Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-11-2019, 22:21   #11
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Karczma do której zajechali, była duża… większa od “Pączka” i bardziej zadbana. Niemniej pod względem kształtu i nastroju… identyczna z “Pączkiem”. Tyle że przy wejściu stały dwa masywne półorki w ciasnych surdutach podkreślających, że pod ubraniami miały wielkie orkowe armaty… ciężkie duże pistolety zadające paskudne rany i z racji swojego rozmiaru i prymitywności używane najczęściej przez tą rasę.
Ci dwaj sprawdzali zaproszenia u wchodzących gości. Charles podał swoje i oboje weszli.
Rozglądając się po pomieszczeniu El spostrzegła wiele osób ubranych elegancko, siedzących lub przechadzających między licznymi stolikami z winem i ciasteczkami.
Główną rozrywką tutaj były rozmowy, co prawda byli muzykanci lecz po to jeno by delikatnym plumkaniem zapewnić atmosferę.


Było tu oczywiście wiele niewiast, bo alchemia była dość popularną wśród nich sztuką, zwłaszcza alchemia kosmetyczna. Ale czy te tutaj mogły się równać z El? No może troszeczkę. Tutejsze alchemiczki nie mogły się równać śmiałością ze strojem El, nawet jeśli próbowały urodą dorównywać. Tylko jedna kobieta onieśmielała innych strojem, jak i egzotyczną urodą. W jednoczęściowej sukni koloru morza, ciemnoskóra kobieta o skandalicznej fryzurze przyciągała uwagę wszystkich i wydawała się królową tego miejsca. Była jakby z innego świata. Drugim tak popularnym osobnikiem, był mężczyzna…


… dojrzały i przystojny, w klasycznym stroju. Ktoś ważny zapewne, bo otoczony ciągle wianuszkiem kobiet i mężczyzn.
O dziwo… takiej uwagi nie przyciągał elf stojący z boku i przyglądający się temu.


A może i półelf? Wszyscy traktowali tego długouchego i białowłosego mężczyznę z szacunkiem, ale i dystansem.

A El nie miała już okazji, by się bardziej rozejrzeć, bo podszedł do nich młody mężczyzna w nonszalanckim stroju i z nonszalancką laseczką w dłoni.


-Charles mój drogi. Dobrze cię widzieć.- rzekł ściskając przyjaciela wylewnie, a potem spojrzał wprost na twarz i dekolt El.- A więc to jest twoja tajemnica. Twój klejnot który tak strzegłeś. Zazdroszczę ci przyjacielu…- ujął dłoń czarodziejki całując ją długo i zmysłowo. Dziewczyna czuła muśnięcia czubka języka na skórze… jakby obietnice zmysłowych rozkoszy. - … nie sądziłem, że tak olśniewającą złotą rybkę wyłowisz. Naprawdę padam u stóp z wrażenia.-
Uśmiechając się czarująco rzekł.- Wybacz pani moją obcesowość, alem rażon gromem twego piękna i język mój się plącze z zachwytu i zazdrości. Bo jakże memu fatum mógł umknąć tak piękny kwiat?
Charles miał rację co do swojego przyjaciela. Był on niebezpieczny. Z pewnością miał w swoim życiu wiele kochanek.
El z całych sił starała się nie okazać jak bardzo przyjemny był dla niej ten gest.
- Charles opowiadał mi o Panu i teraz widzę, że mówił szczerą prawdę. - Uśmiechnęła się tajemniczo do mężczyzny.
- Och… mam nadzieję, że nic strasznego?- zapytał blondyn uśmiechając się ciepło, zerkając to na Charlesa to na nią samą.
- Samuel Pickwick do usług.- przedstawił się kłaniając nisko i wykonując dłonią gest przy jednoczesnym cichym szeptaniu. W jego dłoni pojawiła się czerwona papierowa róża.
Coś co miało zaskoczyć El ( i zaskoczyło) i wzbudzić zachwyt. Pokaz magii, tej najprostszej. Była to bowiem kuglarska sztuczka, którą Elizabeth też była w stanie wykonać.
- O tych Pana talentach, Charles nie wspominał. - El uśmiechnęła się do przyjaciela swego kochanka. Musiała przyznać, że we dwóch stanowili bardzo przystojny duet.
- Samuel terminował na maga… ale nie zdał egzaminów kwalifikacyjnych.- wyjaśnił Charles cicho.- Opanował jednak kilka prostych sztuczek.
- Niemniej nie żałuję… czarowanie to nie dla mnie. Tyle czasu zmarnowanego na nauki.- zażartował blondyn.
Te słowa sprawiły, że El momentalnie zniechęciła się do mężczyzny. Postarała się jednak, by nie przeszło to przez maskę jej uśmiechu.
- Musiał mieć więc Pan bardzo bogate życie i nie wątpię, że nadal takie jest. - Czarodziejka uśmiechnęła się szerzej do jednego i drugiego mężczyzny. - Czy mogłabym prosić o oprowadzenie i… przedstawienie? - Rozejrzała się z zaciekawieniem po sali sprawdzając co robi reszta towarzystwa.
- Oczywiście.- odparł Samuel obejmując ramieniem jej ramię, podczas gdy Charles pochwycił tak jej drugie.
- Tam mamy przywódcę naszej małej Gildii Abrahama van Hearl.- wskazał palcem owego dojrzałego mężczyznę otoczonego wianuszkiem pieczeniarzy obojga płci.- Zdolnego alchemika uwięzionego jednak pod ciężarem polityki i powiązań biznesowych. Więcej czasu spędza negocjując różne umowy niźli przy retortach i alembikach…- Samuel zaczął przedstawianie różnych alchemików i alchemiczek, potem członków gildii którzy zajmowali się zaopatrzeniem, księgowością i prawniczą stroną funkcjonowania organizacji.

Nazwiska, twarze i funkcje jednak szybko zaczęły zlewać się w jeden bulgoczący kociołek, bo owych osób było sporo i w zasadzie niczym się nie wyróżniali. Owszem były tu i gnomy (nawet sporo) ekstrawaganckie jak to gnomy. Ale choć ten ich styl wyróżniał je spośród innych alchemików, to nie spomiędzy ich samych.
El z zaciekawieniem słuchała o kolejnych nazwiskach i funkcjach. Uśmiechając się nieco zalotnie gdy jej spojrzenie napotkało oczy jednego z gości. Nieco mocniej wtulała się w ramię Charlesa ocierając się o nie piersią. Tak przewędrowali przez całą salę, a czarodziejka “poznała” niemal wszystkich członków tej gildii. Co prawda poza imieniem przywódcy nie zapamiętała żadnego z nich, ale… dobre i to.
Za to zauważyła, że Samuel pominął dwie osoby. Wyniosłą czarnoskórą kobietę z gwiazdą na czole, oraz owego elfa, który roztaczał wokół siebie przerażającą aurę.
- Bardzo ciekawe towarzystwo. - powiedziała cały czas obserwując wszystko z zainteresowaniem.
- O tak.- odparł z dumą Samuel, acz widać było że Charles ma inne zdanie. Bo też i alchemicy nie rozprawiali o swojej sztuce, ale plotkowali o polityce miasta, o rodzinnych układach, o małżeństwa romansach i zdradach. O tym komu się przytyło, a kto schudł. O tym kto miał szczęście zarobić dużo, a kto pecha… zupełnie jakby była na jednym wielkim zjeździe rodowym na którym była jedyną niewtajemniczoną koligacje rodzinne.
- Tylko.. bardzo tu tłoczno… z przyjemnością bym się czegoś napiła. - Uśmiechnęła się najpierw do jednego potem do drugiego z mężczyzn.
- Charles przynieś coś do picia, a ja z twoją tajemniczą panną poszukam stolika, byśmy spokojnie usiedli.- zadecydował Samuel nie znoszącym sprzeciwu głosem, po czym poprowadził Elizabeth ku pobliskiemu wolnemu stolikowi. Charles… zdołał zdobyć się jedynie na niemy protest. Po czym ruszył ku małemu stoliczkowi z trunkami.
- Nie sądziłam, że jestem tajemnicza. - El uśmiechnęła się do Samuela.
- Nadal nie zdradziłaś swojego imienia, ani nie powiedziałaś nic o sobie. Poza tym… jesteś tajemnicą Charles’a.- odparł z czarującym uśmiechem Samuel, gdy usiedli.
- Elizabeth. - Czarodziejka zaśmiała się. - Jestem krawcową. Obawiam się że nie ma w tym nic tajemniczego.
- Krawcową? A jakie to stroje szyjesz madame Elizabeth? - zapytał zaciekawiony Samuel, lub udający zaciekawienie. Wpatrywał się w nią intensywnie, niczym lis w tłustą gęś.
- Bieliznę. - El odpowiedziała bez skrępowania.
- To intrygujące… gdzie się poznaliście?- pytał dalej zaciekawiony Samuel.
- A to jest już nasz słodki sekret. - Czarodziejka mrugnęła do swego towarzysza rozmowy.
- Dużo macie tych… słodkich sekretów?- drążył temat blondyn, ale nim El zdążyła odpowiedzieć zjawił się Charles z trunkami. Postawiwszy je na stoliku dodał.- Samuelu, mistrz Veranius pytał o ciebie.
Blondyn westchnął ciężko i rzekł.- Wybaczcie… obowiązki wzywają.
- To była przyjemność cię poznać. - Czarodziejka uśmiechnęła się do przyjaciela Charlesa i poklepała miejsce obok siebie, by kochanek je zajął.
- Uff… -westchnąl z ulgą Charles, gdy Samuel oddalił się poza zasięg szeptu.- Widzisz? Dobrze uczyniłem. Owija sobie niewiasty wokół palca na prawo i lewo.
- Nie podoba mi się jego podejście do magii. - Odpowiedziała szczerze i ułożyła pod stołem, dłoń na udzie Charlesa. - Ale to prawda. Kobieciarz z niego.
- Z tego co wiem… zraził się nie tyle do magii, co do uczelni w której studiował. I rzucił studia.- odparł cicho Charles i wzruszył ramionami.- Prawo przymyka oko na używanie prostych sztuczek, ale gdyby chciał na własną rękę studiować magię, to by go przymknęli.
- A nie wspominał co mu tam nie odpowiadało? - El powoli przesuwała dłoń po udzie kochsnka.
- Nie. Wspominał coś o ograniczeniach.- wyjaśnił mężczyzna i zadrżał pod dotykiem dziewczyny.
- Zawsze ci tak rozkazuje? - Dłoń El przesunęła się wyżej ku kroczu mężczyzny.
- Ttak trochę… ale i pomaga…- wydukał Charles drżąc pod dotykiem dziewczyny, ale i nabierając ochoty. - Może uciekniemy stąd na górę?
- W czym ci pomaga? - Czarodziejka pominęła pytanie o przejście w inne miejsce.
- W wielu różnych sprawach… pomógł mi zadomowić się w gildii. Nie cenią tu księgowych, a jeszcze mniej pomocników. - wyjaśnił cicho mężczyzna starając się panować nad głosem mimo dotyku czarodziejki.
- I chyba… zawdzięczamy mu, że się poznaliśmy, prawda? - Powiedziała cicho, przesuwając dłoń po jego kroczu.
- To.. też.. prawda.- prawie jęknął mężczyzna i w odpowiedzi chwycił dłonią kolano dziewczyny starając się zanurzyć palce pod spódnicę Elizabeth.
- A co jest na piętrze? - Czarodziejka westchnęła cicho, czując dotyk kochanka.
- Nikogo nie ma… wynajęliśmy całą karczmę na dziś. Ale potrzebujemy tylko parteru na przyjęcie.- wyjaśnił cicho Charles wodząc palcami po udzie kochanki. Tymczasem Samuel wrócił do nich mówiąc.- Przepraszam za moją nieobecność, ale polityka gildii wymaga bycia usłużnych wobec stojących wyżej wobec ciebie.
- Charles mnie właśnie zachęcam bym Pana wypytała o tą szkołę magii. - El dalej poruszała dłonią po udzie kochanka. - Bo przyznam, że już się zraziłam, bo magia zawsze wydawała się mi nad wyraz interesująca.
- O szkołę.- dobry humor Samuel zgasł, na twarzy pojawił się kwaśny grymas.- Ach wspaniała uczelnia szkoląca tych którzy mają dość talentu, by poznawać arkana Sztuki. Cóż… można tam się dostać jeśli ma się mimimum uporu i inteligencji, oraz pieniądze na czesne. Ale… prawda jest taka, że jeśli nie masz odpowiedniego nazwiska to szkoła jest bardziej więzieniem krępującym twój talent niż uczelnią. Nie dość że niektóre katedry uczą bardzo okrojonego materiału bez odpowiednich koneksji … zdobywanie jakiekolwiek cennej wiedzy jest drogą pod górkę z kłodami rzucanymi pod nogi. W końcu się zniechęciłem nie chcąc zadowalać się ochłapami ze stołów lepiej urodzonych ode mnie.-
Wzruszył ramionami. - Magia w tym mieście jest dla tych, którzy mają odpowiedni rodowód.-
- Rozumiem.. pytam bo aplikuję tam na pokojówkę i nieco zaniepokoiła mnie informacja o atmosferze. - EL uśmiechnęła się do mężczyzny przepraszająco. - Wybaczy Pan, jeśli poruszyłam trudny temat.
- Chodzi o napastowanie służby?- zapytał ironicznie Samuel i skinął głową.- Zdarza się czasem choć jest surowo karane. Tak jak korzystanie z magii dla popełniania przestępstw lub wykroczeń.
- Wobec tego jestem dużo spokojniejsza. - Czarodziejka wolną dłonią sięgnęła po kieliszek spoglądając na salę. Drugiej jednak nie zabrała z uda Charlesa. Co oczywiście wpływało na zachowanie mężczyzny, który milczał i wpatrywał się w stolik. Którego dłoń wodziła po udzie dziewczyny, zaciskała czasem palce na jej nodze. El zaś czuła ten wzbierający “wulkan” pod palcami.
- Dlaczego pokojówka? Dlaczego tam? Nie powinnaś próbować może dostać się do któregoś z Domów Mody w Uptown?- zapytał zaciekawiony Samuel.
Elizabeth roześmiała się.
- Obawiam się, że spotkałoby mnie to co Pana.. lub jeszcze gorzej. - Pochyliła się nieco nad stołem jednocześnie układając dłoń na kroczu Charlesa jak i eksponując dekolt przed jego przyjacielem. - Jestem z Downtown. - Szepnęła.
- Tooo.. utrudnia rzeczywiście, ale nie umożliwia.- odparł Samuel wodząc wzrokiem po uwięzionych krągłościach.- Da się… załatwić taki… kontrakt.
- Może,gdy odłożę nieco pieniędzy. - El wyprostowała się i upiła kolejny łyk.
- Może mógłbym w tym pomóc.- odparł z uśmiechem Samuel i dodał popijając alkohol.- Mam kontakty w niektórych Domach Mody.
- Z jego uczennicami czy nauczycielkami. - Czarodziejka mrugnęła do mężczyzny. - Wydaje się, że musi być Pan bardzo popularny wśród kobiet.
- Z pracownicami. Domy Mody to gildie nie szkoły.- odparła z uśmiechem Samuel i wzruszył ramionami.- Bywam popularny.
Palce młodziana sięgnęły bardziej między uda Elizabeth wodząc po jej bieliźnie, leniwie i bez pośpiechu.
- Nie dziwi mnie to. - El z trudem zapanowała nad pormukiem, który chciał się wydobyć z jej ust.
- Uznam to za wielki komplement z twoich ust panno Elizabeth.- odparł z uśmiechem mężczyzna i spytał.- A czemu akurat pokojówka na takiej uczelni? Miała panna doświadczenia w takiej pracy?
Charles oddychał ciężko i drżał pod dotykiem kochanki, acz i sam takim drżącym dotykiem ją obdarzał.
- Co nieco… a ubiegam się tam bo mają tam wakat. - Czarodziejka rozchyliła nieco uda zastanawiając się jak wybrnąć z tej sytuacji.
- I wymagania… duże wymagania.- odparł z uśmiechem Samuel i zastanowił się.- Jeśli jednak miałbym próbkę twoich talentów, to mógłbym pokazać je odpowiednim osobom.-
Charles nie mogł być zaś pomocą, bo całkowicie pochłonęła go kontrola nad swoim ciałem pieszczonym w najbardziej wrażliwym miejscu. Tym samym zresztą jej się odpłacał, wodząc leniwie po bieliźnie czarodziejki, mokrej i przylegającej do intymnego obszaru.
- Próbkę moich talentów do sprzątania czy do szycia? - El zaczynała mieć problemy z zapanowaniem nad sobą. jej głos zaczynał się robić rozpalony, a oddech przyspieszał.
- Pewnie obu…- zażartował Samuel błędnie biorać te oznaki za dowód zainteresowania czarodziejki jego osobą. El wiedziała jednak, że jeśli zaraz czegoś nie zrobi, to dojdzie na oczach przyjaciela swego kochanka.
- Oj… - Przyłożyła dłoń do czoła odstawiwszy wcześniej kieliszek. - Chyba nie dobrze, że wypiłam na czczo.
- Coś się stało ?- zaniepokoił się Samuel ganiąc wzrokiem przyjaciela, iż ten nie zauważył kłopotów przyjaciółki. Drżący Charles mając opuszczoną głowę… cóż, idealnie pasował do wizerunku skruszonego tą naganą człowieka.
- Nie.. nic poważnego. Powinnam się na chwilkę położyć. - El uśmiechnęła się do Charlesa. - Mógłbyś mi pokazać jeden z tych pokoi?
- Oczywiście.- odparł drżącym głosem Charles, ale i niestety wtrącił się także Samuel.- Oczywiście że pokażemy.
El mrugnęła do mężczyzny siedzącego naprzeciwko.
- Myślę, że będzie lepiej gdy odprowadzi mnie przyjaciel. - Uśmiechnęła się niewinnie. - Ale na pewno niebawem wrócimy.
- Jesteś pewna. Wyglądasz nieco blado… - Samuel nie dawał łatwo za wygraną.
- To tylko nadmiar alkoholu. - El machnęła dłonią na znak, że to nic istotnego. - Po prostu muszę chwilkę poleżeć.
- No dobrze.- mężczyzna w końcu dał sobie spokój, a Charles wstał ostrożnie ustawiając się za krzesłem tak, by ukryć dzieło zwinnych palców Elizabeth.
Czarodziejka ujęła go pod ramię i dała się poprowadzić w stronę schodów.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 17-12-2019, 16:01   #12
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Przy schodach na górę stali ochroniarze karczmy, ale Charles będąc pracownikiem księgowości gildii, przekonał ich do przepuszczenia. Oboje dostali się pospiesznie na górę i El mogła wykorzystać swoją znajomość “Pączka” do znalezienia pokoików. Te były zamknięte niestety, czego biedny Charles nie przewidział.
Czarodziejka jednak nie wytrzymała gdy tylko zagłębili się w korytarz, przywarła do kochanka i pocałowała go namiętnie.
Charles również był na skraju rozsądku i szybko tą barierę przekroczył odpowiadając namiętnie na pocałunek. Chwycił za spódnicę El na pośladkach i próbował podwinąć… bezskutecznie. Ten strój wszak był skrojony pod inne sposoby forsowania.
- Musimy… się gdzieś ukryć. - Wyszeptała pomiędzy pocałunkami ocierając się swoimi biodrami o biodra kochanka.
- Mhmm… - odparł Charles całując szyję dziewczyny i drżąc pod jej dotykiem. - ...gdzie?
- Jakiś… schowek? - El rozejrzała się wzdłuż korytarza nie odrywając ciała od kochanka.
- Gdzie?- niestety choć Charles sprawdzał się całkiem nieźle w łóżku, poza nim niewielki był pożytek z niego.
Czarodziejka pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Sprawdź drzwi z tej strony korytarza, a ja sprawdzę z drugiej. - Szepnęła.
- Dobrze…- Charles zabrał się od razu za pospieszne sprawdzanie kolejnych drzwi.
El podeszła do drzwi obok i wydobyła z włosów spinkę. Zerkając na swojego partnera i upewniając się, że akurat skupiony jest na jakichś drzwiach wsunęła ostry przedmiot do prostego zamka i pogmerała w nim szukając zapadki. Cyk, cyk… cyk. To był prosty zamek, kilka ruchów dłonią i drzwi cicho się otwarły. El mimowolnie się uśmiechnęła, choć przecież nie było to dla niej żadne wyzwanie. Zamki w drzwiach pokoi w karczmie rzadko były porządne.
Czarodziejka uchyliła drzwi, pospiesznie wsuwając szpilkę we włosy. Dopiero gdy ta była na swoim miejscu odezwała się szeptem.
- Charles.
- Tak? Nic nie znalazłem… na razie.- odparł szeptem jej kochanek.
- Tu jest otwarte. - El weszła do środka i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- To wspaniale.- Charlesowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu pobiegł do niej i wpadłszy do pokoju, zamknął za sobą drzwi. Po czym pochwycił El w pasie jedną ręką, drugą już rozpinając guziki jej spódnicy. Nie dawał się jej spokojnie rozejrzeć po standardowym wyposażeniu pokoju. Łóżku, szafie, stoliku, toaletce.
Do czarodziejki momentalnie wrócił nastrój z sali jadalnej. Pocałowała kochanka zachłannie sięgając do jego spodni. Rozpięcie ich zajęło kilka chwil, odsłonięcie bielizny też.. stwierdzenie zaś, iż zapał wybranka nie zmalał za bardzo wywołało mimowolny uśmiech na jej obliczu.
Uwolniła męskość Charlesa z okowów jego bielizny i pochwyciła ją dłońmi.
- Łóżko? - Wyszeptała pomiędzy pocałunkami.
- Tak… - szepnął rozpalonym głosem kochanek odsłaniając jej nogi, bo rozpięta spódnica upadła na podłogę.
El zaczęła cofać się w stronę łóżka prowadząc kochanka za jego oręż.
Ten zaś niewiele mógł w tej sytuacji robić, poza rozpinaniem jej kamizelki. I tak gdzieś w połowie tego rozdziewania, El dotarła kolanami do łóżka. Opadła na nie, wypuszczając kochanka z rąk, i przyklęknęła na pościeli.
- Nie powinnaś się położyć…? - spytał Charles przyglądajac się wybrance, bo nie bardzo wiedział co zrobić… z początku. Potem zsunął z jej bioder majtki do kolan. I sam zabrał się za rozbieranie. Poczynając od platających mu nogi spodni.
El oparła głowę o pachnącą pościel. Tak… to nie był Pączek.
- Możesz mnie wziąć tak. - Szepnęła rozpalonym głosem i delikatnie zakołysała pupą.
Posłyszała jak wdrapuje się na łóżko, jak chwyta za pośladki, jak… wbił się gwałtownie i bez czekania. Coś co mogło być bolesne, ale nie było. El już dłuższego czasu była gotowa na wślizgnięcie się kochanka, a ten… wypełnił ją swą obecnością w bardzo intensywny sposób.
I takoż intensywne były doznania, przy kolejnych gwałtownych ruchach jego bioder, gdy ich ciała zderzały się lubieżnie. Czarodziejka ugryzła pościel by nie wydawać z siebie głośnych jęków. Nie wiedziała jakie tu mają ściany. Jej dłonie zacisnęły się na miękkim materiale kordły gdy starała się wychodzić kochankowi naprzeciw.
Charles dyszał zaś nie ułatwiając jej zadania, bowiem jego szturmy na jej ciało były energicznie i dzikie. Jakby w zemście za tą zabawę jego kosztem na dole, zanurzał w miękkie wnętrze kochanki swoją męskość gwałtownie i dziko… bezlitośnie podbijając jej ciało. I wydawał się nienasyconą bestią teraz… rozmakowaną w rozkoszy którą mu dawała swoja uległością.
Czarodziejka doszła intensywnie wtulając swą twarz mocno w łóżko, lecz nawet to nie zdławiło do końca jej okrzyku rozkoszy.
- Elizabeth?- dobiegł głos Samuela z korytarza, co wywołało panikę na obliczu Charlesa, ale wyjąć oręża nie zamierzał. Był już blisko własnego szczytowania.
Czarodziejka na chwilę sama spanikowała. Co miała zrobić? Jeśli usłyszał jej okrzyk? Może wiedzieć, w którym są pokoju.
- Tak? - Spróbowała zapanować nad swym drżącym głosem.
- Jesteś tu gdzieś? Wszystko w porządku?- zapytał Samuel zatrzymując się i zapewne próbując zlokalizować źródło dźwięku. Na szczęście dla nich przy kolejnym ruchu bioder kochanka poczuła w sobie jego trybut i drżący Charles ostatecznie opuścił jej ciało siadając obok na łóżku.
- T..tak. - El opadła na łóżko. - w pokoju obok schodów, ale wybacz musiałam nieco… poluzować strój. - Udała zawstydzenie co w tej sytuacji wyszło jej dosyć dobrze. - Czy coś się stało?
- Poluzować?- no tak można się było spodziewać, że taki bawidamek jak on zainteresuje się właśnie tymi słowami. I słychać było, że zbliża się do ich pokoju!
- Proszę.. wolałabym byś nie wchodził. - El pospiesznie zaczęła zapinać kamizelkę i dała znak Charlesowi
by on zrobił to samo.
- Ach oczywiście, że bym tego nie zrobił.- odparł Samuel już przy drzwiach. Oczywiście... że mu nie wierzyła. Charles zaczął pospiesznie naciągać spodnie na ciało. I właśnie o jej kochanka Samuel zapytał.- A wiesz może, gdzie jest Charles?
El sięgnęła po swoją spódnicę i naciągnęła ją na siebie zapinając jej pierwsze dwa guziki. - Poszedł poszukać mi wody… nie minęliście się? - Czarodziejka usiadła na łóżku obok naciągającego spodnie kochanka. - Chyba musisz się schować. - Szepnęła.
Charles więc zrobił to, pospiesznie chowając się pod łóżko. A Samuel stojąc przy drzwiach lekko je uchylił ciekawsko zerkając do środka. Na tyle na ile dało się to zrobić w miarę dyskretnie.- No właśnie… nie minęliśmy się. Mogę już wejść?
- Tak jak mówiłam… nie powinieneś. - El w ostatniej chwili dopięła guziki sukienki, chowając swoje majtki pod pościel łóżka.
- To jednak nie brzmi jak… “nie możesz”.- przypomniał jej mężczyzna otwierając szerzej drzwi i wchodząc.
El osłoniła niedopiętą kamizelkę pochwyconą kołdrą.
- To właśnie to oznacza. - Mruknęła spoglądając na stojącego w świetle korytarza mężczyznę.
- Wybacz więc moją śmiałość, niemniej mam wrażenie że gdybyś chciała mnie powstrzymać… zrobiłabyś to.- odparł z uśmiechem mężczyzna podpierając się laseczką, gdy przyglądał się z góry Elizabeth.- Czujesz się już lepiej?
- Tak… właśnie planowałam wracać. - Szepnęła. Jej oczy przesuwały się po sylwetce mężczyzny, gdy zastanawiała się jakie ma wobec niej plany.
- Domyślasz się powodu swojej słabości? Jesteśmy alchemikami, mamy miksturki na niemal każdą dolegliwość.- odparła Samuel opierając się o stolik kształtnym zadkiem i dumnie prezentując swoją sylwetkę. Był przystojny i dobrze wiedział jak wywierać wrażenie na niewiastach.
Elizabeth zaśmiała się.
- Myślę, że na to wystarczy mi jakaś przekąska przed kolejnym kieliszkiem. - Uśmiechnęła się do mężczyzny. - Ale dziękuję za zaoferowaną pomoc.
- Nie ma za co… wolałbym zostawić po sobie miłe wrażenie i równie miłe wspomnienia.- odparł z uśmiechem blondyn.
- Wydaje mi się to być całkiem naturalnymi chęciami. - El z trudem powstrzymywała się, by nie zerkać na łóżko.
- Naturalne chęci bywają przewrotne i często kłócą się ze sobą.- zaśmiał się Samuel zauważając jej spojrzenie i pewnie błędnie je interpretując.Jego wzrok zaś ciągle schodził na jej szyję i dekolt, czego Elizabeth miała świadomość.
- Jeśli jednak pozwolisz… chciałabym na osobności dopiąć kamizelkę i wrócić do towarzystwa.- El czuła jak się rumieni, ciesząc się z półmroku. Mężczyzna wstał, podszedł do El nachylił się i szepnął do jej ucha.- Chcę byś wiedziała, że jesteś kuszącą młodą damą. Poczekam na zewnątrz na ciebie.-
Te słowa zakończył muśnięciem wargami na jej uchu. Po czym bawiąc się laseczką oddalił się do wyjścia z pokoju zostawiając Elizabeth “samą” po chwili.
El odetchnęła i dopięła kamizelkę, po czym zerknęła pod łóżko.
- Upartego masz przyjaciela. - Szepnęła. - Dołączysz za chwilkę do nas?
- Tak. - odparł cicho Charles.
Czarodziejka wstała z łóżka i naciągnęła majtki. Po chwili dołączyła do czekającego na korytarzu mężczyzny.
- Czyli zapewni mi Pan jakąś przekąskę? - Uśmiechnęła się do Samuela.
- Moja droga… każdą jaką sobie zamarzysz.- odparł mężczyzna oplatając ramię Elizabeth swoim ramieniem. - I każdą o której nie wiesz, że pragniesz.
- Och… tu mnie Pan zaskoczył. - El starała się nie okazać, że podoba się jej ten gest. Samuel był tak pewien siebie, że aż kusiło by nie dać mu satysfakcji. - O jakich swych pragnieniach mogę nie wiedzieć.
- Ach… obawiam się, że to nie jest miejsce na ich zdradzanie. Za dużo uszu.- wyjaśnił ze śmiechem Samuel, gdy schodzili po schodach docierając na parter. Tu nikt nie zauważył ich zniknięcia. Ani ona, ani Charles, ani nawet sam Samuel nie byli dość ważni.
- Nie spodziewałam się po Panu takiej nieśmiałości. - El zaśmiała się. - A jaką przekąskę mogę dostać i nie obawia się Pan o niej mówić?
- Głównie przygotowano owoce morza, kawior i słodkie ciasteczka.- odparł uprzejmie Samuel prowadząc czarodziejkę do ich stolika.
- A za czym Pan najbardziej przepada? - El wiedziała, że pewnie na co by się nie zdecydowała będzie dla niej nowością.
- Za kawiorem… tym bardziej, że jest dość drogi.- odparł z uśmiechem mężczyzna czekając aż El usiądzie przy stoliku.
- Wobec tego chętnie spróbuję. - Czarodziejka usiadła przy stoliku, opierając się o nań tak by wyeksponować swoje piersi. Samuel oddalił się na kilka chwil, by powrócić z owym kawiorem, w postaci pomarańczowych kuleczek podanych w cieście. Charles też się zjawił schodząc pospiesznie po schodach.
- Pewnie wydam się być śmieszna gdy powiem, że nigdy nie jadłam czegoś takiego. - El przyglądała się daniu z zaciekawieniem.
- Nic w tym śmiesznego. Ja też nie jadłem.- rzekł Charles, który usłyszał jej słowa zbliżając się. A Samuel skinął głową. - Kawior sprowadzany jest ze Starego Świata, a i tam jest dość drogi. Tutaj trzeba mieć nie tylko pieniądze, ale i znajomości by go zdobyć. Ja sam jadłem go dotąd tylko dwa razy w życiu.
El sięgnęła po jedną z babeczek i wgryzła się w nią. Danie było dziwne. Rozpoznawała aromat ryb, słonawy smak. Jednak ta konsystencja… małe drobne kuleczki dosłownie rozpływały się w ustach.
- Dziwne, ale… smaczne. - Szepnęła, biorąc kolejny kęs. - Wino musi z tym dobrze współgrać.
- O tak.- potwierdził Samuel nalewając trunku do kielichów i podając je obojgu. Charles bowiem zasiadł obok swojej kochanki, gdy blondyn kontynuował.- Poza tym to jest także naturalny afrodyzjak.
El z wdzięcznością przyjęła naczynie i upiła trunku.
- Zapewne alchemicy mają też inne afrodyzjaki?
- To prawda. - potwierdził to Samuel upijając wina.- Jak i narkotyki pozwalające rozszerzyć postrzeganie rzeczywistości podczas takich zabaw łóżkowych.
- Ale te są zakazane.- przypomniał Charles i dodał.- A i prawdziwe afrodyzjaki… cóż… najsilniejszych również nie wolno stosować.
- To dużo ograniczeń. - Przyznała El sięgając po kolejną babeczkę z kawiorem. Była ciekawa czy Bernie był w stanie załatwić te "nielegalne" środki. Tylko… po co? W zamyśleniu zaczęła przesuwać palcem po krawędzi kamizelki. - Kto nadzoruje by takie środki nie były stosowane?
- To skomplikowane.- odparł Samuel z uśmiechem i posmakowawszy kawioru.- Ograniczenia mają sens. Błędnie zastosowane alchemiczne afrodyzjaki mogą pozbawić świadomości… zmienić kogoś w pragnącą zaspokojenia bestię. Co choć może wydawać się intrygujące, bywa niebezpieczne. A co do kontroli, to gildie kontrolują produkcję swoich poszczególnych członków, a sama gildie są kontrolowane przez policję i wydział od przestępstw magicznych.
Uśmiechnął się wpatrując się w palec El i jej wędrówkę. - Miłość wymaga opieki profesjonalisty.
- Tylko profesjonalisty czy też profesjonalistki. - Czarodziejka uśmiechnęła się szerzej widząc spojrzenie Samuela i powstrzymała się od zabrania dłoni, zamiast tego delikatnie uchylając krawędź jakby było jej gorąco. - Brzmi jakbyście pilnowali się sami.
- Coś w tym jest.- odparł z uśmiechem Samuel i dodał wyjaśniając.- Lub profesjonalistki. I tak… pilnujemy się sami. Widzisz moja droga… gildie muszą dbać o swoją reputację, ta opiera się na członkach. Jeśli za dużo skandali się w gildii wydarzy to może ona utracić licencję i zostać rozwiązana.
- Co nie zmienia faktu, że takie skandale się zdarzają. A i przestępcy chętnie sprzedają robione przez samozwańczych alchemików mikstury.- mruknął smętnie Charles hipnotyzowany tym samym gestem co Samuel.
- A jeśli chodzi o gildie… nie przedstawiliście mi wszystkich. - El skinęła podbródkiem w kierunku ciemnoskórej kobiety.
- Och… ona nie jest członkiem gildii. To Alhimra z Rady.- wyjaśnił cicho Samuel. Rada… o niej Elizabeth wiedziała niewiele. Rada rządziła miastem, rada składała się z najbardziej wpływowych w nim osób. Ale nic poza tym nie było jej wiadomo. Ot, znała burmistrza i kilku ważniejszych członków ze zdjęć w “New Heaven Herald”. Ale nic poza tym.
- A… ten elf? - Czarodziejka spojrzała w kierunku mężczyzny, który przyciągnął jej uwagę.
- To jej partner lub ochroniarz. Możliwe że z Czarnej Gwardii.- szepnął cicho Samuel. Czyli był łowcą renegackich magów.
- Ach… rozumiem. - El przytaknęła i przeniosła wzrok z powrotem na Alhmirę, ciekawa czy ich spojrzenia się spotkają. Była ciekawa jaką osobą może być ktoś tak wpływowy. Dla niej… był to tak obcy świat. Alhmira uśmiechała się i z gracją przyjmowała komplementy oddzielona od El ścianą wpływowych alchemików obu płci. Nie mogła i nie zauważyła czarodziejki siedzącej przy stoliku wciśniętym pod ścianę.
- Jest też padre… ta gwiazdka na jej czole to symbol łaski jakiej doznała od… tu opinie są różne. Jedni twierdzą że bogini magii, inni że miłości.- dodał Charles widząc zainteresowanie Elizabeth tą kobietą.- Ponoć w swojej posiadłości odprawia rytuały religijne wraz z grupką wpływowych współwyznawców.
El słyszała o padre… śmiertelnikach, którzy zostali dotknięci łaską w postaci piętna na czołach (najczęściej w kształcie płomienia) i potrafili sięgać po magię objawień. Wielu widziało w nich zapowiedź powrotu bogów. Ale żaden padre nie mógł określić jakie dokładnie bóstwo dotknęło go tą łaską. Jedynie zgadywali.
- Jest… niesamowita. - Przyznała El i odwróciła wzrok od kobiety, czując że nie ma szans by tak zwrócić jej uwagę. - Ale wy także... - uśmiechnęła się do obu mężczyzn. - Ten świat jest bardzo ciekawy… zupełnie inny od tego, który znam.
- Nasz “świat” ma swoje zalety.- uśmiechnął się Charles, a Samuel zaproponował popijając wino.- Chcesz ją poznać? Załatwię to. Tu i teraz.
- Och… chciałabym, ale nie chce jej też przeszkadzać. Widzę, że wiele osób chce z nią porozmawiać. - Odezwała się nieco zmieszana. Była ciekawa wszystkich, którzy byli wokół jednak… była tylko dziewczyną z Downtown.
- No i ? Z pewnością są mniej interesujący od ciebie. Myślę, że przyda się jej odpoczynek od włazodu… lizusów.- Samuel wstał i podał dłoń El najwyraźniej gotów spełnić swoją prośbę, na przekór wszystkiemu. Niewątpliwie był pewny że jej uroda i urok osobisty przełamie wszystkie bariery na jego drodze do celu… tylko jaki to był cel?
- Jest Pan naprawdę szczodry wobec mnie jednak...- El zerknęła na Charlesa. Wizja że przyjaciel jej kochanka może mieć wobec niej jakieś plany, mocno ją niepokoiła. - Jestem tu tylko osobą towarzyszącą.
- Jeśli nie chcesz to nie. Niemniej oferta jest tylko na tę noc, a Charles raczej nie kwapi się do poznania tej osoby.- zaśmiał się Samuel nadal trzymając wyciągniętą dłoń. - Chcesz z nią pomówić czy nie? Wątpię by szybko nadarzyła się kolejna okazja.
El obejrzała się na swojego kochanka.
- Podejdę tylko na chwilę. - Powiedziała, chwytając Samuela za dłoń, dając jednak Charlesowi czas na reakcję. Ten jednak nie bardzo wiedział jak zareagować, tym bardziej że wszak nie oddalali się poza główną salę. Samuel zaś pociągnął za sobą delikatnie czarodziejkę i żwawym krokiem zbliżali się do Alhmiry. Odczekał chwilę tuż obok zgromadzonego tłumku i przepchnął się z El do ciemnoskórej kobiety.
- Wybacz, że znów przeszkadzam ci w rozmowie…- zaczął potulnie Samuel i dłonią wskazał na swoją towarzyszkę.-... ale ta młoda dama wprost marzy o zamienieniu kilku słów z tobą dostojna Alhmiro.
Kobieta zachichotała słysząc te słowa i dodała.- Kimże bym była, jeśli nie mogłabym spełnić takiego marzenia.
I spojrzała wprost na pannę Morgan pytając i wpatrując się w El tak intensywnię że czarodziejka miała wrażenie, że wszystko dookoła niej znikło.- Jak masz na imię moja droga?
- Elizabeth Morgan, szanowna Pani. - Czarodziejka dygnęła kłaniając się nisko.
- Piękne imię…- odparła kobieta uśmiechając się ciepło. -... o czym chciałaś ze mną pomówić?
- Obawiam się Pani że o sprawach błahych. - El uśmiechnęła się do kobiety. - Pani karnacja i strój są dla mnie czymś co pierwszy raz widzę w życiu i chciałam powiedzieć iż są piękne.
- Dobrze że chodzi o sprawy błache. Jestem zbyt pijana, by rozmawiać na poważne tematy.- odparła Alhmira wesoło przesuwając palcami po dekolcie sukni.- I cieszę, że mój strój ci się podoba… bardzo mi zależało, by zrobić odpowiednie wrażenie. A i ty Elizabeth, jesteś
bardzo śliczna. Nic dziwnego, że aż dwóch admiratorów nie odstępuje cię nawet na krok.-
A więc zauważyła ją, bo jak inaczej mogła wiedzieć o Charlesie.
- Pozwól więc zauważyć, że strój jest też bardzo egzotyczny. Z pewnością będę musiała go zapamiętać podczas … - El zawahała się. Może nie powinna mówić o swym statusie jednak… - podczas pracy. Cudownie podkreśla to jak piękna jesteś Pani.
- To bardziej komplement ku mojemu osobistemu krawcowi niż mnie, ale zapamiętam by mu przekazać. - uśmiechnęła się łobuzersko Alhmira. - Dobrze się bawisz na tym przyjęciu Elizabeth?
- Ciężko powiedzieć o zabawie. - El roześmiała się - Wszystko jest dla mnie bardzo nowe. A co do krawca… - Czarodziejka pokazała dłonią na salę. - Mało kobiet odważyłoby się na taką kreację, a jeszcze mniej dobrze w niej wyglądało. Więc to też twa zasługa Pani.
- No nie wiem. - Alhmira nachyliła się ku El i zerknęła z boku na jej pośladki. Otuliła przy tym czarodziejkę mgiełką swoich perfum pachnących piwoniami. - Myślę że ty też byś w niej zjawiskowo prezentowała. Nie mówiąc już o tym, że twój strój także podkreśla atuty twojej urody.
El nie odsunęła się.
- Jest to możliwe, lecz nie dane mi będzie jej przymierzyć. - Szepnęła. - Masz też piękne perfumy Pani… wszystko… tak idealnie dopasowane.
- Masz rację… nie wypadałoby się nam zamieniać strojami. Pewnie nawet nie byłoby gdzie.- zażartowała Alhmira prostując się. I spojrzała na twarz El dodając.- No cóż… jako kapłanka winnam emanować charyzmą, nieprawdaż?
- Nie znam Pani zbyt wielu kapłanów, ale prawdą jest że aż kusi by cię słuchać. - El zaśmiała się cicho. - Pewnie dlatego tak trudno tu do ciebie podejść, Pani. - Czarodziejka uśmiechnęła się nieco zalotnie. - Cieszę się jednak z tej chwili.
- Ja też.- odparła z enigmatycznym uśmieszkiem Alhmira spoglądając w oczy El. Zamyśliła się i dodała.- Nie prowadzę co prawda publicznych rytuałów, acz… jeśli kiedyś trafi ci się okazja zajrzeć do mojej świątyni, to twoje imię będzie pamiętane przez recepcjonistkę. Bądź co bądź czym byłby kapłan, który nie próbowałby wskazywać drogę do swojego bóstwa, nieprawdaż?
- Wobec tego postaram się jak najszybciej pojawić. Jestem bardzo ciekawa cóż za bóstwo może być dumne z tak pięknej kapłanki. - El mocno zaskoczyła ta propozycja jednak wiedziała, że nie wypada odmówić takiego zaszczytu
- Nie ma w tej kwestii… pośpiechu. - odparła uprzejmnie ciemnoskóra i spytała.- Jeszcze jakieś pytania cię frapują?
- Wiele. - El zerknęła na otaczający je tłumek. - Jednak może jeszcze będzie okazja by je zadać. Dziękuję Pani za twój czas. - Czarodziejka dygnęła pozwalając sobie by przy tym ruchu wyeksponować biust na oczy kapłanki.
- Nie ma potrzeby dziękować. To była miła rozmowa.- odparła Alhmira z dwuznacznym uśmieszkiem. Z pewnością zerknęła na dwie krągłości Elizabeth.
Czyżby kapłance podobały się kobiety? El pozwoliła sobie na to by spojrzeniem przesunąć po kształtach Alhmiry.
- Dla mnie także i do tego… pouczająca. - Czarodziejka także pozwoliła sobie na dwuznaczny uśmiech i zrobiła krok w tył by uwolnić ciemnoskórą kobietę od swojej osoby.
Alhmira pożegnała ją łobuzerskim uśmiechem, po czym zwróciła uwagę na pobliskiego alchemika próbującego zwrócić na siebie jej uwagę. Zaś za El podążył Samuel dodając triumfująco.- Widzisz, mówiłem że dam ci okazję z nią porozmawiać.
- To prawda to… niesamowita kobieta - El obejrzała się jeszcze raz na Alhmirę. - Dziękuję.
- Nie ma za co.- odparł szarmancko, gdy oboje zbliżali się do stolika. A potem… było jeszcze trochę rozmów i trochę picia. I trochę przechwałek ze strony oby admiratorów El. Całe przyjęcie powoli się kończyło i goście poczęli się rozchodzić.
Czarodziejka spytała tylko Charlesa czy ją odwiezie do Pączka, gdy Samuel akurat znów musiał podejść do kogoś z gildi.
I oczywiście młodzian się zgodził i zaproponował uciec, póki Samuel jest na drugim końcu sali.
El zaśmiała się.
- Wobec tego mnie porwij. - Szepnęła wprost do ucha Charlesa, po czym delikatnie przesunęła po nim czubkiem języka.
- Dobrze.- szepnął młodzian i objąwszy czarodziejkę ramieniem ruszył ku wyjściu tuląc ją do siebie zaborczo. Udało się im to! Wymknęli się na zewnątrz. Tam gwizdnięciem Charles przywołał dorożkę i po podaniu adresu docelowego wsiedli do środka pojazdu, po czymi odjechali.
- Dobrze się bawiłaś ?- zapytał kochanek El, gdy już poczuł się… bezpiecznie.
- Tak. Pierwszy raz byłam w takim towarzystwie. - El pocałowała kochanka w usta. - Dziękuję, że mnie zabrałeś.
- Nie ma za co. Bez ciebie zanudziłbym się na śmierć.- odparł z uśmiechem Charles. - Naprawdę. Bez ciebie bym tam nie wytrzymał.
- Ale teraz rozumiem twoje obawy o przyjaciela. - El nie odsunęła się od kochanka po pocałunku. - Bardzo chciał mnie zdobyć.
- Jest… taki.- przyznał niechętnie Charles drapiąc się po karku.-Jednakże gdybym mu powiedział o nas… wystawiłbym twoje dobre imię na szwank.
- Cóż jestem z Downtown i chyba i tak moje imię nie plasuje się zbyt wysoko. - El zaśmiała się. - Ale… spróbuję to zmienić.
- Mimo to… nie wypada… sama rozumiesz.- odparł cicho Charles i spytał.- Kiedy się znów zobaczymy?
- Może po mojej rozmowie o pracę? Mam ją pojutrze. - El zamyśliła się. - Wtedy będę wiedziała już na czym stoję.
- Dobrze… tam gdzie zwykle?- zapytał Charles przyglądając się kochance.
- Tak. Chyba że masz ochotę na inne miejsce. - El także wpatrywała się w Charlesa.
- Nie. Tam jest dobrze.- odparł po namyśle młodzian.
- Dobrze. - El pocałowała namiętnie kochanka. Na co ten odpowiedział chwytając ją w ramiona podczas pocałunku i tuląc mocno. Przedłużał ten pocałunek, mimo że tym razem chwila rozstania zbliżała się szybciej. Wszak nie nadłożyli drogi, by sobie dodatkowo pofiglować. El chciała jednak by o niej myślał przez te dni rozstania. Wtulała się w Charlesa ocierając się o niego swym ciałem i całując go namiętnie. Z pewnością jakąś reakcję udało się jej wykrzesać, bo czuła apetyt kochanka rosnący jak i opory jego przy wypuszczaniu z ramion, gdy się już zatrzymali.
- Widzimy się niebawem. - El uśmiechnęła się delikatnie odsuwając się od chętnego ciała. Czuła jak bardzo będzie jej tego brakować. Wiedziała jednak jak wiele pracy ją czekało.
Wychodząc z dorożki El spojrzała odruchowo w niebo, co prawda w większości zakryte budowlami Uptown by ocenić jak późno już było. Noc już całkiem otuliła miasto swoim całunem. Mel i pozostałe dziewczyny zakończyły już “nocną zmianę”. I sama karczma była już zamknięta, acz Karl pewnie spał na zapiecku w kuchni, więc zamiast pukać do drzwi wejściowych czarodziejka udała się na zaplecze. I tam zapukała.
- Kto się dobija?- zawołał półork gniewnie.
- El… wpuścisz mnie? - Powiedziała, starając się mówić głośno tylko na tyle by Karl ją usłyszał.
- Jasne jasne.- zaśmiał się półork otwierając drzwi i wpuszczając czarodziejkę do środka.- I jak było?
- Dziwnie… ale poznałam kilka ciekawych osób. - El weszła do środka i uśmiechnęła się do Karla. - Powinnam się przebrać i wracać. - Westchnęła ciężko.
- Zrób sobie coś do picia, albo jedzenia. - odparł Karl wykonując szeroki zamach ręką po całej kuchni.- A ja pójdę ci przynieść klamoty. Gdzie chcesz się przebrać?
- Chyba… mi obojętnie. Byleby było pusto. - El rozejrzała się po kuchni rozglądając się za czymś do przekąszenia. Pierwsze co wpadło jej w oko to pęto suchej czosnkowej kiełbasy wiszące u powały.
- Wychodek raczej nie wchodzi w grę, co?- zażartował półork wychodząc z kuchni.- Komnaty na górze może? Tylko po cichu, bo dziewczyny już śpią.
- To może się tam przekradnę. - Czarodziejka przytaknęła i przeszła się między regałami szukając jeszcze czegoś. Na szczęście nie była bardzo głodna po tym przyjęciu.
Był i chleb tam i ser i trochę warzyw. Był też garniec z kwasem chlebowym i butelki z piwem.
Niziołka dbała o dobre zaopatrzenie kuchni.
Czarodziejka nalała sobie nieco kwasu i odkroiła chleba i sera. Tak wyposażona zajęła miejsce przy jednej z długich ław i zaczęła jeść. Czuła ogarniające ją zmęczenie.
Karl wrócił po kilku minutach z torbą i kluczem. - Pierwszy na końcu korytarza na piętrze.
- Dziękuję. - El uśmiechnęła się do półorka. - A tobie jak minął wieczór?
- Na siedzeniu za barem i patrzeniu jak inni się dobrze bawią.- zaśmiał się Karl.- Dzień jak co dzień.
- Nie kusi cię czasem odmiana? - El uniosła dzbanek z kwasem. - Chcesz trochę? Nieco się rozbudzę i będę ruszać. Wystarczy mi jedna napaść na ten tydzień.
- Od czasu do czasu dostaję dzień wolny.- odparł Karl i przysunął kubek pytając.- O jakiej napaści mówisz?
- Widziałam potyczkę mężczyzny z jakimś potworem… nie spodobało mu się, że to widziałam. - El nalała półorkowi kwasu i odstawiła dzban.
- Potworowi czy mężczyźnie?- zapytał żartobliwie Karl upijając chlebowego kwasu. - Różne paskudztwa wypełzają spod kanałów do Downtown. Różne paskudne rzeczy… wierz mi, że trzeba nielichej odwagi lub szaleństwa, by leźć do tuneli leżących pod Purgatory.
- Wyglądał na to drugie. - El westchnęła i wstała od stołu. - Dobrze, przebieram się i zmykam do domu… jutro czeka mnie ciężki dzień.
- Zmykaj, a ja zamknę za tobą.- odparł z uśmiechem półork, gdy dziewczyna już wchodziła po schodach na górę. A gdy już znalazła się na piętrze to… zamarła zaskoczona.
Bo po drugiej stronie… niziutka i zakapturzona włamywaczka właśnie zamarła podczas wychodzenia przez okno po przeciwnej stronie korytarza. Była zaskoczona widokiem El równie mocno, co sama czarodziejka. Jej spojrzenie było… znajome… jak i niesforny blond loczek, który wysunął się lekko spod kaptura.
Czarodziejka przyglądała się jej przez chwilę, po czym pokazała Ameli na pasmo włosów. Była niemal pewna że to ta radosna prostytutka, ale za chwilę.. będzie się chyba mogła o tym przekonać. Na wszelki wypadek gotowa była krzyknąć budząc wszystkich.
- Ciiii… nikomu nic nie mów… bo będę miała kłopoty.- pisnęła błagalnie drobniutka kurtyzana chowając pasemko pod kaptur.
El wskazała na pokój, który wybrał dla niej Karl.
- Pogadajmy chwilę. - Zbliżyła się do Króliczka.
- Dobrze…- odparła drobna blondynką podążając do pokoju jak łobuz przyłapany na psoceniu.
El zamknęła za nimi drzwi i podeszła do swojej torby by sprawdzić czy jest w niej wszystko.
- Bardzo… profesjonalny strój. - Szepnęła spoglądając na Amelię.
- Zależy o jakiej profesji mówimy.- odparła cicho blondynka opierając się plecami o drzwi.- Tooo jak było na przyjęciu?
- Obstawiałabym coś w typie włamywacza. - El zaśmiała się cicho, zasłaniając usta i wydobyła z torby rzeczy, w których przyszła do Pączka. - Było bardzo przyjemnie… ale zmieniając temat… chyba miałabym do ciebie prośbę.
- Jaką? -zapytała wprost Amelia.
- Pouczysz mnie? O zamkach… ich otwieraniu. - El odpowiedziała równie bezpośrednio rozpinając kamizelkę.
- Planujesz do kogoś włamywać? - zachichotała Amelia obserwując działania czarodziejki.- A może też chcesz poczuć ten dreszczyk?
Czarodziejka westchnęła ciężko i zdjęła z siebie kamizelkę by po chwili zabrać się za spódnicę.
- Nie planuję, ale chyba… może mi się przydać.
- A szkoda… bo to ryzyko, pokusa robienia rzeczy której nie powinnaś robić… a która może ci narobić kłopotu jeśli zostaniesz przyłapana.- rozmarzyła się blondyneczka.- To jest bardzo podniecające uczucie. No ale nie dla każdego.
- Ja… trochę ćwiczyłam. - Przyznała El zdejmując kolejną część garderoby. Za nią poszły trzewiki, po czym czarodziejka zaczęła się ubierać. - Ale wiesz… brakuje mi wiedzy.
- Ale nie atutów, co? Zapewne biedaczek nie mógł długo wytrzymać przy tak apetycznej istotce. Zapewne rzucił się na ciebie przy pierwszej okazji.- wymruczała żartobliwie Amelia taksując wzrokiem ciało El. Sięgnęła do kieszeni wyjmując jakiś rulonik, który po rozłożeniu na łóżku odsłonił przez czarodziejką różne metalowe pręciki i wytrychy.
Kręcąc pupą pochylona Amelia wodziła palcem po elementach swojego skarbu.
- Potrzebujesz czegoś takiego… acz… sama musisz je zdobyć lub kupić. Bo ja swojego kompleciku nikomu nie pożyczam.
- A czy… mogłabyś je kupić dla mnie? - Spytała niepewnie El, zapinając koszulę i obserwując przy tym nietypowe narzędzia. - Oddam pieniądze.
- No… nie bardzo. Zdobyłam je dawno temu sama. I ciężko by mi było załatwić kolejny komplet. Takich rzeczy nie sprzedaje się na ulicy. I nie można legalnie kupić.- wyjaśniła Amelia.
El przytaknęła i przyjrzała się dokładniej narzędziom włamywaczki. Część mogłaby spróbować zrobić z drutów do fiszbin.
- Rozumiem… nie będę cię zatrzymywać.. sama powinnam wracać do domu. - El zabrała się na powrót za pakowanie swoich rzeczy.
- To prawda… masz już dość wrażeń na tę noc pewnie.- zaśmiała się Amelia i pokusiła o klepnięcie w wypięty pośladek czarodziejki, gdy ta się pochylała na swoją torbą.
- Na ten dzień… był intensywny. - El uśmiechnęła się do blondynki i zawiązała swoją torbę.
- Pogadamy o naukach przy innej okazji.- odparła Amelia pierwsza wychodząc i kierując się ku oknu, przez które wyjść zamierzała.- Śpij grzecznie, bo może wpadnę tej nocy do ciebie, by to sprawdzić.
- Tia… - Czarodziejka była teraz niemal pewna, że musi zrobić więcej niż tylko zasłonić okno. Przerzuciła torbę przez ramię i szybko opuściła Pączka.
 
