Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-02-2017, 19:54   #11
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację


Scena 10 - “Khogir Waleczny”, czyli zbrodnia i kara cz. I



Tymczasem, nieopodal, kilka lat temu, ale jakby teraz…



Las był gęsty, ściemniło już się dostatecznie, by bez obaw zaczaić się w zaroślach nieopodal nowego obozowiska orków. Obozowiska takie wyrastały ostatnio jak grzyby po deszczu. W ukryciu dwa krasnoludy podczołgiwały się na skraj wąwozu i teraz oceniały sytuację. Przez zmrok, nie sposób było zobaczyć ich twarzy, ale krasnoludy dobrze widziały po ćmoku.

- Czas dowieść, że Grinmork, jest coś wart. Chyba tym razem już nie stchórzysz Khogirze? - wsparty na łokciach młody Grinmork splunął w bok, jakby sugerując coś zgoła innego.

Krasnolud, który został nazwany Khogirem, przeklął najpierw bezgłośnie, po czym rzekł.
- Nie damy im rady, spójrz ilu ich jest.

- Czternastu tchórzu! Co to ledwo ponad tuzin orków na dwóch krasnoludów?! - oburzył się Grinmork

- Śmierdzą za stu, ale ja tam widzę siedmiu, Grinmorku. Jesteś pewien, że nie za dużo tej gorzałki? - Khogir spojrzał z niechęcią, widząc jak młody krasnolud bierze kolejny łyk. - Zresztą nie ma to znaczenia, siedmiu to też za dużo na twoją pierwszą walkę, wracamy do Miradu, za dużo wypiłeś.

- Gdy krasnolud bracie rzuca się w wir walki, nieważne ilu ma przeciwko sobie. Jeśli kto ma odrobinę rozumu spieprza ile sił w nogach, póki jeszcze mu jakieś zostały, hehe!

- Gordul! Grinmork, zmiłuj się! To są orki!

- A więc?

- Nie uciekną…

- He He!

- …

Chwilę ciszy wypełniła narastająca kakofonia lokalnego robactwa.

- Tym lepiej, tym lepiej... - Grinmork wstał nie bacząc na to, że jakiś ork-półgłówek może go zauważyć - Dajże jeszcze trochę gorzałki, bo mnie na jedną nogę przechyla- rzucił obiektywnie patrząc, niezbyt ciekawym żartem, po czym nie czekając na swojego mentora, sam sięgnął po bukłak leżący nieopodal i wychylił kilka potężnych łyków. - Jestem synem Toruna Aelin Fohr, Wielkiego Dowódcy Stalowych Toporów!

- Grinmork! Ciszej na bogów! Usłyszą cię!

[...]
 
Rewik jest offline  
Stary 12-02-2017, 12:16   #12
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację


Scena 11 - “Mistrz Yola”, czyli zemsta sutków



Krasnolud biegł co sił, smagany leśnymi witkami, to schylając się pod gałęzią, to przeskakując nad powalonymi pniakami, wreszcie wbiegając w misternie utkane pajęczyny i przyczajony agrest. Biegł co sił i tchu w płucach. Spojrzawszy w bok ucieszył się na widok przechodzącego obok Zeda i innych polanowiczów. Razem pognali dalej.
Zrobili ledwo kilka susów więcej przez krzaki, a do ich uszu dobiegł odgłos walki po przeciwnej stronie pobliskiego wąwozu. Wreszcie Khogir z trudem wyhamował na jego skraju, stawiając stopę na głazie, by rozeznać się w sytuacji.
- Taaam!! Plugawe hersidurt! - krasnolud wskazywał miejsce, gdzie pięciu orków biegło w przeciwną do nich stronę. Dwa pozostawały niżej. Khogir zeskoczył na dół i zaszarżował właśnie na nie.

Yolanda siedziała dumnie na swym wierzchowcu, zapatrując się na odbiegającą bandę zielonego plugastwa. Smród gnojówki był nie do zniesienia… był niczym zniewaga wymierzona w jej brak biustu, bo sunitką była w takim nastroju, że wszystko odbierała jako afront wobec swojej płaskości.
Spięła boki łosia, który ruszył za grupą. Bacik na jego zadku skutecznie ożywiał i przyspieszał ospałe susy wielkołopatowego ssaka kopytnego.
Po chwili półelfka zrównała się z orkami, które ze zdziwieniem stwierdziły… że ktoś się właśnie z nimi ściga i… że właśnie przegrywają.
- Dzień dobry Panom… czy chcielibyście porozmawiać o miłosierdziu płomiennowłosej Sune? - Yola odpaliła swoją jakże wspaniałą i wyszukaną dyplomację.
Jeden ze sprinterów był tak oniemiały, że zaczynał zapominać, że biegł… nie wspominając o tym, że nie wiedział już gdzie i po co.
Półelfka smagnęła go razem. - Nie zostajemy w tyle! Biegniemy, biegniemy… - ponagliła go ruda, a on z wysiłkiem przyspieszył by nie zawieść oczekiwań kapłanki, bo właśnie po to tu był prawda? Po to biegł… chyba.

Tuż za nimi, sadząc ogromne susy pędził Zed. Piana na ustach i straszliwy grymas na twarzy budziły grozę, były jednak niczym wobec szaleństwa jakie kryło się w jego oczach. Mimo, że poruszał się raczej skokami, nogi jego tworzyły rozmazaną plamę. Zakrzywione niczym szpony palce, w wyciągniętych za uciekającymi orkami rękach, nie były w stanie utrzymać kiścienia. To nic, rozszarpie ich gołymi rękoma. Napotkane po drodze gęste zarośla robiły na nim podobne wrażenie jak pajęczyny na krasnoludzie. W pewnym momencie wyrwał małego dąbczaka nawet tego nie zauważając. Już, już miał pochwycić zielonych śmierdzieli i pogruchotać każdą ich parszywą kość, gdy ci jakby przyspieszyli. Przyspieszył też łoś Yoli, co było trochę dziwne. Przecież niemożliwe, żeby w nich też obudził się berserker, zwłaszcza, że nalewka była bezpiecznie ukryta pod płaszczem. Nie zaprzątając sobie tym zbytnio głowy biegł dalej potwornie rycząc i warcząc na przemian. Nieoczekiwanie między tymi rykami zaczął robić coraz dłuższe przerwy na nabranie powietrza, a w pewnej chwili przestał ryczeć w ogóle i tylko łapał powietrze. Zatrzymał się i z nienawiścią patrzył za uciekinierami. Niestety, jedyne co goniło teraz orki, to niemniej straszliwy odgłos kaszlu.


Zielonoskóry ork biegnący obok majestatycznie dropiącego łosia wyszczerzył się głupkowato widząc, że jego Pani jest wreszcie z niego zadowolona. Tymczasem drużynowy krasnolud wyprzedził właśnie dyszącego Zeda, który z początku odstawił go jak szklankę herbaty na stolik obok podłokietnika wygodnego siedziska przy kominku.

Teraz jednak, mimo braku berserkerówki, Khogir odnalazł gdzieś w sobie tyle siły by również zaimponować kapłaneczce. Wyminął zziajanego staruszka, zrównał się z zielonymi przygłupami i wciąż będąc w biegu walnął ich pod nogi. Najpierw jednego, potem drugiego.
- Ha! Jeeśli tee jaaargh...! uf... noosiły poodkolanówkii... to właaaśnie je zgubiły!! - Khogir po wykrzyczeniu w biegu tych słów wyszczerzył się szeroko do Yoli, podobnie jak to wcześniej zrobił jeden z orków, lecz zaraz potem skupił się na kolejnym zadaniu.

Oto tam w odległości kilku metrów, pięciu zbrojnych wojowników walczyło z innym krasnoludem o pięknej długiej brodzie i pięknym stalowym toporze. Prostym w budowie, ale widocznie jaśniejącymi runami na stylisku i stalowym policzku. Krasnolud ów powalił już dwóch z pięciu przeciwników, jednak Khogir wyraźnie zwolnił na ten widok, a jego twarz po chwili stężała. Wiedział, że nie zdąży na czas. Przystanął bezradnie śledząc ruch uniesionej maczugi spadającej na hełm krasnoluda wyglądającego identycznie jak on kilka lat temu.

Nim cokolwiek byli w stanie zrobić krasnolud padł na ziemię zaraz obok drugiego martwego krasnoludzkiego ciała, które dopiero teraz zauważyli, spoczywające za wzniesieniem.

