Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-08-2017, 20:53   #21
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
- Widziałam na rynku kapliczkę Tymory, nie zaszkodzi poprosić jej o pomoc.
Rozmowa z Marple przyszła mu zaskakująco łatwo. Czuł nawet pewną ulgę, szczególnie, że nie było tu Shavriego. Jeśli Lena się o nich obawiała, to świadczyło o tym tylko kilka ostatnich słów. Nie wiedział, że była religijna.
- Nic nam nie będzie - Marv uśmiechnął się. Od jakiegoś czasu czuł się przy Lenie pewniej. Nie żeby tak naprawdę pewnie, ale przynajmniej był w stanie z nią rozmawiać. - No, przynajmniej mi nic nie będzie. Nie wiem co Shavri znów wymyśli. Nigdy nie zrozumiem, po co on się w to pakuje z tym swoim charakterem. Jak tam trafimy na smoka to i tak zamierzam zawrócić. A jak nie trafimy i będzie to jakaś mała paskuda, to spróbuję dogadać się z Jorisem po całej tej drace. Wygląda na rozsądnego człowieka.
- Rozsądny człowiek polujący na smoka... - pokręciła głową handlarka. - Uważaj na siebie - uśmiechnęła się raz jeszcze i wróciła do przeglądania dokumentów.

Nie żegnał się z nią, przecież spali w jednym obozowisku. Zamiast jednak się obijać, ruszył na przygotowania. Sprawdził dokładnie swój ekwipunek, naostrzył co wymagało naostrzenia, naprawił co trzeba było naprawić. I wyczyścił, choć to nie na błyszczącym pancerzu mu zależało. Wiedział, że jego wiek i wygląd działają na jego niekorzyść, toteż ze wszystkich sił próbował sprawić mimo wszystko jak najlepsze wrażenie.
Nie zamierzał się zbłaźnić, za nic w świecie. Czyli i tak pewnie coś głupiego zrobi.

Zakupił kilka zwyczajnych pochodni, które miały służyć do podpalania. Do tego udało mu się nabyć spory zapas oliwy. Nieumarli i rośliny? Proszę bardzo. Ogień wydawał się najlepszą bronią przeciwko nim, więc w niego zainwestował. Na koniec zaś ruszył w poszukiwaniu tutejszej kapłanki. Dowiedział się, że są dwie, ale znalazł tę, na której mu bardziej zależało. Czyli młodszą. Ze zdziwieniem odkrył, że to ta sama osoba, którą już spotkał w karczmie.


Odnalazł ją w domu starszej kapłanki Tymory, stojącym obok małej kapliczki tejże bogini. Wyglądała jakby jednocześnie próbowała sprzątać i walczyć z dziobiącą pręty klatki kurą.
- Tori, prawda? - zapytał odrobinę niepewnie, widząc twarz, która zdążyła mu mignąć w karczmie. - Skierowano mnie do ciebie. Wybierasz się na tę wyprawę? Pomyślałem sobie, że dobrze byłoby kupić trochę święconej wody, powinna działać na nieumarłych jeśli to rzeczywiście chodzące trupy tam na nas czekają - wyrzucił z siebie szybko.
- Tak to ja - odparła dziewczyna, odrywając spojrzenie od zamiatanego wejścia do domostwa. Uśmiechnęła się delikatnie i płocho, gdy skojarzyła twarz rudowłosego młodzika, po czym kiwnęła głową. - Możesz kupić wodę u siostry Garaele, jeśli chcesz ją teraz lub zamówić ją u mnie, dziś w nocy będę święcić dla siebie. Jutro bym ci ją dała...
- Byłbym wdzięczny - posłał jej lekko speszony uśmiech, zezując na kurę - jeśli to nie problem oczywiście. Na rośliny i tak się nie przyda, tu będzie lepsza oliwa... - ostatnie słowa wydawał się kierować do samego siebie. Chrząknął. - O co chodzi z tymi kurami? - nie wytrzymał, choć trudno było stwierdzić o co mu w zasadzie chodzi.
- Dwadzieścia pięć sztuk złota kosztują komponenty na jeden flakon. Ile chcesz bym dla ciebie zrobiła? - spytała lekko zmieszana. Nie czuła się pewnie w rozmawianiu o pieniądzach. Zupełnie jakby czuła się winna, że musi prosić o zapłatę.
Westchnęła zaskoczona pytaniem o drób. - Tooo… Kurmalina. Wyruszyła z nami do Kopalni i miała nie…nie… niemały udział w jej zdobyciu. - Melune zarumieniła się jak piwonia, zawstydzona jakimiś wspomnieniami. - Jest dość bojowa… tak jak jej protoplastka Turmi.

- Ojej - Marv podrapał się po policzku, patrząc na kurę. - Ten niziołek, Trzewiczek, przywiózł sobie kurę z Neverwinter. I to wcale nie na rosół jak mi się zdaje. Czyste wariactwo... - urwał nagle i wrócił spojrzeniem na kapłankę. - Dwie. To znaczy proszę o dwie wody - wrócił do powodu swojej wizyty w tym miejscu. Sięgnął do sakiewki i wyjął pięć platynowych monet, wręczając je dziewczynie.
Ruda łypnęła paciorkowatym ślepkiem na mężczyznę, po czym nastroszyła pióra i odwróciła się do niego kuprem. Gdaknęła butnie dziobiąc w kratę klatki, po czym usiadła na swoich tłustych udkach, rozlewając się po całej powierzchni swojego karcerka.
- Tak… to może być problem… ona atakuje, często… - przebąknęła kapłanka, spuszczając wzrok na klepisko. Wyciągnęła zakurzoną dłoń po monety, mrucząc ciche i przepraszające dziękuje, po czym chrząknęła i zebrała się w sobie.
- Jutro przed wymarszem będą gotowe. Flakon… Woda znaczy się. I nie jeden… a dwa… - Przewróciła oczami w niemej frustracji. Zdecydowanie była lepszym lekarzem, niźli handlarzem.
- Dziękuję - Hund skinął głową. - Do zobaczenia jutro w takim razie. Ah, mam na imię Marv - przypomniał sobie i dodał na koniec z lekko zażenowanym uśmiechem. I szybko się oddalił.


Następnego ranka stawił się dokładnie o świcie, już przygotowany do wyprawy. Lucek, jego czarny rumak bojowy, był już osiodłany i obwieszony ekwipunkiem. Marv niewiele swoich rzeczy pozostawił w obozie Leny, głównie zapasowe ubrania, narzędzia, niedokończone łuki i tego typu ekwipunek. Całą broń zabrał ze sobą, podobnie jak wszystkie elementy pancerza - choć na drogę założył jedynie czarno-srebrny napierśnik z młotem wygrawerowanym na piersi. Dużą metalową tarczę powiesił przy jukach, podobnie jak trzy krótkie włócznie. Jedna była zwyczajna, drugą stworzono z czarnodrzewa, a trzecia wyglądała jak mocno przypalona. W dłoni trzymał długą lancę, a przy pasie miał jeszcze miecz.
Jakoś nie mógł się zdecydować, aby cokolwiek zostawić. Kto wie co się przyda?

Niewiele się odzywał podczas podróży, dostosowując prędkość podróży do tych, którzy poruszali się pieszo. Zerkał co jakiś czas na podstarzałą kurtyzanę, głowiąc się przez kilka dobrych dzwonów nad tym, co ta kobieta robi wśród nich. Już nawet ten gadatliwy niziołek wydawał się bardziej na miejscu.
I krasnoludzica w sukni.
Joris przypominał mu Evana, jedyny normalny w dziwacznej, nie pasującej do siebie grupie. Z drugiej strony, znał Tori i Turmalinę i z tego co zrozumiał Marv, to oni przyczynili się w dużej mierze do tego, że w osadzie panował teraz spokój i dobrobyt.
Gorzej to wyglądało w przypadku tych, których zatrudnili do tej roboty.
- Obym się mylił - westchnął po raz nie wiadomo który.

Kiedy dojechali na miejsce, a zwiadowcy zniknęli między drzewami, Marv zeskoczył z siodła i zajął się wierzchowcem, a także samym obozowiskiem - sprawdzając dokładnie okolicę.
- Nie powinniśmy palić dziś ognia. Nie wiadomo kogo możemy tym ściągnąć - odezwał się, kiedy powrót zwiadowców zaczął się lekko przedłużać. Albo to jemu zaczynało się dłużyć, a takie podstawowe uwagi mogły przydać się co poniektórym w tej grupie. - Mam nadzieję, że to co żyje teraz w tej wiosce, nie wychodzi za daleko poza jej granice.

