Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-06-2018, 23:22   #251
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Trzewiczek westchnął i cofnął się kilka stronic do tyłu w księdze, którą przeglądał.
- Nie da się tego przetłumaczyć i przerysować w kilka dni. Weźcie ją. Skoro musicie weźcie i to… - Stimy wyjął tubus - ...próbowałem go rozgryźć, ale mi się nie udało. - niziołek poszperał jeszcze coś w torbie, sięgając do ukrytej weń kieszeni. - A to twoje. - brzęczący mieszek monet wylądował przed Shavrim. - Skoro chcecie niedługo ruszać, nie będę w stanie stworzyć przedmiotu, za który zapłaciłeś, a lepiej nie zostawiać rzeczy u złodziei.
Stimy zamknął wolumn, położył nań tubus i odsunął wszystko od siebie, po czym podszedł do karczmarza po małe piwo. Kiedy wrócił do stołu, myślami był już gdzie indziej. Przemierzał doliny i lasy, poznawał nowych towarzyszy podróży i zbliżał się do kolejnego ekscytującego miejsca, w którym jeszcze nie był. Poznawał nowe tajemnice i podziwiał niesamowite widoki. Tak, niziołek myślami już przebierał nogami do Silverymoon.

Shavri również westchnął. Targały nim sprzeczne odczucia. Pomimo całego ambarasu, w jaki ich wpakował, lubił Trzewika i żal mu było jego rozczarowania.
- Jeśli tak zadecydowałeś - stwierdził, sięgając po swoją sakiewkę.

Marduk sięgnął po tubus pozostawiony przez niziołka na stole. Otwierając go zerknął w ślad za mikrusem, potem spojrzał na pozostałych.
- Czym mu tak dopiekliście? - zapytał cicho a beznamiętnie. - Tak przy okazji - magicy nie rosną na drzewach, po tym, jak Turmalinka postanowiła dać drapaka do rodzinki, warto byłoby zatrzymać kolejnego czaromiota - nawet początkującego. Radzę to przemyśleć. Jutro z rana chcę skopiować dla nas te księgi, potrzebuję jednak czasu i materiałów by to uczynić. Cierpliwości więc, nie oddawajcie ich do tego czasu.
- Co masz na myśli, mówiąc “zatrzymać”? - Shavri spojrzał na elfa, a potem na niziołka. - Stimy, co jest? Czegoś nie wiemy?

Niziołek zatrzymał się w pół kroku nie bardzo rozumiejąc pytanie i obrócił się z krnąbrnym uśmiechem. Stał już przy szynkwasie, który był na tyle blisko, by co głośniejsze słowa doń docierały bez problemu.
- Czy muchy robią siku w powietrzu, jak ptaki? Czy pioruny można zaprząc do pracy? Czy pomidor to owoc, czy warzywo? Jak wygląda nic...- Stimy wzruszył ramionami - Za dużo tego, by wymieniać. - obrócił się do karczmarza. - Jedno nie za duże, poproszę.
Shavri, ktory nie za dużo również z tego zrozumiał, postanowił nie drążyć.
- Na twoim miejscu nie otwierałbym tak lekko, nie swoich rzeczy… - ostrzegła szpiczastouchego kapłanka, przyglądając się dość nerwowo jego poczynaniom i nieświadomie, masując się po wgnieceniach i zadrapaniach na pięknej zbroi, które otrzymała dziś w podarku o niejakiego demona.
Marduk zamarł na ułamek sekundy, ale zaraz otworzył pojemnik i wydostał zawartość.
- Rada rodem z własnych bogatych doświadczeń? - odezwał się lekko.
- Pozwalam ci się domyślić - stwierdziła z uśmiechem półelfka.
Słoneczny elf zwęził szare oczy i spojrzał na nią w milczeniu. Potem wrócił do przeglądania rzeczy z tubusa.
- Jeszcze jedno, brakuje wam skradzionej rzeczy - diademu. I jakiegoś lustra. Czy macie pomysł jak je znaleźć i odzyskać?
- Lustrem się nie przejmuj, to zupełnie inna historia, która ciebie nie dotyczy - odparła ponownie Tori i wstała od stołu, by pójść zamówić sobie coś do picia przy barze.

Marduk popatrzył w ślad za nią, ostrożnie rozwinął fragment zwoju, obejrzał go, po czym zwinął starannie i wsadził do tubusa. Sala jadalna w karczmie nie była dobrym miejscem do lektury takich rzeczy, niezależnie od tego że nie przeszkadzało to niziołkowi w studiowaniu ksiąg.
- Co to za lustro? - zapytał pozostałych przy stole. - Radbym wiedzieć na wszelki wypadek, gdyby ta sprawa wypłynęła przy jakiejś okazji - niezależnie od tego czy mnie to dotyczy czy nie.
- W okolicy Phandalin mieszka zjawa, za życia uczynna wielce, której Zenobia i Trzewiczek powiedzieli, że pomogą. Szuka swojego zaginionego lustrka, będzie że magiczne. Ukradł je jej Orlinn Krótkopióry. Chcemy je dla niej odzyskać, bo być może dzięki temu odzyska spokój. Po wtóre nie chcielibyśmy, żeby na Zenobię i Trzewiczka spadło jakieś nieszczęście - wytłumaczył Shavri, zerkając mimowolnie na niziołka od czasu do czasu. - Marduku ile czasu będziesz potrzebował na zrobienie kopii i czego do tego celu potrzebujesz? Odzyskałem troche złota, więc mogę Cię wspomóc, jesli obiecasz te kopie udostepnić w przyszłości do tłumaczenia. Nie wiem, co się wydarzy w Phandalin z oryginałami, więc wolałbym mieć takie zabezpieczenie. Wiem, że musimy najpierw wrócić do Phan, ale potem nie widze powodu, żeby ich nie dać do tlumaczenia. Po pierwsze to grube księgi, Trzewik może mieć racje, że to dobry interes. Po drugie dobrze będzie jeśli nasi magowie będą znali okropieństwa w nich zawarte, może wymyślą sposoby, jak im przeciwdziałać. Dolą za tłumaczenie podzielimy się porówno.
- Zjawa… - mruknął elf z zainteresowaniem. - Wiem o pewnym stworzeniu, banshee, zakotwiczonym do naszego świata w pobliżu Phandalin, o nim mówisz, mości Shavri, czy jakimś innym? Co do ksiąg zaś, mogę utworzyć i kolejne kopie, koszt tego jest równy cenie pustych ksiąg albo pergaminu lub innego materiału piśmiennego, na który ma trafić kopiowana treść. Jednak… - Marduk wskazał palcem księgi - jeśli znajdują się w nich ilustracje, takie nie znajdą się w kopiowanym zaklęciem tekście, trzeba by je uzupełnić ręcznie. A z tego co dojrzałem gdy imć Stimy je przeglądał, znajdują się takowe. Złoto się przyda, ile - nie wiem, jeszcze nie przeliczyłem liczby stron. Samą treść w parę godzin przeniosę, rysunki - na to potrzeba będzie więcej czasu, ale na przykład w Phandalin można to będzie zrobić, ewentualnie skrybę nająć, by mieć pewność że wiernie zostaną odtworzone - wzruszył lekko ramionami. A potem pochylił nad stołem.
- Bardziej palącym dla mnie problemem jest wywiedzenie się więcej o Tressendarach, zwłaszcza o ich magicznych mocach - wycedził. - Przyjmijmy że dotrzemy do Phandalin szybciej niż o wyznaczonej dacie. Ja postaram się nie rzucać w oczy i nie dać rozpoznać, ale wy spróbujcie dowiedzieć się czegoś od sług i ochroniarzy. Dyskretnie i ostrożnie; jeśli tamci są niewolnymi, perspektywa wolności może ich zachęcić do tego by wstrzymać dłoń w krytycznym momencie, gdyby doszło do walki. Nie sądzę by to było tak łatwe, ale spróbować warto. Tak samo można obejrzeć Tressendarów zaklęciem wykrywającym Splot i inne szczegóły, by oszacować potencjał.

Na blacie stołu z dołu wskoczyło piwo w małym ruchliwym kubku, po chwili z tego miejsca Stimy wskoczył na swoje miejsce i wwiercając się w siedzisko spojrzał na Marduka.
- Jest jeden sposób, na dowiedzenie się więcej o Tressendarach. W zasadzie już to robicie, ale Omar myśli o was jak o ludziach od prostych, znaczy niemagicznych zadań. Praca dla nich. Co gdyby najął się u niego ktoś z talentem magicznym?
- Magików, to chyba trzech tam jest - mruknął Marduk - Sami tak mówiliście. Plus bardka. Czy może o czymś nie wiem?
- Ale chyba, żaden nie ma wstępu do kopalni - zamyślił się Trzewiczek - Tak sobie głośno myślę.
- Żebyś się nie zdziwił jak kolejnym papierem z aktem własności pomachają - dla elfa było to głupie i dziwne, ale najwidoczniej tak to działało w ludzkich krainach. Popatrzył na niziołka i zapytał, skoro ten już mu przypomniał o Kuźni czarów:
- W którym miejscu odkryliście te magiczne symbole w kopalni?
- Chyba nikt z nas jeszcze tam nie był… - niziołek popukał się po brodzie i wzruszył ramionami- W każdym razie, nie ja. Miałem udać się do Silverymoon, ale skoro sprawy obrały taki tor… przy odrobinie szczęścia moglibyśmy pójść tam i je zobaczyć. Gundren proponował mi wakat w kopalni, jako znawca arkanów. Jeśli to będzie dalej aktualne to byśmy je obejrzeli i może coś z kopii księgi wyczytali. Łatwo będzie też ci się tam ukryć. - Stimy spojrzał na tubus, który najwyraźniej ktoś otwierał, jak poszedł po piwo.
- Ukryć? - Marduk popatrzył na niego pytająco.
- No… ukryć, ukryć. Nie chcesz, żeby cię rozpoznali, czy coś źle zrozumiałem?

