Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-09-2021, 19:01   #101
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Wojownik siedzący przy stole pełnym jadła znalazł się "oflankowany" przez dwie miło się uśmiechające, tutejsze kobietki. Po swojej lewej miał niejaką Damię https://images92.fotosik.pl/536/69d12625dbd06e94.jpg, Młodszą Kapłankę, po prawej zaś Nann https://images89.fotosik.pl/536/1ff332abee4f39ad.jpg, Wojowniczkę… z tatuażami w dosyć nietypowym miejscu.

Kargar po początkowym stadium zaskoczenia i nieufności (sytuacja wyglądała zbyt dobrze, jakby z piekielnych otchłani trafili do jakiegoś raju) stwierdził, że chyba jednak nie ma do czynienia z jakimiś kolejnymi zmiennokształtnymi którzy próbują ich zjeść.
Wyspany i wyleczony z ran, pozwolił więc na sobie na nieco rozprężenia, zajadając się pasztecikami i popijając piwkiem. Odpowiedział nawet dwóm siedzącym koło niego kobietom uśmiechem, choć nie było to jego mocną stronę.

- Dziękuje jeszcze raz za gościnę, możliwe że uratowaliście nam życie. Pewnie powiecie, że to wola bogów, że tu trafiliśmy, nie? - Zagadał po chwili.
- Jak zwał, tak zwał, ważne, że nic się wam nie stało - Odparła słodkim głosikiem i z uśmiechem Damia.
- Uratowałyśmy, uratowałyśmy. Wasz Krasnolud był umierający po błyskawicy - Powiedziała mocnym tonem Nann, ale i ona się lekko uśmiechnęła.

- Dziękuje za troskę, każdego kto zabłądzi w tych przeklętych górach tak ratujecie? I nie chcecie nic w zamian? Wybaczcie, ale w życiu mało spotkałem bezinteresownego dobra, choć może dlatego że obracałem się w nieodpowiednim towarzystwie….nigdy jeszcze gdy byłem bliski wyzionięcia ducha nie obudziłem się w wygodnym łożu i w tak miłym towarzystwie- Kargar westchnął.
- Taka nasza religia, tak - Zaśmiała się cicho Damia - Ratujemy i pomagamy każdemu.
- Ale potem, jak odkryjemy, że ma splugawione serce, to dostaje kopa w odpowiednim kierunku! - Dodała Nann, i głośno się zaśmiała.

Wojownik o nie do końca chwalebnej przeszłości jakby na chwilę się zamyślił, przeżuwając dość długo kęs mięsiwa. Choć z drugiej strony jakby uważały go za splugawionego to pewnie już by o tym wiedział.
- A to czy ktoś ma zło czy dobro w sercu sprawdzacie waszą magią pewnie?
- Oczywiście - Przytaknęła Kapłanka, podczas gdy Wojowniczka była zajęta opróżnianiem kufla z piwem…
- A wierzycie że taki niegodziwiec może zmienić się na lepsze?
- Wszystko jest możliwe - Uśmiechnęła się Damia, a Nann przytaknęła głową z "mhm" kończąc złoty trunek. Spust to chyba miała iście jak Bharrig.

Kargar spojrzał z szacunkiem na wojowniczkę i nalał sobie tego samego piwa co ona. Starał się przy tym za bardzo nie gapić na jej wytatuowane cycki. Postanowił zejść z tego dość ciężkiego tematu.
- Muszę spróbować tego trunku...jesteś wojowniczką, tak? Macie tutaj w okolicy dużo groźnego tałatajstwa… my spotkaliśmy gigantyczne trolle, mantikory, bandy dziwnych futrzaków, próbowałaś się może z nimi?
- Walczyło się z tym i owym - Powiedziała wielce "macho" Nann - Raz nawet z Wywernem…

- No nieźle, w sumie nie wiem, czy wyyern jest groźniejszy od makintory, w drodze tutaj byliśmy się z trzema….. wredne paskudy, trzymają się w powietrzu i atakują trującymi kolcami. Ale daliśmy radę. A ze smokiem też kiedyś walczyłem, konkretnie z zielonym - Kargar podchwycił wyzwanie wojowniczki i ożywiony alkoholem postanowił też się trochę pochwalić.
- A duży był? - Nann spoglądała na Kargara mrużąc oczka.
- Nie był stary, ale dziecko też nie, tak z dwa razy większy od konia.
- Bujasz… - Powiedziała Nann z drwiącym uśmieszkiem.
- No to nie było jeden na jednego, tylko całą drużyną. I nie wszyscy przeżyli to starcie - dodał nieco naburmuszony wojownik.
- Doobra, przepraszam - Nann klepnęła Kargara po ramieniu, po czym napełniła sobie ponownie kufel piwem - To zdrowie! Za walki z wszelakim plugastwem, i obyśmy jeszcze z wielu zwycięsko wychodzili! - Wojowniczka stuknęła swoim kuflem o kufel mężczyzny.

- Damia! Śpisz? - Zagadnęła jeszcze "siostrę".
- Hm? Co? A tak! Zdrowie, zdrowie! - Kapłanka uniosła swój puchar wina.
- No imprezy macie tutaj niezłe, nie spodziewałem się tego po klasztorze! Na zdrowie! - zaśmiał się wojownik napełniając kolejny kufel i przyłączając się do toastu. Wspomnienie tamtej walki ze smokiem łączyło się z tym jak stracił swoją poprzednią drużynę, lepiej było się napić i o tym nie myśleć.
- Coś tu jeszcze jest ciekawego? Pewnie jakąś ciepłą wodę też macie jak taki ziąb na zewnątrz?
- Pod klasztorem są… - Zaczęły równocześnie obie, urwały, i się roześmiały.
- Pod klasztorem są ciepłe źródła, chodzimy tam się kąpać - Powiedziała w końcu Damia.
- A tak to już nic. Wiecznie wieje i piździ - Dodała Nann i się roześmiała. Po chwili zastanowienia, nagle jednak wyraźnie nieco szerzej otworzyła oczka.
- A może sala treningowa?? I mały sparing na drewnianą broń?
- Dobry pomysł, ja mogę choćby zaraz! - Podchmielony nieco Kargar podekscytował się możliwością wykazania się swoimi umiejętnościami we władaniu bronią.
- A potem jak się zmęczę, to chętnie i z tej kąpieli w źródłach skorzystam.
- Spokojnie, za chwilę pójdziemy - Roześmiała się Nann - Ale nie wypada już uczty opuszczać, inaczej magia nie zadziała, i nici z pełnego brzuszka.
- Mam iść z wami? Wiecie… jakby komuś coś się jednak stało? - Spytała Damia, i obie pannice oczekiwały decyzji Kargara.
- Wątpię żeby była potrzeba, ale jak poczujesz się od tego lepiej, to czemu nie…- Kargar wzruszył ramionami.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 09-09-2021 o 07:51.
Lord Melkor jest offline  
Stary 09-09-2021, 10:02   #102
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Paladyn odłożył dziewczynę prosto do łóżka, nakrył kocem i ucałował na dobranoc. Po drodze obwąchał trochę teren czy nie byłoby ochoty na powtórkę z poprzedniej nocy, ale klejące się oczka, wzdęty brzuch i jej zupełnie a-erotyczne reakcje jasno mu powiedziały, że teraz to ona chce tylko spać i trawić, więc się nie narzucał.
- Potem - szepnął do siebie głaszcząc ją po skroni.

Przyklęknął przy kufrze w którym miał swoje rzeczy z magazynu i wyciągnął z niego swój miecz.
- Przydasz mi się - szepnął do niego wychodząc z izby.

Endymion wrócił do pokoju… ogolony. Był to długi proces, bo od lat tego nie robił i nigdy adamantowym ostrzem… łatwo mógł się nim skaleczyć do kości czy ucho uciąć.
- Więc jednak wcale nie byłeś taki stary, tylko zaniedbany… - powiedział wcześniej do siebie gdy obejrzał się w zwierciadle po zakończeniu i już wtedy widział spojrzenie siostry pod tytułem “a nie mówiłam, JEŁOPIE!?” i niemal bezwiednie przewrócił oczami i uśmiechnął się do tej wyimaginowanej sceny.

Kolejne dwie godziny Endymion spędził siedząc na swoim łóżku. Wokół niego rozłożone kilka listów, a na kolanach deseczka i powoli zapełniana kartka papieru, a słowa zaczynały się od “Hej, siostrzyczko…”. Regularnie odwiedzał Murshę, ale jej trakt nie służył, a on nie potrafił usiedzieć w miejscu. Niestety trakt też nie służył regularnej korespondencji, więc to główne Endymion wysyłał listy, ale gdy wiedział, że gdzieś będzie kolejne miesiące to siostra nie pozostawała dłużna. Pisał o wszystkim. O tym jak w Scornubel przegadał lokalnych. Kilka słów o Ettinie. O karczmie i tej biednej dziewczynce z bliznami… jak głupio próbował szukać analogii i ekranował pół swojej historii na nią by się tylko okazało, że co ją spotkało było znacznie prostsze i szybsze, choć wcale nie mniej okrutne. I ostatecznie nie zmieniło to nic. Musiał jej pomóc. “Nie mogłem zostawić tej biednej kruszyny samej na świecie”. Drżącą dłonią, i ze szklanymi oczami pisał też o Agamemnonie.


Szybko się złapał, że w liście spłycał i skracał wszystko co się działo, poza tym co dotyczyło Amzy. Tam rozpisywał się na całe akapity opowiadając nawet o jej uśmiechu gdy wybrała osiołka z łatką na oku i ile radości mu sprawiło gdy bawiła się magicznymi rękawami tworzącymi iluzoryczny ubiór. Jak ciepło się na sercu robiło i jak łatwo mu było sobie wyobrażać, że będzie się nią opiekował tak długo póki dziewczyna nie stanie się zupełnie samodzielna. Unikał słowa “ojciec”. Nie brzmiało właściwie, ale był pewien, że Mursha zrozumie intencję… a potem jak zaczęło robić się… inaczej.

Ciszę w komnacie, pisanie listu, i spokojny oddech śpiącej Amzy, przerwało nagle…

Paladyn przerwał na chwilę pisanie ale ostatecznie tylko uśmiechnął się pod nosem i kontynuował.


“Pomogłaś mi” pisał już niedługo dalej


Pisał to nie mogąc zmazać uśmiechu z ust. Nie wchodził w szczegóły. Napisał kilka zdań o tym jak yeti ją porwały, pomijając, że jego plan ratunku Amzy zakładał jego śmierć. Do tego Mursha miałaby bardzo mieszane uczucia.


Zakończył list, po czym go podpisał, przeczytał jeszcze raz i zwinął w tubie z zamiarem późniejszego wysłania go gdy nadarzy się okazja. Prawdopodobnie w Hluthvar, choć może kapłanki mają jakieś metody...

- Amza, kuszyno - szeptał przycupnięty przed dziewczyną paladyn lekko ją szturchając, kiedy posprzątał po pisaniu.
- Hmmm? - Mruknęło dziewczę z twarzą skrytą w burzy włosów.
- Mają tutaj gorące źródła podobno. Idę się wygrzać aż się roztopię. Idziesz ze mną?
Zaproponował czekając aż Amza otworzy oczy… był ciekaw jej reakcji na jego ogoloną facjatę.
- Mhhhmmm… dobrze… ale najpierw muszę na bok… - Wymruczała ponownie Amza, nie otwierając jednak żadnego oczka. Poruszyła się za to, i to aż o parę centymetrów.
Endymion był… cierpliwy. Dał jej dobre pół minuty nim ponownie się odezwał rozbawiony
- W porządku, to jeszcze raz taki ruch, a potem jeszcze dziesięć razy i za dwie godziny może będziemy na miejscu.
- Już, już… - Dziewoja… wystawiła jedną nogę spod kołdry. Nie dotknęła jednak stopą podłogi. I tyle.
- Hmmm… - Endymion znów dał dziewczynie koło pół minuty. Chwycił dwoma palcami jej mały palec i pociągnął go delikatnie jakby chciał motyla przenieść nie robiąc mu krzywdy… gdy nie dostrzegł efektu westchnął teatralnie i wstał.
- Cóż… najwyraźniej pójdę sam - rzucił zadziornie - ciekawe czy jakieś siostrzyczki dotrzymają mi towarzystwa…- rzucił pytanie w powietrze potupując w miejscu nogami jakby odchodził od łóżka.

Amza momentalnie zerwała się z łóżka, i jeszcze nie do końca wyprostowana, po ledwie coś jakby pół kroku w niby biegu… przygrzmociła w Endymiona. Pochwyciła się go jednak za poły koszuli, po czym powoli wyprostowała.
- Ha...ha… - Mruknęła, podnosząc twarz ku jego twarzy, i w końcu…
- Ha? - Zobaczyła zmianę, jakiej Endymion dokonał w swym wizerunku. Jej oczka zamigotały.

Paladyn rozłożył ręce w prezentacyjnym geście… po chwili pokręcił zachęcająco dłońmi
- No nie trzymaj mnie w niepewności. Podoba się? - z pełną świadomością łowił komplementy.
Amza stanęła na paluszkach stóp, i zarzuciła Orkowi dłonie na kark. Lekko pociągnęła go ku sobie, by się pochylił.
- Bardzo - Powiedziała ze słodkim uśmiechem, po czym pocałowała go, a paladyn ani chwili nie pozostał dłużny. Chwycił dziewczynę oburącz za talię wziął na ręce… całkowitym przypadkiem jedną z rąk chwytając ją niepraktycznie za pośladek, z dwoma “omskniętymi” palcami… wciąż całując, i ścisnął mocniej za tyłek, zadowolony.
- Ta kąpiel będzie ciekawa.
- Ja… um… muszę… - Amza walczyła z jego ustami - ...muszę… umm... do wychodka! - W końcu powiedziała dziewoja.
- Iiii… tu nadchodzi Pogromca Nastroju, Niszczyciel Erotyki - zaśmiał się Endymion, mówiąc do siebie w dziwnym, wyjątkowo dźwięcznie brzmiącym języku - Jasne, Kruszyno - powiedział już do Amzy we wspólnym wciąż się uśmiechając i postawił ją na ziemi.
- Ech ty… - Pacnęła go dłonią po torsie, po czym wsadziła stopy w pantofle, i ruszyła do drzwi komnaty. Otwierając je, spojrzała jednak jeszcze na Endymiona z uśmieszkiem.
- A co, jak tam ktoś będzie? - Powiedziała… pokazując Paladynowi język, i wyszła.
- To skorzystasz z drugiej kabiny! - krzyknął za dziewczyną śmiejąc się i położył się na łóżku zaplatając palce na karku, czekając na dziewczynę.

***

Amza wróciła niemal po kwadransie… i w końcu mogli poszukać tych łaźni, czy co to tam miało być. Pytanie jednak gdzie? Sama informacja "pod klasztorem" to chyba jednak było za mało… ale z całą pewnością siebie, bez cienia zawahania Endymion poprowadził ich… gdzieś. Ogólnie starał się iść w dół póki nie nadeszło wybawienie w postaci widoku jednej z sióstr kręcącej się z jakimiś drobnymi obowiązkami.
- Przepraszam… - zagadał do niej aby zwrócić na siebie jej uwagę - powiedziano mi, że możemy skorzystać z gorących źródeł pod klasztorem, ale nie dopytałem jak tam dojść… poratowała by mnie siostra nim moja urocza towarzyszka zorientuje się, że nie mam pojęcia gdzie nas prowadzę? - zapytał się konspiracyjnym tonem w pełni świadom, że Amza słyszy każde jego słowo.
- Ojjjj… sami tam nie traficie. To trochę zbyt trudno wyjaśnić - Odparła z uśmiechem kobieta.
- Hmmm… - zmarszczył brwi paladyn - A czy w takim razie siostro… - paladyn zawiesił głos pytając kobietę o imię.
- Ravi.
- Więc siostro Ravi…
- Samo "Ravi" starczy - Uśmiechnęła się… wprost z politowaniem rozmówczyni.
- To jest Amza, a ja jestem Endymion. Czy byłoby wielką upierdliwością gdybym bardzo ładnie cię Ravi poprosił o zaprowadzenie nas? Tylko tak daleko aż będzie dało się łatwo wyjaśnić… nie chcemy marnować twojego czasu.
- Wieczory wszystkie mamy wolne, to czas odpoczynku. Zajmuję się tu paroma drobiazgami z własnej woli… i tak, oczywiście, mogę was tam zaprowadzić - Powiedziała Ravi, uśmiechając się do obojga, po czym coś szepnęła cicho, i oboje byli świadkami małej magicznej sztuczki.

- Proszę - Podała zaskoczonej Amzie kwiatek.
- Dz...dziękuję - Powiedziało dziewczę, i po chwili wahania… wplotło go sobie we włosy.
- Chodźmy więc? - Ravi wskazała dłonią kierunek.

Paladyn kiwnął głową
- Dziękujemy, Ravi.
I poszedł za kobietą.

W życiu by tam sami nie trafili. Dwa piętra w dół, masa korytarzy, drzwi, korytarzy, schodów… i w końcu, za kolejnymi drzwiami, rozpoczęły się już dosyć nierówne, kamienne schody prowadzące wśród niemal zerowo ociosanych ścian z kamienia. Wszędzie zaś płonęły pochodnie o zielonym ogniu.
- Schodami w dół, i już jesteście - Powiedziała Ravi z miłym uśmiechem, wskazując na zejście… do podziemi?
- Jeszcze raz bardzo dziękujemy Ravi. Bez ciebie byśmy nie dali rady.
- Nie ma za co, miłej kąpieli - Pożegnała się z nimi kobieta.

Endymion jeszcze raz szybko powtórzył w myślach punkty orientacyjne… od kiedy tylko dotarło do niego, że droga jednak jest skomplikowana to zaczął zapamiętywać ją aby być w stanie wrócić na wypadek gdyby Ravi nie było w pobliżu aby uratować jego dumę.
- Chodź, kruszyno… - wziął dziewczynę za rękę i sam poszedł przodem. Aby móc ją asekurować gdyby utraciła równowagę na nierównych schodach. Na wyrost, zdawał sobie sprawę, ale jego paranoja po zajeździe została tylko wzmocniona po wydarzeniach z futrzakami. Amza miała nieco obaw i wątpliwości, schodząc do podziemi, dała się jednak poprowadzić…

Schodów było chyba i ze sto.

Im jednak byli głębiej, tym robiło się cieplej, a i w końcu pojawiło się uczucie wilgoci, nieco duchoty, i plusk wody. To zaś, co tam zobaczyli, naprawdę ich zaskoczyło.



Piękne jaskinie, zalane wodą… ciepłą wodą. I oczywiście brak jakichkolwiek kabin, czy co tam Endymion wcześniej Amzie proponował. Były trzy ławeczki, gdzie na jednej z nich leżały czyjeś trzy kupki ubrań, oraz pod nimi stały trzy pary kobiecych butków.

Do tego na ścianie, na chyba ze dwóch tuzinach haczyków wisiały ręczniki, i tyle. Oprócz tego, kolejne pięć kamiennych schodków prowadziło prosto do wody.

Paladyn stanął nad brzegiem jeziora wypatrując właścicielek ubrań. Jego plan “ciekawej” kąpieli trochę się sypał, bo naiwnie liczył, że będą tu sami.
- No tak… gorące źródła i wolne wieczory. Też bym tu grzał tyłek po kilka razy w tygodniu.
- Jak tu faaaj… - Amza urwała w pół zdania, widząc czyjeś ubrania na ławeczce, i zerknęła z zaciętą minką na Endymiona, który analizował sytuację… było kilka jaskiń, a z tego miejsca można było swobodnie płynąć do trzech z nich, ergo: nie wiedział w której spotkali by kapłanki i ich nie widział nigdzie.
- Hop, hop! Dziewczęta i panie - zawołał nieco głośniej, wiedząc, że woda i tak poniesie jego głos - mogę zapytać w którym basenie jesteście?!
Nie usłyszawszy odpowiedzi Endymion skierował palcem na jeden z nich i zaczął dziecięcą wyliczankę.
- Tam - palec wskazywał prawą gdy ją skończył - najwyżej zmienimy jeśli źle wybrałem - uśmiechnął się do Amzy, zrzucił z siebie koszulę i przez chwilę się rozglądał póki na widok nie wróciły mu ławeczki. Zostawiał na jednej z nich kolejne elementy ubioru aż był zupełnie goły i wesoły… na co Amza na moment przysłoniła oczka dłońmi i zachichotała.
- No co ty, tak całkiem? - Wymruczała.
- A co? Coś czego nie widziałaś? - zapytał śmiejąc się i podszedł bliżej do wody

Po chwili, z wieeeelkim ociąganiem jednak i ona zaczęła się rozbierać. Pozostała jednak zarówno na górze jak i na dole ciała w bieliźnie.

- Albo coś czego ja nie widziałem? - zapytał z teatralnie rozczarowaną miną po czym zszedł na pierwszy stopień zanurzony w wodzie, wyraźnie coś oceniając…
- No ale wiesz… nie jesteśmy tu sami… - Powiedziała cichym tonem dziewoja, do niego podchodząc.
- Miejsca jest dość aby nie usłyszały jak wołałem - odparł Endymion cofając się trzy kroki w stronę ręczników, po czym odwrócił się i w tych trzech krokach rozpędził i wyskoczył w górę.
- Iii BUM! - zakrzyknął zwijając się w kulkę na ułamki sekund przed uderzeniem. Został chwilę pod wodą w niemym krzyku gdy woda okazała się wspaniała, ale zbyt gorąca na tak nagłe zanurzenie.
- Haaaah… - wyprostował się z szeroko otwartymi oczami i wziął głęboki wdech - NIE powtarzaj tego za mną. To NIE było mądre! - “pouczył” dziewczynę, ale śmiejąc się nie brzmiał ani odrobinę poważnie.
Amza roześmiała się. Tak naprawdę wesoło, dźwięcznie, cudownie. Pokręciła głową, po czym ruszyła schodkami, powoli wchodząc do wody.
- Nic sobie nie zrobiłeś? Uuuuuuaaaaa… ale ciepła… - Powiedziała wyraźnie zadowolona, schodek po schodku schodząc coraz niżej, a gdy woda sięgała jej już pępka, przywołała skinieniem paluszka Endymiona do siebie.
- Tylko moja duma ucierpiała - odparł z uśmiechem po czym uniósł brew pytająco i podszedł do dziewczyny - Czym mogę pani służyć? - zapytał z doskonałą wręcz manierą.
- Łap mnie! - Pisnęła dziewczyna, rzucając się tak po prostu w przód. Zrobiła to dosyć nieudacznie, wyciągając do niego ręce i odchylając głowę w bok, jakby nie chciała zamoczyć twarzy… taki proste, dziewczęce rzucenie się do przodu w wodę, w kierunku Orka.
Endymion zareagował błyskawicznie. W pół kroku był już przed dziewczyną, trochę z boku… złapał ją jedną ręką w talii, drugą dokładając ułamek sekundy potem w okolicach łopatek. Złapał ją i zamaszystym, sierpowym ruchem, wykorzystując już jej pęd, podrzucił ją nieco w górę i zmienił chwyt… nogi dziewczyny oplotły się wokół jego pasa, gdy on ją podtrzymywał lewą ręką od dołu, a prawą drapał czule między łopatkami
- Tsk tsk tsk… złapana. I co teraz? - zapytał ze złowieszczym uśmiechem, gdy powolnymi krokami cofał się na głębszą wodę.
- Ejjjj… ja słabo pływam… - Cicho zaprotestowało dziewczę, mocniej Endymiona obejmując.
- Hmmm… - zmarszczył brwi w konsternacji - To mnie nie uratujesz jak się topić zacznę?
Amza z kolei uniosła brewki.
- Ummm… a ty nie umiesz pływać? - Powiedziała.
Przez chwilę Endymion milczał rozważając możliwe odpowiedzi aż w końcu odpuścił.
- Gotuję lepiej niż pływam. Kiedyś byłem w tym lepszy… no ale to było dawno, więc aktualnie bym przyjął, że w tak spokojnym zbiorniku pływam akurat wystarczająco dobrze. Reguła pierwsza: nie panikować. Utrzymanie się na wodzie jest bardzo łatwe póki się nie panikuje. A ty pływasz słabo, czy nie pływasz? - zapytał bez cienia “złowieszczych planów” w głosie.
- No tak trochę umiem… ale słabo… - Amza próbowała wyzwolić się z objęć Orka, chyba by pokazać co potrafi.
Paladyn stojąc na dnie, z wodą sięgającą prawie szyi, poluzował chwyt, powoli opuścił ją całą do wody i zupełnie puścił, pozostawiając jedną wyciągniętą rękę aby mogła się wesprzeć gdyby chciała. Amza uśmiechnęła się, trzymając jego ręki, i okręciła tyłem do niego, po czym ruszyła przed siebie, płynąc jak żabka… i mało pod wodą Endymion nie zarobił piętą w bardzo wrażliwe miejsce. A dziewczę płynęło, płynęło, i po 3 metrach… bul bul bul i jej nie było.
Paladyn westchnął ruszając do znikającej pod wodą dziewczyny. Sięgnął ręką w dół i wyciągnął ją na powierzchnię obejmując w talii.
- Chyba kiedyś widziałem kogoś pływającego w tym stylu… hmm… a nie, to był kamień…
Dziewczę objęło go nogami w pasie, a rękami za kark. Przez chwilę kaszlała i pluła wodą… w końcu przetarła oczko.
- Baaardzo zabawne - Powiedziała ze skwaszoną minką Amza, a Paladyn ujął twarz dziewczyny w dłoń i pocałował ją w czoło na pocieszenie. Uśmiechnęła się, po czym zaczęła się po nim wdrapywać, jednocześnie również i wokół niego. Gdy zaś znalazła się na jego plecach, obejmując za kark…
- A tak ze mną dasz radę? - Spytała.
- Powinienem dać radę. Kiedyś nauczę cię lepiej pływać, ale przed tym sam będę musiał sobie przypomnieć technikę. W razie czego… pamiętasz regułę pierwszą?
- Gwizdek?? - Powiedziała Amza, i zachichotała.
- Jak ja ci gwizdnę… - Odparł Paladyn i zaśmiał się razem z nią, po czym popłynął z dziewczyną na plecach najpierw prosto, a potem w kierunku do prawej jaskini.
- Myślisz, że trafimy na kapłaneczki? - zapytał zadziornie Endymion gdy byli już dość głęboko.
- Hmh - Prychnęła jedynie dziewczyna w odpowiedzi…

… a po kilkunastu metrach, Endymion wywołał chyba przysłowiowego wilka z lasu. W jaskini po prawej, urzędowały trzy nagusieńkie kobietki, pluskając się wesoło, piszcząc, i chichocząc. Była i… Amara?? Która również naga, właśnie skakała z jakiś dwóch metrów do wody na główkę, tuż obok obu miejscowych panienek. Nikt z roześmianego towarzystwa jeszcze nie zauważył Endymiona i Amzy, oddalonych o jakieś dobre 20m.

