~Kim byłeś?~
Zoren szczelnie owinął płaszczem oblicze martwego Kharricka przed wyniesieniem go z ziemianki. Wolał ukryć fakt, że był wśród nich zmiennokształtny – mogłoby to wywołać panikę, podejrzenia co do ich intencji i bogowie wiedzą co jeszcze. Oakhurst i jego mieszkańcy przeczyli wszelkiej logice, dlatego preferował uniknąć jakiegokolwiek ryzyka, i przyjrzeć się tej istocie w spokoju i odosobnieniu.
~Korekta: Kim byłaś?~
Sala operacyjna w lazarecie szczęśliwie nie była tego wieczoru nikomu potrzebna. Alchemik mógł spokojnie zamknąć się w niej, otwierając wszystkie okna, by niska temperatura powstrzymała procesy gnilne. Jemu w ogóle nie przeszkadzała, a chłodne powiewy wręcz go orzeźwiały, dlatego wystarczył mu zwykły strój laboratoryjny.
Ciało leżało już na stole, wciąż zawinięte w materiał, w wielu miejscach nasiąknięty krwią. Zoren powoli ściągnął płachtę, i przyjrzał się obliczu istoty, która kazała nazywać się Kharrickiem Lepperovem. Ale czy naprawdę nim była? Twarz przypominała bardziej maskę – szarą, z jakby rozmytymi rysami, otworami w miejscu uszu oraz nosa, a także lekko wystającymi oczami, pozbawionymi tęczówek.
~Zwykły humanoid z takimi cechami miałby poważnie przytępione zmysły, jeśli nie byłby kompletnie ich pozbawiony…~ Zdjęcie całego zlepionego posoką ubrania tak, by niczego nie naruszyć, zajęło trochę czasu, a zaowocował kolejnym odkryciem – istota była kobietą.
~Potwór? Zdecydowanie nie, prędzej ofiara~
Pobieżne oględziny sugerowały zaklasyfikowanie jej jako doppelgangera – jednak byłoby to spore niedopowiedzenie. Zoren szybko zwrócił uwagę na szereg cech, które nie zgadzały się z tym, co czytał o tych zmiennokształtnych: „normalne”, pozbawione szponów dłonie; widoczne drugorzędne organy płciowe oraz owłosienie.
Monstrae in onumbratio opisywało dopplery jako wychudzone, łyse humanoidy nieokreślonej płci, z palcami zakończonymi ostrymi pazurami. O ile pokrewieństwo było niezaprzeczalne, z pewnością należała do innego gatunku. A może była swego rodzaju hybrydą?
Niezależnie od pochodzenia, nie miała łatwego życia. Jej ciało znaczyła ogromna ilość mniejszych i większych blizn – po ich wielkości, kształtach i umiejscowieniu alchemik wnioskował, że muszą być pozostałościami po torturach, lub co gorsza, eksperymentach i chorych zabiegach. Ktoś przez wiele lat maltretował tą istotę w wyjątkowo okrutny sposób – może to właśnie ten ktoś ją stworzył? Śmierć kobiety była równie brutalna, co życie – dziesiątki ziejących ran po mieczach pokrywały prawie cały jej tułów. Trzeba było coś z tym zrobić.
~Ale czy to był Kharrick?~
Szykując swoje narzędzia, Zoren analizował jeszcze jedną kwestię: czy ta kobieta przez cały czas była Kharrickiem, czy jedynie podszyła się pod niego podczas podróży? Starał się przypomnieć sobie wszystkie rozmowy z ciekawskim osobnikiem, jego poglądy, sposoby gestykulacji i wszelkie szczegóły, które mogłyby zdradzić, że został w pewnym momencie podmieniony.
Mężczyzna lubić zadawać naprawdę dużo pytań, szczególnie zainteresowany był jego fachem - próbował porównywać alchemików do magów, tak, jakby miał już z nimi sporo do czynienia. Nigdy jednak nie był nachalny, przypominał raczej dociekliwego studenta. Zoren myślał wtedy, że z takim umysłem idealnie nadawałby się do Akademii, ale teraz docierało do niego zarówno natura pytań, jak i blizn na ciele.
~Czy twój stan jest efektem zabaw jakiegoś szalonego maga z magią i prawami natury?~
Kharrick już od samego początku prezentował zarówno talent, jak i zamiłowanie do aktorstwa - czy to w formie dokładnego naśladownictwa, czy chociażby parodiowania innych członków karawany. W ten sposób umilał niejeden wieczór w podróży, bez wysiłku wywołując salwy śmiechu, lub zgrzytanie zębami z nerwów.
Te drobne elementy przemawiały za podstawową teorią wysnutą przez diablę, ale brakowało mu czegoś jeszcze. Przyjrzał się dokładnie stężałemu obliczu, gładkiemu, prawie pozbawionemu rysów twarzy, i nagle sobie przypomniał: twarze! Kharrick wielokrotnie, prawdopodobnie w chwilach zamyślenia, bazgrał na piasku lub rzeźbił w śniegu twarze o rozlanych rysach, bez nosów, uszu. To, co alchemik brał początkowo za zwykły brak talentu artystycznego lub próbę rysowania masek, w tym świetle było zupełnie czym innym - to były odbicia jej własnej, “naturalnej” twarzy! To pozbawiło go wszelkich wątpliwości.
Ciało, które leżało na stole, nie należało do przedstawiciela jakiejś owianej złą sławą rasy zmiennokształtnych. Należało do towarzysza podróży, towarzysza broni, i po prostu przyjaciela.