Tym razem kapłan nie zdołał ukryć uśmiechu. Złego uśmiechu, zdradzającego pragnienia Marduka, mimo wszelkich wysiłków by to skryć przed towarzyszami.
- Odrobinę źle mnie zrozumiałeś - stwierdził łagodnie i popatrzył po pozostałych. - Ale to jeszcze omówimy.
- Coś wyczytałeś ze zwoju? - Stimy kiwnął w kierunku Omarowych rzeczy, ignorując ciarki jakie przebiegły mu po plecach. Podobne wrażenie odniósł gdy wychodził z komnat banshee.
- Jeszcze nie, na spokojnie przestudiuję i dam ci znać.

Tymczasem Torikha wróciła do stołu z kubkiem parującego naparu i miną, świadczącą o tym, że prawdopodobnie musiała nieźle o ów kubek zawalczyć u tutejszego karczmarza.
- Nie rozumiem co dziwnego jest w piciu naparu z młodych igieł sosny… - burknęła naburmuszona, siadając na swoim miejscu. Gdy tylko przestała się odzywać i ruszać, jej super tajna umiejętność, wyparowywania z pamięci swoich towarzyszy, powinna niedługo zacząć działać.
- Jest późne lato - Stimy szepnął w stronę Torikhi. Nie był specjalistą w tej dziedzinie, ale wydawało mu się, że to wszystko tłumaczy. W reszcie tematów za bardzo nie miał już nic do dodania. Wahał się wciąż czy powinien ruszać do Silverymoon, ale w zasadzie w Phandalin mogło być ciekawie. Co więcej wyglądało na to, że Marduk może pomóc im z rozszyfrowaniem glifu Gundrena, a to mogło owocować zatrudnieniem w baaardzo ciekawym miejscu… no i może w końcu natknie się na Vinogli’ego Bakernels. Gundren mówił, że go widział.
- No dobrze. W takim razie zdaje się, mamy plan na jutro. Jorisie - zwrócił sie do milczacego towarzysza. - Pójdziesz jutro z Mardukiem, który skopiuje te księgi? Poszukajcie skryby, jeśli trzeba dołożę się. Trzewiczek może wam pomóc, jeśli zechce.
Bardziej mu zależało na tym, żeby jednak nie puszczać Marduka samego z tymi przeklętymi księgami i zwojem. Aż tak naiwny nie był, a Jorisowi ufał.
- Ja wyjdę z miasta i spróbuję zapytać miejscowych chłopów w podgrodziu o zarazę. Biorę Mirrę i Kirę i nie będzie mnie cały dzień. Wrócę wieczorem i chciałbym, żeby wszyscy byli gotowi do drogi, bo wyruszymy przed świtaniem, jeśli chcemy zahaczyć o Thundertree - tu spojrzał pytająco na obecnych.

- Toriko - zwrócił się w końcu do kapłanki. - Strasznie trudno w środku lata o młode sosnowe pędy, ale mam jeszcze miękką żywicę, dobra jeszcze do żucia, choć osobiście wolę te z drzew owocowych. - Zaczął grzebać w swojej torbie. - Jakie masz plany na jutro? Jeśli żadnych, to zawsze możesz wziąć Panicza i pojechać ze mną. Na chorobach znasz się lepiej ode mnie, może w duecie cośbyśmy jeszczy wypatrzyli.

- Zenobio? Jeśli nie masz żadnych planów możesz rozpytać swoje koleżanki po fachu o plotki, albo inne niż Przymierze sklepy z magicznymi rzeczami… Może w którymś z nich napatrzysz się na diadem albo jakieś informacje o lusterku.
- Nie muszą być świeże… mogą być suszone - odparła nadal nadąsana półelfka, lecz jej rysy złagodniały na propozycję mężczyzny. - Nie mam żadnych planów, jeśli uważasz, że będę ci potrzebna to mogę z tobą wyruszyć - dodała polubownie a myśliwy dalej mówił.
- Jeśli nikt nie ma nic do dodania, to życzę wam miłego wieczoru. - Sharvi wstał od stołu. - Jestem tak zmęczony tym dniem, że nawet mi na burdel ochota przeszła - westchnął. Żart był w ogóle nie śmieszny dla tych, którzy zdążyli go poznać. Prawdą było, że rzeczywiście był zmęczony, ale chciał jeszcze chwile porozmawiać z Turmaliną, nim ta wyruszy.
Marduk popatrzył na niego, potem rozejrzał się raz jeszcze po wnętrzu.
- Ja również chcę nawiedzić Thundertree. Nocujecie tutaj? - odezwał się, kartkując jednocześnie szybko księgi, by oszacować ilość tekstu i ilustracji. - I jeszcze sprawa diademu - czy macie pomysł jak go odnaleźć? - rzucił, chcąc poczynić ostatnie ustalenia nim drużyna się rozejdzie za swoimi sprawami.

Piwo Trzewiczka było jakieś takie dziwnie gorzkie...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 19-06-2018, 11:52   #252
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Neverwinter
5 Marpenoth, wieczór


Obecność Marduka w drużynie sprawiła, że najemnicy zaczęli planować powrót z większą energią. Kapłan może był i młody jak na elfa, ale żył już setkę lat z okładem i swoje doświadczenie w planowaniu miał. Podobnie zresztą jak w obchodzeniu się z magicznymi przedmiotami i opasłymi tomiszczami, z którymi czuł się znacznie pewniej niż prosty Shavri czy Joris. Okładka jak okładka, ważne żeby nie gryzła, a zapisaną w środku wiedzę zawsze można było wykorzystać w dwojaki sposób. Elf już nie mógł się doczekać utworzenia własnej kopii ksiąg, aczkolwiek nie zapowiadało się, by w najbliższych dniach miał czas na wnikliwą lekturę. Zabrał natomiast zwój i pożegnawszy się ruszył do świątyni Corellona na wieczorne modły. Delimbiyra nie był sentymentalny, lecz mimo wszystko w przybytku Pana Elfów czuł się choć trochę jak w domu.

Zenobia dawno już pobiegła na miasto, zostawiwszy Jorisowi lustro. Z jej wymyślnymi umiejętnościami, których Phandalińczycy nie doceniali Neverwinter jawiło się jak sakiewka bez dna. Odnowiła kilka bardzo dawnych znajomości, zawarła też sporo nowych i choć w tym fachu lokalne panny niechętnie przyjmowały konkurencję to Zen udało się nająć przytulny pokoik w odpowiedniej dzielnicy. Miała nawet umówionych kilka spotkać; mimo to obiecała tropicielom, że popyta i to i owo. Trzewiczkowi zaś zostawiła dwukółkę by miał gdzie spać, oraz Wampira do opieki. W końcu w stajni psów nie karmiono.

Shavri ruszył spać do wspólnej sali, opłaciwszy u karczmarza nocleg za siebie i resztę. Dzień w gwarnym mieście dał mu się we znaki, podobnie jak liczne problemu do rozwiązania - stanowczo nie na jego prostą głowę. Turmi natomiast nie wyrażała chęci pójścia spać. Zresztą nie ruszała przecież z samego rana, ba! Nie miała nawet umówionej karawany, więc nie miał się co śpieszyć. Traffo zazdrościł trochę Przeborce, która wyjechała niedługo po ich powrocie do “Fallen Tower” i zapewne nocowała teraz gdzieś przy trakcie, ciesząc się czystym powietrzem i licząc gwiazdy. I nie płacąc za ciasne łóżko jak za woły. A gospoda była zatłoczona tak samo jak i wczoraj, pełna nie tylko przyjezdnych i lokalnych gości, ale też i gapiów zaglądających przez okna w oczekiwaniu na widowisko. W końcu było to jedyne miejsce w Faerunie gdzie można było bezpiecznie oglądać widma umierających magów.
Shavri wszedł na piętro i starając się być cicho położył plecak u wezgłowia wolnego posłania. Kilka obok było zajętych, ale większość gości jeszcze nie poszła spać. Traffo zwalił się na siennik i wgapił w powałę. Stanowczo brakowało mu gwiazd lub chociażby spokoju jakie dawał nocleg na sianie. Swojskie posapywanie koni i odgłosy przeżuwania były o wiele lepsze niż dochodzące z dołu przytłumione dźwięki rozmów i pijackie śpiewy.

Młodzieniec westchnął i przymknął oczy pogrążając się w rozmyślaniach. Naraz uczuł jak przejmujący ból przeszywa mu trzewia. Szarpnął się otwierajac oczy i sięgnął rękami do brzucha by natrafić na rękojeść sztyletu i trzymającą go dłoń. Nim ogarnęła go ciemność zdołał dojrzeć w półmroku uśmiechnietą twarz Rihara…



Zbyt głośno i tłoczno zrobiło się nawet dla Trzewiczka; to nie były warunki do magicznych przemyśleń, toteż zawinął się wraz z kubkiem i poszedł nocować na dwukółkę, wyrzekając pod nosem na konfiskatę “przeklętych” annałów. Cóż, dzięki Mardukowi była przynajmniej szansa, że dostanie wgląd w kopie. Oczywiście jeśli nie zdecyduje się na podróż do Silverymoon, omijając rzecz jasna okolicę, którą zamieszkiwała Agatha. Ot tak, prewencyjnie, choć przecież wcale jej nic nie obiecał. A skoro Zen miała zostać w Neverwinter, to będzie bezpieczna. Przy tym natężeniu świątyń, magów i innych Przymierzy żadna banshee nie ośmieli się tutaj zjawić. Choć w Phandalin też się będzie działo; jeśli Joris i reszta ukatrupią Tressendarów to kto wie co znajdą wśród ich bagaży? Skoro Omar miał takie cudeńka, to co będą mieć pozostali dwaj szlachcice? I Stimy byłby pierwszym, który położy na tych magicznych precjozach ręce, zbada i zidentyfikuje... Niziołek aż zadrżał z ciekawości, lecz po chwili miast przyjemnych dreszczy poczuł gęsią skórkę. Ten cały Delimbiyra wydawał się podejrzanie oblatany w kwestiach magii, zwłaszcza jak na kapłana. Trzewiczek czuł, że z nim może nie pójść tak łatwo jak do tej pory z Jorisem i resztą. No cóż, będzie się martwił jak przyjdzie na to czas. Niziołek umościł się wygodniej na dwukółce i sięgnął po swoje zapiski.