 
Sekal jest offline  
Stary 10-08-2017, 11:52   #22
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Po tak udanej, choć zupełnie nieoczekiwanej wieczerzy Zenobia udała się na spoczynek. W miłym nastroju, bo jako dama nie jadła zbyt dużo, ale wypiła więcej niż dwóch przeciętnych bywalców sąsiedniej gospody razem. Pamiętała też, że tańczyła trochę z tym małym gościem w śmiesznej czapce. Spać wyjątkowo poszła sama, jako, że nocne zabawy zwykle nie sprzyjają porannym wyprawom. Spała bardzo dobrze, a bladym świtem wypoczęta wstała, umyła się, zrobiła świeży makijaż, przebrała w obcisły, bardziej odpowiedni na wyprawę strój, zaplotła fantazyjnie włosy i jako jedna z pierwszych stawiła się na miejscu zbiórki.
Podróż spędziła jadąc na wozie. Niektórzy szli pieszo, więc muł nie miał problemów, żeby nadążyć. Zenobia leniwie rozglądała się dookoła i łowiła niepewne spojrzenia , które rzucał jej Marv. Myślał oczywiście, że robi to niepostrzeżenie i było to takie słodkie...

W pobliżu biegł Wampir. Wielki, groźnie wyglądający pies bojowy. Znakomity obrońca i strażnik Zenobii oraz jej dobytku. W razie gdyby muł zaniemógł, przez jakiś czas Wampir pociągnąłby wóz sam. Z resztą tak po prawdzie była to większa dwukółka z rozpiętym namiotem. Ot, taka żeby schować parę najpotrzebniejszych rzeczy i położyć się na niej z jednym, lub dwoma amantami.

Po przybyciu na miejsce i nie wiedzieć czemu cofnięciu się kawałek z powrotem Zenobia zeskoczyła z wozu i popodpierała go dobrze z każdej strony - kto wie z kim przyjdzie jej spać?
Wyprzęgła i przypalikowała muła, żeby mógł się paść.
Zanuciła pod nosem dziwną melodię i wcisnęła wiadro niewidzialnemu służącemu, który pojawił się przed nią. Skoro była tu kiedyś wioska, na pewno znajdzie się jakieś źródło, albo strumień.
- Jeszcze opał - Wyszeptała w ślad za oddalającym się wiadrem, wiedziała, że sługa i tak usłyszy.

Zajęła się przygotowaniem ogniska. Sugestię Mara, żeby nie palić ognia potraktowała jako chęć zbudowania nastroju, i rychłej wizyty na wozie.
~Jaki on uroczo nieśmiały~ pomyślała.
Ognisko postanowiła jednak przyszykować. Chłopak młody, niedoświadczony, dużo czasu mu nie zabierze, a wtedy będzie miała przygotowane. W końcu zagrzać strawę i ogrzać się będzie trzeba. Żeby tylko nie zapomniała przywiązać psa… No i zdążyła wymyć co niecpo...
~Gdzie ten leser? Poszedł po wodę do Phandalin?~ Służący ostatnio stał się bardziej leniwy niż niewidzialny.
 
Paszczakor jest offline  
Stary 11-08-2017, 20:18   #23
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Phandalin
Wieczór przed podróżą

Trzewiczek, z początku zamierzał udać się na spoczynek w końcu ledwo co pojawił się w Phandalin, a już dane było mu je opuścić. Tę noc chciał spędzić w opuszczonym dworku, by go przy okazji pozwiedzać. Okazało się jednak, że wcale on taki opuszczony nie był. Trzewiczek szybko naliczył dwadzieścia parę osób. Ciężko było orzec dokładnie, bo stale następowały rotacje.

Tym razem Trzewiczek nie afiszował się tak, że ma magiczne przedmioty na sprzedaż. Trochę się bał zostawiać swoje rzeczy w takim tłumie, bo to były cenne rzeczy. Liczył, że znajdzie jakieś pomieszczenie lub skrzynie, gdzie będzie mógł zamknąć swój dobytek niezawodnym zamkiem, ale jedyne takie miejsce na jakie się natknął to była piwnica. Niestety już zamknięta na inną kłódkę.

Stimy obejrzał sobie ją dokładnie. Z początku nawet nie po to by ją otworzyć, po prostu ciekawiły go mechanizmy, nawet te najprostsze. Czy otworzył te drzwi? Z pewnością mógłby spróbować, ale na pewno też nikomu o tym nie mówił.


Festyn! Och jakże Trzewiczek lubił tańczyć! Hopsa tu, hopsa tam! Pamparapam! Zwłaszcza chętnie i wielokrotnie tańcował z Zenobią, która okazała się niezwykle towarzyska. Niziołek szybko spłonął rumieńcem po radosnym wysiłku, a gdy trochę zjadł i wypił zaproponował i organizatorce wspólny taniec. Była to wszak kobieta równie szykowna, a należały się jej ogromne podziękowania za wspaniały wieczór.

Stimy ruszył w podskokach do krasnoludzicy z rękoma złożonymi za plecami, lecz pod koniec zwolnił na chwilę. Gdy zbliżył się na tyle by dało poznać się, że to do niej podszedł, zdjął z głowy kapelusz i złożył go na piersi.
- Panienko? - ukłonił się dwornie, kierując na bok swój kapelusz. - Wspaniała biesiada. Dziękuję, lecz prośbę mam. Długom zbierał się na odwagę, lecz już dłużej czekać nie mogę! Czy zatańczysz ze mną, piękna Pani?

Turmalina Hammerstorm była niewątpliwie niezwykłą kobietą. Stimy zwyczajnie nie mógł wiedzieć jak zareaguje.


Trakt
W drodze do Thundertree


Trzewiczek zjawił się rano obładowany tobołkami, znać było, że ledwo jest w stanie to udźwignąć. Część z pewnością śmiała się z niego, a inni zwyczajnie martwili, że kurdupel będzie spowalniać marsz. I faktycznie niziołek gramolił się z tyłu, lecz cały czas uśmiechnięty i pełen optymizmu odpowiadał "Nic tak nie odświeża, jak poranny spacer!|, albo "No nie oglądajcie się tak, przyjaciele! Znacznie piękniejsi są wsród nas!"

Nie minęło dużo czasu, gdy, na krótkim postoju, wreszcie stało się jasne, dlaczego Stimy był wesoły, miast przerażony perspektywą dalszej katorżniczej dlań wędrówki.

Brzdęk! Dźwięk wirującej monety zadźwięczał w powietrzu i powoli zmniejszał swą częstotliwość. Moneta, a raczej talizman zawisł w powietrzu i z każdym obrotem nabierał rozmiarów, aż stał się na tyle duży, by pomieścić wszystkie tobołki niziołka i nie tylko jego! Niezwykły dysk unosił się kilka stóp nad ziemią.

- Wspaniałe, czyż nie? W Lantan tylko takie używają - uśmiechnął się. - Łatwo je ciągnąć Podążają za właścicielem, gdy odpowiednio się oddali... bez udziału siły! Jedyny z tym problem jest taki, że jak usiądziesz na nim, to się nie ruszysz, chyba że coś innego wprawi go w ruch! Planuję je ulepszyć, choć to może być trudne... Nie byle kto je wynalazł!

Stimy podrapał się po głowie, chwilę gdzieś majstrował, po czym przewiązał przez kurę rzemyk, a na patyku zmontował zanętę.
- Naprzód kokoszka! - Nic się nie stało. Stimy odwrócił się w stronę Shavriego - Emmm... może ktoś nas na początek trochę, no wiecie... popchnąć?

To nie mogło się udać, a jednak... próbował!
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 11-08-2017 o 20:38.
Rewik jest offline  
Stary 13-08-2017, 02:33   #24
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Dziw to był niesłychany, ale drużyna zebrała się właściwie sama nim jeszcze Joris opuścił gospodę. Cieszyło też, że nikt dokumentów nijakich podpisywać nie chciał, bo Sildar wspominał, że i takie misje i najemnicy się zdarzają gdzie o wszystkim pisma decydują. A jak myśliwy sięga pamięcią tak żaden jego koślawy podpis nie przyniósł mu niczego dobrego…

Pogwarzył więc jeszcze chwilę z leciwą mateczką, która o bogowie, chyba iście kurtyzaną była, Riką i Shavrim, by ostatecznie ruszyć za swoimi sprawami. A tych z okazji jutrzejszej wyprawy się nieco namnożyło.

