Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-07-2018, 21:57   #101
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Post wspólny

- "Jedność w życiu, Jedność w śmierci" - przeczytała na głos Shee’ra - co to ma znaczyć??
Spojrzała na dłonie swoja oraz Ivora i Xhapiona.
- Czy to oznacza, że jeśli jedno z nas umrze to pozostali również?
- Mam nadzieję, że to tylko zachęta do współdziałania. Zgodnego - odparł Ivor. - Bo jeśli to znaczy, że mamy się trzymać blisko siebie we dnie i w nocy... Wybacz, Xhapionie, ale nie jesteś w moim typie - zażartował. - Może - tym razem mówił poważnie - przeprowadzimy parę eksperymentów? Rzuciłbym na te kamienie wykrycie magii... Można by sprawdzić, co się stanie, jeśli je do siebie zbliżymy, na przykład połączymy dłonie z kamieniami. Ale może trochę dalej, bo tu się wszystko aż kotłuje od magii.
- Sprawdzimy przy okazji, czy możemy się rozdzielić - dodał tonem średnio wesołym. - Na jaką odległość - sprecyzował.

- Ja… My… Wynośmy się stąd i na Mielikkę, błagam was, nie dotykajcie już niczego takiego… Proszę… - odparła Astine, zbliżając się do reszty drużyny. Cała się trzęsła i była na skraju płaczu. A jakby tego było mało, nie potrafiła wyrzucić tamtych wizji z głowy. - Co wyście w ogóle z tym menhirem zrobili? Przyzywaliście tu demony czy jak?
- Nie umiem przyzywać demonów - odparł Ivor - a nawet gdybym umiał, to nie zrobiłbym tego w obecności tylu osób. A w ogóle... skąd pomysł z demonami?
- Te… Wizje. Moja wioska, rodzina, przyjaciele… Co to było? - Astine podniosła wzrok na zaklinacza.
- Nie widziałem żadnej wioski - odparł Ivor. - I nie wiem, skąd się wzięła twoja wizja. Może to ten kryształ... Widziałaś go? Jak wyrósł spod ziemi?
Skinęła bezgłośnie głową.
- Tak… Czerwony kryształ, który wyrósł spod ziemi i zniknął.
- To chyba jego sprawka - powiedział.

- Ja też miałam przerażającą i bolesną wizję, ale inną niż ty, Astine - powiedziała pocieszająco zmartwiona i nadal jeszcze przestraszona Shee’ra. - Nie mam pojęcia, co oznacza ten wtopiony w nasze dłonie symbol, ale obawiam się, że to nic dobrego. Masz rację Ivorze, trzeba przetestować działanie tego, co nas połączyło, ale na razie wynośmy się stąd. Trzeba było trzymać łapy przy sobie - mruknęła na koniec.
- Do tej pory setki osób różnych ras i płci musiąły dotykać tego menhiru - odparł Ivor, chociaż ogólnie biorąc podzielał zdanie Shee'ry - i z pewnością nic im się nie stało.
- Spotkałeś kiedyś może taką, co dotknęła tego konkretnego menhiru, żeby mieć taką pewność? - Astine spojrzała na niego pytająco.

- A co to niby zmieni, że sobie pójdziemy? - spytała nagle Helena zdławionym głosem. - Cokolwiek miało się stać już się wydarzyło, a magia zanika - wskazała na gasnące słowa. - Równie dobrze możemy przenocować tutaj.
Westchnęła ciężko, z trudem formułując myśli.
- Astine, jestem pewna, że gdyby kiedykolwiek ktoś doświadczył czegoś takiego co my to plotki o menhirze dotarły by aż do Waterdeep. Wizja… wizje przeznaczone były dla takich jak my, najwyraźniej. Uciekanie już tego nie zmieni… A wątpię czy wędrówka o zmierzchu w poszukiwaniu nowego miejsca na nocleg wyjdzie nam na dobre.

Pewnie trzeba by było porównać wizje wszystkich członków drużyny, znaleźć wspólne punkty, zastanowić się co dalej, ale Helena chwilowo nie miała na to siły. Wizja umierającego Boga nadal huczała jej w głowie. Podeszła za to do Elely by sprawdzć jak ona się miewa.
Niziołka nie wyglądała najlepiej. Siedziała skulona na ziemi, a z zaczerwienionych oczy płynęły jej łzy. Dłonią zakrywała usta by powstrzymać szloch. Musiał być w tym stanie już od dłuższej chwili. Dopiero wraz z podejściem Heleny zdawała się łapać kontakt z otaczającą ją rzeczywistością. Podniosła ku niej załzawione oczy, by następnie rzucić się ku niej w rozpaczliwym geście szukania pomocy i wsparcia. Przylgnęła do piersi kapłanki, która odruchowo zaczęła ją głaskać po włosach. Niziołka zaczęła się powoli uspokajać. W międzyczasie podszedł do nich Saug, który delikatnie skomląc począł ocierać się głową o swą panią.

- Napis zanika, ale nie magia kamienia - odparł Ivor. - Pełno jej dokoła. Dlatego proponuję odejść nieco od tego menhiru, który zakłóca wszelkie badanie. I odejść nieco od was. Musimy się czegoś dowiedzieć o tych kryształkach. Może są niebezpieczne, może nie. Wystarczy, że my będziemy ryzykować.
Helena wzdrygnęła się. Nie wiedziała jak Ivor mógł tak na zimno kalkulować i rozważać dostępne opcje po tym co… Może jego wizja nie była tak koszmarna.

Torin pokręcił głową.
Jak małe dzieci, co do rąsi to do buzi. Czy nigdy niczego się nie nauczycie. Zawsze będziecie popełniać te same błędy. Konszachty z diabłami, które w niczym nam nie pomogły, a zaszkodzić jeszcze mogą, też to był wasz pomysł. Dotykanie nieznanych run, które często noszą różnorakie czary, o czym nawet dziatwa krasnoludzka wie. Następnym razem jak znajdziemy jakąś fiolkę, to zapewne skosztujecie tej mikstury, licząc na to, że będzie miała dobroczynne działanie. Za mało wasi mentorzy Was tłukli w czasie nauki, powiniście do nich wrócić po ponowne szkolenie i solidną porcję kijów.
- Jeśli tak bardzo nie odpowiada ci nasze towarzystwo, drogi Torinie, to nikt tu nikogo nie trzyma na siłę - odparł Ivor. - A jeśli się boisz, że znów coś się stanie, to lepiej trzymaj się od nas z daleka. Tak na marginesie... mentor, który musi kija używać, jest kiepskim mentorem.
- Używa się tylko na krnąbrnych uczniów, co to podstaw nie potrafią pojąć. Czasami trzeba, gdy uczeń jest wyjątkowo niepojęty, dla jego dobra, oraz społeczności. Mentor ma do tego prawo, ma nawet prawo a nawet obowiązek zabić ucznia sprowadzającego na społeczność olbrzymie problemy. Sami się możecie pozbijać Waszymi nieprzemyślanymi decyzjami, lecz przypomnę Ci, iż mamy zadanie do wykonania. Przybyliśmy tu by rozwiązać problem a nie by ich dokładać. Za każdym razem, gdy czynicie coś nieprzemyślanego z nieznaną magią, demonami, diabłami dokładacie ich, gdyż nikt z nas nie wie z czym przez to przyjdzie nam się mierzyć.
Shee’ra wysłuchała całego dialogu i choć rozumiała narzekania Torina, to postanowiła nie odzywać się. Wszyscy byli jeszcze w szoku, a dyskusje w takim momencie niczego dobrego nie przyniosą. Ivor miał rację. Musieli sprawdzić działanie kryształów dopóki nie wyrządziły one większej krzywdy całej grupie.
Chwilowo przywołała do siebie Nazira i poprosiła, żeby wyruszył na małe rozpoznanie terenu. Chciała być pewna, że nikt ich za chwilę nie zaskoczy. Magia, która wydostała się z menhiru i kryształowego kwiatu mogła przyciągnąć czyjąś uwagę.

