Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-03-2022, 15:34   #11
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Srebrzysta tarcza księżyca nieśmiało wyglądała zza gęstych chmur, niczym atramentowa opończa zakrywających gwieździsty firmament. Jej blask padał na serce malutkiego leśnego zagajnika, gdzie para strudzonych wędrowców zasiadła przy gorejącym ognisku. Płonące polana delikatnie trzaskały, sypiąc miriadami drobniuteńkich iskierek, które niczym błędne ogniki niknęły pośród mroku za mrugnięciem powieki. Wokoło niósł się subtelny zapach listowia i podściółki, a także cicha melodia leśnego żywota, przez którą przebijał się wyraźnie jedwabisty męski głos i harmonijny brzęk lutni. Młoda dziewczyna o szkarłatnych włosach niczym zahipnotyzowana wpatrywała się w tańczące języki płomieni, opierając czule głowę na ramieniu smukłego elfa o delikatnej twarzy. W skupieniu przysłuchiwała się wykonywanej przez niego pieśni, czując, jak jej serce rozgrzewa mieszanina fascynacji i ekscytacji płynącej ze słów wybrzmiewających echem odległej historii i wymarłych cywilizacji.

… Milczały wrota aiudara
gdy Gwiezdny Kamień spadł
opustoszała cna Iadara
duch lasu Kyonin padł

nie łkajcie Sovyrianu dzieci
exodus był pisany wam
po erze cienia dom zaświeci
duch wróci, śmierci dając kłam…


Bard gładko zakończył pieśń, a jego towarzyszka powoli rozchyliła powieki.
— Thassilon, Koloran, Azlant, a poniekąd też Ninshabur… wspaniałe imperia sprzed mileniów tak brutalnie strzaskane… — westchnęła nieco sennym głosem. — Tyle wiedzy zaginionej bezpowrotnie. Pogrzebanej pod niezliczoną masą skał, popiołu bądź pośród najgłębszej toni Oceanu Arkadyjskiego… Napełnia mnie to w pewien sposób smutkiem… Na szczęście elfy przetrwały ten straszliwy kataklizm.
Poruszyła głową, patrząc z uwielbieniem na oblicze swego towarzysza.
— Jedynie Aroden raczy pamiętać, jak świat miał się przed Epoką Ciemności — stwierdził elf, odkładając na bok instrument i sprawdzając nabite na kije pieczyste opiekające się nad ogniskiem. — Lecz z tego co się zachowało, wynikałoby, że w żadnym z tych miejsc, może poza Azlantem, raczej nie chciałabyś zamieszkać. Zresztą, uczeni powiadają, że Upadek Ziemi tylko przypieczętował rozpad imperium Thassilonu, które miało chylić się ku zagładzie już od dłuższego czasu. Co dokładnie do tego doprowadziło i co stało się z potężnymi władcami run, czy też bogami, jak twierdzą plemiona Shaonti, ginie w pomroce dziejów. Niektórzy bardziej odważni, lub obłąkani profesorowie głoszą, że mityczne Xin-Shalast mogło ostać się do obecnego dnia…
— Doprawdy? Ależ cudownie byłoby odszukać antyczne miasto sprzed niemal dziesięciu mileniów! Tylko sobie wyobraź, co moglibyśmy tam znaleźć!
— Lepiej wstrzymaj wodze kochana. Perspektywa jest nader kusząca, ale to raczej nieugruntowane, wyssane z palca teorie paru szukających rozgłosu akademików. Na razie w Varisii nie znaleziono niczego poza garstką thassilońskich ruin w najlepszym razie będących w nader nędznym stanie. Chyba już gotowe.
Elf zdjął z ognia dwa małe pieczone króliki, lecz gdy chciał podać patyk towarzyszce, zauważył, że siedzi do niego plecami i osobliwie zamilkła.
— Hej! Jeśli kiedykolwiek natrafimy na jego ślad, to na pewno się tam razem udamy. Obiecuję! — rzekł polubownie.
Słysząc to, młódka odwróciła się gwałtownie i objęła go z całej siły.


Czas mijał i zabawa trwała w najlepsze, wielu mieszkańców zdążyło uraczyć się darmowym alkoholem, lecz nie wyglądało na to, żeby miała z tego powodu wybuchnąć jakaś awantura. W porze lunchu Sherwynn tak jak inni skorzystała z bezpłatnego poczęstunku, choć nawet nie zbliżyła się do najbardziej obleganego stoiska. Pozostał jej pewien niesmak po tym co zaszło między nią a głową rodu Kaijitsu. Do tego nie wiedziała co, mimo upływu kilku lat, mogła sądzić o tym rodzina mężczyzny. W zasadzie nie przypuszczała zbytnio, by sama Ameiko przesadnie przejęła się tym, jak bardka potraktowała temperamentnego członka jej rodziny. Tak czy inaczej, nie chciała mieć żadnego kontaktu z tym rodem. Mogła też obyć się bez potraw właścicielki „Rdzawego Smoka”.

Kiedy powoli zaczynało zmierzchać ojciec Zantus wziął się za przygotowania do konsekracji katedry. Bardka zerknęła spod długich rzęs na pobliskiego psiaka, który zdawał się równie znużony obchodami jak ona. Zwierzak jednak miał przywilej tego rodzaju, że nie dane było mu pojąć, o czym miał prawić kapłan. Zrządzeniem losu i jej tego oszczędzono. Zanim duchowny zaczął ceremonię, doszło do niebywałego zamieszania. Jak się wkrótce okazało, zainicjowanego przez bandę goblinów. Grupka szarozielonych szkodników o szpilkowatych zębach radośnie wtargnęła na plac, wymachując prymitywnym orężem i z czystego kaprysu, czy też bezrozumnej żądzy krwi, pozbawiała niewinnego czworonoga życia. Sherwynn skinęła głową szeryfowi, dając do zrozumienia, że przyjęła jego polecenie, po czym zaczęła sięgać po miecz. Przez moment przeszło jej przez myśl, że nad lokalnym świętem ciążyło jakieś ponure fatum. W każdym razie była gotowa zrobić to, za co jej zapłacono. Choć zabijanie goblinów nie było najchwalebniejszym z czynów. Jednak wiedziała, że każdy wielki bohater zaczynał podobnie. A bardka miała szczerą ochotę, by wreszcie zacząć pisać własną historię, miast dzielić się cudzymi.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 10-03-2022 o 18:29.
Alex Tyler jest offline  
Stary 08-03-2022, 15:45   #12
 
Nostromo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nostromo nie jest za bardzo znany
Cade bawił się przednio. Kręcił się przy kramach z jedzeniem co rusz pozdrawiając znajomych mijanych w tłumie. Kłaniał się szacownym matronom prowadzącym swe rozszczebiotane córki a gdy te zostawały na chwilę same, podczas gdy matki wdawały się z kimś w rozmowę, zagadywał i posyłał uwodzicielskie uśmiechy. Niestety bez wielkich sukcesów, ale przynajmniej się nie nudził. Aby w pełni poczuć smak święta kupił sobie na jednym ze straganów kandyzowane jabłko na patyku i raczył się nim leniwie rozglądając się na boki, by nic mu nie umknęło.