Aiko jest offline  
Stary 19-12-2019, 11:03   #13
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Dotarła do domu bardzo późno. Co prawda już jej nie robiono awantur z tego powodu, bo była dorosła. Ale matka zawsze patrzyła rano na córkę z wyrzutami w spojrzeniu. Zamierzała uspokoić nerwy rodziców, nie udając się tego dnia do Pączka. Musiała w ciszy i spokoju przeczytać papiery od Marinety i przygotować się do odtworzenia majtek przyjaciółki. Sprawa nie była prosta, bo musiała dobrać koronkę, która idealnie pasowałby kolorem. Może powinna spróbować przejąć tą bieliznę… teraz gdy ona i Mel… może po prostu mogłaby o nią poprosić? Zasnęła późno zmęczona swymi przemyśleniami, postarała się jednak by nie spóźnić się na śniadanie. Gdzieś pod koniec nocy, przebudziła się nagle i miała wrażenie, że jakiś cień mignął przy jej oknie. A może to jej się tylko zdawało? W każdym razie głowa sama opadła na poduszki, a ciało znów objął we władanie władca snów.Obudziła się jednak dość późno, ale jeśliby pominęła mycie, to mogłaby się nie spóźnić na wspólny posiłek. Tak też uczyniła. Ubrawszy się szybko zbiegła na śniadanie, chcąc jednak te dni przed ewentualną przeprowadzką na uniwerek spędzić z rodziną. Przy śniadaniu, tak jak ostatnio pojawiła się Fulla wesoła i uśmiechnięta lekko. Posiłek odbywał się w miłej atmosferze, acz wszystkie oczy wpatrywały się w Elizabeth. Jakby oczekiwali od niej nowin.
- Jutro jadę na uniwerek na rozmowę. - Powiedziała w końcu gdy już zaspokoiła pierwszy głód. - Powinnam się jakoś przygotować do rozmowy… - Spojrzała niepewnie na matkę. - Nie jestem pewna co mam na siebie założyć.
- Coś skromnego i właściwego młodej damie. W końcu niech wiedzą, że z przyzwoitego jesteś domu.- podsumowała krótko Adelaide.
Elizabeth przytaknęła ruchem głowy i powróciła do przerwanego posiłku. Gdyby rodzice wiedzieli o fałszywych opiniach na jej temat… o tym po co tak naprawdę tam jechała. Zerknęła na nich ponad swoim talerzem, ze smutkiem stwierdzając, że nagle stali się jej odlegli. Ale… może to i lepiej.. nie chciała ich narażać.
Przy posiłku było całkiem wesoło, a potem każdy udał się do swoich zajęć. Najmłodszy brat do szkoły, drugi wraz z ojcem do warsztatu. A El wraz z Fullą i matką zabrały się za szycie i poprawki przy gotowych już egzemplarzach. Elizabeth była teraz lekko ignorowana przez matkę. Ta bowiem skupiła się głównie na Fulli, wszak krasnoludka dopiero się przyuczała i popełniała jeszcze wiele błędów.

Czarodziejka po tym jak skończyła pracę nad majtkami do kompletu, nad którym pracowała matka, postanowiła się nieco rozejrzeć. Szukała koronki, ale też miała ochotę skończyć bieliznę, którą ostatnio zaczęła, by obdarować nią dziewczyny z Pączka. Może… mogłaby uszyć też coś dla siebie? Samuel mówił, że gdyby przyniosłaby mu próbkę swojej roboty.. może mogłaby dostać się do gildii. Tylko była niemal pewna, że przyjaciel Charlesa chciałby coś jeszcze za pomoc. Znalazła kilka koronek które… były bardzo podobne do tych przy majtkach Melody. Podobne ale nie identyczne niestety. Może… byłaby w stanie zmienić je za pomocą magii? Musiała przejrzeć księgę wujka, a tymczasem zgarnęła ze dwie najbardziej podobne i powróciła do przerwanej pracy nad szytymi przez siebie majtkami, czekając aż matka znów wezwie ją do pomocy.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz na rozkojarzoną? Na litość bogów co jest z wami dziewczyny? Wczoraj Fulla dziś ty. Czyżby jakieś chłopaki z sąsiedztwa wpadły wam oko?- zapytała znienacka Adelaide, wywołując rumieniec na twarzy kulącej się Fulli.
- Nie mamo.. tylko… jakoś niepokoi mnie, że to może być mój ostatni dzień tutaj. - El odłożyła majtki nad, którymi pracowała.
- Nie wiadomo czy tamta praca ci się spodoba.- rzekła z łagodnym uśmiechem matka i dodała po chwili.- Poza tym to nie tak, że wyjeżdżasz z miasta. To tylko kilka dzielnic dalej.
El przytaknęła. Toż nie mogła powiedzieć jak niebezpieczna na razie wydaje się ta praca. Westchnęła ciężko.
- Kojarzysz majtki, które ci pokazywałam ostatnio? Strasznie chodzi za mną tamta koronka… uszyłabym coś z nią. - Czarodziejka uśmiechnęła się ciepło do matki.
- Może podwiązki, albo pas do pończoch. Ooo… alboo… takie rękawiczki do łokcia. Tyle, że bez palców.- Adelaide zaczęła się zastanawiać na głos.
- Rękawiczki byłyby piękne. - Przyznała El jak zwykle zachwycona wyobraźnią matki.
- To prawda. I bardzo stylowe.- zgodziła się matka i zamyśliła. - Tylko potrzebny byłaby ręce na które miałabyś je robić, żeby były odpowiednio dopasowane.
I spojrzała na Fullę.
El uśmiechnęła się. Wątpiła by krasnoludzica potrzebowała i chciała nosić coś takiego.
- Tylko.. gdzie zdobyć taką koronkę?
- Cóż…- zamyśliła się Adelaide i zachmurzyła. - Ceny za takie cudeńka są bliskie zdzierstwu w pasmanteriach Uptown. Najbardziej ceni się te z pajęczego jedwabiu pochodzące od drowów, albo te utkane przez elfy. Nam pozostaje polować na… te z drugiego obiegu, które czasem trafiają się w lombardach.
Czyli pochodzące z kradzieży… co jednak matce El nie przeszło przez gardło.
- No chyba że zadowolisz się tanimi koronkami z miejscowych pasmanterii. - dodała na koniec.
- Ja… teraz chyba i tak nie mam czasu. - Czarodziejka spojrzała na nieskończone majtki i westchnęła ciężko.
- Nie przejmuj się tym. Zarobisz, odłożysz i będziesz mogła kupić.- odparła z uśmiechem Adelaide.
El przytaknęła. Co prawda nie miała tyle czasu… a przynajmniej wątpiła, by Bernie chciał tyle czekać.


