Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-06-2018, 08:20   #21
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cahnyr przez moment przyglądał się swej współlokatorce, nic jednak nie powiedział.
Pół-elfka czując na sobie spojrzenie zaklinacza spojrzała na niego i spytała.
-Coś nie tak?
- No właśnie nie wiem... - odparł. - Poszłyście na ostre... niemal. A to nie wyglądało zbyt dobrze.
- Wiem, puściły mi nerwy…
- Cely usiadła na łóżku i schowała twarz w dłoniach. - Powiedziałam drowce parę słów do słuchu, ale kiedy Mira chciała rzucić się na nią, chciałam ją powstrzymać… Nie myślisz chyba, że jestem na tyle nierozważna żeby ciskać ogniem w przyjaciółkę i to w środku budynku. - Podniosła twarz i spojrzała na pół-elfa. - Ale, chrzanić Alunę, najbardziej boli mnie to, że po wszystkim powiedziałam Mirze o parę słów za dużo. Zapomniałam, że pod jej siłą kryje się duża wrażliwość. Jestem okropna... - Opadła na łóżko ciężko wzdychając.
- Wiem, że nie użyłabyś ognia. Ona też to wie - zapewnił ją Cahnyr. - A słowa... Można by rzec, że powiedziałaś dwa czy trzy dość podniesionym tonem. Było słychać... Ale tak bywa, gdy chcesz się wtrącać między dwie skaczące sobie do oczu osoby.
- Ale jestem głupia… Ona mi nie wybaczy…
- mówiła bardziej do siebie niż do Cahnyra, gapiąc się w sufit.
- Wybaczy - stwierdził Cahnyr zdecydowanym tonem, chociaż aż tak pewny tego nie był. Widział już, jak ludzie (i nie tylko ludzie) kłócili się o byle drobiazg. - W nerwach mówi się różne rzeczy, o których się przez noc zapomina. Wszak nie chciałaś jej obrazić... i ona to zrozumie.
Dziewczyna obróciła się na łóżku w stronę łóżka Cahnyra i położyła się na boku podpierając głowę ręką.
- Hmmm… Może masz rację… Przeproszę ją z rana - powiedziała zamyślona, po czym spojrzała w oczy pół-elfa.
- Dziękuję, potrzebowałam trochę… spuścić z siebie emocje, uspokoić się. Cieszę się, że wprosiłam się tu do ciebie. - Na jej twarzy pojawił się zmęczony uśmiech.
- Zawsze będziesz miłym gościem pod mym dachem - zapewnił ją Cahnyr. - Bez względu na to, jakiej jakości jest ten dach - zażartował. - Czasami lepiej jest porozmawiać z kimś, niż dusić w sobie różne sprawy.
Cely zaśmiała się lekko.
- Tak? A może ty masz coś co dusisz w sobie i musiałbyś pogadać? Wiesz, ty mnie wysłuchałeś, to ja mogę ciebie.
Cahnyr uśmiechnął się.
- Dzięki bogom, nie dręczą mnie demony przeszłości - powiedział. - Wszystkie spoczywają zamknięte za wieloma drzwiami i wieloma zamkami. Ale jeśli który wylezie, to cię od razu poproszę o pomoc w waleniu go po łbie.
Zaklinaczka uśmiechnęła się.
- Tak sobie teraz zdałam sprawę, że pracujemy ze sobą, a tak naprawdę nic o sobie nie wiemy. - Spojrzała na niego. - W sumie od momentu wyruszenia na naszą wyprawę nie mieliśmy wiele okazji, aby porozmawiać między sobą... Może opowiesz mi coś o sobie?
- Początki lepiej pominąć milczeniem
- odparł po chwili - bo chwila, gdy opuściłem dom rodzinny, była jedną z najmilszych w mym wczesnym życiu.
Przerwał na moment, jakby chciał dać okazję rozmówczyni do wtrącenia się.
- Ja nie miałam wyjścia, musiałam opuścić rodzinne strony… - rzuciła. - Po pierwsze nie byłam tam już mile widziana, po drugie mojego domu już tam nie było… - Zamilkła na chwilę, a w jej myślach pojawił się obraz płonącego budynku i dźwięk wrzasków dobiegających z jego wnętrza.
- Mój pewnie stoi, ale gdybym tam wrócił, to pewnie kuzynowi podpaliłbym spodnie na tyłku, a wuj... Dla niego też bym pewnie coś wymyślił na poczekaniu. - Cahnyr uśmiechnął się ponuro. - Dlatego też się tam nie wybieram. Ani w odwiedziny do mojej majstrowej.
- Czyli jesteś czymś w rodzaju wyrzutka, jak ja…
- zaśmiała się cicho pod nosem. - To zabawne, że zasadniczo jesteśmy dla siebie obcymi, a tyle nas łączy. - Przewróciła się na plecy i z rękami założonymi za głową wpatrywała się w sufit.
- A ciebie co spotkało w szerokim świecie, gdy rodzinne strony zostały daleko za plecami?
- W rodzinnych stronach zostałam uznana za wiedźmę, która spaliła swój własny dom i rodzinę… a potem pałętałam się tu i tam, aż w końcu trafiłam do księżny Morwen. Najwyraźniej usłyszała o palącej domy wiedźmie i uznała, że przyda jej się takowa.
- Oderwała wzrok od sufitu i spojrzała na swojego rozmówcę. - Ot co, nic nadzwyczajnego… Mam dopiero dwadzieścia dwa lata, moje życie nie było pełne jakichś wielkich przygód, chociaż mam wrażenie, że chyba powoli się zaczynają.
- To miałaś gorzej, niż ja
- przyznał. - Mnie chciano wyszykować na krawca. Ale niewiele z tego wyszło, chociaż nauczyłem się przyszywać guziki.
- Przynajmniej miałeś jakąś przyszłość, niezbyt ciekawą, ale jakąś. Pewnie gdyby nie mały wypadek z moją mocą, to ojczym bądź rodzeństwo prędzej czy później zatłukło by mnie na śmierć, a to wszystko z powodu, że przyszłam na świat w takich okolicznościach jakich przyszłam. Miałam ciężko jako dziecko, dlatego, na krzywdę dzieci reaguję jak reaguję, rozumiesz?
- Spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- Rozumiem. Jednych trudne dzieciństwo uwrażliwia na krzywdę dzieci, z innych robi potwory. Na szczęście poszłaś w tę pierwszą drogę.
Dziewczyna westchnęła
- Cieszę się, że tak sądzisz. Chociaż wobec Miry zachowałam się dziś bardziej jak potwór… Wiesz, co jest najgorsze? Że jak patrzę na Alune, to czuję, że w pewnym sensie… Jestem do niej podobna i to nie tylko z zewnątrz.
- Bardzo dalekie podobieństwo
- stwierdził Cahnyr. - Ona jest zimna jak lód, a czymś takim, jak cudze uczucia, to się nie przejmuje. Zdecydowanie wolę twoje towarzystwo, niż jej.
- Ta… Zaczynam po prostu już gadać od rzeczy, chyba jestem zbyt zmęczona i te dziadowskie wino za mocno mi siadło. Od jutra więcej nie wezmę tego do ust.
- Zaśmiała się. - To chyba nie był dobry pomysł, żebym spała z tobą w jednym pokoju. Bo z powodu mojego ciągłego gadania raczej się nie wyśpisz.
- Chyba się nie boisz, że cię wezmą na języki? I chyba nie chcesz się przeprowadzić?
- A bo ja wiem, w sumie ja pierwsza zareagowałam na głupie teksty Alune, zasadniczo moglibyśmy uniknąć tej sytuacji, gdyby nie ja. A co do przeprowadzenia się do innego pokoju… Nie, fajnie mi się z tobą rozmawia, ale chyba powoli powinniśmy iść spać.
- Uśmiechnęła się. - Jak mają mnie jutro rozliczać z mojego braku kontroli nad emocjami, to muszę mieć energię, żeby się bronić, nie?
- W takim razie życzę ci słodkich snów
- powiedział. - I do jutra.
- W tym miejscu ciężko będzie o słodkie sny, ale wzajemnie. Do jutra
- odpowiedziała przyglądając się zaklinaczowi jeszcze przez chwilę. Kiedy była pewna, że ten już śpi, zrzuciła z siebie szaty i szybko wskoczyła pod pościel.

Z godzinę później pół-elfka zaczęła się miotać przez sen wyrzucając z siebie pojedyncze zdania takie jak “to nie moja wina!”, “nie jestem wiedźmą” czy “ja nie chciałam”. Po chwili otwarła oczy i podniosła się gwałtownie opierając się na rękach i ciężko oddychając.
Cahnyr stał już przy jej łóżku.
- Cely, co się stało? - spytał. W jego głosie brzmiało autentyczne zaniepokojenie.
Celaena spojrzała na stojącego nad nią towarzysza, po czym zdała sobie sprawę, że gdy się podniosła koc się z niej zsunął, pokazując światu fragmenty jej ciała, które zwykle chroniła przed oczami postronnych. Szybko złapała za jego końce zakrywając swoje nagie ciało, po czym odezwała się zawstydzonym głosem.
- Nic… właściwie nic. Miałam zły sen. To normalne, zazwyczaj takie sny nawiedzają mnie gdy wspominam rodzinne strony i… to co się przeze mnie stało. - Uśmiechnęła się, jednak po jej twarzy było widać, że nie jest to do końca szczery uśmiech. - Już wszystko w porządku. Możesz iść z powrotem do łóżka…
Cahnyr, bez zaproszenia i wbrew słowom dziewczyny, przysiadł na brzegu jej łóżka.
- Widzę... - powiedział. - A raczej słyszę. I nie do końca wierzę w to 'w porządku'. Chcesz porozmawiać, czy wolisz okryć wszystko zasłoną milczenia i cierpieć w samotności?
- Rozmawiać o tym nie chcę, to przez rozmowy o tym później mam koszmary, ale nie chcę być sama…
- Spuściła wzrok w podłogę, unikając spojrzenia Cahnyra. - Czy… czy mógłbyś przesunąć swoje łóżko bliżej i położyć się koło mnie? - Zawstydzona głupim według niej pytaniem cała schowała się pod kocem.
Cahnyr skinął głową, czego Cely, z oczywistych powodów, nie zobaczyła.
- Prawdę mówiąc chciałem ci zaproponować coś podobnego - powiedział - chociaż raczej miałem na myśli, że posiedzę koło ciebie.
Zapewne znalezienie się w jednym łóżku byłoby ciekawsze, biorąc pod uwagę wąskość tegoż łóżka, ale relacje między nimi nie były aż tak bliskie.
- Jednak twój pomysł jest dużo lepszy - dodał.
Podniósł się i po chwili (i odrobinie hałasu) oba łóżka stały obok siebie, a Cahnyr położył się tak, że znalazł się częściowo na swoim, a częściowo na łóżku dziewczyny.
- Dziękuję - odpowiedziała z nieśmiałym uśmiechem leżąc naprzeciw niego, po czym obróciła się na drugi bok i wtuliła się w poduszkę by spróbować zasnąć.
- Zawsze do usług. - Cahnyr odpowiedział uśmiechem, po czym lekko dotknął ramienia dziewczyny. - Cieszę się, że mogę choćby w ten sposób ci pomóc.
- To bardzo dużo…
- Cely zamruczała już prawie przez sen, chwytając za dłoń chłopaka i układając ją przed sobą, tak że jego ramię ją obejmowało.
Cahmyr przytulił się do dziewczyny, obejmując ją jeszcze bardziej. Miał nadzieję, że jego obecność odstraszy złe wspomnienia, które prześladowały Cely.

Cahnyr i Cel zapadli w końcu w głęboki sen.
Celaena śniła o swojej matce. Może poczuła się bezpiecznie w ramionach kogoś, z kim ją łączyło tak wiele? Nie rozumiała co matka do niej mówi, ale siedziała spokojnie na przeciwko niej i mówiła do niej ciepłym głosem. Ubrana była w suknię podobną do tej, którą miała na sobie dziś Ireene. Biała, lniana suknia.
Twarz matki w pewnym momencie pociemniała i Cely ujrzała drowa, mężczyznę. Jej wyobrażenie jej “biologicznego” ojca. Usłyszała jakieś krzyki. Nie mogła się ruszać. Ciemna twarz wpatrywała się w nią bez słowa.
- Obudź się - usłyszała delikatny, męski głos. Był bardzo cichy, ciepły. - Obudź się, kochanie.
Pół-drowka otwiera oczy. Cahnyr nadal ją obejmuje, śpi głęboko. Cely widzi w oknie małą szczelinę między deskami. Była pewna, że wcześniej jej tam nie było. Nadal słyszy wołanie. Jednak się nie boi. Wydaje się tak przyjacielskie, słodkie…
- Wyjdziesz do mnie? Księżyc dziś jest niezwykle piękny. Ale jeśli nie chcesz, to możesz mnie zaprosić do środka - powiedział głos.
Cely zaczęła powoli stawiać kroki w stronę okna, zauroczona jego słodyczą. Jednak zanim zbliżyła się zupełnie, coś w jej głowie krzyknęło “NIE!”. Zdezorientowana Cely stała teraz między oknem, a łóżkiem. Poczucie zupełnego bezpieczeństwa minęło. Przecież nie wiedziała kto to jest! Po chwili kiedy zaczęło do niej docierać, co prawdopodobnie się działo szybko wróciła na łóżko i dosłownie wskakując na śpiącego pół-elfa, zaczęła szarpać go z ramiona i budzić.
- Cahnyr! Cahnyr! Obudź się! - wrzeszczała spanikowana, z twarzą może nie więcej niż dwadzieścia, trzydzieści centymetrów od jego twarzy.
- Na wszystkich bogów… - Cahnyr otworzył oczy i uniósł nieco głowę, o mały włos nie rozbijając dziewczynie nosa. - Cely, co się stało??
Wtem z głośnym trzaskiem drzwi się otworzyły, ukazując nikogo innego jak Alune z tym samym wielkim mieczem w dłoni widzianym wcześniej w czasie jej sprzeczki z Mirą. Jej twarz wyrażała wyjątkową czujność i skupienie na czymkolwiek, co mogło akurat się znajdować za ścianą. Nie obejrzała się nawet na nich, tylko doskoczyła do szczeliny i z całą nienawiścią widoczną w czerwonych oczach z nieprzyjemnym łupnięciem wbiła tam cieniste ostrze, które przebiło drewno na wylot.
Po chwili puściła je, pozwalając mu się rozpłynąć w powietrzu, i nasłuchiwała, unosząc dłoń, by para zachowała ciszę. Była spięta, gotowa do uniku w każdym momencie z którejkolwiek by strony miał spaść jakikolwiek cios bądź zaklęcie. Znamię na dłoni lśniło energią, przebijając rękawicę tak, jakby jej w ogóle tam nie było. Czekała...

Nagłe najście drowki wprawiło Celaenę w jeszcze większy szok. Dziewczyna nieświadomie z całej siły wbiła paznokcie w ramiona budzącego się Cahnyra, który, podwójnie (a nawet potrójnie) zaskoczony, nawet się nie skrzywił. I pozwolił, by zaklęcie, którym chciał poczęstować intruza, rozpłynęło się bez śladu.

Elfka trwała tak przez chwilę... i z westchnieniem puściła gardę. Spojrzała karcąco na znajdującą się w łóżku parę, marszcząc brwi. Nie skomentowała nagości pół-drowki. W jej… społeczeństwach nie było to niczym niezwykłym.
- Mówiłam, byście nie spuszczali gardy w nocy. Cienie nie śpią. Mogą was pożreć - rzuciła chłodno, odwracając się w stronę wyjścia.

