Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-07-2017, 23:02   #21
 
Gienkoslav's Avatar
 
Reputacja: 1 Gienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputację
_____ Noc zapadała już na dobre nad doliną goszczącą potencjalnych eksterminatorów zła wszelakiego. Mających ponownie wprowadzić spokój do tej górskiej wioski. Gdyby ktoś w tej chwili wyjrzał za okno, dostrzegłby nasilające się opady śniegu, okrywające budynki i świeżo odśnieżone obejścia, kolejną warstwą puchowej kołdry. Podczas gdy wszyscy w sieni rozmawiali i obmyślali plan, który można byłoby nazwać „na pohybel poczwarom”, we wiosce cichły ostatnie dźwięki okołosennej krzątaniny. Gaszono niepotrzebne światła, rozgarniano żar w paleniskach by żadna zbłąkana iskra nie naraziła sieni na los elfiej chaty, okrywano się szczelniej kocem, a nawet wypijano mały kufelek krasnoludzkiej przepalanki, coby szybciej lgnąć w objęcia morfeusza. W odwiedziny do Starego Stawu przybyła jedna z dam, pochodzących z niezwykłej, arystokratycznej rodziny, towarzyszącej wszędzie i bez wyczerpania, każdemu stworzeniu na świecie. Dama ta, stanowiła czarną owcę w owej rodzinie. Jednak jakże niedoceniany byłby ród wszelkich dźwięków i odgłosów bez tej jednej czarnej owcy.. Bez Damy zwanej Ciszą. Rozpostarła całun swej sukni nad wioską, wykorzystując delikatne kryształki lodu spadające niczym piórka z nieba, a wszelki inny ruch zamarł w sennej atmosferze. Gdy do pomocy przywołany został Sen, nawet najbardziej oporny z bohaterów podzielił los, zagubiwszy się w krainie abstrakcyjnych obrazów.


_____Niejednemu mężczyźnie i większości kobiet abstrakcje majaków sennych powoli nabierały ponurego kształtu, jaki wyobraźnia podpowiadała próbując skrystalizować wizję czającej się w mroku poczwary.
Wypoczynek stawał się nieprzyjemny. Często budzono się w nocy ociekając potem ze strachu.
Nie inaczej miało się w przypadku bohaterów. Lugolas wybudziwszy się z transu jako pierwszy, ale elfy zawsze krótko medytują, miał okazje przysłuchiwać się nerwowym ruchom pośród swych obecnych towarzyszy. Większość psów, wybudzona tymi ruchami i sporadycznym jękiem, rozglądała się niespokojnie po sieni, kładąc po sobie uszy i raz po raz skomląc lub wciskając pysk w posłania swych właścicieli. Pierwszą osobą po Lugolasie, która wybudziła się z krzykiem była Bea. Niemal odruchowo podsunęła się do Bertranda przechodząc opatulona kocem do sąsiedniego pomieszczenia. Reszta dzieciaków spała jak zabita uniknąwszy dziwnych koszmarów. Przebudzony Bertrand przesunął się odruchowo otulając dziewczynkę rodzicielskim uściskiem w którym w końcu zasnęła bez przeszkód.
_____Lugolasowi wyraźnie się nudziło. Dogasający żar dawał delikatną poświatę przez co elfie oczy, wrażliwe na półmrok, mogły jako tako rozpoznawać kształty otoczenia. Wśród całunu rozpostartego przez Ciszę, można było wyłapać dziury, przez które przedostawały się dźwięki wydychanego powietrza, szorstkich ruchów materiału czy sapnięć wywołanych koszmarami. Niestety, światła było zbyt mało żeby umożliwić Lugolasowi robienie czegokolwiek bez zapalenia świecy. No może poza rozmyślaniem. Pierścień na jego dłoni był zarówno błogosławieństwem jak i przekleństwem. Nieświadomie elf stał się niewolnikiem nudy. Po raz chyba pierwszy w swoim długim życiu, dogłębnie odczuwał różnice między rasami. I między wymaganą ilością snu, jakiej potrzebował jego organizm by być wypoczęty, a jakiej potrzebowali jego towarzysze.


_____Gdy noc przewędrowała przez swój najgłębszy punkt, stagnującą ciszę rozdarł dziwny krzyk. Przypominał raczej wrzask rozdzieranej w dziewięciu piekłach duszy niż zwyczajny humanoidalny odgłos. Do wtóru z dziwnym krzykiem, w świetlicowej sieni odezwały się psy, skomląc i wyjąc ze strachu.
Skomlenia były na tyle donośne, że obudziły resztę dzieciaków i przerwały sen poszukiwaczom przygód. Szybko jednak czworonogi zostały uspokojone i gdy ponownie w sieni zaległa względna cisza rozległy się regularne wydechy świadczące o głębokim śnie. Gdy w faeruńskich Dolinach zaczynało świtać, w Starym Stawie jeszcze było ciemno. Jednak sporadycznie, rozlegały się dźwięki porannego szykowania się do obowiązków. Wśród nich. Rozległ się krzyk. Tym razem, całkiem ludzki, kobiecy...
 

Ostatnio edytowane przez Gienkoslav : 06-08-2017 o 15:12.
Gienkoslav jest offline  
Stary 01-08-2017, 17:50   #22
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
 "Pogrążony w mroku pokój, rozświetlany tylko ogniem płonącym w kominku, był najlepszym pokojem w „Gwieździe Cormyru”. Nie było w nim wiele mebli stół, dwa krzesła, stołek, szafa i duże podwójne łóżko. Na jednym z krzeseł ustawionym przy łóżku siedział młody olbrzym - Bertrand. Jego czarna broda była w nieładzie z śladami ostatnich posiłków. Zresztą całe jego ubranie nosiło ślady wielodniowej popijawy. Na łóżku leżała naga kilkuletnia, czarnoskóra dziewczynka - Bea, jej boki były otoczone kruszonym lodem. Dziecko było skrajnie wychudzone, tak że z łatwością można było policzyć kości, zaś głowa bardziej przypominała czaszkę obciągniętą skórą. O tym, że żyje świadczył tylko ciężki chrapliwy oddech oraz piwne oczy naznaczone gorączką, nieprzytomnie wodzące po pokoju. Dziecko jedną dłoń kurczowo zacisnęło na dłoni młodzieńca, w drugiej trzymało drewniany symbol Lathandera. Słychać było tylko ciężki rwany oddech dziewczynki, cichą modlitwę, którą z trudem powtarzała nieprzytomnie za Bertrandem. Tak Bertrand modlił się, modlił się do Lathandera, tak żarliwiej jak nie modlił dotąd się. Co jakiś czas sięgał do stojącego na stołku wiaderka wypełnionego wodą i lodem. Maczał w nim gąbkę i delikatnie obmywał ciało dziecka by je schłodzić. Jeszcze niedawno młodzieniec przezywał kryzys, był bliski apostazji, nie widział celu ani sensu w wierze. On, Bertrand kapłan Lathandera utracił cel, niemal utracił wiarę. Teraz już nie wątpił. Wszystko się zmieniło w przeciągu ostatnich dwóch dni. Rankiem, gdy zmieniał lokal, a nie modlił się tak jak nakazuje religia, nagle przez deszczowe chmury przedarł się promień słońca ukazując promieniejący symbol Latahandera. Gdy zbliżył się, zrozumiał, iż światło poranka prześwistywało przez drobną dłoń obleczoną skórą trzymającą symbol Pan Poranku. Zrozumiał wtedy, iż jest to znak do Lathandera jego ostania szansa. Tak też drugi dzień walczył o życie dziewczynki, którą nazwał Beą. Poił naparami i wywarami leczniczymi, zbijał gorączkę, karmił i modlił się, modlił się jak nigdy w życiu.
Drzwi otworzyły się stanęła w nich drobna blondynka trzymająca parującą miskę w dłoniach.
- Bertrandzie ugotowałam rosół z kury.
Potem jęknęła, w jej piersi pojawił się metalicznie połyskujący przedmiot, trysnęła krew. Dziewczyna uczyniła jeszcze jeden krok, z ust wykrztusiła krew, padła tuż za progiem izby.
W progu pojawił się bogato odziany młodzian, ocierający płaszczem ostrze bogato zdobionego kamieniami szlachetnym rapieru. Potem ruszył w kierunku łóżka. Bertand rzuciła się ku ścianie gdzie stała halabarda „Płomień Lathandera”."


To się nie wydarzyło. Wtedy nie wykuł jeszcze halabardy, którą później nazwał

 „Płomieniem Lathandera”. Telenna nie została zabita. To tylko koszmar.
"- Odbiorę ci wszystko co kochasz i zbudowałeś.
Wysyczał młodzieniec z koszmarów.
Młody Bertrand zaciskając pieści rzuciła się na mordercę."


Bertrand przebudził się jego prawą rękę przygniatała głowa Bei. W półmroku Sammum przyglądała mu się błyszczącymi w blasku ognia oczami.
- Paskudny koszmar – mruknął po krasnoludzku.
Odgarną jeszcze spocone włosy dziewczynki z twarzy, chwilę posłuchał jej dziecięcego pochrapywania. Po chwili pogrążył się znowu w śnie.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 02-08-2017 o 15:31.
Cedryk jest offline  
Stary 03-08-2017, 14:06   #23
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Sala wspólna, poranek dnia drugiego. Przebudzenie krzykiem. Bertrand, Bea i Lugolas.

