|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
23-09-2020, 21:38 | #71 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Na pokładzie zjawiła się Vaala, niosąc jakąś miseczkę. Obrzuciła spojrzeniem wszystkich zebranych, po czym skierowała swoje kroki do… Kvasera. W milczeniu podsunęła miseczkę Niziołkowi pod nos. Świeżutkie, dopiero co zrobione, duże ciastko, tak zwany chyba "zawijas". Kvaser spojrzał na druidkę z mieszaniną zaskoczenia, uśmiechu malującego się na srogim obliczu niziołka oraz rodzącego się śmiechu. Powąchał ciasto, chociaż nie biorą jednego, pełnego hausta powietrze, lecz bardziej węsząc. - Wyśmienicie - uśmiechnął się do Vaali ewidentnie zadowolony - jak widzisz - wskazał paluchem pole bitwy pod nimi - mamy tu coś do roboty. Chcemy zawinąć te wozy im sprzed nosa. Będzie co przegryźć świętując sukces albo zajadając żal - mrugnął do niej - dołączysz się do akcji? Druidka spojrzała poza statek, na walczące między sobą Orki, Gobliny i Hobgobliny przy wozach. Nieco zmarszczyła brewki. - Chcecie ich złupić...bo? - Spytała. - Bo gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta - odparł Harran. - Wygląda na to, że właściciele wozów zginęli, a tamci walczą ze sobą by zgarnąć łupy dla siebie. Mienie bezpańskie należy do tego, kto je pierwszy zgarnie. - To nie są ich wozy? - Powiedziała dziewczyna, nie odrywając wzroku od małej bitwy na dole. - Na to wygląda - odparł zaklinacz. - A w takim razie byłoby to zwykłe odebranie łupu złodziejowi. Vaala przez dłuższą chwilę ciężko nad czymś myślała, podgryzając własną dolną wargę. - Mam ich na początek przypalić? Wszystkich? - Spojrzała na Wędrowca. - Zrobienie tego tuż przed atakiem nie zaszkodzi - stwierdził automaton - O ile nie uszkodzisz zawartości wozów. - Aha - Mruknęła do niego Vaala, i podała w końcu Kvaserowi miseczkę z ciastkiem. Następnie znowu wskoczyła na reling, a stamtąd dała susła poza statek, po prostu skacząc w dół na łeb na szyję. Po drodze przemieniła się jednak w byt stworzony tylko i wyłącznie z… powietrza, z ledwie widocznymi, kobiecymi kształtami, lecąc pod postacią żywiołaka powietrza ponad pole bitewki. Harran przez moment zastanawiał się, co za plan wykluł się w głowie Vaali... i dlaczego druidka tak się spieszy z jego wykonaniem. - Poczekaj chwilę - zawołał za nią. Stanął przy burcie, obserwując poczynania Vaali, gotów w razie czego do ruszenia jej z pomocą. Imra, która miała już wzywać wierzchowca zatrzymała się widząc ponownie raptowną naturę druidki. - Nie wiem jak wy ale skoro tak prędka jest do bitki to poczekamy i zobaczymy jak jej pójdzie? Wędrowiec wzruszył ramionami - Oby tylko nie zniszczyła wozów. Powiedziałem jej “tuż przed atakiem”, a nie zamiast niego. - Niby racja, ale nawet nie zapytała kiedy chcemy zaatakować - Imra wywróciła oczami. - Nie mam ochoty znowu zostać przypieczoną, przysmażoną, zrzuconą czy cokolwiek ona teraz jest w stanie robić. Mimo słów wyczarowała wierzchowca. Teraz trzeba było znaleźć odpowiedni moment aby się wcelować skoro Vaala zapewne skoncentruje na sobie całą złość monstrów. Kvaser odłożył ciasto i pacnął się w czoło klnąc pod nosem siarczyście. Wyglądał na wysoce zdenerwowanego oraz… chyba zażenowanego