Celaena odprowadziła drowkę wzrokiem w którym przemieszane były strach, zdziwienie i wstyd, po czym z powrotem przeniosła spojrzenie na pół-elfa, który stale nie do końca był pewien, czy to sen, czy też jawa.
- Słyszałam jakiś głos… Taki aksamitny i piękny… obudził mnie… wołał żebym za nim szła, albo zaprosiła go do środka… Ja… Ja już prawie chciałam to zrobić, ale nagle coś mi powiedziało, żeby tego nie robić… - Dziewczyna dukała spanikowana i roztrzęsiona, dalej siedząc na Cahnyrze.
- Głos? Gdzie? Jaki? - spytał zaklinacz, zaskoczony tak słowami, jak i zachowaniem dziewczyny, otwarcie prezentującej przed nim swe wdzięki. Przeniósł spojrzenie z drzwi, za którymi zniknęła Alune, na Cely.
- Nie… Nie wiem… Jakiś zza okna… Mówił coś o pięknie księżyca… i mnie wołał… był taki delikatny i wabiący… - kontynuowała drżącym głosem.
- Wołał cię? - upewnił się Cahnyr. - Nic nie słyszałem. - Był wyraźnie zaskoczony tym, że on nic nie słyszał. I tym, że nie zauważył, gdy Cely wstała.
- Nic nie słyszałeś? Ale on naprawdę wołał… - odsunęła swoją twarz o kilka centymetrów od twarzy zaklinacza. - Był taki hipnotyzujący… Chciał tu wejść. - Roztrzęsiona i zdezorientowana opadła na łóżko wtulając się w chłopaka. - On coś chciał ode mnie…
Gdy się ma obok siebie nagą dziewczynę, tylko jedna odpowiedź przychodzi do głowy na takie pytanie. Nie wypadało jednak jej udzielić. Przynajmniej nie w tej chwili.
Przygarnął Cely i uspokajająco pogładził ją po plecach.
- Powiedział, dlaczego chce wejść? I czego chce? - spytał cicho.
- Nie… Ale chwilę wcześniej śniła mi się moja matka, a potem chyba… chyba mój ojciec - wydusiła cicho.
- Na szczęście to był tylko sen - powiedział. - To jakieś przeklęte miejsce, ta dolina.
- Ale ten głos nie był snem…
- mówiła już trochę spokojniej, jednak głos dalej jej drżał. - On mnie obudził. Nigdy wcześniej nie słyszałam tego głosu, nie wiem do kogo należy.
- Pewnie jakiś przydupas wielmożnego pana Strahda
- powiedział Cahnyr. - Nikt inny pewnie nie odważyłby się włóczyć nocą po wiosce. Ismark też bał się nocy. Nalegał, by przed północą wrócić do jego domu.
- A może to wampir?
- przypomniał sobie inne słowa Ismarka.
- Weź mnie nie strasz jeszcze bardziej. - Na myśl o wampirze paznokcie pół-elfki wbiły się w obejmowany przez nią tors Cahnyra. - Poza tym, czy Strahd nie upatrzył sobie przypadkiem Ireene? Czego mógłby chcieć ode mnie? - spojrzała pół-elfowi w oczy.
- Serio? Nie wiesz? - Cahnyr z niedowierzaniem spojrzał na Cely.
- No znaczy, domyślam się. Ale nie rozumiem jego zainteresowania mną kiedy pod tym samym dachem jest kobieta o tak wyjątkowej urodzie jak Ireene - wytłumaczyła się, widząc spojrzenie zaklinacza.
- W niczym jej nie ustępujesz - zapewnił ją Cahnyr. - Poza tym...
- W innej sytuacji ten komplement bardzo przypadłby mi do gustu, jednak świadomość tego że prawdopodobnie jakiś krwiopijca wołał mnie do siebie trochę psuje efekt…
- odparła zastanawiając się co jeszcze chciał powiedzieć.
- Żaden komplement - stwierdził zaklinacz. - Tylko i wyłącznie prawda. Za rzadko przeglądasz się w lustrze i nie jesteś w stosunku do siebie obiektywna.
- Miło, że tak twierdzisz.
- Położyła głowę na jego piersi. Obecność Cahnyra uspokajała ją trochę.
Cahnyr pogłaskał dziewczynę najpierw po głowie, potem ponownie po plecach, nie próbując wkraczać w inne, ciekawsze dla dłoni rejony. Doszedł do wniosku, że nie powinien próbować wykorzystać chwilowej słabości Cely... czego mogliby potem żałować do końca wspólnej znajomości.
- Cieszę się, że jesteś - powiedział. - Ale to pewnie sama już wiesz.
- I wzajemnie…
- odpowiedziała. - A co chciałeś wcześniej powiedzieć? No wiesz, wtedy kiedy rozmawialiśmy o Ireene… - Ciekawość dziewczyny wzięła górę. - Coś zacząłeś, ale nie dokończyłeś zdania.
"Tamtą już napoczął, a ciebie jeszcze nie", pomyślał Cahnyr, lecz tą myślą nie zamierzał się z nikim dzielić. Wolał wybrać coś bardziej... neutralnego.
- Nie znam się na osobnikach tego typu - powiedział w końcu - ale... z pewnością stanowisz, jak by to rzec, powiew świeżości? Co najmniej dorównujesz jej urodą i wdziękiem, a na dodatek dopiero co się tu pojawiłaś. Mnie nie dziwiłoby niczyje zainteresowanie twoją osobą. Raczej bym był zaskoczony, gdyby ktoś był obojętny.
- Czyli sugerujesz, że on może pragnąć mego ciała…
- przyglądała się twarzy zaklinacza badawczym wzrokiem. - A ty?
- Nie tylko ciała
- odparł, pozwalając by sama zadecydowała, kogo ta odpowiedź dotyczy - jego, Strahda, czy obu. - Wszak jesteś kimś więcej, niż tylko zgrabnym tyłeczkiem, kształtnym biustem czy piękną buzią. Cała reszta, z charakterem na czele, jest równie pociągajaca.
- Yhym…
- mruknęła, widać było, że nad czymś się zastanawia. Po chwili jednak podciągnęła się bliżej twarzy Cahnyra i złożyła swoje usta na jego.
Cahnyr nie zamierzał wnikać w motywy, jakimi kierowała się dziewczyna. Odpowiedział z zapałem na pocałunek, równocześnie jego dłoń, niby przypadkiem, przesunęła się z pleców na pośladki dziewczyny. W odpowiedzi na to dziewczyna nie odrywając swych warg od jego, chwyciła za ramiona chłopaka i przewróciła go w taki sposób by znalazł się nad nią. Złapała go za włosy przyciskając jego twarz mocniej do swojej.
Cahnyr miał nadzieję, że na samych pocałunkach się nie skończy, a zachowanie Cely znacznie tę nadzieję zwiększyło. Stale oddawał pocałunki, lecz równocześnie jego dłonie rozpoczęły, jakby same z siebie, wędrówkę po ciele dziewczyny. Jedna zawędrowała w okolice piersi, druga zaś, z pośladków, przeniosła się na drugą stronę, powoli zmierzając ku najważniejszemu (zdaniem niektórych) miejscu ciała kobiety. Cely, czując dotyk pół-elfa, jęknęła z rozkoszy i pocałowała go po szyi. Jej pocałunki zbliżały się coraz bliżej jego ucha. Gdy jej usta znalazły się wystarczająco blisko wyszeptała:
- Zrób to…
Pieszczoty były na tyle przyjemne, że Cahnyr z chęcią by je przedłużył. Wiedział jednak, że, przynajmniej czasami, co za dużo, to niezdrowo. Dlatego też zrzucił z siebie resztę odzienia i z zapałem przystąpił do spełniania prośby dziewczyny.
 
Kerm jest offline  
Stary 30-06-2018, 08:38   #22
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Lecz entuzjazm, z jakim postępował naprzód przygasł nieco, gdy na drodze do szczęścia napotkał niespodziewaną przeszkodę.
- Cely...? - spytał niepewnie, powstrzymując marsz w połowie drogi.
Dziewczyna odwróciła wzrok od jego spojrzenia.
- Bo wiesz… - w jej głosie słychać było wahanie. - Bo ja… To będzie mój pierwszy raz... - niepewnie spojrzała mu w oczy.
Cahnyr zamknął, a potem otworzył oczy, odwzajemniając spojrzenie. Dla niego, pod pewnymi względami, też był to pierwszy raz, jako że do tej pory jego partnerki były bardziej doświadczone, niż Cealena. A o "pierwszym razie" kobiety słyszał wiele różnych, często sprzecznych ze sobą, rzeczy.
- Jesteś pewna? - spytał, chociaż, prawdę mówiąc, najchętniej posłałby w diabły wszystkie skrupuły.
- Tak… Chcę tego, tylko… nie do końca wiem jak to będzie… - odpowiedziała cicho. - Czuję pewien niepokój, ale… ale chcę tego.
Skrupuły jeszcze gdzieś tam dobijały się do głowy Cahnyra, ale nie da się ukryć - w takim momencie nie głową myślał normalny mężczyzna. Ucałował dziewczynę, a potem spróbował przezwyciężyć opór, jaki znalazł się na jego drodze.
Dziewczyna widząc, że chłopak jest trochę rozdarty jej wyznaniem, odparła nieśmiało.
- Nie przejmuj się tym… ufam ci…
Gdyby Cahnyr był o kilkadziesiąt lat starszy i kilkadziesiąt kobiet bardziej doświadczony, z pewnością widziałby co robić, teraz jednak mógł zdać się jedynie na intuicję. I liczyć... nie wiedział sam, na co.
Nie wiedział, czy próbować delikatnie, czy iść na całość, co z pewnością skróciłoby nieprzyjemne odczucia, jakie (jak słyszał) powinna odczuwać dziewczyna. W końcu z dwojga złego wybrał to, które wydało mu się mniejsze.
Złapał dziewczynę mocniej za biodra i pchnął...
Cely jęknęła czując krótki ból, mimo to nie chciała by Cahnyr przerywał. Widząc jak się skrzywił postanowiła go uspokoić.
- Nie martw się, wszystko jest w porządku.
Nie do końca w to wierzył, ale pożądanie było silniejsze od rozsądku, skrupułów i wszystkiego, co mogło go powstrzymać od dalszego działania.
- Przepraszam - wyszeptał.
Nie wycofał się jednak. Zatrzymał się tylko na moment, a potem ponownie, delikatniej, ruszył do przodu, chcąc doprowadzić wszystko do końca.
- Nie masz za co przepraszać… Mówiłam... - Cahnyr zamknął jej usta pocałunkiem, po czym ponownie się poruszył, cały czas wypatrując ewentualnego znaku sprzeciwu.
- ...że tego chcę… - dokończyła przerwaną przez Canhyra kwestię. - A teraz jestem tego pewna… - dodała, po czym pocałowała go.
Cahnyr z kolei nie do końca był pewien, czy zdoła w pełni sprostać zadaniu. Co innego pozbawić dziewczynę dziewictwa, co innego sprawić, by jej to sprawiło przyjemność. I by zechciała powtórzyć łóżkowe igraszki z tym samym partnerem. O tym, że Cely była jego pierwszą partnerką od dobrych paru miesięcy, na dodatek diabelnie pociągającą, nie warto było nawet wspominać. Istniała więc obawa, że on skończy przed czasem...
Ponownie zaczął się poruszać, czując, jak coraz bardziej zbliża się do finału.
Mógł przynajmniej rozluźnić się jeśli chodzi o samopoczucie Cely. Z twarzy dziewczyny zniknął ból, a pojawiła się widoczna przyjemność.
Tego jednak Cahnyr nie zauważył, bowiem wtulony w Cely walczył z nieuniknionym... i przegrywał. Pchnięcie, kolejne... i wszechogarniająca go rozkosz, po której opadł, bez sił, na dziewczynę.
Pół-elfka wtuliła się w chłopaka i pocałowała go.
- Podobało ci się? - spytała niepewnie.
Na takie pytanie istniała tylko jedna poprawna odpowiedź, ale Cahnyr mógł sobie pozwolić na szczerość i prawdomówność.
- Byłaś wspaniała - zapewnił dziewczynę, gdy odzyskał oddech. - Było cudownie. Jesteś taka... ciepła, mięciutka, ciasna... - Gdyby był w stanie rozsądnie myśleć, takie słowa nie przeszłyby mu przez gardło. - To ja zawaliłem sprawę. Następnym razem będzie lepiej. - Złożył kolejne zapewnienie.
- Zawaliłeś? Co ty mówisz? - spytała zdziwiona.
- No... - Ponownie pocałował Cely. - Powinienem być bardziej... opanowany, sprawić ci więcej przyjemności. Ale wiesz...
Cely nic nie odpowiedziała, posłała mu tylko pytające spojrzenie.
- No wiesz... - Cahnyr doszedł do wniosku, że wdając się w tłumaczenia zrobi z siebie idiotę. - Za bardzo cię pragnąłem - udzielił szczerej, acz nie wyczerpującej tematu odpowiedzi.
- Z wzajemnością - odparła całując go.
- Jesteś najcudowniejsza na świecie - powiedział Cahnyr, gdy już skończyli się całować. I nawet jeśli się rozminął z prawdą, to tylko odrobinę. - Prawdziwy skarb.
Przytulił ją.
- Też jesteś cudowny - odparła - z chęcią to kiedyś powtórzę. - zarzuciła ramiona oplatając nimi kark leżącego na niej zaklinacza, po czym znów przywarła ustami do jego ust namiętnie go całując.


Jakiś czas później dziewczyna odsunęła wargi od szyi zaklinacza, sama kładąc głowę na poduszkę odsłaniając mu swą szyję. Jedną z dłoń dotknęła jego torsu i zaczęła zsuwać ją coraz niżej.
Szyja...
Nie wiedzieć czemu Cahnyrowi skojarzyło się to z wampirami i chociaż docenił gest Cely, to nie skorzystał z oferty, wybierając rejony znajdujące się ciut obok. Wargami musnął płatek ucha dziewczyny. Ciało dziewczyny przeszedł przyjemny dreszcz. Spojrzała mu prosto w oczy, uchwyciła jego podbródek między palce i przyciągnęła jego wargi z powrotem do swoich. Cahnyrowi (czego nie ukrywał) smakowały usta Cely, ale uznał, że jej ciało ma jeszcze wiele miejsc wartych pocałunków i zakamarków godnych odkrycia. Przesunął się nieco i złożył pocałunki na kształtnych piersiach dziewczyny. W pierwszym momencie Celaena była zdziwiona gdy Cahnyr odsunął swoje usta, jednak chwilę potem w całości oddała się pieszczotom chłopaka.
- Masz piękne ciało - powiedział cicho Cahnyr, po czym przesunął się z pocałunkami niżej, w stronę brzucha. Dziewczyna jęknęła cicho, zaciskając dłonie na krawędzi koca.
- Jesteś cudowny… - powiedziała ciężko oddychając. Z każdym pocałunkiem pół-elfa ciało zaklinaczki zalewały dreszcze.
Pocałunki, jeśli sprawiały komuś przyjemność, należało kontynuować, więc Cahnyr posuwał się coraz dalej i dalej. A raczej niżej i niżej... Ciało pół-elfki wiło się z rozkoszy niczym wąż, kiedy zaklinacz obdarowywał je pocałunkami. Czując, że z każdym pocałunkiem Cahnyr kieruje się coraz niżej, dziewczyna przygryzła dolną wargę.
Po chwili usta Cahnyra dotarły tam, gdzie jeszcze przed chwilą jego palce zajmowały się pewnym zakątkiem ciała Cely. Pieszczoty pół-elfa działały na Cely z taką siłą, że dziewczyna zaciskała zęby z całej siły, żeby nie zacząć krzyczeć i nie obudzić całego domu. Na moment podniosła się do pozycji półsiedzącej, jednak po chwili opadła z powrotem na łóżko, ciężko dysząc. Cahnyr przesunął się i przytulił do dziewczyny, gotów spełnić jej (ewentualne) kolejne pragnienia. Cely uśmiechnęła się do niego, był to zmęczony, ale szczęśliwy uśmiech. Pocałowała go jeszcze raz i szepnęła.
- Dziękuje, byłeś cudowny. Ale teraz lepiej chodźmy już spać. - Pogładziła dłonią jego policzek, po czym ułożyła się do snu.
Chwilę później już spali.
 
BloodyMarry jest offline  
Stary 30-06-2018, 11:54   #23
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Hassan siedział jeszcze i plumkał na lutni, walcząc ze zmęczeniem i kiedy w końcu uznał, że czas iść spać, zdjął rynsztunek, starannie i po cichu aby nie budzić domowników brzękiem blach i sprzączek, po czym zdjął wierzchnie okrycia, rozwieszając je na poręczy krzesła. Zostając w samych szarawarach, szykował się właśnie, aby zanurzyć się pod ciepły koc. Wtem usłyszał drewniany stukot otwieranych drzwi na piętrze, i ciche, zduszone okrzyki towarzyszy.
- Ma hu ealaa aljamal? - mruknął wyjątkowo obleśne przekleństwo w zakhariańskim i tak jak stał, boso i w samych szarawarach runął z glewią na piętro, plaskając cicho po schodach bosymi stopami, zamierzając ukarać rzezimieszka, przeszkadzającego w odpoczynku. Stanął na szczycie schodów ze zdziwieniem widząc Alune wychodzącą z pokoju czarownika z mieczem dłoni
- Co się dzieje? - zapytał cicho, zirytowany sytuacją, patrząc podejrzliwie na drowkę, która obdarzyła go takim spojrzeniem, jakby miała za chwilę ciskać gromami.
- Naubol - odpowiedziała mu ponuro,w ogóle nie przejmując się brakiem znajomości języka przez człowieka. Po prostu udała się w stronę, z której przyszła, szybko przebierając nogami. Jednak zatrzymała się na chwilę odwrócona plecami do Hassana, spoglądając na niego przez ramię.
- Cienie ożyły. Ostrzegałam - Po korytarzu poniósł się jej obojętny głos.
- Wariatka… - mruknął Hassan i poczłapał z powrotem pod swój koc.

Alune zajęła jeden z ciemnych kątów tej już i tak mrocznej rezydencji, by móc odpocząć. Była już przyzwyczajona do takiego sposobu zapadania w trans. Zbyt wiele czasu spędziła bez jakichkolwiek wygód... nie licząc cieni, w którymi związała przymierze. Były one jak kołdra chroniąca przed chłodem. Tak jakby.
Zmęczenie sprawiło, że sen przyszedł szybko, nie niosąc jednak za sobą żadnych kojących obrazów zwanych przez ludzi "snami". Była tylko pustka.
Wybudziła się kilka godzin później... I od razu szybko pozbierała się na nogi, z niepokojem rozglądając się dookoła. Świat znów się zmienił... a być może powrócił do prawdziwych barw? Na pewno nie był taki jak wtedy, gdy zamknęła oczy. Od razu wskoczyła na pobliską skrzynkę, z obrzydzeniem oddalając się od kłębiącego się w pobliżu jej kąta roju larw. Mogła ścierpieć wszystko, ale tego się naoglądała "tam" wystarczająco.
 
