|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
12-07-2017, 22:25 | #11 |
Reputacja: 1 | Świetlica Trudno było stwierdzić kiedy to zrobił, lecz elf opróżnił talerz z mięsiwa i właśnie dolewał sobie piwa. Był nawet trochę zadowolony z faktu, że Bertrand i Dolon poszli obejrzeć ciało, sam nie bardzo miał ochotę oglądać martwych. - Powiedz, cóż sprawiło, że tak piękny kwiat zawędrował w te mroźne krainy? - Zagadnął Ilarię. Panna Canvas powiodła wzrokiem za tymi, których tak ciągnęło do oglądania trupów. To zdecydowanie nie leżało w jej kręgu zainteresowań więc sama została tam gdzie siedziała. - Przejazdem jestem - odparła, skupiając na elfie swoją uwagę. - Nudziło mi się, więc zaczęłam rozglądać się po okolicy. Tak natrafiłam na ogłoszenie. A szukanie ghula wydaje się być całkiem dobrą rozrywką, nie sądzisz? - stwierdziła uśmiechając się z beztroską. Elf usiadł nieco wygodniej, a w tej pozycji dostrzec można było sztylet przy jego pasie. - Jasne, gdyby nie to, że za drzwiami ptaki w locie zamarzają, no i znam jedną albo dwie znacznie ciekawsze rozrywki. - Powiódł wzrokiem po sali upewniając się, że zostali sami na świetlicy. - Na przykład teraz chętnie bym sprawdził jakie jeszcze skarby dla podniebienia skrywa schowek naszego dobrego gospodarza. - Mówiąc to mrugnął konspiracyjnie, brązowym teraz okiem. - To magia? Czy cecha rasowa? - zapytała wprost Ilaria. - W sumie jedno nie wyklucza drugiego - mruknęła pod nosem w zamyśleniu. - Znaczy chodzi mi o twoje oczy. Tak zmieniają kolor. Mam znajomego co ma różne tęczówki oczu, ale on to sobie przypadkiem magią zrobił i mu tak zostało - zaciekawiła się. - Bardziej cecha charakteru niż cokolwiek innego. - Odparł rozbawiony elf a jego oczy stały się jasnozielone. - Nikt z mych krewnych nie przejawia takiej cechy, a nawet jeśli to magia to bynajmniej nie moja. - Po tym stwierdzeniu spoważniał nieco a jego tęczówki zatrzymały się między stalową szarością i zimnym błękitem, jakby same nie mogły się zdecydować. - Myślę też, że o magii lepiej nie mówić w tej osadzie zbyt głośno. Miejscowi zdają się być nieco nerwowi, a nie chciałbym sobie wśród nich robić wrogów. Ilaria wykrzywiła usta w lekkim, wyzywającym uśmiechu. - Tak myślisz, że nie lubią tu magii? - zapytała i oparła się łokciami o blat stołu. - Niedobrze, bo jeszcze będą gotowi widłami mnie stąd pogonić - dodała z rozbawieniem, zacierając dłonie. - A może po prostu jakiś nekromanta się tu wdał? Takich to i ja nie lubię - westchnęła lekko. - Całkiem możliwe, takich zwyrodnialców ciągnie do miejsc odludnych. - Przytaknął elf, jednocześnie szperajac w swej torbie, z której wyjął zawinięty w tkaninę zestaw misternie wykonanych sond, próbników i wytrychów wszelkiego rodzaju. - No to zobaczmy czym gospodarz może nas jeszcze ugościć. - Uśmiechnął się niewinnie, niemal przepraszająco, i wybrawszy kilka narzędzi z bogatego zestawu, przymierzył się do sondowania zamka broniącego dostępu do magazynu sołtysa. Chwilę przy nim majstrował aż usłyszał satysfakcjonujące kliknięcie. - Sezamie otwórz się! - Rozkazał cicho, cytując zasłyszaną kiedyś baśń. - Zobaczmy zatem cóż dobrego tu się skrywa. - Otwierał drzwi powoli, a zadowolony był przy tym jak dziecko które wszyscy chwalili za udany występ w teatrzyku. Komódka była większą spiżarką, lecz zamiast pojemników z zakonserwowaną żywnością czy kiszonkami, od ziemi po sufit leżały beczułki z trunkami. Nie było ich wiele, a dwa regały z obu stron wystarczały by pomieścić wszystko. Wewnątrz unosił się zapach starego drewna, rozlanego alkoholu i mysich odchodów. - No cóż, skarbów