Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-02-2021, 15:15   #11
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
- Szlag... - syknęła elfka, oglądając swoją skórę w miejscach gdzie zetknęła się ze żrącym śluzem. - Tego się nie spodziewałam, mam nadzieję że zbyt wielkiego śladu to nie zostawi - rzuciła do sama siebie, po czym spojrzała na swój miecz. - Nosz kurwa... - głos dziewczyny brzmiał jakby uszczerbek jej oręża bolał ją bardziej niż obrażenia, których doznała. - Mam nadzieję, że ta suka to naprawi... - warknęła pod nosem. - Uszkodzenia na moim mieczu... - zwróciła się do towarzyszy - ...wyglądają inaczej niż te na przedmiotach w kuźni Wylmet. Wygląda na to, że te pieprzone mazie nie są tym czego szukaliśmy - stwierdziła.

George wzruszył ramionami. - No, dobrze, że sama nie, co? W Podziemiach potwory. Uważaj na robaki też. - George zważył w ręku jeden taki trzonek i podsunął kapłanowi. - Weź poświeć, rzucimy. - George rozejrzał się też czy koło nich też nie było szpar albo co, żeby się na nich nie wylało. Albo czy na suficie nie było drugiego takiego.

Czarownik widząc jak George rozgląda się po ścianach tunelu, wymamrotał cicho zaklęcie. Zmaterializował nim magiczną dłoń. - Pomysł dobry, choć możemy też robić mniej hałasu niż rzucając patykiem- rzekł do półorka - będę zamiatał tym przed nami.

Ruszyliście tunelem - bardziej ostrożnie niż poprzednim razem. Czarownik Rakhalim manipulował na odległość trzonkiem od młota. Dopiero kiedy szary śluz przestał pokrywać korytarz, zauważyliście, że sufit, ściany czy posadzka wcale nie były mokre. Prawdopodobnie nie znajdowaliście się pod żadnym zbiornikiem wodnym czy rzeką Ziemiorodka. Zauważyliście pozostałości po krótkim starciu - drzewiec strzały George'a oraz stylisko od toporka Aelin. To drapieżne coś musiało się żywić przede wszystkim metalami. Wtem, nagle macka szarawej substancji wystrzeliła ze ściany! Chwyciła za drewniany trzonek, wyrywając go z magicznej dłoni w poszukiwaniu żelaza czy stali. Prymitywna istota nie zdążyła jeszcze zrozumieć, że to tylko przynęta…

Rozumiała jednak, że światło promieniujące ze złotego symbolu Pelora nie oznaczało niczego dobrego. Rażona blaskiem próbowała jak najszybciej się ukryć i przygotować kolejną zasadzkę. - Cholera. - Westchnął kapłan - Głupie to, to nie jest. Ciekawe czy umie się uczyć. Rake, zróbmy tak samo, ale poczekajmy, aż się wyłoni.

Zniecierpliwiony czarownik cisnął kolejnym promieniem w szarą maź. - Możemy tu stać i grać w chowanego do wieczora - skwasił się widząc że promień nie odniósł wyraźnego skutku. - Po prostu rzućmy im jakąś przynętę i ruszajmy dalej.

Żrący metale śluz mógł poczynić ogromne szkody w warsztatach na ulicy Żelaznej. Chyba tylko dzięki jakiemuś szczęśliwemu zbiegowi okoliczności prymitywna jak ameba kreatura jeszcze nie zwęszyła kuźni Wylmet czy innych miejsc obfitujących w jej ulubiony pokarm. W ciemnościach Andre dostrzegł resztki rozbitego słoju niedaleko skrzyżowania tuneli. Naczynia dosyć sporych rozmiarów…

- Spójrzcie tam. - wskazał w kierunku zniszczonego pojemnika - Ktoś tu chyba zbierał tą galaretę. George, mam rację?

- Taa, albo ją tu rozlał. Nie mamy teraz czasu na dochodzenia. - ponaglał Rakhalim - jak się nie ruszymy, ten śluz zajdzie nas z obu stron. - Używając wyczarowanej dłoni, czarownik spróbował zgarnąć kilka części słoja i je pochwycić. - Potem się tym zajmiemy. Rzućcie temu szlamowi jakieś zajęcie i wiejmy stąd.

Wycofaliście się i wróciliście przez "kreci" tunel z powrotem do zagraconego pordzewiałymi wyrobami warsztatu. Kiedy się otrzepywaliście z ziemi, Wylmet i Jago wstali ze stołków. Mieli nadzieję na dobre wieści. - Udało się? Dorwaliście to coś? - Zapytała rzemieślniczka, spoglądając na resztki słoju trzymane przez Rakhalima.

Czarownik obrzucił kapłana wymownym spojrzeniem, czekając aż ten pierwszy się odezwie.

- Można, by tak rzec. - Zaczął kapłan. - Z dwóch dorwaliśmy, ale jest ich więcej niż ktokolwiek by się spodziewał. Idziemy dobrać ekwipunek i wracamy z powrotem.

- Taki śluz metalżrący. Lepiej zatkać, może solą sypnać, ludziożerny też. Szczelnie. - Ostrzegł George, dobitnymi gestami pokazując jak śluz prześlizguje się przez różne dziury. - Może wrócimy popilnować też nocą.

Jakiś śluz wykopał ten tunel i zagryzł na śmierć mego ucznia? - Wylmet próbowała sobie wyobrazić to, o czym mówiliście.

- To tylko w lewo. W prawo może więcej potworów.

