Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-11-2017, 10:25   #91
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- No dobra - zaczął Joris gdy już znaleźli się po jaśniejszej stronie karczemnych drzwi - To co to za zwyczaje by gości i przyjaciół jednocześnie, porządny karczmarz na zbity pysk przed dom wyrzucał, co? Mieliśmy u Ciebie wykupione pokoje Toblen. Ja, Turmalina, cholera wie kto jeszcze. A ty nas trzask - klasnął głośno dłonią o dłoń zirytowany przed nosem Stonehilla - jak psy jakie na dwór wywalasz??
Nie. Nie krzyczał. Ale nie ukrywał bynajmniej irytacji jakby nie wyobrażał sobie większej podłości ze strony Toblena.

- Nie było wolnych miejsc… - jękliwie powtórzył Toblen i potrząsnął głową. - Nie ma… Hm… na dwór? - wyglądało jakby trybiki w mózgu zaczęły mu w końcu pracować. - Nie na dwór... w stajni, w kufrze Trilena zamknęła, bo nie było wolnych… Ojej! Ojejejej! Co ja narobiłem?! Dlaczego… - z przerażeniem spojrzał na Jorisa, a potem z jeszcze większym w stronę gospody. - Panna Turmalina nie zostawi tu kamienia na kamieniu… prawda?

- Licho ją wie - przyznał mu skwapliwie Joris. Nie spieszyło mu się do pocieszania Stonehilla. Widząc jednak panikę wymalowaną na jego twarzy był raczej pewien, że oberżysta teraz to najchętniej zapadłby się pod ziemię i wrócił po tygodniu. Wzrok jednak Toblena powędrował w kierunku stojącej nieopodal dwukółki, z której dochodził plusk wody. Trudno było się temu dziwić, bo widok iście był niecodzienny i na moment obaj nie dowierzali swoim oczom. Joris postanowił jednak nie skupiać się na tym dłużej i kontynuował ściszonym głosem - aleś nas do wiatru wystawił. Do Gristy pójdziemy, choć widząc co się na polach dzieje, to pewnie i u niej komplet. Wtedy zapytam panią Mirnę, czy by nas nie przenocowała… Zresztą nie ważne. Co się stało to się nie odstanie Toblen. Powiedz mi lepiej czegoś się dowiedział o swoich wielmożnych gościach to może uda mi się trochę udobruchać Turmalinę, żeś wyboru nie miał, czy jak… Tylko nie mów, że niczego. Karczmarz jesteś zawołany. Zawsze coś gdzieś usłyszysz, czy zobaczysz.

- Ale ja nie chciałem! Sam nie wiem jak to się stało… Na prawdę nie chciałem, przecież wioskę uratowaliście, nie potraktowałbym was jak byle gołodupnych przybłędów! - jęknął gospodarz.
- Oni po swojemu szwargoczą, do nas tylko we wspólnej mowie gadają. Tylko żem słyszał jak się z Westerem wykłócali, choć nawet tego kłótnią nie można nazwać, bo po dwóch wrzaskach Harbin spokorniał jak trusia i tylko się w pas kłaniał. Żadnego pożytku z niego! Może byście coś z tej ich służby wyciągnęli; gorzej jak psy ich traktują, to pewnie chętni do obmowy będą. Jeśli po naszemu gadają. W stajni z końmi śpią. Aż dziw, że dla nich jeszcze pracują! A ta ślepa panna to chyba wiecie… nałożnica jest - dodał ciszej, jakby żona mogła go usłyszeć i pokarać za tak nieprzystojne słowa.

Joris obejrzał się w stronę kaplicy Tymory, zaklął coś cicho pod nosem po czym spojrzał ostro na Toblena.
- Dobra. To przenocujesz mnie dziś w tej stajni. I strawę nam dziś stawiasz! Aaa… i podeślij kogoś ze dwoma podpłomykami do ciemnicy, bo gościa tam dziś burmistrz ma. Ja tymczasem połażę. Popytam trochę…
W pierwszej kolejności była Garaele i ich więzień... W drugiej do pana Edermatha chciał iść. Jeśli ktoś tu się poza Torikhą na takich dziwakach mógł wyznawać, to tylko on…

 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 09-11-2017, 17:03   #92
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
~Ładniusi...~ Pomyślała Zenobia na widok chłoptasia z praniem~Szkoda, że bez pieniędzy~ Oceniła fachowym okiem.
Zaraz jednak przypomniała sobie o powozie a raczej o jego tajemniczym właścicielu. Wyglądało na to, że ma gust, no i rzecz jasna pieniądze.
Zaraz odezwał się jej profesjonalizm. Oczywiście historie o prawowitych właścicielach dóbr, były ciekawe, ale niezależnie od tego, czy prawdziwe, czy nie, póki co należało zająć się właścicielem, albo właścicielami pojazdu. A jeśli okazałoby się, że faktycznie mają jakieś prawa do nieruchomości, wtedy trzeba by zająć się nimi podwójnie. Właścicielami, nie nieruchomościami. Z resztą jeśli wiadomo jakie części ciała
tychże właścicieli to też nieruchomości, wtedy należałoby się zająć nimi poczwórnie. I tak dalej.
Snując te rozmyślania nie stała w miejscu. Postawiła swoją dwukółkę w bliskim sąsiedztwie tej karety, tak, żeby wyjeżdżając ich woźnica miał problem z przejazdem. Wyprzęgła muła i wygoniła niewidzialnego służącego po wodę potrzebną do niezbędnych ablucji.
Z wielką przyjemnością zmyła z siebie kurz podróży i natarła wonnościami. Wodę po kąpieli niefrasobliwie wylała na uliczkę krzycząc - Leje się!. Wszystko to, robiła oczywiście w namiocie, na swoim wozie. Mimo, że był mały, potrafiła zrobić na nim znacznie więcej.
Jakiś czas później, pojawiła się przed gospodą w jednej ze swoich odważniejszych kreacji. Zabrała też ze sobą kawałek smoczego łoju w małej kieszonce. Kto wie co to za jedni i czego będą od niej chcieli? Może to jakieś świńtuchy, albo inne zboczeńce?
O! Na przykład ci dwaj tutaj, wyglądali na takich, jak to mówią? Ciepłych?
Przypominało to kłótnię kochanków. Niby sobie coś wypominają, ale jakoś bez przekonania i ściszonym głosem…
Kiedy jednak podeszła bliżej rozpoznała w nich Jorisa i karczmarza.
Trochę jej ulżyło. Myślała już, że to ci nowi państwo, tylko jak miałaby przy takich odmieńcach zarobić?
Gospodarz zniknął za drzwiami a Joris zdążył się oddalić, kiedy Zenobia stanęła pod drzwiami. Już miała wejść do środka, kiedy pomyślała, że niegłupio byłoby dowiedzieć się czegoś, o tym, co ją czeka wewnątrz. Z tą myślą potruchtała za Jorisem.
 
Paszczakor jest offline  
Stary 11-11-2017, 14:48   #93
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Phandalin, u burmistrza
Eleint, Śródlecie.

