Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-11-2018, 14:06   #31
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
[media]http://db4sgowjqfwig.cloudfront.net/images/5025342/pseudodragon2.jpg[/media]
Anur cisnął torbę Rada z powrotem w "wampira"... a raczej w jego kolana, bo wyżej nie sięgał. Następnie skierował się do smoka i powoli z uśmiechem przemówił. - Hejj... Uratowaliśmy cię przed szczurami, bo nie często się smoki na mieście spotyka. Czy wszystko w porządku? Moja magia nie jest zbyt silna. Dobrze byłoby zabrać cię do świątyni - zaproponował wyciągając dłoń. W myślach zastanawiał się, po co weszli w takie ryzyko dla jakiejś jaszczurki.
Mimo że Anur, który był obecnie jedynym potrafiącym ukoić ból stworzenia, użył ostatniego zapamiętanego zaklęcia, by uleczyć pseudosmoka, na smukłym pyszczku pomniejszego, czarnołuskiego kuzyna smoków wciąż malował się grymas niezadowolenia. Uniósł zakończony żądłem ogon i syknął na ciebie jak rozzłoszczona żmija. Może był jeszcze oszołomiony nagłym rozwojem wypadków, a może to dlatego, iż rzadko kiedy pseudosmoki towarzyszyły gnomom i zwyczajnie ich nie miał okazji poznać. Najczęściej się zdarzało, że stworzenia te stawały się kompanami ludzi, rzadziej elfów czy niziołków. Choć może był chyba jeszcze inny powód... W myślach Anura pojawił się budzący ciarki obraz ciemnej, pustej sali świątyni z wielkim ołtarzem w kształcie obsydianowej dłoni. Widać nie miał najlepszych skojarzeń z kapłanami i świątyniami.

Alia z przerażeniem patrzyła na rany po ugryzieniach szczurów, zęby gryzoni wgryzły się niebezpiecznie blisko tętnicy. Mało brakowało a poległaby przez “dzieci kanałów” zresztą… nie tylko ona. Wiedźma była zbyt obolała i zmęczona, żeby się nawet złościć. Spojrzała na półdrowa i naprawdę musiała się przemóc by nie uciąć mu uszu. Za głupotę i dla samych uszu rzecz jasna. Wiedźma rozejrzała się po zaułku w którym niemal przyszło im skonać. Jej krucze oczy zogniskowaly się na stworzeniu dla którego z łaski drowa mało co nie skonała od jakiś zapchlonych szczurów. Alia kulejąc na pogryzionej nodze dokuśtykała bliżej Anura i stworzenia.
- Rany zatrute, nie zagoją się - powiedziała ni to do siebie ni to do gnoma po czym spojrzała na pseudosmoka i natychmiast przypomniała sobie o wszystkich pieniądzach które już dzisiaj stracili.
- Nie zagoi się samo - wiedźma powiedziała w smoczym bezpośrednio do stworzenia.
O smokach większość z was wiedziała tylko tyle, że były wielkie, porośnięte łuskami i miały skrzydła. Zakharyjczyk wydawał się nawet nie być pewien, z czym tak naprawdę macie do czynienia. Ciężko wam było stwierdzić, czy pseudosmok był samcem, czy samicą. Natomiast Alia i Rad’ghanuz kojarzyli nawet kryteria wyznaczające przynależność do rodzaju prawdziwych smoków. Co więcej, czarodziejka wiedziała, ile może być wart jad pseudosmoka albo jego odporna na magię krew. Jako jedyna rozumiała też, że stworzenie nie miało w rzeczywistości łusek czarnego koloru. Tak naprawdę były czerwonawo-brązowe, jednak ich barwa mogła być zmieniana w zależności od otoczenia dzięki specyficznej skórze. Przez impulsy nerwowe ciemna substancja znajdująca się pod łuskami twardości ludzkiego paznokcia rozprzestrzeniała się po komórkach, nakładając się na typowe dla istoty czerwone zabarwienie. Każda warstwa skóry miała inny odcień reagującej na impulsy substancji, dzięki czemu pseudosmok mógł stawać się zielony, brązowy, czarny, a nawet łączyć te kolory w bardziej skomplikowany wzór. Niestety dlatego też często kończyły swoje żywoty jako składniki do zaklętych przedmiotów związanych z iluzjami i manipulacją barwami.
Diagnoza Alii sprawiła, że przerażenie ustąpiło. Stworzeniu pozostało jeszcze na tyle rozsądku, aby ocenić swój stan. Ogon opadł, a rozsyczany pseudosmok zamilkł i poruszył się tylko niepewnie. Nie sfrunął jednak do Alii. Przemówiła tylko do jego rozumu - i dobrze trafiła, bo wydawał się być wyrachowany i kalkulujący - ale nie do serca. Brakowało “wisienki na torcie”.

Githyanki kiwnął głową z podziękowaniem w stronę Anura. Gnom mimo swojego ciętego języka i talentu do pakowania się w kłopoty potrafił pilnować powierzonych mu spraw.
- Najpierw musimy sami się połatać - zwrócił się Rad’ganuz do wiedźmy. Starał się nie okazywać przy tym bólu, jednak spora rana na łydce skutecznie dawała o sobie znać. - Na pewno ma jakiegoś właściciela. Zaprowadzi nas do niego i odbierzemy znaleźne bez trwonienia złota w świątyniach.
- Nie róbcie gwałtownych ruchów - poradził cicho Hassan towarzyszom na ziemi - Spokojnie mały... spokojnie… - Hassan uspokajał siedzącego na dachu smoka, patrzącego na Leshanę. - Dasz radę go uspokoić? - zapytał cicho w elfim języku, zerkając na wojowniczkę. Skrwawioną glewię opuścił, nie chcąc straszyć stworzenia, i celowo odsunął ostrze w cień, aby żaden poblask nie przestraszył tego przedziwnego zwierzaka.
Elfka spojrzała na wojownika podobnie jak w “Rozochoconej Syrence”. Czy ona naprawdę wyglądała na kogoś kto nadawał się do gadania lub uspokajania. Westchnęła ciężko i przykucnęła na krawędzi dachu wpatrując się w pseudosmoka. Czemu czuła jak ją wołał? Czemu czuła jego cierpienie? Irytacja narastałą w niej sprawiając, że zacisnęła dłonie w pięści. Jej spojrzenie natrafiło na oczy małej pokraki.
- Jak będziesz grzeczny spróbujemy się tobą zająć. - Powiedziała bez przekonania do pseudosmoka. - Istnieje nawet znaczna szansa na to, że dam ci coś do jedzenia.
Pseudosmok przefrunął z dachu na dach i usiadł obok Leshany. Przedstawił się jako: “Figlarny odkrywca, którego nos utknął kiedyś w ulu i który próbował osaczyć skunksa w jaskini”, a przynajmniej taki opis ułożyłaś na podstawie komunikowanych w myślach obrazów. Będziesz musiała to jakoś skrócić... Chwilę później w twoim umyśle ukazały się szybko: brązowa mysz, wróbel, jagody, jabłko. Miał widać przygotowany cały jadłospis... i wydawał się być wybredny. Przystanął ochoczo z nogi na nogę, zaskrzeczał jak pisklę i czekał na jakiś przysmak.

- Może być Figiel? - Leshana sięgnęła do sakwy ze swoimi rzeczami i wydobyła z niej jabłko. Podała je pseudosmokowi. - Musimy ruszać i zająć się naszymi sprawami, możesz jeść siedząc mi na ramieniu?
Pseudosmok kiwnął łebkiem. Zrozumiał Leshanę i się jej posłuchał. Po takich przygodach pałaszowanie jabłka pochłonęło go bez reszty.

Elfka upewniła się, że gad pewnie siedzi jej na ramieniu i rozejrzała się za jakimś zejściem z dachu.
Alia poprawiła kołnierz.
- Uchodźmy tędy z tego zaułka ślepego. Jeno Jandara zabrać kto o siłach ibo ja sama z porżniętymi nogami bękarta nie uniosę - wyjaśniła na wszelki wypadek.
- Dla smoczyny kapłana trzeba, jeno taniego! ibo grosz z nas wypływa nawet szybciej niż jucha tego wieczora dzisiaj. Nie tutejsim, miasto duże nawet wrogość szczurów nam pisana, noc późna, po gusłach klechy powróćmy do Smoka z Rożna, rany opatrzeć, czarnucha na nogi postawie i ruszyć możem się odkuć wreszcie…
Hassan wzruszył ramionami, wziął Jandara, przerzucił go przez ramię i zaczął nieść we wskazanym kierunku.
Miast go sprzedać, będziemy wydawać na gadzinę resztki złota? - zdziwił się githyanki kiwając głową z dezaprobatą - niech będzie, ale u niejednego Czerwonego Maga dostalibyśmy pewnie za niego niezłą sumę.
Alia pokręciła głową.
- Bacz żeśmy tu cuziemcy, takie stworzenia nie rodzą się w kanałach, kominach ili rynnach. Powiadają, że w Grodzie Wspaniałości, czarowników jest więcej niżli kupców w Amn, a wiedz, że to wyczyn jest. Ten tu może mały i otrok, ale z rodu szanownego, takt będzie dla nas tańszy niż dzielenie skóry na moźe czyimś niedźwiedziu. Zresztą, czasem lepiej stracić mało, żeby później zyskać bardziej, lub przynajmniej nie stracić moc więcej.
Leshana zabrała się za zsuwanie się z dachu. Osobiście najchętniej wziełaby kąpiel. Tylko pomału zaczynało wychodzić, że nie będzie ją na takową stać. Pomrukując z niezadowolenia dołączyła do reszty.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 01-11-2018, 22:07   #32
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Na rogu ulicy Zastrowa i Filetowej zauważyliście osobliwy sklep, wyróżniający się na tle innych za sprawą ciemnopurpurowej fasady, która wyraźnie przypadła do gustu ciekawskiemu Figlowi. Kiedy pseudosmok usiadł na ścianie, jego łuski szybko zlały się z jej nietypowym dla szaroburej okolicy kolorem. Zza szklanej witryny spoglądał na niego miniaturowy, wypchany... beholder?! Wiecznie niezadowolony kuzyn smoków stoczył spojrzenie po kolei z każdym okiem stwora, po czym wrócił na ramię Leshany. “U Starego Xobloba”, mówił wyszukanie pisany szyld. Wieczorem interes był już zamknięty.
Zatrzymaliście się przed gospodą. Zmęczony niesieniem Jandara Hassan złapał oddech. Postaliście chwilę, posłuchaliście gwaru głosów. Karczma “Smok z rożna” wyglądała tak, jakby to jakiś smok wziął ją na rożen, a i tak była pełna ludzi. Frontowe okiennice były zniszczone, a w dachu tkwiła kotwica, która nie wiadomo jak tam się znalazła. Anur zdążył się już tego dzisiaj dowiedzieć.
Przez okna dostrzegliście tuzin młodych bywalców. Musieli przyjść razem. Wszyscy ubrani byli w burgundowo-pomarańczowe stroje oraz zielone szaliki, pili z wielkich kufli i śmieli się z niewybrednych dowcipów ubranego na niebiesko gnoma siedzącego na niewielkiej scenie, przy wielkim bębnie. “Saer, tak, ty tam przy barze”, mówił nosowym, prowokującym głosem. “Chodzisz tak by wyglądać na twardziela czy jakiś goblin ugryzł cię w dupę?”
Kiedy weszliście do środka, karczmarz uniósł głowę znad beczki kiszonych ogórków i, jak i kilku klientów, zmierzył was bacznym wzrokiem.


Leshana z niezadowoloną miną rozejrzała się po lokalu i wypatrzyła jakieś wolne miejsce.
- Ułóżmy go tam, co? - Wskazała Hassanowi ławę, na której byli w stanie zmieścić większość Jandara. - Może Anur się wykaże i wypyta o naszą zgubę?
Ten sapnął już z wysiłku i klapnął Jandara na wskazaną ławę, dysząc głośno - Napiłbym się - otarł szerokim przedramieniem pot z czoła i zerknąwszy na ponurą klientelę, poszedł do karczmarza zamówić kilka piw i przy okazji wypytać po cichu o pięknisia, dając znak gnomowi, aby mu towarzyszył i wsparł go swoją elokwencją.
- Nie chcemy odsapnąć, zanim zaczniemy go szukać? - zapytał nieco ciszej gnom. - Nie mamy dzisiaj szczęścia do spokojnych rozwiązań. - wyjaśnił, podchodząc do baru z Hassanem. Gnom wdrapał się na stołek, po czym stanął na nim, aby barman go widział. - Panie. - zaadresował. - Tuzin wielkich szczurów zarżnęliśmy zaraz tu obok pana przybytku. Kolegę prawie zagryzły. Mógłby pan nam nalać dzisiaj po promocji.

- Zniżki tylko dla naszych - burknął. Przez “naszych” miał chyba na myśli tuzin ubranych podobnie młodych bywalców. Karczmarz wytarł ręce o płócienny fartuch i zaczął napełniać gliniane kufle. Były wyszczerbione. - Czego chcecie? - Gapił się na waszą broń. Pod pozorem surowości był zdenerwowany. Jego twarz była czerwona, a na górnej wardze widać było cienki wąs potu.

- Piwa. Pokojów do odpoczynku. Może jakiejś większej balii z ciepłą wodą, by się nieco ogarnąć po podróży - powiedział spokojnie wojownik patrząc na barmana, starając się dociec przyczyny jego zdenerwowania.

- Pytałem, czego chcecie? - W jego głosie wyczuwało się słabiutkie drżenie. - Nie chcemy tu takich. Przychodzą i przeszkadzają naszym stałym gościom.

- Piwa. Pokojów do odpoczynku. Może jakiejś większej balii z ciepłą wodą, by się nieco ogarnąć po podróży - powtórzył spokojnie i powoli wojownik, nie odmawiając sobie westchnięcia. - Proszę - dodał. Uważał, że rozmawianie to kwestia zrozumienia i komunikacji. Czasem uważał, że mówił za szybko i pewnie dlatego nie został zrozumiany. Uzbroił się więc w cierpliwość i zamierzał użyć każdego ze znanych języków. W ostateczności zaś siarczyście skląć i poturbować barmana, jeśli nie zrozumiałby wszystkich form komunikacji znanych wojownikowi.

Karczmarz odpuścił. - Mam izbę na poddaszu. Tą z kotwicą. Powinniście się pomieścić.

- Jak przewiewna, to pewnie chociaż nie droga. - Nie poddawał się Anur, podnosząc brew.

- U nas zawsze jest niedrogo. Srebrnik od każdego za izbę i miedziaka za kufel piwa.

- No to szykuj dużą balię z ciepłą wodą i tą izbę na poddaszu. - Pokiwał głową wojownik - musimy się odświeżyć po walce z tymi szczurami.

- Się robi - Burknął, zgarniając wasze miedziaki i srebrniki. - Młody, słyszałeś? Zaprowadź ich na poddasze. - Wyrostek przestał polerować kufle i wziął od wyglądającego na łajdaka karczmarza klucze. Poczekał aż się zbierzecie. Zaprowadził was po skrzypiących schodach i dzwoniąc pękiem kluczy otworzył drzwi do izby z zaledwie trzema podwójnymi łóżkami, ale wystarczająco przestronnej, choć zdążyliście się już przyzwyczaić do lepszych standardów... Ułożyliście Jandara. Przez dziurę w dachu wiało od morza, ale pocieszaliście się tym, że nie zapowiadało się na bardzo chłodną noc. Ani na to, że kotwica nagle się osunie i zabije któregoś z was we śnie.
Z wspólnej sali zaczęły dochodzić przytłumione, powtarzalne przyśpiewki młodych bywalców. - Był dzisiaj mecz, nasi wygrali! - Zagadnął. - Ojciec się was przestraszył, bo w dokach kręci się ostatnio dużo podejrzanych typów; cudzoziemców, wiecie... podobno z Czarnej Sieci! - Szepnął trwożliwie jakby wymawiał imię boga albo źródło wszelkiego zła. W głowie Leshany ukazał się nagle jeden z symboli Zhentarimów - skrzydlaty wąż. Figiel chyba miał już z nimi do czynienia.

Leshana rozejrzała się po poddaszu i w końcu wybrała miejsce, w którym ułożyła swój plecak.
- Gdzie znajdziemy balię do kąpieli? - Spytała, zerkając na młodego chłopaka.

- Na parterze mamy taki pokoik, zaraz coś się zorganizuje.

- Czarna Sieć… Ciekawe. Wiesz co ich tu sprowadza? A może znasz Floona Blagmaara? - Zapytał Rad’ghanuz widząc, że młodzieniec jest dużo bardziej skory do rozmów niż jego ojciec. - Dobrze ubrany rudzielec około trzydziestki. Podobno tu bywa. Chyba wpadł w kłopoty, a nas proszono, aby go z nich wyciągnąć.

- Popytajcie na dole, ja nosa w nie swoje sprawy nie wtykam, bo ojciec byłby tylko zły i tyle z tego pożytku by było...

- Ojciec o niczym się nie dowie. Masz moje słowo - odparł gith. - Możesz pomóc uratować skórę Floonowi.

- Tego koleżki co prawda nie widziałem, bo cały czas w garach jestem, ale czasami przychodzi tu kilku takich, no pięciu, cudzoziemców. Podobno na Świecowej mają melinę, ale gdzie dokładnie, to musielibyście się spytać starego Olsila albo jego kumpli.

- A który to Olsil? Jest teraz na dole?

- Teraz go nie ma, ale na pewno będzie. Kiedy jest w Waterdeep, jest tutaj dzień w dzień. Pokażę wam.

W odpowiedzi githyanki skinął głową w stronę młodzieńca.
- Będziemy czekać.
Alia wybierała się wraz z Lasharą do kąpieli. Zapowiedziała też, że jeśli ktoś chce spać koło niej na łóżku (bo opcja, że Alia na takowym nie śpi w ogóle nie wchodziła w grę) musi sam się wpierw umyć i to pod inspekcją samej wiedźmy.
Słysząc rozmowę gita z chłopakiem, kobieta wtrąciła:
- Wyglądasz na bystrego, widziałeś tu kiedyś łysego elfa? A może słyszałeś o Skargracie?

