Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-02-2019, 12:29   #11
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację


Nad samotnym płaskowyżem Strzaskanej Krainy unosiła się chmura pyłu. Ta chmura i kilkanaście kopczyków kamiennych i metalowych drobin było wszystkim co pozostało z grupy golemów. Finito.
Można było chwilę odetchnąć.
Na słabym wietrze poruszały się gałęzie drzewa oliwnego, niczym macki Marduka.
W sumie obaj strażnicy byli nieco rozczarowani. Wystarczyło trochę pomyśleć i wyzwanie samo się rozwiązało. Żaden z nich nie został nawet draśnięty. Ani kropli potu. Zabawa.
Mimo to Kinbarak/Kyle i Marduk nie tracili czujności. Ani formy. Zresztą, forma bestii była dla nich bardziej naturalna niż ludzka, która to zdawała się zawsze uwierać jak przyciasna maska.
Marduk leniwie zamachał skrzydłami. Zaś Kinbarak (a może Kyle) zastrzygł nietoperzymi uszami. Do tychże uszu doleciał jakiś nowy dźwięk.
Wysoki skwir drapieżnego ptaka
Prawdopodobnie zły los uznał, że za mało się zmęczyli i nie zasłużyli na odpoczynek. To musiało być to.
Z północy powiał lodowaty wicher. Front chmur nad Krainą zakłębił się jak kocioł czarownic.
Od chmury nad waszymi głowami odczepiła się niewielka plamka, drapieżnik, z rozpostartymi skrzydłami szedł w zawody z wiatrem. Krążył, nie spuszczając z was płomiennego oka.
Jednocześnie ktoś pojawił się na płaskowyżu jakieś trzy kilometry dalej.
Mężczyzna. Niewysoki. W spłowiałej opończy z kapturem, bluzie, nogawicach i wysokich butach. Krótko ścięte włosy przypominały sierść pantery. Oczy, skośne, podpuchnięte i czujne. Na prawej ręce mężczyzna nosił rękawicę taką jakiej używają sokolnicy.
Mimo niemałej odległości Marduk widział każdy szczegół. Dzięki swemu sokolemu wzrokowi był wręcz w stanie policzyć mężczyźnie każdy włos na głowie.



Pstrokaty sokół wydał jeszcze jeden okrzyk niczym wyzwanie i runął w dół. Prosto na sokolniczą rękawicę. Ramię mężczyzny ugięło się na chwilę pod ciężarem ptaszyska. Sokół poruszał nerwowo skrzydłami, zakrzywionym dziobem gładził swe pióra.
Wicher z północy przybrał jeszcze na sile. Niósł, nie dało się tego pomylić, drobiny śniegu. Kilka minut później śnieg padał już na całego. A wiatr nieustannie potężniał. Opad śniegu zmienił się w rasową śnieżycę.
Sokolnik i jego skrzydlaty towarzysz zniknęli w kurniawie.
Wiatr szalał, tańczył, igrał, wiatr ciskał wam w oczy drobiny śniegu. Wycie wichury przypominało dziki bezlitosny śmiech...
Nagle zdaliście sobie sprawę z tego, że to nie wiatr. A przynajmniej nie tylko.
Szalejąca śnieżyca skróciła zasięg ludzkich zmysłów do, góra, kilkudziesięciu kroków. Ale obaj strażnicy dysponowali zmysłami innymi niż ludzkie.
Nietoperze uszy Kinbaraka/Kyla trzepotały łowiąc najdrobniejsze zmiany w pieśni wichury. Szósty zmysł Marduka przynosił mu informacje na dystans większy niż wzrok człowieczy.
Wśród wichru, śniegu i lodu wyczuwaliście obecność żywych istot. Było ich, dokładnie mówiąc, trzynaście. Wszystkie unosiły się w powietrzu. I były szybkie. Nie było wątpliwości, że dopadną do was w ciągu, bagatela, dziesięciu – piętnastu, uderzeń serca.
Trzecie oko Marduka, zmysły Kinbaraka/Kyla, rysowały sylwetki agresorów. Dwunastu lodowych demonów, o pokrytych owadzim pancerzem ciałach, żarłocznych żuwaczkach, fasetkowych ślepiach. Z płaskogrotowymi włóczniami w zaciśniętych łapskach. Z ośmioma owadzimi skrzydłami podtrzymującymi w powietrzu każdego z nich.
A na czele pędził ten, o którym strażnicy obaj tylko dotąd słyszeli. Sam król gór, władca śnieżycy. Spotkać go twarzą twarz, pewna śmierć. Broda króla i okrywająca jego ciało zbroja płonęły bielą.



Śnieżyca nieco osłabła. Na tyle by ukazać grupę zmysłowi wzroku strażników. Trzynastoosobowe komando, doborowi słudzy władców piekieł i otchłani, byli o kilkadziesiąt kroków od was i zbliżali się szybko.
Szum skrzydeł mieszał się z melodią lodowego wichru.
Grupa podzieliła się na dwie mniejsze. Ośmioro demonów skręciło na Kinbaraka/Kyla. Cztery pozostałe oraz król, ruszyło na Marduka.
To byli zawodowcy, nie mogło być inaczej. Gdy tylko podzielili się na grupy, natychmiast zwiększyli dystans między sobą otaczając ofiary niczym wilcza horda. Broń wasza, każda z nich, mogła razić tylko jednego z nich jednocześnie.
Wyzywające wycie poraziło wasze uszy.
Zaczyna się.
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 22-02-2019 o 12:32.
Jaśmin jest offline  
Stary 05-03-2019, 21:21   #12
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Krew krążyła nieco szybciej po ostatniej walce.
Marduk machał leniwie skrzydłami unosząc się wysoko nad strzaskaną równiną. Delektował się widokiem i świeżym powietrzem.
Krążył niczym ogromny sęp nad równiną. Czekał. Był pewien, że niebawem nadejdzie kolejna grupa przeciwników.

