Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-05-2018, 08:54   #241
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Było… nietęgo, by nie mówić, że było źle. Oczywiście gdyby Torikha się postarała, to by powiedziała, że jest wręcz chujowo… lecz kapłance nie wypadało bluźnić.
Ale pomijając te wszystkie dywagacje, to tak… było beznadziejnie.
Miasto Neverwinter okazało się większe, niźli miało być. Trzewik był złodziejem, przez którego całe miasteczko Phandalin było w niebezpieczeństwie. Joris okazał się mężczyzną o „niebezpiecznych” pomysłach, które wysoce niepokoiły półelfkę, a Sharvi… ten był już po prostu martwy.
Diademu nie było i nie wiadomo czy w ogóle będzie. Co do kwestii jego kradzieży Melune ani przez chwilę w nią nie uwierzyła. Jej ukochany kłamał, a Stimy… szkoda gadać.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że dziewczyna czuła się całkowicie bezsilna. Wszystkie te wydarzenia, łącznie z felerną podróżą do portu Never, była poza jej możliwościami poznawczo-sprawczymi. Oczywiście nie było w tym nic nadzwyczajnego. Jej zdanie bardzo szybko dało się zdusić lub zagłuszyć przez kogoś odważniejszego i głośniejszego. Bardzo łatwo zawierzała innym, którzy wydawali się mieć plan rozwiązania jakiegoś problemu. Ta nijakość, niewyględność, poddańczość, była spadkiem po niewolniczym życiu, które nauczyło jej słuchać i wypełniać rozkazy, bez choćby cienia własnej refleksji. Okres ten jednak się skończył i Tori była wolna i to w podwójnym tego słowa znaczeniu. Była wolna jako jednostka, czyli nie podlegająca nikomu i niczemu na tym padole. Mogła robić co chce i jak chce, lecz musiała stawiać czoło konsekwencjom swoich czynów, w tym swoich wzlotów i… porażek.

Była także wolna, czyli nie za szybka w swoich poczynaniach. Nie dlatego, że była głupia lub opóźniona w rozwoju, po prostu nie była przyzwyczajona do szerokiej palety możliwości jakie stały przed nią otworem w każdej, nawet najprostszej, dziedzinie życia - ot choćby taka rozmowa.
Dla zwykłego człowieka czy innego humanoida, była to czynność nie stwarzająca żadnych problemów, ale dla selunitki było to wyzwanie - równe epickiej walce ze smokiem.
Z kim rozmawiać, o czym rozmawiać, jak rozmawiać, czego nie mówić, co mówić, jak siedzieć, czy w ogóle siedzieć, gdzie patrzeć… skupiona na tych wszystkich szczegółach bardzo szybko jest „wyprzedzana” przez swoich towarzyszy. Tak było choćby w rozmowie z Elizą.
Joris z Sharvim przejeli rozmowę z czarodziejką i ta… potoczyła się w dość niefortunnym kierunku. Teraz Rikę czekała kolejna rozmowa… tym razem z Garaele, która jeszcze nie wie ile wstydu przyniosła jej Melune przed zwierzchniczkami.
Zanim to jednak nastąpi, trzeba by przetłumaczyć te cholerne księgi o które było tyle rumoru. Kobietę mało co interesowały „prawdy” w nich zawarte, ale wtedy przy śniadaniu… będąc skacowana i wśród istot, które myślała, że choć troszkę zna i którym choć troszkę może ufać, doznała w końcu olśnienia. Po pierwsze… gówno o nich wiedziała, a oni za gówno mieli jej pomoc i w zasadzie to wcale nie chciała z nimi przebywać więcej niźli było to wymagane. Czuła się oszukana i zwyczajnie miała dość.

Wchodząc do siedziby Przymierza, półelfka przyjrzała się twarzy łysej „mniszki” i podeszła do kontuaru.
- Dzień dobry… - przywitała się, spoglądając na zwisającą z regału łasicę. Alehandra z łagodnym uśmiechem skinęła głową kapłance. -To znowu ja, lecz tym razem nie mam ze sobą listu, ale mam dwie księgi, których nie potrafię odczytać, a co do których mam pewne wątpliwości. Czy jest ktoś z kim mogłabym o tym porozmawiać? - To rzekłszy, położyła oba tomy na ladzie, rada, że w końcu nie musi ich trzymać.
- List polecający nie działa jednorazowo, chyba że ktoś zarządzi inaczej - uśmiechnęła się mniszka i sięgnęła po księgi, przeglądając tytułowe strony. - Są zapisane w piekielnym, zaraz sprawdzę czy ktoś ma dziś wyuczone zaklęcia rozumienia języków. Tak zawsze sprawniej idzie, nawet jeśli ktoś jest biegły… - kobieta sprawdziła rejestr. - Jest. Koszt to 50 sztuk złota za pół godziny lektury, co daje nam pięćdziesiąt przeczytanych stron pod warunkiem, że zapiski nie są magiczne. Jeśli są, koszt wzrośnie - podsumowała, a gdy Tori kiwnęła głową mniszka zaprowadziła ją do jednego z gabinetów. Po chwili zjawił się w nim rusowłosy gnom, Fineas Pane, który - powitawszy kapłankę uprzejmym chrząknięciem - niemal rzucił się na księgi.
- No, no, no, co my tu mamy… - mamrotał z lubością przyglądając się paskudnym okładkom. - Tą znam - wskazał na jedną, nie otwierając jej nawet. - To traktat o niższych planach, Dziewięciu Piekłach innymi słowy. Dość podstawowe dzieło, polecane specjalistom od przywołań wyższego stopnia. Lepiej nie przyzwać baatezu jeśli interesuje cię imp, prawda? - roześmiał się sucho. - To drugie, hm… tego nie widziałem… interesujące…
- Z-zna pan te księgę? - dopytała się cicho dziewczyna, kładąc czubki palców na „wzgardzonym” woluminie. - Traktuje ona o przywoływaniu demonów… czyli to jakiś… - Starała się szukać odpowiednich słów, ale im dłużej jej zwoje mózgowe pracowały, tym dłuższa cisza panowała w pomieszczeniu i w tym większą panikę Torikha wpadała.
- To leksykon jakiś? Encyklopedia? Samouczek? Coś jak podręcznik? Zrób to i to, a przywołasz tego i tego? Są tam opisane jakieś czary lub rytuały potrzebne do przywoływań? Czy to niebezpieczna księga, czy raczej coś na wzór… zielnika, gdzie opisuje się rodzaje roślin, ich zastosowania i występowanie, ale nie ma przepisów na… “produkty”?
- Zielnika?
- czarodziej wytrzeszczył oczy na Melune, a potem się roześmiał. - No tak, hm… można użyć takiego porównania. Leksykon diabłów i demonów, opis Planów ich bytowania i zależności między nimi, hierarchii, imion znanych władców i tak dalej. Co do “przepisów” zaś to przywołanie magiczne nie różni się wiele od kapłańskiego, z tego co wiem. Formuła zmienia się fragmentarycznie w zależności od rodzaju przyzywanego stworzenia, podobnie jak zabezpieczenia. Podstawy są takie same. Co innego gdy potrzebujemy przywołać konkretne stworzenie z imienia; ale to już wyższy stopień wtajemniczenia. Niewielu specjalistów tej klasy można spotkać poza szkołami magii czy ich własnymi laboratoriami. Nawet jeśli zna się teorię, to praktyki można nie opanować przez całe swoje życie. Takie zaklęcia wymagają środków, czasu, a przede wszystkim spokoju. No i tego - postukał się palcem po głowie.
Półelfka rozluźniła się nieco, wpatrując się w omawianą księgę. Chwilę siedziała w zamyśleniu, masując opuszkami skórzastą okładkę, zanim nie podjęła kolejnego wątku.
- A co z tą drugą? Pierwszy raz ją pan widzi? Ile czasu zajmie panu przeczytanie jej? Zależy mi by się dowiedzieć, czy książka ta nie jest niebezpieczna… czy wiedza w niej zawarta, użyta do mrocznych celów, nie przysporzy kłopotu mojej społeczności. - Wróciła na chwilę spojrzeniem do otchłannej encyklopedii. Jej wiedza na temat przybyszów, złych i dobrych, była bardzo mała. Może powinna w drodze do Phandalin przeczytać tę pozycję? Może czegoś by się nauczyła na… przyszłość?

- Cóż to za uprzedzenia? Każdej mocy można użyć w dobrych i złych celaach. Jeśli nekromanta użyje szkieletów by odeprzeć atak orków na miasto to powiesz, że jest be, hę? Ech, ludzie… I zawsze wam się śpieszy. 50 pierwszy stron przeczytam w ramach zaklecia, jakąś świecę to zajmie. Wtedy bedzie wiedzial co to konkretnie jest i do czego może się przydać. No to do dzieła - Fineas zatarł ręce, błyskawicznie wydeklamował czar rozumienia języków i otworzył drugą księgę. Kapłanka przycupnęła w ciszy na krześle; i tak nie miała nic lepszego do roboty. Do drużyny wracać nie chciała.

Ledwie czarodziej skończył czytać pierwszą stronę, gdy nagle w powietrzu zaskwierczało i obok biurka w chmurze zielonkawego dymu o zapachu zgniłych jaj pojawiło się… coś.


- Demon, pomocy!!! - zaskrzeczał zdjety grozą mag, gwałtownie odpychajac od siebie zaklętą ksiegę.

Poczwara ryknęła i zamachnęła się długimi łapami na czarodzieja. Potężne pazury rozorały szatę i ciało naukowca, który upadł na ziemię, krwawiąc z licznych ran. Następnie demon rzucił się na kapłankę, kłapiąc zaślinioną paszczą. Torikha mogła walczyć, ratować gnoma, lub rzucić się do drzwi wyjściowych. Podejrzewała jednak, że w tym budynku nie znajdzie magów z czarami ofensywnymi; chyba że gości.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 18-05-2018, 16:10   #242
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Przymierze

Zdjęta przerażeniem półelfka, nawet nie zauważyła, że gdzieś podczas tego co się działo, poderwała się z krzesła na równe nogi. Stała w pełnej zbroi (na którą wydała całe swoje oszczędności i na samą myśl, że ktoś mógłby jej to ukraść dostawała zawrotów głowy) lecz… z gołymi rękoma, a przed nią kłapał paszczą potworny potwór.
Każda komórka w ciele ciemnoskórej krzyczała w niebogłosy o inwazji, śmierci, oraz klątwie.
Klątwa ta dotyczyła oczywiście Torikhi. To ona była przeklęta, bo wszystko czym się parała obracało się w katastrofę.
Jedno, wielkie pasmo nieszczęść.
Ten cholerny dziadyga miał tylko przeczytać cholerną księgę, którą ukradł cholerny Trzewik, a cholerny Sharvi uparł się, by sprawdzić co w sobie kryła i jeszcze ten cholerny Joris zachowuje się jakby stał się cholerny koniec świata bo jakaś cholerna cizia uraziła jego cholerną dumę!
Najgorsze w tym wszystkim było to… że koniec końców to przed nią stał CHOLERNY DEMON!
DE-MON!
A to cholerne gnomiszcze darło się jak baba w ukropie.
W Melune obudziły się gniew i złość, a długo skrywane urazy i kompleksy, zaczynały wychodzić na powierzchnię, zupełnie jak wtedy w walce z Pająkiem. Ten cholerny drow by ich tam zabił, gdyby nie zaczął kłapać dziobem jak przekupka na targu.
Może i selunitka nie miała przy sobie miecza, ani kuszy, ani nawet patelni, którą mogłaby się bronić, ale stała za nią bogini i jej łaskawa moc. W tej chwili Rice nie było nic więcej potrzeba.
Zaczęła się modlić.

Świetlista Panienka natychmiast zesłała swą moc kapłance na pomoc. Pomieszczenie w którym urzędował magus zostało rozświetlone srebrzystym blaskiem księżyca, a półelfka będąc centrum nadprzyrodzonej poświaty, wydawała się być przybyszem z najjaśniejszych rejonów niebios. Rozzłoszczony lub skuszony tym potwór rzucił się z ponownie pazurami na dziewczynę lecz chybił. Wściekły wydał z siebie gulgoczący odgłos, próbując wgryźć się w Tori, lecz zbroja… którą na sobie miała i której kradzieży nie chciała ryzykować, zostawiając ją w karczmie lub depozycie przy bramie miejskiej, uchroniła ją przed ranami.
Kły ześlizgnęły się po metalu z głośnym zgrzytem od którego zabolały uszy. Gnom nie czekał na lepszą okazję i począł czołgać się od nogami stwora w kierunku wyjścia na bezpieczny korytarz.

