lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [spellsinger&path;18+] Kroniki New Heaven (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/18589-spellsinger-18-kroniki-new-heaven.html)

abishai 21-10-2019 12:43

[spellsinger&path;18+] Kroniki New Heaven
 

New Heaven... Miało być nowym początkiem. Czymś lepszym od miast starego kontynentu. Stało się jednak czymś gorszym. Zbudowane na wschodnim wybrzeżu miasto, rozrastało się błyskawicznie pochłaniając dziesiątki uchodźców z ogarniętego wojną starego kontynentu. Tu, w Terrze Incognicie zwanej częściej po prostu Terrą, postawiono miasto z którego zaczęto kolonizować Dziki Zachód, ale Wschód wcale nie stał się ostoją nowej wspanialszej cywilizacji. Miasto ogarniał mrok korupcji, nierówność społeczna, wyzysk i inne choroby cywilizacji. Technologia się rozwijała bujnie, magia wtajemniczeń zwana sztuką arcanum też, ale... Im słabsza była wiara w bogów tym słabsza była moc kapłanów w ich imieniu czyniących cuda. Im silniejszy był rozwój technologii, tym słabsza była potęga natury druidów.

Zanikała moc u jednych i u drugich. Teraz jedynie niektórzy z nich dysponują ledwie ułamkiem dawnej potęgi.

Królował rozum, umierało serce.


Magia stała się sztuką dostępną tylko tym, którzy mieli dość rozumu by ją opanować i wystarczająco pieniędzy by studiować sztuki magiczne na uniwersytecie.
Bycie arkanistą stało się przywilejem dostępnym jedynie wybranym. I dlatego arkaniści stanowili elitę miasta pomiatając słabszymi. Rada miejskich magów stanowiła całkowitą władzę w New Heaven likwidując wszystkich, których potęga mogła zagrozić ich rządów i trzymając pod kontrolą uczniów uniwersyteckich.
Nieliczni, którzy z natury mieli potencjał magiczny mogący zagrozić arkanistom, byli wyszukiwani i zamykani do “resocjalizacji” w Devil’s Island, zakładzie psychiatrycznym dla utalentowanych magicznie.
Jeśli wracali, to całkowicie wyrugowani z mocy i jako psychiczne wraki.

Niemniej, magia przebijała się w postaci czarowników o niewielkim potencjalne mocy zwanych ulicznymi magikami. Ale ci akurat nie interesowali rady, byli szczurkami kryjącymi się w cieniu.

Byli zbyt słabi by im zagrozić.

New Heaven pod rządami arkanistów się rozwijało i rozrastało... głównie w górę. Nad starym miastem, na olbrzymich słupach zbudowano drugie miasto, przeznaczone dla elity.


Nowe świetliste miasto, nazwano Uptown, dolne zaś zostawiono biedocie i robotnikom. I ochrzczono Downtown.
W Downton szybko rozprzestrzeniła się przemoc i gangi. Ale rady miasta to niepokoiło tak bardzo, dopóki w Uptown był spokój, a wojny gangów nie przeszkadzały za bardzo w interesach bogatych właścicielach miasta.
Downtown pozostawiono samemu sobie nie przejmując się rozrastającemu w nim półświatkowi przestępczemu i anarchii, Straż miasta zamiast chronić i służyć pilnowała jedynie spokoju

Takoż i narodziły się familie mafijne rządzące miastem. Pierwsza z nich mafia Cycione, pod przewodnictwem rodu Cycione powstała z rodu gnomich rusznikarzy i wynalazców, zagarniając produkcję i sprzedaż broni, palnej oraz alkoholu dla siebie. Krasnoludy i półorki o korzeniach z Green Island za morzem stworzyły własną rodzinę która trzęsła dokami. Od decyzji krasnoludzkiego rodu O’Maleyów zależało, który statek zostanie wpierw załadowany, jakie towary zostaną oclone... a o których się zapomni. Owa rodzina przyjęła dość zabawne przezwisko “Związki zawodowe dokerów”.

Rejony miasta opanowane przez uchodźców z dalekiego wschodu nigdy nie podporządkowały rodziny rządzone z poza ich dzielnicy. Niemniej samo Azjatown, jest rządzone przez dziesiątki mały gangów zwanych Triadami, pod przywództwem słynnego rodu Yakuzaou. Tam częściej niż broni palnej i kuszy, używa się szurikenów i katan.

Uchodźcy z centrum Starej Terry mieszkający w małej Slavii zajmują się pędzeniem bimbru, szamanizem i walką szablami. Tu jednak kryje się magiczne serce Downtown, tu zbudowała sobie małe imperium gildia alchemiczna pędząca eliksiry po okazyjnych cenach. I tu ukrywają się czarownicy ścigani przez Czarną Gwardię, łowców magów na usługach arkanistów.

Wreszcie najnowszym i najgroźniejszym gangiem jest Czarna Ręka. Terrorystyczna grupa uważająca, że za wszelkie nieszczęścia w Downtown odpowiadają magowie, nie tylko arkaniści z Uptown, ale i czarownicy oraz alchemicy w Downtown. Idąc pod hasłem “Zabić wszelkich magów” popełniają morderstwa i zamachy terrorystyczne. Aby sfinansować swą działalność, produkują i sprzedają narkotyki oraz zioła odurzające.

Ale tam gdzie jest Niebo musi być i Piekło. A pod New Heaven istniało Old Hell i to dosłownie. Pod New Heaven rozciągały się jaskinie zarówno sztuczne jak i naturalne. New Heaven istniało bowiem na ruinach prastarej cywilizacji z którą osadnicy nie musieli konkurować, gdyż znikła przed ich przybyciem.
Pod ciągami kanalizacyjnymi, w podziemnym mieście zwanym Purgatory, żyły “ludzkie szczury”. Ci którzy uciekali przed prawem miasta i zemstą gangów gnieździli się w drugim poziomie podziemi tuż pod kanałami, tworząc zdegenerowaną, acz niebezpieczną społeczność rządzoną swoim prawami nie mniej okrutnymi od tych na powierzchni.
Tu jeszcze czasem docierało prawo z powierzchni, gdy Rada Miasta wysyłała jednostki policyjne wzmocnione Czarną Gwardią oraz arkanistami oraz by zrobić obławę na uciekinierów.
Ale rzadko... głównie odbywał się tu handel artefaktami z głębi tajemniczych tuneli i zakazanymi towarami powierzchni.
Pod pierwszym poziomem kanałów i drugim poziomem Purgatory, znajdowały się cztery inne... Ale o piątym i szóstym krążyły legendy. Bowiem przebicie się przez trzeci i czwarty poziom, opanowane przez gobliny i szczurołaki, było niezwykle ciężko.
Do piątego i szóstego mało kto docierał i jeszcze mniej osób wracało...

Te kwestie jednakże nie dotyczyły panny Morgan. Elizabeth Adelaide Morgan była pannicą z porządnego domu. Córką rzemieślników z Downtown. Rodziny prowadzącą uczciwie i proste życie.
Tyle że proste życie nie jest takie łatwe w Downtown. Proste życie wymaga odpowiednich kontaktów i płacenia łapówek rządzącemu daną dzielnicą gangowi, który był z kolei pod kontrolą którejś z mafijnych rodzin. Proste życie w Uptown oznaczało, by drobniutką i mało znaczącą cząstką organizacji przestępczej.
Gdyby to był jedyny sekret panny Morgan, jej życie byłoby łatwe. Ale było inaczej.
Był jeszcze jeden sekret. Związany z ciężkim tonem okutym żelazem, z literami zapisanymi w tajemniczym języku. W księdze z zaklęciami należącymi do jej wuja. Księdze którą zdążył ukryć zanim dopadli do dwaj rycerze w czarnych runicznych zbrojach i towarzyszący im mag w czarnej szacie.
Oddział uderzeniowy Gwardii zgarnął regenackiego czarodzieja. I to był ostatni raz kiedy Elizabeth widziała swojego wuja. Proces jego został z jakichś powodów utajony. Kara którą było dwadzieścia lat w więzienia i pełna izolacja, była wyjątkowo surowa.
Panna Morgan została więc powiernicą owej księgi, co narażało ją z jednej strony na zainteresowanie Czarną Gwardią, z drugiej zaś... była czarodziejką której nienawidzili członkowie Czarnej Ręki. A choć terroryści woleli swój gniew kierować przeciw arkanistom z Uptown, to chętnie robili żywe pochodnie z renegackich magów których udało im się złapać.


Gorset był gotów.


Nie tak dobry jak mateczki i z pewnością nie tak piękny jak cudeńka z Uptown. Niemniej Elizabeth była z siebie dumna. Włożyła wiele czasu i wysiłku w jego zrobienie i wyglądał ślicznie. Przyglądając się mu była pewna, że ma w ręku kartę przetargową. Towar który mogła wykorzystać w wymianie handlowej. Teraz go ładnie zapakować i… w drogę.
Celem był “Słodki Pączek”.

O tej porze karczma odsłaniała swoją mniej oczywistą stronę stając się zamtuzem, dla tych z odpowiednio dużą sakiewką i odpowiednią klasą. Duże wymagania jak na przybytek leżący w Downtown, ale… znajdował się on w odpowiedniej części Downtown. Zapewniającej względny spokój i w miarę zasobną klientelę.
Elizabeth dobrze znała to miejsce, jak pracowników. Był to jej ulubiony lokal, prawie drugi dom (ku niezadowoleniu swojej matki). Zaraz po wejściu kiwnęła głową przyjaźnie Karlowi stojącemu za kontuarem, na co ten odpowiedział podobnym kiwnięciem, i rozejrzała się po sali jadalnej. Pełnej okrągłych stoliczków, każdy ze świecą pośrodku. Dostrzegła kilkunastu klientów. I suknię Melody, gdy ta udawała się pewnie z jakimś szczęśliwcem po schodach na pięterko. Jasnowłosa i drobniutka Amelia siedziała właśnie na kolanach jakiegoś innego mężczyzny, który rozkoszował się jej obecnością i szeptał jej coś żarliwie do uszka. Najwyraźniej jego sakiewka nie była wystarczająco zasobna by skusić króliczka do potruptania na górę po schodkach.
Ostatnia z dam… Czarna Dalia, z egzotycznego i niespotykanego w tej części miasta ludu przesiadywała właśnie przy kontuarze gromiąc zimnym spojrzeniem każdego, kto nie był wart jej uwagi. A wielu nie było. Dalia była kosztownym smakołykiem.
Chudy jak szczapa i wysoki jak elf Bernard Lequre również tu był. Ubrany na czarno i przywodzący na myśl czarnego bociana. I wiecznie załamany swoim ciężkim losem. Tym razem nie obchodził Elizabeth. Niczego od niego nie potrzebowała.
Poza tym był…
- Parszywce jedne ! - … pieklący się głośno krasnolud o czarnej brodzie i w bordowej kamizelce. Popijający piwo z chudym jak szczapa niziołkiem, o rudej czuprynie i bokobrodach. Obaj wyglądali jak rzemieślnicy z Downtown. Ale Elizabeth ciężko było stwierdzić w jakiej to branży pracują.
- Wstrzymują nam dostawy, na złość. Przeklęta gildia. Jeśli czegoś nie zrobimy, to nas uduszą i przejmą nasz rynek. Uptown już nie wystarcza tym pijawkom. A my się mamy im dać? Umrzeć z głodu?! - to musiało być coś poważnego, bo krasnolud był na skraju wybuchu. A niziołek na skraju przygnębienia. Były to jednak sprawy mało obchodzące samą pannę Morgan. Tak jak i innych bywalców tego lokalu. Jak pary kryjące się w kątach, pijaczków obserwujących zmysłową w każdych ruchach i zgrabną Dalię, która rzadko ukrywała przed innymi swoje długie i zgrabne nogi… potrafią się poruszać z nieludzką niemal gracją i uderzać z nieludzką skutecznością. Ten kto myślałby, że tylko półork za kontuarem pilnuje tu porządku miałby niespodziankę.
Poza nim ktoś jeszcze tu był… starszy dżentelmen w meloniku, siedział z boku i raczył się trunkami. Ktoś mógłby go wziąć za zwykłego kupca, gdyby nie dwaj ochroniarze siedzący po obu jego stronach. Półork i człowiek. Masywni, muskularni, łysi i z bliznami na twarzach. Wciśnięci w garnitury i z melonikami na głowach. Dowód na to, że samo wystrojenie niedźwiedzia w garnitur nie zmieni go w misia. Tym bardziej jeśli ten garnitur zdawał się pękać w szwach.
Zwykle Elizabeth nie musiała się przejmować obecnością tego mężczyzny. Był stałym bywalcem tego przybytku. Tym razem jednak… tym razem miała wrażenie, że jest przez niego obserwowana.
El starała się nie zerkać w jego kierunku gdy podchodziła do Dalii. Nie wiedziała jak zacząć temat, choć na wymianę umówiła się dawno temu. Co jednak gdy Karl zdradzi tą rozmowę Mel? Przystanęła przy ladzie z zarzuconą na ramię torbą i poprosiła półorka o piwo uśmiechając się przy tym do Dalii.
- Cześć… jak tam? - obróciła się w stronę sali szukając wzrokiem Luciusa, który ją mniej lub bardziej dyskretnie obserwował, wyraźnie zamyślony.
- Spokojny dzień.- odparła egzotyczna piękność uśmiechając się delikatnie. - Melody akurat… właśnie wyszła z klientem. Pewnie zabawi godzinkę, może mniej… młodzik wyglądał na mały kaliberek.
Elisabeth zamilkła zerkając na Karla. Podziwiała dziewczyny za to z jaką swobodą mówiły o swojej pracy.
- Tak… - Zaczekała aż Karl zacznie polewać komuś piwo nim odezwała się ponownie do azjatki. - Mam coś dla ciebie.
- Mmm… prezent. Zwykle dostaję je od swoich wielbicieli. Jesteś moją wielbicielką El? - wymruczała Dalia zmysłowo i przybliżając swoją twarz ku obliczu Elizabeth. Lubiła się droczyć tymi dwuznacznymi sugestiami z ambitną czarodziejką.- Mel nie będzie zazdrosna o mnie?
Morgan cofnęła się nieco nie wiedząc jak ma się zachować. Jednak.. była kobietą. Niby Dalia zajmowała się także klientami tej samej płci ale… czemu… co w tym było ciekawego?
- Raczej karta przetargowa. - Szepnęła starając się jakoś wybrnąć z tej dwuznacznej sytuacji.
- Ach no tak… nasza mała umowa. Jakoś nigdy nie sprecyzowałaś co chcesz w zamian. - odparła z uśmiechem Dalia i oblizała czubkiem języka swoją wargę leniwie odchylając się do tyłu.- Teraz co prawda, powinnam ci zaoferować moją uwagę i moje wdzięki. Niemniej nie o to chodzi, prawda?
El westchnęła.
- Chciałabym się dowiedzieć czemu Mel tak bardzo nie chce bym z tobą rozmawiała… tylko… to chyba nie najlepsze miejsce. - Czarodziejka zerknęła na Karla zajętego czyszczeniem kufli, a potem na salę, znów starając się kątem oka złapać postać mężczyzny z melonikiem. Nadal wgapionego w nią jak sroka w gnat.
- Nie martw się o niego. Lucius nic ci złego nie zrobi. Nie pozwolę mu.- odparła cicho Dalia i dodała z uśmiechem.- Melody uważa, że mogłabym mieć zły wpływ na ciebie. Pokazać ci rzeczy, które dziewczyna z dobrego domu poznawać nie powinna.
Założyła nogę na nogę i uśmiechnęła się łobuzersko.- I mooooże… mieć rację.
- Chciałabym to sama ocenić. - El poklepała przewieszoną przez ramię torbę. Jej wzrok mimo woli przesunał się po nogach azjatki. - Pokażesz mi… w zamian za ten prezent?
- Jesteś pewna? - zapytała poważnie Dalia ujmując podbródek El, by ta patrzyła jej prosto w oczy.
- Moja matka do tej pory marudzi, że tu przychodzę, ja jednak nie żałuję. Jesteście wspaniałymi osobami. Nie chcę by Mel mnie broniła. - Dziewczyna poczuła dziwne ciepło rozchodzące się od palca azjatki. - Chcę sama ocenić czy to dla mnie czy nie.
- Dobrze. Jeśli tak bardzo zależy, to chodźmy.- Dalia zsunęła się z barowego stołka i ruszyła przodem kołysząc biodrami.- Postaram się żebyś była usatysfakcjonowana, acz nie gwarantuję ci tego.
Morgan nie była pewna czym miałaby być usatysfakcjonowana bądź nie. Za to gdy skrył ją cień korytarza prowadzącego do pokojów dziewczyn jeszcze raz zerknęła w kierunku sali. Czemu Lucius ją obserwował… rodzice zapłacili ostatnio.

abishai 21-10-2019 12:48

Obie weszły razem na piętro. Dalia zbliżyła się do pokoju Melody i przez chwilę przysłuchiwała się przykładając ucho do drzwi. Potem ruszyła do swojej “komnaty rozkoszy”, jak ją zwała. Urządzonej na wschodni sposób. Z papierowymi lampionami, parawanem malowanym w smoki i rajskie ptaki. Oraz obrazami we wschodnim stylu, malowanymi kolorowymi tuszami na papierze. Dalia zamknęła za El drzwi i spytała zaciekawiona.
- Byłaś już kiedyś z mężczyzną?
- Miałam kogoś… ale… - Czarodziejka przyklęknęła i wydobyła z torby starannie zapakowany gorset. - Nie tak jak wy.
- Czyli jeszcze dziewica, to urocze. Widziałaś Melody nagą? Albo mężczyznę…?- mruknęła Dalia rozwiązując tasiemkę przy swojej szacie, po czym zabrała się za rozpinanie ukrytych w niej rzemyków.- Mel… chyba tak, prawda?
El prychnęła i wstała prezentując przed azjatką gorset swojej roboty.
- Widziałam nago wiele kobiet, jestem krawcową. - Spróbowała się uśmiechnąć, choć jej wzrok wędrował z zaciekawieniem po ciele Dalii. - A mężczyzn… wiesz… mam dwóch braci… - Zawahała się wiedząc, że Edwin i Frank są jeszcze młodzi.
- Taak… ale mówię o Melody, jej zgrabnej pupie dorodnych dużych piersiach, jak melony… i tak samo słodkich.- zamruczała dwuznacznie Dalia ściągając do końca szatę i odsłaniając dość małe zgrabne piersi, gibkie ciało, okrągłą małą pupę i… orientalnego smoka ciągnącego się na plecach od podstawy kręgosłupa do karku. Ogon wsuwał się między pośladki czubkiem, a pysk zionął na prawą łopatkę. Dalia przeciągnęła się zmysłowo i wzięła z rąk El ów gorset.
- Melody przestrzegała cię przede mną, bo lubię to co robię… także z niewiastami.- założyła go powoli i znów wypięła się zmysłowo sięgając palcami między uda, do czarnej kępki kryjącej jej intymny skarb.
- A Melody tego nie lubi? - Czarodziejka przysiadła na łóżku Dalii obserwując azjatkę z zachwytem. Była tak niesamowicie zgrabna. Ona sama, głównie dzięki Moppy nieco się ostatnio zaokrągliła. - A z niewiastami… to w ogóle możliwe?
- Nie wiem. Chyba nie bardzo. Melody jest bardziej kapryśna w tym względzie.- Dalia usiadła okrakiem na udach El przylegając do jej ciała swoim. Oplotła ramionami szyję dziewczyny nie dając jej możliwości ucieknięcia. - A z dziewczynami to jest możliwe. Chłopcy z chłopcami… też sobie dają radę. Możliwości jest.. wiele. Ja zaś osobiście… bardzo lubię. Podobam ci się? W twoim gorsecie?
- Tak… bardzo ci pasuje. - Czarodziejka zarumieniła się, a nie wiedząc gdzie ma podziać swoje ręce, oparła się za plecami. - Choć… będę musiała wymyślić coś co pokazywałoby tatuaż… jest śliczny.
- Powinien być. Kosztował mnie wiele bólu i jeszcze więcej pieniędzy. - mruknęła ironicznie egzotyczna piękność. A potem dodała.- A teraz nauka.
Przycisnęła powoli swojego piersi do biustu El, bo i przycisnęła usta do warg dziewczyny delikatnie całując je swoimi miękkimi i lekko wilgotnymi. Czarodzieka wiedziała jak całować jednak.. usta były delikatniejsze… nic nie drapało jak u mężczyzn z lekkim zarostem. Dotyk piersi azjatki był.. nawet miły.. były ciepłe i miękkie. Jednak nadal nie rozumiała.
- I jak? Podobało się?- zapytała Dalia po pocałunku wpatrując się w oczy El, zaciekawiona jej reakcji.
Dziewczyna czuła przyjemne ciepło rozlewające się po ciele. Znała je. Miała podobnie po pocałunkach ze swymi partnerami jednak… Dalia była kobietą.
- Przy.. przyjemne… masz bardzo miękkie wargi. - Starała się odpowiedzieć rzeczowo, choć oddech miała skrócony.
- Niezupełnie tego oczekiwałam…- zaśmiała się Dalia i znów przylgnęła ustami do warg El, tym razem pocałunek był bardziej intensywny. Język skośnookiej niczym wąż wysunął się spomiędzy jej warg, pocierając usta panny Morgan samym czubkiem i próbując się przez nie “przebić”.
El otworzyła usta wpuszczając język azjatki do środka. Czuła jak jej serce przyspiesza z każdą chwilą. Między udami poczuła ciepło i wilgoć. Niepewnie sięgnęła swoim językiem do języka Dalii. Egzotyczna kobieta odpowiedziała na jej śmiałość, sama wodząc językiem i muskając język Elizabeth. Pieszczota niespiesznie się przedłużała, pocałunek pogłębiał i stawał się coraz bardziej namiętny.
- Mmmm… znacznie lepiej.- odparła Dalia po nim. Uśmiechnęła się. - Co czujesz?
- Ciepło… - Morgan zawahała się ile powinna mówić Dalii. Chyba wszystko jeśli miała się tu czegoś nauczyć. - ..wilgoć.
- To samo co ja… ale jesteś pewna, że swój pierwszy raz chcesz mieć z kobietą?- zamruczała Dalia.- Namiętny pocałunek to za mało. Z mężczyzną też może być przyjemny. -
Wygięła się do tyłu w łuk. Dotknęła dłońmi podłogi. Niczym akrobatka rozłożyła nogi, oparła stopy o łóżko i powoli przenosiła ciężar na dłonie stając na rękach. Z punktu widzenia El, było to powoli przemieszczające się czarne futerko intymnego obszaru kobiety, a potem sama zgrabna pupa. Następnie stojąc na rękach Dalia opuściła nogi, stając na czworaka i w końcu podniosła się, prostując do postawy stojącej. Przeczesała dłonią głosy, prężąc się kusząco przed El. Czarodziejka widziała już nagie kobiety, a Dalia była w gorsecie… jednak żadna nie prężyła przed nią pupy i wypinała lekko piersi stojąc w profilu.
- W sensie… że mogłabym z tobą stracić dziewictwo? - Czarodziejka wpatrywała się w kobietę z pomieszaniem zachwytu i niepewności. Mel opowiadała jej jak to wszystko wygląda jednak… choć ciało Dalii wyglądało cudownie, nie widziała w nim tego pewnego charakterystycznego przyrządu.
- Też… są odpowiednie zabawki do tego.- odparła z uśmiechem Dalia oplatając dłonie na swoim biuście.- Jednak nie jestem pewna, czy rzeczywiście warto je użyć teraz. Nie widzę potrzeby utraty dziewictwa dla samego…tylko samej utraty dziewictwa.
Oparła dłonie na biodrach. - Podobam ci się? Nie tak… estetycznie jak Mel, tylko instynktownie… zmysłowo. Czujesz jakieś pragnienia?
El zacisnęła dłonie na pościeli. Czuła jak jej piersi nabrzmiały od pocałunku.
- Tak.. jesteś piękna. - Czarodziejka poczuła jak od tego stwierdzenia palą ją policzki. - To musi być przyjemne… dotykać cię.
-Więc… - Dalia zabrała się za rozwiązywanie swojego gorsetu.- Lepiej żeby Mel się o tym nie dowiedziała. Może być o ciebie zazdrosna.
Uśmiechnęła się ironicznie. - Możliwie, że czuje do ciebie miętę podświadomie.
- Ona szuka sobie męża. - El była zaskoczona tym stwierdzeniem. - Czy mam coś zrobić?
- Jej rozsądek szuka męża, ale jej lędźwie pragną rozkoszy. Miłość i pożądanie nie kierują się rozumem.- Dalia oswobodziła się z gorsetu i przewiesiła go przez parawan. Podeszła do toaletki i wyjęła z fryzury egzotyczne szpile podtrzymujące jej fryzurę. Kładąc je wypinała nieświadomie pośladki do El. A może i świadomie.- Hmmm… co masz… robić. A co chcesz zrobić kochanie. Co ci podpowiadają własne pragnienia?
- Jakoś… czuję, że to dziwne że jesteś naga, a ja… ubrana. - Czarodziejka przesunęła dłonią po materiale swojej długiej spódnicy. - I uważasz, że Mel mnie pożąda?
- Na pewno czuje do ciebie słabość i może coś więcej… trochę ci zadzroszczę. Ma wszak bardzo kuszące piersi.- wymruczała Dalia przyglądając się El. - A co do ubrania, chcesz je zdjąć przede mną, czy wolisz bym ja je zdjęła?
- Chyba wolałabym być rozebrana.. palce mi drżą. - W głowie dziewczyny plątały się dziwne myśli. Mel coś do niej czuła? Przyjaźniły się owszem, ale by coś więcej? Nigdy nie patrzyła na piersi przyjaciółki jako kuszące.. były ładne, pełne… w sumie miały podobne, dlatego łatwo jej było szyć gorsety na nią… zawsze mogła domierzyć na sobie.
- Och… czyżbym za dużo powiedziała? Nie przejmuj się tym.- Dalia podeszła do Elizabeth, kucnęła i zaczęła rozpinać jej kurtkę zsuwając z niej ją powoli. - To nic ważnego. Tylko takie moje teorie… nie przyszłaś tu dla nich.
Nachyliła się i zaczęła całować dekolt odsłonietej bluzki, muskając skórę językiem. Pochwyciła za pełne piersi El masując je i ugniatając leniwymi ruchami dłoni.
- Mogę się mylić zresztą.
- Przyjaźnimy się… - Zaskoczona El jęknęła od tej pieszczoty. Mężczyźni próbowali ją tak chwytać, zazwyczaj dostawali po łapach. Jednak gdy robiła to Dalia było to… - bardzo przyjemne. - Wyszeptała cicho.
- To prawda… bardzo…- mruknęła Dalia rozpinając skórzany gorsecik Elizabeth. Odrzuciła go na bok i zabrała się za rozpinanie koszuli by odsłonić piersi czarodziejki.

To było inne niż gdy rozbierano ją do pomiarów. El patrzyła na palce skośnookiej czując jak jej oddech przyspiesza z każdym rozpiętym guzikiem. Mama regularnie brała z niej miary do swoich eksperymentów, jednak.. to było coś innego. Palce Dali zdawały się parzyć.
Uwolnione piersi okazały się być obiektem admiracji Dalii, chyba miała do nich słabość. Jej dłonie ugniatały pochwycone “owoce”, ocierając je o siebie. Usta zachłannie przylgnęły do jej szczytów całując i ssąc lekko. Dalia zapominała się w tej zabawie, co wyjaśniało czemu tak często zaczepiała El i zachwycała się Melody. Miała słabość do jędrnego biustu, zwłaszcza że jej choć zgrabny i miły oku, nie mógł się pochwalić rozmiarem.
Czarodziejka czuła jak każde działanie skośnookiej zaczyna przyspieszać upływ wilgoci między jej udami. To było odrobinę niepokojące. Było jej tak gorąco, z podbrzusza zaczynały wypływać fale dreszczy i chyba.. jej majtki przemakały?!
- No… ale spódnicy w ten sposób nie ściągnę, ani trzewików.- zaśmiała się cicho Dalia odstępując od dziewczyny. Jej własne stopy były nagie, bo zdjęła pantofelki tuż po wejściu, tak szybko, że El tego czynu nie zauważyła.
- D.. dobrze… - Czarodziejka schyliła się i zabrała się za rozsznurowywanie, sięgających połowy uda kozaczków.
- Piękny widok… - wymruczała lubieżnie Dalia obserwując jej działania z wyraźnym pożądaniem w oczach.
Elizabeth zdjęła oba buty i podniosła się.
- Tylko… - Zabrała się za rozpinanie spódnicy. - bo wiesz… moja mama nieco na mnie eksperymentuje.
- Hm… myślałam, że tylko ty masz smykałkę do magii w rodzinie. Ty i twój wujek.- zdziwiła się Dalia uśmiechając czule. - Nie martw się kochanie. Nie tylko ludzie dyszeli na moim łożu. Jestem profesjonalistką.
- Nie… mama nie ma smykałki do magii… - El opuściła spódnicę, odsłaniając nieco nietypowe pończochy. - Mama testuje na mnie pomysły na bieliznę.
- Urocze… mogą zostać… aż szkoda je zdejmować.- wymruczała lubieżnie Dalia oglądając je z zainteresowaniem.
- Nie mam normalnej bielizny. - El westchnęła ciężko, zbyt dobrze pamiętając zawartość swojej garderoby.
- Masz bardzo ładną garderobę…- odparła Dalia z uśmiechem i pocałowała usta czarodziejki.
El odpowiedziała już spokojniej na pocałunek, choć teraz gdy jej piersi spotkały się z biustem Dalii poczuła jeszcze więcej ciepła.
Całując kurtyzana zabrała się za zsuwanie przemoczonych majteczek z bioder, by nie odciągać El od doznań.
Niestety… ktoś inny spróbował.
- Dalia! Co tam się u ciebie dzieje?! Słyszałam, że spotkałaś się z El! -krzyknęła przez drzwi Melody.
Czarodziejka zamarła i spojrzała zakłopotana na skośnooką kochankę. Ta przyłożyła palec do ust dziewczyny i krzyknęła.
- Noo! Spotkałam. Miała mi coś przynieść i wyszła tylnym wyjściem. Jeszcze wróci, bo miała o czymś z tobą pogadać! A ja teraz sprzątam po kliencie. Zachciało mu się batów i innych zabawek! Zejdę później!
El spoglądała niepewnie na drzwi prowadzące do pokoju. Co jeśli Mel wejdzie? Drżała zarówno z podniecenia jak i lekkiej obawy… choć było coś jeszcze. Ten dreszczyk ekscytacji, gdy robi się coś czego nie powinno.
- Acha… a wiesz może, o czym chciała ze mną pogadać?! -dopytywała się Melody przez drzwi.
- Nie mam pojęcia! Nie pytałam! - odparła Dalia i wraz El usłyszały kroki oddalającej się rudowłosej. Skośnooka odetchnęła z ulgą i spytała cicho pannę Morgan. - Skoro obie jesteśmy nagie, to ci podpowiadają twoje pragnienia?
- Że… to musiałoby być miłe przytulać się.. dotykać… - Czarodziejka była jeszcze skołowana całą tą sytuacją. Spoglądała to na egzotyczną przyjaciółkę, to na drzwi.
- Jeśli chcesz uciekać… to nie przejmuj się mną. Nie obrażę się.- Dalia zauważyła to spojrzenie i zachichotała.
- Powinnam do niej pójść… - Czarodziejka westchnęła ciężko.
- Cóż… jeśli dowiedziałaś się wszystkiego, czego chciałaś się dowiedzieć.- wymruczała Dalia napierając ciałem na czarodziejkę i popychając ją ku łóżku.
- N.. nie… - El cofała się pomału, czując jak jej myśli oddalając się od drzwi i tego co było za nimi. - Nadal nie wiem.. jak dwie kobiety..
- Zrobię ci więc kurs przyspieszony. A ty pomyśl, po co ci w ogóle ta wiedza.- Dalia popchnęła dziewczynę na łóżko, a gdy ta upadła na nie… kucnęła między nogami czarodziejki. Ustami musnęła prawą łydkę El przesuwając językiem po pończoszce i stanowczo rozchyliła nogi El.
- Skoro chcesz poznać taką wiedzę, to zapewne planowałaś zastosować ją na kimś, nieprawdaż?
Przed oczami El pojawiło się zdjęcie pewnej czarodziejki.
- Tak… chyba… - Jej ciało zadrżało od dziwnej pieszczoty.
- Teraz… zwykle nie jestem taka mało delikatna i subtelna… ale to w końcu… nauka.- ręce Dalii oplotły uda El, rozchyliły nogi szeroko odsłaniając w pełni przed twarzą nauczycielki jej intymny zakątek.- Przejdę od razu do rzeczy.
Nachyliła się i zaczęła wodzić językiem i całować ów obszar. Delektowała się nim jak koneserka, powoli pocierając wrota rozkoszy… zdecydowanymi ruchami. Było to inne odczucie niż palce samej El, gdy potrzebowała “chwili dla siebie” w wygódce rodzinnego domostwa.
Dziewczyna jęknęła głośno zaskoczona tym doznaniem. Toż tam… to nie służyło do lizania! Wyprężyła się na łóżku z rozkoszy. Dalia najwyraźniej miała na ten temat inne zdanie. Trzymała za uda Elizabeth nie dając jej ciału uciekać, sięgała językiem głębiej i głębiej. Wodziła zwinnym językiem smakując rozkosz, pocierała wrażliwy obszar intymnego zakątka. Wszystko to czyniła z pewnością i stanowczością… jakby znała ciało El lepiej niż ona sama. I wiedziała które “guziczki” nacisnąć, by z ust panny Morgan wyrywały się coraz głośniejsze dźwięki. Dobrze, że Mel już nie było na korytarzu. Nie minęło kilka minut, a czarodziejka doszła z głośnym okrzykiem, w ogóle nad sobą nie panując.

