Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-08-2018, 22:48   #91
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
W przeciwieństwie do innych Jace nie miał ochoty zajmować się kokonami dobrze wiedząc czego się spodziewać, jednak wiedzieć a widzieć to dwie różne sprawy. Przy pierwszym spadającym kokonie mężczyzna udał się do chaty przeszukać ją dokładniej. Strzępy rozmów dochodziły do niego tu i ówdzie, postanowił jednak sprawdzić dokładniej wnętrze.


Gdy wyszedł, Kharrick z resztą dysputowali o podziale zdobyczy, co napawało Jace'a obrzydzeniem. Jasne, taki sprzęt nie zdarza się na co dzień, ale pomimo magii młodzieniec czułby swąd rozpuszczonego pajęczym jadem ciała poprzedniego właściciela.


Pospiesznie zidentyfikował magiczne przedmioty, które zostawiła Yastra, w tym zwój pomniejszego przywrócenia, po czym używając prostej sztuczki oczyścił przedmioty z resztek pajęczyn i poprzednich właścicieli.



Sprzątanie reszty syfu było niemiłym obowiązkiem, ale Jace "wyłączył" myślenie skupiając się na mechanicznych ruchach ciała.




Wieczór, jak i pół następnego dnia Beleren snuł się w sumie bez celu. Nie licząc codziennej porcji ćwiczeń ciała i medytacji, przechadzał się pomiędzy drzewami próbując zabić czas do przybycia reszty. Podpalał pajęczyny, strugał kijek na ognisko, aż wreszcie poszedł spać. Po raz pierwszy od ataku spał dłużej niż parę godzin. Budził się nie raz z obrazem palącego się domostwa, jednak chwilę później zasypiał ponownie. Był średnio przydatny w tej sytuacji, nie mógł pomóc reszcie, a czekanie go zabijało.



Gdy pojawiła się pierwsza grupka, momentalnie poderwał się zapominając o ponurych myślach. Wyglądało na to, że plan się udał! Wyhaczył z tłumu rodzinę przeliczając stan i wszystko się zgadzało. Brakowało tylko Klary, która potrzebowała jeszcze jednego dnia. Spojrzał na zmartwioną twarz Yana, który również był mocno zaniepokojony brakiem bliźniaczki.



Jace podszedł przywitać się z rodziną. Nigdy w życiu nie przypuszczał, że będzie czuł takie szczęście widząc swoje rodzeństwo. Nie zawsze im się układało, ale wyglądało na to, że wspólne nieszczęście ich połączyło, choć może wszystko byłoby inaczej gdyby był z nimi Karl. Jego najstarszy, nawiedzony brat-klecha był najbardziej nieznośny. Może dlatego, że był najgłupszy?


Ze wspomnień wyrwało go zmartwione spojrzenie Tezzereta. Odszedł z bratem na bok wysłuchując rewelacji:



- Dotarłem do samego mostu – powiedział cicho - Nie będę tego opowiadał naokoło, bo nie wiem, jak inni zareagują, ale wy powinniście wiedzieć. Aubrin też wie. Dobra wiadomość jest taka, że Phaendar wciąż stoi, nie płonie, a hobgobliny jeszcze nie zajęły się budową żadnej przeprawy, więc nie śpieszy im się za nami. Zła jest taka, że nie planują go szybko opuścić – wygląda jakby je fortyfikowali. Chyba nie wrócimy tam jak zawsze… -


- Nie dobrze. Wygląda na to, że trzeba będzie udać się gdzieś dalej. Nie ma mowy o ponownym zasiedleniu się kiedy armia jest tak blisko. - zaczął Kharrick wywołując zdziwienie braci - A odpowiadając na pytania... Łowcy udali się do Fortu Trevalay. A przynajmniej tyle dało się wyczytać z kawałka listu. Daleko to? Może my tez powinniśmy tam iść? Twierdza na powinna zapewnić bezpieczeństwo.
- Nie jest ładnie podsłuchiwać prywatne rozmowy - Jace zganił mężczyznę wzrokiem, choć przecież i tak by się podzielili informacjami. Brakowało mu przestrzeni, którą dawała rodzinna wieś. Ludzie zwykle starali się go unikać, więc nie przywykł do sytuacji, gdy ktokolwiek go podsłuchiwał, a potem jeszcze wtrącał się w rozmowę.
Rozejrzał się wokoło, jednak byli dobrych parę metrów na uboczu, a grupa robiła wystarczający harmider, by nie zawracać sobie głowy ich rozmową.
- Fort jest dobrych kilkanaście dni drogi stąd - powiedział odciągając Kharricka na bok. - Potrzebujemy wysłać tych ludzi do miasta i nie bawić się w partyzantkę po lasach. Nikt z nas nie może na dłuższą metę być odpowiedzialny za przeprowadzanie dwóch tuzinów ludzi przez ten zwodniczy las. -
- Musimy się naradzić co zrobić dalej i jak najlepiej przekazać informację innym, jednak jeśli Żelazne Kły budują umocnienia, to może oznaczać tylko inwazję - Jace pamiętał ostatni raz kiedy ostrzegał ojca przed inwazją. Było to dokładnie wtedy kiedy na jego oczach karawana została zaatakowana przez hobgobliny, a on cudem uszedł z życiem. Wtedy pomylił się i nikt nie potraktował go poważnie, jednak tym razem... umocnienia sugerują, że hobgobliny poczuły się zbyt silne.



- Zbierzmy pozostałych i spotkajmy się w środku - powiedział wskazując ręką na chatę łowców.



 
psionik jest offline  
Stary 09-08-2018, 14:25   #92
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Kharrick posłuchał się Jace’a i zaczął zbierać odpowiednie osoby. Robił to dyskretnie, tak aby zmartwiona gawiedź nie wyczuła, że są kłopoty i coś się święci. Przechadzał się pomiędzy ludźmi i nieludźmi sprawdzając jak sobie radzą. Znajomych kupców poklepał po ramionach zagadując jak wytrzymali podróż. Do szlachcianki się uśmiechnął przyjaźnie, pocałował w dłoń, posłuchał zażaleń, obiecał przekazać. Rathana po prostu szturchnął delikatnie łokciem wskazując mu kiwnięciem głowy domek. Ufał jego rozsądkowi. Natępnie niby przypadkiem nachylił się nad Sulimem szepcząc mu do ucha, że spotkanie będzie w domku aby udał się do środka. Nawet nie wspomniał, że powinien się ukrywać bo na pewno tylko zwróciłby na siebie więcej uwagi. Na koniec przystanął przy Yastrze i Rhynn oraz Aubrin.
- Drogie panie, jeśli można prosić. Zdaje się, że trzeba omówić strategię na dalsze dni. - rzucił używając swojego miękkiego głosu. Posłał jeszcze ciepły uśmiech zarówno do kapłanki jak i liderki Phaendar.

Kiedy wszyscy sobie poszli przesunął spojrzeniem po tłumku odnajdując Ericka. Podszedł do niego kiedy przestał być wypytywany przez innych.
- Mam prośbę. Przypilnujesz aby się nie kręcił nikt przy domostwie przez najbliższe kilka chwil? Byłbym bardzo wdzięczny przyjacielu.
Odchodząc złodziej uznał, że przesadził z tym przyjacielem. Ogólnie za bardzo odgrywał. Chyba najwyższa pora była zrobić przedstawienie. Tylko gdzie i jak? Po środku bagien teatru nie znajdzie. Ach i jak tu wyżyć swoja potrzebę jak nie na innych? Może jeszcze przyjdzie okazja. Może.
 
Asderuki jest offline  
Stary 17-08-2018, 00:05   #93
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację

I tym razem Yastra nie zmrużyła oczu. Wystarczyło że na moment je zamknęła, a przed nimi znowu budowały się te same koszmary zrzucające całą winę za los Phaendar na nią, a nawet gorzej. Wpatrując się więc w roztańczone płomyki z zaangażowaniem obejmujące spory kawałek drzewa, siedziała oparta o cienką drewnianą ścianę - jedynej ochrony przed oleistą czernią fangwoodzkiej nocy kojarzącą się z trzewiami wiecznie głodnej bestii.
Z ich dwójki jedynie bezimienny kot spał sobie smacznie, zwinięty w puchatą kulkę na jej udach, zupełnie głuchy na potępieńcze jęki otaczających chatkę drzew.
Trzask! Elfka aż wstrzymała oddech. W tej złowieszczej ciszy goszczącej jedynie ciche trzaskanie ognia w kominku oraz irytujące brzęczenie owadów, nowy dźwięk był niczym błyskawica po zachodzie słońca. Zimny dreszcz przeszedł jej po plecach, gdy tylko zaczęła sobie wyobrażać co mogło krążyć pośród drzew. A może to Rhyn i pozostali?
A może to tylko wiatr złamał jakąś gałąź?
Odgoniła wszystkie myśli, prosząc w duchu by jednak to była jedynie gałąź. Inni mieli przybyć dopiero jutro wieczorem, a potwory...
W Fangwood wszystko było możliwe.
“Spokojnie, dziewczyno. Pamiętaj czego cię uczył twój tata”.
Zmówiła najdłuższą w swoim życiu modlitwę do Desny o powodzenie wędrówki phaendarczyków i o pieczę nad ich oraz własnymi snami...
... i padła z wyczerpania.

