Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-09-2019, 20:29   #31
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Mimo ostrzeżeń Nadala, Andraste wraz Rashadem zdecydowali się udać na spacer rozgrzanymi popołudniowym słońcem ulicami miasta. Parze postanowił towarzyszyć Akram, widocznie nie wychwytując jakichkolwiek znaków, jakoby para chciała pobyć sama.

Dumatat rzeczywiście wyglądało jakby całe miasto szykowało się do jakiegoś uroczystego święta. Pomiędzy budynkami poprzewieszane były długie płaty materiału i kolorowe markizy, które dawały odrobinę cienia i wytchnienia od upału.
[media]http://i.pinimg.com/564x/db/7b/62/db7b62a252ab972b0ada7019ca3f2483.jpg[/media]
Andraste szła przez miasto chłonąc jego kolory.
- Jak tu pięknie i barwnie. - powiedziała z zachwytem wodząc wzrokiem dookoła jakby nie wiedząc gdzie go zatrzymać.
- Co prawda, to prawda - odparł Kain, również rozglądając się po okolicy z rozbawioną miną - Tutejsi mieszkańcy widocznie dobrze wiedzą, jak tchnąć życie nawet w tak surowy krajobraz.
- Te wszystkie ozdoby to w związku z przybyciem wieszczki? - spytała bardka wciąż przyglądając się wystrojonym budynkom.
- Nie mam bladego pojęcia. Na szczęście wiem w jaki sposób rozwikłać tę zagadkę - mężczyzna odpowiedział, puszczając oko do bardki, po czym zwrócił się do jednej z kobiet, strojącej właśnie ściany swego domu - Wybacz dobra pani. Zdradzisz nam proszę jaki jest powód tych wszystkich dekoracji?
Kobieta w średnim wieku, ubrana w proste szaty, zwróciła oblicze w stronę trójki. Jej wzrok prawie momentalnie skierował się w kierunku broni, którą mieli przy sobie, a w głosie można było wyczuć nutę lęku.
- Dzień dobry. Widzę, że jesteście przyjezdni. Przygotowujemy ulice miasta na przyjazd Wyroczni. Odwiedza nas ledwie raz na dwadzieścia lat. Każde takie wydarzenie to powód do wielkiej radości i zabawy.
Rashadowi poprawił się nastrój, gdy po długiej i męczącej podróży w upale dotarli w końcu do cywilizacji. Przynajmniej miał po drodze okazję by wywrzeć na pozostałych uczestnikach wrażenie swoimi zdolnościami mistycznego rycerza podczas walki z rociem i rzecznymi potworami, musiał też przyznać że pomimo dziwnego pierwszego wrażenia, jakie zrobiła na nim kapłanka Tabaxi na audiencji u Wielkiego Wezyra, jest moce były równie przydatne jak magia Orryna. Z przyjemnością wziął Andraste na spacer ulicami miasta, choć wolał by Akram nie nie dołączył do nich, skoro planował wycieczkę we dwoje. Miał zamiar mieć na niego oko…
- W takim razie mamy szczęście, że możemy przybyć do waszego miasta w takim czasie i i uczestniczyć w waszym święcie. Choć ciekawi mnie, że przybycie Wyroczni jest aż tak radosnym wydarzeniem? Czyżby przynosiła zawsze dobre wieści? - zadał kobiecie pytanie.
Kobieta spojrzała tym razem na twarz Rashada i zarumieniła się.
- Życie tu na pustyni jest trudne Panie. Wizyta Wyroczni daje wielu ludziom nadzieję, że w przyszłości ich los się odmieni. Do tego lokalni sprzedawcy i karczmarze cieszą się na myśl o wielu przyjezdnych. Za kilka dni bramy za miastem wypełnią się mnóstwem namiotów podróżników z całego kraju.
- Odmienić swój los…. bardzo niewielu jest w stanie jest to uczynić - skwitował Rashad, gładząc się w zamyśleniu po zaroście.
- Czy wyrocznia znajduje czas dla każdego kto pragnie zasięgnąć jej porady? - zadał kolejne pytanie.
- Trudno mi rzec Panie. Gdy byłam jeszcze młodą dziewczyną, przyjęła mnie przed swe oblicze, ale pamiętam też, że paru osobom odmawiała.
- Interesujące… można by się spodziewać, że odmawia prostym ludziom a zawsze przyjmuje możnych tego świata - dla szlachcica było oczywiste do której grupy zalicza się on i być może niektórzy co znaczniejsi członkowie jego wyprawy - - choć być może taka niemal wszechwiedząca osoba może działać w sposób trudniejszy do zgłębienia…

- powiesz mi jeszcze dobra kobieto,czy ktoś szczególny przybył spotkać się z Wyrocznią, ktoś o kim mówi się na ulicach? - dodał.
- Przykro mi Panie, ale o nikim takim nie słyszałam. Musiałbyś poczekać jeszcze parę dni. Wtedy pewnie i możni z całego kraju mogą się tu zjawić, chociaż podróż do tego miejsca nie należy do najłatwiejszych.
- [i]A czy oprócz strojenia miasta, dzieje się tu coś specjalnego w związku z tą okazją? Coś co może zaciekawić nowoprzybyłych?[i] - spytała Andraste z wyraźną ciekawością w głosie.
- Gdy tylko Wyrocznia rozpocznie przyjmowanie chętnych, wieczorami odbywać będą się zabawy, tańce i śpiewy. Tyle że… lepiej będzie jeśli będziecie na siebie wtedy dobrze uważać - kobieta dodała ściszonym tonem.
- To znaczy? - dziewczyna spytała odruchowo również ściszając głos.
- Dość już powiedziałam. Zostawcie mnie proszę…
Bardka spojrzała niepewnie po swoich towarzyszach.
- Może faktycznie chodźmy już dalej. - stwierdziła po czym przeniosła wzrok z powrotem na kobietę.
- Dziękujemy, że poświęciła pani czas by odpowiedzieć na kilka naszych pytań, nie będziemy już pani niepokoić.
- Rzeczywiście powinniśmy ruszać dalej. Jesteśmy obserwowani- wtrącił cicho Akram.

Elfka odruchowo rozejrzała się dookoła zaniepokojona informacją wojownika, lecz nie zauważyła pośród ludzi w pobliżu nikogo, kto mógłby wzbudzać podejrzenia.
- Faktycznie, kilku obwiesiów nas obserwuje, śmią wlepiać swoje plugawe spojrzenia w twoje piękno ale nie obawiaj się, nie jest to ktoś, z kim nie mogę sobie z łatwością poradzić -Rashad odezwał się do Andraste również cicho, planując użyć swojej magii by teleportować się za plecy bandytów i przystawić jednemu z nich rapier do gardła.
- Rashad… dopóki tylko patrzą i nas nie zaczepiają nie ma chyba potrzeby robić… - bardka chciała ostudzić wojowniczy nastrój towarzysza, jednak nie zdążyła.
Jedno krótkie zdanie wystarczyło, by po Rashadzie pozostała jedynie odrobina srebrnej mgły. Wojownik zmaterializował się jakieś trzydzieści stóp wcześniej, tuż za plecami jednego z obserwujących ich mężczyzn.
-... zamieszania. - elfka dokończyła z ciężkim westchnieniem.
Rapier zalśnił, a wraz z wyciągniętym ostrzem podniosły się krzyki przechodniów. Ludzie zaczęli się rozbiegać w popłochu szukając schronienia. Gdzieniegdzie dało się słyszeć wołanie o jakimś “uzbrojonym szaleńcu”.
- Jeden ruch i przetnę ci gardło! Na kogo się gapiliście łotry, czyżbyście coś knuli? Ta elfka jest pod moją opieką - syknął Rashad.
Schwytany mężczyzna odpowiedział na tyle głośno, by wszyscy wokół mogli go usłyszeć.
- Czego chcesz człowieku? Nic ci przecież nie zrobiłem! Pomocy! Wezwijcie straż!
Jego kompani trzymali się w bezpiecznej odległości z dłońmi położonymi na rękojeściach kindżałów.
- Puść go natychmiast! Czego od niego chcesz? Wezwijcie straż!
Andraste przerażona zawołała do wojownika.
- Rashad! Zostaw go i zwijamy się stąd, zanim naprawdę wpakujemy się w tarapaty!
Rashad wymienil szybkie spojrzenie z Andraste i zdał sobie sprawę że dalsze eskalacja raczej nie będzie dla nich korzystna.
-Zostaliście ostrzeżeni zbójcy! - warknął, odskoczył i ił chowając rapier wycofał się w stronę Andraste.
- Przepraszam was za niego, jest zmęczony po długiej i wycieńczającej podróży. - bardka z przepraszającą miną zwróciła się do mężczyzn, po czym położyła dłoń na ramieniu Rashada.
- Mój drogi, ja jestem wielce wdzięczna, że próbujesz mnie chronić… - zaczęła spokojnie szeptem. - ale do jasnej cholery nie pakuj nas przy tym w kłopoty. - dodała wciąż szepcząc, jednak ton jej głosu był zdecydowanie bardziej poważny i stanowczy niż zazwyczaj.
- Nie umknie wam to na sucho - teatralnie wykrzyczał mężczyzna, który jeszcze przed chwilą miał na szyi ostre jak brzytwa ostrze. Jego kompani paskudnie uśmiechali się pod nosami, a w oddali słychać było jak jakaś opancerzona grupa przebijała się przez tłum.
- Musimy stąd pryskać! - powiedział Akram, poprawiając długi rękaw na swojej lewej ręce - I to już!
Pomimo ostrzeżeń mężczyzny Andraste nawet nie ruszyła się z miejsca. Zamiast tego wyciągnęła z plecaka swe magiczne berło i gdy tylko dziesięciu uzbrojonych w podobny sposób mężczyzn pojawiło się w zasięgu jej wzroku, wystawiła przedmiot przed siebie i rozkazała posłuszeństwo zarówno im jak i tym podejrzanym typom.
Strażnicy na ten widok zatrzymali się, a połowa złapała się za głowę jakby starali się odgonić mroczki sprzed oczu.
- Co to za zamieszanie?! Ludzie biegają w tę i z powrotem wrzeszcząc o jakimś wariacie grożącym przypadkowym przechodniom. - zawołał jeden ze zbrojnych, przypatrując się groźnie Rashadowi i Akramowi.
- [i]Ten wariat nie wiadomo dlaczego użył magii by zakraść się za nas, a następnie zaatakował naszego przyjaciela bez powodu! Aresztujcie ich![i] - wycedził jeden wskazując paluchem w stronę wojownika.
- Nieee… To nie było tak. To zwykłe nieporozumienie. - wystękał ten, który niedawno jeszcze miał rapier przy szyi.
- Co ty bredzisz? Oszalałeś?! - wykrzyknął oskarżyciel, po czym odwrócił wzrok w stronę eladrinki - To ona! Ta wiedźma rzuciła na niego urok!
- Prawda! - krzyknął ktoś zza pleców elfki - Sam widziałem! Wyjęła różdżkę i zaczęła coś bredzić w dziwnym języku!
- [i]Może powinniśmy ich zostawić? Nie wydaje się by zrobili coś złego [i]- zaproponował pozostałym zbrojnym jeden ze strażników.
- Sami widzicie! Na strażników też rzuciła czar! - podburzał dalej jeden z podejrzanych typów.
- [i]Będziecie musieli pójść z nami! Zdajcie broń i różdżki, i nie próbujcie żadnych sztuczek!
- Chrońcie swą panią! - bardka nakazała swym poddanym, by ci rzucili się na nie zaczarowaną straż i dali im czas na ucieczkę.
Połowa zbrojnych nagle stanęła murem przed bardką, lecz nie poczyniła niczego by zaatakować swych towarzyszy. Co innego jednak jeden z tych podejrzanych typków, który wyjął kindżał z pochwy i sam rzucił się na strażników. Ci jednak widocznie byli już przygotowani na to, że kogoś trzeba będzie obezwładnić, gdyż w powietrze rzucona została sieć, która wylądowała na nożowniku, oplatając go i krępując ruchy.
W tym czasie elfka ruszyła w stronę ściany najbliższego budynku, wspinając się po pobliskich straganach wdrapała się na balkon, a następnie na dach. W ślad za nią ruszył Rashad, lecz widocznie szczęście mu nie dopisało, gdyż jego noga zaplątała się w materiał jednej z ozdobnych płacht. Mężczyźnie jednak z gracją udało się wylądować na ziemi. Sfrustrowany ponownie użył czaru teleportującego i znalazł się na dachu akurat w momencie, by podać dłoń elfce, która właśnie
kończyła się wspinać. Początkowo zaskoczony Akram wzruszył jedynie ramionami i ruszył za pozostałą dwójką, bez problemu wspinając się na dach.
Lekko zdyszana wspinaczką Andraste spojrzała na Rashada.
- Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe. - powiedziała, po czym zaczęła wygrywać melodie i w jej rytm wypowiadać zaklęcie.
Pod wpływem magii wojownik począł zamieniać się gigantycznych rozmiarów orła. Elfka wdrapała się na jego grzbiet, a Akram pozwolił się chwycić w szpony. Po chwili wznieśli się już w przestworza.
Andraste wypatrywała miejsca gdzie mogliby bezpiecznie wylądować, a ona zdjąć zaklęcie z Rashada. Zastanawiała się gdzie się zatrzymają na noc, skoro część miasta ma ją w tej chwili za wiedźmę zaklinającą ludzi.
Po jakimś czasie trójka towarzyszy wylądowała za miastem, a bardka ściągnęła czar polimorfii z wojownika, przywracając mu jego prawdziwą postać.
- Cóż… w tamtej części miasta raczej już obiadu nie zjemy… Myślicie, że Nadal powinien dowiedzieć się o tej farsie? - spytała towarzyszy. Była pewna, że "dowódca" wyprawy raczej nie będzie zadowolony z tego wydarzenia.

