Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-09-2019, 15:59   #111
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
aczekaj, kobieto – wciął się Mukale. – O ile pojmuję, jesteś córką wodza plemienia, które żyło na tej umarłej ziemi i z jakiejś przyczyny posiadasz wielką wiedzę. Zaklinam cię zatem na twoich przodków, rzeknij mi, czy wiesz cokolwiek na temat krainy mężów Mutampa, na temat Czarnej Rzeki, na temat czarnych ptaków wodzących duchy niespokojne w inne światy i o celach, w których Przodkowie je zsyłają. A nade wszystko - jak wypełnić ich wolę i wrócić do błogiej i zasobnej krainy życia braci i sióstr?
Trudno było stwierdzić czy Rowenę bardziej zbił z tropu sam sposób w jaki mówił dziki wojownik, czy też treść jego wypowiedzi. Wzrokiem szukała wsparcia w Pelaiosie i Dagonecie. Diabelstwo jednak było równie zaskoczone co ona.
Widząc, że nie pojęła jego słów, Mukale zwrócił się do wiedźmy.
Rozjaśnij jej, szkarado!
Troa przyglądała się Mukalemu przez chwilę, po czym zwróciła się do magini:
Wybaczcie mu Pani, jest on… jakby to rzec ze świata innego niż nasz, w którym żyją jego pobratymcy. Lud ten jak i kraina zwie on Mutampa, a przez nią przepływać ma owa Czarna Rzeka.
Innego świata? Masz na myśli inną Sferę?
Jak chcecie tak to nazywać… to tak, chyba.
Spojrzenie Roweny wyrażało zrozumie… a także zaintrygowanie.
Objaśnisz mi proszę jak się tutaj znalazłeś? Opowiesz więcej o miejscu, z którego przybywasz? – Słowa dziewczyny były wyraźnie żywsze i jednocześnie jakby niepewne. To zaś nie umknęło uwadze Pelaiosa, który od dłuższego czasu próbował rozgryźć Rowenę. Obserwował ją zatem i przysłuchiwał się rozmowie doszukując się powodu, dla którego akurat wzmianka o innych światach przykuła jej żywszą uwagę.

Jam jest synem krainy Mutampa, ziemi zasobnej i żywej, pełnej ptactwa, zwierzyny małej i większej, roślin, jagód i ziół tak zabójczych, jak i życie wracających. Byłem na łowach, Przodkowie postawili przede mną Wielkiego Jaguara, mojego patrona a patrona mego ojca, Wielkiego Wodza Kalamalli. Nim zadać mi było dane ostateczny cios, otworzyły się pode mną wrota, które stały się wejściem do waszego świata. Teraz, u boku Wielkiego Bawoła i tego plemienia, poszukuję drogi powrotu do krainy życia braci, aby uwolnić ich od zagłady, którą wywróżyła mi szkaradna wiedźma. Jeśli wiesz cokolwiek, co może mi pomóc, rzeknij – mówił, a pod koniec tej mowy dało się usłyszeć nutę nadziei w jego głosie.

Rowena przysłuchiwała się słowom Mukalego w skupieniu. Na wspomnienie o czarownicy zerknęła na Troę, a ta wzruszyła ramionami nie przejmując się tym jak ją nazywano.
Wybacz, lecz nie dysponuję wiedzą jakiej pożądasz – spokojnie odpowiadała wojownikowi. – Jedyna rzecz jaką w jakikolwiek sposób rozpoznaję to owa chwila przejścia. Wrota, a najpewniej portal. Jak wspominałam tego typu sprawy nie są moją specjalnością, lecz wiem, że natura portali jest różna. Niektóre wydają się powstawać samoistnie lub egzystować w danym miejscu przez wieczność nieodkryte. Takie przejście wymagają kluczy, a te mogą być wszystkim. Rzeczą, myślą, słowami, nawet wydarzeniem czy spotkaniem. Niemniej mogą być one otwierane również magią lub przez bogów. Tylko tyle jestem w stanie powiedzieć o tym co ci się przytrafiło.
- Czyli nic nie wiesz, choć ujęłaś to w piękne i długie słowa - podsumował wojownik, a potem zwrócił się do Pelaiosa. - Już nie zawadzam naszym łowom, ruszajmy zatem.

Pelaios nie wiedział co na to wszystko odpowiedzieć. Podziwiał upór i odwagę Mukalego, który próbował odnaleźć drogę do swego świata u osób, którymi jak diabelstwo mniemało, gardził. Skinął wojownikowi głową, w zasadzie będąc rad, że ten nie użył swej włóczni, gdy tylko się okazało, że Rowena zna magiczne arkana.
Pokierujesz nas, gdy już ruszymy w drogę milady. Wpierw jednak muszę wyznać, że nie będąc pewnym czy ostałaś się przy życiu, dokonałem bardzo brzydkiego zaanektowania części kosztowności, które znaleźliśmy w posiadłości. Nie jestem złodziejem, więc masz moje słowo, że gdy tylko wrócimy z tych ruin żyw, zwrócę to co znalazłem. – zadeklarował Pelaios. – Szukaliśmy czegokolwiek co mogło nam pomóc i trafiliśmy na kilka magicznych przedmiotów… nie jesteśmy jednak w stanie odgadnąć ich działania po samym wyglądzie… – zawiesił wypowiedź znacząco patrząc na dziewczynę. Pomimo sytuacji nie czuł się źle z powodu “grabieży” i dało się to słyszeć w głosie.
Słowa diablęcia zdecydowanie zdobyły sobie uwagę szlachcianki, przez chwilę przyglądała mu się… badawczo.
Poprowadzę, przynajmniej tak będę mogła się przysłużyć temu co nas czeka. Cieszy mnie również twoja szczerość Pelaiosie… i dziękuję za… owe słowo.
Dziewczyna na chwilę zamilkła jakby rozważając coś.
Co znaleźliście? – podjęła temat artefaktów.
Hanah nie była zadowolona, że Pelaios postanowił jednak przyznać się do kradzieży. Mimo braku dowodów kapłanka nie potrafiłą się zdobyć na zaufanie wobec Roweny. Skoro jednak już wyszła na jaw sprawa przedmiotów zamierzała wyjąć to co udało im się znaleźć z plecaka dokładając do przedmiotów które wyjął też tiefling.
- Jakiś stół w tej waszej pracowni jest panienko? Łatwiej będzie - zagaiłą mając nadzieję wydębić dostęp do środka owego pokoju.
Tak, proszę. – Wskazała dłonią na przejście za sobą, po czym weszła do środka. Pelaios wraz z Hanah ruszyli jej śladem i zobaczyli coś, co przypominało pokój wydrążony w skale lub przebudowaną małą jaskinię. Tym co zaskoczyło dwójkę awanturników była czystość jaką tam zastali i brak nieprzyjemnych zapachów. Kolejny przykład na to, że magia mogła być niezwykle przydatna. W magicznym świetle rzucanym przez podwieszoną pod sufitem lampę zobaczyli kilka skrzyń, ze dwie beczki oraz dwa stoliki, których ten większy zawalony był różnego rodzaju przedmiotami używanymi do czarów. Nie było to nic wielkiego, ot oszlifowane kryształy, coś co wyglądało na różdżki, sakiewki, fiolki oraz księga czarów.
Połóżcie je tutaj. – zaprosiła ich do okrągłego stolika.
Zbliżywszy się wyłożyli wszystkie rzeczy, co do których natury mieli wątpliwości.
Widzę, że mój pokój też przetrząsnęliście… i to dość dokładnie. – Zauważyła raczej kąśliwie Rowena obdarowując Pelaiosa kolejnym spojrzeniem.
To – Położyła na dłoni kostkę z szafiru. Zbliżyła doń usta i wyszeptała magiczne słowo. Kość niemal natychmiast ożyła i zaczęła się rozkładać, by po chwili przybrać kształt małego ptaszka. – Jest posłaniec. Używam go do przesyłania wiadomości mojemu nauczycielowi. Próbowaliśmy go odzyskać, ale potworów było za dużo, woleliśmy z sir Dagonetem nie ryzykować.
Na komendę ptaszek zmienił się na powrót w kawałek szafiru, zaś Rowena wskazała na pierścień.
Kiedy ma się go na palcu i uderzy w niego mocno paznokciem czyni niewidzialnym chociaż na krótko, mniej więcej do dziesięciu minut. Zaklęcie potrzebuje też czasu na odnowienie się, to też nie można z niego korzystać częściej niż raz na dobę, chociaż dla bezpieczeństwa nie próbowałam częściej. Tutaj z kolei mamy różdżkę – Ujęła w dłoń igłę ozdobioną płatkiem śniegu, machnęła nią czym wystrzeliła w stronę ściany niewielki błękitny pocisk. W miejscu trafienia pojawił się lód i szron. – Nie jest nic szczególnego, ale pozwala ciskać bardzo prostym zaklęciem. Wystarczy znajomość odpowiedniego gestu i w zasadzie każdy mógłby z niej korzystać.
Odłożyła igłę obok pierścienia i poświęciła chwilę na studiowanie buteleczek, flakoników i fiolek.
Te trzy – wskazała na trójkę identycznych buteleczek, które znaleźli w skrzyni barona. – są zaklętymi olejami do zbroi. Jeżeli to są te, które miał mój ojciec, a tak chyba jest – Pelaios otrzymał kolejne krótkie spojrzenie. – to zastosowane na pewien czas sprawiają, że ciężki pancerz wydaje się lżejszy i mniej krępujący ruchy. Co do pozostałych to ta czerwona jest silniejszą miksturą leczniczą, a błękitna to napój niewidzialności. Co się natomiast tyczy fiolki...
Rowena odeszła na moment do drugiego stolika, by wrócić z czymś co wyglądało na monokl jubilerski błękitnym szkiełkiem.
Tak jak sądziłam. Bez magii. Niestety nie znam zaklęcia, które potrafiłoby nam powiedzieć co to jest Mogę pokusić się o zapytanie gdzie to znaleźliście?
Za każdym razem gdy Rowena zwracała uwagę na Pelaiosa, ten uśmiechał się bez zażenowania. Gdy w końcu wszystko było jasne, chciał podziękować całując dworsko w dłoń. Jednakże przypomniał sobie jej pierwszą reakcję i zaniechał pomysłu. Zamiast tego skinął głową i odpowiedział na jej pytanie.
W amnijskim wozie. Zaraz obok zestawu do charakteryzacji i sztyletu – wyjawiło diabelstwo. – Jeśli to nie jest magiczne, zapewne jest trucizną.
Rowena przytaknęła.
Nie będę ukrywać, że życzyłabym sobie, by to co należy do mnie lub mej rodziny powróciło do swych właścicieli kiedy to wszystko się skończy. Mogę jeszcze w jakiś sposób pomóc?
Musiała się panienka bać, prawda? – wypaliła Hanah ni stąd ni zowąd. Jej magiczny wzrok omiótł pomieszczenie kończąc na Rowenie. Wtedy też znikł.
Nawet jeśli nie nie miała panienka z ojcem po drodze to jego śmierć oraz pozostałych członków rodziny nie mogła być łatwa. Wiem, że już mówiłaś co się stało, ale opowiedz proszę jeszcze raz. Tylko z własnej perspektywy. Jak to wyglądało dla ciebie i sir Dagoneta.
Szlachcianka przyglądała się Hanah, szczególnie zaś jej oczom gdy te były przepełnione blaskiem.
Owszem. I nadal się boję, nawet w tej chwili. Jest to coś co mnie przerasta, kto wie czy i nie nas wszystkich. Wszystkim natomiast co mogę uczynić dla mego ojca to przyczynić się do końca tego co spadło na ziemie, które mieliśmy chronić. – Dziewczyna wzięła głębszy oddech, przymknęła na chwilę oczy. – Wybacz mi proszę, ale ta konkretna rzecz raczej nie przysłuży się sprawie. Z uprzejmości nie wypytuję Was, chociaż być może powinnam. Dodam też, że czarowanie bez zgody gospodarza nie jest szczytem dobrych manier.
Rozłupało posiadłość na pół, a po okolicy szwendają się dyniowi nieumarli i coś mąci w głowach mieszkańców. Nie wiem czy dobre maniery są tutaj najważniejsze.
Hanah niespecjalnie się przejmowała, że teraz mógłby ktoś ją znielubić. Wolała być pewna aby nikt jej nie wbił sztyletu w plecy.
Powiedziałam wam co wiem.Rowena najwyraźniej postanowiła postawić sprawę jasno.
Nie oskarżam, że panienka tego nie zrobiłaHanah uniosła brew uśmiechając się przy tym.
 
