|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
13-09-2018, 08:19 | #121 |
Reputacja: 1 | Post wspólny
__________________ Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają! |
13-09-2018, 21:04 | #122 |
Reputacja: 1 |
|
15-09-2018, 11:23 | #123 |
Reputacja: 1 |
|
17-09-2018, 21:15 | #124 |
Reputacja: 1 | Obozowisko w lesie Gdy reszta najemników ruszyła wgłąb lasu na polanie przed krzywymi drzewami zrobiło się dziwnie cicho i pusto. Oczywiście były tam nadal koboldy, Astine, Elely i czworonogi, ale większość tej gromady naturalnie nie przejawiała ochoty do rozmowy czy integracji. Zresztą Astine szybko ruszyła na polowanie. W zapasach, jakie zabrali z niziołczej osady nie przewidziano karmienia dziewiątki zielonoskórych jeńców; z sarny też zostało już niewiele... Helena zerkała na Elely zastanawiając się co powiedzieć. Nie była dobra w niesieniu pociechy i wsparcia; zresztą Tyr tego nie wymagał jak Illmater czy choćby Sune. O tak, sunnitka by się tu przydała, w końcu rozmnażanie się było jedną z jej domen... chyba. Helena nie miała nigdy ciągot rozrodczych, toteż tym bardziej nie wiedziała jak zacząć rozmowę z niziołką, która chyba tej rozmowy potrzebowała. A może i nie? Astine jak na złość polazła w dzicz i tyle ją widzieli. A bogowie... brrr! Nie, nie będzie myśleć o tym głupim mirażu! Kapłanka odkładała myślenie na później i zajmowała się czym mogła: podsycała ogień, sprawdzała opatrunki i więzy - w końcu na głupich nie trafiło! - pilnowała, żeby jedzącym (a przez to częściowo rozwiązanym) koboldom nie wpadły do łbów pomysły o ucieczce; zrobiła nawet pranie! Oczywiście swojej odzieży; koboldy nadal zostały śmierdzące i zakrwawione. Pozostawało liczyć na to, że Saug odstraszy ciekawskich padlinożerców. Tak się zajęła niemyśleniem, że o mało nie zaczęła zamiatać leśnej ściółki. Nie zaczęła tylko z braku miotły. Dopiero słowa Elely wyrwały ją z zapamiętałego porządkowania łupów i ekwipunku. - E... nie, nie mówiła. Nie znam się na polowaniu. To chyba zwykle długo trwa, prawda? Tropienie, zakładanie wnyków, czekanie aż coś się złapie... Nie jest tak? - kapłanka spojrzała pytająco na zleceniodawczynię. Miała nadzieję, że Elely nie wpadnie do głowy szukanie Astine. Spojrzała a słońce; faktycznie, ranek minął już dawno. - Na pewno zaraz wróci... - dodała pocieszająco, choć wcale nie była tego pewna. |
19-09-2018, 13:09 | #125 |
Administrator Reputacja: 1 | Tymczasowy rozejm został zawarty. Jeśli nie chcieli wybić do nogi wszystkich koboldów, było to jedyne, co mogli w danym momencie zrobić. A Ivor był pewien, że tak mieszkańcy Ostoi woleliby żyć w zgodzie z koboldami, na współpracy z którymi nie wychodzili przecież źle. Brak wiary w dobre intencje koboldów nie oznaczał poparcia dla - zdecydowanie agresywnego - nastawienia Torina, które ten okazywał na każdym kroku. Pokojowe załatwienie sprawy raczej nie powinno się zaczynać od zastraszania czy zatajania niektórych spraw. Informacje o jeńcach powinny stanowić gest dobrej woli, a nie kartę przetargową podczas negocjacji. Jednak Ivor postanowił pozostawić swe przemyślenia w sekrecie. Do rozmów wystarczała jedna osoba. Kilka - to już było za dużo. |
21-09-2018, 08:10 | #126 |
