzeczny… a dostaniesz nagrodę.
Wyskoczyła z łódki na pomost i ze śmiechem wbiegła po stopniach do budynku.
„Było blisko…” Laboni stwierdziła z lekkim zdenerwowaniem w głosie, kiedy Chaaya zamawiała butelkę mocnego i wytrawnego, czerwonego wina.
„Dobrze, że go zagadałaś… no i, że jest pijany…” stara tancerka wytarła niewidzialny pot z czoła, patrząc na milczącą i nieco posępną Nimfetkę.
„Nie wiedziałam, że może ją zobaczyć… my jej nie widzimy, nawet Starzec ma z tym problem…” odezwała się w końcu zamyślona. „Wystraszyłam się… i ona chyba też. Biedna.”
„Nie taka biedna, już się tak nad nią nie roztkliwiaj jak nad pękniętym jajem.” Wiekowa kobieta szasnęła swoimi szatami i znikła gdzieś, pozostawiając eteryczną kokietkę, samą na placu boju.

Jarvis zaś na tancerkę czekał, nieco zamyślony i rozkojarzony. To jednak przeszło szybko, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały.
Bardka popatrzyła na maga, jakby doszukiwała się w jego postawie jakiś poszlak, które naprowadziłyby ją na, to, że ten pod jej nieobecność coś broił. W końcu jednak wzruszyła ramionami, stwierdzając, że kochanek faktycznie był grzeczny.
Usiadła mu na kolanach, przytulając do piersi i całując czule w czoło, po czym dała gondolierowi dyspozycje co do kolejnej ich destynacji.
Popłynęli powoli przez kolejne kanały oraz pogrążone w nocy uliczki. Czarownik milczał rozkoszując się chwilą i tuląc kochankę niczym drogocenny skarb, a ta muskała go wargami po skroniach, gładząc wolną dłonią po włosach i cicho coś mrucząc lub nucąc. Gdy dopłynęli zapłaciła przewoźnikowi, po czym upewniając się, że wszystko ze sobą zabrali, zaprowadziła ich do pokoju.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 25-06-2017, 22:27   #70
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
- No dobra mój drogi… ja się muszę przygotować. Rozbieraj się i do łóżka - odparła wesoło, stawiając butelkę alkoholu na szafce nocnej obok kapelusza, po czym udała się na drugą stronę pokoju rozstawiając parawan jednocześnie się za nim kryjąc. Jarvis… sądząc po odgłosach zabrał się za rozbieranie i to energicznie. Szelest i szuranie na łóżku świadczyły o jego… gotowości do poddania się jej kaprysom.
W międzyczasie tancerka krzątała się za przepierzeniem.
Podłoga pod jej stopami cicho skrzypiała w akompaniamencie szelestu tkanin i cichego nucenia, połączonego z metalicznym brzękiem dzwoneczków i… czegoś jeszcze, jakby… monet? Trudno było ocenić po słuchu.
W końcu zasłona ponownie została złożona i czarownik mógł ujrzeć swoją kochankę w pełnej krasie… i całkowicie nowym wydaniu.
Pierwsze co rzuciło mu się w oczy była kolia na szyi z pasującymi kolczykami, ciężka od złota i szlachetnych kamieni, które ściągały na siebie cały blask z pomieszczenia. Z niej blisko miał do piersi bardki, które ukryte były za stanikiem wyszywanym dzwoneczkami i cieniutkimi monetami, dźwięczącymi cichutko przy każdym jej oddechu.
Zjeżdżając spojrzeniem po opalonym brzuchu dziewczyny, mógł stwierdzić, że jej postura była nieco inna. Pełniejsza. Napięte mięśnie, ukryły się za cieniutką warstewką tłuszczu, nadając jej bardziej opływowe kształty. Miękkie w wyglądzie i zapewne w dotyku.
Biodra zdobiły tatuaże z różnokolorowej henny, przedstawiające motywy roślinne i nasuwające na myśl… bieliznę, wyzierająca spod kusej spódnicy z długimi rozcięciami, przez które spozierały na niego gładkie i jędrne uda, którymi tak często go oplatała.
- Czy to pan zamawiał prywatny taniec na łóżku? - spytała kokieteryjnie, rozsuwając materiał na nodze, by zaprezentować mu ją w pełnej krasie, uwieńczonej sznurem dzwoneczków owiniętych na kostkach.

Uśmiechnęła się z tajemniczą wyższością, przechodząc powoli na środek pomieszczenia przed nogi łóżka i potrząsnęła pupą, kołysząc przy tym biodrami i wprawiając metaliczne ozdoby w głośny świergot.
Gdy Jarvis się skupił, dostrzec mógł, że przybyło jej także włosów, które upięte były w gruby kok, ukryty za dziesiątkami złotych łańcuszków z perełkami. Na twarzy miała ostry, etniczny makijaż, przyciemniający jej powieki i rzęsy, oraz uwydatniający karminowy kolor ust. Miał wrażenie, że była odrobinę młodsza… choć ciężko mu było określić, gdy jej wijące się, niczym zaklęta kobra, ciało, zaczęło tańczyć przed jego lekko zamglonym wzrokiem.