Asderuki jest offline  
Stary 09-09-2019, 13:50   #112
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
dnalezieniu Roweny towarzyszyło niepokój i niepewność. Nie było wątpliwości względem tego, że w pewnym stopniu znała się na magii. Fakt ten przywodził wiele wątpliwości i czarnych myśli. W umysłach rysowały się złe scenariusze tego, jak to wszystko miało się zakończyć. Aura całej tej osady i tego dworu była przytłaczająca, przygnębiająca i przerażająca. Niekiedy po prostu depresyjna i pozbawiona nadziei. Kiedy okazało się, że to nie ona była odpowiedzialna za cały ten koszmar część z obaw zniknęła, niektóre napięcia odeszły w niepamięć, lecz nie wszystkie. Paranoiczne niekiedy myśli, że w każdej chwili ktoś z nich mógłby stracić nad sobą panowanie i własny rozum nie opuszczała ich na krok. Pomocne słowa i czyny zdecydowanie poprawiły odbiór czarodziejki oraz pozwalały przypuszczać, że rzeczywiście jest po ich stronie. Służyła ona im swą wiedzą, tak odnośnie tego co się działo w okolicy, jak i względem zaklętych kuriozów.

Podczas gdy Pelaios wraz z Hanah, a potem także Neff, zajęci byli rozmową oraz wymienianiem spostrzeżeń pozostali korzystali z chwili wytchnienia i możliwości złapania oddechu. Wieść, że już wkrótce przyjdzie im stawić czoła źródłu tego całego zła i zepsucia napawała ich tak odwagą jak trwogą. Niektóre ręce trzęsły się, usta robiły się suche, a myśli niespokojne, galopujące i przytłaczające. Cóż tam zastaną? Co będzie trzeba uczynić by przegnać owo widmo ciążące nad całą okolicą? Czy wyjdą z tego cało? Czy zobaczą jeszcze kiedyś swych bliskich? Na większość z tych pytań odpowiedzi miały przynieść najbliższe godziny. Oni zaś czynili wszystko co mogli by się do tych chwil przygotować jak najlepiej. Opatrzyli świeże rany i doglądali starych, modlili się i odprawiali stosowne rytuały, ostrzyli broń, sprawdzali ekwipunek i rozmyślali nad taktyką. Kto był w stanie coś przełknąć skubał co mu zostało z resztek prowiantu.

Astine w milczeniu przysiadła na ziemi. Jedną dłonią bawiła się sztyletem, którego rękojeść zakończona była głową jednorożca. Obracała go w palcach, chwytała i przekręcała, kiedy Luna była przy niej z głową wciśniętą między jej nogi a brzuch. Wilczyca byłą niespokojna, świadczyły o tym uniesione uszy oraz lekko nastroszona sierść. Nie czuła się tutaj dobrze, tak samo jak dziewczyna, którą zdawała się przygniatać ciężar spoczywający na sercu.

Valfara wraz z Zaszirem trzymała się z tyłu i prowadziła z nim cichą rozmowę.
Jak myślisz podołamy temu?Zaszir był niespokojny. Zazwyczaj optymistyczna iskra w jego oczach gdzieś uleciała, ręką nerwowo poprawiał sztylety w przerzuconym przez pierś pasie.
Wojowniczka wzruszyła ramionami spoglądając w rozświetlone wejście do kryjówki szlachcianki.
Nie mamy innego wyjścia. Albo my albo te stwory.
Westchnął.
Nie cierpię sytuacji, kiedy nie można się dogadać, nawet spróbować
Może i by można. Chociaż wątpię by warunki układu nam się spodobały.
Pewnie masz rację. – Skupił wzrok na Valfarze. – Jak się czujesz? Dajesz radę?
Kobieta opatrzyła na niego.
Poradzę sob… Choler!
Kobieta osunęła się na kolana, złapała ręką za głowę. Zaszir dopadł do niej niemal błyskawicznie.
Dasz radę. Już niedługo. Wytrzymasz!
Kobieta dyszała między spazmami wykręcającymi jej sylwetkę. Pozostali z niepokojem obserwowali to co się działo. Pelaios wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Neffem. Domyślali się cóż miało właśnie miejsce. Potomek Eagelshieldów przygryzł wargę.
Zaszir próbował przytrzymać Valfarę, lecz ta odepchnęła go. Szybko zebrał się z ziemi, kiedy ktoś złapał go za ramę.
Zostaw – Usłyszał obok siebie głos Troy. Zerknął na wiedźmę, której wzrok w skupieniu obserwował walkę z przemianą.

Valfara charczała i rzucała głową, jakby chcąc coś od siebie odpędzić. Jedną ręką trzymała się za pierś, kiedy drugą wbijała w kamienną posadzkę.
Dagonecie! Co się dzieje?! – Zaniepokojona i skołowana Rowena zwróciła się do swego wiernego towarzysza, który równie zdezorientowany popatrzył po pozostałych dostrzegając napięcie i gotowość do sięgnięcia po broń. Przesunął się bliżej swej pani, by w razie czego stanąć na drodze ataku. Wolną dłonią pochwycił za kiścień.
Valfara wydała z siebie przeciągłe charknięcie i skuliła się trzymając oburącz za głowę. Włosy jej lekko zmierzwiły się, przez chwilę wyglądało to wręcz tak, jakby robiło się ich więcej, lecz wtem wojowniczka wydała z siebie długie jęknięcie i dysząca opadła na bok. Spazmy minęły.
Ruszajmy wreszcie nim stracę cierpliwość – rzekła do Zaszira, który zaraz pojawił się obok niej, by pomóc wstać i usiąść na jakiejś ze skrzyń.
Dajcie nam chwilę i będziemy mogli ruszać – diablę zwróciło się do wpatrzonych w nich towarzyszy niedoli z zaniepokojonymi i niepewnymi wyrazami twarzy.
Słyszeliście! Ruszać nam pora! Przeznaczenie wzywa nas przed swe oblicze byśmy stawili czoła próbie! – niespodziewanie podniosła głos Troa uderzywszy o ziemię laską.
W ciszy, która na chwilę zapadła usłyszeli trzaski i dziwaczne odgłosy nie do porównania z niczym innym co do tej pory napotkali.
Zaprawdę nie jesteśmy tu mile widziani – skomentowała owe dźwięki wiedźma.



wyruszyli. Zabrali ze sobą co uważali za przydatne bądź potrzebne, a następnie opuścili podziemia posiadłości. Za namową szlachcianki skorzystali z tylnych drzwi skracając tym samym drogę i pozwalając uniknąć rozpadliny. Droga do nich prowadziła przez pomieszczenie, które Pelaios jakiś czas wcześniej postanowił zostawić w spokoju, bowiem zauważył ciągnące się tam pędy. Teraz jednak byli całą grupą i potwór z tamtejszego kłębowiska nie stanowił najmniejszego problemu. Uporawszy się z nim dopadli do drzwi i znaleźli się za posiadłością. Przywitała ich ta sama niezmienna aura nocnego nieba rozświetlonego światłem księżyca oraz otaczająca wszystko mgła, która wisiała nad zmarniałymi resztkami tego co niegdyś było ogrodem. Odgłosy, które wprawiały ich w zaniepokojenie nasiliły się. Wydawało im się, że dochodzą gdzieś z centrum dworu, być może z samej rozpadliny.

Dostrzegając to co się działo Dagonet zaczął czynić swe czary, lecz Rowena powstrzymała go. Ten wspomniał jej wcześniej cóż chciał dla niej uczynić.
Sir Dagonecie nie róbcie tego. Zachowajcie siły na prawdziwą potrzebę.
Słysząc owe słowa zawahał się, nie dokończył zaklęcia skłaniając się ku woli szlachcianki. Ona zaś zaczęła wskazywać drogę. U swego boku miała zarówno Astine dbającą o znaki i niebezpieczeństwa dzikich ostępów, jak i Pelaiosa z jego bystrym wzrokiem. Zmierzali czym prędzej ku lasowi, nie była to wprawdzie droga daleka, lecz narastający hałas dobiegający z posiadłości nie pozwalała na mitrężenie czy zbędne oczekiwanie. Wraz z chwilą, kiedy osiągnęli punkt, w którym ogrody i okoliczne łąki przechodziły w las byli świadkami sceny, która napełniła ich serca trwogą.

