lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [D&D 5/Zapomniane Krainy] Szlachetny Gniew: Karmazynowy Szlak [18+] (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/18407-d-and-d-5-zapomniane-krainy-szlachetny-gniew-karmazynowy-szlak-18-a.html)

Zormar 23-05-2019 21:20

[D&D 5/Zapomniane Krainy] Szlachetny Gniew: Karmazynowy Szlak [18+]
 

ól. Tym właśnie było to co zalało ich umysły oraz przeszyło ciała, w chwili kiedy ognista gnomka czyniła swe czary. Przez zasłonę cierpienia przebijały się jedynie wrzaski i jęki Shee’ry, która wyginała się w łuk, a jej kości strzelały w stawach. A Everika kontynuowała to co czyniła. Błękitne płomienie wokół jej rękawic wybuchnęły silniej, nabrały intensywności. I wówczas wydarzyło się to, czego nikt z tam obecnych nie mógł przewidzieć, ani tym bardziej powstrzymać. Złoty blask, którym emanował symbol na ramieniu druidki, zalał pomieszczenie. Na ułamek sekundy zapadła cisza, a oni poczuli specyficzny chłód towarzyszący wstąpieniu w przestrzeń pomiędzy warstwami świata. Zapadła absolutna cisza, a wokół siebie mieli pustkę, nieprzeniknioną otchłań. Ból zniknął zastąpiony odczuciami braku fizyczności, jak gdyby bycia czymś ponad materią. Trwało to zaledwie mgnienie oka, lecz wyryło im się w pamięci. Było też wrażenie rozciągania, wydłużania się całego ciała, które mknęło w sobie tylko znanym kierunku z szybkością, której nie sposób opisać ludzką miarą.

Wtem sensacje te zniknęły, urwały się równie nagle jak zaczęły. Powrócił pulsujący w głowie ból, którego nie dawało się znieść, wręcz rzucił ich na kolana, które jak i reszta ich ciał pozbawione były sił. Nie mogli nawet zdobyć się na to, by chwycić się za dłonie z kryształami, które wydawały się płonąć żywym ogniem. Usta zdominował żelazny posmak krwi lejącej się z nosów. I ten chłód. Ziemia, na której leżeli była mokra i straszliwie zimna. Jak przez mgłę zdali sobie sprawę, że leżą na śniegu, gdzieś pośrodku lasu, a obok cichnął jęki Shee’ry. Za najmniejszą próbę ruchu płacili bólem, beznadziejnym targiem, a mimo to próbowali. Instynkt był wszystkim co im pozostało, bowiem umysł nie był w stanie myśleć, nie w chwili, kiedy zdominowało go czyste cierpienie. Ivor zdołał lekko przekręcić głowę, tak, że jednym okiem, które zachodziło mgłą, mógł dojrzeć, jak zbliża się do nich wielki niedźwiedź. Potem było już tylko zimno… i ciemność.



rzwi zamknęły się, a aasimar dostrzegł Everikę dumającą przed krzesłem, do którego jeszcze nie tak dawno przypięto druidkę. Nie przeszkadzał jej, a jedynie podszedł do stolika wypełnionego bezładnie rzuconymi papierami będącymi kolejnym świadectwem nieprzewidzianej ucieczki. Spojrzał też na leżącą tam parę skórzanych rękawiczek z kryształami. Kamienie wydawały się lekko przyblakłe, a materiał osmolony.
Złożyli przysięgę? – dobiegło go pytanie wypowiedziane pozbawionym emocji głosem.
Tak, są teraz częścią naszej sprawy.
Obyś miał rację. – Gnomka zbliżyła się do stołu, chwyciła za jedno z leżących piór i szybkim ruchem nakreśliła coś na kawałku pergaminu. – Z krasnoludem
Torinem.
Raczej nie powinno być problemów – zignorowała wtrącenie. – Martwi mnie kobieta.
Masz rację. On był zdecydowany, pewny swego, lecz nie ona. Oczy pełne wątpliwości i niezdecydowania.
Krasnoluda zostaw tutaj, pomoże z koboldami, a ją wyślij do jednej z bardziej odosobnionych kryjówek.
Wiem do czego zmierzasz. Wielu już próbowało infiltrować nasze szeregi. Harfiarze, wyznawcy Mystry, Zhentharimowie...
Kobieta nie raczyła podjąć tematu. Miast tego wróciła do krzesła i rzucała kolejne zaklęcia.
Wiesz gdzie są? – zapytał aasimar, kiedy skończyła.
Jeszcze nie. Ta magia… była stara. Bardzo stara, a struktura jej dziwna. Wytropienie ich będzie trudniejsze niż sądziłam, gdyby nie miała czegoś z czym łączyła ich silna więź.
Hm? Masz coś konkretnego na myśli?
Kobieta popatrzyła na niego, a potem na dwójkę strażników, którzy weszli do pomieszczenia.
Tak. To
Aasimar dopiero teraz zdał sobie sprawę, że tamte dwójka coś ciągnęła za sobą. Łeb wielkiego wilka, który towarzyszył intruzom.





