Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-06-2018, 20:46   #1
 
Slan's Avatar
 
Reputacja: 1 Slan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputację
[Pathfinder RPG] Dziwne Wieki (18+)

Arthmyn Zheevys

Nie był sam. To było najstraszniejsze. Leżał przywiązany do nie czarnego kamienia i wpatrywał się w morze oświetlane trupiobladą poświatą księżyca. Półsiedział, półleżał i jak się obejrzał, mógł zobaczyć pokraczne sylwetki będące jawną parodią istot człekokształtnych. Ludzi o zdeformowanych twarzach, skórze niczym rybia łuska i wyłupiastych oczach stali cicho skandując jakąś cichą pieśń, która jednak wżynała się aż do jądra jego świadomości. Wysoka postać ubrana w groteskową wariację na temat szat kapłana i nosząca tiarę idealnie dopasowaną do jego pokracznej głowy, wpatrywał się w falującą toń wody, która nagle uległa wzburzeniu. Wynurzyły się z niej blade istoty, podobne do tych, jakie go otaczały, lecz po tysiąckroć potworniejsze, Obłe białe kształty o rybo podobnych łbach z wolna sunęły w jego stronę. Wiedział, że idą po niego. Jeśli będzie miał szczęście, zostanie pożarty żywcem, ale miał świadomość, że najpewniej zabiorą go do jednego ze swoich miast, gdzie... Kątem oka zobaczył wysoką postać, mężczyznę o różowej skórze zupełnie pozbawionej owłosienia i pokrytej licznymi czerwonymi szramami, której okrągłe jak u minoga usta, pełne ostrych kłów, zdawały się uśmiechać. Odziana była w żółte postrzępione łachmany, opaska z nich wykonana owinięta była wokół jej oczu. W dłoni trzymała za zakrwawioną brzytwę. Nagle coś się zmieniło w śpiewie, przebiła się w nim obca myśl. Jakby ktoś chciał coś mu przekazać. W końcu usłyszał: „Musisz się obudzić! Teraz! Natychmiast!”. Nagle powrócił do rzeczywistości.
Koszmar trwał.

Umorli Longhammer

Byli wszędzie. Jego bliscy i przyjaciele, wszyscy których znał. Jednak stali się czymś innym. Przemienieni w ohydne zielonkawe stwory o śluzowatej skórze. Wyciągały ku niemu ręce, chcąc zabrać go do swego pana. Nie mógł na to pozwolić, walczył i mordował, kierowany nie świętym gniewem, a nieopisywalnym strachem przed podzieleniem ich losu. Padali pod ciosami jego młota, a potem z braku wody, która była potrzebna im do życia. Ze łzami rozpaczy w oczach wzosił raz po raz swój młot odbierając życie swym krewnym, przyjaciołom, a nawet dawnym towarzyszom broni. W tłumie widział tylko jedną postać jakiej nie spotkał wcześniej, mężczyznę o różowej skórze zupełnie pozbawionej owłosienia i pokrytej licznymi czerwonymi szramami, której okrągłe jak u minoga usta, pełne ostrych kłów, zdawały się uśmiechać. Odziana była w żółte postrzępione łachmany, opaska z nich wykonana owinięta była wokół jej oczu. W dłoni trzymała za zakrwawioną brzytwę.
Na początku mordowani przez niego przyjaciele nic nie mówili, ale gdy zostało ostatnich pięciu, dwie póelfki, diabelstwo, człowiek i Aasimar, każde z nich wypowiadało jedno słowo tuż śmiercią, które razem układały się w zdanie „Musisz się obudzić. Teraz! Natychmiast!. Został sam z potworną istotą w łachmanach, który zadał błyskawiczny cos swoją brzytwą, ale nim ostrze rozpłatało mu brzuch, obudził się.
Koszmar trwał.


Kennick

Był przypięty pasami do krzesła, a cała jego głowa była unieruchomiona przez metakowy stelarz, tak, że nawet nie mógł mówić, tylko ruszać gałkami ocznymi. W mroku jaki go otaczał, widział bluźniercze istoty, przywodzące na myśl wielkie insekty, o głowach dziwnego kształtu. W owadzich kończynach trzymały przyrządy sprawiające wrażenie narzędzi chirurgicznych Lu przyrządów oprawcy . Naprzeciw siebie zobaczył swego brata, przywiązanego do podobnegogo krzesła, ale nie miał unieruchomionej głowy. Nieco powyżej brwi usunięto sklepienie czaszki, której wnętrze było pozbawione mózgu. Wiedział już co tajemnicze insekty zamierzają mu uczynić, ale choć miał usta, to nie mógł krzyczeć. Gdy skalpel zaczął kreślić krwawy okrąg wokół jego głowy, z cienia wyłoniła się postać, mężczyzna o różowej skórze zupełnie pozbawionej owłosienia i pokrytej licznymi czerwonymi szramami, której okrągłe jak u minoga usta, pełne ostrych kłów, zdawały się uśmiechać. Odziana była w żółte postrzępione łachmany, opaska z nich wykonana owinięta była wokół jej oczu. W dłoni trzymała za zakrwawioną brzytwę. W dziwnym przerażającym bzyczeniu jaki porozumiewały się owady usłyszał nagle zrozumiałe słowa. „Musisz się obudzić. Teraz. Natychmiast”. Nagle pokój zniknął i obudził się.
Koszmar trwał.


