Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-11-2018, 08:00   #301
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Zamek Cragmaw



Wbrew wszelkiemu spodziewaniu Delimbiyra jednak odnalazł swój cel...

Starcie z hobgoblinami było szokujące w swojej gwałtowności i łatwo mogło się zakończyć tragicznie, ale obudziło też nadzieję kapłana na odnalezienie ruin - miejsce było idealne na obozowisko dla jakiegoś szczepu goblinoidów, nie wymagającego nadmiernych luksusów. Po uzdrowieniu rany i załadowaniu łupów Marduk poprowadził jucznego w kierunku szczytu wzgórza, gdzie jego oczom ukazały się pokruszone mury obronnej budowli.

Delimbiyra długo wpatrywał się w Zamek. To tutaj omal nie zginął ze dwa razy. Niedaleko spoczywała też nieszczęsna Anna, naznaczona piętnem śmierci jeszcze przed urodzeniem. Tu również pokonywał kolejne stopnie wtajemniczania w naturę Ojca Elfów jako dumnego wojownika, który to aspekt najbardziej przemawiał do serca Marduka.

Budowla wydawała się opuszczona. Żadnego dymu, żadnych sylwetek, ale młody kapłan nie tracił czujności. Jeśli popełniłby błąd, nikt by mu nie pomógł.

- I bardzo dobrze - mruknął do swych myśli, nieświadomie poruszając ramionami by poprawić ułożenie kolczej zbroi - Nie ma nic lepszego na skupienie.

Był również pewien że Ojciec łaskawym okiem patrzy na eliminację goblinoidów przez Swego syna i nie mógł się doczekać dalszego zabijania. Uniesienia, które Marduk czuł kiedy odbierał życie, nie dało się porównać z niczym innym, nawet seksem czy efektem działania różnych specyfików których kosztował wraz z innymi przedstawicielami “złotej młodzieży” Leuthilspar.


Sprawdził skraj lasu nim pozostawił konia i juki. Okryty brudnym płaszczem podkradł się do ruin, czując mrowienie na wspomnienie gradu strzał, którym poczęstowano jego i Jorisa podczas poprzedniej eksploracji zamku. Tym razem nikt chętny do zabawy w strzelca się nie ujawnił.



Ale emocji nie zabrakło i tak...

Zaczęło się od grzechotu luźnych odłamków gdy wkradł się na teren zamku. Już samo to nie było łatwe, bowiem główne wejście było zawalone i straszyło pokruszonymi zębiskami wystających kamieni, podobnie jak większość murów. Marduk nie był krasnoludem - i chwała bogom - i krzywił się niemiłosiernie gdy, mimo całej lekkości stóp raz i drugi wzbudził hałas. Już wewnątrz ruin usłyszał skrzypnięcie skóry o metal i gardłowy, ohydny głos. Ale emocje nie zabrakło i tak...

Zaczęło się od grzechotu luźnych odłamków gdy wkradł się na teren zamku. Już samo to nie było łatwe, bowiem główne wejście było zawalone i straszyło pokruszonymi zębiskami wystających kamieni, podobnie jak większość murów. Marduk nie był krasnoludem - i chwała bogom - i krzywił się niemiłosiernie gdy, mimo całej lekkości stóp raz i drugi wzbudził hałas. Już wewnątrz ruin usłyszał skrzypnięcie skóry o metal i gardłowy, ohydny głos. Gobliny!


Trzy pokurcze wyprysnęły zza węgła, poganiane przez ciemnoskórego hobgoblina. Przystanęły, ale jeno na chwilę - znać było że usłyszały elfa i teraz ruszyły do ataku, wymachując morgenszternami. Jakaś zasługa w tym była ciężkozbrojnego hobgoblina, który najbardziej opieszałego pogonił kopniakiem. Marduk trzasnął obcasami i runął na spotkanie całej czwórki, zbrojny w Talona, puklerz i żądzę zabijania. Prymitywni, bestialscy wrogowie zasługiwali jedynie na eksterminację.

- Krew dla Ojca! - już pierwszym ciosem magicznego ostrza przerąbał goblinowi bark, drugiego wypatroszył szybkim cięciem pod tarczą. Trzeci goblin zamachnął się rozpaczliwie, raniąc jedynie powietrze. Miecz hobgoblina spadł na puklerz elfa, aż ręka kapłana zdrętwiała od siły ciosu. Marduk niemal tego nie poczuł przez obłok euforii i adrenaliny. Przez ułamek sekundy w oczach większego goblinoida widział strach. Cios Talona rozszczepił czaszkę ciemnoskórego. Ostatni goblin w panice odwrócił się do ucieczki, ale z rykiem nienawiści Marduk doskoczył do niego i odciął mu dłoń. Pokurcz padł jak długi, tarzając się z kikutem chlustającym krwią.

Zdyszany Marduk dezaktywował magię butów i w uniesieniu chłonął widok pola krótkiego, gwałtownego starcia. Pisk umierającego goblinoida przykuł jego uwagę. Słoneczny elf z ciekawością podszedł do wykrwawiającego się pokurcza i starannie umieścił but na jego gardle. Nacisnął, powoli zwiększając siłę. Z miażdżonej krtani wyrwał się charkot, a po chwili goblin znieruchomiał.
- Krew dla Ojca - warknął Marduk w uniesieniu. Rozejrzał się i sięgnął po kukri. Pochylił się, złapał za spiczaste, nadgryzione ucho i paroma ruchami przeciął skórę i chrząstkę. Powtórzył to z drugim, a potem ruszył do pozostałych ciał. Jego naszyjnik z uszu goblinoidów robił się coraz dłuższy...


Już wkrótce kapłan dokonał ciekawego odkrycia. Goblinoidy miały ze sobą, oprócz typowo goblino-obozowych gratów, również sporo narzędzi: kilofów, młotów, łomów, nawet zestaw złodziejski. Również antytoksynę czy księżycowy kamień, ale najbardziej interesująca była bardzo stara mapa okolicy i… czyżby plan Zamku Cragmaw??

