|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
08-09-2021, 19:01 | #101 |
Reputacja: 1 | Wojownik siedzący przy stole pełnym jadła znalazł się "oflankowany" przez dwie miło się uśmiechające, tutejsze kobietki. Po swojej lewej miał niejaką Damię https://images92.fotosik.pl/536/69d12625dbd06e94.jpg, Młodszą Kapłankę, po prawej zaś Nann https://images89.fotosik.pl/536/1ff332abee4f39ad.jpg, Wojowniczkę… z tatuażami w dosyć nietypowym miejscu. Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 09-09-2021 o 07:51. |
09-09-2021, 10:02 | #102 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Arvelus : 12-09-2021 o 07:59. |
11-09-2021, 12:10 | #103 |
Reputacja: 1 | - Ano… - rzekł Bharrig, rozochocony piwem. - Przejdźmy się no po tym waszym klasztorze, pokażcie mi, co tutaj jest ciekawego. Sorne miła jest, wszak nie pokazała wszystkiego. Bharrig, po uczcie, w towarzystie Rity i Alix szedł w stronę - no właśnie - w którą to stronę właśnie się wybierali? Krasnolud zapytywał sam siebie, dokąd mogą zaprowadzić go jego nowe towarzyszki. - A co tu jest do oglądania - Alix wzruszyła ramionkami - Salę biesiadną widziałeś. W szpitaliku mieszkacie, w kuchni pustki bo jedzenie magiczne… - No chyba nie chcesz sali modlitewnej oglądać? - Wtrąciła Rita - Na dwór nie ma po co, bo zamieć… - W takim razie, do mnie? - zapytał Bharrig. - Lub… Do komnaty, gdzie znalazłem was z Gerim? - Ty masz ciasną klitkę! - Powiedziała Rita, a zaśmiały się obie. - To choooo do nas! - Dodała radośnie Alix. Dziewoje zaprowadziły więc w pobieżnie widziane już miejsce Krasnoluda… który po wejściu do środka uniósł krzaczaste brwii. Te komnaty wbrew pozorom były ogromne! Geri zaczął wesoło biegać po wnętrzu, a obie dziewoje ściągnęły pantofelki, odrzucając je niedbale gdzieś po drodze. - Jak ci się podoba? - uśmiechnęła się Alix - Tutaj ja śpię! - Wskoczyła na łóżko, i zaczęła po nim skakać. - A ja zaraz tu, patrz! - Rita popędziła głębiej do środka, a tygrys za nią… Alix zeskoczyła więc ze swojego łóżka i pognała głośno tupiąc piętkami za resztą. - I co? I co? - Spytały w sumie po chwili obie Druida. - Mmm - zdumiał się krasnolud. - Niby klasztor, a jednak przestronnie… Spodziewać by się można, że to wszystko ciasne będzie, a tutaj… - pokiwał głową z uznaniem. Druid przeszedł się parę razy po komnatach. Geri parę razy przeszedł się tak samo, jak on, rozprostowując łapy i ocierając się o nogi krasnoluda. Ten w międzyczasie lustrował pomieszczenie i jego przedmioty, przyglądając się otaczającym go przedmiotom i wyglądając przez okno, za którym było tylko zimno i zamieć. Po pewnym czasie jednak uwaga Bharriga powędrowała z powrotem w stronę jego towarzyszek. - Miło, ładnie… - rzekł do uroczej Alix i nadobnej Rity. - Jak i wy. Miłe, ładne - uśmiechnął się. - Ach… Na wszystkie diabły. Cudem żeście nas znaleźli. Ledwie żeśmy uszli burzy i tym futrzastym potworom! - rzekł Bharrig, nagle dając ujście swoim emocjom. W istocie, ledwo co przeżyli, tułając się na zboczach góry. To, że znaleźli się tutaj, w niewidzialnym klasztorze, graniczyło z cudem. Dziewczęta zrobiły na moment smutno-przejęte minki, jakby współczując Krasnalowi. Nawet przycisnęły swoje dłonie do serduszek. - Ooo...opowiesz o potworach? - Zająknęła się Alix, i obie już słodko się uśmiechnęły. - Bestie czekały na nas na zboczach wzniesienia - opowiadał Bharrig. - Zdaje się, że umieli trenować lwy górskie, które służyły im, niby ogary myśliwym. Odparliśmy pierwsze natarcie i stanęliśmy na popas… Ale wkróce potem okazało się, że wywołali lawinę, która pędziła prosto na nas! - Kiedy ostatecznie o włos uniknęliśmy lawiny, rzucili się na nas raz jeszcze, ale tym razem udało mi się odeprzeć pierwszą falę i później przegrupowaliśmy się, aby zetrzeć się z nimi po raz ostatni. Lawina dała im dużą przewagę, ale satyr… Hm. Cóż, magia pozwoliła nam zetrzeć się z nimi na równym gruncie, choć na początku było wyjątkowo trudno. Ostatecznie, zabiliśmy ich wszystkich. Druid zrobił pauzę, myśląc o tym, jak w to wszystko wplątała ich Amza, która po drodze niemal sama zginęła parę razy. - Łaaaał… - Obie przycupnięte dziewoje przy odpowiadającym Druidzie, słuchały go wprost z otwartymi buziami. - Lwy górskie? - Satyr?? - I co jeszcze? Co? - Posypały się pytanka. Druid opowiadał przez pewien czas o przygodach, które spotkali na szlaku - o przeprawie przez las, o potyczce z Ettinem, a także o tym, jak życie członków drużyny wisiało na włosku i Endymionowi udało się zastraszyć kanibali. Podróż wydawała się bardzo długa z opowieści Bharriga. - Łaaał… - Ale przygody… - I wy tak co dzień? - To… okropne! - Zmartwiła się Alix. - Ma to też swoje… Dobre strony - Bharrig uśmiechnął się, przypominając sobie wróżki w lesie. - Ostatecznie, spotkałem was. U was pewnie same nudy? Modlitwy i praca? Bez… - zrobił krótką pauzę, uśmiechając się krzywo - żadnych rozrywek? Druid przyglądał się swoim towarzyszkom, które były ładne, piękne… Zupełnie jak ich przełożona! I jak wszystko było tutaj ładne i piękne ułożone, zadbane, a z drugiej strony odcięte od świata… Zupełnie jak jakaś iluzja, jakiś sen. Druid podniósł rękę przed siebie, oglądając ją i studiując, mając ochotę powiedzieć: “Uszczypnijcie mnie!”. Spojrzał na swoje towarzyszki i zamrugał oczami. To było zbyt piękne, aby być prawdziwe - pomyślał, patrząc na urodziwe dziewczęta. Szczególnie w kontekście tego, co przeżyli w ciągu ostatnich paru dni. - Można popływać, żeby się nie nudzić - Powiedziała Rita. - Albo co innego… - Dodała Alix, i wzięła Ritę za dłoń, wśród porozumiewawczego spojrzenia, i obie podeszły do łoża tej pierwszej. Zerknęły jeszcze na moment na Krasnoluda ze słodkimi uśmieszkami, po czym na nie weszły… ~ Wymęczeni w końcu zasnęli, tuląc się do siebie nago… a obie smacznie śpiące gąski miały bardzo zadowolone minki. W pewnym momencie Bharrig obudził się, opleciony rękami i nogami dziewcząt, z którymi spędził upojne chwile. Nagle, stwierdził, że zachciało mu się pić, a wizja beczki piwa zlokalizowanej w sali, gdzie odbyła się uczta znęciła krasnoluda na tyle, że w końcu wyplątał się z cudownie smukłych rączek i nóżek dziewcząt. Ubrawszy się po cichu, obawiając się, że kolejne przebudzenie zajmie go na kolejną godzinę lub dwie (lub więcej), wyszedł na korytarz, żądny więcej alkoholu w jego żyłach. Metodą prób i błędów, oraz z iście właśnie krasnoludzkim zaparciem, Bharrig w końcu odnalazł salę biesiadną… która świeciła absolutnymi pustkami. Stoły bez ani okruszka, wszystko jakby wysprzątane do centymetra, i poustawiane jak należy… albo… albo po magicznej uczcie, gdy ta dobiegła końca, po prostu wszystko zniknęło, i tyle. Ajć… Krasnolud westchnął boleśnie, przypominając sobie, że przecież mógł przygotować zaklęcie, dzięki któremu mógł wytworzyć piwo. Przekleństwo! Bogowie torturowali go, pozostawiając go samemu sobie w cichym