- Proponuję poszukać bezpieczniejszego miejsca na nocleg, a rano zastanowimy się co dalej. - powiedziała do wszystkich. - Nazir poinformuje mnie jeśli napotka obce zapachy w okolicy lub jeśli coś dojrzy.
Zdaniem Ivora Torin marudził jak stara baba, ale powiedzenie tego na głos nie rozwiązałoby żadnego problemu, a jedynie spowodowałoby kolejny potok słów.

Tu nie możemy zostać – powiedział. – Elely... czy w okolicy jest jakiś strumień? Albo jakieś miejsce odpowiednie na nocleg? Mamy jeszcze jakąś godzinę czasu.
Niziołka podniosła na magika swoje zaczerwienione oczy, gdy ten zadał jej pytanie. Mimo zwrócenia jej uwagi dostrzegł, że ma trudności ze skupieniem myśli, a wzrok co chwila wyłapywał jakiś nieznany punkt na horyzoncie, a sama Elely wpadała w sidła niechcianych myśli. Wreszcie z wysiłkiem wydusiła z siebie odpowiedź, a głos jej łamał się, był cichy i pełen niepewności.
Ja… Chybaa… nie… Ja… Jaa…. Pp-przepraszam…
Podobno metoda wstrząsowa działała w takich przypadkach, ale Ivor nie miał zamiaru jej stosować. W paru krokach znalazł się przy Elely i przyklęknął.
- To ja przepraszam - powiedział. - Poczekamy chwilę, aż dojdziesz do siebie. Potem znajdziemy jakieś miejsce.
Elely pokiwała jedynie nieznacznie głową.

Helena tylko wzruszyła ramionami. Skoro uwzięli się by szukać innego miejsca na obóz nie miała zamiaru protestować. Wróciła do głaskania niziołki, kołysząc ją lekko jak przerażone dziecko. Zły stan kobiety, za którą byli odpowiedzialni (i której stan był winą dwójki najemników) odwracał uwagę kapłanki od własnych przerażających myśli.

Po niedługim czasie krzaki za plecami awanturników zaszeleściły i wyskoczył spomiędzy nich Nazir. Wilk był cały i nie wyglądał na zaniepokojonego, lecz mogły to być jedynie pozory, to też Shee’ra od razu zbliżyła się oczekując raportu. Na całe szczęście dla nich ten nie znalazł w pobliżu świeżych śladów koboldów. Mogli więc dość spokojnie rozbić obóz, lecz to było również problematyczne. Wtem odezwała się Elely, której wreszcie udało się przynajmniej w wystarczającym stopniu uspokoić, by normalnie pomyśleć. Odkleiła się również od Heleny, której podziękowała pełnymi wdzięczności oczami i skinieniem głowy. Podrapała Sauga za uchem zrobiła kilka kroków po okolicy.

Niestety nie znam tych terenów za dobrze i nie wiem, czy gdzieś w okolicy może być jakieś miejsce dobre na postój. Gdybyśmy mieli więcej czasu... Blisko nie liczyłabym na zbyt wiele… – powiedziała z głosem, w którym dalej pobrzmiewały echa nieznanego im bólu oraz czegoś bliskiego rozpaczy. Na koniec głos jej się załamał. – P-przepraszam…
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 18-07-2018, 10:31   #102
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Helena wspierająco położyła dłoń na ramieniu Elely.
- Nie przejmuj się, to nie twoja wina. Możemy zostać tu, a nieopodal pewnie też będzie dobrze.

Po kilku bąkniętych przez towarzyszy słowach podejrzewała, że każdy dostrzegł w wizji taką czy inną katastrofę. Chyba jednak nie każda miała związek z bogami. Astine widziała wioskę. Czy niziołka również widziała wioskę? Swoją, zniszczoną przez koboldy? Kapłanka postanowiła ją o to zapytać gdy tropicielka trochę się uspokoi. Obawiała się jednak, że gdy niziołka przyjdzie do siebie może im zrobić niezłą awanturę. Póki co nie przydali się do niczego, powodowali zagrożenie za zagrożeniem, a niektórzy myśleli więcej o swoich sprawach niż o zleconym zadaniu. I choć Helena nie miała sobie nic do zarzucenia to jako członek grupy czuła się za to odpowiedzialna. Postanowiła być bardziej stanowcza, choć między bogami a prawdą, to dopóki nie napotkają zagrożenia nie na wiele mogła się przydać.

Na myśl o bogach wzdrygnęła się. Kłótnia - kolejna - kompanów przyjemnie odwróciła myśli kapłanki od potwornej wizji. Co to było - przepowiednia? Ostrzeżenie? Czy należało je traktować dosłownie? A może magia igrała z ich najskrytszymi lękami i to co zobaczyli nie miało nic wspólnego z rzeczywistością? Jeśli tak, to dlaczego spali aż tak długo?

Przydałoby się skonfrontować to, co wszyscy widzieli, ale czy ktokolwiek będzie miał ochotę o tym rozmawiać? No może prócz zimnokrwistego Ivora? Helenie na samą myśl o tym co zobaczyła z przerażenia miękły nogi. najchętniej nie tylko nie mówiła, ale i nie myślałaby o tym wcale.

Póki co kapłanka postanowiła skupić się na wspieraniu Elely i przenoszeniu obozowiska. Zastanowi się później.


