Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-03-2019, 19:28   #31
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ox7S0Nttbh0[/MEDIA]

Zwinna kobieca sylwetka Lyssy wraz z dwoma biegnącymi za nią "skrzatami" wpadła z rozpędem do środka, mijając krótki korytarz. Ich oczom ukazała się podłoga wyłożona matami o pajęczych zdobieniach, eleganckie i dumne symbole Lolth nadawały miejscu sakralny charakter. Na samym środku pomieszczenia stała, umieszczona na bogato zdobionym, przypominającym kielich, drewnianym cokole, olbrzyma rzeźba pająka. Misternie wykonana, tak dobrze że przez moment Lyssa patrzyła na nią z niepokojem, bo ciężko było odróżnić ją od prawdziwego okazu. Ślepia stawonoga zrobione były z onyxów, a ich wzrok w swej czarnej toni był nieprzenikniony. Ściany komnaty okrywały zasłony przypominające pajęczynę. Odgłosy walki lekko przycichły, a pokój był pusty.

Wydawało się że są względnie bezpieczni, tymczasem serce biło jej w piersi jeszcze szybciej niż ostatnio. Sytuacja zmieniła się i skomplikowała, a od podjętych decyzji zależało wszystko. Tym razem jednak łotrzyca nie miała zamiaru zwinąć się w kłębek i płakać, rzucając czujnym, skupionym wzrokiem pomiędzy swoich nowych kompanów. Chociaż pewnie nie oddałaby za nich życia, czuła że są jej potrzebni i chociaż przewrotny los odebrał Saritha, miała ze sobą trzy istoty które traktowały podmrok jako dom. Ktoś musiał przeprowadzić ją przez ten podziemny świat i ostrzegać przed tym co niebezpieczne, a co nie.

Przez moment naszło ją na rozważania o moralności jej decyzji, poczuła się nie w porządku wobec Daerdana, ale nie było na to czasu. Ona wciąż tu stała, gdy reszta spadła w przepaść i samo to świadczyło że odłączenie się było dobrym pomysłem. To mówiła logika, zaś w duszy coś delikatnie kuło, wwiercało się i drażniąc. Tabaxi nie uważała się za na wskroś podłą, ale jej moralność była bardzo płynna i jak przystało na łotrzyka, przekupna. Niczym cwany lis musiała dbać o własny interes, ale czy potrafiłaby zrzec się go by pomóc komuś innemu?

Zapewne część z innych niewolników nawet przeżyła upadek, wpadając w pajęczynę, ale kocica zamartwiła się bardziej samą pajęczą siecią niż ich zdrowiem. Wcześniej planowała użyć jej do własnej ucieczki, ale jej stan po zawaleniu się sterty kamieni był jedną wielką niewiadomą. To stawiało cały plan pod znakiem zapytania.

Nie była pewna czy to jej chciwość, kobieca intuicja czy szósty zmysł, ale coś mówiło jej że nim opuszczą Velkynvelve, powinna w swej bezczelności wpierw rozejrzeć się tutaj. Że być może odnajdzie tu coś, będącego kluczem do przetrwania. Oczywiście ciężko było oprzeć się też najzwyklejszemu złodziejskiemu podrygowi, a już same pajęcze oczy, w posągu, kusiły byle je wydłubać. Mimo wszystko Lyssa czuła respekt przed bogami i bała się znieważyć Lolth w jej własnej świątyni, w samym sercu podmroku. Kilka błyskotek nie było warte gniewu bogini i być może podpadnięcie drowom bardziej, niż tylko kolejna próbująca uciec z niewoli osoba. Jeśli znieważy Ilvarę okradając jej skarbiec, w pogoń za jej ogonem uda się jedna kapłanka, natomiast nie była pewna czy za zdewastowanie świątyni nie byłaby tropiona przez inne drowy. Tropiona wiecznie tylko po to, by zostać przykładnie ukarana.


Niespodziewane pojawienie się Buppido i jego dość optymistyczne słowa sprawiły że kotka uniosła ogon, spoglądając dość nieufnie. Lyssa nie ufała żadnym użytkownikom magii. Nie była jednak na pozycji by wybrzydzać i należało wciągnąć Derro w swoją grę.

- Nawet ten chaos jest częścią planu i choć jego punkty się zmieniają, wszystko idzie tak jak powinno. Pomóż mi realizować plan, Buppido. - Tabaxi wysiliła się by brzmieć jak najbardziej przekonująco, że wie co robi, mimo że chodziła po omacku. Musiała wyglądać na silną, bo tylko wtedy będą za nią podążać. Odpowiedź jej nie zawiodła, miło łechtając futrzaste uszy.

- Oczywiście. Wszystko jest częścią planu i jako pokorny sługa losu, nie mogę zrobić niczego innego - grzecznie odparł derro, patrząc na Lyssę swoimi czerwonymi oczami.

Nie była w stanie ukryć delikatnie ukazanego lisiego uśmieszku, spoglądając szybko po trzech twarzach jej nowej gwardii. Sfirvnebli wciąż patrzyły z nadzieją, wystraszone. Część jej duszy gardziła nimi za słabość, a część chciała się zaopiekować i przygarnąć. Derro zaś był zagadką, nieodgadnioną i podobało jej się to, choć było też i ryzykiem że ich drużyna składać się będzie wyłącznie z bandy nieobliczalnych szaleńców.

- Słuchajcie wszyscy. Nie mamy wiele czasu, więc musimy się uwijać. To znaczy.. - tu tabaxi westchnęła zdając sobie sprawę z różnic kulturowych i tego że nie każdy musiał rozumieć znaczenie jej słów tak jak ona. - Ten potencjalny spokój tutaj, to ułuda. Nie chcemy dać się otoczyć w stalaktycie gdy bitwa dobiegnie końca, tak więc wszystko robimy dwa razy szybciej niż mamy ochotę. Musimy stąd wiać, ale wcześniej przeszukamy cały ten stalaktyt i zabierzemy wszystko co może pomóc nam, a przeszkodzić Ilvarze w pogoni. Od tego co stąd zabierzemy, zależy nasze przetrwanie. Jeśli znajdziecie coś do jedzenia, radzę zapchać tym policzki, bo być może to ostatni posiłek przez kilka dni. Pełno tu świecidełek, ale bierzemy tylko to co potrzebne, by nas nie spowalniało. Rozglądajcie się, mówcie do mnie, ale nie dotykajcie niczego nazbyt cennego. Niektóre rzeczy mogą być chronione jakąś magią, lub zabezpieczone pułapką, a tak się składa że potrafię sobie z takimi radzić. - urwała robiąc pauzę.

- Na co jeszcze czekacie? Szabry czas zacząć! - Syknęła zachęcająco pospieszając i tupnęła by nadać temu dynamiki. Sama już śpiesznie rozglądała się po tym co można by stąd ukraść, na drugim planie analizując dokładnie układ pomieszczenia i ewentualne okna przez które można by wyskoczyć. W międzyczasie zaś odezwała się do derro.

- Nie wiedziałam że jesteś użytkownikiem magii Buppido. - zaczęła miękko. - W jaki sposób Twoja moc mogłaby nas wspomóc?

- Raczej w niewielkim stopniu. Mam wrodzone umiejętności mojego ludu. Jestem wojownikiem - powiedział spokojnie Buppido - potrafię walczyć i moja magia jest ukierunkowana właśnie pod moje umiejętności - wyjaśnił krótko.

- Zawiodę Cię więc, ale plan zakłada jak najmniej walki.. szybko, musimy przeszukać to miejsce i iść dalej. Być może Ilvara zostawiła jakiś ze swoich magicznych artefaktów.


Lyssa zerkając za ołtarz spostrzegła całą stertę obszytych pajęczym jedwabiem poduszek i kobierców. Obok stały też dwa srebrne lichtarze elfiej roboty. Najpewniej było to miejsce, w którym wymościła sobie legowisko jedna z pajęczych kapłanek. Nie spodziewając się znaleźć tam niczego specjalnego, postanowiła przeszukać to miejsce bardziej dla świętego spokoju, rozrzucając poduszki w pośpiechu. Odgarnęła je pazurami, drapiąc przyjemnie miękki materiał. Jednak sterta poduszek wcale nie malała, a wręcz miało się wrażenie, że pęczniała i rosła. Kosmyki futra zaczęły przebijać się pomiędzy spadającymi na jedwabne maty poduszkami i kocami, ukazując ośmionogie, duże stworzenie. Ogromne, czarne oczy łypały na kocicę, a potężne szczękoczułki kłapnęły ostrzegawczo, bryzgając toksyczną śliną na posadzkę świątyni.


Wielki pająk zamerdał odnóżami, unosząc spasiony tułów z niewielkiej, ukrytej pod jedwabnym stosem niszy. Strażnik świątyni wyczuł ruch, i reagował tak, jak wyszkoliły go jego elfie władczynie. Zaatakował z szybkością błyskawicy i jedynie nadludzki refleks Lyssy ocalił ją przed kłapnięciem szczękoczułek, zdolnych przegryźć jej gibkie ciało na pół.

Sfirvnebli stanęły jak wryte, a Buppido zdołał wyciągnął jedynie swoje improwizowane szpony.

Lyssa zupełnie się tego nie spodziewała, a ręka odgarnęła jeszcze kilka poduszek nim dotarło do niej że odkrywa pokaźnych rozmiarów pająka! W jednej chwili jej ogon napuszył się przypominając jeża, a uszy położyły po głowie gdy uskoczyła, z przerażeniem w oczach obserwując paskudną paszczę. Wysoki, wystraszony, kobiecy pisk odbił się echem po komnacie i pewnie słychać go by było dalej, gdyby nie to że dookoła już trwał wojenny harmider. Lyssa nie znosiła pająków, czy to małych, czy też dużych. Były paskudne i prymitywne, a z pewnością z oczu im dobrze nie patrzyło.