Trzewiczek bez trudu trafił do domu burmistrza, który wyglądał na tylko minimalnie mniej zdenerwowanego niż wcześniej. Wester zaprosił niziołka do środka, choć nie zaproponował ani miejsca przy stole, ani nic do picia. Rozmawiali więc na stojąco, niemal w progu.

- Wszystkie księgi trzymam w ciemnicy, w więzieniu znaczy. Tam nikt nie zagląda, nie zagądał… - burmistrz nerwowo zerknął na boki i ściszył głos, choć przecież był we własnym domu i nikogo tam nie było. - To pracujesz dla pana Jorisa, tak? Razem usiekliście smoka i złapaliście tego tam… - zrobił nieokreślony gest w stronę podłogi.

- W zasadzie to przybyłem do Phandlain by odszukać mojego przyjaciela - powiedział uśmiechnięty, acz lekko zmęczony Stimy - Gnom o jasnych włosach. Vinogli go wołają. Z Jorisem wyruszyłem jako przyboczny dostawca magicznych przedmiotów, bo w tym się specjalizuję, magicze przedmioty... ale ostatecznie nie chcieli nic kupić, to przed drugą, ostateczną potyczką nasze drogi się rozeszły. Ale po drodze Shavri dużo mi opowiedział o walce ze smokiem i tych ludziach.
Niziołek z kapeluszem pod ramieniem skinął w stronę, gdzie wcześniej wskazywał burmistrz.

- Aha… ale pracowałeś dla Jorisa, znaczy można ci ufać. - Wester najwyraźniej chwycił się tej ostatniej informacji jak tonący brzytwy.

- Szukam zajęcia, a potrafię czytać i pisać. - przyznał uczciwie. - Przejrzę co tutaj jest i porobię notatki. Przydałaby się jakiś ogarek i cichy kącik. Może być nawet jedna z cel więziennych. Będzie pan burmistrz miał pewność, że nic nie ukradnę. - Stimy westchnął smutno. - Rano jakaś kromka chleba i trochę wody.

- Chleb, woda, cela… dobrze… - nerwowo przytaknął burmistrz i zaprowadził Stimiego do więzienia; wejście znajdowało się z boku domostwa. Jeśli Stimy spodziewał się grzecznościowych protestów i mniej spartańskich warunków, to się przeliczył. Pomieszczenie było mocno zatęchłe i wilgotne, a do tego dość zadymione od pochodni. Wester zamachał ręką i otworzył szerzej drzwi na zewnątrz.
- Przyniosę zaraz zakrytą lampę, bo się udusisz - rzekł i poszedł do domu, dając Stimiemu chwilę na ogarnięcie wzrokiuem pomieszczenia. Nie było wiele do oglądania. Tylnią część oddzielono wmurowaną w ziemię kratą, a powstałą przestrzeń podzielono na trzy cele. W jednej siedział kultysta, druga była pusta, a w trzeciej - zamkniętej -leżało kilka pudeł i duża, okuta skrzynia. Pewnie tam burmistrz trzymał cenne księgi, co nie wróżyło im długiego życia.

Stimy przyjrzał się skrzyni oraz zamknięciu celi więźnia, gdy burmistrz poszedł po lampę. Z cichym westchnieniem odstawił w kąt swoje rzeczy i usiadł na pryczy w wolnej celi. Spojrzał na więźnia i czekał.

- Czego się gapisz, pokurczu? - warknął kultysta, nie mogąc w końcu znieść spojrzenia nietypowo cichego niziołka.

Stimy westchnął i przeniósł wzrok na schody w oczekiwaniu na burmistrza, który wkrótce zjawił się niosąc lampę pełną oliwy, pęk kluczy i koszyk. Wbrew obawom niziołka prócz chleba i wody znalazło się tam jeszcze pęto kiełbasy i kawałek nieco wyschniętego jabłecznika. Wester z pęku kluczy wybrał jeden i otworzył skrzynię, z której buchnął zapach wilgoci i spalenizny.
- Nie wiem czy cokolwiek tu znajdziecie - rzekł, biorąc do ręki jeden z podniszczonych tomów. - Tak jak patrzyłem to jakieś uczone dzieła o historii, geografii, bogach i takie tam… To czego orki nie zniszczyły wieki temu. Pewnie myślały, że to podpałka, śmierdziele. Miałem je odnowić i sprzedać, ale jakoś tak zeszło… Dokumentów chyba żadnych nie ma; pewnie Tressendarowie zabrali je uciekając, ale spróbować można. Jakieś mapy pod okładką i takie bajania. Powodzenia.
Burmistrz ruszył po schodach na górę. Po kilku krokach zatrzymał się i odchrząknął.
- Jak skończycie możecie spać ten… w mojej obórce, na stryszku z sianem. Nie godzi się tak w ciemnicy… - wyksztusił z wyraźną niechęcią. Czyżby się bał, że niziołek podwędzi mu krasulę, czy co?

Gdy Wester zamknął za sobą drzwi Trzewiczek podszedł do skrzyni i z namaszczeniem zaczął przeglądać zgromadzone w celi tomy. Nie było ich tak wiele jak się z początku wydawało; niedbale wrzucone tworzyły pozornie spory stos. Część była w całkiem niezłym stanie, jedynie z osmolonymi grzbietami; inne były na wpół spalone lub przeciwnie - zalano je kiedyś wodą i karty rozpulchniły się i spleśniały, tworząc niedajacą się odczytać masę.
Niziołek odłożył na bok dwie najbardziej zniszczone i sięgnął po trzecią. “Vola Przewodnik po Wybrzeżu Mieczy” - przeczytał i aż przysiadł. Volothamp Geddarm był najsławniejszym podróżnikiem Faerunu, a jego przewodniki po bardziej i mniej cywilizowanych częściach kontynentu były obiektem pożadania większości szanujących się poszukiwaczy przygód. Ponoć był nawet w Podmroku!

Lecz nie Podmrok, a Wybrzeże Mieczy interesowało niziołka najbardziej. W tej księdze mógł znaleźć zarazem coś o czarodzieju Bowgentle, który podobnie, jak Volothamp (Volo) przemierzał często te tereny, jak i Tressendarach i niejakim lordzie Iarno Albreku, który miał zamieszkiwać dawniej tereny Phandalin. Trzewiczek odłożył tymczasowo wolumn na bok, jako księgę od której najprawdopodobniej zacznie, po czym zerknął jeszcze na tytuły pozostałych ksiąg.

Był przed nim długi wieczór, a zmęczenie podróżą skutecznie uprzykrzało mu chęć połknięcia wszystkiego naraz.


Jakiś czas później do piwnicy ostrożnie i obwieszając się bardziej pytającym niż śmiałym “hej tam” zszedł Shavri. Uzbrojony w tłumoczek z jedzeniem i zapaloną pochodnię. Przystanął by dać oczom przyzwyczaić się do półmroku. Zauważył źródło światła i dopiero po chwili wypatrzył przy nim nachylonego nad lekturą niziołka. Bardzo posturą i ułożeniem sylwetki przypominającego mu teraz jego młodszego brata, Coriego. Wiele razy widział go wypatrującego sobie oczy niemal w ciemności nad zapisanymi kartami welinu. Wychodził potem do ludzi z zapuchniętymi i przekrwionymi oczami - wyglądał jak pijak, tylko że Cori upijał się nie miodem, a książkami. A że nie styczności ze zbyt wieloma - uczył się ich niemal na pamięć.
Kątem oka Shavri dostrzegł ruch - okazało się, że w jednej z cel siedział - a jakże! - braniec Jorisa. Tropiciel ucieszył się, że będzie mógł z nim porozmawiać prawie że na osobności. Ale nie wszystko na raz.
- Coś ciekawego? - zapytał, podchodząc do niziołka. Rozglądnął się za uchwytem na pochodnie, ale najbliższy był za kratami, nazewnątrz celi. Cóż. Zawsze to jednak więcej światła. Wsadził ją tam, zza pasa wyciągnął drugą, zapasową i położył pod ścianą. - Jesteś głodny?