Paladyn zatrzymał się w miejscu, ugryzł w język powstrzymując o jeden żart za dużo, ale to była babska impreza. I już miał zamiar zamknąć oczy zapisując w pamięci przyjemny widok… gdy przed jego oczami pojawiła się dłoń Amzy, zasłaniająca widoki.
- Płyń dalej? - Szepnęła dziewoja i poczuła jak lewa brew orka się uniosła.
Paladyn wzruszył ramionami i powoli popłynął dalej… Dalsza droga prowadziła do wielkiej formacji skalnej, którą można było opłynąć wokół, co też uczynił, a następnie pojawiła się odnoga w lewo, do kolejnej jaskini…
- Głęboko tu? - Spytała w pewnym momencie Amza, a Ork zerknął w dół. Hmmm. Były ze trzy metry, może nawet cztery.
- Odrobinę. Może kilka metrów… - odpowiedział paladyn, a ręce na jego karku odrobinkę mocniej go złapały, ale nie dusiły...

Na formacji skalnej, opływanej wokół, Endymion zauważył małe nisze, chyba specjalnie wykute, gdzie można było sobie usiąść, pozostając teoretycznie nadal do pasa w wodzie…
Endymion rozłożył się wygodnie obejmując Amzę i zamyślił z marsową miną zbierając się do rozmowy której wcale nie chciał przeprowadzać.
- Kruszyno, słuchaj… - zaczął zupełnie niewesołym tonem, dużo innym od tego którym zwykle z nią rozmawiał
- Hm? - Przycupnięta obok niego Amza zerknęła w twarz Endymiona.
- W Hluthvar ci powiedziałem, że dziewięć z dziesięciu misji jest nudniejsza niż się to przedstawia w balladach. Okazuje się, że to jest ta jedna na dziesięć. Może nawet jedna na sto. Każdy kolejny krok który stawiamy jest trudniejszy i bardziej niebezpieczny - mówił paladyn patrząc przed siebie, gdzie woda graniczyła ze skałą. A Amza przytuliła policzek do jego torsu i słuchała…gdy ten zbierał się w sobie by powiedzieć coś czego bardzo nie chciał mówić.
- Zostaniesz w klasztorze kilka dni… odbiorę ciebie wracając, a po powrocie do Hluthvar rozważę, czy nie odłożę na jakiś czas poszukiwania przygód - Endymion zamilkł wyczekując reakcji dziewczyny. Cisza… cisza i jedynie ich oddechy.

Długa cisza.

Amza poruszyła główkę i znowu spojrzała w twarz Orka. Miała migoczące łezki w oczach.
- Ale… ale ja nie chcę… Nie chcę tu zostawać… bez ciebie… - Zadrżały jej usteczka - I… i nie chcę, żebyś…. żebyś rezygnował ze wszystkiego dla mnie… - Powiedziała łamliwym głosikiem.

- Amza… gdy dziś rano ten futrzasty… on cię porwał. Żyjesz dlatego, że chciał nas zwabić do swojego stada. Mój plan ratowania ciebie zakładał, że ja nie wrócę bo nie widziałem innego sposobu. Gdyby nie Gabriel ze swoją magią i Bharrig i jego przywołania to tak by się to pewnie właśnie skończyło - paladyn spojrzał na dziewczynę chwytając ją za rękę
- Ja nie mogę cię stracić - powiedział powoli, z całą swoją determinacją. A Amza zmarkotniała, po czym nieco opuściła głowę w dół, wpatrując się w tors Paladyna, do którego po chwili przytknęła czoło. I zaczęła chliptać.
- Ale… ja… chlip, chlip… ja będę… bardziej uważała… przepraszam…
Paladyn przytulił dziewczynę ze wszystkich sił.
- Tu nic nie jest twoją winą. Wręcz przeciwnie. Wszystko jest twoją zasługą. Pierwszy raz od… od kiedy przestałem być Shurą, a przyjąłem imię Endymion czuję się ze sobą... dobrze. To dzięki tobie. Przez całe TO życie nie widziałem dla siebie żadnego celu innego niż uczynić jak najwięcej dobra przed tym jak wreszcie odnajdę swoją męczeńską śmierć, bo nie wierzyłem by cokolwiek mniejszego niż śmierć w słusznej sprawie mogłoby sprawić bym wreszcie odkupił swe winy. Kruszyno… Shura był potworem. Najprawdziwszym potworem - powiedział z bólem i wstydem - To jest ten chaos i syf w mojej głowie o którym mówiłem wczoraj w nocy. A teraz… kiedy cię trzymam… gdzieś tam z tyłu głowy kiełkuje mi wspaniała myśl, że może już starczy, że może moja krucjata jest skończona i teraz mam prawo być szczęśliwy. Z tobą… I jestem przerażony myślą w jaki chaos i syf bym wpadł gdybyś zginęła przeze mnie.

Amza przez dłuższy czas słuchała Endymiona, z przytkniętym czołem do jego torsu… raz siorbnęła przez nosek, raz otarła chyba łezki dłonią. Nie podnosiła jednak spojrzenia w górę, uspokajając oddech.
- No to… - Powiedziała w końcu cichutko, powoli unosząc spojrzenie. W jej oczach zdziwiony Ork zauważył "iskierki".
- No to… od tej pory… - Dziewoja wyswobodziła się niespodziewanie z jego objęć, po czym… usiadła na Paladynie okrakiem, z rumieńcami pojawiającymi się momentalnie na policzkach - …teraz już zawsze ci będzie dobrze Endymionie. Ze mną - Powiedziała niespodziewanie poważnym tonem, po czym jednym zdecydowanym ruchem ściągnęła skrawek materiału kryjący jej piersi, i przylgnęła do mężczyzny, całując go namiętnie w usta. Myśli i tętno paladyna momentalnie przestawiły się na zupełnie inne obroty. Ręka zawędrowała po jej plecach chwytając delikatnie za kark i unosząc w górę, gdy nawet na wdech nie przerywał pocałunków, a drugą ręką już przesuwał jej bieliznę na bok. Nakierował się na nią i oderwał się wreszcie od jej ust… dla powietrza i aby patrzeć jej w oczy i na jej ekspresję gdy ją powoli opuszczał. Amza zadrżała na całym ciele i również cichutko westchnęła, gdy Paladyn ją nabił na swoją "lancę"... a potem się uśmiechnęła. Uśmiechnęła tak słodko, obejmując kark Endymiona, i powolutku zaczęła ruszać biodrami, wśród chlupotu wody, w której siedzieli.
- Kocham cię - Szepnęła niespodziewanie, głęboko oddychając zarumieniona, taka cudowna dla niego w tej chwili, jeszcze bardziej niż zwykle, piękna… na kilka momentów ork znieruchomiał… patrzył na nią tak jakoś… z nie-do-końca-wiarą. “To zaszło za daleko. Skrzywdzisz ją! Nie zasługujesz na to ani ona nie!” krzyczał jego demon głęboko z wnętrza… ale ten krzyk był już ledwie szeptem. Otrząsnął się i znów przyciągnął jej usta na spotkanie swoich jakby jutra miało nie być.
- Powiedz to jeszcze raz - szepnął jej do ucha z… żądaniem i wyczekiwaniem.

Dziewoja uśmiechnęła się, po czym znowu ucałowała jego usta, cały czas poruszając bioderkami. Jedną z dłoni, nawet na chwilę pogłaskała jego policzek.
- Kocham cię - Powiedziała unosząc się na nim odrobinkę w górę - Kocham cię - Biodra wróciły w dół - Kocham. Kocham. Kocham… ochhh… - Amza poruszała się na nim nieprzerwanie, zarumieniona, uśmiechnięta, szczęśliwa.

Endymion nie rozumiał tego, nic a nic bo słyszał te słowa już wcześniej, ale teraz pierwszy raz nie rodziły dyskomfortu i smutku… w tej chwili pierwszy raz je akceptował, a to zupełnie zmieniało jak rezonowały mu głowie.
- Moja gwiazdka na niebie… - mówił niskim głosem wibrującym trochę jak mruczenie wielkiego kota - słońce i księżyc - pieszcząc ją po boku i plecach, z drugą ręką na jej krzyżu, delektując się każdym ruchem jej bioder, każdym grymasikiem na jej twarzy, wygiętymi brewkami, każdym razem gdy zagryzała wargę albo otwierała usta szeroko, powolutku zaczynając już pojękiwać z rozkoszy… a wtedy coś dotknęło stopy Paladyna pod wodą. Wysuniętej stopy poza skarpę, gdzieś w wodzie, gdzie nagle stało się piekielnie gorąco.
Pół sekundy. Tyle paladyn odrzucał od siebie myśl nim dotarło do niego, że coś się stało, że coś może jej grozić. Przycisnął Amzę mocno do siebie chwytając ją w talii i zerwał się na brzeg, odpychając nogami od wykutego schodka i podpierając drugą ręką.

Coś przepłynęło w wodzie, i na moment było widać… płetwę grzbietową?? Wyglądała dosyć złowieszczo.

- Schowaj się za mną! - Paladyn zgarnął Amże ręką ustawiając ją za sobą, obniżając pozycję i zaciskając pięści gdy szykował się do walki i klnąc w brutalnej orczej gwarze w myślach, że nie zabrał ze sobą broni.

To coś zniknęło w głębi… by po chwili z niej wypływać prosto ku powierzchni. Oddalone było od nich jednak o jakieś dobre dwa metry…

Pluuuusk!




Egzotyczna piękność-potworek(??), chichocząca na całego, przypatrująca się zbaraniałemu Endymionowi z… "lancą" wciąż w gotowości bojowej, i pobladłej, wystraszonej Amzie przycupniętej za nim, zasłaniającą rękami piersi.

- Nabrałam was? Hihihihi, nabrałam! - Powiedział radośnie ich dziwny gość, przyklaskując w dłonie. A oni oboje wyczuli od niej niesamowite ciepło, bijące nawet z dwóch metrów. Wzrok czerwonej z kolei na dwie sekundy był wbity w krocze Orka… i aż na momencik dziwaczna istotka przygryzła usteczka.
Paladyn poluzował pozycję dopiero gdy zmysłem paladyskim nie wyczuł w niej szczypty zła.
- No przepraszam… nie gniewajcie się. To taki żarcik dla "nowych".... zgubiliście coś - Czerwona wyciągnęła w ich stronę, trzymany w swojej dłoni, parujący biustonosz Amzy.
Endymion zamknął oczy i spuścił powietrze z twarzą skierowaną w górę
- Ilâve os ehlsheël… ilâve!
- Dwie minuty, dwie! - przetłumaczył na wspólny z “wyrzutem” do… salamandrzycy? Ale głos mu się śmiał
- Nie bój się, Kruszyno - powiedział odwracając się i uśmiechając uspokajająco - wszystko jest w porządku… i wrócimy jeszcze do tego tematu - powiedział puszczając jej oczko.
Podszedł do czerwonej, ale gdy już był dość blisko aby wziąć od niej zgubę musiał zasłaniać twarz drugą ręką bo żar bił jak z głębi pieca kowalskiego. Cofnął się bez zbytniego pośpiechu i oddał ją Amzie, po czym sam… dopiero teraz zwracając uwagę na swoją zupełną nagość usiadł na ziemi krzyżując nogi… i skrzywił się gdy zdał sobie sprawę, że to nic a nic go nie zasłoniło.
- W porządku, więc może po pierwsze… oczy mam tutaj - zaśmiał się pod nosem wskazując palcami swoje źrenice - Po drugie… dwie minuty, dwie! Tak, jeszcze się z tym nie pogodziłem! Po trzecie. Ten wróbelek za mną to Amza, a ja jestem Endymion.
- Jestem Refremo, miło was poznać! - Czerwona kobietka ślicznie się uśmiechnęła do obojga - I jeszcze raz wybaczcie psikus… - Cofnęła się nieco w wodzie, jakby płynąc na pleckach, i oczywiście prezentując przy tym swoje dwa skąpo odziane, duże i kształtne, kobiece walory.
Paladyn odwrócił głowę trochę w bok i zamknął oczy powoli spuszczając parę, bo pomimo że kobieta oddalała się to jakoś tak goręcej się zrobiło. Odwrócił swoją uwagę poświęcając ją Amzie, oceniając jak reaguje na sytuację. Dziewoja w tym czasie, najpierw przepłukała w wodzie oddany staniczek(bo był naprawdę gorący), a później przycupnęła za Paladynem, zakładając go. Gdy skończyła, uwiesiła się na plecach Endymiona, obejmując jego kark, i wpatrując się w Refremo.
- Śliczniusia jest, rybia wredotka... - Szepnęła Orkowi do ucha.
Paladyn patrzył na dziewczynę przez moment z ukosa gdy świadomie-naiwna wyobraźnia podsuwała mu przed oczy baaardzo przyjemne scenariusze… zupełnie ingnorując, że wszystkie groziły poważnymi poparzeniami.
- Yhym… i doskonale o tym wie - odpowiedział Amzie i zwrócił się do Refremo - To gorąco… skąd ono się bierze? Masz jakieś połączenie z planem ognia? Jesteś jakimś rodzajem wodnej salamandry? - pytał Endymion z nutą ekscytacji w głosie - Nigdy nie spotkałem nikogo twojego rodzaju… ani, swoją drogą, żadnego nie-humanoida taaak… urokliwego.
- Woda naturalnie ciepła, ale i ja ją dodatkowo podgrzewam - Czerwona kobietka zatoczyła małe kółko pływając na plecach… jej ogon, nieco widoczny pod wodą, był naprawdę dosyć długi, i bardziej przypominał wężowy, niż jakieś "rybki".
- Tam na dole, głęboko pod górą, tam dopiero jest gorąco, że cho cho… - Zaśmiała się Refremo, po czym zerknęła na Orka i… puściła oczko - Też jesteś niczego sobie…

Amza zamrugała ślipkami.

Endymion rzucił spojrzenie na dziewczynę oceniając jej reakcje… nie wyglądała na złą, czy zazdrosną… co go zaskoczyło. Bardzo pozytywnie zaskoczyło... jeśli rzeczywiście tak było a nie jego wciąż wrząca krew nie podpowiadała mu tego co sam chciał dostrzec.

- No właśnie teraz nie woda mnie interesowała tylko ty. Gorące źródła to coś spotykanego, ale aura jak twoja… widziałem to tylko u żywiołaków ognia i słyszałem, że salamandry tak mają, ale żadne z nich nie dałoby się zanurzyć w wodzie. Jesteś dla mnie zagadką.

Refremo zaśmiała się perliście…
- Moimi przodkami była Efreeti i męska Salamandra ognia. Gdzieś po drodze napatoczyła się również Syrenka. Był chyba i ludzki mężczyzna... Istny misz-masz rasowy, i oto jestem! - Uniosła energicznie rączki w górę, a dwie śliczne półkule na jej torsie podskoczyły, przyciągając wzrok Endymiona. Paladyn przełknął ślinę i wyszło to znacznie głośniej niż się spodziewał.
- Niesamowite… - Znowu zerknął na Amzę, chwytając ją za kostkę u nogi i ściskając dwukrotnie.
- Ta rozmowa jest dla ciebie komfortowa, Kruszyno?
- Ummm… stało się coś? - Mruknęła Amza.

A w tym czasie Czerwona nagle zanurkowała, znikając im na chwilę z oczu.

Paladyn patrzył na dziewczynę trochę dłużej, po czym sięgnął ręką za jej głowę i przyciągnął ją do pocałunku
- Uwielbiam cię - stwierdził krótko - ale ciekawa osóbka. Ciekawa jak cholera. Choć z bardzo złym wyczuciem czasu - dodał śmiejąc się. Amza z kolei naparła nieco mocniej swymi piersiątkami na plecy Endymiona.
- Ja nigdzie nie odpłynę… - Szepnęła i zachichotała.
- Wiem… - odpowiedział po czym dodał z wrednym uśmiechem - bo pływasz z gracją upuszczonego kamienia
- Osz ty… - Powiedziała Amza i… ugryzła Orka w ucho. Nie za mocno, ale i nie za lekko. I nie puszczała.
- Ała, ała, ała! - ćwierćkrzyczał Endymion udając, że próbuje się wyrwać - W porządku, w porządku, poddaję się, cofam co powiedziałem! Jesteś doskonałą pływaczką stylu grzbiet-orkowego!

A wtedy z wody wyskoczyła Refremo. Najwyraźniej, zanurkowała jak najgłębiej, po czym całym pędem wyskoczyła ponad wodę, i zatoczyła nad nią mały łuk, i znowu pluuusk, i jej nie było.
- Łał.. - Amza puściła ucho Endymiona, podobnie jak on, podziwiając mały popis, i mając na chwilę widok na calutkie ciało ich nietypowej rozmówczyni…
Paladyn obserwował w ciszy pokaz wodnych akrobacji, choć z nie mniejszą fascynacją… gdy znikała z oczu jego powoli sunąca ręka dotarła w końcu do boku Amzy i połaskotał dziewczę z nieprawdziwą agresywnością.

…która po chwili powoli nadpływała do nich z boku, tym razem na brzuszku.
- Podoba wam się tu? - Spytała ich z miłym uśmiechem.

- Hmmm… pomyślmy - mruknął teatralnie ork - gorąca woda - zaczął wyliczać na palcach - i to w czasie gdy alternatywą jest śnieżyca, więc liczy się podwójnie - odgiął drugi palec - Mam wokół siebie jedną piękną dziewczynę - trzeci palec, patrząc na Amzę - i drugą piękną kobietę - czwarty - jako bonus… płynąc tu widoki też były niczego sobie. Dobra, jestem tutaj jako jedyny zupełnie goły co tworzy bardzo dziwną dynamikę - cofnął jeden z palców i patrzał teraz na cztery spojrzeniem mędrca oceniającego wyniki skomplikowanego eksperymentu, ale po chwili jego mimika się rozpogodziła i wrócił na nią endymionowy łagodny uśmiech - uwielbiam to miejsce i jestem przekonany, że Amzie też się podoba, prawda, Kruszyno?
Dziewoja kiwnęła zaś potakująco głową…

- Siostry są bardzo miłe… bardzo… - Zachichotała Refremo, a Amza zamrugała oczkami, zerkając na Endymiona.
- Ale kiedyś tak nie było… - Dodała Czerwona, nagle smutnym tonem. A zarówno Ork, jak i Amza, zauważyli wtedy, na przepływającej obok nich kobietce bliznę na jej plecach, oraz dwie inne na ogonie, a także brak tu jednej łuski, tam drugiej…

Znowu blizny. Nawet na takim, wydawałoby się, cudownym ciałku.

“Jak BARDZO miłe?” już otwierał paladyn usta aby zapytać, ale zamknął je gdy zmienił się wydźwięk rozmowy.
- Gabriel mówił coś o zrujnowanej świątyni Shar chyba… siostry o tym, że tę świątynię odbudowały. Dostrzegam tu ciąg logiczny. Byłaś tu gdy te kamienie mieściły znacznie mroczniejszy kult… przykro mi, że spotkało cię to zło, ale też raduje mi się serducho, że miałaś dość siły by pomimo tego pozostać radosną i figlarną. Jesteś promykiem dobra w tym świecie a ich zawsze brakuje.
- Było, minęło, teraz jest lepiej! - Powiedziała Czerwona wesołym już tonem - I och! Jaki kawaler! - Dodała, po czym nagle chlasnęła ogonem, zalewając oboje wodą z góry do dołu, i zachichotała, odpływając już od nich w kierunku jaskini zajmowanej przez nagą Amrę i towarzyszące jej kobietki.
- Uuuupppsss - Powiedziała jeszcze Refremo, z takim bardzo wężowym "s", odwracając się do nich na moment i machając dłonią - To ja już nie przeszkadzam, bawcie się dobrze, paaaa!
Ork cienkim strumykiem wypluł z ust wodę
- Do następnego Refremo! - zakrzyknął za nią po czym odwrócił się do Amzy - To przypomnij mi, prezenciku, na czym to my stanęliśmy? - niby-zapytał gdy jego palce już sunęły w górę po jej łydce… podczas gdy ona przetarła buzię z wody, i kilku mokrych kosmyków z twarzy.

- Refremooooo!! - Rozległy się z dali kobiece piski.

- Hmm, co to było… - Wielce się zastanawiała Amza z uśmieszkiem na ustach, zwróciła jednak twarz w kierunku dźwięków.
- A może popłyniemy zobaczyć co dalej? - Powiedziała.

- Jak piękna pani sobie życzy - zgodził się Endymion uznając, że pobliskie piski mogą nie działać na nią zachęcająco - zapraszamy na pokład - wskazał swoje plecy gdy już zszedł do wody. Popłynęli więc dalej, w kolejną odnogę… i po chwili znaleźli się w następnej jaskini, w której nie było niczego niezwykłego. Był za to kolejny znowu tunel, tam jednak jakby było mniej światła. Za to z półmroku coś z daleka jakby błękitnie świeciło.

- Hmm… chcesz zobaczyć co tam świeci? - zapytał Endymion ale nie przestawał płynąć, tylko odrobinę zwolnił.
- Dobrze - Powiedziała Amza, odrobinkę mocniej chwytając się Orka, a on popłynął dalej. Powoli, bez pośpiechu. Czerpiąc przyjemność z tej chwili.



Amza zachłysnęła się powietrzem na takie widoki. A po chwili… zaczęła aż z radości cichutko się śmiać.
- Ale cudnie - Szepnęła.
- Niech to jeż kopnie… nie dziwię się, że siostry nie chcą się chwalić swoją lokacją… zaraz jakiś lokalny władyka by stwierdził, że to miejsce bardziej się nada na jego letni domek wypoczynkowy. - Paladyn płynął dalej podziwiając piękno tego widoku
- Gwiazdy na suficie, gwiazdka u mnie na plecach…. hmmm… nim powiedziałem to na głos brzmiało to na inteligentniejszy żart…
Amza cicho prychnęła.

Na środku jaskini znajdowała się kolejna wysepka, ta jednak ledwie co wystawała nad wodę. Ktoś za to zbudował na niej płaską platformę, mogącą pomieścić może trzy osoby, i małe drewniane schodki…

- O... widzę taras widokowy - ucieszył się Endymion bo czegoś takiego właśnie szukał… oglądanie świateł było ograniczone gdy nie bardzo mógł unieść głowę w górę. Popłynął trochę szybciej
- Dzięęękujemy, koniec podróży - ogłosił po tym jak skontrolował jakość drewna i ryzyko drzazg i pomógł jej się wdrapać na pomost, po czym sam wszedł.

Oboje po chwili rozłożyli się na platformie, podziwiając widoki, i lekko przytulając się do siebie… a Endymion udawał, że ani nie słyszy, ani nie widzi, jak Amza starając się nie zwrócić jego uwagi zsuwa z siebie bieliznę… kochali się wśród "gwiazd".


Godzinę potem, już po drobnych pieszczotach i czułościach “po” i odpoczynku Endymion zabrał Amzę na wycieczkę wokół jaskiń (pomijając tę gdzie Amara była z koleżankami) i skończyli na płytszej wodzie, gdzie przez dwa-trzy kwadranse pokazywał jej jak pływać na tyle by się na wodzie utrzymać… nie był bardzo dobrym nauczycielem, ale… to wcale nie o to tu chodziło. Po wszystkim Amza była przeszczęśliwa, ale wykończona więc po raz drugi tego dnia Endymion kładł ją do łóżka. Został przy niej dłuższych parę chwil, a humor mu się powoli psuł. Nie chciał jej tu zostawiać. Nawet na kilka dni. Nie kiedy jej słowa wciąż odbijały mu się echem w głowie, część go chciała wszystko rzucić… kazać się pieprzyć Kargarowi, Gabrielowi, dziewczynom a szczególnie Rhessajan… zostać w klasztorze na kilka tygodni a potem wrócić do Krain i spróbować normalnego życia. W Neverwinter, gdzie mógłby codziennie się widzieć z Murshą, poznać bliżej jej rodzinę… założyć własną... to wydawało się takie… słuszne. Odpowiednie.