- To elfy mogą być łyse? Znaczy się... wyłysieć? - Zapytał głupkowato. - Tego imienia nie znam, jeśli to w ogóle imię? Muszę wracać na dół. Jakbyście czegoś potrzebowali, wiecie, gdzie mnie szukać.

Jandar budził się powoli do świadomości. Gdy otworzył oczy, pierwszym widokiem jaki mu się ukazał była kotwica! Szybko się wyprostował i wstrzymał oddech. Odruchowo spojrzał w górę by spojrzeć jak głęboko jest pod powierzchnią wody. Zdążył nawet machnąć ręką jakby chciał zacząć wypływać ku powierzchni. Zobaczył tam jednak sufit. Wypuścił powietrze i rozejrzał się gdzie jest. Był w jakiś pokoju a jego towarzysze krzątali się w swoich sprawach. Momentalnie zrobiło mu się duszno i ciepło. Skok adrenaliny miał swoje efekty. Odpiął czarny płaszcz z kapturem. Ten szczelnie go zakrywał podczas wędrówek po Waterdeep. Nie lubił się rzucać w oczy gdy nie musiał. Zdjęty płaszcz położył obok siebie. Zebranym ukazał się jego codzienny strój.
Był awanturnikiem i tak też się ubierał. Był przystojny i lubił przykuwać wzrok. Strój pomagał to podkreślić i był funkcjonalny. Gdy musiał ukryć swoją tożsamość wykorzystywał czerwoną chustę którą maskował się aż do linii oczu. Teraz te same oczy dostrzegły małego smoka! Udało się go zatem uratować. A nawet sądząc po tym jak blisko trzymał się Leshany nawiązać pierwszą relację.
- Gdzie jesteśmy? - powiedział w końcu na głos. Jednocześnie odruchowo sprawdzał stan swojego ekwipunku. Czy nic nie zginęło w ferworze walki. - Cieszę widząc cię całego mały. - wydawało się, że smok wyszedł ze starcia z mniejszym szwankiem niż sam Jandar. - Mówisz? Jak masz na imię? Ja jestem Jandar. - wskazał palcem na siebie. Choć nie był pewien czy doczeka się odpowiedzi.

Pseudosmok, tak jak przedtem, przedstawił się w serii telepatycznych obrazów jako: “Figlarny odkrywca, którego nos utknął kiedyś w ulu i który próbował osaczyć skunksa w jaskini”. Chyba nie potrafił tego skrócić.
Było coraz bliżej do północy. Usłyszeliście, że w karczmie robi się naprawdę głośno i to nie tylko z powodu muzyki. Kto wracał z kąpieli mógł zauważyć, że pojawił się kolejny dobry tuzin młodych zapaleńców piłki koziej, jednak ci byli ubrani w czerwono-białe barwy Dzielnicy Południowej. Mieli ze sobą identyczny kolorami płócienny transparent z wyhaftowanym mułem oraz skórzaną piłkę. Chyba szukali guza po przegranym meczu. Jedni z drugimi wymieniali się wulgarnymi epitetami i groźnymi spojrzeniami.

- Odkrywca i awanturnik patrząc po zadymie ze szczurami. Zupełnie jak my. Warto zatem było pójść ci na ratunek. Będziesz tu pasował, chcesz zostać z nami? Przy okazji gdzie jesteśmy i na czym stoimy? - zapytał pozostałych.

Figiel nie powiedział ani tak, ani nie. W myślach przekazał jedynie obraz... jabłka. Po takim ciężkim dniu musiał być naprawdę głodny. Ułożył się na parapecie i, zmęczony i poraniony, próbował zasnąć.

Jandar rozejrzał się za poduszką, kocem lub czymkolwiek co można było podłożyć smokowi i było miękkie. Po tylu wrażeniach zasługiwał na trochę wygody. Położył mu też jabłko ze swoich racji i podrapał lekko za uszami.
- Yo! - Anur podszedł do już przytomnego Jandara. Gnom miał nietypowe podejście do niego. Jandar należał do jednego z dwóch typów osób, którym gnom nie ufał. Im ktoś był bardziej charyzmatyczny, tym groźniejszy się wydawał Anurowi. Dlatego chłopak chętniej ufał bratnim, krzywomordym zbirom z gildii czy nawet "wampirowi" Rad'ghanuzowi, niż przystojnemu Jandarowi. Zarazem biorąc pod uwagę pogoń za statusem i bogactwem Anura, Jandar, który pełnił w drużynie zbliżoną rolę, choć może wykonywał ją nawet lepiej, był dla niego czymś pokroju rywala. - Jeśli jeszcze się nie zorientowałeś, to “Smok z rożna”. Był najbliżej tego zaułka, gdzie was szczury pogryzły. Jak będziesz czuł się na siłach, to możemy spróbować przepytać tutejszych - zaproponował.
- Rozmawialiśmy z kimś w ogóle Anurze? - powiedział Jandar kończąc drapać smoka. Był dla niego na swój sposób fascynujący. Nigdy nie zetknął się z taką istotą. Bądź co bądź owianą wieloma legendami!
- Zaczepialiśmy syna karczmarza, ale nic nie wiedział i nie chciał się mieszać w kłopoty. Karczmarz w sumie też z bojaźliwych. Jak nas najpierw zobaczył, to myślał, że jesteśmy bandytami. - Anur uprzedził Jandara.
Jandar schodząc teraz na dół spodziewał się kłopotów. Zobaczył dwie grupy wrogich sobie kibiców. Podpitych i już na etapie zaczepek słownych. Mogli wziąć na cel gnoma i pół-elfa. Miał jednak nadzieję, że ich awanturniczy wygląd i uzbrojenie zniechęcą szukających guza. Gdzie jak gdzie ale w Waterdeep każdy słyszał o takich grupach jak ich. Wiedział też, że takim lepiej zachodzić z drogi.

Czerwona chusta podziałała na “dokerów” jak płachta na byka. Zanim Jandar doszedł do szynkwasu, zdążył wyłapać kilka bolesnych kuksańców, wyzwisk i dobre pół kufla piwa wylane na plecy. Co za wieczór...

Jandar podszedł do karczmarza. Wyciągnął dwie złote monety. Położył je na blacie i obie przytrzymał ręką.
- Dziękujemy za gościnę. - powiedział gdy przy szynku karczmarz poświęcił mu chwilę.
- Szukamy Floona Blaagmara i Renaera syna szlacheckiego. Zgubili się, no i gdzieś tu się zgubili. Wiesz jak jest znasz miejscowych. Przysłali nas żeby cicho sprawę załatwić. Zanim zaczną oficjalnie rumor robić - w ostatnich słowach skrzywił się. Dając do zrozumienia co myśli o stróżach porządku. Odsłonił jednocześnie na chwilę smoki, nim ponownie przysłonił je ręką.
- Docenię pomoc - przed karczmarzem rysowała się szybka i prosta perspektywa zysku lub niepotrzebne kłopoty w postaci obecności straży miejskiej. W takich miejscach jak to straż gwarantowała nie tylko problemy. Odstraszała również klientów. W przypadku zaginięć szlachetnie urodzonych nie odpuszczała sprawy i była maksymalnie upierdliwa. W myśl zasady, że skoro rodzina zaginionego cisnęła ich. Oni muszą dać temu gdzieś upust. No i dla lepszego efektu swojej pracy.

Zanim karczmarz zdążył zmarszczyć czoło i się zastanowić, Jandar poczuł klepnięcie w udo. - Przepraszam! - Zabrzmiał nosowy głos. - W pana sakiewce jest pająk. Widziałem jak tam wchodzi. Może pomóc go wyjąć? - Zaoferował swe usługi gnomi grajek i komediant, który przestał już zabawiać publiczność tego wieczoru.

Jandar spojrzał na karczmarza i odszedł na chwilę z gnomem na bok.
- Jestem w pracy. Masz informacje w sprawie która mnie interesuje? - zapytał bezpośrednio.

- Jeśli stan twojej sakiewki cię interesuje... - spojrzał gnom - to tak. Ten pająk może być naprawdę groźny! Ja-do-wi-ty! - Syknął.

Jandar upewnił się, że sakiewka jest na miejscu pod ubraniem. Na dodatkowym rzemyku dla bezpieczeństwa. Odsłonił dwie złote monety które miał w ręku.
- Interesuje. Mów dalej, choć jeśli liczysz na... Nie lubię gierek. Gdzie moje monety?

- Nie ukąsił cię?! - Zdziwił się, kiedy Jandar wyciągnął dłoń z sakiewki. - Nie ma go tam? To gdzie czmychnął? Może jeszcze wyrządzić komuś krzywdę! - Powiedział rozglądając się po podłodze, krzesłach, stołach. Przejęty powagą sytuacji, poszedł go dalej szukać.

Jandar zastąpił gnomowi drogę. Nie pozwalając mu się oddalić. Wyciągnął jednocześnie kolejne trzy złote monety i upuścił przed jego twarzą.
-Pamiętaj, że pająk może ugryźć i ciebie. - powiedział Jandar a rapier zaszurał ostrzem po podłodze podkreślając słowa tuż obok głowy gnoma. - Ciekawa sztuczka z monetami. - zaśmiał się doceniając sposób negocjacji siwego gnoma i rozluźniając nieco atmosfere. - Teraz spraw, żebym w ich miejsce odnalazł tych których szukam. - zakończył.
Rad'ghanuz zauważył, że łotrzyk odzyskał przytomność. Postanowił więc zejść za nim na dół licząc, że wspólnie uzyskają znacznie więcej informacji. Miał też nadzieję, że Olsil pojawił się już w karczmie. Schodząc zdążył jedynie zobaczyć, że półdrow rozmawia z siwym gnomem. Ponieważ wymiana zdań przybrała dość żywiołowy obrót, postanowił przyglądać się jedynie z daleka.

Gnom przygarnął chciwie monety i szepnął:
- Ten wasz koleżka pożegnał się z Volo i siedział tu jeszcze jakiś czas, aż nie zjawił się drugi taki piękniś. Grali do późna w Stawkę Trzech Smoków. Wyszli koło północy, a za nimi pięciu takich ze Świecowej. - Nabrał w płuca powietrza i zademonstrował komicznie muskularną posturę domniemanych porywaczy. - A teraz dobranoc!
Jandar poczuł się obserwowany przez pakującego instrument mandoliniarza, który występował wspólnie z gnomem kiedy ten nie opowiadał żartów... i ciekawe, kogo jeszcze. Nie mógł sobie pozwolić na żaden podejrzany ruch.

- Gówniane sztuczki! - wrzasnął Jandar na użytek osób które ich obserwowały. Spróbował podnieść gnoma na równe nog. Gdyby się to udało zamierzał udawać, że wyrywa mu coś z ręki. Na koniec zaś zasadził również gnomowi kopa w tyłek. Szczerego kopa by nikt nie miał wątpliwości co do intencji drowa.

Intencje Jandara wyglądały tak szczerze, że nie zwątpił w nie nawet łysy dryblas w zielonym szaliku... niestety. Wlepił swoje ślepia w szyję półdrowa. Ten przełknął ślinę, przypominając sobie o swojej czerwonej chuście. W tamtej chwili jej materiał aż wydawał się boleśnie drapać jego skórę. Wiedział, co się stało. Wymierzony gnomowi kopniak podziałał na młodych fanatyków piłki koziej jak otwierający mecz gwizdek sędziego.
- Czerwone szmaty wypierdalać do chaty! - Wydarł się górujący wzrostem łysol. Odpowiedział mu dziki, pijacki zew. Olbrzym wziął drowa za jego gustowny frak, przeciągnął przez salę przez rozstępujący się tłum i wyrzucił przez urwaną frontową okiennicę jak szmacianą lalkę. Jandar uderzył głową o bruk i stracił przytomność. Znowu tego dnia.
Przy barze siedział Anur, który zszedł za Jandarem już na samym początku i oglądał jego całkiem zabawną utarczkę z gnomem. Nie spodziewał się jednak takiego bolesnego finału. Ani tego, że pod jego nogami wyląduje piłka należąca do Czerwonych. Co by tu z nią zrobić...

 
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 02-11-2018, 09:24   #33
Hungmung
 
Dust Mephit's Avatar
 
Reputacja: 1 Dust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputację
Githyanki nie miał ochoty na kolejną burdę w karczmie. Do tego uważał, że niechlubny rozgłos tylko utrudni Mieczom wykonanie zadania. Kiedy piłka wpadła pod nogi Anura, machnął ręką w stronę gnoma, po czym opuścił ją dając znak, że lepiej nie zaogniać konfliktów. Nie podszedł jednak do niego, lecz do karczmarza.
- Zapłaciliśmy za nocleg. Pozwalacie w tej karczmie, żeby zapijaczone moczymordy wyrzucały stąd waszych gości? - Rad’ghanuz nie czekał na odpowiedź. Ruszył w stronę drzwi, po czym wyszedł przed oberżę szukając łotrzyka. Leżącego nieopodal urwanej okiennicy okrył swoim płaszczem, by czerwony kolor nie rzucał się w oczy i przerzucając go sobie przez ramię wrócił z nim na górę starając się trzymać z dala od grupy kibiców.
- Pech cię dzisiaj nie opuszcza Jandarze - powiedziedział do półdrowa po ocuceniu go. - Lepiej na razie tu zostań, będziesz pomocny, kiedy pojawi się Olsil. Dowiedziałeś się czegoś od tego gnoma?
 
Dust Mephit jest offline  
Stary 02-11-2018, 11:17   #34
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
- To nie zapijaczone mordy! - Karczmarz usiłował przekrzyczeć żądny krwi tłum. - Tylko krzyżowcy! A to nie bójka, tylko krucjata! Południowe śmiecie w Waterdeep nie istniejecie! - Zaskandował oberżysta.
Nauczony doświadczeniem Rad’ghanuz starał się wyminąć przepełniony pijacką agresją motłoch. Jeden z Czerwonych wysilił się próbując podnieść ławę, aby rzucić nią w githyanki. Napiął się, aż poczuł jakby mięśnie na plecach miały zaraz pęknąć.
Karczmarz spojrzał na niego i uśmiechnął się szyderczo.
- Nie dasz rady tego podnieść. Jest przybite do podłogi! Na wypadek bójki. - Zatrząsł się ze śmiechu.
Łysy doker, który po rzucie Jandarem i kilku innych wyczynach zdawał się być prawdziwym paladynem pośród swych braci “krzyżowców”, złapał Czerwonego za głowę i uderzył nią o stół, prosto w rozlane piwo. Uderzył o stół po raz drugi i wtedy wilgoć na twarzy pochodziła już nie tylko od piwa.
- Trzymaj go Hindor! Zabawimy się nieco za to co zrobił Mrirthowi. - Zabrzmiał ponury głos wysokiego garbiącego się mężczyzny z resztką włosów. Nie wyglądało na to, żeby miało się skończyć na kilku ciosach i kopniakach.
Rad’ghanuz zgarnął Jandara z ulicy do pokoju. Kiedy elf doszedł do siebie, zauważył, że stracił sakiewkę. Przeklęty gnom...

 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 08-11-2018 o 09:48.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 07-11-2018, 09:24   #35
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Babskie spotkanie
Alia i Leshana - Retrospekcja

