Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-10-2021, 10:35   #11
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
5 Lamashan 4708 AR, wieczór

Gdy Maakor wyszedł z Barbakanu pierwsze co zrobił to stanął pod ścianą i zaczął się zastanawiać nad całą sytuacją. Wymigiwanie się starego Pioniera od odpowiedzi na jego pytania i brak zainteresowania tematem pośród innych członków "drużyny" zdenerwował go, choć starał się tego nie okazywać.
~ Będzie co będzie, prawdopodobnie chodzi tylko o pieniądze, więc nie ma co się przejmować. ~ powiedział sobie w duchu. "Co się stało to się nie odstanie, przynajmniej dopóki nie masz arcymaga po swojej stronie." jak mówiło powiedzenie. Przynajmniej ustalili że spotkają się w tawernie i użyją transportu wodnego w pierwszej części podróży. Odetchnął głęboko i zaczął układać listę spraw do załatwienia przed wruszeniem. Okazała się bardzo krótka - znaleźć miejsce do spania, unikać półorków i zakupić zbroję z samego rana. Choć był zainteresowany zapowiadanym występem śpiewaczki to zrobiło mu się niedobrze na samą myśl o staniu w tłumie. Ruszył w stronę bramy.

6 Lamashan 4708 AR, ranek

Druid stał opodal Zakładu metalurgicznego Dulaffów i zajadał słodką bułkę którą kupił na straganie. Poziom hałasu w mieście był o wiele bardziej stonowany niż wczoraj. Pewnie z powodu setek przypadków kaca w okolicy. Po chwili drzwi do kuźni otworzono i wszedł do środka. Sama kuźnia była zapewne w dalszych pomieszczeniach gdyż w pierwszym był tylko sklep. Na długiej ladzie rozłożone były miecze, topory i inne uzbrojenie, zaś na manekinach stojących pod ścianą zawieszono różnorakie zbroje. Co bardziej wymyślne i drogie bronie rozwieszono na ścianach i zabezpieczono łańcuchami. Przy wejściu, na stołku, drzemał potężnie zbudowany półork w kolczudze.
- Jestem Edda Dulaff. W czym mogę służyć? - zapytała młoda, dość szczupła i ładna krasnoludzka kobieta stojąca za ladą. Długie złocisto-rude włosy miała splecione w warkocz. Blada cera, błękitne oczy, pełne usta i nieco zadarty nosek dopełniały obrazu.
- Słyszałem że jest na sprzedaż zbroja ze skóry bulette, czy to prawda? - zapytał undine. Kobieta obrzuciła go uważnym spojrzeniem.
- Prawda, choć miałyśmy wystawić ją dopiero jutro. 50 złotych ostrogrodzkich. Dopasowanie w cenie o ile nie trzeba będzie ciąć skóry. Zainteresowany? - zapytała bez większej nadziei w głosie. Najwidoczniej wycena obecnego ekwipunku klienta nie wypadła zbyt pomyślnie.
- Zainteresowany. Sprzączki w zbroi metalowe czy kość bulette? - odparł Maakor wyciągając sakiewkę z wygraną w wyścigu pływackim. Kobieta przeliczyła najpierw monety, sprawdzając kilka z nich na wadze i zębami zanim odpowiedziała.
- Kość. Klient który ją zamówił obstawał przy tym zawzięcie, ale jak przyszedł czas zapłaty to się nie pojawił. Zapraszam na zaplecze. - otworzyła drzwi za ladą. - Grima! Klient na dopasowanie zbroi z bulette! Zapłacone w pełni! - krzyknęła do środka. W odpowiedzi dał się słyszeć jęk. - Ciszej na wszystkich bogów, to że ciebie któryś z nich pobłogosławił brakiem kaca to nie znaczy że każdy cieszy się taką łaską. -
Druid wszedł do zakładu. Grima Dulaff była niemal całkowitym przeciwieństwem siostry, o solidnej budowie i mięśniach których nie powstydziłby się przeciętny ork. Rysy twarzy miała miłe, ale na pewno nikt nie nazwałby jej pięknością, brązowo-rude włosy obcięte krótko, pomimo tego zwijały się w loki. Przekrwione w tej chwili od kaca oczy w normalnych warunkach miały zapewne szary kolor. Kilku równie mocno skacowanych jak ona czeladników niemrawo kręciło się wokół palenisk rozpalając je bez większych chęci.
- Derren, przynieś skórzaną bulette. I ruszaj się żwawiej bo jak w rzyć kopnę to ci skrzydła wyrosną zanim spadniesz.- rozkazała Grima jednemu z uczniów.
Dopasowanie zbroi zajęło trochę czasu. Zamawiający ją był podobnego wzrostu co undine, ale nieco innej budowy, na całe szczęście wszystko udało się załatwić porzez skrócenie bądź przedłużenie mocowań zbroi, obywając się bez czasochłonnych i kosztownych przeróbek samego pancerza. Druidowi udało się nawet sprzedać swoją starą zbroję, choć nie zyskał zbyt wiele. Edda pomimo uroczego wyglądu była doświadczonym kupcem i targowała się nie gorzej niż przekupki na targu.

***

Maakor wszedł do Białej Czapli objuczony ekwipunkiem który poprzednio ukrył w lesie. Nowa zbroja, choć niewiele grubsza od poprzedniej, była o wiele cięższa i czuł że chwilę zajmie mu przyzwyczajenie się do jej wagi. Do tego dochodził koc, hamak i plecak, a także wszystko co go wypychało. Tym razem oprócz sejmitara i sztyletu miał włócznię, a z boku plecaka zawieszona była drewniana tarcza. Razem wszysko ważyło kilkadziesiąt kilogramów i było dokładnie tak nieporęczne na jakie wyglądało. Wyglądało na to że wszyscy zbierali się już do podróży, westchnął ciężko ale zrezygnował z posiłku, może uda mu się coś złowić po drodze?

Przerwę na posiłek przyjął z prawdziwą przyjemnością, jak okazało się ulfeni mieli pośród siebie całkiem zdolnych myśliwych i jedyne co musiał zrobić to złowić kilka ryb dla Rawgha.

Ostrzeżenie półorka wyrwało go z zamyślenia, zerwał się na równe nogi wraz z innymi. Zanim zdołał coś zrobić nieumarli zaatakowali. Dla druida były to stwory tak obrzydliwe jak tylko to możliwe, zaburzające samym swym istnieniem równowagę naturalnego świata. Rzucił się ku swoim rzeczom z nieświadomym wściekłym warknięciem i tylko dzięki naturalnej zręczności utrzymał się na nogach gdy langskipem wstrząsnęło zetknięcie z mielizną. W pierwszym odruchu chwycił za sejmitar ale zdał sobie sprawę że na statku nie będzie zbyt wiele miejsca na manewry. Dlatego zdecydował się na włócznię i tarczę. Przygotowania zajęły mu chwilę podczas której inni nie próżnowali. Berenika odarzała jakimś zaklęciem broń na lewo i prawo, płomienie buchnęły za burtą a Rawgh pokonawszy naturalny strach zwierzęcia wobec nieumarłych rozerwał jednego z napastników na strzępy gdy ten dostał się na pokład. Zwycięski ryk tygrysa zmieszał się z okrzykami załogi i nieludzkim syczeniem napastników. Maakor z nastawioną tarczą i włócznią doskoczył do burty i pchnął utopca atakującego jednego z wioślarzy.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche

Ostatnio edytowane przez Balzamoon : 26-10-2021 o 16:12. Powód: Literówki.
Balzamoon jest offline  
Stary 26-10-2021, 20:45   #12
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Rozmowa z Aureliusem zakończyła się względnym sukcesem. Udało się dostać zapewnienie powstrzymania konkurentów kilka dni, oraz całkiem konkretne informacje. Po krótkiej dyskusji drużyna przychyliła się do propozycji Drsedena by płynąć w górę Sellen. Dawało to kilka korzyści, w wśród nich najlepsze tempo podróży, względne bezpieczeństwo, oraz możliwość zebrania informacji w Podgórzu, co dla śledczego było najbardziej istotne. Znaczyło też spotkanie z Hildą. Cane nie przepadał za silnymi i wyższymi od niego kobietami - twardymi wojowniczkami z północy, ale darmowy seks, to darmowy seks. Dodatkowo, jeśli ugra wejście na pokład dla drużyny, to czemu nie skorzystać?

Spotkał ją w tłumie pod sceną, ale nie zabawili tam długo. Muzyka nie trafiła w gusta najemniczki, a Dresden i tak przychodził na koncert szukając pijanych dziewczyn, toteż szybko zmienili miejsce. Hilda była inna niż inne dziewczyny. Ludzie z północy byli bardziej bezpośredni, nie owijali w bawełnę, toteż szybko przeszli do rzeczy.

Nie wymknął się rankiem, czy nocą, choć nie spał od kilku godzin. Dziewczyna nadal trzymała go za jaja mając transport, a on niczym prawiczek obietnicę spełnienia. Czy był to jedyny powód? Ile razy zastanawiał się nad tym leżąc w łóżku obok śpiącej obok dziewczyny? Ile razy z uśmiechem politowania słuchał miłosnych opowieści bardów? Ile razy sam kłamał bez mrugnięcia okiem? Czy takie uczucie w ogóle istnieje?