Marduk zachłannie wpatrzył się w płachtę. Tak, podziemia były zaznaczone, i nic dziwnego, że przy poprzedniej bytności drużyna ich nie odnalazła, bowiem obecnie zasypane były jak się patrzy. Młodzik z namysłem popatrzył w kierunku starcia z goblinoidami. Wyglądało na to że choć raz ubiegł, czy raczej zapobiegł odkryciu przez kogoś innego ciekawego, potencjalnie zyskownego miejsca. Starannie zwinął zdobyczne szkice i ruszył sprawdzać ruiny dalej…


Dobra passa nie trwała długo i chłopak nie odkrył już dużo więcej, ale i tak czuł uniesienie. Na powrót widział światło w tunelu, na powrót wiatr dął w jego żagle! Zdobyczne narzędzia zawinął w płótno nasączone oliwą i zakopał pod murem - mogły się przydać w przyszłości. Kilka kości z cielska jego smoka, zdatnych na przykład do sporządzenia różdżek, znalazło się w jego plecaku. Broń i zbroja hobgoblina i pokurczów trafiły do juków, podobnie jak kamień, antytoksyna czy złodziejski zestaw. To wszystko miało swoją wartość, a Marduk miał dokładny plan co z tym zrobić by być lepszym zabójcą w służbie Ojca. Och tak, miał wielkie plany…

Na koniec zaś, gdy swą wiedzę skonfrontował z mapami, kierunkami i wyznaczył drogę ku Kopalni Phandelver, zrobił jeszcze jedno…


Grób Anny był nienaruszony. Mardukowi ulżyło na ten widok - jakiś cień niepokoju przecież był w jego sercu, gdy wspominał historię nieszczęsnej uciekinierki, córki kultystki Shar, naznaczonej dotykiem nieżycia od samego poczęcia. Położył bukiecik jesiennych kwiatów i zmówił modlitwę za jej duszę, ale jego szare oczy spoglądały twardo a pod czaszką paliła się żądza zabijania. Po raz kolejny obiecał coś kultowi Shar. A potem ruszył w drogę…
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 09-11-2018 o 01:21.
Romulus jest offline  
Stary 12-11-2018, 14:15   #302
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Kopalnia Rockseekerów
12 Marpenoth

Trzewiczek pokręcił nosem w zastanowieniu i w niepewności przetrzymując Gundrena.

Z jednej strony miał przynajmniej miejsce gdzie spędzić zimę, ale z drugiej wolałby już teraz zapisać sobie prawo do korzystania z kuźni. Ostatecznie uznał, że na ten moment może zgodzić się na warunki Gundrena. Mówił, że zapłaci, to jak już Stimy będzie wiedział co i jak to powie co i za ile. Najwyżej będzie sobie ktoś w brodę pluł.

- Umowa, panie Gundren, umowa. Wikt i opierunek za czas na badania. Co znajdziemy to nasze i dalej targować się będziemy jak już dowiemy się co znajdziemy.


Po zastanowieniu Stimy uznał, że to wyjątkowo korzystna oferta. Wszakże szukał źródła mocy magicznej kuźni...

Ustawił klepsydrę na kamieniu i usiadł z Małgąską przy półce skalnej. W dole lekko falowało opadające podziemne jezioro. Wziął w dłoń rysik i wydął wargi w zamyśleniu. Odmierzał czas.

Co dwie minuty woda wzbierała w towarzyszącej kakofonii podziemnych grzmotów, strasząc kurę, a następnie minutę opadała powoli. Różnica poziomów była imponująca. Całe dziesięć stóp. Miał niecałe dwie minuty czasu na wejście do wody, by bezpiecznie zbadać czy coś jest niżej, to i tak więcej niż jest w stanie wstrzymać powietrze. Tak czy inaczej z różnicy poziomów Stimy wywnioskował, że jest miejsce na niezalaną komnatę poniżej tej, w której się znajdował. Niezbyt wysoką, ale zawsze.

Stimy nie najlepiej pływał, ale chciałby obejrzeć wszystko na własne oczy. Musiał się przygotować, a to wymagało czasu. Zaklęcie na oddychanie pod wodą, coś na ogrzanie po wyjściu z zimnej wody (ale czy a pewno wszędzie była zimna?), jakaś lina, tężyzna fizyczna i nauka pływania... Szkoda czasu.

Kiedy skończył rozmyślania i obserwacje, zaszeleścił papierami w torbie, sprawdzając czy na miejscu jest odpowiedni tubus "gazowa forma".


- Nundro? Zabierz mnie do tych pęknięć o których mówiłeś, chcę je obejrzeć.

 
Rewik jest offline  
Stary 18-11-2018, 09:35   #303
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Kopalnia Rockseekerów
12 Marpenoth

Szczeliny były wyraziste. To arcydzieło natury miało dość czasu, by uformować idealne, obłe otwory dokładnie tak, jak Stimy lubił. Ser był przepyszny, warto było zejść do kopalni Rockseekerów, choćby dla tego małego kęsa.

Delektując się smakiem przegryzał go w drodze do wspomnianych przez Nundro pęknięć. Wkrótce stanął przed litą ścianą. Nieco wyżej, niżby doskakując sięgnął ręką, dojrzał pionowe rysy, które powstały na styku różniących się kolorem warstw skalnych (które tutaj z jakiś przyczyn, inaczej niż zwykle, wyraźnie odznaczały się właśnie w układzie pionowym). Niziołek krzątał się chwilę, by znaleźć drabinę, lub inne podwyższenie , na które mógłby się wspiąć i z nieukrywaną trwogą zajrzał w paszczę uśpionej bestii. Wciąż nie pozbył się skojarzeń, które miał wcześniej wędrując po kopalni i całą przygodę przeżywał jakby podróżował wewnątrz olbrzymiego kamiennego potwora.

Stimy uniósł latarnię. Szczeliny między mineralnymi zębami były niewielkie, lecz najwyraźniej głębokie. Światło nikło jakiś odcinek drogi wgłąb skały nie dlatego, że był tam koniec gęby stwora, a zwyczajnie dlatego, że nie było w stanie doświetlić wszystkich zakamarków. Trzewiczek huknął parę razy, zaraz potem przystawiając ucho do skały. Ciężko stwierdzić co to miało na celu, ale wyraźnie ukontentowało to niziołka. Czas jakiś zastanawiał się, gdzie mogą prowadzić owe rozwarstwienia, próbując określić swoje, ich i poszczególnych komnat położenie. W końcu postanowił spróbować.

- Potrzebuję około jednego dnia na przygotowania. – Trzewiczek podał Nundro latarnię i zszedł na ziemię, po czym wytarł wilgotne od skały dłonie w szmatkę. – To znaczy wejść mógłbym już teraz, ale nie wyjdę, więc lepiej się przygotuję.



Kopalnia Rockseekerów
13 Marpenoth

Pytania o dziwne rośliny, a później dym wydostający się ze szczelin w drzwiach komnaty, w której urzędował Trzewiczek wzbudził niemałe zainteresowanie grupki krasnoludów, lecz nie było w tym nic groźnego. Stimy czas jakiś poświęcił na przygotowanie zwoju identycznego z tym, który miał przed sobą. Była to dość trudna magia, ale umożliwiała zamianę stanu stałego w lotny. Stimy wiedział, że jest ona w zasięgu jego możliwości.

Wreszcie stanął naprzeciw bestii gotów wejść do jej paszczy, uzbrojony w dwa zwoje i świecący kapelusz oraz tę część swojego dobytku, która mogła się przydać w badaniach i spędzeniu dłuższego czasu w zimnych jaskiniach.

