Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-09-2020, 21:38   #71
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Na pokładzie zjawiła się Vaala, niosąc jakąś miseczkę. Obrzuciła spojrzeniem wszystkich zebranych, po czym skierowała swoje kroki do… Kvasera. W milczeniu podsunęła miseczkę Niziołkowi pod nos. Świeżutkie, dopiero co zrobione, duże ciastko, tak zwany chyba "zawijas".
Kvaser spojrzał na druidkę z mieszaniną zaskoczenia, uśmiechu malującego się na srogim obliczu niziołka oraz rodzącego się śmiechu. Powąchał ciasto, chociaż nie biorą jednego, pełnego hausta powietrze, lecz bardziej węsząc.
- Wyśmienicie - uśmiechnął się do Vaali ewidentnie zadowolony - jak widzisz - wskazał paluchem pole bitwy pod nimi - mamy tu coś do roboty. Chcemy zawinąć te wozy im sprzed nosa. Będzie co przegryźć świętując sukces albo zajadając żal - mrugnął do niej - dołączysz się do akcji?
Druidka spojrzała poza statek, na walczące między sobą Orki, Gobliny i Hobgobliny przy wozach. Nieco zmarszczyła brewki.
- Chcecie ich złupić...bo? - Spytała.
- Bo gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta - odparł Harran. - Wygląda na to, że właściciele wozów zginęli, a tamci walczą ze sobą by zgarnąć łupy dla siebie. Mienie bezpańskie należy do tego, kto je pierwszy zgarnie.
- To nie są ich wozy? - Powiedziała dziewczyna, nie odrywając wzroku od małej bitwy na dole.
- Na to wygląda - odparł zaklinacz. - A w takim razie byłoby to zwykłe odebranie łupu złodziejowi.
Vaala przez dłuższą chwilę ciężko nad czymś myślała, podgryzając własną dolną wargę.
- Mam ich na początek przypalić? Wszystkich? - Spojrzała na Wędrowca.
- Zrobienie tego tuż przed atakiem nie zaszkodzi - stwierdził automaton - O ile nie uszkodzisz zawartości wozów.
- Aha - Mruknęła do niego Vaala, i podała w końcu Kvaserowi miseczkę z ciastkiem. Następnie znowu wskoczyła na reling, a stamtąd dała susła poza statek, po prostu skacząc w dół na łeb na szyję. Po drodze przemieniła się jednak w byt stworzony tylko i wyłącznie z… powietrza, z ledwie widocznymi, kobiecymi kształtami, lecąc pod postacią żywiołaka powietrza ponad pole bitewki.


Harran przez moment zastanawiał się, co za plan wykluł się w głowie Vaali... i dlaczego druidka tak się spieszy z jego wykonaniem.
- Poczekaj chwilę - zawołał za nią.
Stanął przy burcie, obserwując poczynania Vaali, gotów w razie czego do ruszenia jej z pomocą.
Imra, która miała już wzywać wierzchowca zatrzymała się widząc ponownie raptowną naturę druidki.
- Nie wiem jak wy ale skoro tak prędka jest do bitki to poczekamy i zobaczymy jak jej pójdzie?
Wędrowiec wzruszył ramionami
- Oby tylko nie zniszczyła wozów. Powiedziałem jej “tuż przed atakiem”, a nie zamiast niego.
- Niby racja, ale nawet nie zapytała kiedy chcemy zaatakować - Imra wywróciła oczami. - Nie mam ochoty znowu zostać przypieczoną, przysmażoną, zrzuconą czy cokolwiek ona teraz jest w stanie robić.
Mimo słów wyczarowała wierzchowca. Teraz trzeba było znaleźć odpowiedni moment aby się wcelować skoro Vaala zapewne skoncentruje na sobie całą złość monstrów.
Kvaser odłożył ciasto i pacnął się w czoło klnąc pod nosem siarczyście. Wyglądał na wysoce zdenerwowanego oraz… chyba zażenowanego postawą drudki.

Mmho pochwyciła za koło sterowe i z pomocą porad Destiny obniżyła lot okrętu, by ułatwić drużynie… cokolwiek planowali. Nie wiedziała o zmienionych planach. Niemniej swoimi działaniami ułatwiła zadanie Harranowi. Gdyż wrogowie znaleźli się w zasięgu jego błyskawicy.
Milcząca zaś bardka brzdąkała leniwie na banjo obserwując całą sytuację z zaciekawieniem, sama będąc obserwowana przez stojące za nią dwa maugi pilnujące jej ogoniastego kuperka.
Natarcie rozpoczęła druidka wpierw zmieniając się w żywiołaka powietrza, a potem gdy już Destiny zbliżyło się ku walczącym rozpoczęła iście piekielne uderzenie zmieniając okolicę w morze płomieni. Ryk wściekłości i bólu zmieszał się z sykiem ognia.
Zniszczenia jednak nie były miażdżące, gdyż zarówno orki jak i hobgobliny wykazywały dużą odporność na ogień. Cóż… nie wszystkie, ale część z pewnością.
Błyskawica Harrana zaś potwierdziła to, czego Bezimienny zaczął się domyślać po pierwszym ataku. Część orków i hobgoblinów nie była… “żywa”. Nie byli też nieumarłymi tylko duszami walecznych wojowników, którzy po śmierci dostąpili honoru dołączenia do swoich bóstw. W tym przypadku panteonu orków i goblinów. Byli Oczekującymi, a ci bywają odporni na niektóre elementy (w tym przypadku ogień) i niewrażliwi na inne (w tym przypadku na błyskawice, bo niszczący atak zaklinacza nie zrobił na nich żadnego wrażenia). Problemem co prawda było odróżnienie Oczekujących od żywych zielonoskórych… ale ten przesiew został dokonany przez ogień druidki.
Mmho nieźle sobie radziła za sterem, na tyle dobrze, że niziołek miał szansę nałożyć strzałę na łuk i posłać pocałunek śmierci wybranemu poparzonemu Oczekującemu.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 01-10-2020, 11:11   #72
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kvaser uśmiechnął się kątem ucha naciągnął cięciwę pozbawioną strzały. Ta dopiero przy maksymalnym napięciu broni zmaterializowała się, gotowa do wystrzału. Twarz niziołka zdradzała delikatne napięcie, jakby zaintrygowanie, ciekawość?
Była to słuszna diagnoza, dokładnie, długo wymierzony strzał w oko orczego szamana był dla Kvasera małą zagadką. Czy trafi w głowę, czy w cel? Czy czaszka rozpęknie się pod impetem uderzenia, czy może strzała przebije ją na wylot? Było to dość makabryczne , lecz jak każdy rzemieślnik, a był rzemieślnikiem najemniczego fachu, dążył do perfekcji.
Strzała z impetem wbiła się w oko orczego szamana, zadzierając głowę mocno do tyłu, aż przez chwilę Kvaser zastanawiał się czy pierwsze uśmierciły wroga obrażenia mózgu czy przetrącony kark.
Imra i Bezimienny mieli plany… mieli też szansę na ich zrealizowanie z przewagą zaskoczenia, bo zarówno orki jak i gobliny miały dylemat… nadal walczyć ze sobą, czy sprzymierzyć się przeciw powietrznemu babsztylowi który ich poparzył. Na razie nienawiść rasowa i wrodzona nieufność zwyciężała. I dlatego obrzucali druidkę jedynie obelgami, zajęci pokonaniem przeciwnika… Możliwe też, że obecnie nie mieli możliwości zaatakowania Vaali. Niemniej ich wrodzy “czarownicy” zabrali się rzucanie czarów ochronnych na siebie spodziewając, że “latająca cholera” przypuści właśnie na nich atak.
Widząc dewastację, ale też i wahanie przeciwnika Imra spięła konia. Magiczny wierzchowiec na zawołanie zeskoczył ze statku mknąc w powietrzu do pola walki. Nie wiedząc o możliwościach Oczekujących półelfka pozwoliłą zobie zabłysnąć elektrycznością unosząc wysoko w górę swój młot chcąc wywołać na nich “piorunujące” wrażenie.
Wędrowiec ruszył zaraz za Imrą - kiedy wojowniczka skupiała na sobie uwagę przeciwników, on pomknął w stronę potencjalnie największego zagrożenia, czyli drugiego maga. Na szczęście Kvaser zdołał już zlikwidować pierwszego.
Unosząc się nad polem bitwy i strzelając błyskawicami niczym mroczna walkiria Imra wzbudziła popłoch i panikę… tylko u jednej strony. Morale hobgoblinów goblinów się załamało i rozpoczęła paniczna ucieczka, nad którą próbowali zapanować przywódcy. Orki jednak wydawały się nietknięte lękiem. Wprost przeciwnie… zaczęli wrzeszczeć łamanym wspólnym do Imry, by zleciała w dół i stanęła do walki jak prawdziwa wojowniczka… chyba że tchórzy. Orczy Oczekujący wydawali się być całkowicie pozbawieni instynktu samozachowawczego i spragnieni walki.
Wędrowiec zaś wykorzystał okazję do zaatakowania drugiego czarującego. Jego powietrzna szarża była przerażająco skuteczna. A atak rozpłatał klatkę piersiową hobgoblina, pozbawiając przeciwną stronę wsparcia czaromiota.
Imra się uniosła brew. Dawno nie biła się ze zielonoskórymi. A co tam. Wylądowała koniem obok wozu i z niego zeskoczyła.
- Dobra skurwiele, to chodźcie! - krzyknęła przygotowując się do ataku.
Kvaser uśmiechnął się pod nosem i napiął łuk jak poprzednio, celując w najdalszego czempiona orków.
Wędrowiec, mierzący sobie teraz dobre cztery metry wzrostu, wylądował obok Imry, dzierżąc w obu dłoniach myśloostrze o kształcie dwuręcznego miecza o lekko zagiętym ostrzu i wydłużonej rękojeści. Milczał, obserwując orków i szykując się na atak.
Vaala pod postacią niemal dziesięciometrowego żywiołaka powietrza krążyła nad polem bitwy, obserwując…

Pędząca horda orków (no... taka hordeczka bardziej) obudziły w Imrze zarówno miłe wspomnienia jak i dreszczyk ekscytacji. Bądź co bądź, nawet jeśli przeciwnicy nie byli większym wyzwaniem, to przecież… starcie wojowników ma w sobie brutalne piękno, a i walka z kilkoma naraz… co prawda stoczyła niedawno walkę z mechanicznymi robalami, ale to nie było to samo. Tam nie trzeba było finezji, tylko siły i uporu. Potwory nie wymagały szermierki orężem, a jedynie mocnego uderzania w ich metalowe korpusy. Harówka bardziej niż zabawa. Teraz… mogło być inaczej.

I było inaczej…
Gdy żywiołak powietrza krążył nad polem przyszłej bitwy, a hobgobliny uciekały tak szybko jak mogły, Harran poprosił Mmho o obniżenie lotu, co ta uczyniła. Statek gwałtownie opadł w dół i zaklinacz użył swojej magii, by postawić kamienny mur pomiędzy orkami a towarzyszami broni. Tylko dwóm z nich udało się przemknąć, przywódcy i jednemu z orków.
Ten drugi zginął trafiony od niechcenia orężem Wędrowca, zaś pierwszy zderzył się w walce z Imrą unikając trafienia jej młotem i sam wyprowadzając uderzenie dwuręcznym toporem bitewnym. Bronie zderzyły się ze sobą, gdy Imra parowała cios własną bronią, a następnie wyprowadziła bolesny dla orka cios w żebra. Nie zdołała go nim zabić, niemniej rana zadana młotem wyglądała na poważną. Wkrótce dołączył do niej też i Bezimienny wyprowadzając cios, który chybił… czempion orków był twardą sztuką zaprawioną w bojach. W przeciwieństwie do swoich podwładnych. Ci ryczeli z wściekłości widząc mur pomiędzy nimi, a ich wodzem i przeciwnikami, więc postanowili go… obejść biegiem.
Wszyscy poza orczym szamanem, którego krtań została przeszyta strzałą z łuku niziołka kończąc jego istnienie.