Wszystko działo się zaledwie moment. Wystraszona tabaxi w mgnieniu oka dobyła krótkiego miecza i dziabnęła pająka głęboko, prosto w ten chitynowy pysk by rozbić impet jego natarcia. Nie miała zamiaru jednak się z nim tutaj sparingować i wykorzystując moment chwilowego zamroczenia potwora, odruchowo wyskoczyła w powietrze. Zjeżony koci ogon jeszcze posmyrał stawonoga po oczach, gdy okręcająca się sylwetka łotrzycy w zwinnym, płynnym ruchu wylądowała na podłodze, poza jego zasięgiem. Niczym zwykły tchórz umknęła za pajęczy pomnik, chowając się przed bestią po jego przeciwnej stronie. Jej ostre pazurki chwyciły się cokołu, gdy wciąż dysząc obserwowała sytuację.

Tymczasem najbliżej pająka pozostały teraz gnomy wraz z Bulppido, a rozwścieczony stwór nie będąc wybrednym, bezmyślnie rzucił się na najbliższy cel. Jego paszcza dosięgła Krzaczóra kąsając małego gnoma, który... ani trochę nie spanikował, jakby ugryzienie nie zrobiło na nim wrażenia. Zamiast tego zaskakując Lyssę, rozeźlony rzucił się na pajęczego strażnika z zębami! Inni wciąż jeszcze zaskoczeni tą niespodziewaną sytuacją, zaczynali przytomnieć. Lyssa zaś, schowana za posągiem nie czekała, dobywając wiszącej u biodra kuszy ręcznej, wychylając się i strzelając w obfity, nadęty odwłok pająka. Bełt przebił się, a z powstałej dziury zaczęła sączyć się jakaś paskudna maź. Tymczasem Krzaczór który próbował pogryźć strażnika stalaktytu kąsał chitynową nogę zajadle, ale bezskutecznie. Kępa zebrał się w sobie i dobył kamiennego sztyletu, zachodząc ohydę z przeciwnego boku, i wycinając w jego grubym korpusie pokaźną wyrwę. Z pociągłej rany zaczęły wylewać się jakieś niezidentyfikowane pajęcze wnętrzności, a cały stwór wygiął spazmatycznie odnóża. Ciało pokonanego monstrum opadło na podłogę, a pajęcze nóżki drgały jeszcze pośmiertnie wygrywając w niemej dramatycznej melodii.

Buppido który zagapił się i nie zdążył już na walkę, zaczął pazurami wyrywać szczękoczułki pająka, unosząc w końcu umorusaną posoką rękę ze swoim trofeum.

- Dobry plan. Mówiłaś coś o rabowaniu? - Rzucił wartko derro.

- Pewnie, nie wyjdziemy stąd z pustymi rękoma. - Rzuciła z lekkim uśmieszkiem przyglądając się mężczyźnie który zaczynał ukazywać nieco swojego charakteru. - Krzaczór to twardziel, nawet go ten pająk nie wzruszył. Panowie, ostrożnie, ale do dzieła!

Przez moment uśmiechnęła się do Krzaczóra. Nie doceniła ich obu. Miała też szczerą nadzieję że ukąszenie pająka rzeczywiście było tylko draśnięciem. Wszyscy wiedzieli że na medyka nie można było tutaj liczyć.

Tymczasem powrócił stary dylemat, a Lyssa uznała że już dość naraziła życie przez tego włochatego strażnika, a w dodatku miejsce i tak zostało zdewastowane. Wymówka wystarczyła by przekonać kocicę do wydłubania Onyxowych oczu z posągu pająka i wciśnięciu ich we własną kieszeń. Małe, a cenne - takie skarby lubiła najbardziej.

- Idziemy na dół moi drodzy. - Zarządziła i sama udała się na schody, ale wciąż pamiętając ostatnią niespodziankę dodała. - Buppido, bądź zaraz za mną.

*


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=PHR1OeE-q9w[/MEDIA]

Niewielkie, spiralne schody wkrótce otworzyły się na drobny korytarz, zakończony grubymi drzwiami z grzybodrewna, otwartymi jednak na oścież i ukazujący kolejne pomieszczenie. Bardzo znajome dla tabaxi, ale kompletnie obce dla towarzyszących jej derro i sfirvnebli. Ci rozglądali się ciekawie, rozdziawiając usta ze zdziwienia.

-To pokój tej czarownicy… - spostrzegł Buppido, klekocząc swoimi szponami. Szczękały również zęby Kępy, który ze strachu cały dygotał.

Tymczasem Lyssa wchodząc do komnat Ilvary celowo stawiała kroki niczym zdobywczyni. Dłońmi, po ramionach pogłaskała stające po jej bokach gnomy i uśmiechnęła się pod nosem. Była z nich zadowolona, ale też chciała dodać im otuchy. Wierzyła że w życiu ważne było podejmowanie ryzyka, potrzeba tylko dość szaleństwa by wyciągnąć rękę. Czuła oczywiście lęk, ale bardzo się starała by nie pokazać tego innym.

Kocica omiotła wzrokiem pomieszczenie, zastanawiając się cóż też się zmieniło od jej ostatniej tu wizyty. Pokój wyglądał tak samo elegancko, oświetlony przez przyczepiony do sufitu kamień na który nałożono jakieś zaklęcie. Jej ojciec też się w takie rzeczy bawił, więc widziała że drobna runa która była nakreślona na owym kamieniu, sprawiała że zaklęcie trwało wiecznie. Takie zaklęcia często reagowały na polecenia głosowe, ku wygodzie czarownika. Kamień był przytwierdzony mocno do posrebrzanych obejm, wbitych w sufit wydrążonego w stalaktycie pokoju. Wewnątrz były dwa okna, z czego przez jedno widać było trwającą walkę, błyski błyskawic, huk zaklęć i słychać było świst bełtów. Potworne, osowate stworzenia wciąż ryczały, ale na szczęście żaden nie interesował się ich drobną grupką.
Ze srebrnej obejmy zwisały bogato zdobione draperie pokryte wzorami przedstawiającymi sieć, pająki i symbole Lolth. Okrywały cały sufit, sprawiając wrażenie że pokój nie był dziurą wydrążoną w kamieniu, a przytulnym i eleganckim miejscem. Przez podłogę ciągnęły się takie same jak wyżej, zdobione maty. Były krzesła i stolik na którym leżały jakieś bibeloty. W niewielkiej niszy obok łóżka na którym Ilvara ostatnio znęcała się nad Shoorem znajdowała się skrzynia. Ta sama w której wcześniej tabaxi zauważyła swoje wytrychy! Wykonana z grzybodrewna, okuta czarnym żelazem wyglądała solidnie, ale też kusząco. Łóżko na podwyższonej platformie było pokryte poduszkami, kocami i opływało w przepychu. Gdyby nie to że naglił ich czas Tabaxi chętnie wskoczyłaby na nie dla czystej miękkiej przyjemności.
Nieopodal wbite w sufit łańcuchy przypominały jednak że byli w pokoju sadystki. Na podłodze widać było zakrzepłe, stare plamy krwii, które powinny śmierdzieć, jednak nie dało się wyczuć nic takiego.

Miejsce które dobrze zapadło jej w pamięć, po ostatniej wizycie przypomniało Lyssie uśmieszek “wiedźmy”. Teraz jednak to ona się uśmiechała robiąc jej w mieszkaniu bałagan i pokazując pazur.

- Musimy otworzyć tą skrzynię.. macie pomysł jak to zrobić? Gdzieś tu były moje wytrychy.. ale nie mogę ich dostrzec. - Wskazała palcem na skrzynię w niszy, przy łóżku, a sama podbiegła do okna przy którym akurat nie latały bełty.

Wychyliła się przez nie mocno, tak że w zasadzie leżała w nim brzuchem. Połowa jej sylwetki została w pomieszczeniu, a połowa kocicy była już za stalaktytem. Rozejrzała się pospiesznie, głównie interesując się czy jest dalej możliwość skoku na pajęczynę. Nie widziała jednak siwej osnowy, na której osadzały się wcześniej krople wody. Całe to, misternie utkane przez pajęcze sługi drowów zabezpieczenie Velkynvelve zostało zniszczone jednym zaklęciem i nieszczęśliwym wypadkiem. Przez twarz dziewczyny przeszedł grymas rozczarowania.

-Najpewniej zamknięta. Można by otworzyć, gdyby ktoś miał jakieś wytrychy. - zasugerował Buppido. Krzaczór wyciągnął zmontowane jeszcze w celi powyginane sztućce, od biedy mogące ujść za takowe. Wzruszył kosmatymi ramionami i pokazał Lyssie swoje narzędzia, podając je tabaxi i wskazując pytająco na skrzynię.

Jej pionowe źrenice zatrzymały się na powyginanym widelcu jaki miał dziś przyjąć dumne imię wytrychu. Kocica uniosła brew i podrapała się za uchem w lekkim skrępowaniu.

( To ma być wytrych..? Cholera, chyba.. chyba nie mam wyboru?)

Okręciła sztuciec w ręce i przyklękła przy skrzyni.

( No dalej.. musisz pokazać że jesteś pieprzoną mistrzynią złodziejstwa.. )

Z determinacją w oczach wetknęła wygięte metalowe pręty w zamek próbując dobrać się do mechanizmu, ale to mechanizm dobrał się do niej.

