|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
17-01-2018, 18:15 | #31 |
Reputacja: 1 | arsz w największym słońcu nie był najlepszym pomysłem. Dość się w swym życiu nasłuchał opowieści jak to nawet całe armie bywały pokonane dlatego właśnie, że zlekceważyły pogodę, a dowódcy zmuszali żołnierzy do forsowania się. Po części on robił to jeszcze chwilę, temu, lecz nie znał tych terenów i ich pogody, a do tego miał pierścień, który przynajmniej w pewnym stopniu chronił go przed upałem. Kiedy powróci z lekarstwem będzie musiał podziękować Miril. Nie był co prawda pewien jak to uczyni, lecz wiedział, że tak postąpi. Był jej to winien na całą ta pomoc, którą od niej otrzymywał. |
17-01-2018, 21:08 | #32 |
Reputacja: 1 | Przez całą drogę do łódek, Anna brzdękała strunami, na szczęście jednak nie śpiewając. Kompletnie zignorowała trupa, coś tam obiło jej się o uszy, że znaleźli sejmitar, ale miało to znikome znaczenie. Na odpowiedź Jasmal również wzruszyła ramionami, przecież wie, że jej nie wypiją wszystkiego, to byłoby niemożliwe i każdy głupi o tym wiedział. |
18-01-2018, 08:47 | #33 |
Administrator Reputacja: 1 | Buka & Kerm Jedynie głupiec odmówiłby, gdyby w skwarze dnia ktoś częstował go wodą. Gdy więc Jasmal zaczęła częstować spragnionych tym życiodajnym trunkiem, Thazar również zapragnął znaleźć się wśród obdarowanych. - Mogę również prosić? - spytał, wyciągając z plecaka przerośnięty metalowy talerz. Jasmal chwilowo nie powiedziała nic, kiwnęła jedynie do mężczyzny potakująco głową, po czym po chwili się do niego zbliżyła... Dla takiego widoku niemal warto było się rozbić, pomyślał Thazar, gdy Jasmal pochyliła się, nalewając mu wodę i (przy okazji) demonstrując, zapewne nieświadomie, jak szczodrze wyposażyła ją natura. Z tym jednak, że Thazar był przekonany, że na widokach się skończy. Jasmal zapewne preferowała niewiasty, no chyba że zaproszenie Kasandry do wspólnego łoża spowodowane było li tylko dobrocią serca. - Nie znam nikogo, kto by ze sobą taszczył miskę w plecaku - odezwała się w końcu dziewczyna. - Ciekawe do czego jej używasz? - Od razu miska... Miseczka... Z czego, w razie czego, jadłbym zupę - zażartował. - I, jak sama widzisz, przydała się. - Zupy nie będzie - wtrąciła z przekąsem. - Dzięki za dobre serce - powiedział. - Pozwolisz, że się w pewien sposób zrewanżuję? - Sięgnął po bukłak, a z plecaka wyciągnął miedziany kubek. - Poczęstujesz się odrobiną wina? - No, nie powiem nie. - Wyciągnęła z uśmiechem dłoń po procenty. - Z kapitańskich zapasów - poinformował, nalewając ponad połowę kubka. Calishytka upiła solidnego łyka, po czym się nieco skrzywiła, ale i po chwili miała już bardziej pozytywną minę. - Ujdzie. - Odgarnęła kosmyk włosów za ucho. - To lepsze niestety się skończyło w połowie podróży - odparł Thazar. - Tak przynajmniej zapewniał kapitan. Jasmal spojrzała na żółwia, i kobietę wskakującą na jego grzbiet. Przewróciła oczami. - To jak z obiadem? - spytała Thazara. - Robimy prawdziwy postój, rozpalamy ognisko i tak dalej? Tylko ja nie mam żadnej szabli, żeby żółwiowi głowę obciąć. - Wzruszyła ramionami, co spowodowało widoczny przez cienką szatę ruch jej biustu. - Drewno mamy, a nasz przyjaciel Mokhrul zdobył całkiem niezły i ostry na oko sejmitar - powiedział, przenosząc wzrok na twarz swej rozmówczyni. - Nie wiadomo, kiedy nadarzy się kolejna taka okazja, że obiad sam do nas przyjdzie. A Searos chyba nie wie, skąd się bierze mięso, które ma w swych podróżnych porcjach. Chodźmy pomóc naszej... amazonce, zanim ten nietypowy rumak zaniesie ją w morskie odmęty. - Chociaż kąpiel to może by była i dobra rzecz... - dodał. Ostatnio edytowane przez Kerm : 19-01-2018 o 12:40. |