Reputacja: 1 | Obozowisko w lesie Na słowa Heleny Elely potrząsnęła głową. – Nie do końca, a przynajmniej nie wówczas, gdy nie zna się terenu. Kiedy tak jest myśliwy przeważnie wie, gdzie może się spodziewać zwierzyny itd. Wtedy polowanie sprowadza się głównie do cierpliwości i wypatrywania okazji – niziołka mówiła z dawno niewidzianym zaangażowaniem. Czyżby pomagało jej to zepchnięciu strasznych myśli na dalszy plan? Tak, czy inaczej po krótkim zastanowieniu kontynuowała. – Tylko, że w tym wypadku, bez znajomości terenu, zazwyczaj stawia się na polowanie aktywne. W ruchu. Szukając tropów, podążając nimi i prowokując okazję… ale i niebezpieczeństwo. I tego się obawiam. Helena znów spojrzała na słońce. Faktycznie, trochę dnia ubyło. - Jeśli odeszła daleko to ciężko ją będzie odnaleźć. Chcesz ją wytropić? Samodzielnie to zbyt ryzykowne, a we dwie… - wskazała wymownie na koboldy. - Ich też coś może zjeść. Kapłanka bardziej martwiła się potencjalną ucieczką jeńców, ale przypuszczała, że ich krzywda bardziej trafi Elely do przekonania. Twarz niziołki wykrzywił grymas, a ona sama westchnęła i przytaknęła skinieniem głowy. Odwróciła wzrok, przygryzła wargę. – Pewnie masz rację… Tylko...Arghh… – westchnęła po raz drugi, a głos jej wskazywał na wewnętrzny smutek, bądź coś bardzo temu bliskiego. – Cholera, nienawidzę bezsilności… Tych chwil, kiedy wiem, że nic nie mogę zrobić… - Rozumiem - Helena pokrzepiająco poklepała niziołkę po ramieniu i odchrząknęła. - Wiesz, myślę że nie masz sobie czego zarzucać. Dzięki tobie mamy gdzie spać i uniknęliśmy bezsensownego zabijania jeńców… Astine znała ryzyko, sama je zresztą znasz jako tropicielka. Może… poczekajmy jeszcze świecę. Jeśli nie wróci to zastanowimy się nad misją ratunkową. Elely odwróciła się do Heleny, a ta zauważyła, że usta tamtej układają się w niewielki uśmiech. – Zrobiłam tylko to co do mnie należało. Powiodła wzrokiem po obozie i pojmanych koboldach. – Nigdy nie lubiłam zabijać – mówiąc sięgnęła po swój łuk. – Oczywiście poluję, ale traktuję to jako konieczność, nie przyjemność. Dunin… on to rozumie. Może właśnie dlatego powołaniem jego było być Ponurym Strażnikiem. A ja… ja… Zajęłam się hodowlą. Wspominając o hodowli głos jej począł się lekko łamać i cichnąć. – Przepraszam – powiedziała uspokoiwszy głos. - Nie ma powodu by przepraszać. To na pewno… hm… musi być bardzo trudne - wydukała kapłanka czując, że oto przyszedł czas na rozmowę, na którą wcale nie miała ochoty. - Próbowałaś… hm… słyszałam, że *te* sprawy to czasem wina jakiejś choroby… Nie jest to moja specjalność, ale… hm… mogę popytać, poszukać… - zaproponowała niepewnie Helena. Niziołki spochmurniała, wstąpiły na nią cienie, a uśmiech zniknął. Słuchając słów Heleny przygryzła wargę. Westchnęła. – Ja… – szukała słów. – Myślałam o tym.... Dunin również. Usiadła, by łatwiej jej było mówić. – Nawet składał ofiary i modlitwy Urogalanowi, by ten obdarował go łaskami uzdrawiania. Ale… nie pomogło… Arini… ona… wiesz… Otarła łzy, które przecisnęły się jej przez kąciku oczu. Wzięła głęboki oddech. – W końcu zrezygnowaliśmy… My… ja… Pogodziłam się z tym, ale… ta wizja, czy co to było… wtedy przy menhirze… – kiedy mówiła niespokojnie bawiła się palcami, łapała je, ściskała i przesuwała jednymi po drugich. – miałam nadzieję, że to już… za mną. - W sumie nie dziwota; bóg umarłych raczej nie jest zainteresowany dawaniem życia. Co innego jakiś bóg płodności… o, Sune Światłolica na przykład. Wasza Yondalla też się tym zajmuje, prawda? To ona przede wszystkim. Albo Tymora, łut szczęścia się przyda, nie tylko tobie, ale i Duninowi - Helena poczuła się nieco pewniej. - Świat jest wielki i kto wie, może lek czeka za następnym, albo jeszcze kolejnym zakrętem! - nie czuła się źle z tym, że dawała Elely być może fałszywą nadzieję. Niziołka wyraźnie *nie* pogodziła się ze swoim stanem, a przez głupią ciekawość najemnego czarodzieja będzie się teraz zadręczać