Xhapion

racujesz w swojej pracowni, kolejne eksperymenty nie przyniosły znaczących postępów ani rezultatów. Nie śpieszysz się jednak ani nie denerwujesz. Masz czas i środki, by w spokoju i bez podejrzeń przez dłuższy czas prowadzić swoje badania w spokoju. Podchodzisz do kolejnego katafalku, gdzie dostrzegasz… kobolda. W pierwszej chwili nie możesz sobie przypomnieć skąd on się tutaj wziął, aż zdajesz sobie sprawę, że go znasz. Widzisz zwisając z pyska język oraz oczy, które spoglądają każde w swoją stronę. Wraz z chwilą, kiedy rozpoznajesz w nim Kirkrima uderza cię fala gorąca. Momentalnie powietrze staje się duszne. Zarazem znikąd, jak i zewsząd pojawia się urwany głos Ciepło… za ciepło…. Zaczynasz dyszeć, a prawa ręka eksploduje bólem, który rzuca cię na kolana. Opierasz się plecami o katafalk i łapiesz się za źródło swego cierpienia. Ym… świeci… Znów ten głos, lecz nie możesz się na nim skupić, bowiem dostrzegasz, jak ściana przed tobą zmienia się w słup czystego ognia, z którego wychodzi ta o płonących włosach. Twarz ma beznamiętną. Rośnie… Wyciągasz w jej kierunku dłonie chcąc posłać śmiertelne zaklęcie, lecz dzieje się coś innego niż chciałeś. Z posadzki wystrzeliwują słupy i kolce z czerwonego kryształu. Napierają na maginię, a ta zaczyna się cofać. Skupiasz się na krysztale na dłoni, pomimo narastającego bólu. NIE! NIE! Widzisz, jak kolce zalewają twego wroga, wstajesz i spoglądasz triumfalnie, kiedy za sobą słyszysz znajomy, beznamiętny głos. Odwracasz się i tym co widzisz jest fala płomieni obejmujących twe ciało, którym wstrząsają spazmy bólu…


Ivor

iedzisz przy trochę za niskim dla ciebie stole, w pomieszczeniu o trochę za niskim suficie, lecz pośród znajomych ścian domostwa Dunina. Jesteś zadowolony, spokojny i radosny. Są wraz z tobą wszyscy twoi towarzysze tej podróży, siedzą wokoło i jak ty kosztują przysmaków, którymi raczy was kapłan i jego żona. Jest z wami również Arvan i Kirkrim, którzy dogadali się, a teraz siedzą obok siebie i wymieniają historie z walk i potyczek. Atmosfera jest radosna, wręcz świąteczna, bowiem zaradziliście zagrożeniu ze strony szaleńców porywających koboldy. Sięgasz po kolejny kufel wyśmienitego miodu, kiedy dłoń eksploduje bólem. Wszystko wokoło cichnie i tylko upuszczony kufel uderza głucho o blat, a potem toczy się niespokojnie po podłodze zostawiając za sobą złoty ślad. Też na nic. Rozlega się głos nie wiadomo skąd. Chwytasz się za emanującą bólem rękę i widzisz na dłoni czerwony kryształ. A może to… Wraz ze słowami czujesz jak tracisz siły, łapiesz za bark siedzącą obok Helenę i próbujesz zwrócić jej uwagę. Kiedy odwraca swą głowę widzisz jej twarz skrytą pod kapturem białej szaty. Rozglądasz się po pozostałych i widzisz, że i oni są tak samo ubrani. Jedynie Dunin i Elely są normalni. Spoglądają w twoim kierunku. Już chcesz im zdradzić kim są osoby w szatach, kiedy kolejna eksplozja bólu niemal pozbawia cię przytomności. TO DZIAŁA! Tracisz ostrość widzenia. Dysząc i z wielkim trudem podnosisz się z blatu, na który upadłeś. Dym gryzie cię w gardło i oczy. W pomieszczeniu rozpętuje się prawdziwe ogniste piekło, którego dwójka niziołków zdaje się nie zauważać. Nie… Nie! NIE! Wyciągasz ku nim rękę. Wtem czujesz, że ktoś ją chwyta. Podnosisz głowę ostatkiem sił, by zobaczyć, jak dłoń niziołki staje w płomienia, spod których wyłania się rękawiczka z kryształami, a niziołka przemienia się w ognistą gnomkę. Ostatnią rzeczą jaką widzisz jest jej beznamiętne spojrzenie. Wszystko inne ginie w ciemności…



