Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-03-2018, 23:58   #1
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Bezsłoneczna Cytadela (Zapomniane Krainy [Pathfinder])[18+]

Oakhurst miało mylącą nazwę. W pobliżu nie było już żadnego dębowego gaju. Został wycięty już za czasów pradziadków obecnych mieszkańców. Do czasu odkrycia złota była to tylko wioska licząca niewiele ponad stu mieszkańców, ilu liczyła obecnie orientował się burmistrz, rajcy w tym skarbnik, którzy co miesiąc ściągali od każdego mieszkającego co najmniej dwie sztuki złota. Nie lepiej mieli też podróżni, od których podobną opłatę raz na miesiąc ściągano niedługo po pojawieniu się w tym uroczym małym miasteczku. Plany burmistrza i rady miejskiej były wielkie. Mówiono nawet o otoczeniu miasteczka murami miejskimi i wytyczeniu dróg przy których mogli by budować się nowi mieszkańcy. Złoża złota przynosiły stały dochód i nie wyglądało na to by w najbliższej przyszłości miały się wyczerpać.

***

Po zapoznaniu się z ofertami pracy i ogłoszeniami drobnymi drużyna ruszyła główną ulicą. Ulica była zatłoczona, tak, że z trudem towarzysze torowali sobie drogę, w dużej mierze dzięki zwierzętom im towarzyszącym oraz olbrzymiemu jaszczuroludowi. Widocznie, przy widocznych w głębi, na rynku słupach miało odbyć się coś ważnego. Tak ważnego, że nawet trzej strażnicy z halabardami, w nowiutkich tabardach z emblematem miasta, nie sprawdzali świstków pergaminu będących oznaczeniem pobranego podatku miejskiego.


Podążając w kierunku rynku, po nowej drodze wyłożonej, przeciętymi na pół pniami, wyżłobionymi w skosy dla wygody chodzących i transportu, dostrzegli jeszcze kilku zbrojnych z krótkimi tabardami z symbole łańcuchów, na których były widoczne ślady licznych podróży, wyróżniały ich psy chronione skórzanymi zbrojami, które czujnie węszyły w powietrzu oraz wiszące u pasa po kilka sznury z kulami na końcach. Bardziej obyci z bronią z łatwością rozpoznali w nich bolas, służące do chwytania zwierząt i nie tylko.

Rynek był niewielkim placykiem gdzieś dwadzieścia na pięćdziesiąt jardów. Po jego zachodniej stronie stał niedawno wybudowany trzypiętrowy ratusz, obok piętrowy budynek straży miejskiej i więzienie, naprzeciw gospoda „Pod starym dzikiem”, zaś niemal na wprost wzroku wchodzących bohaterów okazały rozległy piętrowy dom. Nad gankiem ratusza na niewielkim zadaszonym balkoniku widać był siedzących ludzi, była to zapewne rada miejska.
Śnieżek lekko padał pokrywając głowy i ubrania zgromadzonych cieniutką warstwą.
Po środku rynku, obok dwóch potężnych kłód, w których bliskiej okolicy bruk zdawał być okopcony, został ustawiony podest. Podest otoczony był kilkudziesięcioma zbrojnymi z tabardami z symbolem łańcuchów, co najmniej połowie z nich towarzyszyły psy chronione, tak jak te, które już widzieli wcześniej, skórzanymi zbrojami. Strażnicy ci otaczali grupę kilkudziesięciu ludzi w łachmanach.
~„Łowcy niewolników”~ ta myśl dotarła szybko do niemal wszystkich z drużyny.

Byli jeszcze daleko, jakieś pięćdziesiąt jardów, gdy na podest, na którym stał dostatnio odziany licytator, zapewne kierujący łowcami niewolników, wprowadzono szczupłą postać z długimi koloru kasztanów włosami. Na szyi miała wyłożoną skórą obręcz, która krótkim prętem przymocowana była do kajdanków na rękach, nogi również miała w okowach, spiętych krótkim łańcuchem. Odzianie na sobie miała podarte. Młoda dziewczyna a raczej dziewczynka, ustawiono przy licytatorze, ten wprawnym ruchem wyrwał z jej ust knebel. Dziewczynka odkaszlnęła, przemówiła a zdawało się, iż jej głos rozbrzmiewał prosto waszych głowach.
- Ludzie czy pozwolicie burmistrzowi i radzie traktować tak wszystkich, nawet własne dzieci, cóż wam uczyniłam. Żyłam wśród was i pomagałam jak mogłam. Leczyłam.
- Wiedźma, wiedźma. Z tłumu wyrywały się pojedyncze okrzyki. - krzyczeli ci odwiedzi roboczo, co wskazywało niechybnie, iż należeli do nowych mieszkańców miasteczka
- Ostawcie ją toć ona nasza, od maleńkości z nami żyje. - Dało się usłyszeć nawoływania z nielicznej, odzianej skromnie, acz wygodnie, grupy rolników i hodowców.
Na rynku rozległ się dźwięk gongu umieszczonego na galeryjce ratusza.
- Nie jestem wiedźmą jestem kapłanką Lurue! – głos ponownie rozległ się jakby w waszych głowach, chociaż dziewczyna niewątpliwe wykrzyczała to na głos, gdy po gongu ucichł gwar.
- Udowodnij to, nie potrafisz. - głos licytatora był pogardliwy.
- Ludzie pomagałam...
- Rzuciłaś klątwę na moje pola ty wiedźmo, rodzą o wiele mniej niż sąsiadów.