- Oho - Lugolas miał złe przeczucia, ale nauczony dniem wczorajszym wiedział co należy zrobić. Podszedł do posłania Bertranda i bezceremonialnie zaczął go budzić potrząsając za ramiona.
- Wstawajcie Świątobliwy! Praca was czeka.

Przebudzony krzykiem kobiecym, który mieszał mu się ze snem, nie zdążył jeszcze dobrze otworzyć oczu, gdy poczuł ręce elfa szarpiące go. Z wszystkich stron rozległo się złowrogie warczenie, z sufitu z ściany, z przepierzeń. Jeden z psów, “stojących” na ściance przepierzeniu, dyszał prosto w kark elfa, ciepłym oddechem. Białe kły ukazywał w złowrogim warczeniu. Bertrand szybki ruchem dłoni zatrzymał leżąca pomiędzy nim a Beą, Samum. Dłonią jak bochen przycisnął wyrywającą się sukę do posłania. Gwizdem uspokoił sforę.
- Macie życzenie umrzeć Lugolasie? Starczyło krzyknąć by mnie obudzić. Psy miały rozkaz pilnowania i ochrony. Was nie znają zaś na tyle, byście mogli tak bezceremonialnie szarpać mnie czy też Beę niezależnie od powodu. Bea pomóż przy nakładaniu zbroi. Mości Dolonie budźcie się. Odryglowuje i odwalcie klamoty w tym czasie spod zabezpieczonych drzwi.

- Wierzyłem, że wasze psy są dobrze wytresowane czcigodny, skoro jednak jestem w błędzie to następnym razem będą pilnowały na zewnątrz. - Ostrzeżenia kapłana nie zrobiły na elfie większego wrażenia, więc albo był kompletnym głupcem albo co bardziej podobne psy nie stanowiły dla niego żadnego zagrożenia. - Ruszcie się czcigodny, praca czeka. - Ponaglił Bertranda.

Bertrand wciągając elementy kolcze przy pomocy Bei odburknął.
- Psy są doskonale wyszkolone, ale nie sądziłem, że ktokolwiek, zaledwie po dobie znajomości, będzie szarpał się z ich właścicielem. Będą zaś pilnowały tam gdzie ja im nakażę. Na zewnątrz ich pilnowanie nie jest mi w nocy potrzebne, bo nim odrygluje się drzwi to minie nieco czasu. Może obudzicie w tym czasie resztę i odryglujecie drzwi oraz usunięcie wasze dodatkowe zabezpieczenia.

-Nie przewidzieliście, że pełniący w nocy straż będzie was budził? - Twarz elfa nie pozostawiała wątpliwości co szpiczastouchy myśli na temat zdolności umysłowych kapłana lecz jego słowa ani przez chwilę nie przestały być grzeczne. - Nie jestem też przekonany co do tej waszej tresury, znają choć wasze psy komendę do ataku?

Gdy już wciągnął kolcze część zbroi szybko przypasał pas z bronią. Uśmiechnął się
- Sądziłem, iż krzykiem będziecie budzić, bo to mniej czasu zajmuje.
Bertrand zaczął przy pomocy Bei mocować płytowe elementy zbroi, nie widział czy starczy mu czasu.
- Psy zaś potrafią atakować na kilka sposobów, tak by atakować na rozkaz, lub samodzielnie w mojej obronie lub Bei. Szkolone zaś były jako sfora zatem tak też atakują. Razem lub osobno
Potem uśmiechnął się przyjaźnie do elfa.
- Mości Lugolasie proszę was ze względu na moje nerwy, byście zachowali większą ostrożność. Lubię Was, lecz psy nawet tresowane, to jednak tylko zwierzęta, do obcych muszą przywyknąć. Przepraszam was też za moją szorstkość.

- Nie ma problemu, psy od teraz śpią na zewnątrz, chyba, ze udowodnicie mi, ze potraficie nad nimi panować. - Odparł bezpośrednia Lugolas.

Bertrand gwizdnął modulowanie, trzymając rękę na biczu przytroczonym do pasa z bronią. Psy zeskakując z ścianek, przepierzeń zebrały się pośrodku sali wspólnej. Ustawiły się parami, na przedzie bez pary stała Samum.
- To była komenda do pracy, dlatego ustawiły się tak jak stoją.
Potem zagwizdał sześć razy modulowanie, sześć z psów zebrało się wokół Bertranda. Bertrand wrócił do zakładania zbroi.
- To oczywiście było rozkaz do mnie lub jak niektórzy mówią do nogi.
Bea w tym czasie gwizdnęła dwa razy również modulowanie. Samum i reszta sfory rozproszyła się w pobliżu niej. Psy wspinacze znów zajęły pozycje na wysokości. Jedynie Samum otarła się o nogi dziewczynki, po czym szczenna suka z sapnięciem położyła się w jej pobliżu. Tymczasem Bea nie przerywała zakładania blach zbroi Bertranda.

- A jak brzmi komenda do ataku? - Zaciekawił się Elf.

Bertrand ponownie się uśmiechnął dociągając sprzączki od nałokcic.
- Jest kilka, ale nie mam na kim zaprezentować. Zresztą jak każdy treser szkoliłem tak by wszystkie komendy można było wydać głosem, gwizdem lub znakiem ręki. Dodatkowo te psy nie były szkolone na sprzedaż, dlatego słuchają tylko mnie i Bei.

Twarz elfa wyrażała zwątpienie, szczególnie mocno odbijające się w jego fiołkowych tęczówkach.
- Więc jeśli bym jednemu z waszych psów kazał zostać a wy kazalibyście mu iść to posłuchał by was?

- Tylko mnie lub Bei, nie trenowałem ich na sprzedaż. Chociaż słyszałem że druidzi potrafią uspokoić zwierzęta nawet szkolone do ataku, lecz nie wydadzą im rozkazu. - odparł kapłan spokojnie.

- Rozumiem, więc może się założymy? Każecie jednemu z psów warować przy was, a ja mu wydam rozkaz by przyszedł do mnie. Jeśli posłucha was, będę przekonany, że rzeczywiście nad nimi panujecie, jeśli zaś posłucha mnie wówczas psy nie będą więcej z nami nocowały. - Mówiąc to elf aż klasnął w dłonie z podziwu dla własnego pomysłu.

- Jak już mówiłem psy będą nocowały tam gdzie zechcę i nie macie na to żadnego wpływu. Odparł już zirytowany kapłan.

Elf w odpowiedzi podrapał się za uchem.
- Cóż, rozumiem, nie macie wiary we własne zwierzęta, to tylko podkreśla, że miałem rację i powinniscie psy wyrzucić na zewnątrz.

- Nie wyrzuca się przyjaciół na mróz. - odparł.

[i]- Ale dzikie bestie nie odróżniające przyjaciół od wrogów już tak.[i] - Sparował Lugolas.

- Czarami da się sprawić wszystko. Psy będą tam gdzie im nakażę. - odparł powoli Bertrand.

Elf zaczął się śmiać tak, że o mało się nie przewrócił. - Więc teraz jestem czarownikiem kontrolującym zwierzęta? Jeszcze niedawno twierdziliście, że nie znam się nawet na czytaniu tropów.

- Nie wnikam w to kim jesteście. Odparł spokojnie Bertrand zakończywszy ubieranie zbroi.

- Brak wam pewności siebie i wiary w swe umiejętności czcigodny, może za kilka lat wam to przejdzie jeśli popracujecie nad sobą. - Elf poklepał pancerny naramiennik. - No dama w opresji wzywała, choć wątpię by była wam potrzebna zbroja. Powodzenia oświecony w czynieniu swej posługi. Mnie wzywają inne obowiązki. - Elf w znakomitym humorze minął kapłana i zbliżył się do posłania czarodziejki, wziąwszy uprzednio skrzypce z torby. Ponieważ miał naturę romantyka postanowił, że piękną kobietę obudzi w znacznie przyjemniejszy sposób, muzyką.

Bertrand ujął halabardę.
- Elfi bard phy. burknął pod nosem w krasnoludzkim. Nie dziwił się już wcale krasnoludom, iż nie lubią irytujących elfów.
- Bea chroń dzieciaki.
Potem zawołał.
- Pina, Dereń, Samumm, Wizg [*********].
Na komendę w niebiański psy zaczęły chronić kapłana. Bertrand założył jeszcze płaszcz zimowy, podniósł tarcze i przewiesił przez plecy. Potem podszedł do drzwi, przy których Dolon przesuwał już sprzęty, którymi wieczorem elf zaparł drzwi.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 04-08-2017 o 18:43.
Cedryk jest offline  
Stary 04-08-2017, 20:39   #24
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Rzadko zapamiętywał sny. Działo się to jedynie wtedy, kiedy był niezwykle szczęśliwy, bądź był tak przerażający, iż odruchowo budził się. Niemniej ani jedno, ani drugie nie miało miejsca. Wprawdzie z jednej strony cieszył się, że jest już w drodze do swych stron, do Enki i dzieciaków, z drugiej jednak męczyły go obawy, zarówno o swych najbliższych jak i mieszkańców Starego Stawu. Źle się tutaj działo. Z jednej strony niesnaski pomiędzy miejscowymi, z drugiej wielki grzech niepochowania zmarłych, a z trzeciej być może jeszcze jakieś inne zło. Zło które tym razem nie gnieździ się w sercach, ni umysłach, a pośród cieni okalających przestwór świata ich otaczającego. Świata dzikiego, niepojętego.