- Haa… pffrrrr… - odpowiedział niziołek, wcale się nie ruszając.

Ten objaw Shavri też znał, choć Cori w takich chwilach mruczał, a nie parskał.
Rozejrzał się dookoła niziołka, zoczył sterty ksiąg i zwojów pergaminu lub welinu oraz całkiem zachęcajcy posiłek wystawiony obok.
Uśmiechnął się, kucnął obok niziołka i spróbował jeszcze raz.
- Stimy, ejże.

- Frieel, to nie zaf...i..ła…

No to już było bardziej niepokojące. Shavri słyszał o zakazanych księgach, których strony nasączono trucizną, a także o takich, na kartach których zmyślny skryba wyskrobał piórem wzorek, który przez oczy mamił głowę. Ruszył się, żeby podnieść ręką ciężką okładkę i zbadać tytuł księgi, która tak pochłaniała Trzewiczka, jednak ten niczego nie świadom przytulił mocniej księgę do siebie, nie dając dostępu do niej Shavriemu, ani nawet zielonym smokom.

Shavri przygryzł dolną wargę i ostrożnie, z troską położył rękę na ramieniu niziołka.
- Stimy, hej - szepnął.

- No przecież jestem... - wymamrotał, prawdopodobnie już nie śpiąc, chwile jednak gramolił się by spojrzeć na oczekującego człowieka. Przetarł oczy.

Shavri wybuchnął śmiechem. Głośno i serdecznie.
- Niech cię licho! - wysapał, kiedy przestał. - Aleś mnie przestraszył. Myślałem, że ci ta księga co złego zrobiła.

Zaspany Trzewiczek uśmiechnął się i złapał księgę w obie dłonie, robiąc z nich straszliwe szczęki wiedzy i zakłapał nimi przed brzuchem Shavriego, który znów zarechotał.
- Uważał bo gryzie!

- Mówże, co tam - poprosił w końcu Shavri, kręcąc z rozbawieniem głową.

- Dostałem jabłecznik! Trochę suchy, ale jabłecznik, wiesz… taki z jaabłaami! - niziołek odłożył księgę i wskazał gliniany talerzyk z kilkoma okruszkami - O! Zniknął!

- Aha - mruknął Shavri poważnie - A ja od naszych karawaniarzy trochę czerstwego chleba, sera i kilka jajek ugotowanych na twardo za dobrą opowieść.

- To wspaniale! Zgłodniałem od tego czytania - Stimy jakby przez chwilę zastanawiał się, co właściwie przed chwilą robił i czy rzeczywiście na pewno było to czytanie.
- To zapiski podróżnika Volothampa. Nie jestem do końca obeznany, ale to raczej rzadki egzemplarz, mimo że Volothamp wciąż żyje. Te tutaj są o okolicach. Liczę, że znajdę tam coś o Phandalin w przeszłości.

- Volo… Heh, nic o nim nie wiem, ponad to, że mój brat bardzo chciał przeczytać coś napisanego przez niego - przyznał z żalem Shavri. - Chyba jednak nie jest jakoś specjalnie ciekawa - wskazał księgę - Skoro żeś nad nią zachrapał, panie Trzewiczek.

- To przez ten półmrok i zmęczenie po podróży. Gdzie właściwie teraz przebywa twój brat? Czemu nie ma go z tobą?

- Cori został w domu, w Futenbergu. Jest jeszcze za młody na najemniczenie, poza tym chciałbym, żeby mógł w życiu robić coś innego. Widzisz. On przejawia pewne talenta magiczne i ja dlatego tu jestem, że od jakiegoś czasu próbuję zarobić na jego naukę. Nasza rodzina… cóż. Czasy naszej świetności już były i dopiero nadejdą.
Shavri jakby zasmucił się na moment, ale szybko się otrząsnął i spojrzał na niziołka.
- Przykro mi, że nie wyszło z Leną, ale proszę, nie przejmuj się. Twój dysk to świetna sprawa.

- Nikt mi tu nie ufa, bo jestem niziołkiem - Stimy wzruszył ramionami - Gdyby nie Vinogli, sam też nigdy nie miałbym szans pobrać nauki w moim rzemiośle. Dla większości nie jest to najbardziej fascynująca dziedzina magii, ale mi się podoba... Gdybyśmy odnaleźli mojego przyjaciela jestem pewien, że mógłby przynajmniej spróbować pomóc Cori’emu! O! Na Lantan jest mnóstwo nauczycieli, którzy tylko czekają na zdolnych uczniów, a Vinogli zna ich wszystkich!

- Dziękuję ci - powiedział po prostu. - Wiesz, może jak ta cała heca się skończy, mógłbym Ci jakoś pomóc z Twoim przyjacielem. I tak chyba chwile tu zabawię, bo podoba mi się Phandalin, a Joris jest porządnym człowiekiem, pracy zdaje się nie braknie. Poza tym niedaleko stąd do większych miast…

Stimy przewrócił kilka kartek.
- Skończyłem… eee… na rozdziale pierwszym, możesz…

- Chacko… - przyznał Shavri i dał niziołkowi lekkiego, przyjaznego kuksańca w ramię.

- Niewiele zostało! - przyznał niewielki kędzierzawy blondyn.

- To dobrze. Bierzmy się do pracy. Też czuje zmęczenie, może jak będziemy mówli sobie co jakiś czas, o czym co jest, nie będzie się nam chciało tak spać. Chciałbym w międzyczasie albo później porozmawiać też z tym tam - powiedział Shavri, siadając tak, żeby złowić czytanymi stronami jak najwięcej cennego światła.

- O czym? - zagaił Trzewiczek, nie bardzo widząc sens takiej rozmowy.

- O sssmokach - wyszeptał Shavri, a oczy mu błyszczały.
Prawdą jednak było, że Shavri, tak jak i zapewne Marv przed nim, chciał się czegoś dowiedzieć dla grupy o kultystach i smoku. Nie widział jednak powodu, dla którego nie miałby pożytecznego połączyć z przyjemnym. W końcu od zawsze chciał zobaczyć smoka. A teraz, kiedy już dobry los na to pozwolił, chciał wiedzieć więcej. Kto wie, może kultysta wzięty pod włos na smoka zrobi się bardziej rozmowny?