- Au! - pisnęła cicho i cofnęła rękę czując ukłucie. Z jej delikatnej dłoni sterczała mała stalowa igła. Pułapka. Nie było już czasu na zastanawianie się jaka była na niej trucizna, bo wątpliwe było, by samo tak małe ukłucie miało kogoś odstraszyć. Zaciskając zęby ze złości że nie dostrzegła zagrożenia, wyjęła igłę z ciała. Ta musiała być zatruta, bo Lyssa poczuła się jakoś nieswojo i słabo. Nie powiedziała nic nikomu i szczerząc groźnie swoje długie ponad normę kiełki, trafiła na zapadkę zaraz otwierając skrzynię skarbów Ilvary. Widelcem.

Otworzyła wieko, a wewnątrz nie krył się już żaden pająk tylko pokaźny, zgrabiony przez mroczną dobytek. Przez moment zaparło jej dech w piersi.

- Ha! - Rzuciła dumna z siebie i oddała "wytrychy" sfirvnebli. Czego w tej skrzyni nie było! Pełna skradzionych zniewolonym skarbów teraz w łapkach nowej złodziejki!

Tabaxi dorwała pierwszą lepszą dużą poduszkę Ilvary i wyrzuciła jej zawartość, robiąc sobie z tego jedwabnego sukna elegancki, zdobiony w symbole Lolth worek. Sięgnęła dłońmi w skrzynię wybierając z środka jakieś kobiece ubrania. Dziewczyna pospiesznie przyłożyła je do sylwetki i wydawało się że pasują na drobną osobę, w sam raz jak na nią. Jedną parę wrzuciła od razu do swojej worko-poduszki. Kolejną znalezioną rzeczą była srebrna biżuteria, która jak można było się domyślić nie czekała długo na jej decyzję. Łańcuszek i kolczyki zdobione onyksami trafiły do zaraz do jej poduszki skarbów. Przebierając dalej wyciągnęła sakiewkę, w której brzęczały monety. Otwierając ją zobaczyła złote drowie i srebrne krasnoludzkie. W zasadzie nie wiedziała jak jest z walutą w podmroku, ale pewne było że warto ją mieć. Oczywiście zamocowała ją od razu do swojego pasa. Drugą ręką już sięgnęła po kolejną. Niestety ta zamiast monet zawierała jakieś czarodziejskie bzdety, robiąc wyjątek Lyssa postanowiła ją wziąć. Torba z jakimiś fiolkami wypełnionymi jakby.. krwią? Tu przez moment się zastanawiała, ale w końcu przewiesiła sobie ją przez ramię. Grzebiąc w skrzyni głębiej tabaxi zdziwiła się. Wydawało się że Ilvara trzymała tu także swoje osobiste rzeczy, wymieszane z tymi skradzionymi. Nie było to najmądrzej przechowywane, bo by dostać się do niektórych trzeba było przedzierać się przez te wszystkie inne. W ogóle całość wyglądała jakby Ilvara nawet nie sprawdziła co też skradła, a jedynie wrzuciła wszystko pospiesznie razem. Dłoń lyssy odgarnęła jakiś zbędny ciuch i wzdrygnęła się.

Małe lusterko, najpewniej Ilvary, było tak eleganckie że stało się zaraz własnością Lyssy, trafiając do skórzanej torby. Zaraz potem znalazły się flakony z perfumami, kosmetyki, pilniki do paznokci, mydełko, szczotka do włosów i biżuteria. Wszystko pieczołowicie zdobione, wysokiej jakości. Bransolety i kolczyki z rubinami, srebrny naszyjnik przypominający pajęczą sieć z pająkiem o rubinowym odwłoku. Pierścionki srebrne i... oh.. Lyssa nie czekała na więcej zachęty. Po prostu porwała wszystkie te skarby upychając gdzie się da, a oczy świeciły się jej w próżnej satysfakcji. Czuła się jak na szaleństwie zakupów u egzotycznej karawany. Dopiero po chwili nadeszła refleksja, że przecież nigdy nie była na zakupach, a jedynie czytała o tym w książkach.

Na tym nie kończyły się skarby, bo zaraz znalazła też swoje własne rzeczy. Nie było ich zbyt wiele, ale udało się zebrać rapier, flet poprzeczny, narzędzia złodziejskie, kolejną sakiewkę ze złotem i sztylet. Przekopując się przez kolejne zbroje, miecze i całą tą zbrojownie udało jej się jeszcze znaleźć kolejne trzydzieści sztuk złota, które dorzuciła do swojej sakiewki.

Gdy tabaxi wyciągnęła dziwnie drobną rzecz, nagle podszedł Krzaczór i Kępa wyraźnie zainteresowani. Najwyraźniej kusza którą znalazła, należała do nich. Lyssa się już obłowiła, pozwalając by chłopcy zabrali co uważają za potrzebne. Krzaczór wyjął dwa niewielkie oskardy, a Kępa bandolierę z nożami do rzucania i pendent z krótkim mieczem. Po czym obaj odziali się w niewielkie, gnomie skórzane zbroje. Buppido znalazł kolczugę, okrągłą tarczę i topór bojowy. Za pas zaczepił dwa toporki do rzucania. Znalazły się też plecaki, pochodnie, a Buppido nie wiadomo skąd, wynalazł nawet linę z kotwiczką i haki wspinaczkowe.

Chciwe spojrzenie złodziejki omotało pomieszczenie, wiecznym głodem. Obok skrzyni stał niewielki ołtarzyk poświęcony Lolth, z pewnością był coś wart, jednak Lyssa i tak już miała ze sobą całkiem sporo drobiazgów. Ich przewagą były małe rozmiary i niewielka waga, czego o ołtarzu nie można było powiedzieć. Obok dostrzegła posrebrzane lusterko w oprawie z kości choć nie wiadomo było czyich. Zignorowała ten dobytek, jako że już jedno lusterko miała i podeszła do stolika, patrząc co tam na wierzchu zostawiła Ilvara.

Srebrna czaszka rozmiaru pierścionka, dziwna nieznana jej moneta, szklane oko, jakaś czapka, chyba do snu, pamiętnik z wyrwanymi stronami i alabastrowa maska. Wszystko to zgarnęła z blatu wrzucając do plecaka. Po chwili namysłu przypięła też do niego dwie poduszki i zabrała jakiś z drogich koców które miała Ilvara. Myśl była taka, że przynajmniej nie będzie musiała spać na kamieniu. Gdzieś tam w skrzyni były nawet racje podróżne, które kocica teraz chrupała czekając aż jej świta skończy grabić. Spojrzała przez okno, na wciąż trwającą bitwę.

Znalazła tak wiele, ale nie było to nic przełomowego. Liczyła na jakiś magiczny artefakt, ale musiała zadowolić się błyskotkami.

A mówiąc o błyskotkach...

Ta w suficie kusiła ją bardzo, tym mocniej że w sumie, światło przydałoby się im w podmroku. Złapała miecz w zęby i wyciągnęła pazurki, wskakując na draperię. Niszcząc ją szponami wspinała się by po jej materiale, przez sufit dostać do owego kamienia, a ostatecznie go tym mieczem wydłubać. Nie okazało się to trudne, ale kamień oderwany za pomocą miecza momentalnie zgasł, przypominając w tej chwili okazały kawałek kwarcu. Nadzieją na ponowne rozpalenie kamienia byłoby poznanie słowa klucz, co mogło zająć nieco czasu. Lyssa była cierpliwa, a kolejna zdobycz która trafiła do jej plecaka.

- Zebraliście co potrzebne? Dobrze, bo teraz czas sprawdzić ostatni pokój. - Bardziej stwierdziła niż zapytała, zdając sobie sprawę że muszą pilnować się z czasem kradzieży.

Zeszli wszyscy razem na ostatni poziom stalaktytu który okazał się lokum Shoora. Kontrast tam panujący jasno pokazywał jego miejsce i rzucał się w oczy już na samym wejściu. Proste, żołnierskie łóżko z drzewa grzybowego, wyściełane normalnym siennikiem bez baldachimów. Zaledwie kilka poduszek z pajęczego jedwabiu, stolik, drewniany lichtarz i kilka świec. Istna dziura.

(Jeśli tak mieszka Shoor, to jak wygląda pokój zwykłego drowiego żołnierza?) - pomyślała tabaxi.

Na ścianie rozpostarta była skóra jakiegoś zwierzęcia, choć kocica nie była w stanie stwierdzić co to za zwierzę. Znalazła się też drewniana skrzynia, podobna do tej co w pokoju na górze. Cynowy dzban i jakieś tanie kubki.

Mając w pamięci jeszcze niedawne ukłucie i pułapkę, nie spieszyła się do jej otwierania. Zamiast tego spojrzała na Kępę cwanie.

- Kępa, otwórz tą skrzynię. - Poleciła, a sama niby zaczęła przeszukiwać inną część pomieszczenia. Gnom zaczął dłubać przy zamku i chyba dostał taką samą igłą jak ona, bo podskoczył nieco i zaczął coś mamrotać pod nosem. Kocica tylko patrzyła, sama gładząc swoją dłoń a na samą myśl ból wrócił wspomnieniem. Sfirvnebli zaś poradził sobie otwierając skrzynię, ale łamiąc przy okazji swoje prowizoryczne wytrychy. Wtedy przy jego sylwetce pojawiło się smukłe udo kocicy która już zerkała na skarby. Zasada kontrastu się zachowała także w tym przypadku. Dobytek Shoora był bardzo mizerny.

Jakieś męskie ubrania, które nie interesowały Lyssy ani trochę i sakiewka którą dziewczyna zabrała gnomowi sprzed oczu. Widząc że coś tu jednak znajdzie, usiadła obok i wyjęła co lepsze kąski, nie przejmując się czymś co można by nazwać równym podziałem w drużynie. Wzięła czarną aksamitną maskę z motywami pajęczymi, której najpewniej z Ilvarą używali w łóżku. Komplet kości do gry z elfimi symbolami. Niewielką skórzaną torbę z dużą i kosztowną pajęczą broszą z agatem. Zdobioną flaszkę z niebieskim płynem który po powąchaniu pachniał trochę jak syrop z owoców, i najpewniej był drogim winem.