Mistrzyni kowalstwa przytaknęła. - Co to za tunel tam na dole? Kopalnia? Żeby tylko kuźnia się nie zawaliła…

- Tak... Szkoda by było - mruknął pod nosem Rakhalim. - Ślady na dole wskazywały na obecność innego stworzenia - rzekł donośniej - a ten słój... Kto wie? Może, że ktoś celowo je tam wypuścił?

- Tylko pytanie kto i po co? - zastanawiała się głośno elfka. - Nie naraziła się pani nikomu ostatnio? - Wylmet ściągnęła brwi w zamyśleniu.

- Nie sądzę… Wszyscy kowale Słonego Bagieńska pracują tutaj i zrzeszeni są w gildii, której przewodzę. Nie nasraliby do swojej kuźni. - Jago skinieniem głowy przytaknął słowom matki. - Może jacy partacze z okolicznych wsi coś knują…? - Partacze, przeszkodnicy, szturarze… Mistrzyni miała na myśli niezrzeszonych kowali, którzy osiedlali się poza miasteczkiem i tam sprzedawali swoje wyroby, nierzadko taniej... i bez uszczerbku dla jakości. Łamiąca monopol cechu konkurencja, niezależnie od rzemiosła, była silnie zwalczana przez gildie, często dosłownie. Zbrojni pachołkowie gildii przeprowadzali rewizje w domach, urządzali uliczne łapanki i lotne kontrole w bramach miejskich. Dochodziło przy tym oczywiście do publicznych awantur, bójek, a nierzadko i krwawych ulicznych bitew. Nie brzmiało to na robotę dla Pogromców, dopóki któraś ze stron nie zacznie wysługiwać się morderczymi potworami. A tak się właśnie mogło stać.

- Dobra, pomyślimy o tym kiedy już spenetrujemy tę dziurę. - Aasimar przerwał kobiecie, zanim ta rozkręciła się na dobre. - Przygotujcie tu jakiś koksownik. Ten śluz zdaje się cofać, jeżeli nie ma metalu w swoim zasięgu. Parę rozżarzonych węgli powinno go wystraszyć. - Poprawił nadziak przy pasie. - Powinno starczyć pod naszą nieobecność. Jeszcze jedna sprawa. Metalożerce uszkodziły miecz Aelin, czy mogłabyś go naprawić?

Aelin spojrzała z wdzięcznością na kapłana gdy ten napomknął o jej broni.

Rzemieślnicy ocenili broń fachowym okiem. - Kawał dobrej stali, ale będzie trzeba przekuć ostrze. Wróćcie tu po południu, powinno być gotowe.

Elfka nieznacznie skrzywiła się na myśl że ostrze które wykuł jej ojciec musi zostać przekute. Wiedziała jednak że jeśli ma się ono nadawać do walki to trzeba to zrobić. Skinęła głową rzemieślnicze po czym przeniosła wzrok na towarzyszy. - Skoro i tak musimy zaczekać to skoczę do tej Karczmarki... Hanny? I spróbuję wyjaśnić sytuację z Cao i zapłacić jego dług u niej. - oznajmiła.

- Nie jedna sprawa, a dwie - poprawił kapłana chłodnym tonem - oczekuję też zwrotu kosztów za mojego chowańca, którego uśmierciły na dole. Trzydzieści sztuk złota.

- Chyba sobie powoli zaczynacie żartować. - Prychnęła mistrzyni gildii.

- Zacznę żartować, kiedy ten szlam zrobi sobie ucztę z twojej kuźni, bo szkoda ci było trochę złota, by rozwiązać problem - odgryzł się Rakhalim.

Elfka uśmiechnęła się pod nosem słysząc słowa Rake'a. Welmet należało się kilka słów bolesnej prawdy, miała tylko obawy, że złość czarownika skierowana w rzemieślniczkę odbije się na naprawie jej oręża.

- Kurę za srebrnika na targu dostaniesz i chociaż jaja zniesie. Za trzydzieści lwów to już trzy psy myśliwskie bym miała. - Nie ustępowała Wylmet. W końcu westchnęła i wyszła, zostawiając was z Jago. Wróciła niebawem z sakiewką, którą przekazała Andre. - Podpiszcie się na fakturze.

- Kapłan spojrzał na kawałek papieru. - Szanowna Wylmet. - Jego wzrok spoczął na kobiecie. - Wiem, że mój towarzysz ma niewyparzoną gębę, ale niestety muszę przyznać mu rację. - Pani słowo jest tu szanowane. Członkowie cechu zapewne zgodzą się na składkę, która pomoże w zażegnaniu kryzysu. W końcu okazał się znacznie większy niż ktokolwiek mógł przypuszczać. - Westchnął, lżej niż zazwyczaj. - Robimy to z czysto altruistycznych pobudek, prosimy Was jedynie o narzędzia do wykonania tej pracy.

Na wspomnienie o niewyparzonej gębie Rakhalim parsknął i odwrócił się w stronę Wylmet. - W wolnym tłumaczeniu na kupiecki znaczy to tyle, że chce zgrywać świętoszka, ale kasa musi się zgadzać.

- Dobra. To macie coby zgadzało. - George odliczył równowartość trzydziestki w złocie z własnej sakiewki i wręczył nadymającemu się czarnoksiężnikowi. - Wrócimy potem na te potwory, a do tego czasu miecz da się, żeby nie było takich? Ja to potwory tępię i już.

