Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-01-2021, 07:56   #71
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Mężczyzna czekał w półmroku w pobliżu miejsca w którym się spotkali. Nie ruszył ku niej, gdy ją zobaczył. Czekał aż sama podejdzie. Uśmiechnął się na jej widok. Milczał przez chwilę nim rzekł.
- Uroczo wyglądasz.
- A ty przerażająco jak zwykle. - EL zaśmiała się i zbliżyła do mężczyzny tak, że niemal ich ciała się spotkały.
- To chyba dobrze.- chwycił ją za dłoń i poprowadził w głąb ciemnej alejki. - To co chcesz… robić?
- No wiesz.. romantyczna kolacja przy świecach, może teatr i łóżko w drogiej gospodzie. - Morgan pozwoliła sobie na żartobliwy ton. - Mam pytanie.. czy wiesz co dzieje się w okolicy?
- Są jakieś kłopoty. Jakieś napaści i zniknięcia.- potwierdził mężczyzna.- Głównie w nocy i głównie samotne osoby wędrujące po ulicy znikają.
- To nie wampiry? - Morgan spojrzała na mężczyznę z zaciekawieniem chwytając go delikatnie pod ramię.
- Nie znalazłem dowodów na to. - odparł Simeon cicho.- Podejrzewam likantropów, ale mogę się mylić.
- Tylko.. po co? Wampiry dla posiłku, ale likantropy? - El spojrzała na niego zaskoczona, przytulając męskie ramię do swojej ukrytej pod płaszczem piersi.
- Likantropy dla szału. To humanoidy, które są we władzy zwierzęcych instynktów. Nie myślą za bardzo… nie planują… nie działają. A gdy pełnia jest oddają się szałowi, który pozbawia ich resztki rozumu.- odparł Simeon obejmując mocniej El.
- Ludzie znikają tylko w pełnię? - Spytała z zaciekawieniem, ciesząc się bliskością kochanka.
- Nie tylko… jak wspomniałem, likantropy to moje przypuszczenie. Niekoniecznie zgodne z prawdą. - wyjaśnił Simeon.
- Niepokoję się o moje znajome z Pączka. - El przyznała się szczerze do swoich wątpliwości.
- To zrozumiałe uczucie. - przyznał Simeon.
- A co u ciebie, jakieś kłopoty, spokój? - Morgan zmieniła temat, rozglądając się z zaciekawieniem gdzie idą.
- Na razie nie znalazłem żadnych tropów prowadzących do wampirzej rodziny, która ukrywa się w tym mieście.Tylko same pomioty.- przyznał Simeon.
- W sensie to, co wtedy nas zaatakowało to były pomioty? - El przyjrzała mu się, czując nieprzyjemny dreszcz na plecach.
- Daleko im do prawdziwych wampirów. Te bowiem są znacznie potężniejsze i bardziej inteligentne. - wyjaśnił Simeon.
- Rozumiem ale i tak… były bardzo niebezpieczne, prawda? - El ponownie rozejrzała się po okolicy. - Gdzie idziemy?
- W sumie to nie wiem.- Simeon rozjerzał się dookoła zakłopotany. On również nie miał planu. Po prostu szli przez miasto.
- Masz coś przeciwko gospodom? - Elizabeth pociągnęła mężczyznę delikatnie za rękę by oddalili się od jej rodzinnej okolicy.
- Nie lubię tłoku, hałasu i… światła. - odparł Simeon cicho.
- Brzmi jak tak. - El zamyśliła się. - Niedaleko były magazyny na zboże, teraz nie ma zbiorów, powinny być puste.
- Mam światłowstręt i wrażliwą skórę. Nie spalam się w słońcu. - chyba domyślił się co sugerowała. Skinął głową i dodał. - Prowadź.
- Ale wiesz, że zachowujesz się nieco jak wampir? - Morgan spojrzała na mężczyznę prowadząc go w kierunku magazynów.
- Wiem.- odparł Simeon poważnym tonem. - Więc to twoja ostatnia okazja, by uciec zanim wyssę twoją krew.
Elizabeth spojrzała na niego niepewnie.
- Znudziło ci się już moje towarzystwo? - Spytała z jakiegoś powodu powątpiewając w jego słowa.
- Mógłbym cię wyssać wpierw, a potem uzależnić i związać własną krwią. I porwać. - wytłumaczył Simeon z ironicznym uśmiechem.
- Czyli byłam nie dość dobra, skoro jeszcze tego nie zrobiłeś? - El docisnęła jego ramię do swojej piersi.
- Z pewnością musiałabyś mnie dziś mocniej i dłużej przekonywać. - odparł żartobliwie mężczyzna, gdy dotarli w pobliże magazynów. Obecnie zamkniętych.
Elizabeth podeszła do tylnej furtki i sprawdziła czy ktoś zamknął je na klucz.
- Bardzo bym chciała wiedzieć kim jesteś, ale nie uważam cię za wampira. Po prostu… tak jak one nie lubisz słońca, tak? I kiełki masz ostrzejsze, wiesz?
- Mam kiełki ostrzejsze i nie lubię słońca, acz ono mnie nie zabije. - przyznał Simeon i wzruszył ramionami.- Ale ponieważ pracuję w nocy, to dni przesypiam.
- Ale to trochę jakbyś był z nimi spokrewniony. - Morgan spróbowała otworzyć furtkę.
- Bo jestem niestety. - odparł mężczyzna, gdy El bez trudu rozprawiła się z tak prostackim zamkiem, zwłaszcza gdy używała porządnych wytrychów.
- Wampiry mogą mieć dzieci? - Elizabeth spojrzała na niego zaskoczona nim weszła do środka i rozejrzała się. Bramy do magazynów były od ulicy, ale od podwórza zawsze było drugie wejście.
- Nie powinny… tak naprawdę to nie do końca wiadomo jak rodzą się tacy jak my. - wyjaśnił Simoen.- Najbardziej popularna teoria głosi, że ludzka służka karmiona krwią wampira rodzi takiego jak ja. Ale są inne… że przemieniona w wampira kobieta w ciąży może urodzić dhampira.
- To okrutne że atakują kobiety w ciąży. - Elizabeth podeszła do drzwi jednego z magazynów i zabrała się za ich otwieranie. - I… musisz pić krew jak one?
- Nie piję krwi.- odparł Simeon. - Jem to co zwykli ludzie. Nie odczuwam wampirzego głodu.
- To dobrze. Tyle przysmaków by cię ominęło. - El uśmiechnęła się i otworzyła drzwi do magazynu.
- Może jednak powinienem cię ukąsić i zabrać ze sobą. Dobrze sobie radzisz z otwieraniem.- klepnął przy tym El po pośladku.
- Jak potrzebujesz z czymś pomocy możesz mi zawsze dać znać. - El weszła do środka i rozejrzała się. - No to… jesteśmy. Na łóżko nie ma co liczyć.
- Nie martw się tym. Nie przejmuję się tym gdzie sypiam.- odparł Simeon zamykając za sobą drzwi. Przed nimi były worki wypełnione zbożem i poukładane nieregularnie.
- A ja lubię mieć wygodnie. - El zaśmiała się i zaczęła zdejmować płaszcz - No ale jest jak jest.
- Tak.- odparł Simeon opierając się o drzwi plecami i obserwując El.- Nie mogę narzekać.
Elizabeth położyła płaszcz na workach ze zbożem i sięgnęła do sznurowania gorsetu. - Mam kontynuować?
- Widok jest śliczny… jakże mógłbym go sobie odmówić. Chyba że masz inne plany na ten wieczór?- zapytał Simeon.
- Yhym… uwiodę cię, zmuszę do ożenienia się ze mną i pobudowania mi domku na wsi. - El rozwiązała gorset i odłożyła go na bok, chwilę później wylądowała na nim spódnica. Stała przed kochankiem w koszuli, pończochach, majtkach i butach i zabrała się za zdejmowanie tego pierwszego.
Czuła jak jego wzrok ślizga się po niej, jak wodzi za jej palcami… zerkając widziała narastające pragnienie.
- Oprzyj się i wypnij….- usłyszała polecenie wydane chrapliwym od żądzy głosem.
- To nie brzmi jak zaręczyny. - El odłożyła koszulę i spojrzała na Simeona równie pożądliwie.
- Bo to nie są zaręczyny… to moje polecenie… wykonasz je?- zapytał Simeon starając się brzmieć nonszalancko.
- A co jak nie?- Morgan sięgnęła do swoich majtek i zaczęła je delikatnie zsuwać z bioder.
- Nie wiem… co dalej.- przyznał się Simeon nie mogąc oderwać spojrzenia od jej pupy… coraz bardziej odsłoniętej.
- Oświadczyny? - El odłożyła majtki, ale mimo swych słów oparła się o worki ze zbożem mocno wypinając.
- Wiesz dobrze, że nie wchodzą w rachubę.- usłyszała, ale też i usłyszała jego kroki. Zbliżał się do niej… do jej wypiętych pośladków.
- Muszę poćwiczyć przekonywanie. - Rzuciła żartobliwie i zakołysała biodrami.
- Za to kuszenie… ci idzie doskonale.- po chwili poczuła dłonie zaciskające się mocno i władczo na jej biodrach, a potem… jej ciało zachwiało się, a poiersi uwięzione w gorsecie próbowały zakołysać, gdy kochanek ją posiadł. Jego kolejne ruchy bioder były podobnie władcze i bezlitosne. Szturmował jej intymny zakątek niczym dzika bestia nieprzerwanie i bez uwagi na to czy była gotowa na tę napaść.
Elizabeth nie była w stanie mówić, za to pojękiwała cicho czując jak jej ciało wypełnia znajoma obecność, jak rozpycha się w jej wnętrzu. Tęskniła za tą bestyjką. Było to całkiem zwierzęce doznanie, miłość cielesna w czystej formie… i pozbawiona całej oprawy. Simeon brał ją w posiadanie zaspokajając swoja i jej żądzę. Trzymał ją mocno nie pozwalając uciec z tej pozycji. Ich ciała zderzały się ze sobą niemal mechanicznie, jak w dobrze naoliwionej maszynie. A tempo ich ruchów narastało coraz bardziej pędząc ku finałowi. Elizabeth niezbyt panowała nad swym głosem pojękując coraz głośniej. Czuła jak zbliża się do szczytu mimo brutalności tego aktu. A i po chwili czuła iż jej kochanek podąża tą samą ścieżką. Był blisko oddanie jej swojego trybutu. Dyszał ciężko, zaciskał dłonie na biodrach nadając szaleńcze tempo ich zabawie. Jeszcze tylko trochę i…
Morgan poczuła jak kochanek ją wypełnia. Jak jego gorący trybut powoli zaczyna spływać po jej udach. Odetchnęła ciężko czując jak i jej ciało ogarnia ulga.
Mężczyzna odsunął się od niej i usiadł na workach ze zbożem oglądając swój biały podpis na ciele kochanki.
El wyprostowała się i bezczelnie usiadła Simeonowi na kolanach.
- Bestia z ciebie. - Wymruczała zadowolona.
- Z ciebie też…- mężczyzna skorzystał z okazji, pochylił głowę całując i kąsając obnażone piersi siedzącej na nim kochanki, a palcami zanurkował między jej uda dotykając delikatnego obszaru który zdobywał wszak przed chwilą. Był co prawda “nasycony”, tak jak i ona… ale nie przeszkadzało mu to w zabawie.
- Yhym… - Elizabeth zdołała jedynie przytaknąć nim poczuła napaść na swoje ciało, które aż nazbyt chętnie powitało kochanka. Jeszcze nie zdążyła nawet ochłonąć, a on ponownie ją rozpalał wyrywając z kobiecych ust ciche pomruki.
- Prawdziwa bestyjka… żarłoczna… zachłanna…- szeptał rozpalonym głosem Simeon nie przestając pieścić pocałunkami drżącego ciała El, dotykanego równie zachłannie przez jego palce. Prawie nagiego… pomijając pończochy i buty. W magazynie do którego wstępu nie mieli. Była to więc wielce ryzykowna zabawa, ale jakże ekscytująca.
- Rozpalasz… mnie. - Elizabeth delikatnie ujęła twarz kochanka zanurzając palce w jego włosach. - To… twoja wina.
- A ty… całkowicie oszałamiasz… jak wino.- mruczał jej wybranek całując lubieżnie szyję i chciwie zanurzając palce w jej intymnym zakątku. Brakowało mu co prawda wprawy, ale nadrabiał to drapieżnością.
Morgan rozchyliła szerzej nogi, poddając się jego szturmom. Biodra chciały mu wyjść naprzeciw, czuła jak całe ciało chce naprzeć na życzliwe palce i gdyby nie fakt iż na nim siedziała zaczęłaby go ujeżdżać.
Nie wydawało się by jej wybranek wiedział co właściwie robi. Poddawał się swojemu instynktowi i potrzeb korzystając z ciała czarodziejki ku jej przyjemności. Przez chwilę El wiła się pod dotykiem w pełni poddając się błogości. Niemniej ta została przerwana głośnym krzykiem gdzieś spoza budynku.
Elizabeth prawie zeskoczyła z nóg mężczyzny chwytając się leżącego obok płaszcza i osłaniając swoje ciało.
- C… co to?
- Nie wiem.- przyznał Simeon wstając i rozglądając się.
Morgan zaczęła się pośpiesznie ubierać, majtki i gorset wrzucając do koszyka na zakupy. Potem się tym zajmie. Teraz upięła płaszcz pod szyją licząc iż to zamaskuje jej niedobory w garderobie.
- Sprawdźmy.
Simeon miał mniej do ubierania, więc szybciej był gotowy. Pierwszy też opuścił spichlerz rozglądając się dookoła bacznie. Elizabeth podążyła pomału za nim chwytając koszyk o naciągając kaptur na głowę.
- Nic tu nie widzę… ale… chyba z tamtej strony dochodził krzyk.- stwierdził Simeon ruszając przodem w kierunku jednej z alejek.
- Myślisz, że te kolejne poważne. - El odezwała się szeptem podążając za nim. Wilgoć spływająca po udach nieco utrudniała jej koncentrację.
- Zobaczymy… jesteśmy już blisko… - szepnął mężczyzna i skręcili w kolejny zaułek znajdując tam ofiarę morderstwa i… mordercę też.

Wysoki osobnik ubrany elegancko kończył właśnie swoje dzieło…, marząc krwią ofiary pobliską ścianę. Zabity portowy pomocnik rzeził głośno nim skonał… z rozciętych tętnic krew wypływała strugami, a zabójca korzystał z niej smarując jakieś znaki na budynku.
Elizabeth zamarła z przerażenia, czuła jak jej dłonie zaczynają się trząść, więc zacisnęła je kurczowo na koszyku. Co… co miała robić?
Simeon wiedział co miał robić. Co prawda na spotkanie z El nie zabrał większości swojego ekwipunku, to jednak zabrał ze sobą kord i samopowtarzalną ręczną kuszę. I za nią chwycił strzelając raz po raz w osobnika. Trafił i zranił go tylko za pierwszym razem. Kolejne przeszły ciało zabójcy na wylot. Ten zaś po prostu dosłownie zapadł się pod ziemię śmiejąc się tylko.
Elizabeth zerknęła tylko na niezrozumiały ciąg znaków i pociągnęła Simeona za rękaw.
- Uciekajmy stąd.
- Dobra…- stwierdził niechętnie Simeon który nie lubił odpuszczać łowów.
Elizabeth pociągnęła go w przeciwnym kierunku, wąskimi uliczkami chcąc się oddalić z miejsca zbrodni.
- Jakbyśmy zostali… mogliby nas w to wrobić. - Mruknęła cicho, starając się pojąć, co się właściwie tam stało.
- Jeśli ktoś by nas zobaczył… niemniej to na pewno nie był wampir. Przy takiej ilości juchy ciężko o samokontrolę u tych bestii. - ocenił Simeon.
Elizabeth ściskała jego rękę kurczowo i dopiero gdy odeszli kilka przecznic, wciągnęła w jedną z bram przytulając się mocno do mężczyzny.
- Odprowadzić cię do domu?- zapytał kochanek tuląc El do siebie.
- Do… do granicy z Uptown… dalej sobie poradzę. - Elizabeth nie była w stanie powstrzymać drżenia ciała.
- Dobrze…- odparł ciepło Simeon i ruszył wraz z nią ku Uptown.
Chwilę zajęło El otrząśnięcie się z szoku, wywołanego widokiem świeżych zwłok.
- Co to mogło być? Dlaczego zniknęło? - Zerkała na idącego obok Simeona, tuląc się do jego ramienia. - Po co ktoś miałby mazać krwią na ścianach?
- Nie wiem.- przyznał Simeon czule dociskając kochankę do siebie. - A uciekł bo został zaatakowany, po tym jak skończył to co zamierzał.
- Tylko jak… jakby zapadł się pod ziemię. Jakby mag… bo nie wiem jakie stworzenie ma takie możliwości. - Morgan szła zamyślona ciesząc się bliskością kochanka i czując się nieco bezpieczniej gdy był tak blisko.
- Zaskakująco wiele… ale też przypuszczam, że tu w grę chodzi raczej czar lub magiczny przedmiot. - przyznał Simeon.- Nie jest aż tak trudna sztuczka… choć kosztowna.
- Nie był ubrany biednie. - Elizabeth zamyśliła się. - Gdyby był to mag.. mógł być magiem dzikim, nie po uniwerku, ale także…. czy była opcja by był to ktoś z uczelni.
- Trudno powiedzieć… nie zdołałem mu się przyjrzeć na tyle by cokolwiek powiedzieć więcej. - zadumał się Simeon.- Nawet płeć jest tu kwestią dyskusyjną. Półorczyce bywają masywne.
Elizabeth przytaknęła ruchem głowy. Wiedziała, że to zdarzenie nie da jej spokoju.
- Ale… ludzie dotychczas znikali, prawda? A on zostawił ofiarę. - Dodała cicho.
- Nie wiem. Nie badałem tej sprawy. To może być ktoś inny.- przyznał mężczyzna.- W tym mieście każdej nocy w wyniku różnych zbrodni ginie kilkunastu obywateli.
- To postaraj się nie dać zabić, dobrze? - Elizabeth odsunęła się nieco od mężczyzny gdy dotarli do granicy z Uptown. - Za tydzień chyba nie dam rady… mogłabym ci gdzieś zostawić wiadomość?
- Gdzie ci byłoby najwygodniej ją zostawić?- odparł enigmatycznie mężczyzna.
- Najwygodniej jakbym mogła ją przesłać do jakiejś skrytki, ale nie wiem czy takową dysponujesz. - Elizabeth zamyśliła się. - nie chcę cały czas wykorzystywać Pączka.
- Pomyślę nad tym i dam ci znać.. jakoś.- przyznał po chwili rozterki Simeon.
- Do mnie możesz napisać na uczelnię. Jak dopiszesz nazwisko Morgan, wszyscy pomyślą, że to rodzina. - El uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny i rozejrzała czy nikt ich nie obserwuje.
Nikt nie przyglądał się im, ale że była wczesna pora to nie byli na placyku przy przystanku tramwajowym sami, co przypomniało czarodziejce, że nic nie ma pod spódnicą.
- Żałuję, że nam przerwano. - Wyszeptała cicho gdy już nieco się uspokoiła. Jej dłoń przesunęła się po ramieniu kochanka.
- Ja też…- mruknął Simeon i dodał cicho wprost do jej ucha.- Bo ja do widoku zwłok przywykłem i nie stępiły one mego apetytu.
- A mi nadal jest mokro.. i nie mam majtek. - Elizabeth też nachyliła się do jego ucha i przesunęła mówiąc wargami po jego skórze.
- I nadal się boisz oddać mi na ulicy?- zamruczał Simeon do jej ucha.
- Na środku ulicy.. nie czuję się nazbyt komfortowo. - Przyznała cicha, odruchowo rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś zaułka.
- Cóż… zgadzam się z tobą, acz pewnie dałbym się ponieść żądzy z tobą wszędzie. - to mówiąc mocno ścisnął pośladek Elizabeth przez spódnicę nie bacząc na to, kto mógłby to zobaczyć. I paru spostrzegło. Niemniej czarodziejka dostrzegła wąską i słabo oświetloną uliczkę z boku placyku.
- W tamtej uliczce, czy w dorożce? - Zaproponowała czując, że i ona przestaje nad sobą panować.
- Uliczce…- mruknął mężczyzna brutalnie rozkoszując się pochwyconą krągłością. Simeon był zwierzęco brutalny, ale to była część jego uroku.
- Jak tak dalej pójdzie to będziesz mnie musiał mnie tam zanieść, bo zmiękną mi kolana. - Elizabeth przysunęła się do kochanka, tak, że ich ciała się spotkały.
- Jestem dość silny na to…- zażartował Simeon gdy weszli w ciemną uliczkę, oświetlaną jedynie barwnym światłami dochodzącymi zza kotar okien kamieniczki na których tyłach się znaleźli. Zarówno odgłosy śmiechów i jęków jak i wygląd przybytku pozwoliły odkryć przed El naturę tego miejsca. Znaleźli się na tyłach zamtuza dla miejscowych elit.
- Chyba… mnie zagłuszą. - Wyszeptała sięgając do spodni kochanka gdy tylko znaleźli się w cieniu.
- Chyba…- Simeon sięgnął pod płaszcz Elizabeth i bezczelnie ścisnął pierś El przez delikatny materiał który ją okrywał. Mężczyźnie było w tej kwestii wszystko jedno i jedyne co się liczyło to rozkoszna nagroda w zasięgu jego dłoni.
- Nie przejmujesz się ludźmi co? - El naparła swym ciałem na kochanka, nazbyt pragnąc takich pieszczot. Dłońmi wydobyła jego oręż.
- Nie bardzo….- drugą dłonią chwycił ją za głowę, szarpnął za nią do tyłu… całując jej usta, a potem wyeksponowaną szyję, a biust ugniatając mocno i intensywnie… tak jak mocno napięta była jego męskość pod palcami panny Morgan.
Elizabeth pieściła ją palcami odpowiadając na pocałunki i czując jak jej piersi tężeją w rękach mężczyzny. Za plecami poczuła ścianę, a na piersiach nerwowo podwijaną koszulę… w końcu naga pierś została ujawniona światu tylko po to, by pieszczący ją kochanek zacisnął usta na jej szczycie.
Elizabeth jęknęła głośno, nie przestała jednak pieści męskości kochanka. Gdy poczuła oparcie w ścianie, jedna z jej nóg zaczęła wodzić po udzie Simeona.
- Gdzie jest.. zapięcie? - mruknął pomiędzy pocałunkami mężczyzna wodząc dłonią po spódnicy.
- Chcesz się bawić zapięciem? - W głosie El pojawiło się nieco rozbawienia. Puściła jedną dłonią męskość kochanka i sprawnie podwinęła spódnicę, odsłaniając swój kwiat.
A on chwycił ją za udo i posiadł jednym ruchem bioder, a potem kolejnym i kolejnym bezlitośnie przyszpilał swoją dumą do ściany zamtuza.
Elizabeth oparła dłonie na jego ramionach, starając się utrzymać równowagę. Jej ciało powitało gościnnie oręż Simeona i otuliło go ciepłem. Czuła jak te wszystkie zabawy rozpaliły ja i że duma kochanka suwa się teraz płynnie w jej wilgotnym wnętrzu.
Simeon zaczął więc przyspieszać i przyspieszać rozkoszując się uległą kochanką i nie dając jej chwili odpoczynku. Było to równie dzikie i drapieżne miłosne doświadczenie, jak te w spichlerzu… jak poprzednie z nim. Oczywiście trochę niewygodne, ale całkowicie o tym zapominała w szalejącej burzy zmysłów. I wtedy… znów im przerwano. Jakoś dziś mieli pecha. Sługa jakiś wyszedł z zamtuza, by wylać pomyje z wiadra to pobliskiej studzienki ściekowej. Zauważył ich, wzruszył ramionami nawykły do takich widoków w okolicy zamtuza i ignorując ich figle udał się spełnić swój obowiązek. Zapewne wziął El za jedną z pracownic wykonującą jakiś szalony kaprys klienta, tym bardziej że w cieniu ściany jej oblicze nie było wyraźnie widoczne.
Elizabeth stała już na czubku palców biorąc na siebie kolejne szturmy i nie miała głowy do zamartwiania się widzami. Czemu tak podobały się je te agresywne zabawy. Gdyby jeszcze miał nieco drygu jak Waynecroft… Sama wizja sprawiła, że doszła dławiąc okrzyk w rękawie mężczyzny.
Simeon również nie przejmował się świadkiem całując krągłą pierś na oczach niezbyt zainteresowanego sytuacją świadka i szturmował kobiecość aż i sam poczuł spełnienie, wypełniając przy okazji czarodziejkę.
Morgan wtuliła się mocno w kochanka, czując jak kolejne fale dreszczy wypełniają jej ciało.
- Chyba już czas wracać do domu, prawda?- szepnął mężczyzna dociskając El do ściany, podczas gdy świadek ich figli oddalał się wchodząc do środka przybytku.
- Też nie masz na to ochoty? - Morgan oparła głowę o ścianę odpoczywając po niedawnym szczycie.
- Też…- przyznał Simeon głaszcząc palcami pończoszce na udzie czarodziejki.
- Poprawię strój i chodźmy na postój dorożek nim znów mnie skusisz. - El zaśmiała się.
- To brzmi rozsądnie…- żeby jeszcze się odsunął zamiast wodzić palcami po udzie, spoglądać na bezczelnie odsłonięte piersi i… cóż wypełniać El swoją już bardziej miękką obecnością.
- Nn...nie pomagasz. - El czuła się przyparta do muru, dosłownie i w przenośni i chyba najbardziej niepokoiło ją, że nie przeszkadzał jej ten stan. - Ja… lepiej by mnie nikt nie rozpoznał.
- Ani trochę… nie pomagam.- mruknął jej kochanek dociskając jej ciało i całując szyję, oraz delikatnie kąsając pochwyconą kochankę.
Elizabeth zamruczał a w jego objęciach. Nie miała sił by z nim walczyć. Ani tych fizycznych ani woli.
- Simeon… - Wydusiła z siebie jedynie.
- Co? - mruczał zachłannie mężczyzna całując jej szyję i dłonią dochodząc po udzie do pośladka który ścisnął mocno. Dochodzące z okien zamtuza jęki były niemalże omen tego co czeka czarodziejkę, jeśli tego nie przerwie jakoś.
- Simeon… powinnam iść. - Elizabeth spróbowała odepchnąć mężczyznę od siebie. Poradziła z tym sobie, mimo że nie powinna. Wszak nie była szczególnie silna, za to Simeon był z pewnością silniejszy od zwykłego mężczyzny. A jednak.. odsunęła go od siebie. Uśmiechnął się. Z pewnością pozwolił się odepchnąć.
Morgan zabrała się za szybkie poprawianie swoich ubrań.
- Ile ty masz sił? - Wymruczała nie będąc w stanie ukryć swojego podniecenia.
- Dużo.- przyznał mężczyzna i wzruszył ramionami chowając swoją męskość.- Poza tym nie było okazji się porządnie zmęczyć.
- Ciekawe co byśmy musieli robić, byś miał okazję. - Elizabeth zaśmiała się i zapytała się za poprawianie włosów, przez co jej piersi napierały na materiał niedawno co zapiętej koszuli.
- Walczyć zapewne.- przyznał łowca wampirów uśmiechając się ironicznie. - Albo całą noc razem spędzić.
- Możemy się kiedyś umówić, że ty policzysz mnie walki, spotem spędzimy razem całą noc. - El zaśmiała się i zasłoniła płaszczem, ukryte jedynie pod koszulą, piersi.
- Zgoda.- rzekł cicho jej kochanek i dodał rozglądając się dookoła. - A teraz chodźmy stąd.
Elizabeth przytaknęła i ujęła kochanka pod ramię, podnosząc z ziemi upuszczony koszyk, w którym leżała teraz część jej garderoby.

Dotarcie na przystanek nie zajęło im długo, wszak oddalili się ledwie kilkanaście metrów. Czas więc przyszedł na pożegnanie. Upewniwszy się, że nikt ich nie obserwuje, El ucałowała Simeona.
- Napisz mi jak mam się z tobą kontaktować, dobrze? - Wyszeptała wsiadając do dorożki.
- Postaram się. - odparł mężczyzna na pożegnanie.
 
Aiko jest offline  
Stary 29-01-2021, 08:15   #72
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

W drodze czekało ją szybkie kompletowanie garderoby. Więc gdy tylko znalazła się w dorożce i podała gdzie ją zawieźć, zabrała się za kompletowanie swego stroju. Wsunęła majtki, podwijają spódnicę i czując jak mokra jest jej kobiecość i uda. Potem pozostał jedynie gorset. Sznurowanie w bujającej się dorożce zajęło jej całą podróż.