 
Sayane jest offline  
Stary 19-07-2018, 11:04   #103
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
godnie z propozycją Ivora awanturnicy ruszyli na południowy zachód, w stronę Ostoi, by oddalić się od miejsca doznania przerażających wizji oraz potencjalnego zagrożenia ze strony koboldów. Obecność tych ostatnich w okolicy była niemal pewna, lecz dzięki łasce Tymory nie dane im było jeszcze się z nimi zmierzyć. Łasce, bądź niełasce, gdyż ich celem było przecież dostać w swe ręce jeńca, który to miałby stanowić źródło informacji o sytuacji pomiędzy koboldzim klanem, a osadą niziołków.

oszukiwania odpowiedniego miejsca na nocleg czynione były w pośpiechu, bowiem nie dysponowali ani czasem, ani dobrą znajomością tych terenów, a zmierzch był tuż tuż. Pierwsze skrzypce grały w nich Astine oraz Shee’ra, które to najlepiej ze wszystkich znały się na dzikich ostępach. Starała się im również pomóc Elely, aczkolwiek biorąc pod uwagę stan niziołki sprawił, że nie zdało się to na wiele. By tego było mało przesiąknięte lękami oraz strachami umysły zaczynały płatać im figle. Kątem oka dostrzegali fragmenty obrazów, albo istoty ze swych widzeń. Były dławione krzyki, jęki oraz pośpiesznie wyciągana broń i uderzanie nią na oślep.

korzystała na tym wszystkim jedynie trójka czaromiotów, którą dotknął czysto magiczny problem, czy może raczej przypadłość. Wrośnięte w dłonie kryształy delikatnie pulsowały energią, nie na tyle by lśnić w mroku, ale wystarczająco by być lekko ciepłe. Podczas poszukiwań rozdzielili się tak, iż każdy szedł w inną stroną, by zwiększyć odległość między sobą. Spoglądali co i rusz na klejnoty, lecz nie wyczuwali żadnych zmian. Być może dzieląca ich odległość dalej była zbyt mała, bądź też nie miało to na nie żadnego wpływu. Trudno jednak było poczynić tego typu stwierdzenia na chwilę obecną, zwłaszcza, że musieli jeszcze rozbić obóz.

edynym miejscem w jakikolwiek znaczący sposób dobrym na obozowisko była nieopodal dwóch dużych drzew rosnących bardzo blisko siebie, tak, iż nie łatwo byłoby pomiędzy nimi przejść. Wokoło zaś rosły dwa dość spore zagony wysokich krzewów. Większy na rozpościerający się tuż obok wspomnianych drzew i ciągnący od południa, aż na wschód. Drugi z kolei był zauważalnie mniejszy, aczkolwiek sprawiał, iż niezwykle trudne byłoby dojrzenie ich z zachodu. Najbardziej otwarty teren mieli na północ, gdyż bezpośrednio przy nich nie rosło zbyt wiele roślin, które to dopiero zaczynały paręnaście metrów dalej.

ozpalanie ogniska było dość ryzykowne biorąc pod uwagę miejsce, aczkolwiek ciągnący od wschodu chłodny, wilgotny wiatr zapowiadał, iż nadejść mogą zimniejsze dni, a kto wie, czy nie będzie towarzyszył im deszcz. By tego było mało nie tylko chłód wiatru im doskwierał, ale również strwożone serca. Wreszcie jednak uznali, że muszą się ogrzać. Zebrany profilaktycznie po drodze chrust okazał się prawdziwym błogosławieństwem, z którego pomocą Astine szybko rozpaliła ognisko. Ostatnim razem czyniła to Shee’ra, lecz tym razem nie kwapiła się do tego.

ozsiedli się wokół ognia na wyciągniętych uprzednio posłaniach. Na całe szczęście ziemia wokół nich była sucha, a od paru dni okolicy nie nawiedził deszcz. Mimo to posiłek nie smakował dobrze, niektórzy wręcz stracili apetyt. Nie toczyły się rozmowy, czy rozważania nad sytuacją. Wszyscy, co do jednego, pogrążeni byli we własnych myślach, w odmętach swych umysłów starając się dociec cóż tak właściwie się stało dzisiejszego popołudnia. Chwile te pozwoliły Ivorowi przypomnieć sobie o swoim pomyśle z rzuceniem na kryształy wykrycia magii. Poprosił więc do siebie pozostałych i na uboczu wypowiedział inkantację.

obaczył wówczas, iż wrośnięte w nich dłonie klejnoty emanują tą samą energią, która odznaczała się na tle mocy menhiru. Niemniej teraz mógł dojrzeć go w czystej postaci, a właściwie na taki widok liczył, gdyż aura kryształów była poprzetykana zielonymi, białymi oraz purpurowymi smugami. W pierwszej chwili nie wiedział co ma o tym myśleć, lecz wystarczyło, że spojrzał po Xhapionie i Shee’rze, by zrozumiał. Były to ślady ich indywidualnych esencji. Jego biała, zielona Shee’ry oraz purpurowa Xhapiona. Niemniej najważniejszą informacją było to, iż rzeczywiście kryształy połączone były wiązaniami splotu, lecz nie mógł stwierdzić nic więcej. Obiekty te były tak dziwne, tak niespotykane, że doprawdy nie wiedział jak się do tego zabrać.

owrót czaromiotów do ogniska nie przełamał trwającej ciszy, a mało owocne badania nie pociągnęły za sobą tematów do rozmowy. Zasiedli na swych miejscach, Shee’ra zauważalnie w większej odległości od ognia, aniżeli pozostali. Położył się przy niej jednak Nazir, którego ciało ofiarowało nawet więcej ciepła, aniżeli trawione ogniem gałązki. Wreszcie aurę niemocy przerwały nieśmiałe słowa Elely:
Widzę, że nie mnie jedynej dane było… zobaczyć… coś… – powiodła wzrokiem po pozostałych, a wyrazy ich twarzy były wystarczająco jednoznaczne, by stwierdzić, że miała rację. – Ja… To… Wiem, że… duszenie tego w sobie jest złe… Ale te obrazy…
Zdawało się, iż znów zacznie płakać, lecz powstrzymała się, a w kącikach jej oczu jedynie delikatnie zajaśniała wilgoć.
To… o czym chcę powiedzieć nie jest… łatwe… dla żadnej kobiety. Ja… Nie zdziwiło Was, że nie mamy dzieci? Chcieliśmy, ale… Pierwszy raz rodziłam jakieś cztery lata temu. Wszystko było dobrze, aż do porodu… – przełknęła ślinę, głos jej słabł i znów zaczął się łamać. – Ono… moje… ono n-nie żyło. Wpadłam w rozpacz, ale Dunin mi pomógł. Dwa lata mu spróbowaliśmy znowu. Ja… straciłam je nim się urodziło… A dzisiaj…
Elely przysłoniła usta ręką, oddech jej spłycił się, po policzkach poczęły płynąć łzy.
Musze to powiedzieć, bo zaraz oszaleję… Widziałam jak… jak… rodzę martwe dzieci, jedno za drugim przez całe godziny… dni…!
Zalała się płaczem, a siedząca obok Helena przytuliła się. Wszechobecną ciszę przerywały jedynie kolejne szlochy niziołki…


ankiem Torin grzebał w swych rzeczach w poszukiwaniu młota i kowadła. Przyszedł czas na modlitwę. Kątem dostrzegł jak pozostali zakładają na siebie zbroje, czy kończą posiłek. Swój już dawno zjadł. Odszedł parę kroków, nogą ubił ziemię i postawił nań swe narzędzia. Przez las poczęły przetaczać się metaliczne uderzenia. Jedno za drugim.

