Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-07-2020, 21:35   #41
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Statek


Misja zakończyła się sukcesem. Nieco poraniona drużyna wracała na orłach ku tymczasowemu domowi. Kilka strzał pozostało wśród zezłomowanych skarabeuszy. Cóż… więcej niż kilka. Niewielka to jednak strata i nieznacząca. Zdobyli łup i lecieli w kierunku Statku. Łup ów niszczył orła niosącego go. Błyskawice raniły ptaka i niszczyły ciało. Na szczęście lot nie trwał na tyle długo, by go upić. Dolecieli do statku i osłabiony orzeł z ulgą porzucił swój łup na pokładzie. Statek był rozentuzjazmowany ich powrotem. Cieszył niemal jak dziecko. Jak uprzejme i beznamiętne dziecko. Wyraził też smutek z powodu toksycznej natury nowego serca.
- Nie wiedziałem. Wyczułem moc, ale z takiej odległości nie mogłem określić jakie to jest źródło. Jedynie że było potężne, a że zostałem zaprojektowany do zaadaptowania różnych źródeł mocy na swoje potrzeby. No i nie wyczułem innego obiektu nadającego się na serce. Niemniej szkodliwość tego obiektu nie jest problemem. Maszynownia jest solidnie izolowana. Nic z niej się nie wydostanie. - zapewnił z całą pewnością. A następnie kontynuował. - Po wymianie rdzenia, będę musiał go dostroić do moich kryształów. Zajmie mi to circa 3 godziny. Przez ten czas będę musiał wyłączyć większość systemów w tym świadomość okolicy i komunikację. Będziecie zdani na siebie. Radzę więc wystawić czujki na pokładzie. Acheron to nie jest bezpieczny plan egzystencji.

Chwila przerwy. Statek zamilkł zbierając zapewne informacje zapisane w tych kryształach, które nadal były aktywne.

- Przez ten czas rozważcie proszę dwie sprawy. Pierwszą jest wybór kapitana. Owszem można razem dyskutować plany i zatwierdzać wspólne projekty. Ale jeśli czas będzie wymagała natychmiastowych decyzji to kapitan będzie mógł je podjąć. - zaczął rozważać Statek. - Drugą decyzją jest kierunek dalszej podróży. Obecnie moje możliwości są ograniczone… nawet po zainstalowaniu nowego rdzenia nie będę w stanie przenieść się w całości na inny plan egzystencji. Cóż nie bez pomocy portalu do innego miejsca z którym mógłbym się zsynchronizować. Wymagam szeregu napraw… i jeśli mogę coś zasugerować, wedle wiedzy którą dysponuje obecnie, w moim zasięgu powinny znaleźć się dwa miejsca które będą w miarę gościnne i bezpieczne i pozwolą na częściowe zreperowanie mnie. Jednym z nich jest Rigus, miasto portalowe powiązane z Acheronem oraz siedziba Laduguera na sześcianie zwanym Ponury Młot. Część twierdzy zajmuje się handlem bronią oraz niewolnikami i jest dostępna dla przybyszy. Oba te miejsca są relatywnie bezpieczne i “gościnne”, aczkolwiek w żadnym z nich nie ma co liczyć na ciepłe przyjęcie. To w końcu Acheron… plan nieustannych potyczek i wojny pozbawionej celu.

Statek, maszynownia


Instalacją nowego “serca” musiała zająć się Imra, której ciało było odporne przynajmniej na jeden rodzaj błyskawic. Do pomocy jej najlepiej nadawał się Wędrowiec i oboje kierując się wskazówkami, wpierw umieścili nowe serce w maszynowni, a potem wyjęli stare. Bolało nieco i pewne uszkodzenia musieli znieść. Niemniej w końcu stary rdzeń iskrząc błyskawicami znalazł się poza maszynownią. Statek… zanim jego świadomość zgasła w celu zsynchronizowania nowego serca nakazał pozbycie się poprzedniego rdzenia przy najbliższej okazji, najlepiej wyrzucając je tam, gdzie nikomu nie zagrozi, bo stare serce… wedle słów Statku, prędzej czy później eksplodują niszcząc wszystko w promieniu dwóch mil.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-07-2020 o 21:51.
abishai jest offline  
Stary 24-07-2020, 21:13   #42
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dzięki Kerm za odgrywanie ;)

Przez całą drogę powrotną Vaala martwiła się o orła transportującego “to coś”, po co wyruszyli. Co pewien czas smagały jego ciało z tego kryształu zielone błyskawice, przypalały jego pióra, paliły ciało… to było okropne. Lina, na której Imra uwiesiła to draństwo, niewiele dawało, lepsze jednak to, niż nic.

Minuta po minucie, kwadrans za kwadransem...Vaala-orzeł, w pewnym momencie nawet nieznacznie przyspieszyła, a pozostałe orły również tak uczyniły, byleby ten lot z tym czymś, raniącym powietrznego pomocnika, zakończył się jak najszybciej…

~

Statek był tam, gdzie go zostawili. Po bezpiecznym zaś wylądowaniu, i wciągnięciu tego “serca” - czy co to tam było - pod pokład, towarzystwo nieco się rozłazło. Vaala jednak pozostała przy orłach, dziękując każdemu z nich za okazaną pomoc. Wielkie ptaki odpowiadały skrzekiem, po czym ponownie wzbijały się w przestworza, odlatując(a później znikając, wraz z dobiegnięciem końca efektu czaru).

- Przepraszam przyjacielu - Vaala zwróciła się do poparzonego orła. Odpowiedział on skrzekiem, i to nie o takim samym tonie, jak jego pobratymcy.


- Naprawdę nie chciałam. Wynagrodzę ci to jakoś. Wybaczysz? - Po policzkach Druidki spłynęły dwie łzy, a ona wyciągnęła dłoń, by dotknąć głowy orła. Ten zaś odpowiedział ponownie skrzekiem, choć nieco głośniejszym i dłuższym, po czym i on wzbił się w przestworza… smagając jednym skrzydłem Vaalę po głowie. Nie był to jednak cios, a jedynie coś jakby “szturchaniec”.

Dziewczyna chwilę stała, wpatrując się w oddalające, a następnie znikające orły, wśród kilku piór, jakie opadały na nią, na pokład statku, i poza niego. Te oczywiście również zniknęły. Ze skwaszoną miną Druidka ruszyła pokładem, szukając sobie jakiegoś miejsca do odpoczęcia...

~

- Widzę, że spoczywasz na zasłużonych laurach? - zażartował Harran, widząc Vaalę, która przycupnęła sobie na pokładzie.
- Hmm? - Siedząca z kolanami niemal pod brodą Druidka, spojrzała na swoje bose stopy i pod własny tyłek - Na żadnych… "laurach" nie siedzę? - Zdziwiła się.
- To tylko takie powiedzenie. - Zaklinacz się uśmiechnął. Usiadł obok dziewczyny. - Dzięki twoim orłom odnieśliśmy taki sukces. Bylibyśmy jeszcze w połowie drogi, gdyby nie ty. A w drodze powrotnej mielibyśmy te żuczki na karku.
- Jeden ucierpiał, to nie było mądre z mojej strony - Odparła Vaala smutnym tonem - One mi pomagają, ja im zsyłam cierpienie… - Objęła nogi rękami i przytknęła nos do własnych kolan.
- Ale, na szczęście, nie zginął - spróbował ją pocieszyć. - Wróci do formy, do zdrowia.
- I pewnie będzie na mnie zły - Zaśmiała się krótko dziewczyna, po czym wyprostowała nogi na deskach pokładu, a ręce położyła na swoim podołku. Przymknęła oczy, po czym głęboko odetchnęła.
- Bolą mnie ręce… - Powiedziała.
- Za dużo machałaś jako gorąca, ognista - poprawił się - kobieta? - spytał.
- Zaproponowałbym masaż, ale moja wiedza w tej dziedzinie nie jest zbyt wysoka - dodał z lekkim uśmiechem.
- Orle skrzydła - Wyjaśniła krótko Druidka, mając chyba na myśli fakt machania nimi, gdy sama była podniebnym stworzeniem w trakcie ich podróży. Spojrzała na Harrana jednym oczkiem, po czym je ponownie zamknęła.
- Masaż rąk? Nie słyszałam…
- Każdy kawałek ciała można masować - odparł, co wywołało przelotny uśmiech na ustach Vaali. - Wszystko zależy od chęci obu stron.
- Może później - Powiedziała Druidka, po czym sięgnęła po manierkę i napiła się wody… która pociekła jej odrobinę po brodzie, po szyi, i nawet po dekolcie liściastej zbroi. Vaala nic sobie z tego nie robiła. Nalała nawet nieco owej wody na dłoń, po czym przetarła swój kark.
- Też chcesz? - Skierowała bukłak w stronę mężczyzny.
- Chętnie - odparł, chociaż w zasadzie dzięki magii nie musiał jeść ani pić. Wypił parę łyków i oddał bukłak. - Dobra woda nie jest zła. W zasadzie jest najlepsza. Jak posprzątam trochę kajutę, to wezmę kąpiel i zmyję z siebie trudy podróży - zażartował.
- Uważaj na świeże rany. Te trzeba przemywać osobno, inaczej jeszcze coś się przypałęta… - Wymownie poruszyła nogą, gdzie na łydce widniał nieco jeszcze zakrwawiony ślad po dzisiejszych przeciwnikach. To chyba była piła jednego z tych skarabeuszy?
- Użyję też różdżki, by się szybciej zagoiło - odparł. - Nigdy nie wiadomo, co się zdarzy za chwilę. Lepiej być w pełni sił.
- Magik od błyskawic, i jeszcze leczyć umie? Fiu fiu - Vaala prawie zagwizdała, spoglądając na Harrana.
- To nie są ręce, które leczą - odparł, by wyprowadzić ją z błędu. - Korzystam z cudzych umiejętności wpakowanych w różdżkę. Z pewnością umiesz to robić lepiej... i bez różnych dodatkowych urządzeń.
- Teraz chyba nie ma jeszcze co leczyć? Nie widziałam, żeby ktoś miał coś więcej niż zadrapania? Twardzi są - Podsumowała towarzystwo, z jakim przyszło im spędzać czas.
- A przynajmniej nikt się zbytnio nie skarżył. - Harran skinął głową. - Z jednej strony to dobrze, że nie ma tu żadnych maminsynków, którzy płakaliby na każdym stłuczonym paluszkiem. - Uśmiechnął się.
- Nigdy nie byłam w takim dużym st… z tyloma innymi. Zawsze sama w lasach albo z kilkoma, na chwilę - Wzruszyła ramionkami.
- No to nic dziwnego, że czasami szukasz samotności. Na szczęście statek jest duży i w każdej chwili możesz zniknąć w jakimś zakamarku. Ja jestem z dużego miasta i nawet tłumy nie są mi straszne - zażartował. - Ale samotne wędrówki też nie są mi obce.
- Nie lubię miast. Głośne, ciasne, śmierdzące - Vaala krzywo się uśmiechnęła - Wiecznie ktoś coś chce, tego nie wolno, tamtego nie wolno, to źle, tamto niedobrze… raz mnie gonili bo się myłam w fontannie - Roześmiała się na wspominkę.
- Jeśli myłaś nogi... w zasadzie nie powinni się czepiać - odparł.- Chyba że siałaś zgorszenie, kąpiąc się nago w miejscu publicznym.
- A jak się inaczej myć, w ubraniu? - Spojrzała mężczyźnie w twarz, kiwając przecząco głową.
- Dla mnie 'myć się' oznacza mycie rąk czy twarzy - odparł. - A tak to mówię o kąpieli. Cywilizowani ludzie mają niekiedy dziwne podejście do sprawy nagości.
- Zwał jak zwał… ja tam z tym problemów nie mam - Vaala drgnęła ramionami, po czym kilka razy głośno pociągnęła nosem, kierując go ku swoim piersiom - Też się muszę umyć po walce?
- Ja też nie mam problemów z nagością... Nie lubisz wody? - Spojrzał na biust dziewczyny. - Umyć się zawsze można, szczególnie jeśli nie trzeba nosić wody ze studni - dodał.

Vaala spojrzała na Harrana, zmarszczyła brewki, po czym… wesoło się roześmiała.
- Jestem Genasi Wody - Wyjaśniła po chwili - Ale tak, trochę jej nie lubię. Może to przez ojca? A wody nigdy nie nosiłam, sama ją tworzę…
- Przydatna rzecz na pustyni - odparł, w stosunki rodzinne Vaali nie wnikając. - Na statku to niepotrzebne, skoro są łazienki. Czyli - spojrzał na nią - można by rzec, że masz wodę we krwi - zażartował.
- A ty błyskawice? - Odparła z nadal wesołym tonem.
- Taaa... Wszystko przez smoki - dodał. - Tak przynajmniej powiadają - powiedział.
- Smoki? - Zdziwiła się Druidka.
- Rodzinne podania głoszą, iż któraś z mych przodkiń miała przyjemność baraszkować w łożu ze smokiem w ludzkiej postaci - wyjaśnił zaklinacz. - Całkiem udanie baraszkować, bo w efekcie tych igraszek w rodzinie pojawiła się smocza krew... i ujawnia się niekiedy.
- Aha - Vaala pokiwała głową z lekkim uśmiechem, i to chyba była już jej cała wypowiedź na ten temat…
- Na szczęście to nie ogień, więc nie będzie konfliktu interesów - zażartował, po chwili chyba wnioskując z miny dziewczyny, iż raczej jednak nie zrozumiała…
- Ogień? - Spytała. I owszem, potwierdziło to przypuszczenia Harrana.
- Mam na myśli błyskawice... Gdyby to było ognisty smok, to z wodą by nie pasował - wyjaśnił.
- Emmm… - Vaala podrapała się po nosie, nadal chyba nie rozumiejąc, po czym wzruszyła ramionkami - Woda, ogień, błyskawice, kwas… znam to wszystko. Tak. I takie smoki też są…
Rozejrzała się nagle wokół.
- Cicho tu… wszyscy w sta-tek?
- Zapewne montują statkowe serce albo odpoczywają pod pokładem. A może robią porządki, by móc odpocząć - wysunął przypuszczenie, a Vaala wstała z miejsca, i ponownie się rozejrzała.
- Ten cały sta-tek gadał żeby pilnować… nikogo nie ma, tylko my… - Jej wzrok spoczął na nadbudówce sterówki.
- Gdyby ktoś się podkradał, to pewnie byśmy coś zauważyli - powiedział. - Albo Afreeta. - Pogłaskał łepek siedzącego na jego ramieniu smoczka.
- Tam lepsze miejsce do pilnowania - Vaala wskazała palcem właśnie na sterówkę, spojrzała na Harrana, po czym tam ruszyła. Gdy zaś była już przy nadbudówce… po prostu zaczęła się na nią wspinać, chcąc najwyraźniej wejść na dach?

