Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-08-2018, 21:31   #271
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Zamyślony Delimbiyra pchnął furtkę i wkroczył na teren Przymierza. Miarą jego zaabsorbowania było to, że przez moment stał zaskoczony umilknięciem ulicznego gwaru. Wściekłość i żądza zabijania gorzały w nim od samego poranka, gdy tylko dowiedział się o ataku skrytobójców i śmierci Shavriego, i młody kapłan był zajęty starannym kontrolowaniem swego zachowania dzięki mentalnym technikom i sile woli akolity Stwócy. Teraz na lalkowatą twarz przywdział uprzejmą, pełną szacunku maskę. Nawiasem mówiąc akurat to nie było trudne, Przymierze w oczach Jego sług z miejscowej świątyni cieszyło się dobrą opinią i Marduk nie miał powodu podważać tego stanu rzeczy. Przynajmniej nie przed wejściem do budynku.

Po rozmowie z towarzyszami i zakupie potrzebnych materiałów skopiował księgi jeno częściowo - będąc kapłanem wojowniczego bóstwa musiał być zawsze gotowy do walki i to nie pozwoliło mu prosić jeno o “pokojowe” łaski. W niczym to nie szkodziło, miał czas. I tak potrzebował skryby wprawnego w ilustrowaniu inkunabułów. Tu właśnie miał zamiar takowego odnaleźć. Jak również Elizę Starhold, choć tę z odmiennych powodów. Na myśl o niej poprawił niebieską szatę i pyszniący się na piersi święty symbol. Dumnego wyglądu dopełniała stalowa kolczuga i Talon.

W drzwiach skinął akurat przechodzącej parce po czym z pewnością siebie urodzonego wojownika podszedł do jednego z trzech kontuarów i łysej niewiasty w habicie.
- Dzień dobry - skłonił grzecznie głowę. - Marduk, kapłan Corellona Larethiana, do usług, droga pani. Szukam wprawnego skryby-ilustratora i byłbym zobowiązany gdyby poprosiła pani taką osobę by zechciała rzucić okiem na pewne foliały. Ale to za chwilę. Wcześniej chciałbym wiedzieć czy znane jest pani miano Glasstaff, albo też... lord Iarno Albrek?

Ku jego rozczarowaniu dziewka nie znała nikogo o takim imieniu, co skłoniło go do zastanowienia ileż to i jakie potężne organizacje istnieją, które Glasstaff mógł zdradzić. A może chodziło o inne miasto? Czy on sam, będąc renegatem, przebywałby w pobliżu siedziby zdradzonych chlebodawców?
- W Neverwinter nie ma wielu lordów i wszyscy są znani. Myślę, że lepiej szukać w Waterdeep lub Silverymoon - doradziła po namyśle mniszka.

Marduk pokiwał głową, ale zaraz odsunął to na bok i zajął się następną sprawą.
- Czy w okolicach miasteczka Phandalin można natknąć się na jakieś pozostałości po Imperium Netherilu - budynki, ruiny, może zejścia do Podmroku? Wiem że przybywają tam poszukiwacze takich miejsc, w tym czarodzieje - wspomnienie zaskoczonej twarzy nekromanty na moment stanęło mu przed oczami. Tak samo jak rozbryzg krwi z jego przeciętej piersi. W tym momencie zaskakująca myśl mu się objawiła i podniósł rękę z pierścieniem, by kobieta mogła mu się dokładnie przyjrzeć. - Być może z tamtych czasów pochodzi ten przedmiot - dodał, nie bez wątpliwości.
- Może pan podejść z tym do Amadeusza - recepcjonistka wskazała jeden z kontuarów. Siedzący tam mężczyzna obejrzał pierścień z umiarkowanym zainteresowaniem. Zbadał go uważnie, choć Marduk nie zauważył, by rzucał jakieś zaklęcia.

- Wygląda na pierścień z zaklęciami wzmacniającymi naturalną odporność właściciela na ciosy i nie tylko. Ciekawa kombinacja zaklęć objawień i wtajemniczeń... ciekawa… Mówisz, że skąd go masz… - zerknął na kamienną twarz elfa nie oczekując odpowiedzi. - Niestety nie potrafię tego stwierdzić, ale jeśli jest z Netherilu to Eleonora na pewno będzie to wiedzieć - rzekł, dając dowód, że ma doskonały słuch. Zresztą w obszernym holu głos się niósł.
- Przyznam, że nie jestem pewien pochodzenia, znam tylko rynkową wartość tego egzemplarza - odpowiedział Delimbiyra, zastanawiając się dlaczego nekromanta trzymał pierścień wyeksponowany w ozdobnym pudełeczku - niczym szczególny okaz - miast trzymać go na palcu. - Dziękuję za informacje.
- Cóż, jeśli jest netherilski, to…
- sprzedawca nie musiał dokańczać; taki egzemplarz byłby praktycznie bezcenny.

Mniszka stwierdziła, że może umówić Marduka z osobą “zaznajomioną w temacie Netherilu”, jak to określiła, która akurat nawet przebywa w siedzibie. Osoba ta miała być zajęta, ale recepcjonistka obiecała spytać kiedy będzie ona wolna. Zapewne po obiedzie.
- Znakomicie - Marduk zdusił warknięcie. - Poczekam na tę osobę. A teraz, jeśli mogę prosić o sprowadzenie skryby…


Rozmowa z ilustratorem była krótka i konkretna, i potwierdziła niektóre domysły Delimbiyri. Cena za ilustrację - pięćdziesiąt złotych smoków minimum, więcej w zależności od stopnia skomplikowania. Cena za rysunek magiczny - pięćdziesiąt złotych smoków, mnożone przez poziom zaawansowania zilustrowanego zaklęcia. Skopiowanie na pergamin całostronicowego rysunku miało zająć dobę. Marduk nie polemizował w takich kwestiach, bowiem cenił kompetentnych rzemieślników; podziękował uprzejmie i zapewnił że po powrocie skorzysta z usług ilustratora. Pozostało czekać na eksperta od Netherilu, więc nie zawracając dziewczynie łysej głowy młody kapłan stanął przy oknie i uzbroił się w cierpliwość, przyglądając się przemieszczaniu ludzkiej i nie-ludzkiej ciżby za ogrodzeniem. Bezwiednie napinał i rozluźniał mięśnie w rytm tego jak bestialski aspekt transformacyjnej mocy właściwej dla jego rodu niemal dochodził do głosu i cofał się, wzięty w karby woli młodzika.

W głowie mu się nie mieściło że kapłanka Selune wolała jechać do Thundertree miast pomścić śmierć Shavriego z rąk plugawych, podstępnych pachołków Shar. Co więcej, praktycznie wszyscy towarzysze zabitego postanowili się ewakuować z miasta. Marduk poczuł że pali go zimna wściekłość. Wyglądało na to że tylko Turmalina ma jaja, choć geomantka wydawała się znacznie mniej butna i pyskata niż to zapamiętał. Nawet mu nie dokuczała. Wyraźnie wiele zmieniło się w drużynie od jego odejścia i to nie na lepsze.

- Pani Eleonora już czeka - głos mniszki wyrwał Marduka z rozmyślań. Kobieta zaprowadziła go do jednego z bocznych gabinetów dla petentów, gdzie - ku swemu zaskoczeniu - ujrzał nie leciwą niewiastę, a młodą dziewczynę. Pewnie przechodziła wcześniej, ale nie zwrócił na nią uwagi. W nastroszonych włosach, podtrzymanych opaską spała mysz… choć Marduk żywił nadzieję, że to jednak spinka do włosów.
-Wiesz, że w tym dekadniu jesteś już piątą osobą, która pyta o Netheril? - bez wstępów rzekła rudowłosa, przyglądając się elfowi z zainteresowaniem. - Na rynku pojawiło się jakieś nowe zlecenie? Artefakt? Mapa? Do tej pory interesowało to tylko zgrzybiałych magów, a teraz pyta kto popadnie! Zaraz uwierzę, że plotki o pojawieniu się Thultantharu są prawdziwe! - roześmiała się i pochyliła się w stronę kapłana z żywym zainteresowaniem.

Bezpośredniość dziewczyny sprawiła że kapłan uniósł brwi, ale zaraz skupił się na jej słowach.
- Piątą osobą? Przyznam, droga pani, że mogę zrozumieć pani zdziwienie, wiedząc w jakiej pomroce nikną dzieje imperium - odpowiedział gładko. - Jestem Marduk, kapłan Ojca Elfów, do usług. Moja przyjaciółka, Torikha Melune, czcigodna kapłanka Selune, nie dalej jak wczoraj nawiedziła was, jeśli dobrze mi przekazała, pytając właśnie o Netheril. Radbym wiedzieć kto jeszcze był zainteresowany tym tematem w ostatnim czasie, natomiast skierowano mnie do pani ponieważ ostatnio słyszałem o przedmiotach pochodzących z tego imperium. Przebywając w okolicach Phandalin znalazłem się w posiadaniu pierścienia… - Marduk ściągnął klejnot z palca i podał dziewczynie - który - być może - został wykuty na wzór netheryjskich wyrobów. Moja przyjaciółka zaś szuka lustra które prawie na pewno zostało wykonane pod panowaniem Netherilu. Oba te przedmioty pojawiły się w pobliżu osady Phandalin, stąd moje zainteresowanie. Być może w okolicy znajdują się pozostałości tego imperium, ruiny, może podziemne struktury? Jeśli Przymierze w przyszłości będzie zainteresowane eksploracją, chętnie podejmę współpracę. Być może nazwa Studni Starej Sowy coś pani mówi?
- Przyjaciółka, taaak?
- kpina w głosie rudowłosej wskazywała, że niespecjalnie wierzy w wyjaśnienia elfa. W końcu gdyby przyjaźnił się z Melune to dostałby informacje bezpośrednio od niej lub przyszliby razem. Wyglądało jednak, że Eleonorę niespecjalnie obchodzą osobiste sprawy kapłana, gdyż nie czekając na odpowiedź i ignorując resztę pytań skupiła się na pierścieniu. Pogrzebała w biurku, wyjęła różdżkę, świecącą lupę na wysięgniku i kilka utensyliów, po czym zajęła się badaniem błyskotki, mamrocząc coś do siebie. W miarę upływu czasu na twarzy specjalistki od antycznej magokracji pojawiały się coraz większe rumieńce. W końcu z nabożną czcią wytarła pierścień z błyszczącego proszku, którym go wcześniej posypała i spojrzała na Marduka.
- To oryginał! Prawdziwy artefakt! Niesamowite! Niebywałe! To na prawdę coś… Ile za niego chcesz?!

Marduk skrzywił się w duchu; ciągłe "tykanie" irytowało go, skoro sam zwracał się do dziewczyny grzecznie i z szacunkiem. Tym niemniej nie zamierzał zmieniać swojego zachowania. Wyciągnął rękę po klejnot.
- Nie zamierzałem się rozstawać z pierścieniem, droga pani - odpowiedział uprzejmie. - Jeśli jednak jesteście państwo zainteresowani, jestem skłonny go sprzedać za pięćdziesiąt tysięcy sztuk złota.
- Pięćdziesiat… ojej, ojej… Zapytam jakie mamy fundusze!
- podekscytowana Eleonora zerwała się z miejsca i wybiegła na zewnątrz.


Delimbiyra skinął dziewczynie po czym poczekał aż zamkną się za nią drzwi. Przyjrzał się pierścieniowi, zastanawiając się czy czegoś nie pominął podczas identyfikowania jego właściwości. Było to możliwe, ale skoro już zadeklarował zgodę na zakup klejnotu przez Przymierze, nie miał zamiaru robić z gęby cholewy. Potarł bok głowy, wodząc opuszkami palców po bruzdach skrytych pod włosami. Na wszelki wypadek zaintonował jednak jedną z modlitw, by oszacować raz jeszcze aurę przedmiotu. I faktycznie, różnica istniała - ledwo dostrzegalnie, ale ukazały się zarysy run na powierzchni metalu, choć chłopak napomniał się że mogło to zostać spowodowane działaniem proszku którym Eleonora potraktowała klejnot.