Leshana przez cały dzień zbierała się z udaniem się do ich drużynowej czarownicy. Z jednej strony nazbyt była świadoma konieczności tej czynności, choć cały czas łamała się czy oby na pewno korzystać z usług kogoś z Mieczy. Niestety sakwa, którą jak zauważył Hassan, nie powinna zwracać jej uwagi, wydawała się nazbyt lekka, a Lesha… cóż w przeciwieństwie do wszystkich elfów naprawde lubiła błyskotki. Westchnęła ciężko i zapukała do pokoju Alii.
Czułe uszy elfki, posłyszały najpierw dźwięk tłuczonego szkła, potem siarczyste przekleństwo, po czym trochę ogólnego zamieszania i przesuwania czegoś.
W końcu dźwięk przekręcania w zamku klucza.
Dwóch kluczy w dwóch zamkach.
Zasówki.
Wreszcie skrzypienie drzwi, które otworzyły się tylko na tyle, na ile pozwalał im łańcuch. To było jednak wystarczająco dużo, by oczom Leshany ukazał się blady, choć lekko osmolony nos Alii.
- Co?
- Mam prośbę. - Elfka zauważyła niepewność we własnym głosie. Nie lubiła prosić, ale niezbyt miała też wybór. - Mogę wejść?
Leszana najpierw usłyszała zdejmowanie łańcucha, następnie wiedźma wystawiła głowę na korytarz, spojrzała to w jedną to w drugą stronę, w końcu otworzyła drzwi na tyle by elfka mogła wejść do środka.
[MEDIA]https://pre00.deviantart.net/9aee/th/pre/i/2017/195/4/9/rough_witch_interior_concept_by_pedrodeelizalde-dbg9xn9.jpg[/MEDIA]
Szybko je zatrzasnęła gdy obie kobiety były już wewnątrz.
- O co się rozchodzi? - spytała wiedźma chwytając stojącą za drzwiami miotłę, czarownica zaczęła zamiatać szkło z podłogi.
Leshana rozejrzała się z zainteresowaniem po pomieszczeniu. Zaciągnęła się dziwnym zapachem zastanawiając się czy rozpoznaje z czego mógł powstać.
Był to charakterystyczny zapach palonego żyta, cykorii i… buraka. Alia wytwarzała na bazie tych składników czarny wywar którego wlewała w siebie całe wiadra. Napój ponoć “ożywiał ciało i umysł”… tego pierwszego oczywiście nie można było być pewnym patrząc na wiecznie bladą Alię.
W końcu jej spojrzenie dotarło do zamiatającej wiedźmy.
- Wydawało mi się… - Mruknęła cicho. - Chyba wspominałaś… że masz napar. - Nie do końca była pewna jak sformułować swoją prośbę, a zachowanie Alii nie pomagało. - Wiesz… by nie mieć dzieciaka.
Wiedźma prychnęła i odstawiła miotłę.
Napar, napar… - Kobieta podeszła do garnka w którym gotowała się czarna ciecz, chwyciła kubek i przy pomocy wielkiej łychy napełniła go płynem. Nim Alia zasiadła przy małym stoliku zaproponowała gestem ten sam napój elfce. Wiedźma ruchem ręki zaprosiła Leszanę do zajęcia drugiego taboretu.
- Eliksiry są rozliczne, i bo materia wieloraka. Jedne zioła pomagają być jałową w te noce gdy księżyc sprzyja, innsze pomogą poronić jeśli dziewka juże brzemienna. Można też rytuał przeprowadzić, by jałowość stała była, choć od tego mogą być blizny. Znów jak brzuch już duży, trzeba dłubać.
Leshana przytaknęła i przyjęła zaproponowany napar. Kawa zbożowa… Napar ten kojarzył się elfce tylko z dziećmi i karawanami, z którymi podróżowała. Teraz już była niemal pewna, że będzie też przypominał o tym dziwnym wieczorze w pokoju Alii.
- A jak jest tylko podejrzenie, że może być brzemienna? - Na chwilę zawahała się. - Masz napar, który sprawia, że jest się.. jałową?
Alia pokiwała głową, wstała z taboretu i pociągneła go za sobą. Wiedźma postawiła mebelek przed dużym regałem ciasno zastawionym pod sufit słoikami, karawkami i przedmiotami dziwacznymi. Alia położyła na taborecie dwie grube książki po czym dopiero wspięła się na ich czubek i stojąc na palcach zaczęła szperać najwyższą półkę. Taboret kołysał się przy tym nieco i momentami sytuacja wydawała się wręcz niebezpieczna.
W końcu, kobieta wróciła do stolika z małym zawiniątkiem, wewnątrz znajdował się zasuszony korzeń. Wiedźma rozkruszyła go w małym kamiennym moździerzu, po czym wsypała do kubka Laszany.
- Dwa, może na trzy dekadnie starczy. A jak już co masz i się zaokrąglisz tędy będziem dumać co inszego działać. - Alia dopiła swój kubek po czym uśmiechnęła się.
- Złoto, srebro li przysługa?
- Najchętniej przysługa… sama wiesz jak jest ostatnio ze zleceniami. - Leshana upiła kawy, która nabrała teraz dziwnego gorzkawego posmaku.
- Tędy przysługa. - Wiedźma uśmiechnęła się raz jeszcze. Teraz, kiedy Alia była jeszcze ludzką kobietą mogącą pochwalić się pełnym uzębieniem o bladej barwie, nie wyglądało to jakoś złowieszczo. Jednak za kilkadziesiąt lat…
Pijąc Leszana rozejrzała się jeszcze raz po pokoju. - Długo się tym wszystkim zajmujesz?
Alia dolała sobie wywaru, znów zaproponowała go też swojej gość.
- Zdefiniuj długo. - zauważyła ludzka czarownica. - Łatwiej rzec, od lat najmłodszych.
- Byłam ciekawa czy zgłębiałaś wiedzę z tego zakresu. - Elfka wzruszyła ramionami ale nadstawiła też przy okazji opróżniony kubek. - A nawet bardziej, czy interesowałaś się pokrewnymi rzeczami.
- Żywot i śmierć zgłębiam nieustannie - przyznała wiedźma. - Rzecz niepodobna, mieć wtóre bez pierwszego, toż nic co śmiertelne obce mi być nie może. - Alia odstawiła kubek.
- Z czym jeszcze przychodzisz?
- Widzisz jak wyglądam… miałaś okazję poznać mój.. temperament. - Leshana nie odrywała wzroku od siedzącej przed nią czarownicy. Było w Alii coś złowieszczego, ale znów, kogo innego mogła spytać. Gnoma? - To nie jest typowe dla elfów z miejsca z którego pochodzę. Nie rodzą się blade z czarnymi włosami. Nie lubują się w agresji… nie lubią błyskotek. - Ostatnie dodała dosyć cicho sama nie czuła się dobrze z tą skłonnością i starała się jakoś z nią walczyć… dużo bardziej niż z agresją. - Słyszałaś może o takich wypaczeniach?
Alia przyglądała się dłuższą chwilę Laszanie, zastanawiając się chyba na ile to pytanie jest poważne. Wreszcie przemówiła.
- Zaprawdę, jawisz się księżycową, nie leśną córą. Toż przeto ja, nie znam się tak moc dobrze na Ludzie i nigdy nie rozmyślałam o tejto materii. Temperament? mi zdajesz się zupełnie normalna. Nie ma nic zdrożnego też w byciu chciwym, toż prosto pożąda się więcej niż w ten czas się posiada. O co dokładnie ci się Laszano rozchodzi?
Elfka westchnęła ciężko. Ludzie byli tacy prości… nawet jak widać wiedźma. Leshana przetarła twarz starając się jakoś ułożyć swoją wypowiedź. Gdyby choć była pewna, że może powiedzieć to po elficku… wspólny był taki ubogi. Westchnęła ponownie podnosząc ponownie wzrok na Alię.
- Nie jesteśmy jak wy… My… nie płodzimy potomków między wysokimi a leśnymi elfami. Każde z nas ma… swój dar… i je pielęgnujemy. - Mówiła powoli, ostrożnie dobierając słowa. - To nie tak że elfy biorą sobie elfkę o dowolnym kolorze włosów. To.. - Sięgnęła do swoich włosów. - nie było normalne. U mnie byłam dziwakiem. Rozumiesz?

Na chwilę przerwała przyglądając się Alii jakby starając się odnaleźć w jej oczach choć cień zrozumienia.
- I nie jesteśmy jak wy.. a przynajmniej nie elfy chowane w Wielkim Lesie. Te miejskie dzikusy… oni są nieprzewidywalni. - Ostatnie słowa wypowiedziała marudnym tonem. Nie lubiła się przyznawać do słabości swej rasy. - Elfy są… - Znów zawiesiła się szukając odpowiedniego słowa. - wyrachowane? Mój temperament.. nie był typowy i jeśli jesteśmy chciwi.. to nie w ten sposób. Inne rzeczy są cenne.
Alia postukała palcem o swój nos. Nie jej było spierać się z elfem o elfie rzeczy toteż informacje Leszany po prostu przyjęła takmi jakimi je usłyszała.
- Twoi rodzice, krewni? nie mieli pomysłu poczemu wyglądasz inaczej niżli oni? Toż jakby człowiecza żona, powiła białemu mężowi czarne dziecię, coś by się przydarzyć musiało. Pewnikiem właśnie owej dziewce… Krewni jacyś twoi? wujowie, ciotki? nikt nigdy nie słyszał o jakim przodku, protoplaście, coby blade lico miał?
- Były różne pomysły by… wzmocnić naszą krew. Jesteśmy rodem wydającym wojowników od pokoleń. Jednak nie znam nikogo kto miałby takie cechy jak ja. - Leshana westchnęła ciężko.
- Wzmocnić krew? - wiedźma uniosła brew. - wytłumacz.
- Każdy z moich przodków chciał uczynić swego potomka jak najsilniejszym. Trenując go, ale i zmieniając siebie. Nie wiem dokładnie co robili. - Elfka wzruszyła ramionami. - Ale nigdy nie objawiało, się to w żaden.. w taki sposób.
- Hmm… - Alia zamyśliła się, starając się przyjść elfce z jakąś odpowiedzią. - Słyszałaś li kiedyś o atawizmach? Bywa, że cecha przodka daje o sobie znać hen wiele pokoleń w przód. Widzisz czasem, że człek jaki ma niby oczy nos, choć ani jego ojciec,cani jego mać z dziećmi Grummsha wspólnego nic nie mieli. Słyszałaś zapewne o rogatych diabelstwach, bywa, że takie dziecię rodzi się kobiecie jako przypomnienie piekielnych paktów zawartych przez jej dziadów. W końcu, są tak zwani zaklinacze, którzy utrzymują, że ich wrodzony talent do Sztuki zawdzięczają krwi smoków.
Lechana zaklęła po elficku. Słowo było raczej niespotykane w tych regionach.. ba nawet elfy wolały używać wulgaryzmów z zasobów języka wspólnego by nie szpecić ojczystej mowy. To co powiedziąła Alia brzmiało irracjonalnie, ale kto wie na co mogli się pokusić jej przodkowie… babka.. nie ona raczej nie, ale prababka? Podobno zabijała niedźwiedzia gołymi rękami.
- Ja nie mam daru magii. - Powiedziała w końcu. - Ale kto wie… prawdą jest, że miałam w rodzinie elfy które zrobiłyby wiele.
Wiedźma wzruszyła ramionami:
- Jeden ma za dużo, wtóry ma za mało, nie wszystkim od natury po równo się dostało.
- A mi się dostały włosy i wyjątkowo jasna skóra. - Elfka nie wytrzymała i parsknęła. - Dobra, czas na mnie. Dziękuję za napar . Jakbyś potrzebowała tej przysługi to wiesz gdzie mnie znaleźć.
Wiedźma pokiwała głową.
 
Aiko jest offline  
Stary 08-11-2018, 09:29   #36
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Gdy tylko część ekipy ruszyła na dół by wypytać o ich zgubę, a Alia udała się pierwsza by wziąć kąpiel Lesha zabrała się za zdejmowanie pancerza zerkając to na nieprzytomnego Jandara, a to na stojącego obok Hassana.
- Jak tak dalej pójdzie skończymy nieprzytomni i bez ekwipunku w jakimś rynsztoku. - Zsunęła z ramion płaszcz i mimo licznych zabrudzeń złożyła go ostrożnie układając obok plecaka.
- Taaak, takie ryzyko - wojownik zaczął ściągać zbroję, odpinając klamerki, pobrzękując ekwipunkiem.
Leshana wydobyła z plecaka dwa kolejne jabłka i ułożyła je na złożonym płaszczu. Nie wiedziała jak dać znać tej małej gadziej pokrace, że ma tu jedzenie, ale jak na razie bestia okazywała się być dość domyślna. Podeszła do Hassana odgarniając włosy tak by odsłonić zapięcia pancerza.
- Pomożesz mi z tym?-
Hassan uśmiechnął się pod nosem, podszedł do kobiety od tyłu, pomagając kobiecie pozbyć się kłopotliwej zbroi. Potem, widząc jej odsłoniętą szyję nie oparł się, całując jej białe ciało, jednocześnie łapiąc elfkę w pasie, przytulając ją do siebie.
- Ładnie pachniesz...jakby jesiennym lasem...- szepnął jej do ucha
- Cieszy mnie, że ty tak to czujesz, bo mój nos chyba przesiąkł odorem tamtego piwska i tych obrzydliwych szczurów. - Elfka obejrzała się ponad ramieniem i uśmiechnęła wojownika. - Chyba potrzebuję by ktoś mnie wyszorował.
- A ty musisz wyszorować mnie. Zabiłem ich chyba z pół tuzina – powiedział Hassan powoli ściągając z elfki jej tunikę i pomagając jej zrzucić resztę
Leshana powstrzymała go delikatnie chwytając za rękę.
- Rozbierzemy się na dole, dobrze? - Schyliła się do swojego plecaka wyciągając z niego czystą tunikę i spodnie i ponownie chwyciła wojownika za dłoń. - Wymyjmy się szybko zanim ten gnom znów wpakuje nas w jakieś kłopoty.
Hassan kiwnął głową i poszedł za Leshaną.Tym razem to wojowniczka wciągnęła Hassana do pokoju z czekającą kąpielą
Gdy tylko drzwi niewielkiego pomieszczenia się za nimi zamknęły Leshana rzuciła swoje czyste rzeczy na znajdujący się w pokoju zydel i zabrała się z strój wojownika. Teraz rozbieranie go szło jej o tyle sprawniej, czuła, że mogłaby to robić w zupełnych ciemnościach. Z uśmiechem na twarzy odsłaniała kolejne kawałki na światło migoczącej nieśmiało świecy.
Hassan musiał przez chwilę przystanąć. Nie, aby nie miał ochoty. Rozbierał ją równie ochoczo jak ona jego. Po prostu nie mógł sobie odmówić chwili podziwiania elfiej wojowniczki w całej jej krasie, kiedy ostatni element jej garderoby poleciał na podłogę. Wziął ją w ramiona, powoli wszedł do balii, opuszczając się do pachnącej mydlinami wody.
Leshana nie pozostawała mu dłużna bez skrupułów obserwując męskie ciało. Gdy ją uniósł przesuwała powoli dłońmi po męskiej piersi.
- Nic ci się nie stało w tym zaułku? - O dziwo w jej własnym głosie pojawiło się nieco troski, gdy uwaznie badała ciało wojownika poszukując jakichś skaleczeń.
- O, tego nie wiem. Musisz mnie dokładnie przebadać, może gdzieś jest jakieś skaleczenie którego nie czuję – uśmiechnął się wojownik – a ja w tym czasie porządnie Cię wyszoruję – pokazał mokrą gąbkę z mydlinami którą zaczął podróż wzdłuż całego jej ramienia, kończąc na jej szyi, i zjeżdżając na plecy, aby nieco przyciągnąć kobietę bliżej.
- Tak mam problemy by sprawdzić czy nie masz ran. - Elfka poddała się tej nietypowej pieszczocie czując jak jej ciało się rozluźnia. Miała na tą kąpiel ochotę od ostatniej bijatyki w karczmie i teraz z przymkniętymi oczami oddawała się tej drobnej przyjemności. - Jak mógłbyś nie czuć skaleczenia?
- Po prostu nie myślę o bólu. Cały umysł mam skupiony na zadaniu ciosu...technice...trafieniu celu... yhmmm...celu...-
Hassan łapał oddech czując pieszczoty elfki, kiedy badała swoimi palcami jego ciało, które zaczęło bardzo mocno reagować na jej dotyk. Miała nieduże dłonie, smukłe palce ale nadzwyczaj silne, najpewniej od używania długiego łuku. Przyciągnął Leshanę jeszcze bliżej, kładąc ją niemalże na sobie, wodząc gąbką po jej karku, plecach i wypiętych pośladkach.
- Może dlatego tyle tu blizn. - Głos elfki rozbrzmiał tuż przy jego uchu. Leshana oparła się o wojownika całym ciałem pozwalając by jej piersi rozpłaszczyły się na ciepłym torsie. Powoli przesunęła palce z ramion na łopatki Hassana. - Od czego są te długie pręgi na plecach?-
- Bat nadzorcy niewolników. Potem plagi od dowódcy orty. Byłem...niepokorny...wiele razy...za wiele... - Hassan jęknął czując dotyk kiedy elfka dotarła palcami do szerszych blizn na szerokich barków – Harpia...w Cormyrze... - wojownik zmrużył oczy przenosząc gąbkę na piersi elfki, jakby próbując pieszczotami okiełznać jej dotyk, i desperacko zająć czymś myśli, kiedy jego ciało poddawało się jej pieszczotom.
- W jaki sposób byłeś niepokorny? - Leshana sięgnęła niżej dotykając pośladków mężczyzny. - Nawet tutaj coś jest. - Mruknęła dotykając wargami ucha wojownika.
- Oszczep...dzikusa z Al-Akara...nie ...okazali szacunku...zdjęliśmy szarawary i pokazaliśmy im...ohh... - zmrużył oczy i poddał się pieszczocie, rozluźniając spięte mięśnie – dzikusy rzucają lepiej niż walczą... - Hassan odchylił głowę do tyłu, pozwalając elfce bawić się sobą, jednocześnie bawił się jej krągłościami, mokrymi i śliskimi od mydlin i wody.
- Dobrze, że nie trafili cię w coś innego… choć chyba w ortach trzyma się eunuchów? - Jej głos zaczął przypominać pomruki zadowolonej kocicy. Po chwili pieszczot ucałowała ramię wojownika.
- W haremach...nie w ortach...eunuchy za bardzo tyją, i są...słabi...aby być wojownikami. To zwykli niewolnicy - w tej chwili wojownik czuł się niczym niewolnik, odurzony wręcz jej pieszczotami. Nie miał bladego pojęcia, co elfka z nim w tej chwili robiła, ale jego ciało buntowało się przeciwko wojownikowi, i Hassan nie mógł zrozumieć, dlaczego. Rękoma błądził coraz to niżej, zataczając gąbką kręgi po jej płaskim brzuchu, silnych i jędrnych biodrach, i sięgając gąbką jeszcze niżej.
- Słyszałam, że to zależy od wieku. Młodzi podobno pozostają smukli i nadal mają piękne głosy, a starszy… chyba tak jak opisałeś. - Leshana wyprostowała się by spojrzeć na mężczyznę. Jej dłonie przesunęły się z powrotem na ramiona mężczyzny i zaczęły rozmasowywać napięte mięśnie. - Ale ty już za młody nie jesteś, prawda? - Mrugnęła do Hassana. Mrugnęła! Nie pamiętała kiedy robiła to po raz ostatni. Nie rozumiała czemu wojownik wprawia ją w taki stan. Powoli poruszyła biodrami, przesuwając jego męskością między ich brzuchami.
- Oh...jestem w szczytowej formie – uśmiechnął się. Jej wiek nie obchodził go specjalnie, bo była elfką i najpewniej mogłaby przeżyć wojownika kilku, albo i kilkunastokrotnie. Wyglądała na jakieś dwadzieścia wiosen, może nieco więcej i miała wszystko, co powinna mieć kobieta. W tej chwili, ugniatała go niczym gliniane naczynie. I bardzo mu się to podobało. Gąbka delikatnie przyspieszała, początkowo niespiesznie, jakby przypadkiem, na po kilku chwilach coraz prędzej wędrując pod wodą.
- Widzę. - Leshana uniosła się nieco i powoli nabiła na wojownika nie przerywając masażu. Poczuła jak mężczyzna wypełnił jej wnętrze i aż jęknęła gdy ich biodra się spotkały. Obserwując Hassana spod półprzymkniętych powiek dalej ugniatała jego ciało. - Ta walka ze szczurami… była dziwna. - Mruknęła odrywając ich myśli od tego co działo się pod wodą.*
- Co...? - Hassan prawie nie był w stanie przypomnieć sobie obecnie o tym, co działo się ze szczurami. Ale jej pytanie otrzeźwiło go na tyle, będąc tak absurdalnie nierzeczywiste i wyjęte z kontekstu, że podziałało niczym zimny prysznic – O czym...ty mówisz? - zapytał czując jak się nim bawi, i wykorzystując chwilę przebłysku świadomości na ponownym uruchomieniu gąbki, która ruszyła wzdłuż jej kręgosłupa, chlupocząc wodą z balii i pieniąc się, za każdym razem kiedy wojownik zaciskał na gąbce swoje palce .
- Słyszałam w głowie tego pseudosmoka. - Leshana nabrała wody w dłonie i oblała nią włosy Hassana. Jej biodra poruszyły się nieznacznie drażniąc wypełniającą ją obecność.
Wojownik nie pozostawał dłużny, obmywając gąbką starannie długie, ciemne włosy Leshany, gładząc i bawiąc się jej kosmykami, jednocześnie zaś zaciskając zęby, próbując opanować rosnące podniecenie, kiedy obejmowała go mocno, wiercąc się na nim.
- Smok?...w głowie? Czarował może... –
Wydyszał wojownik ręką uwalniając swoje spięte włosy pozwalając wodzie spłynąć na podłogę i sięgnął do jej biodra, zachęcając je delikatnie do bardziej stanowczych ruchów.
- Tylko czemu akurat do mnie? - Leshana uniosła się i opadła niespiesznie rozpoczynając nieco intensywniejszą zabawę. Czuła jak jej własne podniecenie narasta, jak głowa zaczyna odpływać z przyjemności. Kolejny ruch był nieco szybszy, następny jeszcze bardziej… i jeszcze. - Hassan... -
- Lesha.. - otulił ją mocniej, jakby nie chciał, aby uciekła, mokra i śliska od wody. Oddech przyspieszył, jakby chciał zrównać się z jej przyspieszającym rytmem. Mięśnie napięły się, walcząc z ogarniającą przyjemnością. Poddawał się temu, nie mogąc się już opanować. Jej słowa, oderwane od tego, co się właśnie działo, czyniły z niej jakby panią, władającą swoim niewolnikiem, bawiącą się jego ciałem niczym jakąś zabawką. Pociągnął ją powoli na siebie, samemu opadając na krawędź balii wciąż czując, jak mocno go obejmuje. Miał przed sobą jej kołyszące się krągłości, bezbronny i zapraszające. Zatopił się w nich, jakby dawaną przyjemnością chciał okiełznać jej władczą kobiecość.
Elfka rozpoczęła galopadę. Pomieszczenie wypełnił pluski rozlewanej na podłogę wody i ich przyspieszone oddechy. Leshana zaparła się o krawędź balii by atakować go mocniej… szybciej, do momentu aż dotarła na szczyt z głośnym okrzykiem.
Hassan zacisnął zęby, desperacko powstrzymując spełnienie a potem przez chwilę drażnił ją jeszcze powolnymi ruchami, widząc, jak jej drżące z podniecenia ciało uspokaja się na chwilę. Dyszącą i czerwoną z podniecenia, odwrócił plecami do siebie, wciąż przytulając. Jego palce natrafiły na pływającą w balii gąbkę. Ta ponownie zaczęła powoli wędrować, tym razem od jej szyi, przez czerwony od pożądania dekolt, pomiędzy jej zgrabnymi wzgórkami, w stronę pępka, i niżej, pod kołyszącą się pod ich ruchami wodę, znacząc ślad gąbki białymi mydlinami.
- Na… naprawdę wymyjesz mnie dokładnie. - Leshana przez chwilę nie była w stanie się poruszać. Jej ciało opadło na kochanka i drżało czując wypełniającą je obecność. Oparła się o kolana wojownika i zacisnęła na nich dłonie, starając się utrzymać równowagę.
- Bardzo...dokładnie – Hassan prawie nie był w stanie myśleć nad konwersacją. Przez chwilę mógł poczuć ją niemal całym sobą, jej zapach, zmieszany z wonią mydlin niemal odebrał mu zmysły. Potem już tylko patrzył na jej falujące biodra i czuł ją, jak bawiła się nim. Mimo, iż woda prawie wystygła, nie czuł zimna a gorąco, które go wypełniało zdawało się falami odpływać w dół, w stronę podbrzusza i lędźwi. Gąbka znów plasnęła o kołyszącą się falę wody, kiedy rękoma objął jej biodra, dociskając ją mocniej do siebie.
Leshana przez chwilę z trudem łapała oddech. Zapach mydlin i kochanka odurzały ją sprawiając, że wszystko wokół było zamazane,a może to para… nie była w stanie ocenić jak ciepła jest woda. Chyba cieplejsza od górskiego strumienia, choć w porównaniu z dotykającym ją męskim ciałem wydawała się być niczym świeżo stopiony śnieg. Chciała by to ciepło rozlało się na całe jej ciało więc na tyle na ile pozwalały jej silne dłonie Hassana, zaczęła kręcić biodrami, wwiercając go w siebie. Jak najgłębiej, tak by wypełnił całe jej wnętrze.
Wojownik zaczął odpływać, zatracając się w jej ruchach. Jęknął cicho, jakby pod jego rękoma nie było kobiety, tylko żywy ogień. Długo nie mógłby znieść takiej zabawy, więc podniósł się na krawędzi balii, która zaprotestowała z piskiem i chlupotem, rozbryzgując dokoła wodę, i klęknął za wiercącą wciąż biodrami elfką, napierając na nią biodrami, kładąc dłoń na jej lekko falujący w rytmie oddechu brzuszek, i sunąc palcami coraz niżej, między jej uda.
Leshana nie opierała się jak wtedy gdy robili to po raz pierwszy. Przytrzymując się mocno krawędzi balii znieruchomiała, czekając na kolejny ruch wojownika. Czuła jak drewno pod jej palcami trzeszczy niebezpiecznie. Dotyk palców mężczyzny sprawił, że jęknęła głośno i naparła na niego z całej siły biodrami. Miała wrażenie, że zaraz się rozpuści od tego ciepła… a może to jej ciało parowało, nie woda? Odsunęła się i zaatakowała oręż wojownika jeszcze raz.
Hassan dociągał jej biodra do siebie coraz silniej i szybciej, z każdym ruchem czując łaskoczące fale zbliżające się od karku ku dołowi pleców, coraz bardziej natarczywie i nieubłaganie. Woda chlupotała między ich udami, lądując spieniona na podłodze. Zamknął dłonią jej dłoń zaciśniętą na krawędzi balii, jakby chciał zapobiec tym upartym, rytmicznym piskom który wydawała protestująca balia. Ale to jeszcze wzmogło piszczące odgłosy, nasilające się od tych dzikich igraszek.
Dźwięki stały się głośniejsze. Chyba nawet usłyszeli cichy trzask? Dla Leshany nie było to istotne. Czuła, że w niej zaraz znów coś pęknie i to do tego dążyła uparcie atakując swymi biodrami i pośladkami kochanka. Jeszcze jedno.. uderzenie.. kolejne. W końcu znów wydała z siebie okrzyk, zaciskając dłonie w pięści tak, że aż pobielały jej knykcie.
Wojownik czuł narastającą w sobie energię, a jego umysł zaczął odchodzić od zmysłów, wariować. Miał ochotę krzyczeć, ale uprzedziła go swoim krzykiem. Koniec przychodził powoli, jakby miarowo, torturując mięśnie Hassana w krótkich, urywanych spazmach. Ręce i nogi naprężyły się na tą krótką chwilę, kiedy eksplodował, zamykając oczy, przerywając ten dziki i szaleńczy rytm od którego zdawało mu się trzęsła się ziemia i wszystko wirowało dokoła. Na chwilę wszystko widział w bladych kolorach, potem nieco ciemniejszych kiedy świadomość wracała do jego wyłączonego na moment umysłu. A potem z jakby ironicznym skrzypnięciem, balia pękła, trzaskając metalową obręczą, wylewając resztki wody szeroką strugą na podłogę. Leshana poczuła jak oparcie znika jej pod dłońmi i poleciała na mokrą podłogę.Wojownik, który opierał się nieco na niej upadł tuż za nią przygniatając elfkę swoim ciężarem do ziemi. Leshana jęknęła z bólu czując pod policzkiem twardą posadzkę.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 09-11-2018, 08:10   #37
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Długo wyczekiwana kąpiel
Hassan i Leshana [część druga]