Czarownik westchnął z rezygnacją, jakby podmuch wiatru właśnie rozsypał mu domek z kart, który układał. Jego mina zdradzała, że gest Georga zbił go z tropu. - Ech, zatrzymaj to - rzekł do półorka. - Nie wezmę od ciebie pieniędzy. Róbcie co tam uważacie... Ale pamiętajcie że mamy jeszcze dzisiaj jedną sprawę do załatwienia.

Ognie w oczach Wylmet miały już buchnąć niczym rozgrzany do czerwoności piec, ale George w porę rozładował sytuację. - Miecz będzie dzisiaj. - Zapewniła jeszcze raz.

Andre opuścił nieznacznie głowę. Odezwał się zrezygnowanym głosem. - W drogę, bo dnia nam nie starczy.

Towarzysze rozmówili się przed kuźnią. Andre przekazał Rake'owi część pieniędzy na zakup słoju. Wierzyl, że ten wybierze dobre naczynie i przypadkiem nie wyda złota na hulanki czy inne swawole. Aelin zaś oznajmił, że rozmówi się z odpowiednimi osobami w sprawie więzionego elfa. - Widzimy się za dwie godziny. - Rzekł na odchodne, kierując swe kroki w stronę targowiska.

Karczmarka Hanna wyjaśniła, że pobratymiec Aelin odmówił zapłaty za posiłek i alkohol. Kiedy wezwano straże miejskie, próbował uciec, jednak zgubił się pośród uliczek Słonego Bagieńska. Zapędzony w ślepy zaułek chwycił za broń i zaczął stawiać opór. Całe szczęście obyło się bez ofiar w strażnikach, bo w przeciwnym razie zdążyłby już zawisnąć tak jak Set, “Pogromca” krasnoludów. Udało wam się ustalić z tutejszym wymiarem sprawiedliwości, że Caoimhin został skazany na osiem dni w dybach i sto pięćdziesiąt złotych lwów grzywny. Jako że elfi wojownik nie miał takiej sumy, musiałby ją odrobić na ciężkich robotach w krasnoludzkiej kopalni. Trudno było sobie wyobrazić gorszy los dla byłego mieszkańca leśnej enklawy…

Wiedzieliście, do kogo zwrócić się o pomoc. Radnym Edzie i Gellanowi, którzy walczyliby za Słone Bagieńsko do ostatniego tchu, bardziej zależało na prosperowaniu lokalnych rzemieślników niż przestrzeganiu keolandzkiego prawa co do joty. W rozmowie okazało się też, że mistrzyni Wylmet była bardzo bliska Edzie. Usłyszawszy o awanturze w kuźni, radna wzięła na siebie ciężar wynagrodzenia waszej pracy, aby położyć kres kłótniom. Gellan zaś nie mógł odmówić sobie okazji do zagrania na nosie Elianderowi, kapitanowi straży miejskiej. Caoimhina zwolniono jedynie pod warunkiem, że wytropicie i wybijecie wspólnie potwory żrące metale. Jeśli elf spróbuje uciec lub się wymigać w inny sposób od tego obowiązku, wy będziecie odpowiedzialni.

Swoją drogą nie mogliście nie zacząć się zastanawiać nad tym, jak kryzys żelazny wpływa na działalność Caradoca. Przemytnicy dozbrajający jaszczuroludzi musieli przecież brać skądś kontrabandę. Ciekawe czy to, co dostawali w zamian od łuskowatych mieszkańców bagien Hool, było wciąż warte ryzyka i kosztów…

Odebraliście rynsztunek Caoimhina i spędziliście trochę czasu na targowisku. W gildii alchemicznej zbudowanej nad brzegiem morza w niewielkiej budowli wzniesionej częściowo na szczudłach zakupiliście pokryty alchemicznymi pieczęciami, ceramiczny słój o miedzianej pokrywce - taki, jakich używano do przechowywania organów i części ciała rzadkich i egzotycznych potworów. A poza tym cztery trzymetrowe tyczki i dwunastokilogramowy worek soli od niezadowolonego dzisiejszym obrotem wąsatego kupca siedzącego na stercie skrzyń i worków. Po wszystkim zjedliście obiad u Hanny i odpoczęliście chwilę.

Ruszyliście do krasnoludzkiej kuźni. Po drodze Caoimhin splunął nienawistnie na dyby, w których został upokorzony. Kiedy doszliście na miejsce, młody Tom, dźwigający na plecach worek soli, otarł z czoła pot. Jago wpuścił was do środka i zaprowadził do tego, co zostało z warsztatu po metalowej uczcie rdzewiacza czy innego stworzenia. Aelin otrzymała z powrotem swój miecz. Miała zresztą okazję przyglądać się nieufnie jak któryś z młodszych uczniaków mistrzyni, który w życiu pewnie nie zadał mieczem ani jednego ciosu, kończył pracę nad ostrzem. Broni nie dało się jednak niczego zarzucić. Wkrótce zjawiła się Wylmet, oderwana od codziennych obowiązków.

Czarownik spoglądał przez chwilę na ziejącą czernią dziurę w podłodze, rozejrzał się po kompanach, po czym odwrócił wzrok w stronę Wylmet. - Nieduży kawałek rudy mógłby się nam przydać tam na dole, gdyby naroiło się więcej potworów w jednym miejscu. Masz jakiś na stanie? - Zagadał do rzemieślniczki - Przyniesiemy go z powrotem jeżeli nie okaże się potrzebny. W przeciwnym razie zapłacimy za niego.