Z zamyślenia wyrwał go ruch za plecami. Obrócił się do wstających pleców, widać dziewczyna nie miała ochoty na poranne igraszki.
- Lepiej się zbieraj, niedługo wyruszamy, a ja mam jeszcze chłopów do przypilnowania - rzuciła zakładając spodnie.
Dresden uśmiechnął się przelotnie. Chyba miał coś z ulfeńskiej mentalności. Ubrał się szybko i opuścił cichutko pokój, zanim dziewczyna dokończyła ubieranie zbroi. Nie miał zbyt wiele do zrobienia, toteż ruszył przez budzące się leniwie, skacowane uliczki Wolnej Przystani, gdzie niedobitki powracające z festynu mieszali się z coraz większym tłumkiem tych, którzy musieli gnać do roboty. Gdzieś na rynku mignęły mu kasztanowe loki. Odwrócił się i dostrzegł Berenikę dźwigająca całkiem spory jak na jej wzrost namiot. Przyglądał się przez chwilę zastanawiając, czy powinien kupić swój, czy liczyć, że zmieszczą się oboje w jej? Dziewczyna wyraźnie męczyła się ze swoim majdanem, co wyglądało nawet uroczo, zanim zniknęła mu z oczu.
Śledczy wyjął z kieszeni monetę, obrócił ją w palcach i pstryknął w powietrze. Poranne promienie odbijały się od wirującego kawałka srebra, które nieuchronnie spadło na dłoń Dresdena.
- Reszka. Zatem idziemy kupić namiot. - mruknął do siebie zawracając.

Czekając na załogę wrzucił swój bagaż na krypę i zagadał do oporządzających langskip majtków próbując dowiedzieć się co nieco o nadchodzącej drodze. Jego rozmowę przerwał Ganorsk i jego wilk, a chwilę później pozostali członkowie wyprawy. Cane wziął od półorka listę zaginionych i przeglądał ją starając się zapamiętać każdy szczegół. Nie było tego wiele, ale doskonale widać było coś innego - podejście ich pracodawcy. Nie było niczym dziwnym, że najważniejsze osoby były podane na początku, ale dalsze pozycje zajmowały anonimowe dla każdego osoby. Cane nie byłby zdziwiony, jeśli okazałoby się, że pracodawca pomylił imiona, czy cechy szczególne obstawy i to powiedziało mu zdecydowanie więcej niż Aurelius przemilczał poprzedniego dnia. Ostatecznie wzruszył ramionami i podzielił się listą ze wszystkimi, następnie schował ją za pazuchę, bowiem z bosmanatu wyszła Hilda, co znaczyło że rychło ruszali w dal.

* * *
Droga była leniwa i przyjemna. Dresden spędził większość dnia z dala od innych próbując stworzyć w myślach tablicę detektywistyczną ze wszystkimi poszlakami. Gdzieś tam w tle słyszał strzępki rozmów drużyny, jednak nie zawracał sobie tym głowy dopóki ton rozmowy i postawa Udine i półorka stała się mniej neutralna, a bardziej wroga. Teraz skupił się na interakcji między tymi dwoma, oraz postawy reszty drużyny notując w pamięci cały obraz sytuacji. Wolał obserwować z daleka niż udzielać się po którejkolwiek ze stron. Przynajmniej póki co.

Postój przyjął z pewną ulgą, bowiem ograniczona przestrzeń langskipa nie pozwalała na poprawne rozładowanie emocji pomiędzy wszystkimi. Pomagał tam, gdzie mógł, ale nie angażował się w prace ponad to co było konieczne. Jedzenie było faktycznie pyszne i nie zapomniał skomplementować wszystkich, którzy przyłożyli do tego rękę, w szczególności Berenikę. Nim ruszyli dalej zamienił jeszcze kilka zdań z Hildą na temat dalszego kursu i planowanego dotarcia do Podgórza.

Podróż snuła się dość leniwie dopóki wokół nie rozległy się krzyki. Postawiony na nogi Dresden w jednej chwili łapał równowagę rozglądając się wokoło.
~ Nieumarli! ~ myśl niczym lód sparaliżowała go momentalnie. Nie spodziewał się takich przeciwników. W jednej chwili statek został zaatakowany i ugrzązł na mieliźnie! Gorzej być nie mogło. Hilda darła mordę, to na swoich, to na nich, wokół zaraz miał rozpętać się chaos.

Dresden przez chwilkę analizował sytuację zastanawiając się jak najlepiej się przydać? Jego rapier nie nadawał się do walki z takim przeciwnikiem, pozostawało więc użyć głowy. Wykorzystując ogień alchemiczny rzucony przez gnoma, Dresden stanął szeroko na nogach po środku langskipa i ryknął do Hildy i do swoich towarzyszy:
- TEN OGIEŃ TO SZTUCZKA! -
Odczekał moment, aż jego słowa wgryzą się w świadomość załogi. Ostatnie czego chciał, to zasiać jeszcze więcej paniki.
Rozłożył ręce szeroko przed siebie kierując je na burtę statku, palce rozczepiając tak, jakby chciał objąć całą burtę, po czym skupił się na ogniu pochodni, nocnych ogniskach starając się odwzorować je jak najdokładniej. Nagle cała burta stanęła w iluzorycznym ogniu. Blado-żółte języki ognia smagały drewniany statek nie czyniąc mu większej szkody. Dresden miał nadzieję, że prosta sztuczka wystarczy by przepędzić nieumarłych.
 
psionik jest offline  
Stary 28-10-2021, 03:37   #13
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Na obleganym langskipie zawrzało - zaczęły się krzyki, łomoty, szczęk i świst oręża, sapanie wioślarzy i nieludzkie syki. Nuda prędko została przegnana i poszła w niepamięć, gdy przyszło do boju o życie. Nieumarłe stado wczepione w bakburtę dało się powstrzymać jedynie przez parę sekund, ale defensywna linia załamała się i krew zaraz zaczęła przyozdabiać deski pokładu - zarówno ta czarna z topielczych ciał, jak i szkarłatna z ciał żywych. Utopce cały czas nadpływały w ich stronę, wczepiały się pazurami w drewnianą burtę, coraz mocniej wychylały langskipa na lewo...

Zawrzała rzeka. Płomienie buchnęły przy akompaniamencie nieludzkich wrzasków i wycia, gdy ogień rozlał się po rzecznej tafli, liznął nieumarłych i wzbił w powietrze tumany pary. Gotująca się woda zabulgotała wściekle, a kolejne kształty jeszcze niedawno zmierzające w ich stronę zaczęły znikać pod falami. Smród i wycie palących się ciał rozniosły się po okolicy, a bitewne szale zaczęły przechylać się na korzyść załogi langskipa, dzięki szybkiemu i trzeźwemu działaniu Temujina. Gnom mógłby sobie pogratulować, ale to jeszcze nie był koniec.

Topielce na burcie nie odpuszczały, mimo szalejącej za ich plecami pożogi, dalej wyrywały się na pokład czy próbowały ściągnąć któreś z załogi w rzekę. Nie odpuszczali i oni. Utopce na pokładzie nie zagrzewały miejsca na długo - tu Ganorsk rozłupał czaszkę, tam Maakor sztychem włóczni wypchnął umarłego za pokład, Ursk i Rawgh rozrywali i wyrywali kawały nieumarłego mięsa, Berenika parzyła mglistym światłem, Ulfeni świstali ostrzami i strzałami. Tutaj nie było miejsca na finezję czy półśrodki, każdy uderzał jak najmocniej umiał, chcąc pozbyć się pasażerów na gapę, ale dopiero magia załatwiła sprawę.

Temujin wyuczonymi, precyzyjnie kreślonymi gestami przywołał do życia iluzoryczne jęzory ognia, ignorując odzywające się blizny po oparzeniach. Kałuża płynnego ognia syczała i parowała, przygaszana gdzieniegdzie kotłującą się wodą, ale zogniskowane zaklęcie zaraz otuliło langskip. Topielce, jeszcze przed chwilą dzielnie wymijające alchemiczny ogień, teraz zrejterowały zupełnie, nurkując pod wodę. Ostały się jedynie te wczepione jeszcze w burtę, ale tymi zajął się Dresden. Iluzja rozciągnęła się wzdłuż drewna, a okrzyki wydane przez nieumarłych poprzedziły pluski.

Langskip po raz kolejny już zachybotał się, pozbawiony balastu. Ulfeni z prawej strony naparli wiosłami, a mielizna wypuściła okręt ze swych objęć. Wiosła uderzyły, wykręcając langskip nagle, gwałtownie. Gorąc płomieni, tych prawdziwych, uderzył w załogę, ale kolejne uderzenia wioseł prędko wyrwały ich spoza strefy zagrożenia. Barkę rybacką minęli szybko, z Hildą wykrzykującą rozkazy, a Temujin z Dresdenem dla pewności, skinieniem palców, przesuwali płomienne miraże. Langskip zatrzymał się dopiero spory kawał rzeki dalej. Nieumarłe truchła, zalegające na pokładzie, zostały zrzucone w rzeczną toń i wszyscy odetchnęli z ulgą.

- Wszyscy cali? - Hilda omiotła spojrzeniem pokład.

Wszyscy byli cali. Nie licząc drobnych poharatań czy nacięć, nie licząc zgubionej czy ściągniętej za burtę garstki Ulfenów. W ostatecznym rozliczeniu langskip nie wypadał źle. Zabrudzony i osmolony, ale w całości, podobnie jak załoganci. Hilda nie zamierzała widocznie wracać czy opłakiwać straconych towarzyszy, bo z zaciętą miną rzuciła rozkazami i langskip na powrót zaczął rejs w górę Sellenu.


***



Do Rybników dobili o zachodzie słońca. Senna wioska otoczona ostrokołem powoli układała się do snu, skrzypiące pomosty świeciły pustkami. Wyciągnięte spod pokładu toboły i torby lądowały na stałym gruncie, a Ulfeni - w ponurym nastroju od starcia z topielcami - nie kwapili się do rozmów. Metodycznie i w ciszy krążyli między langskipem, a pobliską polaną na której mieli zamiar spędzić noc.

