Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-05-2018, 16:19   #21
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Waterdeep
1- szy dzień podróży


Kolejnego dnia po imprezie zapoznawczej, o różnych porach ranka, towarzystwo dokonywało ostatnich przygotowań przed wyruszeniem w podróż. Zakupowano suchy prowiant, żegnano się ze znajomymi w Waterdeep, pakowano własne graty… nadszedł bowiem czas wyruszenia w drogę, i rozpoczęcia kolejnej przygody!

~

Hena zjawiła się blisko Południowej Bramy wyjątkowo punktualnie, nawet gdzieś kwadrans przed biciem dzwonów, oznajmiających godzinę jedenastą. Towarzyszyło jej jakiś 3 młodzików, pomagających prowadzić sporą ilość lekkich rumaków… jakby bowiem na to nie patrzeć, było to całkiem duże stadko. Dla każdego śmiałka koń, do tego i dla samej Heny, oraz 1 dodatkowy, obładowany jakimiś małymi workami i pakunkami, co dawało aż 9 wierzchowców.

Gdy każdy w końcu przytroczył gdzie trzeba swój ekwipunek i zasiadł w siodle, Uczennica omiotła spojrzeniem towarzystwo.
- Gotowi? - Spytała, a widząc potakiwania… gwizdnęła na palcach w stronę strażników stojących przy bramie. Ci zamrugali gałami, podobnie zresztą jak parę przypadkowych osób na ulicy i w samej bramie. Hena nieco spięła konia, po czym ruszyła lekkim galopem przez bramę, a ludzie i nie-ludzie czym prędzej usuwali się na boki.

Bo czasem w taki oto sposób opuszczało się miasto wspaniałości...

***

Na drodze z Waterdeep, zwanej Kupieckim Traktem, w kierunku południowo-wschodnim, panował nawet niezły ruch. Wozy, karoce, kupieckie karawany, konni, podróżujący pieszo, inni awanturnicy, zbrojni, pielgrzymi, zwykły plebs… co chwilę można było kogoś spotkać, czy to podróżującego w stronę Waterdeep, czy w przeciwną od miasta.

Sam teren blisko owej metropolii był względnie bezpieczny, i tu nie groziły raczej ataki jakiś bestii czyhających na podróżnych, czy i drogowych bandytów… Hena nadała od samego początku z kolei niezłe tempo jazdy. Lekki galop, akurat na granicy zdolności wierzchowców, aby ich nie przemęczać, jednak z drugiej strony, żadne tam ślamazarne poruszanie się kopytem za kopytem. Tak chyba było najlepiej?

W trakcie samej podróży dziewczyna nie odzywała się zbyt często. O coś zapytana, oczywiście odpowiadała, stroniła jednak od błahych rozmów z pozostałymi. Reszta towarzystwa zabawiała się więc wzajemną rozmową, Glascaiv od czasu do czasu coś zaśpiewał, ktoś zaczął głośno rozważać możliwości, jakie da na głowę obiecywane bogactwo na końcu ich podróży… słowem, nudy na gościńcu.


Pierwszy porządny postój zrobiono dopiero po 4 godzinach siedzenia w siodle. Czas na posiłek, na odpoczynek dla obolałego w siodle tyłka. Napojenie wierzchowców, nakarmienie ich (właśnie z owych pakunków na koniu transportowym). Obok samej drogi, ledwie kilka metrów od niej, wśród miło świecącego, popołudniowego słońca…

~

Największą atrakcją pierwszego dnia podróży był przypadkowo spotkany Mag, biegnący pieszo gościńcem z naprawdę niezwykłą szybkością. Zagadnięty, odpowiedział jedynie, iż obowiązki wzywają, i tyle go było widać, gnającego w kierunku Waterdeep.



Wieczorem rozbito z kolei większy już obóz, ponownie blisko samej drogi. I znowu, ot zwykła kolej rzeczy: doglądnięcie koni, rozpalenie ogniska, znów jakiś posiłek, tym razem były jednak już i dwuosobowe namioty… których niestety były tylko 3. Hena nie radziła sobie z rozłożeniem jednego z nich, zdecydowanie chyba jeszcze nigdy w życiu nie rozkładając namiotu.

Towarzystwo zauważyło również, iż prawie nic nie jadła ani nie piła… gdy zaś udała się spać, wstała już ledwie po dwóch godzinach, a wyglądała(mimo swojej wiecznej bladości) na osobę, której owie 2 godziny w zupełności wystarczyły.



Kupiecki Trakt
2 - gi dzień podróży

I znów cały dzień tyłkiem w siodle, kilometr za kilometrem, ciągle przed siebie, ku bogactwu i rozgłosowi tak? Skromny posiłek na śniadanie, jazda konna… coś niby obiad, jakieś ognisko może na godzinkę, jazda konna… coraz dalej i dalej Kupieckim Traktem.

A Elfy z mijanego Lasu Ardeep, przyglądały im się uważnie z daleka, wychodząc nawet między drzewa. Z jednej strony, by podróżni doskonale wiedzieli, iż one tam są, i pilnują okolicznych ziem, a zarazem i odcinka traktu, z drugiej zaś strony(chyba), by owi podróżujący i zdawali sobie sprawę, iż są obserwowani, i jeśli mają nieczyste zamiary, jest tam już ktoś gotowy by im to skutecznie wybić z głowy…

~

Towarzystwo spotkało obwoźnego piwowara.

Ludzki mężczyzna, na swym skrzypiącym wozie zaprzęgniętym w 2 konie pociągowe, szybko im wyjaśnił, iż jego celem życiowym jest napojenie całego świata tym cudownym trunkiem! Piwo, którym ich poczęstował, nie smakowało źle... ale facet chyba nie miał tak całkiem po kolei w głowie.

….

Późnymi już godzinami popołudniowymi, pojawiła się na ich drodze pierwsza mała przeszkoda, i to ta z tych naturalnych. Na niebie kłębiło się coraz więcej ciemnych chmur, zwiastujących nadchodzącą burzę.


Śmiałkowie z kolei byli już całkiem niedaleko Brodu Sztyletu. Według ich planu podróży należało już skręcić w lewo, opuścić Kupiecki Trakt, i jechać na wschód w kierunku Secomber. Jednak właśnie ta nadciągająca burza… nocować na drodze, w trakcie jej trwania, czy może zrobić te kilka kilometrów więcej, i schronić się w Brodzie?

Hena może i była ich niejako pracodawcą, i mogła podjąć decyzję za nich wszystkich, jednak dziewczyna się z wydaniem propozycji nie spieszyła. Ale chyba można było podjąć w takiej sytuacji tylko jedną, prawda?

Wizja spania w namiocie w trakcie ulewy jakoś nikomu nie przypadła do gustu. Nie będzie ogniska, nie będzie sucho, trzeba będzie walczyć z żywiołem, pilnować koni… a co, jak to będzie jakaś poważniejsza burza? Jeszcze im wierzchowce uciekną, czy tam się pogubią w wywołanym przez nią zamieszaniu, komuś śpiącemu w namiocie jeszcze jakieś drzewo na łeb spadnie, i tyle z jego wielkiej kariery awanturnika będzie… a tak zginąć, to raczej głupio nie? A skoro uczennica nie nalegała na dalszą podróż, według wcześniejszych wytycznych, niczym palcem po mapie…

No i ciepłe łóżka, strawa, wino, piwo, może znów jakieś milsze towarzystwo na noc? Umyć się, wyspać wygodniej niż na kocu. Nie było o czym gadać, jak nic Bród Sztyletu, w końcu skoro ten cholerny skarb tam już tak długo leżał, to czym jest te kilka godzin nieco okrężnej drogi?




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 13-05-2018 o 21:37.
Buka jest offline  
Stary 13-05-2018, 19:40   #22
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Durin wyszedł z izby trzaskając drzwiami. Obecność krasnoludzkiej kurwy przewróciła zawartością jego żołądka. Nie chodziło o to, że kobieta nie przypadła mu do gustu. Od dawna nie spędził nocy z żadną niewiastą. Po prostu myśl o prostytuowaniu się przedstawicielki tak dumnej nacji zdenerwowała go bardziej niż mógłby to sobie wyobrazić. Krasnolud opuścił gospodę, w której Hena zarządziła spotkanie organizacyjne i wrócił do szynku, gdzie znajdowała się jego izba.
Na miejscu skierował kroki prosto do izby i od razu zrzucił z siebie pancerz. Tarczę odłożył na ziemię, pod łóżko, zaś na jej wypukłej powierzchni pełnej rys i śladów uderzeń położył Meteor. Ulubiony młot od jakiegoś czasu nie pogruchotaj niczyich kości. Brodacz miłował wojaczkę, lecz nigdy nie tęsknił za rozlewem krwi. Znał życie podróżnika i wiedział, ze spokojne dni trzeba doceniać, gdyż w czasie wypraw potrafił sporo nadrobić zabijając przeciwników. Durin usiadł na skraju łóżka, trzymając młot na wyciągniętych rękach. Wzrokiem szukał nowych rys to na trzonku, to na głowicy, lecz tak na prawdę myślami był w Adbarze...