Rashad spojrzał na miasto z irytacją, czuł się nieco zawstydzony tym jak rozwinęła się sytuacja.-Jestem przekonany że tamte łotry miały niecne zamiary, myślę że popełniliśmy błąd uciekając, wyjaśnilibyśmy jakoś ten incydent ze strażą..potrafimy przecież być przekonujący...ale przynajmniej nie nudziliśmy się prawda? -pozwolił sobie na cień uśmiechu.
- Natomiast Nadalem nie mam zamiaru się przejmować, jak wolisz mu nie mówić, to tak uczyńmy - skwitował nie chcąc spierać się z Andraste.
-Mogłam sobie darować akcję z tym berłem, teraz dla mieszkańców jestem wiedźmą. A to może nam utrudnić przemieszczanie się po mieście… - dziewczyna westchnęła. Była zła na siebie. Zawsze obiecywała sobie że będzie używać berła w ostateczności, a zrobiła to z powodu napadu paniki.
- Haha - Akram zaśmiał się jak dziecko cieszące się z zabawy - Nieźle namieszaliśmy, ale spokojnie. Nadal ma przy sobie rozkazy z pieczęcią wezyrka, więc pewnie obejdzie się jedynie na karcącym spojrzeniu. Wolę go jednak za bardzo nie drażnić. Ta misja ma dla niego wyjątkowo osobiste znaczenie. A co do “wiedźmy”, to pewnie jakaś spanikowana przekupka się wystraszyła. Kupcy nie lubią magii oczarowań.
- Przecież Andraste nie potrzebuje używać magii oczarowań gdy jej słowa są czarujące same w sobie...ja też nie jestem kimś komu słowa zastygają w gardle...powiedzielibyśmy straży że podsluchaliśmy jak tamci planują nas napaść i pewnie oni mieliby większy problem niż my… - skonstatował szlachcic.
- Możliwe… po prostu spanikowałam.- odparła eladrinka. -Nie skacz więcej przypadkowym ludziom do gardła dopóki nie masz pewności do tego że mają złe intencje.
-Ha, no przyznam że trochę mnie poniosło, chciałem ich tylko nastraszyć… jeżeli spróbują naprawdę nas zaatakować, wtedy skończą dużo gorzej, ale myślę że zastanowią się dwa razy, bo widzieli co potrafimy... - objął bardkę.
Dziewczyna odwzajemniła uścisk, stojąc tak wtulona w wojownika przez chwilę, po czym odsunęła się i zwróciła do obydwu towarzyszy.
- Chyba powinniśmy wracać do reszty. Jednak najpierw, jeśli to nie jest problem… powiedz mi Akramie, jakie osobiste znaczenie ma ta misja dla kapitana Nadala. Jeśli możesz oczywiście.
- Ja i moja wielka gęba - wysoki mężczyzna podrapał się po brodzie zakłopotany - Udajmy proszę, że niczego przed chwilą nie powiedziałem. Dobrze?
Andraste spojrzała na mężczyznę z lekką nieufnością.
- Niech będzie, chociaż nie powiem, żeby się mi się podobało…
- Uniżenie dziękuję - odparł wesoło - Gdyby dowiedział się, że coś wypaplałem, musiałbym się pewnie pożegnać z… którąś kończyną.
- Raczej bardziej przydasz się nam cały. Nic nie powiem, ale na pewno będę bardziej zwracać uwagę na kapitana. - powiedziała bardka.
-Samo powodzenie w takiej misji ma ogromne znaczenie dla każdego z nas, więc nie dziwię się że także dla Nadala, ale masz rację że nie zaszkodzi się więcej dowiedzieć..... a teraz ruszajmy znaleźć pozostałych... - skwitował Rashad.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 17-09-2019 o 20:37.
Lord Melkor jest offline  
Stary 30-09-2019, 05:47   #32
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Dumatat.

Zaiste pięknie prezentowało się z okna ich karawanseraju. Tętniące życiem miasto, z nadzieją oczekujące na przybycie wyroczni. Czuło się to w powietrzu, przesyconym przyprawami, które gnom wyczuwał swoim długim nosem. Słyszało się to w gwarze rozmów, wesołych i radosnych. Widziało się to na ulicach, dekorowanych przez mieszkańców, a nawet i niektórych przyjezdnych. Miasto wydawało się zbyt zajęte, by dostrzec kolejną grupkę podróżników, czy może pielgrzymów wchodzących do miasta, a jednak czarodziej nie potrafił wyzbyć się wrażenia, że nie wszystkie twarze wyrażają radość, nie wszystkie ręce pomagają w przygotowaniach do wizyty wyroczni a czujne oczy pilnie obserwują wszystkich, którzy ostatnio przybyli do miasta.
Czy były to oczy rzezimieszków i łotrzyków? Być może. Pielgrzymi, kupcy i podróżnicy, a także samo przybycie wyroczni powodowało sprzyjający kradzieżom ruch na ulicach. Tłok, który wykorzystywali doliniarze. Nie brakowało naiwniaków, a więc wszelkiej maści fałszywi wieszcze lub inni oszuści dorabiali się tu pękatych mieszków. Piękne kobiety i przystojni młodzieńcy również musieli mieć się na baczności. Makarydia była krajem, w którym ciało było takim samym towarem jak każde inne dobro. Orryn pomyślał z przekąsem o Andraste i Yasumrae, ale przelotnie jego myśli dotknęły również wymuskanych młodzieńców pokroju Rashada czy Farshida. Najpewniej każde z nich umiało zrobić użytek ze swych mocy, ale zaskoczenie, frywolność zachowania wyżej wymienionych, jak i zwykła przewaga liczebna zbirów i łowców niewolników mogły spowodować problemy.
Czarodziej spojrzał jednak tęsknie na strzelisty gmach świątyni Totha, boga mądrości i wiedzy tajemnej, czczonego w Makarydii pod postacią człowieka-Ibisa.
- Muszę tam jakoś dotrzeć… - mruknął, ale jego niewielka postura i egzotyczny ubiór mogłoby przyciągnąć kłopoty, od złodziei sakiewek, co jeszcze nie byłoby kłopotem, po łowców niewolników. Nie zamierzał skończyć z dwimerytowymi kajdanami i takim samym munsztukiem w zębach tylko dlatego, że zachciało mu się zerknąć do lokalnego księgozbioru.



Czarodziej przygotował się więc do kolejnego rytuału, układając na pokrytej kobiercami podłodze rozmaite czarodziejskie utensylia. Chowańca odesłał do między wymiarowej kieszeni pstryknięciem palców zakończonych nieco przydługimi paznokciami, które czasami przydawały mu wygląd sędziwego gargulca, szczególnie kiedy zwykł ślęczeć nad swoimi manuskryptami. Rozłożył mosiężne kadzielnice, które podpalił bez chwili zwłoki swoją mechaniczną zapalniczką, pstrykając nią metalicznie. W pomieszczeniu momentalnie zaczęło śmierdzieć siarką, palonymi ziołami, a ogień wydobywający się z kadzideł miał dziwnie fioletową barwę. Czarodziej stanął na środku pomieszczenia, zamykając oczy i cichutko mrucząc pod nosem sylaby zaklęć, a może jakieś starożytne klątwy. Po chwili jednak ciało Orryna wstrząsnął spazm, po czym gałki oczne uciekły mu w głąb czaszki.
Powietrze zrobiło się nagle klarowne, jakby eter pochłaniał wyziewy kadzielnic. Runy wyryte na brzegach naczyń zalśniły kolorowym blaskiem, przez chwilę cichutko wibrując, brzęcząc metalicznie aby uspokoić się, w miarę jak runy gasły.

Trzecie oko. Czarodziejskie oko. Potężne zaklęcie czwartego kręgu otworzyło przed magiem nowe możliwości. Przez chwilę zachwiał się, kiedy oko gwałtownie uwolniło się z jego umysłu wylatując nad czarodzieja, okrążając go i próbując wyrwać się spod kontroli. Magia była kapryśna zawsze, kiedy śmiertelnik próbował naginać jej chaotyczne prawa do swoich celów. Liczby i koncepty przelatywały przez głowę czarodzieja, równania i obliczenia zajmowały go bez reszty, kiedy wyobrażał sobie trajektorię wyczarowanej w umyśle, świetlistej kuli, orbitującej pod sufitem. Krzywa, zaginająca się w stronę okna, i oko pomknęło, a świat momentalnie uciekł czarodziejowi spod nóg, zabierając go w podróż.
Pierwsze wrażenie zawsze było paskudne i Orryn nigdy nie mógł się do niego przyzwyczaić.
Jedno równanie dalej i widział obszerną ulicę przed karczmą, w której się zatrzymali. Widział rozchodzących się towarzyszy, którzy na własnych nogach próbowali przecisnąć się przez kolorowy tłum. Orryn wzniósł oko w górę, aby złapać perspektywę i wychwycić najważniejsze punkty w mieście. Rynek na północy, po prawej stronie kopuła świątyni Totha. Potem przerwa w istnej fali dachów, rysująca się z niewielkiej przerwy w pobliżu świątyni, i idąca zakrętami w stronę karczmy.
- Główna ulica - mruknął do siebie, nie chcąc zaśmiecać sobie umysłu - zerknijmy tam - zawyrokował wznosząc się coraz wyżej, dostrzegając otaczające miasto mury, poprzecinane gdzieniegdzie wieżyczkami obronnymi. Leciał nad ulicami, a jego umysł rejestrował nowe miejsca. Targ mięsny. Targ bławatny. Zaułek rzemieślników. Kordegarda. Jakiś zajazd z jakąś czaplą na dachu...kolejny rynek, chyba z różnościami.
Mieszkańcy miasta zajęci swoimi sprawami przelewali się pod nim niczym kolorowa rzeka. Burnusy skrywały twarze, chroniąc przed słońcem i zaklęciem Orryna, który nie mógł rozpoznać twarzy. Ras jednak nie dawało się ukryć nawet pod przepastnymi i przewiewnymi szatami. Egzotyka biła na każdym rogu. Kenku, skrzeczące ludzie kruki. Tabaxi przynoszące szczęście. Jaszczuroludzie, gnole, półorki, elfy i krasnoludy. Pełen przekrój rozumnych ras, które najpewniej przybyły tu, by obejrzeć wyrocznię. Lub wzbogacić się na jej przybyciu. Gnom dostrzegł nawet parę Yuan-ti, którzy przystanęli aby obejrzeć towar. Kolejny targ. Niewolnicy. Obecność tych ewidentnie złych handlarzy w takim miejscu była w pełni wytłumaczalna, choć z punktu widzenia dobrotliwego gnoma, ohydna.
Oko przemknęło nad klatkami z rozmaitymi zwierzętami, przeznaczonymi na handel. Nie tylko zresztą zwierzętami. Orryn widział nieszczęśników wszelkich ras, upchniętych w klatkach stojących na wozach, lub luźno skutych pod pręgierzami tego okazałego rynku. Oko odwróciło się od miejsca kaźni, skąd dochodziły przedśmiertne rzężenie towaru, którego nikt nie chciał. Starcy, chorzy i dzieci nie osiągały na rynkach wielkich cen.
Umysł Orryna wyparł jednak szybko te sceny okrucieństwa. Nie, aby magik był bezlitosny. Po prostu miał nadzieję, że w tak szybko cywilizującej się Makarydii ten plugawy proceder zniknie jak w wielu innych miejscach na świecie, ustępując być może innej formie tyranii, ale tego gnom zmienić nie mógł, i nawet nie próbował. Akceptował to jako pewien element świata który go otaczał.

Świątynię Totha obleciał swoim magicznym okiem kilka razy, podziwiając zdobienia fasad i kopuły, doceniając kunsztownie wykonane inskrypcje, pisane hieroglifami wymyślonymi podobno przez samego boga Ibisa. Moc zaklęcia jednak niebawem się kończyła, i Orryn chwilę jeszcze pokręcił swoim niewidzialnym zmysłem po okolicy, starając się jak najdokładniej zapamiętać schemat ulic, położenie charakterystycznych punktów terenowych i budynków, po czym blade światło przysłoniło widok z zewnątrz, odcinając go od magicznego oka. Stał wciąż tam, gdzie stał, czyli przed niezbyt starannie zasłoniętym oknem w jego lokum w karawanseraju. Przez ciężką kotarę wpadał blady promień słońca i to właśnie światło odcięło go od jego zmysłu. Orryn rozejrzał się po pokoju i mruknął coś do siebie ze zrozumieniem. Magia, podtrzymująca zaklęcie miała swoje czasowe ograniczenia, i podróżując swoim okiem ponad miastem magik szybko stracił jego rachubę.

Pozostawało więc wyjść na zewnątrz i udać się do świątyni. Mając w pamięci mapę miasta, i znając orientacyjne punkty, magik spakował swoją torbę, przygotował sakiewkę i starannie zamykając drzwi swojej kwatery wyruszył do świątyni, klucząc między zaułkami, straganami, omijając największy ścisk i harmider ulic.
Po niecałej godzinie, niczym nie niepokojony, stanął przed obszernymi schodami, między dwoma ogromnymi, przytłaczającymi swoim rozmiarem pylonami.

Drzwi, strzeżone przez uzbrojonych derwiszów z obnażonymi mieczami prowadziły do okazałego holu, dostępnego dla wszystkich. Orryn nie znajdował jednak niczego ciekawego w licznych medytacyjnych niszach i inskrypcjach traktujących o ogólnych prawdach wszechświata, które doskonale znał. Interesował go księgozbiór akolitów, który znajdował się niestety w miejscu ukrytym przed wzrokiem profanów.

