Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-05-2019, 12:10   #71
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację

W trakcie rozmowy Hanah z rycerzem

ely widząc jak Hanah póki co bezskutecznie próbowała się porozumieć z rycerzem, podeszła do Neffa i wskazała na kapłankę.
Neff czy mógłbyś może pomóc naszej towarzyszce swymi zdolnościami?– spytała sugerując umożliwienie Hanah porozumienia się z rycerzem za pomocą myśli.
Mistyk odwrócił głowę w stronę Dzierlatki, po czym zbliżył twarz do ucha Iskierki i cicho odpowiedział.
Czasem bezpośredniość i promienny uśmiech o wiele lepiej pozwalają się wzajemnie zrozumieć, niż wrzucanie innym słów prosto do głowy. Moim zdaniem świetnie sobie radzi, nie uważasz?
Półdrowka spojrzała w kierunku Hanah.
Nie do końca mi się wydaje, ale jeśli w nią tak wierzysz, to chyba i ja spróbuję. – odparła – Swoją drogą, jak będziesz miał wolną chwilę, to chciałabym potem z tobą pomówić.
Neff błagalnie wzniósł oczy ku niebiosom w niemej modlitwie. Co takiego było dzisiaj, że wszystkie kobiety miały do niego jakąś sprawę?
”Z tego co pamiętam, na jej pośladki jeszcze przecież nie zerkałem” - pomyślał i wytężył wolę, by nie odwrócić wzroku w stronę krągłości pół-elfki.
Chciałam z tobą pomówić na temat… – rozejrzała się na chwilę sprawdzając czy Mukale jest na tyle daleko by nie słyszeć ich rozmowy. – Em… Możemy przejść na chwilę na “niemą” konwersację?
Mistyk skupił się by połączyć swój umysł z Iskierką.
“Oczywiście. Jak mogę ci pomóc?”
Półdrowka spojrzała na mistyka z powagą.
“Podczas naszej drogi tutaj rozmawiałam z Mukale. Próbowałam wytłumaczyć mu parę rzeczy i widać, że zaczął się nad nimi zastanawiać. Między innymi dotyczy to Pelaiosa i tytułowania go Wielkim Bawołem. Gdy załatwimy wszystkie sprawy, które mamy do załatwienia tutaj, razem z Mukale chcemy udać się do Pelaiosa, by ten potwierdził bądź zaprzeczył moim słowom. Dlatego mam do ciebie prośbę, byś przestał upewniać Mukalego w błędzie, że Pelaios jest jego Wielkim Bawołem, a my Plemieniem i w momencie naszej rozmowy z Lisem czy jak ty zwykłeś go nazywać nie ciągnął tego teatrzyku, tylko wyjawił jak jest naprawdę. Nie przepadam za naszym egzotycznym wojownikiem, ale uważam, że jako naszemu towarzyszowi, należy mu się szczerość i nie należy robić z niego idioty.”
Neff wpatrywał się uważnie w dziewczynę, rozważając jej słowa. Uśmiechnął się pod nosem i odpowiedział bezgłośnie.
“To nawet zabawne pod iloma względami jesteście do siebie podobni. Nasz wysoki przyjaciel kilka razy prowadził już ze mną rozmowy, które były dziwnie podobne do naszej” – przerwał na chwilę, a jego twarz również spoważniała – ”Mylisz się jeśli sądzisz, że robię z niego idiotę. Starałem się jedynie przedstawiać mu sytuację w sposób, który byłby mu łatwiejszy do przyswojenia. Ani razu nie nazwałem nas plemieniem i robię co mogę, by zmienić utarte w jego naturze stereotypy. A jeśli chodzi o Lisa… To czy naprawdę jesteś pewna, że nie można mu przypisać miana wodza? M-Mukale widzi w nim ucieleśnienie legendy. Może nawet personifikację jakiegoś ducha. Czy to prawda czy nie, to sama musisz przyznać, że coś sprawiło, że Pe-Pelaios mimowolnie stał się naszym przywódcą. Może był to wpływ naszego nowego kompana i jego bezmiernej wiary w swe przekonania, a może jakaś inna moc która nas prowadzi…” – jego mina ponownie nabrała łagodnego wyrazu – ”Jeśli jednak uważasz, że tym zachowaniem sprawiamy mu i innym krzywdę, to przyjmij me przeprosiny. Oczywiście wesprę cię przy waszej rozmowie. Wydaje mi się, że Lis również z ulgą pozbędzie się tego przydomku.”
– “Nie przeczę, że Pelaios stał się swego rodzaju liderem, jednak lider naprowadzający na dobrą stronę, a wódz czy król o nieograniczonej władzy nad innymi jak traktuje go Mukale to zupełnie inna sprawa. Cieszę się jednak, że zgadzasz się poprzeć mnie podczas tej rozmowy. Myślę, że gdy Mukale zrozumie funkcjonuje nasz świat, nam wszystkim łatwiej będzie funkcjonować w grupie. Dziękuję.” – uśmiechnęła się do mistyka, kładąc mu jednocześnie dłoń na ramieniu.
Neff dyskretnie zdjął jej dłoń ze swojego ramienia, by przypadkiem reszta nie zwróciła uwagi, że omawiają coś w tajemnicy przed nimi. Jej skóra była niezwykle delikatna, co wydawało się przeczyć ognistemu temperamentowi dziewczyny.
“Chcesz zrobić to przed swoją wędrówką do świata snów?” – elf zawahał się przez chwilę, a jego spojrzenie wyrażało troskę o bezpieczeństwo dziewczyny – ”Jesteś pewna swej decyzji, by skorzystać z tej mikstury?”
Dziewczyna skinęła głową twierdząco.
"Tak, muszę się dowiedzieć skąd i po co biorą się te wizje i jak się ich pozbyć. Nie jestem jednak pewna czy mamy na to w tej chwili czas."
Neff przytaknął, zgadzając się z podejściem dziewczyny. Ulżyło mu, że chociaż na razie nie będzie poddawała się żadnym eksperymentom.
Zerwał ich prywatny dialog i skierował uwagę na to, co w tym momencie robiła reszta ich kompanów.
lf zdał sobie sprawę, że ich wysoki przyjaciel mógł mieć problem ze zrozumieniem, o czym toczyła się rozmowa z tą nową, tajemniczą grupą. Szybko nawiązał kontakt telepatyczny z ciemnoskórym wojownikiem i streścił mu przebieg rozmowy na tyle, na ile pamiętał.
Mukale z pewną niechęcią podszedł powoli do wiedźmy, wywołany przez szamana. Na jego twarzy zagościł nieładny grymas.
“Rozmawiający z Duchami” - rzekł telepatycznie – “nie trzeba mi żadnej pomocy od tej wszetecznicy. Wykorzystajmy jej moce, by się przysłużyć naszej sprawie, a następny spalmy jej plugawe ciało w ogniu, ku przestrodze innych kobiet.”
”Gol… M-M-Mukale proszę, ta kobieta i jej towarzysze przyjęli nas pod swój dach w pokoju. Zaatakowali naszych wrogów by nas chronić, a teraz częstują nas strawą, o którą zapewne tu niezmiernie ciężko.”
”Nie ja jestem tu głową w tym plemieniu. Nie do mnie należy ta decyzja. Rzeknij jednak tej szkaradzie, że nie zamierzam mieć z nią nic do czynienia.” - Odrzekłszy tak, oddalił się.
Jedyne co Neff mógł zrobić to smutno pokręcić głową.
Wybaczcie. Na daną chwilę nie trzeba nam niczego, prócz posilenia się zupą dopóki jest jeszcze gorąca. Jeśli zamierzasz wrócić jeszcze do świątyni, pójdziemy z tobą. Razem tu przyszliśmy i razem powinniśmy się trzymać.
Ja jednak skorzystałabym z możliwości stworzenia tej mikstury. – powiedziała Cely spoglądając na Troę.
Pelaios posilał się. Choć w istocie zgłodniał, jadł powoli. Tak naprawdę trawił to co usłyszał. Zwłaszcza informację o tym, że cokolwiek by nie zrobili, nie uciekną stąd.
Obserwował przy tym to Valfarę, to Troę. Towarzyszami pierwszej stracił zainteresowanie, gdy tylko usłyszał że odpowiadają przed nią.
Wybaczcie nieufność i pytania. W takich okolicznościach pytania same cisną się na usta, wpychając przed kurtuazję. – odezwał się w końcu po przełknięciu ostatniej łyżki zupy. Nie sądził, by ktokolwiek z zebranych, może poza Neffem, znał słowo “kurtuazja” ale uznał że można zrozumieć z kontekstu. Odstawił miskę na ziemię. Wyciągnął brudnę chustkę i rozłożył ją na kolanie, by ponownie zacząć składać, tak by przenicować ją na trochę czystszą stronę. Przez moment można było ujrzeć wyhaftowany kształt rozpościerającego skrzydła orła. Chwilę później fałdy materiału znów ukryły symbol.
Hanah już się przedstawiła. To jest Astine, Cely, Delran – zaczął wskazywać kolejno towarzyszy. – Mukale, Neff… ja jestem Pelaios.

Zrobił pauzę, podczas której w końcu odpowiedział towarzyszom za pomocą neffowej telepatii.
”Oczywiście że coś ukrywa. Tak jak większość z nas. To jeszcze nie powód żeby jej nie ufać. Myślę, że można spokojnie założyć że jej własna skóra i skóra jej ludzi jest dla niej ważniejsza od naszej. Mając tą świadomość, dorzućcie do tego fakt, że rzeczywiście została tu wysłana by dowiedzieć się, czemu kabza Roderika nie napełnia się lokalnym złotem. Innymi słowy… nie jest naszym wrogiem.” – po chwili zaś dodał. – ”Ach… i jeśli się nie mylę, to nie warto jej denerwować. A jak już zdenerwujecie, to mam nadzieję, że macie posrebrzaną klingę.”

Spojrzał na Valfarę patrząc jej w oczy.
Cieszę się, że nie musimy się obawiać tego wilka. To zdejmuje przynajmniej jeden ciężar z serca. Po tych dyniach w wiosce… wyobraźnia zaczęła podsuwać naprawdę złowieszcze wizje. - uśmiechnął się do kobiety i zmienił temat.
Mój towarzysz rzekł prawdę. Aktualnie moim celem jest rozwiązanie tego… ambarasu. Odnalezienie ciebie, to był jeden z kroków jakie założyłem, w nadziei że będziesz bogatsza o wiedzę, której do tej pory nie posiadałem. Dołączysz do nas, czy jesteś zbyt ranna?
Miewałam już gorsze rany i z nimi stawałam w bój. To, że robię się stara nie znaczy, że mięknę – Valfara odrzekła posyłając mu krótki uśmiech, który jednak zaraz zniknął. – Ale wasz pomysł z powrotem do osady jest bez sensu. Niepotrzebne marnotrawstwo sił, a widzę, że tych wam ubyło, by dotrzeć tutaj. – Ruchem głowy wskazała na bandaże Pelaiosa i Hanah.
Diabelstwo sięgnęło pod płaszcz dotykając piersi.
Trzeba było zobaczyć tego drugiego – zażartował i wrócił do tematu – Nie będzie to duże nadłożenie drogi, a lepiej przez tą diabelską mgłę podróżować razem. W silniejszej grupie, mniejsza jest szansa, że nadwyrężymy nasze siły. W świątyni pozostała resztka ocalałych… – spojrzał na Hanah, a potem na Neffa rozważając coś. – Odbudowując aurę świątyni pozostawimy za sobą jakieś zabezpieczenie… na wszelki wypadek – dodał.
Wtem nagle do towarzystwa powrócił Mukale, krocząc szybko i nerwowo.
Czarownico! Nie chcę z tobą rozmawiać, ale czuję, że pragną tego Przodkowie. Racz wysłuchać mnie, gdy zakończysz rozprawę z Wodzem. – Następnie zwrócił się do Pelaiosa. – Racz wybaczyć frywolność twemu słudze, milczę już niczym głaz.
Po tych słowach znów się oddalił.
Pelaios drgnął zaskoczony powrotem Mukalego czując przez moment jakby serce miało wyskoczyć mu z gardła. Odprowadził spojrzeniem swojego towarzysza, po czym wrócił uwagą do Valfary i Tro'y. Nie powtarzał jednak pytania, które zadał wcześniej wiedząc że i tak zostanie odpowiedziane - w ten czy inny sposób.
Niespodziewane wpadniecie dzikiego wojownika poskutkowało chwilowym urwanie się dotychczasowego wątku, lecz ten zwany Zaszirem wrócił rozmową na istotne tory.
Nie mówi głupio. Nierozsądnie byłoby tracić w takiej chwili jakichkolwiek sojuszników, nawet jeżeli dotarcie do źródła problemu musiałoby zostać odłożone w czasie.
Valfara wpatrywała się w niego przez chwilę, po czym spojrzała na łucznika.
Herd, co ty o tym powiesz?
Eh… Im szybciej się za to weźmiemy tym prędzej będzie po wszystkim. I tak byśmy tu siedzieli czekając na nich – przyznał kwaśno.
Kiedy skończył z rogu pomieszczenia rozległ się po raz kolejny trzask rękawic uderzającej o napierśnik.
Ciebie nie pytałam – Valfara rzuciła w kierunku rycerza, który odpowiedział jej metalicznym wzruszeniem ramion. Kobieta westchnęła i popatrzyła ponownie na Pelaioas.
Chyba postanowione… Pelaiosie.
Diabelstwo skinęło głową uśmiechając się na “wymianę” zdań Valfary i rycerza i spojrzało na gospodynię.
Ruszysz z nami?
Tak planowałam, ale jeżeli chcecie bym przygotowała dla towarzyszki miksturę będę potrzebowała trochę czasu. Wam też by się on przydał, by opatrzyć wasze rany. Mogłabym też oczami Vatara, mojego kruka – który nagle pojawił się na jej ramieniu. – spróbować przeczesać okolicę i znaleźć dla nas bezpieczną drogę.
Pelaios podniósł brwi znów zaskoczony. Nie lubił jak rzeczy i istoty pojawiały się tak po prostu w jego otoczeniu. Czuł się nieswojo będąc świadomy, że dziś to kruk przyjaznej wiedźmy, lecz jutro może to być ostrze pod żebrami.
Tak. Zdecydowanie przyda nam się chwila oddechu… oraz dalsza pomoc lub odpowiedzi – dodał zerknąć na Mukalego – Wpierw jednak pozostańmy w temacie przepowiedni i zła. W istocie czuję się trochę… wolniejszy w tej mgle. Jesteś w stanie nas przed tym uchronić? Miksturami bądź wsparciem patrona?
Wiedźma zastanawiała się przez dłuższą chwilę.
Nie jestem pewna. Być może mogłabym odprawić odpowiedni rytuał, ale trudno mi rzec jak długo utrzyma się jego moc. Zwłaszcza w sercu tego wszystkiego. Mam też uwarzony olej który powinien obłożyć nasz oręż mocą Opiekuna Kości, lecz jest go niewiele. Najlepiej byłoby go zachować na źródło naszej zguby.
Rozumiem. Następne pytanie jest ważniejsze ponieważ nie lubię niespodzianek. Do tej pory spotkaliśmy dynie, człekokształtne dynie, jedną olbrzymią dynię i wielkiego potwora z kosą. Czy ta lista pokrywa się z waszą, czy też powinniśmy przygotować się na inne… formy zagrożenia.
Trafiliśmy na dynię, która miała chędożone szczypce z chędożonych kos – rzekł Herd po chwili zastanowienia.
Tak… – Zaszir potwierdził że smutkiem. – Ich szczypce były zabójcze, ale same też padały po silnym ciosie, dwóch. Nie natrafiliśmy jednak na takiego z jedną kosą. Jak wyglądał i co potrafił?
Ja zaś oczami kruka widziałam jedną, która wyglądała jakby zbierała ciała poległych i wkładała je sobie w pękate ciało. Trudno jednak powiedzieć coś więcej. Monstra te są dziełem wykraczającym poza nasze rozumienie – wtrąciła swoje trzy grosze wiedźma.
Diabelstwo opisało pokrótce Kosiarza, nie wchodząc w szczegóły jak wyglądała walka. Zwróciło jedynie uwagę na to, w jaki sposób ich podszedł oraz zachowanie podczas potyczki.
Te istoty są o tyle przebieglejsze, z ilu ciał się składają. – zauważył. – Są podatne na ogień… możliwe też że osłabia je światło. Czaszki trzeba niszczyć, aby powstrzymać ich przyrost… coś jeszcze? – zapytał głośno i powiódł spojrzeniem po wszystkich zebranych.
Pozytywna energia – doszło od strony kapłanki rozmawiającej z rycerzem.
Możliwe też że kwas, wnioskując z tego jak wściekł się po twoim akrobatycznym wyczynie. W każdym razie energia negatywna nie czyni im krzywdy. Mają coś na kształt świadomości. Możliwe nawet, że kierowanej przez coś. Próba wymuszenia na nich kontaktu telepatycznego spotkała się z potężnym odparciem przez… coś. – dodał Neff.
Strzały z łuku też niewiele im robią… ale to pewnie już wiecie – Astine popatrzyła na Herda.
Może gdyby je podpalić? – zasugerował Pelaios.
Cely zainteresowana odwróciła głowę w kierunku rozmawiających, gdy wspomniano o ogniu. Chcąc lepiej słyszeć rozmowę podeszła bliżej.
Podpalić co? – spytała zaintrygowana.
Tiefling uśmiechnął się.
Strzały… aby były skuteczniejsze. Może nasączyć groty w oleju. Powinien wystarczyć taki do lamp.
Sam olej nie wystarczy. Trzeba obwiązać strzały nasączonym materiałem, zrobić z nich coś pokroju pochodni – wtrącił się łucznik.
Ja mam pochodnie… w sumie one same też są dobre – kapłanka dołączyła ponownie do pozostałych. – No i w zasadzie muszę i tak zdjąć tą poszarpaną koszulę to może pójść na szmaty. Tunika mi wystarczy póki co.
No dobrze… przygotujmy się, odpocznijmy i ruszajmy. – rzekł Pelaios po chwili. Z chęcią by oparł się o ścianę i zmrużył na moment oczy, ale wszystko wskazywało na to, że czeka ich jeszcze trochę rozmów. Sam zamierzał popytać o to i owo “kościaną” kobietę.
 