wspomnieniami bogowie wiedzą jak długo. – Nie wiesz zbyt wiele o Urogalanie, prawda? – głos niziołki nie zdradzał zdziwienia, raczej zrozumienie. – Rozumiem. Bogowie… tym się zajmujący nie cieszą się wielką sympatią.Mówiła cicho, spokojnie. Po chwili kontynuowała. – Urogalan, on… Nie cieszy Go śmierć. Nie wyczekuje niczym sęp. On... strzeże nas. Uczy, że śmierć jest naturalna, nieunikniona… że nadaje wartość życiu, które… którego do niej prowadzi. Spuściła głowę, po raz kolejny przygryzła wargę, aż niemal popłynęła krew. Wzięła kilka głębokich oddechów. – Może masz rację. Może powinnam… Ahhh! Sama nie wiem! Chwyciła się za głowę. - Nie musisz przecież decydować teraz. Jeden problem na raz, a teraz naszym bieżącym problemem są koboldy. I nieobecność Astine - Helena poklepała ją znów i lekko przytuliła. - A z Urologanem nie miała na myśli nic złego. Są bogowie dający życie i ci, którzy czuwają nad jego końcem. Jedni i drudzy są potrzebni, tak jak dzień i noc. Bez nich ci pomiędzy nie mieli by wiele do roboty - spróbowała zażartować. Elely wzięła się trochę w garść pod wpływem gestów i słów Heleny, chociaż żart najwyraźniej do nie trafił, gdyż skwitowała go najzwyklejszym “Tak”, do tego wypowiedzianym bez przekonania. Kobieta wzięła jeszcze jeden głęboki oddech, po czym wstała. – Jeszcze raz sprawdzę okolicę – powiedziała niewesoło i odeszła. Grzejący się przy ognisku Saug zawiesił przez chwilę wzrok na Helenie, po czym ruszył za swą panią. - Nawet psa nie bawię... - mruknęła pod nosem Helena i z braku innego zajęcia zajęła się porządkowaniem ekwipunku. |
24-09-2018, 08:29 | #127 |
Reputacja: 1 | Rozmowa z Kirkrimem - post wspólny – Jam jest Kirkrim, wódz plemienia Czerwonej Gwiazdy. Przekazano mi, że podajecie się za emisariuszy z Ostoi. Mówcie kim jesteście i z czym przychodzicie. Uprzedzam, że będę wiedział jeżeli będziecie próbowali kłamać. Głos miał poważny, lecz dość uprzejmy. Wyczekując na odpowiedź zasiadł ponownie na swym tronie. Wyraz twarzy zaś miał spokojny i nieodgadniony, a oczy nie zdradzały niczego. Jeszcze trudniej było coś z nich wyczytać przez odbijający się w nich ogień. Torin wystąpił na przód, oparł prawą dłoń na krasnoludzkim toporze zatkniętym za pas. - Jam jest Torin Hameraxe, kapłan Moradina i wysłannik Ostoi. Pełnię rolę tłumacza i doradcy. - krasnolud powiedział to w smoczym, potem we wspólnym, przy czym gładził się po brodzie. Po tych słowach przeszedł na wspólny. - Jestem tu by nasze słowa nie zostały opacznie zrozumiane. Przybyliśmy by dowiedzieć czemuż to mordujecie mieszkańców Ostoi, gdy do tej pory pokojowo wspódziałaliście, co jak widzę było korzystne zarówno dla Ostoi, jak i dla Twojego plemienia wodzu Kirkrimie. W imieniu Ostoi przemówi druidka Shee’ra. Reszta pełni rolę ochrony, doradców i tłumaczy. Sam jestem oburzony, iż jeden z naszych towarzyszy musiał iść jak jeniec, co uwłacza wysłannikowi oraz Ostoi. Teraz przemówi emisariusz Shee’ra. Torin cofnął się o dwa kroki pozostawiając pole druidce. – Mówiąc *wy* musisz mieć na myśli Qorra i jego zdrajców. Pochopnych i żądnych krwii głupców, których już niedługo spotka zasłużona kara. Możesz się z tym nie zgadzać, twa wola, lecz faktem jest, że to nie me plemię jest odpowiedzialne za te zbrodnie. Każdy, kto ma czelność wystąpić przeciwko interesom naszego plemienia uznawany jest za zdrajcę – odrzekł mu Kirkrim, po czym spojrzał na Xhapiona, jeszcze chwilę temu związanego, a następnie na swego dowódcę, by ostatecznie znów skrzyżować wzrok z brodaczem. – Zapatrzony jesteś w siebie Torinie, przez co umyka ci