W pewnym momencie, dziwnie zwyczajnym, ale jednak pozostawiający wrażenie, iż coś jest nie tak. Coś nie jest na swym miejscu. Czy był to Pamin jakoś tak inaczej ułożony pod jego głową? Może skrzące się jeszcze iskierki ostatnich tchnień żaru w palenisku? Może jego korbacz ułożony w nieznośnie znajomy symbol… Czy też rygle pozastawiane przez Lugosa? Coś kryło się pomiędzy meblami? Coś odsuwało je od drzwi? A może było wręcz na odwrót? Ktoś, lub coś dociskało je tak mocno, iż składające się na ściany pnie poczęły się wyginać, trząść w spazmach, sypać drzazgi. Robić wyszystko byleby tylko wydrzeć się na zewnątrz. uwolnić z tego zamknięcia, z tego więzienia, z tej klaustrofobicznej klitki, którą stała się świetlica. Parły cal po calu niezmordowane w swym żółwim, lecz o sile olbrzyma, tempie, aż wreszcie wyparły drzwi. Wyrzuciły je z hukiem przeradzającym się w krzyk…

Krzyk, który rozniósł się po wnętrzu izby. Zerwał się praktycznie na równe nogi, o mało co nie wywalając się jak długi przez swe posłanie. W ostatniej chwili zdołał utrzymać równowagę znalazłszy oparcie w psim pysku. Łapiąc oddech wydusił z siebie tylko szybkie podziękowanie. Z trudem przychodziło mu zorientowanie się w sytuacji. Umysł miał nadal zamglony przez resztki koszmaru, a tymczasem wokoło kotłowało się, a przynajmniej on tak to odbierał. Zewsząd dobiegały głosy głosy, warkot psów, czy szczęk metalu. Wreszcie doszedł do siebie, a właściwie ocucił go kolejny krzyk dobiegający z zewnątrz. Zrozumiał również, iż Bertrand poprosił go o zrobienie dostępu do drzwi, to też bez zwłoki zabrał się za to.

Szło mu to opornie, a otępiały umysł nie pomagał. Na całe szczęście zyskiwał na jasności z każdym meblem, czy czymś tam, co Lugolas poustawiał, by powstrzymać ewentualnego likantropa przed szturmem na świetlicę, gdzie zebrała się grupka tych, którzy mogliby stanowić dla niego jakieś zagrożenie. Zaprawdę genialny byłby to pomysł. Wtem coś zrozumiał.

-Może byście tak łaskawie skończyli te wasze przekomarzanki i wreszcie pomogli? Ktoś może potrzebować pomocy na bogów! - podniósł głos Dolon. Widocznie sfrustrowany tym, że coś się stało, a on odwala tą głupią zaporą, kiedy ten co ją tutaj zrzucił przekomarzał się z Bertrandem na temat tresury psów! - Ruszcie, że sie! Tam może ktoś właśnie umierać do stu czartów! Chcecie mieć życie tego kogoś na sumieniu?! - skończył ich besztać i jeszcze zapalczywiej zabrał się za odkopywanie drzwi. W międzyczasie rzucił polecenie Paminowi, który miał mu przynieść jego buty, korbacz i płaszcz. Nie było czasu do stracenia.
 
Zormar jest offline  
Stary 05-08-2017, 01:24   #25
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
W kałuży krwi rozlewającej się coraz bardziej po śnieżnobiałym marmurze, ostatnie tchnienia oddawała piękna kobieta o śniadej cerze. Długie pofalowane włosy nasiąkały jej własną posoką. Dłonie trzymała na piersi, starając się zatamować upływ krwi ze znajdującej się na jej piersi paskudnej rany. Na nic się to nie zdawało, bo ostrze, którym została pchnięta przeszło na wylot, trącając jej kręgosłup. Wiedziała, że jest to jej koniec i całym sercem żałowała, że nie posłuchała, że nie uciekła kiedy mogła...

Niebo czerniało nad kopulastymi, pozłacanymi dachami pałacu. Chmury w pełni zasłoniły słońce. W dole, z okien pięknej budowli wydobywały się języki ognia. Omiatały wszystko, trawiąc i niszcząc. Kolejne wieże zaczynały się zawalać. Z wnętrza dobiegały przeraźliwe krzyki płonących żywcem istot.


Stojąca na wzgórzu osoba, której długie i powłóczyste szaty szarpał porywisty wiatr, dokończyła inkantację potężnego zaklęcia i wzniosła ku niebu swe dłonie.
Niebiosa posłuszne jej woli zesłały na ziemię płonące pociski. Olbrzymie, jarzące się od ukropu meteory zaczęły roztrzaskiwać budowlę. Z każdym kolejnym wielkim pociskiem, pałac zapadał się, krzyki zaczynały cichnąć...

***

Obudziła się z cichym sapnięciem. Już od dawna nie miała koszmarów.
~ Ale czy na pewno był to koszmar? ~ zastanowiła się z błogim uśmiechem Ilaria. Obróciła się na plecy i spojrzała w sufit. Zaraz widok przysłonił jej łeb kota. Bardzo niezadowolonego kota.
- Cześć Ifrit - wyciągnęła rękę i poczochrała kocura po grzbiecie. Czuła jego nastrój. Był zirytowany obecnością zwierząt w pomieszczeniu. - Mój kochany hipokryta... - mruknęła z czułością do chowańca.
Harmider jaki powstał gdy rozpoczęła się dysputa Lugolasa i kapłana Lathandera oraz hałas jaki robiły dzieci i zwierzyniec sprawiła, że i martwego mogliby obudzić. A panna Canvas nie należała do ludzi, który mają lekki sen. Nic dziwnego, że to nie krzyk ją zbudził.

Zaklinaczka usiadła na swoim posłaniu i przeciągnęła się. Kot usiadł jej na podołku i wyczekująco się w nią wpatrywał. Ila spojrzała na swoich nowych kompanów. Tak bardzo różnili się od jej dotychczasowych towarzyszy od poszukiwania przygód. Choć musiała przyznać, że Lugolas całkiem mocno przypominał jej serdecznego przyjaciela Iggiego.
Dolon wydawał się jej być opiekuńczym i dobrodusznym niziołkiem, z którym aż chciało się zaprzyjaźnić.
Bertrand natomiast... Ilaria nie ogarniała rozumem jak może on panować nad takim zwierzyńcem. Naprawdę była pod wrażeniem. Ona miała problem z jednym kotem a ten miał swoich kilka, do tego te dziwaczne psy.

Ila westchnęła, bo jeszcze nie tak dawno temu w ogóle by nie zwracała uwagi na otaczające ją istoty. Przyzwyczajenia z czasów dziecięcych było trudno wyplenić. Ale najwięcej winy w zmianie tego jak zaklinaczka postrzega świat trzeba było przypisać Liz. Ta paladynka bezpardonowo wpływała na wszystkich w swoim otoczeniu.

Rozmyślania przerwał jej dotyk delikatnych kocich opuszek na twarzy. Kot wpatrywał się w Ilarię ponaglająco. Dziewczę sięgnęło do kieszeni i wyciągnęło z niej jedzenie. Była to pyszna świeża bułka, nadziewana mięsem, serem i jakimiś warzywami. Wspaniale pachniała. Zaklinaczka uszczknęła kawałek i dała kotu do pyszczka. Wtedy też "na ratunek przybył" jej Lugolas. Canvas uśmiechnęła się do niego z rozbawieniem na piosenkę, którą zaczął dla niej grać. Zaraz też wgryzła się w swój posiłek, zajadając się ze smakiem. Nareszcie też panowie przestali się przekomarzać, co było miłe. Ilaria jednak nie rwała się by odbarykadowywać zasieków elfa. Miała co prawda odpowiedni na to czar, lecz szkoda było marnować energi na coś co mogli zrobić inni równie łatwo.

- Tak tak, Dolon ma rację, czas się stąd ruszyć! - podjęła za kapłanem, ale nie przerwała posiłku. Może dlatego, że ubrana już była, w końcu spała w swym płaszczu całą noc.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 05-08-2017 o 01:27.
Mag jest offline  
Stary 06-08-2017, 16:33   #26
 
Gienkoslav's Avatar
 
Reputacja: 1 Gienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputację
_____Na komendę w niebiańskim psy zaczęły chronić kapłana. Bertrand założył jeszcze płaszcz zimowy podniósł tarcze i przewiesił przez plecy. Potem podszedł do drzwi, przy których Dolon przesuwał już sprzęty, którymi wieczorem elf zaparł drzwi. Spomiędzy szurania wywołanego przesuwaniem meblowego wyposażenia, dało się słychać mocne uderzenia w drzwi d zewnętrznej strony. Po chwili do odgłosów pukania, dołączyły się krzyki i nawoływania miejscowych. W odpowiedzi na znajome głosy, dzieciarnia nocująca z poszukiwaczami przygód, zaczęła odpowiadać i uspokajać roztrzęsionych rodziców. Nie minęło nawet 5 minut jak drzwi zostały odbarykadowane i roześmiana dziatwa wybiegła przywitać się z rodzicami. Ci łypali dziwnie na najemników ni to z ulgą, ni to z wyrzutem. Bertrand uspokoił psy widząc, że polecenie ochrony, może przynieść więcej kłopotów. Na przód wyszedł Godwin.