Następny dzień dłużył się w nieskończoność. Każda próba oceny przybliżonego czasu do zmierzchu na podstawie położenia słońca kończyła się tym samym - zdawało się ono stać w miejscu. Bogatsza w leżący na ławeczce obok niej złożony w kostkę płaszczyk objęty jako swoja domena przez znalezione w lesie kocię, obserwowała i wyczekiwała przybycia innych, najzwyczajniej w świecie odpoczywając. Otoczone prowizorycznymi opatrunkami rany wciąż doskwierały. Żniwo pajęczej trucizny nadal było wyczuwalne w kończynach, zwłaszcza w wręcz znieczulonych palcach. Niestety i tej nocy nie spała jak bogowie istotom żyjącym przykazali, więc czasami zdarzało się jej przysypiać na kwadrans, budząc się nagle z gwałtownym szarpnięciem, gdy została szturchnięta przez niezbyt rozmownego Sulima przygotowującego swoje dziwaczne preparaty chyba mające na celu wywrócenie jej żołądka do góry nogami.

Czas jednak płynął nieubłaganie, a wraz z nim rósł niepokój.

Lecz wieczorem, gdy ostatnie promienie słońca z złowrogim bulknięciem zostały porwane przez błotne trzęsawiska, a katana błyszczała jakby wykonana z niebiańskiej stali, pierwsze umorusane twarze noszące na sobie znaki zmęczenia wreszcie wyłoniły się z lasu. Ulga porównywalna była do chłodnego deszczu w cholernie upalny dzień, jednak szukała pewnej konkretnej osoby… tej prawie zawsze uśmiechniętej.
I ukazała się jako ostatnia. Tak samo udręczona przez Fangwood jak pozostali, ale to, kilka otarć i podarte miejscami ubrania nie potrafiły stłamsić jej jestestwa.
Nie miały znaczenia rany i drętwoty. Odbiła się od ławki i wybiegła na spotkanie traktowanej przez siebie jak siostrę przyjaciółki, czując się tak, jakby całe lata jej nie widziała.
- Rhyn! Na wszystkich bogów! Nawet nie wiesz jak się bałam. - Z ulgą wyrzuciła z siebie Yastra, gdy właściwie obie wisiały na sobie po rodzącym tyle złych myśli dniu bez jakichkolwiek wieści o sobie. Poczuła jak jej ciało w ramionach akolitki się rozluźnia po całym dniu stresu. Ból po ukąszeniach dał się jednak nieco we znaki, co poskutkowało lekkim skrzywieniem się, przez co akolitka odsunęła się od niej z wyrazem strachu wymalowanym na twarzy, jakby jej właśnie zrobiła krzywdę.
- Coś ci jest? - zapytała z niepokojem dziewczyna, omiatając wzrokiem prowizoryczne opatrunki.
- To tylko kilka ran. Sulim sobie nawet poradził z nimi - uniosła uspokajająco dłonie Yastra, nie chcąc jednak wdawać się w szczegóły spotkania z największym koszmarem arachnofobów.
- Jak się czujesz? Jak inni? Jak podróż? - Od razu zalała ją pytaniami, próbując zręcznie uniknąć dalszych pytań dotyczących jej stanu, usiłując przy tym wyglądać jakby czuła się absolutnie świetnie. Pytając o resztę, jej wzrok na chwilę padł na Silvię ciągle będącą pod opieką Olgi… Zdecydowała, że później z nimi porozmawia.
- Kilka, ale chyba poważnych - Rhyna bezceremonialnie przyjrzała się elfce, z uznaniem oceniając starania krasnoluda - Ten Sulim ma prawdziwy talent. Z kilkoma ziołami i liśćmi leczy tak dobrze jak inni z całym workiem medykamentów. Droga zeszła nam dobrze, nic się nie wydarzyło, ale wszyscy potrzebujemy zatrzymać się gdzieś i odpocząć, zebrać siły. Ty tak samo… jakoś niemrawo wyglądasz. - skończyła niepewnie, z zatroskaniem patrząc elfce prosto w oczy, która opuściła na moment wzrok na buty Rhyny tylko po to, by znów unieść go wraz z goszczącym mu bezradnym uśmieszkiem.
- Rhyn... Znasz mnie za dobrze, co? Nie chciałam cię martwić. - Przyznała się wreszcie - Obie wyglądamy okropnie. Ale jesteśmy całe i…
- Nie udawaj, to nie jest zabawne! Jeśli coś Ci jest, masz mówić. - Akolitka stanowczo wbiła klin w wypowiadane przez nią zdanie, uniemożliwiając Yastrze dalsze wymigiwanie się od prawdy, zdzierając w ten sposób jej maskę. Rhyna znów ujrzała tą samą biedną, przestraszoną dziewczynę, z niepewnością drepczącą za jej plecami, próbując odnaleźć się w nowej rzeczywistości po ciążącej jej na przygarbionych ramionach niczym wielkie kowadło świadomości, że całe życie się jej rozpadło.. Teraz już wiedziała, że choć w oczach phaendarczyków elfka może być nawet bohaterem, to jednak sama potrzebowała pomocy.
To wszystko było niczym teatralna scena, gdzie już starsi aktorzy odgrywali te dane role, co kilka lat temu. To się już wydarzyło - te same słowa, te same miny.
- D-dobrze - bąknęła - To były pająki. Wielkie jak psy, a nawet większe. One zadały mi te rany. Też mnie zatruły... - roztarła odrętwiałe palce, zabarwione na czerwono - Boję się, że jest ich więcej. Że nie damy rady. Chcę stąd odejść jak najszybciej. A poza tym… Poza tym chciałbym później porozmawiać… Na osobności. Wiesz… wygadać się czy coś.
Kobieta uścisnęła ją mocno za ramię jakby na znak zrozumienia - nic więcej nie musiała mówić.
- Chętnie, rudzielcu - powiedziała z uśmiechem - Jak tylko się rozłożymy. Poszukam też czegoś na zatrucia.
W tym czasie druga grupa zdołała już przybyć na polanę. Byli w nie lepszym stanie, czasami nawet znacznie gorszym, jednak Aubrin, pomimo swej rany, dziarsko prowadziła pozostałych.
A pośród nich była Jet - wyczerpana, ale wciąż stała na nogach. Ona posłała Yastrze słaby uśmiech… a ta ją przywitała tak samo ciepło, jak swoją siostrzyczkę. Nie zapomniała o niej, o nie! Po prostu wiedziała, że Jet jest zaradną kobietą i na pewno by sobie poradziła.
A Rhyna?
Cóż…
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]
Flamedancer jest offline  
Stary 22-08-2018, 19:11   #94
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Wspólna narada

Jace wraz z bratem czekali już na resztę w środku gdy tamci się pojawili. Tezzeret postanowił przejąć inicjatywę wyręczając brata. Powtórzył informacje jakie zebrał na swoim zwiadzie zebranej przed nim grupce.

- Musimy udać w stronę chatki Kelocha - zdecydowanie oznajmiła jako pierwsza Yastra, przełamując ciszę na spotkaniu taktycznym. Zupełnie nie powiedziała dlaczego. Po prostu uznała, że tak trzeba, uznając powody za oczywiste.

- Powinniśmy ruszyć do twierdzy - odparł Sulim, po raz pierwszy udzielając się tak stanowczo w dyskusji. - Ktoś może ostrzec Kelocha, ale to nie jest dobre miejsce dla takiej gromady…

- Przecież siostra..? Ta, siostra Jacea i Tezzereta poszła do pustelnika - przypomniał Kharrick - powinna tutaj przybyć jutro.

- Dokładnie - dodał Jace, patrząc na Yastrę i Sulima z rosnącym niedowierzaniem - Nie wiemy co się tam dzieje i dopóki nie wróci Klara, musimy tu zostać. -

Złodziej przestąpił z nogi na nogę szorując palcami po zarośniętej trzydniowym zarostem brodzie.
- Jak rozumiem poza twierdzą nie ma w okolicy żadnej innej bezpiecznej miejscowości?