Prawie na czworakach Zed poczłapał za krasnoludem, a właściwie to za łosiem, bo nawet on okazał się szybszy od podstarzałego berserkera. Ze wszystkich sił starał się opanować oddech, ale z marnym skutkiem. Może to efekt uboczny działania nalewki, może ten szaleńczy sprint, albo cholerne górskie powietrze? Pewne było to, że musiał szybko coś wymyślić, bo raczej nie będzie wstanie pokonać choćby malutkiego orka, podczas gdy te przed nim były całkiem dorodne, do tego trzy i w ogóle miały wyjątkowo wredne pyski. Spojrzał na stojącego obok Baryłę i przyszło mu do głowy że właściwie w jego przypadku walka w pierwszym szeregu niekoniecznie przyniesie najlepsze efekty. Stanowczo lepiej sprawdzi się jako dowódca. Będzie stał na jakimś wzniesieniu i kierował armią.
- Baryła atakuj, atakuj! - Zachęcił giganta. Niestety ten, spojrzał tylko na Zeda niezbyt przytomnym wzrokiem.
- Ten z lewej powiedział, że twoja mamusia była karłem - Zed postanowił zagrać na uczuciach.
- Co to jest: "karłem"? - nie zrozumiał Baryła.
- Ten z prawej schował twoje ulubione żarcie - zaryzykował przyszły dowódca i o dziwo zainteresował tym swojego przyszłego żołnierza, który spojrzał na złodzieja z wyraźną niechęcią.
- Ten w środku mówił, że bardzo źle tańczysz - z satysfakcją powiedział Zed i zgrabnie odsunął się na bok.
Żeby nie spoczywać na laurach postanowił wspomóc piechotę.
- Może zagrasz co skocznego? Twoi bracia w urodzie pewnie by sobie pohasali - zagadał do przyszłego wsparcia.
- Nie mówi tak! - krzyknął - Je...jestem alkoimpem. Może nie zadziałać. - mruknął jeszcze potem do siebie Ama, ale zaraz jednak posadził skrzypce przy szyi i w tym leśnym zagajniku ożyła muzyka.



Po chwili Zed postanowił wytoczyć najcięższe działa.
- Yolu, dziecko drogie, a wiesz, teraz sobie przypomniałem, że oni coś mówili o twoich piersiach? Nie wiem co, ale dziwnie uśmiechali się przy tym. - Konspiracyjnym szeptem przekazał wiadomość swojej przyszłej kawalerii.

Yolanda smagała bacikiem opieszałego orka, który starał się ze wszystkich sił nadążyć za rumczym łosiem. Biednak, nie ważne jak się wysilał i tak dostawał razy, gdyż rudowłosej półelfce całkiem się spodobała taka robota. Pozostała dwójka za to, za wszelką cenę nie chciała zwolnić tempa co by i im sie nie oberwało.
- Dalej panowie, dalej… już dawno po zimie, trzeba zrzucić sadełko… - Kapłanka całkowicie zapomniała co tu miała zrobić. Tyrała biedną trójcę, robiąc kółeczka po lesie, gdy nagle do jej szpiczastych uszu doszedł krzyk Zeda.
Sunitka pociemniała na twarzy zgrzytając zębami, a Miętka poczuł, jak umięśnione uda pani, niczym cielsko węża, zaczyna go opinać i dusić. Kwiknął przestraszony, biorąc na łopaty jednego z biegaczy.
- O wy pieruny przebrzydłe! - zacharczała wściekle, bijąc nieopamiętale nieboraka, który złapał się za łysą głowę i zaczął kwilić. - Ja wam dam się z moich cycków naigriwać! JA WAM DAAAAM! - Delijani machnął łbem, zrzucając z rogów na wpół żywego zielonego. Zwierze zaryczało groźnie, czując złość na niewdzięczników, obrażających jej płaską panią.
- Ja nie chciałem być wojownikiem… ale mama powiedziała, że nie nadaję się do baleeetuuu - zapłakał rzewnie bity orczyna, padając na kolana i zanosząc się głośnym szlochem. Trzeci ze sprinterów wpadł w łapska baryły, który postanowił nauczyć chłopinę tańczyć na rękach.
- Baryła nie oszczędzaj tego szuji! - dopingowała płomiennowłosa, trzaskając batem mazgającego się orka, gdy tymczasem łoś kopał ostatniego w rytm granej muzyki.

Skrzat może nie mógł sterować orkami, choć i to nie było przesądzone, to jednak wciąż trochę wstawionym Baryłą na pewno! Nawet jeśli Zed myślał, że to jego zasługa, że Baryła po raz dwudziesty ósmy stuknął głową środkowego orka o pniak drzewa, to odpowiedzialny za to był właśnie “Ama”, nie nikt inny!

- No i co druhu? Podoba ci się nasza mała armia? - Zed zagadał do wciąż stojącego nieruchomo krasnoluda. Pomyślał, że ten po prostu się zmęczył. Przełamał się i podał Khogirowi jedną tych nalewek, o których raczej miał się nie dowiedzieć a właściwie o tym z czego i gdzie została zrobiona.
- Masz, napij się, ona zwielokrotni twoje siły.
Zed mylił się. Nalewka podczas próbowania dała mu wielką siłę, ale tylko dlatego, że dźwigali wtedy z Bimbruszem ogromne ilości butelek, bukłaków i baryłek. Ona dawała to, czego w tym momencie najbardziej się chciało. Gdyby wtedy łupał orzechy wyrosłyby mu brakujące zęby, gdyby nie mógł się podrapać po swędzących plecach wyrosłyby mu długie paznokcie.
Kto wie, czego chce teraz krasnolud, czy dostanie wielką siłę i pogna do walki, czy wiele sprytu i mądrze pokieruje potyczką? A może wyrośnie mu ogromne przyrodzenie?

Khogir rozumiał zaledwie co drugie słowo kierowane przez Zeda w jego stronę (czyli coś w stylu: “No druhu? Się armia się twoje”). Ale nie miało to znaczenia.... nie w tym momencie, gdy zaprzepaścił jedyną taką okazję by naprawić ten fatalny dzień z przeszłości.
Krasnolud sięgnął po trunek od Zeda, bowiem z orkami to już było raczej przesądzone i napił się myśląc że to gorzała.
I wtedy stała się rzecz niebywała jak skarpeta do pary. Krasnolud zapłakał.

- WRAAAAAA!!! - Tymczasem Yola wraz z rogaczem i olbrzymem uskuteczniała masakrę na niedobitkach. - ZA CYCKI! ZA BIUST! ZA ROZMIAR! - Kapłanka przechodziła właśnie swój własny nietypowy szał barbarzyńcy, bijac sie z dąbczakiem, który młody i gibki oddawał razy kapłance, tylko bardziej ją rozwścieczając.

Za takie ideały można było walczyć choćby do końca świata, ale nie było to konieczne. Zamęczone orki przez Yolę nie miały już sił by zmierzyć się z nieuchronną piąchą Baryły. Widok jaki zastali po walce nie był miły dla oka. Nawet jeśli to orki były tymi pokonanymi, to wciąż zadane rany i pocięte ciała mogły wywołać u mniej doświadczonych odruchy wymiotne, a były pośród nich również dwa ciała krasnoludów. Jeden zdawał się żyć jeszcze, choć daleko było mu do przytomności, natomiast drugi… zdecydowanie nie.

Sunitka będąca wraz z Barłą najbliżej ciał jako pierwsza dostrzegła coś niezwykłego. Nieprzytomny krasnolud, powalony wcześniej przez orczych wojowników, był niemal kropla w kroplę podobny do Khogira. Dłuższa broda, trochę młodszy, ale reszta zgadzała się idealnie.



 
Sayane jest offline  
Stary 15-02-2017, 09:23   #13
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację


Scena 12 - “Khogir-ów 2-ów”, czyli zbrodnia i kara cz. II



Yola przeżuwała dąbczany listek, przyglądając się swemu aktowi wandalizmu na tutejszej faunie i florze. Godność półelfki została jako tako obroniona, co nieco ostudziło gniew kobiety, która z wyraźnym zainteresowaniem przyglądała się rannemu krasnalowi.
- Khogir… ty masz brata bliźniaka? - spytała pełnym powagi głosem, klękając przy nieprzytomnym mężczyźnie.
Nakładając dłonie na rany brodatego, uleczyła je modlitwą do płomiennowłosej Sune. Wszak Yola pierwotnie była kapłanką i tylko dorabiała jako cycaty barbarzyńca.

-Jaki tam bliźniak? To jego syn jest! Albo nie, za młody. Brat może? - Zedowi zebrało się na roztrząsanie rodzinnych koneksji Khogira.
-Nie! To sam Khogir jest, tylko wcześniej. Portal rzucił nas do innego czasu! - Tu Zed błysnął znajomością tematu - Nie dotykaj go druhu, to znaczy się nie dotykaj, no tego co leży nie rusz, bo to źle bardzo i paradoks może być z tego a wiedzieć musisz, że paradoks, to gorszy niż czomber i patison razem wzięte. Histerię zmienić możesz, albo cię wessie i zassie i zniknie ci się. A może i nas z tobą też zniknie. - Zed sam sobie się dziwił skąd ma taką wiedzę o paradoksach czasoprzestrzennych. Chyba wypił więcej niż zwykle. Z pewnym żalem pociągnął jeszcze jeden łyk i schował gąsiorek.