-Mam nadzieję, że się wam dobrze spało. Niestety, nieszczęście znów spadło na naszą wioskę. Musicie koniecznie położyć temu kres. To już zbyt długo trwa. Dziś rano znaleźli młodego Mirka, który wedle słów jego matki, miał zostać z w obórce z krowami i wyprowadzać je jeszcze przed świtaniem. Został.... Zabity - roztrzęsiony głos sołtysa zdradzał targające starcem emocje, od poddenerwowania, przez żal po strach. Po wypowiedzi Godwina kilkoro rodziców zaczęło niemal bluzgać na przyjezdnych, że jeszcze nic nie zrobili.

_____Stojący najbliżej drzwi kapłani, zostali niemal zaciągnięci bez dalszych wyjaśnień. Psy strażnicze podążały za nimi, powarkując lekko na zbyt nachalne "przepychanki". Ich wyszkolenie nie pozwalało zaatakować bez komendy, co zdecydowanie ułatwiło utrzymanie balansu na cienkiej nitce negocjacji. Wystarczyła iskra by ten mały tłumek zamiast skupić się na priorytetach, zamienił kapłanów w kozły ofiarne. Godwin znów zdradzał swoją "bezkonfliktowość" bezradnie podążając wraz z tłumem, ale na jego twarzy pojawiał się grymas ulgi. Bądź co bądź, psy do małych nie należały i mogłoby to skończyć się jatką. Dla mieszkańców Starego Stawu oczywiście. Bea, a także zaciekawiona dzieciarnia, przez chwile niepilnowana przez swych rodzicieli, podążała na miejsce "wypadku".

_____Ciało leżało rozszarpane, nosiło widoczne ślady pazurów, odrywających kawały mięsa oraz drobnych, ostrych zębów odgryzających kęsy. Wszelkie miękkie części ciała zostały wyjedzone. Pozostawiono mięso przylegające do kości oraz twardsze fragmenty. Wnętrzności pożartych jelit rozrzucone wokół trupa. Nasuwał się wniosek, że do ataku doszło tuż przed świtem. Mięśnie, chociaż wystawione na poranny mróz, nadal utrzymywały zanikające ciepło, a krew gdzieniegdzie jeszcze wyciekała, parując i zamarzając w kontakcie ze śniegiem i przechłodzoną ziemią. Chłopak leżał na ścieżce prowadzącej na łąki. Sylwetka ułożona, jakby zatrzymano go w pół kroku. Jedna z pozbawionych palców rąk sięgała do łydki. Gdyby nie obrażenia, można by było stwierdzić, że chwytał się za nogę. Na resztkach twarzy spięcie mięśniowe pozostawiło grymas bólu.
Biały puch dookoła denata był rozdeptany. Właściwie, mnożyły się tam ślady butów.
Przy ciele klęczała rozhisteryzowana matka szlochając i kołysząc się w przód i w tył. Kobietę pocieszała inna próbując ją uspokoić. Na widok dzieciaków, dwóch mężczyzn zasłoniło ciało i pogoniło dzieciarnie. Jedynie Bea została nosząc odsłonięty symbol Lathandera na ubraniu, więc jej dorośli nie wyganiali.
Tuż po gromadce, przepychającej niczym prąd rzeki Dolona i Bertranda oraz Beę, na ścieżkę przyszedł Lugolas z zaklinaczką. Przeczucie powiedziało elfowi, że są blisko miejsca, które odwiedzał w nocy. Chociaż, w szarówce mglistego poranka, wszystko mogło wydawać się podobne. Bystry wzrok elfa szybko wyłowił delikatną ścieżkę wydeptaną w śniegu, prowadzącą do i od denata.

- Dobra, rozejść się wioskowi plotkarze! - wśród tłumu rozległ się głos w którym obaj kapłani rozpoznali Everta. - Nie czas gapować na tragedie! Pochowamy go gdy matule mą chować będziem. Teraz dajcie tym dwóm i młodej pannie pracować! Znają sie na rzeczy i trza im spokoju!

O dziwo, większość osób posłuchała rozchodząc się natychmiast i patrząc na najemników nieprzychylnym wzrokiem. Jakby chcieli im bezgłośnie powiedzieć "przecież mieliście nas bronić i zabić poczware!". Ostatnie nieproszone sylwetki odchodziły z ociąganiem, splunąwszy pod nogi Lugolasowi. Bertrand przypomniał sobie o poglądach rasowych wspomnianych przez cieślę. Krasnolud z pomocą swego krewniaka odciągnął rozpaczającą matkę. Drugi z krasnoludów nosił wyraźne ślady poparzeń na dłoniach i przedramionach. Skinął głową kapłanom za przykładem cieśli. Poza trupem, został jeszcze Godwin oraz jakiś wystrojony i dość otyły mężczyzna.

- Proszę, zróbcie co macie. Musimy go pochować. - powiedział Godwin. Bogacz zaczął szeptać coś do ucha sołtysa energicznie gestykulując.
 
Gienkoslav jest offline  
Stary 15-08-2017, 13:42   #27
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Sprawa rozszarpanego pastuszka

_____Świt jeszcze nie nastał na wschodzie jedynie nieco niebo rozjaśniło się. Jednak pochodnie doskonale oświetlały okolicę. Doliny nie pokrywał też mgła obecna zeszłego wieczoru.
Kapłan Lathandera, gdy zobaczył wzburzony tłum dwoma gwiazdami szybko wydał kolejne polecenia całej sforze psów, odwołał rozkaz chronienia, drugim nakazał by podążały za nimi. Nie chciał mieć więcej trupów niż było to potrzebne. W końcu psy były tylko zwierzętami i mogły poszarpywania uznać za atak i rozszarpać, w ich mniemaniu, atakujących.
Gdy zobaczył ciało podjął natychmiast decyzję.
- Bea zbierz wszystkie dzieciaki w sali wspólnej, tam będą bezpieczne. Uspokój je tak jak ty umiesz, grając, opowiadając znasz wiele legend o bohaterach Lathandera.
Po tych słowach zwrócił się do wójta.
-Godwinie wyślijcie z akolitką Beą, kogoś by potwierdził ten rozkaz w Waszym imieniu. Wyślijcie też tam chociaż jedna osobę dorosłą. Może być jakaś kobieta niech i ona ma dodatkowe baczenie. Niech też przygotuje dla nas posiłek.
Bea gwiazdami wydał komendy czterem psom, które ustawiły się natychmiast obok niej.
- Panie Godwinie proszę o wyznaczenie tej kobiety, lepiej będzie dla wszystkich jeśli dzieci i młodzież będzie zebrana w jednym bezpiecznym miejscu. - Bea świdrowała swoimi piwnymi oczami wójta.
Tymczasem Bertrand zbliżył się z Samum do ciał wydając jej uprzednio komendę sygnałem ręki.
- Mości Dolonie proszę do mnie musimy przyjrzeć się ranom. Mam nadzieję, że dzięki nim czegoś się dowiemy.
Potem już pochylony odwrócił się do wójta.
- Wyślijcie też kogoś po waszych myśliwych, trzech braci Hyzia, Zyzia i Dyzia. Niech się tu stawią.
-Przecież właśnie to czynię - rzekł Dolon już pobieżnie oglądając ciało. Kątem oka rzucił Lugolasowi spojrzenie pełne dezaprobaty dla jego pomysłu z barykadowaniem wszystkiego co się dało. W przypadku ciała szukał przede wszystkim wskazówek, które mogłyby mu powiedzieć czym charakteryzowało się to, czyli najpewniej jakieś pazury i zęby, czym został wypatroszony i zjedzony. W głównej mierze liczył tutaj na jakiekolwiek ślady na kościach, które to mogły powiedzieć najwięcej.

Ilaria natomiast nie wyglądała jakby chciała garnąć się do oglądania trupa z bliska. Stojąc tak, że jeden z kapłanów zasłaniał jej większość widoku zmasakrowanego ciała, dogryzała swoje śniadanie, które wyciągnęła wcześniej z kieszeni.
- To z czym w końcu mamy do czynienia? Wilkołak, ghul czy co? - zapytała zaklinaczka kapłanów wpatrujących się w martwego mieszkańca wioski.