Hassan odtoczył się na bok, miażdżąc kilka drewnianych klepek - Hmm...czemu to takie niepozorne jest - mruknął niezadowolony pomagając dziewczynie zejść bezpiecznie i bez szkody z resztek balii.
- Bo robił to jakiś partacz. - Elfka skorzystała z pomocy wojownika by się podnieść. Nie widząc miejsca, w którym mogłaby usiąść usadowiła się bezczelnie na biodrach Hassana i obejrzała swoje zaczerwienione miejscami od rys i otarć, wciąż namydlone ciało. Zerknęła na resztki balii. - Mam nadzieję, że tej wody wystarczy co by się opłukać.
- Mam lepszy pomysł - odpowiedział Hassan biorąc do ręki tą niesforną gąbkę, która tak uparcie gubiła się w balii - po prostu teraz bardzo dokładnie z ciebie zbiorę te mydliny - wyszeptał uśmiechając się i trącając ją gąbką delikatnie, jakby chciał udobruchać kobietę za kolejny rozwalony ich igraszkami mebel.
- Może na trawie lub w strumieniu niczego byśmy nie uszkodzili. - Leshana oparła się dłońmi o umięśniony brzuch wojownika i delikatnie wodziła palcami po kolejnych bliznach, pozwalając mu na czyszczenie swego ciała.
- Hmm...trzeba znaleźć strumień - uśmiechnął się - mówiłaś coś o smoku? - zapytał przypominając sobie wcześniejszą kwestię, w czasie której jednak nie mógł się skupić.
- Czułam jego ból.. jakby mnie wołał. Jeszcze zanim dowiedzieliśmy się, że to on tam jest. - Dłoń elfki powędrowała wzdłuż jakiejś blizny do piersi wojownika. Że też miał ich tyle… mogłaby nie robić nic innego tylko wodzić po nich palcami.
- Słyszałem, że elfy czują więź ze zwierzętami leśnymi. Twój lud żyje w lasach, więc może to działa w ten sposób. Rozmawiałaś z Alią? To wiedźma. Może zna się na takich sprawach – poradził Hassan ścierając powoli kolejne mydliny. Czary to nie była jego specjalność.
- Tak.. ale ona też nie zna się na elfach. - Leshana wbiła mocniej palec w miejscu po jakiejś głębszej ranie na ciele wojownika. Może to była strzała? A może sztylet? Nachyliła się nieco by się przyjrzeć temu miejscu.
- Zbir z Huzuz - mruknął uśmiechając się - Lubisz blizny? - zapytał wojownik patrząc na elfkę - twoich prawie nie widać - ocenił i pogłaskał gąbką miejsce po jakimś cięciu - wydajesz się taka delikatna, a jednak jak się kochamy, to widzę każdy szczegół twojego ciała, każdy mięsień…mocny i sprężysty - gąbką przesuwał po jej udzie, potem pokrążył chwilę po brzuchu i dotarł do jednej z piersi
- Blizn nie mają ci, którzy nic nie robią. - Leshana zamruczała z zadowolenia. - Każda rana niesie jakąś historię… chciałabym usłyszeć je wszystkie. - Uśmiechnęła się odrywając wzrok od blizny i spoglądając w oczy wojownika, jakby znów grali w tą swoją ulubioną rywalizację na spojrzenia. - Moje rany pielęgnowały elfy… dbano by się dobrze wygoiły.*
- Mamelucy nie dbają o blizny. Rany tak, blizny...cóż, życie niewolnika jest tanie - powiedział Hassan wpatrując się to w jedne, to w drugie oko elfki. Przyjemnie było patrzeć w jej oczy, migdałowego kształtu.
- Ja byłam żołnierzem. - Leshana zjechała dłonią niżej nie odrywając spojrzenia od oczu wojownika. Jej palce natrafiły na pępek i zanurzyły się we włosach znajdujących się poniżej. - Cóż… tak mogę cię powypytywać o każdą bliznę, bo dobrze je widać.*
- Żołnierzem? Jakim? - zainteresował się Hassan próbując znów skupić uwagę, bo jej dotyk znów zaczął działać na niego. Reagował, niczym zwierzę pobudzane ręką wprawnego hodowcy, co było uczuciem znanym i jednocześnie dziwnie fascynującym, biorąc pod uwagę jej posturę.
- Dokładnie zwiadowcą. - Leshana zaczęła się bawić nawijając pasma włosów na palce i niby przypadkiem drażniąc znajdującą się niżej męskość. - Wiesz… wysyłasz grupę takich by jeden wrócił i powiedział co cię czeka.
- Ja służyłem w ciężkiej orcie. Stawaliśmy ramię w ramię z glewiami i laliśmy co popadnie i gdzie popadnie. Zwiadowca...to raczej cierpliwa robota - w głosie wojownika dało się wyczuć szacunek dla drugiego żołnierza.
- Bije się u was wojowników? - Leshana prychnęła, przez co ruchy jej dłoni zatrzymały się na chwilę. Chwilę zastanawiała się szukając odpowiedniego słowa. W końcu jej palce powróciły do przerwanego tańca. - Idiotyzm.
- Żołnierska dyscyplina. Kiedy któryś pies jest nieposłuszny, staje przed towarzyszami z orty, a ci stawiają go do pionu - wyjaśnił - żaden nadzorca nie może nas tknąć batem, chyba, że też jest żołnierzem. Tylko żołnierz karze innego żołnierza. Nawet tracą nas żołnierze - Hassan wyjaśnił Leshanie prostotę systemu dyscyplinarnego mameluków - żołnierz musi bać się swojego dowódcy bardziej niż wroga. Wtedy nie waha się i zabija - głos wojownika stał się nostalgiczny, jakby wracał wspomnieniami do dawnych czasów - a u was nie karze się wojowników? A co, jak nie posłuchają rozkazu?
- To się ich zabija. - Leshana wzruszyła ramionami i przy tym geście przesunęła dłoń na męskość wojownika, ściskając ją delikatnie. - Ale my możemy odejść… żyjemy tyle… - zamyśliła się, pozwalając ciału pracować bez udziału głowy. Oczy wpatrywały się w Hassana, jej dłoń błądziła po ciepłym ciele. - Żyjemy zbyt długo by trzymać nas na siłę w jednym miejscu. Jeśli chcemy służyć służymy, jeśli nie… odchodzimy. Ja odeszłam.
- Śmierć lub ucieczka. Musiałaś być bardzo niegrzeczna, skoro musiałaś uciekać. Jakiego rozkazu nie chciałaś wykonać? - zapytał wojownik wciąż gładząc gąbką ciało elfki, tym razem ścierając mydliny z jej pleców. Gąbka uparcie jednak jechała jeszcze niżej, i niżej.
Leshana zaśmiała się przez co jej piersi zafalowały na oczach wojownika.
- To nie tak… odeszłam bo chciałam się dowiedzieć czemu różnię się od reszty. - Dłoń elfki wróciła do zabawy męskością wojownika. - Może kiedyś wrócę do armii.
- Hmm...w waszych miastach nie ma innych ras? Inaczej wyglądających elfów? Nie lubicie obcych?- wojownik aż zmrużył oczy kiedy znów zaczęła się nim bawić. Pytał, próbując znów nie odlecieć myślami pod jej dotykiem.
- Są inne elfy ale z mojego ludu nie ma takich jak ja. - Dłoń Leshany coraz śmielej poczynała sobie z ciałem Hassana, dociskając jego męskość do podbrzusza elfki. - Przez swój wygląd… i zachowanie, nie byłam lubiana.
- Wygląd? - sapnął powoli tracąc kontrolę – Przecież jesteś piękna... - zdziwił się wojownik porzucając gąbkę i łapiąc dziewczynę za jej wypięte krągłości, i wciągając ją mocniej na siebie. Chwilę gładził i miętosił jej pośladki, aby sięgnąć głębiej, w stronę jej kobiecości, palcami muskając ją i pieszcząc - Jak można cię nie lubić… - mruknął całując ją w szyję.
- Leśne… elfy… nie są tak blade. Nie mają czarnych włosów. - Leshana zadrżała od jego dotyku. Z jej ust wydobył się cichy pomruk zadowolenia. Odgięła się nieco do tyłu chwilę ciesząc się pieszczotami i w końcu nie wytrzymała. uniosła biodra nabijając się na Hassana. Spojrzała na mężczyznę i uśmiechnęła. - Jestem też zbyt porywcza jak, na… elfa.*
- Oh.. - jęknął czując jak ją ponownie wypełnia – lubię cię właśnie taką – mruknął zatapiając twarz w te zapraszający punkt, w którym szyja łączyła się z barkami, który naprężał się w czasie ich igraszek, a który uwielbiał całować i pieścić ustami. Ręce, które wciąż po niej błądziły zaczęły nadawać jej ruchom powolnego rytmu. Mrowiąca i łaskocząca przyjemność znów pofrunęła pod skórę, powodując drżenie które musiała wyczuć. Dokładnie nie rozumiał, jak to się działo, że tak drobna istotka potrafiła zmusić jego ciało do ponownego wysiłku. Może istotnie była inna, i jej własny lud widział coś, czego on jako człowiek nie mógł dostrzec swoimi oczami? A może trzeba było zgłębić to inaczej? "Zgłębić" pomyślał uśmiechając się, kiedy docisnął nieco mocniej jej biodra do swoich.
- Co cię tak cieszy? - Leshana zakręciła biodrami na tyle na ile pozwalały jej ręce mężczyzny. Przysunęła swoją twarz delikatnie trącając czubkiem nosa czoło wojownika.
- Na Los...przy tobie czuję się młodszy o dziesięć lat! - uśmiechnął się ponownie przymykając oczy i oddając się w jej rozkoszne ręce i poddając jej ruchom.
- I co planujesz zrobić z tą drugą młodością? - Elfka zaśmiała się cicho po czym ujęła w dłonie twarz mężczyzny i pocałowała go namiętnie. Leshana pozwoliła wojownikowi narzucać rytm pomagając mu jedynie nieznacznymi ruchami bioder.
Wojownik być może chciałby odpowiedzieć ale chwilowo nie mógł, oddając pocałunek. Czuł jej krągłości, sunące po jego piersiach. Jego lędźwia wyrywały się do niej, wpierw powoli, potem coraz szybciej i szybciej, posyłając pioruny rozkoszy wzdłuż kręgosłupa. Wciąż ją całował, drażniąc i miętosząc jej usta swoimi wargami.
Elfka nie przerywała pocałunku, jej palce błądziły po twarzy kochanka, czasem sunąc po szorstkich policzkach, czasem zanurzając się w jego brodzie. Elfy nie miewały zarostu i to uczucie. To dziwne łaskotanie na jej policzkach, podbródku, sprawiało że z każdą chwilą chciała go jeszcze bardziej. Docisnęła uda do jego boków, zaciskając się mięśniami na wypełniającej ją obecności. Celowo utrudniała mu ruchy, tylko czemu? Toż nie mogła mieć ochoty by przejął inicjatywę, prawda? By… Przerwała pocałunek i podniosła głowę by spojrzeć mu prosto w oczy roziskrzonym wzrokiem. Skąd miała wiedzieć, skoro nie spróbowała.
- Weźmiesz mnie? Przy ścianie? - Nie poznawała swojego rozpalonego, zdyszanego głosu. Nie rozumiała jak temu mężczyźnie udawało się ją doprowadzić do takiego stanu.
Hassan uśmiechnął się pod nosem – Niegrzeczna dziewczynka – mruknął kwitując i skwapliwie ruszył, by wypełnić zachciankę kobiety. Co prawda ściany nie były zbyt wygodne do tego typu zabaw, bo kamienie były chropowate, ale ściana komina przechodzącego przez ich lokum wyglądała solidnie i gładko, a w dodatku najpewniej była lekko ciepła. Hassan ujmując dziewczynę mocniej za pośladki, oparł ją plecami o komin, i wciąż wpatrzony w te hipnotyzujące oczy, nabił ją na siebie zdecydowanym ruchem, kręcąc i wiercąc biodrami.
Leshana jęknęła głośno i chwilę później mocno zadrżała w ramionach mężczyzny. Ciepło pod plecami tylko podsycało żar w jej wnętrzu. Ułożyła ręce na ramionach wojownika by lekko mu ulżyć i szeroko rozchyliła nogi ułatwiając dostęp do siebie.
Jego pchnięcia stawały się coraz mocniejsze i silniejsze, jakby zamierzał przybić kobietę do ściany i nawet chwilami wydawało mu się, że do niej dotarł. Zagryzł wargi walcząc z tym przyjemnym uczuciem, zaczynającym się od karku, na którym zaplotła ręce, a idącym falami wzdłuż pleców aż do lędźwi, jakby te niesforne uczucie chciało wyrwać się na zewnątrz i do niej, próbując okiełznać jej niesforność i nienasycenie.
Każdy atak wojownika wyrywał z ust elfki cichy okrzyk. Czuła pod plecami szorstką ścianę, po której nieznacznie przesuwało się jej ciało. Jednak nie czuła bólu. Był tylko Hassan i to jak wypełniał jej wnętrze. Czuła jak piersi poruszają się przy każdym szturmie i nawet ten ruch wydawał się być potwornie rozpalający. Jeszcze jeden ruch i była pewna, że to na to miała ochotę. Kolejny.. i doszła z głośnym okrzykiem, nie zważając na to, że pewnie urządza pokaz każdej przechodzącej korytarzem osobie.
Wojownik czuł drżenie, kiedy jej ciało doszło do szczytu i kiedy na moment opadła z sił, postawił ją na podłodze, obrócił twarzą do ściany, i przesuwając ręce od jej bioder, przez ramiona aż po nadgarstki, które umieścił dla jej wygody nad głową, wziął ją jeszcze raz, wyginając jej czerwone plecy w lekki łuk, dzięki czemu jej kobiecość była gotowa na kolejny atak – Leshana...- jęknął, cicho czując jej napięte mięśnie.
Elfka poczuła jak jej piersi ocierają się o ścianę, ale teraz było jej wszystko jedno. CIepły mur przyjemnie koił po niedawnym szczycie i dawał podporę podczas kolejnych ataków kochanka.
Hassan zostawił jej ręce na ścianie komina, i nieco odchylił elfkę na siebie, przytulając się lekko do pleców, jakby chciał zagarnąć ją tylko dla siebie, dłonią przyciągając jej głowę, wpijając usta w jej napiętą szyję, i pieszcząc to pachnące jej włosami miejsce poniżej ucha. Jego ręka sunąc po jasnej, czerwonej od gorąca skórze ślizgała się po szczytach jej krągłości, głaszcząc brzuch i docierając między jej uda.
Leshana wyprężyła się opierając się plecami o tors wojownika.
- Jesteś.. gorący.. - Wyjęczała pomiędzy kolejnymi szturmami na jej elfie ciało. Czuła, że zaraz eksploduje od ciepła, a wojownik nie pomagał zbliżając się swoją dłonią do jej wrażliwego miejsca.
Palce atakowały jej cudowny kwiatuszek, a ciało wyginało się w łuk czując nadchodzący koniec. Szybkie pchnięcia, dzikie do granic wytrzymałości posyłały pioruny ekstazy wzdłuż kręgosłupa. Jęknął głośno, odchylając głowę do tyłu, zaciskając powieki.
Leshana doszła gwałtownie czując jak kochanek ją wypełnia. Oparła się dłońmi o ścianę, nie chcąc osunąć się na ziemię i pozwoliła by jej ciało przeszywały kolejne fale dreszczy. Oddychając z trudem wpatrywała się w mur przed sobą, nie mogąc przez dziwną mgiełkę dostrzec żadnych szczegółów..
Wojownik skończył chwilę po niej, jakby z rozmysłem czekając na jej rozkosz. Na chwilę pociemniało mu w oczach, a świat na moment zawirował, omal nie posyłając wojownika na podłogę. Chwilę trzymał ją w ramionach, jakby chciał ją uspokoić lub przytrzymać się jej, ale chwilę potem obrócił ją i całował, pocierając nosem jej nos, próbując powrócić do rzeczywistości.Dyszał ciężko, jakby przebiegł kilka mil w pełnym rynsztunku.
- Hmm...komin przetrwał – uśmiechnął się
Leshana odpowiadała na pocałunki przywierając do wojownika całym ciałem by na końcu odpowiedzieć uśmiechem na jego uśmiech.
- Przynajmniej murarzu mają tu dobrych. - Zażartowała i rozejrzała się po bałaganie, który zrobili. - Chyba… nie chcę za to płacić.
- Cóż...zostaw to mnie - uśmiechnął się szelmowsko - zjadłbym coś. Zgłodniałem po tej kąpieli - dodał cicho - myślisz, że trzeba się fatygować do jadalnej, czy mogą przynieść drugą balię?
- Wątpię by trzymali coś takiego na zapleczu. Wątpię by przynosili jedzenie do pokoi… - Leshana nieświadomie znów zaczęła przesuwać dłonią po ramieniu wojownika, gładząc kolejną znalezioną bliznę. Zorientowała się dopiero gdy dotarła do lini szczęki Hassana i nabrała szczerej obawy, że może jej to wejść w krew. - Ale możemy coś zgarnąć.
- Dobra, to trzeba się ubrać - odpowiedział wojownik widząc,że elfka ma dużo większy apetyt na igraszki dzisiejszego wieczora. “Muszę znaleźć zielarza” pomyślał przypominając sobie o pewnym specyfiku dającym przyrost sił witalnych
Leshana westchnęła i z obawą zerknęła w kierunku krzesła, na którym zostawiła swoje ubrania. Na szczęście okazało się, że fala po rozwaleniu balii nie zalała jej ubrań.
- Chyba skorzystam jeszcze z resztki wody by przeprać ciuchy. - Niechętnie puściła mężczyznę odsuwając się od niego.
Ten jednak chwycił ją delikatnie za rękę i przyciągnął na chwilę do siebie, całując jeszcze raz - po prostu schowaj do plecaka. Damy to dziewce w Ziewającym Portalu aby przeprała. Tu nie ma warunków - zaproponował wojownik kiedy oderwał już od niej usta.
- Jak dotrzemy do Portalu to może… - Elfka uśmiechnęła się zawadiacko. - Wiesz, że utrudniasz mi ubranie się?
- Wiem - uśmiechnął się ale puścił ją w końcu i sam sięgnął po swoje szarawary.
- Jeszcze powiedz, że masz ochotę na kolejny raz. - Leshana zażartowała sięgając po bandaż, ale cofnęła rękę. Nie chciała spedzać teraz tak długiego czasu na owijaniu się. Chwyciła tunikę i narzuciła ją na nagie ciało.*
- Mam, ale trochę za długo tu siedzimy, wody już nie ma. I to, na co mam ochotę wymaga jednak łóżka - spojrzał na Leshanę uśmiechając się a jego oczy błyszczały jakimś nowym pomysłem na figle.
- Chyba nie chcę wiedzieć co siedzi w tej twojej głowie. - Elfka sięgnęła po spodnie i zaczęła je nakładać wypinając się w kierunku Hassana. - Jak na razie czeka nas noc we wspólnej izbie.
- Hmm...wymyślę coś. Będę improwizował - Hassan podszedł do Leshany i lekko pogładził ją po pośladku.
Elfka zadrżała od dotyku mężczyzny, ale jakoś udało się jej wciągnąć bieliznę i spodnie. Obróciła się do wojownika delikatnie zarumieniona.
- Już lepiej nie wymyślaj… chciałbyś to robić gdy w łóżku obok leży Alia.. albo co gorsza Anur?
- Fakt… - wojownik włożył tunikę i zaczął wciągać po kolei elementy zbroi.
Leshana zostawiła zbroję na piętrze, więc po wciągnięciu butów i spięciu nadal mokrych włosów była gotowa. Z uśmiechem przyglądała się ubiegającemu się wojownikowi czekając aż ten skończy.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-11-2018, 20:48   #38
Hungmung
 