Melendracha się przecież nie spodziewałem. - Elf był nieco zawiedziony swoim znaleziskiem. Przyjrzał się beczułkom szukając tych z nieco lepszego drewna niż pozostałe, nie noszących śladów wielokrotnego użycia. Potem obwąchał każdą beczułkę uważnie w nadziei, że jego czułe elfie zmysły wychwycą zapach lepszego trunku. - A to co takiego? - Lugolas zainteresował się niepozorną beczułką która niemal umknęła jego uwadze. Pachniało elfowi lepiej niż pozostałe alkohole, do tego stopnia, że chętnie poszukał odpowiedniego naczynia na ten szlachetniejszy niż pozostałe trunek. Wybrał dwa najładniejsze ze znalezionych ceramicznych pucharów i napełnił je winem. Wychodząc ze spiżarni przymknął za sobą drzwi. - Czym chata sołtysa bogata. - Rzekł proponując jedno z naczyń swej towarzyszce. Kobieta zaśmiała się kręcąc głową i przyjęła od elfa naczynie. Powąchała zawartość, zrobiła minę z rodzaju "nie wydaje się złe" i upiła pierwszy mały łyk. - Dobrze wiedzieć, że przy tobie to lepiej uważać na swój dobytek - mrugnęła do Lugolasa. - Wszechstronnie uzdolniony jesteś - pochwaliła. - Zagrać potrafisz, zamek otworzyć bez klucza... Co jeszcze masz w swym repertuarze? - zapytała na koniec. - To niesprawiedliwe, sama nie chwalisz się swymi zdolnościami. - Elf odbił piłeczkę. - Awyznam, że to temat ktory zecydowanie bardziej mnie fascynuje. - No cóż mogę o sobie powiedzieć... Mam kota, kuszę i kilka bełtów - westchnęła jakby jej osoba nie była temat godny jakiejkolwiek uwagi. - Ale skoro mamy pracować razem, to mogę się pochwalić że całkiem dobrze idzie mi z magią, szczególnie, gdy chodzi o ogniste zaklęcia - uśmiechnęła się zadziornie. - Ha! Wspaniale - Elf szczerze się ucieszył, zaś jego fiołkowe oczy aż zabłyszczały gdy usłyszał słowa czarodziejki. - Zawsze lubiłem ogniste niewiasty, zwłaszcza piękne. - To o czym nie wspomniał to fakt, że przy panujących mrozach ogień był tym czego pragnął najbardziej, no może drugą z rzeczy których pragnął najbardziej. Bez wyraźnego powodu Lugolas wyjął sztylet i zaczął się nim bawić, przerzucając między palcami. Po chwili cisnął nim. Ostrze ze świstem przecięło powietrze i wbiło się w ścianę, przyszpilając do niej radośnie wędującego karalucha. Wstał z krzesła, wyrwał broń z drewna i bez słowa strzepnął do ognia nabitego na ostrze stawonoga. - Mam drobne zastrzeżenia co do naszego noclegu. - Skomentował krótko całą sytuację. Ilaria wzruszyła ramionami i rozejrzała się. - Nie przeszkadza mi. I tak nic lepszego w tej okolicy nie ma - stwierdziła. - Przynajmniej nie pada na głowę. A w namiocie bywa nieprzyjemnie, bo wiatr może wyszarpać go. - Też prawda. - Elf wytarł ostrze dokładnie nim schował je do pochwy. - Ale nie obraziłbym się jakby mi wina pluskwiaki nie podpijały. No nic bądźmy wdzięczni za to co jest. Warto też by było rozpytać kiedy zacny najwyższy kapłan nabożeństwa odprawia, błogosławieństwo tego staruszka bardzo by nam pomogło. - Czy ja wiem czy tak nam pomoże... - mruknęła w zastanowieniu Ila. - Tak bełkocze, że jeszcze czar gotów przeinaczyć i zamiast błogosławieństwa dostaniemy... Ochydny uwiąd - powiedziała z rozbawieniem. - Raz słyszałam opowieść jak jeden kapłan po pijaku rzucał wskrzeszenie… - zaśmiała się. Elf machnął ręką. - Nieważne czy naprawdę obdarzy nas boskimi względami, czy tylko skropi piwem. Liczy się by wioskowi zobaczyli całą ceremonię. - Legolas naświetlił towarzyszce swój plan. - Ludzka wiara to potężna siła, nawet bez magii, a ciepłe słowa kapłana mogą szybciej skruszyć lód serc mieszkańców wioski niż nasze najlepsze starania. - W sumie jak tak stawiasz sprawę