Po rozmowie z radną Edą mistrzyni wydawała się już bardziej skora do współpracy. Na przynętę dla potwora dostaliście trochę żelaza w różnej postaci - niewielkich sztabek czy rupieci. Przeczołgaliście się przez "kreci" tunel łączący jeden z warsztatów kuźni z podziemnymi korytarzami niewiadomego przeznaczenia.

- Dobra, to w jakiej kolejności idziemy? - spytała elfka. - Iiii... mamy jakiś plan czy idziemy na żywioł to zabić?

- Musimy sprawdzić czy ta sól zadziała na to coś. - Rozmyślał na głos kapłan - George, weź worek i zobacz czy się powiedzie. Będziemy tuż za Tobą.

Rakhalim zajął się krzesaniem ognia, by zapalić olej w świeżo zakupionej latarni. Wyciągnął też z plecaka kuszę, przeliczył bełty i zmaterializował chowańca, który siadł mu na ramieniu.

W ustalonym szyku dotarliście do miejsca, w którym jeszcze znajdował się szary osad pokonanego śluzu. Tym razem mieliście naczynie, do którego dało się te pozostałości zebrać. Rake wyciągnął słój i wymruczał cicho zaklęcie przywołujące magiczną dłoń. Manipulował nią tak, by z bezpiecznej odległości zgarnąć do słoja resztki stworzenia. Udało się, jednak nigdzie w pobliżu nie widzieliście pozornej wilgotności świadczącej o obecności szarego śluzu. Przynajmniej póki co.

- Gotowe. Możemy ruszać dalej - rzekł z satysfakcją czarownik chowając słój do plecaka. - Niedaleko trafimy na skrzyżowanie tuneli - zwrócił się telepatycznie do Caoimhina - bądź tam ostrożny. Nie wiemy co jest dalej. Jeżeli skały zaczną robić się wilgotne, zawracaj. Może znalezienie jakichś śladów pomogłoby podjąć decyzję w którą stronę skręcić.

Przy wspomnianym przez Rakhalima skrzyżowaniu tuneli nozdrza Aelin poczuły znajomy smród. Wstrętna woń ubrań i skóry topionej przez kwas szarego śluzu. Dobywała się z tunelu na wprost.

- Cao ostrożnie tam z przodu... - ostrzegła cicho pobratymca.

Wpatrzony w tunel oświetlany przez latarnię Rake zmarszczył niepewnie brew na szept elfki. - Widzisz tam coś? - zapytał mentalnie.

- Bardziej czuję niż widzę, ale chyba już się wyjaśniło. - odpowiedziała elfka.

Caoimhin wycofał się do was. Miał bladą twarz. - Wielka szara masa trawi czyjeś zwłoki! - Syknął.

- Załatwmy to szybko z dystansu, póki jest zajęte. - Skinął głową w stronę tunelu. - Może jeszcze znajdziemy coś przy zwłokach.

George nagle poczuł na sobie spojrzenia towarzyszy. Na sobie, i na worku soli, który był zresztą na Tomie, taka słona teleempatia. - No co. To nie zabije, tylko głupi jest, to zawróci jak nie lubi. Zatkać dziury czy przejście, a tak co ja, elficzka-barbarzynka? Raz już z Haganem takie pomysły, pamiętasz. - Ostatnie słowa George skierował do Andre i skoro już mu przypomnieli, rozejrzał się czy gdzieś blisko nie było szpar na śluzy, albo nie siedziały na suficie. Lepiej było sprawdzać.

Jednak widząc niezdecydowanie kompanów, George postanowił wziąć sprawy i sól w swoje ręce. Szary śluz mógł przecież lada chwila zakończyć makabryczny posiłek i zniknąć w jakiejś szparze. Pogromca ruszył samotnie ciemnym tunelem, przyczajony niczym tygrys. Słyszałeś coraz głośniejsze bulgotanie trawiącej masy, a twoje nozdrza drażniła ostra woń wydzielana wraz z topnieniem skóry i organów nieszczęśnika. Kiedy zobaczyłeś w ciemnościach skrawek śluzowatej kreatury, zerwałeś się do biegu. Uniosłeś worek nad głowę i rzuciłeś, zanim potwór zdążył wyczuć twoją obecność i zareagować. Szary śluz zaczął się kurczyć, jakby wyżerany przez sól. Próbował odpełznąć albo podzielić się w desperacji na mniejsze, by ograniczyć szkody, ale ohydne bulgotanie wkrótce zastąpił odgłos przypominający wrzenie. W końcu obślizgłe stworzenie zastygło w bezruchu, w kałuży wodnistego śluzu. Z jego ofiary zostało już naprawdę niewiele, choć George poznał resztki surowej gęby, jaką widział w piwnicy "nawiedzonego" domu. Był to jeden ze zbrojnych pachołków Caradoca…

- Może powinniśmy sprawdzić czy wszystko w porządku? - Aelin zasugerowała reszcie towarzyszy.

Rakhalim skinął głową do elfki i ruszył przed siebie. Zbliżając się do miejsca w którym jeszcze przed chwilą potwór trawił swoją ofiarę, coraz szerzej otwierał oczy w zdumieniu. Elfka również ruszyła w stronę w którą wcześniej udał się ich pół-orczy towarzysz. - Czyli sól podziałała. - stwierdziła wojowniczka widząc kałużę która pozostała po stworzeniu, jednocześnie krzywiąc się nieco na widok "pożartych" zwłok. - Eh, no facet nie miał szczęścia.

Andre zbliżył się do ciała ostrożnie stąpając, by nie wejść w breję. Oświetlił sztyletem resztki twarzy denata. - To jeden z przemytników. - Na twarzy Andre przez chwilę zagościł uśmiech triumfu, który zniknął równie szybko jak się pojawił. - Musimy wyciągnąć to ścierwo zanim się rozpuści.