postawą drudki. Mmho pochwyciła za koło sterowe i z pomocą porad Destiny obniżyła lot okrętu, by ułatwić drużynie… cokolwiek planowali. Nie wiedziała o zmienionych planach. Niemniej swoimi działaniami ułatwiła zadanie Harranowi. Gdyż wrogowie znaleźli się w zasięgu jego błyskawicy. Milcząca zaś bardka brzdąkała leniwie na banjo obserwując całą sytuację z zaciekawieniem, sama będąc obserwowana przez stojące za nią dwa maugi pilnujące jej ogoniastego kuperka. Natarcie rozpoczęła druidka wpierw zmieniając się w żywiołaka powietrza, a potem gdy już Destiny zbliżyło się ku walczącym rozpoczęła iście piekielne uderzenie zmieniając okolicę w morze płomieni. Ryk wściekłości i bólu zmieszał się z sykiem ognia. Zniszczenia jednak nie były miażdżące, gdyż zarówno orki jak i hobgobliny wykazywały dużą odporność na ogień. Cóż… nie wszystkie, ale część z pewnością. Błyskawica Harrana zaś potwierdziła to, czego Bezimienny zaczął się domyślać po pierwszym ataku. Część orków i hobgoblinów nie była… “żywa”. Nie byli też nieumarłymi tylko duszami walecznych wojowników, którzy po śmierci dostąpili honoru dołączenia do swoich bóstw. W tym przypadku panteonu orków i goblinów. Byli Oczekującymi, a ci bywają odporni na niektóre elementy (w tym przypadku ogień) i niewrażliwi na inne (w tym przypadku na błyskawice, bo niszczący atak zaklinacza nie zrobił na nich żadnego wrażenia). Problemem co prawda było odróżnienie Oczekujących od żywych zielonoskórych… ale ten przesiew został dokonany przez ogień druidki. Mmho nieźle sobie radziła za sterem, na tyle dobrze, że niziołek miał szansę nałożyć strzałę na łuk i posłać pocałunek śmierci wybranemu poparzonemu Oczekującemu.
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
01-10-2020, 11:11 | #72 |
Administrator Reputacja: 1 | Kvaser uśmiechnął się kątem ucha naciągnął cięciwę pozbawioną strzały. Ta dopiero przy maksymalnym napięciu broni zmaterializowała się, gotowa do wystrzału. Twarz niziołka zdradzała delikatne napięcie, jakby zaintrygowanie, ciekawość? Była to słuszna diagnoza, dokładnie, długo wymierzony strzał w oko orczego szamana był dla Kvasera małą zagadką. Czy trafi w głowę, czy w cel? Czy czaszka rozpęknie się pod impetem uderzenia, czy może strzała przebije ją na wylot? Było to dość makabryczne , lecz jak każdy rzemieślnik, a był rzemieślnikiem najemniczego fachu, dążył do perfekcji. Strzała z impetem wbiła się w oko orczego szamana, zadzierając głowę mocno do tyłu, aż przez chwilę Kvaser zastanawiał się czy pierwsze uśmierciły wroga obrażenia mózgu czy przetrącony kark. Imra i Bezimienny mieli plany… mieli też szansę na ich zrealizowanie z przewagą zaskoczenia, bo zarówno orki jak i gobliny miały dylemat… nadal walczyć ze sobą, czy sprzymierzyć się przeciw powietrznemu babsztylowi który ich poparzył. Na razie nienawiść rasowa i wrodzona nieufność zwyciężała. I dlatego obrzucali druidkę jedynie obelgami, zajęci pokonaniem przeciwnika… Możliwe też, że obecnie nie mieli możliwości zaatakowania Vaali. Niemniej ich wrodzy “czarownicy” zabrali się rzucanie czarów ochronnych na siebie spodziewając, że “latająca cholera” przypuści właśnie na nich atak. Widząc dewastację, ale też i wahanie przeciwnika