***

Stare spróchniałe drzwi wyciągnięte z zapajęczynionych zakątków magazynu Barthena dudniły co chwila gdy Nilsa wypuszczała kolejne strzały. I nie zdziwiło Jorisa, że jako jedyna ćwiczyła poza czasem na ćwiczenia zorganizowanym. Choć trochę zafrasowało. Jakby z każdym strzałem... oddawała jakąś cząstkę swojej złości, której nie udało się jej pozbyć po nieszczęśliwym finale przygody z Czerwonymi. A teraz sądząc po ściągniętych w wąską kreseczkę ustach, zła była bardziej niż zawsze, bo drzwi owszem jeża przypominały, ale ciężko było mówić o zadowalającej celności. Co niekoniecznie praktyka mogła poprawić.
- Zaczekaj - zawołał podchodząc do niej - Zaczekaj chwilę Nilsa.
Oczywiście nie zaczekała. Posłała pocisk z wprawą, ale nadal niezbyt celnie. Zaklęła i uniosła spojrzenie. Pokręcił głową.
- Za-cze-kaj - powtórzył powoli choć z wyraźną naganą w głosie, co i jego zdziwiło - Niewypuszczoną strzałę zawsze zdążysz wystrzelić. Wystrzelonej jednak nie wrócisz.
Słowa te jednak mimo iż jego własne zdziwiły go jeszcze bardziej. Kto by pomyślał, że uda mu się powiedzieć rzecz tak mądrą, że aż się niedobrze robiło… Ponownie pokręcił głową, choć już tym razem nad sobą.
- Po prostu zaczekaj. Załóż ponownie strzałę, wyceluj w środek, ale nie strzelaj. O tak… A teraz zamknij oczy i policz do pięciu… Otwórz oczy. Gdzie jest cel?
- Chyba… po lewej - odparła zdziwiona.
- Cofnij prawą stopę. O cal. I próbuj dalej.

Co rzekłszy oddalił się pogryzając jabłko.

***

Na wyrębie poza wypadkiem nic nadzwyczajnego się nie działo, toteż założywszy na noc kilka sideł w okolicy i ostrzegłszy o nich drwali i mistrza wyrębu wrócił do miasta. Musiał zamówić u Elsy prowiant i napitek na drogę dla wszystkich członków drużyny. Uznał, że trzy dni powinny być wystarczające na wyprawę i powrót z niej. Z przechowywaniem problemów być nie powinno, jak się miało sakwę, którą dysponowali. Zostawił też u Barthena wieść dla Gundrena, że w razie gdyby nie wrócili, zorganizował i przysłał w okolicę na pomoc Sildara z jakimiś ludźmi. Poszli też z Riką na urządzony przez Turmalinę festyn, ale nie siedzieli długo, bo i zabawy nijakiej tam nie było, a jedynie okoliczni i tak już niezbyt trzeźwi górnicy pili i jedli jakby jutra mieli nie doczekać. Odprowadził więc półelfkę na noc do świątyni i zakupiwszy dodatkowo jeszcze jeden flakon u siostry Garaele, ruszył do swojego pokoju u Stonehilla by sprawdzić swój ekwipunek. Co oczywiście sprowadzało się głównie do łuku.

Już późnym wieczorem ukląkł na podłodze pokoju i zamknął oczy. Słowa modlitwy nie przychodziły ani łatwo, ani szybko. Więzły w gardle. Bo choć szczere, to do tej pory zawsze wypowiadane były jak do odległej przyjaciółki, a nie prawdziwej bogini. Żałował, że nie jest teraz z Riką i nie dzieli się z nią tym przeżyciem. Ona to rozumiała. A jednak coś niechętnego jakby wstyd ujawniało się w jego sercu na myśl, że miałby się zwierzyć z tej słabości.
Gdy jednak ułożył się na posłaniu i zamknął oczy… spał nad wyraz lekko i spokojnie.

***

Rankiem stawił się na placu ćwiczebnym w pełni gotowy, choć w przeciwieństwie do większości najemników bez wierzchowca. Na koszulę przywdział koszulkę kolczą, a u pasa niósł z jednej strony krótki toporek do miotania, a z drugiej morgensztern. Plecaka żadnego o dziwo nie miał, a jedynie przerzuconą przez ramię sakwę. Natomiast na plecach poza kołczanem spoczywał długi łuk o pięknie wygiętym łęczysku i cięciwie przywodzącej na myśl linkę stalową. Bezsprzecznie było to lewe oczko w głowie myśliwego. Prawe bowiem w półpłycie nieopodal żegnało się z siostrą Garaele.
- Oddam całą i zdrową - obiecał myśliwy uśmiechając się do elfki, po czym z iskrzącym spojrzeniem przyciągnął selunitkę za rękę do siebie i szepnął jej do ucha - To dziwne, ale... bardzo stęskniłem się za tym widokiem.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 14-08-2017, 13:39   #25
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Drzewiaste stworzenia, bardzo podobne do zarastającej wszystko wokół krzewiny, pojawiły się tak niespodziewanie, że zaskoczona Przeborka zareagowała wyuczoną, instynktowną pamięcią mięśniową - wielki miecz błyskawicznie znalazł się w jej dłoniach, od razu kreśląc w powietrzu szeroki łuk potężnego cięcia; ostrze runęło w dół znad głowy wojowniczki, tnąc bezlitośnie... krzaki zeschłych jeżyn, które fakturą i kolorem przypominały na tyle “drewnostworki”, że wojowniczka w zamieszaniu wzięła je za czwartego, nieistniejącego przeciwnika. Skłębione gałązki poddały się naciskowi broni, chciwie oplątując zadziory miecza swoimi kolczastymi “mackami” - i zamiast gładko wyprowadzić kolejny cios, wojowniczka sapnęła z frustracji i wysiłku, usiłując wyrwać z zdradzieckich chaszczy zakleszczoną stal.
Shavri, dobywając mieczy, gorąco żałował, że zamiast nich, nie ma w rękach dwóch pochodni. Te rzecz jasna leżały spokojnie w jego jukach. Nic to. Powietrze świsnęło od potężnego ataku Przeborki, z którego jednak niewiele wynikło. Z obawy o towarzyszkę, młody tropiciel zaatakował swoimi ostrzami tego samego stwora, na którego tak widowiskowo się zasadziła.
Nie próżnował również Joris pomny na opowieści dotychczasowych towarzyszy, by mieć się w okolicy opuszczonego sioła cały czas na baczności. Co prawda nie wiedział jak owe krzaki, o których Yarla napomknęła, wyglądały, ale z gotowymi ostrzami wyczekiwał nieoczekiwanego. Toteż i ni strachem ni biernością nie zareagował. Wzniósłszy obie bronie minął jednego z chaszczorów i runął na jego kompana. Morgensztern zapewne nie wywrze na skorowaciałej skórze odpowiedniego wrażenia, ale toporek był tu jak ulał. A że przy ogniu z zaradnych jeno Tori i może Marv zostali, to opał się przyda…