Oto bowiem nocną ciszę rozerwał ni to skrzek, ni to charkot. Owy dźwięk przypominał mieszankę krakania, ludzkiego krzyku oraz dyniowatego skrzeku. Zawtórował mu hałas łamanego drewna i wówczas to dostrzegli tę istotę. Dwa brudne, postrzępione, czarnopióre skrzydła wystrzeliły spomiędzy połówek rozbitego dworu. Ciągnęły one opierzoną, barczystą sylwetkę stwora ze szponami i wielooką dynią w miejscu głowy. Pająkopodobne oczy dostrzegły ich w jednej chwili i pod nimi rozwarła się paszcza w makabrycznym uśmiechu z setkami ostrych szpilkowatych zębów. Maszkara przypominająca skrzyżowanie człowieka, dyni, stracha na wróble i wielkiego kruka jednym machnięciem skrzydeł wzbiła się w powietrze ciągnąc za sobą całun opadających piór. Zamachała po raz wtóry i ze skrzekiem runęła w ich kierunku.


Nie czekając wbiegli między łyse, martwe drzewa. Gałązki i wyschnięte na proch liście strzelały i rozsypywały się pod szybkimi krokami. Wtem rozległ się przeciągły trzask łamanych gałęzi, kiedy to monstrum wbiło się między drzewa. Odwróciwszy się dostrzegli jedynie opadające na ziemię czarne pióra i połamane gałęzie.



iegli co sił wpatrując się w niebo nad sobą desperacko poszukując owej skrzydlatej sylwetki, lecz nie mogli jej dostrzec. Nie oznaczało to bynajmniej, że ta dała sobie spokój, co to to nie. Jej dziwaczny jazgot przecinał wszechobecną ciszę, a pióra zdawały się opadać dosłownie wszędzie, bez ustanku. Nim dane im było wreszcie dotrzeć do rzeczonych ruin potwór spadał na nich kilkakrotnie, czasami od czoła, niekiedy wprost z góry, lecz za każdym razem nie dane mu było nikogo zranić, chociaż nie można było rzec, że się nie starał. Jego pazury zaskrobały przenikliwie o napierśnik Tarczy, a Hanah w ostatniej chwili zdążyła z unikiem. Wielkim sprzymierzeńcem był sam las, którego martwe drzewa stanowiły pomocną osłonę przed zakusami skrzydlatego potwora.

Wreszcie osiągnęli swój cel. Pośrodku lasu, w miejscu, które niegdyś musiało być polaną pełną kamieni, znajdowało się wykopane zejście kończące się czymś na kształt kamiennych wrót. Na tych zaś widniały przeróżne symbole, niektóre mniej więcej znane, pospolite wręcz, lecz większość pozostawała zagadką. Rowena natychmiast stanęła przed nimi.
Coś się stało. Jest inna niż kiedy byłam tutaj ostatnio – wskazała na bezkształtne, niedające się dobrze określić słowami delikatnie jaśniejące symbole niby narysowane na kamieniu. – Jakby coś je wypaczyło. Może to ten fenomen...
Otworzysz to czy nie?!Valfara niemal krzyknęła na dziewczynę, kiedy sama stała z obnażonymi ostrzami na górze tworząc z innymi obronny pierścień.
Yyy… Chyba tak, może… Zmiany mogą pomóc albo utrudnić sprawę… Ktoś z was też potrafi przełamywać zaklęcia? Razem będzie szybciej!Rowena nie kryła strachu i zdenerwowania, które nią owładnęły. Gorączkowo skakała wzrokiem między symbolami i liniami, które ze złotym blaskiem rozciągały się po dwóch fragmentach kamiennych wrót.

Tymczasem Pelaios wraz z Neffen zauważył coś dziwnego. Te same ślady pancernych buciorów, które znaleźli w okolicach posiadłości. Wyraźnie odznaczały się w miękkiej ziemi, kłębiły przed wrotami, by potem… odejść w las? Zostali przez coś przegonieni? Próbowali dostać się do środka? W głowie diablęcia pojawiały się kolejne myśli i pytania, kiedy to niebo rozdarł kolejny wrzask monstra. Nim zdążył unieść głowę ten już rozbijał ich szeregi. Przeciął linię obrony obok Mukalego, który wraził mu włócznię w nogę, lecz to nie zatrzymało go, ba wyglądało top tak, jakby tego nie zauważył. Dosięgnął swojego celu, którym był Zaszir i rozorał diablęciu pierś i ciskając nim o ziemię. Ten jęknął z bólu i z warknięciem posłał w stwora sztylet, który wbił mu się prosto w pierś. Straszydło jednym machnięciem skrzydeł wzbiło się w powietrze i krążąc nad nimi szukało kolejnej ofiary.


 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 09-09-2019 o 17:33.
Zormar jest offline  
Stary 11-09-2019, 16:52   #113
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację

eff skoncentrował się by wyczuć obecność gnoma w magicznym pierścieniu.
"Zbereźniku. Jesteś tam jeszcze?"
Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, aż odezwał się znajomy głos:
"Jestem jestem, co mam nie być? No nie powiem... przez chwilę było ciężko... nawet bardzo... ale mnie się tak łatwo nie pozbędziesz, to ci mogę obiecać!"
Gnom był o wiele żywszy niż ostatnim razem, chociaż wyczuwalne było swoiste zmęczenie. Ostatnim jego słowom towarzyszyło wrażenie puszczanego oka.
"Musisz jeszcze chwilę poczekać. Już niedługo to wszystko się skończy" – odpowiedział z determinacją Neff.
"Tak. Już niedługo..." – głos gnoma ścichł, ale po chwili znów nabrał wigoru – "Uh... Chciałeś czegoś... konkretnego?"
"Będę rozmawiał wkrótce z pewną czarodziejką. Utrzymam nasz kontakt telepatyczny, byś mógł rozważyć jej słowa i porównać je ze swoją wiedzą. Niestety nie sądzę, by była w twym typie - blada, chuda i stroniąca od zabawy."
"Emmm... No dobrze."
dy tylko nadarzyła się okazja, Neff z oporem podszedł do Śnieżki.
Zajmę ci chwilę – elf starał się brzmieć pewnie – Byłaś zainteresowana domem mojego rosłego przyjaciela, ja zaś chcę pomóc mu bezpiecznie tam wrócić. Jakiś czas temu udało mi się przejrzeć przez zasłonę wymiarów, ale moja wiedza nie jest na tyle obszerna by móc odpowiednio umiejscowić tę sferę. Może wspólnymi siłami moglibyśmy więcej zdziałać?
Również jesteś magiem? – Rowena wydawała się być zainteresowana ową możliwością. Jej następne słowa były już wypowiadane po elficku – Będąc szczerą nie byłam tego pewna. Miło wiedzieć, że jednak się nie myliłam. Jeżeli natomiast chodzi o twego towarzysza to niestety jego słowa są tak ogólne i niejasne, że bardzo trudno jest mi cokolwiek o tym powiedzieć. Nigdy też nie miałam okazji pomówić z kimś spośród sfer, a co dopiero do jakiejś się udać lub zobaczyć na własne oczy, nawet magią. Wszystko co wiem to to, co miałam okazję wyczytać w paru, raczej pospolitych opracowaniach tematu.
- Muszę cię rozczarować, ale nie jestem magiem. Władam pewnym rodzajem magicznej mocy, lecz jest ona nieco odmienna od tej, którą czarodzieje osiągają po latach studiów, lub tej z którą rodzą się czarownicy. Wracając jednak do tematu Mutampa, to jeśli uważasz, że twoja wiedza z zakresu innych światów jest znikoma, uznaję że nie ma sensu byśmy kontynuowali tę rozmowę. – odpowiedział mistyk, po czym odwrócił się i odszedł do reszty towarzyszy.
puszczając przeklętą przez nieczyste siły posiadłość, Neff jeszcze przez jakiś czas rozważał zdarzenia, które miały miejsce w ciągu ostatnich paru godzin. Wciąż nie ufał Śnieżce, nie mógł jednak do końca powiedzieć dlaczego.
Z rozmyślań wyrwał go dopiero przeraźliwy skrzek niepodobny do niczego innego, co dane mu było dotąd słyszeć. W mroczne niebo wzbiła się wielka sylwetka, ze zbyt znajomą już wszystkim ostatnio charakterystyczną cechą - głową dyni. Czyżby plugawa magia tego miejsca znalazła jakiś sposób, aby tak przemienić pochwyconego wcześniej kruka Troi? Bestia była jednak o wiele większa od ptaka. Neff czym prędzej podążył za resztą w stronę pełnego martwych drzew lasu, mając nadzieję, że istota ta nie będzie w stanie bezpiecznie manewrować pomiędzy pniami. Nie na wiele się to jednak zdało. Szkarada okazała się być niezwykle zwinna i pomimo trudności opadała na nich, atakując swymi straszliwymi szponami.

Gdy wreszcie dotarli do ruin miał nadzieję, że uda im się w nich znaleźć schronienie przed opierzonym przeciwnikiem. Tym większe było jego rozczarowanie, gdy czarodziejka oznajmiła, że coś w pieczęci uległo zmianie.
Elf nie miał czasu przyjrzeć się bliżej barierze, starał się bowiem uważnie obserwować nadchodzącego niebezpieczeństwa, by móc w porę ostrzec pozostałych. Gdy rozglądał się wokoło jakimś zrządzeniem losu jego uwagę przykuły głębokie ślady butów na miękkiej ziemi. Nie mógł jednak teraz zastanawiać się, kto i kiedy je zostawił, gdyż wtem skrzydlaty stwór znów się pojawił. Musiał szybko znaleźć sposób, by chociaż przez pewien czas go unieszkodliwić.
Sięgnął do swoich nowo poznanych mocy i skierował w stronę monstrum psychiczne uderzenie. Natura ataku miała na celu zamglić jaźń potwora i ograniczyć jego zdolności poznawcze. Neff miał nadzieję, że da im to szansę na wyprowadzenie kontrataku.
W jego głowie pojawiła się również nagła myśl. Jeśli zasięg widzenia szkarady ulegnie zmniejszeniu będzie musiała zejść nieco niżej, żeby móc ich dostrzec. Na tyle blisko, by…
Neff przekazał mentalnie w stronę Iskierki zarys swego planu. W jego mniemaniu pomysł był na tyle szalony, że mógłby się udać.