Imra spięła konia. Magiczny wierzchowiec na zawołanie zeskoczył ze statku mknąc w powietrzu do pola walki. Nie wiedząc o możliwościach Oczekujących półelfka pozwoliłą zobie zabłysnąć elektrycznością unosząc wysoko w górę swój młot chcąc wywołać na nich “piorunujące” wrażenie. Wędrowiec ruszył zaraz za Imrą - kiedy wojowniczka skupiała na sobie uwagę przeciwników, on pomknął w stronę potencjalnie największego zagrożenia, czyli drugiego maga. Na szczęście Kvaser zdołał już zlikwidować pierwszego. Unosząc się nad polem bitwy i strzelając błyskawicami niczym mroczna walkiria Imra wzbudziła popłoch i panikę… tylko u jednej strony. Morale hobgoblinów goblinów się załamało i rozpoczęła paniczna ucieczka, nad którą próbowali zapanować przywódcy. Orki jednak wydawały się nietknięte lękiem. Wprost przeciwnie… zaczęli wrzeszczeć łamanym wspólnym do Imry, by zleciała w dół i stanęła do walki jak prawdziwa wojowniczka… chyba że tchórzy. Orczy Oczekujący wydawali się być całkowicie pozbawieni instynktu samozachowawczego i spragnieni walki. Wędrowiec zaś wykorzystał okazję do zaatakowania drugiego czarującego. Jego powietrzna szarża była przerażająco skuteczna. A atak rozpłatał klatkę piersiową hobgoblina, pozbawiając przeciwną stronę wsparcia czaromiota. Imra się uniosła brew. Dawno nie biła się ze zielonoskórymi. A co tam. Wylądowała koniem obok wozu i z niego zeskoczyła. - Dobra skurwiele, to chodźcie! - krzyknęła przygotowując się do ataku. Kvaser uśmiechnął się pod nosem i napiął łuk jak poprzednio, celując w najdalszego czempiona orków. Wędrowiec, mierzący sobie teraz dobre cztery metry wzrostu, wylądował obok Imry, dzierżąc w obu dłoniach myśloostrze o kształcie dwuręcznego miecza o lekko zagiętym ostrzu i wydłużonej rękojeści. Milczał, obserwując orków i szykując się na atak. Vaala pod postacią niemal dziesięciometrowego żywiołaka powietrza krążyła nad polem bitwy, obserwując… Pędząca horda orków (no... taka hordeczka bardziej) obudziły w Imrze zarówno miłe wspomnienia jak i dreszczyk ekscytacji. Bądź co bądź, nawet jeśli przeciwnicy nie byli większym wyzwaniem, to przecież… starcie wojowników ma w sobie brutalne piękno, a i walka z kilkoma naraz… co prawda stoczyła niedawno walkę z mechanicznymi robalami, ale to nie było to samo. Tam nie trzeba było finezji, tylko siły i uporu. Potwory nie wymagały szermierki orężem, a jedynie mocnego uderzania w ich metalowe korpusy. Harówka bardziej niż zabawa. Teraz… mogło być inaczej. I było inaczej… Gdy żywiołak powietrza krążył nad polem przyszłej bitwy, a hobgobliny uciekały tak szybko jak mogły, Harran poprosił Mmho o obniżenie lotu, co ta uczyniła. Statek gwałtownie opadł w dół i zaklinacz użył swojej magii, by postawić kamienny mur pomiędzy orkami a towarzyszami broni. Tylko dwóm z nich udało się przemknąć, przywódcy i jednemu z orków. Ten drugi zginął trafiony od niechcenia orężem Wędrowca, zaś pierwszy zderzył się w walce z Imrą unikając trafienia jej młotem i sam wyprowadzając uderzenie dwuręcznym toporem bitewnym. Bronie zderzyły się ze sobą, gdy Imra parowała cios własną bronią, a następnie wyprowadziła bolesny dla orka cios w żebra. Nie zdołała go nim zabić, niemniej rana zadana młotem