Nadszedł czas przymiarek dla kolejnej klientki i czas przygotowania posiłku przez Fullę i Elizabeth. Podczas niego młoda krasnoludka rzekła cicho. - Wydajesz się nieobecna. Myślisz o swoim ukochanym?
- Bardziej o swojej nowej pracy. - Przyznała Elizabeth zabierając się za gotowanie.
- Nie martw się. Sprzątanie, pranie i pastowanie podłóg tylko tak strasznie brzmią.- zażartowała krasnoludka chcąc podnieść na duchu przyjaciółkę.
- Ale to jednak.. nowe miejsce.. nowi ludzie. - Czarodziejka westchnęła. Toż nie mogła opowiedzieć Fulli o swoich spiskach… kochance.. kochanku. O tym wszystkim.
Tymczasem do drzwi ktoś zapukał, a Fulla poszła otworzyć. Po czym… zbladła, spurpurowiała i pospiesznie pognała schować się za pannę Morgan. Przez otwarte drzwi wszedł kapelusz, na kobiecym ciele. Wielki czarny, ozdobiony kwiatami kapelusz na pulchniutkim, ale kuszącym oko ciele. Kapelusz wylądował na krześle i El mogła przyjrzeć się rudowłosej krasnoludce w klanowym makijażu na twarzy. W obcisłej aksamitnej sukni z koronką pod szyją i futrzano-skórzanymi naramiennikami, opiętej ciężkim złotym pasem z klejnotami. I z rozcięciem z boku… rozcięciem !
Jaki krasnolud się tak ubiera?
- A więc… to jest ten słynny przybytek w którym krasnoludy uczą się robienia bielizny? - rozejrzała się dorastająca do biustu El krasnoludzka damulka. Poprawiła czarne rękawiczki.
- Kuzynka Galinki… żony starego Krugha. Możesz mi mówić Amaralde.- uśmiechnęła się podając dłoń czarodziejce.
- Witaj Pani. - El dygnęła przed krasnoludzicą. - Czy przyszłaś odwiedzić Fullę, czy też pragniesz zamówić bieliznę?
- I jedno i drugie moja śliczna.- rzekła Amaralde, podczas gdy kryjąca się za czarodziejką Fulla wydukała.- Witaj ciociu Amo.
- Witaj.- odparła Amaralde i rzekła.- Dobrze się tu tobą opiekują. Nabierasz ogłady? Bo urody tak, widzę że odziedziczyłaś ją po matce. A wracając do moich potrzeb, jestem zajętą osobą więc może przejdziemy od razu do rzeczy?
Było to nieco kłopotliwe, bo Adelaide właśnie przyjmowała inną klientkę.
- Jeśli nie będziesz miała Pani nic przeciwko temu, że ja i Fulla przyjmiemy zamówienie i zdejmiemy miarę, to z wielką przyjemnością pomogę. - Czarodziejka uśmiechnęła się do potencjalnej klientki, w sposób jakiego nauczyła ją matka.
- To wspaniale… chciałabym jedwabną podomkę, jedwabną bieliznę, gorsecik, parę pończoch z podwiązkami. Jeszcze nie wybrałam koloru.- rzekła w odpowiedzi Amaralde i zerknęła na Fullę, która zawstydzona dodała. - Dobrze mi tu ciociu… lepiej niż w kuźni.
- Z pewnością.- odparła Amaralde i spytała Elizabeth.- To gdzie idziemy? Gdzie się mam rozebrać?
- Zapraszam. - El poprowadziła krasnoludzicę do niewielkiego pomieszczenia, w którym czekały przygotowane zamówienia i czasem brały z mamą miary. - Niestety mama ma teraz inną klientkę ale obiecuję, że potem z przyjemnością się Panią zajmie. Za to w ramach jakiegoś wynagrodzenia, pokaże nasze “sekretne” miejsce.
- Byłoby cudownie, ale niestety nie mogę czekać.- dłonią zrolowała pospiesznie pierwszą rękawicę i ułożyła na krześle, po czym zabrała się za drugą. - Mam próby w robocie. Nowy repertuar… nowe stroje. Potrzebuję coś olśniewającego pod niego. Niestety mało kto potrafi wydobyć piękno ze mnie. Wszędzie tylko elfie kroje i elfie gusta. Założyłam, że skoro Fulla tu terminuje to potraficie przygotować coś odpowiedniego pod moją figurę.
Zerknęła za siebie, na chowającą się za progiem krasnoludkę.- A ty czemu się tak czaisz?
- To może pokaże co nieco i wypowie się Pani, który krój jej odpowiada. - Czarodziejka zdjeła z regału dwa krasnoludzie gorsety i ułożyła je na znajdującym się w pomieszczeniu stole. Jeden bardzo śmiały, mocno wycięty, w barwie malin. Drugi nieco skromniejszy ale kuszący dopasowaną do koloru talii kremową koronką.
- Oba są prześliczne.- odparła krasnoludka pochodząc już bez rękawiczek, podczas gdy Fulla wybąkała coś o byciu dopiero początkującą… reszty El nie dosłyszała.
- Ten jest ładny, ale… może by tak bardziej… - przesunęła palcem po malinowym gorsecie zaznaczając większy dekolt. - A tu siateczki między żebrami, po bokach.
Sugestie które mogłyby zawstydzić nawet kurtyzany z “Pączka”.
- Jeśli tylko będę w stanie zagwarantować, że dobrze wszystko utrzyma. - Elizabeth przytaknęła. - Bielizna ma podkreślać naszą urodę, wydobywać w niej to co najpiękniejsze. Czasem lepiej jest ukryć więcej, ale pobudzić ciekawość.
- Ostatecznie i tak kończę…- zaśmiała się Amaralde, a Fulla nie wytrzymała i krzyknęła przerywając jej wypowiedź..- Ciociu!
- Ten jest ładny… ale trochę nieśmiały. Na Fulli wyglądałby lepiej.- zmieniła temat krasnoludzka dama, wprawiając w zakłopotanie swoją siostrzenicę, która wybąkała.- Nie prawda… nie mam takiej… figury… ani śmiałości i w ogóle.. nie potra.. nie wyglądałabym dobrze.
- Masz wspaniałą figurę. - El zaprzeczyła młodszej krasnoludzicy. - Wobec tego prosze się rozebrać. Zdejmę miarę.
- No… zwykle na takie rzeczy trzeba sobie zasłużyć.- odparła ze śmiechem Amaralde. - Więc czujcie się zaszczycone.-
Mrucząc coś pod nosem ekscentryczna ciotka zabrała się za odpinanie pasa. Kręciła przy tym odruchowo pupą. Potem zapięcia sukni ukryte pod futrzanymi naramiennikami. Ledwo je odpięła, a suknia spłynęła z ciała Amaralde odsłaniając pełne piegów duże i sprężyste piersi. Krągłe ciało i… przepaskę biodrową, skórzaną i z przodu zrobioną w postaci drobnych paseczków. Żadnego biustonosza, a nogi okrywała zmysłowe siateczkowe pończochy zakończone podwiązkami ozdobionymi różami. Oraz zgrabne koturny na obcasie.
Trzeba przyznać, że żadnej krasnoludki El nie widziała w takim stroju.
- Musisz być Pani, bardzo śmiałą osobą. Fulla czy mogłabyś notować? - El wzięła metr krawiecki i podeszła do krasnoludzicy. Teraz gdy zajmowała się pracą ciało innej kobiety nie budziło tylu emocji… na szczęście.
- Ttaak.- mruknęła Fulla zawstydzona, a Amaralde uśmiechnęła się mówiąc.- Cóż… pracuję w szołbiznesie.
- W kabarecie.- dodała cicho siostrzenica.
- Przychodzą do nas różni aktorzy. - El owinęła metr wokół piersi krasnoludzicy, ściskając go delikatnie i podała wymiar Fulli. - Osobiście zdarza mi się szyć także dla dziewcząt z Pączka. Dla mnie… najważniejsza jest miłość do pięknej bielizny, nie ważne jaki jest zawód klientki.
- Och… skarbie. Powinnaś zabrać Fullę ze sobą i wpaść na mój występ. Na inne występy też. Trzeba czasem posmakować luksusu.- odparła żartobliwie Amaralde, zaś jej siostrzenica szepnęła “ojciec obdarłby mnie ze skóry”.
- Z przyjemnością. - Odpowiedziała spokojnie El, biorąc miarę pod piersiami cioci Fulli. - Nie wiem jednak czy rodzicę, twej siostrzenicy pozwolą.
- Nie pozwolą. Ojciec chce trzymać pod kloszem moją siostrzenicę… biedaczka się marnuje.- westchnęła ciężko Amaralde. - Ale to już nie czasy klanów. Trzeba się otworzyć na nowy świat… tym bardziej, że właśnie w nim żyjemy.
El przytaknęła i podała kolejny wymiar Fulli tym razem obwiązując krasnoludzicę w talii i niemal przytulając się uchem do jej piersi.
- Ja się nie czuję marnowana…- pisnęła cicho Fulla w bardzo słabym proteście, gdy Elizabeth spisywała kolejne namiary prężącej się posłusznie krasnoludki.
- To może nie być przyjemne. - El przełożyła metr krawiecki pod kroczem Amaraldy by złapać wymiar torsu krasnoludzicy. - Chyba najważniejsze jest, kto w czym czuje się komfortowo, czyż nie?
- Może…- zamruczała cicho Amaralde z łobuzerskim uśmiechem, wcale nie czując się niekomfortowo podczas tego pomiaru.- … niemniej uważam, żeby wybrać co się lubi trzeba wszystkiego skosztować.
- Może. - El odpowiedziała, uśmiechając się delikatnie i biorąc kolejne pomiary. Teraz już było prościej. obrys do rękawiczek. Długości ramion, nóg. Średnice.
- Cóż… co kto lubi.- odparła klientka przyglądając się pracującej El w zamyśleniu.
Czarodziejka zachowywała się jak najbardziej profesjonalnie by nie przynieść wstydu matce. Jednak ona i Fulla tu zostawały i to one będą szyć strój dla Amaraldy.
- To wszystko. Przekaże pomiary mojej matce. Wierzę, że będzie Pani zachwycona, gdy ją Pani pozna. Ma niesamowity gust i wyczucie. - El starannie zwinęła metr krawiecki. - Czy ma pani jakieś predyspozycje co do daty przymiarki? Potrzebujemy przynajmniej tygodnia na zrobienie wykrojów i przygotowanie propozycji materiałów.
- Niech pomyślę. Za trzy dni?- zapytała krasnoludzica podpierając podbródek dłonią w zamyśleniu.- A co do detali… zostawiam je waszej pomysłowości. Ufam waszemu gustowi.
- Czy wskazany jest pośpiech? Naprawdę zazwyczaj potrzebny jest nam tydzień, ale jeśli to coś pilnego… - El zawahała się jednak to był czas jej matki, nie chciała podejmować za nią takich decyzji.
- Są potrzebne do nowego przedstawienia.- wyjaśniła Amaralde, co było dziwne. Jakie to przedstawienie wymaga śmiałej bielizny?
- Rozumiem… wobec tego potwierdzę jeszcze termin, dobrze? - El przytaknęła i zanotowała datę na arkuszu z pomiarami.
- Niech tak będzie. Przyjmijmy, że zjawię się tu za dwa trzy dni i zobaczymy wtedy sytuację.- zaproponowała krasnoludka.
- Dobrze. - El dygnęła. - Matka przekaże wtedy też kwotę zaliczki na poczet materiałów.
- Cudownie.- Amaralde podeszła do pasa i wyjęła z ukrytej w nim skrytki kieszonkowy zegarek. - Mam jeszcze piętnaście minut. Może napijemy się herbatki i poplotkujemy?
- Zapraszam serdecznie. - El uśmiechnęła się. - Mama powinna niebawem dołączyć, to wtedy będziemy mogły jeszcze wszystko z nią potwierdzić.
- To mam się już ubrać, czy jeszcze coś muszę pokazać?- zapytała pół żartem pół serio krasnoludzka gwiazda kabaretu.
- Może Pani się ubrać. - Czarodziejka schowała pokazane gorsety i wzięła z sobą arkusz z wymiarami.
- Fulla wie jaką herbatkę lubię.- odparła pochylona Amaralde podciągając suknię do góry, by ją założyć.
- Dobrze. - El obejrzała się na młodszą krasnoludkę. - Poszłabyś nastawić wodę, zaraz dołączymy.
Fulli nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zresztą nie chciała oglądać kręcącej pupą ciotki zmagającej się z obcisłym materiałem sukni.
- Więc.. występuje Pani w kabarecie? - Spytała teraz na spokojnie El.
- Tak. Jako gwiazda estrady. Pomożesz mi kochanie. Trochę ciężko się ją przy biodrach zakłada. - odparła krasnoludka.
- Oczywiście. - Czarodziejka podeszła do krasnoludzicy i pochyliła się by pomóc jej ze suknią.
- Dzięki moja droga.- odparła Amaralde przy okazji muskając dłonie dziewczyny. I dodała.- Pracuję w “Figlarnej Śrubce”. Śpiewam, tańczę i rozbieram się… wszystko co przeszkadza mężowi mojej siostry.
- Moim rodzicom też by na pewno przeszkadzało. - El zaśmiała się.
- Cóż... taki krasnolud wierny tradycji jak Wullgram znosi to jeszcze gorzej. - odparła Amaralde zapinając suknię pod naramiennikami i przerzucając warkocz przez lewe ramię. - Czyżby miało to znaczyć, że nie jesteście zainteresowane biletami?
- Ja bym się chętnie wybrała. - El westchnęła.-... ale Fulla wydaje się być mocno zaniepokojona reakcją swego ojca.
- Biedne zakompleksione dziecko. Tradycja, tradycja… tradycja… tylko tego się w domu uczy. Trzymają ją tam krótko.- stwierdziła Amaralde poprawiając suknię i sprawdzając czy rozcięcie pozwala wymknąć się jej zgrabnej nodze w zmysłowy sposób. Zerknęła na samą Elizabeth uśmiechając się. - A ty nie boisz się że cię tam za kulisami spiję i zbałamucę? Wiem jaka jest fama tego nocnego klubu.
- Cóż… wierzę, że ciocia znajomej raczej by się mna zaopiekowała. - Czarodziejka zaśmiała się i odsunęła się od Amaralde.
- Dobra odpowiedź…- zaśmiała się głośno krasnoludka naciągając rękawiczki na dłonie. - Moja siostrzenica jest w dobrych rękach.
- Oczywiście. - El dygnęła. - Zapraszam wobec tego na herbatę.

Matce długo schodziły przymiarki, bo się nie pojawiała. Tak więc całe zabawianie klientki spadło na głowę czarodziejki. Na szczęście pracująca w show biznesie ciotunia sama była gadatliwą duszą towarzystwa i chętnie odpowiadała na każde pytanie. El wypytała nieco o jej pracę w kabarecie, na tyle delikatnie by nie wprawiać Fulli w ciągłe zakłopotanie. Nieco zagadując nową klientkę, nieco przygotowując posiłek czekała na matkę.
Wedle opowieści krasnoludzkiej gwiazdy, występy w “Figlarnej Śrubce” były artystyczne. Co prawda z dużą ilością golizny, ale też i śpiewu, muzyki żartów i efektów specjalnych dostarczanych przez magów, alchemików i mechaników pracujących przy rewii. Dlatego też trzeba było pracować przy kostiumach, zajmować się scenografią… i ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć. Przy tej okazji Amaralde spytała czy by Elizabeth nie mogła pokazać swoich nóg.
- A.. czemu potrzebuje Pani moich nóg? - Czarodziejka spojrzała na ciocię Fulli nieco zaskoczona.
- Zastanawiam się jak ładne są i jak się prezentują. I czy dobrze by wyglądały podczas tańca. Ot, zawodowa ciekawość. Zdradzę ci między nami, że pewna młoda krasnoludka ma zgrabne nogi i całkiem pociągająco się na nich porusza.- odparła Amaralde uśmiechając się porozumiewawczo, ale Fulla przejrzała jej sztuczkę i zaczerwieniła się mocno.
El zerknęła na drzwi i uniosła nieco sukienkę, odsłaniając swoje łydki.
- Często chodzę w krótszych sukienkach. Skromnych ale.. wygodniejszych. - Pozwoliła Amaralde popatrzeć na swoje nogi i zasłoniła je.
- Hmm… niczego sobie.- odparła z uśmiechem artystka i kiwnęła głową. - Chciałabym je zobaczyć w ruchu, ale na mnie moje drogie już czas. Wpadnę wkrótce.
- Oczywiście. - El odprowadziła krasnoludzicę do drzwi. Po drodze podała jej olbrzymi kapelusz, który ciocia Fulli z gracją nałożyła na głowę. A jej siostrzenica z ulgą odetchnęła, gdy drzwi się za nią zamknęły.
- Niesamowita kobieta. - Szepnęła El i wróciła do kuchni by skończyć posiłek.
- Tata by powiedział… nieznośna.- odparła z ironicznym uśmiechem krasnoludka.
- Kto jest nieznośny?- zapytała Adelaide schodząc po schodach.
- Przyszła do nas ciocia Fulli. Chce zamówić bieliznę… na szybko. - El podeszła do matki i podała jej kartkę z miarami i notatkami. - Wzięłam z niej miarę.
- Interesujące…- odparła z uśmiechem matka wietrząc interes i zaczęła poganiać podwładne.- No a teraz do roboty. Obiad sam się nie zrobi!
El przytaknęła i powróciła do przerwanego przygotowywania posiłku.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 09-01-2020, 11:56   #14
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Gdy tylko posprzątała o jedzeniu udała się na piętro informując rodzinę, że zamierza się przygotowywać na jutrzejszą rozmowę o pracę. To też planowała zrobić. gdy tylko znalazła się w swoich czterech ścianach wydobyła karty z referencjami i zabrała się za ich lekturę, starając się jak najwięcej zapamiętać. Musiała mieć te nazwiska zawsze z tyłu głowy, rzucać nimi automatycznie. Wymyślić historię o dzieciach gospodarzy, ich pieskach... pokojówkach.. stworzyć sobie to życie. Wiedziała, że inaczej nie da rady odpowiednio się zaprezentować. Gdy już była tym zmęczona szukała zaklęcia, które pomogłoby jej z koronką dla Mel i wybierała odpowiedni strój.
Państwo Mountgomery, Richard i Charlotte. Chwalili ją pod niebiosa. Państwo Knuckelknack… Urcano i Dealotte, gnomy zapewne. Również oceniano jej pracę w samych superlatywach. Ostatnia pracodawczyni… Isadore Duncan. Artystka. Wedle kolejnych pochwał El zajmowała się nie tylko jej domem, ale i magicznym atelier w którym to owa artystka tworzyła.
Czas przy lekturze mijał więc szybko...i zapamiętanie szczegółów było łatwe. Wymyślenie bajek na temat gospodarzy o wiele trudniejsze. Nie było za dużo szczegółów dotyczących ich rodzin. Więcej na temat obowiązków… sprzątania, mycia okien i podłóg, cerowania i przyszywania. Dyskrecji. Ta była ważna ponoć dla całej trójki pracodawców.
Czarodziejka skupiła się więc na tych informacjach, ewentualnie wymyśleniu co nieco o służbie. Jeśli było to miejsce gdzie studiują bogaci, ktoś mógł znać te rodziny, więc musiała być ostrożna.
Po paru godzinach planowania była już… gotowa. Cóż, czuła że bardziej gotowa już nie będzie. Niemniej pozostało przed nią kolejne zadanie. Pierwsze przygotowanie zaklęć, tak by mogła naprawdę czarować! Niestety miodowłosa gnomka udzieliła jej jedynie drobnych wskazówek, nie będąc wszak prawdziwą czarodziejką.
Najpierw poszukała czegoś czym mogłaby przerobić lub stworzyć koronkę dla Mel. Potem zaczęła rozważać co może się jej przydać podczas rozmowy… ale chyba.. tam nie powinna czarować.. gdyby tylko wiedziała czy oni są w stanie wykryć jakieś dziwne zaklęcie, na terenie swojej uczelni.
Zapewne byli obeznani z czarami, więc nie powinna ich rzucać podczas pobytu na uczelni. Ale może przed zjawieniem się tam? Z tych zaklęć… jedno więc szczególnie się rzucało w oczy. Splendor… który czynił osobę atrakcyjniejszą i bardziej charyzmatyczną. Nadawał ten blask tak naturalny w przypadku Dalii. I trwał wystarczająco długo, by mogła go rzucić zanim zjawi się na miejscu. No i… wydawał się dość rzadkim czarem. El zdarzało się widzieć czarownika rzucającego zbroję maga, czy charyzmę orła… ale o czarze splendor dowiedziała się właśnie z księgi wuja.
Spróbowała zapamiętać zaklęcie… zawsze.. mogła zaryzykować. Teraz pozostał tylko dylemat co zrobić z tymi majtkami. O tym jednak problemie panna Morgan na chwilę zapomniała zafascynowana mocą, którą skupiła w sobie podczas tego skupiania się. Słowa mocy tworzyły w jej wyobraźni kostkę składającą się z wijących się linii liter, wystarczyło teraz rozpakować tę kostkę wypowiadając słowa i wykonując gesty w odpowiedniej kolejności… i skropić się perfumami. Bo to był materialny składnik tego zaklęcia. Na szczęście perfumy dostała od matki z okazji osiągnięcia dojrzałości. Dosyć delikatne, ale zawsze. El zerknęła za okno upewnić się czy jest jeszcze jasno. Może przeszłaby się do kilku sklepów z koronkami… może lombard? Zorientuje się chociaż ile to może kosztować.
Powoli już zbliżał się wieczór, ale do zamknięcia było jeszcze dość czasu. No i lombard był otwarty do północy, acz… tam akurat lepiej się nie zapuszczać samemu. Tak przynajmniej mama mówiła. Z drugiej strony Elizabeth nie była bezbronną dziewuszką. Miała swojego deringera! I mogła przygotować czary, którymi mogłaby się bronić. Tych akurat było więcej w księdze wuja. Poszukała więc tarczy, którą kiedyś się zainteresowała, i jakichś pocisków… choć wolałaby ich nie użyć. Do tego dziwne zaklęcie z mgłą i pajęczyną chyba.. mogła się czuć bezpieczna. Ubrała się, chowając przy okazji notatki i księgę pod ubraniami w skrzyni i ruszyła na zakupy.
Przemierzając znane sobie uliczki i przeglądając zawartość sklepików Elizabeth traciła optymizm. Mama miała rację… cieżko było o takie koronki. W żadnym z mijanych sklepików nie znajdowała niczego, co mogłoby się zbliżyć jakością do tego, czego potrzebowała.
Pozostało więc się udać na uliczkę Podręczną, tyle że tam… tam mogła się liczyć z zaczepianiem przez podejrzane typy. Na uliczce podręcznej oprócz lombardu znajdował się też opuszczony magazyn, który miejscowy gang uczynił swoją siedzibą.
Pozostało jej spróbować. Może jeśli przemknie szybko?


Udało się i nie udało zarazem. Nie wyszło, bo została zauważona, ale szczęśliwie jedyne czego doświadczyła od nich to prostackich zaczepek i wulgarnych “komplementów” na temat swojego zadka i biustu. Dotarła bezpiecznie do “U Gartha”, lombarda krasnoludzkiego pasera i zbrojmistrza. Garth był dobrze znany Elizabeth, jak i każdemu w okolicy. Można było u niego sprzedać i zastawić wszystko. A także kupić wszystko, w teorii. W praktyce dostępność towarów zależała od zaufania jakim Garth obdarzał klientów. Bądź co bądź krasnolud już dwa razy trafił do więzienia za paserstwo i nie planował wyrwać się tam po raz trzeci.
Wejście do lombardu Gartha było niskie, w środku zaś było ciemno. W kącie siedział półdrowi ochroniarz ubrany na ciemno w workowate szaty i płaszcz kryjące… zapewne jakieś rodzaje broni. Nie wiadomo jednak było jakie.
Sam Garth Gunnerson był niskim krasnoludem (nawet jak na krasnoluda) o gładko wygolonej czaszce i mizernej gnomiej brodzie. Ubrany był elegancko i podpierał się magicznym toporkiem, którego to wykorzystywał jako laski. Obserwował bacznie zakapturzonego osobnika, w długim ciężkim płaszczy okrywającym całkowicie jego sylwetkę, który oglądał i badał powtarzalną kuszę. Zapewne magiczną. Klient był albo wybredny albo znawcą, bo nie spieszył się z decyzją. Zaś Elizabeth rozejrzała się po małym, niskim zagraconym pomieszczeniu pełnym różnych rzeczy, od ubrań przez dzieła sztuki, bo pełne płytowe zbroje… które obecnie były używane głównie przy ceremoniach (pomijając oczywiście ezoteryczne pancerze Czarnej Gwardii, ale tych tu nie widziała). Było tu dość ciemno… wygodnie może dla oczu krasnoludzkich czy półdrowich, ale nie dla niej. Światło wpadało tutaj poprzez otwarte drzwi prowadzące do kuźni w której to ogień pewnie płonął mocno.
Okna jednakże były pokryte szarą warstewką brudu skutecznie odcinającą dopływ światła.
El ruszyła przez lombard starając dojrzeć się cokolwiek w półmroku i czekając aż sprzedawca będzie wolny.
- Czego panienka tu szuka? - krasnolud dość szybko zmienił obiekt zainteresowań, widząc że jego pierwszy klient szybko się nie zdecyduje.
- Koronek… konkretnych. - Elizabeth uśmiechnęła się do krasnoluda.
- Koronek? To dość nietypowe pragnienie. Mógłbym sprzedać komplet bielizny z czarnej skóry nabijanej srebrnymi ćwiekami. - zadumał się krasnolud rozważając możliwości. - jeśli egzotyki panienka szuka.
- Słyszałam, że można tu dostać wszystko. - El musiała przyznać, że nawet zaintrygował ją taki wariant bielizny, ale jednak nie po to tu przyszła.
- To prawda…. wszystko. Jednakże nikt tu chleba kupować nie przychodzi. Ni mięsiwa ni wina. Jakaż to więc jest koronka, że aż tutaj jej panienka szuka? - zapytał Garth.
- Bo to bardzo nietypowa i droga koronka. - El westchnęła ciężko i wydobyła z torby wzięty z pracowni skrawek. - Podobna do tej ale drobniejsza i delikatniejsza.
- Jaelec rusz tu swój czarny zad i zajmij się pannicą. Ja tam na tych babskich sprawach się nie znam. - łysy krasnolud zwrócił się do półdrowa, a ten podszedł i przyjrzał się próbce.
- Mamy kufer po pewnej elfce. Przejrzany pobieżnie. Pełen ciuchów. - zastanowił się Jaelec. - Chce panienka przejrzeć?
- Bardzo chętnie. - El przyjrzała się mężczyźnie. Nie często widywała drowy. - Tylko… chyba będę potrzebowała lampy lub świecy.
- Coś się zaaranżuje. - Jaelec wyciągnął kufer z kąta i przysunął bliżej. Wyciągnął zakrzywiony kindżał spod szat jakie nosił na sobie i użył ostrza do wyłamania zamka kufra. Otworzył go odsłaniając wymiętoszone i rzucone byle jak szaty. Leżały one w bezładzie zapewne od pierwszego przeszukania kuferka.
- Zniszczą się… - mruknęła tylko El, zaglądając do środka i delikatnie sięgając dłonią do tkanin.
- Nie były warte za wiele od początku. - odparł półdrow zapalając latarnię, podczas gdy inny głos wstrząsnął czarodziejką.
- Musisz poprawić balans kuszy. Przód za bardzo ciąży. - nieznajomy podał oręż krasnoludowi. A ten klnąc pod nosem udał się do kuźni na zapleczu, by dokonać poprawek. El znała ten głos, od czasu gdy przyciśnięta do ściany słyszała wypowiedzianą nim groźbę.
Dziewczyna niepewnie spojrzała w stronę głosu, by upewnić się kto wypowiedział polecenie. Owa zakapturzona postać oczywiście. Osobnik ów czekał cierpliwie przy ladzie. Czarodziejka wiedziała, że nie powinna się zdradzać z tym, że go zna.. była jednak ciekawa tego mężczyzny. Szybko przejrzała stroje szukając koronki i nasłuchując czy ów osobnik nie zbiera się do wyjścia.
Na to się jednak nie zanosiło. Wszak Garth dopiero zaczął zajmować się poprawkami przy jego kuszy. W dłonie panny Morgan trafił zaś zielonkawy płaszcz z kapturem wyróżniający lamówką pokrytą elfimi literami. Był.. piękny. Nie był tym czego szukała, ale… Odłożyła płaszcz na bok, ciekawa czy wystarczy jej pieniędzy by go nabyć. Po czym znów zabrała się za szukanie jakiejś bielizny z koronką.
Kolejnym ciekawym znaleziskiem była bielizna z półprzezroczystego materiału, który dziewczyna widziała po raz pierwszy. Kto nosił takie majtki? Kto je zrobił? I z czego?
Wylądowały na płaszczu gdyż także im chciała się przyjrzeć w dobrym dziennym świetle. Ta skrzynia pełna była skarbów, jeden ciekawszy od drugiego.. choć pewnie nie dla krasnoluda, który myśli o bieliźnie z ćwiekami.
Pończochy… całkiem niezłe i leciutkie jak puch. Koszula całkiem ładna. Koronkowe majtki, całe z niej. Prawie idealne. Sztylet w czarnej pochwie z tłoczonymi znakami na niej. Fiolka z zieloną zawartością.
Na jej widok ręka półdrowa odruchowo pochwyciła ową fiolkę i schowała pośród tkanin jego szaty.
- Tego nie chcesz kupić. - zapewnił Jaelec.
- M..możliwe. - Szepnęła El spoglądając niepewnie na mężczyznę. - A zdradzisz mi co to?
- Jad olbrzymiego skorpiona. Trucizna którą nakłada się na ostrze… łatwo się nią samemu zatruć, jeśli nieumiejętnie się z nią obchodzisz. Powiedzmy że poprzednia właścicielka kufra zeszła nagle z tego świata. - wyjaśnił cicho półdrow.
- Niech będzie… nie szukam niczego takiego, a i pewnie nie byłoby mnie na to stać. - Mruknęła El, zerkając czy dziwny mężczyzna nadal stoi przed ladą i wracając do swych poszukiwań. - Czemu uważacie, że to wszystko jest niewiele warte?
- Żadnych klejnotów, żadnych skarbów, żadnych ksiąg eliksirów, broni czy zwojów. Szmatki nie sprzedają tu się za dobrze.- ocenił Jaelec, podczas gdy El zerkała na czekającego na swoją kuszę mężczyznę.
- A na ile szacujesz to co wybrałam? - Wskazała na płaszcz i majtki, zabierając się za dalsze poszukiwania. Po chwili dołożyła też pończochy i majtki z koronki. Cóż.. będzie się targować.
- Bo ja wiem? Z dwieście czterdzieści dolarów? - zafrapował się półdrow, podczas gdy krasnolud wrócił z kuszą. I klient zabrał się za ocenianie kuszy, czy już dobrze wyważona.
El na szybko przerzuciła jeszcze zawartość kufra, szukając innej bielizny z koronką.
- Ja bym dała góra dwieście. Potwornie tym poniewieraliście. - Mruknęła udając niezadowolenie. - Tyle, że materiał dobry.
- Szef wyceni. - odparł Jaelec wzruszając ramionami, podczas gdy czarodziejka nic ciekawego już nie znalazła.
- Dobrze. - El złożyła starannie, to co chciała nabyć i jeszcze raz zerknęła w kierunku lady, zamykając przy okazji skrzynię.
- Panienka, jak widzę, zadowolona ze znalezisk? To będzie… raz dwa trzy cztery. Czterysta dolarów.- podliczył szybko Garth.
- Niezbyt. Potwornie się z tym obeszliście. Praktycznie wszystko do przeszycia. - El pokręciłą z rozczarowaniem głową.- Pewnie tyle to było warte, ale teraz.. to jedynie tkanina… 200. Może tyle bym mogła dać.
- Niech stracę… trzysta.- machnął ręką krasnolud, podczas gdy drugi klient położył na blacie garść banknotów.
- Tak jak się umawialiśmy.- dodał zabierając kuszę i zbierając się do wyjścia.
- Ech może 240.. niech stracę. - Mruknęła El starając się nie zerkać na stojącego obok mężczyznę.
- Dwieście osiemdziesiąt.- upierał się krasnolud, podczas gdy zakapturzony ruszał ku wyjściu.
- Spotkajmy się w połowie 260. - Mruknęła wyciągając ku krasnoludowi dłoń do uściśnięcia.
- Zgoda panienko.- mruknął niechętnie krasnolud podając dłoń. Z drugiej strony, czy miał wybór? Ludzie którzy szukali towaru, nie byli przecież miłośnikami damskich ciuszków, prawda?
- Dobrze robić z Panem interesy. - El uścisnęła dłoń sprzedawcy i położyła gotówkę na blacie. Szybko spakowała swoje rzeczy i wybiegła na ulicę i by rozejrzeć się za nieznajomym.
Dostrzegła go bez problemu. Może i wtapiał się w tłum, gdy go nie szukano. Ale teraz… El doskonale widziała opatulonego mężczyznę powoli przemieszczającego się w głąb ciemnej uliczki. Jego… nikt nie śmiał się zaczepić.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 20-01-2020, 09:15   #15
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Dopinając torbę i chowając dostęp do niej pod płaszczem, ruszyła jego śladem. Starała się nie rzucać oczy przemieszczając się wzdłuż sklepików, pomiędzy ludźmi i pilnując swego dorobku.
Z początku szło jej to łatwo. Trochę się wszak od Ameli nauczyła. Problemem jednak był jej strój… bardzo kobiecy i nieprzygotowany do śledzenia i skradania. Póki jeszcze przemierzali ludną okolicę Elizabeth jeszcze udawało się być trudną do zauważenia. Problem zaś zaczął się, gdy uliczki przestały być tak ludne, a powoli zaczęły się robić ciemniejsze, puste i brudniejsze. Tu mieszkała biedota i ludzie wypluci z portu. Biedni emigranci ze starego świata. Niemniej jej cel wydawał się być nieświadomy jej szpiegowania.
El owinęła się szczelniej płaszczem, starając się ukryć swój strój i mając nadzieję, że tak mniej zwróci na siebie uwagę. Była ciekawa gdzie udawał się ten obcy. Kim był.
Przy kolejnym zakręcie cel znikł na moment z jej oczu. A gdy weszła w uliczkę, już go nie było… przez kilka chwil.
Potem… zimna stal noża na szyi, ciężka męska dłoń chwytająca ją za okolice podbrzusza.
- Kto cię wynajął? Kto ci kazał mnie śledzić? - chrapliwy gniewny głos, ciepły oddech koło ucha. Tak jak ostatnio.
- Nikt. - Mruknęła z trudem El czując jak jej oddech się zatrzymuje. - Ja... po prostu nie mogłam zapomnieć.
- O czym ty… bredzisz ? - zapytał mężczyzna, mocniej dociskając dłoń do jej ciała. Zapach jego potu był wyraźny i drapieżny.
- Spotkaliśmy się już… Elizabeth. - Wydusiła z siebie z trudem.
- Kiedy to?- zapytał z irytacją mężczyzna, dotykając jej podbrzusza i łona przez materiał sukienki powolnymi ruchami palców.
- Mów szybko i zwięźle, albowiem dawnom nie miał niewiasty, a ty zasługujesz na karę. Więc jeśli chcesz ujść z cnotą tej nocy, to lepiej nie drażnij mnie urywkami wypowiedzi.- straszył.
- Zabiłeś wampira. - Mruknęła. - Dwie noce temu.
- A taaak… wtedy się napatoczyłaś. - przypomniał sobie mężczyzna. Dotyk ostrza na szyi zelżał. Na podbrzuszu nie. - Czego chcesz? Po co za mną szłaś?
- Mam poważną wadę… ciekawość. - mruknęła czując jedynie odrobinę ulgi. Czemu ją nadal obejmował? Czy ją puści? Pozwoli jej odejść? - A ty nawet nie powiedziałeś wtedy jak masz na imię.
- Nie. Nie powiedziałem.- przytaknął mężczyzna przytrzymując dziewczynę i pytając.- Nikt ci nie mówił, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?
- Coś chyba… obiło mi się o uszy. Puścisz mnie? - Spytała nieco niepewnie, starając się teraz, gdy już nóż odsunął się od jej szyi, spojrzeć na mężczyznę.
- Dlaczego miałbym? Sama wlazłaś w moje objęcia. - odparł złowieszczo mężczyzna przyglądając się dziewczynie w swoich objęciach.- I jak zaspokoisz swoją ciekawość, gdy cię puszczę?
- Nie.. mówiłam, że odejdę. Po za tym.. chyba nie miałabym szans przed tobą uciec, prawda? - El powoli spróbowała się obrócić, w rękach napastnika. Chyba wolała go mieć przed sobą niż za.
Co jej się udało… bladolicy odsunął ostrze chowając je do zakamarków swojego płaszcza. I teraz ściskał jej pupę przez sukienkę, gdy była tak blisko.
Spoglądał na nią czerwonymi oczami dodając.- Tak. Nie zdołałabyś ujść żywa. Co jednak nie zmienia faktu, że po co miałbym cię w ogóle puścić? Nie lepiej uwięzić w jakiejś piwniczce, do czasu aż postanowię co z tobą zrobić?
El przez chwilę starała się umknąć zaciskającej się na niej dłoni gdy jednak usłyszała słowa mężczyzny zamarła.
- To chyba… byłby duży kłopot. - Podpowiedziała.
- Dla kogo? Dla ciebie z pewnością.- odparł mężczyzna uśmiechając się ironicznie.- Ale z drugiej strony zaspokoiłabyś swoją ciekawość.
- Chyba… nie tak chciałabym to zrobić. - Odpowiedziała El ze szczerym przestrachem.
- A jak niby wyobrażałaś sobie to wszystko? Jakiś aparat z lampą błyskową, notatnik i wywiad z pogromcą wampirów przy herbatce? Jak sobie wyobrażałaś to całe zaspokajanie ciekawości?- pytał bladolicy.
Czarodziejka przypomniała sobie nagle słowa gnomki. O pocałunku. Wpatrywała się w przekrwione oczy mężczyzny nie wiedząc co ma zrobić, bo co jeśli naprawdę ją zatrzyma? Jak miała z tego wybrnąć.
- Ja.. - Zawahała się na chwilę, ale w końcu przysunęła się bardziej i delikatnie spróbowała pocałować go w usta.
Nie poszło tak jak powinno… poszło zdecydowanie… lepiej?
Usta przywarły do siebie z delikatności przechodząc w dziką namiętność. Pocałuenk El musiał go oszołomić, chyba… Mężczyzna całując Elizabeth napierał na nią dłonią podciągając jej suknię. I nie przerywał pocałunku całkowicie w nim tonąc. Czarodziejka nie wiedząc co ma robić, zarzuciła mu dłonie na ramiona i spróbowała wsunąć język w jego usta. Było.. tak jak sobie wyobrażała. Przyjemnie… zbyt bardzo.
Jej wybranek był silny, jego usta całowały namiętnie. Jego dłonie… cóż… szarpały się z majtkami próbując je zedrzeć w dół. Pod plecami czuła już zimną i wilgotną ścianę budynku.
El spróbowała odsunąć usta i przerwać pocałunek.
- Wiesz.. wypada się chociaż przedstawić. - Mruknęła spoglądając z obawą na uliczkę. - Dać kwiaty.. cokolwiek.
- Simeon.- oparł mężczyzna pozbawiając już majtek czarodziejkę. Uliczka była ciemna i pusta, podejrzana. A El czuła zimne kamienie dotykające jej gołych pośladków.
- Ładnie. - Mruknęła czarodziejka, czując jak rumieniec oblewa jej twarz. Po chwili zadała też pytanie, choć wiedziała, że odpowiedź na nie.. nie będzie raczej pozytywna. - Nie.. nie zrobimy tego tutaj, prawda?
- A gdzie? Na łóżeczku z ciepłą pościelą… romantycznie przy świecach?- zapytał retorycznie Simeon, zdjął rękawicę zębami, drugą dłonią trzymając uniesioną spódnicę panny Morgan. Przesunął palcami po jej intymnym zakątku i posmakował wilgoci oblizując palce. - Twoje ciało zdecydowanie nie ma ochoty czekać.
- Jesteś też specjalistą od kobiecych potrzeb? - Mruknęła ironicznie, choć wiedziała że ma rację. Jego dotyk niemal wyrwał z jej ust jęk rozkoszy.
- Nie… ale wiem kiedy widzę przed sobą… podnieconą.- uśmiechnął się mężczyzna. - A nawet gdybyś nie była, to sam mówiłem, że dawno… - palce zagłębiły się w ciepłą i wilgotną jaskinię między jej udami. -... nie miałem okazji. A ty jesteś śliczna.
- Dupek. - El jęknęła głośno czując wypełniające ją palce i oparła głowę o chłodny mur za sobą. Było… cudownie… Tylko czemu? Czemu na ulicy? Czemu z nim?
- Nie przeczę. Mój zawód i natura nie uczą mnie ogłady.- stwierdził spokojnie Simeon. Spódnica opadła, ukrywając jego niecne ruchy palców w intymności dziewczyny. Szybkie silne ruchy muskające jej wrażliwy zakątek ciała. On sam zaś zaczął rozpinać spodnie, by własny wrażliwy organ wydobyć na światło księżyca… nieco masywniejszy oręż od tego jakim Charles władał.
- Natura? - El przestawała móc myśleć, czuła jak jej ciało zaczynają przeszywać kolejne dreszcze, że palce w jej wnętrzu otacza coraz więcej wilgoci.
- Tak.- Simeon nie odpowiedział nic więcej. Bezczelnie podwinął spódnicę i pochwycił biodra El unosząc dziewczynę w górę i odrywając od ziemi. Wisiała na jego ramionach, a potem poczuła jak opada w dół… wprost na pal rozkoszy. Pierwszy szturm spiął jej ciało, zabolał.. kolejne już były tylko intensywnymi doznaniami wynikającymi z wypełnienia twardą męskością mężczyzny. Nie było wygodnie, gdy ciało ocierało się o wilgotny mur unosząc w górę i w dół. Simeon nie był delikatnym kochankiem. Było dziko i gwałtownie i szaleńczo. El pochwyciła jego twarz i przywarła do warg mężczyzny ustami, całując go namiętnie i starając się powstrzymać własne jęki. Czemu to się tak skończyło? Czemu go spotkała? Czemu było tak dobrze?! Z trudem zdławiła okrzyk, gdy po kolejnym ataku doszła.
Jej kochanek zaś po kilku kolejnych szturmach również dotarł na szczyt… w niej. I El mogła mieć tylko nadzieję, że zażyty wczoraj specyfik nadal działał. Na razie jednak co czuła to usta mężczyzny zachłannie duszące jej jęki pocałunkiem, nieco poobcierane ciało, spazmy nie dawnej rozkoszy oraz poczucie zakłopotania, bo… przecież miała Charles’a, prawda?
Z trudem łapiąc oddech przerwała pocałunek. Nie puściła jednak ramion mężczyzny.
- Ty… ty… - Nie wiedziała co ma powiedzieć. Simeon był brutalny… nieokrzesany. Nie wiedziała co ją w nim pociąga. To nie był Charles… nie był troskliwy, czuły. Czemu więc ją do niego ciągnęło… i jak spojrzy teraz w twarz temu drugiemu?
- Ja… pozwoliłaś mi na wiele… - wymruczał mężczyzna opuszczając ją co prawda na ziemię, ale nadal przyciskając do ściany. Spoglądał w oczy. -... na bardzo wiele. Ale mój świat nie jest dla delikatnych mieszczek szukających ekscytujących przygód. Jest pełen krwi, bólu i wyrzeczeń.
- A co jeśli… mi to nie przeszkadza? - Spytała niepewnie. Ciekawe co by było gdyby wiedział o Cycione… o jej magii. Po chwili zaśmiała się. - Wiesz, że niezbyt dałeś mi wybór ty wygłodniały dupku.
- Nie wiesz co mówisz dziewczyno. To nie jest romantyczna przygoda z książek. - westchnął cicho mężczyzna spoglądając w oczy El.- A co do głodu… kto powiedział, że już z tobą skończyłem. Nadal mogę cię porwać i całą noc zaspokajać głód.
Czarodziejka westchnęła ciężko.
- Aż tak masz na mnie ochotę? - El starała się utrzymać spojrzenie. - Ja… nie wierzę w romantyczne przygody.
- A jednak za mną poszłaś? - mruknął w odpowiedzi Simeon.- Za całkowitym nieznajomym… bez namysłu… bez strachu… trochę to naiwne… trochę romantyczne. -
Jego dłoń przesunęła się po piersi, po brzuchu dziewczyny, podwinął znów jej spódnicę, dotknął podbrzusza, przesunął palcami po wrażliwym zakątku który przed chwilą podbił.
El zadrżała.
- A co jeśli… czułam że mogę uciec… - Spytała nieco niepewnie. - że… też byłabym w stanie przystawić ci nóż do gardła?
- To byłoby naiwne myślenie… nie tylko wobec mnie ale też i wobec innych napastników.- palce mężczyzny leniwie wodziły po kobiecości uwięzionej El.
- Może… proszę Simeon… nie chcę tego robić tutaj. - Niechętnie pochwyciła przedramię kochanka, starając się go zatrzymać.
- Dobrze… pod warunkiem, że sobie pójdziesz. Do domu. - zażądał mężczyzna przerywając dotykanie.- I nigdy więcej nie będziesz mnie śledzić. A w zamian… powiedz gdzie i kiedy się mam zjawić. A przyjdę, o ile będę w stanie.
- Wiesz, że naprawdę jestem ciekawa tego co robisz? - Mruknęła zaciskając dłonie na jego przedramieniu.
- Wiem. I to twój błąd…- palce mocniej naparły na jej rozpalony zakątek, gdy rzekł twardo.- To mamy umowę?
- D..dobrze. - El jęknęła. - Za dwa dni na tyłach Pączka.
- Pączka? A co to jest pączek? I o której?- mężczyzna przez chwilę się delektował drżeniem ciała Elizabeth wywołanym jego dotykiem.
- W..wieczór… knajpa… - Czarodziejka puściła przedramię kochanka czując narastający głód. Jej myśli szalały przeskakując od planów na najbliższe dni do tego co działo się w jej wnętrzu.
- Acha… poszukam. - zgodził się mężczyzna wreszcie puszczając El i zabierając się za poprawianie własnej garderoby.- Powinienem się zjawić lub zostawić wiadomość.
- Możesz ją dać Karlowi.. to półork… barman. - El nieco rozczarowana sięgnęła do swych majtek, czując jak każdy ruch wprawia w drżenie.
- Dobrze.- odparł Simeon przyglądając się dziewczynie. Westchnął ciężko i zaproponował cicho.
- Jest tu rozpadająca się szopa. Jeśli wejdziemy na górę, to mamy chwilę dla siebie. Jeśli nie masz za dużo wymagań.
- D.. dobrze. - El podniosła rozrzucone podczas igraszek rzeczy i skupiła spojrzenie na mężczyźnie. Pewnie zaproponował to tylko dlatego, że była pierwszą lepszą chętną "mieszczką". - Jeśli to nie narusza twoich warunków.
- Jeśli nie chcesz, to się nie obrażę. No i pojawię się przy Pączku zgodnie z obietnicą.- odparł Simeon idąc przodem.- Ty decydujesz.
El zawahała się. Przez chwilę stała ściskając torbą ze swymi zakupami. Nie powinna… miała swojego Charlesa. Było coś jednak w szerokich plecach Simeona, w jego bladej cerze i obyciu, co nie dawało jej wytchnąć. Przeklęła w myślach swoją ciekawość i podbiegła do kochanka.