- Kilka dni drogi na północ stąd, w przysiółku Gristledown, mieszka kilkunastu drwali - odezwała się Aubrin - Większość z nich była na targu… - urwała zdanie i zamilkła. Wszyscy wiedzieli, co to oznaczało. - Ale to za daleko na ten moment, ludzie muszą odpocząć. Jeśli chodzi o szukanie miast czy tego fortu, to na razie o tym zapomnijcie, mamy bardziej naglące potrzeby. Kiedy będziemy bezpieczni tutaj, możemy zająć się odszukaniem Łowców.

- Haa.. i tutaj właśnie jest problem. Nie jestem pewien, czy da się być TU bezpiecznym. Bagno wciąga, lgną się wykurwiście duże insekty… no i te cholerne komary - złodziej z głośnym plasknięciem rozgniótł jednego, który akurat usiadł mu na szyi.

- Dlatego też powinniśmy zmienić lokalizację. Im dalej stąd, tym lepiej ludzie będą się czuć. Keloch chyba jest najbliżej… zdaje się to być logiczny kierunek dalszej tułaczki - elfka pozwoliła sobie wyjrzeć przez okno.

- Aaa, wszystkich nas chcesz tam zaciągnąć. - Kharrick również wyjrzał za okno patrząc na niedawno przybyłych. - Proponuje zaczekać na naszą zwiadowczynie do końca jutrzejszego dnia. Jeśli informacje od niej będą dobre, to można się zebrać. Póki co ludzie odpoczną.

- A mnie się wydaje, że należy całkowicie zrewidować plany. To nie jest jedno z typowych rajdów do jakich nasi przodkowie byli przygotowywani. Nie możemy po prostu przeczekać w lesie aż hobgobliny opuszczą Phaendar, bo one nie zamierzają go opuszczać! - Jace wydawał się nieobecny, jakby nie mówił o swojej rodzinnej wsi.
- Musimy pozwolić im odpocząć w miarę bezpiecznym miejscu, a następnie wysłać zwiadowców do sąsiednich miast. Musimy ich ostrzec i odstawić ludność gdzieś, gdzie będą w stanie zacząć życie od nowa.

Tym razem to Yastra spojrzała z niedowierzaniem na Jace'a. Stała tak przez chwilę z cieniem na twarzy, trawiąc to co usłyszała. I prawdopodobnie by się nie odezwała, gdyby coś w niej nie pękło.
Miała dość i po poprzedniej rozmowie, i teraz. Jednak nie zamierzała uciekać. Trzeba było podjąć kroki, tak jak zrobiłby to Syriu.
- Ty cholerny... kusottare! - wręcz wytłuszczając słowo w swoim języku, ponieważ uznała, że we wspólnym nie ma na tyle odpowiedniego, by użyć w tej sytuacji, syknęła elfka w stronę "dziwaka", wcinając się przed już otwierającą usta Aubrin - "Odstawić ludność"? Traktujesz phaendarczyków jakby byli przedmiotami, które trzeba ze sobą wziąć i porzucić w odpowiednim miejscu! I gdzie niby chcesz ich “odstawić”? Do Longshadow, do którego nie ma żadnej drogi po tej stronie Maredith, co wymaga przedzierania się przez odkryte tereny, pewnie już patrolowane przez twój legion? Do Tamras, naszej stolicy, tak jak Longshadow oddalone o ponad miesiąc drogi przy naszym obecnym stanie? Dolicz do tego warunki atmosferyczne, konieczność zbierania zapasów, budowy schronień, brak jakichkolwiek ścieżek, choroby, potwory, bandytów, a na sam koniec morale zrozpaczonych ludzi! Prawdopodobnie jeszcze się zgubimy w Fangwood, i wiesz jaki będzie tego rezultat? Będziemy do dowolnego z tych miejsc szli ponad miesiąc, ponieważ tak sobie wymyśliłeś. Ten las, w którym mieszkałam paręnaście lat, w tym momencie to nasze jedyne schronienie przed możliwą agresją od strony Legionu. Jednak ty pewnie i tak mnie nie posłuchasz, tak jak postanowiłeś tego nie robić w trakcie pierwszej narady, wywijając oczami na lewo i prawo. I co im powiesz, gdy okaże się, że podzielili los Phaendar?! Że "musicie wysłać zwiadowców"?! - prawie krzyczała, a dłoń aż ją świerzbiła, by chwyć za broń. Ujrzała wzrok Aubrin przenoszący się to na jej twarz, a to na katanę, jakby oczekiwała tego momentu. I dała jej go, ponieważ chwyciła całe daisho w dłonie i odrzuciła je na bok.
- Nie. Nie zgadzam się na to. Nie dam ci zabić tych ludzi z powodu twojej megalomanii - kontynuowała już spokojniej, gdy odetchnęła w celu ukojenia nadszarpniętych nerwów - Ty może sobie poradzisz. Kharrick na pewno sobie poradzi. A co z Aubrin, którą przeszył cholerny pocisk z balisty? Silvią, która nigdy nie chodziła dalej niż Phaendar? Olgą, która jest już stara i zmęczona? Czy na pewno chcesz mieć dwa tuziny żyć na swojej głowie? Jeśli tak, to niech cię bogowie mają w opiece, bo będę się za ciebie modlić.
-[i] Na początku odpocznijmy, a następnie odejdźmy z tego porzuconego przez bogów miejsca - wyglądało na to, że tyle miała do powiedzenia. Wycofała się, krzyżując ręce na piersi, w oczekiwaniu zerkając na pozostałych.

Jace podrapał się w tył głowy. Przerwać nie warto, wchodzić w polemikę? Nie ma z czym. Przeczekać? Nie w jego stylu.
- Czy ty słuchasz, czy tylko słyszysz? - syknął mając dosyć gówniary, która najwyraźniej nie dorosła do roli przed którą postawił ją los. Przerwał jednak widząc spojrzenie Aurbin. Choć miał ochotę pocisnąć młodej elfce, wiedział, że mogło się to skończyć otwartym konfliktem.

Wściekła tyrada Yastry była dużym zaskoczeniem, szczególnie w porównaniu do jej wcześniejszego zamyślenia. Aubrin już miała jej przerwać, ale widząc jak elfka odrzuca swoją broń, zamknęla usta i kiwnęła głową. Po chwili odezwał się Tezzeret:
- Ująłbym to krócej, ale zgadzam się z Yastrą. Z Tamran jedzie się do Phaendar dobre kilka dni konno, ale z zapasami i wyposażeniem, jeśli ma się szczęście i nie zostanie napadniętym. Taka pielgrzymka może być wykonalna tylko po dłuższych przygotowaniach. - wyglądało na to, że chce coś jeszcze powiedzieć, ale Aubrin weszła mu w słowo.
- I na tym to zostawmy. Nie ma co gadać o planach na miesiąc do przodu, kiedy teraz nie mamy nawet dachu nad głową. Poza tym, jeśli ten Legion ma tu zostać na dłużej, to nie zdążymy uciec do żadnego miasta. Ich nic nie spowalnia.

Kharrick był nie mniej zaskoczony nagłym wybuchem gniewu elfki. Skulił się z początku, ale im dłużej trwała wypowiedź tym bardziej pogłębiała się zmarszczka na jego czole.
- Postawa godna paladyna bym powiedział - mruknął w końcu. - Aczkolwiek nie nazywałbym nikogo megalomanem tylko dlatego, że ma inny pomysł niż ty Yastro - odważył się tknąć kijem to gniazdo rozwścieczonych os. - Szczególnie, że rozmawiamy o POMYSŁACH, a nie dokonanym fakcie. Mam w ogóle wrażenie, że niektórzy tutaj zbyt ostatecznie podchodzą do wypowiedzi innych. Odesłanie ludzi do innego miasta jest zbyt ryzykowne? Dobrze. A ja się zapytam jak wy sobie wszyscy wyobrażacie obronę waszej ludności co? Czy Silvia albo Olga wezmą miecz w dłoń? Jak dla mnie udanie się gdziekolwiek jest lepsze niż modlenie się o cud, że fortyfikująca się armia najemnych hobgoblinów w końcu nie wyruszy i nie zadźga każdego z nas w tym przeklętym lesie.