Rzecz jasna nie zamierzał usłuchać tej części swojego “ja”. Nie mógł zostawić towarzyszy. Nie kiedy się podjął. Nie kiedy każdy kolejny krok był coraz cięższy i bardziej niebezpieczny. Drużyna nie miała marginesu błędu aby utracić swojego obrońcę. I tak naprawdę nie wiedział czy nadaje się do normalnego życia… całe swoje spędził na szlaku. Czy potrafiłby siedzieć na tyłku?

Podrapał ją ostatni raz delikatnie za uszkiem, wstał i wyszedł z pokoju. Miał jeszcze kilka spraw do załatwienia w klasztorze.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 12-09-2021 o 07:59.
Arvelus jest offline  
Stary 11-09-2021, 12:10   #103
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- Ano… - rzekł Bharrig, rozochocony piwem. - Przejdźmy się no po tym waszym klasztorze, pokażcie mi, co tutaj jest ciekawego. Sorne miła jest, wszak nie pokazała wszystkiego.

Bharrig, po uczcie, w towarzystie Rity i Alix szedł w stronę - no właśnie - w którą to stronę właśnie się wybierali? Krasnolud zapytywał sam siebie, dokąd mogą zaprowadzić go jego nowe towarzyszki.

- A co tu jest do oglądania - Alix wzruszyła ramionkami - Salę biesiadną widziałeś. W szpitaliku mieszkacie, w kuchni pustki bo jedzenie magiczne…
- No chyba nie chcesz sali modlitewnej oglądać? - Wtrąciła Rita - Na dwór nie ma po co, bo zamieć…
- W takim razie, do mnie? - zapytał Bharrig. - Lub… Do komnaty, gdzie znalazłem was z Gerim?
- Ty masz ciasną klitkę! - Powiedziała Rita, a zaśmiały się obie.
- To choooo do nas! - Dodała radośnie Alix.

Dziewoje zaprowadziły więc w pobieżnie widziane już miejsce Krasnoluda… który po wejściu do środka uniósł krzaczaste brwii. Te komnaty wbrew pozorom były ogromne!



Geri zaczął wesoło biegać po wnętrzu, a obie dziewoje ściągnęły pantofelki, odrzucając je niedbale gdzieś po drodze.

- Jak ci się podoba? - uśmiechnęła się Alix - Tutaj ja śpię! - Wskoczyła na łóżko, i zaczęła po nim skakać.

- A ja zaraz tu, patrz! - Rita popędziła głębiej do środka, a tygrys za nią… Alix zeskoczyła więc ze swojego łóżka i pognała głośno tupiąc piętkami za resztą.



- I co? I co? - Spytały w sumie po chwili obie Druida.

- Mmm - zdumiał się krasnolud. - Niby klasztor, a jednak przestronnie… Spodziewać by się można, że to wszystko ciasne będzie, a tutaj… - pokiwał głową z uznaniem.

Druid przeszedł się parę razy po komnatach. Geri parę razy przeszedł się tak samo, jak on, rozprostowując łapy i ocierając się o nogi krasnoluda. Ten w międzyczasie lustrował pomieszczenie i jego przedmioty, przyglądając się otaczającym go przedmiotom i wyglądając przez okno, za którym było tylko zimno i zamieć.

Po pewnym czasie jednak uwaga Bharriga powędrowała z powrotem w stronę jego towarzyszek.
- Miło, ładnie… - rzekł do uroczej Alix i nadobnej Rity. - Jak i wy. Miłe, ładne - uśmiechnął się.
- Ach… Na wszystkie diabły. Cudem żeście nas znaleźli. Ledwie żeśmy uszli burzy i tym futrzastym potworom! - rzekł Bharrig, nagle dając ujście swoim emocjom.

W istocie, ledwo co przeżyli, tułając się na zboczach góry. To, że znaleźli się tutaj, w niewidzialnym klasztorze, graniczyło z cudem.

Dziewczęta zrobiły na moment smutno-przejęte minki, jakby współczując Krasnalowi. Nawet przycisnęły swoje dłonie do serduszek.
- Ooo...opowiesz o potworach? - Zająknęła się Alix, i obie już słodko się uśmiechnęły.
- Bestie czekały na nas na zboczach wzniesienia - opowiadał Bharrig. - Zdaje się, że umieli trenować lwy górskie, które służyły im, niby ogary myśliwym. Odparliśmy pierwsze natarcie i stanęliśmy na popas… Ale wkróce potem okazało się, że wywołali lawinę, która pędziła prosto na nas!

- Kiedy ostatecznie o włos uniknęliśmy lawiny, rzucili się na nas raz jeszcze, ale tym razem udało mi się odeprzeć pierwszą falę i później przegrupowaliśmy się, aby zetrzeć się z nimi po raz ostatni. Lawina dała im dużą przewagę, ale satyr… Hm. Cóż, magia pozwoliła nam zetrzeć się z nimi na równym gruncie, choć na początku było wyjątkowo trudno. Ostatecznie, zabiliśmy ich wszystkich.

Druid zrobił pauzę, myśląc o tym, jak w to wszystko wplątała ich Amza, która po drodze niemal sama zginęła parę razy.

- Łaaaał… - Obie przycupnięte dziewoje przy odpowiadającym Druidzie, słuchały go wprost z otwartymi buziami.
- Lwy górskie?
- Satyr??
- I co jeszcze? Co? - Posypały się pytanka.

Druid opowiadał przez pewien czas o przygodach, które spotkali na szlaku - o przeprawie przez las, o potyczce z Ettinem, a także o tym, jak życie członków drużyny wisiało na włosku i Endymionowi udało się zastraszyć kanibali. Podróż wydawała się bardzo długa z opowieści Bharriga.

- Łaaał…
- Ale przygody…
- I wy tak co dzień?
- To… okropne! - Zmartwiła się Alix.
- Ma to też swoje… Dobre strony - Bharrig uśmiechnął się, przypominając sobie wróżki w lesie. - Ostatecznie, spotkałem was. U was pewnie same nudy? Modlitwy i praca? Bez… - zrobił krótką pauzę, uśmiechając się krzywo - żadnych rozrywek?

Druid przyglądał się swoim towarzyszkom, które były ładne, piękne… Zupełnie jak ich przełożona! I jak wszystko było tutaj ładne i piękne ułożone, zadbane, a z drugiej strony odcięte od świata… Zupełnie jak jakaś iluzja, jakiś sen. Druid podniósł rękę przed siebie, oglądając ją i studiując, mając ochotę powiedzieć: “Uszczypnijcie mnie!”. Spojrzał na swoje towarzyszki i zamrugał oczami. To było zbyt piękne, aby być prawdziwe - pomyślał, patrząc na urodziwe dziewczęta. Szczególnie w kontekście tego, co przeżyli w ciągu ostatnich paru dni.

- Można popływać, żeby się nie nudzić - Powiedziała Rita.
- Albo co innego… - Dodała Alix, i wzięła Ritę za dłoń, wśród porozumiewawczego spojrzenia, i obie podeszły do łoża tej pierwszej. Zerknęły jeszcze na moment na Krasnoluda ze słodkimi uśmieszkami, po czym na nie weszły…

Klęcząc przed sobą, zaczęły się powoli i namiętnie całować, dłońmi wodząc wzajemnie po swych młodych ciałkach, masując karki, ramiona, piersi… spoglądały od czasu do czasu na Bharriga, prezentując mu niezwykłe przedstawienie.

- To drugie jest całkiem niezłe - rzekł Bharrig, obserwując ich wyczyny, czując w międzyczasie, jak krew napływa mu w wiadome okolice. Po pewnym (niezbyt długim) czasie, męskość Bharriga pulsowała pod skórzanymi spodniami, czego jakoś specjalnie nie miał ochoty ukryć. Alix i Rita, zerkając na Druida, zachichotały, po czym najpierw jedna, a potem druga, pomogły sobie ściągnąć wierzchni strój, wydobywając na światło dzienne małe cycuszki i słodkie brzuszki. Obie nadal się namiętnie całowały, obejmując, przytulając, i pocierając swymi piersiątkami o siebie… na ich twarzach pojawiły się rumieńce.
Bharrig, nie chcąc zostać w tyle za swoimi towarzyszkami, także zajął się swoim odzieniem wierzchnim: zrzucił z siebie koszulę, poluzował klamrę z pasa i wreszcie stanął przed nimi, oczekując reakcji. Jego ręce same podążyły w stronę jego męskości, eksponując ją i trąc o nią lekko.
Dziewczęta spojrzały na Bharriga, i wesoło zachichotały, po czym wpatrując się w jego budzącą do życia męskość, przygryzły kokieteryjnie usteczka. Przywołały go do siebie kiwaniem paluszków… obie jednocześnie i ściągając spódniczki, od razu z majteczkami. Miały bardzo słodkie, fikuśne "krzaczki".
Bharrig, uśmiechając się, przybliżył się do swoich towarzyszek. Nie spieszył się jednak. Podchodząc, pulsujące przyrodzenie falowało, w zabawny sposób podnosząc się i upadając w miarę leniwych kroków krasnoluda. Podszedłszy bliżej, pogładził włosy Alix, wdychając naturalny zapach dziewczyny i zahaczając odpowiednimi częściami ciała o jej ramię. Ot, przypadkiem. Na co dziewoja zareagowała kolejnym śmieszkiem… i po krótkim kontakcie wzrokowym z Krasnalem, po prostu się nieco pochyliła, złapała co trzeba, i wpakowała sobie do dziubka.

- Ale łakoczuch… - Zaśmiała się i Rita, podchodząc na łóżku na kolankach do Bharriga, i zaczęła się z nim całować, nie szczędząc języczka.

Bharrig ujął leciutko włosy i głowę dziewczyny w lewą dłoń, pozwalając Alix na pracę swoimi usteczkami. W istocie, pomimo tego, że była młódką w klasztorze, dziewczyna okazała się całkiem wprawna w swoim rzemiośle. Z wrażenia, Bharrig uniósł swoje krzaczaste brwi, ale nie miał czasu dumać nad tym, skąd Alix tyle wiedziała i rozumiała, bowiem w międzyczasie do pracy zabrała się Rita.

- Mmm… - mruknął, smakując dziewczynę, w międzyczasie dłonią gładząc jej smukłe plecy. I z czasem tylko wodząc palcami niżej i niżej.
- Położysz się? - Mruknęła Rita - Też chciałabym cię posmakować...
Alix, ani na chwilkę nie przerywając pieszczot wyprężonego "oręża" Druida, zachichotała.
Ano, wypadało się położyć - co też zrobił, odrywając się na parę chwil od ust Rity. Kiedy położył się wreszcie, czekał, co też zamierzają zmajstrować dwie dziewczyny, a leżąc, prężył swoją męskość, ku uciesze dziewcząt… które zajęły się dalszymi pieszczotkami, RÓWNOCZEŚNIE. Bharrig był wniebowzięty.

….

Najpierw kochali się we trójkę na łóżku Alix (a tygrys mruczał z niezadowolenia), finał owych igraszek był zaś nietypowy. Obie dziewczęta rzuciły się na dywany, i wypięły pupcie.
- A teraz jak pieski!
- O taaak!

Tygrys wprost cicho zawył.



~

Wymęczeni w końcu zasnęli, tuląc się do siebie nago… a obie smacznie śpiące gąski miały bardzo zadowolone minki.

W pewnym momencie Bharrig obudził się, opleciony rękami i nogami dziewcząt, z którymi spędził upojne chwile. Nagle, stwierdził, że zachciało mu się pić, a wizja beczki piwa zlokalizowanej w sali, gdzie odbyła się uczta znęciła krasnoluda na tyle, że w końcu wyplątał się z cudownie smukłych rączek i nóżek dziewcząt. Ubrawszy się po cichu, obawiając się, że kolejne przebudzenie zajmie go na kolejną godzinę lub dwie (lub więcej), wyszedł na korytarz, żądny więcej alkoholu w jego żyłach.

Metodą prób i błędów, oraz z iście właśnie krasnoludzkim zaparciem, Bharrig w końcu odnalazł salę biesiadną… która świeciła absolutnymi pustkami. Stoły bez ani okruszka, wszystko jakby wysprzątane do centymetra, i poustawiane jak należy… albo… albo po magicznej uczcie, gdy ta dobiegła końca, po prostu wszystko zniknęło, i tyle. Ajć…

Krasnolud westchnął boleśnie, przypominając sobie, że przecież mógł przygotować zaklęcie, dzięki któremu mógł wytworzyć piwo. Przekleństwo! Bogowie torturowali go, pozostawiając go samemu sobie w cichym klasztorze bez piwa! Cóż, postanowił się nie poddawać. Gdzieś w tym klasztorze był alkohol - musiał go mieć, inaczej nie nazywał się Bharrig Sjolmven! Zamierzał zatem podreptać schodami nieco niżej, aby zlokalizować spiżarkę. I przez następny niemal kwadrans szukał najpierw kuchni, którą w końcu znalazł… a ta wyglądała na taką, jakby w niej nieczęsto gotowano. No tak, magia.

Były i drzwi! Były i schody kamienne prowadzące w dół! Była i piwniczka!!!!



Pajęczyny… puste beczki bez wieka, były nawet uciekące przed nim ze dwa szczury. Kompletnie zero jadła.

Były i pełne beczki, które Bharrig zaczął ostukiwać. Bum, bum, i pusto… bum, bum, bum… no bogowie, jak to tak… bum, bum… no jak wy tak możecie pogrywać z ?? , no przecie musi być jakaś sprawiedliwość na tym świecie… BUM!

Coś było. Pełna beczka.

Bharrig obszedł beczkę wokół ze wszystkich stron, gapiąc się na nią, jak na jakieś dziwo. Dla pewności jeszcze opukał ze dwie-trzy inne beczki wokół niej i potem jeszcze raz dla pewności tą samą. Wyszeptał wykrycie magii, co było jeszcze starym nawykiem, który miał wykryć, czy przypadkiem rzecz nie była zabezpieczona jakimś alarmem, a potem, mając na podorędziu kufel, zaczął oglądać beczkę w poszukiwaniu kranika… a po tych wszystkich wyczynach, odkrył, iż w beczce jest wino. No jasny szlag.

- Lliro, wystawiasz mnie na ciężkie próby - sapnął krasnolud, który pomimo tego, że wolałby piwo, napełnił do połowy kufel winem i obwąchał zawartość, po czym wypił, zamierzając posilić się w misji poszukiwaniu złocistego trunku albo czegoś jeszcze lepszego, co siostry mogły chować, a o czym nie wiedział.

Kiedy upił parę łyków dobrego wina, rozejrzał się po mrocznej piwniczce, czy przypadkiem nie było jakichś innych beczek albo butelek, których zawartość wyglądała na zdatną do posmakowania… beczki były jeszcze trzy. I wszystkie zawierały jedynie wino.

- No to dzisiaj wino - mruknął do siebie.

Krasnolud napełnił kufel winem (widok kompletnie bez sensu w jego przekonaniu), po czym wziął z półki dwie butelki i napełnił je do końca. Cóż, los nie sprzyjał mu tym razem, więc… - tu rozejrzał się jeszcze wokół, szukając czegokolwiek, co mogłoby przyciągnąć jego wzrok - pozostało odejść i wygodzić dwóm dziewczętom w łożnicy.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 11-09-2021, 19:43   #104
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Endymion się… stresował. Nie wiedział co zaraz usłyszy, ale wiedział, że nawet jeśli będzie to odpowiedź “nie da się” to będzie to musiał po prostu zaakceptować… pomimo, że bardzo nie chciał. Zapukał do drzwi izby.
- Siosss… - uciął słowo nim do końca opuściło jego usta - Sorne? - niby-zapytał bardziej w celu obwieszczenia swojego przybycia.
- Otwarte! - Usłyszał po chwili z wnętrza.

Paladyn wszedł do środka zamykając za sobą drzwi, tak jak je zastał.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam… - Mimowolnie rozejrzał się po komnacie.


Duża komnata, oświetlona słabo jedynie kominkiem i paroma świecami, kilka regałów, stoliczków, duże łoże z baldachimem, skrzynia… skóra niedźwiedzia na posadzce. W sumie skromnie, ale schludnie, i miło dla oka.

Sorne siedziała przy toaletce z dużym lustrem, szczotkując włosy. Miała na sobie… zielone "coś" co chyba nawet było jakimś rodzajem koszuli nocnej? Przerwała czynność, po czym się nieco do Endymiona odwróciła na krzesełku.
- Oczywiście, że nie. W czym mogę pomóc? - Miło się uśmiechnęła.

Paladyn przez kilka wdechów, bez skrępowania oglądał pokój, a do jego nosa dotarły zapachy perfum, maści, pudru, i inne, łechtające męskie powonienie aromaty, świadczące o kobiecości tego miejsca.
- Ładnie tu. Przytulnie. Poznaliśmy Refremo - powiedział patrząc już na Sorne - Chciałem powiedzieć… że do listy powodów dla których cieszę się, że tu jesteście doszedł kolejny. Widziałem, że musiała wiele wycierpieć z ręki shaarytów. Cieszę się, że teraz poznaje mieszkańców krain z ich lepszej strony.
- Jej szczęście, jest naszym szczęściem - Odparła Najwyższa Kapłanka, po czym wskazała szczoteczką mały, podbity suknem taboret, po swojej prawej stronie, oddalony od niej o jakieś dwa kroki - Proszę, usiądź. I cieszy mnie, że i wam się tu podoba.
- I to jak… - potwierdził Paladyn z uśmiechem, siadając na taboreciku, który trochę pod nim zatrzeszczał - Aż chciałoby się nadużyć gościny i zostać sporo dłużej. Nie wiem jak reszta, ale konkretnie ja od bardzo dawna nie byłem tak ciepło przyjęty przez obcych. Dziękuję za to. To jest bardzo budujące gdy spotykam ludzi oceniających mnie poprzez moje świadome wybory… podjęcie ścieżki paladyna, a nie przez moje urodzenie.

Sorne uśmiechnęła się, i lekko skinęła głową.
- Pozwolisz, że wrócę do mojego zajęcia? Oczywiście będziemy rozmawiać dalej, i masz moją pełną uwagę, jednak rozczesywanie włosów trochę trwa…
- Oczywiście - odpowiedział z uśmiechem uznając to za grzecznościowe pytanie… no bo czemu miałby mieć cokolwiek przeciwko?
- Niektórzy uznają za nietakt, brak kontaktu wzrokowego z rozmówcą - Wyjaśniła kobieta najwyraźniej wyczuwając co paladynowi w głowie piszczy i przelotnie się uśmiechając, po czym wróciła do swojego zajęcia - Z czym więc przyszedłeś do mnie Endymionie? Chyba bowiem nie tylko z podziękowaniami za trwającą gościnę… która prawdę mówiąc, może trwać ile zechcecie - Zerknęła na moment na Orka.

- Chodzi o naszą wcześniejszą rozmowę. Powiedziałem już Amzie, że zostanie z wami na te kilka dni. Tak dla odmiany udało mi się to właściwie ująć w słowa i przyjęła to lepiej niż się bałem… w związku z tym… miałbym do ciebie Sorne gorącą prośbę. Napisałem dwa listy. Biorąc pod uwagę czas jakiego potrzeba powinniśmy wrócić w ciągu tygodnia, zakładając drobne komplikacje. Dwóch przyjmując duże. Więc jakbyśmy nie wrócili w ciągu trzech to oznacza, że najpewniej nie wrócimy... chciałbym cię prosić abyś wtedy jeden przekazała Amzie, drugi, jeśli macie takie możliwości, wysłała do mojej siostry w Neverwinter.
- Och, więc jednak wróbelek zostanie? - Sorne zerknęła na Endymiona z uśmiechem - Przekonałeś ją? A ja już rozmyślałam o małych podarunkach, żeby dziewczę było przy was bardziej bezpieczne… a listy, oczywiście. Jeśli nie wrócicie, wyślemy, choć osobiście uważam to za strasznie długi czas, odnośnie raptem wyprawy na drugą stronę tej góry…
- Na wyrost, zdaję sobie sprawę… ale idziemy do leża smoczycy. Wszystko może się wydarzyć i istnieje setka scenariuszy nie zakładających naszej śmierci, ale nie pozwalających nam szybko wrócić. I dziękuję Sorne… od czasu gdy rozmawiałem ostatnio z siostrą… wyleczyłem wreszcie jedną z moich dawnych ran. Bardzo bym nie chciał aby Mursha się o tym nie dowiedziała. A moja druga sprawa? Przemyślałaś już ją może? - zapytał paladyn niby-spokojnie, ale lekkie zadrżenie głosu go zdradzało. Sorne przerwała szczotkowanie, po czym poprzez lustro zerknęła na Endymiona. Uśmiechnęła się pod noskiem, i w końcu zwróciła ku Orkowi twarz.
- Widząc waszą, wprost młodzieńczą, nieskażoną miłość, jakbym mogła odmówić. Jutro rano… - Powiedziała z naprawdę ciepłym uśmiechem a Endymion… nie wiedząc nawet kiedy dopadł do niej i uściskał zaskoczoną kobietę, która poklepała go po ramieniu.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję… - po czym puścił ją, odchrząknął nieco speszony i usiadł na swoim taborecie.
- Dooobra… wybacz, nie spodziewałem się aż takiej reakcji. Naprawdę zachowuję się jak nastoletni gołowąs - stwierdził rozbawiony, bez dźwięku samokrytyki w głosie.
Powoli spuścił powietrze aby odzyskać panowanie nad sobą, wśród jej ciepłego uśmiechu.
- Dziękuję z całego serca… - powiedział w końcu - Jestem waszym dłużnikiem i na zawsze przyjacielem. Jeśli kiedykolwiek usłyszę, że potrzebujecie pomocy przybędę, choćbym miał przepłynąć Morze Spadających Gwiazd.
Sorne przez chwilę przyglądała się Paladynowi, po czym odłożyła szczotkę na toaletkę. Głęboko odetchnęła, na drobny moment przymykając oczy. Uśmiechnęła się.
- Jest… taka sprawa, z którą nie jestem pewna, czy wypada w ogóle ją wypowiadać... - Powiedziała cichym tonem Najwyższa Kapłanka, troszkę jakby minimalnie również nagle mając na moment drżenie w głosie.
- Zamieniam się w słuch - zadeklarował zupełnie poważnie paladyn - Jeśli w czymkolwiek mogę już pomóc z wielką radością to uczynię. Ewentualnie jeśli to coś większego musiałbym cię prosić aby to przełożyć na kiedy ukończę aktualne zadanie, nie mogę zostawić towarzyszy samych.
- To chyba nie powinno być AŻ TAKIM problemem… - Uśmiechnęła się Sorne, po czym wstała z krzesła, i zrobiła krok ku Orkowi.


...a ten dopiero wtedy zdał sobie sprawę, jak mało ma na sobie kobieta.
- Czy mogłabym, choć na tą teraz godzinę, stać się częścią waszego szczęścia? - Szepnęła Sorne, po czym zrobiła kolejny mały kroczek do oniemiałego Endymiona którego oczy znajdowały się teraz na wysokości pięknych krągłości kapłanki. Podniósł spojrzenie i patrzył na nią przez kilka mrugnięć. To wyraźnie nie było to co miał na myśli… to była jedna z naprawdę niewielu rzeczy których NIE miał na myśli, ale… ich milion przelatywał mu teraz przez głowę. Na krótki moment na jego twarzy wykwitł brzydki grymas, ale zmazał go błyskawicznie. Wstał ze stołka patrząc teraz na Sorne z góry.
- Ona nie może się o tym dowiedzieć… sam jej to powiem w odpowiednim momencie - jego słowa były zimne, trochę jakby wydawał jakiś wyrok, może na siebie?
- Oczywiście… - Uśmiechnęła się kobieta, po czym stanęła bliżej Orka, kładąc mu dłoń na torsie, i spoglądając prosto w oczy, a Endymion je zamknął na kilka chwil kiedy zbierał się w sobie i tworzył ciągi logiczne pozwalające mu zaakceptować co się dzieje “Samoocena jednego orka w zamian za ich pomoc”. To był dobry układ. Chwycił się tej myśli ze wszystkich sił i gdy otworzył oczy na jego ustach widniał zbójecki uśmiech, a palec już… wędrował. Od boku talii, na środek… powyżej pasa wstępując na skórę, powolutku wierzchem sunąc po nagiej skórze w górę, pomiędzy piersiami lekkimi slalomami zahaczając zarys ich obu… jej ciało lekko zadrżało... nad amuletem, po szyi wciąż patrząc jej w oczy, obserwując jej ekspresję… usta niemo się poruszyły, a oddech leciutko przyspieszył... palce zawędrował we włosy, na kark z kciukiem na jej policzku. Jego chwyt powoli nabrał… siły. Odrobiny agresji. Łagodnie, ale z pełną stanowczością, gestem nie znoszącym sprzeciwu przestawił kapłankę pod ścianę i naparł na nią, aż ledwie cal dzielił ich ciała. Jego udo nacisnęło na nią z dołu, kolano wcisnęło się między nogi zmuszając ją by stanęła w lekkim rozkroku, gdy druga ręka wpełzła pod koszulę, tym razem od środka do talii… tak głęboko i tak szeroko, że lewa pierś wyswobodziła się całkiem spod szaty.
- Gdzie masz klucz od pokoju? - zapytał niskim tonem wciąż trzymając ją mocno, aż czuł jej ząbki pod policzkiem. A Sorne drżała na całym ciele, głęboko oddychając z podniecenia, i aż chyba brakło jej sił, by odpowiedzieć… w końcu jednak szepnęła, niczym jakaś młódka, łamliwym głosikiem.
- J… jest w… drzwiach… ojej…


Paladyn powoli odwrócił się potwierdzając jej słowa i znów spojrzał na nią. W jego spojrzeniu nie było grama łagodności.
- To teraz zrobimy tak - powiedział, a jego kciuk krążył po jej policzku jakby wszystkie te ząbki chciał policzyć
- Stoisz tutaj. Zupełnie nieruchoma. Nie poprawiasz się, nie przeczesujesz włosów, nie patrzysz w innym kierunku, nawet nie oddychasz - palec znalazł się na ustach i otworzył je szeroko, obscenicznie.
- Ja idę zamknąć drzwi… jeśli będziesz grzeczną dziewczynką, to na tę godzinę... jesteś moją własnością - powiedział nisko gdy kciuk wpełzał jej do ust, na co ona go polizała języczkiem.
- Jeśli natomiast się poruszysz. Po prost wyjdę i więcej nie wrócimy do tego tematu. Rozumiemy się?
- Jak… mi... rozkażesz… - Szepnęła kobieta, drżąc jak osika, ze wzrokiem wbitym w ścianę.
- Grzeczna dziewczynka… - pochwalił Endymion z malutką odrobiną ciepła w głosie, jakby ją nią nagradzał i poklepał dwukrotnie po policzku. Ciut-ciut mocniej niż normalnie byłoby dopuszczalne nawet między najbliższymi przyjaciółmi.
- Och! Och! - Jęknęła Najwyższa Kapłanka, i aż zamknęła oczy.