Skąd nekromanta miał pierścień? Marduk wpadł na kilka pomysłów, ale nie miał jak ich zweryfikować.

Wzruszył ramionami i usiadł, wodząc kciukiem po miniaturowej tarczy zdobiącej artefakt. Uzbroił się w cierpliwość, traktując oczekiwanie jako ćwiczenie siły woli.

Hei-Corellon shar-shelevu, Hiro hyn hîdh… ab 'wanath… - słowa modlitwy rozbrzmiały w pokoju.


Drzwi otworzyły się wreszcie i skwaszona dziewczyna weszła do pokoju.
- Pierścień nie jest aż tak wyjątkowy żebyśmy mieli za niego zapłacić - oznajmiła bezpośrednio a markotnie. Delimbiyra pokiwał głową.
- Wielka szkoda - skomentował uprzejmie. - Proszę mi opowiedzieć o ruinach w okolicach Phandalin które mogą pochodzić z okresu imperium Netherilu. I czy jest pani znane nazwisko lorda Iarno Albreka, zwanego też Glasstaffem?

Dziewczyna nie słyszała ni nazwiska, ni przydomka. Z jej słów zaś wynikało, że w pobliżu Phandalin najbardziej prawdopodobną lokalizacją związaną z Netherilem jest Studnia Starej Sowy, zbudowana - prawdopodobnie - przez maga z Imperium i imć Bowgentle’a.
- Nie należy sugerować się tym, że nie ma znanych budowli wzniesionych za czasów Netherilu - po upadku wysp część struktur z tego okresu znajduje się pod ziemią, inne zaś rozrzucone są po kontynencie, więc brak pozostałości nic nie oznacza, tym bardziej że większość terenu to niebezpieczne wzgórza i góry, w które tylko nieliczni śmiałkowie się zapuszczają a jeszcze mniej spośród nich powraca - dziewczyna spojrzała wymownie na Delimbiyrę, który nie zareagował. Dla niego jasnym było że jeśli chce zarobić, musi ryzykować.

- Jeszcze jedno - mam pewne podejrzenia co do zamku znajdującego się w okolicy Phandalin, a podobno wzniesionego przez utalentowanego czarodzieja szlachetnej krwi wywodzącego się z Phalorm, starożytnego państwa które swego czasu kontrolowało znaczną część Północy. Królestwo zostało zniszczone przez Hordę z Pustkowi w roku 615…

- Znakomicie
- powtórzył Marduk obracając jednocześnie w głowie mentalną mapę, pracowicie uzupełnianą zdobywanymi okruchami informacji. W świątyni dowiedział się o zejściu do podziemi w Crags niedaleko Triboaru, prowadzące do krasnoludzkiego miasta Gauntlgrym i pilnowanego przez karły. Zapewne najbliższe Phandalin było zejście do Podmroku prowadzące przez jaskinie Nuur Throth. Czyżby były i inne? Natomiast zamek… czy był to pamiętny Zamek Cragmaw?

Zagadnął jeszcze o plotki “o pojawieniu się Thultantharu”. Eleonora spytała się w w odpowiedzi co on taki ciekawy i kto zleca te wszystkie poszukiwania, skoro co chwila się ktoś pojawia z pytaniami. Elf wyjaśnił że jest najemnikiem i pyta ze względu na chęć poszukiwania artefaktów z czasów świetności Netherilu. Napomknął, że jest zainteresowany współpracą z Przymierzem gdyby te było zainteresowane takimi przedmiotami i lokacjami; w takim przypadku prosił o poinformowanie świątyni Larethiana, by wieść o tym trafiła do niego, Marduka.

Skoro tematy do rozmowy już się kończyły, podniósł się z miejsca by podziękować rudowłosej i skomplementować jej wiedzę. Czas było wywiedzieć się o kultystów.

Kultystów…

Marduk omal nie palnął się w łeb. Sięgnął po plecak i po krótkim poszukiwaniu wydobył jedną z masek zdartych z zabitych miłośników smoków z Thundertree.
- Czy wiadomo pani coś o ludziach którzy nosiliby takie maski? - zapytał z ciekawością.
- Hm? - W oczach Eleonory błysnęła ciekawość, ale szybko zgasła. - A. To. Bogate dzieciaki się w to bawią. Tajne spotkania, orgie, takie tam. Za dużo kasy, za dużo wolnego czasu. A złoto można przecież inaczej spożytkować… - tęsknie zerknęła w stronę miejsca, w którym kapłan schował netherilski pierścień.
- W zupełności się z panią zgadzam - przytaknął Marduk, nie wdając się w szczegóły. Eleonora mogłaby nie zrozumieć pobudek które nim kierowały. - Dziękuję za informacje, za to że zechciała pani podzielić się swą wiedzą. Jestem pod wrażeniem, przyznaję. Proszę pamiętać o mnie gdyby Przymierze organizowało jakąś wyprawę mającą na celu badanie netherilskich - i nie tylko - pozostałości.

Nachylił się znowu nad plecakiem i wyjął coś błyszczącego.
- Proszę przyjąć ode mnie ten drobiazg, w podzięce za wiadomości - elf wyciągnął rękę z pudełeczkiem w którym nekromanta pierwotnie trzymał pierścień. Dziewczyna chętnie sięgnęła po puzderko, ale mina jej trochę zrzedła gdy nie wyczuła magicznych emanacji. Tym niemniej, pudełeczko było zdobne szlachetnymi klejnotami i kunsztownie wykonane.

Eleonora podziękowała i jęła wypytywać raz jeszcze o pierścień - najbardziej zaś o to gdzie Marduk go znalazł.
- W pobliżu Studni Starej Sowy, droga pani - kapłan przyznał, nie zamierzając wdawać się w szczegóły, takie jak ostrze Talona wcinające się łukiem w tors nekromanty, przecinające mięśnie i kość, wychodzące w deszczu krwi. Siłą woli zapanował nad dygotaniem ciała na wspomnienie zadawanej śmierci. Żądza zabijania szalała w jego sercu, domagając się spuszczenia z łańcucha. Potrzebował celu, przeciwnika, wroga Ojca, by uwolnić ją i nasycić. Przez łomot krwi w skroniach ledwo słyszał Eleonorę. Nieświadoma jego myśli dziewczyna z uśmiechem zapewniła, że następny przedmiot którego pochodzenie wskazywać może na Netheril zidentyfikuje za darmo, jeśli jeno Marduk pozwoli jej go później obejrzeć i zbadać.
- Oczywiście, pani Eleonoro - elf odpowiedział z uśmiechem, wbijając jednocześnie paznokcie w dłonie. Nocna rozmowa z kapłanem Baelrahealem wprawiła go w euforię i usunęła wątpliwości. Potrzebował walki, a kultyści Shar byli na wyciągnięcie ręki!
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 22-08-2018 o 22:22.
Romulus jest offline  
Stary 22-08-2018, 22:21   #272
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Neverwinter
7 Marpenoth, popołudnie


Transport skrzyni przez zatłoczone ulice Neverwinter nie należał go komfortowych, ale w końcu udało im się zatachać ją do wrót świątyni Ojca Elfów. Minęła dłuższa chwila nim Mardukowi udało się przekonać kogoś by zechchiał rzucić okiem na podejrzaną skałę. Młody kapłan czuł, że gdyby nie autorytet kryjacy się za glejtami, które posiadał to nic by nie wskórał. W sumie nie dziwił się swoim pobratymcom; jego samego ludzkie sprawy też guzik obchodziły jeśli nie miał w nich wymiernej korzyści.

Nim wyszedł z jedną z kapłanek Stimy zdążył już sprowadzić znajomego oghmitę i teraz radośnie wypakowywał kamień z osłon przed skonfundowanym młodzieńcem, który nieporadnie próbował powstrzymać niziołka. Marduk był bardziej konkretny. Kopniakiem wpakował skałę z powrotem do torby przechowywania i mocno zacisnął troki, rzucając Stimiemu wściekłe spojrzenia. Czym, rzecz jasna, niziołek zupełnie się nie przejął. Wyniosła larethianka z kamienną twarzą poprowadziła awanturników i oghmitę na niewielki plac na tyłach świątyni. ładny i elegancki, choć Marduk miał nieodparte wrażenie, że poi się tam konie. Nie skomentował jednak, zwłaszcza że Stimy gadał za czterech, powtarzając z grubsza to, co wcześniej Marduk powiedział słonecznej elfce. Ogmita był wyraźnie zmieszany jej towarzystwem, a ponieważ kapłanka uparcie milczała nieśmiało zaczął badać skałę.

- Więc… hm… skoro to skała z góry Hotenow, to hm… sama w sobie może mieć takie właściwości… hm… Dzika magia… Po erupcji wulkanu i zniszczeniu części miasta tutaj również pojawiały się efekty jak po Pladze Czarów, może to ma coś wspólnego… Ale nie wiem czy jest przeklęty, nie przygotowałem takich łask…
- Nie jest
- rzuciła króko elfka, a młodzieniec spłoszył się jeszcze bardziej. Stimy spojrzał na niego zdumiony. W swojej świątyni tak nie dukał. Elfia klątwa czy co?
- Tak, tak, to dobrze… Khem… - zacukał się oghmita i skupił wzrok na niziołku. Poczuł się nieco pewniej. - Z efektów o jakich mi opowiadałeś i typach Splotu, jakie widzisz tutaj to jak najbardziej możliwe, że może powodować mutacje roślin i zwierząt, choroby i żywe trupy to też nekromancja, oczywiście, tak… Ale dzika magia jest nieprzewidywalna… Nie umiem powiedzieć, czy to trwały efekt w jednym miejscu, zależny od tamtejszych zmiennych, czy wpływa na wszystko… - zbladł i cofnął się nieznacznie.
- Czyli tak na prawdę nic nie wiesz - podsumowała Turmalina, którą uczony wywód znudził po pierwszym zdaniu. Do tego wyniosła, milcząca elfka działała jej na nerwy.
- No nie… Znaczy wiem! Moja wiedza obejmuje teorię i historię, nie zajmuję się magią, to sprawy czarodziejów! Górą, Bowgentle’m i tym wszystkim - zrobił nieokreślony ruch ręką - zajmuję się tylko na jego zlecenie! - nieco urażony wycelował palec w Stimiego, który zrobił minę niewiniątka. Niziołek czuł jednak, że tym razem słono zapłaci za czas młodego kapłana.
- Myśli pan, że jej efekt jest odwracalny? - nieśmiało spytała Melune.
- Z dziką magią nic nie jest pewne. Zależy do czego można by było zakwalifikować konkretne efekty i czy są stałe, czy znikną po tym jak zabraliście kamień. Celowałbym w rozproszenie magii, usunięcie choroby jako najbardziej uniwersalne… Może poświęcenie ziemi też by pomogło, ale obszar całej osady… No i zależy czy to magia kapłańska czy czarodziejska…
- Skała lub to, co jest w jej wnętrzu nie zawiera w sobie magii żadnego z bóstw prócz Mystry - oznajmiła nieoczekiwanie elfka, patrząc na Delimbiyrę. -Najlepiej zanieście to do Przymierza. Oni mają największy zbiór teoretycznej wiedzy magicznej w mieście. Lub wrzućcie z powrotem do wulkanu.
- Albo do Wyrwy
- usłużnie dodał oghmita, mając na myśli otchłań, która powstała w Neverwiner po wybuchu wulkanu, po czym skulił się pod spojrzeniem wysokiej elfki. Nieoczekiwanie jednak ta prawie niedostrzegalnie kiwnęła głową.
- Jej już nic nie zaszkodzi. - rzekła i skinęła na Marduka dając znak, że audiencja została zakończona.