 
Koime jest offline  
Stary 15-09-2019, 12:35   #114
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Mukale i Pelaios

im jeszcze plemię zdążyło "zwinąć swoje namioty" i ruszył w dalszą drogę, Mukale nie mogąc powstrzymać narastających w nim obaw, podszedł do Pelaiosa z poważnym - jak zawsze - wyrazem twarzy.
Wielki Bawole! – zaapelował do Wodza – moja dusza doznaje rozterki. Pragnę wymienić z tobą myśli w sprawie naszej rychłej wyprawy do jądra ciemności. Czy wysłuchasz swego sługi?.

Pelaios skinął głową, choć nie bez obaw. Choć przyzwyczaił się do bycia “Wielkim Bawołem”, Mukale budził w nim mieszane uczucia. Lubił dzikiego wojownika, ale jego poglądy zawsze zaogniały i tak już napiętą sytuację w drużynie. Zastanawiał się, czy i tym razem będzie tak samo.
Mów otwarcie Mukale. – odpowiedział – Postaram się rozwiać te rozterki… o ile będę w stanie
Nie śmiem wątpić w to, że jesteś mocen to uczynić. Nie miałem w zamiarze wzbudzić w tobie rozterek co do mojej wierności. Zawsze oddaję ci hołd jako Wodzowi silnemu i mądremu, roztropnemu. Tyś lwem naszego ludu, a my twoje lwiątka. Idziemy tam, gdzie Wódz nasz idzie. Twoje lwice zaś jak najdorodniejsze owoce papai, słodkie i soczyste. W swej prostocie, zwykłego wojownika, w uniżeniu mym zarazem, pojąć nie potrafię jednakże twych zamiarów względem obcoplemieńców. Czy nie wzbudza w tobie gniewu ich zachowanie? Czy to, czego byliśmy świadkiem, co uczyniła ta miernota, chlubiąca się jak głupia mianem wojownika, nie budzi w tobie wątpliwości? Czy nie sądzisz, że jej nieopanowana druga natura, natura psa dingo, może zgromadzić czarne chmury nad naszemi głowy wtenczas, kiedy w największej będziemy trwodze? Mów Wodzu, bo sługa twój słucha.

Gdy Mukale mówił, Pelaios był coraz bardziej zaskoczony. Na wzmiankę o papaiach, choć nie wiedział co to za owoc, mimowolnie zerknął w kierunku zbierających się towarzyszy zawieszając wzrok na żeńskiej części drużyny i ich niebojowych atutach. Diabelstwo było już pewne, że nietypowa mowa i słownictwo czarnoskórego mężczyzny, zdobyłoby niewątpliwe uznanie na salonach, gdyby oprawić je w jakiś zgrabny tomik. Już widział oczami wyobraźni te rumieńce na twarzach dziewcząt porównywanych do soczystych owoców.
Jednak temat rozmowy nie był taki przyjemny. Szlachcic odchrząknął zbierając myśli. Spojrzenie powędrowało wpierw na Valfarę, a potem wróciło do towarzysza.
Budzi to we mnie wątpliwości Mukale… jak wiele rzeczy z którymi ostatnio przyszło mi się borykać. Jednakże to co widziałem nie stanowiło dla mnie zaskoczenia. Już wcześniej miałem swe podejrzenia. Teraz zaś zostałem w nich upewniony. – zawiesił na moment głos, po czym kontynuował – Rozsądek podpowiada mi, by nie odwracać się plecami do tych, których podwójna natura może mi zagrażać. Czy jestem w stanie jej zaufać bezgranicznie? Z pewnością nie. Jeszcze nie teraz. Kto wie czy kiedykolwiek. Widzę jednak że walczy z tym co próbuje się wydostać. Uratowała mi raz życie. Mój instynkt podpowiada mi, że jej obecność może nam pomóc.
Położył dłoń na barku wojownika, co mogło wyglądać dziwnie, bo Pelaios pomimo rogów był wciąż niższy.
Powiedz mi. Czy spotkałeś kiedykolwiek na swej drodze kogoś o podwójnej naturze? Człowieka kryjącego bestię?

Bestia kryje się w ciemnych zakamarkach ducha każdego z nas, poza Przodkami. Spotykałem nie raz ludzi, którzy, gdy stawałeś im naprzeciw, przybierali postać piękną, smukłą, silną lub oku miłą. Zaś ledwie wzrok twój odsunąłeś na chwilę, z pyska wystrzelał język rozdwojony, a oczy stawały się oczami żmii. Wiem jednak, że pytasz inaczej, pytasz o takiego człowieka, jak jedna z naszych kobiet. Znam ja i takich. Potężni szamani mojego dawnego ludu potrafili z mocy Przodków zmienić niemowlę w tukana, a siebie samych w dzikiego leoparda. Nigdym jednak nie widział takiego, tylko najwięksi mędrcy Mutampa potrafili naginać naturę podług swej woli. Oni jednak - zważ, o Wodzu - czynili to świadomi swoich czynów. W zgodzie ze swoją wolą, nie wbrew jej. Zaś sprawa odszczepieńczej kobiety nie jest li sprawą jej dwunatury. Ona nie jest częścią naszego ludu i inne ma cele niż nasz lud. Jak i inni jej bracia, jak i jej ohyda. W każdej chwili dążenia ich mogą stać się przeciwne naszym, a wtedy zwrócą ku nam swe ostrza i łuki. Jeśli byśmy - racz rozważyć, Wodzu - uprzednio pozbawili ich życia, wyprawa nasza byłaby bardziej spokojna i nie trzeba byłoby nam spoglądać w cień ukryty za naszymi plecami.

Pomimo wzmianki o pozbawianiu życia, Pelaios uśmiechnął się.
Obawiam się, że ta wyprawa nigdy nie będzie spokojna. Wiem jednak co cię trapi i podzielam twoje obawy… do pewnego stopnia. Zanim bowiem ruszyłem na te ziemie, słyszałem o niej… o tej kobiecie. Służy wodzowi, wobec którego pan tych ziem, po których stąpamy chylił czoło. Nie wiem co zrobi, gdy już poradzimy sobie z tą… mgłą. Jednak jestem niemal pewien, że tak jak i my, chce zniszczyć zło z którym przyjdzie nam się zmierzyć. Choćby po to, by móc stąd odejść. Nie martwi mnie jej motywacja… a to czy zdoła utrzymać bestię pod kontrolą. Zawsze umiałem czytać ludzi i w tej umiejętności pokładam swoje nadzieje od początku tej wyprawy. Bardziej obawiam się tego czego nie znam. To czego nie wiem. Jednym z pytań rodzących się w mym sercu jest to, czy dwie druż… dwa plemiona to wystarczająca siła, by zarówno przezwyciężyć monstrum z jakim przyjdzie się nam zmierzyć i powrócić cało, nie zostawiając za sobą więcej trupów. Wiem że ty nie boisz się śmierci. Ja zaś wiem, że nie lubię jej oglądać.

Czytać… – powtórzył cicho pod nosem czarnoskóry wojownik. Nie wiedział, co to oznaczało, ale mniemał, że było czymś potężnym, może i rodzajem mocy Przodków, danej Wielkiemu Bawołowi? Wtem jednak jego myśli skupiły się na innych słowach Pelaiosa.
Nie "lubisz", Wodzu, oglądać śmierci? Nie raduje cię widok idących na śmierć wojowników, stąpających dumnie ku krainie Przodków, niosąc na ustach twoje imię? Inne są tu obyczaje niźli w mej ojczystej ziemi, choć ten jest najmniejszą z niezgód. Dla mych braci w krwi nie ma nic bardziej haniebnego od długiego życia. Kto żyje długo, ten nie szukał w swym życiu boju, lecz chował się pośród kobiet i dzieci, gdy inni piersią swą je zasłaniali przed wrogiem. Kto umiera jako starzec, ten jest pośmiewiskiem dla rodziny i zgorszeniem dla plemienia. Takich lud Mutampa się pozbywa, aby nie kalali jego czystego łona.

W tym momencie zawahał się. Chciał jakby zapytać o coś jeszcze, lecz bił się z myślami.

Twoja wola jest moją – skłonił się nisko. – Nie będę czynił żadnego gwałtu odszczepieńcom. Przynajmniej dopóty oni sami w swej przewrotności nie sięgną za broń przeciwko nam. Tobie Przodkowie dali nad nami władzę, cokolwiek rzeczesz, idę za tobą, mimo mych wad i wątpliwości. Wiedz, o Wielki Bawole, że choć jestem inny od was i pochodzę z daleka, przyjmuję wolę Przodków, którzy zesłali mnie do tego plemienia, pod twój rozkaz. Moja włócznia nie jest ani na jotę mniej wierna niż włócznie innych twych wojowników, choć jestem ostatnim spośród nich. Racz nie watpić przeto we mnie, mimo że nie mamy wspólnego ojca ani dziada. Na Przodków! Bodajbym zdechł jako zniedołężniały staruch, jeśli język mój jest językiem żmii! – uderzył się prawą dłonią mocno w pierś, tak że nietrudno było to innym usłyszeć, nawet jeśli nie słyszeli dotychczas ich rozmowy.

Pelaios był jak zwykle onieśmielony deklaracjami Mukalego i jak zwykle starał się tego po sobie nie okazać.
Rad jestem. Cieszą mnie też twoje wątpliwości i pytania – oznajmił – Może i nie znasz tych ziem i obyczajów, ale nie boisz się z tym mierzyć. To więcej niż mógłbym rzec o większości osób, które spotkałem w swym życiu
“Łącznie ze mną” – dodał w myślach.
Mukale zdawał się być prostym człowiekiem, ale tylko z pozoru. Pewne rzeczy wciąż wymykały się diabelstwu poza granice pojmowania.
Wyjaśnij mi Mukale… nazwałeś mnie Wielkim Bawołem. Wspominałeś o Leopardzie… dużo mówisz o zwierzętach. Natura jest ci bliska, widzę to. Gdybyś nie wyraził swych wątpliwości rzekłbym że byłbyś przychylny komuś o zwierzęcej naturze.