Tymczasem Melune skupiła w swych dłoniach moc i cisnęła promieniem oślepiającego światła w kierunku demona. Potężna moc przepłynęła przez jej ciało uchodząc wraz z blaskiem. Wyglądało jakby spadająca gwiazda uderzyła wprost w przyzwańca… a jednak ten, wydawał się wyjść z tego bez szwanku. Kobieta przeraziła się, uświadamiając sobie, że być może tym razem nie starczy jej szczęścia by wyjść z walki cało.
Czarodziej uciekł na zewnątrz wrzeszcząc na całe gardło jak głodne pisklę aligatora: Na pooomoc! Rrratunku! Selunitka usłyszała odgłosy świadczące, że ktoś ruszył z odsieczą, ale czy ona zdoła wytrzymać do tego czasu?
Demon znowu zawarczał i machnął długim łapskiem z zakrzywionymi pazurami, zdzielając Rikę z taką siłą, że ta ugięła się od impetu jak młody tatarak pod wiatrem. Uratowało to ją przed kłapiącymi szczękami, które uderzyły gdzieś nad jej głową. Cóż z tego… gdy ciepła krew, płynęła strumyczkami pod zbroją, a ból jaki przy tym czuła niemal oślepiał.
Kapłanka ponownie nakierowała boską moc przeciwko piekielnej istocie, lecz i tym razem, choć siła jaką dysponowała była potężna… to nie była w stanie wyrządzić większej krzywdy potworowi.
Srebrzysty blask zniknął i nastała noc… a przynajmniej tak wydawało się Torice.

Kilka złotych kul przeleciało przez powietrze uderzając w bestię, która odwróciła się w kierunku skąd pochodziły. Na pomoc przybył pierwszy z magów. Mała dziewczynka o białych włosach. Półelfka widząc, iż potwór nawet w jednej trzeciej nie krwawił tak jak ona teraz, wcale nie poczuła „ulgi”, że została uratowana. Walka dalej trwała i wyglądało na to… że będzie to jedna z tych… na całkowite wyczerpanie.
Nadszedł czas na kolejną modlitwę.

Magiczne słowa ulatywały z ust ciemnoskórej, niczym ptaki wzbijające się w powietrze. W tym samym czasie przywołaniec również coś mówił… bo po krótkiej litanii charków i gulgotań, przed kapłanką pojawił się drugi demon, sądząc po wyglądzie „brat bliźniak” tego pierwszego.
Nowy przeciwnik ruszył od razu do ataku, a na swój cel obrał bezbronną półelfkę, stojącą przed nim na wyciągnięcie łapy.
Dwa silne ciosy odepchnęły ranną Melune przy akompaniamencie przeraźliwego zgrzytania szponów o stal jej pięknej (kiedyś) zbroi. Kobieta zająknęła się, wpatrując się w dwa paciorkowate ślepia przed swoją twarzą, gdy do sali wbiegł mężczyzna o niesamowicie kształtnym tyłku. Półdemon lub pół…gad? Straż przyboczna cherlawej dziewczynki.
”I zapewne niesamowity kochanek…” pomyślała w szoku i zgrzytając zębami zmusiła swe myśli, by popłynęły w odpowiednim kierunku.
Rika też miała kochanka… i dla niego, dla Jorisa, musiała przeżyć.
Dokończyła święte mantry, skupiając wszystkie swoje witalne siły na miłości do myśliwego i…
Ranny potwór, nieustannie dążący do drobnego ciałka skrytego za łuskowatym kompanem, zatrzymał się nagle i zamrugał oczami. Czyżby… czyżby to księżyc właśnie zaświecił wysoko na nieboskłonie? Wielki jak ofiarna taca ze srebra i krwawników.
Świecił tak jasno… tak pięknie i tylko dla niego.
Bestia zadarła pysk do góry i wpatrzyła się w sufit, śliniąc się jak głodny przygłup do obrazka jedzenia w książce.
Białowłosa rzuciła jakieś zaklęcie na chroniącego ją półsmoka, a gdzieś za ich plecami dosłyszeć można było głos bezwłosej mniszki, ona również stawiła się na „pole walki”.
- Nie stój tak! Przepuść mnie! - wołała wzburzona Alehandra do wielgachnego chłopa, ale ten wydawał się nie słuchać. Rzucił się do środka pomieszczenia, omijając śliniącego się do sęku w suficie demona, obierając sobie za cel tego, który jeszcze stwarzał zagrożenie.
Zaatakował machając rękoma z długich szponach jak cepami.
Tori rozdziawiła usta jak rybka wyrzucona na brzeg, po czym szybko się zreflektowała, że w sumie to… walka dalej trwa. Znalazłszy pod klapą porzuconego plecaka fiolkę, cisnęła ją w zafascynowanego przeciwnika, który zaskrzeczał boleśnie i padł w drgawkach na podłogę.
„Mniszka” zamachnęła się kosturem na walczącego z półsmokiem demona, ale prawie co trafiła swojego sprzymierzeńca, który nie zwracając uwagi na otoczenie, szalał jak barbarzyńca. Osaczony stwór zaatakował młodzieńca, lecz jego pazury nie były zbyt mocne by przebić łuski na jego torsie. Młoda czarodziejka wystrzeliła kolejne złote kule, które uderzyły w poraniony grzbiet przyzwańca, powalając go na deski.

Melune dysząc z bólu i emocji docisnęła drżącą dłoń do swoich ran.
- Selunehumma aafini fee badanee, Selunehumma afina fee samee, Selunehumma aafini fee beSaree… - szeptała cicho, gdy uzdrawiająca moc zasklepiała rozszarpaną tkankę przynosząc ukojenie.
- Co to było na wszystkich bogów… - zwróciła się pytająco do Alehandry. - i gdzie jest pan Fineas Pane… jest ranny, potrzebuje pomocy. Panie Fineasie!?
- To chyba ja powinnam zadać to pytanie
- odparła chłodno Alehandra, spoglądając na pobojowisko. - Panem z pewnością już się ktoś zajął. Co tu się stało? Rzucaliście czar przywołania bez ochrony?

Tymczasem do sali wpadło kolejnych dwóch mężczyzn. Widząc znikające w chmurze dymu szczątki demonów ukłonili się tylko Alehandrze i wycofali do holu.
- Co? Czytaliśmy tylko książkę… to znaczy nie ja… on - odparła skołowana półelfka, oglądając się na wchodzących i zaraz wychodzących.
- Dziękuję za pomoc. W imieniu swoim i Przymierza pragnę przeprosić za zamieszanie - mniszka odwróciła się do osobliwej pary.

Jasnowłosy mieszaniec otworzył usta, ale zaraz zerknął na towarzyszkę i ograniczył się do otarcia z grubsza rąk z posoki demona. Dyszał jeszcze, znać było że nawet krótkie ale intensywne starcie dało mu potężnego adrenalinowego kopa. Rozgarnął ciekawie dłonią dym po czym potrząsnął skrzydłami, układając je w kształt - niemal - płaszcza okrywającego jego plecy. Z jakiegoś powodu wyglądał na zawiedzionego.

- Liczę, że dostaniemy za to zniżkę - dziewczynka zadarła głowę, twardo spoglądając Alehandrze w oczy.
- Dopilnuję tego - mniszka skłoniła się lekko.

Selunitka popatrzyła się głupkowato na blondyneczkę i jej zakrwawionego kompana, i dopiero po chwili zaskoczyła, że powinna coś powiedzieć. Zarumieniła się jak piwonia i zatchnęła się powietrzem.
- Ja też dziękuję! Gdyby nie wy… pewnie bym tu już nie stała. Bardzo, bardzo dziękuję i przepraszam za kłopot. Nie wiedziałam, że czytanie może być takie niebezpieczne.
- Pewnie tak - uprzejmie zgodziła się białowłosa.
- Ja chyba powinnam już iść… zabiorę te księgi… mam sto sztuk złota, 50 za czar, a resztę na pokrycie szkód? - zwróciła się Tori do bezwłosej kobiety.
- Musimy ocenić czy nie zostało zniszczone coś cenniejszego niż meble. Do tego koszty leczenia…
- Najpierw wytłumaczysz co tutaj dokładnie zaszło
- w drzwiach stanęła Eliza Starhold. Tori zauważyła, że w holu zebrał się już spory tłum. Kapłanka czuła że nie wywinie się tak łatwo.
“Najjaśniejsza Pani… w co ja się wpakowałam…” pomyślała przerażona półelfka i zamrugała kilka razy dla kurażu.
- Koszty leczenia… jestem kapłanką. Mogę uleczyć każdego kto ucierpiał w tej walce. Nieodpłatnie. W końcu to… z mojej winy za co jeszcze raz bardzo przepraszam. Przyszłam tu z dwiema księgami by zaczerpnąć porady na ich temat. Jeden z moich towarzyszy wszedł w ich posiadanie, lecz nikt z nas nie umiał ich odczytać, ja ze swoimi łaskami mogłabym spróbować, lecz… cóż… nie jestem zbyt obyta i nie zrozumiałabym co właściwie czytam. Poprosiłam pana Fineasa o wytłumaczenie… a r-r-raczej… streszczenie… - zacięła się zawstydzona przyznaniem się przed wszystkimi do swojej ignorancji. - Jedną z nich pan Pane znał… to leksykon demonów, ale drugiej nigdy nie widział… rzucił więc zaklęcie i otworzył okładkę… przeczytał może z jedną stronę kiedy w pokoju pojawił się demon… no i… reszte już chyba znacie. Został ugryziony, ja ruszyłam mu z pomocą… później ten stwór przywołał drugiego takiego… przybiegli ci tutaj państwo - na te słowa białowłosa prychnęła śmiechem, na co półsmok spojrzał na nią i wyszczerzył zęby wielkie jak marmurowe nagrobki - i pokonaliśmy obu.
- Księgi same z siebie nie przywołują demonów. Zabierz to i chodźmy w jakieś spokojniejsze miejsce. A wy?
- diablica odwróciła się do zebranych w holu ludzi i nieludzi. - Niech to będzie dla was lekcją, że trzeba zbadać otrzymany przedmiot zanim się go użyje. Jak kończy się niekontrolowana ciekawość możecie zobaczyć na przykładzie Fineasa. Nie pierwszy raz zresztą - mruknęła ciszej. - A teraz wracajcie do swoich zajęć. I niech ktoś to posprząta - wskazała na krew i śluz pokrywające podłogę gabinetu.
- To my już się pożegnamy - białowłosa ujęła skrzydlatego towarzysza pod ramię. - Będziemy czekać na informacje. I zniżkę! - rzuciła jeszcze w stronę Alehandry, po czym oboje ruszyli w stronę wyjścia z budynku. Torikha usłyszała jeszcze jak dziewczynka surowo strofuje przerażającego młodzieńca, żeby porządnie wyszorował pazury, a nie wycierał ich w byle co.

Zszokowana Melune podążyła zaś za wysoką diablicą do innego pokoju by poddać się przesłuchaniu. Na plecach czuła ponure spojrzenia innych magów Przymierza, którym demon mógł zagrozić.

 
Sayane jest offline  
Stary 18-05-2018, 21:22   #243
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Neverwinter
5 Marpenoth, przedpołudnie

Świątynia Corellona nie była tak monumentalna jak Pana Wiedzy, lecz nie mniej imponująca. Alabastrowe ściany, ażurowe krużganki i balkony oraz witrażowe okna, które kierowały poranny blask na ołtarz poświęcony elfiemu bóstwu robiły wrażenie.

Trzewikowi zajęło dłuższą chwilę by zdobyć zainteresowanie jednego z elfich kaplanów. Po wnętrzu kręciło się co prawda kilku ludzkich adeptów, jednak niziołek uznał, że długowieczny elf będzie lepszym źródłem informacji o dawnych czasach i dawnych elfach. Większość złotych elfów wyglądała na tak nadętych, że z kijem nie podchodź, lecz w końcu się udało.

Była to już trzecia z kolei świątynia, którą odwiedzał podczas tego pobytu w mieście bez zim. Dowiedział się tam, że elfka Auglathla, którą znali raczej pod imieniem Agatha nie sprawiała kłopotów, a wręcz przeciwnie. Dawniej pomagała mieszkańcom Conyberry, handlowała magicznymi przedmiotami. Została jednak wygnana z elfickiej wyspy Evermeet za spiskowanie przeciw rodzinie królewskiej. Według plotek po tym wydarzeniu, Auglathia rozwijała swoje umiejętności magiczne i miała coś wspólnego z upadkiem pierwszej kopalni Phandelver. Miało to miejsce jeszcze za życia elfki, choć zmarła mniej więcej w tym właśnie czasie. Była znana z umiejętności wieszczenia, choć mogło być to spowodowane przez zaklęcia lub magiczne przedmioty.

Niziołek zapytany, czemu o nią pyta, odpowiedział:
- Chyba… - Stimy podrapał się pod kapeluszem - chyba... rzuciła na mnie klątwę lub to zrobi, jeśli nie znajdę dla niej jednego przedmiotu. Chciałem… no wiecie ona taka samotna… chciałem pomóc jakoś, ale gdy odchodziłem odezwała się takim głosem, że aż krew zmroziło! Wtedy wiedziałem, że będę żałował swojej decyzji i boję się, że zemści się, jeśli nie wypełnię obietnicy. Pytam, by wiedzieć do czego zdolna jest taka banshee i może dowiedzieć się coś o Netrilskich artefakcie, którego szukam.