to czemu nie - westchnęła. - A cóż to za boga tu wyznają, bo nie zwróciłam na to uwagi. - Nie mam pojęcia. - Odparł elf z brutalną szczerością i rozbrajającym uśmiechem. - Może Kossutha? To by było nawet miłe. Canvas roześmiała się na jego słowa. - Choć byłoby miło to nie sądzę, żeby tu akurat tego boga czczono - stwierdziła. - Ale widzę, że nie tylko mnie nie interesują sprawy boskie. Skąd pochodzisz? - Z Cormanthoru. - Odparł elf machinalnie. - A o bogach zawsze wypowiadam się tylko z najwyższym szacunkiem… o wszystkich. Nigdy nie wiadomo który akurat słucha ani, jeśli już o tym mowa, który może pomóc w decydującej chwili. - Lugolas należał do tego szczególnego rodzaju wiernych gotowych uwierzyć nawet we wróżkę zębuszkę jeśli tylko ta mogłaby mu pomóc wydostać się z opresji. - Cormanthor… - powtórzyła po elfie Ilaria. Zamyśliła się przez chwilę - To gdzieś w okolicach Cormyru? Eh, powinnam była bardziej uważać na wykładach z geografii - zganiła się. - Niestety kojarzę dobrze tylko zachodnią linię brzegową Faerunu i wybrzeże Lśniącego Morza - wzruszyła ramionami. - Myth-Drannor. - Podpowiedział elf. - Każdy słyszał o Myth Drannor.. - Tak tak, o Myth Drannor mówi się chyba w każdej akademii magicznej. Elfy dowiodły jak bardzo można przesadzić z magią. Ponoć teraz tam same czarty zamieszkują - wspomniał jej się wykład z historii magii. Lugolas westchnął przeciągle, ile to razy słyszał jak historia była przeinaczana w opowieściach. Jeszcze z trzydzieści lat temu pewnie by ostro protestował przeciwko takiemu skracaniu i upraszczaniu wielkiej tragedi jego przodków, lecz teraz tylko cicho sprostował. - Już nie zamieszkują. - Możliwe - Ilaria wzruszyła ramionami od niechcenia. - Nieszczególnie zwykłam uważać na zajęciach z historii. Poza kilkoma kilkoma wyjątkami jest ona wyjątkowo nudna - dodała, a kot który siedział jej na kolanach wstał, wskoczył na stół i wygiął grzbiet w łuk, przeciągając się. Usiadł, owinął się własnym ogonem i skierował wzrok na rozmówcę swojej pani. Spojrzenie jakim obdarował elfa przypominało zadufanego w sobie arystokratę patrzącego z wyższością na brudnego plebejusza. - W każdym razie co cię tu sprowadziło z tak daleka? - dopytywała panna Canvas. - Wiesz jak to mówią, kto ścieżki prostuje… No i ja właśnie chciałem sobie jedną wyprostować a trafiłem tu, a skoro już jestem to pomyślałem sobie, że równie dobrze mogę pomóc miejscowym i przy okazji swojemu mieszkowi. |
13-07-2017, 23:41 | #12 |
Reputacja: 1 | Konsylium Bertanda i Dolona
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 Ostatnio edytowane przez Cedryk : 18-07-2017 o 08:20. |
15-07-2017, 21:48 | #13 |
Reputacja: 1 | _____ Gdy kapłani i akolitka rozważali przyczynę śmierci piłowanie ustało. Po chwili na uklepanej ziemi rozległy się kroki. - Skończyli? I co odkryli? - zapytał Evert a precyzja jego wypowiedzi dowodziłą, że musiał raz czy dwa zerkać na pracujących. - Mówiłem że suchoty, prawda? - krasnolud pokręcił głową. Podszedł bliżej i łyknął ofiarowanej wcześniej przez siebie żytniówki. - Ubijta te stwory. Cokolwiek to nie jest. Matula jeszcze gotów mnie z zaświatów ścigać za niegodny pochówek. A tobie - tu wskazał palcem na Dolona - radzę unikać Costika. Nie lubi odszczepieńców. Znaczy nas. Nieludzi. Szczególnie spiczastych. Gdzie was wepchneli? - Zmienił temat zapytując o ich nocleg. Widząc, że oględziny jego matuli już się skończyły przeniósł jej ciało ponownie do balii. Wykonując dłonią jakiś religijny znak szacunku dla zmarłych. Dolon podejrzewał, że to symbolika bóstwa z panteonu pochodzącego od lodowych