Elf nie zwrócił większej uwagi na spojrzenia jakie mu spode łba rzucał Dolon, miał w tej chwili większy problem, bardziej naglącej natury. Szczególnie dobrze zdradzał to bledszy niż zwykle odcień jego skóry, niektórzy mogli powiedzieć, że nawet nieco zielonkawy.
- Wybaczcie… - wydusił słabym głosem - muszę na stronę…

_____Wprawnemu niziołczemu oku od razu rzucił się w oczy kształt ran zadanych najprawdopodobniej żuchwą. Nie przypominały one, żadnych obrażeń dokonanych przez zdziczałe pyski zwierząt. Zdawało się, że wszystkie ugryzienia i obszarpania, wykonała jakaś humanoidalna istota. Rozkład uzębienia, choć przystosowany do rozrywania i odrywania, był całkiem smukły. Dokładniejsze oględziny pozwoliły niziołkowi stwierdzić, że jedynie rana na łydce, jest nieregularna. Na myśl nasuwał się pomysł o pochwyceniu pyskiem by doprowadzić do obalenia. Coś, co treser zwierząt potrafił sprawnie rozpoznać, jako cechę szczególną polowania w stadzie. Co więcej, rana nie była śmiertelna. Zarówno Dolon, jak i Bertrand dostrzegli, że ugryzienia i ślady rozerwań, nie były jednakowego rozmiaru. Szczególnie widoczne to było w miejscach wydartych zębami tkanek. Tam gdzie ofiara miała miększe części, ugryzienia mniejszych szczęk były liczniejsze, tam zaś gdzie ciało stawiało większy opór, wielkość szczęk cechowała osobnika bądź osobniki większe. Czego nie dostrzegł Bertrand, a dość wyraźne było to dla niziołka, szarpnięcia i ugryzienia, poza raną na łydce, były bardziej precyzyjne, coś czego w pierwszej chwili Dolon nie rozszyfrował, ale w końcu rzuciło mu się to w oczy. “Nieruchoma żywa ofiara” , zdecydowanie 98% ran zostały zadane gdy młody chłopak jeszcze żył. Co ciekawe, ofiara wcale nie broniła się przed rozszarpaniem. Właściwie, za przyczynę zgonu można by podać dwa powody. Wykrwawienie i wyrwane od strony przepony serce. Ale zastanawiającym było, że ten chłopak, a nie był on na pierwszy rzut oka chucherkiem, wcale się nie bronił.
Na prośbę i ponowne ponaglenie Bei, Godwin powiedział jej, którą z kobiet ma złapać by potwierdziła jego polecenie. Wyraźnie cieszył się i podzielał pomysł Bertranda o zebraniu najmłodszych pod opieką akolitki i psów obronnych. Nie minęła chwila jak Bea udała się z powrotem do wioski. A jeszcze mniej czasu upłynęło, jak Godwin podążył za nią, zostawiając czwórkę bohaterów samym sobie. Jakby nie spojrzeć, to do najemników należało oglądanie zmasakrowanego ciała. Starszy wioski nie musiał tak mocno się wpatrywać w denata.
I co myślicie? Mi to wygląda na zwierzęta, stadne drapieżniki czyli nawet mogłyby to być likantorpy. - zapytał Bertrand podnosząc głowę znad ciała i spoglądając na Dolona.
- To w żadnym wypadku nie mogą być zwierzęta. Ślady po ugryzieniach wskazują na to, że istoty, które go rozszarpały miały wąsko rozstawione uzębienie. Być może były to właśnie wspomniane likantropy, co mogło tłumaczyć fakt, iż nie dokonał tego jeden osobnik, a grupa. Świadczą o tym ślady po ugryzieniach, które nie są równe, a rana na nodze jest praktycznie jedyną, która nie jest regularna, to jest chłopak szarpał się. I tutaj właśnie widzę coś najbardziej niepokojącego. On nie bronił się. Nie licząc rany łydki mogę stwierdzić, że reszta została zadana na nieruchomej ofierze, która nie stawiała oporu. Innymi słowy chłopak nie bronił się i został rozszarpany żywcem. Bezpośrednimi przyczynami śmierci jest wykrwawienie oraz wyrwanie serca… - zrelacjonował swoje oględziny Dolon.
Bertrand pokręcił głową.
- Bardziej to skomplikowane, niż myślałem i pogmatwane. Nie slyszalem ani nie czytałem by likantropy ugryzieniami paraliżowali swoje ofiary. Wiem, że tak robią , paraliżują swoje ofiary, ghule i ghasty. Chyba, że to taki likantrop, który był przed przemianą czarodziejem? potem powiódł wzrokiem wkoło. Dostrzegł czarodziejkę.
-Panno Ilario czy jesteście w stanie wykryć użycie czaru po dłuższym okresie?
Bertrand postanowił i sam sprawdzić, nie był dobry w określaniu rodzaju magii, w tym specjalizowali się czarodzieje, lecz samo użycie magii potrafiłby wykryć, o ile tylko nie minęło od niego zbyt wiele czasu. Sięgnął po symbol Lathandera, wypowiedział w niebiańskim zaklęcie wykrycia magii.
Niestety oględziny pod kątem jakiejkolwiek pozostałości magicznych efektów na ciele nie dały efektu. Właściwie, kapłan nie wykrył najmniejszego drżenia od magicznej emanancji.
Dolon dostrzegł i usłyszał, iż Bertrand odprawił właśnie jakieś czary. Po braku jakichkolwiek tego oznak od razu skojarzył to z zaklęciem, które sam rzucał wczorajszego dnia.
-Jakieś ślady magii? - zapytał.
- Ja nic nie wyczułem. Wiem, że parający się magią tajemną potrafią lepiej wykrywać magię i określać jej rodzaj. - pokręcił przecząco głową Bertrand.
Dolon skinął głową ze zrozumieniem, po czym raz jeszcze pochylił się nad ciałem. Chciał sprawdzić, czy nie zdradza ono oznak zatrucia, czyli jednej z możliwych przyczyn paraliżu. Dodatkowo szukał jakiś niezwykłych cech, które mogłyby rzec coś więcej o napastnikach. Może zostawiły po sobie jakiś zapach? Kawałek skóry, futra, może ząb?

_____Obwąchując rany i obszukując potencjalne miejsca pozostawienia tropów Dolonowi udało się w przybliżeniu ustalić pewną możliwość. Niektóre ślady po pazurach, i po ugryzieniach, a co najważniejsze, rana zadana “podczas ruchu”, miała lekki swąd trupiej wydzieliny. Lekarski zmysł niziołka od razu wykluczył denata jako źródło tego zapachu. Było to zbyt wcześnie, ciało wystawione na mróz już niemal wystygło ale zgon nastąpił przecież niedawno. Można by rzec, niecałą godzinę lub mniej temu. Wniosek przyszedł sam. Odpowiednia zębatka wskoczyła tam gdzie miała i szufladka z podręcznikami kapłańskimi, traktujących o wynaturzeniach przeciw śmierci, ukazała się w pamięci kapłana. Paraliż, wywołany przez agresora.
Widząc jak niziołek obwąchuje rany Bertrand przypomniał sobie po co zabrał psy i w dodatku te psy.
- Coście tam wyniuchał mości Dolonie jaką truciznę czy też woń nieumarłych trupojadów, które jak wiadomo potrafią pazurami i ugryzieniem paraliżować. Jeśli trupojadów, to zaraz puszczę psy po tropie truposzy.
Dolon przytaknął.
Tymczasem Lugolas szedł powoli, tropem śladów które zwróciły jego uwagę. W normalnych okolicznościach nie krył by się z tym, lecz po ostatnich wydarzeniach przekonał się, że jeśli coś ma być załatwione szybko i skutecznie to lepiej o tym nie informować czcigodnego lathanderyty. Tym bardziej nie miał ochoty wysłuchiwać długiej przemowy na temat tego, dlaczego nie powinien iść po śladach, czy dlaczego nie nadawał się do tropienia w ogóle. Nie, tym razem załatwi sprawę po cichu, jak coś znajdzie to może się podzieli informacjami, jak nie to nie ma sensu brać sobie na grzbiet dodatkowego ciężaru imieniem Bertrand.

_____W pewnej chwili, natrafił na jedno miejsce gdzie przez noc nasypało nieco więcej śniegu. W tym konkretnym, można było dokładniej rozeznać się w tropach. Bystre, choć amatorskie, oko Lugolasa naliczyło 3 osobniki. Co więcej, wszystkie ślady były pazurzaste jednak nie, jak to się wydawało w nocy, aż tak duże by brać pod uwagę likantropa. No chyba, że byłby to szczurołak o których często mówiło się w lochach, by nastraszyć więźniów. Ponadto, tylko na jednym ze śladów można było dostrzec podeszwę buta. Pozostałe pięć odcisków było “bosych”. Zajęci oględzinami kapłani nie zwracali uwagi na rozglądającego się elfa. Trop prowadził niejednoznacznie w kierunku sztolni i stawów. W kolejnej większej zaspie, złodziej odkrył przyczynę swej wczorajszej obawy. Był to mianowicie but. Zdobienia na nim wyglądały na misterne w swej prostocie. But raczej należał do osobnika młodego. Gdyby porównać z kalendarzem ludzkim, był to but podlotka. Pachniał rozkładem oraz bardzo słabo wyczuwalną wonią spalenizny. Przód był przedarty, jakby nagle noga właściciela zaopatrzyła się w pazury. Materiał rozchodził się, aż w końcu najwyraźniej zsunął z nogi.

_____Bertrand rozejrzał się wokół, psy czekał na jego następne rozkazy, lecz w pobliżu nie widział nigdzie elfa. Pamiętając jednak jego wcześniejsze zachowanie zadał kolejne pytanie.
- Gdzie to podział się Lugolas? Czyżby tak martwego się zląkł, że z dziećmi do sali gromady się udał, lub do wychodka, bo zaraz, gdy zobaczył tego nieszczęśnika, cały pozieleniał na twarzy.
Następnie wydała tylko gwizdami rozkaz psom trop trupa, po czym wskazał na ciało. Największe nadzieje pokładał w Samum. Suka miał najlepszy węch i największe doświadczenie. Normalnie nie zabrałby kapłan Lathandera ciężarnej suki na tropienie w nocy lub pod ziemię, lecz jako że zbliżał się świt , było to bezpieczniejsze. Psy przez chwilę pokręcił się niezdecydowanie wskazując martwe ciało. Bertrand doskonale o tym wiedział. W końcu były to tylko zwierzęta i wskazały najbliższe martwe ciało. Poklepał po głowach psy. Potem powtórzył w niebiańskim.
- Nie to. Trop trupa.
Po drugim rozkazie ruszyły śladem. Samum wychwyciła trop przy ziemi a po jej obu stronach oddalone od siebie o dwa jardy, po dwa psy wspinacze węszyły w powietrzu.

