Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-11-2020, 12:42   #131
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Spotkanie z królem, a dokładniej pomysły Jego Królewskiej Mości, zdecydowanie skomplikowały plany Davetha związane z innym spotkaniem. Skoro coś obiecał, to wypadało tego dotrzymać.
Już wcześniej wymodlił odpowiednie zaklęcia, pozostawało zatem jak najszybciej znaleźć się w gospodzie... A zdecydowanie szybciej można było to zrobić na skrzydłach, niż piechotą.
- Grzecznie czekaj na mój powrót - powiedział Daveth do Laury.
Chwilę później sokół opuścił gościnne pokoje królewskiego pałacu, by po paru minutach znaleźć się przy oknie gospody.
Izba była pusta, Galai nie czekała w środku.
Albo padła przez noc trupem i ją wyniesiono, albo ozdrowiała i wyniosła się z gospody.
Oczywiście były też inne możliwości...
Sokół-druid sfrunął na ziemię, zamienił się w człowieka i przekroczył próg "Ubitego Wołu".
Powitało go wściekłe spojrzenie, rzucone przez podbite oko karczmarza.
- Wypierdalaj i to już! - Słowom towarzyszył jednoznaczny gest.
- Co się stało? - Druid miał swoje podejrzenia, ale wolał się upewnić.
- Jesteś zdrajcą i wynoś się, zanim dostaniesz nożem w żebra!
- Gdybym był zdrajcą, to bym się tu nie zjawił... - odparł Daveth, ale nie zamierzał kontynuować rozmowy.
A na ulicy... na ulicy ludzie gadali między sobą: Złapano Czarnego Kota, który okazał się kocicą! Egzekucja za 2 dni! Wpadł mistrz-złodziej, okradający najbogatszych w stolicy, nie oszczędzając nawet i świątyń!
Daveth skręcił w ciemny zaułek, ponownie zamienił się w sokoła i wrócił do pałacu.

Bez wątpienia przyczynił się do złapania Galai, ale nie miał zamiaru ubiegać się o nagrodę. Ani nawet chwalić się swym udziałem w tym pojmaniu.
Powinien był pomyśleć o tym, że ciekawość kapłana ma swoje drugie dno.
Powinien był przewidzieć, że ktoś może iść tropem mikstury.
Powinien był zasugerować półelfce, że powinna jak najszybciej zmienić lokal.
Może powinien był zwrócić się o pomoc do Olgrima?
Ale... czy jako przykładny obywatel powinien pomagać przedstawicielce świata przestępczego? Nawet tak pięknej?
A czy miał teraz szansę zdziałania czegokolwiek? Wszak nie pójdzie do króla i nie poprosi o życie Galai w zamian za załatwienie sprawy z barbarzyńcami.
Chyba że wyda całą nagrodę na wskrzeszenie półelfki.

Odetchnął głęboko, po czym zabrał się za przygotowania do podróży.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-11-2020, 14:00   #132
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Heliogabalus,
stolica Damary

Całe miasto żyło nadchodzącym wielkimi krokami ślubem księżniczki, który miał się odbyć już za dwie godziny, podczas gdy “Pogromcy Smoków” szykowali się do podróży. No cóż, awanturnicy musieli obejść się smakiem, i przechodzącą im pod nosem uroczystością, i związanymi z nią ucztami, jednak obowiązki - jakich się podjęli - były ważniejsze… obowiązki, za które co niektórzy wytargowali spore sumki, obowiązki których się podjęli dla samego króla owej krainy.

Amaranthe zniknęła.

Zostawiła Olgrimowi krótki liścik, w którym zapewniała, iż wszystko jest w jak najlepszym porządku, jednak musi chwilowo opuścić towarzystwo. Pisała również, iż wkrótce się spotkają, że Krasnal nie ma się czym martwić, i tym podobne. Niespodziewanie pojawiło jej się coś wielce ważnego, czym musi się zająć, a co w niedługim czasie Olgrimowi i pozostałym wyjaśni… no cóż...

Ogólne przygotowania do drogi, oraz zebranie odpowiedniego ekwipunku, podarowanego im przez władcę, zajęły wszystkim parę ładnych godzin. W tym czasie odbyła się również ceremonia ślubna, co zostało obwieszczone bijącymi dzwonami w stolicy, oraz wiwatami słyszalnymi w każdym zakątku Heliogabalus.

Towarzystwo otrzymało praaaawie wszystko, co chciało na ową podróż.W tym i różdżkę z czarem “Języków”, zapewniającą rozumienie i posługiwanie się damarskim. Carys jednak musiała obejść się smakiem… nowego Naszyjnika Kul Ognistych nie było. Dostali za to również dwa magiczne kamienie(jeden jako zapasowy), dzięki którym można było rozmawiać bezpośrednio z samym królem.

~

Kwiaty na ulicach, wesołe krzyki, tańczące tłumy, wszyscy rozbawieni, wszyscy świętujący… a między nimi mała karawana zbrojnych śmiałków, opuszczająca miasto. Trochę to denerwowało, no ale trudno się mówi. Nie samymi zabawami się żyje…

Przewodnik zapewniony na tą wyprawę okazał się… przewodniczką. Półelfka Darleen, o licznych piegach, Tropicielka.

Po opuszczeniu murów stolicy, “Pogromcy Smoków” udali się gościńcem na północ, w kierunku krasnoludzkiego miasta Ironspur. Nie mieli jednak dotrzeć do niego, lecz w pewnym momencie odbić na zachód, mało uczęszczanym szlakiem prosto ku Górom Galena, gdzie czekało ich wykonanie powierzonej misji… i spotkanie po drodze z królewskimi siłami zbrojnymi, które gdzieś tam stacjonowały.

