|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-07-2020, 21:35 | #41 |
Reputacja: 1 | Statek Misja zakończyła się sukcesem. Nieco poraniona drużyna wracała na orłach ku tymczasowemu domowi. Kilka strzał pozostało wśród zezłomowanych skarabeuszy. Cóż… więcej niż kilka. Niewielka to jednak strata i nieznacząca. Zdobyli łup i lecieli w kierunku Statku. Łup ów niszczył orła niosącego go. Błyskawice raniły ptaka i niszczyły ciało. Na szczęście lot nie trwał na tyle długo, by go upić. Dolecieli do statku i osłabiony orzeł z ulgą porzucił swój łup na pokładzie. Statek był rozentuzjazmowany ich powrotem. Cieszył niemal jak dziecko. Jak uprzejme i beznamiętne dziecko. Wyraził też smutek z powodu toksycznej natury nowego serca. - Nie wiedziałem. Wyczułem moc, ale z takiej odległości nie mogłem określić jakie to jest źródło. Jedynie że było potężne, a że zostałem zaprojektowany do zaadaptowania różnych źródeł mocy na swoje potrzeby. No i nie wyczułem innego obiektu nadającego się na serce. Niemniej szkodliwość tego obiektu nie jest problemem. Maszynownia jest solidnie izolowana. Nic z niej się nie wydostanie. - zapewnił z całą pewnością. A następnie kontynuował. - Po wymianie rdzenia, będę musiał go dostroić do moich kryształów. Zajmie mi to circa 3 godziny. Przez ten czas będę musiał wyłączyć większość systemów w tym świadomość okolicy i komunikację. Będziecie zdani na siebie. Radzę więc wystawić czujki na pokładzie. Acheron to nie jest bezpieczny plan egzystencji. Chwila przerwy. Statek zamilkł zbierając zapewne informacje zapisane w tych kryształach, które nadal były aktywne. - Przez ten czas rozważcie proszę dwie sprawy. Pierwszą jest wybór kapitana. Owszem można razem dyskutować plany i zatwierdzać wspólne projekty. Ale jeśli czas będzie wymagała natychmiastowych decyzji to kapitan będzie mógł je podjąć. - zaczął rozważać Statek. - Drugą decyzją jest kierunek dalszej podróży. Obecnie moje możliwości są ograniczone… nawet po zainstalowaniu nowego rdzenia nie będę w stanie przenieść się w całości na inny plan egzystencji. Cóż nie bez pomocy portalu do innego miejsca z którym mógłbym się zsynchronizować. Wymagam szeregu napraw… i jeśli mogę coś zasugerować, wedle wiedzy którą dysponuje obecnie, w moim zasięgu powinny znaleźć się dwa miejsca które będą w miarę gościnne i bezpieczne i pozwolą na częściowe zreperowanie mnie. Jednym z nich jest Rigus, miasto portalowe powiązane z Acheronem oraz siedziba Laduguera na sześcianie zwanym Ponury Młot. Część twierdzy zajmuje się handlem bronią oraz niewolnikami i jest dostępna dla przybyszy. Oba te miejsca są relatywnie bezpieczne i “gościnne”, aczkolwiek w żadnym z nich nie ma co liczyć na ciepłe przyjęcie. To w końcu Acheron… plan nieustannych potyczek i wojny pozbawionej celu. Statek, maszynownia Instalacją nowego “serca” musiała zająć się Imra, której ciało było odporne przynajmniej na jeden rodzaj błyskawic. Do pomocy jej najlepiej nadawał się Wędrowiec i oboje kierując się wskazówkami, wpierw umieścili nowe serce w maszynowni, a potem wyjęli stare. Bolało nieco i pewne uszkodzenia musieli znieść. Niemniej w końcu stary rdzeń iskrząc błyskawicami znalazł się poza maszynownią. Statek… zanim jego świadomość zgasła w celu zsynchronizowania nowego serca nakazał pozbycie się poprzedniego rdzenia przy najbliższej okazji, najlepiej wyrzucając je tam, gdzie nikomu nie zagrozi, bo stare serce… wedle słów Statku, prędzej czy później eksplodują niszcząc wszystko w promieniu dwóch mil.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. Ostatnio edytowane przez abishai : 21-07-2020 o 21:51. |
24-07-2020, 21:13 | #42 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Dzięki Kerm za odgrywanie ;) Przez całą drogę powrotną Vaala martwiła się o orła transportującego “to coś”, po co wyruszyli. Co pewien czas smagały jego ciało z tego kryształu zielone błyskawice, przypalały jego pióra, paliły ciało… to było okropne. Lina, na której Imra uwiesiła to draństwo, niewiele dawało, lepsze jednak to, niż nic. Minuta po minucie, kwadrans za kwadransem...Vaala-orzeł, w pewnym momencie nawet nieznacznie przyspieszyła, a pozostałe orły również tak uczyniły, byleby ten lot z tym czymś, raniącym powietrznego pomocnika, zakończył się jak najszybciej… ~ Statek był tam, gdzie go zostawili. Po bezpiecznym zaś wylądowaniu, i wciągnięciu tego “serca” - czy co to tam było - pod pokład, towarzystwo nieco się rozłazło. Vaala jednak pozostała przy orłach, dziękując każdemu z nich za okazaną pomoc. Wielkie ptaki odpowiadały skrzekiem, po czym ponownie wzbijały się w przestworza, odlatując(a później znikając, wraz z dobiegnięciem końca efektu czaru). - Przepraszam przyjacielu - Vaala zwróciła się do poparzonego orła. Odpowiedział on skrzekiem, i to nie o takim samym tonie, jak jego pobratymcy. - Naprawdę nie chciałam. Wynagrodzę ci to jakoś. Wybaczysz? - Po policzkach Druidki spłynęły dwie łzy, a ona wyciągnęła dłoń, by dotknąć głowy orła. Ten zaś odpowiedział ponownie skrzekiem, choć nieco głośniejszym i dłuższym, po czym i on wzbił się w przestworza… smagając jednym skrzydłem Vaalę po głowie. Nie był to jednak cios, a jedynie coś jakby “szturchaniec”. Dziewczyna chwilę stała, wpatrując się w oddalające, a następnie znikające orły, wśród kilku piór, jakie opadały na nią, na pokład statku, i poza niego. Te oczywiście również zniknęły. Ze skwaszoną miną Druidka ruszyła pokładem, szukając sobie jakiegoś miejsca do odpoczęcia... ~ - Widzę, że spoczywasz na zasłużonych laurach? - zażartował Harran, widząc Vaalę, która przycupnęła sobie na pokładzie. - Hmm? - Siedząca z kolanami niemal pod brodą Druidka, spojrzała na swoje bose stopy i pod własny tyłek - Na żadnych… "laurach" nie siedzę? - Zdziwiła się. - To tylko takie powiedzenie. - Zaklinacz się uśmiechnął. Usiadł obok dziewczyny. - Dzięki twoim orłom odnieśliśmy taki sukces. Bylibyśmy jeszcze w połowie drogi, gdyby nie ty. A w drodze powrotnej mielibyśmy te żuczki na karku. - Jeden ucierpiał, to nie było mądre z mojej strony - Odparła Vaala smutnym tonem - One mi pomagają, ja im zsyłam cierpienie… - Objęła nogi rękami i przytknęła nos do własnych kolan. - Ale, na szczęście, nie zginął - spróbował ją pocieszyć. - Wróci do formy, do zdrowia. - I pewnie będzie na mnie zły - Zaśmiała się krótko dziewczyna, po czym wyprostowała nogi na deskach pokładu, a ręce położyła na swoim podołku. Przymknęła oczy, po czym