krasnoludów. - Tak, suchoty. Nie natrafiliśmy na żadne ślady świadczące o tym, by jakieś plugastwo maczało w tym palce. - rzekł Dolon i skinął głową na znak, że zapamięta ostrzeżenie o niejakim Costiku. - W świetlicy. - odpowiedział na pytanie brodacza i przyglądał się temu jak ten wkłada ciało do bali oraz wykonuje nad nim jakiś symbol. - Miejmy nadzieję, że szybko poradzimy sobie z problemem, a Dumathoin wraz z Moradinem zaopiekują się w pełni jej ciałem i duszą. - dodał niziołek zbierając się powoli do wyjścia i wtedy coś go tknęło. - Znaliście te elfie rodziny? - Można powiedzieć, że obie. Dachy im stawiałem do chat. Jak właściwie większości osób ze Starego Stawu. Idziecie jutro do tej spalonej ta? Czy dziś jeszcze? - odpowiedział Evert i od razu odbił pytaniem. - Jak spalona to lepiej będzie rankiem przy świetle dziennym obejrzeć, inaczej można coś ważnego przeoczyć. - spojrzał pytająco na Dolona. - Jakby tego. Jakbyście ich odgrzebali… - krasnolud podrapał się po bardzo “wysokim” czole - Odprawcie modlitwy za ich duszami. Nikt tam od pożaru nie zaglądał... Co prawda to elfy, ale na me oko desperaci, skoro zechcieli w górach sie osiedlić. Butelczyne z żytniówką na droge chcecie? - zapytał jeszcze Evert spoglądając na kapłanów. Obydwaj odnieśli wrażenie, że cieśla ich na swój sposób polubił, pomimo dziwnych oględzin jego matuli. Bertrnad podrapał się po zadbanej brodzie. - Czyli co nikt tych biedaków nie pogrzebał wedle zwyczaju? W pogorzelisku są ich doczesne szczątki? Bertrand zmełł w ustach jakieś przekleństwo, a Dolon pokręcił głową. - Ano nikt. Otchen niby tam chciał ale został zakrzyczany przez Costika. A potem Torkun sie powiesił. No i… Ale chyba już wiecie, coś zeżarło jego i jego matke. To i ludzie sie zlękli. A chata spory kawał za stawami… I tak ostało - dłoń cieśli masowała kark, jakby ten temat był niezręczny. - Otchen słabuje na umyśle, ale nawet on mówicie chciał pogrzebać wedle zwyczaju, choć jak słyszałem to na nieludzi i innowierców jest strasznie cięty. Zapewne niejeden z nim mieliście kłopot. Kimże jednak jest ten cały Costik, że wójt dał mu się zakrzyczeć i jaką władzę ma nad wioską? - kapłan Lathandera splótł wielkie jak bochny dłonie, ścisnął tak, że aż kosteczki zatrzeszczały. - Stary klecha jest tu w zasadzie nowy - rozpoczął po sporym westchnięciu Evert - Przywiało go jakomś dekade temu. Może mniej… A co do nieludzi, cóż, nie każdy chce dawać datki na ludzkie bogi, gdy sam wyznaje inne siły. Otchenowi starość doskwiera i łatwo mu ostatnimi czasy coś wmówić. Zaaaawsze zrzędził na temat swego zdrowia czy wiernych. Ci co za nim podążają, ‘jako owieczki za pasterzem’ cytując jego marudzenie, są dobrzy i jest dla nich miły. Obcym nie do końca ufa aaale taki zły nie jest. Pogadajcie z nim póki czego w siebie nie wleje… Zupełnie inny człek. No ale jest jeszcze Costik. Musiał za młodu mówcą być lub dyplomatą. Straszna osoba dla spiczastych. Nieprzyjemna. Wroga. No i jak sie wtedy z Otchenem pogryźli, to sie fanatyk uniósł i zagroził kapłanowi. No i teraz klecha ma uraz. Jakby mnie spytać o zdanie… To ma troche nie po kolei w głowie. A raczej cała dwójka. No ale jak sie ten chłopak uśmiercił, to Otchen stwierdził, że to dowód na “boską ingerencje” czy jakoś tak. I dawaj, podnosić głos byleby tylko nowe dusze pod jego opieke sie dostały i datki rzucali. Ot i masz. Dniami to jeszcze do zniesienia, ale wieczorami jak kufla dno dojrzy, to mu sie wspomnienia z teraz mieszajo. - Evert otworzył usta jakby jeszcze miał coś dodać ale machnął ręką z rezygnacją. Gest można było również odczytać jako “szkoda