Mimo tych środków ostrożności to co się wydarzyło wystraszyło go nie na żarty.

-Gobliny tutaj? Wewnątrz miasteczka i podczas festynu? Bronić, broonić! Nie ma sprawy szeryfie, bułka z masłem.

Upuścił zjedzone do połowy jabłko i pośpiesznie sięgnął po łuk który miał na plecach. Wrogowie właśnie się pojawili. Podbiegł do reszty obrońców pozostałych na szybko pustoszejącym placu i zaczął strzelać. Pierwszy strzał był celny. Pierwsza potyczka została szybko rozstrzygnięta dzięki czarowi Valle'a. Pozostało dobić śpiących wrogów. Cade nie miał z tym problemów. Nienawidził goblinów i zadźgał śpiącego najbliżej nie bez satysfakcji.

-Świetnie nam idzie. Poszukajmy innych.

Nie trzeba było ich długo szukać, bo nadbiegli tłumnie z południowego wschodu. Na dodatek jeden z nich śpiewał jakąś odrażającą pieśń wojenną.
-Jakiś ichni bard mi się zdaje. Wyczuwam problemy. Pierwszy raz spotykam muzykalnego goblina.

Przeczucie nie zawiodło Cade, bo wróg bardzo mądrze prowadził walkę na dystans. Na domiar złego Cade zaczął pudłować raz za razem a o dobiegnięciu do wroga nie było mowy. Ledwo raz trafił samemu będąc trafionym. Kiedy już wydawało mu się, że walka się kończy druga strzała wbiła się w jego korpus. Zapadł w zimną ciemność. Nie wiedział co się z nim dzieje. W pewnym momencie zobaczył światełko w ciemności i postanowił tam podryfować. Znalazł się w najpiękniejszym ogródku jaki na oczy widział. Opadł miękko na trawę pośród pląsających i roześmianych pulchnych niziołek. One tańczyły wokół wymawiając jego imię do jego nozdrzy dolatywał zapach ciasta jagodowego jego mamy a on poczuł błogie rozleniwienie. Kiedy już miał się położyć na soczystozielonej trawce nagle coś nim nieprzyjemnie szarpnęło. Otworzył oczy i zobaczył Ojca Zantusa pochylającego się nad nim.

Podniósł się powoli dotykając miejsca, gdzie wbiła się strzała a gdzie pozostała tylko mała ranka.

-Już po walce? -powiedział lekko zawiedziony- Może to i lepiej. Znajdźmy lepiej szybko szeryfa.
 
Nostromo jest offline  
Stary 08-03-2022, 18:39   #13
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak się okazało, na jarmarku można było połączyć pożyteczne z przyjemnym. Argaen nie tylko rozglądał się na wszystkie strony, wypatrując potencjalnych kłopotów, ale zagadywał do napotkanych znajomych, częstował się smakołykami, raczył się różnymi napojami, chwilowo jednak omijając mocniejsze alkohole. Tę przyjemność trzeba było odłożyć na później.

Jak się okazało, wstrzemięźliwość bardzo się przydała, chociaż w pierwszej chwili można było pomyśleć, że to szeryf nadużył alkoholu. No ale niewysoki, wymachujący mieczem stwór był oczywistym dowodem na to, że Hemlock ani na włos nie mija się z prawdą.
Najwyraźniej komuś przyszło do głowy zepsuć świąteczną atmosferę.

Ci, co mieli pilnować porządku, ruszyli do wali z goblinami, ale te też nie próżnowały, a jeden z nich zaatakował kapłana. Na szczęście nie trafił, co nie znaczyło, że kolejna próba również się nie powiedzie. By temu zapobiec, Argaen przywołał magię, a potem posłał w dwa pełne magicznej energii pociski w kierunku goblina, który atakował ojca Zantusa. Goblin zatrzymał się w pół kroku i padł bez życia. Trzeci pocisk trafił i zabił kurdupla, którego wcześniej ranił Cade.
A chwilę później walka się skończyła.

- Może wziąć któregoś żywcem i przepytać? - zaproponował zaklinacz.

Myśl była słuszna, ale kompani postanowili pozbyć się kłopotu sugerując, iż goblinów będzie więcej.
No i okazało się, że mieli rację. Na placu pojawiły się kolejne potwory, a wśród nich jeden - potwornie fałszujący śpiewak.

Argaen chciał się go pozbyć na samym początku walki, ale nędzna imitacja barda schowała się za chatą. Zaklinacz przywołał magię i posłał w ognisty pocisk w innego goblina, niestety, przeciwnik nie raczył rozstać się z życiem.
Jako że pokurcze strzelali, a na dodatek dość celnie, Argaen przesunął się, by znaleźć się w pobliżu straganu, jak najdalej od przeciwników.

Gobliny rewanżowały się jak mogły, strzałami i magią, więc zaklinacz ponownie rzucił ognisty pocisk. I zaklął pod nosem, bo tym, wstyd przyznać, po prostu chybił.

Argaen obserwował plac boju, na którym jego drużyna mimo strat powoli zyskiwała przewagę. Aż wreszcie rzucił mu się w oczy uciekający goblin...
Zaklinacz przesunął się nieco, po czym po raz kolejny użył magii, a w stronę goblina, a był to ten, który podczas walki śpiewał przeokropnie fałszując, pomknął ognisty pocisk, który trafił w pożal się Boże śpiewaka i wybawił świat od konieczności słuchania tych przeokropnych zapiewajek.