A więc kilometr za kilometrem, coraz dalej i dalej mając za plecami stolicę Damary, kwadranse w siodłach… godziny... powolnej jazdy. Wszystkich bowiem zwalniały dwa muły, i do nich należało niestety dostosować tempo podróży. Na jednym z owym mułów zasiadał Olgrim, drugi był załadowany masą wszelakiego ekwipunku.

Z wczesnego popołudnia zrobiło się zwyczajowe, a następnie i późne, i już powoli nawet robił się wieczór.


Stuk stuk po gościńcu, kopyto za kopytem, metr po metrze, kilometr po kilometrze… jak tak dalej pójdzie, to będą i ze trzy dni jechali do celu. No cóż.

A Damara, sama w sobie, była dosyć pustą krainą. Przez długie lata panowały tu armie potworów i nieumarłych, toczono potyczki i bitwy, łupiono, niewolono, lub zabijano prosty lud. Wsi i siół praktycznie brak, jedynie jakieś ruiny, pola uprawne już dawno opuszczone i zapuszczone, rozpadające się chaty, resztki jakiegoś zajazdu… to były więc widoki, jakie mieli okazję przed sobą podziwiać śmiałkowie.

Stuk stuk po gościńcu, kilometr za kilometrem, nudy, powoli już bolące tyłki od siodeł… nuuuuudy do bólu. Ach, gdyby chociaż była z nimi Amaranthe, to by zagrała coś w trakcie jazdy… chociaż pogoda dopisywała. Było słonecznie, było dosyć ciepło.

….

Pierwszy nocleg w terenie nie okazał się niczym szczególnym. Poza typowymi(albo i nie?) odgłosami w nocy, nie wydarzyło się absolutnie nic. Ot rozłożenie obozu, kolacja, nocleg w namiotach. Poranek, śniadanie, wymodlenie - czy wystudiowanie - nowego zasobu magii na nowy dzień, spakowanie wszystkiego, i w dalszą drogę…




Gdzieś na gościńcu, kolejnego dnia

Stuk stuk kopyt na gościńcu, kolejny dzień, kolejne kilometry, kolejne nudy, i znowu coraz bardziej i bardziej obolałe tyłki.

Raz napotkali jadącą z naprzeciwka, zbrojną karawanę składającą się głównie z ludzi. Obie strony zatrzymały się na chwilę, profilaktycznie pokazano fakt, iż jest się uzbrojonym… w końcu i chwilę porozmawiano. Co na szlaku w jedną i drugą stronę, jaka pogoda tu i tam, co tam kto słyszał nowego w różnych częściach krainy… ci jadący z północy nie mieli nic ciekawego do powiedzenia.

I znowu stuk stuk. Do znudzenia, do powoli już…

~

To, co z początku brano za dziwne, szare skały, stojące przy gościńcu, i na polach wokół niego, po podjechaniu na jakieś 100 kroków od nich, okazało się… Ogrami.

Ale te Ogry były jakieś dziwne. Stały to tu, to tam, zupełnie bez ruchu, bez żadnych dźwięków, bez nawet drgnięcia. Może to były posągi? Albo ktoś je magią w nie przemienił? Ubrane były w łachmany, trudne do dokładniejszego rozpoznania z takiej odległości, i posiadały maczugi i chyba oszczepy. Było ich zaś osiem, nieco rozproszonych po terenie… wszystkie jednak stały z gębami zwróconymi ku drodze.

A tygrysica Druida zawarczała.