klasztorze bez piwa! Cóż, postanowił się nie poddawać. Gdzieś w tym klasztorze był alkohol - musiał go mieć, inaczej nie nazywał się Bharrig Sjolmven! Zamierzał zatem podreptać schodami nieco niżej, aby zlokalizować spiżarkę. I przez następny niemal kwadrans szukał najpierw kuchni, którą w końcu znalazł… a ta wyglądała na taką, jakby w niej nieczęsto gotowano. No tak, magia. Były i drzwi! Były i schody kamienne prowadzące w dół! Była i piwniczka!!!! Pajęczyny… puste beczki bez wieka, były nawet uciekące przed nim ze dwa szczury. Kompletnie zero jadła. Były i pełne beczki, które Bharrig zaczął ostukiwać. Bum, bum, i pusto… bum, bum, bum… no bogowie, jak to tak… bum, bum… no jak wy tak możecie pogrywać z ?? , no przecie musi być jakaś sprawiedliwość na tym świecie… BUM! Coś było. Pełna beczka. Bharrig obszedł beczkę wokół ze wszystkich stron, gapiąc się na nią, jak na jakieś dziwo. Dla pewności jeszcze opukał ze dwie-trzy inne beczki wokół niej i potem jeszcze raz dla pewności tą samą. Wyszeptał wykrycie magii, co było jeszcze starym nawykiem, który miał wykryć, czy przypadkiem rzecz nie była zabezpieczona jakimś alarmem, a potem, mając na podorędziu kufel, zaczął oglądać beczkę w poszukiwaniu kranika… a po tych wszystkich wyczynach, odkrył, iż w beczce jest wino. No jasny szlag. - Lliro, wystawiasz mnie na ciężkie próby - sapnął krasnolud, który pomimo tego, że wolałby piwo, napełnił do połowy kufel winem i obwąchał zawartość, po czym wypił, zamierzając posilić się w misji poszukiwaniu złocistego trunku albo czegoś jeszcze lepszego, co siostry mogły chować, a o czym nie wiedział. Kiedy upił parę łyków dobrego wina, rozejrzał się po mrocznej piwniczce, czy przypadkiem nie było jakichś innych beczek albo butelek, których zawartość wyglądała na zdatną do posmakowania… beczki były jeszcze trzy. I wszystkie zawierały jedynie wino. - No to dzisiaj wino - mruknął do siebie. Krasnolud napełnił kufel winem (widok kompletnie bez sensu w jego przekonaniu), po czym wziął z półki dwie butelki i napełnił je do końca. Cóż, los nie sprzyjał mu tym razem, więc… - tu rozejrzał się jeszcze wokół, szukając czegokolwiek, co mogłoby przyciągnąć jego wzrok - pozostało odejść i wygodzić dwóm dziewczętom w łożnicy.
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
11-09-2021, 19:43 | #104 |
Reputacja: 1 |
|
12-09-2021, 20:17 | #105 |
Administrator Reputacja: 1 | - Masz może ochotę na mały spacer? - Wieszcz zwrócił się do swej towarzyszki. - Chciałbym obejrzeć sobie klasztor - wyjaśnił, na wypadek gdyby Deidre posądziła go o niezbyt rozsądne zamiary wyjścia prosto w śnieżycę. - Ciekawe gdzie? - Powiedziała Zaklinaczka, przewracając oczkami - Kuchnia? Sala modlitewna? Czy może sypialnia jakiejś "siostrzyczki"? - Deidre uśmiechnęła się lisio. - Zapraszam cię na spacer... a tobie w głowie cudze sypialnie? - zdziwił się Gabriel. - Pewnie tobie. Już ja cię poznałam… - Zaklinaczka krzywo się uśmiechnęła - Skaczesz z kwiatka na kwiatek - Pokazała mu język. - Śliczny języczek - odparł nie przejmując się wcale dość trafnym zarzutem odwiedzania coraz to innych kwiatuszków. - Ale to nie ja wspomniałem o innej sypialni, niż nasza. - Śliski… wąż jesteś! - Syknęła Deidre i po chwili wahania, rzuciła w Gabriela swoim pantoflem - Blabla tu, blabla tam! - Usiadła na łóżku, krzyżując nogi i ręce, wielce naburmuszona, wpatrująca się w okno. Pantofel nie wazon, więc Gabriel nie przejął się zbytnio tym pociskiem. Usiadł obok Deidre i objął ją w pół. - Nie złość się... powiedział, po czym pocałował ją w policzek.. - Mhm! - Mruknęła, nadal nie reagując. "Ty mała zazdrośnico", pomyślał. - No, rozchmurz się... - poprosił, ponownie całując ją w policzek. - Masz coś do picia? - Szepnęła w końcu Deidre, nieco na niego zerkając. - Woda, wino, piwo...? - spytał. - Wino by było dobre - Powiedziała z lekkim już uśmiechem rogata dziewczyna. Więc Gabriel podał Deidre flaszkę z winem, którą kupił jakiś czas temu. - Kubek też się znajdzie - powiedział, a po chwili napełnił kubek w dwóch trzecich i podał Zaklinaczce. Ta wypiła naprawdę sporo, po czym już się naprawdę szeroko uśmiechnęła. - Bardzo dobre, dziękuję... - Pogładziła Gabriela po policzku. A Gabriel chwycił ją za rękę i musnął wargami jej palce. Wszystkie bez wyjątku. - Przepraszam, że tak głupio gadam… - Powiedziała nagle Zaklinaczka - Jakoś tak… eeech. Nie chcąc potwierdzać słusznego skądinąd stwierdzenia Gabriel ograniczył się do pocałowania jej w policzek. - A ty nic nie pijesz? - Spytała Deidre, po czym sama znowu pooooorządnie łyknęła winka, spoglądając na okno - Dobija mnie taka pogoda… i czemu to nie męski klasztor?? - Roześmiała się. - Wolałabyś tabun mężczyzn? - Gabriel spojrzał na nią z pewnym zaskoczeniem. - Cieszmy się, że pogoda jest tam, a my jestesmy tu - dodal z uśmiechem. - Dla każdego coś miłego? - Za...rechotała Deidre. - Masz na myśli tych potencjalnych panów, czy tę pogodę? - zapytał z lekkim uśmiechem, jednak ona przewróciła jedynie oczami, po czym dopiła wina. - Wymasujesz mnie? - Powiedziała, z lekkim już uśmiechem. - Z chęcią - odparł. Deidre raz, dwa, trzy, rozebrała się do majteczek, po czym położyła na łóżku na brzuszku. - Tylko naprawdę, proszę o masaż… - Mruknęła w oczekiwaniu. - Tylko masaż - zapewnił. - Od stóp do głowy, czy jakieś konkretne okolice? - spytał, wyciągając z torby słoik z maścią. - Z góry do dołu - Szepnęła Zaklinaczka, a Gabriel wnet przystąpił do spełniania jej prośby, zaczynając od barków dziewczyny. Masaż był długi, powolny, i czuły… co bardzo Zaklinaczce się najwyraźniej podobało, mruczała bowiem niczym jakaś kotka. Ale gdy Gabriel dotarł w końcu do lędźwi, Deidre już słodko spała, cichutko pochrapując. No cóż, sporo wypiła… Gabriel nie zamierzał jej budzić. Przerwał masaż i podszedł do okna by sprawdzić, czy śnieżyca nieco zelżała. Ponoć każdy płatek śniegu jest inny, ale patrzenie, jak miliony takich płatków sypią się z nieba prędzej czy później może się znudzić. Półnaga Deidre była zdecydowanie ciekawsza, niż śnieżyca, ale dziewczyna spała, a próba obudzenia jej, którą po kilku chwilach podjął Gabriel, okazała się całkowicie bezowocna, zaś do pijanej w trupa dziewczyny nie zamierzał się dobierać. Trzeba było poczekać... i czekać... i czekać... Czas płynął i nic się nie działo. Deidre spała, a Esme się nie zjawiała. W końcu Gabriel znudził się czekaniem i wyszedł na korytarz. Miał nadzieję, że natrafi na jakąś dobrą duszyczkę, która powie mu, gdzie znaleźć Esme. Albo jak dotrzeć do gorących źródeł. W samym jednak hospicium, gdzie znajdowały się izby jego towarzyszy, panowała kompletna cisza… najwyraźniej wszyscy korzystali już w pełni, z tego co oferował im klasztor. I nie było się chyba co dziwić, tyle ładnych, pewnie i nieźle "wyposzczonych", ładnych panienek… uśmiechnął się mimowolnie pod nosem. To jednak, że jego