Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-12-2017, 14:26   #11
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Korytarz stawał się coraz mniej naturalny, a coraz bardziej wyrównany, zapowiadając Glimmerfell. W końcu wyprostował się i poszerzył, a wy stanęliście w miejscu, w którym niegdyś ogromne, okute metalem kamienne wrota strzegły dostępu do małej ojczyzny svirfnebli. Ogromne, okute metalem i z kamienia, a jednak zaokrąglone, gładkie i zgrabnie zakrzywione, były odmienne od tych strzegących miast khazadrugarów, pełnych ostrych kątów. Z najwyższą ostrożnością minęliście całkowicie zalaną strażnicę i wkroczyliście do miasta.


Przystosowane do pierwotnych kształtów kompleksu, wiecznie otwarte domy svirfnebli sprawiały wrażenie opuszczonych i zatopionych, zrujnowanych katastrofą, nie wojną. Otwartość, ogólne pojęcie domu, jakby cały kompleks za ogromnymi kamienno-metalowymi wrotami był jednolitą strukturą, wspólną osłoną przed wiecznie obecnymi niebezpieczeństwami Podmroku kontrastował z tym, co dotychczas znała Shillen, wychowana w Ylesh Nahei złożonym z szeregu poszczególnych rodzinnych domów, z których każdy był zamkniętą, niedostępną dla sąsiadów fortecą. Trzy dominujące miejską scenerię wieżowate budowle w centrum miasta przetrwały powódź niezatopione, czego nie można było powiedzieć o pozostałych budynkach i domostwach.

Na placu przed wami zauważyliście dużą tratwę, w obecnej sytuacji już bezużyteczną. Nie zwróciłaby waszej uwagi, gdyby nie ten szczegół, że zdawała się pulsować, co jakiś czas delikatnie podskakiwać. Nieopodal wielka jak ogr dwunożna żaba siedziała w pozycji myśliciela, zasłaniając błoniastym odnóżem marret, świecący kamień. Pilnowała tej tratwy. W łapach trzymała długą tyczkę przewoźnika, którą grzebała bezcelowo w błocie. Stworzenie wydawało się być pozbawione sensu. Uśmiechnęło się do was, lecz był to uśmiech pełen pesymizmu.

- Już mnie nie będziecie potrzebować. Szkoda, popływałbym - żółtoskóry żabolud odezwał się w nieznanym, bełkotliwym języku, który ku waszemu zaskoczeniu były w stanie zrozumieć jedynie umysły Anlafa i Rashada. Katonowi trudno było podzielić uwagę między próbę zrozumienia języka przedziwnej istoty a prześladujące go pikanie, które nieznacznie się nasiliło. - Mówią na mnie Fozdollo, a na was?

Druid stał przez chwilę jak wryty zanim zdobył się na wypowiedzenie jakichkolwiek słów. Już nietypowe zachowanie czarodzieja wydawało mu się co najmniej niepokojące. Fakt, że rozumiał język, którego nie powinien znać i to, że zna go również Rashad tym bardziej zbił go z tropu. -Ffoo… Fozdollo? Ja jestem Anlaf - odparł zerkając to na elfa to na stojącego obok Rashada, który najwyraźniej był niemniej zaskoczony.

- Flaan brzmiałoby lepiej - powiedział znudzony, wbijając tyczkę w błoto. - Prawie jak slaad.

- Haha! Ano całkiem niezłe imię! - Uśmiechnął się druid. - Paru moich przyjaciół długo nazywało to miejsce domem, ale musieli je opuścić. Może chciałbyś nam opowiedzieć jak się tu teraz sprawy mają?

- Nie wszyscy je opuścili. Ich się lepiej spytajcie. Ja tu tylko pływam. Pływałem, to lepsze słowo.

Noriflist zaczął ciągnąć Anlafa za rękaw. Chciał mu coś powiedzieć na osobności. Fozdollo popatrzył na was obojętnym, zimnym spojrzeniem.

Shillen obserwowała z ciekawością opuszczone domy gnomów, zastanawiając się przy tym jak to miasto funkcjonowało. To, że mieszkańcy spali przy “otwartych drzwiach”, nie bojąc się o jakąkolwiek kradzież czy napaść wydawało się dla niej nierealne. Chwilę później zwróciła jednak uwagę na dziwną żabę, która rozmawiała z Anlafem. - Czy mnie się wydaje czy on rozumie, co to coś gada? - spytała szeptem resztę, obserwując tę sytuację z niekrytym zdziwieniem.

- Ostrożnie Anlafie. Z czymkolwiek rozmawiasz, nie jest z naszego świata - Katon popatrzył na tratwę przypominając sobie jedną z pierwszych rymowanek Noriflista. “Oto i czart, a tam pewnie jest tratwa z gnomich trupów” zerknął Katon na podskakującą tratwę.

Żabolud obdarzył Katona pozbawionym emocji spojrzeniem i parsknął gniewnie. Nie wiedzieliście, czy rozumie język powszechny, ale byliście pewni, że odebrał słowa elfa jako obrazę.

Rashad rozglądał się z ciekawością, przyglądając się nieznanej architekturze. Przyjemność zwiedzania psuła mu jednak świadomość, że utracił Amirę, pocieszał się że skoro raz już razem powrócili zza grobu, to może ją jeszcze odnajdzie. Niepokoiło go co powiedział Jitka zanim ich zaatakował, jego słowa sugerowały, że miał zamiar zmienić swoje ofiary w ghule…

Na widok dziwnego żabiego stwora wyrwał się z melancholijnego nastroju i cofnął się do tyłu, po ostatnich doświadczeniach nie ufał żadnym spotykanym w tym mrocznym podświecie bytom.

- Fozdollo? Jam jest Rashad. Mieszkałeś w tym mieście zanim zostało zalane? - Zapytał się nieufnie choć jak zawsze z zachowaniem manier, gotów do wyciągnięcia rapiera gdyby istota zaczęła zachowywać się agresywnie.

Katon odsunął się nieco od wielkiej żaby, zdjął z pleców niesioną skrzynię z gnomimi zabawkami i usiadł na jej wieku, obserwując spokojnie sytuację i prowadzony z nieznaną istotą dialog.

- Pewnie, że mieszkał! - wybuchnął zirytowany Warbel, patrząc na Rashada jak na kretyna. - Za młodu razem graliśmy w bazyliszka, później razem chodziliśmy na patrole... Kopę lat Fozdollo! Bogowie, co za kawał! - gnom postawił skrzynię i uniósł kuszę do strzału, bliski tego, by bez ostrzeżenia przeszyć stworzenie strzałą. Pozostali magiczni rycerze poszli w ślad za nim.

- Co macie w tych kufrach? - spytał się zaniepokojony gnomami Fozdollo. - Mam ukryte monety i kosztowności. Możemy się wymienić, tylko uspokójcie swoich kompanów.