owietrze było ciepłe, duszne i pełne zapachów. Mieszały się w nim wonie ziół, świeżych skór, żywicy, dymu oraz potu. Palce lepiły się do ciała, a może to ciało lepiło się do nich. Leżeli zawinięci w skóry niedźwiedzi i wilków. Skołowani, zmęczeni i osłabieni. Kiedy otworzyli oczy dostrzegli nad sobą pęki suszonych ziół oraz wszelkich innych darów lasu, grzyby i owoce. Podwieszone były na sznurkach pod sklepieniem wyglądającym jak gdyby ukształtowano je z żywego drewna. Wręcz można było dostrzec pulsujące linie słojów. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy umysły ich stały się troszeczkę mniej zaćmione zdali sobie sprawę, że chyba rzeczywiście tak jest. usiedli z trudem i dostrzegli dziwną izbę. Gdyby mieli sobie wyobrazić dziuplę dla człowieka to chyba właśnie tak. Wszędzie walały się zioła i inne rzeczy, a pośrodku palił się mały ogień, lecz nie spalał on drzewnej podłogi. W pomieszczeniu panował półmrok, a ciszę zakłócały jedynie trzaski ognia i bełkot dziwnego człowieka odzianego w skóry, a kiedy twarz jego znalazła się bliżej ognia dostrzegli morze zmarszczek zabarwione malunkami oraz siwiejący wodospad niespokojnych włosów. oczy zaś były szare i ciemne. Kiedy tak mu się przyglądali skrzywili się ukłuciem bólu mającego swe źródło w kryształach na ich dłoniach. Zwrócili ku nim wzrok i zobaczyli, że małe kryształki, podobne do większego centralnego rozrastają się jakoby i zajmują już znaczną część wierzchniej dłoni.


Ich poruszenie musiało zwrócić uwagę nieznajomego, gdyż ten w jednym skoku znalazł się przy nich. Osłabieni nie byli w stanie odpędzić od siebie natrętnych dłoni, które chwytały ich za twarze i okręcały głowami, kiedy starzec im się przyglądał. Wreszcie dał im spokój, lecz tylko na chwilę. Za moment mieli już przed sobą drewniane miski z jakąś strawą.
Jeść jeść! Sił wam trzeba. TAK TAK! TRZEBA! – nagłe przejście z niemal szeptu do krzyku wyrwało ich z marazmu i zaskoczenia. Kiedy przestał miał w rękach trzecią miskę, z której ręką wybierał sobie co lepsze kąski i wpychał je sobie do ust. – To jak… *mlask mlask* kryształowi ludkowie… *mlask* co was *siorb i mlask* sprowadza? Z głowami lepiej? Martwiejący PRAWIE byliście jak mi *mlask* PRZED GŁOWĄ *długi siorb* Aaa… spadliście. Hm?