- I to był kurs przyspieszony…- mruczała Dalia skubiąc zębami skórę lewego uda dochodzącej do siebie “klientki”.
El patrzyła z niedowierzaniem na azjatkę starając się zapanować nad swoim oddechem.
- To… to niesamowicie przyjemne. - Wyszeptała.
- To prawda.- mruknęła Dalia siadając na łóżku i spoglądając na przyjaciółkę.- Nie powinno cię to jednak dziwić. Jestem profesjonalistką. Moim zawodem jest sprawianie przyjemności, bez względu na płeć.
- Aż ciężko uwierzyć… toż obie jesteśmy.. kobietami. - El z trudem uniosła się na przedramionach.
- Przyjemność może sprawić dowolna kombinacja chętnych ciał. Jedynie ciąża wymaga obecności kobiety i mężczyzny.- mruknęła jej kochanka, nachylając się i językiem muskając twarde szczyty piersi panny Morgan. Jej długie czarne włosy łaskotały skórę.
- Jeśli mogę cię jeszcze spytać. - Czarodziejka przyglądała się z fascynacją temu co robiła Dalia. To było tak niesamowite ile przyjemności sprawiały te pieszczoty… i to nie chyba tylko jej.
- Tak.- kobieta wyprostowała się i dodała z lubieżnym uśmiechem.- Możesz pytać o co chcesz. Zapłaciłaś za mój czas, więc wykorzystaj go jak tylko masz ochotę.
- Jakim sposobem nie zachodzicie w ciążę.. toż… codziennie widujecie się nawet z kilkoma mężczyznami, prawda? - Dziewczyna usiadła na łóżku, przyglądając się swojej przyjaciółce.
- Są zioła. Nawet nie dość drogie, acz niekoniecznie legalne. Pozbawiają płodności na kilka tygodni. Trzeba jednak uważać z dawkami. Jeśli zażywasz za dużo i zbyt często… możesz stracić całkowicie możliwość urodzenia dziecka. Mnie to jednak nie przeszkadza, bo nie planuję mieć dzieci. -wyjaśniła Dalia i uśmiechnęła się drapieżnie.- Ale jeśli nie chcesz ryzykować sama, to zawsze może podrzucić podobną miksturę do drinka wybrankowi, taką przeznaczoną dla mężczyzn.
- Mel tak robi? Zawsze wydawało mi się, że chciałaby mieć rodzinę. - Czarodziejka zamyśliła się. - Ale to.. musi być wygodne.
- Melody jest ostrożna.- potwierdziła Dalia i wzruszyła ramionami. - Więc uważa z dawkami.
- A… jaka jest ta ostrożna dawka?
- Raz na dziesięć dni. I pięć dni przerwy między dawkami.- wyjaśniła Dalia.- Dlatego Melody bierze sobie tak dużo dni wolnych.
- Och… - El odnotowała dawkowanie w głowie. - Jesteście niesamowite.
- Nie wiem co w tym niesamowitego.- zaśmiała się Dalia wstając i prężąc pupę.- To ty potrafisz poruszać przedmiotami na odległość. To jest niesamowite.
- A wy bez użycia magii sprawić ludziom tyle przyjemności. - El uśmiechnęła się ciepło do azjatki, zerkając na jej zgrabne ciało.
- A ty byś nie umiała?- zerknęła przez ramię prostytutka wodząc wzrokiem po nagim ciele panny Morgan.- Mam wrażenie, że masz duży potencjał do sprawiania przyjemności.
- Nigdy nie próbowałam. - Czarodziejka zdziwiła się lekko. - A czemu tak uważasz?
- Jesteś piękną dziewczyną i masz zmysłowe ciało. I te piersi… słodkie.- wymruczała lubieżnie Dalia obracając się przodem do Elizabeth. Oblizała lubieżnie wargi.
El rozchyliła usta zaskoczona tym wyznaniem.
- Ja… ekhym… dziękuję. - Skołowana siedziała na łóżku nie wiedząc co ma robić.
- Nie masz za co dziękować. Stwierdziłam tylko fakty. Natomiast teraz zadecyduj co mamy robić.- odparła z uśmiechem jej rozmówczyni. Nachyliła się i spojrzała w oczy panny Morgan. - Jestem teraz jak dżin… spełniam twoje życzenia.
- Nauczysz mnie? - Czarodziejka nawet chwili się nie wahała. Uwielbiała się uczyć. - Tego co mi zrobiłaś?
Stopa kobiety uniosła się wraz z nogą, powoli przesunęła po brzuchu, musnęła palcami piersi… szyję… przesunęła po wargach. Dalia opuściła nogę, powoli podeszła do siedzącej El, wdrapała się na łóżko i stojąc okrakiem nad siedzącą dziewczyną pochwyciła ją za włosy i przyciągnęła jej twarz do swojego podbrzusza.
- Najlepsze są lekcje praktyczne…- mruknęła, gdy panna Morgan przekonywała się, że nie tylko ona sama była wilgotna między udami.
- Och… to mam… polizać? - El spojrzała niepewnie ku górze.
- Taaak… pozwól się prowadzić pragnieniom.- wymruczała lubieżnie kochanka głaszcząc delikatnie swoją “uczennicę” po włosach.
Czarodziejka przytaknęła choć niezbyt wiedziała co azjatka ma na myśli. Powoli przesunęła językiem po kwiecie przyjaciółki, starając się powtórzyć to jak ona to robiła. Pachniało… specyficznie, ale nie powiedziałaby, że nie przyjemnie. Miało też dziwny smak… choć była pewna, że mógł być on nieco uzależniający. Już pewniej sięgnęła językiem głębiej.
- Idzie ci dobrze…- jęknęła rozpalonym głosem Dalia głaszcząc El po włosach, jej biodra lekko się kołysały, a jej oddech robił się głębszy.-... bardzo dobrze…
Dziewczyna przytaknęła nieznacznym ruchem głowy i chwyciła dłońmi uda azjatki by sięgnąć językiem głębiej.
-Oooch… idzie ci coraz… lepiej.- zamruczała cicho Dalia i naparła biodrami na kochankę. Zacisnęła mocniej dłonie na głowie El drżąc od doznań.
- Jeszcze troszeczkę… odrobiii... nkę…- ni to błagała, ni to jęczała z wzbierającej w niej rozkoszy.
Czarownica starała się kontynuować, choć czuła już lekki ból w szczękach i to jak cierpnie jej język. Do tego cały czas narastało w niej podniecenie, choć lizała kobietę… i to w tak dziwnym miejscu.
- Ooooch…- w końcu rozkosz kochanki przeszła w jęk spełnienia.
- Bardzo dobrze…- wymruczała Dalia odsuwając się i siadając na udach Elizabeth. Oplotła ją ramionami, tuląc swoje piersi do jej biustu i całując namiętnie usta czarodziejki.
El z trudem odpowiadała na pocałunki nadal nie mogąc złapać oddechu. To było.. męczące ale i tak przyjemne. Objęła Dalię przytulając się do niej mocniej.
- No i… czego się nauczyłaś?- zamruczała kochanka panny Morgan po pocałunku.
- Że to bardzo satysfakcjonujące… i dziwnie smakuje. - El zarumieniła się.
- I zaspokoiłaś swój… apetyt? - zapytała Dalia ocierając się swoim ciałem o jej.
- Raczej pobudziłam. - Wymruczała zawstydzona czarownica. To wszystko było tak dziwne, a wiedziała, że dziewczyny z Pączka potrafią z pomocą swych ciał uzyskać dużo… prezentów i wiedzy. Potrzebowała tych umiejętności.
- Och… zaproponowałam bym cię tu do terminu, ale ani twojej matce by się to nie spodobało. Ani Melody.- zamruczała lubieżnie Dalia.- No i jeszcze jest ten detal, że nie byłaś nigdy z mężczyzną. A większość naszych klientów jest… mężczyznami.
- T..tak. - El speszyła się. Nim poznała dziewczyny uważała że cnota jest czymś co chce zachować dla kogoś wyjątkowego. Potem jednak poznałą Mel... Dalię… oraz dostała księgę. - To chyba powinnam pójść do Mel.
- Oczywiście.- mruknęła Dalia muskając policzek dziewczyny i jej włosy palcami.- Gdy wyjdziesz przez drzwi, będziemy kwita. A ja wieczorami pracuję, więc nie będę mogła udzielać kolejnych lekcji za darmo.
Po czym uśmiechnęła drapieżnie dodając cicho.- Wieczorami.
- Brzmi jakbyś chciała bym została. - Czarodziejka przymknęła oczy poddając się dotykowi prostytuki. Wszystko co robiła Dalia zdawało się być takie… wypracowane… przyjemne.
- Możliwe, że masz rację…- odparła z enigmatycznym uśmieszkiem kobieta całując czubek nosa El.
Czarodziejka zaśmiała się i także pocałowała czubek nosa Dalii.
- Wierzę, że dałabyś radę mnie powstrzymać przed wyjściem. - Niepewnie pogładziła włosy azjatki, czując się już nieco bardziej komfortowo w objęciach drugiej kobiety. - Kto był.. twoim pierwszym?
- Kenshiro… i to było lata temu.- odparła zdawkowo kobieta i naprężyła się.- Mój sensei. Było to… jak to mówi się u was. Zakazany romans.
- WIesz, że nie musisz odpowiadać jeśli nie masz ochoty? - El uśmiechnęła się - Nawet jeśli zapłaciłam za ten czas, czuję się twoją przyjaciółką.
-To dobrze… bo nie chcę opowiadać o tym.- westchnęła z uśmiechem Dalia. Nachyliła się i pocałował usta El.- Teraz, gdy mam cię golutką… po co marnować czas na pogaduszki.
- A co byś chciała robić? - El z trudem złapała oddech po pocałunku. Ona… trochę chciała porozmawiać, ale może Mel będzie miała dla niej chwilę.
- To nie ma znaczenia… co bym chciała. - wymruczała Dalia nachylając się i wodząc czubkiem języka po płatku usznym kochanki.- Pamiętaj… jestem dżinem i spełniam życzenia.
- Więc… jak byś jeszcze mogła mnie doprowadzić? - El uśmiechnęła się niepewnie. - Bo… ja mam ochotę na ciebie.
- Dobrze… połóż się…- wymruczała Dalia popychając delikatnie czarodziejkę na łóżko.
El pomału opadła na miękką pościel, obserwując przyjaciółkę z zainteresowaniem.
Ta położyła się obok niej, zabierając za pieszczoty piersi. Wodziła po nich leniwie językiem, obejmowała ustami szczyty. Dłonią sięgnęła między uda Elizabeth, by dotykać ją tak jak ona sama zwykła się dotykać… tyle że z gracją i pewnością, przynależną profesjonalistke. Palce dotykały wrażliwych punktów jej kobiecości, zanurzały się w jamce rozkoszy… przyjemnie rozpalały dziewczyny.
Czarodziejka wiła się na pościeli. Starała się zapamiętać ruchy palców Dalii, jednak rozkosz, która ją wypełniała mocno utrudniała. Tym bardziej, że jej kochanka delektowała się tymi pieszczotami, ba… posuwając się czasem do delikatnego kąsania piersi Elizabeth. Palce zaś przyspieszały ruchy między udami, coraz mocniej i śmielej pobudzając ciało El.
Morgan jęczała coraz głośniej, aż w końcu doszła z cichym okrzykiem.
- Myślę że ci się spodobało… ale nasz czas rzeczywiście dobiegł końca.- mruknęła przyjaciółka czarodziejki, oblizując palce i przyglądając się dochodzącej do siebie Elizabeth.
- Yhym… - El miała problem by podnieść się z łóżka. Jej kolana były miękkie.
- Jakiś problem? - Dalia tymczasem podeszła do swojego porzuconego stroju, by zacząć go odziewać.
- Nie jestem do tego przyzwyczajona. - Czarodziejka pomału usiadła na łóżku.
- No cóż… mam wrażenie, że szybko przywykniesz. Nie wiem tylko z kim.- zażartowała figlarnym głosem Dalia.

El podniosła się, starając się ukryć rumieniec za rozsypanymi włosami.
- Też nie wiem. - Odparła schylając się po elementy własnej garderoby.
- Z pewnością szybko się dowiesz.- odparła już ubrana kurtyzana zasiadając przed toaletką by ułożyć sobie fryzurę i poprawić makijaż. Jej ubieranie i rozbieranie przychodziło łatwo, bo prawdzie nie miała za wiele na sobie.
- Pomożesz mi z gorsetem? - El wcisnęła się już w spódnicę i koszulę.
- Tak. Oczywiście. - jej przyjaciółka oderwała się od układania fryzury i podeszła do niej, by wcisnąć jej ciało w skórzaną “zbroję”, która zbroją rzeczywiście była… bo ulice New Heaven bywały niebezpieczne i można było dostać nożem po żebrach.
Czarodziejka już odruchowo napięła mięśnie gdy Dalia zaciskała na niej gorset.
- Czemu Mel nie chciałabym tego doświadczyła? - Spytała niepewnie, zerkając na czubek głowy azjatki, która pochylała się by zawiązać sznurowanie.
- Powinnaś ją o to spytać. Nie mnie.- odparła wymijająco prostytutka. kończąc sznurowanie.
- Nie chcę, by potem cię gnębiła. - El zaśmiała się cicho i wypuściła powietrze. Przysiadła na łóżku by zasznurować buty.
- Jestem dużą dziewczynką. Poradzę sobie.- odparła z uśmiechem Dalia.
- Dobrze. - El wstała i podeszła do azjatki. Po chwili namysłu pocałowała ją niepewnie. - Dziękuję.
- Nie ma za co moja droga.- zaśmiała się cicho kobieta i klepnęła pośladek czarodziejki popędzając ją.- A teraz idź, zanim wpadnę na jakiś szalony pomysł.
El chciała spytać na jaki pomysł mogłaby wpaść, ale posłusznie wyszła i udała się na dół, starając się po drodze ochłonąć.
Szybko dostrzegła swoją przyjaciółkę, otoczoną dwójką admiratorów jej wdzięków. Nie dość jednak bogatych, by mogli ją przy sobie zatrzymać. Nim jednak sama El do niej doszła, pole widzenia czarodziejki zasłoniła szeroka klatka piersiowa potężnie zbudowanego mężczyzny, który zaszedł jej drogę. Typ o fizjonomii seryjnego mordercy spojrzał na Elizabeth i wycharczał “uprzejmie”.
- Pan Bansamare zaprasza na rozmowę i nie lubi… czekać.- ostatnie słowo podkreślił powolnym wymawianiem każdej litery.
- Och… - El poczuła jak cały rumieniec z jej twarzy odpłynął, Usta stały się nagle nieprzyjemnie suche. - Tak.. rozumiem.

Aiko 27-10-2019 20:35

Lucius siedział jedząc kolację i popijając winem. A gdy podeszli do niego, gestem dłoni wskazał dziewczynie miejsce po przeciwnej stronie i czekał w milczeniu, aż usiądzie. El posłusznie zajęła miejsce zerkając to na Luciusa to na jego przydupasa.
- Jesteś bardzo interesującą osóbką panno Morgan.- stwierdził spokojnie Lucius odrywając się od posiłku.- Wiesz czemu?
- Nie wiem co według Pana może być interesujące. - Odpowiedziała, starając się zachować spokój.
Lucius zamilkł i przyglądał się długo dziewczynie jakby chciał ją przeszyć wzrokiem. - Nie ty… nie jest w tobie nic interesującego według mnie. Natomiast ktoś bardzo ważny i bardzo wpływowy uznał, że ty sama jesteś dla niego interesująca.
Morgan przełknęła ślinę, starając się zwilżyć wyschnięte usta.
- To musi być… bardzo ciekawa persona. - Odpowiedziała coraz bardziej obawiając się strony, w którą zmierza ta rozmowa.
- Tak. Z pewnością… bardzo ciekawa ciebie. Nie wiem czemu, co prawda.- odparł Lucius nalewając sobie wina.- Przybędzie tu jutro wieczorem, a ty… masz również się tu zjawić i się z tą osobą spotkać. I lepiej dla ciebie, żeby wszystko przebiegło dobrze.
- Zrobię co w mojej mocy. - El zacisnęła palce na materiale spódnicy.
- Zrób to… a teraz zmykaj. - odparł Lucius rozdrażnionym gestem dłoni odganiając El niczym natrętną muchę.
Czarodziejce nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Szybko podniosła się z krzesła i wycofała w stronę kontuaru. Teraz jak nigdy potrzebowała pogadać z Mel, ale czuła że przyjdzie jej na to nieco poczekać.
Przysiadła na chwilę tylko i po chwili zjawił się Karl z odrobiną czegoś mocniejszego. Nalał trunku do kieliszka i podsunął dziewczynie.
- Co się stało? - zapytał.
- Jutro pojawi się tu ktoś ważny. - El jednym ruchem wychyliła zawartość kieliszka i zadrżała, czując palącą gorycz w ustach. - Chce się ze mną spotkać.
- To brzmi poważnie, ale jeszcze nie niepokojąco. Gdybyś była w tarapatach to raczej zaciągniętoby cię siłą do tego typka.- pocieszał ją półork.
- To.. prawda. - Karl miał rację. Czarodziejka odetchnęła nieco i uniosła kieliszek. - Polejesz jeszcze?
- Jasne… na koszt firmy. - stwierdził półork dolewając kolejną porcję trunku.
- Dziękuję. - El uśmiechnęła się ciepło do Karla i zerknęła w Kierunku Mel czy ta dalej jest zajęta. Potem jej wzrok przesunął się w kierunku miejsca, w którym jeszcze przed chwilą rozmawiała z Luciusem.
Panna Sparks już odpędziła się od wielbicieli bez grosza i siedziała sobie samotnie czekając na bardziej wartościowych klientów. Popijając kawę zerkała w kierunku El, natomiast sam Lucius stracił wszelkie zainteresowanie czarodziejką i jeśli już gdzieś spoglądał, to tylko w kierunku Dalii.
Czarodziejka rozejrzała się po lokalu zastanawiając się, czy dla Mel szykuje się pracowita noc. Może powinna wrócić tu rano? Wypiła połowę zawartości kieliszka, spoglądając w bursztynowy trunek i czując jak gorąc ponownie rozlewa się po jej wnętrzu. Tak podobny i tak różny od ciepła, które ofiarowała jej Dalia.
Obecnie panował spokój w barze. Jedynie Amelia znikła na pięterku z klientem, a ludzi i nieludzi było teraz niewiele. Melody się wyraźnie nudziła. Czarodziejka wzięła resztę swojego trunku i podeszła do przyjaciółki. Zbliżając się pomachała jej.
- Cześć. - Spróbowała się uśmiechnąć ale jej mina nadal była niepewna.
- Cześć, siadaj… o czym chciałaś ze mną pogadać? - zapytała wesoło Melody odsuwając butem krzesło, by El usiadła obok niej.
- Trochę poplotkować, chciałam ci pokazać nowy eksperyment mamy. - El zamachała trzewikiem pod którym znajdowała się nietypowa pończocha. - Ale Lucius nieco mnie rozdrażnił. - Czarodziejka zacisnęła palce na kieliszku.
- Nie bardzo mam czas na oglądanie eksperymentów, ale może wpadniesz rano pokazać…- zamyśliła się Mel rozważając opcje. - Chociaż… skoro masz na nogach, to może jakoś da się szybko obejrzeć. A co do Luciusa, to się nie przejmuj… szczeka ale nie gryzie.
- Nie wiedziałam jak będziesz stać z czasem wieczorem… dobra chyba po prostu chciałam nieco pogadać. - El westchnęła ciężko i dopiła zawartość kieliszka. Chętnie dopytałaby przyjaciółkę o jej pierwszy raz.. o to wszystko co mówiła Dalia. Jednak nie powinna przeszkadzać jej w pracy bo Melisandrae ją stąd wyrzuci.
- Na razie nie ma nikogo z ciężką sakiewką, więc możemy pogadać. - uśmiechnęła się ciepło Melody. I spytała troskliwie.- Co cię męczy El?
- Ciekawość i to tym gorsza im częściej tu bywam. - Czarodziejka zapatrzyła się na wnętrze do lokalu. - Gadałyśmy o tym.. wiesz.. że nie miałam jeszcze mężczyzny… Dalia też mi dziś o tym napomknęła.
- Domyśliłam się. - odparła z uśmiechem Melody popijając kawę, rozluźniona i spokojna.- Nie przejmuj się tym jednak. Gdy trafisz na tego “odpowiedniego”, to niech on się martwi by stanąć na wysokości zadania. Ty nie musisz.
- To prawda… ale może.. coś ze mną nie tak? - “Skoro dobrze bawiłam się z Dalią” dodała w myślach i westchnęła ciężko, zerkając w dół na pusty kieliszek. - Do tego jeszcze jutro mam się spotkać z kimś ważnym od Luciusa.. podobno jest mnie ciekaw… albo ciekawa.
- Co niby z tobą jest nie tak? Nie podobają ci się mężczyźni.- Melody krytycznie rozejrzała się dookoła.- Nooo… ci tutaj, poza Karlem, nie są szczególnie intrygujący. Ale przecież dużo jest przystojniaków na świecie.
- Chcesz mi jakiegoś pokazać? - El zaśmiała się. Podobali się jej mężczyźni. Nawet brat Mel.. tak odrobinę. Ale on był jakby poza jej możliwościami.
- Możemy pójść we dwie na potańcówkę i sobie jakichś poszukać.- zaproponowała panna Sparks.- Nie dziś co prawda, ale znajdę czas na to. Pokażę ci ich wszystkich.
Po czym nachyliła się ku czarodziejce, by spojrzeć jej w oczy. - Nie jest z tobą nic nie tak. Spójrz na mnie. Sypiam z tyloma mężczyznami, a jak dotąd żaden z nich nie okazał się czymś więcej niż interesem lub igraszką jednej nocy. Nie masz się do czego spieszyć, jesteś piękna… i znajdziesz swojego wybranka. Jestem pewna.
- Dzięki. - El uśmiechnęła się do przyjaciółki i nagle sobie o czymś przypomniała. - A jeśli chodzi o ciekawostkę. - Odwróciła się na krześle tyłem do sali i uniosła spódnicę, odsłaniając przez Mel swoje pończochy, po których jeszcze niedawno wodziły dłonie Dalii.
- O ty bezwstydnico… są tak krótkie, że to aż skandal.- zachwyciła się Melody, a jej palce musnęły łydkę El, gdy się pochyliła wodząc po pończoszce. - Miły w dotyku materiał. To naprawdę piękne dziełko.
- Chciałabyś? Chyba dam radę powtórzyć po mamie. - Czarodziejka uśmiechnęła się.
- Tak… z pewnością bym chciała. Moje są wełniane.- odparła kwaśno wskazując na swoje zgrabne nogi w szaro-buro-białych pończochach.- Dzięki.
- Dobra, to mam co robić wieczorkiem. - El wstała opuszczając spódnicę. - Zajdę po materiał do sklepu kolonialnego Maerlicka. Nie wiem czy uda mi się coś uszyć do rana, ale na za dwa.. trzy dni… jak przeżyję jutrzejsze spotkanie.
- Nie musisz się tak śpieszyć. Przecież nie zamierzam zniknąć.- odparła ciepło panna Sparks i spochmurniała pytając.- O co chodzi z tym… spotkaniem?
- Podobno jest ktoś.. ważny dla Luciusa… ktoś kto uważa mnie za interesującą. - Czarodziejka westchnęła. - Ma się tu ze mną jutro spotkać.
- O do licha… ktoś ważniejszy od Luciusa…- zadumała się Mel.- Trudno to sobie wyobrazić. Myślałam, że siedzą gdzieś tam w ogrodzonych posesjach głęboko w gettcie gnomów. I nie wychodzą stamtąd w ogóle.
- Wyjątkowo planują wyjść. - El klapnęła z powrotem na krzesło.
- Czemu akurat ty? Czego od ciebie chcą? - zadumała się Melody i podrapała za uchem.- Gdzie masz go spotkać?
Czarodziejka zastukała palcem w stół. - Tutaj… w Pączku.
- Oooo to powiem Melisandrae… ona ma swoje wpływy w organizacji. Dopilnuje, by nie zrobili ci krzywdy. A tu… Karl pomoże i Dalia i może… - zaczęła planować Mel. -... i Penny. Zatrudnimy ją i… jakoś zapłacę.
- Może… tylko ze mną porozmawiają. - El zaczęła się nieco obawiać. - Ja nie chcę byś musiała za mnie płacić.
- No dobrze. Zresztą nie wiem jak bym zapłaciła Penny. Musiałabym podpytać Dalię, co ona jej zrobiła.- westchnęła Melody opierając dłonie na stole i swoje miękkie piersi przy okazji.
- Penny.. lubi kobiety? - Elizabeth spojrzała na przyjaciółkę nieco zaskoczona.
- Nie wiem. Chyba… nie? Dalia ją okręciła wokół palca i wiesz.. coś między nimi się stało.- odparła niepewnie Melody.- Dalia ma talent do wmawiania ludziom różnych pomysłów i idei.
- Tak… zauważyłam. - Czarodziejka przyjrzała się siedzącej obok prostytutce. Czy możliwe było, że Melody rzeczywiście coś do niej czuła, czy to także było “wmawianie” Dalii.
- Tak więc… nie wiem. Dalia mogłaby wiesz… skłonić Penny do czegoś. I mogłaby mi powiedzieć jak najemniczkę skłonić do zniżki. -zadumała się Melody.- Przecież nie jestem brzydsza od Dalii, prawda?
- Jesteś prześliczna. - Elizabeth zaśmiała się. - Mam jednak nadzieję, że nie będzie takiej konieczności, a jak już… - Czarodziejka zawahała się. - Zapłacę sama za siebie.
- A dużo masz oszczędności? Najemnicy bywają drodzy.- Mel opacznie zrozumiała tę deklarację.
- Wiesz… coś wymyślę. - El zarumieniła się lekko.
- No nie wiem czy zdołasz odpracować.- zadumała się Mel niezbyt przekonana co do planu przyjaciółki.- Jako czarodziejka nie masz doświadczenia w takiej najemnej robocie.
- Ja… - Czarodziejka nie chciała oszukiwać przyjaciółki. - może… mogłaby swoim ciałem. - Ostatnie słowa wyszeptała cichutko.
- Cooo?!- Melody niemal zatkało, gdy usłyszała te słowa. Spojrzała szeroko otwartymi oczami na swoją przyjaciółkę wyraźnie nie wiedząc jak zareagować na tą deklarację.
- Wolę to… niż byś ty… musiała. - Czarodziejka czuła jak rumieniec rozlewa się jej na całą twarz. - ale… może nie będzie trzeba.
- El. Ja sypiam z kobietami… niektórymi, jeśli dobrze zapłacą. No i wiem jak je zaspokajać. Ty nie masz o tym pojęcia. I to będzie mniejszy przymus dla mnie niż dla ciebie.- westchnęła zrezygnowanym tonem Mel. I syknęła niemal zirytowana. - Czuję w twoich słowach podszepty Dalii. Wiem że są słodkie, ona mogłaby namówić pustelnika do odwiedzin swojego łóżka, ale… jak się z tym prześpisz, to rano zrozumiesz jakie głupoty wypowiadasz. Nie daj się jej manipulować sugestiami.-
Czarodziejka przytaknęła swojej przyjaciółce. Nie wiedziała jak jej powiedzieć, że przed chwilą była z Dalią. - Ale to… wiesz.. po prostu nie chcę cię w to wplątywać. Wiesz, że z nimi nie warto zadzierać.
- I co… mam stać z boku, gdy moja najlepsza przyjaciółka ma problemy? Poza tym, dla mnie to nie jest takie poświęcenie jak dla ciebie. Ot poprzytulam się i dam parę całusów i… zrobię… inne rzeczy.- wzruszyła ramionami Mel, mamrocząc ostatnie słowa. -... Nic czego bym już nie robiła.
- Nadal… to nie powinno tak wyglądać. - Czarodziejka westchnęła. - Zobaczymy jutro… może… nie będzie kłopotów.
- A jak będą… możesz na nas liczyć.- odparła z uśmiechem Melody, po czym spytała zmieniając temat, na gorszy.- Po co poszłaś na górę z Dalią?
- Zamówiła u mnie gorset. - El odpowiedziała szybko ale po chwili zastanowienia dodała. - I chciałam ją nieco wypytać.
- To czemu nie wypytałaś mnie? Ja bym chętnie ci na wszystko odpowiedziała, w zamian za nowy gorset. - odparła figlarnie Mel nachylając się bardziej ku przyjaciółce eksponując przy tym bardziej swój biust. - I o co pytałaś?
Elementy zmieszała się nieco.
- Ekhym.. jak… nie zachodzi cię w ciążę… - Zaczęła od łagodniejszego tematu licząc na to, że nie przejdą do kolejnego.
Szeroki uśmiech pojawił się na twarzy Melody, gdy to usłyszała. Pochyliła się i podwinęła spódnicę wysoko odsłaniając lewe udo. Wyjęła zza pończoszki małą fiolkę od niej przymocowaną.
- Dolewasz do drinka mężczyźnie i masz spokój. Zapewnia bezpłodność kochankowi. Nie ma smaku…- wyjaśniła podając fiolkę El. - A teraz mów, kim jest ten szczęściarz? Kto ci wpadł w oko, tak bardzo że zamierzasz uczynić go swoim pierwszym?
Czarodziejka powoli zamknęła dłoń prostytutki na fiolce, swoimi dłońmi.
- Jeszcze… nie mam nikogo takiego… byłam jedynie ciekawa co zrobić… gdyby się znalazł.
- Ach… ale chyba masz już poważne plany, co? Więc co ci Dalia powiedziała. I czemu akurat ją pytałaś, a nie mnie?- zapytała zaciekawiona Melody i wsunęła przyjaciółce fiolkę do kieszeni… na “kiedyś”..
- Czasami mam wrażenie, że nie chcesz rozmawiać o tym wszystkim. - El uśmiechnęła się niepewnie. - Po za tym chciałam ją dopytać czy lubi swoją pracę i wiesz.. takie tam głupoty. A co do planów… chyba zaczynam się z tym czuć niekomfortowo, ale nie chciałabym by to był ktokolwiek.
- Nie powinien to być ktokolwiek. Musi rozgrzewać twoje serce i rozpalać lędźwie i powinien być delikatny… bo pierwszy raz może być deczko bolesny. - wyjaśniła Melody i wzruszyła ramionami. - Po prostu nie chcę ci mieszać w głowie. Gdybyś słyszała co tacy klienci i klienci czasem żądają…- zaśmiała się cicho Mel.- … potrafią trafić naprawdę pokręceni amatorzy seksu.
- Czasem.. wolałabym wiedzieć. - El uśmiechnęła się ciepło i jeszcze raz rozejrzała po sali jakby szukając kogoś kto by się nadawał.
- Trafi się taki, który rozpali twoje myśli, którego pocałunki pieściłyby twoje ciało już tu w głowie.- mruknęła Melody nachylając się mocniej ku Elizabeth i westchnęła. - Jeśli tak ci się spieszy, to wystarczy taki co… wiesz, rozpala choćby lędźwia. Jaki by się nadał… twardy mięśniak czy delikatny elfik? Który lepszy?
- Nie… nie śpieszy mi się… tylko… nieco dziwnie się czuję. - El westchnęła ciężko. - Spotkałaś kogoś takiego? Kogoś kto rozpalał twoje myśli?
- Paru.. z jednym straciłam dziewictwo… z innymi lubię się kochać… co jednak nie przeszkadza pobierać opłat.- zachichotała Mel.
Czarodziejka też się zaśmiała.
- To może i ja kogoś takiego spotkam. - Powoli wstała z krzesła. - Wracam do domu… tylko… zastanawiałam się ostatnio czy dałabym radę uszyć majtki podobne do tych twoich z koronką, na krawędzi.
- Z pewnością… - odparła z uśmiechem Melody i spojrzała w kierunku drzwi. Przez które właśnie ktoś przechodził. Jej klient.
- El… poczekasz chwilę? Jeśli masz czas.- zapytała Melody również wstając.
- Mogę poczekać. - Czarodziejka uśmiechnęła się w odpowiedzi. - Będę gadać z Karlem.
- Dzięki.- Mel nachyliła się i cmoknęła Elizabeth w policzek, po czym ruszyła do swojego starego klienta. Dalia zaś znikała już na górze z samym Luciusem.
Morgan wróciła do kontuaru i postawiła przed Karlem pusty kieliszek.
- Nalejesz jeszcze samotnej kobiecie? Nawet zapłacę. - Wyszczerzyła się do półorka.
- Tak psze pani.- zażartował półork i nalał trunku. Po czym spytał.- Dobrze się bawisz? Dalia nie wymęczyła zaczepkami?
- Nie… była bardzo … sympatyczna. - El upiła spory łyk czując już że alkohol wyraźnie ja bierze. Będzie musiała się zebrać do domu.
- Aaa… Lucius? Też był sympatyczny. - mruknął cicho Karl.
- Nie… chyba mnie nie lubi. - Czarodziejka westchnęła cieżko i kolejnym łykiem opróżniła kieliszek. Świat wokół delikatnie zafalował.
- Co się stało?- spytał Karl, lecz nim Elizabeth zdążyła mu odpowiedzieć musiał się oddalić ku innemu klientowi. A sama dziewczyna długo nie była sama.


- Miss… Dalia?- zapytał ktoś, młody głos.

Właściciel tego głosu, był również młody i niezbyt pewny siebie.
El przyjrzała się mężczyźnie, był… niesamowicie przystojny! Trochę zdawał się nie pasować do tego miejsca. Jednak… pytał o Dalię. Czarodziejka uśmiechnęła się słabo.
- Nie. Dalia właśnie ma klienta. - Odpowiedziała ciesząc się choćby odrobiną uwagi od takie mężczyzny. Nawet jeśli wynikała ona z pomyłki.
- Och… przepraszam. Myślałem… Miss Dalia miała być piękną czarnowłosą kobietą, więc uznałem… przepraszam za to nieporozumienie. Mam nadzieję, że nie obraziłem tym pani.- zaczął się pospiesznie tłumaczyć młodzian.- Czy...obraźliwym będzie zaryzykowanie…-
Chyba było, bo nie dokończył myśli.
- Przyjaźnię się z Dalią… to azjatka, więc łatwo Panu będzie ją rozpoznać. - El nie była obrażona, choć wiedziała o co chodziło. Pomylił ją z prostytutką, ale i… nazwał piękną… tak jakby. Ale nadal… - Jak chciałby Pan zaryzykować?
- Ach… no… poradzono mi ją, bo ja tu przybyłem w interesach… wiadomego rodzaju. Prezent z okazji urodzin, że tak powiem. Należy się wykazać.- odparł z uśmiechem mężczyzna.- Ten tego… pani jest również jedną… czy… raczej tu… prywatnie. Przepraszam o takie posądzenie, ale samotna kobieta w takim miejscu… sama pani rozumie.
El zaśmiała się.
- Też jestem tu jakby w interesach. Szyję bieliznę. - Przegrała. Nie było szans by ktoś taki się nią zainteresował. Prezent… ciekawe kto mu go sprawił. - Ale kobiety też korzystają z tego miejsca.
- Kobiety? Jak… - młodzian zerknął na dekolt El i lekko się zaczerwienił.-... a więc panna… szkoda, że tak śliczna niewiasta jak pani, nie ma ocho… zainteresowania w płci przeciwnej. Wielce to duża strata dla rodzaju męskiego.
- Elizabeth Morgan. - Czarodziejka przedstawiła się. - I jak wspomnialam przyjaźnie się z dziewczynami i szyję im bieliznę. Nie korzystam z ich usług. - Uśmiechnęła się do mężczyzny. Jego zmieszanie było tak urocze. Do tego… nazwał ją śliczną niewiastą.
- Charles … Bruckner…- przedstawił się mężczyzną i dodał cicho.- … nie pracuję jeszcze. Ale będę księgowym, kiedyś. Mój przyjaciel rzekł: Charlie… nie radzisz sobie z kobietami, za dużo gadasz. Więc idź… tu…- wskazał dłonią na salę. -... prostytutki są tu dobre jak w Uptown i nie tak chole… przepraszam...nie tak drogie i one zajmą się twoim pytonem. Pytaj o Dalię, to czarnosłowa obieta która robi cuda ustami i ma bardzo… resztę wstydzę się zacytować.- rzeczywiście się rozgadał, zezując na dekolt Elizabeth.
Czarodziejka znów się roześmiała i zerknęła na półorka.
- Polejesz nam Karl? - Powróciła wzrokiem do Charlesa. - Nie wiem czy… niedrogie, ale na pewno doświadczone. - Powoli przesunęła kieliszkiem po blacie kontuaru. - Dobrze Panu doradził.
- No… ale mam pecha. Jedyna piękność jaką zauważyłem, jest… cóż… niedostępna.- westchnął Charles nie odrywając oczu od krągłości El, podczas gdy Karl nalał alkoholu im obojgu. - I muszę czekać… nie wiem czy starczy mi odwagi. To mój pierwszy.. raz w zamawianiu takich… usług. Nawet nie wie panna ile się zbierałem na odwagę, by podejść do pani.
- Na pewno jestem niedostępna do takich usług. - Czarodziejka podała mężczyźnie kieliszek. - Co najwyżej można zaprosić mnie na kolację czy inny spacer. Proszę… to na odwagę.
- Teraz w sumie…- odetchnął głęboko i nachylił się ku El szepcząc wstydliwie.- O ile panna przymknie oko na moją kondycję. Bo… wziąłem… afrodyzjak… i… patrzę na afrodyzjak.
To zaskoczyło czarodziejkę. Poczuła przyjemny dreszcz gdy usta mężczyzny zbliżyły się do jej ciała.
- Postaram się. - Wyszeptała, zerkając w kierunku schodów na górę. Czy powinna wychodzić… była umówiona z przyjaciółką tylko… że ona gdzieś zniknęła. El przygryzła na chwilę wargę. - Czy mam się czuć zaproszona?
- Na spacer lub… na kolację.- uśmiechnął się Charles potakując. Karl przyniósł zaś kieliszki z kolejną porcją rozgrzewającego alkoholu.- Aczkolwiek… nie za bardzo… potrafię… zabawić rozmową damy.
- Jakoś… może sobie poradzimy. - El chwyciła kieliszek Charlesa i na chwilę zawahała się. Czy do czegoś między nimi dojdzie? Podobała się mu.. a on jej… Szybkim ruchem wydobyła z kieszonki niewielką fiolkę i dolała jej zawartość do drinka mężczyzny nim go mu podała. Sama zaś chwyciła drugi kieliszek. Cóż… może mu nie zaszkodzi. - To za… wspólny wieczór? - Zaproponowała toast uśmiechając się niepewnie.
- Zaa wspólny wieczór. W sumie nie muszę się aż tak spieszyć do Dalii.- odparł mężczyzna wypijając trunek z zawartością fiolki, bez wahania. - A jaką to bieliznę… pani produkuje?
Teraz to El już wyraźnie podpita przysunęła się do niego i odezwała szeptem.
- Gorsety… pończochy… majtki. - Wymawiała kolejne pozycje powoli czując narastający w ciele gorąc. To była wina Dalii. Gdyby niei ona… i Lucius… nie wypiłaby tyle i… - Wszystko by skusić taki Panów jak Ty.
- Chciałbym to zobaczyć…- wymsknęło się mężczyźnie, ale zaczął pospiesznie przepraszać.- Too… znaczy… nic.. nie chciałem urazić. To pewnie piękne dzieła sztuki…-
Znów wzrok jego utkwił w dekolcie El. Popijając trunek ośmielił się… chwycić za jej udo przez spódnicę. Korzystał z bliskości ich ciał, gdy Elizabeth szeptała.
- Tak… piękne. - Czarodziejka przestawała myśleć rozsądnie. To miał być ktoś wyjątkowy… ktoś… Przysunęła się bliżej i znów odezwała się szeptem. - Gdzie mnie zabierzesz?
- Nie znam tutejszej okolicy. Myślałem o odprowadzeniu cię do domu… i…- dłoń mężczyzny zacisnęła się mocniej na udzie El przesunęła powoli po nim.- ...chyba, że tu gdzieś… jest… dobre miejsce na zjedzenie kolacji.
Elizabeth znała ten przybytek jak własną kieszeń. Wiedziała jak duży jest ten budynek i że nie wszystkie pokoje na piętrze zostały już przydzielone pracownicom. Dwa były puste.
- Mam pewien szalony pomysł. - Czarodziejka wyszczerzyła się. Jeśli Moppy da jej nieco “na wynos” możliwe, że będą mieli bardzo kameralną kolację. - Pytanie czy chcesz zaryzykować.
- Cóż… mogę jutro przyjść do Dalii panno Morgan. I jeśli nie nudzi moje towarzystwo, to mogę się poświęcić i zaryzykować. - odparł młodzian, którego rozpalony wzrok nie mógł się oderwać od dziewczyny.
El odebrała mu kieliszek i odstawiła go na kontuarze, mrugając do Karla, po czym chwyciła Charlesa za rękę i wyprowadziła z lokalu. Na ulicy panował mrok, ona jednak nawet się nie rozglądając poprowadziła go przez bramę, na tyły by zajrzeć do uchylonych drzwi kuchennych w poszukiwaniu niziołki.
Moppy przygotowała posiłek na wczesny poranek, pozostawiając strawę w rozgrzanym piecu. Pochylona nad nim niziołka raczej nie spodziewała się El. A i sama Elizabeth nie spodziewała się, że podchmielony Charles zbierze się na odwagę… i że poczuje męskie dłonie chwytające ją za pośladki, gdy zaglądała do kuchni przez wpół otwarte drzwi.
Czarodziejka w ostatniech chwili powstrzymała okrzyka zaskoczenia i przywarła do ściany przy drzwiach.
- Co… - Spojrzała na mężczyznę, opierając się o chłodny mur.
- Przepraszam… nie wiem o mnie naszło.- odparł cicho mężczyzna podnosząc dłonie w geście poddania.- Naprawdę nie chciałem tego… jakoś tak… jest mi naprawdę przykro, nie chciałem urazić panny… bo…-
El zauważyła też coś jeszcze teraz. Jak wizualnie wygląda działanie afrodyzjaku. Charles… był poważnie opuchnięty tam w dole.
- Błagam… przestań przepraszać. - Chwyciła za poły surdutu mężczyzny i przyciągnęła go do siebie by sięgnąć wargami do jego ust.
Pocałunek… pierwszy pocałunek z mężczyzną… było inaczej niż z Dalią. Głównie dlatego, że jej wybranek nie wiedział co robić. Przez dłuższą chwilę jego usta niemrawo się poruszały, nim przylgnęły do warg tak jak Dalia to robiła… choć jakoś tak nieśmiało i niepewnie. Jego dłonie na piersiach El… te zacisnęły się zachłannie i masować poczęły owe krągłości.
I to wszystko przy muzyce gwiżdżącej Moppy przygotowującej kuchnię na poranny raban.
El zaciskała kurczowo palce na materiale stroju Charlesa. Niechętnie przerwała chaotyczny pocałunek.
- Na górze są pokoje. - Wyszeptała z trudem panując nad rozgorączkowanym oddechem.
- Acha… i co… to znaczy… co…- ciężko było myśleć Charlesowi gdy czuł pod dłońmi krągłości jej piersi.- Jesteś piękna...czy… przemkniemy się tam, gdy ta niziołka, pójdzie spać?
- Nie… są drzwi.. dla służby. - El chwyciła jedną z jego dłoni i pociągnęła go w stronę kryjących się za składzikiem z drewnem wąskich drzwi. Jak zwykle były otwarte. Pociągnęła mężczyznę wąskim korytarzykiem i już z przyzwyczajenia skręciła na wąskie strome schody. Znała to przejście jak własną kieszeń, gdyż często wymykała się tędy z pokoi dziewczyn.