A gdy na polu walki nie został już żaden przeciwnik, zaklinacz ruszył by sprawdzić, co ciekawego ma przy sobie utrupiony przeciwnik.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-03-2022, 21:13   #14
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Pierwszy zareagował Mharcis. Być może to kwestia szkoleń dla Straży?
Mharcis zbliżył się do grupki goblinów. Coś w środku tchnęło go, żeby wyciągnął rękę przed siebie. Z wyciągniętej dłoni popłynął promień energii, trafiając w stwora, pędzącego do ojca Zantusa. Potwór wydawał się tego odczuć i biegł dalej.

Cade szybko ściągnął z pleców swój krótki łuk i założył strzałę na cięciwę, przymierzył i trafił lekko raniąc jednego z goblinów.

Verna w moment dobyła miecza i ruszyła w stronę goblina, który przed momentem podciął gardło psu. Zamachnęła się, a ostrze weszło gładko w bok zielonego, nie zabijając go jednak.

Sherwynn zainspirowała Vernę pokrzepiającym słowem, po czym dobywając swej spadony natarła na potwora, który stał dziewięć metrów dalej, dokładnie na wprost niej. Niewielki goblin nie miał najmniejszych szans w starciu z wprawnie dzierżonym ostrzem bardki. Dało się słyszeć tylko ponure mlaśnięcie, po czym brutalnie przepołowione ciało zielonoskórego zwaliło się na bruk.

Jeden goblin z okrzykiem natarł na Sherwynn i zamachnął się swoim dziwnym ostrzem, ale nie trafił bardki.
Goblin trafiony przez Mharcisa nie trfił w ojca Zantusa.

Argaen uznał, że najpierw należy zadbać o bezpieczeństwo kapłana. Przywołał magię, a potem posłał w dwa pełne magicznej energii pociski w kierunku goblina, który atakował ojca Zantusa. Goblin zatrzymał się w połowie kroku i padł bez życia. Trzeci pocisk trafił i zabił goblina, którego wcześniej ranił Cade.

Vall nie przepadał za przemocą, dlatego gdy sięgnął po różdżkę. Melodyjnym głosem złożył kilka słów będących inkantacją, a różdżką zakreślił symbol w powietrzu. Po chwili rzekł “dobranoc”, a gobliny zaczęły padać w miejscach w których stały.

Ojciec Zantus widząc, co się dzieje, szybko zeskoczył z podestu.
- Dziękuję za pomoc. A teraz szybko, poderżnijcie goblinom gardła, zanim się obudzą! - Wciąż był blady na twarzy, ale zdolność trzeźwego myślenia już mu wróciła.
- Może wziąć któregoś żywcem i przepytać? - zaproponował Argaen.
- Albo wszystkich. Trzeba też zobaczyć czy w innych częściach miasta nie potrzebują pomocy - powiedział Vall chowając różdżkę. Jego zwierzak natychmiast wdrapał mu się po nodze i ukrył w połach luźnej koszuli.
- Zgadzam się z wami. - Verna spojrzała na Argaena i Valla. - Można ich przepytać. Ale nie tego, który zabił niewinnego psa - rzuciła z wyraźną dezaprobatą w głosie, po czym podeszła i wraziła czubek miecza w szyję nieprzytomnego goblina odpowiedzialnego za śmierć czworonoga.
Krew za krew.
Młoda paladynka pomściła niewinne stworzenie. Ragathiel uczyniłby to samo, była tego pewna.
— Nie warto tracić czasu, to bez wątpienia nie jedyna grupa goblinów. Zaróbmy na swoje złoto — rzekła bardka patrząc beznamiętnie na przebijanego mieczem potwora, była wyraźnie entuzjastyczna i gotowa do działania.
- Jak nie to nie, dla mnie nawet lepiej. - Cade przebił rapierem trzeciego śpiącego goblina.
- Chodźmy poszukać jakichś żyjących skoro już ubrudziłem rapier.

Decyzja o sprawdzeniu innych miejsc została podjęta, jednak nim bohaterowie zdążyli się ruszyć, z południowo-wschodniej odnogi miasteczka przybiegli kolejni zieloni. Jeden z nich ochrypłym głosem wyśpiewywał dziwną, a wręcz pokracznie nie rytmiczną piosenkę w goblinim języku, z której jedyny znający ten dialekt Cade wychwycił coś o "goblinach gryzących i goblinach żujących ciała swoich wrogów". Zapewne miał to być utwór zagrzewający jego kompanów do walki. Ci natomiast nie mieli zamiaru wdawać się w bezpośrednie starcie, tym razem dzierżąc krótkie łuki załadowane do wystrzału, podczas gdy gobliński śpiewak skrył się za jednym z domostw wciąż paskudnie fałszując.

Vall pierwszy zauważył, że na plac wbiega kolejna grupa goblinów. Pożałował, że schował różdżkę. Złapał ją i powtórzył inkantację. Zagryzł zęby orientując się, że tym razem poszło dużo gorzej. Tym razem osunęły się tylko dwa gobliny. Nie chciał stać się żywym celem na strzelnicy dla goblinów. Odskoczył natychmiast w stronę jednego ze straganów, chyląc swoją głowę.

Argaen ponownie skorzystał z magii. Ognisty pocisk przeciął powietrze i trafił w goblina, ciężko go raniąc. Potem zaklinacz przesunął się, by znaleźć się jak najdalej od przeciwników.

Widząc, że dwaj jego pobratymcy padli jak stali, jeden z zielonych skrył się za pobliską chatą i wybiegł z drugiej jej strony, posyłając strzałę w stojącą w prostej linii od niego Sherwynn. Pocisk ugodził bardkę w brzuch, a zielony zachichotał, ciesząc się z udanego strzału.

Sherwynn odśpiewała krótką formułkę, która miała dodać jej sił, po czym cisnęła siarczystą obelgą w stronę goblina, który zadał jej tyle bólu. Następnie spróbowała zejść z linii strzału jego i paru jego towarzyszy.

Kolejny z zielonych przymierzył znad swoich śpiących towarzyszy i wypuścił strzałę, która trafiła stojącego niedaleko podium Mharcisa w lewą nogę nad kolanem. Strażnik syknął z bólu a goblin zarechotał wesoło i schował się za budynek.

