Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-03-2020, 11:50   #61
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Daleko nie uciekali, ale pośpiech i ferwor walki podziałały i Villem oddychał ciężko patrząc na czarodziejkę gdy już się zatrzymali się w bezpiecznej odległości od pijawek. I nieoczekiwanie zaśmiał się jakby zadowolony z tej nieprzyjemnej przygody.
- Okropne stworzenia - powiedział co i rusz jeszcze rzucając okiem na pobliskie bagienne odmęty, czy skąd jakiś ruch, czy bulgotanie nie dochodzi - Należałoby wrócić tam z ogniem i stalą, by zniszczyć ich gniazdo.
Podszedł do czarodziejki i klęknął przed nią wskazując na nogę dziewczyny.
- Jeśli pozwolisz… Rana w walce odniesiona często nie wydaje się groźna walczącemu.
- Tak, masz rację - Carys wysunęła nogę w przód, oparła się również ręką o ramię rycerza co miało jej pomóc w utrzymaniu równowagi.
Rycerz ujął ją pod kolanem i na chwilę zawahał się. Zaraz jednak skupił się na śladzie po ugryzieniu, który z racji natury pijawek krwawił bardziej niżby się można spodziewać po powadze odniesionej przez Carys rany. W Chessencie medycy, z których usług korzystały rody, stosowali pijawki do upuszczania krwi chorym. Oczywiście znacznie mniejszych.
Wyjął z ich torby kawałek tkaniny i obwiązał nim starannie nogę. Na koniec nadal klęcząc uniósł wzrok i spojrzał na swoją towarzyszkę z uśmiechem.
Gdy wzrok Villema napotkał jej Carys lekko się spłoniła, ale i uśmiechnęła podtrzymując ten kontak. W tym nieprzyjemnym, nieprzyjaznym i jakże dalekim od cywilizacji miejscu takiego widoku nie można przecież było się spodziewać. A jednak. Villem klęczał przed nią, tak jak rycerz przed swoją panią. Nie, nie tak jak rycerz przed damą. Bo przecież młody Adlerberg trzymał cały czas dłonie na jej łydce. A to dodawał tej sytuacji jakiejś takiej… pikanterii. A gdy ta myśl zaświtała w umyśle czarodziejki ta zaczerwieniła się jeszcze bardziej, ale nadal wpatrywała się w rycerza wzrokiem, z którego dało się wyczytać przywiązania, podziw, wdzięczność i miłość.
Villem chciał coś powiedzieć. Otworzywszy jednak usta nie wydobył z nich dźwięku. Nie był w stanie. Nie do końca rozumiejąc co się dzieje, ale pewnym będąc, że nie chce żeby dziać się to przestało. Bezwiednie niemal puścił jej łydkę i wstał z klęczek powoli cały czas związany jakimś czarem splecionych spojrzeń. Niczym piorun wróciło mu na myśl tamto wspomnienie nocy na wzgórzu. I nieprzeparte pragnienie by przypomnieć sobie tamte doznania. Tamtą bliskość. Z nią. Z Carys.
Jeden impuls. Jeden ruch. Pozbawiony wątpliwości i przemyśleń. Zbliżył do niej twarz i pocałował ją. Z początku jego wargi dotknęły tylko jej ust jak przy czułym acz niepewnym wyznaniu. Zaraz jednak powtórzył ten ruch obejmując ją ramionami. I znowu, a za każdym razem pieszczota tulących się ze sobą ust była intensywniejsza, bliższa i mocniejsza.
Tym ruchem kompletnie zaskoczył czarodziejkę. Wszak Villem narzeczoną posiadał i takie zachowanie, taka czułość, nie licowało z honorem.
A jednak, mimo iż Carys wiedziała, że nie powinni, że nie wolno im, to odpowiedziała ba tę pieszczotę. A gdy ramiona młodego Adlerberga oplotły ją, gdy poczuła się bezpieczna w czułym uścisku odwzajemniła go jak i pieszczoty, którymi jego usta jej obdarowały zatracając się w tych pocałunkach.
Chwila trwała więc… bogowie raczą wiedzieć ile trwała. Może mgnienie oka. Równie dobrze wieczność. Gdy minęła ich usta rozdzieliły się, żegnając się łaknącym ostatnim poruszeniem, a Villem otworzył oczy. W jego wzroku nadal tkwiła ta iskra nieprzepartej siły, ale tym razem było coś jeszcze. Świadomość popełnionego czynu.
Rycerz uwolnił czarodziejkę z ramion i opuścił je powoli. Spojrzał na nią z widocznym zawahaniem.
- Carys… ja… - dwukrotnie próbował przemówić nie mogąc jednak dokończyć żadnej myśli. W końcu wyprostował się jakby stał przed kimś komu winien swoje bezwzględne posłuszeństwo - Wybacz mi proszę.
Zakłopotana czarodziejka spojrzała na rycerza. Jej też zabrakło słów. Poczucie winy zduszone przez te nieznane, nieoczekiwanie przyjemne uczucie, które tak przyjemniej paliło w trzewiach dawało jednak o sobie znać. Zwłaszcza gdy Villem swym zachowaniem przypomniał jej o pojemnościach i obowiązkach. Uwolniona z objęcia zrobiła niechętnie krok w tył by zwiększyć dystans, który miał obojgu pomóc w przypomnieniu sobie kim są i kim winni być. I choć chciałaby ta chwila trwała dalej, wiedziała, że to nie może się powtórzyć.
- To ja winnam cię o wybaczenie prosić - powiedziała starając się zachować spokój.
- Żadną miarą takiej prośby nie miałbym prawa słyszeć - pokręcił szybko głową, ale i odetchnął jakby obawiał się z jej strony innej reakcji.
Wiedział, że powinien czuć się winny. Że tego by od niego teraz oczekiwano. I sam właściwie tego oczekiwał. Ale z jakiejś przyczyny widząc czarodziejkę, czuł się po prostu szczęśliwy.
- Może chodźmy poszukać pozostałych.
Carys przytaknęła i ruszyła przodem.


Wszyscy odnaleźli się już bez dalszych nieprzyjemności ze strony bagiennych stworów. I raczej w dobrej kondycji. Tylko bardka była nadal blada, ale za to pod troskliwą opieką krasnoluda, który nie szczędził jej atencji. Młody Adlerberg w tym wszystkim wydawał się więc słusznie zadowolony. Choć jego zadowolenie nie tylko przecież w samym wyniku potyczki miało podłoże. Ale o tym wiedział tylko on. I Carys. I jego poczucie honoru, które mimo, że teraz przyduszone, nie zamierzało tej sytuacji tak pozostawić bez reakcji.

Rycerz musiał też przyznać, że choć drużyna okazała się głucha na głos rozsądku w postaci konieczności ucieczki z kolonii pijawek, w starciu radziła sobie doskonale. Walka ramię w ramię z Laugą, która samojedna rozsiekła kilka otaczających stworów, dobrze wróżyła na batalię ze smokiem. A i gryfia postać druida, oraz jego niepokojąca zdolność przyzywania drapieżnych gadów dodawała istotnej przewagi. Należało po prostu pamiętać, o czym się rycerz już później pod zamkiem przekonał, że z przymrużeniem oka należy traktować to co Daveth mówi.