Dust Mephit's Avatar
 
Reputacja: 1 Dust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputacjęDust Mephit ma wspaniałą reputację
Na dole wciąż się kotłowało. Z trzaskiem upadło krzesło. I kolejne. Głucho mlasnęły o podłogę gliniane naczynia. Bijatyka trwała w najlepsze i jeszcze miała jakiś czas potrwać, choć już można było spostrzec, że “dokerzy” wyjdą z zamieszek obronną ręką. Piłka kozia, z drużynami sponsorowanymi przez lokalne gildie rzemieślnicze i ufundowanym przez nie stadionem z prawdziwego zdarzenia, czasami zdawała się być najważniejszą religią w Waterdeep. A jeszcze do niedawna była tylko chaotyczną, pozbawioną reguł zabawą uprawianą wyłącznie przez barbarzyńskie plemiona górskich goliatów. O jej statusie w Mieście Wspaniałości najdobitniej świadczyło to, że kiedy Dagult Neverember próbował tego sportu oficjalnie zakazać, aby wypromować na jego miejsce łucznictwo i w ten sposób podnieść obronność Waterdeep, jeszcze szybciej pożegnał się ze stanowiskiem Otwartego Lorda niż się tego spodziewał. A gildie tymczasem umocniły już i tak silną pozycję oraz pozyskały dodatkowy posłuch pośród Waterdhaviańczyków. Oczywiście nie na tyle, aby na horyzoncie zawidniała kolejna Wojna Gildii, ale ostatecznie nikt nie potrafił powiedzieć, w którym kierunku zmierzało to miasto w tak burzliwych czasach.

Leshana wychodząc z pokoju balią zobaczyła zbierającą się na górę ekipę i rozkręcającą się na sali bójkę. Poprawiła chwyt na swoich brudnych rzeczach i ruszyła za resztą unikając ładowania się w kłopoty.
Jandar gdy się ocknął dokonał pobieżnej inspekcji. Brakowało sakiewki. Rozejrzał się i powiedział.
- Kto mnie tu przyniósł i czy nie widział co się stało z moją sakiewką? Była przypięta dodatkowym rzemieniem, więc się raczej nie odczepiła.
- Ja cię tu zabrałem - odparł gith - ten waligóra nieźle tobą rzucił, a chołota na dole dalej robi rozróbę.
- Dziękuję Rad'ghanuz. Cholerni kibole! Widziałeś sakiewkę albo kto ją buchnął?
Zielonoskóry pokręcił przecząco głową.
- Za duże zamieszanie. Widziałem tylko jak rozmawiasz z tym gnomem.
Po odpowiedzi Jandar tylko pokręcił głową z rezygnacją.
- Ten cholerny gnom dał mi trop - dodał Jandar gdy pierwsza sprawa się wyjaśniła. - Za naszą zgubą wyszło “pięciu takich ze Świecowej”. To rozpoznawalne zbiry, skoro tak o nich mówił. Robił to w dużej konspiracji i obawie. Więc tamci są częścią czegoś większego. Można o nich rozpytać rano jak skończy się ta awantura. Możemy też pójść bezpośrednio na Świecową i trochę tam powęszyć.
- Przydałoby się też zadbać o smoka - napomniał Anur, wracając z parteru za sugestią Rada. - Chyba żeby się rozdzielić. Najbardziej potrzebujący odwiedziliby z jaszczurką jakiegoś kapłana. Reszta kontynuowałaby dochodzenie, aby nie tracić czasu - zaproponował drużynie.
Rad’ghanuz wpatrywał się w Jandara z kamienną twarzą po czym zerknął na gnoma.
- Pięciu ze Świecowej… - powtórzył słowa drowa. - Ten młody, który nas zaprowadził do pokoju też o nich wspominał. Powiedział, że Olsil będzie wiedział gdzie jest ich melina. To jakiś stały bywalec. Dzieciak ma nam go wskazać kiedy się tu zjawi. - Gith zamyślił się na chwilę, po czym znów zwrócił się do towarzyszy. - Nasza trójka powinna tutaj zostać. Jeżeli wam nie uda się od niego wyciągnąć informacji to zaczekamy aż będzie sam przed karczmą. Z mieczem przy gardle na pewno będzie bardziej rozmowny.
- Proponuję solidnie się wyspać, powinniśmy się zregenerować. Rano zapytać ponownie młodego o Olsila. Jeśli go znajdziemy twój pomysł wydaje się solidny. Jeśli nie… pójdziemy na Świecową. Tam ktoś pewnie zna tych drabów. Jak nasza zaliczka od Volo? Stać nas na pomoc kapłanki Obayi? - Jandar wiedział, że jego przyjaciółka lepiej się nimi zajmie niż anonimowy kapłan.
- Nie radziłabym się rozdzielać. Sami widzieliście co potrafi się stać gdy jesteśmy razem.. oddzielnie może być tylko gorzej. - Elfka mruknęła pod nosem i zaniosła mokre rzeczy rozwieszając je na wezgłowiu łóżka znajdującego się najbliżej jej plecaka. Upewniwszy się, że smok śpi na przygotowanym posłaniu, przysiadła obok. - Ten typek nie wspominał może, o której bywają tu ci “stali bywalcy”?
Jandar pokiwał potwierdzająco głową.
- Nie rozdzielamy się na dłuższą metę. Chłopak nie powiedział o której można go tu spotkać. Tylko, że nam go wskaże - spojrzał na Rad’ghanuza dla potwierdzenia - Dziś już nic nie zrobimy. Rano można jeszcze raz pogadać z chłopakiem. Jak do jutrzejszego wieczora nic nie zwęszymy to tu wrócimy zgoda? - zapytał pozostałych.
- Może jeszcze będziemy się trzymać całą drogę za rączki? Jakbym... - Zaoponował ironicznie gith, lecz urwał przypominając sobie co chłopak powiedział mu o Czarnej Sieci. - Jakbym miał wybierać to sprawdziłbym najpierw czy ten Olsil się tu jeszcze nie kręci. Dzieciak pewnie siedzi teraz pod stołem i boi się wyjść. Jutro zrobimy jak uważacie. - podniósłszy tarczę i zarzucając na siebie płaszcz Rad’ghanuz ruszył w stronę schodów.
Alia nim założyła odzienie, upewniła się, że nie śmierdzi już szczurami.
- Próbowalim już osobnemi drogami chodzić, na dobre nam to nie uchodzi. - rzuciła od siebie wiedźma gdy posłyszała rodzącą się dyskusję.
Leshana zerknęła na Hassana. Lubiła bitki, ale czas z wojownikiem skutecznie rozładowywał jej napięcie i to nie tak, że wszystko w niej wrzało by rzucić się do walki. Ba! Była niemal pewna, że zwiastuje to co najwyżej kłopoty.
Wojownik korzystał z niewielkiej chwilki aby nieco się zdrzemnąć. Zasypiał szybko, jak ktoś przyzwyczajony do niewygód lub ciężkiej pracy, próbując złapać nieco snu w każdej nadarzającej się ku temu chwili.

[media]http://db4sgowjqfwig.cloudfront.net/campaigns/200390/assets/915473/burning_inn.jpeg[/media]

Kiedy hałaburdniczy hałas osiągał swój szczyt, nagle zapadła dziwna, niespodziewana cisza, przerywana pojedynczymi, stłumionymi dźwiękami: oddalającym się stukotem butów, histerycznym krzykiem kobiety, przewracanymi w pośpiechu naczyniami i stołkami. Wychodzący z pokoju Rad’ghanuz poczuł dym, który ostrzegł jego pierwotne instynkty. Wkrótce usłyszeliście złowróżebne trzaskanie. Figiel zleciał z parapetu i zaskrzeczał, a Fatum wpadł do pokoju i latał zaniepokojony przy suficie, trzepocząc czarnymi skrzydłami. Przez okno dostrzegliście nikłą, pulsującą łunę, która oświetlała brudną ulicę. Ogień pełzał powoli po dachu karczmy. Spowodowana przez głupotę ludzką burda miała oto swój gorzki finał - “Smok z rożna” zapłonął najprawdziwszym ogniem, jak na smoka (i rożen) przystało. Dzisiejszego dnia brakowało wam jeszcze pożaru. “Ludzie, pali się! Pożar!” Waterdhaviańczycy opuszczali okoliczne domy i w chaotycznym pośpiechu przygotowywali się do gaszenia ognia. Spotkanie z Olsilem, kimkolwiek był, przestało wydawać się realne. Coś wam podpowiadało, że nie chcecie tutaj być, kiedy zacznie się szukanie winowajców. Z waszym pechem trafilibyście jeszcze raz na krasnoludzkiego sierżanta Igorna. A drugi raz wam tak łatwo nie odpuści...