Endymion uśmiechnął się, odrobinę okrutnie. Naparł na jej krocze udem i ścisnął mocniej za talię, po czym odwrócił się i poszedł do drzwi. Powolnym krokiem czując jak gdzieś tam w środku kotłuje się w nim gniew… i satysfakcja. Nie spieszył się. Zaplótł palce na krzyżu rozważając… po trzech krokach odwrócił się i spojrzał na kapłankę oceniająco. Ta zaś stała, jak ją zostawił… i aż drżały jej wyraźnie, zauważalnie nogi… Ten okrutny, nie-endymionowy uśmiech znów wykwitł na jego twarzy. Podszedł do drzwi. Chwycił klucz. I powoli, bardzo powoli go przekręcił delektując się jej widokiem, ale ostatni ruch był agresywniejszy… aż skobel stuknął i pozwolił temu dźwiękowi chwilę rezonować w ciszy.
- Więc czym teraz jesteś? - zapytał powoli się do niej zbliżając.
- Umm… twoją… zabawką? - Szepnęła Sorne.
- Również dobra odpowiedź - ork podszedł znów blisko niej - już możesz się ruszać - pozwolił, znów chwytając ją za policzki aż się usta otworzyły i wydęły, gdy palce naparły z siłą która rozwarła ząbki pod nimi, a druga ręka… powoli sunęła po jej udzie unosząc w górę materiał, zbliżając się i zbliżając… a kobieta oddychała coraz głębiej i szybciej, a jej piersi unosiły się wśród tych oddechów… nie miała na sobie majteczek. I wprost zalewała się już własnymi, miłosnymi soczkami.
Paladyn uniósł brwi z pobłażliwością gdy kciuk powoli sunął wzdłuż granicy między jej udem, a kroczem.
- Ktoś tu chyba lubi gdy to nim się dyryguje i po kątach rozstawia. Gdy ktoś większy, silniejszy przychodzi i pozwala byś oddała mu swój wybór. Swoje decyzje… siedem sekund. Za tyle masz być naga - polecił wciąż trzymając ją za pyszczek.
- Wszale nfje… - Wymamrotała Sorne, i jakoś udało jej się zerknąć na Endymiona. Miała w oczach ogień. Ale nagle jej nocna koszula, tak po prostu opadła nagle na podłogę, i to tylko w ciągu sekundy.
- Wcale nie, wcale nie - powtórzył Endymion jej słowa z dzikim uśmiechem na twarzy, wciąż patrząc na nią - usta mówią jedno, oczy drugie. Które kłamią? - zapytał, ale nie dał czasu na odpowiedź. Odwrócił ją i przycisnął do ściany wykręcając rękę na plecach, podnosząc ją powoli na tyle wysoko aż kapłanka musiała stanąć na palcach.

Kobieta syknęła.
- To… boli… - Wychrypiała.
Paladyn poluzował nieco chwyt, pozwalając jej opaść kilka cali i uznając, że wyszedł z wprawy. Albo może kwestia rasy partnerki? Uśmiechnął się do siebie nieco łagodniej i pobłażliwiej. Chwycił Sorne za pośladek, ściskając i masując, pozwalając palcom omsknąć się co kilka chwil… pieszcząc i rozprowadzając miłosne soki po całych okolicach, aż się lśniła cała z dołu.
Stanął za nią, a Sorne chciwie wygięła drżące biodra w tył.
- Zostań tak… - polecił jej i cofnął się dwa kroki, podziwiając obscenicznie prezentującą się najwyższą kapłankę gdy ściągał koszulę i spodnie. Odłożył je na bok, dając jej czekać. Zasłużyć. Podszedł znów do niej.
- Jeszcze tylko trochę… i grzeczna dziewczynka dostanie swoją nagrodę - mówił niskim, zachęcającym głosem gdy wkładał swoją lancę między jej uda a krocze, paznokciami lekko i powoli drapiąc ją wzdłuż kręgosłupa, od karku aż po krzyż - trzeba go nawilżyć. Aż się będzie z niego lało - w jego głosie brzmiał rozkaz.
- Czy… czy mam go skosztować? - Szepnęła Sorne, jednak i zaczęła poruszać się w przód i tył, masując "lancę" Endymiona między swoimi udami, a wprost kapiącą kobiecością. Tym razem to orka przeszedł baaardzo przyjemny dreszcz i uśmiech na jego twarzy znów zrobił się dziki gdy krew przyspieszyła. Uległość i posłuszeństwo mają swój niewątpliwy urok, ale gdy łączyły się one z własną inicjatywą... Takie kobiety to był skarb.
- Jak ślicznie poprosisz… - rzucił z satysfakcją, zastanawiając się jak dalece Sorne jest chętna dać się podporządkować. Ruchy bioder nagle ustały, i słychać było tylko ich oddechy.
- Czy… czy mogę… go posmakować? Proszę… - Najwyższa Kapłanka wprost zaskomlała a Endymion aż zamruczał zadowolony słysząc ten cudowny dźwięk. Chwycił ją za włosy i z siłą, ale bez agresji i powoli przyciągnął do siebie. Pocałował ją w bark. Namiętnie i mokro, gdy druga dłoń bawiła się piersią i sutkiem. Odgiął delikatnie głowę w bok prezentując jej szyję i ją też pocałował, ten pocałunek był dłuższy… wielokrotny, zakończony lekkim ugryzieniem orczych kłów. W tej jednej chwili była zupełnie na jego łasce, bo one z łatwością by rozszarpały delikatną kobiecą skórę i ciało. Odwrócił jej głowę i pocałował w usta… obrócił ją do siebie i znów przycisnął swoim ciałem do ściany, nie przestając całować, z udem intencjonalnie ocierajacym się o jej kobiecość. Po mniej więcej pięciu sekundach przerwał, odszedł dwa i pół kroku w tył i rozłożył na wysokości bioder ręce zapraszająco.
Na twarzy podnieconej kobiety pojawiły się rumieńce, a jej piersi podgrygiwały z każdym głębokim oddechem… grzecznie zniżyła się na kolanka, a po chwili i oparła na podłodze dłonie. Niczym jakaś grzeczna, oczekująca kotka, wpatrywała się na chwilę w pulsującą lancę Endymiona, z lekko uchylonymi usteczkami, podziwiając rozmiar.
- Wspaniały - Szepnęła, i w końcu na wszystkich czterech zbliżyła się, trącając czubek nabrzmiałej męskości… noskiem.
- Piękny… - Przejechała tym razem wzdłuż pulsującego penisa noskiem i ustami. Wciągnęła również jego zapach, aż on aż wierzgnął jej przed twarzą gdy Endymion spiął mięśnie by powstrzymać dreszcz. Mruknął, a może bardziej zaśmiał się aż tak nisko pod nosem z zadowoleniem
- Ojj… wiesz jak się podlizać mężczyźnie... - pochwalił niskim, wibrującym głosem, głaszcząc ją po główce jak małą dziewczynkę. Mówił powoli. Bez pośpiechu, z ekscytacją widoczną nie w jego postawie, ale w samych oczach i dzikim uśmiechu na twarzy. Takim jaki mógłby mieć aktor w teatrze grający wielkiego wilka już wiedzącego, że upolował tę śliczną, soczystą owieczkę.
- I skoro tak ładnie poprosiłaś… - ujął jej głowę za skronie, wplatając palce we włosy, a małymi sięgając aż pod jej szczękę powoli pozycjonując ją przed sobą… i powoli zbliżył. Dając jej wyczekiwać, a gdy wreszcie dotknął delikatnie jej rozwartych ust czubkiem "lancy"… zatrzymał się.
- Należysz do mnie… - powiedział bardzo powoli i wydał polecenie - powtórz to. I patrz mi w oczy.

Sorne z migoczącymi oczkami, trzymając dłonie na jego kolanach, uśmiechnęła się.
- Należę do ciebie… - Powiedziała, ustami łaskocząc przy tym miło sam czubeczek, utrzymując kontakt wzrokowy. Paladyn mruknął zadowolony i wznowił ruch delektując się widokiem jak zagłębiał się w ustach kapłanki, przypominając sobie ile satysfakcji mu kiedyś to sprawiało.
- Spotkałem tylko dwie które dały mu radę… więc się nie przejmuj - powiedział z pobłażliwością… i bezczelnym wyzwaniem gdy powoli zbliżał się do jej gardła, wciąż patrząc jej w oczy. Testując jej granice i umiejętności. Wyczekując kiedy oczka zmrużą się w ten cudowny sposób gdy jej wola zetrze się z protestującym ciałem… i zdziwił się, pozytywnie bardzo zdziwił. Wszedł w nią naprawdę głęboko, już do gardła, a kobieta trochę się dusząc, i oddychając chrapliwie przez nos, wytrzymała. Paladyn przytrzymał chwilę w miejscu jej głowę uznając, że starczy na razie… że ostatnie półtorej cala to na tę chwilę za dużo dla niej.
- Braaawo… - pochwalił mimo to - Bardzo zdolna dziewczynka. Bardzo - cofnął się powoli by dać jej swobodnie odetchnąć, samą końcówkę zostawiając w jej ustach. Kobieta jednak, wśród niemal odgłosu zwrotnego, odsunęła twarz w bok, po czym ciężko oddychając, wytarła usta i podbródek pełen śliny.
- Przepraszam… - Szepnęła, ponownie spoglądając w twarz Endymiona, uśmiechając się a paladyn… przyklęknął przy niej. Ujął twarz w dłonie i pocałował w czoło ciepło i długo.
- Świetnie sobie radzisz - powiedział na krótką chwilę stając się zwykłym, serdecznym Endymionem którego wszyscy znali... po czym się wyprostował i uśmiech znów zrobił się dziki. Wplótł dłoń w jej włosy z tyłu głowy w sposób dający mu pełną kontrolę i pokierował ją gdy powoli i sukcesywnie zcałowywała i zlizywała z niego wszystkie swoje własne soki. Krew wrzała w paladynie, że aż musiał powstrzymywać by tego nie okazywać za bardzo. Już zdążył zapomnieć jak bardzo kiedyś uwielbiał taki seks i teraz wszystko wracało, a satysfakcja z nim związana smakowała słodko jak miód.
Najwyższa Kapłanka pieściła więc pulsującą lancę Orka z każdej strony. Z boku, od dołu, z góry, wzdłuż i wszerz, uwijał się jej pracowity języczek, również po samym czubku… a potem, gdy paladyn puścił jej włosy zjechała wzdłuż, w dół. I podtrzymując sobie dłonią ciężki oręż Endymiona, jej języczek zawędrował na klejnoty Orka, gdzie kontynuowała pieszczoty… Ten zamknął oczy kierując głowę w górę i zaplatając palce za karkiem. Pozwalając jej ustalić własne tempo. Relaksując się. Oddając tej przyjemności i, może mimochodem, może intencjonalnie prezentując o ile większy był od kapłanki. Po chwili opuścił ręce, jedną zwieszają swobodnie, drugą opierając na biodrze i znów spojrzał na Sorne, której pół twarzy było w ten cudowny sposób zasłonięte. Była przepiękna w tym momencie. Otrząsnął się z tej wręcz agresywnej myśli.
- Starczy… teraz "aaaa"… - cofnął się ćwierć kroku i wrócił znów wypełniając jej usta - nie próbuj całego. Głębokie, powolne ruchy. I niech ten twój zdolny języczek nie przestaje pracować. Przyjęła więc go na powrót w usta, na chwilę nawet oczekując go z otwartymi, uśmiechając się na całego, nawet z wychylonym na moment języczkiem na zewnątrz. Endymion złapał ją za skronie, jak poprzednio.
- Dobra dziewczynka… - podrapał ją za uchem
- Dłonie spleć na krzyżu - polecił wysuwając biodra o dwa cale wprzód, gdy przyciągał jej głowę o trzy cale do siebie. Z początku powoli, bardzo powoli delektując się jej ustami, ale sukcesywnie… przyspieszając… za każdym kolejnym ruchem sięgając o pół milimetra, może ćwierć głębiej mając wciąż w głowie granicę, ustaloną na pół cala płycej niż przy pierwszej próbie… co jakiś czas się wycofując i naciągając jej policzek od środka aby mogła swobodnie odetchnąć, trochę odpocząć przez trzy wdechy. Brał ją więc tak sobie spokojnie w usta, posłuszną i uległą, ciężko oddychającą przy posunięciach, od czasu do czasu czując i jej języczek, aż powoli… Ork wyczuł znajome mrowienie. Był blisko. Oczami wyobraźni widział swoje nasienie na jej twarzy, w ustach i na piersiach. Był to wspaniały widok... ale przerwał… cofnął się o krok. Była grzeczna. Była bardzo grzeczna. Kucnął do niej przeplatajac palce przez jej włosy.
- Trochę mnie już bolą kolana... - Szepnęła Sorne.
- To mam wyczucie czasu, bo twoja “praca” właśnie się skończyła - uśmiechnął się do niej zachęcająco, wziął na ręce jakby nic nie ważyła (wśród jej cichego, i lekko zaskoczonego "och") i położył na jej łożu z baldachimem i teraz to on zaczął “pracę” gdy wycałowywał sobie ścieżkę w górę jej łydek, ud… aby oddać przysługę.
- Piękna… - powiedział cicho i wciągnął nosem jej zapach. Wciąż ją całował. Wciąż się drażnił gdy język i usta tańczyły wszędzie wokół, a wyciągnięta dłoń pieścił bok i pierś. W końcu przerwał… odetchnął powoli na jej kobiecość i liznął samiutkim czubkiem języka od dołu, w górę i z powrotem… i po tym się wręcz zassał, namiętnie, mokro… z werwą i chciwością a jej przeciągłe jęki i drżenie były mu jak hymn pochwalny. Potem nagle znów spokojnie… język kręcił slalomy od dołu, do góry… pomógł sobie ręką znaleźć jej “perełkę” i delikatnie ją pieścił samym czubkiem… muśnięciami warg coraz i coraz intensywniej, gdy drogę wskazywało mu jej ciało… jej dźwięki, dłoń w jego włosach. Zmieniał tempo, zmieniał techniki… czasem poświęcał czas udom które też ubiły pieszczoty. Nie spieszył się. Nie robił tego na czas. Dziewczynka była grzeczna… dziewczynka się napracowała… więc zasługiwała na odpowiednią nagrodę, a Endymion był więcej niż chętny ją dać.

Po kilku minutach tej raz intensywnej i namiętnej, raz spokojnej, niemal słodkiej gry… cały czas starając się utrzymywać jej rozkosz na niedalekim horyzoncie, ale nie przywoływać jej jeszcze… wznowił pochód w górę, na co Sorne westchnęła z zawodem.

Wycałowywał sobie ścieżkę wzdłuż jej bioder, brzucha. Wielkim slalomem… Endymion się nie spieszył, nigdy. Kiedyś nawet usłyszał to jako zarzut, ale… to była inna historia. W końcu, poprzez piersi i szyję ścieżka zaprowadziła go do niej. Pochylił się nad jej twarzą z uśmiechem na własnej.
- Jesteś przepyszna, ale teraz czas na danie główne… - powiedział niskim głosem, powoli na nią napierając… tak aby oboje mogli się tym delektować, oboje mogli to wyraźnie poczuć. Cały czas patrząc jej prosto w oczy. Wszedł w nią praktycznie na ślepo, bez żadnych pomocnych dłoni, taka była mokra i gotowa… i pięknie, długo zajęczała, aż przymykając na moment oczy. Paladyn westchnął przyjemnie gdy cały się w niej znalazł i… zatrzymał w tej pozycji na chwilę patrząc na nią z takimi… iskierkami w oczach.
- Pięknie wyglądasz - szepnął, co wywołało uśmiech na jej ustach, i cofnął się odrobinę, samym ruchem bioder… i wrócił. Już wcale nie powoli. Już wcale nie nad wyraz delikatnie, za to głęboko i… mocno.
- Oooooooch… - Spojrzała na niego, z tym grymasikiem ekstazy na twarzy, z lekko rozchylonymi ustami, ze szklącym wzrokiem… pochwyciła Endymiona za kark, i przyciągnęła jego twarz do jednej ze swych piersi.
- Nie przestawaj, proszę… - Szepnęła.
Paladyn uwielbiał każdy jedną głoskę tego zdania. Całował jej pierś, delikatnie ją kąsał i zwalczył jakże naturalną w tej sytuacji pokusę aby przyspieszyć… trzymał stałe, miarowe tempo delektując się każdym jednym jęknięciem, każdym westchnieniem, jej ramionami na swoim karku, nogami obejmującymi nagle jego talię … w pewnym momencie do niego dotarło, że on też przestał być bezgłośny. Chrząkał, mruczał, czasem wydobywały się nawet ciche warknięcia spomiędzy jego zacisniętych zębów.
- Moooocniej! Oooch tak!! Głębiej! Ooooch!! Mój ty brutalu… och tak! Tak! - Zatracała się w ekstazie Najwyższa Kapłanka, najwyraźniej będąc już blisko spełnienia.

Krew znów zawrzała dziko w Endymionie. Chwycił jej nadgarski i jedną dłonią je trzymając podniósł je wysoko nad jej głowę unosząc przyjemnie te piękne piersi. Przyspieszył jakby chciał wytrzeć wszystkie soki, zwiększył siłę jakby chciał jej gardła sięgnąć aż z każdym ruchem zaczęły wydobywać się obsceniczne chlupnięcia, a łóżko poskrzypywać. Jak ona się zatracała w odczuciach, tak on się zatracał… w jej twarzy. W jej grymasie, ekspresji… ugiętych brwiach, rozchylonych ustach... w tej chwili szczerze wierzył, że nie istnieje piękniejszy widok ani w krainach, ani nigdzie… Sorne doszła nagle i gwałtownie, i obficie. Coś nieźle trysnęło między jej udami, w połączeniu z jej krzykiem rozkoszy, z ciałem wprost się pod Orkiem rzucającym w konwulsjach. I wciąż nią rzucało, i rzucało, a ona aż zaczęła walczyć z jego przytrzymującymi jej nadgarstki łapami, coś niezrozumiale mamrocząc pod nosem, będąc najwyraźniej na te kilka chwil w świecie cudownego spełnienia.

Endymion przerwał. Cofnął się opierając dłonie na udach i z nieziemską satysfakcją, graniczącą z pewnym samouwielbieniem obserwował Sorne i mokre ślady na jej łożu i pod swoim pępkiem. Ona z kolei, wciąż jeszcze lekko drżąc na całym ciele, z przymkniętymi oczami i szybkim oddechem… szczypała swoje sutki, powoli chyba się uspokajając. Ork nachylił się nad nią. Pocałował w usta. Spokojnie, bez żądania czy oczekiwań. Odwzajemniła pocałunek, i zaplotła ręce na jego karku. Po chwili ponownie skubnęła swoimi ustami jego usta, i znowu.
- Ja… ty… to… - Sorne próbowała dojść ze sobą do ładu, potrzebowała chyba jednak jeszcze momentu, a Endymion był cierpliwy pieszcząc ją delikatnie dłonią, poświęcając uwagę jej piersiom które najwyraźniej zaniedbał, całując w usta jak kochankę i w czoło... jak małą dziewczynkę. Nie poganiał. Dawał czas, bo czemu miałby się spieszyć, jak każda ta chwila była aż tak satysfakcjonująca?
- Chciałbyś… - Zaczęła, ale musiała odchrząknąć - Chciałbyś od tyłu? - Spytała w końcu ze słodkim uśmiechem.

Endymion chwilę nie odpowiadał... ale jego ekspresja była odpowiedzią. Dziki uśmiech który wrócił na jego twarz. Pięknie prezentujący orcze kły.
- Myślisz, że dasz radę? - zapytał z wyzwaniem w głosie.
- Ummm… głuptasie… ja nie o tym… - Uśmiechnęła się Sorne.
- Tsk… to już ma więcej sensu - zaśmiał się cicho ale serdecznie - Oczywiście - przytaknął jej, ale nie poganiał w żaden sposób. Również dlatego, że on też wcale nie był daleko spełnienia i teraz każdy moment przerwy wydłużał drugą rundę. A chciał aby ona trwała.
- Dobrze jednak wiedzieć, co ci chodzi po głowie - Cicho zaśmiała się Najwyższa Kapłanka, gładząc jego policzek - Zrób więc miejsce…
- Hah… i że ty wcale nie oprotestowałaś jakoś zdecydowanie idei - uśmiechnął się bezczelnie, cofając się w tył, a robiąc to jeszcze wykorzystał okazję i na krótki moment przyssał się do jej kobiecości… tylko na krótki moment. Kilka ruchów języka i wyprostował się oczekując… a Sorne najpierw sięgnęła do nocnej szafeczki przy łożu, z której wyciągnęła mały słój jakiejś maści, już w sumie ładnie się do Orka wypinając, a on… podziwiał.
- Tsk, tsk, tsk… piękne macie tu... krajobrazy - zaśmiał się pod nosem dając Sorne czas by zrobiła z maścią cokolwiek chciała zrobić…
- Ale drzew mało… - Odparła równie dwuznacznie kobieta, po czym parsknęła. Zbliżyła się do Endymiona, nabrała maści na palce, i… zaczęła masować jego lancę, wpatrując się w twarz Orka. Pojawiło się miłe uczucie chłodu, wywołane ową maścią.
Paladyn odwzajemniał spojrzenie z niewielkim uśmieszkiem na twarzy… w pewnym momencie ujął jej twarz w dłonie i pocałował w sposób nie przeszkadzający jej w jej pracy.
- I gdy mówiłem, że świetnie smakujesz… to nie była łóżkowa gadka - uśmiechnął się do niej szerzej.
- Ty również - Odparła kobieta z miłym uśmiechem, i odwzajemniła pocałunek, wciąż powoli masując… - Gotowy?

I nie czekając na odpowiedź, odwróciła się do niego tyłem, będąc na łóżku na wszystkich czterech. Obejrzała się jeszcze przez ramię, uśmiechnęła, po czym głowę ułożyła bardzo nisko, a pupcię wypięła wysoko, oczekująca w lekkim rozkroku.

- Poczekaj… podziwiam i zapamiętuję - stwierdził “poważnym” tonem - Hmmm… w porządku. Zrobione.
Podszedł do niej bliżej… powoli. Znów każąc jej czekać gdy palec sunął wzdłuż jej łydki, potem dwa po jej udzie i całą dłoń, jakby chcąc całą wilgoć zebrać, między jej nogami. Podszedł jeszcze bliżej ustawiając się już… opierając o nią jedną rękę trzymając na jej krzyżu, a drugą za pośladek. Z kciukiem błądzącym “nie tam”.
- Tak, wiem, nie dasz rady, ale w moich wyobrażeniach dajesz - rzucił bezczelnie i przystąpił do rundy drugiej. Tym razem już bez ceregieli, czy przedłużania… kochali się już spokojniej, powoli, rozkoszując się tymi chwilami namiętności. A maść jaką zaaplikowała Endymionowi kobieta, najwyraźniej i miała efekty "opóźniające".
- Mmmm… tak lubię… złap mocniej za pupę… - Mruknęła Sorne, ciesząc się momentem.
- Szybciej chyba wyczerpiemy temat jeśli wymienisz mi czego NIE lubisz - zaśmiał się paladyn zaciskając palce mocniej, aż linia skóry pięknie się ugięła. W pewnym momencie, po głębszym pchnięciu dał jej klapsa… lekkiego, bardziej dla rozeznania terenu niż “na poważnie”.
- Och! A co to było? - Spytała kobieta, powoli zaczynając głębiej oddychać od nieustannego ruchu bioder Orka.
- To był... klaps… - oświadczył lekko dyszący paladyn z pełną pewnością siebie. Dostał swoją odpowiedź więc chwycił jej drugi pośladek i teraz mu poświęcał czas wciąż utrzymując rytm, ze wzrokiem utkwionym w wygiętych plecach kapłanki. Nachylił się nad nią tak daleko jak mógł nie tracąc tempa i sięgnął do jednej z jej piersi. Wymagało to odrobiny gimnastykowania się i wyciągania… ale dzięki różnicy rozmiarów było to wykonalne.
- Mmmm… - Mruknęła słodko Sorne, po czym ona sama zaczęła napierać w kierunku Endymiona lekko pupą. Chyba powoli znowu się zbliżała do rozkoszy…
- Trochę przyspieszymy… - uśmiechnął się paladyn chwytając ją za nadgarstek i powoli przeciągając go w okolice jej bioder... potem za drugi. Chwycił oba swoimi wielkimi dłońmi... I wtedy, jak obiecał, przyspieszył. Lepszy chwyt dużo zmieniał w tej pozycji i teraz paladyn zamierzał to wykorzystać. Chciał znów zobaczyć Sorne wijącą się pod nim… jęczącą bez opamiętania… moczącej własne łoże bez kontroli nad własnym ciałem. Te świeże wspomnienia otworzy mu szerzej oczy i znów wyrwał pomruki z gardła.
- Och… och… mmmm… ałłł… - Nagle jednak, kobiecie najwyraźniej zrobiło się niewygodnie, z wychylonymi w tył rękami - Czekaj, stop, Endymionie…

Paladyn natychmiast puścił ręce i przerwał jakikolwiek ruch.
- Wybacz. Wszystko w porządku? - zapytał z troską, a ona przesunęła się w przód, i Ork z niej wyszedł z cichutkim chlupnięciem.
- Tak, przepraszam, tylko zaczęło być mi bardzo niewygodnie… - Odwróciła się na kolanach całkiem twarzą do niego, po czym pogładziła dłonią jego policzek, i pocałowała miękko w usta i spotkała się z jednaką odpowiedzią.
- Wiesz kochany… - Szepnęła nagle mrużąc oczka - Pozwolę ci zdobyć, co chciałeś… - Przygryzła usteczka.