Aiko 27-10-2019 20:37

Alkohol jednak robił swoje. Potknęła się i opadła na stopień siadając na nim, na szczęście. Charles jednak upadł na nią.
I zaczął znów całować usta, tym razem od razu śmiało, tym razem już namiętnie… tym razem zapominając o całym świecie. Jego dłoń wśliznęła się pod bluzkę, pod gorset… zacisnęła na nagiej piersi. Żaden mężczyzna, przed nim nie poważył się na coś takiego. Schody były ciemne dość, więc może ten mrok dodał mu śmiałości?
Pocałunek na szczęście zdusił jęknięcie, które chciało opuścić usta czarodziejki. Musiała zaprzeć się dłońmi o ściany by nie zaczęli się zsuwać po stromych schodach, a on… och toż nikt nigdy wcześniej. Jej ciało drżało, a piersi napięły się tak, że stały się niemal bolesne. To.. to był.. jej pierwszy raz… nie mogą… nie na schodach. Jej łydka w dziwnym odruchu oparła się o biodro Charlesa.
Młodzian miał pewnie niewiele więcej doświadczenia od niej. Ale po co je komukolwiek? Oboje mieli wszak instynkty wrodzone każdemu żywemu stworzeniu. Charles całował usta i szyję El… uwolnił pierś jej od swojej dłoni, by… po prostu podciągnąć w górę jej spódnicę… acz nie miał w tej chwili głowy do podziwiania jej pończoszek. Dyszał pożądliwie na oślep próbując wymacać jej majtki.
- Do pokoju. - Morgan bardziej rozkazała niż poprosiła. Czuła znajomą wilgoć, która już zrosiła jej bieliznę. Zaraz to zrobią… tu na schodach… chciała go objąć, jednak gdy tylko puściła się ściany zjechali o stopień.
Niecierpliwe palce mężczyzny zsunęły jej majtki z bioder i musnęły jej rozpalony zakątek.
Ale gdy zsunęła się nieco...to wyrwało go z tej gorączki.
- Uroda twoja kusi…- próbował się wytłumaczyć, próbując odsunąć przy okazji.
El chwyciła go uwolnioną ręką i pocałowała znowu, obejmując jego biodro swoją nogą.
- Nawet… nawet się nie waż… - Całowała zachłannie. Pragnęła go.. choć dopiero go poznała… choć był tak wkurzająco nieśmiały… choć nie rozumiała sama co to właściwie znaczy.
Charles zsunął jednak obejmującą go nogę El… co było nieco rozczarowujące. Przez kilka sekund.
Jej wybranek bowiem sięgnął pod jej spódnicę, by całkowicie zedrzeć z niej majtki, aż do kostek. Dysząc pożądaniem i wpatrując się w oczy El, zabrał się następnie za rozpinanie swoich spodni.
Czarodziejka jednak chwyciła jego dłoń i pociągnęła w górę schodów, pozostawiając na nich swoją bieliznę. Ostatkiem siły woli, wciągnęła mężczyznę do jednego z wolnych pokoi.
Weszli do środka. Było tu ciemno, zgrzebnie i pustawo. I czysto. Moppy dbała o porządek, ale o nic więcej. Łóżko było stare i z siennikiem. Szafka jakaś stała z boku i stół na środku i tyle. Charles truchtając z opadłymi na ziemię spodniami zsuwał właśnie swoją bieliznę ukazując dziewczynie męski organ… niby nic niezwykłego, ale ten był sztywny i opuchnięty.
El zatrzasnęła za nimi drzwi i przywarła do mężczyzny znów go całując. Nerwowo starała się zdjąć z niego surdut i koszulę rzucając je na niezasłane łóżko.
Ten odwdzięczał się jej tym samym. Gorset rozpinał nerwowo, koszulę prawie zerwał odsłaniając jej piersi.
Wkrótce jednak i Elizabeth mogła podziwiać szczupły tors młodziana. Nagi Charles, przeklinając pod nosem zabrała się za zdejmowanie butów i skarpetek, by w pełni uwolnć się od spodni plączących mu się wokół kostek.
Czarodziejka po prostu opuściła spódnicę i przysiadłszy na tym co było najbliżej, czyli na stole, zabrała się za rozsznurowywanie własnych długich butów.
Zdążyła pozbawić się lewego, gdy Charles już nagi ją “dopadł”, chwycił za ramiona… pociągnął ku górze i zaczął całować usta, szyję i schodził z wargami do piersi.
- Gdy cię zobaczyłem… byłaś… najpiękniejszą tam kobietą…- szeptał gorączkowo, próbując rozchylić jej nogi i dotrzeć do wilgotnego miejsca dziewczyny.
El nerwowo zaśmiała się.
- Bo dziewczyny… akurat pracowały… - Spróbowała zażartować, starając się odnaleźć w tej sytuacji. Niepewnie rozchyliła nogi kurczowo trzymając się blatu stołu. Czy to powinno tak wyglądać? Czy on był odpowiedni? Szukał.. szukał prostytutki. Jęknęła czując na swej piersi mocniejszy pocałunek.
- Nieprawda… jesteś cudowna…- szeptał gorączkowo Charles już ustami pieszcząc jej piersi, by powrócić do warg.- … śliczn...aaa… zjawiskowa… musiałem sporo… wypić by się odważyć podejść do tak…- sapnął głośno, napierając biodrami i szturmem zdobywając kobiecość El. Nie było to łatwe dla niej...Charles napierał gorączkowo i mocno, a ciało dziewczyny po raz pierwszy mierzyło się z takim intruzem. Co gorsza będąc zupełnie niedoświadczonym napierał za mocno i sprawiał nieco bólu. Nieco… bo rozpalone ciało dziewczyny, od dłuższego czasu wilgotniało na dole.
El jęknęła głośno gdy poczuła ostrzejszy ból. Charles wsunął się głębiej przerywając jej dziewiczy stan. Zacisnęła na blacie dłonie tak, że aż zabolały ją palce. Czy… czy to powinno tak wyglądać?
Trudno to było ocenić, Charles instynktownie napierał biodrami raz po raz rozkoszując się doznaniami i całując ciało El na oślep. Dopiero po kilku takich szturmach otrząsnął się nieco i spytał.
- Czy… to … dobrze, czy tak? Czy wszystko… w porządku?- zapytał w końcu.
Nie chciała go wystraszyć.. spłoszyć. Jak zareagowałby wiedząc o tym, że pozbawił ją dziewictwa?
- D… dobrze… - Oddychała z trudem. Ból jednak…. nie czuła tylko jego. Jej ciało jakoś instynktownie… zaciskało się na nim. Gdzieś tam czaiła się przyjemność.
- To dobrze…- Charles pocałował zachłannie usta dziewczyny, dłonią chwycił za pierś rozkoszując się jej miękkością, a drugą udo jej. Teraz gdy czuł się pewnie w jej intymnym zakątku, tempo jego ruchów bioder przestało być gwałtowne i chaotyczne… uspokoiło się i wyrównało.
- Tak. - El odpowiadała na pocałunki, czując jak każdy kolejny ruch mimo dziwnego pieczenia, sprawia jej coraz więcej przyjemności. - Dobrze… - Mruczała, czując rozkosz, której do tej pory nie znała.
- Dobrze… - jej wybranek odpowiadał pocałunkami na jej ustach i szyi. Jego dłoń pieściła jej krągłość, a on sam dyszał z pożądania. Nagle ruchy powoli zaczęły przyspieszać, a ów organ miłości, który sprawił zarówno rozkosz jak i ból, wydawał się drżeć. Coś… coś zaczęło z niego tryskać… coś mieszało się z jej własną wilgocią. Charles dotarł na szczyt drżąc od doznań. Dotarł w niej. Czując drżenie mężczyzny w jej ciele El czuła, że sama zaraz pęknie. Gorąco w jej ciele zdawał się być nie do wytrzymania i wtedy… poczuła jak ją wypełnia. Doszła z głośnym okrzykiem.
- To… było… to… było…- Charlesowi brakło słów, trwał w niej drżący i opierający się o jej udo. I… nadal w gotowości. Wyglądało na to, że cokolwiek zażył, było silną substancją. Wcale nie osłabł tam na dole. Nadal duży organ miłości ocierał się w jej obolałym nieco i już nie dziewiczym zakątku.
- Cudowne… - Czarodziejka nie dowierzała w to co się stało. Bolało… ale wszystkie kobiety mówiły, że boli. Jednak ten szczyt… to było inaczej niż samej… niż z Dalią.
- Tak…- Charles nie bardzo wiedział co robić w tej sytuacji. Więc robił to co mu podpowiadał instynkt i pragnienia. Jego dłonie ujęły piersi i ugniatał palcami rozkoszując się doznaniami.- … są cudowne. Co teraz?
To.. było dobre pytanie. El właśnie straciła dziewictwo na tym stole i miała niejasne poczucie, że Charles też. Co właściwie powinni zrobić? El nadal też czuła ochotę kochanka na więcej… co prawda napompowanej afrodyzjakiem który zażył, ale efekt był jaki był… Charles nadal wypełniał grotę rozkoszy kochanki. I czuła tą obecność wyraźnie i intensywnie, a że Charles nie poruszał biodrami obecnie toooo… nie bolało.
- Może… nieco romantyzmu? - Czarodziejka spróbowała przejść na żartobliwy ton, ale rozpalony głos nieco popsuł efekt. - Wiesz… to był.. pierwszy raz dla mnie. - Przyznała się do tego co wydarzyło. Teraz już i tak nie było odwrotu.
- Och… romantyzm? Nie bardzo… wiem.. wiersze mam deklamować ?- zapytał zakłopotany mężczyzna, który nie zamierzał się przyznać, że dla niego to też pierwszy raz. Nachylił się i ostrożnie pocałował jej usta. Delikatnie i badawczo.
- Pocałunki… i pieszczoty wystarczą. - Odpowiedziała pomiędzy pocałunkami, obejmując mężczyznę.
- To dobrze… nie umiem deklamować.- mruknął w odpowiedzi Charles całując czule szyję dziewczyny, usta i czubek nosa. Dłonie wodziły po ciele dziewczyny schodząc z piersi, niżej… na biodra.
- A co jeszcze umiesz? - Z ust El wyrwał się pomruk zadowolenia.
- Hmmm… to znaczy? - spytał zakłopotany Charles nie bardzo wiedząc co dziewczyna ma na myśli.
- Po za… pocałunkami… bo są cudowne. - Wyszeptała rozpalonym głosem.
- Nie bardzo… wiem co mam… robić.- cóż Charles nie był doświadczonym kochankiem. Oboje nie mieli zbyt wiele doświadczeń i wiedzy teoretycznej. Krótkie korepetycje u Dalii to jednak było za mało.
- To może… weź mnie raz jeszcze? - Spytała niepewnie. - Całując?
- Dddobrze…- mruknął niepewnie mężczyzna i pocałował El wodząc palcami po jej pośladkach i poruszając biodrami. Tym razem powoli i leniwie. Bolało mniej, a doznania pozostały wyraźne.
- Tak… tak. - Czarodziejka wiła się na stole.
A Charles całował po szyi po obojczykach, jego dłonie zaciskały się mocniej.. ruchy stawały się szybsze i mocniejsze. Apetyt rósł i wzbierała w nim żądza.
Nie znała go… nic o nim nie wiedziała… pewnie nigdy się nie zobaczą… a jednak było jej tak dobrze. Doszła z głośnym okrzykiem.
On też z cichy jękiem i drżeniem, zaciskając dłonie na pośladkach kochanki. Charles pocałował ją znów namiętnie i zachłannie i przytulił do siebie.
- Co.. co to za afrodyzjak… - El wtuliła się w kochanka. Nie spodziewała się, że będzie tego tak potrzebować. Tej bliskości.
- Korzeń ogiera…- mruknął wstydliwie młodzian. Przesunął dłońmi po pośladkach.- Jesteś przyjemnie mięciutka.
- Yhym… - Czarodziejka przymknęła oczy. - Aż szkoda, że pewnie o mnie zapomnisz.
- Ale… nie chcę… zapomnieć.- odparł pospiesznie mężczyzna całując szyję Elizabeth.
- Chcesz jeszcze kiedyś spotkać jakąś krawcową, która oddała ci się przy pierwszym spotkaniu. - Morgan uśmiechnęła się cierpko.
- No to jest… problematyczne.- zgodził się z nią Charles, głaszcząc El po pupie. - Ciężko mi będzie rozmawiając z tobą, nie myśleć o tych piersiach… o ustach… nie pragnąć tych ud… pośladków. I bez tego… nie jestem za dobry w rozmawianiu z kobietami… takim mającym je… flircie to znaczy. -język mu się nieco plątał. Lepszy w czynach niż słowach.
- Nie bronię ci pragnąć mojego ciała. - El zaśmiała się. - Ale… nie chcę być tylko kochanką.
- Ja nie bardzo…- zaczął mężczyzna wzdychając ciężko.- Nie bardzo wiem co właściwie… co się stało między nami… i przede wszystkim czemu. Ale chcę się z tobą znów spotkać panno Morgan. Choć nie wiem co z tego wyniknie.
- Ja też nie… ale… chętnie bym cię znów zobaczyła. - El pocałowała mężczyznę.
- Jutro? O tej samej porze?- zaproponował bez namysłu Charles.
- Jeśli… mnie nie zabiją. - Wyszeptała, nagle przypominając sobie o jutrzejszym spotkaniu. - Muszę się spotkać z kimś ważnym z mafii.
- Acha…- Charles zbladł nieco i właściwie wydukał.- … to ty jesteś jakąś córką mafioza? Słyszałem że oni ucina… no wiesz.. tam na dole ciach, za takie rzeczy.
- Nie… nie musisz się martwić o swój mieczyk. - Uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny. - ja chyba popadłam mafiozów… co obcinają kobietom?
- Emm… chyba cycki.. to znaczy piersi. Może lepiej się nie spotykaj. Mam przyjaciela co pracuje w policji miejskiej. Może mógłby pomóc?- zadumał się młodzian rozważając sytuację.- Choć chyba nie.
- Nie… To zabiłoby interes moich rodziców. - El pogładziła mężczyznę po włosach. - Czy… dasz radę raz jeszcze?
- Mam wrażenie że tak…- wymruczał cicho Charles i spojrzał na usta Elizabeth, znów ich posmakował dodając.- Ja… jutro ciężko będzie mi o nich nie myśleć, przy tobie.-
Pocałował ponownie, jego biodra się poruszyły… wzbudzając przyjemne pobudzenie w ciele El wywołane twardniejącą obecnością kochanka.
- Spróbujmy się spotkać.. - Wyszeptała czując jak z każdym sztychem kochanka po jej ciele rozlewa się gorąc.
- Będę chciał to powtórzyć.- szeptał jej wybranek mocniej poruszając biodrami… nadal nieco bolało, ale łatwiej się było przyzwyczaić. No i ta twarda obecność, przeszywająca zmysły. I rozkosz… mieszająca się z doznaniami związanymi z namiętnymi pocałunkami na szyi El.
- Tylko… na łóżku…- Tyle zdążyła powiedzieć nim jej myśli odpłynęły. Liczyła się tylko rozkosz, którą sprawiał jej Charles. To było falowanie, ruchy wpierw wolne… które nabierały tempa. Jej ciało falowało, wraz ze szturmami bioder kochanka, coraz szybszymi i energiczniejszymi. Wszystko to podgrzewały pocałunki na twarzy, ustach, szyi… na oślep. Gorączkowe jak ich namiętna miłość na stole… kończąca się wybuchowym finałem. El wtuliła się w kochanka dochodząc, a okrzyk stłumiła delikatnie gryząc go w ramię. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak głośno byli przez cały ten czas.
- Panie Bruckner.. - Wyszeptała starając się utrwalić nazwisko kochanka… ciekawe czy było prawdziwe.
- Tak?- zapytał młodzian wodząc dłońmi po jej nagich plecach. Jakoś nie planując jej puścić.
- Dobrze mi z Panem. - El uśmiechnęła się w ramię chłopaka, już myśląc skąd weźmie fiolkę na jutro. Oczywistym źródłem tego była Melody, ale i Dalia mogłaby przecież… pożyczyć jedną.
- No.. mi z tobą też… bardzo.- wymruczał zawstydzonym głosem Charles.
- Chyba powinnam podziękować przyjacielowi, który cię tu wysłał. - Wyszeptała nie mogąc powstrzymać zadowolonej miny. Dawno nie czuła się tak… rozluźniona.
- Może lepiej nie… - zamruczał Charles obejmując jej pośladki dłońmi mocno i tak jakoś… zaborczo. - Wolę byś była moim małym sekretem.
El zaśmiała się.
- Bo nie chcesz by ktoś mnie zabrał, czy dlatego, że lepiej nie pokazywać mnie w towarzystwie? - Poruszyła biodrami przesuwając swym ciałem po torsie chłopaka.
- To pierwsze… jesteś uroczą damą panno Morgan. -odparł szczerze młodzian. - A mój przyjaciel… cóż... ma powodzenie wśród kobiet.
Czarodziejka zaniemówiła. Jej oczy przesuwały się po górującym nad nią mężczyźnie. To był tylko seks, prawda? Spotkają się może jeszcze kilka razy i to wszystko.
- Cóż… nie poznam go tak długo jak mnie nie przedstawisz.
- To prawda…- uśmiechnął się Charles i zakłopotany zapytał.- To co… teraz? Nigdy nie zaszedłem tak daleko… ani tak szybko… w relacjach z niewiastą. I nie bardzo wiem co właściwie powinienem zrobić.
- Odprowadzić mnie do domu? - El zaśmiała się sama nieco skołowana tą sytuacją.
- I ubrać się…- mruknął mężczyzna, a jego dłonie objęły delikatnie piersi Elizabeth, jakby chciał się z nimi pożegnać. A przynajmniej z ich widokiem.
- To… nie wygląda jakbyś chciał bym się ubrała. - El zamruczała z zadowolenia.
- Sam nie wiem…- przyznał się Charles masując biust kochanki. I spojrzał na nią.- Chyba jestem upojony alkoholem i tobą.
Czarodziejka obserwowała go bez słowa czując jak jego działania nie pozwalają się jej uspokoić. Młodzian zaś wydawał się nieświadomy efektów swoich działań, tym bardziej że w tym pokoju było zbyt ciemno na to. Po kilku minut rozkoszowania się krągłościami młodzian wreszcie odsunął się od Elizabeth.
I “opuścił” jej obolałe nieco wnętrze.
Czarodziejka jęknęła głośno czując chłód w swym wnętrzu i to jak po jej pupie spływa ciepła i kleista ciecz.
- Wszystko w porządku? - zapytał cicho Charles zaniepokojony.
- Tak.. tylko… - El zawahała się siedząc na stoliku. Miała na sobie jedynie pończochy. . była niemal naga przed zupełnie obcym mężczyzną. Westchnęła ciężko, powoli stając na ziemi. - Dobrze mi było gdy… gdy byłeś w środku.
- Mam… jeszcze ochotę.- Charles przesunął palcami po biodrach kochanki i spojrzał na nia.- ...cię dotykać.
I zaśmiał się nerwowo.- Mi też tam dobrze było. I… chciałbym to powtórzyć wkrótce, choć pewnie nie powinienem mówić takich rzeczy ślicznotce takiej jak ty… bo liczy się coś więcej… uczucia i w ogóle… może nad tym też popracujemy podczas następnego spotkania?
- Chętnie… wiesz… można tu wynająć pokoje. Może jakaś kolacja? - Dziewczyna nie była pewna czy powinna proponować takie rzeczy, jednak to mężczyzna zazwyczaj powinien wyjść z inicjatywą. Objęła Charlesa i przytuliła się do niego.
- Następnym razem… eeem… będzie na pewno kolacja. Nie wiem co po niej.- westchnął młodzian, ale dziewczyna domyślała się czego by pragnął. Czuła bowiem jego dłonie zachłannie zaciskające się na pośladkach.
- Będziesz deklamował? - Amanda zażartowała nim pocałowała podbródek mężczyzny, wtulając się w niego.
- Nie… nie jestem dobry w wierszach.- mruknął młodzian zawstydzony.
- Cóż.. będziesz mi to musiał jakoś wynagrodzić. - Czarodziejka pocałowała mężczyźnie. Od razu namiętnie i zachłannie.
Charles nie spodziewał się tego pocałunku, więc zareagował niemrawo z początku. Potem jednak mocno zacisnął dłonie na pośladkach dziewczyny, a jego usta przywarły mocniej, język zaczął muskać wargi delikatnie… rozkoszował się całą sytuacją wyraźnie nabierając apetytu na więcej… ale czy mieli czas na więcej?
El odsunęła się. Miała jeszcze porozmawiać z Mel i przyjaciółka może się zaniepokoić.
- Ubieramy się? - Spytała nieco niechętnie.
- Tak. Tak. Powinniśmy.- odparł mężczyzna cicho.
Czarodziejka uwolniła się z jego objęć i zabrała się za zbieranie swoich ubrań, dopiero teraz przypominając sobie o pozostawionej na schodach bieliźnie.
- Odprowadzić cię ?- zapytał jej kochanek wiążący apaszkę pod kołnierzem koszuli.
- Tak… tylko… zaczekałbyś na mnie chwilę? Muszę coś zgarnąć od przyjaciółki. - El zasznurowała gorset, który uniósł nieco jej piersi.
- No…- sięgnął do kieszeni kamizelki wyjmując zegarek i sprawdzając godzinę.- Mam tu zaczekać? W tym pokoju?
- Albo w knajpie. - El uśmiechnęła się choć mężczyzna nie mógł tego dostrzec w ciemnościach. - Gdzie ci wygodniej.
- Nie… chyba poczekam tutaj. Mam wrażenie, że knajpka jest rozpraszająca.- mruknął cicho Charles zawstydzony.
- To za chwilę wrócę. - Czarodziejka wolała nie dopytywać w jaki sposób go rozprasza Pączek. Pocałowała mężczyznę w policzek i opuściła pokój ruszając w stronę pomieszczenia zajmowanego przez Mel, sprawdzić czy nadal ma klienta.


Zapukała do drzwi i… nic… cisza. Melody musiała być na parterze. Tam więc się udała i Melody rzeczywiście siedziała przy barze, wyraźnie zaniepokojona. El podeszła do niej szybkim krokiem, starając się ukryć podekscytowanie.
- Wybacz… musiałam.. wyjść na chwilkę.
- Wyszłaś za jakimś mężczyzną? Kto to był? Czego chciał? Nie zrobił ci krzywdy? Ubranie masz nieco potargane.- Melody zasypała przyjaciółkę pytaniami, martwiąc się o nią jakby była matką Elizabeth.
Czarodziejka przysunęła się do ucha przyjaciółki.
- Z.. zrobiliśmy to. - Wyszeptała niepewnie. - Jest w pokoju na górze.. odprowadzi mnie.
Melody spojrzała podejrzliwie na twarz Elizabeth i rzekła. - Chuchnij.
- Tak.. piłam wcześniej. - Czarodziejka westchnęła ciężko. - Trochę… się rozpędziliśmy.
- Nie wątpię… z kim to tak… balowałaś?- zapytała podejrzliwie Melody.
- Charles Bruckner… myślał, że jestem prostytutką. - El zarumieniła się. - Ja.. wiesz… był tak uroczy.
- Po paru pintach piwa zaprawionego alcymą, każdy wydaje się miły. Zobaczymy czy będzie to tak miłe, gdy rano wytrzeźwiejesz i dojdziesz do siebie.- odparła Melody wystawiając język. Po czym spytała.- Dobry był… miał się czym wykazać?
- To.. chyba też był jego pierwszy raz. Pierwsze.. razy…. - El zarumieniła się. - Nie chcę mu kazać czekać.. mogę zgarnąć te majteczki? Jutro ci wszystko opowiem.
- Aaa tak…- Melody sięgnęła po pakunek oparty o kontuar.- Jeden z klientów był nieco brutalny i poszarpał mi ubranie. Szkoda by było je wyrzucać, więc może ty lub twoja mama pozszywa? Co teraz planujesz z tym Charlesem?
- Wytrzeźwieć? - El uśmiechnęła się ciepło do przyjaciółki. - Powiedział, że odprowadzi mnie do domu i… chyba chce spróbować czy wyjdzie nam z tego coś więcej…. Zobaczymy jutro.
- Dziwisz mu się? Na jego miejscu… z pewnością nie dałabym ci spokojnie dojść do twojego domu.- odparła z lubieżnym pomrukiem Melody i zamyśliła się.- Chcesz żeby cię rodzice przyłapali z gachem? Nie lepiej odprawić kochanka wcześniej?
- Może… to rozsądne. - Czarodziejka nie wiedziała jak jej rodzice zareagują na Charlesa.
- Z pewnością rozsądne… - zachichotała Mel i pogłaskała El po czuprynie.- Rodzice z pewnością nie chcą wydać cię za kogoś, kto wziął cię za damę do wynajęcia na godziny.
- Czasem mam wrażenie, że chcieliby mnie wydać za kogokolwiek, kto zrobiłby mi dziecko i nieco uspokoił. - El westchnęła, ale po chwili uśmiechnęła się do przyjaciółki. - gdzie.. gdzie kupujesz te fiolki?
- U mojego wielbiciela głównie. Cztery za godzinkę.- zaśmiała się Melody. I spojrzała z poważną minką.- No… nie za kogokolwiek. Tylko za osobę o odpowiedniej reputacji i majątku.
- Myślę, że mógłby być ktokolwiek jeśli zapewniłby im spokój. - El zamyśliła się. - To… porozmawiam z nim.
- A on zapewni ci spokój, albo chociaż zajęcie w nocy?- odparła żartobliwie Mel.
- Dopiero go poznałam.. naprawdę, nie planuję ślubu. - El pocałowała przyjaciółkę w policzek. - Wracam do niego.
- Wytrzeźwiejesz dopiero rano, więc przypadkiem nie zajdź w okolicę jakiegoś kościoła. Jak na jedną noc, to już wystarczy głupotek.- przestrzegła żartobliwie Mel.
- Na szczęście on nie ma śmiałości by mnie zabrać przed ołtarz. - El mrugnęła do przyjaciółki i ruszyła w stronę schodów. - Pokażę ci go jutro.
- Powodzenia.- rzekła ciepło Melody, podczas gdy Elizabeth podążyła na górę, do swojego kochanka. Po kilku metrach przemierzonych z bijącym mocno sercem i otworzeniu drzwi przekonała się, że Charles nadal na nią czekał posłusznie i w ciszy.
- Mam wszystko. - El odezwała się szeptem.
- To… co teraz?- zapytał Charles z uśmiechem.
- Chyba miałeś mnie odprowadzić. - czarodziejka cofnęła się w gląb korytarza, robiąc mężczyźnie miejsce.
- Tak. Oczywiście.- stwierdził z zakłopotaniem młodzian wychodząc z pokoju i podając ramię El.
Dziewczyna ujęła podaną rękę.
- Wolałbyś nie? - Spytała, prowadząc go w kierunku schodów na zaplecze.
- Nigdy tego… nie robiłem.- wyjaśnił z nerwowym uśmiechem mężczyzna. - Zachowam się jednak jak dżentelman. Nie martw się.
“... z pewnością nie dałabym ci spokojnie dojść do twojego domu” Melody by inaczej podeszła do tego spaceru. Niemniej oboje spokojnie wyszli raz z przybytku i podążyli uliczkami. Charles wypytał El o ulubione: kolor, kwiat, muzykę… etc.
Trochę by ją poznać, trochę dla zabicia czasu rozmową. Czarodziejka z chęcią rzucała kontr pytania. Starając się dowiedzieć czym się zajmuje, co lubi robić. Była szczęśliwa, z uśmiechem wtulała swoją pierś w ramię kochanka. Zgodnie z sugestią planowała jednak zakończyć spacer przecznicę od domu. Nim tam dotarła, dowiedziała się już że Charles jest asystentem księgowego w firmie adwokackiej Finch & Finch & Fireghast ulokowanej w Uptown. Że lubi kolor czarny i nie zna się za bardzo na kwiatach i muzyce… aczkolwiek lubi klasyczne kompozycje smyczkowe. Że zamierza awansować na księgowego, że mdleje na widok krwi, acz jest całkiem dobrym strzelcem.
- Ja lubię czerwień. - Elizabeth zatrzymała się i wskazała na swój dom, znajdujący się w oddali. - Tam mieszkam… ale… nie chcę byś miał przeze mnie kłopoty, więc.. chyba tu się pożegnamy.
- Rozumiem, aczkolwiek mam wrażenie, że to ja bym sprawił ci kłopot.- odparł uprzejmie młodzian i skinął głową.- Życzę dobrej nocy miss Morgan…. Elizabeth.
- I wzajemnie Charles. - El uśmiechnęła się niepewna czy w tym momencie powinna go pocałować i jak w ogóle powinno wyglądać to pożegnanie. A jej wybranek w tym jej nie pomagał sam nie wiedząc jak powinien zakończyć to spotkanie. W końcu nie wytrzymała i pociągnęła go w bramę jednej z kamienic, gdzie pocałowała go namiętnie.
Jego dłonie od razu pochwyciły za jej pośladki, jakby się przylepiły ściskając je namiętnie przez suknię. Charles całował ją zachłannie zapominając o całym świecie. Morgan zadrżała z rozkoszy i przywarła do kochanka całym ciałem.
Młodzian upojony nocą, alkoholem i ciepłem kochanki zachłannie całował i zachłannie pieścił jej pupę dłońmi… podciągając przy tym spódnicę… tak bardzo że poczuła chłód nocy na udach i pośladkach w końcu.
Czarodziejka zadrżała w jego ramionach, przywierając biodrami do bioder mężczyzny.
Charles wreszcie pochwycił za jej odsłoniętą pupę, całując zachłannie usta i zapominając się całkiem w sytuacji. Także o tym że tulił dziewczynę jednocześnie wystawiając jej tyłeczek na widok publiczny… aczkolwiek o tej porze mało było przechodniów.
El jednak nie chciała być tu jedyną półnagą osobą i sięgnęła do zapięcia jego spodni, by uwolnić od nich mężczyznę.
Było to trudne, gdy byli tak przytuleni… gdy całował tak zachłannie, gdy pieścił nagie pośladki. Niemniej zdołała sięgnąć głębiej i… pochwyciła łobuza, sprawcę tego że przestała być dziewicą. Ciepły organ dosłownie sztywniejący pod jej palcami. Czarodziejka poruszyła kilka razy dłonią, badając nią pochwyconą męskość.
- Jjeszcze.. raz? Na pożegnanie? - Wyszeptała czując narastające podniecenie.
- Ttaak.. - ni to jęknął, ni to wydyszał Charles odsuwając się nieco od dziewczyny, by dać jej więcej miejsca. Całkowicie w jej władzy, jaką dawała jej kontrola nad jego “ogonkiem”. El nie była pewna co ma zrobić z tą sytuacją. Tuż obok była ulica… każdy mógł ich zobaczyć.. a jednak… ściskana męskość kusiła tak bardzo. Obróciła, się opierając się jedną ręką o ścianę, a drugą, nakierowując kochanka na swoją kobiecość.
Charles chwycił namiętnie wypiętą pupę dłońmi, wtargnął w bramę rozkoszy dziewczyny. Mocno i gwałtownie. Zabolało… utrata niewinności była jeszcze świeża, ciało tam obolałe, a kochanek… znów bardziej namiętny niż czuły. Mocne ruchy bioder wstrząsały ciałem El wywołując zarówno przyjemny jak i bolesny dreszczyk.
Morgan jęknęła i błyskawicznie zakryła usta jedną z dłoni, drugą opierając się o mur. Czemu to było tak przyjemne… czemu tak bolało? Starała się rozluźnić mając nadzieję, że to przyniesie nieco ulgi. Pomagało odrobinę, ciało przyzwyczajało się do twardego intruza, acz Charles nie pomagał w tym. I on miał świadomość tego, gdzie figlował. Spinał się w sobie gdy słyszeli podejrzane dźwięk i… przyspieszał wtedy ruchy wprawiając biust El w szybsze kołysanie.
Atmosfera sprawiła, że czarodziejka doszła szybko zagryzając zęby na własnej dłoni, by nie krzyknąć z rozkoszy. Jej nogi stały się słabe i ugięły nieco. Charles dokonał jeszcze kilka szturmów i El poczuła jak łagodzi otarcia własną wilgocią oddawaną podczas szczytowania. Czarodziejka czuła, że sprawiła mu przyjemność. Oparła się o mur czując jak chwieje się na własnych nogach i szybko starała się uspokoić oddech. Jeśli rodzice zobaczą ją w takim stanie… Położyła czoło na chłodnych cegłach mając nadzieję, że pomoże jej to nieco ostudzić emocje.
- To było… intensywne. - Szepnęła cichutko.
- Tak. To było… nieprzyzwoicie intensywne. - odparł z uśmiechem młodzian, zabierając się za porządkowanie własnej garderoby. El po prostu pozwoliła spódnicy opaść i oparła się o mur plecami, dając ciału odpocząć. Uważnie przyglądała się swojemu kochankowi, zastanawiając się jak doszło do tego wszystkiego.
- Miss Elizabeth… to uzależniające uczucie.- odparł nieśmiało Charles i przeczesał włosy palcami. Uśmiechnął się dodając. - Będę tęsknił za nim jutro, aż do naszego spotkania.
El uśmiechnęła się.
- Mam nadzieję… że jeszcze jutro będziesz mnie pamiętał. - Wyszeptała spoglądając na niego. - Nie chciałabym by to się tu skończyło.
- Jakże mógłbym zapomnieć.- zarzekał się żarliwie Charles.
Czarodziejka stanęła pewnie na nogach i pocałowała mężczyznę w policzek.
- Więc… zobaczymy się jutro. - Uśmiechnęła się i wyszła z bramy, poprawiając jeszcze swój strój.
- Tak… jutro… z pewnością.- potwierdził głośno jej kochanek.
Pomachała mu i ruszyłą szybkim krokiem do swojego domu. Poszła nieco okrężną drogą by chłodne, nocne powietrze nieco uspokoiło jej oddech i zredukowało rumieńce. Także by alkohol nieco wyparował, bo czekało ją jeszcze dziś nieco pracy, nad bielizną Mel.
O tej porze w domu było już cicho. Rodzice co prawda pracowali jeszcze, ale już w swoim pokoju rozświetlając mrok nikłym światłem lampy naftowej. Jej bracia już spali, więc mogła się cichaczem przemknąć do siebie.
Tak też uczyniła, wspinając się ostrożnie po stopniach. Miała nadzieję, że na toaletce została woda z rana, bo odczuwała niesamowitą potrzebę obmycia się.
Matka niestety nie pozwoliłaby na to, więc niestety miska była pusta i wyczyszczona. Przygotowana na poranne ablucje. No cóż.. trzeba będzie sobie poradzić inaczej. Czarodziejka rozebrała się z pomiętego stroju. Naga sięgnęła po księgę wujka i przewertowała ją, spoglądając przy okazji na przyniesioną bieliznę Mel. Pomału wyszeptała zaklęcie przesuwając dłonią po miejscach, które chciała oczyścić. Czyli głównie udach i swojej kobiecości. Pozwoliło to magicznie pozbyć się dowodów zarówno utraty dziewictwa, jak i namiętności kochanka. Muskając swoje intymne obszary El przekonywała się jak wrażliwa tam teraz była… Charles nie był delikatny niestety. Ale cóż… uczył się tak jak i ona.
Dotyk własnych palców przypominał jej o igraszkach tego wieczoru. Ostrożnie sięgnęła do swojego wnętrza, tuląc do piersi księgę i zastanawiając się jak coś mogło się zmieścić w tym miejscu. Palce nawykłe do samotnych zabaw zaczęły się poruszać w oczyszczonym z trybutów kochanka wnętrzu. Musiała być cicho, by nie zwrócić uwagi rodziców. Musiała być cicho, bo ściany były cienkie… co czasem owocowało słuchaniem sąsiadów. Kto by pomyślał, że krasnoludzka rasa potrafi być namiętna… i głośna?
Czarodziejka usiadła na własnym łóżku i chwyciła to co miała pod ręką by zatkać sobie usta. Materiał pachniał jej przyjaciółką, w głowie miała nadal rozpalone spojrzenie Charlesa... jego dotyk, na swoich piersiach.. pupie. Poruszała palcami coraz szybciej czując jak zbliża się do szczytu. Gdyby nie bielizna wetknięta w usta obwieściła by szczyt głośnym okrzykiem. Tak jedynie opadła na pościel, z trudem łapiąc oddech przez nos.