Odziali się, dozbroili, rozkradli stalaktyt ale najważniejsze nie zostało wyjaśnione. Jak w zasadzie mają uciec? Lyssa wstała i przeszła się po pokoju kręcąc ogonem zakłopotana, usiłując wymyślić jakieś rozwiązanie. Nagle olśniło ją i choć plan nie wydawał się może idealny.. lepszego nie mieli.

- Nasza mała zemsta na Ilvarze się dokonała, ale teraz pora się stąd wynosić. Pamiętacie te draperie które zdobią całe wnętrze stalaktytu? Bierzcie nóż i zerwijcie mi wszystko z pomieszczeń wyżej. Znieście do mnie i upleciemy z tego dorodny splot, którym spuścimy się przez okno na dół jaskini. - tabaxi uśmiechnęła się lisio. - Dalej kochani, ta suka może tu wrócić w każdej chwili i lepiej by nie zobaczyła nas tu w tych rozgrabionych zgliszczach. Choć przyznam że chciałabym zobaczyć jej minę...

Wszyscy wzięli się do pracy, nie pozostawiając w głównym stalaktycie nawet cienia porządku. Pomieszczenia wyglądały jakby przeszło przez nie tornado, lub stado szarańczy. Już za chwilę powstał "warkocz" po którym mogli opuścić się w stronę jedynej słusznej drogi w Velkynvelve, drogi ucieczki.
Zawisł bezwiednie ze stalaktytu, niczym z okna wieży księżniczki. Niestety na dole nie czekał żaden rumak.

Lyssa przyglądając się ich dziele, nie wiedząc nawet czemu objęła oba gnomy, przytulając je do nóg niczym zatroskana mama. Jej smukłe dłonie pogłaskały Kępę i Krzaczóra ciepło, a z ust kocicy wydobyły się zaledwie cztery słowa.

- Nie martwcie się.. wytrzyma.

Pionowa źrenica jej czerwonych oczu mieniła się w mroku determinacją, równą chyba tylko drowiemu sadyzmowi...

 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 13-03-2019 o 19:41.
Kata jest offline  
Stary 14-03-2019, 08:19   #32
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację


Leshana poczuła jak grunt nagle usunął się jej pod nogami. Odruchowo zasłoniła twarz chroniąc ją przed kawałkami skał. Czuła jak jej ciało otuliło pędzące powietrze gdy zaczęła lecieć w dół. Nie… nie! Nie może tak zginąć gdy w końcu się wyrwała! Panika narastała przez kilka chwil, które zdawały się być wiecznością. Elfka widziała przed oczami te wszystkie straszne chwile, cały ból, który sprawiły jej drowy… musiała żyć.

Gdy jej ciało objęła sieć, była pewna że to koniec, że za chwilę spotka się z czymś twardszym. Rozpaczliwie chwytała się cienkich nitek… na marne. A jednak… zawisła. Euforia, która po tym nastąpiła nieco łagodziła ból którego doświadczyła w śmierdzącym bajorze. Nieco..

Gdy teraz szła na końcu ich niewielkiej grupki, upewniając się, że nikt za nimi nie podąża, cały czas wypluwała tą breję i starała się doprowadzić twarz do jako takiego stanu.


Okrzyki bestii dochodzące zza jej pleców, przyprawiały ją o mdłości. Jeśli tak będzie cały czas… to i tak będzie dobrze. Już nie jest za kratami. Ma w dłoni miecz.. Zardzewiały, ale zawsze. Leshana schowała ostrze do pochwy i sięgnęła po kuszę. Szła na tyłach pochodu, cały czas zerkając za siebie i upewniając się, że nikt za nimi nie podąża. Wiedziała, że ktokolwiek nadejdzie stamtąd.. Będzie wrogiem.

Z tym podejściem, gdy reszta podejmowała decyzje co do przejścia ona, przysiadła na jednym z głazów z przygotowaną kuszą wpatrując się w mrok.
- To bez różnicy gdzie pójdziemy… - Mruknęła lekko zniecierpliwiona. - Tylko ruszajmy się szybko. - Planowała trzymać się grupy, ale choćby przez pierwszy dzień lekko poganiać ich tempo. Im dalej się oddalą od ich oprawców, tym większa szansa, że przeżyją.

Deklaracja: Leshana trzyma się grupy. Chce narzucić szybkie tempo przez pierwszy dzień. Idzie na tyłach, jeśli zobaczy jakiś ruch, strzela.
 
Aiko jest offline  
Stary 15-03-2019, 23:03   #33
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Daerdan schował do pochew na plecach dwa krótkie miecze i przewiesił przez ramię ręczną kuszę, po czym spojrzał na Leshanę.
- Masz rację - odrzekł. - Wszystko jedno, gdzie pójdziemy. Tu nigdzie nie znajdziemy przyjaciół... jedynie tymczasowych sojuszników. - spojrzał z namysłem na Saritha. - Miasto duergarów, powiadasz? a za nimi kolonia mykonidów? Jak na kogoś, kto ponoć nigdy tamtędy nie szedł, masz zadziwiająco dobre informacje. Dobrze więc... poprowadzisz nas tam. - elf podszedł do krawędzi zejścia i zerknął w dół. - Cefrey, Eldeth, dajcie tu linę i przywiążcie mocno jej koniec tu na górze. Powinienem być w stanie zeskoczyć na dół po kapeluszach grzybów. Gdy będę na dole, umocuję drugi koniec liny i po niej zsuną się pozostali. Któraś z Was - spojrzał na Aelin i Leshanę - będzie musiała odwiązać górny koniec i zeskoczyć na dół tak jak ja. A potem ruszamy do miasta duergarów. I to jak najszybciej, zanim Ilvara zorientuje się, że nas nie ma. Aelin, pomożesz mi zabezpieczać czoło pochodu? Leshana może zostać z tyłu i nasłuchiwać, czy Ilvara i jej podkomendni nie ruszyli w pościg za nami. Zgoda?
Elfki popatrzyły po sobie i jak na komendę skinęły głowami. Daerdan, zadowolony z wyniku dyskusji, ogarnął wzrokiem pozostałych i ujął w rękę luźny koniec liny podanej mu przez krasnoludkę.
- Gotowi? Ruszamy!
 
Loucipher jest offline  
Stary 18-03-2019, 11:53   #34
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację


Obawy uciekinierów okazały się płonne. Zajęci rozgardiaszem bitewnym drowi, i ich zwierzęcy niewolnicy nie byli w stanie w żaden sposób przeszkodzić w przedostaniu się dużej grupy zbiegów tunelem w dół, przez południowe wyjście z jaskiń Velkynvelve. Cefrey spokojnie osłaniając się tarczą, niczym wzór odwagi i bohaterstwa przywiązała pajęczą linę, i niemal nonszalancko mogła dołączyć do swoich towarzyszy, którzy używając liny i kapeluszy grzybów pojedynczo, lub po kilku na raz przedostawało się głębiej, ku wolności. Po kolei lądowali na twardej, choć nierównej i postrzępionej podłodze kolejnej jaskini. Oświetleni przez fosforyzujące grzyby, wydawali się przybyszami w obcej krainie, pełnej dziwów i nieznanego. Zapach wilgoci atakował nozdrza schodzących elfów, a szmer pobliskiego strumyka dawał szansę na napełnienie grzybnych manierek wodą. Szybko ustalili plan działania i marszrutę. Gracklstugh. Nieznane powierzchniowcom miasto duergarów. I choć jak na złość Buppida nie było z nimi, aby opowiedzieć reszcie coś

Nikt nie zwrócił też uwagi na cztery zwinne sylwetki, które ześlizgnęły się w dół, prosto z głównego stalaktytu, ześlizgując się wprost do jeziora po związanych razem, jedwabnych zasłonach. Niczym cienie, ruszyli w ślad za większą grupą zbiegów.
Przez błoto i śmierdzącą śmiercią wodę. Nie niepokojeni przez nikogo.

Lyssa zerknęła ostatni raz w górę, trzymając się krawędzi szybu prowadzącego za schodzącymi już gnomami i duergarem. Kilkanaście stóp przed nią coś wbiło się mocno w grunt, omal nie strząsając jej w dół. Przez chmurę kurzu widziała umierające stworzenie. Skrzydlate, czarne jak cień, dziób kłapał bezsilnie a łapy trzęsły się konwulsyjnie. Z jego cienistego ciała wystawały tuziny bełtów, a kończyny bryzgały czarną, lepką mazią z licznych ran, zadanych pazurami. Kolejny łoskot i wstrząs. Tym razem muchopodobny, który po prostu upadł niczym kamień w okolicę bagnistego brzegu jeziora. Kolejny spadał, kręcąc w powietrzu szerokie spirale. Uderzył o krawędź stalaktytu, będącego strażnicą, odłupując jego najwęższy, najniżej położony koniec i wraz z nim plasnął do błotnistego jeziora, momentalnie niknąc. Smoliście czarna maź oplotła go niczym sieć i wciągnęła pod wodę.

"Mięso..."

Zaszumiało Lyssie w głowie, choć jej towarzysze byli już daleko, by widzieć ten przerażający spektakl a tym bardziej go komentować.
Kolejny wstrząs. Jazgot umierającego stwora i klekot upadających blisko bełtów drowów uświadomił niebezpieczeństwo. Należało ruszać w dół, ku wolności.