wyglądała na poważną. Wkrótce dołączył do niej też i Bezimienny wyprowadzając cios, który chybił… czempion orków był twardą sztuką zaprawioną w bojach. W przeciwieństwie do swoich podwładnych. Ci ryczeli z wściekłości widząc mur pomiędzy nimi, a ich wodzem i przeciwnikami, więc postanowili go… obejść biegiem. Wszyscy poza orczym szamanem, którego krtań została przeszyta strzałą z łuku niziołka kończąc jego istnienie. Nie wszystko szło tak, jak by sobie tego życzyła załoga Statku. Orki były uparte, więc by nieco zająć ich uwagę zaklinacz wysłał na lewe skrzydło atakujących bestię chaosu. Miał nadzieję, że nowy i na dodatek widoczny przeciwnik będzie ciekawszym celem niż ktoś, kogo w tym momencie nie widzą. Kvaser spojrzał ukradkiem na ciasto. Kusiło, kusiło, ale co poradzić, walka była ważniejsza. Po raz kolejny naciągnął cięciwę, strzała pojawiła się założona na łuk, a niziołek przymierzył i posłał pocałunek śmierci - chociaż biorąc pod uwagę jego wzrost i poczucie humoru, było to raczej życzenie pocałowania go w dupę. Vaala-żywiołak powietrza, wylądowała na prawym skrzydle zapory w postaci muru, po czym zaczęła okładać nadbiegające Orki wielkimi piąchami. - No dobrze Stateczku, to powiedz Mmho, możesz im jakoś pomóc w tej walce czy nie możesz? Masz jakieś tajne zdolności bojowe? - Mmho trochę nosiło, ale grzecznie czekała za sterem na moment kiedy będzie mogła przydać się drużynie. - Ta informacja jest obecnie niedostępna. Jeśli jednak mogę zasugerować coś, to wedle moich kalkulacji mogłabyś ostrzelać wrogów z balisty na lewej burcie.- zasugerował Destiny. - Mogę poinformować pannę Marai by zajęła twoje miejsce przy sterze, jeśli martwisz się brakiem osoby przy sterze. Tymczasem walka na dole się rozkręcała. Wojownicy walczący na lewej flance starli się zaciekle z bestią chaosu nie przejmując się ranami i konsekwencjami. I udało się im…? Może… w końcu zamiast jednego amorficznego bloba... na lewej flance były trzy. I ciężko było odgadnąć który z nich jest tym oryginalnym. Na prawej flance uderzyła Vaala i jej atak pięściami był druzgocący. Uderzone powietrznymi pięściami orki wyleciały nieco w powietrze i wylądowały martwe. Ostatni jednak nie przeraził się zgonem towarzyszy i zaatakował żywiołaka powietrza - z mizernym efektem. A potem zginął przeszyty strzałą niziołka. Pod tym względem walka Imry i Bezimiennego była bardziej efektowna. Gwałtowna wymiana ciosów i fint przypominała krwawy taniec. Młot smoczej okazywał się całkiem zwrotną bronią (przynajmniej w jej rękach) zataczając zwodnicze łuki. A ostrze kapitana Destiny druzgocącym gromem... który spada za późno. Niestety lub na szczęście Bezimienny niepotrzebnie martwił się o członkinię załogi. Mimo, że przywódca orków był potężnym wojakiem i jego masywne ciosy były szybkie i brutalne, to żaden nie dosięgnął Imry. To cios Imry, trafiwszy w szyję rozerwał krtań… i ten cios zakończył jego czempiona Gruumsha. Vaala, nie widząc już żadnych przeciwników, poza jakimiś trzema dziwacznymi potworkami - zapewne przyzwanymi przez Harrana - cofnęła się do Imry i konstrukta przy wozach. Czas było zająć się ładunkiem, zabierając na sta-tek co przydatne? - No dobra, to wygląda póki co jak wszystko… - Imra urwała słysząc jakieś dziwne i niepokojące dźwięki zza kamiennego muru stworzonego przez Harrana. Mur wydawał się nietknięty póki, co więc tylko się otrząsnęła. - Do roboty Wędrowcze. Samo się nic nie przeniesie. Półelfka nie zamierzała bawić się w podnoszenie wozów - tylko zabrała się za ich przeglądanie i plądrowanie. |