- Jakiej wiedzy szukasz, mistrzu Orrynie? - zagadnięty przez czarodzieja niewysoki mężczyzna, człowiek o kamiennej twarzy, i sądząc z insygniów na jego jasnej szacie, młodszy akolita nawet się nie uśmiechnął. Jego łysa głowa lśniła w blasku pobliskich świec a oczy patrzyły na Orryna przenikliwie. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. W przenikliwym i świdrującym wzroku czarodzieja widać było dekady doświadczenia, zaś wzrok młodego akolity wydawał się wypełniony jakąś niezrozumiałą mocą. Żaden jednak nie mrugnął. Wargi czarodzieja wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu.
- Och, traktujących o sprawach arcyważnych. Szukam dokładniejszych kronik Makarydii, dokładniejszych niż te, które posiadam i jestem przekonany, że tutaj ją znajdę. Posiadam pewne pełnomocnictwa, aczkolwiek chciałbym, aby moja wizyta była prywatna, i jako taka pozostała Twoją i moją tajemnicą - odparł ogólnikowo Orryn nie chcąc zdradzać czego dokładnie potrzebuje.
- Wiedza której potrzebujesz jest tu dostępna, ale tylko od Ciebie mistrzu zależy, czy jesteś jej godzien. Zechcesz odpowiedzieć na moje pytanie, abym miał pewność, czy godzien jesteś wiedzy? - twarz człowieka była niczym maska.
- Pytaj - odparł spokojnie czarodziej czekając na zagadkę.
- Trzy są żywioły, i trzy znaki spięte w jeden. Kiedy krwawy jest, wtedy liczbą trzy jest oznaczony - pytanie wisiało w powietrzu.
- Merkurium - odparł niemal bez zastanowienia Orryn - Materia i Duch połączony pośrodku, okrąg i półokrąg, krzyż na dole. Potrzebujecie Hydrargyrum sulfuratum rubrum
na czyraki lub trądzik, czy tylko się droczycie ze mną, młodzieńcze? -
Orryn uśmiechnął się pod nosem nieco rozbawiony i zachichotał.
- Och, jak widzisz mistrzu, mojej cerze nic nie dolega. Moje konkubiny dbają o mój dobrostan i równowagę duszy i materii - tym razem człowiek nawet się uśmiechnął.
- Nie watpię, widząc urodę tutejszych kobiet. Ale my tu gadu gadu, a tempus fugit młodzieńcze - mrugnął czarodziej nie lubiąc schodzić z tematu wtedy, kiedy mu na tym zależało.
-Mistrzu, czas to pojęcie względne i nigdzie nam nie ucieka. - pokiwał ze zrozumieniem akolita dając mu znak ręką by czarodziej podążał za nim
-Tak uważasz? Ciekawe, ciekawe...wiesz, to nawet byłoby zabawne, potraktować czas jako pewną stałą… - obaj badacze zniknęli niebawem w jednej z licznych komnat, prowadząc ciekawą, choć dla postronnego słuchacza arcynudną, przetykaną zawiłymi, naukowymi zwrotami dyskusję.



Biblioteka świątynna nie była tak okazała jak księgozbiór sułtana Makarydii, z którego gnom korzystał przed wyjazdem, ale miała mnóstwo interesujących go pozycji. Z całą naręczą ksiąg i manuskryptów gnom został umieszczony w niewielkiej celi na uboczu, z uwagi na fakt iż całą niemal świątynię przygotowywano na przyjęcie wyroczni. Czarodziej, wykazując zrozumienie dla problemu, zadowolony z możliwości studiów nie narzekał.
Czas, pomimo wyjaśnień akolity o względności płynął jednak nieubłaganie, i gnom pochylony nad księgami nie zauważył ponownie, że jest już dawno po zmroku.
Akolita, odbierając od Orryna zwyczajową opłatę na świątynię i wypuszczający go przez świątynną furtkę przestrzegł
- Uważaj mistrzu. Po zmroku kręcą się po mieście różni desperaci. Nie przepuszczą nawet szacownym badaczom - akolita spokojnie patrzył na oddalającego się schodami gnoma.

Dumatat nocą nie wyglądało już tak kolorowo. Cienie, rzucane przez księżyc wydłużały się, kładąc na ulice, przykrywając je niby całunem. W tych mrocznych połaciach cienia mogłaby ukryć się armia zbirów wszelkiej maści i najpewniej tak właśnie było. Niejeden wędrowiec, który zgubił drogę do domu poznał dziś smak ich noży.
Gnom jednak, był istotą przyzwyczajoną do półmroku, i choć powietrzne gnomy chodziły dumnie w blasku dnia, a ich miasto nie musiało kryć się w ciemności, jego wzrok przebijał cienie ulic, uszy łowiły wiele niedostrzegalnych dla człowieka dźwięków, a lata praktyki jako badacza wyostrzyły mu percepcję i nauczyły rozróżniać każdy, nawet najdrobniejszy szczegół.
Czterech zbirów szło za nim od jakiegoś czasu. Dwóch z nich, zwalistych, krępych ludzi, niewątpliwie makarydyjczyków, bo długi nos gnoma rozpoznał cynamonowe przyprawy którymi spryskali się przed nocą, zapewne by zwabić jakąś nieszczęsną, młodą kobietę.
Krasnolud ciężko człapał wraz z nimi. Nie był zbyt wprawny w skradaniu się za zwinnym gnomem. Ostatni zbir był kobietą. Zwinną półorczycą, sądząc po zapachu niedomytego ciała i wojennych barw zrobionych z krwi. Cała czwórka starała się kryć w zaułkach i cieniach, licząc, że gnom stanie się łatwą ofiarą. Czarodziej znał jednak rozkład miasta, i przez pewien czas kluczył głównymi ulicami, zawsze w pobliżu patroli miejskich. przez pewien czas, miał spokój, a zbiry nie odważyły się go zaatakować. Jednak wszyscy wiedzieli, że czarodziej musi zejść z głównej ulicy, i zagłębić się w kręte uliczki znajdujące się w pobliżu karawanseraju.

Gnom przystanął przed samym wlotem do zaułka, obejrzał się za siebie. Półorczyca przystanęła, za beczką będącą śmietnikiem, skryta w cieniu i oparta o ścianę budynku. Jej pierś unosiła się i opadała w oddechu. Jedną ręką sięgnęła po nóż, zatknięty za jej pasek. Krasnal wychynął po drugiej stronie ulicy. Jego wzrok wpatrzony był w zaułek, jakby szacował odległość. Kusza, trzymana luźno w ręku szła właśnie do góry, w stronę twarzy. Gnom wiedział, że zechce strzelić mu w plecy jak tylko się odwróci.
Kroki i sapanie. Ludzie. Dwójka zbirów powoli zamykała pierścień okrążenia. Pułapka była gotowa.

- Niedoczekanie wasze… - mruknął i wyjął różdżkę, łapiąc jednocześnie za worek z komponentami. Czubek różdżki kreślił w powietrzu świetlisty zygzak, w umyśle pojawiały się arytmetyczne formuły, a słowa same układały pieśń mocy.
Cztery kule bladego światła z głośnym trzaskiem pojawiły się nad głową Orryna, zawirowały i zatańczyły w powietrzu, aby pomknąć, każda w swoją stronę, prosto nad głowy zbirów, oświetlając każdego z nich. Krasnolud osłonił oczy. Orczyca upuściła swój sztylet i przykucnęła za beczką, zdezorientowana. Ludzie, odsłonięci w pełnej krasie pierzchnęli w swoją stronę, przestraszeni światłem.

Orryn czmychnął więc w zaułek, wolnym krokiem oddalając się, od cienia do cienia w stronę widniejącego w oddali karawanseraju. Odchodząc, słyszał kłótnię zbirów, i uśmiechnął się pod nosem.
- Było nie zadzierać z magiem… - mruknął do siebie zadowolony widząc nadchodzący patrol straży miejskiej, który pozdrowił kapeluszem.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 30-09-2019, 17:34   #33
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Zachód słońca był piękny. Nieboskłon mienił się na czerwono-różowe barwy, barwiąc wijący się przez miasto Błękitny Kieł i zapierając dech w piersiach co bardziej wrażliwych na piękno natury. Roshan nie miał czasu na podziwianie słonecznej sztuki. Sortował i przeliczał, pakował i przepakowywał torby, od czasu do czasu mrucząc coś pod nosem czy pociągając łyk wina. Skromne biurko i krzesło zawalone były roshanowym dobytkiem, a on sam krążył wte i wewte. Wyprawa może i nie miała należeć do najdłuższych, ale wrodzona ostrożność sugerowała bycie przygotowanym na każdą możliwość.

- Nie będzie mnie w mieście przez parę dni - oznajmił Roshan, przeliczając bełty z czerwonymi lotkami. Madame Samira milczała, wpatrując się jedynie w pół-elfa.
- Jak rozumiem nie mam co liczyć na szczegóły - odezwała się w końcu z lekkim uśmiechem. - Racja stanu i sprawy wagi państwowej?
- Jak zawsze - pół-elf zaśmiał się pod nosem. - Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie i dziewcząt. Przyjaciele i klienci niestety będą musieli czekać. Alshabah zniknął, jak to ma w zwyczaju.
- A Roshan Shahib, lojalny urzędnik Jego Wspaniałości, jest zajęty sprawami urzędowymi. Tak, tak, wiem jak to działa. Nie musisz się martwić.

Pół-elf uśmiechnął się jedynie, zatrzaskując klamry torby podróżnej. Po raz kolejny sięgnął po pergaminy zapisane schludnym pismem. Dumatat, warunki na trakcie, współtowarzysze podróży, pałacowi słudzy przydzieleni do wyprawy. Zawsze, ale to zawsze, starał się być przygotować jak tylko mógł. Podróż w górę rzeki zamiast barką wydawała się Roshanowi co najmniej dziwna, ale to nie on miał robić za przewodnika. Przeprawa przez rzekę, kamienista pustynia i później piaszczyste wydmy; cztery dni mało komfortowej podróży. Mogło być gorzej.

Nie licząc najemników co do których Roshan miał mieszane uczucia, reszta uczestników wyprawy napawała go szczątkowym optymizmem. O Nadalu może i nie wiedział za wiele, ale służył w Gwardii lojalnie odkąd skończył szesnaście lat i ta lojalność raczej nie wyczerpie się w najbliższym czasie. Pałacowi strażnicy stanowić mieli jedynie zbrojną eskortę i Shahib nie oczekiwał z ich strony większych problemów. Nylian, ich przewodnik… Cóż, Roshan ufał osądowi Wezyra, a elf miał dobre rekomendacje. Czas pokaże.

Pół-elf wzdrygnął się, gdy Samira objęła go i pocałowała w policzek. Ciemne spojrzenie zdradzało niepokój, a smukłe palce krążyły po ramieniu w kojący sposób.

- Uważaj na siebie, dziecko.
- Zawsze.


***



- A więc trzy dni do punktu przeprawy na drugą stronę rzeki. Później cztery dni do Dumatat. Zgadza się?

- Nie - odparł Nylian. - Pustynię znam jak własną kieszeń, trzy dni. Nie dłużej.

Roshan pokiwał jedynie głową, z trudem powstrzymując się od komentarza i uniesienia brwi. Nie był w nastroju do dyskusji, a obecność Akrama jedynie ten nastrój pogarszała. Nie lubił niespodzianek, a jego obecność takową była. Wezyr musiał mieć swoje powody, dla których zataił udział najemnika w wyprawie przed Roshanem, ale Shahibowi mało się to podobało. Jedna, wielka niewiadoma. Kto wie, co takiemu w głowie siedzi.

Czas pokaże.


***



Dumatat. Mieścina na prowincji, słynąca z targu niewolników. Roshan, który rzadko kiedy wyściubiał nos poza stolicę, nie mógł sobie odmówić podziwiania nowych, obcych stron. Wezyrowa misja odeszła chwilowo w zapomnienie, a ciemne spojrzenie wędrowało we wszystkie strony. Pół-elf przywodził teraz na myśl jakiegoś młodziaka, z iskrami w oczach i cieniem uśmiechu na ustach. Będąc sam na sam z Nadalem mógł sobie pozwolić na chwilę wytchnienia, na przerwę w odgrywaniu rozdygotanego urzędnika, odrzucić na moment kamienne oblicze które przybierał w pałacu. Roshan zatrzymał się przed jednym ze straganów i przeciągnął palcami po atłasowej tunice.

- Shahib - głos Nadala sprowadził pół-elfa na ziemię. - Nie mamy czasu na spacery i podziwianie targowiska.
- Tak, tak - Roshan powstrzymał grymas i ruszył za towarzyszem. - Powinniśmy się rozdzielić. Musimy poinformować lokalne władze o naszym przybyciu, zasięgnąć języka co do sytuacji w mieście, zdobyć informacje i tak dalej. Nie mamy za wiele czasu, a w mieście są lojalni słudzy Jego Sułtańskiej Mości z którymi chciałbym się rozmówić.
- Niech będzie - odparł kapitan po chwili namysłu.

Roshanowi nie trzeba było powtarzać i zaraz ruszył przez tłum, znikając Nadalowi z oczu. Pół-elf manewrował między ludźmi i nieludźmi, zatrzymując się to tu, to tam i uważnie nasłuchując. Uprzejmie udawał zainteresowanie towarami kupców, uśmiechając się i przytakując, obracając biżuterię w palcach, wąchając przyprawy, przeciągając w palcach zwiewne tkaniny.

W tym czasie trzy rzeczy nieustannie pojawiały się w słowach mieszkańców. Mająca wkrótce nastąpić wizyta wieszczki, niezadowolenie i wybredne uwagi z faktu, że Roshan ostatecznie niczego nie kupił i jedynie marnował czas kupców, oraz… zamieszanie wywołane przez jakichś przyjezdnych. Jedni poczęli opowiadać, że rudowłosy demon pojawił się znikąd i zaczął ciskać czarami w przechodniów. Inni powiadali, że szaleniec biegał po mieście z obnażonym ostrzem, grożąc śmiercią bogom ducha winnym mieszkańcom. Kolejne plotki opowiadały, że jakiś zmiennokształtny przemienił się w wielkiego orła i bez powodu zaatakował cały oddział straży miejskiej. Wersji wydarzeń wydawało się być równie wiele, co ludzi wokoło, lecz wszystkie niewątpliwie powiązane były z dobrze znaną pół-elfowi grupą. Roshan z wielkim trudem powstrzymał się od wyrzucenia z siebie litanii przekleństw, gdy wieści zaczęły układać się w nieco spójną całość, z Andraste w roli głównej.