Paladyn otworzył na moment szerzej oczy i zbliżył się do niej o kilka cali, ujmując policzek w dłoń.
- Na pewno nie odmówię próby. Ale nie forsuj się za bardzo. Jak będzie boleć, mów. Jak się nie da to się nie da. I tyle. W porządku? Samą CHĘĆ spróbowania zdecydowanie doceniam.
- Ciiii… - Powiedziała niespodziewanie Sorne, i ucałowała dłoń na swym policzku. Uśmiechnęła się, po czym znowu odwróciła tyłem, przyjmując wcześniejszą pozycję… podała jednak nagle w tył słoiczek.
- Przygotujesz mnie? - Szepnęła zerkając przez ramię z kokieteryjnym uśmieszkiem.
- Z miłą chęcią - odpowiedział zamykając słoiczek w dłoni i pochylił się nieco w dół, chwytając ją za pośladki, rozwierając je szeroko. Rozkoszował się chwilę widokiem i pochylił się głębiej. Z entuzjazmem pomagając jej się rozluźnić własnymi ustami i językiem.
- End… co ty… tyyyyyyyyy… och! Ooochhh… - Sorne zadrżała na całym ciele z rozkoszy - Och… ojej… mój ty… mmmmmmm! To jest… wspaniałeeee - Jej soczki z kobiecości aż zaczęły spływać po udach, podczas gdy pieszczona "gwiazdka" mrugała co chwilę do Orka. Więc paladyn poświęcał jej czas, za takie pochwały był gotów go dużo poświęcić. Dobre trzy minuty minęły nim w końcu się wyprostował.
- Siostro Sorne - zaczął niezwykle... urzędowym tonem kładąc rękę na piersi - Najwyższa Kapłanko klasztoru Mitry… To jest oficjalnie NAJWSPANIALSZA reakcja na to jaką w życiu widziałem. Zostanie ona zapamiętana i na pewno jeszcze wiele razy przysporzy mi uśmiechu na pysku w zimne noce na trakcie - Powiedział, a ona cichutko się zaśmiała. Następnie odkręcił w końcu słoiczek który dostał. Zanurzył w nim dwa palce i rozprowadził… powoli i z delikatnością. Masując ją kciukiem aż się rozluźniła na tyle, że czubek palca sam swobodnie wchodził na pół cala. Podszedł w końcu bliżej. Naparł na nią delikatnie. Tyle, by poczuła, że jest już “u bram”.
- Sorne, czujesz się gotowa? - zapytał z jedynie troską w głosie. Spokojnie. Bez ziarna presji.
- Tak… tylko proszę kochany, naprawdę powoli… - Odpowiedziała cichym tonem kobieta.
- W żaden inny sposób bym sobie tego nie wyobrażał…
Nacisnął delikatnie… sprawdzając teren. Oceniając jej realne możliwości. Zakładając, że bardzo realną opcją jest, że nic z tego nie wyjdzie… ale mówił szczerze, że same chęci już docenia. Zelżał nacisk… i naparł znowu, wchodząc w nią, wśród jej cichego jęku. I znowu. I znowu… w powolnym, łagodnym rytmie mającym ją przygotować na każdy kolejny krok po kolei… i bardzo się zdziwił. Bardzo.
- Mmmmhhh…
- Wszystko dobrze?
- Taaaak…
- Dalej?
- Taaak… ochhh…
- Dobrze?
- Dobrze… - Sorne zadrżała na całym ciele, a on był już w niej naprawdę głęboko. Kobieta głośno odetchnęła.
- Możesz się poruszać, ale powolutku…
- Nie przestajesz mnie zadziwiać - pochwalił paladyn i kontynuował ruch. Tym razem go poszerzając. W żadnym razie nie przyspieszając. Po prostu za każdym jednym razem był on pełniejszy. Odrobinę głębszy na koniec ruchu, odrobinę płycej na jego początku.

Kobieta drżała na całym ciele, ciężko, choć wolno oddychając… mruczała jednak i przy tym z przyjemności, a zdumiony Ork, w końcu w nią wszedł do własnych granic.
- Mmmmm… wspaniałe uczucie… tak mnie rozpychasz… - Szepnęła Sorne a ork odpowiedział zadowolony pomrukiem.
- Możesz troszkę przyspieszyć…
- Tu odczucia też są niczego sobie. A do tego jakie widoki… - odpowiedział i zrobił jak prosiła. Nie miał nic przeciwko by w tej sytuacji to ona narzucała tempo, ale przyspieszał powoli.
- Troszkę szybciej… - Szepnęła po paru dłuższych chwilach kobieta… łącząc mocno swoje nogi razem, co tylko wzmocniło doznania u obojga. Po chwili znowu poprosiła o przyspieszenie… zaczynając już szybciej oddychać, i jęczeć coraz głośniej, a paladyn za każdym razem z radością usłuchiwał z wielką lubością obserwując ją całą, gdy spojrzenie skakało między innymi częściami jej ciała, mimo wszystko grzęznąc każdorazowo najdłużej na jej “gwiazdce” tak cudownie ciasno go obejmującej.

- Wytrzymaj jeszcze chwilkę… och… skończ ze mną… mmmm! Troszkę szybciej… oooo tak… - Wbiła obie dłonie w pościel, lekko po niej ocierając twarz, to z prawej, to z lewej, by i w końcu własnymi ząbkami wgryźć się w poduszkę, a i Endymion znów dopiero się zorientował, że przestał być cichy. Mruknął dłużej nisko.
- Jesteś niesamowita - głos miał niski i wibrujący, odrobinę gardłowy

W pewnym momencie, jęcząc już na całego, nagle jakimś wspaniałym ruchem nóg, jej obie połączone, mięciutkie stópki zaczęły ocierać o klejnoty Orka. To było to.
- Juuuuuuż…
- Taaaak...
Ork wręcz warknął przeciągle, a jego ruchy straciły płynność gdy dreszcz przeszedł przez jego całe ciało, a on spiął wszystkie mięśnie jednocześnie aby tylko utrzymać pion, gdy w niej eksplodował, zalewając wnętrze gorącymi strumieniami… a ona sama obficie trysnęła na łóżko. Wśród wzajemnych jęków rozkoszy, wśród jego warknięcia, jej pisku, urywanych oddechów i drżenia obu ciał… szybując gdzieś wysoko, zatracając się na te chwile w rozkoszy, odpływając do innego świata.

Oboje w końcu po prostu osunęli się miękko na łóżko, ciężko dysząc, i długo do siebie dochodząc. Endymion przygniótł sobą Sornę, próbując jakoś to nieco zanegować lekkim wsparciem łokciem na łóżku… kobieta jednak nie protestowała. Dyszał jej więc w kark, dotykając go nawet ustami. Leżeli tak… nie wiedział ile. Czując ją pod sobą, jej oddechy gdy się odrobinę, powoli unosiła pod nim. Był wymęczony i nieziemsko zadowolony. A gdy myśli wracały do niego widział Sorne wijącą się w obu orgazmach. To były niezwykle przyjemne i satysfakcjonujące widoki. Cudownie byłoby teraz z nią zasnąć… Wraz z kolejnymi siłami które udawało mu się z siebie wyłuskać całował ją lekko. Kąsał po karku samymi końcówkami kłów… oparł czoło chowając twarz w jej włosach, po czym w końcu zebrał się w sobie i przewalił obok niej, a potem na wpół bezwładnie na plecy. Wymamrotał krótką inkantację w dźwięcznym języku i przepuścił przez siebie boskie błogosławieństwo. Malutką odrobinkę… tyle, aby odsunąć ryzyko, że ulegnie i tu zaśnie, bo to miałoby gigantyczny potencjał aby wyjść naprawdę źle. Sięgną ręką w bok… drapiąc ją delikatnie i suwając palcami wzdłuż pleców w drobnych pieszczotach, czekając czy Sorne z tego stanu się obudzi jak on, czy zaśnie. Obie opcje mu się podobały na swój własny sposób.
Kobieta leżała z przymkniętymi oczami, z uspokojonym już oddechem, rozkoszując się teraz błogim lenistwem, i lekkim drapaniem po pleckach.
- Uch, cieknie ze mnie… - Szepnęła z uśmiechem pod nosem, i nadal nie otwierając oczu, jakoś tam udało jej się po krótkiej walce, wetknąć nieco prześcieradła między pośladki.
- Mhmmm… - Mruknęła cichutko, najwyraźniej jednak zasypiając.



Endymion rozkoszował się jeszcze chwilę widokiem, po czym powoli, aby dać jej spać wstał… zebrał swoje ubrania i ubrał, wcześniej oceniwszy czy są czyste. Usiadł przy jej biurku na środku pokoju, wziął kartkę papieru i zaczął pisać. Tylko zaczął bo na długi czas zatrzymał się po napisaniu “Sorne”. Wiele rzeczy chciał napisać, wiele jej powiedzieć… coś z tyłu głowy kazało mu dać jej wręcz brutalnie do zrozumienia, że to było jednorazowe i się nie powtórzy, chwilę potem rozważał żart z “przeprosinami” za zmarnowane szczotkowanie włosów. W końcu zaczął. Powoli, myśląc cały czas na dwa zdania wprzód i przez to te kilka zdań zajęło mu dobre dwadzieścia minut.

Ostatni raz pocałował Sorne delikatnie w pośladek, tak aby jej nie obudzić i zostawił list obok niej. Tam gdzie leżał gdy kapłanka zasypiała.


Wymykając się z jej pokoju Endymion czuł się jak złodziej. Zakluczył zamek od zewnątrz i wsunął klucz do środka przez szczelinę pod drzwiami. Nie mógł teraz wrócić do siebie. Śmierdział (wspaniałym) seksem na dziesięć metrów… i potrzebował czasu nim spojrzy na Amzę. Szybkim, niemal gniewnym krokiem skierował się do gorących źródeł. Dopiero po kilku godzinach wrócił do izby którą siostry im dały. Położył się prosto do łóżka patrząc na nią bardzo przelotnie… tyle by potwierdzić, że wciąż śpi.

Nie spał nic tej nocy. Dawno zapomniany, nieokreślony gniew kotłował się głęboko w nim. Gniew nie mający celu, nie znający ujścia. Gniew którym dawno temu żył Shura i którego się on kiedyś pozbył... na niedługo nim stał się Endymionem.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 12-09-2021 o 08:34.
Arvelus jest offline  
Stary 12-09-2021, 20:17   #105
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Masz może ochotę na mały spacer? - Wieszcz zwrócił się do swej towarzyszki. - Chciałbym obejrzeć sobie klasztor - wyjaśnił, na wypadek gdyby Deidre posądziła go o niezbyt rozsądne zamiary wyjścia prosto w śnieżycę.
- Ciekawe gdzie? - Powiedziała Zaklinaczka, przewracając oczkami - Kuchnia? Sala modlitewna? Czy może sypialnia jakiejś "siostrzyczki"? - Deidre uśmiechnęła się lisio.
- Zapraszam cię na spacer... a tobie w głowie cudze sypialnie? - zdziwił się Gabriel.
- Pewnie tobie. Już ja cię poznałam… - Zaklinaczka krzywo się uśmiechnęła - Skaczesz z kwiatka na kwiatek - Pokazała mu język.
- Śliczny języczek - odparł nie przejmując się wcale dość trafnym zarzutem odwiedzania coraz to innych kwiatuszków. - Ale to nie ja wspomniałem o innej sypialni, niż nasza.
- Śliski… wąż jesteś! - Syknęła Deidre i po chwili wahania, rzuciła w Gabriela swoim pantoflem - Blabla tu, blabla tam! - Usiadła na łóżku, krzyżując nogi i ręce, wielce naburmuszona, wpatrująca się w okno.
Pantofel nie wazon, więc Gabriel nie przejął się zbytnio tym pociskiem. Usiadł obok Deidre i objął ją w pół.
- Nie złość się... powiedział, po czym pocałował ją w policzek..
- Mhm! - Mruknęła, nadal nie reagując.
"Ty mała zazdrośnico", pomyślał.
- No, rozchmurz się... - poprosił, ponownie całując ją w policzek.
- Masz coś do picia? - Szepnęła w końcu Deidre, nieco na niego zerkając.
- Woda, wino, piwo...? - spytał.
- Wino by było dobre - Powiedziała z lekkim już uśmiechem rogata dziewczyna.
Więc Gabriel podał Deidre flaszkę z winem, którą kupił jakiś czas temu.
- Kubek też się znajdzie - powiedział, a po chwili napełnił kubek w dwóch trzecich i podał Zaklinaczce. Ta wypiła naprawdę sporo, po czym już się naprawdę szeroko uśmiechnęła.
- Bardzo dobre, dziękuję... - Pogładziła Gabriela po policzku.
A Gabriel chwycił ją za rękę i musnął wargami jej palce. Wszystkie bez wyjątku.
- Przepraszam, że tak głupio gadam… - Powiedziała nagle Zaklinaczka - Jakoś tak… eeech.
Nie chcąc potwierdzać słusznego skądinąd stwierdzenia Gabriel ograniczył się do pocałowania jej w policzek.
- A ty nic nie pijesz? - Spytała Deidre, po czym sama znowu pooooorządnie łyknęła winka, spoglądając na okno - Dobija mnie taka pogoda… i czemu to nie męski klasztor?? - Roześmiała się.
- Wolałabyś tabun mężczyzn? - Gabriel spojrzał na nią z pewnym zaskoczeniem. - Cieszmy się, że pogoda jest tam, a my jestesmy tu - dodal z uśmiechem.
- Dla każdego coś miłego? - Za...rechotała Deidre.
- Masz na myśli tych potencjalnych panów, czy tę pogodę? - zapytał z lekkim uśmiechem, jednak ona przewróciła jedynie oczami, po czym dopiła wina.
- Wymasujesz mnie? - Powiedziała, z lekkim już uśmiechem.
- Z chęcią - odparł.
Deidre raz, dwa, trzy, rozebrała się do majteczek, po czym położyła na łóżku na brzuszku.
- Tylko naprawdę, proszę o masaż… - Mruknęła w oczekiwaniu.
- Tylko masaż - zapewnił. - Od stóp do głowy, czy jakieś konkretne okolice? - spytał, wyciągając z torby słoik z maścią.
- Z góry do dołu - Szepnęła Zaklinaczka, a Gabriel wnet przystąpił do spełniania jej prośby, zaczynając od barków dziewczyny.

Masaż był długi, powolny, i czuły… co bardzo Zaklinaczce się najwyraźniej podobało, mruczała bowiem niczym jakaś kotka. Ale gdy Gabriel dotarł w końcu do lędźwi, Deidre już słodko spała, cichutko pochrapując. No cóż, sporo wypiła…
Gabriel nie zamierzał jej budzić. Przerwał masaż i podszedł do okna by sprawdzić, czy śnieżyca nieco zelżała.

Ponoć każdy płatek śniegu jest inny, ale patrzenie, jak miliony takich płatków sypią się z nieba prędzej czy później może się znudzić. Półnaga Deidre była zdecydowanie ciekawsza, niż śnieżyca, ale dziewczyna spała, a próba obudzenia jej, którą po kilku chwilach podjął Gabriel, okazała się całkowicie bezowocna, zaś do pijanej w trupa dziewczyny nie zamierzał się dobierać. Trzeba było poczekać... i czekać... i czekać...
Czas płynął i nic się nie działo. Deidre spała, a Esme się nie zjawiała. W końcu Gabriel znudził się czekaniem i wyszedł na korytarz. Miał nadzieję, że natrafi na jakąś dobrą duszyczkę, która powie mu, gdzie znaleźć Esme. Albo jak dotrzeć do gorących źródeł. W samym jednak hospicium, gdzie znajdowały się izby jego towarzyszy, panowała kompletna cisza… najwyraźniej wszyscy korzystali już w pełni, z tego co oferował im klasztor. I nie było się chyba co dziwić, tyle ładnych, pewnie i nieźle "wyposzczonych", ładnych panienek… uśmiechnął się mimowolnie pod nosem. To jednak, że jego towarzysze korzystali z życia i różnych przyjemności nie oznaczało, że w całym klasztorze nie ostał się nikt, kto mógłby mu udzielić pewnych informacji. Był pewien, że wystarczy iść korytarzem, aż wreszcie na kogoś trafi.
Na kogoś, lub na prowadzące w dół schody. Ponoć gorące źródła były gdzieś w podziemiach.

Klasztor był jednak duży, a korytarzy, schodów, i pomieszczeń była masa. Wieszcz zawędrował w końcu na parter, ale tam… no cóż, nadal nie bardzo wiedział gdzie dalej. Usłyszał za to w końcu czyjeś kroki, mimo już dosyć późnej pory…


Młoda kobieta zatrzymała się pięć kroków przed nim, po czym zlustrowała go z góry do dołu…
Gabriel odpowiedział podobnym spojrzeniem.
- Dobry wieczór - powiedział.
- Dobry wieczór - Pannica położyła dłoń na biodrze, nadal obserwując mężczyznę.
- Jakiś problem? - zainteresował się Gabriel. - Mogę w czymś pomóc?
- O to raczej powinnam ja spytać? - Powiedziała zbrojna, na drobny moment mrużąc oczka.
- Może i racja... - Gabriel był wyjątkowo zgodny i uprzejmy. - Ponoć macie gdzieś gorące źródła. Co prawda Esme miała nas zaprowadzić, ale najwyraźniej zapomniała. Czy zatem mogłabyś mi wskazać drogę?
- Pod jednym warunkiem - Na ustach pannicy przemknął mały uśmiech.
- A dokładniej...? - zainteresował się Wieszcz, nie chcąc dawać obietnicy w ciemno.
- Droga, za imię - Tym razem rozmówczyni uśmiechnęła się już szerzej.
- Moje? Gabriel. A ty?
- Varinka - Powiedziała zbrojna i wskazała dłonią kierunek - Tamtędy…
- Bardzo dziękuję, Varinko - odparł. - Jesteś pewna, że nie zabłądzę? - spytał z lekkim uśmiechem.
- Pójdziemy razem… - Westchnęła pannica, i ruszyła jako pierwsza. Ledwie zaś po kilku krokach, zerknęła na Gabriela.
- Już późno, a ty jeszcze nie w komnacie z… a ty jeszcze spacerujesz?
- Panna Deidre śpi, a mnie kuszą te ciepłe źródła - odparł. - Ty też jeszcze nie śpisz...?
- Patroluję… ktoś musi - Powiedziała nieco jakby z zasępioną miną Varinka - Zabezpieczeń magicznych tuziny, ale mimo wszystko czasem wypada się przejść…
- Służba nie drużba... - Gabriel pokiwał głową. - Niebezpieczne towarzystwo? - spytał.
- Kto wie, kogo może przywiać w nasze strony… i to dosłownie - Parsknęła, prowadząc go korytarzami.
- Nas przywiało - zażartował Gabriel. - A po drodze było parę latających stworów - stwierdził.
- Wy nie jesteście zagrożeniem, inaczej Sorne by was już kazała wykopać zaraz po podleczeniu, z odpowiednią zmianą pamięci… - Varinka uśmiechnęła się na moment odrooooobinkę wrednie.
- Chyba wystarczyłoby nas wykopać, prawda? - zagadnął. - Z drugiej strony... to byłoby dla nas mniej przyjemne, przyznaję.
- Jesteśmy na miejscu - Blondynka otworzyła drzwi, za którymi kamienne schody prowadziły w dół jakiś najwyraźniej jaskiń…
- Dziękuję bardzo - odparł Gabriel. - Jak rozumiem, jesteś na służbie, więc mi nie potowarzysz... - W jego głosie zabrzmiał ledwo dostrzegalny cień rozczarowania. - Ale gdybyś spotkała, przypadkiem rzecz jasna, Esme...
- Nie bardzo mogę… inaczej witką po gołym tyłku, i to przy wszystkich siostrach - Powiedziała Varinka, i się lekko uśmiechnęła. A Gabriel nie był pewny, czy ona żartuje, czy mówi prawdę.
- Szkoda... - Tym razem rozczarowanie Gabriela było zdecydowanie wyraźniejsze. - Goły tyłek... to by nie było zbyt przyjemne... no chyba że nikt by się nie dowiedział, prawda? Chyba nie musisz zdawać szczegółowej relacji? Ale... - westchnął - nie chciałbym, byś się narażała dla paru przyjemnych chwil spędzonych w wodzie...
- Uhhh… - Varinka się zawahała.
- Parę chwil... w razie czego powiesz, że towarzyszyłaś gościowi, który nie chciał zabłądzić. Wszak to prawda... - Gabriel nadal kusił swą rozmówczynię.
- Uhhh… no dobrze - Uśmiechnęła się zbrojna, po czym ruszyła jako pierwsza schodami w dół. Skały ścian były ledwie z grubsza ociosane, a co pewien czas wisiały płonące zielonym ogniem pochodnie.

Schodów było chyba i ze sto.

Im jednak byli głębiej, tym robiło się cieplej, a i w końcu pojawiło się uczucie wilgoci, nieco duchoty, i plusk wody. To zaś, co tam zobaczył naprawdę go zaskoczyło.


Piękne jaskinie, zalane wodą… ciepłą wodą. Były trzy ławeczki, gdzie na jednej z nich leżały czyjeś dwie kupki ubrań, oraz pod nimi stały dwie pary kobiecych butków.

Do tego na ścianie, na chyba ze dwóch tuzinach haczyków wisiały ręczniki, i tyle. Oprócz tego, kolejne pięć kamiennych schodków prowadziło prosto do wody.

- Piękne miejsce... - Gabriel był pełen podziwu. - Ale, jak widzę, ktoś tu już jest... Może nie powinienem przeszkadzać? - Spojrzał na Varinkę.
- Tu są aż trzy jaskinie… - Wzruszyła blondynka zbrojnymi ramionkami - Często tu wieczorami się relaksujemy…
- To którą jaskinię polecasz? - Zaczął ściągać buty.
- Woda wszędzie cieplutka… w sumie nie ma różnicy… - Powiedziała Varinka, patrząc co robi Gabriel.
A Gabriel, jako że nie zamierzał się kąpać w ubraniu, po zdjęciu butów zaczął ściągac koszulę.
- To co? Idziesz do wody? - spytał, na chwilę przerywając rozbieranie się.
- Uhhh… ummm… ale tylko na chwilę, dobrze? - Blondyneczka przelotnie się uśmiechnęła.
- Oczywiście. - Gabriel przytaknął. - Pomóc ci?
- Nieee no… nie trzeba… - Speszyła się wyraźnie pannica, po czym stając do Wieszcza bokiem, zaczęła ściągać z siebie pancerzyk w dosyć szybkim tempie.
Gabriel miał nieco mniej rzeczy do ściągania, ale nie spieszył się, obserwując jak rozbiera się Varinka… która się zarumieniła. Dzielnie jednak się dalej rozbierała, jakoś tak jednak unikając jego wzroku, i jedynie czasem tylko zerkając. Była dosyć młoda, a ciałko miała całkiem, całkiem… piersi jednak dosyć małe… których Gabriel w sumie i tak całkiem nie zobaczył, pannica bowiem zostawiła na sobie bieliznę.
- Zawsze kąpiesz się w bieliźnie? - spytał, ściągając z siebie ostatnie części garderoby.
- Gdy kogoś nie zn… - Zaczęła blondynka, gdy jednak Gabriel rozebrał się całkiem do golasa, urwała, zrobiła się czerwona jak pomidor, po czym odwróciła od niego wzrok.
- Idziemy do wody? - Wypiszczała wprost.