Jednak zamiast grupy pojawiła się pojedyncza postać. Na dodatek daleko. Dobre trzy mile dzieliły ich od siebie.
Marduk nie zamierzał za nim gnać. Gdyby mógł sięgnąć po moc teleportacji... cóż... jednak bariery między światami były tutaj tak silne, że nie miał o tym nawet co marzyć.
Zrobił zatem jedyne, co uważał w tej sytuacji za słuszne. Ostentacyjnie zignorował przybysza.

Może niesłusznie. Sokolnik chyba manipulował pogodą. wiatr nabrał szybko na sile. Śnieg... śnieg nie był zły. Marduk lubił śnieżycę.
Lecz ten wiatr. Wyraźnie miał utrudnić latanie. Marduk złożył skrzydła, by zmniejszyć powierzchnię na którą mogły napierać masy powietrza. Nie potrzebował ich by latać. Wiatr jednak wzmagał się coraz bardziej. Nie ważne. Jego magia chroniła go przed wszystkim, co mogło utrudniać poruszanie się.
Mimo to, Marduk spojrzał na swoich towarzyszy. Nie musieli przecież grać w tą grę. Oboje zgodnie kiwnęli głowami i ruszyli w dół, ku jednemu z wejść pod ziemię.

Zeszli niżej, obok licznych strażniczych glifów,by zatrzymać się w sporej konacie, dobre 100 na 300 stóp.
Nie musieli czekać długo. Nadeszły glabrezu. Marduk uśmiechnął się nieznacznie, gdy wlazły na jeden z strażniczych glifów. Energia zaklęcia rozerwała diabła na sztuki.
Potem jednak glabrezu były ostrożniejsze. I zaczęły masowo rzucać rozproszenie magii.
Czarty stanęły w wejściu do komnaty.
Król nie zamierzał jednak tak od razu wejść. użył zaklęcia ściany lodu.
Przegroda powstała kilka kroków od wejścia do komnaty, zasłaniając korytarz, lecz pozostawiając po lewej i prawej stronie lodowej ściany dość miejsca by przejść tamtędy.

Marduk wraz z swym klonem stanął po jednej stronie, czekając na wroga, Kyle i Kinbarak po drugiej.

Czarty zatrzymały się na chwilę za ścianą. Marduk usłyszał ich basowy zaśpiew, po chwili pojawiło się 26 osyluthów, podzielonych na dwie grupy, 13 poczęło wychodzić z lewej strony ściany, 13 z prawej.
Poruszanie się nie było łatwe. Ziemia była pokryta luźnymi kamykami oraz ostrymi kolcami. Dodatkowo dookoła Marduka buzowało odpychające pole, przeciwko któremu musiały walczyć czarty podchodząc.
Widząc pierwszego czarta, klon Marduka uderzył od góry. Cios był tak potężny, iż wgniótł biedaka w posadzkę. Trzasnęły kości, chlusnęła krew. Z trzaskiem pękła skóra.
Kolejny osyluth zajął miejsce swego brata. Wiszący w powietrzu Marduk trzasnął go na odlew pazurami, rozcinając czarta i uwalniając jego wnętrzności, które wypłynęły z ohydnym chlustem na podłogę.
Następny czart zbliżył się i podzielił los swych braci.
Potem następny i następny. Mardukowi zabijali ich szybciej niż te były w stanie nadchodzić.

Marduk rzucił okiem na drugą stronę. Bliźniacy radzili sobie, choć nie wszystkie osyluthy były martwe.

Klon Marduka wyciągnął łapę ku ścianę lodu. Między jego szponami pojawiły się szybko powiększające się płomienie. Wreszcie cień Marduka cisnął ryczącą kulę ognia w ścianę lodu.
Z trzaskiem i sykiem lód wpierw rozleciał się na ostre odłamki by następnie natychmiast rozpuścić się i wyparować, tworząc gęstą chmurę pary wodnej.
Bezzwłocznie kopia Marduka wleciała w powstały otwór by zaatakować glabrezu.
Marduk chciał dopaść ich przywódcę. Ten jednak ustawił się za swoimi przybocznymi, stał na samym końcu.
Szkoda...
Cień Marduka zatrzymał się poza zasięgiem przeciwnika i zaatakował dwa pierwsze czarty. Pazury rozerwały ciało, liczne macki trzaskając niczym bicze smagały i cięły. Z czartów nie zostało wiele ponad kupkę rozerwanego na sztuki mięsa.
Potem cień Marduka wycofał się, by zrobić miejsce dla swego pana.
Marduk skinął z uznaniem głową. Został Król i jego 9 przybocznych. No i kilka osyluthów w pobliżu bliźniaków.

Z korytarza uderzył piekielny ogień wypalając mgłę. Co pozwoliło gelugonom cisnąć magicznymi pociskami w Marduka.
Pięć lodowych sztormów rozbryznęło lodowymi odłamkami. Większość jednak nie przebiło się przez odporność na magię, jaką Marduk przygotował. Jedynie kilka lodowych odłamków uderzyło o stalowe cielsko czyniąc drobne szkody.
Łuk Energi oderwał się od Marduka i trzasnął w ramach odwetu jednego z gelugonów. Ten upadł z przetrąconym kręgosłupem i rozerwanymi arteriami.
- Nie ładnie. - syknął Marduk strzepując ostentacyjnie odłamki lodu.
Po czym wystrzelił do przodu z pełną prędkością. Wpadł na pierwszy szereg czartów niczym rozpędzona lokomotywa.
Diabły sięgnęły pazurami ku niemu, drapiąc o jego stalowe ciało.
Marduk przyjął to na klatę, zupełnie nie przejmując się obroną.
Krew i wnętrzności bryznęły na ściany, czarty, jak i na samego Marduka. W powietrzu fruwały członki gelugonów. Z ohydnym plaśnięciem upadały na ziemię mokre ochłapy mięsa.
Jeden za drugim wrogowie padały.
Marduk zatrzymał się dopiero przed samym królem.
Po czym wycofał się z korytarza robiąc miejsce dla Kyle i Kinbarak 'a.
Cały był skąpany we krwi. Spływała ona stróżkami po jego metalicznym cielsku, by skapywać na podłogę. Część jednak Marduk wchłoną, by się wyleczyć z tych kilku ran.
Marduk skinął zapraszająco na bliźniaków.
 