Wysiadła jednak w okolicy cukierni licząc na to iż uda się jej nabyć niespodziankę dla Almais. O tej porze niestety smutna niespodzianka spotkała ją. Cukiernia była już zamknięta.
Nie pozostało jej więc nic innego jak wrócić na uczelnię z pustymi rękami.
Minęła bramę i straże, powoli zbliżała się pora nocna więc wypadało szybko wrócić do pokojów swojej pani. Almais jak się okazało leżała na łóżku czytając jakąś księgę w drogim jedwabnym szlafroku, który ledwo zasłaniał jej pupę. Zerknęła na swoją pokojówkę.
- Wygląda na to, że jutro będę miała dla ciebie zadanie.
- Jak sobie życzysz pani. - Elizabeth dopiero co zdjęła płaszcz i zajrzała od razu do pokoju gospodyni. Nadal nie wiedziała pczy kolejnego wieczoru uda się z Charlesem do teatru. - A czy mogę wiedzieć co to za zadanie?
- Zakupy rano… bo wieczorem wyprawa na plan cienia. Tyle że zakupy trzeba zrobić dyskretnie. I w Azjatown.- wyjaśniła Almais zerkając na El. - Jak ci poszło? Plany się udały?
- Bardzo dobrze… czy… gdybym miała jutro to wyjście do teatru… czy wyprawa na plan cienia… o której chciała Pani zacząć? - Elizabeth odezwała się nieco niepewnie.
- Dość późno… jeśli nie zasiedzisz się na przedstawieniu lub później…- uśmiechnęła się zadziornie Almais.- … to może zdążysz.
- Nie… mój towarzysz…. Jest bardzo zachowawczy. - Morgan zamyśliła się. - A jeśli chodzi o zakupy. Mogę zmienić mój wygląd by nikt mnie z panią nie połączył.
- Zostawię szczegóły tobie. Przyznaję że te zakupy wymagają delikatności i subtelności. Nie są do końca… legalne.- oceniła półelfka siadając na łóżku i spoglądając na El spytała. - I będzie trzymał swoje rączki przy sobie przez całe przedstawienie?
- Jest taka szansa. - Elizabeth zaśmiała się i przyjrzała Almais. - Co znaczy, że nie są legalne?
- Ich pozyskiwanie jest tak jakby szarym obszarem. To rabowanie grobów.- przyznała niechętnie Almais.
- Nie brzmi jak zakupy.. czy też masz kogoś kto już dysponuje tak pozyskanymi towarami? - Morgan poczuła nieprzyjemny dreszcz na plecach.
- Są sklepiki które mogą mieć taki towar. Szczegóły wyjaśnię ci rano.- odparła enigmatycznie Almais.
- Dobrze. - Morgan przez chwilę przyglądała się swojej pracodawczyni. - Czy… nie wypada bym cię prosiła, o.. jakby pomoc natury nauki magii?
- Hmm… nie wypada, ale jeśli ja nikomu nie powiem i TY nikomu nie powiesz to… mogę co nieco podpowiedzieć. - odparła zadziornie Almais.
- Jak zapisuje się zaklęcia w księdze? - El zapytała cicho swoje pytanie.
- To proces trochę mistyczny. Przenosisz nie tylko litery, ale ich mistyczne znaczenie co niszczy magię we zwoju i pozbawia go mocy.- Almais usiadła na łóżku i dodała. - Pokaż tą swoją książeczkę i zwój.
El przytaknęła ruchem głowy, wróciła się do swojej skrzyni, w której spoczywały obecnie jej rzeczy i przyniosła wspomniane przedmioty.
Almais zaczęła szybko przeglądać strony i badać zapiski. Pomrukiwała przy tym.
- Interesujące… to księga dość potężnego maga. Potrafisz rzucać zaklęcia które są zapisane w tej księdze? Nawet te najpotężniejsze?
- Nie… nie wszystkie. - Elizabeth pokręciła przecząco głową i podeszła do półelfki. Powoli przewróciła kartki. - Nie potrafię zapanować nad tym… - Wskazała zaklęcie umożliwiające stworzenie ściany lodu. - I nad tym… - Pokazała inne, które umożliwiało ukrycie się w cieniach.
- Niektóre z tych czarów mogą być niebezpiecznie w rękach amatorki. Więc czyja to księga?- zadumała się elfka zerkając na pannę Morgan.
- Czy będzie to kłopotem, jeśli… nie powiem? - Elizabeth spojrzała niepewnie na Almais.
- jej właściciel nie żyje, ale był mi bardzo bliski. - Morgan przesunęła palcami po księdze.
- Zaczynasz się robić coraz bardziej interesująca. - palce półelfki powiodły po palcach El. Sekreciki mnie podniecają… a ty masz ich sporo.
- Nie chcę sprawić ci więcej kłopotów niż to konieczne. - Morgan uśmiechnęła się ciepło. - Ale masz rację, mam swoje sekrety. Które są niebezpieczne? Będę na nie uważać.
- Na pewno ten czar… kontakt z obcym bytem. Ten czar jest zresztą bardzo zaawansowany. Ja sama podstępem zdobyłam jedynie jego najprostszą wersję.- przyznała Almais.
- Rozumiem… - Elizabeth przytaknęła przyglądając się nazwie zaklęcia by ją zapamiętać. - Wiele jeszcze.. nie rozumiem.
- Tego zaklęcia nie używaj, nigdy.- odparła Almais wskazując ów czar i przeglądając kolejne strony dodała.- Ten… twój bliski ci mężczyzna… zajmował się ezoteryką jak widzę. I kabałami magicznymi. Niech zgadnę, jego los był tragiczny?
- Trafił do waszego więzienia. Więc raczej tak. - Morgan spoglądała na księgę przypominając sobie wujka. Brakowało jej go. Gdyby tylko mieli więcej okazji by porozmawiać.
- Część niezaszyfrowana… nie jest dla ciebie niebezpieczna za bardzo. Niektóre z zaklęć są… niekoniecznie poprawne dla miejskiego maga. Ale po prawdzie niemal dwie trzecie znanych czarów jest uważane przez władze za zbyt groźne by mogły być używane przez nieodpowiednie osoby. W tym większość nekromanckich. Dozwolone czary z tej dziedziny są nieliczne i słabe. I nekromanta pracujący zgodnie ze wskazaniami, byłby wydmuszką nie magiem.- zaśmiała się na koniec Almais. - Natomiast to co ciekawe… niestety jest ukryte. Wiesz coś o tym… Ukrytym Kręgu, do którego należał właściciel księgi ?
Elizabeth westchnęła i usiadła obok Almais.
- Staram się o nim dowiedzieć, ale… nie mam zbyt wielu informacji. Wraz z tą księgą, dostałam zdjęcie kobiety. Podejrzewam, że była to partnerka właściciela.. a może jedynie miłość. - Morgan wyjęła z kieszonki spódnicy fotografię.
- Hmmm… chyba ją gdzieś widziałam. - zadumała się półelfka.
- Ja widziałam ją na portrecie innego maga. Ma na imię Chaubert. - Elizabeth podała numer pokoju. - Pomagałam tam sprzątać.
- Jest ładna… więc portret nie dziwi.- zadumała się Almais ignorując imię i numer pokoju.- Ale o czym to my miałyśmy rozprawiać?
- O przepisaniu zaklęcia. - El podała czarodziejce zwój z zaklęciem przyzwania.
- Najpierw musisz je przestudiować i rozszyfrować każdy jego niuans by właściwie przepisać zaklęcie. Wymaga to tak około godziny studiowania tekstu, a potem… wpisujesz i jeśli wszystko skończy się dobrze masz nowy czar w księdze.- wytłumaczyła półelfka.
- Muszę spróbować. - Morgan przytaknęła ruchem głowy. Zerkała przy tym z zaciekawieniem na Almais. Czy znała tamtego maga? Pewnie tak skoro był na “czarnej liście”. Nie wypadało jednak pytać. - Ale tym mogę się zająć później. Czy masz jakieś życzenia Pani?
- Hmmm…- zamyśliła się półelfka przyglądając El i wędrując palcami po jej dłoni.- Może… a ty masz… jakieś… sugestie?
- Pomyślałam, że może będzie Pani miłej gdy ją utulę do snu. - Elizabeth uśmiechnęła się zadziornie.
- Ale musiałabyś się ubrać… bardziej… odpowiednio… mniej grzecznie. - zamruczała Almais wprost do ucha pokojówki. I językiem przesunęła delikatnie po płatku usznym.
- Czy masz Pani jakieś specjalne życzenia? - El nachyliła się i ucałowała odsłonięte ramię półelfki.
- Jeśli masz pod ręką przygotowane odpowiednie sztuczki mogłabyś się pochwalić właściwym dla tej sytuacji przebraniem przede mną.- zaśmiała się Almais i cmoknęła czubek nosa kochanki.

Morgan wstała z łóżka i stanęła przez półelfką. Cicho wyszeptała zaklęcie, przemieniając nieco swoje ciało i swój strój w kostium pokojówki, ale raczej takiej, która mogłaby pracować w Pączku.
- Jak mogę ci służyć pani? - Spytała z lubieżnym uśmiechem.
- Nie nie nie…- zachichotała cicho czarodziejka wstając z łóżka i dodając.- Więcej fantazji moja droga. Po co dokonywać małych korekt skoro można zaszaleć.
Po wypowiedzeniu słów i paru gestów… postać filigranowej elfki urosła i zazieleniła się… zmieniając w rosłą i umięśnioną półorczycę. Almais przeciągnęła się, aż strzyknęły kości prezentując swoje mięśnie.
- Wybacz mój brak doświadczenia. - Elizabeth skłoniła się prezentując przed orczycą swe niemal obnażone krągłości.
- Muka chce pieszczot.- rzekła półorczyca będąca niegdyś półelfką. Chwyciła dłonie El i przyciągnęła do swojego ciała. Biust półorczy był duży i jędrny jednakże miękki, przynajmniej w porównaniu ze stalowymi mięśniami brzucha. - Muka bierze co chce… i nie liczy się z nikim…- w końcu chichot Almais zepsuł nieco całą zabawę, w której to Muka była barbarzyńską orczycą, ale El… jej własnością najwyraźniej.
Dużo teraz niższa El, objęła wargami szczyt piersi półorczycy i possała go mocno.
- Lepiej… tak. - zamruczała nowa/stara kochanka pokojówki. Dłonie orczycy choć subtelniejsze w kształcie, były twarde i sięgając pod krótką spódniczkę El pochwyciły jej pośladki całkiem po męsku… po podwinięciu sukni czarodziejki. Gdyż jej przebranie w przeciwieństwie do jej pani, było tylko iluzją.
Elizabeth postanowiła się go pozbyć. Wprawnie rozpięła spódnicę, nie przerywając pocałunków na piersi półorczycy i ściągnęła ją wraz z majtkami.
Muka mruknęła coś w stylu. - Lubię…
I dwie dłonie półroczycy uderzyły o pośladki El dając jej głośne i mocne klapsy.
Dłonie Morgan powędrowały na pośladki półorczycy gdy usta zaatakowały drugą pierś. Elizabeth docisnęła mocno swoje biodra do bioder kochanki ugniatając pochwycone krągłości. Twarde i sprężyste zarazem… nie męskie, ale zdecydowanie inne od kobiet jakie miała możliwość dotykać. Muka była...bardziej chropowata i bardziej umięśniona. Pozbawiona niewieściej delikatności… ale nadal z dużym biustem i pośladkami.
Pomrukując cicho, mocno ścisnęła pośladki czarodziejki… tak jak to czynił Simeon. Wyglądało na to, że podobnie jak on Almais zamierza być nieco dzika i brutalna w ramach tych “przebieranek”.
Elizabeth czuła narastające podniecenie, tym większe po wspomnieniu zabaw z łowcą wampirów. Jej palce powędrowały w kierunku tylnego wejścia półorczycy i poczęły je masować, gdy El coraz mocniej ssała zielony szczyt piersi kochanki. Była ciekawa jaką bestyjkę planuje zaprezentować Almais.
Muka puściła pośladki czarodziejki i bezczelnie… oraz brutalnie popchnęła ją rzucając na łóżko, niczym swoją zdobycz. Następnie wlazła na nie, chwyciła zaskoczoną pokojówkę za łydki rozchylając nogi szeroko. Pochylona językiem pieścić poczęła intymny zakątek ciała El, muskając go przy okazji chłodnymi kłami.
Elizabeth jęknęła głośno czując ją napaść. Nawet te kły nieco przypominały jej Simeona, choć innym miały kształt. Czując jak doznania ubrań mylą się jej z widokiem iluzji, El ściągnęła i rzuciła za łóżko górną część swojej garderoby.
Orczyca trzymała ją mocno za nogi… praktycznie czyniąc z niej swoją zdobycz. Rozkoszowała się smakiem, szeroki jęzor wił i wnikał w ciało prężącej się na łóżku panny Morgan, całkiem zdanej na łaskę orczycy… która deczko się spieszyła. Morgan pojękiwała coraz głośniej, czując jak zbliża się do szczytu. Pochwyciła własne piersi i ugniatała je mocno obserwując poczynania Muki. Półorczyca przesunęła się w górę, teraz jej usta zaczęły pieścić brzuch, a potem dotarły do jednej z piersi, by ją pochwycić ustami… zimne kły delikatnie kłuły skórę, gdy całowała biust El. Na dale panna Morgan nie poczuła pustki, palce półorczycy były mocne i duże wyślizgnęły się głęboko, bezlitośnie i nieco bez wyczucia podbijając kwiat kobiecości El… i podtrzymując iluzję iż panna Morgan była zdana na kaprysy dzikiej kochanki.
Po kilku szturmach palców półorczycy Elizabeth doszła z cichym okrzykiem.
-Teraz twoja kolej…- mruknęła chrapliwie półorczyca chwytając za włosy pokojówki. Położyła się na plecach i ciągnąc za włosy prowadziła głowę El ku własnej kobiecości. Morgan poddała się temu wszystkiemu, jakby nie patrzeć miała tu usługiwać, więc gdy tylko znalazła się naprzeciwko kwiatu kochanki, przywarła do niego ustami.
- Dobrze…- wymruczała chrapliwie rozpalonym głosem półorczyca władczo i brutalnie dociskajac kochankę do swojej kobiecości. Muka nie pozwalała El na chwilę wytchnienia, była bestią z którą “biedna pokojówka” musiała się ułożyć. Elizabeth postanowiła pomóc sobie paluszkami, wpychając je od razu w przedni i tylny otworek kochanki.
Z pyska kochanki wyrwał się zwierzęcy ryk, mocarne uda oplotły El dociskając ją mocno do ciała półrczycy. Niemal odbierając dech. Morgan kontynuowała więc pieszczoty, mając nadzieję, że raz na jakiś czas uda się jej nabrać powietrza. “Muka” była coraz bliżej wijąc się w rozkoszy i… nagle zaczęła maleć, jej ciało robiło się coraz delikatniejsze, zwinniejsze i mniej zielone. Almais doszła pod wpływem zwinnych paluszków El już w swojej drobnej półelfiej postaci zaciskając ciałem na intruzach. Morgan pieściła ją jeszcze chwilę, nim odsunęła się od drobnego ciała półelfki, kładąc się obok niej.
- Niestety prawdziwa transformacja trwa krócej niż iluzja, no chyba że się ją przygotuje z pomocą metamagii.- wymruczał Almais łapiąc oddech po niedawnych figlach.
- Ale ewidentnie jest potężniejsza. - Morgan pozwoliła swemu ciału wrócić do oryginalnego kształtu.
- To prawda…- przyznała półelfka bez ani odrobiny pychy. Przeciągnęła się leniwie dodając z uśmiechem.- Ma swoje zalety.
Morgan naciągnęła na nie kołdrę i wtuliła się w kochankę.
- Almais… celowo pominęłaś temat tamtego maga? Wiesz tego, który ma portret tej kobiety?
- Kogo? Tego Chauberta? Imię kojarzę z jakąś twarzą, ale nic więcej. Nie jestem na ty z całą kadrą akademicką. A ten Chaubert… nie wiem czego dokładnie uczy lub co bada.- przyznała Almais wzruszając ramionami.
- Rozumiem. - El przytaknęła i ucałowała nagą pierś półelfki. - Podobno… jest pod obserwacją, czy został wypuszczony warunkowo… nie wiedziałam, że w ogóle jest taka możliwość.
- Ugh… to już za wysokie progi dla mnie. Mówisz o radzie uczelnianej i rektorze. To oni podejmują takie decyzje i to oni układają się z miastem. - westchnęła cicho półelfka. - Musieli go przyłapać na czymś brzydkim, jeśli to co mówisz jest prawdą.
Morgan uniosła się na przedramionach i spojrzała filuternie na Almais.
- Może.. za wysokie. Ale rektora macie całkiem przystojnego. - Zaśmiała się, przypominając sobie swoje spotkanie z tym siwym jegomościem.
- Mówię poważnie… - mruknęła półelfka. - Uczelnia ma swoje umowy z miastem i strażą, swoje małe układziki i sekrety. Nie każdy mag złapany na gorącym uczynku trafia na Wyspę. Niektórzy otrzymują propozycję nie do odrzucenia… i obrożę na szyję z długą smyczą.
El westchnęła spoglądając na Almais i upadła na łóżko.
- Oj po prostu chciałam rozluźnić atmosferę - mruknęła spoglądając na sufit. - Wiem do jakich układzików potrafi dochodzić w Downtown, umowy burdeli z policją, złodziejaszkami. Co trzeba dogadać by mieć regularne dostawy. Zaskoczyłoby mnie jakby ta wasza zacna uczelnia nie pociągała za własne sznurki. Zbyt wielu ludzi ma tu interes czyż nie? Dzieci bogatych rodów, właścicieli gildii, gildie, władze które zapewne nieco obawiają się magów. Jakoś mnie nie dziwi, że swoich może wyciągnąć i z piekła jak są potrzebni.
- Całe to miasto jest zbudowane na takich brudnych interesach. Od trzewi w podziemiach, po najwyższe wieże. New Heaven istnieje właśnie w wyniku takiego brudnego kompromisu zawartego pomiędzy zamorskimi potęgami.- westchnęła czarodziejka i spojrzała na El.- Jeśli Chaubert jest na widelcu, to nie kręć się koło niego. Przyciągniesz czyjąś uwagę. Kogoś kto może zrobić ci krzywdę.
- On musiał znać tą kobietę… to ona mogła wpakować bliską mi osobę na wyspę… albo sama tam jest. - Moran odgarnęła ze swojej twarzy włosy. - A ja… chyba mam talent do pakowania się w kłopoty.
- Jak to znał? Ja ją widziałam… więc raczej zna.- odparła Almais, co było… niemożliwe. Wszak na obrazie i ta kobieta i Chaubert byli młodzi.
- Tak tylko ona na tej fotografii i na obrazie jest młoda, to teraz… no to znaczy że żyje? Kiedy ją widziałaś? - Morgan przeniosła wzrok na kochankę.
- Nooo… w ciągu ostatnich dwóch trzech miesięcy, lat? Nie zapamiętałabym jej, gdyby widziała ją wcześniej. - zamyśliła się półelfka i zmarszczyła brwi. - Chyba na którymś z tych ważnych przyjęć, na których wypada być nawet jeśli są nudne. I robisz na nich jedynie za chodzącą ozdobę, bo wszyscy są zbyt ważni by traktować poważnie jedną z szeregowych nauczycielek uczelni.
- Macie takie imprezy? - El zaśmiała się by po chwili spoważnieć. - Jest magiczny sposób by zachować młodość?
- Są… sposoby. Chyba jedynym legalnym jest użycie życzenia.- zadumała się Almais i spojrzała na pokojówkę.- Inne są… cóż… nieetyczne. Chociażby wampiryzm, obdzieranie innych ze skóry, pożeranie duszy… i inne takie mroczne rozwiązania.
Elizabeth wzdrygnęła się. Przed oczami stanął jej morderca, którego zobaczyli z Simeonem.
- Życzenie to zaklęcie? - Spytała chcąc nieco odciągnąć myśli od krwawych napisów na ścianie.
- Bardzo potężny. Ponoć najpotężniejszy, to zaklęcie które dosłownie zmienia rzeczywistość wedle woli maga. Tak słyszałam. Rzecz w tym, że nie znam żadnego maga, nawet pośród tych potencjalnie zdolnych rzucić ten czar, który by go znał.- odparła Almais z uśmiechem. - Jest to bardziej legenda niż zaklęcie. A co do owych przyjeć, są cztery regularne… co porę roku i parę okazjonalnych, na których wypada być. Nie ma się jednak ekscytować. Byle balanga w podrzędnej tawernie ma więcej uroku niż te sztywne targowiska próżności. Ale bywać tam trzeba.
- Mnie nikt tam zapraszać nie będzie bym mogła sobie sprawdzić czy ta kobieta tam bywa. - El zaśmiała się. - Więc będę ją musiała znaleźć inaczej.
- Zresztą... nie kojarzę jej aż tak dobrze, więc nie pojawia się na każdym z nich.- zadumała się półelfka ziewając.
- Rozumiem. - Morgan wtuliła się w półelfkę, mocno otulając je obie kołdrą i zamilkła, dając gospodyni się przespać.
 
Aiko jest offline  
Stary 23-02-2021, 09:57   #73
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Poranek był przyjemny, wtulona w El filigranowa półelfka miała swój urok… także jako poduszeczka. Nie wierciła się, ani nie chrapała. Niemniej pokojówka musiała wstać przed swoją panią, by wszystko przygotować. Morgan zebrała rozrzucone przez nie, poprzedniego wieczoru ubrania. Podzieliła na te do prania i do poskładania, po czym poszła wziąć prysznic. Wiedząc, że gospodyni lubi sobie pospać, przygotowała zaklęcia nim się ubrała. Dopiero po tym ruszyłą po śniadanie, planując zajrzeć na pocztę.

Nie było listów tak wcześnie rano, więc pozostało zająć się resztą. Śniadanie. Tym razem obeszło się bez sarkania kucharki, a i przypotowany dla pani Alharazar był bardziej apetyczny niż tłuste jedzenie jakie El dostawała do zjedzenia będąc zwykłą pokojówką.
A gdy wróciła do pokojów, Almais zaczęła się już ubierać powoli.
- Jest kawa i dla odmiany naleśniki. - Elizabeth ustawiła tacę na stole spoglądając na gospodynię.
- Buuu… a gdzie kawior i szampan?- zażartowała Almais i zabrała się za jedzenie, rzucając się na nie niczym wygłodniały wilk.
- Mogę zaryzykować poproszenie i te rarytasy. Jak wrócę obita to będziesz wiedziała jaka była odpowiedź. - Elizabeth nalała im obu kawy i sama też zabrała się za posiłek.
- Nie nie nie… to był żart. Lepiej nie zadzierać z tymi, którzy cię żywią.- odparła ironicznie Almais i jedząc dodała ostrożnie. - A co do twoich zadań na dziś. Zakupy. To delikatna sprawa…
- Zamieniam się w słuch. - El uśmiechnęła się nim upiła nieco kawy.
- Nie można tego towaru zakupić za normalną cenę. Jedynie wymienić. Mam przygotowane dwa zwoje do przehandlowania.- wyjaśniła półelfka.- Trzeba się udać do Azjatown, do Trzech Szczęśliwych Kamieni. To salon do gry w mahjonga, to taka ich gra kamieniami. Reguł nie znam. W każdym razie trzeba się tam udać i czekać, aż ktoś się tobą zainteresuje… i wtedy wyłożyć dyplomatycznie powody dla których… chce się kupić pieczęcie Shinigami.
- Czy macie jakiś znak, po którym rozpoznaje się, że ktoś chce coś kupić? Jakiś element stroju? - Elizabeth przyjrzała się półelfce. Coraz więcej jej dróg prowadziło w kierunku Azjatown i nieco zaczynało ją to niepokoić.
- W tym problem… jeśli są, to ja o nich nie wiem. - westchnęła ciężko Almais i dodała wzruszając ramionami. - Jeśli przez trzy godziny nikt cię nie zaczepi w tej kwestii, to odpuść sobie dalsze czekanie. To delikatna sprawa, bo pieczęcie owe nasycone były kapłańskimi klątwami stanowiąc całkiem niezłą ochronę przed nieumarłymi. To jednak było zanim bogowie ucichli… te nowe są tylko zwykłymi glinianymi medalionami. Więc pamiętaj by sprawdzić je przed wymianą. Zwykłe wykrycie magii powinno ujawnić aurę wokół nich. Umiesz rzucić wykrywanie magii, prawda?
- Tak.. nawet je dziś przygotowałam. - Elizabeth przytaknęła ruchem głowy. - Jak sądzisz, czy może być kłopotem jeśli zmienię swój wygląd? Niby chyba.. można wykryć iluzje, prawda?
- Nikogo nie będzie jak obchodzić jak naprawdę wyglądasz moja droga. To nie jest legalna transakcja. Pozyskanie pieczęci mających moc wymaga… rabowania grobów. - przypomniała jej Almais.
- Tak zrozumiałam z tego co wczoraj powiedziałaś. - Elizabeth przytaknęła ruchem głowy. Skoro Almais mówiła, że jej to nie przeszkadza, to może zmieni nieco swoja postać. Tylko trzy godziny… musi sprawdzić ile potrafi trwać zaklęcie. - Dobrze, to zjem i się tam udam.
- Mhmm… uważaj na siebie.- mruknęła tylko Almais.- Powinno być dobrze… gaijinów tylko tam mogą okraść.
- Cóż… to tak samo jak na Downtown. - El uśmiechnęła się i wróciła do jedzenia.

Gdy skończyły ubrała się w wygodny strój, w którym zazwyczaj załatwiała sprawunki dla matki. Nie wyróżniał się niczym, poza głębokimi kieszeniami ukrytymi w połach spódnicy, z których ciężko było coś wyciągnąć. Do tego sakwa przypinana do pasa i nie pozostało jej nic innego jak udać się do Azjatown i bardzo uważać.

Tak jak poprzednio… ta część Downtown wydawała się być innym światem. Bardziej głośna, bardziej skośnooka, bardziej monorasowa. Tu przeważali ludzie o żółtej skórze i skośnym spojrzeniu. Innych ras było tu niewiele. Większość strojów była barwnym kolażem mody zachodniej ze wschodnią. Niewiasty gustowały często w barwnym jednoczęściowych sukniach w jedwabiu. A Elizabeth wysiadając z tramwaju rzucała się w oczy. Na szczęście nie aż tak, by skupiać na siebie uwagę. Wielu gości z innych części miasta przybywało tu na zakupy lub w innych celach. Kąpiele lecznicze, salony masażu, aromaterapie i inne egzotyczne przybytki kusiły swoimi ofertami… często niezrozumiałymi nawet dla El, ale często nie na kieszeń przeciętnego zjadacza chleba z jej okolicy. Elizabeth kusiły dwie rzeczy. Wiedziała, że to tu można dostać niezłe jedwabie no i musiała znaleźć lokal, który nazywał się “Trzy szczęśliwe Kamienie”. Rozejrzała się wokół, starając się uważać na zbyt blisko podchodzących ludzi.
Placyk na którym się znalazła otaczały stylowe budowle, żadna jednak nie nosiła miana “Trzech szczęśliwych kamieni”. Pozostało więc niestety zasięgnąć języka. Elizabeth postanowiła zajrzeć do pierwszego lepszego lokalu z jedzeniem, kupić sobie przekąskę i zapytać.
Przybytek który wybrała, nie był duży, ale zapełniony klientami przy małych stoliczkach. Oraz obcymi, egzotycznymi zapachami. Chętni podchodzili do kucharza, który pospiesznie przygotowywał posiłek wprost na ich oczach. I odchodzili z nim do stoliczka. Było czterech takich kucharzy… z czego dwóch wolnych.
- Czo ty chcecz szanowny klient?- usłyszała na wstępie od starego azjaty, o chudym ciele na któym to tkwiła łysiejąca pomarszczona głowa łypiąca jednym zdrowym okiem. Drugie było pokryte bielmem i ozdobione paskudną szramą tuż pod nim.
- Placzuszek z miensem, ne? A mosze suszi, dobry rysz, szwierza ryba… prosto z mosza, taryiaki mosze, szaszimi?
Elizabeth spoglądała przez chwilę niepewnie na mężczyznę.
- Placuszek z mięsem. - Złożyła zamówienie, uznając tę propozycję za bezpieczną. - Mam pytanie.. szukam miejsca...nazywa się “Trzy szczęśliwe Kamienie”, czy wie Pan gdzie je znajdę?
- Placzuszek z miensem… dobra wyb… - odparł głośno kucharz przerywając nagle i zwracając się ciszej. I całkowicie poprawnie. - Jaskinia mahjonga to nie miejsce dla młodych niewinnych dziewczątek. Ktokolwiek ci to miejsce doradził, nie życzył ci dobrze.
- Och… mam tam przesyłkę. - Elizabeth uśmiechnęła się ciepło, zastanawiając się czym jest owy mahjong. Właściciel? I czemu jaskinia? - Mam nadzieję, że nie będę tam na tyle długo by popaść w tarapaty.
- Kto wie… - odparł kucharz zabierając się za smażenie placuszków, przy okazji wykonując niemal żonglerkę nożami i szpachelkami przy cieście i mięsie oraz nadzieniu.- … umówiona tam już i nie wie gdzie? Zły omen. Idziesz z placu w uliczkę ze złotym pawiem na rogu, skręcasz w prawo na pierwszym, potem w lewo następnym ze skrzyżowań. Dalej prosto, po lewej stronie jest wejście. Duży ochroniarz przed nim.
- Tak to bywa z dziewczynami na posyłki. Musimy sobie radzić. - Morgan przyglądała się z zachwytem poczynaniom mężczyzny. - Jest Pan niesamowity. - Przyznała szczerze po dłuższej chwili.
- Dużo… ee… duszo doszwadczenia… panenko.- przyznał kucharz wracając do swojej “roli”.
Elizabeth skorzystała z okazji by rozejrzeć się po lokalu i wyjrzeć na ulicę. Gdy była tu z Duncan było.. nieco inaczej. Ale też oglądała to miejsce z siedziska w aucie.
Przybytek ten był “przyjazny”. Więcej niż miejscowych było tu gości, którzy wpadli na egzotyczną przekąskę nim udadzą się w głąb Azjatown by zrealizować swoje interesy w tej części miasta. Toteż El słyszała znajomy gwar rozmów, jaki słyszała w innych barach. Było tu oczywiście trochę miejscowych… ale mniej niż na ulicach. To ją nieco zaintrygowało, obejrzała się z powrotem na kucharza.
- Czy tą jaskinię, często odwiedzają.. tacy jak ja.. ganji, tak?
- Nie. Nie za często.- przyznał cicho kucharz.
- Rozumiem. - El zamyśliła się. Mogło to oznaczać, że będzie miała kłopot z wejściem do środka… no ale… nie pozostaje nic innego jak spróbować.


Po posiłku nawet smacznym, choć mocno pikantnym, ruszyła w drogę zapuszczając się głęboko w labirynt uliczek miasta, które coraz bardziej oddalało się od tego co znała. Uliczki wypełnione były zapachami morza i przypraw. Coraz mniej było napisów w znanym jej alfabecie, a coraz więcej “krzaczków”. Do tego coraz więcej osób w tradycyjnych strojach niż mieszanych… i kolorowe lampiony wszędzie zastępowały latarnie.
W końcu dotarła niezaczepiana przez nikogo do miejsca, do którego zmierzała. Budynek, na szczęście dla El, miał dwa szyldy. Jeden zapisany w krzaczkach, drugi z czytelną dla niej nazwą.
A przed Szczęśliwymi Kamieniami, stał rosły ochroniarz w ciężkiej zbroi, broniący dostępu do wejścia.
Elizabeth podeszła do drzwi ciekawa czy zostanie zatrzymana czy też przepuszczona. W Downtown niektóre lokale wymagały przepustki lub biletu, do innych po prostu musiałeś nie wyglądać jak jakiś uliczny szczur.
Mężczyzna przyglądał się jej w milczeniu, gdy podchodziła. Kiedy jednak była wystarczająco blisko drzwi, to zagrodził jej drogę.
Elizabeth grzecznie cofnęła się o krok.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęła się życzliwie do mężczyzny. - Chciałabym zagrać w tym miejscu, czy mogę?
Mężczyzna nie odpowiedział przyglądając się bacznie czarodziejce. Trwał tak przed chwilę, zanim ustąpił jej drogi do ciężkich drzwi. Uderzył w nie parę razy okrytą metalową rękawicą dłonią. I drzwi się lekko uchyliły.
- Dziękuję pięknie. - Elizabeth skłoniła się nieznacznie mężczyźnie i weszła do środka, ciekawa co też mogą kryć przed nią te wrota.
Na początek wąski korytarz z niziutką azjatką ( i młodziutką… może nawet poniżej 15 lat), która z ciepłym uśmiechem gestami zachęcała by El podążyła za nią. Razem mijając drzwi w wąskim korytarzu, doszły do schodów. Tam gestem zachęcono czarodziejkę, by zeszła schodami w dół… prosto w dym, hałas i okrzyki gniewu radości oraz rozpaczy, oraz krzykliwe dźwięk instrumentów smyczkowych nieznanych El próbujących te głosy zagłuszyć.
Morgan nachyliła się nieco do azjatki.
- Mam pytanie, bo słyszałam, że to najlepszy lokal majhonga... czy jest tu ktoś kto mógłby mnie nauczyć grać? - Uśmiechnęła się do dziewczyny. - Jestem gotowa zapłacić za lekcję.
Dziewczyna nie odpowiedziała głosem. Jedynie z uśmiechem pokręciła przecząco głową i cofnęła się by wrócić na swoje miejsce przy drzwiach.
El westchnęła ciężko i rozejrzała się za czymś co nieco przypominałoby bar. Było wcześnie, ale pewnie alkohol tu sprzedają.


Instynkt czarodziejki nie zawiódł. Kontuar był tu jednak bardzo niski, pewnie dlatego że siadano przy nim na małych poduszeczkach. Podawano tu alkohol w małych czareczkach. Chyba na spróbowanie. Niewiele osób siedziało jednak przy kontuarze. Większość albo przesiadywało na poduszeczkach rozłożonych pod ścianami sali przyglądając się grze lub/i ćmiąc małe białe cygara w długich fifkach. Czasem w towarzystwie niewiasty (zapewne kurtyzany) leżącej obok partnera i dającej się leniwie pieścić jego dłoni. Uwaga w większości koncentrowała się na kilku niskich stolikach przy których czwórki graczy grało w coś...