- Przeżycie w lesie nie jest niczym trudnym… ale dla małej grupki - odezwał się ponownie Sulim. - Zasoby szybko się wyczerpują, polegać możemy tylko na polowaniu na grubszą zwierzynę, zastawianie sideł i wyłapywanie mniejszych zwierząt zajmuje dużo czasu i wymaga pozostania w miejscu na dłużej, a my nie możemy tkwić w miejscu. Jesteśmy wciąż zbyt blisko Phaendar…

- Otóż to, w końcu. Głos rozsądku! - Jace skierował swoje słowa do krasnoluda i Kharricka. Wcześniej obdarzywszy Tezzereta zimnym spojrzeniem wyrażającym “bracie, jak mogłeś?” Brat z hardym wyrazem twarzy nie opuścił wzroku, ale też nie odezwał się.
- To nie jest sytuacja, z którą mieliśmy do czynienia wcześniej. Nie możemy nie myśleć co będzie za miesiąc - tu skierował się bezpośrednio do sędziwej łowczyni.

- A pomyślałeś, co będzie jutro? Pojutrze? - warknęła Aubrin rozeźlona - Jeśli chcesz, to wysyłaj ludzi na zwiad do tych miast, wrócą za dwa tygodnie albo i dłużej, potem możemy się zastanawiać, co dalej. Tylko jak nas znajdą, skoro mamy nie zostawać w jednym miejscu? A jeśli ruszymy całą grupą, to jaką masz pewność, że nie napotkamy niespodzianki podobnej do tej tutaj? Fangwood to setki mil puszczy, od pokoleń daje schronienie całym armiom partyzantów, czemu ma i nas nie ukryć?

Kharrick zamyślił się zakładając ręce na piersi i nerwowo ruszając palcami. W końcu odezwał się.
- Jak mamy tutaj zostać, to nie widzę innego wyjścia jak zacząć szkolenia poza budową schronisk. Partyzanci z założenia są osobami radzącymi sobie, przeszkolonymi lub zdeterminowanymi, gotowymi do przeniesienia się z miejsca na miejsce. Odpoczynek się przyda, ale nie można osiąść na laurach. Za mało jest osób, które potrafią tutaj wziąć oręż do ręki i się bronić. Nie damy rady w piątkę wszystkich uratować gdyby choćby i tutaj miało na nowo pojawić się niebezpieczeństwo.

- Aurbin, czy ja gdzieś mówiłem, że mamy ruszać już teraz? - Teraz Jace wkurzył się na serio. - Potrzebujemy mieć plan, życie z dnia na dzień spowoduje jedynie narastającą frustracje, a ganianie po puszczy bez celu, lub siedzenie na bagnach jest po prostu niebezpieczne. Jeśli do tej pory plan był taki, żeby przeczekać napaść, to niestety, ale nie zadziała - Jace zaczął mówić coraz szybciej, nie dając sobie przerwać - Wcześniej, czy później będziemy musieli zacząć nowe życie z dala od Phaendar, a jak sama wskazałaś, puszcza nie jest bezpiecznym miejscem. - Uff… Beleren wziął głębszy oddech, chyba pierwszy raz twardo postawił się Aurbin i o dziwo nie dostał garnkiem po łbie przy pierwszym zdaniu!
- Ci ludzie to nie partyzantka Kharricku - dodał już spokojniej. - To farmerzy, rybacy, cieśle. Możemy ruszyć na polanę, gdzie zwykle uchodźcy przeczekiwali najazd, ale to również nie jest miejsce, żeby osiąść. O ile oczywiście nie macie takich planów. Może planujecie zostawić tych ludzi w samym środku lasu i nie mówić im, że spędzą tu resztę życia? Proszę bardzo, może Yastro pokusisz się o bycie ich panem i obrońcą? - zakpił patrząc na elfkę. - Nie? To pomóżmy im odpocząć dopóki nie wróci Klara i zastanówmy się gdzie tych ludzi zaprowadzić. Najbliższe forty są kilkanaście dni drogi stąd! Wozem! Po drodze!

Tezzeret spokojnie spojrzał na brata, jakby coś mu się przypomniało.
-[i] Jace, to Ty wtrąciłeś się z kompletną rewizją planów wtedy, kiedy inni mówili o tym, czy zostać tutaj, czy ruszać do tego Kelocha. Łatwo było uznać, że chcesz jak najszybciej wyruszyć do jakiegoś miasta, nieważne co się w międzyczasie wydarzy. Trochę za dużo skrótów myślowych i awantura gotowa - dodał z westchnieniem. Jego brat nie raz miał problemy z dogadaniem się, gdy zakładał, że inni myślą tak szybko jak on. - Może ustalmy plany po kolei, a nie od końca? Czekamy na Klarę, a potem znajdujemy jakieś miejsce żeby odpocząć, i co dalej?

- Fort o którym była mowa w notatce? I nie wszyscy, ale nasza piątka, szóstka? - Złodziej skierował swoje spojrzenie na Rhyne stojącą gdzieś pośród ludności na zewnątrz.

- Nie mamy pojęcia, gdzie jest fort Trevalay - powiedziała ze zmęczeniem w głosie Aubrin.

Yastra po prostu westchnęła zrezygnowana na podkreślenie zmęczenia tropicielki. Zaintrygowało ją to, że Aubrin przestała mieć jakikolwiek autorytet, nie potrafiąc zamknąć tej dyskusji. To tak jakby pocisk, który ją przeszył, obdarł ją z całej "władzy", jaką miała w Phaendar. Elfka już po swojej wcześniejszej wypowiedzi zaczęła zbierać swoje rzeczy, spodziewając się, że to koniec na dzisiaj, jednak każdy postanowił dołożyć własne trzy grosze. Nie jest to złe… Ale Aubrin...
Może warto się dowiedzieć jaki jest problem, nim eskaluje bardziej? Nie zgadzała się z Jace'em względem większości jego słów, pomijając konkluzję - zróbmy cokolwiek, by polepszyć swój los, lecz gość zaczynał być toksyczny. Ignorując całkowicie pytanie o dalszy cel wędrówki, ponieważ jest ono daremne na obecną chwilę, zdecydowała się podjąć ten wątek przy wszystkich.
- Mnie to ciekawi jaki jest twój problem, Jace. W Phaendar jeszcze zachowywałeś się całkiem przyjaźnie, teraz obnosisz się otwartą wrogością wobec mnie. Więc? - zapytała spokojnie, patrząc się chłopakowi prosto w oczy.

- Ja mam problem? - zdziwił się Jace. To ona torpedowała każdą rozsądną propozycję! - To Ty działasz impulsywnie, pod wpływem emocji - dodał. - Romantycznie rzucasz się od ściany do ściany rzucając na szali wszystko i wszystkich dla swojej przyjaciółki. Nie stać nas na komfort działania pod wpływem emocji, tu potrzeba planu, musimy wiedzieć gdzie jest koniec tej podróży, żebyśmy nie kręcili się w kółko. - Jace mówił urywanymi zdaniami jak zwykle, kiedy myśli wybiegały znacznie wprzód zostawiając język i ciało daleko w tyle.
- To tak jak z Twoimi zaklęciami - dodał wskazując na tobołek dziewczyny - Przygotowując się, musisz pomyśleć kilka kroków w przód, które zaklęcie będzie bardziej przydatne, a nie takie, które da ładniejszy efekt.

- Więc owszem, masz problem. - Skwitowała chłodno. W końcu sam się do tego przyznał. - Więc gdzie widzisz koniec tej "podróży", skoro nawet nie wiemy co przyniesie jutro? Patrzysz daleko w przód, a nawet nie wiemy czy przeżyjemy tydzień. Nawet nie mamy zaspokojonych podstawowych potrzeb
Nie zamierzała obecnie podejmować tematu Rhyny. Zrobi to później.

- Bardziej powiedziałbym, że wszyscy mamy problem - uśmiechnął się chłodno Jace.
- Swój pomysł wyłożyłem, trzeba było słuchać. Musimy odprowadzić ludzi do cywilizacji, tam gdzie bezpiecznie będą mogli rozpocząć nowe życie. To uważam za nasz cel. Pozostaje pytanie jak to zrobić, ale to możemy określić dopiero jak zgodzimy się co do tego w którym kierunku… gdzie leży nasz cel. - młodzieniec starał się ostrożniej dobierać słowa, żeby uniknąć dalszych nieporozumień. - Póki co musimy czekać na Klarę, bo taki mieliśmy plan. Jak będziemy mieli informacje od niej ustalimy co dalej. Być może będziemy zmuszeni osiąść na polanie proponowanej przez Aurbin? Albo z miejsca będziemy ruszać dalej. Bez informacji trudno powiedzieć. -

- No to może ja podsumuję aby było jasne. Czekamy tutaj do powrotu Klary. W międzyczasie zajmujemy się zbieraniem zapasów i stworzeniem prowizorycznych schronisk. Najbardziej potrzebujący przenocują tutaj. - Kharrick rozejrzał się po pozostałych szukając aprobaty. Śmiał się wtrącić, ale uznał, że najwyższy czas. - Jak przybędzie Klara i przyniesie nam nowe informacje to wtedy zdecydujemy gdzie i w jaki sposób najlepiej by było się udać. Pasuje?