Chwilę później we trójkę stali nad porąbanymi chaszczorami. Nawet nie było z czego ostrzy wycierać. Starcie było krótkie i mogło dodać pewności siebie. Wszak tylko Joris został lekko trafiony, a i to wyłącznie przez przypadek, bo dałby sobie głowę uciąć, że był poza zasięgiem stwora. Ale nie to zaprzątało myśliwemu głowę. Nigdy nie bił się z ożywionymi krzewami. Jakby coś zmieniło je nagle w... zwierzęta? Czy zatem weszli na ich terytorium? Czy może nadal działała tu jakaś zła magia?
- Widzieliście już kiedyś coś podobnego? - spytał pozostałą dwójkę strzepując z głowicy morgenszterna resztki zmiażdżonej kory.
Przyjrzał się pniakowi, który przy odrobinie dobrej woli patrzącego mógł skojarzyć się z głową.
Shavri podszedł do niego i kucnął obok stworzenia, żeby je oglądnąć. Nigdy czegoś takiego nie widział, przypominało humanoida, ale zarośniętego roślinnością. Owszem, miało pnącza, ale nie widać było korzeni. Biorąc to pod uwage, a także sam atak, Shavri wyszedł z założenia, że atak owych stworzeń mógł być polowaniem. Swoimi wnioskami podzielił się z drugim tropicielem i Przeborką.
- No, chyba, że zaaatakowały nas po prostu dlatego, że weszliśmy na ich teren - burknął, wstając. - Zastanawiam się też… czy nie trzeba ich pokazać Trzewiczkowi. On ponoć potrafi rozpoznać magię - zauważył ostrożnie. Prawdą było, że nie miał pojęcia, jak to działa i czy niziołek potrafiłby wskazać na magiczne pochodzenie agresywnych krzaczorów.
Tak, czy siak zdaje się, że trzeba będzie dobrze przemyśleć miejsce obozowiska lub jego ewentualnej obrony.
Joris dumał chwil kilka nad słowami kolegi po fachu po czym skinął głową. Uniósł toporek i w dwóch uderzeniach “łeb” patyczaka odrąbał, a następnie zabrawszy go do onych oględzin skinął na kompanów.
- Rzućmy jeszcze okiem czy śladów innych w otulinie ruin nie znajdziemy i wracajmy. Yarla o pająkach wspominała to i sieci jakie być tu winny. Na te szkarady mam ja już sposoby… Smok zaś zieje… spodziewałbym się jakiś wypalonych miejsc…
- Póki nie zćmieje całkiem, więc nie za długo i nie za daleko w głąb wioski - rzucił Shavri spokojnie, przystając na pomysł Jorisa. Starcie, choć krótkie, wypełniło okolice odgłosami walki. Inni, co ją słyszeli albo czmychnęli, albo czekali na swoją okazję. Przeszedł go dreszcz strachu i fascynacji zarazem na myśl, że mityczna bestia wspomniana przez Jorisa mogłaby być tak blisko, ale nie dał po sobie tego pokazać. Nie był tak szalony, żeby brać pod uwagę spotkanie z nią w trójkę. Nawet biorąc pod uwagę tak zacną kompanię.
Schował miecze, zamieniając je na łuk. Rozważył w myślach wezwanie do siebie Kiry gwizdnięciem, ale zrezygnował z tego pomysłu.
- Jestem gotów, jeśli i wy jesteście - odparł, zerkając na drugiego tropiciela i mając na myśli jego draśniecia. Krew wabi różne stwory…

Szczęściem żaden ze stworów więcej ich już nie niepokoił. Zwiad jednak również nie przyniósł dalszych rewelacji. Śladów nie znaleźli żadnych i niczego nie zobaczyli. Joris był jednak przekonany czym podzielił się z Shavrim i Przyborką, że coś w Thundertree nadal żyje. I mimo iż raczej nie smok w tym przypadku to i też nie jelonka się tam spodziewa.

***

Przed zmrokiem wrócili do obozu, a Joris wysupłał z plecaka łeb chaszczora.
- O zaklinaniu roślin słyszałem. Ale żeby same się zaklinały i broniły swojego terenu? - pokręcił głową - Słyszałaś o takiej dzikiej magii Rika?
Spojrzał na kapłankę. Co prawda Shavri wspominał jako fachowca Trzewiczka, ale jakoś praktyczny Joris nie spodziewał się odpowiedzi po sprzedawcy cudownych ostrzałek i olejków. - Więcej nie widzieliśmy, ale na pewno między domostwami jest tego jeszcze dużo.
- W pobliżu magicznych złóż metali i portali do innych planów często manifestują się żywiołaki - powiedziała Turmalina nieproszona wtrącając się do rozmowy - może z roślinami jest podobnie? Hmm, po krótkim zastanowieniu nie ośmielę się zjeść w tych okolicach sałatki!
- Ja słyszałem o klątwach tak potężnych, że potrafiły zrobić podobne rzeczy - Marv dodał ostrożnie, ale bez przekonania w głosie. - Dopóki nie zbadamy tego dokładnie to nie dowiemy się co się tu wydarzyło. Może ten smok to tylko wielki koń ze skrzydłami? - uśmiechnął się półgębkiem. Nie przepadał za przypuszczeniami, ale teoria o dzikiej magii jak dla niego była porównywalna z teorią o klątwie.
Kapłanka przyglądała się przez chwilę odciętej głowie, ściągając delikatnie brwi w skupieniu.
- Podobno istnieje taka magiczna anomalia, która potrafi przemieniać wszystko na swojej drodze w różne… dziwne rzeczy, ale nigdy się z nią nie spotkałam, aż do teraz. Nazywa się “dzika magia” jak sam ją nazwałeś… - Tori ostrożnie dobierała słowa, by nie zostały opacznie zinterpretowane.
Popatrzyła znacząco na myśliwego, jakby chciała mu przekazać myśli, których bała się wypowiedzieć.
Smok.
Smok miał na pieńku z druidem, ale dlaczego skoro był istotą natury? Może potrafił czarować a magia ta nie była sprzeczna z dogmatami życia, jakie wyznawał opiekun lasu.
- Też słyszałam o takiej sztuczce. Nazywa się "Ludzka głupota" - skomentowała Turmi.

Stimy aż klasnął w dłonie i roześmiał się, o dziwo, próbował by był to stłumiony śmiech. Na głowie miał swoje przedziwne “Vigogle”.
- Drzewa, faktycznie mogłyby być zmienione przez dziką magię lub rykoszet portalny. - rozbawienie Stima narastało, aż wybuchnął - Haha! Co za szalony pomysł! Kto na to wpadł, co? - Stimy faktycznie wyglądał, jakby uważał, że oni wszyscy żartują i jakby chciał pogratulować udanego dowcipu, a może go sprawdzają? W każdym razie całość przypominało mu kiepskie straszne opowieści przy ognisku, jakie opowiadali sobie z niziołkami za młodych lat w lesie obok wioski, niźli rzeczywistą historię.
Półelfka popatrzyła na krasnoludkę, po czym zdziwiona reakcją przyjrzała się niziołkowi. Potrząsnęła włosami, marszcząc nos.
- To może być nic takiego… w zasadzie…. w Thundertree była wieża maga? I alchemik..? Podczas wybuchu wulkanu mogło zniszczyć się coś… co zniekształciło tutejsze rośliny swą magią… tak… Tak, trzymajmy się wersji, że był to “rykoszet”. - Kapłanka popatrzyła na śmiejącego się mężczyznę o wzroście chłopca. - Nic wam się nie stało? Jesteście cali? - spytała z troską, unieruchamiając spojrzenie ponownie w Jorisie.
- Czyli… - Trzewiczek powskazywał palcem przypadkowe osoby - ...wy tak na poważnie? To może spójrzmy na sprawę szerzej. Jak to szło? Idziemy do druida, bo widziano przerośniętą jaszczurkę, cośtam o umarłych i jeszcze atakujące drzewa? Coś przeoczyłem? - niziołek, jakby dopiero teraz zaczął się interesować powodem wyprawy, a to dlatego, że zwyczajnie interesowała go magia, a tutaj zdecydowanie zaczynał dostrzegać dla niej miejsce. - Skąd tak właściwie o tym wiecie? Jak dawno temu doszło do wybuchu?
- Myślisz Żwirku, że coś tam mogło zostać? Bo jeżeli zostało coś do rozwalenia, to ja się na to rozwalanie piszę - podekscytowała się Turmi - Wiecie, moja moc wzrosła po kopalnianej ekspedycji, lepiej czuję skałę. Czuję że mam siłę na całą wieżę lub dwie, a co dopiero na pozostałości! Aż mnie w palcach korci by spróbować.
Shavri westchnął.
- Proponuję od jutra systematycznie i bardzo ostrożnie przeszukać dom po domu. Może dowiemy się czegoś więcej w ten sposób. A póki co iść spać. Jest nas na tyle, że spokojnie możemy obdzielić warty tak, żebyśmy się wszyscy wyspali. Ja chętnie wezmę środkową.
- Wezmę pierwszą - odparł mu myśliwy nieco nieobecnym głosem - A zaczniemy od znalezienia druida. Do tej pory z dala od wieży. I to się ciebie i twoich mocy Baryłeczko też tyczy.
Nie był pewien co sądzić o tej całej dzikiej magii. I o jednoczesnej obecności druida i smoka. W lot więc uchwycił spojrzenie kapłanki, bo i jemu te wątpliwości nie były obce co potwierdził jej skinieniem głowy. Tematu jednak nie podnosił. Nie miało to sensu przy Turmi. A może i Trzewiczku. Czas pokaże. Choć cień zwątpienia nasunął się na myśli Jorisa. Czy aby na pewno powinni tu przybywać…
Odegnał myśl precz.
- A to? Nieee… Ino mi rękaw trochę poszarpał patyczak. Nic co by wymagało uwagi.
Niziołek spojrzał na Jorisa, trąc przy tym koliście nadgarstkiem nos, by pozbawić się uporczywego swędzenia.
~ Sam się nie pokaleczył więc... to może nie być znowu taka zwykła wyprawa do druida i z powrotem. Szczęściem mają mnie ~ pomyślał Trzewiczek i uśmiechnął się. Szykował się już do spania, a do stróżowania wolał się nie wychylać.
Torikha bez słowa pogrzebała w swoim plecaku, po czym wręczyła ukochanemu puzderko z maścią o silnym ziołowym zapachu, po czym zabrała się do zdejmowania zbroi.
- Obudźcie mnie koło nadiru. To będzie trzecia-czwarta warta? - Układając się na posłaniu, przykryła się czerwonym kocem w orientalne wzory i jeszcze chwilę podumała zanim udała się w lekką drzemkę.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 14-08-2017, 17:42   #26
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Shavri z przyjemnością wziął środkową wartę. Był tak zadowolony z tej wyprawy, że ochoczo postanowił dać swoim kompanom szanse na porządny kawał snu i niewstawanie w środku nocy. Miał czas na to, żeby pobyć sam ze swoimi myślami i pomodlić się w duchu, podczas gdy oczy i uszy lustrowały okolicę.
Noc szumiała, cicho trzaskała i chrobotała, a on przepełniony był radością. Cieszył się jak dziecko z nowej przygody i z kontaktu z lasem. Bardzo mu tego brakowało. Rodzina stanowiła sens jego życia, ale jeśli miał mieć z niego jakąś swoją radość, musiało to być z dala od miast.