Przy stole zostali Joris, Torikha i smętna Turmalina, której kapłanka skonfiskowała piwo na rzecz bezalkoholowego naparu na uspokojenie. Stanowczo nie mieli już pieniędzy by płacić za naprawę kolejnych szkód. Szkodzenie Tressendarom wychodziło znacznie drożej i niebezpieczniej niż praca dla nich, to było pewne. Melune martwiła się jak w tym stanie Turmi będzie podróżować na północ. Z drugiej strony karawany tam jeżdziły o wiele częściej niż, dajmy na to, do Silverymoon. Częściej było można spotkać krasnoludy… Może geomantka spotka kogoś interesującego, bo chyba o to w tym powrocie do domu chodziło. Przynajmniej tak zrozumiała z ponurego mamrotania koleżanki, bo na pewno nie o przeborkowym ślubie Turmi mówiła. Czy tak na krasnoludki działał długotrwały pobyt z druidem na odludziu?

Na myśl o ślubie Tori wzdrygnęła się nieco. Nie układało im się z Jorisem ostatnio; im więcej problemów tym bardziej widać było różnice między tropicielem a kapłanką Selune. “Prędzej Przeborce ślub wyprawię niż mnie samą to spotka”, dumała ponuro pólelfka, sącząc wysępiony od karczmarza napar. Gwarna karczma nie sprzyjała zbieraniu myśli, Joris też był jakoś dziwnie milczący i wspólny nocleg w pokoju nie wydawał się już tak zachęcający jak dawniej. Widm dawno martwych czarodziejów też nie miała ochoty oglądać, a sądząc po podekscytowanych okrzykach biesiadników widowisko właśnie się rozpoczęło. Szybko dopiła kubek i ostawiła go by wstać, gdy naraz poczuła uderzenie w plecy i dziwny, niepokojący zgrzyt metalu o metal. Zdumiona uniosła głowę by zobaczyć jak Turmalina z jękiem osuwa się z krzesła pod stół, a stojąicy za nią mężczyzna znika w tłumie.
- Joris!... - kapłanka szarpnęła głową w stronę ukochanego, który właśnie próbował równocześnie zerwać się z krzesła i wyszarpnąć z pochwy miecz, krzywiąc się z bólu. Widząc to stojący za nim półelfo niepokojąco znajomej twarzy rzucił się do wyjścia. Stojący za Melune napastnik, który zaatakował nie spodziewając się, że Torikha będzie nosić pod ubraniem zbroję zawahał się przez sekundę, po czym pchnął dziewczynę na stół i również zaczął przepychać się do drzwi, wywołując niezadowolone okrzyki gapiów.

 
Sayane jest offline  
Stary 19-06-2018, 20:35   #253
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Neverwinter
5 Marpenoth, wieczór


- Łapa! - Stimy złapał się za głowę - Nie leżeć... łapa! - pies Zenobii, leżąc obrócił łeb na jedną stronę, Stimy poszedł w jego ślad. - Ty nie jesteś mechaniczny. - powiedział Stimy z wyrzutem i pogmerał w kieszeniach. Wyjął niedokończone dzieło swojego życia.

Siedział naprzeciwko psa w wózku na deskach, czy może "podłodze", dłubiąc w mechanizmie, niby od niechcenia. Na zewnątrz ściemniało się. Po całej tej podróży był dalej od kogokolwiek, kogo mógłby nazwać przyjacielem, niż kiedykolwiek w życiu.

Pies znudzony obrócił się tyłem do Trzewiczka ignorując wilgoć napływającą do oczu niziołka.

Stimy naprawdę nie wiedział co ma robić. Szukać księgi, która zaginęła lata temu, a co do której wie, tylko tyle, że dawno temu jej twórca był w Silverymoon? Szukać lustra, legendarnego artefaktu? Czy na prawdę to było na jego siły? Miał być wszak tylko rzemieślnikiem. Miał pojechać do Phandalin, tam spotkać się z przyjacielem i rozkręcić interes. Wyszło tylko to pierwsze, choć tak właściwie... - Stimy pokręcił nosem - ... był teraz w Neverwinter.

No dobrze... Stimy w zasadzie wiedział co należy zrobić. Wrócić do Phandalin i rozpocząć pracę w kopalni. Tam poczekać na przyjaciela, ale to było nuuudne... Praca w jednym miejscu przez lata, w dodatku pod ziemią? Poza tym był pewien problem. Zbyt wiele osób wiedziało, że to on pożyczył księgi. Mogą wiedzieć i Tressendarzy, gdy tam dojedzie. Kto wie kto komu i gdzie zdradził jego mały sekret? Jedno dobre w tym wszystkim było to, że raczej go nie kojarzą. "Ten niziołek w kapeluszu co ciągle chodzi za ludźmi Jorisa". Tak pewnie by go opisali, dlatego Stimy zdjął kapelusz i nie chodził za Jorisem.

W wózku panował trudny do zignorowania, acz miły zapach. Drewno przesiąkło jakimiś perfum lub afrodyzjakami Zenobii. Porzeczka i migdały? No i stare drewno właśnie... Chciał zaprosić ją do teatru, ale stchórzył, kiedy miał ku temu najlepszą okazję.

- Tak, popilnuję wózka.

Uszy psa poruszyły się, na dźwięk słów Trzewiczka, ale zaraz potem Wampir uspokoił się i przewrócił na bok, wyciągając łapy i roztrącając papierzyska Trzewiczka.

- Tak, pognieć je. Nie są nic warte. To mechanizmy, które i tak nie działają. Co ciebie interesują jakieś tam mechanizmy, co nie? Ty nie jesteś mechanizmem.



Ołówek kreślił kolejne linie, niziołek przegryzał to rysik, to wargi, to ogon psa, gdy mu przeszkadzał. Kreślił jedno, rysował drugie. Uśmiech rósł na jego ustach. Jeszcze tutaj kilka poprawek! Jeszcze tam! Tutaj dobrze i tam, ale to nie to! Już prawie to miał! Kulki zmiętego pergaminu latały wewnątrz. Stimy z trzęsącymi się dłońmi założył Vigogle, pogmerał coś jeszcze w zapiskach. Słychać było śmiech Trzewiczka.

- Znalazłem! Ha ha! Widzisz Wampir? - Stimy wetknął pod nos wilczura gotowy rysunek. Prócz oczekiwanego wyglądu, stwór na rysunku miał wokół siebie mnóstwo linii w różnych kolorach. Było to dziwne, bowiem Stimy rysował chyba tylko ołówkiem.

- Widzisz? To cię zainteresuje! On też nie jest mechanizmem! - kolory jakoś nie zachwyciły psa.

 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 19-06-2018 o 20:41.
Rewik jest offline  
Stary 26-06-2018, 16:19   #254
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Torikha siedziała przy stole słuchając ponurych wynurzeń zaklinaczki, która skulona nad kufelkiem jakiegoś napitku, mamrotała coś o ślubach, starzeniu się, samotności i najważniejszych cechach porządnego krasnoludka do których z jakiegoś powodu zaliczały się piękne oczy.
Na słowa pocieszenia i tuzin komplementów Turmi jedynie prychała i zbywała kapłankę, jakby ta mówiła od rzeczy, a nie na odwrót. Selunitka więc bardzo szybko zaniechała mówienia czegokolwiek i tylko kiwała głową, zastanawiając się skąd to nagłe załamanie u koleżanki. Była przecież młoda, piękna i na pewno ponętna. Sama półelfka z przyjemnością patrzyła na starannie dobrane, kolorowe stroje w które ubierała się krasnoludka, podziwiała jej bujne i gęste włosy, oraz zawsze zastanawiała się, czy ”Linie” nie jest przypadkiem za ciężko, zwłaszcza, w okolicach klatki piersiowej, gdy tak podróżowała tu i tam, ubijając wszystko, co napotkała, na równe klepisko.

Czas płynął. Na stole przed Melune powoli zaczynały się gromadzić puste kufle i kubki po naparach. Dziewczyna czuła, że niedługo pójdzie spać gdzieś w rogu sali i to samo chciała zaproponować geomantce, kiedy ta nagle nie wyrżnęła twarzą w stół… a następnie padła na podłogę.
Kapłanka spojrzała na powoli rozszerzającą się plamę krwi na stroju krasnalki, słysząc odgłosy walki z prawej strony… nagły lęk o życie najbliższych rozjaśnił jej umysł.
- Jorisie! - krzyknęła przerażona, lecz było już za późno. Jej ukochany został dźgnięty w pierś, ale najwyraźniej zamierzał oddać przeciwnikowi, aż z nawiązką.
W tym samym momencie kiedy Rika zastanawiała się, skąd ten atak i kto właściwie za tym stoi, została brutalnie pchnięta na piętrzący się na blacie stos naczyń.
Przestraszona, odwróciła się za siebie, lecz napastnik zaczął umykać w tłumie gapiów.