~***~

-Ojcze mam już dosyć...- nastoletni krasnolud ciężko dyszał, z trudem stojąc na nogach. Na jego szerokiej szczęce znajdowały się dopiero pojedyncze włosy.
-A jeśli któregoś dnia do cytadeli wedrą się mroczne elfy i dopadną cię we własnym domu. Też im powiesz, że masz dosyć?- Durin stał wyprostowany na przeciw chłopaka, trzymając w ręku drewniany miecz.
-Mroczne elfy nie wedrą się do cytadeli Adbar ojcze, tak długo jak jego korytarzy strzegą tarczownicy i Młoty Moradina!- odparł chłopiec. Durin wziął głęboki wdech i uśmiechnął się blado pod nosem.
-Chciałbym żeby tak było. Lecz po za prestiżowym tytułem wyróżniającym nas w tłumie pozostajemy śmiertelnymi krasnoludami. W naszych żyłach płynie ta sama krew, a czaszki można rozłupać tak jak i innym rasom. Jeśli chcesz czuć się bezpiecznie polegaj przede wszystkim na sobie synu.- Durin przyklęknął na jedno kolano kładąc dłoń na ramieniu chłopaka.

~***~

Potężny huk docierający z biesiadnej sali wyrwał Moradinitę z zamyślenia. Krasnolud podszedł do okna i wyjrzał na pogrążone w mroku nocy Waterdeep. W czasie wypraw jak ta, Durin rzadko myślał o swojej przeszłości. Zemsta, która była jego celem dawała mu motywację do życia. Teraz jednak pogrążony w melancholijnym nastroju brodacz rozplątał warkocz brody i przeczesał ją rozmyślając o wielkich komnatach swego domu w Adbarze. Niedługo po śmierci żony, którą zabiła gorączka, orkowie zabili mu syna. Stracił wszystko co najważniejsze w ciągu kilku miesięcy. Puste komnaty wielkiej posiadłości, której był właścicielem na zawsze przestały mieć dla niego większe znaczenie. Po opuszczeniu cytadeli krasnolud ani razu nie poczuł tęsknoty do swego domu, choć o twierdzy rozmyślał nie raz.
-Weź się w garść capie...- syknął sam do siebie. Krasnolud nałożył na flanelową koszulę skórzaną kurtę i zszedł na dół, gdzie zajął miejsce przy szynkwasie zamawiając kufel piwa.

~***~

Durin zbudził się długo przed świtem. Tak już miał. Brodacz przemył twarz wodą z misy, po czym sięgnął pod poduszkę po symbol Moradina. Ciężki mosiężny znak przedstawiający kowadło, na grubym łańcuchu nie ułatwiał skradania się, ale przecież Durin nie był kimś kto musiałby się skradać.
Krasnolud odmówił długą i gorliwą modlitwę do Kowala Dusz, prosząc go o pomyślność i powodzenie jego misji. Brodacz podziękował za zdrowie, oraz krzepę i przysięgał dożywotnie oddanie dogmatom i wierze w Moradina. Kiedy nad horyzontem robiło się pomarańczowo, od wschodzącego słońca Durin przygotował się do drogi. Jakiś czas spędził w Waterdeep i musiał popakować swoje rzeczy do tobołka. Następnie wyczyścił dokładnie zbroję, tarczę oraz młot i hełm. To zajęło sporo ponad godzinę. Kiedy już doprowadził ekwipunek do porządku, założył na siebie pancerz i splótł brodę w warkocz, tak by w razie ewentualnej walki mu nie przeszkadzał.
Durin opuścił izbę i gospodę nawet nie zastanawiając się, jak jego kompani spędzili noc. Krasnolud najszybciej jak to było możliwe zadbał o zapasy na kilka dni, zapas gorzały od zaufanego sprzedawcy i od razu ruszył do portu, gdzie spędził ostatnie wolne chwile na wyczekiwaniu informatora. Ten jednak nie przybył i Strzaskane Kości ruszył powoli do ustalonego z resztą grupy miejsca, gdzie mieli spotkać się z Heną.

Na miejsce dotarł jako ostatni. Skinieniem głowy podziękował pomagierowi czarodziejki za wierzchowca. Durin nie przepadał za tą formą podróży, ale rozumiał bilans zysków i strat, przede wszystkim czas podróży konno.
-Pomożesz?- syknął do Shargoza. Druid potrafił jednym gestem uspokoić dzikie zwierzę, a co dopiero zwykłego konia. Tak było i tym razem. Mężczyzna wprawił wierzchowca w spokojny nastrój, a Durin wartko przygotował go do wyprawy. Brodacz wspiął się z niemałym trudem na siodło i niedługo później wszyscy ruszyli. Durin milczał większość drogi. Kiedy Hena zarządziła postój ucieszył się bardzo i wartko zszedł z konia prostując kości. Ostatnio spędzone w mieście dni sprawiły, że zapomniał o niedogodnościach wyprawy w siodle. Teraz przyszło mu boleśnie sobie to przypomnieć. Natura była piękna, lecz na codzień nie robiła wrażenia na krasnoludzie. Z resztą na niewielu robiła. Krasnoludy były wszak miłośnikami podziemnych korytarzy, ewentualnie górskich szlaków. Do wieczora milczał podobnie jak ich pracodawczyni. Raz, czy dwa zamienił kilka zdań z Shargozem i to wszystko.

~***~

Noc minęła im spokojnie. Durin jak zwykle wziął na siebie przedostatnią wartę, kiedy noc była najciemniejsza. Kiedy oddał ostatnią wartę, mógł skupić się na modlitwie i przygotowaniu psalmów do Moradina.
Czekał ich kolejny dzień nudnej i bolesnej podróży. To wcale nie nastrajało krasnoluda pozytywnie i z miną zgreda dosiadł konia zamykając pochód grupy. Pierwszy raz tego dnia odezwał się, kiedy na skraju lasu dostrzegł obserwujących ich elfów.
-Cholerne wąskodupce...- bluźnił i klnął w swoim stylu, wyzywając przedstawicieli pięknego ludu od najgorszych, zniewieściałych i co tylko ślina na język przynosiła.
Wyjątkowo trudno znosił nieprzyjemności podróży. Zad bolał go cholernie po całym dniu jazdy konno, a kolejny dzień w siodle tylko potęgowało irytację brodacza. Jakby tego było mało z oddali zbliżała się w ich kierunku burza.
-Co jest gorsze od konnej jazdy? Konna jazda w deszczu...- warknął do siebie.
-Nawet nie myślcie o tym!- rzekł już na tyle głośno by pozostali go usłyszeli. Bardziej od podróży czy obozowania w trakcie ulewy, Durin nie znosił nie stosowania się do ustalonego wcześniej planu. A plan był taki, że grupa nie kieruje się do Brodu, a skręca w kierunku Secomber.
-Stracimy czas jadąc w stronę Brodu, wiesz o tym Heno!- zaapelował do czarodziejki licząc na jej rozsądek.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 13-05-2018, 22:15   #23
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Większość z towarzystwa była za nocowaniem w Brodzie Sztyletu, Druidowi było to obojętne… Krasnolud był jednak zdecydowanie przeciwko. Hena głośno westchnęła.

- To ledwie godzina więcej drogi, a nocować gdzieś musimy tak czy siak. Bezpieczniej więc zaś będzie w Brodzie Sztyletu, niż pod gołym niebem, i to w trakcie burzy, czy może widzisz to inaczej Durinie? Plan planem, owszem, ale zdaje się, że wcześniej taką opcję wspominałam… czy tam wspominaliśmy, iż ewentualnie właśnie można nieco odbić z drogi do Brodu… jedziemy więc tam, koniec kropka.

Skoro zaś dziewczyna chciała tak, a nie inaczej (a zresztą większość również wolała tą opcję), pojechano do Brodu Sztyletu...

~

Synarfin załomotał pięścią w bramę, a gdy w niej po chwili otwarto małe okienko, w którym pojawiła się męska gęba, głos zabrał Glaiscav. Wyjaśnił, iż są podróżnymi, i chcą się schronić przed burzą, a na dociekliwe pytanie strażnika, dokąd to niby zmierzają, ładnie go okłamał, twierdząc, iż zmierzają do ??

Wpuszczono ich więc wieczorową porą do środka, wśród już mocno padającego deszczu i grzmiącego nieba. Po krótkim zasięgnięciu języka, okazało się, iż na miejscu są 3 przybytki oferujące schronienie: Tawerna “Smoczy Grzbiet”, zarządzana przez Krasnoluda, “Szczęśliwa Krowa” prowadzona przez liczną rodzinę niziołczą i “Tawerna Lśniącej Rzeki” najstarsza, ale i najdroższa ze wszystkich 3, będąca pod pieczą miejscowej władzy… po krótkiej naradzie (i kolejnemu powodowi niezadowolenia Durina) wybrano “Krowę” mając na uwadze dobrą, Niziołczą kuchnię.