Harran ruszył za nią i podszedł do ściany. Akurat w takim momencie, by zdążyć zobaczyć, że jego rozmówczyni nie nosi majtek. Ani innej spodniej bielizny... Które to odkrycie uznał za dość zabawne.
Smoczek poleciał do góry, w ślad za Vaalą, zaś Harran po chwili również zaczął się wspinać, starając się, by widoki zbytnio go nie rozpraszały. Na górze zaś… teren wokół statku były znacznie lepiej widoczny niż z pokładu, chociaż w sumie nie było zbyt wiele do oglądania. Płaski, zdający się nie mieć końca sześcian na którym spoczywał statek, od czasu do czasu, jakieś krążące tu i tam ptactwo, oraz podobne, unoszące się na całym tym planie, inne sześciany… no i Vaala, stojąca tam z dłońmi wspartymi na biodrach, przyglądająca się temu wszystkiemu wokół.
- Widać niewiele więcej - powiedział zaklinacz. - A w ogóle to mam nadzieję, że przeniesiemy się gdzie indziej. Ten kawałek świata jest... dość ponury.
- Nie ma drzew, nie ma lasów, rzek, nie ma niczego - Przytaknęła Vaala - Ale ten cały sta-tek gadał coś, gdzie możemy dalej ruszyć, nie?
- Jak tylko dostanie nowe serce, to się stąd ruszymy. Już miasta są ciekawsze, niż to pustkowie, prawda? - powiedział.
- Ugh… miasta… - Genasi potrząsnęła głową, po czym tam gdzie stała, usiadła na tyłku, tym razem w kwiecie lotosu - Ale tak, chyba wszystko już lepsze niż to.
- Jak widać w większości rzeczy można znaleźć jakiś plus - uśmiechnął się zaklinacz, siadając naprzeciw dziewczyny. - Może kiedyś pokażę ci jakąś ładną dzielnicę? Nie taką beznadziejną, jakie widziałaś?
Vaala spojrzała na Harrana, przekrzywiając głowę w bok. Jej dłonie spoczywały na kolanach...
- Czyli będziesz mnie oprowadzał po mieście i przekonywał, że nie są takie straszne? - Powiedziała z lekkim uśmiechem.
Zaklinacz skinął głową, zatrzymując na chwilę wzrok na tym, czego podwinięta kusa spódniczka nie zasłaniała.
- Że niektóre fragmenty są całkiem ciekawe i miłe dla oka - powiedział. Postronny obserwator nie potrafiłby ocenić, czy mówi o jakiejś dzielnicy miasta, czy całkiem nieźle widocznym pod spódniczką "krzaczku"...który jednak tak strasznie mocno konkurował z widokiem wielce brudnych podeszw gołych stóp dziewczyny, przez co chyba Harran nie mógł w pełni nacieszyć się tym przypadkowym odkryciem...
- Fragmenty czego? - Vaala chyba znowu nie całkiem zrozumiała. Wyprostowała za to ręce, i obiema dłońmi obok siebie, zaczęła przesuwać po dachu na którym siedzieli w kierunku mężczyzny. Pochyliła się przy tym nieco w kierunku Harrana, a gdy już prawie dotknęła jego nóg palcami dłoni, cofnęła się całym ciałem, po czym wygięła w tył, i tam podparła na rękach.
- Uhhh i jeszcze mnie zaczynają plecy boleć… - Powiedziała, i znowu powtórzyła całą czynność, najpierw ponownie wyginając się w przód…
- Masaż i gorąca kąpiel - zażartował. - Fragment miasta - wyjaśnił, temat fragmentów budowy kobiecego ciała pomijając milczeniem.
Najwyraźniej Vaala nie przejmowała się tym, że gdy pochyla się, pokazuje swemu rozmówcy spory wgląd w cycuszki, a gdy się wygina w tył - całą "myszkę". Co było kuszące, ale i odrobinę denerwujące.
- Zobaczymy co jeszcze przyniesie dzień - Odparła nieco dziwacznie Druidka, po czym zaczęła grzebać po sobie, i wyciągnęła znane już Zaklinaczowi zawiniątko z owocami lasu. Zjadła jedną jagódkę, a następnie wysunęła dłoń z zawiniątkiem ku Harranowi.
- Nie, dziękuję. - Pokręcił głową. - Prawdę mówiąc nie muszę jeść ani pić. Zalety magii - powiedział.
- To też magia - Powiedziała dziewczyna.
- Skoro namawiasz... - uśmiechnął się, biorąc jagódkę. - Ty chyba nie jesteś głodna? - Spojrzał na Afreetę, która też dopominała się o poczęstunek.
Smoczek pisnął coś w odpowiedzi.
- Uważa, że skoro mam jedzenie, to powinienem się z nią podzielić - wyjaśnił, po czym pogłaskał smoczka po główce. - Nie możesz jeść magicznych owoców - powiedział. - Nie pozwolę ci umrzeć z głodu, wiesz o tym.
Afreeta skubnęła go w ucho, ale wyglądało na to, że przyjęła informację do wiadomości.

- Tu są jeszcze orzeszki i maliny - Vaala potrząsnęła dłonią z zawiniątkiem.
Miniaturowa smoczyca przefrunęła na przedramię dziewczyny i, wykorzystując jej dłoń niczym talerzyk, zaczęła pałaszować znajdujące się tam maliny. Po sekundzie podniosła łepek, spojrzała na Vaalę i coś pisnęła, a potem wróciła do jedzenia.
- To były podziękowania - przetłumaczył Harran, a Vaala uśmiechnęła się, po czym delikatnie pogładziła jednym palcem miniaturkę smoka po grzbiecie, czekając aż ta się naje…
Harran obserwował obie 'dziewczynki', chociaż jako mężczyzna zwracał uwagę na coś innego, niż smoczek... który w pewnym momencie spojrzał na niego i coś pisnął. Czego jednak Harran nie przetłumaczył.
- Mnie jakoś zwierzęta nie lubią - Powiedziała po chwili Druidka, po czym parsknęła śmiechem - Dlatego nie mam zwierzaka - Wyjaśniła.
- Afreeta jakoś nie ma nic przeciwko tobie - stwierdził z lekkim uśmiechem.
- Uhuuhh… - Mruknęła Vaala, czekając aż smoczątko w końcu skończy jeść. Chyba już jej ciążyła na ręce.
- No, mała, koniec tego wyzysku. - Harran wyciągnął dłoń po smoczka, który mruknął coś pod nosem, ale grzecznie przemaszerował z damskiej ręki na męską. Gdy znalazł się na ramieniu zaklinacza, ten odchylił się w tył i oparł na rękach... by mieć jeszcze lepszy widok na to, czego Vaala w zasadzie nie ukrywała.

Druidka z kolei zwinęła zawiniątko z resztkami owoców leśnych po czym je schowała… i ku zawodowi Harrana, zmieniła pozycję siedzącą, a widoki na małe futerko między jej nogami zniknęły. Teraz siedziała z nogami na boku, co jedynie minimalnie dawało wgląd na jedno bioderko i udo.
- O czym chcesz jeszcze pogadać? - Spytała mężczyznę.
Harran przymknął na moment oczy.
- Zabrakło mi tematów - uśmiechnął się, a Vaala wzruszyła ramionami. Siedzieli więc tak w milczeniu…
- Zawsze chodzisz bez bielizny? - spytał po dłuższej chwili.
- Bez czego? - Zdziwiła się Druidka.
- Majtki, bielizna - powiedział. - Znasz takie słowa?
- Aaaaaa, majtki… no tak. A po co mi? - Wzruszyła rozbrajająco ramionkami.
- Żeby chronić to i owo? - zasugerował.
- Przed czym? - Genasi znowu nie bardzo rozumiała.
- Przed kurzem, piaskiem na przykład... - odparł, a Vaala spojrzała na Harrana z dziwną miną, i pokręciła przecząco głową.
- Nigdy nie były mi potrzebne.
- Pewnie kwestia przyzwyczajenia - odparł. Prawdę mówiąc uważał, że bieganie bez majtek byłoby nieco niewygodne, ale tylko w jego przypadku. Vaali z pewnością nic by się nie plątało między nogami. - Większość używa, co nie znaczy, że ma rację.
- Aha - Stwierdziła wielce inteligentnie Druidka… i nastała cisza.

Znowu chyba im się tematy skończyły. Po kilku chwilach jednak, Vaala jakby zaskoczyła.
- Ej! To znaczy, żeś coś u mnie widział?? - Spytała z prześmiewczą miną.
- Zgrabne nogi? - spytał.
- Jaaaasne… - Pokiwała z sarkazmem głową.
- No właśnie. - Zgodził się uprzejmie.
- Jak będę stara i gruba to zacznę nosić te wasze majtki - Wzruszyła ramionami i zaśmiała się.
Harran również się uśmiechnął. Vaala nie wyglądała na osobę, która kiedyś miałaby stać się gruba.
- To drugie ci raczej nie grozi - stwierdził.





.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 27-07-2020, 10:47   #43
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Powrót na statek był szybszy, chociaż sprawiał wrażenie, jakby ciągnął się w nieskończoność. Wędrowiec co i rusz zerkał za siebie upewniając się, że metalowe skarabeusze nie ruszyły za nimi w pościg, a zaraz potem z powrotem skupiał wzrok na nowym sercu. Chciał być gotów na wypadek, gdyby lina się zerwała i trzeba by było nurkować, by je pochwycić zanim uderzy o powierzchnię sześcianu. Taki wstrząs mógłby być katastrofalny w skutkach… Ale czy na pewno dobrze robili, montując w statku akurat takie źródło energii? Poprzednie wydawało się być naładowane czystą mocą błyskawic, a to miało w sobie dodatkowo ewidentny wpływ nekromantyczny. Automaton zastanawiał się, czy nie wpłynie to jakoś na funkcjonowanie lub zachowania statku, ale z drugiej strony najpewniej nie mieli innego wyjścia. Źródło energii zawsze miało mniejsze znaczenie, niż to, do czego ta energia była użyta…

Zgodnie z podejrzeniami Wędrowca, wymiana serca miała być tylko początkiem całego szeregu napraw, którym musiał być poddany Statek. Nie było to dla niego problemem – perspektywa odwiedzenia miast na Acheronie czy innych planach była raczej ekscytująca. Dlatego też nie oponował przeciwko propozycjom Statku i czym prędzej ruszył z Imrą do maszynowni zająć się instalowaniem nowego źródła energii.