Kobieta uklękła przy rannej Turmalinie i ustabilizowała jej stan za pomocą magii zaklętej w pasie, który nosiła na sobie, krzycząc przy tym, by biesiadnicy łapali zbirów i wołali miejską straż po pomoc.
Gdy zaklinaczka była w miarę „bezpieczna”, kapłanka chciała opatrzyć rany myśliwego, lecz ten nie zważając ani na siebie, ani na resztę, zabrał się za miotanie stołkami po sali. Tori więc wpierw uzdrowiła towarzyszkę.
Krew przestała płynąć, a po ranie nie pozostał żaden ślad, tak, by nie brukał pięknego i dumnego krasnoludzkiego ciała.
- Turmi… Turmi słyszysz mnie? Obudź się… - Szpiczastoucha posadziła nieprzytomną pannę, opierając ją o ławę, lecz z jakiegoś powodu ta nie otworzyła oczu.
Głośny huk pękającego drewna oderwał zatroskane myśli służki Selune od przyczyn owej „śpiączki”, przypominając, że tropiciel potrzebował wsparcia.

-Jorisie! - zawołała za mężczyzną, ale ten dalej palił się do bitki. Wykrwawi się jak prosię, ale nie ustąpi! Dziewczyna poderwała się na równe nogi i rozgarniając tłum, przedarła się do kochanka i capnęła go w żelazny uścisk.
- Jako trup na pewno się nie odegrasz… - syknęła, odciągając i osłaniając kochanka od potencjalnych napastników i ich podstępnych sztyletów, po czym nie czekając na jego reakcję, zabrała się do uzdrawiania głębokiego nacięcia na piersi oddychającego, ledwo co, łowcy.
-Co się stało? Kim oni byli? - mamrotała zdyszana, nerwowo rozglądając się w około, wciąż tuląc go do siebie. - Musimy sprawdzić co z resztą… Trzewik jest sam w stajni, a Sharvi? Gdzie jest Sharvi? Śpi? Turmi się nie budzi… nie budzi! GDZIE TA STRAŻ DO CHOLERY??!!
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 27-06-2018 o 23:04.
sunellica jest offline  
Stary 27-06-2018, 01:13   #255
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
To nie mógł być on. Joris, którego znał nigdy by się tak nie zachowywał. Upiłby piwa, przysiadłby się bliżej, zażartował no cokolwiek by zrobił. Tu jednak jakaśgrubsza magia musiała maczać palce, bo co się do czegoś zbierał to cała energia z niego ulatywała. I tak siedzieli sobie w milczeniu nad pustymi kufelkami zezując to na lewo to na prawo, to znów ukradkiem na siebie. A w każdym razie Joris ukradkiem. Bo czy Rika zerkała to nie przyuważył i coraz mocniej go to nurtowało. Czy obchodzi jeszcze dziewczynę? Czy może już go skreśliła i inszemi sprawami się martwi? Tylko czemu spać jeszcze nie poszła? Z troski o Turmi? A jeśli obchodzi, to od czego miałby zacząć rozmowę? I tak w koło maciejko. Psia mać! Będzie tego! Zebrał się w sobie, wziął wdech i spojrzał na półelfkę. Tym razem już nie ukradkiem. Wprost. Łowiąc jej spojrzenie. Nie złowił. Za to coś najwyraźniej złowiło jego, bo poczuł, gwałtowny ból w plecach gdy stal przeszyła koszulinę i niezbyt wprawnie acz boleśnie została wrażona mu pod żebra. Odruchowo wygiął się do tyłu dostrzegając sylwetkę, którą znał. Półelf Cedryk. Ten od Ani. Jebaniutki...
Myśliwy zerwał się z ławy. A przynajmniej tak mu się zdawało, bo naprawdę to zatoczył krzywo. Bolało. Zimno ściekało mu ciurkiem po plecach. Ale wkurzył się gdy zobaczył tę gębę. A czary goryczy dopełnił podobny półelfowi zakapior, który zamierzał się na Rikę, ale zaraz dał nogę. Cedryk zresztą też. Joris jednak nie zamierzał dawać za wygraną. Zataczając się pognał ku drzwiom, do których pobiegł. Nie zgoni go. Ale może… wyszarpnął spod czyjejś dupy zydelek i minął drzwi. Tłum… Całkiem spory jak na nawiedzoną karczmę. O nieee… nie wymknie się Jorisowi. Myśliwy zmrużył oczy za przepychającym się do wyjścia półelfem. Mam cię.
Joris spiął się w sobie. Dwa susy, zamach zydlem… Tego nie da rady spudłować… Rzucił!
Ciężki zydel poszybował cicho furkocząc i… z impetem rąbnął w plecy wielkiego półorka, który w towarzystwie kilku kompanów umilał sobie koniec dnia przy kufelku piwa.
Na reakcją nie trzeba było długo czekać.

- Kto? Gdzie? Straż? - Poobijany i posiniaczony spojrzał nieprzytomnie na Rikę gdy lecznicza magia przywracała siły. W końcu chyba jednak coś w głowie myśliwego zadzwoniło w odpowiedniej świątyni i mężczyzna otrząsnął się - To Cedryk był. Ten półelf co o Anię pytał. Gnój zawszony… - zamrugał oczami przyglądając się jej z troską - Nic ci nie jest?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 27-06-2018, 22:19   #256
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Neverwinter
5 Marpenoth, wieczór w Fallen Tower


Rihar z satysfakcją kucał nad powalonym przez sztylet i truciznę tropiciela, który podczas niewoli w Phandalin tak bardzo dał mu się we znaki. Po prawdzie neverwinterczyk zatłukłby każdego z najemników, który pierwszy pojawiłby się w sali sypialnej, lecz fakt, że w jego łapy wpadł nie kto inny jak właśnie Traffo uznał za dowód szczególnej łaski Shar. To jego szczęśliwy wieczór! Choć… Nieznacznie uniósł wzrok, lecz nikt ze śpiących gości nie zareagował na jego działania. Mimo to ostrożnie, nie wykonując zbędnych ruchów uwolnił dłoń z zaciśniętych pięści Shavriego. Wyciągnął z rany sztylet. Buchnęła krew, wsiąkając w ubranie kowalskiego syna. Kultysta już miał wstać, lecz dla pewności - a przede wszystkim z zemsty za doznane upokorzenia - przeciągnął jeszcze ostrzem po szyi bezbronnego myśliwego. Przykrył go kocem i poklepał po ramieniu, niczym dobry druh układający do snu pijanego kolegę. Nim ktokolwiek zorientuje się, że na sienniku leży nie śpioch jakiś, a trup, Rihar będzie już daleko.

Pogwizdując pod nosem rzucił sztylet na jakieś puste posłanie i wyszedł na schody, wycierając lekko dłoń we wnętrze płaszcza. Na dole jego kompani brali właśnie nogi za pas. Chyba nie poszło im najlepiej, ale Rihara to nie obchodziło. Śmierć obmierzłego leśnego rębajły w zupełności go satysfakcjonowała. Podczas gdy uwaga gości skupiona była na awanturze w centrum jadalni kultysta wymknął się tylnim wyjściem. Klucząc między wozami ruszył w stronę głównej ulicy. Co prawda na jednym, wyglądającym znajomo paliło się światło, ale pogrążony w papierach niziołek nie zwrócił na niego uwagi. W sumie Rihar nic do Trzewiczka nie miał, toteż postanowił nie nadwyrężać swojego szczęścia i dać szalonemu niziołkowi spokój.

Tyle że szczęście opuściło Rihara; leżący obok Stimiego Wampir wyczuł znajomy zapach wymieszany z odorem krwi i podniósł łeb, warcząc głucho i wlepiając wzrok w ciemność.


Tymczasem w sali jadalnej zrobiło się zamieszanie, głównie za sprawą szarżującego ze stołkiem Jorisa. Zdezorientowani goście nie wiedzieli po co i kogo łapać, bo i kultyści wcale nie wyróżniali się spośród reszty zebranych, najgroźniej zaś wyglądał tu Joris właśnie. Karczmarz najsamprzód stwierdził w ogóle, że towarzystwo spiło się znowu, a nabzdryngolona krasnoludka ani chybi zrobi tu kolejną burdę i machnął na ochroniarzy by zrobili z nią porządek. Dopiero widok krwi na rękach Torikhi sprawił, że zweryfikował to przekonanie, lecz było już za późno i wykidajłowie upuścili swoje posterunki przy drzwiach.

Szybszy był jednak półork, który tak niefortunnie oberwał jorisowym zydelkiem. Prąc przez tłum niczym taran ruszył na tropiciela, mocno chwytając go za ramię. W połączeniu z niedawnym wymachem ranne plecy odezwały się przejmującym bólem. Joris mimowolnie jęknął, przerywając udzielane Torihce wyjaśnienia.
- Noghi z dupy powyrywam. Urhodziny żem świętował, a ty mnie sthołkiem?! - wybełkotał osiłek i zamachnął się na tropiciela. Joris z łatwością uniknął krzywego ciosu, lecz w sukurs tamtemu szli już kompani. Czy dołączyć się do bitki, czy tylko pokibicować - to się miało okazać.