gadać”. - Jeżeli chodzi o to ja się tym zajmę. Jest to mój obowiązek jako sługi Urogalana. Twoją nieboszczkę również mógłbym pomóc pochować. Ogólnie rzecz biorąc martwi mnie ta sytuacja. Złe siły tylko czyhają na takie okazje jak ta, która spotkała te elfy. Może to nawet i one same nie zaznawszy pochówku mszczą się i jednocześnie starają się znaleźć kogoś kto to naprawi… hmm… - zamyślił się na moment. - Wiadomo przynajmniej, czy w pogorzelisku znajdują się szczątki całej czwórki? Jest absolutna pewność, że wszyscy zginęli? Tak po prawdzie jak teraz o tym myślę, to samobójstwo tego chłopaka nabiera sensu. Jeżeli przyjmiemy, że to rzeczywiście niespokojne dusze niepochowanych elfów to możliwe, iż w zemście, lub poszukując pomocy, ukazywały się, lub w jakikolwiek inny sposób starały się z nim skontaktować. Wszakże był bliżej nich niż chyba nikt inny przez jego zaloty. Oznacza to, że te jego *bluźnierstwa* o które jest oskarżany były tak naprawdę wiadomościami od zmarłych, a ten ostatecznie mógł tego nie wytrzymać i popaść w obłęd, a co za tym idzie zabić się. Tutaj też możemy doszukiwać się powodu zniknięcia jego ciała… Bertrand pokręcił głową na taki klasztorny wywód. - To akademickie rozważania. Mnie jednak dalej interesuje Evercie czemuż to Godwin, w końcu wójt wioski, nie nakazał pogrzebać tych nieszczęśników. Na miękkiego nie wygląda. W końcu nie grzebanie zmarłych zawsze się mści. To proszenie się o problemy. Wiesz może coś jeszcze o tym Costiku? - Godwin to… jakby to ująć… Nadgorliwiec względem spokoju wioski. Troche tchórz, trochę zmęczony starzec chcący mieć spokój. Nie jest jakoś szczególnie wygadany i jak dla mnie zbyt miękki żeby przekonać innych. Co innego Costik. Jednoręki, z urazem do elfów, no generalnie fanatyk. Nie lubi spiczastych i uroił sobie, że wszystkie nieszczęścia, od lawin, po złamany stołek, to ich wina. Pogonił raz czy dwa tą drugą rodzinę widłami, wraz ze swymi lizodupcami. A co do pytania mniejszego, bez urazy, to ciała widział z tego co we wiosce gadają, jedynie Torkun. No i kicha, bo wziął i zakochany przestał chcieć oddychać. - nikt z rozmówców, nawet sam cieśla, nie zauważył, że powoli ruszyli. Evert jakby podświadomie odprowadzał ‘gości’ odpowiadając na ich pytania i słuchając rozważań. Nie do końca rozumiał o czym mówił niziołek, ale podświadomie zbierał w swej głowie materiał na inne rozmowy. Z kimś z wioski, jako potencjalne źródło plotek. - Mówiłeś coś o gorzałce Evercie, wziąłbym ją. Przeglądanie pogorzeliska może być dość nieprzyjemne. Bertrand zatrzymał się jeszcze na chwilę. - Proszę, na zdrowie - cieśla podał butelkę trzymaną w jednej z rąk. Butelczyna była bliźniaczką tej, którą dostali przy balii z solanką. Z drobnym szczegółem, że ta w dłoni, nadal ozdobiona była woskowym pierścieniem przy korku. _____Dopiero pod samymi drzwiami towarzystwo zorientowało się, że są już na miejscu. Ze świetlicy dochodziły dźwięki muzyki i śmiech pozostałych towarzyszy. Przy samym wejściu „warowało” kilka dzieciaków i gdy tylko zobaczyły Beę poczęły ją zagadywać i pytać o rzuconą wcześniej prośbę związaną z psiakami. Od momentu rozmowy z Otchenem, do powrotu dwójki kapłanów minęło trochę czasu. Było to zauważalne i odczuwalne. Ciemniało co raz bardziej, wzmagał się chłód i lekkie rękawy, jeśli nie były podszyte grubym futrem, nie wystarczały by powstrzymać macki chłodu. _____Niebo wyraźnie nabierało barw czerwieni a z gęstniejących nad doliną chmur, począł powoli padać śnieg. |
18-07-2017, 08:01 | #14 |
Reputacja: 1 | Narada w sali wspólnej. Bertrand, Dolon, Ilaria Canvas, Lugolas i Bea.