towarzysze korzystali z życia i różnych przyjemności nie oznaczało, że w całym klasztorze nie ostał się nikt, kto mógłby mu udzielić pewnych informacji. Był pewien, że wystarczy iść korytarzem, aż wreszcie na kogoś trafi. Na kogoś, lub na prowadzące w dół schody. Ponoć gorące źródła były gdzieś w podziemiach. Klasztor był jednak duży, a korytarzy, schodów, i pomieszczeń była masa. Wieszcz zawędrował w końcu na parter, ale tam… no cóż, nadal nie bardzo wiedział gdzie dalej. Usłyszał za to w końcu czyjeś kroki, mimo już dosyć późnej pory… Młoda kobieta zatrzymała się pięć kroków przed nim, po czym zlustrowała go z góry do dołu… Gabriel odpowiedział podobnym spojrzeniem. - Dobry wieczór - powiedział. - Dobry wieczór - Pannica położyła dłoń na biodrze, nadal obserwując mężczyznę. - Jakiś problem? - zainteresował się Gabriel. - Mogę w czymś pomóc? - O to raczej powinnam ja spytać? - Powiedziała zbrojna, na drobny moment mrużąc oczka. - Może i racja... - Gabriel był wyjątkowo zgodny i uprzejmy. - Ponoć macie gdzieś gorące źródła. Co prawda Esme miała nas zaprowadzić, ale najwyraźniej zapomniała. Czy zatem mogłabyś mi wskazać drogę? - Pod jednym warunkiem - Na ustach pannicy przemknął mały uśmiech. - A dokładniej...? - zainteresował się Wieszcz, nie chcąc dawać obietnicy w ciemno. - Droga, za imię - Tym razem rozmówczyni uśmiechnęła się już szerzej. - Moje? Gabriel. A ty? - Varinka - Powiedziała zbrojna i wskazała dłonią kierunek - Tamtędy… - Bardzo dziękuję, Varinko - odparł. - Jesteś pewna, że nie zabłądzę? - spytał z lekkim uśmiechem. - Pójdziemy razem… - Westchnęła pannica, i ruszyła jako pierwsza. Ledwie zaś po kilku krokach, zerknęła na Gabriela. - Już późno, a ty jeszcze nie w komnacie z… a ty jeszcze spacerujesz? - Panna Deidre śpi, a mnie kuszą te ciepłe źródła - odparł. - Ty też jeszcze nie śpisz...? - Patroluję… ktoś musi - Powiedziała nieco jakby z zasępioną miną Varinka - Zabezpieczeń magicznych tuziny, ale mimo wszystko czasem wypada się przejść… - Służba nie drużba... - Gabriel pokiwał głową. - Niebezpieczne towarzystwo? - spytał. - Kto wie, kogo może przywiać w nasze strony… i to dosłownie - Parsknęła, prowadząc go korytarzami. - Nas przywiało - zażartował Gabriel. - A po drodze było parę latających stworów - stwierdził. - Wy nie jesteście zagrożeniem, inaczej Sorne by was już kazała wykopać zaraz po podleczeniu, z odpowiednią zmianą pamięci… - Varinka uśmiechnęła się na moment odrooooobinkę wrednie. - Chyba wystarczyłoby nas wykopać, prawda? - zagadnął. - Z drugiej strony... to byłoby dla nas mniej przyjemne, przyznaję. - Jesteśmy na miejscu - Blondynka otworzyła drzwi, za którymi kamienne schody prowadziły w dół jakiś najwyraźniej jaskiń… - Dziękuję bardzo - odparł Gabriel. - Jak rozumiem, jesteś na służbie, więc mi nie potowarzysz... - W jego głosie zabrzmiał ledwo dostrzegalny cień rozczarowania. - Ale gdybyś spotkała, przypadkiem rzecz jasna, Esme... - Nie bardzo mogę… inaczej witką po gołym tyłku, i to przy wszystkich siostrach - Powiedziała Varinka, i się lekko uśmiechnęła. A Gabriel nie był pewny, czy ona żartuje, czy mówi prawdę. - Szkoda... - Tym razem rozczarowanie Gabriela było zdecydowanie wyraźniejsze. - Goły tyłek... to by nie było zbyt przyjemne... no chyba że nikt by się nie dowiedział, prawda? Chyba nie musisz zdawać szczegółowej relacji? Ale... - westchnął - nie chciałbym, byś się narażała dla paru przyjemnych chwil spędzonych w wodzie... - Uhhh… - Varinka się zawahała. - Parę chwil... w razie czego powiesz, że towarzyszyłaś gościowi, który nie chciał zabłądzić. Wszak to prawda... - Gabriel nadal kusił swą rozmówczynię. - Uhhh… no dobrze - Uśmiechnęła się zbrojna, po czym ruszyła jako pierwsza schodami w dół. Skały ścian były ledwie z grubsza ociosane, a co pewien czas wisiały płonące zielonym ogniem pochodnie. Schodów było chyba i ze sto. Im jednak byli głębiej, tym robiło się cieplej, a i w końcu pojawiło się uczucie wilgoci, nieco duchoty, i plusk wody. To zaś, co tam zobaczył naprawdę go zaskoczyło. Piękne jaskinie, zalane wodą… ciepłą wodą. Były trzy ławeczki, gdzie na jednej z nich leżały czyjeś dwie kupki ubrań, oraz pod nimi stały dwie pary kobiecych butków. Do tego na ścianie, na chyba ze dwóch tuzinach haczyków wisiały ręczniki, i tyle. Oprócz tego, kolejne pięć kamiennych schodków prowadziło prosto do wody. - Piękne miejsce... - Gabriel był pełen podziwu. - Ale, jak widzę, ktoś tu już jest... Może nie powinienem przeszkadzać? - Spojrzał na Varinkę. - Tu są aż trzy jaskinie… - Wzruszyła blondynka zbrojnymi ramionkami - Często tu wieczorami się relaksujemy… - To którą jaskinię polecasz? - Zaczął ściągać buty. - Woda wszędzie cieplutka… w sumie nie ma różnicy… - Powiedziała Varinka, patrząc co robi Gabriel. A Gabriel, jako że nie zamierzał się kąpać w ubraniu, po zdjęciu butów zaczął ściągac koszulę. - To co? Idziesz do wody? - spytał, na chwilę przerywając rozbieranie się. - Uhhh… ummm… ale tylko na chwilę, dobrze? - Blondyneczka przelotnie się uśmiechnęła. - Oczywiście. - Gabriel przytaknął. - Pomóc ci? - Nieee no… nie trzeba… - Speszyła się wyraźnie pannica, po czym stając do Wieszcza bokiem, zaczęła ściągać z siebie pancerzyk w dosyć szybkim tempie. Gabriel miał nieco mniej rzeczy do ściągania, ale nie spieszył się, obserwując jak rozbiera się Varinka… która się zarumieniła. Dzielnie jednak się dalej rozbierała, jakoś tak jednak unikając jego wzroku, i jedynie czasem tylko zerkając. Była dosyć młoda, a ciałko miała całkiem, całkiem… piersi jednak dosyć małe… których Gabriel w sumie i tak całkiem nie zobaczył, pannica bowiem zostawiła na sobie bieliznę. - Zawsze kąpiesz się w bieliźnie? - spytał, ściągając z siebie ostatnie części garderoby. - Gdy kogoś nie zn… - Zaczęła blondynka, gdy jednak Gabriel rozebrał się całkiem do golasa, urwała, zrobiła się czerwona jak pomidor, po czym odwróciła od niego wzrok. - Idziemy do wody? - Wypiszczała wprost. "Dziewica?", pomyślał Gabriel, dochodząc do wniosku, że chyba faktycznie trzeba będzie się ograniczyć do kąpieli. - Tak, chodź... - powiedział. - No chyba że chcesz zrezygnować...? - Umm… no idziemy… idziemy… - Machnęła dłonią, jakby wprost zaganiając Wieszcza w odpowiednim kierunku. Gabriel zszedł do wody, która była ciepła, ale nie gorąca, idealnie nadająca się na relaksującą kąpiel. Spojrzał na Varinkę, która również schodziła do wody, swój koński ogon zawijając sprawnie w kok, po czym… zaczęła sobie płynąć w głąb jaskiń. Płynęła jednak powoli, i raz nawet zerknęła na Gabriela. A ten równie powoli popłynął za nią, cierpliwie czekając na dotarcie do wybranego przez dziewczynę celu. - Tylko proszę, nie mocz mi włosów… bo to już całkiem podpadnie? - Lekko się uśmiechnęła. - Dobrze... nie będziemy się bawić w wojnę morską ani podtapiać - obiecał. - Ani nawet chlapać... - dodał. Powoli ją