Kerm 28-05-2019 20:02

ól...
Cisza...
Ciemność...
Zimno...
Ból...
I śmierć... która w oczach Ivora przybrała postać niedźwiedzia...




owiadają niektórzy, że w tuż przed śmiercią widzi się całe swe życie. To, co ujrzał Ivor, niezbyt takie wspomnienia przypominało, a chociaż niektóre występujące tam postacie zdały się zaklinaczowi znajome, to całość bardziej przypominało wizje z koszmarnego snu, niż wspomnienia z jakiegokolwiek okresu życia.
A potem znów był ból. I ciemność...




eśli tak miało wyglądać życie po śmierci, to Ivorowi niezbyt się ono podobało. Wszystko dokoła wyglądało jak zwykła, na dodatek średniej jakości rzeczywistość, bardziej przypominająca siedzibę jakiegoś zielarza niż siedzibę Kelemvora, czy kto tam zajmował duszami zmarłych.
Gospodarz też nie przypominał boga śmierci, a namawianie gości do jedzenia również sugerowało, iż jeszcze nie umarli. On i Xhapion, bo Shee'ry jakoś Ivor dostrzec nie potrafił.

- Była z nami kobieta - powiedział, spoglądając na mężczyznę, który nakłaniał ich do jedzenia. Miał rację, oczywiście, ale Shee'ra była najważniejsza. - Nie znalazłeś jej?

Usiłował wstać, ale miał na to za mało sił.

Noraku 04-06-2019 17:42

e smutkiem patrzył na Druidkę. Wiedział przez co mogła przechodzić. Jego też to kiedyś spotkało. Może nie do końca w ten sam sposób, ale ból był bólem a ten metafizyczny i umysłowy pozostawiał trwałe ślady. Wiedział już, że Ci którzy ich pochwycili byli bezwzględni w swoich celach. A to oznaczało, że on musiał być dwa razy bardziej przebiegły i ostrożny. Nie mógł pozwolić, żeby spotkało go to samo co Shee’re. To całe cierpienie… Ten ból…
… który był dziwnie znajomy...
Zagryzł szczęki przy pierwszym ukłuciu, ale to nie pomogło. Moc, niczym echo, przebijała się do ich świadomości. Rezonowała. Tak jak kryształy. Tak jak na tamtej polanie. Wszystko inne przygasło wobec tego dziwnego wrażenia zalewającego zmysły. A potem był błysk, huk i łagodne objęcie ciszy. Niczym dłonie kochanki. Świadomość odpłynęła w ten mrok, aż pozostała sama pustka.


Ogień powoli płonął w atanorze. Znajdujący się na jego szczycie kocioł delikatnie bulgotał rozgrzanym wewnątrz płynnym metalem. Kolejne próby poszukiwania lapis philosophorum zostały na razie wstrzymane na rzecz innego przełomu. Odpowiednie środki kalcynowały się już w skomplikowanym systemie połączonych szklanych fiolek. Z jednej z nich kapała jarząca się błękitnie ciecz. Spojrzał na nią ponad wypisanymi w księdze rycinami. Pomamrotał pod nosem i wrócił do zapisywania dalszych obserwacji. Miał jeszcze trochę czasu do osiągnięcia æquus. Królewska sztuka nie cierpiała pośpiechu.
Płomienie pod innymi kolbami rozgrzewały kolejne odczynniki, reagujące z optima mater. Pomimo względnego spokoju alchemiczna pracownia wrzała od pracy. Tę harmonię dźwięku przerwał dopiero cichy, stłumiony jęk. Mężczyzna oderwał wzrok od zapisanych kart papieru. Posypał go delikatnie piaskiem i zostawił do wyschnięcia. Złapał za kostur i powolnym krokiem podszedł do ustawionych w cieniu katafalków z rozpiętymi na nich ciałami. Wbrew pozorom nie były to wyłącznie martwe powłoki. Przynajmniej nie wszystkie. Ciało elfa i człowieka już zbladło, a wyżłobienia w katafalku szkliły się od ich krwi. Reszta oczekiwała na swoją kolej w stanie sztucznie wywołanego paraliżu. Kobieta, mężczyzna, dziecko, niziołek, ork, gnom, kobold. Przy tym ostatnim zatrzymał się dłużej i zmarszczył czoło. Skąd się ten tutaj wziął? Nie planował przecież jeszcze badań nad tą fascynującą rasą. Zwłaszcza, że wygląda znajomo. Rozmawiał z nim wręcz kilka dni temu, a ten przedstawił się jako… KIRKIM!
Mężczyzna cofnął się o krok i potknął na nierównej posadzce.
Ciepło i duchota utrudniały oddychanie.
Prawa dłoń pulsowała bólem i światłem.
Jakiś dziwny głos rozbrzmiewający w czaszce.
Ściana ognia w miejscu, gdzie jeszcze do niedawna znajdował się mur. A w tym ogniu ONA. Odnalazła go. Zaklęcie obronne samo formułuje się w głowie. Wyciąga w jej kierunku rękę, dostrzegając w końcu źródło bólu. Czerwony kryształ wbity w dłoń. Czar nie działa. Zamiast niego z ziemi wyrastają podobne kryształy, ale o znacznie większych gabarytach. Zmuszają kobietę do cofnięcia. Xhapion nie zamierza kwestionować wydarzeń rozgrywających się przed jego oczami. Chwyta rękę drugą dłonią i skupia się mocniej na kryształach. A te przebijają nagle skórę napastniczki, a po chwili całkowicie zakrywają ją przed jego spojrzeniem. Chociaż prawa dłoń odrętwiała z bólu, to czuje triumf. Odwraca się na dźwięk znajomego głosu, tylko po to, żeby zostać otulony płomiennym płaszczem. Chociaż nigdy nie czuł czegoś tak strasznego, to z otwartych ust nie wydobywa się nawet jeden dźwięk.