Drużyna mogła ruszyć w gościnne-niegościnne progi Przymierza, lub zwyczajnie pozbyć się problemu raz na zawsze, za czym radośnie optowała Turmalina dopóki Tori nie uświadomiła jej, że nie znając konkretnej przyczyny stanu druida mogą nie zdołać go uleczyć. No chyba że zaryzykują na ślepo zakup zwoju usunięcia choroby. Przynajmniej świątynia Selune dałaby im na to zniżkę.
- O ile leśny dziadek jeszcze żyje - lekko skomentował Stimy. Krasnoludka zmarkotniała i nie odzywała się więcej.

 
Sayane jest offline  
Stary 26-08-2018, 14:01   #273
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Z racji tego, że Tori była już całkiem znana (i zapewne niepopularna) w Przymierzu, dziewczyna postanowiła być (o zgrozo) przewodnikiem drużyny po owym przybytku jajogłowych. Gdy już wszyscy władowali się do holu, który był jednocześnie poczekalnią, półelfka podeszła do recepcji, uśmiechając się przyjaźnie do bezwłosej kobiety.
- To znowu ja Alehandro… chyba tak prędko się mnie nie pozbędziecie - przywitała się od razu uderzając w przepraszający ton. Mniszka uśmiechnęła się uprzejmie. - Tym razem również przyniosłam coś do zbadania… pewien kamień, a raczej magmową skałę, która okryła coś… magicznego i być może bardzo starego, może nawet z Netherilu? Szczerze wątpię, ale kto wie? Nie jesteśmy pewni… ciężko nam odczytać magiczne aury, potrzebujemy kogoś doświadczonego. Z racji tego, że nie wiemy co to jest… rzecz ta może być… niebezpieczna.
Kapłanka wiedziała, że przedmiot nie był przeklęty, ale wolała dmuchać na zimne i ostrzec o wszelkim złu jakie mogło kryć się pod warstwą skorupy, by nie wyszło tak jak ostatnio.

- Oczywiście, zaraz poślę gońca do pani Eleonory. - Alehandra była uprzejma i profesjonalna jak zwykle. Nic nie wskazywało na to, że ma do półelfki pretensje za jatkę, którą “jej” przywołaniec urządził tu kilka dni wcześniej.

Dziewczyna mieszanej krwi, zastanowiła się chwilę, czy aby spotkanie z rudowłosą, było dobrym rozwiązaniem. Ostatecznie jednak nie zebrała się na tyle w sobie, by zaprotetsować.

Tymczasem bardziej na tyłach, tam gdzie Tori pozostawiła drużynę, Stimy przesiadywał z założonymi rękoma na skrzyni, którą przywlekli. Stimy z jednej strony chciał by Przymierze obejrzało ów przedmiot, bo liczył, że się czegoś dowie, a z drugiej nie chciał, bo się Przymierze czegoś dowie. Bał się też, że znów zabiorą mu spod nosa możliwość obcowania z czymś naprawdę wielkim. Był dość w naburmuszonym nastroju, bo lekko pokłócił się z kapłanem Oghmy, ale był też jednocześnie poruszony mnogością poświat, jakie pozwalała mu dostrzec jego nowa, niewyjaśniona jak dotąd zdolność. Dlatego rozglądał się co chwila nie mogąc się nadziwić. Gdzie nie spojrzał, tam ktoś przechodził z lekko połyskującym mieczem, zwojem, albo kapeluszem. Oczywiście musiał się skupić, by zobaczyć znamię splotu, jak zaczął w myślach nazywać nowe zjawisko, ale oczekując na wieści od zmierzającej właśnie do nich Torikhi i tak nie miał nic lepszego do roboty.

Pytający wzrok poszybował na spotkanie orzechowych oczu półelfki, kiedy tylko przystanęła obok.

- Zaraz ktoś przyjdzie… chyba - odparła Rika gdy wezwany przez Alehandrę chłopiec nie udał się na piętro lecz na zewnątrz. Cóż, wbrew temu czego można było się spodziewać najwyraźniej Eleonora nie mieszkała wśród ksiąg biblioteki Przymierza, a gdzieś w mieście.
“Zaraz” portwało dwa kwadranse, po których Eleonora wbiegła do holu z rozwianym włosem i łaciatym szczurem wczepionym w płaszcz na ramieniu.
- Macie coś z Netherilu? Znaleźliście lustro? - zapytała bez zbędnych grzecznościowych wstępów, z trudem łapiąc oddech.

- Nie… to kamień, ale w środku chyba coś jest… silnego - odparła spłoszona czymś półelfka. - Mój towarzysz Stimy to znalazł i powiedział, że nosi w sobie dziką… magię? - Ostatnie słowa selunitka wypowiedziała pytająco, jakby nie była pewna czy owa dzika magia w ogóle istnieje.

Stimy przysłuchiwał się z wyzywająco założonymi na piersi ramionami. Spojrzał “z góry” w górę na dziewczynę.
- Moje uszanowanie. - niziołek zrobił pauzę i powoli zdjął kapelusz, by podkreślić, że właśnie się przywitał. Była w tym zamierzona uszczypliwość, której ruda wyraźnie nie zarejestrowała.
- Tak, dziką magią. Chciałbym upewnić się, że rozmawiamy z kompetentną osobą i uniknąć straty czasu, dlatego proszę pochwalić się co pani wie o dzikiej magii. Czy w ogóle mamy razem o czym rozmawiać, a może powinniśmy zacząć się o bezpieczeństwo własne obawiać? - Stimy był dziwnie mało wesoły i bardzo oficjalny.

Melune poruszyła żuchwą, jak krowa jedząca trawę, jej dłonie rozpostarły się i zamknęły w pięści dwa razy, dla uspokojenia nerwów.
KOLEJNY FACET Z FOCHEM! CZY TO JEST JAKIŚ RODZAJ ZARAZY, CZY JAK?!
Czując, że zaraz wyjdzie z siebie, selunitka, rozejrzała się po suficie, oddychając głęboko, by nie stracić nad sobą panowania.
Spokój.
Harmonia…
Niech się jeszcze tylko Marduk odezwie z pretensją w głosie, jakby mu kot nasrał do butów, tylko tego jeszcze brakowało.

- Dzika magia? Mówiliście o Netherilu! - Eleonora po swojemu zignorowała te części wypowiedzi, które ją nie interesowały i spojrzała z pretensją na gońca, który wzruszył ramionami, po czym błyskawicznie się ulotnił. Archiwistka przeniosła więc rozczarowane spojrzenie na Tori, a potem na resztę zebranych, aż zawiesiła je na Marduku, który od pojawienia się rudowłosej w holu udawał, że go tam nie ma. Żałował, że już na dzień dobry nie przejął ciężaru konwersacji z Przymierzem. Obecność rudowłosej specjalistki od antycznej magokracji była mu wysoce nie na rękę.
- A może jednak!? - elfa drgnął gdy Eleonora z nadzieją wbiła w niego wzrok. - Czyżbyś wziął sobie do serca naszą rozmowę i zaczął kopać za kolejnymi artefaktami? - Rzecz jasna takie założenie było kompletnie nierealne, lecz kapłan czuł, że mimo wszystko kobieta ma nadzieję na taki cud ze strony Delimbryi.

Marduk nie był szczęśliwy że przyszło mu rozmawiać z Eleonorą w obecności drużyny o "skale być może mającą coś wspólnego z Netherilem", ale ograniczył się do zgrzytnięcia zębami. Przywitał się uprzejmie z rudowłosą i z zimną logiką wyłuszczył czym jest zabezpieczona ołowiem skała, w jakich okolicznościach została odkryta i o co konkretnie drużyna ją podejrzewa. Tak samo streścił wynik oględzin w świątyni Ojca Elfów i przyczynę dla której awanturnicy przywlekli ją do siedziby Przymierza. Na koniec poprosił o możliwie najdokładniejsze sprawdzenie kamienia, by wiedzieć jak najwięcej przed podjęciem decyzji co z nią zrobić.
 
Rewik jest offline  
Stary 09-09-2018, 20:48   #274
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Mistrz dzikiej magii przybył do nich jakby wystraszony. Podekscytowany, ale także przerażony batalią jaką miał stoczyć z kolejnym nieobliczalnym obiektem. Miał na twarzy wymalowane coś obłędnego, ale ogółem wyglądał na poczciwego, starego człowieka.
- Cco... co my tu mamy, dro… droga Elisabeth? - zapytał trzęsącym się głosem, przystanowszy przy jednym z popiersi, najwyraźniej myśląc, że to koniec podróży.
Oczy miał przymknięte, jakby próbując w ten sposób zaradzić jakoś sytuacji, że niemal nic nie widzi.


Eleonora nie zareagowała na pomyłkę starca i skierowała go w stronę drużyny z kufrem.
- Cco... co my tu mamy, dro… droga Beatris? - powtórzył staruszek.
- To mistrz Rincewild, zajmie się waszą sprawą. - Eleonora zwróciła się do Torikhi ignorując mistrza Rincewilda, uśmiechnęła się i odeszła, wypełniać swoje obowiązki gdzieś indziej.
- Cco... co my tu mamy, dro… droga… jak ci właściwie na imię? - staruszek tym razem zaadresował to pytanie do Jorisa.

Myśliwy nachylił się lekko próbując w pomarszczonej twarzy starca wypatrzyć gałki oczne, których nijak jednak nie było widać. Za to wyczuć można było wokół niego intensywną mieszankę woni dziegciu, starych onucy i… czegoś jeszcze. Czegoś co przywodziło na myśl powietrze tuż po potężnej burzy.
- Joris - odparł - Jestem myśliwym w Phandalin.
Starzec pomemłał przez chwilę żuchwą wydając z siebie jakieś odgłosy, które miały chyba być czymś w rodzaju zgody.
- Zatem drogi Yarisie - ozwał się ponownie używając słów zrozumiałych - Masz coś dzikiego jak rozumiem do pokazania, taaak?
W twarzach obecnych nie było żadnego sprzeciwu, bo i po to wszak tu przybyli, zatem myśliwy przekręcił kufer przodem do starca, zwolnił z trzaskiem zaczepy i otworzył wieko.
- Kamień taki znaleźliśmy w Thundertree - odrzekł gdy starzec sięgał do kolejnych kieszeni wyciągając co i rusz jakieś dziwne ustrojstwa aż w końcu wydostał parę szkiełek na drutach, które zaraz założył sobie na uszy.
- Uhuhuhuhuhu! - Mistrz Rincewild aż zacmokał ustami i zatarł dłonie oblizując się w nieco obrzydliwy sposób - Zaiste dzikusek!
Zachichotał i ponownie spojrzał na zebranych.
- Mam na takie gagatki specjalną komnatkę przygotowaną. W piwnicy. Moją tylko. Zanieść mi go tam pomóżcie.
Spojrzeli po sobie niepewnie po czym ostatecznie wzruszywszy ramionami, ruszyli do loszku mistrza Rincewilda.