Ehran jest offline  
Stary 10-03-2019, 14:21   #13
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


Burza śnieżna była nieprzyjemna, ale wiatr uniemożliwiał Kinbarakowi i Kylowi lot. Musieli się szybko wycofać z przestworzy. To nie były warunki na walkę dla nich.

- Dziwna sprawa
- że oni mają władzę nad pogodą
- podczas gdy nas coś blokuje.
- Jakiś pomysł
- co to mogło by być?

Zagadali bliźniacy do Marduka gdy czekali na wrogów.

~ * ~

Nastała cisza przed burzą. Trwała tylko chwilę, gdy cztery tytany czekały za lodową ścianą na nadciągających wrogów. Kinbarak z Kylem byli już w swoich prawdziwych, wojennych formach. Sześciometrowe sylwetki były fizycznie gdzieś pomiędzy gigantami i nietoperzami. Porośnięte krótką szczeciną, z nienaturalnie długimi rękoma. W każdej z czterech ściskali długie na półtora metra, zakrzywione w przód ostrza które normalnie człowiek z trudem dzierżył by oburącz. Stali ramię w ramię, jakby w szyku.

Zaczęło się.

Demony wychodziły zza ściany, ale były mniejsze. Ledwie sięgałyby Kinbarakowi dolnych żeber gdyby się wyprostował. Miał przewagę zasięgu i bezlitośnie ją wykorzystywali. Cięli nisko.

Demony padały.

Nie martwe. Ale ranne i powalone.

A po ich ciałach szarżowały kolejne nie dając im się podnieść. Kilka przemknęło się pod cięciami. Nawet drasnęły Kyla. Nie miało to znaczenia.

Marduk wykonał swoje. Oczyścił przedpole i wycofał się, wręczając Kinbarakowi króla… jakby serwował mu danie.

Kyle z Kinbarakiem wszarżowali w korytarz na końcu którego był król. Lodowy gigant ryknął i zerwał się do kontrszarży, ale wtedy dwa tytany się zatrzymały. Kinbarak wzniósł ręce w wymachu w górę. Kyle w dół. I obaj miotnęli swymi ostrzami. Pierwsze trafiło.

Drugie i trzecie też. Potem piąte, dziesiąte i wiele wiele więcej. Jakby na każdy miotnięty pocisk pięć dolatywało celu tworząc całą chmurę ostrzy wielkich jak miecze dwuręczne.

Broń króla zabrzęczała o ziemię, gdy nie był w stanie już jej utrzymać. Przestąpił jeszcze dwa dygoczące kroki i runął w dół. Kinbarak nie pozwolił mu upaść. Potężnymi szponami chwycił go za szyję miażdżąc kark. Duch giganta opuszczał już umierające ciało, a resztkami świadomości widział jak Kinbarak wbił mu drugą dłoń w pierś i wyrwał serce razem żebrami i płucem, a ostatnim co widział był pysk zaciskający się na jego twarzy, odgryzający ją razem z połową głowy.

~ * ~

Trzy minuty… tyle czasu potrzebował kinbarak aby pożreć króla. Jego serce i wątrobę. Zgruchotać kości i wyssać z nich szpik. Pochłonąć mięśnie.

- Kto następny! - ryknął Kinbarak w głąb tunelu prowadzącego na powierzchnię.
- Chcę tu armii! - dodał Kyle stojący w głębiej z Mardukiem.

 
Arvelus jest offline  
Stary 12-03-2019, 12:37   #14
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Wyzwanie zakończone.
Po kościanych diabłach pozostał pył i kopczyki gnatów. Po lodowych czartach – zamarznięte cienie na posadzce komnaty. Pobieżne spojrzenie ukazywało jedynie mroźny chaos. Dokładniejsze, zdradzało niepokojącą symetrię w pozostałościach piekielników.
Marduk zbliżył się do wyjścia z komnaty gdzie Kinbarak skończył już pożerać wnętrzności króla. Nad truchłem unosiła się lodowa mgła, niczym podświetlony zimnym blaskiem dym z ogniska.
Marduk zawahał się na chwilę, ale ostatecznie co na tym świecie mogło mu zaszkodzić? Podszedł, wciągnął mgłę w płuca.
Zbyt wielka ekstaza by ją nazwać bólem. Palące pozostałości po czartach ugasiły ogień walki w sercu Zeno'Tzula. Przynajmniej na jakiś czas.
Usatysfakcjonowani strażnicy weszli w głąb komnaty. Marduk przywołał płomień, dostarczający światła i ciepła, choć pozornie pozbawiony paliwa. Rozsiedli się, wygasali, stygli.
Nie rozmawiali, nie było potrzeby.


- Hvergelmir!

Skrzekliwy wrzask.

- Hvergelmir!

Wrzask nadchodzący z głębi korytarza. Niczym ryk lawiny osuwającej się ze zbocza.

- Hvergelmir! - syk jak jad – Wiem, że tam jesteś. Wyczuwam cię!- znajomy głos - Jest z tobą dziecko Bhaala! Czy on cię osłoni przed gniewem Vapraka i Surtra, bękarcie? Idę po ciebie!
Kinbarak/Kyle poruszył się. Marduk, pozornie niewzruszony, zamknął oczy swego ciała otwierając oko umysłu.
Dostrzegł go.



Z czaszką ozdobioną baranimi rogami, z plecami dźwigającymi ciężar garbu, krzywonogi, zdeformowany gigant. Znajoma gęba...
Suttung.
Ten, który strzegł kotła z miodem poezji przed profanami. Szlachetny gigant wystrychnięty na dudka przez Odyna. Z ciałem i umysłem zniekształconym przez nienawiść do bogów i ludzi. Suttung.
Nie był sam. Po jego bokach dwóch olbrzymów. Na bicepsach, torsie i bezwłosej czaszce tego po lewej, malutkie płomyki, jakby wypacał ogień przez otwarte pory skóry. Wielkolud dźwigał potężny miecz. Ten po prawej, zakuty w zbroję, dzierżył dwie wielkie tarcze, o rozmiarach dorównujących jego wzrostowi.