Otworzył oczy. Feeria barw i zapachów otumaniła na chwilę jego zmysły, zanim udało mu się je rozróżnić. Zioła, ogień, żywica, pot, dym i przyprawy. Wszystko to mieszało się ze sobą. Cal po calu badał przestrzeń dookoła, a kiedy minęły już pierwsze mroczki zdecydował się podnieść. Niedaleko leżał Ivor. Spojrzał mu prosto w oczy z niepewną miną. Nigdzie nie dostrzegał reszty towarzyszy. Nie byli jednak sami.
Starzec przyskoczył do nich nagle, ignorując jakiekolwiek granice osobiste. Dotykał twarzy, ciała, głowy i ciągle mamrotał pod nosem do siebie. Xhapion w pierwszym impulsie zareagował podobnie jak w majaku, chcąc spleść zaklęcie, ale nagły ból głowy uniemożliwiał skupienie. Nie spopielił więc starca.
Spojrzał ze wstrętem na postawioną przed nim cuchnącą potrawkę. Wątłe ciała domagało się substancji. Nawet w taki mizernej postaci. Zanim jednak zdecydował się to zjeść, spróbował wyczuć w unoszących się zapachach znajome nuty trucizn. Przesadna ostrożność, ale po ostatnich wydarzeniach jak najbardziej zrozumiała. Gdy był już przekonany, że nic mu nie zaszkodzi, nie wliczając gwałconych kubków smakowych, zabrał się za pałaszowanie.
- Dobrze by też było wiedzieć, gdzie się znajdujemy - dodał po pytaniu Ivora

Zormar 08-06-2019 19:32

rzez moment Ivor miał wrażenie, że chyba jednak nie wydobrzał, gdyż cała rzeczywistość jak gdyby zatrzymała się niby zatopiona w bursztynie. Nim dane mu było sprawdzić czy to nie kolejny sen dziwny jegomość ocknął się z marazmu. Zwęził brwi i wydął usta. Głowę zaś zbliżył znów do nich pochylając się do przodu. Parę razy przemknął wzrokiem od jednego do drugiego.
TAK! – zaczął niemal krzycząc, ale błyskawicznie powrócił na mniej bolesne rejestry. – Kryształowa siostra! Wasza? Wasza! TAK! Ale i moja! Siostra w zwyczajach! Bratnia dusza! Lasu sługa! Jako ja! Ona kryształowy człe… – zatrzymał się w pół słowa i odginając palce począł szeptać do siebie różne słowa, z których można było wyłapać nazwy najróżniejszych ras zamieszkujących świat, przy czym część nie brzmiała nazbyt przekonująco. Kiedy skończył monologował dalej, jak gdyby nigdy nic. – elwczłek! Jak i wy z mocą kryształu. Znalazłem ja ciebie i ciebie, i ją! W starym kręgu zawitaliście i jelenia mi SPŁOSZYLIŚCIE! Ale wyczułem, że ona z mego rodzaju, a wy z nią. Spleceni krwistymi kamieniami. Słabi byliście, a ona słabsza jeszcze bardziej, ALEM POMÓGŁ! Bo jak nie pomagać swoim? Rany głębokie, tak… ale na UMYŚLE! Na ciele też… ale na umyśle WIĘKSZE! Mieliście szczęście żem polował. Wy zdrowi! – Zmierzył ich krytycznym okiem. – Prawie zdrowi. – stwierdził po chwili. – Ale z siostrą źle… źle źle źle… ŹLE! Ale żyje… Chyba. Spotkanie będzie, ale potem. Teraz jeść! JEŚĆ!