_____Niecałe piętnaście kroków dalej, psy jak i ich właściciel natknęły się na kucającego i oglądającego coś Lugolasa. Gdy podeszli, dostrzegli, że elf trzyma w ręce podziurawiony but. Spiczastouchy “przyłapany” na oględzinach, zrelacjonował swoje podejrzenia odnośnie odzienia. Tropy zmierzały poza obszar zabudowań.

Za niewielką zaspą Bertrand w końcu dostrzegł elfa. Zaspa i fakt, że w przedświcie jedynym z niewielu źródeł oświetlenia była halabarda Bertranda, spowodowało, iż nie zauważył on Lugolasa od razu.
- Ciekawe. Mruknął, oglądając but.
- Mamy teraz dwie opcje wracamy i czekamy na świt, gdy będziemy mogli prosić naszych bogów, o nowe czary Dolonem. Idziemy dalej by odkryć miejsce dokąd doprowadzą nas po tropie psy. Jeśli jakaś byłaby to jaskinia, domostwo, to wracamy nie wchodząc by się przygotować.
- Zdecydowanie lepiej było by przygotować się na ewentualność wszelaką. - ochoczo poparł pomysł powrotu Lugolas.
- Trop jest bardzo świeży to też chyba lepiej byłoby przygotować się do ewentualnego starcia. Modlitwy nie powinny zająć wiele czasu, a jakieś szybkie śniadanie można zawsze zjeść po drodze. - poparł tę propozycję Dolon.
- Przejdźmy zatem jeszcze kawałek by wyjść tropem za wioskę, potem będzie łatwiej psom ponownie podjąć bo mieszkańcy nie zadeptają. - stwierdził kapłan Lathandera.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 15-08-2017 o 13:47.
Cedryk jest offline  
Stary 03-09-2017, 19:06   #28
 
Gienkoslav's Avatar
 
Reputacja: 1 Gienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputację
- Przejdźmy zatem jeszcze kawałek by wyjść tropem za wioskę, potem będzie łatwiej psom ponownie podjąć bo mieszkańcy nie zadeptają. - stwierdził kapłan Lathandera.

_____Lugolas wydawał się mieć opory, ale w zasadzie niedługo świtało więc wszelkie nocne strachy odchodziły do lamusa. Panna zaklinaczka wzruszywszy ramionami oddała przewodnictwo gorliwemu wyznawcy Lathandera. Idąc za przykładem „lidera” grupka podążyła świeżym tropem. Musieli trochę się wspiąć na zbocze po jednej stronie dolinki, a potem przejść jeszcze trochę w dość sporych zaspach. Gdy dotarli na odsłonięty z powodu podgrzanej ziemi plac, a ku ich oczom ukazały się parujące stawy hodowlane, trop jakby się rozdzielał. A raczej tak wskazywały wyczulone nosy psów tropiących. Właściciele czworonogów stwierdziwszy, że nie ma sensu rozdzielać się bądź brnąć dalej bez przygotowania wrócili do miejsca w którym nadal leżał rozszarpany młodzieniec. Odczekawszy chwilę cała czwórka bohaterów miała okazje pomóc Godwinowi i kilku mieszkańcom wioski zabrać zwłoki do kaplicy w której na poranne modły wzywał Otchen. Kaplica była w połowie drewniana w połowie kamienna. Do poziomu okien ociosany, nieobrobiony kamień zręcznie wpasowywał się do siebie, minimalizując potrzebę użycia zaprawy. Dach, okna i drzwi, a także mała dzwonnica były drewniane. Na zewnętrznym wiązarze wywieszono białą wstęgę na znak żałoby. Kilka płaczących kobiet zajęło się przygotowywaniem zmarłego gdy został położony na jednej z drewnianych ław specjalnie do tego przygotowanych.

_____Po tej pomocy cała czwórka oraz psiaki wróciła do świetlicy, zastając Beę oraz kilka dzieciaków śpiewających pochwalne pieśni dodające otuchy. Delikatne i spokojne dźwięki cytry wypełniały pomieszczenie. Jej grze przysłuchiwały się również trzy matki, które wolały dla bezpieczeństwa zostać ze swoimi pociechami. Wróciwszy do świetlicy olbrzymi kapłan Lathandera spostrzegł, iż Bea przygotowała już skrzynię ołtarzową przekształcając ja w podróżny ołtarz. Ołtarz ustawiła na ławie pod oknem na wschodniej ścianie świetlicy. Otwarła też drewniane okiennice zabezpieczające na noc okno, tak by świtało mogło wpadać do świetlicy. W górnej cześć skrzyni, teraz uniesionej pionowo znajdowały się dwa lichtarze z osadzonymi świecami pomiędzy nimi mieścił się intarsjowany kolorowymi kamiennymi płytkami symbol Lathandera. Na dolnej części skrzyni stojącej poziomo na specjalnych montowych nóżkach, nakrytej ołtarzowym obrusem stał kielich o ściankach po części uczynionych z grubego przejrzystego szkła. Obok niego leżał brewiarz z wytłoczonym na skórzanej okładce symbolem Pan Poranku. Przed ołtarzem stał żarnik w którym żarzyły się delikatnie węgielki oraz kadzidło.

_____Bea zaś siedziała w pobliżu ołtarza na niewielkiej ławie przed sobą miał ustawioną cytrę Bertranda na której przegrywała do opowiadanej alegorycznej przypowieści.
https://www.youtube.com/watch?v=5TSQ...TSQnFuniek#t=1
Przed nią siedział zasłuchana dzieciarnia z wioski. Dziewczyna widząc, że jej opiekun i reszta towarzyszy wrócili, zakończyła grę i pozwoliła młodzikom wrócić do swych domowych obowiązków.

– Znaleźliśmy miejsce gdzie tropy się rozwidlają - zrelacjonował Bertrand jednocześnie szykował się do odprawienia rytuałów mających obdarzyć go mocą swojego duchowego patrona.

_____Podobną ceremonię, w odpowiednio prywatnym oddaleniu, przygotowywał Dolon. Co prawda do pełnego świtu jeszcze trochę czasu zostało, ale wszystko mogło być już przygotowane. Ilaria oraz Lugolas zajęli się przeglądem swojego ekwipunku. Wszystkie przedmioty, mogące się przydać zostały odpowiednio przypiętei zabezpieczone na czas podróży. Po oporządzeniu nadszedł czas na jakieś śniadanie.
Bertrand z uśmiechem podszedł do kobiety, którą wójt wyznaczył do pomocy w bohaterskim obejściu.
- Gospodyni przygotujcie śniadanie dla mnie, dziewczynki, moich towarzyszy. Poproszę też kaszę z odpadkami mięsa dla psów. Podajcie też lepsze piwo z tych co piliśmy z wójtem. -
Potem usiadł oczekując na śniadanie, czekając też na odpowiedni czas by móc rozpocząć mszę.

Wszak zbiegowisko przy trupie uniemożliwiło nakarmienie żołądków. Swoją porcje energii dostały również czworonogi. Dyscyplina, jaką okazały przy karmieniu, świadczyła o idealnym wyszkoleniu. Żaden nie starał się być pierwszym, nie podjadał drugiemu tylko spokojnie czekał na swoją kolej. Bertrand schował but do worka i przypasał go sobie. Wiedział, że dzięki niemu będzie miał z czego podać psom zapach do tropienia.

_____W końcu nadszedł odpowiedni czas. Bertrand zapalił węgielkiem świece, po czym wrzucił go do kadzielnicy z niewielkiego woreczka nasypał szczyptę cennego kadzidła, zaraz po izbie rozszedł się zapach owoców cytrusowych. Bertrand okadził siebie, swoją akolitkę oraz ołtarz. Bertrand zatopił się w medytacji przysłuchując się „Mniejszej Pieśni Poranku”, którą dźwięcznym głosem śpiewała Bea.
https://www.youtube.com/watch?v=mxwtQp1RukI
Potem basowym głosem modlił się już do Latahandera, w czym żarliwie towarzyszyła mu Bea.
Modlitwy trwały już pół dzwonu, gdy ponownie okadził siebie, Beę i ołtarz. Bea ujęła w dłonie kielich wznosząc go w gorę wypowiedziała słowa modlitwy o stworzenie wody. W kielichu pojawiła się woda, nadmiar jej omył kielich i spłynęła na podłogę. Bertrand odebrał kielich od Bei uniósł kielich ku oknu.
- Lathanderze, Panie Poranku racz wejrzeć łaskawym okiem na swe wierne sługi. Wspomóż je w walce ze złem i w trudzie codziennym.
Na kielich padł jeden z pierwszych promieni słonecznych, zalśnił w wodzie znajdującej się w kielichu. Potem upił łyk dotkniętej światłem poranku wody, po czym podał Bei również wypiła łyk. Potem ruszył wśród dzieci i zgromadzonych podjąć każdemu, kto chciałby zaznać łaski Lathandera.