Pracownia była taką gmatwaniną i rozgardiaszem wszelkiego rodzaju przedmiotów, że strach był gdziekolwiek nogę postawić. Meble były tu powykrzywiane w jakiś dziwaczny sposób, a każdy z nich dosłownie uginął się pod stertami papierów, słoików po miodowych ciastkach, w których jednak miast miodowych ciastek zdecydowanie nie było, czy butelek po winie, pokrytych kurzem i pajęczynami. Wszystko tu budziło wątpliwości, czy dotarło się aby napewno do miejsca do którego się chciało.
Komnata przedzielona była na dwie części solidnym murem i otworem w nim, który wypełniony był jakby szkłem. Można było przez to szkło obserwować co dzieje się po drugiej stronie.
- Lepiej - zaczął mistrz - Żebyście tam wszyscy ze mną nie wchodzili. Ale przyda mi się pomoc jakiegoś osiłka. Może ty?
Rincewild spojrzał na Torikhę Melune, po czym nie czekając na zgodę wręczył jej parę rękawic, hełm i coś co wyglądało na kowalski fartuch, ale lśniło się srebrzyście.
- W tym będziesz bezpieczny - Mistrz Rincewild uśmiechnął się bezzębnie by zapewnić kapłankę o swoich mistrzowskich kompetencjach.

Kapłanka bez słowa sprzeciwu przyjęła rekwizyty, które zaczęła na siebie nakładać. Wprawdzie nie wiedziała na huk był jej hełm, ale skoro mag chciał hełm… to będzie miała hełm.
Rękawice były tak duże, że spokojnie zmieściła tam ręce… w swoich własnych rękawicach na wierzchu. Przy fartuchu, jak nic zrobionego z jakiegoś metalopodobnego tworzywa, poczuła jak jej obleczone płytową zbroją ciało, zaczyna się buntować i skarżyć.

- Mistrzu czy mam zanieść ci sam kamień, czy całą skrzynię? - spytała grzecznie, stojąc w szerokim rozkroku i faktycznie wyglądając na nie lada osiłka, co to jednym ciosem nokautuje przeciwnika. Z jakiegoś powodu nie czuła potrzeby, by się przedstawić, a może anonimowość dodawała jej w tej chwili odwagi.
Joris widział dziwną zmianę w ukochanej, wprawdzie dla wszystkich innych wyglądała ona na tą samą spolegliwą półelfkę, to jednak myśliwy szczycący się mianem jej kochanka, miał niemiłe wrażenie, że patrzył właśnie na Melune niewolnicę, a nie na wierną służkę Świetlistej Pani.
Jak widać, choć dziewczyna starała się zmienić, pewnych przyzwyczajeń nie dało się tak łatwo wyplenić i czując autorytet u sędziwego mężczyzny, uciekła się do znanej sobie dawnej roli.

- Ccoo? - spytał staruszek, garbiąc się w miejscu, wyraźnie zmęczony staniem. - Obojętne… - odpowiedział, machając ręką, co oznaczało, że wcale taki głuchy nie był. Ruszył do siebie, sunąc po podłodze jak zjawa, choć wszyscy doskonale słyszeli, jak szura butami po podłodze.
Selunitka schyliła się do kufra i wyciągnęła dziki kamień, chrobocząc przy tym ocierającym się o siebie metalem, po czym poszła za czarodziejem i… przygrzmociła czołem we framugę, aż wszyscy zebrani poczuli ból i gwiazdy przed oczami.
Rincewild zaskrzeczał coś z pomieszczenia, co brzmiało jakby: „Uważaj na wejście, cholerstwo lubi się zmniejszać przed nieznajomymi”, ale oszołomiona Tori tego nie słyszała, jęcząc cicho z cierpienia.
A więc nie na kamień był jej hełm…
Schyliwszy się, by zmieścić się w drzwiach, weszła do środka i sądząc po kolejnych skrzekach i potężnych huknięciu skały o coś twardego, oznaczało, że mag w końcu mógł zacząć przeprowadzać badania.

Marduk odruchowo odstąpił o krok, słysząc huk, po czym zreflektował się i na powrót zbliżył do szyby. Dzika magia niespecjalnie znajdowała się w obszarze jego zainteresowań, jednak dla szlachetnego elfa wiedza była niemal taką samą religią jak służba Ojcu. Wpatrzył się w poczynania starca. ‘Starca’ raczej, biorąc pod uwagę że człowiek najpewniej nie przeżył połowy jego lat. Oczywiście, coś za coś, wiedza maga pewnie wielokrotnie przenosiła jego własną pod niektórymi względami. Ale Tel’Quessir się dopiero rozpędzał!

Młody kapłan oparł się o kryształową taflę i obserwował rozwój wypadków z cierpliwością skorpiona.

A te wypadki z początku obrały wypadkową, zmierzającą nieubłaganie do wypadku.
- Wwiesz chłopcze, że nie znam się na dzikiej magii? Ktoś musiał objąć to stanowisko, a ja nie nadaję się już do żadnego... hehe! - Na szczęście Rincewild żartował, co objawiło się dzikim rechotem przemienionym gdzieś po drodzę w agonalny kaszel, który tylko cudem nie był zapowiedzią ostatecznego zgonu.
- Spokojnie, khekhe… podaj no mi ten wihajster. Nie ten! O! Zobaczmy co my tu mamy.

Mistrz sięgnął do kufra po wulkaniczną skałę i z pomocą osiłka położył na stole, który miał z przodu ołowianą osłonę, potem wyjął te same okulary co wcześniej, lecz zmienił szkiełka i doczepił okular podany przez Tori.

Czas jakiś mielił coś w ustach, jak się później okazało, było to zaklęcie, choć efektów nie było dane im zobaczyć.
- Mhh… - mhruknął - dzikuska, ale z charakterem. Trransmuterzy mieliby używane, zmiana natury… tak, tak… wy...wwywołanie CZEGOŚ z niczego i... ooooo! mmmm! Nekrofilia… hmm... Manipuluje energiami, manipuluje.

Rincewild zogniskował spojrzenie uzbrojone w okulary na ramieniu Toriki.
- Na spacerze… - staruszek rozmarzył się wyraźnie na wspomnienie minionej, wyrafinowanej rozrywki - Eliza powiedziała mi, że łączycie ją ze zmianami w... Jestem praktycznie przekonany, że słusznie uważacie. - koszmarny kaszel powrócił na moment, by przypomnieć o nieuniknionym - Wy-wyczuwalne zabarwienie magii wywołania raczej służy zwiększeniu mocy, jej charakter to transmutacja nekromancyjna. Natura ma tedecję do podążania swoją ścieżką, jakby odciąć siłę zmieniającą, powróci na swoje pierwotne tory, jak… - Rincewild zatrzymał się, wyraźnie nie mogąc znaleźć odpowiedniego porównania, wreszcie bezzębny uśmiech odsłonił pozostałe po uzębieniu czeluści w całej okazałości. - … jak, hehe! mały chłopiec do cycuszka po tym jak podrośnie.
Rincewild odłożył okular i sięgnął po dziwne urządzenie pomiarowe.
- Pytanie tylko kiedy. Za rok? Za dwa? Pięćdziesiąt.

Kapłanka była pod ogromnym wrażeniem wiedzy starego czarodzieja. Z początku wydawał się mało kompetentnym, zrzędliwym staruszkiem o ekscentrycznym poczuciu humoru, lecz gdy tylko zabrał się do badań, półelfka dostrzegła mądrość bijącą z małych, półślepych oczu, które z bystrością młodzieńca, badały magiczne sploty skały.
Chwilę zastanawiała się o co spytać, zanim nie wróci do towarzyszy i powtórzy to co usłyszała, jeśli oni nie dosłyszeli.

- Mistrzu a czy jakaś magia mogłaby zmienić działanie kamienia na otoczenie?
- Nie… na kamień nic nie zadziała - odparł pośpiesznie mag.
- A… na ludzi, którzy cierpią z powodu…
- Jak cierpią?
- Przerwał jej ni to zaciekawiony, ni zniecierpliwiony dziadek, drapiąc się po skłębionej brodzie.
Czyżby już zapomniał o czym rozmawiali?
Selunitka zaczerpnęła tchu, wcale nie zniecierpliwiona, czy zdenerwowana zachowaniem swojego rozmówcy. Jej dawna pani, gdy miała słabsze dni, zachowywała się podobnie - jeśli nie gorzej.
- Kamień znaleźliśmy w... z pozoru opuszczonej wiosce. Z pozoru… bo tamtejsza roślinność ożyła. Wiele krzaków i drzew nas atakowało, zupełnie jakby były rozumnymi istotami…
- Według druidów te wszystkie kfiatki są rozumne
- burknął Rincewild, znowu przerywając kobiecie, która na to upomnienie wyraźnie się speszyła.
Starzec jednak machnął na nią ręką, dając znak by mówiła dalej.
- Na żywe istoty także magia zadziałała, zsyłając na zwierzęta straszną chorobę i obłęd oraz… pozbawiając magię tych, którą nią władali. Czy da się to cofnąć? Kapłani posiadają łaski usuwania choroby, czy ona zadziała w tym wypadku?

W laboratorium zapanowała cisza. Rika czekała cierpliwie w nadziei uzyskania odpowiedzi, ale mocno się przeliczyła. Brodacz podrapał się po skroni i zmienił w okularach szkiełka, na takie z niebieskiego kryształu, po czym wziął dłutko i zaczął skrobać zastygłą magmę.
- Ciekawe co jest w środku… czy to kielich? Diadem? A może pierścień? Lawa sama w sobie nie mutuje… ciekawe co tam jest - ozwał się wyraźnie rozkojarzony.
- Mistrzu… - zaczęła kapłanka.
- Czego? Laski? Nie znam się na kapłańskich laskach… ale zdjęcie choroby może nie zadziałać. To nie jest zwykła choroba, to magicznie zmutowana i żyjąca własnym życiem… nazwijmy to… hm… bakteryja. Już lepiej prosić bogów o cud, tak… cud może zadziałać.

”Cud… albo życzenie.” Pomyślała Melune, szybko obliczając cenę zwoju za taki czar. Sama była jeszcze zbyt młoda i niedouczona, by prosić Selune o tak potężną moc.
- I to zadziała? - spytała na głos, wciąż coś rachując.
- Skąd mam wiedzieć? Na pewno nie zaszkodzi… cud może uleczyć i istoty… i skalaną ziemię, dzięki czemu zwierzęta i humanoidy nie będą się zarażać, przebywając na tym terenie… - odparł dziadek, ostatecznie porzucając dłubanie skały.
Tori gorączkowo zastanawiała się o co jeszcze spytać, zanim jej czas tutaj się skończy.
- Mówiłeś mistrzu, że jest w tej skale… moc nekromantyczna… niedawnośmy ubili smoka, który krążył w skażonym rejonie, czy…
- Smoki? Smoki są odporne na większość magii… ale na smokach też się nie znam… wątpię jednak, by coś podłapał, a skoro jest martwy to pewnie już nie wstanie… chyba.
- Rincewild zaśmiał się skrzekliwie i widząc pobladłą twarz swojego “osiłka” dodał.
- Nic więcej ci już mój drogi nie powiem… musiałbym się zająć dokładniejszym badaniem, a na to potrzeba czasu… dużo czasu. Dziesięć dni, może więcej… kto wie co jest w środku. Możecie ten kamień tu zostawić… albo wyrzucić.
- Wyrzucić? Nie ma mowy… - odparła przerażona dziewczyna.
- To znaczy zniszczyć… lub zamknąc w cholerę, cokolwiek. Macie dużo możliwości… Ale ja bym se go pooglądał jeszcze… - mruknął czarodziej, nakazując dłonią, by kapłanka zostawiła go samego.