Khogir na ciężkich nogach i wciąż ze łzami w oczach postąpił w stronę poległego Grinmorka i upadł przy nim ciężko na kolana, by wreszcie zderzyć pośladki o pięty. Dłonią przymknął powieki krasnoluda, oddając go wiecznemu odpoczywaniu, po czym spojrzał zamazanym wzrokiem na kapłankę.
- To jestem ja, Khogir. Wtedy… wtedy jeszcze Khogir Waleczny. - Khogir spojrzał z utęsknieniem na leżący obok nieprzytomnego siebie krasnoludzki urgrosh, zdobiony rodowymi runami Stalowych Toporow.

Spojrzenie to nie umknęło czujnemu oku Zeda. Z resztą na ten topór sam zwrócił uwagę. Dobra krasnoludzka robota i skarb dla każdego przedstawiciela tej rasy. Leży i się marnuje a przecież Khogir nosi zwykły, nie rodowy. W jednej chwili postanowił topór zabezpieczyć. Jednak wcale nie chodziło mu o własną korzyść. Postanowił wyczyścić, naostrzyć, odnowić runy i przy okazji najbliższego święta dać go Khogirowi w prezencie. Nie przyszło mu do głowy, że to może być właśnie jego topór. Wzruszony własnym altruizmem wyciągnął jednak niedokończony bukłaczek, wykończył go i nie bez trudu upchnął topór pod płaszczem. Od razu lepiej się poczuł. Postanowił, że przy najbliższej okazji znajdzie też coś dla Yoli.
- Waleczny? Skąd taka durna nazwa? - Półelfka popatrzyła na nieprzytomnego Khogira, który przynajmniej nie był już ranny. Skorzystała z okazji i pomacała krasnoluda po brodzie, oceniając miękkość i sprężystość włosa, mrucząc coś pod nosem.

- To przez tłumaczenie na wspólny. W pełni powinno to brzmieć Khogir Arau Kuldar… - wtrącił krasnolud ocierając łzy. Najwyraźniej specyfik podany mu przez Zed’a przestawał już działać.

- Zed ty już nie pij więcej bo ci się na filozofie zbiera, ja wiem, że im człowiek starszy tym ma większe parcie na gadane… ale ulituj się, bo osiwiejemy tutaj z eee Khogirem Starszym… i Młodszym. - Dziewczyna wstała na równe nogi, cmokając na łosia, któremu błysk inteligencji dawno spłynął z oczu. Miętka ponownie stał się dawnym miętkowatym łosiem, którego interesowały tylko i wyłącznie szyszki.
- To co teraz? Bo ja nie wiem… jeśli to przeszłość to znaczy, że mnie tu nie powinno być, bo wtedy jeszcze nie byłam w planach, czy może już byłam, ale malutka? Ile to już lat? - Kapłance nie podobał się ten przeskok czasoprzestrzenny oraz groźba paradoksu, czymkolwiek ona była.

- Blisko pięć lat - zaczął Khogir, najwyraźniej zebrało mu się na wspominki - To był dzień pierwszej walki syna Wielkiego Dowódcy, Toruna Aelin Fohry, co we wspólnym znaczy… eee… Torun Wyrób Ze Złota Ogień… tak, albo może lepiej Torun Błysk Złota… - Khogir podrapał się po głowie w zastanowieniu- ...nie... Torun Skrzący Kamień? Złoty Krzemień? Torun Złoty Płomień? Eh… Nie ważne. Tradycją jest, że synowie największego dowódcy w dniu święta Moradina stają się Sonn Kuldar, czyli przechodzą przez swoją pierwszą walkę. Torun Aelin Fohra osobiście wybrał mnie, bym towarzyszył Grinmorkowi w tym zadaniu jako nauczyciel. To wielki zaszczyt dla zwykłego wojownika, jakim wtedy byłem. Nie sądziłem jednak że tak trudno będzie zapanować nad Grinmorkiem, który porwał się na siedmiu orków. Nie zdążyłem go obronić. Sam omal nie straciłem życia… w zasadzie zawsze zastanawiałem się, jak udało mi się przeżyć…

Khogir usiadł pod drzewem. Nie przejmował się zbytnio stanem siebie młodszego. Przecież pamiętał, że przeżył. Sięgając za pazuchę, wyjął drewnianą fajkę i mówiąc dalej obracał ją w dłoniach.

- Grinmork nadużywał alkoholu, próbowałem go powstrzymać, ale Gordul... był synem Wielkiego Dowódcy! Dumnym i upartym. Nie mieliśmy szans, a mimo to zaatakował. Potem nieprzytomnego odnaleźli mnie moi bracia. W tym właśnie miejscu - Khogir oderwał wzrok od fajki i rozejrzał się po okolicy, po czym skierował spojrzenie na Khogira Walecznego - czeka go proces. Jargh z niego, więc broniąc dumy i honoru zmarłego wojownika weźmie winę na siebie. - mówiąc “on”, krasnolud miał oczywiście na myśli siebie sprzed pięciu lat - Głupi i młody… zostanie wygnany i przez lata bez celu, bez braci, bez honoru i dumy, bez rodowych insignii i rodowego topora będzie chodził po Fearunie nie mogąc znaleźć miejsca dla siebie i znosząc obelgi i plucie w twarz... ha! Aż ponownie trafi tutaj, w to miejsce, i nie będzie wiedział co robić, bo znów zawiódł!

- Ty, to masz szczęście - wypalił nagle Zed - tak sobie właśnie pomyślałem, że będziesz mógł jeszcze raz przeżyć te wszystkie przygody, jeszcze raz będziesz walczył z wiedźmami, wilkołakami i w ogóle. Możesz sprawdzić co by było gdybyś przywalił toporem z prawej a nie
lewej strony. Będziesz mógł mnie ostrzec, że giną mi drożdże... Beczek przypilnujesz... - Urwał widząc spojrzenie Yoli i starszego Khogira. - Z Yolą znowu zatańczysz...- dodał z rozpędu.
- Tobie o to wygnanie chodzi! - błysnął nagle domyślnością - Teraz żałujesz, że nie powiedziałeś jak było? Nic straconego. Chowamy małolata
w krzakach a ty się tu kładziesz i czekasz na swoich. Potem mówisz jak było i już. My możemy poświadczyć twoje słowa. - z triumfem zakończył
dumny z siebie i swojego sprytu Zed.

- Ano… stary… znaczy się Zed dobrze gada… choć raz! Powinieneś naprawić swoje eee błędy młodości skoro jakoweś posiadasz i one cie trapią. - Yola leciała całkowicie na czuja, gdyż nie znała za dobrze obu mężczyzn… wszak mieszkali ze sobą raptem dzień, półtora…
- Tylko… co jeśli te nasze dobre rady sprawią… że młody ty, nie wyruszy tam i nie spotka młodych nas? Co sie stanie ze starym tobą… i ze starymi nami, którzy ciebie młodego a teraz starego poznali?

-I że niby to mi się na filozofa zbiera i parcie na gadanie mam większe? - pomyślał z przekąsem Zed. Nie skomentował tego jednak, tylko spróbował Sunitkę uspokoić.
-Jakżesz nie wyruszy? Niby kto mu zabroni? Co tu ma takiego do roboty, żeby nie mógł tego zostawić? - Zed był trochę zdziwiony jej wątpliwościami.
- Z resztą - jak nie będą chcieli go puścić damy im w łeb i pomożemy mu uciec, a jak on nie będzie chciał iść, damy jemu w łeb i na pewno pójdzie.
Albo jeszcze lepiej - Zobacz jaki ten nasz jest otumaniony, w ogóle nie wie co się z nim dzieje. Powiemy krasnoludom, że po głowie dostał, oczyścimy go z zarzutów, skoro tak mu na tym zależy a nawet zrobimy z niego bohatera i nakłonimy krasnoludy, żeby wysłali go z niezwykle ważną misją do Viseny (tak dla uspokojenia i nabrania sił) a temu młodemu, póki nieprzytomny wlejemy w gardziel gorzały i nabijemy mu do głowy, że krasnoludy go wygnały i nie może się tu pokazywać. Jedyny efekt uboczny to to, że może mu zostać lekka niechęć do samogonu - bądź co bądź rzadko spotykana u jego rasy.
Wyjątkowo z siebie zadowolony Zed pomyślał, że to rozwiązanie jest genialne i rozwiązuje wszystkie problemy, Wszyscy, ale to wszyscy powinni być zadowoleni.
Jego szczęście byłoby całkowite gdyby jeden mały drobiazg nie zaprzątał jego myśli. Drobiazg, jak kamyk w bucie, jak drzazga. Zastanawiał się mianowicie gdzie schowa się, jak starszy Khogir już się o wszystkim dowie. Może wtedy Zed da mu ten cholerny topór. Nagle ten wydał mu się bardzo ciężki.