 
Rewik jest offline  
Stary 13-11-2017, 13:00   #94
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
27 Eleint, Śródlecie. Popołudnie

Nieco skonfundowana rozwojem wydarzeń w Phandalin drużyna rozeszła się po osadzie. W gospodzie zostały tylko Turmalina i Przeborka. Krasnoludzica nie miała chwilowo powodu do wszczęcia mordobicia, gdyż Południowcy po prostu ją ignorowali. Podobnie zresztą jak innych gości. Geomantka nie była szczęśliwa, że rządy Tressendarów pozbawiły ją okazji, by w glorii i chwale Smokobójczyni przybyć do osady, ale cóż miała zrobić? Zresztą dzień był jeszcze młody. Póki co “zabawiała” rozmową barbarzynkę, ale ta szybko wymówiła się koniecznością zrobienia zakupów i znalezienia miejsca na nocleg. Nie pomogły zapewnienia Turmaliny, że “już ona tu zaradzi”; Przeborka nie miała ochoty się awanturować ze skołowanym gospodarzem. Ruszyła więc do Składu Barthena po swoje rzeczy i pozałatwiać kilka spraw. Z zakupami nie było problemu, co do identyfikacji kupiec skierował ją do mieszkającej na rynku tymorytki Garaele. Z tego co jej się zdawało w tym samym domostwie zniknęła wcześniej Torikha; wyglądało na to, że kapłanki mieszkały razem.

Joris dał sobie spokój z obiadem i poszedł zbierać informacje. Miał zamiar zacząć od Garaele, ale na wspomnienie skwaszonej miny Torikhi jakoś mu się odechciało wizytować domostwo kapłanek. Ruszył więc do sadu Darana; półelf nie trenował nikogo na polach, nie było go też w gospodzie, więc dom półelfa był kolejnym miejscem, które należało odwiedzić. Zastał tam nie tylko Edermatha ale i Hallwintera, którzy osuszali garniec cydru; sądząc po nieco chwiejnych ruchach - nie pierwszy tego dnia. Sildar jowialnie przywitał Jorisa i zaprosił do stołu. Starzy awanturnicy zaczęli wypytywać mysliwego o Thundertree i smoka, ale rozmowa sama szybko zeszła na bieżące problemy. Slidar na zmianę to pił, to walił pięścią w stół.
- Mówię ci, to na pewno są czerwoni czarodzieje, albo ci, zem… zem…
- Zentharimowie
- usłużnie podpowiedział Daran, chyba nieco trzeźwiejszy od miecznika, z którym przez ostatnie miesiące całkiem się zaprzyjaźnił.
- No właśnie! Chcą naszą kopalnie, pola, krowy i kobiety! - perorował dalej waterdeepczyk, który co prawda kobiety nie miał, ale powodzenie u płci przeciwnej - a i owszem.
Na pewno trzeba mieć na nich oko - Daran spojrzał na Jorisa. -Już wcześniej krążyło tu sporo podejrzanych typów, a teraz, gdy Kopalnia się znalazła… Niby nie pytali ani o Czerwonych, ani o tego maga, który siedział w Studni Starej Sowy, ale czy to trudno podsłuchać plotkujące przy strumieniu baby, albo dzieciarnię podpytać? Może dobrze, że Marduka nie ma, bo by od razu na udry z nimi poszedł, a tu rozważnie trza…
- MAM! Mam znajomych w Neme… Neve… Waterdeep. Posłałbym umyślnego, może jakie drzewo geme… gere… rodowe znajdzie…
- Ale to potrwa.
- Ano potrwa…. Wypijmy za to!
- ryknał Slidar i wcisnął Jorisowi pełny kubek.


Tymczasem Shavri i Stimy próbowali zrobić informacje bardziej naukowymi sposobami, wertując zapisane drobnym, ozdobnym pismem księgi. Niziołek z powrotem wsadził nos w “Vola Przewodnik…”; Traffo znalazł zaś “Historię Północy”. Była to opasła i nużąca lektura, a autor nie zadał sobie trudu by opatrzyć ją w spis treści. Tropiciel kartkował więc powoli tomiszcze, ziewając ze znudzenia, trąc oczy i zastanawiając się kiedy trafi na interesujące ich miejsca i lata. Co jakiś wychodził z lochu sprawdzając położenie słońca na niebie; w końcu mieli się spotkać w gospodzie przy kolacji i nie wypadało się spóźnić. Gdy czas się był już zbierać niziołek wydał z siebie mrożący krew w żyłach okrzyk, na dźwięk którego drzemiący wiezień poderwał się z pryczy; skoczył na równe nogi i wykonał radosny, choć nieco kulawy taniec radości.
- Mam, mam! - krzyknął, łapiąc Shavriego za rękę, w której zaskoczony tropiciel już trzymał miecz. - Zobacz: bla bla bla, “ Podróżowałem dekadni kilka śladami czarodziej Bowgentle, który uproszony przez lokalnych drwali przemierzał lasy Neverwinter w pooszukiwaniu pozostałości starej magii, która mogłaby szkodzić maluczkim. Uwagę zwracał zwłaszcza na ruiny elfie, czy nawet podmurówki stare, co na nich już nowe budowle położono. Ponoć u znajomego maga na skraju lasu pomieszkiwał, od jego chowańca nazwano Wieżą Starej Sowy. Nie udało mi się jej odnaleźć, gdyż dzicz tam straszliwa i nie tylko traktów, ale i duktów nie uświadczy. Udałem się więc teleportem do Triboaru, gdyż w niedalekim Lesie Krypt widziano ponoć ducha tego szacownego czarodzieja. Nie zoczyłem jednak ani jego, ani żadnego innego widma, a dalsze ślady w sąsiednie góry powadziły, gdzie Bowgentle do podziemi ponoć zszedł. Widzi mi się to jednak jeno plotką, gdyż w tym samym czasie widziano go na południowym wschodzie. Cóż miałby zresztą robić w tej dziczy zakazanej, skoro Marchie po stokroć ciekawszymi były?”


Podczas gdy część ex-drużyny Jorisa miotała się w poszukiwaniu informacji Marv odpoczywał w towarzystwie kompanów z karawany. Po walce ze smokiem i długiej podróży zarówno jemu jak i wierzchowcowi należał się spokój. Jadł więc i pił, jednym uchem słuchając niby-uczonych wywodów Lucjana na temat zbereźnego życia Południowców (podsumowanych złośliwą uwagą Aurory, że przecież dalej niż z karawaną Leny i tak nosa nie wyściubił), a drugim rozmowy Leny i Bibi na temat dalszych planów. Handlarka nie miała już tu wiele do kupienia i sprzedania, więc Triboar i ewentualna współpraca z kompanią Lionshield była najbardziej kuszącą opcją. Ale Lena nie byłaby sobą gdyby nie wzięła pod uwagę alternatywnej opcji - pracy dla domniemanych Tressendarów, którzy póki co nie mieli w Phandalin żadnych kontaktów. Dlatego też namawiała Bibi do pozostania w osadzie przez dekadzień i wybadania sytuacji. Marv i Shavri jako obstawa byliby jak znalazł, zwłaszcza że posiadali własne wierzchowce i mogliby potem szybko dołączyć do reszty karawany. Ponoć droga na wschód była czysta, wiec rozdzielenie sił wydawało się bezpieczne.