głęboko odetchnęła. - Bolą mnie ręce… - Powiedziała. - Za dużo machałaś jako gorąca, ognista - poprawił się - kobieta? - spytał. - Zaproponowałbym masaż, ale moja wiedza w tej dziedzinie nie jest zbyt wysoka - dodał z lekkim uśmiechem. - Orle skrzydła - Wyjaśniła krótko Druidka, mając chyba na myśli fakt machania nimi, gdy sama była podniebnym stworzeniem w trakcie ich podróży. Spojrzała na Harrana jednym oczkiem, po czym je ponownie zamknęła. - Masaż rąk? Nie słyszałam… - Każdy kawałek ciała można masować - odparł, co wywołało przelotny uśmiech na ustach Vaali. - Wszystko zależy od chęci obu stron. - Może później - Powiedziała Druidka, po czym sięgnęła po manierkę i napiła się wody… która pociekła jej odrobinę po brodzie, po szyi, i nawet po dekolcie liściastej zbroi. Vaala nic sobie z tego nie robiła. Nalała nawet nieco owej wody na dłoń, po czym przetarła swój kark. - Też chcesz? - Skierowała bukłak w stronę mężczyzny. - Chętnie - odparł, chociaż w zasadzie dzięki magii nie musiał jeść ani pić. Wypił parę łyków i oddał bukłak. - Dobra woda nie jest zła. W zasadzie jest najlepsza. Jak posprzątam trochę kajutę, to wezmę kąpiel i zmyję z siebie trudy podróży - zażartował. - Uważaj na świeże rany. Te trzeba przemywać osobno, inaczej jeszcze coś się przypałęta… - Wymownie poruszyła nogą, gdzie na łydce widniał nieco jeszcze zakrwawiony ślad po dzisiejszych przeciwnikach. To chyba była piła jednego z tych skarabeuszy? - Użyję też różdżki, by się szybciej zagoiło - odparł. - Nigdy nie wiadomo, co się zdarzy za chwilę. Lepiej być w pełni sił. - Magik od błyskawic, i jeszcze leczyć umie? Fiu fiu - Vaala prawie zagwizdała, spoglądając na Harrana. - To nie są ręce, które leczą - odparł, by wyprowadzić ją z błędu. - Korzystam z cudzych umiejętności wpakowanych w różdżkę. Z pewnością umiesz to robić lepiej... i bez różnych dodatkowych urządzeń. - Teraz chyba nie ma jeszcze co leczyć? Nie widziałam, żeby ktoś miał coś więcej niż zadrapania? Twardzi są - Podsumowała towarzystwo, z jakim przyszło im spędzać czas. - A przynajmniej nikt się zbytnio nie skarżył. - Harran skinął głową. - Z jednej strony to dobrze, że nie ma tu żadnych maminsynków, którzy płakaliby na każdym stłuczonym paluszkiem. - Uśmiechnął się. - Nigdy nie byłam w takim dużym st… z tyloma innymi. Zawsze sama w lasach albo z kilkoma, na chwilę - Wzruszyła ramionkami. - No to nic dziwnego, że czasami szukasz samotności. Na szczęście statek jest duży i w każdej chwili możesz zniknąć w jakimś zakamarku. Ja jestem z dużego miasta i nawet tłumy nie są mi straszne - zażartował. - Ale samotne wędrówki też nie są mi obce. - Nie lubię miast. Głośne, ciasne, śmierdzące - Vaala krzywo się uśmiechnęła - Wiecznie ktoś coś chce, tego nie wolno, tamtego nie wolno, to źle, tamto niedobrze… raz mnie gonili bo się myłam w fontannie - Roześmiała się na wspominkę. - Jeśli myłaś nogi... w zasadzie nie powinni się czepiać - odparł.- Chyba że siałaś zgorszenie, kąpiąc się nago w miejscu publicznym. - A jak się inaczej myć, w ubraniu? - Spojrzała mężczyźnie w twarz, kiwając przecząco głową. - Dla mnie 'myć się' oznacza mycie rąk czy twarzy - odparł. - A tak to mówię o kąpieli. Cywilizowani ludzie mają niekiedy dziwne podejście do sprawy nagości. - Zwał jak zwał… ja tam z tym problemów nie mam - Vaala drgnęła ramionami, po czym kilka razy głośno pociągnęła nosem, kierując go ku swoim piersiom - Też się muszę umyć po walce? - Ja też nie mam problemów z nagością... Nie lubisz wody? - Spojrzał na biust dziewczyny. - Umyć się zawsze można, szczególnie jeśli nie trzeba nosić wody ze studni - dodał. Vaala spojrzała na Harrana, zmarszczyła brewki, po czym… wesoło się roześmiała. - Jestem Genasi Wody - Wyjaśniła po chwili - Ale tak, trochę jej nie lubię. Może to przez ojca? A wody nigdy nie nosiłam, sama ją tworzę… - Przydatna rzecz na pustyni - odparł, w stosunki rodzinne Vaali nie wnikając. - Na statku to niepotrzebne, skoro są łazienki. Czyli - spojrzał na nią - można by rzec, że masz wodę we krwi - zażartował. - A ty błyskawice? - Odparła z nadal wesołym tonem. - Taaa... Wszystko przez smoki - dodał. - Tak przynajmniej powiadają - powiedział. - Smoki? - Zdziwiła się Druidka. - Rodzinne podania głoszą, iż któraś z mych przodkiń miała przyjemność baraszkować w łożu ze smokiem w ludzkiej postaci - wyjaśnił zaklinacz. - Całkiem udanie baraszkować, bo w efekcie tych igraszek w rodzinie pojawiła się smocza krew... i ujawnia się niekiedy. - Aha - Vaala pokiwała głową z lekkim uśmiechem, i to chyba była już jej cała wypowiedź na ten temat… - Na szczęście to nie ogień, więc nie będzie konfliktu interesów - zażartował, po chwili chyba wnioskując z miny dziewczyny, iż raczej jednak nie zrozumiała… - Ogień? - Spytała. I owszem, potwierdziło to przypuszczenia Harrana. - Mam na myśli błyskawice... Gdyby to było ognisty smok, to z wodą by nie pasował - wyjaśnił. - Emmm… - Vaala podrapała się po nosie, nadal chyba nie rozumiejąc, po czym wzruszyła ramionkami - Woda, ogień, błyskawice, kwas… znam to wszystko. Tak. I takie smoki też są… Rozejrzała się nagle wokół. - Cicho tu… wszyscy w sta-tek? - Zapewne montują statkowe serce albo odpoczywają pod pokładem. A może robią porządki, by móc odpocząć - wysunął przypuszczenie, a Vaala wstała z miejsca, i ponownie się rozejrzała. - Ten cały sta-tek gadał żeby pilnować… nikogo nie ma, tylko my… - Jej wzrok spoczął na nadbudówce sterówki. - Gdyby ktoś się podkradał, to pewnie byśmy coś zauważyli - powiedział. - Albo Afreeta. - Pogłaskał łepek siedzącego na jego ramieniu smoczka. - Tam lepsze miejsce do pilnowania - Vaala wskazała palcem właśnie na sterówkę, spojrzała na Harrana, po czym tam ruszyła. Gdy zaś była już przy nadbudówce… po prostu zaczęła się na nią wspinać, chcąc najwyraźniej wejść na dach? Harran ruszył za nią i podszedł do ściany. Akurat w takim momencie, by zdążyć zobaczyć, że jego rozmówczyni nie nosi majtek. Ani innej spodniej bielizny... Które to odkrycie uznał za dość zabawne. Smoczek poleciał do góry, w ślad za Vaalą, zaś Harran po chwili również zaczął się wspinać, starając się, by widoki zbytnio go nie rozpraszały. Na górze zaś… teren wokół statku były znacznie lepiej widoczny niż z pokładu, chociaż w sumie nie było zbyt wiele do oglądania. Płaski, zdający się nie mieć końca sześcian na którym spoczywał statek, od czasu do czasu, jakieś krążące tu i tam ptactwo, oraz podobne, unoszące się na