- Ktoś chce się przebijać do zamku? Jeśli nie to proponuję powrót do znalezionego wcześniej obozowiska i tam lizanie ran.- podtrzymujący Amaranthe kapłan był najwyraźniej w kiepskim humorze.
- W zamku przynajmniej nic nie wyjdzie z podłogi - stwierdziła Caistina, zsiadając z Gryfa, po którego karku przejechała dłonią…
- Muszę się zgodzić z panią Trannyth - poparł jej słowa rycerz - w dodatku zamek jest znacznie bliżej i może dostarczyć dobrego punktu widokowego na okolicę.
Gryf, nie zważając na prowadzoną na ziemi dyskusję, pofrunął w stronę zamku, wypatrując potencjalnych niebezpieczeństw. Tygrysica pobiegła za nim.
- No chyba że tam są duchy, to wyjdą z podłogi.- ocenił Olgrim.- Nie ma co pchać się kupą. Może wpierw jakiś zwiad?-
- Do zamku jest bliżej - dodała Carys. - Daveth już tam się udał.
- To poczekamy aż wróci. Na chwilę obecną wolałbym pomagać jedynie zwyczajnym leczeniem. Ale gdy noc nadejdzie i udamy się na spoczynek, to przed nim mogę zużyć udzielone mi łaski na uzdrawianie. Kto potrzebuje leczenia?- zapytał na razie zajęty oględzinami stanu Amaranthe.
- Z całym szacunkiem dla druida, nie dał on znać, że wrócić zamierza - Rycerz nie widział w tym co prawda niczyjej złej woli, ale uznał takie założenie za słuszne - A czekając tu, wabimy jedynie okoliczne stwory do siebie. Ruszajmy od razu. Jeśli poniesiesz Olgrimie pannę Shimboris, zapewnię Wam ochronę.
- Niech ci będzie… choć sądziłem, że cierpliwość to cnota.- odparł niechętnie kapłan i podparł bardkę swoim ciałem.- Poniosę do zamku.-
- Jak i roztropność Olgrimie. A najroztorpniej będzie się trzymać z daleka od gniazda pijawek- powiedziała czarodziejka.
- Wybacz pani, że nie znajduję niczego roztropnego w pchaniu się na nierozpoznany teren, gdy wcześniej minęliśmy już gotowe obozowisko.- odparł kapłan cicho.
- Obóz, którego właściciel zginął nocując w nim- zauważyła Carys.
- Teraz zamierzamy koło pijawek założyć obóz… więc… jaka to różnica?- wzruszył ramionami krasnolud.
- Taka, że wiemy co na nas czyha - powiedziała rudowłosa - Jakkolwiek twe obawy są uzasadnione, to uważam, że pokładasz zbyt mało wiary w siebie i nas.
- Wleźliśmy na te pijawy jak banda ślepców… w kogoś na pewno utraciłem wiarę.- westchnął ciężko krasnolud zerkając na ich przewodniczkę.
- Bo co? - obruszyła się Caistina. - Magicznego wzroku nie mam, nie wszystko zauważę na czas, proste. Nikt tak nie potrafi. - Półelfka wzruszyła ramionami.
- Dobrze, już dobrze - Carys starała się załagodzić sytuację. - Wzajemne pretensje i obwinianie się do niczego dobrego nie doprowadźmy. Chodźmy już do tych ruin, bo stojąc tu ściągamy na siebie niechybnie niebezpieczeństwo.
Krasnolud nie był szczególnie przekonany słowami ich przewodniczki. Rozejrzał się po okolicy, westchnął i ruszył. Wydawało się że chciał coś powiedzieć, ale najwyraźniej zrezygnował z dalszego wypowiadania się.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 31-03-2020 o 11:53.
Marrrt jest offline  
Stary 31-03-2020, 20:45   #62
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Niedaleko zamku czekał na nich Daveth - już nie pod postacią gryfa.
- Zamek wygląda na opuszczony - powiedział. - Można by rzec, że od dawna nikt tam nie mieszka.
Olgrim spojrzał w niebo załamany tymi słowami. Te bagniska obok niego też nie wyglądały jak nora pijawek.
To że coś wyglądało na opuszczone, nie oznaczało że tak było.
- Myślę mości Adlerberg iż dla bezpieczeństwa niewiast nasza trójka pierwsza winna zajrzeć w trzewia zamku i upewnić się co do tego, zanim tam całą kupą się udamy.- wskazał siebie i Davetha..- Ot, na wszelki wypadek.

Rycerz wątpił by pobieżne sprawdzenie zamku ujawniło jakieś dodatkowe zagrożenia, które by skłoniły ich do noclegu na bagnie. Widział jednak, że krasnoluda wyraźnie trapią mury budowli i postanowił przychylić się do jego prośby by nie przysparzać mu dalszych trosk. Poza tym nie mógł nie docenić troski z jaką Olgrim traktował pannę Amaranthe, której los zdawał się leżeć mu bardzo na sercu. Było w tej postawie coś, co w oczach młodego Adlerberga dawało jeszcze zachodniemu światu iskrę nadziei na przyszłość.
- Dobrze Olgrimie. Zróbmy tak - skinął głową po czym zwrócił się do Caistiny - Pani Trannyth, gdyby pijawki wróciły, idźcie za nami i spotkamy się na dziedzińcu. Panno Laugo, życzysz do nas dołączyć? Czy wolisz zostać?-

- Jestem przeciwna rozdzielania się. Caistina moim zdaniem jest najlepszą osobą do robienia zwiadów.- Tutaj spojrzała przelotnie na krasnoluda jakby to głównie jego osoba nie podchodziła żołnierce do robienia cichego zwiadu. - A nie powinno się zostawiać w tyle sła….reszty. - W ostatniej chwili poprawiła swoje słowo by przypadkiem nie obrazić rannej bardki.

Kapłan miał na ten temat inne zdanie. Półelfka bardzo mu podpadła słabą znajomością terenu, po którym była przewodniczką. Może i mogła nie zauważyć pijawek, ale powinna wiedzieć o zagrożeniach jakie niosły takie bardziej podmokłe tereny. Zwiadowcy Mithrilowej Hali byli jednak o niebo bardziej kompetentni od niej.
- Czaromioty i tak najlepsi są na tyłach. Jeśli będziemy w opałach, łatwiej będzie nam wycofać się do panny Carys, która będzie tedy miała czas na dobranie czarów do ewentualnego wroga podążającego za nami. A Amaranthe potrzebuje odpoczynku.- stwierdził krasnolud. Potarł brodę.- A co do ruin, to pokładam większą wiarę w swoje doświadczenie w tej materii. To nie będzie pierwszy zamek do którego się wejdę bez wiedzy gospodarza.

-Echhh w takim razie zostaje skoro tak wam spieszno to ja i Trannyth popilnujemy waszych niewiast. - Żołnierka przewróciła oczami, nie mając zamiaru kłócić się z upartym krasnoludem. W najgorszym scenariuszu znowu wróci do miasta sama bo amatorzy zechcieli zrobić sobie polowanie na smoka.

- Nikomu nie jest spieszno - powiedział Daveth. - A ja uważam, że to głupota się rozdzielać. I nie popieram tezy głoszącej, iż kobiety to słaba płeć i że stale muszą się chować za naszymi plecami. Powinniśmy iść razem.

- Zatem chodźmy we dwójkę Olgrimie - rzekł rycerz. Nie zwykł raz udzielonego wsparcia odwoływać tylko dlatego, że innym było ono nie w smak. A i był daleko od uznawania kobiet za płeć słabą. Gdyby wszak za takie je uznawał, to by córki Farvalda Fiaghruagach bez swego ramienia ostawić ani myślał - Spotkamy się na dziedzińcu. A jak co złego Was spotka, zdajcie się na Carys. Krzywda Wam się wonczas nie stanie.
Tymi słowy uśmiechnął się do czarodziejki, która jako pierwsza wiedziała co robić podczas starcia z pijawkami.
- To chodźmy.- stwierdził krasnolud i skinął ruszając przodem. Załadował swą kuszę i zdał się na swoje doświadczenie w takich sytuacjach i znajomość budowli… oraz krasnoludzką smykałkę. Pomodlił się też u swojego patrona o łaskę dostrzeżenia ukrytych przejść.
- Trzymaj się za mną.- rzekł do rycerza rozglądając się bacznie i starając być cicho. Na ile się dało idąc w zbroi i z okrytym pancerzem towarzyszem.
Czarodziejka kiwnęła głową w odpowiedzi na słowa rycerza. Chociaż i ona wolałaby nie rozdzialać się, to wiedziała, że ostrożności nigdy za wiele.
Daveth popatrzył na swoich dwóch towarzyszy jak na idiotów (którymi z pewnością byli), po czym ruszył w stronę zamku, trzymając się jednak z dala od tych "zwiadowców". *

Zamek był opuszczony i zapuszczony. Nikt dokładnie nie wiedział, jak długo już tak stał, były to jednak z pewnością lata. Most zwodzony opuszczony, choć jeszcze nie całkiem przegnity, jeden z łańcuchów urwany, kratownica przerdzewiała. Na dziedzińcu nie wyglądało lepiej, a on sam był mocno zarośnięty chwastami. Główny hol, jaki jako pierwszy sprawdził Olgrim i Villem, również nie wniosły nic ciekawego do owego "zwiadu". Podobnie jak dwa pobliskie korytarze, jak i schody na piętro… wszystko pokryte pajęczynami, rozsypujące się, nadgniłe, zakurzone. A jakiś ukrytych drzwi, lub czegoś podobnego, jak na razie brak.