 
Sayane jest offline  
Stary 18-11-2017, 18:22   #95
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Phandalin
Eleint, Śródlecie. Wieczór

- Lasy Neverwinter w poszukiwaniu pozostałości starej magii. Ruiny elfie, podmurówki stare. Znany Bowgentle'owi mag na skraju lasu w Wieży Starej Sowy. Chyba lasu Neverwinter. W Lesie Krypt niedaleko Triboaru widziano ducha czarodzieja. W sąsiednich do lasu górach Bowgentle do podziemi ponoć zszedł, ale widziano go wtedy i na południowym wschodzie.

Stimy raz jeszcze przeczytał fragment o Bowgentle, podsumował go i upewnił się czy dalej nie ma kolejnych fragmentów o nim. Oczywiście później będzie musiał przejrzeć to dokładniej. Postarał się zapamiętać co ważniejsze nazwy. Zrobił sobie zakładkę z piórka z kapelusza i rozejrzał się za czymś co jeszcze mogło mu coś powiedzieć tym razem o Tressendarach.

Wzruszył wreszcie ramionami. Póki co zostawi to, miał bowiem z Shavrim pójść na wieczerzę. Trochę się zdrzemnął, ale i tak był śpiący i w zasadzie troochę mu się niee chciaało... Zwłaszcza teraz gdy dostał w swe dłonie takie coś. Choć z drugiej strony mógł przecież pochwalić się wszystkim co odkrył! Uznał, że tak właśnie zrobi. Powie wszystko co wie o Bowgentle i książce, bo liczył, że pomogą mu ją odnaleźć!

Wychodząc od burmistrza niziołek wypytał jeszcze o stare cmentarze i podziemia, w których jak wyjawił burmistrz chowano ród Tressendarów. To też było miejsce które mógłby obejrzeć jutro z rana, ale najpierw... wieczerza!


 
Rewik jest offline  
Stary 19-11-2017, 23:26   #96
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Po kilku krokach oczywistym się stało, że nie ma szans, żeby dogoniła Jorisa. Może widział Zenobię i nie chciał źeby go dogoniła a może to jej obcisła sukienka nie pozwoliła na szybkie poruszanie się. Tak, czy inaczej, w pewnej chwili pozostała sama. Nie była przesądna, ale wyglądało to na znak, że nie powinna teraz spotkać się z obcymi. Poza tym, zaczęły ją boleć plecy, w miejscu, gdzie trafił ją ten zasrany bełt. Niby wiedziała, że to nieprawdopodobne, po tej całej leczącej magii, ale plecy bolały i już. To chyba te bóle duchowe, czy tam fantomowe. Zwykle bolą obcięte nogi, czy ręce, ale Zenobię bolał właśnie wyjęty bełt, albo dziura po nim... Tylko, czy dziura może kiedykolwiek boleć? Właściwie, nie pamiętała, czy ją wtedy bolało, bo zaraz jej się zemdlało, a potem myślała tylko o tym, że popuściła. Tymczasem ból przerodził się w nieznośne swędzenie. Tego było już za wiele. Kląc jak szewc, Zenobia dokonywała cudów zręczności, żeby podrapać się pomiędzy łopatkami. Dla kogoś, kto by ją teraz zobaczył, wyglądałoby to na jakiś egzotyczny taniec.
 
Paszczakor jest offline  
Stary 20-11-2017, 08:49   #97
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
To były ciężkie dni dla Torikhi Melune, podczas których kwestionowała wiele swoich decyzji i czynów.
Czy była dobrym kapłanem Świetlistej Panienki? Czy rozumiała i umiała przekazać boskie dogmaty? Jakie postępy uczyniła na swojej drodze ku wolności i misjonarstwie? Dlaczego wyruszyła w podróż ku kolejnej niebezpiecznej przygodzie, zamiast spulchniać ziemię swojego przyszłego ogródka? Co powiedziała źle, a co zrobiła dobrze? Oraz najważniejsze…
co ta podstępna Shar knuje na Północny?!

Pytań miała wiele, a jeszcze więcej wątpliwości. Wycofała się więc w cień towarzyszy, czując, że coś się zmieniło. Zmiany mogły być dobre, złe… lub dalekosiężnie niewiadome. Czy tkwiły one w ludziach, czy w czasach, czy może naturze?
Półelfka oddała się pokucie i niemym modlitwom, podczas których jak we śnie wykonywała swoje obowiązki. Leczyła, walczyła, szła.
Cisza jaka wokół niej gęstniała, zamiast działać kojąco, tylko ją przygniatała i przygnębiała. Ból zakochanej duszy i złamanego serca dusił jak obroża na szyi.

Obroża. Nie miała już jej, tak samo jak łańcuchów ani trzaskającego bicza na plecach. Była wolna. Była samodzielna. Była dumna… i mogła robić i mówić co chce. A jednak… nie ważne co robiła i nie ważne co mówiła. Czuła gorycz do siebie i otoczenia.
Zupełnie jakby chciała jedno, a mówiła drugie… lub mówiła trzecie a inni odbierali to jako czwarte. Słowa ją zawodziły, tak samo jak myśli, które były skonstruowane z języka. Językiem zaś był shaarski. Ten sam w którym prowadziło się wojnę na słonecznych ziemiach, ten sam, który niewolił i niszczył wolne istoty jak jej matkę, ten sam, którym posługiwał się jej ojciec i zarządca niewolników, a później wszyscy jej właściciele, ten sam, w którym zwiastowała Shar.

Melune zaczęła nowe życie dzięki opatrzności Selune. Zgodziła się na podróż w dalekie i „dzikie” regiony świata by spłacić dług wdzięczności. Miała nadzieję, że uwolni się od potworności nocy i jej przewodniczki. Zacznie życie od nowa. Tymczasem jej przeszłość spakowała manatki i postanowiła ruszyć jej tropem.
Smoczy kultysta, dreptał przed nią w kierunku Phan, cicho postękując. Opatrzyła go tylko powierzchownie, by nie jęczał i nie spowalniał ich marszu. Nie rozumiała dlaczego tę bestię chcieli wprowadzić do ich spokojnego azylu. Dlaczego nie odeślą go do więzienia w Neverwinter gdzie było miejsce dla takich łotrów i popaprańców jak on?! Dlaczego wprowadzają węza do leża? Tylko czekać na nieszczęścia przyciągane jego obecnością…

***

Stało się! Tori chciała krzyczeć: „A nie mówiłam?!”.
Przypomniała sobie jednak, że nie powiedziała choćby sylaby do któregokolwiek towarzysza od paru dni i w zasadzie, z przerażeniem stwierdziła, że nie umie się odezwać nawet teraz… przy burmistrzu. Jakby jej krtań samowolnie się zaciskała dusząc zarodki słów kłębiące się na języku. Tyle istot, starych i młodych, bez dachu nad głową, wystawionych w nocy na niebezpieczeństwo…
Kapłanka była zdruzgotana, a jednak nie pisnęła nawet słowa. Nawet później gdy stanęła twarzą w twarz z niewolnikiem. Ze swoim „bratem”, jedyne na co się zdobyła to na płoche spojrzenie w kierunku jedynego człowieka przy którym czuła się bezpiecznie.
Joris jednak nie zwracał na nią uwagi, toteż selunitka czmychnęła jak tchórz do domu w którym stacjonowała.