- Tam jest zajazd - Hilda wyciągnęła palec w kierunku budynków majaczących w górę wydeptanej ściezki - ale jeśli chcecie możecie nocować z nami. Zawsze raźniej.

Mimo oferty, ruszyli w stronę osady z wrodzonej ciekawości. Zajazdy miały to do siebie, że stanowiły dobre źródło informacji, a nawet jeśli mieliby tylko usłyszeć miejscowe plotki, to strzelające palenisko oraz jadło i napitek były przekonującymi do spaceru argumentami. Wioska była cicha i spokojna, przesiąknięta zapachem ryb. Wszechobecne sieci rybackie, wędki i ościenie ozdabiające drewniane ściany chałup świadczyły o głównym środku dochodu miejscowych. Nieliczni o tej porze przechodnie nie zaszczycali ich większą uwagą, chociaż parę ciekawych spojrzeń poleciało w stronę Ganorska i Maakora oraz ich zwierzęcych towarzyszy.

Sala wspólna zajazdu, w porównaniu z przepełnionymi oberżami Przystani, wydawała się pusta. Owszem, były grupy chłopów sączących piwo i dyskutujących między sobą, ale panował względny spokój i kultura. Uszy nie były atakowane decybelowym harmidrem. Na powitanie nie musieli czekać długo, bo gospodarz przybytku zaraz ruszył w ich kierunku z uśmiechem wymalowanym na twarzy.

- Witam w “Wąsatym Sumie” - odezwał się. - Robert, na usługi mości państwa. Służę uprzejmie.

Prędko dowiedzieli się, że ewentualny nocleg w zajeździe wiele by ich nie kosztował - pokoje na piętrze były wynajęte i pozostały jedynie miejsca na podłodze wspólnej izby, jak oznajmił im Robert z udawanym smutkiem. Dziewka służebna, która pojawiła się przy ich stoliku, oznajmiła że daniem dnia była rybna zupa, zerkając z zaciekawieniem w stronę Ganorska. Subtelność nie była jej mocną stroną, bo na widok posłanego w jej stronę uśmiechu zarumieniła się i czmychnęła, zebrawszy zamówienia grupy.

Gorący posiłek i pełne kubki poprawiły nastroje i odnowiły nieco siły nadwerężone przez napad topielców. Palenisko, przy którym usiedli, trzaskało wesoło i rozgrzewało zmarznięte w rejsie kości. Spokój cieszył. Nikt nie zwracał na nich uwagi, rozmowy trwały w najlepsze gdzieś wokół nich. O rybach, o dostawach z Podgórza, o sąsiadach. Nic nadzwyczajnego.

Spokój utrzymał się przez noc.


***



Do Podgórza dotarli na krótko przed południem. Mieścina wyrosła na jednym ze wzgórz otoczona była solidną palisadą, na której dostrzec mogli krążących strażników ludzkiego i krasnoludzkiego pochodzenia, uzbrojonych w ciężkie kusze. Podgórze diametralnie różniło się od Rybników - nieco większe i bardziej gwarne, rozbrzmiewało odgłosami licznych warsztatów i kuźni, a budynki w obrębie drewnianego muru były w większości postawione z kamienia. Miasto przypominało jedną wielką faktorię.

Tarczowe Bractwo za swoją siedzibę obrało opuszczony magazyn na drugim końcu miasta, pod bramą skierowaną na Masyw Brethlendzki. Budynek, do którego zostali pokierowani przez zaczepionego przechodnia, pamiętał lepsze czasy, chociaż drewniane rusztowanie i grupa robotników świadczyły o trwającym remoncie. Na pytanie o majstra czy innego dowodzącego, wskazano im skromną przybudówkę parę kroków dalej.

Pomieszczenie było ciasne i zagracone, a cienkie strużki światła przebijające się przez okiennice uwydatniały wirujący w powietrzu kurz. Duchota też nie była przyjemna, ale siedzący za zawalonym papierami biurkiem czarnowłosy krasnolud - Birger Gormsson, jeśli wierzyć wygrawerowanej plakietce, ledwo mieszczącej się na blacie - zdawał się tym nie przejmować. Nie przejmował się i nimi, skrobiąc coś w księdze. Dopiero chrząknięcie oderwało go od pisania i zmusiło do podniesienia głowy. Skrzywił się, przejeżdżając ciemnym spojrzeniem po każdym z nim.

- Czego?

Birgerowi nie można było odmówić kultury i elokwencji, z jaką ich powitał.
 
Aro jest offline  
Stary 31-10-2021, 11:24   #14
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Wyrwali się z objęć utopców w prawdziwie spektakularny sposób. Berenika obserwowała iluzyjny ogień. Niby wiedziała że nie był prawdziwy ale płoną. Przesunęła dłonią przez jęzory światła oczekując chociaż ciepła. Nie poczuła nic. Iluzje nie były jej domeną to i z zafascynowaniem obserwowała efekt czaru. Włosy miała potargane po tym jak jeden topielec próbował ją wyciągnąć za burtę. Oderwała się od obserwacji i zaczęła sprawdzać w jakim stanie byli jej towarzysze. Nachyliła się nad Temujinem z troską na twarzy.
- Wszystko w porządku? - zapytała łagodnie kładąc dłoń na jego ramieniu.
Potem zainteresowała się pozostałymi. W pewnym momencie jej oczy zrobiły się wielkie kiedy otworzyła je szeroko.
- Jajka - Szepnęła i z wystraszoną miną wystrzeliła jak strzała pod pokład. Chwilę później dało się usłyszeć jęk pełen zawodu. Zaklinaczka wróciła na pokład z niezadowoloną miną. Stanęła przy burcie powoli wyrzucając potłuczone skorupki i cieknące biało wraz z żółtkiem. Resztę podróży poświęciła na czyszczenie swojego ekwipunku i marudzenie pod nosem.
Humor powrócił jej dopiero w karczmie. Nieco alkoholu przywróciło uśmiech i błysk w oku. Znów się rozgadała aż do momentu noclegu. Wtedy też ułożyła się pomiędzy półorkiem i gnomem przytulając się do obojga nie dając im specjalnie wyboru. Po czym dość szybko zasnęła.
Kiedy następnego dnia Maakor postanowił zostać poza miastem Berenika chwilę szła za resztą a potem obróciła się na pięcie i pobiegła do łowcy.
- Hej... No to może aby nie było znowu, że coś pominiemy na czym ci zależy może tym razem podzielisz się jakimiś pomysłami? - zapytała go kiedy już do niego dotarła. Wyglądała na niezadowoloną ze swojego własnego pomysłu, ale wolała wykazać się odrobiną dobrej woli.
Po rozmowie ruszyła poszukiwać pozostałych. Odłączenie się gnoma przyjęła z zaskoczeniem, ale już zostawiła poszukiwania. Kiedy dotarli na miejsce zaklinaczka mocno rozglądała się chłonąc widoki. Zachowanie krasnoluda... Cóż odchrząknęła głośno aby zwrócić jego uwagę.
- A tego, że mamy nieco pytań. Mam nadzieję, że nam odpowiesz i szybko damy ci spokój. Może być? - Berenika odpowiedziała pochylając się i opierając się jedną ręką na biurku a drugą podpierając się w pasie. W oku miała nutę rozbawienia a na twarzy serdeczny uśmiech.
 
Asderuki jest offline  
Stary 02-11-2021, 09:03   #15
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Gdy wyrwali się z trupiego oblężenia, Ganorsk kopnięciem posłał ostatniego utopca na spotkanie z wodą, po czym zaśmiał się głośno. ~Uważaj! Nie trać czujności!~
- Ha! Świetna robota z tą iluzją, dobre myślenie! – skinął głową Dresdenowi i Temujinowi, ich czary znacząco ułatwiły im walkę. Rozejrzał się po pokładzie, sprawdzając ilu Ulfenów zostało zabranych przez topielców, a dopiero po chwili, gdy adrenalina opadła, poczuł ciepło i pieczenie na twarzy. No tak, jeden skurczybyk go dorwał… Rana nie była jednak na tyle znacząca, żeby póki co się nią przejmować, a do tego blizna po niej będzie dobrze wyglądać. Obejrzał jeszcze uwalonego krwią i szlamem Urska, po czym zwrócił się do wszystkich na pokładzie.
- Mam kilka zaklęć leczących, zajmę się najciężej rannymi – nie miał zamiaru oszczędzać swojej magii, wbrew panicznym krzykom głosów. Po kilku chwilach część załogi, wcześniej półżywa po walce, mogła wrócić do wiosłowania. Półork dołączył do nich, upierając się by zasiąść przy wiosłach i odciążyć znużonych Ulfenów.