 
Sayane jest offline  
Stary 30-06-2018, 16:14   #257
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny

Ból który cię rozrywa, nigdy nie jest przyjemną pobudką. Shavri w agonii szarpnął się tylko po to, żeby zobaczyć te oczy. Oczy człowieka, który napawał go niepokojem, odkąd tylko Joris zdecydował się wziąć go żywcem. Strach i ból przysłoniły mu umysł na te dwie sekundy, nim pochłonęła go ciemność. Tak, że nie zdążył ani krzyknąć, ani się szarpnąć, ani pomyśleć czy zrobić cokolwiek. Bogowie miłosiernie odebrali mu przytomność, nim ból pozbawiłby go zmysłów. Zaległa ciemność, a po niej nicość.
Gdzieś wiele dni drogi od przeklętego Neverwinter, w środku spokojnej nocy młody Cori z krzykiem zerwał się z posłania. Hugo, który wraz z nim spał na strychu poderwał się również przestraszony.
- Odbiło ci?! – zawołał, brnąc przez ciemność w kierunku posłania przyszywanego brata. Spuścił nieco z tonu, słysząc, jak Cori szlocha. – Co ci się przyśniło?
- N-nie! To nie był sen! – zawył chłopiec i gorączkowo rozkopawszy koc, rzucił się do drabiny. Hugo spróbował go zatrzymać, ale pchany strachem Cori stał się zarówno szybszy jak i silniejszy. Na dole okazało się, że jego krzyk słyszała też Ignis. Obudziła męża, wstając. A z zapiecka, na którym do tej pory spała Norva, zerkała na nich obudzona ruchem Róża. Cori nie oglądał się na nikogo, tylko dopadł matki trzymającej świece w jednej dłoni i zaczął szlochać w jej koszulę nocną. Nie mogli go uspokoić. Przez chwile wszyscy myśleli, że coś mu się stało, bo kulił się przy tym nieco, jakby go skręt kiszek dopadł. Jego niepokój udzielił się natychmiast Ignis.

*

Z nicości dookoła wypełzła ciemność przepełniona echem bólu, zimna i czyjegoś głosu. Shavri nie czuł swojego ciała, ale kiedy zapragnął dowiedzieć się, kto go woła, przed nim zmaterializowały się brudnoziolone, świetliste ślepia w oprawie z bursztynowych łusek.
~ To ja.
~ Kim jesteś?
~ Przyszłam dotrzymać ci towarzystwa
~ odparła bez związku smutna istota. A w miarę jak mówiła, wyłaniała się z nicości. Ciało niedużego smoka, pokryte łuską w kolorze piwa, które mieniło się płynnym światłem tańczącym w łuskach. Smoczyca zataczała wokół jego jaźni powolne kręgi w ciemności, rozpraszając ją i tłumiąc ból. Karmiąc go swoimi uczuciami. Było w nich wielkie przywiązanie, czułość, ale i poczucie winy, którego Shavri nie mógł zrozumieć, więc przestał się nim kłopotać.
~ Umarłem?
~ Nie.
~ Ale umrę
~ stwierdził i choć żal nie miał do niego dostępu w tym miejscu, smoczyca roniła strumienie łez, które spływały po jej pysku w nicość tak, że nic z nich nie pozostało. I nie miały znaczenia dla niczego i nikogo więcej poza Shavrim.
Nie odpowiedziała. Czas się kończył, chociaż tutaj, w gasnącym umyśle chłopca, przebiegał inaczej i było go jeszcze pod dostatkiem. Pozwoliła jaźni chłopca dotknąć łez na swoich policzkach. Nie miały żadnych właściwości fizycznych. Tak jak nic w tej przestrzeni, ale dla Shavreigo wydały się mokre i ciepłe i nieco gęstsze niż zwykła woda.
~ Miało się odmienić ~ westchnął Shavri, chłonąc smutek smoczycy.
~ Odmieniło się. Uchroniłeś swoją rodzinę. Każdy z nich jest w stanie teraz pomóc sobie nawzajem ~ odparła i pochyliła przed nim swój łeb. Ni to w ukłonie, to to, by się do niego przytulić. ~ Pozwól, że ci pokażę. Chociaż tyle mogę.
Gdy przytulił smoczy łeb, ciemność ustąpiła fali kojącego ciepła i światła, dobrych uczuć i kolorów, po których nadeszła wizja. I Shavriego wypełniła jednocześnie zgroza i wdzięczność za to, co pokazała mu płacząca smoczyca.

*

- Mocniej!
Donośny głos poniósł się po podzamczu ponad zgliszczami podgrodzia, wśród płomieni i stosów martwych obrońców. Demon obudzony przez wyznawców Shar zaryczał w odpowiedzi z bólu i ze złości. Linia obrońców zakołysała się pod naporem jego sług, ale nie złamała się, chroniona błogosławieństwem. Na wszystko znad woalu gęstego dymu i chmur patrzyło czerwone słońce.
Streszczajcie się! Długo tak nie wytrzymamy! – krzyknęła paladynka o rudych włosach przewodząca najwyraźniej całemu konklawe podobnych sobie. Odziana w biało-złoty płaszcz miała na napierśniku rubinową róże swojego zakonu, a za nią stali kapłani i paladyni innych bóstw z przewagą tych służących Sune i Selune. Z jej nosa, oczu i uszu płynęły wąziutkie stróżki krwi choć nie uczestniczyła w bezpośredniej walce. Shavri wiedział, że to jedna z matek dzieci Coriego.
Generałowie spojrzeli po sobie i po męsku kiwnęli sobie głowami na pożegnanie. Każdy z nich wiedział, co ma robić. Plan powstawał od tygodni. Wojak na prawo od Coriego stanął w strzemionach i zadął w swój róg. Odpowiedział mu krzyk z tysięcy gardeł. Cori Traffo, którego włosy dawno ze złota przeszły w biel, galopem ruszył do jednostki, w której miał atakować. Jego zwalisty przyboczny ruszył za nim. Obaj z siodła galopując w skos szeregów wojska mieli doskonały widok na chmarę mrocznych stworów, duchów i opętanych ludzi, których demon wysyłał przeciw nim do walki. Traffo, gdy ich oddział rozpędzał się do szarży, patrzył ze zmęczeniem na czarne monstrum jednym zdrowym okiem, oczodół drugiego mając schowany za przepaską zdobioną szmaragdami, z których uczynił naczynia dla swej mocy tak, że świeciły.
Miał przeczucie… wiedział, że to będzie jego ostatnia walka. Lecz pomimo tego, albo jakby właśnie z tego powodu był w całości skoncentrowany na zadaniu. Jego życie wydłużane magią przez dziesięciolecia ciążyło już bardzo. Postrzępiony szafirowy płaszcz – towarzysz wielu trudnych chwil - powiewał w pędzie gorącego wichru nad grzbietem wielkiego czarnego konia z Shire o lśniącej sierści i białej gwieździe, gdy zwierzę bez trudu objęło prowadzenie nad ciężkozbrojnymi idącymi pięknie ławą, aż ziemia dudniła.

Shavri chłonął szarżę jak zaczarowany. Ze wzruszeniem oglądał flagę herbową – jedną z wielu, które rozwinęły się nad wojakami, a która przedstawiała kowadło w wieńcu z liści mięty. Patrzył, jak jego brat unosi nad głowę rodowy młot Traffo – już nie stary rupieć, ale odrestaurowany oręż nasycony magią tak, że aż lśnił i wibrował. Jak na błysk broni niebo nad nim w odpowiedzi przeszywa ciężki łopot. Bo Cori Traffo - jak i jego brat - ukochał zwierzęta. Ale jego chowaniec… Bogowie miłosierni! Jego chowaniec… Ah! Ważył pewnie z trzy tony, miał bursztynowe łuski i spadał z nieba na demona wirując w ryku i w owalu z płomieni.
I wtedy na jeden rozciągnięty w wieczność moment oczy braci spotkały się pomimo czasu i przestrzeni. Cori rozchylił usta w zdzwieniu – rzecz, jaka nie zdążyła mu się od ćwierczwiecza. Jego smok - bliższy mu niż jakikolwiek inna żywa istota - nie przerywając ataku spojrzał również w głąb duszy przyjaciela, rozpoznał i rozpromienił się.
To mgnienie było nagrodą za lata poświecenia i służby, a także przedsmakiem wieczności. Cori poszedł jej na spotkanie cwałem w blasku własnej miłości i magii, cieniu wiernej przyjaciółki i dumny z tego, że jego brat może ich takich zobaczyć.

*

~ Idź w pokoju, jeśli chcesz ~ polecił mu głos smoczycy w gasnącym świecie. ~ Wszystko będzie dobrze, a może się jeszcze spotkamy. ~ Nicość brała ich w posiadanie na powrót. Ból przerwał tamę, pochodząc teraz z nowego źródła. Ale że ból fizyczny należał do ciała, nie do ducha, nie miał więc już władzy nad Shavrim Traffo. ~ Pokłoń się ode mnie swojemu dziadkowi i powiedz mu, że się starałam.
 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 30-06-2018 o 16:24.
Drahini jest offline  
Stary 04-07-2018, 21:47   #258
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post wspólny z sune

Neverwinter
5 Marpenoth, wieczór w Fallen Tower


Tori nie miała czasu na przetrawienie informacji dotyczących napastników, gdyż oto na horyzoncie pojawił się kolejny. Tym razem pijany i wielki jak komoda półork. Kapłanka pobladła nieznacznie, ściągając usta w wąską linijkę. Nie bała się… raczej była wściekła.
Wściekła na skrytobójców, że zrujnowali jej wieczór i tak już dostatecznie zrujnowanego dnia.
Wściekła na Jorisa, że postanowił żonglować czym popadnie w napakowanej humanoidami, ciasnej sali.
I wściekła na zielonoskórego delikwenta, który wyraźnie palił się do mordobicia, jakby to pierwszy raz dostał krzesłem w japę.