Oboje doszli do rozpadającej się rudery, przeszli przez dziurę między deskami i udali się po skrzypiących drewnianych schodach na piętro. Tam… było tak jak opowiedział. Stare siano i trochę świeżego. Brudne zacieki na szybach okien. Był też koc na sianie i lampa naftowa którą zapalił. Były ślady posiłku sprzed kilku dni.
- Romantycznie jak diabli.- skwitował ironicznie Simeon.
- Tu mieszkasz? - El odłożyła swoją torbę i zdjęła płaszcz. Starannie złożyła go i położyła na zakupach by się nie zakurzył.
- Nie. To była moja kryjówka gdy śledziłem ludzkiego niewolnika, by znaleźć wampirzego pana.- wyjaśnił Simeon, również zdejmując płaszcz odkładając na niego kuszę, oraz pas z dwoma pałaszami.
- Rozumiem. - Widząc jak mężczyzna zdejmuje broń sama odłożyła kaburę ze swoim pistoletem. - Polujesz tylko na wampiry?
- Tak. Głównie na nie. - odparł mężczyzna cicho i podszedł do El od tyłu. Jego ręce objęły ją w pasie… a usta zaczęły całować szyję.
- Czemu? - Spytała już odruchowo odchylając głowę tak by wyeksponować szyję.
- A muszę mieć powody?- mruknął mężczyzna całując szyję i ucho czarodziejki. Jedna dłoń rozpinała już jej skórzaną marynarkę, druga sięgnęła pod koszulę i objęła dłonią nagą pierś ugniatając ją zachłannie.- Pokaż mi się naga.
- Zazwyczaj… ludzie mają powody. - El zadrżała od jego dotyku, czując ulgę wokół swoich piersi. - Też chętnie… zobaczę cię nagiego.
-Wieeszsz… że to uczynię.- szeptał mężczyzna ściskając delikatnie pochwyconą krągłość, drugą dłonią gładząc dziewczynę po gorsecie opinającym brzuch.
Elizabeth sięgnęła do swojego gorsetu i zaczęła go rozwiązywać. Nieco się bała tego miejsca, tego mężczyzny, który wbrew swym słowom zdawał się mieć wprawę w obchodzeniu się z kobietami. Puściła gorset, pozwalając mu opaść na ziemię.
Mężczyzna rozpiął jej koszulę i zsunął ją wraz niej wraz z kurteczką, którą nosiła. Popchnął ją delikatnie do przodu… w kierunku siana. Pozbawiona wszystkich tkanin osłaniających jej ciało powyżej pasa słyszała za sobą cichy oddech drapieżnika wpatrzonego w swoją ofiarę.
El zatrzymała się tuż przed dziwnym posłaniem i obejrzała na Simeona. Starała się stać bokiem by choć odrobinę osłonić swe ciało. Czując się nieco jak sarna pochwycona we wnyki.
Mężczyzna już odsłonił już swoje ciało powyżej pasa. Blade, lekko szarawe… muskularne, zwłaszcza w porównaniu z Charles. Z wyraźnymi bliznami. Simeon wpatrywał się w czarodziejkę, wodził łakomie wzrokiem. Była jego zdobyczą… nagrodą… była jego. El obróciła się do niego tyłem i zsunęła z siebie spódnicę. Miała na sobie koronkowe majtki i dopasowane do nich pończochy.
Wiedziała, że się jej przygląda słyszała rozpinanie pasa i szelest tkaniny. Mężczyzna pozbywał się zapewne reszty stroju wpatrzony w jej plecy… i zapewne pośladki.
El zdjęła trzewiki i pochylając się zsunęła ostrożnie delikatne pończochy i odłożyła je na obuwiu. Prostując się skorzystała z okazji by jeszcze raz spojrzeć na mężczyznę.
Ten rozdziewał się szybciej… mogła się już przyjrzeć jego męskości. Wodzić wzrokiem po twardym orężu miłości, który pobudzony był przez niej widok. Simeon był nonszalancki w swoim rozbieraniu. Zdejmował spodnie wraz butami i spodenkami. I spoglądał na nią rozpalonym i władczym spojrzeniem. Jakby rzeczywiście była w jego… niewoli.
El nieco niepewnie zdjęła majtki i odłożyła je na pończochach. To było… dziwne… i tak niepokojąco podniecające. Powoli obróciła się przodem do Simeona.
- I… jak? - Spytała przyglądając mu się uważnie.
- Śliczna… - mężczyzna ruszył ku niej powoli i stanowczo. Jego wzrok wodził po jej nagim ciele… sprawiał, że robiło jej się gorąco, a serce waliło jak młot.
- Masz… wiele… blizn. - Czarodziejka czuła jak jej ciało zaczyna drżeć od samego widoku kochanka.
- Tak.- potwierdził Simeon i bezczelnie popchnął El na siano. Kłuło w plecy i pośladki, ale dziewczyna nie miała czasu zareagować. Jej kochanek klęknął przed nią, bezceremonialnie rozchylił jej uda i… zaczął się ocieraćswoim orężem o jej podbrzusze, gdy nachylił się by ująć dłońmi jej piersi, całować je i ocierać jedna o drugą.
- Powiedz gdy będziesz gotowa.
- D..dobrze. - Nagle siano pod jej plecami zniknęło. El mogła skupić się jedynie na dłoniach pieszczących jej piersi i męskości poruszającej się tuż ponad jej coraz wilgotniejszym kwiatem.
Była jak ukochana przytulanka, była jak rozkoszny smakołyk. Tak się czuła gdy szorstkie dłonie kochanka ugniatały jej biust niczym ciasto, a usta wodziły po nich językiem smakując skórę. Leniwie ruchy bioder mężczyzny sprawiały, że twardy organ miłości poruszał prowokująco muskając czubkiem wrażliwy obszar.
- Już… - El zaskoczyło jak rozpalony i zachrypnięty głos ma. Simeon był niczym drapieżna bestia… wilk… a jednak obchodził się z nią niemal czule. - Weź mnie.
I czułości skończyły się momentalnie… zrobiło się dziko. Simeon chwycił ją za włosy pociągnął lekko i zmusił do naprężenia, gdy poczuła drapieżny szturm. Doznani, ból i rozkosz mieszały się ze sobą. Pocałunki na ustach, szyi, dłoń jego zaciśnięta na biodrze… gwałtowne ruchy bioder kończące się sztychami wprawiający jej piersi w falowanie. To był… wilk.
El chwyciła się jego ramion wbijając w nie paznokcie. Kolejne sztychy wyrywały z niej niemal zwierzęce jęki, nie była jednak w stanie zapanować nad swym głosem, szczególnie gdy czuła bolesny uścisk na swych włosach. Bestia… zwierzę brało ją w posiadanie, a mimo to… czuła rozkosz. A mężczyzna nie przestawał, czuła jego miarowe silne ruchy bioder. Bezlitosne. To było całkiem inne doświadczenie. Bardziej pierwotne... bardziej intensywne i pozbawione czułości. Mężczyzna trzymał ją w swojej niewoli pokazując swą żądzę, pokazując swoje pragnienie które miała zaspokoić… i którego była źródłem. A ona nie mogła oderwać oczu od jego zwierzęcego spojrzenia. Od bladej skóry i uporu na jego twarzy. Doszła z głośnym jęknięciem odchylając się mocno do tyłu i prężąc przed kochankiem.On zaś nasycił się kilka chwil później, docierając na szczyt równie mocno i intensywnie, a potem… zajął się całowaniem i pieszczeniem krągłości jej piersi łapiąc oddech po niedawnych swawolach. El drżała pod nim nie mogąc ochłonąć po niedawnym szczycie.
- Czemu… żadnej nie miałeś… ostatnio?
- Czemu cię to ciekawi? - zapytał mężczyzna wodząc językiem po twardym czubku jednej z piersi dziewczyny.
- Bo… - El jęknęła cicho. - jestem ciekawa ciebie.
- I jesteś gotowa zrobić wszystko, by zaspokoić swoją ciekawość? - zapytał mężczyzna całując jej szyję. Napierał na nią całym ciałem, nieco chłodniejszym niż się spodziewał. Nie był może zimny jak trup… ale nie był tak ciepły jak powinien.
- Już robię... Bardzo dużo…- mruknęła.- Czego jeszcze ode mnie oczekujesz?
- Chyba zbyt wiele.- rzekł żartobliwie, acz poprowadził dłoń dziewczyny w dół, pomógł jej palcami ująć swoją dumę. Lepką od ich wspólnej żądzy, ciepłą i miękką… acz reagującą na jej dotyk.
- Czemu nie miałem? Czasu na szukanie kochanek nie mam. A nie zarobiłem na luksus wynajęcia sobie damy do towarzystwo. Zresztą spójrz na nas. Spodziewałaś się że znajdziesz się dziś w takiej sytuacji.. kiedykolwiek?- zapytał cicho.
- Nie… - Czarodziejka objęła męskość kochanka palcami i poruszyła dłonią. - Nie spodziewałam się ciebie już kiedykolwiek spotkać.
- Widzisz…- odparł chrapliwie mężczyzna, gdy dziewczyna badała palcami, to co sprawiło jej tyle przyjemności. -... ja nie mam za dużo czasu dla siebie.
A propo czasu. El przypomniała sobie jak wiele czasu sama już straciła.
- T..to… niedobrze. - Czarodziejka wpatrywała się z zachwytem w rozpalonego kochanka. - P..powinnam wracać.
- Powinnaś…- zgodził się z nią mężczyzna całując jej usta i ugniatając pierś dłonią. I stając się coraz twardszy pod dotykiem jej palców.
El odpowiedziała na pocałunek sama zaskoczona swą zachłannością. Jej dłoń coraz śmielej poczynała sobie z męskością kochanka.
Jeśli mieli o czymś mówić, to w przypadku Simeona zeszło to na dalszy plan. Zachłannie całował Elizabeth, masował krągłości jej piersi, drżąc od dotyku jej palców. Wreszcie odtrącił je od siebie. Następnie odsunął się nieco od panny Morgan, rozchylił władczo i szeroko jej uda z zamiarem zdobycia jej znów. Była to wyjątkowo bezwstydna pozycja, bo odsłaniała wszelkie sekrety ciała czarodziejki przed jej kochankiem.
- Jesteś… niemożliwy. - Wyszeptała starając się nie patrzeć na wzgórza swego obnażonego ciała. Czuła znów to przyjemne podniecenie… odrobinę… nie mogąc się doczekać szturmu. Pochwyciwszy za uda Simeon ciało El ku sobie. Ciało dziewczyny zadrżało, gdy nabijało się na róg miłości kochanka. Tak głęboko go poczuła, a potem tak gwałtownie, gdy jej piersi falowały pod wpływem energicznego ruchu bioder kochanka. Tak intensywnego, że z trudem łapała oddech wijąc się pod kochankiem. Brakowało tu czułości, brakowało pieszczot, ale namiętności było w nadmiarze.
Czarodziejka nie wierzyła, że Simeon ma jeszcze siły. Ona była w stanie już tylko leżeć i poddawać się jego kolejnym szturmom. Jej ciało poruszało się bez udziału jej woli. Potrafiła jedynie jęczeć łapiąc się kurczowo nadgarstków kochanka i dochodząc po raz kolejny tego wieczoru. Mężczyzna w końcu zaspokoił swój apetyt wpatrując się wilczym spojrzeniem w zmęczone ciało kochanki. Silne ruchy bioder zakończyły się ciężkim dyszeniem i rozkoszą wypełniającą intymny zakątek El. Znowu przypomniała sobie o tym, że nie powinna być tutaj, tylko w domu. Że jeśli sama nie wyjdzie, to jej kochanek przecież jej nie wygoni.
Uniosła się na przedramionach, starając się uspokoić oddech.
- Muszę iść… - Wyszeptała nieco niechętnie.
- Już to mówiłaś.- odparł Simeon przyglądając się nagiej El i zabrał się za całowanie piersi kochanki. Nie zatrzymywał ją co prawda siłą, ale… sama musiała się zdobyć na wstanie z kłującego siana.
- Tak. - El odsunęła go delikatnie ręką i wstała, czując jak odpadają przyklejone do skóry słomki. Po chwili poczuła też jak z jej kwiatu wypływa nasienie kochanka.
Nie powstrzymał ją. Milczał. Przyglądał się cały czas obserwując każdy jej ruch. El ubierała się powoli, wciskając w kolejne warstwy garderoby. Sama też zerkała na swego kochanka.
Mężczyzna usiadł nadal nagi, nadal blady i nadal milczący. Ale on nie musiał wszak spieszyć się do domu. Jego wzrok wodził pożądliwie po jej kształtach, jakby zastanawiał się czy rzeczywiście ją porwać. Bo czy by mu się opierała, gdyby znów rzucił ją na to siano i zaczął całować i pieścić? Więc chyba dobrze, że milczał.
El ubrała się i narzuciła płaszcz.
- Więc… za dwa dni? - Spytała, niepewnie zerkając na kochanka.
- Za dwa dni.- odparł krótko Simeon i odchylił głowę przymykając oczy.- Chciałabyś szybciej?
- T..tak… ale. - El zawahała się. - Jutro mam rozmowę o pracę.
Simeon otworzył oczy i spojrzał na dziewczynę dodając.- Ty masz swoje życie. Ja moje… krwawe i niebezpieczne. Lepiej żeby nasze życia się nie spotykały. Tak będzie lepiej, zwłaszcza dla ciebie.
- Nie masz pojęcia o moim życiu. - El parsknęła. - Nie zaskoczyło cię, że jakaś mieszczka nie prysnęła na twój widok po tym jak ją przydusiłeś, a wcześniej zabiłeś na jej oczach wampira?
Czarodziejka narzuciła torbę na ramię. - Jestem ciebie ciekawa Simeonie.
- I coś o sobie opowiem, jeśli będziemy rozmawiać.- mężczyzna nagi wstał i podszedł powoli do El.- Łatwo się rozsmakować w tych ustach.
Podszedł nagi i coraz bardziej podniecony… wyzwanie i pokusa wyraźnie rzucona jej sile woli.
- Musiałabym chyba spędzić z tobą dzień byś się odpowiednio zmęczył. - El zaśmiała się.
- Całą noc na pewno.- zbliżał się coraz bardziej, rzucając jej wyzwanie. Panna Morgan wiedziała, że jeśli zostanie dłużej tutaj, powtórzy się to co robili przed chwilą.
El zaczęła się wycofywać.
- Za dwa dni… dobrze? - Powiedziała czując zbierającą się wilgoć.
- Za dwa dni.- zgodził się mężczyzna podążając ku niej, nadal powoli… ale jednak bezustannie.
El obróciła się i szybkim krokiem ruszyła do wyjścia.


Spokój… niełatwo było się jej uspokoić po tym… szaleństwie w jakim się zatopiła. To było jeszcze bardziej lekkomyślne niż romans z potulnym Charlesem. To była zdrada. Rozgorączkowana i skonfliktowana ze sobą Elizabeth przemknęła pospiesznie drogą ignorując zaczepki i oczywiste zagrożenia. Mało przywiązywała uwagi otoczeniu i tylko dzięki szczęściu nie wpakowała się w kłopoty. Tyle, że rozmyślając o wydarzeniach jakie się wydarzyły na posłaniu ze słomy, zawędrowała w okolice “Pączka” zamiast do domu.
Zdyszana, weszła do środka. Chyba.. potrzebowała z kimś porozmawiać… napić się odrobinę. Po wejściu zauważyła oczywiście Karla za barem, kilka znajomych twarzy… stałych bywalców. Oraz Dalię i miodowłosą gnomkę flirtujących luźno dla zabicia czasu. Amelia i Mel musiały akurat pracować. Dostrzegła też Penny siłującą się z jakimś mężczyzną i na szczęście, nie dostrzegła Charlesa. El podeszła do półorka i opadła ciężko na stołek znajdujący się przy barze.
- Szklaneczkę, czegoś mocniejszego. - Mruknęła.
- Ciężka noc, co?- odparł Karl nalewając mocnej whisky i podsuwając dziewczynie szklaneczkę.
- Tak. - El wypiła wszystko duszkiem i oparłszy przedramiona na blacie oparła na nich czoło.
- Zostawić butelkę? Ma cię kto odprowadzić do domu? - zapytał barman żartując.
- Nie… jutro idę na tą rozmowę o pracę. - Mruknęła spoglądając na Karla i uśmiechnęła się.- Musiałam ochłonąć nim wrócę do domu.
- Acha… Melody jest trochę zajęta teraz, ale…- spojrzał znacząco w kierunku siedzących dwóch kobiet, w tym jednej z krukiem. - Dalia już przestała przyjmować klientów na dziś i zerka w twoim kierunku.
- Myślisz, że dzięki niej ochłonę? - Czarodziejka mrugnęła do półorka i zerknęła w kierunku Dalii.
- Myślę, że powinnaś uciekać zanim na ciebie zapoluje. Albo i nie. Może potrzeba ci wesołego towarzystwa, a Dalia chyba polubiła tą gnomkę. - odparł półork cicho.
- Lubi eksperymenty… ale masz rację powinnam wracać do domu. - Westchnęła ciężko i odsunęła szklaneczkę w kierunku barmana. - Dziękuję.
- Poradzisz sobie.- pocieszył ją Karl z uśmiechając się ciepło mimo ostrych kłów.
El przytaknęła i już chciała odejść.
- Ja… chyba… bym potrzebowała pokoju na noc… - Zarumieniła się mocno.
- To nie jest hotel. Będę musiał spytać szefowej.- zakłopotał się Karl, potarł po karku i dodał.- Poczekaj tu chwilę.
- Nie… spokojnie.. to nie dziś.. jakby co sama z nią porozmawiam. - El szybko zatrzymała półorka. Sama jeszcze nie była pewna czy tego chce.. czy powinna spotkać się z Simeonem. A co z Charlesem. - To.. to nieważne.
- Acha… niemniej dam znać szefowej.- odparł z uśmiechem Karl.
- Może… - El westchnęła ciężko. Chciała pogadać z Mel. Ale mimo wszystko przyjaciółka pracowała. I nie wyglądało na to, że szybko skończy. Za to Dalia skończyła rozmowę… bowiem z gracją i pustą szklanicą zbliżała się do baru… i Elizabeth.
El zgarnęła swoją torbę zbierając się do wyjścia.

