Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-08-2020, 21:17   #141
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Napięcie wyraźnie opadło, gdy udało się odnaleźć zgubę całą i zdrową. Może nieco przybrudzoną, ale nadal piękną i z niezłamaną wolą. Mogli wrócić do swoich zadań, a zatem poprawnego przeszukania pomieszczeń. Zaczęli od góry, by jak najszybciej dać dziewczynom czas na wzięcie kąpieli.

Na dworze było zimno i ciemno, i coraz mocniej odczuwał trudy dzisiejszego dnia. Było jeszcze kilka rzeczy, którymi należało się zająć, przede wszystkim trupy. Nie chcąc nikogo wstrzymywać, wykorzystując swoje zdolności i wytrychy upewnił się, że zamki i skrzynie nie zawierają żadnych niespodziewanych niespodzianek i otwierał wszystko po kolei przechodząc od jednego do kolejnego. Gdy skończył czuł już zmęczenie nie tylko w kościach. Stres towarzyszący szukaniu pułapek tylko dorzucił się do nieznanych mu wcześniej warunków pogodowych i stoczonych walk, toteż chciał skierować swoje kroki do kuchni, gdzie razem z Drzazgą mógł przygotować posiłek, jednak jedno spojrzenie na sale nie dawało mu spokoju.
- Draug, pomożesz mi z dywanem? Trzeba zawinąć tego trupa, któremu rozwaliłeś czaszkę i wystawić na zewnątrz tak, żeby nam tu nie psuł wieczerzy. -
Uporali się szybko, choć musieli wyciągnąć dywan spod stołu. Jeszcze tylko kolacja i będzie można usiąść i pogadać.

Argentea, czysta i w nowej sukni wyglądała adekwatnie do statusu, choć ewidentnie spasowała z tonu i okazała się być całkiem miłą osóbką. Akial nie chciał jej zasypywać wtórnymi pytaniami. Póki co większość pytań została zadana. Jadł więc swoją porcję przyglądając się rzeczom jakie leżały na stole, w tym sakiewce, kamieniom i kilku innym przedmiotom. Miał do dziewczyny kilka pytań, ale takich bardziej ogólnych nie mających dużo wspólnego z samym porwaniem, toteż nie wyrywał się, a jak się okazało i tak nie dane mu było wysłuchać i tego, gdyż uaktywnił się Rokhar. Całe szczęście, że półork był w pobliżu i zareagował odpowiednio.

Trochę nie pasowało mu wychodzić ponownie na mróz. Może półork poradzi sobie z wyciągnięciem informacji? Czuł jak ciepło grzańca rozlewa się leniwie po kościach powodując błogi spokój. Nie chciał zamieniać tego uczucia na marznięcie w stajni. Dał mu odpowiedzieć na zadane pytania, ale nie zanosiło się na to, żeby wyśpiewał wszystko od razu. Nigdy tak nie jest.
Westchnął cichutko, a potem nieco głośniej podnosząc się ze swojego miejsca.
- Pani wybaczy - skłonił się szlachciance. - Obowiązki wzywają. - następnie klepnął Draugdina w ramię i nałożył na siebie grube zimowe ubranie.
- Chodź, miejmy to już za sobą. - mruknął wychodząc na ziąb.


Posadzili Rokhara pod drzwiami stodoły.
- Nie chce mi się tu marznąć, więc zadam ci pytania tylko raz i przemyśl dobrze odpowiedzi. - powiedział wyjmując sztylet. Co prawda pazury byłyby równie śmiercionośne, ale nóż miał w sobie coś z tych wszystkich opowieści o bandytach, rabusiach i mordercach. Lepiej pobudzał wyobraźnie
- Kiedy cię wynajęli? Gdzie i jak się kontaktowali? - Akial nie zamierzał więcej grozić. "Herszt" i tak wyglądał na kogoś, kto powie wszystko.
- Jak często odwiedza was Izoze? Jak wygląda? Ile ma istot ze sobą i jaką mocą dysponuje, gadaj! - syknął.
Musieli przygotować się na wizytę lodowego mefita, jeśli nadal będą w strażnicy, lub w jakiś sposób spowolnić ją gdyby zdecydowali się wrócić zanim ją spotkają. Tylko wtedy sprawy się skomplikują...
Akial odepchnął te myśli od siebie nie martwiąc się o tym co zrobią później. Teraz należało dowiedzieć się maksymalnie dużo o tym, z kim, lub czym będą się mierzyć. A to oznaczało również spytanie o punkty na mapie, zapasy jedzenia, patrole i straże na drodze.
Spytał również o bałwana, którego mijali, choć nie spodziewał się wiele usłyszeć w tym temacie.

Gdy skończyli przesłuchanie wrzucili więźnia do piwniczki zajmowanej do niedawna przez lady Argentę.
- Cóż za zbieg okoliczności. Państwo zamienią się pokojami na najbliższą noc - rzucił zamykając klapę.

No! Tym razem, to już na pewno koniec pracy na dziś. Zdjął zimowe ubranie i usiadł do stołu z sapnięciem.

- Co tam znaleźliście w skrzyniach? - spytał pozostałych - Jest coś ciekawego? Jak się dzielimy? -
 
psionik jest offline  
Stary 13-08-2020, 23:11   #142
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację

Wyprowadzili szlachciankę na górę i dali jej czas na doprowadzenie się do porządku. Mieli chwilę na uporządkowanie strażnicy po krótkim ale dość krwawym starciu, więc szybko zabrali się do roboty. Szło sprawnie, zwłaszcza, że poza sprzątaniem, drużyna zajęła się też przeglądaniem łupów zdobytych na pokonanych. Zdobyczy było sporo. Na tyle dużo, że wypadało się nimi jakiś sprawiedliwie podzielić. Najłatwiej było ze złotem. Argentea okazała się szczodrze wyrażać wdzięczność za ratunek, a i Rokhar miał coś odłożone. Wychodząc z założenia, że na wszystko znajdzie się czas, Mihael zanosił zdobycze na stół w jadalni. Nic nie zainteresowało go na tyle, żeby zgłosić swoje roszczenia, ale możliwe, że znalazłby lepszego właściciela dla jednego z rabinów, czy perłowego naszyjnika. Na pytanie Akiala odpowiedział krótko.
-Wszystko co nie znajdzie nowego właściciela można by sprzedać i podzielić gotówkę.

Kiedy drużyna zebrała się na naradę, mnich usiadł na uboczu i uważnie przyglądał się Rokharowi. Starał się ocenić czy zbir jest szczery w swoich odpowiedziach. Zadał mu tylko jedno pytanie. Resztę tematów z łatwością wyczerpali towarzysze.

-Kim Ty w ogóle jesteś?- świdrował herszta spojrzeniem.
 

Ostatnio edytowane przez shewa92 : 14-08-2020 o 01:09.
shewa92 jest offline  
Stary 14-08-2020, 09:51   #143
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację
Argentea zastanowiła się nad pytaniem Traivyra.
- Nie sądzę, by nasza rodzina miała cokolwiek do czynienia z Lodowymi Wiedźmami, a jeśli już, to nic mi na ten temat nie wiadomo - odrzekła. - O moim wyjeździe do Zimar wiedzieli wszyscy na moim dworze i dworze mojego niedoszłego męża oraz w obu miastach i okolicach. Nie sądzę jednak, by ktokolwiek z nich miał do czynienia z moim porwaniem. Co do powodu zerwania zaręczyn… powiedzmy, że sir Ghalan nie spełniał moich oczekiwań w wielu względach. Ale to dobry człowiek i z pewnością nie zleciłby mojego porwania bandzie banitów z lasu. Zresztą, czuję, że tu chodzi o coś innego, niż chęć zemsty.

Rokhar zmarszczył brwi, słysząc słowa Draugdina. Na pytania Astrid i Traivyra szybko odpowiedział.
- Nie wiem, gdzie jest Izoze, nie spowiadała mi się z tego, gdzie się zatrzymała, choć biorąc pod uwagę jej… hmmm… aparycję, to pewnie śpi na jakimś drzewie w lesie. Zlecenie od niej dostaliśmy ze dwa tygodnie temu, albo coś koło tego… jeszcze zanim zaczęła się ta paskudna zima. Na początku nie byłem zainteresowany, ale Izoze potrafi być bardzo przekonywująca.