… przypominającego krzyżówkę domina z pokerem. Zasady wydawały się skomplikowane, a stawki wysokie. El dostrzegła jak stosiki gotówki równe jej miesięcznej gaży zmieniały właściciele. Sami gracze, często z bliznami i zawsze uzbrojeni w jakieś ostrza, nie wyglądali na takich którzy dawali się oszukać w grze. Mdlący dym wywoływał lekkie zawroty głowy u El i przyjemne uczucie w całym ciele. Niewątpliwie mgiełka powstała z powodu dużej ilości wypalanych białych cygar i kiepskiej wentylacji pomieszczenia miała narkotyczne pochodzenie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 23-02-2021, 13:26   #74
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
To nieco zaniepokoiło El, bo wolała być przytomna gdyby doszło do transakcji. Usiadła na jednej z poduszek i z zaciekawieniem zerkała w stronę grających, starając się zrozumieć zasady. Z dala od stolika trudno było dokładnie przyjrzeć się grze, niemniej nie było to łatwe… kostek było wiele i trudno było odkryć jakiś wzorzec na podstawie którego były dobierane i odrzucane. Zresztą El czuła się zrelaksowana i niechętna do myślenia nad tak mało ważnymi sprawami.
Poprosiła barmana o podanie piwa. Nie wiedziała skąd wzięło się to rozluźnienie. Jeszcze niedawno była… całkiem spięta.
- Nie ma piwa… sake, shochu…- odparł wytuatuowany i półnagi mężczyzna za “barem”.
- Hm… to sake. - Elizabeth nie była pewna czym było ale raczej nie wypadało by siedziała tu ot tak.
Mężczyzna skłonił się jej i szybko nalał czarkę nie pytając o zapłatę. Podsunął ją jej. Mało… zapachu nie było, paliło w gardle… smakowało trochę jak podgrzany bimber. Czemu taka mała porcyjka?
El nie wiedziała, ale podziękowała skinieniem głowy. Postanowiła przenieść się na jedną z poduch przy ścianie i poobs erwować rozgrywkę. Skoro i tak miała czekać, to może zrozumie tą grę obserwując. Trzeba było przyznać, że było nawet przyjemnie rozluźnić się tutaj i odpoczywać. I obserwować, trochę grę której nie rozumiała… trochę leniwie pieszczoty palców na ciałach pieszczonych “pracownic” przybytku rozkoszy.
- Pierwszy raz tutaj?- minęło sporo czasu nim ktoś się do niej zwrócił. Ale czym jest czas… gdy tak przyjemnie się tu odpoczywało?
Głos, o miłym niskim tembrze, należał do kobiety. Wysokiej , także dzięki butom, kobiecie o wschodniej urodzie i kontrastującym ze sobą kimonie, łączącym tradycję z nowoczesną modą. Stała w pobliżu El obserwując ją z zaciekawieniem.
- Nie milej by się odpoczywało w towarzystwie kogoś… miłego oku i o gładkiej mowie?- zapytała.
Elizabeth podniosła na nią rozleniwiony wzrok. Chwilę obserwowała kobietę, a jej myśli kleiły się, starając się ułożyć w całość. Ona… chyba nie okradała grobów… chyba oferowała coś innego. Towarzystwo, jak w Pączku?
- Może… choć pewnie nie swoje towarzystwo Pani oferuje, prawda. - Uśmiechnęła się i pokręciła przecząco głową. - To… - Wskazała na grę. -.. jest niesamowite.
- Z pewnością… wszystko jest do dogadania. - odparła enigmatycznie kobieta i spojrzała na stoliki.- Stawka wejściowe jest wysoka, bo płaci się za uczestnictwo w grze temu przybytkowi, jak i procent od wygranej.
- Musiałabym to najpierw zrozumieć. - El zaśmiała się jej wzrok ponownie oderwał się od grających i spoczął na kobiecie. - Pracuje tu Pani, czy też przyszła obejrzeć grę . - Ostatnie słowa wypowiedziała nieco żartobliwie, podkreślając że ewidentnie nie po to przyszli tu goście.
- Ja jestem jak to mówią… miejscowym dżinem… spełniam życzenia. Za odpowiednią cenę. - odparła żartobliwie niewiasta odwzajemniając spojrzenie przesuwające się po Elizabeth.
- A jest pani w stanie odgadnąć jakie jest moje? - Morgan posłała jej figlarny uśmiech.
- Może…- kobieta przysiadła się obok El i dodała. -... myślę że miła masażystka w pokoju na górze zaniesie panią do jednego z siedmiu niebios.
- Blisko… - El mrugnęła do siedzącego obok "dżina" - Ale to nie to. - Na chwilę spojrzała ponownie na grę, opierając dłoń na sakwę, w której miała swoje. Czy powinna ryzykować? Czy da radę, jakby co, się wymknąć? - Szukam pieczęci. - Mówiąc to spoważniała, a jej wzrok skupił się na azjatce.
- Czego? Pieczęci? Jakiej znów pieczęci?- zapytała miss “dżin”, a jej dłoń bezczelnie powiodła po nieco wypiętej pupie El, lekko ją ściskając.
Elizabeth odruchowo zamruczała
- Shinigami. - Wyszeptała cicho starając się zapanować nad swoim ciałem.
- Uuuu… takich pieczęci. Zakładam że nie nowych. Te bowiem można kupić jako pamiątki w pierwszej lepszej ceglarni lub u garncarza.- dłoń kobiety nie zaprzestała leniwego, acz mocnego masażu pośladka El. Uśmiechnęła się zadziornie. - Ale pewnych rzeczy nie da się kupić za pieniądze.
- Mam zapłacić w naturze? - El mrugnęła do azjatki, a jej dłoń przesunęła się leni wie po piersi "dżina" - Mam coś co mogłoby zainteresować obecnego właściciela.
- Propozycja jest kusząca, ale one są więcej warte...niż to co ukrywa się pod tym strojem. - mruknęła kobieta mocno ściskając pośladek El i dodając z uśmiechem. - No chyba że skrywasz jakieś interesujące niespodzianki. A czym mogłabyś zainteresować obecnego właściciela takich… pamiątek z przeszłości?
- Słowami zapisanymi na papierze. - El uśmiechnęła się zadziornie, delikatnie zaciskając palce na piersi Azjatki. - Takimi, które potrafią zdziałać niesamowite rzeczy.
Dłoń kobiety pochwyciła mocno palce El, najpierw odsuwając je od piersi, a potem wsuwając pod kimono, by czarodziejka mogła w pełni rozkoszować się ową krągłością.
- Podoba się to, za co chwyciłaś?- zamruczała i dodała poważniej. - Co masz do wymiany?
- Dwa zwoje. - Elizabeth powoli pieściła pochwyconą krągłość. - I tak… podoba mi się, a tobie?
- Jestem dumna z moich atutów.- zaśmiała się cicho miss “dżin” i pochwyciła znów dłoń El uwalniając swoją pierś od jej dotyku. Wstała niespiesznie i dodała.
- Proszę za mną.
- Czyli ja się nie spodobałam. - Morgan pozwoliła sobie na żartobliwy ton i się podniosła. Czuła, że teraz musi się skupić i bardzo uważać.
- Może gdybyś pokazała więcej własnych atutów… porozmawialibyśmy i o innych “interesach”.- odparła żartobliwie kobieta i dodała zerkając przez ramię.- Miss Laochi.
- El. - morgan przedstawiła się krótko, uznając że jej towarzyszka przedstawiła się pseudonimem.
- Za mną… El.- Laochi mruknęła znów zerkając przez ramię. I ruszyła ku schodom prowadzącym na górę. Nie tym którymi El tu przyszła.
Czarodziejka przytaknęła ruchem głowy i podążyła za kobietą. Starała się otrząsnąć z rozleniwienia, które panowało na dole. Nie było to jednak łatwe, choć sam narkotyczny stan nie wprawił ją w pełne oszołomienie. Ruszyła na górę podziwiając mimowolnie zgrabną pupę przewodniczki zmuszoną do ciągłego kołysania przez obcisłe kimono. Weszli na korytarz identyczny z tym, którym weszła. Można się by było łatwo pomylić. Ruszyli ku jednym z drzwi tkwiących w ścianach korytarza. Laochi podeszła i zastukała dłonią. Usłyszały męski głos zadający pytanie. Na które Laochi odpowiedziała. Potem przez chwilę rozmawiali w nieznanym Elizabeth języku. Następnie miss Laochi otworzyła drzwi i weszła zapraszając El do środka. Komnata przypominała nieco gabinet maga, tylko bardziej egzotyczny. Ozdoby były tutaj orientalne. Zawieszono nawet dwa miecze na ścianie. Oraz mnóstwo orientalnych masek przedstawiających ludzi i maszkarony. Jedną z takich masek bawił się siedzący za biurkiem mężczyzna w białym kimonie bogato zdobionym. I o białych włosach. W pierwszej chwili El wzięła go za elfa z powodu delikatnej urody. Ale elfem nie był. Człowiekiem chyba też nie.
Elizabeth skłoniła się delikatnie i spojrzała niepewnie na swoją przewodniczkę.
- Zwoje… pokaż mu je. - rzekła Laochi wyciągając dłoń ku czarodziejce.
Morgan przytaknęła i podeszła do mężczyzny, wydobywając z sakwy przygotowane przez Almais zwoje. Ułożyła je na stole obserwując gospodarza z zaciekawieniem. Był tak… inny. Mógłby być jednym z tych niesamowitych stworzeń, które przyzywa półelfka.
Uśmiechnął się ciepło i rozwinął jeden z nich. Wykonał kilka gestów i wyszeptał coś. Potem cały rytuał ten powtórzył przy drugim zwoju Laochi przyglądała się temu w milczeniu.
- Hmmm… dwie.- orzekł zwijając jeden, a potem drugi zwój. - Dwie… bierze panienka?
- Chciałabym je najpierw zobaczyć. - El odpowiedziała uśmiechem, choć nie udało się jej powstrzymać wzroku, który powędrował też po ciele mężczyzny.
- Brak zaufania… smutne, ale zrozumiałe w dzisiejszych czasach.- odparła Laochi i skupiła wzrok na Elizabeth.- Proszę tu poczekać, zaraz wrócę z nimi. I jeśli panience się spodobają… zabierzesz je ze sobą. Jeśli nie, to wyjdziesz ze zwojami.
- Dziękuję za wyrozumiałość. - Morgan skinęła azjatce gotowa zaczekać na prezentację pieczęci.
Kobieta skinęł głową i wyszła, a białowłosy uśmiechnął się do El i dłonią wskazał krzesło.
- To może chwilę potrwać.
Morgan zajęła wskazane miejsce i z tej perspektywy także przyjrzała się mężczyźnie i temu co trzymał w dłoniach.
- To piękna maska. - Powiedziała i rozejrzała się po pomieszczeniu. - Tak jak i pozostałe.
- To prawda. - przyznał z uśmiechem mężczyzna i spytał. - Historyczka? Archeolożka?
- Niesamowicie ciekawska istota. - El uśmiechnęła się figlarnie. - A Pan? Przypomina Pan istoty przyzywane z innych światów.
- Bo jestem… - odparł z tajemniczym uśmiechem mężczyzna.
- Och...i skąd Pan przybył? - Morgan ponownie przesunęła wzrokiem po białowłosym.
- Z świata duchów.- odparł tajemniczy osobnik i El nie mogła zgadnąć czy żartuje czy mówi szczerze. - A skąd panienka przybyła… taka ciekawska i urocza?
- Z Downtown, brzmi nudno gdy ma się do czynienia z kimś ze Świata Duchów. - Elizabeth zaśmiała się.
- Cóż… z Downtown pochodzimy my wszyscy.- odparł znów enigmatycznie młodzian.
- Myślę, że jest wiele osób, które by się nie zgodziły z tą tezą. - Morgan nie mogła się nacieszyć widokiem mężczyzny, aż kusiło zobaczyć czy wszędzie jest tak… idealny. - Czy to że jesteś ze Świata Duchów oznacza, że jesteś duchem?
- Jak ostatnio sprawdzałem, byłem bardzo cielesny.- zaśmiał się mężczyzna odpowiadając dwuznacznie.
Elizabeth też się zaśmiała. To spotkanie nie było nawet takie złe, choć pewnie miała do czynienia z bardzo niebezpieczną osobą.
- To Pan jest właścicielem tego miejsca? - Spytała z zaciekawieniem.
- Nie. Pracuję tutaj. - odparł uprzejmie mężczyzna.
Morgan przytaknęła ruchem głowy. Była ciekaw kto jest właścicielem tego miejsca. Ciekawość ta sprawiła, że ponownie rozejrzała się po pomieszczeniu. To był tak zupełnie obcy jej świat.
Ozdoby w pomieszczeniu były dziwaczne… i kolorowe. Maski przedstawiały z pewnością stworzenia straszne…


… i wrogie.
Tymczasem drzwi się otworzyło i miss Laochi wkroczyła do pokoju z niewielką skrzyneczką. Zaniosła ją na biurko i postawiła.
Morgan podniosła się ze swojego miejsca i podeszła do skrzyneczki by ją otworzyć. Jej palce na początek nieco niepewnie przesunęły się po wieku opakowania. Czy naprawdę była odpowiednią osobą by sprawdzać takie rzeczy? Westchnęła ciężko i otworzyłą wieczko.
W środku były dwa gliniane krążki, wyglądające jak duże i ciężkie monety. Na każdej z nich wybito inny krzaczek, których znaczenie dla El było niezrozumiałe, tak jak i słowa które powiedziała.
- Trzecia dynastia, prowincja Lo-Shan.
Elizabeth przytaknęła jedynie ruchem głowy i rzuciła wykrycie magii na przyniesione pieczęcie. Aury na pieczęciach szybko się ujawniły po rzuceniu czarów, aury magii odrzucania i nekromancji. Nie tylko na pieczęciach zresztą były aury, wszystkie maski promieniowały różnymi rodzajami magii, także i strój białowłosego. Jedynie Laochi była całkowicie “niemagiczna”.
Elizabeth odetchnęła. - Wszystko jest dobrze. - Uśmiechnęła się do azjatki i mężczyzny.
- Cieszy mnie to. - odparła z uśmiechem miss Laochi, podczas gdy białowłosy schował zwoje od czarodziejki w jednej z szuflad biurka.
- Czy to są wszystkie twoje życzenia El?- zapytała Laochi.
- Tak.- Elizabeth skłoniła się. - Nie chciałabym zajmować więcej waszego czasu niż to konieczne.
Kobieta skinęła głową i dodała. - Zaprowadzić cię wprost do sali gier, czy wolisz wyjść na zewnątrz?
- Na zewnątrz. - Elizabeth uśmiechnęła się.
- Proszę za mną. - odparła Laochi i ruszyła do wyjścia.
Elizabeth skłoniła się głęboko mężczyźnie.
- Dziękuję za miłą rozmowę. - Uśmiechnęła się do niego ciepło biorąc skrzynkę.


Wkrótce opuściła ten przybytek tracąc dwa zwoje i zyskując skrzyneczkę z dwoma pieczęciami oraz… resztę południa i popołudnie wolne od wszelkich obowiązków. Elizabeth postanowiła jednak zacząć od dostarczenia pieczęci jak najszybciej na uczelnię. Wolała nie ryzykować, że ktoś ją okradnie. Mimo to gdy opuściła to dziwne miejsce spojrzała ponownie na jego mury. Tamten mężczyzna… zaintrygował ją. Była tak bardzo ciekawa kim mógł być, dlaczego napomknął, że jest ze świata duchów?

Nie pozwoliła jednak sobie na zbyt długie gdybanie tylko udała się na poszukiwanie dorożki, która dowiozła by ją do Almais. Wymagało to znów wędrowania pomiędzy alejkami. Niemniej trzymając się głównych uliczek i tych gdzie widziała innych gaijinów, dotarła bezpiecznie do do dorożek. Parę chwil później i parę monet mniej, jechała bezpiecznie do uniwersytetu. By następnie pod nieobecność Almais złożyć pieczęcie na jej biurku i ciężar odpowiedzialności z ramion. Nareszcie.

Była umówiona na zakupy z Mel, ale wolałaby się dowiedzieć, czy wieczorem wychodzi gdzieś z Charlesem, bo wypadałoby mieć jakiś bardziej elegancki strój, albo przynajmniej wrócić wcześniej na uczelnię. Udała się więc na pocztę by zaspokoić swoją ciekawość.
Gdy ta to sprawdzić… znalazła nie list w skrzynce, a samego Charlesa na poczcie. Z bukiecikiem niezapominajek w dłoni.
- Część! - Elizabeth podeszła do niego radośnie. - Właśnie szłam sprawdzić czy nie przyszła wiadomość od ciebie.
- Postanowiłem osobiście ci przekazać wieści, ale ci tutaj…- młodzian wskazał na pracowników poczty.- … nie chcieli pomóc w poszukiwaniu ciebie. Liczyłem, że skoro znam adres, to jakoś…
Przypomniał sobie o bukieciku. - To dla ciebie.
- Dziękuję. - El uśmiechnęła się do kwiatków, a potem znów do mężczyzny. - To może wyjdźmy i usiądźmy gdzie? W parku są ławeczki.
- Dobrze .- odparł wesoło młodzian podążając za El.- To jak ci się tu pracuje?
- Dobrze. Niedawno zostałam prywatną pokojówką jednej z czarodziejek. - Elizabeth podeszła do jednej z ławek i usiadła na niej. - A jak tam wieści? Przyznaję, że właśnie miałam widzieć się ze znajomą i kupić coś odpowiedniego do teatru bo obawiam się, że nie dysponuję niczym takim.
- Och… nie pomyślałem o tym. Przepraszam. - odparł skruszonym głosem Charles. - A bilety do teatru mam… przedstawienie jest dziś o dziewiętnastej. Chyba nie będzie to problem?
- Nie. Mam przyzwolenie by wyjść do teatru. - El zaśmiała się. - Nie masz za co przepraszać, ja chętnie się wybiorę na sztukę.
- Ulżyło mi. To gdzie się mam po ciebie zjawić wieczorem?- zapytał z uśmiechem Charles.
- Powinnam wrócić tutaj. Muszę się gdzieś przebrać. - Elizabeth uśmiechnęła się ciepło. - Mieszkam w tamtym budynku. - Wskazała na obiekt w którym mieszkała Almais. - Nieopodal są ławki,na pewno cię na nich znajdę.
- Będę czekał. Obiecuję. - odparł z uśmiechem jej kochanek. - Mamy miejsce w loży.
- Och… - Elizabeth zdziwiła się. Słyszała o lożach, ale raczej nigdy się nie spodziewała że w jakiejś zasiądzie.
- Trochę było z tym kłopotu i załatwiania. Jestem winien przysługę Samuelowi… i nie wiem co on wymyśli. Ale liczę że w ostatecznym rachunku… będzie warto.- zaśmiał się młodzian.
- Jakie ty masz wobec mnie plany, co? - Morgan zaśmiała się ciepło.
- Eee… zapewniam, że sam uczciwe. - przyznał pospiesznie Charles.
Morgan pochyliła się i ucałowała Charlesa w usta.
- To muszę zdobyć odpowiednią kreację.
- Tak. Musisz. - odparł zaskoczony tym pocałunkiem mężczyzna.
Elizabeth wstała z ławki.
- To pozwól, że udam się na te zakupy. - Mrugnęła do kochanka. - Jedziesz w kierunku Downtown? Czy raczej do siebie?
- Do pracy… wymknąłem się podczas przerwy obiadowej. - wyjaśnił cicho Charles.
- To może podjedziemy kawałek razem? - Elizabeth wskazała na bramę i tak planowała udać się teraz do Mel. Nieco jej zeszło przy zdobywaniu pieczęci.
- Chodźmy.- odparł ciepło mężczyzna chwytając dłoń El i prowadząc ją ku postojowi dorożek.
- Nie jesteś na mnie zły za tą ostatnią rozmowę? - El przyjrzała się kochankowi z zaciekawieniem gdy zbliżali się do dorożek.
- Nie. Nie jestem.- odparł cicho Charles i wzruszył ramionami. - Nie przejmuj się.
- Cieszę się. - Elizabeth podeszła do jednego z powozów.
Charles przepuścił ją pierwszy, a następnie wszedł za nią i nakazał dorożce ruszyć podając kierunek. Zamyślił się przyglądając Elizabeth.
- Lepiej ci płaci? Bo jeśli nie to… wiesz… można by spróbować znaleźć ci robotę w gildii krawieckiej. Możemy z Samuelem spróbować załatwić ci rozmowę.
- Płacą tyle samo, ale mam więcej czasu wolnego. - El uśmiechnęła się. - Na razie mi wystarczy, ale zapamiętam.
- To dobrze.- odparł z uśmiechem mężczyzna i zapytał.- Myślałaś o zamieszkaniu w Uptown?
- Nie… raczej o zakupie zakładu w dobrej części Downtown. - Morgan wyjrzała przez okno dorożki. - Nie wiem czy pasuję do tego miejsca.
- Z czasem byś mogła… jestem pewien że byś była w stanie. - pocieszył ją kochanek.
- Się dopasować? - El spojrzała na siedzącego obok kochanka. - Wiesz… to nie tak, że jakoś bardzo tego potrzebuję. Pięknie tu, ale chyba przywykłam do bałaganu Downtown.
- Acha… rozumiem. - odparł ciepło z uśmiechem Charlesem i zerknął przez okno mówiąc. - Zbliża się mój przystanek. Opłacę dorożkę, by zabrała cię tam gdzie chcesz.
- Yhym.. - Elizabeth nachyliła się i pocałowała kochanka namiętnie, opierając się dłonią o jego udo.
- Nie chcę.. wych…- wymruczał Charles po pocałunku i z trudem opuścił dorożkę. Następnie zapłacił dorożkarzowi. I ten zapytał się.
- Dokąd teraz panienko?
Morgan pomachała Charlesowi i podała adres o dwie przecznice oddalony od Pączka. Była ciekawa czy uda się jej znaleźć coś odpowiedniego. Liczyła iż Mel ją wesprze w poszukiwaniach.


Pączek o tej porze powoli się opróżniał. Klienci którzy przyszli dla zawiesistych zup Moppy kończyli posiłki. Bo pora obiadowa powoli się kończyła i czas było wrócić do roboty. Mel pewnie też już kończyła robotę. Być może już się przebierała w pokoju?
Elizabeth podeszła do Karła.
- Część! Jest Mel? - Spytała wskazując w kierunku schodów. Nie chciała przeszkadzać przyjaciółce jeśli ta była zajęta.
- Już skończyła fuchę. Jest w swoim pokoju.- potwierdził jej przypuszczenia półork.
- To pójdę do niej. - Morgan pomachała półorkowi i udała się na piętro.
- Jasne…- odparł wesoło Karl odpowiadając gestem dłoni, a gdy El dotarła na piętro i zapukała, usłyszała. - Wejść.
W środku Mel kończyła się przebierać w “cywilne ciuchy”, w zasadzie niewiele różniące się od jej strojów roboczych.
- Część! Przyszłam po ciebie. - El weszła do środka zamykając za sobą drzwi. - Będę potrzebowała twojej pomocy.
- Zawsze chętnie pomagam przy zakupach.- zaśmiała się Melody i zerkając na El spytała.- Co i gdzie kupujemy?
- W tym kłopot, że nie wiem gdzie… dziś wieczór idę do teatru i nie mam nic co by pasowało. - El westchnęła opierając się o drzwi. - A podobno siedzieć będziemy w loży…
- Coś kosztownego… i pewnie z dużym dekoltem. Coś z łatwym… czy może trudnym dostępem? - dodała na koniec żartobliwie przyjaciółka.
- Idę z kochankiem. - El zaśmiała się. - Nie chcę mu utrudniać. Ale tak bez żartów… to nawet nie wiem gdzie tego szukać.
- Wszystko zależy od funduszy kochanie. A jeśli to kochanek, to chyba taka by cię rozbierał… przynajmniej oczami.- oceniła Melody po namyśle wędrując spojrzeniem po ciele czarodziejki. - Zawsze mogę ci coś eleganckiego pożyczyć.
- Jeśli nic nie znajdziemy. Przyda mi się w końcu coś bardziej wyszukanego w garderobie. - Morgan uśmiechnęła się ciepło do przyjaciółki.
- Jak duże zamierzasz przeznaczyć fundusze na tą sukienkę?- zapytała Mel podchodząc ku przyjaciółce i oplatając jej ramię swoim.
- Mel… daruj mi… ja nawet nie wiem ile to może kosztować. - Morgan pokręciła głową. - Gdyby to był gorset czy inne pończochy… ale większość dotychczasowych strojów szyła mi matka.
- Eeech… nie to pytam. Szukamy coś z wyższej półki bez oglądania się na cenę, czy idziemy budżetowo na przeszukiwanie sklepów z używanymi ubraniami u cioteczki Dwights?- zapytała Melody zamykając za sobą drzwi, ruszyły schodami do kuchni by wymknąć się tylnym wyjściem.
- Raczej myślałam o czymś nowym. Mam nieco oszczędności. - El zeszła na dół za przyjaciółką. - A ty też czegoś sobie szukasz?
- Drobiażdżki bez znaczenia. Niczego konkretnego nie planowałam. Raczej będę wyszukiwała okazji, więc gdzie się udajemy?- zapytała w końcu, gdy wyszły poza budynek.
- Na Targową? Tam było kilka sklepów krawieckich… a jak się odbije w przecznice to nawet ceny są rozsądniejsze. - Elizabeth rozejrzała się i wybrała najkrótszą drogę prowadzącą do głównej ulicy handlowej Downtown.
- Możemy i tam.- zgodziła się Melody. I ruszyły. Po drodze mijając uliczkę na której… El widziało niedawno mordercę. Teraz kręciło się tam kilku strażników miejskich, w towarzystwie mężczyzny w czarnym płaszczu. On zajmował się rozglądaniem, oni pilnowaniem by nikt mu nie przeszkadzał.
- Zabito tam kogoś niedawno. Mówią że to zbrodnia o charakterze rytualnym. Przeklęci magowie, mogliby nie mieszać innych w swoje chore eksperymenty.- rzekła z irytacją El wyjaśniając przy okazji sytuację, gdy mijali siły porządku przy pracy.
- Czemu magowie? To nie jakiś rzezimieszek? - Morgan spojrzała na Mel udając zaskoczenie. - I to tak niedaleko od Pączka…
- Tak powiadają. Tak słyszałam. Że to jakiś szalony mag go pochlastał dla swoich eksperymentów. Może chciał z niego zombie zrobić? - wzruszyła ramionami przyjaciółka i dodała.- O mnie się nie martw. Pączek ma dwie… nie trzy albo cztery pary rąk do obrony.
- To dobrze. - Morgan przytaknęła ruchem głowy.
W końcu weszły na Plac Targowy i skierowały się do znanego im dobrze sklepu z ubraniami prowadzonego przez wdowę Goodberry… obecnie znajdującego się o rzut beretem od “Figlarnej Wstążeczki”. Choć bardziej właściwie byłoby powiedzieć iż wstążeczka znajduje się obecnie blisko sklepy wdowy. Bowiem ten akurat sklepik był prowadzony przez trzy pokolenia i przekazywany w linii żeńskiej. A i czwarte pokolenie już dorastało by przejąć stery. Ponoć ostatnie… gdyż córka została ponoć przyłapana przez matkę z przyjaciółką w jednym łóżku, na niewłaściwym zachowaniu.
Elizabeth postanowiła zacząć od tego sklepu. Ubrania wdowy mogły być dobre na początek, a i może znajdzie tam coś dla siebie?
W środku było jedynie kilka klientek. Znudzona młoda sprzedawczyni stała za kantorem, podczas gdy jej matka doradzała pulchnej Camille McCarthy w kwestii odpowiedniej dla niej sukni. Strojów tu było sporo, zawieszonych na wieszakach więc wybór był… tylko co dokładnie El chciała tu uzyskać?
Suknia powinna być wieczorowa… więc pewnie długa. Morgan podeszła do wieszaków przy, których nikogo akurat nie było. Pewnie dobrze by była z rozcięciem, może jakaś koronka lub wyszukany gorset?
Pierwsze co rzuciło się El w oczy, to suknia z gorsetem w kolorach zieleni. Niewątpliwie wyróżniająca się na tle szarych czarnych i z rzadka granatowych kreacji które wypełniały ten sklepik.

W dodatku do kreacji był dobrany miedziany naszyjnik z szkiełkami imitującymi szmaragdy.
Elizabeth była jednak pewna, że w takim stroju o figlach raczej by nie było mowy. Zaczęła też mieć obawy czy matka tu nie zagląda, skoro Wstążka jest tak blisko.
- Poszukamy dalej? - Zerknęła na Mel pytająco.
- Z pewnością. Przecież nie założysz na siebie tego zielonego paskudztwa.- oceniła Melody i pokazała swój wybór o kolorze krwistej czerwieni.- To co innego.
- Piękna, ale… chyba myślałam o czymś nieco innym. - Morgan poprowadziła przyjaciółkę do wyjścia i odezwała się na zewnątrz. - I obawiam się, że moja matka może tu zaglądać. Poszukamy dalej?
- Oczywiście że może… a raczej na pewno zagląda. W końcu to Plac Targowy.- przypomniała jej Melody i wzruszyła ramionami.- No i co z tego, że kupisz sobie tutaj sukienkę. Nie ma nic podejrzanego w kupieniu sobie eleganckiej kreacji.
- Niby nie… tylko wykręcam się zbyt często od nocowania w domu. - El westchnęła i ruszyła dalej rozglądając się z zaciekawieniem po witrynach. - A tak będzie wiedziała, że gdzieś wychodzę, czyż nie?
- Bo masz dwanaście lat i nie możesz gdzieś wyjść bez opieki? Na przykład… bo ja wiem… do karczmy, która robi za zamtuz po godzinach? - stwierdziła sceptycznie Melody.
El zaśmiała się.
- Masz rację. Powinnam przestać tak myśleć. - Nagle El zamarła. W jednej z witryn w uliczce odchodzącej od Targowej dostrzegła suknię.
- Ta jest piękna. - Powiedziała cicho do swojej przyjaciółki, wskazując na znajdujący się w oknie strój.
- Mhmm… ja bym jej nie wybrała.- oceniła Melody i spojrzała na czarodziejkę.- Ale jeśli się tobie podoba… to możesz kupić.
- Może najpierw przymierzyć. - El mrugnęła do przyjaciółki. - A czemu ty byś jej nie wybrała? - Spytała podchodząc do sklepu i obserwując stojący w jego witrynie strój.
- Ehmm… nie w moim stylu, obawiam się. - zaśmiała Melody podążając za czarodziejką. W środku zaś było kilka klientek i nieco ospała sprzedawczyni siedząca obok kasy i czekająca aż któraś z kobiet zdecyduje się coś kupić.
- Dzień dobry… czy mogłabym przymierzyć tamtą suknię. - Elizabeth wskazała na wystawiony w witrynie kostium.
- Oczywiście.- odparła kobieta z szerokim acz fałszywym do bólu uśmiechem i ruszyła do witryny narzekając po drodze.- Wszyscy TYLKO przymierzają, ale jak żeby kupić to… nieeee… wtedy wszystko im brzydnie.
- Co ją ugryzło?- podsumowała jej zachowanie Melody.
- Nie wiem… - El spojrzała na kobietę nieco zaskoczona i rozejrzała się po sklepie. Suknie tutaj nie były brzydkie, na pewno znalazłyby się chętne, którym ten styl odpowiadał. Skupiła wzrok na sprzedawczyni i ruszyła w jej kierunku.
- Przepraszam… czy wszystko w porządku? - Spytała gdy ta zdejmowała wybraną przez nią suknię z manekina.
- Nie.. wszystko jest w najlepszym porządku.- sarknęła kobirta.- Żeby tylko jeszcze kupowały tak jak oglądają.
- To może nim przysporzę Pani kolejnego rozczarowani spytam ile kosztuje ta suknia. - El uśmiechnęła się. - Postawa kobiety nawet nieco ją bawiła. Ciekawe na co liczyła z takim nastawieniem.
Niewątpliwie na spore zarobki. Cena za suknię była wysoka, choć w zasięgu finansowym El. Jeśli pozostałe stroje były równie wysoko wyceniane, nic dziwnego że większość patrzyła ale nie kupowała.
Morgan przyjęła suknię od sprzedawczyni i wraz z Mel przeszła do przebieralni by ją przymierzyć. Gdy już znalazły się same, zaczęła się rozbierać.
- Przy takich cenach mogliby wynająć lepszą obsługę sklepu. - Powiedziała cicho, zdejmując spódnicę.
- Pewnie za pół roku obniży ceny. Będzie musiała, bo choć towar jest tu całkiem niezły…- sama Mel wybrała koronkowe rękawiczki długie aż do łokci. - … to przeceniony.
Elizabeth rozebrała się do majtek i pończoch i założyła wybraną sukienkę.
- Jak wyglądam? - Obróciła się przed przyjaciółką.
- Apetycznie.- Mel podeszła do panny Morgan i objąwszy dłońmi jej pupę ścisnęła lekko.
- Nie będzie mógł oderwać swoich łapek od ciebie.
- Jakaś kolia by się przydała, prawda? - Elizabeth przesunęła dłonią po swoim dekolcie.
- No tak. Przydała.- zachichotała Melody i dodała pochylając się i szepcząc przyjaciółce żartobliwie do ucha.- Choć po prawdzie najbardziej kusiłaś bez tej sukienki.
- Mam iść bez do teatru? - Elizabeth zaśmiała się i pocałowała przyjaciółkę w usta.
- Na pewno przyciągnęłabyś w ten sposób wiele spojrzeń.- przyznała z uśmiechem Mel.
- Nigdy nie byłam w teatrze. - El uśmiechnęła się ciepło. - Sztuka… też mnie ciekawi.
- Ja też nie. - przyznała Mel, odsuwając się nieco. - Na pewno ci się spodoba, a jak nie to… będziesz miała inną rozrywkę pod ręką.
- To może jak znów nieco odłożę to ciebie zabiorę? - Morgan uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Pewnie na loże nie będzie mnie stać, ale… oj ty pewnie masz wszystkie wieczory zajęte, prawda?
- Tylko te podczas których pracuję. Pozostałe mam wolne. - odparła ze śmiechem Melody i machnęła dłonią.- Nie musimy wcale iść do teatru by się dobrze bawić. Nie musisz odkładać pieniędzy na ten cel. Przydadzą ci się pewnie do innych celów.
- Nie muszę, ale mogę, prawda. - Elizabeth zabrała się za ponowne rozbieranie, by założyć swój codzienny strój.
- Więc nie ma co zbierać pieniędzy.- Melody uderzyła dłonią w wypięty pośladek czarodziejki, gdy ta zsuwała z siebie suknię.- Nie potrzebujemy ich, by się dobrze razem bawić.
- A masz jakieś inne pomysły? - El uśmiechnęła się do niej zadziornie. - Nie licząc wspólnej nocy u ciebie.
- Zawsze możemy obejrzyć jakiś kabaret… choćby u “Trefnisia”, albo w innej karczmie podobnej jemu. Bądź co bądź zapłacimy tylko za drinki.- odparła Melody wzruszając ramionami.
- Też prawda. - Morgan odłożyła suknię i zabrała się za zakładanie swoich ubrań. - A nie jesteś ciekawa teatru?
- Ciekawa tak, ale nie na tyle by cię łupić z pieniędzy.- odparła Melody i wystawiła język.- Jak bym potem spłaciła dług?
- Głupia. - Elizabeth pokazała w odpowiedz język przyjaciółce i zacisnęła gorset uwypuklając piersi. - Długi to ty sobie rób z kim innym, ode mnie to prezenty.
- Dobra. Dobra. - machnęła ręką Mel.- Niech ci będzie. Niemniej teatr możemy sobie darować… nawet jako prezent.
- Niech ci będzie. - Elizabeth narzuciła płaszcz i podniosła suknię. - Dobra.. trzeba się nieco potargować ze sprzedawczynią.
- Łatwo nie będzie.- postraszyła ją Melody podążając za czarodziejką.
- No to się nie uda. - Morgan wzruszyła ramionami i podeszła do sprzedawczyni, kładąc na kontuarze suknię. - Bardzo podoba mi się ta suknia.
- Ma panienka dobry gust.- odparła sprzedawczyni uśmiechając się wesoło. Od razu jej się humor poprawił i iskierki radości (albo chciwości) błyszczały w jej oczach.
- Z przyjemnością ją kupić za 400 dolarów. - Elizabeth zaproponowała mocno zaniżoną cenę.
I uśmiech znikł od razu ustępując oburzeniu.- Za czterysta? Raczy panienka żartować. Ta suknia jest warta dwa razy więcej! I tak z niechęcią obniżyłam jej cenę do pięciuset!
- Wie Pani.. jedwab to nie jest, nawet jeśli jest to przepiękna drobno tkana bawełna. - Elizabeth podsumowała oburzenie sprzedawczyni ciepłym uśmiechem. - Koronka jest śliczna, ale daleko jej do elfiej.. mogę zaproponować 450.
- Ha… widać że panienka się nie zna. To nie jest byle bawełna, tylko ta z prowincji Hidżanpur.- fuknęła sprzedawczyni.- Bawełna słynna na cały świat. To że… dam się oszukać na 490.
- Wie Pani… zajmuję się szyciem i przyznam, że nigdy nie słyszałam bawełnie z Hidżanpur. Więc… chyba nie jest aż tak słynna. - Morgan zrobiła zaskoczona minę.
Kobiecina się zaperzyła i syknęła tylko.- Czterysta osiemdziesiąt… pięć. Moje ostatnie słowo.
- 480 i biorę. - El ponownie się uśmiechnęła i sięgnęła do przypasanej sakwy.
- Dobrze…- syknęła niechętnie kobiecina i przyjęła banknoty.
 