***

Rybniki nie wyróżniały się niczym szczególnym, no może poza wszechobecnymi rybimi woniami. Ursk co chwila prychał i parskał, a Ganorsk wcale mu się nie dziwił – tuż przed wejściem do wioski zmusił go do wykąpania się i zmycia z siebie śladów po walce, więc wilk miał powody do niezadowolenia. Na szczęście tutaj nikt nie domagał się założenia kagańca i po chwili przekonywania karczmarza pozwolono mu nawet wejść do wnętrza „Wąsatego Suma”.
Półork, wygłodniały po wydarzeniach całego dnia jadł i pił z zapałem, tym razem mniej zainteresowany rozmową. Co jakiś czas odchylał się na ławie, dyskretnie rzucając leżącemu koło stołu Urskowi co smaczniejsze kąski, i zerkając w stronę kelnerki. Podobała mu się – dobrze zbudowana, o apetycznych krągłościach i intrygujących niebieskich oczach, które chowały się wstydliwie kiedy tylko zetknęli się spojrzeniami. Nie do końca takich reakcji na swój wygląd się spodziewał, ale w żadnym wypadku nie zamierzał narzekać…
Kiedy nadszedł czas na nocleg, szaman ułożył się na podłodze, z głową opartą o wilczy brzuch niczym o poduszkę. Ursk odpłacił mu się tym samym, kładąc łeb na ramieniu, a chwilę później do drugiego ramienia przytuliła się Berenika, także korzystająca z przerośniętej futrzastej poduchy. ~Nie zasypiaj tutaj, okradną cię albo zabiją!~ Głosy na nic się zdały, zmęczenie całym dniem i alkohol sprawiły, że zasnął błyskawicznie, śniąc bardzo wymowne sny…
A może to nie były zwykłe sny? Ganorsk poczuł, jak ktoś bardzo delikatnie szturcha go, próbując obudzić. Powstrzymał się przed uderzeniem tego kogoś, uchylając powoli powieki i patrząc prosto w te intrygujące niebieskie oczy, które wyglądały jeszcze piękniej na ozdobionej filuternym uśmieszkiem twarzy. Dziewczyna wstała i ruszyła w stronę kuchni, kręcąc zalotnie biodrami. Szaman nie potrzebował swych mocy, by wiedzieć, co się dzieje ~Próbuje cię odciągnąć i zabić!~. Podniósł się bardzo ostrożnie, żeby przypadkiem nie obudzić ani Urska, ani Bereniki, po czym ruszył za nią…
Wrócił dopiero nad ranem i padł koło wilka, który przez ten czas przesunął się, przytulając do ich towarzyszki.

***

Wizyta w Podgórzu od samego początku wzbudziła w Ganorsku ogromną ciekawość. Nigdy nie widział takiego miasta, pełnego warsztatów rzemieślniczych i kamiennych budynków. Zachowywał jednak pokerową twarz, większą uwagę zwracając tylko na wystawione na sprzedaż bronie i pancerze, wyglądające o niebo lepiej niż jego znoszony ekwipunek. W głowie już liczył sobie, czy będzie go stać na któreś z tych cudeniek, jak już dostaną wypłatę za to zadanie.
Teraz jednak przybyli tu w innym celu. Tarczowe Bractwo było dobrym punktem początkowym do poszukiwań zagubionej ekspedycji, nawet jeśli ich przedstawiciel był bucem. Ganorsk stanął obok Bereniki, która najwyraźniej nie przejęła się uprzejmością krasnoluda. W takim razie on też nie powinien.
- Parę pytań, a potem stąd znikamy - potwierdził jej słowa - Przy okazji, mam nadzieję że ostatnie polowanie poszło gładko – dorzucił, licząc na to, że słowa dziewczyny okazały się prawdziwe, a krasnoludowi, jak większości myśliwych, poruszenie takiego tematu szybko rozwiąże język.
 
Sindarin jest offline  
Stary 02-11-2021, 18:39   #16
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Maakor spoglądał na rzekę i klął pod nosem na czym świat stoi patrząc na uciekające utopce. Plugastwa trzeba było wyniszczyć do ostatniego a nie tylko odpędzić! Rozumiał że nie każdy musiał podzielać jego punkt widzenia i dla reszty drużyny ważniejsze było kontynuowanie podróży w mniej lub bardziej nienaruszonym stanie. To że nie mieli racji nie zmieniało rzeczywistości - zbyt mało nieumarłych stworów zostało ostatecznie zniszczonych, reszta uciekła przerażona ogniem. Westchnął ciężko opanowując się nieco.
- Dobry pomysł i wykonanie. - powiedział do gnoma i śledczego. Trzeba było przyznać że się popisali i uratowali życie nie jednego załoganta.

***

Rybniki przypominały mu rodzinną wioskę także w tym że i tą chciał opuścić jak najszybciej. Niestety jego towarzysze woleli smrodliwą karczmę niż pachnący las, a on w ramach zacieśniania więzów w drużynie został z nimi. Brak otwartego nieba nad głową spowodował że nie mógł długo zasnąć przyglądał się zatem towarzyszom. Nieco zazdrościł im szybkości z jaką się ze sobą zbratali, nie potrafił tak szybko zaufać. O świtaniu wymknął się do pobliskiego lasu gdzie oddał się medytacji, jednocząc się z naturą.

***

Gdy dotarli do Podgórza druid zatrzymał się i powiedział.
- Zostanę na zewnątrz i postaram się zasięgnąć języka u miejscowych pasterzy i drwali. Może będą coś wiedzieli. Chyba widzę tawernę, spotkajmy się tam za miarkę, dwie na świecy. - widać było wyraźnie że miasteczko nie przypadło mu do gustu. Już miał się oddalić gdy zaczepiła go Berenika.
- Jeżeli mogę prosić to spytajcie czy w okolicy nie było ostatnimi czasy druida który ruszył na wzgórza mniej więcej w tym samym czasie co wyprawa. - odpowiedział. Skinął głową pozostałym i skierował się w stronę pastwiska na którym podstarzały już owczarz wypasał stado. Czas zleciał mu bardzo szybko. Od pasterzy nie dowiedział się niczego ciekawego, ot po prostu litania codziennych żali. Co do drwali... no cóż jeden z nich nie był zwolennikiem druidzkiego sposobu na życie i rozmowa przerodziła się w sprzeczkę, ta w kłótnię i koniec końców doszło do wymainy nieco cięższych argumentów. Druida bolała szczęka po celnym ciosie drwala, ale nie pozostał dłużny i ten otrzymał ozdobę w postaci solidnej śliwy pod okiem. Ponieważ taka "wymiana darów" zdarzała się całkiem często rzeczanom a i nikt nie miał zamiaru chwytać za broń, to rozeszli się w swoje strony, ale szanse na zdobycie jakichkolwiek informacji od drwali stopniały niczym śnieg w ciepły, wiosenny dzień. Tak więc pocierając ostrożnie bolący podbródek druid ruszył do tawerny mając nadzieję że innym poszło lepiej.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche

Ostatnio edytowane przez Balzamoon : 02-11-2021 o 18:40. Powód: Zmiany w teście.
Balzamoon jest offline  
Stary 02-11-2021, 22:00   #17
 
sieneq's Avatar
 
Reputacja: 1 sieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputację
Temujin szedł szybkim krokiem, wyciągając jak się dało krótkie nogi. Kluczył pomiędzy szopami i warsztatami, starając się wybrać jak najkrótszą drogę do kwatery Tarczowego Bractwa, gdzie, jak podejrzewał, mógł napotkać towarzyszy. Chciał jak najszybciej podzielić się z nimi nowinami zasłyszane od miejscowego alchemika.
Do jego warsztatu trafił po trwającym dłuższą chwilę smętnym wałęsaniu się pomiędzy zabudowaniami faktorii. Liczył, że napotka jakichś przedstawicieli swojej rasy; niestety, w całym Podgórzu nie znalazł ani jednego gnoma. Napatoczyły za to halflingi... a widok pierwszej napotkanej niziołki przywołał wspomnienia, ściskające żalem serce. -Ech, Selfine... tak chciałbym cię zobaczyć... a tkwię na tym zadupiu, żeby to zaraza! - westchnął, odprowadzając wzrokiem oddalającą się wdzięczną sylwetkę i trzepnął pięścią w ścianę jakiejś szopy, aż zadudniło.
Humor poprawiła mu dopiero rozmowa z alchemikiem Heganborem, co prawda krasnoludem, nie gnomem - ale zawsze jak by nie patrzeć - kolegą po fachu. Rozmowę zdecydowanie ułatwiła (i uprzyjemniła) zawartość na wpół pełnej butli zacnego wina, którą Temujin wyciągnął z plecaka witając się z gospodarzem. Przy czwartej szklaneczce rozprawiali już tak, jakby znali się od lat i długo, bardzo długo nie widzieli. Na koniec Hagenbor zaoferował nawet, że udostępni Temujinowi swój warsztat wraz z wyposażeniem, gdyby ten chciał uzupełnić zapasy swoich mikstur - A-ale muszisz mi za to zdradzić przepis na ten sój wynalazek, co poo-zwala picz i picz... i jeszcze więcej picz! Krasnoludowi plątał się już wtedy język - widać głowę miał nietypowo słabą i mikstura Temujina faktycznie mogłaby mu się przysłużyć.
Wcześniej jednak zdążył podzielić się z gnomem miejscowymi plotkami i wieściami.
- Wybieracie się na wzgórza? To uważajcie. Niedawno jakaś stwora sfrunęła z gór, pasterzom owce porywa. Nasi z Bractwa ledwie co poszli zapolować na tę cholerę, żeby ją... A nie dalej jak trzy dni temu, jedna druidka, co zioła sprzedaje, narzekała że na wzgórzach niespokojnie się zrobiło, ale co dokładnie, nie powiedziała. To znowu słuchy chodzą, że koboldy wzięły się za łby z goblinami, co wlazły na ich górskie terytoria - a żeby tak powyzdychały jedne i drugie, taka ich mać! - Heganbor podsumował swoją wypowiedź waląc w stół pustą szklanicą.

Po usłyszeniu owych nowin Temujin, któremu z lekka zaczynało już szumieć w głowie, z niecierpliwością doczekał aż butla pokaże dno, co w końcu dało mu pretekst do pożegnania gospodarza i podążenia na miejsce spotkania.
 
sieneq jest offline  
Stary 03-11-2021, 22:33   #18
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Walka na statku trwała ledwie chwilę, ale utopce zostawiły kilka ran i bruzd tu i ówdzie. Dresden trzymał się szeroko na nogach balansując gdy ulfeńska załoga wyciągała statek z mielizny. Gdy oddalili się od nieumarłych mógł wreszcie opuścić zbolałe ręce, co uczynił z chęcią. Strzepnął je pozwalając resztkom magii opuścić koniuszki palców, po czym rozluźnił dłonie i przedramiona.
Skinął głową drużynie. Dobrze się spisali, każdy dołożył się do tego małem, lecz istotnego sukcesu, a to oznaczało, że ich wyprawa miała większe szanse na powodzenie.