Po wypowiedzeniu zaklęcia jego ciało zacznie rozrzedzać się i stawać się przejrzyste. Będzie przypominał trochę ducha, lecz nie będzie mógł przenikać przez ściany, ale za to będzie mógł ścieśniać się i rozszerzać, w sposób jaki będzie wymagało tego przejście przez szczeliny.
- W drogę!

 
Rewik jest offline  
Stary 19-11-2018, 12:26   #304
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Las Neverwinter / Góry Miecza
12-14 Marpenoth, południe


Kolejne godziny Marduk spędził na przedzieraniu się przez las, tym mniej przejezdny im bardziej na południe się posuwał. Kilka razy musiał nawet uzyć drobnych łask by wyleczyć końskie pęciny, poharatane przez wszechobecne jeżyny i krzaki głogu. W końcu wyszedł na triboarski trakt, gdzieś między Connyberry a zjazdem do Phandalin. “Gdzieś” było dobrym określeniem położenia elfa, ale Marduk się nie przejmował. Nie miał zamiaru zachodzić do osady lecz ruszyć dalej na południe, do kopalni. Wierzył, że dzięki łaskom objawionym znajdzie właściwy kierunek, nawet jeśli tak wielu przed nim bezskutecznie szukało wejścia do Jaskini Cudów, jak Joris nazywał kopalnię Phandelver. Przejaśniło się, a w świetle zachodzącego słońca ujrzal w oddali szczyt Gniazda Wywerny, co uznał za dobry omen. Po godzinie marszu zapadł zmrok, więc kapłan rozbił obóz, rozkulbaczył konia, posilił się i zapadł w sen.

Następny dzień przyniósł dalsze ochłodzenie i kompletną nudę. Trzymanie się południowego kierunku nie było trudne, lecz wędrówka przez zalesione, a często też podmokłe tereny była męcząca, zwłaszcza dla konia i posuwali się naprzód dość powoli. Tym razem Ojciec nie obdarował swego wiernego sługi żadnym goblinoidem do ubicia. Co gorsza robiło się coraz chłodniej, a zapasy powoli się kurczyły. Nie to żeby Marduk nie mógł się obejść bez pełnych racji przez dzień czy dwa, ale jeśli pobłądzi w górach to szanse na znalezienie czegoś do jedzenia będą nikłe, zarówno dla niego, jak i dla konia.

Wieczorem zatrzymał się na popas w kompletnej głuszy i fakt, że cały czas wydawało mu się, że idzie w dobrym kierunku nie poprawiał sytuacji. Do tego zaczął prószyć śnieg. Marduk narzucił na konia koc, nałożył zapasowe ubranie i schował się w śpiworze przeklinając śnieg, Królową i całą tą barbarzyńską Północ.



Corellonie, Ojcze,
Zwierzchniku Arvandoru,
Corellonie, Ojcze,
Stwórco elfów,
Corellonie, Ojcze,
Pierwszy z Seldarine,
Corellonie, Ojcze,
Obrońco życia,
Corellonie, Ojcze,
Protektorze Tel’Quessir,
Corellonie, Ojcze,
Władco wszystkich elfów...

Leżąc na jodłowych gałęziach młody kapłan zdusił emocje i rozmyślał intensywnie nad sytuacją. Zaryzykował samodzielne odszukanie Jaskini, zachęcony sukcesami w drodze do Jaskini Cragmaw i Zamku Cragmaw, i chyba wyzwanie go przerosło.

Marduk czuł, że powinien zawrócić. Po prawdzie powinien zawrócić i nie zatrzymywać się przed wkroczeniem na pokład łodzi która zabrałaby go na Evermeet, ale to nie wchodziło w rachubę z paru względów, choćby takich jak to że Marduk obiecał coś komuś i zamierzał tego dotrzymać. A ryzyko…

Wzruszył ramionami. Nawet na Evermeet mógł spaść z konia i skręcić kark. Na demony, mógł skończyć w łóżku z rozpłatanym brzuchem, jak nieszczęsny Shavri! Postanowił dać sobie szansę i wędrować jeszcze jeden dzień a potem, w razie niepowodzenia poszukiwań, zawrócić do Phandalin. Zanotował w pamięci by odciążyć jucznego konia ze zbędnych rzeczy, jak co bardziej prymitywne łupy czy narzędzia. Może będzie dobrze, może źle.
- Przyjmę wszystko i wyszarpię zwycięstwo, nawet własnymi zębami...



Po półdniowym marszu w prószącym śniegu Marduk musiał przyznać, że na nic mu zęby gdy ledwo porusza nogami. Im dalej wędrował tym trudniejszy stawał się teren, usiany wiatrołomami, wąwozami, głazami i wszystkim co można spotkać posuwając się w wyższe partie gór. O ile elf jeszcze sobie jakoś radził, tak dla wierzchowca była to męczarnia i nawet odciążenie go ze zbędnych gratów niewiele pomogło. Delimbiyra musiał pogodzić się z tym, że dalszy marsz na południe nie ma sensu.

Lecz słoneczny elf nie na darmo pół swojego życia zgłębiał nauki Corellona Larethiana. Może nie był obdarzony wysokimi łaskami jak niektórzy - tfu! - ludzcy kapłani, lecz dekady podczas których studiował święte zwoje i księgi wyryły mu w pamięci niezliczone wersety modlitw na każdą okazję. Niektóre z mocy nie wymagały nawet inkantacji. Dzięki nim mógł nie tylko leczyć rany, stwarzać wodę, czy przegryzać gardła wrogom Ojca Elfów, ale też… latać.

I właśnie z tej łaski zamierzał dziś skorzystać. Przy koniu zostawił wszystko co ograniczałoby mu ruchy, odetchnął i skupił się na przywołaniu odpowiedniej mocy.

[media]https://cdn9.dissolve.com/p/D1237_2_130/D1237_2_130_0004_600.jpg[/media]

Latanie wydawało się zdecydowanie łatwiejsze gdy robiły to ptaki. Klnąc i obijając się o mokre gałęzie Marduk wzniósł się ponad korony drzew. Cieszył się, że nie widzi go nikt prócz konia. Z rozcapierzonymi rękami, próbując ustabilizować lot i obrócić się tak by objąć wzrokiem wszystkie strony świata nie wyglądał tak godnie i szlachetnie jakby tego sobie życzył. Cóż, ważne jednak, że wreszcie widział gdzie jest. A raczej gdzie go nie ma, a nie było go w pobliżu żadnego większego siedliszcza. W szarówce zauważył jednak w oddali unoszące się smużki dymu. Zbyt nieliczne jak na Phandalin; zresztą i bez Jorisa wiedział, że szedł zbyt długo i minął osadę dawno temu. Mimo to ulżyło mu, że nie kręcił się w kółko, bo i to przyszło mu to do głowy w chwili zwątpienia. Dymy wydawały się blisko, ale odległości w górach bywały zwodnicze. Nie był pewien, czy zdoła dotrzeć tam przed zmrokiem.