- Hah! Idziemy do Gracklstugh! To mój dom! - krzyknął radośnie Buppido przejeżdżając pazurzastą ręką po jakimś tajemniczym symbolu wyciosanym na skale. Po raz pierwszy jego oczy błysnęły jakoś inaczej. Gnomy jedynie popiskiwały, strwożone hałasem na górze, bujając się na pajęczej linie. Buppido wybrał grzyby, po których schodził z zadziwiającą przy jego posturze gracją i zwinnością. Jego własnoręcznie zrobione z różnego żelastwa ostrzy śmigały po ścianach szybu, krzesząc iskry.
Wkrótce zagłębili się w ciemność, w ślad za resztą aby po jakimś czasie całkowicie zniknąć w czeluściach podmroku.


[MEDIA]http://cdn.obsidianportal.com/assets/209504/Drow_of_Praxirek_by_francis001.jpg[/MEDIA]

Czas płynął nieubłaganie, odliczany kolejnymi wstrząsami i stukotem bełtów. Ostatni potwór, skrzecząc z bólu i agonii spadł właśnie na ścianę jaskini. Jego upadek odbijał się echem, kiedy zabrał ze sobą na dno duży, skalny odłamek, niczym całun który miał okryć jego złamane ciało. Kurz i pył bitewny, snujący się na dnie jaskini wyglądał niczym mgła, z której po kolei wynurzały się mroczne, smukłe kształty.
- Jakie straty Shoor? - Ilvara taksowała groźnie pobojowisko. Jej komnata przypominała obraz nędzy i rozpaczy. Draperia i zasłona, którą przykryte było jej łoże zwisała z okna. Quaggoth niuchał niczym pies, szukając zapachu winowajcy. Oczy Ilvary błyszczały czerwienią, a we włosach wciąż tliły się iskierki mocy, którą wyzwalała kilka chwil wcześniej. Obok niej stała Asha, ubrana skromniej, jednak jej czoło zraszał pot po magicznym wysiłku, jaki musiały włożyć obie kapłanki w pokonaniu bestii z podmroku.
- Jeden lekko ranny quaggoth. Wyliże się. - zapewnił Shoor który akurat wszedł do pomieszczenia. Za nim podążał Jorlan, kuśtykając głośno po kamiennych schodach.
- Niewolnicy uciekli. Demon wydostał się z ich komnaty, rozbił kratę i uwolnił ich. Raczej przypadkiem, niż celowo. Ale skorzystali z okazji – Jorlan stanął obok Ashy, wpatrując się w Shoora z nienawiścią – Gdybym to ja rozstawił straże, być może nie doszłoby do tego...incydentu... - mruknął.
- Jak śmiesz! Zapłacisz mi za te insynuacje, ty... - Klinga Shoora zazgrzytała w pochwie
- Dosyć! - Ilvara ucięła dyskusję ostrym, nie znoszącym sprzeciwu głosem.
- Pani? - głos quaggotha brzmiał niemal jak szczeknięcie szczeniaka – To ta samica kotoczłeka. Gnomy. Duergar. Byli tu. Wszędzie jest ich zapach... - warczał wąchając zasłonę, okno, łoże i całą podłogę.
- Tą kudłatą dziwkę chcę mieć żywą. Zerwę z niej skórę i karzę jej patrzeć, jak będę ją nosić! - krzyknęła Ilvara mściwie – Zabierzcie broń i zapasy. Shoor, weźmiesz pająki, tego samca i ruszysz przodem. Wyniuchasz ich dla mnie...Jorlan, zbierz pozostałych. Ruszymy jeszcze dziś - rozkazała kapłanka i z satysfakcją obserwowała, jak mężczyźni ruszyli by wykonać rozkazy.
Pierwsza grupa drowów, mknąc szybko na zwinnych, ośmionogich stworzeniach zniknęła w szybie. Nie potrzebowali lin ani akrobatycznych wygibasów powierzchniowców. Chwytne odnóża pająków doskonale radziły sobie z niemal pionowymi ścianami szybu i zejście całej zwiadowczej grupy zajęło im niecałe kilka minut. Quaggoth prowadzący pościg warknął i zawył przeciągle, wyczuwając zapach
- To ona! Czuję ją! - wył ciągnąc pająka Jorlana, do którego przymocowany był czarnym łańcuchem. Piana ciekła mu z pyska a język latał dokoła żołtych, wielkich jak sztylety zębisk. Kotoczłowiek był na łasce jego pani, ale pozostałe istoty mogły trafić do wiernego ogara, a raczej do jego trzewi. Quaggoth jadł już krasnale, ale prawdziwym przysmakiem było młode sfirvnebli...

[MEDIA]https://orderofsyncletica.files.wordpress.com/2013/12/underdark1.jpg[/MEDIA]

Sarith i Daerdan prowadzili uciekinierów w głąb ziemi. Przez wilgotne korytarze, pełne grzybów i porostów, przez obszerne chodniki i rozległe jaskinie. Podmrok nie przypominał zwykłych jaskiń, do których mogli zapuszczać się inni powierzchniowcy. Groty, kamienne łuki, chodniki stworzone przez powyginane skały, stalaktyty i stalagmity, podziemne jeziorka...wszystko to sprawiało wrażenie, że ktoś przeniósł ich do jakiegoś innego wymiaru, krainy ciemnej, acz pięknej w swojej surowości. Groźnej, ale również zachwycającej i intrygującej. Elfy mogły jedynie podziwiać surowe piękno i chaos natury, która wyczyniała przedziwne, niespotykane nigdzie indziej rzeczy z otoczeniem i okoliczną florą i fauną. Ogniste żuki, przemykające się gdzieniegdzie pod szerokimi kapeluszami rosnących dziko grzybów stanowiły chwilowo jedyne widoczne zwierzęta, które spłoszone szybkim marszem dużej grupy czmychały czym prędzej z drogi, ukazując tylko świecące w oddali odwłoki. Tu i ówdzie skrzek grzyba wrzaskuna oznajmiał Daerdanowi miejsca, od których należałoby się trzymać z daleka. Shuushar człapał powoli, jakby z wysiłkiem. Jego wodno-lądowe ciało nie było przyzwyczajone do takiego sprintu. Jimjar również nie wyglądał najlepiej. Szuler i oszust, najpewniej nieczęsto oglądał podmrok i raczej nie był z tych, co lubią brudzić ręce ciężką robotą. Sapał więc równie głośno, co wielki kuo-toa. Sarith wydawał się być z żelaza. Jego oczy czujnie śledziły każdy cień i każdy szelest, a głowa nie raz i nie dwa obracała się do góry, wypatrując niebezpieczeństw.
Ront był niespokojny i rozdrażniony. W dodatku zaczynał robić się głodny. Tak jak biegnący nieopodal Derendil, który z prawdziwą, stoicką wręcz powagą znosił niewygody szybkiego marszu i morderczego tempa, narzuconego przez paladynkę i Aelin.
Zapasy wody wyczerpały się szybko. Można nawet powiedzieć, że manierki z grzybodrewna stały się suche już na pierwszym popasie, który wypadł w niewielkiej jaskini, mającej dogodne wejścia, znajdujące się pod obserwacją. Ognisko ze znajdujących się szczap zurkh pozwoliło nieco ogrzać zawilgocone członki, ale nie zdołały przegonić suchości w ustach.
Kolejne godziny marszu nie przynosiły poprawy. Brak cieków wodnych skazał uciekinierów na lizanie ścian ale ich ciała protestowały, domagając się wody.

Woda pojawiła się wcale prędko. Niewielkie bajorko, o ciemnej wodzie skapującej z wystającego z sufity stalaktytu. Woda kapała leniwie, tworząc na powierzchni jeziora przepiękne kręgi. Ront rzucił się do jeziora spragniony i przez chwilę chłeptał wodę niczym pies.
- No masz...teraz trzeba będzie poczekać, aż się odstanie... - parsknęła Eldeth widząc "kąpiel" Ronta. Ten odwrócił swój zielony pysk i zamarł na moment.

Ściana za uciekinierami rozsypała się, sypiąc odłamkami skał. Chmura kurzu na moment przykryła wszystko, choć czułe uszy elfów złowiły chrobot chityny trącej o kamienie. Eldeth zawyła z bólu, czując zaciskające się na jej przegubach szczypce. Wielkie stworzenie, pokryte pancerzem, niczym ogromny żuk, czy może krab uniosło krasnoludkę wysoko do góry. Szczypce zacisnęły się niczym żelazne cęgi, a wielkie, długie na prawie trzy stopy szczękoczułki opadły ku jej twarzy z koszmarnych chrupnięciem. Krew bryznęła na stojącą obok Eldeth Aelin, pokrywając ją krwią towarzyszki. Dwa wielke, czarne jak tafla jeziora spojrzały zza kłębów dymu.
Umysł płatał figle. Cienie mieszały się z kłębami dymu, a rozbryzgi wody raz to zamierały, raz przyspieszały, niczym w kalejdoskopie, który sprzedawały gnomy na rynku w Waterdeep. Leshana, Daerdan, Aelin, Sarith...wojownicy po prostu stali jak urzeczeni, wpatrując się w strugi krwii ściekające po pancerzu potwora, który wciągnął krzyczącą wciąż z bólu kobietę do tunelu, z którego wychynął.
- Rat....uuuu...nku....! - krzyk przebił się przez tajemniczą niemoc, która owładnęła kończynami uciekinierów. Kurz powoli opadał a z ciemnej czeluści dobiegały jedynie odgłosy szamotaniny, kiedy wojowniczka krasnoludów walczyła o życie.

Pierwszy kamień, który opadł w dół z sufitu gruchnął prosto pod stopami Zaka. Kolejny omal nie uderzył w Saritha, który zwinnie uskoczył w bok
-Zawalisko! - ryknął Jimjar i uskoczył przed kolejnym odłamkiem prosto do szerokigo przejścia na przeciwko nich. Zapraszało i wydawało się ezpieczne. Daerdan widział rozszerzające się pęknięcia na suficie, w pobliżu ogromnego stalaktytu tuż nad wodą, wprost nad głową Ronta.