Koime jest teraz online  
Stary 24-05-2019, 14:16   #72
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
iedy padły słowa odnośnie asymilowania ciał zmarłych Zaszir pogrążył się w zadumie.
To… niefortunne… bardzo niefortunne… – rzekł wreszcie po chwili.
Powiedziałabym to w…Valfara nagle skręciła się z bólu, na czole znów pojawiły się krople potu. Dziwny atak, czymkolwiek nie był, znikł tak szybko jak się pojawił. Kiedy się prostowała niektórzy z obecnych dostrzegli, jak ukradkiem chowa jakiś wisior pod koszulą.
Cholera… agh… jest zatem gorzej niż sądziliśmy. A co do ciebie – zwróciła się do Neffa. – Jesteś jakimś… czytaczem myśli? Już drugi raz o tym wspominacie. I nic z dowiedzenia się czego te cholery chcą nie wyszło?
Elf z lekkim żalem przyjął słowa kobiety. Do tej pory nikt, nawet jego właśni pobratymcy, nie widział w nim niczego innego, jak tylko jakiegoś dziwadła o niespotykanych mocach.
Tak naprawdę to moje zdolności w tym zakresie są bardzo ograniczone. Jeśli chodzi zaś o dowiedzenie się co kryją umysły tych potworów, to jak już wspomniałem, ostatnia taka próba zakończyła się dla mnie bardzo niefortunnie.
Cely nie miała wtrącać się w rozmowę z Valfarą, jednakże zainteresowała ją błyskotka, którą ta schowała pod swoją koszulą. Podeszła do Pelaiosa.
Widziałeś to? Ona coś ukrywa... – szepnęła jak najciszej, tak by tylko diable mogło ją usłyszeć. W odpowiedzi skinęło głową i wstało od paleniska.
Myślałem że wiemy co te cholery chcą – odpowiedział Valfarze. – Rozplenić się, pochłonąć ile się da, zmienić się w plechę dla pierwotnego zła zza kurtyny? Tak to było? – zerknął na Troę, a ta przytaknęła.
Miałam na myśli jakiś większe konkrety, skoro już wiemy, że nie są głupie jak but
Oraz, że może nimi kierować coś innego… zapewne ta… ten byt, który za to odpowiadaZaszir przerwał Valfarze, a ta posłała mu chłodne spojrzenie, od którego tamten zamilkł i wrócił do bawienia się sztyletem.
Było jeszcze coś… – wtrącił się Neff Gdy dotarliśmy na skraj wioski, jedna z naszych towarzyszek, którą pozostawiliśmy w świątyni, doświadczyła dziwnej wizji, zupełnie jakby coś chciało na nią wpłynąć.
Pelaios pokręcił głową ze smutkiem. Sam chciałby wiedzieć trochę… dużo więcej na temat zagrożenia. Wolałby mieć coś bardziej obiecującego niż przepowiednię. Coś solidnego na czym mógłby oprzeć plan działania.
Straszny tu zaduch – odpowiedział słabą wymówką i wycofał się, przy okazji dotykając talii Cely.
Gdy dwójka towarzyszy kierowała się ku wyjściu, Neff podjął rozmowę z nowymi znajomymi, aby odwrócić jakoś ich uwagę.
Troo, skoro chcesz użyć zmysłów swego zwierzęcego towarzysza by wesprzeć naszą sprawę, może pozwolisz bym wraz z moim… mniej skłonnym do rozmów, rosłym towarzyszem użyli naszych zdolności by jak najlepiej poznać okolicę i czyhające tam niebezpieczeństwa.
Mag magiem pogania… – prychnął łucznik.
Wiedźma zaś popatrzyła na swego kruka. Po chwili rzuciła znów kośćmi, aż wreszcie zwróciła się do elfa.
Mogę na to przystać. W tym samym czasie miałabym czas by zająć się wywarem dla waszej towarzyszki o ile dalej jest zainteresowana.
Uwadze kapłanki również nie umknęło dość raptowne odejście tieflinga i półdrowki, ale choć ciekawość ją nieco ciągnęła do ich rozmowy była rzecz na której jej bardziej zależało.
Chyba nie mogę dłużej udawać, że nie widzę, że coś trapi twoje ciało Valfaro. I nie są to tylko rany. Może jestem w stanie jakoś pomóc?
Kobieta popatrzyła na nią przeciągle, taksując uważnie wzrokiem.
Poradzę sobie – odrzekła zdawkowo.
Hanah ściągnęła brwi i zacisnęła usta w kreskę. Westchnęła. To był ten moment, w którym zastanawiała się czy pozwolić swojemu tupetowi poprowadzić i zaryzykować, czy odpuścić?
Nie podważam twoich zdolności ani wytrwałości – zauważyła podchodząc bliżej. Te słowa brzmiały nie najlepiej. Spróbowała poprawić.
Musimy być w najlepszych formach w jakich możemy. Jeśli stojąc w miejscu słaniasz się, to jak chcesz przebyć drogę?
Valfara ściągnęła brwi, odsunęła się od ściany. Jeszcze bardziej skróciła dystans. Szybkim ruchem ręki chwyciła ją za bark i pochyliła, tak by ich wzrok był na tym samym poziomie, była bowiem niższa od Hanah. Wtem przemówiła, a między twarze kobiet trudno byłoby wrazić ostrze miecza.
Wyjaśnijmy coś sobie... ilmarytko – słowa wojowniczki były zimne i twarde, ale i na tyle ciche by nie niosły się po całej izbie. – Zabiłam więcej ludzi niż ty pewnie znasz, brałam udział w trzech wojnach i urodziłam piątkę dzieci. Ból jest mi bratem od urodzenia. Nic o mnie nie wiesz, więc nie wchodź mi w drogę. Kiedy będę coś od ciebie chciała dowiesz się. Zrozumiałaś? – Palce Valfary wbiły się w jej bark, a ślepe oko zdawało się świdrować duszę.
Puść ją – ostrzegł spokojnie Neff Tak nie traktuje się kogoś, kto jedynie troszczy się o twe dobro.
Hanah jednak podniosła dłoń sygnalizując aby elf się nie wtrącał. Skoro sama to zaczęła to i to skończy.
To zabawne, ale moja matka używa tego samego argumentu. Tylko w jej wersji jest czwórka oraz drzazgi powbijane pod paznokcie przez pracę ojca. – W niebieskich oczach zabłysła iskra rozbawienia kiedy sobie przypomniała tę scenę. Jak z tego wyjdzie będzie musiała ponownie odwiedzić staruszków.
Masz rację nie znam cię, ale widywałam tak rosłych facetów jak on – wskazała kciukiem na Mukalego – którzy wili się w katuszach wzywając wszystkich bogów, bo przez ich żyły toczyła się trucizna. Boli, ale nie musi. To twój wybór.
Valfara uśmiechnęła się kącikiem ust, krótko.
Tutaj nie chodzi o ból, a o wkładanie palców między drzwi. Jeżeli nie potrafisz się od tego powstrzymać w końcu ktoś ci je urwie. – Puściła Hanah, a potem odwróciła się do elfa.
Tak traktuje się kogoś, kto nie może się powstrzymać przed wtrącaniem się w problemy innych. Żaden ilmaryta jakiego poznałam nie wiedział, kiedy lepiej jest odpuścić. – Znów popatrzyła na Hanah. – Może będziesz pierwsza.
No, mnie tam mentor zawsze powtarzał, że jestem nadgorliwa – odpowiedziała wzruszając ramionami. – Szczęściem nie musi już patrzeć jak mi świetnie idzie podążanie za naukami Ilmatera. Jak chcesz.
Z tymi słowami kapłanka się odwróciła aby wyjść z chatki. Na odchodnym dodała tylko, że idzie wybrać roślinę.
Elf odprowadził Dzierlatkę wzrokiem, po czym odwrócił się do wojowniczki.
Powinnaś dziękować bogom za ludzi, którzy tak jak ona “wtrącają się w problemy innych”. Właśnie takie osoby są od tego, by naprawiać bałagany podobne do obecnego.
Jego słowa nie doczekały się odpowiedzi.

 
Asderuki jest offline  
Stary 24-05-2019, 14:37   #73
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Na zewnątrz

dy Pelaios znalazł się na zewnątrz, wpierw uważnie się rozejrzał po okolicy, nasłuchując dźwięków, których już nasłuchał się w wiosce. Dźwięków zwiastujących zbliżające się dynie. Dopiero po chwili, trochę spokojniejszy, oddalił się na kilka kroków od chatki i przystanął zadzierając głowę do góry, szukając nieba.
Cely czując muśnięcie dłoni tieflinga na swojej talii spojrzała za nim zdziwiona, jednak bez pytania udała się za nim. Stanęła obok niego, również spoglądając w niebo i westchnęła.
Ech… nie ufam jej, nie podoba mi się.
Coś konkretnego wzbudza nieufność, czy to ogólne wrażenie?
Choćby to, że chowała w pośpiechu jakąś błyskotkę na szyi tak, żebyśmy jej nie zauważyli, no i ogólnie, mam dziwne wrażenie, że ona nie mówi nam wszystkiego. – odpowiedziała. – A ty chciałeś o czymś konkretnym porozmawiać? – spytała nawiązując do sygnału, który diabelstwo dało jej w środku.
Pelaios spojrzał na Cely szukając w mroku jej oczu, by po chwili znów spojrzeć w górę.
Po prostu nie chciałem przy nich rozmawiać o nieufności. Zaczepiłaś mnie w dość niekorzystnym miejscu.
W jego głosie nie było słychać irytacji ani złości. Raczej rozbawienie.
Oczywiście że coś ukrywa. Wszyscy coś ukrywamy. I każdy ma ku temu jakiś powód. Słyszałaś moją poprzednią odpowiedż na temat Valfary, czy Neff urwał kontakt?
Masz na myśli to o posrebrzanych mieczach? Tak słyszałam. Sądzisz, że ten wielki wilkopodobny stwór, którego ślady widziałyśmy z Astine to… jej? – spytała. Sama miała podobne podejrzenia, jednak nie do końca chciała w to wierzyć.
Diabelstwo niemo przytaknęło. Siegnęło do pasa i wyciągnęło z sakiewki kilka srebrnych monet. Błysnęły w świetle księżyca, po czym zniknęły wrzucone do kieszeni płaszcza.
Tak jak wspomniałem, nie radzę jej denerwować. Jeśli mam rację, to przez tą wieczną pełnię musi mieć nie lada problem z utrzymaniem klątwy w ryzach. Kto wie… może wisior jej w tym pomaga? – Pelaios przerwał odrywając wzrok od księżyca i wracając na ziemię – Sama widzisz… może ukrywać coś co by mogło nas odstraszyć gdybyśmy wiedzieli. A tak… jest zwykłym żołdakiem na usługach hrabiego. Osobiście nie mam jej za złe że chce być właśnie tak postrzegana.
W sumie masz rację. Ja chyba powinnam rozumieć ją najbardziej. – pół-elfka uśmiechnęła się pod nosem. – W końcu również ukrywałam przed wami kim jestem, bojąc się braku akceptacji. Swoją drogą dziękuję, że poradziłeś mi żeby powiedzieć prawdę. – spojrzała na łotrzyka z uśmiechem.
Nigdy nie uznawałem kłamstwa za coś wartościowego. Wręcz przeciwnie… kłamstwo szkodzi przede wszystkim kłamcy – podszedł do jednego z okolicznych drzew i oparł się plecami o pień.
Co za koszmary cię męczą?
Nim Cely zdążyła odpowiedzieć z wnętrza chaty wyszła Hanah. Miała skwaszoną minę. Nie poświęciła jednak uwagi dwójce na zewnątrz a skierowała się między grządki, czy tam chwasty. Dla niej to akurat mogło być jedno i to samo. Byle żywe i zdrowe.
Widzę w snach postać drowa, który mówi mi o tym, że jest moim ojcem, mimo że nigdy go nie widziałam. Pokazuje mi on obraz wioski z której pochodzę w dniu gdy jego enklawa ją napadła. Te krzyki, ogień pochłaniający część domów i moja matka… – dziewczyna zawiesiła głos. – Moja matka, którą on… – nie potrafiła dokończyć, a jej czerwonych oczach stanęły łzy.
Pelaios nie poganiał Cely. Ale nie odwracał też spojrzenia od jej oczu.
–[i] A on, stoi obok mnie i z okrutnym uśmiechem wpatruje się w te wizje, jednocześnie opowiadając mi co czuł, gdy… gdy krzywdził moją matkę. Oprócz tego mówił mi coś o jakimś smoczym dziedzictwie, o tym, że jestem jak on… A ja, ja nie jestem… – z każdym słowem była coraz bardziej roztrzęsiona. Nie będąc już w stanie powiedzieć ani jednego słowa więcej, wtuliła się w diabelstwo i schowała zapłakaną twarz w jego piersi.
Tiefling odruchowo objął dziewczynę, by dopiero po chwili zganić się w myślach za brak ostrożności. To była jednak krótka myśl, szybko ulatująca z głowy. Jedną ręką obejmował jej plecy, drugą ułożył na włosach.
No… wyrzuć to z siebie. – powiedział cicho i umilkł wyczekując momentu, w którym wybuch płaczu przebrzmi zostawiając po sobie szlochające echo.
Po kilku minutach pół-drowka uspokoiła się, po czym podniosła wtuloną w pierś diabelstwa głowę i spoglądając mu w twarz, powiedziała zawstydzona.
Ja… ja przepraszam… nie powinnam.
Pewnie nie – diabelstwo uśmiechnęło się – Ale nie masz za co przepraszać. Trochę lżej?
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i pokiwała twierdząco głową, jakby nie zdając sobie sprawy z tego, że dalej obejmuje łotrzyka.
To dobrze – mruknął. – Czasem trzeba sobie na to pozwolić… wygodnie ci? – zapytał z rozbrajającym uśmiechem pełnym ostrych zębów.
Tak...– odpowiedziała, gdy nagle uświadomiła sobie, że dalej znajduje się w objęciach Pelaiosa. Zamrugała szybko oczami, po czym poczuła, że gdyby tylko jej skóra nie była ciemnoszara, to jej twarz oblała by się czerwienią równą jej włosom.
Yyyyy… To znaczy… To może ja już cię puszczę. – zawstydzona spuściła wzrok.
Oczywiście – odpowiedział rozluźniajac objęcie – Nie będę powstrzymywać.
Zanim jednak ją puścił wsunął dłoń pod włosy ujmując policzek i wejrzał głęboko w oczy, mówiąc poważniejszym tonem.
Jesteś tym kim zdecydujesz się być… żadne sny, przeznaczenie, czy przepowiednie tego nie zmienią. Mam nadzieję, że zdecydujesz dobrze.
Też mam taką nadzieję, dziękuję. – odparła uśmiechając się lekko. Z pewnym wahaniem wypuściła tieflinga z objęć.
Chciałeś jeszcze o czymś porozmawiać? Czy wracamy do środka? – spytała starając się zamaskować swoje zawstydzenie.
Opuścił dłoń i wzruszył ramionami.
Możemy wrócić… Tam niby cztery ściany, ale chyba tu mi jest cieplej. – uśmiechnął się trochę słabiej niż wcześniej, po czym zerknął ponad Cely na krzątającą się obok domu Hanah. – To chyba zasługa tego smoczego dziewi...dziedzictwa – poprawił się natychmiast.
Jeśli faktycznie ci ciepłej, to w razie czego służę swoim smoczym dziedzictwem. – zaklinaczka chciała udać bardziej rozluźnioną i zażartować, jednak szybko zdała sobie sprawę jak głupio to zabrzmiało. "Ty idiotko, co ty wygadujesz!" Skarciła się w myślach.
Pelaios zaśmiał się cicho.
Diabłu dwa razy powtarzać nie trzeba – odparł – Kiedyś skorzystam z propozycji…
Heej! Znalazłam chyba dobre rośliny. Brakuje mi tylko je w coś zapakować – zajęta do tej pory wykopywaniem zielska stanęła obok z umorusanymi w ziemi dłońmi. Usilnie próbowała utrzymać osypujące się grudki w rękach, ale szło jej mizernie. Dopiero jak podniosła spojrzenie na dwójkę ściągnęła brwi.
Ja coś przerwałam prawda?
Pelaios spojrzał zdziwiony na Hanah, potem na Cely, a potem na sadzonkę i znowu na Hanah.
W zasadzie to nie... – odpowiedział. – Miałem tylko pobrać zaliczkę…
Po tych słowach raptownie pocałował Cely korzystając z momentu zaskoczenia, by po chwili wyprostować się z uśmiechem na ustach.
Dobrze że jesteś.
Hanah zamrugała kilkakrotnie aby zrozumieć co się właśnie stało. Bezceremonialnie posadziła diablęciu rośliny na głowie pomiędzy rogami.
No to nieś wielki wodzu nadzieję tego świata – parsknęła śmiechem.
Cely początkowo znieruchomiała zaskoczona pocałunkiem Pelaiosa, jednak gest kapłanki sprawił, że momentalnie wybuchnęła śmiechem.
Diabelstwo z początku miało kwaśną minę, ale zaraz się uśmiechnęło czując jak ciężar tego miejsca na moment opada. Ściągnął sadzonki z głowy i otrzepał ją z resztek ziemi.
Zgodziłbym się. – odpowiedział powoli odkładając rośliny na ziemię. – Ale na was potrzebuję obu rąk!
Ręce tieflinga wystrzeliły do obu kobiet, by złapać je w taliach. Towarzyszył temu chrapliwy śmiech.
Cely skrzywiła się nieco, gdy druga ręka diablęcia objęła Hanah, jednak szybko przywołała się do porządku nie chcąc dać poznać po sobie, że ten gest wywołał w niej lekką zazdrość.
Hanah ponownie parsknęła śmiechem. Założyła ramię na bark Pelaiosa w ogóle nie kłopocząc się bliskością.
Dobra, ale wracając do tematu, ma ktoś jakiś dodatkowy kawałek materiału..? – urwała na moment i pacnęła dłonią w swoje czoło zostawiając na nim nieco brudu. – Przecież mogę schować do garnka. Pożyczę tylko ten magiczny bukłak, dobra?
Pelaios gdy już naściskał i nastraszył kobiety, puścił je i skinął głową na pytanie Hanah. Resztki uśmiechu jeszcze plątały się w mimice twarzy, ale było to echo chwilowej radości.
Mam go w plecaku… – wskazał na chatkę, po czym westchnął ciężko czując jak atmosfera miejsca ponownie zaczyna zalęgać się sercu. – Wracajmy do środka. Kościana wiedząca będzie miała kilku petentów zanim ruszymy… ale skoro czas jest naszym przeciwnikiem…
Nie dokończył. Wsunął ręce do kieszeni, by odszukać schowane tam wcześniej srebrne monety. Wolał je mieć pod ręką. Skierował się do chaty zostawiając roślinkę, tam gdzie ją pozostawił.
Patrz go no, cwaniak jeden – powiedziała do półdrowki. Schyliła się po roślinkę i podniosła ją krytycznie oceniając ilość ziemi. Potem zdjęła plecak i zaczęła w nim grzebać szukając garnuszka.
A no cwaniak… – wydukała Cely, wpatrując się bez ruchu w oddalającą się w kierunku chaty diablęcia. Zastanawiała się, co tak właściwie się przed chwilą wydarzyło.
Kapłanka uśmiechnęła się pod nosem. Wyciągnęła garnuszek i usadowiła go na ziemi. Sadzonki zostały usadzone w naczyniu i zasypane dodatkową warstwą ziemi. tak zostały zaniesione z powrotem do chaty i pozostałych i podlane szczodrą ilością wody.
Kiedy kapłanka ruszyła w stronę chaty, Cely również skierowała tam swoje kroki. Nie miała zamiaru zostać tutaj na zewnątrz sama.