Nosisz na głowie rogi bawoła. Jakem miał cię nazwać? – odpowiedział szczerze zdziwiony pytaniem, po czym zdjął z szyi amulet w postaci leoparda i szybkim, energicznym ruchem zamieścił go przed twarzą Pelaiosa. – Spojrzyj na ten amulet, Wodzu. To kamień ociosany tak, by kształtem swym przypominał leoparda. Jest on moim totemicznym znakiem, moim duchem-opiekunem. Każdy wojownik ma Przodka, który go chroni w boju. Przodka, którego po śmierci uosabia zwierzę, do którego za życia upodobnił się najbardziej. Małpą będzie więc głupiec, żmiją kłamca, a leopardem wielki wojownik. Moim duchem-Przodkiem jest mój ojciec, Wielki Wódz Kalamalla, dwunasty spośród Mutampa w kolejności chwały. Odeń także mam mą włócznię. Kiedy rodzina pożre już ciało zmarłego, najgodniejszy spośród potomków przychodzi by spożyć serce i nerki. Wtedy cnoty zabitego nie giną, lecz przechodzą na syna. Wtedy też duch-Przodek zaczyna wędrówkę razem z Tobą, a szaman wręcza ci totem – wyjaśnił, miał nadzieję, dosyć zrozumiale.

Zaś gdy pytasz o dwunaturę innych - nie ona dokładnie budzi moje obawy. Jakem mówił, i u nas najmędrsi szamani potrafią przybrać postać zwierza. Nie rzekłbym słowa wątpiącego, jeśliby to Rozmawiający z Duchami, ze swej woli, przybrał inny kształt żywy. Lecz jeśli czyni to kobieta, ta, której czarów czynić nie wolno, wiem, że rodzi nam przeto zagrożenie.

Pelaios starał się nie zdradzić z osłupieniem w jakie wprawiła go wzmianka na temat jedzenia zmarłych, poczynione jakby to było coś normalnego. Raz jeszcze stanęła mu przed oczyma scena z katakumb świątyni.
Nie był gotów by zmierzyć się z tym tematem. Postanowił skupić się na ostatniej uwadze Mukalego. Potrzebował jednak pomocy.
W naszym świecie zarówno mężczyzni jak i kobiety parają się czarami… co już pewnie zauważyłeś. Dla przykładu Hanah…
Skinął ręką na kapłankę by podeszła.
Cieszy się łaską swego Boga i dzięki niemu potrafi nas leczyć i wytwarzać światło.



ura mgły osiadała na myślach Pelaiosa bardziej niźli chciałby to przyznać. Czuł jakby niebo miało się zaraz zwalić na głowę. Czy to dosłownie, czy też w postaci rzucających się sobie do gardeł towarzyszy. Proklamował się ich przywódcą, choć sam nie wiedział co go do tego skłoniło. Czemu tak wybuchł? Uniósł się dumą? On? Chciałby żeby było to takie proste. Na jego oczach namiastka tego czego nigdy nie miał przesypywała się przez palce, a on nie będąc nauczonym jak sobie z tym radzić poszedł na skróty.

Nigdy nie uważał siebie za mocno oddanego jakiejkolwiek wyższej idei. Czy to religia, czy też rodzina. Poddawał wątpliwościom wszystko to co inni brali za niepodważalne. Teraz płacił za to wysoką cenę. Nie mogąc znaleźć żadnego oparcia, nie mógł się opędzić od gromadzących się w głowie wątpliwości. Kurczowo trzymał się chęci życia lecz właśnie tą chęć mgła odbierała najszybciej. Miał jeszcze zadanie... nigdy żadnego nie zawalił. Ta myśl trochę mu pomagała. Trochę.

Pojawienie się nowego przeciwnika, powitał nawet z ulgą. Oczywiście był nim przerażony. Któż nie byłby? Zajadłość upiornych dyń, tym razem na skrzydłach? To miejsce ewidentnie ewoluowało. Jednakże przeciwnik dodawał adrenaliny, ta zaś brutalnie odsuwała jakiekolwiek pesymistyczne myśli na bok. Zaczęła się ucieczka.

Pelaios starał się wypatrywać zagrożenia, ciągle czujny. Ostatnie czego chciał to być porwanym w powietrze przez tą kruczą karykaturę. Wiedział jednak że jego rapier oraz noże na niewiele się zdadzą. Miał jeszcze łuk i wystrzelił z niego kilka strzał gdy była ku temu okazja, jednak przez przeklętą mgłę wszystkie chybiały celu.


o stu diabłów! – warknął pod wpływem niemocy – Zaszir, łap. Kupcie nam trochę czasu.

Rzucił rannemu diabelstwu łuk oraz kołczan. Sam zaś zeskoczył przed wrota.

Nie potrafię przełamywać zaklęć, ale umiem grać w szachy i "Zwierzenia Portowej Dziw..." – urwał zerkając na Rowenę. – Jeśli jest w tym choć odrobina logiki, to może będę w stanie pomóc.

Pelaios skupił się na symbolach. Nie tylko ich znaczeniu, ale też ułożeniu i powtarzalności. Każda łamigłówka, magiczna czy nie, posiadała rozwiązanie. Zamierzał je odnaleźć.
 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 15-09-2019 o 13:47.
Jaracz jest offline  
Stary 15-09-2019, 13:45   #115
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
anah miała swoje wątpliwości. Nieświadomie przybrała postawę wioskowego prostaka wobec Roweny. W rozmowie posługiwała się prosta mową i prostą jak cep logiką. Wystarczyło jednak, aby ktokolwiek inny chciał z nią porozmawiać i cała ta zmiana znikała.


Hanah – Pelaios zagadnął kobietę na osobności.
Hmm..? Słucham.
Ech… - diabelstwo westchnęło. – musimy pogadać.
Pelaios wydawał się być czymś strapiony.
W czym mogę pomóc? Siadaj – kapłanka poklepała miejsce obok siebie.
Usiadł, ale nie odezwał się od razu. Jeszcze przez chwilę wahał się lub zbierał myśli.
Potrzebuję twojej pomocy. – nie przyszło mu to łatwo – Jesteś kapłanką prawda? Powinnaś pomagać. Ja… to wszystko wisi na pojedynczym włosu i jakiś głos z tyłu głowy mówi mi, że zaraz <gnomie przekleństwo>. Przepraszam – dodał od razu.
Nie bardzo rozumiem. Jesteśmy w bardzo niebezpiecznym miejscu, to oczywiste, że się martwisz, ale jak do tej pory radzimy sobie… w większości. Czym dokładnie się martwisz Pelaiosie?
Nami. Wszystkimi – wyjaśnił cicho. – Niby mamy wspólny cel, ale mam wrażenie jakbym trzymał w rękach rozgrzane węgle. Trzymać można… ale jak długo? Czasem mam wrażenie, że gdybym się tu wybrał z grupą fircyków, powtarzających co milę że “To mi się nie podoba”, albo “Popatrz na jego nogawki, one są niemodne”, albo “Z ciemnoskórymi to ja podróżować nie będę, weź go zabij, bo kala mój wzrok”... to niewiele by się to różniło od obecnej sytuacji. No… może nie bałbym się trzasnąć tego i owego w twarz.
Uśmiechnął się słabo.
Wiesz, to ciekawe. Na początku tej wyprawy jak po raz pierwszy trafiliśmy do świątyni powiedziałam, że liczyłam na to, że grupa będzie bardziej zgrana i jednomyślna. W twoim mniemaniu nie było co liczyć na taki stan. Czemu teraz więc brak tejże właśnie jednomyślności cię tak przeraża? Bo tyle już zrobiliśmy? Tak daleko dotarliśmy? Powiedz mi. - Niebieskie oczy Hanah spojrzały na diabelstwo. Ich blask z początku wyprawy przygasł.
Pokręcił głową. Chciał w pierwszej chwili zaprotestować, ale Hanah miała rację.
Bo nie chcę. by to wszystko poszło na marne z powodu błahej różnicy poglądów. – powiedział. Chciał rzec coś jeszcze, ale się powstrzymał.
Nie pójdzie. Wszyscy są na tyle rozsądni, aby swoje spory odstawiać, kiedy pojawia się zagrożenie. Możemy być niepewni nowo poznanych, ale zobacz z pozostali nie okazali się problemowi. No na tyle na ile mogli – kobieta upomniała się w trakcie mówienia, aby ściszyć głos. Może byli kawałek dalej, ale kto wie czy ciekawość by kogoś nie przygnała podsłuchiwać.
Dziękuję, że się ze mną tym dzielisz. Możesz być pewny, że dopilnuję, aby się udało - położyła dłoń na barku diabelstwa.
Mhm… liczę na to. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. – spojrzał na nią, a ona mogła w jego oczach dostrzec z kolei blask, którego wcześniej nie było.
Ten widok sprawił, że na twarzy kapłanki pojawił się nikły uśmiech.
Dopiszę cię do listy istot mających ode mnie oczekiwania. Jesteś tuż obok świetlistego i nieziemsko pięknego anioła. Może uda mi się sprostać waszym oczekiwaniom… o Wielki Bawole.
Niemożliwe… – parsknął śmiechem, ale zaraz spoważniał i dodał. – Dziękuję.
Hanah kiwnęła głową. Jej dusza nie zaznała jednak pokrzepienia przed dalszą drogą. Dlatego oparłą głowę o ścianę i zamknęła oczy próbując zebrać się w sobie nim wyruszą dalej.