doganiał. Po chwili zaś dotarli do pierwszej jaskini po prawej… a Varinka wymownie odchrząknęła. - Zajęte… - Szepnęła. Dwie golutkie pannice, miejscowe pannice, właśnie na całego całowały się namiętnie, zanurzone w wodzie po szyje, obejmując się, gładząc swe karki, głowy… - Nie wypada im przeszkadzać - równie cicho odparł Gabriel, przez moment przyglądając się widokowi... na który jego ciało zareagowało w widoczny sposób. - Mhm - Mruknęła blondyneczka, płynąc już dalej, w kierunku formacji skalnej. Gabriel oderwał wzrok od figlującej pary i popłynął za swoją przewodniczką. W ciągu kilku dłuższych chwil, opłynęli wszystko wokół, a Gabrielowi na moment wydawało się, iż głęboko w wodzie, parę metrów pod nimi coś przemknęło… Varinka z kolei prowadziła do kolejnej jaskini. - Czy tu żyją jakieś stworzenia? - spytał, ponownie ja dogoniwszy. Pannica spojrzała na niego ze zdziwieniem. - Nieeee - Uśmiechnęła się, nadal płynąc. - Widać coś mi się zdawało - powiedział, nie wdając się w szczegóły. W kolejnej jaskini, podpłynęli do jednego z jej krańców, gdzie było spore uniesienie dna, i tam można było nawet usiąść, mając wodę do górnych okolic torsu. Trochę zasapana Varinka spojrzała na Gabriela. - I jak ci się tu podoba? - Bardzo... - przyznał. - Z tym, że stanowisz zdecydowaną ozdobę tego miejsca. Pannica znowu się zarumieniła. - Umm… dziękuję… - Przelotnie się uśmiechnęła, po czym zerknęła w głębszą toń, a następnie na Gabriela - Ty chyba jesteś jakimś magikiem, prawda? - Daleko mi do magika - odparł, zdecydowanie nie poczuwając się do takiej roli. - Znam raptem parę sztuczek... - przesunął się w jej stronę, siadając tuż obok dziewczyny. Chciał ją objąć, ale ona nagle powstrzymała go ręką. - Cokolwiek teraz zrobisz, nie rób nic głupiego… - Powiedziała niespodziewanie Varinka, wpatrując się w coś w głębinach… co do nich właśnie podpływało. A blondyneczka dalej spokojnie siedziała, niby nic. - I nic tu nie pływa... - mruknął Gabriel, wpatrując się w wodę. - Mówiąc "nic głupiego" masz na myśli ciebie, czy to coś, tam? - Haaaaaaaaa!! - Z wody wyskoczyło… rybie coś, groźnie się szczerząc z uniesionymi w górę rękami, niby to atakując, ale Varinka pisnęła wesoło, zasłaniając twarz przed rozchlapywaną wodą. Gabriel cofnął się odruchowo o parę centymetrów. Na więcej nie pozwoliła mu budowa jaskini. - Nie chlapiemy! - powiedział, ocierając zalane wodą oczy. - Oj tam, oj tam… - Roześmiała się wesoło, naprawdę niezwykła istota, od której nawet z dwóch metrów biło straszne gorąco. - Hej Refremo! - Powiedziała uśmiechnięta blondynka. - Heeeej Varinka!! - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej czerwona - A kim jest ten nowy? - Spojrzała z równie szerokim uśmiechem na Wieszcza. - Gabriel - odparł zagadnięty. - Witaj, Refremo... Miło cię poznać... - Było to zdecydowanie szczerze powiedziane. - Varinka, za mokre włosy, może dostać lanie na goły tyłek - zażartował. - Więc ją trzeba oszczędzać. - Uśmiechnął się. - Ale nie powiedziała, że tu mieszka taka urocza istota... - Zawsze robimy taki psikus nowym! - Refremo przyklasnęła w dłonie, i się radośnie roześmiała. - Lojalnie utrzymała w tajemnicy twoją obecność. - Gabriel przyciągnął do siebie Varinkę i cmoknął ją w policzek. - A zdawało mi się, że cię widziałem, gdy tu płynęliśmy. - Spojrzał na Refremo. - Ja cię od dołu widziałam, i to dokładnie… - Zachichotała Czerwona, a Varinka zrobiła się czerwona. - To było z daleka, ale pewnie i tak widziałaś więcej, niż ona - uśmiechnął się Gabriel i ponownie cmoknął dziewczynę w policzek. - Za to teraz ja cię mogę dokładnie obejrzeć. No, prawie... - Z lekkim uśmiechem spojrzał na przepaskę, w minimalnym stopniu przesłaniającą krągłości biustu wodnej panny. - Taaaak? - Zamruczała Refremo, po czym przytknęła obie dłonie do głowy, unosząc nieco swoje włosy, słodko się wyginając, i okręciła się powoli wokół swojej osi w wodzie - A czego jeszcze nie widać? - Tylko jeden drobiazg - odparł z uśmiechem. - Ta przepaska zasłania to i owo. Może gdybyś ją zrzuciła, Varinka poszłaby w twoje ślady? - Przeniósł wzrok z Refremo na Varinkę i z powrotem. - Ahahahahahaaaa!! - Czerwona roześmiała się bardzo głośno, tak wesoło, tak… perliście i słodko, machając sobie nawet dłonią przed twarzyczką - Ale nam się trafił… hahaha… Varinka, z szeroko otwartymi oczkami, i wprost sporym szokiem na twarzy dorównującej już kolorem ciału Refremo, powoli odwróciła głowę w kierunku Gabriela, przenosząc spojrzenie na niego. - Ja. Już. Sobie. Pójdę. - Cicho wychrypiała blondyneczka, wśród niekontrolowanego drgania oka. - Przecież nic ci nie zrobię - powiedział Gabriel. - Twoje towarzystwo jest naprawdę bardzo miłe. Obraziłaś się o coś? - spytał. - Zaniedbuję obowiązki już wystarczająco długo… - Ojeeeej… - …więc na mnie już czas. Bawcie się dobrze - Varinka uśmiechnęła się przelotnie, po czym ruszyła z miejsca, by najwyraźniej odpłynąć. - Odprowadzę cię - powiedział Gabriel, również się podnosząc. - Popłyniesz z nami? - zwrócił się do Refremo. - Nie trzeba - Odparła blondyneczka, i zaczęła płynąć… - Miłego wieczoru! - Paaaa! - Czerwona pomachała jej wesoło. - Chodź, odprowadzimy ją - zaproponował Gabriel. - A potem porozmawiamy? - Przecież powiedziała, że nie trzeba? - Szepnęła zdziwiona "rybka". - Nie trzeba, ale wypada - odparł równie cicho. - To co? Popłyniemy, odprowadzimy ją, a potem... może zrobimy komuś psikusa? - zaproponował. - A dlaczego wypada? - Powiedziała Refremo, nadal chyba nie rozumiejąc, a Varinka w sumie już wypłynęła z ich jaskini… - Takie obyczaje panują w moim kraju - odparł. - Jeśli się zabiera dziewczynę na spacer, to do dobrego obyczaju należy ja odprowadzić. - No ale powiedziała, że nie trzeba? No to jak nie chce, to…? - Czerwona wzruszyła ramionkami. - Wiesz... czasami kobieta jedno mówi, a drugiego pragnie - odparł. - Z drugiej strony... tu jej się nic nie stanie, Nie napadną na nią bandyci. - Dziwne obyczaje, i dziwne myślenie o kobietach - Powiedziała wielce zamyślona Refremo, dłońmi przecinając wodę wokół siebie, robiąc okręgi - I co teraz? - Zerknęła na Gabriela. - Świat jest pełen różnych dziwnych rzeczy i poglądów - odparł, ponownie siadając. - A do drugiego pytania... Może masz jakieś pomysły? Jesteś w końcu u siebie. - Uśmiechnął się. - Dziewczyny w innej jaskini są baaaardzo zajęte… - Zachichotała - ...więc nie ma już nikogo do psikusów - Czerwona panienka zrobiła przesadnie smutną minkę. - A tak... widziałem... nie wypada im przeszkadzać... - Gabriel pokiwał głową. - Raczej nie byłyby zadowolone, gdybyśmy się do nich dołączyli. Szkoda... Ciekaw był, czy wodna panna nigdy żadnej parze nie przeszkodziła w igraszkach, ale nie zamierzał pytać. - Nieładnie tak podglądać! - Refremo pogroziła Wieszczowi paluszkiem z lekkim uśmiechem - Tsk, tsk! - Podglądać? I kto to mówi? - Gabriel uśmiechnął się. - Gdybyś