Ku swej radości spostrzegł również pojedynczą smugę dymu znacznie bliżej, choć głębiej w lesie, w jego bardziej skalistej części. Tam z pewnością dotarłby za godzinę… czy dwie. Pozostawało pytanie: kto palił tam ogień?

- Cóż, sprawdźmy po kolei... - wymamrotał lekkim tonem i obrócił nadgarstek ręki w której trzymał miecz. Pohamował żądzę zabijania która momentalnie uaktywniła się w jego umyśle; jeśli będzie potrzebna zaczerpnie z niej i napędzi nią morderczą sprawność w walce wybrańca Ojca. Nie na darmo nadano mu imię na pamiątkę przodka-pogromcy potężnego demona. Zupełnym też przypadkiem w języku demonicznych mieszkańców Otchłani oznaczało “rozdzieracza ciał”, ale to tylko łechtało próżność Marduka i nie przywiązywał do tego wagi.




 
Sayane jest offline  
Stary 19-11-2018, 23:15   #305
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Pogórze miało w sobie coś co zdawało się podszeptywać… wejdź wyżej. Ośmiel się. Spróbuj. Każdy wdech był tu inny niż niżej w dolinie. Zimniejszy i bardziej jakby wgłąb człeka sięgający. Przesycony żywicznym zapachem świerczyny i świeżo zmrożonego mchu. Ostrzegał i zapraszał jednocześnie. Chodź… ale nie zdziw się jeśli nie wrócisz. No a kimże byłby Joris żeby z takiego zaproszenia nie skorzystać? Rany goiły się na nim jak na psie i gdzieś w głowie zradzała się głupia młodzieńcza myśl, że złe się go nie ima. Oczywiście rozsądek myśliwy też swój miał. Ale przełaj z myśliwymi napełniał go odżywczym entuzjazmem i rad był, że się na to zdecydował. A teraz… Teraz znaleźli wejście do ruin.
- Krzesaj Hans - zaordynował marudę - Ja zaczepię linę. I zejdę ze Svenem. Ty i Olaf poczekajcie i miejcie oczy otwarte. Może jakiego szaraka upolujcie...

Kilka chwil później, Joris zeskoczył z końca liny na posadzkę dawnego pomieszczenia tej starej strażnicy. Ruda skorzystała z kamieni i płożących się po nich korzeniach i zaraz usadowiła mu się na ramieniu. Sven właśnie zaczynał się opuszczać.
Myśliwy wyciągnął z plecaka zaklęty puklerz z magicznym płomieniem i spojrzał w ziejącą ciemnością czeluść. Głęboki wdech nie wykazał niczego podejrzanego. Nie cuchnęło tu ani moczem, ani zmokłym futrem.
- A co ty o tym sądzisz Ruda? - spojrzał pytająco na wiewiórę.
Poruszyła kilka razy nosem, ale nie uciekła. Choć zerknęła tęsknie na otwór w suficie.
To mimo wszystko dawało jakieś nadzieje na to, że nie natkną się tu na zieleństwo, czy niedźwiedzią gawrę. Myśliwy jednak nie zamierzał zaniechać rozpoznawania wszelakich oznak bytności istot żywych w dalszej penetracji ruin. A pomny wydarzeń z sowiej studni, postanowił też zwracać uwagę na podłoże i ewentualnie wyrysowane na nim symbole.
- Jakeś tak wytresował tego szkodnika? - zapytał z zawodowym zaciekawieniem Sven, który dotarł ostatecznie na dół i podniósł łuczywo zrzucone tu wcześniej przez Hansa. Nie omieszkał też ręką sprawdzić, czy ramię Jorisa iście płonie ogniem, który nie parzy, czy też jego kompan nie zauważył, że stanął w płomieniach.
Joris spojrzał na niego chcąc wyjaśnić, że jakoś tak samo wyszło, ale dostrzegłszy w spojrzeniu trapera to coś co sprawiło że się nie wycofali po utarczce z goblinami, poczuł ukłucie zadowolenia.
- Przez tydzień - odparł poważnie gdy poświata magicznych płomieni tańczyła po jego ocienionej twarzy - Karmiłem ją wędzonym smoczym mięsem.
Po czym wyszczerzył się sztubacko.

Żarty żartami, ale czuł też dreszcz strachu. Zwłaszcza, że zamierzał iść pierwszy. I pod ręką w kurtce miał eliksir ochrony przed złem. A w plecaku zwoje od Trzewika, które planował wykorzystać w razie potrzeby.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 19-11-2018 o 23:26.
Marrrt jest offline  
Stary 22-11-2018, 12:48   #306
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Góry Miecza
14 Marpenoth



Joris ruszył przed siebie, a Swen za nim. Olaf z Hansem zostali na górze; maruda ani myślał nadstawiać karku dla ciekawości pracodawcy.
Joris nie wiedział czemu akurat ta część budynku się zapadła, ale musiało stać się to dawno temu; kamienie omszały, gdzieniegdzie widać było przemarznięte rośliny, które zadomowiły się tu w letnim sezonie. Wszędzie leżało pełno zeschłych liści i innego leśnego śmiecia, a na ścianach widać było ślady po niedźwiedzich pazurach. Joris szedł ostrożnie, puklerzem świecąc po ścianach i podłodze; nawet jeśli były tu jakieś magiczne pułapki to w tym śmietniku nie sposób było je dostrzec. Widział za to całkiem wyraźnie, że ktoś prócz miśka tutaj chadzał i nie byli to trzej traperzy, w czym upewnił go Swen.
- Ja bym to może tu i zajrzał, ale Hans jojczył, że nam na łby tu wszystko runie, więc odpuściłem. Wiesz jaki on jest… Tchórzem nie podszyty, ale ostrożny ponad miarę, co nam nie raz i nie dwa na dobre wyszło…
Joris machnął ręką by traper zostawił opowieści na później. Niewiele podziemi miał okazję zwiedzić w swym życiu, a tutejsza cisza, przerywana tylko echem ich własnych kroków działała mu na nerwy. Ruda niespokojnie wpijała się pazurami w skórzaną kurtę, choć u niej nerw brał się z osobliwego miejsca, w które wlazł jej człowiek, a nie konkretnego niebezpieczeństwa.