Czy to mogło spowodować, że szlachcianka straci nowo zdobyte zaufanie? Mogło, ale w tym momencie kapłance przestawało zależeć. Tak jakby im bliżej była osiągnięcia celu jej myśli koncentrowały się już tylko na tym. Nawet modlitwa poświęcona Ilmaterowi koncentrowała się na tym, aby bóg wsparł ją i odniosła sukces w imię dobra. Nie dane jej jednak było poświęcić się tej medytacji do końca. Cokolwiek się działo z Valfarą wyglądało to niedobrze. Nauczona jednak poprzednią rozmową z wojowniczką kapłanka nie zamierzała naruszać jej dumy oferując pomoc. Póki sama o nią nie poprosi Hanah nie zamierzała nic robić prócz utrzymać ją przy życiu. Ledwo zdążyła się ponownie zatopić w modlitwie, kiedy do jej uszu dobiegły jej słowa Mukalego, a zaraz potem Pelaios ją poprosił.

Wspomniana oderwała się od swoich modlitw. Podeszła do rozmawiającej dwójki rzuciła pytające spojrzenie obojgu.
W czymś pomóc? – zapytała zaciekawiona jak i zaniepokojona minami obu panów.

Mukale kontynuował mowę do Wodza.
- Nie śmiem obrażać zasad naszego plemienia. Dziwią mnie one, jak i dziwi wiele innych rzeczy, lecz milczę, bo nie mnie Przodkowie dali władzę nad tym ludem. Jeśli jednak widzę to u naszych wrogów, w duszy mojej budzi się niepokój przed ciosem zadanym z ciemności gąszczu. O tym też pragnę powiedzieć mojemu Wodzowi ku dobru plemienia. Tylko dlatego - zaznaczył mocno ostatnie słowo.

Pelaios skinął głową.
Wierzę w to. Wiedz też, że tak jak szamani twego ludu służyli radą swoim współplemieńcom, taką rolę pełni też Hanah – uśmiechnął się do kobiety – Jak się głębiej nad tym zastanowić, to w zasadzie została powołana do tego, by tłumaczyć zasady podług których należy kroczyć przez życie… w tym świecie rzecz jasna. Prawda Hanah?

Na twarzy kapłanki widać było zmartwienie. W co ją właśnie Pelaios wciągnął?
Tak..? Ja jedynie niosę słowo Ilmatera, swojego boga. Jeśli cię to nie razi z chęcią mogę opowiedzieć ci o tym jak ON widzi ten świat – skierowałą się do Mukalego próbując wyraźnie zaznaczyć, że jej bóg jest mężczyzną i nawet jeśli ona jest kobietą to przekazuje męski pogląd na świat. Czy jakoś tak.

- Nie wiem, kim jest "bóg" - odrzekł tym razem do kobiety Mukale. - Tak zwiecie swych Przodków? Czy może ten, którego imię przywołałaś, był twym pierwszym mężem? Jeśli dusza twa zazna natenczas ulgi, z radością wysłucham opowieści o męstwie i odwadze twego męża, smutna Wdowo.

Hanah opadła szczęka i z trudem przyszło jej ją zamknąć.
Nie, Ilmater nie był moim mężem – słowa aż skręciły kobietę. To było nie do pomyślenia! – Możesz go nazywać przodkiem. Mamy wielu przodków w tym tę, której święte miejsce odwiedziliśmy. Przejdę jednak do sedna. Nazywasz tych, których spotykasz innym plemieniem, ale to nieprawda. My wszyscy jesteśmy z jednego wielkiego plemienia. Jesteśmy jak te liście na drzewie - mnodzy. Zastanów się, czy liść z jednego krańca drzewa zna liść z drugiego krańca? Przez naszą ilość nie znamy swoich twarzy i pozornie jesteśmy sobie obcy. Są pośród nas synowie ważnych osób, jak Pelaios, są ich słudzy jak Valfara. Są jednak osoby jeszcze ważniejsze niż tego, którego nazywasz wodzem. Mamy wodzów innych wodzów, aż jest jeden, który dowodzi wszystkimi. Jesteśmy niczym mrowisko - kobieta naprawdę miała nadzieję, że użyła dobrych metafor i choć trochę nakreśliła mu sytuację.

- Pojmuję, Wdowo. Jeżeli jesteśmy jednym plemieniem, wybacz mi, Wodzu, że wyrażałem się pogardliwie o braciach. Nie zdawało mi się jednak, byście okazywali im miłość tak, jak sobie nawzajem - w jego głosie zabrzmiała jakaś zagadkowa nuta. Zwrócił się potem ponownie do Hannah - Kto jest tu zatem wodzem wodzów? Gdzie go mogę spotkać? I co uczynić, gdy wola Wodza Wodzów odmienna jest od woli naszego Wodza?
Struktura tych plemion była wielce skomplikowana, Mukale zaś pytał, bo nie chciał uchybiać tutejszym zwyczajom. Po chwili przyszło mu do głowy jeszcze jedno.
- Jeśli wszyscy są braćmi, kto jest zatem naszym wrogiem?

Hanah ponownie musiała się zastanowić. Wbrew pozorom odpowiedź wcale nie była taka prosta.

Zacznę od początku wodzem wodzów jest rada ludzi zwana Ukrytymi Lordami w miejscu zwanym Waterdeep. Jest mała szansa, że ich spotkasz, bo większość trzyma swoje oblicza w tajemnicy. Nie pokazują się też oczom swoich podwładnych. Zawsze możesz prosić o audiencję u nich, lecz szczytem szczęścia będzie jak ich przedstawiciele będą chcieli przemówić do ciebie w ich imieniu.

– Jeśli chodzi o odmienną wolę Lordów i Pelaiosa… dla mnie ta sprawa jest prosta - jeśli składasz swoją lojalność jemu, to trwasz przy nim, aż niezgodność nie zostanie rozwiązana lub przyjmujesz wraz z nim konsekwencje.

– Sprawa wrogów niestety jest bardziej skomplikowana. Widzisz tak duże plemię musi stawiać czoła wielu niebezpieczeństwom. Nierzadko są to potwory podobne tym z którymi wspólnie walczyliśmy. Istoty stworzone ze zła i mrocznej magii. Burzą one porządek jakim toczy się codzienne życie plemienia… Są jednak też przypadki godne pożałowania, kiedy brat podnosi ręki przeciw bratu. Dlatego tak ciężko nam witać podobnych nam mimo, że jesteśmy z jednego plemienia.


Odpowiedź była prawdziwa nawet jeśli Hanah bolał taki stan rzeczy. Na tym jednak polegało życie. Było wiele niewiadomych i to od prywatnej postawy zależało jak się to życie kreowało. Mukale mógł tego nie pojmować. Niezależnie od odpowiedzi kapłanka już tylko się ukłoniła i wyszła na górę. Pozbyli się chyba niebezpieczeństwa z samego domostwa więc uznała, iż chwila samotności dobrze jej zrobi. Nie zrobiła, bo pozostali uznali to chyba za znak i podążyli za nią.


czywiście coś na nich musiało czyhać. Hanah nie była gotowa. Nie była gotowa przyjąć to ze spokojem i rozsądkiem. Z miną godną poirytowanego zbira zacisnęła palce na złotej kuli i wycelowała w stwora. Z końców jej palców wystrzeliły dwa mleczno-fioletowe, falujące pociski. Biegnąc nie ustawała w ostrzeliwaniu dyniowego potwora, gdy tylko go dostrzegała. Była jak rozwścieczony byk – skoncentrowana na swoim przeciwniku. Do momentu aż nie zaczęły się krzyki. Sapnęła i odwróciła się w stronę Roweny i Pelaiosa. Sztywno podeszła do pieczęci bezceremonialnie odpychając dwójkę na boki. Jej oczy zajarzyły się złotem.

Hympf – fuknęła z wyczuwalnym niezadowoleniem. Wybrała trzy miejsca, które uznała za najbardziej newralgiczne magicznie i zwyczajnie użyła na nich swojej magii. Brutalnie dość zważając, że mogło to mieć swoje konsekwencje.

Gdyby to nie podziałało przekazała Rowenie, że wystarczy doprowadzić do zerwania zaklęcia, bo już i tak jest naderwane w tym miejscach. Swoją własną uwagę zaś zwróciłaby ponownie do potwora.
 
Asderuki jest offline  
Stary 15-09-2019, 18:05   #116
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Cely na widok skrzydlatego monstrum początkowo zamarła w bezruchu ze strachu. Jednak mentalna wiadomość, wysłana przez Neffa wyrwała ją z tego stanu. Wiadomość, która była planem. Pół-elfka nie miała czasu na analizowanie słów towarzysza, ponieważ potwór w każdej chwili mógł pochwycić, któregoś z członków jej grupy. Postanowiła więc zaufać pomysłowi elfa i działać. Wyciągnęła ręce przed siebie i poczęła wypowiadać słowa zaklęcia. Po chwili wokół stwora zaczęła wznosić się wysoka na 20 stóp wodna ściana, za którą zaklinaczka chciała uwięzić potwora.
 
BloodyMarry jest offline  
Stary 16-09-2019, 23:00   #117
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
hłód bił od zimnych kamieni piwnicy, a poczucie grozy potęgowało się z każdą chwilą, od kiedy Rowena z Dagonetem opuścili swoją kryjówkę. To miejsce, nie, cała okolica, do ostatniego włókna rzeczywistości przesiąknięta była przygniatającą aurą. Paladyn zastanawiał się, jak ci ludzie nie postradali zmysłów po tak długim czasie bycia wystawionym na jej działanie.

Siedzieli teraz w milczeniu ze szlachcianką na beczkach i skrzynkach, przygotowując się mentalnie na wyprawę i pozwalając pozostałym wypocząć po trudach, z którymi zmagali się po drodze. Rowena i Dagonet spędzili wiele godzin, mając tylko siebie za towarzystwo. Wiele z tych godzin minęło na podobnym milczeniu, choć nie było ono tak niezręczne, jak to teraz, wśród obcych ludzi.
Paladyn próbował ocenić nowo poznanych. Pelaios zdawał się dowodzić grupą, jeśli było możliwe określenie jakiejkolwiek hierarchii. Dagonet miał szacunek do diabelstwa, choć jednocześnie uważał go za najprawdopodobniej najbardziej niebezpiecznego, ze względu na jego spryt. Rozmyślania przerwał mu nagły atak, którego dostała wojowniczka.

