Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-06-2020, 16:29   #31
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kompas nakazywał lecieć dalej, toteż pofrunęli na skrzydłach orłów ( i własnych) kierując się jego wskazaniami. Ich celem miała być masywna góra, jakaś taka dziwna. Gdy jednak byli bliżej, to przekonywali się o swojej pomyłce… to nie była góra.


To był olbrzymi konstrukt, tytaniczny automaton do pasa zagrzebany w powierzchni sześcian. Jego pancerz był mocno skorodowany, acz po maszynie przeskakiwały iskry które czasem nadawały pozór “życia”. Zimne oczodoły czasem jarzyły się zielonkawo. Ale to było tylko złudzenie. Mechaniczny “bóg” zapomnianej rasy był martwy. Jego ciało po części zdemontowane. Gdy byli bliżej łatwo się było przekonać, że nie utknął tutaj po pasie w sześcianie. Jego ciało zostało przerąbane na pół przez równie gigantyczną siłę, jego klatka piersiowa została rozpruta i odsłonięta… Był martwy i niszczony zarazem. Ale jego “serce” nadal biło. I ono było celem wędrowców. Ale nie byli tu jedynymi “padlinożercami”.
Metalowy tytan był dosłownie pożerany. Po jego ciele krążyły mechaniczne stawonogi powoli demontujące go kawałek po kawałeczku. Każdy ozdobiony kryształem na głowie.
Najwięcej roiło się stworków z białego matowego metalu.




Pomiędzy nimi kręciły złote “pajączki” zarządzając swoimi bladymi braćmi. Mniej liczne były platynowe potworki, a większość z nich skupiała się wokół pojedynczego czarnego potworka z adamantytu… kręcącego się przy szczelinie w pancerzu martwego giganta.
Na oko było tu około czterdzieści tych stworków. A ile jeszcze w środku?
Osoby mające za sobą wojskowe doświadczenie szybko zauważyłyby porządek w tej całej chaotycznej krzątaninie. Wojskową karność wręcz.
To nie były mrówki, to byli żołnierze… a to był obóz wojskowy. Białawe mechaniczne konstrukty były żołnierzami, złote… oficerami, platynowe kapitanami. Więc adamantytowy był pewnie generałem ?
Wyglądały złowrogo i niebezpiecznie, mimo że były małe.
I stały pomiędzy drużyną a jej celem. Kompas wyraźnie bowiem wskazywał na klatkę piersiową metalowego giganta.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 18-06-2020, 13:22   #32
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Wspólne planowanie

- Tych raczej nie wystraszę - półelfka powiedziała z niezadowoleniem. - Wyglądają na wojsko, a to znaczy, że zabicie głównodowodzącego ich zdezorganizować. Póki co czarny wygląda na najważniejszego.
- Widzimy najpewniej tylko część ich sił - stwierdził niziołek poważnie - szturm będzie trudny gdy zwali się tego więcej, ze środka.
- Dobre wojsko się tak łatwo nie załamie - wtrącił Harran. - Może trzeba będzie wybić wszystkich kolorowych.
- Zgadzam się, mogą dysponować procedurami na wypadek utraty dowództwa, ale szybkie zlikwidowanie przywódcy i tak powinno pomóc. Harranie, Vaalo, dysponujecie jakimiś czarami, które pomogą nam określić ich liczebność bez zwracania na siebie większej uwagi? - Wędrowiec spojrzał na maga i druidkę.
Vaala-orzeł pokręciła przecząco łbem.
- Nie - powiedział zaklinacz.
Coś dziwnego pojawiło się na twarzy niziołka, jakby zmieszanie zaskoczenia, rozbawienia oraz irytacji. Podniósł brwi zaskoczony.
- Tak właściwie skąd pomysł, że będą atakować żywe istoty inaczej niż tylko broniąc aktualnego żerowiska? Skoro rozmontowują to cielsko, to może oni zabrali metal z ciał tamtych orków, jakiś zwiad.
- Czy znaleźliście tam ślady pasujące do tych przerośniętych mrówek? - zapytał Harran.
- Trudno było zidentyfikować rany. Jak teraz patrzę na te owady, to gdyby kogoś poraniły, to również nie poznałbym czym go potraktowały - stwierdził Kvaser.
- Najpierw lądujemy, orły odlatują. My te pająki magią i strzałami z dystansu, i niech podchodzą, a my je dalej tak z daleka, a potem wręcz? - Przedstawiła swoją wielce prostacką taktykę Vaala.
- Ostatecznie będzie trzeba, ale może Kvaser ma rację. Jeśli jedzą metal to w zasadzie większość z nas będzie ich celem. Vaalo ty masz coś metalowego? Ewentualnie pytanie, czy w tej formie coś od ciebie wyczują?
- To dość ryzykowne - stwierdził Harran. - Równie dobrze mogłabyś się rozebrać i iść sprawdzić.
- Eee… - Vaala spoglądała to na Imrę, to na Harrana - No… ostrze włóczni, sztylet, groty strzał, w torbie mam metalowe rzeczy… mam się rozebrać do golasa i tam iść??
- Ekhm - automaton chrząknął metalicznie - Co zamierzacie osiągnąć, wysyłając tam kogoś bez metalu? Jeśli żerują na tym cielsku, to próba wyciągnięcia jego serca i tak raczej wywoła ich reakcję.
- Najwyżej byśmy się dowiedzieli, ilu ich tam jest - stwierdził Harran. - Nie, Vaalo. Nie warto ryzykować.
- Tak czy owak rozebrać się możesz - niziołek zażartował cicho, po chwili dodał głośniej - rozumiem Harranie, iż w boju na dole idziesz nie dalej niż na wyciągnięcie dłoni za mną? To będzie zaszczyt.
- Ja zdejmując zbroję i zostawiając broń praktycznie pozbywam się swojej wartości bojowej - Imra westchnęła. - Jeśli dobrze pamiętam strój Vaali nie by nawet w najmniejszym kawałku metalowy. Kontynuując miałam na myśli tylko sprawdzić teorię Kvasera. Jakby cokolwiek te, golemy zrobiły niewłaściwego Vaala od razu by do nas wróciła.
- Mmho jest za sprawdzeniem teorii o braku metalu. Może jedna grupa weźmie na siebie ich uwagę a w tym czasie druga bez metalu wykradnie serce. Jeśli będzie ich za dużo, uciekniemy na orłach. Pytanie, czy sama Vaala jako orzeł da radę zabrać serce. Ktoś może osłaniać ją z powietrza, uważam jednak, że… - Mmho nie skończyła mówić co uważa, bo ktoś się wtrącił.
- Może lepiej Vaala przywoła jakieś stworzenie i je wyśle w stronę tych metalowych mrówek? - przerwał jej Harran. - To będzie bezpieczniejsze. A jak się powiedzie, to spróbujemy zrealizować plan z odwróceniem uwagi.
- Uważasz, że będą całkowicie ślepe? - zapytała Mmho. - I nie przerywaj więcej Mmho jak mówi - upomniała go. - Nie lubię tego.
- Przepraszam - powiedział Harran, ale jakoś bez wielkiej skruchy w głosie.
- Na pewno zareagują jeśli zaczniemy grzebać przy metalu w ich bezpośredniej obecności - Kvaser stwierdził z miną jakby miał ciężki orzech do przegryzienia.
- To może wszyscy wylądujemy przy sercu i będziemy grać na czas? - zaproponowała Mmho. - To druga opcja. Przy pierwszej zastnowiłabym się jeszcze kto może walczyć bez metalu? Mag? - zerknęła na Harrana - I czy możemy odwracać ich uwagę z powietrza.
- Najpierw sprawdzić - stwierdził niziołek dziwnie pewny siebie - podejść, poszturchać, zbadać agresję względem istot żywych. Dopiero po tym myślmy o planach prawdziwej walki.
- Bezimienny, jesteś w stanie mnie unieść żeby Vaala podleciała sama? Jeśli oczywiście się zgodzisz - pogłaskała przy tym orła na którym siedziała - sprawdzimy ich reakcję.
- Dam radę, ale co nam da sprawdzenie, czy nie atakują tych, którzy nie mają nic metalowego, skoro i tak musimy naruszyć ich żerowisko?
- Wtedy możemy wysłać kogoś na zwiady, by policzył, ile ich jest - odparł Harran.
- Masz nieprzyjemną tendencję do wcinania się, Harranie. Dajcie mi chwilę na obserwację z odległości, może uda mi się ustalić jakieś ich cechy szczególne, chociażby zasięg percepcji. Wyjęcie serca zajmie najpewniej trochę czasu, więc próby odwracania uwagi mogą doprowadzić do wykrwawienia się najpierw jednej grupy, a potem drugiej - po tych słowach automaton wrócił do przyglądania się stworom.
- Jeśli nie są zbyt szybkie to mogę się z nimi pobawić w gonitwę. W ostateczności. Naprawdę nie chcę stracić ekwipunku.
Mmho czekała, milcząc, miała nadzieję, że obserwacje Bezimiennego coś więcej im powiedzą.
 