całym tym planie, inne sześciany… no i Vaala, stojąca tam z dłońmi wspartymi na biodrach, przyglądająca się temu wszystkiemu wokół. - Widać niewiele więcej - powiedział zaklinacz. - A w ogóle to mam nadzieję, że przeniesiemy się gdzie indziej. Ten kawałek świata jest... dość ponury. - Nie ma drzew, nie ma lasów, rzek, nie ma niczego - Przytaknęła Vaala - Ale ten cały sta-tek gadał coś, gdzie możemy dalej ruszyć, nie? - Jak tylko dostanie nowe serce, to się stąd ruszymy. Już miasta są ciekawsze, niż to pustkowie, prawda? - powiedział. - Ugh… miasta… - Genasi potrząsnęła głową, po czym tam gdzie stała, usiadła na tyłku, tym razem w kwiecie lotosu - Ale tak, chyba wszystko już lepsze niż to. - Jak widać w większości rzeczy można znaleźć jakiś plus - uśmiechnął się zaklinacz, siadając naprzeciw dziewczyny. - Może kiedyś pokażę ci jakąś ładną dzielnicę? Nie taką beznadziejną, jakie widziałaś? Vaala spojrzała na Harrana, przekrzywiając głowę w bok. Jej dłonie spoczywały na kolanach... - Czyli będziesz mnie oprowadzał po mieście i przekonywał, że nie są takie straszne? - Powiedziała z lekkim uśmiechem. Zaklinacz skinął głową, zatrzymując na chwilę wzrok na tym, czego podwinięta kusa spódniczka nie zasłaniała. - Że niektóre fragmenty są całkiem ciekawe i miłe dla oka - powiedział. Postronny obserwator nie potrafiłby ocenić, czy mówi o jakiejś dzielnicy miasta, czy całkiem nieźle widocznym pod spódniczką "krzaczku"...który jednak tak strasznie mocno konkurował z widokiem wielce brudnych podeszw gołych stóp dziewczyny, przez co chyba Harran nie mógł w pełni nacieszyć się tym przypadkowym odkryciem... - Fragmenty czego? - Vaala chyba znowu nie całkiem zrozumiała. Wyprostowała za to ręce, i obiema dłońmi obok siebie, zaczęła przesuwać po dachu na którym siedzieli w kierunku mężczyzny. Pochyliła się przy tym nieco w kierunku Harrana, a gdy już prawie dotknęła jego nóg palcami dłoni, cofnęła się całym ciałem, po czym wygięła w tył, i tam podparła na rękach. - Uhhh i jeszcze mnie zaczynają plecy boleć… - Powiedziała, i znowu powtórzyła całą czynność, najpierw ponownie wyginając się w przód… - Masaż i gorąca kąpiel - zażartował. - Fragment miasta - wyjaśnił, temat fragmentów budowy kobiecego ciała pomijając milczeniem. Najwyraźniej Vaala nie przejmowała się tym, że gdy pochyla się, pokazuje swemu rozmówcy spory wgląd w cycuszki, a gdy się wygina w tył - całą "myszkę". Co było kuszące, ale i odrobinę denerwujące. - Zobaczymy co jeszcze przyniesie dzień - Odparła nieco dziwacznie Druidka, po czym zaczęła grzebać po sobie, i wyciągnęła znane już Zaklinaczowi zawiniątko z owocami lasu. Zjadła jedną jagódkę, a następnie wysunęła dłoń z zawiniątkiem ku Harranowi. - Nie, dziękuję. - Pokręcił głową. - Prawdę mówiąc nie muszę jeść ani pić. Zalety magii - powiedział. - To też magia - Powiedziała dziewczyna. - Skoro namawiasz... - uśmiechnął się, biorąc jagódkę. - Ty chyba nie jesteś głodna? - Spojrzał na Afreetę, która też dopominała się o poczęstunek. Smoczek pisnął coś w odpowiedzi. - Uważa, że skoro mam jedzenie, to powinienem się z nią podzielić - wyjaśnił, po czym pogłaskał smoczka po główce. - Nie możesz jeść magicznych owoców - powiedział. - Nie pozwolę ci umrzeć z głodu, wiesz o tym. Afreeta skubnęła go w ucho, ale wyglądało na to, że przyjęła informację do wiadomości. - Tu są jeszcze orzeszki i maliny - Vaala potrząsnęła dłonią z zawiniątkiem. Miniaturowa smoczyca przefrunęła na przedramię dziewczyny i, wykorzystując jej dłoń niczym talerzyk, zaczęła pałaszować znajdujące się tam maliny. Po sekundzie podniosła łepek, spojrzała na Vaalę i coś pisnęła, a potem wróciła do jedzenia. - To były podziękowania - przetłumaczył Harran, a Vaala uśmiechnęła się, po czym delikatnie pogładziła jednym palcem miniaturkę smoka po grzbiecie, czekając aż ta się naje… Harran obserwował obie 'dziewczynki', chociaż jako mężczyzna zwracał uwagę na coś innego, niż smoczek... który w pewnym momencie spojrzał na niego i coś pisnął. Czego jednak Harran nie przetłumaczył. - Mnie jakoś zwierzęta nie lubią - Powiedziała po chwili Druidka, po czym parsknęła śmiechem - Dlatego nie mam zwierzaka - Wyjaśniła. - Afreeta jakoś nie ma nic przeciwko tobie - stwierdził z lekkim uśmiechem. - Uhuuhh… - Mruknęła Vaala, czekając aż smoczątko w końcu skończy jeść. Chyba już jej ciążyła na ręce. - No, mała, koniec tego wyzysku. - Harran wyciągnął dłoń po smoczka, który mruknął coś pod nosem, ale grzecznie przemaszerował z damskiej ręki na męską. Gdy znalazł się na ramieniu zaklinacza, ten odchylił się w tył i oparł na rękach... by mieć jeszcze lepszy widok na to, czego Vaala w zasadzie nie ukrywała. Druidka z kolei zwinęła zawiniątko z resztkami owoców leśnych po czym je schowała… i ku zawodowi Harrana, zmieniła pozycję siedzącą, a widoki na małe futerko między jej nogami zniknęły. Teraz siedziała z nogami na boku, co jedynie minimalnie dawało wgląd na jedno bioderko i udo. - O czym chcesz jeszcze pogadać? - Spytała mężczyznę. Harran przymknął na moment oczy. - Zabrakło mi tematów - uśmiechnął się, a Vaala wzruszyła ramionami. Siedzieli więc tak w milczeniu… - Zawsze chodzisz bez bielizny? - spytał po dłuższej chwili. - Bez czego? - Zdziwiła się Druidka. - Majtki, bielizna - powiedział. - Znasz takie słowa? - Aaaaaa, majtki… no tak. A po co mi? - Wzruszyła rozbrajająco ramionkami. - Żeby chronić to i owo? - zasugerował. - Przed czym? - Genasi znowu nie bardzo rozumiała. - Przed kurzem, piaskiem na przykład... - odparł, a Vaala spojrzała na Harrana z dziwną miną, i pokręciła przecząco głową. - Nigdy nie były mi potrzebne. - Pewnie kwestia przyzwyczajenia - odparł. Prawdę mówiąc uważał, że bieganie bez majtek byłoby nieco niewygodne, ale tylko w jego przypadku. Vaali z pewnością nic by się nie plątało między nogami. - Większość używa, co nie znaczy, że ma rację. - Aha - Stwierdziła wielce inteligentnie Druidka… i nastała cisza. Znowu chyba im się tematy skończyły. Po kilku chwilach jednak, Vaala jakby zaskoczyła. - Ej! To znaczy, żeś coś u mnie widział?? - Spytała z prześmiewczą miną. - Zgrabne nogi? - spytał. - Jaaaasne… - Pokiwała z sarkazmem głową. - No właśnie. - Zgodził się uprzejmie. - Jak będę stara i gruba to zacznę nosić te wasze majtki - Wzruszyła ramionami i zaśmiała się. Harran również się uśmiechnął. Vaala nie wyglądała na osobę, która kiedyś miałaby stać się gruba. - To drugie ci raczej nie grozi - stwierdził. .