W miarę topnienia skóry i mięsa twarz przemytnika stawała się jednak coraz bardziej nie do rozpoznania. Z resztą ciała nie było wcale lepiej - cuchnący kwasem, krwawy ochłap, od którego młodemu Tomowi zbierało się na wymioty. Można by go co najwyżej sprzątnąć jakąś taczką jak szufelką grudkę mielonego, które spadło z kuchennego blatu.

Na widok rozpuszczających się zwłok Rakhalim odruchowo spojrzał na półorka. - Fachowa robota - skomentował krótko. - Nie trafił cię żaden odprysk tej żrącej mazi? - George wyglądał na całego i zdrowego - podczas rzutu workiem soli zachował bezpieczny dystans od szarego śluzu.

George chrząknął przecząco, oddychając głęboko - nie bardzo mógł ustać w miejscu, adrenalina buzowała w nim szczególnie jak popatrzył jak sam mógł skończyć. - Dobra, dawajcie tamtego gdzie polazł. - Przyjrzał się uważnie, czy gdzieś nie było widać jeszcze tunelu mniejszego, bo gdzieś tamten kopacz musiał pójść, bo galareta raczej nie kopała. Jeśli do wyboru miał tylko klapę, to po prostu wyszczerzył zęby i osłaniając łeb tarczą postanowił ostrożnie wyjrzeć.

Tunel, z którego musiał przyjść przemytnik prowadził dalej i kończył się drabiną prowadzącą do klapy, zza której prześwitywało światło słoneczne. Nie wyglądało to na wyjście z kopalni...

Wyjście u szczytu drabiny prowadziło przez wydrążony pień starego drzewa na zewnątrz, poza mury miasteczka. Klapa przysłaniająca tunel była na miejscu, ale została uszkodzona. Coś zżarło zawiasy i inne metalowe elementy. Co to mogło być? Zgadywaliście, że rdzewiacz, gdyż znaleźliście kilka czerwonawych "rzęs" pokrywających chwytne czułki typowego przedstawiciela tego gatunku. Co to mogło być? Zgadywaliście, że rdzewiacz, gdyż znaleźliście kilka czerwonawych "rzęs" pokrywających chwytne czułki typowego przedstawiciela tego gatunku. Byliście niedaleko rzeki Ziemiorodka. Na tyle daleko od Słonego Bagieńska i w takim gąszczu, żeby pozostać niezauważonym z murów, ale na tyle blisko, żeby kopanie takiego tunelu miało dla kogoś ekonomiczny sens.

- Weź wiadomość Elianderowi, to mu mniej o elfa smutno. Niech sobie znajdą, a tak to sza. - George zgarnął te śmieszne czułki, popróbował na brązowym czy nie działają jeszcze czasem, tak to rozejrzał się czy się coś do krzaków nie przyczepiło albo komu nie upadło, a potem zawrócił do tunelu. - Chodźcie, drugą mańkę teraz. - Jak już zeszli to w sumie postanowił pogrzebać kijem w resztkach trupa, może miał coś co sie nie rozpuszczało w śluzie. George nie miał pojęcia co by to mogło być, ale może warto było to wygrzebać - jeśli było.

Do krzaków przyczepiła się bawełniana chusteczka. Ubrudzona była warstwą połyskliwego proszku grafitowego koloru. Nie wiedzieliście do końca, co to za substancja, ale znajdował się pod nią krasnoludzki monogram - chyba “D.O.” Zaś wśród resztek trupa był skrawek pergaminu, którego treść niestety strawił szary śluz.

Rakhalim pochwycił chusteczkę używając magicznej dłoni. - Zanim zaczniemy wysyłać wiadomości, powinniśmy dokończyć sprawy tutaj - odparł Georgowi przyglądając się jednocześnie kawałkowi materiału i próbując skojarzyć inicjały z imionami, które pamiętał. Eda czy Gellan wiedzieli co robią kiedy pomagali go uwolnić. Bardziej od samopoczucia Eliandera cenię sobie teraz nasze szanse powodzenia, a chowaniec może je zwiększyć.

- No mogę sam pójść jak trzeba. Jak ni lubisz przyjaciół, to nie będzie.

- Nie wierzę w te jego szlachetne pobudki... Nie ufałbym mu do końca - zamyślił się Rake. - Ale być może intuicja mnie zawodzi - Chcesz mu przekazać o zwłokach tego oprycha z bandy Caradoca, czy tylko o tym, że Caoimhin dla nas pracuje?

- Wystarczy że trup i tunel, i na tropie. Zapytaj spotkanie, bo może nie on prosił.

- Zgoda. - Rakhalim kiwnął głową i zaczął szperać w plecaku za kawałkiem papieru i czymś do pisania.

Kiedy wyciągnął potrzebne rzeczy, przysiadł na chwilę, zamoczył pióro w atramencie i zaczął nim szybko skrobać po papierze opartym o okładkę książki. Po chwili, wzdychając podał kompanom krótki list do przeczytania.