Asmodian jest offline  
Stary 30-06-2018, 14:37   #24
 
Rozyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Pod 18+ może i to nie podchodzi, ale jeśli kogoś rażą te treści niech pominie posta

Pół-orczyca, po wpadnięciu do pokoju, wskoczyła czym prędzej na łóżko i rzuciła kilka niecenzuralnych słów pod adresem drużyny oraz zaistniałej sytuacji. Miała szczerą ochotę komuś porządnie przywalić, chociaż nie miała nawet komu.
Kiedy już się wyryczała i naprzeklinała, złość jej nieco ustąpiła. Wstała i zaczęła zdejmować z siebie pancerz, a następnie ubranie. Później znowu pół-ożyła się i zapadła w sen.
Nagle było słychać ciche pukanie do drzwi. Po chwili pukanie powtórzyło się, tym razem nieco głośniej, a potem można było usłyszeć głos Agusta.
Wszystko w porządku?
Co? — odparła Mira, przechodząc do pozycji półleżącej. — Tak… Tak jakby… Wejdziesz może? Co będziemy przez drzwi gadać… — dodała, nie siląc się na chowanie się pod kocem.
No dobrze wchodzę. — Po czym paladyn delikatnie otworzył drzwi, wszedł do środka. Zamknął za sobą drzwi i odwrócił się wreszcie w kierunku pół orczyc. I trochę go zamurowało.
Ehm, zdajesz sobie sprawę… że nie masz ubrań?.
Tak… — odparła przeciągle. — Nie wiem czy zdawałeś sobie sprawę, ale spałam, więc nie widzę w tym nic dziwnego. Zresztą nie mów mi że gołej baby nigdy nie widziałeś!
Nie mówię żeby był to widok mi nie znajomy, choć raczej do tej pory żadna się tak odważnie… nie eksponowała — I to powiedziawszy Agust przyjrzał się dokładniej. — No i mogę powiedzieć że masz dla mnie nieco orientalną urodę.
Niech ci będzie, świętoszku — odparła, wstając i udając się po swoje ubranie. — Skąd to pytanie o to czy wszystko ze mną w porządku? Słyszałeś jak… No…
Tak, słyszałem. Trochę się martwiłemAgust teraz patrzył, trochę nie wiedzą czy jest zadowolony czy zawiedziony ubraniem pół-orczycy — Wszystko w porządku? Czy może raczej, co jest nie tak?
Ja po prostu… Pożarłam się nieco z Cely. Pamiętasz może… — Westchnęła ciężko, po czym zaczęła się ubierać — Uznała że byłam nieco zbyt brutalna wobec Aluny.
No nie dało się przegapićAgust podszedł ledwo myśląc.
I brak ubrań mi nie przeszkadza. Byłem tylko zaskoczony — Sunita usiadł na skraju łóżka.
A co do incydentu, tobie jakoś można wybaczyć brak obycia. Jej nie bardzo. Nawet jeśli nie dobra wola i współczucie, to pragmatyzm powinien przez nią przemawiać. Rozumiem że cię poniosło, sam byłem zły, że nie potrafi trzymać języka za zębami. Ale to chyba nie o Alune chodzi prawda, tylko o kłótnie z Cely.
Brak obycia… — prychnęła cicho. — Ja chyba po prostu biorę takie rzeczy zanadto do siebie. Wtedy, kiedy miała do mnie pretensje za tamten uścisk po walce z panami tamtego domu, trochę za bardzo wzięłam to sobie do serca. No i byłam trochę sfrustrowana tym, że wzięła jej stronę… Czasem się zachowuję jak dziecko, od co.
Myślę że nie chodzi… no nie miała raczej ci za złe tego uścisku… po prostu… Agust raz jeszcze przeciągnął wzrokiem po Mirze, lustrując ją bardzo dokładnie — … masz bardzo dobrze zbudowane ciało… i… możesz mieć więcej siły niż zdajesz sobie sprawę. A to mogłoby się skończyć źle dla Aluny. Jedna rzecz to nauczyć ją pokory, inna nadto uszkodzić — Paladyn przez chwilę patrzył Mirze w oczy.
Choć przyznam się, miałem nadzieję że jej przywalisz.
Też miałam na to ochotę, ale ta żmija nie grała czysto! Czasem nienawidzę magii… Poza tym błagam, panuję nad sobą, najwyżej by jej siniak pozostał. Naprawdę!
Trochę szkoda, naprawdę liczyłem że przypomnisz jej gdzie ma zęby, żeby trzymała za nimi język — Raz jeszcze wzrok Agusta uciekł na biust kompanki, przysunął się nieco bliżej. — Poza tym jestem przekonany, że gdyby to była walka na prawdę, to Aluna skończyłaby dużo gorzej, i jej sztuczki nie wystarczyłyby na zbyt długo.
Może… — Usiadła z powrotem na łóżku, obok paladyna — To co ona wtedy powiedziała… To było świętokradztwo, ale nie wiem czy chciałabym jej aż tak przywalić, aby zęby straciła. Jeszcze by się okazało, że nas wyrzucą albo że zrobiłabym z niej piąte koło u wozu, bo nie mogłaby słowa powiedzieć przy czarowaniu… — Spuściła wzrok. — Może jak to się powtórzy…
Agust obrócił się i uśmiechnął się zawadiacko.
Jak to się powtórzy to co?
To może jednak polecą zęby? Znam tego drowa od niedawna, to prawda, ale i tak doprowadza mnie do szewskiej pasji! Nie wiem w co ona gra, ale nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało że wypełzła z podmroku bo jej siostry miały jej dość — Spojrzała człowiekowi w oczy.
No i to jest Mira jaką poznałem.Agust się zaśmiał. A potem Spojrzał na Mirę raz jeszcze, z jeszcze większym uśmiechem. — Zdecydowana i biorąca sobie co chce. No skoro omówiliśmy już wyraźny brak przywiązania Aluny do swoich zębów, to została jeszcze Cely? Co zrobisz?
Z Cely? Nie wiem… Ona tylko nie chciała, abyśmy ze sobą walczyły. Wątpię nawet czy naprawdę chciała mnie zaatakować. Myślisz, że jest na mnie zła? — Wtuliła się lekko w paladyna. Ten objął ją delikatnie i pogłaskał po głowie.
Wątpię, pewnie teraz sama to przeżywa i rozmyśla, że była zbyt ostra dla ciebie. Widać macie taką naturę, że jesteście żywiołowe. Jutro się przeprosicie i będziecie znowu przyjaciółkami. Alune nie przeprosi więc obie będziecie miały ochotę wydrapać jej oczy, a to was zjednoczy jak chyba nic innego. — A potem odchylił się lekko do tyłu, tak że Mira leżała delikatnie na nim, po czym zaczął dłonią delikatnie jeździć po jej szyi.
Myślisz? — Uśmiechnęła się z lekka, podejmując zabawę paladyna i gładząc go po klatce piersiowej — Obyś miał rację. Chociaż Alune prędzej czy później na pewno się ogarnie, albo sama ją wyrzucę do najbliższego rowu.
— Nie wątpię! Wiem coś nieco o kobietach, i tak dokładnie będzie. — Dłoń paladyna, do tej pory krążąca po szyi i karku kobiety, teraz zeszła niżej, na ramie, po drodze zrzucając jedno ramiączko tuniki Miry. Agust gładził delikatnie po ramieniu, obojczyku, szyi i z powrotem.
A ile cię tam w klasztorze uczono o kobietach? Podobno do niektórych paladynów nawet nie wpuszcza się kobiet…
Nauczyłem się raczej poza świątynią, i to prawda… wielu nieszczęśników trzymają pod kluczem. Dlatego wybrałem Sune. Bo widzisz u Sunitów jest wręcz przeciwnie. — I w tym momencie ręka paladyna zrzuciła drugie ramionko tuniki.
Bo widzisz, Sune jest panią miłości i piękna. Zwłaszcza miłości.
Bardzo interesujące, szczęściarzu. Umiałeś sobie Boga wybrać… — odparła, zniżając głos. Paladyn patrzył Mirze w oczy z delikatnym uśmiechem.
Nie da się ukryć, ale najważniejsze jest się dzielić. I chyba jesteś bardzo ciekawa… naszych dogmatów.Agust mocniej chwycił pół-orczycę i ustawił ją na sobie, tak że teraz już całkiem leżeli na łóżku. Jedną ręką delikatnie smyrał jej plecy, a drugą miał na jej karku, delikatnie pieszcząc jej włosy.
Gotowa na naukę?
Zwykle nie lubię nauki, ale ty wydajesz się być bardzo dobrym nauczycielem — westchnęła lubieżnie.
Ręka która była przed chwilą na karku pokierowała teraz głową Miry, tak by ich usta się spotkały. Agust delikatnie ugryzł ją w dolną wargę, a potem ich języki się spotkały. Drugą ręka zaczęła pozbywać się już nieco opuszczonej tuniki. Po chwili jego ręka mogła obejmować i pieścić nagie już plecy kobiety.
 
Rozyczka jest offline  
Stary 01-07-2018, 15:25   #25
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
Hassan zwlókł się z posłania o świtaniu. Pierwsze swoje kroki skierował do najbliższego cebra z wodą dokonując orzeźwiającej ablucji. Potem krótka modlitwa do oświeconych bóstw Zakhary, w której prosił głównie Hajamę i Kora o odwagę i mądrość. Chwilę szwendał się po salonie, luźno narzucając porozwieszaną na krzesłach garderobę i składał swoje graty do plecaka, w czasie kiedy inni powoli dołączali do niego w salonie.
- No dobrze, a teraz warto żebyście coś wiedzieli. Wczoraj poszukałem informacji o wiedźmach. Nie jest dobrze, niestety nie wykorzystaliśmy dobrze okazji i uciekła. Są dość potężne, ale najgorsze jest to że wielce prawdopodobne że są jeszcze dwie. Trójca tworzy sabat, w który ma większa moc niż ich suma. Są odporne na niemagiczną broń, jedynie srebro pomaga. Mówiąc krótko, nie mamy jak z nimi walczyć, przynajmniej na razie. Dlatego trzeba załatwić co trzeba, i ruszyć stąd jak najszybciej - Agust jak zwykle poprawił włosy. - Inaczej zbyt łatwo tu nas znaleźć.
- Mamy - Hassan podszedł do swojego plecaka przy którym wciąż tkwił przytroczony krótki miecz w pochwie - znalazłem go w podziemiach tego przeklętego domu, w czasie, jak zajęci byliście pogrzebem dzieci - wojownik wyciągnął ostrze z pochwy, które zalśniło srebrem w blasku dnia - jeśli czarownicy poradzą sobie z plugawą magią tych wiedźm, być może z pomocą tego ostrza uda się zawiesić ich szpetne łby na drzwiach od stodoły.
- Jest też Alune, radziła sobie wczoraj całkiem nieźle w czasie tej walki, więc jej broń też jest ze srebra, magiczna czy jakkolwiek inaczej raniąca te maszkary - dodała Mira. - Więcej optymizmu, nie jest tak źle.
Agust pokręcił głową. Przetarł twarz rękami.
- Nie rozumiecie, taka okazja jak wczoraj poprostu już nam się nie trafi. Złapaliśmy ją z zaskoczenia praktycznie bezbronną. Nie miała okazji do ataku-

Agust wyjął swoją księgę. Oprawiony w piękną czerwoną skórę, zdobioną złotem i srebrem wolumin był bardzo gruby. Można by go nawet pomylić z księgą zaklęć. Spomiędzy stron wystawały luźne kartki. Paladyn otworzył tom w miejscu gdzie zostawiona była zakładka. Znajdowały się tam przedstawienia czarowni, podobne do tej którą mieli okazję spotkać wczoraj. Ale paladyn skupił się na luźnych kartkach które były wetknięte w to miejsce. Położył na stole jedną z nich.
- W notatkach mojej mistrzyni było wyraźnie napisane że są bardzo groźne. To nie jest byle ghul czy zombie. To demonice, i są niebezpieczne. W bezpośrednim starciu nie mamy szans, zwłaszcza że niewiele wiemy. Jesteśmy na obcym terenie, a one są u siebie- Paladyn odsunął się od stołu. Wziął głęboki wdech.
- Jeżeli mistrzyni Agnes uważała je za niebezpieczne, to to nie jest przeciwnik z którym chcemy podejmować walkę na innych warunkach niż nasze własne.
- Jest tu podobno jakaś świątynia czy kaplica. Może tutejszy kapłan coś doradzi? I tak wypada nam dziś iść na żalnik - wzruszył ramionami wojownik - znalazłem coś jeszcze w tych piwnicach - mruknął i wygrzebał z plecaka resztę kosztowności, wysypując je na stół. Platynowy naszyjnik z topazem brzęknął, przysypywany przez niewielką kupkę złotych monet, wśród których przewaliły się też trzy agaty mszyste i zdobiona przepaska na oko z carneolem. Wojownik postawił też na stole pudełko, z którego wysypał kosztowności, zdobione i kunsztownie wykonane.
- Jak na moje oko, można za to kupić kilka koni, może jakieś juczne. Albo znaleźć kowala, który posrebrzy naszą broń. Mam też… szczotkę, która powinna ci się spodobać - Wojownik wyszczerzył się do paladyna, u którego zaobserwował przedziwną, nieco kobiecą manierę nadmiernego dbania o wygląd.
Celaena, która do tej pory siedziała w milczeniu, postanowiła w końcu także zabrać głos.
- Myślę, że czarownice nie są naszym największym problemem… - zaczęła nieśmiało spoglądając na towarzyszy.
- A co się stało, że tak uważasz? - mruknęła cicho pół-orczyca, nie ważąc się spojrzeć na zaklinaczkę.
Zaklinaczka spojrzała na pół-orczycę przepraszającym wzrokiem, jednak w tej chwili miała ważniejszą informację do przekazania, niż przeprosiny. Przeniosła wzrok na Cahnyra wymieniając z nim porozumiewawcze spojrzenie.
- Podejrzewamy, że mamy tu też wampira… - rzekła.
Cahnyr skinął głową, potwierdzając te słowa.
- Wampiry to najmniejsze nasze zmartwienie. Jesteśmy na obrzeżach Shadowfell - przemówiła dotychczas milcząca drowka, obserwując reakcję każdego z osobna na tą rewelację. Nie spodziewała się jednak ujrzeć nic szczególnego. Pewnie i tak nikt nie posiadał odpowiedniej wiedzy, by zrozumieć w jakim bagnie brodzą.
- Ale ja mam na myśli, że tu. W okolicy tego domu. Dziś w nocy jeden próbował wywołać mnie na zewnątrz lub skłonić bym go zaprosiła do środka. - Pół-elfka rzuciła ostro w stronę drowki.
- Wiem. Ciesz się, że tylko on - elfka wywróciła oczami odpowiadając.
Hassan wyciągnął swoją mapkę i podał Alune.
- Pokaż gdzie w końcu jesteśmy. A ty powiedz więcej o tym demonie - Wojownik zebrał kosztowności z powrotem do szkatułki i schował do plecaka.
- Nie widziałam go… - odparła. - Jego głos mnie zbudził i wołał, żebym do niego przyszła, albo wpuściła go do środka. Mówił też coś o księżycu… Miał bardzo ciepły, przyjemny i kuszący głos. - Zaklinaczka wzdrygnęła się na myśl o tym głosie, miała nadzieję, że już nigdy więcej go nie usłyszy.
Cahnyr, by dodać jej otuchy, przykrył jej dłoń swoją.
- Też mnie to spotkało - drużyna usłyszała głos Ireene, która niosła na szerokiej tacy filiżanki z parującym, aromatycznym naparem. Podeszła i z pełną ostrożnością postawiła tacę na stole. - Proszę, rozgrzejcie się. - Usiadła na krześle i pogładziła swoją szyję, na której nadał znajdowały się ślady ugryzień - tylko, że ja nie byłam na tyle silna, aby się oprzeć…- opuściła ze smutkiem wzrok.
Cely spojrzała na kobietę z jednoczesnym współczuciem i strachem.
- Myślisz, że może spróbować przyjść jeszcze raz, skoro mu się nie udało?
- Strahd nie daje mi spokoju odkąd wiele lat temu mnie pierwszy raz zobaczył. Nie wiem, czy dziś w nocy go spotkałaś, czy było to inne plugastwo. Ale one łatwo nie dają za wygraną…
- Dlatego mam zamiar położyć kiedyś kres jego istnieniu - odezwał się Ismark, wchodząc do pokoju.
Ireene zrobiła naburmuszoną minę i wstała.
- Nie potrafisz stanąć w obronie honoru zmarłych przodków, a chcesz pozbyć się naszego barona? Przeceniasz się, bracie. Nie dziwota, że ludzie nazywają cię…
- Milcz! - warknął Ismark, uderzając pięścią w ścianę. Po raz pierwszy zobaczyliście go rozjuszonego.
- Niebawem ruszam z ciałem ojca do kapłana. Docenię każdą pomoc - powiedziała i nie spojrzawszy na Ismarka opuściła pomieszczenie.
- Obwinia cię o śmierć ojca? - zapytał Hassan odprowadziwszy kobietę wzrokiem - wybacz śmiałość, staram się mieć pełny obraz - wyjaśnił wojownik.
- Ja… nie wiem. To wszystko czasem mnie tak przytłacza. Nie potrafiłem nawet uronić łzy na wieść o śmierci ojca, chociaż w środku rozpadam się na kawałki. Nie wiem co o tym myśli Ireene. Ja wiem tylko, że muszę ją schować w bezpiecznym miejscu. Nie mogę stracić i jej. Vallaki to dobrze strzeżone miasto i wierzę, że tam będzie bezpieczna.
- Czyli powinniśmy jak najszybciej, zaraz po pogrzebie, ruszyć do Vallaki? - spytał Cahnyr.
- O ile dotrzemy tam jeszcze tego samego dnia. Skoro przychodzi w nocy, i jeśli będziemy wtedy w drodze, weźmie ją bez problemu. Trzeba się uwinąć - przytaknął Cahnyrowi wojownik.
- Jeśli to możliwe, to lepiej byłoby dzisiaj, ale czy jesteście gotowi? Nie chcę was pospieszać. Skoro tyle nocy przetrwaliśmy, damy radę i jeszcze jedną. Strahd nie wie o moim planie.
- Myślę, że lepiej jak poczekamy do jutra. Nie wiadomo jak długo zejdzie u kapłana, a musimy być pewni, że dotrzemy do Vallaki przed zmrokiem - oznajmiła Cely.
- Podróż powinna trwać pięć do sześciu godzin - stwierdził zaklinacz - Czyli gdybyśmy wyruszyli przed południem, to nie powinniśmy mieć problemów z dotarciem na miejsce. Ale - tu spojrzał na Ismarka - z pewnością parę osób zawiadomi Strahda o naszym wyjeździe. A wtedy z pewnością na naszej drodze pojawią się jakieś przeszkody.
- Całkiem możliwe - powiedział Ismark - dlatego, tak jak powiedziałeś - zwócił się teraz do Hassana - powiniśmy to zrobić przed nadejściem nocy, kiedy Strahd ma mniejsze pole do popisu. Fakt, coś może nas opóźnić. Zdaję się na was. Obyśmy tylko to przeżyli.
- Jestem za przygotowaniem się do wyjazdu jutro, z samego rana, najlepiej żeby wszyscy byli gotowi zanim wstanie słońce. Nie chciałbym się zdawać na szczęście. Najlepiej żeby nie sprawiać wrażenia że wyjeżdżamy - Paladyn wstał od stołu.
- Czy jest jakieś miejsce które moglibyśmy chcieć odwiedzić jeszcze dziś w Barovii? Już po pogrzebie? - Zapytał do wszystkich.
- Kapłan. Ale tego znajdziemy chyba grzebiąc seniora tego rodu. Zajrzałbym też do tego sklepu, choć słyszałem, że to zdzierca jest - Hassan wzruszył ramionami.
Cely nagle przypomniało się, że miała zapytać o coś gospodarza.
- Mam takie jedno pytanie. Wiesz może, kim jest Madam Eva? - spytała spoglądając na Ismarka.
- Och… Madam Eva. To… bardzo szanowana kobieta pośród Vistani. Przeważnie przebywa w obozie Vistani. Jest po drodze do Vallaki - Mężczyzna uderzył pięścią w otwartą dłoń. - No tak, jesteście tu nowi. Pokażę wam mapę.
- To daleko, czy może dalibyśmy radę spotkać się z nią jeszcze dzisiaj?- zaciekawił się paladyn - Wolałbym żebyśmy się jutro nie zatrzymywali.
- Masz mapę doliny? - zainteresował się Cahnyr.
- Tak. Obiecałem wam ją dać kiedy spełnicie swoją misję. Ale myślę, że mogę zrobić to już teraz. - Ismark podszedł do starej komody i wyciągnął z niej zwiniętą w rulon mapę, którą zaraz rozłożył przed drużyną. Wioska Barovii znajdowała się po prawej stronie mapy. - Spójrzcie. Jeśli się pójdzie Starą Swalidzką Drogą z naszej wioski, do Jeziora Tser, to traficie na obozowisko Vistani. To może zająć jakieś półtorej godziny. Jeśli byście się pospieszyli, to dalibyście radę pójść tam i wrócić jeszcze dziś przed nocą.
- Co to za struktury? - zapytał Agust, pokazując na mapie kilka punktów. - No i gdzie jest ten obóz Vistani?