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
27-07-2020, 10:47 | #43 |
DeDeczki i PFy Reputacja: 1 |
|
27-07-2020, 21:44 | #44 |
Reputacja: 1 | Sztuczka z liną okazała się mało skuteczna. Imra miała nadzieję, że odległość od potencjalnego celu będzie miała znaczenie. Niestety nie miała. Mimo to ku zaskoczeniu półelfki orzeł trzymał się dzielnie. Zielone wyładowania przeskakiwały po nim raz po raz, a mimo to leciał. Zainponował swoją wytrwałością. Dlatego też po wylądowaniu Imra wyjęła jedna z jagódek i nagrodziła zwierzę. Nie miała więcej ale też nie uznawała aby trzeba było więcej, to był tylko gest jaki by normalnie wykonała podczas treningu. Nie było to jednak jej zwierzę, a przyzwaniec Vaali. Zniknie nim Imra mogłaby cokolwiek więcej zrobić. |
28-07-2020, 17:41 | #45 |
Administrator Reputacja: 1 | Dwa to para, troje to tłok... a zachowanie Mmho sugerowało, iż to Harran był tym niepotrzebnym w tej grupce osobnikiem. A poza tym prawdą było, iż czekało go sprzątanie kajuty. Co prawda zaklinacz nie był maniakiem porządku, ale na stercie śmieci spać nie zamierzał. Porządkowanie musiało poczekać, bowiem pod pokładem dopadł Harrana bardzo ciekawski osobnik - Wędrowiec, który zasypał zaklinacza całą serią pytań. Nie można było powiedzieć, że rozmowa była nieciekawa, ale trochę czasu zajęła. Dopiero później Harran mógł się zabrać za sprzątanie kajuty. Ale, nie da się ukryć, poszedł na łatwiznę. Najpierw magią naprawił meble i oczyścił pościel, a potem ponownie użył magii - przywołał niewidzialnego służącego, który zaczął wynosić śmieci, oraz dysk, na którym te śmieci lądowały. Jak się okazało, niektóre rzeczy można było naprawić, inne nadawały się tylko do wyrzucenia, było też parę rzeczy, które z pewnością warto było zachować, choćby po to, by je sprzedać. Wyglądało na to, iż w kajucie zajętej przez Harrana poprzednio urzędował jakiś gnom, bowiem większość znajdujących się tu ubrań wielkością dopasowana była do tej właśnie rasy. Ale strój odkrywcy, artysty czy zimowe futra można było sprzedać. Podobnie jak i napierśnik, który wyglądał bardzo ciekawie, ale ze względu na rozmiar zdecydowanie nie nadawał się dla Harrana. Parę innych drobiazgów również było interesujących, ale chwilowo zaklinacz nie zamierzał się nimi w tym momencie zajmować i trafiły na półkę - obsydianowy rumak, czekający cierpliwie, aż ktoś naładuje go mocą, zestaw sześciu szkieł powiększających, ciekawie wyglądająca lampa, sześć różdżek, będących fokusem dla ciekawego zaklęcia związanego z planami, medalion czy garść fajerwerków, mogących służyć nie tylko do zabawy. No i był notatnik, zapisany w smoczym i gnomim. Pobieżne jego przejrzenie pozwoliło ustalić, że zawartość dotyczy kamiennej postaci znajdującej się w komnacie nawigacyjnej. Wedle zapisów księgi miał być to zmodyfikowany kamienny golem, który jednocześnie miałby być drugim ciałem dla Destiny… czymkolwiek i kimkolwiek Destiny był, była lub było. Zbadanie tego wszystkiego postanowił odłożyć na później. Był pewien, że podczas podróży znajdzie na to dosyć czasu. A na razie postanowił poczekać, aż statek zacznie funkcjonować normalnie. |
01-08-2020, 21:15 | #46 |
Moderator Reputacja: 1 | Kvaser zaraz po bojach zajął pierwszy, lepszy pokój, zaczynając od sprzątnięcie go połączonego z bardzo pobieżną inwentaryzacją stanu komnaty. Mechanizm do odmierzania czasu od razu znalazł zaszczytne miejsce w torbie niziołka, opatulony futerałem ze foczej skóry na delikatne przedmioty. Odłożywszy w głowie go na półkę “rzecz do zbadania” zajął się dalszymi porządkami. Środki chemiczne ostrożnie zostawił na miejscu, pamiętając gdzie są. Trochę go zaniepokoił stan pościeli. Mimo, iż przywykł do niewygód, każ każdy niziołek, w głębi serca kochał miękkie, świeżo wyprane, własne posłanie które nie nasiąkało zapachem innych osób. Gdy wszystko się unormuje, będzie trzeba pomyśleć nad zorganizowaniem prania. Pejcz wzbudził w nim pewne rozbawienie, przez znowu psotna natura dała o sobie znać (chociaż trudno powiedzieć tak o kimś, w czyich oczach było widać prawdziwą wściekłość) i prowokacyjnie zostawił pejcz zaraz na szafce nocnej z planami pozyskania gwoździa i powieszenia go tuż nad łóżkiem. Znaleziony kaptur uznał za przydatny, chociaż jego estetyka dziwnie kojarzyła się mu z pejczem. Gdy uwinął się z porządkami, po materii przyszedł czas na ducha. Wypakował z torby kadzidło, trochę ziemi, soli oraz ususzone liście jakiegoś nieznanego ziela. Zamknąwszy drzwi, rozebrał się od pasa w dół, starannie wcierając w skórę sól i ziemię. Szeptał coś o równowadze, pamięci i przysiędze którą złożył. Wygląda bardzo spokojnie podczas tej religijnej ceremonii. Gdy już zabrakło mu soli i ziemi, nie sięgał do torby po drugą porcję. Dalej wcierał w ciało resztki, dopóki kadzidło nie wypaliło się. Na koniec roztarł między rękami dwa liście i okruszki rozrzucił po pokoju. To zrobiwszy, ubrał się i wyszedł z kajuty. Dalej tak samo agresywnym krokiem, omal nie trzaskając drzwiami przed zamknięciem ich na klucz, zale z poczuciem spełnionego obowiązku.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
02-08-2020, 11:41 | #47 |
Reputacja: 1 | Post wspólny - o sprzątaniu itp. Pół-orczyca zamknęła się w komnacie, którą zaklepały sobie z Vaalą usiłując jednocześnie posprzątać panujący tam bajzel, jak i rozładować złość. To drugie szło jej nieco gorzej. Nie przywaliła jeszcze pół-elfowi za opuszczenie pola walki podczas walki, co w jej głowie było równie niehonorowe co zdradzieckie, tylko dlatego, że nie było na to czasu. Wiedziała, że nawet jeśli puści mu to płazem, to brak zaufania pozostanie w jej sercu na długo. Pokój musiał wcześniej należeć do mężczyzny. Przy sprzątaniu Mmho odnalazła rzeczy, które mogłyby być jego prywatnymi. Pierwszą na którą się natknęła był piękny zestaw ciężkiej zbroi płytowej który jednak każdy doświadczony wojownik rozpozna jako pancerz ceremonialny. Nie nadający się do użycia na polu bitwy. Dopasowany do umięśnionego mężczyzny postury człowieka lub półelfa. Kolejną był przenośny ołtarzyk w kształcie napierśnika ze świętym symbolem