[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/fd/f3/d9/fdf3d9ba2743f3c90293d491deed5000.jpg[/media]

~ Piękna ~ wyrwało się telepatycznie czarownikowi, bo usta miał otwarte szeroko w zachwycie. Podobnie zresztą jak oczy. Siedział na łóżku nagi, ze śladami na skórze świadczącymi, że należał do niej. Nie mógł nic zrobić poza patrzeniem z zachwytem, zahipnotyzowany jej ruchami. A choć oczy jego były pełne podziwu, to dolne partie ciała świadczyły o niesłabnącym pożądaniu, co było… przyjemne. Wszak chciała, by ją pragnął z całą swoją żarliwością.
Chaaya obróciła się, kończąc swój mały pokaz, wzbijając w powietrze spódnicę, niczym skrzydła kolorowego ptaka. Mag dostrzegł ciemne linie ozdabiające jej łono, a potem stracił zainteresowanie resztą otoczenia, gdy tawaif pozbyła się stanika, uwalniając swe piersi… okrąglejsze i pełniejsze, o ciemnych sutkach, wpatrujących się z niego jak druga para oczu.
Dziewczyna weszła na łóżko, spoglądając z czającą się namiętnością na kochanka. Położywszy dłonie na odsłoniętych udach, bujała leniwie biodrami.
- Wstań… zatańczysz ze mną.
- Dobrze… - rzekł magik chrapliwie, bo zaschło w ustach od tych widoków. Nie mógł oderwać oczu od bardki i nie chciał odsunąć dłoni o jej tańczących wciąż bioder. Wstał z trudem, wpatrzony w nią i gotowy podążyć tam, gdzie ich zaprowadzi.
Ta jednak zamierzała pozostać na łóżku, obejmując mężczyznę w pasie i przytulając się na chwile do niego, by ucałować go w zagłębienie klatki piersiowej, zostawiając czerwony ślad po swojej szmince. Zamruczała upojona ich wzajemną bliskością, pełna oczekiwania na dalsze przyjemności tejże nocy. Czarownik jeszcze nie wiedział, jak długa i męcząca będzie to noc dla niego, bo bardka wzięła mocno do siebie postanowienie „wykorzystywania” pijanego.

Położywszy mu ręce na pośladkach, zaczęła mruczeć cicho zalecenia.
Szerzej nogi.
Miękkie kolana.
Ramiona wyprostowane.
Brzuch napięty.
Przenoszenie ciężaru z jednej stopy na drugą z charakterystycznym przesunięciem bioder.
Nie przestawała się przy tym kołysać spokojnym i zmysłowym rytmem, ułatwiając w ten sposób magowi złapanie odpowiedniego taktu. Materac uginał się pod ich ciężarem, dodatkowo obrazując kolejność ruchów, gdy tak gibali się na boki, ocierając nagimi torsami o siebie.
Wyszywany koralami i złotymi wypustkami pas od spódnicy, przyjemnie masował Jarvisa u nasady męskości, wysoko podtrzymując jego dumę między nimi jako pełnoprawnego, trzeciego tancerza.
Chaaya błądziła wargami po skórze kochanka, który pomimo obaw ruszał się całkiem nieźle, a przynajmniej tak mu się wydawało, gdy skrzypiące cicho sprężyny, pracowały pod jego stopami, wprawiając jego ciało w falowanie. Jakby stał na łódce… lub gondoli.
Powoli świat zaczął się redukować do dwóch oddechów, przerywanych pocałunkami i szeptem dzwoneczków.
Dzyń, dzyń. Usta dziewczyny spoczęły na bicepsie czarownika.
Dzyń, dzyń. Swobodnie dryfowały swą delikatną fakturą po obojczykach.
Dzyń, dzyń. Zacisnęły się na sutku, łaskocząc językiem.
Aż nadszedł czas na nowy ruch…

Tawaif odgięła się, niemal pod kątem prostym, do tyłu, łagodnie zabierając na siebie przywoływacza. W tym momencie łóżko zaczynało być bardziej zdradzieckim podłożem, ale dholianka twardo zachowywała równowagę, pokazując partnerowi nieznaczne ruchy, które imitowały dwa leniwie lecące przez przestworza ptaki, dostojnie odbijające skrzydłami powietrze.
Mężczyzna miał teraz możliwość posmakowania piersi kochanki, choć musiał się pilnować, by nie zatracić się w pieszczocie i nie zaprzestać „frunięcia”, inaczej zaraz dostawał ostrzegawcze pacnięcie w ramię lub plecy.
Co nie było łatwe w tej sytuacji. Usta i język szukały własnych szlaków na jej krągłościach w daremnych próbach rozproszenia jej uwagi, więc bardka musiała często pilnować swego kochanka i nie ulegać tańcowi jego języka na swojej skórze.

Po pewnym czasie Jarvis poczuł jak kobieta powoli na niego napiera i w końcu oboje wrócili do pionu, na powrót leniwie kołysząc bioderkami. Chaaya uśmiechała się do niego łobuzersko, z wyzwaniem patrząc mu oczy, aż… położyła dłoń na piersi kochanka a drugą podstawiła pod jego lędźwie i powoli… stopniowo, zaczęła go odginać do tyłu.
Czy uda mu się utrzymać równowagę? Czy poleci na poduszki? Magowi aktualnie było bliżej do pijaka niż tancerza, więc wizja wywalenia się na plecy była nader realistyczna… choć nie tak straszna, gdy miał za sobą miękką pościel i materac, a nie na przykład przepaść.
Trzeźwy Jarvis… może by i wytrwał w tej pozycji, ale pijany nie miał na to żadnych szans i po kilku chwilach próby utrzymania balansu tej misternej konstrukcji dwóch ciał, poddał się dłoni bardki i upadł na łóżko.
Kochanka poleciała wraz z nim, najwyraźniej zawierzając jego zmysłom i… trochę się przeliczając. Dobrze, że refleks miała niezły i pomimo kilku głębszych jakie wcześniej wychyliła, postarała się by oboje nie wyszli z tego spotkania z siniakami.