Kurmaliny nie było na podwórku, ani w domu, być może diabelski kurak nawiał do lasu lub poszedł polować na myszy. Garaele sama przywitała swoją podopieczną. Kobiety nie były wielkimi przyjaciółkami, ale i tak ucieszyły się na swój widok. Melune w końcu poczuła się bezpieczna i w końcu przełamała zmowę milczenia, przytulając się ze szlochem do blondwłosej elfki. Trzeba było nadrobić spędzony czas na rozłące i obie kobiety wymieniały się informacjami. Młodsza z kapłanek opowiedziała podczas przygotowania posiłku o wyprawie na smoka, dyskusji na temat skarbu skrzydlatego, a później o polowaniu na zbiega, o ranach ukochanego i kłótni o niego z kurtyzaną, a następnie jeńcu i kolejnej kłótni tym razem na temat pojmanego.
Podczas skromnego obiadu Tori napomknęła o Shar i jej kultystach oraz obawach, że grupują się i szykują do czegoś niedobrego. Poruszyła też kwestię Tressendarów i… niewolników, przy których głos jej się nieco załamał. Niestety sama tymorytka również miała związane ręce, choć tak samo niepokoiła ją cała sytuacja w miasteczku.
Przy herbacie półelfka sprezentowała koleżance okładkę księgi, wyrażając nadzieję, że są coraz bliżej rozwiązania zagadki jej miejsca ukrycia.
Pogawędkę przerwało zapianie koguta… a raczej kury, która wróciła z wojaży z sąsiedniego ogródka.
Rikha pobiegła przywitać się ze swoją małą tyranką, a później zabrała się za przygotowanie sobie kąpieli.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 21-11-2017 o 10:19.
sunellica jest offline  
Stary 21-11-2017, 09:17   #98
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
27 Eleint, Śródlecie. Popołudnie

To był zły pomysł. Nie potrzeba było szóstego zmysłu jakim winien się cechować wytrawny tropiciel by zdawać sobie sprawę z konsekwencji. Joris wszak doskonale o nich wiedział. Niczym kuksaniec w żebra dźgnęło go jednak jakieś wspomnienie i myśl pewna. Taka swojska i znana, lecz trochę zapomniana. Bogowie… ależ potrzebował się nachlać. A przez tę całą budowę domu było już niemal dwa miesiące jak spać chodził trzeźwy bo przeca po stonehillowym piwku to nawet lekcje łucznictwa z powodzeniem prowadził. A i była w tym jakaś dająca satysfakcję złośliwość wobec wstydliwej Riki. Upodlić się przez nią na samo dno phandalińskiego obejścia… Któren mężczyzna by sobie takiej przyjemności odmówił?
Chwycił napełniony kubek, westchnął i opróżniwszy podstawił ponuro po kolejne napełnienie. A potem po kolejne. Wynurzenia starych awanturników były miłą odmianą po damskim kłapaniu jadaczką i Jorisowi nie trzeba było zachęty do picia i opowieści. Nawet nie zauważył gdy nadszedł wieczór, chrapiąc aż miło w ciepłym domostwie Edermatha.


Shavri miał więcej wyczucia czasu. Gdy Trzewik skończył opowiadać o swych znaleziskach spojrzał na niziołka pytająco.
- No dobrze, ale co to oznacza dla nas?
- Ale co? - zapytał wyrwany z własnych przemyśleń Trzewiczek.
- To, co właśnie przeczytałeś - dookreślił tropiciel, delikatnie pukając palcem wskazującym w welin.
- Ach… nie mówiłem? Nie mówiłem! Dobrze że nie mówiłem, ale teraz sprawy mają się inaczej. Bowgentle, mówi ci to coś? Pamiętasz to słowo?
- Taaaak... - zaryzykował ostrożnie Shavri.
- No widzisz! - ucieszył się Trzewiczek, jakby to wszystko wyjaśniało. - Chodźmy powiedzieć o tym reszcie!
- W porządku, leć - skapitulował jego towarzysz. - Ja tu chciałem jeszcze słówko czy dwa zamienić z tym tam, tym bardziej że się obudził. Spotkamy się później wraz z resztą, w porządku?

Stimy znieruchomiał teatralnie w półkroku, po czym cofnął się, jakby cofał czas i spojrzał najpierw na Shavriego, potem na więźnia, a potem na Shavriego.
- Smok. Poleciał do zamku, a oni tam byli. Tak mówiliście, prawda? Smok i ludzie w jednym miejscu…
- I nikt nikogo nie pożarł… - przyznał szeptem Shavri, a oczy mu błysnęły. Spojrzał na brańca za kratami. Po czym wrócił spojrzeniem do Trzewiczka, kiwnął mu przyjaźnie głową i zaczął zbierać prowiant, który przyniósł ze sobą.
- Może nie był głodny? - niziołek wzruszył ramionami, choć nie mówił tego na poważnie. Raz jeszcze spojrzał podejrzliwie na więźnia. Założył na głowę kapelusz - To idę!


Gospoda Stonehill
27 Eleint, Śródlecie. Wieczór

Po bardziej lub mniej intensywnym popołudniu drużyna zebrała się w gospodzie by spożyć ciepłą kolację. Mieszkańców było niewielu, mimo że Tressendarowie zniknęli na piętrze i tylko od czasu do czasu na dół schodziła służba, by przynieść to i owo. Zarówno na dole jak i na górze schodów stało po dwóch ochroniarzy. Zenobia próbowała przypodobać się bogaczom, lecz ci zwyczajnie ją zignorowali raz i drugi, aż w końcu kazali przegonić!! Obstawa chyba nie mówiła we wspólnym… albo w ogóle nie mówiła. Zniechęcona i obrażona kurtyzana przysiadła się do Turmaliny i kobiety spędziły czas na plotkach. Krasnoludzicy nikt nie dał pretekstu do burdy, toteż była dość znudzona. Jakiś czas potem dołączyła do nich Przeborka, którą co prawda plotki nie interesowały, ale nie miała za bardzo się gdzie podziać. Co prawda Barthen, od którego odebrała swoje rzeczy powiedział, że jest druga gospoda (choć bez noclegowni), lecz Śpiący Gigant był tłoczny, brudny i zbyt głośny jak na gust Przeborki. Przypominał nieco barbarzyńskie obozowisko, lecz kobieta przywykła już nieco do ciszy i przestrzeni, a nie ciągłego deptania sobie po stopach, potrącania i wylewania na siebie piwa.

Marv przyszedł do gospody wraz z resztą karawaniarzy. Po chwili dołączył Trzewiczek podniecony znalezionymi informacjami, zapominając o tym, że obraził się na Lenę Marple. Co prawda, z tego co mówił burmistrz, podziemia dworu (w tym grobowce) zostały już dokładnie przeszukane przez drużynę Jorisa (przy okazji Wester uraczył ich opowieścią o zatargach z bandą terroryzujących osadę rzezimieszków pod dowództwem maga Glasstaffa), ale Stimiego i tak bardziej interesowała księga Bowgentle'a niż nowi-starzy właściciele ruiny na wzgórzu. Na tym tez się skupił, opowiadając w kółko to samo. Marva to niezbyt interesowało, ale Torikhę już owszem. Mimo że Garaele nigdy nie oczekiwała od półelfki wdzięczności ta czuła, że wciąż musi dziękować tymorytce za opiekę i dach nad głową. A może to po prostu leżało w charakterze młodej Melune… Co prawda elfka nigdy nie powiedziała selunitce po co kapłance potrzebna jest księga czarodzieja, ale teraz, gdy mają już okładkę - namacalny trop - może Garaele będzie bardziej wylewna?