"Dziewica?", pomyślał Gabriel, dochodząc do wniosku, że chyba faktycznie trzeba będzie się ograniczyć do kąpieli.
- Tak, chodź... - powiedział. - No chyba że chcesz zrezygnować...?
- Umm… no idziemy… idziemy… - Machnęła dłonią, jakby wprost zaganiając Wieszcza w odpowiednim kierunku.
Gabriel zszedł do wody, która była ciepła, ale nie gorąca, idealnie nadająca się na relaksującą kąpiel. Spojrzał na Varinkę, która również schodziła do wody, swój koński ogon zawijając sprawnie w kok, po czym… zaczęła sobie płynąć w głąb jaskiń. Płynęła jednak powoli, i raz nawet zerknęła na Gabriela. A ten równie powoli popłynął za nią, cierpliwie czekając na dotarcie do wybranego przez dziewczynę celu.
- Tylko proszę, nie mocz mi włosów… bo to już całkiem podpadnie? - Lekko się uśmiechnęła.
- Dobrze... nie będziemy się bawić w wojnę morską ani podtapiać - obiecał. - Ani nawet chlapać... - dodał.
Powoli ją doganiał. Po chwili zaś dotarli do pierwszej jaskini po prawej… a Varinka wymownie odchrząknęła.
- Zajęte… - Szepnęła.

Dwie golutkie pannice, miejscowe pannice, właśnie na całego całowały się namiętnie, zanurzone w wodzie po szyje, obejmując się, gładząc swe karki, głowy…
- Nie wypada im przeszkadzać - równie cicho odparł Gabriel, przez moment przyglądając się widokowi... na który jego ciało zareagowało w widoczny sposób.
- Mhm - Mruknęła blondyneczka, płynąc już dalej, w kierunku formacji skalnej. Gabriel oderwał wzrok od figlującej pary i popłynął za swoją przewodniczką. W ciągu kilku dłuższych chwil, opłynęli wszystko wokół, a Gabrielowi na moment wydawało się, iż głęboko w wodzie, parę metrów pod nimi coś przemknęło… Varinka z kolei prowadziła do kolejnej jaskini.
- Czy tu żyją jakieś stworzenia? - spytał, ponownie ja dogoniwszy.
Pannica spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Nieeee - Uśmiechnęła się, nadal płynąc.
- Widać coś mi się zdawało - powiedział, nie wdając się w szczegóły.

W kolejnej jaskini, podpłynęli do jednego z jej krańców, gdzie było spore uniesienie dna, i tam można było nawet usiąść, mając wodę do górnych okolic torsu. Trochę zasapana Varinka spojrzała na Gabriela.
- I jak ci się tu podoba?
- Bardzo... - przyznał. - Z tym, że stanowisz zdecydowaną ozdobę tego miejsca.
Pannica znowu się zarumieniła.
- Umm… dziękuję… - Przelotnie się uśmiechnęła, po czym zerknęła w głębszą toń, a następnie na Gabriela - Ty chyba jesteś jakimś magikiem, prawda?
- Daleko mi do magika - odparł, zdecydowanie nie poczuwając się do takiej roli. - Znam raptem parę sztuczek... - przesunął się w jej stronę, siadając tuż obok dziewczyny. Chciał ją objąć, ale ona nagle powstrzymała go ręką.
- Cokolwiek teraz zrobisz, nie rób nic głupiego… - Powiedziała niespodziewanie Varinka, wpatrując się w coś w głębinach… co do nich właśnie podpływało. A blondyneczka dalej spokojnie siedziała, niby nic.
- I nic tu nie pływa... - mruknął Gabriel, wpatrując się w wodę. - Mówiąc "nic głupiego" masz na myśli ciebie, czy to coś, tam?

- Haaaaaaaaa!! - Z wody wyskoczyło… rybie coś, groźnie się szczerząc z uniesionymi w górę rękami, niby to atakując, ale Varinka pisnęła wesoło, zasłaniając twarz przed rozchlapywaną wodą.
Gabriel cofnął się odruchowo o parę centymetrów. Na więcej nie pozwoliła mu budowa jaskini.
- Nie chlapiemy! - powiedział, ocierając zalane wodą oczy.
- Oj tam, oj tam… - Roześmiała się wesoło, naprawdę niezwykła istota, od której nawet z dwóch metrów biło straszne gorąco.


- Hej Refremo! - Powiedziała uśmiechnięta blondynka.
- Heeeej Varinka!! - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej czerwona - A kim jest ten nowy? - Spojrzała z równie szerokim uśmiechem na Wieszcza.
- Gabriel - odparł zagadnięty. - Witaj, Refremo... Miło cię poznać... - Było to zdecydowanie szczerze powiedziane. - Varinka, za mokre włosy, może dostać lanie na goły tyłek - zażartował. - Więc ją trzeba oszczędzać. - Uśmiechnął się. - Ale nie powiedziała, że tu mieszka taka urocza istota...
- Zawsze robimy taki psikus nowym! - Refremo przyklasnęła w dłonie, i się radośnie roześmiała.
- Lojalnie utrzymała w tajemnicy twoją obecność. - Gabriel przyciągnął do siebie Varinkę i cmoknął ją w policzek. - A zdawało mi się, że cię widziałem, gdy tu płynęliśmy. - Spojrzał na Refremo.
- Ja cię od dołu widziałam, i to dokładnie… - Zachichotała Czerwona, a Varinka zrobiła się czerwona.
- To było z daleka, ale pewnie i tak widziałaś więcej, niż ona - uśmiechnął się Gabriel i ponownie cmoknął dziewczynę w policzek. - Za to teraz ja cię mogę dokładnie obejrzeć. No, prawie... - Z lekkim uśmiechem spojrzał na przepaskę, w minimalnym stopniu przesłaniającą krągłości biustu wodnej panny.
- Taaaak? - Zamruczała Refremo, po czym przytknęła obie dłonie do głowy, unosząc nieco swoje włosy, słodko się wyginając, i okręciła się powoli wokół swojej osi w wodzie - A czego jeszcze nie widać?
- Tylko jeden drobiazg - odparł z uśmiechem. - Ta przepaska zasłania to i owo. Może gdybyś ją zrzuciła, Varinka poszłaby w twoje ślady? - Przeniósł wzrok z Refremo na Varinkę i z powrotem.
- Ahahahahahaaaa!! - Czerwona roześmiała się bardzo głośno, tak wesoło, tak… perliście i słodko, machając sobie nawet dłonią przed twarzyczką - Ale nam się trafił… hahaha…

Varinka, z szeroko otwartymi oczkami, i wprost sporym szokiem na twarzy dorównującej już kolorem ciału Refremo, powoli odwróciła głowę w kierunku Gabriela, przenosząc spojrzenie na niego.
- Ja. Już. Sobie. Pójdę. - Cicho wychrypiała blondyneczka, wśród niekontrolowanego drgania oka.
- Przecież nic ci nie zrobię - powiedział Gabriel. - Twoje towarzystwo jest naprawdę bardzo miłe. Obraziłaś się o coś? - spytał.
- Zaniedbuję obowiązki już wystarczająco długo…
- Ojeeeej…
- …więc na mnie już czas. Bawcie się dobrze - Varinka uśmiechnęła się przelotnie, po czym ruszyła z miejsca, by najwyraźniej odpłynąć.
- Odprowadzę cię - powiedział Gabriel, również się podnosząc. - Popłyniesz z nami? - zwrócił się do Refremo.
- Nie trzeba - Odparła blondyneczka, i zaczęła płynąć… - Miłego wieczoru!
- Paaaa! - Czerwona pomachała jej wesoło.
- Chodź, odprowadzimy ją - zaproponował Gabriel. - A potem porozmawiamy?
- Przecież powiedziała, że nie trzeba? - Szepnęła zdziwiona "rybka".
- Nie trzeba, ale wypada - odparł równie cicho. - To co? Popłyniemy, odprowadzimy ją, a potem... może zrobimy komuś psikusa? - zaproponował.
- A dlaczego wypada? - Powiedziała Refremo, nadal chyba nie rozumiejąc, a Varinka w sumie już wypłynęła z ich jaskini…
- Takie obyczaje panują w moim kraju - odparł. - Jeśli się zabiera dziewczynę na spacer, to do dobrego obyczaju należy ja odprowadzić.
- No ale powiedziała, że nie trzeba? No to jak nie chce, to…? - Czerwona wzruszyła ramionkami.
- Wiesz... czasami kobieta jedno mówi, a drugiego pragnie - odparł. - Z drugiej strony... tu jej się nic nie stanie, Nie napadną na nią bandyci.
- Dziwne obyczaje, i dziwne myślenie o kobietach - Powiedziała wielce zamyślona Refremo, dłońmi przecinając wodę wokół siebie, robiąc okręgi - I co teraz? - Zerknęła na Gabriela.
- Świat jest pełen różnych dziwnych rzeczy i poglądów - odparł, ponownie siadając. - A do drugiego pytania... Może masz jakieś pomysły? Jesteś w końcu u siebie. - Uśmiechnął się.
- Dziewczyny w innej jaskini są baaaardzo zajęte… - Zachichotała - ...więc nie ma już nikogo do psikusów - Czerwona panienka zrobiła przesadnie smutną minkę.
- A tak... widziałem... nie wypada im przeszkadzać... - Gabriel pokiwał głową. - Raczej nie byłyby zadowolone, gdybyśmy się do nich dołączyli. Szkoda...
Ciekaw był, czy wodna panna nigdy żadnej parze nie przeszkodziła w igraszkach, ale nie zamierzał pytać.
- Nieładnie tak podglądać! - Refremo pogroziła Wieszczowi paluszkiem z lekkim uśmiechem - Tsk, tsk!
- Podglądać? I kto to mówi? - Gabriel uśmiechnął się. - Gdybyś nie patrzyła, to byś nie wiedziała. A my przepływaliśmy obok. Cóż... Varinka nie powiedziała, że mam zamknąć oczy. A co by było, jakbym zamknął i popłynął nie tam, gdzie trzeba? - dodał z poważną na pozór miną. - Jeszcze bym trafił do nieodpowiedniej jaskini... Straszne, prawda? - Ponownie się uśmiechnął.
- A kazał ktoś na golasa pływać?? - Refremo położyła dłonie na swych łuskowatych bioderkach, niiiby psiocząc, ale w końcu zachichotała.
- Cisza, spokój, nikogo dokoła... odrobina swobody czasami się przyda - odparł z uśmiechem. - A ty też nie zamknęłaś oczu - stwierdził z uśmiechem.
- Też biegasz z zamkniętymi oczami? - Czerwona pokazała mu język… i chlapnęła ogonem w kierunku Gabriela.
- Ej, masz przewagę... - Gabriel otarł z twarzy krople wody. - Nie mam takiego wyposażenia. - Roześmiał się, podobnie jak i ona, wpływając na płyciznę, gdzie w wodzie była bardziej widoczna jej egzotyczna, dolna połowa ciała… w całości, Refremo miała zdecydowanie ze dwa metry. Gabriel poczuł również znowu bijący od niej, mocny żar, gdy ta pływając obok niego, zbliżyła się bardziej niż na przysłowiowe dwa kroki.
- Gorąca z ciebie dziewczyna... - powiedział z uznaniem. - Chociaż trochę za ciepła, jak na mój gust - przyznał. - Nawet ręki nie można ci podać...
- Wiem… - Powiedziała ze smutkiem Czerwona, i aż się autentycznie żachnęła.
Gabriel westchnął i rozłożył bezradnie ręce.
- Ale rozmówczynią jesteś przeuroczą - zapewnił. - Jestem bardzo zadowolony, że cię spotkałem. To spotkanie to była najprzyjemniejsza rzecz od wielu dni - dodał.
- Kłamczuch - Zachichotała Refremo, kręcąc głową, ale i z wesołym uśmiechem.
- To czysta prawda... - powiedział Gabriel. - No, prawie na sto procent - dodał.
- Aha! - Powiedziała rozmówczyni, unosząc energicznie paluszek do góry, przez co całym ruchem ręki, doprowadziła aż do małych podskoków swojego obfitego biustu.
- Piękny - przyznał Gabriel. - Słowo daję. - Przyłożył dłoń do serca. A zdziwiona pannica spojrzała na swój palec.
Gabriel pokręcił głową i uśmiechnął się..
- Nie o nim mówię - powiedział.
- Hm? - Refremo aż podrapała się po głowie, a wtedy piersi się znowu lekko zatrzęsły.
- Masz piękny biust - wyjaśnił Gabriel. - Pięknie faluje - dodał. - Żadna z tych panienek nigdy ci tego nie mówiła?
- Ahhhha… - Zachichotała Czerwona - Mówiły, mówiły… - Pokiwała główką, a potem pokręciła tułowiem w prawo i lewo, a jej piersi falowały w jedną i drugą, wśród śmiechu Refremo.
- Przepiękny... - Gabriel pokiwał głową. - Szkoda tylko, że nie cały jest widoczny, ale resztę można sobie dopowiedzieć. - Uśmiechnął się do wodnej pannicy. Ta z kolei, przestała już z wygibasami, i zaśmiała się wesoło. Po chwili zaś przygryzła lekko usteczka, i zerknęła za siebie. Jej dłonie zaś spoczęły na brzuszku, i powoli zaczęły sunąć w górę… spojrzała ponownie na Gabriela, i ze słodkim uśmiechem zsunęła skrawki materiału w dół. Zobaczył czerwone otoczki, i czerwone suteczki, lekko już stwardniałe.

Gabriel wciągnął powietrze i powoli je wypuścił.
- No, no, no... Przeurocze... - powiedział z nieukrywanym zachwytem, wywołując na buźce Refremo szeroki uśmiech, i błysk ząbków.
- Nie ukrywam... jestem pełen podziwu. - Skłonił głowę, wzroku od biustu nie odrywając. - Rzadko widuje się coś tak pięknego, przyznaję.

Czerwona zachichotała, po czym opuściła ręce wzdłuż tułowia, łącząc jednak dłonie pod swoim pępkiem, efektem czego, ścisnęła własnymi ramionkami piersi od boków, przygryzając lekko usteczka, i prezentując je teraz mężczyźnie w ten sposób.
Gabriel przez dłuższą chwilę przyglądał się demonstrowanym wspaniałościom. Niestety, dla niego niedostępnych.
- Fantastyczne... po prostu brak słów... - Wbrew rozsądkowi jego ciało zareagowało, a Gabriel zauważył, iż wzrok Refremo czasem właśnie spoglądał w tamtym kierunku…
- Można by rzec, iż rzuca się w oczy, że nie kłamię - powiedział, nie przejmując się ani swoją reakcją na piękne piersi, ani spojrzeniem wodnej pannicy.
- Po… pokażesz mi też? - Zająknęła się Czerwona, z lekkim uśmieszkiem pod nosem.
- Myślałem, że już widziałaś... - Spojrzał na swą rozmówczynię, ale wstał, by ta mogła mu się przyjrzeć. Jak by nie było - nie mial czego się wstydzić. Nie obracał się, jak wcześniej zrobiła to Refremo, ale stanął też bokiem, by wodna panna mogła wszystko zobaczyć 'z profilu'. Wpatrująca się w męskość Gabriela pannica w pewnym momencie zwilżyła usteczka językiem.
- No ale wiesz… nie gdy się… "obudził" - Zachichotała.
- No tak... - Gabriel skinął głową, a po chwili usiadł. - No i...? - spytał, wyraźnie zawiedzioną pannicę, że już pokaz się skończył.
- No… ummm… ładny… - Uśmiechnęła się Refremo, po czym przestała już ugniatać sobie cycuszki, i podciągnęła skrawki materiału, zasłaniając nimi sztywne już suteczki.
- Czasami się przydaje... - Gabriel uśmiechnął się do dziewczyny. Również odrobinę zawiedziony, ale i świadomy, że nic nie mogło trwać wiecznie. - Wielu mężczyzn miałaś okazję podglądać? Znaczy oglądać? - poprawił się szybko.
- Paru było… a jeden nawet uciekł z wrzaskiem na mój widok - Roześmiała się, machając w lekceważącym geście ręką.
- Może nie lubił kobiet - zażartował Gabriel. - Albo nie zasługiwał na takie piękne widoki. I na rozmowę - dodał. Uśmiechnął się, a potem lekko westchnął. - Chyba już na mnie pora - powiedział. - A nuż się okaże, że Esme chodzi po klasztorze i mnie szuka... Byłaby zawiedziona.
- Szkoda… no ale dobrze… - Uśmiechnęła się Czerwona, po czym… roześmiała się wesoło i głośno - Mam cię odprowadzić??
- To byłoby bardzo miłe... - Gabriel skinął głową, a potem się również roześmiał. - Jeśli tylko zechcesz mi potowarzyszyć, to chętnie spędzę jeszcze kilka chwil w twoim towarzystwie.
Towarzystwo było miłe, faktycznie, ale sam wieczór odrobinę rozczarowujący. Deidre odstraszyła Esme, a potem poszła spać, Varinka uciekła, najwyraźniej nie zainteresowana czymś więcej, niż kąpiel, a Refremo... Cóż... Piersi miała wspaniałe i Gabriel wiedziałby, co z nimi zrobić, ale wodna panna była zdecydowanie zbyt gorąca jak na jego możliwości, jako że nie był żywiołakiem ognia.
Pozostawało wrócić do siebie i spróbować obudzić Deidre…

Po pewnym czasie podpłynęli więc na sam przód tych podziemnych atrakcji, do miejsca z ławeczkami, po drodze zauważając, iż pierwsza jaskinia była już pusta. Dwie pannice, które wcześniej oddawały się czułością, najwyraźniej już sobie poszły…

- To papapapapa! - Refremo pomachała Gabrielowi na pożegnanie z wody, obserwując jeszcze nagiego, oddalającego się mężczyznę z uśmieszkiem.
- Paaa! - Gabriel również pomachał na pożegnanie wodnej pannie, a potem wziął jeden z ręczników i zaczął się wycierać… i zauważył brak ubrania. Ławeczki były puste.
- Niby porządny klasztor, a złodzieje grasują... - Pokręcił głową z niesmakiem, a potem, zawinięty w suchy ręcznik, powędrował w górę schodów, zastanawiając się, czy za wszystkim stoi Varinka, czy też dwie panienki, które figlowały w jednej z jaskiń.
Ruszył więc do swojej izby, która była dwa piętra wyżej, i… gdzieś tam, za licznymi schodami i korytarzami. Półnagi, owinięty jedynie ręcznikiem, pośrodku klasztoru. Heh, opowiastka jak nic do piwa…

Kilka minut później, i piętro wyżej, odrobinkę tylko błądząc, usłyszał w pewnym momencie za sobą wymowne odchrząknięcie.
- A ty co wyprawiasz?? - Spytał jakiś kobiecy głosik.
- Taki niby porządny klasztor, a ubrania kradną - odparł, równocześnie się obracając. - Komu mogę złożyć skargę?
- A gdzie niby to straciłeś ubrania? - Spytała rozmówczyni, przyglądając się Gabrielowi z góry do dołu, z założonymi rękami.
- W ciepłych źródłach, czy jak tam nazywacie te ciepłe wody - odparł. - Varinka wskazała mi drogę, przedstawiła wodnej pannie, popływaliśmy trochę z Refremo... a gdy wróciłem na brzeg to ubrań nie było. To jakiś tutejszy obyczaj, czy może macie jakieś kolekcjonera cudzej odzieży? A może raczej kolekcjonerkę?
- Jeśli to nie była Refremo, to ktoś inny zrobił ci psikusa… na pewno rzeczy nie skradziono - Stwierdziła młoda kobietka.
- Refremo mnie odprowadziła do brzegu - odparł. - A psikus... mam nadzieję, że do rana moje rzeczy się znajdą - dodał, po czym obrócił się na pięcie i ruszył dalej, w poszukiwaniu swego pokoju.
- Taki sam jak Paladyn… - Mruknęła pod nosem pannica.
- Możesz sprecyzować? - spytał, zatrzymując się i obracając w jej stronę. - Zarzucasz mi brak humoru, czy brak zainteresowania twoją osobą? - spytał, lustrując ją od stóp do głów.
- Będzie jedno i drugie… - Rozmówczyni wzruszyła ramionkami.
- Jak rozumiem, wizja błąkania się nago po obcym klasztorze to szczyt przyjemności, a spotkanie ze mną, bez odzieży, by ci odpowiadało? - spytał z wyraźnym zainteresowaniem. - To drugie by było ciekawe... Zdecydowanie interesujące... Spotkanie, że tak powiem, na równych prawach...
- Nie bardzo rozumiem, o co teraz ci chodzi, no ale mniejsza z tym… - Pannica znowu wzruszyła ramionkami.
Gabriel nie skomentował tych słów swej rozmówczyni.
- Bieganie nago po korytarzach niezbyt mi odpowiada, ale z chęcią spędziłbym parę chwil z tobą w jakimś bardziej zacisznym miejscu - sprecyzował.
- Zdecydowanie za mało wypiłam… - Uśmiechnęła się krzywo rudowłosa.
- To masz pecha - odparł, po czym zostawił idiotkę i poszedł do swego pokoju. Miał nadzieję, że to ostatnie takie spotkanie tego wieczoru.

Jego rzeczy leżały na stoliku w korytarzu hospicium, ktoś je tam przyniósł.
Gabriel pokręcił głową i zabrał je. A potem wszedł do swego pokoju i poszedł spać.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 12-09-2021 o 20:56.
Kerm jest offline  
Stary 16-09-2021, 14:51   #106
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Po porządnym najedzeniu się i napiciu Kargar poczuł się odprężony. A i na towarzystwo nie mógł narzekać, zarówno Damia jak i Nann były uroczymi towarzyszkami, choć z wojowniczką miał zdecydowanie więcej tematów do rozmowy. Było to właśnie to czego potrzebował po trudach wyprawy, gdzie musieli się zmagać nie tylko z bestiami ale i z furią Talosa i Umberlee.

Udali się więc do sali ćwiczebnej klasztoru, która prezentowała się całkiem nieźle - mogła pomieścić sporo osób, choć aktualnie nikt inny tam nie ćwiczył, najwyraźniej większość kapłanek pozostała na uczcie albo udała się już na spoczynek. Na ścianie wisiał szeroki wybór drewnianego oręża do ćwiczeń, było nawet kilka rzeczy które Kargar z trudem rozpoznawał, czyżby coś z dalekiego południa? W każdym razie Nann wzięła klasyczny zestaw miecza i tarczy, a Kargar pewnie sięgnął po największy miecz, który złapał dwoma mocarnymi dłońmi tak jak lubił. Damia przysiadła z boku, ziewając zmęczona.

Wojownik stwierdził że się nieco przejadł na uczcie, nie spieszył się więc, pozwalając partnerce przejąć inicjatywę. Ta zdjęła buty i rozchełstała koszulę, widoki były więc niczego sobie. Ale zaraz okazało się, że wyczyny którymi się chełpiła nie były wyssane z palca, może nie była tak doświadczona jak Kargar ale wiedziała co robi, a jej ruchy były zręczne. Wyprowadziła serię szybkich pchnięć, sprawnie osłaniając się tarczą, i jeden z ciosów całkiem boleśnie ugodził Kargara w brzuch.

- No ruszaj się, pokażesz co potrafisz, czy tylko mi bajki o tych smokach opowiadałeś?! - Zawołała zadziornie. Mężczyzna stwierdził, że czas było coś pokazać i przestać gapić się na cycki.

- No wiesz, nie wypada bić gospodarzy, ale dobra, bron się!

Zaczął więc walczyć bardziej na serio, choć nie używał całej swojej siły, którą górował na klasztorną wojowniczką. Podchmieleni wypitymi wcześniej trunkami, rozkręcili się i z obu stron poszedł grad ciosów i zasłon. Wkrótce kapłanka przestała przysypiać i z niepokojem przyglądała się jak obaj pojedynkowicze zarabiają kolejne siniaki. Kargar starał się unikać zadawania ciosów w ładną głowę przeciwniczki, ale w końcu sam dostał mocno w czoło. Rozsierdzony tym, przestał się patyczkować i potężnym uderzeniem znad głowy wytrącił jej tarczę z taką siłą że się przewróciła. Spojrzeli na siebie, oboje sapiący i obici.

- Może wystarczy już? Nieźle mi dałaś popalić. -Uśmiechnął się Kargar, pomagając Nann wstać.

- No, może wystarczy, co? Zajmę się waszymi ranami. - Kapłanka podeszła do nich, przywołując swoją leczącą moc. Po chwili najgorsze siniaki zniknęły.

- Ja już więcej nie leczenia nie potrzebuje, trochę bólu to dla mnie nie nowina, od tego człek czuje że żyje. Za to skorzystałbym z tych waszych gorących źrodeł. -Wyszczerzył się po chwili wojownik, zastanawiając się czy Nann planuje już pójść spać.
 
Lord Melkor jest offline  
Stary 16-09-2021, 18:57   #107
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Amza wstała wypoczęta i uśmiechnięta, i po porannym "odświeżeniu się", wskoczyła Endymionowi do łóżka, przytulając się do jego torsu. Żadne z nich nie czuło głodu, i nawet nie myślało o śniadaniu… magiczne efekty wieczornej uczty wciąż sprawiały, iż byli najedzeni.

Paladyn czuł zmęczenie po nieprzespanej (i pracowitej) nocy w samych kącikach oczu. Nic wybitnego. Przysięgi i święcenia wzmacniały jego metabolizm ponad możliwości niemal kogokolwiek i jedna noc, a nawet tydzień bez snu nie robiły na nim większego wrażenia… choć nie były przyjemne. Gdy Amza wyszła przyjął swój endymionowy uśmiech. Nie był on szczery. Ork nie wątpił, że wygląda on fałszywie… więc zamknął oczy i postarał się oczyścić umysł. Nie myśleć o tym co się stało. Zepchnąć to na granice świadomości i skupić na tym co dopiero miało stać się tego ranka. Wyobraził sobie tę scenę na tysiąc-pierwszy sposób i uśmiech sam mu wykwitł na gębie.
- Dobrze… tego się trzymać.
Miał poprzeczkę postawioną wysoko. Nie mógł kłamać z powodu przysiąg i nie zamierzał ich łamać. One go definiowały. Bez nich nie był Endymionem. Wystarczyło jedno jego zawahanie w nieodpowiednim momencie. Grymas, albo nieuzasadnione niezadowolenie aby sprowokować pytanie którego może nie będzie w stanie wyminąć. A to nie był dobry moment na prawdę... To był paskudny moment na prawdę i jeszcze dłuższy czas miało nie być dobrego.