Asderuki jest offline  
Stary 18-06-2020, 21:45   #33
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Post wspólny - o poświęceniu orlego posłańca

Konstrukt w końcu się poruszył, wydając leggo zgrzytliwy dźwięk.
-Ciężko cokolwiek oszacować - stwierdził z irytacją - Wydaje mi się, że te kryształy na ich odwłokach mogą generować jakąś energię, dając im możliwość walki dystansowej. Z jakiegoś powodu brak tu sępów… Moja propozycja to chirurgiczne cięcie - szybka likwidacja kadry dowodzenia, która zapewne składa się też z najpotężniejszych jednostek. Mmho, Ambros, na jaki dystans pozostajecie skuteczni? Harran, Vaala, jakieś czary dalekodystansowe? - zadał parę pytań, jakby tworząc w głowie plan ataku.
- W dupę jebanej elfki - Mmho przeklęła najpierw pod nosem - skoro są dystansowe, to wszystko psuje. Dobrze, że teraz to wiemy. Sępów nie ma, bo nie ma padliny. Mój zasięg to jakieś sto dziesięć stóp. Jest jeden czarny, cztery platynowe i osiem złotych. Z tych widocznych. A więc wiadomo, który najważniejszy. Czy widzisz jakiś ich słaby punkt? Wiesz po co go demontują? Jaki jest ich cel?
- Moje najdalsze zaklęcia mają zasięg ponad dziewięćset stóp - powiedział Harran.
- Ummm...eee… no… tak na… emmm… 7 kroków, i tak razy 10? Może i 10 razy 10? - Odpowiedziała "maszynie" Vaala.
- Wygląda to coraz gorzej - niziołek stwierdził pod nosem poirytowany, widać było dokładnie złość na jego obliczu.
- Ja się zajmę generałem - odezwał się wreszcie Ambroṩ, gdy stwierdził, że teraz będzie wysłuchany - Osłonicie mnie na kilka chwil i nie będzie on już problemem. Z dwustu stóp sobie poradzę.
- Jak wyobrażasz sobie osłonę? - Niziołek rozejrzał się jakby upewniając się, iż nie przeoczył w pobliżu jakiegoś tarczownika.
- Jeśli przypuszczą kontratak, nie dopuśćcie ich do mnie. Może również jakaś mała dystrakcja - mnich zdawał się być pewny swego.
- Pycha kroczy przed upadkiem - niziołek powiedział cicho, dziwnie spokojnie, nawet nostalgicznie.
- A strach to wielkie unicestwienie - odparł Ambroṩ - Spokojnie przyjacielu, na nowicjuszy tu nie trafiło.
Wędrowiec spojrzał zaskoczony na mnicha.
- Dasz radę zlikwidować go jedną salwą?
- To tylko bogowie wiedzą. Ja jedynie mam swoje przypuszczenia, choć nie sądzę, żeby tak łatwo poszło. Ale nie potrwa to długo.
- W takim razie, jeśli po pierwszych strzałach nie padnie, przejmę go. Dwieście stóp to wystarczająca dla mnie odległość do ataku. Jeśli dorzucimy do tego salwę Mmho i ewentualne zaklęcia od Harrana i Vaali, powinno wystarczyć. Oczywiście, możliwe że jesteśmy aż zbyt ostrożni - automaton uśmiechnął się krzywo - W takiej sytuacji zajmę się kolejnymi, prawdopodobnie następnymi w hierarchii.
Mnich odczekał spokojnie, aż nieoddychający towarzysz zakończy wypowiedź. Nastąpiło to chwilę dłużej, niż w “normalnym” przypadku, gdyż nie musiał brać powietrza podczas mówienia.
- Na początku uderzę go z przeciwnej strony, nie powinni się zorientować. To powinno dać kilka dodatkowych chwil na ostrzał.
- Ukryjesz całą grupę? Bo może źródła ostrzału nie zauważą, ale inne cele już mogą.
- Dlatego powiedziałem “kilka dodatkowych chwil”, a nie “urządzimy tu jatkę” - odparł z uśmiechem Ambroṩ.
- Co mają w tym czasie robić pozostali? Nie ma tu wielu miejsc do ukrycia
- Ja mogę wreszcie spróbować tych gnomich ciastek - Kvaser wyszczerzył się, trudno powiedzieć czy w żarcie czy na myśl o słodyczach.
- Mogę ochraniać czaromiotów i tych co zostaną w tyle. Bez przywołania wierzchowca nie zbliżę się do czarnego. Jeśli one strzelają to nawet z nim jest mała szansa - Imra mruknęła z niezadowoleniem.
- Jebane, bezczelne, dumne, głupie elfy - mruczała pod nosem Mmho te i inne bardziej nieładne słowa pod adresem elfów. - Czyli on atakuje sam, bo jest taki zajebisty a my stoimy i jemy ciasteczka? Po moim trupie. Jak już to leci cała dystansowa salwa od każdego kto może w tego jednego chujka. - Najwyraźniej czym bardziej rozłoszczona była Mmho, tym mniej przebierała w słownictwie. - Jak on padnie to dajemy w platynowe, dystansowo jak długo się da. - Po tych słowach spojrzała na Wędrowca - Bezimienny czy jesteś w stanie określić ich cel? - zapytała jeszcze raz.
- Wygląda na to, że pozyskują metale. Miałoby sens, że to one zabiły i ograbiły tamte orki - co sugeruje, że źródło surowca ich nie interesuje, i zabierają wszystko, dosłownie dążąc po trupach do celu.
Imra zabębniła palcami pogrążona w myślach.
- Nijak ten plan nie wyjdzie jeśli te skarabeusze zareagują na nas wcześniej. Nie zrobicie wtedy tego szturmu na czarnego. Uprę się przy posłaniu kogoś na sprawdzenie. Niech będzie, że nie ma co ryzykować życia Vaali, to może posłać jakieś inne przywołane zwierzę. Ewentualnie ty Harranie możesz jeśli potrafisz. Dajmy na to tak na zasięg waszych strzał. Tymczasem wylądujmy dalej od tego tytana. Szkoda aby te golemy zabiły orły. Jak już się okaże, że jesteśmy w stanie tak blisko podejść to każde z was się ustawi i zaatakuje czarnego skarabeusza. Pasuje? Resztę dogramy w trakcie walki.
- Vaala jest w przywoływaniach lepsza ode mnie - powiedział Harran.
- Jestem za, zwiadowca powinien zbliżyć się na zasięg strzału, jeśli nie zareagują, możemy stamtąd rozpocząć atak. - Wędrowiec spojrzał jeszcze raz w stronę metalowego "boga".
- A jak zareagują będziemy przynajmniej wiedzieć co potrafią - dodała Mmho.

- Dobra - Powiedziała Vaala, po czym całe towarzystwo wylądowało jakieś 200 kroków od owych mechanicznych pająków, a wielkie orły odleciały(miały się jednak trzymać w pobliżu). Następnie Druidka przyzwała… Ognistego Żuczka wielkości kota, którego wysłała na zwiad, by ten poleciał w szeregi wrogów, a nawet i spróbował wylądować na tym krysztale-sercu martwego giganta…