Nie wszystko szło tak, jak by sobie tego życzyła załoga Statku. Orki były uparte, więc by nieco zająć ich uwagę zaklinacz wysłał na lewe skrzydło atakujących bestię chaosu. Miał nadzieję, że nowy i na dodatek widoczny przeciwnik będzie ciekawszym celem niż ktoś, kogo w tym momencie nie widzą.
Kvaser spojrzał ukradkiem na ciasto. Kusiło, kusiło, ale co poradzić, walka była ważniejsza. Po raz kolejny naciągnął cięciwę, strzała pojawiła się założona na łuk, a niziołek przymierzył i posłał pocałunek śmierci - chociaż biorąc pod uwagę jego wzrost i poczucie humoru, było to raczej życzenie pocałowania go w dupę.
Vaala-żywiołak powietrza, wylądowała na prawym skrzydle zapory w postaci muru, po czym zaczęła okładać nadbiegające Orki wielkimi piąchami.

- No dobrze Stateczku, to powiedz Mmho, możesz im jakoś pomóc w tej walce czy nie możesz? Masz jakieś tajne zdolności bojowe? - Mmho trochę nosiło, ale grzecznie czekała za sterem na moment kiedy będzie mogła przydać się drużynie.

- Ta informacja jest obecnie niedostępna. Jeśli jednak mogę zasugerować coś, to wedle moich kalkulacji mogłabyś ostrzelać wrogów z balisty na lewej burcie.- zasugerował Destiny. - Mogę poinformować pannę Marai by zajęła twoje miejsce przy sterze, jeśli martwisz się brakiem osoby przy sterze.

Tymczasem walka na dole się rozkręcała. Wojownicy walczący na lewej flance starli się zaciekle z bestią chaosu nie przejmując się ranami i konsekwencjami. I udało się im…?
Może… w końcu zamiast jednego amorficznego bloba...


na lewej flance były trzy. I ciężko było odgadnąć który z nich jest tym oryginalnym.
Na prawej flance uderzyła Vaala i jej atak pięściami był druzgocący. Uderzone powietrznymi pięściami orki wyleciały nieco w powietrze i wylądowały martwe. Ostatni jednak nie przeraził się zgonem towarzyszy i zaatakował żywiołaka powietrza - z mizernym efektem.
A potem zginął przeszyty strzałą niziołka. Pod tym względem walka Imry i Bezimiennego była bardziej efektowna. Gwałtowna wymiana ciosów i fint przypominała krwawy taniec. Młot smoczej okazywał się całkiem zwrotną bronią (przynajmniej w jej rękach) zataczając zwodnicze łuki. A ostrze kapitana Destiny druzgocącym gromem... który spada za późno. Niestety lub na szczęście Bezimienny niepotrzebnie martwił się o członkinię załogi. Mimo, że przywódca orków był potężnym wojakiem i jego masywne ciosy były szybkie i brutalne, to żaden nie dosięgnął Imry. To cios Imry, trafiwszy w szyję rozerwał krtań… i ten cios zakończył jego czempiona Gruumsha.

Vaala, nie widząc już żadnych przeciwników, poza jakimiś trzema dziwacznymi potworkami - zapewne przyzwanymi przez Harrana - cofnęła się do Imry i konstrukta przy wozach. Czas było zająć się ładunkiem, zabierając na sta-tek co przydatne?
- No dobra, to wygląda póki co jak wszystko… - Imra urwała słysząc jakieś dziwne i niepokojące dźwięki zza kamiennego muru stworzonego przez Harrana. Mur wydawał się nietknięty póki, co więc tylko się otrząsnęła. - Do roboty Wędrowcze. Samo się nic nie przeniesie.
Półelfka nie zamierzała bawić się w podnoszenie wozów - tylko zabrała się za ich przeglądanie i plądrowanie.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-10-2020, 10:19   #73
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Bitwa praktycznie się zakończyła. I to ich zwycięstwem. Było co świętować… później. Na razie Bezimienny zaczął rozglądać się po wozach oceniając pobieżnie ich zawartość. Ta nie była niczym zaskakującym. Jeden wóz zawierał zaopatrzenie, żywność w postaci sucharów i stęchłej wody w beczkach, oraz siana dla kozłów. Były też tam koce, menażki, worki z owsem oraz łyżki i miski oraz kociołki… Kolejny zaś załadowany był deskami, linami, młotkami, gwoźdźmi i zapasowymi kołami. Oraz innymi przedmiotami przydatnymi podczas podróży. Trzeci… na trzecim były długie ławy… do tych ław przypięte na krótkich łańcuchach okowy. Trzeci był przeznaczony do przewozu niewolników. Zapewne tych których planowano kupić, bo na razie był pusty. No i została wisienka na torcie. Okuty ołowianymi płytami wóz, którego zawartości nie można było łatwo zobaczyć. A dostępu do skarbów jego broniły zamknięte na kłódkę drzwiczki…. w dodatku “ozdobione” one były napisanymi krwią





glifami, które kapitan Destiny rozpoznał jako ognistą pułapkę założoną na nie przez jakiegoś czarownika. To wszystko było dobrym znakiem. Co prawda same zabezpieczenia należały do tych najbardziej powszechnych, to jednak oznaczały że ten cały cyrk z bitwą nie był stratą czasu.

Podczas gdy Bezimienny oceniał zdobycze i rozglądał się dookoła Vaala i Imra mogły poczekać i porozmawiać. Lub dołączyć do plądrowania jak uczyniła to Imra. Lub przyjrzeć się trupom… nie tylko tym, które były ich dziełem. Ale tym wcześniejszym… zwłokom potworków i ludzi leżącym dookoła karawany.

Na górze zaś statek z pomocą Mmho ustawiał się coraz niżej i w pozycji ułatwiającej dosięgnięcie drabin, które diabliczka z pomocą swoich dwóch ochroniarzy przyniosła i zaczęła rozwieszać na burtach.
Kvaser zaś i Harran mieli okazję obserwować otoczenie na wypadek, gdyby pojawiło się jakieś zagrożenie (bo tłukące się między sobą glutki mutującej co chwila tkanki po drugiej stronie muru, nim nie były). Na razie takiego nie było widać w polu widzenia, choć przepędzone przez Imrę hobgobliny zaczynały się przegrupowywać.
Automaton uśmiechnął się lekko, widząc proste zaklęcie zabezpieczające na wozie. Cokolwiek było w środku, musiało być cenne - i zapewne związane z jakąś tajemnicą, skoro wóz obito ołowiem. Zwykłych skarbów nie zabezpieczano by w taki sposób przed magią dywinacyjną.
Niezależnie od zawartości, lepiej było pozbyć się pułapki od razu. Dziś nie zdecydował się podążać drogą Khane'a Drossa, legendarnego włamywacza, więc pozostawały inne metody. Dzierżone przez niego myśloostrze wydłużyło się nagle, przybierając postać kilkumetrowej piki. Wędrowiec zamierzył się… i stuknął delikatnie w kłódkę kilka razy, próbując wyładować magię pułapki. Gdyby to nie zadziałało, mógł spróbować po prostu podważyć kłódkę i ją złamać z bezpiecznej odległości.
W tym czasie Imra zainteresowała się wozem na niewolników. Rzuciła okiem do środka i pokiwała do siebie głową. Był pusty więc materiały, które mogły nadawać się na naprawę statku miały pierwszeństwo. Korzystając z wierzchowca przenosiła je na pokład.
Tymczasem statek się obniżał coraz bardziej, powoli sytuując się nieco na prawo od karawany i nieco powyżej niej. Tylna burta się otworzyła na rufie pozwalając przenosić zdobycze bezpośrednio do ładowni.
Tanegris udała się zaś do sterowni statku i rzekła wesoło do Mmho.
- Walka się już zakończyła, już nie musisz stać za sterem. Z tymi manewrami Destiny powinno poradzić sobie samo.
- Wyjdę w takim razie na pokład podziwiać widoki - odparła Mmho. I tak też uczyniła. Jednak zamiast podziwiać widoki, ostatecznie, postanowiła pomóc w przenoszeniu cenniejszych rzeczy.