Aiko jest offline  
Stary 23-02-2021, 13:26   #75
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Elizabeth zapłaciła i zabrała suknię. Odezwała się do Mel dopiero gdy wyszły na ulicę.
- To co.. mam dwadzieścia dolców na jakąś kawę i ciastko, idziemy? - Morgan uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Kolii raczej nie zdobędę…
- Prawdziwej na pewno. Mogę ci pożyczyć fałszywą. - odparła czarodziejce przyjaciółka podążając za nią.
Elizabeth zaśmiałą się.
- O prawdziwej nawet nie próbuję marzyć. - Uśmiechnęła się ciepło do Mel. - Masz coś niebieskiego, co by pasowało?
- Coś się znajdzie. Mam sporo fałszywej biżuterii. Dodaje blasku.- wzruszyła ramionami Melody podążając za panną Morgan.
Elizabeth pamiętała, że niedaleko była całkiem niezła kawiarnia.
- Cóż… ja nie jestem jakimś bogaczem by mnie było stać na kolię.. nie ma co tu udawać. - Morgan wskazała na lokal przecznicę dalej. - Tam były kiedyś pyszne ciastka.
- Może twój wielbiciel ci taką podaruje. Mi jeden… dał.- odparła z uśmiechem Melody i zaczęła dopytywać. - A jaki jest ten twój? Przystojny? Miły? Wywołuje motylki w brzuchu?
- Przystojny, miły.. ale raczej nie stać go na kolię. - Elizabeth zaśmiałą się. - To.. mój pierwszy. Ale to też człowiek, który gdzieś tam myśli o założeniu rodziny i rzeczach, do których ja nie mam głowy.-


Morgan wprowadziła Mel do kawiarni i wybrała im stolik przy oknie
- Wygląda na niezłą partię. A jak sobie radzi w łóżku?- zapytała Melody, gdy były jeszcze same. Nie trwało to długo, bo po chwili zjawił się młody niziołek w zielonej liberii i zapytał o wybór ciastek i rodzaj kawy. Podał przy tym dwie karty dań, po jednej dla Mel i Elizabeth.
Elizabeth szybko wybrała kawałek szarlotki i kawę z mlekiem i oddała kartę. Po tym poczekała aż Mel zrobi swoje zamówienie i niziołek odejdzie.
- Jest dobrą partią… ale raczej dla kobiety, która będzie mu wierna, a mnie nazbyt ciągnie do przygód. - El zerknęła na leżącą obok na krześle, złożoną suknię. - Jest bardzo mało doświadczony i.. chyba nie ciągnie go do eksperymentów.
- A ciebie najwyraźniej tak. Do jakich to eksperymentów szczególnie?- Mel zaczęła drążyć temat chichocząc cicho.
- Doskonale wiesz. - Morgan pokazała język przyjaciółce. - Lubię spędzać czas nie tylko z mężczyznami. Ostatnio nawet… cóż przypadłam do gustu dwóm braciom. - Dodała cicho, lekko się rumieniąc.
No i udało się jej. Wprawiła Melody w zakłopotanie i wywołała rumieniec na twarzy.- No proszę proszę. Jakby się Dalia dowiedziała… - zachichotała dodając.- … a tobie, oni też przypadli do gustu?
- Bardzo… dlatego nie chciałabym .. naprawdę Charles zasługuje na kogoś lepszego. - Morgan uśmiechnęła się nieco niepewnie.
- Oświadczył ci się? Planuje się oświadczyć?- zapytała Melody.
- Miał taki plan, ale powiedziałam mu, że nie jest moim jedynym. - Elizabeth wzruszyłam ramionami. - Więc raczej porzucił takie pomysły, no ale… jest naprawdę przystojny, wierzę że za jakiś czas znajdzie kobietę dla siebie, a ja zniknę.
- Cóż… może i tak zrobi, ale skoro… jeszcze nie odszedł, to pewnie. - mruknęła Melody zerkając na dekolt El znacząco. - Za bardzo go kusi to co ma.
El poczuła jak bucik Melody muska jej kostkę i łydkę, gdy ta się uśmiechała zadziornie.
- Nie dziwię mu się. A co dwóch braci, to i ja takich mam. Albo kuzynów. W każdym razie bardzo podobnych do siebie. Tylko im się marzy znacznie więcej.
- Moi to byli bliźniacy.. poszukiwacze przygód. - Morgan uśmiechnęła się niepewnie. - Nie odszedł bo pewnie nie ma teraz nikogo innego na oku, ale… pracuje dla gildii u nich wypada się kiedyś ożenić.
- Pfff… bzdura. - machnęła ręką Melody.- Raczej złapać brzydką córkę mistrza, żeby zająć jego miejsce gdy się jemu zemrze.
Elizabeth zaśmiałą się.
- Mi mówił, że gdy kogoś wybierze, będzie musiał to skończyć. Więc chyba nie jestem aż tak atrakcyjna. - Morgan zamilkła widząc niziołka z ich zamówieniem i podziękowała gdy ten postawił je na stoliku, bo powrócić do rozmowy gdy odszedł odpowiednio daleko. Jej stopa powędrowała do nogi Mel by odwzajemnić pieszczotę. - Nie jestem tak atrakcyjna jak ty… raczej nikt nie straci dla mnie głowy.
- Doprawdy…- mruknęła Melody sięgając stopą do łydki Elizabeth i pocierając ją czule. Nie przerwała nawet gdy zjawił się niziołek z zamówieniami.- … nie doceniasz swojej urody, moja droga. Melisandrae nie proponowałaby ci roboty, gdybyś nie była zjawiskowa.
- Myślę, że w tym wszystkim nie liczy się jedynie uroda, prawda? - Morgan mrugnęła do przyjaciółki.
- Myślę że pozostałe aspekty masz już opanowane… lub opanujesz szybko.- zaśmiała się Melody zabierając za ciastko.
- Mam kogo obserwować. - Elizabeth uśmiechnęła się i powróciła do przerwanego posiłku. - Ale… nadal nie do końca rozumiem tę grę, bardziej… patrzę jak druga strona reaguje i wiesz… staram się jej sprawić przyjemność.
- Nie będę cię tego uczyć. W prywatnych relacjach nie wypada takie manipulacje stosować.- odparła z uśmiechem Melody.
- Nawet jeśli to tylko nauka? - El spojrzała na Mel z zaciekawieniem. - Przyznaję, że jestem ciekawa.
- Nawet jeśli to nauka. Nabierzesz złych nawyków.- odparła Melody wystawiając język. - Poza tym, chyba dobrze sobie radzisz i bez moich wykładów.
- Oj nie bądź taka… gdzie ją to niby wykorzystam. - El udała naburmuszoną minę.
- Na przykład na swoim chłopaku.- odparła żartobliwie Melody i napiła się kawy.
- Na moich chłopaku nie muszę ćwiczyć sztuczek, bo już jest moim "chłopakiem". - El uśmiechnęła się ponownie. - Uchyl rąbka tajemnicy. Toż nie proszę o szkolenie.
- Ech.. no dobrze. Jak wypiję kawę. - westchnęła Mel w końcu poddając się.
- A kto ciebie uczył? - El nieco zmieniłam temat i skoczyła swoje ciastko, odsuwając talerzyk.
- Melisandrae oczywiście. - odparła Mel.
- Och… no tak. - El zamyśliła się i sięgnęła po swoją kawę. Była ciekawa czego mogła nauczyć elfka, jakby nie patrzeć prowadziła Pączka, musiała wiele wiedzieć.
- Szkoli tylko swoje pracownice, więc nie licz na nic od niej.- odparła żartobliwie Melody.
El zaśmiała się.
- Oj Mel… ja naprawdę jestem tylko ciekawa jak to wygląda. - Uśmiechnęła się ciepło do przyjaciółki. - Nie planuję nikogo uwodzić.
- Noo… planować nie planujesz. Ci bracia tylko tak przypadkiem wleźli ci do łóżka.- odparła przekornie Melody.
- By doprecyzować to było łóżko jednego z nich. - El zarumieniła się. - I ja tylko powiedziałam im że strasznie mnie kuszą, niewiele tam było flirtu.
- No pięknie. Może to ja powinnam się uczyć od ciebie, a nie na odwrót, co?- zapytała Melody.
- Nie ma sprawy, wypijasz z mężczyznami trzy piwa i dajesz im znać, że ci się podobają. - Rzuciła ironicznie El i dopiła kawę. - Koniec szkolenia.
- Brzmi to… bardzo skrótowo. - zachichotała ironicznie Melody. - To kiedy planujesz powtórkę?
- Nie planuję. - El westchnęła. - Po pierwsze jeden z nich ma partnerkę, po drugie… drugi dał znać, że to tylko ten jeden raz. Już nie mówiąc o tym, że ja w ogóle nie planuję takich rzeczy.
- A co planujesz teraz?- stopa Melody musnęła kolano Elizabeth.
Morgan zaśmiała się.
- Napaść cię w jakiejś ciemnej bramie. - Rzuciła żartobliwie.
- Niech będzie.- odparła z błyskiem wyzwania w oczach Melody i dodała zadziornie.- Tylko czy podołasz?
- Teraz to chyba mam tremę. - El pokazała jej język i odstawiła pusty kubek po kawie na stół.
- Skoro tak twierdzisz.- mruknęła Melody dojadając ciastko. - A sama uczelnia? Nie nudzi ci się usługiwać możnym panom i szorować podłogi?
- Obecnie to jednej pani. - El zaśmiała się. - wiesz… to nie jest zła praca, dobrze płacą. Dużo rzeczy jest też tam dla mnie nadal ciekawych. Te ich gabinety wypełnione dziwnymi przedmiotami, ukryte magicznie pomieszczenia… to taki inny świat.
- Patrzenie przez szybkę na dziwa. Nie jest to w moim guście, ale skoro jesteś szczęśliwa.- wzruszyła ramionami Melody.
- To… też nie do końca tak. - Elizabeth nachyliła się nad stołem eksponując przed przyjaciółką swój dekolt. - Ci bracia… to awanturnicy, którym czasem pomagam.
- Wpakujesz się w kłopoty… mówię ci. - odparła Melody i westchnęła zerkając na piersi El.- Chyba będę ci to musiała wybić z głowy klapsami na gołą pupę.
- Już się chyba wpakowałam. - Morgan zaśmiała się.
- Ech… ale kara i tak cię nie minie. - odparła Melody kończąc posiłek. - Chyba że już się pożegnamy.
- Chętnie cię odprowadzę, nawet do drzwi. - Elizabeth wyjrzała przez okno. - Mam jeszcze chwilę, no i… miałaś mi pożyczyć kolię. - Mrugnęła do przyjaciółki.
- To prawda… zgodziłam się. - odparła Mel odkładając łyżeczkę. - Zamierzasz oczarować nią jego czy kogoś jeszcze?
- Chyba bardziej chciałabym mu nie narobić wstydu. - El uśmiechnęła się. To co? Ruszamy?
- Z pewnością nie narobisz… chyba że skusisz do czegoś. - zachichotała Melody i wstała ruszając do wyjścia.


Wkrótce obie znów znalazły się na tyłach Pączka. Z kuchni dochodziły przyjemne zapachy, pani Poppins pewnie właśnie gotowała wieczerzę.
- Ech… tęskno mi. - El odezwała się cicho wchodząc za przyjaciółką na teren lokalu.
- Niby za czym, za pracą przy bieliźnie?- zapytała żartobliwie Melody.- Za kwaśnym piwem?
- Za jedzeniem Poppins, za waszym towarzystwem, za tymi wszystkimi intrygami, które działy się na dole. - El zaśmiała się.
- Zawsze możesz wpaść wieczorem…- wzruszyła ramionami Melody prowadząc Elizabeth na górę.
- Cześć Moppy.- zwróciła się wpierw do niziołki, która zapracowana odpowiedziała pospiesznym: “Cześć”. A następnie kontynuowała.- Wieczory masz chyba wolne?
- Raczej tak, ale wy wtedy pracujecie, prawda? - El pomachała Moppy i ruszyła za przyjaciółką.
- Jakoś nigdy ci to nie przeszkadzało w zaczepianiu nas. - odparła zadziornie Melody kręcąc pupą, gdy szły po schodach.
- Też prawda, ale Malisandrae miała wobec mnie plany i może dlatego jej to nie przeszkadzało. - El patrzyła na pupę przyjaciółki trochę jak zahipnotyzowana.
- Jest elfką… a one są cierpliwe.- zaśmiała się Melody zerkając przez ramię. - Więc uważaj, bo pewnie jeszcze z ciebie nie zrezygnowała.
- Macie już nową. - Morgan uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- Znajdzie się i pokoik dla ciebie.- odparła żartobliwie Melody podchodząc już do drzwi swojego pokoju. - Poza tym… wcale nie zabroniła nam kontaktów z tobą.
- Yhym… - El nieco się speszyła. Nie słowami przyjaciółki, tylko własną… dumą? Toż właśnie rozmawiały, że nadaje się na prostytutkę!
Melody wpuściła czarodziejkę do środka, zamknęła za sobą drzwi i ruszyła ku ukrytej w jej pokoju kasetce z biżuterią. Ukrytej, gdyż nie wszystkie jej naszyjniki były bezwartościowe.
El zdjęła płaszcz i usiadła na znajdującym się w pokoiku krześle.
- To… dasz mi mały pokaz? Wiesz… tego o czym rozmawiałyśmy?
- Ugh… to nie jest dobry pomysł. Co innego klient albo klientka, a co innego ktoś kogo lubisz. Nie powinnaś się uczyć manipulować kochankiem.- westchnęła ciężko Melody przerywając szukanie w kasetce.
- Powiedziałaś, że pokażesz tylko jedną sztuczkę. - El oparła się o stół obserwując gospodynię.
- No dobrze…- postawiła kasetkę bujając lekko biodrami. Jej dłonie zaczęły wodzić po ciele niby dwa węże podkreślając jej zgrabną sylwetkę i krągłości. Wiła się lubieżnie zerkając przez ramię na czarodziejkę.
- Jesteś piękna. - Morgan wpatrywała się w ruchy przyjaciółki z zachwytem.
- Ty możesz powiedzieć o sobie to samo.- zamruczała rozpalnym głosem Melody kołysząc się leniwie i pieszcząc muśnięciami swoje ciało… coraz bardziej nagie. Bo tak jakoś przypadkiem spódnica i koszula kurtyzany osunęły się z jej ciała. Przy okazji tego pokazu Melody dyskretnie rozbierała się do bielizny.
El starała się wyłapać te drobne ruchy, mimowolnie zapamiętać.
- Wolę mówić o tobie. - Posłała przyjaciółce zadziorne spojrzenie.
- O mnie nie ma co mówić. To nie ja jestem pokojówką tajemniczej czarodziejki…- zaśmiała się Melody kończąc rozbieranie na gorsecie, majteczkach i podwiązkach. Pończochy zsunięte tuż przed nosem El, leżały obecnie na jej udach. - I to nie je mam kilku kochanków. Owszem, mam wielbicieli… ale to nadal tylko praca plus profity.
- Zapewne tylko dlatego, że nie masz na nich czasu. - El przesunęła palcami po udzie przyjaciółki. - A ja jestem mega ciekawa jak sobie radzisz z tymi wszystkimi wielbicielami.
- Zbywam ich uśmiechami i słowami że są bliscy mojemu serduszku. Niemniej dodaję, że w ramach kontraktu jaki podpisałam nie mogę chodzić na randki. A jak są namolni, to cóż… Karl im wybija z głowy głupie pomysły. - odparła ze śmiechem Melody siadając okrakiem na udach Elizabeth. Oplotła ramionami jej szyję dodając. - Gwoli ścisłości… nie ma żadnego kontraktu. Jest tylko zwykła umowa o pracę. Moje życie prywatne należy do mnie.
- Cieszę się bo inaczej pewnie nie miałabyś na mnie czasu. - Dłonie Morgan oparły się na pośladkach Mel, a jej palce zaczęły niespiesznie wodzić po krawędzi majtek.
- Nie powinnaś sobie zabijać apetytu przed randką.- odparła Mel grożąc czarodziejce palcem, a potem wodząc nim po jej wargach.
- Na razie wygląda jak pobudzanie apetytu. - El pochyliła się i pocałowała Mel w usta.
- Na razie…- zamruczała Melody odpowiadając podobnie namiętnym pocałunkiem i ocierając się biustem o piersi czarodziejki.
Dłonie El powędrowały do piersi przyjaciółki.
- Hm… może byłoby lepiej gdybyś wypełniła mój apetyt.
- To co zostanie dla twojego kochanka?- zapytała retorycznie Mel drocząc się z czarodziejką.
- Będę przy nim grzeczna i nie narobię mu wstydu w teatrze. - El zaśmiała się i ucałowała wyeksponowane piersi.
- Już widzę jego minę, gdy mu to powiesz.- zaśmiała się głośno Melody i dodała z zadziornym uśmiechem. - A co ja dostanę za zaspokojenie twojego… apetytu? Czym skusisz?
- Po tym pokazie? - El udała zmieszanie. - Obawiam się… że nie mam nic ponad me ciało do zaoferowania.
- Rozleniwiłaś się tam na służbie u wielkiej pani czarodziejki. Aż kusi mnie by dać ci klapsy… z pewnością na nie zasłużyłaś.- zaśmiała się głośno Mel.
- Chyba jestem bezpieczna póki na mnie siedzisz. - El pocałowała ponownie przyjaciółkę sięgając dłońmi do jej piersi i ściskając te krągłości przez materiał gorsetu.
- Masz rację.- przyznała po chwili namysłu Melody i zsunęła się z czarodziejki, podeszła do łóżka i położyła się na nim brzuchem wesoło machając nogami.
Zerknęła na Elizabeth.
- Jeśli chcesz dołączyć, to bez ubrań.
- Okrutna. - El zerknęła na zegarek. Miała jeszcze chwilę by zdążyć na uczelnię, przebrać się i wyruszyć z Charlesem. Niezbyt długą chwilę. Szybko rozebrała się ubrania odkładając na krześle.
- Jaka gorliwa…- zachichotała Melody widząc to i poklepała dłonią łóżko.- … chodź tu, moja wielbicielko.
El weszła sprawnie na łóżko, klękając na nim.
- O.. jestem wielbicielką, czy zaraz zbyjesz mnie uśmiechem? - Mrugnęła po tych słowach do Mel.
- Och… nie… ale za to oczekuję prezentów i rozpieszczania.- odparła ze śmiechem Melody i mruknęła. - Połóż się wygodnie.
Morgan położyła się na łóżku.
- Myślisz, że podołam? Propozycję teatru już odrzuciłaś. - Udała smutną minę czekając na działania przyjaciółki.
- Coś wymyślisz… - zamruczała kocio Melody przybliżając się do czarodziejki, całując jej szyję i obojczyk, palcami jednocześnie sięgając między uda do spragnionego atencji kwiatu kobiecości panny Morgan.
El zamruczała z rozkoszy poddając się tej pieszczocie.
- Jesteś słodziutka… - zamruczała rozpalonym głosem Melody całując pierś kochanki i sięgając palcami głębiej. Wywoływała przy tym lubieżne mlaśnięcia.-... aż kusi by cię schrupać całą.
- Wiesz… że jestem cała twoja. - El rozchyliła szerzej nogi oddając się kochance.
- Przez następnych parę chwil na pewno.- zamruczała w odpowiedzi Melody, całując i kąsając unoszący się w pospiesznym oddechu biust Elizabeth, jak i stanowczo poruszając palcami między udami kochanki.
Morgan czuła jak zbliża się do szczytu, jak wprawne palce kochanki grają na niej niczym na dobrze wystrojonym instrumencie. Kilka pewnych szturmów i doszła z cichym okrzykiem.
- Nie deklaruj nigdy czegoś, za co mogłabyś być pociągnięta do odpowiedzialności.- odparła żartobliwie Melody siadając na łóżku i oblizując palce. - Co by się stało, gdybym poważnie potraktowała twoje wypowiedzi i zażądała byś została tu ze mną aż do późnej nocy? Wszak jesteś… moja.
- Cóż.. przyznaję, że podejrzewałam iż uwagi na swoją pracę mnie wygonisz. - Morgan usiadła na łóżku obok przyjaciółki.
- Mam wolne dziś… cały dzień i cały wieczór i całą noc.- odparła Melody i wzruszyła ramionami. - Więc mogłabym zażądać. A ty się wymigałaś od odpowiedzi. Nie szkodzi, bo ja bym czegoś takiego nie zażądała. Ale ktoś inny już mógłby, więc uważaj na to co mówisz w łóżku.
- Zapamiętam tą poradę. - El nachyliła się i pocałowała przyjaciółkę. - Nie wiem też co bym zrobiła… - Morgan powoli wstała z łóżka i podeszła do krzesła z ubraniami. - Na pewno bardzo by mnie kusiło by zostać. Z tobą mogę o wszystkim porozmawiać no.. być sobą. Ale szkoda by mi było Charlesa i całej pracy, którą włożył w przygotowania na ten dzisiejszy wypad.
- Nie byłoby zbyt wiele gadania, gdybyś została.- odparła z figlarnym uśmieszkiem Melody, nakręcając pasmo włosów na palec.
- Brzmi jakbyś miała na mnie apetyt. - Elizabeth chciała już sięgnąć po swój czarny, zdobiony koronką, gorset i go założyć ale podniosła go tylko. - Tak mnie tknęło w przebieralni… Pasowałby ci?
- Mówiłam… smakołyk z ciebie. - odparła Melody ze śmiechem.- Nic dziwnego, że Dalia próbuje cię zaciągnąć do siebie.
Przyjrzała się gorsetowi.
- Myślę że… tak. Pasowałby mi.
- To zostawiam. Muszę już zacząć pracować nad tymi prezentami, skoro zostałam wielbicielką. - El wyszczerzyła się i zabrała się za nakładanie koszuli, bez bielizny.
- Oj tak, oj tak.- przyznała Melody wstając z łóżka i przeszukując kasetkę. W końcu podała czarodziejce fałszywy szafir zawieszony na pozłacanym łańcuszku. - To będzie pasowało, tylko nie dawaj nikomu okazji do dokładnego obejrzenia go.
- Czemu? Bo nie są to prawdziwe kamienie? - Elizabeth włożyła koszulę w spódnicę i przyjrzała się wisiorowi.
- Dokładnie. To dość tania podróbka. Ładna, ale tania i niskiej jakości.- oceniła Mel również się ubierając.
- Mi to nie przeszkadza. - El wzruszyłą ramionami. - Nie będę miała na sobie modnej sukni z Uptown, chyba więc nikt nie będzie zakładał, że jestem jakimś bogaczem. A wisior jest piękny.
Morgan schowała biżuterię do sakwy i założyła kamizelkę, która ukryła jej brak bielizny.
- Nie daj okazji arystokratycznym harpiom na patrzenie na ciebie z góry. - nakazała z uśmiechem Melody.
- Chyba nie dorosłam jeszcze do tego by się takimi rzeczami przejmować. - El zaśmiała się. - Zarzuciłą płaszcz i wzięła swoje rzeczy. - A ty jak planujesz spędzić ten wolny wieczór?
- Nie wiem…- zadumała się Melody i podrapała po karku.- Jakaś miła kolacja w lepszym lokalu, może kabaret? Pewnie położę się wcześnie spać.
- Nikt kogo miałabyś ochotę wykorzystać tego wieczoru? - El podeszła do przyjaciółki uśmiechając się ciepło. - Choć przyznaję się że mi też zaczyna się marzyć przespana noc…
- Nie bardzo. Za bardzo kojarzyłoby mi się z pracą poderwanie jakiegoś losowego szczęśliwca.- zaśmiała się Mel i pokręciła głową. - Nie mam ochoty na szybki numerek z kimś nieznajomym.
- Rozumiem. - El pocałowała swoją przyjaciółkę w usta, po raz kolejny tego dnia. - To.. chyba czas na mnie. Muszę się jeszcze wbić w tą kieckę.
- Baw się dobrze.- pożegnała ją z uśmiechem Melody i poradziła.- I lepiej wyjdź przez kuchnię. Dalia potrafi się przylepić do ofiary jak pijawka.
- Dobrze. - El pomachała przyjaciółce i wyszła na korytarz by ruszyć w stronę wyjścia na zaplecze. Musiała jak najszybciej dotrzeć do dorożki i dalej na uniwerek.
 
Aiko jest offline  
Stary 05-03-2021, 09:14   #76
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Nie zajęło jej to dużo czasu. Dorożka szybko zawiozła ją na miejsce i po uiszczeniu opłaty El stanęła przed bramą uniwersytetu. Teraz pozostało wrócić do siedziby Almais. Filigranowa półelfka o tej porze była na wykładach. Jej pokoje były do dyspozycji jej pokojówki.
Elizabeth rozebrała się i wzięła ciepły prysznic i już w szlafroku wyszła do pokoju, który robił za jej sypialnię. Zabrała się za ubieranie w elegancki strój od czasu do czasu zerkając na drzwi prowadzące do gabinetu Almais. Była ciekawa wyprawy, która ta im szykowała i czy zapłaci jej za to przedpołudnie w palarni. W ciszy wbiła się w ciasną sukienkę i założyła wisior od Mel. Do tego cieliste sznurowane buty i była gotowa.

Jej prawie oficjalny narzeczony zapewne czekał u bramy uczelni tak jak ostatnio. I rzeczywiście tam był, z bukietem kwiatów i wystrojony jak na ślub. Miał nawet nowiuśkie lakierki na nogach. Nieodpowiednie buty na długie spacery, więc musiała czekać na nich dorożka. El podeszła do niego nie do końca pewna jakie wrażenie wywoła jej kreacja, na którą narzuciła jedynie płaszcz.
- Nie kazałam ci czekać?
- Eeee… - wzrok jego wędrował po ciele El, nim wreszcie wydukał. - Wyglądasz zachwycająco.
Niemal wcisnął jej kwiaty w dłonie.
- To dla ciebie.
- Dziękuję. - Elizabeth przyjęła kwiaty i przytuliła je do piersi.- Rozpieszczasz mnie.
- Nie sądzę.- odparł mężczyzna czerwieniąc się nieco.- Gotowa?
- Bardziej gotowa nie będę. - Morgan ujęła mężczyznę pod ramię. Gdy była już blisko Charlesa dodała cicho. - Czy mój strój jest nieodpowiedni?
- Wyglądasz cudownie. - rzekł w odpowiedzi młodzian wodząc łakomie spojrzeniem po ciele czarodziejki.- Ruszamy?
- Bardzo chętnie. Nie mogę się doczekać. - El docisnęła swoją pierś do ramienia mężczyzny.

To miejsce było magiczne. Musiało być… Piękny murowny budynek zachwycał rzeźbami i płaskorzeźbami z zewnątrz. Piękne syreny i trytony bawiące się wśród fal i ryb niemal wydawały się być żywcem zamrożone w marmurze. Potężny kraken rozpinał swoje macki, które przechodziły w kolumny podpierające budynek. Ale to było niczym w porównaniu z wnętrzem. Teatr w środku wyglądał jak pałac godny króla. I pełen był eleganckich dam i dżentelmenów. Przy ich kreacjach strój Elizabeth wyglądał biednie.
Morgan przyglądała się temu wszystkiemu z zachwytem. Czy naprawdę Charles zabrał ją w takie miejsce? I to do loży? Chłonęła atmosferę czując przyjemny dreszcz podniecenia całą tą sytuacją.
- Niesamowite. - Szepnęła cicho do kochanka mocniej dociskając jego ramię do swojej piersi.
- To prawda.- przyznał jej młodzian.