Dresden nie wiedział nawet jak bardzo jest zmęczony, dopóki nie usiadł w ciepłej izbie z ciepłą strawą i zimnym piwem. Jego analityczny umysł nadal sprawdzał możliwe scenariusze walki z utopiami, a głowa mimowolnie rejestrowała otoczenie. Mimowolne wiercenie się gnoma na nieco za małym stołku, lekko podpity śmiech i podniesiony głos Bereniki po trzech kuflach, mlaskanie Urska dokarmianego przez półorka, czy równie dyskretne jak karmienie, spojrzenie błękitnookiej. Zanim poszli spać zasięgnął języka, ale nie dowiedział się niczego nowego w sprawie. Żadnych przejezdnych, żadnych plotek, ani sensownych informacji. Zmęczony owinął się w śpiwór pod kamiennym kominkiem i usnął.

Podgórze wyglądało mniej więcej tak jak to sobie wyobrażał. Górnicza miejscowość była mocno zindustrializowana, obfita w warsztaty, magazyny i wszelkiej maści przedsiębiorców tworzący długi łańcuch ogniw łączących wydobywających rudy i kamienie górników z fabrykami znajdującymi się w dole rzeki. Osady górnicze były ciężkim terenem, mało kto chciał tu mieszkać. Zwykle było tu brudno od wydobywanego węgla, rud metali, czy po prostu kamieni. Hałdy gotowego do transportu surowca zalegały tu i ówdzie, a wokół unosił się specyficzny zapach. Tak, takie miejsca zwykle były hermetyczne i żadna nowa twarz nie pozostawała anonimowa. Dlatego też Dresden liczył na informację. Jeśli ktokolwiek obcy tu był, nie mógł pozostać bez śladu. Nie mógł kupić sobie niewidzialności. Ktoś musiał go widzieć, ktoś musiał wiedzieć skąd przybył i gdzie się udał. Pierwszym, oczywistym tropem była siedziba Bractwa z jej gburowatym majstrze. Cane nie przejmował się tym bardzo. Znał tego typu postawy, ludzi i nieludzi nieufnych wobec obcych, zajętych swoją robotą od rana do wieczora, odganiających się od takich jak oni niczym przed natrętną muchą.
Wiedział, że będą spławiani i wiedział co należy zrobić, by dostać informacje. Jeśli ich rozmówca zrozumie, że straci czas próbując ich zbyć, zrozumie, że najprostszą metodą na pozbycie się ich jest odpowiedzenie na pytania. Zwykle przebiegało to tak, że pierwsze kilka odpowiedzi było opryskliwych, ale pozwalało Dresdenowi wysondować rozmówcę, zaangażować go w tematy mu bliskie, by nawiązawszy nić porozumienia ponownie sformułować pytania. Tym razem zwykle efektem było westchnięcie i otwarcie worka odpowiedzi. Tak też poprowadził i tę rozmowę notując w głowie jak najwięcej szczegółów z drogi po terenie Bractwa.
Głównym tematem była oczywiście wyprawa, ale Cane'a interesowało również podróżni przechodzący przez Podgórze, informacje o możliwych przystankach na trasie, czy również miejscowych problemach i legendach związanych z miejscami na trasie wyprawy.

Gdy skończyli, Dresden poświęcił jeszcze czas, by uzyskać drugie, a nawet trzecie i czwarte zdanie w tych samych sprawach poza siedzibą bractwa. Targ, karczma i lokalna tablica ogłoszeń były doskonałymi miejscami by uzbierać informacje.
 
psionik jest offline  
Stary 05-11-2021, 22:32   #19
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Birger Gormsson, jak się prędko przekonali, wcale nie zyskiwał przy bliższym poznaniu. Zdawał się być krasnoludem nad krasnoludami, prawdziwym okazem typowego przedstawiciela swej rasy, który kindersztubę i dobre maniery miał w głębokim poważaniu. Rozchmurzył się nieco na słowa i przyjemny uśmiech Bereniki, przytakując na pytanie dziewczyny, ale gburowate nastawienie wnet wróciło na ganorskowe słowa, ściągając krzaczaste brwi w niemalże idealną monobrew.

- A chuj wam do tego? - Birger szczeknął w odpowiedzi. - Widzę, żeście najemniki, ale ogłoszenia nie dawalim. Jak wam kozodoje-plotkarze nadziei na łatwy zarobek za ubój latającej pokraki narobili, to się rozczarujecie.

- Latająca pokraka? - Odezwała się Berenika. - Cóż to za latająca pokraka?

- Eee - krasnolud podrapał się po głowie. - Kuroliszek się zowie. Latający jaszczur z błoniastymi skrzydłami i ptasim dziobem. Jadowite monstrum. Skórę w kamień jadem zamienia.

Dresden pokiwał głową, przypominając sobie wertowaną niegdyś w Ostrzogrodzie księgę. Słowa Birgera zgadzały się z zapamiętaną wiedzą, a i opis potwora odpowiadał rycinie z opasłego tomiszcza. Berenika natomiast wzdrygnęła się lekko, pamiętając wzmianki z pradziadkowych notatek o venenum lapidis, alchemicznym specyfiku z kuroliszkowego jadu właśnie, którym można było pokryć ostrze, nadając mu właściwości petryfikacyjne. Magicznie zmutowane monstrum mogło wzbogacić Bractwo. Jad będący alchemicznym reagentem, egzotyczna skóra na buty, łeb bestii jako trofeum... Możliwości było wiele, ale ryzyko skończenia jako kamienny posąg zazwyczaj przeważało szale. Nie tutaj.

- Druidka chciała Kapitanowi wybić ze łba polowanie - Birger kontynuował. - O równowadze przebąkiwała, o niszy ekologicznej, że ekosystem trzeba chronić. Tfu, jemiolarze jebani!

Krasnolud pewnie splunąłby, ale opamiętał się że był we własnym biurze i ograniczył się jedynie do splunięcia teatralnego.

- Druidka? - Zaciekawiła się Berenika. - Pan opowie coś więcej.

- A co tu opowiadać, panienko? - Birger, rozbrojony “panem”, spuścił nieco z tonu. - Przyszła skądś parę, paręnaście dni temu i zaczęła dupy wszystkim zawracać. Jak to jemiolarz - że o symbyjoze z naturą nie dbamy, że równowagą chwiejemy, że środowisko trzeba chronić, że na wzgórzach źle się dzieje. Ach, dajcież pokój. Jak wybyła do Szarej Warowni, wszyscyśmy odetchnęli.

- Na wzgórzach źle się dzieje? - Dresden powtórzył za krasnoludem, z pokerową miną. - Niepokoje jakieś?

- Kto go tam wie - Birger wzruszył wymijająco ramionami. - Na wzgórzach zawsze się źle dzieje, toż to wylęgarnia bandytów i pokrak wszelakich. I chuj wie, czy ekspedycyja Pionierów nie wkurwiła jakiegoś zaszytego pod ziemią licha.

Najemnicy spojrzeli po sobie, zadowoleni z faktu że temat będący celem ich wizyty wypłynął sam z siebie, naturalnie. Berenika nie ociągała się z kolejnym pytaniem.

- My po to właśnie. Kiedy ostatni raz mieliście kontakt z ekspedycją?

- Nigdy - Birger łypnął podejrzliwie na grupę. - Dostalim pismo z Hajoth Hakados, że ekspedycyję wysyłają i mogą nam Pionierzy zjawić się na “naszych terenach”. Ha!, jakbyśmy palcem po mapie rysowali granice. “Uprzejmie informujemy...”, dobre sobie. Chociaż nasz Kapitan docenił gest. Widzieć ich nie widzielim, bo szli od południa i nocowali na Wisielczym. Chłopcy widzieli z dala ognisko w ruinach, nie dalej jak dwa tygodnie temu. Nocowała pewnie tam, ta cała ekspedycyja.

- A innych osób wasi chłopcy nie widzieli? - Berenika trzymała stery rozmowy. - Nikt stąd nie wybierał się w tamte strony?

- Ślady widzieli, w zagajniku pod Wisielczym. Dobre miejsce na łowy, pewno chłopy upatrzyli sobie jakiegoś jelenia. Ale z naszych nikt tam się nie wybierał, kozodoje ciągną na Masyw, rolniki siedzą w sadybach w stronę Rybników, a myśliwi mają przygraniczne lasy. Pewnikiem po Pionierach ktoś tam nocował, bo ślady były z tydzień temu. Nie dalej.

- Nikt z tutejszych nic o ekspedycji nie wspominał?

Birger pokręcił jedynie głową, a Berenika pokiwała i podziękowała z uśmiechem. Dresden, dotychczas milczący, odchrząknął.

- A podróżni? Nic nie wspominali? Przez wasze miasteczko przewija się ich sporo.

- A co ja, baba przy praniu, żeby plotkować? - Obruszył się krasnolud. - Nic żem nie słyszał, jak plotek chcecie słuchać to w “Granicie” będzie ich w bród.

- Trasa ekspedycji miała od Wzgórza przebiegać na północny wschód - Dresden kontynuował niezrażenie. - Wy zapewne wiecie o tych terenach więcej niż my. Gdzie mogli się zatrzymać?

- Pełno na wzgórzach zrujnowanych resztek fortów i fortyfikacji, tam najwygodniej nocować. Zwiadowcy czasami tam się zatrzymują, przy dłuższych zwiadach. Pieczar i jam też pełno. I zagajników.