Nie tak miało być.


***



Shahib zostawił w końcu targowisko za plecami, znikając w jednej z bocznych alejek. Lokalna siedziba Błękitnego Konsorcjum, która była jego celem, znajdowała się jedynie paręnaście metrów dalej. Gaspar Jahangir, jeden z synów kupieckiej familii, został oddelegowany jako przedstawiciel związku w Dumatat. Roshan znał go jedynie ze słyszenia i plotek, podobnie jak całą jego rodzinę, ale młody kupiec bez wątpienia słyszał o Alshabah. Wszak Konsorcjum najmowało jego usługi dosyć często.

Było jednak zdecydowanie za wcześnie, by Roshan przyjął swoje alter ego - Widmo działało wszak z ukrycia, pod osłoną nocy. Pół-elf wyłowił z torby pergamin i przysunął jedną z zalegających w zaułku beczek. Pióro zaczęło tańczyć po papierze, kierowane smukłymi palcami.

"Do Gaspara Jahangira

Przybędę do Dumatat za tydzień na zlecenie Konsorcjum. Mój agent w mieście wymaga pomocy w przygotowaniach na moje przybycie. Ufam, że zarówno ja, jak i Konsorcjum, możemy liczyć na Pańską współpracę i dobrą wolę.

Alshabah"

Roshan poczekał aż atrament wyschnie i spojrzał się na wyloty zaułka, upewniając się czy nikt go nie obserwuje. Palce zatańczyły nad pergaminem, a spomiędzy warg uleciał cichy zaśpiew zaklęcia, które miało zabezpieczyć wiadomość - ostrożności nigdy za wiele. Zadowolony, zwinął papier w rulon i przewiązał prostą wstążką, wciskając go do torby. Magia ponownie zatańczyła w zaułku, tym razem otulając iluzją samego Roshana. Zniknął gdzieś ciemnowłosy pół-elf, a na jego miejscu pojawił się brodaty człowiek z siwizną na głowie.

Shahib opuścił zaułek, kierując się w stronę gasparowej siedziby. Tam przyjęto brodatego agenta z lekką dozą nieufności, nikt jednak nie śmiał narażać się na potencjalne niezadowolenie ze strony legendarnego Widma.
Gościa zaprowadzono do niewielkiego pokoju bez okien, gdzie jedynym meblem był okrągły stół. W pomieszczeniu w krótkim czasie wprowadzono go w szczegóły bieżącej sytuacji jaka miała miejsce w Dumatat. Najważniejszą było oczywiście mające wkrótce nastąpić przybycie Wyroczni. O samych odwiedzinach nie można było opowiedzieć niczego szczególnego, gdyż ostatnie takie wydarzenie miało miejsce dwie dekady temu. Niemniej efektem tego było pojawienie się bardzo znacznej ilości podróżnych, a tym samym wzmożona aktywność straży miejskiej i najemników opłaconych wyjątkowo na tę okoliczność, a także zaostrzenie kar za przewinienia, byle tylko w większym stopniu zachować kontrolę wewnątrz murów miasta.
Aukcje niewolników będą pewnie cieszyły się wielkim powodzeniem, gdyż część możnych będzie zapewne chciała uzupełnić sługi, które nie przeżyły podróży przez pustynię.
Sama Wyrocznia ma podobno przyjmować chętnych, będąc w bezpiecznym schronieniu świątyni Tota. Sama wieszczka ma być chroniona osobistą gwardią jej współplemieńców, skądkolwiek pochodzą.


***



Alshabah działał pod osłoną nocy. Widmo przemykało wąskimi alejkami Nul Agbar, w interesach własnych i pracodawców, bezszelestnie usuwając niewygodnych osobników. Ale tutaj było Dumatat, któremu do makarydiańskiej stolicy było daleko, a i alshabahowe koneksje nie umywały się do tych stołecznych, lecz nadal coś znaczyły. Konsorcjum sięgało swoimi wpływami wszędzie, gdzie kręcił się interes, więc ciężko było się dziwić że było i tutaj. Była i Jedna Krew, organizacja rewolucjonistów walcząca z tyranią i zamordyzmem, w myśl idei „za wolność naszą i waszą”.

I to właśnie w Czcigodnym Bractwie Roshan pokładał nadzieje rozwiązania najnowszego problemu ekspedycji. Pół-elf nie był zadowolony z tej całej awantury, ale daleko było mu do Nadala, który przy ponownym spotkaniu wyglądał, jakby zaraz miał zacząć toczyć pianę z ust. Shahib jedynie wysłuchał uważnie jego relacji, zapytał się grzecznie o namiary na tercet - dobre sobie - „kupców” i zaraz ruszył w drugą stronę.

Dumatatański odłam Jednej Krwi nie należał do największych, lecz podobnie jak ten stołeczny krył się po kątach i wąskich alejkach, poza zasięgiem wzroku wszędobylskich władz. Roshan wiedział, dokąd zmierzać i przemykał ciemnymi alejami, skryty pod prostą iluzją ludzkiej kobiety i okutany płaszczem. Karczmę - zwaną tak szumnie i na wyrost - odnalazł bez trudu. Podobnie jak Jednookiego, przygodnego pasera i zagorzałego zwolennika wolności osobistej.

Jednooki nie należał do najprzyjemniejszych osób, ale zaraz spotulniał gdy usłyszał głos ulatujący spod iluzji i Roshan błysnął mu sygnetem przed nosem. Biały szafir, ściskany w żmijowym pysku - znak rozpoznawczy Alshabah. Paser wysłuchał poleceń Widma nader uważnie i nawet pozwolił sobie na uśmiech, gdy zapadła cisza.

- Muszą zniknąć, tak tak - zamruczał, drapiąc się po brodzie. - Bractwo im w tym pomoże.
- Żywi - warknął gardłowo Roshan. - Mają zniknąć z Dumatat, doprowadzić mnie do swych zwierzchników. Ma się obyć bez rozlewu krwi, rozumiemy się? Przypniecie im ogony, niech wiedzą że są obserwowani.
- I to ma ich wystraszyć z miasta?

Powinno. Roshan wszak zostawił w ich siedzibach wiadomości, które niejednemu zmroziłyby krew w żyłach. Prosty szkarłatny okrąg, symbol Jednej Krwi z nader dosadnym ostrzeżeniem. Bądź groźbą.

„Widmo nadchodzi.”

 

Ostatnio edytowane przez Aro : 30-09-2019 o 17:40.
Aro jest offline  
Stary 01-10-2019, 19:30   #34
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Gdy wreszcie nastał wieczór Farshid wraz Yasumrae po odświeżeniu się i przebraniu w czyste odzienie, wraz z Kusedem i Ramadem wybrali się wspólnie na spacer przez oświetlone uliczki Dumatat. Prosząc o wybaczenie, Sadib odmówił towarzyszeniu im. Mężczyzna każdego dnia wydawał się być w coraz gorszym stanie psychicznym od czasu ataku roc’a. Miasteczko widocznie już rozpoczęło świętować mające nastąpić na dniach przybycie wyroczni, gdyż budynki rozświetlone były kolorowymi lampionami, a z pobliskich karczm dochodziły radosne okrzyki i przyśpiewki. Ku zdziwieniu i być może lekkiemu rozczarowaniu szlachcica nikt nie czynił prób napadnięcia ich, lub choćby nawet zaczepienia czwórki.

- Wreszcie! Już mnie tyłek boli od tego gada na którym muszę siedzieć w skwarze. - Kocica wyrwała nieco do przodu, wywijając ogonem i przechadzając się od kramu do kramu i oglądając błyskotki.
Czułe nozdrza tabaxi wypełniły się zapachem owocowo-kwiatowych perfum, szafranu, pieprzu i cytrusów. Jej uwagę przykuło jedno z niedalekich stoisk, gdzie sprzedawca prezentował swoje kolorowe drewniane marionetki na drucikach. Zabawki tańczyły radośnie jak żywe w sprawnych rękach marionetkarza, wywołując piski radości wśród dzieci a u kocicy delikatnie pobudzając drapieżne instynkty.

[media]http://i.imgur.com/HZpUlSi.jpg[/media]

- Kused, Ramad, co z tym Sadibem? - Zapytała się mężczyzn bardziej jako dodatek do obserwacji kramów czemu poświęcała większość swojej uwagi.

- Szanowna kapłanka wybaczy, ale omal nie zeżarł nas wielki ptak. Do tego podobno jego o mało co nie połknął mackowaty gad. Nie każdy jest w stanie się po czymś takim tak łatwo pozbierać - odpowiedział chyląc czoło Ramad.

- To prawda, ale przecież nie jesteśmy pierwszą wyprawą skierowaną w tym celu.. wszystkie inne poległy. Szansa na to że wszyscy zginiemy z, czy bez mojej pomocy jest bardzo duża i nie wiem czego innego ktoś mógł się spodziewać? Sądziłam że skoro już wyruszamy w tak małym zespole to chociaż przysłano nam zdeterminowanych twardzieli, nie bojących się igrać ze śmiercią. Prawdziwe zło dopiero przed nami, kto będzie się mazał - umrze. - odpowiedziała dość beznamiętnie, a potem jakby zamyśliła się.

- Wybacz jeśli cię zawiedliśmy Pani - żołnierz ponownie schylił głowę - Nic nam jednak nie powiedziano o tym, jak to określiłaś, “prawdziwym złu”. Jesteśmy tu by chronić was w podróży przez pustynię. Nie byliśmy przygotowani na atak boskich sług.

- Nie zawiedliście, ale musicie być twardzi i jak to mówią mieć jaja ze stali, jeśli chcecie wrócić żywi i nacieszyć się prostymi przyjemnościami na które zapewne będzie nas wszystkich wtedy stać już do końca żywota. Wspierajcie się nawzajem. Porozmawiajcie z Sadibem. - odparła miękkim głosem kocica.

Kiya pognała czym prędzej do stoiska po lewej, wsadziła palec w usta, wyciągnęła i pacnęła nim w grudkę startej ostrej papryki tylko po to by cofnąć do ust i posmakować przyprawy. Kocia twarz wykrzywiła się od palącego uczucia które zaczęło wędrować przez jej podniebienie. Fuknęła i poczuła że oczy zaczynają jej łzawić, bo była tak ostra. Co gorsza teraz zaczęło palić ją całe gardło i zamiast słabnąć, żar palący kubki smakowe narastał. Do tego stopnia, że zawstydzona kapłanka odwróciła twarz na bok, wyciągnęła ten swój szorstki język i zdesperowana próbowała ściągnąć z niego paprykowy pył jakby doiła wymiona. Sięgnęła po bukłak i zalała usta czystą wodą, oblewając obficie jęzor. Odetchnęła z ulgą gdy “pożar został ugaszony”.

- Na Bastet! Tym można by powalić smoka! - rzekła markotnie i zakręciła wąsikami obrzucając przyprawę krytycznym wzrokiem. Szybko jej uwagę odwróciło inne stoisko i czmychnęła jak kuna w jego stronę. Zbliżyła się by zobaczyć jakie perfumy można kupić i niuchnęła noskiem upewniwszy się że piękne owocowo kwiatowe zapachy pochodziły właśnie stąd.

- Ile za te cudeńka? - Zapytała zaciekawiona wyraźnie ofertą.
Brodaty handlarz odziany w kolorowy strój, z uśmiechem nachylił się w stronę tabaxi.

-Aaahhh, widzę że piękna Pani ma świetny gust. Sam skomponowałem ten zapach. Jak dla Pani sześć sztuk złota. Perfumami można się smarować, odświeżać odzienie. Żaden mężczyzna się temu nie oprze. Do tego u mnie gwarancja, że zapach będzie się długo utrzymywać. Hali nigdy nie dodaje alkoholu. Tylko ekstrakty z prawdziwych kwiatów. - ciągnął się nieskończony potok słów.

-[i] Żaden się nie oprze? To znaczy że jeśli się nimi tutaj wypachnię, dostanę drugą buteleczkę gratis..? [i] - zrobiła krótką przerwę. -[i]Ile się utrzymuje zapach? Czy są bezpieczne dla futra? I które by mi pan polecał? [i] - Zapytała żywo i prawie przysiadła się na stragan, tak swobodnie się poczuła.

- Jak dla pięknej Pani dwa flakoniki za dziesięć sztuk złota. O Pani cudne futro nie ma się co martwić. Perfumy go nie skleją. Dla kobiety o pani czarze i tajemniczości... - mężczyzna skrzyżowawszy ręce przyjął poważną minę, ewidentnie udając zamyślenie - polecam ten zapach. Jaśmin z konwalią z dodatkiem mandarynki i mięty.

Farshid kroczył za rozemocjonowaną kocicą ze spokojem nawet jeśli jej zachowanie zwracało uwagę to właśnie tego oczekiwał. Czujnie obserwował otoczenie gotów w razie czego odeprzeć atak przytłaczająca siłą ognia. Kapłanka mogła się zachowywać jak podlotek ale wiedział że w razie czego zadba o siebie a wręcz się może przydać nieco więcej wątpliwości budzili żołdacy ale dla nich zadania miał proste - w razie czego mieli kupować czas potrzebny mu na rozwinięcie pełni możliwości. Jeśli to właśnie w tej mieścinie miała się objawić wieszczka dobrze by było mieć do pomocy lokalny półświatek. Zatem z dłońmi splecionymi na plecach skrytymi w rękawach szaty przechadzał się niczym właściciel egzotycznego zwierzątka wyprowadzonego na spacer. Nic jednak nie zdradzało, by ktoś miał na nich oko, bądź też źle im życzył. Noc trwała, a wraz z nią festiwalowa atmosfera.