Nie doleciał nawet w pobliże serca. Gdy tylko zbliżył się wystarczająco, “metaliczne insekty” zareagowały od razu. Grad żelaznych igieł, połączony z błyskawicami dosłownie rozerwał biedne stworzenie na strzępy. Dobrze że było istotą przyzwaną, więc nie mogło zginąć. Aczkolwiek jego los był nie do pozadroszczenia.
Wniosek był tylko jeden… potwory były wysoce agresywne i atakujące bez ostrzeżenia, czy litości. Niby nic nowego w Acheronie, ale… wykazywały się też wysokim stopniem synchronizacji. Atak niemal jednoczesny. Nawet ze strony stworzeń, które nie mogły go od razu spostrzec żuczka.
- Och - wyrwało się tylko z ust Imry po tym pokazie siły.
- Zdolne są i zgrane - dorzucił Harran. - Jeśli to one dopadły orków, to biedacy nie mieli szans.
Zielona dziękowała w myślach swoim orczym bogą, że Bezimienny w porę zauważył dystansowość stworzeń.
- Sukinsyny - Warknęła Vaala, przybierając już swoją ludzką postać - Spalę ich wszystkich…
- Mówisz spalić - niziołek przybrał na moment wyraz twarzy pasujący bardziej do piromana niżeli wojownika, nawet jeśli trochę szalonego.
- Również się nie obrażę. Ale no… kontynuujemy dalej z planem? - Imra odchrząknęła spoglądając na Mmho, Ambrosa i Bezimiennego.
- Ambros chyba jeszcze przed chwilą był bardzo pewny siebie - niziołek spokojnie jak na siebie pokręcił głową, po chwili wyjął z torby jedno ciastko, odłamał połowę. Jedną część wepchał sobie do ust, drugą podał Imrze. Ta wzięła je i również schrupała. - dużo wskazuje na to, że będziemy razem lali krew - stwierdził jakby było to podstawowe prawo wszechświata.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 19-06-2020, 12:02   #34
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
- Idziemy. Zabijać - Powiedziała twardo drobna dziewczyna, po czym omiotła spojrzeniem wszystkich swoich towarzyszy, a następnie zaczęła coś mamrotać pod nosem. Po chwili podchodziła do każdego z nich, po czym dotykała go palcem po przedramieniu.
- Mocna ochrona na błyskawice - Wyjaśniła krótko… choć przy Mmho, to pogładziła ją delikatnie palcem po skórze. Na drobny moment, króciutko, szybko.
Pół-orczyca mrugnęła do niej w tym momencie jednym okiem.
Wędrowiec, już obleczony w ciężki pancerz i masywnym korbaczem w ręku, skinął druidce w podziękowaniu. Jeden z niewielkich, ledwo widocznych klejnotów na jego zbroi zalśnił mocno, a automaton urósł ponownie, dwukrotnie już przewyższając wzrostem człowieka.
Niziołek akurat kończył jeść swoją część ciastka. Na gest druidki zareagował znowu dziwnym gestem, tym razem innym, krótkim uderzeniem serdecznego i wskazującego palca w skrytą pod ubraniem płytę pancerza. Wyglądało to na odruchową podziękę.
Następnie na chwilę przymrużył oczy, wyszeptał jakieś słowa które bardziej przypominały mieszankę przekleństw w jakiś klasycznych dialektach, uczynił dwa proste gesty rękami i dotknął swego czoła.
- Dzięki. - Harran ograniczył się do jednego słowa.
- Do dzieła - rzekł Ambros zdecydowanym tonem.
- Kontynuujemy - powiedziała Mmho - nie widzę lepszego planu niż ten który już mamy.
Kiedy reszta się szykowała Imra zaczęła grzebać w swojej torbie. Wyjęła jakąś butelkę mrucząc pod nosem “ciekawe” i zaraz ją schowała. Ponownie zaczęła czegoś szukać aż wyciągnęła kolejną butelkę.
- To się nada - Po czym wypiła zawartość duszkiem. Nagle jej skóra z pokrytej niebieskimi łuskami zmieniła się na taką pokrytą korą.
Vaala również wzmocniła swoją skórę magią.
- Idziemy? - Spytała, i ruszyła powoli w kierunku przeciwników, by za moment przypalić im metalowe dupska ogniem jednego ze swoich czarów.
- Idziemy - zgodziła się Imra, której bojowe nastawienie druidki bardzo się spodobało.
- Ustawmy się każdy tam gdzie mu będzie najlepiej i na znak Bezimiennego puszczamy salwę, żeby było synchronicznie. Niech nikt się nie wychyla, bo skrócę strzałą o głowę - Mmho rzuciła groźbę "w powietrze" chociaż, kątem oka czujnie zerkała na pół-elfa, jakby podejrzewała go o takie plany. Ruszyła do przodu by ustawić się zgodnie ze swoim zasięgiem. Po drodze przygotowując już łuk.
 
Sindarin jest offline  
Stary 20-06-2020, 21:47   #35
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Decyzje padły. Mieli chwilę na przygotowania. Oprócz Vaali, Harran również przygotował się magicznie, jak i Kvaser budząc ochronę przed tym czym mogli potraktować przeciwnicy.
“Magowie” zrobili to co magowie zrobić powinny. Vaala przywołała niszczącą burzę ognia.
Harran posłał lodową błyskawicą w tego osobnika który najbliżej jego celu. Oba były celne i niszczące, choć trzeba było przyznać że mechaniczne konstrukty były uparte w swym trwaniu przy egzystencji. Tymczasem snajperzy zasypywali przywódcę przeciwnika strzałami lub najbliższe cele. Ambroṩ zaś miał problem. Nie widział celu. Zwykle nie było to aż tak dużym problemem. Inne zmysły rekompensowały mu brak wzroku. Zwykle… tym razem jednak zapanował metaliczny hałas, który nie ułatwiał i tak trudnego zadania ślepemu łucznikowi. Problem bowiem polegał na tym, że o ile wizualnie wszystkie automatony się różniły barwą i kształtem pancerza, to… nie na tyle, by brzmiały inaczej. Trudno było wychwycić tę różnicę w dźwiękach. Posyłane strzały trafiały w przeciwników, ale ile jego “ochronę”... lub inne cele.
Mmho nie mogła nawet dosięgnąć celu jakim był adamantowy automaton. Na szczęście było jeszcze wiele innych celów.
Wędrowiec, Kvaser i Imra ruszyli w kierunku calu, każde nadnaturalnie przyspieszone. Wędrowiec miał przewagę i jak tylko był pewien iż Vaala jest bezpieczna… teleportował się ku ich celowi. Kvaser i Imra… mimo że szybcy… nie mogli się mierzyć z natychmiastową teleportacją. Na ich szczęście.
Za to stali się celem zmasowanego ataku stworów… igłowe pociski które były tak skuteczne przeciw żukowi, zdołały jedynie ukąsić… boleśnie acz niezbyt szkodliwie. Oczywiście złote posłały błyskawice w ich kierunku. Te jednak spłynęły po nich jak woda po kaczce.
Mały i szybki niziołek uskakujący z małpią zręcznością przed mechanicznymi piłami potworków zdołał przemknąć przez ich szeregi. Imra… została zatrzymana, acz jej ulubiona broń zmiażdżyła pancerze tych potworków które próbowały ją dziabnąć ruchomymi zębatymi ostrzami.
Wędrowiec zaatakował poważnie uszkodzonego potwora, któremu magia i strzały ślepego półelfa poważnie nadszarpnęły konstrukcję. Trafił, a potem…. nastąpiła magiczne eksplozja. Niewidzialna fala przeszyła ciało awanturnika, a choć Wędrowiec nie poczuł bólu, to skutki były o wiele straszniejsze. Buty przestały działać, ciało skurczyło się do pierwotnej formy. Było to niemal bolesne czuć jak wszystkie psioniczne efekty po prostu ulegają wymazaniu. Zwłaszcza nieprzyjemnym widokiem było rozwianie się jego mentalnego ostrza, nawet jeśli nie przepadało na zawsze. Opaska na jego głowie jak i buty oraz pierścień na jego palcu stały się martwe… oby nie permanentnie. A choć miał przed sobą tylko dwa platynowe i pokiereszowane stwory.
Niemniej za sobą drogę w dół po niemalże pionowej ścianie. I niedobitki wrogów. I sojuszników.
Dla Mmho pokaz magii był imponujący. To co robili inni towarzysze również. Faktycznie, zadanie trafiło na nie byle kogo. Łuczniczka nie opuszczając swojej pozycji nadal strzelała w cele znajdujące się w jej zasięgu.
- To było świetne - powiedział Harran do Vaali. - Zawsze jesteś taka... gorąca? - spytał, po czym poczęstował tym samym zaklęciem co poprzednio największe skupisko wrogów.
Vaala spojrzała na Harrana, mrużąc oczy. Nie powiedziała nic… a zamiast tego, ruszyła pędem do Irmy. Stojąc obok niej, ramię w ramię wśród wrogów, przywołała kolejny magiczny twór. Płonący wąż, wijący się z jej dłoni przemknął przez przeciwników.
- No no! Taka kruszyna a tyle zapału! - wykrzyczała Imra ponad metalicznym chrzęstem żuków. Sama starała utrzymać je na zasięg swojej broni. Ta nagle zabłysła magią i łukami elektryczności, które spłynęły ze skóry półelfki.
Coś się w niziołku zmieniło. Trwało to chwilę. Gdy magowie skończyli swoje salwy, a łucznicy oddali strzały, Kvaser postąpił kilka kroków do przodu. Powoli, trzymając niedbale miecz oparty o ramię. Jego ruchy były dziwnie luźne, jakby całe napięcie złości, emocji, intensywnych uczuć nagle zeń zeszło. Niezwykle spokojny, tylko wyglądający osobliwie niziołek spoglądał na armię maszyn.
Powietrze wokół Wściekłego Borsuka falowało. Żar powoli wylewał się z jego ciała. Bujna, rozczochrana grzywa powiewała do góry jakby stał pod gorącym piecem. Mały wojownik uśmiechnął się szeroko i oblizał suche wargi. Serce pompowało krew jak szalone, naczynia krwionośne w oczach pękały. Rumiane wykwity przekrwionych mięśni kontraktowały z czarnym tuszem tatuaży.
Kvaser wcale się nie uspokoił. On tylko zbierał gniew. Trwało to ułamek sekundy gdy w pozornie tych samych oczach co przed sekundą zapłonęły szalone świetliki najprawdziwszego w świecie obłędu.
Skóra niziołka zaparowała jak gorące żelazo po zetknięciu z wodą. Momentalnie otoczyły go czarne, dymne postacie, wyłaniając się znikąd jakby ciągle przy nim były. Przestrzeń wokół małego wojownika wypełnił dźwięk skwierczenia i jakieś nierozróżnialne, warkotliwe szepty.