 

Ostatnio edytowane przez BloodyMarry : 24-05-2019 o 21:41.
BloodyMarry jest offline  
Stary 05-06-2019, 12:57   #74
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
ukale bacznie obserwował rozwój sytuacji. Milczał, jak zawsze, kiedy uznawał, że tubylcy z innymi tubylcami dogadają się najlepiej bez jego pomocy. Dłoń jego zacisnęła się mocno na Świętej Włóczni, gdy ta paskudna chwyciła bez zapowiedzi Wdowę, ale poskromił odruch obrończy, widząc, że inni mężczyźni również to uczynili. Kto wie, może walki kobiet w tym oszalałym świecie były normą? Do walki jednak nie doszło, a kobiety jedynie nawarczały na siebie jak psy. I dobrze, pojedynki w ich położeniu były niepotrzebne.

Wojownik zwrócił też uwagę na inny szczegół - w pewnym momencie Wielki Bawół wyszedł, chwytając kobietę, z którą wcześniej Mukale rozmawiał, dając jej wyraźnie znać, że pragnie ją posiąść. Znak był oczywisty, tak wymowny, że chyba tożsamy w każdym ludzie świata. Czyż więc kobieta kłamała? Odeszła z Wodzem, ochoczo przebierając nogami, radosna na myśl o wyniesieniu przez spodobanie się Wodzowi. Mukale nie miał jednak czasu, by się zastanawiać, zauważył bowiem, że wiedźma pozostała sama, a on miał przecież do niej sprawę.

Wiedźmo! Porozmawiaj teraz ze mną! – zwrócił się do Troi.
Ta zaś wskazała mu miejsce naprzeciwko ogniska, do którego dorzucono drewna. Popatrzyła na niego badawczo, po czym gestem poprosiła mu by zasiadł po przeciwnej stronie ogniska. Członkowie grupy Valfary nie mając nic lepszego do roboty z leniwym zainteresowaniem obserwowali całą scenę.
Mówmy zatem… wojowniku
Nadstaw ku mnie uszu, kobieto. Przybyłem tutaj z odległej krainy, której nazwy nikt tutaj nie zna. Jestem częścią ludu, którego oko tu nie widziało i którego miana ucho tu nie słyszało. Teraz żyję z tym plemieniem, którym dowodzi Wielki Bawół. Śniłem sen o polowaniu, polowałem na mego ojca, mego totemicznego ducha, Wielkiego Leoparda. Gdy miałem zadać ostateczny cios, przed mymi oczyma pojawiła się naprzód chata wodza, lecz po chwili nie było już nic znanego, ale domostwa o nieznanych kształtach i nieznanych progach. Wtedy też śniłem ptaka czarnego jak otchłań. Ptak ten prowadził nas ku tobie, a ja byłem tym ptakiem. Rzeknij mi, wyjaśniaczko snów, co to oznacza. Jeśli słusznie przepowiesz, wynagrodzę cię, gdy wrócę do swoich.

Wiedźma przysłuchiwała się słowom tym w skupieniu, a twarz jej pozostawała nieodgadniona.
Powiadasz żeś nie z tego tego świata… że miejsce to jak i ludzie nie są ci znanymi… że znalazłeś się wśród nas z nieznanego ci powodu i ku nieznanemu przeznaczeniu… A także widziałeś oczyma kruka… – kobieta przerwała i przez chwilę wpatrywała się wprost w zdeterminowany wzrok Mukalego. – Dręczy cię niepewność oraz zagubienie, nie tylko cielesne, ale i duchowe… być może przeznaczenie odkryje przed nami niektóre ze swych tajemnic, a te pomogą na pojąć jaki jest twój los.
Rzekłszy te słowa pochwyciła szybkim ruchem swe kości wróżebne. Skryła je pomiędzy dłońmi i poczęła szeptać coś niezrozumiale, zaklęcie lub modlitwę. Blask ogniska zdawał się tracić na sile, a wszędobylskie cinie wyostrzyły się i nabrały głębi. Wreszcie po izbie poniósł się dźwięk toczących się losów. Znachorka przypatrywała się im w niemym skupieniu wodząc w powietrzu palcami. Światła wróciły do normy.
Dostrzegam… rodzinę… i porządek świata, które skryte są w cieniu bytu nieba… skrzydlatego… jest też aspekt życia... zagrożony, którego zguba powiązana jest z porządkiem i rodziną… i dobry los… którego przeznaczenia jednak nie dostrzegam… i jesteś jeszcze ty, ten który pyta… zaprawdę jest w twej obecności tutaj jakiś cel – Twarz kobiety przeciął grymas niepewności. – Znaki są niejasne...czy... pragniesz dowiedzieć się więcej? Uczynić jeszcze jeden krok, po którym może nie być już innych ścieżek?

Cely weszła do chaty ostatnia, niedługo za Pelaiosem i Hanah. Widząc że, Mukale prowadzi rozmowę z Troą, stanęła jedynie oparta o ścianę kilka stóp dalej i wsłuchiwała się w to co mówią. Nie miała póki co zamiaru wtrącać się do tej rozmowy, nie miała w tej chwili do tego głowy. Jej myśli zaprzątała w tej chwili wcześniejsza “rozmowa” z Pelaiosem i to jak to wszystko potoczy się dalej.
Gdy wszyscy towarzysze pojawili się wreszcie z powrotem w chacie, Neff zdecydował ponownie nawiązać z nimi połączenie telepatyczne. Niektóre sprawy lepiej było załatwiać po cichu. Skoncentrował się więc i skupił na swej telepatycznej dyscyplinie.
Zaklinaczka poczuła znajome już uczucie, kiedy to mistyk łączył się z nimi poprzez swoje umiejętności. “Chyba, tak do końca to nigdy się do tego nie przyzwyczaję” pomyślała.
”Coś się ciekawego tu działo, gdy nas nie było?” – spytała elfa.
–[i] “Zamknij się i po prostu słuchaj!”[i] – przesłał ostro Neff. Widać było, że nerwowo pociera swój talizman.
“Znowu małe problemy z emocjami? W porządku już słucham.” – odparła pół-elfka początkowo nieco zdziwiona zachowaniem elfa. Chwilę później jednak przeniosła wzrok z powrotem na wiedźmę i Mukalego, wsłuchując się w ich rozmowę.
Czyń swą powinność, wiedźmo. Jestem gotów zrobić wiele dla mojego ludu - odrzekł bez chwili wahania.
Troa skinęła głową i wyciągnęła w jego stronę rękę.
Pochwyć zatem mą dłoń.
Mukale chwycił silnie.

W chwili, w której to uczynił kobieta cisnęła coś w płomienie, a te wybuchnęły zielenią pod samą powałę. Ognie pochłonęły ich splecione ręce. Ogniste języki okalały skórę, a na twarzy znachorki i Mukalego pojawiły się grymasy bólu. Mężczyznie przeszło już przez myśl, by puścić tę szaloną kobietę, gdyż płomienie zyskiwały na sile... Lecz, co niespodziewane… żar zniknął… a dłonie ich nie ulegały spaleniu. Nadpalona skóra zaczęła pokrywać się czernią, która wiła się i wypełzała spomiędzy splecionych palców. Wojownik przypatrywał się temu, aż nagle nie dobiegł do niego głos wiedźmy.
Patrz! Skup wzrok w płomieniach! Wejrzyj w niego! Przekrocz granicę!
Mukale zawahał się, lecz tylko na chwilę, by oddać się płomieniom. Ogień zawirował pod sufitem, zebrał się w niby chmurę, po czym dwoma błyskawicami runął w oczy dzikiego. Rozwarł usta w niemym ryku…

Jego świat był szmaragdowym ogniem, który wypełniał wszystko. Był i on… samotny. Wtem jednak płomienie zebrały się w jednym punkcie, zbiły w kulę, by zaraz potem eksplodować. Odruchowo przysłonił oczy, a kiedy dane mu było znów widzieć miał przed sobą Wielkiego Leoparda, którego sierść gdzieniegdzie trawiły ognie. Skrzyżowali swe spojrzenia i wówczas dostrzegł, że za zwierzęciem ktoś jest. Eteryczna, jasnozielona sylwetka… jego ojca. Mimo iż pusta i niewyraźna wiedział, że to właśnie on, Kalamalla. Jak szybko pojął tę prawdę, tak prędko ta zmieniła swą formę. Dwie szmaragdowe istoty zlały się w jedną i wybuch płomieni cisnął nim o ziemię. Kiedy się z niej podniósł spostrzegł, że jest pośród znajomych drzew i krzewów, rodzimych chat i ścieżek plemienia. Dostrzegł swych współbraci i ich żony, a oblicza ich wyzywające, wojownicze… jak i przepełnione strachem. Spogląda w prawo i niemal nieruchomieje przejęty grozą. Oto bowiem widzi zastępy, hordę, nie, wręcz powódź pomiotu najgorszego w postaci zalewu pajęczego plugastwa, które przetacza się niepowstrzymanym rojem przez dżunglę i zaczyna pochłaniać Mutampa. Wtem z drugiej strony pędzą wszystkie totemiczne duchy jakie nosiła ziemia i niebiosa. Na ich czele niesiony na złotych skrzydłach leci majestatyczny ptak niby z ognia. Serce Mukalego przepełnia żądza walki, duma i święty obowiązek, kiedy ma przed sobą to co święte i potężne. Radość temu towarzysząca znika jednak momentalnie, kiedy Mutampa zostają z jednej strony zalani pajęczą plagą, a z drugiej stratowani armią duchów. Niedowierzanie nie mija nawet wówczas, kiedy unoszą go czarne skrzydła. Znów jest tym samym ptakiem, pod sobą widzi pochłaniane przez chaos Mutampa, którzy przemieniają się najpierw w zielone płomienie, a z nich w zalane mgłą pola i dziwne domostwa świata, w którym jest obecnie. Mknie na swych skrzydłach nad wielkim, samotnym domostwem. Spogląda na nie, ląduje pomiędzy rozbitymi ścianami. Wyczuwa pomiędzy nimi strach, lęk i rozpacz. I coś jakby szloch. Podniesiony głos w nieznanym języku, głośny, rozpaczliwy i pełen udręki. Wzbija się znów w powietrze, mknie dalej w las, a potem w czeluście ziemi, gdzie znajduje wielki kamień, w barwie zielonych płomieni, którymi się zaraz staje, a te pochłaniają cały jego świat. W burzy ognia słyszy krzyki ginących Mutampa oraz ludzi z tego świata. Kakofonię krzyków mieszającą się i kotłującą, która zagłuszana jest zalewem pająków, a nad tym rozlega się skrzek ptaka o złotych skrzydłach. I zapadła ciemność…

Pozostali dostrzegli zaś, jak zielone płomienie zniknęły chwilę po tym, jak wypełniły Mukalego. Na ich miejscu zostało to samo niewielkie ognisko co wcześniej, nad którym zapleciony były dłonie. Oddech wojownika zamarł, wydawał się być martwy, aż nagle zacharczał łapiąc oddech. Łapał hausty powietrza, a znachorka wpatrywała się w niego tak samo jak czyniła to od początku. Powiódł rozbieganym wzrokiem wzdłuż swego ramienia, które od koniuszków palców po niemal przegub pokrywały czarne, wijące się znaki przypominające ogniste języki. Kiedy jego spojrzenie natrafiło na to wiedźmy, ta przemówiła.
Co zobaczyłeś? – pytanie było spokojne, ale pełne wewnętrznej siły i zdecydowania.
Dysząc ciężko, Mukale upadł na kolana i odrzekł, patrząc w podłogę, próbując złapać oddech i uspokoić kołaczące serce.
Widzę lud. Widzę Wielkiego Leoparda, mego ojca. Widzę ohydę i duchy, one niszczą Mutampa, ścierają ich z powierzchni ziemi, że nie pozostanie żaden, że nikt nie będzie grał na piszczałkach nad ich kośćmi. Lud cierpi i woła, wojownicy giną, bowiem wróg ich przeważa. Jam jest posłan z tamtego do tego świata. Jam jest ptak czarny, podróżnik z daleka, duch niespokojny. Jam leciał nad zgliszczami, jam widział nędzę ludu mego i ludu tego. Jam widział ptaka inszego - ma on złote skrzydła i skrzek przejmujący, które duszę człowieczą przeszywa. Jam widział kamień z mocą, a moc przeszła na mnie. Jam jest Mukale, wojownik z zaświatów, ostatni z Mutampa.

Hanah była nie dość, że zaskoczona tym co się stało i jak to wyglądało, ale i przerażona. Zielone płomienie, krzyk Mukalego, jego nagły bezruch. W pierwszym odruchu chciała coś zrobić, przerwać. Jednak ten krzyk, ogień… ból. Zawahała się. Zamarła i patrzyła na całą sytuację. Aż ciemnoskóry nie zaczął znów oddychać. Kamień spadł jej z serca. Potem zaś Mukale opowiedział o swojej wizji. Chciała coś powiedzieć. Spróbować użyć jego słów aby go podnieść na duchu. Nic jej jednak nie przychodziło do głowy. Zamknęła więc na wpół otwarte usta i milczała.
Nagłe wybuchy i rozbłyski sprowadziły Neff’a z powrotem do jego normalnego stanu. Nie widział już natrętnych idiotów, lecz swoich dobrych przyjaciół. Przyjaciół, z których jeden właśnie przechodził straszne katusze. Nie wiedząc czy jakiekolwiek słowa w tutejszej mowie byłyby na miejscu, zaryzykował i skupił swą wolę by pozyskać biegłość w języku plemienia, którego czasy widocznie już przeminęły.
Mukale, nasze serca łączą się w bólu na wieść o twej stracie – zwrócił się do wojownika w mowie Mutampa – Wiedz jednak, że tutaj już jesteś traktowany jak jeden z nas. Możesz być pewien, że pamięć o chwale Mutampa rozniesie się po tych krainach wraz z czynami jakich możesz jeszcze dokonać.
Wojownik milczał, wzrok miał nieobecny, Zdawał się nie słyszeć Nephilina.
Pelaios wielokrotnie widział jarmarczne sztuczki w Waterdeep, więc wybuchy płomieni zaskoczyły go w małym stopniu. Inaczej się miała sprawa z Mukalem. Wojownik dostrzegł coś, co go dotknęło. Atmosfera w chatce zgęstniała i stała się odczuwalnie ciężka. Nawet sceptycznie nastawione do życia diabelstwo to odczuwało.
Nie rozumiał słów Neffa, ale domyślał się, że to słowa pocieszenia. Pelaios rozejrzał się po pozostałych zgromadzonych w domostwie. W końcu postąpił te kilka kroków w kierunku paleniska i przykucnął obok Mukalego kładąc mu dłoń na barku.
Co zamierzasz? – zapytał ponuro.

Cely po raz pierwszy od czasu ich spotkania poczuła wobec wojownika prawdziwą, szczerą empatię. Krzyki, które wydobywały się z jego ust podczas przeprowadzonego przez wiedźmę rytuału, przeszywały na skroś i pewnie jeszcze długo będą dźwięczeć w jej uszach. Podeszła do wojownika i również kładąc dłoń na jego barku powiedziała.
Może i jesteś ostatnim z Mutampa, ale pamiętaj, że nie jesteś sam. – uśmiechnęła się do niego.
Elf również podszedł do grupki, aby pomóc wstać Mukale gdyby przyszła taka potrzeba. W końcu nawet tak silne ramię jak Golasa, potrzebowało czasem wesprzeć się na innym.

Gdy obie dłonie dotknęły jego ramienia, Mukale drgnął, jakby wybudzony z transu. Wziął dwa, spokojne oddechy i wstał. Powoli obrócił się do wodza.
Idę tam, gdzie wódz mój idzie. Jam w twe ręce złożył ducha mego, słowo Mutampa trwalsze niż najprzedwieczniejsza góra – skłonił się lekko przed Pelaiosem.
Wtem zwrócił się do wiedźmy.
Rzeknij, czarownico, co czynić należy? Co widzisz w swoich smrodliwościach? Jaki jest mój los i cel mój? Pomóż mi, a bądź w pewności, nie pozostaniesz bez nagrody. - Głos miał silny i twardy, w jednej chwili zniknął w nim strach, który wszyscy widzieli, gdy wieszczył.

Grupa Valfary przyglądała się temu z umiarkowanym zainteresowaniem, być może nie były to pierwsze tego rodzaju czary jakie widzieli, bądź tak dobrze maskowali swe emocje. Najwięcej zdradzała twarz Herda, łucznika, który przewracał oczami był i jakby znudzony. Wojowniczka pozostawała niewzruszona, a Zaszir przypatrywał się wyczekując tego co się stanie. Ostrze jednego ze sztyletów zatrzymało mu się między palcami. Rycerz zaś siedział jak siedział znów oparty o swą buławę.
Troa natomiast wyszeptała szybko i niezrozumiale jakieś słowa, a sadza spadła z jej ramienia, a nadpalone kawałki skóry przemieniły się w zdrowe. W skupieniu wysłuchała słów Mukalego, by następnie pogrążyć się w przemyśleniach, z których wyrwało ją dopiero bezpośrednie pytanie.

Kruk, ów ptak czarny, symbolem jest zmiany, przemiany śmierci w życie, lecz również zwiastunem nieszczęścia. Posłaniec tajemnic to również jego los. Ptak złoty może zaś oznaczać boskiego posłannika, pięknego i potężnego, skoro skrzek jego przejmujący, ale i nieczuły, gdyż metal zimny jest i twardy. Co natomiast tyczy się zagłady ludu twego to wiedz, że wizje nie zawsze pokazują co się zdarzy, a co może się zdarzyć. Wielki Leopard, o którym mówisz, bez wątpienia posłał cię pośród nas. Lecz nie rzekłeś, że miało to miejsce w czasach zagłady. Może więc celem twym jest zmienić los swego ludu, któremu przeznaczony koniec w zawierusze? Wiążąc to z poprzednimi wróżbami kluczem może być ptak o złotych skrzydłach rzucający cień. Na szali zaś postawiony został ład i porządek, a także życie. Nie jest mi jednak dane rzec ci, gdzie go odnajdziesz ani co się wówczas wydarzy. Rzec mogę jedynie, iż w oczach mych posłano cię jako tego, który zwiastuje zmiany w śmierci oraz życiu, posłano cię jako tego, który niesie nowinę tragedii i zagłady, która dokonała się, dokonuje się, lub może się dokonać. Odnaleźć musisz ptaka o złotych skrzydłach, a w jego cieniu być może odnajdziesz następne odpowiedzi.