elena pochylała się by wygrzebać coś ze swoich tobołków, kiedy to pomiędzy uderzeniami młota usłyszała świst. Torm musiał ją mieć w swej opiece, gdyż dokładnie obok niej rozbrzmiał głuchy dźwięk wbijającego się grotu w drzewo. Podniosła momentalnie wzrok i zobaczyła na krawędzi osuwiska jeźdźca. Nie był to jednak zwyczajny konny, gdyż przede wszystkim nie dosiadał on konia, a stworzenie przypominające wielką łasicę, a strzelcem była mała istota, wzrostu może niziołka, pokryta łuską i z odstającym pyskiem. Widząc swój niecelny strzał kobold wzniósł łuk w górę i wydał z siebie szczekliwy okrzyk. Zza drzew oraz spośród krzaków zaczęły wybiegać koboldy...




 
Zormar jest offline  
Stary 20-07-2018, 20:19   #104
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
ierwszy ruch należał do koboldów, a te skutecznie to wykorzystały posyłając w awanturników swe strzały, z czego jedna sięgnęła celu. Astine poczuła ból w prawym barku. Widziała jak obok twarzy sterczy jej brzechwa z białymi lotkami. Odruchowo, szybkim ruchem ręki wyciągnęła ją zaciskając zęby. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyła była jej własna krew spływająca po nieszczególnie wykonanym grocie. Oczy jej zamknęły się, a ostatnią rzeczą, która miała związek ze światem żywych był mech muskający policzek. Potem zapadła ciemność…

oszukiwacze przygód postanowili nie być im dłużni. Shee’ra w jednej chwili wyskandowała formułę zaklęcia i las zareagował na jej zew. Dzika puszcza wokół jeźdźca momentalnie ożyła niecodziennym życiem. Wszelkiego rodzaju pędy, gałęzie i korzenie rzuciły się na przedstawicieli gadziego ludu. Odziany w niechlujnie pozszywane ze sobą skóry kobold został spętany przez rozciągające się po ziemi korzenie i młode drzewka. Niestety jeździec jak i jego wierzchowiec okazali się na tyle zręczni, że bez trudu uchodzili przez niecnymi zakusami roślinności.

owstałe zamieszanie spróbowała wykorzystać Elely z zamiarem zrzucenia jeźdźca z łasicy. Jednym szybkim słowem i wyciągniętą ręką nakazała Saugowi strzeżenie leżącej Astine, a sama podbiegła do pnia drzewa, którego jedna część wiła się niczym zgraja węży szukająca ofiary. Błyskawicznie napięła łuk i wystrzeliła. Niestety łasica, a razem z nią kobold, poruszali się zbyt chaotycznie i strzała chybiła celu. Niziołka widząc swój pech przylgnęła do drzewa i rzuciła okiem w kierunku Astine. Saug był już na miejscu, a obok niego pochylona Helena, która wypowiadała słowa leczącej modlitwy oraz zerkała na leżącą u swoich stóp strzałę z białymi lotkami.

ie próżnował również Torin, który postanowił, iż nie będzie czekał na nadejście wroga tylko sam wyjdzie mu na spotkanie. Jedynie, ci, którzy widzą przyszłość, mogliby ocenić, czy było to dobre posunięcie, bowiem już na samym początku szarży krasnolud dostrzegł jak wzdłuż krzaków skradają się dwa koboldy obwieszone paciorkami, piórami oraz kośćmi. Podobnie pstrokate były ich włócznie, a stanowiące pancerz skóry dobrze ze sobą zszyte. Tak nie wyglądali zwykli piechurzy, a wojownicy. Koniec końców atak brodacza się powiódł, a świetlisty sierp złapał za nogę gada i wywalił go. Kobold zdołał się jedynie zasłonić rękami przed kolejnym ciosem, który rozorał mu przedramię.

en sam gadoid dostrzegł swoją okazję na odwet, kiedy to dwaj jego zaprawieni w boju pobratymcy zaczęli okrążać Torina. Otrzymał swoją szansą, która okazała się też zgubą, bowiem w ten samej chwili, kiedy to on zrywał się zakrwawiony sierp wyminął jego włócznię i zatopił się w piersi. Ostatnią rzeczą w jego żywocie była napływająca do pyska krew…
Tutaj jest jeszcze dwóch! – przez las przetoczył się ostrzegawczy krzyk z krasnoludzkiej gardzieli.

krzyk ten dosłyszeli drużynowi magowie, którzy spojrzeli tylko po sobie i zaraz rzucili się do swych sakw, bądź plecaków. Obaj praktycznie w tej samej chwili otoczyli się barierami z czystej mocy, Ivor za sprawą własnoręcznie rzuconego czary, zaś Xhapion wypitym właśnie wywarem. Starszy mężczyzna jednak nie poprzestał jedynie na tym, gdyż dość szybkim ruchem znalazł się pomiędzy druidką, a jej wiernym wilkiem, i zaczął rychtować kuszę.

eździec zmusił łasicę do zeskoczenia z osuwiska, a następnie zmusił ją do szaleńczego biegu. W mgnieniu oka przemknął tak obok swego walczącego z roślinnością pobratymca, jak i drzewa, za którym skrywała się niziołka. Jego gadzie ślepia dostrzegły odwróconą do niego plecami Helenę i posłał jej między łopatki strzałę. A przynajmniej tak zamierzał, gdyż gnający wierzchowiec wytrącił go z równowagi, a pocisk świsnął daleko od celu. Charcząc, kobold zmusił zwierzę do skrętu i w kilku susach oboje zniknęli za wielkimi krzewami.