Marduk spojrzał dalej. Kolejnych dwu fomorian, masywnych jak smoki. I to był ich jedyny punkt wspólny. Kolce wyrastające z czaszki. Płaska gęba jakby jej posiadacz dla treningu walił nią w mur. Przebarwienia na skórze. Jedno oko normalne, drugie kaprawe i zezujące. Drogie ozdoby, klejnoty, na ich palcach i karkach, niczym perły w górze odpadków.
W łapskach giganci ściskali długie włócznie. Torby na plecach wybrzuszały jakieś okrągłe ciężary.
Sam Suttung ściskał przy opancerzonej piersi okuty bojowy cep wielkości małego drzewka.
- Hvergelmir – głos niczym syk Nidhogga – Sługo bogów! Zapłacisz za ich zdradę! Teraz ty! Potem inni...
Nagle Suttung zniknął z zasięgu oka Marduka i słuchu Kinbaraka. Magia.
Grupa nadchodziła szybko, poprzedzana chrzęstem zbroi i oręża. Za minutę, może dwie, staną w wejściu komnaty.
Poprzedzała ich fala nienawiści niczym zapach gnijących zwłok.
Przybędą.
Już są...
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 12-03-2019 o 12:40.
Jaśmin jest offline  
Stary 25-03-2019, 21:42   #15
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
- Nikt ci nie zapłaci. - odparł Marduk spokojnie na przechwałki Sutunga.
Oba stalowe kolosy najeżyły pióra i zeszły na bok, tak, że nie było ich widać z wylotu korytarza.
Cień Marduka zawisnął w powietrzu z boku a sam Marduk wspiął się wyżej, by zawisnąć bezpośrednio nad otworem prowadzącym w głąb tunelu.
Oboje czekali.
Marduk nie czuł żądzy krwi. Może walka z gelugonami go nasyciła? Nie. Po prostu, nie czuł wrogości przeciw sługom jakie szatan ciskał na ich pazury.
Zabije, gdy nadejdą. Puki co, nie czuł potrzeby.
Sutung próbował go zmylić niewidzialnością. Dobrze. niech myśli, że to mu pomorze. Marduk nie zamierzał się zdradzać z posiadaną zdolnością przebijania się przez takowe iluzje.

Kyle i Kinbarak pozostali w świetle tunelu. I gdy tylko pojawili się wrogowie, cisnęli w nich chmurę połyskujących ostrzy.
Gigant na czele uniósł obie swe tarcze. Jedna z nich roztrzaskała się pod grzmotem pocisków.
W odpowiedzi Sutung cisnął ognistą burzę w bliźniaków, a stojący obok niego miecznik cisnął kilkoma głazami.
Fomorianie zaś wystawili jedynie swe piki i przyjęli postawę obronną.
Stojący na czele gigant wykorzystał chwilę zamieszania, by użyć magii by odbudować zniszczoną tarczę.

Marduk skrzywił się nieco. Bliźniacy nie wyglądali dobrze. W powietrzu unosił się zapach przypalonego mięsa.

Przez chwilę prastary Lord rozmyślał, czy nie warto postawić jakiejś ściany i odciąć intruzów. Zdecydował się jednak na bardziej bezpośrednie działanie. Wiek niestety często sprawiał, iż wybierało się bezpieczniejszą, mniej inwazyjną drogę... a przecież czasem wystarczyło odpowiednio mocno uderzyć, by rozwiązać problem.
Marduk wykorzystał fakt, iż jest poza widokiem, oraz iż osłania go tłumiąca i zniekształcająca obraz membrana. Cichutko prześlizgnął się w dół i po suficie wzdłuż korytarza, tak, by w chwilę później zawisnąć tuż za Sutungiem.
Zaatakował nie spodziewającego się niczego Sutunga z całą gwałtownością od tyłu. Pazury przecięły ścięgna pod kolanami, krew trysnęła na kamienie. garbus runął na ziemię odsłaniając się jeszcze bardziej. Marduk chlasnął go kilka razy pazurami, by wreszcie zahaczyć o kręgosłup. Szpony zacisnęły się na kości i z głośnym trzaskiem wyszarpnęły krwawy kręgosłup z pleców Sutunga.
Ostry dziób zatrzasnął się na głowie miecznika, Potrząsając łbem na boki Marduk wyrwał czerep z sporym ochłapem mięsa. Krew skapywała z dzioba w dół, gdy stalowe monstrum połknęło swą zdobycz.
Świsnęły ostre niczym brzytwy skrzydła. Fomorianie nie zdążyli się jeszcze obrócić, gdy adamantytowe pióra roztrzaskały ich piki na drzazgi, a ich ciała poszatkowały i przemieliły, rozbryzgując posokę i wnętrzności na ścianach korytarza.
Tarczownik obrócił się spoglądając na zbliżającą się zagładę. Świsnął ogon, łamiąc gigantowi obie nogi niczym suche gałęzie, by natychmiast zawrócić i owinąć się dookoła jego klatki piersiowej. Trzasnęły żebra, przebijając się przez mięso. Marduk uniósł ciężko dyszącego giganta i trzasnął jego ciałem kilka razy o obie ściany, by potem wyrzucić go do przodu niczym szmacianą lalkę.
Liczne macki trzaskały niczym bicze w niezadowoleniu, nie mogąc znaleźć już żywych wrogów.
Marduk syknął w wyzwaniu, jednak nikt więcej się nie pojawił.
Dopiero wtedy Marduk opuścił się w dół i stanął na oślizgłym kamieniu. Powoli przeszedł wśród okaleczonych ciał, drapiąc szponami o kamienną posadzkę.
Marduk wyprostował się i wydał triumfalny okrzyk, który odbił się echem od kamiennych sklepień.
- Następny! - zaprosił.