Draugdin, Akial i Mihael mieli inne plany dla Rokhara, niż przesłuchiwanie w ciepełku przytulnego domostwa. Wyciągnęli banitę na trzaskający mróz i usadzili pod stodołą, gdzie pośród sypiącego gęsto śniegu odpowiadał na dalsze pytania, trzęsąc się przy tym z zimna.
- Izoze… ona pojawia się co kilka dni w strażnicy. Ostatnio była wczoraj rano - powiedział, szczękając zębami. - Sama się ze mną kontaktuje, nie odwrotnie. To lodowy mefit, wygląda jak niebieskoskóra kobieta o paskudnej gębie i ma skrzydła. Naprawdę straszna, moi ludzie się jej bali. Ale ona jest tylko pionkiem… Kiedyś powiedziała mi, że to Teb Knotten zadecyduje, kiedy zabrać szlachcianeczkę. A ten Knotten to mchowy troll, też chyba gdzieś się kręci po tych lasach. I to on wydaje rozkazy wszystkim fey i stworom kręcącym się w okolicy. Nigdy go jednak nie widziałem. Co do Izoze, to ona może cię zrobić z ciebie lodową figurkę, sierściuchu i nawet się nie zorientujesz… - rzucił Rokhar. - Zimno mi, zabierzcie mnie do środka.

- Co to za punkty na mapie? - Akial nie odpuszczał.
- Nie mam pojęcia, Izoze nie zdradziła mi tego. Zaznaczyła tylko szlak, którym mamy podążać, jeśli nadejdzie czas dostarczenia laluni do chaty w głębi lasu. Chatę też zaznaczyła - odpowiedział bandyta.
- A bałwan przy rzece?
- Izoze ustawiła go jako system alarmujący. Gdy tylko ktoś się do niego zbliży, bałwan wydaje piekielnie głośny dźwięk na całą okolicę… Nie wiem nic więcej, miałem tylko przytrzymać szlachcianeczkę, aż zajmą się nią te istoty z północy.

Na pytanie Mihaela odrzekł krótko.
- Jestem nikim… prostym człowiekiem z okolic Zimar, który chciał się czegoś w życiu dorobić. Zabierzcie mnie teraz do środka, zamarzam tutaj!

Wyczuliście, że bandyta nie kłamie, więc bogatsi o nową wiedzę zaciągnęliście go do strażnicy, po czym zamknęliście w piwnicy. Porozmawialiście wszyscy w jadalni na tematy o których opowiedział Rokhar, zjedliście jeszcze przygotowaną przez Drzazgę kolację, wyznaczyliście warty i udaliście się spać. Po ciężkim, wymagającym dniu bardzo szybko oddaliście się w objęcia Desny.




Noc w Strażnicy minęła spokojnie i śnieżny poranek przywitaliście zregenerowani i w dobrych nastrojach, wabieni do kuchni zapachem jajecznicy na cebuli. Okazywało się, że Drzazga była całkiem zręczną kucharką, co podkreśliła również szlachcianka, zajadając się pysznym posiłkiem. Po śniadaniu czekała na was niespodzianka - gdy Akial sprawdził, co u chorych bandytów, odkrył, że wszyscy są martwi; choroba musiała zrobić swoje przez noc. Zamknięty w piwnicy Rokhar miał się za to całkiem dobrze i dostał resztki śniadania, które wsunął, jakby nie jadł od miesiąca.

W jednej z szaf znaleźliście dla Argentei futrzany płaszcz oraz solidne, zimowe buty, należące z pewnością do jednego ze strażników. Mimo, iż obie rzeczy były zdecydowanie za duże na szczupłą szlachciankę, nie narzekała, tylko ubrała je bez słowa przygotowując się do podróży. Drzazga postanowiła zabrać się z wami, by z Heldren wyruszyć do Oppary, więc wyciągnęliście związanego Rokhara z piwnicy, zabraliście wszystko, co trzeba (w tym konie, gdzie na grzbiecie jednego z nich usadowiła się wygodnie szlachcianka) i wyruszyliście w drogę powrotną do wioski.

Podróż mijała spokojnie, ale pełna była wspomnień tego, co przeżyliście wczoraj. Przeszliście ostrożnie po skutej lodem rzece i ominęliście stojącego na brzegu bałwana-alarm. Zostawiliście za sobą przysypane śniegiem ciało starego Dansby’ego, a w czasie kolejnych kilku godzin wędrówki minęliście przykryte białym puchem zwłoki Tatzlwyrma, wiszące na drzewach zamrożone truchła kruków oraz skrzynię-pułapkę.

W końcu, wczesnym popołudniem dotarliście do miejsca masakry, którą przykrywała teraz gruba powłoka śniegu, przez co cała sceneria wydawała się łatwiejsza do zignorowania, choć na twarzy Argentei pojawił się wyraz smutku i dogłębnego poruszenia losem ofiar. Im bliżej byliście wyjścia z lasu, tym paskudna pogoda odpuszczała. Mróz zelżał, zaspy śniegu przerzedzały się, a wy co jakiś czas musieliście pozbywać się kolejnych warstw odzienia, gdyż temperatura sukcesywnie rosła. Gdy opuściliście las przywitały was zielone polany i choć niebo było zachmurzone, to było na tyle ciepło, że wszyscy musieliście zrzucić zimowe ciuchy.

Do Heldren dotarliście, gdy światło dnia ustępowało szarówce. Mieszkańcy widząc, że wróciliście w towarzystwie Argentei byli zupełnie zaskoczeni i szeptali coś między sobą, ewidentnie ją rozpoznając. Pewnie przy okazji dziwili się, że udało wam się uratować szlachciankę. Przy ratuszu przywitali was Victor oraz burmistrz Ionnia Teppen, która wyściskała was wszystkich i oddała stosowny szacunek Argentei. Kapitan straży zabrał związanego Rokhara ze sobą, najpewniej by zamknąć go w wieży.
- Obawiałam się, że coś wam się stało, ale na szczęście jesteście cali i zdrowi - przyjęła oficjalny ton, prawdopodobnie z powodu obecności szlachcianki. - Zapraszam was do środka, tam porozmawiamy o wszystkim. Zaraz też każę przynieść jadło i napitek.

Weszliście do ratusza, którego wnętrze wykonane było bardzo schludnie. Krótki korytarz prowadził do sali obrad, znajdujące się tam schody pozwalały wspiąć się na wieżę zegarową. Dwa pokoje wychodziły z głównego pomieszczenia na dwa mniejsze o nieznanym przeznaczeniu. Całość wykonana była z wysokiej jakości drewna a Traivyr wiedział, że to pochodziło z rodzinnego tartaku.

Zasiedliście przy długim, prostokątnym stole w sali obrad i opowiedzieliście wraz z Argenteą o wszystkich wydarzeniach, jakie spotkały was w lesie i strażnicy, a z każdą kolejną minutą opowieści twarz Ionni przyjmowała wyraz coraz bardziej strapionej i przejętej. Gdy skończyliście, nie kryła poruszenia sytuacją.
- Wiem, że to być może za dużo, o co proszę, ale chciałabym, żebyście wrócili do lasu, odnaleźć i zniszczyć to, co tworzy tę nienaturalną pogodę. Nie możemy bagatelizować tego zagrożenia, już teraz większość upraw do niczego się nie nadaje, a z każdym dniem będzie tylko gorzej. Liczymy również na pomoc finansową Oppary w tym względzie. - Spojrzała wymownie na Argenteę.
- Oczywiście. Po tym, co tu widziałam i co przeżyłam, otrzymacie odpowiednie środki na przeżycie - odparła szlachcianka.
- Cieszę się - odparła Ionnia i spojrzała na was. - Proponuję, żebyście wyruszyli z samego rana, bo czas nagli. Postaram się was jakoś wynagrodzić za wasz trud, choć fundusze mamy dość mizerne. Od tego jednak zależy dalszy los naszej wioski. Teraz wypocznijcie i nabierzcie sił, ja zaprowadzę naszego gościa do Yulna, który na pewno ucieszy się na jej widok. Akialu, Draugdinie, Mihaelu, pokoje w karczmie wciąż na was czekają. Astrid, twój ojciec wrócił już do Heldren, na pewno uraduje go twój powrót do domu. Twój ojciec też pewnie się ucieszy, Traivyrze, wciąż przejmuje się losem tartaku, więc może chociaż ty na chwilę sprowadzisz jego myśli na inny tor. Wybaczcie nam teraz. - Uśmiechnęła się ciepło na pożegnanie.

 

Ostatnio edytowane przez Ayoze : 14-08-2020 o 10:43.
Ayoze jest offline  
Stary 15-08-2020, 16:53   #144
 
Umbree's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputację
Dziękuję za dialog, Kerm! :)

Kolejne informacje, które uzyskali od Rokhara jednocześnie rozjaśniały nieco jak i gmatwały całą sytuację. Lodowy mefit, mchowy troll… Astrid z uniesioną brwią słuchała o tym wszystkim. Wyglądało na to, że całe to porwanie i zima panująca w okolicy były bardzo przemyślanym działaniem, w które zaangażowane były przeróżne istoty. Aż jej się nie chciało myśleć o tym, co by się stało z Argenteą, gdyby trafiła w ręce Lodowych Wiedźm. Wciąż pozostawało jednak zagadką, w jakim celu chciały ją wykorzystać? Czyżby chodziło o odwrócenie uwagi od problemu w Lesie Granicznym? Kupienie sobie czasu? Zaangażowanie militarne Taldoru w odbicie szlachcianki? A może coś jeszcze innego? Plątanina myśli przelatywała Astrid przez głowę, ale pewności co do żadnej z nich mieć nie mogła.