Paladyn złapał za broń i począł wznosić modły do Lathandera, obawiając się opętania przez ciemne moce, jednak kobieta nie zmieniła się ni w demona, ni w diabła. Nowi towarzysze, choć widocznie poruszeni, nie działali pochopnie, co kazało Dagonetowi przypuszczać, że mieli już podobne doświadczenia, przez co paladyn zdecydował się zdać na ich osąd. Na szczęście Valfara szybko doszła do siebie, a Dagonet nie miał zamiaru protestować przeciwko rozkazowi do wyruszenia Troyi.


Rowena! – Dagonet krzyknął, gdy bestia pierwszy raz przeleciała nad ich głowami. – Tutaj panienko! .
Wzniósł tarczę, zasłaniając ich dwójkę od góry i popędzili razem z pozostałymi przez martwy las. W głębi ducha dziękował za to, że Rowena odmówiła skorzystania z jego magii. W tej sytuacji na grzbiecie wierzchowca stanowiłaby zdecydowanie łatwiejszy cel dla potwora.

Droga przez las wydawała się trwać wieki, lecz wreszcie, głośno dysząc, wybiegli na kamienną polanę, gdzie Rowena od razu skoczyła do pieczęci. Dwie osoby podążyły za nią, gdy reszta przygotowała obronę na górze. Gdy diabelstwo padło na ziemię, Dagonet podniósł tarczę wyżej i krzyknął:

Ścieśnić szyk! Nie zostawcie nawet najmniejszej luki! – w ręku już ściskał zaklętą włócznię i tylko czekał na dogodny moment. Ten nadarzył się już za chwilę, gdy elfia zaklinaczka przyzwała wodny krąg wokół potwora. Usta paladyna zaczęły poruszać się bezgłośnie, gdy wzniósł oszczep nad ramieniem, a pojedyncze, złotobarwne wyładowania i błyskawice przeskakiwały między bronią a pancerzem.

Niech dosięgnie cię boska sprawiedliwość, mroczny pomiocie! – zawołał paladyn, ciskając świetlisty pocisk w stronę bestii.
 

Ostatnio edytowane przez MatrixTheGreat : 16-09-2019 o 23:04.
MatrixTheGreat jest offline  
Stary 17-09-2019, 18:26   #118
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
raz z chwilą, kiedy straszydło wznosiło się po powaleniu Zaszira łowczyni posłała za nim strzałę, lecz ta zniknęła gdzieś pośród płaszcza spadających piór. Do diablęcia zaś dopadła zaraz wilczyca stając w pozycji obronnej i wypatrując niebezpieczeństwa. Skrzydlaty potwór po raz kolejny zaczął kołować nad nimi. Neff wyczekał odpowiedniego momentu po czym posłał w maszkarę uderzenie psionicznej energii. Dyniowata głowa przez moment wyglądała na zamroczoną, lecz zaraz skupiła swe liczne oczy na elfie. Nim ten zdążył zareagować pierzasta sylwetka pikując uderzyła szponami zaraz obok niego sprawiając, że stojące obok niego Astine i Cely cofnęły się o krok. Dostrzegając wyciągany przez tropicielkę miecz sieknął ją na odlew szponami praktycznie zrywając z niej skórzany pancerz, po czym tak gwałtownie jak runął na ziemię tak też wzbił się w niebo.

Widząc co się stało reszta towarzyszy czym prędzej zacieśniła szyki. Valfara stanęła u boku Zaszira, który wstając z ziemi porwał za łuk rzucony mu przez Pelaiosa. Strzała zaraz znalazła się na cięciwie gotowa do pomknięcia w stwora kiedy tylko znajdzie się w dogodnej odległości. Tarcza wraz z Mukalem stanęli na flankach nastawiając włócznie i tarcze. Rycerz dobył też miecza dostrzegając, że jego buława raczej nie zda się tu na wiele. Troa odciągnęła krwawiącą Astine kawałek bliżej wrót, przy których pracowała już Rowena wraz z Pelaiosem i Hanah. Dziurę w formacji załatał swą osobą Dagonet jednocześnie ciskając raz i drugi oszczepem, który niezwykłym sposobem pojawiał się z powrotem w jego ręce nie wiadomo kiedy. Ciągnąc za sobą delikatną smugę elektryzującej się energii przeszył stwora dwukrotnie, a z ran sypały się kawałki gałązek i kości.

Ciągnięta Astine starała się podnieść swój łuk i dalej strzelać, lecz kiedy tylko spróbowała umieścić strzałę na cięciwie ta spadła na ziemię. Dysząc i pojękując z bólu oddała się w ręce wiedźmy i wraz z nią jeszcze bardziej zbliżyły się do wrót. Tymczasem Neff cisnął kolejną porcją mentalnej mocy, która wydawała się tym razem zauważalnie targnąć potworem. Ten zaś najwyraźniej postanowił zmienić strategię. Wylądował może paręnaście metrów przed nimi i wtem wydarzyło się coś niespodziewanego nad czym Cely pracowała w cieniu swych towarzyszy. Wokół straszydła wytrysnęła woda momentalnie zamykając go w kopule z płynącej wody, która pochłonęła strzałę wypuszczoną przez Zaszira. Potwór spróbował wylecieć wylecieć, lecz woda okazała się zbyt wielką barierą.

Z ich perspektywy wyglądało to tak, że długie pazurzaste skrzydła próbowały przebić się przez wodę, lecz były porywane przez nią i ściągane w dół. Chwilę radości i triumfu przerwał straszliwy, potępieńczy wrzask wielu głosów, który zdawał się wydobywać z wnętrza bąbla. Tym, którym było to dane dostrzegli rozmazaną przez wodę scenę, gdzie z rozwartej szeroko szczęki potwora krzyczało coś co przypominało kilka ludzkich głów. Ów dźwięk niósł ze sobą ziarno pierwotnego, czystego strachu, które zapuściło korzenie dosyć niespodziewanie między innymi w takich mężnych sercach jak to Mukalego i Dagoneta. Wtem na przedzie między nimi a maszkarą stanęła Valfara, kiedy Zaszir wraz z wilkiem dołączali do reszty.
Długo tam jeszcze?! – woła zniecierpliwiona i wyczekująca okazji do skoku.

Tymczasem Rowena w asyście Pelaiosa i Hanah robiła co mogła. Stres i strach zdawały się działać na nią mobilizująco, bowiem już po szybkim rzucie oka ostrzem sztyletu deformowała i zniekształcała jeden z symboli składających się na glif. Hanah zaś nie traciła czasu i korzystając ze swego magicznego wzroku wskazała trzy słabe punkty w budowie zaklęcia. Rowena idąc za jej radą przyzywa moc czaru rozpraszającego zaklęcia i skoncentrowała go w jednym z osłabionych miejsc. Energia, z którą jaśnieje glif momentalnie blednie, lecz nie znika całkowicie. Pelaos, który z początku nie rozumiał zbytnio co się dzieje, lecz obserwacja poczynań obu kobiet wskazała mu ścieżkę, którą musiał podążyć. Natychmiast sięgnął po sztylet i rozorał jego końcówką kolejny ze znaków. Magia strażnicza tli się niby płomień świecy podczas wichury, a przynajmniej do czasu, kiedy Hanah nie postanawia uderzyć mocą w ostatni z wrażliwych punktów. Przez moment wydawało się jej, że czar trzymające przejście zamkniętym znów nabiera siły, lecz jego rozjaśnienie zniknęło tak szybko jak się pojawiło, a w litym kamieniu pojawiła się biegnąca przez środek pionowa szpara.
Mamy to! – głos Hanah niesie się, a zaraz za nim zawołanie Pelaiosa:
Do środka! Wszyscy!
Dogonecie! Pomóżcie!

Paladyn tylko się odwrócił i natychmiast skoczył ku tej, którą postanowił chronić. Naparł barkiem z całych sił na wrota, a te z chrzęstem stanęły otworem. Zaszir natychmiast pomógł Troi i Astine wejść do środka. Tymczasem straszydło przebijało się przez ścianę wody. Wytknęło swój łeb i skrzydła, zrobiło coś na co czekała Valfara. Wojowniczka skoczyła na niego i wbijając oba ostrza w jego cielsko zawisła obok jego głowy. Ten chciał zatopić w niej swe zębiska, lecz te tylko łamały się na blasze jej napierśnika.
To za Herda!Valfara wznosła okrzyk i cięła przez dyniowatą głowę odrąbując kawałek. Pod wpływem targnięcia ciężko spadła na ziemię. Słysząc wołanie czym prędzej podnosła się z ziemi i ruszyła w kierunku wejścia do ruin. Stwór spróbował ją powstrzymać, lecz szponami jedynie nadszarpnął jeden z naramienników. Tarcza asekurowała ją kiedy wspólnie przekraczały kamienne wrota. Wspólnymi siłami starali się je zamknąć, lecz widok pędzącego za nimi monstra przywołał ten nienaturalny strach. Straszydło było już niemal przy nich, kiedy nagle odbiło się od pustej przestrzeni rozwartych wrót jak od ściany. Nie szukając wyjaśnień tego co się właśnie wydarzyło zamknęli za sobą przejście. Wraz ze znikającymi promieniami światła znikała też sylwetka potwora. Zapadła ciemność.

Przynajmniej do chwili, kiedy tunelu nie rozświetliły trzy świetliste kule unoszące się w powietrzu. Hanah zaś lekko osłupiała wpatrywała się w sierp, który nie chciał rozpromienić się złotym blaskiem. Przez wszechobecne dyszenie przebił się jęk Astine, która oparta o kamienną ścianę trzymała się kurczowo za pierś i brzuch, a spod rąk ciekła krew.
Spokojnie dziecko pomogę ciTroa już klęczała przy niej i przyłożyła swe dłonie w miejsca, które zostały pokiereszowane przez szpony. Delikatne szarawe światło przepłynęło z wiedźmy na dziewczynę, lecz ta nie zdawała się czuć lepiej.
Nie rozumiem… powinno działać – zaskoczona Troa wezwała gestem Hanah. Niepewna kapłanka ostrożnie odsunęła jedną z rąk Astine by zobaczyć paskudne rany, z których powoli ciekła krew. Szczególnie niepokojące było rozchodzące się wokół nich zasinienie. Dostrzegła również, że niewielkie fragmenty ciała wykazują ślady charakterystyczne dla leczenia magią, lecz niesłychanie mniejsze niż by się spodziewała. Valfara również to zauważyła.
Zaszir a jak z tobą?
Diablę wskazało na kilka płytkich szram na ramieniu krzywiąc się przy tym lekko z bólu. Wokół nich również skóra siniała.
Dam radę. Trzeba czegoś więcej by się mnie pozbyć. – Puścił jej oko chociaż bez uśmiechu.

