Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-07-2017, 13:57   #11
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Hammerstorm!
W drzwiach gospody stanął Joris i sądząc po wyrazie twarzy zdawał się wielce rad z powrotu charakternej krasnoludzicy. Bogowie raczyli wiedzieć, czy nie on jeden w całym Phandalin.
- Co tam w wielkim Neverwinter? Fatałaszków nakupiła? - Podszedł do niej i już zciszonym nieco i jak na niego poważnym, tonem dodał - Słuchaj, pogadać musimy. Ale nie pali się więc jak chcesz to przyjdę pod wieczór.

- Czy ja wyglądam jak żłopiący piwo kumpel od łajdaczenia się! - obruszyła się krasnoludka - Jeżeli już Hammerstorm, dodałbyś do tego Panienka. Albo mówił po imieniu, bo jak Ci zafunduję "hammerstorm" to gorzko pożałujesz. A fatałaszków owszem, nakupiła. Podoba się?
Krasnoludka wyszła zza stołu i obkręciła się wokół. Szczęka opadała.
- Co, Piryt, języka w gębie zapomniałeś? - uśmiechnęła się złośliwie.

Joris podszedł i zagwizdał z uznaniem, bo i iście na co gwizdać było, a i klepnąć w co aż rękę świerzbiło .
- Dobrze, że Ty jeszcze go nie zapominasz, bo by tu całe Phan w konkury do Ciebie uderzało - zaśmiał się po czym szarmancko odsunął dla niej krzesło przy małym stoliku - P a n i e n k o Hammerstorm. Skoro już się chcesz po ceregielach szczypać. Problem nam się zapanoszył nieopodal. I jak się go nie rozwiąże to i miasto i kopalnia mogą ucierpieć. Smok poluje w okolicy.

- Widziałam ogłoszenie i wyście chyba na głowy poupadali. Sama nie wiem które z was głupsze. Poważnie Joris? Smok? - Turmalina się skrzywiła - Można by na niego Marduka nasłać, jakby walka nie poszła będzie jedno krwiożercze zagrożenie mniej.

Joris zamilkł na chwilę gdy Elsa przyszła z dzbankiem zsiadłego mleka, którym myśliwy zwykł raczyć się w środku dnia, po czym nalawszy sobie i zaproponowawszy krasnoludzicy, odparł.
- Nie znam się na smokach. Ale coś z nim zrobić trzeba. Bo może w końcu jakąś karawanę napaść. Albo mieszkańców… Albo jakowyś Waszych krewnych co do kopalni będą zjeżdżać… - spojrzał podstępnie i z uśmiechem w oczy Turmaliny - Będziesz się elfem wyręczać? No weź Turmalina nie daj się prosić.
Nie zaszkodziło spróbować wziąć ją pod włos.

- Nikim się nie wyręczam, po prostu nie chce mi się pchać gadowi pod zionięcie. - Turmalina usadowiła się na zydlu i upiła z kufelka. W końcu machnęła ręką i wielkopańsko orzekła - Dobra, niczego nie obiecuję, ale jak zbierzesz grupę, to do MOŻE dołączę. I nie chcę honorarium, tylko uczciwy udział w łupach! Jak smok, to i jakiś skarb być musi. A miejscowi mają się zrzucić na czary ochronne w świątyni, bo jak mi ogień osmali suknię, będę bardzo, bardzo zła.

Joris w odpowiedz klasnął w dłonie. Po prawdzie to nie spodziewał się, że war w garnku się tak łatwo uspokoi. Z krasnoludami to jednak jak z pszczołami…
- Wiedziałem, że tego nie zostawisz i…
Nie skończył jednak, bo do drzwi do gospody otworzyły się właśnie z nader głośnym hukiem i oboje z krasnoludką zwrócili spojrzenia w tym kierunku.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 02-08-2017 o 11:46.
Marrrt jest offline  
Stary 31-07-2017, 14:15   #12
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział pierwszy

Phandalin
Eleint, Śródlecie; południe


Pierwszy dzień czy dwa w Phandalin pozwoliły przybyszom rozejrzeć się po okolicy, poznać topografię osady oraz kilka czy kilkanaście osób - zarówno mieszkańców jak i przyjezdnych, jak oni sami. Konkurencja do pracy była duża, a pracodawców niewielu. Większość osadników przebywała tu zbyt krótko by móc pozwolić sobie na najem pracowników. Wyjątkiem była oczywiście praca przy wycince i obróbce drewna, którego zawsze było mało, na budowach oraz w kopalni. Niestety wbrew historii tego miejsca (a może przez niedawne wydarzenia) bracia Rockseekerowie preferowali zatrudnianie własnych ziomków, toteż trzeba było nie lada sprytu i umiejętności by przekonać ich do zatrudnienia nie-krasnoluda. Póki co nikt nie miał tyle szczęścia, również i Stimy. Niziołkowi pozostawało szukanie szczęścia w postaci przygodnych zleceń. Przynajmniej na razie. A jedno, całkiem świeże widział jeszcze wczoraj. Musiał tylko skombinować jakiś pieniek by go dosięgnąć i przeczytać…

Marv i Shavri dzielili czas między pilnowanie karawany a poznawanie miasteczka. Lena rozstawiła swoje towary nieopodal rynku, zaskarbiając sobie krzywe spojrzenia tutejszych handlarzy i - pozostawiwszy handel energicznej Bibi - zajęła się negocjacjami w górniczym skupie. Nie mieli więc wiele do roboty. Zgodnie z zasłyszanymi na trakcie plotkami tutejsi bohaterowie wyczyścili okolicę z wszelkiego plugastwa i na miejskiej tablicy nie wisiało żadne ogłoszeni dające nadzieję na szybki zarobek. No, może prócz jednego, zachęcającego do wyprawy na smoka. Marv aż wzdrygnął się na widok błysku, jaki pojawił się w oku Shavriego. Miał nadzieję, że potencjalny zleceniodawca ma więcej oleju w głowie niż jego druh w najemniczym fachu.

Zenobia również spacerowała po osadzie, w podobnych celach. Nie sposób było nie zauważyć wśród mieszkańców Phandalin przewagi płci męskiej, toteż kobieta nie martwiła się o brak zarobku. Co prawda pierwotnie planowała polować na niewyżytych nieszczęśników w gospodzie Stonehilla, lecz gdyby gospodarzom się to nie spodobało znalazła sobie i drugą miejscówkę - bardziej spelunę niż gospodę, Sleeping Giant. Niestety prowadząca ją krasnoludzica wyglądała na taką co by chętnie pobierała prowizję od niemalże charytatywnych przecież usług Zenobii, toteż kurtyzana postanowiła zostawić ją sobie na koniec. Na razie postanowiła pożywić się w znacznie lepszym miejscu - skoro na razie ma złoto to co sobie będzie żałować?

Tymczasem Joris z mocno zirytowaną Turmaliną siedzieli w gospodzie, czekając aż Torikha wróci z wizyty na porębie. Znów ktoś sobie tam uciął rękę czy nogę… wypadki chodziły po ludziach całkiem często, zwłaszcza że większość najętych przez niedawno przybyłego drwalmistrza Bertila Esbjörna z trudem odróżniała sosnę od buka i najwyraźniej drzewa od własnej kończyny również. Kapłanki miały pełne ręce roboty. Myśliwy miał nadzieję, że Rika niedługo wróci, bo kasnoludzica przypominała garnek z gotującą się wodą.
- Albo niech pojawią się jacyś chętni na smoka, bo ten garnek zaraz mi tu wykipi… - jęknął w myślach Joris i z nadzieją wpatrzył się w drzwi.

 
Sayane jest offline  
Stary 02-08-2017, 20:19   #13
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Rezerwa na prośbę MG

Phandalin
Tablica ogłoszeniowa przy domu burmistrza

 
Wyprawa!

Poszukujemy śmiałków gotowych wyruszyć do opuszczonej osady Thundertree! Marzy ci się sława i uznanie? Nie lękasz się umarłych? Za nic masz przerośnięte gady? Pytaj o myśliwego Jorisa i kapłankę Torikhę Melune! Zapewniamy godziwą zapłatę i niezapomnianą przygodę!



- Śmiałki... truturufu... do osady, nazwa która mi nic nie mówi... hmm... Sława i uznanie? W zasadzie dałoby się na tym zarobić. To dobre, reszta jakaś słaba chyba... – niziołek gadał do siebie, nie zwracając uwagi na to, że co jakiś czas jakiś przechodni go szturcha i popycha. Pilnował tylko, by nikt go przy tym nie okradł. Nie mógł doczytać do końca, bo zasłaniali mu resztę tekstu jacyś ludzie. Trzewiczek owinąwszy się szczelniej peleryną, chwycił w obie dłonie kurę, którą stale nosił ze sobą i wyciągnął do góry ręce. Gdy kura nie chciała zdradzić co widziała, stanął na palcach i wyciągnął szyję i nic.

Musiał poczekać aż trochę się rozluźni, z nudów zadarł głowę wysoko i powoli odchylał wzrok do tyłu, jakby chcąc spojrzeć za siebie. Zatrzymał się, gdy jego kędzierzawe włosy oparły się o kogoś stojącego za nim.
- O! Powitać! Co tam w wysokich sferach?- zagaił do przypadkowej osoby. - Widziałaś może białowłosego gnoma?

- Nie, ale jeśli masz życzenie chętnie użyczę Ci oczu lub ramion! - powiedział z uśmiechem Shavri, posyłając niziołkowi przyjazny uśmiech.