Po kolacji nagrzała sobie wody w trzech garach i zaszyła się w łazience, korzystając z wielkiej balii i możliwości gorącej kąpieli. W końcu mogła odpocząć, umyć się ładnie pachnącym mydłem i po prostu zrelaksować. Zwykle nie marnowała czasu na rzeczy, które można było zrobić szybko, ale kąpiel zawsze była tym, co lubiła celebrować.


Kilka miłych chwil przy kominku
Astrid & Traivyr

Pachnąca po kąpieli i ubrana w świeże ciuchy podróżne znalazła w kuchni butelkę wina i dwa kieliszki, po czym zaciągnęła Traivyra przed kominek i rozlała czerwony trunek do naczyń. I tak mieli objąć pierwsze warty, więc dlaczego nie połączyć przyjemnego z pożytecznym? Za oknem leniwie sypał śnieg, a oświetlony jedynie światłem ogniska salon pogrążony był w półmroku, nadając chwili magiczny wydźwięk. Niedźwiedzie futro było puszyste i miękkie w dotyku, dlatego druidka usadowiła się na nim wygodniej.
- Myślałam o tym, że właśnie tak spędzimy ten wieczór, odkąd dotarliśmy do strażnicy - powiedziała, unosząc kieliszek i uśmiechając się lekko. - Magiczna atmosfera, świetne towarzystwo i alkohol na pewno pomogą nam się zrelaksować po tym całym zwariowanym dniu. Za nas. - Stuknęła się z Traivyrem kieliszkami i upiła wina.
Ciekawe, co by twój ojciec na to powiedział, pomyślał Traivyr, który również odświeżył się po dniu pełnym trudów.
- Bardzo przyjemna, zdecydowanie romantyczna atmosfera - odparł zaklinacz. - Zdrowie mojej uroczej towarzyszki. - Upił łyk wina.
- Aż tak miłego zakończenia dnia się nie spodziewałem - dodał, z uśmiechem wpatrując się w Astrid.
- Ja również - odparła. - Ale trzeba korzystać, póki mamy taką możliwość, prawda? Nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle zdarzy się nam kolejna taka sytuacja, że będziemy mogli sobie posiedzieć przy palenisku, ze szklankami wina, z dala od wścibskich oczu i ust, które zaraz by rozpuszczały plotki. Jak się czujesz na zakończenie tego szalonego dnia? - Spojrzała na niego, uśmiechając lekko.
- Bez wątpienia jesteśmy daleko od wścibskich oczu i plotkarskich języków. - Odpowiedział uśmiechem. - Możemy sobie pozwolić na nieco swobody.
Uśmiechnął się lekko, wspominając swobodę, jaką miał w mieście, gdzie mało kto interesował się poczynaniami innych osób, a spacer z kobietą niebędącą własną żoną nie wywoływał fali plotek często niezgodnych z prawdą.
- A czuję się świetnie - powiedział. - Pokonanie bandytów, uwolnienie Argentei, ogień, trzaskający w kominku, dobrze wyprawione futro, dobre wino, urocza towarzyszka... Czegóż chcieć więcej? - Spojrzał na Astrid z uśmiechem.
Oczywiście mogłoby być jeszcze parę rzeczy, ale przy Astrid nie wypadało o nich mówić.
- Ja z jednej strony czuję radość, że się udało odnaleźć szlachciankę całą i zdrową, a z drugiej jestem zmęczona. Kąpiel trochę pomogła się rozbudzić, ale pewnie dzisiaj będę spać jak niedźwiedź zimą. Zwłaszcza po tym - odpowiedziała, unosząc pełną do połowy szklankę. - Powiem ci, że nigdy nie sądziłam, że będę zaangażowana w taką sprawę, ale czuję się z tym dziwnie dobrze i spokojnie w środku. Czuję, że robimy coś dobrego. No i trzeba będzie wrócić do lasu, żeby sprawdzić te punkty na mapie, jak już odstawimy Argenteę do Heldren. - Upiła nieco wina, pozwalając Traivyrowi zabrać głos.
- To jest nas dwoje. - Traivyr skinął głową. - Mamy do czynienia z bardzo dziwną sprawą i ciekaw jestem, dokąd nas to zaprowadzi. Ale mamy prawo do radości i satysfakcji. - Uśmiechnął się do dziewczyny. - I do zmęczenia - dodał. - Aż dziw że nikt nie powiedział, że jesteśmy za młodzi na taką wyprawę - zażartował, zmieniając nieco temat.
- Myślę, że nikt nie chciał tego wziąć na siebie, a coś należało z tym zrobić, więc nikt też nie narzekał na to, że jesteśmy za młodzi, niedoświadczeni i tak dalej - odrzekła Astrid. - Poza tym jak na żółtodziobów poradziliśmy sobie całkiem sprawnie. Tam, gdzie trzeba było siłą, ale i pomysłem, gdy walka nie wydawała się rozsądna. Uważam, że zgrana z nas ekipa, choć zauważyłam, że chyba nie po drodze ci z Akialem? - Druidka spojrzała na przyjaciela.
Traivyr skrzywił się odrobinę. Wolał nie wyjawiać swych podejrzeń o powód niechęci Akiala do niego, który to powód akurat siedział obok niego.
- Ja do niego nic nie mam, dopóki nie zaczyna się wymądrzać - powiedział. Moim kosztem, dodał w myślach. - Jestem przekonany, że niedługo dojdziemy do porozumienia.
- Nie jesteś człowiekiem, który kogoś od razu skreśla, więc pewnie wam się uda. Zwłaszcza, że zawsze na początku, jak poznajemy kogoś nowego, to nie wszystko musi nam się w tej osobie podobać. Z czasem albo akceptujemy, albo zmieniamy znajomych. - Zaśmiała się, biorąc kolejny łyk wina. - Ale wierzę, że będzie dobrze. Futrzak nie jest taki zły, nawet jak się nie dogadacie, to może będziecie się tolerować.
- Dogadamy się - z przekonaniem odparł Traivyr. - W końcu wspólne przygody łączą, prawda? A my, na szczęście, nie musieliśmy mieć takich przygód, by się polubić, prawda? - Uniósł kieliszek w milczącym toaście na jej cześć.
- No i nie mieliście takich, żeby się nie polubić. No chyba, że tę bierzemy pod uwagę. - Zaśmiała się Astrid. Czuła, jak wino już rozpala jej policzki i wchodzi w oczka. - No ale nie gadajmy o nieobecnych. Cały czas mam nadzieję, że nie wyjedziesz z Heldren po tym wszystkim. Może jednak zostaniesz i pomożesz ojcu w kierowaniu tartakiem? Wiem, że już mówiłeś coś na ten temat, ale zawsze warto być informowanym na bieżąco. Poza tym dopiero teraz tak naprawdę zrozumiałam, że bez ciebie było mi smutno w wiosce. Upsss… - Zasłoniła usta dłonią. - Naprawdę to powiedziałam? To nie ja, to alkohol! Polej mi jeszcze. - Podstawiła Traivyrowi prawie pustą szklankę pod brodę i zaśmiała się.
Traivyr spełnił jej prośbę, sobie również dolał nieco wina.
- A ja stale mam nadzieję, że razem ruszymy w świat - powiedział. - Może zrobimy tak, że będziemy spędzać pół roku w Heldren, a pół na wędrówce? - zaproponował. - Życie z tobą jest zdecydowanie przyjemniejsze i bledną przy tym nawet uroki wielkiego miasta - przyznał. - W winie tkwi prawda - uśmiechnął się do niej.
- To prawda, w winie tkwi prawda. I rozluźnienie - odrzekła, uśmiechając się do niego uroczo. - Chciałabym, żebyśmy podróżowali razem. Jesteś moim przyjacielem i teraz dopiero zdałam sobie sprawę, jak bardzo mi ciebie brakowało, gdy cię nie było. - Spojrzała mu w oczy.
- Mi ciebie też - przyznał Traivyr, chociaż nie do końca był pewien, czy z jego strony to tylko i wyłącznie czysta przyjaźń. - Jakimś dziwnym trafem pewne rzeczy uświadamiamy sobie dziwnie późno. Nie masz pojęcia, jak ciepło zrobiło mi się na sercu, gdy cię ujrzałem po tylu miesiącach. - Odstawił kieliszek, dorzucił parę drew do ognia, po czym usiadł, tym razem bliżej dziewczyny.
- Wiem, sama to czuję. Gdy wróciłeś i znów mogliśmy rozmawiać, wszystkie dawne wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą. Byliśmy niemal nierozłączni, pamiętasz? - Uśmiechnęła się do niego ciepło na wspomnienie dzieciństwa. - Ty mi pomogłeś, gdy wpadłam do zamaskowanej jaskini w lesie, a ja byłam zawsze, gdy potrzebowałeś porozmawiać i wyrzucić coś z siebie. Było wiele takich sytuacji. - Astrid wpatrywała się w tańczące płomienie, po czym przeniosła wzrok na Traivyra. - Dobrze, że znów jesteśmy blisko.
- Bardzo dobrze - powiedział, po czym, korzystając z owej bliskości, pocałował Astrid w czubek nosa.
Co prawda miał ochotę na coś więcej, ale nawet wino nie skłoniło go do zbyt wielkiego ryzyka.
Astrid uśmiechnęła się na pocałunek w nosek, po czym ujęła twarz Traivyra w dłonie i złożyła na jego ustach porządny pocałunek.
- Chyba tak to się powinno robić, jak się coś do kogoś czuje, no nie? - Uśmiechnęła się szeroko i wydudniła resztę wina ze szklanki.
- Zdecydowanie masz rację - odparł, po czym wyjął jej szklankę z dłoni, odstawił na bok i objął dziewczynę, po czym pocałował - mocniej niż poprzednio ona - jego.
Astrid poddała się chwili, czując się z tym wszystkim najwspanialej na świecie i zagłębiła w pocałunek. Trwali tak jeszcze przez kilka dłuższych chwil, po czym druidka oderwała usta od ust przyjaciela.
- Nie spieszmy się z tym wszystkim, dobrze? - Dała mu jasny sygnał, by poprzestali tylko na pocałunkach.
- Przed nami jeszcze wiele spędzonych razem dni - odparł, po czym powtórzył pocałunek. - Nie musimy się z niczym spieszyć - dodał po dłuższej chwili.
- Liczyłam, że to powiesz - odparła, odwzajemniając pocałunki.
Całowali się namiętnie przez jakiś czas, w końcu Astrid uniosła kieliszek.
- Chyba czas dokończyć wino - powiedziała wesoło i upiła trunku.
- I uprzątnąć ślady zbrodni - zażartował, przenosząc wzrok z Astrid na pustą butelkę. - Za naszą przyszłość. - Uniósł kieliszek i wypił wino do końca.
- To jest ładny toast. Za naszą przyszłość - odrzekła, uśmiechając się szeroko.
Traivyr podniósł się, po czym wyciągnął rękę do dziewczyny, pomóc jej wstać. I zaraz skorzystał z okazji, by ją przytulić i ponownie pocałować.
- To jest niebezpieczne - powiedział, gdy wreszcie odzyskał oddech.
- To fakt, ale na pewno masz silną wolę i dasz radę się powstrzymać - odpowiedziała, wciąż się uśmiechając.
- Twoja wiara we mnie podnosi mnie na duchu. - Udał powagę. - Ale nie będę ryzykować - zapewnił, po czym natychmiast postąpił wbrew swym słowom i ponownie ją pocałował.
- Lepiej idź już spać, a ja obudzę Mihaela - zaproponował. Po jakimś czasie.
- Dobrze, ale przyjdź szybko - powiedziała, całując go na “pożegnanie” i ruszając do pokoju.
- Zaraz będę - zapewnił. Wyniósł butelkę i kieliszki, a po chwili wyciągnął z łóżka Mihaela.
- Cisza, spokój. Bandyci grzecznie śpią cicho, Rokhar nie usiłował wydostać się z piwnicy.
Pożegnawszy kompana (któremu nie wypadało życzyć spokojnych snów) skierował się do sypialni, z rozbawieniem myśląc o skandalu, jaki by wybuchł w Heldren na wieść, że Astrid i on spędzili razem noc. Fakt, że w pokoju były dwa łóżka nie miałby najmniejszego znaczenia.
- Śpisz już? - spytał cicho, zamknąwszy za sobą drzwi.
W pokoju, w 'zimową', śnieżną noc, było na tyle jasno, że nie można było pomylić łóżek. A on nie miał zamiaru nadwyrężać pokładanego w nim zaufania.
- Prawie, wino to dobry środek usypiający - odpowiedziała nieco nieprzytomnym głosem.
- Słodkich snów - powiedział, całując ją w policzek. Tylko w policzek, bowiem wolał nie wodzić się na pokuszenie.
- Wzajemnie. I do jutra - odrzekła i nawet nie próbowała walczyć z ogarniającym ją snem. Dosłownie chwilę później już spała. Zasnęła zanim Traivyr zdążył się rozebrać i położyć.
On sam zasnął odrobinę później.