***


Cztery zwinne postaci mknęły w ślad za pozostałymi przez podmrok. Czasami kocicy wydawało się, że słyszy gdzieś z oddali, za swoimi plecami chitynowe trzaskanie odnóży pająków, ale można to było złożyć na karb strachu lub lekkiej paranoi. W końcu włochate odnóża pająków nie czynią żadnego hałasu. Buppido wątpił, aby zdołali usłyszeć odgłos pogoni. Drowy były sprawnymi łowcami, a ich pająki wydawały się idealne do szukania zbiegów i kluczenia wśród ostrych skał, i stromych chodników i korytarzy, które niczym dziury w serze przenikały się i splatały w istny kamienny labirynt.

- Pędzą jak po śmierć! - krzyknął Buppido prowadząc Lyssę i gnomy po śladach grupy. A przynajmniej tak mu się zdawało przez pewien czas, bo po kilku godzinach wariackiego biegu, dyszący stanęli z obozowiskiem i biwakiem nad całkiem stromą czeluścią, której dna nie było widać. Korytarz, prowadzący wzdłuż niej był jednak wygodny, a niewielki ciek wodny pozwolił napełnić manierki z grzybodrewna. Gnomy wyciągnęły swoje łupy, pochowane w przepastnych workach i sakwach. Jedzenie było zatęchłe, ale nadawało się do spożycia. Buppido nie jadł za wiele. Jego skóra wydawała się wręcz wysuszona. Gnomy zaś bekały i czkały głośno, chichocząc.
- Mhmhmhfff...prrrrr – Krzaczór zagulgotał jak zwykle pod swoją kudłatą czupryną.
- Haha...dobre! A umiesz tak? - Kępa wsadził pięść pod pachę i wydał parę niecenzuralnych odgłosów. Buppido patrzył na nich przez chwilę bez słowa
- Dzieci...w dodatku gnomy. Nie zdają sobie sprawy, co tu na nich czycha. Takie niewinne. Takie beztroskie... - mruczał.
Następne godziny nie były lepsze. Teren często łamał się, przechodząc raz to w głębokie rozpadliny, a raz w strome, wysokie głazy przegradzając niemal przejście. Grzyby i porosty zwieszały się girlandami z wiszących stalaktytów, tworząc całe świecące słupy, rozświetlające jaskinie niczym światło słońca.
Zgubiliśmy ich – mruknął zrezygnowany Buppido – za szybko biegną. Musieliśmy coś przegapić – wyjaśnił.
- No...Krzaczór myślał nad tym już przy śniadaniu. Tylko myślał, że ona chce iść dalej dlatego się nie odzywał...– wyjaśnił uśmiechając się Kępa.

Teren wydawał się być dogodny na kolejne obozowisko. Niewielkie jeziorko, wypełnione wodą dawało szansę na napełnienie manierek, a jedynie trzy wyjścia z jaskini zapewniały pewne pole obserwacji. Wielki, wapienny stalagmit, znajdujący się w centrum jaskini nosił jednak zadziwiający symbol, jakby wyciosany dłutem znak. Być może drogowskaz. Jednak zarówno Buppido, jak i gnomy nie mogły powiedzieć, co też mógłby oznaczać.

[MEDIA]https://banner2.kisspng.com/20180606/ui/kisspng-dungeons-dragons-out-of-the-abyss-demogorgon-dem-5b17c7a3be8721.9400174815282850917804.jpg[/MEDIA]

Ryk jakiejś istoty przerwał im dywagacje. Kiedy całą czwórka wychyliła się zza skalnego załomu, próbując zaspokoić swoją ciekawość, zobaczyła pełzającego ścierwnika. Stał spokojnie na środku jaskini, czułkami próbując dosięgnąć bujających się ze stalaktytu porostów, świecących i hipnotyzujących stworzenie. Nie ono jednak zwróciło największą uwagę czwórki ukrytej za skałami. Stworzenie miało siodło, zrobione z ciemnej skóry i uzdę, zakończoną żelaznym wędzidłem. Obok niego znajdowała się niewielka kupka szczap z drewna zurkh, najpewniej miejsce czyjegoś obozowiska. Niewielki plecak leżał pod skałą, a rozłożony koc sugerował biwak jakiegoś podmrocznego podróżnika
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 18-03-2019 o 12:11.
Asmodian jest offline  
Stary 18-03-2019, 21:34   #35
 
Krieger's Avatar
 
Reputacja: 1 Krieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputację
Zak pochylił się i oparł dłonie o kolana, zbyt zmęczony żeby od razu usiąść. Trzymał fason przez większośc podróży, nie będąc pierwszym lepszym cieciem, ale czas spędzony w niewoli i kończąca się woda powoli dawały mu się we znaki. Białowłosy pochylił głowę i skupił się na pocie, który spływał mu na czubek nosa i kapał z niego powoli, jakby chciał jeszcze bardziej podrażnić wysuszone gardło.

Oprócz odpoczynku i czegoś do picia, najbardziej brakowało mu też jeszcze jednej rzeczy... Czarnoksiężnik z rozrzewnieniem wspomniał swoją prywatną kolekcję, z którą rozstały go mroczne elfy. Były tam rarytasy, rzeczy na specjalne okazje, ale były tam też podstawowe odczynniki i związki magichemiczne, bez których coraz trudniej było mu funkcjonować. Napięty jak postronek, był kłębkiem nerwów, gotowym w każdej chwili wybuchnąć. Przymusowy odwyk miał całą gamę nieprzyjemnych efektów ubocznych, których pierwsze oznaki właśnie przyszło młodzieńcowi doświadczać. Między Asmodeuszem a prawdą, nie był pewien, czy miał teraz realne szanse przeżycia, pomiędzy trawiącym jego ciało głodem, a i tak niezbyt bezpiecznymi korytarzami Podmroku.

Bał się. Naprawdę skurwysyńsko się bał, ale nie mógł nawet na chwilę pokazać tego przed towarzyszącymi mu małpiszonami. Jeśli okaże słabość, te psie syny i sucze córy na pewno zostawią go tutaj, a Ilvara zrobi sobie sakiewkę z jego moszny.

Zak wyprostował się i rozejrzał dookoła, upewniając się, że nikt go nie obserwuje. Następnie zaś sięgnął w rozdarcie jego zmasakrowanej koszuli i poszperał weń chwilę. Z wyciągniętego zza pazuchy kawałka szmaty wysypał w zagłębienie pomiędzy podstawą kciuka a nadgarstkiem mały kopczyk fioletowego proszku z i uśmiechnął się pod nosem.

- Dobrze się bawisz? -

- Kurwa! - Zak aż podskoczył na dobiegający zza jego pleców dźwięk, rozsypując proszek an cztery wiatry i prawie upuszczając szmatę w którą zawinięta była reszta. Czarnoskiężnik obrócił się na pięcie i ujrzał pokraczną sylwetkę Balzacca, chuśtającego się na girlandzie mchobodobnej rośliny zwisającej ze sklepienia jaskini. - Czego chcesz!?

- Tylko sprawdzałem, czy czegoś nie potrzebujesz, szefie. Taki los sługi. - Diablik wyszczerzył się. Jego oczy błyszczały w panującym dookoła półmroku, odbijając blask fosforyzujących grzybów w upiorny sposób.

- Potrzebuję, żebyś się ode mnie natychmiast odczosnkował i pilnował własnego garbatego nosa. - Odszczeknął Zak, patrząc na rozsypaną u jego stóp cenną substancję.

- Aj, aj, kapitanie. - Imp zasalutował swojemu panu żądłem i zaczał powoli zsuwać się z girlandy, jak tancerka w waterdhaviańskim lupanarze. Zak przetarł oczy i rozmasował podstawę nosa pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym, jakby przez chwilę bił się z myślami.

- Czekaj. - Balzacc zatrzymał się i z ciekawością spojrzał na Zaka. Ten wyglądał, jakby właśnie połknął żabę. - Chciałem tylko powiedzieć... dzięki za pomoc. Wtedy, w bagnie. - Brwi diabła powędrowały w górę, zatrzymując się dopiero na jego rogach. - I wybacz, że próbowałem cię ustrzelić. - Czarnoksiężnik i chowaniec stali przez chwilę w ciszy przerywanej tylko łapczywym chłeptaniem Ronta. - To wszystko. - Dodał po chwili Zak, czując się niezręcznie. Imp znowu zaczął się zsuwać w dół, ale nagle znowu się zatrzymał.

- Przepraszam, że upierdoliłem cię w kark, szefie. - Westchnął, wzbijając wzrok w podłogę. - Nasze kontrakty dość jasno zabraniają takich rzeczy. Będę wdzięczny, jeśli nie zareportujesz tego na dół. -

- Zastanowię się. - Zak stłumił uśmiech.

- Celowałem w oko. Nastepnym razem nie spudłuję. - Zapewnił chochlik z błyskiem w oku.

- Nie zesraj się. - Odparł Zak, szczerze się szczerząc. - A teraz spierdalaj, zanim...

Ściana po drugiej stronie jaskini eksplodowała deszczem odłamków i chmurą pyłu. Zak poślizgnął się i upadł na zadek, a Balzacc momentalnie zniknął w obłoczku siwego dymu. Kilka kropel krwi Eldeth opryskało twarz gramolącego się na nogi czarnoksiężnika, a jakby na dalszą zachętę, pękający strop poczęstował grunt tuż obok niego głazem wielkości krasnoluda.

- Wiejemy! - Krzyknął Zak, i dał susa w ślad za Jimjarem.
 