- I tam się źle dzieje? Ludzie nie gadają? Takie stare miejsca, to pewnie i ludowych podań i legend od liku.

- Bajdurzyć wam nie będę - oznajmił stanowczo Birger. - Chceta słuchać ludowych wierzeń, przekupy na targu pewnikiem wam opowiedzą. Ja mam lepsze i ważniejsze sprawy na głowie.

Rozmowę przerwał młodociany posłaniec, który wparował do gabinetu ni z tego, ni z owego. Przepchnął się i rzucił na biurko zrulowaną i przewiązaną prostą wstążką wiadomość, obrócił się na pięcie i czmychnął z gabinetu. Birger spojrzał znacząco wpierw na rulon, później na nich, a na samym końcu drzwi. Przesłanie zrozumieli, podziękowali za poświęcony im czas i wyszli.


***



Gaj nieopodal Podgórza, nieco ponad godzinę na północ, był malowniczy. Oko cieszyły kolory charakterystyczne dla tejże pory roku, gdy drzewa zaczynały gubić liście i przymierać na nadchodzącą zimę. Bukowo-dębowa mieszanka, akcentowana gdzieniegdzie brzozami, atakowała oczy jaskrawymi kolorami czerwieni, żółci i wszystkiego pomiędzy. Zalegające na runie, zrzucone już liście co jakiś czas mile i satysfakcjonująco chrzęściły pod butami. Świeże powietrze dobrze robiło samopoczuciu, zwłaszcza po oparach i dymie Podgórza.

Maakor i Berenika podziwiali piękno natury, zagłębiając się coraz głębiej między drzewa. Towarzyszący im Rawgh radośnie kicał gdzieś przed nimi, za nic mając otaczający ich wokół naturalny artyzm, ale druid prędko przywołał go do siebie. Sarnie tropy, którymi podążali od jakiegoś czasu, były coraz to świeższe i nie chciał ryzykować spłoszenia zwierzyny. Wyłożony wcześniej plan polowania wnet został wprowadzony w życie, gdy duet i tygrys rozdzielili się. Las wkrótce rozbrzmiał odgłosami obławy.

Koniec końców zdołali upolować dorodną sarnę. Berenika co prawda, nieprzyzwyczajona do leśnych terenów, rąbnęła przy pościgu w zalegającą stertę liści, gdy nie zauważyła wystających nad ziemię korzeni, ale obyło się bez większych uszczerbków na zdrowiu. Wzbogaciła się jedynie o parę siniaków i liściastą aureolę we włosach. Sarnę dotargali z powrotem w obręb Podgórza, do “Granitu”. Gospodyni przybytku Helga zaraz wskazała im miejsce na zapleczu, gdzie na spokojnie mogli zdobycz oskórować i rozparcelować w zamian za kawał mięsa. Skórę, jak wspomniała już wcześniej, mogli odsprzedać jej bratu robiącemu karierę w garbarstwie.


***



Temujin musiał przyznać, że pracownia alchemika Hagenbora była prima sort. Pod względem porządku daleko było jej do znanego gnomowi pedantycznego uporządkowania wpajanego i utrzymywanego przez Mistrza Merwyna, ale laboratorium na zapleczu miało wszystkie niezbędne narzędzia i przyrządy. Nawet w tym “artystycznym nieładzie”, jak Hagenbor określił zalegający i miejscami zakurzony pierdolnik, można było oddać się alchemicznej sztuce. Co zrobił Temujin. Nader skutecznie.

Gnom, po uprzednim lekkim uprzątnięciu miejsca pracy, zajął się dobrze znanymi działaniami przygotowawczymi. Szczęśliwie różnica wzrostu między krasnoludami i gnomami była minimalna, to i obyło się bez skikania po skrzynkach czy balansowaniu na taboretach. Temujin sprawnie urządził wydzielony mu stół, ustawiając wszystko wedle własnego przyzwyczajenia i sięgnął po moździerz.

Skupiwszy się na alchemicznym procesie, jedynymi oznakami upływu czasu było miarowe bulgotanie butli w kącie, destylującej hagenborowy samogon i sporadyczny dźwięk dzwonka u drzwi, zwiastujący klientów krasnoluda. Ale to było gdzieś na pograniczu, Temujin ledwo rejestrował dźwięki i otoczenie. Jakby w transie, sprawnymi i wyuczonymi ruchami mieszając, miażdżąc, proszkując. Tu obniżając temperaturę, tam znowuż podwyższając. Odlewał, przelewał, wsypywał. Dopiero Hagenbor wyrwał go ze stanu quasi-hipnozy.

- No, no, przyjacielu - alchemik zagwizdał. - Ładnieś się sprawił.

Temujin zamrugał. W dłoni zakorkowywał właśnie butlę z hartowanego szkła, wypełnioną ogniem alchemicznym, ale przed nim była jeszcze jedna. Bliźniaczo pełna do tej pierwszej.


***



Targ rozbrzmiewał typowymi dla targu odgłosami. Podgórzu do centrum handlu było daleko, ale na brak produktów czy dóbr nie można było narzekać. Głównym towarem były, jakżeby inaczej, surowce wydobywane przez tutejszych górników i obrabianie przez liczne warsztaty i kuźnie. Noże, sztylety, strzały, włócznie, ościenie. Prosta biżuteria z pospolitymi kamieniami szlachetnymi - od naszyjników, przez pierścienie, po kolczyki. Siateczki na włosy, sprzączki do pasów, rzeźby-miniaturki. Kawałek dalej Dresden dostrzegł stragan tkaczki, jeszcze dalej pracownię garbarza. Typowy, małomiejski targ.

Starania śledczego o zasięgnięcie języka początkowo spełzły na niczym. Słowa i krótkie historie powtarzały się, konsensus podgórzan był jeden - Wisielcze Wzgórze było nawiedzone. Żadna nowość, jeszcze w Przystani Aurelius napomknął o historii zrujnowanego kasztelu i skąd Wzgórze brało swą nazwę. Ludowe przekonanie o duchach i rzekomym nawiedzeniu ruin nie zaskakiwało. Dresden przez chwilę rozważał powrót do “Granitu”, nie chcąc tracić czasu na wtóre wysłuchiwanie tej samej historii, gdy zauważył siedzącą pod kamienicą staruszkę, dziergającą na drutach. Wiedział, że tu mogło mu się poszczęścić. Przysiadł na progu i zagaił.

- Oj, panocku - babuleńka zamlaskała, zapytana o Wisielcze Wzgórze. - Złe to miejsce, wierzcie mi. Przeszłością swą skalane i napiętnowane. Krwawy Alfred, pan na włościach z książęcego nadania, z czartami paktował. O, wielu powywieszał, ludzi i nieludzi niewinnych, by biesy zaspokoić. Syna własnego, pierworodnego... Ech...

- Syna oddał demonom? - Dresden odezwał się, gdy kobieta tylko kiwała smutno głową i szczękała drutami. - Za bogactwa i skarby?

- Nieee - babuszka zaprzeczyła. - Gdzie tam za skarby. Za miłość. Baronową plaga jakowaś zmorzyła, guślarska klątwa, w wieczny sen utułała. Próbowali wszystkiego, ze wszystkich stron świata ściągali czarowników, wieszczów, mędrców. Nic nie poradzili i baron do diabłów się zwrócił, pod kasztelem modły do ciemnych sił odprawiać zaczął. Ofiary z krwi i ludzi składał, wieszał na murach tych, co śmiali się odezwać. Szaleństwo dopadło barona, oj tak...

- W starych księgach i grymuarach zaczął szperać, szukać zaklęcia czy eliksiru, by ze snu baronową wybudzić. Na próżno, panocku, na próżno - westchnęła. - Uparcie jednak szukał dalej, brnąc w szaleństwo i za nic mając tych, co dobrze dla niego chcieli. W bogach, ciemnych bóstwach, zaczął szukać odpowiedzi. Sprowadził Czarne Siostry, kapłanki Gniewnej Jędzy. Wiedźmy zaczęły szeptać o starych grobowcach i kurhanach pod wzgórzami, na Masywie, z zapomnianą wiedzą zapieczętowaną magią. Baron zaczął najmować awanturników, sponsorować wyprawy w poszukiwaniu grobów.

- Tedy to Wzgórze zaczęto zwać Wisielczym. Syn próbował wyrwać ojca z szaleńczego transu, nawet i siłą odsunąć od władzy, do księcia się odwoływał, ale Siostry gusłami przewidziały jego plany. Baron powiesił go za zdradę, zaczął widzieć wrogów w każdym kącie. Złe to były czasy, oj złe. Wioski na potęgę pacyfikował, jak tylko zaczęto szeptać o buncie. Wzgórza spływały krwią, na drzewach tańczyły wisielce. Było źle...

- Zamek spłonął niedługo po tym - kobieta przestała dziergać. - Jedni mówili, że paladyni Dziedziczki wypalili zepsucie bożym ogniem. Drudzy, że baron płomienną ofiarę z siebie i sług swoich złożył. Trzeci, że Czarne Siostry ogień piekielny sprowadziły. Któż by tam wiedział, jak to było. Zostały tylko ruiny. Duchy wisielców i spalonych nawiedzają Wzgórze po dziś dzień. Cienie żyją w ruinach, sam Baron podobno nawiedza podziemia. Tyle historii o tym słyszałam, oj wiele, panocku, wiele...

- A grobowce, kurhany? - Odezwał się w końcu Dresden. - Znalazł ktoś tą zaginioną wiedzę?