***

Komentarze jeszcze dziś...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 23-11-2020, 16:52   #133
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Przewodnik okazał się przewodniczką, na dodatek tropicielką, a Daveth miał nadzieję, że ich nowa towarzyszka podróży nie podzieli losu swej poprzedniczki i nie zniknie bez śladu.
- Daveth - przedstawił się. - A to jest Laura - przedstawił tygrysicę.
- Darleen, ale mówią mi Koza - odpowiedziała pół-elfka, dodając do tego sympatyczny i bardzo przyjemny uśmiech. Skupiła wzrok na chwilę dłużej na tygrysicy, poprawiając przy tym swoje rude kręcone włosy. - Piękna masz towarzyszkę Daveth.
Druid uśmiechnął się lekko, po czym przyklęknął przy tygrysicy.
- Lauro, to jest Darleen - powiedział - ale chociaż zwą ją Kozą, to nie wolno jej zjeść, rozumiesz? Nie wolno...
Tygrysica obrzuciła tropicielkę uważnym spojrzeniem, po czym mruknęła, co miało oznaczać, iż zrozumiała.
Nawet fakt, że wyprawa w tak ważkiej dla królewstwa sprawie była przygotowana na prędce, przeto i bez pomyślunku należytego jak i bez przygotowania, nie popsuł Carys humoru.
Czarodziejka jechała, może nie na tak reprezentacyjnym wierzchowcu jaki musiała zostawić daleko stąd, koło Villem zadowolona z faktu, że razem opuścili progi królewskiego zamku.
Z przydzieloną im przewodnczką przywitała się uprzejmie.
Na do przewodniczka równie uprzejmie odpowiedziała.
- Rudzi źle smakują - zażartowała zwracając się do tygrysicy Laury.
- Ja zaś jestem… Olgrim Grimhammer wędrowny kapłan Dugmarena Jasnego Płaszcza i tak jakby jeden z negocjatorów.- rzekł krasnal przedstawiając się i wyciągając ku dziewczynie dłoń.- Miło poznać panienkę.
-Smak to rzecz gustu. - Daveth nawiązał do wcześniejszej wypowiedzi Kozy. - A Laura nie jada ludzi - zapewnił.
Spojrzał na drużynowych arystokratów, potem spojrzał na Darleen.
- Ta panna to Carys Fiaghruagach - przedstawił czarodziejkę - a ten rycerz, któremu mowę odjęło, to Villem Adlerberg - dokończył prezentację, wyręczając kompanów zbyt leniwych czy zbyt dumnych, by podać swe imię.
- Wybacz pani - Villem skłonił głowę na powitanie przed półelfią przewodniczką. Przypominała mu jednocześnie pannę Trannyth i pannę Shimboris. A rude włosy przywodziły na myśl nieodżałowaną pannę Laugę - Nie chciałem przerywać rozmowy.
Carys przewróciła oczami słysząc jak druida chyba na głuchotę zapadłszy podał kolej raz jej imię.
- Myślę, że nasza przewodniczka usłyszała moje imię i nie musisz go powtarzać Davethcie.
- Jeśli masz na imię "witam uprzejmie" to owszem, słyszała
- odparł druid. - Ale o imieniu jakoś zapomniałaś.
- Witam uprzejmie ? - Carys nie kryła zdziwienia zwłaszcza, że takie słowa wcale nie padły z jej ust. - ty to usłyszałeś? Coś źle z Tobą .
- Takie Darleen zrobiłaś wrażenie na druidzie, że nie wie co się wokół niego dzieje.
Villem uśmiechnął się choć z wyraźnym przekąsem. Popisy Davetha, który zaczynał mimo uwag wmawiać Carys co czarodziejka powiedziała, przekroczyły granicę nawet umiarkowanego smaku.
- Zamiast ciągnąć to głupstwo, Davethie, daj sygnał do wymarszu. Dyplomację poćwiczymy w drodze.
Przewodniczka politycznie przemilczała tą wymianę zdań między członkami drużyny.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 23-11-2020, 20:12   #134
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Gdy wreszcie wzajemne uprzejmości się zakończyły, Daveth nawiązał do sprawy, z powodu której wyruszali w drogę.
- Czy wiesz - zwrócił się do Kozy - jak zwą się owe plemiona, z którymi mamy rozmawiać? I jakie miano nosi ich wódz?
- Niewiele wiem o nich. Wódz się nazywa Tyr-Bor Starag. Przewodzi Klanowi Czaszki. Tyr-Bor zjednoczył inne klany pod sobą, często nawet siłą
- odpowiedziała mu Koza, dodając do tego lekki przyjemny uśmiech, kilka jaj piegów schowało się wtedy w dołeczkach, które wyrysowały się na policzkach. - A Wy, co o nich wiecie?
- Nic. Nigdy nie byłem w tej części Faerunu.- przyznał kapłan.- A przynajmniej ja nie byłem.
- My też nie - powiedział druid, wskazując przy tym Laurę. Na co pol-elfka uśmiechnęła się do tygrysicy.
- Od dawna jesteście drużyną - podpytała, choć nie precyzując czy chodzi o druida i tygrysicę, czy wszystkich.
- My... - Daveth spojrzał na Laurę - znamy się od dawna. A wszyscy poznaliśmy się nie tak dawno. Najpierw eskortowaliśmy karawanę, a potem razem polowaliśmy na smoka.
- Słowo “drużyna” - ozwał się Villem - nie do końca nas obrazuje. Ale prawdą jest, że już wiele razy stawaliśmy ramię w ramię przeciw wszelakim bestiom. A damarskich górali, także z Carys nie znamy. Pochodzimy z Chessenty.
- Rozumiem - odpowiedziała Koza - czyli dość czasu by wiedzieć czego po kim się spodziewać, oraz wystarczająco na pierwsze waśnie - dodała, nie mówiąc do nikogo konkretnego.
- Dokładnie. - Druid się uśmiechnął lekko. Faktycznie, im dłużej się z kimś przebywało, tym więcej wad można było dostrzec.
Darleen uśmiechnęła się lekko i być może miała właśnie coś odpowiedzieć, ale akurat wtedy na horyzoncie pojawił się niewielkich rozmiarów ptak, który przyciągnął jej wzrok.
- A to Lula - przedstawiła małą sówkę zanim ta zdążyła dolecieć do drużyny, i wylądować na wystawionej ręce pół-elfki.



- Śliczna - stwierdził Daveth. - Witaj, kruszynko. - Skinął sówce głową.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 25-11-2020, 17:20   #135
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Spotkanie z ogrami