Na dziedzińcu rycerz nie zabiegał w żadnej mierze o cichość czy skuteczność skradania. Nie był w tym tak dobry jak pani Trannyth, a właściwie to w ogóle się na tym nie znał. Ale i nie taki był jego cel. Wątpił by zamek zamieszkiwał ktoś podstępny. Bardziej spodziewał się bestii pokroju gnolli, które zrazu ruszą do ataku. Toteż i bez rozczarowania chrzęścił zbroją i wystawiał się na widok. Efektu nie dało to jednak żadnego, a zamczysko zdawało się najzwyczajniej opuszczone. Gdy Olgrim badał jeden z krużganków wrócił więc na most i pomachał paniom na znak, że droga jest wolna.

Krasnolud dalej podążył sam na piętro rozglądając się bacznie i ostrożnie. Nie tylko wyszukiwał zagrożeń, ale także oceniał stan pokoi i ich zdatność na miejsce spoczynku na dzisiejszą noc. Bądź co bądź skoro byli w zrujnowanym zamku to dobrze było wykorzystać sytuację i walory obronne twierdzy na ich korzyść. Po kilku minutach Olgrim znalazł na pierwszym piętrze, przy zewnętrznej ścianie, dosyć dużą komnatę, która kiedyś chyba była sypialnią. Co prawda łoże z baldachimem już się niemal całkowicie rozpadło, porządne, drewniane drzwi nadal jednak były w dobrym stanie, i można je było zamknąć. Co prawda klucza ani zamka w nich już nie było, można było jednak coś wykombinować… a do tego, izba miała kamienny balkon z zadaszeniem, całość prezentowała się więc nawet całkiem całkiem, mimo iż zaliczała się do stanu “ruina”, jak i chyba niemal wszystko w tym miejscu.
Na początek… to wystarczyło, może rankiem znajdą więcej czasu. Może…
Na razie Olgrim zawrócił, by zameldować pozostałym co znalazł.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 31-03-2020, 21:18   #63
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Ściągaj butka panienko - Powiedziała nagle do Carys Tropicielka, wyciągając ze swojego plecaka bandaże i różne smarowidła.

- Skoro mamy chwilę czasu, można opatrzyć ugryzienia tych cholernych pijaw - Caistina uśmiechnęła się do Czarodziejki, a nadal nieco blada Bardka pokiwała potakująco głową, uznając to chyba za dobry pomysł. W sumie ranne były wszystkie trzy z nich.

- Nie, nie trzeba - powiedziała Carys. - Villem już się tym zajął- pokazała opatrunek, który wcześniej założył jej rycerz.

- Jak tam chcesz… choć nie ubliżając Villemowi, profesjonalnie to nie wygląda. No i nie użył żadnej maści, a my tu biegamy w wodzie i ona pryska na ranę, i możesz od jutra mieć gorączkę, bo na bagnach łatwo o złapanie jakiegoś syfa, ale co ja tam wiem... - Tropicielka wyszczerzyła na moment ząbki, wzruszyła ramionami, po czym zajęła się Bardką.

- Gdy skończysz z Amaranthe - odparła czarodziejka. - Pomóc ci przy niej?


Caistina machnęła na Carys dłonią, w geście przywołania, więc Czarodziejka miała jej pomóc z Bardką...

- Dziewczyny, ja mam problem - Odezwała się Amaranthe, gdy obie kobiety znalazły się przy niej - Bardzo mi spuchły stopy w butach. Naprawdę BARDZO - Powiedziała Bardka z nieco markotną miną - Więc mogę co najwyżej cholewy nieco opuścić w dół, a nogawki spodni w górę, wystarczy?

- Dziewczyno! Dlaczego nic nie mówiłaś, przecież nawet taka drobnostka, może się rozwinąć w poważną dolegliwość, zwłaszcza na takim terenie! - Fuknęła Tropicielka, ale i się szybko miło uśmiechnęła - Teraz butów nie ściągaj, spróbujemy w zamku. Carys, no to zabieramy się do roboty, przytrzymaj bandaże...

Czarodziejka dzielnie asystowała tropicielce przy opatrywaniu bardki. Widok nie był przyjemny, ale rudowłosa nie zamierzał uciekać ni tym bardziej mdleć. Amaranthe była częścią ich drużyny i należało jej pomóc.


A gdy uporały się z ranami artystki, Carys sprawnie zzuła buta odsłaniając ugryzienie, które zapewne zostawi bliznę na jej gładkiej skórze. Tym zamierzałą się martwić później. Teraz zgodnie ze słowami Caistiny trzeba było robić wszystko, żeby rana szybko zagoiła się.


Nim Villem pojawił się na resztkach mostu Carys miała już buty z powrotem na nogach i mogła pomóc bardce iść w kierunku rycerza.


Wkrótce też zjawił się krasnolud i zameldował co znalazł. Potem zaś skupił swoją uwagę na opatrzonej przez dziewczęta bardce by móc jej udzielić fachowej pomocy uzdrowicielskiej, wspartej łaską uleczenia.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 31-03-2020 o 22:18.
Efcia jest offline  
Stary 01-04-2020, 10:02   #64
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Daveth doszedł do wniosku, że liczy się nie tylko wnętrze, ale i to, co znajduje się dokoła zrujnowanej budowli. Dlatego też, gdy dość hałaśliwi zwiadowcy poszli prosto do zamku, druid, w towarzystwie Laury, wybrał się na zwiedzanie jego okolic.

Spacerek wokół zamku okazał się dosyć czasochłonny. Obejście wszystkiego wokół zajęło grubo ponad kwadrans, a nie przyniosło nic ciekawego. Żadnej tylnej bramy, czy jakiś schodów nie odkryto, była za to naturalna jaskinia pod zamkiem, z kratownicą już w rozsypce, zalana w dużej części już bagnem. Pewnie kiedyś był to główny odpływ ściekowy, czy coś podobnego…
Daveth nie zamierzał sprawdzać, czy da się wejść do środka przez kanał ściekowy. Nie wchodził więc do zabagnionej jaskini, nie zamienił się więc w jakieś wodno-lądowe zwierzątko, dla którego taka wyprawa nie stanowiłaby żadnego problemu. Rozejrzał się za to w poszukiwaniu śladów istot, które w ostatnich czasach odwiedzały te okolice.
Niestety (lub na szczęście) nic nie wskazywało na to, że w zamku ostatnio ktoś bywał - nikt nie wyrzucał śmieci za mur, nikt nie wędrował przez bagnisko, by dostać się do zamku, lub z niego wydostać. A że Laura również nie znalazła nic ciekawego, pozostawało wrócić do pozostałych i poinformować ich o braku odkryć.
Co Daveth zrobił.

A potem zajął obrażeniami, jakich Laura doznała podczas starcia z pijawami i spróbował je oczyścić.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 02-04-2020 o 08:43.
Kerm jest offline  
Stary 05-04-2020, 19:03   #65
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Po obejściu zamku Lauga była zadowolona. Żadnych bocznych drzwi, zmniejszało to szanse na potencjalną zasadzkę. Okolica wydawała się opuszczona. Też dobrze, wolała mierzyć się z zwierzętami niż zorganizowaną grupą.
Kiedy wrócili do drzwi głównych wojowniczka zauważyła że bardka została opatrzona przez tropicielkę a i rycerz wrócił ze zwiadu budynku.