Kira spała spokojnie na starym, wysokim dębie i Shavri nie miałby pojęcia, gdzie jej szukać, gdyby nie to, że widział, jak po zachodzie słońca odlatywała w tamto miejsce.
Tropiciel uśmiechnął się i dla dania zajęcia mięśniom, zszedł z drzewa i ruszył obejść obozowisko. Najpierw zaszedł do zwierzaków pociągowych pogłaskać te z nich, które nie spały jeszcze. Gdy gładził Mirrę po chrapach, spojrzał na masywny kształt Lucka i natychmiast przypomniał mu się Marv. Chłopak odruchowo skulił się. Jego klacz trąciła go przyjaźnie nosem, domagając się dalszych pieszczot. Shavri zaczął ją gładzić po szyi, ale jakoś tak machinalnie, myślami pozostając przy rudowłosym. Ciężko będzie odbudować jego zaufanie. Shavri zastanawiał się nawet, czy mężczyzna pozbył się sztyletu z kości demona – bardziej pamiątki po zwycięstwie niż faktycznej broni. Traffo wiedział, że nie ośmieli się go o to zapytać. Mógł więc tylko zdać się na własne obserwacje.

W miarę, jak obchodził ostrożnie obóz, zerkał w kierunku posłań. Był ciekaw, jak będzie im się szło na tej wyprawie. Cóż byli bardzo różni od siebie. Ba, Shavri był nawet pewien, że jego speszenie względem siebie zauważyła nie tylko kuta na cztery nogi krasnoludka, ale i starsza pani, która mogła być jego babcią, gdyby nie to, że spaniała wrażenie całkowitej jej odwrotności. Z tego, co zauważył, daleko jej było do kapłanki, którą przez pół swojego długiego życia była Sofia Traffo. Shavri jednak nie zamierzał sądzić po pozorach i obiecał sobie być uprzejmy względem nich i postarać się je poznać. Minął barłóg Trzewiczka i uśmiechnął się w duchu. Gadatliwy i przyjazny niziołek zdawał się być kompanem idealnym, gdyby nie to, że Shavri miejscami nie rozumiał, co ów mówi. Pierwszy raz spotkał też kogoś, kto mówi więcej od niego i szczerze mu to zaimponowało.

Shavri stanął na chwil parę, wytężył wzrok i słuch, ale nic go nie zaniepokoiło. Przystanął nad swoim legowiskiem i rozejrzał się po obozie. Było ich całkiem sporo. Wszyscy pod wodzą Jorisa, którego Shavri zdążył już w myślach nazwać Jorisem Roztropnym. Miło będzie podpatrzeć kolegę po fachu, bo zdaje się, że i on zna się na tropieniu. Cóż. Na pewno też zna się na strzelaniu. Shavri jęknął tęsknie na widok łuku, jaki zauważył przy nim. Strzelanie z niego musiało być bardzo przyjemne. Młody tropiciel nie przypominał sobie, żeby miał kiedyś w rękach taką broń. Z drugiej strony zawsze wolał walkę kontaktową, ale w ciąż… łuk Jorisa był niewątpliwie dziełem sztuki.

A jeśli już mowa o walce kontaktowej… Wzrok Shavriego powędrował w kierunku legowiska Przeborki. O rany, jakąż ta kobieta musiała mieć siłę. Shavri zastanawiał się, ile z jej postawnej sylwetki stanowiła zbroja do momentu, kiedy jej broń nie przeleciała obok niego, napierając nań furkoczącym powietrzem. Takim ciosem byłaby w stanie przekroić na pół nie tylko tę nieszczęsną zaczarowaną paprotkę… Wzdrygnął się i pomyślał o smoku, po czym natychmiast zbeształ się i zlustrował okolicę ponownie, nakazując sobie pełną czujność.
Dobrze, że była z nimi Torika. Będą jej prawdopodobnie bardzo potrzebowali. Sprawiała wrażenie bardzo ciepłej, życzliwej i spokojnej osoby. Shavri czuł się spokojniejszy, wiedząc, że była pośród nich. Miał nadzieję, że pod tym pięknym kocem było jej ciepło.

Westchnął, wrócił do punktu, z którego zaczął wartę i zerknął na gwiazdy. Były ich tam miriady zachwycające pięknem, ale Shavi szukał tylko tej jednej. I ze zdziwieniem odkrył, że duża, mrugająca na czerwono gwiazda, z której uczynił sobie czasomierz, schowała się już za niemal nieruchomą koronę sędziwego buka. A więc jego czuwanie dobiegło już końca i czas obudzić kolejną osobę.
 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 14-08-2017 o 17:50.
Drahini jest offline  
Stary 16-08-2017, 10:14   #27
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Rozdział pierwszy

Thundertree
Eleint, Śródlecie. Poranek



Rozmowa ze zwiadowcami uświadomiła niedowiarkom, że Thundertree faktycznie nie jest bezpiecznym miejscem; nawet i bez smoka. Z wyznaczeniem wart nie było więc problemu, a spętane konie umieszczono blisko wozu Zenobii. Na szczęście nocowali na tyle blisko traktu, że do obozowiska nie przypałętał się żaden potwór czy głodny drapieżnik. A może powodowała to bliskość smoczego leża? Ciężko było stwierdzić; nikt ze śmiałków nie znał się na smokach. Zresztą z tego co opowiadała Jorisowi Yarla to pająków smok wcale nie odstraszył.

Poranek przyniósł mgłę i mżawkę. Po szybkim śniadaniu drużyna zadecydowała co zrobić z końmi i wozem, po czym ustaliła szyk i ruszyła przez powykręcany las w stronę ruin osady.

Bujna roślinność zarosła już ślady wizyty Anny, Yarli i Marduka; jedynie opisywany przez nich wątły odór spalenizny drażnił nozdrza. Pierwszy, mocno zrujnowany budynek nieopodal wejścia do osady wydawał się resztkami farmy. Był już w połowie pochłonięty przez gęste podszycie a młode drzewa wyrastały już przez spękania w fundamentach. Chałupa wyglądała jakby jakiś olbrzym ją wręcz rozdeptał, robiąc sobie skrót ku zarośniętemu chaszczami polu. Shavri zbliżył się do niego; nic nie zaatakowało tropiciela, a wnętrze rudery wydawało się nieciekawe. Budynek po lewej był ruinami jakiejś gospody. Również i tam było pusto, a resztki spalonych ciał i rozbitych, próchniejących beczek nie dały drużynie żadnych odpowiedzi, podobnie jak leżące naprzeciwko duże domostwo, poprzerastane sporymi drzewami. Wydawało się, że jest to po prostu opuszczona osada; nic wiecej. Nic ich nawet nie zaatakowało, choć przeszli już spory kawałek.