Nim jednak półelfka opuściła Komnatę Zero, dobiegł ją i mistrza Rincewilda odgłos pukania w okienko. Pukającym był Joris.
- A nie da się??! - krzyczał chcąc być pewnym, że mistrz zrozumie go zza kryształowej zasłony - Po prostu!!!?? Otworzyć i zobaczyć co w środku???!!
Specjalista od dzikiej magii uśmiechnął się dobrotliwie.
- Ależ da się. Da. Tylko jeśli tam w środku jest mythal… a to możliwe… to pół Neverwinter… puffff!
Mistrz Rincewild złożył dłonie i gwałtownie je rozłączył prezentując co by stało się z miastem.
- I ja się za to tłumaczyć przez Elizą nie będę! - zakończył odpowiedź stuknięciem kija o podłogę.

Torikha wróciła do towarzyszy, tym razem uważając, by nie walnąć we framugę.
- Słyszeliście? - spytała niepewnie, zdejmując na chwile hełm. Na środku czoła miała potężnego krwiaka, który wyglądał jak szafirowy diadem.

Stimy pokiwał twierdząco głową.
- Zabierzemy go ze sobą? Nie wiadomo kiedy znów będziemy w Neverwinter.
- Nie lepiej to cholerstwo zniszczyć? Dość istot ucierpiało z jego powodu… - odpowiedziała zmartwiona selunitka, która nie za bardzo pojmowała, dlaczego Trzewiczka tak fascynowało to znalezisko.
- Zniszczyć? - oczy niziołka rozszerzyły się w niedowierzaniu, zaraz jednak się opamiętał. - Nie tak łatwo jest zniszczyć magiczne przedmioty. Trzeba by jakiegoś gromu albo lawy… chyba. Nigdy nie niszczyłem cudownych rzeczy… ale mogę spróbować - zaproponował z nadzieją w głosie.
- To nie jest cudowne… to jest przeklęte… ludzie i zwierzęta… wszystko co żyje od tego cierpi. - Półelfka przypomniała tę drobną oczywistość, swojemu towarzyszowi. Po czym dodała łagodniej - W okolicach Thundertree jest wulkan… tam mamy lawę…

- Skała jest zabezpieczona ołowiem, co powinno stłumić jej emanację - Marduk odezwał się po krótkim namyśle. - Jeśli możemy ją tu pozostawić, i nie macie lepszego pomysłu, zabiorę ją za jakiś czas; w moich rodzinnych stronach uczeni mogą być zainteresowani taką ciekawostką. Zajmijmy się teraz bardziej pilnymi sprawami.

Stimy bardzo chciał coś powiedzieć, ale najwyraźniej nie wiedział jak, więc słuchał tylko drepcząc nerwowo w miejscu. Wreszcie osiągnął kres swej wytrzymałości.
- [i]Ten przedmiot nie powinien trafić w ręce człowieka, ani elfa, czy krasnoluda. Kto wie co z nim zrobią? Zabierzmy to i… wrzućmy tam skąd przyszło?[\i] - Stimy w zasadzie powtórzył to co mówiła Tori, zresztą wypowiadając się patrzył właśnie na nią.

- Do wulkanu? - Joris zadumał się. Niewiele o wulkanach wiedział może poza tym, że zwykle są to góry. A taka wędrówka na szczyt jakiejś góry, to jak na jego gust tydzień najmarniej - No mooożeeee…. Ale to musi poczekać. I chyba najlepiej w tym banku. Nie możemy tego ze sobą targać. Najpierw druid i Phandalin. Potem Shavri i kultyści. Wtedy będzie czas na… dzikuska.

Selunitka podrapała się po policzku, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć na starania Trzewiczka. W końcu założyła hełm na głowę i popatrzyła na ukochanego myśliwego.
- Masz rację, kamień może poczekać, tym bardziej, że jest częściowo zabezpieczony. Przyniosę go od mistrza Rincewilda. - Odwróciwszy się uszła parę kroków, zanim sobie o czymś nie przypomniała. - Turmi… wiem jak uzdrowić druida, niestety będzie to sporo więcej kosztować niż wcześniej zakładałam, ale nie martw się. Poradzimy sobie jakoś.
Półelfka uśmiechnęła się pokrzepiająco iii… o mało co nie przydzwoniła we framugę po raz drugi. Wściekła na drzwi, zaczęła się im odgrażać w obcym drużynie języku, zanim nie wróciła z dzikim gruzem i nie wrzuciła go z impetem do skrzyni.
”Siedź tam i gnij…” przeklęła w duchu, rozdziewając się z ochronnego ubioru.

- Stimi… z nas wszystkich ty najlepiej znasz się na magii… teoretycznej. - Tori odezwała się, spoglądając nerwowo na krasnoludkę, by nie oberwać latającą cegłą przez łeb. - Czy mógłbyś się tym zająć, by… nikomu się krzywda nie stała? Joris mówił coś o banku… nie jestem pewna, czy to aby bezpieczne miejsce dla potężnego przedmiotu magicznego, ale… ty chyba wiesz najlepiej co i jak. Możemy na ciebie liczyć?

Marduk patrzył ponuro na cwanego nizioła.
- Nie wiemy skąd “to” przyszło, smok mógł to przytaszczyć… skądkolwiek - odezwał się wreszcie. - Na razie przechowajmy to nawet w banku. I jedźmy do tego Phandalin, jeśli nie macie… jeśli nie chcecie szukać morderców imć Shavriego.

- Oczywiście, że chcemy… za kogo ty nas masz? - Obruszyła się kapłanka. - Zemsta musi jednak poczekać, niewinni ludzie potrzebują naszej pomocy - burknęła gniewnie, rozdziewając się odzieży “ochronnej”, którą z braku laku zostawiła “złożoną” w kącie korytarza.
- Chodźmy na zewnątrz… - dodała już całkiem spokojna, zbierając się do wyjścia po długich schodach.

- To… ja się tym zajmę. Na razie zaniosę do banku, a potem poszukam sposobu, by go lepiej zabezpieczyć. Przydałaby mi się twoja torba Jorisie… - Trzewiczek udał, że próbuje podnieść skrzynię z kamieniem - Uuuf! Bo to ciężkie! Gdzie się później spotkamy?

Joris wahał się przez chwilę. Nasłuchując się trochę o tej dzikiej magii, nie był pewien, czy dobrze ona zrobi tak praktycznemu przyrządowi jakim była torba przechowywania.
- Dobrze - odparł w końcu choć niezbyt chętnie - Ale w banku zostaw kamień w samym kufrze. Jakoś... - chciał coś chyba powiedzieć, ale ostatecznie machnął ręką - Spotkajmy się w tej gospodzie z duchami.


 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 09-09-2018, 21:32   #275
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Nim opuścili siedzibę Przymierza, Joris podbiegł jeszcze raz do kantorka przemiłej Alejandry.
- Ja tylko na chwilę - wepchnął się w kolejkę przed jakiegoś czarnowłosego żaka, o wodnistym spojrzeniu i uśmiechnął do łysej mniszki nie zwracając uwagi na wątły sprzeciw młodzieńca - W której świątyni miasta... znajdę najmędrszych kapłanów?
Alejandra uniosła spojrzenie w sufit przeszukując swoją przepastną pamięć. Była tu niewątpliwie osobą od wszystkiego i od niczego, przez co głowę miała pojemną jak nielada kocioł.
- Oghma najbardziej szanuje wiedzę. U Ilmatera znajdziecie najwięcej zrozumienia dla swoich racji, a Lathander ma najliczniejszy kler. Świątynia Helma jest natomiast… - mniszka spojrzała na wyczekującego odpowiedzi Jorisa i westchnęła nie tracąc uśmiechu - Spróbujcie u Tyra.
Myśliwy podziękował i nie tracąc chwili dłużej wyszedł z budynku gdzie zastał go miejski zgiełk. Skrzywił się na ten drażniący i wszechobecny dźwięk. Był ja bzyczenie komara. Szło się myśliwemu do niego przyzwyczaić, ale teraz gdy potrzebował przemyśleć jak sprawić by tyryci zgodzili się wskrzesić sunitę, grał mu on wybitnie na nerwach. Na szczęście Stimy i Marduk zdążyli już postanowić, że zajmą się skałą. Choć nie zdecydowali jeszcz czy lepiej odwiedzić w tym celu bank Stimiego, czy skorzystać z pokoiku mistrza Rincewilde’a. Joris do Przymierza miał ograniczone zaufanie, po tym jak organizacja zostawiła ich samym sobie. Ale niziołkowa skrytka też mu nie odpowiadała. Przecież tam wydadzą kamień z powrotem wyłącznie Stimiemu… Ostatecznie chciał już stwierdzić, że woli Przymierze, po tym jak Turmalina powiedziała, że i ona chętnie przy kamyku podłubie z tym całym Rincewildem… Ale niziołek zapewnił, że do specjalnej skrytki inni też mogą mieć dostęp. W efekcie tego i tego, że wysokiego elfa chyba uraziły słowa Stimiego i ten odszedł… Joris przystał na plan banku. Po czym się rozdzielili.

***

- Marduk! - myśliwy zgonił elfa za winklem neverwinterskiej uliczki prawie potrącając przy tym jakiegoś jegomościa z plecami obłożonymi dwoma workami jabłek. Pomachawszy pojednawczo do zwiniętej w kułak chłopskie pięści zatrzymał przyjaciela - Marduk… Tooo… To jedziesz z nami do Phandalin? Prawda?
Patrząc w oczy słonecznego nie mógł odgadnąć, co elfowi w duszy teraz gra.
- Nie rozsierdziłeś się tym co Trzewik gadał, co? Bo wiesz. Ja, Rika i Turmi ufamy ci… Nawet jeśli dziewczyny czasem… No one zawsze gadają co innego niż myślą. Ale one tak już mają. I Trzewik chyba też.

Delimbiyra przyglądał się tropicielowi przez dłuższą chwilę. Wreszcie westchnął i skinął z rezygnacją głową.
- Niczego istotnego ostatnio nie osiągnąłem i to mnie trapi. W jakiś sposób zmarnowałem dużo czasu, co wzmaga moją irytację. Tym bardziej muszę to zmienić. Możesz na mnie liczyć w Phandalin - ludzkim obyczajem klepnął Jorisa w ramię. Już miał się odwrócić gdy naraz uśmiechnął się nieprzyjemnie. - Ale niziołek w jednym ma też rację - mi nic do waszych zdobyczy, ale i wam do moich. Więc jeśli o pierścień chodzi, Jorisie, to - niestety - nie pomogę. Jestem pewien że to zrozumiesz.

***

Alejki Neverwinter miały w sobie coś niesamowitego. Teraz już Joris tego tak mocno nie dostrzegał, słysząc głównie zgiełk, ale wcześniej go to prawie otumaniało. Tyle ludzi… i nieludzi. W tak ciasnych miejscach. Zaułkach, pojazdach, oknach, drzwiach, rusztowaniach, zwierzętach… Tu się cały czas coś działo. Zmysł nawykły do obserwacji dziczy gdzie każdy ruch i dźwięk ma znaczenie, gubił go tutaj. I niełatwo było wypatrywać wśród twarzy obcych tej, która mogłaby do Rihara należeć, lub Cedryka. Bo myśliwy zapamiętał słowa Marduka. Oni mogą spróbować raz jeszcze…
- To co miałaś na myśli mówiąc, że chyba wiesz jak uzdrowić druida? - spytał trzymanej za rękę półelfki. Bezwiednie rozcierał jej chłodne palce jakby ciepło mogło zastąpić pustynny żar, w którym się miała wychować.
- Cud - odparła po chwili namysłu - Czar kapłański. Lub życzenie. Mogą nie tylko oczyścić druida z choroby ale i ziemię dookoła Thundertree, co może sprawić, że żyjące na niej stworzenia szybciej wrócą do zdrowia.
- Mogłabyś… -
zapytał trochę nieśmiało myśliwy - Poprosić Selune o taki cud?
Kapłanka spuściła wzrok i uśmiechnęła się na wpół przepraszająco, a na wpół pobłażliwie, jakby pytanie Jorisa najmądrzejsze nie było.
- Nawet bym nie śmiała o taką łaskę… Jorisie… gdzie my właściwie idziemy?
- Do świątyni Tyra. Alejandra powiedziała, że jeśli gdzieś to tylko tam mogą wskrzesić. I kupić zwój uleczenia choroby.
- Mistrz Rincewild uważał, że taki zwój może niepodziałać… I ja też tak chyba uważam. To droga magia… i raczej wyrzucone złoto…
- Zatem -
Joris uśmiechnął się nieoczekiwanie - Będzie nam potrzebny cud.
- I to nie jeden -
uścisnęła go mocniej za rękę.