- Masz ty jeszcze co do picia, czyś wszystko wychlał? - Yolanda zwróciła się do naczelnego benzyniarza w drużynie. Żeby zrozumieć co ten chciał przekazać, półelfka poczuła, że musi sobie golnąć.

Słysząc niezbyt grzeczną sugestię Yoli na temat nalewek i ewentualnego dzielenia się nimi Zed przez chwilę rozpatrywał możliwość równie niegrzecznej odpowiedzi, albo poczęstowania jedną z tych nie do końca dopracowanych. Jednak nie był mściwy, no i pora nie była odpowiednia na dyskusję, czy dawanie nauczek. Jakoś mimo wszystko lubił tą pannicę. Może trochę nieokrzesana, ale nie wiadomo skąd przybyła i gdzie się wychowała. Młoda jest, jeszcze się wyrobi i nabierze ogłady. Za to pomysł, żeby się czegoś napić był całkiem niezły. Niby cały czas pociągał z bukłaka, ale to, że Yola w takiej sytuacji nabrała ochoty na jego wyroby, mile zaskoczyła Zeda. Zawsze to lepiej pić w towarzystwie. Po chwili zastanowienia wyjął butelkę. Widząc zaskoczone spojrzenia na koślawy napis na flaszy i jadowicie pomarańczowy kolor zawartości powiedział:
-Marchwianka. Dobra na oczy i cera po niej się poprawia, znaczy się pycho koloru nabiera.
Raczej dla pań, ale panowie też ją piją - ponoć dobra na...
Z uśmiechem podał napój Yoli.

Kapłanka nie wnikała a po prostu odkorkowała butelkę i bez ceregieli wypiła porządnego łyka, zachłystując się niemal od razu. Kichnęła, prychnęła i przez chwilę wyglądało jakby nabawiła się czkawki, kiedy to blada na twarzy podrygiwała w miejscu. W końcu zaprzestała, a na policzki wpłynęły rumieńce, kolorem konkurujące z muchomorami co to lubią jesienią wyrastać pod brzózkami.
Yola sapnęła ukontentowana, przyglądając się pomarańczowej jak jej włosy cieczy.
 
Rewik jest offline  
Stary 06-03-2017, 10:56   #14
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację


Scena 13 - “BRODA”, czyli broda


Krasnolud wcale nie był tak nieprzytomny jak by się Zedowi zdawało i doskonale słyszał co mówi, o dziwo jednak nie zareagował jakoś nadzwyczaj ekspresywnie...
- Ha! Macie rację! Dlaczego miałbym pokutować za nie swoje winy, hę?! Hersidurt! Pójdziemy tam i powiemy jak było, a wy wszystko poświadczycie!
Krasnolud schował fajeczkę i wstał po chwili. Otrzepał kolana z piasku, który oblepiony kroplami zastygłej krwi uczepił się spodni.
- Ale jest jeden czumber. - mówił dalej - Na sądzie Stalowych Toporów głos mogą zabrać tylko krasnoludy, a wy… no cholipcia może nie… - mówiąc to podrapał się po szerokim nosie - ...no... nie przypominacie.

Słysząc to, Zed zaczął trochę przypominać starego, łysego ptaka o bystrym spojrzeniu to znaczy zasępił się. Faktycznie byli trochę niepodobni. Skulił się w sobie, żeby choć wzrostem stać się bardziej podobny do krasnoluda.

Khogir spojrzał na Zeda zdziwionym wzrokiem i zamrugał dwa razy.
- Dalej nie. Ale może jakbyście dokleili sobie brody. Ha! Trochę wychudzeni, ale wzrost nie aż taki duży! - Khogir mówiąc to nie był może jakoś przesadnie wesoły, ale znać było po jego postawie, że pierwsze zmartwienia minęły. W zasadzie to minęły kilka lat temu. Chwilowa słabość spowodowana ponownym przeżyciem tego dnia najwyraźniej szybko została zażegnana, a słowa jakie wypowiedział były raczej żartem niż poważną sugestią.

Kapłanka siedziała w ciszy, nie licząc oczywiście głośnego sączenia marchwianki Zeda, która choć przy pierwszym łyku mocno wykręciła półelfką, teraz jakby przypadła jej do gustu.
- To skoro tylko krasnoludy mogą iść na to to tam. To… Khogir Młody ma całkiem ładną brodę… i aktualnie leży nieprzytomny. - Rudowłosa popatrzyła z błyskiem w oczach na leżącego “niby” denata. - Utniemy… nawet się nie zorientuje… a że młody jest to mu broda odrośnie, nie? Ty masz całkiem długą… choć już się nie błyszczy tak ładnie. - mruknęła wskazując szyjką bukłaczka na Khogira Starszego, po chwili orientując się, że gest ten mógłby zostać odebrany jako chęć podania dalej owej naleweczki, toteż przytuliła ją zaborczo do swoich piersi… a raczej ich braków.

Khogir aż złapała się za głowę.
- Uciąć brodę?! Gordul czym ty jesteś?! - krasnolud, wycofał się na kilka kroków

Kobieta popatrzyła na rozmówcę, mrugając zawzięcie z miną, kogoś kto nie do końca ogarnia oburzenia, jakie wywołał. - Noooo… brodę, wiadomo, że nie na przykład… palec. - Sunitka nie potrafiła w tej chwili wymyślić lepszego argumentu, wprawdzie nie o takim palcu myślała... ale sugestywne spojrzenie na newralgiczne miejsce mężczyzny, bardzo szybko zeszroniło żyły krasnoluda.

- ZaaAAamilcz! Nie będziemy ee… ha! ...no ten... żadnemu! Powtarzam ŻADNEMU krasnoludowi! - Khogir swoim zwyczajem wymierzył wskazującym paluchem w sunnitkę - Ty się czasem zastanów co mówisz! Jeśli masz być wzięta za krasnoluda, to musisz wyglądać, mówić i zachowywać się jak krasnolud. - Khogir w zdenerwowaniu zaczął chodzić w kółko. - [i]PO pierwsze! BRODA! BRODA to nie tylko broda! Broda to BRODA! Rozumiecie? BRODA! Powtórzcie!

- BROOOO - DAAA! - Odruchowo powtórzył Zed. Z pewnym niesmakiem spojrzał na Yolę. - Ychmmm…
- BROOO - DA. - powtórzyli już razem.

- BROOO… dupa wołowa... DAAAAA - Półelfka skrzyżowała łapki na piersi… a nie pomyłka, na jej braku. Za boga nie rozumiała o co tyle hałasu w sprawie kępki włosów, które przecież odrosną… z czasem…
Rudowłosa spojrzała smętnie na nieprzytomnego Khogira Młodego, trącając go lekko stopą w ramię.

- PO DRUGIE! - kontynuował uparcie krasnolud, nie dostrzegając zachowania półelfki - Jest czas święta Moradina. Wiecie chociaż KIM jest Moradin? To nasze największe święto. Będą uczty, śpiewy i tańce. NIGDY nie tańczcie z krasnoludem co do którego płci nie jesteście pewni. TAK, nasze kobiety miewają brody. BRODY! Powtórzcie!

- BROOO - DY! - Tym razem byli czujni i powtórzyli wzorowo. Zed poczuł nawet pewną dumę ze spełnienia oczekiwań Khogira.

- sssRROOOODY! - Kapłanka przewróciła teatralnie oczami, czując się jak na pogadance przykościelnej, kiedy to nie była jeszcze pełnoprawną kapłanką.
Musiała wtedy recytować jakieś durnowate przykazania, które i tak nie były objęte doktryną lubieżnej Sune.

- Zed dobrze! Ty musisz jeszcze popracować nad wymową, trochę seplenisz. PO TRZECIE! Gdy już będziemy na sądzie, nie odzywacie się bez wskazania przez Wielkiego Wodza. Wnioski o audiencję składa się do herolda. Kolejność zeznań przeprowadza się od najstarszego. Nigdy nie próbujcie mówić przed kimś starszym do siebie. Gdy nie ma pewności kto jest starszy decyduje… - Khogir zrobił dłuższą pauzę, po czym westchnął zrezygnowany. - ...BRODA, decyduje broda.

- PO CZWARTE! Ylfy, nie Elfy. Powtórzyć! YLFY!

-BROOO - DY!