- Biorę! I ten drugi, polecony. - Tabaxi sięgnęła do sakiewki i wypłaciła tyle monet na ile się umówiła, nie mając ochoty na targowanie się. Podziękowała i zaraz popędziła z powrotem do Farshida, tak żywiołowo że prawie na niego wpadła. Ulała kropelkę perfum na wieczko i podstawiła czarownikowi zaraz pod nos by powąchał.
- Patrz co kupiłam! Podobają Ci się? - zamarła tak, oparta o niego jedną dłonią i patrzyła w oczy oczekując reakcji.

Czarnoksiężnik spojżał na rozemocjonowaną kocicę z lekkim rozbawieniem i pociągnął nosem.

- Ujdą.

Choć po błysku w spojrzeniu można było zrozumieć że ma na myśli więcej i lepiej ale cynizm mu nie pozwala.

- Intryguje mnie natomiast co innego. Czemu w stolicy gdzie nawet mój własny dom mógł zaproponować towary z dużo wyższej półki nie wariowałaś tak na targowiskach a tu… na prowincji nagle wychodzi z ciebie rozradowany kociak?

- A skąd ty możesz wiedzieć co robiłam na targowiskach..? Musiałbyś mnie śledzić.. - Tabaxi schowała flakonik i uśmiechnęła się po czym wyciągnęła palec i nacisnęła pazurkiem na klatę czarownika. - A tego chyba nie robiłeś? Mam dobry nastrój po uczcie i kąpieli.. Ty za to wyglądasz jakby Cię coś trapiło.

Wzrokiem dalej czujnie omiatał otoczenie. Jeśli nie trafi się ktoś wystarczająco zdesperowany będzie musiał sam wykazać inicjatywę i zaatakować. Dwóch niepewnych zbrojnych i kapłanka… wzrok Farshida wrócił do paplającej w najlepsze o zapachach kapłanki. Ona nie musiała być skupiona mogła się dalej bawić wystarczy że on pozostanie napięty niczym cięciwa łuku gotowa wypuścić zabójczą strzałę. Bezwiednie wyciągną dłoń i znienacka pogłaskał Tabaxi po szyi przyciągając ją do siebie. “Strzałę” o futrzastych lotkach. Kiedy oparli się o siebie czołami rzekł.

- Kiedy powiem zabij, zrób to ale czy możesz działać najbrutalniej jak kiedykolwiek wy kotoludzie walczyliście? Mówię o przegryzaniu gardeł i wyrywaniu serc. Masz to w sobie Yasumrae?

Zakłopotana przyjemnym dotykiem jego dłoni, przymrużyła powieki, ale też bardziej niż na samym czarowniku, skupiła się na ludziach dookoła. Rozejrzała się, sprawdzając czy może zauważyli ten drobny gest, ale nim zdążyła się przekonać on przyciągnął ją do siebie bardzo blisko. Kocie łapki naprężyły się łapiąc równowagę w czym pomogła sobie też ogonem. W pierwszej chwili zastygła, myśląc że ją pocałuje i nie wiedziała czy powinna spanikować, czy się poddać. Powietrze zrobiło się między nimi dość elektryczne od emocji, a Farshid zaskoczył ją ponownie słowami zupełnie innymi niż te których się spodziewała. Odsunęła lekko twarz, patrząc wyraźnie zaskoczona i oniemiała jakby ktoś wybudził ją ze snu. Rozchyliła usta chcąc coś powiedzieć, ale na początku nie znalazła słów. Dopiero gdy zatrzepotała kilka razy rzęsami, w końcu otrząsnęła się.

- O czym ty do cholery mówisz…?

- Na początek o tym jak bardzo potrafisz zastraszyć naszych potencjalnych przeciwników. Numer Orryna z małpą był niezły ale w starciu z kierowanym instynktem głodnym potworem aspekt przerażenia nie grał takiej roli ale tutaj.

Rozłożył ramiona by zarysować ogół miasta i jego mniej lub bardziej praworządnych mieszkańców.

-[i] Tutaj pomyśl o strachu jako bezkrwawym załatwianiu spraw. Normalnie musielibyśmy zabić z pięciu by reszta poszła po rozum do głowy i zaczęła prosić o litość. Gdyby im jednak urwać głowy to jak strasznie by to nie brzmiało wystarczyło by pozbawić życia dwóch. Ratowanie żyć nawet tak marnych jak rzezimieszków to powinno przemawiać do kapłanki...[i]

- Jestem cywilizowaną tabaxi, a nie twoją bestią na smyczy. Nie przyszliśmy tu też robić komukolwiek krzywdy, a w swoich niezrozumiałych kalkulacjach zapomniałeś pomyśleć o tym jaki wpływ by coś takiego miało na mnie. Nie po to studiowałam waszą cywilizację przez tyle czasu by wszystko to zrujnować. Tak samo jak swoją reputację i kościoła Bastet. Na dodatek powiem Ci że gdzieś mam ratowanie żyć twoich rzezimieszków, gdzieś mam wasze ludzkie prawa, a komu pomogę zależy tylko od mojego prywatnego kaprysu.

Fuknęła przez nos i szarpnęła się na tyle by wyswobodzić z jego objęć, odwrócić plecami i kontynuować zwiedzanie targu ze zirytowaną miną.
Podły uśmieszek pokazał się na chwile na obliczu szlachcica. Więcej ofiar mu nie przeszkadzało a od rzezimieszków łatwo będzie przejść na więcej i więcej aż w końcu kapłanka przejrzy na oczy i dostrzeże że nie ma niewinnych. Wtedy jej “poznawanie naszej cywilizacji” się zakończy z powodzeniem ale na razie. Gestem przywołał do siebie jednego z żołnierzy.

- Kapitan wydał wam jakieś polecenia co do jakiegoś miejsca z którego mamy działać w tej mieścinie? Jak stoimy z tutejszymi? Kapitan ze stolicy może wydawać rozkazy miejscowej straży?
Ramad spojrzał za siebie na swojego towarzysza z miną wyrażającą zakłopotanie. Widocznie znacznie swobodniej czuli się w rozmowie z kapłanką.

- Eeee, wybacz Jaśnie Panie, lecz wiemy tak naprawdę niewiele więcej niż ty. Naszym celem jest zasięgnięcie mądrości tutejszej tajemniczej wieszczki. Jeśli chodzi zaś o autorytet jaki Nadal… znaczy się kapitan El-Madani ma w tym mieście, to pewnie wiele zależeć będzie od tutejszej władzy. Wątpię jednak, by chcieliby oni sprzeciwić się rozkazom wydanym przez jednego z wezyrów.

Grupka spędziła jeszcze parę godzin spokojnie przechadzając się po ulicach miasta nie niepokojeni przez nikogo. Wreszcie skierowali się z powrotem w stronę swych kwater.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 01-10-2019, 20:16   #35
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Andraste wraz z Rashadem i Akramem wrócili z przechadzki po mieście zdyszani i zakurzeni, zupełnie jakby cała armia stępała im po piętach. Na pytania o powód takiego zachowania milczeli, lub starali się dawać wymijające odpowiedzi.
Kilka godzin po nich Nylian wraz z żołnierzami również wrócili, przynosząc dobre wieści odnośnie uzupełnienia zapasów. Według elfa wszystko co byłoby im potrzebne na kolejne dwa tygodnie wędrówki może być bez problemu dostarczone, nawet na następny dzień.
Wieczorem drzwi lokalu przekroczył wreszcie Nadal. Na jego twarzy widać było znużenie, lecz gdy jego wzrok wychwycił eladrinkę i dwóch mężczyzn, w oczach natychmiast zapłonęły mu gniewne iskierki.
- Nawet kilku godzin nie mogliście tu posiedzieć w spokoju? Nie! Oczywiście musieliście wywołać cholerne zamieszanie, zacząć grozić śmiercią lokalnym mieszkańcom, rzucać zaklęcia na tutejszych stróżów prawa, napuszczać ich na siebie i terroryzować ludzi zamieniając się w pieprzone potwory!
- Ktoś nas obserwował i Rashad zadziałał trochę zbyt… pochopnie. Nie miałam zamiaru na kogokolwiek rzucać zaklęć. Po prostu… sytuacja wymknęła się spod kontroli i spanikowałam. - tłumaczyła się bardka.
- Oczywiście, że ktoś was obserwował. Dlatego właśnie poprosiłem was byście się stąd nie ruszali! Te szumowiny wolą działać z ukrycia i czaić się dopóki nie nadarzy się okazja.
-Skąd w ogóle wiesz o tej… sytuacji?- zapytała widocznie sfrustrowana eladrinka.
- Właśnie informowałem tutejsze władze o naszym przybyciu i o wadze tej wyprawy, gdy zaczęły napływać informacje. Przez tamtych trzech zostaliście oskarżeni o napaść, a jeśli chodzi o incydent z oczarowaniem straży miejskiej i ucieczkę przed aresztowaniem, coś takiego mogłoby nawet skończyć się szubienicą.
Dziewczyna odruchowo złapała się za krtań słysząc jakie mogły być konsekwencje ich “wybryku”.
Nadal wziął głęboki oddech, po czym spojrzał najpierw na swojego pupila siedzącego mu na ramieniu, później zaś znów na “karną trójkę”.
- Na szczęście jednak dla was Rashad jest szlachcicem z sąsiedniego kraju, czym można było wytłumaczyć jego niecodzienne… “zwyczaje”. Nikomu nie byłby na rękę międzynarodowy incydent. Do tego jesteśmy chronieni rozkazami Wezyra i sułtańską pieczęcią. Niemniej te trzy menty dogadają się zadośćuczynienia.
Dziewczyna skrzywiła się nieco słysząc o zadośćuczynieniu wobec ich oskarżycieli.
- W jakiej postaci? - bardka spytała niepewnym głosem.
- Na szczęście nie doszło do rozlewu krwi, więc nie mogą się domagać, by wziąć was w niewolę. Będą pewnie chcieli uzyskać jakiegoś potwornie wysokiego odszkodowania i wypędzenia was z miasta… gdzie będzie już zapewne czekała jakaś grupa powitalna - dodał mężczyzna, krzywiąc się na tę myśl.
- Przecież żadna krzywda się mu nie stała, Rashad nawet małej ryski mu nie zrobił. Dlaczego więc miałby oczekiwać tak wysokiej rekompensaty, skoro nie odniósł żadnej szkody? - eladrinka stwierdziła pytająco, z niedowierzaniem.
- Napaść z nienacka, użycie siły, grożenie śmiercią. Każdy kto ma w tym mieście wpływy i mnóstwo świadków, może starać się wywierać nacisk na władzach. Do tego jeden z oczarowanych przez ciebie jegomości doznał “znaczących urazów na ciele”, po tym jak kazałaś mu się podobno rzucić na grupę uzbrojonych strażników.
-Nie kazałam mu się na nich rzucać! Sformułowałam to inaczej… Poza tym według Rashada i Akrama oni nas obserwowali. A właściwie mnie, ten fakt w ogóle nikogo nie obchodzi? Równie dobrze mogli czekać aż wejdziemy do jakiejś pustej, ciemnej uliczki żeby wyskoczyć na nas z bronią. Rashad ich po prostu uprzedził.
- Oczywiście, że tak by postąpili. Albo przynajmniej coś w tym stylu. Władze też o tym wiedzą. Jednak samo chodzenie ulicą i obserwowanie nie jest przestępstwem. Dopóki działają w ukryciu są jedynie szanowanymi obywatelami, udzielającymi się miastu i społeczności.
- Też mi obywatele… zbiry czające się na nieznających miasta przyjezdnych. - prychnęła. - Kiedy możemy spodziewać się wiadomości od “jaśniepanów” na temat wielkości tego zadośćuczynienia?
- “Wy” będziecie tu grzecznie siedzieć, aż sprawę uda się załatwić. Ty, ponieważ prawdopodobnie na ciebie polują. Rashad, ponieważ się im naraził i możliwe, że będą chcieli się zemścić. A Akram, ponieważ najwidoczniej idiotów nie można wypuszczać samych na miasto - gdy Nadal wypowiedział te słowa, Andraste i Rashad zauważyli, że mimowolnie spojrzał na lewe ramię wysokiego mężczyzny.
- Jak to polują na mnie? A co ja jestem, sarenka? - spytała eladrinka z oburzeniem, jednocześnie mimowolnie spoglądając na ramię Akrama, które było jednak skryte pod materiałem długiego rękawa.