Ruszył biegiem, chociaż bardziej trafne było powiedzieć, iż jeszcze pomiędzy jednym mrugnięciem oka a następnym stał przy nich, a potem już rozpędzona kulka kończyn, stali i cienistego dymu skakała pomiędzy mechanicznymi owadami. Niziołek uchylał się przed ciosami, przeskakiwał pomiędzy odnóżami, przestrzeliwał się. Gdyby nie prędkość, można było uważać, iż to popis akrobatyczny. W którym tylko losowa kończyna, fragment ciała, głowa, cześć miecza pojawiały się i znikały z całunu duchów otaczający Kvasera.
Dziś bez krwi Borsuku, co to za walka?
Kogo dziś mścimy? Zabij, niszcz, czemu to nie krwawi…
Cały Archeon wymaga pomsty, ale to nie nasza wojna.
Nasza, nasza, szczątki martwej potęgi pożeranej przez robactwo!
Pędź mały!

Zawsze te głosy w głowie. Jego droga, jego przysięga, jego totem. Zemsta. Rano, jedząc, śpiąc, kochając się, zawsze te szepty. A gdy jego gniew powstawał, głosy były silniejsze, żywsze, cały tabun umarłych i tych którzy nigdy nie żyli od niego mówił.
I lubił ten głos. Przypominał. Wspierał. Przyjaciele. Jedni z ostatnich.
Uskoczył przed metalowymi żuwaczkami stwora wskakując od razu na wystający pręt z korpusu martwej, metalowej istoty. I potem na kolejny, i kolejny, skacząc w górę po fragmentach istoty z tą samą dziwną, niemal zwierzęcą gracją. Można było odnieść wrażenie, iż zmiana kierunku ruchu nie zrobiła na nim wrażenia. Kvaser nie wspinał się, lecz po prostu wykonywał kolejne, wysokie skoki w płynnym ruchu.
Miałem kiedyś serce, oddałem serce.
Pędź Borsuku póki żyjesz.
Chcę niszczyć. Zniszcz coś.

Wreszcie doskoczył do miejsca skąd z bliska widział Wędrowca i resztki generała tych istot. Niziołek wyszczerzył się obłąkańczo widząc co przydarzyło się towarzyszowi i zaśmiał w wniebogłosy.
- Skarlałeś!
Rzucił donośnie przetaczając się po po kolejnym kawałku konstrukcji, skacząc przez kolejny w kierunku pierwszego z platynowych stworów.
- Do ciebie mi jeszcze daleko! - odkrzyknął mu automaton, po czym szybkim ruchem odtworzył swoje myśloostrze i zamachnął się na drugiego ze skarabeuszy. Utrata części magii zabolała, ale nie mogła go powstrzymać.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 23-06-2020, 07:25   #36
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Nadszedł czas. Skupił się na tej z kreatur, która mogła być dowódcą. Nie musiał jej widzieć. Nie musiał nawet jej słyszeć. Wystarczy, że wiedział, że tam jest.

[Elficki]
- Im gwest'na destroui nin coth. Bui i iithil a i elena, i erin a telu, ir ho nafirn, i ri'no hon'lelya.
Przysięgam zniszczyć mego wroga. Na księżyc i gwiazdy, na jutrzenkę i zmierzch. Gdy zginie, niechaj pamięć o nim zaginie.



Mahoniowy łuk mnicha zaczął pulsować mocą. Nie była to czysta siła magiczna, jak w przypadku broni towarzyszy. Ta była... żywa. Łuk odpowiedział melodyjnym, acz zdecydowanym męskim głosem.
[Elficki]
- A im al oen cin, mellon, an hi na qu im na'nún an.
A ja cię wesprę, przyjacielu, gdyż na to się narodziłem.


Kaelas. Duch Zalfiru. Zguba Wiedzących. Znowu był z nim.

Wsłuchał się w dźwięki wydawane przez żuki. Dzięki swym od lat szlifowanym zdolnościom, a także specjalnym kolczykom wzmacniającym słuch, wiedział dokładnie, gdzie są wrogowie. Niestety, ich odnóża zdawały się być stworzone z tego samego materiału i nie był w stanie od razu zaatakować.

Nie trwało to jednak długo, gdyż towarzysze nie próżnowali. Skoro wszyscy mieli atakować ich przywódcę, mógł się kierować ich staraniami. Tak faktycznie się stało. Gdy Wiedzący Harran zaatakował potężnym nienaturalnym piorunem, w mgnieniu oka posłał salwę w miejsce, skąd doszedł odgłos trafienia. Czy też raczej wielu trafień...
 
__________________
Słudzy nieużyteczni jesteśmy

Ostatnio edytowane przez Ryder : 27-06-2020 o 10:08.
Ryder jest offline  
Stary 26-06-2020, 21:04   #37
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Post wspólny - wyskakujący spod gleby

Zamach i cios… duży miecz w dłoniach Kvasera wydawał się lekki jak piórko.
Ostrze broni niziołka strzaskało pancerz niszcząc głowę i przecinając jedną trzecią korpusu platynowego żuka. To wystarczyło by wyeliminować mechanicznego potworka.
Wędrowiec zaś uniknąwszy ataku zębatym ostrzem platynowego, odpowiedział kontrą świeżo utworzonej broni. Równie zabójczą, co cios Kvasera. Udało im się. Pokonali wrogów i stali na brzegu szczeliny na wysokości “obojczyka”. Nie była ona duża… i jeszcze mniejsza dalej zwężając się. Wędrowiec ledwie zmieściłby się w dalszej części tej “nory”. Kvaser nie miał takich problemów. Jego wzrost był idealny do tej sytuacji. Z głębi ciała stalowego giganta dochodziły metaliczne odgłosy przypominające dwójce awanturników na szczycie.
Wrogowie kryli się w środku. Nawet jeśli niegroźni to kłopotliwi.
Tymczasem na dole reszta drużyny wzięła się za sprzątanie.
Harran połączył lodowym łukiem dwa złote potworki… Jednakże tym razem potworki oparły się jego magii. Bo raczej nie były odporne na lód. No cóż, wyglądało na to że przeciwnik miał jakiś rodzaj odporności na magię. Był to oczywiście problem, acz niewielki… wszak raz już się to wcześniej Harranowi udało ją przełamać. Więc pewnie mogło by się udać po raz drugi.
Imra zaś zamachnęła się swoim młotem i z rozpędu wykorzystując całą swoją siłę oraz smoczą moc wypełniającą jej żyły zaatakowała przeciwników. Ciosy raz po raz spadały na wrogów miażdżąc całkiem jednego skarabeusza i poważnie uszkadzając kolejnego. Jej straszliwy pokaz umiejętności nie wpłynął w żaden sposób na pozostałe przy funkcjonowaniu automatony. Niemniej płomienie druidki w postaci ognistej wstęgi dobiły jednego i ubiły kolejnego, także uszkadzając kolejne. Przebiwszy się przez ich odporność ogień topił pancerze uszkadzając kolejne stwory. A druidka przybliżyła się do atakowanej wojowniczki.
Która to unikała mechanicznych ostrzy, czasami cudem, flankujących ją automatonów.
Mhograah dokładała się do tej pomocy dla Imry kolejnymi naciągnięciami cięciwy posyłała strzałę za strzałą pozbywając się kolejnego zagrożenia dla Imry (no i obecnie Vaali). Wspomniała też Ambroṩowi, które to stwory należałoby usunąć.
Taka wskazówka ślepemu łucznikowi całkowicie wystarczyła i spełnił jej prośbę morderczą serią strzał zabijając obu złotych wrogów, które ośmieliły się oprzeć się magii Harrana.