- BROOOO
- Yola poszła ciągiem za Zedem, dawno wyłączając się na Starego, Młodego, zabitego i każdego innego krasnoluda w promieniu stu kilometrów.

- YYYYLFYYYY! YYYYLFY, oczywiście. - Zed postanowił być czujniejszy.

- A co z tymi elfami nie tak, że musimy mówić na nich ylfy? - Tutaj sunitka wyraźnie się zaciekawiła tematem, ale zanim Khogir Starszy zdążył z odpowiedzią, ta przyssała się do butelki, siadając na pobliskim głazie, w bardzo nieodpowiedniej dla kobiety pozycji.
Czknęła głośno, łapiąc się za szyję. - Uuu przepraszam. - Speszona zakryła dłonią ustka.

- Ha! To taki krasnoludzki żart. Yyy… na początku przypomina ich uszy, poza tym nie rośnie im BRODA… - Khogir zdawał się nie dostrzegać w tym momencie elfich korzeni sunitki i swojego dziwnego, maniakalnego zachowania - I PO PIĄTE! Broń o rodowych insygniach, którą walczy krasnolud może dobyć tylko on sam. On jeden ją pielęgnuje i dba o nią. Niech nikomu nie przyjdzie na myśl dotykanie czyjegoś toporu rodowego, to zniewaga która najczęściej kończy się pojedynkiem lub ścięciem BRODY!

W tym momencie topór stał się cięższy niż gdyby był wykonany z ołowiu. Jego chwilowy posiadacz pomyślał, że stanowczo powinien zapuścić brodę.

Widząc, jak Zed pobladł i zgarbił się na te słowa, Yola przyszła mu z pocieszeniem.
- Nie martw się… odrośnie… - szepnęła konspiracyjnie z pełną zrozumienia, a może i nie, miną.
 
Rewik jest offline  
Stary 03-04-2017, 20:19   #15
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację


Scena 14 - “Cień Świstaka”, czyli Trupa Teatralna Krasnoludów z Miradu


Upodobnienie do krasnoludów staruszka, półelfki, Amadeusza (Amy) no i oczywiście łosia, wcale nie było łatwym zadaniem. Zgodnie stwierdzili, że z Delijani Wallance Faleiro Won Mickiewicz W Skrócie Miętką jakoś sobie poradzą, no ale z Baryłą sprawa była przesądzona jako niewykonalna. Mieli nawet plan. Najważniejszym jej etapem było zorganizowanie dla każdego odpowiedniej Brody, a resztą miał się zająć Amadeusz oraz jego iluzjonistyczna magia alkoimpa. Stworzenie iluzji samej brody było zbyt trudne dla alkoimpa z racji na ilość szczegółów.

Było święto Moradina. Tego dnia znaleźć w pełni trzeźwego krasnoluda w Miradzie graniczyło z cudem, więc nie obawiali się, że iluzje nie zadziałają. Do samego krasnoludzkiego miasta oczywiście weszli bez kłopotów jeszcze jako Yola (Ze sporą zasługą marchwianki miała doczepioną brodę z mchu), Zed, Ama, Delijani Wallance Faleiro Won Mickiewicz W Skrócie Miętka oraz zmieniony iluzją Khogir o imieniu Kalin. Khogir nie mógł przedstawić się jako Khogir, bo już niedługo “prawdziwy” Khogir miał zostać znaleziony, nieprzytomny w lesie niedaleko ciała Grinmorka. Khogir zaprowadził ich wszystkich na zaplecze pewnej osobliwej karczemki, gdzie mieli spotkać jego przyjaciół. W tym miejscu Kalin poprosił Amę o zdjęcie iluzji i znów stał się Khogirem.

- Khogir?! - wrzasnął z niedowierzaniem przysadzisty, wąsaty krasnolud - Grinmork stał się już Sonn Kuldar? Goldur! Co się stało z twoją brodą?!

- Ha! Dwalin! Ileż to lat! - Khogir z hukiem przywitał przyjaciela uściskiem, który połamałby nie jednego jargh.

- Ile lat? Haha! Ledwo pięć godzin... - niewiele rozumiejący Dwalin zwrócił wzrok na dziwnych towarzyszy Khogira. Ten ostatni to zauważył i zaczął przedstawiać ich sobie. Prócz Dwalina było jeszcze trzech krasnoludów.

- Ha! Poznajcie się! To jest Dwalin, a to Balin, a to Kolin, a to Sta… ha! Zgadnijcie! - Khogir odwrócił się do Zeda, Amadeusza oraz Yoli z założonymi na piersi rękoma, oczekując ich błyskotliwej odpowiedzi.

- Staszek? - Yola spytała się niepewnie Khogira. Nie czuła się dobrze w swojej nowej roli druida. Być może problem polegał w ustaleniu przez nią jej aktualnej płci, w końcu była płaska i miała brodę… z mchu, ale zawsze. Dodatkowo, nie ustalono jak nowa Yola ma się nazywać, skoro teraz była krasnoludem, jej ludzkoelfie imię nie wchodziło w rachubę… Może więc Grgr? albo Hasztag? Brzmiały podobnie do tych jej przedstawionych… Kapłaneczka więc główkowała dalej nad trudnymi elementami układanki potrzebnymi do wypełnienia podstępnego fortelu, jakim było… zapomniała. Ale to nie było teraz ważne, bo smaczna marchwianka wesoło szumiała we krwi, wprawiając dziewczynę w dobry, lekko ospały nastrój, dzięki czemu nie sprawiała jak na razie problemów… jeszcze.


- Ha! Gdzieżby tam Staszek! Staleara to kobieta. “...eara” to częsta końcówka naszych żeńskich imion. Ha! Zed, Yola, Ama, eee… Deljani Walnijcie Fajejo… Miętka... Macie zaszczyt poznać moich przyjaciół! Grupa Teatralna Cień Świstaka!

Łoś słysząc swoje imię, choć w nieco zmienionej formie, ukłonił się przed krasnoludami, jakby właśnie skończył spektakularny występ na scenie. Następnie obwąchał dokładnie każdego z nowopoznanych i widząc, że nikt nie miał niczego smacznego przy sobie, odszedł chwiejnym krokiem w kąt sprawdzić pobliskie skrzynie z przygotowanym jedzeniem. Jego zmysł łosiowego łakomczucha, podpowiadał mu, że gdzieś tam… na dnie dna… znajdzie chmielowe szyszki upieczone w naleśnikowym cieście, polane słodkim miodem… Tylko czekały, by jakiś łoś je skonsumował.

- Broo… - Z zapałem zaczął Zed, zaraz jednak opamiętał się i zgrabnie wybrnął z niezręcznej sytuacji - ...niły się sucze syny, ale wszystkich usiekłem. Może trochę za wcześnie, ale z wielkim zaangażowaniem Zed wczuwał się w rolę.

A Yolanda stała w rozkroku z miną lekkiego przygłupa, przyglądając się Staszkowi, który okazał się krasnoludzką kobietą. A więc legendy mówiły prawdę… i one faktycznie istniały!

Khogir uśmiechnął się przepraszająco do swych krasnoludzkich przyjaciół, po czym nachylił się do Zeda.
- Zed! Teraz nie, Dwalin i reszta zadbają o odpowiednie przebranie, to wtedy usieczesz co zechcesz. Ha! Ja wchodząc do Miradu udawałem kogoś innego ze względu na tamtego Khogira. - krasnolud mrugnął konspiracyjnie, po czym znów uśmiechnął się zakłopotany, obserwując jak Grupa Cień Świstaka robi coraz dziwniejsze miny. - Zaraz wyjaśnię - zwrócił się do nich, a sam podrapał się po głowie.

- Ama nie potrafiłby utrzymać iluzji brody - odezwał się niepytany alkoimp, jakby szczęśliwy, że rozumiał coś czemu najwyraźniej nie wszyscy podołali. Ale trudno było za to winić Zeda, nie widział przecież, że iluzja nie została jeszcze aktywowana. - Zbyt dużo szczegółów!

- Mhphm! - Jeden z krasnoludzkich przyjaciół Khogira odchrząknął znacząco. Chyba był to Balin. - Chyba czegoś nie rozumiem. Miałeś być teraz z tym jego mać Grinmorkiem od Toruna, nauczyć smarkacza prawdziwej walki.

- Tym gówniarzem, co to go orki… - Zed znów wyrwał się przed szereg. Z niepokojem spojrzał na Khogira. Wyglądało, że Grinmork nie był zbyt lubianym krasnoludem i nazwanie go gówniarzem niekoniecznie skończy się wyzwaniem na pojedynek, jednak mówienie o jego śmierci niekoniecznie było tym, co Zed powinien krasnoludom zakomunikować.