Gdy wróciła i wskoczyła mu do łóżka przesunął się trochę w bok, aby zrobić jej miejsce i sam objął ją ręką.
- Hej, kruszyno… - przywitał się przecierając twarz wolną dłonią - Wyspana? - Zapytał.
- Tak… ale spanie w osobnych łóżkach jest do niczego… - Mruknęła Amza, przytulona do niego z główką na torsie Orka, i nóżką właśnie zarzucaną na jego nogę.
- Tsk… tu nie mogę się kłócić - przytaknął suwając palcami tam i z powrotem po jej biodrze i talii - milej się leży mając śliczną dziewczynę pod ręką - dodał z głową wygodnie w poduszce, zamkniętymi oczami i lekkim półuśmiechem na twarzy.
- Jesteś głodny? Bo ja dalej po uczcie najedzona… w sumie to się obżarłam, popiłam, i spałam… - Zachichotała lekko drapiąc go leniwym ruchem palców po brzuchu.
- Oj, widziałem jak obżarta byłaś gdy kładłem cię do łóżka przed źródłami. Brzuszek ci wydęło, że bałem się, że pęknie - zaśmiał się serdecznie do dziewczyny i pocałował ją w czoło - Też się obżarłem i też wciąż nie jestem głodny. Najwyraźniej magia działa ponad zwykłe stworzenie jedzenia. Siostrzyczki które wyczarowały ucztę muszą być bardzo zdolne.
- Hmm… to może tak, na pozbycie się sadełka… - Palce dziewoi przesunęły się na brzuchu Endymiona niżej, lekko drapiąc zdecydowanie poniżej pępka…
- Hmmm… - mruknął z zadowoleniem paladyn - Pomysł przedni, ale w takim razie teraz ja potrzebuję chwili, jeśli jesteś obdarzona zmysłem powonienia. Sądząc po niesmaku w ustach mógłbym powalić oddechem trolla - uśmiechnął się bezczelnie, prezentując kły i wstał powoli “ukradkowo” składając jeden pocałunek w szyję Amzy gdy przesuwał się nad nią.
- Jestem nie długo, nigdzie nie wychodź! - polecił zamykając za sobą drzwi… by znów się w nich pojawić niecałe dziesięć minut później. Amza wciąż leżała w jego łóżku, przykryta kołderką, jednak już wyraźnie bez piżamki… i udawała, że śpi, leżąc na pleckach.
- Ou… zasnęła… - jęknął Endymion niby-niezadowolonym półszeptem, ale na tyle głośnym by go słyszała… próbująca jakoś nieudolnie powstrzymać chichot, przykrywając poooowolutku głowę i twarz kołdrą… przez co odsłoniła sobie nieświadomie stópki.
- A teraz jeszcze zniknęła? Gdzie ona się mogła podziać? - pytał paladyn gdy opierał się o framugę łóżka, pochylając się nad Amzą. Chwilę potem złożył pierwszy słodki pocałunek na jej małym palcu nogi. Potem drugi na jej stópce… każdy kolejny był odrobinę wyżej, odrobinę intensywniejszy, odrobnę…. bardziej. Amza najpierw wesoło chichotała, ale już po chwili zaczęła mruczeć pod kołderką z zachwytu, wśród powoli wędrującej coraz wyżej i wyżej głowy Orka. W końcu cichutko jęknęła gdy Endymion powoli piął się coraz wyżej, sięgając już jej łydek, kolan, ud… w końcu pod kocykiem ukazał mu się ten wyczekiwany przepiękny widok. Wtedy zrobił się delikatniejszy. Pierwsze kilka chwil drażnił się z nią… muskał ustami, samym koniuszkiem języka. Całował z siłą, ale tuż obok… a potem się zaczęło na poważniej. Kochali się powoli, czule i wręcz słodko. Wiele było pocałunków, trzymania się za ręce… miłości.


Amza w końcu ruszyła się jako pierwsza, wychodząc z łóżka, i ubierając piżamkę. Uśmiechnęła się przelotnie do Endymiona, po czym zaczęła pakować swoje rzeczy…

Paladyn miał wrażenie, że aż pobladł gdy to zobaczył. Usiadł na łóżku chwytając się dłonią za skronie. Nie był gotowy na tę rozmowę, bo myślał, że już ją odbyli, że rozumiała. Podszedł do niej w końcu, uklęknął za nią i przytulił do siebie z siłą która wręcz zmusiła ją do przerwania pakowania.
- Kruszyno, gwiazdko moja… wiem, że chcesz iść, ale nie mogę na to pozwolić. Przepraszam cię.
- Nie… nie rozumiem… - Dziewoja zadrżała na całym ciele, stojąc do niego tyłem, tak jak ją złapał - ...przecież już wyjaśniliśmy, i… idę? - Szepnęła łamliwym głosikiem.
- Amza… - głos paladyna drżał - Umierałaś wczoraj. Dwa razy. Ja nie mogę. Ciebie. Stracić… a będzie gorzej. Będzie niebezpieczniej. Kruszyno… to tylko cztery-pięć dni i wrócę po ciebie, nic mnie nie zatrzyma, żaden król czy demon, ani smok. Choćbym przez Otchłań miał sobie wyrżnąć drogę… wrócę po ciebie i zabiorę… pojedziemy do Neverwinter, przedstawię cię mojej siostrze. Bardzo będzie chciała cię poznać. Ale teraz JA potrzebuję ciebie abyś tu na mnie poczekała.
Jej ramiona zadrżały, przez jej tors przeszły spazmy… zupełnie jakby bezgłośnie płakała.
- Ale… no… wy też nie macie lekko… a ja… miałeś mnie uczyć… żebyśmy razem… na szlaku… razem… - Załamał jej się głosik, i skryła twarz w dłoniach, tym razem już zdecydowanie, i to również słyszalnie, szlochając.
- I nauczę - odpowiedział Endymion wymuszając na swoim głosie zdecydowanie - ale ta wyprawa to nie jest na to miejsce ani czas. Amza… - paladyn odwrócił ją do siebie, a ona becząc na całego nadal skrywała twarz w swoich dłoniach - to tylko kilka dni. Nic więcej. I po tym przez długi czas nie spędzisz ani jednej nocy z dala ode mnie. Jesteś moja i nie odpuszczę ciebie. Rozumiesz?

Amza jednak pokręciła przecząco głową. W końcu zabrała dłonie z twarzy. Załzawione oczka, łzy płynące po policzkach, drżące usteczka… nawet jej z nosa lekko pociekło.
- Ale... ja… tak... nie chcę… - Wymamrotała, unikając jednak jego wzroku, wpatrując się gdzieś w bok.
Serce Endymiona krajało się na kawałki gdy widział ją w takim stanie… szczególnie, że jedną decyzją mógł to odwrócić… ale nie mógł.
- Kruszyno. Mów do mnie. O co naprawdę chodzi? Czemu aż tak cię boli te kilka dni rozłąki? Wyjaśnij mi to abym mógł zrozumieć.
- Nie chcę tu zostawać… - Zacisnęła piąstki - Nie z obcymi ludźmi… choćby nie wiem jacy mili byli… nie chcę… nie chcę! NIE CHCĘ!! - Po raz pierwszy, odkąd ją poznał, Amza zrobiła się głośniejsza. Ściągnięte brewki i usteczka, zaciśnięte piąstki… i nawet przytupnęła.
- Nie chcę tu zostawać sama!! - Wprost już krzyknęła, prawie Orkowi w twarz, z błyszczącymi od łez bliznami na policzkach.
- Amza! - paladyn pierwszy raz podniósł głos poza walką od… nie pamiętał kiedy.
- Ja cię kocham! - Ryknął na nią głośniej niż ona byłaby w stanie choćby ze wszystkich sił chciała, pierwszy raz wprost mówiąc te słowa, a ją aż "trzepnęło" od takiego tonu, i nawet na sekundę się wystraszyła.
- I gdybyś zginęła to… ja… nie potrafiłbym… nie chciał… - słowa uciekły paladynowi na kilka chwil. Nie wyglądał wtedy wcale jak wielki wojownik, nieustraszony paladyn, nie jak ork. Amza, znowu płacząc, opadła na kolanka tuż przed nim, po czym skryła ponownie twarz w dłoniach, i przechyliła się w przód, ku Endymionowi…
- Przepraszam, że krzyknąłem - powiedział już zupełnie spokojnym głosem gdy ją obejmował - Po prostu się boję. Jestem przerażony myślą, że mogło by coś ci się stać, że nie byłbym dość silny aby ciebie obronić.
Wtulona w niego, pochlipująca i… posmarkująca Amza, coś tam wymamrotała niezrozumiale pod nosem. Żachnęła się.
- Zrobisz… jak... uważasz… ja też cię kocham… - Szepnęła.
Nie mogła tego widzieć, ale paladyn zmarszczył brwi gdy usłyszał te legendarne słowa które każdy mężczyzna wręcz pragnął usłyszeć. “Zrobisz jak uważasz”. Niech to czart…
- Jeśli byś poszła mogłabyś zginąć… to nie wydaje ci się trudne, ale… co jeśli ja bym zginął ratując ciebie? Już wcale nie jest łatwo, prawda? Miałabyś wtedy siłę mimo wszystko iść naprzód? Wbrew wszystkiemu żyć i w końcu, po jakimś czasie być szczęśliwa? Bo jeśli nie to przepraszam, ale wolę zostawić cię tu samą i czuć się winny twojego płaczu, niż ryzykować.
- I tak źle, i tak niedobrze… - Wprost wysmarkała mu cichutko w ramię(!) dziewoja, chyba już sama nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć.
- Wiem, kruszyno… tutaj nie ma dobrego wyboru. Jest tylko mniej zły. I choć naprawdę nie chcę się z tobą rozstawać nawet na te kilka dni, to wciąż… mniej złym wyborem wydaje się pozostawienie ciebie, tu gdzie jesteś bezpieczna.
- Jak chcesz… - Powiedziała cichutko Amza, ciągnąc głośno nosem przy uchu Orka.
- Nie chcę. Absolutnie tego nie chcę. Ale tak będzie lepiej.
Endymion był jak zawsze cierpliwy i dał jej czas się uspokoić cały czas ją tuląc, z początku na podłodze, potem siedząc na łóżku.
- Mamy jeszcze coś do załatwienia. Chodź, będę w tym potrzebował twojej pomocy. Ale najpierw przemyjemy ci pyszczek, w porządku? - zapytał z lekkim zachęcającym uśmiechem, ale w jego oczach było widać iskierki ekscytacji. Dziewczę westchnęło, po czym po chwili zastanowienia, Amza kiwnęła potakująco główką.


Sorne oczekiwała ich… w swojej komnacie. Endymion mimowolnie przełknął ślinę. Szybko odrzucił absurdalną myśl by kapłanka była tak wykończona by wciąż leżeć jak ją zostawił, bo była absurdalna, prawda? Zapukał.
- Sorne, przyszedłem z Amzą w sprawie o której rozmawialiśmy!
Z ledwością powstrzymał się by nie zaakcentować wyraźniej “z Amzą”.
- Masz teraz czas?
- W sumie nie ustaliliśmy wczoraj dokładnej godziny ponad “jutro rano” - wyjaśnił dziewczynie.
- Oczywiście! Otwarte, wchodźcie… - Odezwała się z wewnątrz Najwyższa Kapłanka.

W izbie pachniało perfumami, a pościel na łożu była przebrana. Sama Sorne z kolei miała na sobie długą, biała suknię. Amza z zaciekawieniem rozglądała się po komnacie…
- O, skóra niedźwiedzia - Powiedziała cicho dziewczyna.

Paladyn zamknął za sobą drzwi i dał sobie jeden krótki moment nim spojrzał do wnętrza komnaty. Po kapłance wzrok momentalnie sam mu uciekł do ściany przy której wczoraj zaczęli.
- Dzień dobry, Sorne. Mam nadzieję, że dobrze spałaś - rzucił standardową grzecznościową formułkę i dopiero gdy słowa opuściły jego usta dotarło do niego jak niesamowicie dwuznaczne jest to pytanie w zastanym kontekście.
- Dzień dobry… - Powiedziała i Amza, nawet lekko dygając, gdy za jej plecami dziewczyny ork krzywił się zadając sobie nieme pytanie “ja na prawdę to powiedziałem?”
- Spałam… jakoś tak wykończona - Sorne drgnęły usta do uśmieszku, ale skupiła wzrok na Amzie, miło się do niej uśmiechając, po czym ustawiła taborecik na skórze niedźwiedzia.
- Usiądziesz? - Spytała dziewoję, a ta zerknęła zdziwiona na Paladyna…
- Zobaczysz zaraz - odpowiedział na niezadane, a “spojrzane” pytanie starając się nie uśmiechać jak głupi do sera… to nie było łatwe. Amza usiadła więc, troszkę taka jakby poddenerwowana.
- Nic się nie bój wróbelku, mamy dla ciebie małą niespodziankę… - Sorne przyklęknęła przy dziewczynie z uśmiechem, po czym wyciągnęła do niej dłonie… Amza po chwili je pochwyciła.
- Taki mały prezencik… - Dodała kobieta, mrugając do niej, na co dziewczyna lekko poczerwieniała, a Endymion opuścił głowę aby ukryć lekki zbereźny uśmiech. Kapłanka z kolei zaczęła coś recytować. Po chwili puściła dłonie Amzy, kładąc je jej samej na kolanach… sama zaś pochwyciła swój święty symbol na szyi, a palcami drugiej dłoni po kilku gestach delikatnie ujęła podbródek dziewczyny, i wpatrując się w jej twarz z miłym uśmiechem nadal wymawiała słowa magii… po kilku dłuższych chwilach skończyła. Uśmiechnęła się, stuknęła delikatnie palcem po nosie Amzy, po czym wstała.
- No to już… - Sorne zerknęła na Endymiona.
- Co "już"? - Zdziwiona Amza spojrzała na Orka… a temu momentalnie zebrały się łzy w oczach ze wzruszenia. Podszedł do niej, a jeden krok wręcz mu się zachwiał, przyklęknął i ucałował w czoło długo i czule, obejmując jej buzię dłońmi.
- Patrz - wskazał ręką coś za jej plecami… a tym czymś było duże lustro, przy toaletce Sorne. Amza wstała, i powoli tam podeszła… i zaczęły jej się trząść rączki. Nogi zresztą też. W końcu zauważyła o co chodziło, w końcu do niej dotarł fakt, iż w odbiciu w owym lustrze, na jej twarzy… nie było już blizn. Pisnęła.
- Łap ją - Mruknęła Sorne.

Amza zemdlała, ale nim upadła na podłogę, złapał ją paladyn i taką bezwładną wziął na ręce podtrzymując głowę. Nie powstrzymał się aby choć przez chwilę nie poprzyglądać się jej buźce.
- Jeszcze raz, niesamowicie dziękuję - zwrócił się do Sorne, a łza wzruszenia już spływała mu po orczym policzku. Trzymał ją wciąż, wyobrażając sobie jak budzi mu się w ramionach. Jakoś tak egoistycznie chciał aby to jego wzruszoną gębę zobaczyła pierwszą w tamtym momencie… Sorne skierowała go do łoża.
- Połóż, ją, usiądź przy niej - Powiedziała, po czym z uśmiechem starła kciukiem łzę z policzka Endymiona, przy okazji go delikatnie po nim na moment gładząc.
Paladyn uśmiechnął się do niej czule i kiwnął głową.
- Masz rację. Oczywiście, masz rację… - odpowiedział odrobinę nieobecny. Położył Amzę wygodnie na łóżku, odrobinę w głębi aby móc przy niej usiąść i zdjął jej pantofelki.
- Uczyniłaś dziś życie jednej dziewczynki lepszym i jednego orka bardzo szczęśliwym. Wiem, że już to mówiłem, ale muszę… na zawsze jestem przyjacielem klasztoru. Twoim przyjacielem.

Sorne w tym czasie wzięła ze swojej toaletki mniejsze lusterko, a z innego stolika jakąś fiolkę… oba przedmioty podała Endymionowi, uśmiechając się czule.
- Już dobrze, już dobrze… niech twój wróbelek cieszy się pełnią życia - Mrugnęła do niego - Tu masz sole trzeźwiące, podetknij jej pod nos to się ocknie… a lusterko się chyba również za chwilę znowu przyda…

Zrobił jak przykazała. Położył lusterko obok Amzy, chwycił ją jedną ręką za dłoń, a drugą przytknął prawie pod nosek buteleczkę czekając cierpliwie… po chwili nosek dziewczyny się zmarszczył, jak i brewki. Ocknęła się, otwierając gwałtownie oczy.


Piski szczęścia. Łzy radości. Niekontrolowany bełkot dziewczęcia, spoglądanie w lustereczko, dotykanie palcami własnej twarzy… śmiech, łzy, nieopisane szczęście. Uwieszona na szyi Endymiona, klęcząca na łożu, wprost go niemal już przewracała, taka pełna radości… Sorne usiadła na taboreciku, gdzie wcześniej siedziała Amza, przyglądając się scenie z czułym uśmiechem.

Endymion chyba nigdy nie był szczęśliwszy niż w tym momencie. Każdy pisk Amzy, jej łzy szczęścia, jej śmiech, jej… wszystko. Czuł jak z każdą chwilą serducho mu bije coraz bardziej i bardziej… dla niej. Nie powstrzymywał łez, gardło mu się zaciskało widząc jak szczęśliwa była jego kruszyna. W tej chwili czuł, że jeśli ostatnie dekady jego osobistej krucjaty prowadziły go do tego właśnie momentu… to były one tego warte po wielokroć. Tulił ją, gdy rzucała mu się na szyję, i z wielką radością puszczał, gdy prawie co chwilę rzucała się ponownie do lusterka. Obrazy te wyrywał głęboko w pamięci, chciał pamiętać wszystko. Ton jej głosu, uśmiech, odcień zarumienionych policzków, migoczące, pełne szczęścia oczęta, siłę z jaką na niego wskakiwała. Wszystko… w pewnym momencie, Amza w końcu zerknęła i na Sorne. Ucałowala Endymiona w policzek, po czym dała susa po łóżku na wszystkich czterech, następnie zeskoczyła na podłogę, i pognała do kobiety. Przy niej zaś przycupnęła na kolankach, po czym… zaskoczonej i zmieszanej nieco Najwyższej Kapłance… zaczęła całować dłonie.
- Pani dobrodziejko! Dziękuję! Pani wspaniała, to cudne wszystko, ja naprawdę, z całego serca… - Mamrotała dziewoja, a Sorne gładziła ją po głowie, w końcu jakoś uwalniając jedną swoją dłoń.
- Wszystko dobrze, wszystko dobrze. Wasze szczęście raduje i moje serce… - Mówiła czule Kapłanka.
Paladyn siedział na łóżku i wycierał dłońmi łzy z policzków i z oczu. Nie wstydził się ich. Nie w tym kontekście. Nie przed Sorne. Ale łaskotały z dołu szczęki za każdym razem gdy chciały skapnąć w dół.
- Zbieraj coś zasiała - uśmiechnął się do kapłanki serdecznie widząc jej zmieszanie. Rozumiał ją. Też by się czuł niezręcznie na jej miejscu, ale też oni oboje doskonale rozumieli reakcję Amzy i że gdy czuło się aż taką wdzięczność… miało się wręcz fizyczną potrzebę aby ją okazać, a każdy z tych gestów wdzięczności tylko jeszcze podkreślał i potwierdzał prawdziwość szczęścia. Po kilku dłuższych chwilach, wiedziony impulsem uklęknął przy nich na kolano i obie objął w uścisku… też był wdzięczny i też chciał tę wdzięczność okazać.
- Dobra, kruszynko… - puścił po chwili - oboje byśmy teraz wycałowali Sorne i dziekowali jej jeszcze trzy godziny, a i tak nie mieli dość, ale dość już czasu zajęliśmy. Na pewno ma swoje obowiązki. Będziesz miała jeszcze wiele okazji podziękować - ucałował w skronie i Amzę i Sorne, po czym wstał.
- Dobrze już gołąbeczki, bo i ja się rozkleję… - Najwyższa Kapłanka teatralnie paluszkiem przetarła się pod okiem - To teraz mykajcie, i cieszcie się życiem… a w całym klasztorze już obowiązki i tak padły Endymionie, wszystkie siostry tylko mają oczy za waszą kompaniją… - Powiedziała kobieta z przelotnym uśmiechem.
 
Arvelus jest offline  
Stary 16-09-2021, 19:29   #108
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
"Gąski" chciały rano powtórki z rozrywki, wprost budząc Bharriga pieszczotami i chichotami schowane obie pod kołderką…

Bharrig zamierzał nie zawieść ich pod tym względem - w istocie, jeśli tylko wyposzczone dziewczęta miały poczuć się lepiej po wizycie Druida, to… Czemu nie? Bharrig figlował z Ritą i Alix, ile mógł - w różnych konfiguracjach, niczym wytrawny skrzypek dobierając odpowiednie akordy i uderzając w te struny, które były dla dziewcząt najprzyjemniejsze. Jedna go ujeżdżała, druga siedziała na twarzy… potem się zmieniły. Jedna leżała na drugiej, a on brał raz tą, raz tamtą. Obie wypinały pupcie obok siebie, a on jedną zabawiał swoim "orężem", drugą paluszkami… póki nie doszło do zmiany. Oj tak, roboty było sporo, ale walczył z dwoma młódkami dzielnie…

Tak zastały ich promienie nadchodzącego dnia, które przebijały się przez kotary do komnaty, oświetlając ciała kochanków, które falowały rytmicznie w ekstazie. Krasnolud ujeżdżał Alix, a każde kolejne pchnięcie znaczył mokry dźwięk i jęk dziewczyny, która dyszała ciężko, będąc zaspokajana przez Bharriga.

W międzyczasie, Rita masowała zapalczywie swój krzaczek, będąc w pobliżu tamtych dwojga i napawając się widokiem spoconej Alix. Po paru chwilach, zmieniwszy pozycję, Alix przybliżyła się do Rity i ukryła twarz w jej łonie. Dziewczyna, rozkraczając nogi przed jej twarzą, jęczała z rozkoszy.
- Mogłabym… tak… aaach… co dzień…
- Ja… mmmmm… też… oooch! - Jęczały pannice.

To były wspaniałe chwile, to były wspaniałe, wspólnie spędzane godziny. I Bharrig, on chyba w sumie też mógłby tak codziennie. Aż żal było myśleć o opuszczeniu klasztoru w ciągu kilku najbliższych godzin... więc o tym nie myślał! Do boju, do boju! Zaspokoić gąski!

Zatem, do boju. Bharrig zaspokajał. A zaspokajał na potęgę, bowiem apetyt dziewcząt zdawał się wzrastać w miarę przysłowiowego jedzenia. Alix i Rita zdawały się wręcz nienasycone męskością Bharriga i apetytem na intymność, bowiem nie skąpiły w pieszczotach dla siebie, krasnoluda i dla tygrysa, kiedy tylko w rzadkich momentach były zbyt zmęczone, aby podołać.

Zaiste, krasnolud zdążył poznać krajobraz dwóch dziewek za dwa dni lepiej, niż niejeden mąż poznaje swoją żonę w rok. Dziewczyny także były zainteresowane pokazywaniem swoich cudownych zakamarków w przeróżnych kombinacjach, niby struny harfy szarpane w cudownej kompozycji.

Jedna z dziewczyn, tym razem Rita (zmieniały się oczywiście) ujeżdżała Bharriga. Jej smukłe ciało, oświetlane przez promienie wschodzącego słońca, podrygiwało rytmicznie. On sam nie wiedział, zajęty z kolei wdziękami drugiej dziewki. Ta, prezentując swoje wdzięki przed jego twarzą, dawała wyraz swojemu zachwytowi co do tego, co też tam wyprawiał Druid, który starał się jak najlepiej.

Innym razem Bharrig ujeżdzał dwie za jednym razem, biorąc to jedną, to drugą i porównując doświadczenia z eskapad z jednego, to drugiego wnętrza.



Eksperymenty przeciągnęły się w ten sposób długo - ale, kto liczył czas? Dość powiedzieć, że kiedy krasnolud skończył swoją robotę, Rita i Alix leżały, wtulone w siebie, wyczerpane i nasycone - przynajmniej na jakiś czas.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 22-09-2021, 19:02   #109
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Góry Burzowe
Zachodnie Ziemie Centralne

Późniejsza lokacja... Leże smoczycy?
Grubo przed południem

Noc minęła spokojnie i przyjemnie, i nastał nowy dzień w klasztorze. Na dworze burza śnieżna się skończyła, nie pozostało więc nic innego, jak ruszyć w dalszą drogę, by wykonać swoją misję.

Zostało również siedem dni, by przywołać do życia Agamemnonna.