Gadająca, a właściwie bulgocząca żaba... Podmrok wciąż nie przestawał go zaskakiwać. Eol miał przeczucie - a może i nadzieję - że gnomie miasto będzie wypełnione ożywionymi trupami, z którymi łatwo rozmawia się za pomocą miecza i magii i nie wymaga to koronkowej dyplomacji. Tymczasem opustoszałe Glimmerfell, zajęte przez samotnego, dziwnego stwora (do którego smokowiec odczuwał jakąś instynktowną niechęć) było kolejną dziwną i pokręconą (oraz na pewno śmiertelną) zagadką, jaką napotkali na swojej drodze. Głowy czarodziejów już nad nią się łamały, ale prosta żołnierska dusza Eola nie miałaby nic przeciwko rozwiązywaniu problemów bardziej za pomocą brutalnej siły, niż intelektualnych łamańców. Ostatnie wydarzenia dowiodły, że i tak, i tak kończyło się to jatką. Etap rozmów można by więc zacząć od razu omijać, przechodząc do tego drugiego...

- Miejsce uszy i oczy otwarte. Nie chcę wierzyć, że jest tu sam - pouczył gnomy szeptem. Mnóstwo piętrzących się budynków, okien, wykuszy, balkonów i skomplikowanych przejść stwarzało idealne warunki do zastawiania pułapki, dlatego też sam oglądał się wokoło, wodząc dookoła kuszą. Pociągnął też nosem, starając się wywąchać w okolicy nieumarłych. To, że w zatopionym mieście nie snuły się ożywione zwłoki martwych gnomów, wydawało mu się nad wyraz podejrzane w świetle tego, co słyszał i widział dotychczas. Choć może żabolud je wszystkie pożarł...

Tratwa zatrzęsła się, zadrżała, podskoczyła. Stanęliście jak wryci, spoglądając na pełznącą, czołgającą się w waszą stronę masę gumowatego, nabrzmiałego od wody cielska, które kiedyś musiało być svirfneblinem. Pozbawiony nóg opuchnięty korpus drżał jak galareta z każdym ruchem. Wykrzywiona twarz jęczała z bólu, rozpaczy i obłąkania. Fozdollo przygniótł głowę próbującego uciec trupa błoniastym odnóżem, przecinając hałas jak nożem. Przełknął ślinę, zaciskając nerwowo łapy na tyczce, jedynej, mizernej broni, jaką posiadał. Eol wyczuł smród i ziąb czarnych otchłani. To czart! I dwa tuziny gnomów, które nie zaznały wiecznego odpoczynku!

Rahnulf obrócił raptownie głowę i zastygł w całkowitym bezruchu, z podniesioną łapą, gotowy do skoku. Czyżbyście zostali otoczeni?

Katon uważnie obserwował reakcję żabopodobnej istoty. Tym bardziej, że Rashad kontynuował dialog, i elf szybko wyczuł okazję do zbadania sposobu myślenia tego przedziwnego stwora.

Język ciała czarta był zjawiskiem tak obcym i nowym dla Katona, że nie był w stanie wydedukować cokolwiek z zachowania Fozdollo.

- Myślisz że kilka przemoczonych gnomich trupów napawa nas lękiem? Walczyłem z o wiele gorszymi stworami w planarnych krainach, na planach Wody i Ognia, i na arenie Mosiężnego Miasta. Stałem przed obliczem władcy demonów Mechuitiego. - Rashad zaśmiał się arogancko. - Mówisz że masz tu kosztowności, informacje też są dla nas cenne. Może moglibyśmy się porozumieć jak proponowałeś, jeżeli nie chcesz szybko i brutalnie wrócić do swojego świata.

- Niewiele mnie obchodzisz pierwszaku. Gadajcie lepiej, co macie w tych kufrach - warknął Fazdollo. - Może ubijemy jakiś interes.

- Eol kontroluj swój oddział! - zawołał do paladyna.

Kapitan nie cierpiał kiedy jego rywal wydawał mu rozkazy, ale to akurat nie był czas na to, żeby odgrywać urażoną dumę; niewłaściwa, nerwowa reakcja mogła kosztować ich sporo, bo skoro stwór siedział tak bezczelnie sam na widoku w tak niebezpiecznym miejscu, zapewne miał dość mocy, by pozwalać sobie na takie zachowanie bez większych konsekwencji.

- A ty kontroluj swój język. Skończysz jak Amira, pyskując beztrosko do potężniejszych od siebie bytów. - odwarknął wojownikowi półgębkiem. Ale gnomy zamierzał też zdyscyplinować.

Rashad rzucił bezczelnemu smokowcowi mordercze spojrzenie, zaciskając palce na rękojeści rapiera. Miał ochotę kogoś nim przeszyć, ale opanował gniew. Kilkakrotnie podczas podróży po Wyspie Grozy i Planie Ognia impulsywne reakcje powodowały zgubne rezultaty. Jeżeli miał nadzieję osiągnąć swoje cele, zemścić się na wrogach i odzyskać rodzinę, potrzebował sojuszników, a zarówno Eol jak i gnomy byli jednymi z niewielu, których miał.

- Spokój! - ryknął smokowiec na swój mały oddzialik - Łapy w gacie, jak nie potraficie trzymać palców na spuście. Nie dawać się sprowokować, kto strzeli bez rozkazu, osobiście mu łeb urwę. Przy samej rzyci! - zadeklarował, dając wyraźnie znać o swoim niezadowoleniu. Żaba najwidoczniej sprawdzała ich reakcje, a Eol nie zamierzał wdawać się w walkę z czymś, co ewidentnie było od nich silniejsze. Szczególnie że najwidoczniej istniały inne sposoby dogadania się z potworem... o ile nadęty Rashad był w ogóle w stanie je dostrzec.

Elfka zauważając dziwne zachowanie swojego wilka przestała zwracać uwagę na rozmawiającego z płazem Rashada i przykucnęła przy zwierzęciu - Co jest Rahn? Czujesz tam coś? - powiedziała, kładąc dłoń na łbie wilka i podążając wzrokiem w kierunku w którym patrzyło zwierzę.

Shillen nic nie widziała, ale węch Rahnulfa nie mógł się mylić. Coś się tam czaiło, zbyt blisko jak na jej gust.

- Mistrzu Sirronie, mistrzu Sirronie - zwrócił się Noriflist do Anlafa, już na osobności. Starał się pozostać niezauważony. - To... Ten czart zrobi nam to samo co gnomom.... Przetopi nas na smalec i sprzeda w słoikach trupojadom.

Shillen zaniepokojona tym co mógł wyczuć jej zwierzęcy towarzysz, postanowiła przekazać swoje obawy reszcie drużyny. Widząc jednak, że Rashad i druid dalej zajmują się rozmową z żabopodobnym stworem, a Eol ogarnia swój oddział, zwróciła się szeptem do Katona i Oscara, tak, aby stwór który, najwyraźniej rozumiał wszystko co mówią nie usłyszał jej głosu - Pssst… Katon, Skandi… Wydaje mi się, że Rahnulf wyczuł kogoś lub coś… o tam… - dyskretnie wskazała miejsce gdzie wbity był wzrok wilka.