Dwalin strącił ze stołu kilka niepotrzebnych rekwizytów, po czym serdecznym gestem zaprosił wszystkich do spoczynku.
- Nie będziemy tak po próżnicy stać. Usiądźcie, przyniosę piwa. - Dwalin wcale nie musiał daleko iść, bowiem zaraz obok stała pokaźna beczka ze złotym trunkiem.

Staleara przez cały ten czas stała z założonymi rękoma i uśmiechała się, spoglądając na Yole i jej zieloną brodę, kiedy jednak jej wzrok zbłądził na trzymane przez Amadeusza skrzypki, klasnęła w dłonie, a było to wtedy gdy Dwalin zaczął nalewać piwa do kufli.
- Skrzypek? Ojojoj! Hohoho! - jej głos, mimo nieco… męskiego (jak na pozakrasnoludzkie standardy) wyglądu, był bardzo kobiecy, melodyjny wręcz. Trochę przypominał Khogirowe jodłowanie, lecz wyższe i o wiele przyjemniejsze w odbiorze - W takim razie też mamy do was sprawę! Ale najpierw wy! - Staleara przyjęła jako druga po Yoli kufel z rąk wąsatego krasnoluda i zasiadła do stołu, robiąc miejsce na siedziskach obok niej.

Niecierpliwymi dlońmi Zed odebrał swoją porcję i sam nie wiedząc czemu dotruchtał do wolnego miejsca obok Staleary. Może i był już stary, może przypominała mu ona Krasnoluda rodzaju męskiego, ale jej miły głos i uśmiech powodowały, że poczuł się o tą dekadę młodszy. Może znowu był to wpływ demonicy a może nie. Póki co siedział obok krasnoludzicy z nosem w piwie i z dziwnym wyrazem twarzy jej się przyglądał.

“Ona gada!” pomyślała półelfka dosysając się do złotego trunku w kuflu, przez cały czas wlepiając wzrok w Staleare, która na wieki pozostanie Staszkiem bez ptaszka.

- Kuksaniec, przywitaniec! - Staleara zaraz jak tylko Zed pośpieszył na miejsce obok niej wymierzyła mu między żebra spontanicznego kuksańca. - Prawdziwy koneser! Ohoho! - zaśmiała się wesoło, a śmiech też miała melodyjny.

Sunitka niestety nie tylko nie miała piersi, ale i śmiech był daleki od śmiechu kobiety. Chrumkając niczym młoda świnka w bajorku błota, klepała się w uda, widząc jak kompan Zed niemal żegna się z tym światem po dostanym ciosie w żebra.

Mimo wrodzonego taktu i wielkiego obycia Zed nie odpowiedział od razu.
Straszliwy cios w żebra tylko częściowo zamortyzował bukłaczek skrywany w tym miejscu pod płaszczem. Przez załzawione oczy widział Stalearę jakby w aureoli. Odblaski światła wyglądały zupełnie jak gwiazdy. Nie do końca usłyszał co powiedziała, ale jej śmiech odebrał jakby ktoś wysypał perły na srebrny talerz. Oczywiście łatwo się domyślić, że dla Zeda był to jeden z najpiękniejszych na świecie dźwięków.
- Yyyyyy… - Wykrztusił z siebie niezbyt inteligentnie. Zaraz jednak zebrał się w sobie, zerwał się i z niskim ukłonem odpowiedział
- Dziękuję, Pani…
Zawstydzony jednak swoją śmiałością zaraz usiadł i z powrotem wsadził nos do kufla. Zastanawiał się ile zejdzie zanim jako tako podleczy żebra.

- Ha! Nie masz lepszego konesera trunków i bimbrownika nad Zeda - Khogir, przestępując nad drewnianą ławą i zasiadając po przeciwnej stronie, być może przypadkiem, tymi słowy załagodził dwuznaczność słów Staleary.

- Macie ochotę na sałatkę? - wtrąciła kapłanka, gdy już uporała się z napadem wesołości, przez co nie dość, że prawie utopiła brodę w piwie, to jeszcze musiała ją na chybcika doklejać. - Zed chyba jeszcze trochę ma… prawda Zeeeed?

- Co? A! Tak - sałatka! Mam! Nie wiele co prawda, ale zawsze… - Mówiąc to, wyciągnął z zanadrza słoik i podał sąsiadce. -Zechcesz, Pani?

- Aj, aj! Oczywiście, że chce… nie ma, że nie chce! Wszyscy muszą spróbować! - odparła wartko rudowłosa, dopijając zawartość kufla… trzeba było przyznać, że miała spust, choć nie wiadomo czy… łączyło się to z mocną głową. - A ja ukręcę więcej… - sunitka wstała z miejsca, ale nogi się pod nią ugięły gdy dotarła do niej fala bąbelków z krasnoludzkiego trunku. Czym prędzej więc usiadła na miejscu podpierając twarz na dłoni.

- Panienka, to pierwszy raz krasnoludzki wyrób pije, co? - roześmiał się dobrodusznie Kolin, milczący dotąd krasnolud. - może coś przynieść, podać? - Sunnitka mogła dostrzec kątem oka jak Khogir robi dziwne miny do Kolina, najwyraźniej w obawie, że zaraz zostanie zasypany nazwami dziwnych warzyw, jednak Kolin niewzruszenie pragnął pomóc, nawet już wstał od stołu.

Szpiczastouchej od razu zabłyszczały oczy gdy wyczuła w pomieszczeniu swą nową ofiarę. Yola uśmiechnęła się szeroko przypominając rudawego liska z lasu, który może i słodki, ale planował przepuścić morderczy szturm na kurnik pobliskiego farmera.
Senność i ospałość od razu spłynęły z lica kapłaneczki, która wyprostowała się dumnie, nabierając jak najwięcej powietrza w płuca.
- Szpinak, rukola, ogórek długi, rzodkiew czerwona, karotka, brokuł, nać, sałata, dymka, pomidor malinowy, czosnek niedźwiedzi, majonez, jajka na twardo, olej, sól, pieprz, koper nie mylić z koperkiem, kmin… - zaczęła wymieniać produkty jeden po drugim, lista się ciągnęła i rosła z każdą sekundą gdy tak Yola nawijała i nawijała a powietrze wcale jej się nie kończyło. - Śledzie marynowane, cebula czerwona, szalotki, fioletowy kalafior, ogórki kiszone choć mogą być i małosolne, fasola! Groszek! KU-KU-RYYYDZA! - zapiała i w tym momencie głos jej ugrzązł w gardle.

Na zapleczu karczmy zapanowała pełna grozy cisza
- Ha ha! - Kolin chyba nie był najbardziej rozgarniętym krasnoludem - Sól mamy…

- No nie stój tak! - podjął Dwalin po jakimś czasie - Przynieś panience o co prosi. - tu wąsaty spojrzał na Yolę i jej sztuczno-naturalną brodę - to tajemny składnik? - zapytał mając na myśli mech na brodzie sunnitki. Na co półelfka najpierw pokiwała dumnie głową, ale szybko się zreflektowała i zaprzeczyła. - To moja BROooda. - Odparła dumnie, poruszając dwuznacznie brwiami.

Dwalin wykrzywił twarz w geście uznania i docenienia zarówno pomysłu, jak i sposobu w jaki kobieta wypowiedziała słowo “BRODA”.
- Dobrze, to co was sprowadza, hm?

Rozmawiali o swoich przygodach, tłumaczyli jak to się stało, że przybyli z innego czasu. Khogir miał naprawdę duuużo do opowiedzenia, ale miał świadomość, że grupa Cień Świstaka za kilka godzin rozpoczyna swój występ. Musiał też jeszcze powiadomić kogo trzeba o znalezieniu Khogira i to czym prędzej, ale tak... rozmawiało się miło. Z początku przy piwie, potem jak na najlepszej chłopskiej domówce przy krojeniu sałatki. Kolin przyniósł co tylko znalazł. Nie zawsze było to to, czego było potrzeba, ale prawdziwa mistrzyni potrafiła sporządzić wyśmienita sałateczkę i z tego co akurat było. Kuchenna praca wrzała!



A trzeba było przyznać, że Yola nie wybrzydzała, a i wyobraźnię nawet w pijackim uniesieniu miała nader wybujałą, toteż niedługo wszyscy mogli spróbować sałateczki na kanapeczce, na talerzyku, na łyżeczce, w miseczce… na ciepło, na zimno… z alkoholem i bez. Tu jajka, tam mięsko, gdzie indziej „wegetariańsko”, choć nikt nie umiał sprecyzować czym owa wegetariańskość w ogóle była.
W przeciwieństwie do Khogira i Zeda, trupa nie wiedziała, że mają do czynienia z prawdziwym demonem obżarstwa, toteż jedli potulnie i posłusznie, cokolwiek dostali w nadziei, że to już „ostatnia” dokładka tego wieczoru.