Bezimienny dotknął kilka razy drzwiczek do opancerzonego powozu i za pierwszym razem jego próba rozproszenia wywołała opór. Dość silny by efekt włóczni zawiódł, nie dość silny by nie spróbować jeszcze raz. Przy kolejnej próbie automaton miał nieco więcej szczęścia (a może determinacji?) i udało mu się rozproszyć. Kłódka jednak pozostawała zamknięta.
- Ktoś z was zna się na zamkach? - Wędrowiec rzucił na tyle głośno, by towarzysze mogli go usłyszeć - Wolałbym nie musieć tego niszczyć.
- Mam łom i mam młot - odkrzyknęła mu wojowniczka zlatująca po pozostałe rzeczy z wozu.
- Ej ruszcie dupy! - warknęła jeszcze do pozostałych.
Kvaser spojrzał na sytuację, i ciągle obserwują zamieszanie na dole pod kątem niebezpieczeństw, założył łuk na plecy i zabrał się za pomoc w postaci wciągania na linach na pokład większych skrzyń i kufrów ładunku.
- Ja mogę pomóc.- zaproponowała rogata bardka, gdy wraz z półorczycą schodziły po drabince w dół.
Harran przez moment obserwował okolicę, po czym również zszedł na dół, by pomóc pozostałym.
Wędrowiec odsunął się o krok, dając Tanegris dostęp do kłódki.
- Pułapką magiczną się zająłem, nie mogę zapewnić, że nie ma tu jakiejś magicznej.
- Tooo… przekon…- diabliczka sięgnęła między fałdy spódnicy, wyjmując puzderko z mistrzowskimi wytrychami. Zaczęła grzebać nimi w zamku i uskoczyła po chwili unikając przy tym żelaznego kolca pokrytego jadem, który wyskoczył niczym diablik z pudełka. Tanegris zaklęła szpetnie pod nosem i po chwili grzebania zamek poddał się. I wreszcie można było zajrzeć do środka. Jakież to skarby kryły ta karawana?
Ano… przede wszystkim kosze wypełnione żółtymi płatami wulkanicznej siarki. Do tego ułożone jedna na drugiej ołowiane kasetki zawierające sztabki… cóż.. trzeba sprawdzić jakie. Do tego trzy duże klatki zawierająca trzy robale o ludzkich obliczach. Których to wygląd przypominał Bezimiennemu larwy dusz, ponoć łatwe do spotkania na niektórych warstwach Otchłani. Acz te… były jakieś inne.
- Hm, larwy dusz… - mruknął Wędrowiec - Uważajcie na dłonie, ta odmiana gryzie i roznosi choroby - powiedział, ignorując na moment robale, sprawdzając kasetki i próbując ocenić, ile może być warta ta siarka.
- O żesz, co do… - Imra w końcu dołączyła do Wędrowca. - Są coś warte? Może jakiś mag albo szaman by się na nie połasił? Oni zawsze lubują się w dziwnych ofiarach na eksperymenty. Nie mniej podajcie mi coś to zabiorę to na pokład.
Zabrała kilka koszy jak już je dostała i zaniosła na pokład.
- Celne podejrzenia - stwierdził automaton, niosąc jedną z klatek - Larwy dusz są traktowane jak cenna waluta na niższych planach.
- I nie wymagają karmienia.- dodała bardka.
Po ich przeniesieniu mógł wreszcie zabrać za otwarcie jednej z kasetek. Buchnął z niej gryzący w gardle zielonkawy opar, ale ów dym szybko znikł i Bezimienny zobaczył w kasetce coś przypominającego metalową sztabkę o porowatej powierzchni i pełnej czarnych “wybroczyn” z który wypływała zielonkawa ciecz podobna w konsystencji do rtęci. Szybko parująca w zetknięciu z powietrzem. Sztabka była zanurzona w niej i przy otwarciu kasetki płyn ów błyskawicznie parował, a krztuszący opar wydawał się być trujący… choć sam automaton nie czuł objawów trucizny poza nieprzyjemnym drapaniem w gardle. Ale to chyba wystarczyło przepłukać.
- Ej - Kvaser krzyknął do zgromadzonych na dole - a co z tymi kozłami? Da się uśpić na czas podróży i sprzedać potem? Czy może chociaż mięso będzie? Jedno można od razu obrobić, a z drugiego zapeklować mięso…
- Ktoś zna się na tym? Trochę tu leżą… gnić mogły zacząć.- oceniła rogata.
- Jak śmierdzą to walić to - Kvaser machnął ręką wściekle.
- Siarką cuchną, ale wiesz… czarcie stwory zawsze cuchną siarką! - wrzasnęła w odpowiedzi bardka przyglądając się kozłom z zaprzęgu.
- Chrzanić to - Kvaser pokręcił głową - jak walką siarką to upieczone śmierdzi zgniłymi jajami!
Wędrowiec zamknął kasetkę i splunął na ziemię, pozbywając się z ust paskudnego posmaku. Zastanawiał się, skąd te sztabki wydawały mu się znajome.
- Kozły zostawiamy, ale sprawdźcie zabitych, mogą mieć ze sobą coś cennego, albo jakieś dokumenty - powiedział po chwili, podnosząc kolejną klatkę z larwami.
- Daj na liny ten metal - Kvaser rzucił wesoło - przy okazji już go obejrzę.
Imra zeskoczyła z konia.
- Ach szaber na umarłych! Najlepsza rzecz na świecie uprawiana zarówno przez bohaterów jak i najpodlejsze gnidy na świecie! - zaśmiałą się ze swojego żartu na tyle głośno aby wszyscy w okolicy mogli usłyszeć. Zatarła ręce i zaczęła przeszukiwać umrzyków.
Obecnie najbliższym wartym uwagi trupem był łysy ciemnoskóry humanoid, o gładkim beznosym obliczu, wąskich ustach i dużych oczach. Ten chudzielec miał sejmitar przy pasie i sakiewkę. W sakiewce kilka drobnych diamentów i jeden szafir, a przy pasie sejmitar o pięknie wykonanej rękojeści ale… ostrze było chropowate i pokryte “porami” i ciemnymi pasmami skorodowanego materiału. Głownia wyglądała na mocno zużytą i miała jeszcze jedną ciekawą cechę. Z porów wypływały kropelki cieczy parujące szybciutko pod wpływem powietrza. Cieczy identycznej jak ta, która wyciekała z sztabek metalu, który znaleźli.
Tymczasem Harran zaczął przywiązywać pierwsze sztabki do lin, które Kvaser wciągał na górę, a Vaala… cóż… straciwszy zainteresowanie sytuacją, tylko się temu przyglądała.
Kvaser zaczął przeglądać sztabki, przynajmniej na tyle, na ile miał sposobności operując linami z ładunkiem, lecz widać było, iż jest wyjątkowo zadowolony i zaciekawiony, mamrocząc pod nosem żywiołowe komentarze.
Badając inne trupy wokół karawany Imra zauważyła, że te ludzkie są w łachmanach… brudne i wychudzone. Słudzy albo niewolnicy. W takim razie ten z sejmitarem musiał być przywódcą karawany. Uzbrojone w szczypce krzyżówki krewetki i humanoida i bogowie wiedzą czego jeszcze… wyglądali na strażników. A dwa masywne martwe “brytany”okryte czarnymi zbrojami i z długimi kolczastymi językami były zapewne zwiadowcami i psami łownymi (na wypadek, gdyby któremuś z ludzi “znudziła się niewola”).
- Co mam przenosić na sta-tek? - Spytała w końcu znudzonym tonem Vaala.
Imra podniosła spojrzenie na druidkę.
- Bronie z trupów, ich zbroję jak mają, kosztowności. Do tego możesz pomóc Wędrowcowi z przenoszeniem zawartości tamtego wozu. Oczywiście te całe larwy zabezpieczyć tak aby nie rozlazły się po statku i nie zrobiły nikomu krzywdy - urwała na moment zastanawiając się czy coś jeszcze ich interesuje. - No i w sumie tamten wóz też można wnieść na pokład.
Zbrojna ręka wskazała na pusty wóz dla niewolników.
- Larwy i sztaby przeniosę sam, wy zajmijcie ekwipunkiem i dobytkiem trupów - dodał Wędrowiec - Tylko nie dotykajcie gołymi rękami tego chropowatego metalu. To żelazo morgut, trujące w kontakcie - ostrzegł.
Przeszukiwanie trupów orków nie przyniosło więcej złota czy klejnotów. Tych ani hobgobliny, ani orki nie miały. Także ich broń i zbroje choć w większości solidne, nie były szczególnie wiele warte. Widać było że część z nich była podróbkami wzorowanymi na krasnoludzkim orężu i pancerzach… część typowo orczymi i hobgoblińskimi wyrobami. Jedynym wartym większej uwagi był masywny orczy topór... który był dziwny. Niby magiczny, acz nie działał tak jak zwykły magiczne przedmioty. I nie został z pewnością stworzony za pomocą tradycyjnego umagiczniania przedmiotów.
To wtrącenie w kłótnię dwóch wrogich plemion, przyniosło więc pewien zysk dla drużyny choć spieniężenie łupów wymagać mogło trochę wysiłku.
 
Sindarin jest offline  
Stary 05-10-2020, 15:52   #74
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Po zebraniu rzeczy na pokład i uporządkowaniu ich Imra udała się na pokład ponownie pooglądać okolicę. To był inny świat, całkowicie pozbawiony reguł których znała. Dziesiątki foremnych brył unosiło się w pustce czasami zderzając się ze sobą. Każdy zryty tunelami, każdy zamieszkany…. a to przez mrówkocentaury budujące w znoju mrowisko godne małej metropolii. A to przez tytanicznych władców przemierzających swe sześcienne królestwa, niczym odwieczni strażnicy. Było na co popatrzeć. Pomiędzy nimi latały ptaki drapieżne i inne ścierwojady, wielkie nietoperze, czasem z jeźdźcami…. a czasem humanoidalne abominacje, o obliczach ukrytych w cieniu kaptura i wężowych mackach wynurzających się z dołu szaty… które to abominacje unosiły się na nietoperzowych skrzydłach wyrastających im z pleców.
- Widoki podziwiasz? - zagadnął znajomy głos. Rogata stanęła obok Imry obserwującej to co się działo za burtą.
- Czy… może czegoś lub kogoś… szukasz?
- Nie kuzko. Podziwiam ten pozorny mętlik. Miło by było mieć taki skrawek dla siebie - Imra wciąż odmawiała nazywać diablicy po imieniu. Chyba irytacja tej drugiej ją bawiła. Widać to było z resztą w spojrzeniu turkusowych oczu. Iskra rozbawienia tańczyła w nich oczekując kolejnego “foszka” ze strony rogatej.
“Kuzka” zaperzyła się słysząc te słowa, nadęła policzki w gniewie. Niemniej oparła się rękami biustem o reling Destiny, a jej ogon dźwięczał bransoletami poruszając się nerwowo na boki. I mimo że jej oczy błyskały gniewnym blaskiem to ton głosu pozostał spokojny i przyjazny.
- Mówisz o sześcianie czy statku? Bo jeśli o sześcianie, to pełno jest takich które mogłabyś spokojnie zdobyć dla siebie i urządzić siedzibę. Na niektórych są nawet zamki po poprzednich właścicielach.
- Sześcian. Szybko by mi się jednak znudziło coś czuję. Jest w tym miejscu pewna monotonia. Poza tym kto by się zadowolił tylko kawałkiem?
- Zależy co rozumiesz przez… “monotonię”… tu zawsze znajdzie się ktoś kto zdecyduje się cię zaatakować w twoim sześcianie. Czy to poszukiwacze przygód, czy to zanarchizowane oddziały, czy to potwory których tu pełno… czy to orki.- oceniła diabliczka. - Jeśli szukasz siedziby by odpocząć to wyższe plany są pod tym względem lepszym wyborem. Jeśli chcesz wykroić sobie królestwo, cóż… niższe są pod względem bardziej obiecujące. Acz… niełatwa to ścieżka.
- W jednym ciągła walka w innym ciągły pokój… względnie zapewne, ale wciąż. Nie, raczej wolę powrócić do swojego świata. Ewentualnie zamieszkać w innym. Najpierw i tak muszę odnaleźć kapłana zdolnego wskrzesić - półelfka odwróciła się od widoków i oparła się plecami o reling. - Szybko się zadomowiłaś w ramionach Mmho.
- Cóż… ona to gorąca krew i bezpruderyjna. Ja w sumie… też. Nic dziewnego że się “dogadałyśmy” - uśmiechnęła się diabliczka sięgając między poły spódnicy by wyciągnąć notes.- Kapłana zdolnego wskrzesić… hmm… dlaczego nie mogłaś znaleźć takiego w swoim świecie? I ile byłabyś gotować zapłacić? I jak?
- Nie miałam czasu kuzko - mruknęła cicho Imra przypominając sobie z kwaśną miną śmierć Theriona. - Rodzaj zapłaty… może być w złocie, kosztownościach, głowach odpowiednich osób. Może nawet uszczknę nieco swojej krwi. Wysokość? Nie mam pojęcia ile mogą bogowie chcieć za taki cud. Weź jednak pod uwagę, że jak mnie będzie próbował ocyganić to pożegna się z nogami i rękoma. Nie znoszę naciągaczy.
- Ktoś kto potrafi przywracać do życia nie bawi się w małe oszustwa. - odparła z uśmiechem rogata i wzruszyła ramionami zapisując. - Poruszę moje kontakty, może jakiś arcykapłan będzie miał kłopot za którego rozwiązanie zgodzi się kogoś przywrócić do życia.
- To by było najlepsze. No ale co za takie sprawdzenie kontaktów chcesz? Bo w dobroduszność nie wierzę. Pieniędzy, ochrony, usługi? - po ostatnim elfka drgnęła jakby sobie uświadomiła co powiedziała. - Khm. Może ty masz kogoś kogo chcesz się pozbyć z spektakularny sposób?
- Nikt taki w tej chwili nie przychodzi mi do głowy, ale będę to miała na uwadze.- rogata przesunęła spojrzeniem po ciele Imry.- Nie wyglądasz na zabójczynię jednakże… raczej na wojowniczkę. Choć ciało z pewnością masz gibkie.
- Nie ma nic bardziej spektakularnego niż rozsmarować kogoś po podłodze zostawiając przy tym ostrzeżenie dla innych. Nie potrzeba finezji aby zabijać. Nie zrobię tego po cichu i jest duża szansa, że potem nie będą chcieli szukać zemsty - Imrze nie umknęło to spojrzenie. - Zawiodę cię jednak. Nie jestem gibka. Pod tym względem wdałam się w ojca. Z resztą w takich sytuacjach to dobrze jest związać drugą stronę i się napawać ich emocjami.
- Spektakularnego… hmm… będę pamiętała.- rogata kiwając głową z dwuznacznym uśmieszkiem.- Niemniej za samo kopnięcie w zadek moich kontaktów tak wiele wymagać nie będę. Cena będzie mniejsza choć bardziej osobista. - uniosła palec w górę.- Opowieść… historia z twojego życia lub z twojego świata. Dowolna. Ja bowiem zbieram doświadczenia. Kolekcjonuję je, jak na barda przystało.
- Hmm jakąkolwiek? Tak zupełnie jakąkolwiek? Czy masz jednak jakieś preferencje?
- A wyglądam na taką która ma konkretne preferencje? Pewnie tak. Aczkolwiek… każda opowieść będzie dobra. Nie chcę byś czuła się za bardzo przyciśnięta do ściany.- zachichotała bardka.
- Badam teren narazie. Daleko ci jeszcze aby mnie do ściany przyprzeć - Imra pozwoliła sobie nawet na szczery uśmiech. W istocie trochę ją to rozbawiło. Zadumała się na moment i wybrała opowieść, którą znała.
- Nie jestem historykiem, ale kazali mi się tego nauczyć na pamięć jak byłam młoda. Wiesz, aby nie popełniać błędów przeszłości. Cheliax, taki kraj w moim świecie, przeżył wojnę domową - wojowniczka zaczęła. Nie umiała powiedzieć za bardzo o datach, ale kolejność wydarzeń i powód całej wojny znała. Opowieść też nie była specjalnie długa. - No i jak siły domu Davian padły to można było nazwać tę wojnę za skończoną. Oczywiście mój ród opowiedział się po stronie domu Thrune kiedy trzeba było i dzięki temu w ogóle możemy rozmawiać.
- Nie jesteś historyczką a opowiadasz historyczne wydarzenie. Powiem ci więc historię z morałem w rewanżu. Był sobie jaszczur długi i gładkiej skórze i o dwunastu parach odnóży. I o rozdwojonym języku który potrafił czynić cuda… u pani jaszczurowej. Bo była pani jaszczurowa… długa i gibka i zwinna. I potrafiła oba miecze jaszczura unosić. A więc żyli oni sobie razem w pięknym ogrodzie i pani jaszczurowa… zebrało jej się na amory. Pan jaszczur akurat nie był w pełni sił… a może z jakiegoś innego powodu, trudno to dociec. Jednakże po grze wstępnej udał się po jakiś afrodyzjak na drugą stronę ogrodu. Po drodze rozmówił się z istotą która się zwała niewiastą. I jak wracał do pani wężowej dopadł go władca ogrodu… cnotliwy archanioł z mieczem ognistym. Wkurzony archanioł, bo papla wąż wygadał się niewieście… ciekawskiej jak toby w takich opowieściach i cóż… niewiasta ze swoim mężczyzną nabroili. I obwinili biednego jaszczura o wszystko. Wściekły archanioł, bo choć cnotliwe to stwory to gniewem grzeszą, jak nie zacznie się wydzierać na jaszczura, jak nie machnie mieczem… i ciach. Dwanaście par odnóży odcięte upadły na ziemię. Ogień zasklepił rany i pan jaszczur pognał do swojej damy. Ta go jednak nie chciała, bo któż by pragnął z pełzającym jaszczurem… z padalcem? I biedaczysko musiał znaleźć nową żonę.- zaśmiała się na koniec diabliczka.- Morały są dwa. Nigdy nie trać okazji na figle, nawet jak forma nie ta… oraz… jeśli coś paplasz to pod fałszywym imieniem.
- Imponujące - wojowniczka mruknęła kręcąc głową. - Nie sądziłam, że do biznesu z dupczeniem też się pchasz. Z reguły to się źle skończy. To teraz mi wytłumacz czy moja opowieść była ostatecznie zapłatą czy nie?
- Groźby widzę opanowałaś, ale pochlebstwa ci w ogóle nie wychodzą.- odparła rogata wystawiając język i kiwnęła głową. - Łaskawie uznam twoją opowieść za wystarczającą. Wiem, że się starałaś. Dam znać jeśli znajdę kapłana skłonnego przywrócić do życia twojego… twoją… zresztą to nie jest ważne. Charakter osoby się liczy. Ci z wyższych planów mogą nie chcieć wskrzesić osoby o złej naturze. Ci z niższych bywają bardziej elastyczni.
- Celuj na dół - Imra podkreśliła słowa wskazując palcem podłogę. - A pochlebstwa zachowuję dla tych, którzy mi jakoś zaimponowali. Słodkie słowa nie należą jednak do takich. Czyny… to już co innego. Niech będzie, że jak mi się uda przeprowadzić próbę wskrzeszenia to będziemy w lepszych relacjach.
- Daleka do tego droga… znalezienie potężnego kapłana w potrzebie nie będzie łatwe, więc… może trochę potrwać. Potem misja, zapewne ciężka. - zamyśliła się Tanegris pocierając podbródek. - A potem… dopiero zapłata u kapłana. Może w Spiżowym Mieście ? Ostatnio rozkwitły tam kulty bóstwa ognia… konkurencyjne wobec siebie kulty. Dużo wbijania sztyletów w plecy.
- Wspaniale. W sam raz abym narobiła sobie kłopotów… pisze się na to - półelfka uśmiechnęła się szeroko pokazując zęby. Przez moment nawet po jej łuskowatej skórze przeskoczyły małe pioruny. - Może się wyżyję w końcu.
- Jeśli skończysz w Spiżowym Mieście to z pewnością… tam jest aż za gorąco ostatnio. - stwierdziła z uśmiechem Tanegris. Rogata naprężyła się i odsunęła od barierki.
- Było miło tak pogadać, ale na mnie już czas. Doo.. później.
Po czym ruszyła w kierunku zejścia pod pokład.
 