Następny goblin wyskoczył zza budynku, chcąc go obejść i dostrzegł chowającego się za zasłoną Valla. Czarodziej jednak chował się przed zielonymi za wozem, przez co był całkiem odkryty na atak wroga, który zupełnie przypadkowo zaszedł go od tyłu. Goblin nie czekał, tylko od razu wypuścił strzałę, trafiając elfa w lewą rękę. Elf nie nawykły do bólu jęknął głośno.

Cade przemieścił się w bok i wystrzelił z łuku. Niestety spudłował.

Schowany za jedną ze ścian gobliński śpiewak przerwał nagle, wykrzyczał za to kilka słów w swoim języku w stronę Sherwynn, a ta… wybuchła gromkim śmiechem, jakby cała ta walka była niezmiernie dla niej śmieszna. Padła na kolana, nie mogąc przestać się śmiać!


Mharcis podbiegł w stronę nacierających goblinów, kulejąc z powodu rany. Mocno oberwał, i musiał jakoś sobie z tym poradzić. Ręka bezwiednie powędrowała do manierki z wodą. Nie zauważył nawet kiedy zdjął z niej korek, a moc popłynęła przez jego ciało, ożywiając ciecz, która momentalnie pokryła jego ciało, otaczając je cieniutką barierą magicznego szronu.

Ojciec Zantus widząc stan, w jakim znajduje się Sherwynn, zeskoczył z podestu i ruszył w jej kierunku.
- Pomogę ci, dziecko - rzucił do niej, choć bardka wciąż nie mogła przestać się śmiać.

Młoda paladynka ruszyła szybko w stronę zranionego przez goblina Valla i przykucnęła przy nim, chwytając za drzewiec strzały.
- Będzie trochę boleć - powiedziała, po czym jednym, energicznym szarpnięciem wydobyła pocisk i momentalnie przyłożyła do krwawiącej rany lewą dłoń. Wtem spod jej wnętrza wylała się ciepła, biała łuna światła, a Vall poczuł, jak ból z każdą chwilą maleje, aż w końcu rana całkowicie się zasklepiła.

Vall uśmiechnął się do dziewczyny i zdawało się nabrał nowych sił. Nie wiadomo czy kolejne działania wykonywał, żeby się popisać, czy faktycznie był aż tak dobry. Na pewno chciał, żeby inni myśleli, że jest aż tak dobry.

Tanecznym krokiem dotarł do goblina, który go zaskoczył. Wyprowadził poprzeczne cięcie, a goblin sprytnie odskoczył. Tymczasem łasica wskoczyła na jego kolano i zaczęła dzielnie się wspinać. Goblin tylko na moment spojrzał w dół na zwierzaka. Wtedy od góry miecz białowłosego elfa przebił jego szyję. Na twarzy Valla Raela pojawił się grymas obrzydzenia.

Naoliwiony miecz wysunął się z padającego ciała, a Vall kołysząc się na boki ruszył w stronę kolejnego łucznika.

Argaen ponownie sięgnął po magię, lecz tym razem srodze się zawiódł. Kolejny ognisty pocisk przeleciał obok goblina, będącego celem zaklinacza.

Chociaż goblin nie otrząsnął się po magicznej obeldze otrzymanej od Sherwynn, to i tak miał na tyle szczęścia, że wypuszczona przez niego strzała trafiła Mharcisa w brzuch, przebijając jego magiczną osłonę. Ból był tak wielki, że umysł czarownika postanowił odciąć go od niego, wrzucając prosto w ciemność. Strażnik miejski zachwiał się i padł na ziemię, nieprzytomny. Stojący nieopodal Cade widział, jak goblin aż podskakuje z radości, dumny ze swojego strzału, który najpewniej w jego mniemaniu zabił Mharcisa.

Pobratymiec gobasa, który pozbawił przytomności Mharcisa wyłonił się zza jego pleców, napiął cięciwę i wypuścił strzałę. Ta ze świstem przecięła powietrze i trafiła stojącego obok podium Cade’a w prawą nogę.

Cade mimo strzały wbitej w nogę podbiegł znowu parę metrów i wystrzelił z łuku w najbliższego goblina. Trafił kładąc wroga trupem.

Gobliński śpiewak uznał chyba, że obecność Valla tak blisko nie jest dla niego zbyt komfortowa, dlatego szybko przemieścił się za najbliższy budynek, jednocześnie wciąż mając oko na czarodzieja. Wypowiedział kilka słów w swoim języku i Valla ogarnęło poczucie beznadziei.

Czy tylko zdawało się paladynce, czy ta walka nie szła tak, jakby chcieli? Jeszcze przed chwilą Sherwynn chichotała, jakby opanował ją jakiś zły duch a Mharcis padł po otrzymaniu strzały w brzuch. Serce aż podskoczyło jej do gardła, gdy to ujrzała i czuła się strasznie bezsilna. Nie mogła iść do niego, by mu w jakikolwiek sposób pomóc, bo wykorzystała już wszelką moc leczenia, jaką mogła. Pozostało więc liczyć, że któryś z towarzyszy sprawdzi, co z Mharcisem.

Teraz już wiedziała, dlaczego Daviren Hosk prowadzący stajnie tak bardzo nienawidził goblinów. Te małe paskudy mogły uczynić naprawdę wiele szkody. Zaciskając zęby i przepełniona gniewem, Verna ruszyła z uniesionym mieczem w kierunku jednego ze śpiących zielonych. Tak, jak w przypadku poprzedniego, wraziła ostrze miecza w jego łeb, zabijając go na miejscu.

Ojciec Zantus rozejrzał się i widząc, co się stało z Mharcisem i że Sherwynn nagle przestała się śmiać i chyba wróciły jej wszystkie zmysły, szybko zadecydował.
- Wybacz, dziecko, zajmę się tobą za moment. - Spojrzał na kobietę. - Twój kompan potrzebuje szybkiej pomocy.
Po tych słowach podbiegł pochylony do Mharcisa i widząc, że strażnik miejski wciąż oddycha, sięgnął po uzdrawiającą moc Desny. Wydobył strzałę z brzucha młodego mężczyzny i przyłożył obie dłonie do rany, przekazując mu leczniczą energię. Chwilę później rana zasklepiła się, a czarownik odzyskał przytomność.
- Jeszcze nie czas na ciebie, chłopcze - rzucił Abstalar Zantus, uśmiechając się do niego.