Hena rzuciła na kontuar 5 sztuk platyny, od widoku których właścicielowi Kogginowi i jego żonie, Lily Hardcheese, wyrósł na twarzach spory uśmiech. Zaraz też zagoniono resztę rodzinki (3 braci i 3 siostry Koggina), by zajęli się nowymi gośćmi…

Izb do wynajęcia było cztery. Jedna dla 1 osoby, pozostałe 2-osobowe, choć jedynie z jednym, dużym w każdej z nich łóżkiem. Już zajmowano się wierzchowcami, już gotowano ciepłą kolację, w końcu można było odpocząć w cywilizowany sposób.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 14-05-2018, 21:49   #24
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nocleg pod chmurką w czasie burzy? Ramasowi (czego głośno nie oznajmił) wcale to nie przeszkadzało. Miał jedno takie ciekawe zaklęcie, dzięki któremu deszcz czy pioruny nie zakłóciłyby mu snu, no ale wizja dobrego jedzenia i spędzenia nocy w wygodnym łóżku przeważyła.
Co prawda ktoś tam kręcił nosem i opowiadał o nadkładaniu drogi i konieczności oszczędzania czasu, ale na tym się skończyło i w końcu w komplecie trafili do Brody Sztyletu.
A tam do prowadzonej przez niziołków “Szczęśliwej Krowy”.

Ale, niestety, nie było tam łaźni.
- To dla mnie pokój jednoosobowy poproszę. I, jeśli da się to załatwić, balię do pokoju. Odświeżę się i wtedy skorzystam z dobrodziejstw wspaniałej kuchni. - Ramas uśmiechnął się do Lily Hardcheese. - Który to pokój?

Wnet jedna z Hardneese'ów, Dafne, jak się dowiedział podczas krótkiej wędrówki na piętro, zaprowadziło Ramasa do pokoju.
Izba nie była zbyt wielka, ale czysta i zadbana. Było nawet za dużo miejsca dla jednej osoby.
- Dziękuję bardzo - powiedział.
- Kąpiel będzie za kilka minut - zapewniła Dafne. - A potem zapraszam na kolację. Czy ma pan jeszcze jakieś życzenia?
- Nie, na razie dziękuję - odparł.

Po chwili do pokoju przyniesiono i balię i tyle wody, że można było zmyć z siebie trudy podróży.
Po kilkunastu minutach Ramas zszedł do jadalni, gotów i na kolację, i na wymianę poglądów z towarzyszami podróży.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-05-2018, 12:27   #25
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Rita&Khalim&Glaiscav (homeopatyczna zawartość Synarfina)



Rankiem, około godziny ósmej, bard Glaiscav zapukał do drzwi izby zajmowanej przez Ritę i Synarfina. Odruchowo ułożył miecz przy biodrze, poprawił płaszcz. Po czym, już widząc otwierające się drzwi zagrał kilka taktów na swej cytrze.

- Witam! Dobry dzień! - zagrzmiał na widok zaspanego Synarfina. - Najwspanialszy poeta w tej kamienicy zapragnął spotkać się z najpiękniejszą kobietą. Budź ją, mój drogi!

- Glai, co ty tu robisz? - dało się słyszeć głos elfki dobiegający z głębi pomieszczenia. Złotowłosa w końcu raczyła pojawić się przy drzwiach. W ręku trzymała szmatkę co znaczyło, że albo sprzątała mieszkanie, albo polerowała swoje sztylety na wysoki połysk. - Czekaliśmy na ciebie wczoraj. Nie przyszedłeś to załatwiliśmy swoje zakupy sami - powiedziała i skrzyżowała przed sobą ręce. Przekrzywiła przy tym głowę, przyglądając mu się. - Bo ty chyba nie chcesz robić zakupów na ostatnią chwilę przed wyruszeniem? - dopytała mrużąc oczy z niepewną miną.


- Witajcie, poranne ptaki..…. stwierdził Khalim, który pojawił się ziewając.

- Rozumiem, że kupiliście co trzeba, mnie się ostatnio pieniądze słabo trzymają, za to kupiłem pewien plecak, który nie ma dna, wspaniała rzecz...Muszę pożegnać się z moją Dendarrą… chcecie mi towarzyszyć? - Zapytał się nonszalancko.

- Mamy - bard zagrał jeszcze parę taktów - jeszcze trzy godziny do wyruszenia, a wielki jarmark parę kroków stąd. Zawsze lubiłem jarmarki, ta atmosfera. Ale do rzeczy - poprawił pyszny pomarańczowy płaszcz - Ja takoż zrobiłem zakupy, nic wielkiego, chleb podróżny, wędzone ryby, zapas skyru, różne drobiazgi. Ale to były zakupy praktyczne. A my dziś mamy trzy godziny by się zabawić, nacieszyć atmosferą i kupić jakieś drobiazgi przyjaciołom. Pójdźmy!

- Khalimie, myślę, że pożegnać się z twą panią powinieneś sam. A jeśli potrzeba ci towarzystwa, naszego, to chodź z nami na miasto. A potem jeśli starczy czasu i nadal będziesz miał ochotę to pójdziemy razem. Dobrze?



Elfka przeszyła badawczym spojrzeniem Khalima i wzruszyła ramionami.

- Jak tą swoją Demar odpowiednio długo zagadasz, to mogę prawie wszystko zgarnąć z jej domu - stwierdziła, uznając tym samym, że jego przyjście tu i wspomnienie o braku złota mają bezpośredni związek. - No dobra. - Rita rzuciła trzymaną szmatkę na podłogę i sięgnęła po wiszący na gwoździu płaszcz. - Fin dokończ pakowanie sam - powiedziała i wyszła z mieszkania, kierując się schodami w dół.

Glaiscav podreptał za elfką.

- Mamy trzy godziny, co chciałabyś obejrzeć najpierw? Ekwipaż już mamy, może pójdziemy na czarodziejskie targowisko? Wiesz, sprzedają tam eliksiry, składniki zaklęć i cenne magiczne przedmioty. Nie żeby mnie było na to stać, ale może zobaczymy coś ciekawego…

- Tak, chętnie pooglądam czarodziejskie szpargały - zgodziła się z jego propozycją elfka. W trójkę opuścili kamienicę i skierowali swoje kroki na plac gdzie rozstawione były targowe namioty. Droga zajęła im dobry kwadrans i im bliżej byli celu tym tłoczniej robiło się na ulicach. Całą drogę Rita boczyła się w stosunku do Khalima, z jakiegoś powodu rzucając w jego kierunku podejrzliwe spojrzenie.

- Jesteście zadowoleni z prezentów od Heny? - zapytała złotowłosa swoich kompanów. - Bo jak nie to możecie tu je opchnąć i kupić coś ciekawszego - zauważyła.

-Niezła myśl - minstrel skinął głową - Ale oto i nasz cel!


Czarodziejski jarmark pełen był, jak na targowisko przystało, sprzedawców i kupujących. Gwar głosów w kilkunastu językach, stroje, zarówno pyszne jak i skromniejsze i, co najważniejsze, aromat egzotyki, który przyciągał tu każdego kto chciał poczuć smak magii.

Żywe skarabeusze, magiczne koty...

“...Posłuchajcie tylko dobrzy ludzie jak miauczą!…”

Smocze łuski…

“...z grzbietu samej Tiamat...!”

Czarodziejskie różdżki…

“...Zaklęcie paraliżujące! Usztywniające na całą noc…!”

I nie tylko. Glaiscav był już tu nie raz, ale zawsze trafiał na coś interesującego. Jak na przykład to…

Mężczyzna, z wyglądu Mulhorandczyk, z ciemnymi włosami i brodą, w stylowej opończy przybrudzonej farbami, demonstrował klientom obrazy w eleganckich ramach.

Ten prezentowany w tej chwili przedstawiał pole pszenicy ciągnące się pozornie bez końca pod rozpalonym jasno błękitnym niebem, na którym słońce tkwiło niczym lampion z papieru. Nie był to jednak zwykły obraz. Kłosy pszenicy poruszały się leniwie na delikatnym wietrze, kilka chmurek sunęło delikatnie na tle tarczy słońca, niemal czuć było ciepło i zapach zboża.

Ale to nie wszystko. Mag artysta skinął dłonią i ramy obrazu rozjarzyły się mlecznym blaskiem. Handlarz zrobił dwa kroki.


W następnej chwili wkroczył na tło obrazu niczym przez drzwi. Postać maga zwinęła się do dwóch wymiarów by odzyskać proporcje gdy tylko mężczyzna stanął w polu pszenicy muskającej mu uda. Wyciągnął ramię w kierunku nieba. Na dłoni Mulhorandczyka wylądował siwy gołąb. Zagruchał, skubnął palec maga i odleciał.