Rashad przybrał maskę spokoju, nie uważał że Nadal przewyższa go w czymkolwiek statusem, więc nie miał zamiaru nadmiernie się przejmować jego słowami, nawet gdy tamten miał w sumie rację.
- Rozumiem twoje wzburzenie, bo sytuacja nieco nam eskalowała, ale na przyszłość proszę uważaj kogo nazywasz idiotą…. nie będę bezkarnie pozwalać aby jakaś banda obwiesiów, których prawdopodobnie byłbym w stanie skrócić o głowę, czaiła się na Andraste… faktycznie może zadziałałem zbyt pochopnie, a Andraste niepotrzebnie rzuciła się do ucieczki gdy sprawę można było wyjaśnić… niniejszym oświadczam, że słyszałem jak tamci planowali napaść na nas i mogę powtórzyć to przed urzędnikiem, a jak temu przeczą jestem gotów dać satysfakcję w pojedynku z ich przedstawicielem. - stwierdził.
Kapitan stanął naprzeciw wojownika.
- Nie będzie żadnych pojedynków! Nie możemy sobie pozwolić na żadne ryzyko, które mogłoby nas opóźnić. Zrozumcie, że nie mamy czasu!
- Dobrze, zaproponowałem tylko pojedynek jako alternatywę dla odszkodowania, ale zgadzam się że czas jest cenny. Spotkajmy się z Wyrocznią i ruszajmy dalej. - wzruszyl ramionami.
- Dziękuję - odpowiedział Nadal, po czym rozejrzał się dookoła i aż zbladł - A gdzie reszta?
Elfka wzruszyła ramionami.
- Yasu poszła z Farshidem i tymi dwoma na miasto. Chyba na stragany. Tak przynajmniej kojarzę.
Słysząc to mężczyzna wyraźnie się rozluźnił. Nie minęła jednak chwila, a jego twarz ponownie nabrała zatroskanego wyglądu.
- A co z Orrynem?
-Jego nie widziałam od naszego wyjścia. - odpowiedziała bardka. - Ogólnie mam wrażenie, że nasz czarodziej stroni od towarzystwa.
- Robi się późno… - Nadal zastanowił się chwilę - Mistrzu Yelven pójdziemy go poszukać. Zostańcie tu i odpoczywajcie.
Kapitan powiedział coś do swojego skrzydlatego towarzysza, który zaraz potem wyfrunął przez okno, po czym dwóch mężczyzn również wyszło na zewnątrz.
- I co? Teraz przez kilka dni mamy nie wyściubiać nosa poza ten budynek? Nie wiadomo dokładnie za ile wieszczka się zjawi! - rzuciła obruszona Andraste opierając się o ścianę ze skrzyżowanymi rękoma, spoglądając w stronę drzwi którymi przed chwilą wyszli mężczyźni.
- Spokojnie, kto tu mówił o kilku dniach, nic takiego nie obiecywaliśmy Nadalowi. Powiedziałem, że chwilę poczekamy - Rashad uśmiechnął się chytrze- - Właściwie, jakbyśmy nieco odmienić nasz wygląd, możemy chodzić po mieście.
Bardka spojrzała na wojownika z wzrokiem pełnym zaintrygowania.
-Podoba mi się twój pomysł… mów dalej.
- Znasz jakąś magię kreującą iluzję? - Szlachcic spytał się bardki--Ale chociaż kilka godzin poczekajmy, bo Nadal dostanie zawału...
- Niestety, a co do zmiany wyglądu to tylko te którym zmieniłam Cię w orła. A i tego też nie jestem w stanie używać zbyt często, zbyt wiele energii mnie to kosztuje. - odpowiedziała eladrinka.
-Hm, ja znam się tylko na magii bojowej, ale na pewno coś wymyślimy, jest jeszcze np. Orryn, można również zmienić wygląd bez magii. W takim razie poczekajmy do jutra - Rashad zwiewnął, poczuł się zmęczony po intensywnym dniu i lataniu pod postacią orła.
- Tak… chyba przyda nam się odpoczynek po dzisiejszych przygodach. - przytaknęła wojownikowi, po czym skierowała się w stronę łaźni w celu odświeżenia się i wypłukania negatywnych emocji w ciepłej wodzie.
 
BloodyMarry jest offline  
Stary 02-10-2019, 17:44   #36
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
Wszystkim członkom drużyny udało się bezpiecznie wrócić na noc do gospody. Jedni mieli za sobą wyczerpujący dzień waśni i nieporozumień. Inni starali się posiąść wiedzę, która mogłaby uchronić przed przyszłymi zagrożeniami. Ktoś cieszył się z uroków skąpanych w świetle, gwarnych ulic miasta. Ktoś inny, skryty pod płaszczem cienia, starał się zadbać o bezpieczeństwo reszty.

Chociaż ich przygody minionego dnia były różne, wszystkich powitało to samo słońce, wyłaniające się znad krawędzi horyzontu, kryjąc w swym blasku wszelkie przygody, które mogą ich jeszcze czekać.

Można było zapomnieć o wszelkich troskach, gdy do nozdrzy zmęczonych długą podróżą śmiałków zaczęły docierać smakowite zapachy, czekającego już na nich śniadania.

Skąpany w porannym światle stół, wręcz zapraszał do długiego, niespiesznego celebrowania. Smużki pary unosiły się nad gorącym kozim mlekiem i kontrastującą z nim aromatyczną, czarną niczym niebo w bezgwiezdną noc, kawą. Drewniane misy wypełnione były plastrami białego sera i wędzonego mięsa. Prócz tego na stół kusił wszelkiej maści dżemami, miodem, ugotowanymi jajkami i różnymi owocami. Te wszystkie wspaniałości zagryźć można było świeżo upieczonym chlebem oraz plackami lawasz. Pożywny posiłek dodał wszystkim energii i pokrzepił ducha.

W pewnej chwili gospodarz poprosił Nadala na stronę, wspominając coś o strażniku miejskim przynoszącym jakieś ważne wieści. Wszyscy mimowolnie z ciekawością nadstawili uszu, lecz widocznie wiadomość przekazana miała być wyłącznie kapitanowi.

Po paru minutach mężczyzna powrócił do kończących właśnie śniadanie kompanów.
- Przynoszę wam dwie wieści - powiedział zwracając się do wszystkich - Po pierwsze, z niewiadomych przyczyn oskarżenia względem naszych rozrabiaków zostały wycofane, a cała trójka “pokrzywdzonych” musiała udać się w podróż, by załatwić pilne interesy w gdzieś daleko stąd. Zaiste był to… szczęśliwy zbieg okoliczności. - widać było, że wiadomość ta wywołała w nim dobry nastrój.
- A druga wiadomość? - po chwili ciszy zapytał zniecierpliwiony Akram.
- Wyrocznia przybyła do miasta.


Świątynia Thota była domem otwartym zarówno dla ludzi oświeconych jak i wszystkich tych, którzy wiedzy poszukiwali. Tłum tych drugich oczekiwał właśnie, aż straż miejska strzegąca głównych schodów prowadzących do wejścia do budynku, zezwoli im na przejście. Zebrani przedstawiciele wszelkich ras wiwatowali, łkali, przekrzykiwali się. Wszyscy jednak przybyli tu w nadziei na odkrycie tajemnic, które skrywała przyszłość.

Co pewien czas ze świątyni wyłaniał się jedna zamaskowana sylwetka wybierając pojedynczą osobę lub kilku szczęśliwców, którzy prowadzeni byli do środka.

[media]https://i.pinimg.com/564x/5e/39/00/5e3900cbbc7692c0a3ce30f44dd666f0.jpg[/media]

Słońce zaczęło wznosić się coraz wyżej na nieboskłonie i wraz z upływem czasu upał coraz bardziej zaczynał dawać się we znaki. Po około dwóch godzinach, jedna z zamaskowanych postaci podeszła do bohaterów.
- Ty. Ty. Ty. Ty. Ty. Ty - podchodził kolejno do Andraste, Rashada, Farshida, Nadala, Yasumrae i Orryna. Z głębokiego, metalicznego tonu głosu nie sposób było stwierdzić czy był to mężczyzna czy też niewiasta, lub też jaką rasę reprezentował. Przez dłuższą chwilę przypatrywał się Akramowi, po czym spojrzał w kierunku jego ręki - Ty nie. Więcej pójść nie może.


Wybrani prowadzeni byli korytarzami chłodnymi korytarzami świątyni. Na każdym kroku spotkać można było akolitów i kapłanów w różnym wieku, rozprawiających o sobie tylko znanych tematach, widocznie nie zwracając uwagi na przybyłych. Wreszcie dotarli do wielkiej sali, na której końcu w bogato zdobionym, wyłożonym poduszkami tronie, siedziała młoda dziewczyna o niezwykłej urodzie.

[media]https://i.pinimg.com/564x/9b/1a/27/9b1a279bb61795f4cb348fbbb8bd3fc0.jpg[/media]
[media]https://i.pinimg.com/236x/55/f3/4f/55f34fd484c024a4ff5997e8b4c5af8d.jpg[/media]

- Witajcie poszukujący tajemnic - głos kobiety był ciepły, a oczy wyrozumiałe - Usiądźcie proszę i pytajcie, a postaram się odpowiedzieć.
 

Ostatnio edytowane przez Koime : 03-10-2019 o 13:19.
Koime jest teraz online  
Stary 13-10-2019, 22:23   #37
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Rashad wydał z siebie westchnienie ulgi, gdy został wybrany do audiencji u Wyroczni. Przecież było oczywistym, że zostanie wybrany, jak mógł w to wątpić... pomimo tego całego idiotycznego incydentu na ulicach (ci głupcy mieli szczęście że nie zakończył ich nędznych żywotów) wszystko układało się dobrze.

Kiedy stanęli przed jej obliczem, zdziwiło go, że widzi młodą i oszałamiająco piękną dziewczynę, spodziewał się raczej wysuszonej staruszki, choć z drugiej strony nie miał przecież pewności, że była ona istotą ludzką. Stwierdził, że zamiast na osobie Wyroczni (musieli w tym momencie założyć, że dysponowała prawdziwą mocą przepowiedni, inaczej ich obecność tutaj byłaby haniebnym marnotrawstwem czasu) powinien raczej skupić się na zadaniu właściwego pytania. Serce skłaniało go by zapytać się o los jego rodu i czy mieli szansę odzyskać władzę nad Varudżystanem..... lecz wiedział, że takie pytanie, nie związane z celem ich misji, nie zostanie dobrze odebrane przez pozostałych.

Gdy tak trwał w rozterce, pozostali zaczęli zadawać pytania.
- Gdzie znajduje się Serce Niebios? - mędrzec Orryn zaczął od wyjątkowo prostego jak na niego pytania. -Przedmiot którego szukacie nie znajduje się obecnie na tym świecie. Przechowuje go w swej domenie ginosfinks Sahadari, Sprawiedliwa Opiekunka. - Odpowiedziała Wyrocznia. Rashad słyszał o ginosfinksach, na szczęscie nie były to istoty z natury wrogie śmiertelnikom, lecz mówiono że zamiarów tych niezwykle tajemniczych i ceniących zagadki istot nie sposób było przeniknąć.

- Jaka będzie największa przeszkoda w zdobyciu przez nas Serca Niebios? - brzmiało również praktyczne pytanie zadane przez jego elfią kochankę, właściwie wspólnie ustalili jego treść jeszcze przed audiencją.
- Widzę cień podążający za wami. Istotę bezwzględną i niebezpieczną. Nie podam wam jej imienia, ponieważ nigdy takiego nie otrzymała. Pamiętajcie jednak, że nic co pokazuje przyszłość nie jest pewne. Ja jestem w stanie jedynie pokazać wam jaką ścieżkę wyznaczył wam los, lecz jeśli poznacie ją zawczasu, będziecie w stanie obrać inną drogę. - brzmiała odpowiedź Wyroczni.
"Klasyczny problem mędrców - czy można zmienić los, który poznało się dzięki przepowiedniom" - pomyślał cynicznie Rashad.

Następnie Nadal śmiało wystąpił do przodu - Wielka Wyrocznio. Podziel się proszę z nami swą wiedzą i wyjaw gdzie znajduje się domena owej Sahadari i jak możemy się tam dostać.

Otrzymał on następującą odpowiedź - Niezwykle trudno dostać się do owego miejsca, gdyż znajduje się ono w innym wymiarze, który Sahadari posiadła na własność. Jednym ze sposobów by tam dotrzeć jest użycie któregoś z sześciu Kluczy Opiekunki, które dawno temu przekazała godnym tego zaszczytu strażnikom. Jeden z owych kluczy znajduje się teraz w legowisku smoczycy Selene. Miejsce to zlokalizowane jest na drugim końcu kraju. Istnieje sposób, by dostać się tam w przeciągu kilku dni, jest on jednak bardzo niebezpieczny...

Czyli wyprawa miała ich zanieść w inne wymiary... Rashad wspomniał mrożące krew w żyłach doświadczenia na Planie Ognia, obiecał sobie, że tym razem będzie lepiej przygotowany. W tej sytuacji kolejne pytanie nasuwało się samo i zadał je Farshid - W takim razie wyjaw nam jaki jest ten "inny sposób", o którym wspominałaś.
- Przed latami żył w tej krainie potężny mag o imieniu Atmatep, który parał się mroczną magią. Z uwagi na jego wysoki status doznał zaszczytu bycia pochowanym w jednym z grobowców, położonych we Wzgórzach Królów. Nie stało się to jednak po jego śmierci, lecz sam zamknął się tam jeszcze za czasu swego żywota. W grobowcu znajduje się portal prowadzący do miejsca położonego niedaleko siedziby Selene. "Wspaniale, w takim razie jeszcze będziemy mieli co czynienia z nieumarłymi" - pomyślał szlachcic.

- Jak uratować tych których dusze porwano w Morroc? - zapytała się kapłanka Tabaxi, wykazując godne pochwały (lub może naiwne) pobudki, lecz doczekała się jeno punurej odpowiedzi wyroczni - Obawiam się, że nie jest to możliwe. Chociaż dusze są nieśmiertelne, to jednak ciała istot żywych już nie. Po tylu latach duchy Morrocańczyków stały się ledwie walutą w mrocznym świecie piekieł.

I wreszcie przyszła pora na zadanie przez niego pytania. Nie majać lepszego pomysłu, zdecydował się jednak na pytanie bardziej osobistej natury:
- Czy rodowi Al-Maaltihrów przeznaczone jest zdobycie tronu Varudżystanu?
- Oto wróżba dla ciebie, szlachetny Książę Bez Tronu. Widzę cztery wygłodniałe hieny o czerwonych, szalonych ślepiach, kroczące za czterema spasłymi sępami. Bestie te dręczą antylopę, osłabioną przez dewastującą jej wnętrze chorobę. Wzrok ma mętny, a z pyska i wielu ran na ciele krew jej spływa, lecz wciąż walczy, jako że duma nie pozwala jej się poddać. Widzę też smoka o mosiężnych łuskach, dumnie przemierzającego niebiosa. Tylko jego siła jest w stanie przepędzić hieny i zmiażdżyć skrzydła sępów. Stwierdził, że odpowiedź nie brzmiała najgorzej, Wyrocznia nazwała go "szlachetnym", czyżby antylopa reprezentowała Varudżystan, hieny i sępy jego wrogów, a on sam był smokiem, mającym przynieść ratunek?