- Rozstawmy się… z dala od tego stwora i tego czegoś, co czuje wilk… - mruknął czarodziej do Oskara i Shillen i zaczął powoli się cofać. Jednocześnie rzucił szybką wiadomość telepatyczną Anlafowi - cofnij się od stwora, coś tu nie gra - elf nie chciał ryzykować, a tym bardziej ufać żabiopodobnemu.

Kiedy Katon zaczął się cofać, Fozdollo spojrzał w kierunku, który przyciągnął uwagę Rahnulfa. Drugi żabolud wyszedł ze zrujnowanego domostwa, odgradzając wam drogę odwrotu.

- Myślałem, że porozmawiamy jak kwadrat z kwadratem, ale nasza pogawędka zaczyna powoli krwawić. To jak? W tych kuferkach macie jakieś mleczko, żarełko dla Fozdollo?

Mimo okropnego widoku druid starał się zachować zimną krew. - A pewnie, znajdzie się trochę gratów na wymianę! - zawołał rześko próbując rozładować atmosferę i dać reszcie towarzyszy czas na przemyślenie następnych posunięć - Myślę, że każdy chętnie pohandluje. - Po czym ściągnął powoli plecak odsuwając się nieznacznie i wyciągając z niego rzeźbę ślimaka - Kawał dobrej rzemieślniczej roboty. - Skomentował z uśmiechem. - Nasza kompania jest trochę nerwowa. Spotkało nas kilka nieprzewidzianych okoliczności po drodze tutaj, ale myślę, że możemy się dogadać i wszyscy skorzystać na tym spotkaniu.

- Chcę to zobaczyć z bliska.

Fozdollo położył tyczkę i wstał z kamienia. Własnymi rękoma oderwał z tratwy jednego z gnomich trupów i postawił na nogi jak kukłę. - Przynieś - rozkazał mu, wskazując przedmiot, który Anlaf trzymał w ręku. Bezwolny svirfneblin ruszył chwiejnym krokiem w stronę druida.

- Wolnego - Katon podniósł głos. - Anlaf, przekaż mu, że nie kupujemy kota w worku. Niech pokaże co ma na wymianę. Ten drugi co wylazł może przynieść - Katon pokazał głową drugiego żaboluda, który dopiero co się pokazał.

Anlaf kiwnął głową w stronę Katona po czym zwrócił się do Fozdollo. - Mojego przyjaciela trochę niepokoi, że twój pobratymiec tak skrada się za naszymi plecami. Zgodzisz się ze mną nie sprzyja to handlowaniu? Może też chciałby dobić z nami targu? Przedstawisz nas sobie? - druid ścisnął rzeźbę w dłoni unosząc ją nieznacznie, po czym spojrzał na gnomiego martwiaka - może macie tu jeszcze jakichś żywych? Dla nas byliby bardzo użyteczni. Co powiesz na taką wymianę?

- Frellup - przedstawił się zdawkowo drugi.

- Jak to coś w twojej łapie jest z wysokiej półki, mogę was zaprowadzić w dobre sąsiedztwo, ale pod jednym warunkiem... To dziwne jajo - Fozdollo wskazał strachliwie na Noriflista - nie będzie nam towarzyszyć. Niech idzie w labirynty - warknął. Wyglądał jakby bardziej obawiał się zmutowanego, obłąkanego czarodzieja niż nawet armii wojowników.

- On? - Rzekł ze zdziwieniem druid po czym uśmiechnął się spokojnie - Mój przyjaciel jest niegroźny. Zalazł za skórę pewnemu magowi i ten obłożył go klątwą. Jest teraz jak dziecko we mgle, ale muszę mu pomóc. Pozwólcie mu z nami iść. Nie chcę, żeby się tu zgubił. Sam jest bezradny. - Anlaf poderwał wskazujący palec ku górze jakby coś sobie przypomniał - Właśnie! jeżeli macie też jakieś trunki na wymianę to z radością kupimy od was kilka butelek.

- Klątwa czarodzieja? Sladzia baśń! - rzucił zdenerwowany. - Nawet za labirynty nie pójdzie z nami. Niech ktoś z nim zostanie.

- Ech, dobrze. - westchnął druid - Ktoś jeszcze chciałby wymienić jakieś kosztowności? - Zawołał do reszty kompanii.

- Najpierw niech powie kim jest i co tu robi. Nie ufam mu i prędzej przypalę któremuś jego żółte dupsko tajemnym ogniem niż pójdę nie wiadomo gdzie. Powiedz, że trzymam stopę na kufrze pełnym skarbów i z chęcią je oddam, pod warunkiem, że zobaczę podobną skrzynkę pod jego stopą. Zaczekam cierpliwie, jeśli musi po nią pobiec - Elf nie zamierzał łazić po całym mieście w towarzystwie czarta. Czuł przez skórę, że ten układ ma pewien haczyk, a istota może ich podstępem wieść prosto w ustawioną pułapkę. Jednym, płynnym ruchem i śpiewną sylabą uaktywnił zaklęcie światła na wieku skrzyni, aby stwór dojrzał ją lepiej w mroku i skrzyżował ręce na piersi.

Frellup cofnął się zgodnie z życzeniem druida. Fozdollo przyjrzał się przyniesionej przez gnomiego topielca rzeźbie ślimaka, którą zdobyliście jako część daniny od wzgórzowych gigantów. Wyglądał na zainteresowanego.

- Dam dziewięć setek złotych monet z mojego skarbca za to cacko. Macie coś jeszcze? - opuchnięty “martratwiak” oddał własność Anlafowi. Hydroloth zawiesił wzrok na skrzyni rozświetlonej przez Katona.

Rashad stanął nieco z tyłu z ponurym obliczem, tak aby w miarę możliwości mieć oba czarty na oku.

- Możemy sprzedać pozostałe łupy od gigantów albo te nieporęczne skarby z sadzawki… ale nie ufam im, uważajmy na pułapki - szepnął do Anlafa.

- Skarby z Podmroku. Bardzo rzadkie wyroby porcelanowe - Katon pokazał rozświetloną skrzynię i kilka innych, niesionych przez gnomy - towaru na handel nam nie brakuje…

Rashad zimnym głosem przetłumaczył propozycję Katona.

Anlaf przytaknął głową Rashadowi po czym odwrócił się znów do czarta - Niech stracę, sprzedane. Więcej pożytku będę tu raczej miał ze złota niż z tej drogocennej figurki.

Fozdollo obdarzył porcelanowe lalki badawczym spojrzeniem. Wzdrygnęliście się na myśl, że czart mógł wiedzieć, skąd mieliście ten skarb. Oglądał łup i oglądał - zbyt długo. Nagle zrozumieliście, że koncentrował się na czymś innym. Porozumiewał się telepatycznie ze swoim kompanem, planując niespodziewany atak!