„NIE NA MOJEJ WARCIE!” pomyślała gniewnie półelfka, wciąż opiekuńczo tuląc do siebie kochanka z którym to obróciła się kilka kroków, tak by w pełni go zasłaniać swoim ciałem.
To nie był jej pierwszy raz gdy go broniła i zapewne… nie ostatni.
Zmasakrowała sztachetą oko. Zaciukała w ciemnej kopalni drowa. Biłaby się na gołą klatę ze smokiem, gdyby ten nie został wcześniej ubity przez Turmi, więc bełkoczący ochlejus jako dodatek do całej tej ferajny nie robił jej różnicy. Jeśli będzie trzeba trzaśnie go i krzesłem i ławką i stołem, by trzymał łapy precz od jej mężczyzny!
A tymczasem… by nie zdradzić się z morderczymi zamysłami, postanowiła załatwić sprawę bardziej ugodowo, wszak byli w wielkim mieście gdzie panowało surowe prawo, a ona była szanowaną kapłanką (na wsi, ale zawsze) i głupio by było, gdyby dostała wyrok za bójkę po alkoholu (którego nawet dziś nie wypiła!).

- Ma pan dzisiaj urodziny! Ależ to wspaniale! Proszę przyjąć nasze najserdeczniejsze życzenia! STO LAT! STO LAT! Ten stołek to przez pomyłkę, kierowany był w kogo innego. Prrrawda Jorisie? W kogo innego… Zostaliśmy zaatakowani, sprawcy wmieszali się w tłum - odezwała się głośno Melune, spoglądając nerwowo na dryblasa i zezując złowrogo na myśliwego, by nie powiedział nic głupiego. Przy okazji już szukała dogodnej broni do walki, jakieś krzesła, butelki, kilka pustych kufli… wszystko się nada. Ewentualnie rzuci się z rykiem jak dzika amazonka i zacznie go drapać po twarzy… też ujdzie. Może nie będzie to największy powód do dumy, ale czego się nie robi w obronie miłości?

Półork nie zwrócił szczególnej uwagi na niewielką półelfkę uwieszoną jego przeciwnika. Na szczęście Jorisowi starczyło przytomności umysłu by przełknąć słowa o jebanych magikach i zamiast tego jowialnie zaproponować solenizantowi i jego kompanom urodzinowy kufelek... albo i cały antałek. Półork nie wyglądał na przekonanego, podobnie jak jego kompani. Na szczęście do akcji wkroczyli ochroniarze. Wiedząc, że reputacji gospody lepiej robi pijaństwo niż walenie gości po głowach wykorzystali chwilę wahania rozrabiaków i wprawnie pchnęli na ławy zarówno wielkoluda jak i Jorisa. Tori wylądowała na kolanach tropiciela, a wykidajłowie głośno zawołali piwa. Upewniwszy się, że nikt nikogo lać po mordzie nie będzie zawrócili w stronę drzwi wyjściowych.

Napięcie w gospodzie wyraźnie zelżało; biesiadnicy stojący najbliżej opadli na swoje ławy i zydle by kontynuować przerwane czynności.



Do swoich spraw wrócił również Trzewiczek, który nie mogąc dojrzeć nic w mroku wozowni stracił zainteresowanie psim niepokojem. Po chwili jednak Wampir znów uniósł głowę; tym razem nie z niepokojem, a z zaciekawieniem. Niziołek dosłyszał przez materiał wozu fragment rozmowy dwóch dzieciaków.
- To co, leziem za nim?
- Eee... chyba nie ma po co. Przecie tu przylazł, więc się spotkali, nie?
- Niby pewnie tak. Ale do rana za śledzenie płacom...
- Paczcie go, uczciwy się zrobił!
- Dobrze płacom, to dobrze robię - oburzył się pierwszy.
- Pewnie! A rano przestaną i co wtedy? Tamtych z naszego rewiru pogonić musim!
- Teraz ich chcesz prać?
- E... no nie...
- No to co ci zależy...

Głosy oddaliły się, a Wampir z sapnięciem położył łeb na łapach i przymknął oczy.



 
Sayane jest offline  
Stary 16-07-2018, 22:45   #259
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Półelfka siedziała potulnie na kolanach myśliwego i nawet pamiętała, by się słodko uśmiechać, co nadawało jej trochę głupawy wygląd. Jeszcze chwilę temu była pewna, że ktoś z okolicznych tu biesiadników dostanie w zęby i tym kimś to będzie właśnie ona… a tymczasem piwo lało się strumieniami i choć atmosfera przy stole nie była może najluźniejsza, to uczucie zagrożenia jakby nieco zelżało.
Nieco… bo Tori ciągle widziała pozostawioną na ziemi, nieprzytomną krasnoludkę, o której chyba wszyscy zapomnieli. Jej zastygła w bezruchu twarz, przypominała trochę maskę i co bardziej pijany z klientów (który za sprawą alkoholu nie wyłapał drobnej anomalii, jakim był skrytobójczy atak na trójkę przyjaciół) mógł spokojnie stwierdzić, że Turmi po prostu spała… bo się schlała.
Kapłanka bała się jednak tak po prostu wstać i odejść, by nie wywołać pretekstu do kolejnej kłótni. Trwała więc dzielnie w swojej roli przewrażliwionej kochanki (co nie było takie trudne) wyczekując dogodnego momentu do nawiania.
Myśliwy widział nawet jak się do tego szykuje. Wyczuwał jej napięcie i dostrzegał lęk na dnie orzechowych oczu. Kobieta sprawdzała poziom napitków w kuflach „nowych kompanów”, wyraźnie kalkulując ile alkoholu mu się przelać, by jej zniknięcie nie odebrano jako potwarz.

Po jakimś czasie kwadratwych rozmów, składających się głównie na pomruki i krótkie stwierdzenia, Melune pochyliła się nad Jorisem i szepnęła mu do ucha
-[i] Turmalina dalej się nie ocknęła… coś jest nie tak, coś jest bardzo… bardzo nie tak. Muszę ją dokładniej przebadać i sprawdzić co z resztą… Poczekaj tu… zaraz wrócę. Jak pojawi się straż to zajmij się nimi i opowiedz wszystko.

Mężczyzna pośpiesznie przytaknął półelfce i wrócił do słuchania jakże ciekawej historii jaką szczęśliwy jubilat miał przyjemność przeżyć podczas niedawnych odwiedzin w klanie, z którego jak się już Joris domyślił, pochodził jego tatuś. Kompanioni słuchali z zapartym tchem to i myśliwy też słuchał. A w każdym razie na takiego wyglądał. Bo w głębi duszy, boleśnie odpokutowywał magiczne zasklepienie rany na plecach, oraz próbował ogarnąć co właściwie się wydarzyło i czemu tu siedzi z tymi moczymordami. Węzełki jeden po drugim jednak zawiązywały się i pewien obraz już mu zaczynał malować się przed oczami. Co prawda bez konkretnego kształtu, ale widać w nim było parkę Ani i Cedryka…
- Nie, stołkomiocie? - zarechotał półork waląc Jorisa w plecy na co myśliwy boleśnie wybałuszył gały i zachłysnął się piwem.
- No ba… - odpowiedział nie wiedząc na co i postawiwszy jeszcze jedną kolejkę, skierował się wpierw do Turmaliny i zajmującej się nią Riki, a potem do karczmarza.
- Co byście wiedzieli, nie my zaczęliśmy - zaczął gdy karczmarz jakżeby oparł się na mocnych ramionach o szynkwas przed Jorisem i spojrzał na niego nieufnie - Trzech typów nas tu u was napadło. Uszli jednak, bom miast trafić tego gnoja co mnie dźgnął, tom chybił nikczemnie. Nic to. Ale nasza przyjaciółka ledwo żyje. A z waszej karczmy ktoś se robi zaułek do wrażania noży pod żebra. I wiem kto bom poznał kpa. Był tu dwa dni temu. Cedryk się zwał i musiał tu dobrych kilka godzin zabawić. - Joris postarał się jak najdokładniej opisać sukinsyna, któremu wszak przyjrzał się nader dobrze wonczas - Mówił co? Albo może gadał z kim?

- Może i widziałem -mruknął karczmarz, trawiac rewelacje jakie zaserwował mu awanturujący się klient. Nie miał do niego zaufania, zwłaszcza po burdzie, jaką wcześniej urządziła tu Turmalina. Niemniej jednak nie miał zamiaru pozwolić, by jakiś obieżyświat zepsuł jego gospodzie renomę. - Ale sam był. Pojawiał się czasem i o najemników pracujących dla krasnoluda podpytywał, opisy dawał. Rzadko się zdarza, żeby stary lud najmował ludzi, to żem uwagę zwrócił. A tak to czasem wieczorami w kącie wysiadywał i się rozglądał. I tyle.
- Podziękował
- mruknął w odpowiedzi Joris.
Karczmarz nie wiedział nic. Rozpytywanie więc innych zapewne też na nic się zda. Myśliwy sapnął ciężko raz jeszcze przeciągając zasklepione plecy i ruszył do Turmaliny, przy której znów uwijała się Rika.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 22-07-2018, 14:39   #260
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Z racji tego, iż gemonatka była ustabilizowana, selunitka postanowiła sprawdzić najpierw co z pozostałą dwójką przyjaciół, zanim bez reszty nie odda się badaniom. Swoje kroki skierowała więc na zewnątrz budynku, gdzie znajdowała się stajnia i w niej - jak mniemała - Trzewiczek.
- Stimi? Stimi to ja Tori śpisz już? Czy wszystko w porządku? - spytała jeszcze zanim otworzyła ciężkie wejście. Zachowała się jak totalna kretynka, bo jeśli zbiegli przeciwnicy ukryli się wśród zwierząt i czekali, aż zmartwiona grupa pójdzie sprawdzić co z resztą, to naraziła właśnie swoje zdrowie… i Jorisa… i Turmi. Wszystkich. Idąc prosto w pułapkę.