Sadim

Szedł ulicami pradawnego miasta spowitego przez żółtą mgłę. Był tu już kiedyś i to wielokrotnie, ale teraz było inaczej. Szepty i prawie niesłyszalne rozmowy ustały, a zapach soli mieszał się ze smrodem krwi, który zdawał się dobiegać z jakiegoś miejsca przed nim. Wiedział, że jest obserwowany przez jakąś istotę lub istoty, które wzbudzały grozę w samym mieście. Czuł jakby cały świat zamarł w pełnym napięcia oczekiwaniu. Nagle zobaczył w mgle jakieś dwa kształty… Gdy podszedł bliżej, ujrzał postać, mężczyznę o różowej skórze zupełnie pozbawionej owłosienia i pokrytej licznymi czerwonymi szramami, której okrągłe jak u minoga usta, pełne ostrych kłów, zdawały się uśmiechać. Odziana była w żółte postrzępione łachmany, opaska z nich wykonana owinięta była wokół jej oczu. W dłoni trzymała za zakrwawioną brzytwę. Stała nad ciałem należącym do jego brata Kennicka. Tiefling miał rozpruty brzuch i otwartą klatkę piersiową, z której z chirurgicznym kunsztem wycięto serce i płuca krew układała się w słowa: „Musisz się obudzić. Teraz!.Natychmiast!”. Gdy to przeczytał, zrozumiał i przebudził się.
Koszmar trwał.

Imra Orirel

Była w domu, u swojej matki odwiedzić ją po tych wszystkich latach… Naprawdę tyle minęło? Nie była pewna, ale dawno musiała nie być w rodzinnym pałacu, bowiem miała problem z odnalezieniem drogi pośród ciemnych, cuchnących stęchlizną korytarzy. Te nieliczne okna jakie mijała były zamknięte, ale miała niejasne wrażenie, że widoki rozciągające się za szybami nie przypominały okolicy w jakiej się wychowała, po okresie, który zdawał się trwać niezliczone epoki w dziejach multiuniwesum, trafiła do pokoju swej matki. Panowała tu ciemność rozświetlana ledwie przez lodowato zimny blask księżyca. Kobieta siedziała na fotelu, ale jej oblicze znajdowało się w nieprzeniknionym cieniu. Matka wykonała gest, nakazujący córce podejść. Gdy jednak się zbliżyła, zobaczyła w zwierciadle jakąś postać, której nie było w pokoju, mężczyznę o różowej skórze zupełnie pozbawionej owłosienia i pokrytej licznymi czerwonymi szramami, której okrągłe jak u minoga usta, pełne ostrych kłów, zdawały się uśmiechać. Odziana była w żółte postrzępione łachmany, opaska z nich wykonana owinięta była wokół jej oczu. W dłoni trzymała za zakrwawioną brzytwę. Nim zdążyła zareagować, jej matka pochyliła się i ujrzała jej oblicze. Twarz kobiety była nabrzmiała i sinoczarna, a włosy brudne i zlepione jakąś ropną substancją. Oczy były dwiema otchłaniami ciemności, a czarne wargi wykrzywione były w szyderczym, sadystycznym uśmiechu. Wyszeptała cicho: „Musisz się obudzić. Teraz! Natychmiast!” Przebudziła się
Koszmar trwał.