* * *

Poranek

Kolejny dzień zaczęła od lekkiego bólu głowy i paskudnej suchości w ustach. No i pełnego pęcherza, który dawał jej do zrozumienia, że może się poddać przy każdym energiczniejszym ruchu. Wygramoliła się więc z łóżka najbezpieczniej, jak potrafiła i człapiąc powoli wyszła z pokoju, uśmiechając się do wciąż śpiącego Traivyra. Ulżyła sobie w wychodku na zewnątrz, rozmyślając o tym, co się wydarzyło wczorajszego wieczoru. Oczywiście mogła to zrzucić na alkohol, ale fakty były takie, że Traiv jej się po prostu podobał, a po winku była chyba na tyle odważna, żeby w końcu coś z tym zrobić. No i zrobiła. I fajnie, że nie wylądowali od razu w łóżku, bo dzisiaj pewnie nie czuła by się z tym zbyt dobrze. Powoli do wszystkiego pewnie dojdą, na razie Astrid chciała dać się rozwijać tej relacji i zobaczyć, gdzie ich to wszystko zaprowadzi.

Po jakże romantycznych przemyśleniach w wychodku szybko wróciła się ubrać, a pierwszym przystankiem po tym była kuchnia, gdzie napiła się świeżej, zimnej wody.
- Suszy? - Zapytała Drzazga, szczerząc się.
- Nawet nie wiesz, jak… - odpowiedziała Astrid.
- Wierz mi, że wiem. Nie raz i nie dwa byłam w gorszym stanie. Szykuj się do śniadania, zaraz podam jajecznicę - powiedziała półorczyca.
- Jasne, obudzę Traivyra - odrzekła aasimarka i powędrowała do ich wspólnej sypialni. Szturchnęła kilka razy zaklinacza w ramię i ten otworzył oczy.
- Śniadanie zaraz będzie, Drzazga robi jajecznicę. Wstawaj, śpiochu. - Klepnęła go w tyłek przez koc i zaśmiała się łobuzersko.
- Zamknij oczęta - odparł zaklinacz - to wstanę. A poza tym nie spałem.
Zaczął wygrzebywać się spod koca.
- No to wychodzę. Do zobaczenia na śniadaniu, przystojniaku. - Zaśmiała się i posłała mu całusa w powietrze.
- Mało... - rzucił w stronę pleców dziewczyny, po czym odrzucił koc.
- Nie marudź, tylko zwlekaj tyłek - odparła wesoło, wychodząc i starając się nie zerkać przez ramię.
- Już zawleczony - odparł, chociaż tempo jego wstawania nie miało nic wspólnego z określeniem 'wlec się'. Po paru chwilach, porządnie przyodziany, zjawił się w głównej sali.
- Dzień dobry - przywitał nielicznych obecnych.
- Dobry, dobry. Tak samo jak i jajecznica, która stygnie - powiedziała Drzazga. - Siadajcie i się częstujcie, lecę obudzić pozostałych.
- Dzięki, wygląda przepysznie - przyznał Traivyr. - I smakowicie pachnie - dodał, siadając przy stole.
Półorczyca po chwili zniknęła im z oczu.
- Rzeczywiście dobra… Tacey ma talent do gotowania - powiedziała Astrid po spróbowaniu potrawy. - Mam nadzieję, że w drodze powrotnej do domu nie będą czekały na nas żadne niespodzianki.
- Niespodzianki dodają smaku szarej codzienności - zażartował Traivyr, nakładając sobe na talerz solidną porcję jajecznicy. - Ale masz rację, tym razem przydałaby się nam spokojna podróż. Ciekawe, jak nas powitają w domu.
Przede wszystkim był ciekaw, czy ojciec Astrid zrobi mu awanturę, że wyciągnął jego małą córeczkę na taką niebezpieczną eskapadę.
- Pewnie się ucieszą. Ja bym się ucieszyła, że “dzieciaki” - tu zrobiła palcami w powietrzu cudzysłów - wróciły całe i zdrowe do wioski - powiedziała, przygryzając jajecznicę kawałkiem nieco już czerstwego chleba.
- Czujesz się już jak bohaterka? - Uśmiechnął się do dziewczyny znad talerza.
- Zupełnie nie. Wiem, że zrobiliśmy dużo dobrego, ratując szlachciankę, ale nie uważam się za jakąś bohaterkę - odparła, wzruszając ramionami. - Chyba nigdy się nie będę za takową uważać, nawet jeśli uda nam się pozbyć tej paskudnej zimy. A twoje ego już rośnie? - Uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Jaaaasneeee... - Pokiwał głową. - Te tłumy dzieci, rzucających kwiaty pod nogi, tłumy dziewcząt, rzucających się na szyję...
- Tego drugiego bym nie przebolała - rzuciła wesoło.
Posłał jej buziaka.
- W takim razie żadnych dziewczyn - obiecał.
- I to mi się podoba - odparła, puszczając mu oczko.