Zdążyła to uczynić przed Dalią i opuściła przybytek zanim egzotyczna piękność mogła ją zaczepić. Na szczęście to się jej udało, bowiem gdyby została to cóż… Dalia jest charyzmatyczną osobą o silnej woli. Nie wiadomo jakby się to skończyło, choć niewątpliwie przyjemnie. Pozostało więc wrócić do domu i położyć się spać… a i nieco umyć przed snem. Czarodziejka ruszyła w obranym kierunku szybkim krokiem. Musiała się przespać z tym wszystkim. Jutro spotka się z Charlesem… jeśli ten się zjawi. Może uda się jej porozmawiać z Mel. Powrót do domu, powrót do łóżka… znajome odgłosy figlującej pary za ścianą przypomniały o Amaralde. Tak. Z pewnością był to ciekawy dzień. El umysła się w misie i już w łóżku, wsłuchując się w odgłosy za ścianą, doprowadziła się palcami. W jej głowie wciąż gościł Simeon i jego uniesiony oręż. Dopiero gdy udało się jej rozluźnić nieco ciało, zasłoniła głowę poduszką i spróbowała usnąć.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 20-01-2020 o 11:27.
Aiko jest offline  
Stary 24-01-2020, 21:14   #16
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Poranek przyszedł zdecydowanie zbyt wcześnie po tak długiej bezsennej nocy. I pełen wyzwań. Musiała wszak się przygotować na spotkanie o pracę, odpowiednio ubrać i cóż… zwyciężyć. Ta praca to wszak było coś więcej niż pieniądze. Druga taka szansa szybko się nie nadarzy. El raz jeszcze przeczytała materiały od gnomki i starannie spakowała swoje rekomendacje. Założyła wybrany poprzedniego dnia strój. Skromny, acz podkreślający jej figurę i atrybuty. Prawie na sam koniec pozostawiła sobie przypomnienie sobie zaklęcia. Z jednej ze skrzyń wyjęła fiolkę perfum. Miała… pół godziny. Musiała je rzucić tuż przed wyjściem z domu. Przy śniadaniu panowała pewna atmosfera pozytywnej nerwowości. Cała rodzina i Fulla trzymały kciuki za powodzenie El. Niemniej posiłek przeminął w ciszy… która pod koniec została przerwana rykiem silnika i dźwiękiem klaksonu dochodzącymi z ulicy.
- Pójdę po swoje rzeczy. - El pobiegła na piętro i tam rzuciła na siebie zaklęcie. Narzuciła płaszcz i zabrała swoje referencje i tak przygotowana zeszła na dół.
Automobil nie był widokiem nowym dla El. Nie przejechała się co prawda żadnym, ale klasyczne pojazdy widziała nie raz. Ten model był kabrioletem, bardziej sportową wersją. Natomiast jego właścicielka w skandalicznie skąpej zielonej sukience i figlarnym kapelusiku prezentowała zgrabne nogi i uśmiech mówiący… że nic co wyuzdane nie jest jej obce. Taksowała wzrokiem całą sylwetkę Elizabeth niczym Dalia ofiarę do “upolowania”.
- Elizabeth Morgan. - Czarodziejka przedstawiła się i uśmiechnęła do kobiety. Czyżby gnomka otaczała się obsługą lubiąca tą samą płeć? Nie było by to dziwne, choć kto tam zrozumie gnomy.
- Isadore… Isadore Duncan. - odparła z ciepłym pomrukiem kobieta podając dłoń El. - To prawda co Marineta mówiła. Słodkie z ciebie dziewczę, aż mi szkoda że cię oddałam do pracy gdzie indziej.
- W… w jakim sensie? - El zmieszała się nieco ściskając dłoń poznanej kobiety.
- W każdym sensie jaki przychodzi ci do głowy, poza oczywistym. Kanibalizm nie jest w moim guście. A poza tym, pracowałaś u mnie. Powinnam ci więc zdradzić… moje wszystkie sekrety. - mruknęła Isadore przyciągając czarodziejkę bliżej siebie, a potem wciągając ją do swojego automobilu, na fotel obok. - Mamy jakieś pół godziny na przejażdżkę po mieście. Więc jeśli masz jakieś pytania, to nie wahaj się pytać. Jestem gotowa się przed tobą obnażyć.- dodała dwuznacznie z uśmiechem. Po czym zamknęła drzwiczki i pojazd ruszył z głośnym rykiem silnika.
- Nie przypominam sobie by zatrudniał mnie ktoś poza moją matką. - El nie wiedziała co ma robić, siedziała tuż obok obcej jej kobiety sunąc przez downtown.
- W papierach, w papierach… jestem twoją ostatnią pracodawczynią.- odparła z uśmiechem Isadore sięgając dłonią po dłoń panny Morgan i układając ją na swoim kolanie, osłoniętym jedynie pończoszką. - Masz jakieś pytania do swoich były obowiązków?
- T… tak… - Tego się nie spodziewała. To prawda.. nazwisko pasowało tylko. Jej dłoń niepewnie spoczywała na kolanie kobiety. - Czym się u.. Pani zajmowałam?
- No… lista jest dość długa. Pranie, sprzątanie, gotowanie.. umiesz gotować, prawda?- zapytała Isadore jadąc po ulicach dość szybko i przejmując się tłokiem.
- Jestem głodna… zjemy coś egzo… a tak, ty już chyba jadłaś.? To nic nie szkodzi. Parę owoców skonsumujemy. - Isadore okazała się dość gadatliwą eks-pracodawczynią.
- Moja rodzina jest raczej zadowolona z moich umiejętności kulinarnych. - El przyglądała się kobiecie z niedowierzaniem. Pytanie co zrobić z zaklęciem, które miała na sobie, toż… w pół godziny minie. - A czy… mogłybyśmy dotrzeć na przykład.. w 20 minut, na Uniwersytet… Pani?
- No… dobrze… niech ci będzie.- mruknęła potulnie Isadore chwytając dłoń Elizabeth i posuwając ją po ciepłym udzie w górę, pod krótką sukienkę. - Więc…
Zawróciła nagle sprawiając, że panna Morgan przytuliła się do ramienia ekscentrycznej kobiety. -... jestem artystką więc musiałaś sprzątać moją pracownię. Rysuję, maluję ale przede wszystkim… rzeźbię w metalu… dłońmi. I robię to będąc ubrana tylko w majtki.
- Jak rzeźbisz Pani dłońmi? - Wizja siedzącej obok kobiety sprawiła że poczuła rumieniec na twarzy i znajomy gorąc w zakamarkach swej bielizny.
- Jak w glinie… są osoby które obdarzone są pewnym znamieniem pozwalającym im dowolnie kształtować metal. Pod warunkiem oczywiście, że to znamię będzie widoczne.- wyjaśniła Isadore z uśmiechem.- Zwykle objawia się ono na piersiach, czasem na szyi. Moje… na brzuchu. Więc muszę paradować w skąpych majteczkach.- zaśmiała się Isadore wsuwając dłoń El głębiej pod swoją sukienkę.- Wszyscy o tym wiedzą, więc i ty powinnaś, choć… nie wypada służbie rozpowiadać takie rzeczy, nawet jeśli jest wiedza powszechna.
Palce czarodziejki sięgnęły do bielizny jej “pracodawczyni” i niepewnie przejechały po jej krawędzi.
- Co… lubisz malować.. rzeźbić? - Spytała czując nagle dziwną suchość w gardle.
- Różne rzeczy… ale sławę jako skandalistka specjalizująca się w aktach… męskich i kobiecych. Przyznaję, że kusi dołączenie twojego do mojej kolekcji.- wymruczała kocio Izadore, gdy palce Elizabeth pozwoliły sobie na tą śmiałość.- Poza tym zapewne rano odprawiałaś moich kochanków i kochanki, ścieliłaś łóżko, robiłaś mi kawę. Masaż chyba raczej nie wchodzi w skład twoich umiejętności?
El pokręciła przecząco głową zastanawiając się jak wygląda i z czego zrobiona jest bielizna Isadore.
- Lubisz być Pani… Skandalistką. - Ni to spytała nie stwierdziła wodząc palcami coraz bliżej kwiatu kobiety.
A pod palcami czuła atłas, wąski skrawek atłasu.
- Rozgłos jest potrzebny w świecie sztuki. Sama talent nie wystarcza.- mruknęła Isadore wzdychając… być może z powodu palców czarodziejki.- Miło że się przełamałaś.
- Ja… - Dłoń El zamarła. Nie wiedziała teraz, czy nie powinna jej cofnąć. - Jaką kawę Pani lubisz?
- Z odrobiną cynamonu i pieprzu. Z cukrem na dodatek.- rzekła pół żartem, pół serio Isadore. A następnie dodała poważniej.- A ponieważ Marineta lubi być tajemnicza, to po tym jak dołączysz do pokojówek uniwersyteckich zabiorę cię do siebie, byś mogła potem trafić do mnie w razie potrzeby.
Widząc, że Isadore chyba nie przeszkadza jej dotyk, El zaczęła badać krój bielizny. Dokąd sięgała? Jak była zamocowana?
- Myślisz Pani… że mnie przyjmą?
- Jestem pewna.- wymruczała kobieta kierując się wyżej, ku Uptown. Palce El dotarły do sznureczków które łączyły skrawki atłasu w bieliznę.
El przymknęła oczy badając jak zostały wszyte. Jej oddech przyspieszał i w końcu… ciekawa reakcji Isadore przesunęła palcami rozdzielając płatki jej kobiecości i dociskając do niej atłas.
Z ust Isadore wyrwał się cichy jęk, przyjemności i zaskoczenia.
- Później będziesz mogła się przyjrzeć… jeśli jesteś zaciekawiona.- zasugerowała lubieżnie.
- Ja… bardzo lubię ładną bieliznę. - Wyszeptała cicho czarodziejka, licząc na to że odgłosy samochodu nieco ją zagłuszą. Powoli cofnęła rękę.
- Nie wiem czy moja jest ładna. Na pewno jest wygodna.- zachichotała w odpowiedzi Isadore. Powoli dojeżdżały na miejsce, przed budynek uczelni.

Placówka wkomponowana w park wydawała się mała i przytulna z okrągłym placykiem i mostem nad suchą fosą i owym parkiem. Było to oczywiście złudzenie, także optyczne. Uczelnia była dość sporym budynkiem i pełnym tajemnic, a od strony wejścia widać było jedynie jej skrawek. Isadore zaparkowała i objęła ramieniem El, nachyliła się i powoli pocałowała jej usta, muskając wargi czarodziejki czubkiem języka.
- Na szczęście…- wymruczała po pocałunku.
El przyglądała się jej zszokowana, czując palący ją rumieniec. W końcu odchrząknęła i uśmiechnęła się niepewnie.
- Dziękuję. - Otworzyła drzwi automobilu i wyszła na podjazd upewniając się, że jej garderoba nadal jest schludna.
Następnie ruszyła w kierunku budynków. Było tu podejrzanie cicho i spokojnie. I nikogo nie było. Mimo to miała wrażenie, że jest obserwowana. Było tu coś… dziwnego w powietrzu.
- Miss Morgan?- usłyszała nagle stanowczy i głęboki głos. Pochodził on z ust kobiety zbliżającej się od strony parku. Wyprostowana sylwetka, wystudiowany krok, czarno biała, klasyczna fryzura, białe rękawiczki oraz parasolka służąca do podpierania. Choć kobieta podchodziła z niewymuszoną gracją w każdym kroku, było w niej coś… żołnierskiego. Jakiś wojskowy dryl w stalowym spojrzeniu oczu.
- Miss Morgan. Cieszę się że jest pani na czas, punktualność jest grzecznością królów.- rzekła na powitanie.- Jestem madame Waynecroft. Przełożona służby i ochmistrzyni tej posiadłości.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 28-01-2020, 22:58   #17
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Elizabeth dygnęła głęboko przed stojącą przed nią kobietą. Po czym wyprostowała się by zaprezentować swój schludny strój. Włosy związała ciasno, więc nawet szalona jazda z Isadore nie zniszczyła jej fryzury.
- Elizabeth Morgan. - Przedstawiła się dla formalności.
- Ufam, że sumienna z pani niewiasta i niestrachliwa. - Waynecroft parasolką wskazała na otaczający posiadłość zdziczały park. - Czasem różne rzeczy stamtąd wychodzą. Są neutralizowane, co prawda, zanim wyrządzą szkody, ale… praca na Uniwersytecie wymaga silnej woli.
- Nie spodziewałam się niczego innego. - Odpowiedziała spokojnie El, choć jej myśli już krążyły wokół tego co mogło się pojawiać na tych terenach.
- Panienki referencje? - spytała kobieta wyciągając dłoń w białej rękawiczce ku Elizabeth.
El sięgnęła do torby i wydobyła z niej starannie złożone referencje, po czym podała je pannie Waynecroft. Ta wzięła je w dłonie i zaczęła przeglądać mrucząc pod nosem: mhmm… acha… mhmm. Po czym spytała. - Z jakiego powodu zrezygnowała panna z pracy u miss Duncan?
- Gdyż zaproponowano mi lepsza ofertę pracy, a i obowiązki w nowym miejscu bardziej mi odpowiadały. - El odpowiedziała spokojnie cały czas przyglądając się stojącej przed nią kobiecie.
- Powiem to tylko raz. Proszę nie mieć złudzeń. Nie złapie tu panienka bogatego męża. Takie romansowanie może zakończyć się tylko złamanym sercem i niechcianą ciążą. - odparła ochmistrzyni. - Światek uniwersytecki to nie tania nowelka dla panienek. Romanse z centowych chałturek nie zdarzają się w rzeczywistości.
- Panno Waynecroft… przychodzę tu do pracy, a nie by romansować. - El zachowała spokój. Była ciekawa jak popularne było wśród służby to całe romansowanie.
- Mam nadzieję. - wzrok kobiety wodził mimowolnie po kształtach El ukrywanych po przyzwoicie skromnym odzieniem. Jakie myśli wywoływał u panny Waynecroft urok, który na siebie rzuciła? Trudno było zgadnąć. - I jestem panią Waynecroft. A dokładnie… wdową Waynecroft. A co do twoich obowiązków. Pracujesz od ósmej do osiemnastej z dwiema półgodzinnymi przerwami. Sześć dni w tygodniu, z jednym dniem wolnym. Mieszkasz tu w pokoju dwuosobowym, wkrótce przydzielę ci i pokój i sublokatorkę. O jedenastej wieczorem masz leżeć w swoim łóżku. Sprawdzam to na wyrywki. Taki jest rytm pracy, no chyba że zostaniesz osobistą pokojówką jednego z wykładowców lub wykładowczyń.
- Dobrze. - El zawahała się. Czyżby.. właśnie została przyjęta? - Kiedy mogę przywieźć swoje rzeczy?
- Wieczór będzie odpowiednią porą na to. Wtedy też załatwimy formalności. Więc moja droga, masz jakieś pytania co do pracy? - spytała ochmistrzyni potwierdzając przypuszczenia El.
- Myślę, że łatwiej będzie mi zadać pytania gdy zobaczę moje miejsce pracy. - Odpowiedziała ze spokojem, w głowie już zastanawiając się jak spotka się dziś z Charlesem i z Simeonem jutro. - Może tylko… jakie są zadania osobistych pokojówek wykładowców?
- To już zależy od umów między nimi. Generalnie taka osobista służąca zajmuje się potrzebami profesora. Ja w szczegóły nie wnikam. Pilnuję tylko zawarcia i dotrzymywania umowy, przez obie strony. - odparła dyplomatycznie i wymijająco wdowa Waynecroft.
- Oczywiście. - El przytaknęła, jakby odpowiedź kobiety wydawała się jej oczywista. - Wobec tego pojawię się z moimi rzeczami wieczorem.
- To dobrze. A co do obowiązków to nie są one skomplikowane. Ścielenie i zmiana pościeli, sprzątanie, mycie podłóg i okien, pranie, prasowanie, wynoszenie śmieci i nie wchodzenie do pomieszczeń, do których wchodzić nie wolno. To z grubsza wszystko… a i może ci się zdarzyć kelnerowanie w krótkiej spódniczce. No ale w porównaniu z przyjęciami panny Duncan, to i tak dość grzeczne imprezy. - wyjaśniła ochmistrzyni.
- Brzmi jak typowe obowiązki. - Przytaknęła El.
- Bo nimi są. Te plotki krążące na temat uczelni są bezpodstawne. - odparła ochmistrzyni z ironicznym uśmieszkiem. - Magia nie służy do błaznowania, a kadra nauczycielska prowadzi poważne badania.
- Nie spodziewałam się niczego innego. - El uśmiechnęła się nieznacznie. Była niemal pewna, że tak nie jest. Czemu? Bo moc zachęca do eksperymentów i większości z nich pewnie ciężko będzie nazwać “poważnymi badaniami”. - Więc jeśli Pani pozwoli,udałabym się do domu by spakować moje rzeczy.
- Oczywiście.- odparł kobieta gestem dłoni zezwalając na odejście.
El obróciła się i ruszyła w kierunku podjazdu. Czekał ją bardzo pracowity wieczór i chyba…. Będzie musiała sobie sprawić taki strój jak Amelia bo mocno wątpiła, by mogła sobie pozwolić na spanie o 10-tej.
Isadore czekała w samochodzie czytając jakąś gazetę, a na widok El zapytała z uśmiechem.
- Jak było?
- Szybko. - Czarodziejka jeszcze raz obejrzała się na ogród. - Wychodzenie… będzie dosyć problematyczne. - Westchnęła ciężko i wsiadła do auta.
- Och… z pewnością coś wymyślić. To gdzie teraz ?- zapytała Isadore odkładając gazetę na bok.
- Nie chciałabym zajmować twego czasu Pani… Muszę wrócić do domu i zebrać swoje rzeczy. - El nie wspomniała o randce z Charlesem. Isadore miała rację. Po prostu coś wymyśli. Jutro zobaczy jak można się wymknąć z uczelni.
- Czyli wprost do domu.- samochód artystki ruszył, acz niezbyt oczywistą trasą. Najwyraźniej kobieta miała dość ekscentryczne podejście do takich spraw. Przemierzając zawiłe uliczki Uptown, kobieta dojechała do niedużej posiadłości i zatrzymała się tuż obok niej. Wskazała ową niedużą i nieco zaniedbaną gotycką budowlę palcem.
- To jest mój dom. Jakbyś potrzebowała pomocy, dorobić na modelingu, pogadać o wszystkim lub zrobić głupstwo po pijaku. Wbijaj jak w dym do mnie. Portierowi wystarczy rzec, że jesteś modelką.- rzekła wesoło Izadore.
- Dobrze… - El wpatrywała się przez chwilę w dziwny budynek, po czym rozejrzała się po okolicy by znaleźć jakieś punkty charakterystyczne.
Sam budynek się wyróżniał spomiędzy otaczających go kamienic, niemniej czarodziejka zauważyła też nieduży pomnik ku czci założycieli miasta na pobliskim małym placyku.
- Dobra to skoczymy po coś na wynos i jedziemy wprost do ciebie. - samochód ruszył gwałtownie. - Jeśli masz jakiekolwiek pytania czy to w kwestii Uptown, czy też ogólnie to nie wahaj się ich zadać. Nie krępuj się, jestem otwarta na każdy temat.
- Może zabrzmi to dziwnie, ale… szukam pewnej koronki. - El zarumieniła się lekko rozglądając się po dzielnicy.
- Sklepów z pasmanterią jest sporo w Uptown. Możemy kiedyś połazić po nich razem. - odparła z uśmiechem artystka. - Z jakiego powodu interesują cię koronki? To twój mały afrodyzjak?
- Szyję bieliznę. - El zarumieniła się. - Chciałam coś uszyć dla.. przyjaciółki.
- Bardzo bliska taaa przyjaciółka? - teraz to dłoń Izadore wodziła po kolanie i udzie El.
- Bardzo. - Odpowiedziała cicho czarodziejka, starając się jakoś zapanować nad ciepłem, które rozlewało się po jej udzie.
- W takim razie jak znajdziesz czas dla mnie, to zabiorę cię wtedy na rajd po sklepach, acz…- suknia, choć tłumiła doznania Elizabeth, to ich nie blokowała. A palce muskały przez materiał w bardzo sugestywny sposób. - … w innej będziesz sukience. Ta jest okropna.
Elizabeth nie wytrzymała i roześmiała się.
- Byłam na rozmowie o pracę pokojówki. Pani Waynecroft i tak nie wydawała się być zachwycona. - Po chwili jednak westchnęła. - Będe miała tylko jeden dzień wolny.
- I wieczory pewnie też. Może. - zaśmiała się Izadore nie przerywając zwiedzania uda palcami. - Na takich uczelniach wszystko się może zdarzyć.
- T..tak… - Czarodziejka mocno oparła się o fotel, czując jak jej ciało zaczyna drżeć. - Podobno… można zostać prywatną służbą czarodzieja. - Szepnęła.
- Trzeba uważać na kogo się trafiło. - zaśmiała się Izadore sięgając palcami między uda El. - Ale mam wrażenie, że jeśli dostanie ci się ktoś ładniutki, to nie będziesz narzekać.
Doznania, choć przyjemne, bardziej zaostrzały apetyt niż go zaspokajały.
- Nie.. nie wiem jacy są czarodzieje. - Mówiła coraz bardziej rozpalonym głosem z trudem powstrzymując się przed rozchyleniem ud.
- Różni. Od sztywnych nudziarzy, przez salonowe lewki, po prawdziwie pokręconych zbereźników. Magia daje różne możliwości, choć ponoć loży błękitnych magów już nie ma. - odparła Izadore cierpliwie tańcząc palcami po podbrzuszu El. - Ale mam wrażenie, że ciebie bardziej interesują me czyny od moich słów, prawda?
- Przyznam, że mam potworny problem bo.. staram się skupić na jednym i drugim. - El spojrzała na rozpalonym wzrokiem na Izadore.
- Możemy zatrzymać się w jakiejś zacisznej bocznej uliczce. Jeśli się nie boisz. - panna Duncan z pewnością się nie bała. Ale jej pomysł zakrawał na szaleństwo!.
Czarodziejka, przez chwilę się nad tym zastanawiała, ale czy po nocy z Simeonem mogłaby się bać?
- Nie… nie boję się ciebie. - Szepnęła.
- Niby czemu miałabyś. Co jest we mnie takiego strasznego? - zapytała zadziornie Izadore.
- Wydajesz się być bardzo doświadczona jeśli chodzi o.. relacje z kobietami. - El zarumieniła się.
- I mężczyznami. I w ogóle… różne relację. Żyję pełnią życia i wywołuję skandale. Tak się sprzedaje sztukę w dzisiejszych czasach. - wyjaśniła kobieta.
- Ale chyba.. robisz to też bo lubisz, prawda? - El poddała się i rozchyliła nieco nogi.
- No jeśli chodzi o ciebie, to z pewnością będzie to przyjemne. - oblizała wargi Izadore. - Naprawdę mam ochotę zobaczyć co ukrywasz pod ubraniem.
Pieszcząc intymny zakątek przez grube bariery materiału, panna Duncan rozglądała się za miejscem do wykorzystania na krótki postój.
- Może jednak.. po prostu odwiedzę cię… później. - Spytała czując jak jej bielizna zaczyna przemakać.
- No nie wiem. Jestem ciekawa. - mruczała Izadore, w końcu jednak odsunęła dłoń i dodała żartobliwie. - Trzymam cię za słowo.
- Dobrze. - El odpowiedziała uśmiechem. Mimo wszystko poczuła ulgę. Jednak robienie tego na ulicy… to nie było jej ukochane zajęcie.
Artystka skupiła się na prowadzeniu pojazdu, a czarodziejka dostrzegła, że raczej oddalały się od jej domu, niż dojeżdżały. Budynki zaczynały być bowiem ozdabiane smokami, dachy robiły się spadziste a ulice wypełniać się zaczęły skośnookim tłumem. Wjechały bowiem do słynnego Azjatown, pełnego egzotyki i zbrodni. Matka zabraniała tu bywać El.
- To… najkrótsza droga? - El spoglądała na nietypowe twarze i ozdoby.. niektóre… były inspirujące. Szczególnie ubrania.
- Nie. Zgłodniałam, a tu są najlepsze restauracje… według mnie. - odparła Izadore i uśmiechnęła się. - Wezmę coś na wynos i jedziemy do ciebie.
- Dobrze… a to jedzenie.. jest smaczne? - Czarodziejka zawiesiła wzrok na jakiejś obcisłej sukience, jednej z mijanych kobiet i włosach upiętych za pomocą… drutów do szycia?
- Mnie smakuje. - odparła z uśmiechem panna Duncan.
- Słyszałam, że to bardzo niebezpieczne miejsce. Co.. co te kobiety mają we włosach? - Spytała wskazując ruchem głowy na jedną z mijanych azjatek.

[IMG]http://i.pinimg.com/736x/04/be/42/04be42aba2dce5fffbaa6beaa65c6e56.jpg[IMG]
- Szpile do włosów. Niektóre są używane jako broń. Niemniej póki trzymasz się ulic przeznaczonych dla gaijin, to nic nie grozi. Co najwyżej kradzież kieszonkowa. - odparła beztrosko artystka.
- Niektóre są bardzo piękne. - El obiecała sobie że wypyta o takie szpile Dalię.
- To prawda. Mam parę takich sukni i szpil. - odparła z uśmiechem Izadore.
- Są bardzo ekstrawaganckie… pasują do ciebie. - Czarodziejka uśmiechnęła się ciepło. Rozmowa o strojach była dla niej dużo łatwiejsza niż tematy igraszek i czarodziei.
- Nie jestem pewna czy rzeczywiście pasują. Musiałabyś mnie w jakiejś zobaczyć by ocenić. - odparła Duncan zalotnie trzepocząc rzęsami. Po czym skręciła ku dość wystawnej restauracji przed której to stały masywne statuy ni to lwów ni to psów. broniąc wejścia do restauracji.
- Zaczekaj tu na mnie. Zaraz wracam.- rzekła panna Duncan i wysiadła z pojazdu.
- Dobrze. - El chętnie zwiedziłaby tutejszą restaurację, ale nie chciała dyskutować z kimś kto i tak wiózł ją do domu.
Czarodziejka została sama w aucie, mogąc się z ciekawością rozglądać dookoła. Sama też przyciągnęła uwagę wysokiego mężczyznę w niebieskim kimonie, przystojnego długowłosego… półelfa. Koło niego stali dwaj inni skośnoocy, każdy z krótkim mieczem. Jakby jego ochroniarze.
Nie mogąc zrobić wiele więcej uśmiechnęła się delikatnie i nieco niechętnie odwróciła wzrok. Jeśli miał ochroniarzy musiał być kimś ważnym. Ktoś ważny w tej okolicy mógł być też bardzo niebezpieczny, więc na wszelki wypadek wolała nie ryzykować. Skupiła się na dzisiejszym spotkaniu z Charlesem. Czy powinna mu mówić o Simeonie… cały czas nie wiedziała jakie plany miał wobec niej mężczyzna. Westchnęła ciężko. Najgorsze, że ona sama nie wiedziała jakie ma wobec siebie plany.
Z tymi myślami czarodziejka pozostała sam na sam, przez kilkanaście minut. Potem zjawiła się panna Duncan z papierowymi pudełeczkami pokrytymi dziwnymi znaczkami, z których to dochodziły równie egzotyczne co smakowite zapachy. Ostrożnie umieściła je na tylnych siedzeniach automobilu i zwróciła się do El.
- Gotowa na powrót do domu?
- Tak.. - Czarodziejka jeszcze raz zerknęła w kierunku, w którym wcześniej dostrzegła pięknego półelfa.
- Pewnie czaromiot. Chyba wpadłaś mu w oko.- zażartowała Izadore siadając za kółkiem. I wyjaśniła krótko.- To miejscowa nieoficjalna policja podległa Tongowi tej dzielnicy.
- Tongowi? - El spojrzała na kobietę nieco zaskoczona.
- Tong to nieoficjalna… rada dzielnicy. I nielegalna. Jak te służby porządkowe, które widziałaś. Niemniej Tong negocjując z organizacjami przestępczymi trzyma Azjatown w iluzji praworządności oraz w spokoju. I to sprawia, że na wiele rzeczy Rada Miasta przymyka tu oko. Nawet na zaklinaczy i czarnoksiężników… cóż… zazwyczaj.- wyjaśniła Izadore ruszając.- To miejsce ma swoich funkcjonariuszy prawa, ale ci ruszają swoje tyłki z posterunku, gdy sytuacja całkiem wymknie się spod kontroli i strzelają na prawo i lewo.
- Nie widywałam w swojej okolicy zbyt wielu elfów i półelfów… kilka w Pączku… - Elizabeth jeszcze raz zerknęła odjeżdżając za przystojnym mężczyzną. - U nas to głównie krasnoludy.
- Tu też ich zbyt wielu nie zauważysz. - odparła z uśmiechem Duncan.- I jeszcze mniej krasnoludów. W Azjatown za to można trafić na hengeyoukai.- odparła artystka i pisnęła cicho.- Och… wiele bym dała, by takiego poznać.
- Czym… czym oni są? Czemu chciałabyś ich spotkać? - Czarodziejka nie była w stanie ukryć ciekawości.
- Są likantropami wschodu… tylko wpływ natury jest słabszy w ich krwi. Więc nie są opętani wpływem księżyca i zmieniający w krwiożercze bestie. Za to przemieniają się w małe słodkie zwierzątka.- wyjaśniła entuzjastycznie artystka jadąc coraz szybciej.
El przytaknęła jednak jej wzrok coraz częściej uciekał w kierunku drogi. To musiało być przykre zmieniać się w cokolwiek. Ona.. lubiła swoje ciało.
- Większość elfów mieszka w Uptown. Są bardzo cenionymi rzemieślnikami, choć jak dla mnie ich sztuka jest za bardzo pretensjonalna i zbyt tradycyjna. Podobnie jak krasnoludy, za bardzo patrzą w przeszłości.- tymczasem Duncan rozgadała się prowadząc automobil.
- Widziałam pończochy robione przez jednego elfa… były piękne. - Wyszeptała w zadumie El spoglądając na okolicę, którą wiozła ją Izadore. Jak ona sobie tutaj poradzi? Wszystko było tak.. nowe.
- I z pewnością były piękne. Elfy mają zwinne paluszki.- zachichotała figlarnie Izadore. - I nie tylko paluszki.
- A co jeszcze? - Spytała zupełnie nieświadomie El.
- Takie rzeczy musisz poczuć… elfy są tam między biodrami, dość długie.- zaśmiała się artystka. - I rozkoszne.
El roześmiała się.
- Nie wiem czy będę miała okazję. - Czarodziejka zapatrzyła się na drogę. Teraz i tak miała.. dwóch kochanków. A do niedawna była dziewicą.
- Nigdy nic nie wiadomo.- odparła Izadore z pewnością w głosie i zerknęła na El. - Wydajesz mi się osóbką z dużym apetytem na życie i jego przyjemności.
- Ale też coraz większą ilością obowiązków i jednak.. - Jej głos przycichł. - przywiązującą się do ludzi.
- Zawsze możesz wrócić do mnie na służbę.- zażartowała w odpowiedzi panna Duncan i dodała.- Wkrótce dojedziemy na miejsce. Masz jeszcze jakieś pytania, zanim tam się zatrzymamy?
- Jak.. przekażecie mi informacje? - El rozejrzała się po znajomej dzielnicy.
- Wpadnę do ciebie w odwiedziny, może zabiorę cię na randkę.- odparła figlarnie Izadore zerkając na El.- Nie sądzę, żeby nastąpiło to szybko. Najpierw musisz się tam zagnieździć.
- Postaram się zrobić to jak najszybciej. - Czarodziejka powiedziała to bardziej sobie niż swojej towarzyszce. Musiała przyznać, że nieco się.. bała tej nowej sytuacji.
- Nie ma co się spieszyć.- mruknęła panna Duncan i dodała z uśmiechem.- I pamiętaj o swojej obietnicy, którą mi złożyłaś.
Przesunęła znacząco palcem po udzie El, a potem zatrzymała pojazd przed jej domem.
- Pamiętam. - El zarumieniła się i powoli wysiadła z auta.
Artystka zaśmiała się beztrosko i ruszyła gwałtownie automobilem, gdy panna Morgan podeszła do drzwi domu. Czarodziejka westchnęła ciężko. Teraz czekało ją pakowanie… na szczęście nie miała bardzo dużo dobytku. Niepewnie zajrzała do przedsionka.
 