- Po tańcu zazwyczaj się kłania, a nie zalega na poduszkach… - fuknęła rozbawiona, zgarniając sobie kosmyk z czoła i klepiąc partnera po brzuchu, do którego się zaraz przyssała jak mała pijaweczka. Zabrała się za rozwiązywanie spódnicy, by w końcu odsłonić swe wytatuowane pośladki.
Uśmiechnęła się zadziornie, wskakując na biodra czarownika i odwróciła się do niego plecami, opierając rękoma o materac między jego nogami, jednocześnie wypinając pupę w kierunku kochanka.
Przez chwilę czuł na sobie rozgrzaną i śliską kobiecość, wpasowującą się i układającą jak dostojna perliczka na gnieździe, aż w końcu pozwoliła mu się zdobyć, wzdychając przy tym głośno.
Tak długo czekała na ten moment.
Odginając głowę do tyłu, poruszyła agresywnie biodrami dając przedsmak tego co ich czekało, po czym odezwała się łobuzerskim tonem - a grałeś ty kiedyś na bębnach? - Jak na zawołanie napięła jeden, a potem drugi pośladek, zapraszając w ten sposób do zabawy.
- Tak… tak… tak… - Nie wiedziała czy mówi o bębnach, czy o czymś innym. Zresztą szybko przestało to mieć znaczenie. Liczyły się czyny, a nie słowa… a ona poczuła lekkie, acz drapieżne i głośne klapsy, a dowód pożądania mężczyzny poruszający się tam, gdzie sprawiał jej najwięcej przyjemności.
Tancerka brała go z dziką prędkością, zamieniając się w wulkan niesprecyzowanej energii, która przeobrażała jej osobę na oczach czarownika.
Ze zmysłowości osunęła się niemal w barbarzyńskość, gdy spełniała swoje żądze w ulubionym dla siebie rytmie, by zaraz przemienić się w bardziej subtelną istotę, odpychając się dłońmi od łóżka, prostując się w biodrach Jarvisa i zwalniając nieco, gdy jej palce dołączyły do tego spotkania pieszcząc kochającą, ale i kochanego.
Mruczała przy tym aprobatycznie, jak wygłodniała lwica posilająca się swą ofiarą.
I wtedy… w najbardziej nieodpowiednim momencie, gdy ich splecione, w lubieżnej żądzy, ciała poruszały się zgodnym rytmem, do uczu Chaai dotarł cichy szept.

- Moja słodka… Kamalo. - Dla Jarvisa to słowo było miłosnym kodem, tak je odebrał, gdy określiła się nim pierwszy raz bardka. Nie mając zielonego pojęcia co do prawdziwego jego znaczenia.
To był… najbardziej przerażający orgazm w życiu tawaif, gdy doszła znienacka pod dotykiem swych opuszków i miłosnej włóczni kochanka.
Zamiast przyśpieszyć... zwolniła, starając się powstrzymać drżenie na całym ciele.
Nimfetka momentalnie wszczęła alarm, wybudzając wszystkie z masek, które starały się wspólnie zapanować nad powoli pękającą skorupą, którą obleczyły ciało Kamalisundari, zabezpieczając je przed atakami z zewnątrz.
A Starzec wynurzył się ze swej jaskini, by obserwować sytuację z zaciekawieniem.
Sama dziewczyna odwróciła się przez ramię z nieukrywanym lękiem i niepewnością, spoglądając na mężczyznę pod sobą, jakby nie była pewna co się właściwie wydarzyło.
- Coś się stało? - zapytał czule Jarvis, delikatnie głaszcząc ją po pośladkach zmysłowymi muśnięciami dłoni. - Co cię przeraziło?
- Dlaczego… teraz? - Dziewczyna brzmiała jakby się miała nie tylko rozpaść, ale i rozpłakać. Zaczęła jej przeszkadzać pozycja w której byli. Chciała być twarzą z czarownikiem, ale nie poczyniła nic, by ten stan zmienić. Zwiesiła lekko głowę, bujając się w siodle mężczyzny, masując go delikatnie dłońmi między udami.
- Co dlaczego? Nie rozumiem - odparł przywoływacz, gładząc jej skórę palcami. Wyraźnie zmartwiony jej zachowaniem mówił dalej - uraziłem cię jakoś? Przepraszam. Nie chciałem ci sprawić… nie chciałem cię zasmucić.
Tego było za wiele. Najpierw odzierał ją z pancerza… dotykał do żywego, a teraz jak pies się wycofywał.
~ Wynocha! ~ Kamala rozwiała pannice, przewracając i demolując całą siebie od środka. ~ Wynocha, wynocha, wynocha! ~ Niewidzialne dziewczę, zamykało po kolei kolejne drzwi swego umysłu, jednocześnie przejmując nad sobą kontrolę.
- Ty psie… - wycedziła przez zęby, oschłym tonem głosu. - Jak śmiesz się tak do mnie odzywać! Dobrze wiesz ile to dla mnie znaczy! - syknęła z pretensją, schodząc butnie z bioder kochanka, by się do niego odwrócić, jakby się chciała na niego rzucić i zagryźć, ale Jarvis zobaczył tylko przestraszoną dziewczynkę, ze łzami w oczach, która ze wszystkich sił starała się nie wybuchnąć płaczem.
Ten usiadł, spoglądając towarzyszce w oczy. Następnie pochwycił ją stanowczo w swe ramiona i delikatnie przytulił. - Nie bój się płakać przy mnie… Jesteś bezpieczna, możesz sobie pozwolić na… chwile słabości. Ja cię obronię. I… ja tak wiele o tobie nie wiem. Nie mam nawet pojęcia o co pytać. Dlatego… tak… - Głaskał ją po włosach, tuląc do siebie coraz bardziej zaborczo. - Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.
- Ja… ja… Kamalasundari nie płacze. Nigdy. - Kobieta wtulała się drżąca w klatkę piersiową magika. Oddychała chrapliwie, przez zaciśnięte zęby, starając się pozostać opanowaną, czarownik jednak czuł, że ta płakała, choć może nie była tego do końca świadoma.
- Oczywiście… masz rację. A ja jestem niedoinformowany - mruczał głaszcząc dziewczynę po głowie i plecach. Starał się ją pocieszyć poprzez odwracanie uwagi. - A ty jesteś zjawiskowa i niezwykła. Pewnie mogłabyś się… równać w kunszcie tanecznym z elfami.
- Nieprawda! - zawarczała gniewnie, a jej ciało przeszedł dreszcz, gdy siłą odsunęła się od obojczyków Jarvisa, by na niego spojrzeć.
Oczy miała przeszklone i czerwone, a rzęsy posklejały się od łez. - Jestem silna, niezależna i samowystarczalna - burknęła, ściągając napuchnięte policzki i usta. Spuściła wzrok, skubiąc palcami ramię kochanka, chyba bardzo chciała wierzyć w to co mówiła, ale aktualnie nie potrafiła siebie przekonać.