- Może od razu na głos odczytaj, wszyscy się dowiedzą, o co chodzi, zamiast tu się tłoczyć... - odezwał się jakiś kobiecy głos z tyłu. Przeborka rzecz jasna nie miałaby problemu z przepchnięciem się pod tablicę, ale co miałaby pod nią robić? Marszczyć czoło i udawać, że cokolwiek z narysowanych na niej znaczków rozumie? Tu, na południu, wszyscy chyba umieli czytać i pisać - a publiczne przyznanie się do braku tej umiejętności mimo wszystko było poniżej godności wojowniczki.

Stimy zmrużył jedno oko, spoglądając na nich w górę. Lekko zakołysał się a boki i wypalił.
- Pewnie! - niziołek zaczął gramolić się przez tłum ludzi - Przepuścić, przepuścić! - manewrował między nogami by przedrzeć się do przodu. - Uwaga na niziołka! Ma trond! Uwaga!

- No! - Trzewiczek wszedł na murek - To słuchajcie moi duzi! - Stimy szybko przeczytał całość by złapać kontekst - Jooris i Torikhę napisali: “Szukamy niezbyt rozgarniętych i zdrowo myślących osób eee... którzy nie boją się przystać z umarłymi?” Jak w tym przysłowiu, nie? i tak… “takich co szponem przerośniętych gadów od zarania dłubią między zębami, by wyruszyć do Thundertree!” Ciekawe dlaczego dają takie ogłoszenia na piśmie… Ktoś wie? Nie? W każdym razie! “Jooris i Torikhę obiecują w zamian sławę i uznanie, dobrą przygodę, bo to przecież nic nie kosztuje! Podobno też godziwa zapłata”. Tak to każdy gada… Osobiście radziłbym zaczekać. Przy kolejnej wyprawie łupów będzie więcej... i to w zasadzie tyle! Acha! Jakby jednak ktoś się zdecydował to niech nie idzie bez odpowiedniego wyposażenia, a te najlepsze znajdziecie u Stimiego Yol “Trzewiczka”. No chyba, że jesteście bohatyrami, wtedy śmiało!

Wojowniczka usłyszawszy to, ci chciała usłyszeć, odeszła od tablicy, mając zamiar poszukać owego “Joorisa” o którym stało w ogłoszeniu. Karczma chyba była na to najlepszym miejscem...

Shavri podszedł do tablicy, wciąż jeszcze uchachany od ucha do ucha obwieszczeniem Trzewiczka.
- Serio mówisz? - zapytał i sam zmrużył oczy przed tablicą. Dość sprawnie przestudiował ogłoszenie, rozchylając czasami usta by po cichu przesylabizować co trudniejsze słowa. Oczy zaczęły mu błyszczeć.
- Tu faktycznie jest coś o gadach…! - zawołał podniecony i przeczytał na głos całe obwieszczenie w jego pełnym brzmieniu, zacinając się tylko raz czy dwa. W myślach już biegł w podskokach do Marva. - Chyba mam ochotę na rozmowę z tym Jorisem.
Jeśli “przerośnięty gad” był tym, czym Shavri myślał, że był… Chłopak zatarł ręce.

- A to chłop na gady! - Stimy zeskoczył na ziemię - Ty tak poważnie? Mówiłeś żeś nie bohatyr.

- Taż w życiu! Ale smoka to bym zobaczył - westchnął z rozrzewnieniem tropiciel. - Wiadomo, że nie w pojedynkę, ale z tym i tamtym to się już walczyło.

- Jedyna taka okazja w życiu, co? - rozbawiony wyraz twarzy Trzewiczka zdradzał, że oczekuje od Shavri dostrzeżenia drugiego dna w tym pytaniu. Niziołek westchnął cicho - W takim razie tu nasze drogi się rozchodzą… Ale! Miło było poznać!

Shavri spojrzał na niziołka. I też westchnął.
- Przecież nie ubiję go w pojedynkę. Nawet nie wiem, co i jak. Musiałbym porozmawiać z tymi ludzmi z ogłoszenia i dowiedzieć się, może ktoś jeszcze chciałby… Ty byś nie chciał, Stimy? Smok w skarbcu na bank ma dużo ciekawych rzeczy.

- O nie, nie nie nie nie, nie nie nie nie! - Stimy pogroził palcem całemu światu na lewo, prawo, u góry i pod sobą, przed siebie i za sobą. Shavri mimowolnie śledził te ruchy wzrokiem. - Czyś ty oszalał? Jestem rzemieślnikiem! - Niziołek złapał się pod biodra i jak miał w zwyczaju pokręcił w niezadowoleniu nosem nad czymś się zastanawiając, po chwili wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i wybuchnął radośnie:
- To dobra okazja by zarobić! Nie na smoku, smoku? - Stimy wskazał gdzieś za siebie - Tam nic nie było o smoku... Nie na smoku rzecz jasna, a na was, znaczy takich jak ty, bez urazy! Bohatyrów!

Shavri, dla którego wszystkie większe gady były “smokami”, oklapł nagle na myśl, że może to faktycznie nie prawdziwy smok, tylko coś pomniejszego, jakieś inne latające uprzykrzenie w stylu choćby i tego abishaia, którego już widział. Oczy przygasły tak szybko jak się zaświeciły. Wciąż jednak pocieszał się myślą, że zarobek to zarobek, cokolwiek ten gad z ogłoszenia miał oznaczać.
- Heh, Trzewiczku. Muszę znaleźć Marva i tych ludzi z ogłoszenia.

- Ja jeszcze szukam tego upartego gnoma Bakernelsa, pewnie cwaniaczek testuje jakiś wehikuł znikania. - Stimy potupał stopą i uniósł pośliniony palec by sprawdzić skąd wieje wiatr. - Spróbuję dołączyć później. - mówiąc to ruszył w zupełnie przypadkowym kierunku. Shavri ruszył zaś na poszukiwanie towarzysza. Nie miał pojęcia, co to jest wehikuł znikania. Ale dziwnie kojarzył mu się z wygódką. Marva nie było ani w obozowisku, ani na rynku przy towarach. Jako że rudy nie przepadał za bezsensownym włóczeniem się po lasach to do sprawdzenia pozostawała gospoda.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 09-08-2017 o 22:25.
Rewik jest offline  
Stary 02-08-2017, 20:51   #14
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Marv wkroczył do gospody, zatrzymując się krok od wejścia. To był jego długonożny krok, więc tym samym nie zablokował drzwi. Uśmiechnął się do siebie pod nosem, przypominając sobie siebie jako świeżo upieczonego najemnika i pierwsze wejście do karczmy. Zmrużył oczy i rozejrzał się, wreszcie rozpoznając człowieka, którego mu opisano. I siedzącą obok kolorową kulę. To był dopiero widok, rudowłosy nie wyobrażał sobie, że kiedyś się do tego przyzwyczai. Zbliżył się do stolika zajmowanego przez tamtą dwójkę.
- To prawda co mówią o smoku? Boję się, że nie znajdziesz tu osób zdolnych poradzić sobie z... - zawahał się, szukając słowa, jednocześnie się krzywiąc. - No z czymś takim. Choć znam jednego, co pobiegnie z okrzykiem na ustach. I zostanie zeżarty.
Trudno powiedzieć, czy w głosie chłopaka zabrzmiała ulga czy zmartwienie, kiedy siadał na ławie przed Jorisem.
- Jestem Marv. Być może już nawet wiesz - wzruszył ramionami, zezując na krasnoludzicę. - Wysłucham o tym ogłoszeniu, ale walczyć ze smokiem? Nie ma mowy, dobrze mi na tym świecie.
- Oczy mam wyżej - kąsnęła krasnoludka - O smoku gadaj z nim, ja zobaczę co z tego wyniknie. Obiecał znaleźć drużynę że hej, ciekawam jak się z tego wyplącze.

- Witaj Marv! - Joris rozpromienił się na widok łuczarza. Poza oczywistym zainteresowaniem jego rzemieślniczym osprzętem, rudzielec wyglądał mu na nielichego zbrojnego. A to całkiem dobrze rokowało na wprowadzenie w życie ich skromnej wyprawy - Jestem Joris.
Huśtnął się na swoim zydlu do tyłu sięgając do kontuaru po czysty kubek i postawił go przed Marvem nalewając doń zsiadłego mleka.
- Piwo bym zaproponował, ale ukrop dziś niemożebny, a roboty jeszcze w bród.
Przeborka weszła do karczmy ostrożnie i z lekkim niepokojem. Raz, żeby nie stuknąć głową w ościeżnicę, co jej się już niestety zdarzyło, dwa - że spodziewała się wewnątrz tłumów żądnych wrażeń i chwały awanturników, czekających w kolejce do rozmowy z wodzem wyprawy. Wszak tego typu rejzy po chwałę i łupy musiały cieszyć się niemałym powodzeniem...
Dlatego też brak hordy chętnych nieco ją skonfundował. A jeszcze bardziej fakt, że wskazana przez barmana osoba Jorisa jakoś nie pasowała jej do wizerunku herszta awanturników. Ale upomniała samą siebie - ulko, Inni, nie raz okazali się na tyle zaskakujący, że nie warto było ich oceniać po pozorach.