Aiko jest offline  
Stary 29-01-2020, 21:48   #18
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
W domu panowała cisza, a z kuchni dochodziły przyjemne zapachy. No tak, zbliżała się pora obiadu, a mama przyjmowała klientkę. Tak jak się El domyśliła, Fulla samodzielnie rządziła przy garach. I na widok wchodzącej do kuchni czarodziejki spytała przyjaźnie. - Hej. Jak było?
- Dostałam się. - El uśmiechnęła się. - Muszę się spakować.. jeszcze dziś powinnam się tam wprowadzić.
- Tak szybko? - zdziwiła się Fulla pochylając się nad piekarnikiem,by wyjąć zapiekankę. - To ty się spakuj, a ja przygotuję ci coś do zjedzenia i wszystko opowiesz.
- Tak.. chyba rzeczywiście kogoś potrzebują. To zaraz zejdę na dół. - El pognała na piętro by spakować swoje rzeczy. Księga, ubrania, bielizna… rzeczy… w końcu płaszcz, ten który kupiła. Nigdy go nie nałożyła, nie sprawdziła jak na niej leży. El przesuwała po nim dłonią zastanawiając się czy mogło być w nim coś więcej. Był tak piękny. kupiony ze skrzyni po tajemniczej kobiecie. Jej resztki romantyzmu prosiły o to by było w nim coś.. coś magicznego. Znaki na lamówce płaszcza podsycały tę nadzieję, magowie nosili takie płaszcze. A przynajmniej ci w książkach dla dzieci. Obecnie bowiem nie występowały kanoniczne stroje dla klasy czarodziejskiej.
El usiadła w nim na łóżku i zaczęła kartkować księgę. Może… byłaby go w stanie jakoś sprawdzić? Przejrzawszy księgę przekonała się, że zawierała ona czary pozwalające wykryć magię, jak i ją zidentyfikować. Więc byłaby w stanie to uczynić.
Czarodziejka odłożyła księgę i narzuciła na ramiona płaszcz. Była ciekawa czy w ogóle na niej dobrze leży. Cały czas zerkała na księgę i wybrane w niej zaklęcie.
Płaszcz był bardzo wygodny, a choć z początku wydawał się za duży, to po chwili… wydawał się już całkiem dopasowany do jej wzrostu i sylwetki. No i miał kaptur, jego też trzeba było sprawdzić. A gdy go założyła na głowę… jej ciało straciło ostrość. Cała jej postać się rozmyła, przez co ciężko było rozpoznać jej oblicze… choć sam efekt był dość charakterystyczny. El kilkukrotnie zdjęła i założyła kaptur przyglądając się sobie w lustrze. Była zaskoczona tym dziwnym efektem. Do czego to mogło.. służyć?
Na pewno był to efektowny efekt, ubrana na biało mogłaby udawać ducha. A pewnie poprzednia właścicielka używała płaszcza do ukrycia tożsamości podczas… zadań… Tych wymagających używania trucizny. Może użyje go w podobny sposób? Pewnie lepiej by było by magowie nie dowiedzieli się zbyt szybko o jego obecności. Starannie złożyła go tak by wewnątrz skryła się księga, na nim położyła swoje referencje i spakowała oprócz własnych ubrań, fiolki perfum, także rozpoczęte przez siebie prace krawieckie. Mama pewnie się nie obrazi jeśli zabierze nieco nici i igły. Tym bardziej, że miała już swoje przyrządy. Były to całkiem dwie duże walizki, ale Elizabeth była pewna, że zdoła je bez problemu dotargać je do tramwaju kursującego między Downtown, a Uptown.
Razem z bagażami zeszła na dół by jeszcze raz zjeść obiad z rodziną.
Na razie z rodziny jeszcze nie było nikogo. Ojciec i bracia mieli pojawić się dopiero za jakieś dwadzieścia minut. Przymiarki klientki też się przedłużały. Na razie więc tylko krasnoludka szykowała posiłek… dla samej czarodziejki.
- Może pomogę. - El ustawiła walizki przy wejściu i podeszła do krasnoludzicy. - Jak ci idzie?
- Gotowanie czy szycie? - zapytała żartobliwie Fulla zerkając na El. - Gotowanie zawsze szło mi dobrze, choć to nie dziwota. Jadałam w domu proste potrawy. Wy tu używacie tylu przypraw, a co do szycia… zrobiłam już pierwszy… stanik.- westchnęła ciężko Fulla.
- Ooo to gratulacje. - El podeszła do krasnoludzicy rozglądając się za czymś w czym mogłaby pomóc. W końcu wzięła się za sprzątanie.
- Nie ma za co. Zrobiłam go, ale nie wiem z nim zrobię dalej. Przecież go nie założę.- westchnęła ciężko Fulla i skarciła czarodziejkę wzrokiem.- Bierz się za jedzenie, bo ostygnie.
- Chciałabym zjeść ze wszystkimi. - El westchnęła. - Czemu go nie założysz?
- No… boo… jest… nieprzyzwoity i koronkowy… i niewłaściwy.- wybąkała krasnoludzica wpatrując się w ziemię i miętosząc spódnicę palcami wyraźnie speszona taką wizją.
- Ale to bielizna, nawet jeśli będziesz taki nosić, toż nikt nie będzie tego widział. - Czarodziejka roześmiała się. - Zresztą… tu chodzi o to by czuć się dobrze w tym co się ma na sobie… ja lubię się czuć piękna.
- Z pewnością jesteś taka.- odparła ze śmiechem Fulla i westchnęła cicho.- Ja zaś czułabym się lubieżnie. Tak jak ciote.. czka.
- Nie lubisz swojej cioci? - El uśmiechnęła się ciepło. Przy Fulli sama czuła się bardzo… lubieżna.
- Lubię… tylko się za nią muszę wstydzić. Ona się całuje… czasem publicznie… i to nawet z kobietami!- odparła zawstydzona dziewczyna i spojrzała na drzwi prowadzące do pracowni.- Tylko nie mów, że ja ci mówiłam.
Wyglądało bowiem na to, że Amaralde była klientką matki w tej chwili.
- Najważniejsze, że ona się z tym czuje dobrze. - Czarodziejka zabrała się za ustawianie naczyń na stole.
- Ona się z pewnością czuje z tym dobrze. Lubi być na językach.- zaśmiała Fulla.
- Według mnie to najważniejsze. - Przytaknęła El.
- Mam wrażenie, że w bieliźnie… za bardzo wyglądam jak ciocia. I czuję… ciekawość. - zaśmiała się nerwowo Fulla i westchnęła.- Będzie mi ciebie brakować.
- Jeden dzień w tygodniu, będę miała wolny postaram się przyjeżdżać. - El zrobiło się ciepło na sercu.
- Nie mam w okolicy rówieśniczek z którymi mogę swobodnie poroz… - przerwała wypowiedź, bo matka El i ciocia Fulli właśnie wyszły rozmawiając wesoło na temat detali bielizny. Amaralde oczywiście z entuzjazmem przyjmowała wszystkie ekscentryczne pomysły Adelaide na temat nowej garderoby.
Czarodziejka podeszła szybkim krokiem do matki.
- Przyjęto mnie. - Powiedziała z entuzjazmem.
- To wspaniale kochanie.- rzekła Adelaide obejmując córkę. - Będziesz mogła zebrać fundusze na posag. Albo na coś innego.
- Polecam automobil.- wtrąciła Amaralde żartobliwie. - Najlepiej z przystojnym kierowcą.
- Ciociu! - skarciła ją Fulla czerwieniąc się na twarzy.
- Na razie mam kilka projektów na bieliznę. - El zaśmiała się cicho.
- To już coś.- odparła czule matka. I zwróciła się do Amaralde.- Zostaniesz może na obiad?
- Czemu nie. Jeśli wkrótce zamierzacie się posilić.- odparła ciotka Fulli widząc nakrycia.
- Tak. Wkrótce mój mąż wraca z synami.- odparła z uśmiechem Adelaide. - Na pewno starczy jedzenia dla jeszcze jednej osoby.
- Będzie mi bardzo miło. - Dodała czarodziejka. - Dziś muszę się wprowadzić na uniwersytet.
- Mogę cię podwieźć.- zaproponowała Amaralde z ciepłym uśmiechem.
- Nie chce Pani robić kłopotu… a i tak nie mam wiele. - El wskazała na stojące w korytarzu walizki.
-Żaden problem, moja droga. - odparła z uśmiechem Amaralde.- I tak jadę w tamtą stronę.
Dalszą rozmowę przerwało przybycie Henry’ego z synami. A usłyszawszy wieść o sukcesie córki, postanowił to uczcić… oczywiście we właściwy osób. Najlepszą butelką wina z piwniczki. Adelaide, o dziwo, zgodziła się na to. A i Amaralde poparła ten plan.
Elizabeth czuła jednak szczery wyrzut sumienia. Gdyby rodzice wiedzieli o jej kochankach, o jej współpracy z Cycione. Mimo to uśmiechała się ciepło, ciesząc się obecnością rodziny i dwóch krasnoludzic.
- Będę mieszkała w pokojach dla pokojówek. Dziś wyjaśnią mi wieczorem nieco szczegółów, ale ogólnie mam sprzątać. Podobno będzie dużo pomieszczeń, do których nie będzie mi wolno wchodzić. - Opowiadała by rodzice nieco wiedzieli o jej nowej pracy. - Jeden dzień w tygodniu będę miała wolny, to może.. bym tu zaglądała?
- Oczywiście zawsze będziesz tu mile widziana.- odparła matka, podczas gdy Henry rozlewał do kieliszków najlepszy trunek wydobyty i piwniczki. El trafiła pomiędzy Fullę i Amaralde. Może to i dobrze, bo strój tej drugiej był jak zwykle rozpraszający, z dekoltem ledwo trzymającym na uwięzi jej bujny biust, jak i z rozcięciem sięgającym aż do biodra.
- Dziękuję. - Czarodziejka upiła nieco trunku.
Palił on gardło, rozgrzewał serce i mącił nieco w głowie. Ojciec wybrał najlepszy trunek na oblewanie sukcesu córki. I trzeba przyznać, że zarówno Amaralde, jak i Fulla miały pociąg do alkoholu. Bo piły całymi haustami. Czarodziejka piła jednak powoli. Powinna się jeszcze zobaczyć z Charlesem… chciała to zrobić. Zajrzeć do Pączka i przekazać wieści dziewczynom.
- Pamiętaj córeczko… jeśli ktoś ci tam będzie robił przykrość, to od razu przyjeżdżaj do nas. Dam ja tym huncwotom nauczkę.- odparł buńczucznie Henry, choć przemawiał przez niego bardziej alkohol niż rozsądek. Tymczasem El poczuła miękką acz silną dłoń zaciskającą się na swoim udzie. Dłoń Fulli, bo młoda krasnoludzica przedobrzyła z trunkami i chwyciła się za udo siedzącej obok przyjaciółki dla złapania równowagi. Pochyliła się przy tym lekko ku niej, nieco podtykając swój dekolt pod nos panny Morgan, co przypomniało jej o widokach piersi Amaralde jak i jej siostrzenicy. Pod tym względem miały się czym chwalić. Pod innymi zresztą też.
- Dobrze tatusiu. - El starała się skupić na rozmowie z rodzicami. Czułą jednak że bliskość dwóch niewielkich kobiet mocno działa na jej kobiecość.
- I pamiętaj, że nie musisz tam przebywać. Masz dom i pracę tutaj. Nie jesteś skazana na ich łaskę.- dodawał głośno Henry wyrzucając przy okazji swoje własne żale dotyczące klasy rządzącej.Tymczasem palce Fulli wędrowały po udzie El, choć nieświadomie… bo niewinna krasnoludzica nie miała pojęcia co robi. I taniec jej palców był przypadkowy. No i na szczęście tkaniny nieco tłumiły ten dotyk. Natomiast zmysłowy zapach perfum Amaralde nie był niczym maskowany.
- Tak uczynię tato. - El mówiła z coraz większym trudem. Miała jednak nadzieję, że rodzina zrzuci to na karby alkoholu. - To jednak… duża szansa.
- Jakby w okolicy nie było szans. - mruknął Henry wyraźnie rozżalony tym, że córka aż tak sie oddala.
- Wybaczcie, że wam przerywam, ale już muszę wracać do siebie, więc jeśli mam cię podwieźć panno Morgan, to powinnyśmy się zbierać, prawda?- zapytała Amaralde zwracając się do czarodziejki, a ta… żeby ją odpowiedzieć, musiała spojrzeć w dół na jej i… śmiały dekolt.
El przełknęła ślinę.
- Ja… może pobędę chwilkę dłużej z rodziną. - Wyszeptała, nie wiedząc jak ma wybrnąć z tej sytuacji.
- Rozumiem. Niemniej mam do ciebie prośbę i jest ona prywatnej natury. Możemy gdzieś chwilkę porozmawiać na osobności?- spytała nieco zdziwiona tą zmianą planów krasnoludzka artystka.
- Oczywiście. - El wstała od stołu, - może pracownia?
- Może być.- Amaralde również wstała od stołu, kołysząc hipnotycznie pośladkami gdy podążała do pracowni. Po wejściu do środka, podeszła do stołu i oparła się o niego plecami. Palcami rozsznurować poczęła gorset, powiększając dekolt i sprawiając że krągłe piersi zaczęły się z niego uwalniać. - To musi pozostać między nami. Wątpię by twoja matka, czy też moja siostra aprobowały to co zamierzam ci dać.
- Ekhym… myślę, że mogłyby mieć już problem z aprobowaniem tej sytuacji. - El nie do końca wiedziała o co ciotce chodzi.
- A to czemu?- zdziwiła się krasnoludzica sięgając palcami między swój biust i wyciągając dwa wąskie paski papieru. Zapisane. Trzymając je w dłoniach spojrzała na El i nadal trzymając owe papierki, objęła dłońmi swoje piersi unosząc je lekko i sprawiając że niemal wynurzyły się z piersi.- Noo… tak… zauważyłam, że ci się podobają moje skarby. Nie żeby mi to przeszkadzało… wprost przeciwnie, pochlebia mi to.
El zakrztusiła się rumieniąc. No cóż.. przy doświadczeniach cioteczki to pewnie było nie do ukrycia.
- Co to? - Wskazała na papierki starając się zmienić temat.
- To? Po to właściwie jest ta rozmowa. To są bilety na przedstawienie we śrubce. Dla jednej osoby z osobą towarzyszącą. Dla ciebie i Fulli, ale ona raczej nie skorzysta. Więc tylko dla ciebie, choć chciałabym byś wzięła ze sobą moją siostrzenicę. Bilety są na dowolne przedstawienie o dowolnej wieczornej porze. I z wstępem za kulisy.- odparła Amaralde i dodała ze śmiechem.- Możesz ich dotknąć, jeśli chcesz… nie obrażę się.
- Ja może… lepiej nie. - El przyjęła bilety. - Spróbuję ją namówić..ale też wątpię by się zgodziła.
- No cóż…- zaśmiała kobieta zawiązując mocniej gorset i poprawiając swój biust.- Też nie sądzę, by ci się udało. Niemniej ucieszę się też jeśli wpadniesz sama, także za kulisy…- mrugnęła okiem dodając wesoło.- Mam słabość do ślicznych fanów i fanek.
- Spróbuję… będę miała teraz tylko dzień wolny. - El westchnęła ciężko.
- Nie rób takiej smutnej minki. Nigdy nie wiadomo jak się życie ci się ułoży.- krasnoludzica klepnęła przyjacielsko czarodziejkę po pośladku.
Czarodziejka zaśmiała się cicho.
- To prawda. Nie chciałam Pani męczyć moim przejazdem, bo muszę jeszcze pojechać w jedno lub dwa miejsca. - Odpowiedziała cicho, gdy znajdowały się daleko od uszu jej rodziny.
- Nie byłoby to męczące dla mnie. I potrafię dotrzymywać sekretów, acz… szanuję twoją decyzję. I nie będę namawiać.- odparła z uśmiechem krasnoludzica.
- Widzę, że masz dużo innych spraw. - Elizabeth otworzyła drzwi od warsztatu i poprowadziła krasnoludkę z powrotem do kuchni.
- Tak. Ale to głównie wieczorem.- odparła artystka, po czym podeszła do stołu by pożegnać się z gospodarzami i siostrzenicą.
El zajęła jeszcze miejsce przy stole, chowając jeszcze na korytarzu zaproszenia, w kieszonce spódnicy. Mimo wszystko będzie jej tęskno do rodziców i braci.

Posiłek się zakończył, jak i świętowanie. Amaralde już opuściła domostwo, a Fulla zabrała się wraz z Adelaide za zmywanie naczyń. Dla El nadszedł czas wyfrunięcia z gniazda. Uściskała ciepło matkę, ojca i braci i zgarnąwszy walizki ruszyła… w kierunku Pączka. Chciała dać dziewczynom co i jak. Nie była pewna czy zaczeka tam na Charlesa czy też spróbuje go odnaleźć w gildii… bo chyba byłaby w stanie ją zlokalizować, prawda?
Po dłuższym namyśle stwierdziła, że jednak nie. Wszak była z Charlesem w wynajętym przez jego pracodawców lokalu. A nie w samej siedzibie gildii. Oczywiście dałoby się popytać ludzi na ulicy o wskazówki. Ale wędrówka z ciężkimi walizami w poszukiwaniu konkretnego budynku w mieście, jakoś nie bardzo się jej widziała.
Teraz na szczęście wiedziała gdzie idzie więc zakaszawszy rękawy ruszyła w dobrze znanym sobie kierunku.

O tej porze, cała trójka dziewcząt krążyła między między stolikami podając głównie piwo… w teorii. W praktyce robiła to głównie Melody i czasem Amelia… Dalia zaś siedziała przy barze i flirtowała z Karlem.
El weszła od zaplecza i zostawiła w jego przedsionku swoje walizki. Sama zajęła miejsce przy stoliku i dyskretnie pomachała do Mel.
Przyjaciółka odpowiedziała uśmiechem i obsłużywszy kilka stolików, podeszła do kontuaru by pogonić Dalię do obsługi. Następnie podeszła do stolika El i przysiadła.
- I jak poszło?- zapytała z uśmiechem czarodziejkę.
- Dostałam się… i dziś się tam wprowadzam. - Czarodziejka uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- To wspaniale! - odparła radośnie Mel.- Powinniśmy to jakoś uczcić!
- Bardzo bym chciała… dziś wieczorem mam się tam wprowadzić i będę miała jeden dzień wolny. - El zerknęła na wyjście na zaplecze. - Mogła tu zaczekać na Charlesa, a potem pojechać na uniwersytet. - Muszę tylko gdzieś przenieść swoje walizki.
- Możesz do mojego pok… no tak… wieczorem będzie zajęty przeze mnie i moich gości. Może Karl ich przypilnuje?- zamyśliła się Melody zakładając nogę na nogę.
- Może jakiś pokój na piętrze będzie wolny. - Czarodziejka powoli przesunęła łydką po nodze przyjaciółki. - Chciałam najpierw pogadać z tobą i się pochwalić.
Melody zmrużyła oczy przyglądając się czarodziejce, gdy poczuła dotyk jej ciała na swojej łydce. Uśmiechnęła się łobuzersko dodając.- Zrobiłaś się bardzo śmiała w działaniu, przez te ostatnie dni.
Skinęła głową. - Wolny pokój dla ciebie i Charlesa? Szczęściarz.
El westchnęła.
- Umówiłam się z nim dziś, a nie wiem kiedy się znów spotkamy. - Czarodziejka zarumieniła się nieco ale nie cofnęła nogi. - Poznałam ostatnio… wiele śmiałych osób.
- El… Melisandrae w końcu straci cierpliwość do ciebie. Tyle razy wykorzystywałaś znajomości tutaj. - zaśmiała się cicho Mel i westchnęła.- A co mi tam. Chcesz ze mną poświętować twój mały sukces?
- Wiem… ale to już chyba koniec. Przynajmniej na jakiś czas. - El czuła, że przyjaciółka ma rację… właścicielka Pączka i tak miała wobec niej wielką wyrozumiałość. - I tak… chciałam z tobą poświętować.
- Mój pokój jest otwarty. Idź tam, a ja przyniosę nam coś do picia. I zadbam o twoje walizki u Karla.- zaproponowała Melody.
- Dobrze. - El wstała od stolika i rozejrzała się po lokalu. Będzie jej nieco brakowało wieczorów tutaj. Obecnie spokojnych, ale zabawa wszak rozkręcała się dopiero na drugim etacie pracownic. Nie zauważyła znajomych twarzy wśród gości, wszak było za wcześnie. Udała się więc na górę do przytulnego pokoiku Mel. Nic tu się nie zmieniło od ostatniego razu, poza samą El oczywiście. Nagle poczuła się nieco dziwnie. Naprawdę… tyle się zmieniło. Czy będzie tęsknić za tym życiem? Toż aż ciarki ją przechodziły na myśl o wiedzy, którą może uda się jej zdobyć. Powoli podeszła do szafki z bielizną kochanki i zajrzała do niej z ciekawością.
Ładnie i równo ułożone małe dziełka sztuki bieliźniarskiej. Niektóre lekkie jak piórka. Elizabeth wiedziała, że Melody dbała o swoje ubrania i była bardzo wybredna jeśli chodzi o ich zakup. Wiedziała też, że czysta nie była tak “wartościowa” dla kupca. Tylko co on planował robić z używaną? Jaka była szansa, że to co ona? Spora...
- Whisky… może być?- usłyszała za sobą El i obejrzawszy się dojrzała Melody wchodzącą z butelką i dwoma kieliszkami. - Oczywiście to ma tylko znaczenie, jeśli planujemy tylko pić. Bo możemy poświętować inaczej. Wszystko zależy od ciebie.
- Ja na początek chętnie się napiję. - El zaśmiała się i rozejrzała się za czerwonymi majteczkami.
- Czego tam szukasz?- zaśmiała się Melody stawiając i kieliszki i alkohol na stoliku. Po czym nalała whisky do kieliszka mówiąc. - Lepiej pokaż swoją bieliznę, to powiem ci czy spodoba się Charlesowi.
Czerwone majteczki się znalazły szybko… aż dwa egzemplarze. Delikatnie i piękne i obszyte koronką.
- Lubię je. - El pokazała przyjaciółce jedną ze sztuk i uśmiechnęła się. - Pamiętam jak miałaś je na sobie.
- No cóż… lubię seksowną i ładną bieliznę…- zaśmiała się w odpowiedzi Mel przyglądając przyjaciółce. - Kiedy to mnie tylko w nich widziałaś?
- Och.. jeszcze zanim ci powiedziałam, że mi się podobasz. - El zamyśliła się. - Chyba przed moim spotkaniem Charlesa.
- Myślałam, że jeszcze podczas przymiarek.- Melody podeszła z kieliszkami pełnymi trunku do Elizabeth i podała jej jeden.- Jak planujemy świętować twój sukces? Jak ci się podoba nowa praca? A szef… przystojny?
- Na razie widziałam szefową. Jest.. bardzo elegancka, ale dosyć oschła. - El przyjęła kieliszek i uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Szczegóły poznam dopiero po przeprowadzce.
- To dobrze. - odparła z uśmiechem Mel popijając whisky i zerkając na czarodziejkę.- A ty mi nadal nie pokazałaś swoje bielizny… po tym jak przeszukałaś moją szafkę.
El roześmiała się.
- Powinnam się odwdzięczyć prawda? - Spytała, ale nie czekając na odpowiedź, odstawiła kieliszek i zabrała się za zdejmowanie swojej garderoby.
- Nie udawajmy, że przyszłyśmy na górę by być grzeczne.- zaśmiała się rudowłosa upijając nieco alkoholu. Oparła się pupą o stolik i jedną stopą obutą w trzewiczek na obcasie pocierała łydkę rozbierającej się Elizabeth.
- Nie? - Czarodziejka udała zdziwienie, odsłaniając swoja czarną koronkową bieliznę, z dopasowanymi do niej pończochami.
- Nie…- zachichotała Mel przesuwając bucikiem, po łydce, udzie… a wreszcie dotarła nim do miękkim majteczek Elizabeth i napierając czubkiem trzewika na nie wymruczała.- A teraz… powiedz co ja powinnam ci zrobić?
- Założyć te majteczki, które mi się tak podobają. - El wyprężyła się czując dotyk przyjaciółki.
- Zgooda…- wyszeptała cicho Melody, wodząc bucikiem po podbrzuszu czarodziejki… naciskając lekko na jej kobiecość przez chwilę.
Po czym stanęła na obu nogach i ruszyła ku szafce, by wyjąć czerwoną bieliznę. Obejrzała majteczki… wypięła się i zaczęła podwijać falbany sukni. Odsłoniła siateczkowe pończoszki i podwiązki… czarne. Dlatego więc pewnie wybrała majteczki czerwone, acz te z czarną koronką. Powoli kręciła pupą zsuwając obecnie czarną bieliznę… nie śpieszyła się z tym, by El mogła się delektować widokami.
Czarodziejka ujęła swój kieliszek i obserwowała przyjaciółkę z zachwytem. Zbyt wiele osób droczyło się dziś z jej apetytem. Teraz jednak była szansa na coś więcej.
Potem było zakładanie bielizny, z pokazem gibkości i dalszym wypinaniem pupy. W końcu majteczki znalazły się na krągłych pośladkach i Melody zerknęła za siebie.- Co dalej El?
- Pod tą suknią słabo je widać. - El mrugnęła do przyjaciółki.
- Nie mam stanika… ani gorsetu.- “zawstydziła” się Melody rozpinając guzy sukni na plecach i sznurowania. Potem zaczęła zsuwać ramiączka sukni i zsuwając ją z siebie. Obróciła się do Elizabeth, gdy jeszcze ten strój wisiał na biodrach. Toteż El mogła sobie popodziwiać nagie krągłe piersi Melody. Gdy suknia opadła na ziemię przyjaciółka panny Morgan podeszła do czarodziejki.- Teraz dobrze widać, czy może… powinnyśmy… coś jeszcze zrobić?
Czarodziejka odstawiła pusty kielich i klęknęła przed przyjaciółką.
- Teraz… widać dobrze. - Dłonią przesuneła po materiale bielizny, dociskając go do kobiecości Mel.
- I co z tym zrobisz?- wyszeptała rozpalonym głosem Melody, czując jak dotyk przyjaciółki wprawia jej ciało w drżenie.
- A co byś chciała bym zrobiła? - El niespiesznie wodziła już teraz obiema dłońmi po bieliźnie kochanki.
- Och… to trudne pytanie.- Mel cofnęła się i usiadła na łóżku, rozchyliła szeroko nogi i skinęła palcem zachęcająco ku Elizabeth żartując. - Może powinnyśmy porwać Dalię na naszą przewodniczkę?
El podeszła do niej na czworaka.
- Och chcesz tu trzecią osobę? Może jednak udzielisz mi instrukcji. - Jej palce zachłannie sięgnęły do majteczek mel gdy tylko znalazła się dość blisko.
- Zdarzało mi się sypiać… z kobietami, ale to były klientki. Więc wiedziały czego chcą i one dyktowały rozwój sytuacji.- szepnęła cicho Melody zawstydzonym głosem. Poddawała się jej dotykowi.- Sięgnij palcami… głębiej…
Ręką pochwyciła palce El i przesunęła je na wrażliwy swój punkcik.- Pomasuj… tuuu.
El przytaknęła ruchem głowy. Delikatnie odchyliła majtki przyjaciółki i przesunęła palcem po jej wrażliwym miejscu.
-Dobrze…- szepnęła Melody opadając ciałem na łokcie. Tak podparta odchylila głowę do tyłu i poddała się pieszczocie palców kochanki.
Czarodziejka przez chwilę pieściła tak kobiecośc przyjaciółki, czasem tylko zahaczając o wejście do jej kwiatu. Przyjemnie było obserwować Mel leżącą na łóżku. Jej jędrne piersi unoszące się i opadające w rytm przyspieszonego oddechu.
-Tak… nieco mocniej… śmielej.- Mel nie wytrzymała, opadła całkiem na plecy i pochwyciła swoje piersi dłońmi, masując je i ugniatając coraz intensywniej. Robiła się też coraz bardziej… wilgotna.
Elizabeth wsunęła swoje palce do wnętrza kochanki i zaczęła nimi poruszać, napierając kciukiem na jej wrażliwy punkt. - tak dobrze? - Spytała z zachwytem obserwując Mel.
- Taaak… dobrze.. zdecydowanie….- wydyszał z siebie jej kochanka powoli wijąc się na łóżku i prężąc zmysłowo. - Jeszcze jeszcze… troszeczkę.
Czarodziejka przytaknęła ruchem głowy, wiedząc, że Mel nie mogła tego teraz zobaczyć i przyspieszyła ruchy swoich palców. Po chwili poczuła efekty swoich działań. Ciało Melody naprężyło,, zadrżało i dziewczyna dotarła na szczyt z głośnym krzykiem.
El nieśmiało wyjęła dłoń z wnętrza kochanki i podniosła się by się na niej ułożyć. Twarz położyła pomiędzy piersiami przyjaciółki próbując uspokoić własny, podniecony oddech.
- Wygodnie ci… czy może chciałabyś coś?- zapytała lubieżnie Melody głaszcząc kochankę po włosach.
- Wygodnie tylko.. mokro. - Powiedziała cicho El, ale nie ruszyła się z miejsca. - Jesteś piękna.
- To samo mogłabym powiedzieć o tobie.- szeptała Melody głaszcząc Elizabeth po włosach, niespiesznie i czule. - Jesteś bardzo śliczna i bardzo podniecająca… zwłaszcza w samej bieliźnie.
El uniosła się na przedramionach i spojrzała w twarz przyjaciółki.
- Masz jeszcze na coś ochotę? - Spytała, ocierając się swymi biodrami o biodra leżącej pod nią kobiety i starając się nieco uspokoić rozgorączkowane ciało.
- Miałyśmy się zająć twoimi pragnieniami, ale skoro już…- wyszeptała cicho Mel uśmiechając się łobuzersko. Po czym nie dając czarodziejce czasu na reakcję pochwyciła ją za prawę rękę i popchnęła na bok przewracając na plecy. Po czym energicznie wstała, by pospiesznie klęknąć okrakiem nad ciałem kochanki i sięgając do tyłu zanurzyła palce pod jej majteczki. Uśmiechnęła się lubieżnie wodząc nimi.
- Coś ciekawego odkryłam tam… co to może być?- żartowała lubieżnym głosem.
El jęknęła z zaskoczenia i podniecenia.
- Co.. coś bardzo mokrego. - Wyszeptała rozpalonym głosem.
- To twoja wina… mogłaś być bardziej wymagająca. Rozwiąż gorset, pochwal się swoim skarbami.- odparła lubieżnie Melody oblizując usta.
Czarodziejka sięgnęła do znajdującego się z przodu sznurowania i zaczęła je pomału luzować. Drocząc się z apetytem swoim i kochanki. Jednak po chwili i tak wysunęły się z gorsetu dwie jej napięte krągłości.
- Śliczne…- odparła Melody wolną dłonią chwytając jedną z nich i masując. Drugą wodziła pod majtkami El pieszcząc na oślep kobiecość i zanurzając palce w niej… powoli i leniwie.
- Co więc z tobą mam zrobić?- zapytała lubieżnie Melody. - Mam wrażenie, że czegoś bardzo chcesz.
- Jeszcze… - El przymknęła oczy z rozkoszy wijąc się pod kochanką na pościeli. Jej biodra próbowały napierać na pieszczącą je dłoń.
- Dalia wiedziałaby… co robić…- zachichotała Melody i wsunęła palce głebiej w kwiat kochanki. Pochyliła się do tyłu, puszczając pierś czarodziejki, a chwytając własną. Pieszcząc jej i własne ciało przyglądała się drżącemu biustowi panny Morgan.
- Ty… ty też wydajesz się wiedzieć. - El chwyciła swoje piersi tak jak przed chwilą jej przyjaciółka i zaczęła je masować.
Rudowłosa zaśmiała się cicho.- Nie sądzę. Raczej działam po omacku.
I zaczęła wodzić dłonią i sięgając palcami głębiej w kobiecość kochanki... choć nieco niewprawnie.
- To… tak jest bardzo przyjemnie. - Czarodziejka wyprężyła się na pościeli. - ja.. wyobrażałam sobie.. jak lubię być dotykana.
-Tak… ale może być przyjemniej.- Melody wysunęła palce i wstała i stojąc nad El zażądała.- Majtki też zdejmij… a potem klęknij na czworaka i wypnij pupę.
El obserwowała ją chwilę, drżąc. W końcu jednak zsunęła bieliznę rzucając ją na ziemię i obróciła się, klękając na pościeli.
- Tak? - Spytała, zerkając ponad ramieniem.
-Szerzej nogi, bardziej pochyl się… twarz w pościel. Muszę się głową zmieścić.- wyjaśniła Mel sama kładąc się na plecach i powoli wsuwając głową między jej uda.
- Dobrze. - El rozchyliła szerzej nogi, opadając twarzą na pościel. - Tak jest dobrze?
- Dobrze…- odparła Melody, a jej usta zaczęły całować kobiecość kochanki. Potem język delikatnie zanurzał się w niej raz po raz.- … bardzo dobrze…
Mokry od pożądania El palec rudowłosej przesunął się pomiędzy pośladkami, by dotrzeć do nieodpowiedniego miejsca na podbój. A jednak Mel zanurzyła ostrożnie palec tam powoli i badawczo. To nowe doświadczenie przeszło drżeniem po całym ciele Elizabeth.
- C..co.. - El jęknęła głośno, z trudem powstrzymując swoje ciało przed ucieczką.
- Jeśli to nieprzyjemne… to mogę.. przestać.- zaniepokoiła się Mel, nie wycofując co prawda palca… ale też nie poruszając nim. Za to zajęła się wodzeniem językiem po całej kobiecości Elizabeth.
- N. nie wiem.. to dziwne. - Czarodziejka drżała intensywnie. Język Mel wyrwał z jej ust głośny jęk rozkoszy. Tak.. tak miłe.. tak gorące. - Jeszcze.
- Jesteś rozkoszna… - wymruczała Melody sięgając głębiej językiem, jak i palcem. Ruchy obu intruzów były lewiwe i delikatne. Ale też wyraźnie wyczuwalne całym ciałem El.
- Cz.. czemu to takie dziwne? - El czuła dreszcze… jak jej mięśnie zaciskają się na palcu kochanki.
- Bo bardzo nieprzyzwoite… młode damy nie pozwalają tam kochankom… a jeśli już to o tym nie mówią.- wymruczała Melody na razie skupiając się na ruchach palca uwięzionego przez ciało kochanki, a potem wróciła do smakowania intymnego zakątka kochanki ruchami języka. Powolnymi i sięgającymi głęboko.
El drżała coraz mocniej nie do końca rozumiejąc ci dzieje się z jej ciałem. To trochę bolało, było dziwne… a jednak czuła to podniecenie.
Jęknęła głośno dochodząc i z trudem powstrzymała się, by swym ciałem nie opaść na Mel.
- Chyba ci się podobało…- zażartowała Melody uwalniając ciało dziewczyny od swojej obecności. Westchnęła głośno. - I chyba musimy zakończyć te nasze figle.
- T...tak. Chyba. - El opadła na bok oddychając z trudem. - To było… bardzo intensywne.
- Mhmm… tak…- odparła z uśmiechem Melody siadając i zerkając przez ramię na kochankę. - Może… może… następnym razem się na ciebie rzucę i wykorzystam niecnie ?
Zaśmiała się i dodała.- Ale dziś miała to być celebracja twojego sukcesu. Powinnyśmy zaprosić do niej pozostałe dziewczyny. Choć może nie do łóżka.
- To prawda… trzeba się ubrać. - El zaśmiała się cicho i z trudem usiadła na łóżku.
- Tak. Trzeba.- odparła figlarnie Melody. Wstała z łóżka i zabrała się za ubieranie sukni i poprawienia teraz już lekko przemoczonych majtek. - Jak chcesz toooo… możesz coś pożyczyć z mojej garderoby na spotkanie z Charlesem.
- Bieliznę też? - Czarodziejka mrugnęła do przyjaciółki i sama powoli wstała z łóżka, czując cały czas drżenie nóg.
- Hmmm… ok… ale ma do mnie wrócić.- odparła Mel z trudem godząc się na taką stratę.
El zaśmiała się.
- Wiesz, że nie ma takiej konieczności. - Czarodziejka zabrała się za zbieranie swoich ubrań. - Wolałabym byś się z tym źle nie czuła.
- Źle się będą czuła, jeśli mi zaginą. Dopóki będą na twojej pupie, to nie będzie dla mnie problemu. Będę wiedziała gdzie ich szukać.- zaśmiała się Melody.
- Wolałabym nie ręczyć za Charlesa. - El ubrała swoja bieliznę i podesżła do szafy przyjaciółki by wybrać sobie jakąś sukienkę. Berniemu i tak zależałoby bardziej na majtkach, które Mel ma obecnie na sobie… albo tych, które właśnie zdjęła.
- Taki z niego świntuszek? - zapytała Melody dopinając suknię i podeszła do El obejmując ją w pasie od tyłu i zerkając przez ramię. - Jakiej to sukienki szukasz?
- Takiej byś była zazdrosna, że jestem z nim, a nie z tobą. - El zerknęła przez ramię i pocałowała przyjaciółke w policzek.
- Na pewno chcesz żebym była zazdrosna? Mogłabym cię wtedy zabrać mu sprzed nosa i zbałamucić. I biedny Charles siedziałby samotnie czekając na ciebie.- dłonie Melody chwyciły za biust kochanki ugniatając go mocno.- Może bym nawet wzięła ze sobą Dalię do pomocy… i… kto wie co by się działo. - straszyła chichocząc.
- Teraz jeszcze bardziej kusisz by tą zazdrość wywołać. - El wyprężyła się w ramionach przyjaciółki. - Ale może jednak nie będę wywoływać małej orgii tam na dole, bo jeszcze dostanę zakaz wstępu.
- Orgie tu na górze nie są natomiast zakazane.- wymruczała lubieżnie Melody kąsając delikatnie płatek uszny czarodziejki i już całkiem poważnie wskazał palcem na czarno-niebieską suknię na ramiączkach.