Ostatnio edytowane przez Krieger : 18-03-2019 o 21:36.
Krieger jest offline  
Stary 23-03-2019, 21:11   #36
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
Paladynka widziała w ciemnościach najgorzej ze wszystkich. Przed jej oczyma roztaczała się ciemność, oświetlana przez nikłe promienie fluorescencyjnych grzybów i umykających przed uciekinierami ognistych żuków. Zdecydowała się zdać na swój instynkt, a także wytężała zmysły, nasłuchując i wypatrując znaków zsyłanych przez Pana Północnych Wiatrów, Platynowego Smoka.

Gdy zatrzymali się przy bajorze, Cefrey dała chwilę nogom, by odpoczęły. Tempo, które sobie narzucili było bezlitosne, jednak konieczne. Musieli koniecznie zyskać przewagę, by mieć jakiekolwiek szanse na zgubienie pościgu, zdecydowanie lepiej przystosowanych do swych rodzimych warunków, drowów.
Jednak nie dane im było odetchnąć na długo, gdyż tylko kilka momentów zdążyło upłynąć, nim ściana jaskini zmieniła się w chmurę kurzu i boleśnie żądlących odłamków. Cefrey nie widziała wiele, a przez huk skał przedzierały się jedynie krzyki...

- Eldeth! - krzyknęła paladynka, kaszląc i dławiąc się pyłem. Uniosła nad głowę tarczę, zasłaniając się przed odłamkami i zaczęła biec w stronę krzyków krasnoludki. Zatrzymała się jednak, i mimo iż słyszała rozpaczliwe wołanie o pomoc, wiedziała, że musi zawrócić. Dziewięć dusz czekało za jej plecami. Dziewięć dusz, które mogą zginąć pod głazami, jeśli za nią podążą. Zacisnęła zęby i podążyła biegiem za głosem Jimjara - Zasypie nas wszystkich, musimy się stąd wydostać!
 
MatrixTheGreat jest offline  
Stary 24-03-2019, 11:56   #37
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Aelin wrzasnęła głośno wtórując przepełnionemu przerażeniem i bólem wrzaskowi Eldeth, gdy krew krasnoludzicy trysnęła na twarz elfki. Ognistowłosa elfka stała jak sparaliżowana i wpatrując się w okrutne przedstawienie, które zaserwowało im to monstrum. Z otępienia wyrwał ją dźwięk opadających kamieni. Słysząc słowa Cefrey, rzuciła wzrokiem po raz ostatni w stronę, w którą potwór zaciągnął krasnoludzicę, po czym podążyła biegiem za paladynką.
 

Ostatnio edytowane przez BloodyMarry : 26-03-2019 o 01:48.
BloodyMarry jest offline  
Stary 24-03-2019, 16:31   #38
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Hmb63mRkH7A[/MEDIA]

Po przeciągającej się ucieczce, Lyssa czuła jak jej uda stają się ociężałe i zmęczone. Chociaż strach dodawał skrzydeł, bujna wyobraźnia kocicy dręczyła wizją miękkiego łóżka na którym można zaznać wreszcie odrobiny komfortu i przyjemności. Przypominając sobie własny dom, pełen wygód i luksusów, a nawet komnatę Ilvary, dodawała sobie do nóg kolejne kule, przytroczone niewidzialnym łańcuchem. Odzyskanie wolności było tylko jednym, małym kroczkiem w długiej drodze do luksusu i władzy której pragnęła. Rzeczywistość była póki co dość okrutna. Tabaxi była gdzieś w obcym świecie podmroku, zapewne dalej ścigana przez agresywną kapłankę i jej świtę lizodupów. Na samą myśl, kpiąco wypuściła przez nos powietrze. Gardziła ich słabością i uległością wobec Ilvary. Nie była jednak pewna czy sama nie chciałaby znaleźć się na jej miejscu, ale myśl o tym skrzętnie wypychała, nie dając się na niej skupić. Przez moment oparła czoło na dłoni. Czuła się nieco słabo, i zauważyła w sobie pewną metamorfozę. Bała się jej.

Część jej duszy wciąż współczuła i cierpiała wspominając okrucieństwo drowów, zabitą elfią matkę, oskórowanego krasnoluda. W mroku jaki ujawnił się w ciągu ostatnich dni zaobserwowała w sobie też drugą stronę. Podłą, zimną i chciwą. Lyssa wiedziała że ta strona jej osobowości musiała istnieć od dawna, teraz jedynie mając doskonałą okazję by się ujawnić. Nie była pewna czy powinna z nią walczyć, czy jej ulec. Napędzana złością i nienawiścią, każdą dość silną emocją, mogła ruszyć góry. Czepiąc z tego źródła mogła mieć wszystko, ale jakim kosztem? Gdzie była granica po której przekroczeniu nie ma już odwrotu i stajesz się degeneratką niczym Ilvara? Wciąż była młoda i wciąż się kształtowała. Teraz z dala od ojca którego chciała znów spotkać, z drugiej strony bojąc się że mógłby odebrać jej wolność wyboru której nie miała przez tyle lat.

Całą sylwetką przytuliła się do skały, w zwierzęcym pragnieniu zgarniając swoim długim, kocim językiem wodę sączącą się z kamienia.


Jej skórzane spodnie niegdyś takie ładne i gustowne, teraz były całe poobcierane, brudne i dziurawe w kilku miejscach. Przypomniały bardziej starą, zużytą, choć ekskluzywną szmatę przez którą kontrastując w paru miejscach prześwitywała jej własna, blada skóra. Niewolnictwo nie było sielanką, a odór jaki teraz towarzyszył dziewczynie sprawiał że robiło jej się niedobrze. Lyssa śmierdziała wybuchową mieszanką zapachu krwi, potu, tym wszędobylskim grzybem i odchodami. Najintensywniej czuła jednak smród quaggotha i miała wrażenie jakby przylepił się do jej ubrań i włosów. Bardzo żałowała, że nie uciekli akurat gdy Ilvara przygotowałaby sobie balię na kąpiel. Teraz jednak dumna tabaxi niczym szczur musiała lizać wodę cieknącą z kamienia i niczym ten sam brudny szczur miała zamiar to przetrwać.

Gdy ugasili pragnienie, zrobili krótki postój, a jej pocieszne gnomy zaczęły się wygłupiać. W pierwszej chwili chciała je uspokoić, by nie hałasowały bo przecież wciąż się ukrywają, jednak ostatecznie nie odezwała się. Po tym co wszyscy przeszli, pamiętając jak niedawno oba drżały ze strachu, pozwoliła im na te wygłupy. Być może tak odreagowywały stres? Po całym tym gównie które ich spotkało Lyssa nie miała siły by odbierać im tej resztki wolności którą wszyscy się właśnie cieszyli. Którą być może nawet wszyscy się zachłysnęli?

- Dzieci...w dodatku gnomy. Nie zdają sobie sprawy, co tu na nich czyha. Takie niewinne. Takie beztroskie... - mruczał Buppido.

- Tak wyglądają... ale swój chrzest bojowy już przeszli w walce z pająkiem Ilvary. Będą musieli szybko dorosnąć. - odpowiedziała miękko do derro i wypuściła powietrze z płuc przyglądając się pociesznym Krzaczórowi i Kępie.

***

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ADo_QsY1TUQ[/MEDIA]

Zgubili się. Lyssa nie mogła zrozumieć jak tak duża grupa, której ciał przecież nie było na dnie jaskini mogła uciec ich pogoni? Kolejny jej pomysł zawiódł i ostatecznie byli teraz gdzieś, nie wiadomo do końca gdzie, zdani na łaskę Tymory. Ciągłe udawanie silnej zaczęło być trochę męczące, jako że czasem tabaxi chciała po prostu zwinąć się w kłębek i wmówić sobie że to tylko zły sen. W tym podziemnym świecie, gdzie każdy musi walczyć o przetrwanie ciężko było oczekiwać że trafią do jakiejś uczciwej enklawy.

W pewnej chwili zaczepiła uciekających z nią, zwalniając na moment całą podróż.

- Któreś z was zna język tych ciemnych elfów? Przypuszczam że ten kamień.. - Tu wyjęła kryształ który oświetlał niegdyś pokój Ilvary, a teraz pozostawał martwy. - ..Myślę że Ilvara sprawiała by świecił jakimś prostym poleceniem głosowym.. musimy tylko znaleźć te słowa.

Poszukiwanie właściwego hasła miało stać się rozrywką przez kolejne godziny ich żmudnej ucieczki i gdyby nie ich sytuacja pewnie byłoby nawet zabawne.

***

Los był dla nich o tyle łaskawy że znów trafili na naturalne źródło wody, a kocica tylko miała nadzieję że nie będzie ona skażona i że żaden stwór nie rości sobie do niego praw. Jeziorko kusiło w dwojaki sposób, bo choć grzechem byłoby bezcześcić tak cenną wodę pitną, to kocicy strasznie doskwierał brak higieny. Miała przy sobie wszystko. Czyste ciuchy, mydło Ilvary - które miała tylko nadzieję że nie było zrobione z jakiegoś niewolnika, no i to jeziorko.
Wydęła przez moment usta w zadumie już w zasadzie podejmując decyzję o kąpieli, gdy jej uwagę zwrócił jakiś dziwny symbol na stalagmicie. Podeszła ostrożnie i przyjrzała się mu. Przypominał jej pająka nadzianego na wykałaczkę, ale może wyobraźnię miała już spaczoną ostatnimi wydarzeniami.
Wyjęła szybko pamiętnik który ukradła z pokoju Ilvary i na pierwszej lepszej kartce wyciągniętym pazurem wydrapała zarys owego symbolu. Symbolika zawsze pasjonowała Lyssę i miała nadzieję dowiedzieć się o nim jeszcze czegoś więcej.