W tym czasie Bertrand szeptem nadal się modlił. Gdy już zakończyła odstawiła puchar na ołtarz podróżny, podniosła brewiarz i otworzywszy na dziejach świętych Latahandera zaczęła czytać jedną z przypowieści. Bertrand w tym czasie medytował przysłuchując się przypowieści i rozważając jej znaczenie. Dotyczyła oszustw zła nosiła też przewrotny tytuł „Nie wszystko złoto co się świeci”.
Jako, że Bea jak zwykle otwarła na chybił przypowieści Bertrand medytował czy nie jest to czasem znak od Pana Poranku.
Przypowieściowi zaintonował jeszcze modlitwy dziękczynne do Pana Poranku.
Na zakończeni zaintonował jeszcze z Beą wariację „Mniejszej Pieśni Poranku”.
https://www.youtube.com/watch?v=cud7I8o0Jns
Po uprzednim przygotowaniu i zjedzeniu posiłku, no i spełnieniu swych obowiązków kapłańskich wraz ze świtem, Bertrand i Dolon postanowili pójść przepytać kilka osób z wioski. Ilaria, w zasadzie nie mając lepszego pomysłu, dołączyła się do dwójki, a jak wiadomo, troje to już tłum.


_____Pierwszym na liście do odwiedzenia okazał się kowal. Krewniak cieśli zarówno pod względem rasowym, jak i powinowactwa prokreacyjno-małżeńskiego. Domostwo kowala, mieściło się niemal po przeciwnej stronie niż warsztat Everta. I tak, jak dom cieśli wpasowywał się w zbocze gdzieś na początku Starego Stawu, jeszcze przed starym ostrokołem, tak kuźnia zalewała swymi metalicznymi odgłosami tył wioski, za ostrokołem, dokładnie po przeciwnej stronie dolinki. Jako, że świtało i dzień dopiero się rozpoczynał w obejściu kowala panowała względna cisza. Jedynie co jakiś czas dało się słyszeć jakieś ciche uderzenie metalu o metal. Z komina kuźni nie unosił się żaden dym więc gospodarz jeszcze nie zaczął pracy. Gdy towarzysze zajrzeli do przydomowej pracowni, skąd rozchodziły się pojedyncze dźwięki kucia, spostrzegli przysadzistego krasnoluda. W zasadzie, już go widzieli, ale wtedy nie potrafili skojarzyć. Priorytetem stał się bowiem rozszarpany przez potwory młodzik.

_____Dziadek, bo tak można było nazwać tego wiekowego krasnoluda, nosił dziwne, ochronne okulary na czole, miał zroszone barwą młodości włosy, a w ustach trzymał nie do końca zapalone cygaro. Spojrzawszy na przybyłych ujawnił bielmo pokrywające prawą gałkę oczną. Wyciągnąwszy cygaro z ust, odcharknął, splunął i przedstawił się
-FRETUS, KOWAL – jego głos był na tyle donośny, że odnosiło się wrażenie jakby właściciel krzyczał. - W czym pomóc? - dodał jakby ciszej, świadom swoich wokalnych zdolności.
Inicjatywę detektywistyczną przejął nie kto inny jak Bertrand. Reszta wspólpodróżników, odnosiła wrażenie, że gdyby mógł, przepytał by szczegółowo każdą osobę z wioski, co zajęłoby dobre trzy dni i pewnie skończyło dodatkowymi trupami.
- Czy potraficie wykonać takie części?
Po czym pokazał mu szkic uczyniony przez Lugolasa. Fretus spojrzał na dziwne bazgroły podrapał się chwile po łysawej głowie, splunął i odparł – Niejasne to to. Z trzy, może pięć dekadni by mi to zajęło. [/i]
Dostawszy inforacje Bertrand pokiwał głową i zadał kolejne pytanie świdrujące jego korę mózgową.
- Wasz kuzyn wspomniał iż możecie dać nam paści metalowe do walki z nieumarłym by zapewnić spokój wiecznego spoczynku jego matce.
- Ano mogę. Tylko że ledwo 4 na tą chwilę. Pozostałe wykupili ode mnie bracia co na niedźwiedzie poleźli polować. Żadnego żem tu nie widział od 20 lat ale sie upartli to i poleźli. - Fretus wzruszył ramionami – Ale mogie wam dorobić kolejne 4 na jutro jeśli chceta.
– Te muszą wystarczyć. a co wy myślicie na temat tego potwora macie może jakieś podejrzenia? – Bertrand zadał kolejne pytanie. Reszta towarzyszy jakośnie kwapiła się na pogaduchy. Woleli pozostawić przesłuchanie kapłanowi. W sumie nie dziwota, widzac przed sobą dwa metry okute blachą, umykała gdzieś myśl o braku współpracy.
– Eeee, poczwara to poczwara. Na moje dokopali sie gdzieś w tych sztolniach i co po prostu z podziemi wylezło. I tylko biednych uszatych oskarżają. Zwłaszcza ten Costick. Ten to tylko brednie o dendrofila… to jest elfach, rozpowiada. A no i pogadajcie z krubasem. On to sztolnie ma i zarabia i pono potwora widział. Ale teraz to wszyscy gdzieś mary i boginy widzo.
– A nie byłoby kłopotem jeśli wpadłbym z moją uczennicą szlifować swe umiejętności kowalskie? Może miałbyś dla nas kilka wskazówek jak polepszyć nasz warsztat. Hm? – zpaytał Bertrand
- Niii, nie będzie kłopotu. Póki mi pod giry pchać sie nie będziecie to możecie tu majsterkować. Ale materiały za odpłatą. Chyba że mota własne na stanie.

_____Po otrzymaniu stosownych odpowiedzi, i wskazówki jak dotrzeć do Varrina, co w zasadzie nie było trudne, trójka towarzyszy udała się do bogacza i właściciela kopalń. Jego dom był dość ciekawy. W odróżnieniu od innych, miał rozmiary sporego zajazdu. Miał aż 3 piętra, rozmiarowo nieco większy niż świetlica i dom Godwina a do tego wyraźnie sprowadzane i zdobione kolorowym szkłem okna. Ramy były z jakiegoś nietutejszego bardzo jasnego drewna.
Jego właściciel siedział na ławeczce przed budynkiem, z przejęciem mówiąc coś do chcących go słuchać.
Był typowym kupcem, który się dorobił fortuny. Nieco grubawy, z płaszczem wysokiej jakości i wszelkimi ozdobami podkreślającymi jego statut.


Oczywiście, gdy tylko grupa rządna nowej wiedzy zbliżyła się do Varrina. Jak to było w przypadku Fretusa, znów rolę detektywa przejął Lathanderowiec.
- Podobno widział pan potwora jak możecie go opisać? -
Grubas ochoczo opowiedział im jak i kiedy widział grasujące w okolicy monstrum.
– Przechadzał się żem wieczorową porą ot nie dalej jak przed dwoma dniami. Wędrowałem od sztolni, bo należy dbać o interesy i własnoręcznie doglądać prac. Wszak od ziemi ciepło bije w tej okolicy to sztolnie niemal cały rok pracują. No i idę obok stawów, bo przecież niestraszne mi żadne mary i ogniki. Stąpam odważnie na takiej wąskiej kładce między jednym stawem a drugim.
No i patrze, a tu potwór stoi pośrodku i strzyże uszami jak rogi długimi. Mgła zalegała zdeńka tom nie widział dokładnie, ale nim mi strach zmroził członki, odgoniłem go i jąłem przeganiać odważnie tą poczwarę. „ Uciekaj wywłoko!”
Tak jej mówie
„ Bo cie potopie i za pokarm dla rybek posłużysz!” Tak tak, tak odważnie i głośno i jeszce jej pięścią pogroziłem. Widać życie jej było miłe bo zaczeła uciekać.
Ale pożądnie się żem jej przyjrzał. Chudzina taka żę jakby witka na wietrze łamliwa. Z pazurami takimi czerwonymi, a skóra taka brzydka że niemal kości widać. No i miała takie zębiska i ślina taka zielona kapała z gęby jej. I jeszcze te skrzydła! Miała takie diabelskie i w ogóle. A jak uciekała to skomlała jak potępieniec. „I żebym więcej cie nie widział!” Rzucam jej jeszcze i kamieniem za ciskam. I znikła. -

Bertrand słuchał z przejęciem. Niestety. Jego całkowite zaangażowanie w szukanie poszlak, poskutkowało naiwnym stosunkiem do wszelkiej informacji, która może się przydać. Dlatego uwierzył, w odróżnieniu od Ilarii i stojącego z zaklinaczką Dolona, w ociekającą łgarstwem historię. Na sam koniec, Varrin dodał jeszcze by zasięgnęlii rady u niejakiego Costicka, który „jest mężem uczonym i zna się na wszelakich sztukach mroku”.
- A jak mogę złapać tych co poszli polować na niedźwiedzia? – Bertrandowi przypomnieli się bracia, do których najwyraźniej również miał kilka pytań.
– A oni. Mieszkają o tam – Varrin wskazał dom z którego unosiła się bardzo cienka smużka dymu. Jakby dopiero co podjęto próbę rozpalenia paleniska.