Asderuki jest offline  
Stary 05-10-2020, 21:26   #75
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pukanie wyrwało mistrza magii z jego chwili relaksu w kajucie. Podróż póki co upływała powoli i bez sensacji. Z każdą godziną zbliżali się do celu i Harran musiał się zmierzyć z pytaniem co do dalszych swoich planów. I właśnie w takiej chwili ktoś do niego zapukał.
- Można wejść? - ton głosu sugerował, że jest owa rogata bardka, której pojawienie się na statku wywołało nieco zamieszania ostatnio.
- Proszę... - odpowiedział zaklinacz, podnosząc się, by powitać niespodziewanego gościa.
- Druga największa kwatera… masz oko… choć Mmho cię uprzedziła wybierając kwaterę kapitana. Choć akurat tę zawsze uważałam, za bardziej przytulną.- stwierdziła negocjatorka wchodząc do środka i rozglądając się. - Więęęc… jaka jest twoja historia? I jaki twój pomysł na dalszy żywot ? W przeciwieństwie do Imry czy Kvasera ty nie wyglądasz na kogoś z konkretnym celem w życiu. I silną motywacją w dążeniu do niego.
- Rozgość się - powiedział, gestem zapraszając bardkę by usiadła. - Mi też się tu podoba - przyznał. - A co do celu w życiu... Chcę się nieco powłóczyć po świecie, rozejrzeć się tu i tam, zobaczyć parę ciekawych rzeczy. Może przeżyć parę przygód. A potem wrócić do domu. Innymi słowy - nic wartego pieśni - dodał.
- Acha… z pewnością jest wiele ciekawych rzeczy do zobaczenia. Ale każdy ma swoje gusta… niektórych zachwycają prastare puszcze, inni wolą architektoniczne cuda, jeszcze inni zachwycają się tańcem arvadorskich orantek w zwiewnych szatach nad brzegiem jeziora. Takoż i przygody bywają różne… twoi towarzysze mają bardzo konkretne plany i bardzo krwawe… i niektóre, cóż…. trudne w realizacji. A jakie są twoje… granice? - zapytała siadając na malutkim krześle przystosowanym do poprzedniego właściciela. I dodała po chwili.
- A wiesz jak wrócić do domu?
- Powiadają, że dla chcącego nie ma nic trudnego - Harran uśmiechnął się - ale na razie tutaj jest całkiem przyjemnie. Architektoniczne cuda, dziwy natury i kształtne niewiasty - obrzucił wzrokiem rozmówczynię - tak samo cieszą oko i serce, a czasami i ciało - dodał. - Przygody wolę mniej krwawe, ale czasami się nie da. Jak mus, to mus... Nie prześladują w snach mnie cienie wysłanych w zaświaty wrogów.
- Cóż tu muszę się zgodzić, choć jeśli chcesz niektórym swoim towarzyszom pomóc, to ich plany ambitne i krwawe… a co do kształtnych niewiast nie wszystkie tu są przyjazne. Ta wasza druidka… zadziorna i chyba mnie nie lubi. A może sie boi?- zadumała się rogata.- Najchętniej by mnie wyrzuciła przez burtę, ale jako diablę jestem nawykła do uprzedzeń względem mojej osóbki.
- Są gusta i guściki - odparł Harran. - A jej zapewne nie naraziłaś się w dostatecznym stopniu. Inaczej już byś była za burtą. Widziałem ją w działaniu. Strach z pewnością jest jej obcy - stwierdził. - A czemu cię nie lubi? To już sama musisz się domyślić.
- Nie mam potrzeby rozszyfrowania powodu jej fochów. Nie chce pomocy z jej planami, to jej nie otrzyma.- wzruszyła ramionami bardka i uśmiechnęła się dodając.- Tylko golemy i bezmyślni nieumarli nie odczuwają strachu… reszta… to już kwestia odpowiedniego bodźca. Wierz mi… bardowie znają się na emocjach.
- Słyszałem pogłoski. - Zaklinacz skinął głową. - Nie powiedziałem, że ona nie boi się niczego - sprostował. - Jak powiedziałaś, każdy ma jakiś słaby punkt. Jeden boi się tygrysa, kto inny żaby czy myszy. Wszystko jest rzeczą... indywidualną. No i jest jeszcze kwestia opanowania tego strachu, a to może zaowocować ciekawymi zachowaniami.
- Fakt fakt… to samo dotyczy pragnień. Twoje są dość ogólne… ale cóż..- sięgnęła do spódnicy wyjmując swój notatnik. Po czym zapisując coś dodała. - Dam ci znać gdybym natknęła się na pracodawcę… który miałby coś takiego dla ciebie. Takie mniej krwawe zadania.
- Ja będę wdzięczny - odparł Harran, skinąwszy głową - a ty z pewnością też na tym zyskasz... w taki czy inny sposób, prawda? - Uśmiechnął się lekko.
- Pobieram pewien procent od kontraktów… ale od pracodawców, a nie pracowników. Jeśli chcesz mi coś zlecić, to zażądam od tego odpowiednią opłatę.- potwierdziła negocjatorka.
- W tym momencie nie mam żadnych konkretnych planów, nic, co mogłoby zaowocować zleceniem dla ciebie - odparł. - ale będę pamiętać. Gdzie cię szukać, gdyby zaszła taka konieczność?
- Zostawię Mmho możliwość kontaktu ze mną, więc pewnie przez nią. - odparła zamyślona bardka.
- Możliwe, że ta metoda się sprawdzi. - Harran skinął głową. - W każdym razie będę o tobie pamiętać. O twojej ofercie - poprawił się.
- Poczęstowałbym cię czymś - zmienił temat - ale barek jest kiepsko zaopatrzony - stwierdził. - Jeszcze.
- Będziesz miał okazję… w samym Rigus co prawda bary przypominają żołnierskie mordownie, ale w Sigil jest co pić. - odparła z uśmiechem rogata wstając.- Ale o tym pogadamy jak dolecimy. Na razie muszę cię pożegnać… mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
Harran również się podniósł.
- Do zobaczenia zatem - powiedział. - Moje drzwi stoją dla ciebie otworem - dodał.
- Będę pamiętała.- odparła żartobliwie rogata i po chwili opuściła pokój maga, który usiadł na powrót, zastanawiając się, czy znajomość z bardką może przynieść jakieś korzyści, czy wprost przeciwnie - kłopoty.
W tym momencie stawiał raczej na to drugie.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 25-10-2020 o 14:02.
Kerm jest offline  
Stary 09-10-2020, 19:14   #76
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Podróż do Acheronu

Załadunek towarów zabrał trochę czasu, a potem był czas na rozmowy, wypoczynek, przyjemności… i badania. Zwłaszcza badania topora przyniosły Bezimiennemu ciekawe informacje. Topór był oczywiście magiczny, ale ta magia wynikała z dotyku Gruumsha…. dosłownie. Topór był osobiście pobłogosławiony przez boga orków i tym potężniejszy im osoba go dzierżąca była bliska ideałom Jednookiego Boga. I tym bardziej przeklęty im ta osoba od ideałów Gruumsha się oddalała. Zdecydowanie ten topór nie lubił elfów.