- Banshee to potężny przeciwnik; lepiej unikać walki z nią jeśli tylko jest taka możliwość. Jak większość bezcielesnych nieumarłych jest odporna na ataki zwykłą bronią, podobnie jak na sporą częśc ataków energetycznych - odparł elfi kapłan, jedyny który miał na tyle cierpliwosci by znieć niziołczą paplaninę. Co prawda w budynku byli przedstawiciele innych ras, jednak złotych elfów było najwięcej i wyraźnie to oni wiedli prym w świątyni swego boga. - Srebrna broń i czysta magia; glównie one mogą jej zagrozić. Jej spojrzenie, głos, dotyk - wszystko jest zabójcze dla żywych, których potrafi wyczuć ze znacznej odległości. Nie wspominając o tym, że nieumarła jej klasy z pewnością zachowała w pamięci przynajmniej część zaklęć, które znała za życia. Szanse na pokonanie jej… cóż, są podobne do tych na znalezienie starożytnego artefaktu - zakończył mężczyzna głosem takim, jakby niziołek już leżał w grobie.

Stimy popatrzył się czas jakiś na kapłana, a w głowie kłębiły się mu lekko rozstrojone myśli.
~ Po co on mi to w ogóle mówi? Czy on widzi jak ja wyglądam? … że niby walczyć z banshee? Co on z drzewa się urwał? No tak, elf… ale zapamiętać warto, może ktoś będzie chciał kupić kiedyś coś na banshee.
Stimy przerzucił ciężar ciała z jednej nogi na drugą, a potem na trzecią. Uśmiechnął się.
- Dziękuję. W takim razie… e… pójdę po srebrny miecz i czystą magię! - uradował się na pokaz i rozpoczął ewakuację.

- Niech łaska Pana Poranka cię prowadzi - uroczyście rzekł kleryk, choć jego słowa dotarły jedynie do pleców Stimiego, który pędził już do wrót świątyni. Tam niemal wpadł na innego słonecznego elfa. Ten nie wyglądał na kleryka; na wojaka raczej. Omiótł Trzewiczka nieobecnym spojrzeniem, przepuścił i wszedł do środka. Stimy zaś pognał do budynku Przymierza.


Niziołek pogwizdywał sobie po drodze, gdy tam zmierzał. Coś mu się obiło o uszy, że byli tu wcześniej hmmm… jego znajomi.

Wchodząc do ogrodu Stimy, prócz majestatu jakim cechował się ów przybytek, zobaczył spacerującego półsmoka. Jego ciało wyglądało ciekawie, ale nieciekawie - tak pomyślał Stimy. Trzewiczek minął go uśmiechając się uprzejmie. W środku na wygodnym siedzisku spoczywała białowłosa dziewczynka, na oko około dwunasto- lub trzynasto-letnia i podjadała ciastka, których niewiele zostało już na talerzu. Wyglądał jakby na kogoś czekała. Niziołek usiadł obok i czas jakiś sobie patrzył jak mija tu dzień.

- Przepraszam, wiesz może kto zajmuje się tutaj sprawami Netrilu? - niziołek zauważył już, że większość gości kieruje się do mniszki za kontuarem, ale miał ochotę porozmawiać, więc zagaił do młodej dziewczyny.

- Nie wiem. Petentów przyjmuje się tam - dziewczynka obdarzyła Stimiego znudzonym spojrzeniem i wskazała łysą kobietę za ladą, która akurat (z braku innego zajęcia najwyraźniej) - karmiła leżącą na jednek z półek łasicę.

Kiedy akurat nie było petentów, wyłowił wzrok Alehandry - oczywiście Stimy nie wiedział, że tak ma na imię, w przeciwnym wypadku pewnie zastanawiałby się jakie to dziwne i złowróżbne imię, w dodatku z błędem - wyłowił jej wzrok i uniósł rękę, a potem podszedł szybko.

- Witam, jestem magicznym rzemieślnikiem. Stimy “Yol” Trzewiczek, może pani słyszała? Ostatnio zainteresowały mnie pewne przedmioty. Napierśnik Dragonguard, maska ukrywająca rasę nosiciela i Netherilskie artefakty, książka czarów czarownika Bowgentle i jego ewentulany związek z Netherilem. Chciałbym dowiedzieć się co nieco o tym.

- Witam - odparła mniszka. - Przedmioty magiczne wykonujemy głównie na zamówienie; o księdze Bowgentle’a nie udzielamy informacji. Co do przedmiotów z Netherilu mogę umówić pana z naszą specjalistką, lecz dziś nie jest obecna w Przymierzu. Koszt konsultacji to osiemdziesiąt cztery sztuki złota za dzień. Posiadamy w bibliotece leksykon znanych artefaktów, jeśli się pan umówi to będzie mógł skorzystać z zawartych w nim informacji.

- Kto tak zdecydował? - wykrzyknął oburzony niziołek na wieść, że Przymierze nie dzieli się informacjami o Bowgentle.

- Przymierze jest zainteresowane zdobyciem reszty ksiegi do naszych zbiorów, więc nie wspomagamy konkurencji - uśmiechnęła się uprzejmie mniszka.

- Reszty? Czyli macie już zawartość i brakuje wam okładki?

- Niestety wręcz przeciwnie.

Stimy już miał zamiar zrobić awanturę, gdy w jednym z bocznych gabinetów rozległ się rumor i stłumione krzyki. Kilka sekund później z otwartych gwałtownie drzwi wypełzł zakrwawiony gnom.
- De… demon, demon! Pomocy!

- Janos! - nadspodziewanie głośno wrzasnęła dziewczynka i pobiegła sprawdzić co się dzieje. Podobnie uczyniła Alehandra, łapiąc po drodze rzeźbiony kostur i uderzając nim w wiszący obok półek dzwon. Za nią pokicała łasica.

Na dźwięk alarmu z pobliskich pokoi zaczęli wyglądać ludzie i nieludzie; jedni zblizając się z zaciekawieniem, drudzy wyraźnie trzymając dystans od drzwi, zza których słychać było ryki i wylewał się magiczny srebrny blask. Ktoś złapał krwawiącego gnoma z zamiarem udzielenia mu pomocy. Trzewiczka pędem minął widziany wcześniej półsmok, omal nie tratując niziołka. Z tyłu wybiegło dwóch mężczyzn, wyglądających na ochroniarzy. Sam Stimy zaś zdecydował, że skrycie się za kontuarem jest w tym momencie jak najbardziej rozsądnym rozwiązaniem.

Za ladą było całkiem interesująco. Zwoje, pergaminy, ksiegi i rejestry schludnie posortowane w szufladach i przegródkach wyglądały obiecująco, podobnie jak spora skrzynka. Niziołek z ociąganiem, ale jednak oderwał wzrok od tych skarbów wiedzy. Zamieszanie nieopodal przycichło. Stimy wytężył słuch i wyjżał zza kontuaru. Usłyszał jękliwy głos. Głos Torikhi!

 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 29-05-2018 o 20:28.
Rewik jest offline  
Stary 22-05-2018, 14:55   #244
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
"Ulana" Tori

Ciemnoskóra selunitka podeszła do stołu i zabrała oba woluminy, każdy pod jedną pachę, po czym potulnie wyszła za diablicą, oglądając się z przestrachem na resztę istot. Wyglądała jak straceniec wyruszający w swoją ostatnią drogę - na szafot.
- Ja, ja, ja… ja muszę opatrzyć pana Fineasa… on… on jest ranny przeze mnie - zaczęła dukać w korytarzu, lecz szybko została uciszona.
Gnom otrzymał już stosowną pomoc. Torikha czuła się jednak zobowiązana by jakoś zadośćuczynić problemom jakie przysporzyła. Zaczęła więc oferować swoje usługi jako… sprzątaczka.
Niestety i w tym wypadku została wzgardzona. Starhold nie potrzebowała służącej tylko wyjaśnień. Raźno maszerowała i kapłanka musiała się natrudzić by nadążyć za długonogą diablicą.

Torikhę! To ja! Stimy! - niziołek wyglądając zza lady, przy której na ogół stała ogolona mniszka zauważył kapłankę, jak przestraszona idzie z księgami i diablicą do odrębnego pomieszczenia i niewiele myśląc dołączył do nich.
Co to było?
- A jak myślisz? - spytała gniewnie, ale wciąż oszołomiona szpiczastoucha, która nawet nie zadała sobie pytania co Trzewiczek robił w Przymierzu. -Cholerny demon z cholernego piekła!.. a śmierdział gorzej niż zombie…
- Tak, ale jak wyglądał? - zapytał rozwiewając chyba wątpliwości, jakoby się nie domyślił. - Czemu akurat zombii? - dodał ciszej. - Demony pachną siarką i takie tam... wulkanem, zgniłym jajkiem.
- Wielki, garbaty… zielony, uszy jak u goblina, pysk z kłami, czerwone ślepia, długie nogi i łapy jak łopaty… jak u kreta. Zombie śmierdzi zgniłym mięsem… a to była mieszanka tego wszystkiego co sam opisałeś i jeszcze mi chuchał w twarz - burknęła pod nosem Rika. - Nie polecam.
- Jak ten ogr, co go Przeborka ubiła?
- Wyglądał czy śmierdział… zaraz… po co w ogóle mnie o to pytasz? Nie znam się na demonach, pierwszy raz takiego widziałam.
- [i]Tak sobie…[i] - Stimy wzruszył ramionami i zmarszczył nos. Przystanął - Może to przypadek, ale z opisu podobny do tego chorego ogra… - choć niziołek najwyraźniej miał swoją hipotezę, nie zamierzał się nią dzielić. Ruszył ponownie za kobietami do pokoju.

Wkrótce obie kobiety i niziołek znaleźli się w cichym gabinecie z dala od ciekawskich par oczu i uszu. Na widok Stimiego diablica zrobiła taki gest jakby miała zamiar go wyprosić, ale w końcu machnęła tylko ręką i zwróciła wzrok na Melune. Pólelfka przysiadła we wskazanym miejscu, kładąc księgi na biurku.
Krew na dłoniach kapłanki powoli zaczynała wysychać, tworząc brunatno czerwone zacieki. Namacalny dowód na to, że znowu coś spieprzyła. Chciała dobrze… nie chciała uciec, a może… może chciała zrobić coś dobrego podczas ucieczki. Tak czy siak, obrywała teraz niezłe cięgi, za coś, czego nie była nawet winna.
To nie ona była złodziejem, to nie ona okłamywała towarzyszy, którzy chcieli pomóc, to nie ona pozwoliła, by inni cierpieli nie ze swojej winy, to nie ona…
- No słucham. Co to za księgi? Zdobyliście je tam, gdzie okładkę Bowgentle’a? Dlaczego nie powiedziałaś o nich wcześniej?