- To moje imię Jarvisie… to prawdziwe… jest dla mnie bardzo ważne - dodała po chwili cicho.
- Jest śliczne… - Uśmiechnął się lekko mag i cmoknął delikatnie policzek tancerki. - Nie powinienem go używać tak… bez namysłu? Cóż… moje imię nie ma takiego znaczenia. Twoje nadali ci pewnie rodzice, a moje… w sumie to nie pamiętam już kto. Pewnie ten z chłopaków z bandy, któremu znudziło się wołać na mnie… “tee mały”.
Objął czule dziewczynę, by musnąć wargami jej ucho. - Wiem, że jesteś silna i niezależna, ale nie jesteś już sama… Ja jestem przy tobie i możesz na mnie polegać. I opierać się na mnie.
- Moje imię nadali mi kapłani. Jest zgodne z datą, miejscem i porą dnia narodzin. Reprezentuje moje cechy i nadaje charakter - mruknęła po długiej chwili, krzywiąc się nieznacznie. - Poza bliskimi tylko jedna osoba je znała. - Czarownik mógł się łatwo domyślić, kim ona była. - Przepadł bez śladu… trafiłam do niewoli i wykupił mnie Janus. A później i on przepadł… niedługo po jego wyjawieniu. - Na powrót umilkła w zakłopotaniu, nie wiedząc jak wytłumaczyć i co najważniejsze od czego zacząć, by pijany kochanek, zrozumiał bez zbędnych pomyłek, co chciała mu powiedzieć.
- Jeśli chcesz go używać… nie przepraszaj zaraz po tym. To tak… jakbyś mi wyznał miłość i powiedział “ups… przepraszam pomyliłem cię z inną”.
- W zasadzie… to wyznałem ci miłość i… przeprosiłem za to, że cię tym wyznaniem… przestraszyłem - wymruczał Jarvis, muskając usta bardki swoimi w delikatnym pocałunku. - Kamalo… Kamalo… Kamalo… - Całował coraz zachłanniej i zachłanniej, smakując brzmienie jej imienia.

Smoczy Jeździec chyba chciał, nieświadomie bądź co bądź ale, wykończyć swoją kochankę na miejscu. Ta niczym trafiona piorunem, zesztywniała napinając się jak struna. Następnie niemiłosiernie pokraśniała na twarzy, uszach i nawet dekolcie skrywanym za złotą kolią.
Nie była w stanie wydusić z siebie słowa, zawzięcie mrugając i o dziwo odwzajemniając pocałunki.
Trochę niepewnie i lękliwie, by z czasem coraz zachłanniej przybliżać swoje wargi do jego, aż w końcu ręce ruszyły się w lekko narwanym i spazmatycznym geście, oplatając go wokół karku. Coraz bliżej i mocniej obcując z ciałem kochanka.

Dłonie maga wodziły po jej pośladkach i plecach, łagodnie i pieszczotliwie… jak po delikatnej, porcelanowej figurce. Jego usta zaś całowały ją coraz zuchwalej, bardziej dziko i zaborczo.
A w głowie znów czuła jego fragmentaryczne myśli ~ moja... moja... moja… ~ bardziej czułe w tonacji niż zazwyczaj. Co nie zmieniało jednak faktu, że o podbrzusze bardki, zaczęła ocierać się włócznia, coraz bardziej gotowa do boju.
Chaaya sięgając jedną ręką, uwolniła z okowów koka i złotych ozdób najpierw prawą stronę swoich włosów, a później lewą. Wodospad gęstych i ciemnobrązowych pukli, rozsypał się po plecach tancerki, przykrywając ją jak gruby płaszcz.
- Nie myśl, że ci wierze… - burknęła butnie, ale była to tylko gra pozorów. - Jeśli będziesz chciał usłyszeć moje wyznanie co do uczuć do ciebie… będziesz musiał swoje powtórzyć. Na trzeźwo. - No… może jednak nie była to tylko taka gra?
Kobieta coraz mocniej owijała się wokół ramion czarownika, a jej rozpuszczone loki, niczym włosy meduzy, oplatały się wokół jego rąk i szyi, zupełnie jakby chciały unieruchomić biedaka i zamknąć w ciasnym uścisku pożądania.
- Chcę zobaczyć twój uśmiech… - wymruczał przywoływacz, ustami schodząc niżej na szyję wybranki. Dłonie zaborczo i drapieżnie zacisnęły się na jej pośladkach, dociskając ją do siebie. Ten gest sprawił, że pochwycona tawaif ocierała się o męskość igrając z jego i swoim apetytem. - Chcę widzieć zadowolenie i szczęście… chcę… pragnę ciebie tak mocno.
Bardka pochylała się nad ukochanym, a kąciki jej ust drgały delikatnie, walcząc o uśmiech na twarzy. Dziewczyna pogłaskała go po policzku, zawieszając się nad jego rozchylonymi w próbie pocałunku wargami.
- Nie zniknij… - posłyszał cichy i ostrzegawczy szept na granicy bezgłosu. - Nie zniknij. - Uśmiechnęła się czule i łagodnie, nieco nostalgicznie. Bił od niej jakiś wewnętrzny spokój, gdy wróciła do znakowania twarzy Jarvisa, drobnymi pieczątkami swego uczucia.
- Godiva chyba ci… mówiła - odparł cicho i żartobliwie czarownik, pozwalając jej na pocałunki. Uśmiechnął się łobuzersko wpatrując w jej oczy. - Nie tak łatwo się mnie pozbyć. Będę blisko… zawsze.
Chaaya pokiwała głową, skupiona na skroniach kochanka.
Uniosła wyżej biodra, przymierzając się powoli do ponownego przyjęcia mężczyzny w sobie.
- Chcę cię jeszcze bliżej… teraz - wyjęczała z udręczenia i strachu.
- Pragnę… cię… bliżej. - Mag wbił paznokcie w pośladki dziewczyny i stanowczo pchnął ją w dół, by przeszyć ją swoim dowodem pragnień.
Gwałtownie i władczo.
Takie same były pocałunki na jej piersiach, tam gdzie nie okrywały ich klejnoty naszyjnika, gdy ta ujeżdżała go z pasją i uczuciem jakim zawsze go obdarzała w takich chwilach.
Czarownik czuł jednak pod swoimi palcami jak kobieta drżała… inaczej niż zawsze… nie z rozkoszy, ale też nie bólu. Podświadomie domyślał się, iż bardzo się bała. Może tego, że on zniknie? Może powagi i odpowiedzialności jego słów? A może w jej głowie czaiło się coś jeszcze… o czym nie wiedział, a co gnębiło ją koszmarami dniami i nocami.
Nie uciekała jednak, dzielnie stawiając czoła swym lękom, używając ciała kochanka jako swojej zbroi i broni.