Podczas montowania serca
Praca według wskazówek statku okazała się raczej prosta, trudność sprawiały jedynie przeskakujące co chwila wyładowania. To mogła być dobra okazja do lepszego poznania przynajmniej jednego z towarzyszy.
- Wzbudziłaś spory posłuch wśród tamtych demonów - odezwał się, gdy już wzięli się do działania - Masz w tym jakieś doświadczenia?
Imra uniosła brew krzywiąc się jednocześnie na ból od elektryczności.
- Pytasz czy dowodziłam demonami? Nie. Wiem jak wzbudzić postrach u innych. Zadziałało i na demony.
- Raczej o samo dowodzenie, wojsko może?
- Ciekawe jak się to ci się skojarzyło, ale tak. Kiedyś byłam w wojsku.
Wędrowiec uśmiechnął się lekko przy wynoszeniu starego “serca”.
- Zatem wojskowi nie różnią się tak bardzo na różnych sferach. Dobry oficer umie wzbudzić posłuch, w ten czy inny sposób.
- Czy to znaczy, że ty też kiedyś byłeś wojskowym?
- Hm. Wykonywałem rozkazy oficerów, zabijałem lub broniłem tych, których mi wskazali, można powiedzieć, że należałem do armii Domu - automaton rzeczywiście wydawał się przez moment zastanawiać nad tym pytaniem - Możliwe, że byłem też żołnierzem wcześniej.
Elektryczność trzasnęła po raz ostatni kiedy zamykali za sobą drzwi "maszynowni" .
- Nie pamiętasz? To dlatego się nie przedstawiłeś, nie pamiętasz swojego imienia?
- Pamiętam, pamiętam oba moje imiona - Wędrowiec stwierdził gorzko - Żadne mnie jednak już, lub jeszcze, nie opisuje, dlatego nie chcę ich używać. Obecnie nie jestem tym, kim mnie stworzono, ani osobą, która była mną wcześniej.
Imra milczała w końcu pokręciła głową.
- Skomplikowane. To jak cię nazywać?
- Zwykle przedstawiam się jako Wędrowiec, ale Bezimienny, jak już mówiliście, też może być. Przynajmniej dopóki nie znajdę sposobu na odzyskanie wspomnień sprzed stworzenia.
- Ach, o to chodzi. Ciekawa grupa nam się tworzy. Chcący zabić boga, amnezjak stworzony na potrzeby jakiegoś domu i dzikuska z wnętrza dziczy, która nie słyszała o statkach, ale widziała najbardziej niebezpieczną istotę na świecie… planie. Ach no i ślepy wszystkowiedzący - Imra podsumowała to co wiedziała nie przejmując się tym czy kogoś urazi.
- Nie nazwałbym tego amnezją, swoje życie pamiętam dobrze. Każdą chwilę. Ale fakt, statek ma teraz nietypową załogę. A jak ty wpasowujesz się w ten wzór?
- Wierząc słowom Ambrosa? Sprowadzę na nas wszystkich zagładę - półelfka uśmiechnęła się złowieszczo.
- To zapewne można powiedzieć i o każdym z nas - automaton wzruszył ramionami - Cokolwiek jeszcze?
Wojowniczka wyraźnie spochmurniała kiedy Wędrowiec się nie wzruszył.
- Nic co uważam za specjalnie godnego uwagi dla was - kobieta wzruszyła ramionami. - nie jestem zbyt interesującą osobą.
- Każdy ma jakąś historię, która go ukształtowała, nikt nie bierze się z próżni - zacytował coś Wędrowiec - Zachowaj swoje sekrety, jeśli tak uważasz, choć nie widzę, jak mogłyby wpłynąć na kogokolwiek poza Harranem czy Vaalą.
- Ciężko się dzielić czymś jak wszyscy tacy sekretni i bez szczegółów opowiadają. Z resztą moje życie jest dla mnie czymś do czego przywykłam. Jak chcesz szczegółów to zadaj konkretniejsze pytanie.
- Dobrze. O wasz świat będę miał jeszcze wiele pytań, a lepiej poznać się nawzajem, jeśli mamy współpracować. Teraz czym się zajmujesz, skoro nie jesteś już w wojsku?
Imra zamilkła na moment zastanawiając się czy ma jak odpowiedzieć na to pytanie. W końcu wzruszyła ramionami i wypaliła:
- W zasadzie to straciłam swoją posadę. Szef mi umarł.
- Hm, byłaś ochroniarzem? - zapytał Wędrowiec, po chwili się mitygując - Jeśli Ty chcesz coś wiedzieć o mnie lub moim świecie, także pytaj.
- Czemu nie, ale ogarnijmy przy okazji ten syf i błyskotki - Imra gestem zachęciła automatona aby za nią poszedł, co ten zrobił bez wahania. W międzyczasie pracy kontynuowali rozmowę.
- Byłam ochroniarzem, ale też robiłam na posyłki. Można powiedzieć, że byłam prawą ręką Th - urwała zastanawiając się czy powinna. - Theriona. A ty dla jakich osób pracowałeś?
- Dla tych, którzy mnie stworzyli. Dom Cannith, magowie i rzemieślnicy - w głosie Wedrowca pojawił się gniew, ale szybko zniknął - Ten Therion, dawno temu zginął?
- Nie, niedawno. Czemu pytasz?
- Zakładam, że niedawno, bo nie wspomniałaś o innym zajęciu. A jeśli niedawno, to możesz szukać zemsty, lub ktoś może chcieć dokończyć dzieła. Nazwij to ciekawością, lub analizą potencjalnych zagrożeń.
- A więc jednak myślisz jak Ambros. Ha - półelfka się uśmiechnęła na jedną stronę. - Szukam kleryka i pewnie niemałej sumy aby zapłacić za wskrzeszenie. Cieszę się jednak, że już z góry założyłeś co chcę zrobić, ułatwia to współpracę.
Kręcąc głową kobieta wyrzuciła za burtę coś co było w kawałkach i nie do zidentyfikowania.
- To się widać ze świata na świat nie zmienia. Wszyscy się czepiają półelfów.
- Cóż, to zapewne specyfika sfer. Na Eberronie powroty z martwych są rzadkością, a nie kwestią ceny. Nie wydajesz się też sentymentalną osobą. I czemu miałbym mieć cokolwiek do półelfów? - Wędrowiec był wyraźnie zdziwiony tym założeniem.
- Bo tak, takie jest założenie. Jesteś mieszańcem to się krzywo patrzą. U ciebie się nie patrzą krzywo na mieszańców?
Tym razem automaton uśmiechnął się szeroko.
- Dwa z dwunastu Smoczych Znamion pojawiają się tylko u półelfów, a jedno u półorków i ludzi dzielących z nimi krew. To daje trzy Domy należące do "mieszańców", istniejące od setek lat - powiedział, jakby to wszystko wyjaśniało.
Oczywiście dla drugiej strony spowodowało tylko więcej niezrozumienia.
- Eee… Co?
- O Smoczych Znamionach mogę wam później opowiedzieć, ale wiedz tyle, że urodzenie się z nim to rzadkość i klucz do kariery, są też jednymi ze źródeł potęgi Domów. Każde znamię objawia się tylko u przedstawicieli konkretnej rasy - w tym właśnie półelfów, jak odrębnej od swoich elfich i ludzkich przodków. Dlatego na Eberronie półelfy są traktowane jak każda inna rasa.
- Uroczo, co z takimi jak ty? Bo podejrzewam, że nie jesteś wyjątkiem?
- Hm, możliwe, że jestem, oby. Lecz zbrojnokuci, moi, powiedzmy, poprzednicy… budzą dwojakie uczucia. Starszym wciąż przypominają Ostatnią Wojnę, ale drugiej strony są świetnymi pracownikami - nie męczą się, nie śpią, nie jedzą…
- Dobra, moment, zgubiłam się. Twoje odpowiedzi tylko rodzą kolejne pytania. Poprzestańmy na tym, że macie dziwny zwyczaj mieszania ludzi z golemami i się tym zadowolę. Nie potrzeba mi wiedzieć całej polityki… przynajmniej póki tam nie wpadniemy - Imra powstrzymała rosnący słowotok. - Już chyba wolę odpowiadać na pytania.
Automaton ponownie się uśmiechnął.
- Niedługo pewnie i ja się pogubię. Zbrojnokuci są “czystymi” konstruktami, posiadającymi jednak duszę i wolną wolę, jak inne rasy. To mnie można nazwać mieszańcem. Wracając do moich pytań, to jeśli uraziłem cię w jakiś sposób swoimi założeniami, przepraszam. Brak wiedzy o zwyczajach waszego świata w połączeniu z niedoborami ogłady ma kiepskie efekty - skłonił się delikatnie - Rozumiem, że w twoim świecie półelfy są raczej marginalizowane?
- Jest to częste. Na pewno są miejsca gdzie to nie jest normalne, ale mi się zdarzyło wychować w takim a nie innym otoczeniu. Czasami jest fajnie ponarzekać w ten sposób - wojowniczka wyszczerzyła się. - A za przeprosiny dziękuje.
Wędrowiec kiwnął głową.
- Jakie to było otoczenie?
- Napuszonych elfich szlachciców - mimowolnie kobieta pogładziła złoty pierścień na dłoni. - Ale to już za mną.
Automaton przez moment zastanawiał się, jakie pytanie zadać. Odrzucił kilka kolejnych, które uznał za zbyt osobiste.
- Rozumiem. Hm, elfia szlachta… Dużą część swojego świata poznałaś? Jest bardzo zróżnicowany?
- Trochę, ale to Therion bardziej go poznał. Nieco opowiedział, ale żebym ja wszystko spamiętała. Jak widzisz kompletnie się z Vaalą i Harranem nie znamy więc masz trzy różne miejsca do poznania jak tak bardzo cię interesuje. - mimo słów kobieta pociągnęła dalej opowieść o miejscu zwanym Cheliax i jego okolicach. Nie była to wspaniała opowieść.
Wędrowiec słuchał uważnie, chłonąc informacje o kompletnie nieznanym mu świecie.
- Dziękuję, to imperium wydaje się ...interesującym miejscem. Kojarzy mi się nieco z naszym Karrnath… Mogę ci się jakoś zrewanżować za tą opowieść?
Imra już chciała pokręcić głową, ale zatrzymała się.
- W zasadzie to tak. Zdajesz się być bardzo silny i wszechstronnie uzdolniony. Być może umiałbyś coś dla mnie zidentyfikować? Ale bez zbędnych pytań.
- Mogę spróbować, a co masz na myśli?
- Znasz może język… otchłani, albo infernalny? No ten demonów czy tam diabłów.
- Wydaje mi się, że to akurat dwa różne języki. I nie, niestety żadnego z nich nie znam. Ale może udałoby mi się odszyfrować przynajmniej ogólne znaczenie tekstu. Co miałbym odczytać?
- To później… jak już sprzątniemy… - półelfka mimowolnie poszukała spojrzeniem Ambrosa w okolicy. Nie chciała aby jeszcze się wtrącał.*

Porządkowanie pokojów było przyjemnym zajęciem, pozwalającym Wędrowcowi odprężyć się nieco. Wybór kwater pozostawił reszcie, sam gotów był zająć ostatni, lub obyć się bez niego, jeśli zajdzie taka potrzeba. Znaleziona w jednej z kajut sterta poniszczonych pancerzy sprawiła, że uśmiechnął się lekko. Cóż, przynajmniej będzie miał jakieś zajęcie w wolnych chwilach, a na planie wiecznej bitwy z pewnością znajdzie się niejeden chętny do zakupu naprawionej zbroi.

Jakiś czas po zamontowaniu

Wędrowiec rozglądał się po pomieszczeniach statku, szukając jeszcze jakichś śladów poprzedniej załogi – wyrytych na ścianach symboli, zapisków, w zasadzie czegokolwiek, co mogłoby opowiedzieć im trochę więcej o historii tego miejsca, zapełnić luki w pamięci pojazdu. Wychodząc na pokład, dostrzegł Harrana, obserwującego niezbyt malowniczy krajobraz Acheronu. Przypomniawszy sobie o czymś, podszedł do zaklinacza i wyciągnął przypiętą do pasa księgę czarów znalezioną w przy jednym z trupów na statku.
- Tak jak mówiłem wcześniej, jeden z atakujących statek był nekromantą. Jesteś zainteresowany jego księgą, czy radzisz sobie bez takich narzędzi?
Harran pokręcił głową.
- Obywam się bez księgi - powiedział. - No a poza tym... jakoś nie przepadam za nekromancją. Zapewne lepiej będzie ją sprzedać, chyba że ktoś z nas zechce się uczyć takich zaklęć - dodał.
- Spróbuję najpierw wydobyć z niej jakieś informacje, ale potem rzeczywiście możemy się jej pozbyć - automaton ponownie przytroczył księgę do pasa - Rozumiem, że twoje talenty magiczne są wrodzone, tak? To powszechne na ...Golarionie?
- Nie wiem, czy ktokolwiek kiedykolwiek liczył i porównywał, czy więcej jest takich, co potrzebują księgi - odpowiedział zapytany - czy takich jak ja, z wrodzoną magią. Zaklinaczy. Ale sądzę, że zaklinaczy jest mniej. Ale i tak nie są rzadkością.
- To pewnie jedna z tych prawidłowości sfer: wrodzony talent jest rzadszy niż wyuczony. Możesz opowiedzieć mi nieco o twoim świecie? Gdziekolwiek nas ta przygoda nie zaprowadzi, chcę wykorzystać okazję do poszerzenia wiedzy.
- Nigdy się nie zastanawiałem nad tą kwestią. Uznałem, że mam i to wystarczy. - Uśmiechnął się. - Czy na innych światach też ci od wyuczonego talentu krzywo patrzą na tych 'wrodzonych'?
- Hm, na Eberronie wiele osób zna przynajmniej parę prostych zaklęć, a magom często blisko do rzemieślników. Ale nie wątpię, że ci którzy poświęcili całe lata na jej studiowanie, mogą zadzierać nosa, ci dla których pracowałem tacy byli - stwierdził automaton po chwili zastanowienia - Jak powszechna jest magia na waszym świecie?
- Zapewne nie tak częsta - odparł Harran - jak na twoim Eberronie. Być może ci, co mają w sobie mało zdolności, uznają, że nie opłaca się ich rozwijać. To jednak ciężka praca. Tak słyszałem - dodał z lekkim uśmiechem. - Są też tacy, co unikają magii, więc nawet gdyby mieli zdolności, to by je ukrywali.
- Jak w każdym rzemiośle, droga do perfekcji jest długa i żmudna - Wędrowiec odwzajemnił uśmiech - Rozumiem, że zaklinacze nie mają dobrej reputacji na Golarionie, przynajmniej u innych magów?
- Zdecydowanie takie odnosiłem niekiedy wrażenie - odpowiedział zaklinacz, ale można było się domyślać, że się tym brakiem reputacji nie przejmuje. - Mi wystarcza to, co mam i nie zazdroszczę 'książkowym' magom, nawet jeśli potrafią więcej, niż ja.
- Powiadają - dodał żartobliwym tonem - że magowie przez długie lata się uczą, by móc wreszcie przyzwać sukkuby... ale są już w takim wieku, że nie pamiętają, po co je przyzwali.
Automaton zaśmiał się głośno, co przez moment brzmiało nawet, jakby był zwykłym człowiekiem.
- O, jakie to prawdziwe! Z pewnością pasowałoby do kilku, których znałem… - stwierdził, ale nagle urwał - Powiedz, czym się zajmowałeś, zanim tu trafiliśmy? Jeśli to nie jest coś, co wolisz utrzymać dla siebie.
- Szukałem przygód, wiedzy i przyjemności - odparł zaklinacz z uśmiechem - i od czasu do czasu zarabiałem garść złota.
Wędrowiec pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Ja także poznaję ten styl życia… Zapewne sporo podróżowałeś po swoim świecie?
- Jak to powiadają w baśniach i opowieściach, pół świata zwiedziłem - zażartował Harran. - Czyli, tak na oko, z dziesiątą część lądów i mały kawałek mórz i oceanów - sprecyzował.
- Może w takim razie opowiesz trochę o miejscach, które odwiedzałeś? Niekoniecznie teraz, ale z chęcią poznałbym lepiej światy, z których pochodzicie.
- W takim razie ciut później. - Zaklinacz uśmiechnął się. - Teraz czeka mnie sprzątanie mojej kajuty. Trzeba przesiać sterty śmieci i wyłowić skarby - zażartował.
- Zrozumiałe - zgodził się Wędrowiec - zdążymy jeszcze opowiedzieć sobie wiele historii. Powodzenia w połowach - dodał, po czym ruszył w głąb statku.
 
Sindarin jest offline  
Stary 27-07-2020, 21:44   #44
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Sztuczka z liną okazała się mało skuteczna. Imra miała nadzieję, że odległość od potencjalnego celu będzie miała znaczenie. Niestety nie miała. Mimo to ku zaskoczeniu półelfki orzeł trzymał się dzielnie. Zielone wyładowania przeskakiwały po nim raz po raz, a mimo to leciał. Zainponował swoją wytrwałością. Dlatego też po wylądowaniu Imra wyjęła jedna z jagódek i nagrodziła zwierzę. Nie miała więcej ale też nie uznawała aby trzeba było więcej, to był tylko gest jaki by normalnie wykonała podczas treningu. Nie było to jednak jej zwierzę, a przyzwaniec Vaali. Zniknie nim Imra mogłaby cokolwiek więcej zrobić.

Dźwignęła serce i z odgłosem ciężkich kroków udała się wraz z półgolemem do maszynowni. Niespodziewanie ten zaczął się interesować jej osobą i jej światem. Kobieta miała problem czy kwalifikować go do istot rozumnych czy może wykonywał jakieś odgórne rozkazy, nawet jeśli nie był ich świadomy. Ostatecznie jednak jej siłą nie było kłamstwo i uszczknęła nieco niechętnie paru informacji o sobie. Mimo obaw Wędrowiec, jak siebie teraz nazywał, zdawał się być obeznany z różnymi rzeczami, to mógł i jej pomóc. Nawet jeśli nie potrafiłby to wciąż istniała szansa, że zwyczajnie jego ciekawość załatwi za nią problem rozgryzienia zagadki jaka przed nią stała. Oczywiście istniał Ambros, ale on wydawał się być ciasno zakleszczony w swoich przekonaniach. Mogła się jednak mylić.

W międzyczasie zaczęli sprzątać kajuty. Jakim zaskoczeniem było odkrycie, że jedna była zajmowana kiedyś przez modnisię. Suknie, pudry, lusterka. Wystarczyła chwila aby wspomnienia zalały jej umysł. Jak jeszcze chodziła na bale, jak jeszcze miała miejsce pomiędzy jej rodziną. Przypomniała jej się matka i jej nieprzeciętna uroda, piękne turkusowe włosy i oczy, które po niej odziedziczyła. Stare dzieje pełne emocji. Otrząsnęła się porywając jedną z sukni.

- Hej Mmho, podoba ci się? – zawołała wychodząc z kajuty.

Krótka rozmowa z nietypową półorczycą obudziła starą potrzebę w Imrze. Przypomniała sobie Glazgora i to co razem wyczyniali. W związku z tym nie mogła pozbyć się obrazu związanej Mmho wijącej się ssłodko całkowicie na jej łasce. Mogła by być nowym klejnotem w jej sskarbie. Pierwszym? Nie, wydawała się silna charakterem, a tych trzeba było długo łamać. Będzie mussiała zacząć od kogoś innego, ssłabszego, bardziej uległego nim odważy się chociaż sspróbować czegoś takiego z załogą. Tylko ta wizja... Imra zagryzła wargi walcząc z przypływem emocji. Zadrżała niekontrolowanie i poryła metalową rękawicą biórko pełne listów.