to, co oczywiste i zrozumiałe. Na miejscu Koraka postąpiłbym tak samo, jak nie jeszcze bardziej stanowczo. Ludzie i inni “cywilizowani” naruszyli nasze granice i porywają mych współplemieńców. Snuję nadzieję, że pojąłeś dlaczego postępujemy tak, a nie inaczej. Rzekł, po czym gestem poprosił Shee’rę. -Witaj Kirkrimie, wodzu plemienia Czerwonej Gwiazdy. Wybaczcie porywcze słowa mojego towarzysza. Świetny z niego wojownik i kompan, ale słaby dyplomata - mówiąc to Shee’ra mrugnęła lekko do krasnoluda, dając do zrozumienia że żartowała. Potem jednak natychmiast poważniejąc rzekła - Przybywamy tutaj z posłannictwem, w sprawie, która spędza sen z powiek Duninowi i całej wiosce niziołków. Źle się stało, że doszło do rozlewu krwi pomiędzy wami, ale Dunin wierzy, że uda się przywrócić pokój i wzajemną współpracę. Chciałby jedynie poznać przyczyny napaści koboldów na jego wioskę.- Shee’ra spojrzała na kobolda i kontynuowała - Myślę, że tą przyczynę częściowo udało się nam już poznać. W czasie naszej podróży zostaliśmy napadnięci przez grupę koboldów. Szczęściem dla nas udało się ich pokonać i wziąć jako jeńców. Jeden z młodych wojowników powiedział nam o Qoorze. Nasi współtowarzysze wraz z niziołką Elely pilnują zakładników, a my przybyliśmy tutaj aby w twoje ręce oddać decyzję co zrobić z pochwyconymi. Żart o krasnoludzkich zdolnościach dyplomatycznych najwyraźniej nie wywarł na Kirkrimie wrażenia, bądź nie dawał tego po sobie poznać. Panował już dość długo, by potrafić kontrolować swe emocje. – Przyczyn napaści jest kilka, a są to głupota, krótkowzroczność, ciemnota, ignorancja, ślepy fanatyzm, zawiść, nienawiść oraz zazdrość. Głównie jednak krótkowzroczność i zazdrość tych, którzy pozostali przy autodestrukcyjnej wierze w Kurtulmaka z Qoorem na czele. Odczekał krótką chwilę, by awanturnicy mogli przetrawić jego słowa, po czym kontynuował. – Tym, co sprowokowało ich do sprzeciwienia się mej władzy były porwania, które miały miejsce jakiś czas temu. O kilku naszych łowcach słuch zaginął, jak również o oddziale, który został wysłany na ich poszukiwania. Wszystkim co wówczas udało się nam znaleźć były ślady pozostawione przez kogoś o wzroście mniej więcej niziołka, a także kilka tropów pochodzących od ludzi, bądź elfów. Stąd uprzedzenia i sceptyzm względem was. Uprzedzając pytania, od samego początku nie przyjmowałem do wiadomości twierdzenia, że stoi za tym ktoś z Ostoi. Znam incydent, który miał miejsce wraz z pojawieniem się innego kapłana w osadzie. Zdaję sobie również sprawę z tego, że Dunin dba o to, by tego typu zajścia nie miały miejsca. Jego pogląd względem współistnienia naszych ludów jest jasny, nie czyniłem więc większych podejrzeń względem niego i nie myliłem się. To nie Ostoja jest odpowidzialna za te porwania. Uczyniła to, i stara się czynić nadal, jakaś grupa kryjąca się gdzieś na północy. Do tego parać się muszą magią, gdyż niemal nie ma śladów po ich napadach. Niemniej co się jeszcze tyczy Ostoi, to fakt, że Qorr i jego banda fanatyków wykorzystała niejasne ślady, by zyskać poparcie żądnych krwi głupców. Przede wszystkim części młodych oraz niektórych weteranów, którym Kurtulmak pozostał bliski. Myśleli zapewne, że jestem ślepy na ich knowania. Gdybym był ślepy i głuchy już dawno nie byłbym wodzem. Tak, czy inaczej musieli zdecydować, że wymierzą mylnie rozumianą sprawiedliwość na własną rękę. Nie mogłem ryzykować wysyłając nikogo za nimi. Las jest ogromny, więc szukanie ich na nic by się zdało, w tym czasie moje siły i tak były już wystarczająco podzielone. Część szukała porywaczy, a