Ominąwszy szerokim łukiem wzgórze z wieżą drużyna kontynuowała przeczesywanie Thundertree. Kolejne domostwo było w całkiem dobrym stanie, z okiennicami i drzwiami zamkniętymi na skobel. Były w nim ślady czyjejś bytności, lecz miały z pewnością więcej niż kilka dni. Jeśli właśnie tu pomieszkiwał druid w czasie swoich okazjonalnych wizyt w ruinach, to najwyraźniej zdecydował się zmienić lokum. Dalej, prócz kilku obgryzionych przez małych padlinożerców ludzkich oraz pajęczych szczątków również nie było nic interesującego. Napięcie zaczęło opuszczać grupę; osada wyglądała na na prawdę opuszczoną - nawet przez drapieżne patyczaki.

Idąc zarośniętymi dróżkami drużyna napotkała jeszcze jeden duży dom, który zdradzał ślady niedawnego zamieszkania - zapewne miejsce pobytu “smoczych kultystów”, o których opowiadał Marduk. Potem grupa weszła na plac z podniszczonym posągiem mężczyzny trzymającego tarczę i włócznię. Do sprawdzenia został im ostatni budynek; spory i w dość dobrym stanie. No i oczywiście - smocza wieża.


 
Sayane jest offline  
Stary 18-08-2017, 08:10   #28
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Myśliwy powoli przemierzał ścieżkę jaka wiodła przez wieś, zostawiwszy Zenobię wraz z końmi i resztą niepotrzebnego w walce dobytku. Rozmoknięta ziemia zatarła wszystkie ostatnie ślady istot które wczoraj mogły się tu kręcić i teraz nic już nie wskazywało na to, że cokolwiek tu żyje.
Znajdujący się na przeciwległym krańcu osady dom, może i był ostatnim. I może i słusznym było wyjść z założenia, że skoro nawet po druidzie nie było śladu, to i tu niczego nie znajdą. Ale Joris tym razem wolał być ostrożny. Szczególnie, że tuż obok niego krople deszczu bębniły o stalowy napierśnik z symbolem gwieździstej pani. Rika, która miała się trzymać tuż za Marvem, umyślnie zdawała się nie rozumieć, że jej bliskość nie upraszcza jego skupienia. Nie cofał jej jednak. Może i nie była równie ciężkozbrojna co stąpający obok ryży wojak, ale i z pewnością nie była też bezbronna. No i do licha… miłe to było.
- Dawna strażnica? - mruknął przyglądając się budynkowi.
Skinął na Marva by podszedł do drzwi i czekał, a następnie Shavriego i Przeborkę, by we trójkę podeszli do trzech najbliższych okien. Warto było posłuchać, czy co aby nie pochrapuje we wnętrzu i może coś wypatrzyć…

Wojowniczka poprawiła chwyt na mieczu i przełożyła ostrze na ramię tak, żeby od razu móc wyprowadzić cios zza głowy. Pod skórzanymi rękawicami jej dłonie pociły się nieprzyjemnie, powodując, że cały czas musiała zmieniać zacisk palców na rękojeści broni.
Od czasu pierwszego spotkania z drzewiastymi stworami Przeborka była milcząca i wyraźnie zafrasowana, choć ze wszystkich sił starała się nie dać po sobie poznać. To rozmowy między członkami kompanii o magii, która mogła spowodować podobne zmiany w wiosce, mocno utkwiły jej w pamięci i zdecydowanie pogorszyły nastrój.
Magia! Barbarzynka czuła dumę z tego - i mogła zaświadczyć czynem - że nie boi się żadnego człowieka czy potwora, jaki stąpa po ziemiach Północy... ale magia i jej użytkownicy budzili w niej niepokój i strach, który sięgał do głębi duszy. Barbarzyńcy nie znali tej mocy - dzikiej, niszczącej, nie poddającej się żadnemu prawu i naturalnemu porządkowi, tak odmiennej od tego, czym władali szamani czy kapłani plemienia. Velho - czaromioci - byli wypaczeniem natury, pomiotem chaosu, skażoną złem kpiną z kształtujących świat sił. Swoją plugawą potęgę - tak słyszała - czerpali z paktów ze złymi duchami, czego najlepszym dowodem były efekty magii, jakie miała okazję obserwować na polach bitew.
I jeśli to właśnie magia miała odpowiadać za to, co działo się w opuszczonej wiosce, cała wyprawa przestawała wydawać się równie bezproblemowa jak przedtem. Na draka czy tam smoka stal wystarczyła - ale czym się bronić przed mrocznymi miazmatami czarów? Miała nadzieję, że gorliwa modlitwa do Uthgara wystarczy, by ochronić ją od bliższego spotkania z arkanicznymi wyziewami. I że niefrasobliwe dyskusje o “dzikiej magii” w drużynie były tylko niezobowiązującymi przypuszczeniami.
Odkładając na bok te ponure myśli, skinęła głową Jorisowi i podeszła do okna znajdującego się na najbardziej zachodniej stronie domu, ostrożnie zaglądając do środka.

Chrapania nie było słychać, lecz Joris - w przeciwieństwie do Shavriego i Przeborki - dostrzegł w środku jakieś nieruchome, humanoidalne kształty. Nie mógł jednak określić ile dokładnie ich jest. Półmrok i zrujnowane wnętrze utrudniały ocenę sytuacji. Gestem pokazał reszcie, że budynek nie jest pusty. A wisielczym przekrzywieniem głowy i wywaleniem języka zdaje się, że zasugerował trupy.

- Roślinności tu za dużo, aby od razu palić - mruknął cicho Marv, kiedy Joris dał znać, że coś tam w środku dostrzega. Przesunął się blisko drzwi, na tyle cicho, ile się dało w pełnej zbroi płytowej, którą rudowłosy miał na sobie. I to nie byle jakiej zbroi. Choć prostej, to świetnie wykonanej i solidnej. Do lewego ramienia przytroczoną miał tarczę, w prawej ręce trzymał czarną niczym węgiel włócznię. Zastawiał sobą drzwi całkiem solidnie, bo pancerz dodawał mu sporo szerokości. Przez moment myślał o alchemicznym ogniu, ale jego nie powstrzymałby nawet padający deszcz i duża wilgotność, a jak ogień się rozprzestrzeni to nie będzie czego tu szukać. - Jeśli to nieumarli, to oni uciekają przed kapłanami - powiedział głośniej, zerkając w stronę Tori. Próba odpędzenia wydawała się Marvowi obecnie najlepszym pomysłem.

Selunitka przez całą przeprawę milczała… nie to co jej ekwipunek, który wesoło brzęczał i chrzęścił przy każdym żołnierskim i lekko ociężałym kroku. Szła blisko Jorisa, można by rzec… z przyczyn emocjonalnych, gdyby nie zacięte spojrzenie, które bystro obserwowało otoczenie, jakby doszukiwała się w nim zewsząd wroga. Melune najwyraźniej nie do końca ufała i wierzyła w kompetencje nie tylko myśliwego, ale i siebie, przez co postanowiła za wszelką cenę nie rozdzielać się ze swym ukochanym. Podyktowane to było doświadczeniem po wielu wspólnych wyprawach.
Stojąc w niejakiej odległości od sprawdzanego domu, na zmianę wpatrywała się to w Jorisa, to w Turmalinę, to w krzaki obok.
Na wieści o nieumarłych, zastrzygła niemalże uszami, przysłuchując się wymianie zdań.
- W dzień moc mojej Pani jest osłabiona… ale jeśli zdecydujecie to spróbuję.
- A jak nic z tego nie wyjdzie, to zasieczesz - weszła jej w słowo krasnoludka, która miała wyrobione zdanie co do Tori: Najlepszym darem, którym obdarzyła ją bogini jest dar rozwalania wrogich głów.

Shavri, który w ciszy i ze strzałą nałożoną na cięciwę podszedł do okna, teraz spojrzał na Jorisa, pytająco poruszając zafarbowaną lotką strzały. Nie miał pojęcia, kto jest w środku.
Miał butelkę wody święconej, ale wrzucenie jej do izby na pewno obudzi śpiących, niwecząc przewagę. Z drugiej strony strzelanie do obcych tylko dlatego, że stanowią podejrzany i prosty, bo chwilowo nieruchomy cel w zrujnowanym wyszynku?
Nad nimi na pustym niebie rozległo się znajome kwilenie jastrzębia. Już przy śniadaniu, Kira przyleciała pochwalić się swoim łupem. Miała dziób umorusany juchą i małe, czarne piórko z brązową obwódką - które mogło być tylko piórem turkawki - przyklejone wciąż do jednego ze szponów. Choć Shavri dopiero przyuczał ją do pewnych zadań, jej obecność dodawała mu otuchy.