05-10-2020, 10:19 | #73 |
DeDeczki i PFy Reputacja: 1 |
|
05-10-2020, 15:52 | #74 |
Reputacja: 1 | Po zebraniu rzeczy na pokład i uporządkowaniu ich Imra udała się na pokład ponownie pooglądać okolicę. To był inny świat, całkowicie pozbawiony reguł których znała. Dziesiątki foremnych brył unosiło się w pustce czasami zderzając się ze sobą. Każdy zryty tunelami, każdy zamieszkany…. a to przez mrówkocentaury budujące w znoju mrowisko godne małej metropolii. A to przez tytanicznych władców przemierzających swe sześcienne królestwa, niczym odwieczni strażnicy. Było na co popatrzeć. Pomiędzy nimi latały ptaki drapieżne i inne ścierwojady, wielkie nietoperze, czasem z jeźdźcami…. a czasem humanoidalne abominacje, o obliczach ukrytych w cieniu kaptura i wężowych mackach wynurzających się z dołu szaty… które to abominacje unosiły się na nietoperzowych skrzydłach wyrastających im z pleców. |
05-10-2020, 21:26 | #75 |
Administrator Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Kerm : 25-10-2020 o 14:02. |
09-10-2020, 19:14 | #76 |
Reputacja: 1 |
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. Ostatnio edytowane przez abishai : 27-11-2020 o 13:30. |
10-10-2020, 20:40 | #77 |
Administrator Reputacja: 1 | Wędrowiec i Harran (podczas podróży na Rigus)
Ostatnio edytowane przez Kerm : 28-10-2020 o 15:40. |
17-10-2020, 22:45 | #78 |
Reputacja: 1 | Kvaser schodząc z pokładu, wyglądał jak to Kvaser zwykł wyglądać - mała, szeroko się nosząca osoba której dzikie spojrzenie zapowiada kłopoty - a spojrzeniem tym obdarowywał wiele obiektów bacznie i z ciekawością obserwując otoczenie - pełna kipiących emocji i furii. |
25-10-2020, 14:08 | #79 |
Administrator Reputacja: 1 | Wędrowiec i Harran
|
25-10-2020, 15:17 | #80 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Druidka szła swoją drogą… dokądkolwiek ona prowadziła. Czasem zaczepiana słownie w niewybredny sposób, czasem ignorowana, czasem… wmieszana się w tłumek miejscowych podążających… gdzieś. Lawirowała uliczkami mijając karczmy, sklepiki wciśnięte między budynki, zbrojownie, więzienia… ba minęła kilka zamtuzów, z którego okienek wesołe panienki wychylały się prezentując swoje atuty mniej lub bardziej okryte w ramach darmowych próbek. Miasto było brudne, śmierdziało potem i dymem i nie miało w sobie nic z uroku lasu. A Vaala szła kierując się nosem… instynktem… przeznaczeniem? A może boskim palcem? W końcu była druidką, a choć nie miała tak mocnych relacji z bogiem jak to mają kapłani, to jednak jakaś więź tam istniała. I ta więź musiała ją doprowadzić do okrągłego placyku w Rigus. Na nim to był ogród… okrągły i z niewielką ilością żółknącej trawy. Pośrodku tego małego ogródka rosło drzewo, powykręcane na wszystkie strony i o szarawej korze. O liściach zielonych u dołu i purpurowych u góry . Oblecione grubymi zielonymi pędami jakiegoś dziwnego bluszczu. Drzewo to było olbrzymie i praktycznie zajmowało cały ogródek. I zza niego wynurzył się mężczyzna którego wzrost był znaczny, acz… nie prawdziwy. Vaala rozpoznała bowiem istotę, choć tylko o nich słyszała. Był to firbolg. - Co ty robisz w tych stronach? Rigus nie jest lubiane przez druidów.