łowa krasnoluda były prawdziwe, lecz nie na długo, bowiem na polu bitwy pojawili się kolejni adwersarze. Zza chaszczy wyłoniły się kolejne pokryte rdzawą łuską pyski, a pazurzaste palce zaciskały się na drzewcach włóczni i oszczepów. Mimo wszystko bogowie wojny musieli być w tej chwili po stronie awanturników, gdyż rzucane oszczepy, pchnięcia włóczni oraz wystrzeliwane z pomocą procy kamienie nie mogły dosięgnąć celów. Pierwsze lądowały głęboko w czeluściach krzewów, a ostatnie zdzierały jedynie korę z okolicznych pni.

zczęśliwa passa musiała się jednak skończyć, gdyż na arenę boju wkroczyli dwaj ostatni gracze. Pierwszym z nich był rosły kobold o zielonych ślepiach ściskający w pazurach piękną włócznię o błyszczącym grocie. Zawieszone miał na niej koraliki oraz pióra, które mocno kontrastowały z opasającym jego ciało futrem szarego wilka. Pod owym futrem ci o bystrzejszym wzroku dostrzegli skórznię wykonaną z dobrej jakości skóry oraz dziwny amulet. Czempion.

araz zanim zza zarośli wyłoniła się zakapturzona postać w ciemnych grubych szatach dzierżąca w dłoni drewniany kostur zwieńczony małą czaszką. Ten ostatni z resztą od razu powędrował w górę, a z koboldziego pyska wydobyły się słowa mocy. Inkantacja, która niesiona wiatrem rozniosła się po lesie. Kiedy tylko zaklęcie zostało ukończone oczodoły czaszki na szczycie kostura zalśniły fioletowym światłem, a część ze śmiałków ogarnęła słabość.

ak na rozkaz gadzi łucznicy znów wypuścili swe strzały, które tym razem dosięgnęły Helenę. Kapłanka poczuła jak krótki intensywny ból rozchodzi się po prawej ręce, a następnie jak zaczyna po niej spływać krew. Wiedziała, że sama rana nie jest tak groźna, jak to co mogło się przez nią dostać. Trucizna, to właśnie ona powaliła Astine. Zaczynała już w myślach modlitwę o niezłomność swego ciała, lecz nie zdołała jej dokończyć, gdyż ogarnęła ją ciemność...




 
Zormar jest offline  
Stary 21-07-2018, 01:00   #105
 
Rozyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację

stine
z radością przyjęła propozycję rozbicia kolejnego obozu i odpoczęcia przed podjęciem kolejnych działań. Po ujrzeniu tamtych... wizji... ręce ciągle jej się trzęsły, umysł dostrzegał śmiertelne zagrożenie w najmniejszym nawet szmerze, a skupienie myśli na czymś innym niż te majaki przychodziło jej z wyraźnym trudem.
a szczęście jej stan nie był na tyle zły, aby zadanie rozpalenia ogniska ją przerosło. Ba! Pomogło jej nawet psychicznie, odwracając chociaż na chwilę jej uwagę od... Tamtych spraw.
óźniej mogła już tylko siedzieć w ciszy, patrząc się w tańczący ogień i usiłując ukoić jakoś nerwy cichą modlitwą. Trzeba przyznać, pomogło jej to. Nieznacznie bo nieznacznie, ale jednak pomogło. Przynajmniej do czasu, gdy
Elely
nie podzieliła się z nimi swoją wizją. Wątpliwości odnośnie tego czy faktycznie powinna udać się na tę wyprawę zalały ją raz jeszcze. Chociaż oczywiście nie mogła dać tego po sobie poznać. Na pewno nie teraz, nie kiedy są w takim stanie. Zamiast tego zdobyła się więc na kilka słów, w które sama nie wierzyła:
Babka zawsze mi mówiła sny to wróżby, które spełniają się na odwrót. Komu śni się bieda, ten będzie bogaty, komu choroba, ten będzie miał końskie zdrowie. I tak dalej. – Uśmiechnęła się blado. - Może i miała rację, kto to wie?
 
Rozyczka jest offline  
Stary 24-07-2018, 20:49   #106
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
ył czas magii, nadszedł więc i czas na żelazo, a w przypadku druidki na drewno. Piękny, długi refleksyjny łuk zawitał w jej dłoniach, a strzała spoczęła na cięciwie. Ta z kolei została napięta jednym płynnym ruchem, a grot skierował się w stronę zakapturzonego kobolda, który obłożył okolicę swą plugawą magią. Nadeszła chwila odpłaty, lecz wyrok nie został wykonany. Shee’ra nie wiedziała, czy było to skutkiem chaosu panującego wokoło, czy też może wynikiem działania czarów, jednak bez względu na przyczynę chybiła celu, a strzałę pochłonęło dzikie listowie.

azirowi tymczasem szło doskonale i nawet mącąca jego zmysły aura nie mogła go powstrzymać. Rzucane w niego oszczepy albo omijały go, bądź też nie miały szans przebić się przez grubą skórę. Największa tragedia spotkała jednak śmiałego gadziego wojaka, który liczył na wsparcie ze strony swych pobratymców, lecz wiara ta stała się jego zgubą. Owa zguba miała zaś postać szczęki pełnej ostrych zębów, która wbiła mu się w pierś i rzuciła na ziemię. Kobold próbował jeszcze szybko powstać, lecz nie był dość zwinny, by wymknąć się zębiskom. Koboldzi świat zmienił kolor na szkarłatny, który z kolei przekształcił się w mroczną otchłań…

stine jak nagle upadła, tak błyskawicznie się podniosła i rzuciwszy jedynie kilkoma spojrzeniami zorientowała się w sytuacji. Przede wszystkim dostrzegła nie radzącego sobie za dobrze Torina, bowiem dwaj obwieszeni trofeami wojownicy wykorzystywali swą przewagę i nacierali z dwóch stron jednocześnie, co i rusz odnajdując lukę w krasnoludzkim pancerzu. Dziewczyna chciała pomóc kapłanowi, lecz bała się tego, że jej strzała nie dopadnie kobolda, a wręcz przeciwnie i zrani krasnoluda. Skierowała więc swą uwagę na gadziego strzelca, który to miał okazję posłać ją w objęcie nieświadomości. Nadszedł czas zemsty. Kobold usłyszał donośny świst i nim zdołał pojąć jego konsekwencje desperacko łapał równowagę, kiedy potężne uderzenie o mało co nie wyrwało życia z jego ciała.

śmiech na twarzy Astine zniknął, kiedy zaraz po jej strzale obok łucznika pojawił się kapłan i z pomocą swych szczekliwych modłów zaleczył wszelkie rany. Ucieszony z tego powodu gad posłał dziewczynie paskudny uśmiech. Ową minę rozwiało niespodziewane wydarzenie, które odbiło się na zdrowiu koboldziego czempiona oraz jednego z wojowników. Oto bowiem w miejscu gdzie toczyli bój wybuchł taki hałas, który wystraszył zapewne większość zwierzyny z okolicy. To nie były jednak jedyne jego konsekwencje, gdyż tymi znaczniejszymi była płynąca krew z gadzich oczu, nosów oraz ust, ku krasnoludzkiej uciesze.

strząśniętym tym wielki kobold nie zdołał uniknąć zębów Sauga, które dotkliwie rozorały skórę na nodze. Psisko mogło spodziewać się teraz najgorszego, lecz w tym samym czasie trzy pociski wykonane z czystej magicznej energii uderzyły w pokryte łuską ciało. Targnęło nim potężnie i nie mógł złapać oddechu. Rozwartymi ze strachu oczyma dostrzegł zdziwioną minę Ivora, która szybko ustąpiła miejsca zadowoleniu. Z palców unosiły się resztki magicznej energii, na której to widok bodaj największy z wojowników zbiegł.


lely, kiedy przylgnęła do kolejnego drzewa, nie mogła przewidzieć tego co się zaraz stanie. Oddała właśnie celny strzał do koboldziego oszczepnika, raniąc go przy tym dość dotkliwie, kiedy to nad skomlącym gadem przeskoczyła wielka łasica niosąca jeźdźca. Zwierzę pognało w kierunku niziołki, a kobold nastawił swą włócznię. Kobieta próbowała uskoczyć, lecz zbyt późno. W płucach zabrakło jej tchu, a po piersi popłynęła posoka. Niziołka z jękiem bólu zsunęła się z ostrza włóczni i oparła plecami o kilkuletnie drzewko. Z góry patrzył na nią szczerzący się koboldzi pysk.