Po śniadaniu wyruszyli z powrotem do Heldren, a druidka podczas podróży trzymała się blisko Traivyra. Nie potrafiła jeszcze nazwać tego, co czuła do mężczyzny, ale z pewnością wykraczało to poza zwykłą przyjaźń. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, jednocześnie Astrid miała oko na okolicę, w końcu pośród ośnieżonych drzew wciąż mogły czekać na nich fey albo inne stwory wysłane tu przez wiedźmy z Irrisen. Rozmyślała również o wczorajszym wspaniałym wieczorze spędzonym przy kominku, który naładował ją pozytywnie i pozwolił patrzeć w przyszłość z entuzjazmem. Co jakiś czas jednak wracała też myślami do sytuacji z Argenteą i zastanawiała się, jaki był w tym wszystkim cel. Jedno wiedziała na pewno - szykowało się coś, co miało wpłynąć na życia wszystkich w okolicy (a może i całym Taldorze?) i musieli to powstrzymać.

Droga do wioski okazała się wyjątkowo spokojna a w Heldren ludzie witali ich, jakby same duchy wróciły z cmentarza. Pewnie nawet nie wierzyli, że uda im się powrócić, a co dopiero w towarzystwie uratowanej szlachcianki. Na spotkanie wyszła im Ionnia i zaprosiła do ratusza, gdzie mogli opowiedzieć o wszystkim, co spotkało ich w lesie. Astrid pozwoliła mówić towarzyszom, czasami tylko dodając coś od siebie, gdy uznała, że warto zwrócić na coś uwagę. Burmistrzyni nie była zachwycona nową wiedzą, ale wcale jej się nie dziwiła - trzeba było coś zrobić z tą nienaturalną zimą, a serce i umysł aasimarki ciągnęły w tamtą stronę, by rozwiązać tę sprawę. Ionnia nawet nie musiała jej prosić o to, by tam wyruszyła.
- Na mnie i Traivyra możesz liczyć, zapewne Mihael, Akial i Draugdin również z nami wyruszą - powiedziała. - Zbierzemy się z samego rana i spróbujemy zapobiec dalszym szkodom wyrządzanym przez tę zimę.

Na słowa o ojcu jej serce zabiło mocniej. Chciała go zobaczyć, a jakże, dlatego pożegnała się szybko z wszystkimi i ruszyła do domu. Miała zamiar poświęcić całe popołudnie i wieczór Torvaldowi i Tove, który pewnie ucieszy się z jej obecności jeszcze bardziej, niż ojciec. Nagle naszła ją ochota, by wyprzytulać i wycałować starą psinę. Musiała też odbyć rozmowę z ojcem na temat jutrzejszej wyprawy. Wiedziała, że nie będzie zadowolony, ale przecież była już dużą dziewczynką i nie mógł jej całe życie trzymać w domu i wiosce. Jako ktoś, kto miał przejąć obowiązki po nieżyjącej matce, musiała stawiać sobie cele i je osiągać. Dla dobra Heldren. Poza tym będzie miała przy sobie Traivyra i pozostałych, którzy na pewno zadbają, by nic jej się nie stało. Nawet, jeśli ojciec by się sprzeciwiał, ona i tak podjęła już decyzję. O tym, że między nią a przyjacielem coś kiełkowało wolała Torvaldowi na razie nie mówić, bo gotów był iść do domu Traivyra i zrobić mu wykład, co może, a czego nie może, jeśli już myśli o byciu w związku z jego córką. Traiv również potrzebował chwili spokoju i odpoczynku; na wszelkie dobre wiadomości o ich relacji przyjdzie jeszcze czas.
 
Umbree jest offline  
Stary 16-08-2020, 14:48   #145
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Odpowiedzi dostali, z dwóch nawet źródeł, lecz nie rozjaśniły one spraw w najmniejszym nawet stopniu, jako że stale tajemnicą pozostawało, po co porwano Argenteę i dlaczego właśnie ją.
Potrzebna była Argentea, czy jakakolwiek szlachcianka w miarę wysokiego rodu, a Argentea miała akurat pecha?
O taką rzecz, jak dziewictwo porwanej (według niektórych niezbędne przy pewnych rytuałach) nie wypadało pytać. Ale zapewne była, bo inaczej po co byłyby rozkazy, by pozostawić ją nietkniętą.

Pozostawała też otwarta kwestia lodowego mefita płci żeńskiej oraz mchowego trolla, zdaniem Rokhara rządzącego wszystkimi 'zimowymi' stworzeniami, które panoszyły sie w Lesie Granicznym.
Słowo "troll" kojarzyło się Traivyrowi z istotami, które zniszczyć może ogień lub kwas. Pod tym względem zaklęcia, jakimi Traivyr dysponował, nie były zbyt wiele warte. A w ogóle to po powrocie będzie musiał przejrzeć swoje notatki i poszukać wiedzy o tych stworach.
Lub porozmawiać z Matką Teodorą. No i dowiedzieć się, czy w wiosce można kupić choćby jedną flaszkę alchemicznego ognia. A jeśli nie, to przydatne byłyby butelki z olejem do lamp...

* * *

Warta nie upłynęła jednak zaklinaczowi na planowaniu przyszłych działań przeciwko tym, co sprowadzili w okolice Heldren niechcianą zimę.
Co prawda Traivyr spędził w swym życiu wiele przyjemnych wieczorów w różnym towarzystwie, to jednak ten należało zaliczyć do najbardziej udanych i przyjemnych.
Oczywiście nie zamierzał nikomu o nim opowiadać, bo matka już by zaczęła planować wesele, baby z Heldren obrobiłyby Astrid tyłek, a rówieśnicy Traivyra wyśmialiby go, że wszystko skończyło się na zwykłych pocałunkach i uznaliby go za blagiera lub ofermę.
To, że pocałunki wcale nie były zwykłe nie miałoby znaczenia. A zresztą nie zamierzał nikomu o niczym opowiadać, bowiem wieczór spędzony przy kominku był sprawą tylko i wyłącznie Astrid i jego.
Przynajmniej na razie.
Astrid zaś nie zamierzał nawet wspomnieć o tym, że nim zasnął jego myśli krążyły nie wokół ciemnych chmur, gromadzących się nad Heldren, tylko wokół śpiącej o wyciągnięcie ręki dziewczyny.

* * *


Obudził się, gdy Astrid wstawała, lecz udał, że stale śpi snem sprawiedliwych. Nieco zaspana dziewczyna wyglądała uroczo, ale cóż... Niektóre rzeczy można widzieć, ale lepiej się ze swą wiedzą nie zdradzać. I stale udawał że śpi, podczas gdy Astrid wróciła, by się do końca ubrać.
Czy uwierzyła potem, gdy jej powiedział, że nie śpi? To już była jej sprawa. On powiedział tylko prawdę... choć może nie całą.
Jeśli zaś chodzi o wstawanie, to on sam nie uznawał nagości za tabu, ale Astrid mogła mieć na ten temat inne zdanie. Lepiej było nie ryzykować i niektóre sprawy pozostawić swojemu biegowi.

Śniadanie było pyszne. Najwyraźniej życie najemnika pozwalało rozwijać różnorakie talenty, w tym i kulinarne. A Traivyr zastanawiał się, czy w którymś z nich - w Astrid lub w nim - drzemie choćby cień takiego talentu. to zdecydowanie ułatwiłby im życie podczas wspólnych wędrówek.
Bo że do tych wędrówek dojdzie, tego był niemal pewien.
Nie omieszkał pochwalić Drzazgi. I nie żałował, że nie zaciukali jej wraz z pozostałymi bandytami. Oczywiście ze względu na to, że była niewinna, a nie z powodu bycia świetną kucharką.

* * *

Po śniadaniu zgarnęli wszystkie zdobycze i jedynego bandytę, który przeżył, i wyruszyli w drogę powrotną, przede wszystkim po to, by się pozbyć
Chociaż stale trzeba było uważać, to powrotna droga, pozbawiona niespodzianek, nie była tak ekscytująca, jak wyprawa do strażnicy. Jednak Traivyr nie narzekał. Po pierwsze - mile spędzał czas idąc u boku Astrid (tam, gdzie była taka możliwość), a po drugie - chwilowo emocji mieli dosyć, a od przygód ważniejsze było dostarczenie Argentei do Heldren.
Tam co prawda nie było dzieci z bukietami kwiatów ani panienek obcałowujących powracających triumfalnie bohaterów, ale zaskoczenie widniejące na twarzach mieszkańców rekompensowało brak łuku triumfalnego.