W pewnym momencie Zed pomyślał, że jak tak dalej pójdzie, grupa świstaka rozchoruje się z przejedzenia, a już na pewno nie będą w stanie występować.
Ba, nawet nie będą mieli czasu, żeby pomóc w kwestii upodobnienia dzielnej drużyny do krasnoludów.
Już miał powiedzieć coś i przerwać tą kulinarną orgię, ale Staleara tak ładnie jadła…
Wyczekał moment kiedy skończyła pokaźny kopiec sałatki i już miał zabawić krasnoludzką panienkę uprzejmą rozmową, gdy ta dla odmiany, na jego oczach wychyliła na raz kufel piwa wielkości niewielkiego wiaderka.
Ten widok spowodował u Zeda dziwne uczucie. Ostatni raz doświadczył czegoś takiego po ciężkim zatruciu pokarmowym kilka lat temu, kiedy jeszcze nie miał płaszcza i nie odżywiał się prawidłowo. Wcześniej motyli w brzuchu i niemocy w kolanach zaznał jako małolat, ganiając za równie młodą córką młynarza, ale było to tak dawno, że nie miał pewności, że to na pewno to samo. Chyba nie, bo teraz nie miał wysypki na… A wtedy dostał.

Jak ona ładnie piła!
Zebrał się w sobie i zapytał:
- Wybacz śmiałość Pani, ale muszę zapytać: Jak znajdujesz inne niż piwo trunki? Nalewki czy spirytus? Nie gniewaj się, jeśli pytanie me zbyt osobistym Ci się wyda.
~Co ja właściwie gadam? ~ Zed zaczął przypominać sobie, czy aby ostatnio nie uderzył się w głowę.
- Uwierz proszę, że nie pytam przez czczą ciekawość, ale jako koneser i artysta…
~O, jak jej liczko pokraśniało…~ sam nie wiedziałjakim sposobem dojrzał rumieniec pod bujnym owłosieniem krasnoludzicy.
~I co ja dalej robię?~
Przerażony własnym zachowaniem spojrzał na Khogira błagalnym spojrzeniem, niechżesz zacznie wreszcie i cel wizyty wyjawi.

- Lubię piwo, ma ładny kolor, taki… - zaczęła Staleara czas jakiś zatrzymując się w rozmarzonym zamyśleniu.

- Złoty! Ha! - wtrącił się Khogir - Jest taka ładna, znana krasnoludzka przyśpiewka - Khogir odchrząknął, po czym zabrał się za coś w rodzaju... śpiewu? - Złoto, złoto, złoto, złoto, złoto....
Złoto, złoto, złoto, złoto, złoto! ZŁOTOo! Złoto, złoto, złoto, złoto, złoto.... Złoto, złoto, złoto, złoto, złoto! ZŁOTOo!

Yola była skupiona na sałatkotworzeniu, toteż mało mówiła, przez co zebrani przy stole… gdyby nie co chwile pojawiające się kopce potraw na talerzach, dawno by zapomnieli o istnieniu rudowłosej z mszaną brodą. Sunitka jednak, pomimo wysokich procentów we krwi, uważnie słuchała rozmów, od czasu do czasu spoglądając na Khogira, ale ten jakby na złość ciągle patrzył w przeciwnym do niej kierunku. Może się jej bał? Że mu brodę utnie?
- Masz Zedzie kochany… twoja ulubiona z dressingiem piwno musztadrowym. - Kapłanka postawiła miskę z zieleniną przed nosem starego bimbrowca, pochylając się i szepcząc mu na ucho. - Płomiennowłosa Sune uwielbia pomagać dwóm zagubionym duszom odnaleźć drogę do siebie nawzajem… Jeśli pozwolisz, pomodliłabym się za ciebie i Staszka…

-Złoto, złoto, złoto, złoto, złoto! ZŁOTOo! - Wraz z Khogirem zakończył Zed. To naprawdę była piękna i znana przyśpiewka. Znał kilka podobnych i już miał zaintonować jedną z nich, gdy
usłyszał słowa Yoli i zakrztusił się piwno musztardowym dressingiem. To tak można? Pomodlić się i już? Bez wspólnych spacerów, ukradkowych spotkań, serenad pod oknem? Bez komplementów, podchodów i całych miesięcy, albo i lat starań? Bez dreszczyka emocji, niepewności i tęsknoty? Można pozbawiać się radości z tych wszystkich rzeczy? To jakby stracić dużą część jakiejś całości…
No i fajnie!
- A byłabyś tak miła? - W pierwszej chwili Zed nie mógł uwierzyć swojemu szczęściu. Faktycznie Yola mogła to zrobić. Legendy o kapłankach Sune znali wszyscy. Tylko czy aby nie trzeba będzie szukać Yoli jakich ziół, czy kamieni albo składać ofiar? A co tam! jak trzeba będzie, to złoży tego uszatego grajka.
- To ja bym prosił - Dodał nieśmiało.

Yolanda mrugnęła do kompana porozumiewawczo, po czym oddaliła się od stołu, niby to polować na łogórki w beczce.
 
Rewik jest offline  
Stary 19-04-2017, 08:21   #16
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację


Scena 15 - ““Chlap, prask i trzask!”, czyli krasnoludzkie zaloty.



Rozmowy trwały i trwały, lecz w końcu przyszła pora na wieść o śmierci Grinmorka. Krasnoludzcy trubadurzy zasępili się na jakiś czas, ale nie trwało to długo, co tylko potwierdziło przypuszczenia Zeda, że nie był dla nich kimś szczególnie ważnym, czy lubianym. Wreszcie został poruszony temat nadchodzącego sądu oraz przesłuchań, a co za tym idzie konieczność znalezienia odpowiedniego przebrania.

- Oilio! Nasz Amandi nie tylko wirtuoz skrzypek, ale i iluzjonsta? No no no! – zakrzyknęła Staleara nagle tracąc zainteresowanie Zedem, kiedy usłyszała o planie dopracowania przebrania iluzją alkoimpa. - Pomożemy wam w tym, prawda chłopaki?! Ale! ALE! Amandi zagra z nami na wielkim święcie Moradina! Hoi! - krasnoludzica powiedziała to w sposób natychmiastowo pieczętujący jej postanowienie. Wszyscy w tym także wystraszony, choć widocznie podekscytowany perspektywą występu Amadaeusz doskonale już wiedzieli, że tak po prostu będzie.

- No! - Staleara klasnęła w dłonie - To postanowione! Później zrobimy próbę, a teraz wasze przebranie.

Dwalin i Balin po tych słowach zgodnie wytrwali w zamyśleniu patrząc na memlającego coś łosia, zaraz jednak ten drugi się odezwał:
-Mhm. Jak widzicie mamy tu trochę bałagan. Wiele z rekwizytów jest… mhphm. gdzieś tutaj, inne mamy w schowku. Poszukajcie tylko czego potrzebujecie, a na pewno się znajdzie.

- Ja będę druidem! - odparła dumnie kapłanka Selune, wskazując na mszana brodę. - Brodę już nawet mam! - W tym momencie porosty odkleiły się od prawego policzka półelfki, zwisając smętnie. - Albo i nie…
Yola pobiegła na bok, starając się naprawić swe przebranie, przy okazji szukając jakiś zielonych ubrań, co by dodać sobie ich kolorem więcej druidzkości.

Tymczasem Khogir, który w zasadzie niewiele miał do roboty, był wszak krasnoludem, brodę miał inną niż jego pierwotna wersja, a resztę mogła spokojnie załatwić iluzja Amadeusza, wymieniał od czasu do czasu kilka słów z Dwalinem. Trochę rozmawiał z nim o tym jak to się żyło na wygnaniu, a trochę obserwował poczynania towarzyszy, sącząc piwo. Najwięcej uwagi poświęcił krasnoludzicy. W której zachowaniu coś Khogirowi nie pasowało, choć nie wiedział jeszcze co. Być może sprawiała wrażenie jakby zastanawiała się nad tym co powiedzieć? To mogło być to.

- Ojojoj! - wypaliła nagle Staleara, po dłuższej chwili milczenia. - No a nasz złociutki się nie przebiera?! Jak to tak? Oui?! - twarz miała schowaną za denkiem pustego już kufla, który przyłożyła sobie do oka jak teleskop. Krasnoludzica powiodła denkiem po Zedzie, od nóg do głowy. Od głowy do nóg. - Taki materiał na krasnoluda, nie może się zmarnować! - odstawiła z łomotem kufel na stół i uśmiechnęła się szeroko do staruszka. Zed widział to w jej oczach. Doskonale zdawał sobie sprawę, że kobieta przymierza się do wytarmoszenia go za policzek.