Widownia westchnęłą w podziwie, zabrzmiały oklaski. Mężczyzna przedzierając się przez kłosy niczym statek przez wzburzone fale stanął wreszcie na powrót przed klientami.

Glaiscav westchnął z podziwem. Roziskrzonymi oczami odnalazł spojrzenie Rity.

- Cudowne, prawda? To byłby świetny prezent dla mojej Lairy, nie sądzisz? Ciekawe ile artysta sobie liczy za to cudo?

- Cudowne to mało powiedziane - pokiwała głowa elfka. Rzadko kiedy coś ją zaskakiwało, ale ten malunek był wyjątkowy. Jeszcze nie widziała by ktoś w taki sposób używał magii iluzji. - Ciekawe czy można by kogoś tam na zawsze zamknąć w tym obrazie - zastanowiła się na głos.

- Z pewnością, by zamknąć się w świecie iluzji nie trzeba żadnej magii - uśmiechnął się bard - Hej, mistrzu! Ten pierścień w zamian za twe najbardziej udane dzieło!

Mulhorandczyk krytycznie obejrzał sztukę biżuterii.

- Chroni umysł, prawda? Dobrze, wybierz ten, który najbardziej ci się podoba.

Minstrel wybrał płótno. Kierując się sercem.

Dzieło przedstawiało oniryczny obraz obcego świata. Na łuskowatym drzewie siedziała odwrócona plecami naga panna, słońce jak przejrzała śliwka, grzbiety skał wystające z ziemi, w powietrzu czuło się zapach słoneczników choć ich samych nie uświadczysz.

Minstrel starannie opakował płótno w sukno.

- Dziękuję, mistrzu.

Uścisnęli sobie ręce, po czym bard, Rita i Khalim powędrowali w głąb jarmarku.

- Chcesz iść jeszcze gdzieś? Na pewno jest tu jeszcze dużo do obejrzenia. A mamy prawie dwie godziny…?


- Muszę pogratulować gustu, Glaiscavie, twoja wybranka na pewno ucieszy się z takiego dzieła sztuki…-- Odparł Khalim, który wyrwał się z zamyślenia w którym wcześniej pozostawał. - -- A tobie Rito, coś tu się podoba? - Spojrzał na elfkę, zastanawiając się czy ona wydaje się na niego boczyć.

- Hymmm... Wypadałoby się pożegnać ze znajomą... - mruknęła pod nosem elfka, myśląc na głos. - Ale pewnie dziś nie jest u siebie i nie chce mi się szukać jej po mieście - wzruszyła ramionami. - Nie, ja już mam wszystko. - odpowiedziała zaklinaczowi. - Możemy za to zjeść śniadnie - zaproponowała i wskazała w kierunku straganów, od których dochodził do nich przyjemny aromat jedzenia. W dni targowe zawsze można było w obwoźnych kuchniach spróbować przeróżnych specyfików, które ponoć pochodziły z całego Torilu. - Co wy na to? - zapytała towarzyszących jej mężczyzn, ale w sobie już typowym stylu, nie czekając na ich odpowiedź, złapała Glaiclava pod ramię, rzucając kątem oka spojrzenie na Khalima i ciągnąc grajka za sobą ruszyła we wspomnianym kierunku.


- Ja się muszę jeszcze pożegnać z moją złotowłosą pięknością... - Smagły zaklinacz stwierdził, że nie powinien ze sobą tam brać kompanów, jeszcze zdradzą Dardianie, jak spędził poprzedni wieczór i zepsują potencjalnie miłe pożegnanie....

- Dziękuje za miły spacer, do zobaczenia wkrótce… - Pożegnał się z elfką i bardem.




Zapachy różnych potraw mieszały się ze sobą. Słodkie bułeczki, smażone mięso, gotowane ryby. Była nawet pieczona szarańcza i ziemniaki smażone na głębokim oleju oraz jajecznica podawana w dziwnych naczyniach przykrytych stożkowatymi nakrywkami. Od samego oglądania można było zrobić się głodnym. Można było też znaleźć coś do picia: wina i piwa z wielu stron świata jak również napoje ziołowe z których niektóre ponoć nawet miały magiczne właściwości.

- O, nalewka z kwiatu paproci - zwróciła uwagę Rita, pokazując na butelki na małym straganie wystawionym przez półorczą starawą kobietę. - Fin opowiadał, że to naprawdę ładne kwiatki są. Ale głęboko w starych borach rosną

-Idę sobie borem lasem przymierając z głodu czasem - mruknął łakomie bard zabierając się do szarańczy w miodzie - Ziemniaczka?

- Trzymaj ode mnie z dala tego robala! - odparła elfka z rozbawieniem, wgryzając się w tym czasie w udko pieczonego gołębia.


Chwila poświęcona na beztroskie napychanie żołądków. Wreszcie bard dopchał się ostatnimi kęsami i poklepawszy z zadowoleniem po brzuchu sięgnął po fajkę.

- A wracając do tematu - minstrel wrócił do tematu - Z tego co wiem kwiat paproci odpowiednio potraktowany chroni przed komarami. Skóra nabiera wówczas czerwonego odcienia i zapach jest dość charakterystyczny, ale ssakopije trzymają się z dala od naszej krwi. Znana też mi jest nalewka z kwiatu paproci, ale o to należałoby zapytać naszego ulubionego druida. Ale żeby paproć miała jakieś magiczne właściwości nic mi nie wiadomo - Glaiscav rozsiadł się wygodniej z fajeczką na podorędziu ewidentnie w nastroju do dłuższej rozmowy.

- Musiałabym zapytać Fina co też on i jego dzikusy robiły z tym kwiatkiem - powiedziała w zamyśleniu Rita. Na to był czas w zbliżającej się podróży. Zakupiła na straganie kilka smakołyków, które szczelnie opakowane znalazły się w torbie bez dna. - Przez to całe wolne jakie do tej pory mieliśmy, aż szkoda wyjeżdżać na robotę - westchnęła z rozleniwieniem.

-Wiem co masz na myśli. Wolny czas to luksus, a każdy inaczej postrzega luksusy. Jedni kolekcjonują dzieła sztuki, inni nabywają zabytkową broń i zbroje, jeszcze inni upijają się drogimi trunkami, a inni...cóż...wykorzystują do maksimum czas wolny ciesząc się spokojnym tempem życia. Jako i ja czynię - bard z zadowoleniem zaciągnął się tytoniem po czym zerknął zaciekawiony na elfkę -Właściwie nigdy cię o to nie pytałem. Co jest między tobą, a Finem...zwykła przyjaźń czy coś więcej?

Złotowłosa uniosła jedną brew i rzuciła grajkowi pytające spojrzenie. Obgryzła do końca kosteczkę gołębia i rzuciła ją za siebie.
- No przygarnęłam go. Gdyby nie to, to już dawno by go miasto zjadło - powiedziała i wyciągnęła z torby garść kolorowych cukierków. - Był gorszy od małego dziecka na początku. Na szczęście, jak na dzikusa, szybko szła mu nauka więc zrobił spore postępy przez te dziesięć lat - stwierdziła i podrzuciła landrynkę nad głowę, a następnie otworzyła usta i cukierek upadł jej wprost na język. - Przyjaźń... Chyba tak, zawsze trzymamy sztamę i nie irytuje mnie jak moja przyjaciółka... - zmrużyła gniewnie oczy na wspomnienie tej persony. - Coś więcej... Co masz na myśli? - dopytała barda.

-Ach, wiesz - bard zaciągnął się - Niegroźna ciekawość. I cieszy mnie, że są jeszcze ludzie i elfy, zdolni do altruizmu - zasalutował fajką - Wasze zdrowie!.

Porozmawiali jeszcze jakiś czas, Glaiscav skończył palić i starannnie oczyścił fajkę. Po czym zebrał się i złożywszy Ricie obietnicę, że widzą się przy bramie za godzinę, bard udał się do domu Lairy i jej cholernego męża.

Oczywiście nie miał zamiaru wchodzić do środka. Zaczepił tylko Klarę, młodą służkę i przyjaciółkę Lairy, która właśnie zamiatała podwórze. Parę słów i komplementów, szczere uśmiechy i zawinięty w sukno obraz powędrował w ręce dziewczyny. Oficjalnie stanowił prezent od rodzica Lairy, który odwiedzał Waterdeep raz na kilka lat. I cieszył się słabą pamięcią.

-Przekaż jej całuski - bard mrugnął do Klary i pocałowawszy jej dłoń powędrował do miejsca zbiórki.

Czas ruszyć w drogę.