***

Marduk sprawdził jaką magię mieli przy sobie pokonani wrogowie.
Zabrał różdżkę tarczownika.
Sutung zaś miał przy pasie manierkę z miodem pitnym, pełną jedynie w połowie. Oraz obręcz na szyję, z brązu, z zapinką w postaci dwóch akrobatów trzymających się za ramiona. Obręcz odpięła się po jego zgonie.

Marduk sprawdził przedmioty swą mocą.

Miód zgodnie z legendami powstał z krwi Kvasira, najmądrzejszego z bogów, którą karły poddały fermentacji w kadziach Son i Bodn, a następnie przelały do kotła, Odreiru, dawcy rozkoszy, łącząc krew boską z dzikim miodem i jagodami.
Powstał w ten sposób najdoskonalszy z trunków dający temu kto go spożywa mądrość i dar poezji.

Obręcz niestety nie występowała w żadnej znanej Mardukowi legendzie ni sadze. Wyglądało jednak na to, że emanowała silną mocą psioniczną, a także aurą supresyjną. Innymi słowy, powinna dać jedną moc tłumiąc zarazem inną.

Marduk zaproponował przedmioty bliźniakom. Samemu czuł, że ma dość mocy, by stawić czoła mocom piekieł, a może i samemu panu otchłani, gdyby się zniżył przybyć we własnej osobie. Oczywiście, zdawał sobie również sprawę, że pycha przychodzi przed upadkiem... nie powiedział zatem nic z tego na głos, pozostając skromnym obrońcom ciała pańskiego.
 
Ehran jest offline  
Stary 30-03-2019, 10:46   #16
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Cztery potwory czekały w podziemnej twierdzy. Czas działał na ich korzyść, a lokalizacja obronie. Z mocami Marduka mogli też łatwo uciec gdyby była potrzeba.

- Znasz tego typa? - zapytał Kinbarak, a może Kyle.
- Nie wygląda
- na kogoś miłego.
- Powiedziałbym, że byłaby
- szkoda, gdyby coś mu się
- stało… ale wcale
- by nie było!
Zarechotali bliźniacy do własnego, kwestionowalnie śmiesznego żartu, gdy giganty maszerowały w przejście.
- Ciekawe ile
- wasze tarcze wytrzymają
- pod huraganem naszych ostrzy.
Kyle wzniósł ręce w górę, Kinbarak sięgnął nimi w tył. We wszystkich czterech ściskał wielkie ostrza. I zaczął… Jedno, drugie, czwarte, dziesiąte… Giganty schowały się za tarczami, tak jak się spodziewał. Kawał po kawale były one odłamywane. Ale… powoli. Znacznie wolniej niż się spodziewał. Prawdę mówiąc to sądził, że jego kukri poprostu przejdą przez te tarcze, ale nie… Zajmowało to bardzo dużo czasu, a w momencie gdy z tarczy już niewiele zostało jakaś magia ją przywróciła do jednego kawałka… a wciąż była jeszcze druga. Może wreszcie jakieś wyzwanie! Pomyśleli bliźniacy gdy objęła ich kula ognia. A gdy płomienie się rozproszyły… na tyłach wrogów działa się rzeź. Kinbarak warknął i rzucił się w głąb tunelu, by jeszcze samemu krwi jakiejś ulać w tej walce, ale Kyle wyprostował się i po prostu czekał podziwiając… i cieszył się, że to ten Szatan jest ich wrogiem, a nie Marduk.

~ * ~

Za obręcz Kyle podziękował. Nie ufał jej i wyglądała jakby miała nie chcieć się odpiąć po założeniu, ale garniec przyjął.

 
Arvelus jest offline  
Stary 03-04-2019, 13:30   #17
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
W podziemnej komnacie słychać było odgłos rozrywanego i pożeranego mięsa. Oślizgłe i chrzęszczące mlaśnięcia, zgrzyty i trzaski łamanych kości.
Kinbarak/Kyle ucztował na trupie Suttunga.
W pewnej chwili Kyle oderwał się od zezwłoku wbijając intensywne spojrzenie czerwonych ślepi w głąb korytarza. Nie. Nic. Nikogo. Wygląda na to, że dano im trochę czasu na przyjemności. Kyle zarechotał i wgryzł się łapczywie w serce giganta.
Soczyste.


Dano wam, jak się okazało, nie więcej niż pół godziny, nim noc urodziła kolejne potworności. Kto wie, może nawet straszniejsze od was.
Kinbarak wygrzewał się w świetle pulsującej nad posadzką kuli płomieni gdy nagle jego czujne uszy zatrzepotały łowiąc dźwięk. W tej samej chwili mięśnie drgnęły pod skórą Zeno'Tzula. Lord odebrał sygnał swej instalacji alarmowej umiejscowionej przy wejściu do korytarza. Zamknął oczy i zerknął trzecim okiem.
Ciche, acz niezgrabne stąpnięcia jakiejś niewielkiej istoty. Marduk rozszerzył zakres działania swej percepcji, a Kinbarak/Kyle skoncentrował się całkowicie na słuchu.
Ciche szuranie niezgrabnych stóp po posadzce. Nie dalej niż kilkadziesiąt kroków od wejścia do komnaty.
Kinbarak słuchał. Marduk patrzył.
Mała istota, nie mogąca się pochwalić więcej niż pół metra wzrostu, przypominająca obrośnięty kwieciem krzak. W liście wplątany był czerwony jedwabny sznurek. Na szczycie ruchomego krzaczka dwa pulsujące zielenią ślepia. Słaba aura magiczna w kolorze soczystej zieleni. Cichy mamroczący głos.
Nie zaatakowaliście, bo niby czemu? Stworek budził raczej litość niż strach. Nie zatrzymywany dotarł kilka kroków od wejścia.
Nagle, z zawoju zielonego kwietnego płaszcza, wysunęła się mała łapka trzymająca niewielkie kwadratowe puzderko. Mamroczący stworek cisnął je na posadzkę, w głąb komory, na odległość kilkanaście kroków od wejścia.
Po czym rozpadł się na kupkę liści i kwiatów, których zieleń akcentowała misterna czerwona plecionka.
Coś trzasnęło, w leżącym na posadzce, puzdrze.
Z czterech kątów, z cichym trzaskiem mechanizmu, uwolniły się cztery sworznie. Z wnętrza pojemnika dobiegł szelest, niczym trzepot skrzydełek szarańczy. A chwilę później wzbierająca energia magiczna wysadziła grzbiet puzdra od środka. W sufit komnaty uderzył słup intensywnego światła do wtóru równie intensywnego huku. Poczuliście, że jakaś przemożna siła odrywa was od kamieni posadzki, unosi w górę...
Światło poraziło wasze oczy. A chwilę później komnata, w której urządzili swój przyczółek obaj strażnicy, była pusta i cicha.