Jak rzekł tak też zrobił i dołożył sobie strawy. W ustach dwóch czaromiotów owa potrawka, gulasz czy cokolwiek to było smak miała mętny i nijaki. Wyczuwali w niej gorzkawe zioła, jakieś łykowate mięsiwo oraz coś co chyba było grzybami… przynajmniej mieli nadzieję, że to grzyby. Wówczas ze swym pytaniem wyszedł Xhapion. Dziwny mężczyzna podniósł na niego mętny wzrok znad strawy. Przez chwilę mag mógłby przysiąc, że pomimo oblegających je szarości oczy starca widziały bardzo dobrze.
Gdzie? GDZIE?! – powtórzył za nim raz i drugi, po czym zrobił zamyśloną minę oraz mlasnął raz i drugi. Małym kawałkiem kości pogrzebał w zębach i wówczas dopiero kontynuował. – Na skraju za Skrajem! Tu Pan Drzew czuwa i Lodową Sukę leje i jej Strasznego Pana też! Tu gdzie słońca mało, a panowanie mroku długie. TU! Na kopców polu a Knieja Wielkiej Srebrnej Pani na horyzoncie gdzie słońce się objawia!

Kiedy wydawało się, że skończył za czymś co wyglądało na kotarę wykonaną z futer rozległ się trzask, a potem następny i następny. Towarzyszył im trzepot skrzydeł oraz skrzekliwy jazgot. Mężczyzna z zaskoczeniem oraz lekkim niezadowoleniem zerwał się i ruszył do zasłony. Kiedy tylko za nią chwycił do pomieszczenia wpadło coś czarnego rozrzucając wszędzie czarne pióra. Jegomość spróbował się na to rzucić, lecz tamto było za szybkie i z głuchym hukiem padł na twarz obok ich posłań. Zmemłał jakieś słowa pod nosem i zaczął się podnosić. W tym samym czasie czarna istota usiadła na jednym z wyrastających ze ścian pędzie, a następnie wydała z siebie donośne, chociaż wyraźnie zmęczone oraz chrapliwe Nevermoreee!. Tym czymś był kruk, brudny, zmęczony i nieźle poturbowany, ale jednak kruk i to nie byle jaki kruk. Zwierzę skupiło swe oko na Xhapionie, a ten wówczas zdał sobie sprawę, że wyczuwa w swoim umyśle więź łączącą go z tym ptakiem. Kiedy odwzajemnił spojrzenie na moment zatracił się w czarnym oku zwierzęcia i dostrzegł podróż, długą i trudną, a wszystko to powodowane pragnieniem spotkania.

Cudowną chwilę przerwało dyszenie starca, który trochę się już pozbierał i wstał na równe nogi. Wzrok wbił w ptaszysko, a twarz wykrzywiało mu niezadowolenie.
Nagrabiłeś sobie ty… Ty… Sroczy syny!
Ivor już widział to jak ten się rzuca na kruka, lecz to się nie stało. Zatrzymał się on w pół kroku, po czym szybkimi ruchami głowy skakał od maga do zwierzęcia i z powrotem. Na koniec odwrócił się do zaklinacza pozbawiony wcześniejszej agresji.
Com przegapił? – zapytał jak gdyby nigdy nic.


Kerm 15-06-2019 17:01

czynny gospodarz zalał swych gości potokiem informacji, z których Ivor niewiele zrozumiał. I nie potrafił powiedzieć, czy powodem był stan, w jakim się znajdował po ostatnich przeżyciach, czy też może wyjaśnienia, jakie otrzymywał, były na tyle mętne, że nawet po dobrze przespanej nocy miałby kłopoty z ich zrozumieniem. W każdym razie miał wrażenie, że znajdują się gdzieś na północnym krańcu świata, na zachód od, zapewne, Silverymoon.
Najważniejsze jednak było to, że Shee'ra żyje, chociaż to, że było z nią nie najlepiej, zdecydowanie zmartwiło Ivora.
Nim jednak zdążył wywiedzieć się dokładniej o przyjaciółkę (lub choćby zadbać o swoje zdrowie, biorąc się do jedzenia), do sali wpadł kruk Xhapiona...
Najdziwniejsze było jednak zachowanie mężczyzny, który przyjął ich pod swój dach. Nie to, oczywiście, że ten usiłował dopaść kruka-intruza, ale o sposób, w jaki się odezwał - zdecydowanie odbiegający od tego, co wcześniej Ivor słyszał z jego ust.