Trzewiczek trzymał się z dala, bo i podchodzić nie było mu po co. Gdyby ktoś odwrócił się do niego, zauważyłby, jak niziołek na zmianę przykłada to lewy to prawy palec wskazujący w geście “ciszej, ciszej na bogów!”. Starał się też przywołać ich z dala od chatki, bo i był ciekaw trochę co tam znaleźli.
Niziołek jakkolwiek wcześniej zapowiadał się na głośnego w oczach myśliwego, miał rację w zupełności. Cisza była ważna. Ale w tej akurat sprawie deszcz był ich sprzymierzeńcem. A i trupy, bo spodziewał się wspomnianych przez Mirnę spopielałych nieumarłych, nie należały do najczulszych.

Gdy jastrząb Shavriego zatoczył nad nimi koło, myśliwy uśmiechnął i poczuł, że nie ma co zwlekać. Podszedł do Riki, ujął ją za rękę i skinął głową.
- Ranek jeszcze młody. Noc w nim czuć. - szepnął. - A i słońce ukryte. Poczynaj.
Zdjął z pleców łuk i przygotował strzałę baczny nie tylko na dom i efekt jaki kapłańska magia wywrze na jego lokatorach. Dał też innym znak by się przygotowali i podszedł z selunitką do okna, za którym dostrzegł podejrzany kształt.
Turmalina, która ziewała w trakcie podchodów w końcu ucieszyła się na jakąś akcję.
- Nareszcie - mruknęła - a jak skończymy rozwalimy tę wieżę.

Kapłanka wcale na przekonaną nie wyglądała. Podeszła z markotną miną do okna, przez chwilę patrzyła na zabrudzoną szybę, a później zmarszczyła czoło starając się dostrzec wnętrze pomieszczenia.
Westchnęła cicho, po czym pomodliła się do swojej Pani, prosząc ją w swoim ojczystym języku o wsparcie.
Nie poczuła nic, a srebrzysty medalion błysnął przez ułamek sekundy, jakby odbijał zagubione promienie słoneczne, po czym jakby zmatowiał. Nieumarli zaś zaszurali i ruszyli w stronę okna, obijając się o ściany i siebie nawzajem. W półmroku rozróżnić można było dwie zniszczone przez ogień i czas twarze.


 
Sayane jest offline  
Stary 20-08-2017, 01:31   #29
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Wydawało się, że działania kapłanki przyniosły skutek odwrotny do zamierzonego. Nie dość, że nieumarli nie uciekali, to jeszcze szli w ich stronę. Trudno. Marv przez chwilę nasłuchiwał przy drzwiach, po czym przesunął się odrobinę, aby w razie czego doskoczyć do przechodzącego przez okno potwora. Póki co to jednak strzelcy mieli większe pole do popisu i chłopak zostawił im tę możliwość. Chodzących trupów nie obawiał się zbytnio, ale miał nadzieję, że to nie będzie sygnał do ataku dla wszystkiego kryjącego się w wiosce i okolicach. Póki co boska interwencja (czy raczej jej brak) zaktywizowała jedynie zombiaki w danej sali; przynajmniej nic innego nie usłyszał. Towarzysze Marva zabrali się za strzelanie przez okno, a Przeborka ustawiła się z mieczem po jego drugiej stronie.

Joris celnym strzałem rozbił okno; strzałą wbiła się w nieumarłego wzniecając z jego ciała chmurę popiołu. Tori również trafiła, lecz już bez takich rewelacji, a kulka Turmaliny odbiła się od resztek pancerza zwisających z ciała zombiaka, który już zaczął wypełzać przez rozbite okno. Na to właśnie czekała Przeborka, tnąc spalone ciało z całej siły i rozłupując je na pół. Na ziemię chlusnęły nadgniłe, przepalone flaki.

Kolejny spopielony zombie zaczął wyłazić przez okno, ściągając resztki byłego kompana do środka. Sharvi wraził w niego strzałę, co spowodowało kolejny wybuch chmury pyłu, obejmujący stojącą obok Przeborkę, która zaczęła kaszleć i trzeć oczy. Na szczęście szybko jej przeszło i nie wyglądało na to, by śmierdząca chmura uczyniła jej jakąś krzywdę.

Tymczasem Marv przyłożył truposzowi włócznią, dodatkowo przypalając i tak już spalonego wroga, a łucznicy ponowili ostrzał, naszpikowując dawnego obrońcę Thundertree strzałami i bełtami. Nawet kamienna kulka Turmi trafiła, kończąc walkę. Przynajmniej z tym przeciwnikiem.

- Uważajcie! - dobiegł ich krzyk niziołka, który obserwował walkę z bezpiecznej odległości, a teraz szybko przemieścił się za kompanów i naciągał misternie zdobioną kuszę. Z ruin garnizonu wyszły kolejne trzy zombie i powoli ruszyły w stronę drużyny.

Trzewiczek wystrzelił bełt w najbliższego z umarlaków i ten nagle… zniknął. Obok zaś, tuż przy Przeborce równie nagle pojawił się identyczny.

- Z drugiej stroony! - zakrzyknął do kobiety, sam zaś wycofał się dając pole do strzału innym.

Barbarzynka stanęła nad powalonym ciałem zombiaka, ostrożnie zaglądając przez okno. Słyszała ostrzeżenie niziołka, ale chciała mieć pewność, że na zajętą nowym zagrożeniem drużynę z okna nie wyskoczy kolejny truposz. Zapatrzyła się na wnętrze chyba trochę za bardzo - niespodziewanie za plecami usłyszała gardłowe warknięcie, a do jej nosa dotarł charakterystyczny zapach spalonej zgnilizny - jakiś ożywiony trup znalazł się przy niej zupełnie nie wiadomo skąd! Kobieta uskoczyła w ostatniej chwili, tnąc mieczem po wyciągniętych w jej stronę łapach. Na ziemię potoczyły się odcięte uderzeniem przedramiona zdechlaka - co bynajmniej nie zniechęciło trupa do kolejnego ataku. Przeborka zrobiła kilka kroków w tył, unikając ugryzienia spróchniałych zębów i cięła zza pleców - tym razem ostatecznie. Głowa zombie potoczyła się jak piłka po ziemi, a stojące wciąż ciało, popchnięte przez wojowniczkę w pierś lekkim kuksańcem, runęło na plecy, by więcej się nie podnieść.

Kobieta rozejrzała się po polu bitwy, oceniając sytuację. Trupy nie były wymagającymi przeciwnikami, ale w dużej ilości mogły z łatwością przygnieść drużynę swoją nieustępliwością. A ulatujące z nich wyziewy wcale nie zachęcały do bliższego kontaktu. Zza budynku wyłoniły się jeszcze dwa ożywieńce, powoli, acz stale zmierzające w kierunku walczących.

- Naszpikujecie ich strzałami, nie ma co się narażać! - krzyknęła do zaopatrzonej w broń dystansową reszty. Sama wycofała się kilka kroków, tak by nie dać się sięgnąć zombiakom, ale wciąż mieć możliwość reakcji, gdyby któryś z trupów zagroził łucznikom.
- Zupełnie jak na strzelnicy w domu. - Turmalia wypuściła kolejną metalową kulkę w kierunku celu - Cele równie nieruchawe. Załatwmy je szybko.
- Nawet lepiej, bo w pięęęknych okolicznościach przyrody - sarknął Shavri, wziął wdech, zatrzymał powietrze w płucach i wypuścił kolejną strzałę. Tym razem posyłając ją w ślad za pociskiem krasnoludki i wieńcząc jej dzieło. Pomimo dość komfortowej walki z dystansu był mocno spięty. Przed chwilą jeden nieumarły zniknął i… sądząc po odgłosach zmaterializował się zaraz obok Przeborki. Gdy po kolejnym strzale młody tropiciel mógł sobie pozwolić, żeby zerknąć w tamtym kierunku, potężna wojowniczka właśnie pozbawiała ścierwo głowy. Ale jeśli zwłoki tutaj mogą tak sobie zaprzeczać rzeczywistości i na własne życzenie to znikać, to pojawiać się gdzieś indziej, to wszyscy tutaj są w dupie. I to dość głęboko…

Ale na szczęście nic nowego nie wylazło z ruin budynku, a zombie wydawały się być tym razem martwe ostatecznie. Rozglądając się w poszukiwaniu kolejnego niebezpieczeństwa, drużyna uświadomiła sobie, że to już po walce.