Spotkanie, w większości poświęcone sprawozdaniu z wyprawy, nie trwało zbyt długo, chociaż relacje, uzupełniane opowieścią Argentei, były dość dokładne.
Ionnia zapewne nie potrzebowała zapewnienia Astrid, by wiedzieć, że oboje ruszą ponownie do lasu.
- Spotkamy się rankiem - powiedział zaklinacz.

Wyszli razem z Astrid, a Traivyr uznał za rzecz oczywistą, że odprowadzi dziewczynę do domu. Nie żeby coś jej groziło po drodze, ale miał zamiar porządnie się z nią pożegnać, z dala od ciekawskich oczu.
I zrobił to, gdy znaleźli się w miejscu, gdzie nikt nie mógł ich zobaczyć, a szarość wieczoru sprzyjała dyskrecji.
Rozumiał, dlaczego nie powinien odprowadzić jej pod sam próg.

Nim zawędrował do domu odwiedził jeszcze Matkę Teodorę. Był pewien, że kto jak kto, ale stara wróżbitka powinna mieć wiedzę na takie tematy.
No i miała, chociaż wieści były średnio pomyślne.
- Lodowe mefity to małe, humanoidalne stworzenia ze skrzydłami i niewielkimi rogami - powiedziała. - To z natury psotniki, służące potężniejszym elementalnym istotom. Lodowe są odporne na zimno, jednak ich słabością jest ogień i ogólne ciepło. Potrafią zamrażać oddechem, korzystają też z magii.
- Co do mchowych trolli
- mówiła dalej - to duże, chude stworzenia w kolorze mchu, wydające się być pokryte liśćmi. Mogą zamieniać się w mchowe drzewo, dlatego ciężko je odkryć, jeśli nie wie się o ich obecności na danym terenie. Żyją i polują na drzewach, a ich największą słabością jest ogień, którego strasznie się boją.
- Alchemiczny ogień dostaniecie w aptece Tessarei
- dodała.

W domu powitanie było bardzo gorące, a rodzina z pewnością do rana wysłuchiwałaby po raz drugi i trzeci relacji z wyprawy. Traivyr jednak pominął barwne opisy wysyłania przeciwników na tamten świat i skupił się na rzeczach najważniejszych - na uwolnieniu szlachcianki i planach przegnania zimy z Lasu Granicznego.
Na szczęście pozwolono mu iść w miarę wcześnie spać.

Zakupy i rozmowy z kompanami musiały poczekać do rana.
 
Kerm jest offline  
Stary 17-08-2020, 08:37   #146
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację

Mihael rzucił się na wyrko zaraz po przesłuchaniu Rokhara. Pomysł objęcia pierwszej warty przez Traivyra i Astrid nie bardzo mu się spodobał. Nie do końca rozumiał skąd pomysł na podwójną wartę, ale przynajmniej zadeklarowali się na pierwszą. Była bardzo mała szasna, że akurat wtedy coś się wydarzy. Izoze, która potencjalnie wciąż kręciła się w okolicy, pewnie będzie wolała zaryzykować podejście do wyrwanego ze snu i jeszcze nie do końca kontaktującego wartownika niż do takich, co jeszcze spać się nie położyli. Taką miał nadzieję. Nie chciał po raz kolejny sprzeciwiać się pomysłom i opinii Traivyra, postanowił więc, wprowadzić równolegle swój plan.

Do zmroku i pory zwyczajowego udawania się na spoczynek, zostało jeszcze trochę czasu, ale mnich już zamknął się w pokoju i smacznie zasnął. Musiał być wypoczęty bo czekała go ciężka noc. Obudził jakieś dwa kwadranse po tym, jak zaklinacz i druidka objęli swoją wartę. Nie czuł się wyspany, ale życie w klasztorze nauczyło go dyscypliny. Rozciągnął mięśnie i przez kolejny kwadrans przeprowadzał swój zwyczajowy trening. Z perspektywy postronnego obserwatora wyglądało to tak, jakby wykonywał jakiś dziwny taniec, pełen uderzeń, podskoków i wymachiwania nogami. Kiedy upewnił się, że krew szybciej krąży w żyłach uznał, że wypadałoby coś zjeść, bo czeka go trochę siedzenia na mrozie.

Wymknął się po cichu z pokoju, nie chcąc zwracać na siebie uwagi, a przy okazji sprawdził czujność wartowników i zgodnie z przewidywaniami, srogo się zawiódł. Gdyby ktokolwiek postanowił zaatakować strażnicę w czasie pierwszej warty to Astrid i Traivyr byliby zapewne ostatnimi osobami, które by się zorientowały. Mnich nie wiedział, na jakim planie istanienia pełnienie warty jest równe piciu i romansowaniu, ale na pewno nie w świecie, w którym obecnie się znajdowali. Przemknął szybko do kuchni, zabrał coś na ząb i wrócił do pokoju. Po drodze zgarnął jeszcze z wieszaka nowy płaszcz zaklinacza. Na dworze było zimno, a on nie zamierzał marznąć.

Po cichu otworzył okno i wyszedł ze strażnicy. Wybrał najprostszą drogę, wspiął się na dach i zajął wygodną pozycję. Z tego miejsca miał najlepszy widok na wszelkich potencjalnych intruzów, zbliżających się do ich schronienia. Pamiętał nauki swoich mistrzów i omiatał spokojnie kololicę wzrokiem, zamiast patzreć na jeden punkt. W ciemnościach oko reagowało bardziej na ruch niż kolory i robiło to lepiej na krawędzi pola widzenia, dlatego tak istotne było, żeby cały czas deliktnie obracać głową. Poza tym tylko w taki sposób mógł mieć pewność, że pilnuje każdej drogi dojścia do strażnicy.

Po mniej więcej godzinie wrócił do pokoju. Wiedział, że za chwilę ktoś będzie go “budził” na jego wartę. Na razie nie zamierzał poruszać z nimi tego tematu. Musiał się nad tym dobrze zastanowić, zanim cokolwiek powie. Ostatnio nie krępował się z wygłaszniem krytyki i nie chciał robić tego po raz kolejny. Bez względu na to, czy miał rację, nie chciał wywoływac niepotrzebnych spięć, zwłaszcza w momencie, kiedy był wściekły na współtowarzyszy.

Zgodnie z przewidywaniami, Astrid pojawiła się by zbudzić go na wartę. Odczekał chwilę, wyszedł z pokoju i rozejrzał się po pomieszczeniu. Przyjaciele zdążyli już po sobie posprzątać, ale woń alkoholu była wciąż wyczuwalna. Nie miało to już znaczenia bo Mihael i tak wracał na dach, gdzie kontynuował swoją prawie podwójną wartę. Dwie godziny późnie zszedł obudzić Draugdina.


****

Powrót do Heldren był mniej więcej taki, jak się spodziewał. Było trochę radości z powrotu, trochę powagi ze względu na obecność szlachetnej damy i trochę oczekiwań. Oczekiwano oczywiście, no może bardziej wyrażono nadzieję, że drużyna zechce kontynuować misję i zajmie się tym, co psuło pogodę. Mnich krótką chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, ale ostatecznie uznał, że nie ma nic lepszego do roboty. Nie paliło mu się by wrócić do klasztoru, ani też nie obiecywał nikomu, że wróci od razu po pogrzebie. Niemniej uważał, że ma pewne zobowiązania wobec Cichych Braci.

Kiedy tylko burmistrz dała znać, że nie są już potrzebni, część drużyny zabrała zdobyte przedmioty i poszła je spieniężyć. Nie dorobili się majątku, ale każdy grosz był przydatny. Mihael odebrał przydział swój i Astrid, twierdząc że i tak ma coś do załatwienia to przy okazji może go jej podrzucić. Nie była to do końca prawdą. Owszem wybierał się na mały spacer po Heldren, ale chyba głównie liczył na to, że natknie się na córkę kowala, a może chociaż zobaczy ją w ogrodzie. Nie utrzymywali ze sobą przyjaznych relacji. Generalnie to nie utrzymywali żadnych relacji. Jeszcze kilka lat temu, diablę zadowalalo się tylko obserwowaniem jej z odpowiedniej odległości, tak by nie wkurzyć jej ojca, który czasem miał już dość nachalnych adoratorów i dał to jasno odczuć niejednemu z nich. Mihael nie zaliczał się do tej grupy chyba głównie dlatego, że nie sądził, że ma jakiekolwiek szanse. Xanthi była bezsprzecznie najładniejszą dziewczyną w wiosce czyli zdecydowanie poza zasięgiem chłopaka. Mógł tylko patrzeć z daleka.

Wieczorem, w nieco lepszym nastroju wrócił do karczmy. Przekazał pieniądze Astrid, a ze swojej puli odłożył pięćdziesiąt sztuk złota i zniósł Kaley.