Także Mmho dostała magiczny przedmiot, jako pożegnalny prezent od diabliczki.
Kryształ o barwy krwi. I był ku temu dobry powód.
- Dzięki temu bez względu na to gdzie będziesz ty i gdzie będę ja, będziesz mogła mnie wezwać. Gdy będziecie potrzebowali się skontaktować ze mną, wystarczy że się skupisz na mnie trzymając kryształ w dłoni. A będę wiedziała, że mam was odnaleźć.- dodała z uśmiechem.

Podróż zakończyła się nad jednym z sześcianów. W nim, wedle słów rogatej, ukryta była brama do Acheronu. Destiny się musiało z nią zgadzać, bo kryształy wtopione w burty i ściany statku zaczęły świecić na zielono i pulsować. A potem nastąpił błysk i znaleźli się nad...

RIGUS

Rigus, po widokch z samego Acheronu, nie robił imponującego wrażenie. Było to miasto zbudowane na dużym wzgórzu. Miasto co prawda dziwne, bo wyraźnie podzielone na siedem szerokich pierścieni oddzielonych od siebie murami w kształcie ośmiokąta. Każdy ludny i hałaśliwy. Ale chaos panujący na ulicach Rigus miał znajomy posmak przynajmniej dla tych o wojskowym doświadczeniu. Pierścienie były zorganizowane na kształt żołnierskich obozów i tak samo zarządzane. Patrole przemierzające ulice były karne i liczne. I zachowywały spokój nawet gdy znienacka nad miastem zawisał latający okręt. Wywołało to poruszenie na ulicach, ale dalekie od panicznego chaosu. Tymczasem Destiny obniżało lot, a Tanagris wyjaśniała sytuację.
- Poprosiłam by zatrzymał się nad trzecim z pierścieni. Ogólnie nie ma to znaczenia, ale akurat najbliżej z trzeciego do kuźni i warsztatów płatnerskich… jednych z lepszych w mieście. Niestety szkutnictwem nikt tu się nie zajmuje, ale robienie maszyn oblężniczych jest tu praktykowane. Więc może pomogą. Ich nieformalnym liderem jest zdolny płatnerz o imieniu Hjalvdor z Nildavelliru… o niego pytajcie. Bo tylko on może skrzyknąć ich do współpracy.- zerkając na miasto i ulicę nad którą się unosili zmniejszając wysokość. Uśmiechnęła się, gdy coś zauważyła. - A jest i patrol. Dobrze. Pierwsze co trzeba zrobić po przybyciu do Rigus to załatwić dla siebie status gościa. Nie jest to trudne, każdy patrol nosi przy sobie łupkowe medaliony które rozdaje przybyszom. A które zawsze trzeba nosić na szyi w mieście. W innym przypadku zostanie wzięci za miejscowych cywilów, a wierzcie mi… nie chcecie być wzięci za cywilów. W mieście jest prosta wojskowa hierarchia… każdy komuś podlega, szeregowi sierżantom, sierżanci porucznikom et cetera. I każdy musi bezwzględnie podporządkować się poleceniom każdego o wyższym stopniu. Cywile są prawie na samym dnie. Niżej są niewolnicy…-
Przerwała swój wykład na chwilę potrzebną na zejście na dół i rozmówienie się z patrolem.
Rozmowa ta była dość krótka i szybka. Rogata wyjaśniła krótko i oszczędnie sytuację i dostała kilka wskazówek co do sytuacji miasta. Przez ten czas mogli rozejrzeć się dookoła zapoznając z otoczeniem. Te wyglądało w miarę normalnie… ludzie, trochę krasnoludów, hobgobliny, półelfy. Niektórzy ludzie wydawali się bardziej “piękni” niż powinni. Poza tym stroje, oręż… wszystko wydawało się w miarę znajome dla załogi statku. Jedyne co wyróżniało się na ulicy, to stary wojownik z obstawą. Stary wojowników, o szarej skórze


.... poprzebijanej kawałkami metalu i włosach niemal składających się z takich “ostrzy”. Nie wyglądało jednak, by to go bolało. Ale reszta… wydawała się normalna.
- Aaaa więc.- diabliczka zwróciła się do nich rozdając żelazne naszyjniki z łupkowymi płytkami. -... sytuacja jest taka. Tamta droga prowadzi do kuźni trzeciego pierścienia miasta. Trzymajcie się go, nie przechodźcie do innych pierścieni. Gdy dotrzecie do kuźni, pytajcie o Hjalvdora. Tamta droga prowadzi do rynku, tam możecie zakupić to co wam będzie potrzebne. Żywność, szaty, broń i magię… nic drogiego i nic wyjątkowego. Targ na rynku jest skrojony na kieszeń przeciętnego żołdaka. Jedzenie warto na nim kupować, bo miejscowy wyszynk… nie jest wart uwagi jeśli lubicie dobrze zjeść. Starajcie się nie zaczepiać nikogo i nie wtrącać w miejscowe bójki. To część miejscowego kolorytu i polityki. Przepychanki między zwolennikami wielkich generałów są tu okazją dla ich przywódców do testowania sił konkurencji. Co jeszcze… - zamyśliła się. -... a tak. NICZEGO nie podpisujcie tutaj bez dokładnego zapoznania się z tekstem. A i po zapoznaniu też lepiej nie. W Rigus działają agenci piekielnych sił rekrutujących każdego skurogłowego nie mającego pojęcia czym jest Wojna Krwi.
Przez chwilę milczała, by dodać. - A i jeszcze jedno… jak zapłacę mojej ochronie, wracam do Sigil tylko bardziej dyskretną drogą. Jeśli ktoś z was chce się przyłączyć i poznać przejście z Rigus do Miasta Drzwi i zapoznać się z nim trochę, to zapraszam. I… - po chwili wahania dodała ciszej.-... choć Rigus jest w miarę bezpiecznym miastem, jeśli się w nim nie wychyla za bardzo, to ktoś porwał załogę Destiny a sam statek zamierzał zagubić gdzieś w Thuldaninie. Ktoś potężny. I ten ktoś może być niezadowolony z faktu, że Destiny działa i ma nową załogę. Uważajcie na siebie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 27-11-2020 o 13:30.
abishai jest offline  
Stary 10-10-2020, 20:40   #77
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wędrowiec i Harran (podczas podróży na Rigus)

Wędrowiec zapukał do kajuty zaklinacza.
- Harranie? Proponowałeś zbadanie znalezionych zapisków.
Zaklinacz skinął głową, potem wskazał koję, która lepiej nadawała się do siedzenia niż fotel, w który Wędrowiec by się nie wcisnął. A potem podał gościowi znalezione notatki.
- Poogladaj sobie - powiedział. - Może coś ciekawego przyjdzie ci do głowy.
Automaton nie usiadł, ale skinieniem głowy podziękował za podane dokumenty i zaczął je czytać.
- Miałeś już okazję do zapoznania się z nimi?
- Taaaa... ale za mało tu jest zapisków w smoczym - odparł zaklinacz. - Reszta jest w gnomim, więc chyba byśmy musieli znaleźć jakiegoś tłumacza. Zdaje się, że poprzedni właściciel usiłował stworzyć kamiennego golema, będącego drugim ciałem dla Destiny.
- Tłumacz nie będzie potrzebny - stwierdził Wędrowiec, wertując notatki - To inny, bardziej archaiczny dialekt niż ten z mojego świata, ale wciąż zrozumiały… - zamilkł, zapamiętując kolejne strony.
Harran siedział, cierpliwie czekając, aż Wędrowiec dotrze do ostatniej strony notatnika. Zajęło to dłuższą chwilę, ale w końcu odwrócił wzrok od papieru i spojrzał na zaklinacza.
- Gnościk miał wiele planów dla Destiny, poza stworzeniem golemicznego ciała chciał wprowadzić jeszcze sporo usprawnień w samym statku. Myślę, że mając czas i materiały będziemy mogli dokończyć jego dzieła, zajmę się tym w wolnych chwilach. Sporo też wspominał o Mechanusie i dzieciach dawnego boga swojej rasy, Reorxa.
- W takim razie ten notes bardziej się przyda tobie, niż mi - powiedział Harran, który na statkach się nie znał i prędzej zdołałby popsuć Destiny niż udoskonalić. - Zabierz go, a jeśli będę mógł ci w czymś pomóc, to mów.
- Dziękuję, wezmę go, chociaż zapamiętałem już treść - stwierdził Wędrowiec - Czy udało ci się znaleźć tu coś jeszcze interesującego?
- Parę rzeczy w gnomim stylu i wielkości - odparł zaklinacz. - Pełna szafa strojów, napierśnik no i te drobiazgi. - Wskazał na półki, na których obok lampy i obsydianowego rumaka leżały szkła powiększające, różdżki-fokusy i medalion.
- Hm, część z nich może być interesująca - mruknął Wędrowiec, przyglądając się przedmiotom na półkach.
- Lampa zapewne tylko ładnie wygląda, ale ma tyle różnych dodatków, że kto wie... pewnie coś w sobie kryje - nie do końca poważnym tonem powiedział Harran. - W rumaka trzeba tchnąć magię... Resztę możesz oglądać, badać, nawet rozbierać na kawałki... - zażartował.
- Nad rumakiem możemy popracować, chociaż Tobie przyda się bardziej niż mi - stwierdził Wędrowiec - Większość to drobiazgi, ale mogą się przydać. Najciekawsze jest to, że Gnościkowi udało się stworzyć niektóre z nich bez użycia magii - automaton był wyraźnie pod wrażeniem - Napierśnik generuje pole podobne do czaru zbroi maga, a lampa pozwala rozświetlać niektóre substancje, i żadne z nich nie ma w sobie krztyny magii…
- Są więc wyjątkowo cenne. - Harran skinął głową. - Kto wie, może poprzedni lokator schował gdzieś tu, w kajucie, jakieś notatki związane z procesem wytwarzania takich przedmiotów.
- Racja, to mogłoby być naprawdę cenne odkrycie. Ale nie chcę rozgrzebywać twojej kajuty, więc daj mi znać, jeśli coś znajdziesz.
- Wszystkie ściany są do twojej dyspozycji - powiedział zaklinacz. - Z pewnością szybciej znajdziesz jakieś skrytki. Jeśli, oczywiście, jakieś tu są. Ale jak patrzę na tę zbroję i tę lampę... Taki pomysłowy gość musiał coś pokombinować. Jeśli masz czas i ochotę, to możemy poszukać - zaproponował.
- Czemu nie, możemy teraz - zgodził się Wędrowiec. Zanim zabrali się do poszukiwań, skoncentrował się, uaktywniając kamień wyostrzający jego zmysły.
I mimo tej koncentracji i skupienia… nie zdołał odnaleźć kryjówki. To nie było aż takim zaskoczeniem dla automatona… w końcu budowniczy tego okrętu z pewnością dołożył wszelkich starań by kryjówkę w jego pokoju nikt niepowołany znaleźć nie mógł. Ale… może są na planach statku? Tylko te wymagały spokojnego przestudiowania.
- Mamy czas... Zawsze możemy rozpruć ściany - powiedział zaklinacz. - Z jego duchem nie pogadamy, więc to chyba jedyne wyjście.

Zabrali się do dokładnego, centymetr po centymetrze, przeszukania zamieszkiwanej przez Harrana kajuty.

Po długich żmudnych przeszukiwaniach, wreszcie udało się znaleźć wyjątkowo zmyślną i trudną do wykrycia skrytkę obitą ołowiem i pokrytą zaschniętą krwią gorgony (ponoć taka krew nie pozwala przejść istotom eterycznym, aczkolwiek nigdy nie udowodniono że ta metoda jest skuteczna), w środku był jeden przedmiot owinięty aksamitem.
Mała kostka zdobiona złotymi abstrakcyjnymi ornamentami. Oraz karteczka zapisana w kilkunastu językach jednym i tym samym zdaniem.
“Pod żadnym pozorem, nie używać!”