„Najdroższa Amaro...”, tak przeczytanie ich może pomóc się skoncentrować na czymś innym. Na samej kobiecie niż na Mmho.
 
Asderuki jest offline  
Stary 28-07-2020, 17:41   #45
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dwa to para, troje to tłok... a zachowanie Mmho sugerowało, iż to Harran był tym niepotrzebnym w tej grupce osobnikiem. A poza tym prawdą było, iż czekało go sprzątanie kajuty. Co prawda zaklinacz nie był maniakiem porządku, ale na stercie śmieci spać nie zamierzał.

Porządkowanie musiało poczekać, bowiem pod pokładem dopadł Harrana bardzo ciekawski osobnik - Wędrowiec, który zasypał zaklinacza całą serią pytań.
Nie można było powiedzieć, że rozmowa była nieciekawa, ale trochę czasu zajęła. Dopiero później Harran mógł się zabrać za sprzątanie kajuty.
Ale, nie da się ukryć, poszedł na łatwiznę. Najpierw magią naprawił meble i oczyścił pościel, a potem ponownie użył magii - przywołał niewidzialnego służącego, który zaczął wynosić śmieci, oraz dysk, na którym te śmieci lądowały.
Jak się okazało, niektóre rzeczy można było naprawić, inne nadawały się tylko do wyrzucenia, było też parę rzeczy, które z pewnością warto było zachować, choćby po to, by je sprzedać.
Wyglądało na to, iż w kajucie zajętej przez Harrana poprzednio urzędował jakiś gnom, bowiem większość znajdujących się tu ubrań wielkością dopasowana była do tej właśnie rasy. Ale strój odkrywcy, artysty czy zimowe futra można było sprzedać. Podobnie jak i napierśnik, który wyglądał bardzo ciekawie, ale ze względu na rozmiar zdecydowanie nie nadawał się dla Harrana.
Parę innych drobiazgów również było interesujących, ale chwilowo zaklinacz nie zamierzał się nimi w tym momencie zajmować i trafiły na półkę - obsydianowy rumak, czekający cierpliwie, aż ktoś naładuje go mocą, zestaw sześciu szkieł powiększających, ciekawie wyglądająca lampa, sześć różdżek, będących fokusem dla ciekawego zaklęcia związanego z planami, medalion czy garść fajerwerków, mogących służyć nie tylko do zabawy.
No i był notatnik, zapisany w smoczym i gnomim. Pobieżne jego przejrzenie pozwoliło ustalić, że zawartość dotyczy kamiennej postaci znajdującej się w komnacie nawigacyjnej. Wedle zapisów księgi miał być to zmodyfikowany kamienny golem, który jednocześnie miałby być drugim ciałem dla Destiny… czymkolwiek i kimkolwiek Destiny był, była lub było.

Zbadanie tego wszystkiego postanowił odłożyć na później. Był pewien, że podczas podróży znajdzie na to dosyć czasu. A na razie postanowił poczekać, aż statek zacznie funkcjonować normalnie.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-08-2020, 21:15   #46
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Kvaser zaraz po bojach zajął pierwszy, lepszy pokój, zaczynając od sprzątnięcie go połączonego z bardzo pobieżną inwentaryzacją stanu komnaty. Mechanizm do odmierzania czasu od razu znalazł zaszczytne miejsce w torbie niziołka, opatulony futerałem ze foczej skóry na delikatne przedmioty. Odłożywszy w głowie go na półkę “rzecz do zbadania” zajął się dalszymi porządkami. Środki chemiczne ostrożnie zostawił na miejscu, pamiętając gdzie są. Trochę go zaniepokoił stan pościeli. Mimo, iż przywykł do niewygód, każ każdy niziołek, w głębi serca kochał miękkie, świeżo wyprane, własne posłanie które nie nasiąkało zapachem innych osób. Gdy wszystko się unormuje, będzie trzeba pomyśleć nad zorganizowaniem prania.
Pejcz wzbudził w nim pewne rozbawienie, przez znowu psotna natura dała o sobie znać (chociaż trudno powiedzieć tak o kimś, w czyich oczach było widać prawdziwą wściekłość) i prowokacyjnie zostawił pejcz zaraz na szafce nocnej z planami pozyskania gwoździa i powieszenia go tuż nad łóżkiem.
Znaleziony kaptur uznał za przydatny, chociaż jego estetyka dziwnie kojarzyła się mu z pejczem.
Gdy uwinął się z porządkami, po materii przyszedł czas na ducha. Wypakował z torby kadzidło, trochę ziemi, soli oraz ususzone liście jakiegoś nieznanego ziela. Zamknąwszy drzwi, rozebrał się od pasa w dół, starannie wcierając w skórę sól i ziemię. Szeptał coś o równowadze, pamięci i przysiędze którą złożył. Wygląda bardzo spokojnie podczas tej religijnej ceremonii. Gdy już zabrakło mu soli i ziemi, nie sięgał do torby po drugą porcję. Dalej wcierał w ciało resztki, dopóki kadzidło nie wypaliło się.
Na koniec roztarł między rękami dwa liście i okruszki rozrzucił po pokoju.
To zrobiwszy, ubrał się i wyszedł z kajuty. Dalej tak samo agresywnym krokiem, omal nie trzaskając drzwiami przed zamknięciem ich na klucz, zale z poczuciem spełnionego obowiązku.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 02-08-2020, 11:41   #47
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Post wspólny - o sprzątaniu itp.

Pół-orczyca zamknęła się w komnacie, którą zaklepały sobie z Vaalą usiłując jednocześnie posprzątać panujący tam bajzel, jak i rozładować złość. To drugie szło jej nieco gorzej. Nie przywaliła jeszcze pół-elfowi za opuszczenie pola walki podczas walki, co w jej głowie było równie niehonorowe co zdradzieckie, tylko dlatego, że nie było na to czasu. Wiedziała, że nawet jeśli puści mu to płazem, to brak zaufania pozostanie w jej sercu na długo.

Pokój musiał wcześniej należeć do mężczyzny. Przy sprzątaniu Mmho odnalazła rzeczy, które mogłyby być jego prywatnymi. Pierwszą na którą się natknęła był piękny zestaw ciężkiej zbroi płytowej który jednak każdy doświadczony wojownik rozpozna jako pancerz ceremonialny. Nie nadający się do użycia na polu bitwy. Dopasowany do umięśnionego mężczyzny postury człowieka lub półelfa. Kolejną był przenośny ołtarzyk w kształcie napierśnika ze świętym symbolem w postaci miecza wpisanego w słoneczny okrąg.

Trochę czasu zajęło jej układanie i przeglądanie przepowiedni, opisów i tekstów dotyczących różnego rodzaju apokalips i końców świata dotyczących różnych światów.
Zestawu dziwnych kart w skrzyneczce. Wolała nie dotykać. Położyła go wysoko na półce. Podobnie uszkodzony teleskop, który wymaga nowej soczewki.
Po dokładnym układaniu, myciu, pucowaniu, jej emocje związane z walką opadły. Nim opuściła posprzątaną komnatę, przyjrzała się jeszcze mapom astrologicznym, które w niej znalazła. Postanowiła zabrać je ze sobą, by pokazać swoim towarzyszom. Może ktoś z nich będzie potrafił je odczytać i wykorzystać?
Nie wiedziała ile czasu zajęło jej sprzątanie, ani gdzie jest Vaala. Podejrzewała, że druidka albo zajęła się sprzątaniem kuchni albo została na warcie na zewnątrz.
Mmho wychodząc na korytarz postanowiła najpierw sprawdzić, czy nie znajdzie druidki w rozwalonej kuchni.
- Hej Mmho, podoba ci się? - z jednego z pokoi wyszła Imra niosąca jedną z sukni jakie znalazła w pokoju.
- Myślę, że dobrze komplementuje twoją karnację - dodała przystawiając materiał do półorczycy ale nie dotykając jej. - Jeśli ci się podoba to w najbliższym mieście znajdziemy krawca aby ją dopasował do ciebie.
- Chcesz żeby Mhograah nosiła elfie kiecki, bo…? To miejsce na dokończenie zdania - poinformowała, w razie gdyby Imra nie zrozumiała jej pytania. Pół-orczyca stała bez ruchu. Przez chwilę przyglądała się kiecce, ale teraz skupiła wzrok na elfce, nieufnie próbując odczytać jej intencje.
- Nie wydaje mi się aby ta była elfia. Przynajmniej nie takie nosili w moim świecie. Krój w ogóle nie pasuje, za dużo ozdób w niewłaściwych miejscach… no ale kto wie skąd poprzednia właścicielka je miała - Imra krytycznie spojrzała na odzienie. - Niemniej zwyczajnie proponuję. Nie mam pojęcia czy na co dzień nosisz się tak jak tu przybyłaś. Zbroje są użyteczne, ale czasem miło móc przyodziać się w coś bardziej kobiecego. Jak nie chcesz to bez wyrzutów sumienia sobie przygarnę całą szafę.
- Na co dzień? - zapytała Mmho, po czym uśmiechnęła się delikatnie, chociaż była wyraźnie rozbawiona. - Moje plemię na co dzień nosi się w najbardziej kobiecym stroju świata, albo światów. Preferujemy zgodnie z Matką Naturą nagość, przedstawiającą nasze piękne kobiece ciała w pełnej okazałości. Podkreślamy ją koralami, naszyjnikami i rozmaitymi ozdobami natury, lub kośćmi pokonanych przez nas wrogów. - Pół orczyca zrobiła krótką pauzę. - Polecam - jej uśmiech poszerzył się - jestem pewna, że wyglądałabyś w takim stroju przepięknie pół-smoczyco - Mmho mrugnęła jednym okiem do Imry.
- Dokładnie to samo mi powiedział pewien zbyt pewny siebie goblin. Glazgor, parszywa gnida. Czasem za nim tęsknię - Imra wspomniała z rozrzewnieniem zielonego zbereźnika. Na moment odpłynęła we wspomnienia aby po chwili się otrząsnąć.
- O ile chodzenie w fetyszach brzmi kusząco wolę was nieco poznać nim się poczuję na tyle swobodnie. No ale ja tu cię zajmuję a jeszcze tyle mam pracy! - Imra skarciła palcem powietrze. Odwzajemniając mrugnięcie zniknęła na nowo w pokoju.
Mmho co prawda miała ochotę rozwinąć temat chodzenia w fetyszach, chciała też zapytać pół-smoczycę (jak w głowie sama zaczęła ją nazywać, zamiast pół-elfką) o znajomość astrologii, ta jednak szybko zniknęła w swoim pokoju. Uznając, że będzie ku temu jeszcze okazja, ruszyła w dalszą drogę w stronę kuchni.
Nie dane jej jednak było dotrzeć tam w spokoju - w korytarzu pojawił się Wędrowiec, niosący na ramieniu kilka pogiętych napierśników. Widząc papiery w ręku Mmho, odłożył delikatnie pancerze i podszedł do półorczycy, zerkając na mapy.
-Udało ci się znaleźć jakieś zapiski? Czy mógłbym je zobaczyć?
- Znasz się na astrologii? - zapytała zielonoskóra. - W kajucie były też zapiski, mogę ci je pokazać. Ostrzegam, że są bardzo pesymistyczne - dodała ruszając w stronę komnaty, by zaprowadzić do niej Wędrowca.
- Nie jestem specjalistą, ale mam trochę wiedzy na różne tematy. A zapiski chętnie obejrzę, może powiedzą nam więcej o poprzedniej załodze, jakby pesymistyczne nie były - stwierdził ten, ruszając za nią.
- Jasne. Daj znać jeśli wyczytasz z tego wszystkiego coś interesującego - poprosiła Mmho.
Zaprowadziła Wędrowca do posprzątanej kajuty, którą miała dzielić z Vaalą. Już w środku podała mu zapiski apokaliptyczne, wszystkie które znalazła.
- Kajutę najwyraźniej zajmował wcześniej mężczyzna. Została po nim też zbroja ceremonialna, ołtarzyk. Aaaa… i jakieś dziwne karty. Wolałam ich nie ruszać - wskazała palcem pudełeczko umieszczone wysoko na szafie, obok którego leżał też popsuty teleskop.
Wędrowiec przez dłuższą chwilę przeglądał mapy, następnie zaczął wczytywać się w zapiski. Mmho mogła już zacząć tracić cierpliwość, kiedy automaton odłożył papiery, układając je równo na biurku, posegregowane według sfer.
- Zadziwiające… Poprzednia załoga musiała odwiedzić, lub przynajmniej mieć styczność z wieloma sferami materialnymi, światami takimi jak nasze. O, tutaj są mapy nieba mojego świata, ale też kilku innych, może któreś są z twojego. Rozpoznajesz któreś z tych zbiorów gwiazd? - rozłożył część map - W jednym przypadku nawet wydaje się, jakby dwa plany miały prawie identyczny widok nieba, zbadam to później…
Dając Mmho czas na obejrzenie map, automaton mówił dalej.
- Reszta to mniej lub bardziej sensowny zbiór tekstów opisujących, jakie zagłady mogą spotkać przeróżne plany materialne. Mój świat ma zginąć, gdy potężne i wypaczone istoty zwane Daelkyrami dopną swego i doprowadzą do pełnej koniunkcji i wchłonięcia go przez sferę szaleństwa Xoriat. Opowiem wam o nich więcej, jeśli będziecie chcieli. Widzę tu też wzmianki o tej bestii, którą widziała Vaala, oraz że nie jest unikatem. Ciekawy ma być też lost jakiegoś Torilu, w którym kolejna śmierć bogini magii ma ją jakoś potwornie wypaczyć… Wygląda na to, że mieszkaniec tej kajuty nie tylko interesował się planami, ale też tym, jakie czeka je koniec. Pytanie: dlaczego? - rzucił, sięgając po pudełko z kartami i zaglądając do środka. Te skojarzyły mu się… z Vistani o których słyszał niejasne plotki. Wędrowcach przemierzających Plan Cienia w taborach pełnych kolorowych wozów. Nomadach, którzy wydawali się być odporni na subtelną powolną korupcję ciała i umysłu jaka następowała na tym planie.
- Nie rozpoznaje żadnego - odpowiedziała pół-orczyca, nie przeglądając map zgodnie z prośbą Wędrowca - już je oglądałam - dodała w ramach wyjaśnienia swojego zachowania. - Nie znalazłam też zapisków o końcu świata, dotyczącego świata który mógłby być chociaż podobny mojemu. Zauważyłam jednak, że część przepowiedni jest niekompletna. Kajuta była dobrze przeszukana, więc można przypuszczać, że część z nich mogła zostać zabrana. Przeszukaliśmy jednak najeźdźców, nie przypominam sobie by któryś miał przy sobie jakieś zapiski, albo cokolwiek innego ciekawego. A te karty? To coś specjalnego? - zapytała. Mmho wbrew przypuszczeniom nie wydawała się przy tych słowach specjalnie zniecierpliwiona, wręcz przeciwnie. Gdyby mieli tu ciepłą herbatkę mogłaby ją spokojnie teraz sączyć z Wędrowcem rozmawiając o końcu świata, jak o jutrzejszej prognozie pogody.
- W tym miejscu i otoczeniu niekoniecznie, chociaż nie jest to zwykły zbiór kart - odparł automaton, powoli je przeglądając - Podobnymi posługują się grupy nomadów podróżujące po Planie Cieni. Ten członek załogi raczej nie był jednym z nich, moim zdaniem raczej miał z nimi jedynie styczność podczas swoich poszukiwań. Wydaje mi się, że badał przepowiednie, szukał sposobu na przewidzenie przyszłości… Może chciał zapobiegać katastrofom, albo je przyspieszać? W jakiś sposób na nich korzystać? - Wędrowiec rzucił kilkoma pytaniami, jakby zastanawiał się na głos.
- Mam nadzieję, że chodziło o zapobieganie. Hmm… możemy dowiedzieć się jakie rzeczy osobiste zostały po innych członkach załogi. Może wiedza o ich grupie jako całości powie nam więcej o możliwych zamiarach jakie mieli - powiedziała Mmho. Pół-orczyca zaczęła zbierać przejrzane już przez Wędrowca przepowiednie i nieśpiesznie odkładać je na miejsce, która wyznaczyła dla nich wcześniej na półce. - Inni członkowie załogi też mogli prowadzić jakiekolwiek zapiski - zasugerowała.
- Nie natrafiłem jeszcze na żadne, ale nic tego nie wyklucza - zgodził się automaton - Może i Statek po uruchomieniu na pełnym zasilaniu będzie zdolny i skłonny do podzielenia się większą ilością informacji, jeśli jego pamięć nie jest aż tak uszkodzona.
- Statek? No tak… Statek… - mruknęła sceptycznym tonem głosu zielonoskóra. - Na zapiski nie trafiłeś czy osobiste rzeczy? Imra znalazła jakieś suknie. A więc nasz rycerz od przepowiedni miał tu jakąś towarzyszkę.
- Zapewne cała załoga była niegdyś awanturnikami, dopóki nie trafili na Statek. Dostrzegam tu pewną analogię… Z zapisków niestety dotąd nic więcej nie odnalazłem, poza korespondencją tej kobiety - była dość… popularna.
- Rozumiem - powiedziała pół-orczyca - czyli póki co nie mamy nic innego - podsumowała. Mmho zaczęła zwijać mapy nieba, by je również odłożyć na półkę. Do schowania zostały teraz już tylko karty. Wędrowiec przyjrzał się talii po raz ostatni, jakby próbując coś z niej odczytać, po czym oddał ją półorczycy.
- Jutro spróbuję odczytać z tych przedmiotów przynajmniej część ich przeszłości
- Dobrze. W takim razie wracam szukać Vaali. Myślę, że zaszyła się w kuchni, albo została na zewnątrz na straży - powiedziała orczyca, kierując się w stronę wyjścia z kajuty. Otworzyła drzwi i stojąc w progu, czekała czy Bezimienny też ruszy z miejsca, co też ten zrobił, przechodząc ostrożnie jakby nie obawiał się że coś uszkodzi. Następnie udał się do sterówki, oczekiwać na przywrócenie funkcji statku.
Mmho zaś podążyła do kuchni, sprawdzić czy nie skryła się tam druidka.
***
Tymczasem w kuchni, w najlepsze buszował Kvaser. Miecz oraz łuk leżały luźno zawieszone na jednym krześle, gdy niziołek dziwnie fachowym i rozmarzonym okiem dokonywał inspekcji półproduktów, warunków do wypieku oraz pod nosem wyklinał na czym świat stoi, iż nikt najwidoczniej nie zajmował się tutaj uprzednio szlachetnym fachem cukiernictwa - chociaż bardziej chyba chodziło mu efekty tego rzemiosła niż docenienie ludzi pracy.
- Hmmm… - mruknęła zielonoskóra wchodząc do pomieszczenia kuchennego - to ty - powiedziała, jakby spodziewała się kogoś innego. - Sprzątasz tu czy szukasz jedzenia?
- Szukam rzeczy które mogą pomóc w robieniu dobrego jedzenia - niziołek wściekle zaakcentował słowo “dobrego” - potem będę szukał kogoś kto będzie mi pichcił - zaśmiał się w głos.
Zielonoskóra zaśmiała się, na wieści że niziołek będzie szukał kucharza dla siebie.
- Powodzenia - powiedziała. - Jakby co moje umiejętności kulinarne są bliskie zera. Vaala coś wspominała o gotowaniu. Właśnie, widziałeś ją?
- Nauczysz się - uśmiechnął się żartobliwie - nie, nie widziałem - zamknął jedną z szafek - idę do sali nawigacyjnej, trzeba będzie wybrać kapitana jak statek się obudzi, to dobre miejsce na pogadanki. Sądzę, że Vaala prędzej czy później też się tam zjawi.
- Aha. Sprawdzę jeszcze, czy nie ma jej na zewnątrz - powiedziała Mmho, po czym skierowała się w swoją stronę.