Vall Rael poczuł się dziwnie. Goblin który przed chwilą stał obok niego wydał mu się silny. Przez moment elf pomyślał, że są zgubieni. Co mu zostało? Zaraz padnie twarzą w błoto ubity przez grupę zielonoskórych. Zerknął na towarzysz. Strażnik podnosił się po pomocy kapłana. Artystka też podnosiła się z ziemi.. Nogi zmiękły pod Vallem, ale zmusił się do kolejnych kroków. Szerokie rękawy koszuli załopotały i ukryty w nich sztylet wylądował w jego ręce. Dobiegł do ściany budynku i wyprowadził szybki cios sztyletem od dołu. Sam nie wiedział, czy poczuł, że trafia, czy to pisnięcie łasicy dało mu o tym znać. Potem bez chwili namysłu wyprowadził szerokie cięcie mieczem. Jednak tym razem broń odbiła się od belki na ścianie budynku. Na moment przyparł plecami do ściany i w stronę szlachcianki kiwnął głową. Miał nadzieję, że dziewczyna domyśli się, żeby spróbować obejść budynek z drugiej strony. Ulicznikowi wydało się to dobrym pomysłem. W końcu nie wiedział, że tam są kolejni dwaj łucznicy.

Tymczsem łucznik posłał na łopatki kolejnego członka Straży i zachichotał okropnie

Bardka po tym jak opanowała śmiech wstała i bez zbędnych ceregieli przebiła jednego ze śpiących zielonoskórych.

Ranny gobliński bard widząc, że na placu boju zostało tylko dwóch jego pobratymców, postanowił… zostawić ich na pastwę losu i wziąć nogi za pas..Vall zaklnął widząc jak przeciwnik ucieka mu sprzed nosa.

Verna ruszyła w miejsce, skąd padały strzały w stronę Cade’a i wcześniej Mharcisa. Dostrzegła tam dwóch goblinów, więc zaatakowała jednego z nich szybkim uderzeniem znad głowy. Ostrze weszło gładko w szyję stwora, zabijając go na miejscu.

Argaen obserwował plac boju, na którym jego drużyna mimo strat powoli zyskiwała przewagę. Aż wreszcie rzucił mu się w oczy uciekający goblin...
Zaklinacz przesunął się nieco, po czym po raz kolejny użył magii, a w stronę goblina, a był to ten, który podczas walki śpiewał straszliwie fałszując, pomknął ognisty pocisk, który trafił w pożal się Boże śpiewaka i wybawił świat od konieczności słuchania tych przeokropnych pieśni.

Mharcis podniósł się i ponownie zebrał w dłoni magiczną moc, którą cisnął w ostatniego stojącego na placu boju łucznika.

Ojciec Zantus dobiegł do Cade’a, po czym wyciągnął strzałę z jego rany a następnie przyłożył tam dłonie. Niziołek odzyskał przytomność, a jedna z ran niemal się zasklepiła.

Vall uśmiechnął się widząc, że uciekający przed nim goblin padł trafiony magią szlachcica. Odwrócił się i natarł na łucznika. Mharcis trafił go jakimś magicznym pociskiem, a Vall odnotował, że musi przestać niedoceniać Straży Miejskiej. Miał tylko nadzieję, że Cade nie skojarzy jak zasnął w porcie w czasie patrolu. Może siedem uśpionych goblinów nie wzbudzi jego podejrzeń…

Elf miał inne problemy. Uczucie beznadziei zniknęło jak ręką odjął. Teraz ruszył pewnym krokiem wprost na ostatniego łucznika. Zakręcił się jakby chciał wykonać piruet, uderzył z góry mieczem, a potem poprawił rękojeścią sztyletu. Goblin upadł do jego stóp a jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem paladynki, która zgodnie z jego sugestią obeszła budynek. Uśmiechał się jak głupek.

Dziewczyna była atrakcyjna. Pomagała mu z nieprzymuszonej woli. Wyjęła strzałę. Wyleczyła. A teraz stała tam niczym boginii wojny umazana goblińską krwią. Elf odruchowo napiął się. W końcu powalił goblina na jej oczach. A wcześniej jednego przebił na wylot, gdy stała tuż za nim. Musiała też myśleć o nim jako sprawnym wojowniku. Stał więc tam napięty niczym kogut, po czym cofnął się o krok.

- Ten jest ogłuszony, sprawdzę, czy inni mieli coś przy sobie - Vall Rael mówił zdecydowanie. I chyba obniżył głos o ton, albo i dwa. Zrobił kolejny krok w tył i odwrócił się. Będąc przekonanym, że Verna go nie widzi zwymiotował.

Potrzebował chwili samotności. Otarł usta i ruszył przeszukiwać zwłoki. Łuk i strzały mogły się przydać.

Vall nie miał problemu z krwią i zwłokami. Miał problem ze świadomością, że to on zabijał. Z drugiej strony gobliny mogły komuś zrobić krzywdę.

- Przesłuchajcie go i czym prędzej ruszamy w inne miejsca. Miasto nas potrzebuje. - Powiedział Vall chcąc bardziej dodać odwagi sobie niż towarzyszom.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 10-03-2022, 10:58   #15
 
Umbree's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputację
Mharcis klepnął nieprzytomnego goblina kilka razy w twarz i ten w końcu odzyskał świadomość. W pierwszej chwili próbował uciec, ale szybko zorientował się, że znajduje się w żelaznym uścisku Verny i nie ma na to szans. Próbowaliście zadawać mu pytania, jednak zielony albo nie umiał, albo nie chciał przejść na wspólny, więc chcąc nie chcąc, Cade musiał zostać tłumaczem, gdyż jako jedyny z was znał język zielonych. A i tak niewiele się dowiedzieliście, bo pojmany wiedział jedynie tyle, że jego “szefu” nakazał im zaatakować miasteczko i że dostali się do niego przez otwarte, północne wrota, które - jak szybko wtrącił ojciec Zantus - na czas konsekracji katedry miały być zamknięte. Ktoś więc tego nie dopilnował, albo otworzył je celowo, by wpuścić gobliny.

Zielony na nic więcej wam się nie przydał, więc paladynka energicznym ruchem skręciła mu kark. W tym czasie pozostali przeszukali trupy goblinów. Argaen znalazł przy śpiewaku miksturę leczniczą i mieszek z dwoma złotymi monetami. Vall i Sherwynn zabrali krótkie łuki wraz z kołczanami prawie pełnymi strzał od goblińskich łuczników. Oprócz broni dystansowej i “psiakociachaczy” niczego więcej przy szeregowych gobasach nie odkryliście, więc najpierw schowaliście broń goblinów pod płachtą jednego ze straganów a potem zdecydowaliście ruszyć w miasto, by pomóc w kolejnych starciach.
- Niech Desna was prowadzi! - Pobłogosławił was jeszcze ojciec Zantus, gdy skończył uzdrawiać Sherwynn i Cade’a. - Dziękuję wam za pomoc, ludzie dowiedzą się o waszej bohaterskiej postawie!