pozostali czuwali nad bezpieczeństwem klanu – przedstawił im jak rozwija się sytuacja, a mówił o tym spokojnie, bez większych emocji, jakby mówił o kolejnym zwyczajnym problemie. Niemniej, kiedy wspominał o rzeczonej grupie porywającej jego ludzi można było wyczuć pewną frustrację. – Co się tyczy jeńców, to dziękuję Wam za zajęcie się nimi. Ilu dokładnie pojmaliście żywcem? Czy Qorr może wiedzieć o ich porażce? – zapytał po chwili. - Mamy dziewięciu, w tym jednego szamana. Jednego z młodych wojowników nie udało nam się niestety uratować, nie pomogła nawet magia - dodała Shee’ra ze smutkiem - Co do drugiego pytania… trzech zdołało nam zbiec. Z pewnością Qorr będzie szukał swoich l…. - tu chrząknęła ledwie hamując wydobywające się z ust słowo “ludzi”- ...wojowników, ale oddaliliśmy się od miejsca starcia w dość bezpieczne miejsce. Liczę na to, że ich szybko nie znajdą, ale dobrze by było mimo wszystko wrócić po nich ze wsparciem. - Potem kontynuowała - Wiadomość o porywaczach z pewnością zainteresuje Dunina. Sam zachodził w głowę, co mogło wywołać wasz konflikt. Kirkrim przytakiwał słowom druidki. Przechylił głowę i chwycił się za brodę, po czym dłuższą chwilę wpatrywał się w płomienie jednego z palenisk. W tym samym czasie awanturnicy zauważyli jak niektórzy z doradców, bądź uczniów, Krikrima wymieniają ze sobą spojrzenia, czy krótkie szepty. Na pysku jednego z doradców, zapewne kapłana, pojawił się drobny uśmiech. – Hrrrr… Kiedy i gdzie odbyła się ta walka? – rzekł odwracając szybko wzrok na Shee’rę. Torin podszedł i stanął po prawej stronie Sheery. - Informacja o miejscu tego bandyckiego napadu koboldów należących wcześniej do Waszego plemienia nie wnoszą nic nowego do sprawy Wodzu. Najważniejszą kwestią jest jak ukażesz winnych mordowania mieszkańców Ostoii, oraz jaką rękojmię dasz, że to nie powtórzy się w najbliższym czasie. Dla mieszkańców Ostoii to też kwestia przetrwania. W tym czasie Torin próbował sobie przypomnieć co mówi Dunin o wodzu Kirkrimie, a szczególnie czy był on kapłanem. – Doprawdy? – Kirkrim wyprostował się. – Chyba czegoś nie rozumiesz. Wiedza o tym, kiedy i gdzie była owa potyczka pozwoli przewidzieć następny ruch Qorra. Co jest jasne jego siły są osłabione. Otrzymaliśmy okazję, by położyć kres tej rewolcie. Czyż nie najlepszą rękojmią nie będzie pozbycie się zagrożenia? - Nie trzyma się wszystkich jaj w jednym koszyku, Sheero. Zbyt wiele uszów słucha nas w tej chwili. - Torin miał nadzieję, iż to ludzkie przysłowie uświadomi druidce, że w jaskini nadal mogą być szpiedzy Qorra, a wyjawiając zbyt dużo narazi swych towarzyszy na niebezpieczeństwo. Niektóre z koboldów spojrzały na Torina nieprzychylnym okiem. – Mam pełne zaufanie do wszystkich w tej komnacie. Nawet gdyby ktoś chciał podsłuchiwać z zewnątrz to nie uda mu się to. *Zapewniam Cię*. Torin wzruszy ramionami. - Khym. Udzieli swojej rady, Pozostał jednak przy druidce by być bliżej koboldów i nasłuchiwał szeptów. Shee’ra rozumiała intencje Torina, jednak konieczne było okazanie dobrej woli w kruchym niepisanym rozejmie jaki zawarli z Kirkrimem. Powiedziała więc: - Rozumiem twoją ostrożność Torinie. Jednak sytuacja jest wyjątkowa, a jeśli Dunin ufa Kirkrimowi to i ja zaufam. - Tu krótko opisała miejsce, w którym ich napadnięto. - Wiecie gdzie to jest? - spytała Kirkrim zastanowił się chwilę, spojrzał również na stojącego po swojej lewicy kapłana, który skinął mu głową. – Znam to miejsce. Druidyczny menhir postawiony na żyle magicznej. Interesujące miejsca dla każdego, kto para się Sztuką. Taaak… – czarownik dostrzegł błysk klejnotu na dłoni Shee’ry, lecz kontynuował. – Przypuszczałem, że mogą się czaić w tamtej okolicy. Kiedy dokładnie Was zaatakowali? Z wieści od Koraka wiem, że znalazł was niecały dzień drogi od klanu. - Cóż….