- Nie lepiej było wziąć i wyrzucić gdzieś w pustce? - spytał Harran, oglądając kostkę ze wszystkich stron. - Napis wprost zachęca do postąpienia wbrew tej radzie... Szkoda, że nie napisał, do czego to służy. Może niszczy całe planety, a może tylko użytkownika.
Na wszelki wypadek rzucił wykrycie magii.
- Albo robi coś zupełnie nieszkodliwego, za to wstydliwego - mruknął Wędrowiec, przyglądając się przedmiotowi, po czym sam także skupił się na nim szukając aur i badając jego przeszłość. I odkrywając, że… cóż… poprzednim właścicielem tego obiektu był Gnościk. Gnom… o naturze neutralnej dobrej i im dłużej Wędrowiec zerkał tym bardziej czuł, że jest to niebezpieczne. Ten przedmiot miał w sobie coś… może nie wolę w normalnym znaczeniu tego słowa, ale rodzaj wpływu który niczym mackami próbował skłonić dotykającego do czegoś… jakieś subtelne podszepty. Ich natura wymykała się wszelkim językom, ale przekaz był subtelny i zrozumiały podprogowo.
Harran zaś niemal metaforycznie “oślepł” od uderzenia aury… Ten przedmiot miał w sobie potężną magię przywołań. Nigdy takiej nie widział… nigdy z taką aurą się nie spotkał. Miała też ona bardzo złowieszczy posmak. Z niepokojem też przyglądał się palce jednej z dłoni Bezimiennego powoli podążają ku oku jego… jakby… chciał się… oślepić?
Na szczęście automaton powstrzymał się od tego… wiedząc to co przekazała mu wizja. Widząc rozerwany budynek, krew… zamykający się artefakt, zamykający się magią dwóch gnomów… zamykający się nad rozerwanym ciałem humanoida którego oblicze było wykrzywione w straszliwym bólu i ekstazie… artefakcie zamykającym wbrew własnej woli. Gnościk zdobył ten przedmiot wraz całą ekipą statku. Bo ten niepozorny z pozoru sześcian odpowiednio ułożony był bramą do apokalipsy… której to załoga Destiny zapobiegła.
- Czyli mieli na swoim koncie sukcesy - mruknął głuchym głosem Wędrowiec, zamykając skrytkę wraz z artefaktem. - Niech tu na razie zostanie, powinniśmy znaleźć sposób na jej bezpieczne unieszkodliwienie. Dopilnujesz, by do tego czasu nikt jej nie ruszył? - zapytał Harrana.
- W gówno się wpakowaliśmy... - powiedział cicho Harran. - Może to stało się przyczyną napadu na Destiny? Chociaż... kto wie, może poprzedni właściciel starałby się to odzyskać. - Przez moment spoglądał na Wędrowca. - Nie będę przyjmować gości, to nikt tego nie znajdzie - dodał. - A przy jakiejś okazji poszukamy informacji, jak niszczyć takie... drobiazgi.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 28-10-2020 o 15:40.
Kerm jest offline  
Stary 17-10-2020, 22:45   #78
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Kvaser schodząc z pokładu, wyglądał jak to Kvaser zwykł wyglądać - mała, szeroko się nosząca osoba której dzikie spojrzenie zapowiada kłopoty - a spojrzeniem tym obdarowywał wiele obiektów bacznie i z ciekawością obserwując otoczenie - pełna kipiących emocji i furii.
Czyli zwykły dzień. Podczas instrukcji udzielanych im przez bardkę kilka razy zaśmiał się pod nosem, lecz na głos nie wypowiadając komentarza co do tutejszych obyczajów, kilka razy pozornie stracił uwagę wpatrując się na przemieszczających się zbrojnych, a jeszcze innym zaklął pod nosem siarczyście widocznie komentując jakiś detal otoczenia który mówiąc oględnie, nie przypadł mu do gustu, chociaż było w tym coś bardziej głębokiego.
- Mieliśmy się napić - zwrócił się do bardki z uśmiechem - to chyba dobra okazja na pożegnalny kufer, a i najlepiej klimat nowych miejsc poznać w oberży… Z asystą - mruknął rozbawiony.
Imra zmierzyła diabelstwo spojrzeniem.
- Jesli tylko z Mmho chcesz mieć kontakt to jak mi na ten przykład podrzucisz potencjalnych kandydatów chętnych do wykonania dla mnie cudu?
- Kontakt z nią mam w postaci magicznego przedmiotu powiązanego ze mną. Nie posiadam ich w nadmiarze, więc dałam jeden na całą załogę. Wybrałam Mmho na powierzycielkę, a co do twojego potencjalnego pracodawcy to po prostu zjawię się u was osobiście jak tylko takiego będę miała. - odparła z uśmiechem rogata. - Znajdę was… o to się martwić nie musisz. Mam szerokie koneksje w wielu miejscach. Niestety…- uniosła ramiona wzruszając nimi dodając żartobliwie.-... żadne koneksje nie zmienią faktu, że na Rigus nie ma żadnej karczmy godnej polecenia. Za to takich pijackich mordowni jest tu sporo… więc wypić jest gdzie.
- To też mówi o miejscu - Kvaser stwierdził z wilczym uśmiechem.
- Nie warto tracić czasu na kiepskie trunki i kiepskie lokale - stwierdził Harran.
- Co z rzemieślnikami, do których miałaś nas skierować? - Wędrowiec zmienił temat na ten, który go teraz najbardziej interesował - Mamy się na ciebie powołać u tego Hjalvdora?
- No i musimy sprzedać nasze towary - dodał zaklinacz.
- Panowie, za rączkę was chyba nie trzeba prowadzić, co? - Imra prychnęła rozbawiona. - Idę na targ. Kto nie chce abym wszystko dla siebie zagarnałęła lepiej niech idzie ze mną.
- Rozumiem, że nie mam co liczyć na równy podział łupów? - zapytał automaton - Szybszy czy silniejszy zgarnia więcej?
- Pytaj reszty, może się wstawią za tobą - Imra rozłożyła bezradnie ręce.
- Albo sam odbiorę swoją dolę - powiedział obojętnie Wędrowiec - Potrzebujemy funduszy na naprawę Destiny.
- Spróbuj mnie choćby tknąć to cię rozszarpię. Chcesz mieć fundusze, to je sam załatw. Ja biorę co moje i cokolwiek nie zostało zaklepane wcześniej. Daję szansę skorzystać, nie korzystasz, twój problem - kobieta nie czekała na dalszą odpowiedź idąc zebrać co mogła do swojej magicznej torby.
Kvaser spojrzał na Imrę powoli, spokojnie. Dziwnie spokojnie jak na siebie, dziwnie wolno. Nie widać było napięcia mięśni całego ciała, tylko swobodny ruch bardzo luźne, niemal wyluzowane.
- Nie, Imra - stwierdził patrząc na kobietę z dziwną powagą, a prawa dłoń wędrowała w stronę ramienia i głowy niziołka. Półelfka zatrzymała się aby na niego spojrzeć.
- Hjalvdora nie znam osobiście. Powołać się na mnie nie ma potrzeby. Słyszałam jednak dobre opinie na temat jego kunsztu, a skoro zdołał założyć tu nieformalną gildię zdolną wywierać wpływ na generałów, to przypuszczam, że są one prawdziwe.- wzruszyła ramionami rogata i dodała.- Towary możecie sprzedać u miejscowych kupców. Metal pewnie też kowale kupią…-
Po czym Marai westchnęła głośno.- Panowie, panie… nie ma się co kłócić. Nie o takie drobne. Możecie więcej zarobić szukając okazji do pracy dla różnych planarnych potęg. Widziałam te łupy które zgarnęliście… nie są warte by toczyć krew o nie.
Imra westchnęła.
- Najwyraźniej dla niektórych jest. Jak mówiłam biorę ostatni łup i to głównie broń, bo desek i larw brać nie zamierzam. Do tego chyba nieco magicznego śmiecia zostało z tamtych trupów i nikt specjalnie nie był nimi zainteresowany. Możecie iść ze mną. Zapraszam.
Niziołek ostentacyjnie splunął na ziemię pod nogi Imry nie mówiąc nic i odwrócił wzrok.
- Weź, idź i nie wracaj - stwierdził Harran. - Wszyscy będą zadowoleni.
Automaton spojrzał na Kvasera i Harrana, wymamrotał coś pod nosem i zwrócił się do Imry.
- Rozumiem, że w ten sposób kończymy naszą współpracę? Bo nie widzę żadnej korzyści w tym, że nie będziemy ci mogli powierzyć nawet zwykłych targów.
- Dosłownie zapraszam was abyście poszli ze mną i się tym zainteresowali. Słyszę jednak jakby to było dla was zbyt trudne, wziąć swoje nóżki i podreptać obok. Szczególnie, że skoro chcecie naprawić ten statek to będą potrzebne fundusze na zaś najpewniej. To co? Dalej zamierzacie się obrażać i pluć mi pod nogi po tym jak na rzecz naszego wspólnego dobrobytu wystraszyłam demony i połowę walczących przy wozach? Do tego ściągnęłam wraz z Vaalą na siebie uwagę skarabeuszy abyś ty Kvaserze mógł wbiec do środka i wyjąć serce? A potem jeszcze wyrzuciłam poprzednie skutecznie niszcząc resztę tej metalowej armii? Jestem prawdziwie zawiedziona waszą postawą - półelfka pokręciła głową. - To, co? Ktoś pójdzie ze mną?
Niziołek wybuchnął cierpkim śmiechem.
- Jeśli wyliczasz się jak najemnik, to jesteś traktowana jak najemnik, bierzesz swoją działkę i odchodzisz. Jeśli jednak jesteś w załodze to radziłbym schować głęboko w dupę takie wyliczanki i gadanie co sobie się z łupu bierze - stwierdził sucho i warkotliwie.
- Raczej trudno zaufać komuś, kto chce okraść pozostałych - dodał Harran. - Przed chwilą powiedziałaś, że zabierasz wszystko... i że fundusze mamy sobie załatwiać sami. Więc się teraz nie wykręcaj. Proponowałbym - spojrzał na Wędrowca - wykreślić ją ze składu załogi.
Imra przetarła czoło w wyraźnej irytacji.
- Wy i to co powiedziałam - pokazała dłońmi miejsce gdzie mieli być jej rozmówcy aby potem pokazać jak po łuku przelatują z dala od pozostałych jej słowa. - Ale i może wyjdę na tym lepiej skoro nie dość, że mnie nie rozumiecie to jeszcze waszą pierwszą reakcją jest chęć pozbycia się mnie lub siłowe rozwiązania.
- Złodziej nie mówi głośno co zamierza wziąć, więc… złodziejką Imra nie jest.- westchnęła rogata splatając ramiona poniżej piersi zerkając na całą załogę. I potarła kciukiem róg dodając.- Rzecz w tym moi drodzy, że nie zdecydowaliście się w ogóle omówić takich sprawy wprzódy. Podział łupów, decyzje co do losu statku… osobiste plany. Każde z was wywodzi się z innej kultury i ma własne podejście do życia i praw. Ino… że na świecie jest pełno różnych kodeksów moralnych. Nie każdy będzie przestrzegał waszego. I obrażanie się na innych tylko dlatego, że nie podzielają waszych poglądów jest małostkowe. Może więc pogadacie ze sobą na ten temat zamiast skakać sobie do oczu i wyciągać od razu ciężkie balisty?
Wędrowiec westchnął i pokręcił głową.
- Zapewne masz rację, Tanegris, różnice mogą być duże - powiedział spokojnym, monotonnym tonem, jakby myślał już o czymś innym - Na moim świecie oddziały rozdzielają się łupami po równo lub wedle ustalonych hierarchii, a tych łamiących te zasady czekają kary. Może Golarion jest bardziej ...niezorganizowany w tej kwestii? - wzruszył ramionami i spojrzał na Imrę - Zakładam, że załoga Destiny będzie mogła polegać na sobie nawzajem przynajmniej w tak banalnych sprawach jak upłynnienie łupów i nikt nie będzie musiał nikogo pilnować, czy nie oszuka pozostałych. Imra, zrobisz to, co uważasz za słuszne - tak jak i każdy z nas. Ja ruszam dogadać się z rzemieślnikami na temat naprawy statku, to dla mnie priorytet - automaton ukrył twarz pod kapturem. Jego płaszcz zmienił się, wyglądając teraz na znoszoną pelerynę podróżnika - jednak nie był w stanie ukryć jego sylwetki - Wsparcie kogoś doświadczonego w negocjacjach może mi się przydać, ale sam też sobie poradzę. Jeśli chcecie ją poniańczyć, droga wolna - rzucił do Kvasera i Harrana.
- Niech się wynosi ze statku - powiedział Harran. - Jej tłumaczenia mnie nie obchodzą, bo dla mnie jest złodziejką i egoistką. A gadki o różnych kodeksach moralnych mnie nie interesują. Okradanie sojuszników dyskwalifikuje w moich oczach każdego.
Kvaser uśmiechnął się pod nosem i powiedział w pogodnym, wesołym tonie, szturchając przycielsko, acz boleśnie, Harrana w okolice biodra.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek będziemy mieli podobny tok rozumowania - mruknął - może w niektórych ocenach się myliłem, Harranie.
Tanegris spojrzała na automatona i dodała zamyślona. - Mogę nieco pomóc w negocjacjach… aż tak mi się nie spieszy.
A następnie przesunęła wzrok na pozostałych dwóch niewiastach. Mmho i Vaali. Czekała na ich decyzje.
- Mmho chętnie popilnuje statku - oznajmiła pół-orczyca, która odkąd dotarli na miejsce stała się wyraźnie wyciszona i przejęta nowym otoczeniem. Nie kwapiła się zbytnio by opuszczać pokład. Za to czujnie obserwowała to co za nim widziała. - A co do łupów i targu, moje zdanie już raz poznaliście, nie będę go powtarzać.
- Ja się na targowaniu nie znam… - Wzruszyła ramionami Vaala - ...ale okradana być nie mam zamiaru?
 