21-01-2018, 21:33 | #34 |
Reputacja: 1 | – Sprawdźcie, czy larwy z niego nie wyłażą – odezwał się zakuty w metalową zbroję Edrik. Mokhrul już chciał cisnąć coś w stylu "Dzięki kapitanie oczywisty", ale powstrzymał się, gdyż wymagało to wzięcia wdechu będąc pochylonym nad ciałem. Przeżarte i zgniłe ciało nieszczęśnika było w potwornym stanie. Mokhrul oceniał, biorąc pod uwagę tutejszy klimat, że minęło kilka dni odkąd tu leży. Grube czerwie miały tu wikt i opierunek od dość dawna. Niestety, dość dobrze wyjadły rany i trudno było stwierdzić co tak właściwie się stało, bez głębszej analizy, a na to półork nie miał ochoty. Był twardy i obyty z takimi sytuacjami, jednak nawet jego żołądek miał swoje granice. Ponownie obrócił ciało głową do ziemi i ruszył do pozostałych sprawdzając po drodze szablę. Wyglądała zacnie, jednak nie wygląd był najważniejszy. Onaga wykonał kilka próbnych cięć i wypadów testując wyważenie oręża, by wreszcie schować go z powrotem do pochwy przy pasie. Same łodzie były już mocno spróchniałe, jednak na potrzeby ochrony przed słońcem nadawały się bardzo dobrze, więc gdy reszta postanowiła się zatrzymać nie protestował. Wolał iść dalej, ale lepiej odpoczywać razem niż iść w pojedynkę. Skorzystał więc z okazji by zamoczyć czerwoną bandamkę w morskiej wodzie i zawiązać na głowie chowając pod nią włosy. Jedynie kilka czarnych prostych kosmyków wychylało się przy uszach. Wyjął bukłak i opróżnił kilkoma solidnymi łykami, a następnie podszedł do Jasmal podstawiając go dziewczynie pod ręce z szerokim uśmiechem na twarzy. Tak jak poprzednio nie miał skrupułów by przyjrzeć się wdziękom kapłanki dziękując za świeżą wodę. - Czy to ktoś z naszego statku? - spytała Tajga, na co Mokhrul pokiwał przecząco głową. - Stary trup - odpowiedział - robaki grube o... - tu półork wyciągnął kciuk pokazując grubość larw - długo jedzą. Na pytanie Thazara o sprawcę śmierci, półork wzruszył jedynie ramionami. - Robaki wyjadły - rzucił filozoficznie próbując nie wracać myślami do truchła. Zamiast tego wyszedł z cienia i ponownie spróbował oszacować gdzie się znajdują i czy na pewno idą we właściwym kierunku. |
22-01-2018, 10:32 | #35 |
Reputacja: 1 | Plan grupy był nad wyraz prosty. Jedyne co musieli zrobić to dopaść człapiącego w kierunku fal żółwia, a potem to już z górki. Sprawa nie dla wszystkich była obojętna i niektórzy zwyczajnie nie brali udziału w mordowaniu bezbronnego zwierzęcia. Na szczęście dla wszystkich burczenie w brzuchu i potrzeba zjedzenia porządnego posiłku a nie suszonych racji żywnościowych wyznaczyła ochotników do tej misji. Tak więc po kilku minutach żółw leżał trupem na piasku wykrwawiając się a Mokhrul i Edrik zastanawiali się jak takie zwierze się oprawia. Mężczyźni w pierwszej kolejności zaciągnęli zwierza bliżej ich prowizorycznego obozu, pomiędzy wrakami łodzi. Na miejscu trwał już zabieg rozpalania ogniska. Każdy miał wyznaczone zadanie i w imię dobra grupy musiał działać. Kilka osób zbierało patyki i suche liście palm z skraju dżungli, a ktoś inny znosił kamienie, które wyznaczały granicę ogniska. W między czasie majtek Boro wpadł na świetny pomysł zmontowania prowizorycznego dachu nad głowami. Po ułożeniu kilku urwanych desek i dłuższych gałęzi pomiędzy łodziami, nakrył je liśćmi palm i po paru chwilach mieli obóz w bezpiecznej