- Hę? A gdzie by tam - kobiecina machnęła pomarszczoną dłonią. - Ino stare legendy. Starsze niż ja, to miasto i tutejsze gaje. Starożytni mędrcy może i leżą tutaj pod wzgórzami i w dolinach, ale nikt ich miejsc pochówków nie znalazł. Szukać szukało wielu, przez lata i wieki. I nawet Bractwo goni za zaginioną krasnoludzką twierdzą Dal Tywyll, ale to jeno legendy, panocku. W górach to tylko śmierć znajdą. Ech, ziębić mnie zaczęło, użycz no ramienia, dziecko.

Kobieta stęknęła, podnosząc się z ławy i chwyciwszy dresdenowe ramię, wskazała drzwi do kamienicy. Śledczy poprowadził staruszkę do środka, do jej skromnego mieszkania i, w przypływie dobrego serca, rozpalił palenisko. Podziękował za opowieść i zostawił kobietę, w myślach analizując zasłyszaną legendę.


***



Stukanie, pukanie, szuranie. Siwy dym, zapach węgla i tlącego się drewna, syk płomieni. Tu i tam rozmowy rzemieślników, śmiechy i wzajemne przekomarzanie się. Wąska aleja, powszechnie zwana Żelazną od ilości kuźni i magazynu żelaza, była dla Ganorska niczym terra incognita, niezbadana rubież, dziewicze tereny. Mocno zindustrializowane miasteczko było nowością, nawet w Przystani nie szło spotkać aż takiego natężenia robotników. Zaiste faktoria jakich mało, nawet jeśli to słowo dopiero co pojawiło się w ganorskowym słowniku.

Rzemieślnicy, pochłonięci robotą, nie poświęcali Ganorskowi i Urskowi za wiele uwagi. Wilk z zaciekawieniem wędrował brukowaną alejką, obwąchując ten czy tamten budynek i obserwując kowali przy pracy z przekrzywionym łbem. Równie zaciekawiony był Ganorsk, wykręcając głowę wte i wewte, oglądając wystawione na sprzedaż artykuły żelazne. Palcami przeciągnął po myśliwskim nożu, czując zimny nos Urska wciskający się w jego lewą dłoń.

Zimno. Zimno przenikało do szpiku kości. Gałęzie smagały go po twarzy, zostawiając czerwone ślady, wyrywając krople krwi. Zimno, chłód. Trzask. Szum liści. Trzask. Cień, na lewo. Cień przemykający między drzewami. Cień przepasany purpurową szarfą. Furkot szarfy. Strach. Cień, cień, cień, trzask, trzask, trzask. Coraz bliżej. Ból pod żebrami, ciepła krew meandrująca po żołądku. Trzask, przed nim. Cień, skaczący ku niemu. Nóż w dłoni, błysk. Maska. Maskamaskamaska. Zimno.

- Halo, halo!

Ganorsk wrócił do rzeczywistości, wizja rozpłynęła się. Wypuścił wstrzymane w płucach powietrze, ściągając z karku krople zimnego potu. Ursk zaskamlał gdzieś w dole. Kowal przed nim łypnął podejrzliwie wpierw na niego, a później na wilka.

- Będziesz kupować, czy tylko macać?

- Skąd pan ma ten nóż? - Wykrztusił Ganorsk.

- Znaleźny - kowal odpowiedział krótko. - Kuzyn znalazł w zagajniku na południe, niedaleko Wisielczego Wzgórza. Tylko mi tu nie próbuj wciskać, że to twój i go zgubiłeś. Chcesz nóż, płać za niego.

- Nie - szaman potrząsnął głową - to nie o to chodzi.

I zamilkł, nie będąc pewnym, o co tu chodziło.


***



Helmut i Helga, gospodarze “Granitu”, bez zbędnych dyskusji wpuścili Berenikę do przestronnej kuchni na zapleczu. Gospodyni wytłumaczyła dziewczynie, gdzie co było pochowane i czego mogła użyć do przygotowania zdobycznej sarniny, przeplatając instrukcje westchnieniami i różnymi wersjami “jakby tylko moja synowa tak do garów się paliła”. Kobieta zniknęła jednak z kuchni nader szybko, gdy już wdrożyła zaklinaczkę w tajemnice i rozkład swego królestwa. Klientela w głównej izbie wymagała nadzoru.

Berenika zaczęła krzątać się wokół stołu zajmującego centrum pomieszczenia, wyciągając potrzebne jej garnki, rondle i patelnie. Palenisko grzało przyjemnie, przepędzając coraz to chłodniejsze wieczorne powietrze bijące zza okiennic. Był ogień, był sprzęt kuchenny, była sarnina, był worek kartofli, były warzywa, były... Przyprawy! Berenika rzuciła się ku swojej torbie w kącie, przetrząsając ją w poszukiwaniu woreczków podarowanych przez Malcolma, ale zaraz ściągnęła brwi. Pergamin. Złożony na wpół, zapisany schludnym pismem.

“Śniłem o Tobie i innych. Wokół szalała krwawa zamieć, a z zawieruchy łypały na Was czarne twarze. Na wzgórzu z kości, ze spadającymi gwiazdami przecinającymi niebo, z wielkim wężem opasującym świat, gotowym połknąć nas wszystkich. Gdziekolwiek poniesie Was los, uważajcie na siebie. Strzeżcie się fałszywych proroków.

Ver heil ok sæl.

Almarr”


Berenika, mimo trzaskającego paleniska, poczuła powiew chłodu na plecach.


***



Wieczerza, trzeba było przyznać, była przednia. Upolowana przez Maakora i przygotowana przez Berenikę sarnina, podana z butelką pitaxańskiego czerwonego wina, stanowiła dla nich nie lada ucztę. Zwłaszcza, że Helmut przygotował dla nich prywatną salę, przylegającą do wspólnej izby w podzięce za sprawne rozwiązanie sytuacji z Florianem i Kargunem parę godzin temu. Kompania mogła więc raczyć się strawą i napitkiem we względnej ciszy i spokoju, a humory poszybowały wysoko na wzmiankę o podziemnej łaźni, którą mógł się poszczycić “Granit” dzięki krasnoludzkiej inżynierii i maszynerii, której działanie było dla wszystkich obecnych enigmą. Ale któż by się tym przejmował, gdy właściwie pod nosem - zaledwie parę kroków i stopni w dół - mieli gorące źródło.

Humor dopisywał nawet rano, pomimo nocy spędzonej we wspólnej sypialni, przypominającej uniwersyteckie dormitoria czy wojskowe koszary. Nastroju nie zburzyły też ciężkie, deszczowe chmury zdobiące nieboskłon i nadeszła od gór mgła, która spowiła otoczenie. Szarzyzna przerzedziła się dopiero po godzinie wędrówki, gdy Podgórze zostawili daleko w tyle i zaczęły się wzgórza. Spacer po pagórkach i dolinach wymagał nie lada kondycji, jedynie Ursk i Rawgh nie narzekali, ciesząc się otwartą przestrzenią i wolnością.

Wisielcze Wzgórze zaczęło rysować się na horyzoncie, a słońce powoli i mozolnie wspinało się na zenitową pozycję. Na skraj zagajnika, wspomnianego przez Birgera, dotarli bez przeszkód czy nieprzewidzianych problemów. Wilk i tygrys skoczyli radośnie między drzewa, a zaraz za nimi Maakor, najlepiej odnajdujący się w leśnym terenie. Śpiew ptaków towarzyszył najemnikom w wędrówce między drzewami, zasypującymi ścieżkę zrzucanymi liśćmi.

Zatrzymali się na polanie gdzieś w połowie drogi przez las. Miarkowali, że to mogło być ostatnie miejsce na postój przed wspinaczką na Wisielcze Wzgórze i ostałe nań ruiny, zdrowy rozsądek podpowiadał że krótki odpoczynek mógł wyjść im na dobre. Torby i plecaki z dobytkiem zaraz więc wylądowały na trawie, a najemnicy rozeszli się by sprawdzić najbliższą okolicę. Po paru chwilach spotkali się ponownie pośrodku polany, zadowoleni z braku znalezisk i bezpiecznego otoczenia. Chociaż nie, nie do końca.

Pierwszy zauważył to Ganorsk, jeszcze przy pospiesznym zwiadzie. Śpiew ptaków, który towarzyszył im od wejścia między drzewa, towarzyszył im i tutaj, owszem, ale na wschodnim krańcu łąki był cichszy. Kątem oka zauważył jak Maakor przygląda się koronom drzew w tamtym kierunku i spojrzał na ondyna. Nie potrzebowali słów, by się zrozumieć. Razem, ramię w ramię, ruszyli na kraniec polany. Ostrożnie i z dłońmi na orężu.

- Co do... - wyrwało się z gardła Maakora.

Druidzka runa znaczyła magicznie drzewo. Ondyn spojrzał dalej na wschód, omiatając spojrzeniem kolejne konary, ale dopiero Ganorsk, którego wzrok lepiej przebijał się przez zalegające cienie, wskazał mu następną runę. Maakor nie miał wątpliwości, że znalazłby następne jeszcze dalej.

“Tearmann.”

“Schronienie.”
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 05-11-2021 o 22:39.
Aro jest offline  
Stary 06-11-2021, 20:29   #20
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
„Granit” był zajazdem średniej jakości, goszczącym głównie jakże licznych w okolicy tragarzy i przewoźników wysyłanych w te strony en masse w celach wiadomych. Podgórze zaopatrywało w kamień i rudy metali tą część Międzyrzecza i Hajoth Hakados, będąc o wiele przyjaźniejszym miejscem dla górniczego biznesu aniżeli bogate zarówno w złoża, jak i monstra rozległe Wrzosowe Wyżyny na zachód od Przystani. “Granit”, strategicznie ulokowany i wciśnięty w centrum miasteczka, był głośny i tłoczny w godzinach późnych i wczesnych, ale teraz, wczesnym popołudniem, świecił pustkami gdy klientela zajmowała się robotą. Było cicho i przyjemnie. Do czasu.