- zastanowiła się Shee’ra - po bitwie zmieniliśmy miejsce pobytu na bardziej bezpieczne i tam też spędziliśmy noc. Następnego dnia wyruszyliśmy w drogę do was. Kolejnego dnia znaleźliście nas przed jaskinią. Kirkrim złączył pazury na kształt piramidy i pogrążył się w zastanowieniu, zamknął oczy. Po dłuższej chwili przemówił: – Trzy dni. Nawet w pojedynkę powinni dotrzeć do Qorra i przekazać mu wieść o swej porażce. Zapewne więc będą starali się odbić swoich, o ile oczywiście wieści do dotarły. Oraz, czy wiedzą o jeńcach. Jeżeli nie, mogą nie przypuścić kontrataku. Z kolei przy założeniu, że żadne wieści do nich nie dotarły zapewne ruszą na poszukiwania zaginionych. Z waszych słów wynika również, że ukryliście się, zapewne skutecznie. Tak, czy inaczej przyjdzie im więc czas jakiś błądzić. Najlepszym wyjściem byłoby wysłanie oddziału zbrojnego i pochwycenie pozostałych. Wówczas zagrożenie dla Ostoi zostałoby powstrzymane, a jeńcy przekazani. Aprobujecie takie rozwiązanie? Odczekał chwilę, zastanowił się nad kolejną sprawą i dodał: – Jestem skłonny wynagrodzić Was, jeżeli zaoferujecie swą pomoc w pojmaniu reszty zdrajców. - Ale równie ważna jest sprawa tych, co doprowadzili do konfliktu między wami, a mieszkańcami Ostoi - po raz pierwszy odezwał się Ivor. - Pojmanie zdrajców może być jedynie wstępem do dalszych działań. Inaczej sytuacja może się powtórzyć. - Tutaj zgadzam się absolutnie z Ivorem. - dorzuciła trzy grosze Shee’ra. - Wynagrodzenie naszych starań to słuszna decyzja. Oczywiście jestem gotowy pomóc dojść do prawdy kto chciał wywołać konflikt pomiędzy Ostoją i plemieniem. Jednakże rozważ też wodzu Kirkrimie ustanowienie jakiejś rękojmi dla mieszkańców Ostoi. W zwyczaju jest wysłanie pierworodnych synów wodza i członków rady. Są oni traktowani zgodnie z ich statusem, jak goście i wychowankowie społeczności. Póki utrzymujecie pokój pomiędzy plemieniem nic by im nie groziło, a nawet byliby bardziej bezpieczni niż w plemieniu. - Torin w zamyśleniu mówił powoli gładząc się po brodzie, zaplecionej w trzy warkoczyki. – A czy mówiłem, że nie jest ważna? – odparł Kirkrim. – Nie gonisz za spłoszonym stadem, kiedy pali ci się dom, że pozwolę sobie na porównanie. Wybryki Qorra marnują nasz czas i nie pozwalają skupić się na prawdziwym problemie. Posyłam zwiadowców na poszukiwania, lecz dysponując jedynie częścią sił owe poszukiwania zapewne na nic się zdadzą. Bez wątpienia ich zmysły mamione są magią. Kiedy rebelia zostanie stłamszona będzie można skupić się na porwaniach. Co się tyczy pokoju pomiędzy plemieniem, a Ostoją, to kwestia ta leży po stronie mojej i Dunina. On jest tym, z którym będę zawierał pakty. Bez pośredników. Shee’ra westchnęła z ulgą. - Jak rozumiem przyjmujecie moją propozycję? - spytał Kirkrim. Ivor skinął głową. Kirkrim zaś wstał i stanął przed swym tronem. – Zatem wyruszymy skoro świt, by rozwiązać sprawę Qorra raz na zawsze. Spotkanie w sprawie Ostoi uważam na tę chwilę za zakończone – rzekł, po czym uderzył kosturem o ziemię. – Nim udacie się na spoczynek chciałbym poprosić Waszą trójkę na rozmowę – gestem wskazał na Xhapiona, Ivora oraz Shee’rę. – Pragnąłbym poruszyć z Wami pewną sprawę. Na osobności. - Z pewnością jest to jakaś poważna sprawa, a zatem zgoda. - Ivor odezwał się jako pierwszy z całej trójki. Shee’ra również przytaknęła na zgodę.