- Na prawdę jesteś ciekawa dlaczego nie powiedziałam ci wcześniej o księgach? - spytała swoją gospodynię półkrwi elfka. - Czy ty w ogóle pamiętasz jak wyglądało nasze pierwsze spotkanie? Pamiętasz Sharviego, który koniecznie chciał sprzedać smocze szczątki, jakby go z niewiadomych powodów szczypały w dupę? Potraktowałaś go wtedy bardzo protekcjonalnie, fakt mógł się spytać kogoś niżej rangą, a nie na specjalnym, prywatnym spotkaniu, ale to chłop ze wsi… z lasu! To cholerny myśliwy, nie wiedział jak się zachować. A Joris… Joris jest tego samego pokroju co Sharvi. Wieś. Las. Zwierzęta. Prości ludzie. Proste życie. Proste sprawy. Nie powiedziałam mu, że Garaele dla was pracuje, że to wy zleciliście jej szukanie księgi. Miałam przyjść tu sama z listą pytań jakie chcieliśmy zadać, a muszę przyznać, że choć pochodzimy z gminu to zadajemy duuużo pytań. Ale nie… Tori zrób coś. ZRÓB-COŚ! - Jakiś głos w jej głowie przypominał jej o oddychaniu. Zasapana Rika, przetarła twarz palcami i dopiero po czasie przypomniała sobie, że miała je brudne, cmoknęła w zrezygnowaniu.
-Jakiś fagas przyjeżdża do Phandalin, kłamie w żywe oczy, że jest z Południa, zagarnia dla siebie ziemię, wyrzuca mieszkających tam ludzi na zbity pysk, zaczyna węszyć w miejscach, gdzie przebywał Bowgentle, a później torturuje ludzi i grozi spaleniem całego miasteczka i wybicia mieszkańców. Pomyślałam sobie, a co mi tam, może nam pomożecie, ale jakże naiwna byłam. Taką panią jak ciebie nie obchodzą problemy plebsu. Jorisa jednak obchodzą… przyszedł tu po pomoc, chciał zrozumieć coś czego jego umysł nie do końca jest w stanie ogarnąć i… Tak to moja wina, bo mu nie powiedziałam jak sprawy się mają i… Tak to moja wina, bo nawet się nie zainteresowałam, czym to cholerne Przymierze jest, ale skoro Garaele była dobra i taka pomocna… to pomyślałam, że i wy też będziecie. Tak się jednak nie stało. Ciebie interesowała księga, nie łuski, nie zęby, nie lustro, nie jakiś porypany sadysta z niewiadomo skąd. Byłaś skupiona na własnym celu, tak samo jak Joris na swoim. - „Oddychaj”. - Ta cała cholerna scena… co to było… urażona, męska duma? Słyszałam plotki, że faceci zachowują się irracjonalnie, ale niech mnie księżyc zmiażdży… Te sto sztuk złota? Te wyjaśnienia jaka to jestem dobra i pomocna? Siedziałam i zastanawiałam się co poszło nie tak. Kiedy to wszystko wymknęło się spod kontroli. Nie mogłam się odezwać… ni ruszyć. Myślałam tylko o tym jaki wstyd przyniosłam Garaele. Ufała mi… pomogła mi… - Torikha schowała twarz w dłonie, które zaraz odsunęła. Zaczęła machać nimi ze złości.
Ze złości na nie, że były brudne i ze złości na siebie, że do nie mogła powstrzymać się od ciągłego dotykania się nimi.
W końcu położyła je na kolanach, wpatrując się tępo w stół.
- Powiedziałam to na głos prawda? Bogowie… - Melune brzmiała na zmęczoną i zrezygnowaną. Adrenalina po walce w końcu z niej zeszła i dziewczyna poczuła się wyjątkowo senna.
- Pytasz więc dlaczego nie powiedziałam ci o księgach? Bo myślałam, że i tak nie będziesz nimi zainteresowana, tak jak całą inną resztą. Poza tym ja nawet nie wiedziałam wtedy co w nich było… to równie dobrze mogły być potężne księgi arcymaga, co durny pamiętnik zboczeńca, który postanowił odstraszyć potencjalnych czytelników mroczną okładką. Tę cholerną Demonpedię czy zwał jak zwał porównałam do zielnika… Zielnika! Jedyną książkę jaką w życiu przeczytałam od deski do deski. Ba. Wyuczyłam się jej na pamięć…
Chciałam tylko zrozumieć co jest w nich zawarte… bo dla moich towarzyszy jest to ważne i choć wiem, jak bardzo się wczoraj zbłaźniliśmy przed tobą, to nadal wierzyłam, że ktoś tu… pomoże nam zrozumieć. Nie wiedziałam, że mogą być aż tak niebezpieczne. Podejrzewałam coś, ale ufałam, że skoro tylu tu oczytanych magów, to wiecie jak się obchodzić z takimi znaleziskami. Myliłam się… przepraszam. Powinnam coś powiedzieć wcześniej, ale jak widzisz, nie jestem w tym dobra.
- Postukała palcami w okładkę „demonnika”.
- Dostałam je dziś przy śniadaniu od moich kompanów… skąd te księgi mają… niestety wiem, skąd je mają i wielce żałuję, że tą wiedzą zostałam obdarzona. Wolałabym o niej nie mówić, bo jest mi wstyd za nich i kłóci się to z dogmatami mojej patronki… i jednoczenie czuję, że powinnam być wobec nich lojalna, nawet… jeśli oni nie będą tacy wobec mnie. - Z tymi oto słowy, kapłanka zamknęła oczy i zgarbiła się w krzesełku. Zastanawiała się mogłaby wpaść w jeszcze większe gówno niż teraz i czy w ogóle było jakieś dobre wyjście z tej sytuacji.

Stimy od dłuższego czasu usiłował zabrać głos, okazując to uniesionym w górę palcem prawej dłoni, którą to stopniowo wycofywał i opuszczał w obliczu wywodu Tori. Ostatecznie uznał, że poczeka nawet nie starając się go zrozumieć.
- Jak to się stało, że instytucja, która ma się za znawców magii w tak lekceważący sposób podchodzi do magicznych przedmiotów niewiadomego pochodzenia? - bezpardonowo zagaił do Elizy. - Dziw bierze, że ten przybytek jeszcze istnieje. Wasz brak profesjonalizmu jest niebywały i mógł skutkować śmiercią mojej znajomej! - Stimy nie nakręcał się, szczerze dziwił się tylko, że ci znawcy mają ewidentnie pretensje do Torikhi, zamiast przepraszać ją za niezwykle nieprofesjonalną i szalenie niebezpieczną obsługę.
Melune popatrzyła zdziwiona na niziołka, bo i zdążyła o nim zapomnieć, gdy czarodziejka zaczęła zasypywać ją pytaniami. Spłonęła potężnym rumieńcem zawstydzenia i pokręciła głową, jakby chciała dać towarzyszowi do zrozumienia, by nie zagłębiał się dalej w ten temat.
Niziołek nie zauważył jednak tego i uparcie wpatrywał się w diablicę, oczekując wyjaśnień.
- A kim ty w ogóle jesteś, żeby pojawiać się tu bez pozwolenia i prawić kazania? - Eliza chłodno spojrzała na niziołka. - Żeby podjąć środki ostrożności trzeba najpierw otrzymać choć minimalne informacje *skąd* pochodzą przedmioty. Te nabyte z oficjalnych źródeł nie aktywują przywołańców przy próbie odczytania - rzekła z sarkazmem i nieco łagodniej zwróciła się do Tori. - Rozumiem, że “ludzie z lasu” są przyzwyczajeni, że wszystko idzie po ich myśli. Też kiedyś byłam początkującym magiem. Pamiętam jak we wsiach i osadach mieszkańcy nosili najemników na rękach i podtykali wszystko pod nos gdy tylko przepędzili samotnego goblina czy zombie.
Ale wielki świat nie jest taki prosty. Nie będzie was głaskał po głowach, dawał prezentów i robił “coś” z “czymś” tylko dlatego, że wy tak chcecie. Fakt, że macie dobre chęci nie znaczy, że prze to wszystko wam się należy. Każde miejsce ma własne priorytety i własne problemy. Daliśmy wam informacje o lustrze i Netherilu, a to więcej niż dostaje tu większość osób; a już na pewno nie za darmo. Urażona duma, to zły doradca, zaś duma, którą łatwo urazić to nie duma, tylko pycha. A to zły doradca.
Jeśli masz problem z komunikacją w drużynie, to zmień drużynę. Dobrze ci radzę. Zaufanie to podstawa. Inaczej… skończysz gorzej niż dziś
- w głosie Elizy zadźwięczał smutek. Może żal jej się zrobiło zgnębionej kapłanki, a może mówiła z własnego doświadczenia… Kto wie?

Ciemnoskóra westchnęła bezgłośnie po pewnym czasie i pokiwała głową na znak, że zrozumiała co do niej powiedziano.
- To jest Simy Yol, to jemu zostało zlecone znalezienie lustra. Pojawia się i znika kiedy chce… nie panuję nad tym - usprawiedliwiła się przed magiczką, nie chcąc znowu bury.
- Ach tak… - rzekła tylko Eliza. Widać Tori dołożyła kolejną cegiełkę pogrążającą swoich kompanów w oczach czarodziejki.
Półelfka skupiła spojrzenie na “przeklętej” księdze i przypomniała sobie o zwoju, który nosiła ze sobą.
- Czy rozproszenie magii pomoże zdjąć to coś, co przywołuje te demony i będzie można bezpiecznie odczytać co jest napisane?
- Jeśli zaklęcie nie jest zbyt skomplikowane, to tak. Ale to się da sprawdzić. Zwykle takie zaklęcia-pułapki są jednorazowe
- odparła zapytana.
- Czyli teraz… prawdopodobnie… można ją przeczytać… - zastanawiała się na głos dziewczyna z Południa. - Czy… pomogłabyś mi w tym? Czy wolisz, bym ci już nie przeszkadzała?
- Narobiłaś tyle zamieszania, że tak będzie najłatwiej się ciebie pozbyć
- fuknęła Eliza, choć Tori wyczuła w jej głosie nutkę rozbawienia… i zaciekawienia.

- Znam kogoś, kto zechce zapłacić za przetłumaczenie nam tych ksiąg. - odezwał się po jakimś czasie Trzewiczek, myśląc sobie o tym co powiedziała Eliza i zupełnie się z tym nie zgadzając, ale odpuścił, bo chyba wcale jednak nie chcieli wyciągać od Tori pieniędzy za bałagan wynikły z ich winy, a tylko to się dlań liczyło. - Mam nadzieję, że to chociaż darmowa usługa, inaczej nam się nie opłaca. Słyszałem też, że macie okładkę księgi Bowgentle... - tu spojrzał na Torikę - ... chcę ją odkupić. Sprzedano ją bez mojej wiedzy. Po ile ją sprzedawaliście? - zapytał Tori.
- Ta księga nie została sprzedana… - odpowiedziała uprzejmie kapłanka, przyglądając się niziołkowi. - Ona została dostarczona. Przymierze zatrudniło siostrę Garaele do jej odnalezienia, a ja jej w tym pomagam.
- Nie jest na sprzedaż
- potwierdziła Eliza i spojrzała na Torikhę jako na (w jej opinii) właścicielkę ksiąg. - To chcesz ją tu czytać, czy nie?
- Aaaa… czyli ty im pomagasz, a oni nam mówią, że świat nie jest prosty o...o... i nikt nie pogłaszcze nas po główce, jak potrzebujemy pomocy. Oddajesz cenny przedmiot za darmo, ciekawe co na to ci, co go zdobyli. - Stimy pokręcił nosem - Uczciwy układ, przeczytajmy no te księgi, które nie są twoje. - Stimy nachylił się nad mroczną księgą, nie mogąc się doczekać tego czego miał się zaraz dowiedzieć.
- Wasze układy - a raczej ich brak - to nie mój problem - oświadczyła zimno Eliza. - Prywatne sprawy załatwiajcie poza Przymierzem i nie marnujcie cudzego czasu. - wyczekująco spojrzała na Tori i ta poczuła, że diablicy kończy się cierpliwość.
- Oddałam… kawałek… okładki z której nikt przez te wszystkie dni nic nie odczytał, a teraz prosze cię… porozmawiamy na zewnątrz. Ćhhii. - Półelfka przyłożyła palec do ust z wymownym wyrazem na twarzy, po czym popatrzyła na rogatą gospodynię.
- Bardzo przepraszam… możemy zaczynać.

Eliza ułożyła obok siebie księgi i płynnie zaczęła recytować kolejne zaklęcia. Pierwsze, drugie, trzecie… W końcu odsunęła demoniczny elementarz i zaczęła studiować drugą z ksiąg. Trwało to i trwało, czarodziejka marszczyła brwi i czasem wracała do poprzednich akapitów, a cierpliwości nizołka ubywało niczym hubki w ognisku.

I o czym to jest? Tak ogólnie, póki co?
O podróżach
- mruknęła nieuważnie Eliza, skupiona na lekturze.
Ciiiisz… - zasyczała Melune zezując gniewnie na towarzysza. - [i]Przeszkadzasz jej… pozwól jej czytać. Czy byłeś już w świątyni? Jesteś zdrowy?[i] - szeptała cicho.
Mam czas do jutra - skłamał - cicho, bo przeszkadzasz.
Selunitka uznała, że to dość dziwne. Wydawało jej się, że Trzewiczek po śniadaniu wybierał się do kapłanów, ale może to wszystko wymyślił jej skacowany mózg.
- A miałeś kontakt z resztą? - spytała zamyślona.
- Powiedziałam - chcecie gadać, to won na zewnątrz! - huknęła nagle Eliza.
Trzewiczek w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Wyglądało jak typowy dość ascetyczny gabinet: regały z przegródkami na zwoje, kilka ksiąg bez tytułów na grzbietach, stos pergaminów i papieru, zapasowe pióra i tak dalej. Na ścianie wisiał obraz przestawiający wybuchający wulkan, lecz gdy tylko Stimy ruszył by go obejrzeć został osadzony na miejscu gniewnym syknięciem. Zabrał się więc za sporządzanie listy zakupów i rzeczy do załatwienia przed wykonaniem Shavriemu sakwy. Niestety skrzypienie piórem też przeszkadzało diabelskiej magini, toteż niziołek uznał, że nic tu po nim i dumnie opuścił pokój, okrasiwszy wyjście opowiednio uszczypliwym komentarzem. Torikha została w pokoju, starając się być bardziej niewidoczna niż zwykle i czekając na rezultat lektury magicznego tomu.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 25-05-2018 o 10:29.
sunellica jest offline  
Stary 22-05-2018, 16:15   #245
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Neverwinter
5 Marpenoth, popołudnie

Podczas gdy Tori użerała się z demonami, Elizą i niesfornym Trzewiczkiem Joris z Shavrim szukali półelfa z blizną. Bezskutecznie. Albo już opuścił gospodę, albo - co bardziej prawdopodobne - informacja była fałszywa. Joris dowiedział się jedynie, że podobny z opisu jegomość był tutaj, a i owszem. Tyle, że wiosną. Kelnerka zapamiętała go tylko i wyłącznie dlatego, że ją podrywał, co by się zgadzało z shavriowymi wnioskami na temat charakteru Orlina. Ponieważ markotna Turmalina już przymierzała się do zakupu alkoholu tropiciele szybko wyciągnęli ją z gospody. Shavri obawiał się też pozostawiać Przeborkę samą w towarzystwie Marduka, lecz gdy wyszli słonecznego elfa już nie było.