Przez jakiś czas grupa czekała na Jorisa i Shavriego. Traffo w końcu dołączył, lecz po dowódcy ślad zaginął. Już ex-drużyna gawędziła ze sobą i ludźmi Leny, rozprawiając o przygodach, podróżach i księdze Bowgentle’a, gdy naraz w gospodzie zrobiło się podejrzanie cicho. Na schodach z piętra ukazał się jeden z cudzoziemców i w eskorcie dwóch osiłków oraz starego sługi zasiadł na poprzednim miejscu przy kominku. Sługa zaś podszedł do drużyny i z silnym akcentem (który dla Tori wcale nie brzmiał jak akcent południowca) rzekł:
- Witajcie, szlachetni państwo. Jestem Dawd adh Omar. Mój pan, dostojny Omar yn Druzir yn Abdul el Erispal słyszał, że jesteście najemnikami. Mój pan, dostojny Omar yn Druzir yn Abdul el Erispal chciałby was wynająć do ważnego zadania. Który z szlachetnych panów tutaj dowodzi?

 
Sayane jest offline  
Stary 24-11-2017, 11:39   #99
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Tori choć milcząca i tęsknie rozglądająca się za Jorisem z niejaką ulgą przyjęła obecność Trzewiczka obok siebie, który trajkotał jak nakręcany ptaszek. Słuchała go uważnie, bo jako jedyny miał ochotę się do niej odzywać, choć prawdopodobnie jemu nie robiło różnicy do kogo mówił… byle by mógł mówić. Półelfka jednak lubiła słuchać, zwłaszcza gdy opowieść jest ciekawa, a mały człowieczek umiał opowiadać tak, by zaintrygować słuchającego… no, czasami.
Podczas całego słowotoku jaki musiała przyjąć na klatę, zdążyła pochwalić niziołka za umagicznienie buta barbarzynki - przyjemnie się tego słuchało, nie znałam tej melodii… - oraz napomknęła, że księga, którą się tak interesuje jest ważna również dla siostry Garaele, kapłanki Tymory.
- Od paru miesięcy moja protektorka poszukuje pewnej księgi. Jest bardzo tajemnicza z tym co robi, przez co też trudniej jest jej wykonać to zadanie jakie powierzyli jej zwierzchnicy. Nie wiele o tym wiem… znam nazwisko maga, które kilka razy przebiło się w rozmowach. To ten sam… do którego należała okładka znaleziona w skarbie smoka. Być może ta okładka… należy do księgi której poszukuje. Wszelkie informacje jakie zdobyliście razem z Sharvim mogą się bardzo jej przydać. Swego czasu chodziłam do pewnej banshee, która podobno może posiadać informacje na temat miejsca pobytu woluminu, ale duch ten jest kapryśny i nie pojawia się ani mnie, ani siostrze. Sama używałam łaski Świetlistej Panienki by odkryć przynajmniej kierunek w którym winnyśmy szukać, ale… wychodziło to ze zmiennym skutkiem.
- Banshee? Nieopodal Triboaru? - dopytał Trzewiczek.
- Kawałek drogi stąd…
- Nie znam się na duchach. Opowiedz coś o nich - Stimy przysiadł ciężko i oczekiwał opowieści, jednak przeszkodził im w tym jakiś koleżka.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 26-11-2017 o 20:56.
sunellica jest offline  
Stary 24-11-2017, 14:27   #100
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Dom Garaele
Eleint, Śródlecie.



Kupienie ubrania na kogoś, kto przerastał przeciętnego mieszkańca Phandalin o głowę - i w dodatku był kobietą - okazało się zadaniem równie trudnym jak walka ze smokiem. Przeborka była już na tyle zrezygnowana, by oswoić się z myślą, że spalone kwasem strzępki koszuli i spodni będą od teraz jej stałym ubiorem, ale na szczęście udało jej się po długich poszukiwaniach znaleźć jakieś odpowiednie rozmiary w składzie Kompani Lionshield. Co prawda ciuchy były wyraźnie szyte na mężczyznę i na pewno przeleżały na spodzie stosu materiałów dłużej, niż powinny, ale pomna poprzednich kłopotów wojowniczka od razu nabyła dwa komplety, w razie gdyby znów przyszło jej się znów potykać z czymś, co mogłoby przemodelować jej garderobę.

Ubrana wystarczająco odpowiednio i choć trochę odczyszczona po powrocie z dziczy, barbarzynka skierowała swe następne kroki tam, gdzie spodziewała się znaleźć kilka odpowiedzi na kołaczące jej się po głowie pytania - do lokalnej świątyni.



Przeborka nie znała boga - lub bogini - któremu poświęcona była kapliczka, znajdująca się przed wskazanym jej przez mieszkańców domem; na surowej Północy panowały zupełnie inne siły niż na bardziej “cywilizowanym” Południu. Miejsce kultu potrafiła jednak bez kłopotu rozpoznać, nawet jeśli była to kamienna, niezbyt wielka ruina, schowana na mocno zatłoczonym miejskim ryneczku.

Przepchnęła się do kamiennego ołtarza i przykucnęła pod kapliczką, ostrożnie kładąc na ziemi skromną ofiarę - koszyk z jedzeniem i winem. Nie wiedziała, jakie są tutejsze zwyczaje, ale bogowie byli podobni śmiertelnikom - też lubili dobrze zjeść i napić się czegoś mocniejszego od czasu do czasu, a skoro teraz wojowniczka znajdowała się na terenie jednego z nich, warto było zadbać o jego przychylność. Usługujący im kapłani także miewali podobne słabości, dlatego i do wspomnianej Gareale Przeborka nie zamierzała udawać się z pustymi rękami. Najpierw jednak chciała poznać kapłankę, a perspektywa spotkania w tym samym domostwie Torki - za którą wojowniczka, oględnie mówiąc, nie przepadała po ostatnich wydarzeniach - sprawiła, że barbarzynka już chyba bardziej wolałaby znów potykać się ze smokiem, niż męczyć się z nieprzyjemną rozmową.

Toporek jednak kusił - a miłość do pięknej i niebezpiecznej stali była w Przeborce jednak silniejsza niż jej skłonność do unikania niezręcznych sytuacji. Jeszcze raz skłoniła głowę przed kapliczką, wzięła głębszy oddech i zrobiwszy kilka kroków w stronę kapłańskiego domostwa, zapukała do drzwi możliwe zdecydowanie, starając się zachować obojętną minę, na wypadek gdyby w drzwiach stanęła “ta druga”, znana już jej, kapłanka.