- Póki co, tak - przytaknął Jace.

- A zdajesz sobie sprawę, że inne ośrodki cywilizacji też mogły zostać zaatakowane tak samo jak my - znienacka, przy użyciu jakiejś czarnej wieży? - ściszyła głos, być może bez żadnego konkretnego powodu.

- Przyszło mi do głowy. Masz jakąkolwiek inną propozycję co zrobić później, czy zamierzasz tylko się nie zgadzać z robieniem czegokolwiek dalej? - złodziej sapnął w końcu zmęczony brakiem jakiejkolwiek innej propozycji niż NIE.

- Och, ależ ja się zgadzam, ale tylko i wyłącznie z tym, że powinniśmy znaleźć odpowiednie schronienie - i to najlepiej trwałe, bo nasze szałasiki nie przetrwają nawałnic. Mam wrażenie, że ciągle o tym zapominacie. Uważam że snucie dalszych planów jest bez sensu, ponieważ może się okazać, że nie będziemy mieć okazji do rozpoczęcia "nowego życia". Na obecną chwilę tym ludziom potrzeba przede wszystkim stabilności, a nie "planów". - westchnęła, wzruszając ramionami - Czekanie na Klarę jest w porządku. Osiadanie na polanie - nie do końca.
- Ale cóż jedna elfka może wiedzieć. Najlepiej zapytajcie o zdanie tych, o których mówimy, ponieważ podsłuchują od samego początku tej tragedii. - dodała, podnosząc głos tak, by słychać ją było na zewnątrz.

- Skoro wydarłaś się na Jace’a, to na pewno się zaciekawili - zauważył spokojnie Kharrick - Nie wiem jak dla ciebie, ale jakbym usłyszał, że mogę nie mieć okazji do nowego życia to bardziej bym się zasmucił niż wizją dalszej wędrówki. Poza tym jakie kurwa nawałnice? Jedyna burza o jakiej do tej pory słyszałem to ta, która obdarowała Jacea nietypowymi umiejętnościami. Kilka lat temu.
Kharrick za późno ugryzł się w język. Jace zmrużył groźnie oczy, ale nie odezwał się słowem.

- I tak musimy się dalej przemieszczać, bo wytropią nas gobliny, wciąż jesteśmy blisko Phaendar i nie możemy tu długo zostawać, więc Sulim nie widzi problemu, aby przy okazji ruszyć w kierunku znanego miasta, skoro i tak musimy gdzieś iść. Żadna szkoda nam się nie przytrafi, jeśli spróbujemy poszukać schronienia w innym mieście. Jak ta sama armia miałaby napaść na odległe miasta po tej stronie rzeki, skoro zniszczyliśmy ponoć jedyną przeprawę w okolicy? - Druid również wyglądał na zmęczonego ciągłym szerzeniem defetyzmu elfki.

- Witamy w Nirmathas. Życie na powierzchni zazwyczaj nie boli - Yastra rzuciła nieco zgryźliwym żartem w stronę Kharricka będąc pewna, że ten teraz wymyśla, bo jak można było burzy nie widzieć? Ironią było, że tylko nieco wyminęła się z prawdą dotyczącą "życia pod powierzchnią".
Elfka jeszcze raz zawiesiła wzrok na każdym z osobna, kończąc na Aubrin spoglądającą na nich wszystkich zmęczona tym wszystkim, i zrezygnowała, co oznajmiła tropicielce ponownym wzruszeniem ramion wraz z towarzyszącą mu smutną miną, dodając do tego spojrzenie mówiące "przepraszam, próbowałam".
- Rozumiem - bardziej bąknęła niż powiedziała. - Zabawnym jest dla mnie jak bardzo słowo "Legion" w połączeniu z wyrastającymi z podziemi wieżami nie działa na waszą wyobraźnię. Poza tym ja nie potrafię iść do innego miasta, skoro w Phaendar są zniewoleni nasi bliscy. Szkoda, że o nich też zapominacie... Ale co ja tam mogę przeciw wszystkim. Widocznie nie jest przeznaczonym mi tu być.
I wraz z ostatnim słowem ruszyła do drzwi z zamiarem porzucenia "obrad", jeśli można było je tak nazwać.
- Ciekawi mnie co byś zrobił, gdyby ktoś z twojej rodziny znalazł się wtedy w świątyni, Jace. Albo, co gorsza, zostałby schwytany. Zastanawia mnie czy też byś mówił "a po co tam iść?". Niestety jedyna rodzina, jaka mi pozostała, to Rhyna. - rzuciła jeszcze na odchodne.

- Jak śmiesz gówniaro! - syknął Jace ledwie powstrzymując złość - Przypominam Ci, że część mojej rodziny jest martwa lub jest w niewoli! Aurbin przemów tej smarkuli do rozsądku zanim zantagonizuje do siebie wszystkich! - I opuściła budynek.

Aubrin zmęłła w ustach przynajmniej kilka przekleństw.
- Daj spokój, Jace. Wciąż nie może sobie poradzić z tym, co się wydarzyło. Niech ochłonie, potem z nią porozmawiam.

- Każdy z nas przeżył w życiu jakąś tragedię - rzekł spokojnie druid odprowadzając wzrokiem wychodzącą elfkę. - Sulim kilkadziesiąt lat temu stracił w jeden dzień całą swoją rodzinę, a wciąż czasami męczą go koszmary z tym związane. Yastra potrzebuje odpoczynku, nie tylko fizycznie. Sulim zgadza się z Kharrickiem, pozostaje nam czekać na Klarę i w międzyczasie zbierać zapasy.
 
Asderuki jest offline  
Stary 24-08-2018, 11:32   #95
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Kiedy wściekła jak osa Yastra wypadła z pomieszczenia i ze złością wymalowaną na twarzy pomaszerowała na skraj rozkładanego właśnie obozowiska, pozostali nie mieli już ochoty na dalsze dyskusje. Jak na razie można było jedynie czekać na powrót Klary z pustelni Kelocha, a potem podjąć decyzję, w którą stronę wyruszyć. Bo pozostawanie na bagnach było zdecydowanie kiepskim pomysłem.
Poważna awantura w chatce była słyszana nie tylko przez tych kilku ciekawskich, którzy zdecydowali się podsłuchiwać pod drzwiami. Wiadomość o niepewnych planach, i związanych z nimi konfliktach, szybko sama rozeszła się po całej grupie, kiepsko wpływając na morale. Phaendarczycy bali się podnosić głos w tej upiornej okolicy, ale wciąż dało się usłyszeć utyskiwania, czy ciche kłótnie. Jedni żałowali, że dali się zaciągnąć na mokradła zamiast zostać w wygodniejszym miejscu, zaś inni sprzeczali się o to, czy ryzykować kilkutygodniową wyprawę do Tamran, czy zaszyć się w Fangwood i czekać, co wydarzy się dalej. Tak jak ich nieformalni przywódcy, uciekinierzy nie byli w stanie dojść do porozumienia. Spowodowana tym irytacja, podsycana dodatkowo przez tnące bezlitośnie owady, w innych okolicznościach zapewne skończyłaby się bójkami. Tym razem jednak zmęczenie i zrezygnowanie zadziałało na korzyść grupy - kłótnie urywały się, kiedy ich uczestnicy po prostu rozchodzili się do swoich posłań. Nie minęło wiele czasu, gdy jedynym, głośniejszym odgłosem było pobekiwanie dwóch odnalezionych w lesie owiec, teraz uwiązanych do drzewa.