 
Zormar jest offline  
Stary 26-07-2018, 21:20   #107
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
mienna aura pecha oraz szczęścia wisiała nad polem walki, bowiem tym co dla jednych oznaczało pech, naturalnie przez rywali odbierane było jako dar losu. Tymora najwyraźniej nie miała ulubieńca, a Tempus wciąż nie postanowił, za którą ze stron się ostatecznie opowie i zapewni jej triumf. Mogły to być zażarcie walczące koboldy, albo też opierający się dzielnie poszukiwacze przygód. Tak czy inaczej rezultat potyczki nie został jeszcze ostatecznie ustalony, a co za tym idzie wszystko mogło się wydarzyć, a przynajmniej większość, gdyż o pokojowych rokowaniach nie mogło być mowy, zwłaszcza, że każda ze stron walczyła o zachowanie żywota kosztem życia adwersarzy.

ednoznacznie stwierdzić można jednak było, że Nazir nie ma sobie równych podczas tego starcia. Uskakując przed ciskanymi oszczepami dopadł do kolejnego kobolda i łapiąc go swymi szczękami niemal rozszarpał na miejscu. Spod wielkich zębisk pociekła gorąca posoka, a w czerwonych oczach najbliższych gadów zawitał strach. Wilczysko rzuciło ścierwem o ziemię i poczęło wyglądać kolejnej ofiary…

ierność zdecydowanie nie należała do jednej z jej cech, co innego bystre oko i umiejętności strzeleckie, którymi to wreszcie mogła się pochwalić. Przynajmniej próbowała to uczynić już do dobrej chwili, lecz najwyraźniej płynąca w żyłach trucizna przytępiała zmysły. Ale nie tym razem, bowiem posłania przez nią strzała zaświszczała i z impetem przebiła koboldziego klechę na wylot. Za jego sylwetką zajaśniała nikła karmazynowa kurtyna, kiedy to mokre od krwi lotki wyprostowały się. Malutkie kropelki posoki spadły za nim, a sam pocisk pomknął dalej, jak gdyby nigdy nic. Astine mogła być z siebie zadowolona, gad niekoniecznie, bowiem widząc swą ranę zrobił pierwszą rzecz jaką nakazał mu rozum. Czmychnął czym prędzej za gęstwinę, gdzie to ukrywał się w pierwszych chwilach walki. Teraz liczył za kryjówkę, lecz zdradzała go karminowa linia, którą za sobą ciągnął.

rzez las przetoczyły się kolejno dwa skandowania, pierwsze w wykonaniu szczekliwego koboldziego głosu, a drugie w wydaniu krasnoludzkim. Torin wzywał bowiem jedną z mocy ofiarowanych mu szczodrości samego Moradina, a była nią władza na ziemią. Ni wielkie skały, ni najbardziej spalona słońcem gleba nie mogły oprzeć się wezwaniu. Spod przyłożonych do ziemi palców rozeszła się energia, która przemknęła pod warstwą ściółki. Teren za nią zdawał się dosłownie falować, aż do chwili kiedy dwa impulsy spotkały się wyznaczając tym samym kwadratową powierzchnię działania zaklęcia. Momentalnie pod nogami walczących zakotłowało się, a twarda ziemia, na której stąpali, zmieniła się w błocko tak głębokie, iż niemal się w nie zapadli. A raczej mieli się zapaść, gdyż zapadlisko okazało się być płytsze aniżeli życzyłby sobie tego krasnolud, a co za tym idzie nie zapewniło obiecanej przewagi, lecz jedynie zabrudziło gadzie łuski.

rzyki, rozszarpywanego przez Nazira kobolda, odwróciły uwagę jeźdźca na tyle, by Elely zdołała umknąć mu spod nosa. Podbiegła czym prędzej do Shee’ry oraz Xhapiona, którzy do tej pory prowadzili bezowocną wymianę ognia z napastnikami. Niziołka szybkim gestem ręki oraz lakonicznym sygnałem wysłała swego mastiffa do walki z tym, który tak ją pokiereszował. Psisko zerwało się z miejsca, by przed samym kawalerzystą wybić się w górę i wyrzucić go z siodła. Gad nie miał czasu zareagować, przez co jego nieporadne próby powstrzymania psich zębisk nie zdały się na wiele. Popłynęła krew i rozniosły się krzyki.

askrzeczała również pozbawiona jeźdźca łasica, którą ugodziły dotkliwie wyczarowane przez Ivora pociski. Słysząc krzyki ranionego kobolda i widząc przed sobą cztery wysokie postacie zwierzę niemal odwróciło się w miejscu jak stało i rzuciło się do ucieczki zostawiając za sobą jedynie trzask łamanych gałązek i patyków.

idząc sromotną porażkę jednego ze swoich czołowych wojowników, pozostałe przy życiu koboldy poczęły nerwowo spoglądać po sobie i rozglądać przy okazji za jakąś sensowną drogą ucieczki. Ich wypełniające się strachem umysły zostały jednak zaabsorbowane przez coś innego, a dokładniej przez głos. Oto bowiem powrócił na pole walki czempion, nadal ranny, lecz już nie tak dotkliwie. Uniósł on w górę swą obwieszoną trofeami włócznię i w szczekliwej koboldziej mowie wyskandował krótkie wezwanie, które rozwiało rodzące się wątpliwości i rozpaliło nowy ogień w oczach walczących.

i z awanturników, którym dane było poznać smoczą mowę mieli okazję rozumieć większość wypowiedzi wojownika, aczkolwiek walka o życie nie należała do czynników korzystnie wpływających na pamięć. Tym niemniej zrozumieli: Waczyć! Przyniesie zdredzicke male ludze na afiore, albo symi nio badzieci! Waka i życie woownika on Qorra, albo mierć w ignio caronika!