Kiedy pod ostatnimi ciosami Oskarowej broni żywiołak rozlał się w bezkształtną plamę brudnej wody, z północnego korytarza wynurzył się zakrwawiony i ubabrany błotem - ale żywy i radośnie szczerzący kły - Eol. Przed sobą niósł - niczym tarczę - obcięty łeb hydrolotha, z którego wciąż kapała woda i śluz. Gdzieś za plecami smokozrodzonego posypywał nieszczęsny gnom, z wysiłkiem ciągnąc zdekapitowane ciało. Kapitan rozejrzał się po pobojowisku, i widząc stojących na własnych nogach, zmęczonych ale triumfujących towarzyszy, ryknął gromko z głębi płuc:

- Zwycięstwo! Tak kończą wszyscy, którzy wyciągają swoje brudne łapy po coś, co nie należy do nich! - podniósł w górę łeb potwornej żaby i potrząsnął nim, jakby chciał się upewnić, że trup go słucha - W imieniu szlachetnego króla Ardina i ku chwale wielkiej Tiamat ogłaszam Glimmerfell wolne od obcej zarazy i przywrócone pod prawowite władanie gnomów! - obwieścił z prawdziwym żarem w głosie.

- Ech... nie… a zresztą… - Katon próbował oponować wiedząc jak wielką wartość przedstawiał sobą martwy demon. Jego ciało z reguły stworzone było z materii niespotykanej w rzeczywistym świecie i czarodziej zmarszczył się widząc, jak truchło przeciwnika zostało tak brutalnie zbeszczeszczone. “Przynajmniej mogę wyciąć mu nieco podrobów”, pomyślał i rozejrzał się wokół licząc czy wszyscy przeżyli starcie. Niestety jeden z krasnoludów padł, ale była to niewielka cena za pokonanie przeciwników, wzięcie brawurowo Glimmerfell. Co prawda w pewnym momencie czarodziej zwątpił, czy wróg ustąpi, kiedy powietrze aż trzeszczało od mrocznej magii hydrolothów, przenoszących się z miejsca na miejsce za pomocą magii, znikąd przywołujących wodne stwory, zsyłających najmroczniejsze cienie i widmo zguby na jego towarzyszy, którzy nie byli w stanie przeciwstawić się tym plugawym wypływom. On sam, zmęczony poprzednimi walkami, nie był w stanie w żaden sposób przerwać nawału zaklęć i nawet przemiana Anlafa we wielką małpę niewiele pomogła. Jednak przeważyli, powoli wycinając wrogów i jedynie cud sprawił, że stracili jedynie jednego krasnoluda. Nie należało więc sarkać na los, a za to należało wziąć się do roboty, powoli i metodycznie obrabiając truchło potwora.

Rashad podbiegł z powrotem do towarzyszy, akurat by zobaczyć jak żywiołak rozpada się w bezwładną masę wody pod ciosami Oscara, Shillen i gnomów. Kiedy pojawił się Eol dzierżący triumfalnie plugawy czarci łeb, nie mógł powstrzymać złowrogiego uśmiechu, chociaż żałował, że to on nie zadał ostateczny cios. Dali się zaskoczyć czartom, których magia zmusiła wojowników do odwrotu. Rashad, sam szkolony w mistycznej sztuce, starał się walczyć z przeszywającym go nadnaturalnym przerażeniem, jawiącym mu się pod postacią przemienionej w ohydnego ghula Amiry. Jednak jego własne ciało odmówiło mu posłuszeństwa i w upokarzający sposób upuścił swój wspaniały rapier, po czym rzucił się do panicznej ucieczki. Potem ten sam Fozdollo, który spętał jego ducha zaklęciem strachu, pochwycił go i zaczął pożerać żywcem. Viridistańczyk prawie już próbował płaszczyć się przed potworem, gotów nawet zdradzić gnomy by uratować życie, ale kiedy zobaczył biegnących mu na odsiecz magicznych rycerzy z Glimmerfell, z determinacją zacisnął zęby i wezwał swój rapier, który niczym przedłużenie jego ręki był zawsze blisko, zadając serię ciosów zaskoczonemu czartowi. Wykute dawno temu przez azerskich mistrzów w Wiecznej Kuźni ostrze wbijało się raz po raz w odporną na zwykłe ciosy oślizgłą skórę Fozdollo, który przeszywająco zaskrzeczał z bólu i nagle zniknął w magiczny sposób. Jednak mroczne zaklęcie wciąż trzymało ducha upadłego szlachcica w szponach grozy, musiał więc dalej uciekać, aż nagle poczuł że zaklęcie ustępuje. Prawdopodobnie to Eol go uwolnił, dobijając żabiego czarta.

- Gratuluję ubicia tej bestii, choć to chyba ciosy mojego rapiera zmusiły Fozdollo do ucieczki - skinął głową Eolowi podchodząc bliżej. Nie mógł pozwolić żeby ten arogancki smokowiec zbyt się panoszył, musiał jednak przyznać, że był on potężnym wojownikiem i razem mogli wiele osiągnąć. Gnomy też dobrze sobie radziły i nie oddały pola w obliczu piekielnych przeciwników i swoich własnych rodaków zamienionych w nieumarłych. Czuł wstyd, że tak łatwo był gotów ich zdradzić, przynajmniej nikt o tym nie wiedział i niech tak zostanie…

- Zaszczyt to walczyć u twego boku, rycerzu Tiamat jak i waszego, rycerze Glimmerfell. Oto odzyskaliśmy wasz dom i wywarliśmy pomstę na waszym wrogu! - Rozejrzał się dookoła. Zobaczył, że jeden z duergarów podchodzi do leżącego w błocie i krwi pobratymca i ponuro kręci głową.

- Musimy upewnić się, że nie ma tu więcej niespodzianek, Frellup chyba uciekł, z jego magią trudno go będzie ścigać, ale może nie zdążył swoich bogactw zabrać. A tego dzielnego khazadrugara trzeba pogrzebać, niech jego druhowie się tym zajmą. - Skłamałby mówiąc, że obchodził go los krasnoluda, nawet myliło mu się, który jest który z tej trójki, wyglądali prawie tak samo. To utrata Amiry była niepowetowaną stratą, odkąd stracił najbliższą rodzinę była dla niego jak siostra. Musiał spróbować odnaleźć przynajmniej jej ciało...

Drowka ciężko dysząc, zmęczona walką spoglądała w plamę wody która pozostała po żywiołaku. - Coś ostatnio spotykają nas mokre przygody Skandi - zwróciła wzrok w kierunku Oscara - Najpierw nurkowanie w lodowatej wodzie, a teraz to… na szczęście póki co wychodzimy z tego obronną ręką - zaśmiała się lekko, po czym wbiła wzrok w smokowca prężącego się z dumą nad głową hydrolotha. - Pewnie byłaby za niego niezła kasa… Gdyby był w całości, zmiennocieplny durniu - burknęła z wyrzutem w stronę Eola.