Joris zaś akurat zdawał się wyjaśniać dokładnie jakiemuś rudzielcowi na czym owa awanturnicza wyprawa miałaby wyglądać.
- Ze smokiem… Prawda. Chyba. Ale walka z nim w tej wyprawie to nie cel, a… jak to ująć… ryzyko, które trzeba zaakceptować. O. W ruinach Thundertree, dzień drogi knieją na północ miał swoje leże i póki co nikomu tu nie przeszkadzał. Ale ostatnio zaczął polować w okolicy i… no lepiej dmuchać na zimne niż się sparzyć, prawda? Dlatego chcę się wywiedzieć czemu gad się tak daleko od leża zapuszcza i czy w ogóle jeszcze ma tam to leże. Bo ponoć one temu wielce niechętne. Co więcej w Thundertree, druid mieszka, który ze smokiem tym na pieńku ma i chciał go przegonić więc… albo to zrobił, albo smokowi apetyt urósł. Tak czy inaczej, druida trzeba odwiedzić. I to pierwszy i zasadniczy cel. Drugi, pozbyć się smoka. Najlepiej przegonić. Co zaś się samej bestii tyczy, druid twierdził, że to jeszcze młody samiec. Zielony. Więc poza pożarciem, nie ognia, a kwasu się wystrzegać należy.
Tak. Rzec trzeba, że Joris się odrobinę dokształcił z dostępnych w ratuszu książek. Co nie zmieniało faktu, że jeśli Marv myślał, że małomiasteczkowa wyprawa na prawdziwego smoka to przesada, to się pomylił. Ten myśliwy faktycznie planował tam iść.
- Jeśliś zainteresowany, to na razie jest nas czwórka. Ja, Rika, Baryłeczka i Ty. Opłacamy wikt… napitek… normalną stawkę za dzień pracy i w naszym przypadku czwartą część łupów z leża. Jak rany jakieś odniesiesz, to cię połatamy wedle naszych skromnych możliwości.
Myśliwy zamilkł i wychylił do dna swój cały kubek.
- Smok? - Przeborka podeszła do stołu szybciej niż planowała, bo to jakoś wyłowiła i nie bardzo jej się podobało. Jednak ten cholerny kurdupel musiał sobie z niej zakpić, czytając “przerośnięte gady” na ogłoszeniu, zamiast właściwego słowa.
- Nie chodzi o duże... łuskowate... takie duże jak koń? Nie większe? Na czterech nogach. - spytała spoglądając z powątpiewaniem na zgromadzoną przy stoliku drużynę - Jesteś Joris, tak? Jak właściwie wygląda to, co nazywasz “smokiem”? - cały czas miała cichą nadzieję, że doszło do jakiejś językowego nieporozumienia, bo nie dowierzała zbytnio swoim uszom... a przynajmniej nie chciała dowierzać.

Jeszcze zanim usłyszał głos, znalazł się w cieniu. Rzucanym przez jakąś bardzo dużą osobę, która po cichu wyrosła za Marvem. Jadąc wzrokiem od butów postaci w górę, przez moment się zastanawiał jak się stało, że zmieściła się w izbie. Z ulgą dostrzegł jednak, że głowa gdzieś tam wysoko się znajduje i ma się dobrze. Co więcej, zdaje się należeć do dziewczyny, która na oko to samymi udami mogłaby takiego smoka zadusić.
- Tak, to ja… - odezwał się - I smoka nie ja widziałem, a druid z Thundertree. Ja ci mogę powiedzieć jakie ślady zostawia to co poluje w okolicy. I jakby wziąć takiego konia, doprawić mu skrzydła i nakłonić by miast obroku żarł mięso, to… tak. To może być to.
Pokiwał stanowczo głową.
- A ty… kim jesteś?
Na wyjaśnienia łowcy Przeborka odetchnęła w duchu.
- Ktoś widział draka i wziął go za niewiadomoco. Plotki ludzie powtarzają... - zawyrokowała - Smoki są wielkie jak dom, większe nawet. A z drakiem idzie sobie poradzić. - upewniwszy się w tym, że wyprawa jest wciąż groźna, ale już nie samobójcza, spojrzała na Jorisa z nieco mniejszym powątpiewaniem - Przeczytałam twoje ogłoszenie w karczmie, no i jestem. Mało tu pracy dla kogoś, kto zarabia walcząc, więc niech i będzie polowanie na “smoka”. - obeszła stolik tak, by wszyscy ją widzieli i przedstawiła się - Przeborka mnie wołają. Z Gryfiego Gniazda. Walczyłam w rejzie Kralgara Kościołamacza, prowadziłam karawany w Nesme, przemierzałam tunele Sundabaru. Władam biegle mieczem, z koniem sobie radzę, trochę z kowadłem miałam do czynienia. Jak macie jakieś pytania, śmiało. Nie ierwszy raz się najmuję do kompanii. - rozłożyła lekko ręce, jakby pokazywała się jako towar wystawiony na sprzedaż przez obrotnego kupca.
- No to jest nas już piątka - odparł wesoło Joris. Na temat różnic pomiędzy smokiem a drakiem nie podejmował dyskusji bo żadnego w życiu nie widział. Owszem słyszał bajki o ludziach zjadanych przez smoki, ale z kolei na własne oczy widział co zostaje z człowieka zjedzonego przez niedźwiedzia. Jeden stalowy but skrywający krwisto niewesołą zawartość, która nie dała się już misiowi ani łapką ani zębami wyciągnąć. Toteż i nie do końca rozumiał czym jedna groźba ma być gorsza od drugiej. Jeśli jednak Przeborka miała być spokojniejsza wobec draka to niech i drak to będzie. Albo draka. Bo jak się Rika dowie, że nie wyprowadza zatrudnionych z błędu to tym właśnie się to skończy - Może to rzeczywiście i drak? Na draka się piszesz Marv, nie?
- A skąd ja mam wiedzieć, co to jest drak i czym się to różni od smoka? - rudowłosy młodzieniec parsknął, zerkając na wielką babę za swoimi plecami. Na szczęście ta szybko zmieniła pozycję. - Jak jest wielkości konia to jeszcze nie tak źle. Ale czwarta część łupu to mało. Kto zabierze pozostałe trzy części?
- Może ja, kochanieńcy?

Zenobia uwolniła się z uścisku nie do końca jednak odpowiedniego dla niej amanta. Pusta głowa nie przeszkadzała jej w ogóle, ale sakiewka już owszem.
Tanecznym krokiem zbliżyła się do rozmawiających, uśmiechnęła szeroko do Przeborki, potem zalotnie do wszystkich mężczyzn; każdego z osobna. Jakimś sposobem zrobiła to w jednej chwili, zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć.
- Jeśli nie będzie innych zainteresowanych, chętnie zaopiekuję się całą trójką - ciągnęła dalej miękkim głosem. Końcówki ust, rozciągnięte w uśmiechu, prawie dotknęły uszu. Wyszczerzone zęby o dziwo miała wszystkie i do tego zdrowe. Mimo swojego wieku, sprawiała wrażenie młodszej. Może to ten zdrowy uśmiech, może gibkie ciało, a może długie blond włosy? Ogólnie, mimo, że była podstarzałą ladacznicą, jakoś nie budziła niechęci. Raczej nieśmiałe uznanie za swój profesjonalizm.
- Znałam kilku gadów. Za jednego mało nie wyszłam. Wierzcie mi albo nie - na takich najlepsza trucizna. Czy gad duży, czy mały, czy z łuskami, czy z łuszczycą - trucizna jest pewna, czysta i tania. A ja się na truciznach znam - Niemożliwy do wykonania, jeszcze szerszy uśmiech dawał do zrozumienia, że Zenobia naprawdę się na tym zna.
- Miałam tu zostać i zarobić trochę złota, ale koszty są znaczne. Gdybym złoto z łupów zainwestowała w jakiś lokal, zyski wzrosłyby kilkukrotnie. - Dodała tytułem wyjaśnienia.
Rozmowę przerwała kelnerka, Elsa, przynosząc więcej napitku, choć nikt nic nie zamawiał. Najwyraźniej z góry założyła, że Joris zapłaci. Zalotnie uśmiechnęła się do myśliwego, krzywym spojrzeniem zmierzyła starą kurtyzanę, zakręciła biodrami i poszła do kuchni.

 
Sekal jest offline  
Stary 06-08-2017, 18:30   #15
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację

Joris uśmiech kelnerki szczerze odwzajemnił. Lubił Elsę, bo dziewczyna była i miła i ładna. Mając jednak umysł już zaprzątnięty inną niewiastą, skupił się na Stonehillównie głównie po to, by nie patrzeć na kolejną zainteresowaną wyprawą. Matrona miała w sobie coś wielce niepokojącego. Z jednej strony do niczego nie dało się przyczepić, boć i grzecznie zagaiła i z uśmiechem i w ogóle. A jednak myśliwy wzdrygnął się jakoś na myśl o obcowaniu z nią. Bo choć przytrucie gada takim złym pomysłem znowu nie było, tak wyobrażenie sobie szpaleru owych innych gadów, którym z równie czarującym uśmiechem matrona sączyła jady wszelakie, już budziło poważne zastrzeżenie prostego chłopaka ze wsi.

- Eeee… tak mateczko… ale jak rzekłem, najpierw trzeba rozeznać się, z jaką bestią napewno jest sprawa… - po czym pośpiesznie zwrócił się do Marva - Teraz to już piąta… albo nawet szósta część łupu? - zerknął niepewnie na matronę jakby nie wiedząc, czy ona poważnie się zgłasza, czy jeno żartem.
- Po jednej na każdego członka wyprawy. A i to tylko przy założeniu, że łup jaki będzie. No chyba, że rezygnujesz z udziału w łupach. Wtedy możemy Ci zapłacić 50 sztuk złota po udanej wyprawie.
- Aaa, w ten sposób. To może być - Hund kiwnął głową, upewniwszy się, że Joris nie chce oddać wynajętym ludziom jednej czwartej, a sobie zostawić reszty. Tak wynikało z jego pierwszych słów, bez wątpienia właśnie tak.
- To tylko dzień drogi. Potykałem się już z nieumarłymi. Przydałaby się do tego normalna kapłanka. - skrzywił się - Bo ostatnim razem mieliśmy taką, co najchętniej przytuliłaby się do trupiego potwora zamiast pomodlić do swojego boga - pokręcił głową na to ciężkie wspomnienie.
- Opłacacie koszty zaopatrzenia?