- Chodzi ci o przybycie kruka czy barwne opisy miejsca, w jakim się znajdujemy? - spytał z zainteresowaniem.

Noraku 17-06-2019 23:27

ruidka żyła zatem. Chociaż z relacji starca ciężko było wysnuć w jakim była stanie. Nabrał ostatniej łyżki strawy i zasłonił usta dłonią. Nie chciał zwrócić tego co przed chwilą spożywał. Chociaż ich opiekun mówił... nieskładnie, to dało się z tego sporo odczytać. Knieja wielkiej srebrnej pani to zapewne tereny na zachód od Księżycowego Lasu, może nawet Silvermoon. Skraj zaś to pewnie jakaś wioska czy miasto. Mężczyzna modlił się także do Silvanusa, co by pasowało biorąc pod uwagę jego naturę. Informacje te uspokoiły trochę czarodzieja. Nikt prędko nie dotarłby tutaj z Wysokiego Lasu, przynajmniej nie w ciągu najbliższego tygodnia. O ile poruszałby się w sposób konwencjonalny, a tego raczej nie należało zakładać. Powinni mieć jednak odrobinę spokoju przez parę dni. Da to im czas na wykurowanie ran i przemyślenie następnego kroku. Wątpił, żeby organizacja, z której kleszczy cudem się wyrwali, pozwoliła im dożyć spokojnej starości. Musieli coś wymyślić i to szybko. Chciał jakoś przekazać to czego się dowiedział Ivorowi, ale zanim do tego doszło, mieli kolejnego gościa.

Ciemnopióry ptak zatrzepotał skrzydłami, unikając łap starca w locie. Spojrzał swoim opalowym okiem na czarodzieja, przekazując z wyrzutem wszelkie niedogodności, których było świadkiem w trakcie podróży za swoim mistrzem. Xhapion zerwał się nagle, czego szybko pożałował, i przytrzymał druida za ramie.
- Ostawcie. To mój kruk.
Wyciągnął rękę w kierunku zwierzęcia, a to po chwili ociągania zdecydowało się skorzystać z zaproszenia. Czarodziej ciężko opadł na posłanie. Delikatnymi gestami gładził czubek głowy jego kruka Nevermore. Poczuł dziwny spokój z faktu, że jego chowaniec go odnalazł i był blisko niego. Jakby odzyskał jedynego przyjaciela jakiego miał w życiu. Na tę krótką chwilę zapomniał o całym zewnętrznym świecie.
Przeprosił go w myślach za ostatnie wydarzenia i obiecał, że wynagrodzi mu to jakąś świeżą padliną. Na razie potrzebował jednak skupić się na tym co działo się od ich ostatniego spotkania. Może kruk coś zaobserwował jak np. to ile czasu byli nieprzytomni.

Zormar 20-06-2019 12:46

rodaty jegomość zmierzył Ivora pytającym spojrzeniem najwyraźniej zaskoczony pytaniem czaromiota.
NIE, o nich pytam. Patrz jak patrzą na siebie! Wiem CO mówię! Samem miał… chwile z sarną… lub wilczycą, ale PTASZYSKO?! – odrzekł mu zgodnie ze swą manierą przechodząc od szeptu do krzyku. Przypatrywał się on temu, jak Xhapion obchodził się z krukiem.

Wasz? – starzec podniósł brew i wykrzywił usta. Odwrócił się do Ivora. – Jego? – dopytał takim samym tonem będącym mieszanką zdziwienia. – Na kruczego ojca to nie wyglądasz… PRĘDZEJ na matkę.