- Panienka wie coś o tym? - spytał się krasnolud ich przewodniczki obserwując podejrzliwie galerię rzeźb na świeżym powietrzu. Po czym zaczął mamrotać prośby do swojego bóstwa o dostrzeżenie aur magicznych. Jeśli bowiem to wszystko było sprawą magii, to być może sprawca przebywał w pobliżu. I istniała duża szansa na to, że miał przy sobie magiczne przedmioty. Przewodniczka pokiwała przecząco głową w odpowiedzi.
- Podczas patrolowania okolic Heliogabalus natrafiliśmy na zdziczałą wiedźmę - ozwał się Villem - Być może tych kreatur czai się więcej w ostępach Damary. Jeśli tak, to strzeżcie się ułudy.
- Bardziej niż ułudy boję się że mamy do czynienia z bazyliszkiem, albo inną poczwarą potrafiącą zmieniać w kamień. Tym bardziej, że nie dysponujemy remedium na takie problemy.- ozwał się cicho kapłan.-Może nadłożymy nieco drogi i obejdziemy to miejsce łukiem?
- Wtedy potwór poczeka na jakichś niewinnych ludzi, którym wojaczka ni magia nie będzie tak znana jako nam. Powinniśmy to sprawdzić i zgładzić bestię.
Rycerz wstrzymując narowistego konia, który chyba był tego samego zdania co on, czekał na zdanie innych. W szczególności Carys, która o magii najwięcej wiedziała i Darleen, która jak mniemał najłacniej zasadzkę wyczuję.
- Spotkaliście kiedyś bazyliszka? - zainteresował się Daveth.
- Inom słyszał.- przyznał się Olgrim który powoli zaczął tracić cierpliwość do naiwności rycerza.- Opowieści i historyje… wystarczająco wiele, by wiedzieć iż wiedzieć, że szarża twoja zakończy się tak jak poprzednie bitwy sir Vilemie. Porażką. Trzeba nam sposobu, nie głupiej brawury.
Rycerz spojrzał zaskoczony na krasnoluda.
- Olgrimie. Niepotrzebną i grubiańską krytyką kompanów nie przywołasz z powrotem panny Amaranthe. Jestem pewien, że wróci do nas gdy nadejdzie czas.
- Pleciesz bzdury…- machnął ręką kapłan spoglądając przed siebie.- ... pleciesz bzdury rycerzu i nie myślisz. W ogóle nie myślisz głową. Ani nie wiesz co to jest grubiaństwo… oj nie.
Potarł brodę dodając.- Prawda jest taka, że my też nie jesteśmy gotowi na bój z bazyliszkiem. I równie dobrze możemy dołączyć do tamtych posągów. Bo na nic twój miecz, gdy wzrok bestyi cię porazi. A porazi na pewno, bo nie wiemy gdzie gadzina się ukrywa. Najlepiej by było zrobić co inni mądrzy ludzie na tym szlaku… ominąć niebezpieczny obszar. Nie zdziwiło cię, że tylko ogry są w kamienie zamienione… że nie ma tam posągów ludzi? Bo każdy mający trochę w oleju kupiec na widok takich posągów od razu zmienia trasę na bezpieczniejszą. Ogry natomiast zbyt mądre nie są.
Rycerz ustępować nie zamierzał. W końcu nie każdy zdecyduje się ominąć kamienne ogry i zdarzy się nieszczęśnik, który wejdzie pomiędzy nie. Kłócić się jednak z krasnoludem również nie uważał przez wzgląd na jego kapłański urząd. Postanowił więc spróbować wspomnianego przez Olgrima sposobu. Tylko nie na bestii, a na krasnoludzie.
- I nic nie ciekawi cię Olgrimie, czy to napewno bazyliszek? Czy może inna moc obróciła ogry w skałę? Nie jest to typowy widok wszak dla gościńców…
- Jeżeli to bazyliszek i jest tu od dłuższego czasu, to dlaczego król nie raczył nas o tym poinformować? Przez roztargnienie? Celowo? Czy może sam o tym nie wiedział? Co byłoby dziwne - odezwała się czarodziejka. - Jeżeli stwór bawi tu krótko, to co najwyżej dzień lub dwa. Stąd daleko do stolicy nie jest. Mądry władca rozsyła patrole w różne części swych dóbr, by wiedzieć co się dzieje i taka informacja szybko powinna dotrzeć do króla. Zwłaszcza w okresie wojny.
-No właśnie…- zgodził się z nią krasnolud i dodał.-Poza tym mamy ten dynks do komunikowania się z władcą. Możemy mu wspomnieć o bazyliszku i… tak, brałem pod uwagę inne moce… Na przykład czarodzieja, ale ci są obwieszeni magicznymi przedmiotami, których aury łaska wykrycia magii by mi objawiła.
Następnie zwrócił się wprost do rycerza.- Rozumiem potrzebę heroicznego wykazania się, ale jest jeden mały… problem.
Wskazał palcem na kamienne posągi.- Nie wiemy co je obróciło w kamień. Nie wiemy gdzie to jest, nie wiemy gdzie i jak tego szukać, a pakując się na oślep… skończymy jak te tępe ogry. Kolejna ozdoba na trakcie. Co innego jest walczyć z wrogiem… co innego iść jak owce na rzeź. No i najważniejsze… nie wiem czy ktoś ma w ogóle pomysł jak tą sytuację rozwiązać. Ja nie mam, więc proponuję obejść to zagrożenie szerokim łukiem. Pomóc nie mamy jak, a zginąć możemy łatwo.
- Jeśli to bazyliszek - Carys zawiesiła na chwilę głos. -. Nie możemy przekazywać niesprawdzonchy informacji.
-Możemy przekazać to widzieliśmy i nasze przypuszczenia. Resztę niech wywieszczą kapłani w świątyni.- odparł Olgrim.
- Jak już, to mamy do czynienia z całym stadem bazyliszków - stwierdził Daveth. - Jeden nie dałby sobie rady z całą grupą ogrów. I, zapewne, to stadko wędrowało środkiem traktu - dodał.
Villem westchnął. Miał nadzieję, że odwołanie się do ciekawskiej natury krasnoluda i bóstwa, którego wierze piastował odniesie efekt. Sytuacja była jednak identyczna jak na bagnach gdzie ruiny zamku również do odstręczały. Być może przeżył w przeszłości jakieś srogie rozczarowanie?
- Dobrze. Zatem plan jest taki. Pójdę tam pod osłoną tarczy. Celem wywabienia tego co przemieniło ogry. Osobiście tak jak Daveth wątpię w bazyliszka. Takie potwory nie grasują przy drogach. Zwykły czarownik też chyba tego by nie mógł uczynić, bo ileż czarów można na raz rzucić? Myślę, że ogry nie były tu ofiarami. Myślę, że prowadziły tu zbójecki proceder. I zaatakowały jakiegoś podróżnego, który okazał się niezwyczajnym podróżnym.
- Idę z Tobą - powiedziała czarodziejka. - Wsparcie ze strony magii przyda się tutaj.
Rycerz uśmiechnął się do towarzyszki z wdzięcznością.
Nim Carys rzuciła na nich kilka zaklęć posłała Taikę by ta obejrzała ogry.
Olgrim omal nie znokautował się własną rękawicą, gdy uderzył się dłonią w twarz. Potem wzruszył ramionami i dodał.
- Dobra idźcie… czemu nie. Jeden posąg, dwa… żadna różnica. Ino pieszo. Bo szkoda, by konie skamieniały z wami.