Alia pstryknęła palcami, odsyłając tym samym Fatum do bezpiecznych czeluści niematerii.
- Uchodzimy, jedno nie zapomnijcie sakiewek! - przestrzegła wiedźma. Kobieta wyszarpała z plecaka butonierkę i wylała jej zawartość na swoją głowę oraz koc. Alia zarzuciła plecak na ramię, sprawdziła czy wszystko ma i okryta mokrym kocem rzuciła się ku schodom, w nadziei, że można ich jeszcze użyć.
Anur skrzywił się na zapach dymu i pociągnął Hassana za nogawkę. - Parter pewnie też płonie. Weź mnie na barana albo obwiąż liną i wyrzuć przez okno. - poprosił, nie chcąc przekradać się pod płonącymi stołami.
Jandar nie chciał wiedźmy zostawić samej. Więc w zasadzie powtórzył jej manewr dodatkowo przysłonił twarz zwilżoną lekko chustą. Otulony kocem z kapturem na głowie i chustą na twarzy ruszył razem z Ali.
Wojownik spokojnie przywiązał linę do jakiejś krokwii dachowej po czym spokojnie zaczął opuszczać się na dół, wziąwszy wpierw Anura na plecy - Tylko nie rób jakichś numerów, bo obaj spadniemy - mruknął do towarzysza
Leshana zrzuciła swoje rzeczy za zsuwającymi się po linie wojownikiem i gnomem i rozejrzała po pomieszczeniu, nim dym utrudnił jej obserwację, czy aby niczego nie zostawili. Widząc, że mężczyźni są niżej chwyciła się tej samej liny i zaczęła zsuwać za nimi gotowa by w razie czego zeskoczyć na dół.
Hassan widząc, że kobieta schodzi po tej samej linie odpiął paski swojego plecaka i zrzucił go na ziemię poniżej, aby odciążyć nieco linę.
Czując dym i słysząc spanikowane krzyki githyanki wrócił biegiem po swój plecak. Mijając Alię i Jandara krzyknął za nimi:
- Oknem! Zejdziemy po linie!
- Nim przyjdzie kolej na mnie, zdążę schody obaczyć. - rzuciła wiedźma za siebie. Było ich w sumie sześcioro i Alia wolała się w międzyczasie upewnić czy musi spuszczać się z drugiego piętra po linie. Przy jej tężyźnie fizycznej miało to marne szanse i kobieta naprawdę wolała robić to tylko w ostateczności.
Zresztą, kiedy na dole będą wcześniej pozostali, jest szansa, że ktoś ją złapie…
Rad’ghanuz mruknął w odpowiedzi z niezadowoleniem, po czym chwycił plecak i ruszył w kierunku wiedźmy.

Skrzeczący pseudosmok opuścił płonącą karczmę jako pierwszy. Usiadł na gzymsie kamienicy znajdującej się po przeciwnej stronie ulicy Sieciowej. Roztropnie trzymał się wysoko i z dala od gmatwaniny Waterdhaviańczyków, mogących w swojej zabobonności uznać go za sprawcę pożaru. Alia, Rad’ghanuz i Jandar wypadli w pośpiechu przez drzwi i skierowali się w stronę wyglądających na bezpieczne schodów. Hassan upewnił się, że zapleciony węzeł wytrzyma połączony ciężar pozostałych kompanów. Musiałeś się spieszyć, gdyż Anur słabo znosił dym, dławiąc się wciąganym powietrzem. W tym czasie Leshana pospiesznie zbierała mokre rzeczy, które leżały rozwieszone na wezgłowiu łóżka, upchnęła je do plecaka i wyrzuciła przez okno. Podobnie postąpił Zakharyjczyk.
- Pożar! - Rozległy się krzyki. Słychać było tupot nóg, rżenie przestraszonych koni i ujadanie psów. W całej tej kakofonii dźwigający na plecach Anura Hassan wraz z Leshaną schodzili po linie. Z góry widzieliście jak straż miejska pędziła gasić ogień. Nie było jednak ani jednego przedstawiciela Zakonu Czujnych Magów i Obrońców; pechowy karczmarz mógł być zwyczajnie za biedny aby podpisać kontrakt z gildią. - Patrzcie, tam w górze! - Słychać było, że rozbudziliście swoim czynem ciekawość gapiów.
Tymczasem Alia, Rad’ghanuz i Jandar zbiegali czym prędzej po skrzypiących schodach. Na dole płomienie skakały wokół was. Oczy łzawiły od gęstniejącego dymu. Przed zejściem do trawionej płomieniami sali karczmy czarodziejka zasłabła. Ostatni odcinek poparzony Jandar i krztuszący się Rad’ghanuz musieli pokonać w żmudnym tempie, z Alią zarzuconą na ramię. W końcu wypadliście na ulicę, gdzie czekali już na was Leshana, Anur i Hassan. Położyliście czarodziejkę na bruku. Dyszący Jandar usiadł na krawężniku i wtedy jego organizm się poddał.
Pożary w Waterdeep należały do rzadkości, mimo że podłogi i piętra budowli były zwykle drewniane. Mglisto-wilgotny klimat Wybrzeża Mieczy nie sprzyjał rozprzestrzenianiu się ognia. Niebezpieczne wypadki najczęściej zdarzały się w biednych partiach miasta takich jak Zagon czy Dzielnica Doków, ponieważ nie mogły one liczyć na pomoc lokalnej gildii czarodziejów, ale nawet tam wiele budynków miało cysterny z wodą na dachach albo w piwnicach, a straż miejska oraz ochotnicy byli doświadczoni w gaszeniu ognia konwencjonalnymi metodami - piaskiem, “nocną glebą” i innymi. Może był to zwyczajny wypadek, ale mogliście też mieć podejrzenie, że pośród bójkowiczów trafił się jakiś piroman... albo ktoś zrobił to umyślnie.
Jeszcze nie zdążyliście odetchnąć, a ktoś z tłumu krzyknął:
- Olsil! Na rany Ilmatera! Olsil został w środku! - Ludzie popatrzyli po sobie niepewnie. Nie wyglądało na to, aby którykolwiek z nich odważył się ryzykować własnym życiem dla samotnego szewca z Alei Świecowej.

-Trzeba iść po niego - mruknął Hassan i rozejrzał się za jakimś wiadrem z wodą. Wziął jedno wiadro od pędzącego strażnika, wylał starannie na siebie, mocząc się dokumentnie, zamierzając wbiec do budynku po Olsila. Przedtem jednak zostawił niemal wszystkie krępujące go elementy wyposażenia, zostawiając sobie na wszelki wypadek toporki, gdyby trzeba było się przez coś szybko przerąbać.
Leshana poszła w jego ślady oblewając się wodą i osłaniając twarz mokrym kawałkiem materiały spojrzała ku górze.
- Sprawdzę górę… a wy - zerknęła na resztę towarzyszy. - Pilnujcie naszych rzeczy.

- Że też musiałem dostać zastępstwo za Dolta! Kto to widział, żeby sierżant straży miejskiej rozchorował się od ugryzienia pierwszego lepszego szczura! - Usłyszeliście za plecami narzekanie. Niski, chrapliwy głos brzmiał znajomo. Kiedy ku wielkiemu zdumieniu gawiedzi i łowców sensacji Leshana zaczęła wspinać się po linie, a Hassan miał już przekroczyć próg i zniknąć w płomieniach, krasnoludzki sierżant Igorn, który was chyba jeszcze nie rozpoznał, upuścił trzymany worek z piaskiem i krzyknął, bezradnie machając rękami: - Stać! To niebezpieczne!

- To wypierdalaj… - mruknął wojownik, wziął głęboki haust powietrza i zniknął w płonącym budynku.
- Tam jest człowiek. Wchodzisz ty czy my? - Leshana tylko parsknęła na krasnoluda nie przerywając swoich planów. Podeszła do liny przymocowanej do więźby dachowej i zaczęła się wspinać.
Słysząc krasnoluda, Anur obrócił się na pięcie i stanął nad torbami Hassana i Leshany plecami do głosu strażnika. - Tak sobie myślę...wypadki w trakcie burdy na parterze nie podpalają dachów. - napomniał.
Githyanki przysiadł na bruku opierając łokcie o uda, wciąż wykasłując przy tym trujący dym z płuc. Mimo iż kondycją znacznie przewyższał Jandara i Alię, to brak nosa czy jakiegokolwiek zabezpieczenia na twarz zdecydowanie utrudniły mu ucieczkę z płonącego budynku. W odpowiedzi machnął jedynie ręką Leshanie dając znać, że dosłyszał.

Hassan przedarł się przez szalejący ogień, słysząc za sobą strażników miejskich garnących się do roboty. Niebezpieczny żywioł się ciebie nie imał, przynajmniej póki co. Omiotłeś czujnym spojrzeniem wspólną salę. Nie było tu żywej duszy. Na tym poziomie pozostawała jeszcze kuchnia i piwniczka, jednak zanim się zdecydowałeś, twój chciwy wzrok przyciągnęła zdobiona chyba elfimi wzorami mandolina leżąca na odgrodzonym przez płomienie stole. Właściciel musiał w pośpiechu o niej zapomnieć. Może dałbyś radę po nią sięgnąć? Nagle trzasło i kilka belek oraz kawał popalonej powały zablokował drogę na górę. Zgodnie z twoim przewidywaniem toporki mogły okazać się niezbędne.
Leshana, której zebrany tłum starał się dodać ducha okrzykami, chwyciła za linę i wspinała się coraz wyżej. Zdawało ci się, że twoje uszy usłyszały wołanie o pomoc, ale nie potrafiłaś jeszcze zlokalizować źródła dźwięku. Byłaś na wysokości pierwszego piętra, kiedy, niespodziewanie, dach zapadł się tam, gdzie jeszcze do niedawna mieliście pokój. Całe szczęście nie zerwało liny, ale nadpalona krokiew nie wyglądała jakby miała wytrzymać kolejne kilka bić serca. Starałaś się znaleźć inne wejście, niestety okiennice na pierwszym piętrze były pozamykane. Musiałaś albo użyć siły, albo czym prędzej zawrócić.

Wojownik nie tracił czasu, na rabowanie gratów tylko sprawdził kuchnię i otworzył klapę do piwnicy, nasłuchując przez chwilę czy Olsil nie ukrył się tam czasem.
Elfka przeklęła pod nosem. Jakby cokolwiek tego dnia nie mogło się udać. Leshana zabujała się na linie i z całych sił kopnęła drewnianą okiennicę, chcąc przebić się do środka.

Porzuconą mandolinę wkrótce pochłonął ogień. Uniknąwszy uderzenia spadającej, płonącej powały Hassan sprawdził trawioną pożarem kuchnię. Nikogo tam nie było. Nie tracąc dalej czasu ruszyłeś po schodkach do piwniczki. Niebezpieczny żywioł tu jeszcze nie dotarł. Na skrzypienie otwieranych drzwi odpowiedziały tylko rozpiszczane szczury, które rozbiegły się po kątach, skrzyniach, beczkach. Wiele szczurów, jednak nie tak ogromnych jak te przez was pokonane. W środku panowała ciemność. Jedynie poświata buchająca zza twoich pleców rzucała jakiekolwiek światło. Co ciekawe, spod jednej ze skrzyń wystawał rąbek drewnianej klapy, prowadzącej gdzieś jeszcze niżej...
Okiennica ustąpiła z trzaskiem i Leshana wpadła do pokoju. Chwilę później drugi koniec liny upadł na bruk wraz z fragmentem dachowej krokwi. Jeszcze do niedawna pomieszczenie musiało być zajmowane przez kogoś, kto miał przy sobie trochę złota, sądząc po pozostawionych ubraniach i przedmiotach codziennego użytku. Kimkolwiek był, ciekawe co robił w takiej spelunie? Elfka syknęła przekleństwo, kiedy zauważyła, że drzwi również były zamknięte na klucz. Musiałaś zaczerpnąć w końcu powietrza. Od dymu w płucach zrobiło ci się słabo. Wstąpiła w ciebie jednak nowa determinacja, kiedy usłyszałaś wyraźny głos z drugiego końca korytarza:
- Jestem skończony, zrujnowany, pijany i do tego jeszcze zginę w pożarze! Zrób coś... Cholera! - Olsil, jeśli to był on, biegał nerwowo i zdawał się sprawdzać każdą klamkę w poszukiwaniu otwartego pokoju.

Oczy Leshany zabłyszczały gdy zobaczyła nieco droższe ubrania i musiała wytężyć siły by się jakoś powstrzymać. Błyskotki… cholerne błyskotki. Wzięła haust powietrza i ciągnąc trzymaną linę ruszyła w kierunku drzwi rozglądając się za czymś do czego mogłaby ją przywiązać. Gdy tylko dotarła do drewnianego skrzydła je także wyważyła kopniakiem.
Hassan nie zamierzał dać się pogrzebać żywcem w tej piwnicy, co najpewniej groziłoby mu, jeśliby zajrzał to tej klapy w podłodze. Biegiem wrócił do głównego pomieszczenia i wyciągając toporek, zamierzał przerąbać się na piętro.

Elfka przywiązała linę do nogi łóżka, po czym wzięła rozpęd i skoczyła z wysuniętą przed siebie nogą. Kopniak niestety odbił się tylko od drzwi. Straciłaś równowagę i upadłaś na plecy. Nagle trzasło. W ostatniej chwili przeturlałaś się w bok, pod łóżko, prawie unikając spadającej belki, która rozkrwawiła ci policzek. Miałaś wrażenie, że pozostała część sufitu może runąć w każdej chwili.
W tym samym czasie Hassan próbował dostać się do schodów, jednak blokujące je drewno nie chciało ustąpić. Im bardziej zmagałeś się z żywiołem, tym mocniej ci oddawał. Byłeś już dotkliwie poparzony, kiedy oboje usłyszeliście kaszlącego Olsila biegnącego w waszą stronę. Łomotał pięściami w drzwi pokoju, w którym była Leshana.
- Hej, jest tam ktoś!? Hej! Pomocy!

- Wyważ drzwi! - Leshana rozejrzała się po suficie, starając się ocenić co w następnej kolejności może zlecieć jej na głowę i wyszła spod łóżka, by ponownie spróbować wyważyć drzwi.
Hassan chciał zakląć, jednak przypomniał sobie, że nie należy otwierać specjalnie ust, aby dym nie zadusił mu oddechu. Wkurzony, że płonące drewno nie chce ustąpić, rozejrzał się po sali, po czym przechylił się za kontuar lady. Miał nadzieję znaleźć tam beczułkę lub antałek piwa, którym następnie zamierzał rzucić w płonącą przeszkodę aby na chwilę chociaż ją zgasić. Poza tym potrzebował chwili aby jego ciało doszło do siebie po oparzeniu.

Plan Hassana zadziałał jak w zegarku. Wziąłeś pełny wysiłku zamach, unosząc antałek za głowę. Rzucona beczułka uderzyła i pękła z trzaskiem. Rozlane piwo przygasiło ogień stojący na twojej drodze. Tym razem szybko poradziłeś sobie toporkami z przeszkodą i wbiegłeś na piętro, gdzie zauważyłeś zdesperowanego Olsila dobijającego się do jednego z pokojów. Biedny, zaniedbany i zapłakany szewc wydawał się ledwo żywy. Nagle odsunął się - na komendę Leshany - a drzwi wyleciały z zawiasów. Przeczuwawszy, że podłoga pod wami może lada chwila runąć, pospieszyliście w kierunku liny i jeden po drugim ewakuowaliście się z płonącej karczmy.
- Patrzcie, uratowali Olsila! - Podniósł się pełen podziwu rejwach. Sierżant Igorn zaś zmierzył was tylko złowróżbnym spojrzeniem i burknął coś pod nosem. Chyba wolałby być na miejscu Leshany i Hassana zamiast nadzorować żmudne gaszenie pożaru. Nawet jeśli was poznał, w obawie przed ostracyzmem tłumu na nic więcej się nie odważył.
Szewc zanim doszedł do siebie, długo i nierozumnie bredził pod nosem, będąc pod wpływem piwska lub gorzały. Opity był jak pająk muszą krwią. Wy nie byliście we wcale lepszym stanie, zmęczeni walką, ryzykiem, zagrożeniem i śmiercią.
- Ja już myślał, że bez ochyby tam zginę. Niczego się tak jak ognia, zaraza, nie boję. - Powiedział do was Olsil, gdy wreszcie złapał oddech. - Wszystkim tu obecnym dziękuję. Za pospieszny ratunek udzielony bez namysłu. - Mówił przesadnie wolno i jak najtrzeźwiej jak potrafił. - Jak mogę się odwdzięczyć?

- Wisisz mi linę. A poza tym, nie wiem. Możesz? - zastanowił się Hassan - może znasz takiego rudego przystojniaka, co tu ostatnio pił? - zapytał wojownik i powtórzył opis zaginionego, zgodnie ze wskazówkami Volothampa.
- Podobno stąd wychodził, a wydajesz się stałym bywalcem - zaryzykował stwierdzenie patrząc na szewca.
Leshana tylko wzięła głębszy oddech korzystając z tego, że znów mają dostęp do świeżego powietrza. Czuła jak jej ubranie przesiąkł zapach spalenizny i zirytowała się tym stanem. Zerknęła na Hassana oceniając w jakim wojownik jest stanie, a potem niechętnie na wyliniałego chudzielca, któremu przyszło im ocalić życie. Byleby coś wiedział, bo osobiście wrzuci go tam z powrotem.