Zmęczenie wystarczyło by zasnąć wtuloną w pościel. Przymknęła oczy… zmęczone ciało szybko się poddało. A sen… sen był gorączkowy, pełen rozgrzanych ciał i lubieżności. Trudny do uchwycenia w szczegółach, acz w głowie El utkwił niepokojący detal… to nie Charles był jego bohaterem, ani Dalia… a Melody właśnie. Choć może dlatego, że czarodziejka spała z nosem wtulonym w majtki przyjaciółki?
Obudziła się, podnosząc się gwałtownie, tak że na chwilę zakręciło się jej w głowie. Wpatrywała się w rozerwane majtki przyjaciółki rumieniąc się mocno. To było… przez ten zapach.. przez słowa Dalii. Przyjaźniła się z Mel… tyle. ostrożnie przesunęła palcami po bieliźnie by po chwili ponownie wyszeptać zaklęcie. Oczyszczona, a potem naprawiona bielizna prezentowała się pięknie. Melody miała dobry gust i dobierała ją tak, by tkanina pięknie układał się na jej ciele. W domu słychać było też przygotowania do śniadania. Matka już krzątała się w kuchni. l była pewna, że po porannym posiłku będzie musiała pomóc swojej rodzicielce w salonie krawieckim, teraz jednak powinna ubrać się tak by matka nie miała wątpliwości co do tego, że nic w życiu jej córki się nie zmieniło. Ubrała się pospiesznie w strój codzienny.
Może… powinna spakować jakąś odpowiedniejszą sukienkę na spotkanie z Charlesem wieczorem?

abishai 02-11-2019 21:11


Nad tym jednak musiała pomyśleć później, rano czekało ją śniadanie, potem obowiązki i nauka. Dopiero po południu miała nieco czasu dla siebie. No i wieczorem, choć rodzice krzywo patrzyli na jej wieczorne wyprawy do Pączka i późne powroty. Elizabeth zeszła na śniadanie do kuchni. Tam już krzątała się jej matka.
- El… pożycz sól od sąsiadów.- mruknęła przez ramię. - I powiedz im przy okazji, że się zgadzam. Ich córka może się uczyć u mnie.
- Fulla? - Czarodziejka była nieco zaskoczona. - D.. dobrze.
Szybko wyszła z domu nie chcąc się spierać z matką i podeszła do drzwi sąsiadów. Zapukała śmiało.
- Pproszę.- usłyszała w odpowiedzi, głos Fulli. To było niespodziewane.
El otworzyła i powoli weszła do środka.
- Przepraszam czy mogłabym… pożyczyć sól. - Rozejrzała się po pomieszczeniu, które wielokrotnie odwiedzała z rodzicami.
- Nie ma problemu… zaraz podam.- młoda krasnoludka uśmiechnęła się z ulgą. Ta rudowłosa krasnoludka sięgająca głową do piersi El krzątała się właśnie po kuchni szykując sobie śniadanie. Wcześniej odstawiła rodzinny garłacz obok drzwi. I postawiwszy misę na stół Fulla sięgnęła do spiżarki.- Kubek tej soli wystarczy?
- Raczej tak... - El spojrzała niepewnie na długą broń. - Mama kazała przekazać, że przyjmie cię na nauki.
- Mam nadzieję, że to dla ciebie nie problem? Tatko chce z czasem zamknąć interes. Nie robi takich rzeczy jak twój, a proste narzędzia, broń i podkowy nie sprzedają się już tak dobrze jak kiedyś. A ja nie mam ręki do kowadła i młota. Tatko zamknie interes jak już przejdzie na emeryturę. - odparła trwożliwie krasnoludka. I dodała.- Rodzice udali się wczoraj do domu starszego klanu. Ponoć jest umierający… wypadało się zjawić. Ucieszą się jak wrócą.
- Nie.. raczej nie mam nic przeciwko. Już nieco umiem i powinnam próbować coś sama szyć. - El zastanawiała się, czy matka zgodziła się, bo przestała wierzyć w to, że córka przejmie po niej interes.
- Nie będę dla ciebie konkurencją. My krasnoludy nie nosimy tak… śmiałych krojów, jakimi chwali się twoja matka.- zaśmiała się nerwowo Fulla podając gliniany kubek z solą czarodziejce.
- Nic ci nie broni szyć też dla ludzi… lub wprowadzić nową modę wśród krasnoludów. - El uśmiechnęła się ciepło i przyjęła podany kubek. - Dziękuję.
- Niechże panienka Morgan nie żartuje. Nie śmiałabym się szyć czegoś… tak… eee… wyzywającego.- odparła czerwieniąc się ze wstydu Fulla. - Ani nosić na sobie. To nie dla mnie.
- Rozumiem. - El przyglądała się krasnoludzicy lekko zaskoczona. - Ekhym… jeszcze raz dziękuję za sól.
- Nie ma za co. - odparła radośnie Fulla odprowadzając czarodziejkę do drzwi.
El pożegnała się z młodą krasnoludzicą i szybkim krokiem wróciła do domu.


Śniadanie odbyło się w rodzinnym gronie. Ojciec, dwaj bracia, matka i El oczywiście. Młodszy szykował się do szkoły, starszy do pomagania ojcu w sklepie i przy robocie.
Zaliczył już te kilka klas obowiązkowej szkoły w której to poznawało się podstawy rachowania i czytanie oraz pisanie. Nie było tego wiele, ale też plebs nie musiał znać historii czy teorii magii.
- I co powiedzieli nasi sąsiedzi?- zapytała Adelaide, matka El.
- Była tylko Fulla… jej rodzice pojechali na pogrzeb. - Czarodziejka sięgnęła po kubek z jakimś ziołowym naparem. Bez trudu wyczuła w nim miętę. Matka dodawała ją gdy tylko mogła dbając o oddech ojca. - Bardzo się ucieszyła.
- Pogrzeb? - zdziwił się Henry i spojrzał na córkę.- Jesteś pewna?
A matka spojrzała na męża karcąco i dodała.- To nie nasza sprawa. Cieszę, że ktoś będzie podchodził z radością do moich nauk. Jak wysprzątasz sypialnię swoją i braci, zaprosisz ją do nas… z pewnością do tego czasu ja skończę inne domowe obowiązki i wspólnie we trójkę popracujemy.
- To … chyba ktoś był umierający… - El zaczęła mówić nim odezwała się jej matka. - Oczywiście… ale wiesz mamo, że pomaganie ci mnie cieszy.- wstała od stołu by zabrać się do przydzielonych obowiązków.
- Mam po prostu wrażenie skarbie, że ostatnio szycie bielizny przestało być dla ciebie interesujące.- odparła łagodnym tonem matka. Henry zaś rzekła.- Adelaide to już dorosła pannica, pewnie ogląda się za chłopcami.
- Gdyby jeszcze oglądała się za chłopcami z naszej ulicy, a nie łaziła po jakichś tawernach… - odparła z lekką irytacją Adelaide. Po czym dodała zwracając się do córki.- Po prostu się o ciebie martwię.
- Nadal jest bardzo interesujące i cieszę się że dziewczyny pozwalają mi na sobie eksperymentować. - El uśmiechnęła się do matki. - widzę że się martwisz, ale... chcę znaleźć swoją drogę.
- Po prostu boję się ta twoja droga sprowadzi na ciebie kłopoty kochanie.- odparła czule matka.
- Idę posprzątać. - Czarodziejka odstawiła swój talerz do misy z wodą i chwyciwszy resztkę naparu w kubku ruszyła na piętro.


Tam miała chwilę czasu na ochłonięcie, zwłaszcza że słowa matki przypomniały o Luciusie. Teraz pozostało zabrać się za owe porządki i zapomnieć o tym co wczoraj robiła. Była ciekawa czy jej kochanek byłby "odpowiednią" partią według jej mamy. Przypuszczała jednak, że tak. Powoli poskładała suknię i koszulę przygotowując je do prania, spakowała naprawioną bieliznę Mel, chowając ją w podręcznej sakwie i udała się do pokoi swych braci.
Kolejne minuty i godziny upływały jej na porządkach, na szorowaniu podłogi i układaniu rzeczy w szafkach. W końcu skończyła i mogła się zameldować u mamy.
Wstąpiła na chwilę do pracowni Adelaide.
- To idę po Fullę. - Rzuciła zaglądając przez drzwi.
- Dobrze kochanie.- odparła Adelaide i rzekła pokazując pęk kluczy na kredensie. - Fulla wpadła tu z kluczami tuż po śniadaniu. Weź je… nie będziesz musiała pukać.
- Dobrze. - El podeszła do kredensu i wzięła pęk kluczy. - Mamo… a byłabyś w stanie mi pokazać jak uszyć pewne konkretne majtki?
- Tak. To wymaga nieco finezji, ale da się zrobić.- odparła Adelaide zaskoczona takim pytaniem córki.- Podpatrzyłaś gdzieś ciekawy model?
El podała matce naprawione majtki.
- Moja przyjaciółka bardzo je lubi, a materiał jest już nieco zużyty.
- Hmm… najgorzej z materiałem. Drogi i trudno dostępny. Nawet w Uptown. Krój i koronka to już nie taki problem. - oceniła Adelaide przyglądając się temu skrawkowi bielizny.- Twoja przyjaciółka ma dobry gust… i bogatych kl… wielbicieli.
- Cóż.. Mel jest śliczna i popularna. - El westchnęła. - Popytam… to niedużo materiału.
- Taak.. a teraz idź po Fullę, mamy dużo do zrobienia.- przypomniała jej matka.
- Tak. - El zgarnęła majtki przyjaciółki. Schowała je szybko i ruszyła szybkim krokiem do domu krasnoludów. Drzwi otwarła przekręcając klucz i ruszyła w głąb budynku w poszukiwaniu Fulli. Było tu ciszej niż zazwyczaj. Rodzice dziewczyny musieli jeszcze nie wrócić. Niemniej El ruszyła do kuźni mając przeczucie, że tam właśnie znajdzie krasnoludkę. I miała rację…
Fulla właśnie szorowała podłogę w kuźni. Miarowe ruchy bioder na kolanach. Przedtem by tego nie zauważyła, ale po lekcji Dalii Elizabeth łatwo spostrzegła iż jej młoda sąsiadka ma całkiem sporą, całkiem krągłą pupę… poruszającą się obecnie tak jak jej własna podczas pożegnania z Charlesem.
El zarumieniła się i poczuła jak jej serce nieco przyspiesza. Czy spotka dziś swego kochanka… czy… po tym jak wytrzeźwiał też będzie chciał ją zobaczyć.
Delikatnie zapukała w drzwi kuźni.
- Och.. Elizabeth… nie zauważyłam cię. Zaraz skończę i możemy iść.- odparła krasnoludzica i zabrała się za energiczniejsze szorowanie podłogi.
- Dobrze. - Czarownica przystanęła w miejscu gdzie podłoga wyschła i rozglądała się z zainteresowaniem po pomieszczeniu starając się powstrzymać od zerkania na Fullę.
Kuźnia krasnoludzka wręcz tryskała tradycją (albo skansenem w zależności kogo spytać), El przyglądała się tradycyjnemu piecowi kowalskiemu, tradycyjnemu kowadłu i zbiorze (a jakże) tradycyjnych narzędzi kowalskich. Każde oznaczone runicznymi znakami, każde czyste i lśniące, każde ciężkie. Kowalstwo w wykonaniu krasnoludów wymagało siły i cierpliwości. I o ile tej drugiej nie brakowało Fulli, to mimo pulchnych kształtów rudowłosa córka Wullgrama wydawała się delikatna i słabiutka (jak na krasnoluda oczywiście).
- To niesamowite miejsce. - Wyszeptała El na chwilę przerywając odgłos szczotki na podłodze.
- Nie tak dobra jak kuźnia mojego dziadka, ale… to tylko słowa papy…- odparła Fulla nie zaprzestając szorowania. Przerwała je na moment po chwili i spojrzała na El.- Może mój mąż ją znów pobudzi do życia. Ja nie potrafię… jestem trochę “nieudanym” dzieckiem.
- Głupota. - Czarodziejka uśmiechnęła się do krasnoludzicy. - To że jesteś stworzona do czegoś innego nie znaczy, że jesteś nieudana. Do tego… jesteś bardzo zgrabna, na pewno znajdziesz wspaniałego męża jeśli zechcesz.
- No… tatko też mi to mówi. I matula. Tyle że kuźnia… już nie jest tak cennym posagiem jak była za dawnych dobrych czasów.- wyjaśniła Fulla kraśniejąc i zabierając się za sprzątanie.- Dziwnie się czuję słysząc takie słowa z ust innej niewiasty.
- Och… wiesz.. wydaje mi się czasem, że mężczyźni zbyt niewprawni są ostatnimi czasy w komplementach. - El pozwoliła sobie na żartobliwy ton. - Więc jeśli my sobie nie będziemy ich mówić to kto?
- Mnie nie wypada słuchać komplementów z męskich ust. - odparła Fulla kończąc sprzątanie i przeciągając się tak, że koszula na jej ciele zatrzeszczała w szwach napinając się mocno na biuście. Choć krasnoludy, jako rasa, były dość krępe to nadrabiały to masywną muskulaturą i… rozmiarami krągłości którym niewiele ras mogło dorównać. El oczywiście zdawała sobie z tego sprawę od dawna, ale spotkanie z Dalią… narzuciło nowe spojrzenie na znane jej fakty. - Obyczajem mojego ludu jest to, by komplementy na temat urody córki składać na ręce matki.
- Czyli tam powinnam je kierować? - Czarodziejka mrugnęła do krasnoludzicy. - Idziemy?
- Tak.- odparła krasnoludka i wstała z kolan. Po czym obie ruszyły do domu panny Morgan.
Tam już czekała na Elizabeth rutyna związana z szyciem, poprawkami, wykańczaniem materiału tu i tam… Tyle że tym razem miała do pomocy kogoś, komu mogła wydawać polecenia i pokazywać co i jak.

El lubiła uczyć, więc opowiadanie o wszystkim krasnoludzicy sprawiało jej dużo radości. Cały czas zerkała też na matkę ciekawa co ta przygotowuje. Dawno na niej nie eksperymentowała, więc pewnie szyła coś dla jakiegoś klienta.
Czas mijał na przygotowaniach jakiegoś gorsetu… więc mama rzadko włączała się do rozmowy. Sądząc po użytych materiałach było to dość drogie cacuszko bieliźniarskie. I trafiło do bogatej wdowy panu Kaurichtu, który za życia miał pod swoją kontrolą kilka sklepów zajmujących się paserstwem. Wdowa ta, jak na swoje czterdzieści lat, trzymała się nieźle. Odrobina tłuszczyku wynikającego z dość wygodnego trybu życia bynajmniej nie psuła jej urody. A gorset tylko dodawał jej krągłościom uroku i sprawiał, że wzrok El często na nich się skupiał. Niestety, lekcja u Dalii przyniosła efekty uboczne. Elizabeth nie mogła już patrzeć na klientki czysto profesjonalnym spojrzeniem. Starała się jednak zrobić co w jej mocy by zachować profesjonalizm i by nie przynieść wstydu matce. Pilnowała by jej wzrok skupiał się raczej na materiale. Nie spodziewała się, że raczej jeden wspólny.. dwa wspólne razy tak ją zmienią.
Inną ciekawostką którą dostrzegła u wdowy (poza ciągłym niezdecydowaniem, narzekaniem i życzeniami) było to jak ona traktowała zakup bielizny. Jakby wybierała oręż szykując się do jakiegoś starcia. Przechadzała się przed lustrem, przybierała pozy, przyglądała się każdemu szczegółowi. Co przekładało się na kolejne minuty przymiarek, przeróbek poprawek, tym bardziej że gorset miał być na dziś. W końcu zaczęła się zbliżać pora obiadowa, więc Adelaide odesłała El do kuchni, by ta zrobiła obiad dla rodziny… sama zaś skupiła się na klientce i jej narzeka… eee… prośbach. Fulla zaoferowała pomoc El, bo chciała zostać tutaj i na obiad i na kolację. Jej rodzice mieli wrócić dopiero jutro do domu i nie chciała siedzieć w nim sama.
El zaczęła wydobywać z szafek odpowiednie garnki by przygotować strawę dla całej rodziny. Nie mogła się już doczekać aż odwiedzi dziewczyny. Może spotka tamtego wielbiciela Mel i poprosi o fiolkę? Cicho podśpiewywała odsypując odpowiednie porcje kaszy i przypraw.
Fulla uśmiechając się i pomagając przy robieniu posiłku rzekła wesoło.
-Jesteś w wyjątkowo dobrym nastroju.- zauważyła niewątpliwie dobry nastrój Elizabeth.
- Dobrze spałam i cieszę się mając kogoś do pomocy. - Czarodziejka uśmiechnęła się do towarzyszki.
- Ja też się cieszę, że ojciec zgodził się na pomysł mojej matki. Tu mi jest lepiej niż w kuźni.- odparła z promiennym uśmiechem Fulla.
- Powinnam ci pokazać gorsety, które mama szyje dla pewnej krasnoludzicy. - El zamyśliła się, krojąc mięso.
- Pewnie są ładne. - odparła w odpowiedzi Fulla zajmując się warzywami.- Twoja mama ma talent. I podziwiam ją za wytrzymywanie z klientkami… ja bym nie wiem czy bym sobie poradziła tak dobrze jak ona.
- Kwestia przyzwyczajenia. - Czarodziejka wrzuciła mięso do wielkiego gara i zaczęła je doprawiać. - I miłości do tego co się robi.
- Z pewnością… zwłaszcza przyzwyczajenia. Bo tu tyle nagości… - zaśmiała się nerwowo Fulla i dodała.- Dobrze że nie męskiej. A co do gorsetów to po obiedzie mam trochę czasu wolnego, a ty?
- Naprawiałam bieliznę do mojej przyjaciółki i idę do niej. - El zaśmiała się. - Mężczyźni wbrew pozorom też tu przychodzą, ale zazwyczaj oczekują dyskrecji. Niektórzy proszą o gorsety.. są inne niż kobiece.. albo bieliznę która podkreśla ich atrybuty.
- Mmmmam nadzieję, że nie przy mnie… - Fulla tak się zaczerwieniła, że piegi na jej twarzy przestały być widoczne.
- Oh zazwyczaj mama spotyka się z nimi w obecności służącej owych mężczyzn samotnie. Wiesz.. dyskrecja. - El przejęła warzywa od krasnoludzicy i wrzuciła je do gara. - Nigdy nie byłaś ciekawa jak wygląda jakiś krasnolud nago?
- Byłam… ale się boję… - pisnęła cicho Fulla czerwieniąc się jeszcze bardziej i przysiadając na stołku.- Takie myśli nie przystoją dobrze wychowanej pannie.
- Według mnie to całkiem naturalne zainteresowanie. - Czarodziejka wzruszyła ramionami. - Wiesz.. ja mam dwóch braci i nie uważałam mycia ich za nic zdrożnego czy nieodpowiedniego. Tu chyba chodzi bardziej jak do tego podchodzisz.
- Ale nie mówimy tu o rodzinie… tylko o obcym.- speszyła się Fulla i pokręciła głową.- Od takich myśli łatwo przejść do hałasów w nocy.
Widać nie tylko ściany kamienicy El były cienkie.
- Czyli masz ochotę nie tylko na oglądanie? - Czarodziejka sięgnęła po wielki dzban stojący w rogu pomieszczenia, w którym kisiła się kapusta. - Weźmiesz misę? Nałożymy nieco do obiadu.
- Nie chcę sobie wyobrażać co moi rodzice robią, gdy mama jest głośna.- wydusiła z siebie cichutko Fulla podając Elizabeth misę. - Poza tym jednak, prawdopodobnie wyjdę za mąż i wiem, że wtedy… będę coś robić z mężem pod kołdrą. Ty pewnie też… w swoim czasie.
- W swoim czasie. - Czarodziejka pomyślała o dzisiejszym wieczorze. - Po prostu według mnie zainteresowanie nie jest złe. A jeśli możesz poobserować mężczyzn w pracy.. to potem będziesz spokojniejsza podczas pierwszej nocy.
- Nie jestem pewna czy to rzeczywiście pomoże… - odparła Fulla. Dalszą ich rozmowę przerwało przybycie ojca wraz z najmłodszym synem. Starszy z nich, Edwin miał jeszcze posprzątać warsztat podczas przerwy obiadowej.
El podała krasnoludzicy talerze. - Rozstaw, zaraz podam jedzenie.
Fulla się od razu zabrała do wykonania tego zadania rozkładając talerze z pomocą młodszego z synów, Franka. Adelaide wróciła tuż przez Edwinem, a potem cała rodzinka wraz gościem zabrała się za wspólne pałaszowanie. El wiedziała, że czeka ją jeszcze pewnie sprzątanie po obiedzie, ale potem… wybierze jakąś sukienkę, tak na wszelki wypadek gdyby Charles się zjawił i… może pożyczy fiolkę od Mel lub Dalii? Odda im, gdy tylko będzie miała okazję.


Fulla pomogła jej po posiłku i wróciła do swojej kamienicy. Zaoszczędziła El nieco czasu i pozwoliła jej szybko czmychnąć do pokoju. Tam panna Morgan zmierzyła z jednym drobnym problemem. Wybranie sukni na randkę to jedno, ale jak w niej wyjść z domu bez wzbudzania podejrzeń? Rozsądną alternatywą więc było przygotowanie sobie takie stroju, a potem przebranie się w niego poza domem. El wybrała sukienkę, którą kupiła kiedyś po kryjomu za pośrednictwem Mel. Bardzo się jej podobała, jednak wiedziała, że Matka nie byłaby przekonana do takiego wyboru. Miała takich strojów kilka, większość ukrytych na dnie skrzyni pod normalną garderobą.
Szybko schowała strój do większej torby, w której przenosiła gorsetu i temu podobne, po czym postanowiła wyruszyć do Pączka.

O tej porze było jeszcze za wcześnie na nocne figle, więc Melody i jej przyjaciółki zajmowały się przynoszeniem posiłków i trunków. Poruszały przy tym biodrami, co by “zareklamować” swoje walory.
Z goście nie dostrzegła zbyt wielu znajomych twarzy. Za to zauważyła najważniejszą z nich. Bernie już tęsknie wzdychał do Melody, która ruszyła ku Elizabeth.
- No i jak? Udało ci się naprawić?- zapytała z uśmiechem i nadzieją na powitanie.
- Tak. - El wydobyła z podręcznej sakwy zawinięta w tkaninę bieliznę i podała ją przyjaciółce.- Musisz na nią uważać.. to bardzo trudnodostępny materiał.
- Wiem. Wiem…- odparła Melody z radością przyglądając się swojemu skarbowi.- Nawet nie wiesz ile kosztowało mnie ich zdobycie.
- Nie wiem.. - Czarodziejka poklepała się po torbie. - Czy mogłabym się u ciebie przebrać.. gdyby Charles przyszedł?
- Dobrze… o ile wiesz… nie będzie mnie w środku.- odparła z uśmiechem Mel.
- Teraz skoczę na chwilę. - El mrugnęła do przyjaciółki. - Ach.. i te fiolki… czy mogłabym… ci ja jakoś odkupić.
- No nie wiem… są dość kosztowne. - zamyśliła się zakłopotana Melody. Pochwyciła dłoń Elizabeth by po poprowadzić ją na piętro.- Ale jestem ci jedną winna za majtki, więc…
- Wiesz… zarabiam… mam jakieś oszczędności. - El ruszyła za przyjaciółką. Czarodziejka wiedziała, że nie zarabia dużo, ale sukcesywnie odkładała choć odrobinę z tego co dawała jej matka. Choćby po to by kupić sobie stroje.
- Bernie sprzedaje ten specyfik.- wyjaśniła Melody na schodach, a gdy znalazły się na parterze zaczęła zadzierać spódnicę powyżej lewego uda, by dać Elizabeth kolejną fiolkę.
El przyglądała się jej zgrabnym nogom, przypominając sobie swój ostatni sen.
- To.. może po prostu go spytam? - Zatrzymała przyjaciółkę, kładąc jej dłoń na podwiązce, do której była przymocowana fiolka. - Potrzebujesz tego do pracy.
- Poradzę sobie.- odparła z uśmiechem Mel mrucząc bardzo cicho bardzo blisko ucha pochylonej Elizabeth, która dotykała ciepłego miękkiego uda przyjaciółki.- Naprawdę… nie przejmuj się mną. Jestem profesjonalistką.
Dalia też tak mówiła.
- Wiem… ale jesteś też moją przyjaciółką.. chciałabym ci pomóc, a nie… ech tylko cię wykorzystuję. - Czarodziejka cofnęła rękę, czując jak ta zaczyna palić.
- A moje majtki naprawiły się same… albo gnomy je naprawiły gdy spałam, co?- przypomniała jej Melody, sama sięgając dłonią po fiolkę.- To ja spłacam przysługę za uratowanie moich majteczek.
- Niech ci będzie… ale i tak je odkupię. - Czarodziejka przyjęła fiolkę i ujęła ją obiema dłońmi.
- Jeśli chcesz… ale nie musisz się spieszyć.- odparła z uśmiechem pochylona lekko ku El, by poprawić spódnicę.
Wspomnienia snu odżyły. Przypomniały się jej pocałunki przyjaciółki na piersiach, brzuchu. To jak tuliły się do siebie. Czarodziejka objęła Mel mocno.
- Dziękuję. - Wyszeptała tuż przy jej uchu.
- Nie ma za co… baw się dobrze…- podobny figlarny ton El usłyszała przy swoim uchu. Także i Melody przytuliła El, obejmując ją w pasie dłońmi i tuląc swój biust do jej.
Czarodziejka puściła przyjaciółkę nim jej ciało się rozpaliło.
- Przebiorę się i zaraz zejdę. - Uśmiechnęła się, starając się ukryć narastające podniecenie. - Napijemy się razem kawy?
- Dobrze… z chęcią.- odparła z uśmiechem Mel przyglądając się nieco badawczo Elizabeth. Czyżby… coś podejrzewała?
Morgan szybkim krokiem ruszyła do pokoju Melody, starając się nie pozwolić przyjaciółce na zbyt długie analizowanie jej stanu. Powinna się przebrać, może potem pojawi się Charles… i ten tajemniczy gość od Luciusa. Musiała się skupić na czymś innym.

Elizabeth znała pokój Melody jak własną kieszeń. Rozmawiały tu często… Mel testowała przed El bieliznę zakupioną u matki czarodziejki. Dziewczyna znała nawet zawartość szafy przyjaciółki. Znała nawet to łóżka. Spała na nim… raz czy dwa. Oczywiście sama, gdy była zbyt znużona by wracać do domu. Teraz przysiadła na tym łóżku by rozsznurować trzewiki. Jej nozdrza wypełnił zapach przyjaciółki i jej perfum. Przebierała się jednak szybko nie pozwalając sobie na zdrożne myśli. W końcu zmieniła strój na bardziej przyciągający spojrzenie, na taki który miał zachwycić Charlesa… ale też na taki, za który oberwałoby się jej od matki. Dobrze że ta nie zaglądała do “Pączka”.
El złożyła swoje ubranie starannie, wiedząc że będzie musiała je założyć po spotkaniu. Schowała je do sakwy, w której przyniosła sukienkę i zeszła na dół.
I schodząc przyciągała ciekawskie spojrzenia, w tym znajomych przyjaciółek. Dalia meandrująca z tacą z trunkami posłała jej łakome spojrzenie, podkreślone lubieżnym oblizaniem warg. Wyraźnie miałaby ochotę na smakołyk jakim była Elizabeth. A może tylko się z nią droczyła? Uśmiech Melody również podkreślał, że strój czarodziejki przypadł jej do gustu.
El nieco zarumieniona przysiadła przy jednym ze stolików, wiedząc, że przyjaciółka podejdzie gdy będzie miała chwilę. Te spojrzenia po jej dekolcie nie ustępowały, tylko dlatego że przysiadła. Była ciekawostką i nowością w tym miejscu. Na szczęście Melody już obdgadała z Karlem przerwę w obowiązkach i przysiadła się do stolika przyjaciółki z dwiema kawami.
- Szefowa jest w swoim gabinecie, jakby Cycione chcieli zrobić ci krzywdę… obiecała pomóc.- zaczęła od dobrych wieści i mruknęła wesoło.- Jak ten twój wybranek się na ciebie nie rzuci, to ja to zrobię… wyglądasz naprawdę kusząco El.
- Nie wiem czy przyjdzie… uczy się na księgowego w Uptown, a ja… - El uśmiechnęła się niepewnie. - Ale przynajmniej czuję się pewniej w stroju, który lubię.
Melody zaczerwieniła się na twarzy i zerknęła w bok zdając sobie sprawę, że pospiesznie złożyła dość śmiałą deklarację.
- Jeśli nie ma dość jaj by się zjawić bez względu na sytuację, to nie jest ciebie wart. - mruknęła niemrawo.
El roześmiała się i upiła kawy.
- Nie martw się, nie spodziewałam się byś się na mnie rzuciła. - Czarodziejka skupiła wzrok na kubku, powoli poruszając palcem po jego krawędzi.
- No… na pewno nie w tej spódnicy. Najpierw musiałabym się rozebrać.- zażartowała Melody oddychając z ulgą. Po czym musnęła czubkiem trzewiczka łydkę w bardzo zmysłowy sposób. Spojrzała w oczy El pocieszając ją. - Jesteś bardzo piękną, bardzo kuszącą dziewczyną… i wierz mi… potrafiłabyś rozpalić ogniem każde serce.
- Kuszę ciebie? - El mrugnęła do przyjaciółki, starając się obrócić tą sytuację w żart. Czuła jednak dreszcze rozchodzące się od miejsca którego dotykała noga Mel, po całym jej ciele.
- No… tak… trochę…- odparła nieco speszona Melody zabierając się za picie kawy. Nadal zmysłowo dotykając nogę panny Morgan mruknęła.- Nie jestem ślepa El… widzę przed sobą ślicznotkę. I nie tylko ja zauważam ten fakt. Dalia już się czai niczym pająk, by cię opleść słówkami i zaciągnąć do swojego leża na konsumpcję.
- Trochę… mi tłumaczyła ostatnio… - El zawahała się. - Ale… wiesz… nie muszę iść do jej leża. - Czarodziejka czuła jak jej policzki i uszy palą.
- I nie powinnaś. Kto wie jakie to pokręcone zabawy wymyśli sącząc ci do uszka swoje słodkie słowa.- mruknęła Melody nie zdając sobie sprawy z sytuacji Elizabeth. Przyglądała się bowiem Dalii niczym brytan pilnujący swojej pani.- Wiem jaka potrafi być przekonująca… ale Dalia ma swoje własne hedonistyczne motywy na względzie, przede wszystkim.-
- Hej… nie chcę wam przerywać ćwierkania, ale jakaś gnomka dopytuje się o El.- do rozmowy włączyła się Amelia. Króliczek uśmiechnął się do Elizabeth.- Ładnie wyglądasz… aż czuję twój ciepły oddech na karku. Bo robisz nam konkurencję.
- Dalia… mówiła… - Tyle zdążyła powiedzieć El nim pojawiła się Amelia. Gdy ją usłyszała, cały kolor z jej twarzy odpłynął. To musiał być ktoś od Cycione. Z trudem podniosła się na lekko zesztywniałych nogach. - Och.. już idę… gdzie mam jej szukać? - Rozejrzała się obawą po sali.
Jest tam w kącie.- Amelia wskazała na małą osóbkę, siedzącą grzecznie przy stoliku częściowo pogrążonym już w cieniu. Żadnej obstawy, chyba że wliczając jej ptaka. Gnomka była… czymś zaskakującym. Elizabeth wszak widziała już wielu członków tej rasy… niektórych bardziej elfich, innych pulchniutkich na twarzy i ciele, różnych pod wieloma względami bo gnomy ceniły ekstrawagancję… na ich tle ta osóbka wyglądała niezwykle. Zarówno jej strój jak i wygląd był stonowany. Ubierała się na czarno i miała włosy koloru miodu, ubierała się gustownie co było rzadkością u tej zakochanej w pstrokaciźnie i zębatkach rasie. Tak jakoś elfio. Jej towarzyszem był dziwny kruk, który bardziej “strojem” pasował do stereotypu gnoma, niż ona sama… aaa i to się rzucało w oczy. Gnomka była sama… żadnych ochroniarzy, żadnej widocznej broni. Nic, co by sugerowało niebezpieczeństwo.

Aiko 04-11-2019 15:59

El podeszła do niej niepewnym krokiem starając się uspokoić oddech i stanęła naprzeciwko stolika gnomki.
- Dzień dobry… podobno szukała mnie Pani. - Powiedziała niepewnie starając się ukryć drżenie rąk.
- Witaj. Usiądź. Wyglądasz zachwycająco… nie spodziewałam się, że się tak wystroisz na spotkanie ze mną.- mruknęła gnomka taksując wzrokiem Elizabeth. Uśmiechnęła się mówiąc żartobliwie. - Pracujesz może w “Pączku” po godzinach?
- Nie… jestem córką krawcowej, po prostu lubię ładne stroje. - Czarodziejka zajęła miejsce naprzeciwko gnomki, ciesząc się, że może zacisnąć dłonie na materiale sukienki.
- Ładne stroje pasują do twojej urody.- mruknęła mała dziewuszka o złotych oczach. I dodała.- Wygląda na to, że jesteś bardzo spięta… więc przejdę do rzeczy. Nie wiem co ci Lucius nagadał, ale nie naraziłaś się nam niczym, możesz odetchnąć. Wprost przeciwnie, mam dla ciebie atrakcyjną propozycję.
- Lucius… chyba za mną nie przepada. - El spróbowała się rozluźnić, jednak niezbyt jej to szło. - Jaką.. propozycję?
- Och… to nie chodzi o ciebie kochanie. Lucius nie lubi, gdy mu się przypomina o jego pozycji. Jest bardziej zły na mnie, niż na ciebie.- odparła z uśmiechem gnomka. I dodała.- Wiem że bawisz się w czarowanie panno Morgan. Dość niebezpieczna zabawa, bo czarowanie bez licencji jest… nielegalne. No i musisz być samoukiem, bo nie ma cię kto szkolić, prawda?
El zamarła i wpatrywała się w gnomkę szeroko otwartymi oczami.
- Skąd… - Wyszeptała zachrypnietym głosem. Wiedziała co może ją czekać, gdy ten sekret się wyda.
- My wiemy wiele rzeczy. Mamy swoich szpiegów, a ty nie zasłaniasz okien.- odparła żartobliwie gnomka głaszcząc swojego kruka po brzuchu. - A przy okazji, masz ładny biust. Zresztą nie masz się co tym przejmować. My… nie powiemy nikomu.
Czarodziejka zarumieniła się, obiecując sobie, że od tej pory będzie miała w oknach grube zasłony.
- Co… co to za propozycja? - Wiedziała, że nie ma wyboru. Wątpiłą by Cycione nie powiedziało nikomu, gdyby stała się dla nich niewygodna.
- Obecnie na Uniwersytecie Sztuk Metafizycznych jest przeprowadzane uzupełnianie braków kadrowych. Szukają sprzątaczek, łaziebnych, pokojówek… zastanawialiśmy się jakby to wykorzystać iiii.. pomyśleliśmy o tobie.- odparła gnomka przyglądając się swoimi złotymi oczami dekoltowi sukni El.- My możemy załatwić ci referencje, które z pewnością przekonają każdego do zatrudnienia ciebie w roli pokojówki. Ty zaś musisz podjąć decyzję… czy chcesz się dostać bliżej tamtejszych magicznych ksiąg. Oczywiście będziesz nam coś winna za tę pomoc. Parę przysług zapewne, ale to już dogadamy później. -
El rozchyliła usta. Mogłaby… mogłaby dowiedzieć się więcej! Może poznałaby tamtą kobietę ze zdjęcia. Wpatrywała się w gnomkę z niedowierzaniem.
- Ja… pracuję… - Wyszeptała myśląc o tym, że nie powinna zostawiać matki. Ale.. to była praca w Uptown. Pewnie będa jej płacić i to może nawet nieźle.
- Wiem… ale mówimy tu o pracy pokojówki na Uniwersytecie. Własny pokój, darmowe wyżywienie. Całkiem spora pensja. Przemyśl to. - odparła gnomka z uśmiechem.- Nie musisz odpowiadać od razu. Masz trzy dni… tyle ma trwać rekrutacja. Potem okienko się zamknie i trzeba będzie czekać parę lat.
- Wiem… zastanowię się… jak.. mogę wam przekazać decyzję? - El wpatrywała się niepewnie w gnomkę. Kusiło… kusiło aż nazbyt bardzo, ale musiała to omówić z matką. Wymagał tego od niej szacunek do rodzicielki.
- Będę tu wpadała wieczorami. Nastrój mi się podoba.- mruknęła gnomka i spojrzawszy na dekolt stroju El poruszyła znacząco brwiami.- I widoki.
Uśmiechnęła się łobuzersko. - Jestem Marineta i trochę podobna do ciebie. Też praktykuję Sztukę, choć w inny sposób. Myślę, że to przełamuje lody między nami?
- Nieco… - El zarumieniła się czując spojrzenie na swoich piersiach. - Moje imię pewnie znasz ale… Elizabeth.
- Podoba mi się…- czarodziejka miała wrażenie, że gnomka nie miała na myśli jej imienia.- Postawię ci wino. Przyda nam się odrobinę rozluźnienia.
- Może. Nie chciałabym ci jednak zajmować czasu. - Czarodziejka nie czuła się pewnie przy gnomce. Jeśli władała magią, to na pewno nie potrzebowała obstawy.
Złote oczy Marinety skupiły się na obliczu dziewczyny.
- Nie zajmujesz… lubię urocze towarzystwo kiedy delektuję się przyjemnościami życia.- odparła mała kobieta szczerząc ząbki w szerokim uśmiechu. - Jeśli jednak nie chcesz przebywać w moim towarzystwie, to powiedz to wprost. Czyżbym cię przerażała?
- Budzisz moje obawy. - El westchnęła ciężko. - Ale też… ciekawość.
- Nie martw się… nie gryzę.- odparła szeroko uśmiechając się Marineta i dodała.- A ciekawość… ach znam to uczucie… doprowadziła mnie do tylu ciekawych eksperymentów.
- Eksperymentów natury magicznej? - El pomału uspokajała się. Może… towarzystwo Marinety nie było takie złe. Ciekawe czego będą od niej oczekiwać… jeśli się zgodzi.
- Też… ale zawsze przyjemnych.- odparła łobuzersko gnomka. Przybliżyła się ku El i rzekła cicho.- Zróbmy tak. Skombinujesz ciche miejsce dla nas na osobności, dobre winko iii… wtedy zaspokoję nieco twoją ciekawość.
El zamarła… to nie brzmiało jak zachęta do rozmowy o magii. Jednak czy wypadało odmawiać?
- Ja… spytam. - Czarodziejka podniosła się, by podejść do Karła.
- Nie przejmuj się tym tak. - zachichotała się Marineta zasłaniając usta dłonią.- Nie to nie. Nie musimy zresztą też dziś porozmawiać. Masz wszak trzy dni, a kto wie co będzie później.
- Tak… kto wie… - El uśmiechnęła się. - Więc… spotkamy się niebawem.
- Właśnie.- odparła wesoło gnomka, a czarodziejka oddaliła się od ekcentrycznej kobietki i skierowała się do Karla. A wraz z nią Amelia, Dalia i Melody… wszystkie ciekawe jej rozmowy z Marinetą.
El podeszła do kontuaru i odetchnęła. Gnomka nie była taka zła, ale jednak… należała do Cycione.
- Karl polejesz mi czegoś… i chyba Marinete też by się należało. - Wyszeptała, starając się nieco uspokoić drżące dłonie.
- Jasne maleńka.- odparł pocieszającym tonem Karl i ruszył wybrać coś z mocniejszych trunków. Tymczasem trójka dziewcząt opadła na Elizabeth ze wszystkich stron.
- I co? I co powiedziała? - dopytywała się Króliczek, a Dalia stwierdziła z uśmiechem.- Wybrałaś sobie dobry strój El, ta złootoka dziewuszka patrzyła na ciebie jak miś na plaster miodu.
- Wszystko w porządku? Może powinnyśmy powiadomić Melisandrae?- zapytała troskliwym tonem Melody.
- Jest w porządku… zaproponowała mi pracę. - El opróżniła kieliszek jednym łykiem i odetchnęła.
- To nie brzmi zbyt w porządku. Jaką pracę?- zapytała podejrzliwie Melody przyglądając się przyjaciółce. Półork jak i pozostałe kurtyzany również były zainteresowane otaczając kółeczkiem czarodziejkę.
- Pokojówki, na uniwerku w Uptown. - El wyrzuciła z siebie słowa, sama w nie nie wierząc.
- Brzmi... niewinnie.- oceniła Amelia.- Gdzie jest haczyk?
- Będę musiała wykonać dla nich jakieś roboty. - Czarodziejka wpatrywała się w pusty kieliszek.
- I oczywiście nie powiedziała jakie. Typowe.- naburmuszyła się Melody.
- Jeśli wejdziesz w ten układ nie wiadomo w co się wplączesz.- dodała Amelia i wzruszyła ramionami.- Acz nie zażądają od ciebie niczego… poważnego. Przecież żaden z ciebie materiał na gangstera czy zabójcę. Może złodziejski akt, albo sabotaż… albo coś łóżkowe..-
- Nie strasz niewinnej dziewczyny. - obruszyła się gniewnie Melody.- Zresztą El ma już chłopaka. Z pewnością nie poszłaby do łóżka z innym.
- Och… ale mogłaby z inną.- mruknęła enigmatycznie Dalia, co oczywiście rozjuszyło Mel.- Nie podsuwaj jej głupich myśli do głowy. El nie jest tak wyuzdana jak ty.
- Ja nawet nie wiem czy mam chłopaka - El przypatrywała się przyjaciółkom zaskoczona po czym westchnęła. - Ale… robota będzie raczej dobrze płatna
- No… uniwerek w Uptown. Tam pewnie dobrze płacą nawet sprzątaczkom.- oceniła Melody, a pozostałe dziewczęta skinęły głowami. Półork zaś spytał.- Który to uniwerek?
- Magiczny. - El zerknęła na Melody. Przyjaciółka wiedziała jak bardzo zależało jej na posiądnięciu większej ilości wiedzy z tego zakresu.
- Słyszałem że tam po nocach różne plugawe rzeczy wywołują. I rano całe schody i korytarze bywają pokryte śluzem i krwią.- wtrącił Klaus, co Dalia podsumowała. - Gadanie starych bab. Wiesz mój drogi… często straszy się potęgą czarów, ale ja znałam paru magów i te ich sztuczki nie są aż tak groźne, jak się powszechnie wmawia.
- Znałaś ich przez łóżko. To nie to samo.- odparła ironicznie Króliczek, a Melody dodała spoglądając na El.- To twoja szansa… warto zaryzykować.
- Muszę pogadać z matką… - Czarodziejka rozejrzała się po swoich przyjaciołach, ciesząc się, że ma ich wsparcie. - to jednak będzie oznaczało moją wyprowadzkę.. i to że nie będę jej pomagać.
- A potrzebuje dużo twojej pomocy?- zapytała Amelia, a Elizabeth… zorientowała się, że nie. Tym bardziej że miała pomocnicę w miejsce El. Fullę.
- Nie… ale i tak… - Czarodziejka zawahała się. Czuła, że ma przed sobą wielką szansę, nie chciała jednak postąpić pochopnie.
- To jest twoja decyzja. My jej za ciebie nie podejmiemy. Ale i będziemy cię wspierać… jakakolwiek ona będzie.- stwierdziła stanowczo Melody.
- Jesteście wspaniałe.. wspaniali. - Mrugnęła do Karla. - Po prostu muszę się z tym przespać.
- To teraz zostawimy cię w spokoju.- odparła Dalia i spojrzała na Karla.- Jej drinki dziś na mnie.
Po czym odciągnęła pozostałe dwie prostytutki.- Jak będzie chciała pogadać, sama może nas zaczepić.
El uśmiechnęła się do Krala, podsuwając w jego stronę kieliszek i obejrzała na salę słuchając jak napełnia się on trunkiem, by odnaleźć wzrokiem Marinetę, oraz by upewnić się czy Charles się już pojawił.
Gnomka rozkoszowała się winem w samotności w półcieniu. A jej potencjalnego kochanka jeszcze nie było. Nie martwiło to szczególnie El. Ostatnim razem też zjawił się dość późno.
Lokal zaś powoli się zapełniał i zbierali się już amatorzy wdzięków trzech kelnerek. Musiała minąć jeszcze godzina, nim lokal będzie mógł przejść w tryb “nocny”.