(od prawej)
- To jest zamek Ravenloft, siedziba naszego ukochanego Pana. Tutaj znajduje się stara brama, nie martwcie się, jest zawsze otwarta. Ta budowla dalej, to nic innego jak stary młyn należący do rodziny Durstów, która zamieszkiwała niegdyś w wiosce Barovii. Swego czasu była to szlachetna rodzina, ale potem ich umysły zaszły mroczne myśli i doprowadzili się do upadku. Aż mnie dreszcze przechodzą, kiedy pomyślę o tym, co wyprawiali. Mamy nawet ich dom, nadal stoi, nie zamieszkany przez nikogo. Nie polecam się do niego zbliżać.
- No tak, nie zamieszkały oprócz kilku nieumarłych… i potwora… chociaż w sumie nie, już stoi pusty, bez mieszkańców, proszę kontynuuj - wtrącił się Agust wciąż wpatrzony w mapę.
- Nie zapomnij o tych magach, co się z opery urwali… - dodała pół-orczyca.
Ismark uniósł brwi.
- Jesteście… wyjątkową grupą przybyszów. Zazwyczaj nowi po prostu gdzieś się zaszywają i dostają bzika, albo zostają pożarci przez wilki. A wy bijecie staruszki - zażartował Ismark - sprzątacie domy i pomagacie potrzebującym. Strahd was nie polubi.
- Nie rozumiem czemu tak mówisz, potrafimy być bardzo czarujący. A na przyjęciach to już w ogóle - Agust również zażartował. - Ale tak, ja lubię pomagać, moi towarzysze chyba również. Ale jeszcze bardziej lubimy psuć innym niecne plany. Wnosi to trochę piękna do świata.
- Cieszy mnie to. Większość ludzi w Barovii nie posiada ani odrobiny nadziei na lepsze czasy. Dlatego zapijamy się winem, naszą jedyną ucieczką od tej ponurej rzeczywistości.
- I ciastkami… - dodał sunita. - Eh, po prostu nikt wam nie pokazał, że lepsze czasy się tworzy, a nie na nie czeka.
- Od wina to tylko rośnie brzuch. I wyrzuty sumienia - mruknął Hassan ze znawstwem, jakby był biegły w temacie.
- Wielu próbowało… i każdy poległ - westchnął Ismark - a ten kto przegrywa ze Strahdem, później bardzo tego żałuje. Kapłan, do którego pójdziemy dziś, zebrał kiedyś grupę śmiałków i ruszył przeciwko baronowi. Oczywiście przegrali, a Strahd każdego należycie ukarał. Nie śmiercią. Kapłan na przykład stracił syna z rąk Strahda. Od tamtego czasu nie robi nic, poza modlitwami. Biedny człowiek…

Do pomieszczenia wróciła Ireene. Nie była to ta sama Ireene, którą jeszcze niedawno każdy widział. Ta Ireene była zupełnie inna, silna, nadal piękna.

Hassan aż sapnął z zachwytu.
- Akbar… aimra`at mudhhilla - mruczał z podziwem. - Zadziwiająca… Lejesz kawę na moją wątrobę, pani - Wojownik skłonił się leciutko w stronę kobiety.
- Jesteście gotowi? - zapytała ożywionym głosem - Na co się tak gapisz, bracie? Myślisz, że przez ten cały czas, gdy cię nie było, ja siedziałam na zadzie i próżnowałam? - odgarnęła z gracją włosy z lewego ramienia i poszła do pokoju z ciałem ojca w trumnie.
Agust nie zamierzał jakoś przedłużać.
- Dobrze powiedz nam jeszcze o tych dwóch ostatnich miejscach i powinniśmy się już zbierać.
- Ach, przykro mi, ale nie wiem co znajduje się w dwóch pozostałych miejscach.
- To co, zbieramy się? - Hassan spojrzał na trumnę.
Ireene skinęła zachęcająco głową.

Ismark otworzył drzwi, poczekał aż każdy wyjdzie, zamknął je dokładnie i dołączył do niosących trumnę, jako czwarta osoba.
Wszyscy ruszyli w drogę. Zostawili dom sołtysa za sobą. Po pewnym czasie, usłyszeli jak po ulicy niesie się jękliwy szloch, przyprawiającego każdego, kto go usłyszy, o smutek. Dźwięk płaczącej kobiety dobiegał z ciemnej, piętrowej kamienicy. Ireene i Ismark zupełnie go ignorowali, idąc niewzruszenie przed siebie. W oddali, na płocie przysiadł samotny kruk. Zakrakał kilka razy, dokładnie przyglądając się idącej drużynie.
- Może to szpieg? - Cahnyr spojrzał na straszydło.
- Tylko mu nic nie zróbcie - powiedziała Ireene, lekko sapiąc pod ciężarem trumny. - “Nigdy nie krzywdź kruka - to przynosi pecha!”, mawiają.
- Jak uważacie. Ale może tylko go pogonimy? Pomachamy ręką czy coś? - spytała Mira, po czym spojrzała na Ireene. - Zmienić cię może?
- My szanujemy kruki - odparła twardo Ireene. A na pytanie o zmianę, pokiwała jedynie przecząco głową.
 
Jendker jest offline  
Stary 01-07-2018, 21:48   #26
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Po dwudziestu minutach drużyna zobaczyła w oddali swój cel. Na szczycie niewielkiego wzniesienia stoi kościół, który wyglądał na wyjątkowo "zużyty" i "zmęczony" budynek. Na szczycie wiszą dzwony, a migotliwe światło przebija się przez dziury w zadaszeniu.
- To tutaj - powiedział Ismark- może kapłan jest nadal w środku. Zajrzy któreś z was?- zapytał, chwytając trumnę w odrobinę wygodniejszy sposób.
- Może na chwilę postawicie trumnę? - zaproponował Cahnyr. Spojrzał w stronę Kościoła - Jak się zwie wasz kapłan?
Ismark przystał na propozycję i wraz ze wszystkimi opuścił trumnę na ziemię.
- Zwie się ojciec Donavich - odpowiedział Ismark, pocierając obolałe dłonie.
- To co… Kto idzie ze mną do środka szukać Donavicha? - Mira rozejrzała się po drużynie.
- Ja pójdę - zaoferował się Cahnyr.
- Ja też. Bez kapłana i tak nie będzie ceremonii - Hassan poprawił pas z mieczem i wszedł do środka za towarzyszami
Drzwi otwierają się, ukazując szeroką na dziesięć i wysoką na dwadzieścia stóp salę, prowadzącą do jasno oświetlonej kaplicy. Sama sala jest zaciemniona i cuchnie pleśnią. Są tu cztery pary drzwi, po dwie z każdej strony sali.
Widać, że w kaplicy leży na ziemi gruz i słychać cichy szept recytujący modły stamtąd. Nagle modlitwa zostaje przerwana przez nieludzki wrzask, który dochodził spod drewnianej podłogi. Można rozpoznać niektóre słowa wrzeszczącej istoty: “Błagam; pomóż mi; ojcze!”
- Chodźcie tu, szybko! - Cahnyr obrócił się w stronę pozostałych. - To wygląda jak zemsta Strahda na Donavichu - powiedział cicho do Miry.
Agust wbiegł tak szybko jak to było możliwe.
- Co się dzieje? - Po czym Agust usłyszał krzyki. - Mira, pomóż mi wnieść trumnę, Cahnyr rozejrzyj się za zejściem - Po czym szybko wybiegł na zewnątrz.
- Hassan, Ismark wnosimy trumnę, nie zostawiamy jej na zewnątrz. Szybko!
- Mam wnosić trumnę gdy kogoś mordują? - zaczęła narzekać Mira, jednak po sekundzie, może dwóch spełniła jednak polecenie - Byle szybko… Gdzie jest ta cholerna drowka, kiedy jej potrzeba? Żmija paskudna, taka twarda, że jak się przywalić spróbuje, to nocą zapłakana do siebie spieprza!
- A taka harda była, jak wtargnęła nam do pokoju w środku nocy… - Cely rzuciła do przyjaciółki i ruszyła za głosem Canhyra, zobaczyć co się dzieje. Gdy wbiegła do drzwi i zawołała- Co się dzieje?!
Agust, Hassan i Ismark wnosili pospiesznie trumnę do środka kościoła.
Usłyszawszy ożywioną rozmowę drużyny, z kaplicy wyłonił się blady mężczyzna.


- Na miłościwego Pana Poranka, co wy wyprawiacie? Zlękliście mnie! No już, wychodźcie stąd. Co to? Czy to trumna? Po co żeście ją tu przyprowadzili? Ismark? Ireene? Kim oni są? - Jego głos był słaby, załamujący się. Machając rękoma, próbował was zachęcić do opuszczenia wraz z nim kościoła.
- Ty jesteś kapłanem? - upewnił się Cahnyr. - To chyba oczywiste, że chcemy, byś odprawił nabożeństwo.
- Nabożeństwo? Ach, nabożeństwo!
Spod podłogi znów rozległy się wrzaski. Donavich jeszcze bardziej zbladł na twarzy i zaczął delikatnie popychać wszystkich do wyjścia.
- Nie zaprosisz nas do środka, kapłanie? - Cahnyr udał, że nie słyszy krzyków. I że nie rozumie zachowania ojca Donavicha.
- Ależ co pan wyprawia?! - Cely zirytowana rzuciła w stronę kapłana - Jak może pan wypraszać ludzi, którzy proszą o łaskę dla swego zmarłego?
- Ciało powinno się jak najszybciej znaleźć w grobie! - podszedł do trzymających trumnę - Ireene, Ismark. Któż jest tym nieszczęśnikiem?
Rodzeństwo milczało przez chwilę z ponurymi minami.
- Ojciec… - szepnęła Ireene.
- Jak to się stało? - zapytał przejętym głosem. Krzyki spod podłogi nie milkły. Ireene i Ismark wyraźnie reagowali niekontrolowanym ruchem, za każdym razem gdy się rozlegały, ale nic nie mówili - Opowiecie mi po drodze na cmentarz - powiedział Donavich i pchnął lekko do wyjścia Ismarka, który trzymał trumnę.
- Co to za hałas na wszystkich bogów? - Hassan poprawił groźnie miecz przy pasie i spiorunował kapłana wzrokiem
- Mordujecie kogoś w piwnicy, że chcecie nas tak wyrzucać? - rzuciła Mira, stawiając opór kapłanowi. - I jak możesz popychać ludzi?!
Agust nie ruszył się z miejsca, lecz gdy tylko kapłan przechodził obok niego, zatrzymał go stanowczo kładąc mu rękę na ramieniu.
- Co tu się dzieje? Jestem tu by pomagać ludziom. Jeżeli myślisz że zignoruję te krzyki to się grubo mylisz.
- Widzimy, że masz jakieś problemy - powiedział Cahnyr - A my się zajmujemy rozwiązywaniem problemów.
Kapłan zmarszczył czoło. Spojrzał na paladyna.
- Człowiek wiary?
Krzyki znów się nasiliły. Donavich opuścił głowę i pokręcił nią z rezygnacją.
- Mnie nikt nie może pomóc. Nawet bogowie…
- Zadziwiający brak wiary jak na kapłana. Ja jednak nalegam żebyś się z nami nimi podzielił. Dobrowolnie. Pokaż nam co się tam dzieje - powiedział Agust patrząc kapłanowi prosto w oczy, ale dłonią wskazując na podłogę spod której wydobywały się wrzaski.
- Nie zejdziecie tam! - powiedział stanowczo kapłan. Jego ręce zaczęły się trząść. Przyłożył jedną do twarzy i westchnął z jękiem.
- Chyba, że znacie sposób na przywrócenie niewinnej istoty do utraconej, ludzkiej postaci. Inaczej nie pozwolę wam tam zejść. - Na jego twarzy raz malowała się stanowczość i pewność, innym razem desperacja i obłęd.
- Zależy co dolega owej… istocie. Przecież i tak tam wejdziemy, czy nam na to pozwolisz czy nie…za to mogę Ci złożyć gwarancję, że nie zabijemy niczego bez potrzeby. Od klątw są czarownicy. Przypadkiem dwójka z nas nimi jest, więc masz szczęście kapłanie - mruknął wojownik zaciskając dłoń na drzewcu glewii.
- Tam jest mój syn! Nikt go nie dotknie! - powiedział kapłan, pochylając się w stronę wojownika.
- Ojcze Donavich, ale przecież Doru nie żyje… - mruknął bez przekonania Ismark.
- Och, Strahd postarał się, aby mój syn zawisł między światem żywych i umarłych - odpowiedział kapłan. Mięśnie jego twarzy czasem poruszały się nerwowo.
- Wiedziałam… - szepnęła Ireene, kładąc prawą dłoń na piersi. - Ja tu może coś wytłumaczę - dodała, biorąc część drużyny na bok. - Niecałe dwa lata temu do Barovii trafił pewien czarodziej, zupełnie przypadkiem, tak jak wy. Zbudził odwagę w sercach wielu z nas. Wraz z ojcem Donavichem zebrał grupkę śmiałków i razem zaatakowali zamek Ravenloft. Podobno Strahd z łatwością ugasił rewoltę i tych, którzy przeżyli, surowo ukarał. Myśleliśmy, że Strahd zabił Doru, syna kapłana. Ale teraz wygląda na to, że zrobił mu coś jeszcze gorszego…
- Przemienił w wampira? - wydusiła cicho Celaena.
Ireene rozłożyła bezradnie ręce i wydęła dolną wargę.
- Wolałabym się nie dowiedzieć.
- A co z innymi, którzy brali udział w tamtej rebelii? Czy Doru jest jedynym, który “przeżył”? A jeśli tak, to dlaczego on? - Cely zastanawiała się głośno nad opowieścią Ireene.
- Czarodzieja już nigdy nie widziano. Nie wiem jak zostali ukarani pozostali. Nie byli z naszej wioski.
- Trzeba pomóc człowiekowi. Wydaje się, że miał dobre intencje. Znacie sposób jak odczynić klątwę? - Hassan zasępił się. Jego stal w przypadku tak potężnych czarów była bezsilna.
- Bogowie nie mogą pomóc? Czy może, o dziwo… - Mira zaakcentowała ironicznie ostatnie słowo. - …nie podoba im się twoje podejście?
Celaena pokręciła przecząco głową.
- Ja nie znam, nie każdy kto włada czarami, potrafi leczyć czy zdejmować klątwy - odpowiedziała wojownikowi.
- Ja też się na tym nie znam - dorzucił Cahnyr.
"Może trzeba będzie pokonać Strahda", pomyślał. "Po jego śmierci może i klątwa przestanie istnieć".
- Ale jak tak sobie myślę, to nasz kapłan wcale nie musi o tym wiedzieć… - oznajmiła.
- Najpierw i tak musimy się przekonać, jaki los spotkał Doru - powiedział cicho zaklinacz. - Nie wiemy, co oznaczają słowa "między światem żywych a umarłych'. Wampiry, chyba… No, w zasadzie chyba nie są ani żywe, ani martwe. Możesz mieć rację.
- Nienawidzę mieć racji w takich sytuacjach… Jeżeli Doru faktycznie jest wampirem, to jedyne co nam zostaje, to go zabić… - spojrzała na zaklinacza z poważną miną. Ten skinął tylko głową, ale wyraz twarzy miał niewesoły.
- Kiedy to miało miejsce? - Spojrzał na Ireene. - Dwa lata temu, prawda? Ja bym wolał, by mnie ktoś uwolnił od takich cierpień.
Ireene skinęła jedynie głową i opuściła wzrok.
Celaena przyglądała się reakcji kobiety, jaką wywołały słowa Cahnyra.
- Czy… Czy ty i Doru… Coś was łączyło? - spytała po cichu.
Cahnyr, z zaskoczeniem, ale i z uznaniem, spojrzał na Cely. On z pewnością nie wpadłby na coś takiego. Ech, kobiety… W niektórych dziedzinach mężczyźni nie mieli z nimi najmniejszych nawet szans.
Ireene aż podskoczyła na dźwięk słów Cely.
- Co? Nie! Ale to był dobry chłopak… - Chwyciła się za lewe ramię i oparła się o ścianę kościoła.
Hassan, kierowany ciekawością obserwował reakcję na twarzy Ireene, próbując dociec, czy jest z nimi szczera. Dostrzegł, że na jej twarzy maluje się jedynie czyste zmartwienie. Nie pojawiły się rumieńce, czy szczególny ból po stracie bliskiej osoby. Czuł, że Ireene mówi prawdę.
- Długo go znasz? - spytała zaklinaczka. - Jeśli kapłan pozwoli nam do niego zejść, to może wolisz zostać tutaj?
- Znam go odkąd pamiętam. Razem się tu wychowaliśmy. Skoro już nie jest człowiekiem, to tak jakby prawdziwy Doru nie żył. Nie chcę tam iść i wam zawadzać. Po pogrzebie wrócę prosto do domu.
- Lepiej by było, gdybyś nie chodziła sama - stwierdził Cahnyr. - Chyba powinnaś poczekać na nas w świątyni.
Ireene zgodziła się bez żadnych obiekcji.
 
Asmodian jest offline  
Stary 02-07-2018, 18:22   #27
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
Agust stał zamyślony patrząc w kapłana. Wyjął swoją księgę.
- Jak rozumiem, na dole jest twój syn, przemieniony w wampira, który właśnie pragnie krwi. - Otworzył księgę i podszedł bliżej. - Ale jak rozumiem nie poddał się jeszcze temu, więc nie jest ogarniętym żądzą krwi potworem. Nie wiem czy jest jakaś metoda na odczynienie go w stan człowieczy, ale nie możemy pozwolić mu tak tu zostać, jest zbyt niebezpieczny, w końcu przegra tę walkę. Jedyne co mogę ci zaoferować na razie to to. - Po czym odwrócił księgę w stronę kapłana pokazując, palcem, fragment o kołku wbitym w serce. - To powinno go sparaliżować, ale nie mogę dać ci gwarancji ponadto. Nie wiem czy to zadziała, to nie jest coś co robi się na co dzień. Ale jeżeli się uda, to to kupi czas. Inaczej będziemy musieli mu udzielić łaski śmierci. - Paladyn spojrzał w oczy Donavicha, ze szczerym smutkiem.
- Strahd sobie z was zakpił, a twój syn niedługo przestanie być sobą, a stanie się potworem. Może dojść do tego, że najlepsze co możesz dla niego zrobić to zakończyć te cierpienia i dać mu odejść.
Donavich patrzył jak zahipnotyzowany w jeden nieokreślony punkt, słuchając Agusta.
- Komu oddajesz cześć, paladynie?
- Sune, bogini miłości i piękna, opiekunce serc - odpowiedział.
- Czy przysięgasz na Sune, że dołożysz wszelkich starań, aby nie zabić mojego syna, jeśli to możliwe?- zapytał, nadal nie odrywając wzroku od przypadkowego punktu. Jego dłonie zaciskały się na szatach kapłańskich.
- Przysięgam na Sune, że zrobię co mogę i będzie zgodne z wolą bogini, żeby pomóc twojemu synowi. - Paladyn patrzył, na kapłana a potem podszedł do niego i położył obie ręce na jego ramionach i obrócił nieco w swoją stronę. - Ale nie znam pewnego sposobu. Ta księga to jedyna wiedza jaką mam, a i ona nie jest pełna i pewna. Kapłanie musisz się pogodzić z losem, jaki kolwiek on nie będzie. Popatrz na mnie. Czy chcesz żeby twój syn stał się wszystkim z czym walczył? Chcesz go oddawać w ręce Stradha jako marionetkę? Czy on tego chce?
Kapłan spojrzał w oczy paladyna, jednak po chwili odwrócił wzrok.
- To jest ostatnie, czego chcę - odparł drżącym głosem, zaciskając wargi. - Zróbcie co w waszej mocy - wskazał palcem w stronę najbliższych drzwi, po prawej stronie drzwi wejściowych - w tym pokoju na podłodze jest ukryta klapa, prowadząca do podziemnej komnaty.
- Musisz tam pójść z nami. Nie wiemy jak zareaguje na nas, weź też księgę, pokaż mu to co ja ci pokazałem.
- On… będzie się opierał. Będzie próbował na mnie wpłynąć emocjonalnie. On tu przybył na rozkaz Strahda. Zdołałem go tam zaciągnąć, kiedy był jeszcze słaby. Nie chcę patrzeć na cierpienie syna. Zapewniam, że kiedy to zobaczę, stanę między wami. - Przyłożył dłoń do czoła, ukrywając swoją twarz. - po prostu go nie zabijajcie. Kiedy go unieruchomicie, wbijcie mu ten kołek - westchnął głęboko - och, niech Pan Poranku ma go w swej opiece!
- Przygotujemy kołek, ale przypominam. To nie jest pewna metoda. Mimo wszystko, chciałbym żebyś tam z nami zszedł. To mogą być twoje ostatnie momenty z synem. - Potem odwrócił się do reszty. Najpierw spojrzał na Ireene i Ismarka.
- Przepraszam, ale musimy się tym zająć teraz, mam nadzieję że rozumiecie. Za chwilę dokończymy sprawy pogrzebu. - A potem do reszty towarzyszy. - Może Doru ma jakieś informacji którymi mógłby się z nami podzielić, apropo włodarza tej doliny.
- Pytanie czy będzie skłonny je nam przekazać - powiedziała zaklinaczka.
- Nie jestem pewien, czy wtykanie kołka komuś w serce mu pomoże? Przecież jak go odczarujemy, będzie miał całkiem sporą dziurę w sercu… - Hassan nie znał się na czarach, ale wielokrotnie widział ludzi nabitych na rozmaite piki, włócznie, czy pale polowych oszańcowań. I wiedział, że żaden śmiertelnik takiego ciosu nie zdzierży.
- Jeśli go odczarujemy… - zaznaczyła zaklinaczka. - A póki co to perspektyw na to nie mamy. Myślę, że kołek będzie dla niego lepszy niż stanie się żądnym krwi potworem.
- To może wpierw pochowajmy ojca tego rodzeństwa, a potem weźmiemy się za “odczarowywanie” - zaproponował Hassan i mruknął do siebie bardzo cicho, aby kapłan nie słyszał - na wypadek, gdyby jakieś nieszczęście przydarzyło się jego synowi.
- Jeżeli w razie gdyby ten synek się zerwał, a sądząc po tych hałasach to możliwe, jakoś nas wybronisz przed rozwścieczonym wampirem, to jasne. Zacznijmy od pogrzebu - powiedziała Mira, a jej głos był przesycony ironią.
Zaklinaczka skinęła pół-orczycy głową, dając jej znak, że popiera jej zdanie.
- Też uważam, że sprawę Doru należy załatwić w pierwszej kolejności.
"Oby miał kto potem wziąć udział w pogrzebie, prócz głównego zainteresowanego", pomyślał z przekąsem Cahnyr.
- Ja również sądzę, że powinniśmy najpierw pogrzebać zmarłego - powiedział - ale skoro się upieracie… Nie powinniśmy się rozdzielać.

Cely klasnęła w dłonie.
- To co, chyba ustalone? Idziemy do syna kapłana.
- Hassanie? - Cahryn spojrzał na Zakharyjczyka, który wszak nie musiał zgodzić się z pozostałymi.
- Najpierw pogrzeb. Skoro nie uciekł dotychczas, nie ucieknie przez te kilka chwil. W dodatku nie trzeba będzie niczego pilnować, a być może modlitwa przyniesie jakieś sensowne rozwiązanie. - Hassan nie był zbyt zadowolony, widząc jak niektórzy na siłę próbują zabijać istoty, których zabijać póki co nie trzeba.
- Modlić się przy tych krzykach? Co ty, Bane’owi służysz? - odparła zdziwiona Mira.
- Hassanie, w obecnej sytuacji jest tylko jedno rozwiązanie… Niestety. - rzekła Celaena zmęczona tym, że do wojownika nie dociera okrutna prawda, że jedynym ratunkiem dla Doru jest śmierć. - No bo pomyśl logicznie, jakby odmienienie wampira było tak proste, to moglibyśmy zrobić to samo ze Stradhem i zabić go jako śmiertelnika…
- Jest różnica między odczynieniem dwuletniego, skorego do współpracy wampira a cholera jedna wie iluset letnią bestię żądną krwi. Więc nie wiem, czy zmiana go byłaby znowu taka prosta. Poza tym nie musimy tego robić koniecznie teraz - rzuciła Mira.
- Jaka różnica?! Chętny do współpracy? Podobno przybył na rozkaz Stradha i jego ojciec sam powiedział, że może się stawiać - zaklinaczka odpowiedziała na słowa Miry.
- Co jak co, ale ty chyba powinnaś wiedzieć że jeśli wampir ci coś rozkaże, to może cię opętać. Czy jak to się tam nazywa. Mów więc z sensem.
- Ale dopóki go nie zabijemy, jest nadzieja na inne rozwiązanie. Jeśli go zabijemy… nie będzie już żadnej. A nawet nie spróbowaliśmy innego rozwiązania. - Hassan nie miał nic przeciwko zabijaniu wrogów, ale w jego mniemaniu to co planowali to była egzekucja. Mord na bezbronnym nie był honorowy, w dodatku wiara w drogę oświecenia zakazywala takiego zachowania - nic nie wiecie… - skwitował smutno wojownik.
- Hassan ma rację. Ja się pisałam na walkę z wampirem, aby pomóc mu odzyskać człowieczeństwo, nie aby zabijać go - powiedziała pół-orczyca. - Poza tym, co to za wymówka, że coś jest trudne? A czegoś ty oczekiwała, że całe życie będziesz miała usłane różami?
- Jeśli tam nie pójdziemy, to nie dowiemy się, jaki on jest - wtrącił się Cahnyr, który powoli przestawał rozumieć, kto jaką opinię prezentuje. - I chyba mówiliśmy o tym, że zabijanie go to ostateczność. Więc o co wam chodzi? O powiedzenie 'ojej, to potwór, ale że nam nic w tej chwili nie zrobi, to go zostawmy, niech kłopot spadnie na kogoś innego'? Sparaliżowanie go nie oznacza zabicia.
- Nie myślę, że życie usłane jest różami, ale powiedz mi, Mira, w jaki sposób chcesz mu pomóc? Zresztą dobra, pójdziemy, zobaczymy. Byle macie rację i nie będę musiała mówić “a nie mówiłam?” - machnęła ręką z rezygnacją.
- Chodzi mi o to, że tak naprawdę czarownicy, nie wiecie jak się to tego odczarowywania zabrać. Więc wykoncypowaliście, że zabijecie syna kapłana kołkiem, bo tak jest prościej. Tymczasem może jest ktoś inny w tej przeklętej krainie, jak chociażby wspomniany mag, który zaginął, kto może posiada więcej wiedzy jak to zrobić i czy to w ogóle jest możliwe. Ferujemy wyroki, i zadajemy śmierć, zabijając nadzieję dla chłopaka i jego ojca. Wstydź się paladynie, bo zdaje się mienisz się być człowiekiem wiary w boginię miłości. - Hassan nie zamierzał ukrywać tego, co leżało mu na wątrobie - idę z rodzeństwem pochować ich ojca. Róbcie co chcecie, nie przyłożę ręki o ordynarnego mordu. Zaostrz dobrze ten kołek… rycerzu, bo jak pozwolisz chłopakowi się męczyć, to odpowiesz później przede mną. - Głos Hassana stał się zimny niczym lód, kiedy kończył wypowiedź po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł za Ireene z kaplicy

- Najlepiej uciec od konieczności podjęcia decyzji - rzucił za nim Cahnyr.
- Chwila, bo tu zaszło nieporozumienie. Popatrz, - paladyn wskazał werset w księdze. - Nie puszczę wampira swobodnie bo jest niebezpieczny, ale wedle tego, kołek w serce powinien go tylko sparaliżować. Wtedy nie będzie niebezpieczny. Jeżeli rzeczywiście jest wampirem, to to najlepsze co mogę dla niego zrobić.
Hassan słysząc słowa Cahnyra odwrócił się powoli i podszedł do niego, zbliżając swoją twarz do jego na odległość cala.
- Obyś miał rację czarowniku - wycedził. - Zejdę tam razem z wami i dopilnuję osobiście tego, co obiecaliście kapłanowi. Ruszaj. - Wojownik zmrużył oczy, czekając, aż czarownicy poprowadzą wszystkich do syna kapłana.
Celaena położyła dłoń na ramieniu zaklinacza i wskazała skinieniem głowy kierunek w którym mieli pójść. Gdyby nie jej interwencja, Cahnyr podyskutowałby sobie z Hassanem.
- Chodźmy, im szybciej to załatwimy, tym lepiej dla nas wszystkich - powiedziała, rzucając jednocześnie ostre spojrzenie w stronę wojownika, po czym ruszyła w stronę wejścia do pomieszczenia gdzie miał znajdować się chłopak.
- Poczekajcie… Czy on jest tylko zamknięty, czy związany? - Cahnyr spojrzał na Agusta, który najdłużej rozmawiał z kapłanem.
Na pytanie Cahnyra Cely stanęła jak wryta. Faktycznie, planowali wybrać się do pomieszczenia w którym znajduje się wampir, nie wiedząc nawet czy ten nie zaatakuje kiedy tylko tam wejdą! Spojrzała na Agusta, oczekując odpowiedzi na pytanie towarzysza.
- Nie wiemy, zakładajmy że tylko zamknięty. Idę pierwszy jakby co. Wolę nie mieć powtórki z domu Durstów. - Powiedział kierując się w kierunku wskazanym przez kapłana.
Hassan zrzucił plecak i odpiął z niego linę, którą podał Cahnyrowi
- Do dzieła - mruknął niezadowolony.
- I co, według ciebie, mam z tym zrobić? - spytał.
- Nie macie planu a chcecie go pochwycić. Trzech trzyma, jeden wiąże, jeden wbija kołek w serce. Dokładnie wbija i jeśli się nie mylicie, dzieciak przeżyje. - Hassan wyjaśnił szybko plan - no, chyba, że chcesz go trzymać, ale wolałbym polegać na sile swojej, rycerza i Miry, nie twojej. Bez urazy - wojownik ocenił niezbyt atletyczną postać czarownika.
- A już myślałem, że chcesz, bym tam zszedł pierwszy - stwierdził Cahnyr.
- Czyli rozumiem, mnie pozostaje kołek? - wtrąciła się Celaena.
- Dokładnie. No, chyba, że chcecie go po prostu zabić czarami, wtedy wychodzi na to, że nie pomyliłem się. Pomyliłem się? - wojownik popatrzył na obojga czarowników.
- Pomyliłeś się i to bardzo - rzuciła do wojownika, po czym zwróciła się do paladyna. - Agust masz ten kołek? Daj mi go. - Wyciągnęła dłoń w jego kierunku.


- Uspokójcie się wszyscy. Nie będziemy działać pochopnie, mam nadzieję że uda mi się przekonać chłopaka że to dla jego dobra, że ten kołek ochroni innych przed nim. Schodzimy tam jako przyjaciele. Zobaczymy co da się zrobić, rzucanie się na niego to ostateczność. - Podał Celaenie kołek. - Trzymaj, tylko go schowaj na razie. A jeżeli ktoś ma komuś coś jeszcze do powiedzenia niech zrobi to teraz, zanim zejdziemy na dół.
Celaena schowała kołek pomiędzy warstwy szaty.
- Mam nadzieję, że jesteś na tyle przekonujący, że obejdzie się bez walki - powiedziała do paladyna, po czym podeszła do pół-elfa. Przez chwilę patrzyła mu w oczy, by po chwili złapać go za szatę, przyciągnąć do siebie i pocałować.
- To w razie, jakby sprawy nie poszły po naszej myśli - rzekła odsuwając się od niego. Spojrzała w kierunku Miry. - Przepraszam, za ostatni wieczór.
Agust na ten widok uniósł brew.
- Miałem na myśli wyjaśnienie sobie jakiś sporów, żeby nie zacząć na siebie wrzeszczeć tam na dole, ale to w sumie też może być.
- Może najpierw z nim porozmawiamy? - zaproponował Cahnyr. - Skoro my słyszymy jego głos, to z pewnością i on nas usłyszy. A rozmowa może nam coś wyjaśnić, udzielić odpowiedzi na jakieś pytania, jeśli je ktoś z was wymyśli.
- Taki mam plan, na pewno nie wejdziemy tam niezapowiedziani. - Agust zatrzymał się przy klapie. - Choć przypuszczam że rozmawianie krzycząc przez podłogę nie będzie dobrym rozwiązaniem. Ale tak, skoro był ze Strahdem przez ten czas to może nam dużo powiedzieć. - Przyjrzał się towarzyszom.
- Gotowi?
Cely pokiwała twierdząco głową.
- Tak, stanę z tyłu, żeby nie przeszkadzać w razie jakby wasza trójka miała się z nim siłować. - Spojrzała na Agusta, Mirę i Hassana.
- Więc planujemy go zabić czy unieruchomić? Bo jeśli zabić, to zapomnijcie o mojej pomocy, jeśli tylko unieruchomić, mogę spróbować go zatrzymać, jeśli poręczysz mi Aguście, że jeśli chłopak mnie ugryzie sama nie stanę się wampirzycą - powiedziała Mira, a następnie odwróciła się do Celaeny. - Ja… Ja też przepraszam. Powinnam nad sobą bardziej panować.
- No to witam w klubie. - odpowiedziała jej pół-elfka. - Bo ja chyba też
- I za tamto przy studni też przepraszam… Chyba miałaś rację w kwestii tego, że nie panuję nad moją siłą. Staram się, naprawdę, ale to nie jest zawsze łatwe.
- Nie… To mnie poniosło. Mam nadzieję, że nie jesteś zła, że wtedy zostawiłam cię samą w pokoju? Bałam się, że nie chcesz mnie widzieć.- powiedziała Cely przepraszającym głosem.
- Nie, nie jestem… - powiedziała, wspominając mimowolnie noc spędzoną z Agustem. Szybko jednak wróciła umysłem do teraźniejszości, mając nadzieję, że jej przyjaciółka nie zauważyła pewnego rozmarzenia w jej oczach. - Musiałam nieco odpocząć, to wszystko. Ale teraz, jak już mamy pierwszą kłótnię za sobą, może być tylko lepiej!
- Zdecydowanie - pół-elfka z entuzjazmem potwierdziła słowa wojowniczki. - Myślę, że obie miałyśmy czas, żeby to przemyśleć i więcej do takiego sporu nie dopuścimy. - uśmiechnęła się. Cieszyła się wielce, że przyjaciółka nie ma do niej żalu, że zostawiła ją samą. Nie miała dzięki temu wyrzutów sumienia, że jej jedyna przyjaciółka płakała w samotności w momencie gdy ona spędzała upojną noc z Cahnyrem.
- Ależ oczywiście. A teraz ustalmy wszyscy plan i pomóżmy temu chłopakowi! - zawołała z werwą Mira.

- Wbrew temu, co twierdzi Hassan, chcemy go unieruchomić. Ale poczekajcie jeszcze moment… Muszę zamienić z kapłanem kilka słów. Parę pytań przyszło mi do głowy. - Cahnyr spróbował powstrzymać działania towarzyszy.
- Twierdziłbym inaczej, gdybyście czarownicy podali jakieś rozwiązanie. Inne niż księga, w którą wątpi nawet ten rycerz. Widziałem ludzi na polu bitwy z pikami w sercach. Widziałem upalowanych przez zwycięzców jeńców. Widziałem ludzi wiszących na palach do szańcowania. Żaden nie przeżył kołka w serce. Widzę, że brakuje wam wiedzy, a wy obruszacie się. Nawet nie poszukaliśmy innego rozwiązania, tylko ufając jakimś starym zapiskom idziemy tam z liną i kołkiem aby zdjąć klątwę - Hassan pokręcił głową wyjaśniając jeszcze raz swoje racje.
- Widziałeś ludzi, nie wampiry, to inna rzecz… To jest nieumarłe monstrum. Nie trzeba się na tym znać, aby wiedzieć, że jest dość… odporny - mruknęła Mira.
- Według Donavicha on nie jest żywy, więc nie porównuj go do tych z pola bitwy - stwierdził Cahnyr.
- To po co obiecywać ojcu bezpieczeństwo chłopaka? Jeśli tam zejdziemy i zaatakuje nas, będziemy musieli odebrać mu… - Hassan zdał sobie sprawę, że kapłan twierdził inaczej - zniszczyć go - poprawił się. - Dlatego nie mów mi Cahnyrze o wyborze i odpowiedzialności i decyzjach. Jeśli tam wejdziemy i on zginie, mam nadzieję, że będziesz pamiętać kto nie chciał tego, co stać się może. Szkoda słów. Idziemy z nim pogadać, może rycerz go przekona. To przynajmniej ma jakiś sens. - Wojownik wzruszył ramionami.
- A czemu nie możemy go wtedy tylko powalić? - Pół-orczyca spojrzała na niego, nie rozumiejąc pretensji człowieka.
- Bo nie damy rady trzymać go w nieskończoność? - wyjaśnił Hassan. - Zresztą, może jest już związany?
- Jeśli sądzisz, że już jest związany, skąd przekonanie że nas zaatakuje i będziemy musieli go zabić bo będzie tak zajadły? I czy ty go przypadkiem nie uważałeś za niegroźnego i bezbronnego?
- Bo może nie jest związany? Bo jak jest zamknięty, to nie wychodzi i nie krzywdzi nikogo? Nie wiem kobieto, ale rozważam różne możliwości. Potem może nie być na to czasu - wojownik stawał się już lekko zirytowany pytaniami.
- To się zdecyduj i już nie narzekaj! Uważasz go za zagrożenie czy nie?
- Póki siedzi zamknięty, nie. Jak otworzymy klapę…wszystko jest możliwe - odparł Hassan - ale to nasz wybór, i nasza odpowiedzialność za to, co się wydarzy. Rozumiecie to?
- Ja rozumiem. I właśnie dlatego chcę tam zejść i zrobić co w mojej mocy żeby rozwiązać problem. Bo to nie tylko jego życie jest na szali. Jeżeli nie zareagujemy, w przyszłości z jego powodu może stać się komuś krzywda. - Agust spojrzał Hassanowi w oczy. - I wtedy to będzie też nasza wina, że odwróciliśmy głowę, że uznaliśmy że lepiej się nie wtrącać. Uwierz mi, jak nikt inny znam ciężar takich decyzji. Paladyni poświęcają się, żeby kiedy nie ma nadziei, a żadna z opcji nie jest dobra, stanąć jako sztandar wiary i doobra, i wykuć trzecią, dobrą drogę. Nie obiecałem jego ojcu co obiecałem lekkomyślnie.
- Ciekawe, jak długo Donavich wytrzyma tę sytuację - dodał Cahnyr. - O nim jakoś nikt nie myśli. Wszak to ciągłe tortury.
- Wypraszam sobie! Jak to nie myślę? A jak mówiłam, że trzeba się postarać o jego uleczenie, a nie iść po łatwiźnie i go zabić to myślałam o cegle? - niemal krzyknęła Mira.
Zaklinacz skłonił się teatralnie.
- Ach, wybacz - powiedział, jednak niezbyt poważnym tonem.
- Nie tylko o ojcu. Ireene i Ismark też go znali. Jak pewnie wielu mieszkańców tej wioski. Zabicie ich ziomka to zły czyn. Nawet jeśli konieczny. Rozumiem cię, farisie - kiwnął głową paladynowi, nieco udobruchany postawą rycerza.
- Aguście, ponowię prośbę. Czy powiesz nam, że jeśli Don nas pogryzie to nie grozi nam złapanie jego klątwy? - powtórzyła pół-orczyca.
Na myśl o wampirzej klątwie pół-elfkę przeszedł dreszcz, od razu przypomniał jej się ten kuszący, ciepły głos, który wabił ją zeszłej nocy.
- Miejmy nadzieję, że nie… - potrząsnęła głową starając wyzbyć się tego dziwnego głosu z pamięci.
- Ireene nie stała się wampirem - powiedział Cahnyr. - I gdyby tak się działo, to pewnie wnet cały świat byłby pewien wampirów.
- Racja… - Cely zastanowiła się chwilę nad słowami chłopaka. - Co nie zmienia faktu, że musimy być ostrożni. Miejmy nadzieję, że jeśli nie będzie przyjazny, to Mira, Agust i Hassan dadzą radę go pochwycić. W sumie nie wiemy jak jest silny.
- Poczekajcie chwilę - poprosił zaklinacz.
 
Jendker jest offline  
Stary 02-07-2018, 19:02   #28
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Donavich był niedaleko, być może nawet słyszał całą wymianę poglądów, miejscami przeradzającą się w sprzeczkę, ale się do niej nie wtrącał, a Cahnyr nie zamierzał wypytywać o jego zdanie na ten temat. Miał za to kilka innych pytań.
- Doru przebywa w tym więzieniu, w piwnicy, od niemal dwóch lat? - spytał.
- Półtora roku - sprostował kapłan.
- Coś je, pije?
- Nic.
"Czyli szykuje nam się miłe spotkanie z cholernie głodnym wampirem", pomyślała Cely.
- A czy jest związany? - pytał dalej Cahnyr.
- Związałem go, gdy go tam zaciągnąłem - odparł Donavich - ale od jakiegoś czasu słyszałem odgłosy sugerujące, że wydostał się z więzów.
- Czy próbował wyważyć klapę?
- Przez kilka dni, na początku. Potem się zwyczajnie poddał.
- Jaki jest rozkład piwnicy?
- Jest dokładnie taka, jak kościół. Sześćdziesiąt stóp szerokości. Tyle tylko, że nie ma tam żadnych ścian.
- A jaka jest wysoka?
- Jakieś osiem stóp od podłogi do sufitu.
- Są schody? Drabina? Czy musimy zeskoczyć na dół?
- Schody. To była normalna piwnica. - wyjaśnił Donavich.
- Jakie są objawy jego zawieszenia między życiem a śmiercią?
- Jest nieludzko blady, ma kły i pazury. I jest agresywny wobec mnie, zupełnie inaczej niż za życia. - "Kto by nie był, gdyby go zamknięto na ponad rok w piwnicy", przemknęło Cely przez głowę. - Ale nie skrzywdził mnie - dodał kapłan.
- Czyli jest wampirem?
- Według mnie tak. - W głosie kapłana brzmiał smutek.
"Słyszysz, Hassanie?", pomyślał Cahnyr. "I kto miał rację?"
- A czy masz, kapłanie, wodę święconą?
- Niestety, nie mam. Do jej wytworzenia potrzebne jest srebro, a tego w Barovii jest bardzo mało. Poza tym… ja jestem tylko prostym akolitą. Potrzebny byłby kapłan wyższej rangi. Albo paladyn.
- Aguście, potrafiłbyś zrobić wodę święconą? - Cahnyr zwrócił się do paladyna. - Sam mówiłeś, że woda święcona osłabi wampira…
- Potrafił bym, ale to zajmie co najmniej godzinę i będzie potrzebne sproszkowane srebro - odpowiedział paladyn.- Mogę przygotować trzy butelki jeżeli będziemy mieli wystarczająco składników.
- To co robimy? - Zaklinacz spojrzał na pozostałych.
- Skoro nie mamy jak przygotować teraz wody święconej, to jak wcześniej ustaliliśmy, ja, Agust i Hassan trzymamy wampira, Cely wbija mu kołek, a ty… Nie pamiętam, obłóż go jakąś klątwą czy coś.
- Wy go trzymacie, Cahnyr wiąże, ja wbijam kołek. - Celaena poprawiła przyjaciółkę.
- Stańmy na górze schodów i poczekajmy, aż sam do nas przyjdzie. - zaproponował Cahnyr. - Chyba to lepsze, niż się z nim ganiać po piwnicy.
Cely skinęła głową.
- Niech wojownicy staną z przodu. Spójrzmy prawdzie w oczy, są w stanie dłużej przetrwać jego potencjalny atak niż nasza dwójka. - spojrzała na pół-elfa.
- Mamy go we trójkę trzymać na schodach? I jeszcze go wiązać? Zrzuci nas wszystkich.
- Uspokójcie się z tym kołkiem. Najpierw chcemy z nim porozmawiać.- Agust pokręcił głową.
- Uchylimy lekko klapę i zaczniemy rozmawiać. - Cahnyr przypomniał swoją wcześniejszą propozycję. - Wy nie staniecie na schodach, tylko na samej górze, przy klapie.
- Co nie zmienia faktu, że lepiej by Mira, Agust i Hassan stali z przodu, w razie jakby nasz rozmówca postanowił otworzyć sobie klapę szerzej. - stwierdziła Cely.
- Dobra, zróbmy i tak. Ja tam i tak nie lubię planować zbyt długo. - Wzruszyła ramionami Mira.
- To do dzieła. - Cely powiedziała do reszty, przyglądając się klapie którą zaraz mają otworzyć z pewnym niepokojem.
- Dzień dobry, Doru - powiedział Cahnyr, zanim ktokolwiek zdążył podnieść klapę. - Możemy porozmawiać? Jestem Cahnyr.
Hassan stanął nieco za towarzyszami, mając jednak w zasięgu glewi drzwiczki klapy do której gadał właśnie czarownik.
Gdy Cahnyr się odezwał, krzyki z dołu ucichły. Teraz nastąpiła jedynie cisza. Chwilę czekaliście, ale nie usłyszeliście żadnej odpowiedzi.
Cahnyr spojrzał na pozostałych i wykonał gest oznaczający "teraz wy spróbujcie".
- Wyjdź do nas, jesteśmy tutaj aby ci pomóc - powiedziała Mira, mimowolnie jednak odkładając plecak gdzieś na bok, aby jej nie przeszkadzał.
- Czuję waszą krew! - syknął chłopak z piwnicy.
- Możemy gadać przez klapę, jeśli chcesz - kontynuowała poł-orczyca.
- Jestem taki głodny… nakarmisz mnie?
Hassan skrzywił się, kiedy usłyszał, że Doru chce krwii.
- Nieczysty - mruknął i rozstawił szerzej stopy, celując w klapę uniesioną nad głową glewią
- Wątpię, że chodzi mu o kromkę chleba… - rzuciła Celaena po cichu.
- Chyba nie musi pić krwi bezpośrednio z żywej osoby, mam rację? - Mira rozejrzała się po towarzyszach.
- Nawet jeśli, to co? Chcesz sobie krwi dla niego upuszczać? - zapytała Cely.
Cahnyr spojrzał na Mirę wzrokiem, w którym mieszało się zaskoczenie z niedowierzaniem.
Cely wpadła na pewien pomysł, choć nie była pewna czy zadziała.
- A jeśli obiecam ci, że cię nakarmie to obiecujesz, że nie rzucisz się na nas gdy otworzymy klapę? - spytała delikatnym głosem. Nie miała oczywiście zamiaru pozwolić mu na to by zatopił swe kły w jej ciele, chciała go oszukać, zwiększyć szanse wojowników na pochwycenie go.
- Dobrze. Ale jaką mam pewność, że nie kłamiesz? - Drużyna usłyszała kroki kogoś wchodzącego po schodach. Jego głos drżał. Kryła się w nim duża nadzieja i desperacja.
Hassan ugiął nogi w kolanach, poprawił uchwyt na glewii, słysząc, że czarownikom udało się zwabić Doru pod drzwi klapy. Gdyby udało im się przekonać go do dobrowolnej kapitulacji, być może nikomu nie stanie się krzywda. Jeśli nie, Hassan zamierzał zbić nieszczęśnika z nóg pewnym sekretnym uderzeniem, następnie złapać za jedną z rąk lub jeśli udałoby się siąść mu na kark, zapleść duszący chwyt na karku i przytrzymać na ziemii. Wojownik był silny, i nie raz powalał zarówno wrogów, jak i współtowarzyszy w trakcie treningów, więc ufał swoim umiejętnościom. Nie wiadomo jednak było, czym Doru konkretnie się stał.
- Musisz nam zaufać, tak jak my zaufamy tobie, że nas nie zaatakujesz. Przyszliśmy by ci pomóc. - Zaklinaczka zapewniała spokojnym głosem. Cóż… przecież nie kłamała. A przynajmniej po części.
Cahnyr spojrzał na dziewczynę i z dezaprobatą pokręcił głową.
Dziewczyna posłała pół-elfowi spojrzenie, które mówiło “zaufaj mi”. Zwróciła się szeptem do Miry:
- Gdy będzie chciał mnie chwycić, łapcie go…
Kobieta skinęła bez słowa głową na znak, że spełni prośbę pół-elfki.
- To jak? Zaufasz nam? - zwróciła się w stronę płyty.
- A co ty będziesz z tego miała? - zapytał podejrzliwie.
- Satysfakcję z pomocy niewinnej duszy, którą los mocno dotknął. - dziewczyna odrzekła starając się brzmieć jak najżyczliwiej. - Oczywiście jeśli zapewnisz mi, że nie wyrządzisz mi zbyt dużej krzywdy.
- Będziemy starali się ci pomóc. Dla mnie to misja. Póki panujesz nad sobą i z tym walczysz, to jest dla ciebie nadzieja. Oprócz tego mamy do ciebie kilka pytań. Na temat naszego wspólnego wroga - odrzekł paladyn. - Ale ostrzegam, jeżeli stracisz kontrolę, nie masz z nami szans. - Po czym wyjął niewielki kubek z plecaka. - Tak długo jak możemy zapewnić że nie wyrządzisz nikomu krzywdy, będziemy się starali ci pomóc. Tak obiecałem twojemu ojcu, zarzekając się na imię bogini. Idziesz na to?
- A więc spróbujmy dobić targu - westchnął przeciągle i czekał, aż ktoś otworzy klapę.
- Dobrze, odsuń się od klapy, zejdź ze schodów. Podamy ci kubek, tak kubek. Podejdziesz dopiero jak zamkniemy.- Paladyn czekał już z nożem nad kubkiem.
Drużynę dobiegły odgłosy oddalających się kroków.
- Gotowe. Pospieszcie się - mruknął z oddali.
Paladyn rozciął sobie rękę przy nadgarstku i upuścił trochę krwi do kubka. Na dnie było kilka łyków, gdy rana rozbłysła lekko i sama się zasklepiła. Założył znów rękawicę.
- Dobra uchylcie lekko klapę tak żebym mógł to zostawić. Mira jakby co domykasz, Hassan już widzę gotów. - Po czym postawił kubek na pierwszym schodku.
Doru widząc paladyna kładącego kubek na schodku, nieświadomie zerwał się, by się na ten kubek rzucić, lecz, zanim wykonał chociażby dwa kroki, powstrzymał się, pojękując cicho i dalej cierpliwie czekał.
- Piłeś już wcześniej krew, czy to pierwszy raz? - Paladyn pytał już przez zamknięta klapę.
- Jak widzisz dotrzymujemy słowa. Teraz twoja kolej.
Dobiegł drużynę dźwięk biegu po schodach, następnie Doru zaczął wydawać z siebie jęki rozkoszy, sapanie, cichy śmiech.
- To nie pierwszy raz - odezwał się po chwili - ale zdecydowanie najbardziej rozkoszny. Dziękuję - powiedział, cały czas głośno dysząc.
Cahnyr poczuł, że robi mu się niedobrze. No ale przynajmniej nie było wątpliwości, że mieli do czynienia z wampirem.
- Kim był twój poprzedni... posiłek? - spytał, zanim zdołał się zastanowić, czy należy takie pytanie zadawać.
- Nie znam imienia. Pan przyprowadził nam chłopaka, abyśmy się posilili. Ale on był jeden, a nas wielu… nic w nim nie zostało po uczcie.
Cely wzdrygnęła się na słowa Doru i w duchu dziękowała za to, że paladyn postanowił rozciąć sobie rękę i użyczyć młodemu wampirowi swojej krwi, dzięki czemu jednak jej plan nie był potrzebny. Mimo iż była gotowa robić za przynętę, cieszyła że znalazło się inne wyjście.
- To co, skoro się… napoiłeś to wyjdziesz spokojnie bez rzucania się na nas z kłami, jak obiecałeś? Mieliśmy dobić handlu, swoją część dostałeś. - odezwała się, cofając się jednocześnie o kilka kroków.
- Słuchaj, zrobimy tak, uchylimy lekko klapę, ty wystawisz ręce. My je zwiążemy dla naszego bezpieczeństwa, i wtedy sobie pogadamy. Musimy cię zbadać, ale nie będziemy ryzykować. Rozumiesz? - Paladyn czekał z liną Hassana w dłoniach, obok siebie miał młot postawiony na wszelki wypadek. - Zaczniesz coś kombinować, jest po tobie. Jesteś już w stanie się na tyle kontrolować?
- Nie mam powodu, ani zamiaru was krzywdzić. Wyjdę i nic wam nie zrobię. Ale związać się nie dam. No już, otwórzcie tę klapę.
Paladyn pokręcił tylko głową. Nie było tak łatwo jak miał na to ochotę.
- Niestety, masz powód. Głód. I nie otworzymy klapy, i nie wypuścimy cię dopóki nie będziemy mieli zabezpieczenia. W tym momencie to my rozdajemy ci karty. Zamierzamy ci pomóc wrócić do ludzkiej postaci, ale jeżeli będziesz kręcił i kombinował nie będziemy dla ciebie nadstawiać karku. Ani naszego ani innych. Wystawisz grzecznie ręce?
- Powiedz mu, że jak będzie związany, będzie można go karmić. Jeśli nie, albo tam zgnije, albo go zniszczymy. Koniec tego pierdolenia. - Nie to, że Hassanowi znudziło się się stać z uniesioną glewią. Mógł tak postać jeszcze dobre kilkanaście minut, zanim poczułby ciężar broni w ramionach. Ale nudziła go gierka dzieciaka, a mieli jeszcze kilka rzeczy do zrobienia tego dnia.
- Jak macie zamiar “wrócić mnie do ludzkiej postaci”? - zapytał - Otwórzcie tę klapę, to porozmawiamy. Może wam pomogę. Dosyć mam już siedzenia w tej piwnicy. Otwórzcie, otwórzcie. - Można było usłyszeć, jak bezradnie zaczął drapać pazurami po ciężkiej klapie odcinającej go od świata.
“Też się zastanawiam jak” przeszło Celaenie przez myśl, ale postanowiła zachować to dla siebie.
- Daj sobie związać te cholerne ręce, to otworzymy. Jak faktycznie dowiedziesz, że nas nie zaatakujesz to cię rozwiążemy. - rzuciła.
- Wielu was tam - zachichotał Doru - chyba nie boicie się niewinnego chłopca? Syna wiejskiego kapłana? No już, dalej, otwórzcie! - zaczął stukać pięścią w klapę.
Agust pokręcił głową. Spojrzał najpierw na Hassana a potem na resztę.
- Zdaje mi się, że się przemienił. Nie będzie współpracował. Zatracił się. To co?- A potem zaczął pokazwać rozwiązania gestemi, kołek w serce, wiązanie i łańcuchy albo użycie broni.
- Dajcie mi spróbować… - Mira wysunęła się naprzód, po czym zaczęła wrzeszczeć na klapę. - Słuchaj młody, albo wyjdziesz i będziesz z nami współpracował, albo zejdziemy tam do ciebie i tak ci nakopiemy do dupy, że pożałujesz dnia swoich narodzin, zrozumiałeś!
- Gdybyście byli tacy groźni, to już dawno byście tu weszli - warknął w odpowiedzi.
- A zamknijmy go tam w cholerę. Siedział tyle czasu, posiedzi jeszcze trochę. Przywalmy klapę dodatkowym balastem i po krzyku. Mam w plecaku kliny, można wzmocnić klapę przy zawiasach, aby nie wyłamał a my poszukamy rozwiązania. Może poszukamy innego kapłana? Te Vallaki, jest tam coś większego niż ta kruchta? Są inne kościoły w okolicy? - Hassan zapytał kapłana.
- Najbliższy jest w Vallaki. Mają tam dużą świątynie, nie to co te ruiny tutaj…- odpowiedział kapłan.
- Słuchaj, jesteśmy dla ciebie obecnie jedyną nadzieją, abyś wydostał się z twojego “więzienia”, tak że proszę, współpracuj z nami i pozwól sobie związać ręce. Na znak tego, że możemy ci zaufać. - Cely postanowiła ponownie spróbować na spokojnie, jednocześnie posłała spojrzenie w stronę przyjaciółki. - Mira nie daj się sprowokować. - szepnęła.
- Nie jesteście moją ostatnią nadzieją. Mój Pan po mnie kiedyś przyjdzie. Nakarmiliście mnie, więc byłbym nawet w stanie wam pozwolić uciec, kiedy przyjdzie co do czego. Otwórzcie, otwórzcie to w końcu...
- Twój, jak to powiadasz, pan, zostawił cię, jak zepsutą, niepotrzebną zabawkę - powiedział Cahnyr. - Nie masz co liczyć na to, że po ciebie przyjdzie. Słyszeliśmy, że ma teraz całkiem inne zainteresowania.
Słowa Doru upewniły Celaenę w przekonaniu, że od początku miała rację. Chłopak stał się potworem i współpraca z nim nie będzie możliwa.
- Chyba powinniśmy jednak przejść do tej opcji, której chcieliśmy uniknąć. - szepnęła, wysuwając zza szaty kołek tak by drużyna zrozumiała o co jej chodzi, po czym schowała go z powrotem.
- Dobra, pertraktacje się skończyły.- Agust spojrzał na Hassana. - Chyba czas na odrobinę żołnierskiej dyscypliny, nie sądzisz? Za chwilę poznasz jedną z mniej przyjemnych stron jaką można zobaczyć w naszych krainach.
- Nie wiem jak wy, ale ja wejdę tam po to, aby go związać, nie zabijać - wojownik wzruszył ramionami widząc chęć swoich towarzyszy do walki.
- A ja nie obiecuję, to już nie jest niewinny chłopak. To morderczy, żądny krwi potwór… - Zaklinaczka odparła na słowa wojownika.
- Jeśli będzie wybór 'jego życie, czy nasze', to chyba jasne, co wybiorę - stwierdził Cahnyr. - Ale postaram się nie zabijać, a tylko osłabić, by można go związać.
Przygotował się do rzucenia odpowiednio silnego czaru.
- Otwieraj. - Hassan poprawił uchwyt na glewii i nieznacznie się cofnął, biorąc więcej miejsca do zamachu bronią.”Czy na pewno chłopak jest niewinny?” zadał sobie w myślach pytanie, szukając w pamięci odpowiednich wersetów z księgi Prawodawcy.
Mira zdenerwowana odrzuciła niestarannie tarczę gdzieś na bok. Ta toczyła się przez jakiś czas po kafelkach, robiąc przy tym sporo hałasu. W tym czasie kobieta sięgnęła po swoją ulubioną broń.
- Dobra, mam wyważyć tę klapę czy po prostu ją otwieramy? - spytała cicho.
- Otwieramy - powiedział paladyn ze świecącym już młotem w ręku.
Klapa została ponownie otwarta. Na dole zobaczyliście chłopaka, u którego udręczenie malowało się na twarzy.