Na szczęście drzwi otworzyła nieznana Przeborce elfka i po wymianie standardowych uprzejmości zaprosiła barbarzynkę do skromnego domostwa, pachnącego ziołami i niedawno gotowanym obiadem.
- Jak widzę Pani Losu była ci przychylna. Wam wszystkim - rzekła Garaele gdyobie kobiety usiadły przy stole w wydzielonym dla petentów pokoiku. Wydzielonym wyraźnie niedawno, przepierzenie pachniało jeszcze świeżym drewnem.

- Kto dba o bogów, o tego dbają bogowie. - barbarzynka skłoniła głowę przed kapłanką -Tak więc słyszałaś, co stało się w tych ruinach? To była piękna walka. Może prócz końca. - uśmiechnęła się lekko na wspomnienie walącego się zamczyska, które - choć było to mało honorowe zagranie - prawdopodobnie oszczędziło im większych ran.
- Aż prosi się, by ktoś o tym ułożył długą, piękną pieśń. Chciałam podziękować wszystkim siłom, które nas w tym trudzie wspierały... i przy okazji prosić o poradę. Drobną, zaiste. - dokończyła, kładąc na stole owiniętą w płótno broń.

Elfia kapłanka przygotowałą ingrediencje i skupiła się na modlitwie identyfikującej, ostrzegając, że to potrwa. I faktycznie, minęła świeca nim Garaele ponownie otworzyła oczy.

- Ten krasnoludzki topór bojowy jest magicznie wzmocniony, ale nie tylko. Przy uderzeniu w drewniany obiekt… czy istotę zadaje tyle obrażeń, na ile pozwala siła i umiejętności użytkownika. Został stworzony do walki z lasem; niektóre istoty mogą to wyczuwać, więc uważaj - rzekła, oddając broń Przeborce.

Wojowniczka obróciła ostrze w jedną i drugą stronę, jakby widziała je teraz po raz pierwszy. Westchnęła lekko.
- Przeklęty przedmiot. - stwierdziła z żalem, choć w jej głosie pobrzmiewała też ledwo uchwytna nuta podziwu,
- Po co ktoś miałby tworzyć coś takiego? - zastanowiła się na głos - Czy wy, ludzie Południa, aż tak boicie się Zielonej Matki? - pokręciła głową - Tak czy inaczej, będzie u mnie bezpieczny. Nie użyję go do niczego, lecz lepiej, bym miała go ja, niż ktoś, kogo może kusić ta zawarta w nim zła moc.
- Broń jest tak zła jak ręka ją dzierżąca. Sama w sobie nie zrobi ci krzywdy - rzekła kapłanka oddając topór i sprzątając stół.
- Znasz tych ludzi od strony serca, czcigodna. - Przeborka splotła palce, starając się znaleźć odpowiednie słowa - Jacy są, tak naprawdę. Sługom bogów dano ten dar, by umieli zaglądać wszystkim w dusze. - westchnęła - Los mnie miotał ostatnio jak liść, to tu, to tam. Szukam miejsca, gdzie mogłabym w końcu zapuścić korzenie. W ostatnim mieście wiele złego mnie od mieszkańców spotkało. Do Phandalin ściągnęła mnie obietnica, że każdy znajdzie tu miejsce. Więc... jak tu jest? Będzie tu pogoda dla włóczęgi z Północy?
- Tutejsi ludzie i nieludzie także przybyli tutaj by na ruinach starej osady zacząć nowe życie. Szukać… szczęścia - Garaele uśmiechnęła się lekko. - Są dobrzy, pomocni i poczciwi… póki ktoś nie sprawi, że staną się inni. Jak wszędzie. Rozgromienie bandy rzezimieszków, która jeszcze niedawno nas terroryzowała sprawiło, że ludzie uwierzyli we własne siły, że wspólnie można tu zbudować lepsze miejsce do życia niż to, z którego odeszli. Tylko od nas wszystkich zależy jak długo to potrwa.

Przeborka kiwnęła głową, na znak, że przyjmuje te słowa. Kapłani, druidzi i szamani zawsze wypowiadali się w ten sposób... nie wprost, ubierając swoje wykładnie w skomplikowane, gładkie zdania, pełne niejasności i nieoczywistych odpowiedzi. To od pytającego zależało, jak zinterpretuje i ułoży sobie w głowie taką "przepowiednię". Przeborka w słowach Garaele chciała usłyszeć dla siebie dobrą wróżbę... lecz ile w tym było prawdy o Phandalin, a ile jej życzeniowego myślenia?


Gdy Przeborka opuściła domostwo kapłanki Tymory, zostawiając na stole mały woreczek z garstką kamieni szlachetnych jako zapłatę za pomoc, dojrzała w tłumie znajomą twarz. Uma, kobieta która podróżowała w tej samej karawanie co barbarzynka, również rozpoznała Przeborkę. Podeszła do niej, starając się równocześnie opanować swoją czwórkę potomstwa.

- Słyszałam, że wyjechałaś, ale widzę, że wróciłaś. To dobrze. Warto być wśród znajomych twarzy, dobrych dusz - zaczęła bez wstępów, jakby kobiety widziały się przed chwilą przy robieniu prania czy deptaniu kapusty. - Hank dostał pracę przy wyrębie, wiesz? Ale to mało, żeby tyle gąb wyżywić… - z niechęcią spojrzała na swoje dzieci. - … a dla baby tu wiele roboty nie ma. Chcieliśmy kawałek gruntu wydzierżawić, już zacząć przed zimą glebę karczować i z kamieni oczyszczać, żeby na wiosnę siać było można, ale teraz to kto wie, czy nam jej nie zabiorą… Szkoda gadać! Jak nie masz gdzie spać przez tych, tfu!, dziwaków to nam niziołki stodoły użyczyły. Nawet z kuchni skorzystać dają. Jedno posłanie więcej nie zrobi różnicy w tej ciasnocie. Trzeba sobie pomagać, prawda?

- Dz.. Dziękuję. - kobietę wyraźnie zaskoczyła ta propozycja obcej jej, bądź co bądź, osoby - Mam namiot i upatrzone zielone miejsce dla siebie i konia. Lubię tak, blisko ziemi. - dodała szybko, trochę się tłumacząc. Lata wojaczki odzwyczaiły ją od wygód. A słowo “ciasnota” i wizja spędzenia nocy wraz z tłumkiem pochrapujących i wiercących się ludzi jakoś nie wyglądała lepiej niż noc może i w zimnym, ale za to pojedynczym, namiocie.

- Hm, jak tam sobie chcesz. - wzruszyła ramionami Uma. Najwyraźniej nie dziwiło ją takie zachowanie kobiety, która zarabiała na życie włoczeniem się po traktach. - Jakbyś zmieniła zdanie to miejsce się znajdzie. Na dobrą opowieść też.

Pomachała wojowniczce i zagoniła dzieciaki w dróżkę między domami.

Przeborka jeszcze chwilę odprowadzała ją wzrokiem, zastanawiając się, jak to, co właśnie się stało, ma się do jej rozmowy z kapłanką... a potem, z głową wciąż pełną pytań, zaczęła wracać do swojego małego namiociku i zostawionego przy nim konia. Wieczorem miała plan spotkać się z resztą awanturników w gospodzie, do tego czasu chciała jednak chwilę wypocząć i co najważniejsze, wziąć porządną kąpiel w płynącym niedaleko strumieniu...


 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 26-11-2017 o 18:38.
Autumm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172