Po tych słowach ruszył do katedry, by się w niej ukryć a wy skierowaliście się południowo-wschodnią ścieżką, z której wcześniej przybiegła pierwsza grupka zielonych.

Sandpoint dzielnie walczyło.


Widzieliście, jak jeden z goblinów chce uciec z kilkoma butelkami alkoholu, a Gaven Deverin, właściciel browaru “Dwaj Rycerze” wstał zza dwóch większych beczek i rozbił czaszkę goblina siekierą, którą trzymał za stołem. Z drugiej strony uliczki dwóch strażników miejskich, których znaliście z widzenia siekało kolejnego wroga swoimi długimi ostrzami.

Pijany już półork Gorvi wykrzyczał do swoich pracowników “na nich!”, podniósł swój topór i wpadł w małą gromadkę goblinów. Niestety, jego ludzie nie byli tak chętni do umierania, więc Gorvi został sam na placu boju, radząc sobie z zielonymi całkiem sprawnie, choć tu i tam małe paskudy zdołały go pociąć. Szybko dostał wsparcie od emerytowanego poszukiwacza przygód Ilsoariego i obaj wycięli gobliny w pień.

Nie tylko jednak wrogowie umierali. Gdzieś obok odważny młody strażnik miejski, który osłaniał uciekających cywili został szybko zabity przez trzy gobliny, które z łatwością odpierały jego niezdarne ataki. Nieopodal padło trupem kolejnych dwóch jowialnych, dobrze ubranych mężczyzn, którzy wyglądali na przyjezdnych kupców.

Jeden z zielonych opuścił pobratymców w walce, by napełnić usta i kieszenie garściami niezwykłego łososia Ameiko przyprawionego curry. Chwilę później biegał z wywalonym językiem, gorączkowo szukając wody. Gdy zanurzył łeb w jednej z beczek, za jego plecami pojawiła się Ameiko, która wprawnym sztychem swego rapiera zakończyła jego życie.

Przez cały ten raban, szczęk broni i okrzyki tak walczących ludzi jak i goblinów, przebiło się nagle gromkie, męskie wołanie o pomoc. Byliście pewni, że dochodzi z nieopodal, więc przebiegliście do końca ulicy i rozejrzeliście się. Kolejny błagalny krzyk pozwolił wam zlokalizować nieszczęśnika. Stał na jednym z wozów pozostawionych pod jednym z domostw i oganiał się od pięciu goblinów próbujących go stamtąd ściągnąć długim, wąskim ostrzem. Jego bogato zdobiony, błękitny strój zdradzał szlacheckie pochodzenie. Nie był lokalny, choć dalibyście głowę, że już wcześniej widywaliście go w Sandpoint.


Kątem oka dostrzegł was i krzyknął.
- Pomóżcie, proszę! Nie wiem, ile jeszcze tak wytrzymam!
Tym samym niestety zwrócił na was również uwagę zielonych. Czterech z nich zarechotało radośnie i ruszyło w waszą stronę, podczas gdy ostatni wciąż próbował dziabnąć swoim dziwnym mieczem szlachcica.
 
Umbree jest offline  
Stary 11-03-2022, 00:01   #16
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Sherwynn stała dumnie, z rękoma splecionymi poniżej piersi, obserwując, jak przebiega przesłuchanie goblina.


Zaskoczyło ją, że niziołek znał goblińskie narzecze. Zarazem nie mogła nie docenić przydatności jego niecodziennych zainteresowań, bowiem tylko dzięki temu udało się wyciągnąć z zielonego stwora co nieco informacji. Bardka poświęciła chwilę na refleksję nad tym, co przed skręceniem karku wyszczekał niskorosły najeźdźca. Z jego paplaniny wynikało, że północne wrota, wbrew procedurom, pozostały otwarte, co stanowiło jasny pokaz niefrasobliwości połączonej z rażącą niekompetencją, lub celowe działanie na szkodę miasta. Drugie wyjaśnienie bardziej do niej przemawiało, z racji szczególnej pory i rocznicy, aczkolwiek nie wykluczała, że któryś z nieopierzonych strażników mógł się zapomnieć pochłonięty przez panującą w Sandpoint świąteczną atmosferę. Jeśli jednak w mieście był zdrajca, to czyniło z kierującego goblinami „szefa” kogoś wyjątkowego. Bowiem niezbyt wierzyła, że prozaiczny wódz gobliński zdołałby do czegoś takiego namówić jakiegoś mieszkańca miasta.

Kiedy przyszła pora na plądrowanie zwłok napastników Sherwynn uraczyła się jednym z krótkich łuków, za pomocą których wcześniej potwory raziły ich strzałami. Wybrała egzemplarz, który wyglądał na zdobyczny, bowiem nie nosił śladów goblińskiego rzemiosła ani ulepszeń. Był tylko trochę zużyty. Nieco później kapłan Desny dzięki pomocy swej bogini zasklepił jej skaleczenie, którego nie zdołała do końca wyleczyć swoją magią.
— Nie ma sprawy ojcze Zantusie, dziękuję za pomoc — odparła duchownemu. Po cichu licząc, że mężczyzna dotrzyma słowa i opowie wszystkim o jej bohaterstwie.

Bardka musiała przyznać, że jak na spokojne nadmorskie miasteczko Sandpoint radziło sobie nad wyraz sprawnie z goblińską inwazją. Choć nie obyło się bez ofiar, miasto okazywało prawdziwego ducha, dając silny odpór hordzie nieokrzesanych napastników. Z pewnością dziewczyna mogła stworzyć o tym balladę, bo nawet jeśli wydarzenia nie dorównywały w swojej skali i jakości kombatantów typowym eposom bohaterskim, to z pewnością potrafiły natchnąć. W swoim kontekście w zasadzie wcale nie musiały ustępować wspomnianym. Zresztą, ktoś z odpowiednim wyczuciem poezji, na przykład ona, mógł bez problemu zamienić prawdę czasu na prawdę legendy. Wprawdzie starcie przekupnia z goblinem mogło być równie zażarte, co bitwa paladyna Iomeade z glabrezu, to jednak ludzie z reguły woleli słuchać o tym drugim. Ale to dopiero jakby opuściła te tereny. Na rynek tutejszy jak najbardziej mogła śpiewać o tym jak było, oczywiście po dodaniu odrobiny pudru i patosu, by wzmagać lokalny patriotyzm i pozwolić nabrzmieć własnej kiesie.