- Kasa sama się zjawi, kiedy zatkniemy ten łeb na kiju w środku miasta! - oświadczył Eol, niewątpliwie zadowolony z wrażenia, jakie wywołał - Jeśli rozejdzie się wieść, że oto zjawili się bohaterowie, którzy są w stanie zagrozić dominacji ghuli i ich plugawych popleczników, do Glimmer zaczną spływać wszyscy zniewoleni mieszkańcy podziemi. A wraz z nimi popłynie złoto szerokim strumieniem! - zapewnił z uśmiechem - Co tylko mi przypomina, że musimy dać znać szlachetnemu królowi, że nasze zadanie wykonane. I zastanowić się co następne... - zerknął na Katona i wyszczerzył kły - Nasz kontrakt się kończy, magu. Ale z chęcią go przedłużę, jeśli przewidujesz więcej podbojów i złota!

- Skoro tak twierdzisz… idż więc i go poinformuj… o zwycięstwie... - elf uśmiechnął się ironicznie. - Ja w tym czasie zwiedzę kolejne korytarze tego przedziwnego miejsca, w poszukiwaniu skarbów i pozostawionych tu łupów.

- Tak, tak… - Oscar machnął ręką w stronę drowki, chowając broń. - Eol, nadstaw mi tę krzywą mordę - krzyknął do smokowca. Pociągnął rękawy, splunął siarczyście w dłonie i biorąc przesadny zamach, uderzył pięścią w ścięty łeb demona. Czuł, jak z każdym jego ciosem uchodzi z niego po trochu złość. - Nikt... nie... będzie... mnie... zmuszał... do... ucieczki... ciulu… Uh, już, róbcie sobie teraz z nim co chcecie.

Shillen ze zdziwieniem patrzyła na niekontrolowaną furię Skandyka. - A ja myślałam, że to ja mam problemy z kontrolowaniem gniewu. Spokojniej bo wrzodów żołądka jeszcze dostaniesz, Skandi - spojrzała po reszcie towarzyszy. - Ta walka chyba nam wszystkim lekko zszargała nerwy. Może przed podjęciem wszelkich działań trochę wszyscy odpoczniemy?

Rashad z pewną pobłażliwością spojrzał na Oscara. Skandykowi wciąż brakowało samokontroli, choć był jednym z najlepszych szermierzy, jakich widział na oczy.

- Racja Shillen, na pewno odpoczynek nam się należy, jak upewnimy się, że w mieście nie ma już żadnych zagrożeń.

Oscar wskazał mokrym od śluzu palcem głowę potwora:

- Zginąłem już raz, walcząc ramię w ramię z tobą Rashadzie. Miałem znaleźć się w Valhalli, ale z niewiadomego nikomu powodu, jestem tu ponownie. I ten czort tutaj chciał wszystko spieprzyć! Gdybym zginął uciekając… od dzisiaj nienawidzę żab, ropuch czy innych płazów i nawet Anlaf nie powstrzyma mnie przed rozdeptaniem każdego, którego zobaczę.

- Tylko nie bosą stopą… Niektóre płazy są toksyczne - drowka wyszczerzyła zęby w lekko drwiącym uśmiechu. - Zresztą się przejmujesz jedną chwilą słabości i to taką na którą nie miałeś wpływu. Większość z nas została potraktowana tym zaklęciem. Moje życie to od ponad dziesięciu lat jedna wielka ucieczka, więc chyba się cieszę, że nie wierzę w twojego boga, bo raczej by mnie do tej twojej Valhalli i tak nie wpuścili. Skoro już dostałeś szansę na drugie życie to żyj jego pełnią, a nie tym co cię czeka po kolejnej śmierci - klepnęła skandyka po plecach. - Zresztą ile można valkirie posuwać? Wieczność to jednak długo, nie? - pokazała mu język.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 04-01-2018 o 09:00.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 20-01-2018, 09:30   #12
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Ocalałe gnomy, które spotkaliście w Glimmerfell, powitały was jak bohaterów, zachwycając gościnnością niespotykaną w Podmroku. Jedynie Shillen bardziej niż gościnność odczuła... Protekcjonalizm i podejrzliwość zarazem, gdyż nie dość, że była jedyną kobietą (wszystkie zostały ewakuowane razem z królem Ardinem), to jeszcze mroczną elfką, a za dawnych czasów wszyscy drowi emisariusze przybywający do Glimmerfell zawsze podlegali przymusowej zbrojnej eskorcie svirfneblinów.

Przekonani o istnieniu skarbu hydrolothów, rozpoczęliście poszukiwania, choć szansa na jego znalezienie była niewielka. W jednej z opuszczonych wież znaleźliście przykryty kurzem i otoczony pajęczynami czarci łup. Był to kufer, w którym pośród tysiąca złotych kwadratowych monet wybitych w Glimmerfell krył się bursztyn z zatopioną wewnątrz niewielką żabą sprzed niezliczonych milionleci oraz magiczne przedmioty: rękawice ogrzej siły, czapka przebierania, wachlarz wiatru i pierścień ciepła. W miejscu ukrycia skarbu nie było niestety żadnych wskazówek odnośnie darakhuli, jednak daleko wam było do wściekłości z tego powodu, gdyż pochwyciliście wiele innych tropów.

Głębinowcy rozpoznali w zmutowanym, grellowatym Norifliście awanturnika, który niegdyś przybył do ich miasta w poszukiwaniu przewodnika do wyjątkowo niebezpiecznej misji. Nie był wtedy sam, towarzyszyło mu... czterech elfów. Katon policzył w głowie, ilu uczniów miał mistrz Sirron. Brakowało jednego czarodzieja, pytanie tylko - którego? A może czarodziejki, Indar lub przewodniczącej spadkobiercom Sirrona Beri? Svirfnebliny zapamiętały Noriflista szczególnie dlatego, że nieznajomy człowiek zdawał się być przywódcą tej niecodziennej wyprawy, a przecież rzadko kiedy zdarzało się, by elfowie powierzali swój los krótkowiecznym śmiertelnikom. Celem wędrówki, równie niesłychanym jak ta kompania, było... legendarne podziemne miasto Karga Kul, ponoć zapomniany dom siedmiu wymarłych cywilizacji.

Dawno temu, kiedy o władzę nad całym kontynentem Rhadamantii walczyły dwa wiekowe imperia - smocza Oricha i oddane demonom Bael Turath - miasto Karga Kul, w którego przepastnych podziemiach rozdarto Plan Materialny, otwierając portal do Otchłani, stała się jednym z pierwszych frontów imperialnej wojny. Orichalańskie wojska powstrzymały wtedy demoniczną inwazję. Według legend sam Bahamut zstąpił do Karga Kul, aby zamknąć i zapieczętować portal, którego od tamtej pory miał strzec klan drakonów zwanych Rycerzami Pieczęci. Rodziło to wiele nowych pytań. Kto zainicjował wyprawę uczniów mistrza Sirrona? Jaką rolę pełnił w niej Noriflist? Jaki był jej cel? Czy zakon Rycerzy Pieczęci i wasza nieśmiertelność miały ze sobą coś wspólnego? Jakie było miejsce Eola i Rashada w odwiecznym konflikcie Bahamuta i Tiamat? Czy kształtowaliście swoimi czynami przyszłość, czy tylko odtwarzaliście ten sam, powtarzający się cykl zdarzeń?