Jeszcze przyszło im czekać na kapłana by w końcu móc ruszyć do środka. Lauga normalnie ruszyła by przodem jako pierwsza linia, ale ta drużyna miała jakieś inne zwyczaje i ich działania wyglądały bardziej jako chaotyczne chodzenie po ciemku...albo ona za długo żyła w zorganizowanej armii.

Skoro jednak rycerz i kapłan twierdzili że sprawdzili zamek, Lauga postanowiła wybrać się na ‘spacer’. Zobaczyła tylko gdzie zamierzają nocować. A potem udała się w korytarze zamku. Były ładne na ten zrujnowany sposób.



 
Obca jest offline  
Stary 10-04-2020, 13:04   #66
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Olgrim zaprowadził towarzystwo na pierwsze piętro zrujnowanego zamku, do równie rozsypującej się co cała reszta tego miejsca, jakiejś dawnej sypialni, gdzie jako jedynym już meblem było duże łoże z baldachimem, a właściwie to resztki, zarówno jednego, jak i drugiego. Drzwi wejściowe były drewniane i solidne, wcale nie mocno przegnite czy wypaczone, i można je było bez problemu otwierać i zamykać, choć brakowało już w nich klamki czy zamka…

W izbie znajdowała się kamienna podłoga, dosyć zakurzona, lecz stabilna, a do tego kamienny kominek. Ciekawe, czy jeszcze się nadawał do rozpalenia w nim ognia? Był i spory kamienny balkon, z drewnianym zadaszeniem, choć i wyrwanymi i brakującymi już drzwiami balkonowymi, całość prezentowała się zaś dosyć znośnie, i było wystarczająco miejsca dla wszystkich. Ledwie zaś towarzystwo obejrzało owe miejsce, nie przebywając na samym opuszczonym zamku nawet jeszcze kwadransu, na zewnątrz zaczęło lekko padać.
- Kibelek robimy sobie na balkonie? - Spytała Caistina, po pierwszych pobieżnych oględzinach miejsca noclegu.

Czarodziejka rozejrzała się po komnacie. Zrujnowana. Upiorna. No idealna na nocleg. Jak w opowieściach, którymi rodzice raczyli ją gdy była mała.
Wyszukawszy sobie odpowiedni kąt, Carys uprzątnęła go nieco i rozłożyła swoje i Villema rzeczy.
Rozsiadła się wygodnie, o ile to oczywiście możliwe było i zajęła własnymi sprawami. Przez chwilę siedziała tyłem do zgromadzonych coś mrucząc pod nosem i lekko gestykulując rękoma. Chwilę później, jeżeli ktoś przyglądał się poczynaniom czarodziejki, mały, ciemny kształt pognał z jej kolan w kierunku wyjścia z komnaty i zniknął na korytarzu.

- W ostateczności. Lepiej się jednak opróżnić przed snem - odparł krasnolud skupiony na przygotowaniu legowiska dla osłabionej bardki i leczeniu jej. Olgrim był obecnie w raczej minorowym nastroju i wyraźnie niechętny rozmowom.

Rycerzowi komnata przypadła do gustu. Widok na okolicę był z niej nienajgorszy, zapewniała dach nad głową, a i jakby tego było mało, miała działające drzwi, na które już nie wystarczy jeden kopniak pani Trannyth. Zapewniała więc najlepsze wygody jakie mogły zaoferować im bagna.
Gdy Carys zajęła się przygotowywaniem miejsca na nocleg, on poświęcił czas na sprawdzenie kominka. Zapewne zbytkiem dobra byłoby gdyby dało się w nim rozpalić ogień tak by dym ulatywał kominem, ale kto wie? Może fortuna i tu im sprzyja?
Akurat kiedy trzonkiem zdobycznego topora sprawdzał, czy w dolnej części komin jest drożny, kątem oka dostrzegł drobny kształt, który oddalając się od czarodziejki smyrgnął w kierunku wyjścia. Chciał spojrzeć pytająco na Carys, ale wtedy z komina posypała się sadza i trochę gruzu.
- Pani Trannyth, jeśli można, wie pani coś o tym zamku? Od jak dawna jest opuszczony? Kto nim władał?
Co rzekłszy ruszył sprawdzić ile opału da się uzyskać ze zrujnowanego łoża. Do barbarzyńskiej sugestii by z balkonu kloakę uczynić, nie odniósł się mając nadzieję, że to poczucie humoru tropicielki. Choć wspomniał zasłyszaną niegdyś w Chessencie plotkę, że zachodni władykowie zwykli dawać upust potrzebom swych trzewi w kominkach, lub przez najbliższe okna. Uznał to jednak wonczas za przejaskrawienie.
Czekając na odpowiedź zabrał się za rozpalanie ognia w kominku.

- Wiele setek lat temu na sporym obszarze rządziły Elfy, ich kraina zwała się Feranbir, czy jakoś tak… czy to ich zamek, sama nie wiem, chyba nie… były i Królestwa Trzech Koron, może to jednej z nich? Wszystkie krainy już dawno temu upadły, a tereny przechodziły z rąk do rąk, podobnie jak zamki, więc w sumie ta ruina mogła mieć wcześniej wielu władców z różnymi sztandarami - odpowiedziała Caistina, rozkładając swoje posłanie. - A skąd tu bagna? Pewnie jakaś magiczna katastrofa, jak to zwykle bywa... - Zerknęła z drobnym uśmieszkiem w stronę Carys.

- Elfy? - Villem był tym tak zdziwiony, że aż przerwał na chwilę krzesanie ognia i spojrzał na tropicielkę, czy aby nie żartuje. Nic na to jednak nie wskazywało. - W Chessencie też mieszkają elfy. Ale to przeważnie muzycy, bakałarze, rzeźbiarze, lub hodowcy zwierząt. Nie posiadają żadnych ziem, czy włości. O królestwach nie wspominając.
Wrócił do krzesania kręcąc głową w zamyśleniu jakby miało wyglądać królestwo rządzone przez służących. Jak wyglądałaby zbudowana przez nich twierdza? Po chwili szczapki zajęły się płomieniami i pozostało poczekać. Bo rycerz chciał przekonać się o drożności komina.
- Carys, czy wiesz, co może wywołać taką katastrofę magiczną by całe królestwo pogrążyć w bagnie?

Druid nie mieszał się w rozważania na temat przyczyn powstania bagien, bowiem wiedza ta była mu potrzebna jak dziura w moście. Jak by nie było, nie wynajęto ich do zlikwidowania bagien, ani do odkrycia ich tajemnicy. Prawdę mówiąc wcale ich nie wynajęto...
Zabrał się za przyszykowanie kawałka miejsca na nocleg dla siebie i Laury, a potem podszedł do bardki i, ponieważ Amaranthe była wyraźnie osłabiona, rzucił na nią zaklęcie, którego celem było przywrócenie jej energii życiowej. Była to co prawda słabsza wersja tego zaklęcia, ale Daveth uznał, że lepsze coś, niż nic.
A potem podleczył, troszeczkę, Caistinę.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 10-04-2020, 14:09   #67
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Krasnolud widząc że bardka nabrała rumieńców i czuje się lepiej po kuracji druida przysiadł w kącie obok niej. Wyjął księgę i rozłożył ją. Inkaust, pióro… po czym zaczął stawiać krasnoludzkie runy, zapisując strony drobnym pismem.

- Nazywają to wysoką magią elfów. To potężne rytuały magiczną mogące wpływać stale na duże obszary. Za ich pomocą elfy budują mythale… takie jak ten w Silverymoon. To wysoka magia elfów stworzyła te bagna, lub katastrofa spowodowana nadużyciem tej magii. Zależy którą kronikę czytałaś… to odpowiedź będzie inna. Wrzosowiska to dzieło elfiej magii lub jej wypaczenia… a powstały podczas którejś z ich wojen.- wtrącił mimochodem, bo mu się humor poprawił i kamień z serca spadł.


Carys już szykowała się by udzielić odpowiedzi na pytania pozostawione przez Villema, gdy odezwał się kapłan.�- Trudno było ocenić czy tak już krasnoludzka natura, żeby odpowiadać za innych? Czy może to cecha ludów zachodu? A może taki był sam Olgrim? Chessenciskiej szlachciance nie pozostało nic innego, jak dać mu wypowiedzieć się do końca.�- Przesłała tylko Villemowi przepraszające spojrzenie.


Kącik ust Villema tylko ledwie zauważalnie się uniósł gdy jego spojrzenie spotkało się z carysowym. Wysłuchał jednak z uwagą odpowiedzi udzielonej przez Olgrima patrząc jak strużka dymu znika w kominie. Jeśli zamek był istotnie dziełem elfich architektów i elfich budowniczych to fascynował go jeszcze bardziej. Co prawda nie słyszał o potężnych elfich magach mogących tworzyć dziesiątki tysięcy akrów bagien, ale to niczego nie dowodziło. Zachód był inny. Trzeba było mieć umysł otwarty, a krasnolud sprawiał wrażenie jakby dobrze wiedział co mówi.

- Ach tak - pokiwał głową - Dziękuję Olgrimie.

- Nie ma za co...- stwierdził krasnolud i znów zagłębił się w pisaniu w swojej księdze.


- Dziękuję za leczenie… - Bardka uśmiechnęła się do towarzyszy, po czym siedząc na swoim posłaniu ściągnęła swoje butki, i już na jej ustach nie było uśmiechu, a grymasik bólu. Miała naprawdę nieźle spuchnięte stopy, do tego i w wielu miejscach poobdzierane i zaczerwienione...szybko skryła je pod kocykiem. Chwyciła za to za swoje kantele, po czym zaczęła cicho na nich brzdąkać.

- Zamek wydaje się ciekawy, zwiedzimy go nieco? - Spytała.

- Ja bym się w sumie wybrała, ale lepiej niech tu nikt nie chodzi nigdzie samemu. Wystarczy zdradziecka, podgniła podłoga, i może być problem - Stwierdziła Tropicielka.

- Możemy się przespacerować - zaproponował druid. - Skarbów co prawda nie znajdziemy, ale może dowiemy się czegoś o poprzednich właścicielach. �-

- My darujemy sobie tę wspólną wycieczkę - oznajmiła czarodziejka.


Tropicielka spojrzała najpierw na Carys, a potem na Villema. Uniosła przy tym jedną brewkę… aż w końcu się zaśmiała, kiwając głową. Zaśmiała się głośno i perliście, tak jak to tylko kobiety potrafią.

Carys spojrzała ze zdziwieniem i zakłopotaniem na Caistinę. Widać zachodnia mentalność tak bardzo różniła się od wschodniej,�- że była to bariera nie do przebycia. A przynajmniej nie w tak krótkim czasie. Do różnic w mentalności należało pewnie dołożyć różnice klasowe,�- te jednak nie przeszły nawet przez myśl czarodziejce.

Rycerz również uniósł brew na ten jakże nieobyczajny wybuch śmiechu tropicielki. Musiał przyznać, że coraz trudniej było mu zrozumieć i akceptować tych ludzi dzikiego zachodu.

- Cóż ma znaczyć ten śmiech pani Trannyth? - spytał poważnie nie kryjąc urażenia - Czy to sugestia, że nie damy sobie z Carys sami rady? Jeśli tak to proponuję rozstrzygnąć to rywalizacją. Wy pójdziecie w jednym kierunku. My w drugim. Ci którzy przyniosą ciekawsze znalezisko wygrywają.

Zajęty dotąd pisaniem krasnolud podniósł oczy, znad się i uniósł palec.

- Dobrze… za chwilę możemy rozpoczynać rywalizację. Ino muszę tu skończyć.- po czym wrócił do pisania, a następnie suszenia atramentu.


- Dziecinna zabawa - stwierdził Daveth. - Nie mówiąc już o tym, że samo słowo ""ciekawsze" jest zdecydowanie niejednoznaczne.

- Nie trzeba się tak zaraz unosić, mości rycerzu… - Tropicielka przybrała poważną minę - Rozśmieszył mnie fakt, że Czarodziejka tak prosto z mostu oznajmiła, że WY nigdzie nie idziecie… tak… no jak w jakimś starym małżeństwie no. "Nie i basta, przemówiłam, i tyle, za nas oboje" - Caistina wzruszyła ramionami, lekko przygryzając usta, i tłumiąc chyba kolejny śmiech.

- Opacznie zatem zrozumiałem pani reakcję. - Rycerz pochylił nieznacznie głowę przed tropicielką w geście wycofania swych pretensji - Z Carys już wcześniej poczyniliśmy zamiary zwiedzania zamku. Stąd i całe nieporozumienie zapewne. Ale podtrzymuję propozycję rywalizacji. Daveth słusznie uznał, że potrzebny jest juror. Jakoże więc sam nie ma ochoty na tę zabawę, proponuję by nim został i rozsądzał o ciekawości znalezisk.

Pomiędzy wierszami poważnych deklaracji błąkał się wyraźny uśmieszek wywołany stwierdzeniem druida, że zabawa jest dziecinna z jednoczesnym jednak kontestowaniem jej zasad. Villem nie odebrał też osobiście tego wątpliwego przytyku, a raczej chęć zaimponowania pannie Amaranthe swoją zabawnie rozumianą dorosłością.

- Czy pozostali chcą się bawić? Pani Trannyth? Panno Amaranthe? Dość już długo nie wraca panna Lauga więc dodatkowe punkty należałyby się tym, którzy ją odnajdą.

Daveth pokręcił głową.

- Bawcie się w to sami - powiedział. Skoro Caistina nie odpowiedziała na jego propozycję, to miał zamiar sam (to znaczy z Laurą) powłóczyć się po ruinach.

Gdy Olrgim starannie zapisał i osuszył atrament, z pietyzmem zamknął księgę. Po czym schował do plecaka.�-

- Gotów jestem - zakomunikował krótko.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 10-04-2020, 22:33   #68
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Zrujnowany zamek

Wysokie Wrzosowiska

Towarzystwo opuściło w końcu “swoją” komnatę, by nieco powłóczyć się po zamku, i poszukać w nim czegoś interesującego… z każdą jednak minutą, jaką spędzali w tej budowli, coraz bardziej byli utwierdzeni w przekonaniu, iż to miejsce nie będzie oferowało nic ciekawego.

Zamek był poważnie zapuszczoną ruiną, i pewnie odwiedziło go przed nimi już wiele innych istot, przybywających tu zapewne z różną motywacją. A co było do ograbienia, wyniesiono już lata temu. Wszędzie jedynie śmieci, resztki mebli, czasem jeszcze całe(ale co komu po powoli rozsypującym się krześle?), często już nadgniłe gobeliny na ścianach, stary garnek, pordzewiały kandelabr, rozbita butelka po winie, niegdyś piękny kryształowy żyrandol pod sufitem, teraz leżał na podłodze, rozbity, powyginany, już bez kryształów…

Nie wszędzie zaś były i kamienne podłogi. Często te drewniane już się zarwały częściowo, strasząc wielkimi dziurami, czasem i w izbie brakowało całej podłogi… a te które jeszcze były, skrzypiały pod butami, przypominając o słowach Caistiny, i naturalnym niebezpieczeństwie czyhającym w zamku w wielu miejscach.



Carys i Villem

Parka towarzyszy z bardzo dalekiego wschodu Faerunu, wybrała się na zwiedzenie jednej z zamkowych wież. Wieża była z kamienia, schody były z kamienia, więc nie powinno być niebezpiecznie. Było za to męcząco fizycznie - i to dosłownie - po górkę.

Pierwsze piętro, drugie, trzecie, ile to już schodów? Tego chyba nie liczył nikt. Czwarte piętro… A co tam na górze będzie? Taka prawdziwa izba, prawdziwej księżniczki, jak to w bajkach? Chyba tak… no to dalej do góry, do góry, stopień za stopniem, i w kółko, piąte piętro, wymijając małe okienka w ścianach… ufff… powiew świeżego powietrza gdzieś z góry, i wyraźne odgłosy deszczu?

Nie, na górze nie było izby księżniczki. Na górze nie było… niczego. Jedynie platforma obserwacyjna z małymi szrankami, nawet bez drewnianego daszku. No ale przynajmniej letni deszcz był ciepły, i nawet całkiem przyjemny.

I widok wokół zamku, na chyba i kilka kilometrów w każdą stronę bagnisk, również niczego sobie. To może teraz kolejna wieża? Ale już faktycznie taka z izbą na samej górze i dachem?? Tylko jak długo wytrzymają nogi Czarodziejki taką eksplorację zamku?


~


I znowu kolejny kamienny stopień za stopniem, piętro za piętrem, mozolnie w górę… ufff, daleko jeszcze? Trzeciej wieży to już raczej nie zbadają, no chyba, że Villem wniesie ją na szczyt.

180 schodów dalej, oboje stanęli przed zamkniętymi, drewnianymi drzwiami. Ale to nie była przeszkoda nie do pokonania. Po czterech solidnych razach, Rycerz w końcu je wyważył własnym ciałem, a ich oczom ukazał się mały pokój. Podniszczone, rozpadające się łoże z baldachimem, skrzynia, szafa, toaletka z lustrem. A wszystko zakurzone, właściwie to rozpadające się… oprócz stojącego niemal na środku owej izby wrzeciona.


Te wyglądało na nowe, te… wzbudzało niezdrową ciekawość, zwłaszcza Carys. Villem zrobił jako pierwszy krok do środka pomieszczenia, a wtedy drewniana podłoga bardzo głośno zaskrzypiała pod jego butem. Deski były zbutwiałe, a sam mężczyzna w ciężkim pancerzu ważył swoje. Ryzykować dalsze kroki?

A wrzeciono… zdawało się wprost przyciągać Carys, wołać ją do siebie, niesłyszalną melodią. Czarodziejka chciała podejść, bardzo go dotknąć, bardzo. Zrobiła pierwszy kroczek w jego stronę, drugi...






Lauga

Wojowniczka wybrała się na samotną wycieczkę po zamku, zostawiając resztę towarzystwa samym sobie… i po pewnym czasie, i ona musiała stwierdzić, że w tej ruinie raczej nie znajdzie nic ciekawego. Miejsce rozpadało się, porzucone i ograbione już dawno temu. Tu ukrytych skarbów już nikt nie znajdzie, każdy możliwy kamień już pewnie kilka razy obrócili przybywający w to miejsce przed nią ludzie i nie-ludzie. A więc strata czasu.

Jedynym “urozmaiceniem” tego miejsca, były kilka razy pojawiające się, zwyczajowe, cholerne szczury, które na widok Laugi uciekały…

W ogromnej sali tronowej, nadal stał masywny tron.


Co prawda, on również został już ograbiony ze wszystkiego, co tylko się dało, ale ze względu na swoją masę, nadal pozostał na miejscu. Wojowniczka rozejrzała się po sali, przyjrzała bliżej podniszczonemu siedzisku… ile razy ma się okazję w życiu usiąść na takim tronie? Jeśli w ogóle?

Lauga, królowa Wysokich Wrzosowisk! Oddać pokłony…

Lauga, królowa Wysokich Wrzosowisk! Ściąć jego łeb…


~


Zwiedzanie piętra również nie przyniosło nic ciekawego. Wiele izb, które kiedyś pewnie były sypialniami wyższych sfer, pozostawały w takim samym nieładzie jak reszta zamku. Zniszczone biegiem czasu - albo i z czyjąś pomocą - łoża, szafy, gobeliny, duże lustra, których teraz kawałki walały się po podłogach… i w jednej z owych izb, ciało.

Humanoidalne, rozmiarów dorosłej osoby, zawinięte w jakieś przekrwawione koce, z których wystawała para butów, porzucone pod ścianą, gnijące i rozpadające się, otoczone masą much. A do tego ten smród. Czy to był jakiś awanturnik, który wraz z towarzyszami zwiedzał ten zamek, czy był to jakiś humanoidalny potwór, który przybył tu w podobnych celach, tego Lauga stwierdzić nie umiała.






Daveth i Caistina

Druid i Tropicielka wybrali się do zamkowych piwnic… ponurych, mrocznych, i głębokich piwnic, gdzie można się było poruszać tylko i wyłącznie z pochodnią, którą Półelfka szybko zapaliła, w drugiej dłoni z kolei dzierżąc swój Sejmitar.

Mrok, kurz, sporo pajęczyn, i chyba i kilka razy szczury, były zjawiskami, jakie towarzyszyły tej dwójce w trakcie owej wyprawy za-choliba-wie-czym. Wszędzie cicho, wszędzie pusto, jedynie sporadycznie tu i tam odrobina wody kapiącej z sufitu. Zniszczone drzwi, wyrwane kraty… pustki i zaduch. Ale i z drugiej strony, wilgoć również zaczęła się dawać we znaki.

- Czego my tu szukamy? Szczęścia? - Spytała retorycznie Caistina, uśmiechając się półgębkiem, po czym przetarła nadgarstkiem kilka kropli potu na czole...zostawiając na nim po tym geście ciemną smugę brudu.

Wkrótce natrafili na zamkowy skład wina. Tuziny tuzinów beczek, różnych rozmiarów, od tych zwyczajnych, do takich, co to ich deka były średnicy ponad dwa metry… wiele poprzewracanych, zniszczonych na kawałki, rozbitych. Tropicielka od niechcenia zaczęła po niektórych stukać orężem, a wszystkie które sprawdzała były zdecydowanie puste. Choć kto by tam sprawdził naprawdę każdą, było ich zdecydowanie za dużo, ale pewnie jak i w całym tym zamczysku, tu też już ogołocono wszystko co było możliwe.


~


Jakiś czas później oboje natrafili na zalaną część piwnic, wszędobylskim bagnem, wdzierającym się również do zamku… choć tutaj była to jedynie jak na razie większa ilość wody, ponad błoto.


- Nie lubię takiej ciasnoty - Mruknęła Caistina, i wystawiła dłoń pod jedną z małych strużek wody, kapiących z sufitu. Następnie ową mokrą dłonią przetarła sobie kark, a po chwili i odrobinę biustu, na tyle, na ile on wystawał z jej koszulki kolczej.

- Ty chyba też wolisz otwarte przestrzenie ponad budynki? - Spytała Davetha, przyglądając mu się z góry do dołu - To co, idziemy dalej, czy wolisz bucików sobie nie moczyć? - Dodała z małym przekąsem.

Poszli dalej…

I po kilku minutach natrafili na kości jakiegoś humanoida, w jednym z zakratowanych - choć już o wyrwanych drzwiach - pomieszczeniu, które chyba kiedyś było celą? Mogły choćby o tym i świadczyć łańcuchy zwisające ze ścian. A sama kupka kości? Pewnie miała i już z setkę lat.

- Brrrr - Wzdrygnęła się Tropicielka - Tak skończyć w łańcuchach, zdanym na łaskę oprawcy... - Po jej skroni spłynęła kropelka potu.






Amaranthe i Olgrim

Zanim Krasnolud i Bardka gdziekolwiek mogli się wybrać, należało zająć się jej stopami. W takim stanie było bowiem wykluczone dalsze podróżowanie, ba, nawet zwykłe chodzenie. Amaranthe bagatelizowała ten fakt uśmiechem, ale naprawdę trzeba było się tym zająć… gdy więc całe towarzystwo rozeszło się po zamku, celem jego zwiedzania, Olgrim zajął się dolegliwościami dziewczyny.

Jedna maść, druga maść, a następnie obwiązanie bandażami, i gotowe. Problem jednak pojawił się z założeniem butów, które teraz nijak się dało założyć przez właśnie opatrunki. Amaranthe jednak uśmiechnęła się słodko do Kapłana, raz czy dwa nawet pogładziła jego brodę, i ten dał się przekonać, by i oni urządzili sobie małą wycieczkę po zamku, z Bardką chodzącą bez obuwia. Byleby tylko na nic nie nadepnęła.


~


Zamkowa biblioteka okazała się zapuszczonym i opuszczonym miejscem, choć wcale nie tak pustym, jakby się wydawało. W rozpadających się regałach wciąż znajdowała się masa książek, choć wiele z nich rozsypywało się już po pochwyceniu w dłoń.


Mimo jednak tego, miejsce i tak wydawało się interesujące… ktokolwiek grabił zamek, nie zaprzątał sobie głowy “gryzmołami”, i na szczęście nie puścił również tego miejsca z dymem. Prostaki nie doceniały wartości słowa pisanego, i nic sobie nie robiły z tej skarbnicy wiedzy, podczas gdy często, wbrew pozorom, mogły się tu skrywać księgi o sporej wartości historycznej, które po przeliczeniu w monety, robiły wrażenie.

No i ta bardziej już przyziemna sprawa, dotycząca owych zapisków - można było się dowiedzieć, kto był tu kiedyś panem?






***

Komentarze jutro
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 11-04-2020, 16:47   #69
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Piwnice, na pierwszy przynajmniej rzut oka, nie sprawiały zbyt dobrego wrażenia. I mimo zacnego towarzystwa Daveth stwierdził, iż wybór miejsca na zwiedzanie nie był najlepszy. I raczej wątpił, by znaleźli tutaj szczęście.

- Też wolę otwarte przestrzenie - powiedział chwilę później, całkiem otwarcie przyglądając się biustowi tropicielki. - Chociaż muszę przyznać, że w niektórych przypadkach dach nad głową ma swoje zalety.
- Ciekawe jakie? - powiedziała Caistina, rozglądając się po najbliższym otoczeniu.
- Na przykład ciemną nocą, gdy szaleje burza - odparł z lekkim uśmiechem Daveth. - Albo gdy zaprosisz dziewczynę na kolację. Wtedy nie trzeba się przejmować pogodą.
- E tam - wzruszyła ramionami Półelfka, nic sobie chyba z owych zalet dachu nad głową nie robiąc - Przed burzą można się schować w wielu miejscach, jak i zjeść przy ognisku…
- Ognisko ma pewne wady, gdy z nieba spadają strugi wody. - Daveth ponownie się uśmiechnął. - Oczywiscie nie ma jak miłe sam na sam pod rozgwieżdżonym niebem - dodał.
Tropicielka spojrzała na Druida z dziwną miną, przez chwilę się chyba nad czymś zastanawiając...
- A do tego flaszeczka wina, gadka-szmatka, a potem "barabara"? - Spojrzała na rozmówcę tym razem z ukosa.
- Czasami bywa i tak - przyznał Daveth. - A niekiedy flaszeczka wina jest zbędna - stwierdził. - To zamczysko na przykład nie zadbało o taki drobiazg - dodał. - Raczej wygląda na to, że ktoś zadbał o to, by zwiedzający nie mogli zaspokoić swego pragnienia w dziedzinie trunków mocniejszych od wody. Tamte butelki wyglądały na opróżnione... Z drugiej strony... Nie wszystkie spacery mają w założeniach takie zakończenie jak igraszki na sianku.
- A więc niestety...TWÓJ plan jest tak dziurawy jak ten zamek? Wina nie ma, ogniska nie ma, sianka też nie… - Caistina musiała się wspiąć na niewysoki gzyms, by mogli iść dalej, podejmując decyzję o dalszej wędrówce. Nieświadomie - a może i świadomie? - na drobną chwilę jej tyłek był wypięty do mężczyzny.
-...a do podziwiania gwiazd też jeszcze daleko. Jednym słowem, wszystko kiepskie? - Spojrzała przez ramię na Davetha.
- Najważniejsze jest dobre towarzystwo - odparł druid, który uznał, że tyłkowi Caistiny niewiele można zarzucić. - A na to z pewnością nie będę narzekać. No i chyba nie sądzisz, że zakładałem znalezienia siana i innych przydatnych akcesoriów... - dodał.
- A kto cię tam wie - Odparła z przekąsem Półelfka, idąc dalej, wśród blasku pochodni. Po chwili zaś dotarli korytarzami owych zamkowych piwnic do… ślepego zaułka. Czyżby koniec wędrówki?
Daveth spojrzał na ścianę.
- W opowieści jakiegoś barda właśnie w tym momencie byśmy trafili na ukryte przejście - powiedział. - Trzeba tylko znaleźć miejsce, gdzie trzeba coś nacisnąć, przesunąć... i jesteśmy w skarbcu - zażartował.
Podszedł do ściany i przyjrzał się jej dokładniej.
- Olgrim zapewne powiedziałby więcej - dodał, zauważając w końcu na owej ścianie jeden z kamieni innego koloru niż pozostałe, tak gdzieś na wysokości swojego torsu, nieco po prawej stronie samej ściany…
- Na wszelki wypadek się odsuń, zanim się okaże, iż to pułapka, a nie wrota do skarbu - powiedział, a chwilę później spróbował nacisnąć kamień. Na wszelki wypadek z pewnej odległości i nie ręką, a kijem.
Kamień dało się wepchnąć w ścianę, coś zazgrzytało i na samej ścianie pojawił się zarys drzwi… jednak to wszystko. Nic się samo nie otwarło. No tak, wszystko tu już stare i zapuszczone…
Daveth, nieco zaskoczony, przeniósł wzrok z drzwi na tropicielkę i ponownie na drzwi.
- Zaskakujące, zaiste... - powiedział. - Chyba trzeba by teraz popchnąć... - Przyjrzał się drzwiom, usiłując wypatrzyć zawiasy. Wtedy można by określić miejsce, gdzie należy pchnąć. Niestety, nie dość, że nie było klamki czy zamka, ale i zawiasów brakło.
- No to pchamy… - Stwierdziła krótko Caistina, po czym oboje zaparli się i zaczęli siłowanie z ukrytymi drzwiami, które po chwili zgrzytnęły jeszcze bardziej, i w końcu ustąpiły otwierając się, i ukazując im jakiś wyjątkowo mocno pokryty pajęczynami korytarz.
- Błech… - Wzdrygnęła się Tropicielka, i...zaczęła pochodnią przypalać wszędobylskie pajęczyny blokujące drogę.
Daveth nie obawiał się się pająków ani pajęczyn, ale udał, że nie widzi tej niewielkiej skazy w charakterze tropicielki.
- Widać, że dawno nikt tu nie był - powiedział, wypatrując równocześnie niemiłych niespodzianek. Jedna z nich rzuciła się w oczy - a raczej do nosa, bowiem powietrze nie było najlepszej jakości.
- Kto idzie pierwszy? - Caistina spojrzała na Davetha. Oboje dobrze wiedzieli, że w korytarzu mogą być jakieś pułapki…
- Co prawda mówi się zwykle "panie przodem", ale pójdę pierwszy - powiedział Daveth. - Albo... któryś z moich przyjaciół... - Przywołał czarnego niedźwiedzia, który ruszył przodem, coś tam mrucząc pod nosem(?). I gdzieś tak w połowie korytarza… “klik”, niedźwiedź na coś nadepnął w podłodze, a ze ściany wyyyyyyjątkowo powoli i z okropnym zgrzytem wysunęło się wielkie ostrze, które ugrzęzło po kilku centrymetrach. Gdyby pułapka i całe te miejsce nie było takie stare… niedźwiedź mruknął ponownie, po czym niewzruszony poczłapał dalej, aż w końcu doprowadził Davetha i Caistinę do jakiś zwyczajnych, drewnianych drzwi.
- Pewnie nie trafiliśmy na skarbiec - powiedział druid. - [i]Zwykłe drzwi zwykle nie chronią skarbów.
- Aha - przytaknęła krótko Półelfka.

Drzwi były nieco zbutwiałe, i zaklinowane, dało się je jednak w końcu otworzyć. Za nimi zaś… mała zbrojownia. Kilka pancerzy, tarcz, halabard, mieczy, i tym podobnych, wszystko zaś pokryte kurzem i pajęczynami. Były i świece, a nawet i lampa naftowa, co też pozapalano, by mieć więcej światła w pomieszczeniu.



W tak dobrze strzeżonym miejscu mogło być coś cennego, dlatego też po przystąpieniu progu Daveth rzucił wykrycie magii… i wykrył, owszem, ale na kręcącej się po pomieszczeniu Tropicielce, która oglądała wyposażenie zbrojowni. I na niczym więcej.
- To wszystko starocie... - Stwierdziła kobieta, po tym, jak jakaś włócznia po prostu jej się złamała w dłoniach - Drewno wypaczone, albo korniki czy coś... - Wzruszyła ramionami. Chociaż niektóry oręż wyglądał na coś więcej niż zwyczajowy miecz czy sztylet, wykonane były bowiem całkiem nieźle, no i nie wszystko tu było z drewna…
- Warto by wziąć coś na pamiątkę - powiedział Daveth, równocześnie sprawdzając pomieszczenie w poszukiwaniu jakiegoś ukrytego przejścia lub schowka, niczego jednak więcej nie znaleźli.
Druid przygarnął świetnej roboty sztylet, po czym spojrzał na tropicielkę.
- A ty co zabierasz? - spytał. - Po tylu trudach nie wypada odejść z pustymi rękami - zażartował.
- Może być i sztylet - Caistina kiwnęła głową, po czym wyszukała jeden dla siebie.
- To co? Wracamy, rozglądając się po drodze i szukając innych ukrytych przejść? - spytał Daveth.
- Nadal ci mało? - Półelfka przelotnie się uśmiechnęła.
- Uznajmy, że fortuna nam sprzyja - w tonie Davetha trudno było dopatrzyć się powagi. - A w takim przypadku zbrodnią byłoby nie skorzystać z okazji. Poza tym... zostawić jakieś nieodkryte tajemnice... Zgroza... - Stłumił uśmiech.
- Nadal tu, w piwnicach, czy już innej części zamku? - Stanęła przed nim.
- Inne części są raczej zajęte - stwierdził. - A zatem piwnice. Chyba że masz już aż tak dosyć tej ciasnoty.
- Powoli już tak - powiedziała, przekazując Davethowi pochodnię, a sama zabierając lampę oliwną -To prowadź… gdzieś tam - Dodała.
Daveth ruszył w stronę wyjścia, po drodze przyglądając się ścianom korytarza.
Zatrzymał się na chwilę przy ukrytych (do niedawna) drzwiach, zastanawiając się, w jaki sposób można je zamknąć.
- Masz jakiś pomysł? - Spojrzał na Caistinę. - Chciałbym je zamknąć.
- Może znowu ten kamień wcisnąć? - Wzruszyła ramionami.
Daveth nieco w to wątpił, ale co szkodziło spróbować?
- Pewnie by trzeba wszystko naoliwić - powiedział, po czym spróbował nacisnąć kamień...i znowu zazgrzytało, i ukryte drzwi drgnęły i...nic. Tajnego wejścia nie dało się zamknąć, pewnie właśnie już z powodu przestarzałych mechanizmów. Caistina zaśmiała się.
- Idziemy… - Machnęła dłonią na całą tą ukrytą zbrojownię.
- Nie zostanę po tamtej stronie, by zamknąć te drzwi - odparł Daveth, ruszając w kierunku skąd przybyli.
- Sprawdzimy raz jeszcze te beczki? - spytał. - W połowie ballad za beczkami są ukryte przejscia, tajemnicze komnaty, uwięzione księżniczki, sale tortur... A nie, sale tortur są bardziej dostępne - stwierdził.

Na słowa "sale tortur" Półelfka dziwnie spięła się na całym ciele.
- Księżniczek ci się zachciewa? - spytała szybko, maskując swoje reakcje… i zaczesała nerwowo luźny kosmyk włosów za wydłużone uszko - Możemy sprawdzić beczki… też bym się napiła! - dodała, i zaśmiała się wyjątkowo, wyjątkowo sztucznie.
Daveth udał, że niczego nie spostrzegł, ale postanowił tego tematu już więcej nie poruszać.
- Po tylu latach księżniczka byłaby raczej mało atrakcyjna, prawda? Poza tym nie jestem rycerzem czy księciem, by ubiegać się w względy jakieś panny o krwi błękitnej. - Uśmiechnął się. - I pewnie miałaby pretensje, że tak późno przybyliśmy, by ją uwolnić - dodał żartem.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-04-2020, 17:49   #70
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wojowniczka ceniła sobie mieszkanie w dobrej fortecy. Zamek fortecą nie był ale może to kwestia minionego czasu i rabusiów i kiedyś miał jakiś potencjał wartowni. Puste korytarze niosły echo jej kroków. Aktualni władcy twierdzy czmychali przed nią po kontach, tylko ich grube łyse ogony śmigały jej miedzy zrujnowanymi meblami i gruzem.
Sala tronowa oczywiście jak reszta zamków ruina, choć Lauga nigdy żadnej nie widziała a tylko usłyszała w opowieściach o przepychu takich pomieszczeń.

Choć nagi tron nadal był imponujący i wojowniczka czułą pewien respekt do mebla...z drugiej strony możliwe że była to jej jedyna szansa.
Oparła miecz o oparciu tronu i usiadła usadawiając się na meblu.
- Cesarzowa Zrujnowanej Ruiny Lauga - Powiedziała i wyobraziła sobie jak musiała teraz wyglądać.

Nie poczuła się ani odrobinę specjalnie ani zaszczycona, więc wstała i poszła szukać dalej. Znalazła zwłoki. - No proszę... jesteś pechowcem? Samotny podróżnik? Zdradzony kompan? - Powiedziała krzywiąc się od zapachu.
- No kimkolwiek jesteś nie powinieneś tak się tu rozkładać. - Powiedziała i mimo lekkiego obrzydzenia Lauga wyniosłą koc z zwłokami na zewnątrz. Wróciła do ich “sypialni” i zaopatrzyła się w dwie deski i przydatne narzędzia czy przedmioty jakie napotkała po drodze. Wróciła na zewnątrz i uzbrojona w improwizowaną łopatę zaczęła kopać grób dla swojej ‘znajdy’. Dobrze że wzięła swoją torbę a w niej lampę i hubkę i krzesiwo jakby nie zdążyła przed zachodem słońca.

Zmachana, spocona, brudna stanęła nad skończonym grobem. Z torby przy świetle latarni wyjęła butelkę wina. Upiła łyk i łyk wylała na mogiłę.
- No nieznajomy, - Powiedziała ochrypłym głosem. -... nie wiem kim byłeś i nie znam twej historii ale niech bóstwo do którego się modliłeś za życia zaopiekuje się tobą po śmierci...a jeśliś już w następnym życiu byś miał więcej szczęścia niż w tym. Zdrowie. - Był to żołnierski pochówek, improwizowany ale ze szczerymi intencjami. Nie raz się zdarzało że kobieta musiała opuścić ciała swoich kamratów na polu bitwy, bez pochówku. Bez ostatniej grzeczności. Być może dla nich i dla tego nieszczęśnika w grobie nie było różnicy gdzie się podziewa ich truchło. Ale dla tych co przeżyli było to ważne. Ile bogów i wyznań tyle tradycji pochówków. Lauga nie spotkała jeszcze takiej gdzie pozwalano ciału po prostu się rozkładać w ruinach pod kocem.

Naskrobałam jeszcze parę słów na desce i wbiła ją w mogiłę. “Zmarł w ruinach. Imię nieznane.” Głosiła sentencja. Dopiero wtedy wróciła do sypialni kiwnęła reszcie i klepnęła pod ścianą. Zjadła trochę swej racji popiła i spytała o rozstaw wart.
 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172