w postaci miecza wpisanego w słoneczny okrąg. Trochę czasu zajęło jej układanie i przeglądanie przepowiedni, opisów i tekstów dotyczących różnego rodzaju apokalips i końców świata dotyczących różnych światów. Zestawu dziwnych kart w skrzyneczce. Wolała nie dotykać. Położyła go wysoko na półce. Podobnie uszkodzony teleskop, który wymaga nowej soczewki. Po dokładnym układaniu, myciu, pucowaniu, jej emocje związane z walką opadły. Nim opuściła posprzątaną komnatę, przyjrzała się jeszcze mapom astrologicznym, które w niej znalazła. Postanowiła zabrać je ze sobą, by pokazać swoim towarzyszom. Może ktoś z nich będzie potrafił je odczytać i wykorzystać? Nie wiedziała ile czasu zajęło jej sprzątanie, ani gdzie jest Vaala. Podejrzewała, że druidka albo zajęła się sprzątaniem kuchni albo została na warcie na zewnątrz. Mmho wychodząc na korytarz postanowiła najpierw sprawdzić, czy nie znajdzie druidki w rozwalonej kuchni. - Hej Mmho, podoba ci się? - z jednego z pokoi wyszła Imra niosąca jedną z sukni jakie znalazła w pokoju. - Myślę, że dobrze komplementuje twoją karnację - dodała przystawiając materiał do półorczycy ale nie dotykając jej. - Jeśli ci się podoba to w najbliższym mieście znajdziemy krawca aby ją dopasował do ciebie. - Chcesz żeby Mhograah nosiła elfie kiecki, bo…? To miejsce na dokończenie zdania - poinformowała, w razie gdyby Imra nie zrozumiała jej pytania. Pół-orczyca stała bez ruchu. Przez chwilę przyglądała się kiecce, ale teraz skupiła wzrok na elfce, nieufnie próbując odczytać jej intencje. - Nie wydaje mi się aby ta była elfia. Przynajmniej nie takie nosili w moim świecie. Krój w ogóle nie pasuje, za dużo ozdób w niewłaściwych miejscach… no ale kto wie skąd poprzednia właścicielka je miała - Imra krytycznie spojrzała na odzienie. - Niemniej zwyczajnie proponuję. Nie mam pojęcia czy na co dzień nosisz się tak jak tu przybyłaś. Zbroje są użyteczne, ale czasem miło móc przyodziać się w coś bardziej kobiecego. Jak nie chcesz to bez wyrzutów sumienia sobie przygarnę całą szafę. - Na co dzień? - zapytała Mmho, po czym uśmiechnęła się delikatnie, chociaż była wyraźnie rozbawiona. - Moje plemię na co dzień nosi się w najbardziej kobiecym stroju świata, albo światów. Preferujemy zgodnie z Matką Naturą nagość, przedstawiającą nasze piękne kobiece ciała w pełnej okazałości. Podkreślamy ją koralami, naszyjnikami i rozmaitymi ozdobami natury, lub kośćmi pokonanych przez nas wrogów. - Pół orczyca zrobiła krótką pauzę. - Polecam - jej uśmiech poszerzył się - jestem pewna, że wyglądałabyś w takim stroju przepięknie pół-smoczyco - Mmho mrugnęła jednym okiem do Imry. - Dokładnie to samo mi powiedział pewien zbyt pewny siebie goblin. Glazgor, parszywa gnida. Czasem za nim tęsknię - Imra wspomniała z rozrzewnieniem zielonego zbereźnika. Na moment odpłynęła we wspomnienia aby po chwili się otrząsnąć. - O ile chodzenie w fetyszach brzmi kusząco wolę was nieco poznać nim się poczuję na tyle swobodnie. No ale ja tu cię zajmuję a jeszcze tyle mam pracy! - Imra skarciła palcem powietrze. Odwzajemniając mrugnięcie zniknęła na nowo w pokoju. Mmho co prawda miała ochotę rozwinąć temat chodzenia w fetyszach, chciała też zapytać pół-smoczycę (jak w głowie sama zaczęła ją nazywać, zamiast pół-elfką) o znajomość astrologii, ta jednak szybko zniknęła w swoim pokoju. Uznając, że będzie ku temu jeszcze okazja, ruszyła w dalszą drogę w stronę kuchni. Nie dane jej jednak było dotrzeć tam w spokoju - w korytarzu pojawił się Wędrowiec, niosący na ramieniu kilka pogiętych napierśników. Widząc papiery w ręku Mmho, odłożył delikatnie pancerze i podszedł do półorczycy, zerkając na mapy. -Udało ci się znaleźć jakieś zapiski? Czy mógłbym je zobaczyć? - Znasz się na astrologii? - zapytała zielonoskóra. - W kajucie były też zapiski, mogę ci je pokazać. Ostrzegam, że są bardzo pesymistyczne - dodała ruszając w stronę komnaty, by zaprowadzić do niej Wędrowca. - Nie jestem specjalistą, ale mam trochę wiedzy na różne tematy. A zapiski chętnie obejrzę, może powiedzą nam więcej o poprzedniej załodze, jakby pesymistyczne nie były - stwierdził ten, ruszając za nią. - Jasne. Daj znać jeśli wyczytasz z tego wszystkiego coś interesującego - poprosiła Mmho. Zaprowadziła Wędrowca do posprzątanej kajuty, którą miała dzielić z Vaalą. Już w środku podała mu zapiski apokaliptyczne, wszystkie które znalazła. - Kajutę najwyraźniej zajmował wcześniej mężczyzna. Została po nim też zbroja ceremonialna, ołtarzyk. Aaaa… i jakieś dziwne karty. Wolałam ich nie ruszać - wskazała palcem pudełeczko umieszczone wysoko na szafie, obok którego leżał też popsuty teleskop. Wędrowiec przez dłuższą chwilę przeglądał mapy, następnie zaczął wczytywać się w zapiski. Mmho mogła już zacząć tracić cierpliwość, kiedy automaton odłożył papiery, układając je równo na biurku, posegregowane według sfer. - Zadziwiające… Poprzednia załoga musiała odwiedzić, lub przynajmniej mieć styczność z wieloma sferami materialnymi, światami takimi jak nasze. O, tutaj są mapy nieba mojego świata, ale też kilku innych, może któreś są z twojego. Rozpoznajesz któreś z tych zbiorów gwiazd? - rozłożył część map - W jednym przypadku nawet wydaje się, jakby dwa plany miały prawie identyczny widok nieba, zbadam to później… Dając Mmho czas na obejrzenie map, automaton mówił dalej. - Reszta to mniej lub bardziej sensowny zbiór tekstów opisujących, jakie zagłady mogą spotkać przeróżne plany materialne. Mój świat ma zginąć, gdy potężne i wypaczone istoty zwane Daelkyrami dopną swego i doprowadzą do pełnej koniunkcji i wchłonięcia go przez sferę szaleństwa Xoriat. Opowiem wam o nich więcej, jeśli będziecie chcieli. Widzę tu też wzmianki o tej bestii, którą widziała Vaala, oraz że nie jest unikatem. Ciekawy ma być też lost jakiegoś Torilu, w którym kolejna śmierć bogini magii ma ją jakoś potwornie wypaczyć… Wygląda na to, że mieszkaniec tej kajuty nie tylko interesował się planami, ale też tym, jakie czeka je koniec. Pytanie: dlaczego? - rzucił, sięgając po pudełko z kartami i zaglądając do środka. Te skojarzyły mu się… z Vistani o których