__________________ Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają! |
25-09-2018, 13:01 | #128 |
Reputacja: 1 |
|
28-09-2018, 09:46 | #129 |
Reputacja: 1 | - Ładne mi polowanie... - sarknęła Helena, gdy już otrząsnęła się z zaskoczenia wywołanego widokiem Astine. Wodą z bukłaka omyła rany by zobaczyć, czy nic w nich nie ma i bez problemu zasklepiła je odpowiednim błogosławieństwem otrzymanym od Torma. Ech, wody zużywały tyle, że przydałoby się do jej noszenia wiadro. Albo nawet kilka. Spojrzała na drapieżnika, którym zajmowała się Elely. Nie była miłośniczką dzikiej fauny, ale potrafiła docenić piękno leżącego obok zwierzęcia. Saug nie mógł się z nim równać. - Rozumiem, że i jego powinnam uzdrowić? W końcu Astine nie tachała go tutaj by wyprawić go na palto... - sarknęła znowu. W zły humor wprawiła ją nie tyle potrzeba leczenia zwierzęcia co fakt, że po tylu godzinach nieobecności kobieta przyniosła do obozowiska żywego wilka zamiast martwego składnika na obiad. A Elely tak się martwiła! - Może powinnyśmy go jakoś spętać? Nie wiem kto pierwszy się ocknie - on, czy Astine - spojrzała na niziołkę. Ta lepiej od kapłanki znała się na dzikich zwierzętach. |
03-10-2018, 11:57 | #130 |
Reputacja: 1 | Post wspólny: Rozmowa z Kirkrimem Shee’ra spojrzała na swoich towarzyszy, potem na Kirkrima i kapłana, który mu towarzyszył. Jeszcze przez chwilę milczała, po czym dość niechętnie odpowiedziała: - Problem w tym wodzu, że sami nie wiemy co to jest. Te kryształy…. wrosły w nasze dłonie po tym, jak dość...nierozważnie uruchomiliśmy menhir z druidycznego kręgu. - mówiąc to trochę zaczerwieniła się na twarzy - Do tej pory zauważyłam jedynie, że ów kryształ wzmacnia rzucane przeze mnie czary. Czy jakoś wzajemnie na siebie oddziaływują? Na to nie potrafię odpowiedzieć. - Na pewno oddziaływują na siebie - wtrącił się Xhapion odrywając wzrok z run zdobiących ziemię. - Kiedy oddaliłem się od was czułem, jakby część mnie była wyciągana w waszym kierunku. Nie odważyłem się ryzykować dalszej samotnej wędrówki. Zaskoczone tymi wieściami koboldy spojrzały na siebie z lekkim niedowierzaniem. – Uruchomiliście zaklęcia zamknięte w menhirze? Ten, niedaleko którego stoczyliście walkę z poplecznikami Qorra? – Kirkrim wykazał dość żywe zainteresowanie pomieszane z niedowierzaniem. Odwrócił się do Zikrika, lecz ten tylko wzruszył ramionami również nie wiedząc co o tym myśleć. Jakby tego było mało kolejne opisy wpływu kryształów zdawały się niczego nie wyjaśniać. – Nigdy o czymś takim nie słyszałem. Wiem jednak, że te pokryte runami kamienie są niezwykle stare. Sam fakt, że zaklęte w nich moce przetrwały do naszych czasów jest niebywały, chociaż trudno powiedzieć, czy przecięcia żył, na których je wzniesiono z czasem ich nie wypaczyły. Niemniej dość prawdopodobnym jest, że to właśnie ten fakt utrzymuje je w mocy – rzekł Kirkrim po dłuższym zastanowieniu, po czym popatrzył w stronę stolika z kryształami, a potem na przybyszów. – Samo wzmacnianie czarów jest przydatne, ale ta więź.. niezwykłe i niepokojące – dodał po chwili, a Zikrik wystąpił o krok, gdy skończył się nad czym zastanawiać. – Na menhiru kamieniu coś, runy, znaki, albo słowa wyryto, albo zapisano? – słowa kapłana były dziwne, lecz zrozumiałe i wyraźne. Niemniej składnia nie była jego najlepszą stroną. Najpewniej nie miał licznych okazji do rozmawiania we wspólnym. Słowa koboldów zaniepokoiły Shee’rę i pobudziły lęk, jaki czaił się w jej duszy od momentu, w którym obudziła się z koszmaru i ujrzała wtopiony w jej dłoń czerwony kryształ. - Cóż.. najpierw chyba pojawiły się na nim dwa napisy. Po lewej stronie “Potęga przekleństwem”.... a po prawej “Arogancja skazą na duszy”. - przypominała sobie Shee’ra - A kiedy przyłożyliśmy dłonie do trzech gorejących punktów pojawił się trzeci napis, który brzmiał “Moc w jedności”. Potem… wszyscy straciliśmy przytomność na jakiś czas. Czy coś wam to mówi? Druidka rozmawiała z koboldami jednocześnie przyglądając się runom i układom kręgu oraz starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Była pewna, że ktoś go używał nie tak dawno i że służył on przyzywaniu jakichś potężnych i niebezpiecznych istot. Tylko w jakim celu??? - Jakim celom niegdyś