***

- Vaaala?! - krzyknęła pół-orczyca wystawiając głowę zza drzwi i wzrokiem przemierzając przez powierzchnię sterówki. Wygladało na to, że jest w trakcie poszukiwań druidki.
- Tu jesteśmy - powiedział Harran, podnosząc się nieco, by Mmho go zobaczyła. - Przyjdziesz do nas?
- Co jest?! - Odkrzyknęła Druidka, nadal siedząc, jak siedziała.
- Nic. Zastanawiałam się, gdzieście się podziali - odpowiedziała Mmho, kierując się w ich stronę.
- Siedzimy na straży. Sta-tek gadał żeby się pilnować - Powiedziała Vaala również już zwyczajowym tonem, podchodząc na wszystkich czterech do krawędzi daszku.
- Zapraszam na górę - powiedział zaklinacz. - Stąd jest bardzo dobry widok - dodał.
- Gadał też różne inne rzeczy, ale widzę, że na razie wszyscy są zajęci sprzątaniem. Nasza komnata - tu Mmho zwróciła się do Vaali - lśni czystością. Musiał wcześniej zamieszkiwać ją jakiś rycerz. Znalazłam jego zbroję, ale taką pokazową, nie nadającą się do walki - powiedziała, po czym zaczęła wspinać się na daszek, zwinnie i bez problemów, a Vaala wyciągnęła do niej dłoń, by pomóc.
- Mnie sprzątanie jeszcze czeka - powiedział Harran, w widoczny sposób nie przejmując się bałaganem i przyszłymi porządkami.
- Niestety, bałagan nie ucieknie - odpowiedziała Mmho, korzystając z pomocy Vaali, chociaż wcale tego nie potrzebowała i uśmiechając się do niej przy tym. - Coś ciekawego wśród tych widoków? - zapytała.
- Zależy, co kto lubi - powiedział zaklinacz. - Ale ogólnie biorąc stwierdziliśmy zgodnie, że takie widoki nam nie odpowiadają. - Spojrzał na Vaalę.
- Pusto i nudno - Dodała Druidka, wciągając Półorczycę bez większych problemów na daszek. Taka mała a tyle krzepy??
- To prawda - odpowiedziała Mmho, gdy była już obok nich. Rozejrzała się by przypomnieć sobie panujące ze statku widoki - brakuje tu pięknego nieba i słońca.
Zielonoskóra usiadła obok Vaali.
- Cokolwiek niepokojącego, bardziej niż samo to miejsce?
- Pusto i nudno - Powtórzyła Druidka, na moment się uśmiechając.
- Za to na towarzystwo nie narzekam - odparł Harran. - Ale jeszcze trochę i ruszymy, więc widok stanie się ciekawszy.
- Jak już nie będzie trzeba siedzieć na warcie, sprzątniesz ze mną kuchnię? - zapytała Mmho, kierując pytanie do Vaali.
- Dobra - Padła krótka odpowiedź.
- Jeśli coś trzeba będzie naprawić, to wołajcie - powiedział zaklinacz.
- Może tak się zdążyć - odpowiedziała Mmho - rozumiem, że jesteś wprawiony w naprawach?
- Z pewną pomocą magii potrafię naprawić różne rzeczy, pod warunkiem, że nie zgubiono znacznej części tego czegoś - odparł.
- Rozumiem. Przydatne - powiedziała Mmho kierując lekki uśmiech do maga. Po czym zmarszczyła brwi i bardziej zaniepokojone spojrzenie przeniosła na Vaalę.
- Jak się czujesz? - zapytała, jednocześnie szukając wzrokiem ran na jej ciele. Po chwili zauważyła na łydce nieco jeszcze zakrwawiony ślad po dzisiejszych przeciwnikach. To chyba była piła jednego z tych skarabeuszy? Rana była jednak mała i już w sumie zaschnięta.
- No… normalnie - Vaala wzruszyła ramionkami, wpatrując się w Mmho - A co?
- Nic. Tak sprawdzam - odpowiedziała jej Mmho z nutą troski. Pół-orczyca chyba jako jedna z niewielu nie odniosła żadnej rany. - A twój orli przyjaciel? - zapytała.
- Rany przeżył, ale jest na mnie zły - Vaala momentalnie się zasępiła, po czym z naburmuszoną miną wbiła spojrzenie gdzieś w horyzont.
- Wydobrzeje - zapewnił ją zaklinacz. - I w końcu wybaczy - dodał.
- Od tego są przyjaciele - odezwała się Mmho. - Nie spodziewałaś się, że narazisz go na cierpienie. Musi być ci ciężko na sercu, chociaż wiesz, że na całe szczęście nie doznał żadnego trwałego urazu. -
Mmho nie starała się pocieszać Vaali na zasadzie "a tam wszystko będzie dobrze", tylko zrozumieć jej emocje i nostalgiczne samopoczucie.
Vaala minimalnie oparła się o siedzącą obok Mmho ciałem, a i po chwili głową.
- Skoro tak gadacie… - Mruknęła.
- Mamy rację - zapewnił ją Harran.
Zielonoskóra objęła druidkę w talii, delikatnie się przy tym uśmiechając.
- Nie wiem czy to miejsce i czas, ale póki On śpi, jeśli faktycznie śpi, to powiem wam, że nie podoba mi się, jak to ujął toksyczna natura nowego serca. Jeśli do tej pory był neutralny, a teraz z toksycznym sercem stanie się zły? - wyraziła głośno swoje wątpliwości.
- Pytanie, czy stare serce było lepsze, niż to nowe - odparł Harran. - Miejmy nadzieję, że neutralność statku nie zależy od serca.
- Ten cały sta-tek nie jest żywy… a gadacie o nim jakby był? Neutralny, zły, to tylko nazwy - Mruknęła Vaala i przymknęła oczy.
- Żywy to on może i nie jest, ale myśli i ma serce - odpowiedział zaklinacz. - A czy Wędrowiec jest tak do końca żywy?
- Konstrukt? Też nie… - Powiedziała Druidka.
- A może działać i nie wiadomo, jak postąpi w danym momencie - stwierdził Harran. - A te nazwy mniej więcej sugerują, czego po kim można się spodziewać.
- Mniej... wilk jest zły, jak zje zająca? Albo chłopa, co się w lesie zgubił? Krowa jest dobra, bo daje mleko i mięso z niej jest? - Vaala, wciąż z przymkniętymi oczkami, lekko sobie ziewnęła.
- Jeśli zje naszego zająca, to jest zły. - Harran się uśmiechnął. - Ale raczej w kategoriach zły, dobry, neutralny oceniamy działania istot myślących. Jeśli kogoś okradnę, to raczej nie będzie to czyn dobry - dodał.
- Mówiąc zły, miałam przede wszystkimi na myśli nikczemne plany lub destrukcyjne zachowania względem nas, czy też wykorzystanie nas do zrobienia czegoś. Macie rację, nie ma co snuć teorii. Nie ufam mu, bo jest maszyną, która w przeciwieństwie do Bezimiennego nie posiada ciała na nasz wzór, więc jest dla mnie dziwna. W dodatku kiedy tu jesteśmy, jest wszędzie i wszystko widzi - powiedziała Mmho, po wysłuchaniu co jej towarzysze mają do powiedzenia odnośnie kategoryzowania jako zły, neutralny czy dobry. - Chcesz się zdrzemnąć? - zapytała półszeptem, zerkając w stronę twarzy Vaali. Pogładziła ją przy tym wolną ręką po czole.
- Tylko chwilę odpocząć... - Mruknęła Druidka, po czym przelotnie się uśmiechnęła na gładzenie po czole, nie otwierając oczu - ...w ciszy… - Dodała po chwili.
- To ja was zostawię - powiedział Harran, który w tym momencie poczuł się całkiem zbędny. - Przyjemnego odpoczynku - dodał cicho, po czym, równie cicho, opuścił dach sterówki.

- Odpoczywaj gwiazdeczko - szepnęła Mmho, jeszcze raz gładząc druidkę, a po tym przestając, nie chciała zakłócać jej odpoczynku. Ta z kolei, trochę jakby bardziej się do Półorczycy przytuliła.
- Popilnujesz mnie? - Szepnęła.
- Oczywiście - odpowiedziała pół-orczyca. Przez chwilę jeszcze przyglądała się Vaali, a po tym skupiła wzrok na widokach i czujnej obserwacji otoczenia.