nie patrzyła, to byś nie wiedziała. A my przepływaliśmy obok. Cóż... Varinka nie powiedziała, że mam zamknąć oczy. A co by było, jakbym zamknął i popłynął nie tam, gdzie trzeba? - dodał z poważną na pozór miną. - Jeszcze bym trafił do nieodpowiedniej jaskini... Straszne, prawda? - Ponownie się uśmiechnął. - A kazał ktoś na golasa pływać?? - Refremo położyła dłonie na swych łuskowatych bioderkach, niiiby psiocząc, ale w końcu zachichotała. - Cisza, spokój, nikogo dokoła... odrobina swobody czasami się przyda - odparł z uśmiechem. - A ty też nie zamknęłaś oczu - stwierdził z uśmiechem. - Też biegasz z zamkniętymi oczami? - Czerwona pokazała mu język… i chlapnęła ogonem w kierunku Gabriela. - Ej, masz przewagę... - Gabriel otarł z twarzy krople wody. - Nie mam takiego wyposażenia. - Roześmiał się, podobnie jak i ona, wpływając na płyciznę, gdzie w wodzie była bardziej widoczna jej egzotyczna, dolna połowa ciała… w całości, Refremo miała zdecydowanie ze dwa metry. Gabriel poczuł również znowu bijący od niej, mocny żar, gdy ta pływając obok niego, zbliżyła się bardziej niż na przysłowiowe dwa kroki. - Gorąca z ciebie dziewczyna... - powiedział z uznaniem. - Chociaż trochę za ciepła, jak na mój gust - przyznał. - Nawet ręki nie można ci podać... - Wiem… - Powiedziała ze smutkiem Czerwona, i aż się autentycznie żachnęła. Gabriel westchnął i rozłożył bezradnie ręce. - Ale rozmówczynią jesteś przeuroczą - zapewnił. - Jestem bardzo zadowolony, że cię spotkałem. To spotkanie to była najprzyjemniejsza rzecz od wielu dni - dodał. - Kłamczuch - Zachichotała Refremo, kręcąc głową, ale i z wesołym uśmiechem. - To czysta prawda... - powiedział Gabriel. - No, prawie na sto procent - dodał. - Aha! - Powiedziała rozmówczyni, unosząc energicznie paluszek do góry, przez co całym ruchem ręki, doprowadziła aż do małych podskoków swojego obfitego biustu. - Piękny - przyznał Gabriel. - Słowo daję. - Przyłożył dłoń do serca. A zdziwiona pannica spojrzała na swój palec. Gabriel pokręcił głową i uśmiechnął się.. - Nie o nim mówię - powiedział. - Hm? - Refremo aż podrapała się po głowie, a wtedy piersi się znowu lekko zatrzęsły. - Masz piękny biust - wyjaśnił Gabriel. - Pięknie faluje - dodał. - Żadna z tych panienek nigdy ci tego nie mówiła? - Ahhhha… - Zachichotała Czerwona - Mówiły, mówiły… - Pokiwała główką, a potem pokręciła tułowiem w prawo i lewo, a jej piersi falowały w jedną i drugą, wśród śmiechu Refremo. - Przepiękny... - Gabriel pokiwał głową. - Szkoda tylko, że nie cały jest widoczny, ale resztę można sobie dopowiedzieć. - Uśmiechnął się do wodnej pannicy. Ta z kolei, przestała już z wygibasami, i zaśmiała się wesoło. Po chwili zaś przygryzła lekko usteczka, i zerknęła za siebie. Jej dłonie zaś spoczęły na brzuszku, i powoli zaczęły sunąć w górę… spojrzała ponownie na Gabriela, i ze słodkim uśmiechem zsunęła skrawki materiału w dół. Zobaczył czerwone otoczki, i czerwone suteczki, lekko już stwardniałe. Gabriel wciągnął powietrze i powoli je wypuścił. - No, no, no... Przeurocze... - powiedział z nieukrywanym zachwytem, wywołując na buźce Refremo szeroki uśmiech, i błysk ząbków. - Nie ukrywam... jestem pełen podziwu. - Skłonił głowę, wzroku od biustu nie odrywając. - Rzadko widuje się coś tak pięknego, przyznaję. Czerwona zachichotała, po czym opuściła ręce wzdłuż tułowia, łącząc jednak dłonie pod swoim pępkiem, efektem czego, ścisnęła własnymi ramionkami piersi od boków, przygryzając lekko usteczka, i prezentując je teraz mężczyźnie w ten sposób. Gabriel przez dłuższą chwilę przyglądał się demonstrowanym wspaniałościom. Niestety, dla niego niedostępnych. - Fantastyczne... po prostu brak słów... - Wbrew rozsądkowi jego ciało zareagowało, a Gabriel zauważył, iż wzrok Refremo czasem właśnie spoglądał w tamtym kierunku… - Można by rzec, iż rzuca się w oczy, że nie kłamię - powiedział, nie przejmując się ani swoją reakcją na piękne piersi, ani spojrzeniem wodnej pannicy. - Po… pokażesz mi też? - Zająknęła się Czerwona, z lekkim uśmieszkiem pod nosem. - Myślałem, że już widziałaś... - Spojrzał na swą rozmówczynię, ale wstał, by ta mogła mu się przyjrzeć. Jak by nie było - nie mial czego się wstydzić. Nie obracał się, jak wcześniej zrobiła to Refremo, ale stanął też bokiem, by wodna panna mogła wszystko zobaczyć 'z profilu'. Wpatrująca się w męskość Gabriela pannica w pewnym momencie zwilżyła usteczka językiem. - No ale wiesz… nie gdy się… "obudził" - Zachichotała. - No tak... - Gabriel skinął głową, a po chwili usiadł. - No i...? - spytał, wyraźnie zawiedzioną pannicę, że już pokaz się skończył. - No… ummm… ładny… - Uśmiechnęła się Refremo, po czym przestała już ugniatać sobie cycuszki, i podciągnęła skrawki materiału, zasłaniając nimi sztywne już suteczki. - Czasami się przydaje... - Gabriel uśmiechnął się do dziewczyny. Również odrobinę zawiedziony, ale i świadomy, że nic nie mogło trwać wiecznie. - Wielu mężczyzn miałaś okazję podglądać? Znaczy oglądać? - poprawił się szybko. - Paru było… a jeden nawet uciekł z wrzaskiem na mój widok - Roześmiała się, machając w lekceważącym geście ręką. - Może nie lubił kobiet - zażartował Gabriel. - Albo nie zasługiwał na takie piękne widoki. I na rozmowę - dodał. Uśmiechnął się, a potem lekko westchnął. - Chyba już na mnie pora - powiedział. - A nuż się okaże, że Esme chodzi po klasztorze i mnie szuka... Byłaby zawiedziona. - Szkoda… no ale dobrze… - Uśmiechnęła się Czerwona, po czym… roześmiała się wesoło i głośno - Mam cię odprowadzić?? - To byłoby bardzo miłe... - Gabriel skinął głową, a potem się również roześmiał. - Jeśli tylko zechcesz mi potowarzyszyć, to chętnie spędzę jeszcze kilka chwil w twoim towarzystwie. Towarzystwo było miłe, faktycznie, ale sam wieczór odrobinę rozczarowujący. Deidre odstraszyła Esme, a potem poszła spać, Varinka uciekła, najwyraźniej nie zainteresowana czymś więcej, niż kąpiel, a Refremo... Cóż... Piersi miała wspaniałe i Gabriel wiedziałby, co z nimi zrobić, ale wodna panna była zdecydowanie zbyt gorąca jak na jego możliwości, jako że nie był żywiołakiem ognia. Pozostawało wrócić do siebie i spróbować obudzić Deidre… Po pewnym czasie podpłynęli więc na sam przód tych podziemnych atrakcji, do miejsca z ławeczkami, po drodze zauważając, iż pierwsza jaskinia była już pusta. Dwie pannice, które wcześniej oddawały się czułością, najwyraźniej już sobie poszły… - To papapapapa! - Refremo pomachała Gabrielowi na pożegnanie z wody, obserwując jeszcze nagiego, oddalającego się mężczyznę z uśmieszkiem. - Paaa! - Gabriel również pomachał na pożegnanie wodnej pannie, a potem wziął jeden z ręczników i zaczął się wycierać… i zauważył brak ubrania. Ławeczki były puste. - Niby porządny klasztor, a złodzieje grasują... - Pokręcił głową z niesmakiem, a potem, zawinięty w suchy ręcznik, powędrował w górę schodów, zastanawiając się, czy za