Idąc w kierunku loży El mijała elitę Uptown, co niewątpliwie świadczyło, że nie był to ani zwykły teatr, ani zwykłe przedstawienie. Charles musiał pociągnąć za wiele sznurków i się nieźle napocić, by zdobyć te bilety ( i to do loży). Nic więc dziwnego, że sami goście i ich stroje przyciągały spojrzenia, dla nie marnującej okazji do inspiracji czarodziejki. Do czasu aż pojawiła się… ona, ubrana na biało, egzotyczna piękność. A choć miała znaczące i liczne atuty swojej urody, to nie był to powód który sprawił, że wzrok panny Morgan nie mógł się od niej oderwać.
O nie.. powód był zgoła inny. Elizabeth miała wrażenie, że gdzieś już tę osobę widziała. Z całych sił próbowała sobie przypomnieć kim była owa kobieta. To raczej nie była jedna z azjatyckich masażystek. A może w tamtym salonie do gier? Albo… czy to o niej mówiła jej Duncan? To była właścicielka salonu masażu?!
Madam Bowary! Nazwisko kobiety uderzyło w jej głowie. By nie wyjść na nieuprzejmą odwróciła wzrok od azjatki i zwróciła się do swojego towarzysza.
- Tutaj.. jest chyba sama elita… jesteś pewien, że jestem odpowiednim towarzystwem? - Spytała cicho, stojącego obok Charlesa.
- Nie będziemy niczyim towarzystwem. Na loży będziemy tylko we dwoje, więc się nie przejmuj tym całym… blichtrem elity. - odparł cicho Charles.- Wkrótce się od niego odseparujemy.
- Loże są tak małe? - El spojrzała w kierunku balkoników przy okazji starając się odnaleźć wzrokiem azjatkę w bieli.
- No… nie za duże. Maksimum na cztery osoby. Ale każdą lożę może wynająć tylko jedna osoba. Reszta miejsc jest dla jej gości.- wyjaśnił Charles.
- Ach… rozumiem. - Morgan była bardzo ciekawa który z balkoników będzie ich. Podejrzewała, że najlepszy widok na scenę był z tych na wprost niej, ale pewnie były też najdroższe. Coraz bardziej ogarniało ją podekscytowanie tą całą atmosferą przez co coraz mocniej przywierała do ramienia kochanka.
Na razie przechodzili korytarzami powoli i dostojnie. Oznaczało to jednak niestety że madame w białej sukni szybko zniknęła jej z pola widzenia. Potem były schody na górę, aby dostać się do loży. Przy wejściu każdej z nich stał młodzian w liberii. Charles wraz z El skierował się do jednego z nich, podał mu bilet. Ten go obejrzał, przedarł i połówkę oddał Charlesowi, po czym wręczył mu karnet i dwie małe lornetki na długich rączkach.
- W razie potrzeby, trzeba pociągnąć za wstęgę z pomponem. Służba się zjawi. Mamy przygotowane kanapeczki, słodkie przekąski i trzy rodzaje win.- rzekł do obojga.
Elizabeth przytaknęła jedynie ruchem głowy. Jak by nie patrzeć była tu gościem. Skorzystała jednak z okazji by rozejrzeć się kto podchodzi do sąsiednich loży.
Nie dostrzegła znajomej twarzy, ale z drugiej strony na piętro teatru prowadziło dwoje bliźniaczych schodów. A z tego co wiedziała madame Bowa… a nie!
Właśnie szła na górę schodami rozdając uśmiechy mijanym osobom. Najwyraźniej znała wielu członków elity miasta.
Elizabeth przyjęła lornetkę z uśmiechem zerkając z zaciekawieniem, w którym kierunku ruszy azjatka.
Zerkając przez ramię zamawiającego przekąski i wino kochanka El dostrzegła, że madame zajmuje lożę znajdującą się dwie loże od ich.
Była ciekawa kto będzie jej towarzyszył, no ale… była tu dziś dla Charlesa, więc uśmiechnęła się ciepło do niego i delikatnie przesunęła dłonią po ramieniu mężczyzny.
I to sprawiło, że nie dojrzała osoby towarzyszącej tajemniczej azjatce. Bowiem po ustaleniu kwestii przekąsek wina oboje weszli do loży. Charles odsunął przysunął fotel pomagając El usiąść i poinformował ją z uśmiechem.
- Przedstawienie zacznie się za dziesięć minut. Wkrótce nam przyniosą kanapeczki z kawiorem i wino.
- Czy dziś jest jakaś okazja? - Elizabeth zajęła miejsce na fotelu i spojrzała z zaciekawieniem na Charlesa. - To wszystko… jest tak niesamowite.
- Okazja taka, że udało mi się załatwić bilety.- wyjaśnił Charles i dodał z uśmiechem.- Chyba nie sądzisz, że stać mnie było na bilety? O nie… nawet gdybym chciał świętować jakąś okazję, to nie aż z takim rozmachem. Po prostu nadarzyła się szansa, więc czemu z niej nie skorzystać?
- Yhym… mówiłeś, że jesteś dłużny przysługę Samuelowi. - El ucałowała mężczyznę. - Nie będziesz miał przez to kłopotów?
- Nie w pracy w każdym razie. Nie wiem co Samuel wymyśli.- odparł żartobliwie młodzian.
- Skoro ty się nie martwisz. - Morgan uśmiechnęła się ciepło. Podniosła się i podeszła do krawędzi balkonu by wyjrzeć i zobaczyć co z niego widać. Szczególnie interesował ja balkon Bowary.
Kobieta tam siedziała samotnie, najwyraźniej zaintrygowana listem który miała w dłoni. Czytała go czekając na przedstawienie.
- Nie przejmuj się tym tak. Po prostu szef Samuela dał mu w prezencie ten bilet, ponieważ sam nie mógł skorzystać. A ponieważ on też nie mógł, bo miał własne zaplanowane spotkanie… przekazał go mi. - wyjaśnił ciepło Charles.
- Bardzo się cieszę. - Elizabeth obejrzała się na kochanka opierając na chwilę podbródek na nagim ramieniu. Uśmiechała się do Charlesa jednocześnie czując potworną ciekawość. Chciała wiedzieć co jest w tym liście, a toż mogła to być jedynie wiadomość od jej partnera.
- Nie martw się o mnie. Nie ma powodu. A jak tam twoje sprawy?- zagadnął jej kochanek, podczas gdy do ich loży wniesiono drobne przekąski i szampana. Tymczasem madame Bowary schowała liścik w swoim dekolcie i usiadła wygodnie. Przedstawienie wkrótce miało się zacząć.

Elizabeth oderwała się od barierki i stanęła przed kochankiem.
- Jak widać udało mi się kupić suknię. - Okręciłą się w koło. - Jak ci się podoba?
- Jest… piękna… zwłaszcza na tobie.- ocenił Charles wodząc wzrokiem po niej.

Tymczasem rozpoczęło się przedstawienie. Z bogatą scenografią i zachwycającymi kostiumami. Morgan usiadła obok kochanka i ujęła dłoń lornetkę spoglądając przez nią na detale kostiumów. Była ciekawa czy Charles wykona jakiś ruch w jej kierunku. Jak mogła przypuszczać nie uczynił niczego niestosownego lub nawet śmiałego. Charles był dobrze wychowanym dżentelmenem i jedyne co czuła na sobie, to jego gorące spojrzenie. Sam spektakl był niesamowity pod względem prezentacji, ale sama fabuła była dość płytka. Morgan czując że nie będzie miała problemu z tym by nadążyć za przedstawieniem sięgnęła do uda kochanka i zaczęła je delikatnie masować.
Charles zaniepokoił się lekko i szepnął cicho.
- Czy powinniśmy się tak… zachowywać? Jesteśmy na widoku.
El nachyliła się do niego i szepnęła przesuwając wargami po jego uchu.
- Światła są na scenie. - Jej dłoń powędrowała bardziej w kierunku krocza kochanka.
- Acha...- szepnął cicho mężczyzna i pochwycił pierś El lekko masując, najwyraźniej jej dotyk dodawał mu odwagi… lub upijał zdrowy rozsądek.
Morgan pochyliła się mocniej ponad podramiennikami ich foteli i pocałowała kochanka w usta, palcami sięgając do zapięcia jego spodni.
Charles już całkowicie zapomniał o przedstawieniu, sięgając ustami do szyi czarodziejki i zaprzestając masażu pierś kochanki przez materiał ubrania. To co wynurzyło się z jego spodni po rozpięciu wymagało jeszcze trochę czułości, by w pełni móc spełnić swoje zadanie… ale niewiele jej potrzebowało.
Morgan pieściła pochwycony oręż palcami całując kochanka i czekając jak nabierze on odpowiedniej gotowości. Dopiero po tym odezwała się cicho.
- Jak byś mnie chciał?
- Mamy trochę ograniczone możliwości… ale może… dosiądziesz mnie… a może oprzemy się o barierkę… a może… nie wiem…- szeptał rozpalonym głosem młodzian poddając się pieszczocie jej palców i mocniej ściskając pierś przez suknię.- A nie będzie… problemu… z bielizną?
- Z tą.. która mam na sobie nie. - El ujęła jego dłoń i poprowadziła pod poły sukni. Po pończoszce, podwiązkach do… braku majtek. - To jak?
- To podwiniesz całkiem? Chcę zobaczyć… twoją pupę… i nie tylko.- wyszeptał chrapliwie Charles wsuwając palce do jej kwiatu i ostrożnie wodząc w jego wnętrzu.
Elizabeth podciągnęła suknię i w słabym świetle ukazał się jej kobiecy kwiat, w którym zanurzały się palce kochanka. Delikatnie popchnął ją do krawędzi loży, oparła się o nią czując jak je kochanek porusza palcami w jej delikatnym zakątku bawiąc się nim niczym mały chłopiec i całując oraz wodząc czubkiem języka po jej podbrzuszu.
Elizabeth przyglądała się kochankowi czując jak jej oddech przyspiesza. Palce kurczowo zaciskała na materiale sukni.
Rozglądając się wokół, mogła się przekonać że są na widoku. Jeśli ktoś spojrzałby w ich stronę, to zorientował się by że coś jest nie tak. I przede wszystkim widziałby ją. Jej wybranek w tej chwili korzystał z gościnności jej ciała palcami testując jego możliwości i smakując jej rozkosz, oraz całując skórę. Był pobudzony, ale i skupiony na niej właśnie, zamiast na sobie.
Elizabeth miała szczerą nadzieję, że inni goście skupieni było na sztuce lub na sobie, bo ona… czuła jak jej ciało zaczyna drżeć z rozkoszy, jak biodra delikatnie napierają na palce Charlesa.
Nadzieja tylko jej została, bo nie mogła dostrzec poszczególnych lóż… zwłaszcza tych dalszych i bardziej pogrążonych w mroku. Na szczęście dla dziewczyny, światła przygasły nieco gdy zaczęło się przedstawienie. A Charles nie zaprzestał… wprost przeciwnie, palcami napierał mocniej i szybciej.
Elizabeth zasłoniła jedną dłonią usta, czując że takie działania kochanka mogą ją wkrótce doprowadzić do szczytu. I wkrótce wydobyła z siebie cichy jęk, czując jak ciało wypełnia spełnienie, a kolana jej drżą. El łapała oddech przez zasłonięte usta spoglądają c na Charlesa.
- A.. co z tobą? - Wyszeptała cicho.
- Może lepiej się schowaj… i na czworaka?- zaproponował mężczyzna i dodał cicho.- Chyba że masz inne pomysły.
- Może być na czworaka. - Morgan zsunęła się z fotela i klęknęła na podłodze opierając się na dłoniach.
Poczuła jak mężczyzna podciąga jej długą suknię odsłaniając pupę. Po ciemku… nie trafia w planowane miejsce, ale w podnieceniu nawet tego nie zauważa. Natomiast ona z pewnością poczuła jak jego duma pospiesznie zdobywa obszar pomiędzy jej pośladkami.
Elizabeth z trudem zadławiła jęknięcie. Charles nawet nie zdawał sobie teraz sprawy ile perwersyjnej przyjemności jej sprawiał. I ona jemu z pewnością, bo zacisnąwszy dłonie na jej pupie sapał w pożądaniu i napierał pospiesznie. Najwyraźniej lęk przed przyłapaniem, sprawiał że mniej dbał o delikatność całej pieszczoty. Tak więc El czuła jego dumę wypełniającą jej niegrzeczny zakątek w całości… i dość brutalne szturmy. Co tylko dodatkowo nakręcało czarodziejkę. Musiała zagryźć zęby na materiale sukni czując jak coraz trudniej zapanować jej nad jękami rozkoszy.
A zbliżający się coraz bardziej do szczytu Charles nie zaprzestawał ruchów bioder. Dźwięki zderzających się ciał wydawały się pannie Morgan coraz głośniejsze wraz ze zbliżającym się spełnieniem. Morgan niemal oparła się twarzą o podłogę czując własny szczyt. Jej zęby zaciskały się niemal boleśnie na materiale sukni. Po chwili jego cichy jęk i przyjemna wilgoć stały się dowodem tego, że i on doszedł. W półmroku teatru odsunął się od niej oddychając ciężko i nieświadom swojej pomyłki mruknął.
- Było przyjemnie, ale tak jakoś inaczej.
- Yhym. - Morgan usiadła i spojrzała z zaciekawieniem na kochanka. - Chcesz wiedzieć czemu? - Spytała cicho przysuwając się do niego.
- Booo… coraz bardziej się dopasujemy do siebie? - Charles miał wiele zalet, ale spostrzegawczość i bystry umysł do nich nie należały.
El schyliła się do jego ucha i odezwała cicho.
- Zdobyłeś moją tylną dziurkę.
- Nie bardzo...ooo… przepraszam.- speszył się młodzian, gdy dotarło do niego co powiedziała.
- Nie masz za co. Było bardzo przyjemnie. - El ucałowała go w policzek. - To co…. Teraz wino, przekąski i sztuka? - Wskazała głową za barierkę, za którą kryła się sztuką.
- Chyba tak… powinniśmy coś zjeść i wypić do antraktu, ale wszystko zależy od ciebie. Od tego na co masz ochotę… lub na co mamy. - stwierdził ugodowo jej kochanek.
- Ja na kolejną rundkę. - Morgan zaśmiała się cicho. - Ale żal by mi było gdybym nie zobaczyła odrobiny tej sztuki. - Wyciągnęła dłoń do kochanka, by ten pomógł jej wstać.
- Ja i tak najciekawsze dzieło sztuki mam obok siebie.- odparł Charles pomagając jej wstać i jednocześnie starając się zapiąć spodnie.
El usiadła na fotelu i zaczekała aż Charles poda jej wino. Takie komplementy sprawiały, że w okolicy serca czuła przyjemny gorąc.
Jej kochanek rozlał trunek, podał jej kielich i stuknął o niego własnym.
- Za nas.- zaproponował toast.
- Za nas. - Elizabeth uśmiechnęła się ciepło upijając nieco trunku i spojrzała na to co działo się na scenie.
W tej chwili odbywał się tam wielki bal na którym to bohater poznał swoją wielką miłość… oczywiście będącą narzeczoną jego śmiertelnego wroga. W tej chwili, on i ona, zakochiwali się. I nie było to tak ciekawe jak loża znajdująca się niedaleko. Lady Bowary nie była już bowiem sama, towarzyszył jej elegancki dżentelmen, sądząc po stroju parający się magiczną profesją.
Elizabeth przyjrzała mu się z zaciekawieniem. Chyba nie minęła go nigdy na uczelni ale już uświadomiła sobie, że pokoje, które sprzątały z Frolicą należały raczej do tej niższej klasy magów, a przynajmniej do tych stojących niżej w hierarchii. Zawsze była też szansa, że nie pracował na uczelni. Gdyby tylko mogła usłyszeć jak się nazywa. Teraz skupiła jednak wzrok na sztuce, układając dłoń na kolanie Charlesa i tylko od czasu do czasu zerkając w kierunku loży Bowary.
Do antraktu sytuacja w loży Bowary była nieciekawa. Widziała jak rozmawiają zapewne na tematy interesujące El, ale nie słyszała ni słowa. Widoki zaś, choć miłe oku, nie zmieniały się. Co innego, przedstawienie… tam widoki były śliczne, a historia opowiadana ze swadą, acz bardzo przewidywalna. W końcu wybrzmiał gong i została ogłoszona dwudziestominutowa przerwa.
Elizabeth spojrzała na swojego towarzysza.
- I jak ci się podoba? - Spytała ciekawa jego wrażeń.
- Eee… no… bardzo… się podoba.- wydukał Charles, najwyraźniej przedstawieniu poświęcał niewiele uwagi.
- Kostiumy są piękne, ale fabuła.. dosyc prosta. - Morgan uśmiechnęła się do niego. - Chcemy się przejść. Przy światłach ciężko byłoby tu.. coś porobić.
- Antrakty są po to by rozprostować nogi, więc to nie powinno być problemem. - stwierdził Charles i chyba miał rację, bo widzowie opuszczali swoje siedzenia, jak i loże.
Elizabeth chciała sobie obejrzeć interesującą ją parkę.. może usłyszy imię maga.
- Byłeś tu kiedyś? - Spytała ujmując kochanka pod ramię przytulając je do swojej piersi, która nieco wychyliła się z mocno wydekoltowanej sukni.
- No… nie… nie byłem.- przyznał się Charles gdy wychodzili. - To za wysokie progi dla mnie.
Nie byli jedynymi, także pozostali widzowie wypełniali korytarze… również madame Bowary wraz ze swoim towarzyszem dołączyli do innych arystokratów rozmawiając na korytarzu na tematy… cóż… do El docierały jedynie fragmenty, mieszające się z szumem rozmów innych osób relaksujących się. Przypominało to tu przyjęcie, bo służba wędrowała z przekąskami pomiędzy ViPami. Do których panna Morgan zaliczała się dzisiaj z Charlesem.
- Już wiem czemu moja przyjaciółka martwiła się moją kolią. - Elizabeth odezwała się szeptem do ucha kochanka. - Rzeczywiście jest tu chyba sama śmietanka towarzyska Uptown. Nie licząc innych, którzy tak jak my się zaplątali.
- Nie przejmuj się. Wyglądasz zachwycająco.- odparł cicho młodzian wprost do ucha.
- Ona się martwiła, bo szafiry nie są prawdziwe. - El zaśmiała się cicho i spojrzała zadziornie na kochanka. - Nieco się zmartwiłam, że odciągnęła twoją uwagę od sztuki, skoro jesteś tu też pierwszy raz.
- Nie jestem… eem… niezbyt się interesuję teatrem.- przyznał Charles po chwili milczenia. - Grywam w brydża dla rozrywki.
- O.. i dużo obstawiacie? Kiedyś chciałam się nauczyć… no ale… - El sięgnęła do tacy przechodzącego obok kelnera i wzięła jakąś mała kanapeczkę. - Panowie zawsze dość mocno obstawiali i wolałam nie ryzykować straty pieniędzy.
- Nie aż tak dużo. Przynajmniej nie ja… dobrze idzie mi liczenie, gorzej dedukcja tego co mają inni.- odparł młodzian starając się trzymać wraz z panną Morgan z dala od pozostałych widzów i ich rozmów.
Elizabeth pociągnęła go delikatnie za ramię i zachęciła do spaceru. Chciała obejrzeć sobie teatr i przede wszystkim przejść z dwa lub trzy razy obok Bowary.
- Rozejrzymy się nieco?
- Jeśli chcesz?- odparł cicho jej wielbiciel rozglądając się. - Zgoda, chodźmy.
Morgan ruszyła w kierunku Bowary planując powoli przejść obok, a potem ruszyć w kierunku schodów, by nie wzbudzić podejrzeń.