"Wróżb i przepowiedni nie powinno się brać dosłownie" – zauważyła Cely – "Ptak o złotych skrzydłach musi być metaforą czegoś. Pytanie tylko czego.”
Mukale rozważał w swoim sercu słowa wiedźmy.
Kiedym wyruszał, lud mój żył w dostatku i bezpieczeństwie od wrogów. Klecisz swą opowieść możliwie, czarownico, ojciec mój nade wszystko ukochał nasz lud. Pragnąłby, abym ocalił go od katastrofy. Dusza moja doznaje jednak rozterki, nie wiem bowiem, dokąd zmierzać należy. Niechaj me ramię prowadzą Przodkowie! Wierzę, że zostałem posłany, by iść za Wielkim Bawołem i jego ludem, by wraz z nimi odnaleźć odpowiedź na fatum, bijące w nasze ludy niczym spienione bałwany rozszalałego morza. Czy co więcej możesz mi jeszcze rzec? Czy jeszcze coś znajdujesz w twych wizjach, co wesprze ducha w drodze?

Kobieta zastanowiła się.
Nie. Otworzyłam przed tobą wrota losu na ile byłam w stanie, ale… – popatrzyła po pozostałych towarzyszach Mukalego. – Może wróżby tych kompanów zdołają powiedzieć nam coś więcej? O ile rzecz jasną będą chcieli je usłyszeć.
 

Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 06-06-2019 o 16:47.
MrKroffin jest offline  
Stary 05-06-2019, 19:46   #75
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
a chcę. – odezwała się Cely. Wiedziała, że czarownica przygotuje dla niej miksturę, dzięki której będzie mogła skonfrontować się ze swymi koszmarami, jednak jeśli istniały jeszcze inne możliwości by czegoś się dowiedzieć, to była gotowa z nich skorzystać.
Dobrze zatemTroa skinęła jej głowę, po czym chwyciła swe losy i po odpowiednich modlitwach zaczęła sprawdzać o czym też mówiły tym razem.
Hmm… Dostrzegam… zmiany i… więzy krwi, które zmian tych są skutkiem lub przyczyną… obok nich leży obietnica czegoś wielkiego… ogromnej radości i ocalenia… ale przyćmiewa je nienawiść czegoś nie z naszego świata… bytu stojącego ponad nami… – Wiedźma skrzyżowała swe spojrzenia z Celaeną. – Oto co dostrzegam.
Pół-drowka nie do końca rozumiała sens słów czarownicy.
Więzy krwi? Ale ja nie mam rodziny… oprócz… – “oprócz ojca” dokończyła w myślach. – Nie widzisz nic więcej? Nie możesz jakoś rozjaśnić tej wizji? – dopytywała.
Pokręciła głową.
Nie. Widzę jedynie tyle ile można dostrzec w dziurce od klucza w drzwiach przeznaczenia. – Popatrzyła na Mukalego. – W jego przypadku… zrobiłam wyjątek dostrzegając zagubienie i piętrzące się niepewności oraz brak ścieżki. Nie powtórzę tego co z nim uczyniłam.
Dlaczego? Czy to może mieć jakieś konsekwencje?– zaklinaczka spytała, jednocześnie spoglądając na Mukalego.
Nie wykluczone. Nim kierowała desperacja i zagubienie… brak celu. Sięgnęliśmy… wdarliśmy się w nici przeznaczenia losu, by odnaleźć jego ścieżkę. Z wami wszystkimi jest inaczej. Jesteście córkami i synami tego świata. Mimo niepewności podążacie własnymi ścieżkami, ale nie on. Jego zrzucono z jego ścieżki, a teraz dowiedzieliśmy się tego, iż znalazł się na nowej.
Dziewczyna skinęła głową na znak zrozumienia. Odsunęła się od czarownicy robiąc miejsce, dla innych, którzy chcieliby usłyszeć swoje wróżby. Sama na natomiast zagłębiła się w rozmyślaniu nad tym co usłyszała. O jakich więzach, radości i nienawiści mówiła? Zaklinaczka miała nadzieję, że czas pokaże co kryje się za tymi słowami.
Neff nie miał zbytniej ochoty na to, aby dowiedzieć się co przyszłość miała dla niego w planach. Wychodził z założenia, że brak wiedzy o tym co ma przynieść jutro sprawia, iż więcej radości czerpie się z dnia obecnego. Mając jednak na uwadze, że skoro losy jego przyjaciół zostały już splątane z jego losem, być może wróżba Troi odnośnie jego przyszłości mogłaby stać się drogowskazem dla poczynań reszty.
Ja również chciałbym dowiedzieć się, co twe kości mają do powiedzenia na temat mego losu.
Zatem i do ciebie przemówią kości – powiedziała, po czym zabrała się za wróżenie. – Hmm… Czeka cię podróż… bardzo intensywna… niebezpieczna i energiczna… Dostrzegam w twej przyszłości potwora… monstrum… którego wpływ na twe życie będzie… ostatecznie pozytywny. Dostrzegam też kogoś… kto włada mocą… samotnego… Jest też lud… lub rzesza z bardzo daleka.... również osamotniona.
Troa oderwała wzrok od swych kości.
Oto co ujrzałam.
Dziękuję – odparł mistyk. W głębi serca jednak był nieco rozczarowany. To co usłyszał nie wydawało się być w jakiejkolwiek mierze powiązane z poprzednimi wróżbami.
Myślicie, że jest sens kontynuować? Póki co żadna z tych wizji ni w ząb się z sobą nie łączy. – zauważyła pół-elfka.
Jakąś wiedzę jednak z nich zyskujemy. Moja w każdym razie daje nadzieję na powodzenie naszej misji. Skoro jest w niej mowa o podróży, to oznacza, że uda nam się wydostać jakoś z tej mgły. – zauważył Neff.
”Chyba, że miała na myśli podróż w zaświaty” – dopowiedział sobie już tylko w myślach.
Ja swoją rolę w świecie znam. Nie będę nadwyrężać twoich umiejętności.Hanah ukłoniła się zdawkowo. Odpowiedziało jej uprzejme skinienie głową.
Pelaios słuchał przepowiedni niewiele z nich rozumiejąc. Nie brzmiały dużo lepiej niż te zasłyszane z miedziaka na targowisku i z chęcią uznałby Troę za kuglarkę, gdyby nie fakt, że zdołała dowieść że nie gada od rzeczy. Sam nie był jednak skory do pytania o własny los. Nie to że nie chciał poznać przyszłości. Podejrzewał jednak, że przy tak niejasnych słowach, więcej nerwów będzie go kosztowało rozmyślanie nad tym wszystkim, a spokój i olśnienie koniec końców nie nadejdą.
Skinął na Delrana.
Powróż jeszcze naszemu towarzyszowi. – rzekł głośniej – Choć jest pewnie zdania, że swoją przyszłość zna… – dodał po pod nosem.
Wiedźma popatrzyła na niego dłuższą chwilę, po czym przytaknęła i wróciła do swych wróżb.
Życie twe… nie ulegnie szybko zmianom… widzę stałość i zadowolenie… ale chęć zysku i ktoś ci bliski… sprowadzą na ciebie boski gniew… który będzie potężny – opowiedziała o tym co powiedziały jej kości. Wówczas zwróciła swe oczy ku milczącej i trzymającej się z boku Astine.
A co z tobą, o dziecko tych ziem?
Dziewczyna spojrzała na nią niepewnie, powiodła po pozostałych, aż wreszcie wymieniał spojrzenia z Luną.
Ja… – zaczęła i urwała. Nie trzeba było być jasnowidzem, by dostrzec, że kotłuje się w niej wiele myśli. – Nie chcę… raz już… otrzymałam wizję… i nie chcę następnej.
Będzie jak sobie życzysz, a co się tyczy pozostałych spraw, które nam zostały – Skupiła swoje spojrzenie na Celaenie. – To zaraz się nimi zajmiemy, lecz uczynię coś, co winnam uczynić już na samym początku, lecz kłębiące się w was niepewności oraz pytania okazały się ważniejsze.
Podniosła się z poduchy i poczęła krążyć po całej izbie. Wyciągała swoje krótkie, grube palce po zioła, garnuszki i woreczki. Zbierała co jej było potrzebne odsuwając co po niektórych na bok. Mogli teraz wyraźniej dostrzec, że była niska. Nie dorównywała nawet Cely, lecz była przy tym dość krępa. Sił w rękach również jej nie brakowało, bowiem krzepy miała jak na niewiastę całkiem sporo. Amulety i wisiory brzęczały w rytm jej tańca, aż nie stanęła w miejscu, z którego wyruszyła. Ujęła w dłonie wszystkie składniki, a następnie poczęła je rozcierać oraz wypowiadać słowa modlitwy:
Opiekunie Kości, Ty, którego krainy zwą Kelemvorem, Panie Umarłych, Pocieszycielu i Przewodniku w Zaświaty. Miej wzgląd na tych tutaj i na służkę twą, która wyzywa Twe imię. Panie mój, odłóż widmo spotkania z Tobą, nie pozwól na to, by pośpieszono to co nieuniknione. Ty jeden wiesz kiedy druga strona im pisana. Miej więc na nich wzgląd i na nas wszystkich tutaj obecnych by dane nam było doczekać chwili tej w spokoju i poczuciem spełnienia. Opiekunie! Przelej swą siłę, swą łaskę i swe błogosławieństwo na zioła te i za ich przyczyną zasklep wyrwy w życiu. Odbuduj co zostało przedwcześnie zburzone i daj nam doczekać pisanego nam końca. – Rzekłszy te słowa rozwarła przed sobą dłonie i dmuchnęła w ich stronę chmurę ziołowych drobinek. Gestem i swą postawą pokazała im by zaciągnęli się. Tak też uczynili, a nozdrza ich wypełniły się potężnym ziołowym aromatem, który działa uspokajająco. Odpędzał on też ból, a część utraconych sił wydawała się powracać do ich ciał.
Celeana poczuła jak razem z kojącym zapachem zaczyna odzyskiwać siły, spojrzała z wdzięcznością na Troę, po czym zapytała.
Mówiąc o pozostałych sprawach masz na myśli ową miksturę o której mówiłaś wcześniej?
Tak. Jej uwarzenie wymaga czasu oraz skupienia.
W takim razie rozumiem, że jeśli nikt nie ma już pytań to mamy dać ci w spokoju skupić się nad twą pracą?zaklinaczka stwierdziła pytająco.
Można tak to ująć.
Ile może ci to zająć? – zapytał Neff. Wciąż nie był pewien, czy ta metoda nie była zbyt niebezpieczna dla Iskierki.
Kobieta zastanowiła się.
Trudno orzec, kiedy nie ma słońca, za którym mógłby wzrok podążać… ale nie będzie to bardzo długi proces. Wystarczy byście opatrzyli resztę waszych ran.
Pół-elfka uśmiechnęła się, miała nadzieję, że już wkrótce znajdzie rozwiązanie swojego problemu. Spojrzała na Neffa.
Wiesz, to zawsze dodatkowy czas, żeby jeszcze trochę odpocząć zanim wyruszymy. – powiedziała dość pogodnym głosem.
Chyba będę musiał się w tym czasie zająć czymś innym… Obiecaj, że do nas wrócisz… to znaczy, że nie zaśniesz na zawsze.
Oh, Neff… – Cely uśmiechnęła się do niego ciepło. Troska elfa była rozczulająca. – Spokojnie, nigdy nie miałam mocnego snu. Poza tym, tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. – zaśmiała się. Miała pewne obawy w związku z miksturą Troi, jednak nie chciała tego okazywać.
Elfy nie sypiają więc sama koncepcja i strefa snów są mi obce – mistyk sięgnął po swój medalion, zdjął go i zawiesił na szyi pół-elfki – Na szczęście – wyjaśnił.
Pół-elfka ujęła medalion w palce i obejrzała go dokładnie.
Dziękuję – powiedziała spoglądając na elfa. – Oddam nienaruszony, gdy tylko się obudzę. – dodała, po czym przeniosła wzrok na Pelaiosa, a potem na Mukalego.
Zanim jednak Troa skończy tę miksturę, mamy trochę czasu, żeby porozmawiać. – powiedziała, znacząco spoglądając na wojownika Mutampa.
Pelaios jedynie podniósł brew nie rozumiejąc za wiele.
Cely widząc minę diabelstwa, zaczęła tłumaczyć.
Podczas drogi tutaj, odbyliśmy z Mukalem pewną rozmowę. Część moich słów skłoniła go do zastanowienia, jednak nie jest on pewien czy mówię prawdę i chciał rozstrzygnąć to przy twojej osobie. Tak więc, twoją rolą będzie potwierdzenie lub zaprzeczenie prawdziwości moich słów – wyjaśniła spoglądając tieflingowi w twarz, co nie było dla niej łatwym zadaniem po sytuacji, która miała miejsce na dworze.
Czy Przodkowie odjęli mi mowę, żeby mówiła za mnie kobieta?Mukale spojrzał na nią z góry. – Ja nie pragnę żadnych odpowiedzi od Wodza, jeśli ty doznajesz rozterki, pytaj we własnej sprawie - zakończył, po czym spojrzał jeszcze raz na wiedźmę.
Dzięki ci, czarownico. Okazałaś mi litość, której ja bym ci nie okazał.
To powiedziawszy, podszedł do ściany chaty i przyklęknął, zamykając oczy.
Mukale! Powiedziałeś, że porozmawiamy z Pelaiosem. – zaklinaczka rzuciła w stronę wojownika.
Postawny mężczyzna ściągnął brwi, nie otwierając oczu.
Rzekłem, że uczynię to, gdy wypełni się czas. Nie mam języka żmii, kobieto, zważ na kogo rzucasz oskarżenia. I nie bądź namolna jak szczenię, kiedy mówię z Przodkami.
Dobrze więc, mam tylko nadzieję, że mnie nie zwodzisz. – odparła mrużąc oczy. Po chwili jednak zwróciła się z powrotem do Pelaiosa.
Wygląda na to, że będzie trzeba przełożyć tą rozmowę. Mogłabym jednak o coś cię spytać?
Pelaios spojrzał na Mukalego, po czym wrócił uwagą do Cely.
Nie widzę przeciwwskazań… – odpowiedział zaintrygowany, sam będąc zaskoczony wątpliwościami dziewczyny.
Czy… Czy to na dworze… miało dla ciebie jakieś znaczenie? – spytała szeptem, tak by reszta towarzyszy nie słyszała tego pytania.
Diabelstwo uniosło brwi w chwilowym zdumieniu pytaniem. To pytanie odbijało się echem w jego życiu już od dłuższego czasu. Echo miało tym razem rubinowe włosy. Uśmiechnął się słabo, wciąż czując ciężar miejsca i sytuacji.
Iskierko… wszystko co robię ma dla mnie znaczenie.
Pelaios z reguły wiedział gdy popełnia błąd. Instynktownie czuł splot losu, karcące spojrzenie bogów, czy też sceptyczną i podświadomą samokrytykę. Nigdy swoich błędów nie żałował. To był właśnie ten moment.
Pół-elfka spoglądała głęboko w oczy diabelstwa jakby próbowała przejrzeć je na wylot w celu zrozumienia tego co chodzi mu po głowie.
Czyli… Czyli to nie był jednorazowy impuls? – wydukała cicho, chcąc wyklarować jak ma wyglądać teraz relacja między nimi.
Hanah chrząknęła aby zwrócić na siebie uwagę pół-drowki. Kiedy tylko czerwone oczy zrównały się z jej własnymi pokręciła głową z wyraźnie zmartwioną miną. Bez umiejętności Neffa można było odczytać jako "nie rób sobie tego".
Spojrzenie kapłanki było bardzo wymowne, jednak pół-drowka nie rozumiała, dlaczego miałaby tego nie robić. Bez słowa zwróciła swój wzrok z powrotem na twarz Pelaiosa i w milczeniu czekała jego odpowiedzi.
Diabelstwo spojrzało dookoła świadome że ich rozmowa nie jest prywatna. Nie wydawało się tym mocno zażenowane, jakby nie pierwszy raz było w centrum uwagi. Czarne oczy wróciły do Cely. Była pół-drowem, a wydawała się taka niewinna.
Prawda tkwi w oku patrzącego. – odpowiedział z uśmiechem. – Przypomnij sobie co Ci wtedy powiedziałem. A teraz… ponieważ cała chata nas słucha – zwrócił uwagę półdrowki na otoczenie – nie zdradzajmy sekretów alkowy. Dobrze?
Na moment zawiesił głos, a uśmiech opuścił jego twarz.
Pij co masz pić, śpij co masz śnić i wracaj do nas bezpiecznie.
Pół-drowka skinęła głową, po czym uśmiechnęła się lekko.
Wrócę, teraz już prędko się mnie nie pozbędziesz. – powiedziała, po czym odwróciła się w kierunku czarownicy, a uśmiech z jej twarzy zszedł. Wzięła głęboki oddech i oświadczyła wiedźmie.
Daj znać gdy skończysz tą miksturę, jestem gotowa.
 