 
Zormar jest offline  
Stary 30-07-2018, 18:23   #108
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
ymiana ognia trwała pomiędzy obiema stronami w najlepsze, lecz żadna nie była w stanie zyskać widocznej przewagi. Strzały, bełty, oszczepy i kamienie świszczały mijając walczących. Nie działało to zbyt motywująco na tracące przewagę koboldy, a widok kolejnego z nich zagryzanego przez Nazira jedynie spotęgował ten efekt. Wreszcie dwaj osamotnieni oszczepnicy rzucili się do ucieczki znikając w najbliższych krzakach. Front północy był ugiął się ostatecznie w chwili, gdy zębiska Sauga dokończyły dzieła i posłały gadziego jeźdźca w otchłań zapomnienia. Mastiff nie czekał jednak bezczynnie tylko wykonał nowe polecenie, którym było schwytanie szamoczącego się z roślinami, osamotnionego kobolda.

ymczasem na froncie południowym zabrzmiały po raz kolejny znajome inkantacje Ivora, który pierwszą salwą magicznych pocisków niemal powalił koboldziego kapłana, a drugą posłał na ziemię łucznika. Nie próżnował również Torin, który zupełnie niespodziewanie przelał swą moc w pobliskie rośliny, a dokładniej rzecz ujmując w porastający jedno z drzew bluszcz, który począł wić się niczym wąż, a następnie błyskawicznie oplótł stojącego najbliżej gada. Ten próbował się wyrywać, lecz jego starania spełzły na niczym i jedynym co mu pozostało były desperackie syki oraz szczeknięcia. Zupełnie inną taktykę przyjęła z kolei Shee’ra, która to postanowiła pomóc rannej Elely i zająć się jej ranami. Te ostatnie wydatnie zmniejszyły się w chwili, gdy ciepła od magicznej energii dłoń półelfki spoczęła na krwawiącej piersi niziołki, co tamta skwitowała wdzięcznym uśmiechem.

ropicielka nie mogła być zadowolona ze swoich ostatnich strzałów. Jej niecelność była wręcz nie do pomyślenia, to też skupiła się na tym, by nie zhańbić się jeszcze bardziej. Naciągnęła cięciwę i dokładnie celując posłała pocisk w opadającego z sił kapłana. Strzała sięgnęła celu, który zdał się topić w swych grubych szatach, które poczęły nabierać karminowej barwy. Astine zawołała przy tym: To za strzelanie w kogoś nieprzytomnego, gdyż chwilę temu ten sam kobold próbował zranić ją z pomocą procy, lecz spudłował, a jego kamień uderzył w leżącą Helenę. Dziewczyna była tym wszystkim tak zaabsorbowana, iż nie usłyszała nawet słów niziołki, by się powstrzymała.

Tak nie załagodzimy konfliktu! – zawołała do niej Elely skrywając się za jednym z pobliskich drzew i wypatrując zagrożenia. Cała ta sytuacja była dla niej ciężka. Z jednej strony doskonale rozumiała walkę o życie, ale ich celem nie jest przecież wybicie koboldów, a wyjaśnienie przyczyny ataków.

oboldy w szybkim tempie straciły inicjatywę, jak również siłę w polu. Najlepszym tego przykładem był sam czempion, który nie dość, że musiał się już raz wycofać, to teraz przeklęty sierp krasnoluda złapał za nogę i powalił go na ziemię. By tego wszystkiego było mało nad sobą ujrzał pysk wielkiego wilka. uczynił więc to, co podpowiadał mu instynkt, spróbował się odturlać, by zmylić wrogów i dać sobie szansę na ucieczkę. Ku jego nieszczęściu było to za mało, a zagłębiające się w pierś wilcze zębiska były tego najlepszym dowodem.

wycięstwo, była to myśl, która nie od razu przyszła im do głowy, a była jak najbardziej prawdziwa. Oto bowiem wokoło leżały ciała dogorywających koboldów, a do tego wszystkiego mieli dwóch w pełni zdrowych jeńców. Pozostała jeszcze jednak kwestia rannych, o którą dopomniała się prędko Elely:
Nie możemy dać im umrzeć, trzeba coś zrobić!


 
Zormar jest offline  
Stary 30-07-2018, 18:47   #109
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Walka skończyła się w odpowiednim momencie - akurat wtedy, gdy Ivorowi zaczęły kończyć się zaklęcia.
Z samego przebiegu starcia mag był mniej zadowolony niż z tego, że odnieśli sukces. I że - jak się mogło wydawać - żaden z uczestników zwiadowczej wyprawy nie odniósł śmiertelnych ran.
Fakt - magiczne pociski spełniły (w zasadzie), ale gdyby były bardziej skuteczne, to - być może - ani jeden z koboldów nie uciekłby z pola walki. Martwi nic nie mówią. A przede wszystkim nie biegną do swoich i nie opowiadają o przebiegu starcia.
Im później koboldy dowiedziałyby się o klęsce, tym później zaczęłyby organizować wyprawę odwetową.
Na szczęście parę jeszcze dychających wpadło w ręce napadniętych i, być może, uda się z nich coś ciekawego wydobyć.
A jeśli nie zechcą mówić... Zawsze będzie można ich oddać w ręce mieszkańców Ostoi i pozbyć się kłopotu.

- Trzeba by ich przesłuchać - powiedział. - Jeśli darujemy im życie, to może będą skorzy do zwierzeń. A potem trzeba by się doprowadzić do porządku i ruszyć dalej. Zapewne nie będą się spodziewać, że nie zrezygnujemy z dalszej wędrówki.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-08-2018, 03:03   #110
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Powietrze było nagrzane. Mokra od potu szata lepiła się do ciała. Nie wynikało to jedynie z ciepła. Xhapion denerwował się. Po raz pierwszy miał możliwość zaprezentowania swoich zdolności przed tak dużym gremium. Cud, że jego mistrz w ogóle na to pozwolił. Często dawał mu odczuć za jakiego tłuka oraz idiotę go uważa. A mimo wszystko poparł jego uczestnictwo w festiwalu magii. Zaufał w jego możliwości. Nie mógł go w takim razie zawieść.
Nerwowo przeczesał włosy na głowie chcąc nadać im chociaż pozór ładu. Myśli usilnie wracały do księgi lezącej na stole oraz wyuczonych formuł. Był pewien, że każdą potrafił wyrecytować obudzony w środku nocy, ale nigdy nie sprawdzał swojej wiedzy w takich warunkach. Powtarzał bezgłośnie inkantacje, w głowie imitował gesty. Pozwalało mu to uspokoić kołatające serce. Nadeszła chwila by pochwalić się tymi latami żmudnej katorżniczej pracy oraz nieprzespanymi nocami spędzonymi nad księgami. Dzisiaj pokaże, że jest kimś!
Gong
Jego wezwanie. Wszelkie pętające jego nogi więzy strachu oraz niepewności pękają. Ekscytacja oraz niecierpliwość powoli wygasa. Pozostaje jedynie skupienie oraz wola zwycięstwa. Zaciska mocniej dłonie na kosturze i robi pierwszy krok. Powolny, ociężały. Następne są już pewniejsze. Nabierając sprężystości. Gdy opadają poły namiotu, wita go światło, huk oraz wrzask widzów. Wśród nich są zwykli ciekawscy, gotowi posmakować magii bojowej w czystej postaci, ale również koneserzy szukający nowych podopiecznych albo towarzyszy do niebezpiecznych wypraw. To dla nich zdecydował się wziąć udział w tej całej farsie. Młody mężczyzna w błękitnych szatach po drugiej stronie również się denerwuje. Wymieniają grzecznościowe ukłony oraz rozpoczynają inkantacje oddzielającą ich od świata. Niech rozpocznie się pojedynek.