ŁUP!

Drzwi rąbnęły o kamienną ścianę, jęcząc i trzeszcząc w proteście, a zawiasy zawtórowały złowróżbnymi zgrzytami. Do izby wpadł mężczyzna, chłopak właściwie, ściągając na siebie uwagę nielicznych obecnych. Nie tylko nagłym i hucznym wejściem, ale i przyodziewkiem. Właściwie jego brakiem, przynajmniej we właściwej i przyjętej za normę socjalną konfiguracji. Jeden but miał na stopie, ale drugie spoczywał w ramionach wraz z resztą mocno ściskanego upierścienionymi dłońmi zestawu - w postaci ciemnoniebieskiego kubraka, skórzanego pasa i bryczesów. Jasna lniana koszula, całe szczęście, eksponowała jedynie górne partie w postaci obojczyków i gładkiego torsu, a dolne i niewymowne… Chociaż nie, dolne i niewymowne też było eksponowane. Nader imponująco.

- Nie ma mnie tutaj! - Chłopak rzucił w eter, wyrywając w stronę schodów na piętro.

Maakor, który właśnie chciał zamówić piwo gdy drzwi uderzyły o ścianę, aż podskoczył, odruchowo sięgając po broń. Jednak jego reakcja była niczym w porównaniu z reakcją tygrysa, który wspaniałym skokiem znalazł się nie wiadomo kiedy na ladzie z przyciśniętymi ciasno do głowy uszami, wyszczerzonymi kłami i wysuniętymi pazurami. Druid rzucił się w jego kierunku i chwycił mocno, powstrzymując zwierzę od zaatakowania najbliższej osoby którą był karczmarz.

- Oby cię zaraza zżarła! - karczmarz odsunął się gwałtownie, kierując te słowa nie bardzo wiadomo czy do tygrysa czy chłopaka.

- W smycz zainwestuj - ripostował chłopak, zbierając się z podłogowych desek, o które zaszorował w panicznej reakcji na tygrysie powitanie. Nie czekał jednak na odpowiedź, rzucając się na powrót w stronę stopni z, jak zauważył ondyn, nienaturalną prędkością. Nawet jak na napędzane adrenaliną mięśnie.

- Ożesz ty… - zdziwił się druid, przyglądając się uważnie młodzieńcowi.
~ Człowiek, czy też nie, a może jakiś czar? ~ zastanawiał się przez kilka sekund. Nie puszczał tygrysa, gdyż logika podpowiada że tam gdzie jest uciekinier, tam będzie też ktoś kto go goni, więc hałasy najprawdopodobniej jeszcze się nie skończyły.

Pierwsza weszła Berenika, która ledwo co minęła się z młodzieńcem i zobaczyła tylko jego nagi tyłek znikający na schodach. Chwilę zawiesiła na nim spojrzenie, nim straciła go z oczu. Widok nie był dla niej aż tak obcy, panowie w karczmie nie takie rzeczy wyprawiali, ale godzina się mocno nie zgadzała. Widząc jednak druida trzymającego kurczowo swojego pupila, podniosła odruchowo ręce do góry.
- Ło, spokojnie to tylko…. - zaczęła, ale miała pecha stojąc ciągle w drzwiach.
- Gach przyłapany w cudzym łóżku? - rzucił rozbawiony sceną Ganorsk, siedzący wciąż przy ławie ze swoim piwem. Wolał nie komentować zachowania Rawgha. - Założę się, że zaraz wpadnie tu jakaś rogacizna - dodał ze śmiechem.

Rogacizna zaraz wpadła, a jakże. Drzwi ponownie rąbnęły o ścianę z impetem, a zawiasy tym razem skapitulowały. Średniego wieku jegomość o gabarytach szafy trzydrzwiowej nie przejął się jednak smętnie dyndającymi na jednym zawiasie wierzejami, omiatając wściekłym spojrzeniem izbę. Czerwony na twarzy, z pulsującą żyłką, mało brakowało by zaczął toczyć pianę z pyska. Synowie flankujący łysego przybysza (miarkowali, że synowie, po identyko wielkich nosach, wątpliwej dumie rodowej) wyglądali na nieco bardziej opanowanych, ale i tam spojrzenia sugerowały żądzę mordu. Lub chociaż połamania kończyn.

- Gdzie ten pół-elfi skurwesyn?! - Wydarł się basowo łysy mężczyzna. - Rozszarpię szarpidruta!

Karczmarz, jeszcze niedawno szorujący kufle szmatą, która do szorowania na czysto nadawała się słabo, ulotnił się na zaplecze, unikając spojrzeń przybyłych. Tercet postąpił naprzód, rozglądając się bez ochyby za półnagim chłopakiem, ale zatrzymał ich tygrys na ladzie. “Co do kurwy,” bąknięcia otarły się o uszy kompanii, lecz niecodzienny widok przystopował ich tylko na chwilę i wymusił drobną korektę kursu przez izbę, po łuku z daleka od druida i Rawgha. Ganorsk podrapał swojego wilka za uchem i wyszeptał komendę, a następnie wstał bez pośpiechu.

- Spokojnie, spokojnie - powiedział, stając przed pieniaczem - Co się tak nerwujecie? Karczma porządna, zadbana, a wy drzwi rozwalacie - wciąż uśmiechał się, rozbawiony. Ursk zaś usiadł grzecznie obok schodów.

- Chuj ci do tego - mężczyzna warknął w odpowiedzi, w przeciwieństwie do synów nie truchlejąc na widok pół-orka i wilka. Zatrzymał się jedynie. - Tu o honor się rozchodzi! On moją Olgę, Oleńkę kochaną, bałamucić chciał!

Berenika podniosła się z ziemi rzucona wcześniej impetem nowoprzybyłych, twarz miała nie mniej czerwoną niż rosły facet. Otrzepała kolana i się odwróciła z kurwikami w oczach.
- A mi chuj do tego, żeś mnie przewrócił! - fuknęła rozeźlona. - Co to ma być? Nie wstyd ci drzwi rozwalać? Ludziom spokój zakłócasz i krzywdę robisz! I po co to? Bo ci córkę chciał zbałamucić? A ile ona ma lat? Myśleć za siebie nie umie? I co? Wlazłeś na nich i pewnie jeszcze zepsułeś dzień swojej córce! Wstyd normalnie mieć takiego ojca! Wstyd!
Kobieta doskoczyła do rosłego faceta zadzierając głowę do niego i machając palcem przed nosem, podkreślając każde przewinienie mężczyzny. Głos miała nawet mocny ale przy półorku to-to małe chuchro z niej było, nadrabiające charakterkiem.

“Gdzie pół-ork nie może...”, chciałoby się sparafrazować. Synowie jak oparzeni skoczyli pomagać Berenice w zbieraniu się z kolan, frasując się i dopytując “czy panience nic nie jest”. Wybuch zaklinaczki skutecznie schłodził buzującą krew przybyłych, bo i ojczulek-prowodyr spotulniał pod berenikowym ostrzałem.

- Panienka wybaczy - mruknął, unikając spojrzenia - ale Olga przyrzeczona już jest Joachimowi. Honor, panienka rozumie...

Zaklinaczka sceptycznie spojrzała na każdego z facetów, uspokajając się. Westchnęła, przecierając oczy. Mruknęła “dziękuję” do synalków i spojrzała na “tatusia”.
- Wybaczcie nerwy mnie poniosły. Nie mi oceniać wasze rodzinne sprawy. Jakiś gołodupiec mignął mi na schodach. Zanim tylko pójdziecie zrobić raban to zastanówcie się czy by Olga puszczała się jakby szczęśliwa miała być z narzeczonym… Ale to wy ją lepiej znacie.

Po tych słowach odsunęła się dając mężczyznom zrobić co uznają za słuszne. Synowie stracili zupełnie rezon, bo wycofywali się jeszcze podczas słów Bereniki, ale ojcu, na wzmiankę o “gołodupcu”, jakby siły wróciły, bo wyrwał w kierunku piętra tocząc pianę z pyska. Ciężkie kroki, łomoty i trzaski rozbrzmiały nad ich głowami, ale po kilku chwilach wrócił z powrotem do izby, mrucząc pod nosem wiązanki przekleństw.

- Spierdolił - rzucił jakby w ramach wyjaśnienia, zanim zniknął w ślad za synami.

Maakor posłał za nimi jadowite spojrzenie, nadal uspokajając tygrysa. Naprawdę było o krok od nieszczęścia. Po chwili spojrzał na nienaturalnie spokojnego wilka i skrzywił się. Coraz bardziej był przekonany że pomimo odpowiedniego kształtu, “wilk” zwierzęciem nie był. No cóż, każdy miał swoje tajemnice. Tygrys zamruczał złowrogo, nadal nadmiernie pobudzony. Najrozsądniejszym wyjściem wydawało się zabranie go z miasteczka.

- Idę zapolować, ktoś chętny towarzyszyć? - zapytał kierując się w stronę drzwi.

Zaklinaczka chwilę się zastanawiała bębniąc palcami o spódnicę. W końcu wzruszyła ramionami.
- A czemu nie. - zgodziła się, rzucając jeszcze do gospodarza. - Wybaczcie za drzwi karczmarzu. Może ich namówię, aby je naprawili jeśli jeszcze na nich trafię.

Odpowiedziało jej niemrawe kiwnięcie pełne niedowierzania. Była też ulga, bo kot sobie poszedł z szynkwasu. Poprawiając włosy, Berenika dołączyła do undine po czym zatrzymała się na moment.
- Gan, idziesz?
 
Asderuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172