Stan zawieszenia między jawą, a snem zdawał się trwać długo, ale wasze subiektywne, wewnętrzne czasomierze, poinformowały was usłużnie, że minęło zaledwie kilka sekund.
Ze stanu zawieszenia wyrwał was wstrząs towarzyszący uderzeniu stopami (lub łapami) o twarde podłoże. Olśnione oczy wróciły do stanu używalności całkiem szybko i chętnie.
Jeszcze przed chwilą otaczał was mrok podziemnej kawerny rozświetlany tylko blaskiem ognistej kuli. Tu, gdziekolwiek było to, było jaśniej. I bardziej przestronnie. Na wiele setek kroków we wszystkich kierunkach rozciągała się bazaltowa podłoga komnaty lśniąca delikatnym fosforycznym światłem. Dostrzegalne ściany pomieszczenia również zdawały się promieniować eterycznym blaskiem, takim jakie tworzą podziemne mchy, grzyby i porosty.
Dał się słyszeć stukot kopytek, niczym powitanie satyra lub fauna. Odruchowo zwróciliście się w tamtą stronę.
Okrywające to miejsce cienie rozstąpiły się na chwilę ukazując sylwetkę kobiecego centaura. Długi płaszcz okrywał końską połowę ciała, opuszczony kaptur krył twarz.
W następnej chwili podmuch żywego wiatru odrzucił kaptur. Kobieta spokojnie naciągnęła zasłonę na miejsce, ale przez chwilę jej rysy były wyraźnie widoczne.



Kolejny szmer, gdzieś z boku, kazał wam rozszerzyć pole widzenia.



Oboje nieznajomych otulała magiczna aura, łagodna teraz niczym pomruk śpiącej bestii. Dawała jednak niezłą zapowiedź tego co może znaczyć jej ryk.
- Bądźcie pozdrowieni, Lordzie Marduku, Lordzie Kinbarak - czarodziej uprzejmie skinął głową - Pozwólcie sobie powiedzieć, że wyglądacie kwitnąco. Alyssa, gdybym ci powiedział, że to mordercy i karmiciele kruków, dałabyś wiarę?
Centaur obejrzała sobie uważnie promieniujące pierwotną grozą postacie obu strażników.
- Nie dałabym.
- Taaak - mężczyzna westchnął z żalem - A teraz obaj ci szlachetni panowie ośmielili się podnieść rękę na syna tutejszego Boga, na zbawiciela grzeszników. Mógłbym tak jeszcze długo, ale oszczędzę wam wstydu, a nam straconego czasu. Powiem krótko. Oddajcie nam ciało mesjasza, a w zamian rozejdziemy się w pokoju...
Nagle w słowa maga wciął się pomruk bestii.
A może był to głos rodzącego się anioła.
Ten, który wynurzył się z ciemności za plecami pary czaromiotów...



Skrzydlaty, którego ogrom dorównywał sylwetce Marduka, otoczony aurą barwy głębokiej purpury, otulony skrzydłami barwy stali. Jego kirys, okrywający tors, ramiona i nogi nosił ślady wgnieceń i pęknięć. Jego tarcza płonąca własnym mistycznym blaskiem. Jego miecz, który zwie się Koniec...
Obaj strażnicy rozpoznali go szybko. Pan Wojny, były Książę Zastępów, którego imię, zgodnie ze świętymi pismami brzmiało Mikael. Patron walki za słuszną sprawę...
Tyko bardzo nieliczni wiedzieli, że archanioł Mikael nigdy nie istniał. Pan Wojny, którego prawdziwe imię brzmiało Rahvin, który jak pierwsi najpotężniejsi aniołowie Pańscy, wybrać musiał między Światłem, a Ciemnością. I wybrał stając się tym, który dał ludzkości topór z gładzonej kości, miedziane ostrze włóczni, łuk i strzały z kościanym grotem. Którego imionami były Gangrena i Śmierć.
Rahvina nie dało się nazwać złym. On był tam gdziekolwiek tlił się płomień konfliktu, bezlitosny i niepokonany niczym odwieczny strażnik równowagi między Wojna i Pokojem. Dlaczego znalazł się tutaj?
Jego głos był niczym mosiężna surma.
- Moje dzieci - anioł potrząsnął kruczoczarnymi włosami - Płomień grzechów tych plugawicieli już dawno obrócił w proch ich sumienie. Szkoda czasu. Miast mówić, wyrwijcie zbawiciela z gardła szatana nim go pożre! Tako rzecze Pan!
Przez moment obaj towarzysze skrzydlatego patrzyli tylko na was i doprawdy, nie było w ich spojrzeniach wiele sympatii. W tej chwili tylko wy widzieliście twarz Rahvina i widniejący na niej twardy nieprzyjemny uśmiech, niczym drwina z tych, którzy nie mogą prawdą wydobyć się z kłopotów. A kłopoty były blisko. Między palcami centaura z trzaskiem przeskakiwały iskry wyładowań niczym nitki świetlistej pajęczyny. Mag przelewał z dłoni na dłoń płynny ogień, a poły jego płaszcza falowały jak smocze skrzydła.
I nagle...
- DO BOJU, DZIECI!
I zaczęła się kolejna odsłona krwawego spektaklu.
 