To nawet nie było wyzwanie. Tak jak Xhapion przeczuwał, młody oponent nastawił się na pełną ofensywę. Ciskał magicznymi pociskami, ogniem oraz lodem w każdym możliwym momencie. On był przygotowany na taką ewentualność. Magiczna energia odbijała się od jego tarcz zaklętych w kosturze, niczym krople wody od dachu. Sam zaś analizował magiczną naturę swojego przeciwnika, jego rytm oraz schemat działania. Amator pewnie myślałby, że Xhapion jest w defensywie, ale bardziej doświadczony obserwator dostrzegał z jaką łatwością przychodziło unikanie niemrawych ataków błękitnego czarodzieja. Na ogień, odpowiadał silnymi podmuchami powietrza, na lód ogniem, a nie była to nawet połowa jego arsenału. Błyskawica ciśnięta z końcówek palców została ledwo sparowana na stojący nieopodal głaz. To jeszcze bardziej utwierdziło go w przekonaniu, że błękitny nie miał w zapasie żadnych defensywnych zaklęć. Wystarczyło to tylko skończyć. Runy, które zostawiał na ziemi również pozostawały niezauważone. Teraz wystarczyło go tylko zmusić, żeby udał się w odpowiednią stronę. Kula kwasu pomknęła w jego kierunku. Zaklęcie proste ale efektywne, bo zmusiło błękitnego do opuszczenia dobrej pozycji, wprost na przygotowaną pułapkę.
"Teraz Cię mam" - pomyślał, szykując gesty do aktywowania run.
Ziemia pod stopami nagle zatrzęsła się. Spojrzał zaskoczony na oponenta. Do tej pory nie zaprezentował niczego co mogło by wywołać aż tak potężny wstrząs. Przez publikę przeszedł szmer. Kolejny wstrząs cisnął już Xhapionem na kolana, a po chwili uniósł w powietrze. Olbrzymia gruda ziemi uniosła się wraz z nim w powietrze. Dookoła działo się to samo. Fragmenty budynków, trybuny oraz ludzie kurczowo trzymali się lewitujących brył. Niektórzy nie wytrzymywali i spadali w przepaść z głośnym wrzaskiem. Zapanował ogólny rozgardiasz. Nikt nie wiedział co się dzieje. On sam skupiał myśli tylko na tym, żeby trzymać się stabilnego do niedawna gruntu pod stopami. Za żadne skarby nie potrafił przypomnieć sobie zaklęcia lewitacji.
Ponad krzyki wzbił się nowy dźwięk. Na jego oczach budynek zapadł się w sobie z głośnym świstem oraz rumorem pękających kamieni. Zawinął się niczym kartka papieru, a potem nie pozostało po nim nic. Coraz więcej lewitujących grud powtarzało ten proces. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział, ale podejrzewał co może nastąpić potem. Drganie wyczuwalne pod palcami było jedynie preludium. Z przerażeniem obserwował jak jego palce rozciągają się niczym ciasto. W uszach zaświdrował świst. Ból stawów był nie do wytrzymania. Stracił przytomność.

***

Obudził go krzyk. Powoli otworzył oczy. Bezwiednie odszukał kostur, ale to nie był ten sam, który dzierżył przed chwilą. Jego szaty również się zmieniły. Co to była za magia?
Powoli wracał do zmysłów. Znowu znajdował się w lesie, przy swoich przymusowych towarzyszach. Na tropie tajemnicy koboldzio-niziołczej wojny. Po minach towarzyszy wyczytał, że oni również doznali pewnego fenomenu. Nevermore z szelestem swoich skrzydeł zleciał z drzewa i usiadł na ramieniu ocierając się dziobem o jego podbródek.
"Bezpie-eczny. Trrrrwoga".
Był przestraszony. Jak długo byli nieprzytomni?
Bezwiednie pogładził go po łebku i wtedy zauważył zmiany na swojej dłoni. Teraz doszło do niego, czemu ciągle odczuwał ból stawów, szczególnie w tej dłoni. Czerwony kryształ opalizował delikatnie, wrośnięty w wierzch jego dłoni.
- Niesamowite - szepnął do siebie, obserwując go pod światło. Nie siedział głęboko, ale pomimo tego był wyczuwalny. Nie naruszał jednak struktury ścięgien, ani kości. - Jak znalazł się w mojej dłoni?
Odpowiedź na to pytanie przyszła sama. Podobna narośl przytrafiła się wyłącznie jemu, Ivorovi oraz Shee're. Osobom dotykającym menhira. Czy było to błogosławieństwo, czy klątwa? Czas pokaże. Na razie popierał zaklinacza. Musieli oddalić się od tego miejsca, choćby dlatego, żeby zbadać prawdziwą naturę kryształów.

***

Wieczorne badania nie przyniosły wielu odpowiedzi. Byli już zbyt zmęczeni, żeby dokładnie drążyć temat. Pozostawały zaś jeszcze te wizję. Musiał zaufać zdolnościom Ivora oraz jego słowom. Kryształ pulsował czystą energią. Może więc wzmacniał ich zdolności magiczne, kiedy przebywali blisko siebie. W końcu napis na menhirze głosił coś o jedności. Oby to nie było tak jak przeczuwał zaklinacz. Obecność tych dwojga w jego życiu mogła bowiem skutecznie popsuć wszelkie plany. Planował kontynuować badania rankiem. Już na własną rękę.

Poranny atak nie pozwolił na to. Koboldy ich wyśledziły. Towarzysze dzielnie stawili im czoła. On robił to co potrafił, próbował pomniejszyć ich szeregi celnymi pociskami z kuszy. Szło mu niesporo. Bitwa zakończyła się jednak na ich korzyść. Udało się nawet pojmać kilku jeńców. W sam raz, żeby ich przepytać. Na ten moment Xhapion bardziej zainteresował się jednak ich strzałami oraz pokrywającej groty truciźnie. Akurat miał na podorędziu odpowiednie zaklęcie. Warto będzie stworzyć ten jakieś antidotum przy najbliższej sposobności.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172