Jaracz jest offline  
Stary 05-06-2019, 21:01   #76
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
lf przysłuchiwał się wymianie zdań, po czym zwrócił telepatycznie do Lisa.
”Chcę wiedzieć o co chodzi, czy może jest to zbyt skomplikowane?”
"Pieśń stara jak świat. Pierwsza zwrotka prosta… to później się komplikuje." – odpowiedział po raz pierwszy nie wzdrygając się przy mentalnym kontakcie.
Neff pokręcił dwukolorową czupryną. Było mu w tym momencie nawet odrobinę żal diablęcia. Odrobinę.
”Wracając do... innych spraw, użycz mi proszę na pewien czas perłę, którą znaleźliśmy w rzeczach maga”
Pelaios bez słowa odszukał w sakiewce perłę i wręczył ją elfowi, po czym ten wziął ją i odszedł trochę na bok. Usiadł gdzieś w odosobnionym kącie i skoncentrował się na badaniu przedmiotu
Całej scenie z braku lepszych rzeczy do roboty przyglądała się cała reszta nie licząc Troy, która zaczęła już coś mieszać w małym kociołku po tym jak zdjęła garniec z zupą znad ognia. Zerknęła wprawdzie w ich kierunku, lecz nie swoje przemyślenia na ten temat zatrzymała dla siebie. Gburliwy łucznik westchnął i wrócił do skrobania kawałka drewna znalezionego w kącie chaty. Zaszir przypatrywał im się przez chwilę, aż w jego ręku nie pojawił się krótki flet. Posłał on w stronę drugiego diablęcia nieme, ale jednoznaczne pytanie, na które ten z uśmiechem pokręcił głową. Astine najwyraźniej poczuła się niezbyt komfortowo.
To… wezmę Lunę na zewnątrz… może wreszcie się trochę uspokoi – Młoda łowczyni zerknęła w stronę Valfary, a ta posłała jej krótki uśmiech, który ostatecznie wygonił dziewczynę z izby wraz ze zwierzęciem.
Korzystajcie póki jest czas. Drugiej okazji może nie być, jak nam się nie uda – wojowniczka rzuciła w stronę Pelaiosa i Celaeny. –Tak przynajmniej mawiał mój mąż. Cholerny romantyk.
W tym momencie na twarzy Valfary pojawił się krótki uśmiech, zapewne pierwszy prawdziwie szczery, ale i ze smutną nutą. Jak szybko się jednak pojawił tak też skrył się znów pod chłodną maską determinacji.
Cely spojrzała na wojowniczkę zszokowanym wzrokiem.
Musimy mieć nadzieję, że się uda. Jeżeli będziemy napełniać swe serca pesymizmem to nie uda się napewno. Uważam, że nie po to los skrzyżował nasze drogi, by teraz skazać nas na porażkę. – Powiodła wzrokiem po towarzyszach, by po chwili znów spotkać się spojrzeniem z Valfarą.
Nadzieja, a rozeznanie w sytuacji to dwie różne rzeczy. Kiedy jest się świadkiem i sprawca śmierci tak często jak ja, jeszcze w tym wieku, traktuje się tego typu sprawy jako coś normalnego.
Pół-elfka nie odpowiedziała, spoglądała jedynie przez chwilę na twarz Valfary, próbując zrozumieć jej tok rozumowania. Nie zgadzała się z nią, jednak nie miała zamiaru wdawać się w dyskusję z nieco zrzędliwą według niej wojowniczką. Skinęła jej głową, po czym podeszła do przygotowującej miksturę Troi i przyglądała się jak ta miesza składniki w kotle.
Używałaś już kiedyś tego na kimś? – spytała cicho z lekką nutą niepokoju w głosie.
Tak – odpowiedziała jej z absolutnym spokojem w głosie.
A czy mogą wystąpić jakieś… skutki uboczne? – kontynuowała pytanie.
Kobieta zastanowiła się.
Hmmm… Pamiętam, że Stary Arno przez miesiąc smalił cholewki do dziewek… ale nie wiem czy to od tej mikstury, czy już tak miał.
Yhym… A to trzeba zażyć przed snem czy samo wprowadza w stan tego świadomego snu?
Wszystko zadzieje się samo. Nie musisz się aż tak martwić.
Przepraszam, już nie przeszkadzam. Po prostu trochę się denerwuję. – powiedziała, po czym oddaliła się od wiedźmy i zwróciła się do Hanah.
Gdzie zniknęła Astine? – spytała zauważając nieobecność łowczyni.
Kapłanka wskazała wyjście z chaty.
Wyszła sama na zewnątrz?! Ale dlaczego, po co? Przecież tam mogą być te dynie. – w głosie pół-elfki słychać było niepokój.
Tak… dwie wykopałam jak rozmawialiście z Pelaiosem. Nie zauważyłaś, że mu nawet jedną posadziłam na głowie? – kapłanka westchnęła – dziewczyno, jest tutaj jeszcze ogródek. Nie panikuj.
Eh… Przepraszam, trochę mam emocje przed tą moją “podróżą w świat snów”. Jestem pewna, że chcę to zrobić, ale no... denerwuje się trochę, może stąd ta reakcja. Masz rację muszę trochę się uspokoić – wyjaśniła.
Ciekawe po co tam poszła… – pół-elfka spojrzała w stronę drzwi, po czym wróciła wzrokiem do kapłanki – Swoją drogą… jakoś tak dziwnie spojrzałaś na mnie gdy rozmawiałam z Pelaiosem. Tak jakbyś chciała mi coś powiedzieć… O co chodziło?
spytała uważnie obserwując twarz kapłanki. Ta zaś przymknęła oczy na moment ściągając brwi. Spojrzała na Cely i zarzuciła ramię na jej barki po czym wyprowadziła ją na zewnątrz.
Masz straszną tendencję do rozmawia w grupie na tematy, które nie są przeznaczone dla wielu uszu – powiedziała odsuwając się na krok.
Starałam się mówić wystarczająco cicho by nikt nie zwrócił na to uwagi, jednak… jak widać Pelaios okazuje się być mało dyskretny. – pół-drowka próbowała się wybronić, jednak po chwili wbiła zawstydzony wzrok w ziemię.
Chciałam tylko rozjaśnić sobie to wszystko w głowie… ale tak naprawdę to czuję się jeszcze bardziej zamroczona niż byłam.
Hanah ponownie westchnęła. Przeczesała włosy palcami. Szukała słów.
Eeech… to nigdy nie jest proste. Boję się jednak, że Pelaios jest… – urwała bo to co chciało wydostać się z jej ust jeszcze nie powinno. – Że może nie mieć czystych intencji.
Cely westchnęła, po czym schowała twarz w dłoniach.
Nie wiem co mam o tym myśleć, nie wiem co mam z tym robić. Oprócz matczynej miłości, którą i tak los wcześnie mi odebrał, nigdy nie zaznałam żadnego głębszego uczucia… Myślisz, że on naprawdę chce się zabawić moim kosztem?
Może nie twoim kosztem, ale zabawić na pewno. W ogóle mam wrażenie, że im wszystkim troszkę odbija – kapłanka szepnęła ostatnie zdanie łowiąc kątem oka elfa siedzącego głęboko w kącie chaty. – I nie zgadzam się z Valfarą. To ani nie jest okazja, ani coś z czego należy korzystać.
Wiem, nie mam zamiaru wskakiwać mu do łóżka tylko dlatego, że jakaś stara, zrzędliwa wojowniczka twierdzi, że może nie być więcej okazji… Chciałabym tylko żeby był… żeby grał ze mną w otwarte karty, żebym wiedziała czego się spodziewać.
Myślę, że dobrym pytaniem jest czy on sam wie co robi. Jak na moje za tego całusa powinnaś dać mu po twarzy – zażartowała kapłanka szczerząc się do pół-drowki.
Cely również zaśmiała się z żartu kapłanki.
Możliwe... jednak… ciężko uderzyć kogoś za coś… co sprawiło ci przyjemność. – na szarej skórze pół-drowki pojawił się rumieniec.
Chyba po prostu muszę zobaczyć jak to się potoczy. Wiem, że igram z ogniem, ale chyba wśród smoków to normalne. – uśmiechnęła się do kapłanki, nawiązując do swojej magii.
Ale dziękuję, za twoje rady. Przynajmniej wiem, żeby nie robić sobie nadziei. Żeby się nie rozczarować, a kto wie może pozytywnie zaskoczyć.
Kapłanka potargała czerwone włosy dziewczyny.
Skoro mamy to za sobą, to teraz nerwy przed wypiciem mikstury.
No trochę się boję, ale o co dokładnie ci chodzi?
Właśnie o to, że się boisz. Czego dokładnie? Nie słuchałam was za bardzo jak kopałam grządki, ale widziałam, że miałaś zaczerwienione oczy nieco.
Zaklinaczka uśmiechnęła się lekko.
Moje oczy zawsze są czerwone.– zażartowała – A czego się boję? Wszystkiego po trochu. Trochę tego, że mogłabym się nie obudzić, trochę konfrontacji z tym co mnie nęka, a trochę… a właściwie najbardziej, że nie znajdę jednak rozwiązania mojego problemu, ale wiem, że pomimo strachu, muszę spróbować.
Oczywiście. Te koszmary, ma to może związek z tym co wspomniałaś? Smoczą krwią? Brat mi nieco wspominał o tych, których moc pochodzi z ich krwi, ale zwykle w bardzo zazdrosny sposób. Ech, magowie – kapłanka rozłożyła dłonie na boki ponownie starając się rozluźnić atmosferę.
Możliwe, że dlatego że my rodzimy się z magicznymi umiejętnościami, a nie uczymy się ich tak jak magowie. – wyjaśniła pół-drowka. – Objawiają się po prostu w pewnym okresie życia, najczęściej najmniej spodziewanym i po prostu są. Sama jeszcze nie do końca pojmuję swoją magię, to że pochodzi od smoczej krwi wiem właśnie z tych koszmarów od… od drowa, który podaje się za mojego ojca. – dziewczyna przerwała na chwile, chcąc oragnąć emocje, które znów zaczynały ją opanowywać. Po krótkiej chwili milczenia zebrała się w sobie i kontynuowała.
On… nawiedza mnie w snach i ukazuje obrazy, których chyba nawet jak uda się pozbyć samych koszmarów, to nie wymażę z pamięci. Pokazywał mi noc w którą jego enklawa napadła na wioskę z której pochodzę. Płonące domy, krzyki mieszkańców zarzynanych niczym zwierzęta rzeźne i… moja matka, którą on brutalnie zgwałcił… – zaklinaczka znów zatrzymała na chwilę, by zetrzeć napływające do jej oczu łzy.
Ten zwyrodnialec zawsze stoi obok mnie i wpatruje się w to razem ze mną… opisuje co czuł, jaka opanowywała go ekstaza gdy… gdy… przepraszam, nie umiem już dalej o tym opowiadać. – urwała, przestając się kontrolować i pozwalając wstrzymywanym łzą swobodnie spływać po jej szarych licach.
Uśmiech na twarzy Hanah nikł w miarę postępowania opowieści. Na sam koniec nie mogła zrobić nic więcej aniżeli złapać Cely pewnie za ramiona.
Nie dziwię się, że ciężko ci o tym mówić. Ale widzę, też że jesteś zdeterminowana aby sobie z tym poradzić. To dobrze. Wierzę, że ci się uda – powiedziała poważnie klepiąc pół-drowkę po ramionach. – Głowa do góry. Wyprostuj się i bez wątpliwości staw czoła swoim strachom, bo tylko one cię powstrzymują.
Dzięki, chyba była mi potrzebna taka rozmowa – odpowiedziała pół-drowka z wdzięcznością patrząc na kapłankę i jednocześnie rozmasowując jedno z ramion.
Swoją drogą, masz ty chwyt kobieto – zażartowała – Może lepiej wracajmy już do środka, nie wiadomo kiedy Troa skończy tą miksturę.
Idź, ja dołączę za chwilę. – Kapłanka odwróciła się poszukując jeszcze spojrzeniem Astine. Znalazła ją niedaleko, praktycznie przy jednej ze ścian chaty. Kobieta nie miała zbyt dużego doświadczenia ze zwierzętami, ale z ruchów oraz postawy łowczyni wyczytała, że próbowała trochę uspokoić zdenerwowane zwierzę.
Astine? Coś się dzieje?
Dziewczyna popatrzyła na nią jakby trochę zdziwiona jej obecnością.
Nie wiem… Chodzi o Lunę, nie może się uspokoić, a przez to nie mogę sprawdzić jak się czuje.
Kapłanka cmoknęła.
Mogę ją po prostu uleczyć jeśli chcesz. Niestety zwierzęta nie są moją specjalnością – powiedziała przyklękając na jednym kolanie aby obejrzeć wilka.
Dziękuję, ale nie wydaje mi się, że chodziłoby tutaj o jakieś rany.
Mogę jeszcze to zrobićHanah wstała, wzięła do ręki złota kulę i wyszeptała tajemne słowa dotykając ramienia łowczyni. – Spróbują ją teraz uspokoić. Łaska niebios może ci coś pomoże.
Pokrzepiona błogosławieństwem Astine po raz kolejny zbliżyła się do wilczycy. Czyniła to ostrożnie, z wyczuciem operując gestami oraz mimiką. Jej dłonie wkrótce wpadły w odpowiedni rytm, za którym podążyło spojrzenie zwierzęcia. Niedługo potem ciało Luny pozbyło się napięcia. Łowczyni objęła swą towarzyszkę i zaczęła ją drapać w ulubionych miejscach.
Udało się, dziękujęAstine zwróciła się do kapłanki, a głos jej pełen był wdzięczności.
Zawsze do usług. Wróćmy do pozostałych.
My chyba jeszcze zostaniemy tutaj chwilę.
Hanah uśmiechnęła się jeszcze raz do łowczyni i wróciła do środka chatki. Tym razem jednak poszła w ślady Mukalego i wyjęła swój modlitewnik aby przysiąść z nim pod ścianą.
 

Ostatnio edytowane przez Koime : 06-06-2019 o 08:50.
Koime jest teraz online  
Stary 05-06-2019, 21:36   #77
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
dy Cely wróciła do środka, skierowała swe kroki znów w stronę Troi.
Jak tam? – spytała zakładając wiedźmie przez ramię.
Wiedźma zmierzyła ją wzrokiem.
Spokojnie, kiedy będzie gotowe powiem ci – Ruchem ręki dorzuciła do garnka jakieś intensywnie pachnące ziele. – Wiem, że czekanie jest trudne, ale spróbuj czymś zająć myśli, już niedługo będzie po wszystkim.



roa mieszała zawartość kociołka, czasami dorzucając kolejne składniki lub wypowiadając na wywarem sobie tylko znane formuły. Z naczynia z czasem zaczęła unosić się mgiełka o błękitnawym zabarwieniu, a niesiona przez nią woń była trudna do określenia. Z jednej strony ciężka i aż lepka, lecz z drugiej przyjemna, rozluźniająca mięśnie. W międzyczasie pozostali zajmowali się swoimi sprawami, aż nie przemówiła wiedźma:
Gotowe – zwróciła się do Celaeny, po czym dokończyła przygotowywać składające się ze skór posłanie. – Usiądź tutaj.
Wskazała jej owo miejsce, a sama sięgnęła po małą miseczkę, do której starannie nabrała mikstury.
Zaczynamy? – dopytała, a w jej dłoniach parował wywar.
Pół-elfka usiadła na skórzanym posłaniu, po czym skinęła głową.
Zaczynamy.
Wiedźma podała jej miseczkę z wywarem. Powąchała, a ciężka woń w jednej chwili zaczęła uderzać jej do głowy. Dziewczyna powiodła wzrokiem po swych towarzyszach, zatrzymując się chwilę na Pelaiosie, po czym przyłożyła usta do naczynia i wypiła. Mikstura była gęsta i ostro-słodka w smaku. Lekko się skrzywiła, ale nie uroniła ani kropli. Troa wpatrywała się w nią niemo, a ona w nią. Nic się nie działo, jedynie ogień z ogniska wydawał się jakby cieplejszy. W ogóle w całym pomieszczeniu zrobiło się duszno i dymno. Chmura dymu z paleniska rosła w zatrważającym tempie. Gardło cię piecze, a oczy zaczynają łzawić. Kaszlesz. Przyćmionym wzrokiem rozglądasz się za swymi towarzyszami i zdaje sobie sprawę, że jesteś sama w płonącym budynku. Zrywasz się i przedzierając się przez duszące opary desperacko szukasz wyjścia. Nagle potykasz się o coś i wpadasz między krzesła. Próbujesz wstać, lecz coś trzyma cię za nogę. Odruchowo spoglądasz co się dzieje i widzisz człowieka palącego się żywcem, który w desperacji i strachu kurczowo chwyta się twojej kostki. Przerażona kopiesz go w twarz, zrywasz się na równe nogi i barkiem wpadasz na drzwi. Siła uderzenia ciska cię na zewnątrz. Upadasz w suchy piach. Dusząc się dymem i rozpaczliwie łapiąc powietrze słyszysz krzyki… i śmiech. Podnosisz głowę i widzisz zbeszczeszczoną kaplicę Lathandera, a także drowa, mrocznego elfa przyciskającego do ściany kobietę.