Wszyscy.
Przebudziliście się z koszmarnego snu w koszmarną rzeczywistość. Znajdowaliście się w ciasnych celach w lochu lub piwnicy. Cele były trzy, dwie naprzeciw siebie i jena kawałek na uboczu, na lewo od górnej celi. Wszystkie były ciasne i z trudem mogły pomieścić troje humanoidów normalnej wielkości i pozbawione były jakikolwiek posłań czy czegoś innego, co pozwoliłoby przetrzymywać więźniów przez służszy czas. Jednak prawdziwy horror dział się pomiędzy dwoma celami, tej na górze i tej na dole. Na wielkim stalowym stole operacyjnym leż mężczyzna. Był prawie nagi a całe jego ciało pokryte było setką drobnych nacięć. Usiłował się uwolnić z bandaży, którymi przywiązano go do stołu.
- Słyszeliście co mówiłem? Musicie się obudzić – krzyknął. Nad nim pochylała się wysoka brązowowłosa w zakrwawionym kilcie lekarskim. Wpatrywała się z fascynacją w rany mężczyzny i oblizawszy się zaczęła wodzić nad mężczyzną swym szkarłatnym skalpelem. Przy pasie miała pęk kluczy. Za kobietą znajdował się blat pełen lekarskich i ogrodniczych narzędzi. Tu też znajdowała się lampa oświetlająca jasno pomieszczenie.
Obserwowaliście to wszystko ze zgrozą, która tylko się nasiliła, gdy zdaliście sobie sprawę, że nie macie właściwie pojęcia gdzie jesteście, ani jak się tu znaleźliście. Nosiliście białe piżamy szpitalne oraz bieliźnie, ale po za tym nic nie mieliście. Wiedzieliście kim jesteście, ale nie rozpoznawaliście pozostałych(za wyjątkiem Kennicka i Sadima oczywiście, którzy znają się z dzieciństwa ), choć wydawali się wam skądś znajomi i godni zaufani. To ich Umorli zgładził w końcówce swego sny. Mieliście niejasne wrażenie, że nie pamiętacie nic spośród ostatnich kilku miesięcy… Przynajmniej kilku.
 
__________________
Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija

Ostatnio edytowane przez Slan : 24-07-2018 o 21:05.
Slan jest offline  
Stary 22-06-2018, 13:49   #2
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Sen był potworny. Sala przypominająca laboratorium, przedziwne, owadzie stwory przeprowadzające najwyraźniej jakieś badania na nim, a co najgorsze, widok jego brata, martwego, z otworzoną czaszką, z której usunięto mózg. Kennick potrafił znieść naprawdę dużo, ale nie to, że nie zdołał obronić Sadima. Chciał wyć, rzucać się, gryźć, szarpać, ale nie mógł - coś go unieruchomiło, podczas gdy wielkie insekty najwyraźniej zabierały się za drugi obiekt, jego samego. Wtedy pojawił się ten dziwaczny mężczyzna w łachmanach i z twarzą ozdobioną paskudnymi zębiskami. ~Wygląda podobnie~ szybka, niepoważna myśl przebiegła przez umysł diablęcia, które zaczęło dochodzić do wniosku, że to może nie być tylko paskudny koszmar - wszystko wydawało się zbyt wyraźne…

Obudził się, praktycznie zrywając na nogi. ~To nie biuro, gdzie ja jestem?!~ Rozejrzał się szybko - mała cela, trzy na pięć kroków, zaokrąglona, kraty stalowe, brak okien - prawdopodobnie podziemny loch,
przystosowany do trzymania pojedynczych więźniów. W tej jednak leżały jeszcze dwie postacie, nieprzytomne, ale skądś znajome.~Oby śnili o czymś przyjemniejszym niż ja. Co ja w ogóle tu robię? Kto mnie ubrał w szpitalne łachy? Gdzie są moje rzeczy? Byłem przecież w biurze, podsumowywałem właśnie ostatnią sprawę, a potem… Cholera, nic!~ Kennick miał ochotę zawyć z bezsilności - mniej niż uwięzienie złościł go fakt, że czegoś nie zapamiętał, to się przecież nie zdarzało! Nagle usłyszał jakiś rumor. Urwał szybko kawałek materiału ze swojej piżamy i zasłonił usta, po czym wyjrzał przez kraty. Większe pomieszczenie - korytarz, pięć na dwadzieścia kroków, część po prawo zapadnięta, prawdopodobnie zniszczona cela, po lewej stronie zwężenie, z pewnością wyjście, schody na górę. Naprzeciwko cela, także kilka leżących istot. Środek komnaty, stół operacyjny - lekarz w trakcie zabiegu? Nie, prawda była znacznie gorsza.