Barbarzynka siedziała zadumana przy stole, patrząc w stronę tartaku, gdzie eskortowany przez Hallwintera Dawd targował się z właścicielem, energicznie gestykulując.
- Wiecie… te całe spiski i podchody, branie pieniędzy i ignorowanie zlecenia… to chyba nie dla mnie - rzekła, gdy Zenobia wyrwała ją z zamyślenia. - Róbcie co chcecie, ja wrócę do Phandalin. Muszę się zastanowić nad… nad różnymi rzeczami. W mieście nie potrafię. - skrzywiła się, obrzucając niechętnym spojrzeniem panujący wokół rejwach, po czym wstała i przejęła Turmalinę od Zenobii, gdyż kurtyzanie mdlały już ręce.
- Może zaraziła się od druida…? - zaniepokoił się Shavri, gdyż stan geomantki był co najmniej niepokojący.
- To jeszcze gorsza choroba… serce! - konfidencjonalnie wyjaśniła Zenobia, a widząc pełne niezrozumienia i obawy spojrzenie Traffo roześmiała się i puściła do niego oko. Czym, rzecz jasna, skonfundowała go jeszcze bardziej.
- To ja odwiedzę przyjaciółki. Wrócę wieczorem… albo i nie - rada że ktoś inny przejął załamaną geomantkę kurtyzana miała swoje plany na dzisiejszy dzień. Podczas wędrówki przez miasto udało jej się wyciągnąć z zaklinaczki to i owo na temat powodu tej nagłej depresji, a czego Zen się nie dowiedziała to sobie dośpiewała. I teraz miała zamiar pomóc Turmi w jej miłosnych zmaganiach. Co prawda w krasnoludzich zalotach nie miała wielkiego doświadczenia, ale od czego są przyjaciele? Do wieczora z pewnością wywie się tego i owego, a może nawet wypróbuje sama? Kto wie… Uradowana Zenobia poprawiła fryzurę i już jej nie było. Tyle co Joris zdążył krzyknąć za nią, by rozejrzała się za lusterkiem podobnym do tego, co go banshee szukała.

Zaskoczeni zachowaniem damskiej części drużyny tropiciele podążyli w stronę centrum miasta. Joris miał złe przeczucia dotyczące tartaku i Tressendarów, ale póki sprawy z Torikhą miały się tak, jak się miały postanowił odłożyć sprawę budowy wspólnego domu na później. I tak by się przed zimą nie wyrobili, to było pewne.

Przed "Fallen Tower", pod daszkiem drzemał jeden z uliczników, przywódca grupki jak się wydawało. Shavri szturchnął go lekko, ale mały zerwał się jakby dźgnięty szpicrutą.
-[i] Wcale żem nie spał! [ /i] - oświadczył przecierając oczy.
- Co masz dla nas? - Joris przeszedł do konkretów. Chmyz wyprostował się i spojrzał na Shavriego.
- Ten wasz szlachciura poszedł nad ranem, znaczy się wymknął i do domu poszedł. Tak żeśmy myśleli, że to jego dom. A potem się ze znajomymi spotkał, widać, że złota mają i czasu też. Robić nie muszą… Tyle że do takich tawern poszli co to nas nie puszczają. Nic ciekawego nie robił, żarł, pił, dziewkę wziął i tyle. Mamy dalej za nim łazić? - mimo dobrej płacy dzieciak był wyraźnie znudzony. Widać spodziewał się czegoś ciekawszego.
- A fałszerza jakiegoś znasz? - spytał Joris przyciszonym tonem. Chmyzowy oczy błysnęły.
- Znać to może i znam… - odparł, znacząco wyciągając rękę…


Po kwadransie marszu tropiciele i otrok doszli do ubogiej dzielnicy miasta. Chłopak grzecznie zapukał do niczym niewyróżniających się drzwi wejściowych i pchnął nie czekając na odpowiedź. W zakurzonym warsztacie krawieckim siedziała korpulentna, niczym nie wyróżniająca się kobieta i dwie młodsze. Wszędzie walały się skrawki materiałów, nici, sznurków i wstążek.
- Czego tam znowu - sarknęła na widok otroka nie przerywając szycia.
- Panowie gatek nie mają - wyszczerzył się chłopak, choć widać było, że traktuje kobietę z respektem.
- No co ty nie powiesz… to choćta na zaplecze, miarę wziąć - szwaczka podniosła się ze stęknięciem i kiwnęła ręką na tropicieli by podążyli za nią. Młode pomocnice nie zwróciły na nich uwagi. Otrok ruszył za młodzieńcami, wciskając się za nimi do kolejnego pokoju. Ten pełen był pergaminów, lamp i przyborów piśmienniczych.
- No to czego chcieli? - kobieta bez zbędnych wstępów przeszła do interesów. Niezbyt przekonany co do jej umiejętności Joris wyłuszczył czego mu było potrzeba. Sfałszowanie aktu własności ruin zamku, którego nawet na mapach nie było szwaczka wyceniła na 154 sztuk złota, plus dodatkowe koszta jeśli Joris chciałby, żeby podpis i herb był konkretnego szlachciury lub miasta. Gdy jednak tropiciel przeszedł do sprawy listu szwaczka tylko prychnęła.
- Jeszczem nie zgupła, żeby z Przymierzem zadzierać. Coś ty mi tu za fagasów przyprowadził, co? - huknęła na ulicznika. - Chcesz, żeby mi interes zamknęli? Zrujnować mnie chcesz, hę?
- Żem nie wiedział…
- wymamrotał chłopak, chowając się za Shavriego, który obruszył się na nieznane słowo, obelżywe z pewnością. Krawcowa-fałszerka poprychała jeszcze chwilę, po czym wzięła czysty pergamin, pióro i spojrzała na Jorisa.
- [i]To co, zamku się zachciało, hę? No mówcie, co, gdzie i kiedy zapisać mam…


Po załatwieniu spraw z ulicznikami tropiciele wrócili do gospody. Przeborki nie było. Turmalina siedziała u Zen na wozie; najwyraźniej gospodarz zabronił jej się pokazywać samopas w gospodzie.
- [i]Przeborka gdzie?
- Konia objechać wzięła, za mury. Nie chciała wyjeżdżać bez pożegnania, no i ciekawa też była co tam Tori przyniesie. - odparła Turmi. Milczała chwilę. - Joris… Wiesz… Chyba do domu wrócę. Tatka odwiedzę… - nieoczekiwanie oświadczyła geomantka. - I tak zarazy szukacie, to druida ocalisz, nie? Dług u ciebie za niego będę miała…


Po jakimś czasie do gospody wróciła reszta kompanii. Zakrwawione ubranie Tori świadczyło o tym, że czytanie ksiąg nie poszło tak łatwo jak się spodziewali. Albo ktoś ją napadł po drodze. Tak czy inaczej do wieczora pozostało jeszcze parę godzin, które mogli sensownie spożytkować przed powrotem do Phandalin.

 
Sayane jest offline  
Stary 28-05-2018, 23:48   #246
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Zamyślony Marduk spytał jeszcze Jorisa gdzie dokładnie przebywa Torikha z tajemniczymi “przeklętymi” księgami i ruszył do świątyni Corellona Larethiana by zapytać o wieści z Evermeet. Powrót do Neverwinter zaczął się z takim przytupem, że teraz mógł się spodziewać wszystkiego. Póki co został jedynie podeptany w drzwiach świątyni przez jakiegoś nieuprzejmego niziołka, a w środku nie czekały na niego żadne listy z domu. Z jednej strony nie było w tym nic dziwnego - nim jego korespondencja dotrze do adresata minie wiele dekadni. Z drugiej - czy uratowanie osady na zadupiu można poczytywać jako wielkie osiągnięcie? Oczekiwano od niego więcej… nie - sam od siebie oczekiwał więcej. A teraz gdy odebrano mu smoka musiał wykazać się na innym polu. Cóż, przynajmniej drowie zapiski zostały docenione w świątyni Pana Poranka. Ruchy odwiecznych wrogów jasnych elfów były skrzętnie notowane i ten wkład z pewnością został doceniony. Tutejszy arcykapłan zarchiwizował zapiski i widząc chęć Marduka do działania polecił mu sprawdzić, czy kopalnia Phandelver ma połączenie z Podmrokiem, a jeśli nie, to znaleźć najbliższe wejście. W końcu Czarny Pająk skądś musiał się tam wziąć. Aczkowiek tego, że przywędrował z Waterdeep lub Marchii również nie można było wykluczyć.

Z braku lepszego zajęcia młodzik ruszył do pracowni złotniczej by zlecić wykonanie repliki pierścienia Kosta. Nie obawiał się Jorisa i jego nowej drużyny, lecz po cóż niepotrzebnie robić sobie wrogów, gdy można mieć sojuszników? Znudzony złotnik orzekł, że prosta robota zajmie mu dobę, może półtorej. Jednak wykonanie dokładnej kopii, która mogłaby imitować mistrzowską robotę magicznego cacka zajmie mu co najmniej dwa dni.
- Zgoda. Ile sobie winszujecie za pracę, mistrzu? - Delimbiyra zastanawiał się krótko, a po uzyskaniu odpowiedzi ściągnął pierścień z palca by złotnik wykonał pomiary i dokładny rysunek. Przy okazji samemu przyjrzał się jubilerskiemu dziełu, zastanawiając się co jest takiego szczególnego w pierścieniu pożądanym przez Tressendarów.

Ponad trzysta sztuk złota za gustowną błyskotkę to nie było mało, ale młody kapłan potraktował to jako potrzebną inwestycję i przestał się nad tym głowić. Ponownie, z braku innego zajęcia postanowił odszukać budynek Przymierza i dowiedzieć się cóż to za organizacja i co udało się ustalić Torikhce. Ktoś inny pewnie by wolał odpocząć po trudach podróży, lecz nie Marduk. Zamiast martwić się własnym zmęczeniem irytował się tym, jak niewiele wie o Przymierzu. I że nie wypytał o nie w Świątyni. To był błąd w stylu krasnoludzicy Turmaliny.

Dlatego też zbliżając się do posesji należącej do organizacji zwolnił kroku i przyjrzał się miejscu bystrym spojrzeniem. Potem otworzył furtkę i wszedł na teren. W przeciwieństwie do magików był ciężko opancerzony i objuczony, a jego szare oczy błyszczały w spoconej twarzy. Na jego widok zwierzęta w ogrodzie zbystrzały, częścią odsunęły się, a jeden czy dwa węże uniosły groźnie łby. Delimbiyra przyjrzał im się ponuro i z królewską godnością ruszył do drzwi, ignorując magiczne efekty, do których przywykł w Leuthilspar.

W środku panowało jakieś zamieszanie, toteż Marduk oparł się o ścianę i przyglądał kręcącym po holu ludziom i nieludziom. ‘Zamieszanie’ było właściwym określeniem. Zmywano krew i zielonkawą breję, w powietrzu unosił się cień przykrego, drażniącego zapachu. Nie dostrzegał ciał czy rannych, nikt nie wzywał medyka. Wkrótce zapadł spokój, którego dodatkowo zdawało się pilnować dwóch zbrojnych przy jakichś drzwiach.

Młody kapłan upewnił się że święty symbol Ojca Elfów dumnie prezentuje się na jego piersi, że złoto i srebro półksiężyca, skąpane w magicznej iluminacji rozświetlającej wnętrze budynku Przymierza, pięknie błyszczą na tle kolczej zbroi. Szata i kolczuga były zakurzone, ale Delimbiyra miał dumy za dwóch zwykłych kapłanów (albo cztery Torikhi), co z nawiązką rekompensowało niedoskonałości wyglądu. Z godnością podszedł do łysej niewiasty siedzącej przy ladzie pod herbem Przymierza.
- Witam, jestem Marduk, kapłan Corellona Larethiana. Szukam kapłanki Torikhi Melune, powinna być w tym miejscu.

Czekać! Miał czekać w holu, jak jakiś… petent, albo wręcz natręt! Wściekłość rozgorzała nagle, ale bez słowa zacisnął szczęki, skłonił lekko głowę i cofnął się pod filar. Marduk Delimbiyra dobrze wiedział skąd ta wściekłość i dlaczego należało grzecznie się wycofać.

Nie zabił nikogo od wielu już dni. To znaczy od wielu dni nie zabił żadnego wroga Ojca, i ta świadomość wprawiała go w rozdrażnienie, trudne do opanowania. Przez chwilę miał nadzieję że kobieta przy ladzie w jakiś sposób go sprowokuje, albo może któryś ze zbrojnych sprowokuje go do zbrojnej obrony… ale jednak nie. Na szczęście dla jego planów.

Ale to budziło wspomnienia...