- zwrócił się do niej w tajemnej mowie druidów. Vaala spojrzała na Firbolga, mrużąc ślipka. - Przyleciałam na sta-tek. A ty też tu… nie powinieneś być? - Powiedziała, po czym ściągnęła swoje proste, znoszone pantofelki z wyraźną ulgą, i stanęła bosymi stopami na trawie, wpatrując się nie w rozmówcę, a w drzewo. - Co z nim? - Dodała po chwili. - Nic… rośliny odzwierciedlają miejsce w którym żyją. Zwłaszcza drzewa. Ono opisuje mi stan Rigus… a Rigus jest chore.- wyjaśnił mężczyzna przyglądając się drzewu i głaszcząc jego korę.- Choć nieco nawozu z zagajnika Obad-Hai pewnie by mu się przydało. Ale przeżyje… jest twarde jak Rigus. Ja zaś… ktoś musi dbać o naturę, nawet tutaj. Miejscy druidzi nie są liczni, ale istnieją… a ty chcesz dołączyć do mojego kręgu, czy tylko przejazdem jesteś? - Przejazdem - Powiedziała Vaala i również położyła dłoń na drzewie, choć obyło się bez jego głaskania - Czyli to miejsce, te całe miasto… rozumiem - Spojrzała na rozmówcę. - W miastach tech żyją rośliny i zwierzęta. Też wymagają opieki.- potwierdził firbolg.- Dokąd ruszasz mała druidko? Na słowo "mała" Genasi uniosła na moment brew, ale pozostawiła to bez komentarza… - Nie wiem - Wzruszyła ramionami - Tam gdzie mnie los pośle? Szukam czegoś… - Czegoś ważnego skoro opuściłaś swój krąg. Hmm…- podrapał się po brodzie przyglądając się dziewczynie. - Gdybyś przypadkiem trafiła do Ukrytej Kniei… mogłabyś poszukać mojego brata bliźniaka? - I co dalej, z tym bratem? - Powiedziała Vaala. - Mam coś do przekazania mu…- zamruczał firbolg zamyślony.- … jeśli mogłabyś to dać, to byłbym wdzięczny. Tylko nie wiem czy powinienem cię obciążać tym brzemieniem. - Nie wiem, czy zawitam do Ukrytej Kniei… także zdecyduj sam - padła szczera odpowiedź. - A czego szukasz?- zapytał firbolg. - Czegoś co się zwie… - Vaala się rozglądnęła, zupełnie jakby obawiała, iż ktoś podsłucha ich rozmowę, nawet w tej tajemnej mowie - …"Serce Ziemi". Firbolg pokręcił głową. - Raczej nie… To tylko przydomek. Uśmiechnął się dodając. - Słyszałem już to miano, acz dotyczyło ono kilku różnych rzeczy. Mówi się że Serce Ziemi… jest mitycznym miastem ukrytym w Sercu… centralnym punkcie planu Żywiołu Ziemi. Istnieje też “Serce”, klejnot pozwalające władać całą planetą. I też nazywane jest Sercem Ziemi. Może chodzić o to… a może o coś innego. Myślę więc że wpierw powinnaś poszukać wyroczni, która mogłaby ci dać więcej informacji. Vaala najpierw wybałuszyła oczka, a po chwili westchnęła… jakby z rezygnacją. - Dziękuję za informacje. To co z tym bratem? - Wysiliła się na uśmiech. - Momencik…- mruknął firbolg i po chwili grzebania w torbie, wyjął coś z niej. Kamienny sztylet. - Daj mu go, będzie wiedział co to oznacza.- - I nic mu nie gadać? Po prostu dać i tyle? - Vaala wyciągnęła dłoń po sztylet… - Powiedz że od brata jego dostałaś… jak zapyta.