Nareszcie.
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 22-05-2018 o 12:32.
Jaśmin jest offline  
Stary 23-05-2018, 17:29   #26
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Rankiem, drugiego dnia podróży, kiedy grupa ruszyła już w dalszą drogę Durin postanowił zamienić kilka słów z Shargozem. Krasnolud ponaglił wierzchowca i zrównał się z druidem. Mężczyzna spojrzał na brodacza kątem oka, a ten skinął głową w kierunku czoła pochodu.
- Paniusia spała dwie godziny. Myślałem że tylko elfy tak potrafią… - zagaił. Krasnolud spojrzał na towarzysza i wzruszył ramionami. - Żeby coś żarła też nie widziałem… - dodał,oczekując że druid podzieli się swoją teorią tłumaczącą taki stan rzeczy.
- Ani chybi wampir - ocenił poważnym tonem druid… po czym wzruszył ramionami. - Albo genasi, czy jak tam zwą tych ćwierćkrwi bękartów dżinów czy innych żywiołaków.
- Coś mi to mówi. Ale nie wiedziałem że oni również nie muszą spać czy jeść… - Durin pokręcił głową z niedowierzania.
- Wampiry nie lubią zaś słońca. Pali ono dzieci nocy swym dotykiem. Może też mieć jakiś magiczny dynks, który ją żywi. Użyteczne, ale pozbawia jednej z przyjemności życia - ocenił Shargoz flegmatycznym tonem. - Jeśli uważasz, że ta wyprawa jest podejrzana, to jest ona bardzo… aleśmy się jej podjęli, a raz danego słowa… sam wiesz, że nie wypada cofać.

Krasnolud wysłuchał słów druida. Gdyby Hena okazała się wampirem lub innym umrzykiem to byłaby to katastrofa. -[i] Wiem wiem, ale jeśli faktycznie jest krwiopijcą to może właśnie prowadzi nas na rzeź… [/i- ]zastanawiał się pod nosem.
- Nie sądzę, za mało nas na posiłek dla wampirów i za ciężkostrawni jesteśmy. - zaśmiał się sarkastycznie druid i dodał. - Hena za bardzo się starała, by nas skusić. To świadczy… także o desperacji. Ale i może oznaczać ukryte motywy.-
-Masz coś konkretnego na myśli? - brodacz uniósł brew.
- Nie. Nic. To tylko przeczucie - wyjaśnił Shargoz.
Durin spojrzał dociekliwie w kierunku Heny prostując się w siodle. Plecy i nogi bolały go niemiłosiernie, ale nie marudził z tego powodu. Krasnolud marudził często i z wielu powodów ale nigdy przez ból.
- Elfy nas obserwowały. Myślisz, że rutynowo wypełzły ze swoich kryjówek, czy coś je wyciągnęło z lasu?
- Gdyby nas naprawdę obserwowały, to myślisz że zauważylibyśmy je tak łatwo? - spytał retorycznie druid. I spojrzał w las dodając.- To ich sposób manifestowania faktu, że w ich mniemaniu, ta część dziedziny Silvanusa należy do nich.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 23-05-2018, 20:49   #27
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Poranek był dla Shargoza miły… Wszak w nocy toczył ciężkie i owocne boje. A jego dłonie spoczywały właśnie na pupach pokonanych wojowniczek. Miłych w dotyku i krągłych pośladkach. Pomasował je leniwie dłońmi rozkoszując się światłem poranka i nowym dniem.
Delikatnie klepnął pośladku obu kochanek, które tak urozmaiciły mu wczorajszą noc.
- Wstajemy skarby… nowy dzień. Nowe możliwości.- rzekł głośno siadając, w obecnie ciasny łóżku, które nie było przewidziany dla trójki osób. Więc dziewczęta tuliły się do niego podczas snu.

Pierwsza przebudziła się Krasnoludka, odgarniając z twarzy wiele pukli włosów. Spojrzała na Shargoza z uśmiechem, po czym przeciągnęła się słodko, wyginając nieco swoje ciałko. Mimo, iż o wiele niższa, niż Cordiana, zdecydowanie biła na głowę ludzką kobietę krągłościami swych bioder, jak i rozmiarem biustu.
- Już trzeba wstawać? - Powiedziała Unastina, również siadając na łożu, po czym spojrzała na śpiącą jeszcze towarzyszkę nocnych eskapad, przenosząc po chwili wzrok na Druida - Wykończyłeś ją... - Uśmiechnęła się.
-Ale ciebie nie… Będę musiał jeszcze kiedyś nad tym popracować.- ocenił druid bezczelnie gapiąc się w krągłe piersi krasnoludki. Choć słyszał i znał etykietę, to nie uważał by jego dotyczyła. Nigdy nie czuł się… cywilizowany.
I delikatne ślady ukąszeń na ciałach obu kochanek o tym świadczyły.
- Sam zmęczenia nie czujesz? - Zastanowiła się na chwilę Krasnoludka, przyglądając mężczyźnie - Nie każdy potrafi tak pół nocy... - Zachichotała.
- Trochę mnie wymęczyłyście. Tylko dlatego jeszcze nie rzuciłem się na ciebie jak bestia, by znów rozkoszować się twoimi wdziękami. Ale to się może zmienić… i to wkrótce.- odparł zadziornie druid przyglądając się jej.
- Wybacz kochany… dzikusie... - Unastina pogładziła czule dłonią Druida po policzku - W tej chwili jednak marzę o toalecie i śniadaniu... - Uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nie jestem obrażony. Była to przyjemna noc. Bardzo intensywnie przyjemna.- ocenił Shargoz uśmiechając się.- A co z nią?
Pogłaskał po pośladku drugą kochankę.-Będę musiał wkrótce opuścić ten pokój.
Spojrzał na krasnoludkę.-Jak ją obudzimy, to możemy zjeść razem. Ale nic wykwintnego. Jestem człowiekiem o prostych gustach i potrzebach.
- Prosto wcale przecież nie znaczy źle... - Krasnoludka na moment przygryzła figlarnie usteczka, po czym jak nie trzasnęła dłonią w nagi pośladek Cordiany!
- Co jest?? - Warknęła ludzka kobieta.
- Wstawaj, ubranie Ci ukradli - Skłamała Unastina.

Cordiana poderwała się na ramieniu, ale widząc śmieszki ze strony Shargoza i Unastiny, opadła ciężko policzkiem ponownie na poduszkę.
- Haaaa-haaa, bardzo śmieszne... - Odrobinę fuknęła do obojga.
- Bo naprawdę ukradną… ja na przykład. Na pamiątkę.- uśmiechnął się druid.
- Śniadanie? - Burknęła brunetka.
- Będzie. Shargoz powiedział - Powiedziała Krasnoludka, na co wciąż zaspana Cordiana wyciągnęła dłoń w kierunku Druida, i na chybił trafił… poklepała go po nagim udzie.
- Fajnie... - Dodała z wciąż zamkniętymi oczami.
- Bo zacznę wykorzystywać sytuację do dalszych zabaw.- zagroził Shargoz pochylając się i muskając językiem między pośladkami śpiącej dziewczyny. Po czym wstał i zaczął się ubierać nie przejmując swoją nagością… bo przecież cała trójka była naga.

Shargoz podrapał się po lewym barku, na którym wypalony był znak, wijący się niczym prymitywny tatuaż. Specjalista rozpoznałby w nim niewolnicze piętno, ale… kto je na nim wypalił? To pewnie tylko druid wiedział, bo znak nie pasował do żadnego wzoru stosowanego na Faerunie. Po czym zabrał się za ubieranie, podobnie jak dziewczęta. Bo w końcu ile można leżeć w łóżku nago, nie robiąc nic?


Jeśli chodzi o miejsce i potrawy, to druid musiał zdać się na towarzyszące mu niewiasty. Na ich gust zarówno jeśli chodzi o wybór miejsca, jak i posiłku. A dwójka wesolutkich dziewcząt lubiła słodki poranek.I znały miejsca, które mogły zaspokoić ich apetyt na słodycze.


Shargoz zaś wybrał się wraz z nimi i mógł podziwiać.. sztukę sugestywnego jedzenia. Zarówno bowiem Cordiana jak Uastina były obdarzone figlarnym poczuciem humoru. I zadzieranie kiecki było tylko jednym z ich atutów. Wiele z nich druid poznał podczas dość intensywnej nocy. Teraz zaś poznawał inne. Znajomość miasta, znajomość tutejszych “szyszek” od najbardziej prywatnej strony. Znajomość win… Cordiana i Uastina potrafiły interesujące nie tylko w łóżku.
A że apetyt miały olbrzymi, druid trafił tuż po śniadaniu, do cichego zaułka. Tam dwie potulne dziewczęta, zamieniły się w drapieżniki. Krasnoludka przypadła Shardoza do ściany, a Cordiana zabrała się do paska. A potem… dwa zwinne języczki zatańczyły razem na wężu Shargoza, aż nastąpiła fanfara. Pożegnalny prezent od dwóch figlarnych kurtyzan.