Jaśmin jest offline  
Stary 11-04-2019, 23:04   #18
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Mag odezwał się do obrońców, gdy byli oni jeszcze w znacznej odległości. Od maga dzieliło ich nadal jakieś 40 metrów.
- Bądź i ty pozdrowiony. - rzekł Marduk, nie zamierzając jednak krzyczeć.
Na propozycję, by oddać ciało i rozejść się w pokoju, Marduk pokręcił jedynie smutno głową.
- Przykro mi, muszę odrzucić twoją szczodrą propozycję. Obiecałem bronić ciała. A Lord Zeno'Tzul nie rzuca słów na wiatr.

Marduk przyglądał się spokojnie pojawiającemu się Rahvinowi.
Skinął aniołowi z szacunkiem. Niestety, jego gest nie został odwzajemniony.
Miast tego Rahvin cisnął w magicznego klona Marduka błękitną wiązką rozproszenia magii.
Czas zatrzymał się na uderzenie serca. Lord Zeno'Tzul wyszarpnął jego fragment, nie bacząc na zaburzenia czasoprzestrzeni. Z wyciągniętych do przodu pazurów wystrzeliła czarna błyskawica. Błękit i czerń zwiły się w jaskrawą kulę, sycząc i tryskając białymi iskrami, by po chwili zniknąć.
Oba Marduki ruszyły błyskawicznie do przodu. Ziemia zatrzęsła się pod uderzeniami ich szponiastych łap. Potem obaj wzbili się w powietrze, przefruwając nad magiem i Alyssą.
Cień wyprzedził Marduka, przeleciał dalej, za anioła. Wspólnie wzięli anioła w cęgi, atakując z dwóch stron. Marduk rzucił się na skrzydlatego z góry, wydając z siebie bitewny okrzyk.
Rahvin uniósł swój miecz, lecz ciężko było się bronić przed atakiem z dwóch stron. Świsnęły pazury. Pierwszy cios przedarł się przez zasłonę. Bryznęła krew gdy Marduk zdzielił Rahvina przez twarz, wyrywając mu lewy policzek i kilka zębów.
Kolejny cios zmierzał w gardło. Marduk liczył na szybkie zakończenie. Ból przeszył jego ramię, gdy prosząc iskry jego zakrzywione pazury natrafiły na stal miecza Rahvina.
Marduk nawet nie zwolnił, atakował raz po raz. Jednak przez kilka chwil Rahvin zasłaniał się mieczem. Pazury krzesały iskry, na lśniącym ostrzu pojawiały się nowe szczerby. Rahvin cofał się krok za krokiem pod naporem ataków.
Marduk zaatakował szponami od góry, lecz była to jedynie zmyłka. Gdy Rahvin uniósł miecz w obronie, Marduk wystrzelił swymi mackami atakując nogi anioła. Ziemia zatrzęsła się, gdy ogromny Rahvin grzmotnął ciężko o posadzkę.
Marduk opadł na niego, szpony jego nóg wbiły się w napierśnik anioła. Stalowy dziób rozwarł się by w chwilę później zatrzasnąć się na twarzy Rahvina. Marduk potrząsnął łbem, odrywając twarzoczaszkę i odsłaniając wnętrze głowy anioła.
Cała walka trwała zaledwie kilka sekund.
Nie zatrzymując się, Marduk obrócił się i smagnął maga i centaura swymi skrzydłami, wgniatając ich w ziemię. Zrobił to jednak stosunkowo łagodnie. Nie chciał ich skrzywdzić. Nadmiernie. Tylko powalić.
Zza jego pleców wyłonił się jego cień. Oboje stanęli w powietrzu nad leżącymi, gotowi do mordu, gdyby mag i dziewczyna okazali się głupi.
Cisza na chwilę zapanowała nad miejscem egzekucji.
- Poddajcie się. - rzekł Marduk po prostu, wisząc nad leżącymi w powietrzu. Z jego dzioba nadal kapała krew anioła.
Marduk skinął bliźniakom, którzy również zajęli odpowiednie pozycje, by trzymać powalonych w szachu.

Centaur potrząsnęła głową. Cios nie zrobił jej poważnej krzywdy, ale sam wstrząs od uderzenia o ziemię wystarczył by oszołomić. Krew płynęła jej z nosa.
- Mogłeś nas zabić – powiedziała wreszcie cokolwiek niewyraźnie – Dlaczego tego nie zrobiłeś?

Nagle za plecami Marduka eksplodował krzyk. Ze skrwawionych ust Rahvina wyrwała się bestia.
I była niczym apokaliptyczny wicher. Chmura zębów, pazurów i ślepej wściekłości.
I obrała sobie Lorda Zeno'Tzul jako cel. Wicher przesunął się nad grzbietem Marduka, zęby i pazury wyłoniły się z wirującej ciemności by przeorać stalowe cielsko. Pisk jaki czyniły drapiące stal szpony był nieprzyjemny i przenikliwy.
Marduk natychmiast przeszedł do kontrataku. Jednak jego zakrzywione szpony przeszyły cielsko napastnika jakby był jedynie dymem. Lord Zeno'Tzul uderzał z niezwykłą prędkością. aż wreszcie trafił na coś, coś lepkiego i oślizgłego wewnątrz wichru. Rozerwał to na strzępy. Rozbrzmiał przenikliwy krzyk, a wicher zamarł. Na ziemię posypały się zaś luźne zęby i szpony niczym koszmarny deszcz.

Marduk obrócił się powoli do kobiety.
- Dlatego - odparł jej Marduk, wskazując niedbale na martwą istotę, która wyrwała się z ust anioła.
 