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 Ostatnio edytowane przez Cedryk : 18-07-2017 o 08:12. |
18-07-2017, 12:24 | #15 |
Reputacja: 1 |
|
20-07-2017, 18:43 | #16 |
Reputacja: 1 | Zwrot pierścienia przyjął z tą specyficzną radością pomieszaną z miłością oraz ulgą. Już z samego spojrzenia, którym go obdarzył można było z łatwością wywnioskować, że naprawdę kocha swoją żoną, tak samo jak ona. I tęskni. |
23-07-2017, 20:33 | #17 |
Reputacja: 1 | Brama
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 Ostatnio edytowane przez Cedryk : 23-07-2017 o 20:46. |
23-07-2017, 23:04 | #18 |
Reputacja: 1 | Na mrozie - Pozwól pani, że usłużę Ci swym ramieniem. - Zaproponował Lugolas. - Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym przespacerować się po osadzie. Skoro i tak wygnano nas na dwór to równie dobrze możemy też zebrać trochę więcej informacji, może nawet kogo rozpytać. Bertrand ruszył ku bramie od niej miał zamiar zrobić przegląd palisady. Chwilę chciał też porozmawiać ze strażą. Osada powoli znikała w wieczorze. Opar, który wcześniej, gdy kapłani odwiedzili cieślę, był białawą mgłą, teraz ciemniał razem z otoczeniem. Nawet osoba z dobrym wzrokiem czy zdolnością widzenia w ciemnościach miałaby problem w rozeznaniu się pomiędzy budynkami. Chyba, że byłaby miejscowym. Główne drogi, szersze aleje między budynkami, które tworzyły dwa skrzyżowania były oświetlone pochodnią co trzeci budynek. Oczywiście, z powodu mgły takie oświetlenie na niewiele się zdało. Ktokolwiek jeszcze chodził na zewnątrz, był albo samotnym samozwańczym strażnikiem, albo miał gdzieś ostatnie wydarzenia. Takich osób było jednak mało, co zdradzało strach jaki opadł na tą niemal zapomnianą przez wszystkich wioskę. Wszystko utrudniał sypiący wokół śnieg. Nie było go dużo, ot śnieżny ‘kapuśniaczek’ jednak wpadał w oczy i za kołnierze w najmniej spodziewanym momencie. Równie upierdliwym był mróz. - W tej mgle niewiele zobaczę choćbym był i po trzykroć jasnowidzącym. - Elf wygłosił fachową opinię. - W sumie mogliśmy się tego spodziewać, zanosiło się na taką pogodę już gdy tu przybyłem. Nie mniej chętnie odwiedzę koala, o ile go znajdziemy. - Dodał gdy blask z broni kapłana przestał być już dla nich widoczny. Ruszył też po tych słowach licząc kroki by odmierzyć dystans i móc wrócić po swych śladach, nie gubiąc drogi we mgle. Niewiele osób przemierzało liche uliczki o tej porze. W zasadzie odnosiło się wrażenie, że wszyscy pochowali się w domach przygotowując do snu. Jedynie sporadycznie skądś docierało echo późnowieczornej krzątaniny. - Nie sądziłam, że zrobi się taka gęsta ta mgła - mruknęła Ilaria. - Myślisz, że ktokolwiek zechce nas wpuścić do swojego domu o tej porze? Mieszkańcy nie mało są zastraszeni przez tego całego "ghula" - dodała, używając roboczej nazwy na to czyhające ciemną nocą stworzenie. - Racja, nie ma sensu straszyć i wystawiać na próbę cierpliwości autochtonów. - Elf zgodził się z wnioskami czarodziejki. - Wracamy? - Skoro już wyszliśmy, a kapłan zmarnował swój czar to przynajmniej możemy się przejść po osadzie - zaproponowała Canvas i zatrzymała się na chwilę by podnieść patyk z ziemi. - No i spacer po obfitej kolacji jest wręcz wskazany - dodała. Ilaria wymówiła zaklęcie i dotknęła końca patyka, na którym zajaśniało mocne światło. Co prawda niewiele to pomogło przy gęstej mgle, ale przynajmniej widzieli co mają pod nogami. - Miałeś już kiedyś do czynienia z nieumarłymi? - zapytała elfa. - Może dwa razy. - Wyznał elf skromnie idąc u boku kobiety. - Nie nazwałbym tego bogatym doświadczeniem. - Jakiego typu? - dopytała. - My raz... Znaczy ja i moi dotychczasowi towarzysze natrafiliśmy na diablę nekromantę, który swoimi tworami terroryzował trakt. Wtedy chyba pierwszy raz czarów mi zabrakło - westchnęła. - Nie przyglądałem się im. - Głos elfa stał się nieco cichszy niż zazwyczaj. - Ale jestem pewien, że to żadne