Pamiętał jak włóczył się kopalnianymi korytarzami, zbyt zmęczony by usiąść i cieszyć się odpoczynkiem. Marzył wtedy tylko o opuszczeniu klaustrofobicznych podziemi, ale triumf, żądza łupów i walki oraz poczucie obowiązku nie pozwoliły mu wcześniej na przedwczesny odwrót. Przybył wybić do nogi wszystko co się rusza w Jaskini i upewnić że Kuźnia jest we właściwych rękach i to osiągnął, wraz z garścią pomniejszych sukcesów. Mógł wracać na Evermeet!

Ale pamiętał też że już w parę godzin po rozpłataniu ostatnich strażników Kuźni i po łamiącej grzbiety mordędze oczyszczania zawału w świątyni Dumathoina, zimna kalkulacja nie dawała mu spokoju.

Łupy były tu dobre. No i różnorodność przeciwników przyprawiała go o zawrót głowy, co wcale nie było do pogardzenia. Coraz jaśniej zdawał sobie sprawę z tego że ma duszę zabójcy - zabójcy w służbie swojego boga, oczywiście. Mogło się to wydawać dziwne w przypadku kapłana dobrego bóstwa, ale nawet takie potrzebowały żołnierzy i obrońców a niektóre odznaczały się wojowniczym temperamentem. Sam Corellon Larethian był nader wprawnym szermierzem. Jako młody kapłan wyznawał Go w aspekcie dumnego wojownika, pogromcy Gruumsha. Na Evermeet nie miałby nawet w przybliżeniu takiej sposobności szlifowania swoich umiejętności jak tu, w tej barbarzyńskiej krainie.

Poza tym, zamierzał powrócić na Wyspę na swoich warunkach, po zdobyciu takiego znaczenia i potęgi, jakich hierarchia (a najlepiej i Królowa) nie da już rady zignorować. Znaczenia i potęgi, oczywiście, ku chwale Ojca Elfów…

Pamiętał, jak szmer i zgrzyt wybiły go nagle z zamyślenia. We wspomnieniu wzdrygnął się wracając do rzeczywistości i spoglądając na sufit i ściany korytarza. Szalone krasnoludy pod ziemią czuły się jak ryby w wodzie… on nie. Nawet we wspomnieniu tysiące cetnarów skały nad głową przyprawiały go o niepokój. Zaraz jednak przeniósł wzrok na podłogę. Ślad z ohydnej krwi i spalonej tkanki niknął w ciemności. Podniósł wyżej pochodnię i ruszył jego śladem. Zatrzymał się jednak gdy Echo po raz kolejny wypełniło korytarz dźwiękiem, zasłuchał się raz jeszcze. Chyba tylko ten odgłos sprawiał że udało mu się wytrzymać w klaustrofobicznych komorach i przejściach...

We wspomnieniu znowu zapadła cisza i po chwili ruszył dalej. Za zakrętem dostrzegł wreszcie to co zdradziło wcześniej swoją obecność. “To”, bo osobą nie można było tego nazwać.

Ghoul pełzł przed siebie, częścią spalony, z przerąbanymi żebrami i rozpłataną nogą. Odwrócił głowę i spojrzał na niego ślepiami lśniącymi piekielnie w świetle pochodni. Z gardła wyrwał mu się syk, niczym kobry.

On sam przyglądał mu się w milczeniu, rozluźniając i zaciskając chwyt na rękojeści Talona. Istota była nieumarłym; intrygowało go czy został w niej choć pozór inteligencji i czy zdolna jest odczuwać coś więcej ponad głód - jak chociażby rozpacz. Wydawało się że tak. Oczywiście, nie była bystrzakiem pokroju upiora Mormeska, ale świadomości miała więcej niźli szkielet czy zombie.

Z wystudiowanym sadyzmem zakręcił młynka Talonem i ruszył naprzód…



Ktoś go trącił, niwecząc obrazy. Z pilnowanej przez zbrojnych komnaty wyprysnął jakiś pokurcz i zderzył się z nim, nie uważając jak należało. Delimbiyra z lekką irytacją zmarszczył czoło i odruchowo położył dłoń na rękojeści Talona. Nizioł kwalifikował się do przydomka ‘Bezgłowy’.

Elf zignorował nadmiernie mobilny podnóżek i czekał w ponurym milczeniu.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 29-05-2018, 10:21   #247
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Neverwinter
5 Marpenoth, późne popołudnie


Cisza i spokój gabinetu sprawiały, że Torikha prawie spała na siedząco. Eliza czytała i czytała w skupieniu, czasem mruczała coś do siebie w obcym języku, czasem cofała się do poprzedniej strony szeleszcząc pergaminem. Wreszcie skończyła któryś z kolei rozdział i nieprzytomnie spojrzała na kapłankę. - Taaak… - Melune od razu wyprostowała się jak struna; diablica nie zwróciła na to uwagi. - To dzieło… interesujące. Zawiłe. Przyznam, że nie wiem jak ktoś na tym poziomie - wskazała demoniczny elementarz -miałby zrozumieć to - wróciła wzrokiem do bieżącej lektury. -Nie mówiąc o skorzystaniu z zawartej tutaj wiedzy. Jest trudne nawet dla mnie.
- A jest o…?
- nieśmiało spytała pólelfka.
- O teleportacji, ogólnie rzecz biorąc. Pierwsza część o magii podróżnej, bardzo zaawansowanej, zbiorowe teleporty, składniki i minerały wzmacniające lub wypaczające Splot i tak dalej. Druga część o wędrówkach na inne plany. Z tego co mi się wydaje po nagłówkach traktuje bardziej o tym jak tam nie wylądować przenosząc się w obrębie samego Torilu. Ale to lektura na wiele dni i zasadniczo nie mój obszar zainteresowań.

Po kilku seriach podziękowań i przeprosin na zmianę Torikha zgarnęła księgi, szykując się do wyjścia. Wyraźnie zamyślona Starhold nie wróciła już do tematu demonicznej pułapki i pochodzenia ksiąg, więc i kapłanka nie zamierzała drażnić przełożonej Garaele. A sprawy finansowe mogła załatwić z Alehandrą.

Wychodząc z gabinetu za diablicą dojrzała siedzącego na kanapie Trzewiczka, pochłoniętego swoimi zapiskami. Nieopodal, ku swemu zaskoczeniu, ujrzała opartego o kolumnę Marduka Delimbiyrę, który na widok zakrwawionej kapłanki (a może na widok Elizy) wyprostował się gwałtownie, sięgając po miecz. Czarodziejka kompletnie nie zwrócila na niego uwagi; pochłonięta własnymi myślami zdawkowo pożegnała Tori i ruszyła gdzieś na tył. Zwrócili za to stojący nieopodal strażnicy; zaskoczeni nietypowym zachowaniem złotego elfa również sięgnęli po broń.


Po południu najemnicy znów zebrali się w gospodzie Fallen Tower. Większość z nich załatwiła sprawunki i trzeba było podjąć decyzję co dalej. Szukanie lustra i księgi Bowgentle’a było kuszącym porywaniem się z motyką na słońce, lecz mieli na głowie pilniejsze sprawy. Shavriego gonił czas, a diademu do kompletu nie mieli. Traffo był dobrej myśli, lecz Tori miała nieprzyjemne uczucie, że Omar nie da się ułagodzić połowicznym sukcesem. Albo wszystko, albo nic. Zwłaszcza że Jorisowi nie udało się sprokurować fałszywego listu od Elizy. Niby mogli napuścić tego psychopatę na kogoś innego, tylko na kogo?

Skoro byli jeszcze w Neverwinter to Shavri opłacił uliczników by chodzili za Riharem aż do kolejnego ranka. Póki co spotkał się znów z kolegami (było ich sześciu, w tym jeden pólelf i jeden niewiadomej prowinencji) i siedział w jednej z lepszych gospód, gdzie uliczników nie wpuszczano. Joris przycisnął trochę dzieciaki, nie mogąc uwierzyć, że nie wiedzą kim są koledzy kultysty, lub czy w tamtej gospodzie nie ma jakiejś meliny. Mimo to w tak wielkiej metropolii nie sposób było wiedzieć wszystko o wszystkich, toteż chłystkowie spod miejskiej bramy nie mieli większego pojęcia co dzieje się w innej części miasta. I tak przyznali niechętnie, że za informacje o sklepie lichwiarza musieli zapłacić rządzącej w tamtym rejonie bandzie i omal jeszcze nie oberwali za kręcenie się na “cudzym” terenie. Na ich terenie ostatnio również kręcili się obcy, jak z pretensją rzekł chłopak, lecz Shavri płacił na tyle, że chwilowo śledzenie opłacało się im bardziej niż kradzieże i żebractwo.

Zenobia wpadła na chwilę pożegnać się z Przeborką i wróciła do swoich “przyjaciółek”. Znalazła lustro w miarę podobne do netherilskiego, jednak nie było ono identyczne. Różniło się nieznacznie wielkością oraz rodzajem zdobień. Problemem był też brak umagicznienia. Może Stimy, który radośnie oświadczył Shavriemu, że przymierza się do wykonania zamówionego przez tropiciela przedmiotu mógłby coś na to zaradzić? Tylko czy trzewiczkowa magia będzie w stanie podrobić starożytne netherilskie zaklęcia?

Zresztą Trzewik nie przejmował się zbytnio zarówno cudzymi, jak i swoimi problemami, planując zostać w mieście jeszcze dzień czy dwa. Chciał dokończyć artefakt dla Shavriego i pobuszować po sklepach oraz bibliotekach. Magiczne teleporty ze Studni i Kopalni ciekawiły go, ale nie tak jak księga Bowgentle’a. Coraz bardziej skłaniał się więc do odwiedzenia Silverymoon. Nadal był obrażony na tropicieli za ujawnienie sekretu kradzieży i na Tori za zabranie “jego” ksiąg. Przecież obiecał pokazać je klerykowi Oghmy, a tu taki niefart! Towarzystwo dowolnej karawany wydawało mu się bardziej atrakcyjne niż przebywanie w obecnym towarzystwie.



Ku zdumieniu wszystkich Marduk dołączył do wspólnego biesiadowania w gospodzie. Jego pojawienie się ożywiło nawet Turmalinę, która wcześniej chyba nie zakodowała spotkania ze słonecznym elfem. Jako kapłana spytała nawet o chorobę druida, lecz nie widziawszy chorego Marduk niewiele mógł pomóc. Nie wiadomo było, czy Reidoth w ogóle jeszcze żył; w końcu nim wrócą do Phandalin minie prawie dekadzień. Elf zainteresował się natomiast Thuindertree jako jednym z domniemanych źródeł zabójczej klątwy. Każdy powód by wrócić do miejsca gdzie “odebrano mu” smoka i chwałę był dobry. Mógł odwiedzić przy okazji grób bezimiennego elfa, którego tam pochował.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 19-06-2018 o 11:37.
Sayane jest offline  
Stary 02-06-2018, 20:27   #248
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Marduk ochłonął po nagłym zastrzyku agresji, wywołanym widokiem diablicy i zakrwawionej Torikhi Melune. Kobieta, mimo prezencji tak czy siak wskazującej na nienaturalne pokrewieństwo, najwidoczniej nie była przywołańcem, a jej obecność nie wzbudzała alarmu w holu. Również Torikha wydawała się całkiem spokojna. Delimbiyra wsunął miecz do pochwy i odprowadził wzrokiem mieszańca. Spojrzał na zaniepokojonych strażników, czując jak widok obnażonej broni w ich rękach wywołuje w nim instynktowne reakcje; zdławił jednak żądzę zabijania i skupił się na półelfce.
- Panna Torikha... - powiedział, podchodząc z gracją i pewnością siebie urodzonego wojownika. Poza elfiej roboty religijnym symbolem i lekką bronią reszta jego ekwipunku była ludzkiego wyrobu, zupełnie jakby kapłanowi coraz mniej zależało na tym by podkreślać swe elfie dziedzictwo. Odziany też był nie jak osoba duchowna, ale zbrojny podróżnik. Jego szare oczy gorzały w lalkowatej twarzy. - Miło cię widzieć w dobrym zdrowiu... jak mniemam. - dodał, prześlizgując się spojrzeniem po śladach walki widocznych na zbroi i ubiorze półelfki.
Wymieniwszy się uprzejmymi pożegnaniami z Elizą, kapłanka ruszyła ciężkim krokiem w kierunku kontuaru i łysej Alehandry w celu zapłacenia za cały ten cyrk jaki się tu niedawno odbył. Dziewczyna miała niemiłe wrażenie, że słono zapłaci za chęć pomocy, a słowa dziękuje, zapewne nie usłyszy do końca swojego życia.
Nie ważne. Nie dla czyjejś wdzięczności zobligowała się zająć tłumaczeniem ksiąg. Miała w tym swój własny, ukryty cel, choć z wierzchu podszyty szlachetnością.
I choć wprawdzie teraz nie wiedziała do końca co zrobić z uzyskaną wiedzą, to czuła, że była o krok od wypędzenia bandy łachudrów z jej spokojnego Phandalin. Niech no tylko wróci do mieściny… i nie zapomni po drodze języka w gębie.
Najpierw jednak…
- A kogóż to Selun… diabli nadali? - spytała retorycznie hebanoskóra, dostrzegając, że za oknami dzień jeszcze jaśniał, więc owe spotkanie z dawnym towarzyszem broni, nie leżało w gestii Świetliskiej Panienki. Uśmiechnęła się delikatnie, a w zasadzie zadrżała kącikami ust.
- Marduk… czy to ty? A niech mnie, zludziałeś strasznie. - Tori skłoniła się nieznacznie, choć na szczęśliwą z ponownego spotkania, to ona na pewno nie wyglądała. Zdawała się być zmęczona, zgnębiona i mocno zrezygnowana życiem… i zapewne nie miała ochoty na więcej. Słoneczny elf miał wrażenie, że czas obył się z jego koleżanką wielce łaskawie, jeśli w ogóle o niej nie zapomniał. Jej włosy nadal były rozwiane i drucikowate jak ostatniego dnia kiedy ją widział, spojrzenie płochliwe jak u łani, uśmiech nieśmiały, delikatny jak cień, a głos cichy i wiecznie przepraszający.
- Słyszałam, że w Neverwinter można znaleźć wszystko, ale nie sądziłam, że cię tu spotkam… szukają cię. Joris z takimi tam… sssprawę mają. - Melune choć nie była najęta do odnalezienia zabójcy nekromanty, poczuła się w obowiązku przynajmniej udawać, że sprawa Tressandarów cokolwiek ją interesuje. Tym bardziej, jeśli w ten sposób przyczyni się do złapania mordercy. Tylko czy słoneczny elf nim był?
- Musze już iść, miło było ciebie spotkać. Pokój z tobą - burknęła na koniec przyglądając się dziwnie kompanowi, po czym ruszyła na szafot w postaci recepcji.