Podróż mijała tak… jak mijały wszystkie inne podróże. Bez większych atrakcji. Choć trakty Faerunu nie należały do najbezpieczniejszych miejsc, to ciężko oczekiwać by co chwila wyskakiwał zza zakrętu a to bandyta, a to niedźwiedź, a to troll. Podróż upływała Shargozowi spokojnie i nudno. Pobudka, na koń, jazda, rozbić obóz, zająć się zwierzętami, warta/sen. Standard. Od czasu do czasu można było pogadać o czymś ciekawym z Durinem na temat misji i ich “przewodniczki” do niej.
A potem przyszła burza. Dla druida typowa zmiana aury. Wyznawca i sługa Silvanusa sił natury się nie obawiał. A choć wiele bóstw przypisywało sobie powiązania z burzami ( z czego najbardziej krzykliwy Talos), to Shargoz wiedział swoje. Jak dla niego ekipa mogła jechać dalej w deszczu. Z soli przecie nie są, więc się nie roztopią. Reszta wolała skryć w karczmie. Cóż… cywilizacja sprawia, że ludzie i nieludzie miękną. Te przekonanie towarzyszyło Shargozowi od dawna. Samemu druidowi jednak nie zależało na przekonywaniu reszty ekipy. Skoro woleli schować się przed burzą pod dachem, nie zamierzał im zabraniać.


Pod “Szczęśliwą Krową”


- No to skoro nasz rycerski Ramas zabrał jedyny pokój jednoosobowy dla siebie, wykazując się wyjątkową “szarmanckością” - zakpił sarkastycznie druid i spojrzał po reszcie. - To wiadomo, że Rita pójdzie do pokoju Fina, a ty Heno.. cóż.. najbezpieczniej będzie ci dzielić łoże z naszym krasnoludzkim kapłanem i ze mną… mogę nawet spać na podłodze, jeśli się boisz o swoją cnotę. Mi to nie przeszkadza. Tak jest bliżej natury. Glaiscav i Khalim. Was czeka romantyczna noc… razem.
- Emmm… no... - Zmieszała się nieco Hena - To może… ja się najpierw umyję, potem tak zdrzemnę na dwie godziny, a później to możecie w izbie sobie urzędować co?
- Jak chcesz…- wzruszył ramionami druid spoglądając na czarodziejkę. -Będziemy pilnować pod drzwiami, skoroś taka wstydliwa.
- Możecie w tym czasie zjeść choćby kolację - Dziewczyna wysiliła się na słaby uśmiech.
- Możemy… ale nie musimy. Poza tym mówimy o czuwaniu pod drzwiami od strony korytarza. Nie panikuj… przez ścianę żaden z nas nie widzi. A i aż tak nie ciekawi mnie twoja bielizna. Ale bezpieczeństwo już tak… jesteśmy solidnymi najemnikami.- sarknął druid. -Musimy więc dbać o naszą renomę.

- Jeśli wolisz to mogę ja z tobą wziąć pokój - zaproponowała Rita. - Mi to rybka czy z Finem czy z będę czy z tobą. Ale dla ciebie to już ma spore znaczenie, bo Durin strasznie chrapie - dodała na koniec z rozbawieniem.
- To teraz ja się zastanawiam czy dobrze wybrałem, pakując się do jednego z Durinem. Lubię ciszę podczas snu.- zadumał się Shargoz po czym machnął ręką.- A niech stracę, mogę zostać z nim w pokoju.
- Ale weźmiecie pokój na końcu korytarza, daleko od reszty - elfka wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu. Druid wzruszył jedynie ramionami pokazując, że jemu jest wszystko jedno.
- W takim razie najlepiej będzie, jeśli ty - Ramas spojrzał na Ritę - weźmiesz pokój z Heną, a Durin zamiast mnie rozlokuje się w jedynce. Wtedy jego chrapanie nie będzie nikomu przeszkadzać. - Ramas przedstawił alternatywną propozycję.
- To macie problemy - mruknął bard, którego zapas dobrego humoru odnowił się po wizycie w cywilizowanym zajeździe. - Khalimie, chodźmy już do tej izby odświeżyć się i namiętnie kochać przy blasku świec - ostatnie słowa wymawiał parodiując najbardziej zniewieściałego fircyka jakiego miał okazję spotkać w Neverwinter.

- Przydałoby się nam jakieś kobiece towarzystwo, ale tak, myślę, że wolę nocować z tobą niż z chrapiącym krasnoludem lub z druidem, który mi jakieś zwierzęta do pokoju sprowadzić... - Khalim zaśmiał się, odpowiadając bardowi.
- Spotkamy się później na kolacji, a co do stróżowania, pewnie warto by przynajmniej jedna osoba na raz pełniła wartę - tacy jak w końcu przyciągają kłopoty, prawda? - dodał odrobinę poważniejszym tonem.

Hena przez chwilę przysłuchiwała się rozmowom towarzystwa, od czasu do czasu minimalnie się uśmiechając.
- Dobrze, to możemy nocować razem - powiedziała do Elfki, a po chwili zastanowienia dodała: - To ja idę się wykąpać?
- To idź- łaskawie zgodził się druid, sam już zmierzając do sali jadalnej. Wszak wszystko zostało ustalone. Przynajmniej w jego mniemaniu.
Rita pokiwała głową na znak, że kwestia dzielenia pokoju z Heną została ostatecznie zatwierdzona.
- Jak będziesz potrzebować kogoś do umycia pleców to możesz mnie wołać - dodała elfka, ale w jej tonie głosu próżno było doszukiwać się podtekstów, którymi szczycił się do tej pory Shargoz.
Ramas odprowadził Henę wzrokiem. Przyszło mu do głowy kilka myśli, jednak nie zamierzał się nimi z nikim dzielić. Przynajmniej nie w tej chwili.

Gdzieś tak w niecałą godzinkę po odświeżeniu się, ulokowaniu w izbach, czy i innych, drobnych czynnościach, Niziołki zarządzające karczmą podały zmęczonym podróżą śmiałkom całkiem niezłą kolację. Była jakaś apetycznie pachnąca zupa z fasolką, ziemniakami i kawałkami kiełbas, do tego chleb, ser, wędzona wędlinka. Były i same kiełbasy, ładnie podpieczone, nieco warzyw, znalazła się i jakaś dziczyzna, do tego piwo, wino, a nawet i jakieś ciasto mimo wieczorowej pory. Czego więcej było potrzeba tego chłodnego, rozpadanego wieczoru? Może jedynie jeszcze damskiego towarzystwa… chwilowo jednak, poza Niziołczymi panienkami z obsługi, i kilku kobiecych gości owego przybytku, raczej jednak nie można było liczyć w tej kwestii na zbyt wiele. Z drugiej jednak strony, a może jednak w Brodzie Sztyletu były jakieś… teges… panienki do towarzystwa?

Metrowe dziewczyny były jednak i tak słodkie przynajmniej dla oka, miło się uśmiechając, a czasem nawet i puszczając oczko w trakcie serwowania potraw…



Shargoz nie mający uprzedzeń rasowych i uznający prymat instynktów nad rozum, odpowiadał uśmiechem małym kelnereczkom. I wybrawszy stolik przy oknie przyglądał się furii żywiołów w całym ich majestacie. Choć talosytą nie był, to jednak rozumiał zachwyt wywołany nawałnicą i piorunami. Tak zamyślony, czekał aż ktoś z obsługi przyjdzie odebrać jego zamówienie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 23-05-2018, 21:36   #28
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

Khalim, który odświeżony i spryskany pachnącymi olejkami delektował się kolacją, również przyglądał się z ciekawością niziołczym kelnerkom, które nie wydawały się onieśmielone widokiem większych od siebie, puścił nawet oko do jednej słodkiej blondynki. Następnie jego spojrzenie podążyło za wzrokiem druida w kierunku burzy rozkwitającej za oknem. Szeptem odmówił krótką modlitwę do Talosa (zwanego w jego ojczyźnie Bhealrosem), którego po Tymorze najbardziej cenił z licznych potęg tego świata.

- Potęgi żywiołów zawsze wywierają wrażenie, prawda? Nawet potężni magowie wydają się przy nich malutcy, chociaż próbujemy naśladować moce wichru i gromów, bezskutecznie im dorównać.. Pamiętam, kiedy w młodości z trudem przetrwałem burzę piaskową na pustyni, wydawało się, że utoniemy w morzu wszechogarniającego piasku atakującego niczym małe szpilki, odbierającego, światło, oddech i nadzieję….na szczęście Bhaelros okazał się łaskawy.

- Przypominają o tym, o czym łatwo zapomnieć.- potwierdził łaskawie druid. - O znikomości ludzkich możliwości wobec otaczającego ich świata. O trywialności konfliktów między królestwami i nobilami.

-Tak, wszystko co wydaje się trwałe jest niezwykle ulotne, nawet starożytne dynastie mogą upaść w mgnieniu oka. - Khalim skrzywił się - Należy więc czerpać z życia pełnymi garściami póki można, nie oglądając się za siebie, prawda?

- No, trochę się jednak trzeba napracować - wtrącił się Ramas, który swą uwagę dzielił równo między urocze kelnerki, widowisko za oknem i towarzyszy - by starożytna dynastia upadła. Ale co do korzystania z uroków życia to masz rację, Khalimie. Burzy piaskowej jednak do przyjemności zaliczyć nie można, chociaż sunąca z wiatrem ściana piasku wygląda nader efektownie.