***

Zwój kupili u selunitów korzystając z drobnego upustu jaki świątynią oferowała Rice. Joris uznał, że musi wierzyć, że to wystarczy. I wierzył. Na wiarę w cud nie było ich stać, a zapytany o taki zwój kleryk tylko uśmiechnął się i pogroził im palcem jak łobuzującym młodziakom.

Natomiast wskrzeszenie Shavriego było w ich zasięgu, bo jak się okazało, potrzeba była tylko złożenia ofiary, która pokryje koszt zużytego do takiego czaru diamentu i drobnego worka złota za sam czar. Czyli co łaska sześć tysięcy z hakiem złotych monet. Ale to już nie było takie nieosiągalne… Niestety nawet arcykapłan Selune o takie łaski prosić nie mógł i zostali ponownie odesłani do Tyra. Tyra, o którym Joris wiedział tylko tyle, że to jakieś brodate i niezbyt towarzyskie bóstwo, które na równi ceni prawość i dobro. Całą resztę wiedzy musiał mu dostarczyć wielki posąg przed świątynią. Potężny, surowy woj o pustych oczodołach i obciętej prawicy...

***

- I macie tyle złota?
Tyryta uniósł zdziwione brwi. Owszem jako para Joris i Rika nie wyglądali na bardzo biednych, ale i brakowało im do arystokracji miejskiej, która też przecież rzadko takimi sumami dysponowała.
- Na razie mamy ciało naszego przyjaciela… Zachowane magicznie. Złoto wciąż zbieramy… Ale chcemy wiedzieć, czy wielki Tyr… przyjmie ofiarę w intencji sunity?
Kleryk przez chwilę ważył, czy ich nie pogonić jako żartownisiów, ale ostatecznie pogładził swoją bujną szarą brodę i odchrząknął.
- Opowiedzcie o jego śmierci - rzekł krótko i konkretnie.

Opowiadali wspólnie. Oboje trochę niepewni zważywszy, że od tego jak ich opowieść zabrzmi w uszach tyryty, zależy los Shavriego. I onieśmieleni trochę tym, o co proszą. Marduk wcześniej tylko mruknął, że nawet króla elfów nie wskrzeszono. A tu… To naprawdę było możliwe! Joris w każdym razie czuł drżenie rąk i pot na czole, gdy akurat on opowiadał. Skupiał się na tym jak przegonili kult Shar w spaczonych ruinach i jak szaryci ich skrycie podeszli starając się często słowo “Shar” nadmieniać. Rika z kolei wiedzę mając rozleglejszą przypomniała, że Trójcy w skład który Tyr wchodził pomagali też inni bogowie jak Lathander, czy Selune. A w wersetach Selune jasno jest powiedziane, że Sune wspierała w tej pomocy Selune i w ogóle istnieje kilka innych bardzo istotnych dogmatów, które powinny przychylić Tyra do ich sprawy.
Joris nie za dużo z tego rozumiał i patrzył na kapłankę z błyskiem podziwu w oczach nie wiedząc, czy ona to wszystko wie, czy trochę zmyśla. Tyryta z kolei słuchał jej bez jorisowego podziwu i oniemienia. Ale nie pogonił ich i jak na gust myśliwego zdawał się nawet wahać.
- Przypilnujemy by nasz przyjaciel - ozwał się szybko Joris korzystając z niezdecydowania kleryka - Złożył w podzięce pięć prawic obmierzłych niegodziwców… ?
To co prawda było stwierdzenie, ale Jorisowi nie udało się ukryć w nim pytania. Rika spiorunowała go spojrzeniem, ale sam tyryta… o dziwo zaśmiał się gromko i złapał pod boki.
- Ha! Takiej obietnicy dawnom nie słyszał! A niech wam będzie. Cenę znacie. I macie moją zgodę. Ale jeśli dusza onego nie chce wracać, to wierzcie mi, żadne modły i największe góry złota nie pomogą.

Nie targowali się.

- To teraz do Phandalin - Joris i Rika powiedzieli do siebie jednocześnie.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 14-09-2018, 20:59   #276
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Podróż z ciężkim kufrem nie należałaby do łatwych, gdyby nie Trzewikowe dyski. Wulkaniczna skorupa skrywająca... no właśnie co takiego? Trzewiczek nie mógł zaznać spokoju w tej sprawie... W każdym razie skorupa skrywająca coś schowana była w magicznej torbie, zaś kufer, pusty, lewitował za Trzewikiem.
Był to widok nawet w Neverwinter dość osobliwy. Stimy zauważył spojrzenia, jakie kierowali co mniej światowi mieszkańcy. Ilekroć widział szczególne zainteresowanie, zatrzymywał się.

- To lewitujący dysk projektu Latańskiego. – zagajał Stimy – Teraz jestem bardzo zapracowany, ale jakby pan zapisał się na listę rezerwową, mógłbym taki dla pana stworzyć. Wyśmienity do transportu ciężkich rzeczy! Wspaniały dla karawan! Polecam! Stimy Yol, zwany „Trzewiczkiem”, czyli ja!
Potem kiwał głową z uznaniem i dumą, a jeśli ktoś przejawił zainteresowanie kupnem, starał się zapamiętać adres i nazwiska. Faktycznie jedna czy dwie osoby wydawały się zainteresowane bardziej niż przeciętnie, toteż istniała szansa, że niziołek może tu nieźle zarobić.

W banku Stimy zrobił tak, jak polecił Joris. Wymienił osoby upoważnione do nowej skrzynki i wymyślił hasło, które zamierzał podać Jorisowi, Torice, a nawet Mardukowi i Turmalinie... Turmalinie powiedział na uszko od razu, zaś reszcie później, jak ich spotka. Im więcej osób wiedziało, tym odpowiedzialność niższa. Hihi!

Ależ Stimy był podekscytowany. Decyzję już podjął, teraz tylko musiał ograniczyć potencjalne skutki. Turmalinie powiedział, że idzie kupić nowe narzędzia ślusarskie, bo poprzednie popsuł rozbrajając pułapkę w studni. Rzeczywiście udał się do kowala, lecz to dłuto i młot, był na jego krótkiej liście zakupów, potem wrócił do banku.


Neverwinter było naprawdę ogromne. Nie trudno było tu skręcić w złą uliczkę, choć początek podróży Stimiego był prosty. Wystarczyło iść wzdłuż rzeki. Woda była bardzo ciepła, co z pewnością było zasługą słynnych wulkanicznych wyziewów. To dzięki rzece miasto zawdzięczało swoją nazwę i faktyczny brak niskich temperatur. Stimy szedł jej brzegiem z Jorisową torbą na ramieniu, podziwiając unoszącą się miejscami parę. Zastanawiał się przy tym co sprawia, że te chmury rodzą się nad wodą i unoszą do góry.

Stimy minął trzy mosty i skierował się dalej w kierunku świątyni Oghmy. Minął świątynię i znalazł się przy murze. Było tam kilku znudzonych strażników, ale Stimy bez problemu przekradł się przez mur, nie musząc nawet korzystać ze swoich magicznych trzewików.




Widok jaki rozpościerał się przed nim w niepokojący sposób fascynował. Stimy czuł jak rośnie w nim jakieś zakazane podekscytowanie. Słyszał, że rozpadlina została magicznie zapieczętowana, jednak i tak czuł dreszczyk emocji, a wiedza magiczna podsuwała mu przeróżne powody, dla których nie powinien iść dalej. Toteż Stimy poszedł tylko kawałek dalej, tylko na tyle by schować się przed ewentualnym spojrzeniem strażników na murach.


Niziołek przykucnął przy jednym ze zniszczonych domów i ściągnął torbę z ramienia. Rozejrzał się, mimo że nikt nie miał prawa go widzieć i wyjął z innego tobołka młotek i dłuto. Stimy wypowiadając dziwne dźwięki podrzucał oba narzędzia kilkukrotnie, jakby oczekując, że podobnie, jak para zamiast spaść, uniosą się nagle…

Nagle! Narzędzia zwolniły tuż przed ponownym zderzeniem z ziemią, lecz znów upadły, za to po chwili… Po chwili uniosły się, jakby połączone niewidocznym sznurkiem z dłońmi Trzewiczka! Młot i dłuto lewitowały w powietrzu z jakiegoś powodu budząc niepokój nawet w Trzewiczku. To miejsce pobudzało wyobraźnię, a dzikomagicznie podrasowany wzrok wyłapywał kontur magii niewidzialnego służącego, niewyraźny jak para wodna nad rzeką.

Stimy rozwiązał u szyi swój płaszcz i narzucił go sobie na głowę, tworząc coś w rodzaju kaptura. Upiorna marionetka, czy duch jakiś, dzierżący dłuto i młot zbliżył się do magicznej torby Jorisa i naśladując ruchy animatora wyciągnął zeń wulkaniczny kamień. Ten sam, który powinien teraz być w banku. Ten, który być może nie powinien nigdy zostać znaleziony. Kamień, który sprowadził zagładę na Thundertree, a teraz był w Neverwinter.

Trzewiczek uśmiechnął się krnąbrnie i wycofał na maksymalną odległość. Miał przed sobą obraz, który zapamięta do końca życia, jakkolwiek długie one będzie. Największe odkrycie… tam pod skorupą… wystarczy tylko… Łup! Łup! Tak niewiele dzieli go od skrytej wiedzy… Dłuto oparte o kamień przekazywało energię uderzeń młotka, zaś w tle wulkaniczne pary wzbijały się ku niebu. Uderzenia wznieciły kilka iskier i odłupały cienką warstwę skorupy.

~ Tak! Tak! Haha! Pokaż się! Pokaż młotku, co ma w środku!

Łup! Łup!

Łupanie trwało i trwało; kamol był naprawdę spory i pewnie obrastał w to i owo latami. Albo i nie. W pewnym momencie Stimy zaniepokoił się, że hałas ściągnie uwagę straży, ale najwyraźniej takie hałasy były tu na porządku dziennym… lub też im się zwyczajnie nie chciało. W każdym razie niziołek miał święty spokój, jedynie jego cierpliwość została wystawiona na próbę.

To, oraz magiczny wzrok.

Bariera na rozpadlinie lśniła, przelewała się kolorami, wybrzuszała miejscami jakby coś ze środka próbowało się wydostać. Może były to dzikomagiczne opary? A może jakieś stwory? Od kapłana Oghmy Stimy słyszał, że podczas kataklizmu spowodowanego przez wybuch Hotenow z dziury wyłaziło wiele osobliwych istot, czy to wypaczonych przez magię, czy to przełażących przez losowo tworzące się tam portale. W sumie to nikt nie wiedział na pewno co się tam zadziało, bo i mało kto przeżył bliskie spotkanie z taką ilością wypaczonego Splotu. A teraz Stimy był tu i patrzył co działo się pod powierzchnią bariery, która wydawała się tak krucha, niczym tafla lodu na kałuży. Tyle że ta kałuża miała wielkość nie przymierzając Phandalin, albo i większą, i…

Rozmyślania Yola przerwało głośne PUF!, z którym zniknął magiczny służący. Niziołek zmarszczył brwi; był pewien, że nie minął jeszcze czas trwania zaklęcia. Chwilę później zauważył jednak, że blask dzikomagicznej skały zmienił się, a z boku, gdzie leżało dłuto wylewa się jakaś miedzianozłota maź. Wyglądała jak rozpuszczony metal, trzymając formę i cieknąc w stronę Rozpadliny.