 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 05-03-2021, 09:18   #77
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Powoli i bez pośpiechu… przechodziła obok niej nasłuchując rozmowy. Musiała przyznać że głos Bowary był głęboki i dźwięczny, z lekkim zmysłowym pomrukiem przyjemnie pieszczącym ucho. Rozmowa jednak sama w sobie nie była specjalnie skandaliczna czy ciekawa. Rozmawiali o przyjęciach… o jednym przeszłym i gafach nobili na nich, oraz tym które ma być zorganizowane w najbliższym czasie. Balu kostiumowym.
Elizabeth minęła ich i ruszyła z Charlesem rozejrzeć się nieco. Była ciekawa czy teatr oferował jeszcze jakieś atrakcje.
Pod tym względem niestety czekało ją rozczarowanie, lobby było pełne widzów omawiających przedstawienie jak i plotkujących na różne tematy. Niemniej czarodziejka nie znalazła żadnych innych atrakcji poza podsłuchiwaniem mijanych rozmówców. Przyjęcia na poziomie okazywały się dość nudne w porównaniu z chociażby wieczorami w Pączku.
- Niesamowite.. nic tylko plotki i plotki. - El rozejrzała się szukając w tłumie znajomych twarzy, lecz nie spodziewała się takich znaleźć. - To co… wracamy na wino?
- Mhmm… chodźmy się napić. - odparł z uśmiechem Charles rozglądając dookoła. - Pewnie dla nas też byłyby ciekawe, gdybyśmy znali osoby za tymi nazwiskami.
- Yhym… i wiedzieli o tych wszystkich imprezach, na których byli. - El poprowadziła kochanka tak by ponownie przejść obok lady Bowary. Tam rozmowa toczyła się dalej w ten sam sposób i na podobne tematy. Tym razem jednak… panna Morgan została przez Azjatkę zauważona. Jej wzrok po niej jak przechodziła i towarzyszył jej, gdy dochodzili do kotary za którą kryła się ich loża.
Elizabeth naparła mocno na ramię Charlesa i zakołysała pupą, opiętą przez materiał sukni. Żałowała, że nie udało się jej dowiedzieć gdzie odbędzie się impreza, ale teraz… chciała się nacieszyć kochankiem.
Po chwili znów znaleźli się za kotarą, a El czuła jak dłoń młodziana obejmująca ją w pasie na pupę właśnie się ześlizguje i lekko ją ściska.
Morgan zamruczała z zadowolenia.
x- Wygląda jakbyś miał ochotę na coś innego niż wino. - Powiedziała żartobliwie.
- Bardzo…- przyznał Charles mocniej ściskając pośladek przez suknię. - A ty?
- Ja bym mogła spędzić tak z tobą cały wieczór. - El przywarła do kochanka i pocałowała go namiętnie.
- Możemy tak spędzić… cały wieczór. Całą noc. - wyszeptał rozpalonym głosem Charles drugą dłonią śmiało chwytając ją za pierś i ściskając zachłannie.
- Na noc powinnam wrócić na uczelnię.. wolę nie podpaść… ale mamy jeszcze dużo czasu. - Elizabeth zamruczała lubieżnie i bezczelnie sięgnęła do spodni kochanka.
- Dobrze… - mruknął rozpalonym głosem Charles, gdy Elizabeth pieściła jego męskość przez ubranie. Ugniatając piersi dłonią jak i pośladki drugą szeptał.- Chciałbym je z sukni wydobyć.
Morgan poluzowała sznurowanie na piersi, przez co suknia zsunęła się nieco odsłaniając jej skarby.
Charles od razu to wykorzystał nurkując twarzą w jej dekolcie i całując skórę zachłannie. Pochylony pozwalał jej dobrze się rozejrzeć i stwierdzić, że nie jest na sali teatralnej tylko ze swoim kochankiem. Madame Bowary również wróciła do loży, choć bez swojego towarzysza. I teraz zerkała przez lornetkę na lożę Elizabeth.
Morgan pozwoliła jej na to nie przekazując tych wieści pieszczącemu ją kochankowi. Świadomość bycia obserwowaną była całkiem.. podniecająca szczególnie w asyście czułego dotyku Charlesa. Tym bardziej że obserwująca ją niewiasta przyglądała się z wyraźnym zainteresowaniem, a to co czuła pod palcami… było twarde i zachęcało do rozpakowania z materiału. El wydobyła oręż kochanka na zewnątrz i poczęła pieścić go palcami.
Ten jęknął cicho czując dotyk panny Morgan, tak jak ona czuła jego gotowość. Jego usta wielbiły jej szyję i dekolt, a dłonie wodziły po sukni jakby chciały ją z niej zedrzeć. I pewnie tego właśnie pragnęły.
- Może… oprę się o ścianę? - El zaproponowała rozwiązanie, które nie wymagałoby pozbawiania jej garderoby.
- Tak. To dobry pomysł.- zgodził się z nią jej kochanek.
Morgan obróciła się puszczając kochanka i oparła dłonią o ścianę, drugą podwijając suknie i ukazując swój brak majtek, przed kochankiem i ich obserwatorem.
Nie musiała długo czekać na wybranka, po chwili poczuła jej pożądanie… tak jak i to, że tym razem trafił we właściwy cel. I mocnymi ruchami bioder przeszywał jej ciało co chwila.
Elizabeth jęknęła cicho. Piersiami niemal oparła się się o ścianę czując jej chłód na obnażonych krągłościach. Jej wzrok od czasu do czasu uciekał w stronę ich obserwatorki, gdy poddawała się szturmom kochanka.
Madame wydawała się być koneserką, siedziała wygodnie obserwując figlującą parkę. Palce dłoni która nie trzymała lornetki wodziły po jej dekolce i szyi. Rozkoszowałą się przedstawieniem, które El jej dała okazję oglądać. Morgan w tym czasie zbliżała się do szczytu i w ostatniej chwili zasłoniła usta dłonią, którą dotychczas trzymała suknię. Z jej ust wyrwało się przeciągłe jęknięcie, jedynie odrobinę stłumione przez jej palce.
A po kilku chwilach od spełnienia i jej kochanek nasycił się oddając swój trybut kochance z drżeniem… na oczach obserwującej wszystko z zainteresowaniem Bowary.
Elizabeth oparła się o niego plecami, przez co ich obserwatorka mogła doskonale widzieć jej nieco odsłonięte piersi.
- Tak cudownie. - Wymruczała zadowolonym i rozpalonym głosem.
- To prawda… - mruknął cicho Charles delikatnie całując jej ucho, by szepnąć do niej. - Jesteś cudowna.
- Chciałbyś bym oglądała sztukę nago? - El uśmiechnęła się do kochanka ponad ramieniem i pocałowała go w usta. - I tak mnie prawie rozebrałeś.
- Nie mógłbym… zresztą, ktoś mógłby zobaczyć. - speszył się na samą taką sugestię.
- Yhymm… i nie chciałbyś mimo to na mnie popatrzeć? - Morgan uniosła swoje piersi, eksponując je przed kochankiem.
- Chciałbym… ale nie mógłbym przecież cię narażać na taki skandal.- Charles się wyraźnie wahał kuszony jej krągłościami.
- Gdy zgasną światła… mogę ci sprawić tą przyjemność. - Elizabeth uśmiechnęła się i odsłoniła nieco więcej piersi.
- Chciałbym tego.- poddał się w końcu mężczyzna zgadzając z jej szalonym pomysłem.
- To póki jest przerwa, zaostrzę twój apetyt. - El zasłoniła swoje krągłości poprawiając suknię. - Wina? - Zaproponowała,przypominając o tym po co oficjalnie wracali do loży.
- Tak. Wino się przyda.- zgodził się z nią Charles nie odrywając spojrzenia od kochanki.
Elizabeth sięgnęła po ich kieliszki, pozostawiając kochankowi rozlanie do nich trunku. Czuła przyjemną ekscytację na myśl o tym, że niebawem będzie zasiadać tu naga. Czy powinno tak to wyglądać? Jednak.. było to aż nazbyt nieprzyzwoite. Czuła mimo to, że będzie miała tylko jednego widza. Ukradkiem zerknęła na Bowary.
Te niewątpliwie zerkała do loży El, wędrując palcami po dekolcie dużych i jędrnych piersi. Zapegwne uśmiechała się też. Charles zaś popijał alkohol zerkając na kochankę, minuty mijały i powoli widzowie zaczęli wypełniać loże jak i siedzenia poniżej.
- To… może teraz byśmy jednak nie wywołali jakiegoś skandalu? - Zaproponowała kolejny toast, uśmiechając się do mężczyzny.
- Oby.- zgodził się z nią Charles, ponieważ szansa na to była spora. Co ciekawe… Bowary została sama. Jej towarzysz nie wrócił do loży, a światła już poczęły gasnąć.
Elizabeth zżerała ciekawość, co też wydarzyło się między nimi… co ustalili. Teraz jednak gdy zapanowały ciemności, miała pewną obietnicę do spełnienia. Dopiła wino i zdjęła z siebie suknię, pozostając jedynie w pończochach, butach i naszyjniku od Mel.
Ciało owionął lekki chłodek wynikający z braku sukni, acz… spojrzenie kochanka sprawiało że El robiło się ciepło, widok zerkając Bowary też. Nie odrywała lornetki od oczu, a ta była skierowana właśnie na niemal nagą czarodziejkę.
Morgan sięgnęła po kieliszek z winem i upiła łyk.
- To… siadamy? - Spytała nieco rozpalonym głosem.
-Tttak…- szepnął cicho rozpalonym głosem Charles.
Morgan zajęła miejsce w fotelu z kieliszkiem w dłoni, kryjąc się nieco przed wzrokiem za barierką, czuła jednak że jej nagie piersi mogą być aż nazbyt dobrze widoczne.
- Na co masz teraz ochotę? - Spytała swego kochanka.
- Umieścisz mojego… między… nimi?- zapytał Charles, gdy El zorientowała się że choć nie wszystkie loże skupiły wzrok na niej, to kilka lornetek oprócz Bowary zerkało w jej stronę.
Czyli nie tylko oni nudzili się podczas sztuki.
- To usiądź, chyba że chcesz stanąć przede mną.
Usiadł pospiesznie spoglądając na jej ciało rozpalonym spojrzeniem i oblizując wargi.
Morgan odstawiła kieliszek i przyklęknęła przed nim. Wyjęła jego męskość, odsuwając spodnie na boki i nachyliła się obejmując obnażone ciało swymi krągłościami. Delikatnie ścisnęła je dłońmi.
Było to satysfakcjonujące… czuć jak się pręży między krągłościami jej ciała. Jak mocno reaguje na jej urodę. Było to dziwne… czuć spojrzenia innych na sobie, wiedzieć że domyślają się co robi, być może nawet wyobrażają. Wiedzieć że jedną z obserwujących jest zmysłowa i piękna kobieta… El poruszała piersiami góra- dół chcąc zaspokoić swego kochanka. Była ciekawa czy któreś z nich kiedyś rozpozna ją na ulicy, jak wtedy zareaguje? Dlaczego nie przejmowała się tym jak powinna, miast tego ciesząc się i nakręcają całąc tą atmosferą. Rozpalony jej pieszczotą kochanek nie znał dylematów w jej głowie. Czuł jedynie miękkie krągłości otulające jego wrażliwy organ niczym poduszki. I odpowiednio do tego reagował głaszcząc Elizabeth po włosach i pęczniejąc niżej, powoli zbliżając się do lepkiej eksplozji. El ujęła jego męskość w usta nie chcąc by oboje się ubrudzili. Kilka ruchów i poczuła jak zdobycz otulona miękkimi piersiami i miękkimi wargami drży… by po chwili wystrzelić zawartość wprost w usta kochanki. Wyjątkowo sporo jak na Charlesa. Musiała mocno go rozpalić swoim zachowaniem.
Elizabeth spijała go, starając się by nic nie kapnęło na spodnie kochanka, a gdy już poczuła, że zakończył się trybut mężczyzny starannie obliczała wargi.
- Wygląda jakby ci się podobało. - Powiedziała rozpalonym głosem, opierając się łokciami o jego kolana i spoglądając na górującego nad nią mężczyznę.
- Tak… przyznaję, że tak. - odparł cicho i wstydliwie Charles.
- Jeśli ci to przeszkadza, to może być nasz sekret. - El uśmiechnęła się. - A raczej… ja nikomu nie powiem.
- Ja też nie… - odparł cicho młodzian wodząc spojrzeniem po kusząco nagim ciele klęczącej kochanki.
Morgan poddała się, czuła że nie może dłużej tego przed kochankiem ukrywać.
- Czuję jednak… że jesteśmy obserwowani. - Powiedziała cicho, wciąż klęcząc za barierką.
- Co… och! Przepraszam… nie powinienem ci na to pozwolić. Zepsułem ci reputację.- rzekł przerażony i zawstydzony młodzian.
- Co najwyżej sama sobie popsułam. Nie martw się tym. - Elizabeth oparła się głową o udo kochanka i wsłuchała w odgłosy sztuki. - Hm.. ale chyba powinnam się ubrać. Co sądzisz?
- No… tak..zdecydowanie powinnaś. - przyznał, aczkolwiek niechętnie, jej kochanek.
- Nie muszę… mleko już się rozlało. - Morgan uśmiechnęła się a jej palce znów zaczęły wodzić po męskości Charlesa.
- To prawda…- przyznał jej kochanek, którego rozsądek odpływał z każdym ruchem jej palców po jego berle miłości.
- To może… przeniesiemy się na podłogę? - El nieco mocniej ścisnęła oręż Charlesa.
- Mhmm… jak tylko chcesz.- szepnął mężczyzna poddając się pożądaniu.
Elizabeth położyła się na podłodze czekając aż kochanek do niej dołączy przeciągnęła się przy tym lubieżnie.
Nie musiała czekać długo… mężczyzna opadł na nią całując jej piersi i ściskając je dłońmi. Czuła jak jego pożądanie ociera się o nią. Rośnie… nieco powoli, ale rośnie. Szkoda, że Charles nie miał brata bliźniaka. Dwójka mężczyzn zdecydowanie lepiej zaspokajała jej rosnący ape… skąd u niej takie myśli? Czy to alkohol? Czy może upojenie tą bezwstydną i szaloną sytuacją? Jedno było pewne. Będzie musiała zrobić sobie przerwę od takich zabaw nim to wszystko zajdzie za daleko. Ale… po tej nocy. El poddała się pieszczotom kochanka, oczekując na jego szturm.
Znowu poczuła jego obecność, mocną i gwałtowną. Ciało wygięło się w łuk prężąc pod pieszczonym kochankiem, którego biodra poruszały się coraz szybciej i coraz gwałtowniej. Wiło się pod pocałunkami na jej szyi i obojczykach i wtedy wtedy…
- Mam cię niewierna! Ciebie i twojego gaa…- ktoś wdarł się do ich loży z latarnią i pałką w dłoniach. Dystyngowany mężczyzna z sumiastym wąsem i melonikiem gapił się zaskoczony na figlującą parkę w świetle jego latarni i wydukał.
- Kim… wy… kim wy jesteście… co… tu… rob… icie?
- Ups…- El spojrzała na Charlesa odzywając się szeptem. - To chyba powinniśmy się stąd zmyć.
Spojrzała na mężczyznę z wąsem.
- Jakby pan był tak miły… to bym się ubrała. Chyba, że przyszedł Pan sobie pooglądać. - Przesunęła niechętnym wzrokiem po ciele nieproszonego gościa.
- Żądam wyjaśnień. Gdzie jest moja Moira? Gdzie jest ten łajdak,Pickwick?!- rozjuszył się wąsaty mężczyzna.
- Eee… nie wiem, gdzie jest Samuel.- przyznał speszony Charles, odkrywając jaki był “haczyk” dołączony do biletów.
- Niech Pan się obróci.. ubiorę się i wszystko wyjaśnię. I radziłabym zgasić latarnię jeśli nie chce Pan by uznano, że dołączył do igraszek. - El podniosła się i siedząc na podłodze sięgnęła do swojej sukni.
- No tak. Oczywiście.- burknął nieznajomy opuszczając lożę i zaciągając kotarę. Światło latarni przebijające przez nią, świadczyło o tym że stał tuż za nią.
- Zmyj się i zaczekaj na zewnątrz teatru, spróbuję to załagodzić. - Elizabeth ubrała się pośpiesznie. Stając tyłem do Charlesa psiknęła się perfumami i rzuciła niemo zaklęcie.
- Jesteś pewna, że powinnaś się z tym mierzyć sama?- na taki tylko opór się zdobył, bo cała jego postawa świadczyła o podporządkowaniu się mężczyzny. Skinął głową pojednawczo na koniec.
- Tak. - Elizabeth uśmiechnęła się ciepło i podeszła do kryjącego się za kotarą mężczyzny. - Pan wybaczy. To zamieszanie to przeze mnie. Jestem panu winna wyjaśnienia. -
Stanęła tak by Charles mógł za nią wyjść.
- Ktoś tu zdecydowanie winien mi jest wyjaśnienia. - burknął mężczyzna którego uwaga cała skupiona na El i zupełnie zapomniał o Charlesie pospiesznie przemykającym tuż obok.
- Przyznaję, że kiedyś rozmawiałam z panem Pickwickiem, że chciałabym udać się do teatru i udostępnił mi bilety. - El uśmiechnęła się do mężczyzny przepraszająco. - Sztuka jednak… okazała się dla mnie nieco zbyt… złożona.
- A co mnie panienka tu za bzdury pociska? Co mnie panienki ekscesy obchodzą? - odparł mężczyzna gniewnie. - Nie interesuje mnie pani goły zadek.
Nie było to do końca prawda, bo będący dodatkowo wzmocniony urokiem acz zasłonięty suknią zadek Elizabeth mimowolnie przyciagał uwagę wąsacza.
- Ta loża służy mojej Moirze do schadzek z jej gachami. I to ona tu powinna być, a nie panienka.
- Rozumiem udostępniła mi jednak to miejsce na spotkanie dziś z moim gachem. - Morgan przyjrzała się z zaciekawieniem mężczyźnie. Czyżby udostępniał to miejsce swojej żonie.
- Niestety nie wiem, gdzie się udała. - El przesunęła dłonią po swym dekolcie udając zmieszanie.
- Jesteś jej znajomą? Pierwszy raz cię widzę.- przyjrzał się jej, nazbyt chętnie, a zwłaszcza jej dekoltowi.
- To możliwe. - El zaśmiała się, a jej piersi zafalowała. - Szyję jej bieliznę… mogliśmy się nie spotkać.
- Gdzież więc jest moja żona, co wiesz o jej obecnym gachu. Gdzie mogą być? - spytał nieco rozkojarzony sytuacją mężczyzna. Bo też przy Elizabeth niełatwo było się skoncentrować na czymś innym niż na niej.
- Och… wydaje mi się, że gotowa była zrezygnować z tego spotkania, akurat dzisiaj. - Morgan strzepała z ramienia mężczyzny niewidzialny paproch i uśmiechnęła się ponownie przepraszająco. - Przepraszam, że moja zachcianka wywołała tyle zamieszania.
- I cały ten cyrk z prywatnym detektywem… psu na budę.- warknął gniewnie mąż Moiry. i zgasił latarnię. - Przepraszam za… zakłócenie zabawy.
- Och to ja przepraszam… moje zachowanie mogło spowodować kłopoty, czyż nie. - El uśmiechnęła się ciepło.
- Loże teatralne niejednego ekscesu były świadkiem. - przyznał mężczyzna niechętnie.
- Może mogłabym jakoś pomóc by wynagrodzić panu tą niedogodność? - Morgan spojrzała na wąsacza pytająco.
- Ja… eee… nie bardzo wiem… jak. - odparł wąsacz zerkając na krągłości biustu czarodziejki. Jego umysł, podpuszczany przez czar El niewątpliwie rozważał pewne formy wynagrodzenia. Ale był zbyt dobrze wychowany, by je zasugerować. No i był żonaty, nawet jeśli przy okazji rogaczem.
Morgan poprawiła surdut mężczyzny.
- Mogę po prostu nie zajmować pańskiego czasu. - Dłonie El zsunęły się po torsie mężczyzny.
- I tak... czas już zmarnowałem. - przyznał się wąsacz obserwując palce czarodziejki w ich wędrówce po swoim torsie.
- Oczywiście. - El dygnęła głęboko eksponując swoje krągłości.
- Mhmm…- przełknął ślinę mąż nie mogąc oderwać od nich spojrzenia, odruchowo chwycił dłonie El przytrzymując je na swoim torsie. Sytuacja robiła się skomplikowana. El zdawała sobie sprawę, że z pomocą swoich sztuczek i magii namieszała owemu wąsaczowi w głowie i zdecydowanie niżej też. Teraz jednak musiała zadecydować, co z tym wszystkim zrobi. Mogła zatrzymać to wszystko, póki jeszcze była bezpiecznie i zwyczajnie… lub popchnąć wszystko w kierunku namiętności i szaleństwa.
Na dole czekał na nią Charles… nie chciała go tak zostawić.
- To… powinnam pana zostawić. - Uśmiechnęła się, czując że na twarz wypływa jej już odruchowo zalotna mina. - I tak… zajęłam Panu wiele czasu. - Dodała udając zmieszanie.
- A wspomniałaś… o wynagrodzeniu…- wyszeptał chrapliwie wąsacz nie puszczając jej dłoni, dociskając mocno do swojego torsu. Wyglądało na to, że stanowczość jest już potrzebna… bo im bardziej igrała z wąsaczem, tym bardziej odbierała mu przyzwoite myśli.
- Tak… - El zaklęła w myślach. Sięgnęła do krocza mężczyzny i oparła na nim dłonie. - Może moje ręce pomogą z tym?
- Ale nie chcę byś… sama nie czerpała przyjemno...ści…- sapnął mężczyzna czując jej dotyk wyraźnie pobudzony pod jej palcami. - W końcu przerwałem… ci zabawę.
Pewnie chciał zobaczyć, to co widział Charles. Ostatnio właśnie jej kochanek zasłonił jej wdzięki przed jego wzrokiem.
- To… mogłoby wywołać zbyt wiele kontrowersji… czyż nie? - El mrugnęła do niego przesuwając palcami po męskości kochanka.
- Nie obchodzą mnie… kontro… - sapnął mężczyzna spoglądając wprost w oczy Elizabeth, czując dotyk jej palców przez materiał. - Myślę że nie… a ciebie?
Uchwycił podbródek panny Morgan i pocałował ją zachłannie. El odpowiedziała na pocałunek.
- Mnie nieco tak. - Spróbowała się odsunąć.
- Tam w loży… jakoś się nie przejmowaliście…- odparł wąsacz, który na szczęście nie był zbyt agresywny mimo że słodycz dosłownie wyrwano mu z dłoni.
- Ale mój kochanek nie jest żonaty. - El wycofała się głębiej w korytarz i obejrzała na mężczyznę. Musiała szybko uciec nim sama ulegnie.
- Mojej żonie jakoś nie przeszkadza to że jest zamężna dzielić się swoimi wdziękami na prawo i lewo. - odparł zirytowany wąsacz, w którym wściekłość na połowicę mieszała się w podsycaną przez Elizabeth żądzą.
- Ale ja nie jestem pańską żoną. - Morgan skłoniła się głęboko i szybki krokiem ruszyła do swego kochanka. Nie była ścigana, najwyraźniej odpowiedź jej wywołała u niego zdziwienie tak duże, że popadł w stupor. No cóż… tym lepiej dla Elizabeth. Jak się bowiem okazało magia może być bronią obosieczną, zwłaszcza w połączeniu z jej własnym temperamentem i apetytem którego nia miała okazji w pełni zaspokoić.
El szybkim krokiem opuściła teatr i rozejrzała się szukając Charlesa.
Stał w bocznej uliczce skonfundowany i zaniepokojony. Na widok El odetchnął z ulgą i podszedł do czarodziejki.
- Wszystko w porządku? Martwiłem się.
- Tak… ale ledwo uciekłam od molestowania. - Morgan podeszła do kochanka i go objęła. - Znasz go?
- Nie. Nie kojarzę. Powinienem był cię tam obronić. Może niepotrzebnie uciekłem. Powinienem być przy tobie.- zamyślił się Charles w odpowiedzi, obejmując Elizabeth mocno.- Przykro mi, że to się tak skończyło.
- Wolę byś nie miał kłopotów. Robisz karierę w Uptown. - Morgan pocałowała kochanka. - Znał Pickwicka… chyba jego żona go z nim zdradza.
Westchnęła ciężko. - Szkoda że nam przerwano.
- To prawda.- odparł młodzian. - Jeśli chodzi o Samuela. Co do mojej kariery… to nie jest tak, że jakoś bardzo się owa kariera rozwinęła.
- Ale… ja bym chciała, by mogła jeśli tego zapragniesz. - El pocałowała kochanka. - To… co robimy teraz?
- Nie wiem. - przyznał szczerze Charles zerkając na piersi czarodziejki. - Chciałbym wiesz… ale… nie mam niczego zaplanowanego.
A improwizacja nie była mocną stroną. Uśmiechnął się dodając.
- Akurat na moją karierę to tylko ja mogę zapracować, więc tym się nie martw. I tak zarabiam… wystarczająco dużo już teraz.
- To może przejażdżka dorożką? Moglibyśmy tam skończyć co zaczęliśmy? - El zaproponowała rozwiązanie pomijając temat kariery.
- Gdzie pojedziemy?- zapytał jej kochanek zgadzając się z nią.
- Wokół Uptown? Chyba że znasz jakiś hotel. - El zaśmiała się i pociągnęła go w kierunku postoju dorożek.
- Nic taniego. - przyznał po drodze mężczyzna, a gdy wsiedli do dorożki nakazał jazdę po uliczkach miasta, tak bez celu.
- Podobno zarabiasz dość. - El zażartowała i pocałowała namiętnie kochanka przywierając do niego swym ciałem. Cała ta akcja z właścicielem loży sprawiła, że była potwornie rozpalona.
- Dość… ale nie na tyle by bywać ich bywalcem. - wyszeptał pomiędzy pocałunkami Charles chwytając dłonią za pierś czarodziejki ugniatając przez materiał sukni. Potem przesuwał palcami po jej brzuchu… a starał się sięgnąć niżej.
El pomogła mu podwijając suknię.
- Yhym… - Drugą ręką sięgnęła do zapięcia spodni mężczyzny. Była ciekawa czy Charles kupiłby jej kolię… tak jak kochankowie Mel. Cóż widać było, że nie nadaje się do takich rzeczy. Oddawała się zupełnie za darmo.
Palce poczuły twardość cieplutką sprężystą, a gdy wodziła nimi po szczycie była pewna dwóch rzeczy. Że oboje byli mocno podnieceni i że… Charles kupiłby jej kolię, wszak kupował kwiaty. Wystarczyło tylko zasugerować, bo jej kochanek fantazją nie grzeszył. Niewątpliwie cała sprawa z lożą nie była jego inicjatywą, a Samuela.
- Chętnie dostałabym od ciebie coś trwalszego niż kwiaty. - Wyszeptała nieco niepewnie, obejmując oręż kochanka swymi palcami. Poczęła go pieścić delikatnie.
- Mhmm… co?- odparł Charles całując szyję czarodziejki i delikatnie kąsając skórę, gdy masowała dumę kochanka.
- Poprosiłbym o kolię. - El spróbowała zażartować, ale jej głos stał się rozpalony. - Ale może być coś mniejszego. - Jej palce poczęły się bawić czubkiem męskości.
- Ach… no tak. Nie przyszło mi to głowy. Może naszyjnik? Pierścionek? To coś co… właściwym bym… było bym kupił ci… podarował. - odparł czule Charles mając wyraźnie problemy na skupieniu się na czymś innym niż jej dotyk i ciało.
- Pierścionki są zazwyczaj zaręczynowe. - El uniosła się i klęknęła okrakiem, przytrzymując własną suknię i zaczęła pomału opadać na męskość kochanka. - Ale… to byłoby tak… miłe.
- No tak… masz rację…- sapnął rozpalonym głosem Charles, jego dłonie chwycił za falujące na wybojach krągłości biustu kochanki uwięzione nadal w stroju.
Teraz i sama El straciła wątek. Skupiła się całkowicie na ujeżdżaniu kochanka, czując jak ruchy dorożki potęgują jej doznania.
Mocniej, szybciej, intensywniej… tu w pojeździe który przemierzał uliczki mogła sobie pozwolić na swobodę. A to… że teoretycznie mogli być podejrzani tylko doznania potęgował. Tym bardziej, że tylko teoretycznie i tylko przez chwilę. Okienka dorożki były wąskie, a ona sama jechała szybko. Kilka mocniejszych ruchów biodrami i pieszczona dłońmi kochanka El doszła wraz z nim na szczyt. Opadła zdyszana na Charlesa czując jak dreszcze wędrują po jej ciele.
- Możemy do mnie… jest już dość późno. I cicho.- zaproponował cicho Charles.- I my też musimy cicho. Kobieta u której wynajmuję mieszkanie jest dość… pruderyjna.
- Twoja siostra? - El uśmiechnęła się ciepło. - Powinnam wrócić na uczelnię.
Odchyliła się do tyłu by spojrzeć na Charlesa.
- Już nie… zapomniałem ci powiedzieć, bo to dla mnie świeża nowina. I jeszcze ją przeżywam. - odparł prężąc dumnie tors.- Wyprowadziłem się ! Wczoraj! Niestety regulamin najmu mówi wyraźnie. Żadnych gości wieczorem, a zwłaszcza kobiet.
- O… to rzeczywiście zmiana. - Morgan pocałowała kochanka, krótko ale namiętnie. - Dziś obiecałam, że wrócę… muszę jeszcze pomóc mojej szefowej przy jakimś magicznym eksperymencie.
- W jaki sposób miałabyś jej pomagać?- zdziwił się mężczyzna słysząc jej wyznanie. Chyba powiedziała za dużo.
- Nie mam pojęcia. Podać coś. Ostatnio wycierała podłogi i myłam ściany jak coś wybuchło. - El zaśmiała się. - Jestem pokojówką.
- Właśnie dlatego mnie to zdziwiło. Już się bałem, że cię tam w jakieś paskudne intrygi wkręcają. Jak nas… Samuel. - westchnął Charles.
- Obawiam się, że tego nigdy się nie dowiem. - Morgan uśmiechnęła się ciepło i powoli zeszła z kolan kochanka. - Nie przejmuj się tym.
- Po prostu nie daj się jej wplątać w coś niebezpiecznego.- rzekł troskliwie Charles.
- Ech… obawiam się, że do tego to akurat mam talent. - El westchnęła i wyjrzała przez okienko. Byli akurat w nieznanej jej części Uptown. Niech to szlag… mogła się spóźnić!
- To akurat nie twoja wina… to co się stało w teatrze.- odparł pocieszająco Charles.
- Odwieziesz mnie na uczelnię? - Spytała spoglądając na kochanka. - Dopiero zauważyłam jak późno jest.
- Och… tak… oczywiście.- zgodził się Charles i przekazał dorożkarzowi polecenia. Ruszyli w miarę szybko, ale i tak El czuła że za wolno. Oby nie miała racji.
Almais może poczeka, ale przemykanie się po raz kolejny przez park już ją smuciło.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 05-03-2021, 09:19   #78
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Ostatecznie dotarła na miejsce, tuż przed zamykaniem bramy. I musiała do niej dobiec. Po przebyciu poganiana spojrzeniami pognała do pokojów swojej pani.
To był intensywny dzień. El czuła jak dopada ją zmęczenie, mimo to uniosła suknię i biegła w stronę domu profesorów. Dopadła do drzwi w końcu, zdyszana i zmęczona, w sukni będącej w nieładzie. Otworzyła je starając się uporządkować swój strój.
Chyba trafiła do niego tego mieszkania co powinna, bowiem zamiast Almais zobaczyła trzy zakapturzone sylwetki. Wprost wyjęte z centowej powieści grozy z mrocznymi kultami w roli antagonistów.
- och.. przepraszam… to pomyłka. - Elizabeth zaczęła się wycofywać.
- Elizabeth… zamknij za sobą drzwi.- rzekła jedna z zakapturzonych postaci, głosem Almais.
Morgan weszła do środka i zgodnie z życzeniem gospodyni zamknęła za sobą drzwi.
- Przepraszam za spóźnienie. - Powiedziała niepewnie.
- I dobrze, że przepraszasz. Mieliśmy już zaczynać. Idź się przebrać do sypialni jeśli chcesz w tym uczestniczyć.- odparła władczo półelfka i zerknąła na jedną z zakapturzonych postaci. - Idź jej pomóc.
El przeszła szybko do sypialni już rozsznurowując po drodze górną część sukni. Przy okazji zetknęła na postać przydzieloną jej do pomocy.
Która to okazała się szczuplutką blondyneczką o kręconych loczkach, po zsunięciu kaptura.
- Allura de Galore.- przedstawiła się z uśmiechem bezwstydnie wodząc spojrzeniem po odsłanianych krągłościach El.
- Elizabeth Morgan. - czarodziejka zdjęła suknię, odsłaniając fakt nie ma na sobie bielizny. Złożyła ją i ułożyła na niej wisior od Mel nim rozejrzała się za strojem dla siebie.
Poza płaszczem czarnym Almais nie przewidziałą dla niej specjalnego stroju.
- Tak.. widzę, że owocny miałaś wieczór.- mruknęła blondynka wodząc spojrzeniem po pupie pokojówki i białych śladach na niej. Lubieżnie oblizała wargi.
- Widziałam się z kochankiem. - El założyła płaszcz na nagie ciało z zaciekawieniem zerknęła na Allurę. - Lubisz kobiety?
- To dość bezpośrednie pytanie… - zaśmiała się blondynka wodząc wzrokiem po Elizabeth i dodała. - Najlepiej jak sama spróbujesz się przekonać, a choć… kusząco wyglądasz, to może taki strój za bardzo rozpraszać, na pewno masz jakieś sukienki i inne ubrania? Czy może potrzebujesz przy nich pomocy?
- Ach… po prostu się spieszyłam. - El podeszła do skrzyni ze swoimi ubraniami i wyjęła z niej prostą sukienkę. Zdjęła płaszcz i zaczęła się ubierać. - A spytałam bo twój wzrok też jest bardzo bezpośredni.
Założyła sukienkę, zasznurowała ją i na to płaszcz.
- Dobra… więc to niech będzie odpowiedzią.- odparła blondynka podchodząc do Elizabeth, wsunęła dłoń pod płaszcz czarodziejki i bezczelnie zacisnęła palce na jej pośladku.
- Bardzo lubię… zwłaszcza w licznym gronie. Jeśli oczywiście takie towarzystwo ci nie przeszkadza. - tu język nachylonej blondynki przesunął się po uchu pokojówki. - To zapraszam i mam nadzieję, że nie czujesz się urażona. Bo nie wiem czy ty lubisz… inne kobiety.
- Lubię… ale co do licznego towarzystwa… nie mam jeszcze takich doświadczeń. - El schyliła się i nasunęła na pupę koronkowe majtki. - Taki strój będzie dobry?
- Zdecydowanie. - przyznała z lubieżnym uśmiechem blondynka wodząc palcami po bieliźnie panny Morgan na jej ciele. - A co do doświadczeń, jesteś zainteresowana ich nabyciem?
- Kusi… - El uśmiechnęła się do Allury. - To...wracamy do reszty?
- To zależy… jesteś gotowa ? - Allura podeszła do płaszcza który rzuciła na łóżko Almais. Nachyliła się by go podnieść, przy okazji dając El okazję do podziwiania kształtnej pupy w obcisłych czarnych spodniach. I okazję do rewanżu w kwestii obmacywania.
El przesunęła palcami po wyeksponowanych pośladkach.
- Nie do końca wiem na co mam być gotowa. - Z zaciekawieniem przesunęła palcem pomiędzy dwiema półkulami, dociskając go w newralgicznym miejscu.
- Wiesz co dobre… - zamruczała blondynka kręcąc pupą i prostując się. - Miło będzie mi się z tobą współpracowało Elizabeth.
- Je też z zainteresowaniem wyglądam tej współpracy. - Morgan puściła pupę kobiety i ruszyła w kierunku pokoju, w którym czekała Almais.