słyszał niejasne plotki. Wędrowcach przemierzających Plan Cienia w taborach pełnych kolorowych wozów. Nomadach, którzy wydawali się być odporni na subtelną powolną korupcję ciała i umysłu jaka następowała na tym planie. - Nie rozpoznaje żadnego - odpowiedziała pół-orczyca, nie przeglądając map zgodnie z prośbą Wędrowca - już je oglądałam - dodała w ramach wyjaśnienia swojego zachowania. - Nie znalazłam też zapisków o końcu świata, dotyczącego świata który mógłby być chociaż podobny mojemu. Zauważyłam jednak, że część przepowiedni jest niekompletna. Kajuta była dobrze przeszukana, więc można przypuszczać, że część z nich mogła zostać zabrana. Przeszukaliśmy jednak najeźdźców, nie przypominam sobie by któryś miał przy sobie jakieś zapiski, albo cokolwiek innego ciekawego. A te karty? To coś specjalnego? - zapytała. Mmho wbrew przypuszczeniom nie wydawała się przy tych słowach specjalnie zniecierpliwiona, wręcz przeciwnie. Gdyby mieli tu ciepłą herbatkę mogłaby ją spokojnie teraz sączyć z Wędrowcem rozmawiając o końcu świata, jak o jutrzejszej prognozie pogody. - W tym miejscu i otoczeniu niekoniecznie, chociaż nie jest to zwykły zbiór kart - odparł automaton, powoli je przeglądając - Podobnymi posługują się grupy nomadów podróżujące po Planie Cieni. Ten członek załogi raczej nie był jednym z nich, moim zdaniem raczej miał z nimi jedynie styczność podczas swoich poszukiwań. Wydaje mi się, że badał przepowiednie, szukał sposobu na przewidzenie przyszłości… Może chciał zapobiegać katastrofom, albo je przyspieszać? W jakiś sposób na nich korzystać? - Wędrowiec rzucił kilkoma pytaniami, jakby zastanawiał się na głos. - Mam nadzieję, że chodziło o zapobieganie. Hmm… możemy dowiedzieć się jakie rzeczy osobiste zostały po innych członkach załogi. Może wiedza o ich grupie jako całości powie nam więcej o możliwych zamiarach jakie mieli - powiedziała Mmho. Pół-orczyca zaczęła zbierać przejrzane już przez Wędrowca przepowiednie i nieśpiesznie odkładać je na miejsce, która wyznaczyła dla nich wcześniej na półce. - Inni członkowie załogi też mogli prowadzić jakiekolwiek zapiski - zasugerowała. - Nie natrafiłem jeszcze na żadne, ale nic tego nie wyklucza - zgodził się automaton - Może i Statek po uruchomieniu na pełnym zasilaniu będzie zdolny i skłonny do podzielenia się większą ilością informacji, jeśli jego pamięć nie jest aż tak uszkodzona. - Statek? No tak… Statek… - mruknęła sceptycznym tonem głosu zielonoskóra. - Na zapiski nie trafiłeś czy osobiste rzeczy? Imra znalazła jakieś suknie. A więc nasz rycerz od przepowiedni miał tu jakąś towarzyszkę. - Zapewne cała załoga była niegdyś awanturnikami, dopóki nie trafili na Statek. Dostrzegam tu pewną analogię… Z zapisków niestety dotąd nic więcej nie odnalazłem, poza korespondencją tej kobiety - była dość… popularna. - Rozumiem - powiedziała pół-orczyca - czyli póki co nie mamy nic innego - podsumowała. Mmho zaczęła zwijać mapy nieba, by je również odłożyć na półkę. Do schowania zostały teraz już tylko karty. Wędrowiec przyjrzał się talii po raz ostatni, jakby próbując coś z niej odczytać, po czym oddał ją półorczycy. - Jutro spróbuję odczytać z tych przedmiotów przynajmniej część ich przeszłości - Dobrze. W takim razie wracam szukać Vaali. Myślę, że zaszyła się w kuchni, albo została na zewnątrz na straży - powiedziała orczyca, kierując się w stronę wyjścia z kajuty. Otworzyła drzwi i stojąc w progu, czekała czy Bezimienny też ruszy z miejsca, co też ten zrobił, przechodząc ostrożnie jakby nie obawiał się że coś uszkodzi. Następnie udał się do sterówki, oczekiwać na przywrócenie funkcji statku. Mmho zaś podążyła do kuchni, sprawdzić czy nie skryła się tam druidka. *** Tymczasem w kuchni, w najlepsze buszował Kvaser. Miecz oraz łuk leżały luźno zawieszone na jednym krześle, gdy niziołek dziwnie fachowym i rozmarzonym okiem dokonywał inspekcji półproduktów, warunków do wypieku oraz pod nosem wyklinał na czym świat stoi, iż nikt najwidoczniej nie zajmował się tutaj uprzednio szlachetnym fachem cukiernictwa - chociaż bardziej chyba chodziło mu efekty tego rzemiosła niż docenienie ludzi pracy. - Hmmm… - mruknęła zielonoskóra wchodząc do pomieszczenia kuchennego - to ty - powiedziała, jakby spodziewała się kogoś innego. - Sprzątasz tu czy szukasz jedzenia? - Szukam rzeczy które mogą pomóc w robieniu dobrego jedzenia - niziołek wściekle zaakcentował słowo “dobrego” - potem będę szukał kogoś kto będzie mi pichcił - zaśmiał się w głos. Zielonoskóra zaśmiała się, na wieści że niziołek będzie szukał kucharza dla siebie. - Powodzenia - powiedziała. - Jakby co moje umiejętności kulinarne są bliskie zera. Vaala coś wspominała o gotowaniu. Właśnie, widziałeś ją? - Nauczysz się - uśmiechnął się żartobliwie - nie, nie widziałem - zamknął jedną z szafek - idę do sali nawigacyjnej, trzeba będzie wybrać kapitana jak statek się obudzi, to dobre miejsce na pogadanki. Sądzę, że Vaala prędzej czy później też się tam zjawi. - Aha. Sprawdzę jeszcze, czy nie ma jej na zewnątrz - powiedziała Mmho, po czym skierowała się w swoją stronę. *** - Vaaala?! - krzyknęła pół-orczyca wystawiając głowę zza drzwi i wzrokiem przemierzając przez powierzchnię sterówki. Wygladało na to, że jest w trakcie poszukiwań druidki. - Tu jesteśmy - powiedział Harran, podnosząc się nieco, by Mmho go zobaczyła. - Przyjdziesz do nas? - Co jest?! - Odkrzyknęła Druidka, nadal siedząc, jak siedziała. - Nic. Zastanawiałam się, gdzieście się podziali - odpowiedziała Mmho, kierując się w ich stronę. - Siedzimy na straży. Sta-tek gadał żeby się pilnować - Powiedziała Vaala również już zwyczajowym tonem, podchodząc na wszystkich czterech do krawędzi daszku. - Zapraszam na górę - powiedział zaklinacz. - Stąd jest bardzo dobry widok - dodał. - Gadał też różne inne rzeczy, ale widzę, że na razie wszyscy są zajęci sprzątaniem. Nasza komnata - tu Mmho zwróciła się do Vaali - lśni czystością. Musiał wcześniej zamieszkiwać ją jakiś rycerz. Znalazłam jego zbroję, ale taką pokazową, nie nadającą się do walki - powiedziała, po czym zaczęła wspinać się na daszek, zwinnie i bez