Na prośbę ukochanego, otworzyła przed nim swój umysł, by ze zdziwieniem mógł stwierdzić, że był pełen niego samego, że pieściła go nie tylko ciałem, ale także spojrzeniem i myślami.
Chłonęła jak gąbka wodę. Spijała kropelka po kropelce. Upajała się, ale nie mogła nim nasycić.
Pragnęła go więcej i więcej, coraz mocniej zatracając się na jego biodrach, ocierając podbrzuszem o podbrzusze, drapiąc opuszkami barki i plecy, scałowując pot z czoła i zlizując ostatnie, winne nuty z warg.
Czarownik zaś wydawał się próbować otulić ją mentalnie samym sobą. Chronić ją.
Stać się zbroją, którą zburzył… oczywiście czuł też olbrzymie pragnienie wobec swojej kochanki. Chciał więcej i więcej pieszczot… mocniej czuć każdy dotyk, pocałunek i zderzenie, toteż nic dziwnego, że trzymana jego dłońmi za pośladki, podskakiwała na kochanku dążąc wraz z nim do intensywnego spełnienia. A gdy wyrwało się ono z ich gardeł krzykami, Jarvis przycisnął ją do siebie, tuląc głowę do jej łapiących powietrze piersi.

Chaaya oddychała łapczywie, chwiejąc się na boki niczym podkopana wieża i gładząc mężczyznę delikatnie po głowie.
Nagle zaczęła zmieniać się powoli na jego oczach. Mokre włosy, niczym tłuste, śliskie węże powaracały do swojej dawnej długości, oswobadzając przywoływaczowi dłonie i szyję. Pełne piersi, na powrót zyskały swą sprężystość, a wypukłe tatuaże na biodrach i kolia na szyi rozmywały się niczym akwarele, blednąc i wnikając w złotą skórę nosicielki.
Znów była drobniutką i kruchutką tancerką, jaką nawykł tulić co noc do snu, choć było to poniekąd złudne wrażenie, gdyż żadna porcelanowa laleczka nie miała takiej siły w udach.
- Chcę… jeszcze raz - wyszeptała mu we włosy, całując czule w czubek głowy. - Do samego rana.
- I jeszcze raz... i jeszcze raz… - zamruczał czarownik, wodząc językiem po obojczykach kochanki. - ...ale… jak masz ochotę. Bo ja mogę… dopiero jak znów odzyskam wigor. Na szczęście... możemy ten problem ominąć. Teraz moja kolej na taniec?
- Hmmm do trzech razy sztuka. - Zaśmiała się nieśmiało, kryjąc wargi za dłonią. - A co z moim wierszem? - spytała, nie wypuszczając go ze swoich delikatnych objęć i silnego uścisku w nogach.
- Ehhmmm… - zaciął się Jarvis lekko skonfundowany, zamykając oczy i coś szepcząc po cichu przez chwilę. Po czym zaczął.
- Ta, w której ręku żywot mój i zdrowie,
Pieści się ze mną i dzieckiem mię zowie;
Ale kiedy chcę, jak małe dzieciny,
Trochę bezpieczniej poigrać bez winy,
Ostro się stawia, na śmiałość narzeka,
I ust, i piersi dziecięciu umyka.
Dotknij jej, Miłości, zwyciężnym orężem,
Wnet mię nie dzieckiem pozna, ale mężem.
- Z… czego to zerżnąłeś? - Bardka spytała bez ogródek, odchylając nieco do tyłu, by popatrzeć ciekawsko na towarzysza. Uśmiechała się przy tym rozbawiona.
- Z książki, którą zakupiłem. “Trzysta trzy rymowane klucze do niewieściego serca.” - Ten nie zamierzał nawet udawać, że było inaczej. - W tym mieście poezja jest w cenie. Zwłaszcza miłosna. Jak już się zresztą przekonałaś każda sztuka jest tu w cenie i mogłabyś swym tańcem zyskać bogactwo.
- Brzmi trochę jak rubaszna przyśpiewka dla pijaków… - skwitowała wesoło, wyciągając dłoń, by wierzchem pogładzić lubego po policzku, po czym jej oczy lekko pociemniały…
- Wysyłasz mnie do pracy? - spytała nagle z przekąsem, schodząc z bioder kochanka i szukając sobie miejsca na łóżku w celu obejrzenia tanecznego występu przywoływacza.
- Nie… nie pozwoliłbym ci nawet. Mogłabyś osiągnąć tu naprawdę wiele samym tańcem, czarując widownię swoimi ruchami, ale… im wyżej byś zaszła, tym więcej spojrzeń byś przyciągnęła. Zwłaszcza wampirzych. W końcu trafiłabyś pod protekcję którejś z koterii, a na to nie mógłbym pozwolić. Natomiast zdaję sobie sprawę… z jak wielką artyską figluję. - Czarownik podrapał się po głowie i wstał. Stojąc na łóżku, czekał, aż bardka się wygodnie usadowi.