***

IV dzień miesiąca Arodus, Fangwood, 3 dni po ucieczce z Phaendar
Poranek


W chatce Łowców udało się upchnąć kilkanaście osób w mało komfortowych warunkach, jednak było im i tak lepiej niż pozostałym, zmuszonym do spędzenia nocy na wilgotnej ziemi. Na szczęście, zgodnie z przewidywaniami Sulima, wciąż było bardzo ciepło. Ranek przyniósł jednak delikatny chłód, który mógł być zapowiedzią pogarszającej się pogody - nie wiadomo, ile nocy jeszcze będzie można przespać ot tak, na mchu i bez dachu nad głową. Nastroje uciekinierów z pewnością się nie poprawiły - większość była niewyspana, a wszyscy, którzy spali na zewnątrz, mieli całą masę swędzących bąbli po ukąszeniach komarów.
Do rozmawiających właśnie Kharricka i Sulima podeszła Rhyna. Kobieta wyglądała na czymś zaaferowaną, może odrobinę przestraszoną? Na rękach trzymała małego kotka.
- Nie mogę znaleźć Yastry, spała niedaleko mnie, ale rano już jej nie było. Wiecie, czy nie poszła na jakiś zwiad albo coś takiego? -

***

Wieczór

Kiedy słońce zaczynało chylić się ku zachodowi, cała rodzina Belerenów, a raczej jej pozostałości, wypatrywała powrotu Klary. W tym czasie pozostali zajmowali się swoimi obowiązkami, chociaż nikt nie mógł powstrzymać się przez ukradkowymi spojrzeniami w stronę lasu - w końcu to od wyniku jej zwiadu zależało, co będzie następnym celem grupy. Do tego Yastra wciąż nie wracała - czyżby miała jakiś swój plan, który zamierzała zrealizować? Bo ciężko byłoby komukolwiek uwierzyć, że elfka mogłaby ot tak opuścić tych, których pomogła uratować, i za których dotąd ryzykowała życiem.
Gdy Klara wyłoniła się z lasu, mały Sam od razu popędził w jej stronę, by uściskać ulubioną ciocię. Tym razem nie został jednak wzięty na ręce i wycałowany jak zawsze - kobieta nie tylko była zmęczona marszem, ale miała też przewiązane bandażami ramiona i jedną nogę. Materiał zdążył już porządnie nasiąknąć krwią.
- Dotarłam do pustelni Kelocha - rzuciła bez wstępów, jakby chciała zdać raport, zanim upadnie - Wygląda na pewno lepiej niż ta okolica, wzgórze jest tylko trochę pozarastane. Keloch chyba gdzieś wyruszył, bo z komina nie ulatywał dym. Nie dałam rady sprawdzić, bo coś się na mnie rzuciło.- wskazała na bandaże - Ledwie mu uciekłam. Myślę, że jeśli uda się je ubić, to będziemy mogli tam się zadomowić, czy się to Kelochowi spodoba, czy nie.
 
Sindarin jest offline  
Stary 26-08-2018, 16:52   #96
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Konflikt wśród tych, którzy ocalili paru mieszkańców Phaendar, nie wpłynęła dobrze na ocalonych. Na to jednak Rathan nie miał żadnego wpływu. I, prawdę mówiąc, było mu to obojętne. W stosunku do zasady "jeśli komuś ocalisz życie, to jesteś za niego odpowiedzialny" miał uczucia z gatunku nie bardzo pozytywnych.

Pojawienie się Klary i przyniesione przez nią wieści przyjął jak uśmiech słońca w pochmurny dzień. Była to idealna okazja by zostawić "ocaleńców" swojemu losowi, na dodatek pod pretekstem, że robi się do dla ich dobra.

- W takim razie musimy tam iść jak najszybciej - powiedział, spoglądając na pozostałych, coraz mniej licznych, "ratowników". - Powinniśmy wyruszyć skoro świt - dodał.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-08-2018, 14:18   #97
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Rewelacja Rhyny wzięły Kharricka z zaskoczenia. Popatrzył na Sulima, a potem znów na kapłankę.
- Ale jesteś pewna, że no… nie poszła za potrzebą?
- Myślę, że Sulim byłby w stanie wytropić naszą zgubę z pomocą Psotniczka, nawet po paru dniach - oznajmił spokojnie druid - ale nie przesądzajmy zbyt prędko, może potrzebuje chwili dla siebie i skryła się gdzieś w pobliżu?
- Zabrała prawie cały swój ekwipunek, i szukam jej już od jakiegoś czasu.
- Rhyna spojrzała na mężczyzn z niepokojem.
- No to nie brzmi dobrze. Może powinniśmy jej dać spokój, ale ona wygląda na taką co lubi podejmować decyzje w emocjach. Przejść się nie zaszkodzi. Teraz i ta czekamy, więc nigdzie nam się nie spieszy - zauważył Kharrick, któremu zniknięcie elfi była nie na rękę z wielu powodów.
- Sulim nie ma ochoty bawić się w chowanego z rozkapryszonymi osóbkami - odparł ponuro. - Sulim ma obowiązki względem drużyny, Sulim musi iść zdobyć pożywienie dla drużyny… ale jeśli Sulim się na nią natknie, Sulim spróbuje ją przywołać do porządku - dodał nieco pogodniej.
- Jak chcesz. Ja pójdę. Postaram się nie zgubić… Rhyno może mi potowarzyszysz? Wątpię aby ze mną chciała rozmawiać po wczorajszym - złodziej zwrócił się do dziewczyny z powaga na twarzy.
- Pójdę, ale powinniśmy zabrać kogoś znającego się na tropieniu. Lepiej żeby nie trzeba było potem nas szukać.
- Hmm… Rathan? Eric? W zasadzie tylko oni mi przychodzą do głowy… może Eric. Pójdę po niego.

Złodziej poszedł po mężczyznę zarysowując po cichu sytuację i pytając, czy z nimi pójdzie. Nie musiał go długo przekonywać do pomocy - traper ostrzegł tylko, że powinni wrócić przed wyruszeniem w dalszy marsz.

Zagłębili się ponownie w Fangwood. Traper, złodziej i kapłanka. Las zdawał się być jeszcze ciemniejszy, gęstszy i przerażający niż poprzednim razem. Kharrick ponownie czuł się nieswojo, jakby obserwowano go z każdego możliwego miejsca. Jakby był odsłonięty z każdej strony, bez ścian i bezpiecznych murów. Idąc przez las można było pójść w praktycznie każdą stronę. Nie było ograniczeń, które narzucały kierunek wędrówki. Tutaj? Trzeba było wiedzieć gdzie iść. Drzewa wyglądały tak samo i brakowało nazw ulic. Na szczęście Eric szybko odnalazł trop, a potem ślady pozostawione przez elfkę. Od razu stwierdził, że musiała się spieszyć. Sadziła duże kroki i zaprzątała sobie głowy zacieraniem pozostawionych śladów. Nie szła jednak prostą drogą. Wyglądało to tak, jakby po przejściu kawałka drogi przez jakiś czas krążyła w różne strony, nie wiedząc gdzie iść, po czym wznawiała szybki marsz.
Kręcili się tak za tymi niezdecydowanymi śladami przed dobre kilka godzin. W końcu traper zatrzymał się podpierając podpierając boki. Zamamrotał coś do siebie, spojrzał do góry i w końcu pokręcił głową.
- Powinniśmy zawrócić. Ślady prowadzą dalej, ale jeśli nimi pójdziemy, nie wrócimy przed zmrokiem.
- Czyli co? Zostawimy ją w tym lesie? Gdzie w ogóle mogła chcieć pójść?
- Nie wiem - burknął traper - Ale na pewno się nie zgubiła.Kharrick chwile milczał. Spojrzał na kapłankę, potem z powrotem na Erica.
- Wiecie, że to wasza koleżanka, czy też przyjaciółka, nie? Może nie jest rozsądna, ale tak po prostu ją zostawić? A my kurde za was karku nastawiamy... - powiedział ponurym tonem.
- Co proponujesz? - Rhyna była zmęczona, przez całą drogę milczała pogrążona w ponurych myślach.
Eric chrząknął coś niezrozumiale, po czym się odezwał.
- Yastra zna te okolice, i wiedziała gdzie idzie. Jeśli nie zatrzyma się gdzieś najdłużej, nie dogonimy jej przez wiele dni.
- Pytasz człowieka z miasta jak znaleźć kogoś w lesie - zauważył z uśmieszkiem na twarzy złodziej. - Gdybym jednak umiał czarować to bym wysłał za nią jakieś magiczne zwierze. No ale druid się na nas wypiął. Co jest niesamowite, ale chyba nawet jego zdrażniła nasza kłótnia. Rhyno czy twoje bóstwo nie zsyła ci może jakiegoś rodzaju łask na takie chwile? Rytuałów objawienia, przepowiedni, albo czegokolwiek?
Rhyna pokręciła głową. Zmęczona okryła się bardziej płaszczem, który zostawiła jej elfka.
- Noelan potrafił takie rzeczy, ale ja nie cieszę się aż takimi łaskami. Szkoda, że nie ma go tutaj...
- Tak... - złodziej położył dłoń na ramieniu dziewczyny. - Szkoda, że nie dane mu już będzie cię tego nauczyć.
W jego głosie słychać było przepraszający ton. Złodziej zdążył już ochłonąć po traumatyzującym zdarzeniu, choć gdy przymykał powieki obraz Noelana stawał jak żywy. Może gdyby pierwszy raz widział takie spojrzenie to bardziej drążyło by to jego myśli.
- Ale jeśli elfka postanowiła faktycznie udać się w jakąś samotną misję, to chyba faktycznie nie ma co za nią ganiać - dodał, a całe współczucie zmyło się z jego twarzy jakby tam nigdy nie zagościło.
Kobieta uśmiechnęła się do Kharricka z wdzięcznością
- Nie ma co tracić nadziei. Zbierzemy siły albo znajdziemy pomoc i odbijemy Phaendar, Noelan i Yastra na pewno się znajdą.
W tym momencie Kharricka tknęło. Zmarszczył brwi jakby coś mu się nie zgadzało.
- Nie powiedziała ci?
- Ale czego? - odpowiedziała mu zdziwiona.
- Możemy ruszać? Porozmawiacie po drodze - wtrącił zniecierpliwiony Eric.
Złodziej sapnął nerwowo rozglądając się dookoła. Miał ochotę popędzić za Yastrą tylko po to aby wytargać ją za spiczaste uszy. Nie powiedziała kapłance i to na niego spada ciężar przekazania tej wiadomości! W takim momencie! Mógł przemilczeć, był w tym dobry. Język plecie słowa, którymi karmią się uszy, serce i umysł. Snuć długimi wieczorami brednie rozniecające nie tylko wyobraźnię. Czy był jednak sens? Czemu winien im był kłamstwa i dobry nastrój? Może to, że byli w środku lasu i kapłana też mogła zerwać się do ucieczki, pogrążyć w smutku i stracić resztki sił. A ją trzeba było trzymać w dobrym duchu. Ale w ciągłej niewiedzy?
Z kolejnymi uderzeniami serca emocje studziły się i miarkowały. Kharrick w końcu przetarł twarz i osadził dłoń na swoim karku. Nie patrząc żadnej z towarzyszących mu osób w oczy powiedział.
- W tym rzecz, że Noelan nie żyje - słowa spłynęły z jego ust niczym smoła. Wywlekły się i leniwie spadły na ziemię z głuchym plaskiem ciężaru jaki niosły.
- Nie mów tak. Wiem, że hobgobliny mogły go zabić, bo jest już stary i kiepski z niego niewolnik, ale nikt nie widział ciała. Nie chcę tracić nadziei - powtórzyła wciąż pewnie, ale na jej twarzy zagościł smutek.
Kharrick sapnął. Przez jego twarz przemknął grymas gniewu.
- Wracajmy do reszty - wycedził.