Cytat:
Napisał Rakhalim
“Do Sz. radnego Eliandera
Tropiąc potwora odpowiedzialnego za kryzys żelazny odnaleźliśmy kilka podziemnych tuneli pod kuźnią Wylmet. Nic nie wskazuje na to, by była to opuszczona kopalnia. Jak dotąd udało nam się wybić znaczną część szarych, galaretowatych stworzeń. Jedno z nich trawiło zwłoki nieszczęsnego mieszkańca Bagieńska. Ponadto trafiliśmy na ślady rdzewiacza.
PS
Prosimy o potwierdzenie, czy informacja przekazana nam przez Morhołta dzisiejszego ranka jest wciąż aktualna. Kruk zwróci list z odpowiedzią bezpośrednio do naszych rąk.
Z wyrazami szacunku,
Pogromcy”
- Czyli twój chowaniec poleci z wiadomością, a co w tym czasie robimy my? Próbujemy dalej tropić rdzewiacza? - spytała elfka.

- Wygląda na to, że jest na górze. - odparł Rakhalim. - Możemy wpierw spenetrować resztę tuneli, albo od razu poszukać tropu w pobliżu rzeki Ziemiorodka.

- Ty, chustkę chowaj i nie mów co to. Bo podpucha jest.

Czarownik zerknął na kawałek bawełny jakby właśnie sobie o nim przypomniał. Wciąż trzymał ją w magicznej dłoni, która teraz polewitowała w stronę półorka. - Podpucha mówisz? - zaśmiał się pod nosem - Weź ją, może stara Eda wpadnie na to, do kogo mogła należeć. Pewnie zna najwięcej ludzi w okolicy.

Ślad rdzewiacza urywał się niedaleko, w pobliżu bagnistego brzegu rzeki Ziemiorodka. W niemal tym samym miejscu, gdzie w nadbrzeżnym mule został ślad po łodzi wiosłowej i kilku parach obuwia. Niepokojącym było to, że wśród odciśniętych w błocie bucisk były też trójpalczaste ślady czworonożnego stworzenia, podobne do tych zostawianych przez rdzewiacza. Mieliście coraz mniej złudzeń, że potwór przybył tu samodzielnie, sam znalazł sekretne drzwi do tunelu i wiedziony wyłącznie instynktem wywęszył w podziemiach kuźnię Wylmet…

- Najwyraźniej nasz cel nie przybył tu sam. - stwierdziła elfka. - Myślicie że sprowadzili go ci do których należał ten trup w tunelu?

- Zdecydowanie tak. - Odezwał się w końcu aasimar, który do tej pory był pogrążony w swoich myślach. - To było zbyt wygodne, że akurat dzień po naszym ataku pojawił się kryzys z bronią. Musieli mieć to przygotowane od dawna, ale spodziewałbym się kradzieży zamiast niszczenia dobrego towaru. - Przykucnął, by przyjrzeć się śladom.

- Trzeba prawo teraz, ale wracać zaraz. A chustki nie było, krasnale spytać. Ona podrzucona była mówię. - George zawrócił do tuneli. - Lepiej powiedz kolegę galareta zjadła i niech idzie gdzieś. Tu tylko kłopot.

- Będziesz siedzieć za niego w dybach i płacić grzywny jak znów zgłodnieje? - Syknął Rakhalim - Elf zostaje. Przynajmniej dopóki nie rozwiążemy tego kryzysu żelaznego. Taka była umowa z radnymi.

- Powinniśmy wspólnie ruszyć czym prędzej na północ. We wielkich lasach doliny Sheldomar wciąż żyją nasi pobratymcy, a królowa Yolande nas z pewnością przyjmie. - Caoimhin zwrócił się do Aelin w elfim, widząc jak George kombinuje z prawem. Było całkowicie zrozumiałe, że nie musiało mu zależeć na rozwiązywaniu problemów gospodarczych Słonego Bagieńska.

- Oni też chcą rozprawić się z jaszczuroludźmi, nie chcesz pomścić naszych braci? - spytała również w elfim. - Poza tym jak sobie pójdziemy to oni zostaną posądzeni o kłamstwo. Pomogli Cię uwolnić, wydaje mi się że powinniśmy się im odwdzięczyć. - kontynuowała.

Czarownik spojrzał na rozmawiających mrużąc podejrzliwie oczy. - O czym on mówi?

- O powrocie do naszych braci. To znaczy nie tych z naszej wioski, do innych w lasach doliny Sheldomar. - elfka przeszła na wspólny. - Ale wiem że nie możemy odejść dopóki nie rozwiążemy problemu z rdzewiaczem, a ja nie odejdę dopóki nie pomszczę bliskich.

- Kiedy spłacisz dług wobec tego miasta, ruszysz sobie gdzie tam chcesz - rzekł do Caoimhina. - Z części nagrody zrobimy ci nawet wyprawkę, żebyś nie głodował w podróży. A jak będzie trzeba, to sam sypnę złotem. Znaj moje dobre serce. Teraz masz do wyboru nas, albo resztę kary w dybach i pracę u krasnoludów.

Elfka przetłumaczyła słowa czarownika, tak aby Cao niczego nie pomieszał.

Andre spojrzał na Rakhalima z niedowierzaniem. Pierwszy raz coś uprzejmego wypłynęło z ust tego mąciwody. Chyba chce się szybko pozbyć tego elfa skoro do tego doszło. - Później o tym pomyślimy, teraz sprawdźmy resztę tunelu.

Niechętnie, ale westchnąwszy Caoimhin zgodził się z Aelin i przystał na warunki Rakhalima. Wróciliście do podziemi. Prawo, lewo, prawo czy lewo… Pozostałe korytarze skrzyżowania rozgałęziały się szybko na wiele kolejnych tuneli. Przy czym nie różniły się za wiele od siebie. Chyba celowo zostały wykopane w taki sposób, żeby zmylić ewentualnych odkrywców.