Almais w towarzystwie drugiej zakapturzonej osoby już czekała na Allurę i drugiego zamaskowanego maga.
- Spodziewałam się że wam to dłużej zajmie, ale też w takim przypadku spodziewałam się także gołych pup.- rzekła żartobliwie półelfka na powitanie. Po czym dodała poważniej.- Uniwersytet na planie cienia jest ekranowany, toteż nie powinno być w jego okolicy niebezpiecznych stworzeń, aczkolwiek… ekranowanie oznacza umieszczone tam pułapki magiczne i zaklęcia. Dlatego dopóki nie opuścimy murów uczelni trzymajcie się blisko mnie i niczego nie dotykajcie. Postaram się przenieść nas za mury uczelni, ale tego typu czary mają… margines błędu jeśli chodzi o ostateczną lokację.
- Może popełnię faux paux, ale… gdzie się udajemy? - Spytała stając tuż obok Almais.
- Na plan cienia.- odparła Almais poprawiając kaptur.- A tam poszukamy przejść na inne plany. Pamiętajcie o płaszczach, przynajmniej na obszarze uniwersytetu. Nie musimy być jedynymi podróżnikami z uniwersytetu na tym planie egzystencji i lepiej żeby was nikt nie rozpoznał. W razie czego ja będę gadała. Mam zezwolenie na prace badawcze na planie Cienia. A i nie wpadajcie na głupie pomysły… podglądanie pokojówek z Planu Cienia jest wykroczeniem.
El przytaknęła ruchem głowy i nasunęła na nią kaptur. Ją kusiło by podejrzeć kogoś zupełnie innego, wątpiła jednak by przechodzili obok pokoi Gregorego. Lub by dostrzegła tu poszukiwana nieznajomą.
- Weźcie się za dłonie i ustawcie dokoła mnie w kręgu.- rzekła Almais stając pośrodku. Allura zacisnęła palce na lewej dłoni czarodziejki, a drugi z pomocników półelfki na prawej. Jego delikatna i męska. Półelfka uderzyła czarnym kamertonem o podłogę. Przedmiot zawibrował i dookoła nich pociemniało. Kolory zaczęły szybko matowieć i szarzeć, a powietrze robiło się jakieś takie inne… gęste i duszne, mimo że El nie czuła towarzyszącemu zwykle temu wysokiej temperatury i wilgotności.
El zacisnęła mocniej palce trzymając się stojących obok osób. Czuła przyjemną ekscytację na myśl o odkrywaniu czegoś nowego. Kroku w nieznane. Bo co zobaczy po drugiej stronie? Gdzie się uda?
Kolory całkiem wyblakły, pozostał tylko mrok i szarość w różnych odcieniach. Światła przygasły, lampy ledwo się świeciły. Było tu ciszej i ciemniej i tak jakoś… ponuro. Pokój wydawał się teraz większy i wyższy i obcy. Ściany lekko się zakrzywiały nadając temu miejscu wrażenia celi więziennej.
Wszystko wydawało się nieco wypaczone, ale… to nadal była komnata Almais. Elizabeth nadal trzymała się kurczowo rąk towarzyszy, nie do końca wiedząc co ma teraz robić.
- No to jesteśmy. Uważajcie tutaj na wszystko. Plan Cienia potrafi być podstępny… a my planujemy iść w głęboki cień. A i możecie się już puścić.- rzekła na koniec Almais chowając kamerton pod płaszcz.
Elizabeth puściła pochwycone dłonie i z zaciekawieniem sięgnęła do pobliskiego mebla by go dotknąć.
Był realny, choć… jednocześnie wydawał się dziwny w dotyku, chłodny i nieco śliski.
Pozostali uczniowie poszli w jej ślady, bo również zaczęli dotykać ścian i mebli.
- Dobra, dobra… nie mamy na to czasu. Za mną.- rzekła cicho Almais i pokręciła palcem.- Nie dotykać dziwnych znaków. To magiczne zabezpieczenia uczelni.
- To.. gdzie zmierzamy? - Elizabeth podeszła do swojej gospodyni.
- Tak dokładnie to nie wiem. Martwi mnie to, że osłony uczelni nie pozwoliły nam przenieść poza mój pokój. Czeka nas długi spacer, więc chodźmy.- rzekła Almais ruszając ku drzwiom.
Morgan podążyła za gospodynią obserwując wszystko uważnie, a od czasu do czasu zerkając na swych towarzyszy. Ci zachowywali się jak uczniowie na wycieczce szkolnej, zwłaszcza Allura. Cała trójka ruszyła wraz z El korytarzami, które coraz mniej przypominały to co pokojówka znała. Im dłużej szli tym bardziej wypaczone stawało się to miejsce, bardziej mroczne i obce. A gdy opuścili budynek znaleźli się… w wypaczonej wersji New Heaven, pustej i cichej.
- Uważajcie na cienie.- rzekła Almais wyjmując kompas i zerkając na niego.
- Ekscytujące, nie?- szepnęła cicho Allura.
- A czym są cienie? - Elizabeth przytaknęła Allurze, choć mogło to nie być zauważone z uwagi na kaptur. Szła tuż obok Almais zerkając w kierunku dormitorium, w którym spotkała masażystkę.
- Najliczniejszymi stworzeniami zamieszkującymi ten system. Choć nie są… a przynajmniej większość z nich nie jest nieumarłymi w naszym rozumieniu to dzielą ich słabości. Wedle badaczy cienie są duszami, które zmarły w bolesny sposób gdzieś w mrocznych zaułkach… lub duszami zapomnianych przez wszystkich żebraków czy bezdomnych.- odparła półelfka.- Obie te teorie mają jedną wadę. Cieni jest zdecydowanie zbyt dużo, by te zgony ich głównym źródłem powstawania. -
Sięgnęła po pieczęć przy pasku, tą samą którą El przyniosła. Uniosłą ją w górę, a ta rozjarzyła się blado. Ale wystarczyło to, rzucić nieco “światła” na okolicę i wypłoszyć cienia, humanoidalną i bezcielesną istotę o “ciele” okrytym płaszczem który mógłby być jej częścią. Czaił się on wyraźnie czekając na okazję do ataku na nich.
- A skoro teorie nie pasują, to nikt nie podjął się próby sprawdzenia skąd pochodzą? - Elizabeth była pod wrażeniem działania pieczęci i teraz aż nadto rozumiała jej cenę.
- No cóż… paru próbowało. Są mniej popularne teorie i tablice pamiątkowe w hallu z imionami badaczy, którzy próbowali znaleźć na to odpowiedź. - odparła Almais.- Badanie Planu Cienia jest niebezpieczne.
- Rozumiem. - Elizabeth przytaknęła po raz kolejny. Szła powoli obserwując wszystko i zastanawiając się jakie ten plan ma przełożenie na ich rzeczywistość. Czy można doświadczyć obecności cieni, na ich planie? Setki pytań i najgorsze, że może nigdy nie pozna na nie odpowiedzi.
- Nie ma co… - wtrąciła Allura żartobliwie. -... ta wysoka śmiertelność wśród badaczy, zniechęca do podjęcia się takiego zadania. Lepiej pisać teoretyczne rozprawki na podstawie książek z biblioteki.
- Nigdy nie byłaś ambitna.- stwierdził zakapturzony mag.
- Po prostu mam ciekawsze plany na życie, niż drabinka do profesorskiego fotela.- odparła zadziornie blondynka, gdy przemierzali mroczne uliczki będące wypaczeniem idei miasta. Almais jeszcze kilka razy użyła pieczęci odstraszając cienie i inne kreatury… których nazw nawet półelfka nie znała.
Elizabeth posłała jednak zaciekawione spojrzenie magowi. Ona była ambitna. Co prawda ta droga kariery była dla niej odcięta, ale ciekawiły ją inne takie osoby. Almais, która szukała mimo ryzyka. Czy ten mag też taki był? Po co tu przybył?
Na to nie otrzymała odpowiedzi, za to wkrótce odkryła po co przybyli na Plan Cienia. Cała czwórka dotarła do jakiegoś budynku.
- Graham rozwal ten śmietnik.- zasugerowała magowi wskazując palcem gruzowisko drewna i cegieł blokujące wejście.
Mag skinął głową pod kapturem i zaczął mamrotać coś pod nosem. Sypnął pyłem miki i dmuchnął. Z tego podmuchu wyszła fala dźwiękowa, która uderzyła gruzowisko rozrzucając je i odsłaniając wejście.
- Za mną.- zarządziła Almais i ruszyła przodem.
W myślach El zapaliła się myśl, że też chce znać to zaklęcie ale bez słowa podążyła za gospodynią.
Powoli weszli do środka czegoś co mogło być piekarnią w prawdziwym świecie. Tu zaś było “mieszkaniem” ponurych widm, wykrzywionych szyderczo ludzkich postaci, których rysy były karykaturalnym wykrzywieniem oblicz ludzkich. I kupowali oni pieczywo. Ale na widok intruzów ruszyli ku nim, tylko po to stracić cielesność i rozpierzchnąć się na widok pieczęci dzierżonej przez Almais.
- Naszym celem jest piwnica.- rzekła półelfka i ruszyła w dół.
- Powrót bedzie tak samo wyglądał? - Elizabeth odezwała się nieco niepewnie podążając za półelfką.
- Niestety. - potwierdziła Almais, gdy zeszli do dużej i mrocznej piwnicy. W niej znajdowało się jednak coś niezwykłego. Świecąca słabym różowym blaskiem abstrakcyjna mozaika na ścianie.
- No to jesteśmy… teraz… cóż… trzeba będzie się trochę pomigdalić. Alluro… spodobała ci się moja pokojówka?- spytała Almais zsuwając kaptur.
- Tak.- odparła blondyneczka.
- Więc jest twoja… chyba że zamierza protestować.- stwierdziła z zadziornym uśmiechem rudowłosa i poprawiła okulary.- Graham jestem twoja… tylko bez rozbierania.
- A… wiecie, ja to jestem otwarta, ale wyjaśnijcie mi po co? - Elizabeth przyjrzała się pozostałym członkom wyprawy nie rozumiejąc zupełnie co się dzieje.
- To jest prywatny portal… - odparła Almais obejmowana w pasie od tyłu przez Grahama. Dotykał ją i pieścił, dłońmi wodząc po piersiach i całując ją po pasie. To był ten uczeń, którego już raz widziała. -... przejście do prywatnego półplanu. Klucz do niego… właśnie to jest kluczem. Jak dla mnie obiecujący początek… prawda?
- Yhym… - El spojrzała na Allurę. - To po co ja zakładałam te majtki? - Rzuciła żartobliwie do blondynki.
- Pokaż mi je…- zamruczała blondynka poprawiając kapelutek na głowie.- … szkoda, że tylko trochę migdalenia będzie.
Morgan odchyliłą płaszcz i uniosła sukienkę odsłaniając koronkową bieliznę. Spoglądała to na Allurę to na Almais i jej towarzysza. Tak jak oni patrzyli na nią.. Almais z uśmiechem, a Graham zerkał jedynie skupiony na pieszczocie prężącego się ciała mentorki. Allura kucnęła i przesunęła językiem po bieliźnie, palcami muskając uda pokojówki.
- Liczę na pomysłowy rewanż później.
Elizabeth zamruczała czując tą pieszczotę i wypięła się nieco mocniej.
- Coś.. spróbuję wymyślić. - Wyszeptała rozpalonym głosem.
- To dobrze…- zamruczała lubieżnie w odpowiedzi blondynka, napierając językiem na koronkowy materiał i z wprawą masując wilgotny zakątek El. Także i majtki Almais były dotykane, gdy filigranowa półelfka wiła się w objęciach wielbiącego jej ciało mężczyzny.
El musiała się oprzeć o ścianę czując jak jej nogi przyjemnie miękną od pieszczot języka blondynki. Nie tylko jej ciało pulsowało, także i różowa mozaika wydawała się pulsować i świecić coraz mocniej wraz z jękami obu niewiast. Allura nie przestając pieścić El… sięgnęła palcami na jej pośladki ściskając je mocno.
- Yhym… więcej. - Elizabeth naparła biodrami na ręce blondynki, zachęcając do mocniejszej zabawy.
- Mhmm…- odparła Allura, a jej palec wślizgnął się pod majtki i muskać poczuł obszar między pośladkami El, prowokując wizję szturmu… acz niestety…
- Ot.. otwiera się… - sapnęła rozpalonym głosem Almais.- Możemy… przestać… musimy… tu bezpiecznie nie jest.
Mozaika się rozstępowała odsłaniając płaszczyznę wirujących cieni.
Elizabeth westchnęła ciężko i obejrzała się na Allurę. - Wskakujmy.
Pierwsza ruszyła Almais, zerkając przez ramię na swoich podopiecznych rzekła.
- Bądźcie gotowi na wszystko, po czym przekroczyła portal, następnie był Graham, potem… El dostała klapsa w pośladek od Allury która rzekła.
- Twoja kolej… ja będę nas osłaniać.
- Yhym… - El ruszyła za Grahamem, czując wilgoć na swojej bieliźnie i udach.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 05-03-2021, 09:37   #79
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Po przejściu znalazła się w całkowicie innym świecie. Na unoszącym się w błękitnej pustce zamku. Nad sobą i pod sobą widziała niebo i chmury. Żadnego lądu poza tym na którym stała. Cała czwórka przeniosła na krótki kamienny podest zamku prowadzący do wysokiej na sześć metrów wąskiej ozdobnej bramy. Za nią i murem składającym się z ceglanych prostokątnych ścian widać było zarysy budynków i wieżę. Było tu cicho… jedynym widocznym przejawem życia było wrośnięte w mury wysokie drzewo.
- Niesamowite… - Elizabeth ciężko było uwierzyć w to co widzi. Czuła niepokój, że cały zamek zaraz runie.
- Zdecydowanie. - przyznała Almais i oceniła sytuację. - Nie widzę śladów walki. To dobry znak… zazwyczaj.
- Ale miejsce i ta wygląda na opuszczone. Wiadomo czemu?- zapytał Graham, a półelfka pokręciła głową.- Niestety nie wiadomo czemu, ale wiadomo, że opuszczali je w pośpiechu.
Skierowała się do bramy. - Naprzód! Mamy siedzibę do obejrzenia i skarby do znalezienia.
- A… kto opuszczał to miejsce w pośpiechu? - Elizabeth podążyła za Almais.
- Stowarzyszenie Pąsowej Róży.- odparła z uśmiechem Almais i podeszła do bramy, a jej uczniowie za nią. Mimo swojej wielkości wystarczyło lekkie naciśnięcie dłoni półelfki, by ciężka brama otwarła się gładko i bez problemu. Ani chybi magia… albo pomysłowa inżynieria.
- Co to za stowarzyszenie? - El przyjrzała się drzwiom z zaciekawieniem, przez które uczniowie przeszli.
Elizabeth podążyła szybko za nimi.
Za nimi rozciągał się prostokątny dziedziniec w kilku miejscach zarośnięty w kilku miejscach zdziczałymi różanymi chaszczami. Były tam dwa budynki. Jeden duży i główny, oraz drugi mały z boku… wyglądający na stajnię.
- Zajmujące się magią ezoteryczną… informacje są mętne w kwestii szczegółów, ale niewątpliwie interesowało ich to co mnie. Część członków pochodziła z faerfolk, driady nimfy i ich potomkowie.- wyjaśniła tymczasem Almais.
- Masz nadzieję, że trafili na interesujący cię plan? - El trzymała się blisko gospodyni, cały czas rozglądając.
- Nie wiem… to możliwie… ich zainteresowania są jednak dość podobne do moich. Któż inny uczyniłby kluczem.. jęki pieszczonej kniewiasty?- zapytała żartobliwie półelfka poprawiając okulary.
- No cóż… ja jestem przyzwyczajona do bardziej tradycyjnych kluczy… - Morgan poprawiła swój strój. Teraz gdy odeszli od krawędzi czuła się nieco pewniej, choć… driady, nimfy. Potwornie ją to niepokoiło.
- W większości przypadków klucze do portali, to słowa lub gesty… lub dosłownie klucze, choć o egzotycznej formie.- rzekła półelfka idąc w kierunku głównego budynku, podczas gdy jej podopieczni rozglądali się po dziedzińcu i zerkali pod nadmiernie wybujałe różane krzewy.
- Szukamy czegoś konkretnego? - El podeszła do budynku wraz z Almais, czasem tylko zerkając na resztę towarzyszy.
- Dokumentów, ksiąg i zapisów… tego ja szukam, ale wy możecie zabrać wszystko co będzie warte uwagi. - odparła z uśmiechem Almais. - Choć nie jestem pewna, czy zostały tu jakieś magiczne skarby. Wygląda na to, że to miejsce porzucono.
- Sprawdźmy. - El wskazała na wrota. - Wchodzimy?
- Tak. - odparła czarodziejka i otworzyła wrota na wprost nich. Od razu poczuły zapach różanych olejków i dziwny podniecający dreszczyk przeszedł przez ich ciała. Olbrzymia sala z malowniczym kominkiem ozdobionym płaskorzeźbami o zabarwieniu erotycznym świadczyła o tym, że są na dobrym tropie. Przed kominkiem rozłożone były miękkie futra sugerujące to co się mogło przed nim odbywać. Dookoła kominka umieszczone były marmurowe ławy również okryte miękkimi futrami. Podłoga była pokryta abstrakcyjną mozaiką.
- Zakładam że to była ich… sala powitalna… i może sypialnia. - mruknął Graham starając się ukryć widoczne pobudzenie.
- Patrząc na to miejsce… wszystko mogło być tutaj ich "sypialnią". - El starała się zapanować się nad swoim ciałem, które także się rozpalało.
- I pewnie sypiali grupowo.- odparła blondyneczka stając tuż za El i bezczelnie chwytając ją za pośladek.
- Myślę… że… zaklęcia umocowane w murach tej budowli nadal działają. Powinnyśmy uważać na magiczne pułapki, aczkolwiek nie jestem pewna czy jakieś założyli. To nie była grupka działająca w celu zyskania potęgi i mocy.- oceniła Almais z mimowolnym lubieżnym pomrukiem.
- Yhym… - El zamruczała lubieżnie. Czuła, że jak tak dalej pójdzie to utknie w tej komnacie. Po chwili spytała bez przekonania. - To… ruszamy?
- Ttak… i może lepiej podzielimy się… kto chce na prawo… kto na lewo?- mruknęła Almais która miała podobne problemy.
- Ja… mogę na lewo. - Elizabeth naparła pupą na dłoń Allury.
- To ja pójdę na prawo… kto chce na lewo?- jęknęła bardziej niż mruknęła Almais.
- Ja.- odparła pospiesznie Allura i dodała. - Choć uważam, że łatwiej nam będzie, jeśli wpierw nieco rozładujemy napięcie.
- To pokusa… której nie powinniśmy ulec. - westchnął z trudem Graham zerkając na dłoń Allury rozkoszującą się miękkim pośladkiem pokojówki.
- Na razie… moje napięcie rośnie. - El obejrzała się na Allurę. - To może… powinniśmy się wymienić. Bo się nakręcamy, co? Ja z Almais lub Grahamem?
- Weź Grahama i ruszajcie.- przyznała Almais zerkając na napięte krocze jedynego mężczyzny wśród nich. - Choć nie wiem czy to pomoże… jemu też się spodobasz.
Elizabeth z trudem oderwała się od dłoni Allury i ruszyła w stronę lewego wyjścia z sali. Czuła że im dłużej będą rozmawiać tym szybciej ulegnie. Już teraz po jej udach sączyła się gorąca wilgoć.
Towarzyszący jej młodzian musiał czuć się podobnie, jego wzrok wręcz ją rozbierał i pewnie tylko silna wola trzymała jego dłonie przy sobie. Może… weszli w pułapkę nie wiedząc o tym… może otwieranie portalu miało osłabić ich wolę? W każdym razie okazało się, że oboje weszli do wieży i stali teraz u podstawy schodów okręcających się niczym wąż wokół słupa. Graham miał minę nietęgą… widząc je przed sobą i zerkając na pokojówkę oddychał ciężko.
Elizabeth z całych starała się skupić na wyglądania pułapek, choć jej wzrok cały czas uciekał w stronę krocza kochanka. Biodra wbrew jej woli bujały się zachęcając do igraszek i potęgując wrażenia wywołane przez własną wilgoć. Drżąc już prawie z podniecenia ruszyła na górę.
Słyszała za sobą jego kroki i ciężki oddech. To rozpraszało… tak jak świadomość jego podniecenia. Pułapek nie dostrzegała żadnych, a każdy krok jaki stawiała nadal nie przybliżał ją do szczytu… ani tego na wieży, ani tego tutaj.
Nim się zorientowała jej dłonie sięgnęły do spódnicy. Chciała siebie dotknąć… doprowadzić. Starała się z tym walczyć ale jej własne palce podwijały materiał by sięgnąć do majtek i tego co pod nimi, a tych schodów było tak wiele… jakby bez końca.
Po chwili na swojej dłoni poczuła jego dłoń, mocną i delikatną zarazem. Druga chwyciła ją za pierś… całować począł szyję i ucho. A kroczem napierał na jej pośladki.
- G… Graham.. musimy… musimy iść dalej. - Jej biodra wyszły mu naprzeciw, otarły się lubieżnie o męskość.
- A potrafisz?- sapnął cicho wsuwając palce pod jej bieliznę i zmierzając śmiało nimi ku źródełku jej podniecenia.
- Sz...szłam. - El gdy tylko wyczuła moment nabiła się swym kwiatem na palce mężczyzny. - Och… jak… jak dobrze. - Jej ciało zadrżało intensywnie.
- Wiem wiem…- Graham napierał biodrami, ale niewiele mógł zrobić w tej sprawie. Natomiast chętnie ściskał pochwyconą pierś i mocnymi ruchami palców brał w posiadanie ciało pokojówki.
Morgan klęknęła na schodkach wypinając się.
- Ty.. tylko raz i idziemy dalej, tak? - Nerwowo zaczęła podwijać spódnicę.
- Tylko raz…- jęknął mężczyzna zdzierając z niej majtki. Pieścił jej kwiatuszek i widząc białe wypryski po poprzednim kochanki mruknął.- Pupa?
Gdy oswobadzał swój oręż ze spodni.
- Przód… tył… tylko mnie weź. Mocno. - Elizabeth czuła, że zaraz oszaleje jeśli mężczyzna jej nie wypełni.
Chwycił ją za pośladki i poczuła jak ją wypełnia między nimi… pospiesznie, gwałtownie i brutalnie. I cudownie… ciało zadrżało, doznania były intensywniejsze niż zazwyczaj choć nie mógł on dorównać możliwościami Simeonowi. To jednak zmysły wyczuwały go wyraźniej.
- Yhym… tak. - El naparła biodrami na kochanka. Chciała by ją posiadł. Szybko… więcej.
On też tego chciał i nie oszczędzał jej pupy sapiąc głośno i spychając rozpalone ciało na schody. Raz po raz… dziko i bezczelnie wykorzystywał jej uległość dla własnego spełnienia.
Elizabeth doszła z głośnym jęknięciem opierając się piersiami o schody i wypinając mocniej. Jej pupa była jeszcze przez chwilę obiektem napaści rozpalonego kochanka, którego rozkosz wkrótce przyjemnie się w niej rozlała. Myśli się nieco uspokoiły i jasność myślenia wróciła El, acz… pokusa by znów mu się oddać nie znikła całkiem. I zapewne on ją odczuwał, bo minęła chwila nim opuścił jej gościnny zakątek i puścił jej pośladki, które dotąd ugniatał pożądliwie.
- Ru… ruszajmy się zanim znów ulegnę. - Morgan zaczęła wspinać się po schodach, zupełnie nie zważając na to, że jej majtki leżą kilka stopni niżej. Wiedziała… czuła że tylko kwestią czasu jest nim ulegną ponownie… i jeszcze raz… i jeszcze. Marzyła o tym by znów ją posiadł.
Mag musiał czuć się podobnie, choć jemu akurat udało się zapiąć spodnie. Nieco wyżej, na szczycie wieży napięcie nieco zelżało, presja była mniejsza… choć El skłamałaby, gdyby stwierdziła że w ogóle nie czuje ochoty. Widoki za to były piękne, choć okna ozdobione były ramami pokrytymi jakimś magicznym pismem.
- Jak myślisz..co to? - El wskazała na dziwne napisy, spoglądając na swego towarzysza. Wyjrzała przez okno spoglądając na dziwny pałac z góry.
- Myślę że okna na tej wieży mogły posłużyć do zaglądania do innych lokacji z góry. Nie wypinaj się tak… to rozprasza. - mruknął stojący za nią mag.
- To patrz przez okna a nie na mój tyłek. - El podeszła do kolejnego okna by przez nie wyjrzeć. - Jak myślisz.. jak się je aktywuje? Znów jęki?
- Raczej magiczne słowa, lub czary, lub coś w tym rodzaju. Nie mieliśmy jeszcze zajęć z wieszczenia.- odparł Graham oparty o ścianę i wodzący wzrokiem za panną Morgan marudził.- Łatwo ci mówić… nie gap się.
Elizabeth obejrzała się na niego z uśmiechem.
- Wcale nie łatwo… przystojny jesteś, wiesz? - Mrugnęła do mężczyzny. - No ale… nic tu chyba nie ma. Schodzimy?
- Ty też ładna… - mruknął w odpowiedzi Graham i dodał po chwili. - A chcesz zejść?
- Chyba mieliśmy szukać skarbów.. - El zaśmiała się. - Ale … to może chwilę poczekać, prawda?
- No tak.. nigdzie nam się nie spieszy. - przyznał młodzian wędrując spojrzeniem po Elizabeth. - A tam napór wzrośnie.
- Chyba niezbyt nam to przeszkadzało. - Morgan szła od okna do okna wyglądając przez nie. - To co planujemy robić, skoro unikamy naporu?
- Nie wiem. Poczekać chwilę, może nam przejdzie?- zaproponował Graham, choć sam chyba w to nie wierzył.
- Możemy spróbować. - Elizabeth nie widząc nic szczególnego usiadła na ostatnim schodku. - Długo znasz Almais?
- Trzy semestry. - przyznał Graham siadając pod ścianą i spoglądając na pokojówkę. - A ty?
- Hm… kilka tygodni. - El oparła podbródek na podciągniętych kolanach. Czuła chłód owiewający jej nagi kwiat. - Wcześniej tylko u niej bywałam, a teraz jestem osobistą pokojówką.
- Tak... to bardzo charyzmatyczna osóbka. - przyznał Graham wodząc po niej wzrokiem, a jego ciało udowadniało El, że pokusa mu nie przechodziła.
- Tak… bardzo. - Morgan była ciekawa czy jej nagie uda nie nazbyt kuszą Grahama, ale czym miała je osłonić? - Mnie nie przechodzi. - Powiedziała cicho po dłuższej chwili.
- Mnie też.. acz tu jest łatwiej. - przyznał Graham wodząc wzrokiem wzdłuż jej odsłoniętych nóg. Odetchnął ciężko.- Almais i Allura mają pewnie trudniej.
Choć akurat blondynka raczej nie wyglądała na kogoś, kto się powstrzymuje przed spełnieniem pragnień.
- Nie powinniśmy ich poszukać? Mogły utknąć. - El wodziła palcami po odsłoniętych kolanach. Była ciekawa tego pałacu i tego co skrywał. Czy naprawdę nic tu nie zostało? Z zaciekawieniem patrzyła w dół schodów.
- Acha.. może rzeczywiście…- Graham westchnął głośno.- Powinniśmy ich poszukać, chyba sobie poradzimy.
- Możemy iść oddzielnie to się na mnie nie rzucisz. - El zaśmiała się i wstała. - No i może znajdę moje majtki.
- Czyli rozdzielimy się bardziej? To może być… niebezpieczne, ale… masz rację. Idź pierwsza, a ja pójdę… po tobie. - on sam mimowolnie wodził palcami po podbrzuszu obserwując pokojówkę. Łatwo było zgadnąć Elizabeth naturę jego myśli.
- Bo to jest niebezpieczne. - El ruszyła po schodach ale po kilku schodkach się obejrzała. - Ale… jakby co mi nie przeszkadza robienie tego z tobą. - Mrugnęła do mężczyzny i ruszyła dalej.


Im niżej była, tym pragnienia narastały, a ciało się rozgrzewało. Oznaczało to że źródło tego uroku jest gdzieś w sypialni do której dotarła czując jak ubranie lepi się do jej podbrzusza i przyjemnie drażni pobudzone szczyty piersi.
Elizabeth rozejrzała się szukając źródła tych pokus. Widząc, że Grahama jeszcze nie ma rzuciła czar wykrycia magii.
Aury magiczne przytłoczyły ją. Zaczarowany był kominek, zaczarowany był wzór na posadce, nawet w skórach leżących pod kominkiem pełno wzorców magii zauroczeń. Wszędzie dookoła El widziała pastelowe aury zaklęć splatające się w jedną wielokolorową mozaikę.
El opadła na skóry przed kominkiem szukając najjaskrawszego źródła. Zauważyła szybko, że tym źródłem niewątpliwie były rzeźby na kominku, wijące się w zmysłowych pozach i pozycjach. Nie były tak idealne jak dzieła Isadore, ale i tak piękne i bardzo szczegółowe.
Kochankowie byli hojnie obdarzeni, a kochanki miały kuszące atrybuty swojej urody… kominek niemalże “podpowiadał” zachowania właściwe dla osób przebywających w tej sali.
El przerwała wizję i opadła na miękkie futra. Leżąc na nich czuła jak jej ciało zbliża się do szczytu i bez pieszczot. Rozkosz choć niezbyt intensywna rozlała się po ciele, gdy przymykając wyobrażała sobie mimowolnie to co przedstawiały rzeźby na kominku. Kroki...dochodzące od wieży… Graham schodził w dół.
Elizabeth dotknęła siebie rozglądając się po pokoju, szukając czegoś co dałoby się zabrać.
Nie znalazła nic ciekawego, poza oczywiście miękkimi futrami wyścielającymi obszar dookoła kominka. Tu nie było nic ciekawego do znalezienia. To miejsce służyło do innego rodzaju poszukiwań.
El zagłębiła palce w swej kobiecości i poczęła pieścić się. Rozpalając swoje ciało miała świadomość, że mężczyzna jest coraz bliżej… miała świadomość co zobaczy… miała świadomość… jak zareaguje. Kroki zbliżały się, czy nie lepiej… uciec? Do następnej komnaty? Podążyć śladami Almais? To była ostatnia chwila na to, a palce muskające rozpalony pożądaniem zakątek nie ułatwiały myślenia.
El wydobyła palce ze swej kobiecości. Miała problem by wstać, po udach spływała jej wilgoć. Rozchwianym krokiem ruszyła dalej czując, że Graham i tak ją dogoni.
Nie spieszył się… pewnie mając świadomość co się stanie, gdy się spotkają. Dlatego na drżących nogach El bezpiecznie dotarła do kolejnej komnaty… tu wpływ był słabszy, ale podsycony jej własnym dotykiem ogień żądzy płonął mocno. Tu była jadalnia… tu był stół przy którym spożywano posiłki i kawałek wolnej przestrzeni do tańców i zabaw. Tu też były malunki i freski na ścianach związane z posiłkami i wzajemnym karmieniem. Z pozoru niewinne, ale rozpalony pożądaniem umysł El tworzył własne lubieżne skojarzenia.
Były tutaj dwie duże biblioteczki… rozsypane u ich podstaw zwoje świadczyły zarówno o tym, że Almais z Allurą tu były. Jak i o tym, że uległy magii chwili.
Elizabeth podeszła do szafy licząc, że jeśli coś przeczyta to jej przejdzie. Zaczęła przeglądać rozrzucone księgi wypinając się lekko.
Niełatwo się było jej skupić na literach, tym bardziej że szybko odkryła czemu Almais zostawiła je tutaj. Część z nich była mierną poezją poezją, pełną hermetycznych skojarzeń tylko dla wtajemniczonych. Trochę zapisków dotyczących reguł magii, które były jej znane i teoretyzowania na temat natury przepływu magii i odniesień do dusz. Wszystko to było mętne i mało zrozumiałe… może z powodu tego, że pokojówce ciężko było się skupić na kolejnych zdaniach. Nie przechodziło jej… jedynym skutkiem było nieco jaśniejszy umysł. Oddech nadal pełen był żaru, a piersi poruszały się pospiesznie. Serce zaś biło mocniej za każdym razem gdy słyszała kroki. Coraz głośniejsze. Chwyciła jakiś tomik poezji i ruszyła dalej by odnaleźć Almais i Allurę.
Kolejny pomieszczeniem był korytarz, na wprost siebie zobaczyła wejście do kuchni, po prawej stronie składzik na żywności i kręte schody prowadzące w górę. Morgan powoli szła dalej, czując wilgoć spływającą po udach. Chciała by Graham ją posiadł. Jeszcze raz… tak jak na schodach.
Gdy weszła na górę posłyszała głośne jęki blondynki i jej sapanie. Niewątpliwie Almais i Allura również uległy wpływowi tego miejsca. Jęki te dochodziły z komnaty po lewej stronie, więc pewnie tam były owe czarodziejki. Komnata przed nią była zamknięta na klucz. Elizabeth podeszła do kolejnej by do niej zajrzeć, choć jęki sprawiały iż przestawała tracić nad sobą kontrolę. Drzwi do niej były zamknięte, więc pewnie dlatego Allura z Almais tam nie zajrzały. Morgan wydobyła spinkę z włosów i spróbowała otworzyć zamek. Niestety nie miała przy sobie wytrychów.
Pierwsza próba zakończyła się porażką… palce za bardzo jej drżały, a dochodzące z drugiej komnaty jęki kusiły by podejrzeć… dołączyć. Za pierwszym razem się nie udało, ale upór pozwolił El sforsować zamek i otworzyć drzwi. Za nią była pracownia jubilersko magiczna. Leżało tam kilkanaście kamieni półszlachetnych na biurku, obok nich szkatułka, kilka zwojów… gdzieś z boku różdżka która kusiła zastosowania w niestandardowy sposób. Z prawej strony był niewielki piecyk z wiecznie płonącym ogniem. Rozrzucone też tu były narzędzia rzemieślnicze i jubilerskie, a ściany pokrywał fresk z motywem splatających się ze sobą pąsowych róż.
Elizabeth wrzuciła kamienie i różdżkę do przypasanej torby i spojrzała na zwoje. Almais pewnie one zainteresują. Ją one interesowały. Na chwilę ciekawość wygrała z porządkiem. Sięgnęła do jednego ze zwojów i zajrzała do środka. Większość z nich rozczarowała zawartością. Były bowiem… puste. Tylko jeden z nich był zapisany, a choć czar jaki zawierał nie był czarodziejce znany, to nie był też szczególnie… użyteczny. Przynajmniej w walce. El wzięła go, planując go oddać Almais. Rozejrzała się jeszcze po pracowni. Ale nic wartościowego tu nie było. Oby Almais z Allurą znalazły jakieś wartościowe zwoje lub przedmioty, bo inaczej… ta wyprawa mogła okazać się rozczarowaniem… przynajmniej dla półelfki.
El wyszła z pracowni na korytarz i spojrzała na schody prowadzące jeszcze wyżej. Cóż… mogła je sprawdzić nim się do kogoś przyłączy.


Musiała wrócić do schodów, na których już słyszała kroki. Weszła na górę powoli drżąc przy każdym kroku. Weszła w końcu na budynku i tam dostrzegła skomplikowany teleskop celujący w niebo ukryty pod kopułą.
Morgan pierwszy raz w życiu widziała coś takiego. Z zachwytem rozejrzała się po pomieszczeniu i obejrzała teleskop z każdej strony nim podeszła do wizjera by przez niego wyjrzeć. I tu czekało ją rozczarowanie. Czymkolwiek by nie kręciła, czymkolwiek by nie ruszała nie dało się nic dojrzeć przez wizjer. Tylko ciemność. El westchnęła ciężko i spojrzała w co wycelowany był teleskop. Chyba nie pozostało jej nic więcej jak dołączyć do reszty.
Jęki które dochodziły z komnat poniżej świadczyły o tym, że Graham pierwszy znalazł Allurę. A może Almais. Krzyki rozkoszy rozchodziły się echem po korytarzu.
Elizabeth nieco niepewnie zeszła do nich. Była ciekawa co teraz. Czy będą wracać?
Na razie obie niewiasty nieświadomie pojawienia się pokojówki, wykorzystywały Grahama. Leżał on na podłodze… ze spodniami na kostkach. Filigranowa półelfka, naga dosiadała go mocnymi ruchami bioder wymuszając drogę do spełnienia. Allura, również golutka ocierała się biodrami o twarz magika całując szyję i piersi rudowłosej.
El podeszła od tyłu do Almais i ujęła jej piersi gdy ta dosiadła swego ucznia.
- Nic nie znalazłam. - Wyszeptała wprost do jej ucha nim je pocałowała. - Zostajemy tu na dłużej?
- Kusi… prawda?- jęknęła rozpalonym głosem półelfka wijąc się na kochanku i drżąc.- By zostać.
Allura nachyliła się, by pocałować El w usta.
- Rozbież się, to się tobą zajmę.- szepnęła kusząco.
- Może… chwila igraszek nie zaszkodzi? - El jeszcze mówiąc te słowa rozpięła płaszcz i rzuciła na ziemię. Chwilę potem wylądowały na nim sakwa i sukienka.
Pomrukując lubieżnie Allura obserwowała jak panna Morgan rozbierała się.
- Więc… masz jakieś kaprysy? - wstała i podeszła do Elizabeth.
- Dużo, mocno, intensywnie. - Morgan zaśmiała się przeciągając lubieżnie na oczach blondynki.
- To dobrze…- Allura podeszła i szarpnąwszy El za włosy odsłoniła jej szyję i wymusiła wyprężenie piersi, które to zaczęła pieścić drugą dłonią i pocałunkami. -... śliczna jesteś, wiesz?
- Tak… słyszałam… - El zamruczała lubieżnie. W końcu poczuła ulgę gdy kochanka jej dotknęła, gdy jej ciało otrzymało dotyk, którego tak się domagało.
- Mmm… i rozpalona…- zamruczała Allura ocierając się własnym pobudzonym biustem o jej, gdy palce zanurzyła mędzy udami. A wszystko to w akompaniamencie jęków dochodzącej Almais. Morgan sięgnęła dłońmi do ciała blondynki, przesunęła nimi po jej bokach i zacisnęła na pośladkach, sięgając bezczelnie palcami pomiędzy nie.
Allura jęknęła i głębiej sięgnęła palcami wywołując lubieżne mlaśnięcia. Pocałowała pożądliwie usta Morgan poruszając biodrami i mocniej nabijając się na ciekawskie paluszki El. Morgan sięgała głęboko rozpychając się we wnętrzu kochanki i czując jak jej własne ciało ociera się o życzliwe paluszki i nabija na nie, na tyle na ile pozwalała sytuacja.
Głośny jęk świadczył o spełnieniu zarówno Almais jak i Grahama. Filigranowa półelfka na nieco miękkich nogach wstała i podeszła od tyłu do El, przytuliwszy się do niej, wodziła palcami po pośladkach jej, aż w końcu zwinne palce wyślizgnęły się i tam więżąc pannę Morgan między całującymi ją kochankami. Morgan krzyknęła z rozkoszy. Jej ciało wiło się pomiędzy kochankami, zbliżając się do spełnienia.
Do czego obie ją dopingowały ocierając się nagimi ciałami, całując jej skórę i poruszając palcami w nieustannym i pospiesznym podboju jej intymnych obszarów. Morgan doszła z głośnym okrzykiem pomiędzy kochankami, wbijając brutalnie palce w pupę Allury. Po chwili pieszczot i blondyneczka doszła cicho wgryzając się w kark El.
- No to… tak… ubieramy się i uciekamy stąd. Zebrałam trochę zwojów i cóż…- westchnęła ciężko Almais. - Spodziewałam się podobnych komplikacji, ale nie na taką skalę.
El oddychała z trudem. Chciała jeszcze. Chciała więcej, ale gdy kochanki ją puściły sięgnęła bo leżące na ziemi ubrania. Upierała się niechętnie, chcąc by jeszcze ją wypełniono, by ktoś jeszcze raz ją posiadł, a potem jeszcze i jeszcze.
Wędrując wzrokiem po Allurze i Almais była świadoma, że one pragnęły tak samo. Nawet Graham ubierając starał się ukryć coraz wyraźniejszą gotowość do ponownej zabawy.
- To.. idziemy, tak? - El zasłoniła swoje ciało płaszczem. - Na górze jest teleskop, ale… nic przez niego nie widać.
- Soczewki wzięli ze sobą. Magiczne soczewki… to był ich jakiś ośrodek badawczy.- wyjaśniła Almais zapinając płaszcz i zerkając na towarzyszy. Przygryzła dolną wargę.
- Może lepiej spróbujemy wyjść inną drogą z budynku?
- A… jest inna droga? - Elizabeth spojrzała na czarodziejkę zaskoczona.
- Mam przygotowany czar lotu, możemy wejść na dach i… zniosę was na dziedziniec, po kolei. - wyjaśniła swój plan Almais.
- Nie przepadam za wysokościami… i lataniem…- wybąkała nerwowo Allura.
- Ja nigdy nie leciałam. - El nawet nie kryła ekscytacji.
- I tym razem nie będziesz… zaniosę cię.- wtrąciła Almais. - Ostatnie czego potrzebuję to podnieconych lotem nowicjuszy.
- Przecież mogłabyś każdego z nas obdarzyć czarem lotu.- wtrącił Graham, a Allura dodała cicho. - Wolę się ekscytować w inny sposób.
- Jeszcze nie wyszliśmy z Planu Cienia… nie będę szastać czarami na prawo i lewo.- odparła Almais.
- Cóż… ja się dostosuję. To gdzie idziemy? - Elizabeth nieco się uspokoiła, na tyle na ile pozwalała ta podniecająca atmosfera, która znów zdawała się zagęszczać.
- Na dach… polecimy z dachu w dół. To znaczy ja pofrunę zabierając was po kolei.- Almais ruszyła w kierunku schodów zmysłowo kręcąc pośladkami. I zerkając od czasu do czasu na resztą. Zmagała się podobnie jak El i reszta z pragnieniami.
- Może ja pójdę dołem, co? Z kimś?- próbowała nieśmiało zaproponować Allura.
- A damy radę przejść dołem bez pieczęci? Tam są te cienie, prawda? - Elizabeth spojrzała na Almais, a potem na blondynkę. - Mogę pójść z Allurą skoro się nie czuję pewnie, będziesz miała mniej latania.
- No dobrze… - zgodziła się Almais i dodała.- A cienie nie wejdą na teren posiadłości, są… za portalem. Bo otworzyć go przecież nie są wstanie. Nie mogą się migdalić.
- No dobrze, to chodźmy. - El uśmiechnęła się do Allury i chwyciła ją za dłoń, po czym pomachała Almais. - To do zobaczenia przy portalu.
- Nie marnujcie zbyt wiele czasu.- rzekła Almais uśmiechając się z przekąsem, a Allura dodała zaciskając dłoń na dłoni El.- Dzięki… nie lubię za bardzo wysokości, a i panikuję gdy nie czuję ziemi pod stopami… no chyba że mnie jakiś przystojniak przyszpili.
- Jasne. Każdy ma coś za czym nie przepada. - El przytaknęła i pociągnęła blondynkę w kierunku wyjścia z budynku. Sama chciała go już chyba opuścić. Było tu przyjemnie, lubiła igraszki, ale… nie lubiła tracić nad sobą kontroli. - Pośpieszny się.
- Nie będzie łatwo…- mruknęła Allura schodząc wraz z nią po schodach, a jej dłoń zaczęła pieścić pośladek. El ciężko było ją za to skarcić, skoro sama zaciskała palce na sprężystym zadku blondynki… Nie wiedziała nawet kiedy to uczyniła, całkowicie mimowolnie.
- Dlatego… przejdźmy jak najdalej. - Palce Morgan zacisnęły się mocniej na pochwyconej krągłości. Starała się jednak nie zatrzymywać. Iść tak długo jak da radę.
- Dobrze…- mruczała rozpalonym głosem Allura ocierając się o przytuloną towarzyszkę. Schody były jeszcze łatwe, potem przejście korytarzem i… sypialnia… rozłożone skóry kusiły, ciało drżało… sam dotyk i obecność Allury wprawiły El w niemal erotyczny amok. Ledwo trzymała się strzępków swojej determinacji. Zwłaszcza że dysząc ciężko blondynka od czasu do czasu muskała jej szyję pocałunkami, jak i wodząc dłonią po pupie. Jej wzrok był zamglony.
Szła z trudem. Na udach znów pojawiła się wilgoć drażniąc jej zmysły tak jak i dotyk blondynki.
- Alluro ja… - Czuła jak jej ciało zaczyna drżeć. Dotarła do framugi i oparła się o nią. - zaraz oszaleję.
- Mhmm…- mruknęła Allura pogrążając się całkowicie w amoku i całując jej szyję ocierała się coraz mocniej. - Słodka… jesteś…-
Blondynka już się zapomniała. A przecież pozostało tylko dojść do drzwi… to nie powinno być trudne, prawda… kilka metrów z uwieszoną na szyi śliczną blondynką, która masowała jej dłonią biust przez materiał.
- Cho...chodźmy proszę. - El chwyciła dłonie Allury i z trudem pociągnęła ją dalej. Musiała dotrzeć do wyjścia. Jak najszybciej.
 