***

Przedzierając się przez las w milczeniu wiele myśli kołatało się w głowie mężczyzny. W końcu pozwolił sobie dać upust temu co go dręczyło.
- Rhyno, ja długo znacie się z Yastrą?
- Już dobrych kilka lat
- Lat? Och, myślałem, że znacie się od dzieciństwa... no rozumiesz
- złodziej uśmiechnął się przepraszająco. - To Yastra nie jest z Phaendar?
- Nie, w samym miasteczku jest od jakiejś dekady, a przedtem mieszkała z ojczymem gdzieś w Fangwood. Przybyli z bardzo daleka, chyba aż z Minaty...

- No proszę.... nie mam pojęcia gdzie to jest - przyznał się - Ale to Noelan żył z nią w Fangwood?
- Nie! - rzuciła, powstrzymując śmiech, jakby Kharrick opowiedział przedni żart - Noelan nie znosił zapuszczać się tutaj, a i ją ledwo znosił. Jej ojczym nazywał się Suryo. Kiedy zginął, Yastra przeniosła się do Phaendar.
Złodziejowi nie było do śmiechu.
- Pamiętasz ja obie z Yastra starałyście się namówić nas aby sprawdzić co się dzieje w świątyni? Poszedłem tam wtedy i sprawdziłem. Pamietasz, że potem Yastra upierała się aby znaleźć Noelana? Obiecałem jej go znaleźć. I znalazłem - Kharric pojął dlaczego elfka mogła tak źle znosić cały atak na Phaendar. Najpierw straciła swoich rodziców, potem ojczyma, a na koniec Noelana, który również był dla niej bliski.
- I? - uśmiech na twarzy kobiety zgasł w jednym momencie.
- I upewniłem się że żaden z hobgoblinów go więcej nie tknie. Jest bezpieczny - Kharrick gotowy był złapać dziewczynę gdyby próbowała uciec, bądź upaść.
- Bezpieczny?
- Tak. Pogrążony w wiecznym śnie spoczywa na swoim łóżku. Tylko tyle mogłem zrobić.

Ucieczka, histeria, oskarżenia - Kharrick przygotowywał się mentalnie na wiele scenariuszy, ale chyba nie na taki. Rhyna potknęła się o wystającą gałęź i oparła o drzewo. Stała tak przez kilka sekund, ale w końcu odwróciła się do mężczyzny. Po jej policzkach płynęły łzy, ale zachowała spokój, a nawet zdobyła się na słaby uśmiech.
- Dziękuję, że mi powiedziałeś - powiedziała ze smutkiem - I że nie zostawiłeś go wtedy. Jak zginął? I czemu nie powiedzieliście mi od razu?
Kharrick podszedł do dziewczyny ściągając rękaw na dłoń aby zetrzeć ociekające łzy.
- On... - Oskarżycielskie spojrzenie dwójki oczu kapłana znów pojawiło się jak żywe. Złodziej nie był pewien czy lepiej było zamknąć oczy czy nie. - Chciał obronić wejście do świątyni, tak jak wam powiedział. Musieli być w większej liczbie. Przepraszam. Nie wiem czemu Yastra ci tego nie powiedziała. Ja... byłem wtedy nieco rozemocjonowany po walce z wilczurem. Kręcił się w okolicy, nie chciałem aby zainteresował się... To była ciężka noc. Ja dopiero was poznaje. Nie przyszło mi to do głowy jak mogłaś zauważyć. A Yastra... może chciała to wziąć na siebie? Może to to ją wygnało tez do lasu? Chęć wzięcia tego wszystkiego dla siebie?
- Nie musiała, przecież nie jestem dzieckiem, chociaż może dla elfki tak... Nieważne, pogadam z nią poważnie jak wróci.
- Tak, zdecydowanie. - Kharrick nie wierzył w powrót elfki. Był przekonany, że pobiegła pokonać wszystkich hobgoblinów sama. Aby reszta nie musiała cierpieć. - Myślę, że powinniśmy jej zostawić jakiś znak dokąd się udajemy. Coś co tylko ona zrozumie.
- Dobry pomysł! Uczyła mnie kiedyś tych znaczków, którymi pisze się w Minacie, ich na pewno nikt z okolicy nie zrozumie.
Kharrick uśmiechnął się.
- Jesteś silną osobą Rhyno.
- Hej! Nie ociągać się! - Eric krzyknął do nich. Wybił do przodu podczas rozmowy złodzieja i kapłanki dopiero zauważając, że mu zostali w tyle. Dwójka ucięła dalszą rozmowę choć Kharrick niepewnie pozwolił sobie na jeszcze jeden gest wsparcia w stronę Rhyny. Gdy Traper znów się odwrócił aby iść przed siebie mężczyzna objął dziewczynę ramieniem. Przez krótką chwilę przytulał ją w ten sposób.
- Yastra odnajdzie się, zobaczysz - szepnął tak aby jego słowa były niczym ciepło ognia w chłodny dzień. Chwila trwała dokładnie tyle aby oswoić się z nagłą bliskością, ale nie zacząć się czuć niezręcznie. Tak jak uczył ojciec.

***

Do tymczasowego obozu wrócili znacznie szybciej. Nie musieli zastanawiać się ja iść i droga nie dłużyła się tak samo ja wcześniej. Klara była już na miejscu. Poobijana i zmęczona, ale żyła. Na wieść o tym, że dom Kleocha zdawał się opuszczony i dobry do przeniesienia się Kharrick żachnął się.
- Gdyby Yastra to usłyszała to by nas wszystkich kurde wyśmiała.
Przyznanie się, że mogło się mylić, lub że ONA miała rację było godzące w ducha. Nie dało się jednak zaprzeczyć faktom. Oczyścić pustelnię i zobaczyć co dalej.
- Może uzbierajmy najpierw, albo po drodze, zapasów bo z tego co widzę za wiele ich nie mamy - dodał jeszcze propozycję.
 
