Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-04-2021, 22:09   #81
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Całe ciało było wymęczone, głód szarpał trzewiami. Wczoraj zapomniały zjeść. No cóż… posiłek i na zimno nadawał się dziś do spożycia. Budząc się Elizabeth miała świadomość, że wczoraj zaszalała i to mocno. A dziś odczuwała. Budząc się zauważyła że jest bardzo jasno.
To nie był ranek! Spały aż do wczesnego południa. Almais nadal jeszcze spała. Elizabeth podeszła do stolika i wzięła sobie kawałek przyniesionego wieczorem mięsa i jakiś owoc. Zjadła je by zabić głód i podeszła do półelfki.
- Almais.. już jest południe.
- Powiedz… im że dziś… jestem… chora.- mruknęła półelfka mając obecnie nikły kontakt z rzeczywistością. -Połu… południe?!
Nagle obudziła siadając na łóżku.- O nie nie nie…
Potem pospiesznie rzuciła się do zbierania swoich rzeczy i ubierania się.- Mam przerąbane.
- Pójdę obudzić resztę. - El narzuciła na siebie sukienkę i wsunęła stopy w buty.
- Biegniesz na uczelnię?
- Olać resztę… oni powinni być na MOIM wykładzie. A mnie akurat na nim nie ma.- rzekła spanikowana półelfka, pospiesznie zakładają okulary na noc i podskakując na jednej nodze zakładała drugiego trzewika w drodze do drzwi.
- Mogę jakoś pomóc? - El podążyła wzrokiem za czarodziejką i po chwili namysłu zawinęła nieco jedzenia w chustę i podała półelfce. - Zjedz w dorożce.
- Zabierz moje notatki i rzeczy na uczelnię. A potem… rób co chcesz.- półelfka pochwyciła zawiniątko i pognała szybciej niż wczoraj podczas ucieczki przed mastifami. Nawet się nie obejrzała za Elizabeth.
El westchnęła i przeszła do sąsiedniego pokoju by mocno zapukać do jego drzwi nim nacisnęła na klamkę.
Tam leżały dwa gołe ciała splecione razem w jednym łóżku. Nie tylko panna Morgan i jej pani zaspały tego dnia.
Elizabeth podeszła do nich i potrząsnęła ramionami.
- Wstawajcie, już południe, a Almais właśnie pobiegła na uczelnię.
- Oooch… szlag. - mruknął Graham ziewając głośno, a Allura jęknęła. - Która jest?
- Nie mam zegarka, ale słońce wygląda jakby było koło południa. - El wycofała się do drzwi. - Ja zgarniam rzeczy moje i Amais i idę na uczelnię to zanieść. Jak się szybko zbierzecie możemy pojechać razem dorożką.
- Dobra… zaraz pozbieramy się do kupy.- stwierdził Graham, a Allura mruknęła. - Na zajęcia pani Almais i tak już nie zdążymy. Nie musimy się spieszyć.
- No tak… masz rację. - przyznał Graham z ulgą.
- Obawiam się, że ona nie zdąży. - El uśmiechnęła się. - U mnie w pokoju jest jedzenie i piwo jakbyście chcieli.
Wróciła się do pokoju, który zajmowała z półelfką. Upiła nieco piwa, przegryzła zimnego mięsa i zabrała się za pakowanie ich rzeczy.
Pierwsza wygrzebała się Allura… pewnie dlatego, że stanęła w drzwiach pokoju jedynie w gorsecie i majtkach. Uśmiechnęła się niemrawo drapiąc po skołtunionych puklach włosów.
- Co za noc, prawda?- rzekła na powitanie i od razu zabrała się za jedzenie.
- Intensywna. - El wskazała na zastawiony stolik i wróciła do pakowania rzeczy wypinając się przy tym mocno. - Słyszałam, że jeszcze bawiliście się w nocy.
- Jak i wy… mogłaś wpaść jeszcze do nas po wszystkim.- odparła Allura zerkając na El i w końcu ulegając pokusie chwycenia ją za pośladek.
El zamruczała, ale wyprostowała się też.
- Byłam zmęczona. Nie nawykłam do tych waszych magicznych sztuczek. - Morgan uśmiechnęła się do Allury. - Zjedz coś.
- Zjem coś… zjem…- odparła Allura dając klapsa w sprężysty pośladek pokojówki. Usiadła na łóżku i zabrała za jedzenie. - Ty też powinnaś.
- Już przegryzłam nieco. - Morgan zapięła torbę, chowając znaleziska swoje i Almais. - Jak odwiozę te rzeczy pewnie udam się gdzieś na śniadanie. Po tej nocy mam ochotę na jakieś naleśniki i porządną kawę.
- Brzmi jak dobry plan.- odparła Allura z uśmiechem. - Pewnie bym ci towarzyszyła, gdyby nie była leniuszkiem.
- A co planujesz dziś robić? - Morgan zerknęła na blondynkę zakładając płaszcz. - Nie idziesz na uczelnię?
- Pójdę… ale wykorzystam wykładu pani Almais na jakiś prysznic i zmianę ubrania, a przynajmniej zmianę bielizny. - rzekła po namyśle Allura i zerkając na El dodała.- Tobie też by się to przydało.
- Ach.. to też. - El zaśmiała się. - Muszę skompletować swoją garderobę i się ogarnąć. Ale to zrobię w pokojach Almais.
- Więc widzimy się po wykładach… lub kiedyś. - rzekła półżartem Allura.
- No mnie ciężko złapać na uczelni po waszych wykładach. - Morgan wzięła torbę gotowa by ruszać. - Almais daje mi wolne wieczorami, chyba że ma takie plany jak wczoraj.
- Zgadamy się… - zaśmiała się Allura i wzruszyła ramionami. - Wiem gdzie cię szukać.
El przytaknęła ruchem głowy i wyszła, zaglądając jeszcze po drodze do pokoju Grahama.
Mężczyzna skupił się na ubieraniu, więc nawet nie zauważył zerkającej do jego pokoju dziewczyny. Był ubrany od pasa w dół i w świetle dnia El mogła podziwiać jego zgrabny acz umięśniony tors. Młodzian z pewnością zajmował się nie tylko magią.
El zapukała we framugę drzwi.
- Idę złapać dorożkę, chcesz się przyłączyć czy zostajesz jeszcze z Allurą?
- Mogą dołączyć, jeśli poczekasz na mnie.- stwierdził Graham metodycznie się ubierając a potem pakując.
- Jasne. - El oparła się o framugę obserwując ucznia Almais. Co by nie mówić półelfka miała niezły gust.
- Coś.. jeszcze? - zapytał zerkając przez ramię na Elizabeth i ubierając się.- Bo trochę nieswojo się czuję jak tak na mnie zerkasz.
- Miałam zaczekać, a uznałam, że skoro newralgiczne części garderoby masz na sobie to mogę to zrobić tutaj. - Morgan wskazała na spodnie mężczyzny. - Chcesz to mogę się obrócić, ale wolałabym nie przyciągać uwagi swoją garderobą czekając na dole.
- Dobrze… możesz się odwrócić? Jeśli to nie problem?- zapytał speszony mężczyzna.
Morgan obróciła się i oparta o framugę czekała aż Graham skończy. Było to nieco dziwne po ostatniej nocy, ale cóż...doskonale pamiętała jakie nią targały emocje.
- Gotowy. Możemy iść.- stwierdził młodzian i sądząc po krokach ruszył do drzwi i El.
Morgan uśmiechnęła się do niego ponad ramieniem i ruszyła pierwsza w kierunku schodów. - To nie jest daleko, ale wzięłabym dorożkę.
- Prowadź.- rzekł Graham podążając za dziewczyną. Wkrótce wyszli na zewnątrz i ruszyli ku dorożkom. Graham zapłacił za podróż i wyruszyli do uczelni. Młodzian przez cały okres podróży milczał. Elizabeth nie przerywała tej ciszy jedynie od czasu do czasu z zaciekawieniem na niego zerkając. Graham wydawał się zamyślony, choć czasem zdarzało mu się zerkać na pokojówkę… niemniej częściej patrzył przez okienko dorożki.
- Jak się czujesz po tej nocy? - W końcu El poddała się ciekawości.
- Normalnie… trochę poniosło nas, ale w końcu ciężko uznać obcowanie z pięknymi kobietami za traumatyczne przeżycie. - odparł enigmatycznie młodzian.
- Przyznaję, że myślałam że masz podobne nastawienie co Almais i Allura. - Morgan spoglądała na podopiecznego półelfki z zaciekawieniem. - Wydajesz się jednak dużo mniej wyuzdany niż one.
- Pani Almais też jest chyba… mniej wyuzdana. Co do Allury… to po pierwsze, to nie jest jej prawdziwe imię. Po drugie nie chodzi na uczelnię by studiować magię. Tylko Almais i inne filigranowe czarodziejki.- odparł ironicznie Graham.
Elizabeth zaśmiała się.
-Tak to nieco wyglądało. Choć ja raczej filigranowa nie jestem. Ale czarodziejką też nie. - Uśmiechnęła się i wyjrzała przez okno. - One nie proszą bym się obróciła gdy się ubierają… rozbierają z resztą też.
- Za to jesteś śliczna i trochę niewinna… przynajmniej z wyglądu. A co do poranka, to twoje spojrzenie było nieco… krępujące mnie. - przyznał cicho Graham.
- To całkiem normalne. - El uśmiechnęła się do niego ciepło. - Tylko w towarzystwie osób podobnych do Almais odwykłam, że mogę kogoś krępować.
- Cóż… też bym się nie krępował przy innym mężczyźnie. Ale niewiasta za dnia, może dostrzec wszelkie niedoskonałości, które mrok i ubranie maskują. - odparł Graham.
- Nie dostrzegłam takowych. - El mrugnęła do młodzieńca.
- Nie miałaś okazji.- odparł żartem młodzian.
- Też wczoraj nie poczułam. - El także pozwoliła sobie na żartobliwy ton. - Nie masz czego się wstydzić.
- Może to głupie, ale wiesz… właściwie się nie znamy. Wczoraj kochaliśmy się pod wpływem gorączki i pożądania. Ale dziś rano, nic takiego na nas nie wpływa.- wyjaśnił Graham. - Głupio mi tak traktować ciebie jako… przyjaciółkę do łóżka, skoro… ehmm… trudno powiedzieć czy nią jesteś. Bo rankiem wszystko mogło ci przejść. Allurze przeszło.
- Nie zapomniałam co było wczoraj w nocy, a było bardzo przyjemnie. Ciężko by mi było udawać, że nic się nie wydarzyło. - El delikatnie szturchnęła w ramię siedzącego obok mężczyznę. - Nie będę miała nic przeciwko powtórce.
- Miło to słyszeć i może nadarzy się okazja... - odparł z uśmiechem Graham. - … do powtórki. Sądząc po tym gdzie byliśmy wczoraj, jest wielce prawdopodobne że kolejna misja od Almais może również zawierać taką niespodziankę.
- Tak… Almais szuka takich miejsc. - Elizabeth wyjrzała ponownie przez okienko dorożki. Zbliżali się już do uczelni.
- Właśnie, choć nawet ona była zaskoczona przebiegiem misji. - przyznał Graham.
- Tak… i to mnie nieco zaskoczyło. W sensie...wiedziała jak otworzyć ten portal. Czego innego można było się tam spodziewać? - Posłała mężczyźnie pytające spojrzenie.
- Może… nie aż w takiej ilości?- zadumał się Graham i wzruszył ramionami.- Nie wiem. Pani Almais wydaje się zbyt lekko podchodzić do kwestii bezpieczeństwa.
- To prawda. Czasem się o nią martwię. - El otworzyła drzwi bryczki gdy ta się zatrzymała.
- To zrozumiałe.- przyznał Graham wstając, by pomóc jej wyjść.
El skorzystała z pomocy.
- Idź przodem. Jeśli zobaczą nas razem możesz mieć kłopoty. - Uśmiechnęła się ciepło do młodzieńca wskazując na bramę.
Graham skinął głową i ruszył przodem zostawiając Elizabeth samą. Morgan stanęła przy murze i rozejrzała się po okolicy. Była zmęczona i nieswoja po ostatniej nocy. Sama jeszcze nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Ot czekała dłuższą chwilę i dopiero wtedy ruszyła do bramy. Miała jeszcze chwilę przed popołudniowym i zajęciami u Pickwicka powinna jednak najpierw umyć się, ubrać skromniej i wybrać na jakiś porządny posiłek z kawą.
Nie niepokojona dotarła do drzwi mieszkania Almais. O tej porze panował tu wszak spokój, uczniowie i nauczyciele byli na zajęciach. Pokojówki sprzątały pokoje magów… Elizabeth znów miała gniazdko Almais tylko dla siebie. Zaczęła od prysznica, a po nim kąpieli. Wymyła się porządnie i w końcu porządnie rozczesała włosy nim założyła na siebie skromny strój, który zwykła nosić mieszkając u rodziców. Ogarnęła nieco pokój Almais i chwyciwszy jedną z wypożyczonych książek ruszyła na poszukiwanie śniadanio-obiadu i kawy.


Skierowała się do jadalni przeznaczonej dla służby i tam napotkała inne pokojówki, w tym i Frolicę pałaszującą zachłannie posiłek. Jej jedzenie tutejsze smakowało. El pomachała jej, wzięła posiłek dla siebie i dosiadła się.
-Część. Jak się masz? - Usiadła przy stoliku i upiła nieco kawy.
- Hej… dobrze dobrze…- odparła diabliczka wystawiając język i nadąsanym tonem dodała.
- Jakoś szybko zapomniała o starej przyjaciółce, bo się nie odzywasz… nie wpadasz zajrzeć do mnie… - po czym wybuchła śmiechem.- U mnie jest całkiem dobrze, nie narzekam. Nowa współlokatorka może nie jest aż tak… namiętna, ale potrafi być milutka. Więc się nie nudzimy.
- Wiesz, że dopiero co się wyprowadziłam? - El zaśmiała się ciepło. - Cieszę się, że wszystko w porządku.
- Nooo… zauważyłam żeś znikła… zwłaszcza w nocy zauważam. - zamruczała diabliczka lubieżnie. - Co tam u ciebie? Jak na nowej posadzce?
- Dobrze...nieco mniej roboty. - Morgan przesunęła pod stołem stopą po nodze Frolicy nim zabrała się za posiłek. - Mam popołudniami czas na różne fuchy, głównie dlatego zniknęłam.
- Hej… nie drocz się… - zachichotała rogata.- Bo ja moja droga skończyłam robotę na dziś.
- Ja mam niestety jeszcze nieco do ogarnięcia. - El westchnęła ciężko i spojrzała na przyniesioną książkę.
- Więc… nie podpuszczaj, znam wszak twoje słabości.- odparła rogata wystawiając język.
- Oj po prostu nie chcę byś o mnie zapomniała. - El udała naburmuszoną i wróciła do jedzenia.
- To znajdź okazję do przypomnienia o sobie. Jestem u siebie wieczorami.- kusiła z łobuzerskim uśmiechem rogata.
- I jak skoro już powiedziałaś, że masz kogoś innego? - Morgan posłała diablicy zadziorny uśmiech.
- No… współlokatorkę… nie kochankę.- zaśmiała się cicho rogata.
- I jak zniosłaby widok mnie dobierającej się do ciebie? - El wyszczerzyła się.
- Nie jest moją kochanką… no i… jakoś ostatnio niespecjalnie za mną tęsknisz, więc nie wiem czy miałaby powód do zazdrości. - stwierdziła żartobliwie rogata. - Poza tym ta twoja nowa pani pewnie nie daje ci spać w nocy.
- Ma swoich kochanków. - El zaśmiała się. - Ale wypuszcza mnie w nocy, więc łapię różne fuchy.
- Jakie to fuchy można łapać późno w nocy?- spytała podejrzliwie rogata. - Czyżbyś miała hojnych i namiętnych… adoratorów?
- Ludzi, którzy potrzebują przewodnika po Downtown. - El zaśmiała się. - Jakiś czas temu pozowałam za pieniądze, pamiętasz? Takie fuchy.
- Pozowanie brzmi ciekawie. - zamyśliła się rogata.- Myślisz, że mogłybyśmy zapozować razem?
- Hm…. musiałabym spytać. To moja stara szefowa… jest dosyć ekscentryczna. - ELizabeth uśmiechnęła się. - Ale zapytam jak będę się z nią widzieć.
- To dobrze… bo ja też lubię dorobić na boku.- odparła z wesołym uśmieszkiem rogata i spytała zaciekawiona. - A skoro jesteśmy przy temacie, to poplotkujmy o byłych szefach. Jak ekscentryczna była twoja?
- Jest rzeźbiarką magiem i specjalizuje się w … wyuzdanych rzeźbach. - Morgan westchnęła ciężko dając znać, że były przez to kłopoty.
- Acha…- zadumała się Frolica. - Czyli rzeźbi… gołe baby? Co w tym ekscentrycznego? Już myślałam, że ma prywatny loszek.
- Baby, facetów, grupki. W stali kształtowanej magią. Wypełnia tymi dziełami swoje korytarze i prezentuje gościom. - El wzruszyła ramionami.
- Brzmi ciekawie. - odparła z uśmiechem diabliczka coraz bardziej zainteresowana. - I dobrze płaci za stanie nago?
- Stanie? - Morgan wyszczerzyła się do Frolicy.
- No… na tym polega pozowanie. Nie mam racji?- zapytała zdziwiona pokojówka.
- Nie u niej. Jej nie zależy na zwykłej goliźnie. - Elizabeth pokręciła głową przecząco. - Lubi łapać akt.. ale nie statyczny.
- Och… no to nadal brzmi… intrygująco. - zadumała się rogata i wzruszyła ramionami.- Robiłam w życiu gorsze rzeczy niż macanie się na oczach innych.
- To zapytam. - Morgan uśmiechnęła się. - Ona jest spoko, to nie tak, że cię do czegoś zmusi, ale lubi gdy jest gorąca atmosfera, wtedy łapie te swoje natchnienie.
- Nie będę miała wielkich oporów… przed macaniem ciebie.- odparła zaczepnie Frolica.
- A byciem branym przez jej lokaja? - El zaśmiała się. - Ale powiem tak… płaci nieźle.
- Bywałam w gorszej sytuacji. - wzruszyła ramionami rogata. - Bardzo stary ten lokaj?
- Wprost przeciwnie. - Morgan westchnęła. - Niesamowity przystojniak.
- To… jakoś to… przeboleję… że mnie weźmie. Poświęcę się za odpowiednią cenę. - zamruczała lubieżnie Frolica.
Morgan zaśmiała się tylko i wróciła do posiłku. Była ciekawa co Duncan powiedziałaby na taką ofertę.
- Jakie masz teraz plany. Ja niby mam zakupy… ale mogą poczekać.- stwierdziła w zamyśleniu diabliczka również zabierając się za jedzenie.
El wskazała na leżącą na stole książkę.
- Mam dziś zajęcia. - Powiedziała cicho tak by tylko Frolica ją usłyszała. - A tak to brak większych planów.
- Powinnyśmy się zgadać na jakiś wspólny wypad. Wpadnij do mnie wieczorem. Zawsze będziesz mile widziana.- odparła wesoło rogata.
- Chętnie. Jeśli tylko gdzieś nie usnę. Miałam ciężką noc. - El zaśmiała się. - Dobra idę gdzieś poczytać. To do zobaczenia?
- Do zobaczenia.- odparła wesoło diabliczka machając dłonią na pożegnanie.
El opuściła stołówkę i ruszyła w kierunku poczty, a potem parku. Chciała poczytać gdzieś na uboczu by nie przyciągać niepotrzebnej uwagi. Miała świadomość, że nie powinna wchodzić głęboko w gęstwinę. Jedna taka wizyta ją nauczyła, a nie zawsze znajdzie się miły opiekun, który uratuje jej skórę. Swoją drogą dawno już nie widziała Diego. Ciekawe co u niego się działo.
Wkrótce dotarła do cichego i oddalonego od uczelni zakątka parku.
Usiadła tak by spoglądać na drzewa podczas lektury. Przez dość długi czas mogła czytać i uczyć się nie niepokojona. Potem jednak usłyszała szelest. Ktoś mijał jej kryjówkę.
Zamknęła książkę i rozejrzała się z zaciekawieniem. Niby nie robiła nic złego siedząc w parku, ale… zawsze było ryzyko że to coś, a nie ktoś.
Musiała nieco wynurzyć się ze swojej kryjówki, by zobaczyć skradającą się czarodziejkę w stroju... awanturniczym. A przynajmniej sądziła że się skrada robiąc tyle hałasu co pijany szczur w piwniczce.
Elizabeth wynurzyła się ze swojej kryjówki.
- Przepraszam… czy coś się stało?
- Aaaaa! - wrzasnęła niewiasta, potknęła, zaplątała się w własną spódnicę pokazując El całkiem ładną koronkową bieliznę na kształtnej pupie.
Po czym gramoląc się niezgrabnie wstała mówiąc pospiesznie.
- Nic się stało. Nie wiem o czym mówisz. Wszystko jest w porządku.
Morgan odeszła do niej i podała rękę.
- Chyba próbowałaś się skradać, prawda?
- Co? Skradać… skąd ten pomysł? Wcale się nie skradałam.- zaśmiała się dziewczyna próbując ukryć za humorem oczywiste kłamstwo.
- Dalej jest dość… niebezpiecznie. Jakiś czas temu próbowała mnie zjeść dziwna roślina. - Elizabeth wskazała w głąb parku.
- No… mnie nie zje… wiem gdzie idę.- odparła dziewczyna nerwowo poprawiając sukienkę i rozglądając się za kapeluszem, który spadł jej z głowy. - A co ty tu robisz?
El pokazała swoją książkę.
- Chciałam poczytać w ciszy. - Uśmiechnęła się starając się złagodzić swoje kolejne słowa. - Ale jeśli mogę coś doradzić, to zwykły marsz może iść ci ciszej niż skradanie się.
- Ja się nie skradałam.- tupnęła nerwowo nogą dziewczyna, po czym pochyliła się by pochwycić i podnieść kapelusz. Zakładając go na głowę upierała się przy swojej wersji. - Też przyszłam się uczyć w spokoju i w ogóle nie wiem o czym mówisz.
- No dobrze, przepraszam że chciałam pomóc. - El pomachała kobiecie planując wrócić w kierunku uczelni. Po tej nocy miała nieco dość dziwactw magów.
- Nie ma za co…- odparła niewiasta nerwowo się uśmiechając i ruszając w stronę przeciwną.
Elizabeth odczekała chwilę po czym ruszyła, skradając się za czarodziejką.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 19-04-2021, 07:24   #82
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Dogonienie i śledzenie młodej adeptki magii nie było trudne. Nie miała ona pojęcia o dyskrecji. Do tego, gdzieś w połowie drogi wpadła na głupi pomysł założenia obszernego płaszcza z dużym kapturem, który ukrywał jej tożsamość, ale i zaczepiał się o każde chaszcze. Przez co ją jeszcze bardziej spowalniał, dając El idealne warunki do jej śledzenia. Wkrótce dołączyła do niej druga zakapturzona osóbka mające te same problemy z płaszczem co ona.
El podążała dalej za nimi trzymając się na spory dystans i zerkając czasem na niebo migoczące między gałęziami. Wolała się nie spóźnić na wykład.
A ryzyko tego rosło z każdą chwilą. Niemniej wkrótce do dwóch zakapturzonych osób dołączyła trzecia. Szepcząc między sobą dotarły do niewielkiego ogniska, gdzie były kolejne dwa "kapturki". W tym jeden wyróżniający się, bo pozostałe były czarne… a ten jeden purpurowy.
- Wszyscy już są? - rzekł purpurowy, a pozostałe kaptury tylko kiwnęły. Jeden z nich odezwał się kobiecym głosem.
- Agnes dziś nie może.
Elizabeth przysłuchiwała się rozmowie skryta za krzakami i ukryta za pniem drzewa.
- Stańcie w kręgu i zaczynamy. - kapturki otoczyły ognisko gibając się na boki. Purpurowy sypnął w ogień jakiś sprawiając, że zapłonął on zielonymi płomieniami i zaczął intensywnie kopcić. Czarne powtarzały ciągle tę samą skomplikowaną mantrę, podczas gdy purpurowy wołał.
- Ma'ab przyzywamy cię. Przybądź. Objaw nam swoją prawdę. Daj nam swoją mądrość!
Morgan wyjrzała z zaciekawieniem z za krzaków, obserwując czy coś się pojawi.
Póki co, nic się nie zjawiało. Czarni trochę się niecierpliwili, zwłaszcza że zaśpiewy purpurowego robiły się nieco desperackie. Ma'ab najwyraźniej nie miał ocho…
~ A cóż to za wścibski mały ptaszek się tu zjawił? ~ El usłyszała melodyjny kobiecy głos… w swojej głowie. ~ Lubisz podglądać innych?
~ Bałam się, że zabiją się o te swoje szaty… kim jesteś?~ Morgan starała się zachować spokój odpowiadając w myślach.
~ To ja powinnam spytać KIM ty jesteś. ~ pod słodyczą głosu czuć było jakąś bezlitosną drapieżność.
~ Pokojówką, bardzo ciekawską osobą. Mówią do mnie El~ Morgan rozejrzała się po okolicy szukając źródła głosu.
~ Ciekawość to pierwszy stopień do dziewięciu kręgów, ale Piekło nie jest tak straszne jak je malują.~ słyszała w głowie, gdy rozglądając się zauważyła że " rytuał" chyba nie idzie wedle planu purpurowego. Czarne poczęły narzekać. ~ Będę się tobie przyglądać El, a teraz… masz chyba wykład, czyż nie?
~ Z przyjemnością cię poznam. Ma’ab, tak?~ El podniosła się cichutko i pochylona ruszyła w stronę uczelni.
~ Może…~ mruknął głos czerpiąc satysfakcję z niewiedzy czarodziejki.
~ Okrutna.~ EL wyprostowała się gdy już znalazła się za kilkoma rzędami drzew wyprostowała się i ruszyła szybszym krokiem. Długo miała wrażenie, że coś czai się za jej plecami, że jest obserwowana. Dopiero, gdy już opuściła park poczuła się lepiej. Ruszyła szybkim krokiem w stronę sali, w której miała mieć wykład z profesorem.


Niziołek już na nią czekał i powitał uśmiechem.
-Gotowa do egzaminu?
- Egza… - El zamarła zamykając drzwi. Miała dopiero jeden wykład… nie spodziewała się egzaminu. Jej dłoń mocniej zacisnęła się na trzymanej lekturze. - Egzaminu?
- No. Małego egzaminu przed wykładem. By sprawdzić czy przyłożyłaś się do nauki. Chyba wspominałem o tym. - zadumał się profesor i wskazał na kartkę. - Tu masz pytanie, ołówek jest obok i 15 minut na odpowiedź.
El usiadła zrezygnowana za biurkiem, teraz już nie było odwrotu, musiała napisać tyle ile pamiętała z czytanej po nocach i nad rankami książki.
Po piętnastu minutach profesor zabrał kartkę, przestudiował zapiski i wydał ocenę. - Nie najlepiej, ale i nie najgorzej… średnio. Widać że brakło panience czasu na czytanie. Ale jak na pierwszy raz jestem zadowolony.
Morgan odetchnęła.
- Niestety czytuję tylko wieczorami. Teraz miałam chwilkę w parku. - Morgan wskazała na leżącą na biurku książkę. - No ale tam… sporo chodzi ludzi.
- Z pewnością, ale wracając do tematu. Jaki aspekt naukowy, winniśmy poruszyć podczas obecnego spotkania? - spytał niziołek wyraźnie nie zainteresowany wątkiem parku.
- A czy istnieje możliwość by omówił mi Pan bardziej szczegółowo poszczególne okresy z dziejów naszego miasta, o których mówiliśmy ostatnio? - El uśmiechnęła się do wykładowcy.
- Oczywiście… więc wracając do początków. - niziołek zaczął od najciekawszej części. Od okresu pirackiej osady i bezeceństw z nim związanych: porwań, niewolnictwa, kultów dawnych bogów. Omawiać począł żywota słynnych kapitanów i wodzów pirackich, którzy nierzadko mianowali się tutejszymi królami. El wyciągnęła wepchniętą przed wyjściem z pokoju Almais kartkę, spomiędzy stron książki i sięgnęła po otrzymany ołówek by zrobić nieco notatek.
- To tak ogólnie. Masz jakieś pytania?- rzekł zadowolony z siebie niziołek kończąc tymi słowami wykład.
- Czy są ludzie, którzy oficjalnie mówią, że są spadkobiercami piratów? - Morgan odłożyła ołówek i spojrzała na nieco chaotyczne notatki.
- Nie wiem. Może? Nie zdarza mi się przebywać w tych kręgach… to znaczy marynarzy i piratów. Bycie spadkobiercą pirata nie przynosi żadnego zysku. Tytuły pirackie nie są uznawane, zarekwirowane majątki nie podlegają zwrotowi rodzinie pirata ani odszkodowaniom gdyż zostały uzyskane poprzez akt przestępstwa.- wyjaśnił niziołek. - Na pewno są wśród rybaków i marynarzy rody pirackie i być może pielęgnują pamięć o swoich przodkach, ale ja o żadnym potomku nie wiem. Ba, być może w tobie płynie piracka krew. Winnaś spytać rodziców.
- Na pewno by się nie przyznali gdyby tak było. - Morgan zaśmiała się. - Chyba… nie mam więcej pytań. Jestem bardzo ciekawa co działo się w mieście czyniąc je tym czym jest obecnie.
- Wiele dyplomatycznych przepychanek i prawnej batalii. Koniec pirackiego miasta oznaczał też koniec barwnych historii. - zaśmiał się profesor i dodał. - Niestety obecnie historię częściej kreują prawnicy a nie generałowie.
- Och… - Elizabeth przyjrzała się profesorowi. Ją ciekawiły nawet te mniej fizyczne przepychanki, ale czy profesor nie miał ochoty jej o nich opowiadać?
- Ale o tym… następnym razem porozmawiamy więcej.- rzekł ciepło niziołek.
Elizabeth przytaknęła ruchem głowy.
- Przyznaję, że jestem też bardzo ciekawa kiedy wykształciło się azjatown. To jest tak zupełnie inne miejsce. - Uśmiechnęła się podekscytowana do profesora. Mimo, że nie mogła poświęcić tej nauce całej swojej uwagi cieszyła się, że może poszerzać swoją wiedzę, tak jak i w zakresie magii.
- A to ciekawe zagadnienie. Oficjalnie ze sprowadzanych z kolonii na dalekim wschodzie ochotników. Tamtejsze ludy słyną z wyrafinowanych budowli, a trzeba wyrafinowania by postawić dwukondygnacyjne miasto. Więc konieczna była wykwalifikowana siła robocza… a tamci byli tańsi i bardziej chętni do zaczęcia od nowa. Nieoficjalnie… cóż, jest wiele teorii. Moja ulubiona to ta o ukrytym cesarzu. - odparł z uśmiechem niziołek.
- Opowie mi profesor o niej? - El nawet nie próbowała kryć zaciekawienia. Od ostatniej wizyty w Azjatown, ten obszar bardzo ja ciekawił.
- Trzeba ci wpierw wiedzieć o jednym. Krainy dalekiego wschodu otacza Wielki Jadeitowy Mur. Pomijając anachroniczne dziś, acz oczywiste funkcje obronne Mur blokuje wszelkie czary wieszczenia nie dając podejrzeć krain dalekiego wschodu. Wszystkie informacje są czerpane przez pośredników i tak naprawdę musimy wierzyć na słowo kupcom handlującym w faktoriach zbudowanych przy murze. To daje pożywkę różnym spekulacjom… między innymi o wygnanym cesarzu który zabrał swój lud i tu w New Heaven buduje nowe cesarstwo właśnie w Azjatown. - wyjaśnił profesor.
- W sensie… kupcy mówią, że cesarz odszedł? - Z jakiegoś powodu przed oczami El momentalnie pojawił się obraz pięknego, białowłosego mężczyzny. Choć on… nie był nawet właścicielem lokalu.
- Że został wygnany… poprzez intrygi, a może pokonany militarnie? - padła odpowiedź. - Dokładnie nie wiadomo, wszak to tylko teorie i domysły.
- Ale go tam nie ma, tak? - Elizabeth czuła jak zaczyna ulegać ekscytacji. Sama szansa, że tamten mężczyzna mógłby być cesarzem… tak nierealna, ale nadal bardzo ją to ekscytowało.
- Ma się ukrywać w sekretnym pałacu, gdzieś po Azjatown i stamtąd rządzić dzielnicą. A w przyszłości całym New Heaven. - wyjaśnił niziołek.
- Obecni władcy mogą nie być zadowoleni z takiej możliwości, prawda? - EL zanotowała na swojej kartce, krótkie słowo “cesarz”.
- Z pewnością nie będą…- zaśmiał się w odpowiedzi nauczyciel, a następnie dodał. - … ale to moja ulubiona teoria. Niekoniecznie najbardziej wiarygodna.
- A jakie są inne? - El uśmiechnęła się do niewielkiego mężczyzny.
- Choćby taka, że New Heaven jest nieoficjalnym miejscem zsyłki dla przestępców zza Jadeitowego Muru. I każdy mieszkaniec Azjatown ma przestępczy rodowód. - wyjaśnił niziołek.
- Och… to prawda ta jest dużo mniej ciekawa. - Elizabeth zaśmiała się cicho. - Choć jakoś ciężko uwierzyć by byli tam sami przestępcy.
- Bo to absurd… oczywiście, że Azjatown nie składa się z samych elementów kryminalnych.- machnął ręką mentor. - Niemniej jest to teoria, a prawdy chyba nigdy się nie dowiemy.
- Prawda ma zwyczaj wypływania w najmniej oczekiwanym momencie. - ELizabeth uśmiechnęła się ciepło. - Czy za tydzień też mogę zająć Panu czas?
- Oczywiście. Czasu akurat mam sporo. -stwierdził niziołek z gorzkim uśmiechem.
- Cóż.. dla mnie to tylko na korzyść. - Elizabeth zmieszała się nieco. Nie wiedziała jak wygląda życie profesorów na uczelni… nie licząc dość ekscentrycznej Almais.
- A więc następnym razem kolejny okres, tak? Więc póki co, nie ma szukać kolejnej lektury. - odparł zadowolony z siebie nauczyciel.
- Może uda mi się nieco więcej doczytać z tych co mam. - El wstała od biurka zabierając swoje rzeczy. - Bardzo dziękuję za dzisiaj.
- Nie ma za co. Cieszy mnie każdy student, który przykłada się do nauki. To niestety rzadkość w tych czasach. - odparł niziołek, a El… po raz pierwszy od jakiegoś czasu miała chwilę tylko dla siebie.
Morgan opuściła salę, żegnając się z profesorem i wróciła do pokoi Almais. Postanowiła sporządzić list do Duncan z pytaniem, czy mogłaby jeszcze kiedyś zapozować. Była ciekawa czy informacje, które uzyskała będą już wystarczające. Potem jeszcze napisała list do rodziny, że wszystko u niej w porządku, do Mel, że kolia była idealna i że nie może się doczekać kolejnego spotkania. Zaadresowała wszystko i ruszyła w kierunku poczty, planując potem wstąpić do Frolicy.


Na miejscu okazało się, że otrzymała list z miejscem i czasem spotkania, za dwa dni od dzisiaj. Żadnej innej informacji. Tylko podpis: Simeon.
Elizabeth poczuła jak jej serce zabiło mocniej. Gdyby tylko Simeon chciał by było z tego coś więcej…. Ale to nie był ten typ. Zapłaciła za wysłanie listów i ruszyła na spotkanie z Frolicą.
Diabliczka właśnie szykowała się na zakupy przebierając ze stroju pokojówki we własny. Nie była sama. Jej przebieraniu przyglądała się blondynka ubrana na szaro… ale bynajmniej nie szara myszka. Było coś przenikliwego w jej spojrzeniu i egzotycznego w jej urodzie. Jakoś… nie wyglądała na pokojówkę.
- Deidra… Elizabeth. Elizabeth.. Deidra.- przedstawiła je sobie nawzajem.
- Część. - Morgan pomachała nowej współlokatorce diablicy. - Idziesz na zakupy? Przejdziemy się razem?
- Cześć… Chętnie. - odparła Deidra przyglądając się bacznie nowo przybyłej.
- No to co planujecie kupić? Ja… głównie jedzenie i może coś do picia.- zaproponowała rogata.
- Ja podobnie. - El uśmiechnęła się do diablicy.
- Fajnie… więc ruszajmy.- odparła Frolica machając wesoło ogonem. - Ja gotowa, a wy?
- Ja tak. - przyznała Deidra wstając powoli.
- Ja bym tylko skoczyła po koszyk. - Elizabeth niepewnie spojrzała na trzymany list. - Zaczekacie na mnie?
- Jasne nie ma sprawy. Poczekamy przy bramie.- zaproponowała Frolica.
El przytaknęła i pobiegła do pokoi Almais by zostawić w skrzyni list i wziąć koszyk i przypasaną torbę. Na plecy narzuciła płaszcz i skierowała swe kroki w stronę bramy. Była ciekawa kim dokładnie była Deidra, bo nie wyglądała na kogoś kto dotychczas na życie zarabiał sprzątaniem.
Odpowiedzi na to pytanie z początku nie było okazji uzyskać. Z całej trójki to Frolica gadała najwięcej, wyraźnie zadowolona ze wspólnej wycieczki do sklepów Uptown. Cała trójka musiała złożyć się na jeden dylinżans, ale za to wynajęty na kilka godzin. No i było miło utknąć między Frolicą, a blondynką. Sama rogata zajęta była narzekaniem na niechlujstwo magów, a Deidra podpytywaniem współlokatorki o El. O sobie blondynka mówiła mało.
Elizabeth opowiedziała nieco o swojej poprzedniej pracy.
- A ty co robiłaś przed akademią? - Spojrzała z zaciekawieniem na blondynkę.
- Ja? - zmieszała się blondynka.- Pracowałam to tu to tam.. głównie w sklepach jako ekspedientka.
- Naprawdę? Moja mama szyję bieliznę. - El uśmiechnęła się do Deidry. - Jakieś konkretne sklepy?
- Nie z bielizną. - odparła zdawkowo Deidra. - Poza tym… żadnego nie mogłabym polecić.
- Tak bywa. - El zakończyła temat choć zżerała ją ciekawość i spojrzała na Frolicę. - To od czego zaczniemy?
- Od nudnego… kupowanie jedzenia, a na koniec wino. A potem… wpadniemy do karczmy?- zaproponowała rogata.
- Może być. - stwierdziła Deidra.
El też przytaknęła. Nie planowała kupować dużo, bo nie miała gdzie tego trzymać u Almais, ale jakieś owoce czy pieczywo na czarną godzinę mogły się przydać, ostatnio miała duże kłopoty by normalnie jeść.
Ich celem miał być targ żywności w Uptown. Znajdował się on w mniej reprezentatywnej części, bo miejscowi nie kupowali tu jedzenia. Robiła to za nich służba. Więc można było liczyć na całkiem dobre produkty w przyzwoitych cenach. Rogata od razu rzuciła się w wir zakupów, Deidra wydawała się lekko zagubiona i niezdecydowana przy niej.
El kupiła kilka owoców i kawałek chleba i spojrzała z zaciekawieniem na blondynkę.
- Może potrzebujesz pomocy? - Spytała przyglądając się dziewczynie. Deidra bardziej przypominała jej zagubioną szlachciankę, niż dawną sklepikarkę.
- E… niekoniecznie, ale skoro już proponujesz.- odparła Deidra uśmiechając się ciepło i z ulgą.
- Co lubisz jeść? Na uczelni przydaje się mieć coś na kolację i śniadanie. - Wskazała na kupiony przez siebie chleb. - My z Frolicą często kupowałyśmy sobie pieczywo, sery, czasem suszone mięsa, bo to może chwilę poleżeć.
- To właśnie lubię. Może nie za bardzo suszone.. tylko odrobinkę. I nie przepadam za serem. - zaczęła sobie przeczyć blondynka.
Elizabeth zaśmiała się cicho.
- A owoce? - Spojrzała z zaciekawieniem na blondynkę po czym wskazała stragan, na którym sama kupiła jabłka.
- Nie jadam za często.- ta machnęła ręką na owoce.- A ty które lubisz?
El wskazała na zawartość swego koszyka.
- Nie jadam nic wyszukanego. - Morgan rozejrzała się po targowisku. - Myślę, że nie musisz nic kupować jak nie masz ochoty. Jakby co na uczelni jest stołówka
- Jadłaś na niej?- spytała powątpiewająco Deidra zerkając na kręcącą się po straganach rogatą. - Niektórym to smakuje, niektórym idzie to w biodra i zadek… kuszący zadeczek. Ale nie mnie.
- Mi niezbyt tamto jedzenie smakuje, ale Frolica je lubi. - El uśmiechnęła się. W Deidrze było coś naprawdę dziwnego. - Obawiam się że też jestem z tych, którym jedzenie odkłada się w biodrach… ale na szczęście też nieco wyżej. - Przesunęła dłonią po znajdującym się na biuście gorsecie.
- Mhmm.. też kuszące miejsce.- skomplementowała blondynka zerkając następnie w dół. U niej się nie odkładało najwyraźniej. Ale za to była zgrabna niczym kocica.
- Ty jesteś bardzo zgrabna. - Morgan podążyła za Frolicą prowadząc Deidrę.
- Dzięki. - odparła z uśmiechem Deidra i jej spojrzenie podążało za rogatą, która czuła się w swoim żywiole.

Trzy kosze… z czego najcięższy należał do rogatej. Trzy kosze były niesione dłońmi pokojówek i wzdychaniem za mężami/narzeczonymi na których dałoby się zrzucić rolę tragarzy. Żadna z nich takiego nie miała jednak. El, jak wspomniała Frolica, była najbliżej tego miała jakiegoś chłopaka. Obciążone tak udały się do sklepu z winami,a przed wejściem do środka Frolica zarządziła naradę.
- No to musimy ustalić jakie kupić. Bo najlepiej zrzucić się na jedno dobre, niż na trzy cienkusze.
- To może załóżmy ile chcemy wydać? - Elizabeth uśmiechnęła się. Miała plan kupić jedno wino dla siebie, ale ona w sumie miała już pewne oszczędności. No i w sumie zakup mógł poczekać do dnia spotkania z Simeonem. Po krótkiej naradzie ustalono, że każda złoży się po 50$, takie wino było nadal dość tanie, ale i tak lepsze od portowego sikacza.
- To co? Ja pójdę kupię, czy wchodzimy razem? - El spojrzała na swoje towarzyszki.
- Może lepiej razem? - zaproponowała Frolica, a Deidra miała odmienne zdanie. - Wtedy długo nam zejdzie na wybieraniu.
El więc została języczkiem u wagi.
- Jak wolicie, wyboru pewnie jakiegoś niesamowitego nie będzie. - Morgan wzruszyła ramionami.
- Może być spory… ja pójdę. - stwierdziła Deidra zabierając gotówkę i wchodząc do sklepu. A gdy znikła w środku Frolica spytała zaciekawiona. - Co o niej sądzisz?
- Coś ukrywa, kłamie. - Elizabeth wzruszył ramionami. - Ale jest miła.
- Jest… trochę dziwna. - przyznała rogata i dodała łobuzersko. - Ale ładna.
- Bardzo. Choć daleko jej do ciebie. - Morgan mrugnęła do Frolicy i spojrzała na drzwi sklepu. - Mówiła ci coś o sobie?
- Niewiele. Że była sprzedawczynią w ekskluzywnych sklepach i że jej rodzice nie żyją. I tyle… nie chciała powiedzieć jakie to były sklepy. Zasłania się nieprzyjemnymi wspomnieniami. - wzruszyła ramionami diabliczka. - A co tobie powiedziała?
- Nie mówiła o rodzicach, ani jakie to sklepy, ale wiesz… mam takie dziwne przeczucie, że coś mi tu nie pasuje. - Elizabeth pokręciła głową, trochę by odgonić złe myśli. - Cóż...też nie o to chodzi by opowiadała wszystko o sobie, prawda?
- Z pewnością. - zgodziła się z nią Frolica. Tymczasem Deidra wyszła ze sklepu z butelką. - Charamay 1919. Dobry rocznik. Młode i tanie białe wino. To co teraz?
- Chyba trzeba by je wypić nim udamy się do karczmy. - Elizabeth uśmiechnęła się do blondynki.
- No tak… tylko gdzie… - zadumała się Deidra zakłopotana tą sugestią El, a rogata spytała. - Jakieś pomysły?
- Chciałyście kupić wino i nie miałyście pomysłu gdzie je wypijecie? - El zaśmiała się.
- Raczej zostawić na wieczór. - wtrąciła Deidra nieśmiało.
- To możemy je zostawić. - Morgan wzruszyła ramionami. - Mam się czuć zaproszona na noc?
- Jeśli wpadniesz… to przecież cię nie wyrzucimy? - rzekła figlarnie rogata.
- No dobrze… a o jakiej karczmie myślałaś? - Morgan przyjrzała się z zaciekawieniem diablicy.
- Takiej lepszej… z prywatnymi komnatami. - odparła z uśmiechem rogata.
- Trochę za drogo.- stwierdziła Deidra po namyśle.
- Chyba że w Downtown… kojarzę taką jedną. - El zamyśliła się.
- Na pewno będzie tańsza niż ta, którą wybrała Frolica.- stwierdziła blondynka karcąco zerkając na rogatą, która zawstydzona spojrzała w dół.
- Ja mam nieco oszczędności, ale wolałabym ich nie wydać w jedną noc… To co? - Spojrzała pytająco na swoje towarzyszki. - Zaprowadzić was do tej karczmy? Nie jest jakaś bardzo ekskluzywna, ale wieczorami są kabarety i jak teraz pójdziemy, może trafimy jakiś pokój z widokiem na scenę.
- Teraz nie bardzo jest wie…- zaczęła Deidra, ale Frolica już przejęła inicjatywę, chwytając obie przyjaciółki za ręce. - Na co czekamy? Do karocy!
- Dorożki. - sprecyzowała Deidra, a Frolica mruknęła. - Nie psuj nastroju faktami.
- Tak.. dorożka. - El zaśmiałą się i poprowadziła swoje towarzyszki w stronę postoju dorożek. - A co do kabaretów.. bramy są otwarte jeszcze chwilę po zmroku, możemy załapać się na pierwszy występ.
- A masz tyle czasu? - zapytała z niepokojem Deidra, gdy wsiadały do dorożki.
- Mam dziś cały wieczór dla siebie. - Morgan rozsiadła się wygodnie pomiędzy blondynka i diablicą.
Dorożka ruszyła i El poczuła pieszczotę na lewej łydce. Ogon Frolicy wślizgnął się pod spódnicę i wodził po pończoszce. Poza tym diabliczka udawała niewiniątko, a Deidra nieświadoma tych zdarzeń patrzyła na ulice które mijały.
Morgan oparła się wygodnie poddając się tej pieszczocie. Była ciekawa jakby na to zareagowałą Deidra. W sumie z zainteresowaniem patrzyła na diablicę gdy były na targu.
W tej chwili jednak Deidra była nieświadoma tego co się działo obok.
- Ładnie tam w tej twojej karczmie?- spytała wędrując spojrzeniem po kamienicach. Chyba nie bywała często w Downtown. A końcówka ogona rogatej muskała już udo El wyraźnie wijąc się pod materiałem spódnicy.
- Nie jest to coś spektakularnego… - El zawiesiła się czując ogon, coraz bliżej swego kwiatu. - hm… ale to… porządną karczma.
- Nie oczekuję spektakularności.- odparła w zamyśleniu Deidra, gdy milcząca diabliczka wodziła zaczepnie ogonem po bieliźnie czarodziejki, trącając przez materiał wrażliwy obszar.
- Yhym. - El powstrzymała rozkoszne westchnienie.
- To dobrze…- blondynka zerknęła w jej kierunku i zamarła zaskoczona. Tymczasem rogata delikatnie kąsać poczeła płatek uszny Elizabeth, mocniej napierając na majtki czarodziejki.
Blondynka się zaczerwieniła na twarzy i sapnęła.- Frolica ty nienasycona bestio… pohamuj się.
- Chyba się za mną stęskniła. - Morgan pozwoliła sobie na pomruk zadowolenia.
- No… to tak wygląda….- wybąkała blondynka patrząc jak kąsająca ucho diabliczka ściska pierś Elizabeth przez ubranie i pociera kobiecość szybkimi ruchami ogona.
- Froli...Frolico… - Elizabeth jęknęła i naparła biodrami na ogon diablicy. - Chyba… Deidrze… to nie odpowiada.
- A róbcie co chcecie…- machnęła ręką speszona blondynka, gdy ogonek diabliczki jedynie czubkiem zanurzył się w intymnym zakątku czarodziejki.
- A tobie?- oparła rogata wbijając ostre ząbki w szyję El.
- Ja… tęskniłam… - Elizabeth jęknęła głośniej, dłońmi chwytając się ławy dorożki.
- Widać nie bardzo… Deidro… rozepnij jej nieco koszulę.- mruczała lubieżnie diabliczka mocniej wsuwając ogonek między uda panny Morgan. Deidra coś marudziła, gdy rozpięła bluzkę i przez chwilę spoglądała na unoszące się w szybkich oddechu i uwięzione w gorsecie piersi. Nachyliła się po chwili i językiem przesunęła po skórze dekoltu El.
Z ust Morgan wyrwał się pomruk zadowolenia. Wierciła się na siedzisku chcąc mocniej nabić się na życzliwy ogonek zaś jedną z dłoni sięgnęła do piersi blondynki i ścisnęła ją przez materiał ubrania.
Ta pisnęła zaskoczona, ale nie uciekała do dekoltu El całując do delikatnie, a ogon brutalnie wdarł się do kobiecości czarodziejki, poruszany pożądliwie przez rogatą której język błądził po pokąsanej skórze panny Morgan.
El czuła jak zbliża się do szczytu. Jej dłoń miętosiła pochwyconą krągłość gdy ciało zaczęły przeszywać fale rozkoszy, po których przyszła tą jedna. Morgan jęknęła głośno dochodząc w objęciach dwóch kobiet.
- No to będziesz miała okazję pokazać tę tęsknotę w karczmie.- mruknęła rozpalonym głosem rogata opuszczając ogonkiem obszar ud czarodziejki.
- A chciałabyś, bym okazała? - El spojrzała na Frolicę zadziornie i niechętnie puściła pierś Deiry.
- No… na to liczę. Po co innego miałybyśmy wybierać prywatną komnatę.- odparła zadziornie diabliczka, podczas gdy blondynka starała się odzyskać spokój, po tej chwili słabości.
- Postaram się. - Elizabeth zaśmiała się. - Chętnie też odwdzięczę się Deidrze.
- Nie wiem za co masz mi się odwdzięczać.- odparła blondynka za sarkazmem kryjąc rumieniec.
- Myślę, że wiesz. - El uśmiechnęła się i wyjrzała przez okno. - Zbliżamy się.
- Zupełnie nie wiem o czy mówisz… ot tylko liznęłam. Ale możesz pokazać… więcej.- blondynka wymruczała ostatnie słowa ciszej, gdy się zbliżały do celu. Ale nie tylko one.
Także znana pannie Morgan miodooka i miodowłosa gnomka również szła energicznie w kierunku lokalu.
El szła ze swymi towarzyszkami licząc na to iż nie zostanie zauważona. Choć może...mogłaby opowiedzieć Marine cię o magu porównanie.
I wyglądało na to, że jej się to uda mimo że towarzyszki pann Morgan ( a zwłaszcza czerwonoskóra) ciche nie były.
“Belle Rose” było dość drogim przybytkiem, nawet jak na Downtown. Miał właścicieli gnomów i protekcję Cycione i był kolejnym przybytkiem do którego matka nie pozwoliłaby El odwiedzić. Była to tańsza i mniejsza wersja lokalu w którym występowała ciocia Fulli. I bardziej grzeczna. Ale nadal bardzo ekskluzywna. I pełna gości, nawet o tej porze.
W “Belle Rose” były panny i panowie negocjowalnego afektu, były stoły ruletką, byli szulerzy i byli awanturnicy którzy przepijali lub przegrywali zarobek.
El podeszła do baru. Słyszała o tym lokalu od dziewczyn z Pączka i kilku klientek matki. Mijała go też czasem załatwiając sprawunki w okolicy. Uśmiechnęła się do stojącego za barem mężczyzny.
- Czy znajdzie się pokój na piętrze, najlepiej z oknem. - Pamiętała, że tak Króliczek nazywała pomieszczenia z widokiem na scenę.
- Oczywiście… zakładam, że panny na kogoś czekają? Przygotować jakiś posiłek, trunki?- odparła mężczyzna z profesjonalnym uśmiechem.
- Nie czekamy. El uśmiechnęła się. To moje urodziny. - Skłamała płynnie. Chwilę dyskutowała o cenach za jedzenie i trunki i wybrała jakiś niewielki zestaw.
- Oczywiście. Loża numer 12. - barman przekazał pannie Morgan klucze. - Zamówiony posiłek będzie za 15 minut.
- Dziękuję. - Elizabeth zgarnęła kluczyk i pomachała do swoich towarzyszek by za nią poszły. Te ruszyły za nią rozglądając się ciekawsko na boki. Elizabeth poprowadziła je na schodki, a potem na piętro. Podeszła do drzwi oznaczonych odpowiednim numerkiem i je otworzyła.
- No to jesteśmy. Zamówiłam nieco przekąsek i tutejszą nalewkę, jest pyszna. - Morgan uśmiechnęła się do towarzyszek wchodząc do środka.
- Wygląda nieźle…- oceniła blondynka wchodząc pierwsza, a rogata dodała zerkając przez ramię na El. - Nie jest to “Figlarna Śrubka”, ale może być.
- Cóż… na Figlarną Śrubkę mnie nie stać. - Elizabeth zaśmiała się i wyjrzała przez okienko, które tutaj robiła za to czym była loża w teatrze. Tu jednak były okiennice na wypadek gdyby widzowie planowali robić coś innego.
- Pomarzyć zawsze można.- mruknęła diabliczka moszcząc się wygodnie w fotelu, Deidra usiadła w drugim, a El wodziła spojrzeniem po stolikach, przy których inni goście się posilali. Bo scena była akurat pusta.
Szukała wzrokiem znajomej, rudej gnomki, ale raczej nie spodziewała się, że ją znajdzie. Marina pewnie wynajęła lożę. O dziwo… myliła się. Gnomka siedziała przy stoliku w pobliżu loży. I to nie sama. Towarzyszyło jej diablę, ale takie które zdecydowanie różniło się od Frolicy. Po pierwsze było mężczyzną, po drugie był… olbrzymim mężczyzną o posturze orka wciśniętego w garnitur, duże rogi wystające spod gustownego kapelusza i potężne ręce zakończone pazurami dopełniały strasznego wyglądu.
Morgan wycofała się i dosiadła do swoich towarzyszek.
- Jakby co, oficjalnie świętujemy moje urodziny. - Wyszczerzyła się do diablicy i blondynki.
- Super.. to jak planujemy świętować?- zapytała rogata z wesołym uśmiechem.
- Na razie czekamy na przekąski i alkohol, a potem chyba miałam się komuś odwdzięczyć. - Elizabeth zaśmiała się ciepło.
- To prawda.- odparła lubieżnie Frolica, a Deidra mruknęła cicho.- Zawsze na kogoś możemy się złożyć.
- Już ci nie wystarczam? - Morgan zaśmiała się i wyjrzała przez znajdujące się obok okienko.
- Po prostu uważa, że nie starczysz na dwie.- zażartowała Frolica, a Deidra się napuszyła.- Wcale nie.
- Cóż bronić wam nie będę. - El oparła się łokciami o stół i podparła brodę na dłoniach, pozwalając by piersi ułożyły się na blacie stołu.
- Poradzimy sobie z tobą jaką przekąską.- oblizała się lubieżnie diabliczka przyglądając się prezentacji.
- Nie zważajcie na mnie.- mruknęła wstydliwie Deidra.
- Wolisz panów? - El spojrzała na nią z zaciekawieniem.
- Też.- rzekła Deidra cicho. - Lubię… też, a przede wszystkim lubię łóżko. Trochę mnie krępuje taki rozwój sytuacji.
- W dorożce jakoś się nie krępowałaś. - odparła żartobliwie rogata.
- Bo… bo… zaskoczyłyście mnie. - odparła speszona blondynka.
- Chętnie cię jeszcze raz zaskoczę. - Morgan uśmiechnęła się ciepło do Deidry.
- Tak... nie wątpię…- mruknęła Deidra mimowolnie zerkając na biust, a rogata dodała ze śmiechem.- Liczę na częste dziś zaskakiwanie.
- Na pewno zaskoczy was kabaret. - Elizabeth zaśmiała się przez co jej biust zafalował. - Tu nie ma tak wyszukanych pokazów jak w Figlarnej Śrubce.
- No… niestety. I pewnie nic odważnego aż do wieczora.- przyznała po chwili namysłu rogata, gdy El zerkając od czasu do czasu przez szybkę, dostrzegła Allurę wraz z towarzystwem koleżanek i kolegów wchodzącą do lokalu.
- Skoro tak myślisz, to na pewno cię zaskoczy. - Morgan nieco się zaniepokoiła. Zbyt dużo znajomych twarzy. Na szczęście jednak były w tej loży. Cóż pokazy w Belle Rose cieszyły się specyficzną renomą. Tak długo jak nie chciałeś dotykać mogłeś sobie obejrzeć wszystko dokładnie, a za odpowiednie pieniądze także podotykać.
 
Aiko jest offline  
Stary 19-04-2021, 07:28   #83
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Na razie usłyszały jednak pukanie do drzwi, a po chwili drzwi się otworzyły i posiłek na tacy został przyniesiony do stolika. Kelnerka postawiła go na stoliku przed fotelami. Dygnęła i zapytała.
- Czy to wszystko?
- Na razie tak. W razie czegoś iść do baru, czy machać przez okienko? - Morga uśmiechnęła się do kelnerki.
- Lepiej iść do baru.- odpowiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem.
- Jasne. To tak zrobimy. - Morgan sięgnęła do dzbanka z nalewką i rozlała ja do niewielkich naczynek.
Kelnerka dygnęła i z uśmiechem wycofała się do drzwi, zostawiając trzy pokojówki same.
- To co… za nas? Za spotkanie? - Elizabeth uniosła jedno z naczynek.
- Za spotkanie!- zgodziły się obie pokojówki biorąc czarki w dłoń i wychylając je jednym haustem.
Elizabeth także wypiła i poczuła jak mocny alkohol rozpala i nieco drażni jej gardło. Dopiero po chwili poczuła wiśniowy smak nalewki.
Gdy odstawiła kubek jej noga powędrowała do nogi diablicy i przesunęła stopą po łydce dawnej współlokatorki.
- Nie tracisz czasu co ?- zachichotała rogata nadal z kubeczkiem w dłoni sącząc trunek. Jej wzrok wędrował po ubraniu El i jednocześnie tym wzrokiem przyjaciółkę “rozbierała”.
- Mam ci dać jeszcze chwilę. - Stopa El powędrowała wyżej pod spódnicę diablicy.
- Ależ nie ma ku temu powodu.- mruknęła rogata rozchylając uda i pozwalając stopie El na dalsze zabawy.
- A nalejesz nam jeszcze? - Morgan uśmiechnęła się napierając stopą na bieliznę diablicy.
- Może lepiej… niech Deidra naleje.- sapnęła cichutko rogata wiercąc się na fotelu i odstawiając na bok pusty kubeczek drżącą dłonią. Deidra westchnęła i zabrała się za dolewanie, podczas gdy diabliczka wiła się lubieżnie na fotelu.
- Hm… tyle że tak.. niewiele widzi. - El zamyśliła się. - Usiądziesz przede mna na stole?
- Najpierw ty więcej pokaż…- odparła z uśmiechem Frolica wędrując spojrzeniem po El.- Ciekawe czy służąc nowej pani utuczyłaś się trochę.
- A czemu bym miała? - El pokazała jej język, ale zaczęła rozsznurowywać gorset by odsłonić swoje krągłości.
- Bo jesteś teraz nieco... wyżej od nas… teoretycznie.- zachichotała lubieżnie Frolica bezczelnie spoglądając na piersi panny Morgan, coraz bardziej widoczne. Także i Deidra zezowała w tym kierunku. Musiała być miłośniczką tych kobiecych krągłości.
Morgan zdjęła gorset i koszulę i poklepała stół przed sobą.
- Chodź tutaj diabełku. - Uśmiechnęła się lubieżnie do Frolicy.
Frolica wstała i podciągnęła spódnicę w górę odsłaniając przemoczoną bieliznę i zgrabne nogi. Podeszła do El prosząc.
- Pomożesz z majtkami?
- Jasne. - Morgan sięgnęła do bioder diablicy i zsunęła z nich przemoczoną bieliznę, palcami sunąc po czerwonej skórze.
- Podoba się to co widzisz? Bo nam bardzo.- mruknęła rogata zerkając na nagi biust Elizabeth. Cofnęła się i usiadła na stoliku odsłaniając całe swoje podbrzusza i uda. Deidra z wypiekami przyglądała się ich zabawie… szczególnie krągłym piersiom panny Morgan.
Morgan sięgnęła po pełne naczynie i powoli zaczęła lać jego zawartość na kwiat diablicy, do którego przywarła ustami.
- Figlarka…- jęknęła rozpalonym głosem rogata prężąc się i wijąc pod tymi pieszczotami. Jej kobiecość smakowała winem i pożądaniem. A jej dłoń leniwymi ruchami burzyła fryzurę.
Elizabeth nie odpowiedział nic spijając alkohol z kwiatu kochanki. Liżąc go i ssac namiętnie.
Jedna z nóg rogatej wylądowała na plecach czarodziejki, dociskając ją do podbrzusza. Rogata sapała rozpalonym głosem i pojękiwała. A Deidra obserwowała to zaciskając uda.
Gdy trunek się skończył, Elizabeth sięgnęła językiem wgłąb kochanki dłońmi mocno rozchylając jej uda.
- O to to to…- jęknęła rozpalonym głosem rogata czując jak pieszczota El wprawia jej ciało w drżenie i wicie się. Jej ogon owinął się wokół piersi kochanki i boleśnie ją ścisnął, gdy rozkosz powoli się w niej wzbierała. Do szczytu Frolica miała już niedaleko.
Elizabeth skorzystała z okazji by wsunąć palce w ciało kochanki i zacząć się nimi rozpychać.
- Fi… figl… aaa.- to przeważyło szalę o Frolica doszła z głośnym krzykiem.
Morgan wysunęła palce i oblizała je ze smakiem.
- Nie wiem kto tu jest figlarą. - Powiedziała uśmiechając się lubieżnie do kochanki.
- No ty… chyba. - wymruczała lubieżnie rogata patrząc z góry na Elizabeth i oblizując wargi zsunęła się w dół na El. Siedząc na jej kolanach objęła ją w pasie całując usta, szyję i piersi kochanki.
- Yhym… - Morgan zamruczała lubieżnie i zerknęła na Deidrę. - A ty na co masz ochotę?
- Na twoje piersi… i resztę ciała… pobawić się nim. - wybąkała wreszcie blondynka ulegając nastrojowi chwili.
- To jak Frolico, pozwolisz jej? - Morgan uśmiechnęła się do siedzącej na niej diablicy.
- I może dołączę.- wymruczała zsuwając się z kochanki.
- Mam zdjąć też dolną część garderoby? - El spojrzała na blondynkę.
- Wszystko… - mruknęła wstydliwie Deidra.
- To może zamknijcie drzwi na kluczyk. - Elizabeth wstała z krzesła i niespiesznie zaczęła zdejmować z siebie resztki garderoby, które jeszcze miała na sobie.
Deidra przyglądała się rozbierającej się pannie Morgan z wypiekami na twarzy, podczas gdy Frolica ruszyła do drzwi by je zamknąć. Morgan postawnowiła poćwiczyć sztuczkę, którą pokazała jej Mel, powtarzając ruchy przyjaciółki teraz przez blondynką.
Niewątpliwie skupiałą na sobie uwagę obu niewiast. Ich spojrzenia wodziły za dłońmi Elizabeth. Ich oddechy były ciężkie od pożądania.
W końcu czarodziejka stanęła przed nimi golusieńka.
- No to.. oddaję się w wasze ręce. - Powiedziała z uśmiechem, sama czując przyjemne podniecenie.
- Połóż się na stole…- zaproponowała lubieżnie Deidra wodząc wzrokiem po ciele El i dodała. - I pamiętaj. Żadnego dotykania.
- Ciebie czy mnie? - El usiadła na stole, a chwilę potem się na nim położyła.
- Niczego i nikogo.- mruczała Deidra z lubieżnym uśmiechem klękając nad leżącą czarodziejką. Zaczęła ją całować jedną dłonią namiętne ściskając lewą pierś panny, podczas gdy rogata nie mając ochoty pozostać biernym widzem poczęła masować uda czarodziejki.
- Sadystki. - Morgan zamruczała lubieżnie, ale dłońmi chwyciła się mocno blatu stołu.
- Odrobinę.- mruczała rozpalonym głosem Deidra zabierając za ugniatanie i ściskanie piersi El, jednocześnie wodząc po nich szczytach językiem, a diablica kąsała uda ząbkami.
Morgan zaczęła pojękiwać i pomrukiwać od tych pieszczot coraz mocniej zaciskając dłonie na blacie. Czuła jak z jej kobiecości zaczyna się wydobywać ciepła wilgoć.
Niestety nikt się ją nie zajmował, ogon rogatej spoczywał leniwie. Jej język wodził po ukąszeniach, paznokcie delikatnie muskały skórę. Deidra stanęła okrakiem i miętosiła piersi czarodziejki i jak ciasto na chleb w dzieży spoglądając pożądliwym wzrokiem na jej twarz.
Elizabeth leżała z rozchylonymi wargami z coraz większym trudem łapiąc oddech. Jej biodra zaczęły się poruszać i ocierać o stół, choć niestety nie przynosiło to upragnionej ulgi.
- Możesz obrócić się na bok? - poprosiła rogata, a Deidra stanęła po prawej stronie stołu czekając aż El to zrobi, by znów się nią zająć.
Morgan położyła się na boku, frontem do blondynki ciekawe czego teraz ma się spodziewać po kobietach.
Rogata uniosła nogę El i ułożyła ją na swoim ramieniu, przycisnęła swoje ciało do niej… ocierając się kwiatuszek własnym wilgotnym kwiatem i pomrukując leniwie.
A Deidra jedną ręką podwinęła suknię do góry, drugą zsunęła majki w dół do ud, odsłaniając swoją kobiecość i początek paskudnej blizny zaczynającej się na lewym biodrze. Powoli zaczęła dotykać palcami w intymnym miejscu, na oczach panny Morgan i zerkając na zabawy rogatej.
- Nie chciałabyś tam poczuć mojego języczka? - Morgan oblizała spierzchnięte wargi.
- Jeszcze nie… wkrótce…- szeptała rozpalonym głosem Deirda wodząc paluszkiem i pojękując, podczas gdy kobiecość rogatej “całowała” intymny obszar Elizabeth.
El z trudem powstrzymywała się by nie chwycić bioder diablicy i nie docisnąć do siebie. Wpatrywała się w kobiecość blondynki rozpalonym wzrokiem, ciekawe jak Deidra smakuje.
Na razie musiała obejść się smakiem. Deidra dysząc i pieszcząc siebie, spoglądała jak rogata wrażliwym miejscem ociera się o intymny obszar El pojękując. Była już blisko… tak jak i Frolica.
Elizabeth także była na granicy, choc chciałą też więcej… mocniej. Zaczynał ją przerażać ten ciągły niedosyt. Z piskiem i intensywnie Deidra doszła opryskując twarz El swoim pożądaniem. Dysząc lekko podeszła bliżej i dodała.
- Ttteraz możesz.
Morgan sięgnęła językiem do kobiecości blondynki, zlizując to co ta z siebie wylała.
- Milutko…- jęknęła rozpalonym głosem Deidra rozkoszując się pieszczotą, podczas gdy ocierająca się o jej kwiatuszek rogata zbliżała się do szczytu.
Morgan zatracała się w tej pieszczocie czując jak sama zbliża się do swojej granicy. Podobnie jak Deidra popiskując cicho i Frolica bezwstydnie ocierająca się o jej kobiecość. I właśnie diabliczka doszła pierwsza z głośnym jękiem. El doszła chwilę po nich i bezwstydnie opadła na stół łapiąc oddech.
Blondynka była zbyt blisko i dlatego okrakiem objęła stół ocierając się swoją intymnością o twarz czarodziejki… spragniona spełnienia.
Morgan objęła biodra Deidry i docisnęła wargi do jej kobiecości.
- Tak… tak… tak…- popiskiwała blondynka dochodząc, kiedy usta czarodziejki pieściły ją w intymnym zakątku. A gdy doszła Elizabeth posmakowała jej pożądania obficie. Morgan spijała je niespiesznie sama nieco odpoczywając po ostatnim szczycie.
Blondynka powoli zsunęła się ze stołu i opadła na fotel dysząc ciężko i oddychając leniwie. Morgan usiadła na stole i przeczesała włosy.
- To co . Przerwa na nalewkę i jedzenie?
- Na to wygląda.- odparła rogata wodząc palcami po udach nagiej czarodziejki, a Deidra tylko pokiwała głową.
- Pozwolicie, że się ubiorę? - Morgan upięła kosmyki, które uciekły z jej fryzury.
- No nie wiem… tak wyglądasz kusząco… a po co miałabyś się męczyć z ponownym rozbieraniem? - rogata przesunęła językiem po brzuchu czarodziejki. Deidra tylko chaotycznie skinęła głową zgadzając się… z którąś z nich.
- Niech będzie. - El zaśmiała się i zeszła że stołu. - Ale ty idziesz po więcej alkoholu.
- No dobra… możesz się ubrać. - lenistwo wygrało u Frolicy z lubieżnością.
- Daruję sobie zakładanie majtek. - Morgan mrugnęła do diablicy i zabrała za ubieranie się.
- No… rzeczywiście nie warto zakładać na razie.- odparła rogata siadając w swoim fotelu.- Jaka jest twoja nowa pani? Przyjemna i milutka jak Deidra, czy może taki diabełek jak ja?
- Hm… to chyba zupełnie inny typ. - Morgan zasznurowała gorset unosząc swoje piersi, skryte pod koszulą.
- Jaki?- zaciekawiła się Frolica.- Lubi bacik? Więzy?
- To by pasowało do ciebie. - El zaśmiała się. - Ona lubi eksperymenty… ostatnią miała jakąś narkotyczną maść. A poza tym jest bardzo delikatna.
- Do mnie nie. Do mojej pani.- wystawiła język Frolica.
- Yhym. - El uporządkowała swoje ubranie i rozlała resztę trunku.
- No to bierzmy się do jedzenia, zanim znów… nabierze nas ochota na figle.- rzekła wesoło rogata i zabrała się za posilanie się.
- A przeszła ci ochota na figle? - Elizabeth sięgnęła po kawałek pokrojonego sera.
- Nie.- odparła rogata z uśmiechem i spoglądając na czarodziejka przesunęła językiem po obrzeżach kubka. - A tobie?
- Nie. - El zaśmiała się i upiła nieco alkoholu czując jak zaczyna ulegać jego wpływowi.
- Ale kupiłabym nam coś przed występem. - Morgan wskazała na scenę widoczną z ich okna.
- To idź kup.- zgodziła się łaskawie Frolica, podczas gdy Deidra zabrała się za jedzenie.
Elizabeth chwyciła kawałek mięsa, zjadła go i dopiero wtedy wstała od stołu.
- Zaraz wracam. - Uśmiechnęła się do swych towarzyszek. - Nie rozrabiajcie za bardzo.
- Niczego nie obiecuję.- odparła ze śmiechem rogata, gdy El opuszczała ich lożę.


Morgan niespiesznie zeszła na dół rozglądając się i szukając wzrokiem gnomki. Była ciekawa kto też był jej towarzyszem.
Nadal tam byli, zajęci rozmową i planowaniem. Mieli rozłożone dokumenty i byli pogrążeni w nich, tak bardzo że nie zwrócili uwagę na zbliżającą się ku nim czarodziejkę. El zbliżyła się na tyle by zerknąć na dokumenty, ale nie podchodziła, miast tego wymijając rozmówców i ruszając w kierunku baru.
Wyglądało to na garść różnych portfolio; zdjęcia i dopiski bardzo drobnym i mało czytelnym pismem. Oboje coś planowali szepcząc między sobą. Gdy El podążała już do baru usłyszała cichy trzepot skrzydeł. I coś nale usiadło jej na ramieniu wbijając w nie pazurki, kruczy chowaniec Marinety.
Elizabeth pogładziła jego skrzydło i obejrzała się na Marinetę.
Gnomka i jej towarzysz spoglądali podejrzliwie na nią. Marineta przywołała ją do siebiekomentarz
Elizabeth podeszła do parki i skłoniła im się.
- Dobry wieczór. - Spojrzała pytająco na gnomkę.
- Nie umiesz się powstrzymać, co? - odparła żartobliwie gnomka. - Zawsze zerkasz tam, gdzie jej nie powinnaś. Może kolega powinien dać ci nauczkę?
Wskazała na masywne diablę.
- Cóż… jestem tu z koleżankami i szłam nam po alkohol… po prostu zwróciłaś moją uwagę. - El uśmiechnęła się do Marinety zadziornie.
- I co ja powinnam z tobą zrobić? - zadumała się gnomka, a diablę odezwało się głębokim barytonem. - To twoje nowe uszka na uczelni? Ładniutka.
- Trzymaj oba ogonki na wodzy. - odparła Marineta. - Nie zasłużyła na nie, jeszcze.
- Jeśli masz kartkę to mogę ci coś napisać. - El uśmiechnęła się niby filuteryjnie do gnomki. Niby była to okazja by przekazać wieści nie narzucając się Duncan.
Marineta podsunęła jej czystą kartkę, a przyglądający się diablik dodał. - Ona może się nadać, ma prezencję… odpowiedni strój i makijaż.
- Brak jej obycia i doświadczenia. Prawdą jest, że z pewnością nie brak jej śmiałości. - zamyśliła się gnomka. - I nie jest pruderyjna.
Morgan chcąc udawać przed innymi gośćmi, że podrywa siedząca przy stoliku parkę, nachyliła się mocno, nieco eksponując piersi i wypinając pośladki. Na kartce napisała:

“masażystka- Gregor Kasthiakis - pirotechnik”

Kartkę podsunęła przed gnomkę prostując się. Nie wiedziała o czym rozmawiali, ale najwyraźniej nie będzie jej to dotyczyło.
- Cóż… to skoro nie jestem pruderyjna, mogę sobie iść? - Spytała zerkając z zaciekawieniem na gnomkę. Wolała nie wspominać, że przed rodzicami cały czas udaje pruderyjną, ale też jak bardzo pruderyjna potrafiła nie być. Nie było wiadomo w co wpakuje ją tym razem Marineta.
- Tak. Tak. Możesz. - łaskawie zgodziła się gnomka i delikatnie machnęła palcami. - Później zostawię ci wiadomość w "Pączku"… może.
- Wiesz gdzie mnie znaleźć. - Elizabeth dygnęła, posłała jeszcze uśmiech diablikowi i oddaliła się w kierunku baru.
- Co podać? - spytał barman.
- To co wcześniej i do tego trzy kufle piwa. - El oparła się o bar i jeszcze raz zerknęła w kierunku gnomki. Była ciekawa do jakiej fuchy szukali człowieka. Wkrótce dostała zamówienie na posrebrzanej tacy, ale żadnych odpowiedzi. Te musiały chyba poczekać, aż Marineta uzna że jest gotów udzielić ich El.
Morgan cieszyła się, że przekazała wieści o magu i to musiało na ten czas wystarczyć. Rozkołysanym krokiem ruszyła na piętro, mając nadzieję, że zobaczą choć jeden występ nim przyjdzie im się zbierać.
Dziewczyny przez ten czas zdołały już uporządkować garderobę i wypić wszystko co zostało na piętrze. Z entuzjazmem powitały nową dostawę alkoholu.
- Nasza wybawicielka! - krzyknęła radośnie Frolica na widok trunków.
- Już jestem. Spotkałam znajomą. - El postawiła na stole tacę. - Wypijemy to i pewnie będziemy musiały jechać na uczelnię.
- Buuuuiu…- zaprotestowała rogata, ale Deidra dodała. - I tak już długo tu siedzimy.
- Cóż panie, wobec tego do dna. - El polała im wszystkim nalewki i jeszcze raz wyjrzała przez okienko, szukając wzrokiem Marinety i jej towarzysza.
- Do dna! - odparły głośno jej towarzyszki, a El zerkając przez okno nadal dostrzegała ich oboje zatopionych we własnych planach.
Wypiła duszkiem swój kubek i skupiła się na swoich towarzyszkach, wypytując je o to co ostatnimi czasy działo się w pracy. Resztę czasu spędziły więc na plotkach, a potem czas było wracać. Tylko razem, czy osobno. Frolica i Deidra były nieco pijane aczkolwiek nie na tyle, by trzeba było je prowadzić na uczelnię.
Niby wspominały coś o wspólnej nocy, ale El jak nigdy czuła, że powinna się wyspać. O dprowadziła je więc do budynku gdzie mieszkały pokojówki i sama ze swymi zakupami ruszyła do pokoju Almais.


Półelfka wróciła już z wykładów i zajęła się badaniem zebranych podczas wyprawy pism, w tym pomocy jej udzielała bibliotekarka Clarice. Obie uśmiechnęły się i pozdrowiły czarodziejkę. I powróciły do analizy rozrzuconych po biurku tekstów. Elizabeth pomachała im. Niestety obecność Clarice mogła jej utrudnić przepisywanie zaklęć do księgi. Niby mogła skorzystać z sypialni Almais, ale czy to by nie było podejrzane? Na razie postanowiła wziąć długą i ciepłą kąpiel.
Gorąca woda i olejki kąpielowe, tyle potrzebowało jej ciało do zregenerowania sił. Ile czasu zaś potrzebował jej apetyt do zregenerowania? Obecność Clarice przypomniała jej o dotąd nie do końca udanych próbach uwiedzenia jej. Morgan zaczęła się jednak pomału godzić z przegraną na tym polu i zastanawiała się czy po prostu nie zacząć traktować bibliotekarki jak przyjaciółki, bo jakby nie patrzeć była ona dobrą i ciepłą osobą, z którą szkoda by było stracić kontakt.
Cóż.. kąpiel upłynęła jej na rozmyślaniach właśnie, bo nic niezwykłego się nie wydarzyło. Z drugiej jednak strony dość miała niezwykłości w swoim życiu. Gdy już wyjrzała zza drzwi, Clarice nie było a Almais przebierała się w bardziej wygodny i więcej odsłaniający szlafrok.
- Cześć. - El przywitała się, stając przed gospodynią w dużo skromniejszym szlafroku przeznaczonym dla pokojówek.
- Clarice dopytywała się o ciebie subtelnie. I z rumieńcem na policzkach.- rzekła z uśmiechem półelfka.
- Och… - El zmieszała się nieco. - Powinnam ją odwiedzić… ale…
- Niecu trochę pocierpi. Czekanie zaostrza apetyt. - półelfka machnęła dłonią.- My mamy ważniejsze sprawy na głowie.
- Nie wiem czy pocierpi… - Elizabeth westchnęła. - Co mamy do zrobienia?
- Ja muszę zaplanować następną wyprawę. Jeśli poprzednia cię nie zraziła, to znów cię wykorzystam. - odparła z łobuzerskim uśmiechem półelfka.
- Nie zraziła. - El zaśmiała się. - Ciekawych masz studentów.
- Bardziej spodziewałam się, że zraziły cię okoliczności.- odparła żartobliwie Almais.
- Przyznaję, że wędrówka przez plan cienia nie była zbyt przyjemna. - El wydobyła ze skrzyni dwa zdobyczne zwoje planując je przepisać. Nieco niepewnie zerknęła na Almais. - Ja.. nie wiem czy powinnam się upominać, ale minął dzień mojej pensji.
- Aaaa… - zamyśliła się półelfka i podrapała po głowie. - No tak… zapłata. Wyleciało mi to z głowy. Już… zaraz ci zapłacę.
Ruszyła do szafki przy ścianie, otworzyła ją. A potem otworzyła mały sejf. Wyjęła z niego gotówkę i zamknąwszy sejf podeszła do panny Morgan.
- Oto twoje pieniądze. - wyjaśniła podając zapłatę El. Tyle samo ile zarabiała będąc pokojówką wraz z Frolicą.
Elizabeth przyjęła pieniądze.
- Za takie wizyty jak ta w palarni nie rozliczamy się dodatkowo? - Spytała bardziej się upewniając niż mając pretensje. Pieniądze schowała od razu do sakwy w skrzyni.
- Nie martw się. Stratna nie będziesz. Dałam ci parę zwojów nieprawdaż? - zapytała retorycznie Almais i pokręciła palcem. - Nie licz na podwyżkę pensji. Nie planowałam posiadania osobistej pokojówki i nie mam dodatkowych zasobów na zbyciu, by ci regularnie płacić. Dostaniesz to co ja dostaję od zarządu na twoje utrzymanie.
- Jasne. - El wzruszyła ramionami i zawiązała sakwę. Wolałaby zarabiać więcej ale cóż… przyjdzie jej więcej dorabiać na boku. - A czego spodziewać się po kolejnej wyprawie?
- Mniej figlowania mam nadzieję, choć pewnie portal będzie znów wymagał macania. - zaśmiała się Almais i wzruszyła ramionami. - Podążam ścieżką pewnego starożytnego kultu, które przeniosło swoją siedzibę do tego miasta. Nie wiem czy istniało w czasach piratów, ale na pewno zaistniało gdy ich czas przeminął.
- A masz podejrzenie czemu opuścili tamto miejsce? Byłam na wieży i zdawało się jakby okna były czymś w rodzaju portali, przez które spojrzeć można do innych światów. - El podniosła księgę ze swoimi zaklęciami i dwa zwoje planując je przepisać. - Czy mogę użyć twego biurka? Lub stołu?
- Oczywiście że możesz.- odparła łaskawie półelfka i dodała wyjaśniająć. - Część zmarła z różnych przyczyn, także ze starości. Część zaginęła w nieznanych okolicznościach. Reszta...według zapisków, przeniosła się do lub założyła nawet miasta na planie żądzy.
- Masz nadzieję, że podążając za nimi tam trafisz? - El ruszyła w stronę biurka półelfki.
- Taki w zasadzie mam plan. O ile na inne plany egzystencji dotrzeć jest stosunkowo łatwo, to plany powiązane emocjami, plan snów czy plan luster są o wiele trudniejsze do spenetrowania. Łatwiej podążyć czyimś śladem niż na własną rękę szukać drogi.- wyjaśniła beztrosko Almais.
Morgan usiadła przy biurku i rozłożyła przed sobą zwoje, księgę i przybory do pisania. Spojrzała potem na Almais. - Czemu go szukać? Masz tak namiętnych uczniów… masz kochanków.
- Ponieważ nikt nie zna drogi? Bo to sukces byłby dla mnie? Bo chciałabym zobaczyć tamten świat na własne oczy? Nie szukam nowych kochanków… nie muszę. Mam ciebie wszak…- mruknęła figlarnym tonem lubieżnie przygryzając wargę. - Nie o to w tym chodzi. To raczej moje małe marzenie, zobaczyć miejsce którego czerpiemy tę emocję. Owszem milej byłoby odkryć plan miłości, ale rzecz w tym że plany emocjonalne istnieją tylko w aspektach najbardziej pierwotnych. Strach, agresja, macierzyństwo… miłość nie jest pierwotnym aspektem, tylko żądza.
- Rozumiem. - Elizabeth uśmiechnęła się ciepło. - Przyznaję, że po tym co widziałam… też jestem coraz bardziej ciekawa. Nigdy nie spodziewałam się, że ktoś mógłby wykorzystać magię w ten sposób.
- Jest wiele różnych sposobów użycia magii. Niektóre wiążą się z mackami na przykład. Być może same natkniemy się na takie macki…- zaśmiała się ironicznie rudowłosa.
- Hm… mi magia służy ostatnio głównie do walki. - Przyznała cicho, zaczynając od rozwinięcia zwoju przyzwania. - Ale nieco żałuję, że nie mam jak bardziej jej zgłębić. Widząc ciebie, Davida… widzę, że jest ona jakby waszą pasją.
- Są różne zastosowania magii.- odparła z łobuzerskim uśmiechem półelfka.- O ile pamiętam pokazałam ci ostatnio takie jedno w łóżku, nieprawdaż? Gdy zmieniłam formę?
- Tak… to było bardzo podniecające. - El przyjrzała się Almais z zaciekawieniem. Była ciekawa co ta jeszcze skrywa w swym rękawie.
- Przyznajesz zatem że taka nauka na temat… no… zastosowań magii jest odpowiednią zapłatą?- zasugerowała z uśmiechem Almais.
Morgan zaśmiała się.
- Nie mam pretensji o to iż nie planujesz mi płacić więcej. Chciałam tylko wiedzieć na czym stoję jeśli chodzi o finanse. - Oparła się łokciem o biurko przez co piersi nieco mocniej wychyliły się jej że szlafroka. - Ty pracujesz tutaj, masz do czego dążyć w zakresie magii… ja muszę zadbać o to by za kilka lat mieć z czego żyć… no i gdzie.
- Nie jestem elfem… niemniej planuję żyć dość długo. Więc masz gdzie pracować i mieszkać przez ten czas.- mruknęła Almais wędrując wzrokiem po biuście El, acz nie chciała jej przeszkadzać w przepisywaniu zaklęć, bo zachowywała się zdecydowanie bardziej pruderyjnie niż zwykle.
- Dziękuję. Ja nie wiem jednak czy całe życie chciałabym być pokojówką. - El rozwinęła zwój i sięgnęła po atrament. - Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła cię ugościć jako gospodyni.
- Och… lepiej nie. Jestem okropnym gościem. Tylko bym cię wtedy wykorzystywała i molestowała. - zaśmiała się perliście Almais żartując.
- A ja bym mogła w końcu, w rewanżu, zaproponować noc w moim łóżku. - El przyjrzała się otwartej księdze planując jak wpisać zaklęcie.
- To zawsze możesz zrobić.- zachichotała Almais i przybliżywszy się do Elizabeth od tyłu przesunęła palcami po jej szyi. Pokusa okazała się za duża dla niej.
- Powinnam darować sobie przepisywanie zaklęć, co? - El spojrzała z zaciekawieniem na półelfkę.
- Nie. Nie przerywaj… zajmij się tym. Nie będę przeszkadzać. Po prostu później zapłacę ci jeszcze… w naturze. Jeśli masz ochotę. - odparła z uśmiechem Almais unosząc dłonie w geście poddania.- Może nawet jakiś twój kaprys będę w stanie spełnić?
- Nie wyobrażam sobie nie skorzystać z takiej propozycji. - El zaśmiała się i zabrała się za przepisywanie zaklęcia. Czuła się nieco dziwnie. To był pierwszy raz gdy pisała w tej księdze, widać było że jej litery są inne niż wujka.
Almais przyglądała się temu w milczeniu, od czasu do czasu rzucając sugestie i wskazówki pozwalające czarodziejce bezpiecznie dodać nowy czar do swojej księgi. Morgan korzystała z tych porad, starannie przepisując słowo po słowie, literę po literze każdą starannie kaligrafując.
- Masz ładny charakter pisma.- wyszeptała wprost do ucha półelfka przy okazji kąsając delikatnie płatek uszny El i wsuwając dłoń pod szlafrok czarodziejki, by delikatnie ścisnąć jej pierś palcami.
- Yhym… - Morgan z całych sił starała się skupić na zakończeniu zaklęcia.
Almais przerwała pieszczoty, by pokojówka mogła dokończyć swoje zadanie. Nie odsunęła jednak palców od pochwyconej krągłości. El wzięła głębszy wdech i skupiła się na przerwanej pracy. Półelfka zaś cierpliwie poczekała aż skończy. Elizabeth przepisała zawartość zwoju i poczuła jak ten traci swą magiczną moc. Odetchnęła z ulgą. Niepewnie spojrzała na drugi zwój znaleziony w pałacu tamtego kultu.
- Chcesz przepisać dziś oba? Mogę poczekać w sypialni aż skończysz. - rzekła cicho półelfka.
- Nie… jutro zajmę się drugim. - El zamknęła księgę. Obróciła się i uśmiechnęła do półelfki. - Masz na coś ochotę?
- Właściwie to ja wcześniej spytałam się o to ciebie.- zaśmiała się Almais splatając dłonie pod biustem, który bardziej napiął materiał szlafroka.
- Hm… no tak. - El zamyśliła się opierając łokcie na biurku, a na dłoniach podbródek. - Po tych ostrych zabawach chyba mam oc hotę na coś spokojnego… wiesz… by mnie ktoś wypieścił, wycałował, doprowadził. - Uśmiechnęła się filuteryjnie do gospodyni. - Ot nudy.
- Jakieś życzenia co do wyglądu owej osoby?- zapytała zmysłowo półelfka, nachylając się i całując delikatnie dolną wargę pokojówki.
- Clarice… - El zaśmiała się. - Lepiej nie.. może jakaś delikatna osóbka?
- Nie jestem tak dobra, by skopiować dokładnie wygląd innej osoby. - odparła z śmiechem Almais rozchylają szlafrok pokojówki. Nachyliła się i zaczepnie lizała sam szczyty piersi panny Morgan.
- To jakby co… też masz śliczną i delikatną urodę i wcale nie musisz się zmieniać. - El oparła się o krzesło odchylając do tyłu i eksponując swoje ciało.
- Skoro tak twierdzisz… ktoś inny określiłby mnie jako płaską, ktoś inny jako filigranową.- Mruczała cicho Almais i całowała szczyty piersi kochanki, ściskała delikatnie odsłonięte krągłości kucając między nogami El.- Jak ci się podoba taka forma zapłaty?
- Mam nadzieję, że to nie tylko spłata ale też czerpiesz z tego nieco przyjemności. - Elizabeth rozchyliła szeroko nogi robiąc miejsce dla półelfki.
- Pozostawiam tobie do ocenienia ten fakt.- przesunęła palcem po kobiecości delikatnie zahaczając o wrażliwy punkcik paznokciem żartując przy okazji. - Nie boisz się, że może wprost przeciwnie… że mogłabym, uczynić cię tylko moją. Znaleźć sobie jakąś wieżę na planie cieni, zamknąć cię w niej i przychodzić co noc, by rozkoszować się tobą?
- Teraz zaczynam się niepokoić skoro masz takie fantazje. - El zaśmiała się, a jej piersi zakołysały się przy tym. - Ciekawe czy ktoś by mnie szukał.
- Może... a może same taką księżniczkę odnajdziemy?- zadumała się półelfka i possała twardy karmelek jaki prężył się na prawej piersi pokojówki. - Krążą legendy, że jeden z rektorów zrobił sobie taki harem na Planie Cienia. Poszedł za to na wyspę… jeden taki harem odnaleziono, ale ponoć było ich kilka.
- Ojć… biedne dziewczyny. - Morgan aż się wzdrygnęła. - Sama myśl, że ktoś tam gdzieś tkwi i czeka… nieco straszne.
- I tak, i nie. Trzymał je w zawieszonej animacji podobnej do snu.- odparła półelfka schodząc językiem na brzuch pokojówki, a palcem krążąc po wrażliwym punkciku.- Możliwe że jakieś zdołamy uwolnić. Teoretycznie.
- Yhym… - El skupiła się na pieszczotach gospodyni. Obserwowała jej drobną buzię w okolicy swego łona, czując jak robi się tam coraz cieplej.
- Takie przebudzone i rozkojarzone… spragnione ciepła i gotowe się odwdzięczyć. Wręcz chętne ku temu… księżniczki. A może i książę się jakiś znajdzie.- szeptała lubieżnie Almais tańcząc językiem i wargami po skórze El i prowokująco muskając opuszkiem wrażliwy punkcik powyżej jej kobiecości.
- K...księżniczki? - Morgan miała problemy z koncentracją, jej ciało intensywnie reagowało na pieszczoty.
- Księżniczki i książęta...odwdzięczające się rozkoszą za ratunek.- mruczała zmysłowo Almais całując i brzuch czarodziejki i zanurzając ostrożnie dwa palce w jej kwiecie.
El jęknęła głośno. Jej rozgrzane ciało objęło intruzów i zaprosiło do wilgotnego wnętrza.
- T... tak. - Wymruczała ściskając swoje własne piersi.
- Chyba mnie słuchasz…- zachichotała cicho półelfka smakując kobiecość pokojówki językiem i leniwie zanurzając palce głębiej po to by je wynurzyć po chwili i posmakować.
- Yhym… uwolnić… seks… dużo seksu. - Morgan spoglądała na gospodynię bawiąc się intensywnie swymi krągłościami.
- Właśnie… to zawsze była zabawna myśl dla mnie. - odparła z uśmiechem półelfka. I spojrzała na Morgan dodając.- Plan Cienia może kryć w sobie wiele tajemnic. Co prawda większość z nich kończy się zębatą paszczą, ale…
Nie przestając leniwie poruszać palcami, pocałowała kobiecość pokojówki.
El jęknęła głośno z rozkoszy.
- Ostatnio w końcu odkryłyśmy coś… ciekawego prawda? Mocniej ? Szybciej? - zapytała… ostatnie pytania dotyczyły chyba ruchów palcami.
- Szybciej i mocniej. - Morgan rozchyliła szerzej nogi by ułatwić dostęp do siebie.
- I chyba to koniec delikatności.- delikatne ząbki ukąsiły udo panny Morgan, a palce zaczęły się poruszać energicznie tam i z powrotem, coraz intensywniej i gwałtowniej z każdym ruchem dłoni.
El nie była pewna ile to trwało, ale w końcu obwieściła swój szczyt okrzykiem.
- Ależ ja biedna się napracowałam. - rzekła figlarnym tonem Almais oblizując palce.
- Yhym… wydajesz się być… wykończona. - Morgan uśmiechnęła się ciepło do pólelfki, łapiąc oddech po szczycie.
- Bez przesady. Aż tak źle ze mną nie jest.- odparła z uśmiechem Almais wstając z podłogi i zerkając na pannę Morgan. - A jak z tobą jest?
- Wtuliłabym się w ciepłe, miękkie ciało i usnęła? - El wstała z krzesła na chwiejnych nogach. - Rozczarowałam cię?
- Tak.- odparła ze śmiechem półelfka. - Spodziewałam się więcej wigoru.
- Wykończyliście mnie w tym pałacu. - Morgan chwyciła dłoń gospodyni i poprowadziła ją do sypialni. - A ty na co masz ochotę.
- Nie przejmuj się tym. Dziś masz wolne w tej kwestii.- odparła żartobliwie półelfka.- W końcu poszalałyśmy wczoraj.
- Yhym… a utulisz mnie do snu? - El udała małe dziecko spoglądając na gospodynię.
- Pff…- półelfka wydęła usta niczym mała dziewczynka.- Rozpuściłam cię.
Po czym zrzuciła szlafrok z siebie i położyła się na łóżku.
- Chodź.
El także zrzuciła rozwiązany już szlafrok i wskoczyła do łóżka wtulając się w Almais.
- Dziękuję.
- Nie obiecuję, że będę grzeczna.- mruknęła półelfka kąsajac delikatnie szyję i ocierając wilgotnym podbrzuszem o pośladek panny Morgan.
- Okrutna… - El obróciła się i wsunęła swoje udo pomiędzy uda kochanki, napierając nim na wilgotny kwiat.
- Hej… podobn...oo.. byłaś zmęczona.- zamruczała rudowłosa delikatnie kąsając szyję swojej pokojówki.
- Yhym.. i tylko się przytulam. - El przywarła swoim ciałem mocniej do ciała gospodyni, bezczelnie przesuwając swoim udem po jej kwiecie. Uśmiechnęła się przy tym zadziornie.
- Ciekawy… - sapnęła cicho półelfka o cierając się biodrami o udo kochanki. - … sposób przytulania.
Ścisnęła delikatnie pośladek wbijając paznokcie w skórę pokojówki.
- Jest wtedy bardzo ciepło. - El przytuliła się, pozwalając gospodyni korzystać ze swojego uda.
- Baaardzo…. - szeptała rozpalonym głosem Almais coraz bliżej szczytu. Jej drobne ciało ocierało się leniwie o kochankę, drżąc coraz intensywniej.
El pozwalała jej na te zabiegi od czasu do czasu mocniej dociskając udo do kwiatu kochanki. Aż w końcu rozkosz wstrząsnęła drobnym ciałem półelfki i cichy jęk spełnienia wyrwał się z jej ust. Almais przytuliła się mocniej do El i chyba zasnęła.
El ucałowałają po po chwili wstała z łóżka. Postanowiła jeszcze przepisać jeden zwój nim pójdzie spać. Teraz już bez rozproszeń, gdy Almais spała w najlepsze.
 
Aiko jest offline  
Stary 03-05-2021, 19:52   #84
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Poranek zaczął się od dobijania się do drzwi mieszkania Almais. Głośnego i natarczywego i wściekłego.
- …- z ust Almais wydobył się pomruk z którego pokojówka nie zrozumiała nic. Więc półelfka na oślep trąciła stopą łydkę Elizabeth. - Nooo… otwórz.
Morgan podniosła się, owinęła szczelnie szlafrokiem i podeszła do drzwi wejściowych.

- Już… już… - Nie to mówiąc nie ziewając, otworzyła drzwi.
- A kim ty do licha jesteś?- takie słowa powitały El. Wypowiedział je ubrany w szykowny strój elf o złotych oczach, mimo że należał do najwyższej rasy był wzrostu pokojówki. - Gdzie jest Almais?
- Dzień dobry, jestem pokojówką Pani Almais. - Morgan z trudem powstrzymała ziewnięcie. - Pani jeszcze śpi, czy mam coś przekazać?
- Poko… przedtem były uczennice, teraz pokojówki?- rzekł z frustracją elf.- Szkaluje nasze dobre nazwisko swoim zachowaniem. Powiedz jej że Kyonel przyszedł.
Po czym ruszył, by wejść do środka.
- Proszę zaczekać w salonie. - Morgan przemilczała kąśliwą uwagę faceta, na którego gdyby chciała, mogłaby spojrzeć z góry. Wskazała stojący na środku salonu mebel i przeszła do sypialni Almais.

Po wejściu do pokoju gdzie spała gospodyni zamknęła za sobą drzwi. Podeszła do półelfki i delikatnie uszczypnęła ją w pośladek.
- Przyszedł Kyonel… i chyba planuję czekać aż wstaniesz. Pójść po kawę i jakiś poczęstunek?
- Kyo.. Kyo… ooo… szlag.- półelfka prześlizgnęła się po łóżku lądując za nim i chowając się między ścianą a łóżkiem.- Powiedz że mnie nie ma… że wyjechałam… że wrócę… jutro… albo pojutrze.
- Niestety już powiedziałam, że śpisz. Jak chcesz mogę powiedzieć, że zaczęłaś wymiotować, albo masz te kobiece dni i zwijasz się z bólu. - El wzruszyła ramionami i sięgnęła do skrzyni po ubrania by je założyć. Zerkała przy tym z zaciekawieniem na Almais.
- Uprze się by zostać… eeech… mój brat jest bardzo… uparty. Nie wyjdzie dopóki nie będzie miał okazji mnie zrugać. - westchnęła ciężko Almais i spytała Elizabeth. - Masz rodzeństwo?
- Cóż jest też nieuprzejmy i przystojny. - El zaczęła się ubierać. - Mam dwóch braci ale dużo młodszych.
- Współczuję. A on jest elfem. Czystej krwi. Nie to co ja. Według niego nie spełniam standardów rodziny. Wina ludzkiej krwi… - zaśmiała się cicho Almais. - Potrafi być miły kiedy chce. Ale skoro przylazł tak wcześnie, to nie planuje być miły.
- Nie ma czego współczuć. Lubię swoich braci. - El zasznurowała gorset unosząc skryte pod koszulą piersi i wygładziła brązową spódnicę. - Pójść po kawę i jakieś przekąski?
- Przestaniesz, gdy zaczną się tobą “opiekować” jak mój.- zamruczała ironicznie Almaias szukając szlafroku, a po jego znalezieniu dodała. - Bo ja jestem biedna i słabiutka półelfka, która nie poradzi sobie z niczym bez braciszka. Ech… najchętniej to by mnie wydał za jakiegoś ze swoich przyjaciół. Albo zamknął w wieży dla mojego dobra.
- Hm… Brzmi… Na swój sposób uroczo. Ja mogę nie dożyć wieku, w którym moi mogliby się mną opiekować. Mają po zaledwie 5 i 12 lat. - El uśmiechnęła się ciepło do Almais. - Przystojnych ma chociaż tych przyjaciół? - Dodała nieco żartobliwie.
- Tak… jeśli lubisz elfy. I sztywnych.- uśmiechnęła się Almais owijając szlafrokiem. - Ta jego nadopiekuńczość było miła gdy miałam 12- 16 lat… ale teraz mam już więcej. I tak... skocz po kawę i przekąski.
El zbliżyła się do półelfki.
- W sumie… Mężczyzna powinien być sztywny… W pewnym miejscu. - Dała jej całusa w policzek. - No to biegnę.
- Ale.. w sypialni… no i nawet tam musi być temperametny.- mruknęła na pożegnanie Almais, a El… była przekonana, że temperamentu akurat jej braciszkowi nie brakuje. Gdy wyszła, maszerował tam i z powrotem jak ogar gotowy rzucić się na ofiarę. Wręcz gotował od środka.
- I… co u niej?- rzekł od razu zerkając na El swoimi złotymi oczami.
- Pani Almais musi się ubrać i przyjdzie. Czy życzy Pan sobie coś konkretnego na śniadanie? - El pozwoliła sobie odpowiedzieć na nieprzyjemny ton krytycznie przyglądając się ciału brata gospodyni. Szczupłemu acz uśmięśnionemu. Nie był magiem. Nie dopatrzyła się oręża, acz opinający jego biodra aż prosił się o dopięcie rapiera, albo innego oręża. Niewątpliwie elf był członkiem elity, strój miał bowiem gustowny, elegancki i drogi. Almais musiała więc pochodzić z bogatej rodziny… przynajmniej od strony matki, albo ojca.
- Zdam się na twoją pomysłowość - odparł ugodowo elf szykując się pewnie na werbalny pojedynek z młodszą siostrą.
- Uważałabym na moją pomysłowość. - El dygnęła i ruszyła w kierunku drzwi. Słowo się rzekło i czas było zdobyć to śniadanie.


Udała się do uczelnianej kuchni, planując oczekując na śniadanie dla Almais zjeść coś samej w stołówce. Na miejscu jeszcze był mały ruch. Kuchnia dopiero szykowała posiłki. Naczelna półorczyca spojrzała z góry na El, ale udzieliła jej dostępu do spiżarki by sobie owoce wzięła.
- Naleźników nie będzie… omlety z owocami i słodką śmietanką.- zarządziła wypluwając każde słowo, poza “omletem” jakby to była obraza dla podniebienia.
- Wierzę, że i tak będzie przepyszne. - El uśmiechnęła się starając się załagodzić sytuację. - I do tego kawa.
- Taa… kawa będzie.- odparła półorczyca i wetschnęła.- Ludziska nie wiedzom co to dobra kuchnia.
Po czym zabrała się do roboty, w błyskawicznym tempie szykując omlety z owocami i kawę.
Mogła nie lubić nietłustego jedzenia i pogardzać nim, ale potrafiła je przyrządzić.
Elizabeth skorzystała z okazji by napić się kawy dla służby i udać się do magazynku po owoce. A wybór tam miała szeroki. Uczelnia miała dobrze wyposażoną spiżarkę. Magowie dbali o swoje podniebienie.
El wybrała kilka rodzajów owoców, banany, jabłka, ale też winogrona i daktyle, które rzadko spotykała na targu. Z wypełnioną miską wróciła do kuchni by odebrać tacę z resztą zamówienia.
Posiłek czekał już na nią gotowy. Pachnący smakowicie i kuszący do posmakowania. Czemu służba czegoś takiego nie dostawała, zamiast serwowanego przez szefową kuchni maratonu smalcu i słoniny.
Morgan podziękowała i ruszyła ze wszystkim do pokoi Almais. Wmawiała sobie, że orczyca karmiła służbę tym co sama lubiła. Faktem też było, że Frolicy to smakowało, co zaś do samej El… wiedziała że będzie to jeden z głównych powodów dla których jak najszybciej opuści uczelnię.


Szybkim krokiem dotarła do pokoi Almais ciekawa co też tam się dzieje. Zapukała delikatnie, ale weszła nie czekając na odpowiedź. Nie otrzymała odpowiedzi, bo sądząc po odgłosach nadal się kłócili.
Otworzyła drzwi i zamknęła je za sobą.
- Mam śniadanie i kawę. - Powiedziała spoglądając na rodzeństwo.
Oboje siedzieli naprzeciw siebie. Ona nadąsana i naburmuszona. On poważny i również z ponurą miną.
- Tak nie może dalej być siostrzyczko. Zabraniam ci wyruszać na twoje wyprawy badawcze. To niebezpieczne i dobrze o tym wiesz. - rzekł władczo. - Martwisz naszą matkę.
El podeszła do stojącego między nimi stolika i ustawiła na nim jedzenie, owoce i kawę. Nachylała się przy tym mocno eksponując swój dekolt, wyjątkowo nie dlatego, że planowała kogoś skusić, lecz że nie miała jak inaczej. Nalała obojgu kawy, a dla Almais od razu posłodziła ją i dolała mleka, tak jak pólelfka lubiła. Stanęła obok czekając na polecenia.
- Jestem dorosła i duża. Od fortuny rodzinnej odcięłam się dawno.- przypomniała Almais i zabrała się za jedzenie. - Skąd wiesz o mojej wyprawie. I nie próbuj mnie znów zbywać dygresjami… znowu uwodziłeś moje uczennice, by wybadać co u mnie.
- Myślisz, że zniżyłbym się do tak niskich zagrań. - odparł elf na moment tylko rozproszony widokami.
-Myślę że tak. - odparła z przekonaniem w głosie Almais, a Kyonel kontynuował niewzruszony.- Nie jesteś aż tak dyskretna jak sądzisz. W końcu narobisz sobie kłopotów siostrzyczko. Skoro ja się dowiedziałem, to ktoś inny też może.
El widząc, że nikt jej nie wyprasza podniosła swoją księgę wypożyczoną od Clarice i usiadła z boku by poczytać. Kątem ucha przysłuchując się rodzeństwu. Nie była pewna czy widziała Kyonela ostatniego wieczora w kabarecie. Tam niby miał szansę uwieść tą właściwą uczennicę.
Mógł tam być, acz El nie przypominała sobie, by widziała go tam. Z drugiej strony akurat Allurze i jej towarzystwu nie poświęciła uwagi. Kłótnia wygasała powoli, brat wyrażał swoje opiekuńcze zapędy prośbami i żądaniami, a Almais się ostentacyjnie buntowała.
- Co z matką?- zapytała w końcu.
- Bez zmian.- odparł cicho Kyonel i uśmiechnął się. - Mogłabyś ją odwiedzić.
- Może to uczynię wkrótce.- dodała enigmatycznie Almais.
Ta uwaga sprawiła, że Morgan oderwała się na chwilę od lektury i przyjrzała rodzeństwu uważnie. Kyonel mimo iż opryskliwy nie wydawał się jej być złą istotą. Naprawdę pasował do typu nadopiekuńczego brata.
- Elizabeth… odprowadź mojego brata do wyjścia z uczelni.- rzekła na koniec posiłku Almais.- Mam dużo do zrobienia i on też. I ty też.
- Oczywiście. - Morgan odłożyła księgę i wstała ze swojego miejsca. - Czy pozwoli Pan ze mną?
- Tak.- odparł Kyonel wstając i jeszcze zwracając się do siostry. - To nie koniec. Nie możesz tak po prostu udawać że nie łączą nas więzy rodzinne. My też nie możemy.
El podeszła do drzwi i je otworzyła czekając na elfa.
Mężczyzna wstał od posiłku i podążył za pokojówką.
- Panie przodem. - rzekł uprzejmie.
- Jeśli nie będzie Pan uciekał. - El uśmiechnęła się i ruszyła przodem, prowadząc gościa Almais w kierunku wyjścia z budynku.
- Nie planuję uciekać. Nie tym razem. - odparł elf podażając za pokojówką bez pośpiechu.
- Przyznaję, że wolałabym nie musieć Pana łapać. Tym bardziej że park wokół uczelni jest… specyficzny. - El szła przodem kołysząc przy tym biodrami. Miała całkiem dobry nastrój, podczas dysput rodzeństwa udało się jej nawet przeczytać kilka akapitów.
- Mam tego świadomość. Park jest słynny ze swoich.. roślinek.- odparł z kwaśnym uśmiechem. - Nie chciałbym tam przebywać bez broni.
- Nie polecam. - El przytaknęła i uśmiechnęła się do elfa ponad ramieniem gdy już opuścili budynek i ruszyli w stronę bramy. - Zaskoczył mnie Pan. Pańska siostra zawsze zdawała mi się bardzo świadomym i silnym magiem. Osobą, o którą raczej martwić się nie trzeba.
- Ta drobinka? Ona tylko taką udaje. To delikatny kwiat o który należy dbać.- ocenił Kyonel zerkając na El. - Tym bardziej że lubi się pakować w kłopoty, a ja nie zawsze zdążę na czas, by ją z nich wyciągnąć.
- Pozory potrafią bardzo mylić proszę Pana, ale to Pan pewnie wie. - El wzruszyła ramionami. - A Pani Almais… na tyle na ile udało mi się ją poznać ma wiele rzeczy poukładanych w głowie i dba o swoje bezpieczeństw
- Ja wiem że ona potrafi zauroczyć. I ma czym… ale nie daj się zwieść.- odparł elf ironicznie. - Moja mała siostrzyczka zwykła przeceniać swoje siły niestety.
- Tak długo jak ma obok mnie, zadbam by nic się jej nie stało. - Morgan spojrzała na Kyonela zadziornie.
- To urocze… naprawdę.- odparł elf i westchnął.- Ale nic wam się nie stanie tak długo, jak ja będę mógł was ochronić.
No tak… dla niego była pokojówką. A one nie są szczególnie groźnym przeciwnikiem.
- Obawiam się, że dopilnujemy by Pan się nie dowiedział, że coś robimy. - Morgan zaśmiała się cicho. - Pani Almais wyraźnie nie chce, by Pan mieszał się w jej sprawy.
- Jak zwykle zresztą. Ale gdy narobi sobie kłopotów, to jak myślisz do kogo biegnie. - zaśmiał się elf i odsłonił nieco szyję… pokazując El bliznę na niej.- To pamiątka po kłopotach w jakie się wpakowała.
El zatrzymała się i spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Co takiego się stało?
- Almais jest dość ekscentryczna… i potrafi mieć cięty języczek jeśli się ją zirytuje. Pewnie nigdy jej takiej nie widziałaś, bo trzeba naprawdę zaleźć jej za skórę. Są elfy które to potrafią. A ja… musiałem bronić jej honoru i zdrowia. - odparł Kyonel cicho. - I cóż.. udało mi się, choć nie bez szkody na ciele. Tamten jednak jednak wyszedł gorzej z tego pojedynku.
Elizabeth podeszła do elfa i spojrzała na ranę z zaciekawieniem. Stanęła blisko lecz tylko by skusić lecz nie zaniepokoić.
- Znam cięty język Almais. - Uśmiechnęła się tajemniczo. - Lecz… chyba dogadujemy się. .
Nieco niepewnie sięgnęła do kołnierzyka mężczyzny nie dotknęła go jednak.
- A jednak… mimo jej niechęci do elfów.. tych kłopotów… starasz się ją wtłoczyć w ten świat. Czemu?
- Och… wspomniała o moich propozycjach, co? To tylko sugestia pójścia na randkę z dobrze ułożonym mężczyzną. - burknął elf.- Od tego świat się nie zawali. No i nie wszyscy moi przyjaciele to elfia elita. Jest świat poza nią…
Spojrzał w oczy El zapytając. - Planujesz rozkochać ją w sobie i zagarnąć dla siebie?
- Nie. Związki nie są wygodne, a już szczególnie z magami, którzy mają nadopiekuńczych braci. - Morgan zaśmiała się. - Pani Almais ma swoje życie i to szanuję.
- A ja się staram wynajdywać takich, którzy potrafili by spojrzeć przez palce na łóżkowe wybryki mojej siostry. Przynajmniej te z niewiastami. - westchnął ciężko elf.
- Obawiam się, że "te z niewiastami" to nie jest wystarczająco. - Morgan mrugnęła do Kyonela. - Pytanie czy skoro szukasz wybrank a dla siostry, masz już kogoś dla siebie? Bo czy nie taka powinna być kolejność? Najpierw dać przykład, a potem namawiać?
- Mam narzeczoną… formalnie. - odparł Kyonel i wzruszył ramionami. - Dobrani zostaliśmy przez nasze rodziny i dobrze dogadujemy się. Kiedyś za nią wyjdę, ale póki co… oboje korzystamy z wszelkich owoców życia.
Morgan zamyśliła się wpatrując się w złote oczy elfa.
- Muszę przyznać, że to całkiem wygodne. - Powiedziała po dłuższej chwili. - Ja niestety ci nie pomogę. Szanuję wybory Pani Almais tak jak ona moje. - Uśmiechnęła się ciepło do elfa.
- Nie wątpię… acz wolałbym wiedzieć w co się pakuje, żeby móc jej pomóc zanim będzie za późno. - odparł Kyonel. - Zależy mi na niej.
- Rozumiem lecz nic ponad to iż się nią zaopiekuję, obiecać Panu nie mogę. - Morgan poklepała elfa po ramieniu. Była ciekawa jaki temperamencik miał w łóżku, jednak… chyba i tak sprawiał swą ciekawością zbyt wiele kłopotów.
Obróciła się i ruszyła dalej w kierunku bramy.


Pożegnał się z nią machnięciem ręki i udał w przeciwną stronę, a czarodziejka przemierzając placyk wkrótce dotarła do budynku, w którym pomieszkiwała i po krótkiej wspinaczce po schodach dotarła do mieszkania Almais. Sama właścicielka obecnie pluskała się w wodzie biorąc relaksującą kąpiel, sądząc po odgłosach z łazienki.
El zamknęła drzwi od mieszkania półelfki i przeszła do łazienki.
- Masz uroczego brata. - Powiedziała stając w progu.
- Już zdołał cię zauroczyć? Uważaj…- pogroziła palcem Almais.- … podstępna z niego bestyjka. Potrafi szeptać słodkie słowa do uszka i podpierać je czynami.
- Chyba uznał, że wolę kobiety i był nad wyraz grzeczny. Wiesz gadanie o narzeczonej i tak dalej. - Morgan przysiadła na rancie wanny. - Do tego jest kłopotliwe ciekawski, a wiesz, że to dla mnie niewygodne.
- Tylko jeśli chodzi o moje interesy to jest ciekawski. Twoich tajemnic nie będzie wyciągał.- Almais przesunęła spojrzeniem po El i dodała z uśmiechem. - Acz nie miałabym nic przeciwko, gdybyś ty wyciągnęła jego sekreciki.
- Mamy umowę pamiętasz? Ja nie mówię o twoich sprawach, a ty mam nadzieję o moich. - Morgan wzruszyła ramionami. - Co? Chciałabyś mnie zobaczyć w łóżku ze swoim braciszkiem?
- Byłby to gorący widok…- zaśmiała się Almais muskając palcami swoje drobne piersi.- Niewątpliwie bardzo… rozpalający. Nie kuś mnie do takich szalonych pomysłów. Zresztą nie zamierzam cię do niczego zmuszać. Gdyby jednak mój braciszek się wygadał przy okazji, to… wiesz… ja nie mówię o twoich sekretach, ty o moich… ale sekrety mojego Kyonela, nie są ani twoje ani moje, nieprawdaż?
El zanurzyła dłoń w wodzie i chlapnęła w półelfkę.
- Mały zbereźnik z ciebie… ale twój braciszek nie był mną zainteresowany. Nawet szkoda bo jestem ciekawa jak zmienia się jego spojrzenie gdy budzi się w nim łóżkowa bestyjka. - Morgan wstała z wanny. - Napiłbym się waszej kawy, to co dają na dole jest okropne.
- Mój braciszek był grzeczny, ale nie był niezainteresowany tobą. Dopytywał się o ciebie, gdy cię nie było. O to kim jesteś, jakie łączą nas relacje… co lubisz…- odparła lisio Almais spoglądając na czarodziejkę. - Mogę mu zasugerować że zgodziłabym się na… podwójną randkę.
- Byłby zachwycony gdyby cię z kimś umówił. - Morgan zaśmiała się. - Był też ciekaw czy nie planuję cię uwieść i zagarnąć dla siebie.
- Uuuu… teraz i ja jestem ciekawa czy twoje plany wobec mnie są tak śmiałe. - odparła ze śmiechem półelfka. - Choć przecież obie wiemy że wpadła ci w oko pewna bibliotekarka.
Morgan uśmiechnęła się nieco smutno.
- Stąpam po bardzo cienkiej linie ostatnimi czasy… nikogo nie pociągnę ze sobą na dno, a już szczególnie kochanej Clarice.
- Stąpasz po cienkiej linie już od dawna. - przypomniała jej półelfka, opierając się dłońmi o wannę i opierając podbródek na dłoniach.- Tak jak ja… może rzeczywiście pasujemy do siebie.
- Twój braciszek byłby rozczarowany, ma dla ciebie tak dobrych kandydatów, podobno niektórzy nawet akceptowaliby twoje skoki w bok z kobietami. - El spróbowała zmienić temat. Jednak związki… szczególnie stałe jakoś bardzo ją niepokoiły.
- Och… nie odwracaj kota ogonem. - odparła uśmiechając się szeroko Almais. - Tak tylko powiedziałam. Nie planowałam wcale wciągnąć cię w romans ze mną. Zresztą nie nadaję się na obiekt westchnień… przy moich badaniach wymagających… ezoteryczno-erotycznych rytuałów.
- A jednak skusiłabyś się na podwójną randkę? - El nachyliła się nad wanną eksponując swoje piersi przed gospodynią. - By zobaczyć jak Kyonel rozbiera mnie wzrokiem, by usłyszeć moje i jego jęki za ścianą? Czy chciałabyś podglądać?
- Cóż…- zarumieniła się Almais i zerkając na bok. - Widok cię migdalącej się z Allurą w piwniczce, też był… podniecający. Z pewnością… byłoby to równie rozpalający co niepoprawny widok.
- Cóż… - El specjalnie rozpoczęła kwestię tak jak Almais. - Czwartek wieczór mam wolny. Specjalnie dla ciebie mogę nie zamknąć drzwi.
- Łobuz z ciebie… niepoprawny łobuz.- odparła ze śmiechem rudowłosa. Zamyśliła się dodając. - Naprawdę chcesz bym podglądała twoje figle?
Teraz to El się zarumieniła prostując się przy okazji.
- To… podniecające. Czuć… wiedzieć, że ktoś patrzy. Wyobrażać sobie jak ten ktoś sięga do swego krocza i tak jakby się przyłącza.
- Przyznaję, że ciężko będzie… trzymać rączki grzecznie przy sobie. - zachichotała rudowłosa.
- Do tego to przyjemne gdy tym obserwatorem jest ktoś atrakcyjny. - Morgan mrugnęła do półelfki. - Ech… nakręcam się.
- Cóż… cieszę się że widzisz mnie atrakcyjną. Będziesz oczekiwała zwrócenia tej przysługi? I zobaczyć mnie… z kimś? - zapytała żartobliwie półelfka.
- Jeśli tobie też to się podoba. - Morgan zaśmiała się. - To jednak… coś bardzo nieprzyzwoitego, prawda?
- Mniej niż to czym kusisz ty. Twoje rodzeństwo jest deczko za młode dla mnie. - odparła ze śmiechem półelfka. - Poza tym… i tak pewnie dojdzie do sytuacji, gdy dołączymy moich uczniów do wspólnej zabawy we czworo. Pewne są… bardziej nieprzyzwoite rytuały.
- Cóż ślicznie wyglądałaś w objęciach pewnego swego ucznia. - Morgan uśmiechnęła się zadziornie. - A skoro o nich mowa… może warto by ich sprawdzić. Kyonel skądś się dowiedział o naszej wyprawie.
- Allura mu wypaplała.- westchnęła Almais i pokręciła głową. - Cóż poradzić… lepiej jemu niż komuś innemu.
- Trzeba będzie uważać, chyba że chcesz braciszka zabrać z sobą na wyprawę. - El spojrzała na półelfkę z zaciekawieniem.
- Pff… zdarzało mi się brać. Ale przy tych okazjach, okazywał się strasznie nadopiekuńczy. No i wolałabym by nie wiedział, gdzie tym razem się wybieram.- zaśmiała ironicznie rudowłosa.
- A jak tam nasze plany? Rozważałam spróbować dziś nieco dorobić. - Morgan oparła się o ścianę obserwując Almais.
- Nie będę cię dziś zatrzymywała.- odparła z uśmiechem Almais. - Figle są przyjemną zapłatą, ale rozumiem że twarda moneta kusi bardziej. Dziś muszę zająć pracą dydaktyczną i może wieczorem trochę poplanuję, ale następna wyprawa jest dopiero w fazie obmyślania jej.
- Za twardą monetę, może kiedyś nabędę ten mały butik. - Morgan mrugnęła do Almais. - To co… może teraz grzecznie posprzątam po naszych figlach?
- Proszę bardzo… nie będę cię powstrzymywać… tym razem. - odparła wesoło półelfka. - Choć kusi mnie sprawdzić czy rozpalę twoje zmysły wizją mnie podglądającą twoje igraszki.
Morgan uniosła powoli swoją spódnicę, pokazując wilgotną bieliznę. - Już ci się udało.
- Mhmm… to sprzątanie poczeka.- zaśmiała się półelfka po prostu sięgając i zsuwając majtki El w dół. Sięgnęła językiem muskając prowokująco kobiecość panny Morgan.- Pewnie pieściłby cię najpierw, a potem pochwycił mocno docisnął i posiadł jak dzika bestia dysząc głośno i całując drapieżnie.
Morgan zacisnęła dłoni na swojej spódnicy i klęknęła cicho.
- B… bestyjka z niego. - Wymruczała cicho, poddając się pieszczotom.
- Mhm...pieściłby ciebie… zerwał szaty… wielbił piersi… a ja bym patrzyła.- mruczała półelfka liżąc intymny zakątek, a i sama dotykając siebie jedną dłonią, sądząc po chlupocie dochodzącym z wanny.
- Jestem ciekawa… na łóżku… przy ścianie… chciałabym widzieć jak na mnie patrzy. - El czuła jak zbliża się do szczytu.
- Z pewnością … by patrzył… pomiędzy… pocałunkami… -szeptała rozpalonym głosem Almais pomiędzy muśnięciami języka.
- I… i… ty też… - El z coraz większym trudem panowała nad swym głosem.
- Nie oderwę oczu…- szeptała cicho rozpalonym głosem Almais, chlupiąc coraz głosniej. - Ani na moment.
Morgan doszła z cichym okrzykiem oparta o ścianę.
A Almais obserwowała to z lubieżnym uśmiechem i hałasując głośno w wannie. A po chwili przymknęła oczy i sama dotarła na szczyt z głośnym jękiem.
- Może już.. pójdziesz… sprzątać.- wysapała po wszystkim.
- Okrutna. - El nachyliła się i ucałowała Almais. - Biorę się do roboty.
- Bierz… masz trochę sprzątania, a ja niestety mam wykład. - odparła ironicznie półelfka.
- Szkoda, że nie mogę się na nim pojawić. - El westchnęła ciężko, poprawiając swój strój.
- Nie próbuj nawet. Lepiej w tych sprawach zachowywać dyskrecję. - stwierdziła Almais.
- Jak kiedyś się włamię, to nie będę ci mówić. - Morgan uśmiechnęła się ciepło.
Półelfka spojrzała przez ramię. - Ale to nie ja jestem twoim problemem, tylko inni… którzy mogą cię zauważyć. Przyłapanie skończy się co najmniej wyrzuceniem z pracy i uczelni.
- Wiem… dlatego jestem grzeczna i sprzątam. - Morgan sięgnęła do szafki gdzie schowane były sprzęty i środki do czyszczenia.
- Jakoś nie bardzo wierzę w tą grzeczność. - odparła ze śmiechem Almais.
- Powiedziałam grzeczna, nie przyzwoita. - El zaśmiała się napełniając wiadro wodą. - Ale… chciałabym się nauczyć więcej o magii.
- Praktyka jest najlepszą nauczycielką. - stwierdziła wymijająco Almais i wzruszyła ramionami. - Poza tym ja nie uczę magii, moje wykłady dotyczą innych wymiarów i planów egzystencji.
- O tym może też powinnam się dowiedzieć skoro po nich wędrujemy? - El zabrała się za mycie podłóg.
- No i się dowiesz zwiedzając je. Moi uczniowie, w większości, nie mają okazji się przekonać. - odparła Almais wodząc wzrokiem za pośladkami El.
- Och zabierzesz mnie na plan ognia… i powietrza. - Morgan spojrzała zadziornie na półelfkę.
- Oba są bardzo niebezpieczne. - odparła Almais wystawiając język.
- Tak podejrzewałam, ale... nadal chciałabym o nich coś wiedzieć. - Morgan myła powoli podłogę w salonie.
- Tooo dużo tekstu, a mało wiedzy. - odparła półelfka i zamyśliła się. - Dla ciebie ważną kwestią będą plany przechodnie. Te są trzy… Plan Cienia, Plan Astralny i Plan Eteryczny. Który brzmi najbardziej interesująco.
- Czemu to mało wiedzy? - El spojrzała na gospodynię z zainteresowaniem na chwilę przerywając sprzątanie.
- Bo większość to teorie i hipotezy oparte na poszlakach, mało jest twardych faktów. Badanie planów wymaga potężnej magii. I jest niebezpieczne. Sama chyba pamiętasz naszą ucieczkę przed mastifami, prawda? - przypomniała Almais.
- To prawda… - El zamyśliła się i wróciła do mycia podłóg.
- Przestrzeń astralną, bada się za pomocą astralnych projekcji, co jest w miarę bezpieczne… w miarę. - oceniła Almais po krótkim namyśle. Po czym wynurzyła się z wanny i zabrała za wycieranie ręcznikiem. - Ale nawet przy projekcji nikt nie nurkuje w głęboki astral. To niebezpieczne… można zaginąć na zawsze.
- Badałaś tak przestrzenie astralne? - El obróciła się ponownie do gospodyni chwilę obserwując jej ciało.
- Tak. Parę razy, za pomocą pomniejszej projekcji… To jednak sposób mało satysfakcjonujący dla mnie… i w dłuższej perspektywie: bezużyteczny. - wyjaśniła półelfka nieświadoma tego spojrzenia.
- Czemu? Nie można doświadczyć, tego czego doświadczyliśmy na ostatniej wyprawie? - El wróciła do przerwanej pracy wychodząc do salonu.
- Pomniejsza projekcja pozwala dostać się tylko na plan astralny. Nie dalej. Nie można z astralu w takiej formie przejść do innych miejsc. Nawet jeśli znajdzie się portal, naturalny bądź sztuczny. - odparła magiczka z łazienki.
- Czyli nie moglibyśmy skorzystać z tego portalu, co ostatnio? - El myła podłogę w zamyśleniu. - Ale jednak… jestem bardzo ciekawa jak wygląda taki plan ognia.
- Ogniście… spłonęłybyśmy tam żywcem. - stwierdziła sceptycznie Almais wychodząc z łazienki. - Nie znam czarów używanych w takich wyprawach.
- Rozumiem. - El czuła podskórnie, że też bardzo chciałaby je poznać. - A te pieczęcie… na jak długo wystarczą?
- Przypuszczam, że na kilka użyć każda. Więc trzy… cztery wyprawy? - oceniła Almais w zamyśleniu.
Morgan przytaknęła ruchem głowy. Czyli… nieprędko spotka tamtego pięknego mężczyznę. Cesarza jak go już sobie nazwała w myślach.
- Jeszcze nie wiem czy akurat udamy się na plan cienia, równie dobrze możemy na astralny. Wszystko zależy od wyników moich badań nad zebranymi na ostatniej wyprawie tekstami. - przyznała półelfka.
- Rozumiem. To dobrze… te pieczęcie były drogie, prawda? - Morgan zerknęła na Almais.
- Dość kosztowne, ale to akurat nie problem. Rzecz w tym, że są rzadkie do zdobycia. Miałam szczęście że się o nich dowiedziałam i zdołałam kupić. - przyznała rudowłosa upinając pukle i kierując się do sypialni.
- Tak…. Tamto miejsce jest specyficzne. - El wróciła do mycia podłogi. Była ciekawa czy jej podejrzenia chociaż ocierały się o prawdę.
- Czy ja wiem? Dość często robię tam interesy.- zadumała się Almais.
- Może nie nawykłam do widoku upalonych mężczyzn i kobiet, korzystających z kobiet w specyficzny sposób. No i ta dziwna gra… - Morgan zamyśliła się kończąc myć podłogę w salonie.
- Też nie mam pojęcia na czym ona polega. - odezwała się półelfka z sypialni.
El przeszła tam z mopem by i tam posprzątać.
- Ja jestem ciekawa czy dałabym radę się jej nauczyć.
- Żeby zagrać? Z pewnością. Żeby wygrać, wątpię. To jest nielegalne kasyno. Ostatecznie nieliczni wygrywają. - oceniła Almais.
- Ale oni grywają w to też chyba na ulicach… z resztą…. Jestem po prostu ciekawa zasad. - Morgan kontynuowała swoją pracę.
- Zapytaj Clarice o książkę. Dział etnografii również nie jest oblegany przez studentów. - odparła z uśmiechem półelfka.
- Ooo dobry pomysł, spytam przy okazji co u niej. - Morgan przytaknęła z uśmiechem.
- Z pewnością z chęcią z tobą porozmawia na różne tematy. - zaśmiała się wesoło Almais ubierając.- No i… wspomnieć mojemu braciszkowi o ewentualnej podwójnej randce?
- Tylko jeśli masz na nią ochotę. - El zaśmiała się nie przerywając pracy. Odwiedzi Clarice, potem skoczy gdzieś na obiad, weźmie strój na zmianę i uda się do Johnsona… choć przez to zamieszanie miała przygotowane złe zaklęcia… cóż… może potrzebuje włamywacza.
- Nie mów tak. Nie rzucę cię na pożarcie mojemu braciszkowi, jeśli zamierzasz się dla mnie poświęcać. Nie potrzebujemy tu męczenników. - odparła naburmuszonym magiczka.
- Oj toż sama widziałaś jak reaguję na tą wizję. - El zetknęła na Almais. - To bardziej pytanie czy ty chcesz się poświęcić, spędzając czas z jakimś jego znajomym.
- Znając mojego brata, z pewnością będzie przystojny.- odparła półelfka i zachichotała.- Może raczej powinnam się bać, czy ty nie skusisz ku sobie obu? Mój biust jest prawie nieistniejący… a twój kusi.
- Mogę założyć strój z wysokim kołnierzem. - Morgan pokazała półelfce język. - Twojego brata bardziej będzie kusiło by mnie rozebrać.
- Mhmm… mnie by kusiło też. - zachichotała Almais udając się do wyjścia. Przy drzwiach rozejrzała się.- Zrób tu porządek i… co tam pokojówki zwykle robią. I masz wolne do nocy.
- A… mogę do rana? Jeśli będzie wyprawa pewnie skończymy po zamknięciu bram… nie chce znów przemykać obok strażników. - El zostawiła mopa i podeszła do łóżka by zmienić pościel.
- Dobrze… ale pobudka w takim razie ma być ekstra. Oczekuję kuszącego stroju i pieszczot i… być może wykorzystam cię z pomocą magicznych zabawek… albo i zwykłych.- odparła “złowieszczo” rudowłosa.
El zaniemówiła na chwilę.
- No… dobrze. Postaram się. - Uśmiechnęła się do półelfki.
- Bo jeszcze uwierzę, że taka niewinna jesteś. - zamruczała na pożegnanie Almais.
El pomachała jej i wróciła do przerwanej pracy… wyuzdany strój. Czy miała w ogóle coś takiego. Westchnęła przykładając się do pracy i planując zajrzeć do Clarice po wcześniejszym skropienia się perfumami.
Robota zajęła jej czas do południa i El trochę zgłodniała. Niemniej bez wsparcia Almais jedynym dla niej wyborem, było tłuste żarcie szefowej kuchni.
Postanowiła mimo to zajrzeć do Clarice. Kto wie może wybierze się z nią na posiłek gdzieś w okolicy uczelni.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 18-05-2021, 07:48   #85
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Clarice o tej porze można było spotkać tylko w jednym miejscu, w bibliotece. I tam też El się udała. Istniała też duża szansa, że tam również jest pora obiadowa, więc Clarice będzie mogła zejść ze swojego posterunku. Morgan zajrzała do biblioteki, ściskając w dłoniach swój zakupowy koszyk i szukając wzrokiem znajomej okularnicy.
Clarice dostrzegła ją pierwsza i pomachała wesoło. Właśnie ustawiała oddane przez uczniów książki na regale.
- Część, byłam ciekawa czy nie miałabym ochoty na wspólny obiad. - El podeszła do bibliotekarki przyglądając się jej z zaciekawieniem.
- Och… z przyjemnością.- odparła radośnie Claric i dodała zmieniając temat.- Profesor bardzo chwali twój entuzjazm dla wiedzy.
- Bardzo ciekawie opowiada, żałuję tylko, żenię mam więcej czasu by się przygotowywać na jego zajęcia. - El zaśmiała się. - Och i miałam do ciebie jeszcze jedno pytanie, poza obiadem, czy w bibliotece jest coś o grze w mahjonga? To azjatycka gra. Byłam jej ciekawa.
- Myślę że w dziale etnograficznym znajdą się jakieś opracowania.- zawahała się Clarice i zapytała zaciekawiona wyraźnie. - A skąd wiesz o takiej grze?
- Byłam niedawno w Azjatown i widziałam jak grano w nią na ulicy. - El uśmiechnęła się. - To co idziemy na obiad nim ci się przerwa skończy?
- Oczywiście… chodźmy.- Clarice wzięła Elizabeth pod ramię i zaprowadziła do pomieszczenia w którym zdarzyło im się całować pierwszy raz. Tam był posiłek dla bibliotekarek, którym Clarice chciała się ochoczo podzielić. Niestety, było też towarzystwo w postaci dwójki podwładnych Clarice, obecnie ciekawsko zerkających na Elizabeth.
- O… tu macie posiłki? Planowałam cię porwać do miasta. - Morgan uśmiechnęła się i spojrzała na pozostałych. - Część, jestem El.
-Hej… - odpowiedziała odważniejsza z nich, brunetka o bardziej krągłych (acz nadal smakowitych kształtach), jej towarzyszka o bardziej mysiej urodzie tylko coś szepnęła pod nosem.
- No… jak my wszyscy. Was też przecież karmią, prawda?- zapytała retorycznie Clarice. I owszem, karmili… ale to co miała do dyspozycji bibliotekarka i jej podwładne, wyglądało apetycznie i egzotycznie.
- Niby tak… ale czegoś takiego nigdy nie jadłam. Nasze dania są proste i tłuste. Głównie to drugie. - Pokojówką westchnęła. - Dlatego regularnie jadę zjeść gdzie indziej.
- Rodzinna kuchnia Gracji. - wskazała Clarice na myszowatą dziewuszkę. - Podrzuciła przepis do kuchni, więc robią od czasu do czasu.
- Wygląda przepysznie, nie chciałabym jednak by wam zabrakło. - Morgan spojrzała niepewnie na bibliotekarkę.
- Nie rozumiem, czemu miałoby zabraknąć?- zdziwiła się Clarice słysząc tą wypowiedź.
- Nie wiem ile zjadacie. - Morgan zaśmiała się.
- Nie aż tak dużo. - zaperzyła się Clarice czerwieniąc się ze wstydu.
Morgan odstawiła swój koszyk.
- Wobec tego chętnie się przyłączę.
- Byłby problem, gdyby pracował z nami mężczyzna…- Clarice nabrała najpierw dużą porcję El, a potem mniejszą sobie. - … wtedy rzeczywiście trzeba było dużo. Ale obecnie żaden nie pracuje.
- Pewnie wtedy przygotowano by wam więcej. - El zaśmiała się i dosiadła do stołu. - W bibliotece nie pracuje żaden mężczyzna?
- Pracował jeden, ale… za bardzo rozpraszał mi podwładne. Były incydenty. - mruknęła enigmatycznie Clarice zabierając się za posiłek. Podczas gdy dwie podwładne przyglądały się im. Ta bardziej zaokrąglona zerkała na El jak kotka na tłustą mysz.
El zabrała się także za jedzenie.
- A to nie tak, że teraz może je rozpraszać dowolny uczeń? - Morgan spojrzała na Clarice z zaciekawieniem.
- Albo Almais… jak się jej nudzi i jest w okolicy. - westchnęła ciężko i sarkastycznie bibliotekarka i spytała z troską. - Ciebie aby przypadkiem nie obmacuje zbyt natarczywie, co?
- Jest bardzo zapracowana, w sumie niewiele się widujemy. - El wzruszyła ramionami, ale po chwili dodała. - Ale to nadal Almais.
- Przemówię jej do rozumu następnym razem! - Clarice rzekła z gorliwością w tonie głosu, a także nutką zazdrości.
- Oj wybacz jej… jednak to ona powiedziała mi, że o mnie pytałaś i pozwoliła tu przyjść tutaj. - El mrugnęła do bibliotekarki.
- Nie jesteś jej własnością. Nie musisz pytać o pozwolenie w takich sprawach. - oburzyła się Clarice.
- Nie… ale mogę mieć wolne popołudnie, albo nie. - Morgan zaśmiała się. - Większość pokojówek jeszcze pracuje, jak pewnie wiesz.
- No tak. Przepraszam za mój wybuch. - speszyła się Clarice.
- Nie ma problemu, wiesz...na swój sposób mi miło. - El zabrała się za jedzenie korzystając z gościnności bibliotekarek.
- Możesz wpadać kiedy chcesz. Wybronię cię przed Almais. - dodała ciepło Clarice.
- Myślę, że nie musisz. Ona naprawdę się o ciebie bardzo troszczy, wiesz? -Morgan przeżuła nieco. - To przepyszne.
- Zawsze możesz dołączać do nas w porze posiłku. - kusiła nieświadomie Clarice.
El nachyliła się do jej ucha.
- Miło by było zjeść tylko z tobą. - Powiedziała cicho.
- Mm… może kiedyś nadarzy… się okazja. - wydukała bibliotekarka czerwieniąc się.
- Będzie mi bardzo miło. - Morgan uśmiechnęła się niewinnie.
- Mi też. Mi też. - zapewniła pospiesznie Clarice, wywołując cichy chichot siedzących obok podwładnych.
El zetknęła na nie z zaciekawieniem, kontynuując jedzenie.
Te szeptały między sobą, pulchniejsza wydawała się bardziej odważniejsza od swojej towarzyszki. Obie zerkały to na Elizabeth, to na Clarice. Pulchniejsza… bardziej wyzywająco i lubieżnie. Rzeczywiście to mogło utrudniać jej pracę, jeśli tak uwodziła wszystkich. El schyliła się do ucha Clarice.
- Pomożesz mi potem znaleźć książkę?
- Oczywiście.- odparła wesoło Clarice odzyskując zwykłe barwy. Temat tej rozmowy wszak był neutralny.
Morgan przytaknęła i wróciła do posiłku, nie mogąc się doczekać spaceru po bibliotece.


Wkrótce obie zjadły i ruszyły w kierunku regałów. Clarice ruszyła pierwsza mówiąc.
- Oczywiście wypożyczę ją na siebie. Nie oczekuj zbyt wiele poza ogólnym opisem podstaw i dodatkowych różnych informacji. To w końcu będzie książka naukowa.
- Oczywiście. - El rozglądała się, sprawdzając ilu gości jest w bibliotece, była ciekawa czy na chwilę zostanie z Clarice sama.
- Nie wiem też czy będzie to dokładnie wytłumaczone.- na razie tłumaczyła się Clarice, a choć biblioteka była dość pustawa w dziale etnograficznym, to jednak nie były same ani przez chwilę. Bibliotekarka zabrała się za przeszukiwanie kolejnych półek w poszukiwaniu woluminu, nieświadoma planów Elizabeth.
Morgan zaś wyczekiwała momentu aż zostaną samę, spoglądając czy w którychś działach nikogo nie mam.
- Niebawem oddam jedną z książek dla profesora. - Powiedziała cicho.
- Cieszy mnie to…- odparła pochylona niemal aż do pasa Clarice sięgając do niższej z półek.- Oooo… tu jest.
Morgan nie wytrzymała i pomału przesunęła palcami po pupie bibliotekarki.
- Heeej.. cco robisz…- jęknęła spanikowana Clarice, drżąc pod dotykiem.
- Tęskniłam. - Odpowiedziała cicho El wodząc palcami po krągłościach bibliotekarki.
- No… ja trochę… też. - mruknęła Clarice prostując się powoli i tuląc do piersi księgę.
- Tylko trochę? - El położyła dłoń na księdze i przysunęła się mocno do okularnicy.
- No... bardziej niż trochę.- przyznała cicho Clarice.
- O ile bardziej? - Piersi El oparły się o księgę i skrzyżowane na niej dłonie bibliotekarki.
- Bardzo bardzo.- przyznała z trudem Clarice, z podobnym trudem nie odrywała oczu od biustu El.
Morgan nachyliła się i pocałowała bibliotekarkę, krótko acz namiętnie.
- Nie możemy tutaj.- pisnęła Clarice… ale dopiero po rozkoszowaniu się pocałunkiem. Miała zresztą rację.
Wkrótce obie usłyszały kroki.
El odsunęła się grzecznie.
- A gdzie byśmy mogły? Teraz?? - Spytała z zadziornym uśmiechem.
- Nigdzie… ja mam jeszcze… obowiązki i nie bardzo mogę.- mruknęła speszona bibliotekarka.
- Jakiś schowek? Wnęka… - El przyjrzała się ciału Clarice. - Tylko na chwileczkę.
- Nie mogę, nie powinnam…- pisnęła zawstydzona bibliotekarka nerwowo poprawiając okulary na nosie.- … przepraszam, ale tu nie mogę.
- Jesteś okrutna. - El zrobiła smutną minę, ale też uśmiechnęła się po chwili. - Nie ma problemu, rozumiem.
- Może później, gdzieś indziej…- dodała cicho i wręczyła Elizabeth księgę pod tytułem: “Gry hazardowe narodów i ich wpływ na kultury oraz vice versa spisane dokładnie i opracowane przez Gaspara etc. Knobblersticka.” Całkiem spore i ciężkie dzieło.
- Mam dziś nieco spraw do załatwienia i pewnie nie wrócę na noc na uczelnię. - El schowała księgę. I osłoniła chustą w koszyku. Uśmiechnęła się po tym Clarice. - Dlatego bardzo chciałam się zobaczyć z tobą teraz.
- Acha… a czemu nie wracasz na uczelnię?- dopytywała się Clarice.
- Bo chyba przeciągną się na po zmroku i wolę przespać się na mieście niż zmagać ze strażnikami. - Morgan spojrzała na Clarice z zaciekawieniem.
- Czyżby Almais wciągała cię w swoje podejrzane plany?- spytała Clarice przyglądając się badawczo El.
- Nie… to moje prywatne sprawunki. - Morgan zaśmiała się.
- Ach… rodzinę odwiedzasz, narzeczonego?- zaciekawiła się Clarice.
- Nie. Trochę poszukam tkanin, poszukam lokalu na butik, odwiedzę przyjaciół. - Morgan streściła sprawy, które planowała załatwić do wizyty u Johnsona, w sumie go uważała za tego przyjaciela.
- Acha…- zamyśliła się bibliotekarka.- Brzmi… miło.
- Mam nadzieję że to będzie miły wieczór. - El zaśmiała się. - Dobrze, czas na mnie. Dziękuję za wszystko.
- Nie ma za co… naprawdę.- rzekła ciepło Clarice.
- Za to, że wytrzymujesz te moje… "zawstydzające" zachowania. - Morgan zaśmiała się ciepło.
- No tak. Masz rację. - przyznała bibliotekarka.
El pomachała Clarice musiała wrócić do pokoju, zabrać swoje rzeczy na wypad do podziemi i mogła się udać na miasto.

Po drodze przez budynek pocztowy przechwyciła dwa listy. Jeden od rodziców, pełen pytań i narzekań, że ich tak rzadko odwiedza. Drugi… podpisany literą S. zawierał adres i nazwisko.
I dopisek: “Skrzynka kontaktowa”. Nazwisko było kobiece.
El upewniła się która jest godzina i czy zdąży jeszcze sprawdzić ten adres nim wybije typowa pora odprawy u Johnsona. Nie powinno to być problemem. Awanturnicy zbierali się wszak wieczorem. Zebrała więc wszystkie rzeczy na wyprawę, spodnie, wysokie buty, koszulę, kamizelkę i maskę, do tego broń w tym różdżkę. Wszystko spakowała do torby i ubrana w zwykły strój ruszyła sprawdzić swój nowy kontakt.


Budynek był mały i wciśnięty na pomiędzy dwa inne.
“ Alice Walfrieck, porady i masaże. Proszę dzwonić.”- pisało na szyldzie koło dzwonka.
El nieco niepewnie, ściskając torbę z rzeczami, zadzwoniła do drzwi.
Minęło kilka chwill. Drzwi się otworzyły i w nozdrza czarodziejki buchnęły aromaty kwiatowe, piżmowe oraz bardziej egzotyczne. A z chmury tych zapachów wyłoniła się półelfka o ciemnej karnacji i burzy jasnych loków okalającyh jej lekko piegowatą twarzyczkę. Spojrzała na Elizabeth swoimi jaspisowymi źrenicami poprawiając skórzaną spódnicę pełną kieszonek, tak jak i pas. Niemniej wzrok panny Morgan spoczął na jej sporym biuście, który kusząco wyłaniał się z dekoltu. Nie sądziła że półelfki mogą być tak rozwinięte.
- Ekhym. - El zmieszała się i wydobyła z torby list. - Dostałam taką wiadomość… nie jestem pewna czy dobrze trafiłam.
- Oczywiście że dobrze, wejdź kochanie. Pomogę ci z sercowymi problemami jak i ze zesztywniałymi mięśniami.- rzekła radośnie Alice wpychając czarodziejkę do środka i zamykając za nią drzwi. Następnie porwała list i ruszyła przodem, do pełnej garczków, butli i różnego rodzaju alembików pracowni alchemicznej.
- Zajmujesz się… nie tylko masażami? - Brunetka rozejrzała się po pomieszczeniu. - Jestem El.
- Nie zajmuję się masażami. Tylko produkuję eliksiry i inne rzeczy. Nielegalnie… bo w Uptown. To znaczy czasem i masuję…- odparła jasnowłosa obchodząc El. Chwyciła ją mocno za pośladek. - Jak kogoś lubię. I czasem za zapłatę, i cóż… doradzam w sprawach sercowych, jak i miłosne eliksiry ważę i broń wyrabia m.
- Czy zostałam polubiona? - Morgan zaśmiała się i obejrzała na Alice. - W jakim sensie jesteś skrzynką kontaktową?
- Uważaj. Simeon nie wspomniał o tym, ale ja mam słabość tylko do niewiast.- blondynka puściła ową krągłość. I podeszła do jednej z szafek. Zaczęła wyjmować z niej różne fiolki.- Tak… właśnie tak. Drań znów mnie wykorzystuje. Przyznaję, że mnie zaciekawiłaś, bo wiesz… jesteś ładniutka, ale nie ma chyba w tobie nic niezwykłego. Twoja uroda choć kusi, to nie powala.
- Nie wiem czy powinnam się obrazić. - El absolutnie się nie zraziła, w końcu ktoś kto też nie uważał, że ma jakiekolwiek predyspozycje do uwodzenia. - Jestem całkiem zwyczajna. - Przyznała po chwili rozglądając się po pokoju z zaciekawieniem. - Znam też sporo osób ładniejszych ode mnie.
- Uroda to nie wszystko. To seksapil decyduje o tym, czy jesteś kusząca czy nie. To trochę uroda, trochę gracja, trochę podtekst w spojrzeniu, trochę… zapach.- odparła blondynka zerkając przez ramię na El.- Ja jestem na przykład bardzo egzotyczna… a jakoś się na mnie nie rzuciłaś, prawda?
- Może dlatego że noc spędziłam z jedną kochanką, a przed chwilą byłam u drugiej. - Morgan podeszła do jednej z półek. - Sprzedajesz eliksiry?
- Robię na zamówienie. A co to ty powiedziałaś to tylko wymówki… gdyby tu był Simeon… ty już byś była golutka. Gdybyś strąciła tą zieloną buteleczkę, też.- odparła z ironicznym uśmiechem jasnowłosa.
- Cóż… czasem czuję, że dla Simeona jestem po prostu wygodna, a ja mam potworną słabość dla tej bestii. - El sięgnęła po zieloną buteleczkę. - A co tu jest? Afrodyzjak?
- Tak jakby… to nie jest arodyzjak. To hiperafrodyzjak. Przy afrodyzjaku zachowujesz kontrolę… a przynajmniej świadomość. Po tym rzuciłbyśmy się na siebie w szale zdarły ubrania… to nie byłby seks, a bardziej pierwotna kopulacja. Trzeba mocno rozcieńczać i mieszać z innymi składnikami, by zrobić z tego środek na potencję dla mężczyzn i środek rozpalający żądzę dla kobiet.- wyjaśniła blondynka mieszając jakieś mikstury.- Więc… odłóż to na miejsce. Jest bardzo delikatna. A poza tym… po co tu przyszłaś?
- Potwierdzić jutrzejszą schadzkę z Simeonem. - El zaśmiała się i ostrożnie odstawiła naczynie. - A czy robisz środki zapobiegające ciąży? Przy tym co opisałaś brzmi pospolicie, ale od zawsze mam problem by to zdobyć.
Morgan podeszła do półelfki i stanęła obok ciekawa co ta robi. Pierwszy raz mogła oglądać alchemika przy pracy. Nie licząc szybkiego mieszania mikstur Gregora.
- Mhmm.. zawsze mam kilka, za standardową stawkę.- przyznała Alice nie przerywając pracy. Mieszała substancje na nos, wąchając od czasu do czasu miksturę pochylona przy tym lekko prezentując swoje pośladki, równie krągłe co biust wypychający bluzkę.
- Skoro nie odwołał to pewnie się zjawi.- dodała.
- A teraz umieram z ciekawości jaka uroda mogłaby cię powalić. - Morgan umierała też z ciekawości co szykowała Alice, ale o to nie spytała.
- Och… zjawiskowa po prostu. Miodowej barwy włosy, długie nogi jak i włosy. Śliczny biust i pupa.- zaśmiała się Alice. - Rudowłose też potrafią kusić mnie bardzo.
Przygryzła dolną wargę. - No i… taka kobieta, która wiesz… wchodząc podbija otoczenie. Która jest królową w każdym towarzystwie. Jeśli spotkałaś taką, to sama wiesz… jaka to jest.
- Chyba jeszcze nie było nikogo, kto by zrobił na mnie takie wrażenie. - El zamyśliła się. Znała wiele piękności, ale może po prostu na nie nie reagowała? Ach była taka, egzotyczna piękność z balu u alchemików. Ona robiła wrażenie, toż sama chciała zwrócić na siebie jej uwagę. - A nie… była jedna… To przy niej rzeczywiście nie mam szans. - Uśmiechnęła się ciepło.
- Ale… nie będę ci przeszkadzać skoro jesteś zajęta. Skoro masz ten eliksir zazwyczaj u siebie, to zjawię się przy okazji z gotówką.
- No tak…- odparła blondynka i spojrzała na El z uśmiechem.- Nadal jednak mnie ciekawisz… co takiego ukrywasz pod ubraniem, że go skusiłaś do… takiego związku. A przeszkadzać, to nie… nie przeszkadzasz.

Morgan sięgnęła do wolnej dłoni Alice i ułożyła ją na swojej, skrytej pod koszulą, uniesionej przez gorset, piersi. - Może one go skusiły powiedziała uśmiechając się lubieżnie. - A może moja natrętność.
Blondynka zaskoczona jej zachowaniem, zamarła na moment. Potem zaczęła leniwie pieścić krągłość. Przygryzła wargę mrucząc.- Przyznaję, że… przyjemnie dotykać… cię.
- On się raczej nie delektuje. Chwyta je mocno i bierze mnie gwałtownie. - Morgan poddała się tym pieszczotom, czuła jak jej piersi, ciało napierają na dłoń alchemiczki.
- Więc… ja jednak… kuszę.- odstawiła fiolkę i drugą dłonią zaczęła podciągać spódnicę panny Elizabeth, przygryzając swoją dolną wargę.
- Miałaś wątpliwości? - Morgan uśmiechnęła się lubieżnie. - Jak sama powiedziałaś… jesteś bardzo egzotyczna. - Dłoń El spoczęła na odsłoniętym fragmencie piersi Alice.
- A ponoć byłaś bardzo zmęczona, co?- zapytała figlarnie jasnowłosa, sięgając pod spódnicę i do bielizny czarodziejki. Musnęła ją palcami.
- Powinnam uprzedzić, że mam trochę zabawek i czasem liczniejsze towarzystwo.
- Yhym… - El zamruczała lubieżnie ocierając się o palce półelfki. - Mówiłam… czemu się na ciebie nie rzuciłam, a nie że jestem zmęczona.
- Myślę… że… - jasnowłosa chwyciła za majteczki czarodziejki, szarpnęła mocno.. materiał się napiął na ciele, a potem zaczął rwać. - .. mam ochotę na przerwę… a ty?
- Akurat mam wolne popołudnie. - El uśmiechnęła się. Poczuła że na resztkach jej bielizny pojawiła się już wilgoć nim te także zniknęły pochwycone przez Alice.
- Pozwolisz, że pobiorę… próbkę… do badań i może czegoś jeszcze?- nadal muskając dłonią kobiecość El, Alice puściła pierś czarodziejki by sięgnąć po fiolkę z długą szyjką.
- Tak… pytanie czy nie wolałabyś mnie… w pełnej okazałości? - Morgan sięgnęła do wiązania gorsetu, rzucając torbę na podłogę.
- Z pewnością… ty mnie pewnie też wolałabyś mniej ubraną?- mruknęła blondynka kucając przed El i nurkując pod jej suknią.- W sypialni zobaczysz mnie nagą, minus uprząż.-
Po tych słowach czarodziejka poczuła loki łaskoczące jej podbrzusze. Zimną szklaną szyjkę zanurzającą się w jej kwiat odrobinę, by zebrać wilgoć i niezwykle zwinny języczek zachłannie pocierający jej wrażliwy punkcik.
- U… uprząż .. - El no to westchnęła ni zapytała, starając się by jej ciało nie zacisnęło się na chłodnym szkle. Rzuciła na podłogę swój gorset i sięgnęła do zapięcia spódnicy. Chciała zobaczyć Alice.
- Mocowanie… aczkolwiek nie musi być na mnie. Możesz być pierwsza.- wszystko ukrywała obfita i bujna czupryna jasnych loków. El nie dostrzegała, ale i czuła śliską i coraz mniej zimną szyjkę poruszającą delikatnie, jak ciepły wilgotny języczek pieszczący jej intymny obszar.
Czarodziejka czuła, że zbliża się do szczytu. Alice miała wprawę. Doświadczenie, które sprawiła, że El jęknęła głośno dochodząc.
- Duuuużo…- zamruczałą Alice delikatnie kąsając płatek kwiatu El i spojrzała w górę. - Hmm… chyba wiem co w tobie widzi Simeon. Jemu nie będzie przeszkadzało jak cię porwę, a tobie? Że z nim… i ze mną?
- N..nie. - El uśmiechnęła się do alchemiczki. - Ale mam czekać do jutra, na coś więcej?
- Nie… oczywiście że nie…- blondynka wstała i zakorkowała flaszkę. Postawiła ją na stoliku i wzięła dłoń El w swoją wyprowadzając ją z pracowni w kierunku schodów. - Czas na masaż.
- Przyznasz się, co zrobisz z tą fiolką? - Morgan ruszyła za Alice, pozostawiając swoje rzeczy na dole.
- Eeeem… nie wiem. Pewnie mocny eliksir… mocny gdy ty go spożyjesz.- wyjaśniła Alice kręcąc nieświadomie pupą przy każdym kroku na schodach.

Dotarły do solidnych drzwi, za którymi kryła się sypialnia z dużym łożem z kolumienkami.
- Więc… lubisz ostro, tak.- mruknęła Alice i dała mocnego klapsa w pośladek El.- buty zdejmuj i na łóżko.
Sama rozpinać poczęła pas i zdejmować skórzaną spódnicę.
El zdjęła wysokie buty siadając na łóżku i obserwując alchemiczkę. Była bardzo ciekawa co skrywał jej strój. Ciekawiło ją też czy "ostro" Alice podobne było do tego Waynecroft.
Ciało półelfki było ciemne i piegowate, krągłości wyjątkowo krągłe. Pupa wyrazista, podobnie piersi ukryte pod małym gorsetem… który Alice zrzuciła. Naga podeszła do szafy i otworzyła. A tam pełno było uprzęży i męskich atrybutów… z kości, z drewna polerowanego i metalu.
- Ehmm… który ci się podoba… jaki rozmiar wolisz?- zapytała blondynka zerkając niepewnie na Elizabeth.
- Nie wiem jak dobrze znasz Simeona… ale wezmę w siebie całkiem dużo. - El oparła bose stopy na krawędzi łóżka i rozchyliła nogi, pokazując wciąż wilgotną kobiecość. - A który to twój ulubieniec?
- Ten tutaj… przeszywał mnie wszędzie.- wymruczała blondynka zerkając na biały przedmiot z kości słoniowej. I zakładając uprząż na biodra. Kilka chwil później mocowała spory przedmiot zerkając na czarodziejkę. - Przyznaję… masz w sobie coś El.
Oblizała wargi dodając. - Może… pomyślę nad zapłatą w naturze… jeśli masz ochotę.
- Nie spodziewałam się zapłat. - El wodziła wzrokiem to po ciele Alice to po jej orężu, ciekawa jak to będzie mieć go w sobie i jak zrobi z niego użytek alchemiczka.
Blondynka podeszła do siedzącej Elizabeth, chwyciła dłonią za jej włosy burząc fryzurę… pociągnęła boleśnie do tyłu. Nachyliła się i pocałowała, dużymi piersiami ocierając się intensywnie o wrażliwe szczyty biustu El i posiadła ją… olbrzymi przedmiot z lekkimi oporem wciskał się w czarodziejkę nie dając jej czasu na w pełni przygotowanie się na tą napaść.
- D… duży… bardzo… - Morgan wygięła się w łuk, starając się złapać oddech.
- Za późno… na narzekania.- mruknęła rozpalonym głosem blondynka całując i miętosząc długą dłonią piersi o które się ocierała nagim biustem. Mocnymi ruchami bioder przyciskała kochankę do łóżka i niemal rozpychała jej intymny zakątek niczym dzika bestia. Zgodnie z obietnicą… nie była delikatna.
El czuła mimo to jak jej ciało przyjmuje intruza. Jak staje się coraz wilgotniejsza, jak coraz mocniej reaguje na szturmy, pojękując coraz głośniej.
- Mmm… mięciutkie…- mruknęła Alice dociskając swój biust do piersi El i przez to biodra tak mocno jak się dało. Jej ciało drżało, a ona sama pomrukiwała w zadowoleniu. Kąsała szyję przyspieszając tempo i sprawiając, że łóżko skrzypiało podczas ich figli.
Jęki El przerodziły się w okrzyki rozkoszy, gdy wiła się na łóżku pod kochanką. Dłonie zapierała na ramionach Alice wbijając w nie paznokcie. Drobna półelfka sapiąc i całując szyję napierała krągłym biustem jak i zabawką na czarodziejkę. Raz po raz przyszpilając ją mocno i czerpiąc z tego satysfakcję. Jej blond loki łaskotały skórę uwięzionej pod zgrabnym ciałem panny Morgan. El doszła z głośnym okrzykiem i opadła na pościel.
- Cofam to co powiedziałam… masz w sobie coś. - zamruczała jasnowłosa półelfka kąsając szczyt piersi drżącej od niedawnej fali rozkoszy czarodziejki.- Jak mi się więc planujesz odwdzięczyć?
- A możemy zacząć od tego, że zdejmiesz to swoje cacuszko? - El uśmiechnęła się nieco nieprzytomnie. - Jestem ciekawa jak smakujesz.
- Oczywiście.- odparła półelfka odsuwając się od El i biorąc za rozpinanie sprzączek. Zabawka upadła na ziemię wraz z mocującymi ją pasami. I czarodziejka mogła przyjrzeć się jej intymnemu zakątkowi wyglądającemu delikatnie oraz dziewiczo i intensywnie pachnącemu. Ba, cała Alice wyjątkowo mocno pachniała.
- Używasz perfum? - Morgan chwyciła półelfkę za biodro i pociągnęła do siebie, chcąc ją ustawić nad swoimi ustami.
- Trochę nasiąknęłam swoimi naparami…- zamruczała jasnowłosa poddając się dłoniom El, wydawała się taka delikatna i filigranowa, acz przecież chwilę temu testowała wytrzymałość panny Morgan z entuzjazmem dzikiego orka.
- Pachnie przyjemnie. - El przywarła wargami do kobiecości, klęczącej nad nią kobiety.
- I mam nadzieję… że smakuje…- jęknęła cicho jasnowłosa ocierając się nią o jej wargi, gdy leniwie poruszała biodrami.
- Pyszne. - El sięgnęła językiem głębiej.
- Cieszy mnie to… -sapnęła rozpalonym głosem blondynka mocząc się tym mocniej, że chwyciła dłońmi własny duży biust masując go leniwie i z wprawą. Czarodziejka miała okazję, się przekonać że z pewnością Alice potrafiła masować ciało.
Morgan postanowiła pomóc sobie sięgając palcami w głąb kochanki, a wargami przywierając do jej wrażliwego punkciku.
- Dobrze… takk…- pojękiwała jasnowłosa półelfka drżąc i wprawiając swoje loki w ruch.- Dobre…. jesteś… cudownie… dobra… w tym.
El kontynuowała pieszczoty pomalutku dokładając palce. Była ciekawa ile się tam zmieści.
- Hh..eeej… - zachichotała rozpalonym głosem wiercąc się na przeszywających ją palcach.- Uww… ażaj.
Jęknęła głośno prężąc się hipnotycznie i wijąc. Miała całkiem elastyczne ciało.
- Jeszcze ...troszkę i… - szeptała cicho.
Morgan była niemal pewna, że wsunęła by w kochankę całą dłoń, teraz jednak chciała ją doprowadzić.
Czuła ów gorąc i wilgoć, rozpalone ciało kochanki. Z pewnością doświadczonej i bardzo zmysłowej. Kilka ruchów i Alice doszła głośno wyginając ciało w łuk.
El kontynuowała jeszcze chwilę, pozwalając półelfce odreagować.
W końcu jej kochanka osunęła się na Elizabeth tracąc władzę w nogach od nadmiaru doznań.
Morgan uniosła się na przedramionach, oblizując się.
- Czyli jednak jest we mnie coś? - Uśmiechnęła się zadziornie do alchemiczki.
- Teraz rozumiem czemu… Simeon tak cię lubi…- zamruczała jasnowłosa półelfka kręcąc pupą.
- O… czemu? - El przesunęła palcami po pupie kochanki.
- Jesteś smakowitym kąskiem… można cię próbować całą noc. - zamruczała figlarnie jasnowłosa potrząsając lokami. - Przyjemnie z tobą się figluje.
- Kilka osób już mi mówiło, że mnie zamkną by mieć mnie dla siebie. - El usiadła na łóżku i przeciągnęła się. - Duża ta twoja zabawka… wkładałaś ją wszędzie?
- Więc na twoim miejscu bym uważała. Któryś z wielbicieli może spełnić tę groźbę. - odparła Alice siadając na łóżku obok niej. - Tak.. wszędzie.
- Hm…. Ja bym chyba nie zmieściła. - Morgan zamyśliła się spoglądając na porzuconą na łóżku zabawkę.
- Mam jak widzisz różne rozmiary… - mruknęła Alice prężąc się na łóżku. - Są rzemieślnicy potrafiący robić tego typu przedmioty, aczkolwiek ze zrozumiałych przyczyn czynią to potajemnie.
- Najwyraźniej… nigdy na żadnego nie trafiłam. - El przytaknęła ruchem głowy. - Widziałam już takie urządzonko tylko ruchome… zrobione przez gnomy. Jestem ciekawa czy są też magowie, którzy robią takie rzeczy.
- Bo nikt otwarcie się nie przyznaje. Nawet owe "gnomy". Wiem że niektórzy magowie oddawali się pasji wymyślania takich uatrakcyjniaczy figli. - potwierdziła ze śmiechem Alice. - Acz to już były pomysły naprawdę szalone.
- Ciekawie by było dorwać coś takiego w swoje łapki. - Morgan zaśmiała się. - No ale.. chyba czas na mnie.
- Czyżby nie kusiło cię na więcej? - choć półelfka położyła się na łożu i naprężyła zmysłowo piękne ciało to żartobliwy ton jej głosu sugerował iż mimo wszystko na sukces nie liczy.
- Bardzo.. ale mam plan dziś nieco dorobić złażąc do podziemi. - El zaśmiała się. - A obawiam się, że po kolejnej rundce z tobą miałabym problemy z chodzeniem.
- No cóż. Wiesz gdzie mieszkam. - odparła blondynka wstając. - I w razie czego, masz zniżkę na eliksiry i zapachy. Ale niedużą… bo ja mam duży apetyt.
- Hm… - El wstała z łóżka gotowa zejść do swoich rzeczy. - A potrafiłabyś umieszać eliksir, mając go, a nie znając składników?
- To trudna sztuka i ryzykowna. Utraciłabyś to co masz, bez gwarancji mojego sukcesu. - oceniła półelfka ubierając się.
- Hm.. niby nie jest to bardzo znaczący eliksir. Mam pewną nieśmiałą znajomą, którą staram się ośmielić. - El zaśmiała się. - Zejdę na dół się, ubrać, dobrze? Pożyczysz mi jakieś majtki?
- Pod warunkiem że mi je oddasz potem. - odparła z lisim uśmiechem Alice.
- Jak przekonasz Simeona, to nawet jutro. - El uśmiechnęła się.
- Nie sądzę bym powinnam wtrącać się w wasze relacje. Zresztą… - stwierdziła Alice wyjmując koronkowe majtki z szuflady. -... pewnie jutro go nie spotkam.
Takiej bielizny mama El by nie uszyła. Owszem, była śmiała ale jej odwaga do eksperymentów miała swoje granice. Te majteczki bowiem miały rozcięcie z przodu w strategicznym miejscu.
- O… śliczne. - El przyjrzała się bieliźnie. Miała pewne wątpliwości czy uratuje ją przed ocierającymi spodniami, ale lepsze to niż nic. Nasunęła koronkę na pupę, czując nadal przewiew w newralgicznym miejscu.
- Tak. Lubię ładne rzeczy i ładne kochanki.- przyznała z uśmiechem Alice.
- I jak mi pasują? - Morgan obróciła się prezentując majtki gospodyni na swoim ciele.
- Ładnie, choć wypadałoby je przetestować. - zażartowała Alice wodząc wzrokiem za pupą El
- Powinnam sobie uszyć podobne… - Morgan zamyśliła się. Nie potrzebowałaby na to dużo materiału. - Schodzimy? Zostawiłam tam ubranie.
- Muszę całkiem się ubrać i posprzątać tu nieco. Idź pierwsza i nie baw się fiolkami. - przestrzegła ją żartobliwie półelfka.
- No… dobrze. - El pomachała gospodyni i zeszła do pracowni by się ubrać.
Tam znów owionęły ją różne aromaty. Najwyraźniej Alice specjalizowała się w pachnidłach właśnie. El nie miała co prawda okazji widzieć wielu pracowni magicznych, ale ta była z nich największa i najlepiej wyposażona. Morgan zabrała się za ubieranie, przyglądając się wszystkiemu z zainteresowaniem. Prawie już skończyła gdy usłyszała kroki gospodyni schodzącej po schodach. El spojrzała w tamtym kierunku, sznurując swój gorset.
Jasnowłosa półelfka poprawiała loki zburzone figlami.
- Wszystko już spakowane? - spytała.
- Najważniejsze rzeczy tak. - El ppklepała swój biust i sięgnęła po torbę. Zajrzała do środka czy niczego nie brakuje.
- A jeszcze jakieś planowałaś wziąć?- spytała żartobliwie Alice.
- Nie… nie mam zwyczaju okradania ludzi. - Morgan uśmiechnęła się ciepło. - Chyba, że masz dla mnie prezent.
- Za krótko się jeszcze znamy. - blondynka podeszła do El i cmoknęła ją w policzek. - Ale kto wie co będzie później.
- To grzecznie zostawiam wszystko na swoim miejscu i widzimy się niebawem. - El zarzuciła torbę na ramię, planując zjeść jeszcze po drodze i wpaść do Johnsona.


Kilkanaście minut później z kupioną u ulicznego sprzedawcy gorącą i smaczną zapiekanką wkroczyła do znanego jej lokalu. Johnson już tam siedział jak i rogata magiczka. Brakowało reszty.
Owa dwójka rozmawiała z ożywieniem.
El podeszła do nich. Nie była pewna czy to John czy Manfred, ale założyła że szybko się przekona.
- Cześć. - Pomachała do członków znajomej drużyny.
Z bliska okazało się że to John. Pomachał jej wesoło w odpowiedzi. Także i Mandragora odpowiedziała zadziornym uśmieszkiem zachęcając ją, by się przysiadła.
- Hej… byłam ciekawa czy przyda się wam ktoś od zamków? - Morgan usiadła pomiędzy Johnem a Mandragorą.
- Nie wiem tak do końca, aczkolwiek dodatkowe ręce zawsze się przydadzą.- odparł z uśmiechem John.
- Albo ciałko… tylko cię musimy bardziej… bojowo doposażyć.- oceniła diabliczka.
- Cóż… jestem do usług. - El miała spore wątpliwości co do swoich zdolności bojowych. - Dziś… niezbyt się nadaję do czarowania.
- Mamy ochraniać pewnego klienta przy pewnej transakcji. Wystarczy że będziesz wyglądała groźnie, bo trochę nam brakuje osób.- wyjaśnił John smętnie.
- Manfred postrzelił się w zadek, niegroźnie… ale boleśnie. Wyjmowanie śrutu trochę zajmuje.- dodała diabliczka ze złośliwym uśmieszkiem. - Zwłaszcza że postrzelił się dwa razy… w oba pośladki.
- Och… zupełnie sam się postrzelił? - Elizabeth spojrzała na swoich towarzyszy z rozbawieniem. - Wiecie… mogłabym się przebrać magicznie by wyglądać groźniej, ale pewnie nie wiemy ile to zajmie?
- Bylebyś się odpowiednio prezentowała prze pracodawcą.- odparl John, a Mandragora dodała ze śmiechem.- Nie da się postrzelić w tyłek z muszkietu. Nie ma takiej możliwości. Ale tak to jest gdy się igra z Jess i jej temperamentem.
- Cóż… możemy spróbować, ale chyba przydałby się mi jakiś pancerz i broń. - Morgan była ciekawa czym tym razem Manfred podpadł Jess… gdyby chodziło o ich wspólną noc… chyba zdążyłby się wygoić.
- Coś ci znajdę.- zaoferował się John, a Mandragora dodała pół żartem.- Zawsze też mogłabyś iść w stronę seksapilu… bez pancerza, za to z dekoltem i bronią przy pasie. To klienci też lubią.
- Wy znacie klienta i co na niego lepiej działa. Do seksapilu nie muszę używać magi. - El mrugnęła po tych słowach do diablicy.
- Nie znamy. To ktoś nowy. Za to znamy miejsce… ruszymy do Azjatown.- odparła rogata, a tymczasem do karczmy a potem do stolika przybył znany czarodziejce niziołek, Gregor.
- Azjatown… - El zawahała się. - No to może jednak znajdźmy mi coś z głębokim dekoltem.
- Witajcie. Jess wspomniała, że może się trochę spóźnić. Dowiedziała się że pracodawca jest dość przystojny, więc postanowiła zrobić sobie nową fryzurę.- rzekł na powitanie niziołek.
- John… masz coś u siebie? I tak muszę zmienić spódnicę na jakieś spodnie. - El zbyła uwagę o przystojności klienta. Jaka była szansa, że to będzie jej "cesarz".
- Znajdę coś, tylko… nie wiem czy będą pasowały.- ocenił John wstając i ruszając przodem.- Chodźmy.
- Tylko nie przymierzajcie zbyt długo.- dodała Mandragora wystawiając język żartobliwie.- Bo będę musiała was pogonić.
- Byleby nie muszkietem. - El mrugnęła do diablicy i podążyła za Johnsonem na piętro.
- Wolę używać ogona.- odparła rogata z łobuzerskim uśmiechem. John zaś zaprowadził ją do swojego pokoju i zaczął w kufrze z ubraniami szukać spodni dla niej.
- Mogę dać ci zapasowy pałasz Manfreda. I tak go dziś nie będzie używał.- zaproponował.
- Jasne. - El zaczęła się rozbierać. Musiała zdjąć wszystko do majtek by wbić się potem w spodnie, koszulę i skórzany gorset. - Jakąś broń bardziej spektakularna niż mój sztylet?
- Pałasz jest z pewnością większy niż sztylet.- odparł John zezując nie dość dyskretnie na przebierającą się czarodziejkę.
- Z tego co mi wiadomo to tak. - El spojrzała z uśmiechem na Johna stojąc w samych majtkach.
John odłożył spodnie na bok.. te które przeznaczył dla czarodziejki. I zamarł wodząc wzrokiem po jej nagim ciele i fikuśnych majtkach, które nie ukrywały swojego “przeznaczenia”.
- Prezent… jak ci się podobają? - El przyjrzała się wydobytym przez niego spodniom myśląc czy jednak nie założyć swoich.
- Bardzo ładne… ci pasują.- przyznał mężczyzna po przełknięciu śliny.
El podeszła do niego i zerknęła na spodnie. - Chyba założę swoje spodnie… są bardziej dopasowane.
- No… niewątpliwie są.- mężczyzna sięgnął ku jej biodrom, powiódł dłońmi po jej pupie przyciągając dziewczynę do siebie.
- Tęskniłeś trochę? - Morgan przywarła do Johna swoim nagim ciałem. Prawie nagim.
- Przyznaję, że tak…- po czym pocałował ją namiętnie, jednocześnie mocno ściskając jej pośladki i dociskając żarliwie ciało.
El odpowiedziała na pocałunek narzucając mu ręce na ramiona. Jej biust spłaszczył się na męskim torsie. A sam John naparł na nią powoli popychając ją ku przeciwległej ścianie. Ocierając się podbrzuszem czuła jak jego pragnienie z trudem mieści się w jego spodniach. Morgan sięgnęła jedną dłonią do zapięcia jego spodni chcąc uwolnić bestyjkę, którą tam chował.
Miała mało czasu na to, ale też i sporo doświadczenia… pas został odpięty, bielizna zsunięta. Ciepły sztywny organ znalazł się w czułym objęciu paluszków El. Wyglądało na to, że majtki od alchemiczki szybko będą miały okazję do pierwszego testu.
Morgan wypuściła z dłoni oręż kochanka, czując pod plecami chłód ściany.
Chwycił ją za uda i podniósł lekko całując usta i szyję. Trzymając za uda, posiadł przyszpilając szybkim mocnym pchnięciem. Koronka majteczek łaskotała lekko jej kobiecość, gdy męski organ przeszywał ją pospiesznie.
El pojękiwała pomiędzy kolejnymi szturmami kochanka opierając się dłońmi na jego ramionach.
A ten tych szturmów nie zaprzestawał, zanurzając się w miękkim gościnnym zakątku i sprawiając że jej pupa uderzała rytmicznie o ścianę wywołując głuche uderzenia.
Drzwi nagle otworzyły się, Mandragora stanęła w nich. Oparła się o framugę i obserwując ich pieszczoty dodała ironicznie.
- Świętować należy chyba po misji, co?
- T… tak…? - El jęknęła głośno dochodząc.
- Za karę ukradnę wam ubrania i pójdziecie goli na misję. - zaśmiała się złośliwie diabliczka, biorąc strój El w swoje ręce. A John dyszał kolejnymi ruchami bioder wbijając się kochankę, aż w końcu i ona poczuła jego ulgę w sobie.
- Oj… nie dotrzemy tam jak będę szła goła. - Morgan zawisła na ramionach kochanka spoglądając na Mandragorę.
- Hmmm… moożeee… ale czy mnie to zmartwi.- zażartowała rogata, a John zwrócił się do niej.- Jess już przyszła.
- Tak. Jess już przyszła, z nową fryzurą.- przyznała diabliczka i rzuciła ubrania El na łóżko niezadowolona, że Johnson przerwał im przekomarzanie. - Pospieszcie się.
- Już będziemy grzeczni. - El uśmiechnęła się ciepło do niej stając na podłodze.
- Oby… tylko że nie bardzo wam wierzę. - stwierdziła Mandragora wychodząc.
El wytarła trybut kochanka chustką wyjętą z torby i zabrała się za szybkie ubieranie, wciskając swoją pupę w ciasne skórzane spodnie.
- To dostaliśmy reprymendę. - Powiedziała z rozbawieniem do Johna.
- I pewnie zasłużenie. - przyznał Johnson ubierając się.
Ruszyli na dół, gdzie na oboje czekała reszta drużyny. Dla El to była pierwsza okazja do współpracy z rudowłosą Jess.
Pamiętała ją jedynie z pierwszej odprawy gdy zrezygnowała. Teraz spoglądała na nią z zaciekawieniem z za ofiarowanej przez Marię tę maski. Płaszcz Manfreda nieco przesłonił dekolt jej koszuli, w którym majaczyły piersi uniesione przez skórzaną kamizelkę. El mimo charakteru tej misji wzięła z sobą przypasaną torbę, w której miała wytrychy i różdżkę. Czuła się dziwnie z dłuższą bronią… no ale. Trzeba robić pozory.
 
Aiko jest offline  
Stary 11-07-2021, 12:00   #86
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Nie było dużo czasu na gadanie. Jess przywitała się z El i Johnem i wyruszyli. Ich kroki nie prowadziły jednak ku Azjatown, lecz ku niepokojąco znajomym czarodziejce rejonom. Zbliżali się do ich rodzinnych stron. A ich klientem okazał się dobrze ubrany młody mężczyzna i wielbiciel cygar zarazem. Dobrze znajoma El postać. Na szczęście czarodziejka dostrzegła go zanim się zbliżyli, zanim on mógł dostrzec ją.
El naciągnęła na głowę kaptur i rzuciła na siebie zaklęcie by nieco zmienić kolor skóry i rysy twarzy. Nieduża to była zmiana. Miała jednak nadzieję, że mężczyzna nie będzie się nimi za bardzo interesował i skupi na swojej robocie.
- Polecono mi was, więc liczę na to że nie zawiedziecie moich nadziei. Robótka jest prosta. Asystować przy transakcji. Mogą być nieprzewidziane kłopoty, acz jeśli pojawią się stróże prawa to ja się tym zajmę. Wszystko inne jest na waszych głowach. Jakieś pytania zanim przejdziemy dalej? - zapytał Wilkins.
El zostawiła gadanie Johnowi, teraz jak nigdy starając się nie rzucać w oczy. Czemu to musiał być on? Mamusia byłaby zachwycona gdyby wiedziała, że jej wybraniec handluje z Azjatown…. Chyba w większe bagno nie mogła się władować.
Padło kilka pytań, które jakoś nie zainteresowały czarodziejki. Na koniec zaś Mandragora spytała o towar.
- Dobre pytanie i odpowiednie nawet w tej sytuacji. Nie mogę zdradzić natury towaru, natomiast tak… jest drogocenny, delikatny i niekoniecznie legalny.- odparł cicho Rupert. - I mam mały wózek zaprzężony w muła do jego przewiezienia. Ktoś z was umie powozić?
El nie potrafiła, ale chyba Gregor sobie z tym radził. Cóż… pozostało zostawić temat Johnsonowi. Ona miała tylko nadzieję, że ruszą nim minie zaklęcie.
- Jess i Gregor na wózek. Razem z szef…- odparł John decydując, ale Rupert się wtrącił.- Ja się przejdę obok. Tak będzie mi wygodniej.
- Dobrze… więc ja z przodu i… - zerknął na El czekając na jej wypowiedź.
- Będę pilnować z tyłu. - Morgan skinęła w kierunku tyłu wozu. Starała się mówić nieco inaczej niż zwykle. Może do Johna dotrze, że nie chce być zauważona.
- Czy my się skądś nie znamy?- odezwał się Rupert przyglądając się El i po chwili pokręcił głową. - Chyba nie … przepraszam za zaczepkę.
- Pamiętałabym. - El odparła krótko ustawiając się na tyłach wozu.
Dołączyła do niej Mandragora, podczas gdy Rupert i John ruszyli przodem. Podróż postępowała mozolnie, wózek ciągnięty przez muła nie był szybki. Ale powoli oddalali się od znajomej El okolicy.
- Więc to… były kochanek? - zapytała Mandragora znienacka dając upust swojej ciekawości.
- Wybranek mojej matki. - El odezwała się szeptem do diablicy.
- Przyszły teść? - odparła Mandragora źle rozumiejąc wypowiedź.
- Wybranek dla mnie. - El westchnęła. - Nie jest w moim typie.
Rogata przyglądała się mu, gdy ten prowadził ich małą " karawanę" uliczkami New Heaven. - Bogaty, przedsiębiorczy, stanowczy… z inicjatywą, na gbura nie wygląda. Niebrzydki, choć urodą nie powala. Mogłaś trafić gorzej.
- Nie będę miała przez niego kłopotów… czyli nie w moim typie. - El zaśmiała się. - No i przede wszystkim nie planuję ślubu z kimkolwiek.
- Z tym brakiem kłopotów to bym się wstrzymała. "Niekoniecznie legalny" brzmi jak sporo kłopotów. - odparła Mandragora wystawiając język. - Twój potencjalny adorator zajmuje się przemytem.
- Na razie nie aspiruję by być przez niego adorowaną. - Morgan przyjrzała się uważnie Rupertowi. Była ciekawa jaki towar załatwia od Azjatów. Tkaniny?
- A on jest bardzo nachalny… stópki całuje? Kwiaty przysyła? - wypytywała dla zabicia czasu magiczka, gdy wkraczali do Azjatown. Uliczki jakie wybrał Rupert pełne były wysokich domów o spadzistych dachach i nieprzyjaznych spojrzeń widocznych z okien i zaułków. Tu turyści nie byli mile widziani.
- Niedawno go poznałam. Więc wiesz… chyba nikt nie daje kwiatków dopiero co poznanej córce krawcowej. - El wzruszyła ramionami obserwując otoczenie.
- Więc może i ty nie jesteś w jego typie? - zadumała się Mandragora i dodała ironicznie. - Jess chyba też nie. Tyle pieniędzy na nową fryzurę poszło w błoto.
- Może John jest w jego typie. - El wzruszyła ramionami. - Albo już kogoś ma.
- Może John… zobaczymy czy nasz pracodawca zacznie go podszczypywać przy jakiejś okazji. - zachichotała Mandragora, gdy docierali do portowego zaułka. Tam też napotkali kilku zbirów, na których to czele, stał osiłek z blizną na policzku i kolorowym smokiem wytatuowanym na ramieniu.
- Co tu robicie gaijin, zgubiliście się? - spytał wyzywająco, wywołując rechot swoich kamratów.
- Dwóch snajperów na dachach. - szepnęła rogata. - Jess ich zdejmie, o ile osłonimy ją.
- Masz czym? Poza swoim ciałem? - El zerknęła na sąsiednie dachy.
- Coś się znajdzie.- rzekła Mandragora, choć nie brzmiało to… pocieszająco. Tymczasem głównemu zbirowi szczęka opadła, gdy Rupert odpyskował mu w jego własnym języku. Wywiązała się między nim, a Rupertem gwałtowna wymiana zdań, z których to El nie rozumiała nic. Za to widziała iż podwładni głównego zbira się odprężyli.
El musiała przyznać, że Rupert zaczął ją intrygować. Może jednak warto było go bliżej poznać?
Rozmowa trwała kilka minut podczas których to zbir wyraźnie spokorniał. A następnie zwrócił się do niziołka i Jess.
- Otworzymy bramę. Wjedziecie i poczekacie. Towar będzie wkrótce… jak obiecano. - a następnie pogonił swoich ludzi, by to właśnie uczynili. I wrota do magazynu otworzyły się. Był on w połowie wypełniony towarami, głównie tanimi tkaninami… w połowie robił za bandycką melinę. Przy niedużej polowej kuchence siedziało bowiem więcej zbirów obojga płci.
- Nie miałem pojęcia, że towar już został zakupiony…- dodał jeszcze na koniec przepraszającym tonem szef bandytów. - … jedynie że ktoś się ma po niego zjawić. Myślałem, że ktoś z naszych.
El była ciekawa czy naprawdę był. Teraz jednak trzymała się na uboczu obserwując sytuację.
- Wygląda na to że musimy tu chwilę poczekać. - stwierdził Rupert sięgając po kieszonkowy zegarek. - Rozgoście się, bo czeka nas 20 minut opóźnienia.
Tymczasem miejscowy szef zbirów zaczął wydawać swoim polecenia. El stanęła na tyłach wozu i spojrzała na swoje dłonie sprawdzając czy jej ciało powrócili do oryginalnej formy.
Niestety tak, acz uaktywniona moc płaszcza stale rozmywała jej rysy i postać. Jess przechadzała się wraz z Johnem o czymś rozmawiając. Gregor pociągał z butelczyny siedząc na koźle, a Mandragora dokarmiała swojego gryzonia. Sam Rupert zaś co chwilę zerkał na zegarek.
El skryła się za wozem, nie chcąc marnować drugiego zaklęcia przemiany. Wolała je zostawić na moment gdy naprawde będzie potrzebne.
Po kilku minutach przybyli kolejni przestępcy eskortując kilku tragarzy. Ci zaś zaczęli wypełniać wóz skrzynkami zapieczętowanymi lakiem. Zaś Rupert wyjął z kieszeni grubą kopertę i podał szefowi bandytów. Ten zaczął przeliczać banknoty.
Nagle rozległ się głośny jęk umierającego człowieka, gdzieś z góry. Szef bandytów wyciągnął szeroki acz krótki miecz zza pasa i zaczął grozić zapewne Rupertowi, bo tak to wyglądało z boku.
Ten odpowiedział wyciągnięciem zza pasa ukrytego ciężkiego rewolweru i odpowiedział w podobnym tonie. Ludzie miejscowego zbira chwycili za broń, ale… nie wiedzieli czy skierować ją przeciwko ochronie Ruperta, czy… przeciw nieznanemu zagrożeniu gdzieś tam w górze.
- Nasi ludzie są na dole! - El rozejrzała się szukając wzrokiem tego, kto uśmiercił przemytnika na piętrze. Szukała też wzrokiem drabiny, którą mogłaby się tam dostać.- Mamy nieproszonych gości.
Trudno powiedzieć czy ją zrozumieli, trudno powiedzieć czy ją nawet słuchali… trzymając broń w dłoniach i rozmawiając w swoim języku. Towarzysze El również chwycili za broń i również czekali na to kto pierwszy zaatakuje.

Odpowiedź przyszła z dachów. Dziwnie zamaskowani mężczyźni i kobiety błyskawicznie spuszczali się po lince na ziemię. Sięgali po miecze i ciskali metalowe gwiazdki w każdego kto się nawinął. Zbiry odpowiedziały tym samym, atakując z zaciekłością napastników. Gdzieniegdzie rozległy się strzały, ale niewiele… atakująca strona nie miała pistoletów, a broniąca się ledwie kilka przestarzałych. Johnson skołowaciał na moment widząc to wszystko.
- John! - Elizabeth spróbowała doprowadzić szefa do porządku. Nie była gotowa na walkę… prawie. Wydobyła różdżkę i wycelowała w najbliższego napastnika. Posłała w jego kierunku zaklęcie osłabienia.
Czar z pewnością zadziałał, przeciwnik zatoczył się jak pijany. A nad całą sytuacją zapanował Rupert. - Pakować pozostałe skrzynie i ruszamy stąd. Niech miejscowi sami rozstrzygają swoje spory.
Co nie przeszkodziło kupcowi z zimną krwią strzelić do najbliższego napastnika w czarnym stroju.
- Igła i… Gregor pakujcie skrzynie. Jess osłaniał ich. Mandragora zrób nam przejście.- krzyczał w końcu John wskazując El i niziołka.
El oddała kolejny strzał z różdżki, nie miała sił by wrzucać skrzynie, a tu choć mogła pomóc.
- Wszystko ostatecznie na mojej głowie.- burknął Gregor chwytając za porzucone przez chowających się po kątach tragarzy skrzynie i wrzucając je na wóz, przy kannonadzie muszkietu Jess, oraz pistoletów Johnsona i Ruperta.
El podbiegła do Gregora i spróbowała mu pomóc. Skrzynki nie były aż tak ciężkie jak się wydawało i załadowanie ich szło szybko. Mandragora tymczasem wywołała mgłę, która spowodowałą jeszcze większy chaos.
Panna Morgan zaś trzymając skrzynię zobaczyła przed sobą mężczyznę z długim mieczem wykonującego zamach by ściąć jej gło… eksplozja…
To jego głowa wybuchła w ostatniej chwili, gdy Jess strzeliła do niego z bliskiej odległości zabijając na miejscu. El przyspieszyła ładowanie towaru na wóz. Wolała w tej sekundzie nie myśleć o tym co się stało, choć żołądek nieprzyjemnie podszedł jej do gardła na widok opadającego ciała.
- Ruszamy ruszamy.- wrzeszczał Johnson.- Kto może na wóz i uciekamy.
Jego pistolet już mocno dymił, a miecz pokryty był krwią.
El wrzuciła ostatnią skrzynię jaką miała pod ręką na wóz i wskoczyła na niego tuż za nią, wyciągając dłoń do Gregora by mu pomóc wskoczyć, co niziołek przyjął z wdzięcznością.
Ruszyli na oślep w mgłę, tak szybko na ile dało się popędzać muła. Krzyki bólu, mieszały się z wrzaskami wściekłości i szczękiem oręża. Był też odgłos łamanych kości i czarodziejka miała wrażenie, że kogoś stratowali. Na wóz wskoczył jeden z napastników, ale tego Jess walnęła kolbą w szczękę zrzucając z wozu. El ściskając w dłoni różdżkę, drugą pilnowała skrzyń by te nie spadły. Rozglądała się wokół szukając wzrokiem towarzyszy we mgle.
Zacisnęła odruchowo zęby z bólu, gdy coś wbiło się ze świstem w jej lewe ramię. Niemniej po chwili ona i jej towarzysze wydostali się z mgły. Johnson był ranny, Mandragora też… Rupert, stracił swój cylinder.
- Powinniśmy się stąd jak najszybciej wydostać, co niestety oznacza drogę przez dzielnicę portową. Nie macie żadnych zatargów z związkami zawodowymi, prawda?- zapytał.
- A to nie tak, że wszystko im jedno czy mamy? - El puściła skrzynie, gdy już przestali jechać po trupach i wyciągnęła ze swego ramienia dziwny przedmiot. W dłoni trzymała ostrą gwiazdkę.
- Pokaż czy nie pokryta trucizną. Oni się w nich lubują.- rzekł do niej Gregor.
- Różnie z tym bywa. Mam trochę pieniędzy przeznaczonych na łapówki.- przyznał Rupert.- Wszystko jedno czy opłacę nimi władzę czy naganiaczy Związków Zawodowych.
El też było wszystko jedno. Teraz niepokoiła się o swoich towarzyszy i o to co powie jej niziołek po tym jak wręczyła mu dziwną broń.
Gregor powąchał gwiazdkę i mruknął.
- Nie ma trucizny.
A Johnson dodał. - Nie… nie mamy wrogów w Związkach Zawodowych Dokerów.
- Doskonale.- rzekł z uśmiechem Rupert i wskazał palcem uliczkę.- Więc ruszajmy tą drogą.
I ruszyli. Powoli i niespiesznie przez obcą im dzielnicę, w której to ich pracodawca dobrze się orientował.
El schowała odebraną od niziołka gwiazdkę i rozejrzała się po okolicy. Kiedyś była w dokach Azjatown z Simeonem, ale czy w tej okolicy?


Wkrótce zorientowała się że zdecydowanie nie. Było tu brudno, brzydko choć nadal egzotycznie. I zdecydowanie śmierdziało rybami i morskimi stworzeniami. Gregor podał jej fiolkę.
- Wypij… poczujesz się lepiej.
El przyjęła fiolkę i już ufając niziołków wypiła jej zawartość, czując jak rana błyskawicznie się goi. Jej wzrok cały czas wędrował po okolicznych budynkach. Nie dostrzegała zagrożeń, ale to nie znaczy że ich tam nie było. Powoli opuszczali Azjatown i wjeżdżali do bardziej “swojskiej” części portu. Tu było bardziej znajomo, acz nie przyjaźnie. Marynarze i mieszkańcy tej części New Heaven, zawsze byli bardziej tacy jacyś… szorstcy, bardziej masywni, ponurzy… niebezpieczni. El nie wolno było samej udawać się do towarowej części portu. A teraz jeszcze wiedziała, że tutaj mieszka prawdopodobnie sporo potomków piratów.
Na razie nich ich nie zaczepiał, ale spoglądali ponuro i spode łba na mijających ich awanturników na i obok wozu ciągniętego przez muła. El obserwowała wszystko uważnie, ale i z zainteresowaniem. Jej wzrok uciekał też cały czas w stronę Ruperta. Co to był za towar? Kim on dokładnie był? Tyle pytań, a ona nie wiedziała jak do tego podejść.
Na szczęście mężczyzna nie zdawał sobie sprawy z jej nagłego nim zainteresowania. Podążał przodem pewny siebie i prowadził resztę awanturników. Wkrótce napotkali dwójkę rosłych osobników. Każdy z nich miał żółtą kamizelkę na grzbiecie oraz pałkę ozdobioną stylizowaną krasnoludzką głową na rękojeści. Człowiek i półork, mimo że ekipa Ruperta miała przewagę liczebną zachowywali się jak panowie sytuacji, arogancko i bezczelnie. Sądzą po reszcie stroju byli jednak tylko portowymi robotnikami. Niemniej Rupert zamiast nakazać ich przegonić swoim podwładnym zaczął negocjować i po chwili zapłacił łapówkę.
- Dobra… to teraz możemy się odprężyć. Mamy ochronę… aż do opuszczenia portu, a potem w sumie to jesteśmy całkiem bezpieczni. Jeśli ktoś wymaga pilnie leczenia, to jak dotrzemy do granicy dzielnicy może to uczynić. W sumie będzie mi potrzebnych… może z dwójka z was.- rzekł Rupert zwracając się do swoich podwładnych.- Oczywiście wszystkim zapłacę po równo. Nikt nie będzie stratny. W sumie wykonaliście już robotę dla mnie… cóż, większość z niej.
El z uwagą obserwowała wymianę zdań między mężczyznami. Rupert ewidentnie dobrze sobie radził w relacjach z półświatkiem. Nie była pewna czy bardziej ją to niepokoiło czy fascynowało. No ale… decyzja co do podziału roboty zależała od Johna, ona po lekarstwie niziołka czuła się już dobrze.
- Igła, Mandragora… możecie wracać. Rozliczymy się tam gdzie zwykle.- rzekł John krótko.
El zeskoczyła z wozu i spojrzała na diablicę.
- Dobra… ruszamy.- rzekła rogata biorąc Elizabeth po rękę i ruszając w jedną z uliczek, po chwili dodała przez ramię.- O nas się nie martwcie. Mam w sobie dość soczku, by zrobić kuku każdemu kto mnie zirytuje.
El tylko pomachała do reszty o zwróciła się do Mandragory gdy się oddaliły.
- Chyba powinnam ci wynagrodzić tą akcję z Johnem. - Spojrzała zalotnie na diablicę.
- Ale chyba nie wśród portowych zaułków, co? Chyba że zagrożenie cię pobudza?- zachichotała Mandragora.
- Może i nieco pobudza ale… chyba wolę łóżko. - Morgan zaśmiała się cicho. - Jak się masz? Nie jesteś ranna?
- Nie bardzo. - przyznała rogata i wzruszyła ramionami. - Skośnoocy polowali na siebie nawzajem. My stanowiliśmy drugorzędny cel. Ciekawe o co się bili. Pewnie ten Rupert wie.
- Pewnie tak… - El w jakimś dziwnym odruchu obejrzała się w kierunku, w którym zniknęła resztą. - Zaskoczył mnie.
- Mówiłam… może i nie jest bardzo przystojny. Ale skoro nas wynajął to z pewnością nie jest… bezpieczny. Nie wynajmuje się awanturników do legalnych robótek… pomijając oczyszczanie kanałów.- odparła rogata obejmując w pasie Elizabeth i dodała śmiejąc się.- Ale byś się zdziwiła gdyby to wyszło po ślubie…
- Jeśli by wyszło. - Morgan przytaknęła i mocniej przywarła piersią do ręki diablicy. - Chyba się nie obnosi z tym interesem.
- Hmm… skoro to twoja matka widzi w nim kandydata na męża, to myślę że ma solidny powód ku temu. Kim on jest wedle niej?- zapytała Mandragora z ciekawością i z łobuzerskim uśmiechem przesunęła ogonem po pośladkach czarodziejki.
- Dobrze zapowiadającym się sprzedawcą wstążek. - Morgan powstrzymała śmiech.
- Całkiem solidny interes.- oceniła ze śmiechem rogata. - Młodzieniec z dużym interesem… ciekawe czy podobną niespodziankę trzyma w spodniach.
- Może Jess sprawdzi. - El wzruszyła ramionami. - Gdzie mieszkasz? Tam gdzie John?
- Eee… nie… nie tam.- przyznała Mandragora po chwili wahania. - Na pewno chcesz tam iść?
- Mogę… niestety do siebie cię nie zabiorę. - Morgan uśmiechnęła się ciepło. - Możemy też wpaść do Johna, muszę od niego zgarnąć swoje rzeczy.
- Jak ci wygodniej. - zgodziła się Mandragora i poprawiła okulary na nosie szczura.
- Wiesz… to ja mam ci tu coś wynagrodzić. Jak dla mnie możemy jedynie wpaść do Johnsona zgarnąć moje rzeczy, a potem się dostosuję. - El zaśmiała się.
Rogata spojrzała na czarodziejkę z łobuzerskim uśmiechem. - A jak dużo masz czasu na owo wynagradzanie? Tylko nie myśl o Johnsonie… on i jego brat narazili się czymś Jess. Lepiej go unikać na razie.
- Obaj się narazili. - El przez chwilę poczuła się niepewnie. - Jak bym mogła gdzieś przenocować to mam całą noc.
- Coście zbroili? Zresztą… może lepiej nie wiedzieć. - zaśmiała się Mandragora dodając.- Dobra… to wpierw do karczmy, a potem do mnie… Mandy mam na imię. Niemniej nie lubię go, więc… używam tylko w domu.
- El. Nie używam bo za dużo tu znajomych. - Morgan uśmiechnęła się. - A czemu sądzisz że to "my" coś zbroiliśmy?
- Przeczucie… a Jess przejdzie za kilka dni.- odparła rogata, a gdy dotarły do dorożek czekających na klientów, Mandragora wybrała jedną z nich i wsiadła.
Morgan podążyła za nią zajmując miejsce na ławie obok diablicy.
- Ech… to było dużo piwa… nawet nie wiem kto kogo bardziej uwiódł. Choć chyba wina po obu stronach. - Zamyśliła się spoglądając przez okno. - Myślałam, że sprawa przeszła bez echa bo to już tyle dni temu było.
- Z czasem przejdzie.- rogata bezczelnie przesunęła dłonią po udzie czarodziejki, nachyliła się i cmoknęła szyję Elizabeth.- Nie przejmuj się… Manfred nie pierwszy raz skocze w bok. Zresztą… nie mam pojęcia kiedy są w związku, a kiedy znów się rozeszli.
- Coś… coś w tym jest. - El odchyliła głowę eksponując szyję na kolejne pieszczoty.
- Mhmm…- język diabliczki powiódł po szyi czarodziejki. Przesunęła dłonią na biust Elizabeth, ścisnęła jędną. - Odsłoń je.
Morgan odsłoniła płaszcz i sięgnęła do zapięć kamizelki. Po chwili poczuła nieco swobody na piersiach i pozostało jej tylko rozpiąć koszulę. Jej krągłości owiał chłód nocy.
Nadal jechały… nadal ktoś, teoretycznie mógł zobaczyć biust El, obecnie łapczywie ściskany dłonią rogatej, której usta pieściły szyję magiczki, której ząbki delikatnie kąsały szyję.
- Podoba… ci się? - Morgan spoglądała na pieszczącą ją kobietą, wodząc dłońmi po jej talii.
- A komu by się nie spodobał…- diabliczka ścisnęła mocniej pierś El, nachyliła się i przyssała wargami do jej szczytu. - Ciesz się tym… zainteresowaniem, bo u mnie w domu, ty będziesz wielbiła mnie.
- Yhym… - El z trudem powstrzymała pomruk, który chciał się wyrwać z jej ust.
- Dość długo w nocy… oczekuję kąpieli… i chodzenia topless.- zachichotała rogata nie przerywając zabawy, masując jedną dłonią pierś a drugą ustami.
- Widzę, że masz już wobec mnie...plany. - Morgan przesunęła jedną z dłoni z bioder na pupę i podstawę ogona diablicy. Zaczęła pomału masować to miejsce.
- A ty… doświadczenie z moim rodzajem…- mruknęła lubieżnie Mandragora mimowolnie zaciskając ząbki na szczycie piersi El.
- Niewielkie. - Morgan czując tą bolesną pieszczotę śmielej zaczęła sobie poczynać z ogonem diablicy, mocno go masując.
- Plany… bardziej… fantazje…- zamruczał rozpalonym głosem Mandragora liżąc leniwie ugryzione przed chwilą miejsce i masując drugą pierś dłonią z pazurkami drapiącymi skórę.- Nigdy nie miałam aż tak uległej… kochanki czy kochanka.
- Nie powiem bym była bardzo uległa… ale postaram się spełnić nieco twoich fantazji. - Morgan kusiło by rozebrać diablicę, by zrobić tu nieco więcej. Wiedziała jednak, że muszą wpaść jeszcze do Johnsona.
- Noo… zgodziłaś się chodzić topless.- przypomniała jej Mandragora z łobuzerskim uśmiechem.
- Yhym… ale… teraz? - El spojrzała na diablicę z zaciekawieniem.
- Teraz nie… - odparła rogata rozkoszując się dotykiem nagich piersi na swoich wargach. - Ale wkrótce.
- Jak sobie życzysz…. Pani. - Morgan zanurzyła palec w otworku spodni diablicy by podrażnić delikatnie jej pupę.
- Niestety… dojeżdżamy. - jęknęła smutno Mandragora, bo i rzeczywiście dojeżdżały. Dorożka właśnie się zatrzymała.
El poprawiła szybko swoją garderobę by nie wejść półnago do karczmy.
- No to chodźmy.
- Nie… lepiej nie kusić losu. Zostanę tutaj… wątpię by Johnson wypuścił nas z pokoju, gdybyśmy się migdaliły na jego łóżku.- zaśmiała się cicho Mandragora.
- Cóż… kiedyś obiecywałaś mi trójkącik. - El mrugnęła do diablicy.
- Ale nie z Jess mogącą wpaść w każdej chwili, by strzelać śrutem na oślep. Lubię co prawda zastrzyk adrenaliny… ale nie taki.- zaśmiała się Mandragora. I zamyśliła.- Aaaa… trójkącik, może dałoby się załatwić.
El przytaknęła i ruszyła samotnie do karczmy. Nie miała kluczy do pokoju Johna, ale z wytrychami nie czuła by był to duży problem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 11-07-2021, 12:03   #87
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Na miejscu ich jeszcze nie było, a karczmarz znał El, więc nie przeszkadzał ej gdy podążała na górę. Stali bywalcy jak i okazjonalni degustatorzy trunków zerkali na nią. Usłyszała parę zaczepek w stylu “Hej maleńka”, ale w Pączku przywykła do tego.
Na piętrze podeszła do drzwi Johna i sprawdziła czy te może są otwarte. Nie były… na szczęście… wszak mogła ulec pokusie i zostać w środku.
El zamyśliła się. Czy powinna się włamywać? A może… pamiętała, że Manfred pokazywał jej gdzie ma pokój. Może pożyczy jej na chwilę klucz do pokoju brata. Nieco niepewnie podeszła do wskazanych drzwi i zapukała. Nikt nie odpowiedział, drzwi były zamknięte. No tak, pewnie po tym “wypadku” kurował się w szpitalu jakiejś charytatywnej fundacji.
El nie pozostało nic innego jak włamać się do Johna. Upewniwszy się, że nikogo nie ma na korytarzu wydobyła wytrychy i zabrała się do roboty.
Zajęło to chwilę, pierwsza i druga próba… porażki. Udało się za trzecim razem usłyszeć kliknięcie zamka. El weszła do środka by zebrać swoje rzeczy. Postanowiła zostawić też Johnsonowi karteczkę z przeprosinami, za to że mają nieprzyjemności przez ich wspólną noc i że wyszła bez pytania do pokoju. Obiecała, że wzięła tylko swoje rzeczy. Wychodząc planowała zamknąć drzwi za sobą na klucz i dołączyć do Mandragory.


Wymknięcie się z karczmy, a potem dotarcie do czekającej dorożki zajęło El chwilę. Mandragora czekała na nią z lubieżnym uśmieszkiem.
- Masz wszystko?
- Tak. - El pokazała na swoją torbę z rzeczami. - Jedziemy?
- Tak… ruszamy.- diabliczka poklepała dłonią miejsce obok siebie.
El usiadła obok Mandragory i odprężyła się na ławeczce dorożki.
- Niewiele możemy zrobić na razie. To tylko kilka przecznic niestety.- odparła wesoło diabliczka. I miała rację. Wysiadły przed niedużą acz starą kamienicą. Unosiły się wokół niej opary z klatek ściekowych, a sam budynek chylił się ku ruinie. Było coś niezwykłego w tym miejscu.
- Sławny burdel… był tu kiedyś. Obecnie... cóż… przerobiony został na małe mieszkanka. Czynsz znośny jak na taką ciasnotę.- wyjaśniła Mandragora wysiadając z dorożki.
- Och… i jak ci się tu żyje? - El wysiadła za rogatą z dorożki i rozejrzała się z zaciekawieniem po okolicy. Niedaleko jej domu, też zdarzały się niszczejące budynki. Jak by nie patrzeć było to Downtown.
- Znośnie… a czasami głośno. Niektóre sąsiadki pielęgnują piękne tradycje tego budynku.- rzekła żartobliwie diabliczka i zapukała za pomocą kołatki do drzwi.
- Mandy… jak zwykle późno w nocy. I któż to jest z tobą.- wpierw usłyszały głos, a potem drzwi się uchyliły lekko. Przez szczelinę spojrzało oko przyglądając się im.
- Moja przyjaciółka pani Henderson. Musi gdzieś dziś przenocować.- odparła rogata.
- A nie przyjaciel? Powinnaś już wśród mężczyzn szukać znajomych.- zażartowała kobieta otwierając drzwi. Lekko przygarbiona, o szarych włosach związanych w kok i eleganckiej sukni ozdobionej czarną koronką, która podobnie jak ten budynek widziała lepsze dni.
- Dobry wieczór. - El dygnęła przed kobietą. - Przepraszam jeśli moja obecność to kłopot.
- Ależ skąd… ten pomysł. Nie sprawi.- odparła kobieta otwierając szerzej drzwi. Po czym zamknęła je na szereg zasuw, gdy już weszły.- Bardziej problemem jest to że Mandy wraca zwykle dość późno. To niebezpieczna okolica.
Morgan uśmiechnęła się jedynie w odpowiedzi. Czuła, że nie powinna wchodzić w sprawy diabliczki.
Weszły po schodach na górę. Mijały drzwi do pokoi, zza niektórych słychać było głośno skrzypienie sprężyn i sapanie. Dotarły do drzwi we dwójkę. Gospodyni pozostała na parterze.
Pokoik Mandragory był mały i przytulny. Przypominał El znajome widoki z Pączka. Część jego oddzielona była małą kotarą, a w reszcie pokoju dominowało łóżko. Mandragora rzekła ciepło.
- Rozgość się.-
Sama zamknęła drzwi zaczęły zdejmować z siebie wierzchnie ubranie, by powiesić je na wieszaku. Szczurek trafił do małego terrarium stojącego na komódce obok drzwi.
El także zabrała się za zdejmowanie płaszcza, rozglądając się z zaciekawieniem po pokoju.
- Przypomina mi pewien znajomy dom publiczny. - Powiedziała odkładając na bok swoje rzeczy.
- Pewnie dlatego, że jest pokój schadzek dawny.- przyznała Mandagora odpinając pas i zdejmując kamizelkę. Podeszła do Elizabeth i chwyciła ją za pośladki. - To wracamy do nagradzania mnie, czy chcesz pogadać, albo coś zjeść, albo napić się?
- Możemy coś przegryźć w przerwie, prawda? - El naparła pupą na dłonie diablicy i sięgnęła do swojej kamizelki. - Mam być topless tak?
- Mhmm… zdecydowanie. - mruknęła rogata mocniej zaciskając dłonie pośladkach kochanki.- Nie martw się… ja zamierzam być nago.
- Ja tu spełniam twoje kaprysy dziś w nocy. - El rzuciła kamizelkę na torbę, po chwili dołączyła do niej koszula i czarodziejka miała już nagie piersi. - To jak? Spodnie też?
- Też…- zamruczała rogata sięgając dłońmi do piersi El i ściskając je mocno, delikatnie ukąsiła szyję kochanki ząbkami. Ocierała obie krągłości o siebie radośnie bijąc na boki ogonem.
Morgan zabrała się za zdejmowanie butów, pupą bezczelnie opierając się przy tym o biodra Mandragory.
- Prowokatorka.- mruknęła lubieżnie Mandragora kąsając delikatnie ucho El dodając po chwili. - A potem ty rozbierzesz mnie.
- Dobrze. - El zdjęła buty i spodnie i stanęła przed kochanką w samych, mocno wyciętych majteczkach. - je zostawić czy też zdjąć?
Ogon diabliczki bezceremonialnie sięgnął ku nim. Otarł się o kobiecość czarodziejki, zanurzył w niej czubkiem.
- Możesz zostawić. - zadecydowała Mandragora.
El zamruczała rozkosznie i sięgnęła do ubrań Mandragory. Pierwsza poszła koszula, pod nią gorset… czarny jednolicie i mocno usztywniany metalowymi paskami. Piersi diabliczki były niezbyt imponujące, ale ładne z tymi ciemnymi punktami na ich szczytach. Wodząc ogonem po majteczkach El, Mandragora zamruczała.
- Usiądę by łatwiej ci było zdjąć mi buty.
- Czekam. - Morgan uśmiechnęła się ciepło do diabliczki, czując wilgoć zbierającą się od jej dotyku.
Rogata cofnęła się i wdzięcznie usiadła na łóżku, zakładając nogę na nogę i przyglądając się z ciekawością Elizabeth, lekko przekrzywiła głowę na prawy bok.
El podeszła do niej i przyklęknęła przed kochanką. Niespiesznie zaczęła rozsznurowywać jej buty, opierając stopę diablicy między swymi piersiami.
Jej ogon poruszał się leniwie na boki, spojrzenie błyskało łobuzersko.
- Tooo… bardzo pobudzająca sytuacja… dla ciebie… też?- wymruczała leniwie, muskając policzek El oswobodzoną już stopą. Niestety pończochy lub podkolanówki miała wełniane i grube. Mało seksowne.
El sięgnęła do pończochy diablicy która okazała się podkolanówką i ją ściągnęła.
- Możesz sprawdzić jeśli masz wątpliwości. - przy tych słowach rozchyliła uda eksponując swoją kobiecość.
- Znaczy wiesz…- mruknęła rogata rozpinając spodnie i nerwowo chichocząc.- … ciekawi mnie, czy to… czy tak właśnie lubisz…
Podsunęła drugą stopę, sama zsuwając spodnie ze swoich pośladków. - Czy marzy ci się twój własny Pan… albo Pani.
- Ja jestem prostą osóbką… po prostu lubię z tego wszystkiego czerpać przyjemność. - Morgan zabrała się za drugi but diablicy. - Czy ktoś chce bym ją prowadziła, czy też gdy ktoś ma ochotę poprowadzić mnie… to… po prostu przyjemne. - Teraz El zdjęła już odrazy drugą podkolanówkę diablicy. - A ty co lubisz?
- Ładnych młodzianów i jeszcze bardziej śliczne niewiasty… dużo wina i dużo przyjemności… i czasem… no… zerknij pod łóżko.- gdy tak mówiła sama wsunęła palce pod ładne samodziałowe majtki z czarnej satyny które miała na sobie.
Morgan posłusznie zajrzała pod łóżko mocno się przy tym wypinając. Poczuła ogon pożądliwie wodzący pomiędzy pośladkami, a zobaczyła… czarną dużą atrapę… taką samą zabawkę jaką czuła u Alice. Tyle że do tej nie było uprzęży.
- Yhym… - El sięgnęła po zabawkę. - Lubisz jej używać? Na jakie sposoby?
- Nooo… tradycyjnie… a są inne sposoby?- zapytała zawstydzona Mandragora.
- Mnie niedawno uświadomiono, że dziurki mam dwie. - El wydobyła zabawkę i przesunęła palcami po jej czubku. - Jest duża.
- Eeem… no wiesz… tam to nie próbowałam niczym poza … własnym ogonem.- speszyła się Mandragora i powoli zsuwała z siebie majtki. - No i tego bym w zadek sobie nie wsadziła.
Morgan przesunęła zabawką pomiędzy piersiami diablicy.
- Wiesz, że nie musisz tak się peszyć… spełniam tu dziś twoje zachcianki i zrobię to na co masz ochotę.
- Mam ochotę być wielbiona a potem… może pobawię się tobą…- zamruczała lubieżnie Mandragora muskając ogonem kobiecość El. - Chciałabyś?
- Brzmi kusząco. - El odłożyła na bok zabawkę i pochylając się pocałowała kobiecość diablicy.
- Mhmm… no… z pewnością… dla mnie…- jęknęła rogata opierając się na łokciach i wypinając w górę biodra, by El ułatwić zadanie.
Czarodziejka przywarła wargami do kobiecości Morgan pieszcząc ciepłe ciało swym językiem. W dłoni nadal trzymała pochwyconą zabawkę diablicy.
- Nawet… bardzo… dla mniee…- jęknęła rozpalonym głosem rogata wijąc się na łóżku i popiskując cicho.
Morgan przesunęła zabawkę i naparła nią delikatnie na kobiecość diablicy pieszczotami warg skupiając się na jej wrażliwym punkciku. Z zaciekawieniem zetknęła na Madragorę wyczekując jej reakcji, gdy zaczęła zanurzać w niej spory przedmiot.
- Ach… ty…. - jęknęła głośno rogata prężąc swoje nagie ciało i wijąc na oślep ogonem. Powoli wiła się po pieszczotą sycząc lubieżnie.- … łobuzico… - przez zaciśnięte zęby, gdy jej ciało głośnym mlaśnięciem przywitało intruza.
- Mam przestać? - Morgan wpychała zabawkę pomalutku, powoli coraz głębiej.
- Nie… nie przestawaj. - zabrzmiało to w ustach rogatej niemal błagalnie.
Morgan przywarła wargami ponownie do kobiecości kochanki i zaczęła powoli poruszać w jej ciele sporą zabawką.
- Ooo tak ooo tak.. ooo tak. - kwiliła cicho diabliczka wijąc się, gdy El podbijała jej ciało. Skóra pokrywała się potem, a mlaśnięcia były coraz głośniejsze. Mandragora była już blisko.
El kontynuowała więc zabiegi chcąc doprowadzić kochankę do szczytu. I wkrótce osiągnęła ten głośny i wilgotny sukces. A po nim diabliczka opadła na łóżko łapiąc łapczywie powietrze.
Morgan wydobyła z niej zabawkę i bezczelnie położyła się na kochance dociskając swoje piersi do jej.
- Chyba ci się podobało. - Wymruczała z lubieżnym uśmiechem.
- Nie będę udawać że nie…- odparła z uśmiechem Mandragora całując leniwie szyję El i wodząc ogonem pomiędzy jej pośladkami, równie leniwie co prowokująco.
- Jeszcze jakieś życzenia. - El rozchyliła uda czując jak z jej własnej kobiecości spływa wilgoć.
- Kąpieli sobie życzę i pieszczot.- zachichotała Mandragora i zerknęła wprost w oczy El.- No chyba że ty masz jakieś sugestie?
- Dla mnie też kąpiel brzmi wspaniale, a jeszcze jakby się znalazły jakieś przekąski tylko… - Morgan podniosła się i siadła okrakiem na brzuchu diablicy i mocząc go przy tym mocno. - w tym stanie mogę ci ubrudzić pokój.
- Wiesz że nie mogę oprzeć się takiej prośbie.- zachichotała rogata sięgając palcami do kobiecości El, a ogonem delikatnie szturmując obszar między pośladkami. - Tylko nie spadnij.
El jęknęła głośno czując ten podwójny atak. Z trudem utrzymała się klęcząc ponad kochanką. Na szczęście szybko znalazła oparcie i jej dłonie zacisnęły się na piersiach diablicy.
- Tylko nie hałasuj za bardzo…- sapnęła rogata czując dłonie El ściskające jej sprężysty biust. Muskała wrażliwy obszar palcem, główne uderzenie zachowując na ruchy między pośladkami.
- Szkoda, że nie kupiłyśmy nic… po drodze.
- C..czego? - Morgan z trudem powstrzymywała jęki. Jej ciało samo zaczęło wychodzić naprzeciw ogonowi diablicy pogłębiając zbliżenie.
- Do jedzenia. Bo chyba nic nie mam…- zamruczała rogata i westchnęła ciężko. - Ale coś… wymyślę.
- Yhym…- El ciężko było się skupić na czymś poza tym co działo się w jej ciele. Był tylko ten ogonek i palce diablicy.
- Wyglądasz podniecająco… szkoda… że.. jesteśmy tylko dwie…- zamruczała lubieżnie rogata nie przestając szturmów ogonem. Jej sprężysty organ El czuła już dość głęboko w sobie.
- A.. a kogo .. ci brakuje? - El czuła jak zbliża się na szczyt. Jeszcze kilka ruchów diablicy i była pewna, że dojdzie.
- Nie wiem…- zaśmiała rogata zerkając na siedzącą na niej czarodziejkę i muskając palcami jej intymny zakątek.- Tak pomyślałam… że miło by było gdyby ktoś cię… w tej chwili… całował i pieścił… dla mnie byłby to pobudzający widok.
El doszła zasłaniając usta dłońmi co i tak nie do końca zdławiło jej jęknięcie.
- Y...Yhym… - Wymruczała po dłuższej chwili łapania oddechu.
Rogata uwolniła ją od swojego ogona i oblizując palce spytała z uśmiechem.
- Poradzisz sobie z tą nowo odkrytą tajemnicą? Że potencjalny chłopak którego zachwalała twoja mama zajmuje się przemytem i potrafi strzelić człowiekowi prosto w twarz?-
- Tak… raczej tak. - El usiadła obok diablicy na łóżku. - Choć przyznaję, że zaczął mnie ciekawić.
- To zły nawyk. Wpakuje cię w kłopoty. - oceniła diabliczka i przeciągnęła się na łóżku.- Ale ty je chyba lubisz.
- Jeszcze sama nie wiem… do niedawna żyłam całkiem spokojnie. - El opadła na łóżko i
spojrzała w sufit. - Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę szukać kłopotów.
- Ale szukasz…- zamyśliła się Mandragora i dodała żartobliwie. - Dobrze że nie popadłaś w hazard, to by cię zniszczyło. A wracając do jedzenia. Narzucę coś na siebie i wyskoczę coś kupić.
- Może skoczę z tobą? Pokażesz mi okolicę. - El uniosła się na przedramionach patrząc na rogatą.
- Teraz kiedy wiem, że lubisz ryzyko mogę to wykorzystać. Co się stanie jeśli nakażę ci sprawić mi przyjemność nie czekając aż wrócimy do domu?- rzekła złowieszczo Mandragora z łobuzerskim uśmiechem.
- Jak myślisz, zdarzyło mi się to kiedyś robić w bramie, czy nie? - El wstała i zabrała się za ubieranie. Przynajmniej majtki miała już na sobie.
- A wydawałaś się być taka niewinna.- zaśmiała się diabliczka tym razem wyszukując w szafie spódnice. Dwie… jedną rzuciła ku El.
- Powinna pasować. - rzekła wciskając się w ciasny gorset.
- Dzięki. - Morgan założyła spódnicę. - Przy tych ludziach, których poznałam… jestem dosyć niewinna.
- Masz mnie za rozpustnicę?!- oburzyła się na pokaz Mandragora i zamyśliła. - A taak… Johnson wspominał że ponoć pracujesz w bardzo nieprzyzwoitym miejscu.
- Bardzo… jestem sprzątaczką. - Morgan zaśmiała się. - Ale kiedyś szyłam bieliznę dla dziewczyn z domu publicznego.
- Sprzątaczką w domu publicznym? - zdziwiła się rogata zapinając koszulę i zakładając pas na biodra.
- Nie… tam szyłam. Sprzątam raczej w domach prywatnych. - Morgan założyła do spódnicy swoją koszulę i kamizelkę.
- To ciekawa robota.- przyznała Mandragora ruszając do drzwi.- Chodźmy, tu niedaleko jest jadłodajnia z daniami na wynos. Zamykają dopiero o północy.
- Chętnie poznam. Większość lokali które kojarzę pracuje w dzień. No chyba że puby. - El narzuciła na ramiona swój płaszcz, wciągnęła buty i wsunęła nóż do cholewy.
- Cóż…- zaśmiała się rogata.- … sama zobaczysz.
I wyszła pierwsza z mieszkania.
Morgan podążyła za nią, rozglądając się z zaciekawieniem.


Ruszyły przez uliczki miasta ramię w ramię. Było już dość ciemno i cicho. Niemniej Mandragora widziała w ciemności więc dla niej było to problemem. Wiedziała gdzie iść ciągnąc El w coraz to bardziej podejrzane zaułki. A może szukała miejsca na więcej okazji do zabawy?
Trudno było ocenić.
W końcu dotarły na miejsce. Zeszły po schodkach do drzwiczków, tu El została pochwycona za dłoń przez diabliczkę.
- Trzymaj mnie mocno.
Po czym weszły przez drzwi… w mrok. W tym miejscu nikt nie zapalał świateł. Było tu dość ciemno, a niewielka ilość blasku latarni wpadająca przez małe okienka pozwalała stwierdzić, że ten lokal upodobały sobie drowy i półdrowy, nieliczne w New Heaven szare krasnoludy i pełnokrwiste orki, oraz inne rasy które niekoniecznie przepadały za światłem słonecznym… za to dobrze widziały w mroku. Szkoda że sama El nie miała tego talentu.
Morgan schowała się na chwilę za diablicą i rzuciła na siebie zaklęcie widzenia w ciemności. Myślała, że przyda się w kanałach, na szczęście jednak do nich nie schodzili.
To “rozjaśniło” nieco sytuację. Dostrzegła białowłose elfy i elfki… ich spojrzenia mówiły El, że były dla nich smakowitymi kąskami do złapania. Krasnoludy i nielicznie orki nie były aż tak zainteresowane diabliczką i jej przyjaciółką. A diabląt było tu niewiele.
Przy kontuarze stał łysy mały gnom o dziwnych rysach i szarawej skórze. El nie słyszała o takiej rasie.
- Dwie kanapki na ciepło plus duergarskie ale.- Mandragora czuła się tu pewnie, bo ignorowała spojrzenia. Gnom skinął głową i ruszył na tyły karczmy, by przynieść zamówienie.
- Tak… nie wiem czy bym tu wpadła w pojedynkę. - El trzymała się blisko diablicy starając się z nikim nie nawiązać kontaktu wzrokowego.
- Nie radziłabym… drowy po pijaku bywają… napastliwe. O dziwo… drowki, bardziej od samców. - odparła z uśmiechem rogata czekając na zamówienie.- Większość samców lubi być pod obcasem, więc jeśli zachowasz się pewnie przy nich to odpuszczą. Samice… nie, je najlepiej unikać. I nigdy nie iść na konfrontację… chyba że je jesteś w stanie wytrzeć nią podłogę .
- Tak ja to z pewnością. - Morgan oparła się wygodnie o kontuar. - Jak znalazłaś to miejsce?
- Niewielkim kosztem. Jestem diablęciem… takie miejsca są dla nas. I drowów. - odparła rogata ogonem zahaczając o spódnicę El i lekko ją podciągając do góry, by odsłonić towarzystwu łydki czarodziejki. - Dobre miejsce, gdy chce się zjeść posiłek… bez wysłuchiwania wyzwisk na temat bycia pomiotem diabła.
- Rozumiem… - Morgan zerknęła z zaciekawieniem na towarzyszkę. - Nie obawiasz się, że rozbieranie mnie może zwrócić na nas uwagę?
- Opierasz się trochę za swobodnie… pupę wypinasz.- zaśmiała się cicho Mandragora i dodała cicho.- Jak chcesz możemy też wynieść stąd nie tylko jedzenie, ale i towarzystwo.
- Mam stać spięta jak kołek. - El zaśmiała się. - To nie ja miałam takie fantazje tylko ty.
- Co poradzić? Lubię towarzystwo…- zamruczała końcówką ogona wodząc po pupie El, aczkolwiek tego nie widzieli bywalcy karczmy. Ogon podwinął tylko tyle by odsłonić łydki czarodziejki. Niski gnom przyniósł w końcu ich zamówienie zapakowane w wygodną paczuszkę.
- Duże? - El podziękowała skinieniem głowy biorąc rzeczy. Czuła jak jej ciało rozgrzewa się od dotyku Mandragory.
- Pewnie… bywa zabawnie w większej liczbie.- odparła ze śmiechem Mandragora uwalniając El od pieszczoty ogona.
- Na razie zdarzyło mi się tylko z dwoma partnerami. - El obróciła się wstronę sali by się jeszcze raz po niej rozejrzeć.
- Piątka… ale byliśmy bardzo pijani. - zaśmiała się cicho Mandragora.
- Nie wiem czy kiedykolwiek wyląduję w czymś takim. - El zaśmiała się. - Wracamy do ciebie i kąpiel?
- Po kolacji.- potwierdziła rogata ciepło, gdy wzrok El zawiesił się na zakapturzonym drowie siedzącym w kącie, którego wzrok zdawał się ją odzierać z ubrań.
Morgan zawiesiła się na chwilkę.
- Czyli… jemy tutaj? - El oderwała wzrok drowa i spojrzała na diablicę.
- Możemy wziąć na wynos.- stwierdziła krótko Mandragora.
- Nie… w sensie mi obojętnie. - Morgan uśmiechnęła się ciepło. - Nawet… jeśli masz ochotę na towarzystwo to ktoś się mną interesuje. - Dodała cicho.
- Cóż… zachęciłam do zainteresowania ich tobą.- zachichotała rogata zerkając w stronę drowa. - Podoba ci się?
- Wydaje się być całkiem przystojny. - Morgan ponownie spojrzała w kierunku zakapturzonego drowa.
- I z pewnością jest śliczny… dobrze zbudowany… choć szczupły jak wszystkie elfy. I niższy od elfa.- zachichotała rogata.
- To jemy tu i dajemy mu szansę? - El uśmiechnęła się do rogatej. - Miałaś na coś takiego ochotę, tak?
- Dajemy mu szansę i zjemy u mnie.- odparła Mandragora i spojrzała na drowa.- Ty chcesz go zaprosić, czy ja ?
- Ja… wiesz… kiedyś mnie straszono drowami. - Morgan wyraźnie się wahała.
- I słusznie. Są groźne, podstępne i wredne…- przyznała Mandragora dodając po chwili. - Ale samców wystarczy wziąć pod obcas, by były potulne.
- A brałaś kiedyś któregoś pod obcas? - El poczuła jak delikatnie zaburczało jej w brzuchu.
- Raz czy dwa… czy trzy razy… choć ten ostatni to mógł być elf lub półelf farbujący włosy na biało.- wspominała Mandragora.
Morgan zaśmiała się i posłała drowów zaciekawione spojrzenie. Czy jakoś zareaguje? Czy też to ona musiałaby podejść?
- Więc? Bo nam żarcie stygnie. - Mandragora poganiała ją do szybszej decyzji.
- No dobrze. - Morgan wręczyła diablicy swoje jedzenie i podeszła do drowa. Stanęła przy nim by patrzeć na niego z góry.
- Podobam ci się, to chodź z nami.
Drowa zatkało… przesunął spojrzeniem po El nie wiedząc co odpowiedzieć. Ostatecznie kiwnął głową.
El obróciła się mając nadzieję, że mężczyzna za nią pójdzie.
Rogata ruszyła przodem kierując się do wyjścia i nie zwracając uwagi na to czy El za nią podąży. Acz kusiła ku sobie, kręcąc pupą.
Morgan dołączyła do Mandragory dopiero w drzwiach zerkając czy drow postanowił skorzystać z okazji.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 11-07-2021, 12:04   #88
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Ruszył za nimi powoli i spokojnie. Jakby podejrzewał jakiś podstęp z ich strony.
- Chcesz go zabrać do siebie? - Morgan ugryzła nieco niesionej kanapki zerkając na diablicę.
- Jeszcze nie wiem.- zamyśliła się Mandragora i po chwili pokręciła głową.- Chyba… nie.
- To gdzie idziemy? - El spojrzała na nią z zaciekawieniem.
- Jest tu jeden zaułek w miarę spokojny. Sprawdzimy go tam. - diabliczka pociągnęła El w kierunku wąskiej uliczki, nieco zagraconej i zakończonej murem kamienicy. Tam nakazała. - Stań przodem do wyjścia, a ja za tobą.
- No.. no dobrze. - Morgan nie do końca wiedząc co diabliczka planuje ustawiła się we wskazanym miejscu. Wzięła po drodze jeszcze kilka kęsów kanapki, czując, że już może jej nie zobaczyć.
A Mandragora przytuliła się do pleców El i nie przejmując się miejscem lewą dłonią pochwyciła jej pierś ściskając przez ubranie, a drugą podciągała w górę spódnicę czarodziejki odsłaniając jej nogi powoli… z zamiarem sięgnięcia do bielizny zapewne. Delikatnie kąsając płatek uszny panny Morgan jej rogata kochanka szepnęła. - Zobaczymy co się złapie na tak uroczą przynętę.
El jęknęła cicho. Ostatkiem sił wrzuciła kanapkę do torby, a cały ekwipunek na ziemię.
- A jak nie przyjdzie to i tak będzie miło. Co mu powiedziałaś? - mruknęła Mandragora traktując ciało kochanki jak miękką glinę do rzeźbienia. Palce zanurzyła w jej kobiecości i poruszała nimi. Każdy kto by je teraz zobaczył nie miałby wątpliwości co tu się dzieje. Każdy… mógł ich zobaczyć.
- Może… powiem ci później. - Morgan czuła się dziwnie, była tak… obnażona. Była ciekawa czy ten drow przyjdzie.. a jak nie? Na razie było bardzo przyjemnie.
- Nie wiem co mu obiecałaś. - zamruczała rogata pieszcząc władczo kochankę. A drow się pojawił u wejścia do uliczki. Nieufny i ostrożny. Przyglądał się na razie.
Morgan posłała mu lubieżne spojrzenie. Była ciekawa czy podoba mu się ten widok. Bo co lubią drowy? Jak śmiałe są? Czy skusi się by dołączyć? Tyle wątpliwości, które tylko mocniej ją nakręcały.
Podchodził powoli, rozglądał się na boki. Obawiał pułapki, podstępu… był nieufny. Ale jego pożądliwe spojrzenie wodziło po pieszczonym ciele Elizabeth.
- Czyli.. masz na mnie ochotę? - Morgan uśmiechnęła się do drowa nieco szerzej rozchylając nogi.
- Mhmm…- odparł krótko drow nie mówiąc nic więcej.
- Zajmij się nim nieco… chcę zobaczyć jego możliwości. - dodała rogata wypuszczając El ze swoich objęć.
Morgan podeszła do ciemnoskórego elfa i sięgnęła do jego kaptura. Nachyliła się całując go w usta i zsuwając jego okrycie głowy. Mężczyzna oddał namiętnie pocałunek jednocześnie wodząc dłońmi po jej ciele. I nie tylko on, ogon diabliczki wsunął się pod spódnicę El i sunął wzdłuż uda w górę.
El przesunęła dłońmi po torsie mężczyzny w stronę jego spodni szukając ich zapięcia. Była ciekawa na ile spodobała się czarnoskóremu. Szybko jej się to udało i po rozpięciu musnęła palcami czubek gotowego do użycia organu miłości. Czarodziejka wydobyła ciepłe ciało i zaczęła je pieścić jedną dłonią, drugą podwijając spódnicę. W końcu docisnęła gorącą, lekko wilgotną męskość do swego podbrzusza i koronki mocno wyciętych majtek.
Czuła jak ogon diabliczki wślizguje się między jej pośladki, przesuwa pomiędzy nimi prowokująco. Czuła i dłonie Mandragory chwytające za jej piersi, rozpinające guziki bluzki, język na szyi i pocałunki mężczyzny na ustach swoich… naparł biodrami naciskając swoją dumą o jej intymność. El jęknęła od jego szturmu, oparła się dłońmi o jego ramiona, a jednocześnie zarzuciła na męskie biodro by ułatwić mu szturmy. A drow mocniej zacisnął swoje dłonie na jej pośladkach przeszywając jej kwiat rozkoszy mocnymi władczymi sztychami. El czuła to wypełnienie, jak i ogon diabliczki wodzący między pośladkami.
Morgan spróbowała naprzeć pupą na ogon Mandragory, jej ruchy były jednak mocno ograniczone bo… bo brał ją drow! Spojrzała w oczy swego bezimiennego kochanka. Dzikie spojrzenie, zaciśnięte usta… całował ją po chwili zachłannie i bez wytchnienia, gdy tak wiła się opleciona dwójką kochanków. Ogon wreszcie podbił jej tyłeczek, wpełzując leniwie niczym wąż, gdy dłonie rogatej wreszcie ścisnęły nagie półkule jej piersi.
El skupiła się na pocałunkach chcąc zdławić własne jęki. Czuła jak ogon diabliczki ociera się o męskość w jej ciele. Nadal musiała przy tym być cicho… figlowali w uliczce, może i o tej porze pustej… ale nadal publicznym miejscu. Drow mocniej poruszał biodrami nie przerywając pocałunków, diabliczka korzystała z okazji by pobawić się ciałem czarodziejki, zarówno używając ogona jak i palców ściskających mocno jej piersi. Panna Morgan wiedziała już że tej nocy, czeka ją wiele takich atrakcji… wszak sama oddała się w ręce Mandragory.
Nie minęła dłuższa chwila, a miejsce i dwóch kochanków sprawiło, że doszła przywierając ustami do warg czarnoskórego elfa. I przez chwilę jeszcze wiła się przeszywana przez nich, nim sam drow eksplodował między jej udami.
- No… pobudź go teraz nieco na dole. Bo teraz moja kolej. - Diabliczka bezceremonialnie zdejmować zaczęła swoje majtki po tym, jak uwolniła ciało El od swojej rozkosznej obecności.
- Leniwa… - Morgan sięgnęła jedną dłonią do męskości kochanka, a drugą do jego woreczka, dociskając swoje piersi do jego torsu.
- Ja jestem tu panią… nie zapominaj o tym.- ogon diabliczki uderzył znienacka pośladki El, słabiej niż by to zrobiła Frolica. Panna Morgan uznała, że Mandragora potrzebowałaby nieco wskazówek by dobrze zagrać tą rolę. A drow… cóż teraz jego dłonie miętosiły odsłonięty biust. Drow nie zadawał pytań, nie dziwił się… po prostu korzystał z okazji. Nie chciał psuć chwili głupimi pytaniami.
El dociskała jego męskość do swego brzucha pieszcząc ją jednocześnie palcami. Kręciła przy tym pupą drażniąc się z apetytem Mandragory.
Czuła jak jemu wraca apetyt… czuła wzrok rogatej na swojej pupie. Łakomy, może nawet za bardzo.
- Ty… kładź się.- rzekła do drowa, a potem rzekła do Elizabeth. - Ty zdejmij spódnicę.
- Jesteś… pewna? - Morgan rozejrzała się po okolicy. Nie była pewna czy chce być w tym miejscu z gołą pupą. Niepewnie puściła męskość drowa dając mu się położyć.
- Acha…- rzekł pożądliwie Mandroga której zdrowy rozsądek przysłoniła purpurowa chmura pragnień. Drow nie położył się, za to wybrał dobre miejsce by usiąść i nie ubrudzić za bardzo ubrania. Mandragorze to wystarczyło, bo podciągnęła spódnicę i odsłaniając swoją kobiecość ruszyła ku jego palowi rozkoszy.
El westchnęła dyskretnie i zsunęła z pupy spódnicę. Poczuła chłód na na udach oblanych wilgocią kochanka i jej.
Mandragora z dzikim jękiem rozkoszy dosiadła kochanka i powolnymi ruchami bioder wprawiała swoje ciało w kołysanie.
- Podejdź.- westchnęła chrapliwie do El.
Morgan zbliżyła się do niej osłaniając nieco swoje piersi koszulą.
- Na co masz ochotę?
- Na ciebie… też… - szeptała rogata spoglądając gorączkowo na kochankę. I capnęła ją za pośladek, by nachylić się ustami ku jej piersiom.
Morgan przysunęła się blisko i oparła dłonie na głowie Mandragory pieszcząc palcami podstawy jej rogów.
Spoglądała z góry na dwójkę kochanków czując wiatr na swojej kobiecości… dłonie i drowa i rogatej ściskającej nagie pośladki… i usta Mandragory przyssane do jednej z piersi. Widziała też wyjście z uliczki… i słyszała kroki. Niektóre bliżej, niektóre dalej. Oby nikt tu nie zaglądał.
Czemu jednak ta myśl ją podniecała. Czemu czuła jak ciało się rozgrzewa? Sięgnęła palcami do własnej kobiecości spoglądając na spółkujących kochanków.
To wszystko było szaleństwem, Mandragora tłumiła jęki pieszcząc pierś czarodziejki i zmuszając kochanka do mocniejszych pchnięć z pomocą ruchów bioder. El czuła jak jej podopieczni są coraz bliżej szczytu, gdyż niemal boleśnie ściskali jej zadek pochłonięci żądzą.
El także coraz intensywniej bawiła się swoim ciałem czując jak zaczyna tracić kontrolę. Już niemal ocierała się biodrami o piersi diablicy.
A Mandragora była coraz bliżej szczytu, aż w końcu… doszła boleśnie kąsając pierś El.

- Chyba… chyba nam wystarczy… nie uważasz… - jęknęła zerkając na pannę Morgan i łapiąc oddech pospiesznie.
- Jak… zaspokoisz mnie u siebie to tak. - Morgan spróbowała zażartować.
- Zobaczymy… mam dużo... kaprysów.- rogata powoli zsunęła się z kochanka. Drow przyglądał się obu intensywnie, ale milczał.
- Jak kiedyś najdzie nas ochota i będziesz w pobliżu to pewnie powtórzymy, ale wszyscy wiemy że mała na to szansa. Niemniej było miło… słodziutki.- odparła diabliczka poprawiając spódnicę.
- Było.- przyznał cicho małomówny drow, biorąc z niej przykład.
El podniosła spódnicę wypinając się w stronę kochanków. Pochylając się zabrała się za wciąganie stroju na pupę.
Rogata skorzystała z okazji by dać mocnego klapsa w pośladek El.
- Ty niepoprawna flirciaro.
- Och .. przeszkadza ci to? - Morgan wyprostowała się zapinając pasek spódnicy. Czuła jak jej własna wilgoć spływa po udach.
- Nie… nie bardzo.- przyznała ze śmiechem rogata i sama zaczęła zapinać bluzkę czarodziejki. Tymczasem drow pospiesznie ulotnił się z zaułka.
- Pierwszy raz zrobiłam to z kimś kogo imienia nie znam. - Morgan poprawiła koszulę i kamizelkę.
- Nieczęsto miałaś więc okazję upić się w podłej karczmie.- zaśmiała się cicho Mandragora i pochyliła się by podnieść majtki.- A w domu po posiłku pomyślimy o czymś ekstra… o czymś co by cię jeszcze mocniej rozpaliło.
- Ja w ogóle raczej się nie upijam… raz wypiłam za dużo i tak podziałało. - Morgan przypomniała sobie zabawę z braćmi Johnson. Czy na trzeźwo nie poddałaby się tej pokusie? Tego pewnie się nigdy nie dowie. - Tak samo jak do hazardu mnie nie ciągnie.
- Ryzykowałyśmy tutaj… nie wiadomo kim był nasz kochanek.- odparła rogata z uśmiechem i podała dłoń czarodziejce. - Wracajmy do domu.
- Dobrze. - El poprawiła płaszcz i chwyciła dłoń kochanki. - Drowy chyba nie są nigdy nikim miłym, prawda?
- Nie są. - zgodziła się rogata i ruszając rzekła.- Ale mało kto jest. Niemniej samce bywają znośne. To samic winnaś unikać. A jeśli któraś mieni się kapłanką to… ego ma jak stąd do księżyca.
- Już wspominałaś. - El zaśmiała się. - Na szczęście drowkę widziałam w życiu raz.
- Gdzie? - zaciekawiła się Mandragora prowadząc kochankę do swojego domu.
- W sklepie, w którym kupowałam sobie koszule. - El uśmiechnęła się. - Rzeczywiście była bardzo wyniosła.
- Mhmm…- stwierdziła Mandragora i dodała z uśmiechem. - Typowa drowka. Już by cię ona przeciągnęła przez łóżko. Tak powiadają.
- Chyba nie byłam interesującą. - Morgan mrugnęła do diablicy.
- A gdybyś była? Gdyby cię chwyciła za dłoń i zaciągnęła do dorożki, tak po prostu porywając z ulicy? - zaciekawiła się diabliczka, gdy już powoli zbliżały się do drzwi przybytku w którym mieszkała. - Ponoć niektóre tak robią.
- Pewnie spróbowałabym się wyrwać. Co innego gdy bawię się w uwodzenie, a co innego poważnie. - El wzruszyła ramionami.
- Dobrze wiedzieć, ale z drowkami to bądź ostrożna.- zaśmiała się Mandragora i ruszyły do jej pokoju. Na miejscu zaś nadszedł czas na rozpakowanie sprawunków.
- Trochę wyzimniało. - zaśmiała się Mandragora.
- Ja zjadłam nieco gdy było ciepłe. - El wydobyła nadgryzioną kanapkę. - A co do drowek… wiesz raczej nie spotykam ich. Więc jak nie będziesz mnie zabierać na kanapki to powinnam przetrwać.
- Niczego nie obiecuję.- odparła Mandragora zabierając się za jedzenie.- Możesz się nieco rozebrać.
- W sensie płaszcz? - Morgan zażartowała i zaczęła zdejmować z siebie ubrania. Na początek buty i płaszcz, potem kamizelkę i spódnicę. W koszuli i majątku usiadła na łóżku diablicy.
- Dobrze wiesz, że nie tylko figlarko.- zaśmiała się rogata wodząc wzrokiem po czarodziejce.
- Cóż mam nadzieję, że koszula i majtki ci nie przeszkadzają… jestem głodna. - Morgan uśmiechnęła się siadając tak by było widać rozcięcie w jej majtkach.
- Nie przeszkadzają jeszcze… - odparła rogata jedząc i wodząc wzrokiem pożerając Elizabeth.
El także zabrała się za posiłek korzystając z chwili spokoju i rozglądając się po pokoju diabliczki.
Dosyć wystawnym jeśli chodzi o ozdoby na ścianach i meble… dosyć ubogim jeśli chodzi o ich stan. Bo były wyraźnie zużyte.
- I dobrze ci się tu żyje?
- Znośnie. Łóżko jest wygodne, a reszta cóż… wychodek wspólny dla całego piętra.- wzruszyła ramionami Mandragora. - A ty masz lepiej?
- Mogę korzystać z łazienki gospodyni, jadam z nią. Sypiam zazwyczaj w jej łóżku. - Morgan dojadła kanapkę i sięgnęła po zamówiony przez diablicę napój.
- Ładniutka? - zaciekawiła diabliczka zerkając na El. - Co ci się w niej najbardziej podoba?
- Urocza, drobna… ale przede wszystkim cały czas mnie zaskakuje. - Morgan upiła nieco trunku przyglądając się gospodyni.
- Brzmi ciekawie… - przyznała diabliczka kończąc powoli posiłek. Czubkiem ogona zaczęła muskać uda i kobiecość czarodziejki, delikatnie i prowokująco.
- Też mnie czymś zaskoczysz? - El upiła nieco piwa pozwalając kropli spłynąć po jej podbródku.
- Nie wiem… nie wiem… a jeszcze nie zaskoczyłam?- zaśmiała się rogata nachylając się całując podbródek czarodziejki zlizując piwo.
Morgan odchyliła głowę eksponując szyję.
- Akcją w uliczce… bardzo mnie zaskoczyłaś.
- A widzisz…- usta diabliczki zaczęły pieścić szyję kochanki, a potem rogata wbiła się ząbkami w szyję niczym głodny wampir. Aczkolwiek kły Mandragory, były tylko delikatnymi ukłuciami.
- Yhym… widzę. - Morgan odstawiła na bok piwo. - A na co masz ochotę teraz?
- Na więcej rozpieszczania.- odparła enigmatycznie rogata z łobuzerskim uśmiechem. - A na co… ty?
- Zobaczyć czy ta twoja zabawka się we mnie zmieści. - El zaśmiała się ciepło.
- Jeśli zasłużysz…- zamruczała rogata chwytając za koszulę czarodziejki i gwałtownie ją rozchylając. Dłońmi chwyciła i ścisnęła drapieżnie piersi panny Morgan.
El zamruczała i wyprężyła się od dotyku Mandragory.
- Masz bardzo ładny biust…- zamruczała diabliczka nadal masując jedną pierś o drugą. Ogonem sięgnęła do tyłu, po zabawkę. Owinęła ją końcówką ogona i dodała.
- Sprawisz mi przyjemność, to ja nagrodzę cię. W końcu tej nocy jestem twoją panią?- zapytała Mandragora, a potem pocałowała Elizabeth.
- Yhym… - El odpowiedziała na pocałunek i sięgnęła dłońmi do piersi diabliczki chcąc je uwolnić z okowów ubrania.
- No… właśnie.- mruknęła Mandragora teraz dumnie wypinając własny biust i machając zabawką na końcu ogona, niczym przynętą.
El odsłoniła dwie krągłości i jej dłonie zabrały się za masowanie i ściskanie atrybutów diabliczki
- Nie musisz… jeśli ci się…- jęknęła rozpalona głosem diabliczka.- … nie podobają. Mam też inne miejsca do wypieszczenia.
- Skąd pomysł, że mi się nie podobają? - Morgan napadła udem na krocze kochanki. - Są śliczne i pełne.
- Nooo.. trochę.- jęknęła rozpalonym głosem diabliczka, ujęła dłońmi twarz czarodziejki i pocałowała namiętnie kochankę.
El dłuższą chwilę odpowiadała na pocałunki.
- Nie trochę. - Docisnęła nogę mocniej do krocza Mandragory. Wilgotnego i ciepłego… rozpalonego jak rogata nie zaprzestając bawienia się krągłościami piersi Elizabeth.
- Na co masz ochotę, moja Pani? - Morgan zacisnęła mocniej dłonie na piersiach kochanki.
- Na więcej oczywiście…- jęknęła Mandragora.- Więcej i niżej.
El puściła piersi kochanki i pochwyciła jej pośladki by przyciągnąć kobiecość diablicy do swej twarzy.
Mandragora z chichotem wstawa opierając się dłońmi o głowę kochanki, gdy ta nurkowała nią pod spódnicę. Ogon owijający się na zabawce potarł nią prowokująco obszar między udami El.
Morgan chwyciła palcami bieliznę kochanki i bez skrupułów ją rozerwała nim przywarła ustami do kwiatu kochanki.
Cichy jęk wyrwał się z ust rogatej, jej ciało zadrżało… a co najważniejsze, ogon na oślep wepchnął przedmiot między uda czarodziejki.
El nie dała rady ukryć jęknięcia gdy spory przedmiot wypełnił jej ciało. Chwilę łapała oddech nim udało się jej powrócić do przerwanych pieszczot.
- Mhmm…- pomrukiwała tymczasem rogata, nieszpiesznie poruszając ogonem i zabawką na której się on owinął mocno. Szturmy były głębokie, doznania wypełniału zmysły z dużą intensywnością.
El wsunęła swoje palce w kochankę rozpychając się nimi w jej wnętrzu. Starała się wodzić przy tym językiem po jej wrażliwym punkcie, choć wypełniająca ją obecność utrudniała skupienie się.
Mandragora pojękiwała i sapała wyraźnie również mając te problemy. Jej nogi drżały i sama diabliczka chwiała się od pieszczot. Co sprawiało że ruchy intruza między udami El były lekko chaotyczne. Morgan starała się mimo to sprawić diabliczce jak najwięcej przyjemności. Sama po chwili leżąc na łóżku z mocno rozchylonymi nogami zapierała się stopami o pościel.
Rogata była coraz bliżej szczytu i coraz mocniej napierała zabawką na wilgotny zakątek El, przy każdym ruchu dołączając do ich jęków lubieżne mlaśnięcia. Bawiła się własnym biustem zamroczona przyjemnymi doznaniami.
El czuła jak ta chaotyczna zabawa prowadzi ją na szczyt. Kusiło by usiąść na tej zabawce, wbić ją w siebie tak głęboko jak się tylko da. Karciła siebie jednak przypominając, że ma tu swoją robotę. Coraz mocniej wpychała palce w kochankę nasłuchując czy jej się to podoba.
Niewątpliwie podobało. Rogata była coraz bardziej głośna i coraz bardziej się wiła nad El. Aż w końcu doszła z głośnym jękiem. Morgan oderwała swoje usta z trudem łapiąc oddech pod spódnicą diabliczki. Jej ciało wiło się na pościeli gdy zbliżała się do własnego punktu kulminacyjnego.
Teraz poczuła dłonie rogatej ściskającej namiętnie obnażony biust i zabawkę wręcz brutalnie i pospiesznie podbijającą jej intymny zakątek. Szybciej niż jakikolwiek kochanek El, cóż ogon potrafił poruszać się szybciej.
Kilka tych pewnych sztychów i czarodziejka doszła intensywnie. Zadławiła okrzyk rozkoszy delikatnie kąsając udo diablicy.

- To chyba… doskonałe zakończenie dnia. Nie sądzisz?- zachichotała rogata zostawiając przedmiot w El, gdy kładła się obok.
- Tak… teraz będę mogła spać spokojnie. - Morgan zaśmiała się przez co jej ciało zacisnęło się na zabawce wywołując kolejne fale dreszczy.
- Ja też..- odparła Mandragora rozbierając się i rzucając rzeczy dookoła łóżka. Najwyraźniej nie miała natury pedantki i bałagan jej nie przeszkadzał.
El przytuliła się do niej nie wyjmując z siebie zabawki. To uczucie bycia wypełnioną było całkiem przyjemne.

Poranek był ciężki i męczący. Ciało obolałe po wczorajszych szaleństwach. Elizabeth obudziła się dość późno i… w posprzątanym pokoju. Mandragora kręciła się po nim kończąc porządki obrana skromnie i po męsku.
- Jest późno co? - El podniosła się. Musiała szybko dostać się do Almais… o zgrozo. Obiecała, że ją obudzi.
- Mhmm… jest późno.- odparła beztrosko rogata nie zdając sobie sprawy z rozterek panny Morgan.
Morgan ubierała się pospiesznie.
- Gdzie jest najbliższy postój dorożek? - Zetknęła na diablicę wciskając się w swoje typowe ubrania. - Która jest godzina?
Podane przez rogatą informacje nie były zbyt optymistyczne. Zbliżało się południe oraz… miała kilka przecznic do przebycia nim dotrze do postoju dla dorożek.
El darowała sobie przekleństwa. Wiedziała, że nic tu nie dadzą. Musiała po prostu jak najszybciej wrócić na uczelnię. Dlaczego spała tak długo? Nigdy się jej to nie zdarzało! Pożegnała się z gospodynią i puściła się biegiem na uczelnię.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 12-07-2021, 07:21   #89
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Dotarcie na uczelnię zajęło trochę czasu, niemniej nie miało to akurat znaczenia. Czarodziejka dotarła na czas obiadu do mieszkania Almais. Na szczęście było jak się zrehabilitować. Rudowłosa półelfka była bałaganiarą. I było co sprzątać w jej sypialni i salonie.
El zabrała się szybko do roboty. Że też miała dziś spotkanie z Simeonem! Jak tak dalej pójdzie Almais może mieć jej dość.
Gdy tak sprzątała, usłyszała jak drzwi się otwierają. A potem drobne kroki za sobą. Almais wróciła i rzekła zaczepnie.
- Coś ci długo zeszło wczoraj i dzisiaj rano. Udana noc?-
- Intensywna. - Morgan uśmiechnęła się do gospodyni. - Mieliśmy utarczkę z azjatami. Wybacz, że nie pojawiłam się rano.
- Nie ma sprawy. Jakoś to mi wynagrodzisz. Jakoś… zresztą to nie tak, że ci płacę.- zachichotała.
- No tak. - El zaśmiała się i wróciła do przerwanej pracy. - Czy mam rezerwować swój czwartkowy wieczór? - Pokojówką posłała Almais figlarne spojrzenie.
- No… niestety… mój brat heroicznie zgodził się pójść na randkę z tobą, tylko po to bym ja poszła z wybranym dla mnie amantem. Heroicznie bo… sądzi, że tylko w dziewczętach się lubujesz, a ja nie miałam serca mu powiedzieć że jest inaczej.- odparła z uśmiechem półelfka poprawiając okulary. Wyjątkowo łobuzerskim uśmiechem.
- Niestety? - Morgan zaśmiała się. - Hm… myślisz, że wobec tego dam radę go uwieść? Nie chciałabym byś obeszła się smakiem.
- Mylisz dwie kwestie moja droga. To że on uważa że cię nie pociąga, nie oznacza że nie działa to w drugą stronę.- odparła rudowłosa wzruszając ramionami. - Gdyby wiedział, że mu się podobasz, to jak długo mogłabyś mu się oprzeć? Jego czarowi i stanowczości?
- Jakbym miała powód? Cały czas. - Morgan wzruszyła ramionami. - Ulegam mężczyznom gdy mam na nich ochotę i nie mam przez to kłopotów. Jakbyś powiedziała, że to twój braciszek i mam go nie tykać bym to uszanowała.
- Elfy nie dbają o takie kwestie za bardzo. Jego przyszłej żonie to nie przeszkadza, zresztą sama też nie jest niewiniątkiem.- zaśmiała się sarkastycznie Almais.- To ludzie i krasnoludy… szczególnie krasnoludy są pruderyjnie.
- Zauważyłam, ale jakbyś i tak miała takiego widzimisię ja bym go uszanowała. - El wróciła do przerwanej pracy.
- Nie przejmuj się tym, zważywszy na naturę moich badań jestem ostatnią osobą która ma moralne prawo zabraniać komuś figlowania z kim chce.- podeszła do El i dała jej w miarę mocnego klapsa w pośladek. - Zgłodniałam. Skocz no może po posiłek. Mam dużo pracy… bo następnego dnia po randce znów odwiedzimy plan cienia.
- Dobrze. - El obróciła się i z zaskoczenia pocałowała gospodynię. - Masz na coś konkretnego ochotę?
- Rozpieść mnie…- odparła półelfka i dodała pospiesznie.- Moje kubki smakowe.
Morgan zaśmiała się i odstawiła miotłę. - Skoro tylko na to masz ochotę. - Mrugnęła do Almais.
- Pfff… zawsze możesz wykazać się inicjatywą.- odparła półelfka. - Będę w swoim gabinecie. I sądziłam że dość się wymęczyłaś przez noc.
- Trochę pospałam. Zaraz wracam. - El zebrała się i ruszyła po posiłek.


Jak zwykle protekcja Almais pozwoliła skombinować w kuchni dania, które wywoływały niechętne spojrzenie szefowej kuchni. Niemniej mimo fochów, półorczyca musiała przygotować to co kadra profesorska sobie zamawia. El wybrała delikatny drób podawany z sałatką i zgniecionymi ziemniaczkami, do tego zupę krem i jakieś przypiekane ciasto na deser i winem jako napitek. Gdy półorczyca przygotowywała dania wyskoczyła szybko na pocztę nic nie znajdując na niej dla siebie. By wrócić po chwili i zabrać pełną tacę. Oczywiście zamówiła jedzenie dla dwóch osób tłumacząc to gościem.
I po chwili miała smaczny posiłek dla siebie i Almais. Półorczyca miała może kiepski gust kulinarny, ale gotować potrafiła… nawet nielubiane przez siebie potrawy.
Morgan wróciła do pokoi półelfki. Nim jednak weszła do gabinetu ponasłuchiwała chwilę czy są same. Słyszała jedynie pomruki Almais, więc półelfka była sama z pewnością. Morgan zamknęła za sobą drzwi. Miała zaskoczyć Almais, więc rozebrała się do naga i w takim "kostiumie", z tacą tuż pod swymi piersiami, wkroczyła do gabinetu.
Almais rzeczywiście była zaskoczona wodząc po nagim ciele pokojówki swoim spojrzeniem. Zachichotała dodając.
- Z fartuszkiem byłoby bardziej uroczo, ale i tak doceniam widoki.
- W tym od Panny Waynecroft niezbyt… ale czekam na odpowiedni podarek od ciebie. - Morgan ustawiła tacę na krawędzi biurka pochylając się przy tym i zabrała się za robienie im miejsca na posiłek.
- No tak. Powinnyśmy pójść na zakupy.- przyznała półelfka po chwili milczenia zerkania na El. Nie zabrała się do jedzenia. Za to zaczęła rozpinać guziczki z boku swojej spódnicy.
- Jest zupa krem z warzyw i delikatny drób. - Morgan starannie ustawiała półmiski i talerze kołysząc przy tym piersiami i udając, że nie widzi poczynań gospodyni. - Wzięłam dwie porcje.
- I dwie słodkie piersi co ? - zażartowała półelfka wstając i zswuając spódnicę. Ujawniła przy tym majteczki z elfiej koronki i równie koronkowy pas do pończoch. No i same pończochy. Zresztą majtki też po chwili skończyły na podłodze wraz ze spódnicą. Almais usiadła i założywszy nogę na nogę dodała.
- Kusisz kusisz, ale powinnam cię ukarać za spóźnienie, więc dziś będę bardzo samolubna. Ale na razie… jemy.
- Yhym… - Morgan uśmiechnęła się zadziornie i sięgnęła po dodatkowy fotel wypinając się przy tym. - Chciałam zaproponować, że mogę robić za talerz, ale skoro jesteś samolubna…- Ustawiła krzesło naprzeciwko pólelfki.
- Uroczy pomysł… ale może następnym razem. Gdy zaproszę brata… pewnie wolałabyś by i on z ciebie coś skubnął?- zachichotała Almais. - Jego mina będzie bezcenna.
- Jesteście cudownym rodzeństwem. - Morgan zaśmiała się i siadła do posiłku.
- Według niego jestem okropną siostrą. - odparła półelfka również jedząc. - Przyszywaną w dodatku. Lubi udawać męczennika, nie mniej niż rycerza.
El zaczęła od zupy ciesząc się pysznym posiłkiem i tylko od czasu do czasu zerkając na Almais.
- Jakoś ciężko mi przy tym uwierzyć w jego temperament w sypialni.
- Jego kochanice go wielce chwaliły. Zresztą mamy to po matce. Uważasz że mi brak temperamentu? - zapytała Almais pałaszując łapczywie.
- Rozmawiałaś z jego kochanicami? - Morgan skończyła zupę i zabrała się za główne danie, nogą wędrując po pończosze Almais. - Nie...nie brakuje ci temperamentu.
- Tak… bardziej to… podsłuchałam ich rozmowy niż gadałam z nimi.- zaśmiała się półelfka sięgając pod stół i chwytając El za łydkę. Nakierowała stopę wprost na swoje podbrzusze mając szeroko rozchylone nogi.
Morgan naparła nogą na kobiecość kochanki starając się kontynuować jedzenie.
- A to podobno elfy mają długie uszy. - Mrugnęła żartobliwie do Almais.
- No cóż… jeste...m… elfem… w połowie.- zamruczała coraz bardziej rozpalonym głosem Almais, a stopa El robiła się coraz bardziej mokra, gdy dotykała miękki i ciepły zakątek półelfki.
El uśmiechnęła się jedynie w odpowiedzi kontynuując zabawy swoją stopą i kończąc posiłek.
Rudowłosa jadła z wyraźnym trudem, po czym zerknęła na nagie ciało czarodziejki i mruknęła.
- Skoro już skończyłaś, to zanurkuj pod biurko i zajmij się mną.
El upiła jeszcze nieco wina i posłusznie zeszła pod biurko. Nim jednak sięgnęła do kobiecości kochanki ustami, zaczęła się nim bawić palcami.
Słyszała z góry ciche jęki aprobaty i sapania. Widziała jak półelfie ciało drżało i mimowolnie wiło się pod jej dotykiem. Widoki te sprawiały, że niezbyt miała ochotę używać swych ust. Jej palce pieściły intensywnie kochankę, a ona cieszyła się widokami.
- Piekielnica…- jęknęła półelfka jedną nogę kładąc na ramieniu El i w pobudzeniu mimowolnie trącając pośladek pokojówki długim obcasem buta. Coraz bliżej spełnienia. To zachęciło Morgan by poświęcić także usta tym igraszkom i już po chwili jej wargi dołączyły do pieszczących półelfkę palców. Ta zabawa trwała tylko kilka chwil nim Almais doszła głośno i intensywnie wijąc się na krześle. I bardzo… mokro.
Morgan uwolniła półelfkę od swej obecności, czując że i jej kwiat stał się wilgotny od tych zabaw. Powoli wyszła spod biurka siadając naprzeciwko kochanki i obserwując ją z zainteresowaniem.
- No to było… ciekawe - przyznała rudowłosa przygryzając dolną wargę. - ... i intensywne.
El zaśmiała się przy czym jej nagie piersi zafalowały.
- Pochlebiasz mi. - Powiedziała żartobliwym tonem sięgając po resztkę wina w kieliszku.
- A ty mnie rozpraszasz… - zamruczała gospodyni. - To jakie jeszcze masz plany? Ja mam jeszcze kilka magicznych tekstów do analizy. Aaaale tooo taakie nuudne.
- W końcu wypełnić swoje obowiązki, skończyć sprzątać salon i doprowadzić łazienkę do stanu używalności. - Morgan podsunęła gospodyni deser. - A wieczorem mam dla odmiany schadzkę z kochankiem, ale raczej wrócę na noc.
- Hmmmm… to jak skończysz sprzątanie i zostanie ci trochę czasu zjaw się tutaj… wszak masz jakieś inne… - przy tych słowach obuta stopa Almais trąciła czubkiem podbrzusze pokojówki. - … obowiązki też.
Morgan jęknęła cicho czując jak intensywnie reaguje jej rozpalone ciało.
- Albo to ja powinnam się zająć tobą, tylko… jak? - zmieniła zdanie Almais. Najwyraźniej każda wymówka była dobra, by nie wrócić do pracy.
El ujęła stopę gospodyni i pogładziłą ją czule.
- Wiesz, że oddam ci się z przyjemnością, jednak.. jeśli nie wykonasz swych obowiązków możemy mieć problem i z jutrzejszą randką i kolejną wyprawą, czyż nie?
- Wiem wiem. - westchnęła ciężko Almais i zamyśliła się. - Co więc zrobimy?
- Narzucę coś na siebie, dam ci popracować dwie godzinki i przyjdę by zapewnić ci nieco rozrywki w przerwie. - El delikatnie zdjęła pantofel i połaskotała spód stopy półelfki.
- Albo ja pobawię się tobą. Mam wrażenie, że masz ochotę na bycie rozpieszczaną. - zachichotała magiczka.
- Znasz kogoś kto nie lubi? - El mrugnęła do gospodyni. - To co.. zjemy do końca i przez chwilę dzielnie pracujemy?
- Ja już zjadłam. Z trudem, ale jednak. - przyznała ze śmiechem Almais.
- Komu dobrze. - Morgan zabrała się za swój deser. - Choć.. może powinnam się martwić, że dałaś radę jeść gdy cię pieściłam?
- Mam sporo doświadczenia w tych sprawach.- przypomniała jej rudowłosa z uśmiechem.
- Albo ja mam za mało doświadczenia. - Morgan uśmiechnęła się filuteryjnie kończąc swój deser.
- Nie wiem o tobie aż tyle, by to ocenić. - odparła żartobliwie Almais zabierając się niechętnie do pracy.
Morgan wstała od stołu i zabrała się za zbieranie rzeczy na tacę.
- Zawsze zdawało mi się, że to raczej kwestia osobistych odczuć. - Uśmiechnęła się do gospodyni zerkając co ta robi.
Było to głównie przeglądanie starych tekstów i sporządzanie notatek. Co nie było łatwe, bo informacje były ukryte pod poetycko-metafizycznymi określeniami, które należało odkodować.
Trudna sprawa i wymagająca wiedzy.


Morgan zebrała naczynia i w ciszy opuściła gabinet półelfki. W salonie założyła na siebie jedynie prostą sznurowan sukienkę i powróciła do przerwanej pracy. Musiała przyznać, że podniecenie wywołane przez Almais potęgowała w niej wizja zbliżającej się schadzki z Simeonem. Gdzie udadzą się tym razem? Jak ja posiądzie? Czy dowie się o nim jakiegoś kolejnego szczegółu? Z tymi myślami zabrała się za łazienkę zaczynając od przeprania bielizny od alchemiczki. A może mogliby wpaść do Alice? Nawet nie wiedziała jaka dokładnie łączyła ich relacja. Na wszelki wypadek spakuje majteczki i zabierze z sobą. Jednak nie na sobie, co by Simeon ich nie uszkodził. Na tych porządkach upłynęły jej dwie godziny po których zawitała w pokoju Almais. W planach miała jeszcze zajście do sklepu przed schadzka, chciała im kupić jakieś wino i jedzenie gdyż Simeon z pewnością się tym nie zajmie.
- Coś się stało?- zapytała zajęta notowaniem półelfka zerkając na pokojówkę.
- Miałam zajrzeć po dwóch godzinach. - El uśmiechnęła się ciepło. - Masz ochotę na przerwę czy mam sobie iść?
- Zawsze… - odparła rudowłosa i spojrzała na czarodziejkę dodając.- A ty… chcesz sobie psuć apetyt przed randką?
- To jeszcze chwilka… mój partner niezbyt przepada za słońcem. - El wskazała na okno za który nadal panował dzień. - Ale.. mogłabym dla niego pooszczędzać siły.
- Mhmm… a jak chcesz je oszczędzać ? I mnie zadowolić.- zamruczała lubieżnie Almais wodząc wzrokiem po sukience kochanki.
- Wspominałaś przy posiłku, że chciałabyś się mną pobawić. - Morgan zaśmiała się, a piersi skrępowane jedynie sznurowaniem sukienki przyjemnie przy tym zafalowały.
- To w takim razie się rozbierz i siadaj mi na kolankach.- zaproponowała czarodziejka lubieżnie się uśmiechając.
Morgan sięgnęła do sznurowania pod biustem. Kilka sprawnych ruchów i poluzowała sukienkę i już wystarczyło zakołysać biodrami by ta zsunęła się z jej ramion i opadła na ziemię. Na ga podeszła do półelfki.
- Jak mam usiąść? - Spytała nieco żartobliwie.
- To już zostawię twojej fantazji.- Almais odsunęła się od biurka… nadal bez ciuszków, które zdjęła wcześniej.
Morgan obróciła się do niej plecami i usiadła okrakiem na kolanach półelfki. Dłonie i piersi oparła na biurku.
- Mhmm… a więc to tak.- zamruczała Almais, a jej ciepły wilgotny języczek przesunął się po skórze pleców. Wkrótce El poczuła ciekawskie palce między udami i dłoń chwytającą ciężki i słodki owoc jej lewej piersi.
Morgan zamruczała od tego dotyku.
- Tak… powinno być ci wygodnie cokolwiek wymyślisz, prawda? - Dłonie brunetki zacisnęły się na blacie biurka.
- No z pewnością… - zamruczała cicho kochanka całując plecy El i poruszając palcami między jej udami, zanurzając je coraz głębiej i coraz szybciej. Także i pierś była ugniatana i masowana z dużym entuzjazmem.
Morgan oparła się mocniej o biurko wypinając pupę i rozchylając szerzej nogi. Jej oddech przyspieszał wraz z coraz większą ilością wilgoci w jej kwiecie.
- Zaczynam się cieszyć z tego że mam pokojówkę, choć… nie narzekałam nigdy na swoje życie miłosne.- zamruczała cicho półelfka mocniej napierając na rozpalone wnętrze El palcami. Głośne mlaśnięcia było słychać w całym pokoju.
- T...to czym się wyróżniam? - El czuła jak zbliża się na szczyt. Musiała całym ciężarem oprzeć się na biurku. Jej piersi rozpłaszczyły się na chłodnej powierzchni, a pupą uniosła nieco
- I... ni... cja... ty... wą…- przeliterowała półelfka puszczając krągły i obiema dłońmi sięgając ku kobiecości panny Morgan.- Po prostu nigdy nie sądziłam, że potrzebuję pokojówki na stałe. I że będzie to takie… owocne partnerstwo.
El jęknęła głośno dochodząc, a jej głos poniósł się po całym gabinecie.
Tymczasem rozległo się stukanie do drzwi mieszkanka Almais.
- To… chyba koniec zabaw? - Morgan obejrzała się ponad ramieniem na gospodynię.
- Jakoś nie ma co liczyć na to, że wpadnie ktoś spragniony uciech. A nawet gdyby to ty masz randkę, nieprawdaż? - zapytała retorycznie Almais.
- Tak. - Morgan wstała z kolan gospodyni i sięgnęła po swoją sukienkę by ją pospiesznie założyć. - Przyjmiesz gościa czy go odprawić?
- Nie wiem kto to, więc wpuść… nie lubię sobie robić wrogów za pomocą aroganckiego zachowania. Zostawiam to innym magiczkom.- odparła żartobliwie Almais i zabrała się za pospieszne ubieranie spódnicy.
Morgan zasznurowała swoją sukienkę, w salonie szybko naciągnęła trzewiki i tak podeszła do drzwi by je otworzyć.
- Już idę. - Przekręciła klucz i uchyliła skrzydło. - Czym mogę pomóc?
- Kim jesteś. I gdzie jest moja droga Almais?- odparła kobieta dobrze znana El. Cóż… dobrze znana z widzenia. Panna Morgan często sprzątała pokoje miss Leatheres i raz nawet usługiwała jej podczas wieczerzy.
- Jestem pokojówką pani Almais. Obecnie pracuje ona w swym gabinecie. - Morgan niezrażona otworzyła drzwi. - Czy poprosić by Panią przyjęła?
- Tak, tak… leć do niej ptaszyno. Powiedz że Laventa chce się z nią widzieć. Że to ważne.- odparła promiennie magiczka najwyraźniej nie pamiętając El w ogóle.
Morgan dygnęła i podeszła do drzwi gabinetu. Uchyliła je nieco spoglądając na Almais.
- Pani Laventa chciałaby się z Panią zobaczyć.
Półelfka zmarkotniała i spochmurniała.
- Wpuść ją tutaj. - westchnęła ciężko uśmiechając się nieco sztucznie.
- No.. dobrze… - Morgan zawahała się, ale w końcu wykonała polecenie półelfki. Powoli wróciła do Leatheres. - Pani Almais przyjmie Panią w gabinecie.
- I masz wolne na resztę dnia. - dodała półelfka, jakby trzeba mówić El o tym fakcie. A może… informowała o tym nadchodzącą magiczkę?
El przytaknęła ruchem głowy i zaczekała aż Laventa zniknie w gabinecie Almais. Musiała się jeszcze nieco ubrać i zabrać swoje rzeczy.
Drzwi do gabinetu zostały zamknięte. Zza nich słychać było dwa przyjazne głosy pogrążone w nieformalno-towarzyskiej rozmowie, pełnej plotek. Było w tym tyle lukru, że aż zęby zgrzytały.
Elizabeth naciągnęła na pupę majtki, zapięła pas do pończoch i dopięła do niego nieco cieplejsze, ale nadal zdobione koronką, pończochy. Założyła skórzany gorset zapinany na klamry, który jedynie podtrzymywał piersi nie zasłaniając ich, sukienkę i na wszystko narzuciła płaszcz. Do przypasanej torby wrzuciła nóż i sakwę z pieniędzmi. Do tego kosz na zakupy i była gotowa. Przy wszystkich tych czynnościach nasłuchiwała nieco tego co dzieje się w gabinecie.
Rozmowa tam trwała dalej, cicha i niewyraźna… choć w przyjaznych tonach. Ile w tym było prawdy, wiedziały tylko te dwie czarodziejki. Elizabeth owinęła się płaszczem i ścikając w dłoni koszyk na zakupy opuściła pokoje Almais i ruszyła w kierunku rynku planując jeszcze raz zajrzeć na pocztę. Kolejny list od rodziców przypomniał jej by, że dobrze byłoby im napisać coś. W domu niewiele się wydarzyło, więc matka wspominała głównie o postępach Fulli i okolicznych nowinkach. Więc także o znanym El właścicielu pasmanterii i jego niespodziewanym datku na lokalną świątynię. Ponoć w intencji udanego interesu.
Morgan parsknęła widząc jednak, że ma chwilę przysiadła na poczcie, zapłaciłą za papier i tusz, po czym siadając przy jednym ze stolików sporządziła list do rodziców. Napisała, że u niej wszystko dobrze, nie ma wielu obowiązków, więc czasem wieczorami sobie szyje. Jej gospodyni jest bardzo ciepłą osobą i czasem jadają razem posiłki, które są dużo smaczniejsze niż te dla pokojówek. Obiecała, że w sobotę lub niedzielę postara się ich odwiedzić. Poczekała aż list wyschnie i spakowawszy go do koperty opłaciła jego przesłanie.


Po tym udała się targ by nabyć sobie i Simeonowi jakieś wino i coś do jedzenia. Pamiętając o słabości mężczyzny do słodyczy planowała kupić też jakieś ciastka. Przemierzając miasto mijała sprzedawców gazet, przeważnie dzieciaków wykrzykujących nagłówki mające skusić do zakupu. Tym razem była to seria zamachów bombowych w małej Slavii. Autorstwa Czarnej Ręki prawdopodobnie.
Morgan zaciekawiona tym nabyła jeden egzemplarz by zobaczyć co jeszcze ciekawego się wydarzyło. Miała pewnie jeszcze chwilę do umówionej schadzki, mogła więc napić się kawy w kawiarni i poczytać gazetę.
Większość artykułów dotyczyła spraw towarzyskich, polityki miasta i innych ciekawostek. Było trochę nawiązań do tajemniczych morderstw w Downtown. Więcej niż kilku, najwyraźniej grasowało tam sporo seryjnych morderców albo… co bardziej prawdopodobne, awanturników o swędzących palcach. El przy okazji dowiedziała się że rodzina Almais jest bogata i wpływowa i zajmuje się sprowadzaniem luksusowego drewna z elfich puszcz na starym kontynencie.
Morgan cały czas miałą w pamieci tamta dziwną postać. A jeśli grasował tam jeden szalony mag? Zadrżała na samą myśl o tym. Chwilę popatrzyła na artykuły o rodzinie Almais. I pomyśleć że dla satysfakcji półelfki spędzi noc z jej bratem, zapewne spadkobiercą tego interesu. O ile u elfów, w ogóle funkcjonowało coś takiego. Wypiwszy kawę ruszyła na zakupy, chcąc potem udać się na miejsce schadzki.


Im bliżej była, tym bardziej podekscytowana i przerażona była. Bo… jak się nie zjawi? Co wtedy? Przecież wiedziała na co poluje. Wampiry były chyba groźne chyba. W końcu miejsce lęku zajęła ulga, a podekscytowanie jeszcze bardziej wzrosło. Zauważyła go. Czekał w cieniu pobliskiego budynku. Podeszła do niego szybkim krokiem z uśmiechem.
- Cześć, jak się czujesz? - Spytała spoglądając na mężczyznę.
- Obolały nieco, ale poza tym dobrze. A ty? Jak się czujesz? - odpowiedział, następnie wyjął coś z kieszeni. - Alice powiedziała, że spodoba ci się ten zapach.-
Pachnidło w buteleczce.
Elizabeth przyjęła fiolkę z uśmiechem i lekkim zaskoczeniem. Nie spodziewała się podarku od Simeona.
- Dziękuję. To bardzo sympatyczna osóbka. - Jej palce przesunęły się perfumach. - A czemu obolały? Och i pójdziemy gdzieś? Masz jakieś lokum, które chciałbyś mi pokazać?
- Zaopatruje mnie w chemikalia, bywam u niej regularnie … ale za bardzo jej nie znam. A moje kryjówki są wszystkie takie same. Małe, zawsze wysoko, z legowiskiem zamiast łóżka. - odparł Simeon z lekkim uśmiechem. - Na pewno chcesz?
- Jakoś... czuję się komfortowo w tych twoich miejscach. - Morgan lekko odkorkowała fiolkę i powąchała perfumy. - Mam dla nas przekąski i jakieś wino.
Zapas był intesywny, mieszanka konwalii i fiołków i czegoś jeszcze. Czegoś trudnego do zidentyfikowania.
- Dobrze… chodźmy więc. Aczkolwiek trzeba będzie wspiąć się po drabinie i przecisnąć przez płot.- stwierdził cicho Simeon i wskazał głową kierunek.- Chodźmy.
- Może jakoś sobie poradzę. - Inu ujęła pod ramię mężczyznę, chowając fiolkę do koszyka. - A czemu jesteś obity?
- Nieważne. Nie masz się czym martwić. - odparł wymijająco mężczyzna prowadząc ją coraz bardziej ciasnymi i coraz bardziej podejrzanymi uliczkami. Niemniej sam widok Simeona odstraszał potencjalnych rzezimieszków.
- Powinieneś wiedzieć, że nie dam ci spokoju, dopóki mi nie powiesz. - El spojrzała na mężczyznę z zaciekawieniem. - Mam cię rozebrać i poszukać poszlak?
- A nie obawiasz się że ja uczynię to samo tobie?- zapytał Simeon bez cienia żartu w głosie.
- Ja nie jestem poobijana. - Morgan zaśmiała się i rozejrzała po okolicy. - Nigdy nie próbowano cię tu okraść?
- Kilka razy. Ale nie jestem delikatny. Kilka utraconych kończyn uczy resztę że nie warto.- odparł mężczyzna cicho. - Ale i tak cię rozebrałbym.
- Cóż… - Morgan stanęła na palcach i pocałowała mężczyznę w policzek. - może się zgodzę.
- Nie miałabyś wyboru. Nie zamierzam być jedynym nagusem w pokoju.- odparł ironicznie Simeon, podszedł do wysokiego płotu blokującego końcówkę alejki. Odchylił jedną ze sztachet.
- Wejdź pierwsza i idź aż do drabinki, wespnij się na sam jej koniec, uchyl szybę w okrągłym okienku i tam będzie strych.
- A ty? - El przełożyła koszyk na drugą stronę, a potem przeszła jedną nogą.
- A ja pójdę za tobą.- odparł Simeon.- Drabinka jest długa i niezabezpieczona. Ktoś cię musi asekurować.
- No dobrze… - Morgan przeszła na drugą stronę nie komentując uwagi o asekuracji. Dowolna drabina była wygodniejsza i bardziej bezpieczna niż chodzenie po podziemiach. Po drugiej stronie płotu rozejrzała się szukając wzrokiem swego celu.
Cóż... tu może i Elizabeth nie spotka śmierć ze strony potworów, ale drabina rzeczywiście była wąska. A kończyła się tuż pod okienkiem strychu, przez które trzeba było się przecisnąć na czworaka. Okienkiem na wysokości czwartego piętra.
Morgan przełożyła koszyk przez ramię i opierając się ręką, na której go miała, drugą sięgnęła do okienka by je otworzyć. Musiała nieco stanąć na palcach więc starała się nie patrzeć w dół. Jakoś też nie myślała o tym, że prezentuje właśnie wszystkie, skryte pod spódnicą, wdzięki.
Krok za krokiem, byle wyżej i wyżej. Dobrze że niewiele okien tu było… na wysokości drugiego piętra trochę mocniej wiało. Ale Simeon był tuż pod nią, gotów ją złapać… tuż pod nią i z pewnością widział wszystkie niespodzianki jak tam przyszykowała.
- Jak ty tu wchodzisz z ekwipunkiem? - Morgan powstrzymywała się przed obejrzeniem się na mężczyznę.
- Kwestia doświadczenia i akrobatyki. - stwierdził Simeon cicho.- Byłem tu wiele razy. Dobry punkt obserwacyjny.
- Na tej wysokości z pewnością. - El dotarła pomału do szczytu drabiny. Była ciekawa czy da radę sięgnąć do okienka.
Wymagało to trochę balansowania i ignorowania faktu że sukienkę i płaszcz podwiewało, ale obróciła szybę w oknie i mogła się prześlizgnąć pod nim do środka. Tam było kilka starych manekinów krawieckich, kilka starych płócien z paskudnie wykonanymi martwymi naturami. I sporo różnych pudeł pełnych rupieci. Była też zgaszona lampa naftowa, oraz stary materac i kilka kocy robiących za legowisko. I więcej okien, takich jak te przez które weszła.
Morgan wraz z koszykiem podeszła do jednego z okienek by przez nie wyjrzeć. Od razu rozpoznała co zapewne przyniósł tu Simeon. Lampa i materac były stałym wyposażeniem jego lokum.
Widok zapierał dech w piersiach, nawet jeśli były nim brudne i wąskie uliczki miasta. Stąd rzeczywiście można było wiele zobaczyć. Zwłaszcza jeśli miało się lunetę. Po chwili El usłyszała jak jej kochanek wgramolił się tutaj.
Jej serce zabiło mocniej. Wszystko co tu robiła było tak bardzo nieodpowiednie. Sam na sam z łowcą wampirów. Sam na sam w takim oczywistym celu. Mimo to uśmiechnęła się do niego odstawiając na podłogę koszyk.
- To co… pokażesz mi to poobijane ciało?
Nie miał na to ochoty. Zdecydowanie nie. Za to na co innego miał. Pochwycił jej twarz i pocałował bez pytania jej usta. Raz, drugi… przy trzecim po prostu odpiął jej płaszcz i całując zabrał się za rozsznurowywanie wiązań sukienki.
El pomogła mu ze swoim skórzanym gorsetem odsłaniając resztę sznurowania sukni. Po chwili upadł on na zakurzoną podłogę. A suknia zaraz po nim. Poczuła wtedy jego chciwe dłonie na swoich piersiach się zaciskające i usta całujące żarliwie na szyi i obojczykach.
- I tylko ja będę naga? - Morgan odchyliła głowę eksponując swoją szyję.
- Na to wygląda…- odparł mężczyzna jednak zakończył dalsze rozbieranie rozkoszując się całowaniem jej piersi i masowaniem ich… oraz faktem, że sięgnął dłonią niżej pod jej majtki.
El jęknęła i oparła czoło o ramię kochanka.
- Okrutny… też chciałabym na ciebie popatrzeć… dotknąć. - Jej głos stał się rozpalony gdy kochanek pieścił jej ciało.
- Nie wiem czy jest coś wartego do patrzenia u mnie. -palce sięgnęły do jej rozpalonego zakątka, władczo i nieudolnie. Nie miał w tym wprawy więc pieścił jej ciało z dużą żarliwością i zachłannością… niczym barbarzyńca delikatną brankę.
A mimo to wybaczała mu, wybaczało całe jej ciało. Bo o ile inny kochanek tak niewiele by zdziałał to Simeon…. Coś w nim było co sprawiało, że nie potrafiła nad sobą zapanować.
- C… coś bym znalazła. - Morgan sięgnęła drżącymi palcami do zapięcia jego spodni.
- Mam przestać?- zapytał mężczyzna nam moment przerywając pieszczoty.
- A wytrzymasz? - Morgan sięgnęła do jego płaszcza by zdjąć go z ramion kochanka. Jej wzrok przesunął się po bladej twarzy, zaniedbanym zaroście i włosach. Oczy czarodziejki skupiły się na źrenicach kochanka gdy sięgnęła do jego stroju.
- Tak. Wytrzymam.- Padła odpowiedź. Koszula, pas, kamizelka, spodnie. To wszystko dzieliło ją od jego ciała. No i pewnie jakieś gadki. To co najbardziej ją teraz pociągało… klucz do jej własnej rozkoszy już prężył się pod ubraniem.
Przygryzając wargę i ściskając uda pomiędzy którymi zebrała się już wilgoć, Morgan zdejmowała kolejne warstwy garderoby kochanka. Na podłogę upadły kamizelka i koszula. Jej wzrok przesunął się po torsie Simeona gdy ona sięgnęła do jego pasa i spodni.
- Ja cię nie powstrzymam.- szepnął cicho jej kochanek, odsłaniane ciało w kilku miejscach pokrywały wyjątkowo ciemne sińce nadające nieco grobowy wygląd wyjątkowo bladej skórze.
- Kto ci to zrobił? - El rozpięła spodnie kochanka i zsunęła je z jego pośladków. Nie mogąc się doczekać zsunęła także bieliznę przywierając do odsłoniętej męskości swoim brzuchem. Jej piersi rozpłaszczyły się na męskim torsie.
- Wampirze pomioty. Już nie egzystują na tym planie egzystencji.- odparł cicho mężczyzna pozwalając teraz El na zabawę.
Morgan pocałowała jeden z sińców kochanka, zsuwając z własnej pupy majtki i ocierając się przy tym swoim niemal nagim ciałem o męskość Simeona.
- To dobrze… - Wyszeptała przesuwając językiem po męskiej skórze i posyłając kochankowi lubieżne spojrzenie.
- Co teraz…- zapytał rozpalonym głosem Simeon drżąc od dotyku pupy panny Morgan.
- Ja mam ochotę na to byś mnie posiadł, a ty?- Morgan stanęła na palcach i pocałowała kochanka obejmując jego twarz dłońmi.
- Też mam ochotę… wybierz jak…- wymruczał Simeon głaszcząc ją po włosach.
Morgan obróciła się do mężczyzny tyłem. Opierając się o ścianę tak by mieć między dłońmi okienko i widok na Downtown.
Wiedział co ma czynić, poczuła jego silne dłonie na biodrach i pasie do pończoch. Poczuła jego siłę między udami. Poczuła jak jej piersi falują gwałtownie w rytm pchnięć, a ciało poddaje się naporowi jego dumy. Poczuła to wszystko obserwując senne uliczki i nielicznych przechodniów. Mogła zajrzeć od niektórych okien i podziwiać damy negocjowalnego afektu próbujące skusić klientów swoimi wdziękami. Ot… znane jej miasto w swej nienajładniejszej odsłonie.
A jednak robili to… przy oknie. El spoglądała na miasto pojękując coraz głośniej z każdym kolejnym sztychem. Czuła jak Simeon ją wypełnia, jak jego męskość rozpycha się w jej rozpalonym ciele
Okno co prawda było wysoko i nikt nie mógł zobaczyć. Co innego El… która wkrótce dostrzegła figlującą parkę. Tamta dziewczyna dosiadała okrakiem swojego kochanka, a jej bujne piersi podskakiwały energicznie.
Widoki i szturmy sprawiły, że doszła szybko całym ciężarem opierając się o ścianę poddasza na którym się znaleźli. I przez chwilę drżąc od nadmiaru doznań poddawała się ruchom bioder kochanka, aż w końcu i on sam uległ spełnieniu, które El poczuła w sobie.

Dysząc ciężko uwolnił ją od swojego ciężaru i odsunął się nieco. Uśmiechnął delikatnie dodając.
- Potrafisz być… uzależniająca.
- Ale nadal nie planujesz mi się oświadczyć? - Morgan przez chwilę łapała oddech.. - Chodź usiądziemy i odpoczniemy chwilę. Ty pewnie przywykłeś, ale ja nie biegam po takich drabinach na co dzień. - Przy tych słowach wskazała na wypełniony koszyk.
- Nie. Nie planuję.- odparł mężczyzna przysiadając się obok koszyka. - Jak byś mnie zresztą przedstawiła swoim rodzicom?
- To Simeon, jest potomkiem wampirów, poluje na nie i nie ma stałego lokum. Po kryjomu wzięliśmy ślub. - El usiadła na materacu prawie nago i wydobyła z koszyka chustę, na której położyła jedzenie i wino. - Umiesz otworzyć? Niestety nie mam też kieliszków ani innych naczyń.
Simeon wziął butelkę i otworzył jednym ruchem dłoni mówiąc przy tym.- Z pewnością będą zachwyceni takim zięciem.
- Byliby tylko takim, którego sami wybiorą, ale jak na razie jeden ich wybór mnie nieco… rozbawił. - El użyła perfum od Alice, gdy SImeon zajmował się otwarciem wina.
- Wybór?- zaciekawił się Simeon tymczasem.
- Mama chciała bym poznała pewnego handlarza tkaninami. Wczoraj robiłam dla niego zlecenie związane z przemytem. - Używszy perfum sięgnęła po kawałek bułki i sera.
- Mama o tym wie? - zapytał Simeon w zamyśleniu.
- Wtedy by mi go pewnie nie proponowała. - El wzruszyła ramionami przez co jej piersi zafalowały. Sięgnęła po butelkę i upiła nieco wina.
- A co ty planujesz w kwestii tego amanta?- zapytał Simeon zabierając się za jedzenie.
- Nic. - Morgan przysunęła się do kochanka, opierając się o niego.
- Mi nikt nie zaproponował romansu, choć Alice patrzyła się tak jakoś dziwnie na mnie, gdy odbierałem od niej towar.- zadumał się Simeon dłonią siegając do szczytu lewej piersi El i bawiąc się nim za pomocą leniwych ruchów kciuka.
- Ja się nie liczę? - El uśmiechnęła się ciepło. - Ach.. tak.. bo była ciekawa czy zgodziłbyś się na trójkąt.
- Trójkąt?- zadumał się Simeon i spytał naiwnie. - A co to ten... trójkąt?
- To znaczy, że miałbyś w łóżku dwie kobiety. - Morgan zaśmiała się. - Choć uprzedzam, że Alice lubi kobiety.
- Acha… no tak… i to jeszcze dziwi… bo przecież Alice właśnie lubi… kobiety.- trochę się speszył i zakłopotał Simeon.- Więc… chyba nie widziałaby mnie w tym trójkącie. Ciebie prędzej.
- Mówiła ewidentnie o tobie. - Morgan uśmiechnęła się. - Chyba chciałabym zobaczyć jak mnie bierzesz… przy okazji też się mną pobawić.
- Wybiję jej z głowy takie pomysły, przy następnej okazji.- odparł Simeon.
- Skoro nie masz na to ochoty. - El sięgnęła po butelkę z winem i upiła kolejny łyk. - Ja jakby co nie miałabym nic przeciwko.
- Cóż… ja… spodziewałem się, choć właściwie nie wiem czemu… że jednak cię to obrazi.- rzekł cicho Simeon ściskając delikatnie pierś El. - A ty byś… chciała?
- Alice jest sympatyczna, lubię to z tobą robić. - Morgan obróciła się nieco i pocałowała kochanka. - Więc… pewnie bym się zgodziła.
- No… powinienem być bardziej… zaskoczony.- przyznał mężczyzna w zamyśleniu.
- Ja cie do niczego nie zmuszę. - El zaśmiała się cicho.
- Nie… za to namówić potrafisz.- odparował Simeon przyglądając się kochance. - Jesteś pewna, że chciałabyś i z Alice?
- Jest miła… podobam się jej chyba. - Morgan przytuliła się do kochanka wtulając w jego tors swoje piersi.
- To nie dziwota. Jesteś piękna i urocza.- odparł Simeon i wzruszył ramionami dodając. - I unikasz odpowiedzi.
- Chciałabym. - El przyjrzała mu się z zaciekawieniem. - A tobie by to nie przeszkadzało?
- Z pewnością… nigdy nie spodziewałbym się zobaczyć Alice w takiej sytuacji. Czy ciebie… - odparł Simeon, a jego ciało mówiło za niego...ocierając się o niego Elizabeth czuła jego narastające podniecenie.
Morgan uniosła się i stanęła okrakiem nad udami mężczyzny. W dłonie ujęła jego twarz i pocałowała gorąco.
- A to… za… co?- zamruczał cicho zaskoczony tym nagłym zachowaniem kochanki.
- A musi być za coś? - Morgan uśmiechnęła się. - Jest w tobie coś co sprawia, że chcę cię więcej i więcej.
- Cóż… ja też chcę… więcej. - przesunął palcami po pończoszkach pokrywających uda El.
Morgan nieco opuściła biodra ocierając się swym kwiatem o oręż kochanka. Powróciła do przerwanego pocałunku dociskając swoje piersi do jego torsu.
- Mhmm…- jęknął podnieconym głosem Simeon dając się droczyć Elizabeth i poddając namiętnemu pocałunkowi. Jego dłonie nadal muskały jej uda, ale poczynały drżeć.
Morgan bawiła się z apetytem mężczyzny ocierając się o jego męskość i tylko czasem nieco zamaczając w sobie jego czubek. I czuła jak ten apetyt rósł, a palce kochanka zaciskają się coraz mocniej na jej udach. Niemniej Simeon skupił się na pocałunku. El opadła na niego powoli biorąc w siebie. Z trudem całowała kochanka gdy jego oręż wypełniał jej ciało. Rozpychał się w niej skupiał na sobie całą jej uwagę. Niemniej teraz to on łapczywie począł całować ją, nie dając jej za bardzo złapać oddechu. I zaciskał mocno palce na pośladkach kochanki rozkoszując się sytuacją. Opadając na niego El poczuła go w sobie całego.. i całkiem głęboko oraz intensywnie.
El unosiła się i opadała powoli. Czuła każdy kawałeczek kochanka. Jej myśli odpłynęły gdzieś daleko. Liczyło się tylko ciało, które brała w siebie. Coraz mocniej i coraz szybciej. Ciało Elizabeth samo się poruszało, opadając i unosząc coraz szybciej by uczynić doznania bardziej intensywnymi, aż do głośnego i wspólnego spełnienia.
 
Aiko jest offline  
Stary 12-07-2021, 07:22   #90
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
El usiadła na kochanku i wtuliła się w niego łapiąc oddech.
- Teraz żałuję, że obiecałam iż wrócę na noc.
- Cóż… może gdybym obiecał wcześniej lepsze lokum niż… to...- odparł nieśmiało Simeon rozglądając się dookoła.- ...to byś została.
- Moja pracodawczyni i tak za rzadko mnie widuje. - Morgan zaśmiała się. - Ale… możemy się iż podczas kolejnej naszej schadzki spędzimy razem całą noc? - Morgan dodała nieco nieśmiało propozycję. - Jeśli chcesz się ze mną spotkać.
- Będę… z pewnością… nie wiem czy będę mógł. Zostawię informację u Alice. Mnie też obowiązki zmuszają do poświęcania im dużo czasu. - odparł cicho mężczyzna.
- Zabrzmi dziecinnie, ale… uważaj na siebie. - El pocałowała ponownie kochanka jeszcze przez chwilę ciesząc się tym wieczorem.
- Postaram się. Więc… już zamierzasz… wracać?- zapytał Simeon głaszcząc ją policzku.
- Dorożką. Wolałabym nie spotkać tamtego mordercy. - El niechętnie wstała z kochanka. - Chcesz mnie odprowadzić?
- Nalegałbym na to. To nie jest bezpieczna okolica.- przyznał Simeon sięgając po ubranie.
- Z przyjemnością skorzystam. - Morgan sięgnęła po porzucone ubrania kusząco wypinając się na oczach łowcy wampirów.
- Na pewno zdołamy dojść do tej dorożki?- Simeon bezczelnie chwycił dłonią za wypięty pośladek El.
- Kiedyś… - Morgan naparła pupą na jego dłonie, niespiesznie podnosząc ubrania.
- Na przykład następnego dnia? - zapytał kochanek ściskając krągłość, a choć z pewnością go kusiło zrobić coś jeszcze… to ostatecznie westchnął i zabrał się za ubieranie puszczając ciało El.
Morgan też się wyprostowała i zaczęła się ubierać.
- Chyba najbardziej się obawiam tego, że gdybyś mnie "przycisnął", pewnie bym została. - El wciągnęła na pupę majtki i zabrała się za zakładanie sukienki.
- Niestety ja też nie mogę zostać całą noc. - przyznał Simeon zerkając na kochankę gdy się przebierała. Przez co sam ubierał się wolniej.
Morgan zasznurowała sukienkę unosząc nieco swój biust i sięgnęła po gorset.
- Jak to dobrze być takim obowiązkowym, czyż nie?
- Nie wiem ...ale jakoś nie czuję się dobrze…- mruknął znów zagapiony na kochankę.
- Jak to? - El zmartwiła się. Czyżby to było przez te obicia?
- Eeee.. no nie czuję się dobrze będąc takim… obowiązkowym. - doprecyzował Simeon wodząc wzrokiem po postaci panny Morgan.
Czarodziejka poczuła delikatne wypieki na twarzy. Skupiła się jednak na zapinaniu gorsetu. Pragnęła Simeona. Nie chciała wracać na uczelnię.


Niemniej te pragnienia nie miały znaczenia w tej chwili. Oboje mieli swoje obowiązki. Więc po ubraniu się, zeszli w dół po drabince. Simeon pierwszy co by mógł asekurować Elizabeth. Morgan cieszyła się z tej asekuracji, schodzenie po drabince z koszykiem. I faktu, że jej kochanek znów zerka jej pod spódnicę.
- Chodźmy.- rzekł ciepło gdy już zeszła. - Wiadomości do mnie możesz zostawiać u Alice. Ja nadal pewnie będę korzystał z poczty.
- Tak zrobię. - Morgan przytaknęła i ujęła mężczyznę pod ramię. - To teraz na najbliższy postój dorożek?
- Tak. - odparł jej kochanek prowadząc ją grzecznie, choć ciało miał spięte.
- Wszystko w porządku? - Morgan spoglądała to na twarz Simeona to na okolicę, którą przemierzali.
- Tak. Tylko staram się nie zrobić nic głupiego.- odparł żartem mężczyzna.
- Widzę, że męczy nas to samo. - El zaśmiała się cicho.
- Trochę.- przyznał Simeon z uśmiechem.
Morgan zamilkła obawiając się, że zaraz powie też coś głupiego. Naprawdę pragnęła Simeona i może dlatego kołysząc biodrami ocierała się o jego bok. Może dlatego dociskała jego ramię do swej piersi.
Niestety dorożki były tak blisko i szybko nadszedł czas pożegnań. Simeon zaprowadził dziewczynę do jednej z nich i otworzył El drzwi. Morgan pocałowała go jeszcze na pożegnanie i grzecznie wsiadła do środka przez okienko spoglądając na swego kochanka.
- Gdzie jechać?- zapyał dorożkarz, gdy Simeon przyglądał się jak jej pojazd leniwie ruszył.
- Na uniwersytet magiczny. - Morgan opadła na ławkę i westchnęła ciężko. Stanowczo… wolała usypiać przy swych kochankach. No cóż… pozostało jej łóżko z Almais.


Półelfka jeszcze chyba nie spała. Co prawda było już ciemno, ale nie tak późno by ułożyć się do snu. Morgan weszła do pokoi Almais i odnalazła gospodynię ciekawa czy ta czegoś nie potrzebuje.
- Wróciłam. - Powiedziała starając się udać radosny ton.
- Heeej… - odparła z uśmiechem rudowłosa będąc obecnie w lekkim nieładzie. Strój miała niedbale założony, włosy dziko nastroszone. I zionęła alkoholem. - Jak było?
- Za krótko. - El przyznała się do części swoich przemyśleń. - Potrzebujesz czegoś? Chyba popiłyście sobie z Laventą?
Już odruchowo Morgan odstawiła swój koszyk i zabrała się za zbieranie rozrzuconych rzeczy gospodyni.
- I nie tylko. Potrafi być bardzo milutka gdy czegoś chce. I bardzo słodka…- stwierdziła Almais przeciągając się. - Aż do obrzydzenia.
Wzruszyła ramionami. -Będą inne okazje jak przypuszczam? Bo chyba owinęłaś go wokół paluszka, co?
- Nie wiadomo czy ja jego czy on mnie. - Morgan wzięła grzebień gospodyni i podeszła do niej. - Pozwolisz, że zajmę się twymi włosami? - To mówiąc usiadła na łóżku.
- A Laventa mnie niepokoi… śmierdzi od niej trupem.
- Jak od wszystkich nekromantów. Z tym że nie zdziwiłabym się gdyby z jakimś sypiała. Wampirem na przykład.- zaśmiała się sarkastycznie półelfka i zerknęła na El. - Nie daj się omotać mężczyźnie, bo pociągnie cię za sobą.
- Widziałam jak naciskała na Clarice chcąc wydobyć coś z biblioteki. - Morgan przemilczała temat swego kochanka zabierając się za staranne rozczesywanie włosów Almais. - Nie lubię jej… acz to pewnie nieistotne.
- Jest bardzo uparta i ma swój cel. Niestety jest też bardzo zdolna i czasami potrzebna jest mi jej pomoc. - westchnęła Almais.- Może mnie i mierzi, ale muszę być z nią w dobrych stosunkach. A poza tym… ma seksowne nogi i umie figlować. - dodała na koniec ze śmiechem, kończąc go pijackim beknięciem.
- Na szczęście ty masz także cudowne nogi, a ja nie potrzebuję umiejętności tej jędzy. - Morgan przysunęła się bliżej do gospodyni nadal ją czesząc.
- Wiem wiem… nie musisz się z nią stykać. Wolałabym byś się z nią nie stykała. Wścibska z niej jędza… ze zwinnym języczkiem.- zachichotała głupiutko i zerknęła w górę. - Zdecydowanie za dużo wypiłam.
- Nie będę. - Morgan otoczyła ramionami szyję kochanki. - Masz na coś ochotę?
- Mhmm… no niech pomyślę… chyba raczej… na odwrót. Skoro to tobie randka się tak szybko skończyła.- odparła z uśmiechem Almais.
- Na odwrót? - Morgan przywarła piersiami do pleców kochanki.
- Noooo… zrobimy to na co ty masz ochotę. W ramach rekompensaty. - odparła Almais poprawiając okulary na nosie.
- A za co ta rekompensata? - El zaśmiała się, nie dała jednak kochance odpowiedzieć tylko ją pocałowała.
- Bardzo słodka. - odparła półelfka, której usta smakowały winem. - Pokaż te majteczki którymi kusiłaś kochanka.
Morgan zdjęła z siebie gorset i sukienkę, nieco nietypowo pokazując swoje koronkowe majtki i dopasowany do nich pas do pończoch i pończochy.
- Figlarka z ciebie. To bardzo prowokujący komplecik. - stwierdziła ze śmiechem Almais. - Założę się że nie mógł utrzymać rąk przy sobie.
Nachyliła się by posmakować ustami szczytu jednej z piersi El i sięgnęła palcami między jej uda.
- Czasem mam wrażenie, że dla niego mogłabym przyjść w dowolnym stroju. - Morgan poddała się pieszczocie swoje dłonie zanurzając w świeżo rozczesanych włosach kochanki.
- A najlepiej nago… co? - zamruczała półelfka delikatnie kąsając pierś kochanki i sięgając palcami głębiej między jej. - No cóż… ja doceniam ten uroczy komplecik. Mój brat też pewnie doceni.
- Dla twojego braciszka założę coś z delikatniejszej koronki. - Morgan rozchyliła nogi dając półelfce do siebie dostęp. - Simeon… zabiera mnie w dosyć kłopotliwe miejsca.
- To znaczy? - zaciekawiła się Almais sięgając głębiej palcami w wilgotny zakątek El.
Morgan zamruczała lubieżnie.
- O..opuszczone strychy… stodoły… magazyny… - El poczuła drobne palce w swym wilgotnym ciele.
Półelfka spojrzała wyraźnie zdziwiona na Elizabeth, a następnie wybuchła śmiechem.
- Moja droga… to wyjątkowo nieudane miejsca na randki. Naprawdę nie dało się znaleźć nic lepszego?
Palce półelfki zanurzyły się głębiej gdy mówiła. - Tu czuję obecność twojego kochanka, a o inne miejsca też tak zadbał?
- Nie… tylko tak się pobawiliśmy. - Morgan uśmiechnęła się lubieżnie, czując jak jej policzki zaczynają piec. - A miejsca… mi nie przeszkadzają.
- Nie… więc może ja mam się zająć tym obszarem, który twój kochanek zaniedbał? Jeśli chcesz? - zapytała prowokująco Almais.
- Z przyjemnością. - Morgan posłała kochance zaciekawione i rozpalone spojrzenie.
- To musimy pozbawić cię majtek i zmienić nieco pozycję. - mruknęła Almais uwalniając kwiat miłości El od swoich palców.
- Majtki mogę zdjąć, ale co do pozycji musisz mnie poinstruować. - Morgan sięgnęła do swej bielizny i na chwile rozpięła sprzączki pończoch by zsunąć majtki.
- Rozpala cię myśl, że mogłabym wziąć cię pod obcas? - zachichotała lubieżnie Almais i wymruczała nieco kocio. - Mogę taka być.
- Rozpala mnie myśl, że chcesz się mną pobawić. - Morgan rzuciła majtki na podłogę i przypięła pończochy, planując w nich zostać.
- No cóż… mnie też rozpala wizja… twojej pupy. Klęknij przed łóżkiem i wypnij tyłeczek. Będzie mi wygodniej… bo trochę mi się nie chce z niego wstawać. - zaśmiała się nieco pijacko Almais.
- Leniuszek. - Morgan zaśmiała się, ale zeszła też z łóżka i klęknęła przed nim. Chciała by ktoś zaspokoił jej niedosyt po spotkaniu z Simeonem.
- Nie martw się. W innych kwestiach nie będę leniwa.- przesunęła mokrymi palcami pomiędzy pośladkami panny Morgan zapowiadając to co ją czeka.
El zamruczała i wyprężyła się niczym kotka.
Półelfka usiadła obok kochanki i powoli palce zaczęły szturm na bezwstydny zakątek pokojówki. Jeden, dwa, zakończyła na trzech i powolnymi ruchami rozpalała Elizabeth.
- A kto by się nie chciał pobawić takim ładnym tyłeczkiem i resztą.- zamruczała lubieżnie rudowłosa.
- C...Clarice? - El z trudem wydusiła imię bibliotekarki poddając się szturmom gospodyni.
- Skarbie… to że ktoś się kryguje nie oznacza że nie chce. Czasami są to opory związane z wychowaniem. - zaśmiała się cicho półelfka.- Albo przekonaniami. Tak jak mój brat… był grzeczny, bo myśli że na widok jego parówki, rzuciłabyś się z zębami by ją odgryźć.-
Almais poruszała leniwie palcami rozkoszując się lubieżnymi dźwiękami, towarzyszącymi ich zabawie.
- M..mhm… - El miała problemy z koncentracją. Rozchyliła mocniej nogi, rozluźniając s ię i oddając się kochance. - Skąd… skąd taki … pomysł.
- Hmm… wiesz… zdarzyła się już taka sytuacja. Nie mojemu bratowi, ale pewnemu don juanowi. Wybranka dostała amoku w intymnej sytuacji… w tym przypadku to chyba była wina jakiejś kombinacji czarów z umieszczonym uwarunkowaniem. Czy jakiejś klątwy… szczegółów nie znam.- zadumała się Almais nie przestając zabawy i mocniej poruszając palcami dodała.- Albo miała phallophobię.
- Wy… wyglądam na taką? - Morgan z trudem dławiła jęki rozkoszy. Czuła jak ta zabawa sprawia, że z jej kwiatuszka spływa wilgoć.
- W tej chwili wyglądasz…. bardzo… podniecająco. - zamruczała lubieżnie Almais starając się wcisnąć palce jak najgłębiej przy każdym pchnięciu. - Ona chyba zresztą też nie wyglądała na to, co dostaje ataku na widok twardej parówki.
- M..mhm…. Więc.. twój brat. - Morgan jęknęła głośno czując mocniejszy szturm. - Boi się.. gdy.. kobieta… kobieta nie… - Straciła wątek.
- Nie… nie boi się. Tylko też słyszał tę historię i to z pierwszej ręki. Więc jest ostrożny.- zaśmiała się Almais. - Niemniej jeśli go podpuścić… a wiem że potrafisz… to może ulec.
El jęknęła ponownie czując jak zbliża się do szczytu.
- C… co lubi?
- To co każdy mężczyzna… pupy i biusty.- zaśmiała się Almais mocniej napierając palcami na intymny zakątek El. - I trochę śmiałości ze strony kobiety. Bądź bardziej… zaczepna i pełna dwuznacznych wypowiedzi i gestów. Zasugeruj mu że… lubisz parówki.
Morgan doszła z głośnym okrzykiem. Z trudem utrzymała się przy tym na rękach.
- Nie mów mi że już teraz się już wypaliłaś. Mam gdzieś tutaj pasek, mogę dać nim parę klapsów na pupę. - zachichotała pijacko Almais.
- M...musiałabyś zejść z łóźka. - El posłała gospodyni zadziorne spojrzenie.
- Mogę się poświęcić jeśli poprosisz o ukaranie pupy.- odparła ze śmiechem Almais. - Jutro rano nie dość że będzie mnie bolała głowa, to przez ciebie będę miała moralnego kaca.
- N..nie chcę byś miała kaca przeze mnie. - Morgan zakołysała swymi biodrami.
- Na to już za pó...aaa… mówisz o moralnym?- zachichotała rudowłosa i pogłaskała opuszkami palców pośladek El. - Hmmm… a więc nie chcesz poprosić o ukaranie pupy?
- Jeśli masz mieć przez to moralnego kaca… to nie. - Morgan oparła się pupą o dłoń półelfki. - Chcę.. by to co ze mną robisz sprawiało ci przyjemność.
- A myślisz że nie sprawia? A i kacem się nie przejmuj… - odparła półelfka wystawiając język. - … żartowałam.
- To zrób to co sprawi ci przyjemność. - El zaśmiała się. - Moja pupa jest dziś twoja.
- Nie to chciałam usłyszeć.- odparła półeflka dając klapsa El.- Poza tym obie mamy się dobrze bawić, bo wygląda na to że żadna z nas nie miała idealnego wieczoru.
- Ja się bawię cudownie, choć… mogłabyś mieć miękiszu dywan w sypialni. - El zaśmiała się i wskazała na swoje kolana. - To gdzie masz ten pasek, moja pani?
- Hmm.. zaraz poszukam…- odparła z diabelskim uśmieszkiem Almais i ruszyła do garderoby.
Morgan wyprostowała się na chwilę i usiadła oparta bokiem o łóżko z zaciekawieniem zerkając w kierunku garderoby. Zaczynała czuć już zmęczenia, wiedziała jednak że jeszcze chwila zabawy z pewnością poprawi jej nastrój.
- No to…- półelfka wybrała dość szeroki skórzany pas i zerknęła za siebie pytając.- Więc… twoja pupa winna być ukarana?
- Chyba tak. - Morgan uśmiechnęła się i oparła piersiami o łóżko, wypinając przy tym.
- Będziemy musiały kiedyś pójść razem na zakupy. Takie figle wymagają odpowiednich strojów. - rudowłosa zamachnęła się, a cios przeszył bólem i dreszczem pośladki El. I rozgrzał całą pupę.
- I jak? - spytała po nim Almais.
- Ju..już kostium do kupienia… akcesoria… - Elizabeth zamruczała, czując przyjemność, która zastąpiła ból. - Wydasz na mnie nieco.
- Zostańmy przy strojach na razie. Odpowiednie fatałaszki dla pokojówki. - zachichotała Almais i kolejnymi zamachnięciami pasa wprawiła pośladki kochanki w bolesne drżenie. - Myślisz myślisz że powinnam wziąć za wzór kolegów i koleżanki? Ich pokojówki… bywają prowokujące. W strojach.
- A… nie chcesz mnie tylko dla siebie? - Morgan zacisnęła palce na pościeli czując pieczenie na pośladkach.
- Pfff… nie… - zachichotała Almais kolejnymi uderzeniami naznaczając jej pupę. - Może czasami… pod wpływem chwili. Ale poza tymi … momentami słabości… nie przywiązuję się do kochanków i kochanek, a poza tym… ty chyba już masz kogoś tylko dla siebie, co?
- Chodziło.. mi o to.. że strój może kusić innych. - El jęknęła przy kolejnym uderzeniu i już coraz trudniej było jej zapanować nad głosem.
- Hmmm… - zamyśliła się Almais przerywając "karanie" i opierając zgrabną stopę o obolały tyłeczek panny Morgan. - Dobre pytanie. A ty widziałybyś się w sukni do kostek, zapiętej pod kołnierz?
El zamruczała czując chłodną, drobną stopę na swoim ciele.
- Mam taki.. od Waynecroft.
- No tak…- mruknęła skonfundowana półelfka wodząc stopą po pupie. -... rzeczywiście. A chciałabyś by to był twój mundur u mnie?
- Wygodniej mi.. w krótszych rzeczach. - Morgan poluzowała chwyt na prześcieradle, rozluźniając się nieco.
- Więc coś takiego dobierzemy. A propo rozluźnienia…- Almais klęknęła za Elizabeth, jej wargi muskały obolałą pupę, a palce sięgnęły między uda.- … dość już karania na dziś. Ręka mi się zmęczyła.
- Yhym… - El zamruczała rozkosznie, czując pieszczotę.
- Zobaczymy jutro… a dziś dokończmy przyjemność. - mruknęła półelfka łagodząc pieszczotą języka obolałe pośladki, jak i sięgając palcami kwiatu El.
Morgan jęknęła rozkosznie poddając się tym pieszczotom i czując jak kochanka prowadzi ją na szczyt. A po chwili niemal krzyknęła od nadmiaru doznań.
A Almais uśmiechnęła się lisio.
- Chyba czas nam do łóżka, czyż nie?
- I jak ja mam na nie wejść? - El westchnęła teatralnie.
- Jestem od ciebie mniejsza i słabsza… nie sprowadzę nam po nocy kochanka do wepchania cię na łóżko. To znaczy… teoretycznie bym mogła. - westchnęła ciężko rudowłosa po chwili namysłu.- Ale miałyśmy iść spać, a nie figlować dalej.
- Tak...tak .. - Morgan wdrapała się na łóżko odrazy na nie padając.
Rudowłosa zwaliła się obok i ziewnęła głośno.
- Ja padam… a ty?
- Też… noce ostatnio są potwornie krótkie. - El ziewnęła wtulając się w półelfkę.
- Ale jakże satysfakcjonujące.- wymruczała lubieżnie Almais, pomiędzy ziewnięciami.
- Yhym… - Morgan czuła jednak, że sen nagle wydawał się być bardzo satysfakcjonujący.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172