Delimbiyra zastąpił jej drogę.
- Może i nie sądziłaś, ale Joris z takimi tam mnie znaleźli, i oto jestem - Marduk rozłożył ramiona i wykrzywił wargi w uśmiechu. - I właśnie Joris poprosił mnie o pomoc w sprawdzeniu i tłumaczeniu ksiąg, a kimże jestem by odmówić pomocy starym druhom? Na pewno dobrze się czujesz? Wyglądasz na zdenerwowaną i poturbowaną.
Dwie orzechowe tęczówki zmierzyły spojrzeniem złotowłosego, świadczącym o tym, że jeszcze chwila a ta rozmowa nie skończy się dobrze. Kapłan musiał wybrać sobie bardzo zły moment na reaktywację znajomości z selunitką.
- Zostały już przetłumaczone - rzuciła sucho Tori, pomijając fakt, że kto jak kto, ale Joris, jeśli choć trochę ją kochał, nie posłałby na nią Marduka w żadnej kwestii.
- Wolałabym też nie przepychać się z tobą na środku korytarza, mam rachunek do uregulowania.
Elf szczęśliwie już zapominał jak irytująca potrafi być selunitka. Teraz sobie przypomniał. Tym niemniej, uśmiech nie schodził mu z ust, choć ktoś nieżyczliwy mógłby go nazwać ironicznym.
- Nie pozwól mi się więc dłużej zatrzymywać, panno Torikho. Jeszcze zdążysz mi opowiedzieć czego dotyczą te księgi - odsunął się o krok.
”Pani… zniosę wszystko, ale dlaczego on…” pomyślała gorzko Rika, wymijając towarzysza. Gdy tylko dziewczyna podeszła do lady za którą siedziała łysa czarodziejka, usłyszała piękną trzycyfrową liczbę w złocie jaką musiała zapłacić za swoje “dobre chęci”.
”A żeby ci tak ta fretka zeżarła jakiś ważny pergamin…” złorzeczyła chmurnie w swojej głowie półelfka, odliczając swoje ostatnie pieniądze.
Na całej tej nieszczęsnej podróży do Neverwinter straciła więcej, niż zyskała, a przynajmniej tak myślała teraz… w miejscu, którym aktualnie była. Być może z czasem dostrzeże dobrą stronę tego wszystkiego, lecz nie teraz, nie po tym… ile musiała wysłuchiwać.

- Jeśli spotkasz pana Fineasa, proszę powiedz, że jest mi bardzo przykro z powodu tego co się wydarzyło i życze mu szybkiego powrotu do siebie - odparła kapłanka Alehandrze, żegnacjąc się z nią skinieniem głowy. Następnie rzucając kolejnym, badawczym spojrzeniem w kierunku Delimbiyry, podeszła do bazgrzącgo coś niziołka. - Stimi… Eliza już skończyła, wracam do karczmy, idziesz z… nami?
- Później. Możesz zostawić mi księgi.
- Stimy zrobił kolejną kreskę i podpisał ją obok: “splot koloru niebieskiego, zagiąć w precla”. Całość wyglądała trochę jak worek podróżny z wieloma poszarpanymi nitkami. - Nie powinnaś płacić za nic Torikhę. - powiedział po chwili - Jeśli płacisz za przeprawę przez rzekę, to odpowiadasz za straty, spowodowane nieumiejętnym wiosłowaniem przewoźnika? Powinni zapytać skąd to, a przy braku jednoznacznej odpowiedzi przebadać, lub wziąć ryzyko na siebie. Pozatym Shavri i Joris wiedzieli, że księgi są przeklęte, a mi nie chcieli ich dać. Jeśli już ktoś ma płacić to oni.
Szpiczastoucha przekręciła na bok głowę, niczym nasłuchująca, młoda sówka. Długo milczała, że, aż można było pomyśleć, że odpowiedź nigdy nie padnie.
- Cóż… można całe życie przerzucać się z kimś na odpowiedzialność, ale tak czy siak, ktoś musiał zapłacić tu i teraz. Za szkody. Za robotę. Za chęci. I tak już zbieram cięgi za wszystko, więc co mi tam, prawda? - Uśmiechnęła się cieplej, niźli to zrobiła w kierunku drugiego z mężczyzn, ale gest ten nie był w pełni szczery. W końcu rozmawiała z prowodyrem wszystkich kłopotów z przeklętymi knigami.
- Reszta oskurowałaby mnie za to, że pozostawiłam je pod twoją opieką - dodała smutno, wzruszając ramionami, pod którymi trzymała obie kładki. - Tym bardziej, że… nie jesteś już w posiadaniu diademu. Sharvi dość ma już zmartwień, nawet jeśli by cię znowu nie napadnięto i wróciłbyś z oboma tomami bezpiecznie do karczmy, to i tak pewnie osiwiałby ze strachu do czasu twojego powrotu. Byłoby bezpieczniej jeśli wrócilibyśmy razem… mogę nawet na ciebie zaczekać. - Choć kobieta wiedziała, że domniemana kradzież diademu, była kłamstwem, a niziołek, był po prostu złodziejem i to chyba bez żadnych skrupułów, skoro tak lekko szafował czyimś życiem, to jej wrodzona wiara w dobroć innych, nie pozwalała jej odwrócić się od niskiego przyjaciela. Może była naiwna i po prostu podświadomie chciała usprawiedliwić podłe czyny Trzewiczka, może była nawet głupia, że chciała zrozumieć czym się kierował robiąc to co robił. Ale nie mogła się tak po prostu wypiąć. Nie po tym co przeszli ze smokiem i w studni i u Agaty.
- Zapytam Shavriego - Trzewiczek zmrużył oczy i wytknął język kończąc pierwszą część szkicu.
- Mówiłaś, że demon był trochę jak zombii. Oboje wiemy do kogo należą księgi i jaka zaraza trawi las przy Phandalin.
- niziołek oderwał się od rysowania i spojrzał na słonecznego elfa - kto to?
- Nie przyglądałam mu się… walczyłam o życie, nie przypominał trolla ze Studni Sowy i… nie powinniśmy o tym tutaj rozmawiać - odparła Tori, zezując na wskazanego. - To jest Marduk, mój były towarzysz broni… to ‘ten’ od zamordowanego nekromanty… - dodała po chwili. -Marduku to jest Stimy, mój aktualny towarzysz broni… magiczny wynalazca.
- O! Szukałem cię… kiedyś… - Stimy pokręcił nosem - … ale nie pamiętam po co. - znów wrócił do rysowania, ale zaraz przerwał i zaczął się pakować. - Chodźmy.
- Może sobie jeszcze przypomnisz
- stwierdziła polubownie kapłanka, wzruszając ramionami. - A teraz chodźmy, dzięki tym księgom mamy haka na Omara, tylko… jeszcze nie wiem jak to wykorzystać. Może reszta na coś wpadnie.
Delimbiyra skinął niziołkowi głową. Potem, zaintrygowany, dołączył do dwójki, by być świadkiem opowieści, czegóż to księgi dotyczyły - i całej reszty.

Cała trójka ruszyła wspólnie do wyjścia, a Rika chcąc, czy nie, opowiedziała wszystko czego się dzisiaj dowiedziała. Pierwotnie zwracała się tylko do Stimiego, ale nie zamierzała nic ukrywać przed Mardukiem.
To prawda, że elfa nie mogła zdzierżyć, ale i ze wzajemnością, na szczęście oboje mogli przejść nad tym co ich dzieli i skupić się na tym co ich łączy. Wspólny cel dokopaniu komuś był dobrym tego przykładem.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 02-06-2018 o 20:29.
sunellica jest offline  
Stary 08-06-2018, 00:41   #249
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Mur miejski nie stanowił dla niej żadnego wyzwania. Pazurki łatwo odnajdywały zagłębienia w kamiennych blokach obrosłych zresztą mchem i porostami. Ludzkie dziuple były zdecydowanie za łatwo dostępne. Aż dziw brał, że przeżywali zimę i nikt im orzechów nie podbierał. To jednak do zmartwień Rudej nie należało. Jak dla niej, ludzie ze wszystkimi swoimi szczeniętami mogli zdechnąć choćby i teraz zaraz. Śmierdzieli, ścinali drzewa, hałasowali i drażnili szkarłatny kwiat. No jakiż pożytek z nich był?

Ano tak. Potrzebowała ich. A przynajmniej tego płowowłosego durnia. Co go jego krewni Jorisem zwali. Ślamazara i głupek. O zarazie wywiedział się mniej niż ona sama w przód wiedziała. Powinna popędzić leszczynowym szlakiem i łąkami przez królikarnie na powrót do lasu i… i… Nie wiedziała co mogłaby zrobić. I nie wiedziała czemu właściwie sama chciała coś zrobić. Jej dotychczasowe zmatwienia były tak bardzo odległe od obecnego. Wypchać kilka spiżarni zapasami, zapamiętać choć połowę z nich, wybrać odpowiedniego samca, nie dać się pożreć. Dzień w dzień. To było dobre. To było takie jakie być powinno. Zaraza tego nie powinna zmienić. Mało to zwierząt pada od chorób codziennie? A jednak tamtego dnia gdy ten gamoń stanął przed nią i zaczął coś mówić w tym ich niezrozumiałym języku, coś w jej wiewiórczej główce się przestawiło. Poczuła to nie od razu. Z początku tylko dziwnie się zachowywała. Pobiegła do stuk stuka, zamiast sprawdzić południowe dęby. Potem odwiedziła jeszcze kilka innych zwierząt, o których wiedziała, że nie należy się do nich zbliżać. Za dnia i w nocy. Nawet nie zauważyła kiedy zgłodniała. I kiedy tak bardzo nieswojo zaczęła się czuć sama w swoim lesie. Bez niego. Jej powolnego śmierdziela, do którego teraz wracała i którego widok naprawdę ją cieszył.

- Squik?
Joris odwrócił się i westchnął. Chciał być sam. Ale o dziwo towarzystwo tego nadpobudliwego gryzonia mu nie przeszkadzało. Choć przypominało o czymś ważnym. Że zawodzi. I że zamiast coś z tym zrobić, to siedzi na miejskim murze dyndając nogami w dół i gapi się na majaczący na całym widnokręgu las Neverwinter. Gdzieś tam pozbawiona opiekuna knieja zwróciła się do niego o pomoc. Miał nawet w pewnym momencie podróży takie durne przemyślenie, że Ruda to nie Ruda tylko Tancerka pod postacią Rudej. Ale potem zobaczył jak Ruda nonszalancko sadzi bobki na dwukółce Zenobii i porzucił tę myśl. Ruda była Rudą. Ale to nie zmieniało faktu, że to on powinien jej pomóc. A zamiast tego wymyślał jakieś listy, brnął w kolejne kłamstwa i co i rusz uderzał głową o mur dziwnej neverwinterskiej rzeczywistości. Jedynymi zaś tego efektami były uszczuplona sakiewka, lusterko, które leżało obok niego i list. A raczej pergamin, w którym ostatni potomek namiestników zamku Cragmaw wspaniałomyślnie z dniem swojej śmierci zcedowuje prawa do swoich włości na mieszkańców miasta Phandalin. Lustro i uszyte przez krawcową pismo. Dwa kłamstwa. NIe licząc tych, które zostawił Shavriemu i Rice. Ot i całe posłanie Jorisa. Myśliwego. Bo nie liczył zakupionych zwojów wykrycia magii i wykrycia zła.
Wyciągnął rękę do zołzy, a ona bez wahania wskoczyła mu na ramię i o dziwo po prostu przysiadła na nim.
- Wiem - odparł po chwili - To las. A ja w nim zabłądziłem. Muszę się cofnąć do momentu gdzie znam drogą. I tam ją podjąć na powrót.
Kiwnął głową z namysłem i wstał. Zbliżali się strażnicy by go zapewne stąd pogonić, lub zatrzymać. Niedoczekanie.