Walka choć zaciekła niewątpliwie toczyła się po myśli awanturników. Potwory stawiały uparty i zaciekły opór, ale nie dość skuteczny by zagrozić napastnikom. Pojawiające się w szczelinach potwory raczej nie mogły tego zmienić. Jednakże miały tylko odciągnąć uwagę.
Atak nastąpił gdzie indziej. Spod ziemi.
Pierwszy zauważył to Ambroṩ… subtelne drżenie podłoża. I zdążył uskoczyć przed potworem dosłownie wyskakującym spod gleby. Jego zębate ostrze mignęło przed nim. Harran nie miał tyle szczęścia, ani Vaala.
Niemniej żadne z nich nie było nowicjuszami, a choć wdzierające się ciało zębate ostrza były bolesne, to ich refleks i zimna krew pozwoliły im uskoczyć nim broń potworów dosięgła ich witalnych organów. Choć fontanna krwi wyglądała całkiem groźnie.
Półorczyca także uniknęła podstępnego ataku, Imra… zdradzieckiego ciosu w plecy też, choć w jej przypadku zębate ostrze zaiskrzyło na zbroi zostawiając rysę.
Wędrowiec spojrzał w głąb tunelu, ale jego wzrok szybko przeniósł się na pole bitwy pod nimi. Największe zagrożenie wyeliminowane, ale walka nie była jeszcze zakończona.
-Musimy im pomóc - odezwał się do niziołka - Idziesz ze mną? Serce poczeka.
Niziołek spojrzał gniewnym, lecz zaskoczonym wzrokiem w dół, w stronę drużyny. Nie lało się zbyt dużo krwi, mieli przewagę liczebną, bliską Imrę i półorczycę… Wściekły Borsuk warknął gniewnie.
- Po cholerę?
- Bo tu tylko sobie popatrzymy - nie dam rady przeciskać się w pancerzu - odpowiedział szybko, z powątpiewaniem patrząc w tunel - Idziesz czy nie?
- Idę dokończyć co zaczęliśmy - Kvaser stwierdził spluwając na ziemię i szerokim gestem ręki dając do zrozumienia “za mną” ruszając w stronę tuneli.
- Nie wchodź tam sam, nie dam rady walczyć w środku, za ciasno jest. Wrócimy później
Kvaser posłał w kierunku wędrowca wiązankę, iż ten mógł się dowiedzieć co robiła jego matka, z kim, za ile, w jakich okolicznościach, co w tej całej historii robiły wieprze, elfy i gnomy oraz czemu odziedziczyła taki negocjowany afekt po prababce, a potem, już pod nosem zaczął marudzić na ojcowską krew tchórza, zdrajcy i psubrata który opuszcza misję.

***

Mmho odwróciła się tylko, nie zmniejszając w ogóle dystansu między sobą a maszyną, by zacząć z bliskiej odległości wpakowywać w nią strzały, jedną po drugiej.
- Ambros dwóch białych. Jeden za tobą, drugi między nami - powiedziała. Chociaż zakładała, że ich obecność pół-elf musiał usłyszeć, wolała rzucić słowa na wiatr, niż ten fakt przemilczeć.
Elfka spodziewała się, że żuki mogą być niepodatne na jej pokaz siły. Mimo to była lekko zawiedziona. Długo nad tym się jednak nie mogła zastanawiać bo nowa porcja żelastwa wyskoczyła spod ziemi rysując jej i tak wysłużoną zbroję. Puściła celów
dobierając miecz. Wróciła do rzezania.
Afreeta syknęła ostrzegawczo, ale jej ostrzeżnie przyszło odrobinę zbyt późno. Mechaniczne paskudztwo wylazło spod ziemi. Magia okazała się zbyt słaba i Harran poczuł ból w plecach. Obrócił się, równocześnie cofając się o dwa kroki, po czym potraktował przeciwnika błyskawicą.
- Pieprzone… pająki! - Krzyknęła zraniona Vaala, po czym odskoczyła w bok, do Półelfki. Przylgnęła plecami do pleców, by tak się osłaniać, wśród sporej liczby otaczających je obie wrogów.
- To ja - Powiedziała krótko “dzikuska” do Wojowniczki, gdy… właściwie to ich tyłki wprost się zderzyły, po czym przywołała kolejną moc, rażącą prosto z niebios jej wrogów swymi mocami i ogniem.
Imra drgnęła kiedy druidka na nią wpadła. Gdyby nie jej słowa najpewniej by zaatakowała.
- To chyba żuki - poprawiła ją dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że mówi do znawcy natury.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Wila : 26-06-2020 o 21:10.
Wila jest offline  
Stary 19-07-2020, 00:24   #38
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Niziołek marudząc pod nosem ruszył w głąb ciała martwego mechanicznego tytana. Buzująca niczym ogień krew w jego żyłach motywowała go do pośpiechu. Nie było tu zbyt wiele miejsca. Ciasna szczelina utrudniała poruszanie i walkę. Jemu przynajmniej. Krótkie mechaniczne piłoostrza wydawały się tu idealne. I jedno nawet pomacało żebra, gdy niziołek wymijał skarabeusze. Wreszcie dotarł do końca tunelu otwierającego się wprost na klatkę piersiową. I… na moment zamarł. W klatce i brzuchu mechanicznego tytana roiło się od skarabeuszy. Tych mechanicznych insektów było tu dziesiątki. Większość z nich była blada, electrumowa, ale były i złote i platynowe. Adamantowego nie dostrzegł, acz to nie znaczyło że ich nie ma. Cóż… nie dostrzegł małego adamantowego skarabeusza. Bo automatony montowały tu zużywając przetopiony błyskawicami metal nie tylko małe insekty z którymi się drużyna zetknęła. Tu w głębi korpusu tytana, budowane były olbrzymie odpowiedniki skarabeuszy. Jeden adamantowy, dwa złote (już na ukończeniu) i dwa platynowe. Podczas gdy zwykły automaton był wielkości dużego psa. Te osiągały wielkość wołu i większy stopień skomplikowania. Niewątpliwie nie tylko nieco większymi wersjami oryginałów. No cóż… niziołek nie przybył tu podziwiać maszynerii. Tylko znaleźć serce. Niestety kompas został u wędrowca, więc Kvaser musiał wydedukować gdzie jest ich cel. Nie było to jednak trudne. Wystarczyło prześledzić spojrzenie po dziwnych linach które dostarczały energię, od gigantycznych insektów do… jego źródła. Dziwnej konstrukcji po części przypominającej to co widzieli na statku. Po części… bo tym razem zielonkawy rdzeń zielonkawy rdzeń[/url] zamknięty był w grubej adamantowej trumnie. A błyskawice.. były zielonkawe w barwie i chyba nie były energią piorunów. Trumienka umieszczona była gnieździe metalowych lin na wysokości serca i niewiele większa od tego, które widzieli na statku. Tyle że sam adamant był cięższy z pewnością od stopów użytych na budowę serca Statku.