Choć nie! Ruch złotego glutka nie wydawał się przypadkowy. Maź ominęła kupę gruzu, dotarła do bariery, dotknęła jej i zafalowała, jakby z obrzydzeniem. Stimiemu wydało się, że w miejscu, w którym glutek dotknął bariery została dziura. Maź tymczasem powoli ruszyła wzdłuż Rozpadliny, oddalając się od miejsca, w którym czaił się niziołek. *

- Hej! Zaczekaj! Nie zdążyłem nawet cię zbadać! - Stimy przeskoczył przez na wpół zrujnowany murek z płaskich kamieni układanych bez spoiwa. W pierwszej chwili chciał łapać zbiega w magiczną torbę, ale po kilku susach rozsądek zwyciężył. To coś właśnie miejscowo zniszczyło osłonę Rozpadliny.

Stimy stał tam jak kołek, kręcąc nosem to na lewo, to na prawo i drapiąc się po głowie. Nie miał pojęcia co to było, ale to nie wstyd, bo z całą pewnością nikt by nie wiedział! Nikt nigdy wcześniej nie oglądał przecież takich dziwów!

Po jakiejś chwili, trochę go zaniepokoiła ta dziura w barierze, toteż gdy wreszcie wszystkie impulsy w głowie dotarły na miejsce, Stimy galopem pozbierał połamane skorupy. Rzucił okiem, jaki kształt zachowały wewnątrz (były gładkie niczym skorupki jaja) i wszystko wrzucił do torby.

Oddalając się czym prędzej w swoistym szoku, niziołek wrócił do banku i zdeponował tam skorupy. Potem wrócił do drużyny, by zdradzić komu trzeba hasło do bankowej skrytki. Niziołek był bardzo roztrzęsiony tego wieczoru.
 
Rewik jest offline  
Stary 18-09-2018, 10:00   #277
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Neverwinter-Phandalin
8-10 Marpenoth, popołudnie



Drużyna wyruszyła z Neverwinter ledwie otwarto bramy, pędząc… no, nie pędząc co koń wyskoczy, bo z umiejętnościami Turmi, Riki i Stimiego nie było to możliwe; ale całkiem żwawo.

Jeszcze wieczorem pożegnali się z Zenobią, która uroniła łezkę i wyściskała wszystkich równie energicznie, co czule, co mocno zszokowało Marduka. Obiecała, że podczas pracy będzie wypatrywać i wypytywać o Rihara, Cedryka i Sharytów, łącząc przyjemne z pożytecznym. Joris nie był do końca pewien które w tym wypadku było którym i wolał nie wnikać. Przekazał jej kontakt do “uliczników Shavriego” i życzył powodzenia. Przepisał również ogłoszenie o poszukiwaniu Orlina, kierując chętnych do Zenobii. Było mało prawdopodobne by ktoś chciał się fatygować do Phandalin. Było mało prawdopodobne, by ktoś widział półelfa. Ale ogłoszenie mogło powisieć.

Na markotnego Stimiego nikt z drużyny nie zwrócił specjalnej uwagi. Uznali zapewne, że boczy się wizytą w Przymierzu i spięciami z Mardukiem, którego najemnicy wydawali się poważać bardziej niż kłopotliwego niziołka.

Torikha dała znać również w świątyni Selune o ostatnich wydarzeniach (i otrzymała błogosławieństwo na drogę), oraz - dla porządku - w Przymierzu, gdzie zostawili kamień i że wyjeżdżają z miasta. Alehandra zapewniła, że będą mieć bank na oku. Po raz pierwszy kapłanka poczuła dezaprobatę ze strony łysej kobiety. Najwyraźniej recepcjonistka i ochroniarka w jednym nie pochwalała zostawiania tak niebezpiecznego przedmiotu w “zwykłym” banku.

Z miasta wyjechali przy wtórze siąpiącego deszczu. Joris cieszył się, że fałszerka dała im wraz z papierami porządny skórzany tubus. Nie chciał, by ich prawo własności do zamku goblinów zniknęło równie szybko jak się pojawiło. Turmalina marudziła na deszcz, konia i zniszczoną suknię (co nie było prawdą, bo nawet tropiciel zdążył już zauważyć, że kiecka była magiczna), ale wszyscy przyjęli jej utyskiwania z ulgą. Były męczące, lecz mniej niepokojące niż płaczliwość i melancholia, którą prezentowała ostatnimi czasy. Stara Turmi może nie wróciła zupełnie, ale wyglądała już gdzieś spod kaptura mokrego płaszcza. Jedynie Marduk nie był zachwycony; rekompensował sobie to jechaniem na szpicy.

Toteż drugiego dnia elf pierwszy dostrzegł wlekącą się środkiem traktu karawanę. Trzy… nie, co najmniej cztery wozy (jak nie więcej) i kupa ludzi ciągnęły na południe. Kapłan szybko wypatrzył znajomą barczystą sylwetkę i zorientował się, że to transport, o którym wspominał wcześniej Slidar. Zawrócił do kompanów i zeskoczył z konia, podając wodze Jorisowi.
- Przejdę się - rzucił, znacząco wskazując przed siebie. Chwilę wahał się czy ruszyć lasem czy prawą stroną, bliżej wybrzeża; w końcu zniknął między przydrożnymi krzakami po prawej. Musiał nadłożyć sporo drogi by ominąć zarośla. W końcu wszedł na bardziej kamienisty teren; co prawda musiał stąpać ostrożnie po śliskich od deszczu kamieniach, ale szło mu całkiem sprawnie. W końcu wychował się na wyspie. Nagle bardziej poczuł niż zobaczył ruch po swojej lewej i poczuł, że jego ciało owijają śliskie macki z ostrymi jak sztylety wypustkami, a haczykowaty dziób wbija mu się w ramię. Z trudem obrócił się by zobaczyć na wpół ukryte pomiędzy kamieniami robakowate stworzenie, które mgliście pamiętał z walki w zamku.



Tak! Takie samo stworzenie zabiło Annę! Adrenalina zagrała w żyłach elfa; z jego ust wydarł się znajomy warkot. Zemsta czy nie zemsta, ale walka była tym, czego potrzebował od dawna. Wyszarpnął z pochwy miecz i nie zważając na dość poważne rany, jakie zadał mu robal ciął z rozmachu, wbijając się w oślizgłe cielsko. Robal zaskrzeczał i ponowił atak; wyraźnie głodny nie miał zamiaru odpuścić zdobyczy, której krwi już posmakował. Tym razem jednak chybił, zaś Talon dokończył dzieła.

Marduk stał przez chwilę dysząc ciężko. Krótkie starcie nie ugasiło żądzy mordu, jaka w nim płonęła, ale było miłą przygrywką. Wróć - żądzy zabijania w imię Ojca Elfów. Delimbiyra zmówił dziękczynną modlitwę do swego patrona, po czym kilkoma łaskami zasklepił rany zdane mu przez gricka. Wyczyścił miecz, przyjrzał się swojej ofierze i ruszył na południe.




Tymczasem reszta najemników minęła omarową karawanę, uprzejmie witając Slidara, Dawda i dwóch milczących jak zwykle ochroniarzy. Znudzony Hallwinter przywitał ich entuzjastycznie i długo namawiał do wspólnej podróży, lecz wymówili się pośpiechem. Turmalina stwierdziła, że Slidar podróżowac będzie jeszcze nudniej, bo oni oczyszczą trakt z wszelkich bandytów i innych takich. W końcu nie minął nawet dekadzień gdy napadły ich tu gobliny… znów. Na wspomnienie goblinów stary wojownik speszył się wyraźnie, przypominając sobie jak zawiódł Gundrena kilka dekadni wcześniej i pożyczył im dobrej drogi.
- Chyba pałac będą budować… - mruknęła Rika gdy odjechali poza zasięg słuchu Dawda. Faktycznie, budulca na wozach było więcej niż dość by wyremontować dworzyszcze z przyległościami, zwłaszcza że większość budynków była murowana. Luda też ciągnęło sporo, a jeden wóz z pewnością był wypełniony spyżą i innymi dobrami niezbędnymi by utrzymać robotników na miejscu.
- Ano… Barthen nie będzie szczęśliwy, że sami graty sprowadzają zamiast od niego kupować - zauważyła Turmalina, kołysząc się na mardukowym koniu, na którego przesiadła się by luzak nie wzbudzał podejrzeń. Krasnoludka z ulgą przyjęła pojawienie się elfa kilkanaście minut później, choć jego opłakany wygląd budził co najmniej zaniepokojenie. Marduk zbył jednak troskliwe okrzyki Tori mówiąc, że sam się potrafi sobą zająć. Widać było jednak, że wrócił mu dobry humor i resztę dnia spędził na zmianę to wyjeżdżając na przód, to wadząc się z krasnoludką o pierdoły.

Dalsza podróż minęła spokojnie, nie licząc kilku nocnych strzyg, które - ku rozczarowaniu Marduka - z łatwością przepędzili pochodniami. W końcu, dziesiątego dnia miesiąca po południu zobaczyli w oddali Phandalin.


[media]https://pre00.deviantart.net/e611/th/pre/f/2013/266/f/b/gondorian_hamlet_by_sabin_boykinov-d6nildy.jpg[/media]


 
Sayane jest offline  
Stary 18-09-2018, 13:12   #278
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Gdzieś na szlaku między Neverwinter a Phandalin
Wczesny poranek



Urokliwa polana na której obozowali, była już im znana - poprzednio też rozbili tu obóz, gdy w drugą stronę podążali. W pobliżu płynął wartki, lodowato zimny strumień, miejsce na ognisko było już okopane, a chaszcze wycięte. Pierwszy nocleg za Neverwinter odbył się w miejscu równie znajomym co karczma. Niemal, bo nadal nie było to łóżko i dach nad głową. Spać jednak poszli szybko, ukojeni zapachami i odgłosami lasu, tak różnymi od tych miejskich. Pomimo twardego posłania chciałoby się spać do południa. Nie było im to jednak dane.

Głuchy grzmot, jakby odległej lawiny, wyrwał wszystkich z porannego marazmu i postawił na nogi - orężnie jak i magicznie. Ptaki skrzecząc wniebogłosy wzbiły się z bezpiecznego runa i gałęzi w powietrze, przez obozowisko przebiegł spłoszony jelonek, potrącając miskę z resztkami kaszy leżącą obok tlącego się resztami sił ogniska. Do grzmotów dołączyły trzaski pękających pni i gałęzi... i to bardzo niedaleko. Co to było!? Czyżby potwór przedzierał się przez knieję?

Gdy wybiegli niebezpieczeństwu naprzeciw, przecięli zarośnięty skraj polany... okazało się że potwór ma mniej niż półtora metra, jest jaskrawo ubrany i wygląda zupełnie jak Turmalina. Ta sprzed kilku dni, nim gorycz i żal nie zabiły w niej codziennej, radosnej wściekłości.
- A masz! - i znów coś walnęło w buk, który już wcześniej nieco oberwał, a od tego ostatniego ciosu pękł z głośnym trzaskiem i legł na ściółce dołączając do poległych wcześniej części lokalnego drzewostanu.