- W butach mogę się odwdzięczyć, bo na butach się znam. - Odpowiedział Olsil, kiedy zastanawiał się nad pytaniem Hassana, drapiąc się po głowie. - Chyba był tu taki jeden... A nawet dwóch! Jak bracia wyglądali. Ale zapamiętałem ich tylko dlatego, że takie damarańskie typy wyglądające na płatnych zbójów mieli ich na oku i za nimi z karczmy wyszli. Zaraza, może z waszych przyjaciół już tylko buty zostały... Bo wiecie, byłem kiedyś w armii, za długi wylądowałem, które tylko służba mogła umorzyć. Takie u nas prawo. I Zhentarima od razu poznam! Wyobraźcie sobie, że schadzki sobie zaczęli urządzać w takim magazynie niedaleko od mojego warsztatu. No strach z domu wychodzić! - Byliście trochę rozbawieni tym, że w powszechnej świadomości Czarna Sieć wciąż była złowieszczą, niebezpieczną organizacją szpiegów, informatorów, żołnierzy oraz dosiadających latających potworów czarodziejów, zaaganżowaną we wszelkiego rodzaju tajemnicze i straszliwe postępki, mimo że z biegiem lat stała się “tylko” kompanią najemniczą i gildią kupiecką, z siedzibą w owianej równie ponurymi legendami Mrocznej Twierdzy. Jednak fakt ich nietypowej aktywności w Waterdeep pozostawał podejrzany.

- Myślisz, że za długi, ktoś mógłby sprowadzić im Zhentarimów na głowę? Czy to już byłaby strata pieniędzy? - zapytał zainteresowany Anur. Prawdopodobieństwo, że ich poszukiwany był dłużnikiem, stanowiło tylko jego teorię. Gnom oddały plecaki Hassana i Leshany ich właścicielom, nie chcąc, aby o nich zapomnieli, po czym zwrócił się do tłumu, chcąc kuć żelazo, póki gorące. - Państwo proszę was, nasza ostoja na tę noc spłonęła! - krzyknął. - Tych dwóch ciężko rannych po heroicznych wyczynach, a trzeci zemdlał od dymu. Znajdzie się tu gdzieś inna karczma, która dobrodusznie przygarnie nas na tę noc?!

- Spróbujcie w “Ciepłych Łóżkach”, taka noclegownia na rogu Statkowej i Prespera. - Odkrzyknął z tłumu jakiś mężczyzna. Zaś Olsil wzruszył tylko ramionami bezradnie i powiedział:
- Zależy komu wisiał. Zhentarimowie... Żeby im była hańba i srom, na wieki wieków.

- Trop znów zniknął - mruknął wojownik pocierając brodę. - Jeśli stąd wychodzili, to ktoś w tych domach dokoła mógł ich widzieć - rozejrzał się po placu przed karczmą, starając się zapamiętać charakterystyczne domy czy sklepy.

Sklep starego Xobloba, który dzisiaj mijaliście, był jedynym wyróżniającym się budynkiem w tej szaroburej okolicy. Zresztą jego właściciel - ubrany w purpurę, zezowaty svirfneblin - stał pośród rozgorączkowanego, plotkującego tłumu. Trzymał wypchanego, miniaturowego beholdera w rękach. Głaskał go jakby był prawdziwym zwierzątkiem. Chyba musiał mieć nierówno pod sufitem.

Rad’ghanuz przysłuchiwał się Olsilowi z uwagą. Poprawiał jednocześnie swoje rzeczy, które wcześniej w pośpiechu zabrał z pokoju po czym zwrócił się w stronę rozmawiających.
- Po nitce do kłębka Zakharyjczyku. Panie Olsil, możesz nam wskazać dokładną drogę do tego magazynu?

- Pewnie! Sami byście tam nie trafili, bo na Świecowej jest kilka magazynów. Ten konkretny to piętrowy budynek, z zamalowanymi oknami i bramą nie od strony ulicy, tylko podwórza. Nie ma takiego drugiego w okolicy. Ale chyba nie chcecie tam iść? - Przełknął ślinę. - Ci z Morza Księżycowego wyglądają na twardych. Jakby zamiast rodziców wychowały ich uliczne bójki i walki z orkami.

Wojownik kiwnął głową Githowi.
- W porządku Leshana? - zerknął na elfkę widząc że wygląda na nieco sponiewierana przez ogień.
- Bywało gorzej. - Elfka uśmiechnęła się do wojownika mimo, że jej głowa szybko podpowiedziała, że “bywało też lepiej”. - A jak z tobą? Nie wiem czy to rozsądne ładować się teraz do jakichś magazynów. - Rozejrzała się po towarzyszach, nakładając podany przez gnoma plecak.
- A gdyby kapkę odpoczęli? - zaproponował wojownik. - Kolejne nocowanie i nasz przystojniak odpłynie na galerach, czy z prądem za morze - mruknął cicho i popatrzył na pogorzelisko. - Strażniku, mam prośbę. Zabezpieczcie tylko to pogorzelisko. Pod spodem jest piwnica. Jak się zawali to ludzi natracicie - poradził krasnoludowi.

- Kapkę? Po takim dniu jak ten nie zdziwię się, jak sam prześpię kilka dni - skomentował przysłuchujący się Olsil. - A jak się już obudzę, to zajdźcie do mnie po buty.
- Milczcie i nie mieszajcie się. Wiem, co robię. Jestem krasnoludem - sierżant Igorn odburknął dumnie Hassanowi. Rzeczywiście wyglądało na to, że pożar zostanie wkrótce opanowany. Mimo że był złośliwym, agresywnym sukinsynem, krasnolud był skuteczny w tym, co robił.

- Odpocznijmy jak należy. Wiem, że to dla ciebie nie problem. - Leshana zerknęła na Hassana. - Ale dźwiganie tej dwójki. - Wskazała podbródkiem na Alie i Jandara. - Raczej nikomu nie wyjdzie na dobre.
Podniosła rzeczy czarownicy i drowa by nieco ulżyć pozostałym w niesieniu towarzyszy. - Po tym wypadzie mam ochotę na kolejną kąpiel. - Mruknęła do siebie pod nosem.
 
Dust Mephit jest offline  
Stary 15-11-2018, 23:02   #39
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Ominęliście szerokim łukiem jakąś srogą bijatykę na Statkowej pomiędzy dwiema załogami zaplutych marynarzy i resztę nocy spędziliście w “Ciepłych Łóżkach”. Staruszka Shalath prowadząca noclegownię nie miała nic do zaoferowania poza tym, co było wskazane w nazwie. Każde łóżko przed oddaniem do dyspozycji klienta było podgrzewane za pomocą trzech kamieni; do użytku była też ciepła woda. Obowiązująca cisza nocna i namiastka prywatności w postaci osobnych pokoi była miłą (i dzięki Anurowi w miarę tanią) odmianą od rozwrzeszczanych fanatyków piłki koziej i wspólnej sypialni.
Z rana, kiedy już wychodziliście, zaniedbane dziecko przewyższające Anura wzrostem, kryjące się pośród beczek i skrzyń starannie poustawianych wzdłuż ulicy Rufowej, dostarczyło gnomowi oczekiwaną wiadomość. Dzieciak wyglądał na zmęczonego szukaniem was. Na złożonym skrawku papieru napisane było: “Jeśli naprawdę chcesz się wykazać, znajdź i przyprowadź Renaera Neverembera. W przeciwnym razie zapomnij. A o twoim zaginionym koleżce pomyślimy później.” W jakim stanie i gdzie go miał przyprowadzić, nie napisano. Nadawca widać oczekiwał pewnego poziomu profesjonalizmu od gnoma. Świstek musiał być zaklęty, bo spłonął chwilę po odczytaniu.
Obaya Uday pomogła wam uzdrowić pseudosmoka i szybko wróciliście do roboty. Wszystkie tropy prowadziły do “Przechowywalni Maernatha” - ruderowatego, piętrowego magazynu na Alei Świecowej, wąskiej ulicy ciasno upakowanej warsztacikami, magazynami i wysokimi kamienicami, przez które to słońce docierało tu jedynie w południe. Nocą musiało być tu ciemno jak w ponurym lochu, a i śmierdziało podobnie, trochę farbą, trochę smołą, trochę świecowym łojem. Prawie wszystkie uliczne latarnie padły ofiarą miejskich wandali. Uchowała się tylko jedna, świecąca cały dzień i całą noc zaklętym światłem z oddali niczym świeca.
Dzięki krukowi Alii szybko zorientowaliście się w planie budynku. Aż szkoda, że nie było sposobu, aby Fatum wleciało do środka. Od strony alei do środka magazynu prowadziły drzwi z wizjerem i para zamalowanych okiennic. Nie było to jednak jedyne wejście. Zjazd prowadził do wysokiego ogrodzenia z uchyloną furtką. Za nią znajdowała się duża brama magazynowa. A tuż obok niej było kolejna zamalowana okiennica i kolejne drzwi z wizjerem.
Co robicie?

Miecze oddaliły się od budynku. Podejmując się szybkiej narady kilka alejek dalej.
- Nie chcę wam zaprzątać głowy, ale... - Anur odezwał się do zgromadzonych. - Pamiętacie tego obesrańca, co mnie zaczepił po drodze? Jego brat zaginął. Renaer Neverember. Jak już będziemy szukać i pytać o zgubę Volothampa...to prosiłbym też przy okazji pytać o Renaera. - nakłamał gnom, po czym szybko zapytał. - To jak działamy? Chyba nas nie stać na udawanie, że szukamy najemnych rąk? Może ktoś chce się spróbować zaciągnąć?
- Zaciągnąć - drow powtórzył na głos analizując pomysł. - Mogą nas odesłać lub skierować pod inny adres. Nie wpuszczą nas przecież do magazynu gdzie kogoś przetrzymują. Stracimy też element zaskoczenia. Straż mogą wzmocnić. Bez bitki i tak go nie oddadzą. Ja bym się zakradł od alei w nocy. Jak się da sforsował zamek. Znam się na tym, a jak nie to się wyważy. Wpadamy robimy co swoje. Budynek za dnia można obserwować. Kto wchodzi, kto wychodzi i czy kogoś nie wyprowadzają. W nocy bez świadków to i straż nam na plecy nie spadnie. Wcale albo przynajmniej wolniej jak za dnia.
Rad’ghanuz zerkał co jakiś czas w stronę magazynu, z ponura miną zastanawiając się nad słowami Jandara. Widać było, że miał pewne wątpliwości co do planu, który przedstawił.
- Nie wiemy jak wyglądają, a czas gra na naszą niekorzyść. Przez cały dzień ktoś z nich może zauważyć, że obserwujemy budynek, a wtedy i tak stracimy element zaskoczenia. Powinniśmy działać szybko. Tyłem przez drzwi albo okno. Jak położymy kilku to reszta wyśpiewa nam wszystko, a do straży i tak nie pójdą jeżeli są zamieszani w zniknięcie Floona.
- Rozejrzyj się - powiedział Jandar. - Ktoś nas zobaczy jak włamujemy się do magazynu za dnia. Ewentualnie usłyszy odgłosy walki. Za dnia za dużo uszu i oczu. Szanuję zdanie każdego z was więc może głosujmy? - Jandar wybrał najbardziej dyplomatyczną metodę rozwiązywania odmiennych opinii.
- Nie stać nas na zwłokę. Albo działamy teraz i tutaj, albo gdzie indziej i wracamy wieczorem. INie ma po co czatować cały dzień. Na pewno nie pełną drużyną. - zaprezentował swoją opinię Anur - Nie wyglądają na takich, co po psy wołają. Raczej preferowaliby nas zabić, niż ogłosić wszem wobec, że mieli włam. Postronni pewnie też się nie mieszają w ich biznes.
- Anur ma rację. Trzeba to zrobić teraz, szybko i bez wahania, zanim w ogóle ogarną co i jak - pokiwał głową Hassan - w razie czego powie się straży miejskiej, że mamy powody by szukać i tyle - wojownik nie lubił martwić się na zapas - poza tym coś mnie zaraz strzeli jak będziemy tak się czaić i czekać. Zaraz...co to było... apopleksja - pokiwał przypominając sobie trudne słowo we wspólnym - po prostu udawaj, że masz klucz albo coś, że wchodzisz jak do siebie. I my się też tak zachowamy, niby twoja obstawa. - poradził Jandarowi który wyglądał na dobrego włamywacza.
- Wejdziemy, zabijemy kogo trzeba, przesłuchamy kogo trzeba i tyle - Hassan wyjaśnił nieskomplikowany plan.
- Aha. - Jandar głęboko i przeciągle westchnął. - Pewnie nic nie da, że nadal odradzam podejście za dnia po raz wtóry? Zastanówcie się tam poza poszukiwanym mogą być różne fanty. W nocy wyniesiemy je po cichu za dnia… zabierze je straż. I oby tylko tyle. To nie dzikie ziemie. To Waterdeep. Ja rozumiem optymizm, gorąca krew i w ogóle. Tylko wiecie jest jeszcze subtelność i profesjonalizm. Apeluję do waszego rozsądku i sakiewki! - powiedział dramatycznym tonem w końcówce. Tym bardziej, że jego sakiewka była pusta.
- Anur? Dasz radę otworzyć te drzwi? - wojownik spojrzał na gnoma pytająco.
- Z zamkami radzę sobie jak przyzwoity złodziej. Gdyby Jandar mi pomógł albo ja jemu, to już w ogóle...no, zamki z zasady nie są łatwe, ale mamy na tyle przyzwoitą szansę, na ile można liczyć. - Oszacował Anur, po czym spojrzał na Alię. - Chyba, że znajdzie się jakaś inna idea?
Leshana pokręciła przecząco głową. Jeśli druzyna chciała się bawić w podchody niech się bawiła. ELfka dobyła łuku gotowa osłaniać towarzyszy.
Jandar spojrzał na Anura.
- Jak ruszymy ja otwieram, ty nasłuchuj ruchu zakładek. - poinformował łotrzyk gnoma.
Alia postukała palcem po nosie.
- Nie mnie wtrącać się do tematu wojaczki, myślę jednakoż, byłoby roztropniej rozeznać się co jest w środku, lub przynajmniej wywabić wilki z lasu na pole… a najlepiej i jedno i wtóre. Za sprawą Sztuki możemy wywołać przy bramie dym, podniesiemy też krzyk, jakoby jest kolejny pożar. Jak szczury wylezą, to Anur lub mój kruk może zakraść się do środka, albo po prostu rozprawimy się z nimi na zewnątrz. Przynajmniej wiadomo będzie ilu ich jest.
- Stracimy tak element zaskoczenia. Wszyscy będą w jednym miejscu, sztuczkę mogą przejrzeć. Wchodząc od razu możemy ich zastać bez gardy. Rozrzuconych po magazynie, piętrach i nieprzygotowanych do odparcia szybkiego ataku. - w nocy pewnie część by dodatkowo spała. Tego jednak już Jandar nie dodawał na głos.
- Jak mówiłam, nie mnie się wtrącać w taktykę. - Powiedziała wiedźma i w myślach przeliczyła świeże opatrunki które jej jeszcze zostały.
- No dobra panowie i panie. Róbcie za tę obstawę. Ja z Anurem idę do drzwi od strony alei. Otoczcie nas tak by postronni od ulicy mniej widzieli. Otwieramy wam drogę, jak by coś poszło nie tak drzwi z framugą. Rad’hanuz i Hassan do środka pierwsi czynić te swoje masowe i szybkie mordy. Ja z Anurem za nimi, dalej Leshana i Alia. - Jandar podsumował ich plan i choć niechętny to jednak pewny siebie i umiejętności ruszył do przodu.

Kimkolwiek był Maernath, którego imię widniało na szyldzie nad drzwiami przechowalni, potrafił zabezpieczyć swoją własność przed pierwszymi lepszymi złodziejami. Jego przezorność pewnie była słuszna, bo magazyn na wynajem w takiej okolicy musiał być nie lada gratką dla włamywaczy. Zamek, wyposażony w fałszywe zapadki, nie chciał ustąpić, mimo że Jandar i Anur znali się na rzeczy, a i narzędzia mieli odpowiednie. Wyłapaliście kilka podejrzliwych spojrzeń z ulicy i z okien budynków. Waszym zdaniem o kilka za dużo. Zabieranie się za frontowe drzwi zaczęło wydawać wam się najgłupszym pomysłem na jaki wpadliście. W takim rynsztunku nie wyglądaliście niestety na członków Wspaniałego Zakonu Płatnerzy, Ślusarzy i Złotników Waterdeep. Tymora wam choć trochę sprzyjała i nie podniesiono jeszcze alarmu, ale ktoś wścibski mógł po prostu już pobiec zawiadomić straże w tym czasie. Pocieszaliście się tym, że żaden gryfi jeździec nie obserwował was jeszcze z powietrza. W razie złapania na gorącym uczynku mogliście liczyć na przynajmniej trzy miesiące odsiadki i pięćset smoków kary. Może w ramach odpracowywania długu trafilibyście do tej samej jednostki co kiedyś Olsil? Odpędziliście czarne myśli. Z tylnymi drzwiami lub bramą magazynową mogło pójść łatwiej.

Jandar rzucił tylko krótkie.
-Zabierajmy się za tylnie drzwi. I ruszył w tamtym kierunku. - oglądając się czy pozostali ruszą za nim czy zechcą wyważać frontowe drzwi ściągając na nich jeszcze więcej uwagi.
Gith przyłożył dłoń do twarzy kiwając z niezadowoleniem głową.
- Mówiłem abyśmy od razu zaszli od tyłu. Kto cię uczył włamań łotrzyku? - zapytał Jandara, po czym westchnął z rezygnacją ruszając w kierunku bramy.
- Mieliście udawać obstawę. To wasz kretyński pomysł. Byłem jedynym który nie chciał tu przychodzić za dnia. Jeśli coś pójdzie nie tak to wina waszej strategii, koledzy narwańcy. - powiedział grzebiąc przy drugim zamku z nieukrywanym przekąsem.
- Dobra dobra. Nagadasz się jeszcze jak będziemy ich przesłuchiwać - skwitował zielonoskóry.
- Albo jak będziemy przesłuchiwani przyjacielu. - Jandar wiedział, że pomysł był zły. Był tu z lojalności.