Ta jednak miała z tym wyraźny problem. Kręciła się na czworaka to tu to tam, podkładała sobie poduszki. Kładła się, wstawała, siadała, zwijała. Spoglądała coraz nieśmialej na magika, pod sam koniec jego wypowiedzi rumieniąc się jak róża i zamierając w twarzą ukrytą w kolanach, które obejmowała pod udami.
- D-dziwny sposób na powiedzenie, że byłbyś zazdrosny… - mruknęła, spoglądając spod rzęs na mężczyznę.
- No to też… niech pomyślę nad tym tańcem - zaczął Jarvis, bujając na boki biodrami i zamykając oczy. Powoli jego ruchy stały się bardziej płynne i szybkie, czasem zwalniając i nagłym ruchem bioder… sugerując miłosny podryw. Oczywistym dla Chaai było to, co jej kochanek robił. Niczym dzieciak bawił się swoją “niteczką” przed “małym kociakiem”, którym miała być bardka. Jego ruchy miały przyciągnąć jej spojrzenie do owego dyndającego obecnie organu, który przecież taki wiecznie nie będzie. No cóż… trudno było liczyć na to, że jej kompan potrafi zmysłowo zatańczyć.
Tawaif rozdziawiła w zdziwieniu usta, nie wierząc w to co widzi, a gdy w końcu to do niej dotarło… kaszlnęła starając się zamaskować atak śmiechu, który cisnął jej się na usta. Spanikowana zakryła więc dłońmi swoje wargi, starając się oddychać równomiernie i znajdując sobie jakąś inną część ciała tancerza, na której mogłaby zawiesić oko i przetrzymać ów pokaz.
Niestety… wesoło podrygująca między nogami kochanka “pacynka”, była zbyt rozkoszna, by do niej nie wracać i… przez to dusić się w spazmach śmiechu, które nie przechodziły przez jej mocno przyciśnięte palce.
W końcu kobieta skapitulowała i zamachała rękoma, kręcąc głową. - Dość… dość bo mnie zabijesz! - Istniało wiele sposobów na regenerację męskich atrybutów, które niekoniecznie musiały być śmiertelną pułapką dla ich partnerek.
Sięgnąwszy po butelkę wina, odkorkowała szyjkę i napiła się dla uspokojenia, po czym podała szkło Jarvisowi.
Czarownik kucnął i sięgnął po wino, pijąc je łapczywie, po czym rzekł - nie musiałaś ukrywać śmiechu. Dobrze wiem, że nie zdołam cię tańcem zachwycić, więc wolałem rozbawić.
Spojrzał na butelkę i coś mu chyba zaświtało. - Połóż się na plecach i wypnij piersi.
- Nie chciałam cię peszyć… - odparła z czułością, spoglądając z lekkim wahaniem na trunek, po czym wykonując posłusznie polecenie, ułożyła się wzdłuż ciała mężczyzny.
Zapatrzyła się tępo w sufit, a kąciki ust zadrżały w uśmiechu, gdy dziewczyna przypomniała sobie niedawne widoki.
- Znam swoje silne strony i słabe też… taniec jest słabością dla mnie. - Położył się na boku obok dziewczyny i przechylił butelkę, ostrożnie rozlewając zimny płyn na rozgrzane ciało tawaif. Nie dał jej jednak zmarznąć, gdyż nachylił się ku niej i z pietyzmem począł zlizywać z jej skóry, zarówno kropelki wina, jak i potu. - …smakowity kąsek z ciebie.
Bardka napinała się nieznacznie gdy chłodna, karminowa ciecz skapywała na jej brzuch i biust. W pewien sposób przypominała mąconą deszczem tafle wody, którą na powrót wygładzał swoim językiem.
Jej piersi pokryły się gęsią skórką, zdradzając podniecenie swej właścicielki zaistniałą sceną, choć starała się oddychać powoli i równomiernie, tak, by nie uronić, ani kropli wina.
- Co we mnie takiego smakowitego? Znasz mnie pewnie na pamięć. Na razie jeszcze się mną upajasz… ale niedługo ci się znudzi ten “smakowity kąsek”…
- Prędzej ja tobie. Wszystko, uroda, spojrzenie, ruchy, głos, uśmiech… charakterek. Wszystko - odparł kochanek, ustami zbierając czerwone kropelki z jej biustu, a dłonią sięgając między uda i delikatnie muskając wrażliwe punkty na jej łonie. Raz mocniej, raz delikatniej… może i był zabawnym tancerzem, ale teraz mogła sobie przypomnieć jak wirtuozem być potrafił... i, że była jego ukochanym instrumentem do takiej gry.
- Dlaczego tak twierdzisz? - spytała, zapowietrzając się na chwilę, gdy to ponownie padła ofiarą podstępnego duetu czarownika. Zamknęła oczy poddając zmysłowi czucia, reagując na niego jak struna wprawiana w ruch przez grajka.
- Bo tak czuję… - wyszeptał jej do ucha przywoływacz i musnął delikatnie szyję, by powrócić do przegapionych strumyczków wina na jej skórze. Jego palce pieściły jej ciało leniwie i powoli. Nie śpieszył, bo wszak… mieli całą noc na igraszki. I zamierzał delektować się ich każdą chwilą.
- Nie wierzysz mi..? - wydyszała pomiędzy kolejnymi pociągnięciami języka na swoim ciele.
- Co mam zrobić? Zrobię to… tylko powiedz co - odparła wyraźnie zasmucona i udręczona jednocześnie, łapiąc dłońmi kołdrę pod sobą, by bezlitośnie ją ściskać i skręcać.
- Wierzę… - Jarvis cmoknął delikatnie jej usta, a potem szyję. - Wierzę w twoje oddanie. Wystarczy, że jesteś ze mną, wystarczy, że rano obudzę się i zobaczę twoją twarz. To mi wystarczy. Oczywiście… nie gwarantuję, że dam ci pospać jeśli obudzę się pierwszy.
Ruchy palców między jej udami, stały się nieco bardziej gwałtowniejsze, ale to bardki nie dziwiło. Czuła, ocierając się biodrem o kochanka, że on również zaczął nabierać apetytu.
- Kłamca… - mruknęła oskarżycielsko. - Nie wierze w to… chcesz mnie zbyć, może starasz się być miły, ale swoje wiesz… tam gdzieś w głębi duszy. - Dzióbnęła go palcem w pierś, unosząc się delikatnie na łokciu. - Myślisz, że nie pamiętam ile razy zapewniałam cię… obiecywałam… i starałam udowodnić swoją w-wierność? Nawet dzisiaj! Pod mostem… a ty i tak swoje. - Wzięła jego twarz w dłoń i nakierowała ku swojej, zaglądając mu w oczy. - Powiedz mi co mam zrobić. Jesteś pijany, nie pamiętasz? Co ci szkodzi… - spróbowała zażartować, uśmiechając się smutno.
- Dobrze… powiem, chcesz wiedzieć co masz zrobić? - spoważniał nagle Jarvis, spoglądając jej w oczy. - Powiedz co ja mam zrobić, żebyś przestała się bać, że cię zostawię. Udowadniasz raz po raz swoją wierność. Czas chyba na to, żebym ja udowodnił ci swoją?
- To nie fair… - obruszyła się zmieszana bardka, rumieniąc w zawstydzeniu. - Odwracasz kota ogonem… - uciekła wzrokiem w bok, milcząc przez chwilę.
- Mój lęk… mój strach… nie oznacza, że ci nie ufam i nie wierze. Ja się po prostu boję… nie tego, że odejdziesz do innej, ale, że odejdziesz z… tego… świata. - Chaaya przybliżyła twarz do twarzy kochanka, szepcząc - boje się, że pewnego dnia obudzę się ze świadomością, że nie ma cię już dla żadnej istoty na tym świecie. Możesz być najlepszym z najlepszych w swoim fachu, możesz być niepokonanym wśród śmiertelnych, ale jeśli jeśli los zadecyduje, by zabrać cię stąd… tu… ode mnie. Moje serce pęknie.