 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 20-08-2017 o 01:33.
Autumm jest offline  
Stary 20-08-2017, 15:25   #30
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Po walce

- Torikhę! - Nioziołek szarpnął kapłaneczkę za rękaw. - Co teraz? Gdzie idziemy? Bo tak sobie myślę… - Trzewiczek przeskoczył z miejsca po lewej stronie swojej rozmówczyni na miejsce po prawej - ...że jak ma ich być więcej to przydałaby się specjalnie dobrana broń. - Stimy wskazał sejmitar - Ma jakieś magiczne no wiesz… ten tego? - mały jegomość kilkukrotnie uniósł i opuścił brwi - Właściwości!?
Przyłapana półelfka popatrzyła w zdziwieniu na małego mężczyznę, w ciszy starając się ogarnąć i jako tako przetrawić zasłyszany i nieco chaotyczny potok słów.
- Ko - wyartykułowała grzecznie, układając usta w szeroką obrączkę. - To-ri-ko. Ha jest bezdźwięczne. - Melune powstrzymała się, by nie pogłaskać niziołka dość protekcjonalnie po głowie.
- Tak… jest magiczny i z tego co mi wiadomo osłabia zranionego przeciwnika. - Kapłanka wzruszyła ramionami, nie wiedząc co jeszcze dodać. Dla niej owa broń była tylko narzędziem jak młotek czy piła, toteż nie widziała w niej nic emocjonującego.
- Nie, nie! - Stimy zaprzeczył równocześnie silną gestykulacją ramion - Koko, chodzi mi o coś co pomoże w walce z umarłymi. Niektóre przedmioty magiczne można wzmocnić czyniąc je jeszcze potężniejszymi! Inne zwyczajnie natchnąć właściwością odpowiednią do chwili. Święty relikt, coś natchnione boską morfą! Sprzężenie zwrotne! - Stimy wciągnął głośno powietrze - To by było idealne! Jesteś kapłanką? Masz coś takiego, prawda?
Shavri podszedł do nich gdzieś w okolicach “Koko”. Niósł w reku kilka odzyskanych strzał i uśmiechnął się do kapłanki, słysząc perorę niziołka, z której jak zwykle rozumiał co drugie (wariant optymistyczny) lub co trzecie (pesymistyczny) słowo. Przyszło mu na myśl, że może to dlatego tak doskonale się z nim dogadywał... Póki co czekał, aż tych dwoj skończy rozmowę. Nie mógł się powstrzymać od bacznego lustrowania okolicy w poszukiwaniu nowych zagrożeń. Chwilowo walka się skończyła, ale mogła rozgorzeć natychmiast na nowo.
- A-aaa… - Tori starała się nie wyglądać na przerażoną potokiem głosek jakie wypuszczał z siebie Stimy. - Mam wodę święconą, święty symbol na szyi i tarczy oraz kilka czarów specjalnie przygotowanych na walkę z nieumarłymi. Nie przejmuj się, w razie kłopotu… obronię cię razem z moją Panią.
Nieduże dłonie klasnęły o boki Trzewiczka w geście rezygnacji. Spojrzał na Shavriego i zaraz uśmiechnął się całkowicie zmieniając wyraz twarzy.
- Cześć! - powiedział zupełnie ignorując fakt, że przecież ciągle się widywali, rozmawiali i trwa to nadal. - Ty masz te buty i coś jeszcze? - Od słowa do słowa niziołek zaczął skakać po wszystkich, wypytując ich o najróżniejsze przedmioty. Uzasadniał to chęcią zwiększenia ich “potencjału splotu magicznego”. Na jego nosie znów znalazły się przeciwne “Vigogle”, a na twarzy lekko szurnięty uśmiech.
- Yyy, tak, tak. Ale ja w innej sprawie. W zasadzie dwóch, więc Toriko, proszę daj nam jeszcze chwilkę swojego czasu - poprosił tropiciel i zwrócił się najpierw do niziołka, który to zatrzymał się, spoglądając z zainteresowaniem na włócznię Marva: - Posłuchaj, ty się znasz na tym, Trzewiczku. Czy to “normalne” dla tych zombie znikać w jednym miejscu i pojawiać się w drugim? Widziałem, jak jeden zrobił to i pojawił się zaraz obok Przeborki! Szczerze, to trochę mnie to martwi. Walczyłem już z nieumarłymi, ale żaden nie robił takich sztuczek.
Melune przez chwilę patrzyła swoimi łagodnymi i orzechowymi oczami na towarzysza. Jej twarz wydawała się rozluźniona na tyle, na ile pozwalała sytuacja w jakiej byli. Zdecydowanie ciężko było wybić kobietę z równowagi.
- Pytasz się czy zombie umie się teleportować? Nie… nie umie. Jakkolwiek to zabrzmi… jest za głupie na posługiwanie się magią. To tylko ciało, zaklęte by nawet po śmierci szło przed siebie i atakowało wszystko dookoła. Duch dawno je opuścił, a wraz z nim umiejętności. Niestety nie umiem wytłumaczyć tego co widziałeś.
- Temu właśnie pytam Trzewiczka
- przyznał Shvri. Odpowiedź kapłanki, tylko zaostrzyła typową dla niego paranoję. - Ale do Ciebie też mam pytanie. Mam całą butelkę wody święconej. W sumie nie pomyślałem o tym wcześniej, ale czy myślisz, że jeśli pokryję nią strzały i swoje ostrza, to będą skuteczniejsze w walce z nieumarłymi?
- Wyłóż dno kołczanu kawałkiem utwardzonej skóry i wlej do środka wodę
- wtrącił myśliwy - Gdy ostatnio tak uczyniłem to nawet syczało jak się trafiło trupa.
Tori tylko uśmiechnęła się na odpowiedź Jorisa, który wyręczył ją z tłumaczeń.
Twarz młodszego tropiciela rozjaśniła się jak świątynny wizerunek Sune.
- Dzięki! Mam płótno, myślę, że też się nada.
Po tych słowach wrócił spojrzeniem do nioziłka, czekając na jego odpowiedź. Świeżbiło go, żeby zastosować się jak najszybciej do rady kolegi, ale jeszcze bardziej, to przeszukania oczyszczonego z zombie budynku.
Niziołek z trudem oderwał wzrok od włóczni Marva i wił się przez chwilę, jakby nie wiedząc czy się przyznawać.
- A to… - zaczął łapiąc ponowne spojrzenie Shavriego - … to nic takiego, to tylko moja kusza, te zombie wydają się całkiem w porządku! - Trzewiczek roześmiał się - W zrozumieniu, że totalnie zwyczajne na tyle na ile zdążyłem się z nimi zaprzyjaźnić, oczywiście!
Shavri nie zrozumiał. To znaczy ulożyło mu, kiedy okazało się, że zombie są zupełnie typowe… O ile w ogóle można to o nich powiedzieć. Natomiast jedna rzecz nie dawała mu spokoju.
- Czekaj, bo nie wiem, czy znowu cię nie zrozumiałem… - przyznał ze śmiechem. - Chcesz mi powiedzieć, że twoja kusza to zrobiła?
- No pewnie, a coś ty myślał, Shavri? - zapytał Trzewiczek, jakby to było oczywiste. - Mam jeszcze rękawice rażące STRASZLIWYM piorunem, jak chcesz to ci sprzedam, ustalimy jakąś sensowną dla obu cenę.
Shavri oniemiał, ale szybko się pozbierał.
- Wiesz co… średnio ogarniam moje niemagiczne miecze, więc raczej nie. Ale ten… yyy… Czy mógłbyś - nie wiem - jakoś ostrzec nas następnym razem przed działaniem twojego ekwipunku? Przeborka wyglądała w sumie na dość zdziwoną - dodał obronnie na wypadek, gdyby faktycznie dla wszystkich innych było to jak najbardziej normalne działanie.
Trzewiczek wzruszył ramionami
- Wyglądała na przygotowaną… No ale teraz wiecie, w zasadzie mogę zostawić walkę tylko wam i tak się na tym nie znam.
- Nie, nie, walcz, walcz. W walce każda para rąk i oczu przydatna… - bąknął Shavri i pośpiesznie ulotnił się za Jorisem.
- A jakby przyszło Ci do głowy majstrować coś przy moich błyskotkach, to się Żwirku dwa razy zastanów. Albo i trzy. - Turmalina pogroziła palcem Trzewiczkowi.
 
Drahini jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172