Kvaser wyszczerzył się szeroko obserwując emanujący zielonymi błyskawicami niezwykłej energii, rdzeń. Wyszczerzył się zadowolony, chociaż trudno było dociec co powoduje jego nagłą wesołość, jak to już u szaleńców bywa. Duchy zemsty szeptały, wyły w jego głowie i wspominały dawne krzywdy.
Wszystko to ginęło nie w adrenalina płynącej w żyłach niziołka, lecz czystym płomieniu wściekłości. Serce promowało żar, to od tego żaru jego ramiona i nogi będą za godzinę jednym, wielkim siniakiem na skutek pękających naczyń. Biała oczy wyglądały już jak malowane krwią.
To mogłoby mnie powstrzymać? Jestem tutaj aby zabijać bogów… jednego...
Ruszył do przodu szybkimi susami, bardziej jak zwierz niż istota humanoidalna. W jakiejś pokrętnej akrobacji wybił się nogą i ręką, przeleciał pomiędzy szczelinami metalu, chwycił dłonią kolejnej, stając na kawałku złomu i wybijając się ponownie. Był nie tylko zbyt szybki dla mechanicznych żuków, lecz nawet te pojedyncze ataki które sięgały go, zatrzymały się na zbroi małego wojownika.
Następny skok doprowadził Kvasera do wiszącej do górny nogami pozycji, w której to niziołek pozycji, herkulesowym wyczynem wysychał piorunujący rdzeń z jego gniazda. Był przy tym dziwnie cichy, oddychał tylko miarowo, szybko jak zdyszany pies, lecz nie krzyczał, nie wył. Ciche, agresywne zdechnięcie mieszały się ze szczękiem metalu gdy niziołek usunął urządzenie z jego miejsca.
To zaczęło spadać w dół. Wściekły Borsuk urwał srebrny guzik ze swej koszuli – zawsze rano odrastał – i odepchnął się nogami od sufitu, zwisając głową w dół. W tej pozycji, pochwycił urządzenie w locie, starając się zarzucić je na barki, i zaczął powoli odbijać się nogami od wystającego metalu minimalizując impet uderzenie. Nawet mimo tego, bliżej niezidentyfikowane kawałki złomu opadły na dół pod siłą małego wstrząsu.
Niziołek nie napawał się radością z wykonania pierwszego etapu zadania, po prostu ruszył przed siebie truchtem trzymając rdzeń na plecach, powoli się rozpędzając. Ponownie, tym razem pracując nogami, kołysząc się na boki szybkimi odbiciami. Wkrótce przeszedł już miejsce startu, zmierzając dalej ku tunelom.

Ból stał się towarzyszem Kvasera. Palący i przeszywający ból. Trumienka którą zdobył nie była szczelna i w niziołka uderzały wyładowania zielonkawej energii przenikające aż do kości. Wywoływały też nieprzyjemne dreszcze i gdyby nie podwyższona wytrzymałość Kvasera to mogłyby pewnie wywołać coś jeszcze. Niemniej Kvaser nie miał czasu się tym przejmować. Ukradł “skarb” i nagle stał się celem numer jeden dla całego roju. Z czego największym problemem był złoty skarabeusz, który właśnie się przebudził. Ten większy niż zwyczajne robale, złoty skarabeusz. Na szczęście dla niziołka, ten olbrzym nie mógł podążyć tą drogą którą się wspinał niski awanturnik. A drobnicę… można było zignorować przeskakując z żebra na żebro z małpią zręcznością, by wydostać się z tego miejsca jak najszybciej. Szał wszak nie potrwa wiecznie. Bez problemu udało mu się dotrzeć wyjścia i puścić w sprint. Już widział stojące tam skarabeusze. I Ambroṩa...
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 19-07-2020, 11:27   #39
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Imra i Vaala były otoczone przez automatony. Być może skarabeusze uznały wojowniczkę za największe zagrożenie. Być może powód był inny? Tak czy siak obie musiały sobie radzić z nadmiarem “zalotników”. I radziły sobie… jakoś.
Poświęcając cenny czas Imra zamieniła jeden oręż na drugi skracając swój zasięg, ale w tej sytuacji był to wygodniejszy wybór. Zadała pospieszny cios najbliższemu skarabeuszowi i zdołała uniknąć zębatych ostrzy pozostałych. Vaala zaś poraziła przeciwników słupem ognia, który poważnie zranił dwa konstrukty, ale nie zabił żadnego.
Z drugiej strony, atakujące potworki nie zdołały zranić żadnej z nich…. choć dwa były blisko tego osiągnięcia.
Harran uskoczył i posłał w kierunku atakującego go skarabeusza piorun… w ostatniej chwili przypominając sobie o użyciu berła, by zmienić go w lodową błyskawicę zniszczenia. Tym razem przełamał magiczną odporność przeciwnika. Lodowy piorun uderzył w pancerz automatona krusząc jego pancerz i niszcząc skorupę. Nie miał jednak dość “umf” by zniszczyć go całkowicie. Ale wtedy niczym archon z niebios zleciał Wędrowiec pikując niczym orzeł. I choć nie był to łatwy manewr udało mu się wyhamować na tyle, by nie rozbić się po tym jak swoim orężem rozpłatał nadwątloną konstrukcję.
Po poinformowaniu mnicha jakie cele chciałaby by ubił Mmho pierwszym strzałem prosto w szczelinę tuż pod kryształem trafiając ubiła mechanicznego natręta, który ośmielił się ją zaatakować i ze zdziwieniem oraz oburzeniem jak Ambroṩ gna w kierunku… cóż… martwego od wieku kolosa porzucając resztę towarzystwa. Na gniew jednak nie było teraz czasu. I kolejnym naciągnięciami cięciwy półorczyca postrzeliła i ubiła jednego ze skarabeuszy podążających za półelfem… bowiem zagrażać mogły także i jej. Ambroṩ zaś wspinał się po zniszczonym konstrukcie uznając że dalsza walka nie ma sensu. Zniszczone konstrukty zastępowane były przez kolejne… a oni sami wszak nie przybyli tu w celu wybicia tych stworów.

Dwie furie walczyły otoczone wrogami. Imra trzymając wpadła w niemal morderczy trans zabijając dwa automatony. Jednego ranionego wcześniej przez Vaalę i drugiego obok niego. Jej falchion z drapieżnym jękiem towarzyszącym gięciu się metalu przynosił im zagładę. Sytuacja nieco się skomplikowała, gdy druidka nagle zmieniła postać. Bo stała się olbrzymią ognistą kobietą i ta zmiana rozmiaru… cóż… Imra była trochę za blisko. Ale co tam drobne oparzenia, gdy sojusznik staje się gigantyczną ognistą naguską. Było na co popatrzeć. I było w co strzelać.
Niewiele to jednak dawało, a druidka jednym uderzeniem pięści zmiażdżyła nadwątlonego wroga, a drugim przyłożyła z kopnięcia też poważnie uszkadzając. Nic sobie nie robiła ze strzałek którymi ją ostrzeliwano. Zresztą ten któremu dołożyła lewą pięścią, został dobity strzałem z łuku Ambroṩa.
Do walki włączył się też Wędrowiec podlatując do Imry i Vaali, bo jakoś… nic do niego się nie zbliżało. Może to przez “pokrewieństwo” z wrogiem? Może po prostu Vaala przyciągała ich uwagę?
Przybliżył się więc tak, by żeby mieć w zasięgu jak najwięcej przeciwników i stanął pomiędzy siłami już otaczającymi awanturniczki i tymi które nadchodziły. Po czym zaatakował usuwając kolejny problem trapiący drużynę. A tych jednak przybywało.
Harran więc postanowił wzmocnić ekipę o sojusznika, choć… zielonkawa bestia chaosu którą wezwał na pomoc, rzadko wiązała się w jakieś sojusze. Niemniej pęta magii były mocne i potwór ruszył ku wrogom, a mag w przeciwnym kierunku wybierając bezpieczniejszą pozycję. W przeciwieństwie do tego, co zrobiła Mmho, wpierw ubiwszy drugiego natręta. A potem pędząc ku towarzyszom broni.
Tymczasem nowi wrogowie wkroczyli w kilku miejscach do walki. W tym i jeden platynowy skarabeusz i dwa złote. Bitwa nie wydawała się mieć końca, ale wszak nie dla bitwy tu przybyli.
Ambroṩ już dosłyszał dwa zbliżające się do niego robale… a za nimi pędzącego na złamanie karku niziołka.
- Argh! - Imra fuknęła czując jak ogień rozgrzewa jej zbroję. - Poważnie?!? - warknęła na Vaalę i jej przerośniętą ognistą formę.
Kvaser postanowił kontynuować to co i tak już robił (chociaż w jego stanie furii trudno było mówić o granice między postanowić a robić coś siłą rozpędu) czyli przynieść tworzywom rdzeń. Ból przypominał mu podobne doświadczenie, jakiego był udziałowcem podczas eksploatacji naturalnych jaskiń. Nawet później jeden uczony mędrzec opowiadał mu co to jest… ale jedyne co zrozumiał i zapamiętał z tamtej lekcji, to, to, iż rzyga się mocniej niż po tych szczynach które śnieżne elfy zwały alkoholem.
Wściekły Borkus dał pokaz co znaczy niziołcze złodziejstwo połączone z gniewnym temperamentem czyli ucieczka z całą armią wroga na plecach.
Pracując wyłącznie nogami, zeskakiwał długimi susami w dół sztucznego zbocza, warcząc przy tym jednostajnie i głośno. Skok w prawo, lewo, zachwianie, do przodu i potem kolejny bieg po cielsku olbrzyma, czy raczej seria skoków po co solidniejszych, bardziej wystających elementach. Warkot niziołka nasilał się gdy obrywał kolejnym piorunami, rozświetlającymi dymną powłokę wokół Kvasera.
Niziołek zakończył swój bieg przed drużyną, z impetem stawiając rdzeń na ziemi i wybuchnął obłąkańczym śmiechem.
- Zabezpieczcie to cholerstwo bo pali kości!
Zwrócił się do będących najbliżej niego Imry i chyba Vaali, na tyle, na ile intuicyjnie rozumiał jej chwilową, ognistą naturę, jako też stworzenie, chociaż częściowo spowinowacone z ogniem.