~Kimkolwiek byłaś naprawdę, nie będziesz zapomniana~
Pełnej prawdy, kim tak naprawdę był Kharrick Lepperov, pewnie nie będzie nigdy dane poznać Zorenowi. Ale jedno było niezaprzeczalne – istota ta dokonała największego poświęcenia, ryzykując życiem i tracąc je, by uratować wiele niewinnych istnień.
Wszystkie narzędzia chirurgiczne były już przygotowane, leżąc w schludnym rzędzie na półce obok stołu, gotowe do przeprowadzenia operacji. Zoren dobrze wiedział, co ma robić - co należy zrobić. Bez chwili wahania sięgnął po odpowiednie przyrządy i zaczął pracę, czyszcząc ciało i zaszywając po kolei każdą ranę od miecza. Następnie przewiązał bandażem klatkę piersiową istoty, choć częściowo maskując piersi, i delikatnie założył jej czyste ubrania, znalezione w torbach Kharricka. Głowę zasłonił szczelnie płachtą z czarnego materiału, by nikt nie mógł zobaczyć prawdziwej twarzy istoty, która powinna zostać zapamiętana jako bohater, a nie odmieniec.
Butelka wina, z której sukcesywnie popijał od powrotu z obozu łowców, była już prawie pusta.
- Świątynia jest gotowa na pogrzeb - niewyspany Tanis oznajmił głośno, ostrożnie schodząc do laboratorium. Gestem dał znać żeby poczekać z noszami na schodach. Pierwszy raz tutaj schodził, i nie wiedział czego się spodziewać po kryjówce alchemika.
Alchemik podskoczył wystraszony, po czym szybko poprawił czarny materiał założony na głowę Kharricka. Tanis zauważył, że ciało zostało ubrane w czysty strój. Zoren odwrócił się w jego stronę, jego twarz wyrażała wielkie zmęczenie, a spojrzenie było trochę mętne. Widać nie zmrużył dotąd oka, stojąca obok butelka po winie z pewnością niedawno nie była pusta.
- Dobrze, kto go zabierze? - odpowiedział, troszkę niewyraźnie.
- Ian i Tymon, pomocnicy z obu świątyń. Wchodźcie! - zawołał. To że zapoznawał się z miejscowymi na tyle, żeby zwracać uwagę na imiona zwracało na siebie uwagę tylko w pierwszych tygodniach znajomości. A te mieli już dawno za sobą. Ale wciąż zdarzały się niespodzianki, takie jak…
- Wiedziałeś? - spojrzał na zakryte ciało
- Tylko ostrożnie! I nie odkrywajcie materiału! Tkanki są zbyt pouszkadzane, by bezpiecznie było wystawiać je na widok! - rzucił do pomocników Zoren, krzesając z siebie trochę więcej energii. Dopiero gdy wyszli, usiadł ciężko.
- Nie miałem pojęcia, i dotąd niewiele wiem. A Ty?
- Nie spodziewałem się nawet że weźmie w tym udział. A nie jak zwykle wymiga się jakimś sprytnym sposobem, byle nie być na przodzie. A tu...sam zaproponował -
- Zaproponowała - poprawił odruchowo
- Podejrzewasz coś?
- Już nie - mruknął
- Czyli tak jak marudził...a - myślenie o Kharricku jako o kobiecie najwyraźniej wciąż sprawiało Tanisowi problem
- zgineła przez własną dobroć -
- A co podejrzewałeś?
- Grande finale, Kharricka który oprócz wyjścia z zakładnikami wychodzi także ze złotem Kardana czy inną własną korzyścią -
- Żałuję, że tak się nie stało. Ci łowcy byli niezrównoważeni, mordować przywódcę kiedy tylko powie coś wbrew ich myśli? Ona była praktycznie przypadkową ofiarą… -
- Tak jak narzekała - że myślenie o innych nigdy nie wychodzi jej na dobre -
- Ale tego jej na nagrobku nie wypisujmy -
- A co w takim razie mu napiszemy? -
- Mam pewien pomysł. Na razie przygotuję tabliczkę z metalu, a po powrocie z Cytadeli ufundujemy porządny nagrobek.
- Z godnym epitafium, na godnym kamieniu. Za złoto pracowicie wykradzione z podziemi, jak na awanturniczkę przystało -
Zoren uśmiechnął się, pierwszy raz odkąd opuścili obóz łowców. Spośród alchemicznych utensyliów wyciągnął słoik z własnoręcznie przygotowanym destylatem i nalał do dwóch czarek.
- Napijesz się? -
- Zależy co to jest. Po niektórych twoich wywarach wyglądasz...nieszczególnie -
- Zwykły trunek, staram się udoskonalić krasnoludzkie metody destylacji. -
- A to chętnie, nawet jak to tak mocne jak to zwykle u krasnoludów. Za co wychylimy?
- Za Kharricka, kimkolwiek był lub była, zapamiętam go jako przyjaciela
- Za to kim była, i pewnie będzie, bo wątpię żeby odwiedziny u coś zmieniły - ~Żegnaj~
Ceremonia pogrzebowała trwała krótko, i pojawiło się na niej tylko kilka osób, które przybyły do miasta wraz z Kharrickiem. Gdy ciało zostało już złożone do grobu i zakopane, alchemik wyciągnął ze swej torby niedużą tabliczkę, na której kwasem wytrawił napis:
KHARRICK LEPPEROV
JEDNO ŻYCIE ODDAŁ ZA WIELE
TWE TAJEMNICE POZOSTANĄ UKRYTE
To musiało starczyć na teraz - po rozmowie z Tanisem Zoren cieszył się, że nie jest jedynym, który będzie pamiętał o ich tajemniczym towarzyszu i ma zamiar uhonorować jego poświęcenie.