Nie było zbyt wiele czasu na takie rozważania, gdyż Glimmerfell nie było wolne od problemów. Wręcz przeciwnie, wydawało się, że osuszenie zatopionego miasta było jedynie wierzchołkiem góry lodowej wyzwań. Trzęsienia ziemi, których przyczyna pozostawała zagadką, nękały napływających z czasem, nielicznych mieszkańców jedynej bezpiecznej dzielnicy osady. Klaustrofobicznie ciasne tunele nawiedzały duchy zabitych mieszkańców, z których niektóre były zaledwie echami przeszłości, a inne, groźniejsze, odnosiły się wrogo do wszelakiego życia. Mefity i żywiołaki ziemi, niegdyś zaprzęgane przez elementalistów Enklawy Kamiennego Serca do najcięższych robót, zerwały się z magicznych smyczy i oszalałe zaczęły siać zniszczenie, jakiego nie powstydziłby się sam Biały Król, a xorny ucztowały na bezpańskich klejnotach i rzadkich metalach. Tyle błyskotek pozostawionych samych sobie również w svirfneblinach wyzwalało wiele niezdrowych emocji, z których najsilniejszą była nienaturalna chciwość, wszechogarniająca ich niczym krasnoludzka gorączka złota.

Wielu ocalałych gnomów padło na przymusowym wygnaniu ofiarą likantropii, przeistaczającej ich w szczurołaki, idealnie dostosowane do życia w nowej, ponurej rzeczywistości. Ta klątwa, czy według niektórych uczonych choroba, podzieliła svirfnebliny na dwa obozy, które nie potrafiły się między sobą porozumieć. Z początku skłonni do negocjacji z likantropami przywódcy ocalałych byli z każdym porwaniem czy zamachem likantropów coraz bardziej radykalni i agresywni do stopnia wręcz niepodobnego gnomom, choć wam wydawało się niemożliwe, żeby obie strony tego konfliktu nie pragnęły tej samej jasnej przyszłości dla swego miasta.

Co gorsza, była jeszcze jedna przeszkoda na drodze do bezpiecznego Glimmerfell. Mimo iż rzeka Laetan wróciła do swego pierwotnego koryta, wilgoć Glimmerfell dała początek lub przyciągnęła dogodnymi warunkami niebezpieczne śluzy, galarety i pleśnie. Powiedzielibyście, że polowanie na kilka prymitywnych, egzotycznych drapieżników to dla was jak rutynowy patrol, jednak za całym tym zamieszaniem musiała stać niebezpieczna inteligencja, gdyż potwory - dziesiątki, jeśli nie setki potworów - zachowywały się w nadzwyczaj przemyślany sposób, gromadząc się na północy, w odciętym dystrykcie zwanym obecnie Głazozarazą. Magiczni rycerze w tym domniemanym złoczyńcy upatrywali powrotu króla Kronthuda, poprzednika Ardina Złotobrodego i zarazem tego wyśmiewanego w opowiadanych wam żartach łakomczucha, który podobno zginął na tronie zajadając się czarnym puddingiem.

Mijały tygodnie, a gnomia osada mimo przeciwności losu funkcjonowała coraz sprawniej. W końcu udało się nawet reaktywować “Kilof i Latarnię”, w obecnej sytuacji prawdopodobnie jedyną karczmę w promieniu wielu mil. Dowiedzieliście się w niej kilku innych ciekawych faktów. Do Ylesh Nahei oprócz drogi przez jadeitowe kopalnie svirfneblinów i drowie umocnienia, które przez długie lata powstrzymywały wszelkich nieprzyjaciół, istniała także druga, przez stare tunele Glimmerfell. W korytarzach tych zalęgły się jednak krwiożercze trolle. Gnomy nie mogły zlekceważyć narastającego zagrożenia i odcięły drogę do miasta, zawalając tunel. Kiedy zaś wspomnieliście o fomorianach, głębinowcy z dawnej Gildii Górniczej opowiedzieli o... Klocku. Tak nazywano giganta, który dawno temu spadł do solnych tuneli i po ciężkim lądowaniu utknął tam, niezdolny do powrotu do swoich wysoko położonych jaskiń. Górnicy, po poniesieniu kilka razy ciężkich strat z rąk wiecznie głodnego, krwiożerczego stwora, zaczęli omijać korytarze, w których egzystował uwięziony olbrzym, oczekując aż spotka go śmierć głodowa. Gnomy nigdy nie miały okazji sprawdzić, czy fomora spotkał właśnie ten los.

Eol szukał odpowiedniego miejsca na improwizowaną “salę tronową” i “garnizon”. Kapitan musiał niestety zadowolić się karczmą i okolicznymi domostwami. Jednak doglądając swego rynsztunku albo siedząc nad kuflem khazadrugarskiego piwa, jakiego zapas uchował się w “Kilofie i Latarni”, drakon nie przestawał snuć planów odbicia twierdzy króla Ardina, która wpadła w oślizgłe łapy domniemanego “króla Kronthuda”. W uwolnieniu pałacu zamierzało wam pomóc dziesięciu eks-strażników miejskich, których magiczni rycerze uczynili swoimi giermkami. Eol szkolił i nowych, i starych towarzyszy, najlepszych fechtmistrzów Glimmerfell. Z tego, co słyszał, wyszkolenie każdego z nich kosztowało króla Ardina siedem lat pracy i góry złota, a wiadomym było, że bezczynne wojsko rdzewiało jak miecz.

Ciekawe, czy w takim wypadku bezczynni szubrawcy rdzewieli jak sztylet. W Glimmerfell panowało bezprawie, co nie było dla was zaskoczeniem. Nie spodziewaliście się, że unikniecie okropności anarchii. Równie chciwi i odważni szabrownicy postępowali tak jak jeszcze do niedawna robiły to przegnane przez was czarty. Przemierzali ruiny miasta w poszukiwaniu porzuconej, cudzej własności, którą mogliby wymienić - nieważne z kim i gdzie - na coś wartościowego albo chociaż zapewniającego przeżycie kolejnego dnia. Szaber, z czasem coraz mniej dziki, coraz bardziej zorganizowany przez szczurołaków, kwitł i sami nie byliście pewni, czy odkupione dwa borsuki jaskiniowe nie pochodziły od handlarza spoufalonego z likantropami. Cóż, i tak mieliście związane ręce. Bez twierdzy z garnizonem nie mogliście zapewnić Glimmerfell bezpieczeństwa, a po powieszeniu paru łotrów dla przykładu dalibyście gnomom tylko powód do sympatii względem szczurołaków.