tem zorientowała się, że stała, a na swych barkach czuła ciężar czyichś dłoni. Ktoś za nią był.
Twoja matka miała szczęście i dostąpiła zaszczytu – obok swojego ucha usłyszała znajomy, znienawidzony drwiący głos.
Zaszczytu? – wycedziła przez zęby.
Ty to nazywasz zaszczytem? Odebrałeś jej godność pieprzony sukinsynu! – wrzasnęła strącając trzymające ją za barki dłonie i odwróciła się twarzą do swego rozmówcy. Zobaczyła wówczas krótkie zdziwienie, które błyskawicznie zmieniło się w uśmiech.
No proszę – rzekł, a dziewczyna upadła na ziemię trafiona wierzchem dłoni prosto w twarz. – Widzę, że wreszcie do mnie przyszłaś… dobrze.
Cely złapała się dłonią za policzek.
Czego ty ode mnie chcesz?! Nie wystarczy ci, że muszę żyć ze świadomością, że zostałam zrodzona z krzywdy, bólu i cierpienia? – spytała spoglądając na niego nienawistnym wzrokiem.
Ten postąpił krok w jej stronę i przykucając chwycił ją za brodę oglądając uważnie.
Ja doglądam swych spraw. A ty powinnaś być zadowolona, że bierzesz w nich udział. Tę moc – Jego spojrzenie przeniosło się na rękę, którą masowała policzek. Kiedy powiodła za jego wzrokiem zobaczyła, że pokrywają ją małe, czerwone łuski, a palce kończą się pazurami. Uśmiech drowa zrobił się jeszcze paskudniejszy. – masz dzięki mnie.
Nie prosiłam o nią. – odpowiedziała, odrywając wzrok od swej ręki i spoglądając na niego.
Nigdy niczego od ciebie nie chciałam! I nie będę chcieć! Lepiej ty mi powiedz czego chcesz ode mnie, dlaczego mnie dręczysz i skończmy to wreszcie! – krzyknęła, a jej oczy zrobiły się zaszklone od zbierających się łez.
Uu… – Przechylił teatralnie głowę, zaśmiał się, po czym spoważniał. – Tutaj nie ma znaczenia czego ty chcesz, a czego ja chcę i do czego jesteś mi potrzebna. A co do kończenia to niech ci się tak nie śpieszy. Wystarczy, że poczekasz aż po ciebie przyjdę, a potem jeszcze dziewięć miesięcy. Wtedy się to skończy… przynajmniej dla ciebie.
Dziewięć miesięcy…– pół-elfka próbowała zrozumieć jego słowa.
Czy ty… Ty pieprzony potworze! Chcąc nie chcąc jestem twoją córką! Jak ty w ogóle…
Normalnie, jak z każdą kobietą. – Paskudny uśmieszek wrócił na jego twarz. – Nie jesteś córką… jesteś… efektem pośrednim.
Po co w ogóle to robisz?! Wiem, że twoja rasa jest najbardziej zwyrodnialskim tworem jaki bogowie zesłali na świat, ale to co ty robisz… To przekracza wszystko… – zwiesiła głos po na chwilę i wzięła głęboki wdech.
Nie pozwolę ci na to.
Haha! I co zrobisz? Zabijesz się? Nie masz takiej odwagi, a dzięki mojej krwi znajdę cię wszędzie, bez znaczenia dokąd się udasz – słowa jego były zimne i twarde. – A dlaczego? Powiedzmy, że chcę więcej smoczej esencji w moim ciele. Tyle będzie ci musiało wystarczyć do naszego spotkania… Jak się nazwałaś...? Córko.
Masz rację… ja się nie zabiję… – powiedziała cicho spoglądając drowowi w oczy.
– [i]Zabiję ciebie… Nie tkniesz mojego ciała choćby palcem! – podniosła się z ziemi.
Nie pozwolę na to! Tak samo moi towarzysze! – wrzasnęła.
Towarzysze? – wykazał dziwne zainteresowanie, po czym odwzajemnił spojrzenie prosto w oczy. Nim zdążyła się zorientować poczuła jak w umyśle pojawia się cudza obecność… jego obecność krążąca i przeglądająca wspomnienia. Z całych sił starała się go powstrzymać, desperacko, lecz na darmo. Poruszał się po jej umyśle tak swobodnie, że aż odczuła wrażenie jakby to nie był pierwszy raz. Po chwili uczucie ją opuściło i zdała sobie sprawę, że klęczy na ziemi, a z oczu płyną jej łzy. On natomiast stał nad nią.
Okolice Waterdeep… i niejaki Pelaios… Ha! Mnie nazywasz potworem, a powinna spojrzeć z kim sama się zadajesz – rzekł drwiąco.
Celaena spojrzała na ojca zaskoczonym wzrokiem.
Skąd znasz jego imię?
Powinnaś lepiej słuchać. Mówiłem, że moja krew to coś więcej.
Twierdzisz, że Pelaios jest… jest kimś złym? Dlaczego miałabym ci wierzyć? Drowowi, który brutalnie wykorzystał moją matkę i to samo, chce zrobić ze mną mimo tego, że jest moim biologicznym ojcem? Jak mogłabym uwierzyć takiemu zwyrodnialcowi jak ty?! – rzuciła nie dopuszczając do siebie jego słów. Nie chciała dopuścić do głowy myśli, że ktoś na kim zaczyna jej zależeć może być zły.
To nie ja. To w twoim umyśle znalazłem takie myśli. Nie zapominaj, że sama jesteś po części drowem. Nie wmawiaj sobie, że jesteś święta bo wiesz, że to nie prawda. Nie odkryłaś swojej tożsamości przed nimi dla nich tylko dla siebie. Zawsze myślisz o sobie. Drowy są jakie są, diabły tym bardziej. Myślisz, że kiedy ty jesteś tak podobna do naszego rodzaju z nim jest inaczej? Nie bądź śmieszna. – Drow nie zważał na jej opór.
Nie zgadzam się… – dalej klęcząc wbiła wzrok w ziemię. – Nie zgadzam… Może i w połowie jestem drowem, ale druga część mnie jest ludzka… I to za tą częścią chcę podążać. Nigdy nie będę taka jak ty! – ponownie podniosła wzrok zrównując się z jego spojrzeniem.
To ja zdecyduję kim będę! I nic, żadne sny, przeznaczenie czy przepowiednie tego nie zmienią! – wykrzyczała słowa, które Pelaios powiedział jej przed chatą.
Nie obchodzi mnie kim będziesz ani kim chcesz być. Zrodzona zostałaś by dać mi nowe ciało i tylko to się liczy. Bądź królową albo kaleką, to bez znaczenia tak długo jak dostanę to czego chcę. Przeznaczenie to wymówka dla tych, którzy są zbyt słabi by kierować swym losem. Dlatego stanie się to co ma się stać. Jak nie wyjdzie z tobą mam kilka tobie podobnych w zapasie. Ty jesteś po prostu pierwsza w kolejce.
Po co elfowi mogącemu żyć i osiemset lat, ciało zmieszane z ludzkim? Dlaczego nie chcesz spróbować z kobietą swojej rasy? I załóżmy, że twoje plany się powiodą, do czego jednak nie zamierzam dopuścić, co zrobiłbyś ze zrodzonym ze mnie dzieckiem? Bo nie rozumiem, jak można zyskać nowe ciało?
Długowieczność nie jest problemem. A ludzi wybrałem dlatego, że są materiałem łatwiejszym w obróbce. Tyle ci musi wystarczyć. A co do ciała to nie musisz się tą kwestią martwić skoroś taka pewna tego, że mi się nie uda otrzymać tego czego chcę.
Być może, lęk nie jest niczym złym, jeśli chcesz z nim walczyć. Zresztą powiedziałeś, że kiedy dostaniesz co chcesz, to wszystko się skończy. – stwierdziła – Jednak nie powiedziałeś jak. No bo, jeśli zamierzasz mnie zabić, to może faktycznie powinnam przełamać lęk przed śmiercią, który jest w każdym z nas, uprzedzić cię i zrobić to sama? Wtedy na pewno nie dostaniesz tego co chcesz. – spojrzała na niego, czekając na jego reakcję.
Tylko odwleczesz nieuniknione. Nie myśl o sobie jako o kimś jedynym w swoim rodzaju… – Twarz drowa nie zdradzała najmniejszej reakcji na słowa dziewczyny. Kiedy zaś zawiesił głos i znów pojawił się ten jego uśmieszek. Lekko przechylił głowę.
Mówisz, że nie chcesz bać się śmierci? – wraz z tym jak zadał pytanie błyskawicznie wypowiedział magiczną formułę i na pstryknięcie palcami poczuła, że nie może nawet kiwnąć palcem w bucie. W jego ręku pojawił się sztylet. Zaczął powoli do niej podchodzić.
Jesteśmy w moim śnie. Po za tym nawet gdybyś był w stanie uczynić mi tu krzywdę, wtedy już nie dasz rady wykorzystać mnie do swego celu.– odezwała się próbując nie okazywać lęku.
Doprawdy? Skąd więc ten strach w twoim głosie? To tylko sen czyż nie? Sama wspominałaś, że wolałabyś umrzeć niż dać mi to czego chcę. – Podszedł przykładając jej nóż do gardła. Stal była zimna i głodna krwi. – Skoro tak bardzo tego chcesz możemy zakończyć to już teraz, a ja nie będę marnował na ciebie czasu, hm?
Kiedy drow zadał swe pytanie poczuła, że pętające ją zaklęcie ustąpiło.
Gdy tylko dostałbyś to co chcesz i tak byś mnie zabił, więc gdyby okazało się, że nie będę w stanie cię powstrzymać, zabiłabym się bez wahania. Jednak póki będę w stanie będę robić wszystko, żeby pozbyć się ciebie z mojego życia i życia moich sióstr, które również sprowadziłeś na ten świat. – rzuciła, po czym uśmiechnęła się.
A co zrobisz, jeśli przyjdziesz po mnie, a w mym łonie nie będzie już miejsca dla twej krwi?
Dziecka można się pozbyć. Czas nie jest problemem. Nie musisz się o to martwić, wszystkim się zajmę.
A jeśli w jakiś sposób stanę się niezdolna do poczęcia dziecka?
Wtedy będziesz zbędna… albo wykorzystam cię jako obiekt do innych badań. Nie zmarnujesz się, bądź spokojna
Czy ty nie masz żadnych hamulców… – pół-drowka wbiła wzrok w podłogę.
Zostaw mnie… – powiedziała cicho, by chwilę później krzyknąć.
ODEJDŹ! A kiedy spotkamy się twarzą w twarz obiecuję ci, że poślę cię na inny świat. Zostaniesz pochłonięty przez ogień, który sam rozpaliłeś! WYNOŚ SIĘ Z MOJEJ GŁOWY!
Niespodziewana fala mocy odrzuciła drowa na parę metrów rzucając go na ziemię. Na jego twarzy po raz pierwszy pojawiło się autentyczne zdziwienie, kiedy się podnosił.
No no. – Otarł usta dłonią. – Będziesz lepsza niż sądziłem… to dobrze.
Uśmieszek znów wykrzywił mu usta.
Zaklinaczka zmrużyła oczy.
Precz.– powiedziała stanowczym głosem.
Będę na ciebie czekała i przyrzekam ci, że zetrę cię w pył tak drobny, że świat zapomni o tobie, jeszcze zanim twe prochy rozwieje wiatr.
Nie mogę się doczekać. Tylko nie daj się zabić tym dyniom i pozdrów Pelaiosa – rzekł do niej, po czym zaczął rozpływać się, lecz w pewnym momencie odwrócił się jeszcze raz do niej. W mgnieniu oka zawisł przed nią w formie widma i spojrzał jej prosto w oczy. Celaena już spodziewała się takiej samej sztuczki jak poprzednio lecz wydarzyło się coś zupełnie innego. Oczy drowa wypełnił ognisty blask, a ona poczuła jej wewnętrzna moc zaczynała ją rozsadzać od środka. Ostatnią rzeczą jaką usłyszała były słowa jej ojca:
Niech nasze spotkanie będzie ciekawsze.
Spojrzała na swe dłonie i zobaczyła, że obie pokrywają łuski. Potworny ból zaczął emanować z pleców, kiedy zaczęły się z nich wyłaniać skrzydła oraz ogon. Gdzie okiem sięgnąć był tylko ogień pochłaniający wszystko na swej drodze, a ona była jego źródłem.


Co.. Co się ze mną dzieje?!– spanikowana spoglądała to raz na swoje ręce, raz na ogień pochłaniający wszystko dookoła.
CO TY MI ZROBIŁEŚ! – wrzeszczała skręcana bólem i rozpaczliwie szukała wzrokiem sylwetki swego znienawidzonego ojca.
Kierowana desperacją miotała się szukając widma, lecz po tym nie został nawet ślad. Skupiła się na swym wnętrzu próbując opanować ten wylew mocy, który nią targał i przemieniał w… coś. Odrzuciła potęgujące gniew myśli o ojcu, zepchnęła je w czeluści umysłu i skoncentrowała się na sobie. Uspokoiwszy się jej wola zaczęła przejmować kontrolę nad tym co się działo. Ognie zaczęły przygasać, a jej postać powracać do normalnej formy. Wrząca w niej moc poczęła poddawać się jej władzy, aż wróciła na swoje miejsce, lecz to co jej uczyniono nie pozostanie bez konsekwencji…


 

Ostatnio edytowane przez BloodyMarry : 05-06-2019 o 21:39.
BloodyMarry jest offline  
Stary 05-06-2019, 22:10   #78
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
o tym jak Celaena wypiła podany jej wywar złapała się za głowę. Powiodła wzrokiem po okolicy, a ten robił coraz bardziej rozmyty. Kobieta sprawnym ruchem ręki zabrała jej naczynie, a druga złapała za plecy i położyła na przygotowanym posłaniu. Dziewczyna bardzo szybko zaczęła się wiercić, a oczy pod powiekami niespokojnie poruszać.
Zaczęło sięTroa rzekła do pozostałych.
Słysząc to Neff ruszył się wreszcie ze swojego kąta, skończywszy właśnie badanie właściwości magicznego przedmiotu.
Co właściwie będzie się teraz działo? – zapytał kobietę, zerkając na niespokojnie wiercącą się na ziemi Iskierkę.
Będzie mogła działać we własnym śnie. Szukała odpowiedzi na swoje pytania… jak sądzę – odpowiedziała mu w międzyczasie rozdrabniając jakieś zioła w rękach.
Pelaios czuł się trochę nieswojo tak stojąc z boku i “czyhając” nad Cely gdy ta spała. Nawet jeśli to był sen magiczny, wywołany wiedźmim naparem, nie mógł się pozbyć ukłucia zażenowania. Dlatego sam przymknął oczy i osunął się pod ścianą na podłogę by złapać krótką drzemkę.
W pewnym momencie Celaena złapała się za głowę przez sen i poczęła rzucać w tę i z powrotem. Konwulsje po chwili ustąpiły, lecz jej oddech dalej był przyśpieszony.
Co się dzieje?! – elf zapytał wiedźmę. Nie znał się na tego typu czarach, ale taka reakcja ze strony pół-elfki nie mogła oznaczać niczego dobrego.
Walczy ze swymi demonami… – Troa tylko tyle zdążyła rzec, gdyż z ust Cely wydobył się krzyk: “WYNOŚ SIĘ Z MOJEJ GŁOWY!”, którzy poniósł się po pomieszczeniu. Valfara przyglądała się w milczeniu, a na twarzy Zaszira można było wyczytać zatroskanie. Pelaios otworzył oczy i patrzył “spode łba” trochę spięty.
Skoro walczy, to dlaczego wygląda jakby cierpiała?! Przecież to powinien być jej świat! Stworzony przez nią! – krzyknął sfrustrowany elf. Nic z tego nie rozumiał.
To, że jest świadoma tego co się tam dzieje, nie oznacza, że ma nad tym kontrolę.
Gdyby to był mój świat… z pewnością nie musiałbym walczyć – mruknął.
Gwałtownym ruchem Cely przekręciła się na brzuch, a z jej gardła wydobył się krzyk. Wówczas zobaczyli jak z palce zmieniają jej się w szpony, na skórze pojawiają się malutkie łuski, a z pleców coś zaczyna się unosić. Szata zostaje rozerwana, a w powietrzu rozkładają się czerwone, smocze skrzydła. Powietrze wokół dziewczyny zaczęło robić się gorące. Valfara położyła rękę na rękojeści miecza, rycerz powstał na równe nogi, zaś pozostała dwójka ich kompanów odsunęła się. Jedynie wiedźma stała tam gdzie stała.
ANI SIĘ WAŻCIENeff wrzasnął na tych, którzy sięgali po broń – To już zachodzi zbyt daleko. Natychmiast to przerwij! Sprowadź ją z powrotem!
Hanah była od Neffa znacznie spokojniejsza. Uważnie obserwowała to co dzieje się z pół-drowką. Mimo dobrych chęci, nie wiedza co dokładnie dzieje się z Celeaną zmuszała do ostrożności. Nie była pewna czy da radę utrzymać skrzydlatą istotę w uścisku jeśli zaczęłaby szaleć… miała jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Gdyby Pelaios mógł usłyszeć myśli kapłanki, z pewnością podzieliłby jej obawy względem utrzymania skrzydlatej istoty. Dlatego sam był w grupie osób, które sięgnęły po broń. W przypadku diabelstwa były to dwa noże skryte pomiędzy dłońmi, a udami skrzyżowanych nóg na których się opierał siedząc pod ścianą. Sam nie wiedział jeszcze czy w ogóle będzie musiał ich użyć i jeśli tak, to przeciwko komu. Był jednak pewien, że rzut nożem okaże się szybszy od pchnięcia rapierem… lub niekontrolowanego wybuchu płomieni.
Mukale siedział pod ścianą, pogrążony w modlitewnej medytacji. Ktoś mógłby pomyśleć, że śpi, ale czuwał i obserwował, bardzo uważnie. Wszystkie jego zmysły, poza wzrokiem, były wyostrzone. Czekał.

Wiedźma chciała już coś powiedzieć do elfa, lecz uprzedził ją kolejny krzyk: CO TY MI ZROBIŁEŚ! Poniósł się on po izbie, a bijący od zmieniającej się dziewczyny bił coraz silniejszy. Ze skór, na których teraz ni to leżała, ni czołgała się, zaczęły unosić się strużki dymu i zapach palonego włosia.
Widząc, że zmieniająca się sylwetka Iskierki zaczyna wydzielać niebezpiecznie wysoką temperaturę, użył swej magicznej sztuczki, by zgasić tlące się płomyki już w samym zalążku. Nie miał zamiaru ryzykować rozprzestrzenienia się ognia na rozwieszone tu czy tam suszone zioła.
Pospiesz się! – ponownie zażądał od Troi.
Tego nie można zatrzymać. Można jedynie czekać – odpowiedź wiedźmy była aż za spokojna jak na rozgrywającą się sytuację.
Nie wiedząc co mógłby zrobić więcej, elf przysiadł przy leżącej zaklinaczce i nie zwracając uwagi na gorąco, skupił się na wygaszaniu możliwych płomieni i na ewentualnej konieczności obezwładnienia jej, gdyby całkiem straciła kontrolę nad zmieniającym się ciałem.
Hanah cmoknęła niezadowolona. To nie wyglądało dobrze. Rzuciła krótkie spojrzenie na Pelaiosa i zabrała mu jego magiczny bukłak. Odkręcając korek wypowiedziała magiczne słowo oblewając Cely wodą. W momencie zetknięcia cieczy z ciałem dziewczyny buchnęła chmura pary, co kapłanka przypłaciła lekkim poparzeniem dłoni.
Pelaios podniósł się z podłogi i postąpił te kilka kroków w kierunku leżącej pół-drowki. Z twarzy łatwo było wyczytać niepokój, ale też smutek. Słowa wiedźmy niezbyt go przekonywały. Sam nie był pewien czy czekać do momentu aż chata zacznie płonąć, czy do chwili gdy z budynku zostanie czarna, osmalona dziura w ziemi.
Ty Neff nie możesz jej wyciągnąć? – zapytał bijąc się z myślami.
Elf na słowa Lisa oderwał zatroskany wzrok od oparzenia, które wraz z sykiem wody pojawiło się na ręce Dzierlatki.
Nie wiem. Nie mam pojęcia czym są te wasze sny i boję się, że mógłbym jej zrobić krzywdę.
Jeśli miałaby spalić chatę i nas przy okazji, a kto wie czy nie siebie, wolałbym żebyś pokonał swoje wątpliwości.
Diabelstwo rzuciło okiem na pozostałych ścierając ze skroni kroplę potu kciukiem dłoni zaciśniętej na nożu.
Może lepiej wyjdźcie.
Ty tu jesteś szefem. Ale lepiej zostańcie. Wasza obecność może być nie do zastąpienia – dodał jeszcze elf, po czym, nie czekając na odpowiedź, skupił się by dostać do umysłu leżącej dziewczyny, starając się przebić przez barierę czaru.
”Cely, pora się obudzić i wrócić do swych towarzyszy!” – zaszczepił mentalną sugestię w jej umyśle,.
Hanah wytrzeszczyła oczy widząc sztylet w dłoni Pelaiosa. Spróbowała złapać go za ramię, lecz tamten był za zwinny, a chata za ciasna by móc znaleźć lepszą ku temu pozycję. W tym samym czasie elf skupił swą mentalną energię i spróbował nawiązać połączenie. Pierwszym co wyczuł był ślad znikającej obcej obecności, która wydawała się jeszcze przez chwilę przesłaniać umysł dziewczyny. Kiedy mentalna zasłona opadła spostrzegł, że jego świadomość znajduje się na skraju najprawdziwszej wewnętrznej burzy złożonej z wewnętrznej magii i potężnych emocji targających Cealeną. Nim zdążył zareagować fala psychiczno-magicznej energii wyrzuciła go z jej umysłu. Nephilin zatoczył się jak walnięty obuchem przez głowę. Złapał się za głowę, starając się by jego wzrok nabrał znów ostrości.
To było coś nowego.
Pelaios drgnął gdy elf zatoczył się do tyłu. Natychmiast poprawił chwyt na obu nożach i skoncentrował całą swoją uwagę na Cely. Sam jeszcze nie wiedział na co czeka. Jednak, pomimo ewidentnego zagrożenia nie był jeszcze w stanie uderzyć. Widząc jednak w co zamienia się dziewczyna, wiedział że podjęcie nieuniknionej decyzji to tylko kwestia czasu.
Pelaios, nie – kapłanka nie odpuściła i ponownie sięgnęła do diabelstwa. Tym razem tylko tak aby wiedział, że nie chce mu nic zrobić.