odległości od nieznanych, dzikich lasów, oraz pod osłoną przed słonecznym skwarem. Płomienie ogniska wesoło strzelały, a kompani zajmowali się oprawianiem żółwia. Półork nigdy tego nie robił ale wystarczyły krótkie oględziny by dostrzec słabsze miejsca w pancerzu zwierzęcia. Po kilku chwilach, z pomocą Edrika udało się w końcu oswobodzić mięso i można je było już porcjować. Surowe kawałki nie wyglądały zbyt apetycznie, lecz kiedy już znalazły się nad ogniem, a tłuszcz zaczął z nich wyciekać, mięso zaczęło wydobywać z siebie nawet przyjemny zapach. Po godzinie każdy mógł zdjąć swój kawałek i nacieszyć żołądek w miarę normalnym posiłkiem. ~***~ Słońce powoli odpuszczało na sile i zaczęło ospale kierować się w kierunku horyzontu. Choć dalej było parno i gorąco, kompani wiedzieli, że najwyższy czas ruszać jeśli chcą pokonać jakiś konkretny odcinek drogi. Towarzysze powoli zaczęli szykować się do wymarszu, kiedy do obozu wbiegł blady jak ściana majtek. Boro chciał coś powiedzieć, ale strach odebrał mu mowę. -Mówże co się dzieje chłopcze!- nakazała kapłanke Umberlee, tonem nie znoszącym sprzeciwu. -Ten trup… Nie ma go. Normalnie go nie ma!- -Co ty pleciesz?!- rzucił ktoś z grupy. -Tymora mi świadkiem! Poszedłem tam, bo tam gęste krzaki i wysrać jak człowiek w spokoju się można, zrobiłem co miałem do zrobienia, wracam i zerknąłem w miejscu gdzie go znaleźliście a tam pusto. Piasek tylko i rozlazłe robale, ale ciała ani śladu!- ostatnie słowa niemal wykrzyczał.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |
22-01-2018, 12:46 | #36 |
Administrator Reputacja: 1 | Żółw był wielką i cenną zdobyczą. Searos mógł sobie opowiadać o racjach podróżnych, ale było rzeczą wiadomą, że bez względu na to, ile mnich targałby ich na swych plecach, to i tak nie wystarczą na wieki. Oczywistą rzeczą było, ze zapasy trzeba uzupełniać, zaś Thazarowi jakoś nie podchodziło wprowadzenie na stałe do jadłospisu trawy czy korzonków. Zielenina była dobra w postaci sałaty czy kapusty. Owoce i warzywa (a korzonki i tak się do nich nie zaliczały) musiały być podparte czymś konkretnym. Mięso do tego celu nadawało się idealnie, a upieczone mogło przetrwać w tym upale dzień lub dwa. A jeśli ktoś nie chciał - to jego sprawa. Thazar uznał to za głupie, ale przekonywać nie zamierzał. * * * Nie da się ukryć, że głupców można było spotkać co krok. Bo jak inaczej, jak nie głupim, można było nazwać czyn Boro, który polazł nie wiadomo dokąd, sam, by poszukać ustronnego miejsca. - Dobrze, że wiemy, ale głupio zrobiłeś - powiedział Thazar, odrywając się od pakowania prowiantu. - A co by było, gdyby cię coś napadło? Nawet twoich wrzasków byśmy nie usłyszeli, a co dopiero mówić o udzieleniu pomocy. - Widziałeś jakieś ślady, czy od razu uciekłeś? - spytał. - Chyba pora przyspieszyć wyruszenie - dodał, kierując te słowa do pozostałych. Zabrał się za zasypywanie resztek ogniska. Ostatnio edytowane przez Kerm : 22-01-2018 o 16:58. |
22-01-2018, 17:27 | #37 |
Reputacja: 1 | otencjalny posiłek był tak, gdzie go zostawili, gdyby stało się inaczej byłby to zaprawdę niezwykły pokaz żółwiej szybkości, albo ich niekompetencji. Tak, czy owak, z pomocą półorka, darowali gadowi szybką śmierć, po czym wspólnymi siłami przyciągnęli go rozpalanego już ogniska. Organizacja pracy przebiegła nad wyraz sprawnie, nawet będą mieli coś więcej nad głową, to też słońce nie upiecze im głów. Skoro już o pieczeniu napomniano to oprawienie pancernego jegomościa było dość kłopotliwe. Ostatecznie podał swój topór Mokhrulowi, który to z widoczną wprawą począł przyglądać się żółwiej skorupie, by ostatecznie wyciągnąć zeń upragnione mięsiwo. Wprawdzie dość niezbyt apetycznie wyglądające, ale mięsiwo to mięsiwo i nie ma co narzekać. |