Carys i Villem udali się na zwiad, oddalając od resztki grupy, a przed nimi pomykał chowaniec Czarodziejki. Pokonali gdzieś z połowę odległości do Ogrów, po czym zatrzymali się, a łasiczka pobiegła dalej. Mały zwierzak zbliżał się coraz bardziej i bardziej do dziwnych posągów, pokonując kolejne metry… i gdy Taika była już prawie przy pierwszym z nich, oddalona ledwie o jakieś może pięć ludzkich kroków, ten się poruszył. Zabuczał jakoś tak dziwnie, ni to cicho zawył, czy i zaskomlał, po czym ruszył wolno w stronę magicznego zwierzaczka. A ten oczywiście zaczął uciekać na powrót do Carys i Villema.

Pozostałe Ogry również się ruszyły, po czym zaczęły powolny marsz prosto za łasiczką, wydając podobne odgłosy co pierwszy z nich. Poruszały się wszystkie wolno i jakoś tak koślawo… Taika była szybsze niż one, jednak chowaniec biegł ile sił w łapkach, a Ogry "człapały".

- Przeklęte stwory. Sczezną od stali - Co rzekłszy Villem dobył Falsenriga gotów na bój z dziwnymi ogrami.

- Ożyły... - powiedział rozbawionym tonem Daveth. - Nietypowe jakieś te rzeźby - dodał. - To raczej nie był bazyliszek. - Uśmiechnął się lekko. Ale i z ulgą.
Rozejrzał się dokoła, zastanawiając się, czy w pobliskich krzakach nie czai się jakaś nieprzyjemna niespodzianka.
- Ehmmm.- stwierdził krasnolud zsiadając z muła, a potem szykując kuszę do strzału.- To dobrze, bo petryfikacja jest ciężka do usunięcia. I mógłby być kłopot.
Koza szczędząc wszystkim zbędnych słów, również uszykowała broń. W jej wypadku był to długi łuk.

- Co oni wyprawiają... - powiedział cicho Daveth, obserwując poczynania dwójki "zwiadowców". - Chcą powalczyć na pięści? Pięć sztuk złota na ogry - dodał.
- Ja już przestałem zgadywać co oni w ogóle planują.- westchnął ciężko krasnolud i wrzasnął do dwójki bohaterów.
-Cofajcie się k’nam!
Po czym uprosił bóstwo o kolejną łaskę boga dla siebie. Tym razem o tarczę wiary.

- Mam nadzieję, że to je trochę spowolni - powiedział Daveth, rzucając dość proste zaklęcie, którego celem była człapiąca po lewej stronie drogi część ogrów, wokół których rośliny zaczęły rosnąć i oplatać je.
Potraktowałby przerośnięte humanoidy jakimś ładnym zaklęciem obszarowym, ale bogowie jedynie wiedzieli, czy przy okazji nie oberwaliby Carys i Villem.
Krasnolud zaś trzymając jedną ręką kuszę ruszył ku potworom drugą dłoń zaciskając na symbolu swojego boga. Liczył że jego boska siła pozwoli Olgrimowi chociaż odpędzić nieumarłe stwory. Bo na ich zniszczenie raczej nie miał co liczyć.
- Dziwne, jakoś powoli się poruszają - skomentowała Koza - strzelać?
- Jeśli to żywe trupy, to kusza czy łuk może.. niewiele im zrobić… chyba.-
rzekł głośno krasnolud słysząc za plecami jej słowa.
- Można podejść trochę bliżej i trochę postrzelać - powiedział Daveth. - A potem zacznie się trudniejsza praca, bo na żywe trupy trzeba by wielu celnych strzał. Pocieszające jest to, że nas nie zdołają dogonić. Chodźmy bliżej... - zaproponował i ruszył w stronę ogrów.
- Nie zdołają dogonić, ale żal zostawiać ich tu, by znaleźli sobie inny łatwiejszy i wolniejszy cel - skomentowała pół-elfka, która nie strzeliła, skoro powiedziane zostało aby podejść najpierw bliżej i strzelać dopiero gdy osiągnie odpowiedni ku temu dystans, do najbliższego po prawej stronie wroga.
- Ale możemy ich atakować z daleka, nie wchodząc w zasięg ich łapsk. - Daveth doprecyzował swoją wypowiedź. - Laura, nie atakuj! - polecił.
Tygrysica nie wyglądała na zachwyconą, ale posłuchała.

Villem zgodnie z zamiarem zaatakował najbliższego ogra po prawej stronie drogi. Z głosów dochodzącej z tyłu rozmowy wyłowił co prawda krzyk Olgrima wzywający do wycofania się… ale ani myślał się cofnąć do kompana. Nie chciał narazić go na niebezpieczeństwo, którego tamten dał do zrozumienia, że woli uniknąć.
Carys, również ignorując nawoływania kapłana ruszyła ku ogrom po prawej stronie drogi robiąc użytek z przygotowanego własnoręcznie eliksiru.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-11-2020, 20:45   #136
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Bitwa

Krasnolud przywołał boskie moce swego patrona, po czym skierował ową moc w kierunku Ogrów, by je odgonić, a może i zniszczyć... i warknął pod nosem. Nic nie wychodziło.