~

Po niecałym kwadransie Vaala otwarła ślipka, i zerknęła na Mmho.
- Co tam? - Spytała.
- Pusto i nudno - odpowiedziała Mmho naśladując słowa Vaali, tym razem jednak z większym dla nich zrozumieniem. - Lepiej się czujesz?
- Trochę odpoczęłam… ja spać nie muszę prawie wcale… dalej mnie ręce bolą - Powiedziała dziewczyna.
- Ręce? - zdziwiła się Mmho, machinalnie przyglądając się ręką Vaali jakby mogła znaleźć na nich odpowiedź… na co Druidka westchnęła, zerkając Mmho prosto w oczy.
- Od machania skrzydłami - Wyjaśniła następnej osobie.
- Ah - westchnęła Mmho - już rozumiem. Mogę ci je wymasować - zaproponowała pół-orczyca. A Vaala roześmiała się, odrobinkę nawet w trakcie jakby… chrząkając.
- Tak jak i Harran - Powiedziała w końcu.
- Hmm… czyli jesteś już po masażu? To dobrze. Rozluźnienie mięśni pomaga na ból - wyjaśniła przestając patrzeć na Vaale a kierując wzrok w przestrzeń. - Sprzątałam naszą kajutę - dodała, jakby chcąc zmienić temat. - Znalazłam tam jakieś przepowiednie o końcach różnych światów.
- Nic mi nie masował - Szturchnęła ją łokciem, po czym się zasępiła. Przez chwilę chyba nad czymś myślała…
- Ja potrzebuję artefakt, inaczej mój dom spotka zagłada.
- Artefakt? - zdziwiła się zielonoskóra - Coś konkretnego? - zapytała, a jednocześnie przeniosła ręce na jej ramiona, po czym przesunęła w dół aż do łokci, po drodze próbując wyczuć najbardziej napięte mięśnie.
- Serce Ziemi. I już myślałam że mam, ale te od sta-tek to inne. Muszę szukać dalej… - Vaala wzruszyła minimalnie ramionami.
- Aha - powiedziała pół-orczyca, zaczynając delikatnie masować te mięśnie, które uznała za sztywne - powinnaś przeczytać te przepowiednie. Jest tam coś o istocie, której nazwę dziś wspominałaś. Tarrasque? Może więc też coś o twoim świecie, co ci pomoże.
Na słowa o Tarrasque Vaala cała zesztywniała. I to tak naprawdę. Stała się nagle jak z kamienia, a ręce, gdzie Mmho ją dotykała, wyraźnie wprost wibrowały. Genasi spojrzała na Półorczycę, po czym wyjątkowo powoli pokręciła przecząco głową ze łzami w oczach.
Mmho milczała, zdając sobie sprawę, że to jej słowa wprawiły Vaale w taki nastrój. Cóż, chciała pomóc i tak czy inaczej,

Kobietyuważała, że druidka powinna wiedzieć o znalezisku. Gładziła ją delikatnie czekając i dając jej czas na poskładanie myśli.
- Ty przeczytaj i mi opowiesz - Vaala w końcu przerwała ciszę, po czym ruszyła się z miejsca...bardziej ku Mmho. Wyglądało jakby miała zamiar ją pocałować, zbliżając swoją twarz do jej twarzy.
- Dobrze - powiedziała Mmho, nie poruszyła się przy tym, tylko spojrzała Vaali w oczy. Ta z kolei… przytknęła swoje czoło do czoła Wojowniczki. Przymknęła oczka, uśmiechnęła się, po czym głęboko odetchnęła przez nos, zupełnie jakby chciała poczuć zapach Mmho.
- Jesteś głodna? - Spytała nagle, uśmiechając się lekko, wciąż z zamkniętymi oczami.
- Dziękuję. Nie jestem - odpowiedziała pół-orczyca. Ona nie zamknęła oczu, przyglądała się Vaali. Pogładziła po policzku.
- To nie muszę nic pichcić - Odparła Vaala, zupełnie jakby tylko głód(lub jego brak) jedynie u Mmho, miały dla niej jakieś znaczenie…
- Noszę pierścień, nie odczuwam dzięki niemu takich potrzeb - wyjaśniła zielonoskóra - podczas wojny, to bardzo przydatna rzecz. Nie musisz martwić się dodatkowo kwestią zdobycia jedzenia. A w moim świecie wojna trwała wiele lat. Myślę, że statek zaraz się obudzi. Powinniśmy iść do sali nawigacyjnej.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 02-08-2020, 19:45   #48
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pilnowali statku… z początku. Z początku Harran i Vaala siedzieli na szczycie okrętu i “obserwowali” okolicę zapoznając się bardziej ze sobą niż obszarem dookoła. Trwało to długo, ale w końcu się skończyło. Harran zabrał się za sprzątanie i porządkowanie swojej kajuty, druidka się zdrzemnęła. A gdy zbliżał się czas “przebudzenia” wraz z Mmho udali się do sali nawigacyjnej. Tam też już czekał Wędrowiec, tam też się udał Kvaser.
Ambroṩ zaś wybrał odludne i ciche miejsce, by pogrążyć się w medytacji i słuchaniu.
Imra zaś czytała pomiędzy sprzątaniem listy. Niektóre były nudne… inne cóż… bardzo obrazowe. Właścicielka kajuty zachęcała najwyraźniej w swoich listach do zwierzeń do uzewnętrzniania swoich pragnień. I listy pełne lubieżnych wspomnień, jakby choćby te gwałtowne uniesienia pomiędzy beczkami w ładowni ledwie zagłuszanymi przez trzaski piorunów z maszynowni.

Nikt więc nie pilnował okrętu na kilkanaście minut przed planowanym “obudzeniem”. Nikt nie przewidział że statek może się spóźniać. Nawet Wędrowiec którego przenikliwość i roztropność pozwoliła mu dojrzeć, to co innym umykało. Rozglądający się po komnacie egzotyczny awanturnik nie odkrył w niej nic nowego. Być może dalsze przeszukiwanie kajut pozwoliłoby na więcej. Tu jednak nic nie było, poza schodzącymi się do tej komnaty towarzyszami broni.
Tymczasem to na pokładzie działo się coś ciekawego. Nastąpił błysk teleportacji i pojawiły się trzy sylwetki.
Dwie z nich… kamienne postacie uzbrojone w masywny oręż i metalowe zbroje.


Potężne zbudowane typki rozglądały się złowrogo i podejrzliwie, zaciskając łapy na swoim orężu. Na szczęście, trzecia osóbka nie zachowywała się wrogo. Barwnie ubrana kobieta, o nietypowej urodzie uzbrojona w… banjo.Ta zaskoczona zastaną po teleportacji sytuacją zamrugała oczami i zaczęła krzyczeć głośno.
- Hej! Jest tu kto? Radogaście? Azuriel? Gnościku?
Odpowiedź przyszła zaś z innej strony i wstrząsnęła statkiem uszkadzając burtę. Eksplozję tą wywołał od skarabeusz. Olbrzymi złoty mechaniczny skarabeusz, ten który to Kvaser widział w wnętrzu machiny, której serce ukradł.
Szły takie dwa olbrzymie, oraz jeden platynowy podobnego rozmiaru. Oraz legiony mniejszych, zwykłych, złotych i platynowych… oraz jeden adamantowy. Tym razem to była prawdziwa regularna armia… skarabeusze szły w oddziałach po pięćdziesiąt electrumowych, pięć złotych i jeden platynowy na każdy taki oddział.
Póki co ta armia była za daleko by móc zaatakować statek, jedynie ogniste promienie złotych strzelały w kierunku okrętu… wywołując lekkie wstrząsy i kolejne uszkodzenia.
- Co to jest ? Skąd się to wzięło?- krzyczała równie przestraszona co zafascynowane diablę w falbanach kierując swoje pytania do dwóch kamiennych wojowników. Ci jednak byli równie zaskoczeni i zakłopotani, co ich ekspresyjna towarzyszka.
Obawy Wędrowca sprawdziły się. Skarabeusze ścigali złodziei ich skarbu… tyle że nie byli tak prędcy jak orły Vaali, choć szło im to zaskakująco szybko.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 10-08-2020, 15:48   #49
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- Co się kurwa dzieje?! - Wrzasnęła Vaala wybiegając na pokład… i zobaczyła intruzów, zarówno na statku, jak i maszerujących po sześcianie ku niemu.
- A wyście kurwa kto?! - Fuknęła i na babę w sukience, z dwoma zbrojnymi przy niej.
- Maugi - mruknął cicho Wędrowiec, wychodząc za Vaalą, odziany już w swój ciężki pancerz - Tutejsi najemnicy. I prawdopodobnie ktoś z poprzedniej załogi - dodał, patrząc na diablę. Wyraz jego twarzy był niewidoczny zza pełnego hełmu.
- To ja powinnam zapytać.- fuknęła w odpowiedzi rogata. - Co wyście za…-
Eksplozja przerwała jej wypowiedź wstrząsając statkiem. Na szczęście skarabeusze były zbyt daleko by mogły strzelać wprost do osób na pokładzie. Natomiast sam Statek był wystarczająco dużym celem.
- I co tam… co to jest i czemu atakuje… i co to znaczy… poprzedniej załogi? Co się z nią stało?! - kontynuowała kobieta machając rękami niczym wiatrak wskazując raz skarabeusze, raz nowych załogantów. Zaś dwa masywne osobniki wielkości małych ogrów, które Wędrowiec nazwał maugami, zachowywały zaś kamienny spokój nie wtrącając się w tą energiczną wymianę myśli typową dla istot organicznych. Zwaną przez nich kłótnią.
- Zginęli. Nie z naszych rąk - stwierdził bez ogródek Wędrowiec - Temat na później. Skarabeusze chcą zagarnąć serce statku - podszedł do burty, starając się ocenił odległość i czas, jaki zajmie mechanicznej armii dotarcie do nich. Mieli trochę czasu nim stwory zbliżą się na tyle by stanowić zagrożenie także dla załogi. Wystarczająco, by zaplanować działania kontrofensywne.
- Statek zwerbował nas jako nową załogę - Mmho dodała odpowiedź na pytanie, na które nie odpowiedział Wędrowiec - tak przynajmniej twierdzi. -
Pół-orczyca wyszła zaraz za Vaalą i do tej pory z łukiem w dłoni oceniała zagrożenie ze strony kobiety i jej towarzyszy, a następnie znajdujących się w oddali skarabeuszy. Uznając, że nowa nie stanowi raczej zagrożenia, a skarabeusze są zbyt daleko, opuściła łuk.
- To on tak może? Gnościk coś tam wspominał o rozwoju… ale gnomy i ich gadanina.- wzruszyła ramionami rogata uśmiechając się.- … kto ich zrozumie jak się rozkręcą.
Kvaser stał w milczeniu lekko za Wędrowcem, lecz widać było, iż buja się jakby z nadmiaru energii. Milczał jednak, dopóki jakaś myśl mu nie zaświtała.
- Znasz się na statku - spojrzał na kobietę srogo bardziej stwierdzają fakt niż pytając - to zajmij się tym aby ruszył się z tego miejsca, bo coś dłużej nam wraca do sprawności - stwierdził cierpko - my przygotujemy coś na atakujących.
Spojrzał trochę od niechcenia na żuki, potem znowu na kobietę, uśmiechając się szeroko, jak szaleniec.
- Na rzucanie kurwami i wzajemną walkę będzie jeszcze czas.
- Nie… nie… nie… Nie znam się na statku mój drogi niziołku. Nie wiem na jakiej zasadzie działa Destiny. To dziecko Gnościka i Architekta. Poza tym czy ja wyglądam na szkutnika?- odparła diabliczka wskazując na swoje banjo przy akompaniamencie kolejnego wstrząsu wywołanego strzałem. - Jestem bardką oraz negocjatorką i handlarką informacjami… i nie należę do załogi Destiny.
Imra wybiegła w końcu na górny pokład. Szybko oceniła sytuację przerzucając spojrzenie z jednej grupy na drugą. Nie widząc wrogości od strony dwóch olbrzymów wyprostowała się.
- Co się dzieje? Kim na piekła jest ta koza? - warknęła rzucając mało przyjemne spojrzenie na nieznane jej diabelstwo.
- Wypraszam sobie takie określenia…- burknęła w odpowiedzi rogata splatając ręce pod biustem. - Jestem panna Marai… żadna koza.
Harran, który wyszedł jako ostatni, chwilowo nie brał udziału w dyskusji.
- Zawsze można chwycić za rogi - Kvaser zaśmiał się w głos nie zważając na ataki skierowane w stronę statku - nie za dobry czas masz na wizytę - stwierdził już ciszej, ale dalej z dziwną energią, może do pomylenia nawet z agresją - potrafi ktoś z naszych stwierdzi…
...niziołek przerwał w połowie zdania. Znowu dość charakterystyczna dla niego gonitwa myśli dała o sobie znać. Spojrzał raz jeszcze na obcą kobietę z iskrą w oku.
- A umiesz handlować z mechanizmami czy nie jesteś tak dobra?
Mmho zaś uśmiechnęła się tylko pod nosem, chociaż jej wyobraźnia poszła za stwierdzeniem o chwytaniu za rogi. Jednocześnie oceniła walory estetyczne "kozy".
- Ci tutaj nie przyszli handlować, tylko wziąć to co chcą po trupach waszych i własnych. Nie trzeba być negocjatorem, by zauważyć że tamci nie będą rozmawiać. - wskazała kciukiem za siebie i zerknęła przez ramię. - Noo…. aaaaleee jeśli chcesz mojej rady to… jeśli to serce nie jest potrzebne wam, tooo... rzucając je z dala od statku przyciągnięcie tam ich uwagę. Jak to mówią, dobrą przynętą nawet solara złapiesz.
- Myślałem o bardziej pokojowej wymianie - zaśmiał się - ale widzę, że myślimy podobnie - Wściekły Borsuk stwierdził zadowolony spoglądając na wysoce odporną na błyskawice Imrę.
Półelfka złapała to spojrzenie i wywróciła oczami wzdychając ciężko.
- Idealny pomysł - pochwaliła krótko Mmho.
Przyglądająca się nieufnie nowym osobom na pokładzie Vaala… zawarczała. Następnie zaś spojrzała na Kvasera.
- Bez serca sta-tek nie odleci? - Powiedziała.
- Stare serce, to wadliwe - niziołek wyjaśnił jak na siebie, dość spokojnie.
- Uch, idę po nie. Nie mam ochoty aby nasz jedyny transport został zniszczony przez bandę żelastwa. Oby tylko to zadziałało - Imra pospiesznie udała się po wspomniany artefakt, aby wyjść z nim pod pachą na górny pokład.
- Stare serce jest niestabilne, im dalej od nas się znajdzie, tym lepiej - stwierdził Wędrowiec, obserwując niesiony przez Imrę obiekt - Mogę je przenieść gdzieś dalej, jeśli nie chcesz ryzykować wierzchowca. Ewentualnie zapewnię trochę ochrony.
- Wierzchowiec jest szybszy od ciebie. Wolę aby ktoś tutaj został i pilnował kozy - półelfka powiedziała to tak jakby absolutnie nikt inny nie nadawał się do pilnowania nowo poznanej.
I znowu usłyszeli oburzone parsknięcie diablęcia.
Automaton parsknął metalicznie, najwyraźniej rozbawiony.
- To da się zrobić. Pozostań w polu widzenia. Miejmy nadzieję, że skarabeusze zadowolą się uszkodzonym źródłem i wrócą do swojego gniazda - zrobił krok w stronę burty, stając bliżej nacierających i nie przejmując się kolejną eksplozją która wstrząsnęła statkiem.
Nadzieja była, jak mawiano, matką głupich, ale Harran nie zamierzał wygłaszać tej opinii. Nie zamierzał też przeszkadzać Imrze, bo nawet gdyby plan nie zadziałał, to mógłby wprowadzić pewne zamieszanie w szeregach wroga.
- A ty Marai, co właściwie tu robisz? - zapytała pół-orczyca.
- Zostałam wynajęta do zebrania pewnych informacji. No i zebrałam je. Skoro jesteście nową załogą, to pewnie wypadałoby je przekazać wam. Choć nie wiem czy was zainteresują.- wzruszyła ramionami diabliczka. Poprawiła okulary na nosie. - Jeśli to nie będzie problem, to tę kwestię wolałabym szerzej wyjaśnić jak już nasze żywoty będą bezpiecznie.
- Informacje! - ucieszyła się Mmho, przynajmniej sądząc po tonie, bo towarzyszył temu tylko lekki uśmiech. Po tych słowach pół-orczyca przedstawiła po imieniu (lub jego braku w przypadku Wędrowca, którego nazwała Bezimiennym) każdego z obecnych towarzyszy.
Półelfka wystawiła jedną z rąk przed siebie, łapiąc drugą dłonią za bransoletę, która była schowana pod zbroją. Złoty metal był wyżłobiony w figury dymnych koni w galopie.
- Cieniu przybywaj.
Na te słowa z bransolety wytrysnął czarny dym, który po chwili zaczął się formować w kształt cienistego konia. Zwierzę miało czerwone ślepia świecące niepokojąco złowroga aurą. Jego grzywa i ogon wyglądała jak powoli sączący się dym, a kopyta były niczym półprzezroczyste szkło również zabarwione czernią. Imra przytuliła mocno do siebie serce i wskoczyła na grzbiet wierzchowca.
- Hia! - krzyknęła łapiąc za cieniste lejce i koń pogalopował do przodu. Nie wydał jednak z siebie żadnego dźwięku, a jego masa nie odbiła się echem po deskach statku. Będąc przy krawędzi skoczył… i nie spadł. Wzniósł się z zastraszającą prędkością ku ciemnemu niebu.
Mmho uniosła na ten widok brwi. Zastanawiała się, czy tu każdy ma takie triki w rękawie. Póki co, towarzysze często ją zaskakiwali.