- No, by chyba było. Wracajmy, potem wrócimy. Liny, znaki potrzebne, czasu mało też. - George przyjrzał się podłożu czy jest błotniste, a jak nie było, to może można było wylać z beczkę wody czy czegoś, tak że jakby kto przeszedł, to by ślady zostawił. No chyba że już były jakieś ślady.

Żadnych śladów niestety nie było. Labirynt podziemnych korytarzy nigdzie się nie wybierał, a wy znaliście do niego aż dwa wejścia, więc póki co odłożyliście ich eksplorację. Zanim weszliście z powrotem do kuźni i zdaliście relację Wylmet, Bluzga wrócił od radnego Eliandera z listem. Rakhalim obrócił pergamin z dwóch stron zdziwiony. Była to ta sama wiadomość, którą wysłał. Nie zostawiono nawet najmniejszego dopisku. Nie wiedziałeś, jak to interpretować.

Czarownik przez chwilę wpatrywał się w swojego chowańca łącząc się z nim telepatycznie. - Udało ci się odnaleźć Eliandera?

- Tak, ale następnym razem wynajmij jakiegoś biednego głupca, żeby nosił ci listy.

Bluzga utkwił krucze ślepia w Rakhalimie. - Jeden już robi zamiast ciebie za zwiadowcę, a pewnie wolałby posyłać listy - zaśmiał się w myślach Rakhalim - Jak radny zareagował na treść listu? Był zaskoczony? Mówił coś przy tobie?

Chowaniec opuścił kruczą główkę i przykrył ją prawym skrzydłem. - Podstaw kartkę pod ogień i przestań mnie dręczyć. Całe szczęście lepszy z ciebie czarownik niż szpieg…

Rake tymczasowo odwołał chowańca. Otworzył latarnię i nieznacznie ją przechylił, by przyłożyć list nad ogniem wydostającym się zza jej drzwiczek.

- I co pisało.

Niewidzialnym pismem na drugiej stronie wiadomości radny Eliander potwierdził i przekazał wam, że patrol straży miejskiej namierzył okręt przemytników Caradoca. Na pokładzie widziano jaszczuroludzi. Kapitan chciałby, żebyście uderzyli na statek tej nocy, zanim znowu gdzieś odpłynie.

Rakhalim pokazał list kompanom. Pokiwał głową z brakiem przekonania. - Łowców potworów chce wykorzystać do zabijania ludzi? - Zwrócił się telepatycznie do reszty. - Śmierdzi mi to jakimś politycznym przekrętem.

- Ale hobgoblin z jaściurludami kuma, to chyba liczy? Bardziej dziwnie, że niewidzialnie pisał. Wy tak umiecie? - Drużyna niezdecydowana, ale George pomyślał, jak robił błoto na wejściu do labiryntu i powiedział: - Ja myślę zasadzka Caradoca jest. Ta magia nie podoba się i już nas próbowali zabić, to trzeba pójść, bo jeszcze jaszurludzie handlują i takich nie powino być. - George wyszczerzył żeby, bo sobie coś przypomniał. - No chociaż Tyfosa prawie kaput, tyle dobrego, ale oni z z potworami stoją pewnie. Trzeba sprawdzić. Najgorzej że wiadomość od Eliandera niby, to martwi. - Półork podrapał się po głowie tęgo. - A bo to wiadomo kto swój, kto patrzy. Może powinni my za miasto wyjść, wrócić tunelem nocą, albo coś. Łódkę pożyczyć czy kupić do tego. Się spieszysz gdzieś? - George zagadnął na końcu do Rakhalima, który chyba coś innego sobie planował niż taktyczne rozkminy.

- To na pewno od Eliandera - potwierdził Rakhalim - Nie mamy zbyt wiele czasu przed nocą. Kiedy będziecie dopytywać go o szczegóły, ja sprawdzę, czy Gellan coś na ten temat wie. Spotkajmy się potem w jednym miejscu i wymieńmy informacjami. Tak czy inaczej warto sprawdzić ten okręt.

Wczołgaliście się z powrotem przez ciasny tunel do jednego z warsztatów, którego piece zamiast być rozgrzanymi do czerwoności stygły pośród pordzewiałych gratów. Wylmet spojrzała na was pytająco, ciekawa, co tym razem udało wam się zdziałać.

- Tunel masz za mur. Zabilim potwora jednego, twojego łódką zabrali, wrogów masz. Więcej tuneli, będziemy wracać. Kupa roboty. Źle pod miastem, tak to by zwalić, ale nie można, bo zapadnie się. - George bardzo uważał, żeby nie chwalić się żadnymi chustkami, które nawet wspomniane pewnie gdzieś zgubił w kieszeniach tak głęboko, że nie sposób by ich było odnaleźć, a z pewnością bardzo niezręcznie by się to robiło pod jego niechętnym spojrzeniem. Z pewnością też nie były krasnoludzkie. Ogólnie był zdania, że lepiej by to było wyjaśnić z krasnoludami wpierw.

Kapłan pokiwał głową na słowa towarzysza. Nie był pewien, ile informacji należy przekazać kobiecie, ale nie chciał uciekać się do kłamstwa.

- Wiele w miasteczku krasnoludzkich zabytków, razem z tą kuźnią, czy mostem Rekiniej Płetwy, na którym spicz… elfom - poprawiła się Wylmet - robi się niedobrze. Całe Słone Bagieńsko wzniesiono na tym, co zostało ze Starego Portu. Krasnoludzkie łodzie pływały tu, kiedy Keoland był jeszcze wielkim imperium. Może tunele też przez krasnoludów niegdyś wykopane...? - Zastanawiała się na głos Wylmet. - "Wrogów masz?" Jakich wrogów?!