W pewnym momencie razem z kompanami posłyszała wołanie o pomoc. Ruszyła więc z nimi w kierunku jego źródła. Którym to okazał się już wkrótce jakiś możny spoza miasta, będący w dość niekomfortowej sytuacji. Oblegało go bowiem niespełna pół tuzina wrażych goblinów. Mężczyzna wyglądał na takiego, który potrafił się odwdzięczyć, więc tym bardziej rudowłosa chętna była mu pomóc. Nie czekała ani chwili dłużej i jako pierwsza ruszyła do ataku.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 11-03-2022 o 00:04.
Alex Tyler jest offline  
Stary 11-03-2022, 10:10   #17
 
Bellatrix's Avatar
 
Reputacja: 1 Bellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputację
Chociaż przesłuchiwany goblin nie powiedział za wiele, to w mniemaniu Verny wystarczająco, by podejrzewać, że w Sandpoint jest ktoś, kto mógł pomóc dostać się zielonym do miasteczka. Atak wyglądał na zaplanowany, a z tego, co paladynka wiedziała o goblinach, to raczej same nie wpadłyby na pomysł, by zaatakować Sandpoint w tak szczególnym dniu. Z drugiej strony, kto byłby tak głupi, żeby pomagać tym paskudnym stworom? Roztargnienie któregoś ze strażników też brała pod uwagę, ale jakoś nie ciężko jej było w to uwierzyć.

O tym, co powiedział zielony trzeba było poinformować szeryfa Hemlocka i burmistrz Deverin ale dopiero, gdy sytuacja się uspokoi. Goblin nie miał już nic więcej ciekawego do powiedzenia, więc Verna jednym szybkim ruchem pozbawiła go i tak nic niewartego życia.
- Nie wierzę w takie przypadki, a wy? - Spojrzała na towarzyszy odnośnie tego, co zdradził goblin.

W przeszukiwaniu ciał nie pomagała, bo nie chciała zabierać nic, co należało do tych brudnych pokurczy. Niecierpliwiła się tylko, bo chciała jak najszybciej wyruszyć w miasto, by wspomóc walczących. W końcu, gdy kompani schowali sprzęt goblinów pod jednym z kramów, można było to zrobić.

- Drobiazg, ojcze, my również dziękujemy - odparła jeszcze na słowa kapłana. - Proszę nie wychodzić z katedry, aż sytuacja się uspokoi.


Serce jej się radowało, gdy biegnąc uliczkami Sandpoint widziała, jak mieszkańcy wraz z przyjezdnymi radzą sobie z goblinami. Kto mógł, to walczył i nikt nie zamierzał odpuścić. Co prawda zauważyła, że parę osób zostało zabitych przez zielonych, ale ogólnie szala zwycięstwa przechylała się na stronę miasta. To z pewnością poprawiało morale każdego, kto uczestniczył w tym starciu. Zielonych było sporo, ale wierzyła, że wspólnymi siłami odeprą ten atak.

Gdzieś poprzez zgiełk walki usłyszeli wołanie o pomoc, więc Verna ruszyła wraz z pozostałymi za nawoływaniem. Jak się szybko okazało, dobrze ubrany i przystojny szlachcic został otoczony przez kilku goblinów, którzy za wszelką cenę chcieli go dopaść.
- Gińcie! - Warknęła i ruszyła w ich stronę zaraz za Sherwynn.

Bardka zagrzała się do boju odśpiewując kawałek pradawnej varisiańskiej pieśni bojowej, następnie inspirująco zachęciła niziołka Cade’a do wsparcia jej w wysiłkach zanim ruszyła w stronę oblegających szlachcica goblinów.

Paladynka natomiast z okrzykiem na ustach ruszyła za bardką w stronę zbliżającego się goblina. Uniosła miecz do ciosu i nagle przeszło ja dziwne przeczucie, że nie trafi, jednak jakimś cudem, jakby jej ręka prowadzona była niewidzialną siłą, udało jej się dosięgnąć małej pokraki. Ostrze weszło gładko w rękę goblina. Ten krzyknął z bólu, a z rany trysnęła krew.

Próbował jeszcze zranić ją swoim ostrzem, jednak Verna bez problemu przyjęła ten niezbyt silny cios na tarczę a zielony postanowił zbiec. Miała wrażenie, że ta walka nie potrwa długo.
 
Bellatrix jest offline  
Stary 11-03-2022, 12:27   #18
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak powiadali ci, co z niejednego pieca chleb jadali, wojna jest po to, by zbrojni mężowie łupy brać mogli.
Potyczki z goblinami wojną nazwać nie można było, ale jakieś łupy, co prawda skromne, wpadły w ręce zwycięzców. Do kieszeni Argaena trafiła mikstura lecząca i dwie złote monety, które miał zamiar wydać u Aimiko, gdy wraz z kompanami będzie świętować po zakończeniu udanego dnia.

Jak się okazało, ktoś otworzył bramę i wpuścił szarozielone kurduple do miasta. Argaen podzielał zdanie Verny - nie sądził, by było to czyjeś zaniedbanie, ale w tym momencie nie można było powiedzieć, kto chciał zakłócić przebieg tej jakże ważnej dla miasta uroczystości.