Po dwóch drinkach El nieco odetchnęła.
- Karl, orientujesz się czy na górze są wolne pokoje? - Spojrzała na półorka zastanawiając się co właściwie ma robić w tej nowej i dziwnej sytuacji.
- Są.- stwierdził Karl odparł z uśmiechem.- Chcesz klucze? Co prawda są otwarte, ale można zamknąć w razie czego.
- Tak… chyba spróbuję pogadać z tą gnomką. - El westchnęła. - Może dowiem się czegoś więcej tylko.. przydałaby się jeszcze butelka wina.
- Dalia pożałuje dziś swojej propozycji.- zaśmiał się ironicznie barman wyjmując spod kontuaru jeden z lepszych trunków. Po czym dołożył klucz.
Czarodziejka zaśmiała się.
- Policz to na mnie. - Uśmiechnęła się ciepło do półorka. - Niebawem powinnam dostać kieszonkowe, zwrócę.
- To zwrócisz jej. Chcę zobaczyć jej minę jak zobaczy rachunek.- odparł Karl szczerząc kły w złośliwym uśmieszku.
El pogroziła mu palcem.
- Uważaj, Dalia potrafi walczyć o swoje. - Mrugnęła do Karla i wzięła butelkę. - Dziękuję.
- To już mój problem.- odparł półork ciepło. A cel czarodziejki rozkoszował się atmosferą przybytku, od czasu do czasu głaszcząc kruka po łebku.
Czarodziejka podeszła do stolika gnomki i stając tuż przed nią uniosła w górę butelkę, a w drugiej dwa kieliszki i kluczyk do pokoju. Nadal czuła się niepewnie… ale nie chciała zmarnować tej szansy.
- Hmm.. zdecydowałaś się? Dobrze. Do odważnych świat należy.- stwierdziła Marineta, zeskoczyła z krzesełka i ruszyła za Elizabeth.
Czarodziejka poprowadziła gnomkę na piętro i tam do pokoju, którego numer widniał przy kluczu.
- Chcę... dowiedzieć się więcej. - Powiedziała szeptem, wpuszczają swoją towarzyszkę do pokoju.
- To szlachetna pobudka… ciekawość.- odparła Marineta wchodzą do pokoiku i rozglądając się po nim. Od razu wpakowała się na łóżko i siadając na nim. - Więc… czego chcesz się dowiedzieć? Jakie pytania cię trapią?
- Powiedziałaś, że też zajmujesz się magią, ale inaczej. - El ustawiła kieliszki na stole i rozlała do nich trunek, spoglądając na gnomkę.
- Jestem tym co nazywają czarownikiem, zaklinaczem, tą co ma magię we krwi.- Marineta wyciągnęła dłoń w kierunku kieliszków i władczo poruszyła palcami mrucząc coś pod nosem. Kieliszek uniósł się w górę i kolebiąc się lekko poruszał w kierunku dłoni gnomki.- Pewnie słyszałaś o tej przeklętej kaście chciwej magii, pijanej nią i w ostateczności pogrążającej się w szaleństwie przez nadmiar własnej mocy. Bujdy to wszystko i kłamstwa magów zazdrosnych, że my nie musimy się szkolić by rzucać czary. Posądzają nas nawet o praktykowanie dzikiej magii! Cha!.. ale przecież to najczęściej czarodzieje i arkaniści poznają ścieżkę czystego chaosu.
- Ja… nie wiem wiele. - El zrobiło się nieco głupio, z odrobiną zachwytu obserwowała lewitujący kieliszek. - Tylko plotki i to.. co wyczytałam.
- My magię mamy we krwi… i coś jeszcze…- westchnęła Marineta chwytając unoszący się w powietrzu kielich. - ... dziedzictwo krwi. Ci którzy mogą się pochwalić anielskich dziedzictwem, czy krwią rodu czarodziejów… ci są jeszcze akceptowani. Inni… przeważająca większość z nas ma bardziej mroczne dziedzictwo.
- A jakie jest twoje dziedzictwo.. jeśli mogę spytać. - Czarodziejka upiła łyk i po chwili namysłu przysiadła obok niziołki na łóżku.
- Linnorm… to takie smoki.- wyjaśniła po chwili namysłu gnomka znów sięgając po swoją magię.- Prastare… zapomniane… niebezpieczne i bardzo, bardzo, bardzo złe.
Pod jej palcami taki smok zaczął powstawać, pojawił się nagle… długi i duży… smoczy jaszczur ostrych łuskach, wielkim pysku i dwóch jeno łapach, daleki od wyobrażeń Elizabeth na temat smoków.
- Żyją ponoć na dalekiej północy i trzymając całe plemiona Nordlingów w żelaznym uścisku. Ale że nikt za tymi barbarzyńskimi łupieżcami nie tęskni to... mało kto się tam wybiera w tamte strony.- zaśmiała cicho gnomka.
- Wygląda przerażająco. - Czarodziejka wyciągnęła dłoń by dotknąć bestii.
- Tak go sobie wyobrażam na podstawie opisów i opowieści. Nigdy nie widziałam prawdziwego linnorma. Chyba niewielu miała okazję go zobaczyć i przeżyć. - wyjaśniła gnomka, podczas gdy palce dziewczyny przeniknęły ciało smoka czując jedynie powietrze. Linnorm był iluzją i rozproszył się pod dotykiem El.
A gnomka zachichotała złowieszczo i przywołała swoją magią kolejną iluzję. Tym razem łoża, a nim nagiej młodej młodej kobiety wijącej się w rozkoszy sprawianej własnym dotykiem i zaciskającej zęby na bieliźnie. Widokiem samej panny Morgan z wczorajszej nocy.
- Wybacz… - zachichotała cicho gnomka i dodała z uśmiechem.- Wyobraź sobie moją minkę, gdy w ramach przygotowań do naszej rozmowy zajrzałam w kryształową kulę i zobaczyłam to.
- Ekhym… - El zarumieniła się i zamilkła.
- Nie masz się czego wstydzić. To był zachwycający widok i piękna kobieta.- wymruczała kocio złootoka i powiodła drobnymi wąskimi palcami po kolanie i udzie siedzącej obok dziewczyny. Iluzja się rozwiała, a sama Marineta spytała.- O co jeszcze chcesz spytać?
- Czy kojarzysz innych czarodziei.. takich jak ja? - El zadrżała od dotyku. Nadal miała przed oczami swój własny widok.. to było dziwne, ale i.. podniecające.
- To znaczy jakich? Nieśmiałych i nie tak niewinnych, gdy nikt nie widzi?- zapytała gnomka błądząc palcami po prawym udzie El. Jej oczy skupiły się na twarzy czarodziejki.- Co masz na myśli mówiąc…. o czarodziejach takich jak ty?
- Uczących się z ksiąg. - Wyszeptała Morgan wpatrując się w gnomkę.
- Każdy mag uczy się z ksiąg. Pytasz jednak o innych samouków? Tak… znam kilku, ale nie mogę powiedzieć nic więcej na ten temat. Nie teraz przynajmniej. - wyjaśniła Marineta i pomachała pustym kielichem przed twarzą El.- Chyba trzeba nam dolewki.
Czarodziejka dopiła zawartość swojego kieliszka, wzięła ten należacy do gnomki i podeszła z nim do stolika.
- Byłam po prostu ciekawa czy są inni. - Powiedziała nalewając im trunku.
- Jest ich trochę… i jeszcze więcej tych o których nie wiem.- potwierdziła gnomka z uśmiechem.- Chyba nie sądziłaś że jesteś wyjątkiem, co? Niemniej ukrywają się jak ty… w końcu czarowanie bez licencji jest nielegalne.
- Byłam niemal pewna, że nie jestem sama, ale to miło mieć potwierdzenie. - Wróciła z kieliszkami do łóżka i podała jeden Marinecie. - Długo zajmujesz się magią? I.. kim jest ten kruk? Nie zachowuje się jak zwykły ptak… zajmujesz się tresurą?
- Duuużo pytań.- zaśmiała się Marineta i zaczęła pić alkohol wspominając.- Cóż...urodziłam się z magicznym potencjałem, więc uczyłam się kształtowania magii w zaklęcia od pieluch prawie. A kruk… nie ja go tresowałam. Dostałam go pod opiekę od Vintriusa. Jest posłańcem i przenosi moje listy.
- Och… - El usiadła obok. - Mam ich wiele więcej… pytań. - Uśmiechnęła się i upiła nieco. Trunek rzeczywiście był przedni i rozlewał się po ciele przyjemnym ciepłem.
- No to lepiej żeby trunku było też dużo, bo mogę przenieść zainteresowanie z wina na coś innego.- zażartowała dwuznacznie gnomka, była w tym nieco podobna do Dalii.
- Lubisz kobiety? - Czarodziejka była niemal pewna odpowiedzi na to pytanie ale i tak wolała je zadać. - Trunku.. dostałyśmy świeżą butelkę, więc trochę go jest, nie chcę jednak zajmować twojego czasu.
- Lubię… jestem ciekawską istotą i lubię nowe doświadczenia. Nowe smaki, nowe… wszystko.- odparła szczerze Marineta, a jej drobna dłoń zaczęła wodzić po udzie El, nagim udzie… bo sukienka czarodziejki była skąpa jeśli chodzi o materiał.- … jestem zawsze otwarta na nowe eksperymenty.
- Czy masz na myśli jakiś konkretny eksperyment? - El nie wiedziała co ma robić. Tuż obok niej była drobna istota, która mogła dysponować znaczącym talentem magicznym.. do tego chciała zapewnić jej pracę, a to co robiła… było to potwornie przyjemne.
- Mooooże…- mruknęła gnomka i musnęła palcami sięgając pod sukienkę El. Dotyk drobnych palców przesunął się po bieliźnie Elizabeth.
- Oooo… czuję majtki na podryw.- zachichotała złotooka i upijając trunku odsunęła palce od ciała czarodziejki.- Więc nie mogę naruszać twojej garderoby i fryzury… szkoda.
- Jest ktoś… może dziś przyjdzie. - El zarumieniła się jeszcze mocniej. - Jest tu Dalia.. nie wiem czy kiedyś… dobrze sobie radzi z kobietami..
- Może i skorzystam z niej…- zadumała się miodowłosa kobietka przyglądając się jednak w zamyśleniu samej Elizabeth.- Co jeszcze cię ciekawi we mnie?
- Jak jest.. wśród Cycione? - Morgan dopiła zawartość swojego kieliszka i odstawiła go obok na podłodze. - Lucius… jest bardzo niedostępny.
- Tooooo… - odpowiedziała gnomka zamyślona.- … bardzo skomplikowane. Organizacja jest duża i pełna powiązań. Nie znam wszystkich. Ja mam całkiem wysoką pozycję, więc żyje mi się wygodnie. Lecz też mam kogoś nad sobą.
- Jakie będziecie chcieli bym wykonała zadania… jakiej natury? - El wyrzuciła z siebie pytanie, które najbardziej ją męczyło. - Nie.. nie wiem czy byłabym w stanie kogoś zabić.
- Zabić? No nie żartuj.- zaśmiała się zaskoczona tymi słowami gnomka.- Mówimy raczej o podsłuchaniu czegoś, podmienieniu, otwarciu drzwi, czy kradzieży drobnej… żadnego zabijania… to jest dla zawodowców.
El odetchnęła. Naprawdę kamień spadł jej z serca. Do tej pory z Cycione miała do czynienia, tylko płacąc im comiesięczną stawkę “bo tak będzie bezpieczniej” i obserwując czasem Luciusa.
- Z tym… raczej sobie .. powinnam poradzić. - Odpowiedziała cicho. Nigdy nie kradła, ale Amelia mogłaby ją chyba nauczyć kilku sztuczek.
- Poradzisz sobie. Nie jest w niczyim interesie stawiać cię przed zadaniami z którymi mogłabyś sobie nie poradzić. - mruknęła gnomka znów sięgając dłonią do uda El i wodząc po nim paluszkami. - Oczywiście lepsza by była jednak z twoich koleżanek, acz im brakuje akurat odpowiedniej motywacji.
- I.. nie bylibyście w stanie jej zmotywować? - El zadrżała. Dłońmi oparła się o pościel.
- Może… może będziemy zmuszeni znaleźć kogoś jeśli ty się nie zgodzisz.- odparła z uśmiechem gnomka wodząc dłonią po udzie czarodziejki. Uklękła na łóżku i nachyliła swoje oblicze ku twarzy El. Miodowa kurtyna włosów zakryła pole widzenia czarodziejki… a drobne usteczka zbliżały się do drżących warg dziewczyny.
Morgan nie uciekła. To było tak dziwne.. postać gnomki była taka drobniutka. Rozchyliła wargi dopuszczając do siebie Marinetę. Gnomka przycisnęła usta całując El, smakowała ów pocałunek… wodziła języczkiem muskając jego czubkiem język panny Morgan. Czarodziejka pomału odpowiadała na pocałunek. To było dziwne… to jakie uczucia wzbudzała u kobiet i to jak widać różnych ras.
- To był ciekawy eksperyment.- zamruczała gnomka odrywając usta w końcu i uśmiechając się do Elizabeth. Usiadła obok niej dodając.- Jestem nastawiona pozytywnie do ewentualnych kolejnych… eksperymentów.
El przyglądała się gnomce przez chwilę nie wiedząc co ma powiedzieć. Jej świat pomału wywracał się do góry nogami.
- Yhym… - Wymruczała rumieniąc się mocno. - Czy.. nalać ci jeszcze?
- Tak. Przyda nam się drink. - odparła z uśmiechem Marineta siadając znów na łóżku.
- Chciałabym się nauczyc jak najwięcej… o magii… ale to pewnie wiesz… - El dolała im alkoholu i przyniosła uzupełnione naczynia. - ...dlatego do mnie przyszłaś, prawda?
- Tak. Aczkolwiek sama niewiele mogę cię nauczyć. Moja magia tkwi we krwi.- wyjaśniła gnomka przyjmując kielich i popijając trunek.- Śpiewa, szepcze smoczym głosem… gdy moja moc rośnie, śnię nowe czary… nowe frazy mocy układają się i bum… znam nowy czar.
- Rozumiem. - El zajęła ponownie swoje miejsce. - Byłam ciekawa, czy jest ktoś kto mógłby mnie uczyć.
- Są tacy… aczkolwiek.. jak się przekonasz na uniwersytecie magowie są bardzo zazdrośni swojej potęgi, niechętnie się nią dzielą, knują między sobą, kąsają pod stołem… i jeśli czytałaś te pensowe romanse o pokojówkach figurujących z panami domu toooo.. nie jest to odległe od prawdy.- zaśmiała się Marineta.- Lepiej trzymać się z dala od wykładowców z Katedry Oczarowań.
- Katedry… ile jest katedr? - Czarodziejka przyglądała się gnomce zafascynowana i fakt, że ktoś miałby ją podrywać nie był tym najciekawszym. Szkoła oczarowań… czyli był podział. Mogła o wywnioskować z księgi, ale…
- Katedra Odrzuceń, Wieszczeń, Oczarowań, Wywołań, Przywołań, Iluzji, Przemian i ochrony przed Nekromancją. Taa… Nekromancja jest mocno wykastrowana na uniwersytecie. Katedra Oczarowań i Przywołań też… Katedra Alchemii, Katedra Kosmologii, Katedra Teorii Magii… i jeszcze parę innych, pomniejszych.- Marineta zaczęła wyliczać z głowy.
- Dużo tego.. i moja praca… miałabym się zajmować wszystkimi? - El z całych sił starała się zapamiętać kolejne nazwy obiecując sobie, że zapisze je sobie zaraz po spotkaniu.
- Nie…- machnęła ręką gnomka.- … twoja praca będzie polegała na sprzątaniu, porządkowaniu łóżek, przygotowania posiłków dla magów. Chodzenia w skąpej bieliźnie…- odparła z kamienną miną, która… zaczynała powoli pękać.-... no… dobra… z tą skąpą bielizną to był żart, ale będziesz miała uniform. No i… reszta zależy od ciebie. Co uda ci się wyrwać… jaką wiedzę, to będzie twoje. Pierwsze zadanie od nas otrzymasz najwcześniej po miesiącu. Najpierw musisz wrosnąć w uniwersytet… a i nie wolno używać ci tam magii. Swoją drogą, masz jakieś czary przygotowane?
- Ja… zazwyczaj patrzę do księgi. - Elizabeth lekko się zmieszała, nigdy z nikim nie rozmawiała na temat rzucanych przez siebie zaklęć.
- Księgi zaklęć są zazwyczaj najbardziej…- zaczęła gnomka i westchnęła głośno. - Chyba będę cię musiała nauczyć podstaw. Co prawda takie czarowanie to może niekoniecznie moja działka, ale co nieco wiem.
Pochyliła się ku czarodziejce i… palcem odchyliła gorset jej sukni, zerkając na biust El.- Niemniej to nudna teoria, więc podczas wykładu mogę zrobić się za ciekawska… tak cię ostrzegam od razu.
Odsunęła się dodając.- Zjawisz się tu po południu?
Chciała ją uczyć? Morgan wpatrywała się w swoją towarzyszkę zaskoczona.
- Tak… zaraz po obiedzie. - Wyszeptała nie zważając na sugestie co do ciekawości gnomki.
- Przyjdź z księgą. Pokażę ci podstawy… niewiele, ale przynajmniej naprawdę nauczysz się czarować.- odparła z uśmiechem Marineta.
- Dobrze. - El nie wiedziała co ma robić. Czy to był koniec ich spotkania? Nie mogła się już doczekać kolejnego dnia tylko… - Ja… nie mam pieniędzy by zapłacić za naukę.
- Cóóóóż… - uśmieszek gnomki zrobił się bardziej… złowieszczy i lubieżny. Oczy wodziły po ciele panny Morgan. Dłoń sięgnęła ku piersiom i drobny palec przesunął po skórze piersi Elizabeth powyżej dekoltu.-... zaskoczyło mnie to co widziałam w kryształowej kuli. Pokażesz mi coś ciekawego więc… w ramach zapłaty. Aleee to późnieeej.
Czarodziejka wyprężyła się delikatnie. Te rozmowy.. ciągły dotyk.. wszystko sprawiało, że robiło się jej ciepło nie tylko od alkoholu. Czuła jak piersi nabrzmiały, jak napierają na gorset.
- Możesz mnie oglądać… zawsze? - Wyszeptała.
- I tak i nie…- odparła Marineta krążąc opuszkiem palca po piersiach El. - Kryształowa kula pozwala mi zerkać w wiele miejsc. To bardzo przydatny i bardzo drogi przedmiot. I bardzo rzadki. Acz ma swoje ograniczenia.
Morgan starała się zapanować nad swoim głosem, nad pomrukiem, który chciał się wyrwać z jej ust.
- Ograniczenia… - Powtórzyła, czując jak jej myśli zaczynają odpływać.
- Właśnie…- zachichotała gnomka i nakazała.- Połóż się na plecach.
- Marineto… mam dziś.. mam nadzieję, że mam dziś randkę… - Wyszeptała, choć posłusznie ułożyła się na łóżku, spoglądając na gnomkę.
- Wiem wiem… - wymruczała gnomka pochylając się nad dziewczyną.- Zaspokoję tylko ciekawość i dam ci spokój.
Nachyliła się i zaczęła ustami oraz językiem smakować i badać miękkość biustu El wystającego ponad gorset.
- A czego jesteś ciekawa? - Morgan niepewnie sięgnęła do drobnego ciałka ponad nią i oparła dłoń na piersiach gnomki.
- Całej ciebie…- zamruczała Marineta delikatnie kąsając pierś El, gdy ta poczuła pod śliskim materiałem ubrania drobniutkiej kobietki, małą ale krągłą wypukłość.- Poza tym… lubię życie pełne ekscytujących niespodzianek, a ty?
- Tak.. - El nie powstrzymała już cichego jęknięcia. Zasłoniła dłonią usta, palcami poruszając po drobnych krągłościach. To było dziwne, takie malutkie i pełne zarazem.
- Kryształowa kula… jest małym urządzeniem.- mruknęła Marineta pozwalając palcom dziewczyny na w pełni badanie tego co uchwyciły, sama zaś tylko ustami sięgała do obojczyka, gdy…
- Elizabeth jesteś tam? Barman powiedział, że jesteś tym pokoju.- Charles się pojawił. Dobrze, że drzwi były zamknięte na klucz.
Czarodziejka spojrzała na drzwi, a potem na klęczącą, nad nią gnomkę.
- Tak… - Odpowiedziała, starając się zapanować nad głosem. - Szykuję się… zamówisz nam kolację?
- Oczywiście… jakiś konkretny przysmak?- spytał uprzejmie Charles, a gnomka uśmiechała się łobuzersko. Po czym nachyliła się,by pocałunkami muskać szyję. Najwyraźniej ta cała sytuacja była zabawna dla niej.
- Wino… i coś co do niego pasuje. - El musiała zasłonić usta by nie jęknąć.
- Dobrze… będę czekał przy stoliku.- odparł Charles, a gnomka przerwała pieszczoty gdy usłyszały oddalajace się kroki.
- To był bardzo przyjemny dreszczyk.- uśmiechnęła się Marineta.
- Tak… ale chciałabym do niego niebawem dołączyć. - Odpowiedziała niepewnie El wpatrując się w swoją towarzyszkę.
- Wiem wiem…- odparła gnomka zsuwając się z łóżka.- … to było całkiem zabawne, z nim za drzwiami. Ale ten eksperyment czas zakończyć.
- To było niepokojące. - Mruknęła Morgan unosząc się na przedramionach i spoglądając na Marinetę. Musiała nieco ochłonąć nim zejdzie do Charlesa.
- Co było niepokojące?- spytała gnomka i gwizdnęła na kruka. Ptak wylądował na ramieniu.
- Rozmawianie z nim gdy mnie pieściłaś. - Czarodziejka usiadła na łóżku i poprawiła fryzurę. - Ale też..- zawahała się na chwilę. - podniecające.
- I ekscytujące…- zgodziła się gnomka i dodała. - Umiem ukryć się pod płaszczem niewidzialności, więc nie przyłapał by cię ze mną.
- Chciałabym to zobaczyć. - Przyznała szczerze Elizabeth, wstając i poprawiając swój strój, polegało to głównie na ulokowaniu piersi na swych miejscach.
- Znikanie? Nie jest to aż tak widowiskowe zjawisko.- odparła Marineta zdziwiona. Ale podeszła do drzwi, otworzyła je. Uśmiechnęła się do El, wykonała kilka gestów i szeptów, potem… zniknęła, tak po prostu.
Morgan przyglądała się miejscu po gnomce z delikatnie rozchylonymi ustami. Potrząsnęła głową by się nieco ogarnąć. Nalała trunku do kieliszków, do jednego z nich dolewając zawartość fiolki i przysuwając go bliżej krawędzi stolika. Zamknęła za sobą drzwi i zbiegła po schodach do Charlsa.

Aiko 04-11-2019 16:04


Dostrzegła go szybko. Siedział przy stoliku niepewny co właściwie ma zrobić. Przed nim stały dwa proste dania wzbogacone przyprawami, wołowina na ostro. El jadała ją czasem, dobra… acz mocno paliła gardło zachęcając do picia.
Czarodziejka podeszła do niego z uśmiechem.
- Cześć… wino jest na górze. - Przysunęła się do mężczyzny.
Charles przyglądał się jej z otwartymi ustami wodząc wzrokiem po zgrabnych nogach, aż do biustu.
- Gdybym… wiedział… to przyniósł jedzenie tam… a i…- sięgnął pod stolik i wyciągnął leżący na udach jego bukiecik czerwonych róż.- … to dla ciebie.
El przyjęła kwiaty i przysunęła do nich nos.
- Cudownie pachną. - Powiedziała i spojrzała ponad bukietem na swego kochanka. - Możemy je teraz tam zanieść. Karl.. dałbyś mi coś na kwiaty? - Rzuciła do półorka.
- Żaden problem.- odparł barman i podał pustą butelkę po winie, wpierw opłukując ją wodą. I wypełniając ją nią.
- Dziękuję. - El wsunęła kwiaty do tego improwizowanego wazonu i spojrzała na Charlesa. - Idziemy?
- Tak. Oczywiście.- oparł żarliwym tonem młodzian nie mogąc oderwać oczu od dziewczyny.
El chwyciła jeden z talerzy i ruszyła z nim na piętro. W pokoju odstawiła danie i kwiaty na stół po czym uniosła dwa kieliszki. Ten zaprawiony wręczyła Charlesowi gdy mężczyzna także odstawił talerz.
- Za spotkanie? - Zaproponowała uśmiechając się do kochanka i zastanawiąc się czy gdzieś w pokoju nie na Marinety.
- Za spotkanie…- odparł młodzian unosząc kieliszek nieświadom rozterek czarodziejki, ani tego czemu się poddawała. Gdyby gnomka w swoich eksperymentach posunęła się dalej… co by się wtedy stało?
El opróżniła kieliszek i zajęła miejsce przy stole.
- Jak ci minął dzień? - Spytała, wskazując mężczyźnie drugie krzesło.
- Dobrze, choć monotonnie.- odparł mężczyzna z uśmiechem siadając za stołem i zerkając co chwila na El.- Mnóstwo liczb, mnóstwo tabelek. Zajmujemy się głównie rozliczaniem firm przewozowych, cłami i tym podobnym. A… jak tobie? A i… trudno mi nie dostrzec jak zgrabne nogi masz.
- Dziękuję. - El uśmiechnęła się i pod stołek przesunęła nogą po nodze mężczyzny. - Miałam to spotkanie i… zaproponowano mi pracę.
- To wspaniale! - odparł z przesadnym entuzjazmem młodzian, zadrżał pod dotykiem jej stopy.- Dobra to propozycja?
Starał się skupiać na jedzeniu, ale często zerkał na jej dekolt.
- W Uptown… jako pokojówka na uniwersytecie magicznym. - Czarodziejka oparła się na łokciach, eksponując swoje piersi.
- Tooo… too… bardzo… dobra… nowina?- miała wrażenie, że jej kochankowi ciężko jest się skupić na jej słowach, gdy dekolt sukni wręcz przykuwał jego czy do jej ciała.
- Tak… raczej tak. - El w tym czasie wpatrywała się w twarz mężczyzny. Był… tak przystojny… jednak czy był to mężczyzna, z którym chciałaby być zawsze?
- A twoja krawiecka kariera?- zapytał Charles próbując podtrzymać rozmowę podczas posiłku. Nie był w tym dobry. Nic dziwnego, że nie miał dziewczyny.
- Będę starała się szyć wieczorami, by nie wyjść z wprawy. - Odpowiedziała spokojnie, nadal wodząc nogą po łydce mężczyzny.
- To… może… spotkamy się wtedy u ciebie… co jakiś czas… - mamrotał księgowy w końcu nerwowo chwyciwszy za kielich i wypiwszy wino zaproponował.- Przesiądziemy się na łóżko?
- Jeszcze nie wiem czy będę mogła zapraszać gości… - El wstała i z uśmiechem przesiadła się na łóżko. - Ale jeśli będę mogła… to chętnie.
Charles podążył za dziewczyną nie odrywając wzroku, a gdy usiedli na łóżku jego dłoń opadła na udo Elizabeth, a usta przylgnęły do jej warg w pocałunku, namiętnym i zachłannym. Może lepiej, gdy się nie odzywał…
Czarodziejka opadła pod jego ciężarem na pościel i zarzuciwszy mu dłonie na ramiona zaczęła odpowiadać na pocałunki. Zaś jej wybranek całował usta i szyję namiętnie i zachłannie wodząc dłonią po udzie dziewczyny. Sięgał palcami nawet pod krótką sukienkę, acz.. brak doświadczenia sprawiał, że nie potrafił rozpalić palcami jak ciekawska gnomka. Nawet nie sięgał w tamte obszary.
El jednak też się uczyła. Była ciekawa czego potrzebuje jej ciało… jak lubi być dotykane. Powoli założyła nogę na biodro mężczyzny ciekawa czy sięgnie ręką dalej.
Nie ośmielił się niestety, całując zachłannie wodził palcami po udzie… niemniej miał braki w doświadczeniu miłosnym. Jego usta zeszły po szyi El na dekolt, gdzie pieścił jej skórę pocałunkami. Cóż… przytulona do niego dziewczyna czuła, że jej kochanek przynajmniej jednym atutem może sprawić jej przyjemność. Jak tylko uwolnią się od ubrań.
- Rozbierzesz mnie? - wyszeptała pomiędzy pocałunkami.-… chciałabym byś mnie dotykał.
- Mhmm…- mruknął i oderwał usta od piersi dziewczyny. Zabrał się za pospieszne rozpinanie hafek na jej gorsecie, rozchylił go szybko. Jego dłonie pochwyciły jej piersi i zaczęły ugniatać i pierścić niewprawnie ale z wyraźnym entuzjazmem.- Jesteś przepiękna.
- A ty bardzo przystojny… - Odpowiedziała drżąc od jego dotyku.
- Mmogę…?- zapytał, ale potem nie czekając na jej odpowiedź przyssał się rozpalonymi pożądaniem ustami do szczytu lewej piersi.
- T… tak.. - El sięgnęła do zapięć ubrań mężczyzny by i jego pozbawić odzienia.
Kubrak, koszula… za dużo guzików i co gorsza, nie mogła sięgnąć niżej, gdy usta mężczyzny wielbiły jej biust. Do licha… następnym razem trzeba będzie to lepiej rozplanować.
Nie pozostało jej noc innego jak poddać się pieszczotom kochanka licząc na to że niebawem się rozbierze. Jej dłonie wędrowały po jego nagim torsie.
Poddając się pieszczocie pozwalała krążyć myślom samotnie, wspomnienia wczorajszej nocy mieszały się z dzisiejszymi. Wizja gnomki podglądającej jej pod płaszczykiem niewidzialności nie opuszczała świadomości, gdy palce kochanka sięgnęły pod jej krótką sukienkę i zaczęły nerwowo zsuwać jej majtki w dół.
El jęknęła głośno, starając się powstrzymać by nie powiedzieć "w końcu". Od dłuższej chwili było jej tak gorąco.
Niestety… musiała jeszcze chwilę poczekać i patrzeć jak jej wybranek zabiera się za szybkie i pospieszne ściąganie spodni, gatek. Z rozchełstaną koszulą Charles opadł na nią całując ją po twarzy i szyi. Biodrami naparł na jej ciało. Przeszył gwałtownie i nerwowo… już nie bolało. Jej kwiat otulił wyczekiwanego intruza, raz po raz poddając się jego pchnięciom, jego naporowi.
Czarodziejka chwyciła się pościeli szeroko rozchylając nogi i oddając się kolejnym sztychom. Z każdym atakiem gorąc jednak tylko rósł doprowadzając ją do szaleństwa. Nie była to wygodna, pozycja… ale nie miało to znaczenia. Ważne było ciało kochanka, przylegające do jej własne, ważne były pocałunki na jej ustach i obojczykach, ważny był jego taran miłości, jego twarda i namiętna obecność w jej ciele. Jego podbój raz po raz wzbierający falami rozkoszy w jej lędźwiach.
Zbyt długo dręczyły ją Mel i Marineta by teraz miała problem z dotarciem na szczyt. Krzyknęła obwieszczając go i opadła na pościel. Jej dumny kochanek potrzebował jednak jeszcze chwilę, więc czuła dreszcze przechodzące wraz każdym ruchem jego bioder. Aż i on jęknął cicho i czarodziejka poczęła jak i on szczytuje. A potem osuwa się obok niej łapiąc oddech. To była katastrofa… dla sukni El, zmiętej brutalnie podczas zderzenia ich ciał. Tym bardziej cieszyła się, że w pokoju Mel, ma strój, w którym tu przyszła.
- To nie wyglądało jak rozmowa. - rzuciła żartobliwie, czując, mimo całej chaotyczności tego zajścia, ulgę. Z jej ciała zeszło całe napięcie, które zdawało się gromadzić przez cały dzień.
- Tak. Przepraszam za to.- odparł potulnie Bruckner niczym zganiony uczeń.
- Też miałam na to ochotę. - Czarodziejka pocałowała mężczyznę delikatnie.
- A na co teraz masz? - zapytał młodzian nieśmiało poddając się pocałunkowi.
- Na to byś mnie do końca rozebrał… byś sam się rozebrał. - El pogłębiła pocałunek wsuwając język w usta kochanka.
- Dobrze…- odparł po pocałunku Charles i zabrał się wpierw za rozbieranie siebie z ubrań, jako że to wydawało mu się łatwiejsze. Czarodziejka obserwowała go opierając się o pościel na przedramionach. Jej wzrok przesuwał się po kolejnych odsłoniętych elementach męskiego ciała. Nagi młodzian stał tyłem do dziewczyny, gdy się rozdziewał, co było szczególnie zabawne i pobudzające, gdy się pochylił by całkiem pozbyć się spodni.
Po czym spojrzał przez ramię z wyraźnym zakłopotaniem na strój Elizabeth, nie bardzo wiedząc jak się do tego zabrać.
- Musisz rozwiązać gorset. - Wskazała na sznurowanie poniżej swojego obnażonego biustu.
- Dobrze…- zabrał się do tego zadania z wyraźnym entuzjazmem, ale trochę niezdarnie. Ochota i umiejętności wyraźnie się u niego rozmijały.
El pamiętała, gdy sama uczyła się sznurować gorset. Teraz widziała te niezdarne męskie palce wodzące po cienkich wstążeczkach i starające się rozluźnić, obcisłą sukienkę. - Tak… już powinno być dobrze. Możesz ją zsunąć.
- Dddobrze… jesteś piękna.- wyszeptał jednym tchem Charles pozbawiając Elizabeth jej sukni.
Czarodziejka uniosła nieco pupę by mu to ułatwić i już po chwili leżała przed nim zupełnie naga.
- Jesteś wyjątkowo śliczna.- mruczał mężczyzna stojąc nad nią nagi i podziwiając jej ciało z zachwytem i pożądaniem w spojrzeniu.
- W końcu możemy obejrzeć siebie w świetle świec. - Jej wzrok zsunął się po ciele Charlesa i spoczął na jego kroczu.
- To prawda.- odparł z uśmiechem młodzian rozkoszując się widokami, a choć nie odzyskał jeszcze w pełni sprawności, widać było jednak drżenie sugerujące nadzieję na więcej.
El przesunęła nagą nogą po udzie mężczyzny, opierając ją na jego biodrze.
- A co ci się we mnie najbardziej podoba?
- Piersi, szyja, nogi, biodra.. twarz…- zaczął wymieniać bezmyślnie młodzian i zawstydził się.- Pewnie powinienem powiedzieć coś o charakterze i osobowości… o oczach. Ale prawda jest taka, że jesteś jak wino. Upijam się tobą i każda nasza wspólna chwila jest słodkim szaleństwem.
- Zaskoczyłbyś mnie oceniając mój charakter. - El zaśmiała się cicho. - A co najbardziej chciałbyś teraz pocałować?
- Wszystko?- zapytał bardziej niż powiedział młodzian.
- Pupę? - El mrugnęła do niego odpowiadając pytaniem na pytanie.
- No… też… tyle że leżysz na plecach.- odparł zaskoczony i zawstydzony młodzian.
Czarodziejka przewróciła się na brzuch i wypięła pupę do góry, uśmiechając się ponad ramieniem do kochanka. Ten nachylił się wchodząc na łóżko i całując czule tyłeczek Elizabeth ustami muskał oba pośladki w delikatnej pieszczocie. Czarodziejka zamruczała i z przymkniętymi oczami poddała się tej pieszczocie. Było to przyjemne doświadczenie i rozleniwiające. Charles całował jej pupę i ustami muskał podstawę pleców tak jak go prosiła, acz nie posuwał się dalej w tej zabawie. Brak mu było inicjatywy, wyobraźni i odwagi, co jednak nie było kłopotem. Panna Morgan odkrywała aż sama ma tych cech w nadmiarze.
- Myśli… że dasz radę mnie tak wziąć? - Wyszeptała coraz bardziej rozpalonym głosem.
- Jeśli uniesiesz bardziej pośladki?- ocenił mężczyzna.
El przyklęknęła na pościeli wypinając się mocno w stronę Charlesa.
Młodzian pochwycił za pośladki dziewczyny i naparł na nie. Twarda i nieustępliwa obecność męskości kochanka wypelniła rozpalone wnętrze dziewczyny z lubieżnym mlaśnięciem.
Czarodziejką stęknęła głośno zaskoczona tym jak głęboko wszedł w nią kochanek.
Młodzian dyszał zaś powolnymi ruchami nadając dość leniwe tempo ich igraszkom. Raz po raz czuła jak oręż kochanka zanurza się do oporu, by ostrożnie wynurzyć się i znów… podbić jej ciało.
El chwyciła się mocno pościeli, choć jej ciało i tak przesuwało się nieco pościeli, drażniąc dodatkowo jej piersi.
- Jesteś.. głęboko. - Wyszeptała rozpalonym głosem.
- Tak…- sapnął młodzian, choć zapewne nie wiedział o czym mówiła jej kochanka. Skupiony na rozkoszy jaką sprawiały mu te figle, napierał na nią biodrami. Miarowo, monotonnie, leniwie i mocno… budując w sobie napięcie wywołane otulającym go ciałem El. A ta pojękiwała coraz głośniej zbliżając się do szczytu. Jeszcze kilka pchnięć, kilka kołyszących się ruchów bioder i znów… poczuła trybut rozkoszy kochanka między udami. Czarodziejka doszła intensywnie zaraz po kochanku, ciesząc się, że ten przytrzymuje ją za biodra.
Oboje osunęli się na łóżko, a potem Charles przytulił ją do siebie. El wtuliła się w niego i przymknęła oczy, czując jak zmęczenie całym dniem zaczyna jej doskwierać.
- To było miłe… - mruknął cicho Charles nie wiedząc chyba co powinien dalej czynić, bo tylko tulił się do kochanki.
- Tak. - El otworzyła oczy przypominając sobie, że nie powinna tak zasnąć. - Podasz nam wino?
- Oczywiście.- młodzian wstał i ruszył pospiesznie do stolika, by nalać sobie i El po kielichu. Wrócił z nimi do łóżka podając jeden jej. I popijając przyglądał się kochance.
El usiadła wygodnie i popijała wino obserwując w rewanżu swojego kochanka. Szokowało ją jak swobodnie się w jego towarzystwie czuła. Może dlatego, że młodzian był równie niedoświadczony jak ona.
- Nie bardzo wiem… jak pewnie zauważyłaś nie potrafię rozmawiać z niewiastami.- mruknął mężczyzna popijając wino.
- Masz szansę się uczyć. Korzystaj. - El uśmiechnęła się. - Chyba zauważyłeś, że mi to nie przeszkadza.
- Więcej robimy niż mówimy. Po prostu… nie chcę byś uważała, że wykorzystuję ciebie.- odparł Bruckner napinając klatkę piersiową.
El uśmiechnęła się nieco niepewnie i wzięła kolejny łyk wina. Prawda była taka, że Charles nie wydawał się kimś kto mógłby wykorzystać kogokolwiek.
- Nie czuję byś mnie wykorzystywał. - Powiedziała cicho.
- Cieszę się.- odparł niepewnie młodzian przyglądając się kochance. Zamyślił się dodając.- Może… jutro… nie… pojutrze raczej. Pojutrze pójdziemy na spacer, gdzieś gdzie lubisz spacerować?
- Możemy. - Elizabeth uśmiechnęła się ciepło. - Choć może chciałbyś pokazać mi jakieś miejsce, które ty lubisz.
- Dobrze… pojutrze.- odparł z uśmiechem Charles i dodał cicho.- Jutro nie będę mógł przybyć tutaj.
- Praca czy jakieś inne plany? - El starała się robić dobrą minę do gry, która niezbyt jej odpowiadała. Prawdą jednak było, że następnego dnia planowała się spotkać z Marinetą na szkolenie… pewnie warto by było też podjąć jakąś decyzję.
- Trochę tego, trochę tego…- odparł ze śmiechem Charles. - … Nie cieszę się na ów wieczór, ale nie może mnie nie być tam.
- Chcesz zdradzić co jest ważniejsze ode mnie? - El rzuciła żartobliwym tonem wskazując miejsce obok siebie.
- Impreza w gildii mistrzów eliksirów. Co prawda ja akurat pracuję jako pomocnik księgowego przy imporcie składników i eksporcie mikstur.Nie mam też żadnego talentu magicznego by je tworzyć, to należę do gildii i muszę uczestniczyć w ich uroczystościach.- wyjaśnił młodzian.
El zaśmiała się.
- I pewnie nie potrzebujesz osoby towarzyszącej? - Mrugnęła do niego.
- Pewnie bym potrzebował, ale… ktoś mógłby mi cię odbić.- odparł Charles po chwili milczenia. - Poza tym… mogłabyś się tam nudzić. Ja będę na pewno się nudził.
- Kto niby miałby mnie odbić? - Czarodziejka odstawiła pusty kieliszek na podłogę i opadła na łóżko. - Poza tym… ze mną byś chyba się nie nudził, prawda?
- Alessemir chociażby. - rzucił jakieś imię młodzian i zerknął na El przyglądając się jej.- Czyżbyś sugerowała byśmy…. uczynili to co tu, tam… na przyjęciu gildii?
- Zrobiliśmy to już w alejce nieopodal mego domu. - Mruknęła przeciągając się na łóżku na oczach kochanka. - Ale… jeśli cię to niepokoi… jednak jestem krawcową, a to Uptown.
- Jeśli chcesz? To przyjdę tu o dwudziestej po ciebie.- pokusa jaką mu prezentowała była zbyt duża. Zwłaszcza gdy ją prezentowała w ten sposób.
- Dobrze. - El wyciągnęła dłonie w stronę kochanka, zachęcając go by do niej dołączył.
Charles przylgnął więc do jej ciała, całując usta… dłonią sięgnął między jej uda, by rozchylić je. Nabrał już ochoty na ćwiczenie figli przed “występem” na przyjęciu gildii. Czarodziejka, zarzuciła mu ręce na ramiona czekając na kolejny szturm. Jej ciało przyjęło z rozkoszą twardy dowód pożądania kochanka… już nie czuła bólu… tylko rozkosz pozostała. A jej ciało wiło się pod silnymi ruchami bioder kochanka. Aż do słodkiego końca. Potem… niestety Charles musiał dziś wcześniej zostawić Elizabeth. Musiał się przygotować na jutro, pocałował ją na pożegnanie i zostawił samą… acz zadowoloną i zaspokojoną, nieco.