_____Podziękowawszy, Grupa udała się w kolejne miejsce przygotowując się na przesłuchanie.
A raczej przygotowywał się Bertrand. Dolon cierpliwie czekał aż zajmąsię najistotniejszą według niego sprawą, czyli pogorzeliskiem, jednak z grzeczności wolał się nie wtrącać w zamysły „kolegi po fachu”.
Ilaria natomiast złapała się na tym, że Bertrand zadaje podobne pytania, które jej chodziły po głowie, więc postanowiła nadal milczeć, a tylko zbierać to co żelazny mąż wyciągnie z ust miejscowych.

Do domu myśliwych dotarli po dłuższej niż się spodziewli chwili. Wszystko za sprawą krętej ścieżki na zbocze, na którym owy dom się mieścił. Przed domem, oprawianiem skóry zajmował się jeden z braci.

Drugi, nieco dalej ćwiczył celność na słomiano-drewnianej tarczy, na której wymalowano wizerunki małych ptaków. Ilaria mogła stwierdzić że miały rozmiar kolibrów, które spotykała w niektórych ogrodach swojej ojczyzny.

Trzeciego z braci nie było widać przez chwilę. Najprawdopodobniej on zajmował się paleniskiem.
Lathanderowiec zapytał pierwszego z nich w trakcie gdy łucznik wyciągał spokojnie strzały z tarczy z zamiarem podejścia do gości.

- Jak myślicie co mogło zaatakować zwierzęta i ludzi w wiosce? – Zadał pytanie na tyle głośno by podchodzący myśliwy również je usłyszał.
- Pono potwór co wylazł na zawołanie elfich sztuk. A tak przynajmien rozpowiada Costick. Ja tam uważam że to jakiś krewny niedźwiedzi. Może troche z magyją ma do czynienia. Ta krowa co ją rozszarpało i leży teraz na polach przy stawie. Nikt jej nie ruszył. Ale to wyglądało na robote zwierza jakiego.
- Czy widzieliście tropy jakiś dzikich zwierząt w wiosce lub przy ciałach? – Zadał kolejne pytanie Bertrand
-Niii. - – odpowiedział drugi z braci - – Zyzio myśli że wszystko to robota zwierza. A ja wam mówie, to nie zwierze. One sie nas boją i nie podchodzo pode wioske. Nawet zimą. Chyba, żeby je co kierowało. Słyszałem że tam na południu to są tacy co napuszczają zwierzeta na wioski. Pono duidzi sie nazywajo, ale robią tak tylko gdy coś zaburza równowage w naturze. Czy jakoś tak -
- A czy są tu w pobliżu jakieś groty w których potwór mógłby się ukryć? [/i] – dodał kapłan chociaż już w sumie domyślał się jaka może być odpowiedź.
– Niii. We wiosce grot ni ma. Albo za wysoko i jeno ptaki i latajonce stwory tam docierajo. Chociaż Hyzio mówił że są tunele pod wiochą które aż do samego szczytu mogą doprowadzić. Ja mu tam nie wierze bo to troche bajkopisarz. Ale najbliżej wiochy to sztolnie. Ale tam zwierzęta nie łażo. Za dużo pułapek tam rozłożone i za mocno czuć ludźmi.

W czasie gdy mysliwi zaczeli nieco kłócić się w związku z różnymi pomysłami i teoriami, z drzwi domostwa wyszedł trzeci z braci.

Jednocześnie, Bertrand wykonał cichą modlitwę do swego bóstwa i ukradkiem gestykulował rzucając kapłańskie zaklęcie. Nie wykrył jednak by którykolwiek z braci miał podły charakter. Wydawali się raczej dobrzy.



* * * * *


_____W tym czasie, Lugolas, jako jedyny przedstawiciel spiczastouchych, po uprzednim rozeznaniu się w lokalizacji, podążył na spotkanie elfiej rodzinie, mającej swe domostwo tuż przy obrzeżach wioski. Zbieżność ras zobowiązywała, a sam „złota rączka” miał kilka interesujących pytań do jedynej (aktualnie) elfiej rodziny w Starym Stawie. Ich dom mieścił się niedaleko sztolni, w zasadzie pomiędzy stawami a sztolniami, jeszcze w obrysie brzeżnych domów, ale już całkiem przy granicy zabudowań. Toporne drewno północy, zapewne dzieło samego cieśli, przekształcone zostało z pomocą magii druidycznej, w zawile zdobioną i smukłą roślinę.

Wprawne oko elfa,dostrzegało drobne listowie brunatnej barwy, porastający większość belek porost, a także brak jakichkolwiek metalowych łączeń między elementami konstrukcji. Jakby budowniczy parał się druidyzmem.
 
Gienkoslav jest offline  
Stary 10-09-2017, 17:24   #29
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Dolon podczas drogi do świetlicy był nieobecny. Głowę zaprzątały mu pytania dotyczące tożsamości grasującego monstrum, jak i pewnego rodzaju wyrzuty sumienia, być może wręcz zarzuty wobec siebie samego za to, że nie zrobił czegoś więcej, by nie dopuścić do tego co się stało. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że tak nie było, że zrobił co był w stanie, lecz cichutki głos w jego głowie nie pozwalał o tym zapomnieć.

Nim się zorientował byli już w izbie, a Bertrand z Beą szykowali się do modłów. Z zaciekawieniem obserwował to jak obchodzą się z prowizorycznym ołtarzem, kielichem oraz całą resztą. W pewnym sensie było to piękne, aczkolwiek nasuwała mu się również myśl, że duża część z tego była pustą otoczką. Zapewne tak nie było, lecz dla niego, przywykłego do skromnych obrządków wydawało się to sztuczne i przesadzone. W końcu zakończył przygotowywać sobie miejsce i pogrążył się w cichych modłach.

Pierwsza z modlitw miała wielce poważny charakter, niosła w sobie pokorę oraz podziękę. Ci, którym dane było poznać język niziołków mogli wyrozumieć, iż mówiła ona o powinności stojącej przed Tym, Który Musi Istnieć. O jego nieprzerwanej straży nad duszami odchodzących ze świata materialnego. Wreszcie dziękująca mu za wszystko co czyni, a także prosząca o siłę, by swe obowiązki wykonywać z równą gorliwością.

Następna była o wiele weselsza, lecz poprzedzała ją chwila ciszy, by dać swej poprzedniczce wybrzmieć. Dopiero wówczas rozpoczął się zaśpiew mówiący o radości z faktu kontynuowanego życia, o darach ziemi pozwalającymi je kontynuować, a także spokoju tych, którzy byli bezpieczni w zaświatach.

Ostatnia była natomiast błagalna, pełna pokory oraz siły. Dolon prosił w niej o wstawiennictwo, o łaski dla siebie i innych, o siłę, by powstrzymać tych, którzy kalają świętość śmierci, pochówku, bądź drwią z zakończonego żywota. Prosił o łaskę dla tych, którzy mieli być złożeni tego dnia, a ich dusze by odnalazły bezpieczną drogę do życia po życiu.

Na koniec otworzył oczy i spojrzał na położony przed sobą symbol swego boga. Wizerunek psiej głowy był cały pokryty pyłem, który nie wiadomo było skąd się tam wziął. Ponury strażnik nie tknął go jednak, a wypowiedział dziękczynną inkantację i skłonił się przed nim. Kiedy znów otworzył oczy pył spadł z symbolu gromadząc się na jego obrzeżach. Kiedy go podniósł pył zachował swój kształt, by po chwili się rozwiać.

***

Dolon powoli zaczął już odczuwać znużenie bezowocnymi przesłuchaniami Bertranda. Korzystając z chwili zagadnął go:
-To nic nie daje. Trzeba nam udać się do Costika, albo i ruszyć wreszcie na pogorzelisko. Nie można z tym dłużej zwlekać. Jak na razie straciliśmy tylko czas, a nie dowiedzieliśmy się niczego nowego.*
 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 05-10-2017 o 14:14.
Zormar jest offline  
Stary 10-09-2017, 18:58   #30
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Z początku Bertrand dał się zwieść gładkim słowom kupca. W miarę jednak jak oddalali się od okazałego domu „grubasa”, intensywnie myślał by kolejnymi hipotezami nie gmatwa sprawy. Przecież nie było możliwe by ta galareta, przewędziła erynie lub sukkuba. Toż Bertrand z pewnością podniósł by tego kupca ponad głowę a ten nic nie byłby w stanie zrobić. Z erynią nie miałby on najmniejszych szans, zaś sukkuby są bardziej wyrafinowane.

Wyrwany z zadumy pokręcił tylko głową. Zamyślony poklepał głowę siedzącej przy nogach Samum
- Dolonie, a czegóż to się możemy dowiedzieć od elfofoba. Zapewne, że wszystko jest to winą elfów. Mam też podejrzenie, iż to Costik lub jego zwolennicy spalili dom elfów i ich zamordowali. Obejrzyjmy lepiej krowę czy ma identyczne ślady jak miał nieszczęśnik z dzisiejszej nocy. Potem pogadajmy z właścicielem jej. Na koniec zostawmy sobie spenetrowanie pogorzeliska, tym bardziej, że przed tym warto by było by jakąś skrzynkę na kości od cieśli pożyczyć.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172