Obciążony Kvaser czuł na samo brzemię które niósł. I to mimo swojej siły i wytrzymałości. Zielone błyskawice boleśnie paliły skórę i ciało, a chorobliwa poświata wywoływała niepotrzebne dreszcze. I tylko wzmocniona wytrzymałość niziołka chroniła przed czym złowieszczym co kryło się w chorobliwie zielonkawym blasku dobywającym się wraz z zielonymi błyskawicami z czarnej adamantowej trumienki.
Co więcej… skupił na sobie uwagę wszystkich skarabeuszy. Ale nie zmieniło ich taktyki znacząco… nie uległy emocjom, a ich analiza pola walki była pełna chłodnej kalkulacji.
Zdawali sobie sprawę z przewag broni przeciwnika, jak i z ich słabości taktycznych.
Dlatego zamiast pchać się wprost pod broń przeciwnika wykorzystywały swoje możliwości adaptując się do sytuacji. I co więcej… wraz z przybyciem złotych, wszystkie stały się bardziej sprawne walce. Bardziej celne…

Choć nadal nie aż tak, by drużyna mogła je uważać za duże zagrożenie dla swego istnienia.
Po pojawieniu się znienacka obok celu Wędrowiec wykorzystując całą swoją potęgą wypełniającą jego ostrze zaatakował złotego skarabeusza. Każdy z jego z ciosów był potężny, każdy miażdżył pancerz każdy… z wyjątkiem ostatniego. Ostatni cios chybił, a sam Wędrowiec poczuł ból, gdy żelazna igła wbiła się między szczeliny jego pancerza. Szczęśliwy traf, czy może dobrze przewidywali iż usunięcie dowódców jest kluczowe dla pokonania skarabeuszy?
Ukłucie było co prawda ledwie wyczuwalne, ale… mogło być zapowiedzią czegoś poważniejszego. Czego? Tego mógł się domyślać Ambroṩ, którego grad strzał zniszczył i ubił jednego skarabeusza, a drugiego ranił. Niemniej sam też nie wyszedł bez szwanku… obrywając jedną igłą. Być może ten szczęśliwy strzał był wynikiem rozkojarzenia? Bowiem łoskot dochodzący zza dwóch celów dla jego łuku (obecnie zredukowanych do jednego), świadczył że w martwym metalowym olbrzymie coś się gwałtownie porusza. Coś znacznie większego od małych konstruktów które w zasadzie masakrowali już od paru chwil.

Mmho miała ten sam problem co Wędrowiec. Jej strzały co prawda dosięgły wpierw celu zaatakowanego przez Wędrowca kończąc jego istnienie, a potem zaczęły wbijać się w drugiego złotego. Niestety… teraz to jej zabrakło ostatniego finalnego ciosu, który zakończyłby istnienie złotego skarabeusza. Te złociste były twardsze od białych electrumowych. A i ich obecność wyraźnie czyniła zwykłe pionki bardziej groźnymi. Nie na tyle jednak, by półorczyca mogła się martwić o swoich nowych towarzyszy broni. Żadne z nich nie wyglądało na szczególnie poranione lub w tarapatach.

Vaala i Imra sobie radziły. Gigantka stworzona z ognia jaką była w tej chwili druidka potężnymi uderzeniami pięści zniszczyła jednego z elektrumowych skarabeuszy i to mimo że ich strzałki zdołały szczęśliwym trafem ją nieznacznie zranić.
Imry nie zraniły, ale też i sama półelfka nie mogła się poszczycić sukcesem nie trafiając przeciwnika nim się cofnęła. Obecność złotych na polu walki czyniła te electrumowe bardziej upierdliwymi. A co gdy pojawią się platynowe, adamantytowe?
Tym chyba najbardziej musiał martwić się niziołek niosący ich cenny ładunek. Tak mu jakoś podpowiadał instynkt.
Martwił się też Harran… bowiem, choć jego potworek dzielnie starł się z electrumowym skarabeuszem to póki co, jego macki nie zdołały zniszczyć mechanicznego przeciwnika. Który też jakoś zdołał oprzeć najstraszliwszej mocy bestii chaosu, klątwie niestabilności jaką jej dotyk przynosił. Co więcej potwór mógł skupić na sobie jedynie uwagę jednego celu… drugi… ostrzeliwany przez Mmho złoty skarabeusz ruszył ku magowi, by zapoznać jego ciało ze swoim zębatym ostrzem.
Wędrowiec opędzał się od kolejnych żuków, machając potężnym korbaczem. Kiedy zobaczył, że Kvaserowi udało się wydostać źródło energii, znacznie mniejsze niż się spodziewał, a konstruktów pojawiało się coraz więcej, uznał, że tyle wystarczy.
- Wracajcie do orłów! Ja i Vaala ich przytrzymamy, żeby nie ruszyły w pogoń, spotkamy się w powietrzu! - krzyknął pamiętając, że przyzwane przez druidkę zwierzęta nie są chętne do walki.
Imra spojrzała na rzucone jej pod nogi serce. Warknęła pod nosem i wzięła je pod pachę uprzednio chowając miecz do pochwy. Nie miała czasu się teraz bawić w “zabezpieczanie” czegokolwiek. Z ponurą miną oddaliła się od pola walki.
Sytuacja nie wyglądała tak wspaniale, jak by tego chciał Harran. Wprost przeciwnie. Dlatego też mag uznał, iż warto posłuchać rady Wędrowca. Rzucił zaklęcie, które lodowym murem oddzieliło go od idącego w jego stronę złotego żuka.
Sam podążył w stronę orłów.
- Orły umrą albo się spłoszą - Kvaser warknął donośnie patrząc na pioruny zielonej mocy bijące z urządzenia i wrócił do walki osłaniając w dystansie Imrę.
Mmho usłyszała, że czas wracać. Nie mogła jednak zostawić niedobitego złotego, wobec czego jej strzały leciały dalej. Była gotowa do odwrotu dopiero kiedy z nim skończy.
 
Sindarin jest offline  
Stary 19-07-2020, 18:55   #40
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Padły hasła do odwrotu, więc cała drużyna ruszyła ku orłom. Na przedzie oczywiście czarodziej, bo był najbliżej nich… a mając za sobą lodową ścianę mógł się nie martwić o ostrzał swoich pleców. Inni też nie… poza Imrą.
Ta niosąc skarb czuła na sobie przeszywające spojrzenie skarabeuszy, dosłownie przeszywające ją błyskawice zielonkawej energii które nic nie robiły sobie z naturalnej odporności Imry jak i czaru druidki. Było coś w nich chorobliwego i czuła napór jakiejś aury… z którą naturalna wytrzymałość półelfki jakoś sobie radziła.
Mechaniczne stwory ją właśnie wzięły sobie na cel, ale niewiele z nich miało dobre warunki od tego. A te które miały… chybiły celu. Nie ułatwiała im tego reszta drużyny. Mmho jedną strzałą zabiła złotego skarabeusza i kolejne posłała w kierunku najbliższych wrogów.
Wędrowiec wykorzystywał bezlitośnie okazję do grzmotnięcia kolczastą kulą na łańcuchu zarówno najsłabszych ogniw, jak i każdego kto miał pecha nawinąć się mu pod kulę. A było tego kilka robali. Z czego trzy zginęły pod jego ciosami. Reszta drużyny uciekała nie oglądając się za siebie… co najzabawniej wyglądało w przypadku ognistej Vaali. Najwięcej kłopotów miałby uciekający Ambroṩ, którego to stwory miały szansę teoretycznie osaczyć ze wszystkich stron. Ale myślące całkowicie logicznie mechaniczne skarabeusze nie brały pod uwagi takiej opcji. Nie ceniły własnych jednostek i nie brały pod uwagę, że wróg może cenić swoje. Tak więc półelf uciekał nie napastowany.