24-01-2018, 09:03 | #38 |
Reputacja: 1 | Tajga ani myślała zbliżać się do ognia w taki upał, co nie znaczyło, że pogardziła żółwiem. Myślałby kto, że ich podróżne racje wzięły się z powietrza, phi! Powoli żując soczyste i dość słone mięso wpatrywała się w morze, mimo uszu puszczając jęczenie kapłanki i dywagacje towarzyszy. Dojdą to dojdą, wtedy okaże się dokąd. Rewelacje majtka przypomniały jej o własnych potrzebach; na szczęście wystarczyło tylko wejść w morze. - Coś dużego byśmy zauważyli nawet stąd - rzekła. - Może wąż go zeżarł? W tych rejonach są chyba takie co w całości mogą połknąć człowieka, prawda? To by wyjaśniało czemu nic nie było widać ani słychać. |
26-01-2018, 21:19 | #39 |
Reputacja: 1 | Edrik nachylił się, by nabrać kawałek mięsa. Kiedy usiadł z powrotem, obok niego siedziała już Anka, celując w stronę tuby misternie wykonanym sztyletem, zwieńczonym kawałkiem mięsa i uwalonym tłuszczem. |
27-01-2018, 11:57 | #40 |
Reputacja: 1 | W całym upale okazało się, że rozbitkom słońce nie wypaliło mózgów i nie zapomnieli, że ich los zależy od pracy zespołowej i pomaganiu sobie nawzajem. Żółw nie stanowił większego wyzwania na Mokhrula, który zaszedł zwierzę od tyłu i szybkim wykrokiem przetestował nową szablę uderzając czysto w szyję, nim zwierze zdążyło schować się w bezpieczną skorupę. Jako jedyny z grupy mający pojęcie o anatomii zwierząt Mokhrul wziął na siebie oprawienie zwierzęcia. Pomagał mu w tym opancerzony niczym żółw Edrik. Razem cicho i sprawnie dobrali się do bebechów zwierzęcia. Półork wskazał miękkie miejsca w pancerzu gdzie można go rozciąć bez niszczenia skorupy, czy też uszkodzenia flaków, które gdyby się rozlały mogłyby dość poważnie zepsuć smak mięsa. Gdy skończyli, Mokhrul pozbył się podrobów na skraju lasu, a następnie gdy mięso już skwierczało na ogniu przyjrzał się skorupie zastanawiając czy byłaby wytrzymalsza niż jego puklerza. Gdy Edrik podzielił się zawartością swojej niesamowitej tuby, Mokhrula zainteresowała go roślina. Wyglądała jak.... - Rododendron królewski - powiedział. - Szukasz Rododendrona królewskiego. Obiad, jak i obozowisko wyglądało typowo, to też półork dostosował się do rygoru wykonując swoje prace dla dobra wszystkich dopóki majtek nie wrócił z ciekawymi spostrzeżeniami. Jak to? Trup wstał i poszedł? Przecież widział jak robaki go zjadały, nie miał prawa sam wstać i sobie pójść. To trzeba było sprawdzić, więc gdy reszta zajęła się pakowanie, Mokhrul uzbrojony w swój łuk ruszył w kierunku trupa. Razem z nim podniósł się Edrik, więc ruszyli razem. Trup nie był tak daleko, więc po chwili półrok mógł już zbadać trop. W zasadzie stwierdzenie zbadać to przesada. Każdy mógłby zauważyć brak ciała, ślady dłoni i kolan w miejscach gdzie ciało wstało i ślady powłóczących nóg kierujące w las w głąb wyspy. - Dziwne - mruknął wchodząc w ścianę lasu. Nie zamierzał śledzić trupa, ale nie podobała mu się tutejsza fauna i flora, a mając okazję, chciał rzucić okiem. Jeśli działo się tutaj coś niedobrego, lepiej wiedzieć z czym mają się mierzyć. Gdy wrócili do obozu, Mokhrul zgarnął swój dobytek i rzucił do reszty - Trup wstał i poszedł w las. My też się zbierajmy, póki słońce świeci na niebie. Ostatnio edytowane przez psionik : 27-01-2018 o 16:31. |
| |