Okazało się również, że nie pora na świętowanie zwycięstwa, bowiem w mieście były jeszcze inne gobliny, a spotkanie z nimi nie dla wszystkich mogło się skończyć dobrze, o czym przekonali się na własne oczy.
Chwilę później natknęli się na kolejną grupę goblinów, które za cel obrały jakiegoś szlachcica, który z pewnością nie był mieszkańcem Sandpoint.
Jegomość dzielnie stawiał czoła napastnikom, ale widać było, że bez wsparcia jego życie wnet się skończy.
Sherwynn jako pierwsza ruszyła z pomocą, a pozostali nie pozostali z tyłu.
Gobliny starały się jak mogły, ale nie wyglądało na to, by miały szanse stawić opór magii i stali.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-03-2022, 15:04   #19
 
Nostromo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nostromo nie jest za bardzo znany
W przeciwieństwie do towarzyszy nie był zainteresowany łupieniem ciał goblinów. Zbyt gardził tym przeciwnikiem i ich rzemiosłem by tykać się ich rzeczy. A znał gobliny jak zły szeląg.
Lata uganiania się za goblinami przyniosły efekt w postaci znajomości goblińskiego. Parę słów poznał też od tatusia dzięki czemu teraz mógł się popisać wiedzą. Informacje wyciągnięte od goblina sprawiły, że Cade aż otworzył usta ze zdumienia.

-Zdrada albo rażąca niekompetencja! Jakie to szczęście, że jestem byłym członkiem straży i nie muszę się za to wstydzić. Trzeba będzie porozmawiać z szeryfem. Niech się wytłumaczy za swoich ludzi.

Rozmyślając nad pytaniami i możliwymi odpowiedziami ruszył za innymi przeczesywać miasto w poszukiwaniu goblinów do zabicia. W większości przypadków obywatele miasta sami dawali sobie radę z wyrzynaniem najeźdźców, ale było też tak jak w przypadku szlachcica osaczonego przez piątkę zielonoskórych, gdzie bez pomocy bohaterów ani rusz. Tutaj szło mu już znacznie lepiej. Doskoczył do pierwszego z brzegu goblina i dwoma pchnięciami, rapiera z prawej ręki i sztyletu z lewej posłał wroga w objęcia ich plugawego boga. Nie bez znaczenia była magiczna pieśń Sherwynn dodająca mu animuszu. To samo powtórzył na ostatnim goblinie.


-Giń goblinie!- wykrzyknął dziurawiąc ostatniego pozostałego przy życiu wroga- To lubię, szybka robótka, dzięki Shewrynn za wsparcie-powiedział salutując jej rapierem-Co teraz robimy? Ja chciałbym zadać szeryfowi kilka pytań. Idziemy go poszukać?
 
Nostromo jest offline  
Stary 14-03-2022, 09:44   #20
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Vall prowadził ich wąskimi uliczkami. Było niewygodnie, ale z drugiej strony główne arterie miast wypełniali panikujący ludzie. Sporo też było zapchanych przez okolicznościowe stragny. Elf zastanawiał się cały czas nad tym, czy nie robi zbyt dużo.

Najpierw uśpienie goblinów. Teraz skróty między uliczkami… Przecież ani Cade ani Mharcis nie byli debilami. Poskładają fakty. Do tej pory Mharcis mógł myśleć, że go zmorzyło na nocnym patrolu w porcie. Mógł myśleć, że był zmęczony czy coś… A teraz… teraz zaczną się głupie pytania.

A Cade? Pewnie drugi raz Vall go nie zgubi korzystając ze skrótów za zabudowaniami. No ale cholera, chodziło o ich miasto…

W końcu wpadli na grupę goblinów. Walczyli z jakimś szlachcicem. No i przyszedł czas, żeby sprawdzić, czy elfy faktycznie rodzą się z dłońmi do łęczyska. Sprawdził ob gryfy, zmacał cięciwę. Naciąg nie był duży, bo i gobliny nie były wielkimi istotami. Z drugiej strony broń stworzona do walki w wąskich uliczkach miasta.

Kołczan założył przy pasie i przywizał do uda. Nigdy nie rozumiał dlaczego miałby sięgać strzałę z pleców. A co gdy będzie stać pod ścianą? Może kiedyś zmieni zdanie, ale teraz nie było czasu mysleć o takich rzeczach.

Naciągnął cięciwę. Łuk był dla niego nieco za mały. Trzymał go na boku. Gdy zwolnił cięciwę poczuł jak lotka otarła mu się o palec. Nie był pewny, ale tak nie powinno chyba być. I rzeczywiście, strzała przeleciała między goblinem a szlachcicem. Przynajmniej nie ranił tego drugiego.

- Leć Fred.

Łasica skoczyła niczym ciśnięta z procy w stronę jednego z goblinów. Swoimi małymi ząbkami ugryzła jednego z zielonoskórych w kostkę. W tym momencie promień mrocznej mocy trafił go w środek klatki piersiwoej, a Rael ze strachem spojrzał na Mhrcisa.

Przełknął ślinę dochodząc do wniosku, że chłopak ewidentnie marnował swój potencjał w straży.

Bitwa wrzała, podczas gdy Elf starał się uspokoić. Na ułamek sekundy zamarł. Wziął spokojny wdech jednocześnie mierząc do kolejnego z goblinów.

- Fred, łap tego z lewej.

Łasica wesoło kicała po ciałach martwych przeciwników doskakując w stronę kolejnego goblina. Trudno wygrać z naturalnym odruchem. Coś małego wbiega blisko ciebie i chcesz sprawdzić co to. Zerkasz i widzisz łasiczkę. Małą niegroźną łasiczkę. A potem zastanawiasz się skąd lotka stercząca ze środka twojej klatki piersiowej. Można było jej uniknąć. Można było zejść z toru strzały… a jednak trzeba było sprawdzić co to takiego małego podbiega pod nogi.

Vall zamrugał gdy trfiony w środek klatki piersiowej goblin padł. Zabił go a jednak nie chciał znowu zwymiotować. Może odległość robiła swoje? Może to, że na łuku nie było krwi? Czy dlatego elfy preferowały łuki?

Sięgnął po trzecią strzałę, ale było już po walce. Trzeba było zdecydować co dalej.

- Upewnijmy się, że to już ostatnie. Potem przyjdzie czas na rozmowy. Panie, jeśli jeszcze jesteście w stanie walczyć i chcecie pomóc miastu, to ruszajcie z nami. A jeżeli nie, to tam jest wielu ludzi, którym trzeba pomóc.

Elf nie mógł sobie darować takiej okazji. Oto mógł rozkazywać szlachetnie urodzonemu, tak o. Wprawdzie płacili mu za pomoc straży, co stawiało go najniżej w hierarchii obrońców, ale jednak był obrońcą. A szlachcic był nie przymierzając cywilem. I co ważne, to naprawdę wiele osób potrzebowało pomocy.

Tym razem Vall sięgnął tylko do jednego z kołczanów padłych goblinów, żeby zabrać strzały.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172