Wzdrygnął się - widział już niejedną ofiarę morderstwa, ale wyglądało naprawdę źle, tym bardziej, że “ofiara” jeszcze żyła, i była świadoma. Zmaltretowany mężczyzna wił się przywiązany do stołu operacyjnego, każąc im się obudzić. Pochylająca się nad nim kobieta w lekarskim kilcie i ze skalpelem w ręku najwyraźniej miała zamiar kontynuować swoje makabryczne dzieło, czymkolwiek ono było. Trzeba było działać - miał nadzieję, że jeśli kobieta go nie zauważy, w obchodząc stół zbliży się na tyle, by mógł zwinąć jej klucze - istniało duże prawdopodobieństwo, że wśród nich będzie klucz do celi. A jeśli go zobaczy, to powinna przynajmniej na chwilę przestać męczyć tego biedak na stole, zaskoczona widokiem przebudzonego “pacjenta”. Wygląd Kennicka zwracał uwagę - był wysokim, mającym ponad sześć stóp wzrostu i dobrze zbudowanym mężczyzną o ciemnych włosach do ramion, teraz przetłuszczonych i opadających na twarz, której dolna połowa była zasłonięta kawałkiem materiału. Szczególnie w oczy rzucały się wyrastające spomiędzy nich czarne, lekko zakrzywione rogi, a także pokryty delikatnym włosiem ogon, który teraz poruszał się niespokojnie.
Widząc, że kobieta nie rusza się z miejsca, chrząknął i odezwał się chrapliwym głosem, chcąc zwabić ją w zasięg rąk:
- Eee... pani doktor? Chyba dzieje się tu coś nie tak, reszta pacjentów leży i coś z nich cieknie...

 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 24-06-2018 o 14:17. Powód: Dodałem rzut
Sindarin jest offline  
Stary 24-06-2018, 21:33   #3
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Arthmyn z wyraźnym brakiem sympatii, że sporą dozą lęku, przyglądał się otaczającym go stworom.
Nie pamiętał dokładnie, w jakich warunkach się spotkali, ale miał świadomość, że ich zamiary nie należą do przyjaznych. Wiele niepochlebnych opowieści o tym ludzie krążyło po świecie. Mówiono między innymi, iż są zdegenerowanymi potomkowie gorszych jeszcze stworzeń, zamieszkujących wodne otchłanie. Ponoć, bo jakoś trudno było spotkać kogoś, kto takie spotkanie przeżył.
Skandujące jakąś pieśń stwory nie wyglądały miło i sympatycznie, a
przywiązanie kogoś do wyglądającego jak ołtarz głazy zdecydowanie nie wyglądało na gest przyjacielski. Wprost przeciwnie.
Szarpnął się, lecz więzy były zbyt silne. Mógł jedynie czekać na to, co nastąpi i zastanawiać się, czy zdąży umrzeć, nim spotka go los gorszy od śmierci.
Niestety bowiem okazało się, że powtarzane po cichu opowieści mówią prawdę. Arthmyn zamknął oczy, by nie widzieć wyłaniającej się z wody GROZY.

Gdy ponownie je otworzył, nie było ani głazu, ani więzów, ani potworów. Co wcale nie znaczyło, że obecna sytuacja Arthmynowi się podobała.
Był, zapewne, w jakimś więzieniu, w towarzystwie osób, których nie pamiętał, a na dodatek jakaś niewiasta przeprowadzała sekcję człowieka, który najwyraźniej jeszcze żył.
Nie wiedział, jak i dlaczego zjawił się w tym przeklętym miejscu, ale wiedział za to, że nie ma zamiaru znaleźć się na stole w charakterze kolejnego eksponatu do eksperymentów. I miał zamiar zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić. Na przykład użyć czarów... gdy tylko sobie przypomni, co umie.
Jeśli w ogóle to sobie przypomni...
 
Kerm jest offline  
Stary 24-06-2018, 22:39   #4
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
W ciemnym pokoju siedziała jej matka. Patrzyła smutno przez okno na ciemne chmury zapowiadające burzową noc. Imra przyklękła przed nią wypełniając tym samym należyte grzeczności. Trwała tak aż usłyszała deszcz uderzający o szyby.
- Mamo…
- Tutaj jestem dla ciebie Lady Orirel.
- Milady, zostałam zwolniona ze służby w wojsku. Oddelegowano mnie do prywatnej gwardii rodu Orirel. Będę teraz służyć jako ochroniarz Lafariela Orirel.
Lady Shalhiera Orirel przeniosła swoje spojrzenie na klęczącą półelfkę. W jej oczach widać było wielki smutek. Wstała ze swojego obitego fotela szeleszcząc ozdobną szatą.
- Moja córko… - Łzy zaczęły napływać do jej oczu. Imra podniosła głowę. Matka musiała znów wspominać jej ojca. Pojawił się w jej życiu, rozkochał w sobie i znikł. A ona wciąż go kochała.
- To wszystko dzieje się tak szybko - Lady Orirel mówiła dalej sięgając dłońmi do twarzy Imry. - Tak szybko. Rolą dzieci jest przeżyć swoich rodziców, a ty… ty już wchodzisz w dorosłość. Dwadzieścia pięć lat i ty już odbyłaś starz w wojsku. Jak ja przetrwam, kiedy ciebie już nie będzie?
Imra poczuła jak w jej gardle rośnie gula. Wstała i pozwoliła się objąć Lady Orirel. Może kiedyś nie będzie słuchać o tym jak niewiele jej życia zostało. Może kiedyś jej własna matka nie będzie postrzegać jej życia przez pryzmat krwi jej ojca. Krwi pełnej konfliktu. Krwi niosącej smoczy gniew. Krwi, dzięki której może więcej niż większość.
- Dasz radę mamo. Znajdź kogoś. Elfa najlepiej. Wiesz, że rodzina byłaby z tego zadowolona. Ja sobie poradzę. Lafariel nie będzie sprawiał mi kłopotów. Zobaczysz. Będzie dobrze. Będzie dobrze.