- Chaayu… Kamalo… - Jarvis pocałował czule usta dziewyczny, delikatnie się uśmiechając. - Na pewno nie odejdę do innej. Nie ma nikogo, kto mógłby się z tobą równać. A i… nie zamierzam dać się zabić. Będę ostrożny, obiecuję… Ale ty też musisz być ostrożna, dobrze?
- Chaayu? Jaka Chaayu? Czyżbyś mnie już zdradzał? - spytała łobuzersko całując raz po raz swojego kochanka, coraz bardziej chcąc wspiąć się na niego, jakby właśnie rozpoczęli zapasy o dominację. - Obiecuję… i będę cię trzymać za słowo… więc lepiej byś je egzekwował z należytą powagą i odpowiedzialnością - pogroziła mu mrukliwie.
- Możesz mnie trzymać za co chcesz… - odparł z ironicznym uśmieszkiem czarownik, pozwalając się powalić na plecy i triumfująco usiąść tawaif na sobie. - Kamala… to imię, mam tylko używać gdy będziemy sami, tak?
Tancerka spoglądała z góry na maga z wyzywająco zadowolonym uśmieszkiem. Splotła palce na jego męskości, pieszcząc go przed finalnym połączeniem ich ciał.
- Technicznie rzecz ujmując… - zafrasowała się bardka. - To straciłam prawo do tego imienia w tym samym momencie w którym Balthazar wykupił me dziewictwo… oby żył wiecznie. Po tym “wydarzeniu” na świat przybyła Chaaya. Tylko najbliższe grono rodzinne zna i może mianować mnie starym imieniem… ponieważ dla nich, nie jestem tawaif czyli drogą dziwką tak jak Chaaya. - Kobieta pochyliła się by ucałować męskie obojczyki, po czym uniosła się na kolanach i popatrzyła pytająco na leżącego.
- Dla mnie też nie jesteś, ale… podoba mi się ten przywilej… że mogę ci mówić Kamala. Więc będę go zazdrośnie strzegł i pilnował, byś słyszała te imię z moich ust tylko wtedy, gdy będziesz tulona przez mnie. Gdy będziemy sami. - Wodził palcami po jej udach zerkając wprost w jej oczy. - Może być?