Druid “ożywił” spory kawał okolicznej trawy, która mocno urosła, jednocześnie przemieniając się w coś na kształt trawiastych macek, które zaczęły oplątywać kilka Ogrów… choć jednemu z nich udało się tego uniknąć.

Carys po wypiciu eliksiru własnej roboty, prawie niczym jakiś smok buchnęła małą kulką ognia z ust, która pomknęła do właśnie oplątywanych Ogrów, po czym nastąpiła eksplozja. Trzy kreatury zostały poparzone całkiem nieźle, jedna mniej.

Rycerz zaatakował jednego z Ogrów mieczem, tnąc go po bebechu. Na przeciwniku nie wywarło to z kolei nawet najmniejszego wrażenia. Owszem, został trafiony, zraniony, polało się nawet trochę czarnej juchy, jednak duży humanoid nawet nie pisnął. Zupełnie jakby… tego nie czuł?

Darleen wystrzeliła z łuku (a strzała przemknęła niebezpiecznie blisko niewidzialnego Villema), trafiając Ogra w tors. Ta rana jednak również zdawała się być kompletnie zignorowana… a sama Darleen, wraz z Davethem, Laurą, i Olgrimem, przybliżyli się nieco do całej potyczki.

W tym czasie Ogry nie próżnowały. Jeden z nich nagle mocno przyspieszył, rzucając się prosto na Czarodziejkę, i po chwili zdzielił ją mocno maczugą… kolejny z nich, nie będący oplątanym poprzez czar Druida, wydostał się w końcu powoli poza ową umagicznioną trawę, i skierował swe kroki również do Carys.

Jego trzej pobratymcy próbowali jakoś się wyrwać z zieleniny… dwóm się udało. Oni również rozpoczęli więc swój dalszy, powolny marsz, prosto na Carys i Villema.

Przeciwnik rycerza zadał cios maczugą, mężczyzna jednak przysłonił się tarczą…



Ogry po prawej stronie drogi, nie objęte oplątaniem, również się przemieściły, podchodząc do niewidzialnej parki… wokół której powoli zaczynało robić się naprawdę ciasno. Będąc na pierwszym froncie, stali się najwyraźniej głównym celem Ogrów, a niewidzialność zdawała się w niczym stworom nie przeszkadzać.

- Niech to szlag trafi! - powiedział Daveth, widząc sytuację, w jaką wpakowała się dwójka jego towarzyszy. Prawdę mówiąc nie bardzo wiedział, gdzie oni się znajdują, ale zachowanie ogrów sugerowało, iż humanoidy wiedzą to aż za dobrze. Miał co prawda całkiem niezłe zaklęcie, którym mógłby potraktować sporą garstkę przeciwników, ale istniało spore prawdopodobieństwo, że znajdujący się pomiędzy ogrami Carys i Villem również by oberwali. Ileż wtedy byłoby narzekania...
Druid zbliżył się jeszcze trochę, a potem przywołał błyskawicę, która uderzyła w najbliższego ogra.
Krasnolud wycelował i wystrzelił z kuszy w najbliższego stwora. Głównie po to, by uwolnić od niej ręce. Schował kuszę na plecy planując ruszyć w kierunku ogra w którego strzelał.
Pół-elfka kolejny raz próbowała szczęścia w strzelaniu z łuku, znów wybierając za cel orka, który był po skrajnej prawej stronie.

- Pora stąd znikać Villemie- powiedziała czarodziejka i tak też uczyniła.
Villem szczerze zaskoczony, że ożywione ogry łamią prawa natury i widzą to co niewidzialne, zaczął wycofywać się wzdłuż drogi. Oboje zatem szybko ruszyli ku swoim towarzyszom.

Darleen posłała 2 strzały w jednego z Ogrów, i obie go trafiły. To było jednak zdecydowanie o wiele za mało, by jakoś wpłynąć na tego stwora.

Olgrim strzelił z kuszy do tego samego. Trafił… ale wyglądało jakby bełt kompletnie nic nie zrobił Ogrowi. Ten szedł niewzruszony.

Daveth cały czas coś mamrotał pod nosem… chyba czarował?

Carys rzuciła się do biegu, byle jak najdalej od ogrów, ale gdy przebiegała obok jednego z nich, ten ją zdzielił na odlew... Vilem z kolei pobiegł za nią do pozostałych.

Ogry mrucząc i pojękując, człapały do wszystkich drogą.

Niebo zagrzmiało. A wtedy Druid skierował palec w jednego z Ogrów, i tego trafił przysłowiowy grom z jasnego nieba! Ale… Ogr-Zombie idąc, akurat w tym momencie się potknął, i został ową błyskawicą jedynie draśnięty.

Gdy już oddalił się na tyle, że łamiące prawa natury ogry nie mogły stanowić dla nich niespodziewanego zagrożenia, Carys poczęstowała dwa idące środkiem drogi masakry kulą ognia.

Krasnolud nie przejął się tym. Zatrzymał się i schował kuszę, by sięgnąć po swój magiczny oręż, którego głownia zapłonęła magicznym ogniem. Zamierzał ruszyć w kierunku jednego z ogrów i wybić mu dalszą walkę z głowy.

Villem zagwizdał na Melody i ustawił się blisko źródła znajomego tonu inkantacji czarodziejki gotów wyjść naprzeciw pierwszemu zbliżającemu się do niej trupowi i rozpłatać go dwoma cięciami.
Jedną ręką sięgnął do sakwy przytroczonej do siodła. Wciągnął z niej eliksir leczenia i podał czarodziejce.

Daveth nie przerywał zaklęcia, posyłając kolejną błyskawicę w tego samego ogra. Równocześnie cofnął się o dwa kroki. A potem rzucił kolejny czar - ogniste uderzenie - mający objąć swym działaniem cztery ogry.