Zza drzwiami stajni dało się słyszeć jakieś krzątanie i szuranie, ktoś coś robił w ewidentnym pośpiechu. Przez szpary w deskach dało się zauważyć też jakieś światło. Nie migotliwe jak od ognia, czy świecy, a dziwnie stałe, choć gdy Torika zawołała cicho, ktoś musiał szturchnąć źródło światła, bowiem zaczęło się kołysać cyklicznie. Raz to wchodząc bardziej w jedne szparki, raz drugie.
Nie było wyjścia. Melune zmówiła krótką modlitwę, nakładając czar na srebrny medalion patronki. Kojące i jasne światło rozbłysło na zewnątrz budynku i wkrótce wpadło do środka, bo kapłanka otworzyła jedno skrzydło stajni.
- S-stimi? - miauknęła niczym przestraszone kocię, rozglądając się uważnie.

- Ciiii…sz... Wampir.
W stajni stała zabudowana dwukółka, którą półelfka od razu rozpoznała. To z niej dobywało się rozhuśtane światło. Za materiałem widać też było cień sylwetki niziołka, który to wciąż się nie odzywał. Stimy schylił się kilka razy, a na końcu rozścielił chyba koc na ziemi, znów wprawiając dziwny świecący, podłużny przedmiot w ruch.
Po chwili, nagle z dwukółki wyskoczyła zakłopotana twarzyczka Trzewiczka. Szczelnie owinął wokół swojej szyi tkaninę “namiotu” dwukółki, jednak niedługo potem pod nim wychylił się pysk Wampira.
- Ktoś mnie wołał? - niziołek obejrzał dokładnie kobietę od stóp do oczu. - a… w jakim celu przychodzisz tu do mnie? Wiesz, że Zenobia ma tu sporo ciekawych przedmiotów? Podobno to są cudowne przedmioty, ale ja nie potrafię tego dostrzec. Zenobia mówiła, że do poznania pełni tej magii trzeba urokliwej czarodziejki... Może tobie się uda?
Tori opuściła świetlisty przedmiot nieco niżej, by nie raził ją w oczy. Słychać było jak wyraźnie oddycha z ulgą, a jej napięta i przestraszona mina nieco się rozpogadza.
- Wydaje mi się, że nie wszystkie przedmioty muszą być zaczarowane… by posiadać “cudotwórcze” właściwości… - stwierdziła skonsternowana od słowotoku towarzysza.
- Cieszę się, że nic ci nie jest… zostaliśmy zaatakowani w sali jadalnej… Joris i Turmalina zostali ranni, Jorisowi nic nie jest, ale Turmi... - urwała zmartwiona. -...martwiłam się o ciebie… Przepraszam, ale muszę jeszcze sprawdzić co u Sharviego. Bądź ostrożny, trzymaj broń przy sobie i w razie co uciekaj lub wołaj o pomoc, dobrze?
- Zaata…? Idę z tobą. - Stimy sięgnął po kuszę i bełty i pozwolił Wampirowi wyskoczyć z dwukółki. Niziołek wziął także ów świecący przedmiot Zenobii (świecił, bo Stimy czasowo go umagicznił). Przedmiot składał się z grubego trzonu i dwóch świecących kulek u podstawy. Można go było trzymać za trzonek jak pochodnię, ale miał też skórzane pasy dzięki, którym można było założyć całe ustrojstwo na głowę, co też Stimy uczynił. Przypominał teraz trochę świecącego jednorożca. Całkiem sprytnie pomyślane.

Niziołek nie czekał na protesty Toriki. W zasadzie początkowo ruszył po prostu za Wampirem. Tyle że pies jak to pies, bez konkretnego polecenia zaczął spacer od obsikania dswukółki, a potem zaczął kręcić się tu i ówdzie, łowiąc miejskie zapachy. Ciężko było rzecz czy dokądkolwiek ich zaprowadzi.

”Co to do jasnej cholery jest za ustrojstwo?” pomyślała selunitka, prawie wypuszczając z dłoni medalion bogini. Szybko się jednak otrząsnęła, a przynajmniej tak jej się zdawało.
- Oni uciekli… było ich trzech, Joris mówił, że widział tam tego Cedryka co wypytywał o jedną z naszych zmarłych kompanek… Ktoś chyba zawołał straż… może jest już na miejscu. Muszę sprawdzić co z Sharvim

- Głupiutki pies! Teraz będzie śmierdzieć. Słyszałeś że uciekli, ich szukaj. - ręce niziołka opadły w bezradnym geście. Z całą pewnością nie miał talentu do zwierząt - Mój twór będzie mądrzejszy! - niziołek był w pełni zaabsorbwowany poczynaniami Wampira, dopiero po chwili pełnej zwątpienia, jakby przypomniał sobie o Torice.
- Nie kojarzę żadnego Cedryka - Trzewiczek zmarszczył nos wypowiadając kolejne słowa. - Chodźmy razem i sprawdźmy czemu chciał was pozbawić tchnienia... chyba że masz jakiś pomysł?
- Nie mogę tego teraz sprawdzić… - tłumczyła cierpliwie kapłanka, nadal wpatrując się w dziwny róg na czole kolegi. -Muszę upewnić się, że Sharviemu nic nie jest i sprawdzić Turmalinę na obecność w jej krwi trucizny… W dodatku Joris na mnie czeka.
Melune wyglądała na mocno zakłopotaną, nie tylko zaistniałą sytuacją, ale czymś jeszcze.
- Nie rozdzielajmy się teraz… chodź do środka, jak upewnimy się, że wszyscy są cali, pomyślimy co robić dalej.






Ostatnie miejsce jakie musiała sprawdzić, była wspólna sala noclegow. Na którymś posłaniu spał Sharvi. Torikha nie wiedziała na którym, a i oczywiście nie wpadła na pomysł by się kogoś spytać. Dlatego więc gdy udała się na pięterko, otworzyła drzwi i teatralnym szeptem zawołała kompana.
- Pssst Sharvi… Pssst śpisz?
Nie usłyszała odpowiedzi. Z jednego z posłań dobiegł ją jakiś zirytowany pomruk. Selunitka musiałaby sprawdzić każde kolejno by znaleźć towarzysza.
Dziewczynie nie pozostało nic innego jak wrócić na dół, ciągnąc za sobą Wampira. Ostatnie czego chciała to sprowokować kogoś do bitki swoją paranoją.

Za to Trzewik bynajmniej nie przejmował się burczeniem gości, że im świeci po oczach, a oni chcą spać. Ruszył dziarsko wgłąb sali, metodycznie sprawdzając kolejne posłania. W końcu znalazł to, na którym spał Shavri, przykryty po uszy kocem. Niziołek już pochylił się by wesoło potarmosić kolegę i opowiedzieć o próbie skrytobójstwa, ale gwałtownie cofnął rękę. Coś mu nie grało w bezruchu, w jakim spoczywał tropiciel, a unoszący się nad nim żelazisty zapach był nie do pomylenia z żadnym innym.

Niziołek wycofał się niepewnie przebierając dziwnie palcami przed sobą. Raz chyba na kogoś nadepnął, potknął się. Wreszcie teleportował.




Gdy Tori zeszła sama na dół półorka z kompanami już nie było. Straży jeszcze nie było; nie wiadomo było nawet czy nadejdzie. Podczas jej nieobecności Joris wtachał nietomną Turmalinę na ławę, co nadało leżącej pozycji krasnoludzicy nieco godności. Melune pomodliła się nad geomantką i faktycznie, wykryła płynącą w jej żyłach aktywną truciznę. Z tego co się zorientowała nie była ona śmiertelna; niestety nie umiała dokładnie określić co dolegało koleżance. Znała jednak kilka ziół, z których wyciąg mógł sprowadzić tak głęboki sen. Na szczęście ich działanie było przejściowe. Co prawda w dużym stężeniu mogły być zabójcze, lecz nie sądziła, by dało się takowe osiągnąć smarując ostrze sztyletu.
- Jest otruta… - Półelfka pogłaskała krasnoludkę po czole w czułym geście. - Nie wydaje mi się jednak, by ten stan zagrażał jej zdrowiu… poczekajmy do rana, może sama się wybudzi - odparła do myśliwego.
- Złe złego nie weźmie - Joris wysilił się na żart. Choć on też wyraźnie był zatroskany losem Turmaliny. Odkąd przybyli do Neverwinter nic tylko krasnoludzica obrywała po dupie
- Nie znalazłam też Sharviego… jest zbyt tłoczno i ciemno, by go szukać, wygląda jednak na to, że wszyscy spokojnie śpią.
- Zaraz do niego zajrzę
- odparł myśliwy - Karczmarz nie wie nic. Poza tym, że ten Cedryk często tu zaglądał i o nas pytał. Zdaje się, że kochaś Ani ubzdurał sobie żeśmy mu dziewczynę usiekli. Albo sam nie wiem o co chodzi. Tak czy siak dość już zabawiliśmy chyba w tym mieście. Bierzmy rano Turmi i wracajmy do… domu.
Objął półelfkę mocno i pocałował ją w czoło.
- Tak. Wracajmy do domu - mruknęła smutna ale i szczęśliwa zarazem kapłanka, wtulając się w tors mężczyzny, zanim zawstydzenie nie zmusiło jej do odsunięcia się.

Ciche “Pyk” i niziołek nagle pojawiający się między Toriką i Jorisem (jakoś poskręcany między ich nogami i z wygiętym o udo Jorisa świecącym rogiem na czole) definitywnie zakończył ich akt czułości.
Stimy pociągnął Tori (lub Jorisa) za nogawkę.
Półelfka spojrzała w dół wielkimi jak dwie złote monety oczami i zamrugała, niczym skonsternowana sówka. Z wyraźnym zapytaniem na śniadej twarzy.