Ehran jest offline  
Stary 19-04-2019, 19:47   #19
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


Kyle, a może Kinbarak stał prosto. Przygarbiona sylwetka górowała nad magiem i centaurem. Kibnbarak, a może Kyle był pochylony wprzód. Oparty na swoich wielkich kukri jak na wielkich szponach.
- Nie jesteś aniołem… - warknęli obaj do samych siebie, gdy Marduk odrzucał propozycję pozoranta. Wyrwali do przodu z tempem jakiego nie można było się spodziewać po istotach tych rozmiarów. Ale spóźnili się.Zeno’Tul ich wyprzedził. I nim byli w stanie dobiec wróg był już martwy. Krew rozlana, wnętrzości rozrzucone. Trudno. Skręcili obaj tak aby szachować pozostałych dwóch oszukanych głópców.

Chwilę potem walka rozgorzała na nowo, gdy demon kryty w powłoce anioła uwolnił swe prawdziwe oblicze. Ponownie… Kinbarak z Kylem nie zdążyli zadać ciosu.

~ * ~

- Dlatego - odparł Marduk, wskazując niedbale na martwą istotę, odpowiadając na wcześniej zadane pytanie.

- Nie jesteście
- winni zbrodni - dodali Kinbarak z Kylem.
- My tu jesteśmy potworami
- tak. Ale nie wy.
- Nie jesteście naszymi
- wrogami. I my nie jesteśmy
- waszymi.
- Chronimy półboga przed
- zakusami Szatana
- w ramach pokuty, za
- zbrodnie naszych dawnych żyć.
- Nie jesteście w stanie
- nas zabić. Nie jesteście
- w stanie nas powstrzymać
- ani zagrozić. Ale nie chcemy was zabijać.
- Dość żyć odebraliśmy
- niesłusznie w przeszłości.
- Ale też nam nie
- możecie pomóc.
- Odejdźcie w
- pokoju. Nim przybędą
- legiony piekieł
- i nie będziemy w stanie was ochronić.

Mag słuchał tego przemówienia z niedowierzaniem. Zerknął na towarzyszkę. Centaur wzruszyła kształtnymi ramionami.
- Czyny mówią więcej niż słowa - rzekła masując nasadę krwawiącego nosa, nagle parsknęła śmiechem - Nigdy mi nie uwierzą gdy będę o tym opowiadać! Książę Mikael opętany przez demona i karmiciele kruków walczacy o własne dusze i odkupienie - przy słowach "karmiciele kruków" wykonała przepraszający gest - A co tam - zmarszczyła brwi - Czuję, że coś nas za chwilę stąd zabierze. Niestety nie znamy sposobu by zabrać was. Nie wiem nawet gdzie jest "tutaj" - wstała powoli,kopytka stuknęły o ziemię - Powodzenia, oby wam bogowie sprzyjali.
- Oby, oby - dodał mag wstając chwiejnie - Powodzenia. Oj, Alyssa!
Mag jeszcze nie zdążył dokończyć gdy postacie obu sojuszników Rahvina rozkwitły złocistym blaskiem. Moc uniosła ich w powietrze.
Huk.
Nim ten dźwięk zdążył się rozejść wspomniana dwójka zniknęła w niebycie.

 
Arvelus jest offline  
Stary 25-04-2019, 08:56   #20
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Cisza i spokój.
Powłoka Rahvina wyparowała, podobnie jak resztki Wichru. Po centaurze i jej towarzyszu też nie pozostał ślad. Innymi słowy spokój i cisza. Nic tylko lec na brzuchu i kontemplować otoczenie.
Gdybyście tylko wiedzieli gdzie jesteście. Brak wiedzy o swym położeniu dość poważnie komplikował leniwą kontemplację.
Kinbarak/Kyle z żalem wspomniał mięsiste części ciała anioła. Nigdy jeszcze nie pożarł skrzydlatego. To mogło być ciekawe.
Czas płynął.
Bliźniacy z pewnym zaciekawieniem obserwowali otwierającą się co jakiś czas powlokę brzuszną Marduka. Z rany wypływały różowe larwy, drgające namiastką życia. Nie żyły długo. Zeno'Tzul miażdżył je uściskiem macek wysysając energię życiową. I tak co jakiś czas.
Spokój i cisza.
Nagle ziemia drgnęła.
Wrażliwe uszy bliźniaków zatrzepotały łowiąc skomplikowany dźwięk. Szósty zmysł Marduka...
Strażnicy przyzwyczaili się już do niespodziewanych odwiedzin wrogów miejscowego mesjasza. Nie wspominając, że obaj rzadko się czemu dłużej dziwili. Tak to jest jak się żyje długo...
Na kilkanaście kroków przed wami i kilka za wami zapłonęły na podłodze ogniste linie. Linie zadrgały, zapulsowały, ustabilizowały się. A chwilę później wyrwały się z nich eteryczne, lśniące kwadraty energetyczne. Bramy. Wrota. Ukazujące fragmenty pozabramnych rzeczywistości.
Z tego przed wami, z bramy naznaczonej futurystycznym krajobrazem metalowych konstrukcji, z niebem w liszajach jasnozielonych chmur, wyrwał się kolos, ze szkieletem okrytym mieszanką pancernych płyt i organicznego ciała, w licznych zmieszanych barwach. Głowa pozbawiona ust, o pustych ślepiach, smukłe ciało o zarysowanych mięśniach...


Obserwację przerwał wam drugi portal. Który to wypluł z siebie trzy, cztery, pięć srebrzystych kształtów. Różnej wielkości i z grubsza antropomorficznych kształtach. Zostawiających za sobą krainę szarpanych wichrem chmur.


Ich atak był cudownie niezsynchronizowany. Podczas gdy szóstka za wami runęła do przodu mierząc w Kinbaraka/Kyl'a, smukły kolos wydał z siebie najpierw makabryczny wrzask odzywający się gdzieś w trzewiach impulsem szczerego strachu. I zaatakował Marduka.
Wrogie zamiary? Lepiej w to uwierzcie.
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 25-04-2019 o 09:11.
Jaśmin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172