***

Imra miała paskudny sen. Spodziewała się jednak przebudzić w swoim łóżku. Już przy pierwszych powrotach świadomości zrozumiała, że coś jest nie tak. Wytrenowany umysł żołnierza zaczął analizować podłoże na jakim leżała. Zimne i twarde kamienie nie dały się pomylić z średnio wygodnym materacem jaki zaoferował kuzyn. Nawet jeśli była częścią rodziny, przez pochodzenie patrzono na nią z góry. Wcześniej, wysłana jako żołnierz przez swój ród, sypiała wielokrotnie na ziemi i derkach. To też nie było to uczucie. Lochy. Wilgotność w powietrzu, mokre spoiny, zimno jednoznacznie wskazywały, że nie mogła się mylić. Podniosła się na łokcie sycząc przy tym, bo całe ciało miała obolałe. Jak długo leżała? Dlaczego jest w tym miejscu? Te pytania naturalnie przyszły do głowy. Potem były kolejne. Kto ją tutaj sprowadził? Dlaczego? Czy sen w którym widziała tak potwornie zmienioną matkę miał coś z tym wspólnego? Imra zdzieliła się po twarzy zmuszając do pozbycia niepotrzebnych myśli. Żołnierzu na nogi!

Imra ubrana w takie same szmaty co reszta nie prezentowała się tak dumnie jakby mogła. Spod szmat jakie dostała prześwitywały jednak mięśnie. Była osobą, która musiała wiele ćwiczyć. Jej czarne włosy sięgały ramion, a grzywka zasłaniała jedno z jej ciemno turkusowych oczu. Ich oprawcy nie przejmowali się zbytnio stanem więźniów, bo Imra była umalowana. Usta pokolorowane ciemnofioletową szminką, a oczy czarną kredką z fantazyjnymi kreskami schodzącymi na policzki. Przede wszystkim była półelfką.

Nie była sama w celi. W ciasnym pomieszczeniu nie pozwalającym na wiele swobody nawet dla jednej osoby wrzucono, aż trzy. Mężczyzna, który zbudził się przed nią miał rogi – ewidentny dowód na domieszkę diabelskiej krwi w swoich żyłach. Z jakiegoś powodu porwał swoją szatę aby zasłonić twarz. Niechybnie przedstawiciel półświatka, psia jego mać. Nie była ze straży, ale te typy zawsze stanowiły problem. Mimo to miała niejasne przeczucie, że temu konkretnemu diabelstwu mogłaby zaufać. Potem usłyszała krzyk. Ten sam, który przebudził ją ze snu.

- Słyszeliście co mówiłem? Musicie się obudzić! – męski głos rozszedł się po kamiennych pomieszczeniach. Imra wstała i dopadła do krat jakie dzieliły jej celę i salę. Rozszerzyła oczy widząc człowieka leżącego na stole tortur. Całe jego ciało było poharatane drobnymi nacięciami. Brązowowłosa kobieta pochylała się nad nim z ewidentnie niedobrymi intencjami. Skalpel w jej ręku wodził nad półnagim ciałem chcąc się ponownie w nim zatopić. W zasadzie Imra nie miała pojęcia kim jest ten mężczyzna. Nie potrafiła też powiedzieć co robiła nim trafiła do lochów. Pamiętała tylko jedno spotkanie ze swoją matką, a reszta... reszta to było tylko przeczucie. Jakby ktoś rzucił cień na całą jej pamięć. Burzowe chmury kłębiły się przed jej oczami zasłaniając jej przeszłość, ją samą.

Z zamyślenia wyrwało ją rogacz wołający do brązowowłosej kobiety.