Starał się przy tym bardzo, aby nie spojrzeć na podstarzałą - delikatnie mówiąc - panią interesu. Wywoływała ciarki na całym ciele i dziwny dyskomfort. Ale w sumie na Marva każda tego typu kobieta działała podobnie.

- Skąd ja znam ten typ… - mruknął w zamyśleniu myśliwy na wspomnienie samotnej mogiły pod ruinami zamku - Na Torice można jednak całkowicie polegać. W osadzie zalęgły się też pajęczaki, a i roślinność, jak mi druh opowiadał, bywa tam nieprzyjazna. Słowem ostrzeżenia. Co do zaopatrzenia zaś to jako rzekłem, prostą strawę i napitek zapewniamy. Insze potrzeby każdy na swoją własną rękę załatwia.
- Pewnie że można, widać bardziej ludź z niej wychodzi. Co jak co, ale i tak modlitwy nie wychodzą jej tak dobrze jak cięcia. Może jest kapłanką od ciężkich przypadków? - Turmalina kleryczkę lubiła i pewnie jakby ktoś na nią sarkał to by od krasnoludki oberwał. A jak Turmi brała się za bójkę... może to innym razem.
- W takim razie rozejrzę się jeszcze za dodatkowym źródłem ognia do wypalania paskudztw - rudowłosy skinął głową, drapiąc się po policzku.
- Kiedy planujecie wyruszyć? Oficjalnie jestem człowiekiem Leny Marple i wolałbym nie kazać jej długo na siebie czekać.
- Pająki, chaszcze... A co więcej wiadomo? - wojowniczka oparła się o słup podtrzymujący dach karczmy i z raczej obojętną miną przysłuchiwała się dyskucji o złocie. Ożywiła się dopiero kiedy zaczęto planować wyprawę i “liczyć szable”.
- Ktoś tam teraz zachodzi? Traperzy, myśliwi? Żyje w okolicy co innego, też groźnego? Niedźwiedź, wielki kot? Ktoś nam narysuje jak wioska wyglądała? Jak domy stały, gdzie piwniczki są, gdzie palisada... coś się jeszcze ostało pewnie z tego, może starsi pamiętają. Jak daleko do wody, jak droga biegła, gdzie najbliżej szukać schronienia czy pomocy... Każda taka wieść nam się przyda, jak tam sami zabrniemy. A nie pali się chyba, zaraz ruszać nie musimy..? - zauważyła przytomnie. Jej spokojny, nieco obojętny głos dziwnie kontrastował z wyglądem typowego człowieka z dziczy, raczej skorego do pochopnej przemocy bardziej niż do spokojnego namysłu.

- Hola, hola, hola - Joris zamachał rękami zarzucony niekończącym się potokiem pytań. Wojowniczka bez dwóch zdań dumnie reprezentowała męski fach robienia mieczem, ale trajkotała przy tym jak typowa wiejska dziewucha.
- To nie rejza jakiegoś Kościognata dziewczyno, a obława na potwora. Na kiego grzyba ci palisada? Thundertree to miasteczko podobne do tego. Zajazd, warsztat alchemiczny i kilkadziesiąt chałup z których połowa się ostała w jako takim stanie. Lat temu dzieścia jakiś wulkan wybuchł w okolicy. Niby się mieszkańcy pozbierali, ale zaraz po wybuchu nieumarli którzy wzięli się niewiadomo skąd, kiedy i dlaczego ich przegonili. Jeśliś ciekawa to Mirny Dendrar zapytaj, bo jej ojciec tam właśnie alchemikiem był. Ale najwięcej, sobie dumam, to właśnie druid będzie wiedzieć. Albo Harbina Westera o książki zapytaj. Najróżniejsze i najdziwiejsze księgi z ruin pobliskiego dworu wydobył. Aż się wierzyć nie chce o czym to ludziska piszą… Teraz tak czy siak, w Thundertree dzicz całkowita i najbliżej będzie z powrotem do Phandalin przez głuszę. Zwierza się tam nie spodziewam, bo i żaden rozsądny nie przepada za towarzystwem, pająków, trupów i smoka.. tfu! Draka. Tak samo ludzie omijają ten obszar. Droga też tam wiedzie. Na zachód do Neverwinter jak mi się zdaje. Ale to znacznie dłuższa wyprawa.
- Może i się nie pali... - Marv burknął na słowa wielkiej baby, która tu chyba jakieś oblężenie planowała.
- ...ale ja nie planuję zostać w tym miasteczku długo. Wracam razem z karawaną. Tu przebywanie to dla mnie jedynie dodatkowe koszty. Jak mamy wyruszyć to sprawnie. - zamilkł na krótki moment, zanim zwrócił się do Jorisa:

- Głuszą będzie szybciej niż traktem? Jeśli nie to chyba lepiej prostsza droga. Ale ty tu znasz teren... - skinął mu głową. - Bo chyba nie musimy kombinować, aby dostać się tam zupełnie niezauważeni? No, oprócz tego całego draka ma się rozumieć, ale przy trakcie w takiej okolicy też na pewno jest sporo miejsc do krycia się.
- Kościołomacza. - Przeborka poprawiła Jorisa chłodno, nie darując sobie głębszego westchnięcia. Mężczyźni... ci zawsze musieli lecieć na zbity ryj naprzód, bez pomyślunku i uwagi.
- Ja się wie, jak osada wyglądała, to można myśleć, skąd wróg będzie szedł. Albo gdzie się chować. - wyjaśniła spokojnie - Nawet taki potwór głupi nie jest, temu lepiej więcej wiedzieć, niż mu w paszczę leźć na hurra. - pokręciła głową z dezaprobatą - Niechaj będzie, sama się dowiem. Tylko dajcie chwilę, zanim wyruszymy…
- Nieumarli i ożywione rośliny nie są głupie?- Marv zamrugał zdziwiony. - To czego ja doświadczyłem, nie potwierdza takiej teorii. Za to wiem, że opieranie się na czyichś opowieściach… lepiej przeprowadzić dokładny zwiad tuż przed dotarciem na miejsce - zauważył.
- To miejsce jest pełne niespodzianek, Żeliwku - Turmi zabębniła palcami po stole. - Mieliśmy nawet elfiego berserkera który udawał świątobliwego.
- Skoro się nas już… szóstka? - Joris ponownie spojrzał pytająco na matronę - Zebrała. To możemy wyruszać rankiem skoro świt. Przed Thundertree zrobimy nocleg i dotrzemy tam ze wschodem słońca. Tylko czyś ty pewna mateczko, że chcesz tam iść? Wygody nijakiej nie uświadczysz, a i my troszczyć się o ciebie mogli nie będziemy. Jak cię w ogóle zwą? Znasz się też na czymś poza… trucizn ważeniem?
- Ano jakby nie liczył - Zenobia zatrzepotała powiekami jak nietoperz skrzydłami - Troszczyć się o mnie nie trzeba; raczej ja się o was zatroszczyć mogę. Na przykład ty, syneczku już drugi raz nazwałeś mnie mateczką. Widać, że miłości i ciepła ci trzeba. Piersi, do których przytulić mógł się będziesz. Ręki, która po głowie cię pogłaszcze i włosy zmierzwi. Uszu które wysłuchają, co ci na serduszku zalega. A jak już dorośniesz, kochanką, nie matką ci się stanę - tu posłała soczystego całusa w stronę Jorisa.
- Zwą mnie Zenobia. Dla ciebie Zen, albo mamusia - odpowiedziała na kolejne pytanie łowcy - A poza trucizn ważeniem, ważę strawę, lekarstwa, eliksiry. Daję radość i rozrywkę. Robię wszystko.

Myśliwy z niejakim osłupieniem przyglądał się kobiecie nie do końca wiedząc co odpowiedzieć. Po chwili jednak zaśmiał się i pogroził jej palcem.

- Zostańmy przy lekarstwach i truciznach na smoki - odparł.
Przyjrzał się jeszcze z jakimś zawahaniem Marvowi i Przeborce, którzy jakoś w jego mniemaniu pasowali do dziczy równie dobrze co Turmalina i Zenobia i dodał:
- Po chwili zastanowienia, rzeczywiście trakt wydaje się lepszym pomysłem niż knieja.
- A więc o świtaniu. Tutaj? - wojowniczka skrzyżowała ręce na piersi.
- Jesteś tutejszy, prawda? - stwierdziła bardziej, niż spytała - Mam trochę cennych rzeczy, których nie ma potrzeby w dzicz brać, a zostawić nie mam gdzie. Polecisz może kogo zaufanego, gdzie mogę je zostawić?
- Elmara Barthena spytaj - odpowiedział Joris bez zastanowienia - Ma magazyn i człek to prawy. Albo burmistrza. Jak mu srebrem sypniesz to będzie nawet spał na Twoim dobytku.

Przeborka skinęła głową, na znak, że rozumie.

- Będę tu o świtaniu. Bywajcie w zdrowiu. - uniosła lekko rękę w geście pożegnania, i wymaszerowała w karczmy, zostawiając kompanię samą na pastwę Zenobii.