z tych które patrzyły by w górę. - Dodał po chwili, pewniejszym głosem. - No fakt, nie jest to widok godny oglądania - przyznała mu Ilaria. - Szczęśliwie tamte całkiem ładnie się paliły. No i obecność kapłana i paladyna też pomagała. - Ja nie miałem tyle szczęścia, musiałem pełznąć po suficie, a mikstura była droga… - Westchnął z żalem na wspomnienie dekoktu który wówczas zmuszony był wypić. - Mam nadzieję, że tym razem obejdzie się bez dodatkowych kosztów, w tym tempie zbankrutuję zamiast cokolwiek zarobić. - No chyba, że masz znajomych, którzy cię podleczą. Ja z resztą preferuję stać za plecami kogoś z dobrą zbroją - mrugnęła do niego. - A co to za akcję miałeś że aż tak musiałeś się ewakuować? - dopytywała wyraźnie zainteresowana tematem. - Ach, byłem przejazdem w niewielkiej mieścinie, nazwy nie pomnę, a tam legenda. - Zaczął opowiadać elf. - Jedni mówili, że w krypcie starej, po wielmoży co władał ziemiami okolicznymi, skarb wielki ukryto. Inni z kolei, straszyli, że klątwę wielmoża nałożył na każdego kto by jego spokój chciał zakłócić. Nocą zakradłem się tam i postanowiłem osobiście sprawdzić, która wersja jest prawdziwa. Już byłem przy skrzyniach, już zamek sondowałem, kiedy okazało się, że wersja z klątwą była tą prawdziwą. Cudem i sporym wysiłkiem wdrapałem się po ścianach, nogami się o nie zapierając i walczyłem by się tak utrzymać nim szkarady przeklęte nie odejdą. Te jednak ani myślały dawać za wygraną i łaziły w te i wewte, niezmordowane. Pomyślałem wtedy, że już po mnie, utrzymać się tak długo nie mogłem, ruszyć z miejsca też nie. Wtedy przypomniałem sobie o miksturze którą nabyłem w lombardzie, i modląc się by była skuteczna wypiłem jej zawartość. Zawiodłem się srodze, miast uczynić mnie niewidzialnym, mikstura sprawiła, że jak pająk przylgnąłem do ściany. Obiecując sobie, że już nigdy nie będę oszczędzał na miksturach pełzłem ponad trzeszczącymi kościejami, starajac się przy tym nie robić najmniejszego chałasu. A kiedym dotarł do wyjścia zamknąłem je za sobą i zapieczętowałem niszcząc zamki by nikt go nigdy już nie otworzył. Potem się upiłem, a nazajutrz opuściłem mieścinę. - Lugolas zakończył swą heroiczną opowieść wesołym akcentem. Ilaria roześmiała się na tą opowieść, a jej śmiech poniósł się po cichej dotąd okolicy. - Ciekawa jestem ile jeszcze osób by się na to skusiło, gdybyś nie zniszczył zamka - powiedziała gdy opanowała się w końcu. - Ja to nigdy sama nie działałam. Przyjaciel mnie tak jakby namówił do pomocy, a że mi się nudziło w akademii - wzruszyła ramionami. - Zdecydowanie lepiej idzie mi doskonalenie zdolności na trasie, działając, niż siedząc w dusznych bibliotekach uniwersytetu i słuchając nudnych wykładów. - A to doskonale rozumiem. - Przyklasnął jej elf. - Też nie przepadałem nigdy za żmudną nauką gdy te same efekty można było osiągnąć szybciej i przyjemniej. Gdy echo śmiechu ucichło do wrażliwych uszu elfa dotarł cichutki dźwięk, mogący być tylko i wyłącznie oznaką płynącej wody. Po kilku krokach również Ilaria go dosłyszała. Położenie strumienia, jakoś po skosie na lewo, utwierdzało odczucie, że gaworząca para znalazła się raczej na ‘tyłach’ wioski. Przebłyski pamięci wspominały mapkę i zaznaczony nań strumień tuż obok wioski. Gdyby ktoś się mocniej wsłuchał, zdołałby zarejestrować inne dźwięki, świadczące o wzmożonej aktywności wszelkich górskich stworzeń, które w nocy czuły się wyśmienicie. - Dzieci nocy śpiewają swą pieśń.