- Chcecie jeszcze?! Mam dużo! Nie tak łatwo powalić Turmalinę Hammerstormównę! - krzyczała do drzew i krzaków krasnoludka, bo co żywe już dawno stamtąd uciekło przecz.
Wtem chyba poczuła spojrzenia na karku i obejrzała się na przybyłych.
- Co? Jak wam się nie podoba poranna pobudka, to miejcie pretensje do... trolli! Tak, Trolli! Ja tu wcale nie rozwalam drzew z frustracji i żalu, jasne? A jak ktoś ma coś przeciwko, to strefa zagrożenia geomancją jest tam! Zapraszam serdecznie!!!
I mówiąc to wskazała upierścienionym paluszkiem na drzewne pobojowisko. I chyba wypowiedziała więcej słów w ciągu minuty niż ostatnich paru dni.


Turmalina zużywa cały magiczny potencjał na ten dzień...

 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 18-09-2018 o 18:43.
TomaszJ jest offline  
Stary 19-09-2018, 13:15   #279
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
10 Marpenoth, popołudnie




Drużyna wjechała do Phandalin przy wtórze szczekania psów i radosnych okrzyków dzieciarni, które otoczyły ich tak samo, jak inne znajome dźwięki i zapachy. Z kuźni dochodziło walenie młotem; gdzieś smętnie muczała krowa, zawczasu domagając się wieczornego dojenia. Ku zaskoczeniu Jorisa na granicy osady powitała ich Nilsa Dendrar w towarzystwie dwóch uzbrojonych knypków. Widać treningi Darana i Slidara przydały im pewności siebie, i młodzież traktowała ochronę Phandalin całkiem poważnie.

Torikha uśmiechnęła się pod nosem gdy zasalutowali jej i Jorisowi, po czym obrzucili Marduka podejrzliwymi spojrzeniami, bo i elf nie prezentował się wcale jak on. Po walce z grickiem nie uprał ani nie naprawił zakrwawionego płaszcza, którym szczelnie się owinął, a brudny bandaż zakrywał mu część twarzy. To ostatnie nie było do końca wiarygodne, bo kto znał selunitkę ten wiedział, że nie pozwoliłaby rannemu nosić takiego opatrunku i uleczyłaby go najszybciej jakby mogła. Młodzież nie miała jednak zastrzeżeń. Ruszyli więc dalej.

ElmarBarthen wytchnął ze swojego składu i pomachał im na powitanie, ciekaw wieści i nowych znalezisk, jakie najemnicy co i rusz zwozili do wsi. Między końskimi bokami kręcili się już Pip i Carp, jak zwykle nie mogąc się doczekać nowych opowieści. Ciekawość była zresztą obopólna, bo wścibscy otrocy stanowili niewyczerpane źródło informacji na temat życia w osadzie. A jak nie oni to ich rodzeństwo, kuzyni, koleżanki i koledzy, których liczby czasem nie ogarniała nawet Melune, mimo że szczyciła się tym iż znał każdego mieszkańca Phandalin.
- Wiecie co… - rzekł naraz Stimy. - Ja to bym tego, no… noclegu sobie poszukał innego niż gospoda. I tak tam ciasno z tymi dziwakami. Na przykład… - wzrok niziołka padł na Carpa i Trzewiczek poczuł naraz braterstwo krwi. - O, matula twoja nie gościła aby podróżnych?
- W stodole miejsce zawsze się znajdzie - mały niziołek podskoczył z radości, że będzie gościł u siebie kogoś powiązanego z Bohaterami Phandalin.
- To ja tylko od kapłanek Małgąskę wezmę…
- Pani Garaele wyjechała, do Osady Górniczej ją wezwano - oświadczył Pip.
Nie przeszkodziło to oczywiście w wyrwaniu Małgąski ze szponów Kurmaliny. Stimy zostawił konia Jorisowi i ruszył za młodym niziołkiem. Reszta zostawiła bagaże oraz konie w obejściu tymorytki i podążyła do gospody Stonehilla, by jak najszybciej załatwić sprawę omarowych precjozów.

We trójkę weszli do jadalni, która o tej porze była dość pełna. Zaskakująco pełna. Najemnicy i tu usłyszeli kilka radosnych powitań, a jedzący obiad Daran wołał, zapraszając ich by się do niego dosiedli. Widać miejscowi przyzwyczaili się już do obecności “szlachty” i Toblen z powrotem miał dobry utarg. Omar i pozostali siedzieli przy “swoim” stole, wraz z niewidomą śpiewaczką, a dwóch ochroniarzy wyznaczało nieprzekraczalną granicę pomiędzy Tressendarami a plebsem.

Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Marduk zakradł się do gospody od tyłu, by nie zwracać na siebie uwagi. Dłuższą chwilę zajęło mu przekonanie kelnerki Elsy, by go wpuściła. Dopiero gdy ujawnił swoją tożsamość przepuściła go, chichocząc, a nawet wskazała najciemniejszy kąt, gdzie sporadycznie usadzano wędrownych żebraków. Marduk podziękował szarmancko i skrył się w cieniu. “Południowcy” faktycznie wyglądali osobliwie, jak barwne ptaki na tle wróbli i wron. Zarówno Pierwszy, drugi jak i trzeci, dostojny Omar yn Druzir yn Abdul el Esperal wprost błyszczeli od magii, co Marduk szybko stwierdził, przywołując odpowiednią łaskę. Wcale nie dziwił się, że tutejsi uważają ich za mieszkańców dalekiego południa. On sam miałby problem z ustaleniem ich prominencji. Miał wrażenie, że taki a nie inny wygląd odzwierciedla raczej przynależność kastową lub magiczną, niż pochodzenie. Nawet niewidoma kobieta, Lorelai, miała na sobie zaklęte nakycie głowy, a ochroniarze umagicznioną broń. Marduk szybko pojął, że jeśli chcą ukatrupić nieproszonych gości to frontalny atak nie wchodzi w grę.

 
Sayane jest offline  
Stary 19-09-2018, 20:20   #280
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Stimy Yol jednocześnie obawiał się wizyty w Phandalin i jej wyczekiwał. Dość już napsocił Omarowi i raczej nie miał zamiaru kusić losu, toteż postanowił skierować się możliwie szybko do Gundrena z zapytaniem o pracę. W Phandalin praktycznie nie było krasnoludów, zaś Turmalina póki co nie miała zamiaru odwiedzać rodzinki. Był jeszcze przybytek “Śpiący Gigant”, gdzie mógł spotkać krasnoludzicę imieniem Grista, ale Joris polecił niziołkowi trzymać się raczej z dala od tego miejsca. Normalnie takie ostrzeżenie na Trzewiczka zadziałałoby jak lep na muchy, ale tym razem miał dość, niewątpliwie potencjalnie bardzo ciekawych, wrażeń przynajmniej na jakiś czas.

Niziołek udał się do gospodarstwa Qelline Alderleaf, licząc że niziołcze braterstwo zagwarantuje mu tam darmowy nocleg. Wziął od kapłanek ze sobą Małgąskę, by i ona zwiedziła trochę świata. Słyszał też, że Qelline ma stodołę, a Stimy chciałby nająć kucyka do podróży, jaka go czekała. Zamierzał wyruszyć z samego rana.


- Dzień dobry. - Stimy wykonał piękny ukłon, zamiatając kapeluszem podłogę - Stimy Yol, przybyłem z Neverwinter. W Phandalin zaś zatrzymałem się w drodze do kopalni. Chciałbym prosić o możliwość noclegu, w zamian z chęcią pomogę przy pracach w gospodarstwie. - Kto znał Trzewiczka, wiedział, że to ostatnie jakoś do niego nie pasuje, być może wcale nie wiedział z czym to się wiąże, ale wyglądał naprawdę, jakby krowie placki nie były mu straszne, a nawet bardziej przypominały te ziemniaczane i całkiem smaczne.

- Przyjechał z Jorisem! - oznajmił Carp, wyskakując jak diabeł z pudełka i zaskakując nawet Stimiego, choć przecież razem przyszli. Ale nie matkę, która odruchowo machnęła w stronę syna ścierką.

- Drewno nigdy się samo nie narąbie - oświadczyła, wskazując duży stos pniaków, klocków, gałęzi i patyków leżacy pod ścianą domu. Samo obejście było wyraźnie “niziołcze”; schludne, zadbane, ale zdecydowanie zbyt duże jak na możliwości samotnej kobiety z małym jeszcze synem. - Przyjezdni troche pomagają, ale teraz większość poszła robić do Tressendarów, więc.. -zrobiła nieokreślony gest ręką widząc spojrzenie Stimiego.

- Jak dużo narąbiesz to i kolacje dostaniesz! - oświadczył Carp i znacząco pociągnął nosem. Rzeczywiście, z kuchni dochodził wielce apetyczny zapach.

- A ty nie dostaniesz jak krowy nie wydoisz. Jazda - Queline bez entuzjazmu machnęła na otroka ścierką i uśmiechnęła się do Stimiego zmęczonym uśmiechem. - Jeśli odpowiada ci taki układ, panie Stimy, to Carp pokaże panu co gdzie jest.

Trzewiczek odwzajemnił uśmiech bez strachu i spojrzał za uciekającym malcem. Za młodych lat dużo pracował z drewnem. Tworzył różne drewniane przedmioty, jadł jabłka i polował na króliki przy pomocy ręcznie robionych pułapek. Dużo też tańcował. Naprawdę dużo!

- Zajmę się tym - Stimy zawiesił wzrok na twarzy Queline na trochę dłużej, po czym wskazał kierunek w którym uciekł Carp. - Tam go znajdę, tak?

Niziołka wzruszyła ramionami
- Z nim nigdy nic nie wiadomo.

Stimy miał pewien pomysł. Znał takie zaklęcie. Potrzebował tylko byka.


Trzewiczek wychylił się zza uchylonych drzwi, zaglądając do stodoły. Carp wlókł do wyjścia drewniane wiadro, lejek i trochę butelek.
- Carp? - Trzewiczek mrugnął do młodego chłopaka - to będzie nasza tajemnica, dobrze? Potrzebuję kilku włosów byka. Macie tu takiego?

Carp zrobił wielkie oczy i pokręcił głową.
- Nie mamy! Co chce pan zrobić?

Stimy pokręcił nosem, naśladując ruch głowy chłopaka. Nie tak to sobie wyobrażał.
- Chciałem zaoszczędzić trochę sił, ale... nie ważne, są inne sposoby. Potrzebuję jakiejś siekierki. Gdzie mama trzyma takie rzeczy?


Stos porąbanego drewna powoli rósł obok Trzewiczka i... co jakiś czas... poruszał się? Tak... najwyraźniej. Kiedy Stimy odchodził na więcej niż kilka stóp, stos drewna podążał za nim. No tak, dysk...

Stimy dość rzadko się schylał... no tak... jakaś niewidzialna siła sama podstawiała mu pnie pod siekierkę, obracała je, a potem zbierała porąbane kawałki na lewitujący stos. Kiedy stos rósł znacznie, Stimy przechodził do miejsca, gdzie miał układać przygotowany opał. Robił sobie wtedy przerwę, a opał... tak, tak... sam się układał.

Oczywiście Stimy doskonale widział kształt niewidocznego sługi. Musiał przyznać, że to naprawdę przydatne zaklęcie.

Zaznaczyć trzeba, że to nie było tak, że Stimy się nie męczył. Do całego przedsięwzięcia przygotował się bardzo dobrze. Zdjął kapelusz, pelerynę i nawet koszulę, toteż nie było mu gorąco, a pot i tak pojawił się na czole. Musiał też samemu rąbać co bardziej oporne drzewo. Wolał nie ryzykować z opadającymi z wysoka siekierami (tylko w ten sposób mógł zwiększyć siłę uderzenia) - był wszak na gospodarstwie, a nie opuszczonym dystrykcie Neverwinter.

 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 19-09-2018 o 20:28.
Rewik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172