Czarodziejka ubrała się w pomiętą sukienkę. Wiedziała, że musi jeszcze porozmawiać z Bernardem, ale warto byłoby przebrać się w coś mniej pomiętego. Powoli podeszła pod pokój przyjaciółki ciekawa czy ta ma teraz klienta.
Było cicho… nie słychać było jęków, więc pewnie zakończyła zabawy z klientem i porządkowała garderobę. Lub była już na dole.
El zapukała delikatnie do drzwi. Wolała nie schodzić do pubu w tym stanie.
- Kto tam?- usłyszała głos Mel.
- El. - Odezwała się cicho.
- Wchodź wchodź.- odparła Melody, a gdy Elizabeth przekroczyła próg dostrzegła przyjaciółkę podczas procesu ubierania. Jej piersi już pętał koronkowy gorsecik w czerwone różyczki, a pupę opasały satynowe czerwone majteczki. Mel właśnie naciągała pąsową pończochę na lewej nodze opierając stopę o krzesło.
- Byłaś głośna. Ufam że twój kochanek dobrze się sprawił?- zagadnęła wesoło.
- Tak… było dobrze. - Wyszeptała czarodziejka, czując jak na widok przyjaciółki na twarz mimowolnie wypływa delikatny rumieniec. - Jesteś śliczna.
- Powinnam być… w moim zawodzie.- zaśmiała się cicho Mel dłońmi poprawiając pończochę i zawiązając podwiązkę. Zerknęła na El i dodała z uśmieszkiem.- Ty też… bardzo śliczna. Mam nadzieję, że twój chłopak potrafi to docenić.
- Wiesz… ciężko nazywać chłopakiem kogoś z kim spotykasz się tylko w łóżku… - El podeszła do miejsca gdzie ukryła swoje ubrania. - Zabierze mnie jutro na bal gildii alchemików… nawet nie wiem co na siebie założę.
- Więc kto to.. twój kochanek. Zabawka?- zażartowała Mel zerkając ukradkiem na Elizabeth pochylającą się nad przyniesionym przez nią pakunkiem. - Tak dobry jest w łóżku?
- Chyba kochanek… - El zawahała się wyciągając rzeczy, w których przyszła. - Uczymy się razem… nawet nie mam porównania by ocenić, że jest dobry, ale… jest mi z nim dobrze.
- To trochę urocze… trochę dziwne…- zaśmiała się cicho Mel naciągając drugą pończoszkę na nogę.- Zwykle to jakiś doświadczony kochanek bałamuci młode dziewczę i ją uczy wszystkiego.
Czarodziejka westchnęła tylko i zabrała się za zdejmowanie swojej sukienki.
A Mel opierając się o toaletkę przyglądała się temu procesowi uśmiechając się.
- Więęęc… twoja pierwsza impreza towarzyska. Na pewno będziesz na niej błyszczeć.- rzekła wesoło. Nadal była w bieliźnie, ale zamiast dalej się ubierać skupiła się na rozbierającej się przyjaciółce.
- Wątpię. Pewnie będą tam żony i kochanki tych wszystkich bogatych ludzi z gildii, handlarzy i księgowych. El zaczęła wciągać bieliznę, w której tu przyszła, zerkając czasem na przyjaciółkę. - Ja nie mam odpowiedniego stroju, ale… i tak jestem ciekawa jak to wygląda.
- Hmm… to prawda… myślę jednak, że nadal będziesz błyszczeć.- odparła Mel figlarnie wystawiając język.- A suknię ci pożyczę.
Podeszła od tyłu do czarodziejki i pochwyciła jej piersi swoimi dłońmi ważąc ich ciężar.
- Mamy prawie taki sam rozmiar i podobną budowę ciała. W bieliznę możesz się nie wcisnąć, bo lubię ściśle dopasowaną, ale suknie.. to już inna para trzewików.- oceniła.
Zaskoczona El jęknęła. Dotyk piersi Mel na jej plecach był niepokojąco podniecający.
- Ja… nie boisz się, że ją uszkodzę. - Wyszeptała.
- Jesteś krawcową… naprawisz uszkodzenia.- wymruczała żartobliwie Melody lekko ściskając biust dłońmi, a potem przesuwając palcami po biodrach i pośladkach oceniła.- Nie utyłaś chyba, więc wciśniesz się nawet w te najbardziej wyzywające suknie. O ile starczy ci odwagi.
- Wiesz, że po prostu kocham piękne stroje. - Czarodziejka poczuła jak wraz z dotykiem przyjaciółki jej ciało przechodzą dreszcze.
- A one kochają ciebie, tak jak twój kochanek.- zażartowała na koniec Melody dając klapsa w pośladek i odsuwając się od El.- Co akurat mnie nie dziwi… smakowity z ciebie kąsek. Nie daj się więc tym wypacykowanym lalom na przyjęciu.
Morgan obróciła się w stronę przyjaciółki i przytuliła ją mocno.
- Dziękuję.
- Nie ma za co… nic nie zrobiłam.- zaśmiała się Mel pozwalając się przytulić.
- Nie wcale… te fiolki… teraz suknia.. to że mogę się tu choćby przebrać. - El wtulała się w prostytutkę nie zważając na to, że ich piersi ocierają się o siebie.
- Jakoś mi odpłacisz za to…- odparła z uśmiechem Melody również tuląc Elizabeth.-... wszak nie lubisz mieć długów.
- Nie. - El odsunęła się. - Masz teraz chwilę by popatrzeć na te suknie czy musisz wracać na dół?
- Raczej na dół, ale jak nie boisz się wracać po północy do domu, to jak zakończę interesy na dziś to możemy poszukać czegoś w mojej garderobie.- zaproponowała Melody.
- Mogę przyjść jutro i włożę co mi dasz. - El zabrała się za szybkie ubieranie, wciskając się w bardziej przyzwoity strój.
- Zrobię z ciebie najbardziej kuszącą istotkę…- odparła z entuzjazmem Melody i sama również zabrała się za ubieranie. - Twój wybranek nie będzie w stanie oderwać od ciebie palców.
- Uważaj.. jednak powinniśmy dotrzeć na ten bal. - Czarodziejka mrugnęła do swojej przyjaciółki zaciskając gorset.
- Aż tak ci zależy na tym balu? Sądząc z odgłosów rozsmakowałaś się w czymś innym.- odparła prostytutka dopinając spódnicę.
- Jestem ciekawa Uptown. - El uśmiechnęła się i zabrała się za wkładanie pomiętej sukienki do torby.
- Tych ich przyjęć? Różne plotki słyszałam. Że niektóre są nudne i długaśne, przecinane smętnymi przemowami… inne pełne nagich ciał, orgii, alkoholu… - zaśmiała się Melody. - Ciekawe na które z nich trafisz.
- Charles twierdził, że będziemy się nudzić. - Odpowiedziała niepewnie czarodziejka, podchodząc do drzwi. - Zobaczymy jutro.
- Już nas opuszczasz?- zapytała Melody podążając za przyjaciółką.
- Chciałam porozmawiać z Bernardem… muszę ci jakoś odkupić te fiolki. - El uśmiechnęła się ponad ramieniem do prostytutki.
- A potem do domu?- zapytała Melody podchodząc do El i obejmując ją w pasie. Wyszła wraz z nią. -Zazdroszczę ci… ja jeszcze pewnie wypnę tyłek z dwa trzy razy.
- A ja będę przeżywała dzisiejszy wieczór w domowym zaciszu… - Czarodziejka wspomniała poprzednią noc, podczas której, jak się okazało, obserwowała ją Marineta.
- Co tu zostało do przeżywania. Czyżby twój słodki chłopczyk nie zaspokoił twojego apetytu?- zażartowała Melody, gdy schodziły po schodach.

Bernie.. na szczęście jeszcze przebywał na dole. Marineta także i Amelia. Dalii nie było, pewnie zajęta była jakimś klientem. Panna Paxton też się zjawiła popijając trunek przy kontuarze i gawędziła z Karlem. Była jedyną awanturniczką jaką El dobrze znała, choć była bardziej przyjaciółką Dalii… choć ta “przyjaźń” wymykała się tradycyjnemu znaczeniu tego słowa.
El oderwała się od przyjaciółki i uśmiechnęła do niej.
- Zaspokoił.. ale ty znów go pobudziłaś. - Mrugnęła to prostytutki i ruszyła w kierunku Berniego.
- Nie powinnam chyba gadać tyle o twoim kochanku.- odparła Mel lekko zaróżowiona na policzkach, jej słowa brzmiały nieszczerze.
A sam Bernie spoglądał w ich stronę, choć oczywiście to Melody przyciągała jego spojrzenie.
El podeszła do jego stolika. Czuła jak jej serce wali. Właśnie przyznała się Mel, że ta budzi w niej inne niż przyjacielskie emocje.
- Czy.. mogę się dosiąść? - Spytała spoglądając na artystę.
- Tak. Oczywiście.- odparł pospiesznie Bernie przyglądając się to El to Mel. Na jego stoliku stała butelka dżinu…została ledwie ćwiartka tego trunku.
Czarodziejka przysiadła się i zerknęła w kierunku swojej przyjaciółki.
- Mel zdradziła mi.. że mogę u ciebie nabyć pewien specyfik.
- Różne specyfiki.- potwierdził Bernard nalewając sobie i Elizabeth dżinu… po czym tęsknie spojrzał na kręcącą się między stolikami Melody.
- Taki… który zabezpiecza przed ciążą. - Morgan mówiła spokojnie zerkając to na mężczyznę to na swoją przyjaciółkę. - Czemu z nią nie porozmawiasz?
- I być odepchniętym dwudziesty raz? Lubię cię, ale nie iskrzy między nami…- westchnął mężczyzna melancholijnie Bernie. I spojrzał na pannę Morgan.- Różne specyfiki. Konkretnie jaki?
El wydobyła z kieszeni pustą fiolkę i pokazała ją mężczyźnie.
- Nie wiem na razie czy mnie na to stać… - Dodała niepewnie. - Ale muszę je Mel odkupić.
- Aaa… to… najlepszy ze specyfików. Pierwsza liga. Sto dolarów.- wyjaśnił Bernard przyglądając się fiolce.
Czarodziejka aż jęknęła. Może ze swojego kieszonkowego uzbierałaby na jedną fiolkę… może.
- Drogo. - Powiedziała tylko przyglądając się niepozornej fiolce.
- Najlepszy ze środków pozbawiających mężczyznę płodności… na jakiś czas. Są też tańsze substancje… nie tak skuteczne, lub nie tak bezpieczne dla zdrowia.- wyjaśnił Bernarnd i uśmiechnął się. - Poza tym gildia która trzyma łapy na tej substancji sprzedaje ją po 150 za fiolkę.
- Powinnam odkupić tą konkretną. - El przyglądała się mężczyźnie. Czasem zapominała jak cenne rzeczy są w stanie wytargować dziewczyny. Wypiła nalanego trunku starając się ocenić ile będzie zarabiać jako pokojówka. Ewidentnie powinna się powstrzymać od seksu na jakiś czas.
- To sto dolarów…- odparł mężczyzna w zamyśleniu. -... lub… mogę jedną…
Zawstydził się dodając.- Nieważne.
- Śmiało… sam widzisz, że szukam jakiejś alternatywy.. obawiam się jednak że nie potrzebujesz bielizny szytej przez krawcową. - El uśmiechnęła się do Berniego.
- To prawda… ale chciałbym… bielizny…- wydusił z siebie z trudem czerwony na twarzy mężczyzna.-... używanej bielizny Mel. Majteczek na przykład.
Czarodziejka wpatrywała się w niego z lekko rozchylonymi ustami. Niby to było szokujące, a jednak, jeszcze wczoraj sama zatkała sobie majteczkami Mel usta.
- To… nie jest łatwe do zdobycia, wiesz? - Wyszeptała cicho.
- Nie wiem.- mruknął cicho Bernard. On nie wiedział, jak Melody ceni sobie bieliznę. Jak kosztowna to część stroju. I jak pilnowana przez nią. O ile Moppy prała wszystkie ubrania w karczmie, to swoją bieliznę Mel prała osobiście.
- Ech… no dobra… ale nie za jedną fiolkę.- Mruknęła cicho Czarodziejka. - I będziesz musiał mi pomóc zdobyć materiał.
- Materiał? - zapytał Bernie. I zamyślił się.- To za więcej niż jeden egzemplarz… trzy.
- Nie rozumiesz… jej jedne majteczki są warte ze 3 lub 4 takie fiolki. - El naburmuszyła się. - To nie jest kawałek bawełnianej szmatki.
- Trzy fiolki? Za kawałek materiału?!- odparł zaskoczony Bernie, trochę za głośno… bo przyciągnął tym krzykiem uwagę innych gości. Więc ściszył głos i pochylił się szepcząc. - Za kawałek materiału, który ja muszę dostarczyć?
- To droga tkanina… nie dostanę jej w Downtown. - El skrzywiła się. - Mel pamięta każdą sztukę swojej bielizny.. będę musiała ją jakoś podmienić.
- Ale i tak oczekujesz, że zapłacę za materiał- obruszył się Bernie.
- Nie mam gdzie tu go nabyć. - El zerknęła na swoją przyjaciółkę.
- To ja ją kupię.- zgodził się Bernie, gdy El przyglądała się Mel obejmowanej przez jednego z klientów i żartującej cicho.
- Mel? - El na chwilę oddaliła się myślami od rozmowy, nieco zazdrośnie przyglądając się mężczyźnie.
- No… jej akurat się nie da. Mówię o materiale. To ja go przecież kupię.- odparł Bernie nieświadom zazdrosnego spojrzenia Elizabeth.
- Yhym… ale nie musiałbyś tego robić gdybyś nie chciał jej bielizny… a dla mnie to kilka wieczorów szycia i ryzykowna podmiana. - El obróciła się w stronę Berniego. - To jak… materiał i 3 fiołki?
Bernie spojrzał na El i westchnął.- Zgoda… musisz tylko powiedzieć, jaki to ma być ma…-
Przerwał bo Melody oderwała się od klienta i zbliżyła do obojga. Oparła ręce na stoliku i spojrzała ze słodkim uśmiechem. - Tylko mi nie zdzieraj za dużo z mojej przyjaciółki, bo się pogniewam Bernie.
Świadoma tego, że w tej pozycji wprost kusiła do zerknięcia w jej dekolt. Z początku skupiona na Berniem, dopiero po chwili zauważyła i spojrzenie Elizabeth, co sprawiło że zarumieniła się lekko.
- Nie martw się Mel. - Czarodziejka uspokajająco oparła dłoń na przedramieniu przyjaciółki. - Bernie na pewno nie chce zadzierać z tobą i resztą.
- Ehmm… dobry chłopczyk. - odparła w końcu Melody prostując się i dodała z uśmiechem.- To bawcie się grzecznie.
- Będziemy. - Czarodziejka cofnęła rękę i uśmiechnęła się ciepło.
Zadowolona z siebie dziewczyna oddaliła się nieświadoma niecnych knowań ich obojga dotyczących jej luksusowej bielizny.
- Podrzucę ci jutro coś o zbliżonym kolorze. To bardzo cienka bawełna, lśni jak jedwab. Musi być czerwona… trochę ciemniejsza od obecnego gorsetu Mel. - El zamyśliła się. - Koronkę .. powinnam mieć.
- Dobrze… - mężczyzna przez chwilę przyglądał się czarodziejce schodząc spojrzeniem na jej biust, biodra i nogi okryte suknią. Było coś lubieżnego w jego wzroku. Potem się otrząsnął zawstydzony… a El przyszło do głowy, że przypuszczał iż czarodziejka da mu jako przykład własną bieliznę… być może używaną. Cóż… pijana głowa bywa pełna szalonych myśli.
A Bernie wlewający do gardła kolejny kieliszek dżinu był z pewnością pijany.
- Tylko… czy mogłabym jedną fiolkę otrzymać jutro? - Spytała niepewnie. Nie była pewna jak może sobie pogrywać z mężczyzną, więc na razie jedynie oparła się łokciami o stół eksponując swój biust.
- Nie wiem… to w końcu byłby zadatek za obietnicę. - westchnął mężczyzna niechętnie, ale podobnie jak w przypadku piersi Mel, wzrok jego uciekł ku dekoltowi czarodziejki.- A to droga fiolka.
- I… nie ufasz mi? - Spytała przesuwając palcem po koszuli i odsłaniając nieco linię pomiędzy swymi piersiami.
- Eeeemm…- tym razem jego wzrok podążał za palcem. Bernie może był i beznadziejnie zakochany w Mel, ale był mężczyzną… pijanym obecnie w dodatku, a i jego wybranka nie okazywała zainteresowania jego wiernością.- Oczywiście... że ci ufam.
- Wykonam to zlecenie i już niebawem będziesz się mógł cieszyć zapm Mel. - Jej palec zsunął się nieco niżej odsłaniając więcej, zaróżowionej po pieszczocie przyjaciółki, piersi.
- Ale tylko jedną… żadnych więcej zaliczek.- odparł Bernard pod długim i chciwym zerkaniu w dekolt panny Morgan.
- Dobrze… nie chciałabym nadwyrężać twojego zaufania. - El zabrała palec pozwalając by materiał koszuli sam zasłonił jej wdzięki.
- To dobrze…- kolejny kieliszek dżinu wypity nieco drżącą ręką. Bernie nadal zezował w kierunku dekoltu Elizabeth, a jego myśli orbitowały wokół podglądniętych piersi. Przynajmniej przez następne parę godzin czarodziejka zajęła miejsce Mel w jego głowie.
- Muszę uciekać. - Czarodziejka wstała z krzesła i rozejrzała się za przyjaciółką. Ta właśnie podchodziła do kontuaru by zabrać ze sobą dwa kufle piwa, dla siebie i klienta. Zaś Bernie skinął głową mamrocząc pod nosem “do jutra”... albo coś podobnego.
El skinęła Karlowi na dowidzenia i sama opuściła lokal. Na zewnątrz otulił ją chłód nocy nieco pogarszając jej nastrój. Czekał ją samotny powrót do domu i rozmowa z matką w dniu jutrzejszym.
Było już ciemno i droga wydawała się dłużyć. Czarodziejka przemierzała w ciszy uliczki wsłuchując się w dźwięk własnych kroków. Po chwili… do tych dźwięków, dołączyły inne. Metaliczne… przypominające te z kuźni. Zderzenie stali o stal. Dochodziły z bocznej uliczki, którą Elizabeth właśnie mijała.
Dziewczyna przystanęła nasłuchując nietypowego dla tej pory odgłosu. Ostrożnie podeszła do krawędzi uliczki by w nią zajrzeć.

abishai 10-11-2019 16:19




To co widziała, cóż… nie odbiegało od opowieści panny Paxton szeptanych cicho przy butelce wina. Dwie istoty ścierały się ze sobą w boju, jedna używała dwóch ciężkich pałaszy, druga żelaznej rękawicy z pazurami i… kłów.


Osłonięta czarnym płaszczem bestia z daleka mogłaby uchodzić za rosłego człowieka… z daleka. Niemniej jego przeciwnik, choć bardziej ludzki to… niezwykle blady mężczyzna o przekrwionych oczach, też nie aspirował do miana typowego przedstawiciela rasy ludzkiej. Jego dwa pałasza niczym srebrne błyskawice przecinały powietrze, podczas gdy potwór desperacko próbował się wyrwać z kręgu rozsypanych opiłków srebra zmieszanych z solą.
Nagły zamach, ostrze zatoczyło łuk i… El była świadkiem dekapitacji tej nieludzkiej bestii. Odcięty łeb przetoczył się po ziemi. Truchło i głowa zaczęły się rozwiewać niczym mgiełka, a opar próbował wyrwać z kręgu, ale nie mógł. A mężczyzna z pałaszami spojrzał w stronę nieoczekiwanego świadka tej walki… w stronę panny Morgan.
Elizabeth znała Downtown i nie wahała się nawet przez sekundę. Puściła się biegiem w kierunku domu starając się jak najszybciej opuścić miejsce przerażającego pojedynku.
Krok za krokiem oddalała się pospiesznie, uliczka za uliczką coraz bliżej i bliżej… już prawie.
Coś na nią opadło, coś silnego, coś ciężkiego.
Ów mężczyzna za pałaszami! Pochwycił ją! Przycisnął jej ciało do ściany budynku. Czerwone tęczówki wpatrywały się w oczy czarodziejki. Mięśnie twarzy napinały się jak u drapieżnika. Twardy tors w jeszcze twardszej skórzni dociskał do jej biustu.
- Będzie lepiej dla panienki… jeśli panienka będzie cicho.- warknął niemalże ostrzeżenie.
El z trudem łapała oddech przyglądając się z przerażeniem mężczyźnie. Czuła, że nie ma szans. SIlne dłonie przyciskały ją do muru sprawiając nieco bólu. Powoli przytaknęła ruchem głowy.
- Jakże masz na imię? Na nazwisko?- spytał zimno mężczyzna.
- Czemu? - Nie chciała podawać swojego nazwiska.. wolała nie narobić kłopotów rodzicom.
- Bo grzecznie pytam… jeszcze.- mruknął cicho tajemniczy napastnik napierając mocniej ciałem na pojmaną dziewczynę.
- Elizabeth… - Czarodziejka z trudem wydusiła z siebie imię, czując jak od strachu i naporu mężczyzny zaczyna jej brakować oddechu.
- A więc panno Elizabeth… proszę trzymać język za ząbkami. Nic się nie wydarzyło w tamtej uliczce. To był tylko sen… paskudny koszmar. Nic z tego co panienka widziała nie zaistniało w rzeczywistości, prawda?- zapytał retorycznie mężczyzna.
- Dobrze. - Morgan z trudem przełknęła ślinę by nieco zwilżyć wyschnięte gardło. - Nic nie widziałam.
- Nie ma powodu, by opowiadać o tym nikomu. Jutro jest nowy dzień, taka śliczna panna ma pewnie narzeczonego… albo wielbiciela. Lepiej się na nim skupić, bo jeśli dowiem się że panienka za dużo miele ozorkiem, to będę musiał wrócić i być bardzo nieprzyjemny. A tego nie chcemy, prawda?- syknął mężczyzna.
- Dobra… ale… - El skupiła spojrzenie na oczach mężczyzny. - Może nie zabijaj takich stworów na ulicy.
- Niech mnie panienka nie uczy jak mam wykonywać swoją robotę, ja się w panienki fach nie wtrącam.- odparł mężczyzna puszczając ręce i odsuwając się od Elizabeth. Jego wzrok wędrował po postaci czarodziejki, zapewne próbował zgadnąć jakiż to fach ona uprawia.
- A gdyby to widziało jakieś dziecko? - El rozmasowała nadgarstki. - Już.. nikomu nie powiem.. i tak by nikt mi nie uwierzył.
- To byłoby sobie same winne… jakie dziecko łazi o tej porze po mieście? - odparł mężczyzna cofając się.- A i zdziwiłaby się panienka w co potrafią ludzie uwierzyć. Dobranoc miss Elizabeth i lepiej żebyśmy się już nigdy nie spotkali.-
Po tych słowach odwrócił się i zaczął odchodzić.
Morgan przyglądała się oddalającemu się mężczyźnie. Jej ciało dopiero zaczynało się uspokajać.
- Myślę… że będziesz tego żałował. - Powiedziała cicho i poprawiła swój strój, by odejść w kierunku domu.


Na nieco drżących nogach El dotarła do domu i weszła po schodach do swojego pokoju. Rodzice i jej rodzeństwo już o tej porze spali. A i sama czarodziejka miała wieczór bardziej ekscytujący niż się tego spodziewała. Nagłe: łup łup… przestraszyło ją, choć.. okazało się być znajomym dźwiękiem łóżka obijającego się o ścianę. Połączone zresztą z kobiecymi jękami. Rodzice Fulli wrócili do domu.
Czarodziejka zrezygnowana opadła na łóżko wsłuchując się w teraz bardzo jej znajome odgłosy. Tamten mężczyzna.. jego siła… było w tym wszystkim coś niepokojąco podniecającego. Szybko poderwała się z łóżka nim znów naszło ją do pieszczot. Zasłoniła okna w pokoju. Dobrze znanym sobie zaklęciem oczyściła i rozprostowała dzisiejszą sukienkę, po czym schowała ją na dno skrzyni. Wiedziała, że nie zaśnie przy tych wszystkich jękach, więc przebrała się w prostą roboczą sukienkę i zeszła do pracowni.
Tam było cicho i ciemno obecnie. Na manekinach zawieszone były niedokończone gorsety.
A stara maszyna do szycia, błyszczała w mroku nocy. Tu była cisza i spokój. Dobre miejsce na poukładanie myśli. El… wiedziała jak niebezpieczne bywa New Heaven. Penny chętnie opowiadała o potworach jakie można znaleźć poniżej poziomu kanałów, o żywionych szkieletach i żywych trupach wstających czasem z grobów. Miasto i bez nich bywało niebezpieczne, ale… tym razem to czarodziejka mogła się przekonać, że owe potwory potrafią się pojawić nawet w tak pozornie bezpiecznych miejscach.
Morgan wzięła nieco ścinków po gorsetach i bieliźnie szytej przez matkę, na której wolno się jej było uczyć i w ciszy zabrała się za jedną z najbardziej odprężających prac czuli szycie majtek. Wiedziała, że jak powycina je odpowiednio i ładnie obszyje koronką i wstążkami, to dziewczyny chętnie je od niej kupią. A stukot maszyny odprężał. Pozwalał zapomnieć o stworach nocy i męskim ciele napierającym na jej piersi.


- Kochanie? Widzę że nabrałaś ochoty na pomaganie w interesie?- ciepły kobiecy głos i dłoń na ramieniu obudziły El… w warsztacie. Matka spojrzała z uśmiechem na córkę.
- Zamierzasz teraz częściej pomagać mi w pracy?
- Nie mogłam spać. - El przetarła oczy i spojrzała na kilka sztuk majtek, wymagających wykończenia. - Chciałabym ale… - Spojrzała na matkę. Nie wiedziała czy to dobry moment, ale czy taki kiedykolwiek nadejdzie? - … możemy porozmawiać?
- Możemy… - zgodziła się Adelaide i spojrzała w kierunku drzwi.- Galina zjawiła się na śniadaniu, by podziękować za przyjęcie do terminu jej córki i dogadać szczegóły. Ale to może poczekać. Wygląda zresztą na nieco zmęczoną.
- Tak.. przez to nie mogłam spać. - Czarodziejka przetarła oczy i westchnęła ciężko. - Nie wiem… co mam zrobić. Dostałam propozycję pracy.
- Przez to?- zapytała matka dziewczyny nie będąc świadomą, tego co sąsiedzi robili w nocy. Wszak ich pokój był na parterze. Zamyśliła się przyglądając córce podejrzliwie.- Chyba nie w tym zamtuzie do którego chodzisz wieczorami, co? Bo nie pozwolę mojej latorośli pracować w takim miejscu!
- Stukali łóżkiem w moją ścianę. - Mruknęła niechętnie El przyglądając się matce. Tak, mogła się spodziewać, że Adelaide wpadnie na taki pomysł. Pokręciła przecząco głową. - Pracę pokojówki na uniwersytecie magicznym w Uptown.
- Stu...kali? Cóż… Galina wygląda na taką… ale że jej mąż ma jeszcze parę w sobie?- rzekła zaskoczona i zawstydzona Adelaide, potem szybko przeskoczyła do wygodniejszego tematu.- A więc praca w Uptown. Pokojówka to raczej nie szczyt marzeń, ale pewnie dobrze płatna robota.
- Mogłabym nieco odłożyć… - El rozejrzała się po zakładzie krawieckim matki. - .. może kiedyś.. też mogłabym szyć samodzielnie.
- To prawda. Pokojówka to nie jest coś, czym chciałabym byś była przez resztę życia. Ale młoda jesteś, a parę lat takiej pracy w Uptown, może ci dać własny posag.- oceniła Adelaide.
- Też nie myślę o tym jako o czymś stałym… jednak jakoś czuję, że nierozsądnym by było odmówić. - El sięgnęła po jedne z uszytych majtek i pogładziła delikatnie materiał.
- To nie jest tak, że oddajesz się w niewolę. Zawsze możesz wymówić umowę, tak jak oni mogą cię zwolnić. Myślę, że taka robota to okazja… miałaś duże szczęście, że ci się trafiła.- Adelaide przysiadła obok El głaszcząc ją po włosach.- Tylko nie daj się nabrać obietnicom młodych paniczów. Mogą obiecać ci złote góry za dobranie ci się do majtek… ale na obietnicach się skończy.
Czarodziejka zaśmiała się.
- Zapamiętam tą radę. - Uśmiechnęła się ciepło do matki i przytuliła ją. - Dziękuję.
- Nie ma za co kochanie. Tu zawsze będziesz miała swój dom.- odparła czule Adelaide.
- To dziś odpowiem pozytywnie na tą ofertę i dam ci znać kiedy musiałabym się tam przenieść. - El puściła matkę i spojrzała na leżące obok majtki. - Ale.. chciałabym to dziś skończyć.
- To popracujemy we trzy,- uśmiechnęła się Adelaide i dodała czule.- Elizabeth… wiedziałam, że kiedyś wyfruniesz z rodzinnego gniazdka. To… normalna kolej rzeczy.
- Ale przyznaj, że spodziewałaś się raczej, że wyfrunę pod skrzydła jakiegoś mężczyzny. - Mrugnęła do matki przygotowując się do pracy.
- Może gdybyś mniej czasu spędzała w tamtym miejscu, a częściej rozglądała się po naszej uliczce, dostrzegłby cię jakiś porządny rzemieślnik bądź czeladnik.- odparła Adelaide wstając.- Przyniosę ci śniadanie tutaj, a póki co odprawię Galinę po ustaleniu warunków nauki jej córki.
- Cóż… dzięki temu dostałam pracę. - El powróciła do pracy, którą przerwał jej sen.
- Jesteś pewna, że to prawdziwa propozycja? Nie chcę by ktoś cię oszukał.- rzekła Adelaide zerkając przez ramię na córkę, gdy wychodziła.
- Na pewno będę musiała się udać na Uniwersytet na rozmowę… przekonam się czy to nie oszustwo. - El także miała lekkie obawy, jednak to było zlecenie od Cycione.