Asderuki jest offline  
Stary 01-09-2018, 13:26   #98
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Kolejny dzień dłużył się Jace'owi niemiłosiernie. Nie dość, że sprzeczka z elfką pozostawiła rysę na kolejnym dniu i jej zniknięcie na pewno było powiązane z nim, to jeszcze niecierpliwił się nie widząc nigdzie Klary. Co prawda było to niczym w porównaniu do tego co przeżywał Yan. Bliźniacy byli praktycznie nierozłączni, co powodowało, że młodzik nie potrafił dziś usiedzieć w jednym miejscu, ani znaleźć sobie zajęcia. Był niczym szerszeń i Jace mógł tylko domyślać jak bardzo spotęgowane uczucia kłębią się w nim.



Przez cały dzień starał się unikać ludzi, a w szczególności tych, którzy mogliby zarzucić mu nagłą ucieczkę Yastry, więc dopiero późnym popołudniem sprawy zaczęły się nieco rozjaśniać. Zanim zauważył Klarę, Yan już tam był. Obejmował czule siostrę pomagając jej iść. Jace dołączył chwilę później odciążając ją z drugiej strony. Za rękę trzymał małego Sama, który widząc co się dzieje nie oczekiwał wylewności ze strony ciotki.

Całą trójka milczała. Yan chyba telepatycznie czuł Klarę, Jace nie mając odwagi zadać pytanie. W końcu dziewczyna przemówiła streszczając to co się stało. Spojrzenie Yana mówiło wszystko: powinien był iść z siostrą i Jace zastanawiał się jak to się stało, że nie zignorował ustaleń i nie poszedł za nią?

- Trzeba Cię opatrzeć i musisz odpocząć. - powiedział w końcu. - Tu nie jest najbezpieczniej, ale nie będziemy nocą ruszać nigdzie. Wyruszymy z samego rana do Kelocha - spojrzał na Aurbin czekając na potwierdzenie - Tam będziemy mogli zadomowić się na troszkę dłużej. Zbudować prowizoryczne namioty i przemyśleć co robić dalej. - Był zmęczony, czuł jak wielki ciężar spadł mu z barków i nie miał ochoty brać kolejnego jakim było dowodzenie na siebie. Ważne tylko, żeby dowodzenia nie powierzyć elfce, ale póki co nie zanosiło się na to, żeby ktokolwiek miał taki zamiar. Opadł na trawę opierając się o gruby pień brzozy zastanawiając co dalej? Ile jeszcze im przyjdzie na takiej tułaczce?





 
psionik jest offline  
Stary 04-09-2018, 18:15   #99
 
Jacques69's Avatar
 
Reputacja: 1 Jacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputację
Sulim natychmiast, gdy już Klara skończyła przekazywać wieści, obejrzał jej rany. Podczas kiedy inni naradzali się, co robić, on spytał jej:
- Jak wyglądał ten potwór? Może Sulim będzie wiedział, co to i jak się przygotować…
Rany kobiety nie były głębokie, ale wciąż sączyła się z nich krew - Klara najwyraźniej zrobiła sobie tylko krótką przerwę w marszu na nałożenie bandaży i nic więcej.
- Żaden potwór, to był bardzo wyrośnięty ryś. Czasami trafiają się takie, co i konia potrafią powalić. - rzuciła, bardziej jako wyjaśnienie dla pozostałych niż dla Sulima - Ten tylko zachowywał się strasznie agresywnie.
- Cóż… - zamyślił się Sulim, nie do końca wierząc, iż może to być jedyne groźne stworzenie w tamtej okolicy. - Miejmy nadzieję, że ten ryś nie pożarł naszego pustelnika… Co pozostali sądzą o tych wieściach? To bagno nie nadaje się do zamieszkania.
Gdy Druid usłyszał podobne opinie od towarzyszy, pokiwał z zadumą głową. Nie sądził, że jeszcze wróci w tamto miejsce, miał z nim niemiłe wspomnienia, ale ten incydent blakł przy okropnościach, jakie spotkały go w młodości podczas niewoli u goblinów. Jeśli Kleoch wciąż tam będzie, na pewno się pogodzą - chociaż Klara wspomniała, że w chacie nikogo nie było. Może dołączył do Łowców? Nigdy wcześniej tak wiele nie działo się w tej puszczy, Sulima coraz bardziej to trapiło. W lesie zawsze czuł się bezpieczniejszy niż w mieście. Musiał się teraz bardzo starać, żeby nie zawieść Phaendarczyków. Jako jeden z niewielu znał tę okolicę i ogólnie techniki przetrwania w dziczy. Postanowił, że podzieli się swą wiedzą, gdy nadarzy się okazja. Może kogoś nauczy czegoś przydatnego?
 
Jacques69 jest offline  
Stary 05-09-2018, 21:49   #100
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
V dzień miesiąca Arodus, Fangwood, 4 dni po ucieczce z Phaendar

Kolejna noc na bagnach nie była nawet odrobinę przyjemniejsza od poprzedniej. Insekty, z jakiegoś powodu odpychane od wnętrza chatki Łowców, mściły się na śpiących, hałasując i kąsając po dwakroć mocniej. Wyglądało to tak, jakby tutejsze komary zwołały znajomków z całej okolicy na ucztę – większości uciekinierów ciężko było w ogóle zasnąć. Rankiem było to dobrze widać w zmęczeniu malującym się na ich twarzach, niezbornych ruchach i zdenerwowaniu. Wyruszenie skoro świt było o tyle dobrym pomysłem, że zostanie w tym miejscu jeszcze przez kilka godzin skończyłoby się pewnie jakąś awanturą, czy nawet rękoczynami. Ponownie uciekinierzy podzielili się na dwie grupy, z Rathanem, Jace’m, Sulimem i Kharrickiem na przodzie i prowadzoną przez czującą się już lepiej Klarę resztą z tyłu.

Wyjście z bagien wszyscy przyjęli z dużą ulgą - marsz po suchym podłożu, bez wszechobecnych owadów był nieporównywalnie przyjemniejszy. Prowadzeni przez idącego z zadziwiającą łatwością i pewnością przed siebie krasnoluda bohaterowie sprawnie przedzierali się przez głusze Fangwood, ciesząc się nawet ze znów dobiegających zewsząd odgłosów zwierząt. Wystarczyło zaledwie kilka mil marszu, by okolica zmieniła się nie do poznania – wrócił mocno pofalowany teren, wzgórza, wąwozy i parowy, a także gęste zarośla i górujące nad wszystkim drzewa. Nie było wątpliwości, że bez doświadczonego tropiciela zagubienie się wśród nich było nieuniknione. Jednak z druidem przypominało to raczej bardzo długi spacer, w czasie którego jego kudłaty towarzysz znikał kilkukrotnie w gęstwinach, by wrócić po krótkim czasie, zwykle utytłany w błocie, czasem z resztkami krwi albo miodu na pysku, a raz targając ze sobą świeże jeszcze truchło borsuka. Najwyraźniej by podzielić się zdobyczą i posiłkiem.

Minęło dobrych kilka godzin, gdy Sulim wskazał na niewielkie, niewyróżniające się niczym wzgórze, stwierdzając że to właśnie cel ich wędrówki. Z początku wyglądało jak dziesiątki innych, które mijali po drodze, dopiero po chwili dało się zobaczyć, co w rzeczywistości się tam znajduje, dobrze ukryte przed wzrokiem przypadkowych wędrowców. Na jego szczycie stała porządnie wykonana chatka z drewnianych bali. Wyglądała na solidną, chociaż odrobinę zapuszczoną. Wokół niej w promieniu kilkunastu kroków skrupulatnie wykarczowano las, robiąc miejsce na budowlę i zdobywając na nią materiały. Koło chatki postawiono małą lepiankę z gałęzi i błota – zapewne wędzarnię. Pozostała tylko porośnięta wysoką trawą polanka, na której poustawiano kilka stelaży, służących normalnie do suszenia zwierzęcych skór lub ryb, teraz jednak pustych. Zaskoczyło to Sulima – o tej porze roku powinno na nich wisieć cokolwiek. Zgodnie ze słowami Klary, z komina nie wydobywał się żaden dym – kolejne potwierdzenie, że gospodarza nie ma w domu. Nie było też słychać niczego poza zwyczajnymi w tej okolicy odgłosami lasu - śpiewem ptaków czy odległym porykiwaniem jeleni.


Między drzewami otaczającymi polanę leżało sporo zwierzęcych kości, a ich pnie były poznaczone dziesiątkami zadrapań, a między nimi. Po wysokości i kształcie cięć Jace i Sulim rozpoznali w nich ślady pazurów rysia leśnego, jednak coś było nie tak – ani znaczenie drzew, ani pozostawianie resztek ofiar na widoku nie były typowym zachowaniem dla tego zwierzęcia.
 
Sindarin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172