- Eee... pani doktor? Chyba dzieje się tu coś nie tak, reszta pacjentów leży i coś z nich cieknie...

Spojrzała na niego, a potem na kobietę i zrozumiała co ten zamierza zrobić. Jej cierpliwość była jednak krótsza. Zacisnęła mocniej dłonie na kratach i z rykiem godnym burzowego smoka zaczęła nimi trząść. Bezskutecznie. Nawet nie nadkruszyła zaprawy. Jej ciało było słabe. Nie pomyślała o tym wcześniej. Przecież mogli ich nie karmić i trzymać tygodniami jak jeńców wojennych. Musiała jednak dotrzeć do tego mężczyzny na stole, może on... może on coś wiedział.
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 24-06-2018 o 23:30.
Asderuki jest offline  
Stary 25-06-2018, 02:40   #5
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Czym jesteś?
Co zrobiłeś?
Dlaczego?
Kim jestem?
Co ja tu robię?
Czy to…?



O nie!
...
Musisz się obudzić!
Teraz!
Natychmiast!


*


Sadim zerwał się do pozycji siedzącej, głośno dysząc i łapiąc się za głowę, dziękując wszystkim bogom, że wyrwał się z okropnego koszmaru - bardzo podobnego do tych, które go dawno temu prześladowały. Jego oczy poraziło światło. Otępiałe zmysły z trudnością odbierały bodźce zewnętrzne, rejestrując jedynie ból i osłabienie. Jego świadomość wracała do prawdziwego świata… jednak myślami wciąż jednak wracał do snu, jaki go nawiedził. Miasto… Gdy był jeszcze młody, to przestraszony przechadzał się jego ulicami, czując wszystko tak, jakby był tam naprawdę. Przenikliwy zimny wiatr, zapach soli, skrzypienie mokrego piachu pod stopami, widok oblepionych koralowcem budynków, przecinających niczym kawałki szkła gwiazd oraz żółtej mgły. Docierające do jego uszu szepty…
Ale zawsze był sam. I to był tylko sen.
A teraz… teraz to było coś innego.
Cisza… i krew. Istota… brzytwa... i Kennick. Martwy. Martwy tak bardzo, jak to tylko było możliwe.
Nie!
Szeroko otworzył oczy, nawet nie przejmując się bólem wywoływanym przez blask lampy. Próbował się zerwać na równe nogi. Wyszarpnąć się z tego marazmu, jaki go dopadł! Biec!
Na próżno. Poczuł się tak, jakby odebrano mu wszystkie siły. Upadł na podłogę u stóp współwięźnia, dotkliwie obijając sobie przy tym głowę. Nigdy nie był tak słaby. Jego wychudzone ciało mu ciążyło. Był blady, cały w jakichś dziwnych zadrapaniach. Dygotał. Było mu zimno. Zbyt duże ubrania szpitalne nie dawały żadnej ochrony przed chłodem. Nawet pharasmijskie krypty uważane przez niego za więzienie były bardziej gościnne niż ten loch. Jedynie dzięki silnej woli zdołał się znów unieść i usiąść.

Rozglądał się gorączkowo, próbując przeanalizować sytuację i nie panikować. Nie wszystko do niego docierało. Wzrok był rozmyty, a lampa wcale nie pomagała. Słyszał tylko krzyki… i muzykę. Tę cholerną muzykę, która również się czasami pojawiała w jego snach. Muzykę w tym dziwnym języku, jaki opanował z dnia na dzień…

Time is short, all the eons paused
Here rides the winter with stellar fall
Hide this soul from the morning’s dawn
A birth of darkness, in shadows crawl[...]



~ Idź precz! ~ krzykiem zagłuszył pieśń w myślach, odruchowo chcąc złapać za wisior z świętym symbolem boga magii zawsze wiszący na jego szyi, by dodać sobie odwagi, ale…
… nie znalazł go tam.
Tak samo nie miał szans na odnalezienie swojego pamiętnika, który zawsze nosił przy sobie, ponieważ był w innych szatach!
Na zewnątrz jego panika nie była widoczna, jednak wewnątrz aż się w nim gotowało. Gorączkowo próbował sobie przypomnieć ostatnią rzecz, nim się tutaj znalazł. Wracał do swojego domu z biura Kennicka, gdy to razem zajmowali się sprawą bestialskiego zamordowania dwóch kapłanek Pharasmy, ale to… tyle. Nie pamiętał w ogóle szczegółów oraz wniosków, do jakich doszli. Nie pamiętał nawet czy w ogóle przeszedł przez próg swego mieszkania. Jego myśli były jednym wielkim bałaganem. Tak jakby ktoś mu coś z głowy wyciął brzytwą pamięć.
Brzytwa… Nie, to był tylko sen. Tylko sen. Kolejny z koszmarów. Tak, Sadimie? Kolejny. Kennick na pewno żyje. Sny nie pokazują rzeczywistości.
To dlaczego tak bardzo odczuwasz te sny?

Brak odpowiedzi.

Poczuł się dopiero nieco lepiej, gdy jego zmysły wyostrzyły się na tyle, by ujrzał swego brata. Tylko nieco, bowiem on był dokładnie w takiej samej sytuacji, jak wszyscy pozostali. Kim w ogóle oni byli? I czemu wydawali się tacy znajomi, choć ich imiona przesłaniała mgła?
Na razie uznał za najrozsądniejsze siedzenie cicho. Kennick coś kombinował. Mimo wszystko cieszył się, że ten wiele się nie zmienił i w ogóle nie stracił bystrości swego umysłu nawet w takiej chwili. A człowiekowi będącemu teraz na stole zawdzięczali życie. Musieli mu pomóc.

Brzytwa… Skalpel… Kobieta i potwór ze snu… Zdawali mu się tacy podobni.

Gdyby tylko znał prawdziwą magię… tą tajemną… może by był w stanie ich ocalić, jednak w tym momencie miał problem, by wypowiedzieć jakiekolwiek słowo.

Nethysie, daj mi siłę.
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 25-06-2018 o 02:50.
Flamedancer jest offline  
Stary 25-06-2018, 17:42   #6
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Umorli trząsł się ze strachu i wściekłości.

Widział wszystkich swoich bliskich. Nie widział ich od lat, od momentu, gdy abolethy najechały jego rodzinną wioskę i ich wszystkich zabiły. Tak bardzo zawsze chciał ujrzeć ich twarze, usłyszeć ich głosy, patrzeć na nich i śmiać się razem z nimi. Jego matka, ojciec, wioskowy kapłan, przyjaciele, z którymi przechylił niejeden kufel piwa i podrywał niejedną dziewoję.

Powinien się cieszyć. Zamiast tego, jego serce wypełniała trwoga.

Wszyscy byli zieloni, oślizgli, potworne chimery krasnoludów i potworów z głębin. Przywodzili na myśl Longhammerowi wszystkie te okropne istoty, które tamtego pamiętnego dnia poprzysiągł zwalczać. Nie miał wyboru. Z łzami w oczach i sercem, które z przerażenia chciało mu się wyrwać z piersi, machał swym młotem bojowym na lewo i prawo, uderzając z boku w żebra, od dołu w żuchwy i od góry w czerepy monstrów, które ledwo rozpoznawał jako dawno zamordowanych najbliższych.

W jego pobliżu znalazło się kolejne wynaturzenie, którego nie widział nigdy przedtem, nawet nie wiedział, że coś – ktoś? - że ktoś taki mógł istnieć. Nie miał jednak czasu do namysłu, uderzał dalej swą bronią. Wrogowie przerzedzali się, zostało ich już tylko kilku. Coś mówili tuż przed śmiercią. Coś o braku czasu i pobudce? Cóż to mogło znaczyć?

Wtem nieznajoma postać zbliżyła się do Umorliego. Nie miał jak się bronić, miał ręce jak z waty, a serce podeszło mu do gardła. Zamknął oczy, gotów na bolesny, ostateczny cios, gdy nagle…

Przebudził się. Leżał na twardej, kamiennej podłodze w małej celi. Podniósł się powoli, otwierając oczy. Nie wiedział jak tu trafił, niewiele pamiętał, a głowa go strasznie bolała. Miał też krwotok z nosa.

W innych celach byli inni ludzie – miał niejasne wrażenie, że skądś ich zna, ale nie wiedział aktualnie kim są i co, jeśli cokolwiek, ich łączyło – a na środku więzienia, poza celami w których się znajdowali, jakaś „pani doktor” prowadziła swe groteskowe badania – czyli robiła wiwisekcję jakiemuś mężczyźnie.

Gdy Umorli się zorientował, co widzi i że nie jest to kolejny sen, żółć podeszła mu do gardła. Przełknął ślinę, starając się opanować mdłości. Zajęło mu to kilka sekund.

W tym samym czasie jego współosadzeni zaczęli odpowiadać na makabryczną sytuację. Ktoś chciał rozproszyć uwagę „lekarki”, ktoś inny wyważyć kraty. Umorliemu spodobał się ten drugi pomysł, ale – o bogowie – jego ciało było takie osłabione. Nie wiedział co mu się stało, ale mógł śmiało założyć, że nie trenował w ostatnim czasie.