 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 07-08-2017 o 09:54.
Autumm jest offline  
Stary 07-08-2017, 10:39   #16
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację

Kapelusz Trzewiczka powoli wynurzył się znad blatu, niczym płetwa grzbietowa rekina z głębin. Tylko tak jakby utknął w połowie. Czubek nakrycia głowy przewędrował z jednego krańca stołu na drugi, a potem z powrotem.
- Cześć! - Twarz niziołka zaatakowała w podskoku - Może wy widzieliście takiego niedużego gnoma? Nie? Szkoda… - Stimy znów dał nurka pod stół i wyszedł z drugiej strony, jakby szukając dla siebie lepszego miejsca. - Słuchałem o czym mówicie. To niebezpieczna wyprawa, a pewnie akurat nie macie żadnych magicznych przedmiotów, mam rację? Ochrona przed kwasem, co? Odpędzanie nieumarłych, tak? Dodatkowe źródło ognia, nie? Niełatwo zdobyć takie rzeczy, może poza ostatnim, ale mogę wam zaoferować moje usługi. - Mały jegomość usiadł w lekkim, żwawym podskoku na karczemną ławę. - Nie to, żebym miał brać udział w tej wyprawie, tak jak reszta tu zebranych co to to nie. Gdzie mi na smoka iść? Ale ulepszyć miecz, naprawić to i owo, dodać magicznego efektu tu czy tam, założyć jakąś pułapkę to tak. Możemy umówić się tak, że dam wam upust dziesiątą część tego co zwykle biorę, czyli jak dla was... - Stimy szybko porachował coś na palcach intensywnie marszcząc przy tym nos, jakby z trudem godził się na tak liche warunki - … no niech stracę... Otrzymacie wszystko co jestem w stanie wam zaoferować, a jest tego wiele! ...za koszt niezbędnych materiałów i hm... hm... piątą część jako moje wynagrodzenie. Otrzymam strawę jak reszta, ale nie wezmę nic z łupów. Jako dodatkowy wasz profit dorzucę identyfikację znalezionych przedmiotów po kosztach!
- No nareszcie! Ileż można było gadać o głupotach. Masz swoją ekipę, Piryt, wygląda solidnie i w dodatku nie ma ani jednego wąskodupca! To i ja się dołączę. Zobaczymy co powie smok, jak mu tona skał wybije kły. Oberżysta! - nagle Turmi zmieniła adresata - Pokój mi szykować raz, dwa! Kąpiel gorąca i pachnąca, pościel ma być czysta i mówiąc czysta nie mam na myśli niedawno wietrzona. Pluskwę obaczę, to jutro będziesz z dekarzami gadał, bo jak walnę, to gonty na milę polecą!
Stonehill ponuro spojrzał na Turmalinę obiecując sobie w duchu, że jeszcze dziś rozmówi się z Gundrenem na temat jego bezczelnej siostrzenicy.

- Zaraz, zaraz… - zawołał Joris przyzwyczajony do zdecydowanie krótszych i bardziej węzłowatych rozmów. Z każdą chwilą coraz bardziej tęsknił za Riką - Jaka piąta część? Jakie materiały? Jaki gnom u licha???
Powoli zaczynał żałować, że się na to ogłoszenie zdecydowali. Wabiło dziwaków jak miód, muchy.
- Wybacz panie niziołku, ale… no ni chu chu nie zrozumiałem co ty właściwie proponujesz. Chcesz się zapisać i w ogóle dostać zapłatę, ale wyruszać nie zamierzasz? I jeszcze mamy od ciebie jakieś cudowne precjoza kupować?
Joris pokręcił głową w całkowitym niezrozumieniu.
- I jak cię w ogóle zwą? To Twój znajomek mateczko? - tak jak pierwsze pytanie skierował do niziołka, tak drugie instynktownie do leciwej matrony, bo jakoś oboje zdali mu się z jednej gliny ulepieni.
- Nie synuś, nie znam tego krasnala - pokręciła głową Zenobia i mrugnęła zachęcająco - ale fajny jest, wygląda na takiego, jak to się mówi? Mały, ale wariat?
- Nazwij go jeszcze raz krasnalem, to pożałujesz - fuknęła Turmi - obok porządnego krasnoluda on nawet nie stał.
- To może weźmiecie i pójdziecie razem pomiziać kurę? - zaproponował Marv, nagle z trudem powstrzymując śmiech. - Podróżował ze mną karawaną przez kilka dni - odpowiedział na słowa Jorisa, kiedy już udało mu się nie zarechotać. - Nazywa się Trzewiczek. Gada ciągle, jak nie ma z kim to z kurą. Niestety obawiam się, że ogłoszeniem może zainteresować się inny mój znajomy, który jest strasznie narwany i równie gadatliwy - westchnął. - To może ja już pójdę, to co ustaliliśmy jak rozumiem się nie zmieni? - upewnił się jeszcze, zerkając na to na kobietę już nie takich lekkich obyczajów i niziołka, jakby spodziewał się, że spróbują wykręcić jakiś numer.

Trzewiczek zapowietrzył się, mocno nadymając policzki, kiedy co chwila ktoś inny odzywał się zamiast niego. Odczekał szykany, “przebijając” palcem policzkowe balony i patrząc znudzonym wzrokiem na tych ludzi.
- Panie człowieku... - Stimy naśladował w swej manierze Jorisa, lecz w tym wypadku nie od razu było jasne do kogo mówi, a mówił do Jorisa właśnie - Chcę ruszać z wami, ale nigdzie się nie zapisywać, chcę zaoferować wam magiczne ulepszenia, które użyte w odpowiednim momencie, mogą odwrócić tok wydarzeń. To wszystko w zamian za zapłatę od sprzedanej sztuki, co jest przecież uczciwe. Nie biorę pieniędzy za wyprawę tylko za sprzedany towar i usługi rzemieślniczo-magiczne. Cena tych usług równa jest kosztowi materiałów powiększona o piątą część tego kosztu. Przez całą wyprawę możecie ani razu nie skorzystać z moich usług, nie jem dużo to i wiele na moim udziale nie możecie stracić. O!

Może wydawać się, że Stimy Yol popełniał błąd, że nie chciał pobierać korzyści majątkowej bezpośrednio z wyprawy, ale gdyby to zrobił ciążyłyby na nim obowiązki, którym jako że był rzemieślnikiem mógłby z pewnością nie sprostać. Postępując w ten sposób pewnie pomniejszał swój zarobek, ale przynajmniej nie będzie musiał bić się ze smokiem, a też nie o sam zarobek mu w tym wszystkim chodziło, a o znajomości. Znać bohaterów co zabili smoka, nawet najmniejszego? Stimy już zawsze będzie mógł nazywać się Zaopatrzycielem Pogromców Smoków, a wszyscy w Phandalin i dalej, dalej, dalej będą jak jeden mąż mówić: Idziesz na smoka? Bez Trzewiczka się nie ruszaj! I! I oczywiście każdy będzie wiedział o kogo chodzi. I! Każdy bohater na świecie będzie znał jego imię!

Rozmarzony niziołek ocknął się z rozmyślań.
- No! To jak?
- Hmmm, walczyć nie chce, ale może się przydać. Zenobia napoi go trutką na gady i podsuniemy drakowi pod nos przywiązanego do pala. Dobra, Żwirek, bierzemy Cię - orzekła krasnoludka nie pytając nikogo o zdanie.
- Wspaniale! - Uradował się i wybiegł z karczmy. Być może podsłuchał wszystko wcześniej, a może nie, ale nie pytał wcale co, kiedy jak i gdzie.
- Ot patrzcie jak się jej nagle Baryłeczce zmieniło! - mruknął myśliwy do krasnoludki - Chwilę temu się jeszcze w głowę pukałaś, a teraz niziołków sama najmujesz.
- Powtórz proszę bo nie dosłyszałam, co tam marudziłeś pod nosem? - dopytała się słodko Turmi.
W odpowiedzi pokazał jej język i po prawdzie gotów był więcej rzec krasnoludzicy, zdążyć jednak nie było mu dane, gdyż drzwi znów otworzyły się z hukiem…
 