Asderuki jest offline  
Stary 25-10-2020, 14:08   #79
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wędrowiec i Harran

Po krótkiej naradzie i długiej kłótni cała drużyna rozeszła się na wszystkie strony. Mmho udała się na pokład Destiny. Bezimienny wraz z rogatą ruszył w kierunku kuźni.
Imra sama zaś ruszyła ku bazarowi. Vaala… wykorzystała zamieszanie by wybrać własną drogą kierując się własnym instynktem. A Kvaser własnym nosem wyszukiwać począł zapachu piwa, by dotrzeć do najbliższej karczmy. Zaś mag Harran… w końcu podążył za zmierzającą ku kuźniom parką.

Dymy świadczyły o tym, że się zbliżali do kuźni. Gęste i cuchnące węglem oraz siarką.
- Przyglądałam się jak walczyliście.- rzekła idąca obok kapitana statku negocjatorka. - Przyznaję, że potężni z was wojownicy… w pojedynkę. Jednak jako grupa… już gorzej… widząc was w boju, widziałam chaos i dezorganizację. I wchodzenie sobie w paradę nawzajem. I brak zaufania. Toż samo się stało tu na dole… i powinieneś nad tym jako de facto lider… popracować. Twoja pozycja powinna być spoiwem załogi. Takim był twój poprzednik… przy całej paranoi jaką objawiał. Hmmm… zastanawiam się kto mógłby pełnić rolę kapłanki… która łagodziła spory w załodze. Przydałaby się wam taka osoba.-
Skupiona na doradzaniu rogata nie zwracała uwagi na Harrana podążającego za nimi, choć jej biodra poruszały się hipnotyzująco wraz dźwięczącym bransoletami ogonem.
- Masz sporo racji, ale mamy tu do czynienia z innymi czynnikami wejściowymi - odpowiedział automaton, zainteresowany tym, co mówiła Marai. Obecna sytuacja była dla niego czymś nowym, a przy okazji liczył na dowiedzenie się czegoś więcej o poprzedniej załodze.
Harran się nie odzywał, chociaż uważał, że bardka ma za dużo do powiedzenia w sprawach, które nie powinny jej obchodzić.
- Czy ja wiem? Tak samo silne jednostki skupione na swoich celach i zamiarach. Jedyna różnica polega na tym, że poprzednia załoga potrafiła się wznieść poza różnice i nie skakała sobie do gardeł. - wzruszyła ramionami rogata skupiona na wymianie zdań z konstruktem.
- Znałaś ich od dawna, byłaś przy tym, jak zaczynali ze sobą współpracować?
- Tu mnie masz… nie… nie od początku.- przyznała się rogata ze śmiechem.- Gnościk się ze mną skontaktował poprzez swoje kontakty wśród byłych członków Czuciowców. Niemniej gdy ich poznałam dopiero zaczynali swoją misję.
Wędrowiec uśmiechnął się pod kapturem.
- Wątpię, by dał status kapitana komuś obcemu. Grupa, o ile nie ma z góry ustalonej hierarchii, rzadko będzie zgrana od samego początku. Potrzeba czasu na dotarcie się, albo usunięcie wadliwych elementów - powiedział, jakby mówił o jakiejś maszynie.
- Prawda to… a i kłótnie potrafią oczyścić atmosferę z żółci czasami. Jeno trzeba z nimi uważać, bo gdy wypłynie żółć z serca, to za nią może popłynąć jad z ust. Kłótnie trzeba mieć pod kontrolą.- zgodziła się diabliczka dodając coś od siebie.
- W tym nie jestem ekspertem - automaton pokręcił głową, po czym zmienił temat - Czy w Rigus można znaleźć kupców specjalizujących się psionice? Przydałoby mi się kilka dodatkowych odłamków albo kamieni mocy.
- Wątpię… coś takiego raczej w Sigil lub u duergarów na Acheronie. Choć nie jestem pewna czy by ci sprzedali. Wbrew temu co o nich mówią, nie wszystko u szarych krasnoludów jest na sprzedaż. - wyjaśniła Marai.
- Cóż, w takim razie muszę z tym poczekać. Jeśli ci duergarowie są adeptami Drogi, to będą to raczej dla nich drobiazgi.
- Ci duergarowie to po części dusze ich czempionów. Na Acheronie znajduje się siedziba ich bóstwa. - dodała cicho rogata.
- Ciekawe… czy dusze czempionów zachowują pełnię swoich zdolności żywych… - zastanowił się Wędrowiec, mówiąc jakby do siebie.
- To już zależy od woli ich boga. - odparła bardka. - Wybrańcy zachowują swoje zdolności, ale nie pamięć.

Same kuźnie skupione były wzdłuż jednej ulicy i pracowało przy nich kilkunastu kowali, kując metal, studząc wykute już kawałki, wprowadzając poprawki do niedokończonych ostrzy i tarcz. Widać było od razu, że znali się na swojej robocie. Ich pracy przyglądali się lub w niej pomagali liczni czeladnicy z różnych ras. A wokół samych kuźni kręcili się też różni klienci cierpliwie czekający, aż zamówiony towar zostanie ukończony. Tłumek był liczny, ale jedna kwestia wymagała rozwiązania. Który z nich to Hjalvdor?
- Myślę że to chyba ten… wygląda jak ktoś z Nildavelliru.- stwierdziła negocjatorka wskazując ponad dwu i półmetrowego masywnego mężczyznę z wielkim kamiennym młotem i rudą czupryną, który używał magicznego kamiennego młota do wykuwania ostrza.
- Dzień dobry... Szukamy Hjalvdora - powiedział Harran, stając parę kroków od pokaźnych rozmiarów kowala.
Wędrowiec trzymał się blisko maga, nie odzywając się na razie i pozwalając, by jego sylwetka przekazała swoją wiadomość. Wolał, by negocjacjami zajął się ktoś w nich bieglejszy, dopóki nie przejdą na sprawy bardziej techniczne.
- No to znaleźliście…- odparł Hjalvdor skupiony na pracy. - Jam to jest.
- Zapewne zauważyłeś statek na niebie.- wtrąciła Tanegris uprzejmie.
-Tak… i nie ja jeden. Niemniej jak wspomniałem innym, szkutnictwo to nie moja działka. Nie znam się na budowie zwykłych statków, a co dopiero latających.- zaśmiał się głośno mężczyzna.
- A na ich naprawie?- dopytwała diabliczka z uśmiechem.
- Dobre pytanie. A odpowiedź brzmi: To zależy.- stwierdził kowal po namyśle.
- Czy zatem zechcesz poświęcić nieco czasu, by zapoznać się z problemem? - spytał Harran.
- Jakim to problemem?- zapytał Hjalvdor nie przerywając kucia.- Mówcie prosto z mostu o co chodzi. Nie ma co tracić mojego i waszego czasu.
Diabliczka spojrzała na Bezimiennego wymownie dając mu do zrozumienia, że powinien się włączyć. W końcu… to nie ona dokładnie zapoznała się z problemem.
Wędrowiec zsunął kaptur, skupiając się jednocześnie na jednym z klejnotów, które nosił pod płaszczem. Teraz już wiedział, co powinien mówić.
- Nasz statek został dość mocno uszkodzony i wymaga serii napraw, które z pewnością wykraczają poza zdolności zwykłego szkutnika. Po pierwsze, kadłub z kamiennego drewna został rozerwany i trzeba go załatać, a ty podobno jesteś najlepszym rzemieślnikiem przynajmniej w całym Rigus. Część jego wewnętrznych systemów i mechanizmów także potrzebuje kogoś dysponującego większym talentem i zasobami niż my. Dokładniejsze szczegóły możesz poznać, jeśli sam go obejrzysz i porozmawiasz – liczył na to, że zagra na ciekawości kowala.
- Jestem najlepszym rzemieślnikiem i twórcą w całym Rigus. - przyznał wprost kowal nie przerywając swojej pracy. - W tym masz rację, ale czy mogę wam pomóc i czy pomogę ? Hmm… To zależy od tego czego ode mnie wymagacie i co zobaczę.
Spojrzał po chwili na całą trójkę. - Niby wiem skąd dałoby się pozyskać materiał o którym mówicie. Skamieniałe drewno nie jest co prawda, tym co zamawiamy u pozyskiwaczy, ale ci mogliby je zdobyć. Sęk w tym, że miasto utraciło z nimi kontakt kilkanaście dni temu.
- Pozyskiwacze? Kim są i gdzie ich zazwyczaj można znaleźć? - spytał Harran. - I co to znaczy, że straciliście z nimi kontakt? Przestali się pojawiać w mieście, czy może stosowaliście jakieś sposoby porozumiewania się z nimi na odległość?
- W Acheronie… Pozyskiwacze to grupa awanturników… w zasadzie to już teraz wioska bardziej, którzy wpadli że szukanie skarbów wśród wraków machin wojennych wypełniających jedną z warstw tego planu może być zyskownym interesem. Bo łatwo tam o śmierć jeśli się nie zna natury zagrożeń. A oni znają. - wyjaśnił kowal, a diabliczka doprecyzowała.
- Chodzi o skamienienie. Przedmioty ulegają wpływowi konserwującej warstwy Thuldaninu i kamienieją. Żywe istoty też, tylko w ich przypadku trwa to dłużej. -
- Właśnie.. a tak się akurat składa, że ta warstwa skrywa pokłady różnego rodzaju wraków machin wojennych i maszyn. Same ich schematy są dużo warte. A Pozyskiwacze nauczyli sobie radzić z tym problemem. Nie wiem jak, bo to ich sekret. Ogólnie wiele ich mają… w tym sekretny portal, gdzieś w okolicy Rigus przez który co dziesięć dni przechodzili i przynosili do miasta swoje skarby i zamówione towary. Tyle że powinni się zjawić trzy dni temu. I się nie zjawili. No i cóż… teoretycznie moglibyśmy wysłać kogoś do Avalas, warstwy na której przebywają, kto by zajrzał tam i sprawdził co z nimi. Ale to jest trochę skakania po sześcianach i nikt się jakoś nie kwapi… a sami wiecie Acheron, że nie należy do bezpiecznych światów.
- Brzmi to ciekawie... - powiedział zaklinacz. - Może zrobimy sobie małą wycieczkę? - Spojrzał na Wędrowca. Ten pokiwał głową, zainteresowały go słowa o machinach wojennych i ich schematach.
- Zgadzam się - powiedział krótko, po czym zwrócił się do kowala - Spróbujemy dowiedzieć się czegoś o tych Pozyskiwaczach. Czy chcesz wcześniej odwiedzić statek i przyjrzeć się jego uszkodzeniom?
- Jeśli mam wycenić swoją robotę przy nim, to powinienem zobaczyć szkody.- stwierdził kowal i przyjrzał się mieczowi, który wykuwał. - Ale najpierw… muszę skończyć ten miecz.
- A czy polecisz nam jakiegoś przewodnika? - dodał zaklinacz. - Błąkać się po Acheronie, szukając miejsca, o którym nic nie wiemy... To mogłoby zająć dość dużo czasu.
- Nazywa się Skirglet i najczęściej go można spotkać w tawernie o nazwie “Moczymorda”. Wystarczy iść wzdłuż tamtej ulicy…- Hjalvdor wskazał palcem ją i dodał.- I skręcić w prawo na pierwszym jej skrzyżowaniu. Łatwo zauważyć szyld. Karczmarz go zna… bo to stary bywalec.
- Dziękujemy za informacje. Jeśli chodzi o sprawdzenie statku, ile czasu zajmie ci dokończenie pracy? - zapytał Wędrowiec.
- Tak z pół godziny… wtedy będę mógł sobie zrobić przerwę.- ocenił Hjalvdor po chwili oceniania wykuwanego ostrza.
- Rozumiem - kiwnął głową automaton - Poczekam na ciebie, jeśli ci to nie przeszkadza, i zaprowadzę do statku. Harranie - zwrócił się do zaklinacza - czy spróbujesz odnaleźć Skirgleta i pozyskać jego usługi?
- Nie ma sprawy. - Harran skinął głową. - Jeśli go odnajdę, to od razu zaproszę na statek. A jeśli nie... poproszę o przekazanie mu informacji.
- Pójdę z Harranem, a potem się pożegnam. Pewnie spotkamy się później.- zaproponowała rogata.
Wędrowiec kiwnął głową, nie odzywając się jednak.
 
Kerm jest offline  
Stary 25-10-2020, 15:17   #80
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Druidka szła swoją drogą… dokądkolwiek ona prowadziła. Czasem zaczepiana słownie w niewybredny sposób, czasem ignorowana, czasem… wmieszana się w tłumek miejscowych podążających… gdzieś. Lawirowała uliczkami mijając karczmy, sklepiki wciśnięte między budynki, zbrojownie, więzienia… ba minęła kilka zamtuzów, z którego okienek wesołe panienki wychylały się prezentując swoje atuty mniej lub bardziej okryte w ramach darmowych próbek. Miasto było brudne, śmierdziało potem i dymem i nie miało w sobie nic z uroku lasu. A Vaala szła kierując się nosem… instynktem… przeznaczeniem? A może boskim palcem? W końcu była druidką, a choć nie miała tak mocnych relacji z bogiem jak to mają kapłani, to jednak jakaś więź tam istniała. I ta więź musiała ją doprowadzić do okrągłego placyku w Rigus. Na nim to był ogród… okrągły i z niewielką ilością żółknącej trawy. Pośrodku tego małego ogródka rosło drzewo, powykręcane na wszystkie strony i o szarawej korze. O liściach zielonych u dołu i purpurowych u góry . Oblecione grubymi zielonymi pędami jakiegoś dziwnego bluszczu. Drzewo to było olbrzymie i praktycznie zajmowało cały ogródek. I zza niego wynurzył się mężczyzna którego wzrost był znaczny, acz… nie prawdziwy. Vaala rozpoznała bowiem istotę, choć tylko o nich słyszała. Był to firbolg.


- Co ty robisz w tych stronach? Rigus nie jest lubiane przez druidów.- zwrócił się do niej w tajemnej mowie druidów.
Vaala spojrzała na Firbolga, mrużąc ślipka.
- Przyleciałam na sta-tek. A ty też tu… nie powinieneś być? - Powiedziała, po czym ściągnęła swoje proste, znoszone pantofelki z wyraźną ulgą, i stanęła bosymi stopami na trawie, wpatrując się nie w rozmówcę, a w drzewo.
- Co z nim? - Dodała po chwili.
- Nic… rośliny odzwierciedlają miejsce w którym żyją. Zwłaszcza drzewa. Ono opisuje mi stan Rigus… a Rigus jest chore.- wyjaśnił mężczyzna przyglądając się drzewu i głaszcząc jego korę.- Choć nieco nawozu z zagajnika Obad-Hai pewnie by mu się przydało. Ale przeżyje… jest twarde jak Rigus. Ja zaś… ktoś musi dbać o naturę, nawet tutaj. Miejscy druidzi nie są liczni, ale istnieją… a ty chcesz dołączyć do mojego kręgu, czy tylko przejazdem jesteś?
- Przejazdem - Powiedziała Vaala i również położyła dłoń na drzewie, choć obyło się bez jego głaskania - Czyli to miejsce, te całe miasto… rozumiem - Spojrzała na rozmówcę.
- W miastach tech żyją rośliny i zwierzęta. Też wymagają opieki.- potwierdził firbolg.- Dokąd ruszasz mała druidko?

Na słowo "mała" Genasi uniosła na moment brew, ale pozostawiła to bez komentarza…
- Nie wiem - Wzruszyła ramionami - Tam gdzie mnie los pośle? Szukam czegoś…
- Czegoś ważnego skoro opuściłaś swój krąg. Hmm…- podrapał się po brodzie przyglądając się dziewczynie. - Gdybyś przypadkiem trafiła do Ukrytej Kniei… mogłabyś poszukać mojego brata bliźniaka?
- I co dalej, z tym bratem? - Powiedziała Vaala.
- Mam coś do przekazania mu…- zamruczał firbolg zamyślony.- … jeśli mogłabyś to dać, to byłbym wdzięczny. Tylko nie wiem czy powinienem cię obciążać tym brzemieniem.
- Nie wiem, czy zawitam do Ukrytej Kniei… także zdecyduj sam - padła szczera odpowiedź.
- A czego szukasz?- zapytał firbolg.
- Czegoś co się zwie… - Vaala się rozglądnęła, zupełnie jakby obawiała, iż ktoś podsłucha ich rozmowę, nawet w tej tajemnej mowie - …"Serce Ziemi".
Firbolg pokręcił głową. - Raczej nie… To tylko przydomek.
Uśmiechnął się dodając.
- Słyszałem już to miano, acz dotyczyło ono kilku różnych rzeczy. Mówi się że Serce Ziemi… jest mitycznym miastem ukrytym w Sercu… centralnym punkcie planu Żywiołu Ziemi. Istnieje też “Serce”, klejnot pozwalające władać całą planetą. I też nazywane jest Sercem Ziemi.
Może chodzić o to… a może o coś innego. Myślę więc że wpierw powinnaś poszukać wyroczni, która mogłaby ci dać więcej informacji.
Vaala najpierw wybałuszyła oczka, a po chwili westchnęła… jakby z rezygnacją.
- Dziękuję za informacje. To co z tym bratem? - Wysiliła się na uśmiech.
- Momencik…- mruknął firbolg i po chwili grzebania w torbie, wyjął coś z niej. Kamienny sztylet. - Daj mu go, będzie wiedział co to oznacza.-
- I nic mu nie gadać? Po prostu dać i tyle? - Vaala wyciągnęła dłoń po sztylet…
- Powiedz że od brata jego dostałaś… jak zapyta.- wyjaśnił firbolg.
- No tyle to się domyśliłam - Rzekła Vaala z lekkim przekąsem.
- Więcej nie trzeba. Jest moim bratem bliźniakiem. Zna moje myśli i zrozumie intencje, których sztylet jest symbolem.- wyjaśnił druid.- Widzisz moja droga… to sprawa rodzinna.
- Dobrze - Dziewczyna krótko spojrzała na trzymany sztylet, po czym schowała go do swojej torby - To już sobie pójdę? - Dodała.
- Jeśli chcesz…- zaśmiał się cicho firbolg. - Ale jeśli jesteś głodna, to jak akurat idę wieczerzać. Możesz dołączyć do mnie.
- Dziękuję, ale nie. Nie muszę dużo jeść, a i mam niestety mało czasu, sta-tek tu tylko chwilowo stoi. To nie moja decyzja - Powiedziała, po czym skinęła głową, i oddaliła się, a przed zejściem z trawy znowu założyła swoje pantofelki.
- Jesteś z tego czegoś?- zadumał się firbolg wpatrując w okręt unoszący się nad miastem.- Jesteś częścią oddziału jakiegoś?
- Stado młode, ledwie kilka dni. Sta-tek to nasza jaskinia… - Vaala wzruszyła ramionkami.
- Acha… no tak. Cóż… powodzenia z nowym stadem. - odparł po chwili namysłu druid i machnął ręką na pożegnanie. - W razie czego… wiesz gdzie mnie szukać.

***

Druidka krążyła po mieście bez celu. Podążała kierując się swoim instynktem. Nie przejmowała się coraz głośniejszym burczeniem w jej brzuchu. A instynkt skierował ją ku targowi zwierząt. Tu sprzedawano konie, psy i ptactwo bojowe. Każdy z nich był groźny, każdy wyszkolony, każdy z ladrami. Sprzedawano tu nawet borsuki i niedźwiedzie. Każdy opancerzony, każdy znudzony. Zwierzęta te były cenne, toteż sprzedawcy dbali o ich kondycję i wyżywienie. Były cenne… więc droższe niż zwyczajne egzemplarze.
I nie przejmowały się wrzawą kolejnych licytacji i dobijania targu. Nie zwróciły też większej uwagi na przybycie druidki. Dopiero po kilku minutach, nagle wszystkie zwierzęta zaczęły popadać w panikę… ryczeć i szaleć, jakby coś ich ukąsiło… albo coś przestraszyło.
Zaczęły ryczeć, szarpać się w więzach jakby chciały się w nich zerwać i uciec. Pewnie dlatego że tak było…
Bowiem środkiem przez targ ruszył spory oddział. Elitarny na swój sposób. Czarne zbroje płytowe, równy krok, milczące cisza, puste spojrzenie. Aura śmierci… która ich otaczała, była przytłaczająca. Bo byli to nieumarli… niemniej nie wyglądali na zwykłe animowane zwłoki. Ich ruchy, choć wręcz dokładnie zsynchronizowane, nie były sztywne jak u pozbawionych inteligencji truposzami. A ich przywódca niemal zamknięty w czarnym kunsztownym pancerzu...

… samym wyglądem wywoływał respekt i zmuszał swoim spojrzeniem do ustąpienia mu drogi. Przewodził 20 milczącym rycerzom i… co Vaala szybko zauważyła, co chwila zerkał w górę na unoszący się nad miastem Statek i kierował się nim jako kompasem podążając ku niemu. “Destiny” było celem tego rycerza.

Zniewolone zwierzęta na targu nie wprawiały Druidki w dobry nastrój. Najchętniej by je wszystkie uwolniła, niech sieją chaos i spustoszenie w tym śmierdzącym mieście, niech pokażą swoją naturę, niech… pojawienie się bandy truposzy przerwało te myśli (a i najprawdopodobniej wprowadzenie ich w czyn!).
Vaala przez chwilę przypatrywała się bandzie umarlaków maszerujących w stronę statku, po czym warknęła. Warknęła, westchnęła, i pokręciła z rezygnacją głową. I w końcu ruszyła za nimi…





.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172