Myśliwi weszli do niewielkiej sali z kolumnami podpierającymi strop. Prowadzące w górę schody były zasypane, a dodatkowo blokująca je krata wyłamana przez spadające głazy. Leżały tu resztki zbroi i rozwleczone kości kilku humanoidów, potrzaskane zębami padlinożerców. Kolejne przejście prowadziło do dużej sali, zapewne głównej dla tych podziemi. Duży, prosty kominek wkuto w jedną ze ścian; pewnie można by w nim i dzika upiec. W drugiej ścianie znajdowała się kamienna misa z wodą, podobna do tych jakie znaleźli w Studni Starej Sowy i podziemiach Tressendarów. W przeciwieństwie do tej ostatniej tu nie było wody, ale nie było też dziwnych rzeźbień czy znaków. Ot, wodopój dla mieszkańców. Spróchniałe stoły i ławy przywodziły na myśl salę obrad lub jadalnię; zetlałe kilimy, mapy czy chorągwie wisiały w strzępach na ścianach i nie sposób było dociec co przedstawiały. Wychodziło z niej kilka tuneli, które niknęły w mroku.
- Pewnie kopali jak skały dały - mruknął Swen przejechawszy ręką po fragmencie ściany, nieco innym niż reszta kamieni. Ruszyli pierwszym tunelem z brzegu; nieco pochyły korytarz kończył się zardzewiałą kratą, zatrzaśniętą na amen. Traper chwycił za pręty i syknął, gdy po ręce przeskoczyła mu iskra, na szczęście zbyt słaba by zrobić mu krzywdę.
- Demony nadały - burknął zrywając przypaloną rękawicę, masując zaczerwienioną dłoń. Joris przyjrzał się uważnie bramie i kamieniom wokoło, ale nie zauważył żadnych magicznych znaków. Jedynie z dołu ciągnęło wilgocią i stęchlizną, a w blasku puklerza dojrzał początek schodów prowadzących w dół. Ściany były bardziej surowej niewygładzone jak wcześniej.
- Może korytarz do ucieczki - podsunął Swen, zezując w dół i uważając, by nie dotknąć już kraty.

Wróciwszy do głównej sali wybrali kolejny korytarz i salę z rozpadającymi się drzwiami. Koszary? Sypialnia? Pewnie to i to. Następny był obszerny spichlerz z kuchnią; spękane beczki dawno uwolniły swoją zawartość. Sądząc po plamie na podłodze było w nich wino lub coś równie lepkiego. Wyglądało na to, że gdzie by nie zajrzeli znajdowali obraz nędzy i rozpaczy. Nie było nawet specjalnie co zabrać, choćby na pamiątkę. Opuścili kolejne pomieszczenie i stanęli nos w nos ze ścianą.
- I tyle tego bohaterowania - westchnął Swen, wyraźnie rozczarowany że nic nie znaleźli. Widać mocno wierzył w Jorisowe przeczucie. Joris też był rozczarowany, mimo że tak naprawdę mogły tu wejść choćby i gobliny, albo inny myśliwy i to lata temu. Po chwili zmarszczył jednak brwi. Przy ścianie kończącej piwnice kurz był wyraźnie wydeptany; gdy przyświecił mocniej zobaczył jasne ślady, jakby ktoś czymś ostrym próbował podważyć kamienie. Ile by jednak ze Swenem nie dłubali i stukali nie mogli odkryć czy takie działanie ma sens. Bez Trzewiczka i jego znajomości architektury i pułapek Joris nie mógł być pewny, czy znęcają się nad tajnym przejściem, czy też nad najzwyklejszą ścianą.

Stukanie i przekleństwa obudziły Rudą, która znudzona wędrówką przez ciemne lochy i grzebaniem w śmierdzących dla niej resztkach ludzkiej bytności zasnęła w jorisowym kapturze. Teraz wylazła mu z powrotem na ramię i wyciągnęła pyszczek, niuchając intensywnie. Kichnęła raz i drugi i zaskrzeczała zaniepokojona, nie tyle ostrzegając swojego człowieka przed niebezpieczeństwem ile dając znać, że za tą ścianą coś jest mocno nie tak.



Kilkadziesiąt staj dalej Marduk skradał się przez las, zostawiwszy konia uwiązanego na polance wraz ze wszelkimi zbędnymi gratami. Niesporo mu to szło, choć pocieszał się, że nim dojdzie do źródła dymu to już się wprawi w przemykaniu przez zimowy las. Strasznie długo to trwało, było męczące i mocno nadwyrężało cierpliwość wojowniczego kapłana. Wreszcie poczuł zapach palonego drewna; po jakimś czasie usłyszał głosy; szczekliwe, chrapliwe, zupełnie nieludzkie, lecz dla prawicy Ojca Elfów jakże cudne. Kolejni zielonoskórzy! Drżąc z podniecenia podkradł się bliżej, by dostrzec cokolwiek między krzakami. Im dłużej patrzył tym bardziej marszczył brwi. Kilkanaście dobrze uzbrojonych orków było wyzwaniem nawet dla niego. Dwa czy trzy obszarpane gobliny uwijały się w obozowisku dokładając do ognia i zwijając posłania. Spora ilość bagaży wskazywała na to, że zieloni byli na dłuższej wyprawie. Orki tymczasem spierały się między sobą wskazując na zmianę to wyższe partie gór, to kierunek, w którym - jak mniemał Marduk - znajdowała się górnicza osada. Złoty elf znał tylko szlachetne języki, nie miał więc pojęcia o czym paskudy rozprawiają. Nagle jeden z nich przerwał pozostałym, rozglądając się uważnie. Reszta również zaczęła przyglądać się otoczeniu, wciągając w nozdrza powietrze i ściskając broń. Gobliny skuliły się przy bagażach, a Marduk przylgnął do zimnej ziemi. Jeszcze go nie dostrzegły, ale jeśli się rozejdą… znalezienie przyczajonego za wiatrołomem elfa pozostawało kwestią czasu.

 
Sayane jest offline  
Stary 23-11-2018, 15:08   #307
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Kopalnia Phandelver
14 Marpenoth



Zostawiwszy zaciekawionego Nundro Rockseekera i nabzdyczoną Turmalinę, dla której nie starczyło zwojów (a raczej ingrediencji potrzebnych do duplikacji zaklęcia gazowej formy) Stimy przecisnął się przez jedną ze szczelin i podążył wgłąb ziemi. Dziwaczne to było uczucie - równocześnie być i nie być. Widmowe światło z kapelusza pozwalało się zorientować gdzie góra, gdzie dół, ale i tak niziołek miał wrażenie, że chwilami zawadza to o ściany, to o sufit. Doznawał wtedy osobliwego uczucia ściskania, jak w tłumie na festynie. Albo jakby za dużo zjadł i… Trzewiczek otrząsnął się z tych rozważań i skupił na podążaniu wydrążonym przez wodę tunelem. W końcu czar, choć długi, nie będzie trwał wiecznie, a jak wpadnie do wody to nie dość, że się utopi, to jeszcze zapasowy zwój zamoczy.