Eol nie mógł dać gnomom cudownego poczucia bezpieczeństwa, ale mógł dać wiarę. A znalazł podatny grunt, podatniejszy niżby przypuszczał, podsycając w gnomach trawiącą ich gorączkę złota i gniew. Neofitów z każdym tygodniem przybywało. Ci raz przyciągnięci cudami czynionymi przez drakona wkrótce pojawiali się ponownie, żądni już nie tylko czarów, a i zgłębiania dogmatów ponurej smoczej bogini, które dawały im nadzieję na ocalenie od zagłady przez pielęgnowanie chciwości i nienawiści. Rozpłomienionego świętą misją paladyna wraz z chęcią do działania ogarniały jednak pewne obawy. Z początku tłumił w sobie lęk. Tłumił obrzydzenie względem tego zrujnowanego miasta, którego zdesperowani mieszkańcy przestawali być normalni. Szaleństwo tliło się w ich oczach, jednak Eol tylko słuchał uważniej i badał wzrokiem swych kongregatów. Zrazu z mało widocznych obserwacji wyłonił się odkrycie, zbyt straszne by mógł je ogarnąć umysł. Rząd tych kilkudziesięciu dusz nie należał do drakona. To cień kogoś lub czegoś, zasnuwający gasnący blask Glimmerfell, zaszczepiał w gnomach cudze, złe emocje, które pod wpływem Tiamat tylko się pobudzały jak muśnięty palcem chór lutni, rozstrojony w stosunku do dziewięciu pozostałych, rozbrzmiewających w naturalnej, gnomiej tonacji.

Szaleństwo napełniające Glimmerfell było zaraźliwie. Doszukiwaliście się w sobie nawzajem ziaren obłędu. Shillen męczył ciężki kaszel. Ilekroć się dławiła, dusiła, wypluwała na swą dłoń niewielkiego pająka, który ponoć uciekał, zanim drowka zdążyła wam go pokazać. Eol nie widział nic dziwnego w oddawaniu się czasochłonnym, kompulsywnym rytuałom, których znaczenie pozostawało dla was zagadką. Oscar nieraz słyszał głosy skandyckich braci albo ulegał halucynacjom. Zaś Rashadowi śnił się Jitka, który ruszał w jego kierunku jak uosobienie grozy, jak demon z majaczeń szaleńca, wyciągając kościste szpony, by go zabrać jak swoją własność. Katon i Anlaf byli tylko zakłopotani i trochę zaniepokojeni stanem swoich kompanów - jeśli można tak powiedzieć o kimś, kto posiada stalowe nerwy.
Mieliście na tyle czasu, aby niepiśmienni członkowie waszej wyprawy zdążyli nauczyć się czytać i pisać. Anlaf, Rashad i Katon skorzystali z uprzejmości uczniów Fuldinbramfasta, wykorzystując pod nieobecność czarodzieja jego laboratorium do stworzenia magicznych eliksirów i przedmiotów, które miały ich wspomóc w dalszych przygodach. Jeden z młodych stażem czarodziejów zdradził, że ich mistrz udał się na długą, daleką wyprawę do legendarnego miasta beholderów, Ilth K’hinax. Zdawało się, że dla swoich wygórowanych ambicji w kwestii studiów nad Odległą Dziedziną poświęcił Glimmerfell, opuszczając je w najczarniejszej godzinie.

Wy zaś od kilku tygodni nie wędrowaliście, mimo że wymieniliście bydło, którego nie zdążyli pokroić Shillen i Oscar, na juczne rothe gotowe do dalekich, niebezpiecznych przepraw. Mimo że zatrzymaliście się pośród gnomów, wciąż szukaliście sposobu na kontakt z Powierzchnią, z Hetalanem, być może z królem Ardinem czy żyjącą na wygnaniu Maharet. Uznaliście, że najmniej ryzykownym sposobem będzie magia Anlafa. Nadleciał nietoperz, któremu druid niczym wiedźma z Dworzyska Czarownic wyszeptał na ucho krótką wiadomość i wskazówkę. Posłaniec zniknął posłusznie w ciemności napierającej na przyćmione światło marretów.

Katon pracował jak w zegarku. Wykorzystywał prześladujące go tykanie do kontrolowania czasu pracy, choć nie byłby sobą, gdyby nie próbował dociec przyczyny tej, całe szczęście, niezbyt uciążliwej klątwy. Według uczniów Fuldinbramfasta zabawki, na które się natknęliście, były ostatnim dziełem lalkarza Sturwina. W zamierzeniach rzemieślnika lalki z bijącymi serduszkami miały po prostu zadziwić pomysłem królewski dwór i pewnie wówczas zadziwiły. Z czasem wypaczone czarnoksięstwo, jakie przenikało Podmrok, sprawiło, że serca zabawek zaczęły odzywać się głośno wtedy, gdy jeden z Glimmerfellczyków ginął. Czarodziej próbował sięgnąć pamięcią wstecz i przypomniał sobie przynajmniej kilkanaście takich przypadków. Czy magicznym rycerzom udało się odprowadzić znalezione dzieci gdzieś, gdzie będą bezpieczne? Elfa uderzyły dręczące wątpliwości.

Czterech gnomich żołnierzy, nieodstępujących na krok eskortowanej drowki, zaczęło się powoli przyzwyczajać do humorów Shillen. Z czasem nie byli specjalnie zdziwieni tym, że chce ona wraz ze swoimi zwierzęcymi towarzyszami zwiedzać niezbadane i być może zamieszkane przez wrogów ruiny, nawet z czterema kulami u nogi. Durnie robili zbyt wiele hałasu chodząc w zbrojach i im dłużej trwały przechadzki, tym bardziej zdenerwowana była elfka. Nie dość tego, pewnego dnia gnomy, chcąc zagrać jej na nosie, zaprowadziły ją w miejsce, gdzie stało wiele drowich posągów, zbyt naturalistycznych, aby mogły być dziełem rąk rzemieślnika. Przez plecy Shillen przeszły ciarki na wspomnienie ślepi skorpioliszka, zdolnych obrócić ciało w kamień.

- Zaatakowaliście nas w przeddzień powodzi - powiedział oskarżycielsko strażnik - ale nasi magowie byli sprytniejsi!

- A teraz my musimy być jeszcze sprytniejsi - zaczął drugi. - Nawet doprowadzeni do takiego stanu potraficie wsadzić nóż w plecy.

Shillen może czułaby się winna za swoich pobratymców, gdyby nie dostrzegła znajomych amuletów na szyjach posągów, obecnie skamieniałych. Symbolizowały one zwężającą się linię, zawiniętą w niepokojący, ślimaczy kształt. Symbol Starszego Oko Żywiołów przypomniał drowce o przeszłości, każąc znów bez końca roztrząsać nikczemną zdradę doradcy Dagthira i jej sromotną ucieczkę z Podmroku. Żyły na skroniach elfki niemal pękły jej ze złości.