Aiko jest offline  
Stary 05-03-2021, 09:39   #80
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Tymczasem drzwi się otworzyły. Stali tam Almais i Graham. Półeflka rzuciła kolejny czar i tym razem El i Allura uniosły się nieco w górę. Zajęta całowaniem szy i kącika ust blondynka nie zauważyła jak ich mentorka gestami magicznie przyciąga pospiesznie obie do drzwi. Wreszcie… znalazły się po za nimi i tu telekinetycznie zostały postawione na ziemi. Wpływ zamku ustał, choć efekty jego wpływu… bynajmniej nie.
- A..alluro… jesteśmy na zewnątrz. - El nie chciała odpychać blondynki. Pragnęła jej bliskości, dotyku, jej ust na swej kobiecości.
- Jesteśmy…- Allura przyciągnęła jej twarz ku swojej całując zachłannie i wodząc dłońmi po w ciele w daremnej próbie zerwania z niej ubrania. Przyglądali się temu Almais i Graham zbyt pobudzeni, by chcieć interweniować… brzemię ich może i było słabsze, ale było.
El sięgnęła do spodni blondynki odpowiadając na pocałunki. Rozpięła je i sięgnęła do kobiecego kwiatu by go posiąść swymi palcami.
Cichy jęk wyrwał się z ust Allury i naparła bioderkami na podstępne palce El niemal wsysając je w miękkie wnętrze. Nie zaprzestała całowania szyi i wodzenia po biodrach czarodziejki.
- Ech… podstępna… pułapka.. .ten zamek…- wymruczała lubieżnie Almais podobnie jak Graham nie mogąc oderwać oczu od tego przedstawienia.
Morgan pieściła chwilę kochankę nim opadła na kolana ściągając z niej spodnie. Wargami przywarła do odsłoniętej kobiecości sięgając językiem w głąb.
Palce Allury zacisnęły się na głowie przyciskając kochankę do rozpalonego zakątka… którego El smakowała… pewnie był to wpływ tego miejsca, ale Allura smakowała miodem i jej mięciutkie ciało było jak afrodyzjak. Morgan spijała zachłannie ten nektar nie zważając na to, że są obserwowane. Jej palce zagłębiły się pomiędzy pośladkami gdy pieściła delikatny kwiat blondynki. Ciche jęki świadczyły o rozkoszy jaką jej sprawiała, podobnie jak drżące ciało lekko poruszające się by wyjść naprzeciw dotykowi El. Podobne ciche jęki dochodziły od Almais i Grahama obserwujących je. Morgan nie zważała na nic liczyła się tylko jej kochanka i jej spełnienie. I głośny krzyk oznajmił, że Allura doszła.. a potem osunęła się szepcząc.
- Już mi lepiej.
Podobne jęki spełnienia wyrwały się z ust Almais i Grahama, którzy choć trzymali ręce przy sobie, to czynili nimi nieprzyzwoite działania.
- To… do dobrze. - Morgan usiadła na ziemi i oblizała wargi i palce. Czuła jak z jej ciała płynie coś w rodzaju rzeki napędzanej wszechobecnymi dreszczami.
- A jak z tobą…- mruknęła Almais poprawiając swoją garderobę.- Dasz radę Elizabeth?
- Nie będzie to pierwszy raz jak nie zostanę zaspokojona. - Morgan zaśmiała się i wzięła głębszy wdech starając się uspokoić.
- Jestem gotowa się odwdzięczyć jeśli chcesz… a pozostali pewnie pomogą.- zamruczała zadziornie Allura, nie podciągając spodni i nadal leżąc na ziemi.
- Nie będę stawiać oporu. - El uniosła spódnicę ukazując swoją wilgotną kobiecość i uda.
- Chcesz bardziej Grahama czy mnie…- zamruczała cicho Allura i nie czekając na odpowiedź wślizgnęła się głową pod spódnicę El zachłannie liżąc uda i sam intymny zakątek czarodziejki.
- Cóż… ja pójdę do portalu sprawdzić jak stąd wyjść, a wy zajmiecie się moją podwładną tak jak sobie zażyczy.- odparła Almais z trudem opierając się chęci, by dołączyć do figli.
- A co jak chcę waszej dwójki? - Morgan rozchyliła szerzej nogi oddając się Allurze.
Graham również kucnął i całkiem podciągnął spódnicę pokojówki. Z szeroko rozchylonymi udami czuła się jak kwiat o który rywalizują dwa zdeterminowane motyle… języki wiły się ocierały… zanurzały na zmianę w jej kobiecości… chłepcząc jak wilki u wodpoju. Dłonie męskie i kobiece masowały jej szeroko i bezwstydnie rozchylone uda. To była szalona końcówka, równie szalonej wyprawy. Elizabeth padła na ziemię pojękując coraz głośniej, aż w końcu dziedziniec wypełnił jej głośny okrzyk rozkoszy.
- Moglibyśmy jeszcze trochę…- wymruczała po wszystkim Allura, której apetyt jeszcze nie zanikł. El to nie dziwiło, sama też czuła że jeszcze by mogła “pobawić” się na dziedzińcu. Ale spędzili tu zbyt wiele czasu i rację miał Graham mówiąc.
- Almais na nas czeka.
- Yhym.. chodźmy. Pograć z sobą można też w sypialni. - Na miękkich nogach El podniosła się z ziemi, gotowa ruszyć za swą przełożoną.
Powoli doszli we trójkę do bramy i pomostu, na którym to czekała półelfka. Uśmiechnęła się dodając.
- Nie wiem jak wrócić, chyba musimy tu zamieszkać.
A gdy pobladłe twarze trójki uczniów wyrażały różnie emocjo, Almais uśmiechnęła się dodając.
- Żartowałam? Gotowi na powrót?
- Przez chwilę… ale chodźmy szybko nim znów rzucimy się na siebie. - El uśmiechnęła się z ulgą do półelfki.
- Dobrze.- Almais pstryknęła i portal się uaktywnił. - Przechodźcie. Ja na końcu.
El przytaknęła i nieco niepewnie ruszyła przodem.


Po drugiej stronie było to samo miejsce, te same wyblakłe kolory, ten sam mrok. Tylko miała wrażenie, że coś tu się zmieniło. Tylko nie wiedziała co, Graham pojawił się jako następny, po nim Allura… a na końcu Almais.
- Czy… czy według was też jest… jakoś inaczej? - El spojrzała na swych towarzyszy.
- Plan Cienia nie jest stały… otoczenie zawsze delikatnie się zmienia. Są zawsze zawirowania w nim. Nie przejmuj się tym. Wyjdźmy na zewnątrz i przejdźmy się trochę. Czas wracać na uczelnię.- zarządziła Almais udając się do wyjścia. Pozostało podążyć za nią.
- Było całkiem.. intensywnie.- dodała Allura mrugając porozumiewawczo do El.- Piszesz się na kolejną wyprawę badawczą?
- Jeśli Almais zgodzi się mnie zabrać. - El uśmiechnęła się nieco niepewnie. - Jak by nie patrzeć… jestem tylko pokojówką.
- Acha… myślę że się zgodzi. - zamruczała Allura zerkając na postać El. - Jesteś bardzo… przekonująca.
Morgan zaśmiała się cicho.
- Powiedziałabym raczej pociągająca, ale chyba nie tylko o to w tym wszystkim chodzi, prawda? - Morgan mrugnęła do blondynki. - Mimo wszystko szukacie czegoś konkretnego na tych wyprawach.
- Pani Alharazar szuka, my mamy swoje powody. Graham lepszy stopień na koniec roku na przykład.- szepnęła Allura gdy wychodziły z piwnicy budynku.
Elizabeth spojrzała z zaciekawieniem na idącego z nimi ucznia Almais.
- A ty jaki masz powód? - Spytała z zaciekawieniem,powracając wzrokiem do blondynki.
- Jaaa? Cóż… ta pupcia, te kszałty… filigranowa półelfka… jak mogłam nie skorzystać z okazji. - odparła z szerokim uśmiechem Allura.- Byłam ciekawa jak to… jest… z taką. A ponoć wyprawy związane z jej projektem często wiązały się z nieprz… -
Głośne wycie wypełniło ulicę na którą wyszły. Wycie jak u wilka czy rosłego psa.
Almais spięła się i rozejrzała nerwowo.
- Niech to szlag. Wpadły na nasz trop.
- Co? - Elizabeth podeszła do swojej pracodawczyni szybkim krokiem.
- No właśnie, co?- także i jej uczniowie nie mieli pojęcia o czym mówi.
- Cieniste mastify. Ruszajmy biegiem… szybko! - krzyknęła Almais wskazując palcem kierunek, a sama została z tyłu sięgając po swoją magię i wypełniając uliczkę… lepkimi sieciami.
Elizabeth ruszyła biegiem. Chciała pomóc, ale czy powinna przy obcych? Jednak nie wiedzieli, że i ona jest czarodziejką… chyba. Na razie wykonywała polecenie biegnąc i zerkając w tył na Almais.
Półelfka podążała tuż za nimi, a za nią stado wyrośniętych psów których ciała wydawały się pokryte całunem cieni niczym lepką mazią.Było ich osiem, z czego trzy przylepiły się do sieci rozrzuconych po uliczce i przylgnęły. Dwa przeszły przez nią, a pozostała trójka skręciła by obejść tę pułapkę.
Almais dobiegła do El i dotknęła jej szeptając czar.
Następnie walnęła po pośladku i dysząc rzekła. - Teraz latasz, chwyć Allurę, a ja Grahama i w górę… na dachy.
Morgan przytaknęła. Dobiegła do Allury, chwyciła ją pod pachy i zawierzając słowom półelfki odepchnęła się mocno od ziemi.
I oderwała się od ziemi unosząc w górę tam gdzie chciała. Nie był to szybki lot, zaskoczona i nieco spanikowana Allura ciążyła jej, ale… unosiła się w górę.
- Trzymam cię mocno. - Dłonie El zaciskały się na pochwyconej blondynce gdy niosła ją na dach.
Almais dołączyła do niej z Grahamem. Mastify nie rezygnowały ze zdobyczy otaczając domostwo na którym to dachu czwórka magów się znalazła.
- Czekamy aż się znudzą? Czy idziemy po dachach?- El wskazała na kolejny budynek.
- Spróbuję przemieść nas na plan materialny już teraz. Choć wolałabym zrobić przeskok bliżej uczelni. - westchnęła Almais spoglądając z dachu na potwory poniżej.- Mam wysoki obcas… nie mogę brykać jak kozica.
- Co to są za bestie? - rzekła spanikowana Allura zerkając w dół i wtulając się w czarodziejkę. Drżała ze strachu, ale jej ciało drżące i miękkie mimowolnie przypominało El wcześniejsze chwile.
- Coś z czym nie chcemy mieć kontaktu. - Możemy przenocować poza uczelnią… znam miły hotelik na granicy Uptown i Downtown.
- Mastify są jednym z wielu stworzeń przemierzających Plan Cienia. Jednymi z wredniejszych, choć są od nich stwory groźniejsze.- odparła Almais i dodała po namyśle.- Niech będzie… przeskoczymy na plan materialny i udamy się do twojego hoteliku. Nie mam ochoty dziś użerać się z automatonami Uczelni.
Po tych słowach półfleka nakazała się podopiecznym otoczyć i pochwycić za dłonie. A następnie rzuciła zamianę planów, co przeniosło ich z dachu na ulicę… znajdującą się kilka przecznic dalej od dachu na którym utknęli. Było już ciemno i pustawo.
- Więc… prowadź. - rzekła z uśmiechem Almais spoglądając na El. Zerknęła do swojej portmonetki. - Chyba będzie stać mnie na wynajęcie kilku pokoi.
- Jeśli będzie kilka pokoi. Jest środek nocy. - Elizabeth ruszyła w kierunku nie tyle hotelu co postoju dorożek, zdejmując przy okazji płaszcz, który mógłby nadto się rzucać w oczy. - I nie spodziewajcie się luksusów… nie bywam w hotelach, które by je miały.


Planowała zaprowadzić towarzyszy do znajomej gospody “Pod złotym rogiem” prowadzonej przez sympatyczną, starszą gnomkę. Lubiła gnomy bo nie zaopatrywały się u jej matki. Do tego gospoda była na tyle droga, że niewielu ludzi z Downtown z niej korzystał, praktycznie wypełniła się tylko w święta gdy już nigdzie indziej nie było miejsc. Była jednak poza granicami Uptown, więc ludzie z wyższych sfer rzadko zniżali się do jej poziomu. Za to Mel uwielbiała drób, który tam podawano i nie ważne czy były to przepiórki, gęś, kaczka czy kurczak. Po prostu gospodyni miała do nich rękę.

W dorożce było ciasno. Cztery osoby upchnięte razem. Bliskość Allury i widok Grahama naprzeciw. Myśli jakie budziła ta sytuacji, rozlewały rumieniec na twarzy El. Bądź co bądź ileż to razy dorożki były świadkami jej uniesień? A choć ta noc należała do szczególnie intesywnych, to jeszcze nie całkiem uwolniła się od wpływu uroków zamku. Zresztą nie tylko ona, wystarczyło spojrzeć na podbrzusze młodzieńca by pokojówka mogła się przekonać, że… nie jest osamotniona ze swoimi emocjami. Karczm na szczęście nie zamykano długo i “Pod złotym rogiem” nie była tu wyjątkiem. Właścicielka przybytku Claralbella słysząc życzenia półelfki co do pokojów rzekła wprost.
- Trzy mam wolne.
- Cóż… jakoś się pomieścimy.- odparła Almais.
- Dobrze… chodźcie za mną.- stwierdziła gnomka i zaprowadziła całą grupkę na górę. - Śniadanie o dziewiątej wliczone w cenę, ale obudzić się na nie trzeba samemu.
Na górze zaś podała klucze Almais i wskazała drzwi. - Te są wasze… rozgoście się.Jakby było coś potrzebne, to karczma jest otwarta jeszcze półtorej godziny. Potem zamykam i idę spać.
El stanęła z boku czekając aż Almais rozdzieli pokoje. Choć zakładała, że pewnie będą spać razem.
- No to… jeśli dobrze pamiętam pokoje były czyste. - El uśmiechnęła się ciepło do towarzyszy. - Chcecie się czegoś napić? Mogę jeszcze zamówić piwo na dole, dzban dadzą mi do pokoju.
- Tak… zamów.- odparła Almais sięgając znów do portmonetki. - Albo whisky. Należy nam się coś mocniejszego. Tam będzie nasz pokój, Elizabeth. Alluro, twój na prawo od niego. A Graham… tobie zostaje ten ostatni.
Morgan przytaknęła i zeszła na dół. Postanowiła domówić też coś do jedzenie, pewnie gnomka miała jakieś zimne mięsa lub owoce.
- Oczywiście… coś zimnego na przekąskę się znajdzie.- odparła gospodyni w kuchni, gdy już El zamawiała tam posiłek, przy okazji komentując. - Ciężka noc, co?
Ciężka… co zresztą potwierdziło odbicie El w tafli wody w beczce . Włosy w nieładzie, suknia przepocona i wymięta. Ciało jeszcze drżące od emocji.
- Tak… i jeszcze niedaleko pogoniły nas psy. Nie wiem co się z tym miastem dzieje. - EL starała się robić dobrą minę do złej gry.
- Okolica rzeczywiście ostatnio na nie zeszła.- przyznała stara gnomka przygotowując tacę z zamówieniem dla El.- Związki zawodowe urządzają zamieszki, bo im się podwyższenie opłat portowych nie podoba.
- Na szczęście zamieszki ominęliśmy. - Elizabeth spróbowała nieco poprawić swoje włosy przeglądając się w odbiciu.
- Banda nierobów… więcej gadają niż pracują. I piwo im się marzy za darmo.- narzekała staruszka podając pokojówce tacę.- Masz moja droga.
- Dziękuję Pani. - Elizabeth uśmiechnęła się. - Spokojnej nocy.


Dygnęła i tacą ruszyła na piętro do przydzielonych im pokoi. Po wejściu przez drzwi do małego pokoiku dostrzegła filigranowe, nagie ciało Almais leżące bezwstydnie na łóżku. Półelfka ograniczyła swój ubiór do podwiązek, pończoszek i trzewików na wysokim obcasie. Przesunęła spojrzeniem po El żartując.
- Byłam ciekawa czy aby nie pomylisz pokoi.
- I miałabym cię pozostawić bez alkoholu? - EL zaśmiała się i postawiła tacę na stoliku. - Mam też przekąski.
- Przeżyłabym jakoś bez nich. - zaśmiała się półelfka wodząc wzrokiem za pokojówką. - Nie przypuszczałam, że wyjdzie tak… intensywnie. Owszem przewidywałam, że trzeba będzie się wykazać odrobiną bezpruderyjności. Owa sekta słynęła z różnych… praktyk cielesnych związanych ze swoją magią.
- Przyznaję, że znalazłam jeden zwój. Chciałam ci go pokazać. - El wydobyła swoje znalezisko z torby i podała je Almais. - Byłam ciekawa czy… mogłabym go zachować.
Czarodziejka szepnęłą pod nosem wywołując kilka świecących kulek tańczących po pokoju. Usiadła na łóżku i sięgnęła po okulary. Powoli przeczytała zwój i mruknęła do siebie.
- Bardzo… stara magia… wręcz antyczna. Od dawna się czegoś takiego nie praktykuje. - wzruszyła ramionami. - Czemu nie, możesz zachować dla siebie.
- Pomyślałam, że mogłabym to wykorzystać.. do robienia bielizny. - El uśmiechnęła się nieco niepewnie.
- Wiesz… zwykle zdobienia lepiej wychodzą jeśli są robione bez użycia magii, ale czemu nie… da się tym czarem. - przyznała Almais wodząc bucikiem po łydce panny Morgan.
- Jestem ciekawa na ile mi pozwoli to zaklęcie. - El zwinęła swój i odłożyła go na bok. - Też mnie zaskoczyłaś… myślałam, że zastanę cię u Grahama, albo jego tutaj.
- To… zawsze jeszcze możemy załatwić. - zaśmiała się Almais i wzruszyła ramionami. - Może później, kto wie?
- Jeśli nie jesteś zmęczona. - Morgan przeciągnęła się i sięgnęła do sznurowania swojej sukni by ją zdjąć.
- Jestem… ale też i jeszcze pobudzona.- mruknęła lubieżnie półelfka spoglądając na pannę Morgan.- Jeśli jednak ty nie masz sił lub ochoty, to nie martw się o mnie.
Morgan zdjęła z siebie sukienkę i stanęła nago przed półelfką. - Jedyne co mi nieco przeszkadza, to że nie miałam okazji się wymyć. - Pochyliła się i pocałowała swoja przełożoną.
- Nie szkodzi… ja też…- zamruczała półefka rozkoszując się pocałunkiem i wodząc palcami po szyi i twarzy kochanki.
Morgan popchnęła Almais na łóżko i opadła na nią.
- Masz w sobie dużo energii...- półelfka rozchyliła i lekko oplotła nogami kochankę.- Ale bądź delikatna dla mnie.
- Raczej nie należę do tych agresywnych. - El sięgnęła dłonią do kobiecości Almais i zanurzyła w niej niespiesznie palce. - Chyba, że ktoś się tego domaga tak jak Allura.
- Żartowałam…- zamruczała Almais obejmując dłońmi twarz El i całując namiętnie usta. Jej intymny spolegliwie poddawał się pieszczocie panny Morgan. Rozpalony równie mocno jak jej własny. Elizabeth zanurzała w nim palce całując przy tym kochankę. NIesamowite ile radości sprawiał jej fakt, że ktoś tak na nią reaguję, że potrafi sprawić by kobieta była tak mokra jak teraz Almais.
Rudowłosa przyciągnęła twarz kochanki do swojego drobniutkiego biustu i pomrukując leniwie napierała biodrami na jej palce dysząc ciężko. Elizabeth przywarła wargami do podsuniętych jej krągłości i zaczęła je zachłannie to ssać, to całować, starając się nie przerywać ruchów palców we wnętrzu kochanki.
Almais prężyła się i pojękiwała pod pieszczotą kochanki. Jej palce władczo zaciskały się na jej włosach dociskając twarz do biustu.
- Dziś… możesz… delikatnie ugryźć… - wyszeptała w podnieceniu, zbliżając się do szczytu i zaciskając na zwinnych intruzach między jej udami. El ukąsiła jedną z krągłości Almais po czym przesunęła językiem po zaczerwienieniu. I poczuła jak rozpalona pieszczotami półelfka wpierw pręży kusząco ciało, a potem opada na łóżko drżąc od doznań spełnienia.
- Śliczna jesteś. - El ułożyła się obok kochanki obserwując ją.
- No… to samo mogę powiedzieć o tobie. - ziewnęła półelfka i spojrzała na kochankę. - Co teraz masz w planach?
- Kusi by wykorzystać któregoś z twoich podopiecznych. - El uśmiechnęła się i wskazała na własną, wilgotną kobiecość. - Choć… może zajęli się sobą.
- I to by ci przeszkadzało? - zaśmiała się Almais i zerknęła na kochankę. - Mogę się odwdzięczyć, ale… jeśli chcesz… to zapoluj.
- Mogę tu zostać jak masz dla mnie jeszcze nieco sił. - El mrugnęła do czarodziejki.
- Znajdzie się nieco sił, moja droga… ale nie obrażę się… jeśli zdecydujesz inaczej. - Almais obróciła się bokiem do kochanki i zaczęła muskać ustami jej czubek nosa.- Zostawiam ci wybór.
Mimo słów Almais, El nie czuła się na siłach jej opuścić i ot tak pójść do kogoś innego. Pocałowała usta kochanki przywierając swoim ciałem do jej.
- Co więc z tobą zrobimy?- zamruczała pomiędzy pocałunkami półelfka, po czym delikatnie skubnęła ząbkami płatek uszny pokojówki. Palcami musnęła pośladek kochanki, przesuwając opuszkami leniwie. - Coś konkretnie cię kusi moja śliczna pokojóweczko?
- Teraz… chyba zbyt mi mokro bym mogła myśleć. - Wymruczała cicho Morgan dociskają swoje pełne piersi do biustu półelfki.
- Bardzo…- zgrabne udo kochanki wślizgnęło się między uda El i pocierać zaczęło jej kobiecość, podczas gdy sama Almais zachłannie całowała usta kochanki.-... mokro… czuję. Może ułożysz się wygodnie? I dasz mi się pobawić?
- Jeśli masz ochotę. - El położyła się na plecach i rozchyliła mocno nogi prezentując przed półelfką swe ciało.
Almais usiadł obok i przyglądała się kochance, oblizując językiem wargi.
- Zdecydowanie mam. - nachyliła się i zaczęła całować brzuch panny Morgan, palcem muskając wrażliwy punkcik na podbrzuszu pokojówki. Niespiesznie podgrzewała ogień w lędźwiach czarodziejki.
- Mhm… - El wyprężyła się od tej pieszczoty dłońmi chwytając prześcieradło. Almais zaś nadal droczyła się jednym palcem wodząc po intymnym zakątkiem, pobudzając El odrobina po odrobinie. Jej usta powędrowały wyżej, dotarły do piersi całując i ssąc raz jeden raz drugi szczyt.
Morgan pojękiwała coraz głośniej od tych pieszczot. Jej biodra wiły się na pościeli, napierała nimi na pieszczące jej kwiat palce.
- Szkoda że nie mam pod ręką różdżki… - zamruczała rozpalonym głosem półelfka zsuwając się powoli z łóżka, nie zaprzestając pocałunków na skórze leżącej kochanki.
- Mam… w przedniej.. kieszeni torby. - El wskazała na swój bagaż.
Almais oderwała się od El i zaczęła tam grzebać. Tymczasem do uszu obu niewiast dotarły jęki z pokoju obok. Głos należał do Allury.
- Zajęli się sobą. - El zaśmiała się i uniosła na przedramionach obserwując i czekając na swoją kochankę.
Almais wyjęła różdżkę i zerkając przez ramię rzekła do kochanki. - Nie przeszkodziłoby im, gdybyś tam się zjawiła. Allura lubi liczne towarzystwo. A co do twojego skarbu, to jest bezwartościowa… nie zdążono jej nadać magicznych właściwości, acz… my użyjemy ich do innych celów… tylko gdzie byś pragnęła jej najmocniej?- spytała na koniec uśmiechając się lisio.
- Mój kwiatuszek jest bardzo zaniedbywany. - Morgan uśmiechnęła się ciepło. - Nie… nie myślałam o niej jak o czymś wartościowym. Tylko… miała ten kształt.
- Biedny kwiatuszek, ale nim… się nim zajmiemy.- Almais wstała i postawiła stopę na podbrzuszu El pocierając obcasem jej kobiecość delikatnie.- Możesz mi rozsznurować trzewiki?
- Yhym.. - El sięgnęła dłońmi do sznurówek Almais i zaczęła je niespiesznie rozluźniać, czując jak twarda obecność przyjemnie drażni jej kwiat. Almais musiała zdawać sobie z tego sprawę leniwie poruszając zgrabną stopą i spoglądając wprost w oczy kochanki.
W końcu jednak pokojówką uwolniła stopę swojej przełożonej z obuwia i odłożyła je na bok.
Z drapieżnym uśmiechem Almais zmieniła nogę i teraz kolejny obcas władczo ocierał się rozpalony zakątek leżącej na łóżku pokojówki, a sama półelfka delikatnie muskała różdżką własną kobiecość.
Drugi but El rozsznurowywała już nerwowo. Chciała by ją wypełniono, by ktoś przyniósł jej ciału ulgę. Almais opadła na kolana i z chochliczym chichotem zanurzyła różdżkę w spragnionym pieszczot zakątku ciała Elizabeth, a następnie językiem poczęła muskać powyżej, delikatnie poruszając przedmiotem w niej. Morgan jęknęła głośno. Rozchyliła nogi tak mocno jak tylko była w stanie oddając się kochance.
Spełnienie przychodziło boleśnie długo, Almais nie spieszyła się powoli pieszcząc ciało Elizabeth i drocząc się z jej apetytem. W końcu… ciałem pokojówki szarpnęły spazmy rozkoszy kończąc wszystko głośnym jękiem.
Wykończona pokojówka opadła na łóżko. Czuła jak jej ciało zaciska się na tkwiącym w niej przedmiocie.
- Nie wiem jak ty… - wysapała półelfka delikatnie kąsając udo bezbronnej kochanki. -... ale ja idę spać. Wystarczająco dużo miałam dziś przygód.
- Brzmi dobrze. - Elizabeth odsłoniła kołdrę, robiąc pod nią miejsce dla Almais.
Różdżka upadła na ziemię.
Rudowłosa wślizgnęła się pod kołdrę, przytuliła do pokojówki i niemal natychmiast zasnęła. El poleżała chwilę obok niej, po czym wstała nasłuchując mimowolnie jęków z pokoju obok, wytarła i schowała różdżkę by ze zdobycznym kuferkiem usiąść przy stoliku. Rzuciła na niego wykrycie magii, przyglądając się zdobieniom szkatułki, ładnym ale nie zapadającym w pamięć. Magia zaś była w szkatułce… bo sama szkatułka magiczna nie była. A zamek szkatułki był prostacki. Łatwy do otwarcia. El sięgnęła do torby, wyjmując z niej zdjęte przy rozbieraniu wsuwki i chwyciwszy za jedną z nich zabrała się za otwieranie swojej zdobyczy. Kilka chwil i po chwili zamek ustąpił odsłaniając leżącą w środku platynową obrączkę ozdobioną pojedyńczym odłamkiem diamentu pulsującym blaskiem w drżącym świetle lampy naftowej. Morgan przyjrzała się pierścieniowi, ciekawa do czego ten może służyć. Jednakże… wszystko co wiedziała rozbijało się o mur tajemnicy. Magia jaka wpleciona była w tą obrączkę była odmienna od wszystkiego z czym zetknęła się kiedykolwiek El. Ba… nie dało się nawet rozpoznać szkoły magii użytej do tworzenia przedmiotu. Elizabeth zerknęła niepewnie na śpiącą półelfkę i założyła pierścień.

Po jego założeniu... nic się stało. Nie poczuła żadnych zmian w sobie, nie zobaczyła na sobie żadnych zmian. Magia w nim pozostała uśpiona. El uznała, że najwyżej przyjdzie jej pochodzić w tej biżuterii by się przekonać. - Zerknęła na ścianę, ciekawa czy Graham i Allura kontynuują swoje zabawy.
Była tam już ciszej, choć Allura pojękiwała jeszcze od czasu do czasu. Pewnie… kończyli.
Cóż.. to trzeba by się kłaść. El przeciągnęła się i z pierścionkiem na dłoni wróciła do łóżka by wtulić się w Almais.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172