Przy stoliku zajmowanym przez towarzyszy zjawiła się ponownie jedna z Niziołczych dziewczyn, przynosząc już część zamówionych potraw.
- Co jeszcze podać? - spytała z miłym uśmiechem.
- Macie może szarańczę w miodzie? - rzekł bard ze śmiertelną powagą.
- Specjalność dnia i coś do popitki.- zaproponował druid odzywając się wreszcie, odrywając ze stanu zamyślenia. I spojrzawszy na dwójkę magów dodał.-Trzeba podążać za przeczuciami i instynktami. Ale czaromioty… wy wolicie umysł stawiać na pierwszym miejscu.

- Szarańcza jest przereklamowana - rzucił z uśmiechem Ramas. - A instynkty czasami mogą zaprowadzić na manowce. Co poleca szef kuchni? - zwrócił się do dziewczyny.
- Tych którzy nie potrafią ich słuchać i rozumieć. Taaak… z pewnością zwodzą. - ocenił ironicznie Shargoz i pogłaskał po piórach kruka siedzącego mu na ramieniu.
- Odwieczny spór na temat 'czucie i wiara czy mędrca szkiełko i oko' - z podobną ironią odpowiedział Ramas. - Zdaje się, że można by tak dyskutować do końca świata i jeszcze dłużej.
- To sobie dyskutuj…- wzruszył ramionami białowłosy wykazując miną postawę: Twoje argumenty są bezzasadne, bo i tak ja wiem lepiej.
- Wiesz, Ramas, nie widzę powodu by nie wyznawać obu tych poglądów jednocześnie. Wszyscy jesteśmy rozumni, ale bez wiary w Boga jest ciężko - urwał na chwilę - Przecież to kwestia zaufania. Trzeba w coś wierzyć i ufać.
- Ale Shargoz mówi o instynktach, a nie o wierze w bogów - odparł Ramas.
- A ty skierowałeś rozmowę na wiarę i rozum - zauważył Glaiscav - I tak, masz racje. O tej zależności można dyskutować długo. Co nie zmienia faktu, że taka dyskusja jest zawsze przyjemna nawet jeśli nie zawsze owocna.

-Dla mnie też specjalność dnia i jakieś dobre wino… a ty Shargozie nie stawiaj mnie tak łatwo w jednym rzędzie z tymi, którzy żyją jeno w książkach i logice, jak Hena i Ramas, nieraz i nie dwa miałem sytuację, kiedy instynkty ratowały mi życie..chociaż czy można odróżnić przeczucie od boskiego daru… oni też są kapryśni, ale lubię myśleć, że sprzyjają śmiałym jak my, którzy czują, że mogą sięgnąć po lepszy los niż szara większość.- Khalim wciąż przyglądał się szalejącej burzy, wydawało mu się, że jego wewnętrzna moc reaguje na jej aurę, niczym odbicie uczucia ekstazy gdy mógł spopielić wroga swoimi błyskawicami…
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 23-05-2018 o 21:40.
Lord Melkor jest offline  
Stary 24-05-2018, 20:43   #29
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Zmęczona nie tylko podróżą, ale też towarzystwem swoich kompanów, Rita pojawiła się w jadalni tylko po to, żeby do sporej miski nawrzucać sobie jedzenia i takim pakunkiem udała się na powrót do pokoju który przyszło jej dzielić z Heną.
Nie miała ta zmiana dla niej tak naprawdę znaczenia, bo i z Synarfinem byłoby jej równie wygodnie. Jednak satysfakcja, że udało się wyrolować Ramasa z pojedynczego pokoju była iście przyjemna. Zdaniem elfki należało mu się, za jego samolubne zachowanie, gdy zaraz po przybyciu wyleciał przodem, byle tylko ubiec pozostałych w doborze apartamentu.
- Pewnie liczy, że Glaiclav pominie w swoich balladach to - mruknęła pod nosem z rozbawieniem.

Wróciła do pokoju, gdzie za parawanem ich chlebodawczyni odświeżała się przed snem.
- To tylko ja, już zamykam na klucz, żeby zbereźnicy nie podglądali - oznajmiła Rita i trzymając w jednej ręce miskę z jedzeniem, wolną dłonią zatrzasnęła drzwi i przekręciła w nich zamek od środka.
Złotowłosa zrzuciła z nóg buty i wskoczyła na łóżko. Usiadła na nim w klęczki i zaczęła zajadać się tym co porwała z jadalni.

Hena słyszalnie odetchnęła z ulgą, iż to właśnie Elfka zjawiła się w izbie a nie kto inny, po czym wróciła do mycia się w dosyć dużej balii za parawanikiem. Ten jednak był tak ustawiony, by ewentualny wchodzący do pomieszczenia nic nie widział, z kolei z łoża, na którym obecnie się znajdowała Rita, już miała dosyć duży wgląd na kąpiącą się osobę. I w sumie nie zawracałaby sobie głowy dziewczyną, gdyby nie wielki tatuaż na plecach bladej panienki, który mienił się licznymi farbami wśród dwóch lamp oświetlających izbę. Czasem Elfce zdawało się nawet, iż owy tatuaż aż niemal niezwykle pobłyskiwał… czyżby w grę wchodziła jakaś magia?


Rita miała w sobie duszę sroki. Jak coś się błyszczało to już miało jej uwagę. Tak też było z malunkiem na skórze uczennicy maga. Złotowłosa odstawiła miskę obok, na łóżku i lekkim krokiem zeszła z łóżka. Skradanie się cichcem miała bardzo dobrze dopracowane, ale szybkość też tu grała rolę. Elfka stanęła tuż za plecami kąpiącej się kobiety i bez pytania dotknęła jej pleców, chcąc sprawdzić na własną rękę czy to iluzja. Dłoń miała ciepła i delikatną.
- Ładnie. Tylko ładne czy do czegoś służy - zapytała od razu, z żywym zaciekawieniem.

Hena zadrżała na całym ciele, zaskoczona dotykiem, jak i samą Elfką za swoimi plecami. Momentalnie uniosła w górę ręce, zasłaniając nimi piersi. Odwróciła nieco głowę w stronę długouchej, z lekkim rumieńcem na swym bladym obliczu… z kolei sama Rita miała wrażenie, iż pod dotykiem jej palców tatuaż na skórze dziewczyny jeszcze bardziej zaczął mienić się kolorami i nawet przy owym dotyku niemal iskrzyć?? Zupełnie, jak oczy Elfki, niemal już prawie zafascynowane tym odkryciem…
- Jest magiczny, owszem - odezwała się uczennica, zastygając we wcześniejszej pozie - Można w nim ukryć jakieś przedmioty… - dodała po chwili, wpatrując się w Elfią twarzyczkę.
- Niesamowite... - mruknęła cicho Rita i przesunęła dłonią wzdłuż kręgosłupa Heny. Dopiero gdy jej ręka była na wysokości lędźwi, elfka zorientowała się, że przecież nie ogląda jakiegoś ładnego kawałka zbroi tylko głaszcze po nagich plecach zawstydzoną dziewczynę. Cofnęła więc od niej rękę. - Wybacz, ciężko się powstrzymać, żeby nie dotknąć, takie to śliczne - wytłumaczyła się z przyjaznym uśmiechem.

Hena wymownie odchrząknęła.
- No… eee… tak… - Odwróciła twarz od Rity, chyba jeszcze bardziej zawstydzona.
- To… ja bym już może wychodziła z balii - Uczennica dodała wyjątkowo niepewnym głosikiem.
- Jasne - powiedziała z uśmiechem złotowłosa i odwróciła się na pięcie. Elfka z powrotem zajęła sobie miejsce na łóżku i wzięła w ręce miskę z jedzeniem, skupiając na niej swoją uwagę. Hena w tym czasie zakończyła więc kąpiel, wytarła się, ubrała, po czym usiadła na brzegu łoża, zachowując naprawdę spory dystans do Elfki. Przez naprawdę długą chwilę przyglądała się własnym paznokciom, czy i dokonywała jakiś niepotrzebnych inspekcji swego ubioru, tu bezcelowo poprawiając po raz trzeci rzemyk, tam wygładzając jakąś fałdkę… chyba nie umiała zacząć rozmowy, i wydusić z siebie, o co chodzi.