Stimy wydostał się z koryta rzeki by trafić do kawerny wypełnionej spienioną wodą. Stąd właśnie przybywały fale, które wypełniały kopalnię osławionym echem. Jezioro nieopodal kuźni było ciepłe, lecz nieporównywalnie chłodniejsze niż jego źródło; woda tutaj niemal wrzała. Przez unoszące się wokół gorące opary niziołek widział bąble raz po raz pękające na powierzchni.

Starając się nie ulec chwilowej panice, że jego ulotna forma wymiesza się z wszechobecną parą i nic z niego nie zostanie Trzewiczek zabrał się za okrążanie jaskini. Ciepło i wilgoć stanowiły doskonałe warunki wzrostu, toteż na ścianach, podłożu i suficie pełno było świecących mchów, grzybów i innych nieznanych niziołkowi roślin. Pomny trujących grzybów w kopalni starał się nie zbliżać zanadto - kto wie co stymulowało rośliny do wystrzeliwania zarodników? Zresztą nie wszędzie było miejsce do postawienia stopy, więc nie zrezygnował z latania, aczkolwiek kilka miejsc wyglądało obiecująco, nawet dla większej ilości osób.

Wedle jego wyliczeń powinna być gdzieś między tradycyjną kuźnią, a kuźnią czarów, choć półmrok i mgła sprawiły, że szybko stracił orientację. Swoją drogą jakby się tu przekuć z kopalni i wykarczować grzyby… jak fantastyczne miejsce byłoby do odpoczynku w długie, zimowe wieczory! Zwłaszcza dla wiecznie przeziębionych tubylców! Tori i Garaele na pewno by mu przyklasnęły. Mógłby pobierać opłaty, niewielkie ale stałe, i…

Trzewik wzdrygnął się, bo kątem oka dostrzegł jakiś ruch. Coś wiło się przy jednej ze ścian. Niepewnie podpłynął bliżej, choć w tej formie niczym nie różnił się od kłębów pary. Tylko ten świecący kapelusz… Ostrożnie ominął kolejny stalaktyt i dostrzegł osobliwe stworzenie, ni to bezskrzydłego smoka, ni to jaszczurkę, która najwyraźniej zakończyła wylegiwanie się w cieple i maszerowała nieśpiesznie w stronę jednego z tuneli. Wkrótce zniknęła w mroku. Prócz tego Stimy znalazł jeszcze dwa czy trzy na tyle duże by zmieścić w nich kogoś wyższego niż niziołek. Jednak ten jaszczurczy i jeszcze jeden wydawały się leżeć po stronie Kuźni Czarów, co oczywiście nie musiało nic znaczyć. Jeśli powstały dzięki wodzie mogły kluczyć i zawijać bez końca.

Od czegoś należało jednak zacząć.

 
Sayane jest offline  
Stary 09-12-2018, 10:15   #308
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Kopalnia Phandelver
14 Marpenoth

Świecąca kłębka dymu schowała się za stalagnatem, chwile obserwując wchodzącego do tajemniczej pieczary jaskiniowego smoka. Gdy jaszczur zniknął, Stimy poruszył się w stronę, w którą na jego niziołczy zmysł powinien się udać - w rozgałęzienie w stronę kopalni.

~ Oj nie powinno mnie tu być, oj nie powinno!

Tunel był dość rozległy, a zwykłym dźwiękom, powoli skapującej wody towarzyszył szum i huk meandrującej podziemnej rzeki. Kiedy szedł, odgłosy te dobiegały go z lewej strony. Minął kilka ciekawych skał i wędrując przeważnie w prawo, dotarł do podwójnego wąskiego gardła. Stimy ostrożnie wszedł do szerszej części pomiędzy i wychylił głowę zza drugiego przesmyku. O ile świecący kapelusz był w stanie to uwidocznić, miał przed sobą istny las podejrzanych grzybów. Cienie rzucane przez dużych rozmiarów kapelusze fascynowały go, lecz poczuł też z jakiegoś powodu jak dreszcze przebiegają mu po karku. Takie piękne kapelusze...

Nagle niziołek poczuł jak coś przebiega po jego opartej o skałę dłoni i wzdrygnął się. Omal nie dostał palpitacji, kiedy zobaczył uroczego, ośmionożnego mieszkańca tej krainy. Było ich więcej!

~ Caaałe mrowie! Czy... czy... raczej całe... pajączowisko! I jakie duże! O bogowie, co za kraina!

Zawrócił czym prędzej skierował się w prawo. Tutaj korytarz znów się rozwidlał. Stimy tym razem ruszył na lewo i trafił na źródło wszelkich hałasów tego miejsca. Woda pluskała aż miło, ale niziołka nie zachęciło to do kąpieli. Wyczuł w owym plusku też coś obślizgłego i już nie było miło. Na domiar złego zaklęcie światła przestawało działać. Stimy pomny na potencjalnie groźną przygodę ze świecącym kapeluszem i smokiem, tym razem zaklął niewielki kamyk, który mógł zawsze schować do kieszeni kurty. Uniósł go wyżej.

Woda z początku zwyczajna pokryła się wijącymi stworzeniami, jak jakieś gnijące mięso musznymi larwami. Śliskie węgorze wynurzały się cyklicznie, odsłaniając swoje ogromne, blade cielska. Nie, niziołka nie zachęciło to do kąpieli.

Stimy zawrócił i zerknął w jedną z odnóg. Ta była krótka, w zasadzie była to ściana pokryta jakimś świecącym minerałem. Ciężko było Trzewikowi rozpoznać, czy emanuje magią, bowiem przez rzucane ostatnio zaklęcia sam świecił niczym majestat Turmaliny.

~ Turmalina, może wiedzieć co to takiego, ciekawe.

Trzewiczek rozejrzał się po komnacie w poszukiwaniu jakiś odłamków, lecz nie było tu niczego takiego. Pomyślał, że jak będzie wracał spróbuje narobić hałasu i odłamać choć trochę. Tymczasem wrócił do komnaty, z której przyszedł.

Chwilę wahał się. No dobrze... długo wahał się, ale wreszcie zanurzył się w odnogę w której zniknął jaszczurzy potwór.

~ Jaszczur to taki inteligentny szczur, co wie że jest szczurem. To! TO! jednak szczurem nie jest! Wykłady Pana Berginsa... szkoda, że mnie tam nie było!

Zachowując najwyższą ostrożność Stimy zwiedzał...

~ Pieczary śmierci

... pieczary smierci - jak nazwał je w myślach do dodania otuchy.

Pieczary owe były puste, kręcił się po nich jakieś pół małej świecy. Coś trzasnęło pod stopą. Niziołek spojrzał w dół.

~ Żebro. Nie moje...