Niechętnie, baaaardzo niechętnie, większość opuściła ciepłe pierzyny, i urocze towarzystwo, ale jak mus, to niestety mus… głodny nie był nikt, efekty wczorajszej, wieczornej uczty nadal wywoływały uczucie sytości, żadnego śniadania więc nie było. A zresztą, siostry i tak nic nie przygotowały, i same również nie jadły, bo również nie musiały dzięki magicznej uczcie.

~

Pożegnania były wylewne, i było wiele buziaków, i miłych słówek, i obściskiwań, i… prezentów??

Amza miała zostać w klasztorze na czas ich poszukiwań smoczej jamy, i Amza… była bez kapturka. Jej twarzy z kolei nie szpeciły już żadne blizny. Najwyraźniej została magicznie wyleczona!

Bharriga najpierw obie "jego gąski" wycałowały, tygrysa również, a potem Druid otrzymał od dziewcząt dwa mocne, lecznicze eliksiry.

Kargar otrzymał buziaka w policzek od Nann, i dwie mikstury, które ponoć miały wzmocnić jego siłę w krytycznym momencie.

Amarę również wycałowały dwie nieco starsze siostry (wywołując rumieńce u Mniszki), a ona dostała... piórko i eliksir leczniczy.

Deidre i Gabriel… no cóż. Ich nikt nie wycałował, ale były uśmiechy, i miłe słowa na pożegnanie, i po jednej słabej miksturze na podróż…

Ale na tym nie był koniec niespodzianek.

- Napadało wiele świeżego śniegu, wasza podróż na drugą stronę góry będzie karkołomna i czasochłonna, no chyba, że… - Uśmiechnęła się Najwyższa Kapłanka, i wyciągnęła zwój - ...polecicie. Polecicie szybko, pod postacią chmurki, wszyscy razem blisko siebie. I w kwadrans, może dwa, będziecie na miejscu.

I jak tu ich wszystkich nie kochać, jak tu nie wrócić, pozostać w klasztorze na naprawdę długi czas, ciesząc się tym co oferowały… może później.

Niedługo.

Kiedyś.

Na pewno.



Drużyna w gazowej formie, przypominając chmurkę, zasuwała drogą powietrzną, i to z naprawdę niesamowitą prędkością(można i lecieć nawet 100km/h!) bardzo szybko oblatując górę, by wkrótce znaleźć się po jej drugiej stronie… nic ich po drodze nie atakowało, nic im nie przeszkadzało.

W końcu również na zboczu zauważyli wielką pieczarę, która musiała być byłym legowiskiem Shorliail, nie mogło być inaczej!

Ale…

Ale przed pieczarą, na zboczu góry, kręcił się chyba z tuzin zbrojnych Orków z Worgami, pilnujący najwyraźniej jakiejś starej Orczycy między nimi, która machała kosturem, i chyba coś czarowała… zbocze góry, na naprawdę dużym jego obszarze, ciągnąc się i w dół, gdzie był nawet mały lasek, nie było z kolei już pokryte żadnym śniegiem. Stara Szamanka manipulowała pogodą, czy tam pobliskim terenem, by pozbyć się efektów burzy śnieżnej i zimna?

Towarzystwo zmieniło więc nieco kurs, lądując w owym lasku, z dala od ewentualnych, niepowołanych ślepi, przyjmując ponownie cielesną formę. Należało się naradzić, i wykuć na szybko jakiś plan dalszego działania… w końcu chyba się nie rzucą na ślepo, być może prosto w jakiś cały klan zielonoskórych?






***

Komentarze za chwilę...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 27-09-2021, 19:29   #110
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kargar, po odpoczynku w klasztorze i przyjemnej nocy spędzonej z pewną wojowniczką z nadzieją patrzył w przyszłość i powodzenie misji. Otrzymali pomoc, a resztę drogi do legowiska pradawnej smoczycy przebyli razem z wiatrem. Teraz spoglądał w kierunku, w którym przebywały orki.
- Ciekawe co one tu robią, może też chcą smoczych skarbów? Trzeb by sprawdzić ilu ich jest, jak tylko dwunastu to chyba damy radę, co nie?

- Niechybnie, wieści o pustej smoczej jamie dotarły także do nich - zawyrokował Druid stoickim tonem. - Obecność orczej wiedźmy jednak zmienia sporo - rzekł Druid. - Jeśli doszłoby do walki, szamanka mogłaby ją utrudnić. Orkowie niekoniecznie jednak muszą z nami walczyć. Być może Endymion mógłby się z nimi rozmówić i wypytać się ich. Jeśli jednak będzie potrzeba walczyć, łatwiej byłoby ich wciągnąć w zasadzkę lub wywołać lawinę. Jeśli udałoby nam się rozdzielić grupę, walka byłaby łatwiejsza.

Wyrzekłszy swoje, Bharrig zmrużył oczy i spoglądał na szczyt powyżej posterunku orków.

- Z orkami ciężko się dogadać - zamyślił się Endymion - Bharrig… gdy przybyłeś po nas w czasie burzy byłeś żywiołakiem. Możesz to powtórzyć? Podróżując pod powierzchnią wiesz co się dzieje na górze? Dałbyś radę potwierdzić, że to wszyscy w okolicy? Przydałby się zwiad. Abyśmy wyszli do nich z wyciągniętą jedną ręką, ale w drugiej mieli gotowy nóż.

- Nie tak dużo, jakbym był w powietrzu, ale mogę - uśmiechnął się Druid.<Zakładam, że mogę, Earth Elemental ma tremorsense. W burzy was znalazłem, to coś widzieć musiałem :PPP>

- Szamanka to największe zagrożenie - potwierdził Gabriel. - A czy się z nimi dogadamy? Wątpię. Raczej uznają, że nasza obecność im przeszkadza i postarają się nas wyeliminować.
- W istocie - zgodził się Druid. - Postanówmy zatem: najpierw zrobię zwiad i spróbuję wywiedzieć się, czy ten oddział orków z szamanką to jedyne zagrożenie. Później, cóż, pozostanie nam uderzyć. Najlepiej jednak będzie, jeśli zwabimy ich w jakieś miejsce. Mogę zakląć teren, aby poranił i spowolnił szarżujących na worgach. Mogę także kontrczarować zaklęcia wiedźmy, jeśli tylko będę miał czas.

Postanowiwszy, aby zacząć od zwiadu, Druid począł ponownie zmieniać swoją postać - tak samo jak poprzednio, po paru krótkich chwilach przed towarzyszami Bharriga stanął stwór całkowicie uformowany ze skał i gliny, z grubsza tylko przypominając sylwetkę krasnoluda, a który jednak był całkiem spory, znacznie większy, niż ostatnim razem. Żywiołak dosłownie zapadł się pod ziemię, nie zostawiając żadnych śladów.

Będąc już pod ziemią, Bharrig sunął w stronę obozowiska orków.

Endymion myślał przez chwilę nad słowami wieszcza gdy krasnolud nurkował w ziemi.
- Wciąż bym z nimi porozmawiał. Jak Bharrig wróci myślę, że pójdę do nich. Najpewniej dojdzie do walki, ale może czegoś się dowiem? Bharrig będzie mógł zaatakować szamankę od dołu gdy uformuje się front i będzie się ona czuła bezpieczna za ścianą swoich wojowników.
- Jeśli uważasz, że cię natychmiast nie zabiją, to możesz spróbować. - Gabriel był pełen wątpliwości. - Lepsza rozmowa, niż walka. Z drugiej strony... I tak bym im nie wierzył. Jakoś nie mam do nich zaufania.
- Ciekawy pomysł, w sumie masz orczą krew… - zainteresował się Kargar.
- Przebywałeś dużo z orkami, bo jako paladyn chyba wątpię?… tak czy inaczej może dojść do bitki, więc będziemy cię ubezpieczać.
Endymion uniósł brew pytająco na chwilę.
- Jestem czystej krwi orkiem. Urodzony z orczycy z haremu orka. Nie aby jakoś mi uwłaczało przypisywanie mi ludzkiej krwi. - Wzruszył ramionami. - I spędziłem w plemieniu pierwsze paręnaście lat życia. Dlatego nie sądzę by były duże szanse na uniknięcie rozlewu krwi, ale warto spróbować. A jak Bharrig poczęstuje mnie tą korową skórą to nie boję się by byli w stanie zrobić mi poważną krzywdę dosyć szybko byście nie zdążyli dobiec.
- Zaraz wracam - powiedział Gabriel. - Rozejrzę się troszkę i zaraz wrócę - powiedział.
A że nie było wiadomo, czy jednak wkrótce nie dojdzie do starcia, rzucił na swój puklerz zaklęcie, mogące chronić mu skórę w czasie tejże (na razie potencjalnej) potyczki.

W niektórych momentach towarzystwo, nawet przyjaciół, było zbędne. Ten moment też do takich należał, jako że Gabriel nie tylko miał zamiar rozejrzeć się, czy czasem jacyś przeciwnicy nie znaleźli się za ich plecami, ale i załatwić coś, co niektórzy eufemistycznie zwali drobną potrzebą naturalną.
To zajęło mu raptem ułamek minuty, po tym zaś czasie faktycznie rozejrzał się by sprawdzić, czy ktoś, jakimś dziwnym trafem, nie skrada się w stronę jego przyjaciół… i w pewnym momencie, zauważył, iż gapi się na niego jakaś Orczyca, która wyłoniła się spomiędzy drzew. Była muskularna, skromnie odziana, miała groźnie wyglądającą maczugę, i… warczała pod nosem, wpatrując się w Gabriela.


Oboje dzieliło około tuzina kroków…

Gabriel zaklął pod nosem.
Dziewczyna wyglądała jak uosobienie dzikiej kobiecości, ale równocześnie nie sprawiała wrażenia przyjaznej. Wieszcz rzucił więc na orczycę pierwsze zaklęcie, jakie przyszło mu do głowy, a które miało unieruchomić potencjalną przeciwniczkę… jednak nic z tego. Zielonoskóra jedynie potrząsnęła głową, po czym z głośniejszym już warkotem rzuciła się ku Wieszczowi, przebywając dzielącą ich odległość w zaskakującym tempie, po czym zadała cios maczugą, który o włos chybił ciała mężczyzny.
- Piękny początek przyjaźni - mruknął Gabriel, odsuwając się nieco od oponentki, by móc zrewanżować się za cios kolejnym zaklęciem, które tym razem miało obdarować orczycę serią bolesnych, acz nie zabójczych uderzeń. Pierwszy promień ją trafił, drugi również… i kontratakowała już z istną, dziką furią. Jej maczuga przypieprzyła Gabrielowi solidnym ciosem, a po chwili i kolejnym, a mężczyźnie aż ugięły się nogi.

Cóż... żarty najwyraźniej się skończyły. Na szczęście Gabrielowi udało się ustać na nogach. Odsunął się od wściekłej baby, po czym ponownie rzucił zaklęcie, które już parę razy go zawiodło. No ale gdyby i tym razem nie udało się zatrzymać przeciwniczki, zamierzał użyć bardziej nieprzyjemnych czarów. Jeniec co prawda by się przydał, ale wszystko miało swoje granice. Wieszcz uchylił głowę przed kolejnym ciosem maczugi, po czym rzucił zaklęcie, i… Orczyca zastygła w bezruchu, szykując się do kolejnego ciosu. Wpatrywała się w niego wściekle, oddychając przez nos.

Gabriel odetchnął z ulgą. Na parę chwil zapanował spokój, ale to nie mogło trwać wiecznie. W każdej chwili orczyca mogła wyzwolić się z okowów, jakie narzucił na nią czar. Lepiej było poczynić kilka kroków, mogących zapobiec dalszej przemocy. Wyciągnął więc z ręki przeciwniczki maczugę i odrzucił ja na bok, a potem rzucił na siebie zaklęcie leczące. Na wypadek, gdyby doszło do kolejnego starcia, wolał być w pełni sił.
Orczyca nagle się poruszyła, i wśród ryku próbowała strzelić Gabriela z pięści w mordę, jednak ten się w porę uchylił…
Było rzeczą jasną, że szczęście nie mogło trwać zbyt długo. Najwyraźniej orczyca nie potrafiła zrozumieć, w jakim momencie przerwać walkę. Gabriel więc odsunął się od przeciwniczki i ponownie poczęstował ją zaklęciem zadającym bolesne, acz nie śmiertelne obrażenia. Jeden promień okazał się pudłem, drugi trafił… ale ona była twarda, była muskularna, takie ataki nie robiły na niej wrażenia. Sięgnęła po sztylet, i dwa razy chlasnęła Wieszcza nim po rękach.
To z kolei nie nastawiło pozytywnie Gabriela do niej, ale mężczyzna postanowił spróbować nie sięgać do środków ostatecznych. Ponownie się odsunął, po czym rzucił na siebie zaklęcie, które pozwalało mu na porozumiewanie się w różnych językach.
- Nie mam zamiaru cię zabijać! - powiedział.
Orczyca nagle wyraźnie się na drobny moment zawahała, słysząc jego słowa… ale już po chwili…
- Śmierć!! - Wrzasnęła, zadając kolejne razy sztyletem, których na szczęście Wieszcz uniknął.
Cierpliwość Gabriela miała swoje granice, a uzbrojona w sztylet kobieca furia sprawiała, że z każdą chwilą był coraz bliżej jej przekroczenia. Ale postanowił spróbować po raz ostatni dojść z orczycą do porozumienia. Ponownie się odsunął, po czym rzucił na siebie zaklęcie które sprawiło, że jego skóra stała twardsza i bardziej odporna na ciosy.
- Może jednak porozmawiamy, zamiast próbować się pozabijać? - zaproponował. Odpowiedzią były jednak kolejne dwa (niecelne) ciosy sztyletem…
- Nie chciałbym zrobić krzywdy takiej pięknej kobiety... - Gabriel ponownie się odsunął, po czym rzucił na siebie zaklęcie, dzięki któremu mógł się poruszać znacznie szybciej. Orczyca z kolei podbiegła do swojej maczugi, ponownie biorąc ją w łapy.
To zaś spowodowało, że Gabriel rzucił na orczycę bardziej niebezpieczne zaklęcie - piekące światło.

- Arggghhhh… - Warknęła zielonoskóra, gdy oberwała promieniem, nadal jednak twardo trzymała się na nogach, a i do tego najwyraźniej była uparta jak wół. Ruszyła biegiem na Gabriela, zadając cios maczugą… który okazał się pudłem.
Wieszcz ponownie się odsunął, a potem powtórzył to samo zaklęcie, którym przed momentem poczęstował przeciwniczkę.
- Daj spokój, zanim ci zrobię poważną krzywdę! - rzucił.
- Ty mi?? - Wrzasnęła zielonoskóra, po czym skoczyła ku Wieszczowi, atakując wściekle maczugą, ale ten się zręcznie uchylił.
- Przesadzasz, moja droga - rzucił Gabriel, ponownie się odsuwając. - Nie masz dosyć tej niepotrzebnej zabawy? Usiądźmy i porozmawiajmy jak dorośli - zaproponował - zamiast walić w siebie maczugami i zaklęciami.
Słowa to jedno, a czyny czasami bywały z nimi sprzeczne... Tym razem jednak Gabriel, by dać dobry przykład, zamiast zaatakować orczycę rzucił na siebie kolejne zaklęcie leczące.
- To nie być żadna zabawa! - Krzyknęła Orczyca, znowu atakując. Mężczyzna uchylił się ponownie przed maczugą…
Gabriel uznał, że kolejne próby pokojowego zakończenia tego spotkania nie mają sensu. Najwyraźniej orczyca wolała zginąć, niż ustąpić. A w takim razie on miał zamiar spełnić jej życzenie. Ponownie się odsunął i po raz kolejny rzucił zaklęcie, które - jak miał nadzieję - wybije z głowy kobiety ochotę do dalszej walki… a zielonoskórą w końcu zachwiało, po czym poparzona i posiniaczona, padła na bok. Zaległa na ziemi nieruchoma, z zamkniętymi oczami, ale oddychała…

Gabriel westchnął.
- Po co ci to było...? - mruknął, po czym przyklęknął przy leżącej. Po raz kolejny zabrał i odrzucił na bok maczugę, a potem zabrał dziewczynie przepaskę biodrową… wystawiając jej kobiecość na widok, i związał jej nogi. A potem to samo zrobił ze stanikiem, który wykorzystał do związania rąk swego jeńca. Przez chwilę podziwiał bujne kształty, jakimi orczycę obdarzyła natura, a potem, gdy upewnił się, że - przynajmniej chwilowo - kobieta go nie zaatakuje, wstał, sięgnął po różdżkę i rzucił na leżącą zaklęcie leczące... które nie poskutkowało. Widocznie orczyca oberwała bardziej, niż sądził.

Ponownie obejrzał swój łup wojenny, tym razem bardziej dokładnie, przy okazji sprawdzając dłońmi to i owo, jako że cycki orczyca miała wspaniałe, a i tyłek zasługiwał na uznanie. Jako że nie wywołało to żadnej reakcji uznał, że przynajmniej część więzów może usunąć, a raczej zmienić ich przeznaczenie. Uwolnienie nóg stwarzało możliwość dokładniejszego skrępowania rąk i ułatwiało równocześnie dostęp do rejonów znajdujących się między udami… gdzie znajdował się niczym nieskrępowany widok na rudy, wprost prawie lśniący w promieniach słońca krzaczek orczycy.
Może i nie wypadało korzystać z bezbronności leżącej, ale Gabriel przypomniał sobie lecącą w jego stronę maczugę i ciosy nożem, wieńczące jego próby porozumienia. Uznał że należy mu się jakaś rekompensata za uszczerbek na zdrowiu. Przyklęknął przy leżącej i bez wyrzutów sumienia zaczął ją obmacywać, sprawdzając, jakie sekrety kryją się w rudym krzaczku. Nieprzytomna orczyca jakby głośniej raz odetchnęła, przez co ładnie poruszyły się jej duże piersi, gdy Gabriel pozwalał sobie na coraz więcej… ale to była jej jedyna reakcja. Nadal leżała, jak leżała, z zamkniętymi oczami, bezbronna wobec jego poczynań.
A te były coraz śmielsze, bowiem Gabriel nie poprzestał na obmacywaniu, a po obślinieniu własnych palców, zaczął penetrować skrytą między włoskami szczelinę. Na policzkach orczycy pojawił się zaś mały rumieniec… A to sprawiło, że Gabriel pochylił się bardziej i polizał najczulsze (ponoć) miejsce kobiety. Wywołało to cichy pomruk zielonoskórej… której ciało, zdecydowanie poddawało się takiemu traktowaniu z pozytywnym efektem.
Pozytywne reakcje w tym momencie sugerowały równie, albo jeszcze bardziej pozytywny ciąg dalszy, więc Gabriel nie tylko nie przerwał swych działań, ale wprost przeciwnie - zintensyfikował, pogłębiając penetrację palcami i łącząc ją z kolejnymi pieszczotami owego czułego punktu. Po kilku dłuższych chwilach, i paru cichutkich pomrukach orczycy, jej kobiecość zdecydowanie wskazywała na gotowość… do czegokolwiek, co mogło dalej nastąpić.

Gabriel też był już gotowy, a gdy rozchylone uda kobiety zadrżały, jego męskość znalazła się tam, gdzie przed chwilą znajdowały się palce i zaczęła się wsuwać, powoli... znowu mruknęła. A na policzkach wykwitły piękne rumieńce. Wchodził w nią powoli, coraz głębiej, wśród jej piersi unoszących się przy odrobinie przyspieszonym oddechu. Była ciasna, co go zaskoczyło, przyjmowała go jednak w pełni. Uczucie było jak zawsze, bardzo miłe… nieco się w niej cofnął. Potem znowu wszedł głębiej. Powoli, bez pośpiechu, przypatrując się jej ciału, jej lekko rozchylonym ustom, unoszącym się przy każdym oddechu piersiom. Pochylił się ku niej, złapał ustami jeden z nabrzmiałych już sutków, i zaczął go ssać. Jego zdobycz znowu cichutko mruknęła.
Gabriel był już blisko finału, gdy nagle doszedł do wniosku, iż mały półork nie miałby łatwego życia, a jego "zdobycz wojenna", mimo wszystko, nie zasługuje na bycie matką (potencjalną) jego dziecka, wbrew woli i bez jej wiedzy. Sięgnął więc po różdżkę, po czym zaczął leczyć orczycę, nie przestając jednak poruszać biodrami.

W końcu otworzyła oczy. Zamrugała kilka razy. Warknęła. Spojrzała w twarz Gabriela, potem na tors, potem brzuch, i poniżej. Biodra mężczyzny poruszające się między jej udami, łapy na jej biodrach.
- Ty… świnia… - Jęknęła zielonoskóra, ale Gabriel nie przestawał brać jej ani na chwilę.
- Tyyyy świniaaaa… aaaach… - Zajęczała orczyca z rozkoszy - Ty być duży… mmmm… - Oplotła go nagle nogami.
- Jesteś... cudowna... - powiedział, dłońmi mocniej ją chwytając za biodra, i bardziej się w nią wbijając, z każdym pchnięciem głębiej i głębiej. A ona nagle związanymi dłońmi w nadgarstkach, pochwyciła go "za fraki" przyciągając w kierunku swojej twarzy. Rozchylone usta, przyspieszony oddech, kobiece soczki, wprost się z niej wylewające wśród każdego kolejnego pchnięcia męskości…
Gabriel pochylił się ku niej, ku jej twarzy, do pocałunku. I dostał z czoła prosto w nos. Trysnęła krew na orcze piersi, a on, zamroczony, nagle… poleciał w bok. Orczyca, mocno go trzymając biodrami, szarpnęła nim, i wraz z nim, przetoczyła się. Po chwili więc ona, była na nim, a on, nadal w niej. I wciąż go trzymała za ubranie na torsie, teraz nawet dosyć mocno go przyciskając do ziemi, i niemal pozbawiając tchu.
- Jesteś świnia! - Warknęła zielonoskóra, ale… poruszyła biodrami. Nadal w niej był, nadal… było zbliżenie. Nadal był seks. Orczyca ujeżdżała Gabriela z rozkwaszonym nosem, z piersiami spryskanymi jego krwią, biodrami wprost łupiąc po jego biodrach. Takiego… finału się nie spodziewał??

Nie spodziewał się, ale nie narzekał, bo nie było powodu. Kołyszące się przed jego oczami piersi były wspaniałe i przyciągały wzrok. I nie tylko wzrok. Gabriel chwycił mocno obie jej piersi, ściskając je w dłoniach. Był blisko, bardzo blisko… ona również. Przetarł własną twarz o swoje ramię, czując iż nadchodzi… zielonoskóra zaryczała niczym lwica, dochodząc. On również głośno jęknął, pompując w nią swe nasienie. Oboje drżeli przez długą chwilę, wśród spazmów rozkoszy, wśród podrygujących ciał, wśród pazurków wbijających się w jego tors…

Orczyca zaległa w końcu na Gabrielu, ciężko dysząc, z twarzą w jego szyi. Z orczymi kłami zdecydowanie zbyt blisko jego szyi. Leżeli tak kilka sekund, dochodząc do siebie, gdy ona nagle polizała go właśnie po owej szyi.
Gabriel przytulił ją mocniej, po czym pocałował w policzek.
- Jesteś cudowna - powiedział cicho, nie zważając na to, że to samo powiedział parę chwil wcześniej. - I gorąca... - dodał.
Odpowiedzią było niezrozumiałe warknięcie… po czym orczyca w końcu z niego zeszła. I klęcząc obok Gabriela, zerknęła na swoją maczugę.



Gabriel usiadł.
- Daj ręce, rozwiążę cię - powiedział, a ona spojrzała na niego nieufnie.
Biorąc pod uwagę to, co zaszło przed chwilą, miejsca na nieufność nie było. Przynajmniej teoretycznie. Z drugiej strony, przynajmniej teoretycznie, została jego jeńcem,
Gabriel również uklęknął, nie zważając na to, że nie jest do końca ubrany, po czym zaczął rozplątywać więzy, ograniczające swobodę ruchów orczycy… a ta po chwili pognała ku swojej maczudze. Mając ją już w łapach, spojrzała mrużąc ślipia na Gabriela.
- Czy teraz możemy usiąść i porozmawiać? - spytał Gabriel, kończąc się ubierać.
- Nie ma o czym - Warknęła orczyca, ściskając mocniej maczugę.
- Czy to twoi pobratymcy kręca się koło leża smoczycy? - spytał, udając że nie widzi, iż jego rozmówczyni jest "ubrana" tylko w dość długie włosy i maczugę… a po jej udach spływają jego soki.
- Gówno ci do tego - Powiedziała orczyca, przyglądając się Wieszczowi z góry do dołu - To poddajesz się, czy chcesz zginąć? - Dodała.
- Ty się poddaj, albo zginiesz - odparł. Sięgnął po sztylet, równocześnie zastanawiając się nad tym, czy takie zachowania są częścią godowych rytuałów orków. Może muszą najpierw się pobić, a potem dopiero oddać się łóżkowym przyjemnościom?
- Jeszcze cię dopadnę magiku - Powiedziała zielonoskóra, po czym… zaczęła gdzieś uciekać w bok.
- To będzie przyjemność... - rzucił w ślad za uciekającą, z pewną dozą przyjemności oglądając krągłe, nagie pośladki swej "znajomej", która z nieznanych mu powodów nie raczyła się wcześniej ubrać.
Zabrał na pamiątkę porzucony przez zielonoskórą sztylet, użył na sobie różdżkę, by uleczyć rozbity nos, a potem spróbował zetrzeć z twarzy ślady krwi. Gdy uznał, że doprowadził się do porządku, ruszył w kierunku swoich by sprawdzić, czy są jakieś nowe wieści.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172