Aura gorąca bijąca od pół-drowki nabierała na sile, a skóra przybierała formę łusek na całym ciele. Obecni w chacie ludzie Valfary oraz ona sama robili się niespokojni. Broń znalazła się w ich rękach, rycerz zaś stanął z tarczą obok wojowniczki by w razie czego ją zasłonić. Z twarzy wiedźmy trudno było cokolwiek wyczytać z wyjątkiem tego, iż jej również zaczynało doskwierać gorąco. Oszołomienie elfa sprawiło, że gaszone przez niego zaczątki ognia zaczęły ponownie pojawiać się na futrach. Pelaios zaś stał nad dziewczyną i z uniesionymi sztyletami oczekiwał. Jego na wpół demoniczna skóra była wprawdzie częściowo odporna na działanie ognia, lecz nie oznaczało to, że nie straszne mu były płomienie. Czuł wyraźnie bijący od Cealeny żar, który narastał i narastał. Tej zaś wydarł się kolejny krzyk, wraz z którym uniosły się jej plecy. Diablę przełknęło ślinę, a oczy robiły się suche. Zamierzał zaczekać jeszcze chwilę, lecz nie więcej. Trzeba było to skończyć zanim wszyscy tutaj upieką się żywcem. Ręka ze sztyletem poczęła się już powoli unosić, kiedy z ciała dziewczyny jakby ustąpiło napięcie. Towarzyszył temu zduszony jęk oraz upadek. Plecy jej unosiły się bardziej miarowo, a oddech zaczął uspokajać. Bijący od niej żar zaczął znikać, zaś skrzydła składać się i powoli wrastać z powrotem w jej ciało. Łuski przyjęły barwę skóry, a następnie z wolna poczęły zanikać. Górna część błękitnej szaty była rozdarta i podziurawiona, a pod nią można było dostrzec dwa symetryczne znamiona w miejscach, w których zniknęły skrzydła. Po chwili na Pelaiosa spojrzało nie do końca przytomne czerwone oko w towarzystwie ciężkich oddechów. Pod sobą Celaena czuła przyjemne ciepło.
Pe… Pelaios… Po co ci ten nóż… ale tu cieplutko… – powiedziała dziewczyna nieprzytomnym głosem.
Dłoń diabelstwa zadrżała i dopiero teraz uświadomił sobie, że przez kilkanaście ostatnich sekund wstrzymywał oddech. Opuścił gwałtownie rękę i z grymasem złości wymalowanym na twarzy odstąpił od dziewczyny i bez słowa wymaszerował z chaty.
Kapłanka puściła tieflinga pozwalając mu odejść. Sama przyklękła przy przytomnej już pół-drowce.
Cely jak się czujesz? Boli cię coś? – Zapytała spoglądając na znamiona na ciemnoszarych plecach.
Trochę pieką mnie plecy… Swoją drogą, dlaczego Pelaios jest taki zły, coś się stało?– spytała Cely, jednak gdy spojrzała na poparzoną dłoń kapłanki, fakty szybko ułożyły jej się w głowie. Zerwała się gwałtownie z pozycji leżącej i spojrzała na posłanie.
Ból w plecach… twoja dłoń… – zakryła usta dłonią. – Czyli to… nie wydarzyło się tylko w śnie? – spytała przerażonym głosem.
No... trochę nas przestraszyłaś. Przez moment było bardzo gorąco – Hanah podniosła się w ślad za dziewczyną łapiąc szatę zsuwającą się z jej ramion. – Ale ostatecznie nic się nie stało… poważnego.
Czyli coś się jednak stało… – stwierdziła Cely spoglądając w stronę drzwi.
On… on chciał mnie zabić, prawda?
Hanah zrobiła skonfundowaną minę, ale zaraz pokręciła głową.
Nie… – westchnęła i kontynuowała pewniej – Przestraszył się, jak my wszyscy. Wyrosły ci skrzydła Cely.
Wiem… i obawiam się, że ta sytuacja tutaj nie będzie jedyną niebezpieczną sytuacją w którą przeze mnie wpadniecie… – odpowiedziała ciężkim głosem. – Mój ojciec… wszedł mi do wspomnień i zobaczył was tam… a przez to, że mam w sobie jego krew jest w stanie znaleźć mnie wszędzie… – w głosie dziewczyny było słychać coraz większą panikę.
On… on po mnie przyjdzie… – wykrztusiła zanosząc się płaczem.
Kapłanka otworzyła usta aby coś powiedzieć, ale zamknęła je i przyciągnęła ją do siebie.
Ciii… spokojnie. Poradzimy sobie… poradzimy sobie – mówiła głaszcząc pół-drowkę po czerwonych włosach.
On… on chcę nowego ciała… ze mnie… z własnej córki, rozumiesz? Jak można być takim potworem… – wydusiła przez łzy. – Z jakiejś też dziwnej przyczyny kazał, mi pozdrowić Pelaiosa. Boję się, że widział… że on będzie chciał także jemu coś zrobić. Ja muszę z nim porozmawiać… – jej głos był coraz bardziej roztrzęsiony. Złapała za materiał swojej zsuwającej się szaty, chcąc skierować kroki w stronę drzwi.
Aaa… może… może za chwilę, co? Zróbmy coś z szatą, pozbieraj myśli… To co… co powiedziałaś… to potworne. Nie potrafię sobie wyobrazić usłyszeć coś takiego… – kapłanka próbowała powstrzymać dziewczynę przed wyjściem. Po części, bo nie była pewna jej fizycznych sił, a po części bo widziała minę jaką zrobił Pelaios.
Takich… takich myśli nie da się pozbierać… jednak co do szaty masz rację… nie mogę tak chodzić. Zróbmy coś z tym, a potem naprawdę muszę z nim porozmawiać… – zaklinaczka spojrzała na Hanah błagalnym wzrokiem.
Kapłanka pokiwała głową. Spojrzała na Troę.
Em… umiesz może szyć? Albo jakoś naprawić tę szatę w inny sposób?

Początkowo Neff siedział jedynie, otępiały po mentalnym uderzeniu. Głowa wciąż pulsowała tętniącym bólem, z nosa ściekała wąska strużka krwi, a w ustach czuł jej metaliczny posmak . Słowa wypowiadane przez kobiety zdawały się zlewać w niezrozumiały bełkot. Wychwytywał pojedyncze wyrazy, takie jak ”znaleźć”, ”Pelaios”, ”porozmawiać”. Pamiętał, że coś miał jeszcze do zrobienia. Wsunął dłoń do kieszeni płaszcza i odnalazł tam okrągły kształt magicznej perły.
Muszę… – zaczął się podnosić, lecz zdecydowanie zbyt szybko. Świat nagle zawirował, a niebieskie plamki pojawiły się mu przed oczami. – Na świeże powietrze… Potem mogę zaszyć... – wybełkotał te kilka słów, gdy podpierając się o ścianę skierował się w stronę drzwi. Zdecydowanie chłodniejsze powietrze na zewnątrz trochę go otrzeźwiło, zaczął więc rozglądać się za Lisem.
Dopiero w momencie, gdy Neff kierował się w kierunku drzwi, zaklinaczka zauważyła, że wygląda on nie najlepiej.
Neff? Neff! – zawołała za wychodzącym elfem. Gdy ten wyszedł spojrzała z powrotem na Hanah. – Co mu się stało? To też przeze mnie? – spytała zaniepokojona.
Ewidentnie więcej niż myślałam – Hanah uznała, że za dużo się działo i choć przemiana Cely ściągnęła całą jej uwagę trzeba było zająć się też innymi.
Próbował cię obudzić. Sprawdzę co z nim. Poczekajcie proszę w środku.
Po tych słowach wyszła. Cely zaś usłyszała wsuwane żelazo do pochew oraz oddechy ulgi. Dostrzegła, że z Valfary oraz jej kompanów znika napięcie oraz uspokajają się. Rycerz z brzdękiem usiadł. Wojowniczka wpatrywała się w nią z ni to zaciekawieniem ni rezerwą.
Często tak… miewasz? – zagadnął ją Zaszir przerzucając ciężar ciała z nogi na nogę.
Pół-elfka pokręciła przecząco głową.
To było pierwszy raz… Zdaję sobie sprawę, że w mojej krwi… jest coś ze smoka, ale nie rozumiem jeszcze do końca swojej mocy. Nie wiedziałam, że coś takiego jest w ogóle możliwe. Nic… nic wam się nie stało?
Ten popatrzył po swoich kompanach.
Nie. Nam nie, ale twoim kompanom chyba tak.
Kiedy tak rozmawiali zbliżyła się do niej Troa.
Czy odnalazłaś odpowiedzi na swoje pytania? – wtrąciła się dość nagle wiedźma.
Tak… to znaczy w większości, ale pojawiło się też wiele nowych pytań. Jednak na te pytania będę musiała znaleźć odpowiedzi na własną rękę, nie poprzez mikstury, dziękuję za pomoc. A czy mogłabym mieć jeszcze jedną prośbę?
Słucham cię dziecko trojga krwi.
Potrafiłabyś naprawić tą szatę? Te… skrzydła wyrządziły jej trochę szkody. – spytała.
Kobieta zrobiła krok ku niej i przyjrzała się rozdarciom w materiale.
Chyba mogę coś na to poradzić.
Pół-elfka uśmiechnęła się z wdzięcznością do wiedźmy. Wyciągnęła swoją czerwoną szatę, po czym bez krępacji zrzuciła tą roztarganą, podała czarownicy i nie zwracając uwagę na przebywających w chacie zaczęła przebierać się w swój stary strój.
Zaszir momentalnie zarumienił się i odwrócił, a Herd przyglądał się bez wyraźnego zainteresowania. Z kolei po Troi, Valfarze i rycerzu nie było widać śladu większej reakcji. Wiedźma odebrała od dziewczyny uszkodzony strój i po chwili zniknęła w drugiej izbie.
Zajęta zawiązywaniem szaty Cely spojrzała na popalone skóry z których zrobiono dla niej prowizoryczne posłanie.
Przepraszam za to… Nie wiedziałam, że mogę to… że zajmie się ogniem. – rzuciła skruszonym głosem. – Cholerne sznurki. – mruknęła pod nosem. Kiedy tylko uporała się z szatą, pomimo prośby kapłanki skierowała się do wyjścia.