Z drugim zamkiem i się udało, i poszło sprawniej. Był otwarty. Drzwi jeszcze nie. Co robicie?

Gdy ten ustąpił uśmiechnął się i wskazał ręką drzwi. - Zapraszam. - sam odsunął się i oddalił od drzwi dając miejsce gorącokrwistym wojownikom.
Githyanki odwrócił się do reszty.
- Chyba trzeba będzie brać żywcem - rzekł szeptem z grymasem na twarzy. - Jak zostawimy za dużo trupów, to te szpicle z alei na pewno o nas wspomną kiedy straż zacznie węszyć.
Aby zrobić miejsce kompanom, Anur stanął obok drzwi tak, aby widzieć, co jest w środku, gdy się otworzą, ale nie zastawiać sobą przejścia.
- Rad`ghanuz z tarczą pierwszy, ja z glewią za nim, potem Leshana, potem łotrzyki i na końcu Alia. Alia jak tylko otworzymy drzwi i wejdziemy do środka puść chowańca przodem i alarmuj, jak coś zobaczysz podejrzanego. Wchodzimy, zabijamy wszystkich, zostawiamy przywódcę lub jednego. Pytania? - wojownik spojrzał po reszcie czekając na uwagi do planu.
Jandar zaprzeczył ruchem głowy. Zamierzał uzbroić się w łuk po wejściu natychmiast poszukać osłony by móc się zza niej na spokoju rozejrzeć.
Gith skinął głową twierdząco. Nie ruszył jednak od razu do drzwi, lecz zdecydował się otworzyć je za pomocą swoich wrodzonych zdolności.
- Pułapki - skomentował wzruszając ramionami. - mendy mogły tu jakieś zostawić. Lepiej się odsuńcie, tak będzie bezpieczniej.

Rad’ghanuz nacisnął klamkę i pchnął drzwi mocą umysłu. Nie otworzyły się na oścież, tylko zatrzymały na jakiejś skrzynce czy beczce. Zapanowała pełna napięcia cisza przerywana przez skrzypienie zawiasów. Zbadawszy wejście stwierdziłeś, że Zhentarimowie nie zostawili żadnej niemiłej niespodzianki ani w drzwiach, ani w klamce, ani w deskach podłogi. Przez uchylone drzwi wpadło nieco światła, które rozświetliło mrok spowijający fragment drewnianej posadzki i kilka różnego rozmiaru skrzynek porzuconych w nieładzie. Anur zajrzał do środka i dzięki oczom przystosowanym do ciemności zobaczył ciut więcej niż githyanki, mianowicie jedną kolumnę podpierającą piętro. Zdawało się, że w magazynie nie było żywej duszy. Co robicie?

Alia przymknęła oczy i opętała swojego chowańca. Kruk wfrunął do pomieszczenia.

Chwilę po tym jak Fatum wleciało do środka, Alia usłyszała zmysłami kruka brzęknięcie cięciwy. Zestrzelony ptak zamiast spaść na podłogę rozmył się w powietrzu, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Ta strzała mogła być przeznaczona któremuś z was. Przez chwilę staliście bez ruchu, pewni, że śmierć dopadnie Miecze Leilonu zanim zdążycie zrobić następny krok. W środku musiał czaić się jakiś zabójca, albo nawet zabójcy, których mogły zaalarmować otworzone przez Rad’ghanuza drzwi. Pseudosmok wystawił głowę z plecaka i podpowiedział Leshanie telepatycznym obrazem, że słyszał czyjeś kroki w głębii magazynu. Strzelec musiał się przemieścić. Co robicie?

- Dajcie jakieś światło - mruknął i stanął tuż obok framugi drzwi, ściągając tarczę z pleców i wyglądając od czasu do czasu w mrok.
- To gnoje! - zaklął pod nosem gith wyciągając z plecaka pochodnię i rozpalając ją pośpiesznie. Płomień za sprawą psionicznych zdolności Rad’ghanuza lewitował teraz kilka metrów przed nim. Oświetlając pomieszczenie i przesuwając się głębiej magazynu. Gotów do walki githyanki ruszył z uniesioną tarczą spodziewając się kolejnych strzał.
Hassan ruszył pochylony za nim, trzymając swoją tarczę przed sobą.
Leshana zerknęła na smoka otwierając kołczan. Jedna strzała to będzie niestety za mało na tą zabawę.
- Słyszysz coś jeszcze? - Odezwała się szeptem.
Jandar wszedł po trójce wojowników. Od razu dając susa za skrzynki i beczki wykorzystując je za osłonę. Następnie delikatnie się wychylił w poszukiwaniu przeciwników do których mógłby oddać strzał.

Pochodnia Rad'ghanuza rozświetliła sporą część magazynu. Kiedy ruszyłeś zza uchylonych drzwi w stronę skrzynek, zostałeś bez ostrzeżenia obsypany strzałami z parteru i z piętra. Z śmiercionośnej chmury sześciu pocisków jeden powędrował niebezpiecznie blisko oka, rozkrwawiając twarz, a drugi naruszył kość prawej ręki. Ciosu jednego czy strzału nie zadawszy, runąłeś z pierzastą strzałą tkwiącą w ramieniu i ległeś bez ruchu. Płonące łuczywo dalej jednak tkwiło w powietrzu, oświetlając wnętrze... i rozszerzającą się kałużę krwi. Kryjący się w cieniach zabójcy wciąż pozostawali nieuchwytni...
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 03-12-2018 o 18:45.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 03-12-2018, 18:46   #40
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Anur pospieszył do Rad’ghanuza z magicznym leczeniem. Po rzuceniu zaklęcia schował się za kolumnę. Z pogrążonego w ciemnościach piętra dobiegł szorstki, podniesiony głos: - No dalej, zhentarimskie psy! - Musieliście go już kiedyś słyszeć, bo brzmiał znajomo...
Trzymaliście strzały i zaklęcia w pełnej napięcia gotowości. Hassan przyczaił się za schodami. Odpowiedziała ci tylko cisza. Osłoniwszy się tarczą postawiłeś stopę na schodku. Zaskrzypiał. Zrobiłeś jeszcze kilka kroków w górę, kiedy zza dużej skrzyni na piętrze wychyliła się czarna jak noc sylwetka. W wymalowanej sadzą złowrogiej twarzy i łysej głowie dało się poznać elfie rysy. - Ha! - Brzęknęła cięciwa. Grot odbił się od tarczy Zakharyjczyka. Zareagowałeś błyskawicznie rzucając toporkiem. Minąwszy ucho Złotego, ostrze utknęło w ścianie, lecz w tej samej chwili strzała Jandara świsnęła i rozcięła rękaw kostiumu elfa, wykonanego z czarnego jedwabiu. Jęknął. Kiedy sięgnąłeś do pasa po drugi toporek, zakapturzony półork za twoimi plecami zwolnił cięciwę i posłał strzałę prosto w twoją dłoń. Grot przeszedł na wylot. Ryknąłeś z bólu, lecz to nie był wcale koniec tortur. Z ciemności jęknęła jadowicie kolejna cięciwa. Z grotem w boku upadłeś ciężko na schody. Krew zalewała twój organizm w śmiertelnie groźnym tempie. Alia i Leshana ruszyły na odwet magią i strzałami. Zmrożony zaklęciem mięśniak ze słabości oparł się o ścianę, natomiast niecelny strzał elfki został skwitowany tylko wybuchem szyderczego śmiechu.
Zebrawszy siły Rad’ghanuz podniósł się z podłogi, zerwał do biegu i wskoczywszy na skrzynię, za którą stał potraktowany zaklęciem Alii rzezimieszek, pchnął półorka mieczem z całym impetem, lecz Tymora w ostatniej chwili ocaliła go przed wypatroszeniem. Przerażony i ledwo żywy zamierzał odwrócić się i począć uciekać. Jego kompani zareagowali natychmiast, śląc strzały zza ogromnych skrzyń i znikając za nimi chwilę później. Jeden z grotów ranił udo githyanki, a drugi nieomal sprowadził bratobójczą śmierć na związanego ręcznym bojem półorka.
- Włóż im te strzały w kołczan pod plecami! - Anur próbował dodać Rad’ghanuzowi zapału do walki. - Przed Wami Miecze Leilonu. Jeżeli to zasadzka na Czarną Sieć, to ślepi jesteście! - Rzucił do rzezimieszków z gildii Xanathara, kiedy dopadł do barierki schodów, za którą się ukrył i zaczął rzucać zaklęcie. Magiczne leczenie ran odsunęło widmo śmierci od Zakharyjczyka, jednak nie wiadomo na jak długo. Paskudny krwotok mógł jeszcze dać o sobie znać.
Alia wyszeptała zaklęcie. Jeden z półorków padł u stóp Rad’ghanuza, a drugi zwalił się na podłogę za skrzyniami, co wywnioskowaliście po głuchym uderzeniu o deski.
- Kłamstwo i gówno prawda! Zhentarimkę w karczmie to broniliście, a teraz strach przed śmiercią wam do rzyci zajrzał! - Odkrzyknął “Złoty” do Anura. - Bierzcie się za tą paskudę, orcze syny! - Rozkazał swoim poplecznikom, biorąc Rad’ghanuza na cel. Cięciwa zawibrowała. Z pleców wojownika wyrosła długa, czarna strzała. Straciwszy równowagę zakołysał się na skrzyni. Przyparł całym ciałem do ściany, czując przeszywający ból.
Rozkaz elfa został wykonany co do joty. Tym razem strzała wyrosła z piersi githyanki. Wojownik spojrzał na nią z osłupieniem, po czym sztywny niczym posąg, runął na skrzynię, a jego hełm potoczył się po zbroczonych krwią deskach.
Z piętra spadł strumień wody. Któryś z półorków zgasił lewitującą w powierzchni pochodnię Rad'ghanuza. Ponownie zapanowała ciemność.
Nie padły już żadne strzały. Słyszeliście tylko małpie szepty i nerwowe kroki za skrzyniami. Alia miała przeczucie, że rzezimieszki zbierają się do kupy po jej zaklęciu. Jeden nawet wybiegł zza osłony i pomógł swemu ciężko rannemu koledze. Ten okazał się być wyjątkowo mściwy. Zamiast tylko wstać i strachliwie rzucić się z pozostałymi w bezpieczne miejsce, wziął wykrwawiającego się Rad'ghanuza za fraki i zaciągnął go za skrzynie. - Mamy go, szefie!
W trakcie wymiany ciosów. Jandar krzyknął do Łysego: - Nie jesteśmy z Sieci. Przyśliśmy na ich melinę odzyskać porwanego. Mamy zlecenie. Oddacie go i fanty z magazynu na pół. Nie to otwieram drzwi i wzywam straż. Będziecie się tłumaczyć z zabitych Sieciarzy. Nas tu wysłała miejska szycha wyłgamy się. - Jandar miał nadzieję, że nawalą łotrzykom. Jak Hassan zaczął mu się wykrwawiać na podłodze, zmienił zdanie...
Hassan wykorzystał zamęt po słowach Jandara żeby poderwać się na nogi, przeskoczyć przez barierkę schodów i wycofać się do Alii. Chciał osłaniać czarodziejkę i siebie tarczą, ale nie potrafił się rozeznać w ciemnościach. Nawet nie zauważyłby śmiercionośnej strzały.
Leshana nie przejęła się szyderczym śmiechem i ponowiła próbę zestrzelenia półorka. Po raz drugi odpowiedział jej tylko orczy rechot.
Alia, Leshana i Hassan niespodziewanie usłyszeli ciężkie szuranie za plecami i odskoczyli jak oparzeni.
- Pst... - Z uchylonej w ścianie wnęki - sekretnych drzwi, których wcześniej nie dostrzegliście - wyjrzała ruda głowa ciężko pobitego mężczyzny. Wyglądał jakby ostatni raz jadł kilka dni temu. Jego ubranie nadawało się już tylko na łachmany. - To chyba mnie szukacie! Zabierzcie mnie stąd, a sprawię, że będziecie śmierdzieć smokami! - Zapewnił. - Tamtędy nie ma wyjścia - pokazał za siebie - ale chyba coś wykombinujemy?
- AAAAA To stąd znam twój głos! - krzyknął Anur. - Gildię broniłem nie orczycę baranie! Kto normalny prowadzi rozbój w zaludnionej karczmie?! To nie jest wieś! Może wyjdź na miasto i zacznij krzyczeć, że jesteś zbirem i chcesz do pierdla?! - zrugał go Gnom swoją prywatną logiką - Mam tatuaż gildii na prawie całą moją gnomią klatę jak chcesz dowodów! Uspokoiłbyś lepiej pantalony i pomógł mi szukać Neverembera! - zaproponował Anur, licząc, że skoro to zlecenie jest dawane byle komu, to i elf mógł coś o nim słyszeć... albo właśnie się tym zajmować.
- Magazyn może być i cały twój, ale nie ma tu waszej zguby, kundlu! - Złoty elf odpowiedział pół-drowowi aroganckim głosem. - Nie dość, że mieszaniec, to jeszcze ze straży! I na tyle ślepy, że twój gnomi kolega cały czas wodził cię za nos. On szukał właściwej osoby, a ty tego durnia, którego nasz Skargrath z nudów niedługo zakatuje na śmierć. Co za komedia, ma kurdupel talent... - Zaśmiał się. - Będziecie musieli sobie dużo wyjaśnić. Jeśli jeszcze kiedykolwiek się spotkacie.
- Rzućcie broń! - Zza skrzyń rozległ się rozdygotany głos półorka. Bał się. Na strach przed strażą najłatwiej było im odpowiedzieć przemocą. - Rzućcie, bo mu łeb rozwalę!
- Dokładnie! - Dodał rozbawiony “Złoty”. - Jeśli chcecie, by wasz koleżka przeżył, rzucicie broń i grzecznie poczekacie w magazynie, aż ja i gnom sobie stąd pójdziemy.
- A skoroś z Gildii gnomie - odparł jadowicie elf na wspomnienie jego sromotnej porażki w “Ziejącym Portalu” - wiedz, że karp zdążył ugryźć. - Anur nie bardzo wiedział, co powinien odpowiedzieć. Nie chciał zepsuć bajki o awanturnikach - agentach straży miejskiej i sobie samym jako o podwójnym agencie pośród nich, którą uroił sobie “Złoty”. A kolejne słowo mogło go zgubić. Albo Rad’ghanuza.
- Mam wam oddać broń skoro mogę zawołać wsparcie? - Jandar zaśmiał się w głos. - Broni nikt wam nie odda. Damy wam wolną drogę wyjścia w zamian za naszego kumpla. Najpierw on potem wyjście. Wasze życie za jego - zaproponował wymianę. - Gnom może robić co chce. Iść, zostać nic mu nie zrobimy bylebyśmy się dogadali i o tego którego więzicie gdzie indziej. To ścierwo Anur może robić za łącznika. Tego którego macie gdzie indziej i chcecie zakatować wykupimy. Wydobyliście sobie z niego co chcieliście. Kolejny targ który gwarantuje wam powodzenie rozejmu teraz. Powiedz ile chcecie. Tylko rozsądnie. Wszyscy wyjdziemy z tego z życiem i bogatsi.
- To wołaj to cholerne wsparcie! - Rozbawiony “Złoty” sprowokował Jandara. - Ilu ich tam macie? Nie chcesz powiedzieć, co? Może spytam się waszego kumpla? Niech no tylko moje orcze mordy go dobudzą... - Elf skinął głową półorkom. Jeden z nich podszedł do Rad’ghanuza i przekręcił okrutnie strzałę tkwiącą w jego piersi. - Doprawdy, chcecie za swoje marne strażnicze pensje wykupić zakładnika od Skargratha? - Zaśmiał się. Pół miliona smoków będzie uczciwą ceną, bo tyle jest właśnie wart Renaer!
- Gnom blefuje - mruknięciem Hassan uspokoił człowieka ze schowka. - Lepiej bierzcie nogi za pas póki budynek jeszcze jest cały. Albo weźmie was straż, albo ogień! - Hassan pomachał pochodnią i łapiąc człowieka za kark schował się z nim nieco głębiej bliżej wejścia do schowka.
- To was wynajął Volo? Czyli zdążył wcielić w życie nasz plan "C". - Szepnął Renaer do Hassana. - Zhentarimowie, Xanathar i ród Cassalanter są święcie przekonani, że wiem coś o sprawkach mojego ojca za czasów, gdy był Jawnym Lordem. Podobno ukrył gdzieś w Waterdeep pół miliona smoków, które można odnaleźć przez artefakt znany jako Kamień Golorra... i na tym się moja warta pół miliona wiedza kończy, bo nie rozmawiałem z nim od kilku lat, ale nie pozwolę, żeby którykolwiek z nich położył swe brudne łapska na tym złocie! - Syknął. - Kiedy tu siedziałem, podsłuchiwałem tych baranów. Jak stąd wyjdziemy, dorwiemy ich!
- Hola, hola, żadnych pożarów ani straży. - Zastrzegł “Złoty”. - Bierzcie sobie swojego koleżkę i rozchodzimy się każdy w swoją stronę. Tak jak chcieliście.
Alia pomachała Anurowi małą książeczką.
- Pst! - Ostrożnie i dyskretnie podała ją gnomowi.
- Mogę wymienić tego Neverembera na Floona i jeszcze na tym zarobić. Przetrzymajcie go, póki się z wami nie skontaktuję - Anur szeptem poinformował znajdującego się za nim Hassana, przerzucając dyskretnie stronice książki. Gdy skończył, wcisnął ją za pas na tyle spodni i przykrył koszulą, po czym wyszedł zza rogu z wyciągniętymi rękoma. - Ale złota rybka gryzie mocniej! - krzyknął w stronę zbirów, obserwując ich reakcje. Był gotów wrócić za schody, jeżeli pojawi się taka konieczność.
- Dobrze. - Odpowiedział elf. - Powiedz teraz swoim kolegom, żeby wzięli swojego kumpla i dali nam wyjść, a ty chodź ze mną.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 07-12-2018 o 22:01.
Lord Cluttermonkey jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172