problemów, a Vaala wyciągnęła do niej dłoń, by pomóc. - Mnie sprzątanie jeszcze czeka - powiedział Harran, w widoczny sposób nie przejmując się bałaganem i przyszłymi porządkami. - Niestety, bałagan nie ucieknie - odpowiedziała Mmho, korzystając z pomocy Vaali, chociaż wcale tego nie potrzebowała i uśmiechając się do niej przy tym. - Coś ciekawego wśród tych widoków? - zapytała. - Zależy, co kto lubi - powiedział zaklinacz. - Ale ogólnie biorąc stwierdziliśmy zgodnie, że takie widoki nam nie odpowiadają. - Spojrzał na Vaalę. - Pusto i nudno - Dodała Druidka, wciągając Półorczycę bez większych problemów na daszek. Taka mała a tyle krzepy?? - To prawda - odpowiedziała Mmho, gdy była już obok nich. Rozejrzała się by przypomnieć sobie panujące ze statku widoki - brakuje tu pięknego nieba i słońca. Zielonoskóra usiadła obok Vaali. - Cokolwiek niepokojącego, bardziej niż samo to miejsce? - Pusto i nudno - Powtórzyła Druidka, na moment się uśmiechając. - Za to na towarzystwo nie narzekam - odparł Harran. - Ale jeszcze trochę i ruszymy, więc widok stanie się ciekawszy. - Jak już nie będzie trzeba siedzieć na warcie, sprzątniesz ze mną kuchnię? - zapytała Mmho, kierując pytanie do Vaali. - Dobra - Padła krótka odpowiedź. - Jeśli coś trzeba będzie naprawić, to wołajcie - powiedział zaklinacz. - Może tak się zdążyć - odpowiedziała Mmho - rozumiem, że jesteś wprawiony w naprawach? - Z pewną pomocą magii potrafię naprawić różne rzeczy, pod warunkiem, że nie zgubiono znacznej części tego czegoś - odparł. - Rozumiem. Przydatne - powiedziała Mmho kierując lekki uśmiech do maga. Po czym zmarszczyła brwi i bardziej zaniepokojone spojrzenie przeniosła na Vaalę. - Jak się czujesz? - zapytała, jednocześnie szukając wzrokiem ran na jej ciele. Po chwili zauważyła na łydce nieco jeszcze zakrwawiony ślad po dzisiejszych przeciwnikach. To chyba była piła jednego z tych skarabeuszy? Rana była jednak mała i już w sumie zaschnięta. - No… normalnie - Vaala wzruszyła ramionkami, wpatrując się w Mmho - A co? - Nic. Tak sprawdzam - odpowiedziała jej Mmho z nutą troski. Pół-orczyca chyba jako jedna z niewielu nie odniosła żadnej rany. - A twój orli przyjaciel? - zapytała. - Rany przeżył, ale jest na mnie zły - Vaala momentalnie się zasępiła, po czym z naburmuszoną miną wbiła spojrzenie gdzieś w horyzont. - Wydobrzeje - zapewnił ją zaklinacz. - I w końcu wybaczy - dodał. - Od tego są przyjaciele - odezwała się Mmho. - Nie spodziewałaś się, że narazisz go na cierpienie. Musi być ci ciężko na sercu, chociaż wiesz, że na całe szczęście nie doznał żadnego trwałego urazu. - Mmho nie starała się pocieszać Vaali na zasadzie "a tam wszystko będzie dobrze", tylko zrozumieć jej emocje i nostalgiczne samopoczucie. Vaala minimalnie oparła się o siedzącą obok Mmho ciałem, a i po chwili głową. - Skoro tak gadacie… - Mruknęła. - Mamy rację - zapewnił ją Harran. Zielonoskóra objęła druidkę w talii, delikatnie się przy tym uśmiechając. - Nie wiem czy to miejsce i czas, ale póki On śpi, jeśli faktycznie śpi, to powiem wam, że nie podoba mi się, jak to ujął toksyczna natura nowego serca. Jeśli do tej pory był neutralny, a teraz z toksycznym sercem stanie się zły? - wyraziła głośno swoje wątpliwości. - Pytanie, czy stare serce było lepsze, niż to nowe - odparł Harran. - Miejmy nadzieję, że neutralność statku nie zależy od serca. - Ten cały sta-tek nie jest żywy… a gadacie o nim jakby był? Neutralny, zły, to tylko nazwy - Mruknęła Vaala i przymknęła oczy. - Żywy to on może i nie jest, ale myśli i ma serce - odpowiedział zaklinacz. - A czy Wędrowiec jest tak do końca żywy? - Konstrukt? Też nie… - Powiedziała Druidka. - A może działać i nie wiadomo, jak postąpi w danym momencie - stwierdził Harran. - A te nazwy mniej więcej sugerują, czego po kim można się spodziewać. - Mniej... wilk jest zły, jak zje zająca? Albo chłopa, co się w lesie zgubił? Krowa jest dobra, bo daje mleko i mięso z niej jest? - Vaala, wciąż z przymkniętymi oczkami, lekko sobie ziewnęła. - Jeśli zje naszego zająca, to jest zły. - Harran się uśmiechnął. - Ale raczej w kategoriach zły, dobry, neutralny oceniamy działania istot myślących. Jeśli kogoś okradnę, to raczej nie będzie to czyn dobry - dodał. - Mówiąc zły, miałam przede wszystkimi na myśli nikczemne plany lub destrukcyjne zachowania względem nas, czy też wykorzystanie nas do zrobienia czegoś. Macie rację, nie ma co snuć teorii. Nie ufam mu, bo jest maszyną, która w przeciwieństwie do Bezimiennego nie posiada ciała na nasz wzór, więc jest dla mnie dziwna. W dodatku kiedy tu jesteśmy, jest wszędzie i wszystko widzi - powiedziała Mmho, po wysłuchaniu co jej towarzysze mają do powiedzenia odnośnie kategoryzowania jako zły, neutralny czy dobry. - Chcesz się zdrzemnąć? - zapytała półszeptem, zerkając w stronę twarzy Vaali. Pogładziła ją przy tym wolną ręką po czole. - Tylko chwilę odpocząć... - Mruknęła Druidka, po czym przelotnie się uśmiechnęła na gładzenie po czole, nie otwierając oczu - ...w ciszy… - Dodała po chwili. - To ja was zostawię - powiedział Harran, który w tym momencie poczuł się całkiem zbędny. - Przyjemnego odpoczynku - dodał cicho, po czym, równie cicho, opuścił dach sterówki. - Odpoczywaj gwiazdeczko - szepnęła Mmho, jeszcze raz gładząc druidkę, a po tym przestając, nie chciała zakłócać jej odpoczynku. Ta z kolei, trochę jakby bardziej się do Półorczycy przytuliła. - Popilnujesz mnie? - Szepnęła. - Oczywiście - odpowiedziała pół-orczyca. Przez chwilę jeszcze przyglądała się Vaali, a po tym skupiła wzrok na widokach i czujnej obserwacji otoczenia. ~ Po niecałym kwadransie Vaala otwarła ślipka, i zerknęła na Mmho. - Co tam? - Spytała. - Pusto i nudno - odpowiedziała Mmho naśladując słowa Vaali, tym razem jednak z większym dla nich zrozumieniem. - Lepiej się czujesz? - Trochę odpoczęłam… ja spać nie muszę prawie wcale… dalej mnie ręce bolą - Powiedziała dziewczyna. - Ręce? - zdziwiła się Mmho, machinalnie przyglądając się ręką Vaali jakby mogła znaleźć na nich odpowiedź… na co Druidka westchnęła, zerkając Mmho prosto w oczy. - Od machania skrzydłami - Wyjaśniła