Panna Morgan została sama ze swoją robotą i mogła się na niej skupić. Minęło kilka minut nim ponownie ktoś zakłócił jej spokój.
- Przyniosłam jedzenie.- tym razem była to Fulla. Krasnoludka podeszła do czarodziejki i postawiła posiłek na stoliku.- Co robisz?
- Postanowiłam zużyć skrawki co ładniejszych tkanin na majtki. - El uniosła przed krasnoludzicą sztukę wykończonej już bielizny.
- Strasznie małe te majtki… i nie wyglądają jak pantalony.- mruknęła zawstydzonym głosem Fulla, biorąc w palce owo dziełko.
Czarodziejka przejęła od krasnoludzicy talerz z jedzeniem.
- Pantalony nie są najwygodniejszą bielizną. - El zabrała się za przyniesioną jajecznicę. - Chcesz to mogę uszyć coś podobnego dla ciebie. Albo sama możesz poćwiczyć, to dosyć proste.
- Ja… nie mogłabym czegoś takiego nosić. Spaliłabym się ze wstydu. To... nieprzyzwoite.- odparła nerwowo Fulla czerwieniąc się na twarzy i skubiąc palcami jeden z warkoczy.
- Cóż… jakbyś kiedyś jednak się zdecydowała. - Czarodziejka wzruszyła ramionami nie przerywając jedzenia. - Ja mam tylko taką bieliznę i to szytą przez matkę.
- No… dobrze. Tylko przymierzyć.- mruknęła w końcu Fulla po długiej wewnętrznej walce i zerkaniu na majtki. - Naprawdę coś takiego nosisz? Nie kpisz ze mnie?
El odstawiła pusty talerz i zerknęła na drzwi.
- Ale to zostaje między nami, dobrze? - Uniosła dół sukienki by odsłonić przed krasnoludzicą swoje niewielkie majtki.
Fulla zdębiała… jej spojrzenie utkwiło w odsłanianym obszarze ciała czarodziejki. Nachyliła się i ostrożnie pulchnym, acz zgrabnym jak na krasnoluda, palcem dotknęła bielizny El, by upewnić się, że prawdziwa. Po czym szybko odsunęła dłoń.
Czarodziejka opuściła sukienkę starając się ukryć drżenie dłoni.
- To co.. chcesz przymierzyć? Powinnam mieć jakieś na ciebie. - Wstała na gotowa ruszyć w kierunku szaf z bielizną.
- Tylko przymierzyć.- odparła pospiesznie krasnoludka.- Zobaczyć czy pasują. Nic więcej.
- Oczywiście. - Czarodziejka wyjęła z szafy sztukę bielizny szytą ewidentnie na inne niż ona proporcje. - Możesz się ukryć za kotarą. - Wskazała Fulli niewielką przestrzeń wygrodzoną od reszty pracowni grubymi tkaninami.
- Nie mogę.. będziesz musiała mi pomóc z suknią.- rzekła zawstydzonym głosem krasnoludka.- Ty podtrzymasz, gdy… będę zdejmować?
- Nie ma problemu. - El z trudem powstrzymała rumieniec wyobrażając sobie coś nieprzyjemnego. Padło na wczorajszego potwora. Ruszyła w stronę kotary z bielizną, czując jak po wspomnieniu tamtej bestii pojawia się kolejne. Tamtego niepokojącego mężczyzny.
Fulla pochwyciła dłoń Elizabeth swoją pulchną dłonią i poprowadziła za kotarę, a gdy się tam znalazły zaczęła podciągać w górę suknię, odsłaniając przed El swoje gołe łydki i uda w białych pantalonach. Przekazała do rąk czarodziejki ciężki materiał sukni i zabrała się za zsuwanie z pupy owej bielizny. Miała dużą i krągłą pupę, acz nie wydawała się szczególnie grubiutka. Fulla była dziewczęciem o miłej oku urodzie i pewnie… zjawiskowej jak na standardy krasnoludzkie. Choć te mogły się wszak różnić od kanonów ludzkiej urody.
El poczuła rozlewający się rumieniec. Te widoki połączone ze wspomnieniami poprzedniego wieczoru działały na nią zbyt mocno. Starając się patrzeć na warsztat podała krasnoludzicy nieco mniej skromną bieliznę.
Ta zaczęła ją zakładać, klnąc przy tym cicho pod nosem, wypięty goły zadek Fulli napierał w ciasnej przebieralni na trzymającą suknię czarodziejkę. Skóra pupy okazała się ciepła i miękka, gdy ocierała się o zaciśnięte dłonie Elizabeth.
- Chyba są deczko za małe.- mruczała tymczasem krasnoludka.- Będzie się wrzynać.
Czarodziejka opuściła wzrok na pupę krasnoludki.
- Są.. dobre. Tylko trzeba przywyknąć. - Powiedziała nieco już rozpalonym głosem.
- Czuję się goła… równie dobrze mogłabym nie nosić majtek.- mruknęła Fulla poprawiając je na swoim tyłeczku. - Jak… jak wyglądają? Nie stałam się przez nie wyuzdana za bardzo?
Zapytała kręcąc pośladkami, by Elizabeth mogła wydać opinię… nieświadoma myśli sąsiadki na swój temat.
- Pod suknią nikt ich nie zobaczy… pytanie czy tobie jest wygodnie. - El starała się jakoś obejść temat wyuzdania.
- Ale ja będę wiedziała… i nie są chyba aż tak wygodn…- Fulla zamarła w połowie zdania, podobnie jak El. Bowiem drzwi do pracowni się otworzyły. Obie usłyszały charakterystyczne skrzypienie drzwi i głos Adelaide.
- Dziewczyny? Gdzie jesteście?-
El opuściła suknię krasnoludki i wyszła do matki.
- Oprowadzałam jeszcze Fullę po pracowni. - Powiedziała, dając krasnoludce czas na poprawienie stroju. - Chyba tkaninom w przebieralni przydałoby się pranie.
- Acha. To dobrze. Zaraz do was dołączę i zaczniemy się zajmować szyciem.- odparła z uśmiechem matka i zerknąwszy na niedokończoną jajecznicę spytała.- Już zjadłaś?
Tymczasem Fulla chwyciła nerwowo palcami za suknię panny Morgan. Z racji wzrostu tuż powyżej pupy.
- Nie mogę tak chodzić. Musisz mnie przebrać… później.- szepnęła błagalnie.
- Nie dasz rady sama? - El spojrzała na nią zaskoczona. - Pewnie dałoby radę szybciej.
- No nie z tą suknią. Chyba że bym się całkiem rozebrała.- odparła cicho krasnoludka. - Ten krój jest wzorowany na zbroi.
- Widzę... wygodnie ci w tym szyć? - El przyjrzała się swojej towarzyszce. - Jak mama wyślę nas byśmy zrobiły obiad.
- Nie wiem… - mruknęła krasnoludka chowając pospiesznie pantalony między krągłościami biustu. - … aaa.. pytasz o suknię? Jest wygodna nawet, tylko zakładanie wymaga trochę wysiłku, bo trzeba zachować kolejność, no i materiał jest ciężki o czym sama się przekonałaś.


Dalsza rozmowa musiała poczekać, bo wróciła matka panny Morgan i zaczęło się szycie. Nauka Fulli szła dziś dość opornie. Krasnoludka co chwilę wierciła się na stołku, czerwieniła i wzdychała starając się unikać kontaktu wzrokowego z obiema sąsiadkami. El też miała problemy ze skupieniem się na pracy wiedząc co dolega jej towarzyszce. Starała się jednak pomóc jak najwięcej, gdyż mógł to być jeden z ostatnich dni w pracowni jej matki.
I jedyną nieświadomą sytuacji była Adelaide, która narzekała na brak skupienia u swoich uczennic.
- Ech… pewnie o chłopcach myślicie co?- zażartowała, co tylko pogłębiło rumieniec na twarzy Fulli, która próbowała się zapaść pod ziemię.
- Może przygotuję nieco naparu? Fulla pomoże mi przy nabraniu wody i jak się przewietrzymy lepiej będzie nam się skupić? - El odłożyła zszywany fragment gorsetu, gotowa spełnić swoją propozycję.
- Tak. Idźcie… bo takie rozkojarzone nie przykładacie się do roboty. - stwierdziła łaskawie Adelaide i obie dziewczyny mogły opuścić pracownię.
El pociągnęła krasnoludkę w stronę swojego pokoju.
- Zajmijmy się tą bielizną.
I obie ruszyły do zakątka El. A gdy drzwi do pokoju się zamknęły Fulla zaczęła wyciągać swoje pantalony z dekoltu sukni pytając cicho. - Pomożesz mi znów z nią?
- Dlatego tu przyszłyśmy. - El uniosła spódnicę krasnoludzicy. - Pospieszmy się.
Krasnoludka zaczęła się wiercić, bo miała problemy z ich zdjęciem. Przylepiły się nieco do jej ciała. Fulla zsunęła je w końcu i zabrała się za pospieszne i nerwowe naciąganie pantalonów napierając nieco pupą na przyjaciółkę.
- To musi być potworne korzystać w tym z wychodka. - Czarodziejka starała się odciągnąć myśli od dotyku na swych nogach.
- Tak… bywa ciężko, dlatego… czasami… gdy wiem, że nie wyjdę z domu to… nie zakładam pantalonów. - przyznała wstydliwie Fulla naciągając bieliznę na pośladki i wzdychając z ulgą.
- I… to mniej wyuzdane niż obcisła bielizna? - Czarodziejka opuściła suknię Fulli. - Chodź zrobimy ten napar.
- Nie… chyba bardziej…- przyznała cicho Fulla przygryzając wargę i podążając za El.- Czuję się wtedy taka… wyuzdana i serce wali mocniej mi.
- Polecam nosić w domu lżejsze suknie. - El przygotowała zioła i wstawiła gar z wodą na piec. - my też mamy swoje tradycyjne stroje, ale nie nosimy ich cały czas bo to niewygodne.
- Krasnoludy, zwłaszcza te starych klanów, to głównie tradycja. - odparła ze śmiechem Fulla i dodała. - Moja matka ponoć kiedyś nosiła lżejsze suknie i stroje, ale potem wyszła za ojca. A on jest członkiem starego klanu. A tam tradycja to świętość. Żadnych odstępstw.
- Ale ty nie jesteś żoną swego ojca… - El zalała wrzątkiem zioła w trzech kubkach i podała jeden Fulli.
- Ale jestem jego córką. I dopóki nie dostanę się pod skrzydła mego męża, muszę być posłuszna tradycji klanu ojca. No chyba żebym uciekła, przynosząc przy okazji hańbę memu ojcu… i może matce.- stwierdziła Fulla popijając ziół i przyglądając się Elizabeth. - Nie jesteśmy jednak tak rozpustne jak ludzie toteż… muszę czekać na odpowiedniego kandydata.-
Taaa… odgłosy dochodzące wieczorami z sąsiedniej sypialni mówiły El co innego w kwestii rozpusty brodatego ludu.
- Wiesz… twoi rodzice uniemożliwili mi wczoraj sen. - Czarodziejka zaśmiała się. - Chodźmy, mama pewnie się niepokoi. - El chwyciła dwa pozostałe kubki i ruszyła z powrotem do warsztatu.
Fulla zaczerwieniła się mocno i opuściła głowę zawstydzona. Po czym podążyła za El do warsztatu jej matki.


Tam rozpoczęto pracę do czasu… pojawienia się kolejnej klientki. El i Fulla pomagały przy przymierzaniu przez nią produktu, a potem Adelaide odesłała obie dziewczyny do kuchni, by zrobiły obiad.
El zabrała się za posiłek bez słowa rozmyślając o stroju jaki powinna założyć na wypad do Pączka. Pewnie przydałoby się coś prostego i skromnego, by matka nie miała obaw co do jej rozmowy o pracę. Krasnoludka również wydawała się rozkojarzona, choć z innego powodu. Ciągle się czerwieniła i wpatrywała przed siebie. Nietrudno byłoby o wypadek, gdyby czarodziejka nie czuwała.
El pochwyciła nóż nim Fulla niemal odcięła sobie palec… a przynajmniej poważnie się skaleczyła.
- Co się dzieje… musisz uważać na swoje palce. - Powiedziała, odkładając ostrze na bok.
- Nie… nic takiego… pomyślałam… wiesz… sama mi podsunęłaś do głowy rodziców robiących to… Ja… bym się bała… zresztą boję… sama myśl o rozebraniu się przed mężczyzną… sprawia że dostaję palpitacji serca.- odparła krasnoludka śmiechem zasłaniając zawstydzenie.
- Nie wiem czy wiesz ale… znam się z kilkoma prostytutkami… szyję im bieliznę. - El wolała pominąć temat, że sama nie jest już dziewicą. - To… podobno przyjemne.
- Ja bym… wierz… rozebrać się przed kimś…- dukała cicho Fulla schylając nisko głowę by ukryć coraz większy rumieniec.- … pozwolić… dotykać. Ja bym pewnie spanikowała. Poza jeszcze przed obcym… choć pewnie bym nieco poznała mojego narzeczonego. Ale jednak to…- uśmiechnęła się lekko.- … myślisz, że tak jest? Przyjemnie?
El rozejrzała się po kuchni upewniając, że żaden z młodszych braci się tu nie kręci i nachyliła się do krasnoludki.
- Ja się… całowałam. - Szepnęła cicho. - Ale to zostaje między nami, dobrze?
Usta Fulli rozwarły się szeroko, tak jak powieki. Ale mając ten dziwny grymas kiwnęła szybko głową i spytała cicho. - I jak… było?
- Bardzo przyjemnie. - El odpowiedziała z pewnością w głosie i zabrała się za porzucone krojenie mięsa. - To takie... wciągające. Chcesz być bliżej i bliżej.
- Jak w tych romansach co mamie podk… co mama czyta.- odparła pospiesznie czerwona na twarzy krasnoludka.- Nie wiedziałam, że masz narzeczonego. Rodzice ci wybrali sami czy poprzez swata?
- To… nie był mój narzeczony. - El zarumieniła się. - Nie wiem czy chcę mieć kogoś takiego.
- Jesteś skandalistką! Nie powinnam się z tobą zadawać! - pisnęła cicho Fullai uśmiechnęła się lisio.- No… ale póki mama i tatko nie wiedzą, to ja też mogę udawać że nie wiem.
- To zostaje między nami… ja.. i tak idę do pracy gdzie indziej - El wrzuciła mięso do wielkiego gara.
- Oczywiście oczywiście…- odparła Fulla i zaświergotała niemal.- To takie romantyczne. Mnie kandydata wybiorą rodzice… z jakiegoś starego klanu. Ufam ich zdaniu.
- To też może być bardzo romantyczne… szczególnie gdy ci się spodoba. - Czarownica uśmiechnęła się do swej towarzyszki.
- Mam wrażenie, że zemdleję na jego goły widok. Obym tylko mu się spodobała.- westchnęła ciężko Fulla. - Wolałabym żeby pierwszy raz, wiesz… żebym była chciana.
- Nie znam się na gustach krasnoludzkich ale… wydajesz się być atrakcyjna. - El wyszczerzyła się. - No tak… powinnam to przekazać twojej mamie.
- Mam małe cycki i za małą pupę.- zdradziła wstydliwie Fulla, choć… Elizabeth mogłaby jej pozazdrościć tak obfitego biustu i krągłej pupy… zwłaszcza że ten drugi atut miała okazję podziwiać.
- Nie wydaje mi się… jesteś bardzo krągła. - El cicho przyznała się do swoich przemyśleń.
- Dzięki… miło to usłyszeć… i trochę dziwnie.- zachichotała wstydliwie rudowłosa dziewuszka.
- Uważam, że kobiety powinny sobie mówić komplementy. - El westchnęła - Bo gdy nie ma się nikogo łatwo stracić wiarę w siebie.
- Ja też uważam, że jesteś bardzo ładna. I nie przeszkadza mi, że masz mały… biust. Jest uroczy na swój sposób.- odparła pospiesznie Fulla chcąc odwdzięczyć się komplementem.
El uśmiechnęła się. Nigdy się nie spodziewała, że usłyszy iż ma mały biust… ale w krasnoludziej skali. Kto wie.
- Dziękuję.
Dalszą rozmowę przerwało przybycie Adelaide. A potem rozpoczął się posiłek w towarzystwie Fulli. Ojciec El nie przyjął za dobrze wieści o tym, że jego ukochana jedynaczka planuje się usamodzielnić. Ale matka przypomniała mu, że Uptown jest zdecydowanie bezpieczniejszą częścią New Heaven od ich dzielnicy. I tam policja rzeczywiście broni obywateli, a nie tylko pilnuje by zamieszek nie było. No i że będzie pracowała instytucji publicznej, szanowanej instytucji, a nie w podejrzanym miejscu.
No i z dala od Pączka i tym podobnych miejsc.
- No i nie planuje się przyciągać kłopotów jak twój brat.- westchnęła na koniec Adelaide i spojrzała na Elizabeth.- Prawda, córciu?
- Nie wierzę, że ktokolwiek może mieć takie plany. - Morgan uśmiechnęła się nieco niepewnie zmieszana tą dyskusją. Gdyby tylko wiedzieli… o Charlesie… o księdze… o jej pragnieniu wiedzy i o tym ile jest dla niego w stanie poświęcić. - To tylko praca pokojówki.
- Moja córeczka będzie zaczepiana przez młodych magów, będą jej zaglądać pod spódniczkę, klepać po zadku.- panikował Henry, a jego żona uspokajała go mówiąc.- Nie będą, to nie prywatne posiadłości. Pokojówki na uczelniach ubierają się skromnie, a ich suknie mają odpowiednią długość. Elizabeth nie jest już małą dziewczynką, poradzi sobie. Zresztą może znajdzie jakiegoś przyzwoitego członka którejś z gildii w Uptown.
- Tato.. tam jest pewnie jakaś banda siedzących w księgach starszych kobiet i mężczyzn. Będą kazali mi posprzątać po jakimś nieudanym eksperymencie i tyle. - El starała się uspokoić ojca, choć musiała przyznać że uwielbiała to jak się o nią troszczył.
- Słyszałem o orgiach w nocy i rytuałach krwawych… nie o bandzie antykwariuszy.- odparł oburzony tatko, a Fulli uszy się zaczerwieniły.
- Co to ta orgia?- zapytał Edwin Henry.
- Jestem osobą z Downtown.. na pewno ich jedyne zainteresowanie to będzie jedynie przyjdź posprzątaj i wyjdź. - Odpowiedziała spokojnie El. - Jeśli coś takiego będzie się tam działo.. to zrezygnuję.
- Kochanie… orgia to brzydkie słowo, którego znaczenia nie musisz znać.- odparła Adelaide starając gasić pożary. Ale panna Morgan wątpiła, by to skarcenie uciszyło ciekawość brata. Jeśli już to ją podsyciło. Następnie zwróciła się do męża.- Pozwalasz jej chodzić do Pączka, a boisz się uczelni?
- Ale z Pączka wraca wieczorem.- wreszcie El poznała powody oporu ojca. Nie chciał wypuszczać jedynaczki spod swoich “skrzydeł”.
- Tato.. jednak… powinnam zacząć zarabiać. Mama ma teraz Fullę do pomocy. - El odpowiadała spokojnie choć zaczynała się obawiać, że ojciec naprawdę może się nie zgodzić.
Mając przeciw sobie i żonę i córkę, Henry w końcu się poddał.- Jeśli tego chcesz?
- Chcę spróbować. - El zawstydziła się. - Mam nadzieję.. że jakby mi się nie udało, będę mogła tu wrócić.
- Oczywiście kochanie.- odparł ciepło ojciec.- Tu zawsze jest twój dom.
Czarodziejka wstała od stołu i podeszła do ojca by go przytulić.
- Będę ostrożna papo.


Obiad skończył się więc zwycięstwem Elizabeth. Dziewczyna mogła w końcu udać się do “Pączka”, by porozmawiać o pracy.
El założyła tym razem dłuższą sukienkę, koszulę i gorset, które zwykła nosić na co dzień. Na wszelki wypadek, gdyby Mel nie miała dla niej czasu spakowała do podręcznej torby, prostą sukienkę, wiedziała jednak, że nie będzie ona odpowiednia na przyjęcie w gildii.
Do karczmy dotarła dość wcześnie i obecnie było w niej mało klientów. Ci którzy przyszli nad obiad już opuścili przybytek. Ci co planowali skorzystać z wieczornych rozrywek mieli zamiar zjawić się znacznie później. El dostrzegła całą trójkę pracownic, Karla i kilku bywalców których znała jedynie z widzenia… nie było Luciusa. Za to była Marineta. Z wielką torbą postawioną obok stolika.
- Cześć. - El podeszła do swoich przyjaciółek, kłaniając się nieco Marinecie.
- Hej.. słyszałam że szykujesz się na jakieś przyjęcie dla wpływowych szyszek.- wymruczała zmysłowo Dalia uśmiechając się lubieżnie. - Melody musi więc sprawić by padli przed tobą na kolana i lizali ci buty.
- Ty i te twoje gadanie… wystarczająco już namieszałaś El w głowie.- prychnęła gniewnie rudowłosa i spojrzawszy na Elizabeth zarumieniła się.
- Może uda ci się coś podwinąć podczas tego przyjęcia. Tam baby noszą na sobie tony biżuterii i nie zwracają uwagi na to… co mogłoby im… odpaść przypadkiem od szyi.- dodała żartobliwie Amelia, zabijana bazyliszkowym wzrokiem Mel.
- Poprosiłam Melody by mi pomogła nie przynieść wstydu mojemu partnerowi. - El zaśmiała się.
- Nie słuchaj ich…- westchnęła Melody i dodała spokojnie.- Nie przyniesiesz mu wstydu, przystojniak z niego ale sądząc po stroju, nikt ważny… więc nie musisz się o to martwić. Raczej uważaj na zazdrosne spojrzenia starych harpii.
- Będę na siebie uważać… Masz teraz chwilę? Będę musiała jeszcze porozmawiać z Marinetą o pracy i nie wiem ile mi się z tym zejdzie.
- Nie martw się. Dziewczyny wezmą za mnie obowiązki w razie czego.- odparła ciepło Mel.- Wszystkie chcemy by ci się udało.
- To porozmawiam z nią teraz… Charles ma być koło 20-tej. - El uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Dziękuję.
- Powodzenia.- rzekła z uśmiechem Mel zerkając na przyjaciółkę, gdy ta podchodziła do siedzącej przy stoliku gnomki. Miodowłosa zaś głaszcząc kruka po włosach gestem dłoni wskazała czarodziejce krzesło naprzeciw siebie.
Morgan zajęła wskazane miejsce przyglądając się gnomce przez chwilę.
- Zgadzam się… wezmę tą pracę. - Odpowiedziała starając się powstrzymać drżenie głosu.
- Doskonale. - odparła z uśmiechem Marineta i sięgnęła do torby wyjmując z niej mały stosik dokumentów. Podsunęła je dziewczynie mówiąc.- To twoje referencje. Według nich służyłaś już w trzech posiadłościach i zawsze byłaś oceniana dobrze. Nie martw się. Nie są sfałszowane. Osoby które je podpisały są gotowe poświadczyć je ustnie. I widziały cię, co prawda na zdjęciach tylko, ale jednak…
El przytaknęła i powoli przyjrzała się podanym dokumentom, czując nieprzyjemną suchość w gardle.
- Ja… chyba też powinnam nieco o nich wiedzieć. - Powiedziała cicho.
- Spokojnie możesz je przestudiować. Twoja rozmowa kwalifikacyjna odbędzie się pojutrze. Czas i miejsce masz na papierze dołączonym do nich.- odparła uprzejmie gnomka dając czas El na zapoznanie się z dokumentami.
Czarodziejka spokojnie przyglądała się dokumentom starając się wyłapać, czy nie powinna o coś dopytać.
- Gdzie mam się stawić? - Jej głos był słaby. Gdyby ojciec o tym wiedział…
- Tutaj. Isadore po ciebie przyjedzie automobilem. Tylko uważaj, jesteś w jej typie.- zachichotała Marineta śmiejąc się z żartu, który tylko wtajemniczeni mogli zrozumieć.
- Skoro tak mówisz… - El czuła się coraz mniej pewnie.. po raz pierwszy.. będzie jechała automobilem. - Jak… będziecie się ze mną kontaktować?
- Na razie? W ogóle. Może Isadore po ciebie wpadnie… jeśli zechce.- wzruszyła ramionami Marineta. - Potrzebujesz czasu, by tam się zadomowić. I my ci go damy. A potem… wynegocjujemy zapłatę. Nie martw się. Nic czego nie mogłabyś zrobić.
- Dobrze. - El złożyła z powrotem dokumenty, wiedząc, że będzie potrzebowała więcej czasu na ich przestudiowanie. - Mogę je zabrać?
- Raczej powinnaś. Bo musisz pokazać je podczas rozmowy o pracę.- odparła gnomka.
Czarodziejka spakowała papiery do swojej torby, układając je pod sukienką.
- Czy.. masz teraz chwilę.. na uczenie mnie? - Spytała niepewnie, zerkając na gnomkę.
- Tak. Tak. Ufam że wzięłaś magiczną księgę ze sobą?- zapytała w odpowiedzi miodowłosa.
- Tak… mam ją w torbie. - El wiedziała wszak, że Mel pomoże jej gdzieś ukryć bagaż, bo ten zaczynał ważyć coraz więcej.
- To chodźmy do któregoś z pokoików na górze. Nie znam się za wiele na samej tradycji czarodziejów, ale mogę dać ci parę wskazówek. Gnomka zeskoczyła z krzesełka zabierając już bardziej pustawą torbę.
- Dobrze. Wezmę klucz od Karla. - Morgan wstała ze swojego miejsc i ruszyła w kierunku kontuaru by poprosić półorka o klucz.

Aiko 18-11-2019 11:41

Po chwili obie weszły do skromnego pokoiku dla gości i przechadzając się po nim gnomka rzekła.
- Nie czaruję jak ty. Mam magię we krwi i rzucam czary od tak.- pstryknęła palcami.- Niemniej widziałam jak czarodzieje i arkaniści to robią. I jak się przygotowują. Usiądź i wyjmij księgę, poszukaj zaklęć które jesteś w stanie rzucić.
El przysiadła na łóżku i wydobyła księgę spomiędzy warstw sukni. Wiedziała, że od tej chwili nie ma odwrotu. Marineta wiedziała o niej coś za co w każdej chwili wylądowałaby w więzieniu. Zerkając na gnomkę przewertowała strony szukając pierwszego zaklęcia.
- Magowie używają mnemotechniki i czegoś na pograniczu autohipnozy. Przyglądasz się zaklęciu, czytasz powoli litery i próbujesz ułożyć zaklęcie w swojej pamięci, co pozwala twojemu umysłowi napełnić je magią, by potem wyzwolić czar. Na tym to polega… mniej więcej… spróbuj.- gnomka była zaklinaczką i przez to nie była zainteresowana zawartością księgi Elizabeth i czarami w niej zapisanymi. Po prostu przechadzała się głaszcząc czarnego kruka po piórkach.
El przytaknęła. Wybrała swoje ulubione zaklęcie naprawy. Czytała je w myślach starając się robić tak jak mówiła Marineta. Po dłuższej chwili sięgnęła do swej torby i z pamięci naprawiła zszycie. To… działało! Czuła że słowa, gesty… wszystko tkwi w jej głowie. Jak magia owija się wokół zapamiętanych słów.
- Niesamowite… - Szepnęła do siebie. Co więcej nadal czuła ten czar w sobie, nadal wiedziała jak ułożyć słowa, by przywołać moc. Tego przedtem nie potrafiła.
- Nie… to podstawy.- odparła z uśmiechem gnomka. I dodała.- Dobrze że je szybko łapiesz, bo ja się na tym nie znam. Moja magia nie polega na zapamiętywaniu formuł z ksiąg.
- Musi być dużo swobodniejsza. - El od razu przeskoczyłam wzrokiem do kolejnego znanego jej zaklęcia. Pamiętała, że miała jakieś umożliwiające zmianę wyglądu.
- Ma swoje ograniczenia. Jak wszystko.- wyjaśniła Marineta przyglądając się dziewczynie zaczytanej w księdze.- Z pewnością jesteś w stanie zrobić coś więcej niż proste kuglarskie sztuczki, acz… nie musisz się przede mną popisywać i rzucać czaru już teraz.
- Dobrze… bo to chyba chwilę zajmie. - El uśmiechnęła się do gnomki.
Marineta usiadła na stoliku i przyglądając się młodej czarodziejce założyła nogę na nogę.
- Pokaż mi prawdziwą magię. - rzekła z uśmiechem.
EL spojrzała na nią zaskoczona.
- To znaczy? - Szepnęła niepewnie. - Twoja magia nie jest prawdziwa?
- Znaczy jakiś inny czar… potężniejszy. Proste sztuczki może nauczyć się nawet nie-czarodziej. - wyjaśniła gnomka z uśmiechem.
- Ach.. dobrze. - El stanęła przed gnomką i rzuciła na siebie niedawno przeczytany czar. Sprawdzała go już kiedyś i wiedziała, że może się wydawać nieco niższa. Po chwili wyglądało tak jakby jej ciało kurczyło się.
- Brawo brawo…- zachichotała gnomka wesoło klaskając dłońmi.
- To już kiedyś ćwiczyłam. - El zarumieniła się słysząc ten entuzjazm. Pierwszy raz czarowała przy kimś.
- Więc masz potencjał. Nieduży jeszcze ale jednak.- odparła Marineta machając nogami jak mała dziewczynka. Tyle że nie była małą… mimo swojego rozmiaru miała proporcje dorosłej kobiety.
Czarodziejka przerwała przerwała iluzję, czując jakby osłaniająca ją skorupa pękła.
- Nie wiem… to chyba możliwe by każdy nauczył się tak zaklęć… to nie jest dar lub dziedzictwo jak u ciebie. - El usiadła na łóżku, układając księgę na kolanach. - Nie powinnam jej brać z sobą na uniwersytet, prawda?
- Hmmm…- zamyśliła się gnomka, wykonała gest dłonią i zamruczała zaklęcie.- Możesz wziąć. Jej aura została ukryta. Nie czuć magii od niej. Niemniej nie powinnaś jej tam nikomu pokazywać. Zwłaszcza nauczycielom.
- A... czytanie zaklęć? Czy wtedy się zdradzę? - Dłonie El zacisnęły się na skórzanej oprawie.
- Jeśli nie będziesz dyskretna? To tak. Ale wielcy panowie nie zwracają uwagi na służbę, choć…- tu bucik gnomki zaczął krążyć po szczycie lewej piersi Elizabeth.- … dla takich ślicznotek mogą zrobić wyjątek. Ale nawet wtedy twoja goła pupcia będzie dla nich bardziej atrakcyjna do badania niż to co czytasz.
- Pewnie jest tam wiele atrakcyjnych służących. - El poczuła przyjemny gorąc rozlewający się od szczytu jej piersi.
- To prawda… ale jeśli się już zainteresują to tym co ukrywasz pod tą suknią.- mruczała gnomka krążąc czubkiem stopy po krągłości El.- Wiem co mówię. Mój lud lubi różne eksperymenty.
- Uważasz mnie za eksperyment? - Głos czarodziejki stał się rozpalony.
- Co? Nie… oczywiście że nie.- zaśmiała się Mirabeta i odsunęła nogę.- Po prostu wiedz, że miałam różne przygody… także łóżkowe. Z różnymi… istotami. -
Zamiast tego wypowiedziała cicho jakiś czar i zaczęła poruszać palcami. A Elizabeth patrzyła jak niewidzialna siła rozpina jej bluzkę poszerzając dekolt.
Czarodziejka przyglądała się temu zszokowana i zachwycona jednocześnie.
- To… co się dzieje?
- To jest prosta magiczna sztuczka. Którą możesz być potraktowana. Choć raczej sukienkę będą ci studenci podwijać do góry. Magia to narzędzie i można stosować je do różnych rzeczy.- wyjaśniła żartobliwie Marineta, po rozpięciu bluzki magicznie rozwiązując wiązanie gorsetu.- A moja ciekawość kusi mnie do rozebrania cię całkiem. Wczoraj wyglądałaś ślicznie… ale jak wyglądasz golutka?
El odetchnęła w myślach, ciesząc się że gnomka nie obserwowała jej i Charlesa.
- Według pewnej krasnoludzicy mam małe piersi. - Mruknęła, czując jak jej ciało zaczyna się rozpalać.
- Inne standardy… według mnie…- mruknęła Marineta odsłaniając telekinetycznie biust czarodziejki i oceniła.- Dość duże…- a potem dopytała.-... miękkie?
- Nie wiem.. jaki standard mają gnomy. - Mruknęła El rumieniąc się intensywnie. - Według mnie… tak.
- Jesteśmy ludem otwartym na nowinki.- zaśmiała się Marineta i zsunęła rękawicę z dłoni. A następnie nachyliła się ku Elizabeth i drobnymi wąskimi palcami musnęła pierś Elizabeth pieszczotliwie. - Bardzo miła w dotyku.
Po czym wyprostowała się dodając. - Chyba jestem ci coś winna za wykorzystanie z sytuacji. Masz pytanie? Albo prośbę?
- Ja… - El zszokowana wpatrywała się w stojącą nad nią gnomkę. Pytania? W takim momencie? Przełknęła ślinę. - Spotkałam… dziwnego mężczyznę…
- W tym mieście? To nietrudna sztuka. - zaśmiała się Marineta zakładając nogę na nogę, opierając o nie lewą rękę i opierając dłoń o podbródek i przyglądała się Elizabeth… cóż… jej odsłoniętym piersiom. - Jakieś szczegóły?
- Był niesamowicie blady.. walczył z bestią która rozsypała się w pył… silny… wysoki. - Na twarz El wypłynął rumieniec gdy przypominała sobie ciało napierające na jej własne.
- Przystojny… męski…- wymruczała gnomka zgadując myśli czarodziejki.-... szkoda, że nie całował pozbawiając tchu?
- Wystraszył mnie tak, że zabrakło mi tchu. - Mruknęła cicho czarodziejka. - Oraz groził.
- Dobry powód, by nie wypytywać o niego, nieprawdaż? - zaśmiała się Marineta. Po czym spoważniała mówiąc. - Są w mieście potwory, które potrafią skryć się między ludźmi… bestie które mają nas za pokarm. Walczą one między sobą czasem. Są i organizacje walczące z owymi potworami. Twój napastnik mógł być albo jednym, albo drugim.
- Gdybym miała takie podejście.. nie byłoby mnie tutaj. - El nieco spoważniała. - Co to za organizacje?
- To zależy z kim akurat walczą. Ty napotkałaś chyba łowców wampirów. Mógł być członkiem jakiejś sekty religijnej, wynajętym awanturnikiem przez jakiegoś bogacza, lub drugim wampirem. Mógł łapać potwory dla jakiegoś dżentelmeńskiego klubu lub działać w tajnej organizacji… które są tajne z założenia.- westchnęła gnomka drapiąc się po czuprynie.- My raczej staramy się nie wchodzić im w paradę, a oni nie wtrącają się w nasze sprawy. I wszyscy są zadowoleni.
- Rozumiem. To… wygodne. - El usiadła na łóżku i spojrzała w dół na swoje nagie piersi. Czy powinna się teraz ubrać? Niepewnie zasłoniła swoje krągłości koszulą, starając się nie zerkać na gnomkę. - Ale masz rację… było w nim coś… pociągającego.
- Jak w każdym potężnym i tajemniczym nieznajomym.- odparła z uśmiechem Marineta i skinęła głową.- To zrozumiałe… gdybym ja wykorzystała tak sytuację, gdy jeszcze się mnie bałaś… uczyniłabym cię moją oddaną kochanką.
- Ale nie zrobiłaś tego… - El zabrała się za zapinanie koszuli. Była ciekawe czy tamten mężczyzna należał do jakiejś organizacji… kim lub czym była bestia, którą zabił? Wampir… słyszała legendy o tych stworach, ale na ile były one prawdziwe? Nie powinna teraz tego roztrząsać. - To.. byłoby wygodne, prawda?
- Kuszące…- potwierdziła Marineta i podrapała się po czuprynie.- Lepiej jak wyjdziemy, póki trzymam moją ciekawość na uwięzi.- zachichotała.
Czarodziejka westchnęła i zawiązała gorset wstając.
- Może ja też powinnam jednak… - Uśmiechnęła się do gnomki. - Nie lubię pytań bez odpowiedzi.
- Może jeszcze się spotkamy…- uśmiechnęła tajemniczo Marineta.
- Mam dziwne przeczucie, że na pewno. - El zebrała swoje rzeczy, chowając dokumenty i księgę pod materiał sukni.
Wyszła z wiedzą i kolejnymi pytaniami, wyszła na korytarz nadal czując ciekawski wzrok bardzo rozrywkowej i zapewne niebezpiecznej kobietki. Pozostało więc… spotkanie z Mel i Bernardem.