Mimo to, chwycił oburącz za kraty i zaczął nimi trząść. Oby były stare, oby były stare – modlił się do swojej boskiej patronki.

Niestety, nie udało mu się nic wskórać. Miał nadzieję, że jego towarzyszom niedoli pójdzie lepiej.

Rzut na wyważenie krat: 4
LINK: Kostnica

 
Kaworu jest offline  
Stary 26-06-2018, 20:03   #7
 
Slan's Avatar
 
Reputacja: 1 Slan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputację
Kobieta poderwała się jakby nieco zaskoczona.
- Nie śpią już? Za wcześnie. Zabawa będzie trudniejsza. Oj tak . Ale po prostu poczekamy… – rzekła i podeszła do drzwi, a jej stopy zastukały głośno o posadzkę. Stanę przed Kennikiem i przekrzywiła głowę jak zaciekawiony psiak.
- Ciekną? Jak ciekną to zaszyjemy. Tak! Zaszyjemy! – gdy rzekła, a wtedy Irma i Umorli kolejno natarli na drzwi „Lekarka” odwróciwszy się ku kobiecie nie zauważyła, jak Kennick odebrał jej klucze. Popatrzyła w oczy półelfce i wtedy twarz lekarki zafalowała. Jej mięśnie i kości zdawały się przestawiać, aż przybrała wygląd szlachcianki. Wyglądała identycznie jak Irma, odpowiedziała nawet jej głosem.
- Ty będziesz następna! Urżnę ci te parszywe kulasy! Tak! Na to zasługujesz! – groziła jej skalpelem.
 
__________________
Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija

Ostatnio edytowane przez Slan : 27-06-2018 o 15:43.
Slan jest offline  
Stary 27-06-2018, 14:44   #8
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Półelfka rozszerzyła oczy ze strachu. Odruchowo puściła kraty cofając się o krok. Przez jej twarz przemknął wyraz odrazy. Pierwszy ukłucie obawy zbledło zastępując je obrzydzeniem, a potem gniewem. Śmiała zabierać jej twarz? Grozić? Pewnie ich wszystkich tutaj jeszcze uwięziła! Imra zgrzytnęła zębami i zacisnęła pięści. Krew zagotowała się się w jej żyłach, a z oczu poleciały iskry. Rzuciła się ponownie na kratę uderzając w nią z całym gniewem jaki się w niej zebrał. Metalowe pręty wygięły się, a zawiasy zatrzeszczały. Imra ponowiła uderzenie wywalając kratowane drzwi na zewnątrz, otwierając jednocześnie pozostałym więźniom drogę ucieczki.

- Obetniesz mi kulasy taak? No to się przekonajmy kto tu komu je urżnie. - Imra stanęła naprzeciw pani doktor z ulatującymi łukami elektryczności z oczu.

Krytyk na kości na wyważenie kraty 1d20+4 => 24
Rzut na zastraszenie = 16

 
Asderuki jest offline  
Stary 28-06-2018, 18:54   #9
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Umorli ucieszył się, widząc, że jest już wolny. Najpierw koszmar we śnie,potem koszmar na jawie, przynajmniej teraz miał możliwość obrony i ruchu. Wyszedł powoli z celi, rozglądając sięna boki w poszukiwaniu jakiejś broni i llepszego zorientowania się w sytuacji.

- Ej, panienko! - krzyknął do mrocznej lekarki - jest nas tu nieco więcej, więc może byś się tak poddała, co? I tego pana też zostaw, niczego Ci nie zrobił. Odłóż co masz w swoich rękach, podnieść je wysoko i pod ścianę, teraz to my tu rządzimy! - rozkazał. Starał się brzmieć pewnie, ale fakty są takie, że nie był wcale przekonany co do tego, że to oni mają przewagę.
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 28-06-2018 o 20:32.
Kaworu jest offline  
Stary 28-06-2018, 23:16   #10
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zabawa? Ta kobieta była z pewnością nienormalna, skoro uważała torturowanie kogoś za zabawę.
Najwyraźniej jednak nie tylko Arthym miał negatywną opinię o przyodzienej w biel kobiecie. Sąsiedzi z celi leżącej naprzeciw również okazali swój brak aprobaty, na dodatek w bardzo efektowny sposób.
Oddzielająca ich od wolności krata pękła, a więźniowie wydostali się z celi.
Arthymowi pozostało czekać na okazję, by włączyć się do walki - na przykład używając zaklęć, które powoli sobie zaczął przypominać.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172