Sayane jest offline  
Stary 07-08-2017, 10:41   #17
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Jak to mawiali we wsi… „jak nie urok… to sraczka…”. Tori właśnie wracała ze zlecenia. Jakiś nieborak mało sobie stopy nie odrąbał, za dużo na słońcu pracował, przegrzał się i jak pijany zaczął młócić siekierą wszystko dookoła. Na szczęście dla niego… nikogo nie zabił, a sam… będzie żyć i nawet dalej chodzić, choć nieco kulejąc.
Urobiona po pachy kapłanka, nie miała czasu by zmienić zakrwawione ubranie. Była umówiona z Jorisem i… cholernie spóźniona. Biegła więc do karczmy, jakby świat miał się zaraz skończyć.
Na szczęście tutejsi mieszkańcy przywykli i do dziwnych zachowań półelfki i do krwi na jej ubraniu, którą coraz ciężej było spierać nawet magią…
Dopadając drzwi do tawerny, otwarła je na oścież i dysząc ciężko, weszła chwiejnym krokiem i z rozwianym włosem do środka…
Myśliwego trudno było dostrzec w tłumie zebranej gawiedzi, ale… na szczęście głos Turmi, wyznaczył selunitce drogę do przyjaciół.
Speszona podeszła do obleganego stolika, przyglądając się zebranym, obcym twarzom. Po drodze minęła się z wielką jak góra babą. Dla niziutkiej kapłaneczki przypominała groźną i waleczną “dzikuskę” z Północy o których czytała w księgach historycznych…
Starsza pani… której twarz prawie pękła w uśmiechu, wyglądała jakby została przypadkiem umieszczona w wiejskiej scenerii, a nie w podmiejskim zaułku i… jakiś rudy młodzik.
- Już jestem… jak się udała wyprawa Turmalino? Ślicznie wyglądasz. - Melune uśmiechnęła się blado do piersiastej kompanki, która jak zwykle wyglądała kwitnąco i powabnie, choć dobór wielkości dekoltu w sukience, był kwestią do etycznych dyskusji. Następnie spojrzała porozumiewawczo na Jorisa, posyłając mu drugi uśmiech, promienny i ciepły jak pierwsze promyki słońca jesiennego wschodu.
- Dziękuję skarbie, starałam się jak mogłam - odparła skromnie-nieskromnie Turmalina - ale Tobie przydałaby się kąpiel bo wyglądasz jak prosto z pola bitwy! A chyba już uspokoiło się w okolicy?
- SUNE ŚWIATŁOLICA! Pani! Co ci się stało? - rozległo się zaraz za nimi. U wejścia do karczmy ciężko dysząc stanął wysoki, postawny młodzian. Z przerażeniem w oczach lustrował zakrwawiony strój kapłanki i był nielicho zziajany.
Biegnąca kapłanka mignęła mu przed oczami kilka chwil wcześniej, a sądzac po ilości juchy, jaką miała na sobie, i pośpiechu, z jakim się poruszała, stało się coś strasznego. Shavri, choć był dość daleko, ruszył za nią biegiem.
Kiedy w wejściu do karczmy zaskoczony zoczył jeszcze dodatkowo niską, jaskrawą jak barwny ptak krasnoludzicę, machninalnie zrobił krok w tył, zasłaniając się uniesioną ręką.
- Ri...ka?! - tak jak pierwsza sylaba w ustach myśliwego pełna była entuzjazmu i radości, tak druga już istotnie zadziwienia - Na wszystkich bogów umarł kto na tym wyrębie???
Gdy jednak kapłanka przywitała się, krasnoludka odrzekła jej w duchu powitania, a jegomość jakowyś wpadł do środka na koniec wzywając samą Sune, Joris odetchnął, wstał i wyciągając dłoń przedstawił i tym obecnym i tym ku wyjściu się mającym.
- Drodzy moi mili, to zaś jest owa wspomniana wcześniej Torikha Melune. A rzec Wam trzeba, że nie żaden woj, czy inny mocarz, a właśnie ona jedna czarnego elfa co Phandalin zagrażał, samojedna usiekła. Będzie nam towarzyszyć w wyprawie na smoka onego.

Selunitka oderwała wzrok od ukochanego i z niejakim lękiem i konsternacją spojrzała na zdyszanego obcego. Trzy razy zlustrowała go od stóp do głowy zanim nie skupiła swego spojrzenia na przerażonej twarzy, by w końcu dotarło do niej, że owy jegomość zwracał się do właśnie do niej.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, Joris postanowił wystrzelić kulą ognistą prosto w jej twarz. Zarumieniona po same koniuszki lekko spiczastych uszu, cofnęła się o krok od stolika.
- Nie żyje… ŻYJE! Żyje znaczy się… ale rany na nogach mają w zwyczaju ciężko krwawić… a nie miałam czasu, bo byliśmy umówieni… - zaczęła się tłumaczyć zebranemu towarzystwu, nie wiedząc na kim się skupić. Dłońmi próbowała zakryć czerwone plamy na materiale, ale wychodziło jej to tak samo jak składanie pełnych zdań.
- Nie zabiłam Czarnego Pająka sama… - W końcu przymknęła oczy i wzięła głębszy wdech, zwracając się do myśliwego. - Zabiliśmy go razem… i ja, i ty, i Turmi i Yarla oraz… Marduk, nie rób ze mnie bohatera… - A gdy skończyła, odparła nieco weselej, choć ciągle wstydliwie, jakby przemawianie do większej grupy osób nie było jej zwyczajem. - Przepraszam nie przedstawiłam się, jestem Torika Melune jak już słyszeliście. Kapłanka i misjonarka świetlistej Selune. Wyruszę z wami na wyprawę oraz pomogę zebrać odpowiednie środki lub informacje, mieszkam w Phan najdłużej i znam tu wszystkich.
Shavri, który stopniowo uspokajał się w miarę najpierw słów człowieka, wokół którego wszyscy się gromadzili, a potem samej Toriki, odetchnął i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Jestem Shavri Traffo z Białej Grudy. Kowal i najemnik. I cieszę się, że nic nie nie jest, pani Toriko - skłonił się jej lekko, a potem zwrócił do postawnego mówcy, który zabrał głos pierwszy.
- Domyślam się, że ty, panie, jesteś owym Jorisem z ogłoszenia i o ile się nie myle właśnie wspomniałeś coś o smoku. Chętnie dołożyłbym do tej wyprawy swoje dwa miecze i łuk, ale muszę znać najpierw jakieś szczegóły.
- Tori, Marduk został w Neverwinter, więc miejsca drużynowego berserkera i tyłownika są wolne, ale chętnych nie brakuje. Tyłownikiem już nawet wiem kto będzie, Żwiruś pewnie nada się jak znalazł - Turmalina zakomunikowała kapłance po czym otaksowała nowoprzybyłego - Też się piszesz na masowe samobójstwo?
- Jak zwykle tak, moja Pani - odparł tropiciel i również jej lekko się skłonił. Wyszedł z założenia, że żartem spróbuje zasłonić swoją pierwszą reakcję na krasnoludkę.
Marv, który od momentu wparowania do karczmy Shavriego siedział bez ruchu, z miną tak kwaśną jakby najadł się czegoś wyjątkowo niestrawnego, wstał nagle.
- Zasiedziałem się. Do zobaczenia o świtaniu - skinął głową w stronę Jorisa. - A ty Shavri możesz równie dobrze iść ze mną, opowiem na co się właśnie zgłosiłeś. Ci tutaj jeszcze zdążą mieć cię dość - uśmiechnął się do tropiciela i skierował do wyjścia.
- Ż-żwiruś? - spytała cicho ciemnoskóra półelfka, pochylając się nad krasnoludzicą, co by pewniakiem ją usłyszała.
- Drobny i do niczego się nie nadaje - Turmalina kiwnęła głową w kierunku gdzie zniknął Trzewiczek - Pasuje mu jak ulał.

Shavri spojrzał na Marva i w duchu westchnął. Okazuje się, że działał na Hunda dokładnie w taki sam sposób, w jaki działał na swojego ojca - włócznik patrzył na niego z góry. I w przeciwieństwie do swojego ojca, Shavri nie mógł mu mieć tego za złe, ponieważ wiedział, skąd to się wzięło. Chciał jednak choć trochę poznać nowych towarzyszy.
- Tak, masz rację, szkoda się powtarzać i chętnie Cię wysłucham, ale później. Chciałbym najpierw poznać trochę chociaż naszą nową kompanię - uśmiechnął się do Toriki. - Idź, posiedzę tu chwilkę… zjem coś może, zrobię ostatnie zakupy i spotkamy się później. Koło naszej karawany? Albo gdziekolwiek chcesz.
- Jasne - rudowłosy wzruszył ramionami, skinął raz jeszcze pozostałym i wyszedł z karczmy. Musiał się rozmówić z Leną i w sumie wolał zrobić to bez udziału Shavriego.
- Aaa… - Melune westchnęła, jakby już wszystko rozumiała, choć tak naprawdę było na odwrót. Kątem oka wyłapała uśmiech, który odwzajemniła z łanią płochością, po czym przysiadła na ławie obok zaklinaczki, ale tak by jej nie pobrudzić, ani nie zagiąć żadnej z fałdek jej wspaniałej sukienki, dobrze wiedząc, że by tego nie przeżyła.
Shavri zamówił dla siebie gorącej strawy i usiadł obok nowych towarzyszy broni. Cieszyło go to, że będzie mógł z nimi podróżować. Dobrze im z oczu patrzyło… Może pomijając starszą Panią - która mogłaby być jego babcią, a z racji drapieżnego spojrzenia napawała go lękiem - oraz krasoludki, której tak się wystraszył zaraz na wejściu. Nie zamiarzał jednak pozwolić, aby pierwsze wrażenie miało mu przysłonić wszystko inne. Mieli w końcu razem dzielić przygodę, chleb i ogień.
A skoro już o tym dzieleniu i ogniu mowa, Shavri zanotował w pamięci, żeby po spotkaniu z Marvem kupić jeszcze nieco obroku dla Mirry i odwiedzić kapliczkę. Może mają tam jakieś mazidła leczące. A jeśli coś zostanie - trochę racji żywnościowych.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 07-08-2017 o 19:25.
sunellica jest offline  
Stary 07-08-2017, 10:51   #18
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział pierwszy

Phandalin
Eleint, Śródlecie


Pozostałą część dnia nowa drużyna Jorisa spędziła na kompletowaniu ekwipunku, zbieraniu informacji i rozmowach; tudzież bumelowaniu - w zależności od charakteru.

Przeborka postanowiła poszukać dawnej mieszkanki Thundertree i w krótkim czasie została skierowana do domostwa cieślowej. Ku rozczarowaniu wojowniczki Mirna Dendrar nie miała wiele do powiedzenia; opuszczając Thundertree była jeszcze dzieckiem, a po trzydziestu latach z okładem niewiele pamiętała. Wieś jak wieś, leśna osada z dość zwartą zabudową, jakiś kwadrans czy pół świecy marszu od neverwinterskiego traktu. Dużo mniejsza od Phandalin, rzut kamieniem z jednego końca na drugi. Z ciekawszych miejsc był tam duży budynek służący za koszary dla straży oraz wieża (czy raczej niska baszta) maga. Opowieść o spopielonych zombie i roślinnych wynaturzeniach pokrywała się z informacjami Jorisa; wspomniany przez niego druid bywał tam jedynie okazjonalnie. Nieco rozczarowana Przeborka pokręciła się jeszcze po Phandalin, ale nikt nie był na tyle głupi by zapuszczać się w tak niebezpieczny rejon, więc nie mogła liczyć na dokładniejsze informacje. Zaszła też do Składu Barthena; właściciel zgodził się przechować jej majątek przez dowolny czas za sztukę srebra dopiero gdy wspomniała osobę Jorisa. Faktycznie wyglądał na uczciwego; na pewno bardziej niż burmistrz. Wojowniczka dobiła targu i poszła poczynić ostatnie przygotowania do drogi.