Pół-elfka przy pomocy zaklęcia poprosiła rośliny by te oplotły znajdujących się najbliżej po prawej stronie wrogów.

“Kula ognista”, rzucona przez Carys, swoim wybuchem objęła aż 6 wrogów, zabijając w końcu dwa z wrednych Ogrów, a kilka pozostałych raniąc. Do tego i Daveth przywołał “Ogniste uderzenie”, i kolumna boskiego ognia buchnęła z niebios na przeciwników… i na deser trzasnęła kolejna z błyskawic. Znów padło dwóch przeciwników…

Powoli śmiałkowie obracali tą potyczkę na swoją korzyść, głównie jednak dzięki stosowaniu niszczycielskiej magii.

Po dwóch wybuchach, Olgrim ruszył na pobojowisko, dzierżąc swój młot w łapach. Miał zamiar własnoręcznie zatłuc jednego z Ogrów… Krasnal był jednak nieco wolniejszy niż “duzi” towarzysze, potrzebował więc chwili by dopaść swój cel.

Darleen, widząc obrót sytuacji na polu walki, zmieniła cele, i postanowiła oplątać roślinnością najbardziej oddalone Ogry… na nich jednak trawa owijająca się wokół ich nóg nie zrobiła żadnego wrażenia. Po prostu przeszły przez nią uparcie do przodu, zrywając magiczną roślinność.

Jeden z Ogrów nagle mocno przyspieszył, po czym wypadł Olgrimowi na spotkanie, atakując maczugą… i przywalił bardzo mocno Krasnoludowi po głowie. Oj bolało.

Pozostałe Ogry z kolei zawzięcie, powoli, i nieustannie, człapały ku wrogom - i głównie na tą chwilę - ku Olgrimowi na pierwszym froncie.

Potraktowane magią ogry traciły powoli swoje niby-życie, ale stałe było ich zbyt wielu jak na jednego krasnoluda. Dlatego Daveth nie odwołał swej magii i kolejną błyskawicę posłał jednego z ogrów znajdujących się tuż obok Olgrima.
Krasnolud zaniepokoił się sytuacją, ale teraz nie mógł wycofać teraz. Zaatakował więc próbując oddać swoim egzotycznym młotem z całej siły uderzając w ogra, który go zaatakował.
Carys wzięła fiolkę z eliksirem leczenia od Villem i wypiła jej zawartość.
Villem zaś wsiadł na konia celem zaatakowania konno ogry.

Cios Olgrima jego młotem bojowym, popartym magicznym ogniem, rozwalił tors Ogra, i aż wypadły cuchnące flaki… wróg jednak już był martwy, więc się tym nie przejął.

Kolejna błyskawica, przywołana przez Druida prosto z niebios, rozwaliła na strzępy jednego z przeciwników, tuż obok Krasnoluda. O jednego mniej...

W tym czasie Czarodziejka wypiła eliksir leczenia, a Rycerz wskoczył na rumaka… Tropicielka z kolei przemieściła się nieco na flankę, po czym strzeliła z łuku, trafiając (słabo) wroga, który po chwili zaczął do niej dreptać.

Dwa Ogry zaatakowały Olgrima, a trzeci już podchodził… ciosy zdechlaków okazały się wyjątkowo mocne, i wyjątkowo brutalne. Krasnolud oberwał po obu rękach.

I padł z łoskotem na ziemię.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 29-11-2020, 21:34   #137
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Carys posłała w kierunku ogrów magiczny pocisk, a siedzący już wierzchem rycerz zaatakował najbliższego z ogrów otaczających krasnoluda.

Druid kolejną błyskawicę posłał w następnego ogra, a potem ruszył biegiem w stronę leżącego krasnoluda. Laura biegła razem z nim.
Koza nie miała innego wyjścia jak strzelać dalej, tym razem cel był jasny. Jeden z wrogów zmierzał przecież wprost na nią.

“Magiczne pociski” Carys osłabiły kolejnego wroga, a reszty dokonał Villem, siekąc Ogra mieczem. I w sumie był to dosyć nietypowy widok… koń bowiem niby samotnie ruszył na potwora, który po chwili został pocięty prawie że na plasterki.

Druid wykończył kolejnego błyskawicą z niebios, szybciej niż łuk Darleen, po czym ruszył pędem ku leżącemu Olgrimowi… oby nie było za późno.

Zostały jeszcze dwa Ogry, oba tuż przy Olgrimie. Obydwu położyła swoimi strzałami Tropicielka, posyłając pociski niezwykle blisko innych towarzyszy… walka była zakończona.

Daveth przyklęknął przy leżącym krasnoludzie i stwierdził z zaskoczeniem i radością zarazem, że kompan jeszcze oddycha. Zrobił więc jedyną rzecz, jaka w tym momencie mogła pomóc Olgrimowi - rzucił na rannego najsilniejsze zaklęcie leczące, jakim dysponował.
Z dłoni druida spłynęło na leżącego błękitno-zielone światło, i po chwili Krasnolud zamrugał oczami, po czym wstał. Czuł się nadal kiepsko, ale wszelkie zagrożenie jego życia zostało zażegnane.