następnej osobie. - Ah - westchnęła Mmho - już rozumiem. Mogę ci je wymasować - zaproponowała pół-orczyca. A Vaala roześmiała się, odrobinkę nawet w trakcie jakby… chrząkając. - Tak jak i Harran - Powiedziała w końcu. - Hmm… czyli jesteś już po masażu? To dobrze. Rozluźnienie mięśni pomaga na ból - wyjaśniła przestając patrzeć na Vaale a kierując wzrok w przestrzeń. - Sprzątałam naszą kajutę - dodała, jakby chcąc zmienić temat. - Znalazłam tam jakieś przepowiednie o końcach różnych światów. - Nic mi nie masował - Szturchnęła ją łokciem, po czym się zasępiła. Przez chwilę chyba nad czymś myślała… - Ja potrzebuję artefakt, inaczej mój dom spotka zagłada. - Artefakt? - zdziwiła się zielonoskóra - Coś konkretnego? - zapytała, a jednocześnie przeniosła ręce na jej ramiona, po czym przesunęła w dół aż do łokci, po drodze próbując wyczuć najbardziej napięte mięśnie. - Serce Ziemi. I już myślałam że mam, ale te od sta-tek to inne. Muszę szukać dalej… - Vaala wzruszyła minimalnie ramionami. - Aha - powiedziała pół-orczyca, zaczynając delikatnie masować te mięśnie, które uznała za sztywne - powinnaś przeczytać te przepowiednie. Jest tam coś o istocie, której nazwę dziś wspominałaś. Tarrasque? Może więc też coś o twoim świecie, co ci pomoże. Na słowa o Tarrasque Vaala cała zesztywniała. I to tak naprawdę. Stała się nagle jak z kamienia, a ręce, gdzie Mmho ją dotykała, wyraźnie wprost wibrowały. Genasi spojrzała na Półorczycę, po czym wyjątkowo powoli pokręciła przecząco głową ze łzami w oczach. Mmho milczała, zdając sobie sprawę, że to jej słowa wprawiły Vaale w taki nastrój. Cóż, chciała pomóc i tak czy inaczej, Kobietyuważała, że druidka powinna wiedzieć o znalezisku. Gładziła ją delikatnie czekając i dając jej czas na poskładanie myśli. - Ty przeczytaj i mi opowiesz - Vaala w końcu przerwała ciszę, po czym ruszyła się z miejsca...bardziej ku Mmho. Wyglądało jakby miała zamiar ją pocałować, zbliżając swoją twarz do jej twarzy. - Dobrze - powiedziała Mmho, nie poruszyła się przy tym, tylko spojrzała Vaali w oczy. Ta z kolei… przytknęła swoje czoło do czoła Wojowniczki. Przymknęła oczka, uśmiechnęła się, po czym głęboko odetchnęła przez nos, zupełnie jakby chciała poczuć zapach Mmho. - Jesteś głodna? - Spytała nagle, uśmiechając się lekko, wciąż z zamkniętymi oczami. - Dziękuję. Nie jestem - odpowiedziała pół-orczyca. Ona nie zamknęła oczu, przyglądała się Vaali. Pogładziła po policzku. - To nie muszę nic pichcić - Odparła Vaala, zupełnie jakby tylko głód(lub jego brak) jedynie u Mmho, miały dla niej jakieś znaczenie… - Noszę pierścień, nie odczuwam dzięki niemu takich potrzeb - wyjaśniła zielonoskóra - podczas wojny, to bardzo przydatna rzecz. Nie musisz martwić się dodatkowo kwestią zdobycia jedzenia. A w moim świecie wojna trwała wiele lat. Myślę, że statek zaraz się obudzi. Powinniśmy iść do sali nawigacyjnej.
__________________ To nie ja, to moja postać. |
02-08-2020, 19:45 | #48 |
Reputacja: 1 | Pilnowali statku… z początku. Z początku Harran i Vaala siedzieli na szczycie okrętu i “obserwowali” okolicę zapoznając się bardziej ze sobą niż obszarem dookoła. Trwało to długo, ale w końcu się skończyło. Harran zabrał się za sprzątanie i porządkowanie swojej kajuty, druidka się zdrzemnęła. A gdy zbliżał się czas “przebudzenia” wraz z Mmho udali się do sali nawigacyjnej. Tam też już czekał Wędrowiec, tam też się udał Kvaser. Ambroṩ zaś wybrał odludne i ciche miejsce, by pogrążyć się w medytacji i słuchaniu. Imra zaś czytała pomiędzy sprzątaniem listy. Niektóre były nudne… inne cóż… bardzo obrazowe. Właścicielka kajuty zachęcała najwyraźniej w swoich listach do zwierzeń do uzewnętrzniania swoich pragnień. I listy pełne lubieżnych wspomnień, jakby choćby te gwałtowne uniesienia pomiędzy beczkami w ładowni ledwie zagłuszanymi przez trzaski piorunów z maszynowni. Nikt więc nie pilnował okrętu na kilkanaście minut przed planowanym “obudzeniem”. Nikt nie przewidział że statek może się spóźniać. Nawet Wędrowiec którego przenikliwość i roztropność pozwoliła mu dojrzeć, to co innym umykało. Rozglądający się po komnacie egzotyczny awanturnik nie odkrył w niej nic nowego. Być może dalsze przeszukiwanie kajut pozwoliłoby na więcej. Tu jednak nic nie było, poza schodzącymi się do tej komnaty towarzyszami broni. Tymczasem to na pokładzie działo się coś ciekawego. Nastąpił błysk teleportacji i pojawiły się trzy sylwetki. Dwie z nich… kamienne postacie uzbrojone w masywny oręż i metalowe zbroje. Potężne zbudowane typki rozglądały się złowrogo i podejrzliwie, zaciskając łapy na swoim orężu. Na szczęście, trzecia osóbka nie zachowywała się wrogo. Barwnie ubrana kobieta, o nietypowej urodzie uzbrojona w… banjo.Ta zaskoczona zastaną po teleportacji sytuacją zamrugała oczami i zaczęła krzyczeć głośno. - Hej! Jest tu kto? Radogaście? Azuriel? Gnościku? Odpowiedź przyszła zaś z innej strony i wstrząsnęła statkiem uszkadzając burtę. Eksplozję tą wywołał od skarabeusz. Olbrzymi złoty mechaniczny skarabeusz, ten który to Kvaser widział w wnętrzu machiny, której serce ukradł. Szły takie dwa olbrzymie, oraz jeden platynowy podobnego rozmiaru. Oraz legiony mniejszych, zwykłych, złotych i platynowych… oraz jeden adamantowy. Tym razem to była prawdziwa regularna armia… skarabeusze szły w oddziałach po pięćdziesiąt electrumowych, pięć złotych i jeden platynowy na każdy taki oddział. Póki co ta armia była za daleko by móc zaatakować statek, jedynie ogniste promienie złotych strzelały w kierunku okrętu… wywołując lekkie wstrząsy i kolejne uszkodzenia. - Co to jest ? Skąd się to wzięło?- krzyczała równie przestraszona co zafascynowane diablę w falbanach kierując swoje pytania do dwóch kamiennych wojowników. Ci jednak byli równie zaskoczeni i zakłopotani, co ich ekspresyjna towarzyszka. Obawy Wędrowca sprawdziły się. Skarabeusze ścigali złodziei ich skarbu… tyle że nie byli tak prędcy jak orły Vaali, choć szło im to zaskakująco szybko.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |
10-08-2020, 15:48 | #49 |
Reputacja: 1 |
|
10-08-2020, 17:59 | #50 |
DeDeczki i PFy Reputacja: 1 |
|