-Czy zechciałabyś mi pomóc Staleaaapani STALEARO? - wykrztusił to z siebie wreszcie Zed. Nie mógł uwierzyć swojemu szczęściu, no i swojej śmiałości. Zupełnie nieświadomie, ale chętnie nadstawił Stalearze policzek do wytarmoszenia. Zaraz potem pomyślał, że właściwie ten policzek nie był mu do niczego potrzebny i nie będzie wnosił o odszkodowanie. Przez chwilę pomyślał jak teraz będzie jadł, ale za chwilę uspokoił się i postanowił, że od teraz będzie żył miłością. Żeby tylko podczas picia nalewki nie wylewały się… Nie minęło wiele czasu i zamiast starszego człowieka pojawił się sędziwy, budzący szacunek krasnolud. No może nie taki znowu stary, bo w trakcie przebierania wielokrotnie dostał po łapach za niby przypadkowe dotknięcia tam, gdzie u krasnoludzicy kończą się nogi, a plecy tracą swą szlachetną nazwę. Trochę tym rozgoryczony postawił wszystko, wraz z własnym życiem na jedną szalę i z całej siły klepnął w dorodny pośladek Staleary. Znów przerażony własną śmiałością zdążył pomyśleć tylko ~Yolu ratuj!~

Krępa bardka podskoczyła zdziwiona nagłym przejawem sympatii ze strony Zeda, a Yolanda skrzeknęła w przerażeniu, niczym podduszana ropucha. Półelfka nie znała się na krasnoludzkich amorach, toteż zaraz zmówiła zdrowaśkę do kapryśnej Sune, co by oszczędziła cierpień zadurzonemu biedakowi i wtedy zdarzył się prawdziwy cud.
Cud miłości, bo Stasia… oddała mężczyźnie z równą pasją, mało nie powalając go na kolana, gdy jej zgrabna dłoń trzasnęła go w tyłek zaciskając się na pośladku.
Kapłanka zdębiała, gapiąc się w niedowierzaniu całej scenie z otwartą buzią.
A krasnoludzica zachichotała zalotnie, mrugając do towarzysza oczkiem. Kraśne rumieńce wypłynęły jej na policzki.
- A niech stracę, przerobię cię na prawdziwego woja! - odparła dumnie, podpierając się pod boki.

Zed ze strachu był tak spięty, że cios o potwornej mocy przyjął na równie napięty pośladek bez większych konsekwencji. Coś tam mu wprawdzie chrupnęło niepokojąco i zrobiło mu się tak słabo, że prawie zemdlał, ale poza tym, zniósł to nad podziw dobrze. Nawet się przy tym nie zachwiał. Pomyślał przy tym, że może to przebranie za krasnoluda dodało mu część ich legendarnej odporności. Nie roztrząsając zbytnio tego problemu przeszedł do kontrnatarcia. Jego dłoń wystrzeliła wężowym ruchem i przytrzymała dłoń Staleary na swoim pośladku, zanim jeszcze ta zdążyła ją cofnąć. Zmrużył lekko oczy i spod świeżo nabytych, krzaczastych krasnoludzkich brwi głęboko spojrzał w oczy wybranki.
Swojej wybranki.
- Zechcesz Stalearo, oddać mi pierwszy taniec na zabawie? - Zapytał jak najniższym oraz najbardziej ochrypłym głosem, jaki tylko zdołał z siebie wydobyć, cały czas trzymając jej śliczną dłoń na swoim, nadal napiętym pośladku i cały czas patrząc jej twardo w oczy. Poza oczywistym tego powodem czyli chęcią zdobycia przychylności bardki nie bez znaczenia był fakt, że ręka spoczywająca na zadku dopóki tam jest, nie wykona raczej nagłego zamachu i nie spadnie właścicielowi tegoż na głowę, by ją zmiażdżyć.
Rozzuchwalony dotychczasowym powodzeniem Don Juan de Zed swoją wolną dłoń zacisnął na tym samym pośladku, od którego wszystko się zaczęło.



Jakiś czas potem, po jeszcze kilku trzaskach i praskach, gdy Yola znów zaczęła buszować w ubraniach, potruchtał do niej nieco przygarbiony Balin. Czas jakiś patrzył na coraz to nowe ubrania wyciągane przez kapłankę, wreszcie odezwał się, wyciągając miarkę z kieszeni.
- Mhphm! Panienka wybaczy. - Sędziwy krasnolud bez ceregieli zaczął mierzyć, jak z początku sunnitka myślała, wzrost Yoli. Zaraz jednak stało się jasne, że nie o wzrost chodziło, a długość warkocza półelfki. - Ostatnio modne wśród krasnoludzkich kobiet jest nie posiadanie zwykłej brody, a zaplatanie jej z włosów głowy. Dziwna to moda i ja… Mphm! … jaa taam nie pochwalam. Ale! Takoż i w Miradzie cieszy się ona rosnącą popularnością. Może poszlibyśmy w tym kierunku, zamiast porostów?

Balin wyprostował się, by ocenić wzrokiem całokształt kobiety, jakby podziwiając jakiś pomnik i odczekał na jej odpowiedź.

- Jak to tak? Zaplatane z włosów… tu z głowy? - półelfka wyraźnie się zaciekawiła bo nigdy o takowej metodzie nie słyszała. Być może dlatego, że nie była krasnoludzicą ale… bogowie raczyli znać całą prawdę o kapłance…
- No nie wiem, nie wiem… jak rozpuszcze to są za łopatki, ale… ale kręcą mi się... toteż jak za jaki pociągniesz to mi niemal do lędźwi dosięgają niektóre kosmki - odpowiedziała skwapliwie, łapiąc za tasiemkę, by zerwać ją z włosów i rozpuścić prawdziwą burzę rudych pukli, które zaraz się napuszyły, nadając w osobie Yolandy pewną kruchą delikatność i kobiecość, jak gdyby była jaką rusałką lub nimfą, a nie prawdziwą demonicą obżarstwa, tłukącą niejadków bacikiem po plecach.

- Będą idealne, niech panienka mi uwierzy! - Balin uśmiechnął się szeroko, ukazując swe zadziwiająco jak na swój wiek i olśniewająco białe zęby - Co do… Mhphm! Co do ubrań potrzebne będą pewne modyfikacje. Figura szanownej panienki różni się znacząco od krasnoludzkich standardów… - Balin przyłożył ponownie miarkę, tym razem starając się opleść kobiecinę w talii…

Natenczas Khogir chwycił w kieszeni schowaną, swą fajkę drewnianą. Długą i prostą, ręcznie struganą. Nabijając ziele, zainteresował się nagle rozmową Balina oraz Yoli. Rozmowie, która zdecydowanie zbaczała na niebezpieczny tor. Było jednak za późno by zareagować.
- Gordul! Bogowie uchowajcie! - zakrzyknął, kiedy zobaczył, jak miarka Balina nieuchronnie ląduje z talii półelfki w okolice klatki piersiowej.

- Talii to ja ni mam… tak samo jak tyłka i cycków - poskarżyła się smutno sędziwemu kransoludowi, podnosząc ręce by ułatwić mu zdjęcie miary z jej bioder i brzucha, ale gdy tylko dostrzegła, że dłonie mężczyzny zaczynają wędrować wyżej, zaraz pacła go w rękę dodając - Jak to tatko mawia… z tyłu plecy… z przodu plecy, jak u e-e-eyyylfiej księżniczki… to dlatego wziął se moją mateczke za żonę… ona maaa… maaa... aaa, nie powiem - zawstydziła się pieguska, uciekając wzrokiem od rozmówcy.

- Mhphm! Juści, juści nie jeden kubraczek tu mamy!

I Rzeczywiście, trupa teatralna była wyposażona we wszystko, co tylko potrzebne i jeszcze więcej. Na końcu do całości, swoje dorzucił Amadeusz, tworząc idealnie uwiarygadniającą przebranie iluzję dla nich wszystkich. Zed, Yola, a nawet łoś, byli wkrótce wypisz, wymaluj krasnoludami! (łoś trochę mniej). Khogir także zmienił swoje oblicze. Amadeusz pozostał z trupą teatralną, by przygotować się do występu, natomiast Khogir poprowadził swoich przyjaciół do sali, gdzie miała rozegrać się prawdziwa uczta. Jeszcze przed jej oficjalnym rozpoczęciem Khogir uciekł jednak na jakiś czas, by powiadomić straże, o potrzebującym pomocy Khogirze za murem miasta. Nie bał się o jego bezpieczeństwo. Sam przecież wyszedł z tego bez szwanku, miał więc jakąś niejasną pewność, że i tym razem tak będzie. Zresztą, pozostawili go przecież w protekcji ukrytego niedaleko Baryły. Khogir wrócił do sali, akurat… A! O tym może później.


 
Rewik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172