Stimy czym prędzej schował się za ścianą i schował świecący kamyk pod kapelusz. Nasłuchiwał, lecz prócz wodogrzmotów, nie dało się słyszeć niczego żywego. Wychylił się i znów poświecił. Martwego było tu dużo. Kości walały się po całej pieczarze tworząc coś na kształt upiornego gniazda. Kości królicze. Znał je dobrze, choć tych dużo nie było, trochę większe... niziołcze? Nie... - Stimy przylgnął znów do ściany, a serce zabiło mu głośniej. Ciężko przełknął ślinę.

~ Nogi! Znaczy w nogi!

Już, już miał wypowiedzieć zaklęcie przemiany w gazową formę, gdy przypomniał sobie o minerałach. Nie może wyjść przecież z niczym, a miał przeczucie. Na szczęście prócz wspomnień i tworów wyobraźni już go nie niepokoiło i jeszcze jednego. Co jeśli zaklęcie się nie uda? Znaczy, owszem Stimy Yol jest specjalistą. Sam stworzył ten zwój, ale no... takie rzeczy się zdarzają nawet najlepszym.

~ Zostanę uwięziony tutaj na wieki, a do zjedzenia tylko olbrzymie węgorze i pająki podsmażane w podejrzanych grzybach! No i smok... No tak... na czarną godzinę. Lepiej żeby się udało!

Ręce się mu trzęsły. Normalnie nie stanowiłoby to dlań trudności, ale teraz był zbyt poddenerwowany. Miał wrażenie, że zaraz coś rzuci się mu na plecy, coś odgryzie nogę, albo spadnie na kapelusz. Śpieszył się, a pośpiech nigdy nie jest przyjacielem magii. Odczytywał zaklęcie ze zwoju i wtedy... Uf! Poczuł, jak bariera w postaci jego skóry zaczyna być bardziej elastyczna, jak ciało zaczyna rozpływać się w wilgotnym powietrzu. Był bezpieczny!

I stało się tak, że niziołek, zwany Trzewiczkiem pomknął z powrotem meandrując w skalnych szczelinach.


Po drugiej strony nikt na niego nie czekał. Potem pokazał minerał Turmalinie, ta choć coś kojarzyła nie była wstanie powiedzieć co to za jeden. Również pozostałe krasnoludy zlekceważyły jego przełomowe odkrycie, mimo że nie znały tego minerału! Krasnoludy! Nie znały co to za skała! Nie wiedziały w ogóle i się tym nie przejmowały! Stimy nie drążył tematu. Czuł, że to ważne i że nikt tutaj mu nie pomoże, chyba że Vinogli Bakernels, ale go wciąż nigdzie nie było...

~ Jakże wszystko byłoby prostsze, gdyby tu był, jak się umawialiśmy! Co z tobą się dzieje Gogli Vinogli? Musiałeś trafić na jakieś niezwykle ważne odkrycie, wtedy zapominasz o całym świecie. ~ Stimy nawet nie chciał myśleć, że coś mu się mogło stać.

Niziołek chwilowo nie miał pomysłu czym mógłby się zająć. Chciał przejrzeć pożyczoną od Omara księgę, ale te ludzie oddali ją Mardukowi, który nie wiadomo gdzie jest i co z nią robi. Poprosił, by wcale nie zamurowywać portalu i czas jakiś próbował go uruchomić. Miał pomysł, żeby dodać znaleziony fioletowo-czarny minerał do ognia w magicznej kuźni, ale miał go tak niewiele. Trochę czasu spędził na zapoznaniu się z zasadą działania owego ognia. Spróbował wzmocnić kilka przedmiotów, lecz nawet jeśli się to udawało to tylko na jakiś czas. Opowiadał o tym, jakie dziwa spotkał za skałą, lecz żaden z krasnoludów nie wykazywał zadowalającego zrozumienia, jak ważne to wszystko jest. Tylko Gundren przeląkł się smoka w pobliżu kopalni i teraz z pewnością nie pozwoli wykonać przejścia.

Ostatecznie postanowił odpocząć, zebrać myśli, poznać historię kopalni, zwłaszcza kuźni i poczekać na powrót Jorisa. Obecność jaszczura, licznych kości sugerowała, że jest do tej groty inne wejście, pewnie gdzieś w lesie. Gdyby je odszukał... w zasadzie nie widział co by to zmieniło, ale na pewno miałby więcej tajemniczego minerału.

 
Rewik jest offline  
Stary 09-12-2018, 21:36   #309
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Kopalnia Phandelver
14-15 Marpenoth

Trzewiczek jak zwykle miał wiele planów i pomysłów do zrealizowania, ale napięcie ostatnich godzin dało o sobie znać. Huk fal i związane z nim echo nie pomagało w skupieniu się na magicznych czynnościach. Może dlatego krasnoludy były takie osowiałe - ile można siedzieć w tym hałasie? “Nijak się to ma do uroczego stukania kilofów”, jak stwierdziła Turmalina. Dla Stimiego żaden z tych hałasów nie był uroczy, ale szło się przyzwyczaić.

Niestety nim wrócił z eksploracji tuneli pracowici brodacze zdążyli zapaćkać sporą część glifu teleportacyjnego. Na szczęście “inny” znak został na wierzchu. Mimo to niziołek nie był mądrzejszy niż kilkanaście godzin wcześniej i wszelkie machinacje mające na celu uruchomienie portalu spełzły na niczym. Gdy wstał z kucek poczuł jak strasznie bolą go nogi. Przemierzone kilometry dały o sobie znać w postaci solidnych zakwasów.

Zabrał się więc do badania żyłkowatej skały. Poplątał się po kopalni w poszukiwaniu speca od minerałów, lecz większość górników zbywała go, zajęta robotą. Nikt nie pytał o smoka; widać Rockseekerowie przezornie zachowali newralgiczną informację dla siebie. Wrócił więc do Kuźni i znów przyjrzał się grudce. Wrzucać w ogień szkoda, przynajmniej póki nie będzie miał pewności, że zdoła wrócić po więcej. Udało mu się jednak zaobserwować, że zielonkawy ogień nabierał koloru gdy zbliżał do niego skałę na odległość palca. Zmiana nie była duża, lecz wyraźna. Trzewiczek nabrał animuszu; czuł, że jest na dobrym tropie.