służył ten menhir, tego nie wiemy - dodał Ivor - ale niezbyt przyjemne wizje nas wtedy naszły. Nie tylko zresztą naszą trójkę. – To mi wygląda na rytuał… Te formuły… – Kirkrim myślał na głos. – Ciemne słowa – odezwał się kapłan. – Niepewne. Wódz spojrzał na niego z zainteresowaniem, po czym na chwilę pogrążył się w zamyśleniu. W tym samym czasie . Zikrik zaczął przerzucać papiery, zapewne poszukując czegoś. – Zikrik ma rację. Słowa te są bardzo tajemnicze, a sam fakt, że na koniec rytuału doświadczyliście wizji zdaje się tylko to potwierdzać. Traktowałbym je z ostrożnością – Kirkrim wreszcie przemówił ponownie. – I raczej nie dosłownie – dodał po chwili. – Wróżby, czy przepowiednie mają znaną tendencję do ukazywania prawdy w wywrotowy sposób. W tym przypadku może być podobnie. Hrrr… Chwycił się za brodę, by znów coś przemyśleć, a kapłan wzniósł triumfalne pomruki, czy może raczej pocharkiwania i zbliżył się do Shee’ry. W dłoniach miał inkaust oraz czystą kartę pergaminu. – Słowa i znaki tutaj zapiszesz? Z innymi znakami i słowami je porównać chcę – zapytał druidki jak potrafił, po czym rozłożył wszystko na wolnym kawałku, za niskiego dla niej, blatu. Wyczekująco przypatrywał się jej.. – Jakiego rodzaju to były wizje? Wróżebne? Coś z waszej przeszłości? Odnoszące się do istoty was samych? – odezwał się nagle Kirkrim nadal trzymając się za brodę, lecz oczyma zerkając na przybyszów. - Nie wiem, jak inni - powiedział Ivor - ale w moim przypadku była to śmierć podczas jakiegoś obrzędu. W wyniku zdrady, zapewne. Ktoś inny widział zniszczenie swej osady. Żadna wizja nie skończyła się dobrze. Traktowałbym to jako poważne ostrzeżenie, tylko, niestety, nie wiem czym. - Przed nami? Naszymi pragnieniami? Obawami? Skrywanymi tajemnicami? Odpowiedzi może być wiele, żadna nie jest w pełni satysfakcjonująca. Nie lubię jak napotykam coś czego nie rozumiem - stuknął lagą o posadzkę w jedną z run Shee’ra przykucnęła i przez chwilę skupiła swoją uwagę na zapisywaniu run. Kiedy zapis był gotowy wstała i odrzekła: - W mojej wizji spłonęłam w ogniu jakiejś nieznanej mi istoty, wyglądającej jak żywy płomień. Nie mam pojęcia co to może oznaczać… – Śmierć, zniszczenie, zdrada… – Kirkrim powtórzył w zastanowieniu. – Jeżeli rzeczywiście to były wizje wróżebne to traktowałbym je z należytą uwagę i ostrożnością. Również jako ostrzeżenie, bądź przestrogę. Jeżeli jednak nie pokazywały one przyszłości… to co? Sheer’o, czy tak? Czy przed tą wizją szczególnie obawiałaś się ognia? Czarownik rzucił Xhapionowi nieprzychylne spojrzenie, gdy ten począł bez pozwolenia grzebać przy kręgu. – Albo ty zdrady? – zwrócił się do Ivora. W tym samym czasie kapłan podziękował druidce skinieniem głowy i z ekscytacją przyjrzał się zapisanym runom. Okręcił kartę parę razy, po czym ruszył do miejsca, z którego przyszedł. – Sprawdzę i wrócę – rzucił do nich zatrzymując się w pół drogi, by po chwili zniknąć za załomem. - Nie... nie przypominam sobie żadnych zdarzeń związanych z tym żywiołem. Nie mam też specjalnego odniesienia do niego - zastanowiła się druidka spoglądając za znikającym kapłanem. - Zdrada? - Ivor pokręcił głową. - Nic takiego nawet nie przychodzi mi na myśl. – Hrrr… – Kirkrim podrapał się po brodzie pazurem. – Bardzo dziwne zatem. Pozwolicie mi zbadać te kryształy? Xhapion spojrzał niepewnie na kobolda, a potem na swoich towarzyszy. - A co chcesz uczynić? Kobold popatrzył na nich w skupieniu, po czym rzekł: – Z pomocą katalizatora zamierzam wzmocnić zaklęcie wykrywające magię. Powinien wówczas zwizualizować się przed nami Splot, z którego utkano magię zamkniętą w kryształach. Powinno nam to dość dokładnie objawić z jakiego rodzaju czarami mamy do czynienia. Powinniśmy być w stanie rozróżnić z jakimi dziedzinami obcujemy, o jakiej potędze oraz o sposobie w jaki zostały razem splecione. Od tego chciałem zacząć. - Mam tylko nadzieję, że kryształy nie zechcą bronić swych tajemnic - powiedział Ivor. - Ale uważam, że można, a nawet warto by spróbować. Trochę niechętnie Shee’ra skinęła przyzwalająco głową. - Zgoda, ale ostrożnie. Nie chciałabym się usmażyć jak w mojej wizji. - dodała druidka.
__________________ Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają! |
| |