wszystkim stoi Varinka, czy też dwie panienki, które figlowały w jednej z jaskiń. Ruszył więc do swojej izby, która była dwa piętra wyżej, i… gdzieś tam, za licznymi schodami i korytarzami. Półnagi, owinięty jedynie ręcznikiem, pośrodku klasztoru. Heh, opowiastka jak nic do piwa… Kilka minut później, i piętro wyżej, odrobinkę tylko błądząc, usłyszał w pewnym momencie za sobą wymowne odchrząknięcie. - A ty co wyprawiasz?? - Spytał jakiś kobiecy głosik. - Taki niby porządny klasztor, a ubrania kradną - odparł, równocześnie się obracając. - Komu mogę złożyć skargę? - A gdzie niby to straciłeś ubrania? - Spytała rozmówczyni, przyglądając się Gabrielowi z góry do dołu, z założonymi rękami. - W ciepłych źródłach, czy jak tam nazywacie te ciepłe wody - odparł. - Varinka wskazała mi drogę, przedstawiła wodnej pannie, popływaliśmy trochę z Refremo... a gdy wróciłem na brzeg to ubrań nie było. To jakiś tutejszy obyczaj, czy może macie jakieś kolekcjonera cudzej odzieży? A może raczej kolekcjonerkę? - Jeśli to nie była Refremo, to ktoś inny zrobił ci psikusa… na pewno rzeczy nie skradziono - Stwierdziła młoda kobietka. - Refremo mnie odprowadziła do brzegu - odparł. - A psikus... mam nadzieję, że do rana moje rzeczy się znajdą - dodał, po czym obrócił się na pięcie i ruszył dalej, w poszukiwaniu swego pokoju. - Taki sam jak Paladyn… - Mruknęła pod nosem pannica. - Możesz sprecyzować? - spytał, zatrzymując się i obracając w jej stronę. - Zarzucasz mi brak humoru, czy brak zainteresowania twoją osobą? - spytał, lustrując ją od stóp do głów. - Będzie jedno i drugie… - Rozmówczyni wzruszyła ramionkami. - Jak rozumiem, wizja błąkania się nago po obcym klasztorze to szczyt przyjemności, a spotkanie ze mną, bez odzieży, by ci odpowiadało? - spytał z wyraźnym zainteresowaniem. - To drugie by było ciekawe... Zdecydowanie interesujące... Spotkanie, że tak powiem, na równych prawach... - Nie bardzo rozumiem, o co teraz ci chodzi, no ale mniejsza z tym… - Pannica znowu wzruszyła ramionkami. Gabriel nie skomentował tych słów swej rozmówczyni. - Bieganie nago po korytarzach niezbyt mi odpowiada, ale z chęcią spędziłbym parę chwil z tobą w jakimś bardziej zacisznym miejscu - sprecyzował. - Zdecydowanie za mało wypiłam… - Uśmiechnęła się krzywo rudowłosa. - To masz pecha - odparł, po czym zostawił idiotkę i poszedł do swego pokoju. Miał nadzieję, że to ostatnie takie spotkanie tego wieczoru. Jego rzeczy leżały na stoliku w korytarzu hospicium, ktoś je tam przyniósł. Gabriel pokręcił głową i zabrał je. A potem wszedł do swego pokoju i poszedł spać. Ostatnio edytowane przez Kerm : 12-09-2021 o 20:56. |
16-09-2021, 14:51 | #106 |
Reputacja: 1 | Po porządnym najedzeniu się i napiciu Kargar poczuł się odprężony. A i na towarzystwo nie mógł narzekać, zarówno Damia jak i Nann były uroczymi towarzyszkami, choć z wojowniczką miał zdecydowanie więcej tematów do rozmowy. Było to właśnie to czego potrzebował po trudach wyprawy, gdzie musieli się zmagać nie tylko z bestiami ale i z furią Talosa i Umberlee. |
16-09-2021, 18:57 | #107 |
Reputacja: 1 |
|
16-09-2021, 19:29 | #108 |
Reputacja: 1 | "Gąski" chciały rano powtórki z rozrywki, wprost budząc Bharriga pieszczotami i chichotami schowane obie pod kołderką… Eksperymenty przeciągnęły się w ten sposób długo - ale, kto liczył czas? Dość powiedzieć, że kiedy krasnolud skończył swoją robotę, Rita i Alix leżały, wtulone w siebie, wyczerpane i nasycone - przynajmniej na jakiś czas.
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
22-09-2021, 19:02 | #109 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Góry Burzowe Zachodnie Ziemie Centralne Późniejsza lokacja... Leże smoczycy? Grubo przed południem Noc minęła spokojnie i przyjemnie, i nastał nowy dzień w klasztorze. Na dworze burza śnieżna się skończyła, nie pozostało więc nic innego, jak ruszyć w dalszą drogę, by wykonać swoją misję. Zostało również siedem dni, by przywołać do życia Agamemnonna. Niechętnie, baaaardzo niechętnie, większość opuściła ciepłe pierzyny, i urocze towarzystwo, ale jak mus, to niestety mus… głodny nie był nikt, efekty wczorajszej, wieczornej uczty nadal wywoływały uczucie sytości, żadnego śniadania więc nie było. A zresztą, siostry i tak nic nie przygotowały, i same również nie jadły, bo również nie musiały dzięki magicznej uczcie. ~ Pożegnania były wylewne, i było wiele buziaków, i miłych słówek, i obściskiwań, i… prezentów?? Amza miała zostać w klasztorze na czas ich poszukiwań smoczej jamy, i Amza… była bez kapturka. Jej twarzy z kolei nie szpeciły już żadne blizny. Najwyraźniej została magicznie wyleczona! Bharriga najpierw obie "jego gąski" wycałowały, tygrysa również, a potem Druid otrzymał od dziewcząt dwa mocne, lecznicze eliksiry. Kargar otrzymał buziaka w policzek od Nann, i dwie mikstury, które ponoć miały wzmocnić jego siłę w krytycznym momencie. Amarę również wycałowały dwie nieco starsze siostry (wywołując rumieńce u Mniszki), a ona dostała... piórko i eliksir leczniczy. Deidre i Gabriel… no cóż. Ich nikt nie wycałował, ale były uśmiechy, i miłe słowa na pożegnanie, i po jednej słabej miksturze na podróż… Ale na tym nie był koniec niespodzianek. - Napadało wiele świeżego śniegu, wasza podróż na drugą stronę góry będzie karkołomna i czasochłonna, no chyba, że… - Uśmiechnęła się Najwyższa Kapłanka, i wyciągnęła zwój - ...polecicie. Polecicie szybko, pod postacią chmurki, wszyscy razem blisko siebie. I w kwadrans, może dwa, będziecie na miejscu. I jak tu ich wszystkich nie kochać, jak tu nie wrócić, pozostać w klasztorze na naprawdę długi czas, ciesząc się tym co oferowały… może później. Niedługo. Kiedyś. Na pewno. Drużyna w gazowej formie, przypominając chmurkę, zasuwała drogą powietrzną, i to z naprawdę niesamowitą prędkością(można i lecieć nawet 100km/h!) bardzo szybko oblatując górę, by wkrótce znaleźć się po jej drugiej stronie… nic ich po drodze nie atakowało, nic im nie przeszkadzało. W końcu również na zboczu zauważyli wielką pieczarę, która musiała być byłym legowiskiem Shorliail, nie mogło być inaczej! Ale… Ale przed pieczarą, na zboczu góry, kręcił się chyba z tuzin zbrojnych Orków z Worgami, pilnujący najwyraźniej jakiejś starej Orczycy między nimi, która machała kosturem, i chyba coś czarowała… zbocze góry, na naprawdę dużym jego obszarze, ciągnąc się i w dół, gdzie był nawet mały lasek, nie było z kolei już pokryte żadnym śniegiem. Stara Szamanka manipulowała pogodą, czy tam pobliskim terenem, by pozbyć się efektów burzy śnieżnej i zimna? Towarzystwo zmieniło więc nieco kurs, lądując w owym lasku, z dala od ewentualnych, niepowołanych ślepi, przyjmując ponownie cielesną formę. Należało się naradzić, i wykuć na szybko jakiś plan dalszego działania… w końcu chyba się nie rzucą na ślepo, być może prosto w jakiś cały klan zielonoskórych? *** Komentarze za chwilę...