Druid odetchnął z ulgą, a potem spojrzał na pozostałych.
- Interesujące spotkanie - powiedział. - Ciekawe, kto je wygrzebał spod ziemi i postawił na naszej drodze - dodał.
- Nikt… nikt nie postawił ich na naszej drodze. Sami w nie wdepnęliśmy jak banda idiotów.- sarknął rozsierdzony kapłan.- Mogliśmy je ominąć szerokim łukiem, ale nieee… musieliśmy w nie uderzyć.
Krasnolud wyprosił modlitwą łaskę uzdrowienia poświęcając jedną z przygotowanych modlitw.
- Ciekawe, czy ten kto je wygrzebał spod ziemi, wygrzebał jeszcze coś co będzie na naszej drodze - dodała Koza.
- Wygrzebał te ogry i co? Zostawił, bo nie wiedział, co z nimi zrobić? Eksperymentuje z nieumarłymi? - Druid spojrzał na truposze. - A może już zrobiły swoje i są niepotrzebne? - wyraził przypuszczenie. Przeniósł wzrok na Kozę i uśmiechnął się lekko. - Lepiej, żeby to były wszystkie niespodzianki tego typu. Kolejne truposze? To by było nudne...
- Jasne. Są ponure i mało rozmowne
- odpowiedziała mu z uśmiechem. - Rozejrzę się w tym miejscu - zaproponowała, po czym powoli ruszyła w stronę gdzie zauważyli truposzy, uważnie przyglądając się otoczeniu i pozostawionym w nim śladom.
Im więcej, oczu, tym lepiej, więc Daveth poszedł w jej ślady, po drodze przyglądając się pokonanym orkom.
- Nie oddalaj się za daleko od nas. I nie idź w ślady rycerza.- krzyknął jeszcze do dziewczyny krasnolud, bowiem co do druida był pewien, że on nie zaryzykuje swojej skóry niepotrzebnie. Sam Olgrim po bliskim zetknięciu się ze śmiercią, nie był w nastroju do dalszej eksploracji otoczenia.

***

Pod koniec walki, gdy jasnym już było, że kapłan odzyskał przytomność i będzie żył, Villem odszukał Carys i nie zawracał sobie głowy jego utyskiwaniami. Ważnym było, że coś stało się czarodziejce podczas potyczki. I to coś niezrozumiałego i niebezpiecznego. Znał ją i wiedział, że nigdy by się nie pomyliła co do wiedzy z zakresu działania czarów, którymi władała. I skoro uznała, że niewidzialność zgodnie z prawidłami magii ich osłoni przed truposzami, to powinna osłonić. Tak się jednak nie stało. I w efekcie ona. Panna Fiaghruagach. Jego najdroższa przyjaciółka mogła zginąć. A takie rzeczy nie działy się przecież z przypadku.
Wszystko więc zaczynało w głowie młodego Adlerberga przybierać pewne realne kształty przesłania. Przesłania, które mieli dla nich bogowie.

Kucnął przy dziewczynie na jedno kolano. Mikstura, którą wypiła cofnęła część ran. Ale nadal brakowało jej do pełni sił. Podał jej swoje ramię i gdy Daveth i Koza wrócili z bezowocnych oględzin truposzów, a Olgrim przestał ubolewać nad swoim losem, którego niedolę nie wiedzieć czemu zoczył w poczynaniach rycerza, oznajmił do jakich doszedł wniosków.
- Od jakiegoś już czasu nurtuje mnie parę spraw. Zakładaliśmy przez większość czasu, że nasze spotkanie jest dziełem przypadku jaki nie raz i nie dwa krzyżował drogi wielu nieznajomych. Odkąd jednak się to wydarzyło, nasza kompania zaczęła doznawać… wielce kuriozalnych zdarzeń. Ich ukoronowaniem był rzecz jasna tajemniczy portal, który przeniósł nas do Heliogabalus. Ale nie obyło się bez innych przypadków, których być może też doświadczyliście. Jak choćby i te ogry, które mimo trupiej bezmyślności, przejrzały magię. Dość jednak rzec, że… Myślę, że bogowie ostrzegają nas przed obraną ścieżką. I to co należy zrobić, to zawrócić, oddać użyczone na wyprawę dobra. I mimo iż wiele niesnasek między nami zawitało to mówię to ze szczerym żalem, rozejść się w swoją stronę. My w każdym razie - tu wskazał na siebie i na czarodziejkę - To uczynimy.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 30-11-2020, 18:23   #138
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Daveth spokjnie wysłuchał tego, co miał do powiedzenia rycerzyk. Nie spodobało mu się to, że Villem wycofuje się, napotkawszy na przeszkody, które dało się pokonać - nie od razu, ale dało się. Rycerze (jego, Davetha zdaniem) powinni być bardziej wytrwali. I dotrzymywać obietnic.
No ale to już była sprawa między Villemem a jego bogiem.

- Rozumiem - powiedział, tylko odrobinę mijając się z prawdą. - Miło było poznać i móc współpracować - dodał. - Pozdrówcie ode mnie Heliogabalus i ich królewskie moście - dodał. - Jadę dalej. A wam niech sprzyjają bogowie. - Skinął głową na pożegnanie.

- A wy? - Spojrzał na pozostałą dwójkę.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-02-2021, 14:45   #139
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Carrys i Villem postanowili wracać. Tak po prostu... zdecydowali opuścić resztę towarzystwa, zrezygnować z wykonywanej misji, i wrócić do Króla, by oddać jemu otrzymane dobra na tą wyprawę.

A potem?

No cóż, pewnie wybiorą się w daleką drogę powrotną do swych rodzinnych stron, być może gdzieś po drodze jakoś odnajdując się wzajemnie ze swoim służącym.

***




Pozostałe towarzystwo nie miało jednak zamiaru porzucać powierzonego im zadania. Ruszono więc w dalszą drogę, na spotkanie barbarzyńców, ich wodza, i jego wiedźmy... która okazała się w rzeczywistości jego piękną, młodą córką.

Olgrim, Daveth i tygrysica Laura, oraz Darleen, przeżyli w ciągu następnych kilku dni sporo niesamowitych przygód. Przygód, które doprowadziły do zadrżenia całą Damarą. Wpakowali się bowiem w iście epicki wir wydarzeń, ale to już inna historia...



THE END





.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172