Chwilę później ozwał się znajomy głos.
- Dostrojenie zakończone. Okazało się że nowe źródło wymaga więcej okiełznania. Ale już wróciłem do pełnej funkcjonalności. - Statek znów ożył. - Czy moje kryształowe zmysły działają poprawnie? Czy jestem atakowany?
- Tak. Poprzedni posiadacze nowego źródła. Imra podrzuca im stare serce do odciągnięcia uwagi - Wędrowiec odpowiedział sucho na pytania statku.
- Mamy też towarzystwo na pokładzie - dodała Mmho - prawdopodobnie nastawione pokojowo. Możecie zapytać GO czy już ją tu widział? - zapytała Mmho, nadal nie mogła się przekonać by samodzielnie zadać pytanie statkowi, ale jednocześnie swoją prośbę skierowała do nikogo konkretnego.
- Madame Marai była znana poprzedniej załodze. Działali wspólnie przy … ta informacja jest obecnie niedostępna…- odezwał się Statek uprzejmie.
- Miło cię widzieć… funkcjonującego i w dobrym… zdrowiu Destiny.- odparła czule diabliczka.
- Obawiam się… że mój stan jest dość… daleki od warunków jakie musiałyby być spełnione bym mógł się określić jako “zdrowy”. - odparł Statek.
- Starzy znajomi - podsumowała Mmho, zadowolona, że statek potwierdził znajomość Marai - słodko.
- Mhmm… słodko. - odparła żartobliwie rogata. - I przy słodkościach najlepiej odnawiać znajomości. Lub je nawiązywać.

- Przydałaby się osłona... lub szybki start - dorzucił Harran. Imrę mogliby zabrać już w locie.
- Jestem gotów do startu. Proszę położyć się na podłodze, bo oderwanie się od podłoża będzie trzęsące.- poinformował Statek.
- Czy widzisz kobietę mającą twoje stare serce? - spytał Harran, siadając na pokładzie.
- Oczywiście… widzę Imrę. Jestem świadom obecności każdego członka mojej załogi.- odparł Statek.
- Siadać wszyscy! - powiedział Harran. - Startujemy. I lecimy po Imrę.
- Wy lecieć sta-tek, i pilnować nowych! Ja ją wezmę! - Powiedziała Vaala, po czym szybkim susłem dopadła burty, stanęła na niej, i spojrzała na Imrę poza statkiem. Najwyraźniej Druidka miała zamiar skoczyć do Półelfki, pewnie pod postacią… orła? Na jej ramię opadła masywna dłoń Wędrowca. Starał się być delikatny, ale czuła jej ciężar.
- Poczekaj aż wystartujemy, poradzi sobie.
- Startuj! - powiedział Harran.

Gdy już wszyscy siedzieli lub leżeli na pokładzie, do wstrząsów od strzałów dołączył wstrząs związany z tym że statek odrywał się od podłoża w które zarył. Do odgłosów eksplozji dołączył dźwięk wyginającego się drewna i w końcu statek powoli uniósł się w górę.


Wstrząsy się uspokoiły i można było stanąć na nogach. Zresztą strzały też zrobiły się coraz rzadsze, bo cały legion skarabeuszy skręcił podążając za Imrą i “wabikiem” w jej rękach.
Ta nie mając czasu oglądać się za siebie skierowała wierzchowca jeszcze bardziej do góry a potem w "lewo". Patrząc z wysoka szukała dobrego miejsca na wyrzucenie niechcianej rzeczy. W końcu upatrzyła jedno. Dopiero wtedy spojrzała za siebie.
Statek unosił się w górę chybocząc lekko. Ale wkrótce wyrównał lot. Imra widziała że ich plan działa. Skarabeuszom tylko chwilę zajęło ustalenie priorytetów. Skoro nie mogły wyczuć serca napędzającego latający okręt, ruszyły za Imrą zmieniając kierunek ruchu z zegarmistrzowską precyzją. Imra nie mogła nie poczuć w sercu pewnego ukłucia zachwytu na widok manewru, który nawet wojsku złożonemu z weteranów sprawiłby kłopot.
Ale teraz podążali za nią… jak za swoim wodzem na czele. Ostrzał na razie się skończył. Skarabeusze musiały obawiać się, że przypadkowe trafienie zniszczy ów tryskający błyskawicami skarb.
Imra zagryzła wargi. A może mogłaby tak im dowodzić? Mieć własną armię? Własną potęgę zamiast wskrzeszać swojego szefa? Niestety nie miała żadnego dowodu, że mogłaby w jakikolwiek sposób kontrolować żuki. Poza tym, że za nią grzecznie podążały, bo miała coś co chciały. Z ciężkim sercem powróciłą do swojego oryginalnego planu. Zacisnęła mocniej nogi wokół widmowego konia i zaplątała lejce wokół przedramienia. Bardzo ostrożnie przechyliła się w siodle pozwalając aby jej magiczny wierzchowiec również się nieco przechyli w tę samą stronę. Kiedy była pewna, że jest mała szansa aby serce poraziło Cienia cisnęła nim w kierunku sześcianu. Po tym manewrze sama odbiła w przeciwną stronę niż leciała do tej pory.

Statek zaś ze swoimi pasażerami obrócił się dziobem w kierunku odlatującej Imry.
- Polecenia? - zapytał uprzejmie swojej załogi.
Kvaser przyglądał się sylwetce odlatującej Irmy z wyraźną satysfakcją. Nie lubił ataków z zaskoczenia (oczywiście gdy sam padał ich ofiarą). Za bardzo przypominało mu to przygody podczas ochrony karawan. Tych gorzej wspomnianych ochron. Na razie nie przejmował się rozkazami, uważał, iż powinni na nią poczekać, nie było sensu zwiększania dystansu jeszcze bardziej.
Zamiast tego zwrócił się do rogatej nieznajomej.
- Jak się tutaj dostałaś - zmrużył oczy, nie podobała się mu idea teleportacyjnego desantu dowolnych nieznajomych na ich statek.
- Miałam zwój teleportacji. Jeden. Powinnam trafić obok statku… zwykle zapobiega on lądowaniu bezpośrednio na swoim pokładzie. No… ale skoro akurat nie działał.- wzruszyła ramionami diabliczka.
- Polecenia? - powtórzyła po statku Mmho - czekamy na powrót Imry, a poźniej lecimy stąd.
- Mówisz rzeczy które zdecydowanie chciałbym usłyszeć - niziołek odpowiedział diablicy z wyraźną wrogością (albo po prostu podejrzewa coś, ale jego mentalność nadawała mu taki ton).
- Mówienie to moja robota.- rzekła żartobliwie Marai, następnie dodała poważnym tonem. - Ale to akurat było szczere… niby jak mogłabym się dostać tak szybko tutaj. To odległy sześcian. I miałam powody przypuszczać że tu będzie Destiny z załogą.
- Nie musimy czekać. Utrzymuj bezpieczną odległość od armii, kurs na Imrę - Wędrowiec zwrócił się do statku - Po jej dołączeniu kurs na Rigus - dodał po sekundzie zastanowienia i zwrócił się do diablęcia - Rozumiem, że podróżujesz na pokładzie Destiny jako gość? - Automaton dość wyraźnie zaznaczył nazwę statku.
Statek zgodnie z poleceniem Wędrowca ruszył za Imrę trzymając dystans i odbijając lekko w lewo.
- Sądzę, że skoro znasz załogę, możesz mieć jakiś klucz albo przenoszący tutaj, albo znoszący tutejsze zabezpieczenia - niziołek machnął ręką jakby zarzucając temat - i tak do tego nie dojdę, twa wizyta jest akurat przyjemna - uśmiechnął się szeroko - gorzej gdy będziemy mieli innych gości - westchnął, czy bardziej fuknął energicznie.
- Jako gość…- potwierdziła diabliczka i dodała z uśmiechem.-... aż do Rigus. Tam nasze drogi mogą się rozejść, chyba że dogadamy się w sprawie jakiegoś zlecenia dla mnie. Do czasu wizyty w Rigus podporządkuję się wraz z moimi ochroniarzami poleceniom załogi. Bądź co bądź wszyscy chcemy dotrzeć do Rigus w całości, prawda?
- Rigus, wygodnie - Wędrowiec zignorował pytanie retoryczne - Jakie informacje miałaś do przekazania?
- Na temat trasy Uu’gultu, regenackiego nautiloida. Szczegóły, jeśli to nie problem, przekazałabym w wygodniejszych warunkach.- odparła Marai z uśmiechem.- Do Rigus mamy kilka dni lotu. Będzie czas na to.
- Przy okazji opowiesz coś nam o poprzedniej załodze - Kvaser stwierdził dziwnie obojętnie - pijesz coś mocniejszego czy tylko wdychasz używki?
- Czemu nie… i piję… i używki palę.- potwierdziła z uśmiechem rogata.

***

Serce poleciało w dół z początku powoli zawisając w powietrzu, potem jednak grawitacja sześcianu zaczęła robić swoje i błyskający piorunami obiekt powoli spadać począł w dół, coraz szybciej i szybciej.
“ Lepiej uciekaj ile sił w rumaku” Głos instynktu ozwał się w głowie Imry. Czy na pewno to był jej głos? Nie czas rozważać takie detale patrząc jak obiekt zmierza w dół… a ścigające go skarabeusze niczym stado lemingów za nim.
Imra spięła konia do lotu każąc mu lecieć w prostej linii. Oddalając się od miejsca zrzutu zerknęła tylko raz za siebie ciekawa co żuki zrobią z sercem.

Nastąpiła eksplozja gdy serce uderzyło o ziemię sześcianu, wybuch białego światła i błyskawic rozszerzał się niczym głodna bestia pochłaniając coraz większy obszar… w tym i skarabeusze, które błyskawicznie zmieniły kierunek i zaczęły desperacko uciekać od strony eksplozji. Także i żar który czuła za sobą Imra sugerował, że jeśli nie zdąży to żadna ochrona przed płomieniami nie zdoła uratować jej życia. Tylko ucieczka.

Tak samo musiał ocenić i Statek, bo dokonał zwrotu przez burtę by oddalić się od eksplozji. Słusznie bowiem uznał, że w obecnym stanie rumak Imry jest szybszy od niego.
- Niech mnie... - powiedział Harran, przymykając oczy, by nie oślepił go blask wybuchu. - Dobrze że tam wybuchło, a nie tu - dodał.
Nie sądził, że serce może skończyć swój żywot w tak efektowny sposób.
Wędrowiec stanął pewniej na pokładzie, szykując się na falę uderzeniową.
- A przy okazji pozbyliśmy się skarabeuszy - zgodził się z Harranem.
- Kłopot z głowy - dodał zaklinacz.
- To wybuchło bo spadło, czy wybuchło bo nadszedł jego czas? - upewniła się Mmho, której wydawało się, że chodziło o spadanie.
- Zakładam, że to przez uderzenie w powierzchnię sześcianu - odpowiedział automaton. Mmho tylko skinęła głową.

[media]https://acegif.com/wp-content/uploads/gif-explosion-36.gif[/IMG][/media]

Wybuch był olbrzymi i niczym żarłoczna bestia pochłaniała coraz większy obszar w oślepiającym blasku. Kurz po nim nie opadł… bo wybuch pochłonął wszystko zostawiając po sobie dziurę głęboką na dwie mile… o średnicy kilkunastu. Zarówno Imra jak i Statek oddalili się wystarczająco daleko by uniknąć pochłonięcia przez eksplozję…. jak i by nie móc dojrzeć nieuzbrojonym okiem czy jakiś skarabeusz przetrwał ten wybuch.
- O w mordę - Imra mrugała oczami starając się odgonić plamki z oczu po jasności jaka nastąpiła. Powoli zaczęła wracać w kierunku statku, który widziała gdzieś w oddali.
I dość szybko się zbliżyła do niego, bo jej rumak był szybszy, a i Statek nieszczególnie się śpieszył. I wkrótce znalazła się blisko niego.

- Statku - powiedział zaklinacz - mam nadzieję, że twoje nowe serce jest w lepszym stanie.
- Obecne serce, po dostrojeniu, funkcjonuje optymalnie. Jeśli będą z nim kłopoty, poinformuję załogę natychmiast.- uprzejmie odpowiedział Statek.
Łup! Metalowe okucia Imry uderzyły o pokład, kopyt jej wierzchowca ponownie nie było słychać. Półelfka dalej mrugała i krzywiła się. W końcu z rezygnacją machnęła dłonią.
- To było efektowne - powiedział Harran. - Nic ci nie jest? - upewnił się, podchodząc do Imry, by, w razie konieczności, podać jej pomocną dłoń.
- Co? - Imra spróbowała sobie przetkać ucho. - Co mówiłeś? A rzesz! Dźwięczy mi w uszach zupełnie jak po tym gdy Nazroth podpalił magazyn prochu. Nie tak efektowne, ale równie głośno.
Półelfka pomruczała jeszcze do niebie w niezadowoleniu pstrykając palcami obok uszu.
- Przejdzie mi - machnęła ręką.
- Najważniejsze, że oczy całe - stwierdził zaklinacz. Głośniej, niż zwykle był mówić.
- A tylko mroczki od światła. Też przejdzie. Hm, dziękuję za troskę.
 