Dzięki radzie geomantki przysiadł się do górników wieczorem, gdy już skończyli robotę. Ludzcy robotnicy wrócili do Doliny, a brodacze, rozochoceni krasnoludzkim ale, opowiadali przeróżne historie, wyraźnie próbując zaimponować Turmalinie. Pewnie dzięki jej obecności znacznie przychylniej odnieśli się do pytań niziołka. Ekstraordynaryjna skała przez dłuższy czas krążyła wśród górników. Wreszcie jeden rzekł: Słyszał żem ci ja o takich skałach, głęboko pod ziemią, ale nie tak głęboko, żeby uczciwy krasnolud się tam nie dokopał. No. Wujo mi jedno gadał: że jak się taką spotka, to żeby tam NIE kopać. Bo to magiczne tałatajstwo jest, narzędzia psuje, dziwi wyprawia, a jak tego dużo to nawet i czas potrafi poplątać tak, że krasnolud nie wie już sam co i jak. A najgorsze to, że się do tego wszelkie czaromagiczne paskudztwo złazi, co skałą się żywi, albo z niej moc czerpie. Gadzina podziemna, obserwatorzy, a nawet… - tu rozmówca ściszył głos - …łupieżcy umysłów!

Ostatnie zdanie wywołało znaczne poruszenie wśród pracowników Rockseekerów. W powstałym harmidrze Trzewiczkowi trudno było się połapać; każdy miał coś do powiedzenia, często w krasnoludzkim zamiast we wspólnym, gdyż niziołek był jedynym nie-krasnoludem w pomieszczeniu. Opowieści zasłyszane od dziadków, ojców, kuzynów i ciotek sąsiada od strony teścia płynęły wartkim strumieniem, aż Stimiemu zaczęło się mieszać od naz miejsc i stworzeń, o których nigdy jeszcze nie słyszał. Po powrocie do “swojego” pokoju czuł się jak po wypiciu krasnoludzkiej gorzałki, choć nie tknął ani kropli. Rzucił Małgąsce zwędzoną z jadalni pajdę chleba, a potem zwalił się na posłanie i nie niepokojony przez nikogo spał aż do południa.

 
Sayane jest offline  
Stary 11-12-2018, 00:17   #310
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- No wiem, wiem…
Ruda nie musiała powtarzać. Tam na pewno coś było. Problem polegał jednak na tym, że myśliwy nie znał się ani na skałach, ani na konstrukcjach, ani na sekretnych przejściach.
- Gdzieś tu wajha być musi - powiedział do Svena mając w pamięci te, które znajdywał Trzewik w Studni Sowy - Jeśli ją znajdziemy, to otworzymy przejście.
Opisał traperowi jak owa wajha miałaby wyglądać i zaczęli przetrząsać pomieszczenie w poszukiwaniu mechanizmu. Niestety Trzewiczki były z nich marne. Czego by nie znaleźli nie było to nic innego jak tylko stary złom. Joris jednak nie zniechęcał się. Sięgnął do plecaka i wyjął zeń zwoje, których nie zużyli w Thundertree. Pamiętał, że szczególnie jeden z nich mógłby się mu przydać. Ten od tajemnych przejść i… no sekretów. Myśliwy rozwinął pergamin i zaczął odcyfrowywać zapiski. Na nic. Zupełnie na nic. Ni w ząb nie rozumiał tego co tam niziołek naskrobał i choć miał już pierwsze doświadczenia z magią, tak teraz no ni chu chu jej nie czuł. Pewno zepsuł się ten zwój… Albo co… Licho jakie…

Dalsze oględziny ściany nie przyniosły już niczego. Sven wobec tego zaczął przetrząsać śmieci i szczątki, a Joris podszedł do misy… Shavri ostatnio włączył jakieś czary lejąc wodę na misę… Nie zaszkodziło spróbować… Nakapane krople jednak spłynęły jak bogowie przykazali do odpływu i zniknęły w nim na zawsze. A magii i tym razem nijakiej nie było. Znaczy zwykła misa? Albo jak i zwój zepsuta. Rozważał, czy może jej nie przesunąć, ale za dużo by to zachodu kosztowało i pewno by tylko kolejny odpływ ujawniło...
- Przegnite wszystko - skwitował ponuro Sven - A i ciężko orzec co za jedni to byli. Niektóre kościotrupy takie zwyczajne… inne znowu jak dzieci…
- Może z kratą coś powalczymy.

Z kratą szło im równie dobrze jak ze ścianą skrywającą sekret. Czyli w ogóle. Żelastwo co i rusz kopało iskrami i nawet nie miało zamka. I niby gdzie była Turmalina, gdy się jej potrzebowało? Gobliny nadały… Krata miała jednak pewien defekt, który budził nieco nadziei. Była stara jak większość walającego się tu żelastwa. I jak na oko Jorisa, to dałoby radę ją roztworzyć… Wyciągnęli więc wszelkie dostępne narzędzia i zaczęli żmudną pracę. Szczęśliwie swojego żelastwa mieli dość. Znalazały się ruszty i pogrzebacze do odginania, a także podstawowe narzędzia rzemieślnicze. Niestety większość tego sprzętu oddała życie podczas tej dłubaniny. Ale kratę roztworzyli na tyle, że Joris dał radę się przecisnąć na drugą stronę.

Ta drogą wyglądała na znacznie mniej oficjalną. W zasadzie to to już nie był korytarz, a zwyczajny tunel jaskini. Trochę tylko dostosowany, bo gdzieniegdzie były stopnie, uchwyty i zagłębienia w ścianie. Korytarz zakończony był szerszą jaskinią. Tu i ówdzie skapywała woda i tworzyły się nacieki wapienne pośród których sennie rozpoczynały zimowanie liczne nietoperze. Ale co bardziej ciekawe była tu również para drzwi. Niby drewniane, choć okute. I… jakżeby inaczej… zamknięte. Tak jak poprzednio nie znalazł tu żadnej wajchy i wszystko wskazywało na to, że drzwi były zatrzaśnięte od drugiej strony. Może i rację Sven miał, że o droga ucieczki jeno. Joris jednak za wygraną nie dawał i przyjrzał się zamkom. A nuż rozklekotane po takim czasie? Ano rozklekotane nie były. A wręcz działały bardzo dobrze, bo jak tylko majstrować zaczął, to go tak tym razem popieściło, że kilka dni ślad będzie.
- Noż by cię!
Poślinił obolały palec i odsunąwszy się wyrecytował pieśń dla Tancerki. Teraz magia zadziałała i rozlała się po nim połyskując przez chwilę. Wyciągnął z plecaka wytrych z zestawu Yarli. Nie żeby się wyznawał na korzystaniu z takich narzędzi, ale zasada zawsze była ta sama i polegała na włożeniu i majdrowaniu do skutku.
- Teraz mnie popieść - mruknął i zaczął…
Błysło, hukło, zaiskrzyło. Z sufitu spadło stadko nietoperzy, a drzwi pozostały niewzruszone na złodziejskie starania Jorisa.
- A chuj z tym.
Wyciągnął oliwę i oblał drzwi, po czym podpalił.
- Stare metody są najlepsze…

Fakt jednak pozostawał faktem, że ochota na penetrację tych funta kłaków niewartych jaskiń odchodziła. I jeśli w ciągu najbliższej godziny nie pojawi się jakiś konkret, to myśliwy planował zawrócić.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172