- Może ta? Paski u dołu nie muszą być zapinane. Zwłaszcza jeśli chce się zaryzykować… figle w publicznym miejscu. - dodała na koniec.
- Jest piękna. - El zdjęła z wieszaka sukienkę. - Ale chyba je zapnę, podroczę się nieco z apetytem Charlesa.
- Z pewnością nie będzie on mógł oderwać od ciebie oczu. Ani nikt inny.- zaśmiała się Melody puszczając kochankę.
Czarodziejka nie była tego pewna. Jednak były tam Dalia, Amelia.. no i Mel. Powoli zabrała się za ubieranie sukienki, wciskając na siebie ciasny gorset.
Melody nie czekała aż czarodziejka się ubierze i opuściła komnatę pozostawiając Elizabeth samą. Do przyjścia Charlesa panna Morgan miała jeszcze trochę czasu, by zaplanować spotkanie z kim lub zaplanować coś. Na horyzoncie zaś rysował się uniwersytet ze wszystkimi jego tajemnicami i osobami, które przyjdzie jej spotkać. Czarodziejka ubrała się starannie, spoglądając na szafkę z bielizną Mel. Później się tym zajmie. Teraz musiała zająć się tematem uniwersytetu. Jeśli płaszcz powodował rozmycie… mogło to jej ułatwić wydostanie się z tego loszku i załatwianie spraw wieczorami. Pytanie co ze współlokatorką. Może tamto zaklęcie by pomogło. El rozejrzała się czy Mel ma w pokoju jakieś perfumy i odnalazłszy fiolkę, rzuciła na siebie czar dodający jej uroku. Tak przygotowana zeszła na dół.
 
Aiko jest offline  
Stary 10-02-2020, 21:27   #19
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Trudno było powiedzieć, czy to była wina wyzywającej sukni czy też czaru, ale… tym razem rzeczywiście przyciągała uwagę. Spojrzenia męskie i kobiece wodziły po niej. Nie wszystkie pożądliwe, ale z pewnością żadne z nich było obojętne. Nic więc dziwnego, że ledwie usiadła przy stoliku to od razu zjawiła się tam Dalia.
- Słyszałam, że ci się udało dostać na uniwerek kochanie. Gratulacje. Na co byś miała ochotę? Pierwsze zamówienie jest na mnie.- wymruczała zmysłowo.
- Nie chciałabym cię naciągać, a chętnie napiłabym się z całą załogą Pączka. - El wskazała ruchem głowy w kierunku baru i stojącego za nim Karla.
- Myślę że da się to załatwić. A można by było więcej.- odparła z uśmiechem Dalia i skinęła głową. Po czym ruszyła do Karla, by przekazać mu prośbę czarodziejki.
El odetchnęła, bo choć Dalia uświadomiła jej słabość do kobiet to jednak.. z Mel było łatwiej. Inne kobiety wciąż były zbyt.. zbyt… chwilę szukała odpowiedniego słowa rozglądając się po sali. Zbyt lubieżne? A może jej myśli o nich takie były.
Karl rozlał trunek do kieliszków i po chwili Dalia wróciła z dwoma z nich. Jeden z nich postawiła przed Elizabeth, a drugi uniosła do toastu.
- Za twój sukces. -
Czarodziejka przyłączyła się do toastu i upiła spory łyk z kieliszka.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się do prostytutki.
- Nie ma za co kochanie. - zaśmiała się Dalia wypijając trunek i nachyliła się ku dekoltowi El.- Widzę że rozkwitasz. I zaczynasz nam robić konkurencję.
Tymczasem przez drzwi przeszła znana Elizabeth osóbka. Panna Paxton zatrzymała się w kroku przyglądając zaskoczona El jak i pochylającą się nad nią Dalią. Nieco zbladła, nieco zaczerwieniła się chwilę potem. A następnie pospiesznie udała się ku kontuarowi, by napić się czegoś mocnego.
- To tylko na tą okazję. Na uniwerku czekają mnie długie spódnice i wysokie kołnierzyki. - El zaśmiała się. Z zaciekawieniem spojrzała w kierunku Paxton.
- No nie wiem…- zaśmiała się Dalia i dodała cicho.- Może się okazać że te spódnice nie są aż tak długie.
Po tych słowach wyprostowała się i ruszyła ku kontuarowi. Przy którym do Penny zamówiła mocnego drinka. El obserwowała obie kobiety. Czyżby Penny była kochanką Dalii? W sumie nie byłoby w tym nic dziwnego. Wierzyła, że azjatka jest w stanie przekonać do siebie każdego. Jej podejrzenia podsycała rozmowa jaką widziała, bo słów posłyszeć nie mogła. Dalia przez chwilę rozmawiała z panną Paxton, która podczas tej rozmowy zachowywała się dość nerwowo i wyraźnie była speszona. Jak uczennica stojąca przed nauczycielką. A Dalia, była Dalią. Roztaczała swój seksapil dookoła siebie, uwodząc każdym gestem i każdym spojrzeniem Penny, tak jak czyniła to przed chwilą z Elizabeth. Czarodziejka była bardzo ciekawa czy byłaby w stanie kogoś tak uwieść… niby z Charlesem się udało. Zerknęła na drzwi wyglądając swojego kochanka.
Niestety/na szczęście jeszcze nie nadchodził, a wkrótce to Amelia zjawiła się z darmowym drinkiem i kolejnym toastem. Po czym przysiadła się i zaczęła wypytywać.
-Tooo… potrzebujesz tych wytrychów z powodu nowego miejsca pracy?
El zarumieniła się i upiła spory łyk.
- Tak.. chyba… mogą się przydać. - Przyznała w końcu. Cały czas nie wiedziała jak się zabrać do zdobycia sprzętu.
- Chyba… mogłabym zdobyć dla ciebie komplecik.- odparła figlarnie blondyneczka.- Ale… pod jednym… tycim warunkiem.
- Jakim? - W głosie El wybrzmiała niepewność.
- Chcę brać w tym udział. Jak będziesz włamywała się tam… to chcę dołączyć do tej misji.- odparła cicho i entuzjastycznie Amelia.
- Ja.. chętnie skorzystałabym z pomocy, ale to… zależy od mojego zleceniodawcy. - Czarodziejka westchnęła ciężko. - I na razie nie wiem czy będe się gdzieś włamywać, czy też raczej próbować się wydostać.
- Kiepsko…- entuzjazm Króliczka wyraźnie oklapł, jak sflaczały balon.- …. ale jeszcze o tym pogadamy, prawda?
- Jasne. - El uśmiechnęła się, by nieco pocieszyć znajomą. - Kto wie… może coś się znajdzie. - Mrugnęła do Amelii i uniosła kieliszek w niemym toaście.
- Oby… lubię taki dreszczyk. A jeszcze siedziba magów… pełna pułapek różnego rodzaju.- szeptała drobna dziewuszka przed toastem. A potem go pospiesznie wychyliła. Następnie wstała i rzekła. - No to pogadamy później. Teraz będę się musiała przebrać na nocną zmianę.
- Pewnie. - Czarodziejka odprowadziłą króliczka wzrokiem i zerknęła jak tam sytuacja przy kontuarze. Była ciekawa czy panna Paxton już uległa Dalii.
Chyba się oparła, bo nie podążyła z egzotyczną kusicielką na pięterko. A po chwili El miała własne problemy na głowie. Charles się zjawił w drzwiach, z niewielkim bukiecikiem kwiatów w dłoni. Wpatrywał się przez chwilę w Elizabeth, po czym ruszył do jej stolika.
Czarodziejka uśmiechnęła się do niego filuteryjnie.
- Czekałam. - Powiedziała cicho, gdy znalazł się obok.
- Wyglądasz zachwycająco.- rzekł wodząc po niej spojrzeniem. Po czym nerwowo podał bukiecik.- To dla ciebie.
- Dziękuję. Usiądziesz? - El wskazała miejsce obok przy stoliku i zanurzyła nos w bukieciku. - Ślicznie pachnie.
- Tak. Ślicznie.- odparł Charles przysiadając się do niej. - Jak ci minął dzień?
- Dostałam pracę. - Czarodziejka pomachała w kierunku kontuaru by przyniesiono jej alkohol i kieliszki. Uśmiechnęła się do swojego kochanka. - Będę pokojówką.
- To wspaniale. - rzekł z uśmiechem Charles unosząc kieliszek w toaście.- Choć oczywiście obietnica mojego przyjaciela jest ciągle aktualna. Wiesz… ta w kwestii Domu Mody.
- Jest też bardzo kusząca. - El przytaknęła. - Ale nieco obawiam się czego Samuel chciałby w zamian.
- Może mieć jakieś ukryte motywy.- zgodził się z nią Charles i dodał czupurnie.- Ale w razie czego… obronię cię.
- Nie chcę miedzy was wchodzić. Wydajecie się byś dobrymi przyjaciółmi, a ja jestem tylko… - El uśmiechnęła się niepewnie. - zapewne przelotną znajomością.
- Nie jesteśmy aż tak dobrymi przyjaciółmi.- zażartował Charles i spojrzał na El mówiąc.- A ty nie jesteś przelotną znajomością.
Czarodziejka oparła się o stół eksponując przed kochankiem swoje piersi uwięzione w ciasnym gorsecie.
- Na razie spróbuję się jakoś utrzymać z życia pokojówki.
- Tak… oczywiście… - wzrok mężczyzny podążył wprost do tej pułapki. Jakże mogłoby być inaczej. Nie dość że miała na sobie jeden z bardziej pobudzających strojów przyjaciółki, to jeszcze wzmocniła jego efekt magią. Nic więc dziwnego, że jej… kochanek długo wpatrywał się w jej krągłości w milczeniu, nim w końcu się odezwał.
- A właśnie… miałem jeszcze… ta Alhmira co ją spotkałaś na przyjęciu i rozmawiałaś z nią. Powinnaś trzymać się od niej z daleka. Słyszałem niezbyt przyjemne plotki o jej małym kulcie.
- Jakie? - Stopa El zahaczyła pod stołem o nogę Charlesa.
- Że to tak naprawdę klub dla wyuzdanych arystokratów i kupców do spełniania swoich erotycznych zachcianek. Że kapłańskie rytuały to przykrywki dla orgii. Że składa ofiary z ludzi i takie tam…- wyjaśniał mężczyzna drżąc pod dotykiem stopy El.
- Cóż… słyszałam już różne opinie o arystokratach i ludziach z Uptown. - Noga El wędrowała coraz wyżej.
- Po prostu uważam, że powinnaś wiedzieć co o niej mówią.- wyszeptał Charles wpatrując się w jej dekolt.- Pragnę cię Elizabeth, bardzo mocno.
- Obawiam się, że pogonią mnie, jeśli znów nie zapłacę za pokój. - Noga czarodziejki dotarła do uda mężczyzny.
- Mogę się dołożyć. Mogę całkiem… zapłacić. Ile kosztuje pokój?- odparł Charles rozchylając szerzej uda i pozwalając pannie Morgan, na cokolwiek miała ochotę.
Stopa El powędrowała wyżej i delikatnie naparła na krocze mężczyzny.
- Niewiele. - Podała kwotę za nocleg w Pączku.
Mężczyzna sięgnął po portfel, podczas gdy czarodziejka stopą badała tą coraz bardziej opiekującą wypukłość w jego spodniach.
- Myślę… że to nie będzie problem.- wydyszał ciężko wykładając na stolik banknot i kilka monet.
- Mam pójść i załatwić nam pokoik? - Stopa czarodziejki dalej drażniła wypukłość kochanka.
- Tak. - Bardziej jęknął niż powiedział Charles. Coraz bardziej rozpalony, co zresztą czuła pod stopą.
El podniosła się, biorąc z blatu banknoty i podeszła do kontuaru, uśmiechając się do Karla.
- Mój towarzysz naciska bym wynajęła pokój.
- Skoro tak…- odparł Karl wykładając klucz.- … macie do rana.
- Oddam wcześniej. - El zgarnęła klucz z lady i ruszyła w kierunku schodów na piętro, machając swą zdobyczą kochankowi.
Zerwał się od razu i pogonił ku Elizabeth… w połowie drogi zwolnił i zaczął iść dostojnie choć pospiesznie. Czarodziejka ruszyła schodami na górę zerkając, który numer pokoju dał jej Karl. Czy… wyglądała teraz jak prostytutka? Ubrana w wyzywającą sukienkę… widząc na pokuszenie swego kochanka? Czemu czuła ten przyjemny dreszczyk gdy to robiła?
Stanęła na szczycie schodów i obejrzała się na Charlesa.
Dostrzegła nie tylko jego rozpalony wzrok, gdy wspinała się po schodach… kusząc go pośladkami i odsłoniętymi ramionami. Dostrzegła także zazdrosne i lubieżne spojrzenia paru klientów tego przybytku wodzące po jej ciele. Czy tak czuły się Melody i Dalia, rozbierane pożądliwym wzrokiem… prężące się, gdy same kusiły potencjalnych klientów do zerknięcia w sakiewki.

- Który numer? - spytał Charles, gdy się z nią z zrównał. Szóstka… ten pokój półork jej wynajął.
- Sześć… - Szepnęła nieco niepewnie. Ona nie była prostytutką… prawda? Choć.. Charles właśnie zapłacił za ich pokój… nie łączyło ich więcej niż seks. Czyżby jednak… stała się ulicznicą. Ukryła cień zmartwienia przed kochankiem.
Mężczyzna wziął od niej klucz i otworzył drzwi zerkając niepewnie do środka.
- Ładnie tu…- skłamał. Bowiem pokój nie był ładny. Był ubogi choć czysty. Były tu tylko podstawowe sprzęty.
- Niezbyt. - El zaśmiała się cicho. - Ale mamy na chwilę przestrzeń tylko dla siebie. - Czarodziejka weszła do środka i zapaliła stojącą przy łóżku na stoliku świecę.
- Wyglądasz prześlicznie.- usłyszała za sobą i poczuła męskie dłonie na swoich pośladkach, gdy była jeszcze nachylona nad świecą.
- Specjalnie dla ciebie. - Wyszeptała opierając się o stolik.
- Tak bardzo cię pragnę Elizabeth.- szeptał młodzian, a jego usta pieściły skórę odsłoniętej szyi i barku. Palce zaciskały się na pośladkach, ściskając je przez suknię. - Bym cię posiadł tam na stoliku, gdyby nie... inni ludzie.
- Możesz mnie za to wziąć tu… gdzie tylko zechcesz. - Wyszeptała w odpowiedzi rozpalonym głosem.
Jej kochanek nachylił się i przywarł do niej ciałem, czuła na pupie napięty materiał jego spodni. Tak blisko siebie byli. Jedna z jego dłoni chwyciła za jej pierś, druga… sięgnęła do trzech sprzączek na samej spódnicy, by poluzować materiał i go móc podciągnąć. El… jakiś drobiazg przez chwilę nie dawał spokoju. Ale przez chwilę tylko… w końcu pewnie nie było to nic ważnego, prawda?
Mimo narastającego podniecenia rozejrzała się po pomieszczeniu na tyle, na ile pozwalało jej na to światło świecy.
Drzwi! Zapomnieli zamknąć drzwi za sobą… Co prawda nie były szeroko rozwarte, to jej kochanek zapomniał ich domknąć.
- Charles… drzwi… - Zdążyła wyszeptać, nim jej myśli nazbyt skupiły się na działaniach kochanka.
- Co... drzwi?- młodzian był również pochłonięty za bardzo sytuacją, by myśleć o czymś innym. Tym bardziej że rozpiął już sprzączki i dłoń jego wślizgnęła się pod suknię, wodząc gorączkowo palcami po kobiecości El przez materiał bielizny.
- S..są… - Czarodziejka jęknęła z rozkoszy czując jak jej bielizna przykleja się do wilgotnego kwiatu.- uchy...lone..
- Mhmm…- nie dosłyszał, bądź nie zwrócił uwagi. Ciężko dysząc do ucha El, ściskał jej pierś przez gorset, wsunął niezdarnie palce pod majtki i poruszał nimi zanurzając je w rozpalonym kwiecie kochanki. Była w tym żarliwa niewinność, nawet jeśli ruchy jego palców trącały czasem fałszywą nutę. No i była nagroda główna, nadal zapakowana… choć wyraźnie wyczuwalna, gdy El ocierała się o nią pośladkami.
Czarodziejka osłoniła jedną dłonią usta by powstrzymać jęki i zaczęła mocniej napierać biodrami na krocze kochanka. Czuła jak jego wypukłość sunie pomiędzy jej pośladkami, niepokojąco drażniąc miejsce do którego sięgnęła wcześniej Mel.
Charles nie wytrzymał… poczuła jak zdziera z niej przemoczone majtki aż do kolan.Nadal pieszcząc jej kwiatuszek zabrał się za uwalnianie od spodni. Puścił przez to jej pierś, ale to nie miało znaczenia. Zaraz ją weźmie w posiadanie. El cudem dławiła własne jęki zerkając nerwowo na drzwi, ale i nie mogąc się doczekać obecności, która już niebawem ją wypełni.
Poczuła jak jej suknia jest podciągana, jak jej gołe pośladki owiewa lekki powiem. Charles pochwycił ją za nie, silnym ruchem bioder naparł na jej ciało. Jego oręż wdarł się w jej kobiecość z głośnym mlaśnięciem… a on sam poruszał biodrami wahadło, starając się by jej pal rozkoszy był w pełni przez nią wyczuwalny. El musiała się chwycić stolika obiema dłońmi i z jej ust od razu wyrwało się ciche jęknięcie. Tak… w końcu… po całym dniu bycia drażnioną przez liczne kobiety. Isadore, Fullę, Amaralde… Mel. W końcu wypełniało ją to znajome, pulsujące ciepło.
- Jesteś… cudo… wna...- dyszał rozpalony mężczyzna mocniej naciskając biodrami i spychając kochankę na stolik. Gdyby piersi El nie były uwięzione w gorsecie, pewnie bujały by się hipnotyzująco. Charles nie był utalentowanym i doświadczonym kochankiem… ale wigoru nie można było mu odmówić. Czuła go… z każdym ruchem, każdym wypełniającym jej ciało pchnięciem. Ów twardy i również pulsujący… wigor. Czarodziejka przygryzła wargi by nie jęczeć z zachwytem poddawała się tym szturmom czując jak przybliżają ją one to szczytu. Jeszcze jeden.. jeszcze raz…. Czuła jak ciało zaciska się na kochanku jak drży od jego najmniejszego ruchu. Doszła nie mogą powstrzymać cichego okrzyku. Charlesowi też niewiele brakowało, dysząc ciężko i sapiąc napierał raz po raz na jej ciało, aż w końcu poczuła jego rozkosz rozlewającą się w sobie.
El oparła się czołem o stolik z trudem łapiąc oddech. Jej wzrok powędrował w kierunku drzwi. Na pewno… na pewno było ich słychać.
Te nadal byłe otwarte nieco. Nie dość by dojrzeć to co się działo na korytarzu. Trzeba by było… wyjrzeć na zewnątrz, by mieć pewność.
- Zamkniesz drzwi? - Głos El był nieco zachrypnięty i nadal rozpalony po szybkich igraszkach.
- A… tak… już… już.- odparł cicho Charles i jedną ręka podtrzymując spodnie ruszył ku drzwiom, by je zamknąć. Oboje usłyszeli kroki zanim to zrobił. Ale nie dało się jednoznacznie ocenić, czy owa osoba słyszała to co wyprawiali. Drzwi zostały zamknięte na klucz.

El opadła na łóżko czując jak z jej wnętrza wypływa nasienie kochanka.
- Ciekawe kto to był. - Odezwała się cicho.
- Nie zdążyłem… zauważyć. Chyba kobieta. Co chcesz bym teraz zrobił? - spytał młodzian przysiadając się do kochanki.
- Rozbierzesz siebie i mnie? - Czarodziejka uśmiechnęła się do Charlesa zastanawiając się kim mogła być ich podglądaczka.
- Dobrze… - najpierw zabrał się za rozbieranie siebie, co przypomniała dlaczego byli razem. Był przystojny, miły oku i miły z natury i miał… odpowiednie warunki do zabawy. Teraz nieco oklapłe.Nagi zabrał się za rozpinanie sprzączek piersi kochanki i rozpinanie guziczków pod nimi.
- Dziś muszę się wprowadzić na uczelnię. - El czuła jak dreszcze rozpływają się po jej ciele w miejscach, których Charles dotykał jej rozpalonej skóry. Jej wzrok wędrował po jego ciele. Tak bardzo cieszyła się, że był jej pierwszym.
- Mhmm… ale… jeszcze się spotkamy, prawda?- pozbawił ją majteczek i zaczął błądzić palcami po piersiach dziewczyny… gdy już była golutka jak on.
- Mam wychodne raz w tygodniu. - Czarodziejka uśmiechnęła się i zamruczała pod dotykiem kochanka.
- To dobrze.- odparł mężczyzna z uśmiechem lekko ściskając krągłości piersi Elizabeth.- Będę czekał.
Czarodziejka jęknęła na tą dziwną pieszczotę.
- Może… powinniśmy sobie znaleźć też jakieś miejsce w Uptown? - Uniosła nogę i otarła się kolanem o męskość kochanka.
- Miejsce? Na co? - zapytał Charles bawiąc się jej biustem i pozwalając dziewczynie na figle.
El zaśmiała się cicho, a jej kolano zaczęło śmielej poczynać sobie z męskością kochanka, powoli ją unosząc i opuszczając.
- A jak zazwyczaj spędzamy nasze spotkania? - Uśmiechnęła się ciepło do Charlesa i sięgnęła dłońmi, zanurzając palce w jego włosach.
- Wynajmowanie takiego lokum byłoby kosztowne… bardzo.- odparł jej kochanek nachylając się ku niej i całując jej usta raz po raz.- Moglibyśmy u mnie… ale mieszkam z siostrą.
- Nawet nie wiedziałam, że masz siostrę. - El odpowiadała na pocałunki podczas gdy jej nogi owinęły się wokół bioder kochanka.
- Jest starsza… ode mnie. I sztywna… i strasznie się rządzi.- zaśmiał się młodzian i westchnął ciężko. - Zwolenniczka czystości fizycznej i duchowej. Akolitka w świątyni Tarkhamona i pracownica kancelarii tamtejszej świątyni.
- Nie będą jej przeszkadzać jęki dochodzące z twojego pokoju? - El przyciągnęła do siebie Charlesa, sprawiając, że ich biodra się spotkały.
- Nie będą… gdy będzie w kancelarii, bądź w samej świątyni. Twoja obecność… by jej przeszkadzała, gdyby o niej wiedziała.- odparł cicho mężczyzna chwytając kochankę za biodra i pośladki. Elizabeth poczuła jak jego oręż zanurza się w jej kwiecie… jeszcze nie w pełni sztywny, ale już niewiele mu brakowało.
- Mhm… - Ciało czarodziejki wygięło się w łuk, gdy kochanek ponownie ją wypełnił. - Nie.. pochwaliłeś się mną…
- Nie mogłem.- zaczął ją całować po szyi lekko i delikatnie napierając biodrami na ciało El, co oczywiście pobudzało jego męskość zanurzoną w spragnionym dotyku ciele dziewczyny.
- Nie… jestem… - El dociskała do siebie mężczyznę nogami, podczas gdy dłońmi pochwyciła własne piersi. - Czysta.. fizycznie?
- Bardzo.. czyściutka… ale nie w tej chwili.- zamruczał Charles poruszając biodrami i sapiąc z pożądania. Delikatnie całował szyję dodając z trudem. -... Musia… łabyś być moją narze… czoną… koleżanek z pracy… nie toleruje.
- Nie słyszałam oświadc..- El jęknęła. - och tak Charles.. mocniej.
- Bo… chyba… za wcześnie?- odparł jej kochanek, zaciskając palce na biodrach czarodziejki i przeszywając ją kolejnymi silnymi ruchami bioder. Panna Morgan czuła jak sztywny i twardy był jej kochanek, jak gotowy by podbić jej rozpalone żądzą ciało.
El nie odpowiedziała. Nie była w stanie skupić się na niczym po za wypełniającą ją obecnością. Charles poruszał się miarowo, jego duma zanurzała się i wynurzała równym tempie. Rozkoszował się sytuacją narzucając ich zabawie powolne spokojne tempo. Jego usta pieściły jej szyję i muskały wargi pocałunkami.
Czarodziejka wiła się pod nim nie mogąc wytrzymać narastającego podniecenia. Jeszcze.. jeszcze trochę. Jej wargi zachłannie łapały oddech pomiędzy pocałunkami.
Charles ocierał się swoim rozgrzanym ciałem o jej, choć te doznania nie były tak ważne… jak jego władcza twarda obecność rozpalająca jej spragnione wnętrze. Cierpliwość młodzieńca nie trwała długo i ruchy bioder kochanka nabrały silniejszego tempa dociskając ciało El do skrzypiącego łóżka.
Brunetka krzyknęła dochodząc i wtuliła się w mężczyznę, mocno rozchylając przed nim nogi. Ale jej kochanek nie uległ temu gestowi poddania się i szturmował jeszcze kilka razy, nim i on poddał się rozkoszy. Po czym to osunął się obok na łóżko i dysząc głośno dochodził po kolejnym spełnieniu.
- Myślę.. że siostra wybrałaby ci inną narzeczoną. - El obróciła się w stronę kochanka.
- Myślę, że pewnie jakąś gosposię.- zaśmiał się Charles. - Moja siostra jest bardzo konserwatywna obyczajowo.
- To jak reaguje na twojego przyjaciela? - Czarodziejka przekręciła się i usiadła okrakiem na kochanku.
- Wyzywa od demonów i go nie cierpi. Mimo że ją podrywał. Jest ładna.- odparł Charles i wzruszył ramionami. - Ale woli towarzystwo świątynnych kapłanek.
- Chętnie bym ją kiedyś poznała. - El przesunęła pupą po biodrach mężczyzny, pochylając się nad nim tak by piersi falowały przy każdym jej najmniejszym ruchu.
- Jeśli chcesz. Ale musisz być grzeczna.- odparł cicho mężczyzna zahipnotyzowany widokiem jej biustu.- Kiedy byś… chciała?
- Wyślę ci wiadomość.. kiedy będę miała dzień wolny. El zaczęła poruszać biodrami szybciej, czując pomiędzy pośladkami miękką jeszcze męskość kochanka. - Jeśli.. podasz mi adres.
- Dobrze…- jedna pierś została pochwycona jego dłonią, druga… na szczycie drugiej poczuła zachłanne wargi kochanka. Przyssane drapieżnie. El zwolniła swoje ruchy poddając się tym pieszczotom. Było jej tak.. błogo. Z chęcią spędziłaby cały dzień oddając się dotykowi kochanka. Jak to możliwe, że tak nieprzyzwoita się stała?

Na to pytanie jej kochanek odpowiedzieć nie potrafiłby. Nie mógłby zresztą, wielbiąc wargami i dłonią jej biust. I to bardzo zachłannie… przez chwilę nawet El przyszło do głowy, że jeden kochanek na raz to za mało… że jest jeszcze jej pupa, szyja, plecy i usta które wymagają dopieszczenia. Głupi i szalony pomysł. Zapewne pod wpływem żartobliwej sugestii Mel podczas wcześniejszych figli. By choćby odrobinę uciszyć te myśli pocałowała Charlesa namiętnie. Sięgnęła dłonią pomiędzy ich ciałami i zacisnęła palce na męskości mężczyzny.
Charles jęknął, gdy poczuł jej dłoń swoim organem miłości, jeszcze dość delikatnym i miękkim ale drżącym pod pieszczotą El. Był całkowicie pod jej władzą. El przełknęła ślinę. Kusiło… tak.. bardzo kusiło przejęcie nad nim kontroli. Pocałowała jego szyję i pomału zaczęła się zsuwać w dół. Czy… czy się odważy? Słyszała że prostytutki robią takie rzeczy, ale toż… ona nie była jedną z nich, prawda? Poczuła męskość kochanka między swymi piersiami i zatrzymała się na chwilę spoglądając na niego.
Jego spojrzenie było zamroczone pożądaniem, jego oddech ciężki od pragnień. Wpatrywał się w nią rozpalonym spojrzeniem, gdy ona czuła ów twardniejący pal miłości, wyraźnie otulony jej własnym biustem. Zsunęła się dalej klękając między jego nogami i niepewnie pocałowała uniesiony oręż.
Odpowiedzią był tylko cichy jęk aprobaty. Charles nie wydawał się mieć w planach osądzania jej pomysłu. Był wszak mniej doświadczony niż ona. El objęła mężczyznę wargami spoglądając mu prosto w oczy. Czuła gorąc wypełniający usta. Coś co z taką łatwością wsuwało się w jej wnętrze, było w stanie jedynie delikatnie zanurzyć się w jej ustach.
I smakowało… niezwykle… zarówno nim jak i nią samą. Ten smak lekko kwaskowaty nie dało się porównać z niczym innym. Charles patrzył rozpalonym wzrokiem na El, oddychając ciężko i uśmiechając się niepewnie i pożądliwie zarazem. Mogła być z siebie zadowolona… podobało mu się to co robiła. Spróbowała wykonać te same ruchy co gdy brała go w swój kwiat. Powoli poruszała się góra dół obejmując go ciasno swymi wargami i czując jak męski czub raz po raz dotyka wejścia do jej gardła.
Słyszała tylko oddech i jęki kochanka, więc chyba szło jej nieźle. Czuła jego rosnące podniecenie, więc z pewnością mu się podobało. Organ miłości kochanka tężał powoli w jej ustach. Nie czuła się jednak gotowa przyjąć jego trybut w swe usta. Powoli uwolniła go spomiędzy warg i podniosła się stając nad nim okrakiem. Lubieżnie oblizując wargi na jego oczach opadła swą kobiecością na sterczący pal.
Charles jęknął cicho w odpowiedzi. Leżąc na łóżku poddawał się ruchowi jej bioder… opadaniu i unoszeniu. Teraz to ona ustalała tempo ich rozkosznych chwil. I ciężar jej ciała zanurzał męskość kochanka w jej spragnione pieszczot ciało. A ona chciała się podroczyć z nim tak jak on z nią. Sprawdzić jego temperament. Poruszała się powoli, niemal ospale. Walcząc z dreszczami własnego ciała. Gdy była uniesiona i czuła czub napierający na wejście zamierała delektując się tą chwilą. Mrucząc i patrząc w oczy Charlesa.
Ten spoglądał na nią rozpalonym wzrokiem, dyszał ciężko i trzymał się mocno pościeli… poddawał się jej oblizując spierzchnięte wargi. Mężczyzna nie odrywał wzroku od jej poruszających się leniwie piersi, jakby był nimi zahipnotyzowany. El nie wytrzymała i przyspieszyła ruchy. Ujeżdżała leżącego pod nią rumaka jakby goniła ją sfora dzikich bestii. Szczyt nadszedł nagle, zaskakując ją. Krzyknęła głośno zamierając na kochanku.
Spoglądając w dół czuła i widziała, że Charles tym razem doszedł pierwszy… wpatrując się w jej nagie i spocone ciało. Oblizywał wargi szepcząc.- Jesteś piękna.
- A ty bardzo przystojny. - El pochyliła się i pocałowała mężczyznę. Nie miała wiele czasu. Powinna się jeszcze przebrać i dostać na uniwersytet. - Będziesz chciał mnie nieco odprowadzić?
- Tak.- potwierdził z uśmiechem Charles wpatrując się w kochankę.- I napiszę ci mój adres.
- Jesteś pewny? Mogę się kiedyś zakraść do twojej sypialni. - Szepnęła przesuwając swymi wargami po wargach mężczyzny.
- I co w niej będziesz robiła?- zapytał z uśmiechem.- Kraść nie ma czego.
El jedynie wyszczerzyła się w odpowiedzi do kochanka i pocałowała go namiętnie, kładąc się przy tym na nim.