W pierwszej chwili tego nie zauważyli, lecz w tym miejscu owa ciężka, odbierająca chęć do życia atmosfera była jeszcze jeszcze silniejsza, jeszcze bardziej przytłaczająca i demobilizująca. Dosłownie odbierająca siły.
Tutaj jej nie pomożemy – odezwała się Rowena. – To miejsce pełne jest negatywnej energii. Magia lecznicza jest o wiele mniej efektywna jeżeli w ogóle zadziała. Trzeba nam czym prędzej zatrzymać to co się tutaj dzieje.
Mogli się z nią nie zgadzać, mogli jej nie lubić lub nie ufać jej osobie, lecz w tej chwili wszyscy podświadomie rozumieli, że ma rację. To miejsce pozbawiało ich życia jeszcze szybciej niż reszta tej krainy.

Tymczasem Nephilin skupiony był na czymś innym. Na wrażeniu, którego nie doświadczył od chwili, kiedy przekroczyli granicę mgły. Tym razem te dziwne dreszcze na plecach, to uczucie obcowania z energią podobną do tej, którą sam władał było niezwykle wyraźne i niemal wszechobecne. Niemal instynktowne odwrócił się w kierunku ciemności korytarza, który mieli przed sobą, ku źródłu tej mentalnej mocy, której specyficzne muśnięcie odczuł na samym początku wyprawy, a które obecnie zdawało się go nie opuszczać.



zli w głąb ruin, w ciemność rozświetlaną blaskiem magicznych kul przyzywanych raz po raz przez Rowenę. Dźwięk ich kroków rozbrzmiewał lekkim echem odbijającym się od gładkich kamiennych ścian oraz posadzki. Niemniej nie było tutaj pusto. Co i rusz natykali się na kamienie, drobne szczeliny lub odłupane kawałki wielkich kamiennych bloków, z których wzniesiono to miejsce. Im dłużej szli owym korytarzem tym ich podejrzenia co do losów tego miejsca stawały się wyraźniejsze, aż w wreszcie Pelaios mógł powiedzieć z pełnym przekonaniem, że ruinami coś wstrząsnęło, jakaś siła i jedynie kunszt dawnych architektów sprawiał, że ich ścieżka wytrzymała się i nie zwaliła. Tak przynajmniej było do momentu, kiedy po kilku kolejnych minutach marszu nie zaczęli napotykać coraz to większych zniszczeń, niekiedy niemal zawalonego przejścia. Aż do momentu kiedy pojawił się kryształ.

Pośrodku zawaliska, lekko przechylony widniał ogromny zielonkawy kryształ, z którego rozchodziły się żyły tego samego materiału niejako przelewające się między kamieniami stropu oraz zapadliska za nim. Wyglądało to tak jakby ów kamień podtrzymywał całość przed zawaleniem się na niego, lecz to nie była najbardziej intrygująca rzecz w tym widoku. Tym czymś była istota zamknięta w krysztale, a dokładniej osoba dziwnej aparycji. Wydłużone lekko podobne do elfich uszy, koścista twarz jakby obciągnięta skórą pokrytą plamkami, długie pasma siwych włosów ciągnęły się z wąsów, brudki oraz za nim. Odziany w dziwny, zwiewny strój prezentował się niejako dostojnie i prosto jednocześnie.


Rowena zbliżyła jedną z kul do kryształu. Przyjrzała się.
Toż to gith – stwierdziła równie zaskoczona co zaintrygowana.

”Składam wam ukłon klanu Zerchai.” – Słowa owe nie zostały wypowiedziane, a *pojawiły się* w ich umysłach. Rowena wzdrygnęła się, tak samo jak Dagonet czy Troa, lecz dla awanturników spoza Łanu telepatia stała się czymś normalnym. Neff zaś przez moment zawahał się czy miałby pozwolić na mentalne połączenie, lecz w tej samej chwili uświadomił sobie, że to właśnie ta osoba, ów *gith*, była źródłem tej mentalnej mocy.
”Niepokój i strach, które wami targają prowadzą do tego, iż *poznaję* prawdę waszego przybycia. Jednak ku memu smutkowi nie nadeszliście tu by uwolnić mnie z kajdan Kai’riga. Nie, bowiem Wam nie dane było *poznać* osoby Lig’gora. Dostąpiliście miast tego *poznania* jego porażki wynikłej z tego, iż on *poznał* za późno prawdę kryjącą się za tym co nieskutecznie próbował powstrzymać.”


 
Zormar jest offline  
Stary 17-09-2019, 22:46   #119
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
anah patrzyła na sierp z rosnąca realizacją co się stało. Zimny dreszcz sprawił, że włosy na karku stanęły jej dęba. Nie czuła go. Nie było jego ciężaru. Nie miała połączenia ze swoim patronem. Od razu pojawiło się wiele pytań: czy to chwilowe? Czy będzie musiała ponownie go odnaleźć? Jak oni sobie poradzą bez jej mocy? Jak ona sobie bez nich poradzi?

“Kapłanka” podniosła spojrzenie tempo patrząc się w ciemność. Wzięła głęboki oddech. Drżała.

NIE

Mogła nie mieć swoich mocy, ale nie była bezsilna. Mogła działać. Kiedy Rowena przyzwała swoje światło Hanah zrzuciła plecak i przyklękła przy Astine. Korzystając z resztek swoich bandaży zabandażowała łowczynię.

Słuchajcie. Nie jestem w stanie korzystać ze swoich mocy więc musicie się bardzo pilnować. Nie będę w stanie was uleczyć nawet połowicznie. Ktokolwiek z was ma jeszcze bandaże? Moje są już na wyczerpaniu – głos kobiety drżał, mimo że starała się mówić na tyle głośno, aby każdy ją usłyszał. Niezależnie od odpowiedzi kobieta nie chciała, póki co wchodzić w szczegóły stanu w jakim była.

Idąc wraz z ciemnym korytarzem obracała w palcach symbol Ilmatera. Tyle wątpliwości ciążyło w jej głowie. Tyle obaw. Bała się o siebie, o to czy będzie w stanie wspomóc innych pomimo braku mocy. Czy będzie jakkolwiek przydatna? Co zrobi, jeśli pozostali będą potrzebować pomocy? Co będzie mogła zrobić?

"Dzisiaj jest pierwszy dzień z tego, co zostało z twojego życia, więc przeżyj go dobrze."

Dewiza Ilmarytów pojawiło się w pamięci tak nagle jakby samo bóstwo je zesłało dla pokrzepienia swojej wyznawczyni. Nawet jeśli to nie był on, to wspomnienie pociągnęła za sobą następne. Przypomniała sobie swojego mentora, jego postawę, jego oddanie i poświęcenie. Zacisnęła mocniej dłoń na medalionie. Ucałowała go. Przypomniała sobie co powinna robić, kim być niezależnie od swoich możliwości. Wyprostowała się i pomimo ciężaru otaczającej ich aury wydawała się jej już nie podlegać. Odnalazła na nowo swoją siłę.
 
Asderuki jest offline  
Stary 20-09-2019, 18:18   #120
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
'a magia nie jest taka trudna' - pomyślał Pelaios gdy bariera w końcu została przełamana. Nie było jednak czasu świętować zwycięstwa. Bestia atakowała. Fakt że Mukalemu i pozostałym zbrojnym nie udało się jej jeszcze zaszlachtować, nie napawał optymizmem. Jeśli to był jedynie pomiot istoty, z którą przyjdzie im się mierzyć, jakie szanse mogli mieć, jeśli nie poradzili sobie z dyniokruczą abominacją?

Na dodatek rewelacja Hanah dorzuciła trochę ołowiu, do i tak ciężkich butów. To dzięki jej leczeniu część z drużynników jeszcze żyła. Mieli się obyć bez tego? Diabelstwo przyglądało się Astine ze smutkiem, czekając na to, aż kapłanka ją zabandażuje. O Zaszira się nie martwił. Wiedział że diabelstwa są twardsze niż czasem wygląd by na to wskazywał. Lecz łowczyni...
Ostatecznie zasugerował by trzymała się środka. Nie chciał by wystawiała się na przedzie na kolejne niebezpieczeństwo. Gdy zaś zbierali się dalej by ruszyć, zaczepił Hanah by powiedzieć tylko "Nie martw się. Damy radę.".

Na szczęście ruiny dawały złudzenie bezpieczeństwa. Może ich stan pozostawał wiele do życzenia, ale kamienne ściany i posadzka pozwalały się odrobinę rozluźnić. Pelaios nie musiał nasłuchiwać czy nic się do nich nie skrada, albo nie przegrzebuje spod ziemi.

Wrodzona ciekawość nie pozwoliła diabelstwu na bierną obserwację nowego 'krajobrazu'. Przez pewien czas sunął palcami po pęknięciach. Czasem zatrzymywał się by obejrzeć zdobienia. Zdarzyło się że podniósł raz czy dwa kawałek gruzu, by przyjrzeć mu się z bliska. Był żywo zaciekawiony pozostałościami cywilizacji która tu żyła, a także cywilizacją samą w sobie. Owe ożywienie było wyraźnie zauważalne, gdyż kontrastowało z ponurością która w ostatnich godzinach (dniach?) zawładnęła Pelaiosem, a także innymi drużynnikami.

Zaś odkrycie kryształu było wisienką na torcie. Zamrożony osobnik nieznanej rasy. Dziwna struktura podtrzymująca istotę w stanie zamrożenia. Po tym wszystkim co ich spotkało, nie wiadomym było czy mają do czynienia z kolejną formą zagrożenia. Mimo to Pelaios czuł się jak dziecko w pracowni cukierniczej. Już miał czynić krok do przodu, gdy kryształ/istota 'przemówiła'.

Nawet ostry jak brzytwa umysł Pelaiosa nie mógł do końca zrozumieć autora bełkotu. Na usta cisnęło się ozdobione przekleństwem...

Co?
 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 20-09-2019 o 18:33.
Jaracz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172