- Wiecie co to może być? - Zapytała gnomów i derro, ale Ci wydawali się równie zdezorientowani.

Niespodziewany ryk zjeżył jej ogon i sprawił że padła na ziemię, a gdy wychyliła uszy, jej oczom ukazał się dziwny stwór. Nie miała pojęcia czym jest, ale jego wygląd przypominał wszystko to co w normalnym, ludzkim świecie się depcze butem.


Gigantyczny stwór wyglądał trochę groźnie, ale chyba był roślinożerny bo zainteresowały go grzyby obrastające stalaktyt nieopodal. Najciekawsze było jednak siodło które znajdowało się na jego grzbiecie. Tabaxi nigdy w życiu nie spodziewałaby się że można oswoić takie stworzenie.

(Ciałka mu nie brakuje.. Kto może być tak szalony by jeździć na czymś takim?)

- Podejdę tam sama, a wy stójcie w pewnej odległości ukryci. Jeśli wpadnę w kłopoty wyjdźcie z ukrycia i pozabijajcie wszystkich. Liczę na was. - Zwróciła się do derro i gnomów po cichu, uważnie mierząc ich oczy swoimi czerwonymi kocimi ślepkami.

Lyssa skrępowana, ale też zaintrygowana wykrzywiła usta. Mogli albo po cichu odejść i starać się nie rzucać w oczy, albo spróbować wykorzystać sytuacje. Nie wiadomo było czego się spodziewać, a każdy ostatni krok wydawał się stąpaniem po cienkim lodzie.

-Panie Cieni, Masko, pomóż mi zrobić ze wszystkich którzy mnie ścigają głupców... - Wyszeptała sama do siebie, idąc w stronę wielkiego robala po łuku, by zakraść się i rozejrzeć za jego właścicielem. Nie była jeszcze pewna co chce zrobić, ale chyba chciała rozmawiać. Dogadać się.

Kluczenie przez podmrok po omacku nie miało sensu i Lyssa wiedziała że potrzebuje lepszego planu na przetrwanie, nawet jeśli będzie musiała przemóc się podchodząc w stronę wielkiego ścierwnika i jego nieznanego jeźdźca. Smukłe palce dziewczyny niespokojnie gładziły głownie rapiera u jej pasa, nie wiedząc czego się spodziewać. Głaskała po niej równie subtelnie, jak subtelne były miękko stawiane kroki jej drobnych stóp.

 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 24-03-2019 o 16:47.
Kata jest offline  
Stary 25-03-2019, 21:14   #39
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Elfka zaklęła pod nosem. Była zmęczona… Była głodna i spragniona. Zostali zdradzeni przez jakąś kotkę… Bili się z gadającym szlamem. A teraz jakaś bestia, planowała zeżreć krasnoludzicę, którą dopiero co uratowała, poświęcając swoją broń.

Leshana zacisnęła dłonie w pięści, tak że paznokcie wbiły się mimo okrywających jej ręce rękawiczek. Czuła jak gniew buzuje jej w żyłach. Pieprzony podmrok… Cholerne drowy, quaggothy… pseudo ludzio-koty. Wybije wszystkich. Zobaczyła jak Cefrey i Aelin znikają w mroku. Jak rude pasma… jedyna rzecz, która jakoś trzymała ją przy świadomości przez cały ten czas… znika. Dobyła kuszy i ruszyła za Eldeth całkowicie słowa Zaka.

Miała ochotę coś zabić i nie obchodziło ją, że ta zachcianka może ją kosztować życie.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 26-03-2019 o 07:43.
Aiko jest offline  
Stary 25-03-2019, 22:00   #40
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Daerdan miał złe przeczucia. Od początku nalegał, by nie iść tak szybko, ale pozostałym tak śpieszno było do ucieczki przed Ilvarą i jej drowimi siepaczami, że nie posłuchali głosu rozsądku. Zamiast pozwolić, by co chwila wyprzedzał go jakiś żądny wrażeń uciekinier, elf wysforował się na czoło i prowadził grupę jak umiał najlepiej, próbując nie dopuścić, by zniknęli w skalnej rozpadlinie, pod nagłym zawałem skalnym lub pożarci przez przyczajone gdzieś w ciemnościach stworzenia.

Początkowo szczęście im sprzyjało. Nie niepokojona przez dziką faunę i florę zamieszkującą mroczne czeluście drużyna dotarła do pierwszego krótkiego popasu. Niestety mordercze tempo, jakie sobie narzucili, dokonało prawdziwego spustoszenia w ich zapasach. Najgorzej było z wodą - spragnieni uciekinierzy wysuszyli niemal cały zapas, jaki mieli w manierkach. Ogrzawszy się przy naprędce rozpalonym ognisku, drużyna ruszyła dalej, owładnięta jedną myślą... gdzie zdobyć wodę.

Po kilku dalszych godzinach biegu przeplatanego postojami na zlizywanie kropli wody z każdej powierzchni, która choć trochę lśniła wilgocią, wydawało się, że szczęście uśmiechnęło się do uciekających. Stalaktyt przed nimi wręcz ociekał wodą, która śpiewając charakterystycznym trelem szybko opadających po sobie kropli, leniwym strumykiem spływała do rozlewającego się pod nią jeziorka. Ront, najbardziej chyba zdyszany i spragniony, rzucił się do jeziorka i zaczął chłeptać wodę jak pies.
- No masz...teraz trzeba będzie poczekać, aż się odstanie... - uszu Daerdana dobiegł niski głos zdegustowanej wyraźnie Eldeth.

I wtedy właśnie szczęście opuściło grupę.

Łoskot, huk, kłęby pyłu. Korytarz zniknął w potężnej zasłonie z drobnego, czarnego jak węgiel pyłu i wizgających wszędzie większych odłamków. Czujne ucho łowcy wychwyciło jednak inny dźwięk... dźwięk trącego o kamienie chitynowego pancerza jakiejś sporej istoty.
Rogaty żuk? pomyślał łowca. Ale coś mu się nie zgadzało. Nie było słychać odnóży, które klekotałyby w nie dającym się z niczym pomylić rytmie. Słychać było kroki. Jakby istota była dwunożna.
Niedobrze.
Klaśnięcie szczypiec... a potem nieludzki, pełen bólu i czystej, paraliżującej grozy wrzask. Wrzask Eldeth... który umilkł, gdy przerwało go ohydne chrupnięcie, jakby potwór odgryzł jej głowę.
Daerdan wraz z innymi stał jak sparaliżowany. Sparaliżowany strachem, w jaki wpędziła go świadomość, że wpadli w zasadzkę tak groźnego stworzenia. Sparaliżowany bezsilnością, która wsączyła się w jego duszę, gdy zdał sobie sprawę, co najprawdopodobniej porwało ich towarzyszkę. Sparaliżowany poczuciem winy, że nie zdołał temu zapobiec, że gdyby zwolnili, szli ostrożniej...
Chmura pyłu opadła i Daerdan wyraźnie ujrzał zwalistą, pokrytą podobnym do płytowej zbroi chitynowym pancerzem, smagającą wielkimi jak bicze wibrysami i patrzącą czarnymi jak wypolerowany obsydian oczami postać umbrowego kolosa. Spotkał tą potężną istotę na swojej drodze tylko raz... i tylko refleks i przytomność umysłu pozwoliły mu wtedy nie wpaść między potężne szczypce, w których teraz zwisała krwawiąca sylwetka krasnoludzkiej wojowniczki. Na oczach Daerdana potwór odwrócił się i zniknął w nieregularnym korytarzu, który przed chwilą wyciął, niosąc w szczypcach słabo wijącą się i wyrywającą krasnoludkę.
- Rat....uuuu...nku....! - uszu Daerdana dobiegł słabnący głos Eldeth.
Jakaś część Daerdana rozpaczliwie chciała posłuchać tego wezwania, ruszyć za krasnoludką w głąb tunelu, nawiązać walkę z potworem i przynajmniej sprawić, by puścił ledwo żywą krasnoludkę i pozwolił jej ujść z życiem. Ale Daerdan wiedział, że wchodzić w ślad za umbrowym kolosem do wykopanego przez niego tunelu było czystym samobójstwem. Toteż nie zatrzymywał przerażonej Aelin, umazanej krwią Eldeth, ani Cefrey, która po dwóch krokach w stronę tunelu zdała sobie sprawę z beznadziejności sytuacji i zawróciła.

Nagły pomruk i świst spadających skał obwieścił kolejne niebezpieczeństwo, które - Daerdan o tym wiedział - bardzo często towarzyszyło przemarszom umbrowych kolosów. Stworzenia te bądź to przypadkowo, bądź celowo, wywoływały często wstrząsy górotworów, w których drążyły korytarze. W podziemnych warunkach Podmroku oznaczało to zawalanie się ścian i stropów jaskiń i korytarzy... które dla uwięzionych wśród skał mogło mieć fatalne skutki.

Daerdan zauważył, że wielka, zwisająca nad Rontem skała zaczyna pokrywać się pęknięciami. Już miał złapać wielkoluda za ramię i odciągnąć go od jeziorka, gdy nagle...
... ujrzał znikającą w tunelu za umbrowym kolosem Leshanę.
(Na Corellona, dokąd ona idzie?) pomyślał. (To samobójstwo!)

W jego umyśle wykrystalizował się zamysł. Nie pozwoli Eldeth i Leshanie zginąć tam samym.

- Za mną! - szczeknął do Ronta i pociągnął go za sobą, dobywając broni i rzucając się w korytarz, w którym zniknęła elfia wojowniczka. Mieli szansę jedną na milion, by uratować Eldeth. Ale trzeba było spróbować.
 
Loucipher jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172