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
27-09-2021, 19:29 | #110 |
Administrator Reputacja: 1 | Kargar, po odpoczynku w klasztorze i przyjemnej nocy spędzonej z pewną wojowniczką z nadzieją patrzył w przyszłość i powodzenie misji. Otrzymali pomoc, a resztę drogi do legowiska pradawnej smoczycy przebyli razem z wiatrem. Teraz spoglądał w kierunku, w którym przebywały orki. - Ciekawe co one tu robią, może też chcą smoczych skarbów? Trzeb by sprawdzić ilu ich jest, jak tylko dwunastu to chyba damy radę, co nie? - Niechybnie, wieści o pustej smoczej jamie dotarły także do nich - zawyrokował Druid stoickim tonem. - Obecność orczej wiedźmy jednak zmienia sporo - rzekł Druid. - Jeśli doszłoby do walki, szamanka mogłaby ją utrudnić. Orkowie niekoniecznie jednak muszą z nami walczyć. Być może Endymion mógłby się z nimi rozmówić i wypytać się ich. Jeśli jednak będzie potrzeba walczyć, łatwiej byłoby ich wciągnąć w zasadzkę lub wywołać lawinę. Jeśli udałoby nam się rozdzielić grupę, walka byłaby łatwiejsza. Wyrzekłszy swoje, Bharrig zmrużył oczy i spoglądał na szczyt powyżej posterunku orków. - Z orkami ciężko się dogadać - zamyślił się Endymion - Bharrig… gdy przybyłeś po nas w czasie burzy byłeś żywiołakiem. Możesz to powtórzyć? Podróżując pod powierzchnią wiesz co się dzieje na górze? Dałbyś radę potwierdzić, że to wszyscy w okolicy? Przydałby się zwiad. Abyśmy wyszli do nich z wyciągniętą jedną ręką, ale w drugiej mieli gotowy nóż. - Nie tak dużo, jakbym był w powietrzu, ale mogę - uśmiechnął się Druid.<Zakładam, że mogę, Earth Elemental ma tremorsense. W burzy was znalazłem, to coś widzieć musiałem :PPP> - Szamanka to największe zagrożenie - potwierdził Gabriel. - A czy się z nimi dogadamy? Wątpię. Raczej uznają, że nasza obecność im przeszkadza i postarają się nas wyeliminować. - W istocie - zgodził się Druid. - Postanówmy zatem: najpierw zrobię zwiad i spróbuję wywiedzieć się, czy ten oddział orków z szamanką to jedyne zagrożenie. Później, cóż, pozostanie nam uderzyć. Najlepiej jednak będzie, jeśli zwabimy ich w jakieś miejsce. Mogę zakląć teren, aby poranił i spowolnił szarżujących na worgach. Mogę także kontrczarować zaklęcia wiedźmy, jeśli tylko będę miał czas. Postanowiwszy, aby zacząć od zwiadu, Druid począł ponownie zmieniać swoją postać - tak samo jak poprzednio, po paru krótkich chwilach przed towarzyszami Bharriga stanął stwór całkowicie uformowany ze skał i gliny, z grubsza tylko przypominając sylwetkę krasnoluda, a który jednak był całkiem spory, znacznie większy, niż ostatnim razem. Żywiołak dosłownie zapadł się pod ziemię, nie zostawiając żadnych śladów. Będąc już pod ziemią, Bharrig sunął w stronę obozowiska orków. Endymion myślał przez chwilę nad słowami wieszcza gdy krasnolud nurkował w ziemi. - Wciąż bym z nimi porozmawiał. Jak Bharrig wróci myślę, że pójdę do nich. Najpewniej dojdzie do walki, ale może czegoś się dowiem? Bharrig będzie mógł zaatakować szamankę od dołu gdy uformuje się front i będzie się ona czuła bezpieczna za ścianą swoich wojowników. - Jeśli uważasz, że cię natychmiast nie zabiją, to możesz spróbować. - Gabriel był pełen wątpliwości. - Lepsza rozmowa, niż walka. Z drugiej strony... I tak bym im nie wierzył. Jakoś nie mam do nich zaufania. - Ciekawy pomysł, w sumie masz orczą krew… - zainteresował się Kargar. - Przebywałeś dużo z orkami, bo jako paladyn chyba wątpię?… tak czy inaczej może dojść do bitki, więc będziemy cię ubezpieczać. Endymion uniósł brew pytająco na chwilę. - Jestem czystej krwi orkiem. Urodzony z orczycy z haremu orka. Nie aby jakoś mi uwłaczało przypisywanie mi ludzkiej krwi. - Wzruszył ramionami. - I spędziłem w plemieniu pierwsze paręnaście lat życia. Dlatego nie sądzę by były duże szanse na uniknięcie rozlewu krwi, ale warto spróbować. A jak Bharrig poczęstuje mnie tą korową skórą to nie boję się by byli w stanie zrobić mi poważną krzywdę dosyć szybko byście nie zdążyli dobiec. - Zaraz wracam - powiedział Gabriel. - Rozejrzę się troszkę i zaraz wrócę - powiedział. A że nie było wiadomo, czy jednak wkrótce nie dojdzie do starcia, rzucił na swój puklerz zaklęcie, mogące chronić mu skórę w czasie tejże (na razie potencjalnej) potyczki. W niektórych momentach towarzystwo, nawet przyjaciół, było zbędne. Ten moment też do takich należał, jako że Gabriel nie tylko miał zamiar rozejrzeć się, czy czasem jacyś przeciwnicy nie znaleźli się za ich plecami, ale i załatwić coś, co niektórzy eufemistycznie zwali drobną potrzebą naturalną. To zajęło mu raptem ułamek minuty, po tym zaś czasie faktycznie rozejrzał się by sprawdzić, czy ktoś, jakimś dziwnym trafem, nie skrada się w stronę jego przyjaciół… i w pewnym momencie, zauważył, iż gapi się na niego jakaś Orczyca, która wyłoniła się spomiędzy drzew. Była muskularna, skromnie odziana, miała groźnie wyglądającą maczugę, i… warczała pod nosem, wpatrując się w Gabriela. Oboje dzieliło około tuzina kroków… Gabriel zaklął pod nosem. Dziewczyna wyglądała jak uosobienie dzikiej kobiecości, ale równocześnie nie sprawiała wrażenia przyjaznej. Wieszcz rzucił więc na orczycę pierwsze zaklęcie, jakie przyszło mu do głowy, a które miało unieruchomić potencjalną przeciwniczkę… jednak nic z tego. Zielonoskóra jedynie potrząsnęła głową, po czym z głośniejszym już warkotem rzuciła się ku Wieszczowi, przebywając dzielącą ich odległość w zaskakującym tempie, po czym zadała cios maczugą, który o włos chybił ciała mężczyzny. - Piękny początek przyjaźni - mruknął Gabriel, odsuwając się nieco od oponentki, by móc zrewanżować się za cios kolejnym zaklęciem, które tym razem miało obdarować orczycę serią bolesnych, acz nie zabójczych uderzeń. Pierwszy promień ją trafił, drugi również… i kontratakowała już z istną, dziką furią. Jej maczuga przypieprzyła Gabrielowi solidnym ciosem, a po chwili i kolejnym, a mężczyźnie aż ugięły się nogi. Cóż... żarty najwyraźniej się skończyły. Na szczęście Gabrielowi udało się ustać na nogach. Odsunął się od wściekłej baby, po czym ponownie rzucił zaklęcie, które już parę razy go zawiodło. No ale gdyby i tym razem nie udało się zatrzymać przeciwniczki, zamierzał użyć bardziej nieprzyjemnych czarów. Jeniec co prawda by się przydał, ale wszystko miało swoje granice. Wieszcz uchylił głowę przed kolejnym ciosem maczugi, po czym rzucił zaklęcie, i… Orczyca zastygła