Drowka patrząc na skamieniałe postaci elfów zaciskała pięści, a krew w jej żyłach aż wrzała od złości. Nie zwracając uwagi na reakcję gnomów wyciągnęła jeden ze swych mieczy i zaczęła uderzać nim w jeden z pomników, mając nadzieję że zmieniony w kamień drow może to poczuć jej ciosy.

Grodo, jeden ze strażników, przełknął ślinę na widok ogarniętej furią drowki. Widział już Shillen całą umorusaną w krwi, kiedy ta oprawiała zwierzynę. A pewnego razu zarobił od niej kopniaka, przyłapany na kradzieży obuwia, które w samotności lubował polerować... Językiem.

- Pieprzeni zdrajcy… - rzuciła patrząc na pomniki, po chwili jednak nerwy trochę z niej opadły. Zwróciła się do eskortujących ją gnomów. - Mówicie, że zaatakowali was dzień przed powodzią, tak? To wszyscy którzy tu przybyli, czy było ich więcej? I co macie na myśli mówiąc, że nawet doprowadzeni do takiego stanu, możemy wbić nóż w plecy? Jakiego stanu? - spoglądała na nich pytającym wzrokiem, dając do zrozumienia, że nie miała jakiegokolwiek pojęcia o tym co się stało. Zastanawiała się też jakie straty poniosła enklawa z Ylesh Nahei w związku z nieudanym atakiem na Glimmerfell i całą tą sytuacją jaka panowała teraz w Podmroku.

Z ogniem w posępnych źrenicach Thralgam odpowiedział:
- Nie wiem, lecz wątpię, by było ich więcej od nas obecnie. Kilkaset? - i nie powiedział na ten temat już ani słowa więcej, a z jego twarzy nie dało się wyczytać śladu myśli o okrutnych walkach w ciemnych korytarzach, zasadzkach na krętych schodach, o krwawych rzeziach. Przeszłość była dla nich martwa. Czasami z tego trupa udało wydobyć się wam jakiś ochłap, którego jeszcze nie pochłonęła gnomia zapominalskość. A przecież kto nie pamięta historii skazany jest na jej ponowne przeżycie.
Płomień w oczach Thralgama zgasł momentalnie jak iskra. Obudził się za to nowy, skupiony na dniu dzisiejszym i działaniu.
- Posągi czasami ożywają i udają się na rzeź. Rąbią, kaleczą, obdzierają ze skóry. Przyłażą z Głazozarazy. Idziemy tam? - rzucił dziarsko poprawiając broń. Shillen zaczęła rozumieć, że wyprawa w dwudziestu rycerzy przeciw całej armii darakhuli była dla gnomów całkowicie naturalnym, jeśli nie odruchowym zachowaniem. Cała ich kultura była zbudowana wokół czynów dokonywanych bez krzyków, bez łez, bez nadziei i bez żalu. Rashad pewnie powiedziałby, że zostali stworzeni do roli waszych popleczników.

Shillen spoglądała na nieruchome postacie elfów. - Hmmm… może innym razem, może powoli wracajmy do moich towarzyszy. Więc mówisz że one ożywają? Ale jak? Tego typu czary same przemijają? - spytała, czekając na odpowiedź oraz na to aż jej nowi “koledzy” ruszą w drogę.

- Urok nie przemija. Golem, mówi ci to coś?

- A tak… racja. Chyba za bardzo skupiłam się na tych skamieniałych elfach. - Zwróciła wzrok z powrotem na kamienne sylwetki. - Tak właściwie, to dlaczego ich nie zniszczycie?

- Skoro do nas już zawitałaś, możesz przecież sama posprzątać po rodzince. A sprzątania czeka cię moc... - odpowiedział złośliwie Fromald, ten, który przechwalał się sukcesem gnomich czarodziejów nad drowami.

- Ci tutaj nie są już moimi braćmi, mają na rękach krew mojego ojca. W całej tej zgrai została tylko jedna drowka, którą mogę nazwać rodziną, a reszta może nawet zostać zeżarta przez ghule, nie dbam o to. Z wielką satysfakcją roztrzaskała bym te kamienne figury, ale to kiedy indziej… a teraz jeśli panowie są łaskaw, chcę wracać do swoich towarzyszy - syknęła do gnomów, po czym splunęła w kierunku posągów.

- Poczekaj, pokażę ci coś jeszcze - powiedział Grodo, łaknący uwagi Shillen. - Stań blisko - wskazał palcem na dziwnie zakrzywioną ścianę jaskini - i przyłóż do niej uszko.

Kiedy drowka postąpiła zgodnie z instrukcjami gnoma, ten, stojąc pod ścianą na drugim końcu groty ruszył nieznacznie ustami. Mimo że tylko szeptał, wypowiadając słowa najciszej jak tylko mógł, elfka słyszała go prawym uchem głośno i wyraźnie. Nie znała języka Glimmerfelczyków, ale sam ton głosu sugerował coś wybitnie nie na miejscu. Spojrzała na Grodo z zimną wzgardą.

- Chodźmy, nie czas na wygłupy - skwitował zażenowany Thralgam.

- Takie “wygłupy” niejednemu spryciarzowi uratowały życie - odszczeknął Grodo.

- Albo odebrały - podchwycił Fromald. - Nasi szczurzy sąsiedzi i gorsze drapieżniki też znają te sztuczki. A powiadają, iż pewnego dnia kapłan Grimo przyłożył ucho do ściany i nasłuchiwał, aż usłyszał głos swego ojca, zmarłego dawno temu. Chcesz żeby i tobie śmierć deptała po piętach?

- Chyba wolę ruszać nogami niż słuchać bajek - siłujący się na znudzony głos Thralgam próbował zakończyć dyskusję.

- To dobrze się składa, bo ja wolę ruszać nogami niż bajki opowiadać. Idźmy więc - podsumował Fromald.

Zaciekawiona właściwościami jaskiń i znudzona towarzystwem gnomów zarazem Shillen przed podjęciem powrotnej drogi przyłożyła jeszcze raz ucho. Było cicho i tajemniczo. Słyszała tylko oddalające się stąpanie gnomów, których obserwowała kątem oka, starając się nie oderwać ucha od ściany.
Niespodziewanie usłyszała głos, który tamtego dnia wydawał się już zaledwie zjawą z odległej przeszłości. Słowa Maharet zabrzmiały wibrująco jak puszczona cięciwa.

- W naszym domu zostali sami nędzni zdrajcy spiskujący, by obrabować bogów. Połowa z nich nie wie nawet, komu służy. Strzeż się siostro!

Na dźwięk słów kuzynki tętno drowki przyspieszyło, ze strachem oderwała się gwałtownie od ściany. - Maharet… - wyszeptała pod nosem. Podparła się ręką o ścianę żeby nie stracić równowagi. - Muszę o tym powiedzieć reszcie… - spojrzała na gnomy i ruszyła szybko za nimi - Szybko! Muszę jak najszybciej spotkać się z resztą. - rzuciła do gnomów wyrywając się naprzód.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 20-01-2018 o 10:11.
Lord Cluttermonkey jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172