 
Asderuki jest offline  
Stary 05-06-2019, 22:38   #79
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
apłanka w kilku szybkich susach dogoniła elfa.
Neff, Neff, Neff – zatrzymała go. Wejrzała mu w oczy i ni stąd ni zowąd zaczęła pstrykać palcami sprawdzając czy kontaktuje.
Nie pstrykaj tak głośno! – powiedział łapiąc się za głowę – Twoja ręka… Lepiej niech Troa rzuci na nią okiem.
Kapłanka pokręciła niezadowolona głową. Akurat z tego co jej dolegało oparzenie było najmniej bolesne. Wzięła medalion ze znakiem Ilmatera do ręki i po raz pierwszy od początku ich przygody użyła go do zesłania tej jednej konkretnej łaski. Kładąc drugą dłoń na głowie elfa pomodliła się.
Ból głowy zaczął ustępować, a elf poddał się działaniu leczniczej magii, wydobywającej się spod palców Dzierlatki. Nie był w stanie powiedzieć co było przyjemniejsze, regeneracyjna energia czy dotyk jej dłoni.
Dlaczego? Przecież twoje rany… – spytał zaskoczony, nie rozumiejąc dlaczego kapłanka, mając do dyspozycji taką magię nie wykorzystała jej wpierw na sobie.
Tak, tak. Zawszę wolę jednak zostawić trochę na innych – uśmiechnęła się w odpowiedzi.
Szczególnie, że zużyłam całe lecznicze światło… no mniejsza. Zawsze mogę nie pchać się pod ostrze. – Dodała z machnięciem ręki.
Mistyk na te słowa chciał spojrzeć w miejsce, gdzie potworne ostrze kosy zraniło kapłankę, lecz od razu się powstrzymał. Szkoda by było gdyby całe leczenie poszło na marne, jeśli kapłanka wykręciła by mu kończyny, za patrzenie tam gdzie nie powinien.
To prawda. Ale z drugiej strony wszyscy powinniśmy unikać takich sytuacji, jeśli będzie możliwość.
Słusznie! Dobrze, skoro się tobą zajęłam… to chyba nie będę przeszkadzać. – kapłanka zerknęła na Pelaiosa kręcącego się nieopodal. – Aczkolwiek, nie wiem czy jemu nie potrzeba chwili czasu dla siebie
Teraz gdy trochę mi… rozjaśniłaś w głowie, muszę przyznać, że pewnie masz rację. Niemniej wolałbym już teraz omówić z nim jeszcze jedną sprawę.
Hanah nie zamierzała powstrzymywać elfa, lecz ten nim poszedł dalej raz jeszcze spojrzał na kobietę.
Dziękuję. – powiedział i zaczął podążać w stronę diablęcia. Te zaś stało pod najbliższym drzewem, tyłem do chaty, wspierając się na wyciągniętej ręce o pień. W drzewo był wbity jeden ze sztyletów.
Elf odczekał jeszcze chwilę, po czym podszedł do mężczyzny. Pelaios drgnął gdy Neff zbliżył się na kilka kroków.
Jeśli to nie najlepsza pora, wrócę później.
Później wyruszamy – mruknął odwracając się do towarzysza. – O co chodzi?
W głosie nie było słychać ponaglenia. Był suchy i neutralny. Wyprany z emocji, które jednak tliły się na granicy gniewu w spojrzeniu diabelstwa.
Jedynie tyle, że skończyłem badać właściwości perły – powiedział, po czym wyciągnął ją z kieszeni i podał Lisowi.
Przyjął przedmiot i przyjrzał się mu na otwartej dłoni. Ciekawość zastąpiła inne emocje.
Czego się dowiedziałeś? Do czego zamierzał jej użyć mag?
Prawdopodobnie do ucieczki z tego miejsca. Perła ma w sobie zaklętą moc przemieszczania. Gdy tylko zostanie rozkruszona, ukryte w niej zaklęcie przeniesie użytkownika oraz pięć innych osób, będących z nim w kontakcie, do miejsca z którym jest związana. Niestety na przedmiot nałożono zakazy, które nie pozwoliły mi poznać co to za lokalizacja.
Pelaios nigdy nie umiał blefować. Spojrzał bystro na elfa.
To oznacza że… – Urwał. Jasnym było że było ich za dużo. – Wystarczy ją rozkruszyć? Żadnych skomplikowanych słów?
Z tego co udało mi się poznać, to jedyne co trzeba zrobić to ją zniszczyć, więc trzeba się z nią obchodzić ostrożnie. Przez tę mgłę nie będziemy pewnie teraz w stanie jej użyć, ale wolałbym byś miał ją w pogotowiu. Mam jakieś złe przeczucia, od czasu wróżby Golasa. Pamiętaj by trzymać się blisko reszty, gdy przyjdzie taka potrzeba.
Diabelstwo spojrzało w kierunku chaty i stojącej w pobliżu Hanah. Przez moment bił się z myślami.
Nie… lepiej będzie jak ty ją przechowasz. – wyciągnął perłę z powrotem ku elfowi. – Jeszcze się na nią przewrócę… – zażartował bez przekonania.
Przypominając sobie twój akrobatyczny wyczyn z Kosiarzem, wydaje mi się to mało prawdopodobneNeff odparł z lekkim uśmiechem, po czym spoważniał – Jak już mówiłem, mam złe przeczucia. Proszę cię byś ty ją zabrał.
Pelaios wahał się, lecz w końcu zacisnął dłoń kryjąc w niej perłę. Rozsupłując sakiewkę westchnął ciężko nie bardzo rozumiejąc co może się kryć za słowami towarzysza.
Raczysz elaborować? Też miałeś jakąś wizję? Mógłbym przysiąc że to co rozsypała w powietrzu wiedźma nie było szkodliwe…
Uznałem to jedynie za najlepsze rozwiązanie – odpowiedział mistyk, po czym ruszył z powrotem do chaty.
Kapłanka odprowadziła wzrokiem elfa i spojrzała na Pelaiosa. Posłała mu pytające spojrzenie. Ten zaś pokiwał głową i złapał za sztylet wbity w drzewo. Chwilę się z nim mocował zanim wyszarpnął ostrze. Hanah przyjmując zaproszenie podeszła. Zanim się odezwała pozwoliła sobie przyjrzeć diabelstwu w milczeniu.
Jesteś w centrum uwagi. Jak sobie z tym radzisz?
Można przywyknąć – odpowiedział czyszcząc ostrze o dół płaszcza. Syknął niezadowolony widząc że żywica przykleiła się do metalu. – W środku jest już spokojnie?
Odpowiedziało mu twierdzące kiwnięcie głową.
Potrzebujesz czegoś?
Spojrzenie Pelaiosa na moment powędrowało ponad Hanah, za chowającym się w chatce Neffem.
Już nie… – odpowiedział, ale wrócił uwagą do kapłanki i dodał – chociaż jeśli spełniasz cuda, to mam kilka na swojej liście.
Hanah uniosła brew, a jej oczy się zaśmiały tak jak i usta.
No dobrze, zobaczmy co jest w mojej mocy. Ale uważaj co życzysz sobie Pelaiosie. Pragnienia mają swoje konsekwencje. – Choć był to żart, kapłanka zabrzmiała niemal proroczo. W tym momencie drzwi chaty otwarły się ponownie, a w jej wejściu stanęła Cely. Spoglądała niepewnie w stronę dwójki, czekając aż skończą swoją rozmowę.
Diabelstwo nie widziało Cely. Po deklaracji Hanah wbił wzrok w ostrze i zamyślił się.
Wiesz… niewiele brakowało. Byłem gotów ją zabić.
Chwilowa radość znikła zastąpiona powagą. Kapłanka wypuściła ciężko powietrze.
Widziałam. Źle ci z tym?
Pelaios spojrzał na kapłankę spode łba oceniając na ile poważne jest to pytanie.
Źle mi z tym, że gdybym miał powtórnie taki dylemat, nie byłoby łatwiej. Nie znam jej, ale raczej nie zasłużyła na śmierć z mojej ręki… Gdyby jednak zrobiło się tam goręcej, a jej przemiana by się nie cofnęła… do diabła – sapnął. – Nigdy nikogo nie zabiłem… tylko że w myślach już to zrobiłem i nie jest to przyjemne uczucie.
Ano nie jest. Myśli są jednak zwodnicze. Czyny ostatecznie kreślą to kim jesteś. Póki nie dasz się zwieść pokusom… będzie dobrze. Tak wierzę.Hanah poklepała teiflinga po ramieniu. – W razie czego jestem obok. Pomogę. Dlatego tu jestem, aby pomóc.
To dobrze. – położył dłoń na policzku kapłanki i spojrzał jej w oczy. – Pomódl się za diabła, żeby nie uległ pokusom. Kto wie… może nie ulegnie.
Wedle życzenia milordzie Eagleshield – kobieta puściła oczko i nieco teatralnie zabrała dłoń z twarzy pocałować ją w głębokim ukłonie.
Zaskoczenie odmalowało się na twarzy Pelaiosa, które zaraz przerodziło się w słaby uśmiech. Już miał coś odpowiedzieć, gdy dojrzał Cely stojącą przy chatce. Cofnął swoją dłoń. Odchrząknął.
Nie wygłupiaj się…
Odrobina humoru nie zaszkodzi – Hanah odwróciła się odmaszerowując. Mijając Cely zatrzymała się aby zerknąć jeszcze raz na diabelstwo.
Cały twój.
Pół-elfka spojrzała za wchodzącą do chaty kapłanką, po czym trochę niepewnie ruszyła w stronę diabelstwa. Dłonie miała przyciśnięte do piersi, wyraźnie coś w nich trzymając. Stanęła przed nim w głową spuszczoną w dół, tak że jej czerwone włosy zasłaniały jej twarz. Bez słowa chwyciła jego dłoń i włożyła weń mały okrągły przedmiot… monetę. Podniosła wzrok na jego twarz i powiedziała cicho.
Wróciłam…
Uśmiech zniknął z twarzy diabelstwa gdy podeszła doń Cely. Spojrzał na swoją monetę i obrócił ją kilkukrotnie w palcach.
Zgaduję że łatwo nie było… Neff cię ściągnął?
Pokręciła głową przecząco.
Nie… przynajmniej nie czułam jego obecności, było trudno, ale wydaje mi się, że udało mi się samej to opanować…– odpowiedziała – Pelaiosie… wiedz, że… że, nie mam ci za złe… tego co chciałeś… Hanah opowiedziała mi jak niebezpiecznie się tam zrobiło… chciałeś wybrać mniejsze zło… – dodała lekko drżącym głosem, starając się jednocześnie nie uciekać spojrzeniem od jego twarzy.
Skinął powoli głową.
To że rozumiesz, nie czyni tego łatwiejszym – odpowiedział cicho. – Mimo wszystko nie nawykłem do zabijania spotkanych na trakcie dziewcząt… nawet jeśli są półsmokami. – wysilił się na żart, po czym dodał. – Nie zmienia to faktu, że… lepiej będzie jak zapanujesz nad tym. Wierzę że potrafisz, a w głębi serca jesteś dobra.
Jestem… To co się wydarzyło, to nie… to nie była moja wina. To on coś zrobił… w sensie mój ojciec… To tak jakby rzucił jakieś nieme zaklęcie, a moja moc zaczęła wariować… Pewnie gdybym nie próbowała grzebać przy tych snach, to by się nigdy nie wydarzyło… Cely próbowała się tłumaczyć – Ale dzięki temu wiem czego on chce… i niestety wiem, że znajdzie mnie wszędzie… Sama byłam przerażona tym co się stało! Ja bym nigdy was nie skrzywdziła… Wiedząc, że on mnie znajdzie, a wraz ze mną was sama chciałam… chciałam… – nie potrafiła dokończyć.
To był sen, czy… rzeczywiście z nim rozmawiałaś?Pelaios był zbity z tropu.
Być może i sen, ale rozmowa była rzeczywistością. Podobno dzięki temu, że płynie we mnie jego krew potrafi znaleźć mnie gdziekolwiek nie będę i dostać się do mojej głowy… Przez te wszystkie lata, to nie były koszmary… On naprawdę nawiedzał mnie co noc i pokazywał te straszne obrazy… A najgorsze jest to… czego naprawdę chce… – zaklinaczka próbowała wytłumaczyć diabelstwu całą sytuację. Te zaś przymknęło oczy próbując pojąć sens tego co mówiła Cely. W końcu skinęło głową.
Daleki jestem od zaklinania go, by tu przyszedł. Gdyby jednak rzeczywiście nas odnalazł, nie zostawimy cię samej. – zauważył. – Mamy Mukalego… może cię nie lubi, ale mogę postawić tą monetę, na to że stanie w twojej obronie.
Pół-elfka skrzywiła się lekko słysząc imię wojownika.
Też w to nie wątpię… ale sam widziałeś co on zdołał ze mną zrobić kontaktując się tylko mentalnie przez sen… nie wiem czy nawet Mukale by sobie poradził… – powiedziała, po czym chcąc trochę rozluźnić rozmowę, spojrzała na monetę.
A właśnie… ta moneta… dalej nie wiem, dlaczego mi ją dałeś…
Pelaios skrzywił się na wspomnienie.
Ojciec zwykł mawiać, że jeśli dajesz komuś kredyt zaufania, lepiej przypieczętować to monetą. Łatwiej oprzeć relacje na twardej walucie, nawet jeśli to waluta symboliczna. Nie muszę chyba mówić, że nie był dobrym przykładem, ale nie mogę zaprzeczyć, że obcym rzeczywiście łatwiej zaufać gdy się im płaci.
Skoro tak uważasz… Ja ufam ci i bez tej monety… – odparła uśmiechając się lekko.
A ta “zaliczka”... za co była zapłatą? – próbowała zażartować. Wiedziała, że problemy kłębią się nad jej głową, jednak potrzebowała chociaż chwili by o nich zapomnieć.
Diabelstwo z początku odwzajemniło uśmiech, ale po chwili ten zniknął dając miejsce zrezygnowaniu.
Jesteś ze mną szczera, więc i ja będę. Nie chcę ci zrobić krzywdy, a mam wrażenie że tak by się to skończyło – wyznał. – Zaufałaś mi… i nie chcę żebyś tego pożałowała. Co więcej… ja zaufałem tobie. – wcisnął monetę z powrotem w jej garść. – Nie chcę tego nadużyć. Zwłaszcza że trzymamy się razem w obliczu… tego – machnął ręką dookoła jakby chciał pokazać całą tą mgłę i wszystkie dynie.
Rozumiem… – zaklinaczka spojrzała na monetę – W sumie byłam na to przygotowana – spojrzała na Pelaiosa, po czym niespodziewanie zarzuciła mu ręce na szyi i szepnęła do ucha.
To skoro mi zaufałeś zdradzę ci mały sekret. Jestem wyznawczynią Elistraee i twoja natura wcale mi nie przeszkadza. – po czym pocałowała go. Gdy tylko odsunęła się od jego ust, kontynuowała.
Jasne, może kiedyś znajdę kogoś z kim będę mogła spędzić resztę życia, ale pojedyncze przygody też nie są czymś złym. Zresztą… nie byłbyś pierwszy. – uśmiechnęła się zawadiacko.
Również odpowiedział jej uśmiechem. Był jednak bardziej zdystansowany niż ten zaklinaczki. Poczuł ukłucie gdzieś wewnątrz i ugryzł się w język, gdy na usta cisnął się błyskotliwy komentarz. Zdusił jednak swoje ego i powoli, ale stanowczo wysunął się z jej ramion. Coś w jej słowach go zaniepokoiło.
Wpierw wydostańmy się z tej mgły… Stanowczo wolałbym, aby wizyta w Złotym Łanie nie była moją ostatnią przygodą.
Uśmiechnął się słabo i kontynuował.
Cieszę się że nie jesteś zła… szykowałem się na poparzenia.
Przecież powiedziałam, że nikogo z was nie chcę skrzywdzić.– odparła spokojnie
Może na samym początku myślałam, że może coś mogłoby z tego być, ale taka jedna dobra wróżka, która nad nami czuwa, wylała na mnie szklankę zimnej wody. Dlatego idąc za jej radą postanowiłam jednak trochę podejść do tego z dystansem.
Pelaios pokiwał z uśmiechem głową rad z tego co usłyszał. Wyglądało na to, że Hanah ich… go uratowała przed poparzeniami.
Chodźmy już. – powiedział w końcu uświadamiając sobie, że czas mija nieubłaganie. – Musimy się
zebrać i ruszyć w drogę.

Zaklinaczka skinęła głową twierdząco i ruszyła w stronę chaty. Zatrzymała się na chwilę i rzuciła przez ramię.
Dziękuję za szczerość… no i to, że jednak zdecydowałeś się nie opuszczać na mnie tego sztyletu. – zażartowała z sytuacji w chacie, chcąc dać diabelstwu do zrozumienia, że jest to już przeszłość i ma się tym nie zadręczać, po czym dalej szła do wejścia.

 
Jaracz jest offline  
Stary 10-06-2019, 15:37   #80
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
iedy wracali do chaty kątem oka zobaczyli Astine, która w resztkach ogrodu doglądała wilczycy. Podniosła ku nim głowę i posłała krótki porozumiewawczy uśmiech. Będąc już w środku zobaczyli, jak Zaszir pomagał Valfarze ubierać się w pancerz składający się z kolczej siatki oraz metalowych blach. Niektóre ruchy wywoływał u niej grymasy bólu, lecz nie skarżyła się. W pewnym momencie znów doświadczyła jednego z tych dziwnych napadów, ale obyło się bez konsekwencji. Pojawiła się też Troa niosąca błękitną szatę Cely.
Zrobiłam co mogłam – powiedziała wręczając dziewczynie ubranie, które nie nosiło żadnych śladów rozdarć, ani szycia. Wróciło do stanu w jakim je znaleźli. – Zabiorę jeszcze kilka swoich rzeczy i będziemy ruszać.
Po tym jak wiedźma znów zniknęła za zasłoną wojowniczka zwróciła się do Pelaiosa.
Nim wyruszymy trzeba nam om-sss… a! – Kobieta szarpnęła się lekko, kiedy jej towarzysz mocniej przyciągnął któryś z rzemieni. Posłała mu groźne spojrzenie, a ten szybko zreflektował się i poprawił feralne zapięcie.
Dwie sprawy. Po pierwsze czy kierujemy się trasą, którą wy tutaj trafiliście czy szukamy innej, może szybszej? To po pierwsze. Po drugie co robimy z nim? – Pytanie to połączone było ze wskazaniem w jeden z kątów chaty, gdzie cienie zdawały się najgłębsze. Dostrzegli tam skulonego Delrana pociągającego z jakiejś butelki. Nie trzeba było być jasnowidzem, by określić, że nie był w najlepszej formie. Na dodatek wszyscy byli tak bardzo pochłonięci wszelkimi przygotowaniami, wróżbami oraz wywarami, że kompletnie o nim zapomniano, co dodatkowo niekorzystnie musiało na niego wpłynąć.
Przyszedł z wami więc decydujcie co z nim zrobić, ale jeżeli narazi nas niepotrzebne niebezpieczeństwo to będzie miał bliskie spotkanie z moim butem – ton Valfary był surowy oraz twardy. – Nie zamierzam tutaj sczeznąć przez cholernego pijaka.
Herd przyglądał się temu z mieszanką zainteresowania i pogardy wymalowanymi na twarzy.
I jeszcze się nie podzielił – dodał ironicznie.
Cely również spojrzała na siedzącego w kącie Delrana.
Eeh…– westchnęła – A takie dobre wrażenie na mnie zrobił, gdy do was dołączyłam… Najwyraźniej pierwsze wrażenie nie zawsze jest najważniejsze… W takim stanie nie może z nami iść... – stwierdziła.
Neff zerknął w stronę łotrzyka wzrokiem pełnym współczucia.
Odpuść mu. To co zastał tam w świątyni, biorąc pod uwagę jego reakcję, było chyba zbyt ciężkim przeżyciem, by mógł sobie z nim inaczej poradzić. Troo, możemy pozostawić pod bezpiecznym schronieniem twego domu?
Chodziło mi o to, że w takim stanie może stanowić zagrożenie i dla nas i dla samego siebie. – tłumaczyła się pół-elfka. – I wiem, że przeżył traumę, ale nie on jeden… Upijanie się w takich warunkach jest szczytem nieodpowiedzialności. – dodała, po czym ponownie bez krępacji postanowiła przebrać się z powrotem w naprawioną przez Troę szatę.
Kapłanka westchnęła.
On was słyszy... – zaprotestowała patrząc na Cely i Neffa karcąco. Podeszła Delrana i przyklękła przy nim. Po krótkiej chwili obserwacji postanowiła zabrać mu butelkę.
No dobrze, idziemy. Będziesz mnie nie lubić, ale trudno. Pewnie i tak sobie zasłużyłam – mruknęła i bez specjalnych ceregieli podniosła mężczyznę na nogi. Uznała, że może go nawet zanieść jeśli trzeba. Póki co jednak trzeba było go zabrać na zewnątrz gdyby miał zwrócić zawartość żołądka. Po jednej butelce raczej nie powinien.
Diabelstwo patrzyło na Delrana zastanawiając się co uczynić. Był trochę ciekaw czy Hanah zdoła ruszyć towarzysza z podłogi, ale ciągnięcie go do zamku było ryzykowne.
Jeśli droga go nie otrzeźwi, zostanie w kaplicy. Sila się nim zaopiekuje. – zawyrokował.
Tymczasem Valfara skończyła ubierać się w swoją półpłytową zbroję, której naramienniki ukształtowane były w głowy wilków. U pasa wisiały jej dwa jednoręczne miecze, puginał oraz toporek. Na równe nogi powstał też rycerz mocując tarczę do ramienia. Kiedy już to uczynił uderzył się pancerną rękawicą w pierś wywołując tym samym głośny trzask, od którego część z nich aż się wzdrygnęła. Pojmując w lot swój błąd szybko przeprosił odpowiednim gestem. Po chwili dołączyła też do nich Troa z pękatą torbą na ramieniu oraz z sękatym kosturem, który najwyraźniej był po prostu porządnym drewnianym kijem a na szczycie jego siedział spokojnie wiedźmi kruk.
Nie zapomnijcie niczego, bo wracać nam nie będzie dane nim zła nie wyplenimy – rzekła do nich Troa przypatrując się im wyczekująco.
Jedno mi tylko przychodzi do głowy. Skoro tutaj Kelemvor chroni przed mrocznym wpływem dalibyśmy radę jakoś ochronić tylko te rośliny co je wykopałam? Z mojej strony mam tylko pomysł aby je podlać święconą wodą… nie wiem tylko czy to cokolwiek zdziała. – kapłanka poprawiła sobie Delrana i do drugiej ręki wzięła sadzonki.
Mroczne moce przenikają ziemię i niszczą życie. Trzymając je z dala powinny wytrwać, a boska cząstka nie powinna im zaszkodzić.
Pelaios skinął Hanah głową i zwrócił spojrzenie czarnych oczu na Valfarę.
Ruszymy ścieżką, którą tu trafiliśmy. Widzicie w ciemności?
Ja widzę – powiedział Zaszir.
Tylko on – potwierdziła wojowniczka.
No, tak. W końcu ludzie nie widzą w ciemnościach – stwierdziła Cely, kątem oka spoglądając w kierunku Valfary.
Będę z Astine na przedzie grupy. Zaszir, Cely… zamykajcie pochód. Hanah i Neff również widzą w ciemności, niech reszta idzie przy nich. Wolałbym nie korzystać z ognia bez wyraźnej potrzeby
Neff, który od czasu powrotu do chaty starał się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi, jedynie przytaknął. Jego zapasy mocy były już prawie na wyczerpaniu i wiedział, że byłby teraz dla drużyny jedynie ciężarem, gdyby doszło do kolejnej walki. Wbił wzrok w czubki swych butów i czekał aż wreszcie wyruszą.
Dziwne zachowanie mistyka zwróciło uwagę pół-drowki.
Neff… wszystko w porządku? Wyglądasz jakby coś cię martwiło. – spytała kładąc dłoń na ramieniu elfa.
Elf bez słowa pokręcił tylko przecząco głową i kontynuował obserwowanie podłogi w milczeniu.
Rozumiem, nie chcesz nie musisz mówić. Ale wiedz, że możesz liczyć na moją pomoc. W końcu ty też próbowałeś mi pomóc kiedy spałam… Przepraszam też za to co ci się wtedy stało. – ujęła spuszczoną brodę elfa między palce i uniosła jego głowę tak aby spojrzał jej w twarz.
Pamiętaj, że zawsze możesz mi powiedzieć, gdy coś będzie cię trapić. Dobrze? – uśmiechnęła się serdecznie do mistyka.
Neff znów potwierdził skinieniem i tak jak wcześniej spuścił wzrok w podłogę.
Cely z uśmiechem pokręciła głową.
Naprawdę czasem cię nie pojmuję. A podobno płeć żeńska jest skomplikowana. – stwierdziła ciepło, po czym zdjęła ze swojej szyi jego naszyjnik i zawiesiła mu na szyi.
Zwracam twoją własność.
Mukale stał milczący przy reszcie rozgadanych towarzyszy. Miał już dosyć tej paplaniny, wolałby wreszcie wyruszać zamiast marnotrawić czas. Miał ochotę odezwać się, gdy rozmawiali o Delranie i gdy rozmawiali o kolejności w szyku, ale postanowił milczeć. Miał powody.

 
Asderuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172