Tymczasem Marv ruszył na poszukiwanie swojej chlebodawczyni, którą zastał w obozowisku przeglądającą pergaminy ze spisem towarów.
- Nie, żebym się zdziwiła, ale… - westchnęła po wysłuchaniu słów włócznika. - Na razie czekam na przybycie właściciela kopalni, co może nastąpić dziś, lub za dekadzień wedle słów karczmarza. Posłałam umyślnego, więc raczej wcześniej niż później. Interes idzie nieźle, więc zostaniemy tu kilka dni niezależnie od sprawy z kopalnią. Poza tym mam jeszcze jeden pomysł. Sądzę, że zdążysz wrócić; jeśli nie, zastaniesz nas w Triboarze. A właśnie - Lena uśmiechnęła się przebiegle. - Słyszałam, że ten Joris, z którym wyruszasz, i jego towarzysze są współwłaścicielami kopalni. Niewielki procent, ale jednak. Może dałoby się ich namówić na sprzedaż udziałów lub współpracę? Jesteś rozsądnym młodzieńcem; miej to, proszę, na uwadze. Shavri też jedzie jak rozumiem? - bardziej stwierdziła niż spytała. Podróżowali razem na tyle długo, że handlarka mogła z dużym powodzeniem przewidzieć zachowanie beztroskiego tropiciela. Mina Marva starczyła za odpowiedź. Lena roześmiała się. - Dasz sobie z nim radę. - włócznik nie był do końca pewien czy chodziło o Shavriego czy smoka, ale chyba o tego pierwszego. - Widziałam na rynku kapliczkę Tymory, nie zaszkodzi poprosić jej o pomoc.
Lena nie była zbyt religijna, lecz przed każdą podróżą składała datek w świątyni patronki szczęścia na równi z datkami dla Waukeen, patronki kupców. Jak dotąd się sprawdzało.


Pozostała część nowej kompanii również zabrała się za pakowanie i zakup niezbędnych przedmiotów. Dla Jorisa, Tori i Turmaliny problemem był brak wierzchowców, w które - jak się okazało - zaopatrzona była większość nowej drużyny. Co prawda w osadzie nie było handlarza końmi, ale znalazłoby się kilka osób chętnych wypożyczyć konie swoim bohaterom. Oczywiście za odpowiednią opłatą. Choć zważywszy na cel ich podróży można to było raczej nazwać kaucją…



O świtaniu wszyscy zebrali się na ryneczku i ruszyli w długą i nudną drogę do Thundertree, umilając sobie czas opowiastkami z podróży. Przynajmniej niektórzy, bo część ekipy wolała solidnie pomilczeć i skupić się na ewentualnych zagrożeniach. Na szczęście nadal żadne istoty nie zajęły miejsca wybitych przez bohaterów goblinów, toteż miecze pozostały w pochwach.
Po kilku godzinach drużyna skręciła na trakt w stronę Neverwinter, szybko zrównując się z dwuwozową, dobrze chronioną karawaną. Po wymianie zwyczajowych uprzejmości Przeborka zagadała o Thundertree i smoka, nie chcąc przepuścić okazji do zasięgnięcia języka. Kwaśne miny kupców wskazywały, że dobrze trafiła. Choć, jak się okazało, nie do końca…
- Dajcie spokój z tymi bajaniami o smoku. Prędzej tam bandyci siedzą, tośmy widzieli na pewno.
- Ano… Elf złoty gonił jednego i zarżnął na naszych oczach! Pewnikiem się o łupy pokłócili.
- Szalony był, ślepia mu się jarzyły i jakieś bajki wygadywał o smoczych sługusach.
- Mieliśmy zgłosić to straży w Neverwinter, ale nie wiem czy jest sens…
- Bajania… kto by chciał smokowi usługiwać i w czym? Dziewice na złotych talerzach podawać?

Ochroniarze zarechotali zgodnie choć widać było, że dziwne spotkanie kilka dekadni wcześnie wywołało w nich zrozumiały niepokój. Kupcy zaproponowali nawet by drużyna im towarzyszyła, lecz podróż z powolnymi wozami znacznie opóźniłaby wędrówkę, a Joris chciał jeszcze rozeznać teren przed zmrokiem. No i wolał nie wdawać się w dywagacje na temat szalonego elfa, co do którego personaliów miał swoje podejrzenia... Kupcy opisali więc dokładnie miejsce w którym odbyli dziwne spotkanie i życzyli drużynie szczęścia.

[media]http://orig09.deviantart.net/21fa/f/2011/315/4/0/the_misty_wood_by_chaoyuanxu-d4fvdy0.jpg[/media]

Słońce stało dość nisko gdy śmiałkowie znaleźli zarośnięty trakt i ruszyli nim, prowadząc konie za uzdy. Zwierzęta parskały niespokojnie; im głębiej szli w las, tym bardziej dziwne i zdegenerowane stawały się okoliczne rośliny. Po drodze znaleźli kilka rozwleczonych, objedzonych przez mrówki szkieletów. Rany na kościach wyglądały jednak na zadane bronią, nie pazurami i zębami; przynajmniej nie większymi niż lisie.

W końcu stanęli u wejścia do zrujnowanej wsi. Kiedyś musiała być bardzo bogata - domu miały kamienne podmurówki, lub były wręcz całe z kamienia, a na niewielkim wzgórzu stała spora wieża. Jej dach zawalił się, podobnie jak przyległej chaty oraz większości innych budynków. Część domów wyglądała jednak na mniej lub bardziej nietkniętą. U wejścia do zrujnowanego Thundertree stał duży drewniany znak z napisem:


NIEBEZPIECZEŃSTWO!
ZOMBIE I ROŚLINNE POTWORY!
ZAWRÓĆ PÓKI MOŻESZ!


Drużyna cofnęła się, rozbijając obozowisko nieopodal traktu. Zostawiwszy konie pod opieką mniej wprawnych w leśnym poruszaniu kompanów tropiciele (wraz z Przeborką, która uparła się by również iść) ruszyli na obchód okolicy. Brak śladów większej zwierzyny wskazywał na to, że informacje o smoku mogły być prawdziwe. Zwierzęta nie zbliżały się do Thundertree; zresztą roślinność była tak gęsta i splątana, że i oni musieli obejść osadę szerokim łukiem. Raz czy dwa coś zaszeleściło w krzakach, ale grupka nie dostrzegła żadnego przeciwnika. Dopóki ten nie pokazał im się sam - kilka humanoidalnych kształtów dosłownie wyrosło przed trójką zwiadowców, wyciągając w ich stronę gałęzie, ostre jak sztylety.


 
Sayane jest offline  
Stary 09-08-2017, 16:30   #19
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Minął miesiąc od ostatniej ich wyprawy. Miesiąc pracy w wiosce, w domu Garaele i przy budowie nowego jej i, oby bogowie pozwolili, Jorisa. Torikha jak zwykle pracowała na najwyższych obrotach. Spieszyła z pomocą zakatarzonym dzieciom, draśniętym lub skacowanym drwalom, pogryzionym przez robactwo nastolatkom, starym i młodym. Gdy trzeba było posprzątać w zagrodzie - pomagała, gdy skończyły się zioła na wszelkiego bolączki - wyruszała sama w las i nie wracała dopóki nie znalazła odpowiedniej ilości do zasuszenia. Warzyła eliksiry, wytapiała maści, nastawiała nalewki i marynowała wszelkiego rodzaju specyfiki, które mogłaby wykorzystać w niesieniu pomocy potrzebującym.

Romans z Jorisem, powoli posuwał się do przodu. Myśliwy nie chciał się śpieszyć, albo bał się, że skrzywdzi w jakiś sposób swym zachowaniem selunitkę. Tori nie za bardzo umiała ośmielić swojego ukochanego, samej pozostając płochą łanią, która jakimś cudem trafiła z dzikiej głuszy do tętniącego życiem i prężnie rozwijającego się miasteczka. Cieszyła się jednak z tego co miała, coraz śmielej wyglądając w przyszłość. Aż nadszedł czas, kiedy złożona broń i zbroja ponownie musiały zostać przywdziane.
Smok… to… brzmiało dumnie, chyba jeszcze dumniej od drowa. Kapłanka nie wiedziała, jak sobie poradzą z tak ogromnym przeciwnikiem. Czy plotki o skrzydlatych gadach były prawdziwe? Porywały dziewice? Sypiały na kopie złota i były wredniejsze od rudych wiewiórek? Zionęły ogniem i tylko rycerze na białych koniach mogli je pokonać?