-Mam prośbę. Trzeba to dostarczyć do mojego zakonu. - Wskazał na wypchaną sakiewkę i krótki liścik do przeora. - Cisi bracia to głównie najemnicy i z tego żyjemy. Uważa się u nas za dobry zwyczaj, by z pierwszego zrobionego na szlaku grosza, oddać jakąś część na utrzymanie klasztoru. Większość braci robi to nieco częściej. Sęk w tym, że mogę już nie mieć zbyt wielu okazji. Ta wyprawa zapowiada się niebezpiecznie. Mogłabyś to dla mnie wysłać? Dolicz sobie opłatę do kosztów mojego pobytu. Rano się rozliczymy. - skłonił nisko głowę, po czym wyprostować się i obdarzył gospodynię ciepłym uśmiechem. Nie miał wątpliwości, że przyjaciółka matki zechce wyświadczyć mu tę przysługę.

Został jeszcze chwilę na dole, żeby zjeść coś ciepłego. Niedługo potem zniknął w swoim pokoju. Miał noc do odespania, ale wcześniej oczywiście odbył swój trening.


 

Ostatnio edytowane przez shewa92 : 17-08-2020 o 22:51.
shewa92 jest offline  
Stary 17-08-2020, 15:28   #147
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Chociaż ustalili kolejność wart, a do jego tury było jeszcze daleko, nie mógł jakoś spać. Był zmęczony, ale jakoś nie przesadnie. Tym co przede wszystkim nie dawało mu spokojnie zaznać odpoczynku była buzująca w jego żyłach adrenalina. Nigdy chyba nie zostałby kapłanem, zaklinaczem czy innym magiem samym w sobie. Godziny ślęczenia nad księgami, odpowiednia ilość godzin na sen, żeby odnowić czary. To zdecydowanie nie było w zgodzie z jego charakterem. Kapłan bitewny to jednak zupełnie inna bajka. Czary kapłańskie były przydatne jednak Draugdin zawsze wychodził przede wszystkim z jednego głównego założenia i przekonania. Nie ma większej magii niż dobrej jakości stal. Natomiast ostrze z porządnej stali w rękach kogoś potrafiącego się nim posługiwać było bardziej zabójcze niż najbardziej niebezpieczny czar. Oczywiście o ile będzie odpowiedni użyte, zanim zaklęcie zostanie wypowiedziane.

Póki co wszystko szło jak po sznurku, a jego umiejętności bojowe były nader przydatne. Jednak też było to teraz jedną z przyczyn jego bezsenności. Nie był już co prawda dyletantem czy też żółtodziobem, jednak adrenalina robił swoje. Nie miał porównania i doświadczenia w tym temacie, jednak jak sądził gdy przestanie "cierpieć" na tą dolegliwość pewnie wtedy dopiero powinien się zacząć martwić. Całkowita tak zwana zimna krew charakteryzowała albo tych, którzy widzieli już za dużo i był to pierwszy stopień do szaleństwa, albo weterani zbyt wielu bitew, albo psychopatyczni mordercy. Także póki co pocieszał się, że tak długo jak po bitwie czy innej walce nie będzie mógł zasnąć ze względu na buzującą adrenalinę, póty zachowywał będzie człowieczeństwo. Dokładnie rzecz ujmując - orkowstwo.

Pierwsze warty przypadły Astrid i Traivyrowi. Nikomu chyba jednak nie uszło uwadze, że postanowili połączyć swoje zmiany w jedną i odbyć ją razem. Draugdin nie potrafił tego zrozumieć. Ludzie mają często dziwne zwyczaje, ale to było nie tyle niecodzienne, co nawet całkowicie nierozsądne. Raz, że każde z nich poświęcało swoje cenne godziny na dodatkowy sen, a dwa czy oni na pewno pełnili wartę w pełni gotowości? Wyostrzone dzięki wciąż wysokiej adrenalinie zmysły kapłana pozwoliły mu przelotnie usłyszeć przyciszone rozmowy i odgłos uderzających o siebie kieliszków. Dziwni są ci ludzie. Draugdin potrafił zrozumieć wiele i nie miał nic przeciwko zawężaniu więzi, ale nie w środku obcego terenu, w trakcie misji i przy potencjalnie dużym prawdopodobieństwie pojawienia się w każdej chwili magicznych nieprzyjaznych lodowych stworów.
Postanowił nie zwracać nikomu uwagi gdyż relacje w drużynie szły w dobrym kierunku i nie potrzebne im były dodatkowe kłótnie i niesnaski. Jednak jest czas na zabawy przy winie i kominku i jest czas na zachowanie najwyższej czujności.

Draugdin praktycznie nie spał, aż do momentu gdy Mihael przyszedł obudzić go, żeby przejął kolejną zmianę zaraz po nim. Nie martwił się zbytnio praktycznie nieprzespaną nocą. Raz, że nie potrzebował dużo czasu żeby się zregenerować - taka osobista cecha charakterystyczna. Dwa, że nie potrzebował też iluś tam godzin na zregenerowania czarów kapłańskich, a trzy praktycznie pełnił tej nocy dwie warty. Jednak zrobił to z przekonania i na ochotnika chociaż nikt poza nim samym o tym nie wiedział. Dodatkową w trakcie gdy dwoje lekkomyślnych w jego odczuciu ludzkich towarzyszy spędzało swoją zmianę razem tyle, że przy kieliszkach wina grzejąc się przy płonącym kominku. I tak nie mógł zasnąć, tak więc przynajmniej jakoś praktycznie spożytkował ten czas będąc dodatkowymi oczami i uszami, nie zmąconymi działaniem ciepła i alkoholu.

Zdrzemnął się gdy usłyszał, że Mihael przejął zmianę. Na chwile głębszego pozwoli sobie potem lub gdy dotrą w bezpieczniejsze miejsce. Wyrwany z niespokojnego, czujnego snu był lekko zdezorientowany przez krótką chwilę jednak niemalże całkowicie trzeźwy. Zauważył, że Michael, który go obudził był w futrze. Wymienił z towarzyszem uścisk poszukiwaczy przygód i objął swoją wartę. Nie można było nie zauważyć mokrych, pomału wysychających śladów stóp wiodących od drzwi wejściowych. Kapłan szybko dodał dwa do dwóch. Nie tylko on wykazał się tej nocy wzmożoną czujnością. Mihael widocznie nie mógł się opanować, żeby nie sprawdzić jeszcze dodatkowo terenu dookoła budynków. Chwaliło mu się to i bardzo zyskał w oczach Draugdina.

Noc minęła spokojnie, znacznie spokojnie w stosunku do przedsięwziętych środków ostrożności przez Mihaela i Draugdina. Kapłan jednak zawsze wychodził z przekonania, że lepiej być o podwójnie czujnym niż raz za mało i obudzić się z ręką w nocniku albo w ogóle bez ręki czy co gorsze bez głowy.
Na szczęście wszystkie trudny nocy, niespokojnego snu i dodatkowego czuwania od samego rana rozwiał cudowny zapach jajecznicy na cebuli. Drzazga okazała się dobrą kucharką.
Posileni i wypoczęci, zabrawszy wszystko co mogli plus konie zmarłych z przyczyn bardziej lub mniej naturalnych bandytów ruszyli w drogę powrotną do Heldren. Drzazga zabrała się z nimi. Dotarli tam praktycznie po tych samych ścieżkach, które zaprowadziły ich wcześniej do strażnicy. Tym razem nie niepokojeni i bez żadnych dodatkowych przygód.
Do Heldren dotarli pod wieczór, a na ich widok i widok ocalonej lady Argentei miasteczko oszalało z radości. Witano ich jak bohaterów. Draugdin był lekko skonsternowany gdyż przecież w gruncie rzeczy nie zrobili wiele więcej poza ubiciem kilku łotrów i uwolnieniu przetrzymywanej przez nich kobiety, jednak nie dawał po sobie poznać, że nie uważa tego za zbytnio heroiczny czyn. Natomiast okazji do świętowania przy dobrym jadle i trunkach nigdy by nie odmówił, a na to prędzej czy później się zapowiadało.

Jak było do przewidzenia po powitaniach zaproszono ich na krótką naradę, na której zwrócono się z prośbą do całej drużyny czy nie zechcą kontynuować poszukiwań, żeby rozwiązać zagadkę tajemniczych zjawisk pogodowych, znaleźć odpowiedzi na wiele pytań i być może na ostateczne rozwiązanie zaistniałego kryzysu.
Draugdin w sumie i tak nie miał innych planów. Drużyna współpracowała całkiem nieźle, tak więc mieli duże szanse na powodzenie powierzonej im misji. Nigdzie się nie spieszył. Zapowiedziana nagroda pieniężna oraz jak pokazały ich dotychczasowe dokonania fanty znajdowane w trakcie, warte były poświęcenia czasu na to czy inne zadanie. Nie dość, że czas spędzony przede wszystkim pożytecznie, w całkiem miłym gronie, to jeszcze okazywało się całkiem opłacalne. Fakt, że na każdym kroku być może igrali z bliżej nieokreślonym i nieznanym niebezpieczeństwem był wkalkulowanym ryzykiem. W końcu będą chociażby w jakimś większym mieście w okresie dorocznego festynu równie dobrze można by się potknąć i zostać przejechanym przez wóz z kapustą. Lepiej już chyba zginąć w walce w słusznym celu z mieczem w dłoni. Chociaż to ostatnie wolałby żeby przyszło jak najpóźniej.