 
BloodyMarry jest offline  
Stary 04-07-2018, 11:43   #29
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Tylko odrobinę. Spróbuję jeszcze tylko trochę waszej krwi. Wszystko może skończyć się dobrze! - powiedział Doru.
- No to chodź, skoro tak ci podobno smakowała moja krew - odpowiedział paladyn przygotowany na wyjście chłopaka.
Chłopak zacisnął pięści i uśmiechnął się pod nosem.
- Już idę - szepnął i skoczył w stronę Agusta. Uśmiech zszedł mu z twarzy bardzo szybko, kiedy jego buźka spotkała się z młotem Agusta. Doru spodziewał się próby zatrzymania go przez nieproszonych gości, ale aż do tego momentu nie wiedział, z kim ma do czynienia.
Młodociany wampir z rozwaloną twarzą zdał się Cahnyrowi mniej groźnym przeciwnikiem, niż sądził, dlatego też zaklinacz postanowił pozwolić, by najpierw wykazali się ci, co mieli więcej siły od niego. A wykorzystał to natychmiast Hassan.
Zakharyjczyk czekał spokojnie na wbiegającego po schodach chłopaka. Raz, dwa, trzy, liczył do siebie wojownik, próbując uchwycić moment, kiedy nogi chłopaka znajdą się w powietrzu, kiedy sadził swoje susy do góry, próbując dosięgnąć paladyna. Ten dodatkowo pomógł wojownikowi, ładując młotem prosto w twarz Doru. Pozwolił, by chłopaka odrzuciło na bok, po czym korzystając z tego, że równowaga Doru zachwiała się po takim ciosie opuścił glewię wprost na kark przemienionego chłopaka, aby przyspieszyć jego upadek. Wampir załomotał o deski podłogi.
Mira również trafiła Doru, który tylko jęknął.

Nie kop leżącego, powiadano.
Doru co prawda leżał, ale Cahnyr nie zamierzał go kopać. Wprost przeciwnie - zamierzał się trzymać od głodnego wampira jak najdalej. Dlatego też rzucił na Doru czar, który miał utrudnić wampirowi walkę.
Doru jednak oparł się zaklęciu.
Celaena także postanowiła wspomóc wojowników rzucając zaklęcie. Magiczny pocisk spudłował. Trudno było Cely trafić leżącego w oddali chłopaka. Był naprawdę zwinny.
Paladyn nie zamierzał kończyć szybko. Obiecał ojcu, że będzie starał się zrobić wszystko, aby chłopak przeżył, ale nie było mowy o byciu w dobrym stanie. Chłopak miał pecha, że nie skorzystał z danej mu szansy. Paladyn wykorzystał moment kiedy Doru leżał pod jego nogami i otoczony przez towarzyszy. Zamachnął się młotem. W końcu łatwiej będzie go związać jak już się nie będzie ruszał.
Doru nie miał szans na uniknięcie ciosu i kolejny raz spotkał się z młotem Agusta. Chłopak zwinął się z bólu.
- Głupcy, moc, którą dał mi mój Pan zagoi me rany, a ja rozerwę was na strzępy! - Spojrzał na swoje rany i niemałe było jego zdziwienie, kiedy wampirza regeneracja nie zadziałała. - Co jest? - Spojrzał wściekle na Agusta.
- No przecież ci mówiliśmy że nie masz szans. - Agust tylko się uśmiechnął.
Doru syknął jak wąż, eksponując swe wampirze kły i pospiesznie przeczołgał się w dół schodów, znikając drużynie z oczu za lewym rogiem.
- Poszedł sobie... - powiedział Cahnyr, z pewnym niedowierzaniem komentując zachowanie Doru, jakże sprzeczne z jego wcześniejszymi słowami.
- Myślisz, że stchórzył? - zapytała Celaena.
Cahnyr pokręcił głową.
- Zmądrzał.
- Chodź tu do mnie, tchórzliwy umarlaku!
- krzyknęła wściekle Mira, rzucając się za chłopakiem i usiłując go pochwycić w swe łapska.
Chłopak był pewny siebie. Był przekonany, że umknie pół-orczycy, ale był w niesprzyjającej pozycji - na ziemi, a ona nie była teraz zwykłą pół-orczycą, ale pół-orczycą w szale. I zakończyło się to mocnym uściskiem kobiety. Mira zataszczyła wijącego się na podłodze Doru z powrotem na górę, przed oblicze pozostałych.
Cely była już gotowa rzucić iluzję na Doru. Kiedy już wypowiedziała zaklęcie i wykonała odpowiednie gesty, czar zwyczajnie prysnął. No tak, pół-elfka pacnęła się w czoło, kiedy przypomniała sobie, że nieumarli są odporni na to zaklęcie.
Seria uderzeń Hassana poturbowała krwiopijcę trzymanego przez Mirę. Dyszał wściekle, a nowe rany przyozdabiały jego ciało i twarz. Był jednak na tyle uparty, że nadal wola walki go nie opuszczała.
- 'Iilaa aljahim!! - zaklął Hassan. - To jakiś diabeł wcielony, broń się go nie ima! - zakrzyknął, czując że po jego ciosach normalny człowiek byłby jedynie krwawym ochłapem. Ten wciąż wił się na podłodze, a ciosy mogące rozciąć jeźdźca na koniu nie robiły na leżącym wielkiego wrażenia. Hassan miał wrażenie, że atakuje jakiegoś demona z piekła rodem, nieczystego, który pija krew wrogów ku obrzydzeniu ludzi i bogów.
Agust kopnął klapę tak żeby się zamknęła. Doru już nie miał miejsca do ucieczki. Żadnego bezpiecznego krycia się w cieniu.
- Nie śpiesz się, jeszcze tam wrócisz. - I z uśmiechem zamachnął się młotem.
Gdy Agust uniósł swój młot, Doru warknął na niego.
- Zapłacisz za to, wy wszyscy za to zapłacicie!
Młot napełniony świętą mocą bogini padł na Doru z taką siłą, że ten w końcu stracił przytomność.
Widząc, że Doru leży na ziemi nieprzytomny, Cely wyciągnęła schowany kołek i ruszyła w jego kierunku.
- Mam nadzieję, że teraz już nie masz nic przeciwko? - spytała patrząc na Hassana.
Wojownik pokręcił głową.
- Rób co trzeba, bo jeszcze się ocknie.
Zaklinaczka skinęła głową po czym przyklęknęła nad nieprzytomnym chłopakiem. Ujęła kółek w obie dłonie i podniosła go nad głowę, by po chwili opuścić go na klatkę piersiową młodego wampira.
- Wiążemy go, może teraz nam coś jeszcze powie, poza tym chce go obejrzeć. Nie próbowałem jeszcze wszystkiego co mogłem, a poza tym druga taka okazja na rozmowę z wampirem w takiej pozycji nam się raczej nie trafi. Teraz może zrozumie, że jest w pozycji, gdzie musi być przydatny i skory do współpracy. - Paladyn popatrzył na czarodziejkę gotową do ataku na serce wampira.
- Ale trzymaj ten kołek, niech rozumie. - Po czym wyjął swoją linę i zaczął wiązać chłopaka w taki sposób żeby ten nie mógł napinać mięśni. - Niech ktoś przygotuje knebel, gruby mocny, ma wypełnić całe usta.
Hassan podszedł szybko do plecaka, wyjął z niego jedną z pochodni, następnie otworzył stworowi paszczę i zacisnął na pochodni jego długie zęby tak, aby końcówki zarówno dolnych zębów, jak i górnych zaklinowały się na niej.
- Taka wymuszona współpraca niewiele będzie warta - powiedział Cahnyr.
- Wręcz przeciwnie teraz musi sobie zasłużyć na życie. Uświadomimy go o tym. - Po tych słowach paladyn zaczął oglądać zęby chłopaka.
Klęcząca z kołkiem nad wampirem Celaena mimowolnie spojrzała na wampirze kły.
- Na bogów! Wyglądają jak kły dzikiego zwierzęcia… - rzekła z wyczuwalnym strachem w głosie.
- Też mi się nie podobają - szepnął Cahnyr.
Donavich zajrzał do pokoju z oddali. Przez dłuższą chwilę w ogóle się nie odzywał. Był bardzo blady na twarzy.
- Róbcie co należy, ale nie pozwolę wam go torturować, jeśli o to wam chodzi - powiedział, starając się, aby jego słaby, drżący głos brzmiał choć odrobinę donośnie.
- Nigdy bym go nie torturował. Nie znęcam się nad wrogami. Dostanie ostatnią szansę. Ale mam złe przeczucia. Wygląda na to że stracił kontrolę. - Agust spojrzał na kapłana. - Słyszałeś co do nas wcześniej krzyczał, prawda?
Donavich opuścił wzrok.
- Tak…
- Co to w ogóle za cholerstwo jest? Upiór? Demon? Przywołaniec? Bo nie uwierzę, że jakiekolwiek zaklęcie tak przemienia człowieka.
- Hassan oglądał kły wampira.
- Sądząc po ząbkach i zamiłowaniu do krwi, to mamy do czynienia z wampirem - odparł Cahnyr, chociaż wampiry znał tylko z opowieści.
- Vampire Noctem Inferioribus. Czyli wampir niższy. Forma upiora powstałego przez atak Imperatoria Vampire, wampira wyższego, które wykorzystują je jako swoich służących. Dużo słabsze, wolniejsze, nie posiadają wielu mocy prawdziwego wampira, za to z tą samą gamą słabość. - Agust odpowiedział na pytanie wojownika, zamykając księgę z głośnym klaśnięciem. - Nie jest człowiekiem, jest martwy od dłuższego czasu.
- To co robimy?
- Cahnyr spojrzał na Agusta. - Kołek, czy co innego?
- A da się odmienić go tym kołkiem? Jeśli nie, może trafić do piwnicy. Mam kilka kołków, przybijemy go za pomocą lin do podłogi, może ktoś też skoczyć po jakieś łańcuchy
- Hassan wzruszył ramionami - albo go zetnę i po problemie, choć obiecaliśmy go nie krzywdzić… - Wojownik nie był już sam przekonany tym argumentem.
- Nie mam pojęcia, choć kołek go zabije. Widzisz, do tej pory ludzie przed nimi albo uciekali, albo padali ich ofiarą, albo starali się zabić. Jesteśmy jednymi z niewielu, którzy mieli okazję wziąć go żywcem. - Agust poprawił włosy, będąc cały czas zamyślony.
- Uważam, że trzymanie go w piwnicy to los gorszy od tortur - powiedział Cahnyr. - Nigdy nie słyszałem, by się dało odmienić wampira - dodał. - Ani też by jakiś wampir wyrzekł się picia krwi. Poza tym, chyba, takie wampiry są ślepo posłuszne swemu panu.
- Dobra, mam taki plan. Tak mi się to klaruje. Ucinamy mu palec.
- Agust spojrzał na resztę. - Wiem jak to brzmi, ale to nie tortury. Jeżeli palec nie zniknie, są magie które pozwalają na przywrócenie go do życia. Bardzo potężne i rzadkie, ale są. Może uda nam się go przywrócić. Budzimy go i wyciągamy tyle informacji ile się da. A potem kończymy jego męki. W tej piwnicy musiałby być zamknięty na cztery spusty, prawdopodobnie unieruchomiony. Nie wiemy na jak długo, a być może na zawsze. To los dużo gorszy niż więzienie, to są tortury. Jeżeli jest tam jeszcze odrobina chłopaka, to pochłonęło by go szaleństwo. - Agust rozejrzał się po reszcie, włącznie z kapłanem.
Celaena skinęła głową, zgadzając się z planem paladyna.
- Dobra… to budźmy go.
- Ja bym go od razu wybawił od dalszych męczarni
- powiedział Cahnyr - bo to jedyny, jak słyszałem, sposób na wampiry, ale może macie rację. Chociaż nie żywiłbym zbyt wielkich nadziei.
- Zawsze warto spróbować.
- Cely odpowiedziała pół-elfowi. - Zresztą jeśli będzie się rzucał, to słyszałeś Augusta. Wystarczy jeden szybki ruch kołkiem.
- Modliłem się dnie i noce. Ta Mgła, co otacza całą dolinę, chyba przysłania drogę do bogów
- powiedział smętnie Donavich. - Nieczęsto słyszą nasze modły, a jeszcze mniej na nie odpowiadają. Żyłem cały czas z nadzieją, że mojego syna da się przywrócić. Ale kiedy patrzę na niego, serce mi pęka, bo wiem, że to już nie on. Może i macie rację, że trzymanie go w tej piwnicy jest jeszcze bardziej podłe niż zabicie go, ale ja po prostu nie potrafiłem tego zrobić.
Z głównej sali kościoła dobiegł drużynę krzyk Ireene. Drużyna usłyszała dźwięk dobywanego ostrza.
Agust szybkim ruchem wyrwał Cely kołek i wbił prosto w serce chłopaka. Chwycił młot i ruszył w kierunku głównej sali. Doru jęknął cicho po raz ostatni. Przestał wykazywać jakichkolwiek oznak “życia”. Donavich osunął się po ścianie na ziemię i ukrył twarz w dłoniach, po czym zaczął łkać jak dziecko. Czołgając się po ziemi, zbliżył się do martwego ciała Doru i położył na nim głowę.
Wojownik podążył za paladynem, gotowy na następną walkę, zaś Cahnyr pozostał jeszcze na moment sali, chcąc się przekonać, czy wampir czasem jednak nie wstanie.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-07-2018, 19:46   #30
 
Koinu's Avatar
 
Reputacja: 1 Koinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputację
Gdy Agust i Hassan wbiegli do sali, zobaczyli Ireene i Ismarka stojących przy trumnie, z mieczami w rękach skierowanych w stronę wejścia. Przy wejściu nie było nikogo widać.
Ireene spojrzała na paladyna i wojownika.
- Widziałam wilka. Obserwował nas.
- Jak rozumiem, wilki to tu odwrotność kruków. Zwiastują kłopoty -
powiedział Agust. - Co jest dość logiczne, wilki nie zapuszczają się z same z siebie tak blisko miasta.
- Hmm… to może skoro sprawa Doru jest już rozwiązana, to przejdziemy do zadania związanego z wydostaniem stąd Ireene, zanim te sprowadzające kłopoty wilki postanowią się z nami zapoznać? - rzuciła zaklinaczka.
- Szczególnie, że mamy dwa razy więcej roboty z pogrzebem - mruknął Hassan wskazując głową na pomieszczenie, w którym leżało ciało Doru.
- Potrzebna będzie trumna - dodał cicho Cahnyr. - Ale jak mam powiedzieć Donavichowi, że ma zostawić ciało Doru i zająć się organizowaniem jego pogrzebu.
- To będzie także pogrzeb jego syna, jestem pewna, że zajmie się tym by go godnie pożegnać. Nawet jeśli tej chwili strasznie cierpi z powodu straty... - odparła Cely spoglądając w stronę pomieszczenia, w którym kapłan opłakiwał właśnie swego syna. Nie chciała sobie nawet wyobrażać co musi czuć rodzić, który przeżywa własne dziecko…
- Używacie drewnianych ubrań dla zmarłych? Widziałem krainy, gdzie pali się zmarłych i wkłada ich prochy to takich słoików. U nas bywa różnie. Najczęściej owija się ciało materiałem i przykrywa kamieniami. A jak kto bogaty, chowa w grobowcach i stać go na specjalistów, co po śmierci mogą zachować jego świeżość. - Hassana wciąż fascynowały nowe informacje o dziwnych zwyczajach północnych barbarzyńców.
- Hassanie, może później? - zaproponował Cahnyr, któremu temat wydał się jakby nie na miejscu.
- Tak… to raczej nie pora na dyskusję o różnicach kulturowych. Musimy się śpieszyć - ponaglała pół-elfka.
- Po prostu go pogrzebmy. I to żadne drewniane ubranie, Hassan, a trumna. Taka sama jak tamta, którą pomagałeś nosić. - rzekła uspokojona już nieco pół-orczyca. - Więc mówisz, Aguście, że z tym całym jego panem nie pójdzie tak łatwo? Mam nadzieję… Ten głupek sobie nawet ubzdurał, że się sam uleczy w parę chwil.
- Uleczył by się... gdybym nie użył mojej mocy. Nie jesteśmy przygotowani na takich przeciwników. - Agust wyciągnął jeszcze raz księgę, otworzył na opisie wampira wyższego. Wyjął kartkę z notatkami, i pokazał na mały fragment napisany ręcznym kobiecym pismem: Agust skarbie, nawet nie próbuj.
- W całej książce jest kilka takich notatek, jeżeli moja mistrzyni tak twierdzi, to my raczej nie mamy zbyt dużych szans na razie.
- W tej twojej książce Agust stało, że kołek go odczaruje. Nie pomogło. Chyba trzeba sprawdzać tą twoją wiedzę w praktyce - zawyrokował wojownik nie całkiem przekonany o rzetelności dzieła które uporczywie rycerz tam studiował.
- Gdyby był wampirem wyższym to by go sparaliżował, nie odczarował. Ale jak potem sprawdziłem, okazał się być innym, i zgodnie z księgą kołek go zabił.- Paladyn odpowiedział spokojnie, powoli i dokładnie, akcentując każde słowo.- A kołek… wbiłem żeby nie wrócił w ręce Strahda… Bo obawiam się że możemy za chwile spotkać jego wysłanników...
"Ktoś źle słuchał", pomyślał Cahnyr.
- Musimy nabrać trochę doświadczenia - podsumował wcześniejsze słowa Agusta - jeśli chcemy się zmierzyć z poważniejszymi przeciwnikami. Ale teraz powinniśmy zająć się bieżącymi problemami. Czekają nas dwa pogrzeby. No i trzeba by porozmawiać z Donavichem. - Widać było, że pomysłodawca nie pali się do zrealizowania własnej propozycji.
- Racja, jednak nie możemy być dla niego ostrzy… Właśnie stracił syna, krwiopijcę czy nie - powiedziała Cely. - Pójdę z nim pogadać… - dodała ruszając w stronę pomieszczenia w którym jeszcze przed chwilą walczyli z wampirem.

Kiedy podeszła do opłakującego swego syna kapłana, położyła dłoń na jego ramieniu i powiedziała spokojnym głosem.
- Rozumiem, że odczuwasz w tej chwili ogromny ból i cierpienie… jednak pomyśl w ten sposób, że on w tej chwili już go nie czuje. Jego dusza, odebrana przez Strahda, jest już wolna. Jest jeszcze jedna rzecz, którą możesz zrobić dla swojego syna, chyba wiesz co mam na myśli? - spytała, po czym w milczeniu oczekiwała na jego odpowiedź, starając się przy tym nie patrzeć na pogruchotane ciało Doru.
Kapłan pospiesznie otarł łzy, lecz siedział jeszcze chwilę wtulony w martwego syna.
- Tak. Należy mu się godny pochówek. To był naprawdę dobry chłopak - westchnął ciężko. - jedna trumna znajduje się na cmentarzu. Weźcie ciało Indrovicha Kolyana, ja swego syna zaniosę sam. - powiedział i wstał, po czym ostrożnie, z czułością, podniósł ciało syna.
- Chodźcie za mną. Zaprowadzę was na cmentarz. To tuż za kościołem.
I Donavich powolnym krokiem ruszył ku wyjściu, a następnie skręcił w prawo, za kościół.
Agust skinął głową na Hassana i Mirę, potem szepnął.
- Broń w pogotowiu.- Potem podszedł do trumny byłego burmistrza.
Cely odprowadziła kapłana wzrokiem, po czym podniosła z ziemi kołek, który był przyczyną śmierci chłopaka i schowała go. “Jeszcze może się przydać” pomyślała po czym ruszyła z resztą.
- Broń w pogotowiu? Bijecie się na pogrzebach? Barbarzyństwo! - zdziwił się Hassan słysząc słowa paladyna, ale skorzystał z jego rady i naszykował glewię, pomagając jednocześnie paladynowi przy trumnie.
- Ciii - Agust przyłożył palec do ust - ktoś nas obserwuje. Normalny wilk nie podszedł by tak blisko.
- Pal diabli wilka. Zapolujemy jak skończymy już te pogrzeby. Nuże, nie mamy całego dnia - marudził Hassan.
Paladyn spojrzał na wojownika, i przyglądał się jeszcze w milczeniu.
- Hassan, ty naprawde nie rozumiesz? Tu nic nie jest takie jakie się zdaje. To nie był przypadek. Rzeczy będą się ukrywać pod przykryciem. Musimy być ostrożni.
- Dokładnie. Ta podłoga to mimik, kołek był mimikiem, a kapłan to pewnie doplegander, strzeż się!
- Co tu jest do rozumienia? Jak czegoś nie rozumiem, zabijam to, lub przed tym uciekam. Nie zamierzam wnikać, cóż za barbarbarzyństwo się tu odstawia. Robię swoje i tyle. Łap się za trumnę.
- No, więc ja proszę tylko o to żebyś był gotów zrobić wszystko o czym właśnie wspomniałeś, i nie dał się zaskoczyć.
- Powiedział paladyn zajmując swoje miejsce przy nieboszczyku.
Ireene westchnęła i pokręciła głową, idąc za kapłanem.
- Przynajmniej braciszek nie musi się martwić o moje bezpieczeństwo, z tego co widzę.

Zniknęła zaraz za rogiem, podążając za Donavichem.
Cahnyr zaprosił gestem Cely, by ruszyła wraz z nim za pozostałymi. Wolał, by dziewczyna nie została sama.
- Idę, idę… - powiedziała i podbiegła trochę, żeby zrównać się z zaklinaczem, który uprzejmie podał jej ramię.
Ismark postanowił pomóc nieść trumnę z pozostałymi.
Gdy Cel oraz Cahnyr zbliżyli się jako pierwsi do stojących do nich plecami Donavicha i Ireene, usłyszeli rozmowę.
- Skoro już nie żyje, chyba mogę ci o tym powiedzieć - zaczął Donavich.
Ireene spojrzała na niego zdziwiona i czekała na dalsze słowa.
- Gdy miałaś zaledwie kilka lat, Kolyan Indirovich znalazł cię samotną, na skraju Lasu Swaliskiego, nieopodal Kamiennych Filarów. Mówił mi, że nie pamiętałaś o sobie niczego. Przygarnął cię i wychował jak własną córkę. Nikt oprócz mnie i Indriovicha o tym nie wie, ale gdybym ja odszedł z tego świata, prawda by przepadła. Postanowiłem ci o tym powiedzieć. Mimo, że i tak to niczego nie zmienia. Kochał cię bardzo mocno, tego możesz być pewna.
Ireene nie odzywała się nic a nic. Jej odpowiedzią był nostalgiczny uśmiech i łzy spływające po policzkach. Kiedy zobaczyła dwoje nadchodzących zaklinaczy, pospiesznie otarła łzy i pobiegła wskazać miejsce, w którym miał być pochowany jej ojciec.
- O, tutaj. A tam… - wskazała trzy groby dalej - tam spocznie Doru.
- Dziękuję wam za pomoc. Uważajcie na siebie. Niektórym może się nie spodobać, że ktoś czyni tyle dobra na tych ziemiach - powiedział kapłan, po czym zaczął wypatrywać trumny z ojciem Ireene i Ismarka.
- Nie musisz nam dziękować, robiliśmy co trzeba tylko.
Gdy zobaczył nadchodzącą resztę drużyny, sam podszedł do grobu dla Doru, przy którym stała trumna i ułożył delikatnie ciało syna. Obie trumny znalazły się w końcu na swoich miejscach, a Donavich stanął między nimi i uniósł w górę święty symbol Porannego Pana.

- Panie Poranka, usłysz mnie z odmętów tej przeklętej krainy spowitej wieczną Mgłą. Gdy sprowadzisz Słońce za horyzont, zabierz ze sobą te dwie dusze, które zasługują na twoją łaskę.
Donavich, Ireene i nawet Ismark mieli oczy wypełnione łzami, które jedno mrugnięcie mogło wylać jak rzekę. Kapłan zaczął uroczysty śpiew. Bez słów, po prostu jego wysoki, drżący głos, do którego zaraz dołączyły głosy rodzeństwa. Nikt z nich nie wierzył, że dusze bez problemu trafią w zaświaty. Bo czy bogowie naprawdę słyszą modły ludzi z Barovii? Czy dusze potrafią przedostać się przez Mgłę?
Śpiew trwał długo, lecz żadne z nich nie ustępowało.
- Niech Strahd usłyszy, że jeszcze się nie złamaliśmy. - powiedziała na koniec Ireene - Dziękuję ci, Donavichu, i wam, nowi przyjaciele.
Słońce było już wysoko na niebie i zerwał się delikatny wiatr. Mgła trochę opadła i można było zobaczyć w oddali zamek Ravenloft.
- Hm… Skoro ich dusze mogą już zaznać wiecznego spokoju, to chyba powinniśmy ruszać, co? - spytała Celaena. - Czasu mamy coraz mniej.
- Masz na myśli obóz Vistani?
- spytał Cahnyr. - Powinniśmy zdążyć tam dotrzeć i wrócić przed nocą.
- Nie wiemy co jeszcze może nas spotkać po drodze… - odparła zaklinaczka. - Lepiej być ostrożnym i nie kusić losu. - Spojrzała w kierunku Ravenloft.
- To chyba o tym zamku wspominała wczoraj Alune… - powiedział Cahnyr. - Czy w okolicy jest jeszcze jakiś zamek? - zwrócił się do kapłana i rodzeństwa.
- Nie - odpowiedział Ismark - tylko ten. To jest zamek Ravenloft, posiadłość Strahda von Zarovicha.
Hassan patrzył na budowlę oczami wojownika, szacując siłę jego umocnień, i konstrukcję. Bystre oczy wprawnego zawadiaki starały się wyłowić takie szczegóły jak wielkość okien, i ogólny stan zamku, mogące świadczyć o wielkości załogi czy staranności jego właściciela.
Odległy o jakieś półtora mili zamek wydaje się dotknięty zębem czasu, ale nadal trzyma się mocno i daleko mu do “ruin”.

- Konkretna chawira. - rzuciła Cely patrząc na zamek. - Nieźle się umarlak ustawił.
Agust tylko wzruszył ramionami. Zamek nie zrobił na nim takiego wrażenia.
- Moja rodzina ma podobny tylko w lepszym stanie. Ten się nie sypie, ale jest zaniedbany.
- Widziałem większe i ładniejsze -
powiedział Cahnyr. - Ale i tak nie wiemy, jak głęboko sięga w dół i ile osób tam mieszka. Setka jak nic by się zmieściła, szczególnie jeśli są tam i tacy, co słońca nie lubią.
- Nie każdy urodził się w bogatej rodzinie ze służącymi na każde skinienie palcem. -
Cely rzuciła w stronę Agusta. - Niektórzy mieli trudniejszy start… ale mniejsza. Co do nie lubiących słońca, to paru musi być. Doru wspominał, że było ich więcej, no i sam gospodarz… - Zaklinaczka nigdy nie widziała wspominanego Strahda na oczy, ale samo wspomnienie o nim wywoływało w niej niepokój.
- Zamek jak to zamek… Wszystkie są duże. - Wzruszyła ramionami pół-orczyca.
- Wytłumacz to mojej siostrze.- Agusta przeszedł dreszcz, jakby jakieś wspomnienia nagle przyszły i uderzyły falą. - Niemniej, ja nie zamierzam korzystać z mojej rodziny i jej bogactw. Sam mogę zapracować na własne imię, i pokazać paru osobom że nazwisko Ferhunt może być też kojarzone ze mną. -Odpowiedział zaklinaczce, po czym przyjrzał się raz jeszcze zamkowi.
 
Koinu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172