Tymczasem Rita zdawała się tego nie zauważać, skupiona na jedzeniu. Stan ten trwał do momentu aż złotowłosa opróżniła miskę i wstała z łóżka. Przeszła przez pokój i postawiła naczynie na stół. Po tym odwróciła się i opierając tyłkiem o blat, spojrzała na Henę.
- Też się doprowadzę do porządku - stwierdziła elfka i bez wstydu zaczęła się przy niej rozbierać, idąc w kierunku balii. - Później zawołam służki, żeby wzięły nasze ubrania do prania
- Ummm… dobrze - Powiedziała Hena, po czym wśliznęła się pod kołdrę, nakrywając nią po sam nos. Leżała w łożu tyłem do Rity, zwinięta niemal w kłębek.
- To ja się spróbuję zdrzemnąć - Dodała, choć odgłosy z parteru raczej nie sprzyjały takiej czynności.
Rita rozebrała się do końca, zostawiając po drodze elementy swojej garderoby. Jej sylwetka była szczupła, wręcz żylasta w swym wyrazie przywodząca na myśl ludzką nastolatkę, która ledwo skończyła pokwitanie. Kręgosłup miała lekko wygięty, w sposób charakterystyczny dla łuczników. Skóry nie zdobiły blizny, a jasna karnacja wskazywała, że skutecznie kryła się przed słońcem. Stanęła za parawanem i nucąc sobie pod nosem jakąś melodię, zapewne kiedyś zasłyszaną od ich drużynowego grajka, zaczęła się myć. Woda była już chłodna, ale jej to nie przeszkadzało, nawet było przyjemnie orzeźwiające. Hałasy z dołu w tym czasie nabierały na sile, jakby dwóch bardów zorganizowało sobie zawody, o to który potrafi rozpętać głośniejszą imprezę. Czułe elfie uszy nie bardzo pozwalały się od tego odciąć.

Złotowłosa nie należała do panien, które godzinami szykują się. Po zaledwie kilku chwilach, była już odświeżona i sucha. Nago przeszła przez pokój do swojej torby podróżnej.
- Nie to... To też nie... - mruczała pod nosem, wyciągając co chwilę inną część garderoby. - O, może być - wyciągnęła lnianą koszulę sięgającą do ud i ubrała ją na siebie. Zebrała rozrzucone ubrania i rzuciła je w kąt przy drzwiach. Przebrana przeszła do łóżka i lekko na nie opadła, zajmując wolną połowę. Powoli okryła się, tak by nie zbudzić Heny i zakładając ręce za głowę, wbiła spojrzenie w sufit.
~ Powinnam zanieść ubrania do prania... Może Hena to zrobi jak się obudzi? ~ westchnęła bezgłośnie i zaraz oddała się swym medytacjom.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 25-05-2018, 11:48   #30
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Niespecjalnie mnie obchodzi skąd magowie czerpią swoje moce. O ile czerpią je ze źródeł przypisanych temu światu.- wyłożył swój punkt widzenia druid za nic mając dyskusje, o wierze i rozumie, jak i o bogach. Bo choć służył Silvansowi, nie był jego kapłanem i jako druid miał dość specyficzne podejście do swego przełożonego.
- W książkach, też coś - mruknął Ramas, który księgi czasami czytywał, ale nie po to, by się z nich zaklęć uczyć. I nie z ksiąg jedynie czerpał wiedzę o świecie.
- Pergamin i atrament - stwierdził druid krótko, który będąc dzieckiem natury księgami gardził.
- To dobre dla tych, co krótką pamięć mają - odparł Ramas.

Kelnereczki w końcu przyniosły wszystko, co śmiałkowie zamówili, można więc było skończyć chwilowe dyskusje i zająć się kolacją. Jako specjał dnia była właśnie owa zupa z chlebem, proste jadło, a smaczne… choć oczywiście można było sobie zjeść i co innego. Do tego na stole pojawiły się i napoje procentowe, a wino okazało się mieć całkiem niezły smak…
Shargoz więc skupił się na posiłku zapominając o wszystkim… poza okruszkami dla swojego kruka, którego czerwona oczka świdrowały okolicę w poszukiwaniu zagrożeń dla swego pana.
Ramas również częstował się tym, co przed nim postawiono, od czasu do czasu wyglądając przez okno i podziwiając furię, z jaką niebo atakowało ziemię.

Wkrótce przy stole zjawił się sam właściciel przybytku.


- Jak tam panowie, wszystko w porządku? Czy może macie jeszcze jakieś życzenia? - Koggin Hardcheese uśmiechnął się życzliwie do śmiałków.
- Wspaniałe jedzenie - powiedział Ramas. - To czysta przyjemność móc tu odpocząć po trudach podróży - dodał.
- Jakieś bardzo mocne piwo? Krasnoludzkie najlepiej? Z twierdz w Srebrnych Marchiach? Macie? I jakie życzenia są tu możliwe do spełnienia. I za ile? - druid nie lubił bawić się w podchody. Nużyło go to całe łażenie dookoła tematu.
- A owszem, znajdzie się Krasnoludzkie piwo! - Niziołek pstryknął palcami na jedną ze swych sióstr, a ta zajęła się już nalewaniem trunku do kufla.
- Zależy, na co panowie mają ochotę, byłoby prościej wyjaśnić, wtedy będę mógł coś powiedzieć o cenach... - dodał Koggin.

W dosyć pełnej karczmie, między różnymi gośćmi, o stolik dalej od towarzystwa, siedziało kilku innych podróżnych. Zbrojna kobieta, mężczyzna wyglądający na Tropiciela, dziadek - pewnie Mag, i… Elfia Bardka? I ta ostatnia, zdaje się, że podsłuchała rozmowę, nagle bowiem zrobiła użytek z lutni, grając jakąś krótką melodyjkę, jednocześnie zaś wyrecytowała:
Śmiałkom się ruchać zachciało,
ale pipek tu było mało,
teraz im przyjdzie wieczorem,
męczyć się z własnym kalafiorem!
Przebywający w przybytku roześmiali się w głos, przy okazji klaszcząc, a Elfia kobieta z kolei uśmiechnęła się zadziornie w stronę towarzyszy przy stole, przy okazji puszczając im oczko.

- Możesz postawić swoje długie uszka przeciw orzechom, że to będzie bardzo duży i bardzo zadowolony kalafior- odgryzł się głośno Shargoz i zwrócił do niziołka. - Krasnoludzkie piwo wystarczy. Mi nic innego nie przychodzi do głowy. Za resztę jednak ręczyć nie mogę.
- Dla mnie wino - zamówił Ramas. - I drugie dla tej śpiewaczki.
Poezja nie należała do najlepszych, ale dziewczyna była na tyle ładna, że jej uroda zasługiwała na uznanie.
Bard rozjuszony wyzwaniem trącił struny cytry.
Żar spełnienia
i wstydu ukrycie
Ciała splecione
i jęki przy szczycie
Oto moja recepta
Na udane życie…

-A niech to! Sam siebie zanudziłem! - Glaiscav pochwycił kufel z piwem i pociągnął sporego łyka - No! Już lepiej.

Ramas nie skomentował twórczości Glaiscava, ale wyraził w duchu prośbę, by na tym poetycki pojedynek się zakończył. Jednak na to nie wyglądało… Bardka bowiem wypiła duszkiem cały kielich wina, sponsorowany właśnie przez samego Ramasa, otarła dłonią usteczka, po czym wstała z miejsca z wielkim uśmiechem. Postawiła jedną nogę na ławie, po czym zaczęła wygrywać na swej lutni szybką i skoczną piosenkę.
- Refren śpiewamy razem! - zwróciła się do klienteli karczmy, po czym w końcu zaczęła sama śpiewać:
Była raz sobie panienka,
a na niej prosta sukienka.
Mieszkała obok młyna,
ta śliczna dziewczyna,
a oczy miała piwne... (pijemy!)

2x Refren: Urodę miała przednią,
a usteczka słodziutkie,
tylko zęby krzywe, jak łuki czy lutnie!

Młodziki smaliły cholewki,
i to nie były przelewki,
a przez to wszystko chudły im sakiewki!
Raz jeden ją złapał za cyca,
a tu wielka znieczulica,
dostał z kolana w klejnoty,
i zawył do traconej cnoty.

2x Refren: Urodę miała przednią,
a usteczka słodziutkie,
tylko zęby krzywe, jak łuki czy lutnie!

W końcu się okazało,
że męskie pytki to mało,
ona wolała pipeczki,
to koniec tej bajeczki!! (pijemy!!)
Klientela śpiewała razem z nią, klaskano, tupano, bawiono się nieźle, przy kolejnej, sprośnej pioseneczce, a sama Bardka zakończyła swój występ na stole. Uśmiechnięta od ucha do ucha, nagrodzona niezłymi owacjami podpitych klientów, lekko się ukłoniła, po czym skierowała dłoń w zapraszającym geście w stronę Glaiscava… więc teraz jego kolej?

- Nie wiedziała widać co traci - ocenił krótko Shargoz, który poezji nigdy nie doceniał. Ani pieśni. Ani większości innych cywilizowanych “rozrywek”.

Ramas w zasadzie zgadzał się z opinią Shargoza, chociaż rozumiał, że niektórzy mogą mieć inne preferencje w doborze partnerów łóżkowych igraszek.
- Pewnie miała kiepskich nauczycieli - powiedział. A ponieważ patrzył na bardkę, trudno było powiedzieć, czy oceniał jej występ, czy postępowanie dzieweczki z piosneczki.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172