- Zażartował elf idąc dalej w stronę strumienia. - Ciekawi mnie jak blisko podchodzą do osady, zobaczmy. - Noc nie przeszkadzała mu w ogóle, mgła była zaś tylko niedogodnością, zaczął więc szukać tropów w nadziei, że coś mu zdradzą. Tropów było nawet sporo. Lugolas bez zająknięcia mógł pokazać granice i nakładające się odciski. Jednak poza charakterystycznym odciskiem buta, wszelakie zdolności rozpoznania “tropu” jakby nagle wyparowały. Był świadom, że szedł tędy człowiek, może kilka razy nawet może kilku i może mieli ze sobą jakieś zwierze. Jednak elf nie potrafił stwierdzić co to było i w jakich ilościach. - Hmmm - rzekł elokwentnie po czym przykucnął by spojrzeć na tropy z innej perspektywy. - Przeklęta mgła, nic przez nią dobrze nie widać. - Marudził pod nosem. Dopiero po jakichś 15 minutach kucania i przyglądania się, Lugolas zaczął dostrzegać różnice między odciskami. Pozwoliło mu to stwierdzić, że ścieżką, którą podążali, przechodziło kilka osób, głównie mężczyzn, wyprowadzających owce i nieliczne krowy na świeże ‘pastwiska’ by mogły posilić się karłowatą trawą. Kilka damskich odcisków mogło świadczyć o świeżej, rybnej dostawie bo ślady ewidentnie skierowane były w stronę z której dochodził odgłos strumienia. Jeden ze śladów był jakby świeższy. Sprzed godziny, może troszkę mniej. Przypominał ni to odcisk łapy, ni to buta. Elfi umysł jeszcze nie do końca potrafił zrozumieć co widzi. Ale świtało mu określenie “drapieżnik”. Elf wyprostował się jak struna i niemal natychmiast odwrócił na pięcie. - Wracamy! - Stwierdził tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Żywo, nie traćmy czasu. - Niezbyt delikatnie ujął kobietę pod ramię i bez chwili wahania zmienił słowa w czyny. Ilaria, przyglądająca się do tej pory w ciszy poczynaniom elfa, uniosła brew w zaskoczeniu na reakcję kompana. Wbiła zaraz spojrzenie w to na co Lugolas przyglądał się ostatnio, jakby chcąc w ten sposób zrozumieć jego zachowanie, lecz długo nie miała okazji popatrzeć, gdy pociągnął ją w drogę powrotną. - Ej, co się stało? - odezwała się, próbując wyrwać rękę z jego uchwytu. Na jej twarzy wyraźnie widoczne było niezadowolenie z jego zachowania. - Jeszcze nic, i chciałbym aby tak pozostało. - Elf ani na moment nie zwalniał kroku. - Może to tylko moja paranoja ale wracamy i trzeba zamknąć okiennice, i drzwi zaryglować. Obym się mylił, obym się mylił, obym się mylił… - Powtarzał jak mantrę, na próżno starając się uspokoić. - No uspokój się, przecież jesteśmy bezpieczni za palisadą - próbowała go pocieszyć Ilaria, która nadal nie wyglądała na przejętą, a raczej doszukiwała się przewrażliwienia u elfa. - Pewnie masz rację, może nawet nie widziałem tego co mi się zdawało, że widzę, ale wole się o tym przekonać w cieple bezpiecznej świetlicy niż we mgle i mroku. To naprawde ostatnie miejsce gdzie bym chciał spotkać księzycową bestię… każde miejsce jest ostatnim gdzie bym chciał je spotkać. - Możliwe, że trochę histeryzował, ale miał do tego dobry powód, nie lubił być jedzony żywcem. - No dobrze, już dobrze - westchnęła Canvas i przestała się wyrywać, pozwalając poprowadzić się elfowi z powrotem do ich noclegu. - W sumie to nawet już senna się zrobiłam - dodała. Lugolas nie odzywał się przez resztę drogi nie chcąc tracić cennego tchu na zbędne gadanie, wolał zachować go na wypadek kiedy trzeba będzie szybko uciekać. |
25-07-2017, 22:50 | #19 |
Reputacja: 1 | Świetlica. Drużyna plus dzieciaki.
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 Ostatnio edytowane przez Cedryk : 25-07-2017 o 22:57. |
27-07-2017, 11:10 | #20 |
Reputacja: 1 | Dzisiejszy wieczór nie miał zakończyć się spokojnie, bowiem słudzy Lathandera postanowili poćwiczyć swe umiejętności muzyczne oraz taneczne. Już dawno uznał, że taniec nie jest jego mocną stroną. Można by rzec nawet, iż nie ma poczucia rytmu, co też swego czasu wypominała mu Enka, lecz ostatecznie zaakceptowała to. Może i nie nadawał się najlepiej na biesiady, lecz umiał słuchać i być dla niej oparciem. Dla postronnych obserwatorów mogłoby się wydawać, że dwójka ta nie pasuje do siebie. On spokojny, cichy, a ona żywa, ruchliwa i energiczna. Mylą się oni, bowiem właśnie dlatego tak dobrze jest im ze sobą. Jedno uzupełnia drugie, a łączy ich nie tylko miłość, lecz również wspólny zapał do pomagania innym oraz zrozumienie dla otaczającego ich świata. |
| |