Asderuki jest offline  
Stary 10-08-2020, 17:59   #50
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
- Taaa… - stwierdziła madame Marai starając się zachować nonszalancką maskę zblazowania na swoim obliczu. Niemniej ten widok eksplozji trochę nią wstrząsnął. Poprawiła okulary na nosie dając czas na opanowanie drżenia w swoim głosie.
- Myślę, że skoro to załatwione to ja udam się do sali nawigacyjnej. I tam możemy, oczywiście ci chcą… możemy wyjaśnić razem całą sytuację. No i przekażę wam co zebrałam, bo skoro i wy i Destiny twierdzicie że jesteś jego nową załogą…- zaczęła przemowę w którą wtrącił się Statek.
- Potwierdzam… są…
- Właśnie. Więc myślę że taką naradę najlepiej robić w cywilizowanych warunkach, przy stole, alkoholu i ciastkach. - po tych słowach ruszyła do sali nawigacyjnej kręcąc pupą i ogonem co wprawiało bransolety na jej ogonie dźwięczne brzęczenie.
Kvaser zgodnie z zamiarem nie spuszczania przybyłej z oczu, ruszył tuż za nią, wyprzedzając nawet jej ochronę. Nie skomentował manier obcej. Niektórzy mają taki styl bycia i chcąc coś od nich uzyskać, należało się powstrzymać z tego typu uwagami.
Jej dwaj ochroniarze podążyli za nią. Ze względu na rozmiar musieli pokombinować przy przeciskaniu się przez drzwi. Niemniej sala nawigacyjna miała na tyle wysoki sufit, że mogli tam stać wyprostowani. Drugi z nich zamknął za sobą drzwi.
- Co!? - Imra powiedziała bardzo głośno. - Co ten kozioł gadał? Czemu ona się tak tu panoszy??
Pomimo głośnego mówienia półelfka nie wydawała się przesadnie zła.
- Pewnie uważa, że jako gość ma większe prawa - zażartował zaklinacz.
Imra kiwnęła głową w odpowiedzi. Starała się nachylać do tych co mówią aby lepiej słyszeć.
- Marai zbierała informacje dla poprzedniej załogi - krótko wyjaśniła jej Mmho, uprzednio zbliżając się do pół-elfki i mówiąc głośno - chce nam je przekazać - dodała. Nie lubiła, kiedy nieobecni zostawali bez informacji. W podzięce dostała kiwnięcie z aprobatą.


Niziołek za drzwiami rzucił do kobiety lekko zaczepnym, lecz żartobliwym tonem
- Widzę, że nie trzeba ci mówić abyś czuła się jak u siebie - zaśmiał się - oni - pokazał ochroniarzy palcem, agresywnym gestem z którego był zresztą znani - stoją pod ścianą - stwierdził poważnie i głośno.
- Niestety… ja mam z nimi umowę. Nie wtrącam się w ich robotę, a oni nie przeszkadzają mi w mojej. - odparła rogata sięgając pomiędzy fałdy swojej sukni i wyjmując stamtąd niedużą ozdobną skrzyneczkę. Otworzyła ją i zaczęła wyjmować…
- Ale nie martw się. Nie będą przeszkadzać. Są jak cienie… moje cienie.- … palcami ze skrzynki wyjmowała nieduże ale pojemne szklaneczki. Sześć w sumie. Wiele zapewne warte. Jej ochroniarze zaś kucnęli pod ścianą, blisko rogatej co by w razie czego ją osłaniać i flankować potencjalnych agresorów.
Wędrowiec wszedł do pomieszczenia zaraz za nimi, nie komentując panoszenia się diablęcia. Stanął przy stole nawigacyjnym i znieruchomiał, czekając na resztę załogi. Tym razem pozostawał w pełnej zbroi, prawie dorównując rozmiarami ochroniarzom Marai.
- Aaach, do piekieł. Choćmy - półelfka zagarnęła ramieniem Harrana i inną z pozostałych osób aby nie ominęła ich rozmowa… i aby ktoś jej tłumaczył.
- Ej, a widział ktoś Ambroṩa? - zapytała na tyle cicho na ile mogła.
- Całe jego szczęście, że go nie widziałam jeszcze - odpowiedziała Mmho, która ruszyła z nimi w drogę, wcześniej zerkając na Vaalę by ocenić czy rusza z miejsca, czy zostaje.
- Nie wyczuwam jego sił życiowych, natomiast jego ciało jest w okolicy dziury na najniższym pokładzie.- wtrącił uprzejmie Statek, podczas gdy diabliczka zaczęła wyciągać znów z pomiędzy fałdów spódnicy sporą karafkę z płynem o barwie, obiecującej wiele alkoholu.
- Pokieruj mnie tam. Idę po niego - powiedział Wędrowiec i pospieszył do miejsca, gdzie miał być Ambros - Zaopiekujcie się gośćmi - rzucił, wychodząc.
- Oczywiście… zejdź na sam dół. Jest obok maszynowni od strony lewej burty. Obok wielkiej dziury…- tłumaczył Statek, gdy Wędrowiec wychodził. I to tłumaczenie urwało się wraz jego opuszczeniem komnaty.

Kierowany wskazówkami Statku, Wędrowiec szybko dotarł na miejsce… na pokład załadunkowy. Tu… można było ocenić skalę zniszczeń, w postaci ziejącej dwumetrowej dziury. Tu też mógł zobaczyć niedawno poznanego towarzysza broni którego ciało było w straszliwym stanie. Uszkodzona już przy kolizji burta postrzelona przez wielkiego skarabeusza zmieniła się deszcz odłamków przed którym nie dało się uciec i nie dało uniknąć. Ciało nieszczęśnika zostało rozerwane przez nie, acz na twarzy półelfa było widać jedynie zaskoczenie. Śmierć przyszła zbyt szybko, by poczuł ból. Duża część ciała Ambroṩa musiała wypaść ze Statku gdy w końcu oderwał się od ziemi. I wraz z nim jego ekwipunek… rozsypało się trochę zwyczajnych strzał, ocalała przepaska na głowie półelfa oraz pierścień na palcu jednej dłoni. Oraz karwasz… lecz niestety bezużyteczny bez drugiego… który to został zapewne na urwanej ręce. Oraz…
- Czy możesz mnie podnieść i schować. Domagam się dostarczenia w ręce szlachetnego elfa lub półelfa, bym mógł nadal spełniać swe przeznaczenie. - stwierdził mentorskim tonem gadający łuk.
Automaton spojrzał na ciało łucznika i westchnął cicho. Liczył na dowiedzenie się, skąd Ambros rzekomo tyle o nich wiedział, o ile w ogóle to była prawda. Cóż… jasnowidz zapewne przewidziałby, gdzie uderzy pocisk skarabeusza... Jego wzrok przeniósł się na dziurę w burcie statku - to był znacznie ważniejszy i naglący problem.
-Statku, jak to uszkodzenie wpłynie na twoje funkcjonowanie? Dysponujesz materiałami do jego naprawy? - pytał, mechanicznie przeglądając pozostałości półelfa. Opaskę oraz pierścień zabrał, zaś słowa wypowiedziane przez łuk sprawiły, że aż podskoczył. Z pewnym wahaniem sięgnął po broń - czuł, że jest niedoskonała, pełna wad i niegodna prawdziwego wojownika, który nie boi się stawać z wrogiem twarzą w twarz. Ale przecież nie zamierzał jej używać, prawda? Teraz była tylko ciekawostką.
- Jakie to przeznaczenie? - spytał po elficku zastanawiając się, czy Aerenalski wysoki dialekt będzie dla przedmiotu zrozumiały.
- Chronić elfią rasę i właściciela… i zabijać złe istoty… orki. - odparł łuk dumnie w języku elfów.- To chyba zrozumiałe, jest elfim łukiem przysięgi. Przysięga się mi sięgając po mnie i wybierając wroga do ubicia.
- Uszkodzenie poszycia nie pozwala mi przebywać na planach, które są szczególnie niebezpieczne dla załogi. Takie jak plan żywiołu wody. - odpał zaś uprzejmie Statek.- Na szczęście wręgi są całe, choć dwie mają poważne pęknięcia. Jestem w stanie je zagoić, podobnie jak tą dziurę. Wymaga to jednak sporo czasu. Okres ten można przyspieszyć poprzez dostarczenie desek ze skamieniałego drewna które mógłbym zaasymilować umagiczniając je przy okazji jako część mojego ciała. Większym problemem natomiast jest utracony kryształ tworzący sieć oplatającą całe moje ciało. Tego… nie jestem w stanie sam odtworzyć. Przewidywany okres zasklepienia obecnych uszkodzeń w burcie wynosi 32 doby.
- I tylko elf może cię używać? - Wędrowiec najwyraźniej nie miał problemu z prowadzeniem dwóch konwersacji z inteligentnymi przedmiotami jednocześnie. Zaraz po pytaniu do łuku zwrócił się do Statku - Gdzie można znaleźć to drewno, i jak bardzo przyspieszy naprawę? Poszukiwanie jest opłacalne? Powiedz też więcej o tym krysztale ...Destiny -
- Tylko elf powinien mnie używać. Ewentualnie półkrwi. Jestem obrońcą elfiej rasy i pogromcą zła…- przypomniał łuk, a Destiny zaczął wyjaśniać. - Informacja o krysztale jest obecnie niedostępna. W celu uzyskania szczegółów proszę zapoznać się zapiskami w Pracowni Magicznej. Co do drewna najbliższe źródło tego surowca znajduje się w Thuldanin, warstwie Acheronu. Przelot tam jednak jest obecnie niebezpieczny. Nie mogę zapewnić załodze ochrony przed konserwującym efektem tej warstwy planu.
- I liczysz, że dostarczę cię do godnej ciebie osoby? - pytanie do łuku było szybkie, Wędrowiec bardziej skupiał się na sytuacji statku - Konserwującym? Czyżby zamieniającym w kamień? Zapewne w Rigus da się kupić trochę tego drewna, prawda? Czy na czas regeneracji jesteś w stanie wykorzystać na przykład stal do tymczasowego zasłonięcia dziury?
- Tak. Na to liczę. - odparł łuk, zaś Destiny stwierdził. - Nie mogę spekulować. Nie mogę więc odpowiedzieć czy w Rigus da się coś takiego kupić. Nie mam informacji na temat. Natomiast stalowe, czy drewniane płyty mogą co prawda posłużyć do zasłonięcia dziury. Niemniej nie pozwolą mi odtworzenie ochrony, by móc swobodnie się udawać na potencjalne groźne dla mnie lub załogi plany egzystencji.
- Ale zapewnią tymczasową ochronę na czas napraw. Mamy zapas stali, przygotujemy taką osłonę - tym razem Statek pierwszy otrzymał odpowiedź. Wędrowiec musiał się zastanowić, co zrobić z łukiem - Pomogę kogoś takiego odnaleźć, jeśli ty podzielisz się ze mną wiedzą na temat świata, z którego pochodził twój poprzedni właściciel.
- Zauważyłeś chyba że jestem łukiem. Nie gromadzę doświadczeń, nie uczę się świata. - wyjaśnił cierpliwie oręż.- Nie mam szczególnej wiedzy na temat miejsca z którego pochodzę.
- Jesteś zdolny do postrzegania, prawda? Czy nie potrafisz zapamiętywać? - Wędrowiec był zaskoczony tą odpowiedzią. Możliwość zbierania doświadczeń była dla niego podstawowym wyznacznikiem świadomości i inteligencji.
- Nie gromadzę jednak wiedzy… królestwa przemijają, królowie stają się tylko imionami w księgach. Ja tkwię zapomniany w zbrojowni lub ruszam przytroczony do ramienia łucznika. Namierzam cel z jego pomocą.- tu wyraźnie wkradała się próźność broni, gdy to łuk mówił. - I usuwam zło z tego świata. Nie dbam jednak i nie wnikam w szczegóły wojen i potyczek w których biorę udział. Jedynie co się liczy, to bycie po stronie dobra.
Wędrowiec pokręcił delikatnie głową, a zakryty hełm ukrył jego uśmiech. Oto rozmawiał z prostym narzędziem, którego nie interesowało nic poza wypełnianiem swojego zadania. O ironio…
- A jak rozpoznajesz to zło i wiesz, która strona jest tą dobrą? - zapytał, sam siebie zaskakując.
- Oceniając czyny i słowa właściciela. Jak i wszystkich innych. No i naturę właściciela każdy magiczny przedmiot potrafi wyczuć… nie będąc z nim kompatybilny. - wyjaśnił łuk i dodał z lekko arogancką nutą. - No i wiadomo, że elfy są dobre z natury, a orki złe.
Tym razem automaton nie wytrzymał i prychnął śmiechem.
- Chyba stworzono cię niedawno, albo na prostym świecie. Co takiego jeszcze potrafisz? I jak w ogóle brzmi twoje imię?
- Zostałem stworzony przez elfa, mówię w ich języku i słowa mnie budzące też muszą być wypowiedziane po elfiemu. I moim celem jest obrona elfów… jeśli sugerujesz że elfy mogą być złe, to chyba rozumiesz że moja natura się temu sprzeciwia. - stwierdził chłodno łuk. - Ochrona elfów i walka ze złem. Niuanse polityki i relacji istot żywych… to nie moja sprawa Wędrowcze. Jestem bronią a nie żywą istotą. A imię moje to Kaelas… nie… to imię miałem kiedyś. Nie używam już żadnego.
- Hm... - automaton zamyślił się na moment - W załodze jest jeszcze jedna półelfka, może będzie tobą zainteresowana. Jeśli nie, to możemy zostawić cię w świecie, w którym orki doszczętnie powybijały wszystkie elfy - próbował udawać poważny ton.
- Czuję że czegoś mi brakuje… że nie jestem cały… że…. gdzie jest drugi karwasz?! Gdzie on jest? Niepełny jestem bez niego! - łuk nagle spanikował.- Dusza z której mnie stworzona jest rozdzielona także pomiędzy karwasze. Bez nich nie jestem sobą.
- Karwasz zaginął, lub został zniszczony - Wędrowiec niezbyt przejął się atakiem paniki - Czyli jesteś czyjąś duszą zaklętą w broni? - dopytał, ściągając ocalały karwasz z ciała półelfa.
- Tak… zaklął mnie brat, którego poprzysiągłem zabić. Nie odczuwam już tego pragnienia, a więc pewnie został ubity. - stwierdził łuk “Kaelas” już spokojniejszy. Już bardziej pogodzony z tym co się stało.- Natomiast czuję się niekompletny, aczkolwiek moja moc jest nietknięta. Po prostu… po prostu dostarcz mnie w dłonie kogoś kto ceni dobro i nie czuje się związany kajdanami praw. Najlepiej elfa.
- Zobaczę, co da się z tym zrobić… - powiedział Wędrowiec, odkładając na chwilę łuk, by ułożyć ciało Ambrosa w “godniejszej” pozycji - Szkoda, że to się chyba wyklucza… - mruknął sam do siebie, przez moment obserwując efekt swojej pracy, po czym zabrał łuk, karwasz i resztę dobytku zmarłego. Ruszył z powrotem do sali nawigacyjnej.
 
Sindarin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172