w bezruchu, szykując się do kolejnego ciosu. Wpatrywała się w niego wściekle, oddychając przez nos. Gabriel odetchnął z ulgą. Na parę chwil zapanował spokój, ale to nie mogło trwać wiecznie. W każdej chwili orczyca mogła wyzwolić się z okowów, jakie narzucił na nią czar. Lepiej było poczynić kilka kroków, mogących zapobiec dalszej przemocy. Wyciągnął więc z ręki przeciwniczki maczugę i odrzucił ja na bok, a potem rzucił na siebie zaklęcie leczące. Na wypadek, gdyby doszło do kolejnego starcia, wolał być w pełni sił. Orczyca nagle się poruszyła, i wśród ryku próbowała strzelić Gabriela z pięści w mordę, jednak ten się w porę uchylił… Było rzeczą jasną, że szczęście nie mogło trwać zbyt długo. Najwyraźniej orczyca nie potrafiła zrozumieć, w jakim momencie przerwać walkę. Gabriel więc odsunął się od przeciwniczki i ponownie poczęstował ją zaklęciem zadającym bolesne, acz nie śmiertelne obrażenia. Jeden promień okazał się pudłem, drugi trafił… ale ona była twarda, była muskularna, takie ataki nie robiły na niej wrażenia. Sięgnęła po sztylet, i dwa razy chlasnęła Wieszcza nim po rękach. To z kolei nie nastawiło pozytywnie Gabriela do niej, ale mężczyzna postanowił spróbować nie sięgać do środków ostatecznych. Ponownie się odsunął, po czym rzucił na siebie zaklęcie, które pozwalało mu na porozumiewanie się w różnych językach. - Nie mam zamiaru cię zabijać! - powiedział. Orczyca nagle wyraźnie się na drobny moment zawahała, słysząc jego słowa… ale już po chwili… - Śmierć!! - Wrzasnęła, zadając kolejne razy sztyletem, których na szczęście Wieszcz uniknął. Cierpliwość Gabriela miała swoje granice, a uzbrojona w sztylet kobieca furia sprawiała, że z każdą chwilą był coraz bliżej jej przekroczenia. Ale postanowił spróbować po raz ostatni dojść z orczycą do porozumienia. Ponownie się odsunął, po czym rzucił na siebie zaklęcie które sprawiło, że jego skóra stała twardsza i bardziej odporna na ciosy. - Może jednak porozmawiamy, zamiast próbować się pozabijać? - zaproponował. Odpowiedzią były jednak kolejne dwa (niecelne) ciosy sztyletem… - Nie chciałbym zrobić krzywdy takiej pięknej kobiety... - Gabriel ponownie się odsunął, po czym rzucił na siebie zaklęcie, dzięki któremu mógł się poruszać znacznie szybciej. Orczyca z kolei podbiegła do swojej maczugi, ponownie biorąc ją w łapy. To zaś spowodowało, że Gabriel rzucił na orczycę bardziej niebezpieczne zaklęcie - piekące światło. - Arggghhhh… - Warknęła zielonoskóra, gdy oberwała promieniem, nadal jednak twardo trzymała się na nogach, a i do tego najwyraźniej była uparta jak wół. Ruszyła biegiem na Gabriela, zadając cios maczugą… który okazał się pudłem. Wieszcz ponownie się odsunął, a potem powtórzył to samo zaklęcie, którym przed momentem poczęstował przeciwniczkę. - Daj spokój, zanim ci zrobię poważną krzywdę! - rzucił. - Ty mi?? - Wrzasnęła zielonoskóra, po czym skoczyła ku Wieszczowi, atakując wściekle maczugą, ale ten się zręcznie uchylił. - Przesadzasz, moja droga - rzucił Gabriel, ponownie się odsuwając. - Nie masz dosyć tej niepotrzebnej zabawy? Usiądźmy i porozmawiajmy jak dorośli - zaproponował - zamiast walić w siebie maczugami i zaklęciami. Słowa to jedno, a czyny czasami bywały z nimi sprzeczne... Tym razem jednak Gabriel, by dać dobry przykład, zamiast zaatakować orczycę rzucił na siebie kolejne zaklęcie leczące. - To nie być żadna zabawa! - Krzyknęła Orczyca, znowu atakując. Mężczyzna uchylił się ponownie przed maczugą… Gabriel uznał, że kolejne próby pokojowego zakończenia tego spotkania nie mają sensu. Najwyraźniej orczyca wolała zginąć, niż ustąpić. A w takim razie on miał zamiar spełnić jej życzenie. Ponownie się odsunął i po raz kolejny rzucił zaklęcie, które - jak miał nadzieję - wybije z głowy kobiety ochotę do dalszej walki… a zielonoskórą w końcu zachwiało, po czym poparzona i posiniaczona, padła na bok. Zaległa na ziemi nieruchoma, z zamkniętymi oczami, ale oddychała… Gabriel westchnął. - Po co ci to było...? - mruknął, po czym przyklęknął przy leżącej. Po raz kolejny zabrał i odrzucił na bok maczugę, a potem zabrał dziewczynie przepaskę biodrową… wystawiając jej kobiecość na widok, i związał jej nogi. A potem to samo zrobił ze stanikiem, który wykorzystał do związania rąk swego jeńca. Przez chwilę podziwiał bujne kształty, jakimi orczycę obdarzyła natura, a potem, gdy upewnił się, że - przynajmniej chwilowo - kobieta go nie zaatakuje, wstał, sięgnął po różdżkę i rzucił na leżącą zaklęcie leczące... które nie poskutkowało. Widocznie orczyca oberwała bardziej, niż sądził. Gabriel usiadł. - Daj ręce, rozwiążę cię - powiedział, a ona spojrzała na niego nieufnie. Biorąc pod uwagę to, co zaszło przed chwilą, miejsca na nieufność nie było. Przynajmniej teoretycznie. Z drugiej strony, przynajmniej teoretycznie, została jego jeńcem, Gabriel również uklęknął, nie zważając na to, że nie jest do końca ubrany, po czym zaczął rozplątywać więzy, ograniczające swobodę ruchów orczycy… a ta po chwili pognała ku swojej maczudze. Mając ją już w łapach, spojrzała mrużąc ślipia na Gabriela. - Czy teraz możemy usiąść i porozmawiać? - spytał Gabriel, kończąc się ubierać. - Nie ma o czym - Warknęła orczyca, ściskając mocniej maczugę. - Czy to twoi pobratymcy kręca się koło leża smoczycy? - spytał, udając że nie widzi, iż jego rozmówczyni jest "ubrana" tylko w dość długie włosy i maczugę… a po jej udach spływają jego soki. - Gówno ci do tego - Powiedziała orczyca, przyglądając się Wieszczowi z góry do dołu - To poddajesz się, czy chcesz zginąć? - Dodała. - Ty się poddaj, albo zginiesz - odparł. Sięgnął po sztylet, równocześnie zastanawiając się nad tym, czy takie zachowania są częścią godowych rytuałów orków. Może muszą najpierw się pobić, a potem dopiero oddać się łóżkowym przyjemnościom? - Jeszcze cię dopadnę magiku - Powiedziała zielonoskóra, po czym… zaczęła gdzieś uciekać w bok. - To będzie przyjemność... - rzucił w ślad za uciekającą, z pewną dozą przyjemności oglądając krągłe, nagie pośladki swej "znajomej", która z nieznanych mu powodów nie raczyła się wcześniej ubrać. Zabrał na pamiątkę porzucony przez zielonoskórą sztylet, użył na sobie różdżkę, by uleczyć rozbity nos, a potem spróbował zetrzeć z twarzy ślady krwi. Gdy uznał, że doprowadził się do porządku, ruszył w kierunku swoich by sprawdzić, czy są jakieś nowe wieści. |