Xhapion jednak nie przejmował się słowami starca, a skupił się na magicznej więzi pomiędzy sobą, a zwierzęciem. Ta była zaś osłabiona, niechybnie przez długą rozłąkę, ale nie można też było wykluczyć osłabienia organizmu co przedkładało się na jego moce. Tak czy inaczej na chwilę wzmocnił połączenie na tyle by móc wniknąć w umysł kruka i dowiedzieć się co go spotkało. Szukał odpowiedzi na swoje liczne pytania, lecz wszelkie wspomnienia oraz odczucia były mętne, niejasne i fragmentaryczne. Szczególnie te starsze, bowiem najświeższe mógł z łatwością odczytywać. Zajęło mu to dłuższą chwilę, aczkolwiek koniec końców co nieco udało mu się wywiedzieć. Przede wszystkim Nevermore wytropił go dzięki ich więzi lecąc w tym kierunku przez dni i noce. Napotykał liczne niebezpieczeństwa w postaci pogody oraz dzikich zwierząt. Bardzo trudno było powiedzieć jak długa była to wędrówka, aczkolwiek musiała trwać od około 7 do 14 dni. Najbliższa okolica zaś miała formę licznych wzgórz pokrytych rzadkim, iglastym lasem. Do tego wszystkiego leżał śnieg i było zimno, nawet bardzo.


Kerm 20-06-2019 18:41

Jak się okazało, ich gospodarz nie zwariował, a przejawiał jedynie zainteresowanie związkiem między Xapionem a krukiem. Wypowiadał się co prawda dwuznacznie...

- Xhapion jest magiem - powiedział - a to jest jego pomocnik i przyjaciel. Rozstali się mniej więcej wtedy, gdy spotkał nas... wypadek..., przez który się znaleźliśmy w twojej siedzibie.

- A tak w ogóle to zapomniałem się przedstawić
- zmienił temat. - Jestem Ivor.

Noraku 01-07-2019 01:57

hłonął informacje. Było to dość skomplikowane bo było tego nie tylko dużo, ale również przeniesienie sposobu rozumowania ptaka na ludzki stanowiło pewną przeszkodę. Udało mu się jednak uzyskać mniej więcej potwierdzenie tego, czego domyślił się z ust starucha. Byli bezpieczni. Względnie.
Czarodziej powstał powoli. Dodatkowe wykorzystanie mocy nadwątliło dopiero co zregenerowane siły. Oparł się o ścianę.
- Gdzie znajduje się nasza towarzyszka? - zapytał. - Chętnie byśmy ją zobaczyli.

Zormar 04-07-2019 17:06

a słowa Ivora mężczyzna uniósł brew i nachylił się do przodu taksując Xhapiona od stóp do głów. Następnie wyprostował się i tylko wzruszył ramionami.
Ior… I-wor… może WBIJĘ do głowy – odrzekł jegomość nie przejmując się dobrymi obyczajami takimi jak podanie swego miana. Miast tego zbliżył się do rzeczonego maga. Skupił swój wzrok przez chwilę na kruku, po czym zwrócił się do jego właściciela.
Siedzi na dworze albo sprzątasz po NIM! – zakomunikował mu wskazując krzywym palcem ptaka.
Chciał już opuścić pomieszczenie, lecz zatrzymało go pytanie Xhapiona.
Jest niedaleko. Zobaczycie, o TO nie musicie się MARTWIĆ. Nigdzie nie ucieknie, a WY SIŁ musicie nabrać. PODRÓŻY to wymaga. Tak tak. – rzekł, aczkolwiek raz jeszcze przystanął przy kotarze. Odwrócił głowę w stronę jednej ze ścian z wystającymi korzeniami. Włożył sobie dwa palce do ust i gwizd poniósł się po dziwnej izbie. W jednym momencie niektóre z pędów wystrzeliły i zatrzymały się przed nosami Ivora i Xhapiona. Zawieszone na nich były niedbale ich plecaki, torby i części odzienia. Część wyglądała na podniszczone, jakby ciągnięto je bez większej ostrożności po ziemi i to dość spory kawałek. Chwilę po gwiździe dziwaczny jegomość klasnął w dłonie i rośliny zrzuciły owy dobytek na nich lub pod ich nogi. Niezbyt delikatnie.
ZNALAZŁEM to przy was, chyba wasze. Siedzieć i dobrzeć, jak chca zdrowieć. Ja na ŁOWY idę.
Po tych słowach gospodarz opuścił izbę i krzątał się niezbyt cicho gdzieś obok pozostawiając ich samych sobie, z własnymi myślami i tym co ostało się z ich ekwipunku.




Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:58.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172