- wyjaśnił firbolg. - No tyle to się domyśliłam - Rzekła Vaala z lekkim przekąsem. - Więcej nie trzeba. Jest moim bratem bliźniakiem. Zna moje myśli i zrozumie intencje, których sztylet jest symbolem.- wyjaśnił druid.- Widzisz moja droga… to sprawa rodzinna. - Dobrze - Dziewczyna krótko spojrzała na trzymany sztylet, po czym schowała go do swojej torby - To już sobie pójdę? - Dodała. - Jeśli chcesz…- zaśmiał się cicho firbolg. - Ale jeśli jesteś głodna, to jak akurat idę wieczerzać. Możesz dołączyć do mnie. - Dziękuję, ale nie. Nie muszę dużo jeść, a i mam niestety mało czasu, sta-tek tu tylko chwilowo stoi. To nie moja decyzja - Powiedziała, po czym skinęła głową, i oddaliła się, a przed zejściem z trawy znowu założyła swoje pantofelki. - Jesteś z tego czegoś?- zadumał się firbolg wpatrując w okręt unoszący się nad miastem.- Jesteś częścią oddziału jakiegoś? - Stado młode, ledwie kilka dni. Sta-tek to nasza jaskinia… - Vaala wzruszyła ramionkami. - Acha… no tak. Cóż… powodzenia z nowym stadem. - odparł po chwili namysłu druid i machnął ręką na pożegnanie. - W razie czego… wiesz gdzie mnie szukać. *** Druidka krążyła po mieście bez celu. Podążała kierując się swoim instynktem. Nie przejmowała się coraz głośniejszym burczeniem w jej brzuchu. A instynkt skierował ją ku targowi zwierząt. Tu sprzedawano konie, psy i ptactwo bojowe. Każdy z nich był groźny, każdy wyszkolony, każdy z ladrami. Sprzedawano tu nawet borsuki i niedźwiedzie. Każdy opancerzony, każdy znudzony. Zwierzęta te były cenne, toteż sprzedawcy dbali o ich kondycję i wyżywienie. Były cenne… więc droższe niż zwyczajne egzemplarze. I nie przejmowały się wrzawą kolejnych licytacji i dobijania targu. Nie zwróciły też większej uwagi na przybycie druidki. Dopiero po kilku minutach, nagle wszystkie zwierzęta zaczęły popadać w panikę… ryczeć i szaleć, jakby coś ich ukąsiło… albo coś przestraszyło. Zaczęły ryczeć, szarpać się w więzach jakby chciały się w nich zerwać i uciec. Pewnie dlatego że tak było… Bowiem środkiem przez targ ruszył spory oddział. Elitarny na swój sposób. Czarne zbroje płytowe, równy krok, milczące cisza, puste spojrzenie. Aura śmierci… która ich otaczała, była przytłaczająca. Bo byli to nieumarli… niemniej nie wyglądali na zwykłe animowane zwłoki. Ich ruchy, choć wręcz dokładnie zsynchronizowane, nie były sztywne jak u pozbawionych inteligencji truposzami. A ich przywódca niemal zamknięty w czarnym kunsztownym pancerzu... … samym wyglądem wywoływał respekt i zmuszał swoim spojrzeniem do ustąpienia mu drogi. Przewodził 20 milczącym rycerzom i… co Vaala szybko zauważyła, co chwila zerkał w górę na unoszący się nad miastem Statek i kierował się nim jako kompasem podążając ku niemu. “Destiny” było celem tego rycerza. Zniewolone zwierzęta na targu nie wprawiały Druidki w dobry nastrój. Najchętniej by je wszystkie uwolniła, niech sieją chaos i spustoszenie w tym śmierdzącym mieście, niech pokażą swoją naturę, niech… pojawienie się bandy truposzy przerwało te myśli (a i najprawdopodobniej wprowadzenie ich w czyn!). Vaala przez chwilę przypatrywała się bandzie umarlaków maszerujących w stronę statku, po czym warknęła. Warknęła, westchnęła, i pokręciła z rezygnacją głową. I w końcu ruszyła za nimi… .
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |