| Dziękuję za dialog, Kerm! :) Kolejne informacje, które uzyskali od Rokhara jednocześnie rozjaśniały nieco jak i gmatwały całą sytuację. Lodowy mefit, mchowy troll… Astrid z uniesioną brwią słuchała o tym wszystkim. Wyglądało na to, że całe to porwanie i zima panująca w okolicy były bardzo przemyślanym działaniem, w które zaangażowane były przeróżne istoty. Aż jej się nie chciało myśleć o tym, co by się stało z Argenteą, gdyby trafiła w ręce Lodowych Wiedźm. Wciąż pozostawało jednak zagadką, w jakim celu chciały ją wykorzystać? Czyżby chodziło o odwrócenie uwagi od problemu w Lesie Granicznym? Kupienie sobie czasu? Zaangażowanie militarne Taldoru w odbicie szlachcianki? A może coś jeszcze innego? Plątanina myśli przelatywała Astrid przez głowę, ale pewności co do żadnej z nich mieć nie mogła.
Po kolacji nagrzała sobie wody w trzech garach i zaszyła się w łazience, korzystając z wielkiej balii i możliwości gorącej kąpieli. W końcu mogła odpocząć, umyć się ładnie pachnącym mydłem i po prostu zrelaksować. Zwykle nie marnowała czasu na rzeczy, które można było zrobić szybko, ale kąpiel zawsze była tym, co lubiła celebrować. Kilka miłych chwil przy kominku Astrid & Traivyr
Pachnąca po kąpieli i ubrana w świeże ciuchy podróżne znalazła w kuchni butelkę wina i dwa kieliszki, po czym zaciągnęła Traivyra przed kominek i rozlała czerwony trunek do naczyń. I tak mieli objąć pierwsze warty, więc dlaczego nie połączyć przyjemnego z pożytecznym? Za oknem leniwie sypał śnieg, a oświetlony jedynie światłem ogniska salon pogrążony był w półmroku, nadając chwili magiczny wydźwięk. Niedźwiedzie futro było puszyste i miękkie w dotyku, dlatego druidka usadowiła się na nim wygodniej.
- Myślałam o tym, że właśnie tak spędzimy ten wieczór, odkąd dotarliśmy do strażnicy - powiedziała, unosząc kieliszek i uśmiechając się lekko. - Magiczna atmosfera, świetne towarzystwo i alkohol na pewno pomogą nam się zrelaksować po tym całym zwariowanym dniu. Za nas. - Stuknęła się z Traivyrem kieliszkami i upiła wina.
Ciekawe, co by twój ojciec na to powiedział, pomyślał Traivyr, który również odświeżył się po dniu pełnym trudów.
- Bardzo przyjemna, zdecydowanie romantyczna atmosfera - odparł zaklinacz. - Zdrowie mojej uroczej towarzyszki. - Upił łyk wina.
- Aż tak miłego zakończenia dnia się nie spodziewałem - dodał, z uśmiechem wpatrując się w Astrid.
- Ja również - odparła. - Ale trzeba korzystać, póki mamy taką możliwość, prawda? Nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle zdarzy się nam kolejna taka sytuacja, że będziemy mogli sobie posiedzieć przy palenisku, ze szklankami wina, z dala od wścibskich oczu i ust, które zaraz by rozpuszczały plotki. Jak się czujesz na zakończenie tego szalonego dnia? - Spojrzała na niego, uśmiechając lekko.
- Bez wątpienia jesteśmy daleko od wścibskich oczu i plotkarskich języków. - Odpowiedział uśmiechem. - Możemy sobie pozwolić na nieco swobody.
Uśmiechnął się lekko, wspominając swobodę, jaką miał w mieście, gdzie mało kto interesował się poczynaniami innych osób, a spacer z kobietą niebędącą własną żoną nie wywoływał fali plotek często niezgodnych z prawdą.
- A czuję się świetnie - powiedział. - Pokonanie bandytów, uwolnienie Argentei, ogień, trzaskający w kominku, dobrze wyprawione futro, dobre wino, urocza towarzyszka... Czegóż chcieć więcej? - Spojrzał na Astrid z uśmiechem.
Oczywiście mogłoby być jeszcze parę rzeczy, ale przy Astrid nie wypadało o nich mówić.
- Ja z jednej strony czuję radość, że się udało odnaleźć szlachciankę całą i zdrową, a z drugiej jestem zmęczona. Kąpiel trochę pomogła się rozbudzić, ale pewnie dzisiaj będę spać jak niedźwiedź zimą. Zwłaszcza po tym - odpowiedziała, unosząc pełną do połowy szklankę. - Powiem ci, że nigdy nie sądziłam, że będę zaangażowana w taką sprawę, ale czuję się z tym dziwnie dobrze i spokojnie w środku. Czuję, że robimy coś dobrego. No i trzeba będzie wrócić do lasu, żeby sprawdzić te punkty na mapie, jak już odstawimy Argenteę do Heldren. - Upiła nieco wina, pozwalając Traivyrowi zabrać głos.
- To jest nas dwoje. - Traivyr skinął głową. - Mamy do czynienia z bardzo dziwną sprawą i ciekaw jestem, dokąd nas to zaprowadzi. Ale mamy prawo do radości i satysfakcji. - Uśmiechnął się do dziewczyny. - I do zmęczenia - dodał. - Aż dziw że nikt nie powiedział, że jesteśmy za młodzi na taką wyprawę - zażartował, zmieniając nieco temat.
- Myślę, że nikt nie chciał tego wziąć na siebie, a coś należało z tym zrobić, więc nikt też nie narzekał na to, że jesteśmy za młodzi, niedoświadczeni i tak dalej - odrzekła Astrid. - Poza tym jak na żółtodziobów poradziliśmy sobie całkiem sprawnie. Tam, gdzie trzeba było siłą, ale i pomysłem, gdy walka nie wydawała się rozsądna. Uważam, że zgrana z nas ekipa, choć zauważyłam, że chyba nie po drodze ci z Akialem? - Druidka spojrzała na przyjaciela.
Traivyr skrzywił się odrobinę. Wolał nie wyjawiać swych podejrzeń o powód niechęci Akiala do niego, który to powód akurat siedział obok niego.
- Ja do niego nic nie mam, dopóki nie zaczyna się wymądrzać - powiedział. Moim kosztem, dodał w myślach. - Jestem przekonany, że niedługo dojdziemy do porozumienia.
- Nie jesteś człowiekiem, który kogoś od razu skreśla, więc pewnie wam się uda. Zwłaszcza, że zawsze na początku, jak poznajemy kogoś nowego, to nie wszystko musi nam się w tej osobie podobać. Z czasem albo akceptujemy, albo zmieniamy znajomych. - Zaśmiała się, biorąc kolejny łyk wina. - Ale wierzę, że będzie dobrze. Futrzak nie jest taki zły, nawet jak się nie dogadacie, to może będziecie się tolerować.
- Dogadamy się - z przekonaniem odparł Traivyr. - W końcu wspólne przygody łączą, prawda? A my, na szczęście, nie musieliśmy mieć takich przygód, by się polubić, prawda? - Uniósł kieliszek w milczącym toaście na jej cześć.
- No i nie mieliście takich, żeby się nie polubić. No chyba, że tę bierzemy pod uwagę. - Zaśmiała się Astrid. Czuła, jak wino już rozpala jej policzki i wchodzi w oczka. - No ale nie gadajmy o nieobecnych. Cały czas mam nadzieję, że nie wyjedziesz z Heldren po tym wszystkim. Może jednak zostaniesz i pomożesz ojcu w kierowaniu tartakiem? Wiem, że już mówiłeś coś na ten temat, ale zawsze warto być informowanym na bieżąco. Poza tym dopiero teraz tak naprawdę zrozumiałam, że bez ciebie było mi smutno w wiosce. Upsss… - Zasłoniła usta dłonią. - Naprawdę to powiedziałam? To nie ja, to alkohol! Polej mi jeszcze. - Podstawiła Traivyrowi prawie pustą szklankę pod brodę i zaśmiała się.
Traivyr spełnił jej prośbę, sobie również dolał nieco wina.
- A ja stale mam nadzieję, że razem ruszymy w świat - powiedział. - Może zrobimy tak, że będziemy spędzać pół roku w Heldren, a pół na wędrówce? - zaproponował. - Życie z tobą jest zdecydowanie przyjemniejsze i bledną przy tym nawet uroki wielkiego miasta - przyznał. - W winie tkwi prawda - uśmiechnął się do niej.
- To prawda, w winie tkwi prawda. I rozluźnienie - odrzekła, uśmiechając się do niego uroczo. - Chciałabym, żebyśmy podróżowali razem. Jesteś moim przyjacielem i teraz dopiero zdałam sobie sprawę, jak bardzo mi ciebie brakowało, gdy cię nie było. - Spojrzała mu w oczy.
- Mi ciebie też - przyznał Traivyr, chociaż nie do końca był pewien, czy z jego strony to tylko i wyłącznie czysta przyjaźń. - Jakimś dziwnym trafem pewne rzeczy uświadamiamy sobie dziwnie późno. Nie masz pojęcia, jak ciepło zrobiło mi się na sercu, gdy cię ujrzałem po tylu miesiącach. - Odstawił kieliszek, dorzucił parę drew do ognia, po czym usiadł, tym razem bliżej dziewczyny.
- Wiem, sama to czuję. Gdy wróciłeś i znów mogliśmy rozmawiać, wszystkie dawne wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą. Byliśmy niemal nierozłączni, pamiętasz? - Uśmiechnęła się do niego ciepło na wspomnienie dzieciństwa. - Ty mi pomogłeś, gdy wpadłam do zamaskowanej jaskini w lesie, a ja byłam zawsze, gdy potrzebowałeś porozmawiać i wyrzucić coś z siebie. Było wiele takich sytuacji. - Astrid wpatrywała się w tańczące płomienie, po czym przeniosła wzrok na Traivyra. - Dobrze, że znów jesteśmy blisko.
- Bardzo dobrze - powiedział, po czym, korzystając z owej bliskości, pocałował Astrid w czubek nosa.
Co prawda miał ochotę na coś więcej, ale nawet wino nie skłoniło go do zbyt wielkiego ryzyka.
Astrid uśmiechnęła się na pocałunek w nosek, po czym ujęła twarz Traivyra w dłonie i złożyła na jego ustach porządny pocałunek.
- Chyba tak to się powinno robić, jak się coś do kogoś czuje, no nie? - Uśmiechnęła się szeroko i wydudniła resztę wina ze szklanki.
- Zdecydowanie masz rację - odparł, po czym wyjął jej szklankę z dłoni, odstawił na bok i objął dziewczynę, po czym pocałował - mocniej niż poprzednio ona - jego.
Astrid poddała się chwili, czując się z tym wszystkim najwspanialej na świecie i zagłębiła w pocałunek. Trwali tak jeszcze przez kilka dłuższych chwil, po czym druidka oderwała usta od ust przyjaciela.
- Nie spieszmy się z tym wszystkim, dobrze? - Dała mu jasny sygnał, by poprzestali tylko na pocałunkach.
- Przed nami jeszcze wiele spędzonych razem dni - odparł, po czym powtórzył pocałunek. - Nie musimy się z niczym spieszyć - dodał po dłuższej chwili.
- Liczyłam, że to powiesz - odparła, odwzajemniając pocałunki.
Całowali się namiętnie przez jakiś czas, w końcu Astrid uniosła kieliszek.
- Chyba czas dokończyć wino - powiedziała wesoło i upiła trunku.
- I uprzątnąć ślady zbrodni - zażartował, przenosząc wzrok z Astrid na pustą butelkę. - Za naszą przyszłość. - Uniósł kieliszek i wypił wino do końca.
- To jest ładny toast. Za naszą przyszłość - odrzekła, uśmiechając się szeroko.
Traivyr podniósł się, po czym wyciągnął rękę do dziewczyny, pomóc jej wstać. I zaraz skorzystał z okazji, by ją przytulić i ponownie pocałować.
- To jest niebezpieczne - powiedział, gdy wreszcie odzyskał oddech.
- To fakt, ale na pewno masz silną wolę i dasz radę się powstrzymać - odpowiedziała, wciąż się uśmiechając.
- Twoja wiara we mnie podnosi mnie na duchu. - Udał powagę. - Ale nie będę ryzykować - zapewnił, po czym natychmiast postąpił wbrew swym słowom i ponownie ją pocałował.
- Lepiej idź już spać, a ja obudzę Mihaela - zaproponował. Po jakimś czasie.
- Dobrze, ale przyjdź szybko - powiedziała, całując go na “pożegnanie” i ruszając do pokoju.
- Zaraz będę - zapewnił. Wyniósł butelkę i kieliszki, a po chwili wyciągnął z łóżka Mihaela.
- Cisza, spokój. Bandyci grzecznie śpią cicho, Rokhar nie usiłował wydostać się z piwnicy.
Pożegnawszy kompana (któremu nie wypadało życzyć spokojnych snów) skierował się do sypialni, z rozbawieniem myśląc o skandalu, jaki by wybuchł w Heldren na wieść, że Astrid i on spędzili razem noc. Fakt, że w pokoju były dwa łóżka nie miałby najmniejszego znaczenia.
- Śpisz już? - spytał cicho, zamknąwszy za sobą drzwi.
W pokoju, w 'zimową', śnieżną noc, było na tyle jasno, że nie można było pomylić łóżek. A on nie miał zamiaru nadwyrężać pokładanego w nim zaufania.
- Prawie, wino to dobry środek usypiający - odpowiedziała nieco nieprzytomnym głosem.
- Słodkich snów - powiedział, całując ją w policzek. Tylko w policzek, bowiem wolał nie wodzić się na pokuszenie.
- Wzajemnie. I do jutra - odrzekła i nawet nie próbowała walczyć z ogarniającym ją snem. Dosłownie chwilę później już spała. Zasnęła zanim Traivyr zdążył się rozebrać i położyć.
On sam zasnął odrobinę później. * * * Poranek
Kolejny dzień zaczęła od lekkiego bólu głowy i paskudnej suchości w ustach. No i pełnego pęcherza, który dawał jej do zrozumienia, że może się poddać przy każdym energiczniejszym ruchu. Wygramoliła się więc z łóżka najbezpieczniej, jak potrafiła i człapiąc powoli wyszła z pokoju, uśmiechając się do wciąż śpiącego Traivyra. Ulżyła sobie w wychodku na zewnątrz, rozmyślając o tym, co się wydarzyło wczorajszego wieczoru. Oczywiście mogła to zrzucić na alkohol, ale fakty były takie, że Traiv jej się po prostu podobał, a po winku była chyba na tyle odważna, żeby w końcu coś z tym zrobić. No i zrobiła. I fajnie, że nie wylądowali od razu w łóżku, bo dzisiaj pewnie nie czuła by się z tym zbyt dobrze. Powoli do wszystkiego pewnie dojdą, na razie Astrid chciała dać się rozwijać tej relacji i zobaczyć, gdzie ich to wszystko zaprowadzi.
Po jakże romantycznych przemyśleniach w wychodku szybko wróciła się ubrać, a pierwszym przystankiem po tym była kuchnia, gdzie napiła się świeżej, zimnej wody.
- Suszy? - Zapytała Drzazga, szczerząc się.
- Nawet nie wiesz, jak… - odpowiedziała Astrid.
- Wierz mi, że wiem. Nie raz i nie dwa byłam w gorszym stanie. Szykuj się do śniadania, zaraz podam jajecznicę - powiedziała półorczyca.
- Jasne, obudzę Traivyra - odrzekła aasimarka i powędrowała do ich wspólnej sypialni. Szturchnęła kilka razy zaklinacza w ramię i ten otworzył oczy.
- Śniadanie zaraz będzie, Drzazga robi jajecznicę. Wstawaj, śpiochu. - Klepnęła go w tyłek przez koc i zaśmiała się łobuzersko.
- Zamknij oczęta - odparł zaklinacz - to wstanę. A poza tym nie spałem.
Zaczął wygrzebywać się spod koca.
- No to wychodzę. Do zobaczenia na śniadaniu, przystojniaku. - Zaśmiała się i posłała mu całusa w powietrze.
- Mało... - rzucił w stronę pleców dziewczyny, po czym odrzucił koc.
- Nie marudź, tylko zwlekaj tyłek - odparła wesoło, wychodząc i starając się nie zerkać przez ramię.
- Już zawleczony - odparł, chociaż tempo jego wstawania nie miało nic wspólnego z określeniem 'wlec się'. Po paru chwilach, porządnie przyodziany, zjawił się w głównej sali.
- Dzień dobry - przywitał nielicznych obecnych.
- Dobry, dobry. Tak samo jak i jajecznica, która stygnie - powiedziała Drzazga. - Siadajcie i się częstujcie, lecę obudzić pozostałych.
- Dzięki, wygląda przepysznie - przyznał Traivyr. - I smakowicie pachnie - dodał, siadając przy stole.
Półorczyca po chwili zniknęła im z oczu.
- Rzeczywiście dobra… Tacey ma talent do gotowania - powiedziała Astrid po spróbowaniu potrawy. - Mam nadzieję, że w drodze powrotnej do domu nie będą czekały na nas żadne niespodzianki.
- Niespodzianki dodają smaku szarej codzienności - zażartował Traivyr, nakładając sobe na talerz solidną porcję jajecznicy. - Ale masz rację, tym razem przydałaby się nam spokojna podróż. Ciekawe, jak nas powitają w domu.
Przede wszystkim był ciekaw, czy ojciec Astrid zrobi mu awanturę, że wyciągnął jego małą córeczkę na taką niebezpieczną eskapadę.
- Pewnie się ucieszą. Ja bym się ucieszyła, że “dzieciaki” - tu zrobiła palcami w powietrzu cudzysłów - wróciły całe i zdrowe do wioski - powiedziała, przygryzając jajecznicę kawałkiem nieco już czerstwego chleba.
- Czujesz się już jak bohaterka? - Uśmiechnął się do dziewczyny znad talerza.
- Zupełnie nie. Wiem, że zrobiliśmy dużo dobrego, ratując szlachciankę, ale nie uważam się za jakąś bohaterkę - odparła, wzruszając ramionami. - Chyba nigdy się nie będę za takową uważać, nawet jeśli uda nam się pozbyć tej paskudnej zimy. A twoje ego już rośnie? - Uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Jaaaasneeee... - Pokiwał głową. - Te tłumy dzieci, rzucających kwiaty pod nogi, tłumy dziewcząt, rzucających się na szyję...
- Tego drugiego bym nie przebolała - rzuciła wesoło.
Posłał jej buziaka.
- W takim razie żadnych dziewczyn - obiecał.
- I to mi się podoba - odparła, puszczając mu oczko.
Po śniadaniu wyruszyli z powrotem do Heldren, a druidka podczas podróży trzymała się blisko Traivyra. Nie potrafiła jeszcze nazwać tego, co czuła do mężczyzny, ale z pewnością wykraczało to poza zwykłą przyjaźń. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, jednocześnie Astrid miała oko na okolicę, w końcu pośród ośnieżonych drzew wciąż mogły czekać na nich fey albo inne stwory wysłane tu przez wiedźmy z Irrisen. Rozmyślała również o wczorajszym wspaniałym wieczorze spędzonym przy kominku, który naładował ją pozytywnie i pozwolił patrzeć w przyszłość z entuzjazmem. Co jakiś czas jednak wracała też myślami do sytuacji z Argenteą i zastanawiała się, jaki był w tym wszystkim cel. Jedno wiedziała na pewno - szykowało się coś, co miało wpłynąć na życia wszystkich w okolicy (a może i całym Taldorze?) i musieli to powstrzymać.
Droga do wioski okazała się wyjątkowo spokojna a w Heldren ludzie witali ich, jakby same duchy wróciły z cmentarza. Pewnie nawet nie wierzyli, że uda im się powrócić, a co dopiero w towarzystwie uratowanej szlachcianki. Na spotkanie wyszła im Ionnia i zaprosiła do ratusza, gdzie mogli opowiedzieć o wszystkim, co spotkało ich w lesie. Astrid pozwoliła mówić towarzyszom, czasami tylko dodając coś od siebie, gdy uznała, że warto zwrócić na coś uwagę. Burmistrzyni nie była zachwycona nową wiedzą, ale wcale jej się nie dziwiła - trzeba było coś zrobić z tą nienaturalną zimą, a serce i umysł aasimarki ciągnęły w tamtą stronę, by rozwiązać tę sprawę. Ionnia nawet nie musiała jej prosić o to, by tam wyruszyła.
- Na mnie i Traivyra możesz liczyć, zapewne Mihael, Akial i Draugdin również z nami wyruszą - powiedziała. - Zbierzemy się z samego rana i spróbujemy zapobiec dalszym szkodom wyrządzanym przez tę zimę.
Na słowa o ojcu jej serce zabiło mocniej. Chciała go zobaczyć, a jakże, dlatego pożegnała się szybko z wszystkimi i ruszyła do domu. Miała zamiar poświęcić całe popołudnie i wieczór Torvaldowi i Tove, który pewnie ucieszy się z jej obecności jeszcze bardziej, niż ojciec. Nagle naszła ją ochota, by wyprzytulać i wycałować starą psinę. Musiała też odbyć rozmowę z ojcem na temat jutrzejszej wyprawy. Wiedziała, że nie będzie zadowolony, ale przecież była już dużą dziewczynką i nie mógł jej całe życie trzymać w domu i wiosce. Jako ktoś, kto miał przejąć obowiązki po nieżyjącej matce, musiała stawiać sobie cele i je osiągać. Dla dobra Heldren. Poza tym będzie miała przy sobie Traivyra i pozostałych, którzy na pewno zadbają, by nic jej się nie stało. Nawet, jeśli ojciec by się sprzeciwiał, ona i tak podjęła już decyzję. O tym, że między nią a przyjacielem coś kiełkowało wolała Torvaldowi na razie nie mówić, bo gotów był iść do domu Traivyra i zrobić mu wykład, co może, a czego nie może, jeśli już myśli o byciu w związku z jego córką. Traiv również potrzebował chwili spokoju i odpoczynku; na wszelkie dobre wiadomości o ich relacji przyjdzie jeszcze czas. |