Najlepiej szybko załatwić sprawę z tym drugim i poświęcić czas przyjaciółce. Szybkim krokiem zeszła z powrotem do sali, rozglądając się za mężczyzną.
Siedział w pobliżu okna i wzdychał zerkając na krzątającą się między stolikami Mel. Nie zauważył podchodzącej Elizabeth.
Czarodziejka stanęła obok niego i zagadnęła.
- To jak…masz wszystko? - Spytała cicho.
- Zgodnie z zamówieniem. - odparł dyskretnie mężczyzna podając El pakunek. - Lepiej żebym tego nie żałował.
Nie był jednak Luciusem, by jego groźby mogły zrobić na niej wrażenie.
El roześmiała się.
- Och żałowałbyś, że masz jej bieliznę w ręku? - mrugnęła do Berniego.
- Jeszcze jej nie mam. - przypomniał jej "wspólnik" czerwieniąc się na twarzy.
- Dotrzymuję słowa. - El pomachała mężczyźnie i chowając pakunek do coraz pełniejszej torby, podeszła do Mel. - To.. miałabyś chwilę?
- Oczywiście. - odparła radośnie przyjaciółka i mrugnęła porozumiewawczo. - W końcu to twój wielki dzień, prawda?
- Mówisz jakbym brała ślub. - El zaśmiała się i chwyciła pod ramię przyjaciółkę. - Będę miała też do ciebie pytanie.
- Momencik. - Melody wyrwała się z uścisku, by podejść do Karla i zabrać od niego butelkę przedniego wina i dwa kieliszki. I tak "uzbrojona" wróciła do przyjaciółki.
- Idziemy do mnie. - zadecydowała.

El przytaknęła i ruszyła za prostytutką. Odezwała się jednak dopiero gdy zamknęły się za nimi drzwi pokoju.
- Czuję… że ładuję się w duże kłopoty. - Mruknęła odstawiając na bok torbę.
- To tak jak ja… ale zacznijmy od twoich.- westchnęła Mel otwierając butelkę i nalewając miodowej barwy trunek do obu kieliszków. Usiadła przy nim i spytała. - Co cię gryzie?
- Tamci chcą bym dla nich szpiegowała na uniwerku… moi rodzice myślą, że będę tam grzeczna i to uczciwa praca… - El przyjęła napitek z trunkiem. - Do tego czuję, że nieco oszukuję Charlesa… a ty.. w jakie kłopoty czujesz, że się ładujesz?
- Może zaczniemy od twoich… - odparła wymijająco Melody i wypiła trunek zamyślona. - Wiesz… tego Charlesa poznałaś ledwie dwa dni temu. Nie jest twoim narzeczonym… to na pewno. Spotkałaś się z nim dwa razy tylko… powiedzmy, że to obiecująca znajomość. A jak… oszukujesz Charlesa? - zapytała na koniec.
- Bo… mam wrażenie, że to dobry mężczyzna, że chciałby coś więcej. - El spoglądała na przyjaciółkę ciekawa co ją dręczy.
- Po dwóch spotkaniach? - zapytała retorycznie Melody i uśmiechnęła się.- Może i chciałby czegoś więcej, ale tak krótka znajomość nie narzuca obowiązków na ciebie. Nie musisz spełnić jego oczekiwań.
- To… prawda… - El zarumieniła się. - Wiesz to pierwszy raz, gdy jestem z kimś.
- Taaa… miłość od pierwszego wejrzenia… rzadko jest tą ostatnią.- odparła z uśmiechem Melody nalewając alkoholu do kieliszków. Następnie dodała.- Dopóki nie powiesz mu “kocham cię”, albo dopóki on nie wyzna ci miłości toooo… na razie jesteście przyjaciółmi z przywilejami.
El przytaknęła i upiła kolejny łyk alkoholu.
- Tak… ale.. jeszcze ta nowa praca… nigdy nie byłam pokojówką. - Szepnęła, spoglądając na zawartość kieliszka. Cóż… zobaczymy… zrobię co w mojej mocy by się przygotować.
- Ścielenie łóżka, pranie ubrań, nakrywanie do stołu. - zażartowała Melody popijając trunek. - Myślę że sobie z tym poradzisz. Jak trudne to być może?
- Nie wiem… naprawdę… ciężko mi to sobie wyobrazić, a do tego .. mam szpiegować. - Czarodziejka westchnęła ciężko. - A co cię trapi?
- Mnie… - mruknęła cicho Melody zerkając na resztki alkoholu w swoim kieliszku.- … ty. Właściwie to co… wczoraj powiedziałaś. Posłuchaj… nie będę udawać, że jestem niewiniątkiem. Parę raz zdarzało mi się, gdy sobie popiłam i nudziłam, fantazjowanie o tym co by było gdyby… wylądowałam na tobie w łóżku. Ale to tylko nieszkodliwe fantazje były… nic więcej. Przestały być nieszkodliwe przez ciebie.- zaśmiała się nerwowo. Po czym spojrzała wprost na El.- A co do ciebie. Nie myśl, że nie wiem skądś się to wzięło. Dalia ci zamieszała w głowie. Ona lubi takie rzeczy sugerować innym. Wprowadzać zamęt.
- To prawda… rozmawiałyśmy o tym. - Czarodziejka zarumieniła się wpatrując się w oczy przyjaciółki. - Ale to co powiedziałam… śniłaś mi się. Byłyśmy razem.. w łóżku.
- Widzisz… nie są już nieszkodliwe skoro wiemy, że mogą się zdarzyć.- odparła Mel wskazując czubkiem palca czubek nosa przyjaciółki.
- To… byłoby złe, gdyby się zdarzyło? - El wpatrywała się w czubek palca czując, że chciałaby go pocałować. - Dalia… pieściła mnie… podobam się też Marinecie…. A wolałabym być obok ciebie niż obok nich.
- Mi też się podobasz…- zaczerwieniła się Melody i odsunęła dłoń. Westchnęła ciężko i dodała ironicznie.- A nie przypadkiem obok swojego chłopaka, co?
Dopiła kieliszek dodając. - Sama nie wiem czy to by było złe… czy dobre… Wiem tylko że by pokomplikowało przyjaźń między nami. Mogłoby by się stać czymś więcej, lub czymś mniej… początkiem końca naszej przyjaźni.
- Byłabyś zazdrosna o Charlesa? - El opróżniła swój kieliszek i odstawiła go na bok. - O ewentualnych innych? Bo… może mi się tak teraz tylko wydaje… że gdybym mogła cię mieć obok, rozmawiać tak jak teraz… nawet.. chyba… gdybyśmy robiły coś więcej… to… nie byłabym zazdrosna tak długo jakbym miała w tobie przyjaciółkę. - El pokryła się rumieńcem czując jak palą ją całe policzki.
- Nie mogłabym być zazdrosna… nie przy moim stylu zarobkowania. Jak mogłabym wyrzucać ci że sypiasz z innymi. Jeśli sama robię to samo i to codziennie.- przypomniała jej Melody i przysunęła się bliżej Elizabeth. - Raczej… rozmyślałam o tym jako… zabawie…
Westchnęła ciężko i rzekła. - No dobrze… pocałuj mnie.
Czarodziejka uśmiechnęła się niepewnie. Wyciągnęła drżące dłonie by ująć twarz przyjaciółki. To było inne niż z Dalią. Jednak do Mel… naprawdę coś czuła. Pocałowała drugą kobietę. Na początku delikatnie, ale już po chwili pogłębiając pocałunek.
Melody z początku była bierna, ale potem przejęła kontrolę smyrając językiem po wargach przyjaciółki, a potem sięgając głębiej i zapraszając język El do zabawy. Dłonią sięgnęła do piersi czarodziejki, sprawnie rozwiązała wiązania i wślizgnęła palcami pod koszulę obejmując dłonią pierś i ugniatając ją lekko palcami.
Czarodziejka wstała ze swego miejsca i usiadła okrakiem na udach przyjaciółki nie przerywając pocałunku. Jej język przyłączył się do dziwnego tańca, a dłonie… drżąc położyła je na piersiach Mel. Tylokrotnie je mierzyła, ale to, to było coś innego.
- To było… przyjemne. - zamruczała Melody po pocałunku, rozkoszując się zarówno ciężarem piersi El pod swoją dłonią, jak i jej dłońmi na swoim biuście. Drugą dłonią wodziła po odsłoniętym obecnie udzie czarodziejki, gdy jej spódnica podwinęła się do góry.
- Nadal jest… - Czarodziejka uśmiechnęła się ciepło do przyjaciółki nie zabierając dłoni z jej piersi.
- Jest… zgodziła się z nią.- Melody i zaśmiała się cicho.- Więęęęc co teraz? Jak ci się to śniło?
- Leżałaś na mnie… nago. - El nie wierzyła w to, ale chyba zarumieniła się bardziej. - Wiesz… działo się wtedy tyle… byłam zbyt przejęta… dotykałaś mnie..tam.
- Gdzie taam?- zapytała Mel szeroko uśmiechając się i drapieżnie zarazem.
Czarodziejka spojrzała w dół na dłoń przyjaciółki.
- Jesteś blisko. - Mruknęła niepewnie.
- Ale nie dość… musiałabyś usiąść na stoliku i… odsłonić wszystko.- odparła zmysłowo Melody uśmiechając się prowokująco.
- Na stoliku? - U El ożyły wspomnienia jej pierwszego razu. - Jesteś pewna?
- Albo na łóżku, albo na parapecie otwartego okna… raz mi się tak zdarzyło.- zaśmiała się Melody, muskając palcami usta czarodziejki.- Jak wolisz.
El wstała z kolan przyjaciółki i wyciągnęła do niej dłoń.
- Na łóżku.. tak było we śnie. - Mruknęła cicho.
- To ty się połóż…- odparła Melody wstając i kołysząc biodrami. Jej dłonie sięgnęły do tyłu i zabrały się za rozwiązanie gorsetu. Lekko się pochyliła by wprawić swoje ciężkie piersi uwięzione pod bluzką w hipnotyczne kołysanie. - I podziwiaj… inni płacą za takie widoki.

Aiko 18-11-2019 11:42

Czarodziejka posłusznie położyła się na łóżku, wpatrując się w swoją przyjaciółkę. Naprawdę.. planowały to zrobić? Jej oczy przesuwały się po ciele Mel, nazbyt ciężko uciekając w kierunku jej biustu.
- Jesteś piękna. - Szepnęła.
- Taak...a z ciebie to brzydkie kaczątko?- zaśmiała się Melody odwracając tyłem i uwalniając od gorsetu. Teraz to jej pupa hipnotycznie poruszała się na boki, zataczała ósemki, zawsze wypięta w kierunku łóżka z podziwiającą ją El.
- Dziś dowiedziałam się, że mam małe piersi. - Czarodziejka zaśmiała się.
- To komu pokazywałaś biust? - zapytała żartobliwie Melody rozwiązując troczki spódnicy i ruchami bioder zsuwając je z ciała. Odsłoniła koronkową bieliznę oraz podwiązki podtrzymujące wełniane pończoszki.
- To opinia pewnej krasnoludzicy, przed którą wcale się nie rozbierałam. - El uśmiechnęła się ciepło, spoglądając na bieliznę przyjaciółki. Może… jak materiału zostanie więcej.. to uszyje jej coś w prezencie?
- To skąd ona wie?- spytała Mel prostując się i zerkając przez ramię.- Ale majtki to mi musisz sama zdjąć.
Czarodziejka roześmiała się i wstała z łóżka. Powoli podeszła do przyjaciółki i sięgnęła do jej bielizny.
- Chyba oceniała po tym co widziała w stroju. - Oparła podbródek o ramię Mel i zaczęła zsuwać jej majtki.
- Ach…- mruknęła Melody poddając się temu dotykowi.- To może powinnaś pokazać, że się pomyliła? - dodała ze śmiechem.
- Nie zależy mi na tym. - El zaczęła zsuwać się w dół całując plecy przyjaciółki i zdejmując z niej bieliznę. Na koniec delikatnie pocałowała jeden pośladków.
- Śliczny.
- Teraz ty... chcę cię zobaczyć golutką.- wymruczała Mel podciągając koszulę w górę i powoli odsłaniając plecy.
- Wiesz… moje ciało nie jest jakieś… - El zawahała się, ale posłusznie wstała i zabrała się za rozwiązywanie gorsetu.
- Nie jest jakie? - zapytała Mel pozbywając się trzewików.
- Szczególne. - Czarodziejka zdjęła gorset, a po nim spódnicę, pozostając w samej koszuli i kolejnej bieliźnie zaprojektowanej przez mamę.
Przy okazji cały czas zerkała na Mel i jej reakcje.
- Mam inne zdanie na ten temat. - Melody podeszła do czarodziejki. Już naga, pomijając wełniane pończoszki. Popchnęła ją na łóżko, a następnie sama wdrapała się na nie… siadając pomiędzy rozchylonymi nogami czarodziejki, pochwyciła lewą i zaczęła dłońmi pozbawiać ją trzewika, jednocześnie językiem wodząc po materiale okrywającym łydkę.
- A jakie? - Wymruczała El, zabierając się za rozpinanie koszuli.
- Bardzo urocze… delikatne…- wymruczała łakomym tonem Mel i skubnęła ząbkami łydkę.- Nic dziwnego że skusiłaś i tą gnomkę i samą Dalię.
Czarodziejka jęknęła cicho. Rozpięła ostatni guzik, pozwalając koszuli opaść po swoich bokach.
- To jest smakowity widoczek.- wymruczała rozpalonym głosem Mel nadal klęcząc przed kochanką.. bo tym przecież El była. Chwyciła za drugą nogę, by również pozbawić ją trzewika.
- Dotknij swojego biustu, pomasuj go tak jakbyś chciała bym je dotknęła.- prowokowała pożądliwym tonem głosu.
El wpatrywała się w nią przez chwilę. Wiedziała jak by chciała by Mel ją dotykała, ostatnio… zbyt często te myśli odciągały ją od pracy. Ujęła swoje piersi i zaczęła je masować na oczach kochanki.
Mel przyglądała się temu ocierając się biustem o jej prawą nogę, wodząc językiem po łydce i palcami po stopie.Delektowała się widokiem dłoni czarodziejki dotykającej własnego ciała w ten właśnie sposób.
Morgan chwyciła natomiast szczyty swych piersi i delikatnie pociągnęła za nie.
- A ty… jak lubisz aby cię dotykano? - Spytała rozpalonym głosem.
- Lubię… języczek tam na dole… i klapsy…- zaśmiała się Mel zawstydzona tym wyznaniem i wodziła wzrokiem po piersiach czarodziejki. - Lubię kąsanie w podstawę karku i masaż… piersi.
Na razie sama ocierała biustem i podbrzuszem od nogę Mel. - Jesteś urokliwa.
Czarodziejka puściła swoje piersi i sięgnęła dłońmi do biustu przyjaciółki.
- Czyli… lubisz jak się cię bierze od tyłu? - Spytała wstydliwie.
- Charles cię tego nauczył ? Takich pozycji? - zapytała Mel puszczając nogę czarodziejki i opadając na nią, by ułatwić jej pochwycenie swoich dużych piersi. Po czym pokręciła głową.- Nie… lubię dosiadać, klapsy mają… cóż.. własny przyjemny dreszczyk niepowiązany z samym aktem seksu.
- Tak tylko pomyślałam, że to.. mogłoby być wygodne… - El skupiła się na pieszczeniu pochwyconych piersi. Były takie ciężkie… jednak nieco większe od jej. - Że gdy bierze się od tyłu.. można i kąsać kark i pieścić.. je… Z Charlesem zrobiliśmy to raz tak, ale wiesz… uczymy się.
- I jest… ale wygoda i przyjemność nie muszą iść w parze.- mruczała Melody sięgając między uda czarodziejki dłonią i wodząc palcami po jej intymnym zakątku. Wzdychała pożądliwie czując palce Elizabeth na swoich krągłościach.
Czarodziejka zadrżała, a jej oddech przyspieszył.
- Yhym… - Wymruczała, czując jak jej myśli odplywają.
- Właśnie…- szeptała cicho Melody uśmiechając się zadowolona z siebie. Jej palce sięgnęły głębiej, zaczęły muskać i dotykać intymnego zakątku czarodziejki zanurzając się w nim i poruszając. Z wprawą i doświadczeniem jakiego El nie miała.
Dłonie Morgan zaczęły mocniej pieścić piersi kochanki. Czuła jak Mel każdym ruchem sprawia jej trudną do opisania rozkosz.
Z ust samej rudowłosej wyrywały się ciche pomruki połączone z silniejszymi ruchami palców między udami czarodziejki… oraz lubieżne mlaśnięcia. Melody niczym wytrawny złodziej subtelnymi ruchami palców otwierała tamę wstrzymującą rozkosz. El doszła z cichym okrzykiem i opadła na łóżko oddychając z trudem. Czy było jak we śnie? Nie… Dużo lepiej. Wpatrywała się w Mel rozmarzonym wzrokiem starając się uspokoić oddech.

- Przyjemnie? - wymruczała kocio rudowłosa uśmiechając się lubieżnie.
- Bardzo… aż głupio, bo nie dam rady ci się tak odwdzięczyć. - Czarodziejka zarumieniła się. - Bo… nie umiem.
Melody zachichotała siadając i oblizując palce dłoni.
- Przynieś nam trunek. Mam ochotę się napić, a ty?- zaordynowała.
- Trochę też. - El podniosła się i podeszła by uzupełnić trunek w ich kieliszkach. - Choć nie chciałabym zapomnieć przez alkohol tego wieczoru.
- Myślisz, że da się zapomnieć… wieczór ze mną?- Melody wypięła dumnie biust podpierając go rękami.
- Wydaje się to niemożliwe… ale jeśli wlejesz we mnie odpowiednio dużo… mogę myśleć że to był tylko sen. - El podała Mel kieliszek z alkoholem i uśmiechnęła się ciepło.
- Może… mi się uda…- wymruczała Melody w odpowiedzi polewając swój biust trunkiem z kieliszka.- upić ciebie w inny sposób?
Czarodziejka wpatrywała się w to jak zahipnotyzowana.
- Ile… o mnie fantazjowałaś? - Odstawiła bok swój kieliszek i nachyliła się by zlizać strużkę, która słynęła po piersi kochanki.
- Mmmm…. trochę… kilka razy… z sześć może?- zachichotała Melody i dodała wstydliwie.- Ostatni raz… wczoraj.
- Jak? - El zaczęła zlizywać alkohol długimi pociągnięciami języka. Skóra Mel była tak przyjemna… ciepła, delikatna. Kusiło by wtulić się w jej krągłości.
- Nie powiem ci…- prychnęła śmiechem Melody strumieniem trunku schodząc po brzuchu między swoje uda.- Wstydzę się.
- A pokażesz? - Język czarodziejki wędrował za śladami alkoholu spijając je pocałunkami i liźnięciami. Czasem pozwalała sobie by przywrzeć mocniej ustami do skóry kochanki.
- Może kiedyś… nie mamy za dużo czasu. Ty masz randkę, ja robotę.- przypomniała jej prężąc się zmysłowo Melody.
- A jeszcze… nie pokazałaś mi stroju. - El pocałowała łono przyjaciółki, zanurzając nos w jej rudych włoskach.
- Właśnie…- jęknęła Mel oblewając podbrzusze reszką alkoholu i odchylając się do tyłu zaprezentowała w pełni swój intymny zakątek.- Mamy… mamy… mało czasu.
El przywarła do niego ustami, dłońmi chwytając za pośladki rudej kochanki. Z zapałem zaczęła zlizywać alkohol z jej kwiatu, sama czując jak bardzo podnieca ją ta sytuacja.
- Mhmmm.. - przyjemnie wyszeptała podnieconym głosem Melody, El zresztą smakowała jej podniecenie i czuła jego zapach, gdy biodra kochanki dociskały się do jej ust. Czarodziejka cały czas zerkała na Mel ciekawa co jej się podoba. Jej język badawczo przesuwał się po całym kwiecie, czasem zanurzając w jego wnętrzu. Bo kilku takich badaniach Melody zaczęła pojękiwać cichutko i dyszeć. Wreszcie jej ciało naprężyło się i sama rudowłosa doszła do szczytu nagle i intensywnie. Po czym opadła na łóżko przeciągając się leniwie.
Czarodziejka podciągnęła się ku górze i ułożyła swoją głowę pomiędzy piersiami kochanki.
- Potwornie miałam na to ochotę.
- Od kiedy? - zapytała figlarnie Mel głaszcząc czarodziejkę po włosach.
- Zawsze chciałam… lubiłam być blisko ciebie. - El westchnęła. - Ale od tamtego snu ten brak stał się nie do wytrzymania.
- Bądźmy szczere…- zaśmiała się Mel.- To Dalia podsunęła ci takie myśli. No i pamiętaj, mój plan się nie zmienił. Znaleźć chłopaka, założyć rodzinę.
- Pewnie tak, ale… nie żałuję. - Elizabeth zaśmiała się. - I uwierz gdy znajdziesz kogoś odpowiedniego z przyjemnością będę niosła twój welon.. ba… uszyję ci bieliznę ślubną.
- A wcześniej urządzisz mi namiętny wieczór panieński, co?- zapytała żartobliwie Mel czochrając czuprynę czarodziejki.
- Jeśli mnie poprosisz. - El usiadła na łóżku, sięgnęła po fiolkę ze specyfikiem. - Mam do ciebie pytanie… ile powinnam pić tego eliksiru by było to bezpieczne.. ale wiesz.. by nie zajść w ciążę?
- Nic. To dla mężczyzn.- westchnęła Mel i zsunęła się z łóżka ruszając do toaletki.- Planujesz się z nim kochać?
- Dalia… wspominała, że eliksir można też pić, tylko mówiła o jakiejś proporcji. - El nie dawała za wygraną. - Wiesz… to w co planuję się władować.. będzie niebezpieczne, nie wiem czy .. uda mi się mieć dzieci.
- Znaczy ta cała afera z Cycione? Oni mają mnóstwo członków. Wielu z nich ma swoje rodziny.- Melody przyniosła inną fiolkę i podała ją przyjaciółce.- Łyknij trochę… przez następne siedem dni, ty będziesz bezpłodna.
El wstała z łóżka i podeszła do torby. Wyjęła z niej fiolkę od Berniego i podała ją przyjaciółce.
- Dobrze.. jeśli weźmiesz to na wymianę.
- Niech ci będzie.- odparła Mel z uśmiechem. - A tą całą fuchą na uniwerku nie przejmuj się aż tak bardzo.
- Nie nią się martwię.. - El przyjęła fiolkę oddając przyjaciółce swoją i usiadła z nią na łóżku. - Jak myślisz? Czemu tak naprawde się zgodziłam?
- To dobra okazja na wyrwanie się z domu. Spory zarobek. I to jest Uptown. Sama nie miałabym powodu odmawiać, nawet gdyby to była robota w zamtuzie. Wiesz jak dobrze tam płacą?- zapytała Melody podchodząc do szafy.- I mogłabym sobie znaleźć kogoś z zamożnej rodzinki. Zatrudnić ciebie jako pokojówkę i urozmaicać sobie dzienne obowiązki macaniem służby.- zażartowała na koniec, szukając pośród strojów czegoś.
- To uniwerek magiczny Mel… chcę się nauczyć.. więcej. - Wyszeptała cicho czarodziejka, odkorkowując buteleczkę.
- Aaaa to…- westchnęła ciężko rudowłosa zerkając przez ramię. - … myślisz, że coś się tam nauczysz? Nie lepiej poszukać kogoś, rozkochać w sobie jakiegoś czarodzieja?
- Wiesz… ja jakoś nie marze o mężu.. dzieciach. - El uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Teraz.. jakoś ciężko wyobrazić mi sobie takie zwykłe proste życie.
- Ale już planujesz jak wyciągnąć węża Charlesa z jego spodni, skoro łykasz ten lek, co? - zaśmiała się Mel pochylając i wypinając tyłeczek. Po czym szepnęła.- Ooo... tu jesteś.
El zarumieniła się mocno i wypiła zawartość fiolki.
- To.. bardzo przyjemne.. po prostu biorę pod uwagę tą… ewentualność.
- No tak.- zaśmiała się Melody i pokazała swoje znalezisko.



- Nie jest to może za bardzo wyzywający zestaw i trzeba by dorzucić jakąś krótką marynarkę lub narzutkę na ramiona. Ale w końcu na imprezę idziesz. No i jeśli nie założysz majtek to…- przesunęła palcami po rządku czarnych guziczków na spódnicy.-... w parę chwil odsłonisz przed nim nagi kwiatuszek.
El otworzyła szeroko usta wpatrując się w sukienkę z zachwytem.
- Jest.. piękna. Na pewno chcesz mi ją pożyczyć? - Spytała niepewnie zerkając na przyjaciółkę.
- O ile się wciśniesz. Na mnie już jest trochę za mała.- oceniła Melody przyglądając się strojowi, a potem przyjaciółce. - Z pewnością coś na siebie założysz.
- Spróbujmy. Mam nieco mniejszy biust od ciebie. - El wstała z łóżka, chowając fiolkę to torby i nago podeszła do Mel by ta pomogła jej założyć strój..
Najpierw zajęły się kamizelką, która otuliła nagie piersi czarodziejki. Dość mocno, bo rzeczywiście strój był ciasny. Ale udało się.
- Do sukni trzeba dobrać pończoszki i trzewiki, zanim ją założysz.- oceniła rudowłosa.
- Zgarnęłam jakieś pończochy z domu. - EL podeszła w samej kamizelce do swojej torby i ostrożnie wydobyła bieliznę z cieniutkiej bawełny, starannie złożoną i ukrytą pomiędzy fałdami zabranej sukni.
- Twój chłopak nie będzie w stanie oderwać od ciebie rączek. Ja bym miała z tym kłopoty na jego miejscu.- uśmiechnęła się lubieżnie Melody przyglądając się półnagiej El.
Czarodziejka obejrzała się na przyjaciółkę. - Obawia się, że ktoś będzie chciał mnie odbić. Nie wiem czy będzie chciał pokazać… - El posmutniała nieco. - .. jak łatwa jestem.
- Ma rację… że się obawia.- zaśmiała się Mel podchodząc do czarodziejki i obejmując ją ramionami. - Wyglądasz prześlicznie. Możesz przyciągnąć spojrzenia wielu osób na tym przyjęciu.
Czarodziejka także objęła kochankę, wtulając się w nią.
- Chcę zobaczyć jak wygląda Uptown.. ludzie stamtąd. - Wyszeptała, czując jak zaczyna ją łapać trema.
- Są tacy sami jak my… lepiej ubrani i pachnący… ale też marzący o takim boskim tyłeczku jak twój.- wymruczała Mel chwytając za pośladek czarodziejki i ściskając go lekko.- No i masz Charlesa, który z pewnością będzie blisko ciebie.
El zaśmiałą się i pokręciła pupą ocierając się o dłoń przyjaciółki.
- Tam też pewnie mają piękne kobiety. Nie będę się wyróżniać. - Uśmiechnęła się do Mel i przeczesała jej włosy.
- To je też uwiedziesz… te piękne kobiety.- wymruczała rudowłosa z niewzruszoną pewnością siebie wodząc palcem między pośladkami dziewczyny.- Najważniejsza jest buta i pewność siebie. Jeśli ty będziesz się uważała za najpiękniejszą, to mało która będzie mogła rzucić ci wyzwanie.
- Chcesz mi podarować trochę pewności siebie? - El zaśmiała się.
- Taaak.- zaśmiała się rudowłosa i cmoknęła czubek nosa czarodziejki.- Dalia miała na ciebie oko cały czas, a ona lubi tylko ładną zdobycz łowić.
- A ty nie lubisz ładnych zdobyczy? - Czarodziejka odpowiedziała delikatnym pocałunkiem w usta Mel.
- Lubię… dlatego cię rozpiłam i uwiodłam.- przypomniała jej przyjaciółka. Chwyciła obiema dłońmi miękkie pośladki El i ścisnęła jej. - Więc jeśli to przyjęcie będzie nudne, to możesz wrócić do mnie i ja zapewnię ci rozrywkę… jaką sobie tylko zażyczysz.
- Zapamiętam. - El zamruczała z zadowolenia czując pieszczotę kochanki.
- To dobrze…- Mel puściła pośladki dziewczyny i popchnęła ją na łóżko. - A teraz do dalszego ubierania… zanim nie wpadnę na jakiś głupszy pomysł.
- Dobrze. - Czarodziejka opadła na miękki materac i zabrała się za wciąganie pończoch. Zaś Mel zabrała się za ubieranie własnych szatek, zerkając co jakiś czas na przyjaciółkę z lubieżnym uśmieszkiem spomiędzy pukli swoich rudych włosów.
El mimo propozycji kochanki założyła do pończoch koronkowe majteczki i podeszła do szafki z butami przyjaciółki.
- Mogę coś pożyczyć? - Spytała niepewnie. - Myślisz.. ze włosy rozpuszczone?
- Nie… włosy koniecznie upięte, by odsłonić szyję, do tego figlarny kapelusik. Buty możesz pożyczyć, ale wpierw musimy cię wcisnąć w spódnicę.- zadecydowała Melody.
Czarodziejka spokojnie zaczekała, aż Mel sie ubierze i dała przyjaciółce sobie pomóc w ubieraniu i upinaniu fryzury.
Po założeniu kapelusika na głowę przyjaciółki Mel cmoknęła jej policzek dodając.- No… uciekaj stąd. Ja jeszcze muszę się przygotować na wieczór i zejść na dół. Czas zarobić pupą dodatkowo.
- Dzięki wielkie. - El zgarnęła swoją torbę, planując zostawić ją Karlowi. Zatrzymała się w progu. - Powinnyśmy kiedyś wygospodarować sobie więcej czasu.
- Z pewnością da się to załatwić. Powiedz tylko kiedy.- pożegnała ją uśmiechem Melody.
- Pogadamy pojutrze o tym… po mojej rozmowie o pracę. - El pomachała przyjaciółce i zeszła po schodach na dół, uważając na pożyczony strój.
Przyciągała przy tym wiele spojrzeń, tym bardziej, że suknie odkrywała jej zgrabne nogi i mogła się poszczycić sporym dekoltem. Nim zaś doszła do kontuaru, czarodziejka została zaczepiona przez Dalię.
Kobieta podeszła do niej i przesunęła dłonią po pośladkach, na koniec mrucząc jej do ucha żartobliwie.
- Przyszłaś mi rzucić jednorazowe wyzwanie? Czy planujesz być moją stałą konkurentką?
- WIesz, że nie miałabym szans. - El zaśmiała się w odpowiedzi.
- Mam wrażenie że jednak miałabyś.- stwierdziła cicho Dalia obejmując poufale w pasie czarodziejkę, tuląc ją do siebie i całując w szyję. Powoli muskała skórę przedłużając ową pieszczotę i szepcząc na koniec.- Śnij o mnie tej nocy, bo ja będę śniła o tobie.
Po czym z figlarnym chichotem odsunęła się od czarodziejki, by kołysząc biodrami udać się na górę. Nastał bowiem czas i jej przygotowań.
Zarumieniona El z całych sił starała się nie rozglądać po sali. Nawet nie chciała myśleć co teraz mogli pomyśleć o niej klienci jednak.. toż sama to nieco prowokowała, prawda? Szybkim krokiem podeszła do Karla.
Półork nalał już jej drinka i uśmiechnął się współczująco.- Dalia zagięła na ciebie parol co? Uważaj bo któregoś wieczoru wciągnie cię do swojego leża i nie wiadomo jakim to lubieżnościom cię podda.
- Na szczęście ty i Mel mnie strzeżecie. - El wskazała barmanowi na swoją torbę. - Czy.. mogłabym to gdzieś u ciebie przechować. Mam tam kilka cennych rzeczy, a nie chcę kłopotać dziewczyn… ich klienci bywają różni.
- Nie ma sprawy.- odparł Karl z uśmiechem. - Łatwiej strzec twojej torby niż ciebie przed Dalią.
Czarodziejka podała pakunek półorkowi z nieco drżącą dłonią. Wewnątrz jednak była jej księga i choć podczas dnia czytała jeszcze zaklęcia to.. tak bardzo nie chciałaby jej stracić.
- Na szczęście teraz ma klientów. - El uśmiechnęła się i upiła nalanego trunku.
- Na szczęście.- zaśmiał się Karl i dodał.- Acz sama wiesz, że sprytna z niej żmijka.
- Zauważyłam. - El pozwoliła sobie na spojrzenie w kierunku sali, ciężko jej było ocenić ile czasu minęło. I oceniła, że nadszedł już wieczór, czas gdy karczma stawała sie zamtuzem. Zaczynała się.. nieco niecierpliwić.. a może bardziej.. stresować?
- No cóż…- Karl dolał jej trunku i spojrzał na czarodziejkę.- … przynajmniej ma dobry gust. Wyglądasz prześlicznie.
- Tobie też się podobam? - El oparła się łokciem o kontuar i podparła dłonią swój policzek. WIedziała, że eksponuje w tej chwili i swój biust i nieco wypiętą pupę, jednak… to była całkiem przyjemna gra.
- Ehmm… tak…- odparł półork zezując na jej dekolt.- Jesteś… śliczna… i pewnie Mel się do tego przyczyniła. Pamiętam tę strój na niej.
- Tak.. nie miałam odpowiedniego stroju i.. zgodziła się mi coś pożyczyć. - Czarodziejka zaśmiała się. - Musiała w tym pięknie wyglądać.
- I bez niego pewnie wyglądasz kusząco… właśnie… bez niego.- zażartował dwuznacznie Karl.
El uśmiechnęła się ciepło do półorka i uniosła kieliszek.
- Dziękuję. Twoje zdrowie Karl. - Wypiła zawartość naczynia, czując przyjemne ciepło, rozlewające się po gardle.
- I twoje.- odparł z uśmiechem barman, a drzwi się otworzyły i do środka wszedł Charles. Od razu zauważył kochankę i ruszył ku niej.
- Wyglądasz… zachwycająco.- wydukał niemal rozbierając El wzrokiem.
Czarodziejka przyjrzała się eleganckiemu kostiumowi kochanka.
- Ty również. - Odpowiedziała, podając mu dłoń do ucałowania.
- Wątpię.- mężczyzna się speszył słysząc te słowa.- Dorożka już czeka.
El ujęła go pod ramię.
- Wobec tego jedźmy. - Pomachała Karlowi.


Dorożka czekała już na zewnątrz. Mała dwusobowa budka na dwóch kołach, zaprzężona w dwa konie. Wygodna w środku, choć ciasna. I bardzo dyskretna. Charles pomógł El wsiąść do środka, a następnie sam wsiadł do środka. Czarodziejka ujęła go ponownie pod ramię, wtulając się w nie. Dawno nie jechała dorożką, a na pewno nigdy taką. Rodzice wynajmowali czasem ale dużo tańsze i większe, by pomieściły całą ich rodzinę.
- Jak ci minął dzień? - Spytała, zerkając na drogę.
- Nerwowo… wszyscy są ciebie ciekawi.- odparł cicho Charles.- I mnie wypytywali.
- Jestem twoją dziewczyną? Kochanką? - El poczuła jak trema w niej narasta.
- Powiedziałem że przyjaciółką… nie chciałem, byś czuła się… wplątana w coś.- wyjaśnił Charles wodząc palcami po krągłości piersi uwięzionej w kamizelce.
- Czyli nie powinnam się tak przymilać. - czarodziejka nachyliła się i pocałowała mężczyznę w usta.
- Hmm… ?- zdołał tylko odpowiedzieć Charles, a potem dał się pochłonąć pocałunkowi. Rozkoszując się zetknięciem się ich ust, mężczyzna ścisnął drapieżnie pierś czarodziejki przez obcisłą kamizelkę.
El uniosła jedną nogę i założyła ją na udo mężczyzny, pogłębiając pocałunek.
Nadal całując ją Charles drugą dłonią zaczął wodzić palcami po udzie schodząc od kolana coraz niżej.
- Tęskniłem za tym...czy to źle?- zapytał po pocałunku, a potem zaczął całować szyję czarodziejki.
- Mi to nie przeszkadza. - El odchyliła głowę, eksponując swoją szyję na pocałunki.
- Myślałem o tobie cały dzień... - szeptał żarliwie młodzian wodząc ustami po szyi. Palce mężczyzny dotarły do jej bielizny i wodziły zachłannie po materiale jej majtek. - … o tym co… poczuję pod palcami dotykając ciebie.
Czarodziejka uniosła się i usiadła okrakiem na kolanach. W podskakującej na kocich łbach dorożce, jej biust poruszał się mimo kamizelki. Pocałowała kochanka zachłannie.
Dłonie mężczyzny wślizgnęły się pod jej spódnicę, pochwyciły uda i pośladki… Mel jednak miała rację. Trzeba było ściągnąć majtki. Ocierając się podbrzuszem o kochanka czuła, jak jego admiracja do niej rośnie znacząco.
- Daleko na to przyjęcie? - Szepnęła, sięgając dłońmi pomiędzy ich ciałami i chwytając za zapięcie spodni Charlesa.
- Możemy… możemy się trochę spóźnić.- wydyszał rozpalonym głosem mężczyzna zsuwając majtki z pośladków El.
Czarodziejka rozpięła spodnie kochanka i wydobyła z nich jego męskość. Kilka razy przesunęła po niej palcami.
- Jesteś pewien? - Szepnęła wprost w jego ucho.
- Tak tak… - wyszeptał żarliwie młodzian czując dotyk kochanki na swoim dowodzie pożądania. I dając znak woźnicy uderzeniem dłoni, by zrobił kilka dodatkowych “kółeczek”.
Czarodziejka uniosła się i nabiła na jego męskość. Z uwagi na trzęsącą się dorożkę, wyszło to nieco.. gwałtownie i zaskoczona tym jęknęła głośno.
- Przepra…- jęknął młodzian dociskając pośladki dziewczyny w dół, gdy unosiła się i opadała wystawiając swoją bieliznę na próbę wytrzymałości. Całował na oślep jej dekolt, gdy unosiła się i opadała na niego wraz z każdym wybojem.
El pochwyciła mocno jego ramiona, starając się nieco zapanować nad ruchami swego ciała. Czuła jednak, że niezbyt jej to wychodzi. Każdy wybój, każdy ruch Charlesa, prowadził ją na szczyt w zatrważającym tempie. Czuła też, że jej ciało wprawiało kochanka w lubieżną dzikość. Trzymał jej pośladki mocno, dyszał, drżał… coraz bliżej eksplozji, aż w końcu… głośny jęk… i ta znajoma wilgoć. Charles dotarł na szczyt, brudząc ich nieco przy tym.
Czarodziejka doszła razem z nim odchylając się przy tym mocno do tyłu. Podobała się jej Dalia, Marineta… uwielbiała Melody, a jednak… to jak ją wypełniał było. - ..cudowne.
- Tak.- odparł rozpalonym głosem Charles wtulając twarz w dekolt kochanki.
El objęła go mocno, dając swemu ciału odpocząć i mając nadzieję, że nie ubrudzili się nazbyt.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:10.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172