Dziewczyna roześmiała się.
- Wszyscy wiedzą, iż dwupolówki nie stosuje się już od czasów twojego dziada. Twoi sąsiedzi stosowali się do moich rad, stosując następstwo upraw, na czterech polach i dlatego osiągali lepsze rezultaty mając mniej ziemi od ciebie. Gdyby...
Gdy to mówiła licytator za nią powoli rozwijał bicz wyjęty zza pasa. W końcu strzelił przez plecy dziewczynki. Krzyknęła rozdzierająco, gdy bicz ciął jej plecy. Licytator doskoczył kopnął od tyłu w kolana, gdy upadła na nie chwycił za włosy odciągnął głowę do tyłu i sprawnie zakneblował. Jednym ruchem zdarł z niej podartą koszulę. Ukazało się niemal płaska klatka piersiowa z dużymi sutkami.
- Towar powierzony przez miasto Oakhurst, znacie już jego wady. Teraz zalety wiek trzynaście lat, chociaż nie wygląda, dziewictwo potwierdzone. Potwierdzone umiejętności lecznicze oraz znajomość ziół, umie też tresować i opiekować się zwierzętami, gotuje oraz poznała wszystkie obowiązki domowe. Cena wywoławcza osiemdziesiąt sztuk złota za tą dziką kotkę, którą trzeba sobie ułożyć tak by mruczała rozkosznie. Kto da więcej!
W tym to momencie drużyna, po przepychance, znalazła się obok otaczających podest zbrojnych.


 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 19-03-2018 o 22:56.
Cedryk jest offline  
Stary 19-03-2018, 05:35   #2
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację
Po wielu dniach nużącej i niezbyt obfitującej w atrakcje podróży, Anathem cieszył się, że może w końcu zająć się czymś innym. Miasteczko może i było niewielkie, ale znajdowała się w fazie, która prawdopodobnie zdecyduje o jego potencjalnej przyszłości.

Wiele spraw i losów ważyło się właśnie teraz. Wiele pytań właśnie zaczynało poznawać swoje odpowiedzi. Czy władze osady wykorzystają okazję by zapewnić Oakhurst bezpieczną przyszłość i pozwolą mu płonąć dalej jasnym blaskiem nawet, gdy gorączka złota minie? Czy mieszkańcy są zadowoleni z sytuacji, w której się znaleźli? Czy poradzą sobie z tym, co pojawia się zawsze tam, gdzie jest złoto? Jak intrygi, przemoc, gwałt i chciwość wpłyną na, do niedawna, zwykłych rolników ze zwykłego miasteczka?

Mnich uwielbiał takie sytuacje. Całe szczęście, bo w innym wypadku otaczający go tłum, hałas i nieraz smród doprowadziłyby go do szybkiej zmiany miejsca pobytu. Po przejrzeniu ogłoszeń i odnotowaniu w pamięci kilku z nich stwierdził, że wszystko może poczekać do jutra. Dzisiaj chciał czuć i poznać miejsce, w którym się obecnie znajdował.

***

Przyglądając się przechodniom, doszedł do wniosku, że ani on, ani większość jego towarzyszy nie wyróżnia się zbytnio z tłumu. Widać złoto przyciąga wszystkich, od dziwek, szulerów i alkoholików po szlachtę i rycerstwo.
- Dobrze... - mruknął pod nosem - Mniej uwagi zwrócę na siebie.

Czy Anathem Flame przyciągał wzrok w jakiś szczególny sposób? Niezbyt. Na pierwszy rzut oka był zwykłym młodzieńcem, który niedawno wszedł w dorosłość, no może poruszał się z większą gracją i świadomością swojego ciała niż rówieśnicy. Dobra budowa, średni wzrost, ciemne włosy i dobrze utrzymana, krótko przystrzyżona broda nie były cechami, przez które ludzie wytykaliby go na ulicach. Na pierwszy rzut oka wszystko w porządku.

Jeśli ktoś jednak pokusiłby się o drugi, to mogłyby zainteresować go bursztynowe, bardziej kocie niż ludzkie oczy, srebrny łańcuszek w kształcie wijącego się płomienia, bardzo dobrze wyrzeźbione mięśnie brzucha widoczne spod, nigdy nie zapiętej, skórzanej kamizelki z kapturem. Spodnie, sandały i plecak nie wyróżniały się spośród miliona im podobnych, za to metalowe bransolety osłaniające ręce niemal od nadgarstków po łokcie już zdecydowanie tak. Niby pancerz jakiego wiele, ale wykonanie tego konkretnego egzemplarza cieszyło wzrok. Dodatkowo można było czasem odnieść wrażenie, że emanują delikatnym, błękitno - zielonym blaskiem świadczącym o ich magicznej naturze.

Trzeci rzut oka, jeśli ktoś w ogóle widziałby sens w przyglądaniu się Anathemowi, ujawniłby jeszcze dwie niepokojące rzeczy. Przy wyraźniejszych oględzinach, można zauważyć, że ciemny sznur owinięty wokół pasa mnicha w tajemniczy sposób drży i porusza się, nie mając ku temu powodów i znika, niejako pod spodniami, gdzieś mniej więcej na wysokości pośladków. Druga sprawa jest równie zagadkowa, co niepokojąca. Ciało mnicha, w przeciwieństwie do przedmiotów i osób z jego otoczenia, postanowiło nie rzucać cienia. Tak to już bywa z Diablętami...

Świadomy swoich cech wrodzonych i najczęstszych reakcji otoczenia, zwłaszcza na dwie ostatnie, Anathem starał się za bardzo nie wychylać. Niestety wrodzone, żartobliwe i raczej radosne usposobienie młodzieńca, a także wysokie poczucie sprawiedliwości, a przede wszystkim zasady, jakie wyznawał, często krzyżowały jego plany.

***

Nie mając nic lepszego do roboty, postanowił iść dalej główną ulicą, chociażby po to, żeby sprawdzić, dokąd idą ci wszyscy ludzie. Tłum gęstniał, a duża ilość zbrojnych strażników zdawała się sugerować jakąś egzekucję, czy wymiar kary. Nie byłby sobą, gdyby nie spróbował dowiedzieć się, o co chodzi. Przeciskając się, wraz z towarzyszami, w stronę podestu szybko zorientował się, że pierwsze wrażenie było mylne, a rzeczywistość była jeszcze gorsza - handel niewolnikami.

Przyglądając się sytuacji i słuchając bezsensownych stwierdzeń w stylu "udowodnij swoją niewinność", Anathem Flame wiedział, że musi coś zrobić. Zaté - sztuka walki, którą trenował, łączyła się z filozofią postępowania, którą jego klasztor wyznawał. Jedna z zasad mówiła: "Sprawiedliwy raczej winnego wolno puści, niż osąd pochopny wyda". Czy tak się zachowywała społeczność, która oskarżyła tą dziewczynę? Czy przemawiała prawda, czy raczej zawiść? Wiedział, że to drugie. W momencie, gdy handlarz zerwał z dziewczyny koszulę, zaczął działać.