Kiedy zaczął to rozważać, audiencja dobiegła końca, wzrok wieszczki stał się pusty, skupiony na jakimś niewidocznym punkcie w głębi sali. Jej sylwetka stała się tak obojętna, jak gdyby ją i przybyłych dzieliły teraz setki mil. W końcu jeden z jej zamaskowanych gwardzistów zbliżył się do grupy, stanął przed nimi i rzekł tym samym, głębokim, metalicznym głosem co uprzednio.
- Pytania z którymi przyszliście zostały wysłuchane, a odpowiedź udzielona. Chodźcie ze mną, gdyż wielu innych czeka jeszcze na zewnątrz by móc zaczerpnąć z mądrości Wyroczni.
Strażnik jednak nie poprowadził śmiałków wprost do wyjścia ze świątyni, lecz skierował się w stronę jednego z bocznych, oświetlonych lampami korytarzy. Kroczył w ciszy nie odwracając się nawet by sprawdzić czy inni za nim podążają. Cała szóstka uznając, że prowadzona jest do jakiegoś bocznego wyjścia ze świątyni szła krok za krokiem za swym milczącym przewodnikiem. Yasumrae zwróciła jednak uwagę na niecodzienne zachowanie Farshida i jego wyjątkowe zainteresowanie wnętrzem budowli. Równie dobrze mogło to być jednak spowodowane jakimś zamiłowaniem szlachcica do tutejszej architektury. Budynek był bowiem godny uwagi. Korytarze, chociaż oświetlone jedynie światłem lamp, pokryte były kolorowymi malunkami przedstawiającymi różne sceny z historii i wierzeń Makarydii.
W pewnym momencie strażnik zatrzymał się przy pokoju, który jak wiele innych tutaj wydawało się być swego rodzaju archiwum. Tam też podszedł do siedzącego przy niewielkim stoliku akolity i wręczył mu kawałek zawiniętego płótna. Mężczyzna przyjął przedmiot bez słowa i zniknął pomiędzy regałami, by po kilku minutach powrócić z glinianym cylindrem.
- Tu znajduje się kopia mapy prowadzącej do grobowca maga Atmatepa. Uznajcie to za wielki zaszczyt, gdyż zadaniem Wyroczni nie jest udzielanie pomocy większej niż to niezbędne.
Mapa oddana została w dłonie kapłanki Bastet, a strażnik znów ruszył wzdłuż korytarza, nie udzielając odpowiedzi na żadne pytanie. Wreszcie doszli do niewielkiego bocznego wyjścia, zabezpieczonego ciężkimi, żelaznymi drzwiami, które ich przewodnik otworzył z niebywałą łatwością. Gdy tylko cała szóstka była już na zewnątrz, bez słowa zamknął drzwi. Jedynym co usłyszeli na pożegnanie był metalowy zgrzyt, przekręcanego w zamku klucza.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 13-10-2019 o 22:28.
Lord Melkor jest offline  
Stary 14-10-2019, 06:40   #38
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
Po dotarciu do gospody i zjedzeniu lekkiego posiłku, Nadal zarządził rozpoczęcie przygotowań do wyruszenia w dalszą wędrówkę. Uznał, że chociaż wtargnięcie do grobowca Atmatepa może być niezwykle niebezpieczne (umarli w końcu nie przepadają za tym, gdy ktoś zaburza spokój ich spoczynku), z uwagi na brak szybszej drogi, będą musieli skorzystać właśnie z tej opcji. Wieszczka przecież nie zaproponowałaby takiego rozwiązania, gdyby wiedziała, że wybór ten prowadziłby śmiałków ku zgubie, prawda? Mauzoleum miało być zlokalizowane w dolinie, w której miejsce wiecznego spoczynku znajdowało wielu znamienitych i potężnych mieszkańców kraju, ledwie dwa dni drogi od miasta, a prowadzić do niego miał często uczęszczany trakt przygotowany dla pielgrzymów.

Kapitan chciał, by wyprawa opuściła Dumatat jak najszybciej, najlepiej następnego dnia. Tutaj jednak pojawiło się jedno pytanie: Co należało zrobić z wierzchowcami i zwierzętami jucznymi? Mogło się bowiem okazać, że korytarze antycznych grobowców będą zbyt wąskie, by zwierzęta mogły nimi bezpiecznie przejść. Po dłuższych rozważaniach uznano, że w drodze do samego grobowca towarzyszyć im będzie grupa najętych tragarzy. Ich elfi przewodnik oraz trzej żołnierze mieli za zadanie czym prędzej dopełnić niezbędnych formalności i zapewnić przygotowanie i dostarczenie zapasów na czas. Do grupki tej dołączył też z niewiadomych przyczyn Farshid, który uznał ,że obecność kogoś ze szlachetnego rodu może być przydatna w sprawnym załatwieniu tej sprawy.

Reszta wyprawy w międzyczasie mogła skupić się na odpoczynku, zbieraniu sił i niezbędnych przygotowaniach do wyprawy. Właśnie zbliżał się zmrok gdy Nylian wraz z resztą powrócili. Towarzyszyło im również kilku lokalnych robotników z obładowanymi ganta. Pracownicy szybko poradzili sobie z rozładowaniem pakunków, pobrali należne im wynagrodzenie i odeszli w swoją stronę.

Wszystko wydawało się być dobrze dograne i nic nie wskazywało na to, by mogły się pojawić jakiekolwiek komplikacje.

Przyszedł czas na sen…


Następnego dnia wszystkich śmiałków, prócz Andraste, która wypoczęta po kilku godzinach medytacji układała właśnie w głowie refren do swojej nowej pieśni, obudziło wielkie poruszenie. W jednej z bocznych uliczek w okolicy gospody znaleziono zamordowaną postać.

Nyliana.

Wszystko wskazywało na to, że zeszłej nocy elf z jakiegoś nieznanego powodu sam udał się na zewnątrz i został tam brutalnie zasztyletowany. Drużyna pozbawiona została przewodnika i towarzysza ostatnich dni wyprawy. Pozbawione życia ciało Nyliana, wniesione zostało do środka i położone na podłodze. Jego powieki były już zamknięte, lecz na plecach wciąż znajdowały się ślady ran zadanych ostrym narzędziem. Skóra elfa z powodu upływu krwi była teraz jeszcze bardziej blada, niż wszyscy zapamiętali. Po dokonaniu wstępnych oględzin, ciało przykryte zostało wreszcie prześcieradłem. Właściciel gospody posłał po kapłana Anubisa, aby ten pomógł w przygotowaniach do przejścia nieboszczyka w zaświaty. Przy zmarłym nie znaleziono jednak ekwipunku. Równie dobrze mógł zostać ograbiony tuż po morderstwie, lub przez wątpliwej reputacji przechodnia, który dostrzegł leżącego w zaułku wyglądającego na zamożnego trupa. Sępy można przecież znaleźć nie tylko na pustyni.

Nic póki co nie wskazywało na to kto mógłby być sprawcą napaści, lecz na jaw wyszła inna niepokojąca wiadomość. Nigdzie nie można było znaleźć ani Farshida ani Sadiba. Dwaj mężczyźni po prostu rozpłynęli się w powietrzu. Zagadką stało się czy ich zniknięcie było w jakikolwiek sposób związane ze śmiercią Nyliana, czy też nie.

Nie był to jednak koniec złych wiadomości.

Gdy wszyscy wciąż jeszcze stali nad pozbawionym życia elfem, drzwi budynku otworzyły się i do środka wtargnęła grupa strażników z wyciągniętymi sejmitarami. Twarze mieli surowe i widać było, że gotowi są do walki.
- Co to ma znaczyć do licha? - oburzył się gospodarz.
- Odsuń się proszę Panie. Jesteśmy tu by aresztować tych przybyszów.
- Pod jakim zarzutem? - Nadal zapytał groźnie.
- Próby zabójstwa Wyroczni. Wasz towarzysz, członek rodu Aka Manah próbował dostać się w nocy do jej komnat.
 
Koime jest teraz online  
Stary 20-10-2019, 10:39   #39
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
-To jakieś nieporozumienie! - Wyrocznia nas wczoraj przyjęła i odpowiedziała na nasze pytania, czemu mielibyśmy chcieć uczynić jej jakąkolwiek krzywdę? - Próbował wyjaśnić Rashad, jednocześnie złorzecząc w myślach Aka Manahowi.
- A to podła szuja… - bardka szepnęła pod nosem. Przypomniała sobie swoją rozmowę z Farshidem przed wyruszeniem karawany, kiedy na pytanie po czyjej stronie stanąłby w razie śmierci sułtana, ten odpowiedział, że zawsze tylko po swojej własnej. Wygląda na to, że w każdej sytuacji patrzy tylko swoich spraw.
- My nie mamy z tym nic wspólnego, całą noc byliśmy tutaj. Jednak Aka Manaha bronić nie będę, nie jest mi trudno uwierzyć że podjął się tak haniebnego czynu. Znamy go tylko kilka dni i nie wiemy tak naprawdę co siedzi w tej jego popieprzonej głowie. Z nim zróbcie sobie co chcecie, nie robi mi to, ale nas zostawcie w spokoju. Nikt z nas tu obecnych nie wiedział o jego chorym pomyśle. - oznajmiła pewnie, stojąc wyprostowana i patrząc w oczy oskarżającego ich strażnika.
- Biorąc pod uwagę raporty co do czynów jakie popełniliście przed dwoma dniami, już zostaliście uznani za niebezpiecznych. Nieważne jakie macie rozkazy i od kogo, naszym obowiązkiem jest zapewnienie bezpieczeństwa w tym mieście. Poddajcie się po dobroci. - odpowiedział pierwszy żołnierz z brzegu i prezentując groźnie broń.
Teraz też Andraste udało się dojrzeć, że wśród zebranych strażników widzi kilka twarzy mężczyzn, których nie udało jej się oczarować swym berłem, przy poprzednim spotkaniu.
- Drogi Panie, naprawdę przykro mi za tamto zajście, spanikowałam wtedy. Mój towarzysz zauważył, że ktoś się na nas czai i zareagował przed nimi. Może trochę zbyt pochopnie, ale zrobił to w dobrej myśli, żeby mnie chronić. Jednak jeśli chodzi o sytuację, z próbą zamachu na wyrocznię to naprawdę nie mieliśmy pojęcia, że ta szuja Farshid coś takiego knuje. Jeśli znacie kogoś, kto potrafi rzucić zaklęcie, dzięki któremu będziemy mówić tylko prawdę to proszę bardzo ja nie mam nic do ukrycia. Zresztą jak już mówiłam, to ostatnią noc wszyscy spędziliśmy tutaj. Mogłabym nawet powiedzieć co robiłam, ale obawiam się, że mógłbyś się panie zaczerwienić ze wstydu. - odparła bardka dalej stojąc spokojnie.
Tabaxi nie wyglądała najlepiej już od rana gdy ją zobaczyli. Każdy krzyk sprawiał że kocica mrużyła oczy i kładła uszy po sobie, dotykając głowy z wyraźnymi oznakami zatrucia alkoholem. Siedziała teraz przy martwym Nylianie i dopiero co skończyła modlitwę do Anubisa. Wciąż pamiętała przechwałki elfa, a teraz dał się podejść. Znaczyło to że także dla nich sen nawet w oberży nie musi być bezpieczny i tworzyło kolejne pytanie. Czy jeśli ich zwiadowca dał się podejść ten kto go dopadł był tak dobry, czy może był kimś zaufanym?
Wpadnięcie do środka uzbrojonej straży która zaczęła obwiniać ich o różne rzeczy sprawiło że zerwała się na nogi z podkulonym ogonem. Jej przyjaciółka dzielnie ich broniła, ale skołowana nowinami kapłanka wtrąciła się w rozmowę.
- To nie do końca prawda.. mnie w nocy nie było. - Powiedziała cicho Yas, z kwitnącą na twarzy niepewnością, a potem lękiem czy nie wystarczy im to by obwiniać ją za wszystko. - Poza tym.. jakie to czyny popełniłam? Zakupy na targu? Nie godzi się mierzyć bronią w kierunku kapłanki Bastet..
Część strażników popatrzyła po sobie niepewnie, a następnie wszyscy opuścili broń.
Mimo że wiedziała że jest niewinna każdego z tych czynów, wyciągniętej ku niej i jej towarzyszom broni nie mogła zignorować. Zjeżyła się od grzbietu po długaśny ogon który napuszony, lizał końcem podłogę. Wciąż myślała jednak o Farshidzie. Czemu zniknął? Czy wróci? Czemu nic jej nie powiedział?
- Nie wierzę by Farshid próbował zabić wyrocznię. - Duże, turkusowe oczy tabaxi zatrzepotały rzęsami nerwowo. To co mówili strażnicy to jakieś kompletne brednie, a z drugiej strony przypomniała sobie jego dziwne słowa na rynku i nie umiała tego wytłumaczyć. Pokręciła głową jakby zrzucała z niej myśli. - Jeśli próbował się tam dostać, to prędzej liczył że uda mu się ją nakłonić na dzielenie razem łoża!
Słowa wyszły z jej ust w emocjach, ale sama czuła się jakby uderzyła sobie nimi w twarz. Jeszcze niedawno spędziła z nim miłą noc razem w namiocie i chyba dlatego szukała najbardziej prawdopodobnego usprawiedliwienia by go ratować. Jej zawzięte spojrzenie stopniało jak lód w gorącym letnim słońcu, bo żadna z wersji ostatecznie jej nie zadowalała. Albo był mordercą który chciał uwieść ją dla swoich celów, albo już szukał sobie innej najwyraźniej znudzony przelotną zabawą z egzotyką. Ucichła.