Ubranie się zajęło im chwilę. Charles zerkał co chwilę na ubierającą się kochankę co było miłe. Na schodach w dół natknęli się na Dalię opierającą się o barierkę. Szepnęła cicho do El.- Szkoda że drzwi się zamknęły.
Gdy ją mijali.
Czarodziejka uśmiechnęła się do znajomej, czując rumieniec palący ją w policzki. Nie zatrzymała się jednak zamiast tego podążając za Charlesem.
- Będę musiała się przebrać. - Na chwilę się zawahała. - Mam dwie duże walizki.
- Rozumiem… poczekam tu na dole i wezmę od ciebie walizki.- odparł uprzejmie jej kochanek. Tymczasem Dalia ruszyła na górę.
El ucałowała go w policzek radośnie i podeszła do Karla oddając mu klucz.
- Mel mówiła, że zająłeś się moimi walizkami. Charles powiedział, że mi z nimi pomoże.
- Ok. Zaraz je przyniosę.- odparł półork i krzyknął do Króliczka.- Amelio zastąp mnie tu na momencik.
I ruszył na zaplecze. El szepnęła za nim ciche “dziękuję” po czym uśmiechnęła się do zbliżającej się blondynki. Przy okazji rozejrzała się, szukając wzrokiem Mel. Jej “normalny” strój pozostał w pokoju przyjaciółki.
Ta siedziała właśnie na stoliku jednego z klientów, kusząc dekoltem gdyby była pochylona podczas rozmowy. I pozwalając mu wodzić dłonią po kostce i łydce. W sumie… to był dobry moment by zabrać z pokoju swoje rzeczy. Szybko podeszła do Charlesa.
- Karl zaraz przyniesie moje walizki. Skoczę na górę. - Nim mężczyzna odpowiedział zebrała się i ruszyła po schodach na piętro.
Tam dostrzegła jak Dalia stoi przy drzwiach do swojej komnaty uśmiechając się wesoło.
- Wpadnij kiedyś to poświętujemy twój sukces. - rzekła do panny Morgan.
Naprawdę wyglądało jakby azjatka na nią polowała.
- Postaram się wpadać raz na jakiś czas. - Odpowiedziała nieco wymijająco, podchodząc do drzwi pokoju Mel. Nie chciała zostawiać Charlesa na długo. Powinna też się nieco pospieszyć.
Tym bardziej jeśli chciała zdążyć nim Mel zjawi się tu z klientem. Dalia ni to skinęła ni to zaprzeczyła ruchem głowy. Uśmiechnęła się tajemniczo i weszła do swojego pokoju. Tak jak El do komnaty przyjaciółki. Teraz tylko wystarczyło się szybko ubrać i odwiesić suknię Mel na wieszak. Czarodziejka przebierała się jak najszybciej. Na szczęście strój, w którym przyszła był luźniejszy, miał jednak też więcej warstw. Nerwowo nasłuchiwała odgłosów z zewnątrz.
Jej serce zabiło głośniej, gdy posłyszała chichot Mel połączony z męskim głosem. Jej przyjaciółka się zbliżała do swojego pokoju. Szybko zgarnęła ubranie przyjaciółki i schowała się do szafy, zamykając ją za sobą.
Mel weszła pociągając mężczyznę za sobą. Objął on ją w pasie całując po szyi. Melody oczywiście “odganiała się” od niego… nieporadnie oczywiście, co by go nie odpędzić.
Jęknęła czując jego dłoń zaciskającą się na jej piersi i pomogła palcom drugiej zanurkować pod spódnicą. Stała przed szafą niemalże, więc chcąc nie chcąc, Elizabeth miała miejsce w pierwszym rzędzie. I dokładnie widziała męską dłoń drapieżnie wsuwającą się pod mokre już majteczki przyjaciółki.
El zasłoniła usta. Widok był… potwornie podniecający. Czarodziejka wpatrywała się w twarz Mel obserwując jak ta reaguje na tak agresywne pieszczoty. Niewątpliwie rudowłosa czerpała przyjemność uśmiechając się lubieżnie i leniwie poruszając biodrami. Dyszała czując jak silne palce gwałtownie i nieco brutalnie podbijają jej intymny zakątek. Co jednak nie przeszkadzało jej w rozwiązywaniu swojego gorsetu i to mimo dłoni równie rudowłosego klienta ściskającego jej pierś. Dłoń czarodziejki sama nieco nieświadomie zaczęła podwijać poły sukni. Po raz pierwszy widziała Mel z klientem. Wyglądała… pięknie.
Piersi zostały odsłonięte, wraz połami gorsetu i rozpiętą bluzką. Miękkie, duże i spragnione dotyku. Mel pomrukiwała czując dłoń mężczyzny na jednej i ugniatając dłonią własną pierś. Rozchyliła szerzej nogi, by dłoń kochanka sięgnęła głębiej.
- O taaak… dobrze… kochanie… jesteś cudowny…- wymruczała lubieżnie prężąc się pod pieszczotami.
El dotarła palcami do własnej kobiecości i zaczęła ją drażnić przez bieliznę, drugą dłonią zasłaniając usta. Czy Mel to się naprawde podobało, czy też odgrywała przed klientem?
Jeśli to drugie, to była dobrą aktorką. Chwyciła za dłoń mężczyzny, wyciągnęła ją spod spódnicy i powoli oblizała jego palce. Wysunęła się całkiem z jego objęć i na lekko drżących nogach podeszła bliżej do szafy… co będzie jak otworzy?! Jak El się wytłumaczy z tego co robiła?!
Czarodziejka zamarła powstrzymując oddech. Bała się poruszyć, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku.
Na szczęście… odwróciła się tuż przed nią i całkiem zrzuciła gorset wraz z bluzką.
- Pokaż kotku co masz w środku… spodni.- mruknęła zachęcająco. I mężczyzna zabrała się za ich pospieszne zdejmowanie. Wkrótce odsłonił swój karabin stojący jak na musztrze.
- Całkiem ładny…- mruknęła lubieżnie Mel dłońmi obejmując swój biust.- Więc co my z nim… zrobimy?
- Może mogłabyś...swój popisowy numer?- zapytał męski rudzielec.
Czym był popisowy numer Mel? El nie wiedziała. Jej palce powoli ominęły materiał majtek i zanurzyły się we własnej kobiecości.
- Kto rozpowiada takie ploteczki…- zaśmiała się Melody kręcąc zmysłowo pupą, gdy zdejmowała spódnicę. W samych majteczkach, figlarnych podwiązkach i pończoszkach podeszła w trzewiczkach na obcasie do nagiego od pasa w dół klienta. Popchnęła go palcem na łóżko, a gdy usiadł gwałtownie klęknęła otulając jego dumę swoim biustem i ująwszy go dłońmi poczęła się unosić i opadać ocierając się piersiami o oręż kochanka. Niewiele z tego popisu mogła dojrzeć sama panna Morgan. Melody była wszak odwrócona plecami do niej, ale jęki mężczyzny świadczyły o talencie przyjaciółki, a i sam widok jej pupy w skąpej koronkowej bieliźnie był… intrygujący. El coraz szybciej poruszała palcami w swoim wnętrzu czując jak sama zbliża się do szczytu. Słysząc wyraźnie dyszenie kochanka Melody, a potem jego jęk gdy doszedł brudząc jej piersi śladami żądzy.
- Będziesz musiał zapłacić za to…- Mel pochwyciła głowę dłonią klienta i przyciągnęła kochanka do swojego biustu, by zajął się zabrudzeniami, mruczała przy tym lubieżnie pod jego pieszczotą. El musiała ugryźć swoją pięść by nie jęknąć gdy sama doszła. Tak bardzo chciałaby osobiście wylizać piersi Mel… ale nie wolno było jej tak myśleć! Na dole czekał Charles.
- Jaki namiętny… jaki… entuzjastyczny…- mruczała Melody nieświadoma obecności widza, a jej kochanek pieścił całował i lizał jej biust.
- Chcę więcej.- wyszeptał w końcu.
- Niewątpliwie mój słodki.- wymruczała Melody. - Nie martw się…zajmę się twoim dzielnym wojownikiem.
Jej dłoń sięgnęła pomiędzy uda klienta i zaczęła pieścić jego armatkę wraz z kulami armatnimi.
El wiedziała, że musi się jak najszybciej stąd wydostać. Szczególnie teraz, gdy twarz klienta zajęta była krągłościami Mel. Powoli naparła na drzwi patrząc czy te zaskrzypią.
Nie zakrzypiały, a pomruki Melody rozkoszującej się kochankiem zagłuszały dodatkowo dźwięki. El wyszła na palcach z szafy, klęknęła by znaleźć się poniżej linii łóżka i na czworaka przeszła do drzwi. Cicho uchyliła się i wymknęła się na korytarz.
Udało się jej wydostać. Za sobą zostawiła pieszczącą klienta Mel. Teraz zostało zejść na dół. A tam już czekał na nią Charles sącząc drinka przy kontuarze. Uśmiechnął się na widok schodzącej Elizabeth.
- Długo ci zajęło to przebieranie.
- Wybacz… - El przysunęła się do mężczyzny. - Ten strój ma więcej warstw.
- Idziemy już?- spytał udobruchany młodzian.
- Tak… powinnam się pospieszyć. - Czarodziejka przytaknęła i sięgnęła po stojące przy kontuarze walizki. - Dziękuję Karl.
- Nie ma sprawy.- odparł półork.

Podróż z Charlesem była przyjemna i wygodna. Tym bardziej, że niósł za nią ciężkie walizy. Niemniej El nie pozwoliła mu zapłacić za swój przejazd tramwajem. Młodzian nieśmiało rzucał od czasu do czasu wypowiedzi związane z mijanymi budynkami. Głównie ciekawostki, które nie zapadały w pamięć czarodziejki. Niemniej było to miłe że próbował urozmaicić jej przejażdżkę. Ogólnie on taki właśnie był… miły. Dobrze, że nie był świadom faktu, iż nie był jedynym kochankiem Elizabeth.

W końcu dotarli do uczelni. Tu już na El czekała pokojówka w dość skromnym i grzecznym stroju.
- Pani Waynecroft już czeka, tylko na panienkę.- rzekła cicho acz dobitnie i Charles stropił się zostawiając walizki na ziemi i mówiąc.- Będę jutro czekał na ciebie, tam gdzie zazwyczaj. Tak po pracy.
- Napiszę do ciebie. - El uśmiechnęła się do kochanka. - Nie wiem czy będę mogła się pojawić.
- Zgoda.- odparł Charles i przypomniał sobie. - A to mój adres, omal nie zapomniałem ci go dać.
Spisany na serwetce z Pączka. El wzięła adres i spakowała go szybko do kieszeni spódnicy.
- To.. czas na mnie… - Uśmiechnęła się ciepło. Wiedziała, że nie wypada się im pocałować. - Dziękuję za pomoc.
- Nie ma za co…- to było ostatnie co usłyszała, bo ruszyła za pokojówką w głąb posiadłości. Potem był labirynt korytarzy i schodów. A na koniec… drzwi do gabinetu pani Waynecroft.
Najpierw weszła tam pokojówka, a El czekała na korytarzu.
Po chwili wyszła i nadszedł czas na samą czarodziejkę. Wkroczyła do pomieszczenia ze swymi walizkami. i tuż za drzwiami skłoniła się głęboko.
- Witam panno Morgan. Proszę usiąść.- rzekła pani Waynecroft wskazując krzesło przed swoim biurkiem.- Oczywiście nie wtrącamy się w życie naszych pracownic, w tym i miłosne. Nie obchodzi mnie czy ten młodzian jest panny narzeczonym, kochankiem czy wielbicielem. Chciałabym jednak zaznaczyć, że nie ma możliwości zapraszania mężczyzn do swojego pokoju. Pomijajając fakt, że będziesz dzieliła pokój z inną pracownicą… nie wolno ci sprowadzać nikogo obcego na teren uczelni.
- Oczywiście. - El odstawiła walizki i zajęła wskazane miejsce. Na swój sposób fakt, że Waynecroft nie oczekiwała iż jest dziewicą przyniósł jej nieco ulgi.
- Macie wszak czas wolny po pracy, który możecie spędzać poza uczelnią. Niemniej o jedenastej wieczorem masz już być w swoim łóżku.- wyjaśniała kobieta.
- Och… wydawało mi się, że mamy wychodne tylko jednego dnia. - Czarodziejka była nieco zbita z tropu.
- Jeden dzień cały wolny. Poza tym wasze obowiązki kończą się około osiemnastej wieczorem. Czasem wcześniej, czasem później. - doprecyzowała pani Waynecroft. - No chyba że awansujesz na osobistą pokojówkę. Robotę zaczynasz o dziewiątej rano, przerwa obiadowa po południu. Rano jest sprzątanie pokoi i ścielenie łóżek i… co tam zostawią wam na karteczkach magowie. Bo w każdym pokoju rano jest karteczka z opisem jakich usług się po was oczekuje. Oczywiście… jeśli każą wam sprzątać w samej bieliźnie to… jest to żart. Często takie dowcipy są urządzane kosztem nowicjuszek.
- To… specyficzna forma rozrywki. - El przysłuchiwała się kobiecie z narastającym zainteresowaniem. Głupio było przyznać, ale nie mogła się doczekać.
- Raczej studenckie żarty. Początkujący stażem nauczyciele i badacze mają więcej wigoru niż rozumu, więc czasem zastawiają takie pułapki na ładne pokojówki.- odparła z przekąsem Waynecroft.- Jak szlam rozpuszczający ubrania, czy różne uroki. Zazwyczaj nic przesadnie groźnego.
- Będę uważać. - Czarodziejka była coraz bardziej ciekawa czy wybór “własnej pokojówki” nie jest oparty głównie na jej wyglądzie, ale powstrzymała się od tego komentarza.
- Bonita wskaże ci twój pokój. Strój masz przygotowany tam, podobnie jak i mapkę z pokojami które jutro przyjdzie ci posprzątać. Jakieś pytania?-rzekła szefowa El przygotowując papiery do podpisania przez czarodziejkę.
- Czy są jakieś godziny pracy? Jesteśmy budzone by rozpocząć porządki? - Czarodziejka miała mnóstwo pytań ale wiedziała, że przynajmniej części nie może zadać ochmistrzyni.
- Jak już wspomniałam, zaczynacie rano o dziewiątej. Musisz obudzić się wcześniej i oporządzić. Oprócz stroju roboczego, w pokoju czeka cię rozkład zajęć na kilka najbliższych dni. Komnaty którymi się zajmiesz i zajęcia podstawowe w nich do wykonania… oprócz tych, które będziecie miały spisane w notatce na drzwiach komnaty które macie posprzątać.- wyjaśniła panna Waynecroft.
El przytaknęła. Najwyraźniej wszystkiego mogła się spodziewać na kartce w pokoju.
- Wobec tego nie mam więcej pytań. - Odpowiedziała spokojnie, gotowa udać się do siebie.
-Dobrze.- Waynecroft podsunęła czarodziejce dokumenty do podpisania.- Tu, tu i tu…-
A gdy Elizabeth to uczyniła, zadzwoniła dzwoneczkiem. Bonita weszła cicho i dygnęła.
- Zaprowadź ją do pokoju 223. Tam zamieszka.
Bonita skinęła głową i poczekała, aż El wstała od biurka. A potem obie ruszyły do wyjścia z gabinetu.

- To twój pokój.- rzekła Bonita otwierając drzwi kluczem, a potem wpuszczając Elizabeth do środka. Podała jej klucz i rzekła.- Dobranoc.
Po czym pospiesznie oddaliła się zostawiając El z dość dużym pokoikiem na którego środku stał mały stół, a po obu stronach szafy, biureczka, łóżka. Na ramach łóżek wisiały stroje pokojówek. Nie było widać żadnych śladów współlokatorki.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 10-02-2020, 21:29   #20
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


El ustawiła swoje walizki w nogach łóżka. Nieco niepokoił ją pośpiech Bonity. Czyżby mieli tu problemy z pokojówkami? Rozejrzała się po pokoju szukając wymienionych przez Waynecroft planów i harmonogramu pracy. Ten znalazła szybko. Harmonogram wraz z mapką leżał na stroju pokojówki. Każdy z nich. Bo stroje były dwa, każdy na jednym łóżku.
Czarodziejka zerknęła czy czymś się różniły i czy może któryś zaadresowany był do niej.
Oba harmonogramy były identyczne pod tym względem. Nie tylko bez imion zapisanych na nich, ale i dotyczyły tych samych trzech pokoi. Wyglądało na to, że będzie je sprzątać ze współlokatorką.
Elizabeth pomału rozebrała się, planując przymierzyć który strój jest na nią dobry. Niby nie podawała swoich wymiarów, ale gorset zawsze można było nieco ścisnąć. Była bardzo ciekawa swojej współlokatorki, tym bardziej, że prawdopodobnie przyjdzie im spędzać razem dużo czasu.
Założenie stroju pokojówki zajęło jej kilka chwil. Okazał się w miarę dopasowany i skromny. Brak dekoltu, rękawy do łokci,spódnica do kolan. Czarne pończochy i… coś… miała dziurę w spódnicy. Trójkątną i obszytą. Tuż przy podstawie kręgosłupa. Odsłaniającą nieco pośladki i obszar pomiędzy nimi. Łatwo było się przekonać każdemu jakie majtki czarodziejka nosi.
Ten element był dziwny i nie pasował do reszty kostiumu. Czyżby dowcip czarodziejów? Upewniłaby się czy drugi kostium też coś takiego ma, gdy nie to że drzwi się otworzyły i El zrozumiała czemu jest ten trójkącik. Współlokatorka miała ogon. I rogi. I była diablęciem.


I wycięcie w tym stroju, było na ten ogon właśnie.
- Hej.- rzekła na wstępie czarnowłosa diabliczka.- Jestem Frolica Aleric, a jak tobie na imię?
- Elizabeth Morgan… wybacz chyba założyłam twój kostium. - El zarumieniła się delikatnie.
- Nie przejmuj się. Mnie też to się mogło zdarzyć.- odparła Frolica podchodząc bliżej, postawiła walizki na ziemi i podała dłoń współlokatorce.- Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.
- Ja także. Tym bardziej, że czeka nas nieco wspólnej pracy. - El uśmiechnęła się i wskazała na harmonogram ich dnia. Po chwili zabrała się za rozbieranie by zwrócić współlokatorce jej strój.
- To chyba dobrze, prawda? Przyjemniej będzie sprzątać z kimś niż samotnie.- Frolica zerkała na harmonogram, zezując od czasu do czasu na rozbierającą się czarodziejkę. A jej ogon zaczął wić się leniwie na boki. Frolica była typową diabliczką, bo jej podrasa najczęściej miała rogi właśnie, oraz ogony… czasem pazury i kopyta. Ale Frolica nosiła normalne buty, więc poza rogami i ogonem, tylko kolor ciała jeszcze ją wyróźniał.
- Tak… też się cieszę. - El w samej bieliźnie, projektu jej mamy, podała diablicy jej kostium. - Do tej pory pracowałam tylko w prywatnych domach.
Wzrok diabliczki wędrował po ciele czarodziejki otulonej bielizną, zaprojektowaną by kusić spojrzenie. Wydawała się być bardziej czerwona na twarzy.
- Tak. Ja też się cieszę. Jeśli chodzi o mnie to mam doświadczenie z hoteli.- odparła przejmując strój. - Z tego co zrozumiałam, tu będzie tak samo.
- W domach prywatnych zawsze dochodzą jeszcze wymagania klienta, ale myślę, że też będzie podobnie. - Elizabeth narzuciła na siebie jedynie koszulę, w której przyszła. - We dwie na pewno sobie poradzimy.
- Z pewnością. Co może być trudnego w sprzątaniu.- zaśmiała się nerwowo diabliczka siadając na swoim łóżku i poprawiając spódnicę dłońmi spytała.- To z jakimi wymaganiami się zmagałaś w domach prywatnych?
- Zazwyczaj nie dotykać konkretnych rzeczy, nie wchodzić do konkretnych pomieszczeń. Niektóre pokoje sprzątać o wybranych porach. - Czarodziejka także przysiadła na łóżku, nie ubierając się dalej. Jednak niebawem powinna się kłaść spać, a obie były kobietami. Powoli wymieniała przykłady, które przygotowała sobie podczas pobytu w domu. - Czasem musiałam mieć jakiś nietypowy kostium.
- Nietypowy kostium?- zdziwiła się i speszyła zarazem Frolica i dodała ze śmiechem.- Ale tu chyba nie będziemy musiały… prawda?
- Te wyglądają całkiem normalnie. Podobno gdy Czarodziej wybierze sobie pokojówke, może mieć do tego jakieś predyspozycje, ale podobno nie powinno to być nic nieprzyzwoitego. - El rozejrzała się jeszcze po pokoju, na razie zapowiadało się sympatycznie.
- Naprawdę w to wierzysz? Ja słyszałam różne historie o wyuzdanych zabawach magów. No i sama jestem dowodem takich.- odparła ze śmiechem diabliczka wystawiając język.
- Też je słyszałam… - El zawahała się. - Jak to jesteś dowodem.. jeśli mogę spytać.
- No… moja babka była czarodziejką… z kręgu Błękitnych Magów i cóż… interesowały ją najwyraźniej niezwykli kochankowie. Te rogi nie wzięły się znikąd.- odparła ze śmiechem Frolica wodząc palcami po rogu.
- Och.. rozumiem. - Czarodziejka przyjrzała się z zaciekawieniem rogom diablicy. - Nie przeszkadzają ci?
- Są trochę ciężkie. Za to odstraszają pijaczków w barze.- zaśmiała się Frolica.
El także się zaśmiała.
- Ja niestety nie mam takiego straszaka. - Uśmiechnęła się ciepło do współlokatorki. - Widziałam, że twój strój ma już odpowiedni otwór na ogon. Na mnie wyglądało to nieco dziwnie i już myślałam, że to jakiś żart.
- Raczej prowokująco niż dziwnie.- oceniła Frolica z uśmiechem.- Masz ładny tyłeczek Elizabeth.
Czarodziejka zarumieniła się.
- Ekhym.. dziękuję. Dla mojej ostatniej pracodawczyni nawet pozowałam. - Powiedziała nieco niepewnie. Cóż ta informacja miała się przydać jeśli miała wychodzić regularnie do Isadore.
- Pozowałaś? Nie rozumiem.- zadumała się Frolica.- Do czego pozowałaś?
- Do rzeźb… moja gospodyni była artystką. - Mruknęła cicho El.
- No… cóż… masz piękne ciało. - odparła speszona Frolica.
El zaniemówiła. Czyżby podobała się diablicy? Przez chwilę przyglądała się bez słowa siedzącej naprzeciwko kobiecie, aż w końcu zauważyła, że cisza zaczyna się robić niezręczna.
- Ach.. ty też jesteś piękna.. i do tego egzotyczna. - Uśmiechnęła się radośnie. - Ja muszę wyglądać przy tobie całkiem nudno.
- Ależ skąd. - zaśmiała się diablica poprawiając spódnicę.- Bynajmniej nie czuję się egzotyczna, bądź szczególnie piękna. Nie to zdarza mi się słyszeć na ulicy, ale miło mi wiedzieć, że ty tak sądzisz, Elizabeth. Coś jeszcze powinnam wiedzieć o tobie? Chrapiesz w nocy? Lunatykujesz?
- Nic mi o tym nie wiadomo. - El zaśmiała się. - Ale od dłuższego czasu mieszkam we własnych pokojach, więc nie miał kto narzekać.
- Acha… a co chcesz wiedzieć o mnie? Z tego co wiem nie chrapię, ale ponoć kiedyś lunatykowałam.- odparła diablica z uśmiechem.
- Czy.. przeszkadza ci to gdy chodzę tak ubrana? WIesz.. od dłuższego czasu naprawdę mieszkałam sama.. spałam często nago. Oczywiście to nie problem by zmienić ten zwyczaj. - Elizabeth udała zmieszanie. tak naprawdę była ciekawa czy Frolica miałaby na nią ochotę. Ale toż nie zada tego pytania wprost. - A gdy lunatykujesz… po prostu gdzieś idziesz? Powinnam cię łapać?
- Raczej tak… łapać.- odparła pospiesznie diabliczka uciekając wzrokiem na bok.- Nie przeszkadza mi nago… to znaczy… obie jesteśmy kobietami. No i ciężko będzie uniknąć golizny.
- Wierzę, że niektórym kobietom to może przeszkadzać. - El wstała z łóżka i podeszła do swoich walizek by zacząć rozpakowywać swoje rzeczy. - To będę cię łapać.
- Mi nie… zresztą moja bielizna… mam bardzo krótką koszulkę nocną z powodu ogona.- wyjaśniła pospiesznie Frolica i poszła w ślady współlokatorki zabierając się za rozpakowywanie swoich walizek.
- Ja jestem przyzwyczajona do golizny. Moja mama zajmuje się szyciem bielizny. - El wydobyła swoje ubrania i zaczęła je układać na łóżku, ukrywając pod nimi księgę. - Sama też nieco umiem… ale pokojówkom jednak lepiej się płaci.
- Może tutaj. Tam gdzie pracowałam wcześniej nie płacili za dobrze.- odparła Frolica wkładając stroje do szafy. Jej ogon wił się na boki powoli i leniwie.
- Czy.. kontrolujesz ruchy ogona? - Spytała El zmieniając temat.
- Gdy o nim myślę, to tak… wtedy porusza się jak zechcę.- ogon uniósł się w górę i jego końcówka zwinęła się w kółko. - Ale jeśli nie skupiam się na nim, to ma niemal własny rozum. Co bywa kłopotliwe... zwłaszcza tutaj… mogę… niechcący wsunąć go pod twoją spódnicę. Z góry za to przepraszam.
- To pewnie musi ci sprawiać wiele problemów? - El przyjrzała się ogonowi, czyżby tam kryła się diabelska część jaźni Frolicy? Była ciekawa jaki ogon jest w dotyku i czego właściwie szukałby pod jej spódnicą. Odpychając te myśli zabrała się za przekładanie rzeczy do szafy. - A jest coś co lubisz? Kwiaty? Literatura? Malujesz?
- Lubię tańczyć.- odparła diabliczka z uśmiechem kończąc wypełnianie szafy ubraniami. - I trochę hazard. Ale tylko trochę. Nie jestem uzależniona. Choć raz zgrałam się do majtek. Ale tylko raz!
- Nie umiem grać… może kiedyś mnie nauczysz? - Gdy Frolica wspomniała o majteczkach, wzrok czarodziejki znów spoczął na ogonie współlokatorki. - Jak… jak wyglądają majtki gdy się ma ogon? Ups.. chyba nie powinnam pytać. Wybacz.
- Nie ma sprawy… mogę ci kilka pokazać. Ale pewnie lepiej zobaczyć na mnie?- zapytała Frolica nie przejmując się pytaniem, choć jej ogon zaczął poruszać się szybciej na boki.
- W sumie wtedy widać jak się trzymają. - Dodała nieco niepewnie El. - Pewnie nawet mogłabym ci coś uszyć…
- Było by miło.- odparła Frolica równie niepewnie. Podeszła bliżej czarodziejki i zabrała się za rozpinanie zapięć z boku spódnicy. Z pomocą dłoni i ruchów ciała zsunęła z bioder spódnicę. Ta upadła na ziemię, odsłaniając zgrabne nogi w kosztownych pantofelkach na obcasie czarnej barwy. Trochę drogich i za ekskluzywnych jak na pokojówkę. Możliwe, że kosztowne buty był słabością diabliczki, do której nie chciała się przyznać. Czarne siateczkowe pończochy… tanie i niekoniecznie przyzwoite. Nic dziwnego że nosiła długą spódnicę. Kwieciste podwiązki. I majteczki… czarne i skąpe w materiał, zwłaszcza na pośladkach. Zgrabne nogi i krągła pupa. Z pewnością Frolica nie dostrzegała swojej urody.
- Naprawdę jesteś piękna. - Szepnęła cicho El i odruchowo wyciągnęła dloń w kierunku bielizny diablicy. Zatrzymała ją na szczęście nim palce dotknęły materiału majtek. El z ciekawości zerknęła jak materiał trzyma się pupy diablicy.
Dostrzegła zapięcie metalowe z tyłu, oplatający ogon łańcuszek, który nie pozwalał majtkom zsunąć się z ciała.
- Oj tam… z pewnością widziałaś ładniejsze.- zaśmiała się speszona diabliczka, a jej ogon zaczął wić się nerwowo niczym prawdziwy wąż. Łatwo sobie wyobrazić że zatłoczonej karczmie przypadkiem sięga tam gdzie nie powinien.
- Na pewno inne, ale czy ładniejsze to nie wiem. - El zaśmiała się by ukryć nerwowość. - Ciekawy pomysł z tym łańcuszkiem.
- Nie mój. Są sklepy które sprzedają ubrania dla istot o innej niż pospolita, budowie ciała.- zaśmiała się cicho Frolica odwracjąc się tyłem, by czarodziejka mogła przyjrzeć się łańcuszkowi… oraz przy okazji krągłej pupie. No i… czuć jak wijący się ciepły ogon muskał przypadkiem stopy czarodziejki i jej łydki.
- To dobrze. My nie miałyśmy nigdy klientki diablicy. - El nie dała rady się już powstrzymać i dotknęła łańcuszka, a przy okazji ogona. - Gnomki, Niziołki.. krasnoludki… elfki... Z przyjemnością uszyję ci jakąś bieliznę. To musi być ciekawe doświadczenie.
Frolica zadrżała czując dotyk czarodziejki i mruknęła wstydliwie.- Podstawa i czubek ogona są bardzo wrażliwe na dotyk.
Spojrzała za siebie.- Byłoby miło, ale chyba przy robieniu takiej bielizny potrzebny jest kowal.
Niemniej dla Elizabeth nie był to problem. Wszak Fulla była córką mistrza kowalskiego, a choć sama mistrzem nie była to przecież szkoliła się u ojca.
- Znam jednego.. mój tata też sprzedaje jakieś łańcuszki. - El cofnęła rękę. - Przepraszam.. jest miły w dotyku.
- Nie szkodzi… nie wiedziałaś.- zamruczała rogata odsuwając się nieco, po czym obróciła i kucnęła by podnieść spódnicę z podłogi. Nie planowała chyba jej założyć na siebie z powrotem, bo podeszła z nią do szafy, by zawiesić ją. - I nie bolało mnie jak dotykałaś, więc nic się nie stało.
- To dobrze. - El nie wiedząc co ma robić zabrała się za wkładanie własnych rzeczy do szafy. Starannie poskładane pończochy i bielizna wylądowały na jednej z półek. Na szczęście zabrała kilka czarnych kompletów, będą wygodniejsze niż te z kompletu dla pokojówki. Starannie ukryła pod spódnicami swoją księgę, przenosząc ją zawiniętą w materiał. Gdy stawała na palcach koszula unosiła odsłaniając przed współlokatorką jej koronkową bieliznę. Może jednak Frolica interesowała się mężczyznami? Poza tym były sobie obce. Poza tym.. od kiedy to ona tak interesowała się kobietami?
Diabliczka zerkała przez ramię od czasu do czasu na El, zabrała się za zdejmowanie koszuli pod którą to miała przepaskę z tkaniny, podtrzymującą biust.
- Może powinnyśmy już pójść spać?- spytała ostrożnie.
- Tak… jest już późno. - El schowała walizki do szafy, układając je na najwyższej półce i zabrała się za rozpinanie koszuli, ponownie odsłaniając, dopasowany do majtek gorset. Odłożyła materiał i zabrała się za rozsznurowywanie bielizny.
Czuła jak współlokatorka zerka na nią od czasu do czasu dyskretnie rozbierając się. Także i majtki zdjęła zakładając skromną koszulkę na ramiączka, pozbawioną dekoltu… za to sięgającą jej jedynie do brzucha. Tak więc całe pośladki i podbrzusze miała odsłonięte. Trochę się tego faktu wstydziła pospiesznie podążając do łóżka.
- Jutro trzeba będzie sprawdzić, gdzie tu jest łazienka dla służby. - zasugerowała nieśmiało.
- Po pracy na pewno przyda nam się kąpiel. - Perka zdjęła majtki, teraz gdy wmówiła sobie, że Frolica nie jest nią zainteresowana, nie czuła żadnego skrępowania. Związała wysoko włosy i nago usiadła na łóżku. - Dobranoc.
- Dobranoc.- odparła Frolica przyglądając się dość długo nagiej współlokatorce i wręcz “zakopała się” w łóżku nakrywając kołdrą aż po rogi.
El już po chwili zrobiła to samo. To był intensywny dzień, a do tego.. poznała pierwszą w życiu diablicę. Położyła się przodem w jej kierunku, obserwując przez przymknięte oczy wystające rogi. Wzrok bardziej przyciągał uwagę poruszający się ogon pod kołdrą. Jego nerwowe ruchy, poruszały materiałem. Wbrew zapewnieniu… Frolica miała problem z zaśnięciem. I minęło sporo czasu, nim się uspokoiła. El także próbowała usnąć, choć jej oczy były wabione przez ruchy pod kołdrą. Pamiętała dotyk ogona na swoich łydkach, ciepły i miękki, sprężysty. Dziwny, ale i.. miły. Odrobinę podniecający. Zamknęła oczy powstrzymując się by nie zacząć się dotykać. Musiała się wyspać.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172