- No potwora przynieśli. Zabrali łódką potem.

- Kto niby!? - Wylmet wytrzeszczyła oczy w zdumieniu.

- Ślady urywają się nad rzeką - dokończył Rakhalim. - Ale jesteśmy niemal pewni, że rdzewiacza ktoś przyprowadził. Możliwe, że podobnie było tymi żrącymi śluzami, które unieszkodliwiliśmy. Dziś mamy jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Jutro wrócimy do poszukiwań.

- Partacze! Znowu knują...! - Syknął Jago. Oczy jego i ściągnięte brwi miały w tej chwili wyraz rozdrażniony i gniewny. - Mama, zebrać chłopaków? Pójdziemy na patrol, popytamy. Albo z gildią, albo przeciwko gildii! - Zwalisty Jago tylko wyczekiwał okazji do zapolowania na pozacechowych.

- To nie musieli być oni - wtrącił czarownik - wytropimy to jutro. Do tego czasu najlepiej zachować dyskrecję.

- Nie rwij się tak młodzieńcze. - Ton głosu aasimara nie należał do najprzyjemniejszych. - Powtórzę jeszcze raz, skoro wcześniej nie dotarło. Nie wyciągaj pochopnych wniosków. Nie mamy wystarczająco dowodów by kogoś tym obarczyć. Poproście straż o kilka osób do ochrony, zanim powrócimy na kolejny zwiad. Do tego czasu powściągnijcie swoje plany o zemście. Mówią, że smakuje lepiej podana na zimno.

Najeżone spojrzenie rzemieślnika wyrażało, że jesteście w Słonym Bagieńsku nowi i jeszcze niewiele wiecie, ale za to Wylmet zgodziła się z Rakhalimem i Andre, nie popierając pospieszności w działaniu swego syna...

[media][/media]
Radni od lewej: Eliander, Anders, Eda

Kiedy zapadł zmrok, zakołataliście do radnego. Pospieszny stukot laski o drewnianą, skrzypiącą podłogę oznajmił, że się zbliża. Wpuścił was czym prędzej do środka. Zanim zamknął drzwi, spojrzał czujnie w mrok, mrużąc oczy. - Przyszliście tu osobno? Jesteście pewni, że nikt was nie śledził?

- Jak się dało to zrobili. Tyle pewności co ściany uszów. - George powstrzymał się od wzruszenia ramionami i wymownych spojrzeń, przekonanie współpogromców do rozsądnych działań było trudne czasem. - To co trzeba zrobić.

Kapłan kiwnął głową na potwierdzenie słów George'a. Czekał w ciszy, przyglądając się zebranym.

Kapitan straży miejskiej zaprowadził was do salonu zawalonego kolekcją ksiąg, na którą z portretu spoglądała jego córka czy też wnuczka. Stukając laską w podłogę Eliander zrobił pospieszny obchód po domu dla upewnienia że na zewnątrz nikogo nie ma i że wszystkie okiennice są szczelnie zamknięte. - Namierzyliśmy ich! - Powiedział dumnie, mając na myśli szajkę Caradoca. Pływali na niewielkim statku zwanym "Morskim Duchem", który unikał portu Słonego Bagieńska. Specjalnie do tego powołany konny patrol strażników miejskich zauważył z klifu, gdzie zakotwiczyli okręt. Kto wie, na jak długo, może tylko na tę noc. Podobno na statku widziano więcej jaszczuroludzi niż przemytników. Jednak pokład wydawał się opustoszały. Część załogi mogła pod osłoną zeszłej nocy zejść na ląd, co można by wykorzystać, aby zadać straty jaszczuroludziom i przejąć łajbę.

Rakhalim zamyślił się na słowa Eliandera. Na moment odwrócił wzrok w stronę okna. Konspiracja i wykorzystanie Pogromców w akcji dywersyjnej nabrało dla niego sensu. Gdyby któryś z miejscowych szepnął Caradocowi o podejrzanych ruchach w Bagieńsku, ten natychmiast by odpłynął. Wciąż liczył też, że uda mu się wykraść sekret magicznych run przemytnika, które były w stanie spętać stworzenia pokroju Casworana. Czarownik sięgnął do plecaka i wyciągnął swój notatnik. Otworzył go na stronie z tajnym kodem używanym przez przemytników i podsunął w stronę radnego uśmiechając się przebiegle. - Porozumiewają się między sobą korzystając z takiego szyfru. Jeżeli Caradoca nie będzie na statku, a przejęcie łajby pójdzie gładko, możemy go zwabić w pułapkę używając fałszywego sygnału. - zaproponował Elianderowi. - Gdyby udało nam się go wystawić, paru twoich ludzi mogłoby odciąć mu drogę ucieczki na lądzie.

Cytat:
"_ . . . CZY JEST BEZPIECZNIE
. _ . . BEZPIECZNIE
_ _ _ GOTOWY DO ROZŁADUNKU"
Radny przeczytał tajny kod. Zastanowił się. - Komendy brzmią tak, jakby to załoga okrętu inicjowała komunikację. Dobrze je znać, ale chyba ich nie użyjecie poza miejscem rozładunku... którego położenie pozostaje niewiadomą.


Ciąg dalszy kampanii przeniesiony na Role Gate
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 25-02-2021 o 14:19.
Lord Cluttermonkey jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172