- Słodka tancerko… - Myśliwy podskoczył czując nagle nieoczekiwaną, niepożądaną i niebezpiecznie ukierunkowaną obecność. Dopiero po chwili rozpoznał Trzewika choć jego wzrok musiał go chyba mamić, albo i jego trucizną jaką potraktowali, bo jeśli dobrze się orientował, to czoło niziołka zdobił świecący psi kutas - Stimy?
- Shavri nie żyje.
- Dopiero teraz Torika zauważyła, że ręce niziołka są brudne od gliny, zaś na jego przedramieniu pod zawiniętym ubraniem przebija plama krwi. Teraz to był tak mało istotny szczegół…

Kapłanka zatchnęła się powietrzem i dziwnie gibnęła, jakby straciła oparcie w posadach. Oparłszy się dłońmi o stół, oddychała nad wraz równomiernie i spokojnie, jak gdyby od tego zależało całe jej życie.
Dziwny chłód osadził się w jej żołądku, by powoli rozprzestrzeniać się za pomocą gorących i duszących prądów po całym ciele. Panika i lęk wyciągnęły swoje niecne macki, by dusić ją za gardło.
Sharvi nie żyje?
Sharvi nie żyje…
Sharvi nie żyje!
Potworna wiadomość zaczynała być realnością w świadomości Riki. Dziewczyna nie mogła się ruszyć, choć rozum serce nakazywało jej biec i sprawdzić, czy niziołek aby przypadkiem się nie myli. Może tropiciel żył? Może zdąży go uratować? Oszukiwała samą siebie… śmierci nie dało się tak łatwo pomylić, tak samo jak nie było łatwo udawać przerażenia skrywanego na dnie oczu. Stimi był w szoku… Stimi się bał. Na pewno mówił prawdę.

- Ccco?
Joris poczuł jak fala zimna oblewa mu plecy, ale nie nie czekając na wyjaśnienia, rzucił się do dormitorium, modląc się by to nie była prawda.
Wrócił chwilę później i nie odezwawszy się usiadł na ławie obok Turmaliny. Poczuł psi kark Wampira pod opuszczoną luźno ręką, która instynktownie przeczesała futro zwierzaka. Potem powoli spojrzał wpierw na ukochaną, potem na niziołka z prąciem na głowie.
- Czy to prawda, że magia może przywrócić kogoś do życia?
Stimy podrapał się po głowie. Stimy pokręcił nosem.
- Znam takie przypadki… To trudne. Bardzo trudne… ale... pracuję nad czymś podobnym od dawna. To pewien eee... projekt, jeszcze ze studiów w Lantan. Nie wiem czy powinienem i czy się uda, ale… mógłbym spróbować? Mój przyjaciel Vinogli trochę o tym pisał, ale mogę spróbować sam… chyba… Mam taki… - niziołek przełknął głośno ślinę - [/i]… pomysł?[/i]
- Na litość boską… o czym wy mówicie… - jęknęła płaczliwie Tori, siadając obok ukochanego i prawie zwalając się na podłogę, bo źle wycyrklowała odległości.
Sharvi został zabity, a ci właśnie rozważali sprawę nekromancji.
Selunitka słyszała oczywiście o cudotwórczych łaskach arcykapłanów, podnoszących ludzi z martwych, lub odradzających poucinane koniczyny, ale była to kosztowna i szalenie niebezpieczna magia, daleko, daleko wykraczająca poza możliwości tu zebranych.
Tymczasem Trzewik twierdzi, że może spróbować “coś” zrobić w tym kierunku, jak gdyby nie mówił tu o duszy i ciele przyjaciela, a o jakimś szalonym projekcie.

Niziołek wyglądał niezbyt przekonywująco, kiedy odpowiadał. Był bardzo przestraszony i smutny, ale też czymś podekscytowany. Był w tym jakiś rodzaj szaleństwa.
- To… coś w rodzaju reinkarnacji z powiązaniem umysłów. Inne ciało, ale… przynajmniej w teorii ta sama osoba, choć możliwe… chyba... - Stimy potarł w zakłopotaniu czoło -... że utraci część pamięci? To raczej trudne. - Trzewiczek błądził wzrokiem od Jorisa przez podłogę do Toriki - Dotąd myślałem o zwykłym… em… humunculusie. Ale to teoretycznie... możliwe?
- Czekaj Stimy -
Joris uniósł rękę jakby chciał w ten sposób zahamować jakąś szaloną galopadę, którą rozpoczynął niziołek - Powiązanie umysłów? Karbunkulus? Ja o kapłańską magię pytałem. Prawią, że to się da… Że… - Sam nie wiedział ile z tego co prawili kapłani o zbawieniu i życiu wiecznym było prawdą, ale całkiem między bajki wkładać tego nie chciał. Nie teraz. - Mamy wstęp do kuźni czarów. Mamy ten no… no ten magiczny trójkąt z Thundertree, tak? Znaczy… no słuchajcie. To nie może być kaprys losu. Przypadek. Nie codziennie się na takie rzeczy wpada! Wiem. Marv odjechał. Przeborka odeszła. Zenobia gdzieś przepadła. A my srogo dostaliśmy po dupie. Ale jak dla mnie to nie ma mowy, żebyśmy tak po prostu teraz pogrzebali Shavriego. Thundertree - pokiwał głową nad tą nazwą. Naprawdę chciał wracać już do Phandalin. Przyjął od Neverwinter lekcję pokory i skurwysyństwa i znał swoje miejsce. Ale dla Shavriego musiał to zrobić. Jeszcze ten jeden strzał - Okładka, zaraza, szaryci i smok. Wszystko stamtąd. Coś przegapiliśmy. Znajdźmy to i wymieńmy za… przywrócenie Shavriego. To się przecież da. Prawda Rika?
Uścisnął jej dłoń mocno pragnąc by to potwierdziła.

Trzewiczek przerzucił ciężar ciała z jednej nogi na drugą i gapił się przez chwilę na tę dwójkę.
- W takim razie wydaje mi się, że macie mało czasu. Co chcesz zrobić, gdy już dotrzecie do Phandalin?
- Nie pomożesz? -
spytał nieco zdziwiony, choć bez cienia wyrzutu Joris gdy zabrzmiało znaczące “macie”.
- Mogę sporządzić trochę zwojów, ale przydałoby się choć trochę uporządkować… - niziołek spojrzał w stronę pomieszczenia zbrodni -...pewne sprawy. Poszedłbym, ale nie widzę w jakim celu. W Phandalin czekają na księgi, czeka na mnie Gundren, jest tam teleport, który mógłby obejrzeć ten elf, a w Thundertree? Poza tym… - Stimy spuścił głowę - strasznie...

Kochankowie z Phandalin i Trzewiczek długo jeszcze ustalali co począć z dniem następnym. Rika w pewnej chwili odłączyła się by wytłumaczyć niezbyt rychliwemu zawiadowcy straży miejskiej, który w końcu zajrzał do karczmy, co zaszło i wróciła do mężczyzn. Ręce się jej trzęsły i nawet objęcia Jorisa nie były w stanie tego zmienić. Mimo, że myśliwy wyraźnie chciał zarazić ją przeświadczeniem, że są jeszcze w stanie wszystko odkręcić. Że nie bez przyczyny bogowie rzucili na drogę ich życia tak potężne miejsca i przedmioty. Trzewiczek zaś z każdym kolejnym zapewnieniem myślami wędrował już do Silverymoon nie do końca rozumiejąc czemu nie spróbować zwrócić Shavriego temu światu w bardziej postępowy sposób. Miał jednak do czynienia z prostym ludem, o czym co i rusz zapominał.
Ostatecznie ustalili, że ciało Shavriego przeniosą jeszcze teraz do świątyni Selune z prośbą o przechowanie przed przygotowaniem obrządku pogrzebowego. I z datkiem na cel świątynny. Sprzęt Shavriego zabierze na razie Joris do sakwy przechowywania. Myśliwy przytaknął niziołkowi, że warto dobra tropiciela zachować dla jego rodziny, o której często chłopak wspominał. W razie gdyby się nie udało go ożywić.
-Długo zbierał na nauki brata - powtarzał jak jakąś mantrę Trzewiczek
Turmalina, jak ustalili, powędruje z nimi. W wozie Zenobii. Kurtyzanie zostawią wiadomość u karczmarza, że jej dobytek powędrował do Phandalin.
Pozostało przygotować się do drogi. Rika poruszyła temat zabójców Shavriego. I zemsty. Bo żadne z nich nie wierzyło, że miastowy wymiar sprawiedliwości, który otrzymał dokładny rysopis Cedryka, osiągnie jakikolwiek sukces. Joris jednak nie podjął tego tematu twierdząc, że “skurwiel Cedryk” się jeszcze doczeka, a i Trzewika entuzjazm opadł po niepowodzeniu z Wampirem. Obaj mężczyźni przez pewien czas ustalali, co by Jorisowi mogło się przydać w Thundertree. Myśliwy po wszystkim umówił się na zakup 5 zwojów. 2 wykrycia magii, która musiała istnieć w Thundertree. 2 wykrycia zła, bo klątwy na gust myśliwego, musiały być złe. I w końcu 1 do odczytywania magii. Rozmowę z roślinami Joris odpuścił. Los niechętnie sprzyjał podczas rozmowy ze zwierzętami więc na florę słabo liczył.

Pozostało poinformować Marduka. I Kirę. I nie rozdzielać się pod żadnym pozorem.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172