Cóż… półelfka niedługo będzie mogła sama się o tym przekonać. Drużyna została zebrana i jutro… jutro wyruszą ku nowej przygodzie. Tymczasem teraz… w ostatnią noc, kiedy Selune w połowie swej okazałości świeciła nad dachami śpiących rodzin, Melune wyszła na polanę dwa kwadranse od wioski. Ustawiła na środku pożyczony kociołek i zalała go wodą. Wsypała pokaźny worek srebra po czym odprawiła modły mieszając dłonią srebrzystą ciecz, która lśniła księżycowym blaskiem swojej latarni na niebie.
Wyprawa do Thundertree wymagała pewnego zabezpieczenia przed nieumarłymi, które podobno były zmutowane, a co za tym idzie… mogły być trudniejsze do odpędzenia lub pokonania.
Rozbierając się do naga, dziewczyna skorzystała z okazji i pozwoliła sobie na krótki oraz spontaniczny taniec wokół powoli uspakajającej się tafli świętej wody.
Ruszała się jak młoda driada, która bujała rękoma jak gałązkami wierzbowymi.
Blizny na jej hebanowym ciele pozostawione przez niewolniczy bat, lśniły marmurową bielą. Świetlista Pani kochała swoje dzieci, nawet te z niedoskonałościami. Promyki księżyca niczym czułe palce, głaskały umięśnione ciało obrończyni wiary, chwaląco i pieszcząco.
Tori pomimo obaw cieszyła się na kolejną wyprawę i jej bogini również zdawała sobie z tego sprawę.

W drodze powrotnej, po długiej i żarliwej modlitwie oraz medytacji, kobieta śpiewała kołysankę w swoim ojczystym języku. Pieśń tą śpiewała jej w okresie niemowlęctwa jej matka. Wspaniała elfia wojowniczka. Teraz ona… śpiewała ją mieszkańcom, by ich sny były lekkie i piękne.

***

Po pożegnaniu się z siostrą Garaele, Rikha wyruszyła na umówione spotkanie. Ubrana była jak valkiria, którą wszak była. Jej wspaniale wyrobiona zbroja półpłytowa o pięknie rzeźbionym napierśniku w osty, lśniła w porannym słońcu, jednakże wprawne oko wyłapywało liczne ślady użytkowania ochraniaczy, świadczące o wielu niestrudzonych i nieopowiedzianych walkach.
Kapłanka Selune nie stroiła się na pokaz. Była profesjonalistką i na taką wyglądała.
Na plecach wypchany plecak, przykryty był dużą metalową tarczą, która przeżyła jeszcze więcej od samego napierśnika. Na porysowanej powierzchni, widać było rysę dłuta, które wyryło święty symbol patronki, spoglądający swymi oczami na to, czego dostrzec nie mogła sama wojowniczka.


U pasa wesoło bujała się broń. Dziwna i niespotykana w tejże rejonach. Pewniakiem magiczna i zdobyta podczas licznych wojaży, może nawet w samej Kopalni? W jakiś dziwny sposób nie pasowała ona do łagodnego i kobiecego, bądź co bądź wizerunku półeflki, ale była ona jedyną… którą przy sobie miała.
No dobra… była jeszcze kusza, ale w niej nic dziwnego, ni niesamowitego nie dało się dostrzec.

- Turmalino… Jorisie… - przywitała się ze starymi kompanami, po czym skinęła na nowych. - Mam dla was po flakonie wody święconej. Idziemy na tereny chodzącej śmierci, jeśli się rozdzielimy, chcę byście mieli jak się bronić. - Wyjmując z kieszeni dwie szklane butelki wręczyła po jednej krasnoludce i myśliwemu, po czym podeszła z uśmiechem do rudowłosego Marva.
- A to twoje… - Podała dwa szkła ze święconką oraz pięć złotych monet. - I reszty nawet zostało. - Uśmiechnęła się, rumieniąc, gdy rozmowa zeszła na tematy pieniędzy.

***

Podróż odbyła pieszo. Melune nie posiadała konia ani nie potrafiła na takowym jeździć, nie odważyła się więc wypożyczyć chabety od kogoś z wioski. Jeszcze by się połamała i tyle by było z jej wyprawy na zielonego gada. Na szczęście kobieta krzepę miała jak sam wół i bez trudu nadążała za resztą, słowem się nawet nie skarżąc.

Gdy pozostała z resztą w „obozie”, z niejakim lękiem spoglądała jak myśliwy odchodził na zwiad. Wiedziała, że sobie poradzi, co nie zmieniało faktu, że trochę troski nigdy nikomu nie zaszkodziło…
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 09-08-2017, 19:47   #20
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- Obawiam się że nie ma szans na wolny pokój, wszystkie są zajęte przez klientów - twarz karczmarza mówiła bardzo wyraźnie że nie da się zastraszyć. Nawet groźbą rozwalenia dachu.
Za to Turmalina była czerwona ze złości, można by rzec - jak gotowany rak.
W końcu - jak to?
Dla Bohaterki?
- Zobaczycie jak następnym razem pojawią się Czerwoni albo jakiś troll - Turmalina położyła ręce na swoich rozłożystych biodrach i patrzyła się na karczmarza z góry, pomimo że była dobre dwie głowy niższa - Będę siedziała nieopodal i przyglądała się jak ściągają z was podatek. LUB SKÓRĘ!!! JAK ŚMIESZ!!! Pogadam sobie z burmistrzem. Z pewnością będzie miał coś do powiedzenia na ten temat. A teraz wynoszę się stąd. Nie kłopocz się z utwieraniem mi drzwi, poradzę sobie...

Uderzone falą ziemi wspomniane drzwi otworzyły się gwałtownie i szeroko, a gdy Turmalina przekroczyła próg, górny zawias odmówił posłuszeństwa i puścił.
- SKANDAL!!! - można było usłyszeć oddalające się fochy krasnoludki.

Pół godziny później Turmalina pojawiła się jednak w gospodzie z powrotem. Gwar ucichł, a wszyscy przezornie odsunęli się pod ściany tworząc pustą przestrzeń między nią a szynkwasem, za którym aktualnie stał oberżysta.
Krasnoludka szybkim, energicznym krokiem przemierzyła podłogę stukając rytmicznie podkutymi (a jakże!) trzewikami, w ciszy sięgnęła do sakiewki i położyła trzy srebrne monety na blacie.
- Na naprawę drzwi. Przepraszam, poniosło mnie. Nie będę się naprzykrzać, chcę tylko rozłożyć się z namiotem pod gospodą. Wynajmę teren do jutrzejszego wieczora.
Gospodarz bąknął coś tylko o tym że jest mnóstwo bezpańskiego wolnego terenu, ale krasnoludka nalegała. Dlaczego? Wkrótce dane mu było się dowiedzieć, jemu i całemu Phan.

Niecałe dziesięć, dwadzieścia minut później gospoda zaczęła pustoszeć. Z początku nie było to podejrzane, gości zawsze to ubywało, to przybywało, ale gdy sala pełne stoliki zaczęły przypominać zwierzęta na wymarciu, karczmarz przerwał swoje pełne godności polerowanie szklanek i postanowił wyjść na ganek i się rozejrzeć.
W drzwiach niemal przewróciło go dwóch wozaków, już mówił "Zaprasza.." gdy przerwali mu.
- My tylko po kolegów.

Co jest grane? Wtem z zewnątrz usłyszał gwar, normalnie zarezerwowany dla wiejskich festynów i gospody właśnie. Wesołe okrzyki, szczęk naczyń, toasty, mlaskanie, a nad tym wszystkim wyraźny głos Turmaliny Hammerstorm
- Sama wszystkiego nie zjem, wołajcie kolegów, przyjaciół! Zapraszam wszystkich!
Rozpromieniona krasnoludka w jednej dłoni dzieżyła kufel z piwem, w drugim ciasto z kruszonką. I stała pośrodku wielkiego pawilonu, zastawionego stołami, jadłem i napitkiem na ponad sto osób!


Krasnoludka podeszła do Stonehilla o wręczyła mu kufel piwa.
- Co macie tak nos na kwintę, gospodarzu? Wyczarowałam sobie namiot. A że czar tworzy od razu jadło i napitek dla setki chłopa to przecież skąpa nie będę i się podzielę. Spróbuj golonek, są wyborne, miód też. Uszy do góry, nie na codzień trafia się niezapowiedziany festyn!

Biedakowi opadła szczęka. Nie wiedział co powiedzieć, w głowie tylko liczył straty, obroty z przerobu obu karawan właśnie poszły się sypać. Zapasy które poczynił na tę okazję licząc na zysk uderzyły go po kieszeni a tu taka rzecz.
- Nie bądź taki smutny! Jak jutro wrócimy z głową smoka, wyczaruję znów sobie namiot.
W tym momencie świat biednego karczmarza się zawalił, kufel upadł na ziemię, a on sam trzasnął ledwo naprawionymi drzwiami.
Do wieczora mieszkańcy i przyjezdni raczyli się jadłem i napitkiem, wznosząc toasty za zdrowie i powodzenie Turmaliny Hammerstorm.



* * *


Wczesnym rankiem Turmalina stawiła się gotowa do wymarszu. Tym razem suknia była ciemnobordowa, materiał mocniejszy, całość szyta tak, by nie przeszkadzać w podróży. Całość dopełniał gorset ze skóry tłoczonej w kwietne wzory i biżuteria, dyskretna ale po kunszcie widać było że można było kupić za nią ćwierć Phandalin. Miała przy sobie nieodłączny plecak z zapasami i arbaletę, tę samą która towarzyszyła jej na dotychczasowych przygodach.
- Oszalałam - oznajmiła zgromadzonym, a zwłaszcza Torice i Jorisowi - Oszalałam, że idę zabijać jakieś smoczysko. Ale jak puszczę Was samych to skończycie jako gadzia przekąska. A na to pozwolić nie zamierzam. I tak już jestem w plecy z memoriałami, więc nie ważcie mi się dokładać nowych. To w drogę!
 
TomaszJ jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172