Andraste spojrzała na przyjaciółkę z pełnym politowania spojrzeniem, chciała jej powidzieć, żeby spojrzała na sytuację bardziej obiektywnie, a nie przez pryzmat tego co wydarzyło się między nią, a Aka Manahem, jednak widząc rozterkę w jej oczach postanowiła się powstrzymać. Zamiast tego zwróciła się ponownie do straży.
- To może podejdźmy do tego inaczej. Jakie macie panowie dowody na naszą winę, po za tym, że tego haniebnego czynu podjął się nasz towarzysz, którego znamy zaledwie od kilku dni i tak naprawdę nic o nim nie wiemy?
- Wyrocznia przewidziała, że Aka Manah przyjdzie targnąć się na jej życie, dlatego też udało nam się przygotować na jego przyjście. Użył jednak magicznych sztuczek, aby zbiec przed aresztowaniem. Jeśli chodzi o was, to wraz z nim przybyliście do tego miasta i samo to jest dostatecznym powodem, aby was aresztować nim uda nam się go złapać.
- To jest jakaś kpina, oskarżać nas tylko dlatego. Myślicie, że on przyjdzie nam pomóc? Phi… naprawdę zabawne. - dziewczyna prychnęła, na odpowiedź strażnika, po czym zamyśliła się chwilę. - A jeśli pomożemy wam go złapać? - zasugerowała eladrinka.
- Nie będziemy ryzykować, byście chodzili wolno po mieście i… - w tym momencie strażnicy przenieśli wzrok na leżące na podłodze ciało elfa.
- Zanim wyciągnięcie pochopne wnioski… Ten elf to Nylian, nasz przewodnik. Znaleziono go zasztyletowanego i przyniesiono tutaj. Wczoraj w nocy wyszedł na miasto i jak widać… nie wrócił do nas cało. - Wytłumaczyła nieco posępnym tonem eladrinka widząc zainteresowanie strażników ciałem Nyliana.
- Dosyć tego, poddajcie się i pozwólcie odeskortować!
Elfka westchnęła i wyciągnęła ręce przed siebie.
- Dobrze, ale jeśli okaże się, że jesteśmy niewinni, a jesteśmy, zapłacicie za tę zniewagę. - powiedziała do strażnika, ciskając w niego spojrzeniem, które gdyby potrafiło to mogłoby zabić i czekała na działanie ze strony jej towarzyszy bądź strażników.
Gdy Andraste wyciągnęła ręce, to Yasumrae podeszła do niej oburzona i miękkim dotykiem opuściła jej dłonie.
- Pójdziemy po dobroci, ale o żadnym zakuwaniu w kajdany nie ma mowy. Nie udowodniono nam żadnej winy, więc nie będziemy iść niczym przestępcy. Jest tu szlachta i kapłaństwo, należy nam się szacunek, a rzucanie oskarżeń bez pokrycia w kierunku wysoko urodzonych to bardzo ryzykowne zagranie gdy nie ma się dowodów. Do kogo nas chcecie zaprowadzić? Komu podlegacie? - zwróciła się do straży.
- Nigdzie nie idziemy - wtrącił nagle Nadal, zerkając na Akrama - To nie Nul Agbar. Tutaj z zatrzymanymi w więzieniach mogą się wydarzyć różne rzeczy. Nie atakują nas by nie zmniejszyć naszej wartości. Poza tym nie mamy czasu. Przepuśćcie nas teraz, inaczej nie ręczę za to, że wyjdziecie stąd żywi.
 
BloodyMarry jest offline  
Stary 20-10-2019, 13:09   #40
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Słysząc słowa Nadala, bardka cofnęła się o dwa kroki w tył.
- Jak można być tak parszywym. Przychodzą tutaj, zakłócając nasze przygotowania do podróży, oskarżając o coś czego nie zrobiliśmy i jeszcze chcą z nas zrobić żywy towar? Że wy w ogóle w lustro możecie patrzeć! - rzuciła w stronę strażników.
-Przepuście nas, Wyrocznia jak rozumiem wyznaczyła już winnego. Jesteśmy potężnymi wojownikami i magami, ja sam walczyłem że smokami, rocami i innymi monstrami które wam się nie śnilły. Możecie posmakować mojego rapiera, albo zachować żywoty - W ręce Rashada pojawiło się znikąd jego ostrze, które rozbłysło ogniem. Słowa Nadała skłoniły go do działania.

Strażnicy, jeszcze przed chwilą pewni swego, teraz na widok groźnego przeciwnika, dzierżącego płomienne ostrze, patrzyli po sobie niepewnym wzrokiem i zaczęli powoli się wycofywać.
- Nie wygłupiajcie się. Nie uda wam się przecież cało ujść z tego miasta, jeśli będziecie stawiać opór. Chcemy was jedynie zatrzymać do czasu aż nie złapiemy Aka Manaha.

Rozwój wydarzeń zmieszał trochę tabaxi która zaczęła wątpić w system prawa w mieście i zastanawiać się czemu w takim razie Sułtan tolerował tyle czasu ten stan. Jeśli z jego niedbałości teraz ich wyprawa mogłaby być zagrożona tak trywialnym powodem.
- Chciałabym by nikomu nic się nie stało.. Dlatego każdy kto odejdzie w pokoju otrzyma autentyczny, przynoszący szczęście włos z ogona tabaxi. Mojego ogona. Poświęcony Bastet wspomaga płodność, zdrowie i łagodzi domowe konflikty.

Propozycja kapłanki co do bezkrwawego rozwiązania sytuacji nie została jednak wzięta pod uwagę przez adwersarzy, którzy wciąż bacznie przyglądali się magicznemu ostrzu.

- Wszyscy bez wyjątku służymy Jego Sułtańskiej Mości, czyż nie? - Roshan postąpił parę kroków do przodu, lustrując strażników ciemnym spojrzeniem. Zniknął gdzieś rozdygotany urzędnik sprzed paru dni; nie było po nim śladu w chłodnym, dźwięcznym głosie pół-elfa. - Jesteśmy w Dumatat z Jego rozkazu, pod Jego protekcją. Aka Manah zdradził nas, Makarydię i jaśnie panującego nam Sułtana. Jaka jest kara za zdradę stanu?
- My… my tylko wykonujemy rozkazy i staramy się utrzymać porządek. Prosimy tylko, byście pozwolili się zatrzymać do czasu wyjaśnienia sprawy - powiedział niepewnie oficer, lecz widać było, że reszta jego kompanów już całkiem zrezygnowała z agresywnej postawy.
- Czyje rozkazy? - Pół-elf postąpił kolejny krok do przodu, widząc reakcje strażników i wyciągając oczekująco dłoń.
- Noooo… dowódcy garnizonu. Bo ten… zaatakowano wyrocznię. A wcześniej tego… oni czarowali w mieście i… - oficer nerwowo zerkał już na wszystkie strony, szukając poparcia, którego znikąd nie było widać.
- Aka Manah zaatakował Wyrocznię - odparł krótko Roshan, dalej wyciągając dłoń. - Rozkazy waszego dowódcy lub nakaz aresztowania, mój panie.
- Dobrze… nie musicie iść z nami - odpowiedział zrezygnowany mężczyzna - Ale zostanie tutaj oddział, który będzie miał na was oko! Nie próbujcie niczego głupiego i od razu zgłoście nam, jeśli Aka Manah się do was odezwie.

Po tych słowach odwrócił się i wyszedł z uniesioną głową, starając się zachować resztki godności. Za progiem począł wykrzykiwać rozkazy podkomendnym i bohaterowie usłyszeli jak kilku żołnierzy zeskakuje na ziemię z parapetów na piętrze budynku. Roshan odprowadził oficera spojrzeniem i odwrócił się w stronę Nadala z wyczekującym spojrzeniem, jakby czekał na jego decyzję.

Kapitan odczekał jeszcze moment, aż uznał że pozostali sami.
- Dziękuję wam. Świetna robota - zwrócił się do Rashada i Roshana - Dzięki wam udało nam się uniknąć rozlewu krwi Makarydyjczyków.
- Krew Makarydyjczyków poleje się, jeśli nie znikniemy z miasta - odparł Shahib. - Czas nagli.
Tabaxi nieco zawiedziona pogłaskała się po wciąż zjeżonym ogonie, a bardka podeszła do Roshana z pewnym podziwu spojrzeniem.
- No, no, no… Cicha woda brzegi rwie. A gdzie ten nieśmiały chłopaczek z początku wyprawy? - spytała uśmiechając się do niego.
- Zniknął, jak sen jaki złoty - odparł Roshan z cieniem uśmiechu na ustach. - Wszyscy jesteśmy artystami w mniejszym lub większym stopniu, panno Ravalar.
- Proszę cię, mów mi po imieniu. Nie jesteśmy w żadnym dworze czy pałacu, darujmy sobie te sztuczne etykiety. Skoro pozbyliśmy się problemu, a dalej jesteśmy w gospodzie, to może wypijemy zdrowie naszych dzielnych panów? - powiedziała wskazując na pół-elfa oraz Rashada.
- Też chciałam podziękować że pomogłeś, najwyraźniej mój ogon nie robi już takiej furory, jak kiedyś. - Yasu zwróciła się do Roshana, po czym przeniosła wzrok na Rashada. - I Tobie również.

- Poczekajmy jeszcze trochę z tymi toastami - wtrącił Nadal, zerkając na wciąż leżące na podłodze ciało elfa - Musimy zastanowić się nad tym co dalej.
- Musimy go pochować. Tu nie ma dyskusji. - podchwyciła wzrok Nadala kapłanka i wtrąciła swoje trzy kopy miedzi.
- Pochowa go kapłan Anubisa - wtrącił Roshan. - My musimy zniknąć z Dumatat. Teraz.
Eladrinka spojrzała nieco zdziwiona na pół-elfa.
- Wiem, że sytuacja jest dość… nieciekawa, ale skąd aż taki pośpiech?
- Czy widziałaś jakikolwiek papier w mojej dłoni, Andraste? - odparł pół-elf. - Nie. Co oznacza, że oficer i jego banda pracują dla kogoś, komu nie po drodze z naszą wyprawą. Dlaczego zostawił z nami zbrojny oddział? Żebyśmy, jak to ujął, nie zrobili czegoś głupiego?
- Sugerujesz że idą po posiłki? - Nastroszyła uszy kocica.
- Czy zaryzykują wyciąganie nas stąd siłą? Wątpię - zamyślił się pół-elf, wodząc spojrzeniem po zbrojnych przed zajazdem. - Mogą czekać do zachodu słońca, żeby nie ryzykować zbyt wielu świadków.
- Jeśli chodzi o strach przed świadkami, to na to bym nie liczył - powiedział Akram - Nie mamy w okolicy zbyt dobrej opinii.
- Tutaj, nie. W stolicy? Tak - Roshan zerknął na Akrama. - Wyciągną nas stąd siłą, wieści prędzej czy później dotrą na sułtański dwór. A przed sułtańską furią strach jest.
- Jak myślisz, ilu ludzi tutaj wie kim jesteśmy i po co tu przyszliśmy? - zapytał ponownie, szczerząc się wysoki mężczyzna.
- Wygląda na to, że niezbyt wielu… - wtrąciła krótko bardka.
- Jeśli Aka Manah rzeczywiście próbował zabić Wyrocznię, jego imię prędzej czy później pojawi się w plotkach. Wielki Wezyr wie, kogo i gdzie posłał. A i jego wzrok sięga daleko - Roshan najwyraźniej miał dosyć dyskusji i podziwiania zbrojnej parady na ulicy. Jego spojrzenie powędrowało między grupą i spoczęło na gospodarzu przybytku, w którego stronę zaraz ruszył. - Gospodarzu, pozwólcie na chwilę.
Ten zaś zmieszany i wystraszony całą tą rozmową jedynie przytaknął nerwowo i udał się za pół-elfem.

- Dziękuję za miłe słowa - Rashad po tym jak zgromił wzrokiem wychodzących stąd strażników uśmiechnął się w stronę Tabaxi i Andraste. Spojrzał również porozumiewaczo na Roshana, który wcześniej wydawał się go unikać, i tak jak się spodziewał, Wielki Wezyr nie wysłal na taką misję zwykłego urzędnika.
-Musimy zdecydować czy ścigamy Aka Manaha w mieście czy ruszamy do grobowca. Z chęcią policzyłbym się z tym zdrajcą, ale chyba najważniejsze jest by jak najszybciej dotrzeć do Serca Niebios? Zwłoka daje więcej czasu na działanie naszym wrogom - stwierdził.
- Nie wiesz czy jest zdrajcą! - Kotka znów wybuchła nieco, wyraźnie wciąż darząc Farshida pewnym sentymentem. - Powiedzieli to ludzie którzy przed chwilą chcieli nas pojmać w jakiś niecnych zamiarach. Poza tym… szukanie go to nie cel naszej misji...
- Yasu… - bardka stęknęła słysząc, to jak tabaxi broni Farshida. - Spójrz na to obiektywnie… On zachowywał się dziwnie od samego początku… Podczas mojej rozmowy z nim chwilę przed wyruszeniem wyprawy… to co mówił, można było wywnioskować, że nie do końca przyświeca mu cel tej wyprawy. Tak jakby sam miał w tym jakiś własny cel… Przykro mi to mówić, ale gdybym na początku wyprawy miała wskazać kogoś, kto mógłby nas zdradzić… od razu wskazałabym jego. - podeszła bliżej kapłanki i objęła ją przyjacielsko, na co ta westchnęła i dała się objąć.
- Wiem, że cię to boli… Ale spójrz prawdzie w oczy. On nas zdradził.

Rashad westchnąl, nie chciał w tym momencie wchodzić w spór z kocią kapłanką - Racja że prawdy nie znamy, istnieją przecież zaklęcia i moce pozwalające przejąć władzę nad wolą innej istoty lub też przyjąć czyjąś postać...
 
Aro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172