Kolejne cenne minuty polegały na szybkim docieraniu poszczególnych członków drużyny do orłów. Za nimi wyłonił się spod ziemi złoty skarabeusz wielkości żubra, oraz dwa zwyczajne platynowe. Było już jednak za późno… drużynie pozostało wzbić się w przestworza i wrócić do Statku, wraz z łupem przyczepionym do orła dosiadanego przez Imrę. Półelfka upewniła się, że łuki elekrtyczności nie dosięgną ciała zwierzęcia zawiązując ustrojstwo na linie.

***

Kvaser podczas lotu dochodził do siebie. Nie znaczyło to, że był szczególnie sponiewierany albo skrajnie wycieńczony, to jednak specyficzny szał który go ogarniał dawał po czasie o sobie znać. Oczy w dalszym razie były przekrwione, nogi niziołka wyglądały po prostu jak dwa wielkie siniaki gdy nadmiar krwi podczas jego akrobatycznych wyczynów powodował pęknięcia naczyń. Skóra wyglądała też na lekko rozgrzaną, nie przypaloną czy poparzoną, ale jakby jednak jakieś płomienie ją musnęły - nie wiadomo gdzie i nie wiadomo dlaczego.
Duchy uspokoiły się, a niziołek przejawiał całkiem dobry humor. Był spokojniejszy, jakby rozluźniony, z wyraźnie malującą się na jego wytatuowanej twarzy zadowoloną miną gdy pożerał porcję prowiantu oraz opadającymi mu na ubranie okruszkami dodającymi dziwnego wrażenia swojskości.
- I co, fajnie niosło się to cholerstwo - mrugnął w kierunku Imry pomiędzy kęsem suchego pieczywa, a oderwaniem zębami kawałka suszonego mięsa.
Kobieta mimowolnie spojrzała w kierunku wiszącego na linie ustrojstwa strzelającego zielonymi błyskawicami.
- Nie imało się mnie za bardzo więc to musi być elektryczność, ale jakieś dziwne to, chore. A tobie co? Wygląda jakby mimo czarów ochronnych cię pokiereszowało.
- Nie jestem pokiereszowany - niziołek wzruszył ramionami dziwnie obojętnie - jakiś czas po wyzwoleniu pełni sił jestem trochę zmęczony. Reszta to tylko przejawy tego, nic co ma rzeczywisty wpływ na mnie, już nie te czasy - zaśmiał się mniej donośnie niż jeszcze przed walką.
Imra powiodła krytycznym spojrzeniem po ciele niziołka.
- Masz racje, wyglądasz tylko jak gorące gówno. Daleko ci do pokiereszowanego - powiedziała uśmiechając się krzywo.
- Wolę określenie gorący kochanek - niziołek stwierdził obserwując krajobraz.
- Ach, na takie określenie to trzeba zasłużyć! - parsknęła śmiechem półelfka.
- Prawda - Kvaser dojadł porcję - i robi zdecydowanie mniejsze wrażenie na bandytach.
Niziołek zamyślił się.
- W środku te mechanizmy miały całkiem sprawną fabryczkę. Aż żal, że nie dało się zabrać trochę metalu.
- I co byś z nim zrobił?
Na moment twarz nizioła przeciął jakiś trudno wypowiedziany smutek, lecz błyskawicznie odzyskał wesołość.
- Postawił sobie w kajucie, może znalazł kowala co zrobiłby mi pamiątkową sprzączkę czy nóż - wyjaśnił zadowolony - lubię takie rzeczy, przypominają, a dobre rzemiosło jest zawsze miłe oku. Tym bardziej gdy materiał nie jest typowy i ma historię.
Imra zamyśliła się na moment.
- Ja od rzeczy bardziej cenię sobie ludzi. Zbroja się w końcu zużyje, ostrze stępi, ale posiadanie kompana załagodzi takie bolączki gdyby się miało skończyć żywot.
- Większość kompanów tępi się znacznie szybciej niż miecze.
- Trzeba więc szukać takich co się nie stępią. Ewentualnie bestie. Dobrze wyszkolone zwierzę nie zostawi cię. Niestety rzadko kiedy ich żywot jest na tyle silny, aby wytrwać do końca - tym razem Imra westchnęła z sentymentem.
- Nie miałbym sumienia na dłuższą metę iść z wiernym zwierzęciem, tam gdzie postanowiłem - niziołek stwierdził dziwnie lekko.
- Większość z nich i tak umiera szybciej ze względu na długość życia - Imra wzruszyła ramionami. - Ale postanowiłeś iść zabić boga. Nic poniżej boskich bestii nie ma co się wybierać z tobą nawet na przechadzkę.
- Gdybym tak sądził, nie uczyniłbym nawet pierwszego kroku - niziołek uśmiechnął się krzywo - a wy? Czego oczekujecie?
- Od życia? Już niczego. Mam coś co potrzebuję zrobić, ale nie wiem co potem. Wszystko co dobre już za mną… - westchnęła Imra.
- Czyli oczekujesz realizacji planów - niziołek zaczął dociekliwie.
Wojowniczka spojrzała na niziołka z bezradnością w oczach.
- Nie do końca. Chcę kogoś wskrzesić, ale nie wiem czy powinnam.
- Nie powinnaś - stwierdził z pewną nonszalancją w głosie - powinnaś dopiero wtedy gdy nic nie osłabia twej woli.
Jego słowa tym razem brzmiały jak jakaś stara mądrość, lecz chyba nie pochodząca z ksiąg, bardziej pierwotnego, może plemiennego przekazu.
- To nie takie proste. Ty nie masz żadnych wątpliwości czy powinieneś zabijać boga?
- Nie mam - stwierdził niespotykanie spokojnie, trudno było powiedzieć czy po przeminięciu szału niziołek bywał spokojniejszy czy ta myśl go odpręża - to część tego kim teraz jestem, drogi która mnie uratowała. A poza tym - uśmiechnął się lekko - jeśli przyjdzie jego nowe wcielenie, jest szansa, że jakaś mniej skorumpowana potęga pożre jego moc lub odrodzi się jako ktoś odrobinę inny. Nawet jeśli nie, to chociaż na krótki czas między zagładą a odrodzeniem, dam światu małą przysługę. Wszyscy wygrywają.
- Jakże szlachetnie. Ten twój bóg brzmi jednak bardzo miernie, skoro coś go tak łatwo pożera. O co w ogóle z tym chodzi?
- Każdego boga to może czekać - Kvaser wyjaśnił z przekąsem - musiałem odrobinę dowiedzieć się co do natury boskości zanim zabrałem się za mój plan. Nie jestem eksperyment, ekspertom to płaciłem ciężkimi mieszkami. Podchodzę do całej sprawy bardzo metodycznie. Mógłbym próbować pozbawić go wyznawców i liczyć, iż nie ma innej siły która zapewni mu życie… Ale to powolna śmierć i zbyt dużo światów musiałaby objąć. Poza moimi predyspozycjami - wzruszył ramionami - zatem potrzebuję broni lub czegoś w tym rodzaju.
- To chyba tylko w twoim świecie takie rzeczy się dzieją. Nie przypominam sobie aby mi ktokolwiek wspominał o takich przypadkach w Golarionie. Jasne, bogowie i ich wyznawcy ze sobą walczą lub konkurują, ale o korupcji bogów nie słyszałam. Ani o tym aby jakaś potężna siła mogła ich przejąć. Jest to w pewien sposób niepokojące - Imra przyznała niechętnie.
- Na każdą tarczę znajdzie się odpowiedni miecz - Kvaser odpowiedział przysłowiem.
- Niektórzy uosobieni bogowie w niczym nie różnią się od śmiertelników, są jedynie potężniejsi - wtrącił Wędrowiec, doganiając w końcu grupę. Na jego smuklejszym pancerzu nie było widać żadnych śladów walki - A poza tym bywają tak samo wadliwi jak ich wyznawcy. Przynajmniej tam, skąd pochodzę.
Niziołek przytaknął głową w kierunku Wędrowca wyrażając zgodę z jego słowami.
- Macie słabych bogów - mruknęła Imra kręcąc głową.
- Albo potężnych bohaterów - niziołek zaśmiał się.
- Bogowie są różni, tak samo jak śmiertelnicy. Co to za bóg, że chcesz jego śmierci? - zapytał automaton.
- Ten - niziołek wskazał palcem znamię na swym czole.
 
Asderuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172