Dziewczyna spuściła teatralnie wzrok na przyrodzenie kochanka. Oglądała je ze wszystkich stron, jakby stała na targu i wybierała warzywa na obiad. Coś mruknęła, pokręciła głową, wzruszyła ramionami i z lisim uśmieszkiem dosiadła magika, przygryzając dolną wargę, po czym zaczęła kołysać bioderkami moszcząc się wygodnie, drażniąc w pieszczocie i widokiem wesoło podrygujących piersi.
Czarownik rozłożył szeroko ręce, poddając się rytmowi ruchów dosiadającej go bardki. Rozkoszował się widokiem jej biustu, poruszającego się w takt jej tańca, tak jak ona czerpała przyjemność z jego spojrzenia.
Pełnego pożądania i zachwytu.
Każdy ruch jej ciała wzmagał jego podniecenie, które przeszywało ją przyjemnie. Jarvis wymacał butelkę i pochwyciwszy ją, zachłannie się z niej napił, nie odrywając ani na chwilę wzroku od kochanki.
- Pij, pij… będziesz łatwiejszy - wymruczała w zadowoleniu, poskakując wesoło i gładząc przywoływacza po torsie. Poruszała się nie za szybko i nie za wolno, w sam raz, by przywieść ich do pełnego napięcia… w którym to podniosła się ponownie do klęczek, ku rozczarowaniu maga.
- Siadaj, zmiana pozycji! - zawołała, samej już się układając w dziwną konfigurację, gdzie to Jarvis wylądował z jedną nogą Chaai na ramieniu.
- Łatwiejszy? Bardziej rozpalony… bardziej spragniony ciebie… z pewnością. - Oczywiście wykorzystał sytuację, by musnąć ustami po łydce kochanki opierającej się o jego ramię i usiadł.
Tawaif pomogła mu przyjąć odpowiednią pozycję i zaraz szybko ponownie ruszyli w swój wspólny i karkołomny taniec, w którym to czarownik dosadniej i wyraźniej odciskał się we wnętrzu kochanki, która odchyliła nieco głowę, mrucząc w zadowoleniu, aż nie nadrobili “straconego” czasu podczas ich rozłąki i ponownie nie sięgnęli prawie spełnienia.
Wtedy to bardka naciągnęła na siebie maga, zagłębiając go w siebie głęboko.
- Udowodnij… lubię gdy to robisz - rzuciła lubieżne wyzwanie, wijąc się pod męskim ciałem.
Jarvis mruknął coś cicho i zaczął napierać na dziewczynę, mocno i brutalnie, jakby chciał ją przebić na wylot. Jej ciało jednak poddawało się gwałtowności partnera, jak trzcina dzikim podmuchom wiatru. Uginała się i drżała od rozkoszy, wzmaganej świadomością uczuć mężczyzny. Pragnął jej… pragnął zachłannie, pragnął dla siebie, pragnął ją całą. Była jego, a może on był jej? Nie miało to znaczenia, gdy fala ekstazy porwała świadomość bardki do słodkiego finału, wprawiając jej ciało w gorączkowe drżenie, zalewając ograbiony z własnych myśli umysł kolejnymi doznaniami i uczuciami do czarownika. Jarvis był wszędzie, choć może nie zdawał sobie z tego sprawy. Był w jej oczach, sercu, płucach… na języku, w łonie, pod skórą, na opuszkach palców.
Mroczne i zacienione ściany okalające jej jaźń, rozbłysły feerią kolorów i ruchomych obrazów. Zupełnie jakby w tysiącach luster odbijały się wspólne wspomnienia związane z przywoływaczem.
Zrobiło się głośno i ciasno, choć jedynym kto aktualnie przebywał w tej klatce uczuć był Starzec. Pozbawiony swojej kryjówki, musiał tkwić na środku otoczony całą armią Jarvisów, którzy powtarzali swoje kwestia, ciągle… na okrągło… bez ustanku. Od nowa, od nowa i od nowa.

Kobieta wyplątała się z pozycji, gdy trochę ochłonęła, tylko po to, by móc wygodniej przytulić się do ukochanego, gładząc go delikatnie po barkach i plecach oraz muskając wargami jego policzek ze wstydliwym pietyzmem i wrodzoną, eteryczną delikatnością.
Była jego opiekunką, podporą, swoistym drugim materacem na którym wypoczywał drżący po ostatnim uniesieniu.
- Wiesz… że teraz nie dam ci już spokoju? I po prostu ciągle będziesz czuła na sobie moje pocałunki i dłonie… - szeptał czarownik, tuląc się do leżącej pod nim ukochanej. - I ta krępująca cię sytuacja z restauracji… może się znów powtórzyć?
- Brzmi troszkę groźnie… - mruknęła mu do ucha, skubiąc płatek ustami, dodając - ...i niestosownie podniecająco. Postaram się dotrzymać ci kroku, ale nie bądź zły jeśli będę się troszkę bała… - Przyjemnie drapała go opuszkami po kręgosłupie, zjeżdżając czasami na lędźwie i wyraźnie polując na pośladki.
- Nie obrażę… - mruknął mag, poddając się pieszczocie jej palców. - A co mamy w planach jeszcze na dziś? Planujesz mnie wykorzystać jeszcze, czy może ja powinienem zacząć wykorzystywać ciebie?
W tej sytuacji, ciężko było o trzymanie się roli oprawczyni, którą zaplanowały Chaaye. Nie po tym co miało miejsce…
Kamala nie była tak odważna, ani doświadczona, w łóżkowych podbojach jak jej druga natura i nawet przez chwilę nie brała pod uwagę, rzucenia tawaif wyzwania.
- Stolik nadal czeka na swoje dwie ostatnie pozycje… a później zobaczymy - odparła cicho, zatapiając palce we włosach Jarvisa, odginając jego głowę lekko do tyłu, by skosztować ust.
- Więc stolik… - wymruczał chłopak, czule całując usta bardki i smakując ich miękkość z wyraźnym zadowoleniem. - Jak tylko odpoczniesz.
- Zajmie mi to tylko kilka pocałunków. - Zaśmiała się pod nosem z łobuzerskim uśmieszkiem, po czym zabrała się obcesowe obcałowywanie męskiej twarzy.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172