***

Decyzję Turmaliny przyjął z zaskakującym go żalem. Tym bardziej, że oznajmiła mu ją w taki… ludzki sposób. Objął ją mocno i puścił oko na pożegnanie.
- Napisz czasem. I nie jedź sama.

***

W samej karczmie już nie udzielał się w rozmowie. Upewnił się tylko, że Rika nie przybyła tu ranna, a potem rad z powrotu Marduka, który wyraźnie zainteresował się Tressendarami, zjadł swoją kolację. Przed pójściem spać zamówił u Trzewiczka umagicznienie lusterka tak by pokazywało to co pokazało im Przymierze. Czyli ni mniej ni więcej jak czerwoną dupę Elizy. Niziołek gdyby miał ochotę mógłby od siebie coś dodać. Nie miał pojęcia czy tak potężny artefakt się przyda, ale pomysł wydał mu się godny złota.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 13-06-2018, 09:08   #250
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Shavri wyprostował się przy stole, kiedy upewnił się, że wszyscy już są. Martwił się. Krwią na szatach Toriki, pewnie nawet nie mniej niż Joris. Był mocno zły na siebie, że nieświadomie wystawił ją na takie niebezpieczeństwo. Pomyślał, że gdyby Trzewik z nią poszedł, byłaby może bezpieczniejsza. Potem dopiero przypomniał sobie, ile dziwnych przygód zdarza się niziołkowi. Był też trochę zawiedziony, że Torika zabrała księgi do Przymierza, a nie do kapłanów Oghmy, choć w sumie może dobrze się stało. Szlag wie, czy oghmianie byliby w stanie sprostać wyzwaniu, jakie wniosła w tych okładkach do ich świątyni.
- No dobrze. Dzień był cholernie długi i proponuję, żebyśmy się podzielili ustaleniami. Zacznę od Marduka. Część z was może go już zna, dla pozostałych pragnę nadmienić, że to efl, którego przywiezienie głowy wraz pierścieniem po Koście zażyczyli sobie nasi zleceniodawcy. I my im co do litery przywieziemy i głowę i pierścień i całą resztę szanownego Marduka całą i zdrową. Sądzę, że Marduk jest nam w stanie pomóc się z nimi rozmówić. Bo obawiam się, że to nie będzie przyjemna rozmowa - stwierdził triopiciel i zrobił coś, czego chyba nawet jego druhowie z poprzedniej drużyny najemniczej nie widzieli - uśmiechnął się krzywo. - Nie będę was okłamywał. Z rzeczy, jakie powinniśmy im przywieźć, brakuje tylko skradzionego diademu, ale obawiam się, że i tak dojdzie do konfrontacji. Odbyliśmy też z Jorisem dzisiaj pożyteczny spacer. Nie znaleźlismy Orlina w Nev, więc kwestią lusterka i klątwy zajmiemy się jak tylko uprzątniemy Phandalin, czyli… za 4 dni. Za to udało się nam zdobyć ciekawy papier.
I Shavri zachęcił Jorisa, żeby nie kusząc postronnych uszu, po prostu pokazał spreparowany dokument.
- Rozumiem, że wszyscy wracamy do Phandalin pojutrze?
- Wciąż nie wiemy czym są te symbole z kopalni...
- spróbował Stimy - ...poza tym mam świetną okazję na interes. Jest ktoś kto zapłaciłby nam za przetłumaczenie słowo w słowo ksiąg. - pokiwał twierdząco z powagą, jakby samemu ze sobą się zgadzając.
- Radbym… wszyscy zapewne radbyśmy usłyszeć, kogo macie na myśli, mości Stimy, chyba że to wiedza której tylko ja nie posiadam - odezwał się siedzący dotąd cicho, za to pilnie nasłuchujący Marduk. Popatrzył wokoło. - Gwoli jasności - jak imć Shavri wspomniał, część z was mnie nie zna, część zna. Ci którzy mnie znają, wiedzą na co mnie stać w boju i nie tylko. Jeśli ktoś ma wątpliwości, zapytajcie ich - stwierdził, nie dbając czy zabrzmi to arogancko czy nie. - Chwilowo nie mam lepszego zajęcia, za dobrych ludzi z Phandalin czuję się odpowiedzialny, a z waszej drużyny ubyły dwie osoby. Jeśli chcecie, dołączę do was na takich samych prawach jak każdy z was, łupów nie wyłączając - rozejrzał się znowu. Gdy nikt nie zaprotestował, z satysfakcją skinął głową.
- Możliwe że i ja będę miał dla was pewną propozycję na przyszłość, ale to dopiero gdy ogarniemy sprawy które już macie na głowach, a jest ich sporo. Ten cały… Omar? dobrze pamiętam? więc ten cały Omar domaga się mojej głowy i pierścienia. Potraktujmy moją osobę jak asa w rękawie - nim spotkałem Jorisa, pannę Przeborkę i imć Shavriego natknąłem się na mości Hallwintera i zadeklarowałem że wraz z nim pojadę do miasteczka, pilnując wozów. Są z nim i imć Dawdem ludzie tego Omara i reszty, więc pogadam z panem Slidarem, rzeknę że nie mogę jednak jechać, że mam problemy, cokolwiek. W dzień-dwa mam nadzieję dowiedzieć się co z pierścieniem Kosta, jeśli go dostanę przekażę go wam byście mogli go okazać czarodziejowi, wraz z jakimiś dowodami że mnie dopadliście - wyciągnął i położył na stole kukri, jedną z niewielu rzeczy elfiego wyrobu, które jeszcze mu pozostały. - Ja sam spróbuję dostać się do miasteczka i pozostać nierozpoznanym, by we właściwym momencie przyłożyć ręki, skoro jesteście przekonani że dojdzie do kłopotów. Oczywiście, należy dbać o to by nie doszło do walki - jakimś cudem słonecznemu elfowi udało się to wypowiedzieć, choć słowa paliły go jak kwas - i by mieszkańcom nie stała się krzywda. Gdy przybędziecie na miejsce, uczyńcie dyskretnie magiczny zwiad, by wywiedzieć się o magikach i ich sile jak najwięcej.
- Jak to dwie osoby?
- zdumiał się Shavri, rozglądając po obecnych. - Kto nie wraca do Phandalin? Stimy, możemy iść tam we dwoje. Jeśli to nie kapłan Oghmy, to też jestem ciekaw, kto się podjął tłumaczenia. Na całość nam chyba czasu nie starczy, więc chociaż te fragmenty z symbolami, które nas intetesują. Jeśli ta sprawa z Omarem szcześliwie końca dojdzie, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wrócić i dać do przetłumaczenia całość. Szerzenie wiedzy zawsze jest dobre, zwłaszcza, jeśli uzbraja człowieka w możliwość walki ze złem - dodał górnolotnie, acz szczerze. Po czym zwrócił się do Marduka.
- W Twoim założeniu są tylko dwa szkopuły - rzekł spokojnie, pragnąc jak najklarowniej wyłożyć sprawę. -Po pierwsze, nie mamy dwóch dni, chyba, że znasz jakąś magię bram i po prostu nas dogonisz przed samym Phandalin, ale wiedz, że to ryzykowne, i nie tylko dla mnie. Poza tym nie możemy mu wmówić, że cię usiekliśmy, ponieważ potrafi przeczytać prawdę z umysłu jak góral pogodę z nieba. Nie da się go okłamać. Widzaiłem to na własne oczy, jak wywleka z człowieka prawdę. Nie wyglądało na przyjemne. Szczerze mówiąc wyglądało na tortury. Dowie się, że to podstęp i wtedy dopiero szambo wybije… - dodał spokojnie. -Dlatego obawiam się, że żeby uniknąć ofiar w postronnych, musielibyśmy prosto z traktu udać się do dworu, poinformować jego ludzi, że wróciliśmy i tam na niego czekać. O ile rzecz jasna, ruszy swój perfumowany zad, żeby się z taką bezczelnością spotkać...
- Hmmm…
- zamyślony Marduk postukał w blat opuszkami palców i sięgnął po kukri. Starannie kontrolował swe myśli i gesty, by nie zdradzić jak budzi się w nim żądza zabicia Omara yn Jozin yn Abdul el Esperal.
- Jeśli tak jest, może i lepiej będzie poniechać szukania pierścienia i zamiast tego skupić się na przygotowaniach do - uchowajcie bogowie - walki. A przynajmniej konfrontacji. Jakich zaklęć używał tenże Południowiec, których byliście świadkami?
- Sam widziałem, jak używa zaklęcia stosowanego do czytania w myślach.
- wtrącił niziołek - To chyba… trzeci poziom wtajemniczenia. Prawdopodobnie klątwy nałożone na przedmioty to także jego sprawka, lub kogoś z otoczenia. Demoniczny strażnik, zamiana w kamień, klątwa pozbawiająca umiejętności magicznych, no i te tortury, ale kompletnie nie wiem co to za zaklęcie. - Trzewiczek poprosił o wgląd do księgi o portalach i rozpoczął przekartkowywanie szukając interesującego go symbolu.

- A może go weźmy po prostu pod sąd? - odezwała się Torikha, która opanowała sztukę ulatywania innym z pamięci, jeśli tylko dostatecznie długo się nie poruszała i nie odzywała. Jak przed chwilą.
- Wiemy o tym, że kłamią z powodu swojego pochodzenia, wiemy co zawierają księgi, wiemy o wątpliwej reputacji czarach jakimi się posługuje Omar, oraz, że w lesie grasuje zaraza, która pojawiła się w tym samym czasie co on i jego księgi. Mamy chyba dostatecznie dowodów, by mieszkańcy poszli za naszym głosem. Nawet złoto ich nie przekupi, ani obietnice, jeśli dowiedzą się o chorobie i demonach… Trzeba to tylko dobrze ubrać w słowa, by nie dać mu okazji do wykreowania wizerunku “wybawiciela” przed piekielnymi plagami i chyba powinno się udać, prawda?
- Sama widziałaś, że o sąd nie będzie łatwo za szybko. - stwierdził młodszy tropiciel, zerkając spokojnie, jak Trzewik wertuje tomiszcza. Wiedział, że pójdzie z Trzewikiem gdziekolwiek niziołek postanowi je tłumaczyć. I już nie spuści z oczu ksiąg ani na chwile. - A też wątpię, żeby mieszkańcy chwycili za widły jeśli Omar zacznie smagać czarami na lewo i prawo. Już dał popis swoich możliwości - westchnął Shavri. W innych okolicznościach sam przystałby na radę kapłanki. Instytucja sądów zawsze cieszyła się u niego szacunkiem.
- Może i będzie trudno… ale nie z takimi problemami się uporaliśmy z Jorisem, Turmi i resztą… jeśli będą stawiać czynny opór… my też możemy - stwierdziła łagodnie selunitka, wzruszając ramionami.
- Pierścień dyslokacyjny Bott’a… - Stimy na chwilę zatrzymał się na jednym z rysunków zawartych w księdze, popukał palcem w stronice i w nieobecnym zamyśleniu zapytał słonecznego elfa - ...ten pierścień Kosta. Wiesz jakie ma właściwości magiczne? Jeśli jakieś w ogóle ma. Mógłbym go przeanalizować, bo rozumiem że masz go przy sobie?
- Pierścień być może uda mi się odnaleźć w dzień lub dwa - rozbawiony Marduk odpowiedział uprzejmie niziołkowi. - Radziłbym też wziąć pod uwagę, że niekoniecznie musi mieć właściwości magiczne, z takich czy innych powodów - odczekał chwilę po czym odezwał się poważniejszym tonem. - Proponowałbym skupić się na kwestii oddania Południowcom skradzionych przedmiotów, a sprawę pierścienia odłożyć na później - niech moja obecność w Phandalin będzie zaskoczeniem dla wszystkich, zwłaszcza gdyby doszło do walki. Imć Omar zażyczył sobie mojej głowy a ja chętnie podniosę z nim ten temat we właściwym momencie... - wycedził, walcząc ze sprawiedliwą żądzą zabijania.
Półelfka patrzyła koso na brata w służbie bóstwom, starając się ocenić jak i na ile zdążył się zmienić przez te kilka dekadni samotnego podróżowania. Jeśli chodziło o jego porywczość, wcale się jej nie obawiała, może nawet potajemnie liczyła, że złotowłosy nie powstrzyma się, gdy Omar zacznie nim pomiatać na lewo i prawo i cała ta sytuacja skończy się na ostrzu noża.
Smuciła ją jednak myśl, że nie potrafiła przez tyle czasu wymyślić czegoś mniej inwazyjnego od brutalnego pokazu siły. Miała wrażenie, że w pewien sposób zawodzi oczekiwania swojej Pani, która ceniła sobie intelekt, sprawiedliwość i pokój.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172