Draugdin oczywiście potwierdził swój dalszy udział w wyprawie. Nigdy nie rzucał słów na wiatr i jak się powiedziało jedno to trzeba było doprowadzić to do końca. Na ulgę i rozluźnienie pozwolił sobie dopiero w swoim pokoju. Wiedział, że dziś w nocy w końcu porządnie się wyśpi. Zanim udał się na spoczynek przygotował sobie zestaw czarów, które jak przypuszczał powinny być najbardziej uniwersalne w miarę potrzeby. Nigdy nie można przygotować się na każdą ewentualność, ale można być gotowym prawie na wszystko.
Żałował jedynie, że nie zna jeszcze zbyt potężnych zaklęć związanych z ogniem, które mogły być najbardziej skuteczne podczas starć ze stworami wrażliwymi na ten żywioł. Postawił na tą chwilę za zakupienie ognia alchemicznego. Póki co powinno to wyrównać szanse.
To wszystko jednak rano. Będzie czas na posiłek, uzupełnienie zapasów, zebranie drużyny i wyruszenie w drogę. Z takimi myślami zapadł w twardy, spokojny i przynoszący odpoczynek sen.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 17-08-2020, 15:35   #148
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Strażnica była wygodnym i przede wszystkim suchym, i ciepłym
miejscem zapewniającym schronienie przed śniegiem i wiatrem, a zatem stanowiło idealne miejsce na nocleg. Razem z Draugidnem i Mihaelem zrobili losowanie, bowiem pierwszą warte wzięli Astrid z Traivyrem. Wylosował ostatnią, toteż mógł spokojnie pogrążyć się w regeneracyjnym śnie.

Poranna warta była w sumie jedną z najłatwiejszych. Wyspany Akial szybko ubrał się i ruszył na obchód. Nie zaglądał do więźniów zadowalając się ciszą.
Pomyszkował po strażnicy sprawdzając różne zakamarki w poszukiwaniu w sumie nie wiadomo czego. Ukrytych skarbów? Jedzenia? Wreszcie dotarł do kuchni i rozpalił ją by była gotowa na śniadanie.

Poranek minął spokojnie bez większych niespodzianek, podobnie jak droga do Heldren. Argentea pochłonięta była swoimi myślami zapewne układając sobie w głowie wszystko co się stało, toteż powoli dreptali sobie w drugą stronę niemalże po swoich śladach zgarniając ukryte łupy.

Dotarli do miejsca masakry i momentalnie szlachcianka wzdrygnęła się. Idący nieopodal Akial podszedł by uspokoić niespokojne również zwierzę.
- Wyślemy kogoś z wioski by pochował ludzi. Zapewnił im godny pochówek, lub transport do domu. - uśmiechnął się ciepło.

Wejście do wioski była już całkiem przyjemne bez konieczności chodzenia w grubych zimowych ciuchach. Akial przyjął z ulgą komitet powitalny, bowiem oznaczało to rychły koniec ich misji. Musieli jeszcze zdać raport, po którym kotoczłek wymknął się do Tessari, uroczej aptekarki, która magazynowała olbrzymie wręcz ilości ognia alchemicznego, który będzie doskonałym narzędziem walki przeciw lodowym istotom, a także zapewne trollom.
Dziewczyna nie była zbyt rozmowna, a Akial nie próbował flirtować. Przesadnie. Zapytał o mchowego trolla i sposoby walki i uzupełnił zapasy.

Później poszedł odpocząć do pokoju, by wieczorem móc opowiedzieć wszystkim zainteresowanym zebranym w karczmie jakie to przygody spotkały ich po drodze i z kim musieli walczyć.
 
psionik jest offline  
Stary 18-08-2020, 07:58   #149
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację



Wieczór spędzony na odpoczynku w gospodzie czy w towarzystwie rodziny minął wam bardzo szybko i kolejny dzień przywitaliście w dobrej formie i pełni sił do działania. Pogoda pogorszyła się - niebo zasnuły ciemne, napęczniałe chmury a podmuchy zimnego wiatru niosły ze sobą przedsmak zimy, której można było doświadczyć w Lesie Granicznym. Zjedliście śniadanie, poczyniliście odpowiednie zakupy w sklepie Vivian i odpowiednio wyposażeni ruszyliście z powrotem do lasu, by zbadać przyczyny nienaturalnej zimy.

Drogę do strażnicy pokonaliście w szybszym tempie, niż ostatnio, głównie dlatego, że na waszej drodze nie stanął żaden przeciwnik. Las był cichy, śnieg sypał spokojnie a od czasu do czego widzieliście jedynie królika czy sarnę przemykające między drzewami. Koło drugiego dzwonu dotarliście do strażnicy, w której jeszcze przedwczoraj spędziliście noc. Teraz jednak wyglądała, jakby w środku przeszedł jakiś huragan. Stół i sofy w jadalni były poprzewracane, klapę od piwnicy pozostawiono otwartą, a podłogę w kuchni zaścielały potłuczone talerze i inne przedmioty. Komuś wyraźnie nie spodobało się, że Argentea została odbita z rąk bandytów i dał temu wyraz w bardzo dosadny sposób.

Odpoczęliście chwilę, ogrzewając się nieco, po czym ruszyliście w dalszą podróż. Minęliście pokryty lodem i kołyszący się na wietrze most przecinający rzekę, podążając dalej przez świeży śnieg, aż dotarliście do prześwitu wychodzącego na niewielką polankę. To tam Akial z Mihaelem pierwsi dostrzegli dziwny, powolny ruch. Zakradliście się wszyscy bliżej do wysokich, ośnieżonych krzaków i ze zdziwieniem zauważyliście na polance cztery pokryte lodem szkielety, które poruszały się ospale w te i wewte, jakby pilnowały wąskiej ścieżynki po drugiej stronie polanki.


Każdy z nich dzierżył po dwa krótkie miecze, które poprzymarzały do ich kościstych dłoni. Maszerowały, jakby były w jakimś transie i żaden z nich nawet nie rozglądał się po okolicy, zatem mieliście okazję je zaskoczyć, lub spróbować obejść polankę na około, by przedrzeć się przez gęsty las w stronę kolejnego punktu zaznaczonego na mapie.

 
Ayoze jest offline  
Stary 18-08-2020, 14:52   #150
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Noc pod rodzinnych dachem minęła Traivyrowi dość spokojnie, a sen, miejscami niezbyt przyjemny, skończył się całkiem dobrze.
Z drugiej strony - Traivyr w sny nie wierzył, bo jak do tej pory żaden mu się nie sprawdził.

Po śniadaniu, żegnany uściskami i tysiącem dobrych rad Traivyr ruszył na spotkanie z towarzyszami wyprawy, tym bardziej wyczekiwane, że mógł znów zobaczyć Astrid. Taaaak... od niektórych rzeczy można było się uzależnić.
Najpierw jednak odwiedził Tessarię. Na szczęście elfka miała zapasy alchemicznego ognia, których nie nadwyrężyły zakupy, jakich dokonał Akial. Najwyraźniej kotowaty kompan też uznał, że trolle najlepiej zwalczać ogniem.

* * *


Droga przez las miała tym razem całkiem inny charakter - był to całkiem przyjemny spacerek drogą wiodącą między ośnieżonymi drzewami.
Czy ktoś ich obserwował? Tego Tirian nie wiedział, bowiem nikogo nie zauważył. Śnieżka też niczego ani niczego niepokojącego nie dostrzegła.

W strażnicy okazało się, że odbili Argenteę w ostatniej chwili. I ze komuś zniknięcie szlachcianki niezbyt się spodobało.

- Ale ktoś poszalał... Gorzej, niż po bójce w wiejskiej gospodzie. - Traivyr pokręcił głową. - Izoze, jako mefit, nie mogła narobić takich zniszczeń. Jeśli to ona brała w tym udział, to z pewnością nie była sama.
Na szczęście nie wynajęto ich do sprzątania.

Pierwszą poważną przeszkodę na ich drodze stanowiła banda nieco zziębniętych szkieletów. I Traivyr doszedł do wniosku, że do ich pokonania musiałby zużyć większość zaklęć, a idea walki dla samej walki niezbyt do niego przemawiała.
- Obejdźmy je szerokim łukiem - powiedział. - Moje czary nie zwalą ich z nóg, a jeśli każda kropka na mapie oznacza podobne przyjemności, to będziemy mieli jeszcze okazję do rozprawienia się z jakimś przeciwnikiem.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172