Mimo, że pośród tylu ludzi było strasznie ciasno, mnich rozpychając się rękami zrobił sobie trochę miejsca, a następnie przyklęknął na jedno kolano i wyskoczył w stronę strażników otaczających podest. W locie chwycił za barki, dwóch stojących obok siebie mężczyzn, improwizując wahadło, które wprawiło jego ciało w rotację, efektownie zamienioną w półsalto i zgrabne lądowanie na podwyższeniu.

Szybko ocenił sytuację i zadowolony z poruszenia jakie wywołał postanowił kuć żelazo, póki gorące.
- Jestem Anathem Flame, należę do Braci i Sióstr Czystego Płomienia i chciałbym zabrać głos, jeżeli można. - zabrzmiał spokojny głos - Nie chciałbym postąpić wbrew tutejszym zwyczajom, ale śluby, które składałem zobowiązują mnie do wyjaśnienia pewnych nieścisłości, zanim pozwolę wam sprzedać tę dziewczynę. - kontynuował, nie czekając na odpowiedź.

Krótki wdech.

- Uznaliście, że dziewczyna jest wiedźmą na podstawie oskarżeń osoby, która nawet nie umie uprawiać swojej ziemi tak, by dawała plony. Co jeszcze ciekawsze oczekujecie, że sama przedstawi wam dowód swojej niewinności. Takie zwyczaje panują w Oakhurst? Skoro niewinny musi dowodzić u was niewinności, a nie winę dowodzicie oskarżonemu to chciałem zgłosić, że zaginęła mi sakiewka z pieniędzmi. Widziałem u Was ludzie pieniądze. Udowodnijcie, że nie są moje. Niewinny jest dla mnie ten, kto nie ma ani monety! - kontynuował ignorując licytującego - Jeżeli nadal chcecie dowodu na niewinność dziewczyny to chętnie przedstawię wam jedyny dowód jaki można, gdy sąsiad, sąsiada posądza o szkodliwe czary. Oskarżycielu! Wyzywam Cię na pojedynek na śmierć i życie! Niech rozstrzygnie Sąd Boży. Biorę Kossutha i Tyra na świadków, że wierzę w niewinność tej dziewczyny i będę walczył z tym, kto ją oskarżył, jeśli słów sowich nie cofnie. Mieszkańcy Oakhurst! Wskażcie go i przyprowadźcie tutaj, a rozstrzygniemy to natychmiast i na waszych oczach.

"Chyba mnie trochę poniosło"- pomyślał Anathem. Niestety wiedział, że już za późno, by się wycofać. Na wszelki wypadek zaczął się rozglądać za pewną charakterystyczną Paladynką i ewentualną drogą ucieczki.
 

Ostatnio edytowane przez shewa92 : 19-03-2018 o 18:38.
shewa92 jest offline  
Stary 19-03-2018, 10:52   #3
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Reputacja: 0

Nareszcie przerwa we włóczędze! Oakhurst okazało się być interesującym przypadkiem społeczności w trakcie transformacji, z zapyziałej wioseczki w prężnie rozwijające się miasteczko. Wciąż prezentowało wiele cech właściwym osadom, które karawana mijała po drodze, ale pojawiały się już te zjawiska tak charakterystyczne dla miast – ot, chociażby tłum, którego nie powstydziłby się targ rybny w Waterdeep. Zoren ucieszył się, że towarzyszący mu Volf działa zapewne jak skuteczny odstraszacz kieszonkowców.

Zanotował: Powodem tego typu obawy jest jedynie masywna postura i groźna aparycja jaszczuroczłeka, czy może ma to głębsze podłoże we wrodzonym strachu ssaków przed gadami – zbadać.

Plusem takiej sytuacji było z pewnością to, że nikt nie zwracał na niego uwagi. I bardzo dobrze, gdyż prosty i pełen przesądów ludek mógł różnie zareagować na grupę, w której poza wielkim gadem podróżuje nie jedno, a dwa diablęcia. Zoren tak jak jego kuzyn (określenie nieprecyzyjne, ale używał go ze względu na familiarność z Anathemem) starał się nie obnosić ze swoim dziedzictwem – gęste włosy w miarę dobrze zasłaniały koronę drobnych rogów na czaszce, a ciemne okulary modne wśród akademików utrudniały dojrzenie czerwonych oczu. Na pierwszy rzut oka wyglądał więc na wysokiego, chudego i bladego mężczyznę w młodym wieku, a dłuższe uszy sugerowały domieszkę nieludzkiej, może elfiej, krwi. Sprawiał jednak wrażenie, że wcale nie wstydzi się pochodzenia – dość szybko wyjawił je reszcie drużyny, kiedy tylko upewnił się, że jego pozytywne usposobienie zostało zaakceptowane przez innych.

Mimo że starał się po sobie tego nie pokazywać, większość drużyny szybko zorientowała się, że Zoren nie jest nawykły do długich podróży traktem. Przypominał bardziej uczonego, który dopiero niedawno wyrwał się z uczelni – co i sam potwierdził, z dumą przedstawiając się jako absolwent Akademii Eltorchul, uczony i alchemik. Wyraźnie zaznaczał przy tym, że nie jest magiem. Nosił się jednak dość podobnie, ze sporą księgą przy pasie, długim pełnym kieszeni płaszczem (pod którym czasem coś się poruszało) i dwoma zawieszonymi na krzyż bandolierami na piersi.

***

Łowcy niewolników, to raz. Dłoń alchemika bezwiednie uniosła się do piersi. Targ z niewolnikami, wyraźnie noszącymi oznaki złego traktowania, to dwa. Dłoń zanurzyła się w jednej z wielu kieszeni płaszcza. Ledwie wchodząca w okres dojrzewania dziewczynka, która została oskarżona o bycie wiedźmą najwyraźniej jako pretekst, by móc ją sprzedać, to trzy. Dłoń wysunęła się, dzierżąc niewielką flaszkę, szczelnie zapieczętowaną nietypowo wyglądającym korkiem.

Dopiero po chwili, zręcznie przemykając między ludźmi, Zoren uświadomił sobie, że dziewczyna musiała użyć jakiejś formy komunikacji telepatycznej, poza normalnym krzykiem. Czyli z pewnością dysponowała talentem magicznym. Ale na roztrząsanie tego przyjdzie jeszcze pora, teraz jest czas na działanie. Szybko wyminął zaskoczonych wyczynem Anathema strażników i po chwili stanął obok mnicha.

- Myślę, że nie będziemy zmuszeni uciekać się do tak ostatecznych rozwiązań, przynajmniej dopóki będziemy w stanie rozwiązać obecną sytuację w sposób, który nie zakończy się poważnymi uszkodzeniami ciała jednej ze stron. – Zaczął, nie racząc się nawet przedstawić. Jego głos przybrał oficjalny ton. – Jak dobitnie zaznaczył to przed chwilą pan Flame, wymuszanie na oskarżonym dowiedzenia swej niewinności przy braku jakichkolwiek dowodów jest nie tylko sprzeczne z duchem prawa, jak i ze zwyczajną, prostą logiką. Tym bardziej, jeśli oskarżyciel korzysta z dwupolowego systemu uprawy roli, która zaiste prowadzi do wyjałowienia ziemi i znacznie mniejszych plonów niż skuteczniejsze i powszechnie używane metody płodozmianu. Co zaś się tyczy samej instytucji niewolnictwa, wiadomy jest jej wyjątkowo wątpliwy status zarówno etyczny, jak i prawny na obszarze Srebrnych Marchii. Dlatego też proponuję przedstawienie oficjalnych zarzutów i uczciwy osąd, zanim dojdzie do rękoczynów.

Cały czas delikatnie pocierał korek palcem.
 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 19-03-2018 o 11:22.
Sindarin jest offline  
Stary 19-03-2018, 11:38   #4
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Tłum zaszumiał wśród niewielkiej grupki rolników dało się usłyszeć oklaski.
- Dobrze prawi.
Zagłuszone był jednak śmiechem, z początku nieśmiałym, potem coraz głośniejszym.
Ponownie rozległ się dźwięk gongu. Tym razem potrzeba było ich aż trzech. Interweniować też musiała straż miejska, uciszając co bardziej rozbawionych mieszkańców.

Z fotela na galeryjce podniósł się potężny mężczyzna odziany w strojne bogate futro, z bardzo dużym złotym medalionem w kształcie dębu na piersi, wiszącym na grubym złotym łańcuchu. Roześmiał się i chwilę trwało nim przerwał.
- Czyżby cyrk jaki do miasta zjechał. Akrobata i błazen. Więc panie błaźnie tu nie Srebrne Marchie, tu pogranicze. Nie dostaliśmy od Ligi tych miast żadnej pomocy, więc radzimy sobie sami. Akrobato ja jestem oskarżającym. Winna była tego, że w swej złośliwości nie uleczyła mojej córki, w czasie prawie dwu miesięcznej choroby. Biedna Amada, leży teraz umiejąca w domu. Na jej wiedźmie praktyki było jednakże więcej dowodów i świadków. Rada miejska jednomyślnie uznała Lei Sand winną praktykowani złej magii. Nie była jednak jednomyślna co do kary. Żądałem kary śmierci przez upieczenie żywcem. Jako, że zjechali do miast łowcy niewolników, stanęło na sprzedaży w niewolę.

Po tych słowach roześmiał się i chwilę trwało nim przestał się tubalnie śmiać.
Uspokoiwszy się kontynuował z zimnym blaskiem w oczach.
- W pierwszej chwili myślałem, iż cyrkowcami jesteście, co to ze swymi sztuczkami wyrwali się przed czasem. Teraz sadzę, żeście szaleńcami, którzy to na legalną władzę nastają. Akrobato powołujesz się na stary zwyczaj, Sądu Bogów. Wiedz jednak, iż w imieniu rady występuje zawsze czempion, z którym nie masz najmniejszych szans, gdyż nie lubimy by winni unikali kary. Masz jeszcze szansę odwołać wyzwanie. Podejmiesz je i wygrasz, będziesz mógł z dziewczyną odejść. Nad sądem będzie czuwał nasz kapłan, by nikt nie użył magii. Nie myślcie jednak, iż jakimiś sztuczkami nas zaskoczycie.

Po tych słowach podniósł korbacz ukształtowany na podobieństwo szalek wagi.
- Dwójki powstać. Tylko dwójki, okrzyknąć się.
Na dachach domów otaczających rynek, zaczęli się podnosić kusznicy, przywiązani dla bezpieczeństwa linami do dachu. Siedem głosów odkrzyknęło.
- Czuwam.
Burmistrz uśmiechnął się, w tym czasie strażnicy stojący na galeryjce przesunęli się do przodu.
- Zakończcie zatem swoje przedstawienie. Jak będziecie chcieli zabawić gawiedź sztuczkami po targu z pewnością wiele monet zyskacie, a będą to pewnie same złote monety. Zatem jak jest Twoja decyzja akrobato możesz odwołać wyzwanie przeciw radzie i cieszyć się życiem. Możecie też jeśli życie tej małej dla was takie ważne przystąpić do licytacji.

Po twarzy dziewczynki płynęły łzy.


 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 19-03-2018 o 15:24.
Cedryk jest offline  
Stary 19-03-2018, 13:57   #5
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Ochrona karawany była dla Kharricka jak zbawienie. Szukał roboty, a ta sama niemal do niego przyszła. Niemal. W zasadzie nie wiedział tylko po co on był tam jeszcze jak jakaś paladynka z całą świtą podróżowała razem z nimi. Ale kupiec zamierzał zapłacić. Spróbował by tylko nie. Nie spróbował. Och jaki miły był ciężar monet w sakiewce.

Nie, Kharrick nie był bogaty. To mało powiedziane. Przed zleceniem zostało mu zaledwie kilka złotych monet. Nie dawał po sobie poznać, że się martwi. W zasadzie chyba się nie martwił. Opowiadał jakieś niestworzone histowie przy wieczornych ogniskach, zabawiając resztę. Czasami parodiował innych, zazwyczaj jak akurat nie było ich obok, dość wiernie oddając ich zachowanie. Czasami patrzył za siebie na drogę, którą przebyli. Wyglądał jakby czegoś szukał, albo na coś czekał. Póki co się nie doczekał.

Kharrick nie był wysoki. Nie był też przesadnie umięśniony. Ciężko było jednak ocenić pod tą stertą łachów jakie miał na sobie. Było zimno, to się nosił w ciepłym ubraniu, jakiś podróżniczych ciuchach i skórzaną zbroją. Miał jakieś bambetle w plecaku, i przytroczony koc. Sprawiał wrażenie nieco niechlujnego. Brązowe włosy były w ciągłym nieładzie, a twarz porośnięta trzydniowym zarostem. No i ten uśmiech. Niby przyjazny, ale było w nim coś nieszczerego.

***

Tłumy były fajne, ale lepiej było mieć sakiewkę schowaną głęboko pod połami kurty. Starał się iść najbliżej jaszczura, bo choć był nieco straszny to ułatwiał przebrnięcie przez ten bajzel. Wtedy tez zobaczył dziewczynę. Jeśli ktokolwiek zaprzątał sobie głowę patrzeniem wtedy na niego mógłby zobaczyć jak na jego twarzy pojawia się cień. Było to bardzo chwilowe. Wejście na scenę dwóch towarzyszy ewidentnie dało Kharrickowi wiele rozrywki. Najchętniej wziął by prażone orzechy i się temu dalej przyglądał. Tylko ci kusznicy... i jakoś tak ych. Szkoda dwójki aby tak szybko skończyła swój przydatny zywot. Do tego pomoc dziewczynie... może okazać nieco wdzięczności. Tylko najpierw trzeba było się odsunąc od swoich.

- HEJ! Wiedźma! Czemuś nie uleczyła córusi burmistrza? Dał za mało złota? A może nie chciałaś brać do buzi? - zakrzyknął nie swoim głosem zaraz chowając się z powrotem w tłumie.
- No! Dajcie jej powiedzieć! - odezwał się kobiecy głos gdzieś z tyłu.
- Wiedźma! Pewnie z zawiści! Piekielny pomiot!- drugi tym razem bardziej zły i chrapliwy.
- Bądźcie litościwi panie! To tylko dziecko - głos staruszka ledwo przebił się rosnący gwar.
Karrick wrócił się do grupy rozglądając się dookoła kiwając do siebie głową.
- No! Jak mam kupić dziewkę to chce wiedzieć dlaczego nie uleczyła córki zacnego burmistrza! Daliście wcześniej mówić, to dajcie i teraz!
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 19-03-2018 o 15:40.
Asderuki jest offline  
Stary 19-03-2018, 15:12   #6
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
W przeciwieństwie do diabląt Amberlie kochała podróże, nawet jeśli wyjątkowo powolne i ciche. Wsłuchiwanie się w śpiew ptaków, szelest liści, świst wiatru czy szum rzek i traw, w które Srebrne Marchie obfitowały, koiło jej myśli i rodziło poczucie wewnętrznego spokoju, a widoki zachwycały oko. Był to czas dla niej i jej rozważań na wszelkie nurtujące ją tematy, nawet jeśli trywialne. Po prostu to lubiła, a może nawet kochała. Z dala od cywilizacji naturalny świat wydawał się znacznie piękniejszy, a migoczące na nocnym niebie gwiazdy - jaśniejsze. Był to też jakiś rodzaj przerwy w jej obowiązkach. Była zawsze czujna i gotowa do walki, ale póki mogła, to rozkoszowała się okolicą i towarzystwem, choć dość specyficznym i ciekawym, jak zdołała od razu zauważyć, gdy ich drogi się skrzyżowały.

Pochodząca z Cormyru Amberlie była uroczą, młodą kobietą o anielskiej urodzie, przedstawiającą się jako tropicielka z profesji i szachistka z zainteresowania. W trakcie wędrówki była wyjątkowo wesoła i rozmowna, czasami opowiadając niekiedy nieśmieszne, suche dowcipy dla przełamania nudy bądź poruszając tematy lekko filozoficzne, często również tylko po to, by się pośmiać albo skwitować to jakąś dziwną puentą. Gdy coś ją zainteresowało, to była w stanie zalać absolutną lawiną pytań, co już się zdarzyło przynajmniej raz. Dla kontrastu jednak zdarzało się jej milczeć przez długi czas, po prostu obserwując otoczenie i ludzi, nie inicjując ani nie udzielając się w rozmowach, a płomienie ogniska wręcz ją hipnotyzowały. Trudno było ją brać na poważnie, póki nie rozpoczynała głębokich analiz problemów i znajdowania trafnych rozwiązań. Towarzyszyła jej majestatyczna… lwica. Kritha była kotem bojowym z prawdziwego zdarzenia reagującym wrogim mrukięciem na obcych. Kobieta traktowała ją jak przyjaciółkę i obie nigdy nie opuszczały siebie nawzajem.

Jej duże chłodno-szare oczy ciągle przeczesujące okolicę, być może w poszukiwaniu nowych rzeczy do zachwycania się, a może w innym celu, miały widoczną tą żywą, radosną iskrę w sobie. Gęste, zadbane, średniej długości blado-blond włosy, spięte niebieską tasiemką, okalające zwężającą się ku podbródkowi na wzór trójkąta twarz miały dwie cechy szczególne. Pierwszą były pasemka nad prawym okiem tak samo niebieskie, jak jej wyjątkowy tatuaż na policzku z tej samej strony, drugą - reflektowały światło, migocząc czasami miedzią albo innym ciepłym kolorem. Była wysoka, szczupła i dobrze zbudowana, ale również kobieca. Poruszała się lekko i z gracją, przyjemnie kołysząc biodrami na boki. Miała na sobie czarny płaszcz z kapturem przedłużany tyłem i bokami, czarne rękawiczki ze skóry, z czego lewa była ćwiekowana, dopasowane skórzane spodnie i wysokie buty podróżne na niewielkim obcasie. Przy pasie nosiła kilka sakiewek, bandolier z wieloma tworami alchemicznymi, zadbany sztylet i zawieszone na małym haczyku coś, co wyglądało jak rękojeść broni, ale bez ostrza. Na plecach znajdował się jej wysłużony długi łuk kompozytowy z kołczanem pełnym strzał o różnokolorowych lotkach i prawdopodobnie najcięższa broń w jej arsenale - noszący ślady wielu sparowanych ciosów miecz półtoraręczny.

Po nazwie “Oakhurst” spodziewała się innego widoku. Z tego, co zdołała się dowiedzieć na temat Srebrnych Marchii tutejsi mieszkańcy traktują ziemię i roślinność z wyjątkowym szacunkiem, czerpiąc tylko z tego, co było im potrzebne. “Tam spełnia się sen o lepszym Faerunie”, jak to usłyszała od pewnego handlarza dobrami wszelakimi pochodzącemu z tych okolic. Osada, w której właśnie stawiała swe pierwsze kroki, była całkowitym zaprzeczeniem tego wszystkiego. Dębowy gaj - wycięty w pień. Okolica eksploatowana jak się tylko dało. Na głównym placu - targ niewolników. Mina aż jej stężała, po czym całe dotychczasowe radość i optymizm zostały zastąpione chłodną kalkulacją i zimną determinacją. Na razie milczała, obserwując, oceniając i analizując, mając dłonie podparte na biodrach. Wyrok wydany na dziewczynkę był potencjalnie efektem rozżalenia za nieuleczenie córki burmistrza, a pozostali, korzystając z okazji, postanowili dołożyć swoje trzy grosze. Interesujący dla niej również był okopcony bruk, sugerujący duże ognisko bądź stos do spalania skazańców… na przykład wiedźm.
Jeśli dziewczyna faktycznie była wiedźmą, czyli paktowała z siłami niepochodzącymi z tego świata, to być może faktycznie zasługiwała na śmierć, ale trzeba było mieć ku temu dobre dowody. W końcu jeszcze była dzieckiem, prawda? Okoliczności tutaj mogą być różne, a nic nie będą mogli się dowiedzieć, jeśli oskarżona wciąż będzie zakneblowana.
Postanowiła przemilczeć już podjęte akcje obu diabelstw, ale być może ich nagłe działanie przysłużyło się w tym momencie szybszemu rozwiązaniu sprawy, pomijając demonstrację siły burmistrza.

Coś jednak nie dawało jej spokoju.
Wykorzystując wciąż założony na głowę kaptur, zaczęła mruczeć krótką inkantację.
I choć efektów nie było, dowiedziała się zupełnie czegoś innego.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 19-03-2018, 17:52   #7
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację
"Zawsze musisz pakować się w kłopoty. Nie możesz czasem zatrzymać się choć na pięć sekund i rozważyć konsekwencji swoich decyzji?" Jakże często brat Jonasz, jego mentor, opiekun i najbliższy przyjaciel powtarzał te słowa? Diabelstwo wiedziało, że tonie w bagnie po uszy, ale postanowiło brnąć dalej w to szaleństwo. Zostawienie tej dziewczynki samej sobie po prostu było za bardzo sprzeczne z jego naturą.

- Nazywam się Anathem Flame i jestem Mnichem z zakonu Braci i Sióstr Czystego Płomienia. - zdecydował się powtórzyć - Być może, wcześniej przedstawiłem się niezbyt wyraźnie, co niniejszym naprawiam. Wybacz mi Panie, ale nie dosłyszałem również Twojego miana, nie wiem też jak się do Ciebie zwracać., ale ... - zawahał się, gdy nowa myśl przeszyła go jak strzała.
- ... ale wątpię, że to cokolwiek zmieni w naszej sytuacji. Sprawa wygląda tak, że decydując się na interwencję, niejako obiecałem tej dziewczynie, że zadbam o jej los i o to, by została sprawiedliwie osądzona, a to co do tej pory usłyszałem nie przekonuje mnie o jej winie. Jeśli jest tak jak twierdzisz Panie i dziewczyna celowo nie udzieliła pomocy Twojej córce to zrobiła źle. Pytanie tylko czy miała taki obowiązek? Przyjęła może zapłatę za leczenie i nie zrobiła nic dla chorej, a może w Oakhurst to jedyne znane mi miejsce, gdzie każdy musi pomagać każdemu bo inaczej zostanie sprzedany w niewolę? Takie zasady czyniłyby z Was wszystkich niewolników. Jeżeli zaś łączy was przysięga lenna i to dziecko nie było w stanie wykonać powierzonego zadania, to należałoby jeszcze udowodnić, że był to nie wynik braku umiejętności, a nie zakładać od razu złą wolę. Gniew nigdy nie bywa sprawiedliwy.

Anathem odczekał aż jego słowa wybrzmią i wykorzystał ten moment by jeszcze raz przekonać siebie samego, że to, co planował, jest na pewno dobrym rozwiązaniem.

- Pozwól Panie, że złoże Ci propozycje i chwilowo wstrzymam swoje wyzwanie. Nie mam interesu w walce z Tobą, gdyż tak jak i Ty szukam tylko sprawiedliwości dla tego dziecka. Chciałbym ofiarować Ci swoje usługi w tej szlachetnej misji i zbadać tę sprawę jeszcze raz. Zrobię też co mogę by pomóc Twojej córce i znaleźć źródło jej choroby, a jeśli dziewczyna faktycznie jest winna to sam dokonam oczyszczającego spalenia winowajczyni. - czując, że jego słowa mogą nie być wystarczająco przekonujące postanowił postawić wszystko na jedną kartę. - By dowieść czystości swoich intencji chciałbym oddać się pod Sąd Boży! Skoro już przywołałeś Panie swoich kuszników to zróbmy z jednego z nich odpowiedni użytek i niech zaprezentuje swoje możliwości. Stańmy po dwóch stronach tego podestu i niech wypuści jeden bełt w moją stronę. Jeśli Bogowie, uznają moje zamiary za słuszne to uda mi się odbić bełt najlepszego z Twoich strzelców. Tak się składa, ze jest wśród nas Paladynka Tyra, którego dziedziną jest właśnie sprawiedliwość. Zwracam się do Ciebie Pani, powiedz czy uważasz moją prośbę i próbę, której chce się poznać za godne by wezwać imię Twego Boga na świadka?

"Jak to nie zadziała, to chyba nie uda mi się wykaraskać z tej sytuacji" - nie pierwszy raz w życiu diablęcia zaświtała myśl. Mnich miał szczerą nadzieję, że przywódca tych ludzi nie jest zatwardziałym idiotą i umie docenić potencjalne korzyści jego propozycji.
 
shewa92 jest offline  
Stary 19-03-2018, 18:52   #8
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Oakhurst, jak się mogło zdawać, kochało złoto. I to nie tylko to, które znajdowało się pod ziemią. Również (a może przede wszystkim) to, które znajdowało się w kieszeniach i sakiewkach mieszkańców i gości. Na to jednak nic nie można było poradzić, chyba że chciało się ominąć to pazerne miasto.
Każde miasto, przynajmniej zdaniem Morna, pustoszyło sakiewki, a pod tym względem (również zdaniem Morna) Oakhurst stało na czele wszystkich złodziejskich miast.
Mimo wszystko Morn cieszył się, że wreszcie dotarł do czegoś, co można było nazwać cywilizacją. A to oznaczało dach nad głową, jedzenie, którego nie trzeba było osobiście złapać i zabić, no i inne przyjemności.

* * *

Morn starał się nie wyróżniać z tłumu. Nauczony doświadczeniem wiedział, że im później potencjalny przeciwnik dowie się o jego nietypowych umiejętnościach, tym lepiej. Dla Morna, oczywiście.
Ubierał się więc zaklinacz w zwykłe ubranie - takie, jakie mógł nosić każdy, kto już parę lat włóczył się po drogach i bezdrożach. Było może czystsze, niż przeciętne, ale bynajmniej nie prosto ze sklepu.
Broń również wyglądała na używaną... a z twarzy Morna bystry obserwator był w stanie wyczytać, iż broni tej nie zawahałby się użyć. W razie konieczności.
Zbyt wiele o sobie Morn nie opowiadał. Z opowieści tych wynikało, iż od paru lat włóczył się po Wybrzeżu Mieczy, a jeśli ktoś znał wspominane przez Morna miejsca, mógł bez problemu ocenić, że opowiadający wie, co mówi.

* * *

Wnet okazało się, że w Oakhurst rządzi nie pieniądz, ale głupota. Tłusta głupota ze złotym łańcuchem na grubej szyi. Mściwa tłusta głupota, której naraziła się mała dziewczynka.
Morn nie przepadał za dziećmi - to musiał przyznać przed samym sobą. To jednak nie znaczyło, że podobała mu się idea spalenia mniemanej wiedźmy, czy choćby sprzedania jej w niewolę.
Problem na tym polegał, że sakiewka zaklinacza świeciła pustkami. Bez względu na to, jak bardzo by chciał, nie mógłby wykupić tej małej. Fakt - mała była, fizycznie niezbyt rozwinięta, ale jeśli potrafiła gotować czy znała się na ziołach, to ani bycie wiedźmą czy mniemane dziewictwo w niczym by mu nie przeszkadzało.
- Może się tak zrzucimy? - zaproponował cicho. - Dobra kucharka to skarb.
To, że towarzysze powiedzieli parę słów i narazili się na niechęć burmistrza, z pewnością nie mogło pozytywnie wpłynąć na próbę obniżenia ceny zakupu małolaty.
 
Kerm jest offline  
Stary 19-03-2018, 20:00   #9
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację

Podróżując w towarzystwie paladynki Tyra trudno było mówić o doświadczaniu życia na łonie natury. Owszem otaczał ich las i czasami łąki, lecz drużyna lady Diany przygotowana była by nawet w polu podjąć skromnym poczęstunkiem gości.
Tak więc co wieczór kiedy karawana stawała na popas, dumni żołnierze zakonu (albowiem służąc paladynce Tyra mieli prawo za takich się uważać) rozstawiali niewielkie obozowisko złożone z pięciu sporych namiotów i jednego wielkiego pawilonu przeznaczonego na polową świątynię Sprawiedliwego a także miejsce nocnego spoczynku lady Diany.
Przed pawilonem ustawiano zawsze proporzec z mottem lady, "Lex non distinguit". Motto to było wyrazem wiary jak i deklaracją jaką składała całemu światu lady Diana. Zamierzała bowiem jak Tyr traktować wszystkich sprawiedliwie i nie faworyzować nikogo, bez względu na to kim by nie był. Żywiła nadzieję, że nawet swemu ojcu zapewniłaby uczciwy proces... przed śmiercią.

Już po rozstawieniu namiotów przychodził czas na wieczorne modły i odrobinę rozrywki. Przy ogniskach odpoczywali żołnierze nie pełniący tego wieczoru straży, a kwatermistrz rozlewał im ale. Zaś na tych którym pisana była nocna warta, czekała gorąca kawa, napój pobudzający i przez wielu ceniony za wyjątkowy smak i aromat.

Zdarzało się, że podczas odpoczynku trzeba było rozstawić prowizoryczną kuźnię by naprawić metalowe elementy ekwipunku. Wówczas przy kowadle pracowała sama lady Diana. Szlachcianka nie tylko nie wstydziła się zajmować pracą rzemieślniczą, ale była wręcz dumna ze swych nie małych umiejętności. Zaś noc wybierała na pracę by lepiej widzieć jak zmienia się kolor metalu podczas ogrzewania. W dzień, światło słońca często zmieniało swą barwę przechodząc od szkarłatu rano, przez żółć do niemal białego w południe i znów w pomarańcz i czerwień wieczoru. Zmiany te sprawiały, że kolor obrabianego detalu był zakłamany, zaś przy stałym świetle lampy oliwnej (której słaby blask w żadnym wypadku nie przeszkadzał lady Dianie) kolory były zawsze takie same i można było za ich pomocą precyzyjnie ocenić temperaturę obrabianego przedmiotu. Z tego też powodu większość kowali lubiła pracować nocą.

Poranki i przygotowania do dalszej drogi zaczynały się od śniadania, kucharz którego zrekrutowała lady Diana przygotowywał wspaniałe podpłomyki w które zawijało się suszone (nieco obgotowane by zmiękło) mięso. Do tego każdy żołnierz dostawał nieco suszonych owoców i orzechów a także wielki kubek gorącego mleka. Sama lady Diana lubiła pić kawę pół na pół z mlekiem. Dopiero po takim śniadaniu zwijano obóz i ruszano dalej.

W drodze paladynce prócz owego oddziału towarzyszyły dwa czarne wilki o imionach Geri i Freki co podobno oznaczało Zachłanny i Srogi acz lady Diana nie znała języka w którym nadano im te imiona więc nie potrafiła potwierdzić czy jest to prawda. Zwierzęta te na wpół dzikie zdawały się utrzymywać z paladynką dziwną więź, czasami można by nawet pomyśleć, że się nawzajem rozumieją, zupełnie jakby mówili tym samym językiem.
Fakt posiadania owych wilków jak i herb rodu de Carabas (którym był czarny wilk na żółtym tle), sprawiły, że żołnierze po cichu nazywali lady Dianę matką wilków.

Co zaś samej lady Diany się tyczy to była osobą przyjazną i gościnną lecz również małomówną, wolała słuchać niż być słuchaną. Nie oceniała nikogo przez pryzmat pochodzenia lecz przez czyny których się dopuszcza. Z wyglądu zaś nie różniła się za bardzo od wielu innych mieszkańców Srebrnych Marchii, może była trochę wyższa od przeciętnej niewiasty z Silverymoon, właściwie to i od niejednego mężczyzny. Choć niewątpliwie posiadała sporą siłę (wystarczyło popatrzeć z jaką łatwością pracuje przy kowadle) nie było po niej tego widać, była kobietą szczupłą i o niezbyt bujnych kształtach, i gdyby nie ten wzrost można by pomyśleć, że paladynka nie ukończyła jeszcze lat siedemnastu. Mimo tego jej sposób mówienia i spojrzenie którym obdarzała ludzi sugerował, że labo jest nieco starsza niż na to wygląda albo przeżyła ciężkie chwile które przedwcześnie postarzyły jej duszę.


Kliknij w miniaturkę



Ulice miasteczka przemierzała w towarzystwie swego kwatermistrza, zamierzała bowiem prócz odwiedzenia siedziby rady miejskiej, zorientować się w tutejszym rynku i możliwe najlepszej inwestycji skromnych środków które ze sobą zabrała. Plany jednak mają często tę nieprzyjemną cechę, że ulegają zmianie w najmniej dogodnych momentach.
Podobnie było i tym razem. Lady Diana potrzebowała ledwie chwili by zdecydować, że warto się tej sprawie bliżej przyjrzeć, odesłała więc kwatermistrza z poleceniem przysłania na rynek dziesięciu zbrojnych wraz z proporcem. Drugim poleceniem nakazała pozostałym w obozie czym prędzej rozstawić pawilon wraz z ołtarzem poświęconym Tyrowi. Kobieta wiedziała dobrze, że im mniej pozostawi się przypadkowi tym lepiej, a słowa poparte przez dziesięciu zbrojnych są znacznie mocniejsze niż słowa samotnej niewiasty, nawet rycerza.

Zmierzała właśnie powoli w stronę oskarżonej gdy jeden z towarzyszy podróży zawezwał ją by dała świadectwo sprawiedliwości Tyra. Wyjątkowo niefortunnie zresztą, no ale cóż decyzja i tak nie należała do niej.
Zsunęła powoli kaptur płaszcza obszytego czarnym futrem i rzekła mocnym, donośnym głosem, przywykłym do wydawania rozkazów.

- Anathemie Flame, mnichu z zakonu Braci i Sióstr Czystego Płomienia, Tyr jest bogiem prawym i sprawiedliwym, szanującym wszelkie prawa i wyroki władców i sądów ich reprezentujących. Nie inaczej jest w tym przypadku, dziewczyna została skazana i nie tobie jako obcemu się wtrącać. Jednak - dodała podniesionym nieco głosem - jeśli oskarżyciel lub oskarżona uważają wyrok za niesłuszny, lub pragną potwierdzenia wyroku, mogą prosić o osąd Tyra. Czy dostojny panie pragniesz uciszyć wątpliwości i poprosisz o sąd Sprawiedliwego? - Ostatnie słowa skierowała do włodarza, w sercu jednak żywiła nadzieję, że o osąd poprosi oskarżona.

Zbyt dobrze jednak wiedziała, że proponowanie takiego rozwiązania oskarżonej szybko wzbudziło by ostry sprzeciw, jeśli nie wrogość rady miejskiej, a tego dla dobra wszystkich wolała uniknąć. Inną kwestią był fakt, że dogmat Okaleczonego Boga zobowiązywał ją do przestrzegania praw rządzących miejscem w którym się znalazła, nie ważne jak bardzo niesprawiedliwe jej się wydawały. Wierzyła, że Tyr wspomoże jej wysiłki by w ramach owego prawa dążyć do sprawiedliwości.

 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 24-03-2018 o 11:17.
Googolplex jest offline  
Stary 19-03-2018, 20:27   #10
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację
Anathemowi wydawało sie, że zrozumiał aluzje Paladynki. Nie tracąc czasu podszedł do oskarżonej by wyjąć jej z ust knebel.
-Proś! - szepnął i obrócił się znów w stronę "szefa". W takich momentach czuł, że żyje. Z jednej strony wiedział doskonale, że nie powinien był się wychylać, ale jednocześnie nienawidził więzów i ograniczeń, jakie nakładało na niego jego pochodzenie. Niech się dzieje, co chce, ale wiedział, że nie będzie żałował tego, iż stanął w obronie dziewczyny.
 
shewa92 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172